Krzysztof Kamil BaczyńskiJesienny spacer poetów
1
Drzewa jak rude łby barbarzyńców
wnikały w żyły żółtych rzek.
Biało się kładł popiołem tynku
wtopiony w wodę miasta brzeg.
5
Szli po dudniącym moście kroków
jak po krawędzi z kruchego szkła,
pod zamyślonym grobem obłoków,
po liściach jak po krwawych łzach.
10która uderza w firmament
[1] powiek».
A drugi mówił: «Nie, to jest śmierć,
którą przeczułem w zielonym słowie».