ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Michał Bałucki, Ciężkie czasy
  1. Bogactwo: 1
  2. Chłop: 1 2
  3. Czyn: 1
  4. Drzewo: 1
  5. Flirt: 1
  6. Handel: 1
  7. Kobieta: 1
  8. Las: 1
  9. List: 1
  10. Lud: 1
  11. Mężczyzna: 1
  12. Moda: 1
  13. Obyczaje: 1 2
  14. Pan: 1
  15. Polak: 1 2
  16. Szlachcic: 1 2 3 4 5
  17. Szlachta: 1
  18. Żyd: 1

Informacja o dokonanych zmianach

I. Poprawiono błędy źródła: Do Julii > Do Juliusza

II. Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:

Zmiany leksykalne, w tym ortograficzne: gorżko > gorzko, pussować > pusować, szlak > szlag, exwojskowego > ekswojskowego, cygary > cygara, wachająco > wahająco, honeśniejszy > hojniejszy; dżokiejsku > dżokejsku; wiosczynie > wioszczynie; expoir > espoir; Ile > Il; ecouter > écoutez; silense > silence; Ti donc > Fi donc; Schoking > Shoking

Pisownia małą/dużą literą, np.: żydzi > Żydzi, towarzystwa oświaty ludu > Towarzystwa Oświaty Ludu, purim > Purim, cygan > Cygan, Nabob > nabob; Bożą > bożą.

Pisownia łączna/rozdzielna, np: zwolna > z wolna, odrazu > od razu, zadługo > za długo, jakto > jak to, niewidziałem > nie widziałem, w pół > wpół, nie źle > nieźle, naprzykład > na przykład, możeby > może by, gdziebym > gdzie bym, conajmniej > co najmniej, niewolno > nie wolno, nie malo > niemało, niechno > niech no, oddawna > od dawna, niema > nie ma; w tym > wtem (w znaczeniu: nagle); Messieurs-allons > Messieurs, allons

Pisownia joty, np.: pensyi > pensji, intencyi > intencji, sesyi > sesji, akcyę > akcję, pretensyj > pretensji, instytucyą > instytucją, restauracyach > restauracjach, Mesyjasza > Mesjasza, Galicya > Galicja, dyablo > diablo, racyę > rację, banderye > banderie, elegancya > elegancja, materyj > materii, stacyi > stacji, zwaryowałaś > zwariowałaś, kancelaryi > kancelarii, kombinacya > kombinacja, powaryowali > powariowali.

Udźwięcznienia/ubezdźwięcznienia, np.: z pod > spod, z przed > sprzed, polonesa > poloneza, z poza > spoza.

Fleksja, np.: białem > białym, dobrem > dobrym, niem > nim, wszystkiem > wszystkim, swojemi > swoimi, niczem > niczym, środkowemi > środkowymi, tem > tym, czem > czym, krakowskiem > krakowskim, podróżnem > podróżnym, całem > całym .

Inne zmiany: żółto zielona > żółto-zielona, n.str. > na stronie; 7,600.000 > 7 600 000, I-go > I, jako-tako > jako tako, O-wa > O wa, II-gie > drugie.

Rozwinięto skróty, np. fl > florenów, Gł. > Głośno, n. s. > na stronie itp.

Interpunkcja została uwspółcześniona zgodnie z obowiązującymi zasadami.

Michał BałuckiCiężkie czasySatyra sceniczna w 3 aktach

OSOBY:

  1. LECHICKI, obywatel ziemski
  2. JULIUSZ, jego syn
  3. BRONIA, córka
  4. KWASKIEWICZ
  5. PETRONELA, jego żona
  6. LEONIDAS, syn
  7. ŻURYŁO
  8. KAROL, jego syn
  9. BAJKOWSKI
  10. GIĘTKOWSKI
  11. AURORA, jego żona
  12. IDALIA, córka
  13. NATALKA
  14. MATLACHOWSKI, ekonom
  15. SŁUŻĄCY
  16. LOKAJ

Rzecz dzieje się na wsi, w domu Lechickich.

AKT I

Pokój przyzwoicie, lecz skromnie umeblowany, jak w szlacheckich zamożniejszych domach. Na lewo od widzów, w bocznej kulisie, dwoje drzwi, na prawo okno i drzwi, w głębi drzwi wchodowe główne. Kanapka po prawej, po lewej mały stolik, parę krzeseł.

SCENA PIERWSZA

BRONIA, po chwili ŻURYŁO, KAROL, w końcu MATLACHOWSKI.

BRONIA

1

Ktoś przyjechał… Ucieszona. To Karol!… I jeszcze ktoś z nim… To pewnie jego ojciec… Zwraca się do głównych drzwi i ujrzawszy wchodzących, mówi tonem zdradzającym uciechę, a zarazem zażenowanie. A! Kłania się.

KAROL

2

Ojcze, to właśnie panna…

ŻURYŁO

jowialny, rumiany, żywy staruszek
3

Bronia, co?

patrzy na nią życzliwie

BRONIA

4

Witam panów. Ojczulek w polu, przy żniwie, ale zaraz poślę po niego…

chce iść

ŻURYŁO

zatrzymując ją
5

A to po co!… My możemy poczekać. Robota pilniejsza niż goście. Tymczasem sobie, ot, z córunią pogadamy…

przypatruje się jej z zajęciem

BRONIA

spuszczając oczy, zażenowana
6

Niechże panowie siadają.

wskazuje kanapkę, a sama siada na krześle

ŻURYŁO

7

O! Tak na nic, moja panienko! Tu, przy mnie, bliżej… Bierze ją za rękę i sadza przy sobie. Tak. Muszę ci się przecież przypatrzeć. Mój Karol nagadał mi tyle o twoich wdziękach i przymiotach, że taki i mnie wzięła w końcu ciekawość zobaczyć to cudo, co się jemu tak spodobało. Bo choć z ojcem znamy się nie od dzisiaj, ale ciebie, aniołku panie, nie miałem jeszcze przyjemności.

BRONIA

8

Byłam kilka lat na pensji.

ŻURYŁO

przypatrując się jej z zajęciem
9

Dalibóg, nie dziwię się, że mój chłopak stracił głowę i serce zaprzepaścił. Jest dla kogo… No, no, nie rumień się poziomeczko, mnie staremu wolno mówić takie rzeczy. Ta to ja tobie już jakby drugi ojciec. A jakże… Bo ja tu przyjechałem w intencji oświadczenia po formie mego kiełbia i jeżeli twoja rodzina się zgodzi, tak dawaj od razu po żniwach na zapowiedzi i weselisko. A jakże… Filuternie. Chyba że wam nie pilno i wolicie może poczekać rok, dwa…

KAROL

10

A niechże Bóg broni!

ŻURYŁO

11

Ty siedź cicho, rozumiesz? Ja się Broni pytam.

BRONIA

zasłaniając oczy
12

Ja tak samo jak pan Karol.

ŻURYŁO

13

A! skoro tak, to zgoda. Przyciąga ją z wolna do siebie i głaszcząc po włosach lub po ręce, mówi: Tylko ty może imaginujesz sobie, że małżeństwo to ziemia obiecana, mlekiem i miodem płynąca, gdzie manna z nieba i pieczone gołąbki same do buzi wpadać będą? Hę! Co? Bo to teraz panny najczęściej idą za mąż, jak nie przymierzając Żydzi za Mojżeszem, aby tylko co prędzej wyrwać się z niewoli egipskiej, spod władzy mamy i papy, a potem dopiero krzywią się, narzekają i bunty wyprawiają biednemu Mojżeszowi.

BRONIA

patrząc na Karola
14

Ja mojemu Mojżeszowi buntu robić nie będę.

ŻURYŁO

15

U nas — widzisz — nie tak wesoło, jak u was, mało kto bywa.

BRONIA

16

To lepiej. Będziemy mieli więcej czasu dla siebie.

Podaje rękę Karolowi, którą on z wdzięcznością całuje.

ŻURYŁO

17

I gospodarstwa trzeba przypilnować, wszędzie zajrzeć, rano wstać…

KAROL

18

Panna Bronia zawołana gosposia, żeby ojciec wiedział, jakie ciastka piecze…

ŻURYŁO

19

Także strzelił. Jemu się zdaje, że jak panna smaży konfitury i dobre ciastka piecze, to już gospodyni całą gębą. A to tylko zabawka, i do tego kosztowna zabawka, bo cukru nastarczyć nie można. Do Broni. A u mnie, widzisz, aniołku, oszczędność to grunt. To mój nałóg, moja choroba. A jakże…

BRONIA

20

To cnota, proszę pana…

ŻURYŁO

ucieszony, bierze ją za rękę
21

Cnota — powiadasz. Brawo, dzieweczko! Głaszcze ją po włosach. Czekaj, będziemy razem praktykować tę cnotę. Przysuwa się do Broni. Widzisz, moja nieboszczka żona, jak za mnie poszła, to także nie bardzo umiała liczyć się z groszem, bo była przyzwyczajona u rodziców żyć szumnie, po pańsku. Bywało, jadę do miasta, a ona wali mi od razu na konotatce całą litanię sprawunków, cukry, panie, kawy, czekolady, jakieś bakalie, różnych delikatesów, że kilkudziesięcioma reńskimi by się nie okupił. Przysuwa się i mówi przebiegle. Ale ja wziąłem się, uważasz, na sposób. Udałem, uważasz, żem tego zapomniał, tamto przeoczył i gdzie stało dziesięć, tam ja niby zera nie dojrzał… ot tak, niby z głupia frant — uważasz? Czasem nawet całą notatkę zgubił… a jakże. Były z tego potem lamenty, sceny, narzekania — no, ale koniec końców, jak nie było, to musiało się obejść bez tego i owego, a pieniądze taki zostały w kieszeni. O!… Ty się śmiejesz, aniołku? Myślisz sobie: ot, stary kutwa, łakomił się na głupich kilkanaście reńskich. A wiesz ty, aniołku, że ja z tych małych oszczędności przez dziesięć lat uzbierałem wyprawę dla mojej Joasi?

BRONIA

22

Czy być może?

ŻURYŁO

23

Tak, tak. A moja kobiecina, jak się potem włożyła do gospodarstwa, jak zaczęła, z przeproszeniem, karmić wieprze, tuczyć indyki, hodować kury, sprzedawać nabiał, jarzyny, panie, to z tego posag dla córki uciułała. Tak, tak, bo kobieta to ważna figura w gospodarstwie, a jakże… Mąż trzyma jeden węgieł domu…

BRONIA

24

A żona trzy. Tak babunia zawsze mówi.

ŻURYŁO

wstaje
25

Prawda, zapomnieliśmy o babuni.

BRONIA

26

Biedaczka, chora teraz…

ŻURYŁO

27

Wiem, wiem — paraliż w nogach — mówił mi Karol…

BRONIA

28

Od trzech miesięcy nie rusza się z pokoju.

ŻURYŁO

29

Ta zaprowadźcież mnie do niej, bo przede wszystkim od niej nam zacząć należy i poprosić o pozwolenie i błogosławieństwo. Gdzież się to idzie?

BRONIA

30

Tu na lewo. Otwiera drugie drzwi z lewej. Proszę panów.

ŻURYŁO

wychodzi

MATLACHOWSKI

wchodzi żywo z głębi
31

Panienko, panienko!

BRONIA

do Matlachowskiego
32

Zaraz. Do Karola. Zaprowadź pan ojca do babci, ja tam zaraz przyjdę. Po wyjściu Karola, do Matlachowskiego. Co takiego? Czemu pan Matlachowski taki pomieszany?

MATLACHOWSKI

33

Gdzie starszy pan, proszę panienki?

BRONIA

34

Przy żniwie, pod lasem. Co się stało?

MATLACHOWSKI

35

Głupstwo się stało, proszę panienki. Pan Juliusz sprzedał Żydom gaj brzozowy.

BRONIA

36

Gaik babuni? To niepodobna!

MATLACHOWSKI

37

Widziałem na własne oczy, panienko. Jadę ja sobie z jarmarku, patrzę, a tu Mośkowi ludzie cechują[1] siekierami najstarsze drzewa do wycięcia. Dalej ja na nich, powiadam: a wy łotry, powiadam, kto pozwolił? A Mosiek kontrakt mi pod nos pakuje, gdzie stało czarne na białym, że pan Juliusz sprzedał las za dwa tysiące papierków.

BRONIA

38

Ojciec na to nigdy nie pozwoli, bo gdyby się babunia dowiedziała… Chryste Jezu, co by tu było. Niech tylko pan Matlachowski prędko ojca sprowadzi, on już na to poradzi. Tylko prędko, mój Matlachowski. Ojciec jest pod lasem. Idąc na lewo do drugich drzwi, mówi z dziecinnym zakłopotaniem, składając ręce. Boże! Boże! Co ten Julek porobił.

Wychodzi.

SCENA DRUGA

MATLACHOWSKI, potem LECHICKI i JULIUSZ.

MATLACHOWSKI

39

Ba, to pytanie, czy pan starszy będzie mógł teraz zabronić, skoro już raz oddał synowi gospodarstwo. Niepotrzebnie się pospieszył — i mnie się widzi, że on tego gorzko pożałuje, bo choć pan Juliusz skończył niby tam jakieś akademie rolnicze, to jeszcze pytanie, jaki z niego będzie gospodarz. Patrząc w okno. A! otóż i nasz pan. Ba, cóż z tego, kiedy z panem Juliuszem. Jakże mu tu teraz powiedzieć.

Usuwa się w głąb, gdzie niecierpliwie czeka, żeby mógł pomówić z Lechickim.

LECHICKI

do Juliusza, wesoło
40

Więc powiadasz, że wszystko dobrze poszło?

JULIUSZ

ubrany modnie, z torbeczką podróżną na pasku, w mowie i w zachowaniu się pewność i zarozumiałość
41

Jak najlepiej. Podanie moje o pożyczkę melioracyjną zostało na sesji nadzwyczaj dobrze przyjęte; dyrektorowie obiecali mi pusować[2] tę sprawę, jak tylko hipoteka zostanie przepisaną na moje nazwisko.

LECHICKI

42

To nastąpi najdalej za miesiąc.

JULIUSZ

rozsiada się wygodnie
43

Wtedy bierzemy pożyczkę i rozpoczynamy akcję na wielką skalę; budujemy młyn parowy, zaprowadzamy kulturę chmielu i hodowlę poprawnej rasy bydła, wołów wypasowych, drenujemy łąki… słowem, gospodarstwo en gros[3]… po amerykańsku, które według mego obliczenia powinno nam przynosić rocznie, à peu près[4], co najmniej piętnaście tysięcy netto.

LECHICKI

44

Co ty gadasz? Ależ to świetny interes!

JULIUSZ

z przechwałką
45

Mam ja tu jeszcze świetniejszy na myśli. Wstaje i zbliża się do ojca. Zawiozłem do Lwowa próbki naszej glinki spod lasu. Jeżeli analiza chemiczna potwierdzi moje domysły, że to glinka porcelanowa, w takim razie zakładamy na akcje wielką fabrykę porcelany — a to znaczy miliony, mój ojcze.

LECHICKI

ucieszony
46

Miliony, powiadasz?… Tylko czy my podołamy temu wszystkiemu… czy to nie będzie za wiele naraz?

JULIUSZ

dobywa porte-cygary[5]
47

Trzeba nagrodzić czas stracony. Za długo siedzieliśmy z założonymi rękami. Musimy teraz rozpocząć działalność na wszystkich punktach, rozwinąć wszystkie żagle, aby dojść do czego. Podaje ojcu cygara. A może ojciec…

Zapalają.

LECHICKI

48

Pi, pi — cóż to za paradne cygaro!

JULIUSZ

49

Smakuje ojcu? Siadając, mówi obojętnie. Prawdziwe hawanna. Setka po 80 florenów. Kupiłem kilka pudełek.

LECHICKI

50

Bój się Boga, Julku, ależ to zbytek.

JULIUSZ

51

Ale zbytek konieczny, bo jak cię widzą, tak cię piszą; a często trafi się interessant[6], któremu trzeba zaimponować dobrym cygarem. Praktyczność przede wszystkim.

LECHICKI

spostrzegłszy Matlachowskiego, który krząknął, aby zwrócić uwagę na siebie
52

A!… Matlachowski. Wróciłeś już? No, cóż takiego? Cóż Matlachowski takie miny stroi, jakby połknął żywego węgorza?… Widząc, że ten daje mu znaki, że chce coś powiedzieć, zbliża się. O cóż idzie? Słucha, co mu Matlachowski szepcze. Ależ nie pleć głupstwa!… Z uśmiechem do Juliusza. Słyszysz Julek, co ten gada, żeś Mośkowi sprzedał las brzozowy — także[7] palnął.

JULIUSZ

53

Co Matlachowski miesza się w nie swoje rzeczy? Matlachowski niech sobie idzie pilnować ludzi, a nie wtrąca się do tego, co do niego nie należy.

MATLACHOWSKI

54

Do usług pańskich… Kłania się nisko i odchodząc, mówi na stronie A co? Nie mówiłem? Oj, będzie bieda!

Wychodzi głębią.

LECHICKI

55

Jak to? Więc ty może naprawdę chciałbyś sprzedać ten las?

JULIUSZ

otrzepuje popiół
56

Już sprzedałem.

LECHICKI

57

Sprze-da-łeś?!

JULIUSZ

58

Las, DrzewoNo, dlaczegóż miałbym nie sprzedać? Las był nieużyteczny, a że mi dobrze zapłacono…

LECHICKI

59

Ależ to ulubiony lasek twojej babki — relikwia najdroższa, świętość prawie, bo to pamiątka po nieboszczyku jej mężu. Tam prawie każde drzewo jego ręką sadzone, każda piędź ziemi jego potem oblana, każda ścieżka przez niego wydeptana.

JULIUSZ

60

Więc cóż z tego? Więc mam nie ścinać drzewa dlatego, że mój dziad go sadził? Że się pocił przy nim? No, to oprawmyż w ramki pola, lasy, postawmy za szkłem i nie tykajmy tych świętości.

LECHICKI

poważnie
61

Julku — nie mów tak.

JULIUSZ

62

Ależ bo nie rozumiem doprawdy tego rodzaju sentymentalizmu. To właśnie nasze nieszczęście, nasza choroba, że zawsze i wszędzie rządzimy się tylko sercem, a nie głową. Jesteśmy sentymentalni w polityce, w gospodarstwie, w interesach, we wszystkim — i to nas gubi. Musimy być praktyczni, mój ojcze, to jest warunek sine qua non[8].

Wstaje.

LECHICKI

63

Możemy być praktyczni — zgoda. Ale uszanujmy to, co szanować należy.

JULIUSZ

64

Ostatecznie, czy ojciec oddałeś mi gospodarstwo, czy nie?

LECHICKI

65

No, oddałem.

JULIUSZ

66

Więc pozwólże mi ojciec gospodarować tak, jak ja uważam za najlepsze.

LECHICKI

67

Ależ tu o babkę idzie.

JULIUSZ

68

Już ja babkę biorę na siebie i sam jej to wytłumaczę.

Słychać zajeżdżającą bryczkę i strzelanie z bata.

