tłum. Leonard Sowiński

Uczta w Łysiance

Zmierzchało się. Nad Łysianką
Łuny zapłonęły:
To u Gonty i Maksyma
Lulki tak buchnęły!
Strasznie, strasznie zakurzyli!
W piekle nie umieją
Tak zakurzać. Tykicz Gniły
Krwią aż czerwienieje,
Krwią szlachecką i żydowską;
A nad nim w pożarze
I chacina, i gmach duży;
Dola równa karze
Wielmożnego i lichego.
A pośród bazaru
Stoi Gonta z Żeleźniakiem,
Rycząc: „Kara, kara,
Kara Lachom! Niech nie grzeszą!”
I dziatki karają.
Jęczą, płaczą; jedni proszą,
Inni przeklinają.
Ten modli się i przed bratem
Zimnym już spowiada
Grzechy swoje... Nie zżali się
Zawzięta gromada,
Jak śmierć sama — nie żałuje
Ni lat, ni urody,
Ni szlachcianek, ni Żydówek.
Krew płynie do wody.
Ni kaleki, ni chorego,
Ni małej dzieciny
Nie zostało... Nie zaklęli.
Złowrogiej godziny.
Wszyscy legli, wszcyscy rzędem:
Ani żywej duszy
Izraelskiej i szlacheckiej.
Tymczasem od burzy
Podwojone, do obłoków
Sięgają pożary.
A Jarema ciągle huka:
„Kary Lachom, kary!”
Jak szalony, wiesza, pali,
Sieka trupie ciało:
Dajcie Lacha, dajcie Żyda!
Mało mi ich, mało!
Dajcie Lacha, krwi dawajcie,
Mięsa z krwią i pianą!
Morze krwi... nie dosyć morza...
Oksano! Oksano!
Gdzie ty?” krzyknie i chowa się
W płomieniach, w pożarze.
A tymczasem Hajdamacy
Stoły na bazarze
Postawili, niosą strawę,
Co tylko gdzie wzięli,
By do nocy powieczerzać.
„Hulaj!” zaryczeli.
Wieczerzają — a wokoło
Łuny czerwienieją,
Śród płomieni oświecone
Na krokwiach czernieją
Trupy pańskie... krokwie płoną
I padają z nimi.
„Pijcie, chłopcy! pijcie! lejcie!
Z panami takimi
Może jeszcze spotkamy się,
Jeszcze pohulamy.”
I Żeleźniak goli starkę
Całymi kuflami.
„Za przeklęte trupy wasze,
Za przeklęte dusze
Jeszcze piję! Pijcie chłopcy!
Pijmy, Gonto, druże!
Pijmy bracie, pohulamy
Razem, tutaj, w parze!
A gdzie Wołoch? śpiewaj, stary...
Graj, śpiewaj, kobzarzu!
Nie o dziadach, bo nie gorzej
I my Lachom damy;
Nie o lichu, bośmy jego
Ani znać nie znamy.
A wesołą utnij, starcze,
By aż ziemia drżała:
O wdóweczce gołąbeczce
Co męża płakała.”

KOBZARZ

gra i przyśpiewuje
„Od sioła do sioła
Tańce i muzyki,
Kurę, jajam przedała —
Ot i mam trzewiki.
Od sioła ku sioła
Tańczę sobie biedna;
Ni jałówki, ni wołu —
Chatka tylko jedna.
Ja oddam, ja przedam
Kumowi chateczkę,
A zrobię ja sobie
Pod płotem ławeczkę.
Targować, szynkować
Będę czareczkami,
Tańcować i hulać
Będę z parobkami.
Oj, wy, dziatki wy me,
Gołębięta wy me!
Nie płaczcie no, a patrzcie no,
Jak matula hula,
Sama w najem ruszam,
Dziatki do szkół oddam,
A czerwonym trzewiczkom mym
Taki dam, taki dam.”
