ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
José Echegaray y Eizaguirre, Galeotto
  1. Honor: 1
  2. Kłótnia: 1
  3. Krzywda: 1
  4. Mężczyzna: 1
  5. Niebo: 1
  6. Obraz świata: 1
  7. Plotka: 1 2 3 4
  8. Poeta: 1
  9. Przyjaźń: 1
  10. Samolubstwo: 1
  11. Słońce: 1
  12. Tłum: 1

Poprawiono błędy źródła: przeczytałem > przeczytałam; non ri leggemmo > non vi leggemmo; przygód rycerza, bom > przygód rycerza tom; Pelron > Pelion; ANDRZEJ > ANDREA; TERSA > TERESA; ATRUR > ARTUR; bezmyśnie > bezmyślnie; nie dowiedział się nie o tem > nie dowiedział się nic o tym; prawdobniejsze > prawdopobniejsze; przynębiona > przygnębiona.

Uwspółcześnienia:

* pisownia łączna/rozdzielna, w tym pisownia z apostrofem i z łącznikiem np.: niema (brak) > nie ma; jakto > jak to; odemnie > ode mnie; pocichu > po cichu; któryby > który by; ogólno-ludzki > ogólnoludzki; Lindau'a > Lindaua; nieprawda, nie prawda > nieprawda; na prawdę > naprawdę; nie trudno > nietrudno; po za > poza;

* pisownia wielką i małą literą, np.: Pan > pan; Pani > pani;

* pisownia joty, np.: tragedya > tragedia; akcya > akcja; waryat > wariat; seryo > serio;

* fleksja, np.: tem > tym; czemże > czymże; najwyższem > najwyższym; wszystkiem > wszystkim; niesłusznemi > niesłusznymi; wszelkiemi > wszelkimi; mię > mnie; jednę > jedną; ma racyą > ma rację;

* dźwięczność i bezdźwięczność, np.: blizki > bliski; nizki > niski; zwycięzko > zwycięsko; strzedz > strzec; uledz > ulec; znaleść > znaleźć; zwycięzko > zwycięsko;

* inne zmiany pisowni, drobne zmiany leksykalne i składniowe, np.: giest > gest; doktór > doktor; tłomaczyć > tłumaczyć; pomięszanie > pomieszanie; ah > ach; Franczesca > Francesca; filistrowski > filisterski.

Inne zmiany leksyki: godło > motto; zbrodzień > zbrodniarz; paltot > palto; uściśnieniu > uściśnięciu; pozostała, czym była > pozostała, kim była; Zdarłem > Podarłem; mekler > faktor; konfidencja > poufałość; list rekomendowany > list polecony; prywacyj > wyrzeczeń; zawsze > wciąż, nadal.

Zmieniono składnię większości zdań z orzecznikiem przymiotnikowym w narzędniku, np.: jest szczęśliwym > jest szczęśliwy; byłam dumną > byłam dumna.

W części miejsc zmieniono szyk, np.: brat starszy > starszy brat; Ernesta ojciec > ojciec Ernesta; nim byś być mógł > mógłbyś nim być; na przegniłych już tylko podwalinach się utrzymuje > utrzymuje się już tylko na przegniłych podwalinach.

Uwspółcześniono składnię, frazeologię, niekiedy ze zmianą szyku, np. mam zaufanie, że > ufam, że; z intencją > z naciskiem; z zajęciem > z zaciekawieniem; scena się jasno oświeca > scena zostaje jasno oświetlona; wielki czas > najwyższy czas; pomagając ci do jego rozwinięcia > pomagając ci w jego rozwinięciu; dlaczegóż nie masz (…) obrać > dlaczegóż nie możesz (…) obrać; być tego zdania > być zdania; Nie tak to łatwo > Nie tak łatwo; o ile przynajmniej, o ile… > na tyle przynajmniej, na ile; Znajduję to zupełnie naturalnym > Uważam to za zupełnie naturalne; wszystko odbiera > wszystko bierze; Więc cóż takiego? > Więc któż taki?; nic nie odmawia > niczego nie odmawia; bilet do parostatku > bilet na parostatek; przepaść powoli wykopuje się między nami > powoli rozwiera się między nami przepaść; w moich oczach > na moich oczach.