LECHICKI

patrząc w okno
69

To Kwaskiewicz z żoną i synem. Przyjechał pewnie na te narady.

JULIUSZ

70

Na jakie narady?

LECHICKI

71

Jak to? Nie pamiętasz? Wszakże sam zwołałeś na dziś posiedzenie względem założenia tego banku ratunkowego dla szlachty.

JULIUSZ

72

Ah, sacre bleu[9], na śmierć zapomniałem. Niech ich ojciec przyjmie tymczasem, bo ja muszę trochę wypocząć, przebrać się…

LECHICKI

73

Dobrze, dobrze — już ja ich tu zabawię.

Wychodzi w głąb.

SCENA TRZECIA

JULIUSZ, KAROL

KAROL

z drugich drzwi z lewej
74

Julek! Julek!

JULIUSZ

który miał wychodzić na prawo, zatrzymuje się
75

A! to ty!

KAROL

76

List, Kobieta, Mężczyzna, Obyczaje, FlirtMój kochany, odpisz ty już raz co tej Natalce, żeby mnie nie męczyła ciągle swoimi listami. Wczoraj znowu pisała do mnie, zapytując, co się z tobą dzieje, czyś chory lub gdzie wyjechałeś, że jej nie odpisujesz.

JULIUSZ

77

Głupia dziewczyna. Cóż ona sobie myśli, że ja wiecznie będę się nią zajmował?

KAROL

78

A ja ci mówiłem, że niepotrzebnie zaawanturowałeś się w tę znajomość.

JULIUSZ

79

To był rodzaj sportu, mój drogi. Widziałeś przecie, że o posiadanie Natalki dobijała się cała złota młodzież, synowie najpierwszych rodzin w Wiedniu. Zdystansowałem Niemców i zdmuchnąłem im dziewczynę sprzed nosa. Zadałem tym niemało szyku wtedy. Ale teraz inna rzecz. Odkąd wstąpiłem na drogę pracy i obowiązków, znać jej nie chcę i nie mogę. Nie wypada mi.

KAROL

80

To bardzo ładnie z twojej strony. Ale cóż ja mam robić z listami tej facetki?

JULIUSZ

81

Rób tak jak ja. Rzucam listy do kosza, nie czytając ich wcale.

Wychodzi na prawo.

KAROL

82

Tak, tylko czy ta panna da się tak łatwo skwitować ze swoich pretensji. Taka awanturnica gotowa się na wszystko odważyć — i może być bieda. Spostrzega wchodzących. Oj, Kwaskiewiczowie. A niechże, ja uciekam, bo jakby mnie baba złapała i zaczęła opowiadać o swoim Leonidasie, nieprędko bym się wydostał.

Wychodzi do drugich drzwi na lewo.

SCENA CZWARTA

LECHICKI, KWASKIEWICZ, PETRONELA i LEONIDAS

LECHICKI

wprowadza gości i rozbiera panią Kwaskiewiczową
83

Więc państwo prosto ze Lwowa? No to musieliście tam gdzie spotkać mego Julka, bo on co tylko wrócił stamtąd.

PETRONELA

ubrana przesadnie, modnie, jaskrawo — mówi z przekąsem
84

A! Widzieliśmy, widzieliśmy pana Juliusza.

LEONIDAS

sepleni
85

Psyjechaliśmy tym samym pociągiem.

PETRONELA

86

Tylko że pan Juliusz nie raczył nas widzieć, bo on jechał pierwszą klasą.

LECHICKI

87

Pierwszą klasą? Patrzcie państwo — a to wygodniś.

LEONIDAS

88

Ja tam i tsecią bym się nie zenował, bo nie miejsce cłowieka, ale cłowiek miejsce zdobi.

PETRONELA

do Lechickiego
89

Słyszysz pan? On by się i trzecią nie żenował.

Całuje Leonidasa w czoło.

KWASKIEWICZ

zażywa tabakę
90

Bo się do tego w szkołach przyzwyczaił, gdzie dostawał zawsze trzecią klasę.

PETRONELA

mitygując męża
91

Jasiu!

LEONIDAS

zapalając papierosa
92

Mój ojce, wyprasam sobie podobne psytycki.

PETRONELA

93

Nie zapominaj, że to już nie smarkacz żaden, tylko mężczyzna, co się zowie.

KWASKIEWICZ

94

I cóż z tego? Chłopczysko wyrosło jak szparag, a pożytku z niego żadnego. Niczym nie jest, nic nie robi.

PETRONELA

95

Leonidas nic nie robi! — Jasiu! Jak możesz tak mówić…

LEONIDAS

96

Jestem cynnym cłonkiem Towarzystwa Oświaty Ludu.

PETRONELA

do Lechickiego
97

Uczy chłopstwo, jak pana szanuję.

KWASKIEWICZ

98

A sam nic nie umie.

LEONIDAS

99

Ja pokazę światu, co mozna zrobić z nasego ludu.

KWASKIEWICZ

100

Zrób ty pierwej co z siebie, trutniu jakiś — to będzie lepiej.

LEONIDAS

paląc zapamiętale, deklamuje pompatycznie
„Lec zaklinam, niech zywi nie tracą nadziei
I psed narodem niosą oświaty kaganiec,
A gdy tseba, niech idą na śmierć po kolei,
Jak kamienie zucane przez Boga na saniec”.

PETRONELA

zachwycona
105

Brawo! brawo!

LEONIDAS

106

Oświata ludu to dziś najwazniejse zadanie społecne.

PETRONELA

do Lechickiego
107

Szlachta, Lud, Chłop, Pan, ModaBo trzeba panu wiedzieć, że to teraz bardzo w modzie, zajmować się chłopstwem.

LEONIDAS

108

Ludem, ludem, mamecko.

PETRONELA

109

Hrabianka Irena sama własnoręcznie haftuje szkaplerze dla wiejskich dzieci i uczy je wierszy, a jej brat fotografował się w towarzystwie swoich parobków, jak pana szanuję, na własne oczy widziałam.

LEONIDAS

pompatycznie
110

„Z polską ślachtą — polski lud”, jak powiada nas wiesc nieśmiertelny.

PETRONELA

do Kwaskiewicza
111

Słyszysz? Jak ty powinieneś być dumnym z takiego syna.

KWASKIEWICZ

112

Że osioł szkół nie skończył, mam być z czego!

PETRONELA

113

Jasiu!

LEONIDAS

114

Daj, mamecko, pokój. Tatko, notorycnie znany pesymista, nigdy z nicego nie zadowolony, to wiadoma zec!

PETRONELA

115

Masz słuszność. Szkoda słów. Chodźmy lepiej do babci przywitać się.

LEONIDAS

kłania się
116

Sanowanie.

Wychodzi za matką do drugich drzwi na lewo.

KWASKIEWICZ

117

Ot, masz babskie wychowanie. Przewróciła chłopakowi w głowie i zrobiła z niego dziwoląga — zero kompletne. Mój Boże, jaka to różnica z twoim.

LECHICKI

118

No, Julek znacznie starszy.

Siadają.

KWASKIEWICZ

machnąwszy ręką
119

Co to znaczy? Czego się Jaś nie nauczył, tego się Jan nie nauczy. Już ja z niego pociechy się nie doczekam. Myślałem, że we Lwowie uda mi się wpakować go do jakiego banku. Ale gdzie tam. Tam takich osłów jak on, co szkół nie pokończyli, setki szlifuje bruki i czeka na posady. Dlatego przyjechałem do ciebie, mój Olesiu. Przysiada się do niego. Może by się dało umieścić go przy tym banku ratunkowym, co twój Julek ma nam założyć. Za bądź co, byleby się zaczepił.

LECHICKI

120

Ależ bank, mój kochany, nie jest towarzystwem dobroczynności, jeno instytucją finansową do ratowania szlachty.

KWASKIEWICZ

121

Ta to on przecież także szlachcic, a jakże, szlachcic z dziada, pradziada. Więc ratujcież mi chłopca, żeby nie zmarniał, bo ja, dalibóg, rady sobie już dać nie mogę. Wioszczyna, panie, obdłużona, dochody lichwa zjada. Służący wnosi na tacy wino, ciasta i przekąski. Lechicki napełnia kieliszki, Kwaskiewicz mówi dalej. Kto nie chce, to udrze teraz tego biednego szlachcica. Grady go młócą, powodzie zalewają, podatki męczą, dzienniki besztają[10], wszystkie plagi egipskie na tę nieszczęśliwą szlachtę. Jeżeli Pan Bóg się nie zlituje i nie zrobi z nami jakiego cudu, to dalibóg skapiemy[11] marnie.

trącają się

LECHICKI

z westchnieniem
122

Niech Bóg broni, okropnych doczekaliśmy się czasów.

piją

SCENA PIĄTA

CIŻ — BAJKOWSKI

BAJKOWSKI

Gruby, czerwony blondyn, żywy, wesoły, wchodząc, otwiera szeroko główne drzwi i mówi głośno.
123

Serwus oberwus. Comemnt vous portez-vous[12]. Jak się masz, stary, daj pyska!

LECHICKI

wstaje
124

Bajkowski!

BAJKOWSKI

podaje mu rękę zamaszyście
125

Jak się masz? Ha! ha! I Kwaskiewicz tutaj! Podaje mu rękę. Serwus oberwus. Comment vous portez-vous. Jak się masz, stary. Daj pyska!

LECHICKI

nalewając kieliszek
126

Może kieliszeczek?

BAJKOWSKI

Siada.

LECHICKI

128

No, jakże tam jarmark?

BAJKOWSKI

129

A niech go tam siarczyste pioruny!

LECHICKI

130

Cóż, nie udał się?

BAJKOWSKI

131

Jakże się miał udać, kiedy żydowskie święta, a myśmy o tym na śmierć zapomnieli.

LECHICKI

132

No, to właśnie dobrze.

BAJKOWSKI

133

Diabła starego tam dobrze. Szlachcic, Żyd, HandelSzlachcic bez Żyda, to jak bez prawej ręki. Żydów nie było, więc i kupców nie było. Koni multum, szlachty jakby nasiał, a kupować nie miał kto, ani faktorować, bo Żydy świętowały.

KWASKIEWICZ

popijając, mówi z westchnieniem
134

Oj, te Żydy, ja powiadam…

BAJKOWSKI

135

Do tego jeszcze deszcz lał jak z cebra, że psa ciężko było wygnać. Na rynku pustki, powiadam wam, jak wymiótł, na mieście żywego ducha, za to po handelkach, restauracjach jak w ulu. Bo cóż było robić? Szlachta z desperacji zapijała się węgrzynem, szampanem, czym mogła — i rżnęła w karcięta na potęgę.

KWASKIEWICZ

jw.
136

Okropne czasy! Trąca o kieliszek Bajkowskiego. Twoje zdrowie!

BAJKOWSKI

bierze kieliszek
137

Bon. Potrzebuję się zakropić, bom zły jak sto tysięcy diabłów! Koni nie sprzedałem, opuściłem sobie odpust w Jadolinach przez ten głupi jarmark i do tego zgrałem się jak stare skrzypce.

LECHICKI

138

I ty także?…

BAJKOWSKI

139

Ha, no cóż miałem robić? Dla kompanii dał się Cygan powiesić. Ale ja to jeszcze nic, spłukałem się na jakie 300 blatów, i koniec. Ale Rewelkowski, żebyście wiedzieli, jak się panie zapalił przy labecie, tak i gotówkę przerżnął, jaką miał przy sobie, i powóz, i konie, i wszystko diabli wzięli.

LECHICKI

140

Będzie on się miał z pyszna od swej magnifiki[14].

BAJKOWSKI

141

Ba, nieprędko on jej się teraz pokaże na oczy. Prosto z jarmarku pojechał z nami na pocieszenie na fetkę do Winogóry.

LECHICKI

142

A cóż tam było w Winogórze?

BAJKOWSKI

143

O! Wielka uroczystość. Łapserdacki zakładał u siebie bractwo wstrzemięźliwości. Zaprosił, panie, księży multum, obywateli z okolicy, urzędników z powiatu, słowem, urządził uroczystość, co się zowie. Przyjęcie było, powiadam wam, królewskie, wina w bród i to takiego, że warto mu dać buzi, toteż piliśmy, nie przymierzając, jak szewcy.

LECHICKI

144

A to ładne bractwo wstrzemięźliwości.

BAJKOWSKI

145

Jak to, albośmy to dla szlachty zakładali to bractwo, to dobre dla chłopów, ale nie dla nas.

KWASKIEWICZ

146

I to wszystko przez tych gałganów Żydów. Okropność, ja powiadam.

LECHICKI

147

Oby nam się dobrze działo.

Lokaj stawia kolację.

BAJKOWSKI

148

Cóż to dla mnie.

LECHICKI

149

To tak dla zaostrzenia apetytu przed kolacją.

BAJKOWSKI

150

Ależ, duszko kochana, toż ja u Łapserdackiego tak sobie żołądek wypakowałem, że jeszcze nic a nic apetytu nie czuję, bo czego to tam nie było… Lokaj odnosi. A gdzie ty z tym idziesz?

LOKAJ

151

Bo pan powiedział, że nie ma apetytu.

BAJKOWSKI

152

To co z tego, durniu jakiś. To będę jadł bez apetytu, a jeść trzeba, rozumiesz, postaw tu.

SCENA SZÓSTA

CIŻ, ŻURYŁO

ŻURYŁO

wchodzi z drugich drzwi z lewej
153

Sługa, służka kochanych panów.

LECHICKI

154

Witam pana.

Podaje rękę.

KWASKIEWICZ

wzdychając
155

Sługa.

BAJKOWSKI

jedząc
156

A! Pan Żuryło dobrodziej — servus[15] — kopę lat nie widziałem… Ale bo też jegomość siedzisz jak borsuk w jamie, ani na jarmarku, ani na odpuście, nigdzie się nie pokażesz.

ŻURYŁO

157

Nie ma czasu, dobrodzieju, gospodarstwo!

BAJKOWSKI

158

No i ja mam także gospodarstwo, dzięki Bogu, ale od czegoż ekonom.

ŻURYŁO

stulając ramiona pobożnie
159

Ja nie trzymam ekonoma, dobrodzieju.

BAJKOWSKI

160

E! Bo z jegomości sknera, dusigrosz. Trzeba przecież i drugim dać żyć. Dawniej, panie, szlacheckie dwory żywiły całe stada rezydentów.

ŻURYŁO

161

Toteż dziś siedzą w długach po uszy.

Przechodzi na środek.

BAJKOWSKI

162

No, to trudno. Nie żyjemy przecież tylko dla siebie, ale dla drugich, dla kraju, pro bono publico[16]. Żebyśmy się znowu tak z każdym groszem rachować mieli.

ŻURYŁO

poufale i żartobliwie, klepiąc go po ramieniu
163

To byśmy go więcej mieli w kieszeni, dobrodzieju, i nie narzekali na ciężkie czasy. BogactwoOszczędność to także bogactwo.

BAJKOWSKI

164

Dobrze to mówić, jak się ma z czego oszczędzać.

KWASKIEWICZ

165

Mnie na utrzymanie domu nie wystarcza, nie dopiero, żebym jeszcze oszczędności robił. Na czym tu oszczędzać?

ŻURYŁO

jowialnie
166

Na wszystkim, dobrodzieju. Podrożała kawa, piję sobie polewkę albo żurek na śniadanie, nie stać mnie na pieczeń, jem kaszę i ziemniaki, nie mam na wino, piję wodę, a od święta miodek, co go mam od własnych pszczółek, za drogie mi kabanosy, palę sobie cygarka po dwa krajcary — ot, aby tam coś pod nosem się kurzyło — powiększono mi podatki, sprzedałem powóz, konie cugowe[17], odprawiłem stangreta, lokaja i pokryłem tę nadwyżkę. Nie zrodziła się jednego roku pszenica, drugiego spadły ceny zboża, więc oddaliłem ekonoma i sam pilnuję teraz gospodarstwa — syna zrobiłem leśniczym i młynarzem, córce oddałem kuchnię, oborę i spiżarnię, żebym nie potrzebował płacić szafarki i gospodyni. I tak ciągle — w miarę ubytku dochodów — zmniejszam wydatki.

BAJKOWSKI

wstaje i ociera usta
167

A, kłaniam uniżenie za takie życie. Żebym ja sobie miał odmawiać wszelkich wygód i przyjemności.

KWASKIEWICZ

nalewając wino
168

I pić wodę, jak kaczka, zamiast wina.

BAJKOWSKI

169

A tożby mnie za miesiąc diabli wzięli na takim wikcie[18].

ŻURYŁO

śmiejąc się
170

Szlachcic, ChłopTaż to teraz chlebek razowy, mleko kwaśne, kapustę i inne chłopskie potrawy doktorzy jako najskuteczniejsze medykamenta zalecają.

BAJKOWSKI

171

To znaczy, że pan chciałbyś nas po prostu na chłopów wykierować, żeby szlachcic żył jak chłop, jadł jak chłop, pracował jak chłop.

ŻURYŁO

obejmując go wpół, z jowialnym uśmiechem
172

Alboż nie lepiej, dobrodzieju, żyć jak chłop i wyjść potem na pana, niż żyć szumnie po pańsku, a w końcu zejść na dziada?

BAJKOWSKI

odsuwając się
173

No, tak źle, dzięki Bogu, nie jest jeszcze z nami, żebyśmy się mieli uciekać aż do takich ostateczności. Mamy my inne sposoby ratowania się, posłyszysz pan nie za długo, jak Julek rozwinie nam tu cały swój program ekonomiczny. Dopiero pan dowiesz się, co to z tej naszej Galicji można będzie zrobić. Druga Belgia, panie. I jeżeli choć połowa tych świetnych pomysłów się urzeczywistni, jakie on ma w głowie, to dla nas, szlachty — nowa era, prawdziwe Eldorado. Tak, panie.

Odchodzi od Żuryły i chodzi dużymi, tryumfatorskimi krokami po scenie.

KWASKIEWICZ

siedząc przy kieliszku wina, z westchnieniem
174

To się nie uda.

LECHICKI

który dotąd słuchał zamyślony z natężoną uwagą
175

Co się nie uda?

KWASKIEWICZ

176

No — to, co Julek chce robić.

LECHICKI

177

A czy wiesz już, co chce robić? Mówił ci już o tym?

KWASKIEWICZ

178

Szlachcic, Czyn, PolakNie wiem, nie mówił, ale to wiem z góry, że się nie uda, bo my już mamy takie psie szczęście, że do czego się weźmiemy, to się nie uda. Ja jestem przekonany, że gdybyśmy, szlachta, wzięła się w ostateczności do robienia butów, to albo by się ludzie bez nóg rodzili, albo by nastała moda chodzenia boso.

BAJKOWSKI

179

Jasiu! Fe! Wstydź się mówić takie rzeczy. Szlachcic, ObyczajeA od czegoż, panie, religia, wiara w opatrzność boską, że Jego święta opieka nas nie opuści? Sursum corda[19] — panie dobrodzieju. Od czegóż szlachecki animusz, fantazja? Szlachcic powinien być jak koń rasowy, głowa zawsze do góry. Patrz na mnie. Kłopotów po uszy, gospodarstwo pod psem, Żydzi na karku siedzą i chcą wieś zlicytować, a przecież nie tracę fantazji. Jem dobrze, piję jeszcze lepiej i dzierżę, panie, wysoko w dłoni sztandar szlacheckiej godności i tradycyjnej wiary ojców. Klepie Kwaskiewicza po ramieniu. Ma Pan Bóg, mój Jasiu, więcej niż rozdał, a kogo stworzy, tego nie zmorzy. Zobaczysz, jakoś to będzie. Bierze kieliszek. No, za pomyślność naszą.

