Spis treści
Poprawiono błąd źródła: wpuzsczę -> wpuszczę.
Pisownia wielką literą, np.: od ciebie? - > Od Ciebie?; Ja kulą u nogi? ja? -> Ja kulą u nogi? Ja?.
Dla szczęścia
OSOBY:
- HELENA.
- OLGA.
- MLICKI.
- ZDŻARSKI.
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
HELENA
MLICKI
HELENA
MLICKI
HELENA
MLICKI
HELENA
Bo chciałam wiedzieć, jaka jest treść listów owej pani — owej pani, o której tyle słyszałam. A przecie przyznasz, że to rzecz dla mnie bardzo ważna patrzy chwilę na niego. Sądzisz, żem nie wiedziała, iż mnie od kilku tygodni oszukujesz? Gdzie spędzasz całe wieczory? na konferencyi redakcyjnej? ha ha ha!
MLICKI
HELENA
Byłabym się dowiedziała? Od ciebie? Od ciebie? Gdyby się Zdżarski nie był przypadkowo wygadał, nicbym nie wiedziała. O wstydź się, wstydź, jakiś ty nikczemny! Za kilka tygodni masz wziąść ślub z tą — z tą panią, a słowaś mi jeszcze o tem nie wspomniał. Bałeś się, co?…
MLICKI
Więc do rzeczy. Miło mi bardzo, że o wszystkim wiesz i oszczędziłaś mi długich wyjaśnień… przeciągle, ja wyjaśnień strasznie nie lubię…
HELENA
Boś nędzny tchórz! krzyczy, na coś grał tę nędzną komedyę? Śledziłeś każdy mój ruch, chciałeś wyzyskać chwilę, w której byłabym przystępną dla twoich wyjaśnień. Ha! ha! Szukałeś sposobności, żeby wszystko powiedzieć, a nie odważyłeś się na to… nie odważyłeś się na to, żeby twojej dawniejszej kochance powiedzieć „kocham inną” — a kłamałeś — kłamałeś bezustannie! O! Jak ty nędznie kłamałeś!
MLICKI
Proszę cię, daj teraz pokój! Mam dosyć twoich życzliwych uwag. Wymówki są zupełnie nie na miejscu. Powinnaś być mi wdzięczną, że tak długo ci przykrości oszczędzałem… Więc wiesz już, że się musimy rozstać!…
HELENA
Rozstać!… rozstać!… Ha, ha, ha! Nie, nie, mój kochany, tak szybko to nie idzie! Krew mi wyssałeś, duszę mi zniweczyłeś, ze czci mnie odarłeś, a teraz chcesz mnie wyrzucić?!… Oddałam ci wszystko, co tylko kobieta dać może!… Dla ciebie porzuciłam rodziców, dla ciebie wytykają mnie ludzie palcami… A teraz, teraz mamy się rozstać!! Ha, ha, ha!… jak pies będę szła za tobą, jednej minuty spokoju ci nie dam — o ty — ty!… zanosi się płaczem. O Boże! Boże!…
MLICKI
W ten sposób oczywiście się nie porozumiemy. Trzeba wreszcie, żebyś spokojnie całą rzecz rozpatrzyła. Kocham inną. Długo walczyłem z tem uczuciem, by nie robić cię nieszczęśliwą. Uległem, bom musiał uledz. Są uczucia, wobec których obowiązki i tem podobne rzeczy są czczym frazesem. A zresztą o ile cię znam, nie chciałabyś, bym tylko z obowiązku został przy tobie… Wątpię, czybyś chciała żyć z człowiekiem, który przez całe życie będzie cię uważał za kulę u nogi, za… za… zaporę do szczęścia.
HELENA
Ja kulą u nogi? Ja?…. A czem ty się dla mnie stałeś? — Byłam dzieckiem prawie, gdyś mi raj obiecywał, by mnie tylko posiąść, a teraz jestem kulą u nogi? Ja tobie zaporą? a tym mnie czem?… czem?… Co się ze mną stanie?… Gdzie ten raj… ta… ha, ha, ha, ta wieczna rozkosz, którąś mnie nęcił?
MLICKI
Nie unoś się. Zapędzasz się coraz bardziej w twoim niesprawiedliwym żalu. Przecież nie poszłaś za mną dlatego, żem ci raj obiecywał, tylko dlatego, żeś mnie kochała. Więc cię tylko ta niespodziewana rozkosz nęciła, a nie miłość twoja, he?…
HELENA
MLICKI
HELENA
Tak, w nieszczęście, ale z tobą! Z tobą, a nie dlatego, byś mógł po trzech latach mnie opuścić — dla innej — dla tej pani — nagle spokojna. Zresztą po cóż te długie rozprawy. Jesteś przecież wolny, niczem nieskrępowany. Nie kochasz mnie, więc idź, idź, gdzie ci się podoba, idź do niej, idź!
MLICKI
HELENA
MLICKI
HELENA
Przywiązany! przywiązany! Ha, ha, ha, może poczuwasz się do wdzięczności za tyle rozkoszy? Może mi chcesz dać odszkodowanie?… z dziką ironią. Wiesz co? Sprawa załatwi się najlepiej, jeżeli mnie wydasz za kogo.
MLICKI
HELENA
Ty, ty jesteś podły! Dlaczego mnie wziąłeś? Dlaczegoś mi całe dwa lata miłość kłamał w najwyższem oburzeniu. Płaciłeś moją miłość!… Strawą i odzieniem płaciłeś moją miłość! Jezu! Jezu! Jakie to obrzydliwe porywa się. Czego chcesz, czego?… Mamże prosić niebios, by wszelkie błogosławieństwo na twoją głowę zlały, mamże cię w czoło całować i mówić: Idź mój Stefanie, idź, szukaj dla siebie innego szczęścia?!…
MLICKI
All right! To wcale nie źle powiedziałaś. Więc dobrze, będziemy żyć dalej spokojnie i szczęśliwie. Wiesz aż nadto dobrze, że cię nie opuszczę, dopóki ci twej przyszłości nie zapewnię… Spodziewałem się, że serce twoje delikatniej odczuwa…
HELENA
MLICKI
HELENA
MLICKI
Rozumie się — skoro mówisz: nie chcę twojej pomocy — to znaczy tyle, co: będziesz mnie miał na sumieniu.
HELENA
MLICKI
HELENA
A cóż ciebie to obchodzi? Daj mi zmarnieć! Daj mi skosztować tych rozkoszy, tych rajów, któreś mi obiecywał!
MLICKI
Chciałabyś sobie zdobyć koronę męczeńską? Nie, moja złota, pomyśl tylko co to za przykra rzecz, dostać się na języki tych panien i pań, żądnych równouprawnienia. We wszystkich petycyach wskazywanoby na nasz stosunek — He, he, pan się ożenił, a opuszczona dama zmarniała!