Poprawiono rytm w poemacie: Był ciepły i jasny wiosenny dzień > Był ciepły, jasny, wiosenny dzień; Czytali, jak rycerz, co wśród walki > Czytali, jak rycerz, co wśród walk; Lecz rycerz ten przyjaciela miał > Lecz przyjaciela rycerz ten miał; Gdy usta ich raz spotkały się > Gdy raz ich usta spotkały się;

Poprawki tłumaczenia: daleko mądrzejsze. Jakże daleko > dużo mądrzejsze. Jakże daleko; Obowiązkiem pańskim jest tylko milczeć i słuchać > Obowiązkiem jego jest tylko milczeć i słuchać. Niewystępujące w oryginale didaskalia: „oddala się szybko” zmieniono na „odsuwa się szybko”, z uwagi na spójność z opisem początku następnej sceny.

Uwspółcześniono interpunkcję. Rozwinięto skróty.

José Echegaray y EizaguirreGaleottodramat w trzech aktach z prologiem, z uwzględnieniem niemieckiego przerobienia Lindaua tłum. Jan Kleczyński

Oryginał hiszpański jest pisany wierszem białym, prolog tylko prozą. Przerobienie niemieckie Lindaua zmienia trochę prolog oraz skraca zbyt długie monologi i tyrady, zostawiając treść nienaruszoną; jest pisane całe prozą i zlokalizowane dla Niemiec. Trzymając się głównie Lindaua, przeniosłem tylko akcję do Włoch, co jest niemal rzeczą obojętną, przedmiot bowiem jest ogólnoludzki, scena może być wszędzie. (U autora akcja odbywa się w Madrycie). Kilka drobnych szczegółów z oryginału, opuszczonych przez Lindaua, przywróciłem. [Przypisek tłumacza]

OSOBY:

  1. Andrea Girolamo[1], bogaty przemysłowiec, lat około 50
  2. Julia[2], jego żona, lat 30
  3. Alberto Girolamo[3], jego starszy brat
  4. Teresa[4], jego żona
  5. Artur[5], ich syn
  6. Ernest Alessandri[6], literat, lat około 30
  7. Gospodyni
  8. Doktor
  9. Dwóch świadków
  10. Służący

Rzecz dzieje się w stolicy (Florencja).

Epoka współczesna.

PROLOG

Scena przedstawia elegancko umeblowaną pracownię młodego mężczyzny. Prawie na środku pokoju stół z książkami i papierami, na którym stoi płonąca lampa.

SCENA PIERWSZA

ERNEST

siedzi przy stole, patrząc błędnie w przestrzeń i namyślając się, co pisać. Po chwili rzuca pióro na stronę, zniecierpliwiony, i wstaje.
1

PoetaNie, to nie do wytrzymania! To oszaleć można, doprawdy! Czuję, czuję w sobie myśl: wszystko wydaje mi się tak jasne, tak logiczne i zrozumiałe, dopóki siedzi w głowie; niechże spróbuję przenieść to na papier, dać mu ciało i krew, w tej chwili wszystkie blaski gasną, obraz się zaciemnia i tworzę… nic, nic!… Cóż za straszliwa niemoc, co za różnica pomiędzy wolą a wykonaniem!… Ileż to razy w tych samotnych godzinach, gdy duch mój, rozmawiając tylko sam z sobą, tworzył świetne plany, gdy myśl biegała za myślą, serce biło przyspieszonym tętnem… ileż razy i mnie się wydawało, że jestem… poetą! Jakże szybko chwytałem za pióro! Z czołem pałającym, z nerwowym pośpiechem, zapisywałem od razu po kart kilkadziesiąt i odczytując je potem, widziałem, jak cudny obraz mej fantazji w mgłę się rozwiewa, jak kwiat natchnienia, oberwany z listków przez zimną rozwagę, świecił jak naga, martwa łodyga! To, co pisałem, były słowa, słowa, tylko słowa! A gdy zrozpaczony odsłaniałem me troski przed ludźmi, filisterski[7] ich rozum mówił mi na pocieszenie: „Jesteś jeszcze tak młody! Poczekaj, aż ferment wyszumi, zobaczysz, że z czasem z tego będzie dobre wino!”. Tak, „z czasem”, gdy przeminie młodość, gdy ogień wygaśnie, siły się wyczerpią! A jednak! A jednak… próbujmy jeszcze… ja muszę, muszę zwyciężyć!

SCENA DRUGA

Ernest, Julia.

JULIA

w wieczorowym ubraniu, z szalem na ramionach, który zsuwa z siebie powoli w ciągu rozmowy. Puka do drzwi z lekka. Nie otrzymuje odpowiedzi, uchyla drzwi i mówi na progu:
2

Czy wolno?