LECHICKI

180

Wiwat!

KWASKIEWICZ

181

Wiwat!

Piją.

ŻURYŁO

idzie w głąb, machnąwszy ręką

SCENA SIÓDMA

CIŻ, PETRONELA, LEONIDAS, później AURORA, IDALIA

PETRONELA

wybiega z drugich drzwi z lewej
182

Ach, moi panowie, chodźcie też zobaczyć, bo to warto widzieć, co ci Giętkowscy za cudactwa z tą swoją służbą porobili.

Idzie do okna.

LECHICKI

zrywając się
183

Przyjechali?

Idzie na powitanie środkowymi drzwiami, reszta osób zbliża się okna.

PETRONELA

184

Patrzcie, panowie!

LEONIDAS

śmiejąc się
185

Liberia żółto-zielona, jak jajecnica ze scypiórkiem.

PETRONELA

186

A stangret wygolony jak orangutan.

KWASKIEWICZ

187

I znowu inny powóz.

LEONIDAS

188

Psepysne lando wiedeńskie.

BAJKOWSKI

189

A jakie szory! Do Żuryły. O! Widzi pan — takich panków strofować i karcić, że gubią kraj i do ruiny prowadzą. Przypatrz się pan, jakie zbytki…

ŻURYŁO

idzie do okna
190

O! Prawda. Ogromna prawda. To musi być wielki bogacz?

BAJKOWSKI

wybucha głośnym śmiechem
191

Kto? On! Ha! ha! ha! Toś pan trafił jak kulą w płot. Słyszysz Jasiu — pan Żuryło powiada, że Giętkowski bogacz.

KWASKIEWICZ

192

A toż on ma długów więcej niż włosów na głowie.

BAJKOWSKI

193

Kiedyś miał gruby majątek po ojcu, ale to wszystko poszło na pałace, zbytki, wystawne życie, jazdy za granice…

Przechodzi na lewo.

KWASKIEWICZ

194

Wydawali pieniądze, żeby tym sposobem córkę wydać dobrze za mąż.

BAJKOWSKI

195

Tymczasem pieniądze poszły, a córka została.

PETRONELA

196

Choć mogła była wcale nieźle wyjść za mąż swojego czasu. Ale cóż, pannie zachciało się gwałtem hrabiego, a przynajmniej barona, przebierała, przebierała…

BAJKOWSKI

197

Aż została starą panną.

PETRONELA

198

Skóra i kości, powiadam panu.

LEONIDAS

199

Mumia zasusona.

PETRONELA

ujrzawszy wchodzącą Aurorę z córką
200

A! Powitać kochaną panią. Jakże się pani ma?

Wita się z przesadną uprzejmością.

AURORA

chłodno
201

Dziękuję!

Podaje jej dwa palce na powitanie i sztywny ukłon oddaje kłaniającym się panom.

LEONIDAS

szastnąwszy nogami
202

Szanowanie!

PETRONELA

203

A! Panna Idalia… Jakże ślicznie wygląda… Czy mi się zdaje, że nawet utyła nieco w sobie.

AURORA

niezadowolona, półgłosem do Petroneli
204

Fi donc[20]. Któż widział mówić takie rzeczy przy młodych pannach.

PETRONELA

z ukrytym uśmiechem, ściskając rękę Leonidasa
205

Słyszysz? Ona młoda!

LEONIDAS

206

Jak jagoda po świętym Marcinie[21].

SCENA ÓSMA

CIŻ — GIĘTKOWSKI z LECHICKIM

GIĘTKOWSKI

ubrany po dżokejsku: aksamitna marynarka, takaż czapka dżokejska, szkiełko w oku, szpicruta w ręku, angielskie faworyty, buty lakierowane, kołnierzyk stojący, angielski. Nie wymawia r. Wchodzi żywo i na powitanie obecnych kiwa protekcjonalnie ręką.
207

Bon jour, bon jour[22]. Staje przed Petronelą i kiwnąwszy głową po angielsku. Madame![23] Do panów. Messieur![24] A! Bajkowski! Comment vous portez-vous?[25] Hę…

Podaje dwa palce.

BAJKOWSKI

kpiąco
208

So… so… pasablowato.

GIĘTKOWSKI

209

A co? Widzieliście mój zaprzęg… hę? Szyk… co? N'est ce pas?[26] Woła przez okno. Dżon! Po chwili. Dżon!

LECHICKI

210

Nie słyszy…

GIĘTKOWSKI

niecierpliwie
211

Dżon!

BAJKOWSKI

212

Jasiek! Śmieje się. Widzisz, jak usłyszał.

GIĘTKOWSKI

za okno woła
213

Przejedź no parę razy koło gazonu. Do obecnych. A co? C'est de plus grand chic?[27] Hrabia Artur ma kubek w kubek takie landan, takie konie, szory, wszystko. On peut le dire[28], że my mamy toujours[29] jednakie gusta — a przy tym uderzające podobieństwo, stąd często zabawne qui pro quo[30]. Idzie do Żuryły, gdyż inni odchodzą na bok, żeby ich nie nudził. Raz na przykład — uważasz — spostrzegłszy, że to nieznajomy. A, pardon[31]. Do Lechickiego, półgłosem. Qui est cette personne[32]?

LECHICKI

214

Panowie się nie znacie: pan Żuryło, pan…

Dalej po cichu.

PETRONELA

z udanym zajęciem
215

Więc Karlsbad tak się paniom podobał?

AURORA

216

Ależ to, je vous assure[33], prawdziwe Eldorado. To nie nasze galicyjskie wody. Powiadam pani, co za stroje, jakie zabawy.

IDALIA

chuda, wysoka, malowana, sentymentalna
217

A jaka okolica!

AURORA

patrząc na córkę z miłością
218

Moja Idalcia przepada za naturą.

BAJKOWSKI

do Kwaskiewicza
219

A sama tyle sztuki używa.

Śmieje się ukradkiem i pokazuje gestem, że się maluje.

AURORA

220

Ażebyście państwo wiedzieli, co za towarzystwo! Une créme du société[34] z Paryża, z Londynu, z Ameryki — tout le monde[35] — pełno hrabiów, baronów, książąt.

BAJKOWSKI

do Żuryły
221

Słyszysz pan, już wyjeżdża z hrabiami.

AURORA

222

A wszystko to takie grzeczne i uprzejme. Idalcia była tak emablowana[36], adorowana.

GIĘTKOWSKI

zbliża się, odszedłszy od Lechickiego
223

Opowiedz no, ma chère[37], państwu o tym księciu…

AURORA

224

O księciu Tutafoni?

BAJKOWSKI

śmiejąc się
225

Tutafoni!… Także nazwisko!

GIĘTKOWSKI

poważnie
226

Bardzo znakomite — parole d'honneur[38] — czytałem w almanachu. Jest to familia włoska, ale od dawna już we Wiedniu osiadła, skuzynowana z najwyższymi sferami. Cioteczna siostra księcia jest rodzoną stryjenką żony jednego z ministrów — a stąd osobą niezmiernie wpływową.

AURORA

227

No i wyobraźcie sobie państwo, że tak wysoka figura, taki pan, taki magnat, fatygował się własnoręcznie, aby podnieść Idalii książkę, którą ona zostawiła przez zapomnienie w Belle-vue na ławce.

KWASKIEWICZ

do Bajkowskiego
228

Nie dałbym trzech groszy, czy jej tam umyślnie nie zostawiła.

AURORA

229

Ledwieśmy uszły kilkanaście kroków od tego miejsca, gdy wtem — patrzymy — jakiś mężczyzna, już w pewnym wieku, poważny i bardzo dystyngowany, zbliża się do nas i powiada: Pardonnez-moi mes dames, vous avez oublie un livre[39] — i to mówiąc, z wyszukaną galanterią, podaje Idalii książkę — ona się zarumieniła jak jutrzenka, on się ukłonił — i odszedł.

BAJKOWSKI

230

No i cóż w tym tak nadzwyczajnego, że jakiś tam książę oddał książkę, która nie do niego należała?

GIĘTKOWSKI

231

Jak to? Nie domyślasz się, że to był tylko pretekst, aby zbliżyć się do moich pań — faire une connaissance[40].

PETRONELA

do Aurory
232

No i poznał się z paniami?

AURORA

233

Byłby to niewątpliwie uczynił i po tym wypadku złożył nam wizytę, ale niestety tego samego dnia wyjechał do Wiednia, gdzie go jakieś ważne sprawy powoływały.

PETRONELA

z udanym współczuciem
234

Co za szkoda! Gdyby nie to, kto wie, czy panna Idalia nie byłaby już dzisiaj księżną.

IDALIA

wstaje zażenowana
235

Maman[41], może pójdziemy do babci. Do Lechickiego. Czy mama pańska jest widzialną?

LECHICKI

236

Proszę, bardzo proszę.

Idzie naprzód i otwiera drugie drzwi na lewo.

AURORA

wstaje
237

Et bien[42]!… Chodźmy ją powitać.

PETRONELA

wstaje także
238

Musi jej pani opowiedzieć o tym powodzeniu panny Idalii w Karlsbadzie… To tak, jak historia z tysiąca i jednej nocy.

Zatrzymują się przy drzwiach, ceremoniując się.

AURORA

239

Proszę.

PETRONELA

cofając się
240

O… nie… Po starszeństwie!

AURORA

na stronie
241

Impertinente[43]!

Wychodzi — za nią Petronela i Leonidas.

SCENA DZIEWIĄTA

JULIUSZLECHICKIKWASKIEWICZGIĘTKOWSKIŻURYŁO — potem SŁUŻĄCY

JULIUSZ

wchodzi z prawej prędko z teką, z papierami, z miną człowieka zajętego i zamyślonego
242

Przepraszam panów za spóźnienie, ale musiałem pierwej zebrać trochę myśli, uporządkować papiery.

BAJKOWSKI

witając się z nim serdecznie
243

Julku kochany, my tu na ciebie jak na Mesjasza czekamy.

JULIUSZ

chłodno, z powagą
244

A więc proszę panów zająć miejsca, przystąpimy od razu do rzeczy, bo czas to pieniądz.

GIĘTKOWSKI

siadając wraz z innymi
245

Oui, the time is the money[44] — jak mówi hrabia Artur…

Wszyscy siadają.

JULIUSZ

otwiera tekę na stoliku, wyjmuje papiery, czyta jakąś notatkę, opiera się jedną ręką, chwilę patrzy w ziemię zamyślony, potem zaczyna mówić
246

Panowie!… Nie tajno to nikomu, że nasza Galicja przechodzi obecnie ciężkie czasy.

KWASKIEWICZ

wzdycha i popija
247

Oj, bardzo ciężkie.

JULIUSZ

248

Chwila jest krytyczna, panowie — rolnictwo doszczętnie upada…

BAJKOWSKI

249

Święta prawda! Jak Boga kocham.

JULIUSZ

250

Ameryka z roku na rok zasypuje coraz więcej swoim zbożem targi europejskie… Czyta z notatki: W roku 1880 dostarczyła 7 600 000 hektolitrów zboża. W tym roku dostarczyła go już cztery razy tyle, panowie, bo dwadzieścia osiem milionów trzykroć pięćdziesiąt tysięcy. Progresja szalona!

BAJKOWSKI

251

A to szelmy, te Amerykany.

JULIUSZ

252

Z tego widzicie, panowie, że konkurencja na tym polu jest absolutnie niemożliwą. Trzeba więc nam szukać nowych źródeł zarobku, wytworzyć nowe rodzaje produkcji, na której można by oprzeć rozwój kultury krajowej. A mianowicie…

Bierze do rąk notatkę.

SŁUŻĄCY

który wszedł przed chwilą z telegramem
253

Proszę pana.

LECHICKI

półgłosem, niecierpliwie
254

Cicho! Czego chcesz? Nie przerywaj teraz.

SŁUŻĄCY

pokazuje telegram
255

Telegram, proszę pana.

LECHICKI

odbiera i czyta adres
256

To do ciebie, Julku. Oddaje mu. Telegram z Wiednia.

JULIUSZ

zmieszany, na stronie
257

Czyby Natalka ośmieliła się do tego stopnia? Rozrywa kopertę i mówi ucieszony. A! nie… Po przeczytaniu. Panowie! Wielka nowina.

BAJKOWSKI

wstaje i zbliża się
258

No… co takiego?

JULIUSZ

259

Książę Tutafoni pragnie nabyć jakie dobra w Galicji i w tym celu wybiera się do nas.

BAJKOWSKI

260

Tutafoni?

Ogląda się na Giętkowskiego.

GIĘTKOWSKI

261

Czy to nie ten Tutafoni, który tego roku był w Karlsbadzie?

JULIUSZ

262

Być może, bo on tam co rok jeździ.

GIĘTKOWSKI

z przechwałką
263

No, to moje panie znają go bardzo dobrze. A ty znasz go także?

JULIUSZ

264

Kolegowałem z jego bratankiem w Hochschule für Bodenkultur[45] — i stąd bywałem częstym gościem w ich domu.

GIĘTKOWSKI

265

W takim razie książę znajdzie się tu w kółku dobrych znajomych.

BAJKOWSKI

266

I będzie miał w czym wybierać, bo tu u nas w Galicji dóbr do kupowania mu nie zabraknie, a ja sam pierwszy…

GIĘTKOWSKI

tajemniczo
267

A ja wam powiadam, panowie, że to kupno dóbr to tylko pretekst, pozór…

BAJKOWSKI

268

Jak to pozór? Dlaczego pozór?

GIĘTKOWSKI

z zarozumiałością i powagą
269

Panowie! Jeżeli figura położona tak wysoko, zostająca w tak intymnych stosunkach ze sferami rządzącymi, raczy się fatygować do takiego kraju jak nasz, leżącego bądź co bądź poza krańcami cywilizacji europejskiej, i chce tu niejako się aklimatyzować, to, panowie, w tym musi się coś głębszego ukrywać. To nie jest bez znaczenia, panowie, to jest fakt niesłychanej doniosłości, panowie, bo to pokazuje, że rząd pośrednio przez tego rodzaju osobistości chce się zbliżyć do nas, poznać nas lepiej.

KWASKIEWICZ

270

Racja, jak Boga kocham, racja.

BAJKOWSKI

271

A ty co myślisz, Julek?

JULIUSZ

z namysłem
272

To być bardzo może.

GIĘTKOWSKI

273

Z tych względów, panowie, ja ofiaruję mój pałac na przyjęcie Jego Wysokości.

BAJKOWSKI

274

Ciekawym bardzo, dlaczego ty?

KWASKIEWICZ

275

Tak. Dlaczego ty, a nie który z nas?

GIĘTKOWSKI

z ironicznym uśmiechem
276

Bo żaden z was, panowie, nie ma domu urządzonego na tej stopie, aby mógł godnie przyjąć tak dostojnego gościa.

BAJKOWSKI

277

E! Mój kochany, księciu pałace nie dziwne. On nie będzie patrzał na pałace, tylko na serca nasze… Uderza się mocno po piersi które każdy z nas otworzy mu chętnie z staropolską gościnnością i uczci wedle sił swoich.

JULIUSZ

278

Panowie! Książę już zrobił wybór i nasz dom raczył obrać sobie na kwaterę.

LECHICKI

zdziwiony i ucieszony
279

Jak to? Nasz?

JULIUSZ

uderzając ręką w telegram
280

Tak donosi mi jego bratanek.

BAJKOWSKI

281

Szczęśliwy ten Lechicki, jak Boga kocham.

Uderza go poufale po ramieniu.

KWASKIEWICZ

282

Taki zaszczyt! Ściska mu rękę. Powinszować ci, Olesiu! Z westchnieniem. Jak się komu szczęści, to we wszystkim.

GIĘTKOWSKI

na stronie
283

Ależ to byłby szkandał, żeby książę miał mieszkać w takiej chałupie. Ja na to nigdy nie zezwolę. Muszę naradzić się z Aurorą.

Wychodzi na lewo do drugich drzwi.

BAJKOWSKI

patrząc za nim
284

Uważaliście, jak Giętkowskiemu mina zrzedła? Diablo mu poszło po nosie, że go ten zaszczyt ominął.

LECHICKI

do Juliusza
285

I kiedyż książę przyjeżdża?

JULIUSZ

patrząc w telegram
286

Dwudziestego lipca.

KWASKIEWICZ

287

A więc od dziś za dwa tygodnie.

LECHICKI

288

To trzeba będzie jakieś porządki porobić, coś przygotować.

JULIUSZ

289

Niech to ojciec już mnie zostawi… Ja się tym zajmę i wszystko urządzę, jak należy.

BAJKOWSKI

klepiąc go po ramieniu
290

A ja ci pomogę. Bo ja, panie, praktyk stary, należałem przecież do tylu komitetów, to wiem, jak, co… Zobaczysz, urządzimy mu przyjęcie, że to ha! — banderie, ognie sztuczne, obrazy żywe, krakowskie wesele, bo oni to tam w Wiedniu pasjami lubią.

KWASKIEWICZ

wchodząc między nich
291

Za pozwoleniem, daruj mój kochany, ale i my także chcemy wziąć udział w przyjęciu tak dostojnego gościa.

LECHICKI

292

A to się rozumie. Wszyscy przyjmować go będziemy.

JULIUSZ

293

Szlachcic, PolakCała szlachta stanie jak jeden mąż.

BAJKOWSKI

294

Tylko, panowie; czy fraki, czy kontusze? Chwila milczenia, wszyscy patrzą po sobie. Bo to ważne, panowie. Julek, jak ty sądzisz?

JULIUSZ

wahająco
295

Ja myślę, że rząd nie miałby nic przeciw temu, gdybyśmy wystąpili w kontuszach.

KWASKIEWICZ

296

Trzeba nam się dobrze nad tym zastanowić, panowie, żeby nie palnąć bąka. A może by było dobrze poradzić się starosty?

LECHICKI

297

Ja myślę, że to zbyteczne. Teraz przecież kontusze są dozwolone, nawet na balach dworskich bardzo dobrze są widziane.

JULIUSZ

298

Tak. Książę Adam zrobił furorę w Burgu swoim kontuszem.

BAJKOWSKI

299

A więc kontusz — zgoda. Wystąpimy, panie, jak prawdziwi Sarmaci — kontusze, karabele, hej, ha! Hejże, ha! Zatańczymy im, panie, mazura, poloneza… Niech znają Niemcy, jaki to u nas animusz do tańca.

ŻURYŁO

300

To wszystko bardzo ładnie, ale powiedzcie mi panowie, co ten książę zrobił takiego, że go tak honorujecie.

BAJKOWSKI

301

Co zrobił — nic, cóż my to Żydy, żeby zaraz geszefty[46] robić!