HELENA
MLICKI
Nie pojmuję, dlaczego płaczesz? Chcę iść — płaczesz — chcę zostać — także płaczesz. Obrzucasz mnie niesłychanie pochlebnymi epitetami. Nasza cała rozmowa była okresem pełnym obelg — pauzy wypełniałaś płaczem… No powiedz tylko, czy nie dobrze się stało, żeś wcześniej o tem nie wiedziała? Te same sceny byłyby się już od kilku tygodni powtarzały, a to chyba nie byłoby zbyt miłą strawą.
HELENA
MLICKI
A wiec skończmy raz… Zostaję przy tobie! Będzie nam dobrze razem uśmiecha się ironicznie. Tak, tak dobrze, bardzo dobrze…
MLICKI
SCENA DRUGA
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Niestety, nie wiedziałem, że ona o niczem nie wie. Przypadkowo zgadało się o Oldze, ja w tej myśli, że ona o wszystkiem wie…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
A nic. Helę jakby piorun raził. Ale to kobieta hartowna. W jednej chwili się opanowała. Nieczem się przedemną nie zdradziła.
MLICKI
ZDŻARSKI
Bardzo. Zrozumiałem, że gdybyś ją kochał, gdyby była z tobą szczęśliwa, byłaby mogła być czemś więcej dla ciebie, jak tylko…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
No, nazwij to jak chcesz, nie będziemy się o słowa sprzeczać… Hm!… Podła sprawa… Ty rzeczywiście żadnej odpowiedzialności nie masz. Cóżeś ty winien, że inną pokochałeś… Ale… ale… jakżeż z sumieniem? to głupie sumienie, co się w żaden sposób nie chce ucywilizować!?…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Aby żyć!… Żyć w szczęściu!… He, he, a jeśli to szczęście nie spełni twych oczekiwań, jeśli wszystkie te ofiary pójdą na marne?…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Wiem, wiem… wreszcie dosiadłeś swego konika. Nieprawdaż? Stare teorye o czystości, o instynktach samczych…
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Jakie to jasne w teoryi! — śmieje się. Jasne jak słońce! Bo cóż ona temu winna, że cię ktoś uprzedził, że oddała serce swe, zanim mogła przeczuwać, iż jakiś Mlicki istnieje? Cóż do djabła ona temu winna, że ten ktoś żądał pochwytnej rękojmi jej miłości — to znaczy he, he, wiesz już czego się żąda od dziewicy. Cóż wreszcie winna, że się oddała? Oddać się musiała — bo przecież miłość silniejsza od rozsądku. Podobno to nawet jest siłą charakteru, odwagą, szlachetną dumą, jeźli kobieta nie czeka, aż otrzyma państwowe zezwolenie na — na ową he, he, rękojmię miłości. No proszę cię, czyż można coś piękniej uzasadnić, można coś głębiej zrozumieć, jak właśnie to? Więc nie zważam na nic: żenię się. Naraz odzywa się samiec. Prosty ordynaryjny samiec, samiec, który jest równie silny w duszy parobka, jak naprzykład w duszy człowieka tak moralnie przerafinowanego, jakim ty jesteś. Rozpoczyna się pierwszy akt szczęścia. Czujesz, że wszystko, co kobieta po raz pierwszy daje, to wszystko, co w duszy kobiety jest tylko przeczuciem, obawą dziwną a tajemniczą, pełną strachu i pragnienia, to wszystko już duszy twej, no, dajmy na to, żony — dawno przekwitło: już dawno zapomniała tego pijanego szału, z jakim się po raz pierwszy oddawała; he, he… jest doświadczona, może trochę zimna… bo, bo wiesz w tych chwilach budzi się w kobietach doświadczonych zmysł spostrzegawczy, a wiesz, że my mężczyźni jesteśmy właśnie w tych chwilach niezrównanie komiczni — he, he. Ale może ci przykro, że tę sprawę poruszam?
MLICKI
ZDŻARSKI
Nie boli cię to? Toś niezwykły człowiek; nie boli cię nawet to nawet, jeśli pomyślisz, że Olga mogłaby być już matką?
MLICKI
ZDŻARSKI
Po co mam milczeć, kiedy to cię nie boli? zapalczywie. Od człowieka, którego serce szanuję, żądam tego instynktu! Wolno parobkowi go nie mieć, wolno mu brać za żonę kobietę, która mu w posagu przynosi dzieci z innym spłodzone. Ale tobie nie wolno brać kobiety za żonę, któraby ewentualnie…
MLICKI
Dosyć tego! jeśli ci na tem zależy, bym ci się przyznał, jak bardzo nad tem cierpię — to tę satysfakcyę możesz mieć, Ale nie męcz mnie teraz. To się na nic nie zda. Ja bez Olgi żyć nie mogę. Jest coś, co jest silniejszem we mnie nad wszystkie cierpienia, nad wszystkie inne instynkty macha ręką. Nie idzie wszystko na marne, jeśli tak być musi…
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Jakoś niezwykle przyjacielsko jesteś dziś do mnie usposobiony. Powiedz tylko, kochasz ją jeszcze? Kochasz ją więcej niż dotąd!?
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Nienawiść? Ja jej bynajmniej nie nienawidzę, ale nie mam powodu zachowywać dla niej w mem sercu wdzięcznej pamięci.
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
A, drobnostka! Siedzieliśmy w zamkniętym pokoiku jakiejś winiarni i piliśmy szampana. Olga namiętnie lubi szampana. Wprawdzie trochęśmy dużo wypili…
MLICKI
ZDŻARSKI
Nic więcej… zjadliwie. Mój przyjaciel szukał mnie… taki prosty łatęda, który miał też ochotę na szampana…
MLICKI
Padliście zatem, że tak powiem ofiarą — przerwanej miłości. Czytałem raz pyszną balladę na ten temat.
Teraz jej już nie kochasz? Toś się szybko odkochał! Jakże to się stało, że twoja miłość tak gwałtownie zamilkła?
ZDŻARSKI
Wcale nie gwałtownie… zwolna, kawałek po kawałku gniła moja miłość, zresztą poznałeś ją w tem samem męskiem towarzystwie co i ja. Zanadto był mi wstrętny widok tylu pożądliwych rąk, które i po nią się wyciągnęły.
MLICKI
He, he — przedziwnie to powiedziałeś… Ale, ale… twa pamięć kiepska. Nigdy nie zapomnę, z jakiem uwielbieniem o niej mówiłeś zaczem ją poznałem. Wtedy była dla ciebie piękną, odważną, coś w rodzaju nad-kobiety, co depcze wszelkie prawa, co stoi ponad wszystkimi tymi przesądami, których teraz tak zapalczywie bronisz… pamiętasz?
