Poglądy Kazimiery Bujwidowej zadziwiają szerokością horyzontów i pogłębionym sposobem ujęcia poruszanych problemów. Na tle światowej historii ruchu feministycznego jej sylwetka umysłowa odznacza się śmiałością, wyrazistością i nowoczesnością. Działając na przełomie wieków, gdy na pierwszej fali feminizmu kobiety walczyły przede wszystkim o prawa obywatelskie, w tym wyborcze (ruch sufrażystek), Bujwidowa stawiała dalekowzrocznie kwestie, które stały się przewodnie dopiero dla drugiej i trzeciej fali: mianowicie wszechstronnej realizacji kobiety jako jednostki ludzkiej oraz uznania jednocześnie równości i różnicy.
Bujwidowa stwierdza na przykład, dając wyraz swoistemu nietzscheanizmowi, że walka o prawa kobiet jest tak trudna, ponieważ mężczyźni i kobiety nie dorośli do partnerstwa. Kiedy się to stanie, będą wspólnie działać i tzw. kwestia kobieca ulegnie rozwiązaniu: „Zaliż człowiek, mężczyzna czy kobieta, tęskniący do nadczłowieka, mogą czego innego prócz wzajemnego doskonalenia się pragnąć? Jakiż wobec tego interes mieć mogą mężczyzna lub kobieta w poniżeniu lub pognębieniu jedno drugiego?”
Wypowiadając się na temat tzw. „powołania” kobiety, ta matka sześciorga dzieci, którym wraz z mężem umożliwiła wszechstronny rozwój i samorealizację, pisze niezmiennie aktualnie: „Kobieta, która się świadomie instynktowi macierzyńskiemu poddaje, dobrze czyni. Ale nie wolno kobiecie w zadowoleniu instynktu macierzyńskiego widzieć jedynego celu życia, nie wolno jej zatracać siebie dla dziecka. Pełnią życia żyć winna kobieta. Nie »niczym«, ale zupełnym człowiekiem ma być rodzicielka przyszłych pokoleń. Inaczej schodzi do roli automatu — maszyny do rodzenia i hodowania dzieci”.