ŻURYŁO

który dotąd siedział na boku, wstaje
302

No, to teraz może pan Juliusz przeczyta nam dalszy ciąg swego programu.

BAJKOWSKI

303

A dajżeż nam pan pokój z programem. Także trafił! Właśnie teraz czas na to.

LECHICKI

304

To prawda. Mamy zaledwie dwa tygodnie na zrobienie wszystkiego.

BAJKOWSKI

305

Trzeba nam się będzie diablo zwijać.

JULIUSZ

składa tekę
306

Narady odłoży się na czas wolniejszy.

KWASKIEWICZ

307

A to się rozumie. Narady nie uciekną, a tu książę pilnieszy.

BAJKOWSKI

308

Przede wszystkim, panowie, trzeba wybrać komitet: prezesa, wiceprezesa i sekretarza. Następnie podzielimy się na sekcje: sekcję przyjęcia, gospodarczą, dekoracyjną itd. Któż prezesem? Ja proponuję Lechickiego.

KWASKIEWICZ

309

Brawo, brawo!

JULIUSZ

310

Brawo!

Biorą go pod ręce i sadzają za stołem.

ŻURYŁO

na przodzie sceny, kiwając głową
311

I oni się dziwią, skąd się biorą ciężkie czasy.

Zasłona spada — koniec aktu I

AKT II

Ten sam pokój, tylko do niepoznania zmieniony. Inne obicia, inne meble, lustra, dywany, portiery, to wszystko bogate i wspaniałe. Klomby kwiatów po bokach, wśród nich posągi; nad drzwiami herb Lechickich Nałęcz, otoczony zielenią i chorągwiami ozdobiony.

SCENA PIERWSZA

LECHICKISŁUŻĄCY — po chwili LOKAJ — potem BRONIA

SŁUŻĄCY

trzyma koniec pasa, około którego Lechicki się okręca, aż dochodzi do lustra
312

Znowu źle! Teraz węzeł wypadł z tyłu.

LECHICKI

zniecierpliwiony
313

Cóż u licha z tym węzłem?… To z boku, to z tyłu… a nie tu, gdzie trzeba!… Przecież powinieneś to umieć.

SŁUŻĄCY

314

A skąd, proszę pana? Dawniej panowie nigdy się po takiemu nie przebierali.

LECHICKI

jw.
315

No, to cóż zrobimy?

SŁUŻĄCY

316

Może by Mośka zawołać, on to umie, bo zawsze w pasie chodzi.

LECHICKI

317

Głupiś!… Trzymaj! Okręca się znowu. No, niech będzie!… Teraz jako tako. Wiąż!

LOKAJ

w kamaszach, w liberii bogatej, wychodzi z prawej i idzie na lewo, niosąc bukiety w wazonach

LECHICKI

do lokaja
318

Pan Juliusz już gotów?

LOKAJ

319

Kończy się ubierać, proszę pana.

LECHICKI

320

A banderie wyjechały już naprzeciw księcia?

LOKAJ

321

Właśnie ich tam pan Bajkowski szykuje za stodołami.

Wychodzi.

SŁUŻĄCY

wiążąc pas
322

Będzie bieda z tymi muzykantami, proszę pana.

LECHICKI

323

No, dlaczego?

SŁUŻĄCY

324

Zwyczajnie, jak Żydy — do konia to niewłożone, więc mają strasznego boja. Ja myślę, że oni nie dosiedzą na tych koniach.

BRONIA

w negliżowej sukience i fartuszku, wchodzi z lewej, zarumieniona od gorąca w kuchni
325

Mój ojczulku, niech też ojciec idzie do tych kucharzy i zburczy ich porządnie, bo ja sobie już z nimi rady dać nie mogę… Takie to butne, nieusłuchane, że okropność!

LECHICKI

326

Ale bo widzisz, moja kochana, to nie tacy zwyczajni, odpustowi kucharze, co ich można traktować byle jak… To artyści w swoim rodzaju. Kosztowało to niemało trudu i pieniędzy, żeby ich sprowadzić ze Lwowa na tych kilka dni.

BRONIA

327

Toteż zbytkują i wydziwiają, że strach!… To im złe, to niedobre; ten woła cukru, tamten madery, a masła to mi już cały zapas wyszafowali.

LECHICKI

328

No, to darmo, moja kochana — jak trzeba, to trzeba. Cóż ja na to poradzę? Skoro Julek tak zadysponował…

BRONIA

329

Ach, ten Julek! Żeby ojciec wiedział, co on nie nasprowadzał różnych rzeczy z miasta — całą furę tego: jakieś morskie ryby, marynaty, delikatesy, dziwolągi jakieś — ja tego wszystkiego, jak żyję, nie widziałam… A co win, szampanów, koniaków!… Co to wszystko musiało kosztować!

LECHICKI

z tonu głosu widać, że sam także niezadowolony z tych wydatków
330

Ha, darmo — cóż robić?… Taki pan, widzisz, ma wybredne gusta. Nie można go przecież przyjąć byle czym.

BRONIA

331

Mój Boże, czy też to nie grzech, dla jednego człowieka, co nas ani ziębi, ani grzeje, robić tyle zachodów i przewracać cały dom do góry nogami?

LECHICKI

332

No, no… A ty byś lepiej poszła ubrać się, bo księcia co tylko nie widać.

BRONIA

333

O! Niech się tatuńcio nie boi, już ja będę na czas… Wdzieję tylko białą sukienkę, wplotę jaką wstążkę do włosów i cała parada, bo babunia powiada, że dla młodej panienki to wystarczy.

Spojrzawszy w okno, zaczyna się śmiać.

LECHICKI

334

Z czego się śmiejesz?

BRONIA

335

Ach, jak to komicznie wygląda!

LECHICKI

336

Co takiego?

Idzie ku oknu.

BRONIA

337

Ci Żydzi za krakowiaków poprzebierani… ha, ha, ha!

LECHICKI

zirytowany
338

No, cóż tak śmiesznego?… Skoro nie można było dostać innej muzyki.

BRONIA

339

Ależ to można umrzeć ze śmiechu! A jak zabawnie trzęsą się na tych koniach! Muszę się temu z bliska przypatrzeć!…

Wybiega środkiem.

LECHICKI

patrząc w okno, kwaśny, niezadowolony
340

Ma rację… To okropnie Purim[47] przypomina.

SCENA DRUGA

LECHICKIJULIUSZSŁUŻĄCY

JULIUSZ

wchodzi z prawej, we fraku, do służącego
341

Idź, powiedz Matlachowskiemu, żeby kazał koło gumna[48] poustawiać stoły i wytoczyć beczkę wódki dla ludzi. Po wyjściu służącego, zwracając się do ojca. No, a co?… Jak się ojcu podoba urządzenie? Wskazuje na pokój. Wspaniałe?… Hę?… Ci wiedeńscy tapicerzy to prawdziwi czarodzieje, w ciągu dwóch tygodni zmienili nasz dom do niepoznania, ze starej rudery zrobili prawdziwe cacko, aż miło spojrzeć. Prawda?…

LECHICKI

342

Tylko że to wszystko diabelnie kosztuje…

JULIUSZ

343

Mój ojcze, jak przyjąć, to już jak się należy — ja inaczej nie rozumiem. Zresztą cóż znaczy tych głupich parę tysięcy wobec tej pozycji, jaką zyskujemy w świecie przez przyjazd księcia, i protekcji tak wpływowej osobistości w Wiedniu. A przy tym, mam tu jeszcze jeden planik w perspektywie…

LECHICKI

zaciekawiony
344

No, cóż takiego?

JULIUSZ

bierze ojca pod rękę i, idąc, mówi ciszej i tajemniczo
345

Uważa ojciec, z księciem przyjeżdża jego bratanek, mój kolega i przyjaciel. Chłopak młody, przystojny, majętny i ma wielką przyszłość przed sobą — kto wie, czy nie uda mi się wyswatać go z Bronią.

LECHICKI

346

Jak to z Bronią? Przecież ona ma już swego narzeczonego.

JULIUSZ

347

E! Cóż to za partia?… Szlachetka na nędznej wioszczynie!

LECHICKI

348

Wcale nie nędzna!

JULIUSZ

349

A choćby, zawsze to nie ma porównania z Edwardem i jeżeli tylko on zechce, to byłoby śmiesznością dla jakichś tam skrupułów odrzucać taką partię. Trzeba być praktycznym, mój ojcze!

SCENA TRZECIA

CIŻ i BAJKOWSKI

BAJKOWSKI

w kontuszu, wchodzi zasapany i ociera pot z czoła
350

A niech licho porwie, co ja miałem kłopotu z tymi Żydami! Siada. Wyobraźcie sobie, ledwie za bramą konie puściły się drobnym kłusem, oni w krzyk, jakby ich kto zarzynał… gewałt!… aj waj!… Konie się spłoszyły, zaczęły ponosić, a moi Żydkowie fajt, fajt na ziemię jeden po drugim, i za żadne skarby świata nie można ich było potem namówić, żeby powtórnie dosiedli konia. Prosiłem, groziłem, beształem, nic nie pomogło.

JULIUSZ

śmiejąc się
351

No i cóż ostatecznie zrobiłeś?

BAJKOWSKI

352

Ha, cóż?… Musiałem konie odesłać do stajni, a ich umieściłem w klombie przy bramie i tam będą grać na powitanie księcia.

LECHICKI

353

Daleko lepiej…

JULIUSZ

354

No, a cóż z resztą?

BAJKOWSKI

355

Wszystko już gotowe. Skoro tylko banderie[49] otaczające powóz księcia ukażą się na gościńcu, wnet zaczną walić we wszystkie dzwony na wieży, bić z moździerzy, muzyka w krzakach grać, a lud wiejski sypać kwiaty i krzyczeć wiwat. To będzie szalony efekt…

LECHICKI

ściska mu rękę
356

Poczciwy Maciuś… Bóg ci zapłać, że nam tak dzielnie pomagasz.

BAJKOWSKI

rozrzewniony, ściskając równocześnie rękę Lechickiego z jednej, a Juliusza z drugiej strony
357

Moi kochani, przecież mnie znacie, wiecie dobrze, że Bajkowski nie zwykł się nigdy usuwać od pracy dla kraju. Czy to odpust, czy bankiet, czy uroczystość jaka, Bajkowski wszędzie pierwszy, bo u mnie dobro publiczne przede wszystkim. Wiesz, Julku, nie zaszkodziłoby, żebyś przy sposobności zwrócił na mnie uwagę księcia, natrącił[50] mu co nieco o moich zasługach dla kraju. Nie idzie mi o marne tytuły lub ordery, uchowaj Boże, chyba gdyby gwałtem chcieli, ha… w takim razie… Chcę tylko, żeby tam w górze wiedziano o Bajkowskim. Powiedz mu, że może liczyć na mnie jak na Zawiszę — czy zechce starać się o mandat poselski, czy o co innego. Bajkowski oddaje mu się cały, duszą i ciałem, do dyspozycji. Oddam mu nawet wiosczyznę moją, jeżeli zechce, i to bez żadnych pretensji.

LECHICKI

zdziwiony
358

Jak to, gratis?

BAJKOWSKI

359

Jak Boga kocham. Niech tylko spłaci sobie żydowskie długi…

LECHICKI

360

A tak!

BAJKOWSKI

361

A mnie wyrobi na stare lata jaką synekurkę[51], gdzie bym mógł spokojnie pracować dla dobra kraju, to niczego więcej nie żądam, jak was kocham!

JULIUSZ

śmiejąc się
362

Bardzo wierzę!

BAJKOWSKI

ściska rękę
363

Tylko mu przemów tak do serca, mój złoty!

JULIUSZ

364

Dobrze, dobrze.

LECHICKI

365

Może teraz zobaczymy salę jadalną, czy już wszystko tam przygotowano.

BAJKOWSKI

366

Tak, to najważniejsze. A przy tej sposobności może przetrącimy co nieco, bo mnie już diabelnie głód mruczy po kiszkach, a do obiadu jeszcze daleko.

LECHICKI

367

Więc chodźmy!

Wszyscy wychodzą na prawo.

SCENA CZWARTA

AURORAIDALIA — potem GIĘTKOWSKI

IDALIA

w balowej toalecie
368

Maman, czy to prawda, co mówi babunia, że jestem zbyt decolté[52].

Staje przed lustrem.

AURORA

369

Mais non, ma chère[53]! Dla jakichś tam zaściankowych szlachetków to może być za wiele, ale dla księcia nigdy nadto, wierz mi. On w wielkim świecie przyzwyczajony do tego.

IDALIA

stając przed matką
370

Więc maman uważasz, że tak dobrze będzie?

AURORA

371

Ależ cudownie, prześlicznie, zachwycająco! Gdy cię książę zobaczy w tej toalecie, do reszty głowę straci!

IDALIA

372

Ach, maman, gdy pomyślę o naszym spotkaniu, tak wzruszoną się czuję, że jestem gotowa zemdleć!

AURORA

namyślając się
373

Ha, jak uważasz moja droga, ale może by to było mauvais genre[54]. Attendez[55] — pomówię z ojcem — il est au courant[56] takich spraw sercowych.

GIĘTKOWSKI

wchodzi środkiem w kontuszu i poprawia ciągle pas, który na jego chudej figurze ciągle opada
374

Ach, powiadam wam, c'est ridicule[57], jak ta głupia szlachta ślepo wierzy, że książę istotnie przyjeżdża tutaj dla zakupienia tam jakichś dóbr.

AURORA

patrząc na córkę
375

Nikt się nie domyśla, że to dla niej, dla tego naszego anioła, pour notre ange[58]!…

Całuje ją w czoło.

IDALIA

376

Ach, maman!

GIĘTKOWSKI

377

Tylko czy jesteś pewną tego — ma chère?

AURORA

378

To przecież jasne jak słońce. Widział ją w Karlsbadzie, podobała mu się — bo komuż by się nie podobał taki anioł — a że musiał wyjechać i nie mógł wtedy z wami faire une connaissance[59], więc dowiedziawszy się, gdzie mieszkamy, przyjeżdża tutaj — c'est naturellement[60]!

GIĘTKOWSKI

379

Dlaczegóż nie do nas wprost?

AURORA

380

Alfredzie! Alfredzie! Qu-a-tu-dit[61]? Czyżby to wypadało, żeby kawaler starający się o pannę, mieszkał z nią pod jednym dachem? To by była niedelikatność w najwyższym stopniu, wbrew etykiecie wielkiego świata. I to właśnie, że nie przyjeżdża wprost do nas, ale tu, daje mnie pewność, że nasza Idalcia będzie księżną.

GIĘTKOWSKI

381

A jej ojciec, ja sądzę, że książę postara się zapewne o jaki tytulik dla swego teścia, n'est ce pas[62]? Ja sądzę, że co najmniej baron.

AURORA

382

Ach, co najmniej!

GIĘTKOWSKI

chodzi zadowolony
383

Baron… Monsieur le baron[63]… Lubo daleko lepiej by brzmiało: monsieur le comte Giętkowski.

AURORA

patrząc w okno
384

O! Qu'est ce que ca[64]?…

GIĘTKOWSKI

idąc ku oknu
385

Quoi[65]?

AURORA

386

Regarde[66]! Jakiś wspaniały powóz!…

IDALIA

387

To może on!… Ach, maman!…

Omdlewając, siada na fotel.

GIĘTKOWSKI

wyjmując zegarek
388

Ależ dajcie pokój, książę nie będzie tu jak za dobre pół godziny.

AURORA

389

Więc czyjże to może być powóz?…

GIĘTKOWSKI

patrząc przez monokl
390

Nie mam idei! Oprócz nas i hrabiego Artura, nikt tu nie ma podobnego w całej okolicy…

AURORA

391

Powóz zatrzymał się przed gankiem. Lechicki otwiera drzwiczki i wysadza jakąś damę. Cofa się z oburzeniem. Nie… to nie do uwierzenia!… C'est incroyable[67]!

IDALIA

392

Qui est la maman[68]?

AURORA

393

Wyobraźcie sobie: Kwaskiewiczowa!… Kwaskiewiczowa w powozie!… Nie, to jest oburzające!

GIĘTKOWSKI

394

I dziwić się tu, że nędza panuje w kraju, skoro szlachta robi takie zbytki! Bo, że my, c'est naturellement, nasze urodzenie, stanowisko wymaga tego — noblesse oblige[69] — ale żeby taki Kwaskiewicz, taki mizerny szlachetka, to przecież jest nie do darowania.

IDALIA

395

Regarde, maman, co ona ma za suknię, jakie aksamity, koronki…

AURORA

wzruszając ramionami
396

Ona do aksamitów!

GIĘTKOWSKI

397

Come le[70] wół do karety?

AURORA

398

Odejdźmy od okna, żeby nie myślała, że zwracamy na nią uwagę.

Odchodzi z Idalią.

GIĘTKOWSKI

399

Tu as raison[71]. To za wiele dla nich zaszczytu.

Odchodzą na lewo, siadają przy stoliku, biorą gazety i udają zaczytanych.

SCENA PIĄTA

CIŻ — LECHICKIKWASKIEWICZ — potem LEONIDAS — w końcu PETRONELA

LECHICKI

prowadząc pod rękę Kwaskiewicza, wesoło
400

Więc ostatecznie dałeś się namówić na ten powóz?

KWASKIEWICZ

w kontuszu, który na nim wisi niezgrabnie
401

Cóż miałem robić? Jak mi zaczęła baba trajkotać za uszami, narzekać, stękać, że dziś lada Żydówka wozi się powozami, a ona, jakby jaka ekonomska córka, poniewiera się na nędznych dryndulkach, tak dla miłego spokoju, skąd wziąć, to wziąć, a musiałem kupić. Poufnie. Zrobiło się po części ten luksus i dla Leonidasa.

LECHICKI

402

E!

KWASKIEWICZ

403

Żona moja, uważasz, rada by go koniecznie umieścić przy księciu, bo utrzymuje, że on ma wielkie zdolności na dyplomatę. Więc żeby się jakoś lepiej zaprezentować księciu… rozumiesz?…

Mówi dalej po cichu.

LEONIDAS

wpada w krakowskim ubraniu i kłaniając się obecnym, mówi
404

Sanowanie!… Sanowanie!… Sanowanie!… Staje przed Giętkowskimi. A co?… Psepysny ze mnie krakowiacek — co?… Śpiewa: „Krakowiacek ci ja — na całą gromadę”…

AURORA

na stronie
405

Imbecile[72]!

Odwraca się z Idalią w inną stronę.

GIĘTKOWSKI

wstaje, idzie do żony i mówi półgłosem:
406

Plus confidence, que[73]

Dalej cicho.

LEONIDAS

do ojca
407

A co?… Mówił już ojciec panu o moim wirsu?…

LECHICKI

408

O jakim wierszu?

KWASKIEWICZ

409

A coś tam nabazgrał na powitanie księcia.

LEONIDAS

410

Psepysny wiers na ceść księcia!… Niby od ludu, którego mam zascyt być psedstawicielem. Wiers panegirycny. Właściwie to ja nie wiem, co on takiego waznego w zyciu zrobił, bo nic o nim nie cytałem ani nie słysałem, ale od cegóz licencja poetycna. Zrobiłem z niego pirsozędnego bohatera. Tylko ja musę sam ten wirs deklamować, bo inacej cała jego piękność psepadnie.

