- Chłop: 1
- Ksiądz: 1
- Młodość: 1
- Morderstwo: 1
- Natura: 1
- Pan: 1
- Rozkosz: 1
- Starość: 1
- Trup: 1
- Wizja: 1
Błędy źródła:
postać proboszcza pod koniec dramatu zamienia się na księdza; skrawiony > skrwawiony
Uwspółcześnienia: dyabeł > diabeł, akcya > akcja (ale w wierszowanych partiach: Dryad > Dryjad, Dyana > Dyjana); Ciemno-zielony > Ciemnozielony, za niemi > za nimi, tem > tym, mem > mym, zwolna > z wolna, odemnie > ode mnie; Wziąść > Wziąć, tentent > tętent.
Modernizacja interpunkcji: od sioła / Lecą, czy z lasu > od sioła / Lecą czy z lasu; Może leśne Nimfy / Tyle hałasu czynią. > (…) czynią?
Ujednoliceniu zapisu gwary: A cóż to takiego — niecysto siła cy co, > A cóz to (…)
Tytus CzyżewskiŚmierć FaunaObrazek
OSOBY:
- FAUN, stary bóg leśny
- PROBOSZCZ STARY
- PAN DZIEDZIC
- PANI
- ORGANISTA
- WÓJT
- PAROBEK KUBA
- BABA STARA
- DZIEWCZYNA I
- DZIEWCZYNA II
- PASTUCH — CHŁOPI — BABY — DZIEWCZĘTA —
PAROBCY
Rzecz dzieje się wiosną, gdzieś daleko na wsi.
Faun jeden stary — samotny — stęskniony za życiem i uciechą — błądząc gdzieś po lasach, przylazł jednego wiosennego dnia na granicę polskiej wsi. Słońce — zapach leśny — śpiewy — wokół życie i miłość — rozmarzyły starego Fauna. Wygrzewając się do słońca — snuje wspomnienia swoich dni młodych. — Czasem wzdycha i skarży się, że to już taki stary, samotny.
Ale że to jeszcze dowcipny, krotofilny[1], przychodzi mu do głowy, żeby od czasu do czasu beknąć przeraźliwie — nastraszyć śpiewające po lesie dziewczyny albo może zwabić do się — o, bo on jeszcze — jak to mówią — „stary, ale jary”. One, słysząc jego beczenie, biegną na
polanę — patrzą — widzą jego kosmate cielsko — a myśląc, że to diabeł, pędzą do wsi opowiedzieć. Co i jak się stało i co z tego wynikło — akcja wykaże.
Poranek — las. Słońce wiosenne zalewa blaskiem zieloną polanę. Ciemnozielony las rzuca cienie na kraj polany. Bujna trawa rośnie na polanie, gdzieniegdzie białymi, żółtymi i różowymi kwiatkami przetykana. W lesie słychać śpiewy ptaków. Czasem wiatr zrywa się, porusza ciemnymi konarami jodeł…
Czasem zakuka kukułka…
Na słonecznej zielono-złotej polanie cicho i spokojnie.
Gdy znów raz wraz słychać z lasu śpiew.
Głos rozchodzi się echem po lesie i milknie.
Głos młodej dziewczyny leci z dala…
ŚPIEW
1Ej kukułecka kuka,
Ej ojca matki suka.
po chwili
Ej ojciec matka — w ziemi,
5Ej kukejze nad niemi
hu ha!
Cisza.
Po chwili głos innej dziewczyny gdzieś bliżej polany.
ŚPIEW
Ej zielone podwórko,
Ej zielony trawnicek,
Ej na siwym koniusiu
10Ej jedzie mój Jasicek —
„Hu ha” — milknie w lesie — potem chwila ciszy.
Na polanę z lasu wyłazi stary zgarbiony Faun — nasłuchuje, przeciąga się, patrzy w słońce.
FAUN
Zieleni się polana,
Pachną zioła —
Cała natura rozgrzana
Słońcem!
15Jakieś śpiewy od sioła
[2]
Lecą czy z lasu;
Może to śpiewy Dryjad
[3],
Może leśne Nimfy
Tyle hałasu czynią?