ZDŻARSKI
Owszem, pamiętam. Nie znałem jej jeszcze wtedy. Sama sobie stawiała ideały, którym się dziś sprzeniewierza.
MLICKI
Przedziwny z ciebie dyalektyk. Wyrażasz się bardzo niejasno; przynajmniej pojąć nie mogę, dlaczego się tak gorąco moim stosunkiem zajmujesz.
ZDŻARSKI
Ja? Ależ niech Bóg broni! Poprostu mnie zmuszasz do tego. O niczem innem nie jesteś w stanie mówić. Wypytujesz mnie ustawicznie, krążysz naokoło mnie jak kot koło gorącej miski. Przypuszczasz, że wiem coś o niej, czego ty nie wiesz, chciałbyś mnie znienacka podejść…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
A do djabła! Tyś jakby stworzony na małżonka, który świetnie będzie umiał dogryzać swej doświadczonej pani.
MLICKI
A toś się odciął! wybucha gniewem. Szatan z ciebie! naraz bardzo życzliwie. Ale bój się Boga! całkiem o kawie zapomnieliśmy!
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
MLICKI
SCENA TRZECIA
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
MLICKI
Wybaczcie mi, na chwilę muszę wpaść do redakcyi szuka kapelusza. Człowiek się trochę przy korekcie przetrzeźwi…
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
Tak mu się zdaje. Jego miłość jest w trzech częściach prostą próżnością. Olśniewa go swymi śmiałymi sądami, pochlebia mu jej piękność, jej wyniosła duma; wokół niej roi się od mężczyzn; a to go oczarowało, że właśnie ku niemu zwróciła swe względy że on został wybrany. Przytem umie nęcić, podrażnić, obiecuje jednem spojrzeniem więcej, ile inna nie da, choćby się całą duszą oddała. Ilu ich już się w jej sieci zaplątało!… znałem jednego, który przez nią stał się — he, he, jakby to nazwać?… Ale pani nie idzie o przymiotnik. Był szczęśliwy i dziwna rzecz był także zaręczony… Spotkał ją przypadkowo — nie wiem w jaki sposób zamyśla się. No, dość na tem, że uległ odrazu. Zajęła się nim bardzo, wabiła go ku sobie i odtrącała go, pozwoliła się nosić na rękach po schodach aż do drzwi mieszkania, a potem kiwnęła głową i powiedziała: Dziękuję. Wyobraź sobie pani, jaką głupią minę musiał ten ktoś zrobić. He, he, trzebaby widzieć młodzieniaszka z tą kapitalną miną!… Ninawidził jej do tego stopnia, że chciałby ją nieraz udusić, a czołgał się przed nią, błagał — raz nawet płatał! Ha! ha! Płakał jak dzieciak. Dziw, że sobie w łeb nie palnął… tajemniczo z brzydkim uśmiechem. Raz nawet okradł swego przyjaciela…
HELENA
ZDŻARSKI
Najlepszego przyjaciela, żeby módz za nią pojechać! Podróż była kosztowna, bardzo kosztowna… sumienie się o kryminał otarło.
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
Co będę mógł zrobić, to zrobię niespokojnie. Dla pani to zrobię zakłopotany. Pani tak uderzająco podobna do niej, mojej dawniejszej narzeczonej. Tak mi ją pani przypomina… mówi cicho i szybko. Niczego nie żądam, straciłem wszelki szacunek dla siebie, nie wymagam go od innych. Pogardzam ludźmi, nienawidzę ich. Ale, ale są rzeczy, wobec których słabnę, serce mnie tak boli… i… i… zacina się i wstaje. Co będę mógł, to zrobię. Tylko, tylko, że się nie da nic zrobić, absolutnie nic! Kogo ona pochwyci, tego nie puści… wyssie, odrzuci, ale nie puści… Człowiek na zawsze z nią pozostanie spętany… nagle wybucha. Czy pani jeszcze Mlickiego kocha po tem wszystkiem? Ma pani jeszcze trochę dumy i rozsądku?
HELENA
Co panu rozsądek i duma w pańskiej miłości pomogły? Mój Boże, Boże! powtarzam sobie tysiąc razy, Stefan mnie nie kocha, kocha inną; niech idzie, niech będzie szczęśliwy, woła mój rozsądek, podłością go zatrzymywać, jeśli mnie nie kocha. A serce krzyczy ratunku, do nóg jego przyczepić bym się chciała, żeby nie odszedł. Niech bije, niech nogami tratuje, byle tylko pozostał! chwyta się za głowę. O Boże, Boże, co teraz będzie? do siebie. Co będzie, co będzie?
Pan mi musi pomódz. Pomóż mi pan, pomóż! Zmarnieję bez niego. Nie mam domu, nie mam rodziców; cały świat się mnie wyparł. Na całym świecie Stefan, tylko Stefan, jedyny Stefan!…
ZDŻARSKI
Ale jak ja mam pomódz? Cóż ja na to poradzę? Ona go opętała. Cała jego dusza jest jedną zbolałą raną, a oderwać się od niej nie może.
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
Ja mam przy sobie mój wyrok śmierci. Wczoraj przyszedł telegram. Od niej — ja wiem, że to od niej. Ja wiem, co w nim jest. Nie otworzyłam go, a wiem, że ona jutro, pojutrze, za dwa, trzy dni przyjedzie… i Stefana zabierze… I wie pan, za każdym razem, gdy go do ręki wezmę, i chcę go dać Stefanowi, ręka mi cierpnie, trzęsę się cała. Jakie to głupie! przecież mu go dać muszę, a chociażbym go nie oddała — nic się nie zmieni — nic!
SCENA CZWARTA
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
SCENA PIĄTA
MLICKI
HELENA
Właśnie cię też o to chciałam prosić. Uniosłam się, przebacz mi. To wszystko tak niespodziewanie się na mnie zwaliło. Głowa mi pęka.
MLICKI
HELENA
Nie, nie! Między nami wszystko skończone. Teraz wiem, że mnie nie kochasz, żeś mnie nigdy nie kochał. Nie, Stefanie, jesteś zupełnie wolny, ja cię nie zatrzymuję.
MLICKI
Ale ja chcę pozostać! opanowuje się. Nie, nie, tam szczęścia dla mnie nie ma! Zapomnę o wszystkiem.
HELENA
Nie męcz mnie! Nie męcz! Ja nie pragnę twej miłości, ja brzydzę się tą rezygnacyą, wolę już, byś mnie bił, pogardzał mną… nie chcę!… nie chcę!
MLICKI
Nie płacz Hela, nie płacz! Wszystko będzie dobrze! Będę pracował, zapomnę. Tyś taka dobra, nieczegoś nigdy odemnie nie wymagała. Będziemy żyć obok siebie. I tyś była moją, tylko moją — niczyje ręce nie dotknęły ciebie; zamyślony. Zdżarski ma słuszność!