PETRONELA

wchodzi powoli, nadęta, wystrojona, suknia aksamitna z długim ogonem, ubrana koronkami, na głowie pióra i wachlarz z piór
411

A wiesz pan, panie Lechicki, że urządziłeś dwór wspaniale, cudownie, do niepoznania… Co za komfort, jaka elegancja!

AURORA

do męża
412

Ona się też na tym rozumie!…

PETRONELA

do Leonidasa
413

Patrzaj, teraz udają, że nas nie widzą, a przed chwilą stali wszyscy przy oknie. Zobaczysz, ona tu żółtaczki dostanie z zazdrości. Słodko: A!… witam kochane panie!

AURORA

kładąc gazetę
414

O, to pani!… Doprawdy nie zauważyłam. Takeśmy się z Idalką zaczytały w „Journale amusant”[74].

Witają się grzecznie, ale chłodno.

LECHICKI

zbliżając się do Petroneli, siadającej obok Aurory
415

Ale, co suknia, to suknia, pi-pi, co za ogon!

PETRONELA

wyniośle i z powagą
416

Jestem z zasady przeciwna wszelkim ogonom, ale zrobiłam dla kraju tę ofiarę.

LECHICKI

zdziwiony, z uśmiechem
417

Dla kraju!?…

PETRONELA

z powagą
418

Tak… Żeby książę nie myślał, że tu u nas taka barbaria, jak głoszą wiedeńskie gazety, i że nie wiemy, jak się ubrać na przyjęcie takiej osoby…

AURORA

do Idalii, drwiąco
419

Co ta plecie!

Śmieje się skrycie.

KWASKIEWICZ

do Lechickiego
420

I to trzeba ci wiedzieć, suknia aż z samego Paryża!

PETRONELA

421

O, bo nie ma jak Paryż!… Do Leonidasa. Nie uważałeś, jak pozieleniała?… Ona tu jeszcze zemdleje albo ją szlag trafi, zobaczysz…

SCENA SZÓSTA

CIŻ — BAJKOWSKI — później ŻURYŁO

BAJKOWSKI

wchodzi środkiem
422

Nie, wiecie państwo, to szkandał, szkandał na gruby kamień!

LECHICKI, KWASKIEWICZ, PETRONELA, LEONIDAS

423

No, no, co takiego?

BAJKOWSKI

424

Wyobraźcie sobie… Żuryłowie przyjechali w surdutach! Stary nawet w jakiejś kapocie czy czamarze!

WSZYSCY

z oburzeniem
425

Być nie może!

BAJKOWSKI

426

Jak was kocham!

LECHICKI

idzie do okna
427

Gdzież oni są?… Nigdzie ich nie widać!

BAJKOWSKI

428

Zajechali przed stajnię, żeby odprzęgnąć konia, bo nawet furmana ze sobą nie wzięli.

PETRONELA

429

To jest lekceważenie nas wszystkich!

GIĘTKOWSKI

430

A przede wszystkim księcia!

BAJKOWSKI

431

Jak Boga kocham, nie wytrzymam i palnę im takie verba veritatis[75], że im aż w pięty pójdzie!

GIĘTKOWSKI

patrząc przez okno
432

Voila[76], idzie tutaj ten oryginał!

AURORA

zrywając się z Idalią, do męża
433

Chodźmy, mon chère, bo ja nie życzę sobie wcale spotkać się z tym gburem!

Wychodzi z Idalią środkiem.

ŻURYŁO

wchodzi środkowymi drzwiami, w czamarze z pętlicami, kłania się wychodzącym, przypatrując się im z podziwem, potem wchodzi na scenę również zdziwiony
434

Sługa, służka łaskawych pań i panów… Miły Boże, a cóż to za prześliczna maskarada!… Wszyscy tak poubierani, że poznać trudno! A, pani Kwaskiewiczowa dobrodziejka, dalibóg nie poznałem także, bo pani dobrodziejka wygląda dziś co najmniej na księżnę. I mówią, że bieda w kraju, że ciężkie czasy, a toż nabob[77] by suciej[78] swojej żony nie wystroił.

BAJKOWSKI

435

A cóż pan chciałeś, żebyśmy kapoty powdziewali, jak pan?

ŻURYŁO

436

Ta to, dobrodzieju, moja świąteczna kapota, od wielkiego dzwonu, a ja także!

BAJKOWSKI

437

Być może, tylko wcale niestosowna na przyjęcie takiego dygnitarza jak książę.

ŻURYŁO

438

Jeżeli ja się panu Bogu prezentuję w takim stroju co niedzielę…

KWASKIEWICZ

439

To inna rzecz Pan Bóg, a inna książę!…

ŻURYŁO

440

Ha, jeżeli panowie uważacie, że książę coś lepszego od Pana Boga, to ja mu się gotów na oczy nie pokazywać, żeby go nie obrazić tą kapotą!

BAJKOWSKI

441

Tobyś pan najmądrzej zrobił!

LECHICKI

442

Ależ Maciusiu! Proszę cię, daj spokój!

BAJKOWSKI

443

Ja wiem, co mówię, i nie cofam tego, com powiedział. Bo jeżeli książę fatyguje się tyle mil do nas, to nasz psi obowiązek przyjąć go, jak należy, i dać mu poznać nas i nasz kraj!

Odchodzi.

ŻURYŁO

idąc za nim
444

Ależ łaskawco dobrodzieju! Jeżeli idzie o to, aby ten pan poznał istotnie nasz kraj, to powinniśmy stanąć przed nim w łachmanach i dziurawych butach, bo to dopiero byłby rzeczywisty obraz naszego kraju! No, nie?

PETRONELA

445

Chodź Leonidasie, ja kazań słuchać nie potrzebuję!

Wychodzi środkiem, oparta na ręku syna.

BAJKOWSKI

446

Racja! Co będziemy słuchać takich bredni… Chodź, Jasiu!

Wychodzi z Kwaskiewiczem pod rękę.

ŻURYŁO

patrząc za nimi, kiwa głową
447

Prawda w oczy kole! Do Lechickiego. Wypłoszyłem ci gości, panie Lechicki. Siada przy nim. Nic nie szkodzi! Lepiej, że sobie poszli, pogadamy swobodniej o naszych interesach. Przysuwa się. Bo ja tu przyjechałem do kochanego pana ułożyć się względem weseliska. Może byśmy to z dożynkiem złączyli… hę? Co? Byłoby i taniej, i ładniej.

LECHICKI

448

Jak to?… Teraz… już?…

ŻURYŁO

449

A na cóż czekać? Szkoda czasu na długie amory. Skoro się kochają, niech się żenią i kwita.

LECHICKI

kwaśno, niechętnie
450

Ależ to niemożliwe! Wyprawa jeszcze niegotowa. Bronia dopiero na święty Michał[79] pojedzie ze mną do miasta nakupić materii na suknie.

ŻURYŁO

451

A to po co? A komuż ona te jedwabie będzie pokazywać na wsi? Krowom na pastwisku albo chłopom w kościele? Czyż to nie szkoda pieniędzy na takie zbytki?

LECHICKI

wstaje zniecierpliwiony
452

Przecież trzeba mieć wzgląd na godność, na stanowisko. Cóż by świat na to powiedział? Przecież to szlachecka córka!

ŻURYŁO

453

Toć nią będzie, choćby i w perkalikach[80]. A wierz mi, dobrodzieju, że szkoda wyrzucać grosz na takie fatałaszki!…

LECHICKI

jw.
454

Być może, być może, ale daruj, kochany panie, teraz nie pora gadać o tym, kiedy lada chwila spodziewam się dostojnego gościa. Daruje pan, ale muszę jeszcze wydać niektóre rozkazy. Pogamy kiedy indziej, później, do widzenia.

Nie patrząc na niego, wychodzi szybko środkowymi drzwiami.

SCENA SIÓDMA

ŻURYŁOBRONIAKAROL — później SŁUŻĄCY

ŻURYŁO

patrząc za odchodzącym
455

O, nie podoba mi się jakoś dzisiaj ten pan Lechicki! Coś w tym jest!…

BRONIA

w białej sukience, wchodzi z drugich drzwi z lewej
456

Cóż, mówił pan z ojcem?

ŻURYŁO

zamyślony, powtarza machinalnie
457

Z ojcem?

BRONIA

458

No bo Karol mówił mi, że pan dziś miał z nim pogadać o nas! I cóż ojciec?

ŻURYŁO

459

Nie chciał wcale mówić o weselu.

BRONIA

wystraszona
460

Dlaczego? Z jakiego powodu?

ŻURYŁO

461

Czy ja wiem? Może ta wizyta księcia tak go zmieniła? Może teraz Żuryło dla jego córki za małą wydaje się figurą.

BRONIA

462

Ależ panie!…

ŻURYŁO

463

U nas takie rzeczy łatwo ludziom zawracają głowy. Ale ja także mam swoją ambicję i prosić się nie myślę. Jak nie — to kłaniam się uniżenie — zabieram Karola i bywajcie zdrowi.

BRONIA

464

A ja? Z płaczem. Cóż wtedy biedna pocznę?

ŻURYŁO

465

Prawda!… O tobie dzieweczko nie myślałem. — Tfu!… Samolub ze mnie paskudny!

BRONIA

rzuca mu się na piersi
466

Ja bym tu umarła z rozpaczy!

ŻURYŁO

467

Więc ty tak bardzo kochasz mego Karola?

BRONIA

468

O bardzo, bardzo!

ŻURYŁO

469

A skoro tak, to nam nie wolno rejterować[81] z placu.

BRONIA

470

Ja poproszę ojca, powiem mu, że ja bez Karola żyć nie mogę, że jak nie pójdę za niego… to nie pójdę za nikogo…

ŻURYŁO

tuląc ją i głaszcząc
471

Przypuścimy do niego szturm ze wszystkich stron.

BRONIA

472

Tylko przed Karolem ani słowa o tym, że ojciec robi jakie trudności. On taki ambitny, to by go ubodło, zmartwiło.

ŻURYŁO

473

Poczciwa dzieweczka i o tym pomyślała. No, dobrze, dobrze, będziemy grali oboje komedię, żeby go nie zmartwić.

BRONIA

żywo dając znak
474

Pst!… Idzie.

KAROL

wchodzi żywo
475

I cóż, ojcze, mówiłeś z panem Lechickim?

ŻURYŁO

udając wesołość
476

A jakże, mówiłem — o, mówiłem!

BRONIA

477

Nawet bardzo długo mówili panowie ze sobą.

KAROL

478

Długo? Dlaczego długo? Czy może pan Lechicki ma jakie wątpliwości? Waha się?

BRONIA

479

Ale gdzież tam…

Daje znaki Żuryle, aby mówił dalej.

ŻURYŁO

480

Owszem — przeciwnie.

KAROL

ucieszony
481

Więc zgadza się? Przystaje?…

ŻURYŁO

482

Ależ rozumie się!

KAROL

483

Cóż mówił?

BRONIA

484

Ucieszył się ogromnie.

KAROL

z żywą radością
485

Czy tak? Ojcze, ucieszył się?

ŻURYŁO

486

Ale ogromnie, powiadam ci, skakał z radości!

KAROL

odetchnąwszy
487

Ach, to dobrze, bo przyznam się wam, bałem się.

BRONIA

488

Czego?

KAROL

489

Sam nie wiem. Ale pan Lechicki wydawał mi się dzisiaj taki jakiś zimny, obojętny.

ŻURYŁO

do Broni
490

A co, nie mówiłem ci?

KAROL

491

Jak to? Więc i ojciec to zauważyłeś?

ŻURYŁO

zmieszany
492

Ja? Ale, zdaje ci się — przeciwnie.

BRONIA

493

Zdawało się panu.

ŻURYŁO

494

Tak, pewnie ci się zdawało.

KAROL

495

Być może. Ale przed chwilą gdyśmy się spotkali, przeszedł koło mnie, jakby mnie nie widział, a raczej nie chciał widzieć.

BRONIA

496

Nie dziw mu się pan. On teraz taki zajęty tym przyjazdem księcia.

Słychać za sceną huk gwałtowny, potem gwar, hałas, wołanie, zamieszanie. Karol biegnie do okna.

ŻURYŁO

497

A to co? Co się tam stało?

KAROL

stojąc przy oknie
498

Wszyscy biegną ku stodołom. Wołają o sikawki.

ŻURYŁO

499

A niechże ręka boska broni, chodźmy Karolu.

Wybiegają szybko.

BRONIA

w oknie, wystraszona składając ręce
500

Matko Najświętsza, Królowo nieba i ziemi! Co to takiego? Giętkowscy, Kwaskiewicze, wszystko to biegnie z ganku w tamtą stronę… Do wchodzącego służącego. Antoni! Co się tam stało?

SŁUŻĄCY

501

E, nic, panienko… Więcej strachu jak czego. A to te fajerwerki, co były przygotowane na przyjęcie księcia, zapaliły się i buchły od razu. Huku było dużo, ale nic się nie stało dzięki Bogu. Idę powiedzieć to starszej pani, żeby się niepotrzebnie nie trwożyła.

BRONIA

głaszcząc go po ramieniu
502

Idź, Antoni, idź, ja tam zaraz przyjdę z panem Karolem i jego ojcem, tylko wrócę od stodół. Służący odchodzi do pokoju babki, Bronia po jego odejściu idzie do okna. A to kto? Jakaś dama elegancko ubrana idzie tu od furtki ogrodowej. Nie znam jej, nigdy jej tu nie widziałam. Ogląda się, jakby szukała kogoś. Wchodzi do domu. Kto tu być może?

SCENA ÓSMA

BRONIA, NATALKA, potem JULIUSZ

NATALKA

w eleganckim podróżnym ubraniu, w białej woalce
503

Nigdzie nikogo, żeby choć spytać można. Spostrzega Bronię. A, jakaś facetka! — Moja mała, gdzie ja bym tu mogła znaleźć pana Juliusza Lechickiego, wszak tutaj mieszka?

BRONIA

patrzy zdziwiona
504

Tak…

NATALKA

505

I jest w domu?

BRONIA

506

Jest. Na stronie. Kto to być może?

NATALKA

507

To idźże mu powiedzieć, że jego znajoma, jego dobra znajoma z Wiednia, chce się z nim widzieć.

BRONIA

508

Pani zna się tak dobrze z moim bratem?

NATALKA

509

Phi! Znaliśmy się jak łyse konie. On mnie nie nazywał inaczej tylko swoją najdroższą Natalką — swoje szacerle — kochaliśmy się, że nie idzie dalej.

BRONIA

510

Więc pani może jesteś jego narzeczoną?

NATALKA

511

Coś więcej, moja ty dzierlateczko.

BRONIA

512

Więcej? Więc chyba żona?

NATALKA

513

Coś w tym rodzaju. Na stronie. A to naiwna gąska.

BRONIA

514

To dziwna rzecz, że Julek nic nam nie wspominał o tym. A może obawiał się, że ojciec nie zgodzi się?

NATALKA

515

A cóż stary miał się wtrącać do tego? Przecież Julek pełnoletni.

BRONIA

516

No tak, ale zawsze…

NATALKA

ujrzawszy wchodzącego Juliusza
517

A, servus!

JULIUSZ

przerażony
518

Natalka!… Broniu, proszę cię, odejdź.

BRONIA

519

Ależ braciszku, ja już wiem wszystko. Ta pani powiedziała mi…

JULIUSZ

520

Proszę cię, odejdź, zostaw nas samych. Potrzebuję rozmówić się z tą panią. Bierze ją za rękę i odprowadza ku drzwiom na lewo. Idź do babci.

BRONIA

ociągając się
521

Ha, skoro tak chcesz…

JULIUSZ

cicho
522

Tylko przed ojcem ani słowa, rozumiesz?

BRONIA

523

Nie bój się, nie powiem ani słóweczka. Odchodząc, mówi na stronie. A więc to z obawy przed ojcem. Biedny Julek.

Wychodzi.

JULIUSZ

wraca do Natalki z miną groźną, a zarazem zakłopotaną
524

Przede wszystkim, którędyś tu weszła?

NATALKA

drwiąco
525

Także pytanie. Przecież nie oknem.

JULIUSZ

526

Widział cię kto?

NATALKA

527

Oprócz tej małej nikt więcej.

JULIUSZ

528

A teraz powiedz, jak śmiałaś wchodzić do tego domu?

NATALKA

529

O wa! Ja nie na takie rzeczy się ośmielałam. Trzeba było odpisywać na moje listy, tobym nie była potrzebowała fatygować się aż tu z Wiednia.

JULIUSZ

oglądając się niespokojnie
530

Mów ciszej, bo gotów kto usłyszeć.

NATALKA

531

Niech słyszy, a cóż mnie to obchodzi.

JULIUSZ

532

Nie zapominaj, że jesteś w uczciwym, obywatelskim domu.

NATALKA

pogardliwie
533

E, mój panie, mnie książęce nie dziwne.

JULIUSZ

gwałtownie
534

Milcz, bo…

NATALKA

535

Spróbuj tylko, a zobaczysz, jaką zrobię awanturę. Mam ja tu swoich obrońców. Tam za ogrodem w powozie, który mnie tu przywiózł ze stacji, czeka mój brat, co był atletą w cyrku Renza, i mój narzeczony, nauczyciel fechtunku. Niech tylko dam znak z tego okna, a wnet zjawią się tutaj i obronią mnie przed każdą napaścią.

JULIUSZ

desperacko
536

Więc czegóż chcesz ostatecznie? Po coś tu przyszła?

NATALKA

537

Dobry sobie, jeszcze się pyta! Cóż to pan myślałeś, że mnie można porzucić jak pierwszą lepszą? Byłam ci wierną blisko półtora roku, a ty zamiast wdzięczności, odjechałeś mnie jednego pięknego dnia tak mir nichts, dir nichts[82] i sądziłeś, że już rzecz skończona. O! Nie, mój panie, z Natalką tak się nie postępuje!

JULIUSZ

538

Przecież u stu diabłów nie mogłaś myśleć, że się z tobą ożenię?

NATALKA

539

Bo bym też nie chciała.

JULIUSZ

540

Ona by nie chciała. Dobra sobie.

NATALKA

541

Jeżeli pan chciałeś zerwać ze mną, to należało to zrobić w godziwy sposób, tak jak robią uczciwi i szlachetni ludzie — pożegnać się.

JULIUSZ

542

No, więc teraz żegnam się z tobą, bądź zdrowa i daj mi święty pokój.

NATALKA

543

O mój panie, ja nie rozumiem takiego pożegnania.

JULIUSZ

544

Więc jakże chcesz u stu lichów, żebym się żegnał jeszcze?

NATALKA

545

Jak? Cóż to, pan nie wiesz, jak się żegnać należy?

JULIUSZ

546

Ależ żeby mnie diabli wzięli, tak nie wiem, o co ci właściwie idzie.

