Adam AsnykMyśli ulotne
I
1Bellerofon, gdy Meduzy głowę
Odciął jednym zamachem żelaza,
Ujrzał z krwi jej powstające nowe
Dwa zjawiska: lotnego Pegaza
5I Chimerę, która w pierwszym skoku
Ani chwili nie dotknęła ziemi,
Lecz w różowym zniknęła obłoku,
Ziejąc w koło ogniami złotemi.
Odtąd służy ten rumak skrzydlaty
10Do wycieczek w ponadziemskie światy,
A Chimerę w nieskończonej toni
Serce ludzkie zawsze jeszcze goni
[1].
II
Jeżeli życia twojego ścieżka
Zawiedzie ciebie w gaje kwieciste,
15Jeżeli szczęście z tobą zamieszka
Niosąc ci wszystkie rozkosze czyste;
Jeśli nie doznasz nigdy zawodów
W tem, co najdroższem dla siebie zwiesz,
Korzystaj z życia weselnych godów,
20Patrz w jasne niebo, kochaj i wierz.
Lecz pomnij, że ta szczęśliwość cała
Snem będzie tylko, co zmysły pieści,
Jeśli nie będzie z ciebie spływała
Na cudze smutki, łzy i boleści.
III
25Ten jest prawdziwie samotnym na ziemi,
Kto nawet współczuć nie umie z drugiemi.
IV
Kto się waha, z obawy, że myśl, co w nim drzemie,
Straci na swej piękności, zstąpiwszy na ziemię,
Przejść przez wszystkich walk ludzkich i zawodów stopnie,
30Ten zwiędnie w pożądaniach, niczego nie dopnie.
V
Nie rozumiemy z ludzi nikogo
I właśnie dla tej przyczyny,
Swych bliźnich zawsze sądzimy wrogo
Myśli, uczucia i czyny.
35I siebie samych pojąć nam trudno,
Więc znowu z tej samej racyi
Nad swoją rolą, choćby obłudną,
Jesteśmy wciąż w admiracyi.
VI
Skoro kto rzuci myśl nową
40Opinia kręci swą głową;
Zaraz podnoszą się krzyki:
«Jakiż paradoks to dziki!
Dla ludzi i dla społeczeństw
Kryjący zbiór niebezpieczeństw».
45Lecz z czasem, gdy coraz dalej
Z tą myślą się spoufali,
Woła opinii trybunał:
«Ależ to prosty komunał!»
VII
Wszystko przemija! Nawet ból i smutki.
50I kiedy człowiek swego kresu blisko,
Spokojniej patrzy z swojej wątłej łódki
Na wściekłość burzy i fali igrzysko,
Inaczej sądzi sen żywota krótki
I walk namiętnych niknące zjawisko…
55Serca nie szarpie rozpaczy mu żmija,
Bo już do brzegu cichego dobija.
VIII
Czasami kult równości jest ukrytą chętką,
By się wynieść nad innych skutecznie a prędko,
I hasła wyrównania służą za piedestał
60Temu, co w duszy równym tłumowi być przestał.
IX
Wierzaj w serc ludzkich piękność idealną,
I tą pięknością karm się i napawaj
I rosę uczuć zbieraj niewidzialną;
Lecz swego szczęścia na próbę nie dawaj,
65I nie doświadczaj tych uczuć trwałości,
Które ci sączą słodki sen miłości.
X
Zranionym sercom potrzeba
Błękitów nieba,
Skrzydlatej modlitwy gońca,
70Pogodnych uśmiechów słońca
Ciszy bez końca…
Lub burzy, która przygłuszy
Żrący ból duszy,
I czarnej, wyjącej nocy,
75Co będzie osłonić w mocy
Ich płacz sierocy.
XI
Ruszając w drogę w życia poranek
Widzimy w dali,
W mgle, co się pali,
80Zwodnicze szczęścia obrazy,
Kwiatów oazy,
Cudne postaci niebianek.
Gdy dochodzimy do kresu drogi,
Cień spotykamy tylko złowrogi.
85Za to za nami
Lśni się tęczami
Początek przebytej drogi.
XII
Kto nie umie z piersi własnej
Wysnuć uczuć tęczy jasnej
90I miłością świat obdzielić;
Kto nie umie raju stworzyć
I w nim szczęściem drugich ożyć
I w ich losy swoje wcielić,
Ten, choć duszy swej nie splami,
95Nie wyprosi niebios łzami
Jałowemi.
Odkąd z raju nas wygnano,
Trzeba kochać i kochaną
XIII
100Nie baw się w bohatera!
Nadludzką nie błyszcz cnotą:
Kto w górę wciąż spoziera,
Ten łatwo wejdzie w błoto.
XIV
Ten ma największe hojności porywy,
105Komu fortuna odmówiła mienia;
A ten najbardziej bywa gadatliwy,
Co nie ma właśnie nic do powiedzenia.
XV
Antysemityzm dziś już prowadzą handlarze,
Z których każdy dla siebie pewien zysk w nim widzi;
110Skoro się interesem korzystnym pokaże,
Niezawodnie go ujmą w swoje ręce Żydzi.
XVI
Dla serc szlachetnych najwyższą rozkoszą,
Gdy drugim radość w niedoli przynoszą.
XVII
Na własne mroki najlepszą pociechą,
115Zapalać światło pod ubogą strzechą.
XVIII
Najczystszą dumą: gdy sami w potrzebie
Nic nie żądamy od świata dla siebie.