HELENA
MLICKI
HELENA
Ha, ha, ha! Nie opuszczaj mnie Stefanie! Nie opuszczaj mnie! Na litość boską nie gub mnie! rzuca się na jego szyję. Patrz tu, tu mój wyrok. — Patrz, tu jej telegram, ona przyjeżdża osuwa się na krzesełku; szuka nerwowo po kieszeniach. Patrz tu… tu…
MLICKI
HELENA
MLICKI
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
ZDŻARSKI
Dziwny nastrój w tym pokoju. Jesień. Jesień. Niedługo zaczną się deszcze. A to straszna rzecz, gdy deszcz całymi dniami na szybach jęczy.
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
Ja? śmieje się błędnie. Ja? Nic, nic… czekam, aż się wszystko skończy!… Jestem tak spokojna… Ja tylko czekam, czekam… A potem — no! Niech będą szczęśliwi. On ją kocha, a ona jego chyba też kocha; dlaczegóżby go nie miała kochać?…
ZDŻARSKI
HELENA
Tego pan wiedzieć nie możesz. To, że pana nie kochała, nie pozwala wnioskować, by nie miała kochać Stefana. Dlaczegóżby za niego wychodziła? On przecież ani sławny, ani bogaty — kocha go, kocha i on będzie z nią szczęśliwy!
ZDŻARSKI
Może jest coś heroicznego w pani rezygnacyi… Tak, tak… rezygnacya podobno zawsze jest heroiczną uśmiecha się zmęczony. Ale dajmy spokój bohaterstwu! Nam bohaterstwa nie trzeba; ot — trochę szczęścia, maleńką odrobinkę szczęścia. Tego nam potrzeba. Bądź pani otwartą. Niewiem, cobym za to dał, żeby pani ze mną otwarcie mówiła. Ja nie wierzę w pani rezygnacyę; ja czuję, jak się serce pani krwawi. A ja mam dużo, dużo sympatyi dla pani, więcej, jakby się tego można po mnie spodziewać. Pani mi tak żywo przypomina moją narzeczoną.
HELENA
Z nikim nie byłam tak otwartą, jak właśnie z panem. Pan mi okazał tyle uczciwej przyjaźni w ostatnim czasie… Alem ja taka zmęczona. Moje myśli tak rozprószone. Ja nie jestem w stanie ani jednej myśli do końca domyśleć… Teraz się wszystko skończyło. To męka… ta straszliwa męka ostatnich dni.
ZDŻARSKI
Pani nie powinna go puścić! Jeżeli go pani kocha, to go pani zatrzyma przy sobie; on przy niej szczęścia nie znajdzie, tylko rozpacz i cierpienie.
HELENA
ZDŻARSKI
Poświęć pani swą dumę dla jego dobra. Pani go kocha. Pani ostatecznie na tem zależy, żeby nie zmarniał przy tej kobiecie.
HELENA
ZDŻARSKI
Bo… Bo… jakże mam to pani wytłómaczyć? — Wie pani może, że jest coś, co starzy ludzie dawniej cnotą czystości nazywali… he… he… rzeczywiście cnotą czystości — dziś to już jest starzyzną. Cnota czystości nabrała komicznego znaczenia. He, he… młodzi panowie nauczyli panienki, że cnota czystości jest śmieszna. I my ludzie postępowi śmiejemy się z owej cnoty — w teoryi proszę pani… bo w sercu o, w sercu… chciałbym widzieć tego mężczyznę, któryby przenosił kobietę, co z rąk do rąk przechodziła, nad kobietę tak czystą i jasną, jak… jak naprzykład pani…
HELENA
ZDŻARSKI
Do tych ludzi, którzy sami siebie okłamują, do tych ludzi słabych, dla których tak nazwany postęp ha, ha, ha, postęp jest ideałem, w imię którego niszczą najszlachetniejsze instynkty sercowe — ową starzyzną moralną — należy Mlicki. Mlicki jest rodzajem takiego moralnego Don-Kiszota. W sercu pełno owej „starzyzny”, ale się jej wstydzi!… He, he! najpiękniejsze teorye mu się w nic rozprysną, gdy robak zacznie serce dzień i noc toczyć!
HELENA
ZDŻARSKI
Otóż proszę pani, ta dama, z którą Mlicki się chce żenić, była dawniej już kochanką innego, a może i innych.
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
Powiedz mu to pani; może wobec pani uczuje wstyd… może, jeśli pani mu to powie, przeleci mu przez myśl, co czystość znaczy, co znaczy posiąść kobietę tak czystą… he, he… Zna pani Hamleta?… Stary Poloniusz ma racyę… Nawet ciekawość księżyca może tę czystość skazić!…
HELENA
Czemu mi pan tego dawniej nie mówił?… w wielkim niepokoju. I on o tem wie, i pomimo tego chce mnie opuścić — mnie — mnie, dla niej — co z rąk do rąk przechodziła… O mój Boże… mój Boże…
ZDŻARSKI
HELENA
Nie, nie. to się na nic nie zda. To nic nie pomoże. — On o tem wie, wie o wszystkiem i pomimo tego idzie do niej… O Boże, jak on ją kocha!
ZDŻARSKI
HELENA
Nie, nie, nie! nie mów pan dalej! To nie ma sensu… On wie o tem, a jednak, jednak mnie opuszcza… nie ma rady, nie ma…
HELENA
Od jutra mam sama pozostać… z trwogą. Sama! Co to znaczy? Jak to jest, być samą — samiuteńką?… o Boże! To musi być straszne.