20Niegdyś za moich młodych lat,
Po lesie za nimi goniłem —
Za bosej Dryjady ślad
Dałbym był wina czarę —
Dzisiaj, gdy lata młode roztrwoniłem,
25Na słońcu się wygrzewać muszę,
Do chłopskich cisnę się chat,
Na miłość tylko patrzeć mogę;
I siedząc tak w gąszczu leśnym
Nieraz widzę,
30Jak się parobek z dziewką chodzą,
Jak kozioł za kozą goni,
Jak się kuny albo lisy płodzą,
Albo w jeziora toni
Ryby trą — łyskając do słońca
35…………………
Z głębi lasu słychać znów śpiew.
ŚPIEW
Szumi las, szumi las,
Szumi gałązecka
— — — — —
Ej kto mi wyszuka
40Mojego Jasiecka, hu ha!
FAUN
O jak to tam wyśpiewuje,
A może to ona wabi?!…
— — — — —
z wolna, melancholijnie, o potem namiętnie
Legła w gąszczu śród paproci
45I liść paproci zerwała
I liściem ciało swe chłodzi
I nuci z cicha i śpiewa —
Głosem wabi i przyzywa:
«Pójdźże do mnie w gąszcz paproci,
50Pójdź i użyj mego ciała,
I krwi skosztuj mej gorącej,
Potem w kosmate ramiona
Porwij mnie i pędź tak przez las,
I mnie od rozkoszy drżącej
55Nie pozwól tchu w piersi złapać,
A ja tym szałem zmęczona,
Przechylę głowę ku ziemi
I włosami niby miotłą
Zmiatam liście suche, zioła…
60W najciemniejszą pędź ze mną gąszcz».
…………………………
po chwili
Sen cudowny, sen miłosny,
Wizję lada szmer płoszy;
65To był sen, to była wizja mej wiosny.
cisza — las z wolna szumi — słychać daleko śpiew
Nie płaczze
[4] dziewczyno,
Nie płaczze malino,
Powróci jedyny do swojej dziewcyny,
70Jeno se konisie napoi we Wiśle
—
Głos bliżej polany:
Przyjedzie, przyjedzie
I u ciebie bedzie
75Moje ty nieboze, hu ha!
…………………..
FAUN
E, to te dziewczyny ze wsi,
W czerwonych spódnicach, żółtych chustkach,
To one się tak drą po lesie.
80Myślałem — —
Myślałem, że to tamte z mojej wiosny —
Raz spotkałem jedną taką,
Głupia uciekła ode mnie z krzykiem:
Diabeł, diabeł —
85— — — — —
Trzeba im napędzić strachu.
Beknę:
głośno
Mee-e-e — …
Po chwili z lasu wychodzi dziewczyna, staje, patrzy pod słońce, przysłania ręką oczy, zdumiona, przerażona — żegna się, z krzykiem ucieka w las.
FAUN
90E, jak się przestraszyła,
Beknę drugi raz:
Be-e-e-e…
……………..
W lesie słychać wołania: Maryś! Jaguś! Kasiu!
Chwila ciszy, słońce dogrzewa coraz bardziej — od czasu do czasu zrywa się cichy szum w lesie.
Faun kładzie się na ziemi do słońca — po chwili:
O słońce ogniste
95Jak pali —
— — — — —
po chwili — melancholijnie
Na niebie słońce gore,
A rzeką iskry płyną,
Gaje oliwne cicho w słońcu marzą.
100Na pól zieloną morę,
Na gaj krasny brzoskwinią
Ognisto-złotą ciska słońce żarzą.
W zielonym tam ogrodzie
Przy szeleście fontanny,
105Stary Horacy
[6] siedzi zadumany;
Trudzi się przy swej odzie
I pięknej szuka «skandy»
[7]
I rytm by gładko był w wierszu dobrany…
I czasem patrzy długo
110Na te słoneczne pola,
Marzące przesuwa po nich oczy —
Na lasy biegnące smugą,
Na wysmukłe topole,
Na błękit gór ginących w przeźroczy.
115I rozmarzył się stary…
I ożywił bogami
Lasy, łąki z szmaragdu, rzek wodę.
— W tych lasach głos fanfary…
120Łanię — na jej niepomna urodę,
Łania mknie jako strzała,
Biegnie nad strumień w dolinę —
Tu ją dopadła zażartych psów zgraja…
Tam łąka od kwiatów biała,
125Na nich stado owiec sine,
Pod bystrym okiem czujnego rataja.