NATALKA

547

To ja panu powiem. Siada i patrząc w sufit, swobodnie mówi. Kiedy hrabia Alfons miał się żenić i musiał rozstać się ze mną, dał mi na ukojenie i otarcie łez sześć blatów po tysiąc guldenów każdy i garnitur szmargdowy za 600 florenów w dodatku. Po chwili. Ernest Goltz, bankier, gdyśmy się rozchodzili, był jeszcze hojniejszy, bo mi ofiarował dwadzieścia tysięcy marek i odwiózł mnie własnym kosztem z Berlina do Wiednia. Wstaje. Otóż to tak, mój panie, żegnają się prawdziwi gentelmeni, a nie tak, jak pan postąpiłeś sobie ze mną. Służącej w ten sposób się nie oddala, a nie dopiero mnie. To było niegodziwie, mój panie, nikczemnie.

JULIUSZ

wybucha gwałtownie
548

Natalka, milcz — bo…

NATALKA

cofa się do okna
549

Czy mam zawołać moich obrońców?

JULIUSZ

ogląda się niespokojnie i mówi na stronie
550

Ha, co za fatalne położenie. Głośno. Więc ostatecznie idzie ci o pieniądze.

NATALKA

551

Spodziewam się. Przecież nie o twoją miłość.

JULIUSZ

552

Więc ileż chcesz?

NATALKA

553

Ile? Po chwili namysłu. Ponieważ nie jesteś ani hrabią, ani bankierem, tylko zwyczajnym sobie szlachetką, więc żądam tylko trzy tysiące.

JULIUSZ

dobitnie
554

Trzy tysiące guldenów!

NATALKA

555

No, przecież nie krajcarów!

JULIUSZ

556

Zwariowałaś?… Trzy tysiące? Za co?

NATALKA

z lekceważeniem
557

No, daj dwa, żeby raz skończyć, bo mnie już nudzi ta cała historia.

JULIUSZ

po chwili namysłu, z rezygnacją
558

Dobrze, dam, ale później, teraz nie mogę, nie mam.

NATALKA

559

Obiecanki cacanki, nie ma głupich.

Siada.

JULIUSZ

niecierpliwie
560

Klnę ci się na wszystko, że nie mam.

NATALKA

bawiąc się parasolką
561

To daj mi weksel.

JULIUSZ

po namyśle
562

Pal cię licho, dam. Nadsłuchuje. Cicho, ktoś tutaj idzie. Wejdź tymczasem do tego pokoju. Wskazuje pierwszy pokój na lewo. Ukryj się tam. Za chwilę przyniosę ci weksel.

NATALKA

563

Cóż, ja się mam chować? Albom ja to kogo zabiła albo okradła?

JULIUSZ

błagalnie
564

Natalko, bój się Boga, zgubisz mnie. Tu idzie o moją reputację. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko ukryj się.

NATALKA

śmiejąc się
565

Jakiś ty zabawny w tej chwili.

JULIUSZ

nadsłuchując
566

Natalko, zmiłuj się…

NATALKA

idąc powoli
567

No, idę już, idę… Ale pamiętaj, że ja mam obrońców.

JULIUSZ

568

Dobrze, już dobrze. Popychając ją delikatnie do pokoju, zamyka prędko drzwi i chowa klucz. A tom wlazł w kabałę!… Niech licho porwie. Karol miał rację.

Ociera pot z czoła i siada zmęczony na kanapie.

SCENA DZIEWIĄTA

JULIUSZ, PETRONELA, LEONIDAS, KWASKIEWICZ, potem GIĘTKOWSKI, AURORA, IDALIA, następnie BAJKOWSKI, ŻURYŁO, KAROL, w końcu BRONIA

PETRONELA

wpada wzburzona, za nią Leonidas i Kwaskiewicz
569

Panie Juliuszu! Co to znaczy? Dlaczego nie chcecie pozwolić, żeby Leonidas wygłosił swój wiersz przed księciem?

LEONIDAS

570

To jest nikcemna intryga!

JULIUSZ

opryskliwie
571

Ależ ja o niczym nie wiem. To zapewne Bajkowski…

PETRONELA

572

Żeby stu Bajkowskich, to mój Leonidas będzie mówił!

LEONIDAS

573

Ja musę sam, bo ten wirs potsebuje wymowy, ucucia.

PETRONELA

574

Ja pójdę do niego i zrobię mu awanturę.

JULIUSZ

wstaje zniecierpliwiony
575

A róbcie państwo, co wam się podoba, tylko mnie dajcie święty pokój.

Odchodzi na prawo.

GIĘTKOWSKI

wraz z Aurorą wprowadzają pod ręce osłabioną Idalię
576

Tu spocznij, ma chère

sadzają ją.

AURORA

577

Idalio, przyjdź do siebie. Do Kwaskiewicza. Ona biedaczka taka nerwowa, ten wypadek z ogniami ją przeraził.

Słychać dzwony i moździerze.

BAJKOWSKI

wpada zalterowany[83]
578

Panowie!… Banderie już widać na gościńcu!… Spieszmy na powitanie księcia!

Wybiega równocześnie z Bajkowskim, który wpadł środkiem; wchodzą z drugich drzwi z lewej Żuryło i Karol i przysłuchują się na boku.

GIĘTKOWSKI

zrywa się, poprawia pas, faworyty, monokl i idzie ku drzwiom środkowym do żony
579

Wy go tu przyjmiecie. Idalia wręczy mu bukiet, a ja idę wysadzić księcia z powozu…

KWASKIEWICZ

zastępując mu drogę
580

Przepraszam, ale Bajkowski mnie ten zaszczyt powierzył.

GIĘTKOWSKI

581

A mnie Juliusz. On tu gospodarzem!

KWASKIEWICZ

582

Niech sobie będzie — ja nie ustąpię!

GIĘTKOWSKI

583

Ani ja!

KAROL

z uśmiechem
584

Ależ panowie — książę zapewne ma dwie ręce, to przecież wystarczy dla was obu.

GIĘTKOWSKI

585

C'est vrai[84]

KWASKIEWICZ

586

A więc spieszmy!

Wybiegają — muzyka zaczyna grać marsza — dzwony i moździerze wciąż się odzywają.

PETRONELA

do syna
587

A ty?

LEONIDAS

z patosem
588

Ja, mamecko? Jak ten lord angielski królowej Elżbiecie, zucę mu mój oberrok pod nogi. Zobacy mama, jaki to salony efekt zrobi!

Wybiega.

PETRONELA

wyciąga za nim ręce
589

Spiesz, mój synu!

ŻURYŁO

na przodzie sceny — na boku — patrząc za odchodzącymi z politowaniem
590

Gdybym nie wiedział kto to, przysiągłbym, że lokaje!

BRONIA

z lewej — do Karola
591

Już jedzie — prawda?

KAROL

592

Podobno!

BRONIA

593

Chodźmy do okna. Stąd najlepiej zobaczymy.

IDALIA

594

Maman, jak mi serce bije.

AURORA

daje jej flakonik
595

Courage[85]ma chère!

ŻURYŁO

zbliża się z uśmiechem do okna
596

No, cóż tam?

BRONIA

597

Powóz zajechał już przed ganek!

Wiwaty — okrzyki „hoch”, wiwat, „er lebe hoch[86]”.

PETRONELA

która zaciekawiona zbliżyła się do okna i patrzy ponad głowy stojących
598

Jakoś nikt nie wysiada!

BRONIA

599

Służący oddaje Julkowi jakieś pismo!

KAROL

600

Telegram!

BRONIA

601

Czyta głośno…

PETRONELA

602

Coś musi być niedobrego — bo wszyscy mają jakieś powarzone miny!

BRONIA

603

I muzyce kazali przestać!

PETRONELA

zaniepokojona
604

Co to być może?

KAROL

605

Idą tutaj wszyscy!

Wchodzą Bajkowski, Kwaskiewicz, Giętkowski, Leonidas, kwaśni i zachmurzeni.

BAJKOWSKI

rzuca czapkę na ziemię
606

A bodaj to siarczyste pioruny!

PETRONELA

607

Co to jest?… Co się stało?… Gdzie książę?

KWASKIEWICZ

machając ręką
608

A diabli go wiedzą!

Siada zły na boku, na przodzie sceny.

PETRONELA

do Bajkowskiego
609

Więc przyjazd odłożony?

BAJKOWSKI

610

In saecula saeculorum[87]!

AURORA

do męża
611

Jak to?

GIĘTKOWSKI

612

Trafiło mu się kupić jakieś inne dobra w Styrii.

BAJKOWSKI

613

I nas w trąbę puścił! — O! Te arystokraty!

IDALIA

omdlewając
614

Maman, słabo mi!

AURORA

cucąc ją
615

Idalio!… Alfredzie!

GIĘTKOWSKI

spieszy na ratunek córce

ŻURYŁO

616

Masz babo redutę!

KWASKIEWICZ

617

Ja przeczuwałem, że się to nie uda, bo my już mamy takie psie szczęście.

Zasłona spada.

AKT III

Ten sam pokój, co w akcie drugim.

SCENA PIERWSZA

MATLACHOWSKI, później JULIUSZ, potem NATALKA

MATLACHOWSKI

wchodzi z prawej.
618

Oj! Coś naszym panom diablo miny spadły na kwintę po tym wypadku z księciem. Siedzą przy stole jak struci — mało co jedzą. Nawet Bajkowski stracił apetyt. A nasz pan — Chryste Jezu — taki zły, że strach. Nic nie mówi, tylko wąsy kręci. I coby nie, tyle przypadków, przygotowań — a tu nic z tego, tylko wstyd, bo jak się to rozniesie po okolicy, to będzie z tego śmiechu niemało. Oj! Diablo sobie ten książę zadrwił z naszych panów. A to wszystko przez pana Juliusza, bo gdyby nie on… Słychać pukanie w pierwsze drzwi na lewo. A tam co? Któż się tam dobywa? Idzie do drzwi. Kto tam?

NATALKA

za drzwiami, z gniewem
619

Proszę mnie puścić, bo ja nie myślę tu siedzieć Bóg wie dokąd!

MATLACHOWSKI

mocno zdziwiony
620

Jakaś kobieta!… Kto to być może?

JULIUSZ

wchodzi z prawej
621

Trzeba korzystać z czasu i zanim goście wstaną od stołu, wyprawić tę… Spostrzega Matlachowskiego. Masz tobie!… Głośno. Czego Matlachowski się tu kręci? Tu nie ma żadnej roboty. Proszę iść sobie.

MATLACHOWSKI

tajemniczo
622

Bo tam, proszę pana, jakaś obca kobieta w pokoju naszej panienki. Słychać przewracanie stołka. O! Jak się tłucze!

JULIUSZ

niecierpliwie
623

Niech Matlachowski nie wtrąca się do tego, co do niego nie należy, i idzie sobie do wszystkich diabłów!

MATLACHOWSKI

na stronie
624

O! Coś mi się to podejrzanym wydaje. Muszę ja to powiedzieć starszej pani, bo to jakaś nieczysta sprawa!

Wychodzi głębią, patrząc spode łba na Juliusza.

JULIUSZ

Przekonawszy się, że Matlachowski poszedł, wraca i otwiera drzwi dobijającej się Natalce, która wchodzi
625

Dlaczego wyprawiasz hałasy, skoro prosiłem, żebyś siedziała cicho.

NATALKA

626

Cóż ty myślisz mnie tu głodem zamorzyć? Skończmy już raz tę sprawę, bo mnie to nudzić zaczyna. Ja muszę iść, tam czekają na mnie.

JULIUSZ

Nasłuchuje
627

Wstają od stołu. Teraz niepodobna. Popycha ją lekko ku drzwiom. Goście tu idą, schowaj się… tędy w żaden sposób wyjść nie można!

NATALKA

wskazuje na pokój, z którego wyszła
628

A tamtędy? Tam są jakieś drzwi z tamtej strony.

JULIUSZ

629

Idź do kredensu. Tam służba ciągle się kreci.

NATALKA

630

To dopókiż ty mnie myślisz trzymać w tym areszcie?

JULIUSZ

631

Musisz zaczekać do zmroku, goście się tymczasem rozjadą, a wtedy łatwiej mi będzie przeprowadzić cię. Przyjdę sam po ciebie. A teraz idź, bo nadchodzą.

NATALKA

632

Ależ ja głodna jak pies!

JULIUSZ

633

Każę ci przynieść co z obiadu — sam przyniosę — tylko idź już… idź. Popycha ją i zamyka. Ach, żeby się to już skończyło!

Wychodzi środkiem.

SCENA DRUGA

LEONIDAS, KWASKIEWICZ, PETRONELA, potem AURORA, IDALIA, w końcu BAJKOWSKI, ŻURYŁO

LEONIDAS

wchodzi z prawej i paląc papierosa, puszcza duże kłęby dymu — ujrzawszy Julka, woła
634

Julek, Julek, pst! Słysys! Poleciał jak salony!… Do ojca, który chmurny, zły, kwaśny idzie za nim, paląc cygaro. Ucieka psed nami, bo mu wstyd, ze się tak okrutecnie zblamował z tym księciem.

Siada obok ojca i zakładając nogę na nogę, pali jak wyżej — kłęby dymu irytują ojca i dlatego je odpędza ręką.

PETRONELA

wchodzi z prawej
635

Ach, skończył się nareszcie ten obiad.

KWASKIEWICZ

636

Obiad? Wzrusza ramionami. To obiad?!… To stypa pogrzebowa! Do Leonidasa. A dajże u sto diabłów pokój z tymi papierosiskami! Dymi i dymi, jak z komina!

Wstaje i odchodzi na lewo.

LEONIDAS

637

Ciekawym, co ojcu moze skodzić, ze ja kuzę!

KWASKIEWICZ

638

Jak ja byłem w twoim wieku, tom jeszcze nie wiedział, co to papieros albo cygaro.

LEONIDAS

639

Totez z ojca i teraz jesce nietęgi kuzac.

KWASKIEWICZ

640

Będziesz ty cicho!… Ja ci dam odzywać się tak do ojca!

PETRONELA

641

Ależ dajżeż chłopcu pokój.

LEONIDAS

642

Tatko dziś nie w humoze, to mu wsystko skodzi.

PETRONELA

całuje Leonidasa w czoło, idąc na prawo

KWASKIEWICZ

643

A z czegóż to mam mieć humor, trutniu jakiś? Namówiliście mnie z matką na te zbytki, zaciągnąłem nowe długi, a teraz co? Pieniądze się rozeszły, a tyś mi został na karku. A!… Rzuca cygaro rozgniewany, potem staje nad siedzącym Leonidasem. I co ja teraz biedny człowiek zrobię z tym nicponiem?

LEONIDAS

wstaje z dumą
644

Juz niech ojca o to głowa nie boli! Niech no ja tylko wysumię, to sobie potem posukam jakiej posaznej panny i ozenię się, a wtedy psy moich zdolnościach, zobacy ojciec, jakie ja sobie stanowisko wyrobię na świecie.

PETRONELA

do męża
645

Słyszysz? Jeszcze będziesz się szczycił takim synem.

Całuje Leonidasa w czoło.

KWASKIEWICZ

646

E!

Macha ręką i na bok odchodzi.

AURORA

wchodzi z prawej, prowadząc Idalię
647

Idalio, zmiłuj się, panuj nad sobą — regarde[88] — patrzą na nas.

Sadza ją na kanapie.

IDALIA

648

Ach, maman, taki zawód! Je perdu tout espoir[89].

AURORA

649

Uspokój się! Pojedziemy na karnawał do Lwowa albo do Wiednia, gdzie zechcesz! Rozerwiesz się, zapomnisz o tym niewdzięczniku!… Wierz mi, to nie był mąż dla ciebie. Pomyśl tylko, jaka różnica wieku! On sam zapewne rozważył sobie niestosowność takiego związku i dlatego nie miał odwagi przyjechać.

BAJKOWSKI

Wchodzi z prawej z Żuryłą pod rękę
650

Pan miałeś święty rozum, żeś się trzymał z daleka.

KWASKIEWICZ

Zbliża się do nich
651

Oj, wielki rozum, żeś się nie dał namówić na te szopki, komedie.

BAJKOWSKI

652

A wszystkiemu temu Lechiccy winni, jak Boga kocham! Jak zaczęli, panie, namawiać, że wypada, że należy, że to jest naszym obowiązkiem, tak, panie, wmówili w nas, a my, osły, daliśmy się wziąć na to.

KWASKIEWICZ

653

Żeby im kasztany z ognia wyciągać własnymi łapami.

ŻURYŁO

654

Jak to?

KWASKIEWICZ

655

No! Bo przecież to jasne, że oni mieli tylko swój interes na względzie. Polowali na tytuły, na ordery.

AURORA

656

A może i na coś więcej!

ŻURYŁO

657

No, na cóż jeszcze?

AURORA

658

Na małżeństwo panny Broni z księciem.

ŻURYŁO

659

Cooo?

AURORA

660

Jak to? Pan tego nie spostrzegłeś?

ŻURYŁO

661

Przyznam się, pani, że anim pomyślał[90].

AURORA

662

Bo pan nie jesteś kobietą.

PETRONELA

663

Ale my, kobiety, mamy nos na takie rzeczy.

BAJKOWSKI

664

Toteż dobrze im tak. Ja ich nie żałuję ani trochę, bo przez ich głupią ambicję myśmy się także dali wystrychnąć na dudków! O! Zjedzą diabła, jeżeli im się uda złapać nas na drugi raz na coś podobnego. Po kiego kroć diabłów mamy się wysługiwać jakimś tam zagranicznym pankom?

ŻURYŁO

665

Brawo! Panie Bajkowski, brawo! Otóż to nazywa się rozumnie mówić! Bo to straszna wada nasza, że się lubimy wysługiwać obcym, popisywać się przed obcymi, szukać pomocy u obcych, zamiast ufać we własne siły.

BAJKOWSKI

666

O, niedoczekanie ich, żeby Bajkowski zrobił jeszcze kiedy coś podobnego! Pójdziemy, panie, o własnych siłach — prawda, co?

ŻURYŁO

667

Tak! Dalej zajdzie, kto się na drugich nie ogląda.

Przechodzi głębią na prawo ku przodowi sceny.

KWASKIEWICZ

668

I nie pozwolimy, żeby lada kto drwił sobie z uczciwych obywateli i traktował ich jak fagasów. Prawda, panie Żuryło!

AURORA

669

Nie pozwolimy się lekceważyć. N'est ce pas, ma chère?

SCENA TRZECIA

CIŻ, GIĘTKOWSKI, potem BRONIA później JULIUSZ i SŁUŻĄCY

GIĘTKOWSKI

Wchodzi tajemniczo na palcach i mówi zniżonym głosem
670

Panowie! Państwo! Powiem wam coś, czego się ani spodziewacie, ani się domyślacie nawet! Coś nadzwyczajnego!

KWASKIEWICZ I BAJKOWSKI

671

Co takiego?

Wszyscy prócz Żuryły zbliżają się i grupują koło niego.

GIĘTKOWSKI

tajemniczo
672

Książę jest tutaj.

KWASKIEWICZ

673

Co?

BAJKOWSKI

przestraszony
674

Gdzie?

GIĘTKOWSKI

675

Tu, w tym domu, u Lechickich.

BAJKOWSKI

ogląda się trwożliwie
676

Rany boskie, a ja tak gębę rozpuściłem na niego.

Zatyka sobie usta.

GIĘTKOWSKI

do Aurory
677

Il est içima foi[91].

