Spis treści
Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:
Pisownia małą/wielką literą, np. O rany Boskie > O rany boskie.
Uwspółcześniono interpunkcję oraz pisownię łączną i rozdzielną wyrazów.
Chłopiec z Biblią
1Dozorca otworzył drzwi. Do celi wszedł chłopiec i zatrzymał się u progu. Drzwi zatrzasnęły się za nim.
2— Za co ciebie zamknęli? — zapytał Kowalski, zecer[1] z Bednarskiej[2].
3— Za nic — odpowiedział chłopiec i przeciągnął dłonią po ostrzyżonej głowie. Ubrany był w wytarty czarny garniturek uczniowski. Przez ramię miał przewieszone palto z barankowym kołnierzem.
4Żyd— Za co go mogli zamknąć? — rzekł Kozera, przemytnik z Małkini[3]. — Przecież to jeszcze szczeniak. I Żyd pewnie.
5— Nie mówilibyście takich rzeczy, Kozera — odezwał się spod ściany Szrajer, urzędnik z Mokotowskiej[4]. — Wcale chłopak na to nie wygląda.
6— Nie gadajcie, pomyśli, że sami bandyci tu siedzą — rzekł zecer Kowalski. — Siadaj, chłopiec, na sienniku. Nie ma co myśleć.
7— Niech nie siada, bo to miejsce Mławskiego. Może zaraz wrócić z badania — rzekł Szrajer z Mokotowskiej, u którego znaleźli gazetki.
8— Cóżeście, stary, zwariowali do reszty? — zdziwił się zecer Kowalski. Posunął się, robiąc chłopcu miejsce. Chłopiec usiadł i położył palto na kolanach.
9— Co się patrzysz? Piwnica i tyle. Nie widziałeś nigdy? — zapytał Matula, który, udając gestapowca, chodził w długich butach i skórzanej kurtce po chłopach i rekwirował świnie.
10— Nie widziałem nigdy — odburknął chłopiec.
11WięzieńCela była mała i niska. Na ścianach piwnicy błyszczała w mroku wilgoć. Brudne, wypaczone drzwi pokryte były datami i imionami, wyrżniętymi scyzorykiem. Koło drzwi stał kubeł. Pod ścianą, na betonowej podłodze, leżały dwa sienniki. Ludzie siedzieli skuleni, dotykając się kolanami.
12— Przyjrzyj się, ale dobrze — roześmiał się Matula. — Byle gdzie tego nie zobaczysz.
13 14Gra— Ciągniesz jeszcze? — zapytał.
15— Ciągnę — dobrałem kartę. — Sobie.
16Wziął trzy karty. Popatrzył w nie.
17 18— Dwadzieścia — wyłożyłem karty.
19— Przegrałem — rzekł Matula. Strzepnął kurz z kolana. Jego bryczesy[5] zachowały jeszcze kanty. — Pajdka twoja. Ale karty są i tak znaczne.
20Na korytarzu trzaskały wyłączniki. Pod sufitem zapaliło się mdłe światło. W okienku pod sufitem tkwił granatowy kawałek nieba i fragment dachu od kuchni. Kraty w otworze były zupełnie czarne.
21Głód— Jak się nazywasz, chłopcze? — zapytał urzędnik Szrajer. Oprócz gazetek wyszperali u niego jeszcze jakieś pokwitowania ze zbieranych pieniędzy na organizację. Przez cały dzień nie ruszał się z siennika i bezustannie żuł sztuczną szczękę. Z głodu uszy odstawały mu coraz bardziej.
22— A tam, jak się nazywam — rzekł chłopiec z lekceważeniem. — Mój ojciec jest dyrektorem banku.
23— To ty w takim razie jesteś synem dyrektora banku — powiedziałem, odwracając się do niego.
24KsiążkaChłopiec siedział pochylony nad książką. Trzymał ją blisko oczu. Palto miał porządnie złożone na kolanach.
25— Aha, książka. Co to za książka?
26— Biblia[6] — rzekł chłopiec, nie podnosząc oczu znad książki.
27— Biblia? Myślisz, że ci tu pomoże? Cholerę w bok pomoże — odezwał się przemytnik Kozera spod drzwi. Chodził szerokimi krokami od ściany do ściany, dwa kroki w przód, dwa w tył, obrót w miejscu. — Tak i tak w czapę.
