tłum. Kazimierz Morawski

EPEJSODION IV

Wchodzi stary sługa Lajosa

EDYP

Jeśli ja także, choć wprzód go nie znałem,
Zgadywać mogę, mniemałbym, o starcy,
Że ten, którego czekamy od dawna,
Pastuch się zjawił, bo wiek za tym mówi.
A zresztą w ludziach, którzy go prowadzą,
Widzę me sługi; osądzisz to łacniej,
Boś znał człowieka przed dawnymi laty.

CHÓR

On to, mój panie, wśród domu Lajosa
Wiernym był sługą, jak mało kto inny.

EDYP

Naprzód cię pytam, przychodniu z Koryntu,
Czyś tego mienił?

POSŁANIEC

Tego, co tu stanął.

EDYP

Starcze patrz na mnie, i wręcz odpowiadaj,
Gdy spytam; byłeś ty sługą Lajosa?

SŁUGA

Tak, byłem sługą domowym, nie kupnym.

EDYP

Jakie tu miałeś zajęcia i służbę?

SŁUGA

Najwięcej, panie, chodziłem za bydłem.

EDYP

A w jakich miejscach miałeś twe szałasy?

SŁUGA

Na Kiteronie i bliskich polanach.

EDYP

Czyś widział kiedy tego tu człowieka?

SŁUGA

Przy jakiej sprawie? Kogóż masz na myśli?

EDYP

Tego tu, czyś ty z nim zadał się kiedy?

SŁUGA

Na razie ciężko to sobie przypomnieć.

POSŁANIEC

Nie dziw, o panie! ja wraz mu przypomnę
To, co zabaczył. Bo wiem to ja przecie,
Że on wie także, jakośmy trzy lata
W ciepłych miesiącach wyganiali trzody
Tu na Kiteron; gdy zima nastała,
Ja przepędzałem bydło do mych stajen,
On do Lajosa obory; no! mówże,
Czy tak się działo, czy zmyślam te rzeczy?

SŁUGA

Będzie to prawda — choć temu już dawno.

POSŁANIEC

Więc powiedz dalej, czy pomnisz, żeś dziecko
Oddał mi jakieś na pielęgnowanie?

SŁUGA

Cóż to, po cóż mi pytanie to stawiasz?

POSŁANIEC

Oto ten, kumie, co wtedy był dzieckiem.

SŁUGA

Cóż ty, do licha, nie zamkniesz raz gęby?

EDYP

Nie łaj go, stary, bo raczej twe słowa
Zgromić należy, nie jego przemowy.

SŁUGA

W czymże ja, dobry panie, zawiniłem?

EDYP

Że przeczysz dziecku, za którym on śledzi.

SŁUGA

Plecie bo na wiatr, nie wiedzieć dlaczego.

EDYP

Nie zeznasz z chęcią, to zeznasz pod batem.

SŁUGA

Przebóg, nie smagaj, o panie, staruszka.

EDYP

Niechaj mu ręce spętają na grzbiecie.

SŁUGA

Za co? o biada! jakiej chcesz nowiny?

EDYP

Czyś dał mu dziecię, o które się pyta?

SŁUGA

Dałem; bodajbym dnia tego był zginął.

EDYP

Przyjdzie do tego, gdy prawdy nie zeznasz.

SŁUGA

Doszczętniej zginę, skoro ją wypowiem.

EDYP

Człowiek ten szuka, jak widać, wykrętów.

SŁUGA

O nie, toć rzekłem, iż dałem je dawno.

EDYP

Skąd wziąłeś? z domu? czy dał ci je inny?

SŁUGA

Moim nie było, z innej wziąłem ręki.

EDYP

Któż był tym mężem, z jakiego on domu?

SŁUGA

Na boga, panie, nie pytaj mnie więcej!

EDYP

Zginąłeś, jeśli raz pytać nie dosyć.

SŁUGA

A więc — z Lajosa to było pomiotu.

EDYP

Czy z niewolnicy, czy też z krwi szlachetnej?

SŁUGA

Biada, ma mowa tuż u grozy kresu.

EDYP

I słuch mój również, lecz słuchać mi trzeba,

SŁUGA

Zwano go synem jego; lecz twa żona
Najlepiej powie, jak rzeczy się miały.

EDYP

Czy tedy ona oddała?

SŁUGA

Tak, panie.

EDYP

W jakimże celu?

SŁUGA

Bym zabił to dziecię.

EDYP

Wyrodna matka!

SŁUGA

Trwożyły ją wróżby.

EDYP

Jakie?

SŁUGA

Że dziecko to ojca zabije.

EDYP

Po cóż je tedy oddałeś tamtemu?

SŁUGA

Z litości, panie; myślałem, że weźmie
Dziecię do kraju, skąd przybył; i otóż
On je zratował na zgubę, bo jeśli
Tyś owym dzieckiem, to jesteś nędzarzem.

EDYP

Biada, już jawnym to, czegom pożądał,
O słońce, niech bym już cię nie oglądał!
Życie mam, skąd nie przystoi, i żyłem,
Z kim nie przystało — a swoich zabiłem.