ZDŻARSKI
To więcej, jak straszne! po chwili. Pani nie ma pojęcia, jakie to okropne… a te noce, te noce, te noce szału i obłąkania… nocą w łóżku… tak strasznie cicho… słyszy się bicie własnego serca… Lampa zgaszona — a serce bije, bije, bije — ktoś stuka do drzwi — czoło się potem oblewa — a ktoś puka, puka gwałtownie, bezładnie, sam pełen strasznego lęku, jakieś szmery wokoło… szepty, obłąkany śmiech… wyskakuję z łóżka, drżę na całem ciele, zapalam świecę… Strach spojrzeć za siebie, bo tuż za mną ktoś stoi, ktoś rękę wyciąga coraz gwałtowniej. A drzwi, drzwi zdają się otwierać. — Chcę biedz ku drzwiom, rzucić się na nie, zaprzeć je… skradam się pocichutku… Jezus! Marya! Drzwi się otwierają…
HELENA
ZDŻARSKI
A płomień świecy rzuca jakieś straszne cienie — cały pokój drży, błyska niespokojnie… Cienie zamieniają się w upiory, schodzą ze ścian, wyciągają ręce, zbliżają się…
HELENA
ZDŻARSKI
Teraz Stefan widma odgania i rozprasza upiory, ale jak pani sama zostanie z tą wściekłą rozpaczą w sercu…
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
Tak, to nie dobrze się skończy. Pani zmarnieje, a Mlickiego gorszy los jeszcze czeka. — Dzień i noc będzie się truł i gryzł i myślał o swoich szczęśliwych poprzednikach. Dla nich była ta pani kochanką, dla niego żoną! Ha! ha! żona Mlickiego była metresą innych! Ta myśl się wpije w jego krew, zatruje mu każde uczucie, zaprzepaści duszę! — Jego gorszy los czeka, niż panią!… Pani będzie żyła; tak łatwo sobie człowiek życia nie odbiera… Będzie się pani musiała postarać o jakieś zatrudnienie urywa nagle. Tak! będzie się pani musiała obejrzeć za zarobkiem. — O, o to trudna rzecz… Pani zepsute dziecko bogatych rodziców, wychowana w zbytku i pieszczotach — pani będzie wędrować od jednego pryncypała do drugiego… a pani znajdzie zarobek, bo jest pani przystojna, bardzo przystojna… rozumie pani, co to znaczy?… Trzeba być bardzo przystojną, by otrzymać pracę…
HELENA
Jak mnie pan męczy! jak mnie pan męczy! Co mam począć nieszczęśliwa?… On nie zważa na moje prośby… odtrącił mnie wczoraj od siebie. Całą noc chodził po pokoju. Jak szalony, kładł się i zrywał znowu… i błagał i nogi mi całował… Mój Boże, on opętany… on nie może żyć bez niej — niech idzie — niech idzie — niech zmarnieje przy niej, byle tylko mi nie robił wyrzutów… niech się ze mną dzieje, co chce… byle mnie nie zabijał swoją rozpaczą!…
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
Owszem! jeszcze raz powtarzam, że Mlicki gra niecną komedyę. To nie miłość, co go ku niej ciągnie, to próżność — prosta, marna próżność.
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
Milcz pan! pan ją kocha! pan się chce mścić na niej i na nim… O, o, jak pan zbladł… jak twarz pana drga…
ZDŻARSKI
HELENA
Ja nie chcę, byś pan mnie mścił! nie chcę, nie pozwalam! Stefan ma być szczęśliwy! Będzie szczęśliwy! Nie pozwolę panu się mścić! Będę żyć, będę pracować, przyjmę jego pomoc.
ZDŻARSKI
HELENA
ZDŻARSKI
HELENA
SCENA DRUGA
MLICKI
ZDŻARSKI
ZDŻARSKI
Nic jej nie powiedziałem. Tylko Hela mi wyłożyła jasno jak na stole, że kocham twoją narzeczoną, że chcę się mścić na niej i na tobie. A więc powiedziała to samo, co ty myślisz — nie prawda?…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Zupełnie nie rozumiem, co ty sobie właściwie za pretensyę do niej rościsz? Cóż ona temu winna, że się nie mogła do tego przymusić, by cię pokochać. Widzisz, szanuję o tyle twoją inteligencyę, że szukam w innych przyczynach źródła twojej nienawiści.
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Ale przecież nie jesteś na tyle brutalny, na tyle parobkiem, żebyś sobie życzył, bym z Heleną dalej żył, nie kochając jej?…
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Właśnie, że się liczę. Jeżeli się ożenisz z panną Agrelli, to zmarniejesz. Kark skręcisz w tem szczęściu, do którego tak dążysz — To nie fraszka nazywać kobietę z jej przeszłością — swoją żoną.
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
He, he! o wszystkiem! Tu nie idzie o to, że się wie o jakimś gołym fakcie, n. p. należała do tego lub owego. Tu idzie o drobne szczegóły, o te maleńkie i drobne tajemnice sypialni… Te drobniutkie szczegóły he, he! jak mam je nazwać? te wszystkie tajemnicze pieszczoty, które trzeba przed światem kryć — ha, ha, ha — wiesz, te wszystkie pieszczoty, których małżeństwo nie zna. W małżeństwie nie ma tego drżącego strachu, tego nasłuchiwania, czy ktoś nie przeszkodzi, tego tajemniczego skradania się po ciemnych schodach do kapliczki miłości…
MLICKI
Wolę to, jak żyć bez niej… chodzi niespokojny, naraz śmieje się krótkim, urywanym śmiechem. Może jeszcze masz co na sercu?…
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Tak? hm… sięga po pugilares. Załatwimy jeszcze rachunek. Tu masz pieniądze, któreś mi wczoraj pożyczył… Bardzo ci jestem zobowiązany wstaje, chwilę zamyślony. Jest mi niesłychanie przykro, że w takich warunkach się rozstajemy, pauza byłeś serdecznym i dobrym przyjacielem — spędziłem z tobą chwile, których się nie zapomina — żal mi cię…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
To przecież sambyś sobie mógł powiedzieć, że siła miłości, jak każda inna siła, jest ograniczona. Kochała tego pierwszego. Ten pierwszy zużył wszystkie jej zasoby miłości… a to ją zniszczyło — szła od jednego do drugiego zmęczona, znudzona, może tylko dlatego, by zapomnieć o pustce swego serca. Ty sprawiłeś na niej względnie największe wrażenie — względnie — względnie…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
Więc słuchaj. — Rób co chcesz, bądź szczęśliwy lub nieszczęśliwy, to mi wszystko jedno — ale jeżeli Helena w przystępie chwilowego szału położy koniec swemu biednemu życiu…
MLICKI
To będzie tylko twoją winą! twoją! twoją! tyś ją wepchnął w wir tego szalonego strachu… tyś w niej przepaść roztworzył… przez całe dwa dni działałeś na nią, bo ci potrzeba śmierci Heli, by się na Oldze zemścić!…
ZDŻARSKI
To głupstwo, co mówisz! Jesteś zbyt rozdrażniony. Ale pamiętaj, jeżeli Helena sobie życie odbierze, a zrobi to z pewnością…
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
SCENA TRZECIA
MLICKI
MLICKI
HELENA
MLICKI
HELENA
MLICKI
Nie chcę, abyśmy się rozstali w gniewie i żalu. Zanadtoś mi droga. Nie miej do mnie nienawiści. Ja nie mogę inaczej postąpić; chociażbym chciał, nie mogę się wycofać! Toby mi życie złamało. Będę ci bratem, będę ci pomagał — będę się opiekował tobą…
HELENA
I dasz mi dużo, dużo pieniędzy namyśla się. Ale cóż ja ci w zamian dam? Dałam ci moją duszę, moje ciało! patrzy na niego długo. Stefan, dałam ci czyste ciało! Tak czyste, jak u dziecka. Zaczem cię poznałam, nie wiedziałam, co to jest ciało…
MLICKI
HELENA
Tak, Stefan, byłam czysta, byłam niewinna; wszystko było twojem, tylko twojem — myśli, serce, dusza, ciało — każdy nerw… naraz gwałtownie. Pogardziłeś! odrzuciłeś! Cóż ci dam za twoją pomoc, za twoją opiekę?!… Nie chcesz mnie, gardzisz mną! Więc co? co?…
MLICKI
HELENA
Precz z twoją pomocą! Nie chcę twojej pomocy! Idź do niej! Dziel z innymi ostatnie męty jej miłości!…
MLICKI
HELENA
Nie szarp mnie! Czego żądasz odemnie? — Czego chcesz? ha, ha, ha!… Chcesz mieć spokojne sumienie, chcesz sobie powiedzieć: Hela zrezygnowała. — Hela zadowolni się przyjaźnią. Chcesz własne sumienie okłamać?!…
MLICKI
Tak, byłaś ze mną szczęśliwa, teraz ja dla siebie szczęścia zapragnąłem. Przy tobie go nie znalazłem!