28— Jak kogo — rzekłem, biorąc znów karty od Matuli. — Oczko.
29— Ciekawe, kogo dziś wywołają z naszej celi? — rzekł Szrajer z Mokotowskiej. Wciąż oczekiwał, że go rozstrzelają.
30— Znowu? — rzekł wrogo zecer Kowalski.
31Gra— Dawaj jeszcze raz — rzekł gestapowiec Matula. Zaciął mu się rewolwer przy ostatniej rekwizycji[7]. — Ryzyka, fizyka, a żyć trzeba.
32Karty były zrobione z tekturowego pudełka po paczce. Figury narysowali chemicznym ołówkiem[8] ci, co tu byli przed nami. Każda karta była znaczna.
33— Nic mu nie będzie — rzekłem, tasując. — Posiedzi, tata forsę wybuli, mamusia uśmiechnie się, do kogo trzeba, i chłopaka puszczą.
34— Ja nie mam matki — rzekł chłopiec z Biblią. Przybliżył książkę jeszcze bardziej do oczu.
35— Tak, tak — rzekł zecer Kowalski i ciężko położył rękę na głowie chłopca. — Kto wie, czy my jutro będziemy jeszcze żyli?
36— Znowu? — odezwał się urzędnik Szrajer z Mokotowskiej.
37— Nic się nie martw — rzekłem do chłopca. — Grunt, aby się po tobie nie martwili. To najgorzej. Kiedy ciebie aresztowali?
38— Mnie nie aresztowali — odrzekł chłopiec.
39— Nie byłeś na Polizei[9]? — zapytał zdziwiony Kozera, przemytnik z Małkini.
40— Nie byłem — odpowiedział chłopiec. Złożył starannie książkę i schował ją do kieszeni palta. — Zostałem złapany na ulicy.
41Dziecko, Ojciec, Strach— Była łapanka dzisiaj? Na jakiej ulicy? — spytał niespokojnie urzędnik Szrajer, u którego znaleźli gazetki i pokwitowania. Miał dwie córki, które chodziły na gimnazjalne komplety[10]. Miał nadzieję, że dostanie z domu paczkę żywnościową.
42— To coś nie tak — rzekł zecer Kowalski. — Gdyby była łapanka, to by przywieźli całą kupę ludzi, a nie tylko jednego. Coś by się i tu słyszało.
43— Albo zobaczysz bramę z tej dziury? — powiedziałem, kiwając głową w stronę okna pod sufitem. — Masz tylko dach kuchni i kawałek warsztatu.
44Pokazałem gestapowcowi Matuli karty:
45 46— Jak skąd — rzekł Kozera, przemytnik z Małkini. Wiózł słoninę do Guberni[11] i został złapany w klasycznym miejscu na granicy. Stał pod drzwiami i patrzył w okno. — Od drzwi widać więcej. Pod kuchnią chodzi wachman[12] z psem. Wyładowują kartofle na jutro.
47Ironia— Znowu fura — rzekł Matula, rzucając karty na siennik. — Nie mam szczęścia. Pewno przyjdą po mnie. Bo po co by mnie tutaj przenosili. Tylko na czapę, no nie?
48— Myślałeś, że na wolność? — odezwał się przemytnik Kozera. Chodził wielkimi krokami od drzwi do sienników i z powrotem.
49— Ano — rzekł z westchnieniem Matula. — Może się odegram. Jak nie, to jutrzejsza pajdka twoja.
50Począł przekładać karty, zrobione z tekturowego pudełka po paczce.
51— Jeśli dziś przyjdą po ciebie, to co mi jutro po twojej pajdce? — Wyciągnąłem rękę. — Dawaj karty.
52Bunt, Buntownik— Mnie złapał policjant na ulicy Koziej[13] — rzekł chłopiec.
53— Granatowy? Mnie też — powiedział przemytnik Kozera.
54— Zwyczajny policjant. I przyprowadził mnie tutaj.
55— Prosto do bramy? Przez getto? Nieprawda — rzekł Szrajer, urzędnik z Mokotowskiej.
56— Przywiózł dorożką. Mówił, że jest bardzo późno, bo by mnie zawiózł na Polizei. A tak dostawił mnie do bramy — powiedział chłopiec i uśmiechnął się do wszystkich.
57— Miał poczucie humoru — rzekłem do chłopca. — Pewnie pisałeś farbą na murze?
58— Kredą — odpowiedział chłopiec.
