Krzysztof Kamil BaczyńskiJuwenilia II* * * [Nocą, gdy sanie…]
1Nocą, gdy sanie szeptem przesuną po drodze,
niebo wysoko rośnie na kolumnach smreków
[1]
i gwiazdami oddzwania modrym śniegom odzew
nad wsiami płynącymi w dole ciszy rzeką…
5Wonna kaplica nocy gaśnie w ostrych świecach
drzew ucichłych o zmroku jasną gęścią bieli,
drogi płyną niebieską polewą księżyca
w zgęstniałe morze nieba, w dzwonną, czystą ciszę.
Mróz otarł szorstkie futro w nasze ciche usta,
10zmrok pogasił strumienie jak błękitny płomień
i noc rozpięta miękko na zastygłych drzewach
zgaśnie cicho na matach wietrznych oszołomień.
NieboA wtedy oczy zajdą w szklane, śliskie niebo,
które głębią odpłynie smutnie i bezchmurnie,
15przepastne, modre stropy pękną wielką ciszą
i wyżej pojedziemy… w diamentowe turnie
[2].