HELENA
MLICKI
HELENA
Więc teraz ci dam szczęście… zostań przy mnie, a dam ci szczęście! szybko, nieprzytomnie. Dam ci rozkosze, o których nie śniłeś. Dam ci, dam taką rozkosz, taki raj, dam, dam, tylko nie gardź mną… zostań… Widzisz to strach mój krzyczy… Ja oszaleję bez ciebie — nie, nie, ty też oszalejesz, ona była kochanką innych — przechodziła z rąk do rąk…
MLICKI
SCENA CZWARTA
OLGA
MLICKI
HELENA
OLGA
MLICKI
HELENA
OLGA
HELENA
Zostań, zostań! Twoim psem będę, rób ze mną, co chcesz! Bij, zabij! — rób co chcesz, tylko nie opuszczaj mnie! do Olgi. Idź pani, idź! Ja z nim żyłam dwa lata, on mój… mój!… Pani dość ich znajdzie — ja mam tylko Stefana, zostaw mi go pani! Ja oszaleję!
OLGA
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
Nie, nie, nic mi nie jest… Ale ten wiatr jesienny, ten deszcz — szedłem przez park, wiatr gwizdał wśród nagich gałęzi… mówią, że w takim czasie ktoś się obwiesił… He… he, albo może utopił. — Bo są ludzie, co się topią. He, he! Ale zdejmże tę umbrę z lampy — inaczej zdaje mi się, że ktoś tu śmiertelnie chory leży.
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
A gdyby nawet? Cóż z tego, chociażby nawet to zrobiła? Wszak byłoby to tylko ulgą dla niej i dla ciebie. Czy jesteś na tyle naiwny, że przenosisz życie, pełne ustawicznych cierpień i bólu nad śmierć? Dla niej — jak powiadasz — niema szczęścia, więc po cóż się ma dalej męczyć? nagle. Mówiłeś jej kiedykolwiek, że ją kochasz?
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
Czemu?… Przecież widzę co się z tobą dzieje. Cały dzień cię nie widziałam. Gdzieś był?… O! Jakiś ty blady! Z twoich oczu wyzierają widma. Twój lęk, gdyby cały legion widm. Cały legion upiorów przyniosłeś ze sobą. Pełno widm w pokoju. Mój Boże, mój Boże… Czujesz ty, że jestem przy tobie? Nie, nie, ty tego nie czujesz. Myślisz tylko o niej, widzisz ją wciąż przed sobą. Pełno jej tu wokół nas…
MLICKI
OLGA
Nie! nie mogę tego pojąć. Nigdy tego nie zrozumiem. Jeżeli się coś lub kogoś opuszcza, to nie patrzy się za siebie… Zupełnie tego nie pojmuję. Mówisz, żeś nikogo nie kochał przedtem. Kochasz mnie i wiesz jak cię kocham. Powinieneś być szczęśliwy. Powinienbyś o wszystkiem zapomnieć. Pamiętasz, jakeś przed moim odjazdem mówił: dla ciebie jestem zdolny popełnić największą zbrodnię… A teraz kiedy porzuciłeś ją — a czem ona była dla ciebie — teraz drżysz — trzęsiesz się na całem ciele — jesteś zrozpaczony… Boże… Boże… czyśmy się oboje pomylili? Ja byłem tak pewna, że zapomnisz, utopisz wszystko w tem szczęściu, że mnie masz przy sobie, że jestem twoją, na zawsze twoją… Stało się inaczej — inaczej…
OLGA
Jechałam do ciebie dniem i nocą, nigdzie nie wypoczęłam, przyjechałam dzień wcześniej, niż ci pisałam. Zdawało mi się, że cię tem uszczęśliwię, że sprawię ci wielką radość!… Tak, tak, zrobiłam ci niespodziankę. Nigdy nie zapomnę, jakeś tam stał zgnębiony, na wpół nieprzytomny i patrzyłeś na mnie błędnemi oczyma, jak na widmo… Najchętniej byłbyś się w ziemię zapadł, nie śmiałeś na nią spojrzeć…
MLICKI
OLGA
Powinieneś był odrazu więzy poprzecinać. Od dwóch miesięcy miałeś wybór pomiędzy mną a Heleną urywa i patrzy poważnie na Mlickiego. Zmienionym głosem. Słuchaj Stefan! Możesz jeszcze wybierać! Czujesz, że nie możesz być przy mnie szczęśliwy, to idź. Nie chcę żyć z człowiekiem, który w ciągłej rozpaczy rozmyśla możliwość samobójstwa dawniejszej kochanki. Z wzrastającą namiętnością. Nie chcę! nie chcę dzielić się z inną kobietą, nie chcę, by ktoś dniem i nocą stał między tobą a mną.
MLICKI
Dzielić?… Hm… patrzy na nią. Nie chcesz się dzielić?… Nie chcesz, by ktoś dniem i nocą stał między nami
OLGA
Cóż ci jest? Słyszałeś, co mówiłam? Zrozumiałeś, że nie chcę żyć z tobą, dopóki o niej nie zapomnisz?!