59— Trzeba ci było malować? — rzekł Kowalski, zecer z Bednarskiej.
60— Dozorca domu będzie miał przez ciebie robotę. Żebym był tak twoim ojcem. — Pogłaskał chłopca po ostrzyżonej do skóry głowie.
61— Kowalski, a po coś ty gazetkę drukował na Bednarskiej? — zapytał przemytnik Kozera. Chodził szerokimi krokami od ściany do ściany.
62— Nie drukowałem żadnej gazetki. Poszedłem kupić otomanę[14].
63— Akurat w podziemnej drukarni, co? Fura. — Podałem karty gestapowcowi Matuli.
64— „Pasowałeś do niej jak francuski dukat do dłoni ulicznicy”[15]. To Szekspir[16], zecerze Kowalski.
65— Jeszcze raz, to się odegram — rzekł Matula i począł tasować karty.
66— Wystarczy. Dwie pajdki moje. — Odsunąłem karty.
67— Wpadłem tak samo niewinnie jak ty — rzekł Kowalski, zecer z Bednarskiej.
68— Wiesz dobrze, że ja tylko poszedłem szukać narzeczonej, bo dwa dni nie wracała do domu.
69— Do rusznikarzy[17], co? — zaśmiał się zecer Kowalski.
70Przechyliłem się w stronę chłopca i dotknąłem go ręką.
71 72Chłopiec potrząsnął przecząco głową.
73— A zresztą, skąd ja mogłem wiedzieć? — rzekł zecer Kowalski. — Ogłoszenie było przecież na słupie.
74WięzieńZamilkliśmy. Pod sufitem paliło się mdłe światło. Siedzieliśmy na dwu porwanych siennikach. W kącie pod oknem siedział z głową na kolanach urzędnik Szrajer z Mokotowskiej, którego dwie córki chodziły na tajne komplety gimnazjalne. Uszy odstawały mu coraz bardziej. Gestapowiec Matula, który chodził na rekwizycje, siedział plecami do drzwi i zasłaniał rozłożone na sienniku karty. Na drugim sienniku siedział Kowalski, zecer z Bednarskiej, który w podziemnej drukarni kupował otomanę. Obok niego siedział chłopiec, który pisał kredą na murach i czytał Biblię. Kozera, przemytnik z Małkini, chodził od sienników do drzwi i z powrotem.
75Drzwi były czarne i niskie, pełne wydrapanych imion i dat. Za czarnymi kratami wybitego okna błyszczał rudy fragment dachu kuchni i jaśniało fioletowe niebo. Niżej był mur. Na murze wznosiły się wieżyczki z karabinami maszynowymi.
76Dalej za murem leżały bezludne domy getta o pustych oknach, w których unosiło się pierze z rozdartych poduszek i pierzyn.
77Urzędnik Szrajer podniósł głowę znad kolan i patrzył na chłopca z Biblią.
78Chłopiec czytał znowu, trzymając książkę blisko oczu.
79Na korytarzu rozległy się kroki. Żelazne płyty, pokrywające podłogę, dźwięczały. Drzwi do cel poczynały szczękać.
80— Nareszcie przyjechali — rzekł zecer Kowalski, który nasłuchiwał razem ze Szrajerem. — Ciekawym, ilu nowych.
81— Tego towaru nigdy nie zabraknie. Nie trzeba szmuglować. Sam przyjdzie — rzekł Kozera, przemytnik z Małkini.
82— Chociaż taka korzyść, że powiedzą, co słychać na świecie — rzekł Matula, który chodził na rekwizycję i czekał na wykonanie wyroku śmierci.
83— Byliście na tym świecie jeszcze dwa tygodnie temu — rzekł urzędnik Szrajer. — Dużoście wiedzieli, co słychać?
84— Ale nie wiem, czy za dwa tygodnie będę jeszcze na świecie — odrzekł Matula.
85— To co ciebie może obchodzić, co słychać? I tak w czapę, i tak w czapę, no nie? — rzekł Kozera.
86— A jakby wojna skończyła się niedługo, to może nie dadzą w czapę?
87— Polski sąd też by ciebie rozwalił za rabunek — rzekł zecer Kowalski.
88— A tobie da Krzyż Zasługi[18] za to, żeś kupował otomanę.
89Drzwi celi otwarły się znowu. Wszedł Mławski, który jeździł na badanie. Drzwi zatrzasnęły się za nim.
