tłum. Leonard Sowiński

Hałajda

„Jaremo! hersz tu? Chamie, świnio!
A idź, kobyłę z dworu weź,
Patynki podaj gospodyni,
Ta zamieć izbę, wody wnieś,
Do lochu zajrzyj, jeść daj krowie,
Posyp indykom, gęsiom daj,
Tylko nie zaśnij gdzie tam w rowie,
A narąb drew i sieczki skraj!
A prędzej, chamie!... do Olszany
Jejmości czegoś dzisiaj trza...”
Jarema mruknął coś, znękany,
Żydzisko wrzasło: „Cicho! sza!”
I Kozak nic nie odpowiedział.
Oj, tak to, tak, spadł Kozak nisko,
Poniewierało go Żydzisko.
Jarema giął się, bo nie wiedział,
Nie wiedział sierota, że skrzydła urosły,
Że gdyby podleciał, wysoko by wzniosły,
Nie wiedział — i giął się...
O Boże mój, Boże!
Tak ciężko, na świecie, a jednak żyć chce się,
I chce się ze słońcem popatrzyć wokoło,
I chce się posłuchać jak sine gra morze,
Jak płacze mogiła, topola powiewa,
Jak ptaszę szczebiocze, jak szumi liść w lesie,
Jak dziewczę żałośnie gdzieś w gaju zaśpiewa...
O Boże mój miły, jak żyć też wesoło!
Jarema — sierota, sam jeden, ubogi,
Ni siostry, ni brata, zamęcza się, trudzi;
Popychacz żydowski, zalega ich progi;
A nie klnie swej doli, nie szemrze na ludzi.
Bo za cóż ich łajać? Alboż oni wiedzą
Kogo pieścić trzeba, a kogo katować?
Niech sobie ucztują! Niech piją i jedzą...
Im dola — sierota sam musi pracować;
Czasami gdzieś w kątku cichutko zapłacze,
I to nie dlatego, że serce mu boli,
A wspomni co niebądź, albo co zobaczy...
I znowu do pracy... trza żyć po niewoli!
Przecz ojciec i matka i złote komnaty,
Jeżeli brak serca, by z sercem pogwarzyć?
Jarema — sierota, lecz jakże bogaty,
Bo jest z kim zapłakać, bo jest z kim pomarzyć!
Są czarne oczęta — jak gwiazdki mu tleją,
Są białe rączęta — w objęciu aż mdleją,
Jest serce jedyne, serduszko dziewicze,
Co śmieje się, płacze, jak on sobie życzy.
Ot, taki to mój Jarema,
Sierota bogaty,
I ja takim, czarnobrewki,
Bywałem przed laty...
Przeminęło, uleciało,
I ślady zawiało.
Pierś zamiera, kiedy wspomnę...
Czemuż nie zostało?...
Czemu nie zostało, czemu nie potrwało?
Lżej byłoby jęknąć i zalać się łzami.
Ludzie mi odjęli, bo im było mało:
„Na co jemu dola? Podzielmy się sami,
On i tak bogaty....”
O! bogaty w łaty
I w drobne łzy krwawe — któż otrzeć je zechce?
Dolo moja, gdzie ty? Wróć się do mej chaty,
Albo choć się przyśnij... i spać mi się nie chce.
Wybaczajcie ludzie dobrzy!
Trochę zabłądziłem:
O przeklęte dni me czarne
Myślą zawadziłem.
Może jeszcze spotkamy się,
Póki nie przepadnę,
Za Jaremą w świat się wlokąc,
A może... nie zgadnę.
Oj, źle ludzie, wszędzie bieda,
Za nic nie ma wziąć się;
Kędy, mówią, chyli dola
Tędy trza i giąć się, —
Giąć się milczkiem i ze śmiechem,
Żeby nie poznali,
Co się w głębi serca dzieje, —
Żeby nie witali,
Bo ich łaska... kto szczęśliwy,
Niech ujrzy ją we śnie,
A sierocie, ubogiemu,
Niech się nigdy nie śni!
Ciężko mówić, a zamilczeć —
Nie w mojej naturze.
Lejcie się więc słowa łzawe:
Słonko gdzieś tam w chmurze,
Nie ogrzeje, nie osuszy...
Podzielę się łzami...
Lecz nie z braćmi, nie z siostrami —
Z niemymi ścianami,
W obcym kraju... A tymczasem
Spójrzmy na karczmisko.
Pochylony koło łóżka
Trzęsie się Żydzisko
Nad kagankiem: worki liczy,
Bestyja przeklęta!
A na łóżku... ach, aż słabo!.
Bialutkie rączęta
Rozrzuciła, odkryła się...
Jak kwiatek na błoniu
Czerwienieje; a koszulka...
Koszulka na łonie
Rozerwana... samej, jednej,
Gorąco w pierzynie;
Biedna szepcze, — gwarzyć chce się
Młodziutkiej dziewczynie.
Śliczna, śliczna niewymownie
Dziewka Izraelska!
Oto córka! a to ojciec —
Kieszenia diabelska!
Chajka stara leży dalej,
Cała w stosach pierza.
Gdzież Jarema? Wziąwszy torbę,
Do Olszany zmierza.