— „Dobrze! Dobrze! No, do tańca,
Do tańca, kobzarzu!”
Stary urżnął — na przysiadki
Poszli po bazarze,
Aż ziemia drży. „Hajże, Gonto!”
— „Maksymie! utniemy!
Urżnijmyż bo, sokole mój,
Póki nie zginiemy!”
„Nie dziwujcie się, dziewczęta
Że się obszarpałem:
Bo mój ojciec robił gładko
I ja się weń wdałem.”
— „Dobrze, bracie, dalibógże!
— „A no ty, Maksymie!”
— „Poczekaj no!”
„Ot tak czyń mi, jak ja czynię,
Kochaj córkę byle czyją,
Czy to chłopską, czy diakowską,
Byle ładną, choć popowską.”
Wszyscy tańczą, a Hałajda
Nie słyszy, nie baczy;
Siedzi sobie w końcu stołu,
Ciężko, ciężko płacze,
Jak dziecina. Co mu braknie?
Czerwone żupany
I złoto jest, i sława jest...
Ach, nie ma Oksany,
Nie ma doli z kim podzielić,
Nie ma z kim pogadać;
Biedny, musi jak sierota
Sam jeden przepadać,
A nieborak nie wie o tem,
Że jego Oksana
Z tamtej strony, za Tykiczem,
Na zamku, u pana,
Z tymi samymi Lachami,
Co zamordowali
Jej rodzica. Okrutnicy
Teraz się schowali
Za murami! Widzieliścież
Jak Żydzi konali —
Bracia wasi? Dziewczę w oknie
Dumką w świat gdzieś goni;
Spojrzy w okno — miasto całe
Czerwienieje, płonie.
„Gdzie to terazi mój Jarema?
Nie wie, że koło niej
Tuż, w Łysiance, nie w siermiędze,
A w pięknym żupanie
Siedzi sobie i przemyśla
O swojej Oksanie.
„Gdzie też ona? Gdzie gołąbka
Pognębiona płacze?”
Ciężko jemu.
A wtem z jaru
W sukmanie kozaczej
Ktoś się skrada.
„Kto ty taki?”
Kozak zapytuje.
„Ja posłaniec pana Gonty.
Niechaj potańcuje,
Ja poczekam.”
— „Nie doczekasz,
Żydowska sobako!”
— „Chowaj Boże! Jaki ja Żyd!
Widzisz? Hajdamako!
Patrz no tylko — chyba nie znasz?
Masz — tobie — szeląga.”
— „Znam cię dobrze!” i święcony
Z cholewy wyciąga.
„Przyznawaj się, podły Żydzie,
Gdzie moja Oksana?”
I zmierzył się.
„Chowaj Boże!...
Na zamku... u pana...
Cała w złocie...”
— „Wyręczajże
Wyręczaj, przeklęty!”
— „Dobrze, dobrze!... Jakiż bo ty
Jaremo zawzięty.
Zaraz idę i wyręczę;
Pieniądz mury kruszy, —
Powiem Lachom — zamiast pana...”
— „Dobrze, dobrze! Ruszaj,
Ruszaj prędzej!”
— „Zaraz, zaraz!
Gontę zabawiajcie
Choć momencik, a tymczasem
I sami hulajcie.
A gdzie wieźć?”
— „Do Lebedyna!
Pamiętaj mi, Żydzie!”
— „Dobrze, dobrze!”
I Hałajda
Z Gontą w taniec idzie.
A Żeleźniak chwyta kobzę:
„Potańcuj, kobzarzu!
Ja ci zagram.”
Na przysiadki
Ślepy po bazarze
Łupi, stary, łyczakami,
Dodaje słowami:
„Na ogrodzie pasternak, pasternak:
Czyż ja tobie nie kozak, nie kozak?
Czyż ja ciebie nie lubię, nie lubię?
Czy ja tobie trzewiczków nie kupię?