90-Obraz świata, Kondycja ludzka– Jak tam, chłopaki? — zapytał. — Miałem dzisiaj pietra. Myślałem, że zostanę na noc. Przyjechali drugim samochodem.
91— Drzewa pewnie już kwitną, co? Ludzie chodzą po ulicach jakby nic? Prawda? — zapytałem, obracając w ręku karty.
92— Nie widziałeś sam, jak jechałeś? Ludzie żyją, żyją.
93Jedzenie— Masz tutaj zupę. — Zecer Kowalski podał mu miskę z kolacją. — Obiadową ci zjedli.
94— Dali grochówki z chlebem na obiad. Nieźle dają żreć. Za to grzeją luksusowo — rzekł Mławski. Stał przy sienniku i krajał łyżką zupę, która zsiadła się jak galareta.
95— Jak ci poszło? Możesz siedzieć?
96Jedzenie— Co tam dostałem! Jakby nic. Tylko w tramwaju. Mieliśmy znajomego referenta[19]. Robił interesy z ojcem w Radomiu[20]. Wiesz, jak to jest, nie? — bez pośpiechu zagarniał zupę łyżkami. — Lubię ten żurek. Czasami ma dobry smak, chociaż zimny. Jak w domu. Kartofli dziś sporo.
97— Powiedziałem kalifaktorowi[21], że to dla ciebie. Zaczerpnął z samego dna — odpowiedziałem.
98— A co powiedział referent? — zapytał urzędnik Szrajer, u którego znaleźli gazetkę i pokwitowania.
99Strój— Nic nie powiedział — odrzekł opryskliwie Mławski. Odstawił miskę pod kubeł i zdjął palto. — Dostałem po pysku za twoje palto. Szkło wypadło spod podszewki. Rżnąć się będziesz czy co?
100— Na wszelki wypadek — odrzekłem i podłożyłem palto pod plecy. Pożyczał je ode mnie na badanie, bo bał się, że mu na Polizei odbiorą jego skórzaną, prawie nową kurtkę. Mławski usiadł koło mnie.
101— Wiesz — rzekł szeptem — zaproponował ojcu, żeby ojciec został konfidentem. Jak myślisz?
102— Jak ojciec myśli? — zapytałem.
103— Ojciec się zgodził. Co miał robić, powiedz?
104Wzruszyłem ramionami. Mławski odwrócił się do chłopca z Biblią.
105— Nowy, co? Ja ciebie widziałem chyba na Polizei, nie? Nie siedziałeś ze mną razem w tramwaju?
106— Nie — odrzekł chłopiec znad Biblii. — Nie siedziałem w żadnym tramwaju.
107— On mówi, że złapał go na ulicy granatowy glina i dorożką przywiózł do więzienia — rzekł do Mławskiego Kozera spod drzwi.
108— Założyłbym się, że ciebie widziałem na Polizei — rzekł Mławski do chłopca — ale jak mówisz, że cię policjant złapał… Dziwne, ale może być.
109Więzień, GłódMilczeliśmy. Pomiędzy niebem i czarnymi kratami leżał wiosenny wieczór, oświetlony z dołu latarniami więzienia. Szrajer siedział z twarzą w dłoniach, spomiędzy których sterczały coraz bardziej odstające z głodu uszy. Kozera chodził od drzwi do sienników i z powrotem. Chłopiec czytał Biblię.
110— Zagrasz w oczko? — zapytał mnie Matula. — Człowiek siedzi jak pień. Może się odegram?
111— Dajcie spokój z graniem — rzekł Szrajer, nie podnosząc twarzy. — Rodzoną matkę byście przegrali. Tu człowiek…
112Umilkł. Ruszał sztuczną szczęką.
113— Odezwał się. Inteligent od gazetki — rzekł Matula. — Zagrasz?
114— Stawajcie lepiej do apelu. Kalifaktor już się drze — rzekł Kowalski, zecer z Bednarskiej.
115Wstaliśmy z sienników. Ustawiliśmy się w szeregu, twarzą do drzwi.
116— Dziś ma służbę Ukrainiec. Ale może będzie spokojnie — mruknąłem do Mławskiego. Kiwnął głową.