MLICKI
Wszystko zrozumiałem… wszystko zapomnę, nawet… urywa i patrzy na Olgę. A będę miał wiele trudu, bo muszę dużo rzeczy zapomnieć — dużo — opamiętywa się, bierze ją za rękę. Miej tylko trochę cierpliwości. Nie jestem całkiem zdrów. Dziwna rzecz, myślę całkiem jasno. Mózg mój mówi mi to samo, coś ty przed chwilą mówiła. Wiem, że bez ciebie żyć nie mogę. Wiem, że dla niej śmierć byłaby prawdziwem szczęściem. A jednak… Jakbym miał gdzieś drugi mózg, który zupełnie inaczej myśli, który sobie ze mnie kpi, cały mój rozsądek wywraca. Patrz, dziś naprzykład. Szukałem jej po całem mieście… W mieszkaniu jej niema… Znikła… Wiedziałem to od kilku tygodni… Więc się zabiła… mówi mój mózg. Ale w tej samej chwili osłabłem, nogi poczęły mi się chwiać…
OLGA
Gdzież nasze szczęście, gdzie? O jak ja pragnęłam tego szczęścia z tobą, jak drżałam na samą myśl, że za parę dni nowe życie się dla mnie rozpocznie… tak niewysłowienie piękne życie.
MLICKI
Nie męcz mnie teraz. To wszystko przejdzie. Wpierw muszę ochłonąć. Tak bez wszystkiego, całej przeszłości ze serca wyrwać nie można.
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
Nie, nie wątpię… zresztą głupstwo! Przypomniało mi się tylko pierwsze wrażenie. Byłaś wtedy tak zmęczona, taka zimna…
OLGA
Nie, nie, to nie to, to nie twoje pierwsze wrażenie… patrzy na niego z smutną powagą. Twoja miłość nie ta co była. Obce struny dźwięczą. Nie czuję jej tak, jak ją dawniej czułam… Podejrzywasz mnie, śledzisz, analizujesz każde moje słowo. Zwątpiała. Zdżarski pracował nad tobą — o! Jak ja jego słowa słyszę, jak czuję cały ten jad, który ci w twoją miłość wszczepił.
MLICKI
OLGA
Chciał koniecznie, żebym poszła za niego… nagle. Powiedz mi Stefanie otwarcie, co ci Zdżarski mówił o mnie? Powiedz mi całą prawdę…
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
Więc i to jeszcze! Boże! Co za nieszczęście! Więc to było tylko urojeniem, senną marą… opada całkiem. Nie, Stefanie, nie mam siły walczyć z widmami! Nie mam siły kalać się temi wspomnieniami. Nie chcę, żeby mi je przypominano. A wiem — o jak to jasno, jak silnie czuję, że nigdy tego nie zapomnisz, że wciąż będziesz całą moją przeszłość wywlekał… Nie, nie, nie! Sam widzisz, że dla nas nie ma szczęścia!
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
OLGA
Ależ śmieję się, śmieję się z całego serca, z siebie, z ciebie — z twoich trosk — i z twej słabości… Nieprawda? jesteś trochę słaby — może zbyt tkliwy — może trochę zawiele masz trosk i kłopotów i lęku, przyznaj się tylko…
MLICKI
OLGA
OLGA
MLICKI
OLGA
MLICKI
Wiesz, spotkałem dziś Zdżarskiego. Wykrzywił obrzydliwie twarz i zapowiedział, że nas dziś odwiedzi z nagłym strachem. Przyniesie nieszczęście — przyniesie. — Czuję je, jak się zbliża… Wiesz, Olga, jeśli on tu przyjdzie, to powiedz mu, że niema mnie w domu — albo nie, powiedz mu wprost, że nie chcę go widzieć. — Tak, to najlepiej. Powiedz mu, że wogóle nie chcę się z nim widzieć — to szatan wcielony, a nie człowiek…
MLICKI
OLGA
To Zdżarski! Idź do drugiego pokoju, idź! Powiem mu, żeś wyszedł, że nie chcesz się z nim widzieć — idź, idź!
SCENA DRUGA
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Zupełnie mi się w głowie pokręciło. Ale też mam taki szalony ból głowy, że zwaryowaćby można… przeciera sobie czoło. Kiedyś zadzwonił, zdawało mi się, że się wszystkie dzwony rozjęczały… patrzy na Zdżarskiego. Tak jakoś dziwnie wyglądasz…
ZDŻARSKI
OLGA
MLICKI
Tak, tak, masz racyę… położę się na chwilę… zażyję antipyryny do Zdżarskiego. Wszak mi wybaczysz?…
ŻDARSKI
SCENA TRZECIA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
Właściwie nie spodziewałam się czego innego po tobie… Jesteś podły, chytry i podstępny jak sumienie.
ZDŻARSKI
Wspaniale to powiedziane. Podłe, chytre, podstępne sumienie, to kapitalna rzecz. He, he! Jesteś dumna i harda; może twój umysł nie sięga tak daleko, by zrozumieć, że sumienie może być jeszcze czemś innem. Mlicki to lepiej wie od ciebie.
OLGA
I pomyśleć, że ja kiedyś dla tego człowieka miałam trochę sympatyi. Jak bezdennie naiwną byłam! Teraz dopiero widzę, jak nisko myślisz, jak ordynarnie odczuwasz.
ZDŻARSKI
Przedziwnie maskujesz twój strach i twoją rozpacz. Dziwna rzecz, że wy — wy — ludzie postępu i inteligencyi macie obawę — straszną obawę przed owem chytrem i podstępnem sumieniem.
OLGA
Obawę? Bynajmniej! Ale to niesłychanie komiczne, gdy pan Zdżarski pocznie kazać o sumieniu! Wstydź się tego niskiego kłamstwa! Tobie nie o sumienie chodzi, ale o zemstę. Chcesz się pomścić na mnie. Nie wiem za co. To mnie zresztą mało obchodzi… I w tym celu zakwaterowałeś się u Stefana i zacząłeś szczuć Helenę przeciw Stefanowi, a Stefana przeciw mnie.
ZDŻARSKI
OLGA
Chciałeś zachwiać miłością Stefana. Chciałeś w niego jad zaszczepić. Wiesz! Jesteś jak jadowity pająk…
ZDŻARSKI
Dziękuję — i cieszy mnie — że widocznie należycie oceniasz mój wpływ na Stefana — śmieje się dziko. Mówił ci o Pretwicu? Czy bardzo nad nim ubolewał!…
OLGA
ZDŻARSKI
A zatem pani! wybornie… Właściwie żal mi pani; jesteś pani dla mnie bardzo ciekawą tą swoją gorączkową tęsknotą za władzą, siłą i mocą… A co najciekawsze, że pani, coś całe życie goniła za tą hardą twardą dumą, co nie zna ani granic, ani przeszkód, wybrałaś sobie właśnie człowieka — miękkiego jak wosk, tkliwego jak rozpieszczone dziecko.
OLGA
Znam tylko jednę tęsknotę i jedno pragnienie za tem, co piękne… Możesz sobie zatem wystawić, jak mi przykro, że muszę się ocierać o coś tak brudnego…
ZDŻARSKI
Jak ja? Ha, ha, ha! Jak pani znakomicie umie za drzwi wypraszać… Przykro mi, że muszę jeszcze chwileczkę panią bawić poważnie mam pewne prawa pozostać tu — prawo i obowiązek.