To bóg Feb
[9] dalekocelny,
Swe trzody wygnał na błonie — —
Przygrywa sobie na lutni… … …
130Tam znów orszak weselny
Bakcha
[10] — w zieleni lasu tonie,
Krzyczą, gwiżdżą Faunowie rezolutni
I Muzy
[11] tańczą pijane,
Aż Sylen
[12] śmieje się gruby,
135I echa budzą się w lesie —
A Fauny skaczą, rozgrzane
Winem — aż dymią im czuby.
Ich śpiewy echo w las niesie…
Tak stary poeta marzy:
140O bogach, słońcu i łąkach kwiecistych,
Aż zasnął — znużony marami.
A nad nim dźwięcznie owad gwarzy
W konarach drzew cienistych,
I obłok szumi białymi skrzydłami — —
145 — — — — — — — — — —
Chwila ciszy.
Słychać z głębi lasu kroki i rozmowę ludzi idących
gromadą — Faun nasłuchuje.
Z głębi lasu wychodzą na polanę: ksiądz w komży —
organista z kropidłem i wodą święconą, — a za nimi
gromadą chłopi — parobcy — dziewki — baby z motykami na ramionach — stają na brzegu polany —
rozglądają się.
FAUN
patrzy
Cóż to za gromada ludzi,
Faunalie
[13] odprawiają?!
PROBOSZCZ
No, a gdzież on jest?
Głupia narobiła strachu.
150Gdzież ten diabeł?
DZIEWCZYNA
Tu go widziałam, stał,
Rogi miał kozie
I na kozich nogach stąpał
I cały taki kudłaty,
155Ale już bardzo stary.
Weszłam między te chojary,
Słucham, a tu cosik becy —
Wyzieram, patrzę, a tu cosik siedzi…
Ledwiem od strachu nie padła.
PAROBEK KUBA
160Ej baje, baje,
Coześ ty smentka zjadła,
Takie bajdy gadać;
Gdzieby tez ta dyjabeł miał cas siadać.
JAKAŚ BABA STARA
z gromady krzyczy
O Jezusie
, dyć tam się cosik rusa
[14],
165Dy on tam siedzi —
LUDZIE
STARA BABA
Wszyscy spostrzegają Fauna przerażeni. — Ksiądz z organistą zbliżają się trwożliwie — ludzie przerażeni żegnają się — cofają.
PROBOSZCZ
podchodzi do Fauna — drżącym głosem
FAUN
wstaje
170Leśny bóg,
Z klasycznej pochodzę krainy.
Powiedziały ci pewno te głupie dziewczyny
O mojej tu bytności;
Jestem starością zmęczony —
175I wygrzewam ciało moje na słońcu,
A że teraz wiosna
I słońce dogrzewa,
Budzą się we mnie wspomnienia
Mej młodości.
180Marzę…
PROBOSZCZ
zdziwiony
Jak to, więc ty jesteś
Faunus,
Ów w klasycznych opiewany wierszach?
Aha — coś pamiętam — — —
185 Owoż ty jeszcze za czasów
Graeciae et Romae istniałeś.
Ale że się ty nie bałeś
W tak dalekie zapuszczać strony. —
Jakże tu przyszedłeś
190I po co — ?!
Może za ewokacją czyją,
Może jakiemu artyście pozować?!
Bo wiem i widzę, że diabłem nie jesteś;
Diabły zresztą teraz pod inną postacią się kryją;
195Mamy na to dowody wcale kanoniczne.
FAUN
Wyszedłem z italskiej krainy,
Gdzie wymarli Faunowie,
Nimfy się rozpierzchły,
Driady na zwykłe zmieniono dziewczyny,
200Dni mego życia zmierzchły.
I tak się wlokę lasami
W nadziei
Że może znajdę kogo z mej drużyny.
PROBOSZCZ
zdziwiony
Ale skądże ty, Faunie,
205mówisz naszą mową,
Przecieżeś ty z rzymskiej mitologii,
Przecież, zdaje mi się, do ciebie Horacy mówi po łacinie?!…
Zaraz… pamiętam jeszcze z Poetyki,
Zaraz… Aha…
deklamuje
210Faune, Nympharum fugientum amator
per meos fines et aprica rura
lenis incedas abeasque parvis
Aequus Alumnis…
si tener pleno cadit haedus anno
215larga nec desunt Veneris sodali
vina craterae, vetus ara multo
……………………
A potem kończy się:
220
Inter audaces lupus errat agnos[18]…
Zaraz… ale sam koniec zapomniałem…
…To po łacinie — ale skądże ty umiesz naszą mowę — — ?!
FAUN
Idąc lasami i ziemią tutejszą,
Słyszałem waszą mowę.
225Chłop, gdy orze, gada z rolą.
Pasterz z bydłem, gdy pasie.
Dziewczęta w lesie — słońcu wiosennemu
Śpiewają…
Drzewa szumią,
230Potoki szepcą
Waszą mową…
Wy Barbari —
I ziemia, gdy ją burza smaga,
Ona się skarży waszą mową.
235Czy od ziemi, waszej uczyliście się mowy,
Wy Barbari?!…
Cóż to za kraj?
do proboszcza
PROBOSZCZ
Jestem proboszcz tutejszej parafii,
240Lud nauczam i wszelkie wykorzeniam wady,
Nieczystość, pijaństwo, złodziejstwo
I inne łajdactwo.
Uspokajam butę ludu, godzę zwady
Między chłopy a pany.
245Ten las zwykłych jodeł,
To własność pana naszego dziedzica;
Owóż ten pan kochany,
Wielki miłośnik sztuk i twojej ojczyzny,
Włoch — kocha sztukę, często tam jeździ,
250A potem o tym pisze pamiętniki,
Aby coś kraj skorzystał.
O, bo jeszcze daleko z kulturą nam do zagranicy…
A co do tego kraju, ma on blizny
Po awanturach i to wcale niepotrzebnych,
255Co nawet o tym niektórzy mówią historycy —
Zresztą całkiem zwyczajny kraj,
Gdzie się gnieżdzi:
Wrona, sroka, bocian i ptak tym podobny,
A nazywa się ten kraj Polonia
.
FAUN
260A — Polonia, Poloni, coś o was słyszałem,
Pono czuli jesteście na cudze pochwały
I zresztą bardzo weseli ludzie.
Pono tańczyć i pić lubicie dużo…
Zresztą wiem o was mało…
265Zajęty byłem sobą, mym życiem,
Kiedy grono winne dojrzewa
I gdzie najpiękniejsza Dryjada zabawia,
I na jaką nutę szpak gwiżdże albo drozd zaśpiewa,
O tym myślałem
270I tym tylko żyłem.
Człowieku, możesz wyobrazić
Mnie — któremu las huczał życiem,
Mnie — któremu każdy zakąt lasu
Dyszał rozkoszą —
275Ja wesoły, zwinny Faun…
po chwili
Teraz patrz….
Starość zła jako Gorgona,
Patrz — włosy z brody,
A rogi od głowy odłażą;
280Patrz: na to mi przyszło —
Ja, który żyłem miłością i pięknem,
Patrzaj — na to mi przyszło —
zasłania twarz rękami
Tymczasem schodzi się coraz więcej ludzi — bab, parobków, dziewcząt — cisną się koło Fauna, gapią.
Nadchodzi wójt.
WÓJT
Niech bedzie pochwalony!
Dobry dzień Jegomości.
całuje proboszcza w rękę
PROBOSZCZ
285Na wieki wieków —
Jak się macie, wójcie?
WÓJT
wielce zdziwiony
Ady
[19] lece pendem — prosę Jegomości —
Ady niedaleko stąd orzę,
A przylatuje do mnie dziewucha
290I godo że się cosi w lesie objawiło —
Lece w dyrdy…
… … … … … … … … …
A cóz to takiego — niecysto siła cy co,
Cy przebroł się kto — cy co?!!
PROBOSZCZ
295Widzisz, to jest zbiedzony
Stary Faun z kraju włoskiego.
WÓJT
E cóz to takie —?!
E i racice mo…
przypatruje się bliżej — dziwi się bardzo — kiwa głową
A może to jaki obieżyświat,
300Może dać znać do urzędu,
Bo to teroz…
PROBOSZCZ
E nie, nie,
E widzisz, to jest,
Jakże to wytłumaczyć…
305To taki staroświecki bóg w dziwnej postaci;
Ja wam to zresztą powiem
W innej porze.
Bo to i człowiek — widzisz, może się przeinaczyć.
WÓJT
E może to jancykryst
[20],
310Bo pisali w gazetach,
Ze koniec świata bedzie.
PAROBEK KUBA
macha lekceważąco ręką
To jakisiś palamanter
[21],
Co się mu kumedyi zachciewa;
315Gdzie to dyjabeł —
Jakem ci był na Saksach,
To w jednym mieście
Taki som był wyrobiony
Cy ta z żelaza, cy z miedzi.
320Siedział, a wodę gębą puscoł —
ORGANISTA
Co też to Kuba bredzi,
To jest… ale ty zresztą nie zrozumiesz tego.
ogląda się
Patrzcie, co się tu narodu
Zeszło z wsi całej!
PROBOSZCZ
325No cóż tak wystawiacie gały,
A do roboty — za darmo płacę!?
Wypędza ich — gdy raptem na polanę wbiega dziewczyna, woła zdyszana.
DZIEWCZYNA
Ej jegomość, jegomość, prosę jegomości,
Bo się Krasula cieli,
Nijak nie mogą dać rady;
330Gospodyni przysyłają, żeby jegomość śli
— — — — — — — — —
Nijak nie mogą dać rady,
PROBOSZCZ
Idę zaraz — cicho, głupia —
do Fauna:
335A ty tu, Faunie, zostań,
Zaraz wrócę.
FAUN
Nie odchodź — z kimże mówił będę,
Z tymi ludźmi?
Chciałbym mówić tobie
340O moim smutku,
Chciałbym mówić o mojej żałobie,
Wygadać się, wynurzyć,
Nie odchodź!
Zostawiasz mnie chłopstwu,
345Tej hołocie!
PAROBEK KUBA
rozgniewany
No no, widzis go!
Ty ciarachu rogaty,
Tylko z hołotą nie wyjezdzoj,
Bo my są też naród ślachetny!
350Wynoś się, skądeś przysed — nic nom tu nie przegaduj,
Bo my ta obstoimy sami za siebie…
zamierza się ręką — zirytowany
Bo jak cię lunę — psio krew —
To ci zaroz te rogi odlecą!
PROBOSZCZ
No cicho, cóż znowu,
355Patrzcie go…!
Cóż ty myślisz, że to w karczmie —!
PAROBEK KUBA
A to niech nie poniewiera naszego stonu!!
PROBOSZCZ
do Fauna
Ja się tu jeszcze nawrócę,
To wezmę cię do siebie:
360Przenocujesz u mnie.
BABA STARA
E, to ta jegość robią nierozumnie
Takiego stracha.
Dyć to nie przymierzając takie,
Jak ten dyjobuł,
365Co to w kościele na obrazie,
Co to smaży dusze w piekle,
A drugi pod kotłem podpolo;
Ale jak już jegomości tako wolo,
No to…
PROBOSZCZ
370Nic wam do tego — cicho.
do organisty
Pilnować, żeby co złego
Nie zrobiły mu te chamy;
Ja wnet wrócę!
Druga DZIEWCZYNA wbiega, woła
375Jegomość, jegomość,
Bo gospodyni przysyłają,
Co jakieś państwo przyjechało…
PROBOSZCZ
DZIEWCZYNA
380Idę już.
Ciekaw jestem, co na to powiedzą?
To jednak szczególna rzecz.
odchodzi pospiesznie
Faun wstaje — przeciąga się — patrzy ku słońcu. Słońce idzie w górę — rozświetla polanę — parzy. Tymczasem ludzie przysuwają się bliżej ku Faunowi, baby, parobcy, chłopi, pastuchy wiejskie — ten dotknie rogów, ten pociągnie za kosmyk — pierwotna nieśmiałość ustępuje humorowi, który ich ogarnia na widok śmiesznego Fauna.
WÓJT
Zebyście nie taki stary,
Tobym pedzioł, zeście psebrany.
385Ze te rogi — te kopyta
bierze go za rogi i — patrzy na racice
Toście tak z figlów wdziali.
— — — — — — — —
drapie się po głowie — kręci głową
390
A kiz was ta dziadzi nadali.
BABA STARA
Dajcie spokój, musi to honorna osoba,
Skoro go do się jegomość prosił.
Ja bo się ta już na świecie nicemu nie dziwię,
Każdy se ta żyje po swojemu — osobliwie.
395E, to musi być komedyant,
Co śtuki rózne udaje;
Spytom się go, czy zonaty.
do Fauna
FAUN
ORGANISTA
400Pyta się, czy pan ma żonę.
FAUN
Żonę… Wolnej miłości byłem ja oddany,
Byłem kochany
Przez boginie piękne —
W cienistych gajach śpiewały mi one
405Pieśni rozkoszy.
A my
W pląsach namiętnych nabierali szału,
W chichotach gonili po lesie —
A potem noc rozkoszy —
410Ciało oddaje się ciału,
A potem — winnic urodzajnych spijaliśmy plon,
Soki z winnych wyciśnięte gron:
— Wino!
wyciąga z kieszeni butelkę
415Dobre kościelne wino nie fałszowne;
Sam pan dziedzic pije,
Jak przyjedzie w odwiedziny do jegomości.
Właśnie miałem odnieść do kościoła…
Faun porywa butelkę — pije długo — ludzie się oburzają — niektórzy wyciągają ręce — lecą do Fauna z pięściami, oburzeni — organista zasłania go.
zgorszony
Ej panie organisto, nie trza było dawać,
420Dyć to obraza boska:
Wino, co jest do kościoła,
Dawać takiemu pokrace — — —
LUDZIE
Ano, ano, patrzcie go,
Dyć na to pomsty boskiej wołać!
425Będzie się jegomość gniéwoł.
ORGANISTA
Ale ludzie, dajcie spokój,
Dyć o tym jegomość nie musi wiedzieć —
Niech sie ta stary pokrzepi.
FAUN
pije ponownie — odurzony trunkiem deklamuje — jego deklamacja przechodzi w śpiew i taniec
O boski ty napoju Dionizosa,
430Ty wlewasz siłę w kości me,
Teraz czuję, żem jeszcze Faun:
Jak pantery zwinne moje ciało
I czuję zwinność moich nóg
Evoe liber bóg, he ha —
435I gdy tak napój szumi w głowie,
Po kościach idzie dziwna moc
I chciałbyś pomknąć w lubym szale
Ze swą samiczką w cichy las,
Bo czuję siłę moich nóg:
440
Evoe liber bóg, he ha!
I taniec zawieść mogę w krąg,
I z jaką muzą w pląsy puścić,
Niech jeno zagra kto do taktu:
Tanecznik jeszcze ze mnie dobry,
445Wino mi dało siłę nóg
Evoe Liber bóg he ha….
Ludzie dziwią się, a potem śmieją — coraz bardziej ogarnia ich wesołość.
PAROBEK KUBA
A on ci wcale zgrabnie tońcy,
Żeby mu zagrać, toby lepiej skokoł.
FAUN
Hej, ma tam który fletnię lub piszczałkę,
450Niechaj mi zadmie, jeno co skocznego —
Adyć jest tu Antek, pastuch
Chodźże, masz piscołkę?!
Z gromady wychodzi mały pastuszyna — ludzie popychają go ku Faunowi, on wyciąga fujarkę zza paska, poczyna grać po swojemu, jak to zwyczajnie przy bydle.
BABA STARA
A wybierzze sobie dziewkę do tońca.
PAROBEK KUBA
FAUN
idzie do gromady ludzi
455No pójdźże która ze mną w tan,
Obrócisz się ze mną,
A potem skacz tak,
Jak i ja,
Hop ha!
Bierze jedną — wyrywa się — inne uciekają.
BABA STARA
460Nie bójże się, Jaguś,
Przecie ci korona z głowy nie spadnie;
Zatończze —
Jedna zdecydowana — nieśmiało podchodzi do Fauna.
FAUN
poczyna skakać — pastuch gra
Czegóż tak smutnie grasz?
465Do tańca zagraj mi!…
Zagraj mu do taktu
Na taką nutę, jak to w karczmie
Grywają — walca albo tramlampolkę
Abo śtajera —
Pastuch gra — Faun skacze, obejmuje dziewczynę i kręci się w kółko — ludzie rozochoceni przytupują — Faun śpiewa.
470Fletnie mi grają, a ja skaczę, hu ha —
Chociażem stary, ale mocny, hu ha —
To Bakchus z Florą tańczy, hu ha —
Jak pięknym i lekkim się stał, hu ha —
Ziemia drży, bogi się radują, hu ha! —
Tańczy coraz namiętniej — nareszcie w tanecznym
szale porywa dziewczynę na ręce — ucieka w las.
FAUN
PAROBEK KUBA
przypada, łapie za rogi
A ty ciarachu, ja ci tu dom!
Dziewuchy ci się zachciéwo,
Ty psiokrew jedna…
bije go
LUDZIE
krzyczą
A wolze
[24] tego odmieńca!
480— Bij psią parę —!
— I wino kościelne pił!
— Spił się, a potem do dziewki się zabiero!
— Pierz po pysku!
Przypadają do Fauna — biją motykami, kijami — czym kto może.
ORGANISTA
biegnie ratować przerażony — woła
Ludzie, bójcie się Boga, co robicie!
WÓJT
LUDZIE
biją Fauna, krzyczą
— A naści, masz!
— W łeb go, w łeb go!
— Odtrąć mu te rogi!
— Wal cornego —!
490— Bij strzygonia!
przewrócili na ziemię — biją, tratują
BABA STARA
przypada
Ej ludzie, uciekajcie, jegomość idzie!!
Uciekają ze strachem wszyscy — na polanie zostaje tylko Faun skrwawiony — kona.
FAUN
słabnącym głosem
Umieram —
Żegnaj mi słońce —
Żegnaj mi lesie;
495Idzie po mnie śmierć —
Na obcej ziemi umieram,
Faun ostatni —
A zabił mnie niewolnik chłop,
Do czynu skory….
500Żegnaj mi lesie,
Żegnaj mi łąko,
Żegnaj mi słońce:
………….
Nie zobaczę już letnich żniw
505Ni winobrania —
Umieram,
A zabił mnie niewolnik chłop,
Barbarzyńca.
umiera
— — — — — — — —
Na polanę wchodzą ksiądz, wójt, organista, pan dziedzic i pani (pod parasolką).
ORGANISTA
opowiada
…a potem bili
510Kijmi, motykami,
Czym kto mógł.
Potem kopali nogami…
My oba z wójtem bronili.
WÓJT
Broniliśmy, prosę jegomości,
515Ale co poradzi z narodem, jak się rozhuka,
A im niby markotno było, ze się
Za przeproseniem do dziewuchy broł!
PROBOSZCZ
I żyj tu z takimi ludźmi —
520Doprawdy strach bierze —
Pokazuje się
[25], że ich nie można
Ani na chwilę samych puścić.
Żem tylko odszedł,
Już sprawili szelmowską sprawkę!
Pan dziedzic i pani oglądają Fauna.
DZIEDZIC
525A to ciekawe,
Skąd on się tutaj wziął.
I że właśnie nasz go zabił chłop,
To wstyd…
Zawsze to osobistość sławna i nietutejsza.
530Trzeba do dzienników podać,
Jak i co było,
Żeśmy temu niewinni, jeno chłop.
A przecież się ich oświeca, naucza —
Ale wójt, wójt, od czegóżeś tam był!!
WÓJT
535Prosę wielemoznego pana,
Myśmy temu niewinni, jeno Kuba,
Ten parobek…
Ze taki zdroźliwy na honorze i nogły
[26],
Jak zacon bić — — —!!
ORGANISTA
540E — że to, proszę jaśnie pana,
Podobno był cudzy bóg… jakiś?!
DZIEDZIC
Ale właśnie, że był kulturny,
Nie powinni byli zabijać.
Ale chłop to się tylko bić a bić!
PANI
patrzy na leżącego Fauna
545E, on już taki stary,
I tak niewiele się mu należało.
E, chodźmy stąd, zawsze to nieprzyjemnie przy trupie;
Gorąco, wnet pocznie cuchnąć, chodźmy.
DZIEDZIC
Trzeba przysłać po niego ludzi,
550Wziąć go stąd — — —
— — — No i tak zginął ostatni,
Na ziemi polskiej Faun!
Odchodzą.
Na polanę wychodzi dziewczyna — staje nad trupem Fauna — patrzy.
DZIEWCZYNA
E, nie zyje — zabili….
A tu taka wiosna piękna,
555Słoneczko tak grzeje — ej wiosenka!!
Z lasu słychać śpiew — daleko.
Rekrucie, rekrucie,
Nie chodź mi po rucie,
Ostre podkówki mas,
Rutkę mi sprzecinas, hu ha-a!
DZIEWCZYNA
śpiewa ile siły w głosie
560Wiosenka, wiosenka,
Słonecko na niebie,
Przeczekałam zimę, Jasieńku, na ciebie, hu ha-a!
Śpiewka milknie stopniowo w lesie — potem cisza. Słońce wyszło w górę. We wsi w kościele dzwonią na południe. — Gorąco i parno — w lesie słychać łomot i tętent goniącego bydła.
DZIEWCZYNA
woła
Antoska, bo już na południe dzwonią,
Zganiaj bydło, bo się gzije!…