IDALIA

678

O ja to przeczuwałam!

AURORA

całuje ją w czoło uradowana
679

Dziecko moje!

BAJKOWSKI

680

E, żartuj sobie zdrów!

GIĘTKOWSKI

681

Ależ jak honor kocham! Parole d'honneur[92]!

BAJKOWSKI

682

Gdyby tak było, tobyśmy go przecież widzieli.

KWASKIEWICZ

683

Tak! Dlaczegóż miałby się ukrywać?

GIĘTKOWSKI

684

Je ne sais pas, mais[93], to wiem na pewno, że jest tu.

PETRONELA

685

Któż to panu powiedział?

GIĘTKOWSKI

686

Kto? Mój spryt… mój zmysł spostrzegawczy i zdolności kombinacyjne. Écoutez[94]!… Wyszedłem sobie na spacer po obiedzie, bo to już mój zwyczaj, że zawsze po obiedzie muszę przynajmniej tysiąc kroków promenować[95] — to pysznie robi, hrabia Artur uprawia ten sport od lat kilku i…

BAJKOWSKI

687

No, no! Do rzeczy! Co nam tam do hrabiego…

KWASKIEWICZ

688

Cóż dalej?

GIĘTKOWSKI

689

Otóż zapaliwszy cygaro, promenuję po ogrodzie, gdy wtem… słucham… ktoś za sztachetami rozmawia po niemiecku, czysto wiedeńskim żargonem. Uderzyło mnie to… Zbliżam się i spoza krzaku bzu widzę jakichś dwóch jegomościów, ubranych z wiedeńskim szykiem — jeden wyglądał na ekswojskowego, a drugi na Stahlmajstra lub coś podobnego. Qu 'est ce que cela[96]? Myślę sobie… Wiedeńczyki tutaj?… Coś mnie piknęło, jakby przeczucie, i wyszedłem przez furtkę, która była uchylona. Gdy mnie zobaczyli, przestali mówić i cofnęli się do powozu, który stał opodal. Ale ja nic, śmiało zbliżam się do nich i pytam, rozumie się także z wiedeńska… Panowie nietutejsi?… Spojrzeli na mnie, jakby się porozumiewali spojrzeniem — i nic nie odrzekli. Więc ja znowu… Panowie może szukacie kogo… jestem tutejszy, mogę panów objaśnić. Oni znowu nic, ani słowa.

BAJKOWSKI

niecierpliwie
690

Ale mówże u sto diabłów raz, co odpowiedzieli ostatecznie, bo tego, czego nie mówili, tośmy wcale nie ciekawi.

PETRONELA

691

Mów pan, mów pan, bo umieramy z ciekawości. Co powiedzieli?

GIĘTKOWSKI

692

Otóż w tym sęk, że nic nie chcieli powiedzieć. Szło im widocznie o zachowanie sekretu. Ale od czegóż dyplomacja. Jak ich zacząłem zręcznie z różnych stron zachodzić pytaniami, wyciągać na słówka, tak w końcu dowiedziałem się, że przyjechali tu w towarzystwie jakiejś osoby, która już poprzednio zawiadomiła tu kogoś o swoim przybyciu, że ta osoba najętym powozem przyjechała tu sekretnie ze stacji kolei, weszła przez furtkę, przez ogród do dworu i obecnie tu się znajduje.

AURORA

uradowana
693

No, to książę… Nie ma wątpliwości…

LEONIDAS

694

Jak amen w paciezu.

KWASKIEWICZ

695

Ale dlaczegóż te tajemnice? To ukrywanie się?

GIĘTKOWSKI

696

Nie wiem! Nie mogłem wybadać. Coś musi być w tym…

ŻURYŁO

697

Ależ panowie! Przecież książę nie szpilka, żeby go można schować do kieszeni, gdyby tu był, tobyśmy go przecież widzieli.

KWASKIEWICZ

698

To prawda!

PETRONELA

699

A tu go nigdzie nie ma!

LEONIDAS

700

Może u Julka! Albo w kancelarii pana Lechickiego.

BAJKOWSKI

701

Byłem tam przed chwilą, nie ma nikogo.

AURORA

702

Chybaby u babci.

GIĘTKOWSKI

703

Bardzo być może!

PETRONELA

704

Czekajcie, pójdę zobaczyć!

Chce iść, wtem słychać hałas w pierwszym pokoju na lewo.

GIĘTKOWSKI

705

Silence[97]. Nadsłuchuje. Avez-vous entendu[98]! Ktoś przewrócił stołek w tamtym pokoju!

AURORA

706

To mieszkanie Broni, pewnie ona.

BRONIA

ukazuje się we drzwiach głównych i mówi do Żuryły
707

Panie Żuryło, czy można pana prosić na słóweczko?

ŻURYŁO

708

Służę ci, aniołku.

Idzie do niej i rozmawiając, odchodzą.

PETRONELA

żywo
709

A więc nie Bronia!

AURORA

710

Tylko książę.

GIĘTKOWSKI

711

Attandez[99]! Zaraz się przekonamy. Idzie do drzwi. Zamknięte! Tryumfująco. A co?

KWASKIEWICZ

712

Nie ma wątpliwości, tam go schowano!

PETRONELA

zgorszona
713

W pokoju córki!

AURORA

714

Fi donc[100]!… Shoking[101]!

LEONIDAS

715

Skandalicne.

BAJKOWSKI

do Giętkowskiego, który zaglądał przez dziurkę
716

Cóż, widziałeś co?

GIĘTKOWSKI

717

Nic. Dziurka zatkana.

JULIUSZ

wchodzi z prawej, za nim służący z dużą tacą, na której potrawy i napoje, spostrzegłszy zgromadzonych, chce się cofnąć.
718

Odnieś to!

KWASKIEWICZ

719

Dlaczego? Czemuż nie każesz zanieść tego obiadu osobie, dla której go przeznaczono?

GIĘTKOWSKI

720

Proszę cię, nie żenuj się[102]. Nie masz powodu robić przed nami sekretu. My wiemy dobrze, kto tam jest.

Klepie go poufale po ramieniu.

JULIUSZ

stawiając się
721

Więc cóż z tego? Jakim prawem wtrącacie się państwo do tego, co mnie tylko obchodzić może?

BAJKOWSKI

722

A, przepraszam cię, mój Julku, gdyby to była osoba prywatna, to mógłbyś z nią robić, co ci się podoba, ale to jest osoba publiczna.

JULIUSZ

gwałtownie
723

Bajkowski, proszę cię!…

KWASKIEWICZ

724

A jako taka, jest własnością nas wszystkich i my mamy równe prawa, jak i ty, do osoby księcia!

JULIUSZ

725

Księcia?

KWASKIEWICZ

726

O, nie spodziewałeś się, że ci wywąchamy tę tajemnicę!

BAJKOWSKI

727

Myślałeś, że wam się uda ukryć go przed nami! Ha, ha, ha!

GIĘTKOWSKI

728

To ja odkryłem! Prawda, jaki ze mnie dyplomata!

JULIUSZ

na stronie
729

Skorzystam z tej pomyłki. Głośno. A więc, skoro już wiecie, nie będę taił dłużej przed wami, że książę jest rzeczywiście w tym pokoju!

GIĘTKOWSKI

730

A co?… Moja kombinacja?

JULIUSZ

731

Ale jest, panowie, incognito, i życzy sobie zachować to incognito do końca.

BAJKOWSKI

Z żalem, prawie z płaczem
732

Ale dlaczego?

JULIUSZ

tajemniczo
733

Względy polityczne!

Kładzie palec na ustach — mina poważna.

KWASKIEWICZ

Powtarza z czcią
734

Polityczne!

BAJKOWSKI

Po namyśle, wzruszając ramionami
735

Nie rozumiem!

GIĘTKOWSKI

Poważnie, do Juliusza
736

Ale ja rozumiem. Tajemnica gabinetu! N'est ce pas? Dyplomatyczna intryga — co, prawda? Bierze go na bok. Jednak, jakkolwiek książę jest niewidzialny dla nikogo, to spodziewam się, że dla nas zrobi wyjątek. N'est ce pas?

JULIUSZ

737

Dla nikogo!

GIĘTKOWSKI

738

A ja ci zaręczam, że zrobi to spécialement pour nous[103]. Skoro się tylko dowie, que ma femme et Idalie sont içi[104] — to z pewnością będzie chciał koniecznie widzieć się z nimi — bo ci powiem pod sekretem, że on tu właściwie dla niej przyjechał.

JULIUSZ

739

Dla kogo?

GIĘTKOWSKI

740

Pour notre Idalie[105]. Do ucha. Zakochany po uszy. Mais silence[106]!

Kładzie palec na ustach i odchodzi do żony i córki, które usiadły na boku na prawo.

PETRONELA

do Juliusza, półgłosem, błagalnie
741

Panie Juliuszu! Wyrób ty mi sekretnie audiencję u księcia. Nie na długo, na parę minut, bym mu mogła powiedzieć kilka słów o moim Leonidasie i polecić jego względom i protekcji.

JULIUSZ

742

To już ja sam zrobię!

PETRONELA

743

O nie! Pan byś nie umiał, bo pan nie jesteś matką, to nie wiesz, jak matka może i umie przemawiać, gdy idzie o szczęście jej najdroższego dziecka! Ja sama muszę mówić z księciem. Ściska go za rękę. Panie Juliuszu! Ja panu do śmierci będę wdzięczną za to. Ściska go znowu. Pamiętaj pan, że losy mego Leonidasa w pańskim ręku.

Odchodzi do męża i syna i rozmawia z nimi.

BAJKOWSKI

łapiąc Juliusza, który chciał się wysunąć z pokoju, i prowadząc naprzód
744

Wiesz, Julku, ja ich tylko stąd wyprawię, a ty mnie potem wprowadzisz do księcia. Dobrze? Widzisz, ja muszę koniecznie wypowiedzieć mój afekt serdeczny dla jego osoby, moje przywiązanie, żeby tam w Wiedniu wiedziano, jakie tu serca biją dla nich. No, cóż? Zrobisz to dla mnie?

Tłucze się po piersiach.

JULIUSZ

zakłopotany
745

To nie zależy ode mnie, muszę pierwej zapytać księcia, czy pozwoli, czy się zgodzi.

BAJKOWSKI

746

Przedstaw mu gorąco, kto jestem, co dla kraju zrobiłem, jakim pałam do niego przywiązaniem, a jestem przekonany, że mi nie zamknie drzwi przed nosem. Powiedz mu.

JULIUSZ

niecierpliwie
747

Ależ nic nie powiem, jak tak ciągle tutaj stać będziecie.

BAJKOWSKI

748

Czekaj! Ja ich tu zaraz wyprawię. Głośno. Panowie! Ponieważ książę życzy sobie pozostać incognito, wiec uszanujmyż jego wolę, choćby przez cześć, jaką mamy dla jego osoby — i oddalmy się!

GIĘTKOWSKI

uroczyście
749

Wola jego jest dla nas rozkazem. Cicho do Juliusza. Pamiętaj. Głośno. Messieurs, allons[107]!

Wychodzi pompatycznie.

PETRONELA

ściska rękę Juliusza
750

Matka cię prosi.

Wychodzi z mężem i synem.

BAJKOWSKI

Do Juliusza
751

Będę czekał tam, w ogrodzie!

Wskazuje na okno.

JULIUSZ

Po wyjściu wszystkich
752

A! Nareszcie! Spotrzega Aurorę i Idalię. Panie tutaj?

AURORA

753

Idalii się słabo zrobiło!

JULIUSZ

754

Bo też tu tak duszno! Parno. Świeże powietrze orzeźwi panią. Służę.

Podaje ramię i wyprowadza obie głębią.

SCENA CZWARTA

LECHICKI, po chwili BRONIA, potem JULIUSZ wreszcie KAROL

LECHICKI

Wchodzi z prawej
755

Cóż ten Matlachowski naplótł mi jakieś niestworzone rzeczy, że w pokoju Broni jest jakaś dama uwięziona, że wzywała pomocy. Próbuje drzwi. A w istocie, zamknięte!… Cóż to ma znaczyć? Hej, kto tam jest, proszę otworzyć!

BRONIA

wchodzi z lewej
756

Ojciec! Boże! Pewno się już dowiedział.

LECHICKI

szarpiąc drzwi
757

Cóż u licha! Bije pięścią. Proszę otworzyć!

BRONIA

rzucając mu się do kolan
758

Ojcze! Błagam cię! Zlituj się!

LECHICKI

759

Bronia? A ty tu czego chcesz?

BRONIA

jw.
760

Ojcze, daruj! Ona niewinna, ona go kocha.

LECHICKI

761

Kto? Kogo… Co ta plecie?… Podnosi ją. O kim ty mówisz?

BRONIA

762

No, o tej nieszczęsnej, która tam jest ukryta.

LECHICKI

763

Więc tam jest rzeczywiście jakaś dama ukryta? Widziałaś ją?

BRONIA

764

I mówiłam z nią. Wyznała mi całą prawdę.

LECHICKI

765

Jaką prawdę?

BRONIA

766

Że się z Julkiem kochają od dawna. Że jest jego narzeczoną — więcej niż narzeczoną.

JULIUSZ

Wraca środkiem i spostrzegłszy ojca, na stronie
767

Teraz ojciec znowu, a co za fatalność!

Chce się cofnąć.

LECHICKI

768

Julek? Co to wszystko ma znaczyć? Co tam za kobieta? Bronia mi mówi.

JULIUSZ

769

Przede wszystkim każ jej ojciec odejść. Oddal się, Broniu, proszę cię!

LECHICKI

do wahającej się Broni
770

No idź, kiedy Julek sobie życzy.

BRONIA

składa błagalnie ręce
771

Ach, ty jej nie przeklniesz ojcze, nie odepchniesz, prawda?

JULIUSZ

bierze ją za rękę
772

Proszę cię, zostaw nas samych, ja już ojcu wszystko wyjaśnię.

BRONIA

całuje ojca w rękę
773

Bądź pobłażliwym, ojczulku! Do Juliusza, który ją do drzwi odprowadza. Odwagi, bracie!

Wychodzi.

LECHICKI

774

A teraz wytłumacz się, co to wszystko znaczy? Czy to prawda, że tam jest osoba, którą kochasz?

JULIUSZ

775

E! Cóż znowu.

LECHICKI

776

Bronia mi mówiła.

JULIUSZ

777

Plecie, sama nie wie co!

LECHICKI

778

Więc któż to jest?

JULIUSZ

779

No, taka sobie zwyczajna znajomość; któryż z młodych ludzi nie ma podobnych grzeszków na sumieniu.

W czasie tej rozmowy Bronia wprowadza Karola, pokazuje mu gestem ojca i Juliusza, i odchodzi.

LECHICKI

surowo
780

Jak to? I taka awanturnica miała czelność wejść w nasz dom, profanować pokój twojej siostry, i ty pozwoliłeś na to?

JULIUSZ

781

Cóż miałem robić? Przyszła tu bez mojej wiedzy, musiałem ją gdzieś ukryć, aby nie zobaczono…

LECHICKI

782

I czegóż chce od ciebie ta kobieta?

JULIUSZ

783

Rości sobie jakieś pretensje, żąda wynagrodzenia.

LECHICKI

784

Skoro żąda, musi mieć do tego jakieś prawa. Należało zapłacić i wyprawić ją co prędzej.

JULIUSZ

785

Nie miałem pieniędzy.

LECHICKI

786

Jak to? A te co wziąłeś za las?

JULIUSZ

787

Wszak wiesz ojcze, że byłem we Lwowie.

LECHICKI

788

No to co?

JULIUSZ

789

Podróż, pobyt przez parę tygodni.

LECHICKI

790

I dwa tysiące reńskich?

JULIUSZ

791

Musiałem przecież żyć na odpowiedniej stopie, przyjmować u siebie, bywać w klubie.

LECHICKI

792

I dwa tysiące reńskich? I ty chcesz się nazywać praktycznym człowiekiem? Sprzedać las, który był świętą relikwią babki, osłodą jej starości, aby w ciągu paru tygodni roztrwonić te pieniądze na hulanki i parady — to twoja praktyczność! Oddałem ci gospodarstwo, abyś je podniósł i stworzył nowe źródła dochodów, a ty co zrobiłeś? Nic, prócz wielkich projektów i długów. O, nic z tego, mój paniczu, wolę ja stary system i od dziś sam znowu będę gospodarował.

JULIUSZ

793

Ojciec chciałbyś mnie tak kompromitować wobec ludzi?

LECHICKI

794

Wolę to niż narażać nasz majątek na ruinę. Naucz się ty pierwej szanować grosza, a teraz przede wszystkim wypraw mi z domu tę lafiryndę. Powiedz jej, że zapłacę, co żąda, tylko niech mi się wynosi co prędzej. Jeżeli nie zechce dobrowolnie, każę wypędzić, psami wyszczuję.

JULIUSZ

795

Ależ zastanów się ojcze — skandal — wstyd!

LECHICKI

chodzi wzburzony
796

Niech będzie. Wstydź się, kiedyś zasłużył na to.

Wychodzi na prawo.

KAROL

na stronie
797

Biedny Julek — trzeba go ratować.

Wychodzi na lewo, drugie drzwi.

SCENA PIĄTA

JULIUSZ, BAJKOWSKI, po chwili PETRONELA, LEONIDAS, KWASKIEWICZ, potem GIĘTKOWSKI, AURORA, IDALIA

BAJKOWSKI

naprzód zagląda, potem wchodzi — cicho
798

A cóż mówiłeś z nim?

JULIUSZ

roztargniony
799

Mówiłem, mówiłem!

BAJKOWSKI

800

No i cóż powiedział?

PETRONELA

wchodzi z mężem i synem i staje z drugiej strony Juliusza
801

Panie Juliuszu, cóż książę?

BAJKOWSKI

do Petroneli i wchodzących Giętkowskich
802

Przepraszam państwa, ale tu nie można teraz wchodzić.

Chce ich usunąć.

PETRONELA

stawiając się
803

Ciekawam, dlaczego nie można. Jeżeli panu wolno…

GIĘTKOWSKI

który wszedł z żoną i córką
804

My wszyscy mamy tutaj równe prawo.

JULIUSZ

zniecierpliwiony
805

Ależ powiedziałem państwu już raz, że książę nie życzy sobie z nikim mówić i nikogo widzieć nie chce.

Wchodzi Lechicki drzwiami z prawej.

GIĘTKOWSKI

wskazując na Juliusza i Lechickiego
806

Jeżeli jednak panowie mogliście być dopuszczeni przed jego oblicze, to dlaczegóż my tylko mamy być wyłączeni? Do Lechickiego. No bo przecież pan się nie zaprzesz, że rozmawiałeś z księciem.

LECHICKI

Patrzy osłupiały na Giętkowskiego i wszystkich
807

Z jakim księciem? Juliuszu, co to ma znaczyć!

KWASKIEWICZ

808

Mój kochany, nie udawaj. My wiemy dobrze, że książę jest tutaj.

LECHICKI

809

Czyście powariowali?

PETRONELA

do Leonidasa — z oburzeniem
810

Jak udaje.

LEONIDAS

811

Swiętosek.