117Otwarto drzwi naszej celi. W drzwiach stanął gruby, niski esesman, o czerwonej, kwadratowej twarzy i rzadkich, jasnych włosach. Usta miał mocno zaciśnięte. Na krzywych nogach miał świecące, długie buty. Za pasem nosił siódemkę[22]. W ręku trzymał pejcz. Za nim stał wysoki Ukrainiec z kluczami. Czarną furażerkę[23] miał zawadiacko zsuniętą na ucho. Koło niego stali kalifaktor i szrajber[24], mały zasuszony Żyd, adwokat z getta. Szrajber trzymał w ręku papiery.
118Szrajer z Mokotowskiej wymamrotał po niemiecku kilka wyuczonych słów. Cela taka a taka, obłożona tyloma a tyloma więźniami. Wszyscy obecni.
119Czerwony wachman policzył starannie palcem.
120— Ja[25] — rzekł. — Stimmt[26]. Szrajber, kto stąd?
121Szrajber podniósł papiery do oczu.
122— Benedykt Matula — odczytał i popatrzył po nas.
123— O rany boskie, chłopcy, dadzą w czapę! — szepnął głośno Matula, który przebrany za gestapowca chodził na rekwizycje.
124— Los[27], wychodź, raus[28]! — krzyknął wachman i chwyciwszy go jedną ręką za hals[29], wyrzucił przez drzwi na korytarz. Drzwi otwarły się na całą szerokość.
125Dalej na korytarzu stali wachmani w pełnym uzbrojeniu. Hełmy świeciły się ponuro w nikłym świetle żarówki. Za pasem mieli wetknięte granaty.
126Wachman obrócił się do szrajbera.
127 128— Nie, nie wszystko — rzekł szrajber, Żyd, adwokat z getta. — Jeszcze jeden. Namokel. Zbigniew Namokel.
129— Jestem — rzekł chłopiec z Biblią.
130Podszedł do siennika i wziął palto. Od drzwi odwrócił się do nas. Ale nie rzekł nic. Wyszedł na korytarz. Drzwi celi zatrzasnęły się za nim.
131— I już po apelu! Jeden dzień więcej! Dwoje ludzi mniej! Dawaj następny dzień! — krzyknął Kozera, przemytnik z Małkini.
132— Dużo nam ich jeszcze zostało — rzekł bezbarwnie Kowalski. — Był chłopak, nie ma chłopaka.
133Rozkraczył się nad paraszką[30].
134— Lać, chłopcy, bo rozkładamy sienniki. Żeby nikt potem po głowach nie deptał. Jazda, ścielić, póki jest światło.
135Poczęliśmy rozkładać sienniki.
136Książka— Szkoda, że Biblii nie zostawił — rzekłem do Mławskiego. — Byłoby co czytać.
137— Na nic mu już Biblia. Ale ja go widziałem dziś na Polizei, przysięgam — rzekł Mławski. — Co on mógł zrobić, taki mały? I czemu kłamał, że go na ulicy policjant złapał?
138Żyd— Wyglądał na Żyda, to i pewnie był Żyd — rzekł Szrajer spod okna. Położył się już na sienniku i postękując otulał paltem nogi. Seplenił, bo wyjął sztuczne zęby z ust. Zawinął je w kawałek papieru z paczki i włożył do kieszeni.
139— Tylko po co była jemu Biblia w każdym razie?
140— Pewnie był Żyd. Nie wzięliby inaczej na rozwałkę — rzekł Kowalski, kładąc się na boku przy Kozerze. — Chociaż Matulę też wzięli.
141— Kryminalista, cholera, rekwizytor, nocą z rewolwerem po kweście chodził — rzekł Kozera. — Należało mu się już dawno.
142Kondycja ludzka, WięzieńPołożyliśmy się z Mławskim. Nogi okryliśmy jego kurtką skórzaną, resztę ciała moim paltem. Wtuliłem głowę w miękki futrzany kołnierz. Szło od niego przyjemne ciepło.
143NocOd wybitego okna wiało wilgotnym chłodem. Niebo poczerniało już zupełnie. Przestrzeń między niebem a oknem, leżącym na poziomie ziemi, wypełniona była złotawym światłem. Paliły się wszystkie więzienne lampy. Przez blask ich przeświecały nikłe, mrugające gwiazdy.
144— Pięknie jest, bracie, na świecie, tylko że nas na nim nie ma — rzekłem półgłosem do Mławskiego. Leżeliśmy tuż przy sobie, żeby było cieplej.