OLGA
ZDŻARSKI
I to pani również dobrze powiedziała. Nie wiedziałem, że pani umie wygłaszać takie sentencye, ale pani wybaczy, że nie odejdę, póki…
SCENA CZWARTA
OLGA
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
Bynajmniej. Ale chętnie chciałbym się przekonać, czy tchórzliwe, chytre i obłudne sumienie jest w stanie zepsuć szczęście ludziom postępu, ludziom inteligentnym.
OLGA
Słuchaj pan! Był czas, że miałam litość nad panem. Czułam, że byłam powodem pańskich cierpień i cierpiałam z panem pospołu… Chciałam pana choć w części odszkodować — miałam na myśli proste odszkodowanie — trochę przyjaźni…
ZDŻARSKI
Aleś ty fenomenalną komedyantką! he, he! Kochałem panią, a pani zadawałaś sobie trud, by mnie z miłości wyleczyć! Czyś ty mi kiedykolwiek powiedziała, że nie mogę mieć nadziei? Czyś nie siedziała ze mną w ciemnym gabinecie przy szampanie, nie pozwoliłaś się wziąść na ręce i nieść na trzecie piętro, rozpuszczać włosy i całować? Zawsześ mi zostawiała otwartą furtkę i jeszcze przy końcu podawałaś mały paluszek.
OLGA
ZDŻARSKI
Odszedłem raz, rzuciłem ci obelgę w twarz — przysłałaś do mnie na drugi dzień. Unikałem cię, a ty zawsześ mnie wyszukała i wlokłaś za sobą i psułaś i niszczyłaś jeden kawałek mej duszy po drugim.
OLGA
I ten nędzny człowiek w ten sposób pojmował moją litość i moje współczucie! z drwiącą pogardą. Ha, ha, ha! to rzeczywiście wspaniałe!… Dlaczegóż nie zadeklamujesz strasznej a płaczliwej ballady o twej narzeczonej, którą dla mnie porzuciłeś? Miałeś przecie też taką Helenkę!
ZDŻARSKI
OLGA
Co za pyszny widok… Zdżarski w pasyi! Jak on się umie unieść! Ha, ha, ha! Powiadałeś mi raz, żeś najlepszemu przyjacielowi skradł pieniądze, by módz za mną pogonić! Zapomniałeś o tem?
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
Słuchaj pan! Pan chcesz się mścić! Well! Ale może ten interes — bo dla pana wszystko interesem — może interes ten polubownie załatwimy? Żądasz pan odszkodowania. Przyjaźnią się pan odszkodować nie dał — a więc może monetą. Jestem dość zamożna. Ile pan żądasz? Zacznij pan od wysokiej sumy…
ZDŻARSKI
OLGA
Więc nie chce pan pieniędzy. To mnie cieszy. Ale pomścić chce się pan za wszelką cenę! Więc proszę! Mścij się pan!
ZDŻARSKI
Właściwie jestem już zmęczony całą tą komedyą! W części jestem już pomszczony! Ile pani ma niepokoju, i ile obawy o biednego Stefana… Zresztą pani broni sprawy zupełnie przegranej… Helena go zabije… Możeby mógł o niej zapomnieć, gdyby przy pani znalazł odrobinę szczęścia.
OLGA
ZDŻARSKI
Ale go nie znajdzie. Niestety! Nie potrafi pokonać w sobie samca, który się od kobiety domaga czystości.
OLGA
ZDŻARSKI
Na dobre nie wyszłoby to pani! Zresztą ma pani racyę! Doprowadźmy sprawę do końca. Więc proszę pani, nasamprzód postarałem się o to, że Mlicki swych szczęśliwych a może szczęśliwszych od niego poprzedników nie zapomni!
OLGA
ZDŻARSKI
Ale to wszystko są rzeczy niepewne. Jego próżność i słabość mogłyby samca pokonać, a wtedy mogłaby pani być z nim szczęśliwą… Więc pozostaje sumienie — a sumienie jego zbolałe — jedna rana otwarta…
OLGA
ZDŻARSKI
W tej chwili! Otóż żeby pani wszystko zrozumiała, muszę pani wyznać, że nie znałem nikogo, ktoby mi tak głęboko wrósł w serce, jak Helena… Oboje jesteście winni jej nieszczęściu… Ale wy jesteście ludzie inteligentni, więc moglibyście o niej zapomnieć, a wtedy, kto wie, czybyście istotnie nie mogli być szczęślwi… A na to nie pozwolę!… Przyszedłem pomścić Helenę i siebie. Skoro się Mlicki dowie…
OLGA
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
ZDŻARSKI
OLGA
Nie mów mu tego! Teraz nie… Błagam cię, proszę cię na litość Boską! Nie mów mu tego. Rób ze mną co chcesz, ale nie powiadaj mu tego! Później! Później! Jutro…
OLGA
Dam ci wszystko co zechcesz — opuszczę go, jeżeli zażądasz, ale nie druzgocz go teraz! A to go dziś zdruzgocze.
ZDŻARSKI
OLGA
Dobrze! Dobrze! Powiedz mu natychmiast! Zobaczymy kto silniejszy, ja czy ona! woła. Stefan! Stefan!
SCENA PIĄTA
MLICKI
OLGA
Patrz! Patrz na tego człowieka. Był moim niewolnikiem, moim psem! Czy to prawda, że się teraz stał twoim panem? Prawdaż to, że zachwiał zaufanie do mnie? Prawdaż to, że nigdy nie byłbyś porzucił Heleny, gdybym nie była przyjechała tak nagle? Prawda to?
MLICKI
ZDŻARSKI
Nie pojmuję, dlaczego tak się unosicie! Tobie, Stefanie, całkiem nie do twarzy z tą bohaterską pozą.
OLGA
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
OLGA
MLICKI
Czekaj tylko, czekaj! — Niech wprzód powie! On ma coś strasznego do powiedzenia krzyczy do Zdżarskiego. Mów! Mów!…
OLGA
MLICKI
OLGA
ZDŻARSKI
MLICKI
OLGA
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
ZDŻARSKI
MLICKI
Tu ją kazałeś przynieść?! ze strasznym strachem. Tu! Tu! wpada w furyę i krzyczy. Precz, Precz! Bo… bo…
ZDŻARSKI
MLICKI
OLGA
MLICKI
A więc to prawda! Hela nie żyje!… pada na krzesło; po chwili zrywa się i podchodzi do Olgi. Myśmy ją zamordowali! My!… Ja i ty!… Ty też!… Ty też!… wybucha dzikim śmiechem. Zamordowałem ją dla ciebie. Ha, ha, ha. Dla szczęścia… dla naszego szczęścia… Zamordowałem… Ha, ha, ha! Dla szczęścia!…