O bardzo niegrzecznej literaturze polskiej i jej strapionej ciotce

 J. E. Prof. Dr. Hr. St. Tarnowskiemu poświęcam.

I Pełna gracji, zacna, słodka, Żyła sobie stara ciotka. Bez zbytków, lecz i bez braku, Miała swój domek na Szlaku. Oprócz cnót rozlicznych wieńca Hodowała też siostrzeńca. Brzydki chłopiec, z krzywą buzią Zwał się — dajmy na to — Józio. Ciotka była panną czystą, A Józio był modernistą. (Modernista — znaczy chłopak, Co wszystko robi na opak; Każdego się głupstwa czepi, A zawsze chce wiedzieć lepiej). Z tym smarkaczem ciotka stara Miała strapień co niemiara. Zawsze jej czymś umiał dopiec, Taki był już brzydki chłopiec. Próżno ciotka mu wymienia Albo Lucka, albo Henia, Co ich przykład wszystkim świeci Jako grzecznych, dobrych dzieci; On rozeprze się wygodnie, Obie ręce włoży w spodnie, Śmieje się i kiwa głową Jakby mówił: gadaj zdrowo! II To rzecz nie do uwierzenia, Co on ma za przywidzenia! Czasem coś bez sensu maże I mówi, że to witraże. To znów wieczór biega nago I rozbija wszystkich lagą. Ciotka krzyczy: «Joseph! arrête!» A on: «Ciociu, to kabaret!» Wszystkie meble w domu psuje, Mówi, że sztukę stosuje. Wszędzie wlezie, wszędzie dotrze, Deprawuje dzieci młodsze. To rzecz w Polsce niesłychana: Nie chcą wierzyć już w bociana! Kiedyś wpada mała Hanka: — «Ciociu, jestem rotomanka!» «Któż cię tak nauczył?!» — «Józio» Mówi z rozpaloną buzią. «A ja — szepleni Ludwiczka — Jestem święta pla-samiczka». Chociaż zwykle dobra, słodka, Zawyła ze zgrozy ciotka, Raziła ją na kształt gromu Taka hańba w polskim domu! III Czasem dobra ciotka woła: «Usiądźcie, dzieci, dokoła, O hetmanach, kaznodziejach, Potem każde z was wymieni, Którego najwyżej ceni.» A Józio ze śmiechu kona I krzyczy: «Ciociu! Kambrona!» IV Czasem, a najczęściej w poście, Przychodzą do ciotki goście. «Józiu, przywitaj się z panem! Co ty tam za parawanem?! Wyłaź stamtąd, puść Haneczkę I powiedz gościom bajeczkę». Wylazł Józio, głową kiwa I w te słowa się odzywa: Bajeczka pana Jachowicza Staś na sukni zrobił plamę, Oblał bowiem ponczem mamę; A widząc ją w srogim gniewie, Jak przepraszać, sam już nie wie. Plama głupstwo, mama doda, Ale ponczu, ponczu szkoda! Skończył Józio, gość się śmieje, A ciotkę wnet krew zaleje: Biedaczka dostała mdłości I ze wstydu, i ze złości. Tak ten niegodziwy chłopiec Zawsze ciotce umiał dopiec. V Tak się trapi dobra ciotka, Pełna gracji, zacna, słodka, Lecz największą ma subiekcję Gdy rozpocznie z Józiem lekcję. Dojdźże ładu z taką głową: Zawsze ma ostatnie słowo! Ciotka prawi o Trzech Psalmach: Józio o «tańczących palmach»; Ciotka mu o apostołach, On jej o spermatozoach; Ciotka uczy, kto był Gallus, On poprawia: «Ciociu, Phallus»! Ciotka znów z innego wątku Baje o świata początku, Józio się ząb za ząb kłóci, Że świat cały powstał z *chuci*. (Mruknie ciotka w pasji szewskiej: «Wciąż ten łajdak Przybyszewski!») Ciotka znów o ideałach — Józio: «ciociu, co to wałach?» Taką ciotka ma subiekcję, Gdy rozpocznie z Józiem lekcję. VI Kiedy wieczór już zapada, Ciotka do snu się układa: Józiu! zostaw ten rozporek I chodź odmówić paciorek. Niech Józio przy łóżku klęknie I powtarza głośno, pięknie: «Boziu, usłysz głos chłopczyny, Odpuść *synów* naszych winy! Polska cię na pomoc woła! Niech tradycji i Kościoła Pozostanie sługą wierną! Erotyzmem ni moderną Niech się naród ten nie spodli!» Teraz Józio się pomodli, Za mamusię, za tatusia, Potem grzecznie się wysiusia I spokojnie, cicho zaśnie. Brzydki chłopak mruknął: «Właśnie!» Pisane w r. 1907.