KWASKIEWICZ

812

Znamy się na tym. Chcecie dla siebie wyłącznie mieć księcia i dlatego nie dopuszczacie nas przed jego oblicze.

BAJKOWSKI

813

I nie pozwalacie nam wyrazić naszych najserdeczniejszych afektów.

Bije się po piersi.

GIĘTKOWSKI

814

Ale my coute que coute[108] musimy widzieć się z księciem.

LECHICKI

w pasji
815

Z jakim księciem? Gdzie? Co?

PETRONELA

z gniewem, wskazując pokój
816

Tam! Tam!

LECHICKI

817

Czyście zmysły stracili, tam jest…

JULIUSZ

cicho
818

Ojcze, na miłość boską, nie wyprowadzaj ich z błędu, bo mnie zgubisz! Będę skompromitowany.

KWASKIEWICZ

do Bajkowskiego
819

Uważasz, jak się zmawiają, coś kręcą.

BAJKOWSKI

820

Ale im się nie uda. Podnosi głos. My musimy widzieć księcia, żeby tam nie wiedzieć co.

LECHICKI

z politowaniem
821

Ależ wariaty, miejcież trochę zastanowienia. Gdyby książę był w istocie, dlaczegóż bym go ukrywał? Jakiż miałbym powód?

KWASKIEWICZ

822

My już wiemy jaki!

PETRONELA

823

Bardzo dobrze wiemy.

BAJKOWSKI

824

Chce się wam wyłącznie dla siebie zagarnąć wszystkie korzyści z pobytu księcia.

LECHICKI

oburzony
825

Korzyści? Ja?

GIĘTKOWSKI

826

Tak, pan — pan i pański synalek!

AURORA

z przekąsem
827

A może i ktoś trzeci jeszcze.

PETRONELA

828

My się znamy na takich sztuczkach.

LECHICKI

829

Jak to? Więc posądzacie mnie, że dla osobistego interesu mógłbym dopuścić się takiej podłości, zadrwić sobie z was w tak niegodny sposób? Po chwili. Milczycie? A więc przypuszczacie, że byłbym zdolny do tego?

GIĘTKOWSKI

830

Jeżeli tam nie ma księcia, to dlaczegóż zamykacie drzwi? Dlaczego wzbraniacie nam wstępu?

KWASKIEWICZ

wytykając do Lechickiego palcem
831

A!

LECHICKI

do Kwaskiewicza
832

Więc i ty śmiesz przypuszczać?

KWASKIEWICZ

stula ramiona
833

Nie ja jeden!

LECHICKI

834

Skoro tak, skoro mi nie wierzycie, zaraz się przekonacie. Julek, otwórz drzwi…

JULIUSZ

835

Ale ojcze! Cicho. Zlituj się!

KWASKIEWICZ

do Giętkowskiego i Petroneli
836

A co? Widzicie? Nie chce!

GIĘTKOWSKI

837

Bardzo wierzę!

LECHICKI

do Juliusza, groźnie
838

Otwórz drzwi, mówię.

JULIUSZ

cicho
839

Ojcze, pomyśl, jaki wstyd.

LECHICKI

840

Wolę to, niż żeby mnie miano posądzać o szelmostwo. Gdzie jest klucz?

JULIUSZ

841

Ojcze!

LECHICKI

842

Daj mi klucz. Juliusz wyjmuje powoli klucz. — Lechicki wyrywa mu niecierpliwie i rzuca go na ziemię. Macie, idźcie, zobaczcie tego księcia!

JULIUSZ

W czasie, gdy Bajkowski i Kwaskiewicz otwierają drzwi na stronie
843

Takie upokorzenie to okropność.

SCENA SZÓSTA

CIŻ i KAROL

WSZYSCY

ujrzawszy wchodzącego Karola
844

Pan Karol? Karol?

Cofają się gromadnie.

JULIUSZ

na stronie
845

Karol? Co to znaczy?

KAROL

z uśmiechem
846

Tak! To ja, panowie. Mieliście zupełną słuszność, utrzymując, że książę we własnej osobie raczył ukrywać się w tym domu.

KWASKIEWICZ

do Lechickiego tryumfująco
847

A co, słyszysz?

KAROL

848

Pan Lechicki nie wie o niczym, bośmy to przed nim trzymali w sekrecie. Ja tylko i Julek byliśmy wtajemniczeni.

GIĘTKOWSKI

849

Więc książę jest tam?

Chce iść do pokoju.

KAROL

zatrzymując go
850

Już go nie ma. Przed chwilą opuścił ten dom.

BAJKOWSKI

851

To nieprawda!

KAROL

852

Nie wierzycie państwo. Możecie się sami przekonać, proszę

odstępuje od drzwi, do których się cisną wszyscy, prócz Lechickiego i Juliusza.

LECHICKI

853

Panie Karolu! Co to wszystko znaczy?

JULIUSZ

z wyrzutem
854

Coś ty zrobił?

KAROL

wesoło
855

Nie obawiajcie się, już jej tam nie ma. Zaspokoiłem jej żądania i wyprowadziłem tylnymi drzwiami przez kredens do ogrodu.

JULIUSZ

ściska go za rękę
856

O mój drogi, tego ci do śmierci nie zapomnę.

LECHICKI

857

Poczciwy z ciebie chłopiec. Przyjmij i od biednego ojca serdeczne dzięki, żeś mu oszczędził wstydu i upokorzenia.

KAROL

do wchodzących i skonfundowanych
858

A co, przekonaliście się państwo!

KWASKIEWICZ

859

Jak pech, to pech.

KAROL

860

Pocieszcie się jednak, panowie, tym, że książę, odjeżdżając, polecił mi zapewnić panów z galanterią i panie, o swojej wysokiej życzliwości i powiedzieć wam, że długo w pamięci zachowa tę krótką chwilę spędzoną na naszej ziemi. Kazał z tego powodu wyrazić wam serdeczne podziękowanie za przyjęcie, jakie zgotowaliście dla niego.

BAJKOWSKI

wzruszony ociera łzy i mówi czule
861

Więc wie o naszych zasługach?

KAROL

862

Wie i będzie umiał je ocenić.

KWASKIEWICZ

jw.
863

Jak tu nie kochać takiego pana?

BAJKOWSKI

jw.
864

Ale dlaczegóż odjechał? Dlaczego tak prędko?

KAROL

tajemniczo
865

Względy polityczne.

Szepce do ucha Bajkowskiemu.

BAJKOWSKI

Wysłuchawszy ze czcią, robi ważną minę
866

A!

KWASKIEWICZ

Z ciekawością, do Bajkowskiego
867

Co takiego? Gdy mu Bajkowski powiedział do ucha, robi także poważną minę. A!…

GIĘTKOWSKI

do Kwaskiewicza
868

Co powiedział? Gdy mu Kwaskiewicz mówi do ucha. Domyślałem się tego.

Szepce żonie, ta Idalii, Kwaskiewicz żonie, ta Leonidasowi, wszyscy z wielką powagą przyjmują tę wiadomość.

KAROL

869

Tylko, panowie, sza! Ani słowa przed nikim, bo to tajemnica dyplomatyczna.

WSZYSCY

prócz Lechickiego i Juliusza
870

Pst! Sza!

Przykładając palce do ust.

GIĘTKOWSKI

uroczyście
871

Parol d'honneur!

KWASKIEWICZ

872

Jak sekret, to sekret.

PETRONELA

patetycznie, wskazując na piersi
873

U mnie jak w grobie!

GIĘTKOWSKI

Stojąc w oknie, żywo
874

Panowie! Widzę jeszcze powóz księcia za drzewami.

WSZYSCY

biegnąc do okna
875

Gdzie? Gdzie?

GIĘTKOWSKI

876

W tej chwili ruszył.

IDALIA

słaniając się na matkę
877

Ach, maman!

GIĘTKOWSKI

878

Panowie! Śpieszmy do ogrodu, stamtąd będziemy mogli jeszcze wznieść okrzyk na cześć księcia!

Wybiega, za nim żona i córka.

KWASKIEWICZ

879

Brawo, śpieszmy.

Wybiega z żoną i synem.

BAJKOWSKI

880

Niech choć głos nasz do niego doleci.

Wybiega.

SCENA SIÓDMA

ŻURYŁOBRONIALECHICKIKAROLJULIUSZ

ŻURYŁO

wchodzi z Bronią
881

Powiedzże[109] mi raz, otwarcie, panie Lechicki, czy chcesz mego chłopca za zięcia, czy nie?

LECHICKI

Idąc do niego z otwartymi rękami
882

Ależ chcę! Chcę! Łączy Karola i Bronię, a potem bierze Żuryłę za obie ręce. I piszę się całym sercem na twój system, panie Żuryło, „oszczędnością i pracą”.

ŻURYŁO

883

Brawo! A wtedy nie będziemy już mieli ciężkich czasów!

884

Ściskają się — Karol całuje ręce Broni. Za sceną słychać okrzyki i wiwaty.: „Wiwat!” „Niech żyje!” „Hoch!”

Zasłona spada.

Przypisy

[1]

cechować (daw.) — znaczyć. [przypis edytorski]

[2]

pusować (z fr.) — popychać. [przypis edytorski]

[3]

en gros (fr.) — na wielką skalę. [przypis edytorski]

[4]

à peu près (fr.) — mniej więcej. [przypis edytorski]

[5]

porte-cygar (z fr.) — cygarnica. [przypis edytorski]

[6]

interessant (fr.) — interesant, klient. [przypis edytorski]

[7]

także (daw.) — też; a to dopiero. [przypis edytorski]

[8]

sine qua non (łac.) — konieczny (warunek); dosł. „bez którego nie” (w domyśle: nie można o danej sprawie dalej nawet myśleć). [przypis edytorski]

[9]

sacre bleu (fr.) — przekleństwo: do diaska itp. [przypis edytorski]

[10]

besztać — ostro strofować, ganić. [przypis edytorski]

[11]

skapieć — zginąć, zmarnieć. [przypis edytorski]

[12]

Comemnt vous portez-vous (fr.) — jak się macie; jak się pan miewa. [przypis edytorski]

[13]

bon (fr.) — dobrze. [przypis edytorski]

[14]

magnifika (przestarz.) — żona. [przypis edytorski]

[15]

servus — cześć; formuła potocznego powitania. [przypis edytorski]

[16]

pro bono publico (łac.) — dla dobra publicznego. [przypis edytorski]

[17]

cugowy koń — koń do zaprzęgu składającego się z sześciu lub czterech koni zaprzężonych parami. [przypis edytorski]

[18]

wikt — wyżywienie. [przypis edytorski]

[19]

sursum corda — (wznieśmy) w górę serca. [przypis edytorski]

[20]

fi donc (fr.) — też coś (wyrażenie nagany). [przypis edytorski]

[21]

jagoda po świętym Marcinie — jagoda po dniu św. Marcina, tj. po 11 listopada. [przypis edytorski]

[22]

bon jour (fr.) — dzień dobry. [przypis edytorski]

[23]

madame (fr.) — pani. [przypis edytorski]

[24]

messieur (fr.) — panie. [przypis edytorski]

[25]

Comment vous portez-vous? (fr.) — jak się pan miewa. [przypis edytorski]

[26]

N'est ce pas (fr.) — Czyż nie. [przypis edytorski]

[27]

c'est de plus grand chic (fr.) — jest najszykowniejszy. [przypis edytorski]

[28]

on peut le dire — można tak powiedzieć. [przypis edytorski]

[29]

toujours (fr.) — zawsze. [przypis edytorski]

[30]

qui pro quo (łac.) — wzięcie czegoś za coś innego, pomyłka, nieporozumienie. [przypis edytorski]

[31]

pardon (fr.) — przepraszam, proszę wybaczyć. [przypis edytorski]

[32]

Qui est cette personne? (fr.) — Kim jest ta osoba? [przypis edytorski]

[33]

je vous assure (fr.) — zapewniam panią. [przypis edytorski]

[34]

une créme du société — śmietanka towarzyska. [przypis edytorski]

[35]

tout le monde (fr.) — wszyscy; dosł.: cały świat. [przypis edytorski]

[36]

emablować kogo — otaczać kogoś (gł. kobietę) wyjątkowymi względami; adorować, zabawiać. [przypis edytorski]

[37]

ma chère (fr.) — moja droga. [przypis edytorski]

[38]

parole d'honneur (fr.) — słowo honoru. [przypis edytorski]

[39]

Pardonnez-moi mes dames, vous avez oublie un livre — Panie wybaczą, zapomniały panie książki. [przypis edytorski]

[40]

faire une connaissance (fr.) — zawrzeć znajomość. [przypis edytorski]

[41]

maman (fr.) — mamo. [przypis edytorski]

[42]

et bien (fr.) — dobrze więc. [przypis edytorski]

[43]

impertinente (fr.) — impertynentka; osoba arogancka, zachowująca się w sposób obrażający innych. [przypis edytorski]

[44]

Oui, the time is the money (fr., ang.) — Tak, czas to pieniądz. [przypis edytorski]

[45]

Hochschule für Bodenkultur (niem.) — szkoła wyższa uprawy roli. [przypis edytorski]

[46]

geszefty — interesy. [przypis edytorski]

[47]

Purim — w judaizmie: święto losów; radosne święto upamiętniające biblijną historię opisaną w Księdze Estery. [przypis edytorski]

[48]

gumno — budynek, w którym składało się zboże przed wymłóceniem. [przypis edytorski]

[49]

banderia — konny oddział eskorty honorowej biorący udział w niektórych uroczystościach. [przypis edytorski]

[50]

natrącić — wspomnieć. [przypis edytorski]

[51]

synekurka, zdrobn. od synekura (z łac. sine cura: bez troski, bez starania) — wygodna posada; dobrze płatne stanowisko niewymagające żadnej pracy; często w odniesieniu do stanowisk dworskich i kościelnych. [przypis edytorski]

[52]

decolté (fr.) — wydekoltowana; o osobie ubranej w suknię ze zbyt głębokim dekoltem. [przypis edytorski]

[53]

mais non, ma chère (fr.) — ależ nie, moja droga. [przypis edytorski]

[54]

mauvais genre (fr.) — w złym guście, w złym stylu. [przypis edytorski]

[55]

attendez (fr.) — poczekaj (w grzecznościowej formie lm). [przypis edytorski]

[56]

il est au courant (fr.) — jest na bieżąco. [przypis edytorski]

[57]

c'est ridicule (fr.) — to śmieszne; to głupie. [przypis edytorski]

[58]

pour notre ange (fr.) — dla naszego anioła. [przypis edytorski]

[59]

faire une connaissance (fr.) — zawrzeć znajomości. [przypis edytorski]

[60]

c'est naturellement (fr.) — to jest naturalne. [przypis edytorski]

[61]

qu-a-tu-dit (fr.) — co ty mówisz. [przypis edytorski]

[62]

n'est ce pas? (fr.) — czyż nie? [przypis edytorski]

[63]

monsieur le baron (fr.) — pan baron. [przypis edytorski]

[64]

qu'est ce que ca (fr.) — co to jest. [przypis edytorski]

[65]

quoi (fr.) — co. [przypis edytorski]

[66]

regarde (fr.) — patrz. [przypis edytorski]

[67]

c'est incroyable — to niewiarygodne. [przypis edytorski]

[68]

Qui est la, maman? — Kto to jest, mamo? [przypis edytorski]

[69]

noblesse oblige (fr.) — szlachectwo zobowiązuje. [przypis edytorski]

[70]

come le (fr.) — tak jak. [przypis edytorski]

[71]

tu as raison (fr.) — masz rację. [przypis edytorski]

[72]

imbecile (fr.) — imbecyl; gamoń. [przypis edytorski]

[73]

plus confidence, que… (fr.) — więcej pewności siebie niż… (zdanie urwane). [przypis edytorski]

[74]

„Journale amusant” (fr.) — dosł. dziennik humorystyczny; tytuł francuskiego tygodnika satyrycznego, ukazującego się w latach 1856–1933, założony przez karykaturzystę, dziennikarza i wydawcę Charlesa Philipona, skupiający się głównie na teatrze i modzie. [przypis edytorski]

[75]

verba veritatis (łac.) — słowa prawdy. [przypis edytorski]

[76]

voila (fr.) — oto, otóż. [przypis edytorski]

[77]

nabob — nabab; tytuł muzułmańskiego księcia w Indiach; pot.: bogacz. [przypis edytorski]

[78]

suciej — bardziej obficie. [przypis edytorski]

[79]

na święty Michał — 11 listopada. [przypis edytorski]

[80]

perkalik, zdrobn. od perkal (z fr. percale) — tani materiał bawełniany o splocie płóciennym. [przypis edytorski]

[81]

rejterować — uciekać; wycofywać się (o wojsku). [przypis edytorski]

[82]

mir nichts, dir nichts (niem.) — mnie nic, tobie nic. [przypis edytorski]

[83]

zalterowany — przejęty, wzburzony, zmartwiony, zasmucony itp. [przypis edytorski]

[84]

c'est vrai (fr.) — to prawda. [przypis edytorski]

[85]

courage (fr.) — odwagi. [przypis edytorski]

[86]

hoch (…) er lebe hoch (niem.) — niech żyje. [przypis edytorski]

[87]

in saecula saeculorum (łac.) — na wieki wieków. [przypis edytorski]

[88]

regarde (fr.) — patrz. [przypis edytorski]

[89]

je perdu tout espoir (fr.) — straciłam wszelką nadzieję. [przypis edytorski]

[90]

anim pomyślał — konstrukcja z przestawną końcówką czasownika; inaczej: ani pomyślałem; nawet nie pomyślałem (o tym). [przypis edytorski]

[91]

Il est içi — ma foi (fr.) — On tu jest, a to dopiero. [przypis edytorski]

[92]

parole d'honneur (fr.) — słowo honoru. [przypis edytorski]

[93]

Je ne sais pas, mais (fr.) — Nie wiem, ale. [przypis edytorski]

[94]

écoutez (fr.) — słuchajcie (państwo). [przypis edytorski]

[95]

promenować (z fr.) — spacerować. [przypis edytorski]

[96]

qu'est ce que cela (fr.) — co to jest. [przypis edytorski]

[97]

silence (fr.) — cisza. [przypis edytorski]

[98]

avez-vous entendu (fr.) — słyszeliście państwo. [przypis edytorski]

[99]

attandez (fr.) — czekajcie. [przypis edytorski]

[100]

fi donc (fr.) — a to dopiero. [przypis edytorski]

[101]

shoking (ang.) — szokujące. [przypis edytorski]

[102]

żenować się — wstydzić się, krępować się. [przypis edytorski]

[103]

spécialement pour nous (fr.) — specjalnie dla nas; szczególnie dla nas. [przypis edytorski]

[104]

que ma femme et Idalie sont içi (fr.) — że moja żona i Idalia są tu. [przypis edytorski]

[105]

pour notre Idalie — dla naszej Idalii. [przypis edytorski]

[106]

mais silence — ale cisza. [przypis edytorski]

[107]

Messieurs, allons — Panowie, chodźmy. [przypis edytorski]

[108]

coute que coute (fr.) — bez względu na koszty. [przypis edytorski]

[109]

powiedzże — daw. konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że; znaczenie: powiedz koniecznie. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca