- Kondycja ludzka: 1
- Modlitwa: 1
- Obraz świata: 1
- Rozpacz: 1
Gustaw DaniłowskiOd mroków nocy do białego ranku…
1
ModlitwaTak! — ja się modlę, chociaż się nie ścielę
Twarzą do zimnych marmurów w kościele
I krzyżem piersi mej nie znaczę ręką.
Lecz ja się żegnam serca mego męką,
5Modlę się myśli obłąkanych drżeniem,
I tym wewnętrznym mej istoty bojem,
I całym moim ogromnym zwątpieniem,
I całej duszy mojej niepokojem…
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku,
10Od mroków nocy — do białego ranku!
Że wyjść nie można z zakreślonych granic
I że żałować próżno tych, co płaczą,
Bo i ta żałość, i ten płacz ich na nic,
15Bo i uśmiechy, i łkania ich gardła —
To wszystko zejdzie w jedną zgniłą trumnę…
I że to wszystko jest takie rozumne!
I że w rozumie tym litość umarła!…
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku,
20Od mroków nocy — do białego ranku!
Tak! ja się modlę, kiedy tarczą złotą
Księżyc wypłynie z gwiazd łzawych namiotu,
To ja się modlę szaloną tęsknotą.
Tą niepojętą, prawie bez przedmiotu;
25To ja się modlę smutku mego mrokiem,
Poczuciem pustki bezmiernej ogromu,
To ja się modlę rozżalonym okiem,
Że jestem obcy w rodzinnym mym domu!…
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku
30Od mroków nocy — do białego ranku!
Tak! ja się modlę mych myśli polotem
I świadomością, jacyśmy ubodzy,
I tym wysiłkiem, z którym, myśląc o tem,
Muszę me myśli wstrzymywać na wodzy,
35Aby nie pękło rozumu ognisko!…
I straszną trwogą śmiertelnej agonii,
Żem jest przepaści obłędu tak blisko,
Gdzie ster rozsądku pryśnie w mojej dłoni!
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku
40Od mroków nocy — do białego ranku!
Tak! ja się modlę mym spod serca śmiechem
Nad nędzą świata i nad nędzą własną,
I pałającym modlę się oddechem
Starganej piersi, gdzie łkania nie gasną,
45Gorącą żądzą nieznanej pieszczoty,
Harmonią pieśni zaklętej w wyrazy,
Całym szaleństwem namiętnej ekstazy,
I dysharmonią mej własnej istoty!
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku
50Od mroków nocy — do białego ranku!
Tak! ja się modlę i modlić mam prawo,
Choćbym nie słuchał niekrwawej pamiątki,
Kiedy w mym sercu noszę mękę krwawą
Bólów, co przeszły, i przyszłych początki,
55Kiedy się modlę własnej krwi pożarem,
I krzykiem skargi, która płynie ze mnie,
I myśli moich rozpętanym gwarem,
Które mi szepcą, że wszystko — daremnie!
I tę modlitwę sprawiam bez ustanku
60Od mroków nocy — do białego ranku!