145Żyd, Ojciec, Antysemityzm, Szpieg— Ciekawym — szepnął do mnie — czy mego ojca wzięli.
146Odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w twarz.
147— Wyszło dziś na jaw, że jest Żydem — rzekł Mławski. — Ten referent go poznał. Robili razem interesy w getcie w Radomiu.
148— To by ciebie też ruszyli — odrzekłem szeptem.
149— Mnie na razie nie, bo jestem mieszańcem. Moja matka była Polką.
150— Ale jak ojciec ma być konfidentem? Nie powinni wziąć.
151— Daj Boże, żeby nim został. To by było dobrze.
152— Stulcie pyski po nocy — rzekł Kozera, podnosząc się z siennika. — Chcecie mieć sport[31] przed snem?
153ŚmierćUmilkliśmy i zaczęliśmy drzemać. Gdzieś z niedaleka padł głuchy, tępy strzał. Potem drugi. Podnieśliśmy się wszyscy na siennikach.
154— Widać nie wywieźli ich do lasu. Rozwalają gdzieś tu, pod więzieniem — rzekłem półgłosem i począłem liczyć: — Czternaście, piętnaście, szesnaście…
155— Rozwalają naprzeciw bramy — rzekł Mławski. Ściskał mi rękę z całej siły.
156— To musiał być Żyd, ten chłopiec z Biblią. Który to strzał był dla niego? — rzekł zecer Kowalski.
157— Kładźcie się lepiej spać — zaseplenił urzędnik z Mokotowskiej, Szrajer. — Boże! Kładźcie się lepiej spać.
158— Trzeba spać — rzekłem do towarzysza.
159Położyliśmy się znowu, przykrywając się skórzaną kurtką i paltem. Przytuliliśmy się szczelniej do siebie. Od okna szedł przejmujący, wilgotny ziąb.
Przypisy
Małkinia — miejscowość w Polsce, położona w województwie mazowieckim, w powiecie ostrowskim. [przypis edytorski]
Biblia a. Pismo Święte — zbiór ksiąg, spisanych po hebrajsku, aramejsku i grecku, uznawanych przez żydów i chrześcijan za natchnione przez Boga. [przypis edytorski]
rekwizycja — zajęcie przez władze żywności lub cennych przedmiotów, przeważnie na potrzeby wojska. [przypis edytorski]
ołówek chemiczny a. ołówek kopiowy — specjalny ołówek, który używany był po zwilżeniu jego rdzenia. [przypis edytorski]
tajne komplety a. tajne nauczanie — nielegalne zajęcia i wykłady, organizowane poza szkołą lub uczelnią w okresie okupacji w czasie II wojny światowej. [przypis edytorski]
Generalna Gubernia a. Generalne Gubernatorstwo — podczas II wojny jednostka administracyjno-terytorialna, obejmująca część okupowanego przez Niemcy terytorium II Rzeczypospolitej. [przypis edytorski]
wachman (z niem.) — strażnik więzienny lub obozowy w czasie okupacji hitlerowskiej. [przypis edytorski]
Pasowałeś do niej jak francuski dukat do dłoni ulicznicy — cytat z dzieła Williama Szekspira (1564–1616) pt. Wszystko dobre, co się kończy dobrze (akt II, scena 2). W tłum. Leona Ulricha tekst brzmi następująco: Przystanie (…) jak francuski talar do nierządnicy w jedwabiach (…). [przypis edytorski]
Szekspir, William a. Shakespeare, William (1564–1616) — angielski poeta, dramaturg, aktor i reformator teatru. [przypis edytorski]
Krzyż Zasługi — polskie cywilne odznaczenie państwowe, nadawane od 1923 r. do dzisiaj. [przypis edytorski]
Radom — miasto powiatowe, położone w centralno-wschodniej Polsce, w województwie mazowieckim. [przypis edytorski]
kalifaktor a. kalefaktor (daw.) — zakonnik lub więzień, wykonujący czynności porządkowe i pomocnicze. [przypis edytorski]
siódemka — tu: pistolet kalibru 7,65 mm (np. niektóre Mausery lub Browningi). [przypis edytorski]
sport — w gwarze obozowej i więziennej ćwiczenia fizyczne, stosowane wobec więźniów w celu ich fizycznego i psychicznego wyniszczenia lub jako wyrafinowane kary za przekroczenia regulaminu. [przypis edytorski]