Kupię, kupię, czarnobrewa,
Kupię, kupię tego dziwa,
Będę, serce, chodził,
Będę, serce, wodził.”
„Oj hop, hopaka!
Pokochała Kozaka
I rudego, i starego —
Lichaż dola taka.
Ruszaj, dolo, po tęsknotę,
A ty, stary, idź po wodę,
A ja — do szyneczku.
Golnę czarkę — jedną, drugą,
Potem trzecią niezadługo,
Piątą, szóstą i koniec.
Rusza baba wieść taniec,
A za babą wróbel w duch
Wykrętasem, wychylasem...
Tęgi wróbel, zuch, zuch!
Stary rudy babę łaje,
A ta jemu figi daje:
„Ożenił się stary kiep —
Zarabiajże mi na chleb;
Trzeba dziatki hodować,
Trzeba dziatki odziewać —
Toć i muszę pracować.
A ty stary mi nie grzesz,
Siedź za piecem i kołysz,
Cicho, milcz, ani dysz!”
Kiedym jeszcze była młodą siostrą zakonniczką,
Powiesiłam fartuszeczek ponad okienniczką;
Kto idzie — nie minie,
To mrugnie, to skinie.
A ja sobie jedwab skubię,
To w okienko liczko wściubię:
Semeny, Iwany,
Bierzcie prędko żupany,
Ta pójdziemy, pohulamy,
Ta siądziemy, zaśpiewamy.”
„Zapędzajcie kurę w dziurę,
A kurczęta w kojec.”
„Hu ha!
Duhę zagiął mąż,
Żona chomąt wlecze,
A ty, doniu, zwiąż.”
”Dosyć?”
„Jeszcze, choć i tłustą,
Bo nogi się proszą.”
„Oj, syp, syp no barszcz
I grzybki do kadzi:
Dziad i baba, toć do ładu,
Oboje też radzi.
Oj syp, syp no barszcz
I dodaj pietruszki:
„Oj, syp, syp-no barszcz
I nie żałuj chrzanu:
„Oj, lej wode, wodę,
I poszukaj brudu, brudu...”
— „Dosyć! dosyć! krzyczy Gonta —
Dosyć, ogień gaśnie.
A gdzie Lejba?... jeszcze nie ma?
Niech go piorun trzaśnie!
Wynaleźć go i powiesić,
Wyrodek sobaczy!
Hajda, dzieci! już przygasa
Kaganiec kozaczy.”
A Hałajda: „Atamanie!
Pohulajmy, bat’ku!
Patrzaj — płonie; na bazarze
I widno, i gładko.
Potańcujmy. Graj, kobzarzu!”
„Nie chcę hulać więcej!
Ognia, chłopcy! dziegciu, kłaków!
Armaty co prędzej!
Ogień wpuścić do podkopów!
Myślą, że to żarty?”
— „Dobrze, bat’ku!” Hajdamacy
Ryknęli jak czarty —
I przez groble powalili
Z hukiem i śpiewami.
A Hałajda krzyczy: „Ojcze!
Ach, stójcie, Bóg z wami!
Poczekajcie, nie gubcie mnie!
Tam moja Oksana.
Choć godzinę, ojce moi!
Ja ją wydostanę!”
— „Dobrze, dobrze!... Żeleźniaku!
Huknij, niechaj palą;
Ta — z Lachami, a ty inną
Pocieszysz — się lalą.”
Obejrzał się — gdzie Jarema?...
Wtem ryknęły góry
I zamczysko wraz z Lachami
Hula gdzieś u chmury.
Wszystko poszło... Co zostało
Ogniem zapałało...
„Gdzie Hałajda?” Maksym woła —
I śladu nie stało.
Dopóki chłopcy tańcowali,
Jarema z Lejbą się dostali
Do środka zamku, aż do lochów;
Porwał Oksanę ledwie żywą
I ruszył razem z nieszczęśliwą
Do Lebedyna...