ERNEST

idąc naprzeciwko, radośnie
3

Ach, Julia!…

JULIA

4

Nie zamknąłeś pan drzwi… Ujrzałam światło, ale widzę, żeś pan zajęty, więc mówię tylko „dobranoc” i… nie przeszkadzam.

ERNEST

5

Ależ proszę!… Niestety, nie przeszkadzasz mi, pani… Chciałem pracować, nie mogłem. Gdzież małżonek?

JULIA

6

Wstąpił na górę do brata w jakimś ważnym interesie… ale zaraz ma powrócić… zostawmy drzwi otwarte, abyśmy jego kroki słyszeli. Więc nie napisałeś pan wiele? W takim razie szkoda, żeś pan nam do teatru nie towarzyszył.

ERNEST

7

Czy tak wiele straciłem?

JULIA

8

Tego nie powiem. W teatrze było jak zwykle, ni lepiej, ni gorzej.

ERNEST

9

Więc?…

JULIA

10

Gdybyś pan był przyszedł[8], byłbyś mi oszczędził kłopotu tłumaczenia każdemu powodów twojej nieobecności.

ERNEST

11

Czyż jestem dla nich tak interesującą osobistością?

JULIA

12

Zdaje się w istocie, że obchodzimy ludzi więcej, aniżeli na to zasługujemy. Przez cały wieczór brzmiało w naszej loży: „Pani sama! Cóż porabia pan Ernest?” — „W domu pracuje”. — „Czy pan Ernest nie chory?” — pyta inny. — „Cóż pani miły, nierozdzielny towarzysz?” — „Dziękuję, zdrów, dzięki Bogu, pisze w domu”. A potem w sposób „dowcipny”: „Cóż to, słońce dziś bez cienia?”. I tak bez ustanku. Zniecierpliwiło mnie to w końcu, a gdy to moje zniecierpliwienie pokazałam, pytający uśmiechnął się jakoś… dziwnie. Lecz mówmy o czym innym, o pańskim dramacie.

ERNEST

13

Sądzisz pani istotnie, że o nim mówić warto? Niestety, w mej głowie dotąd tylko chaos, wszystko wre i kipi bez porządku. Czuję jednak chwilami, że w tych luźnych myślach zaczyna się objawiać pewien związek; wszystko, co wkoło siebie widzę i słyszę, powoli przybiera kształty jakiejś całości; nawet ci ludzie, którzy w tak „przyjacielski” sposób wypytują się o nas — tak, i oni grają tu pewną rolę, kto wie, czy nie główną.

JULIA

14

Więc zmieniłeś pan swój plan pierwotny?

ERNEST

15

Jak to?

JULIA

16

Czy nie mówiłeś mi pan, że osnowę swej sztuki oprzesz na ustępie z Danta[9] o Francesce[10]? Lub może niedobrze zrozumiałam?

ERNEST

17

Tak… i nie. Ustęp ten nie będzie stanowił głównej osnowy mego pomysłu; jest on z nim jednak w pewnym związku.

JULIA

18

A więc nie łudziłam się nadaremnie. Muszę panu wyznać, że po wczorajszej naszej rozmowie ustęp ten po raz pierwszy w życiu przeczytałam i… nie zrozumiałam go. Pan się uśmiechasz?

ERNEST

19

Nie, bynajmniej. Owszem, przypuszczałem, że i inni, czytając ustęp, mogą nie zrozumieć, o co właściwie tam chodzi, i dlatego wprowadzam do mego dramatu mały poemacik, który to miejsce Danta wyjaśnia.

JULIA

20

Czy napisałeś go pan już?

ERNEST

podając papier
21

Oto jest.

JULIA

22

Czy zechcesz go pan odczytać?

ERNEST

23

Chętnie. Nazwałem go „Galeotto” i dodałem mu jako motto te słowa Danta: „Quel giorno piu non vi leggemmo avante”, „Dnia tego nie czytaliśmy więcej”[11].

ERNEST

czyta
Był ciepły, jasny, wiosenny dzień,
25
Powietrze w blasku drżało,
A z Lancelota[12] miłosnych ksiąg
Dwoje razem czytało.
Czytali, jak rycerz, co wśród walk
Nie dał się strwożyć niczem,
30
Dziś jak baranek pokornie stał
Przed lubej[13] swej obliczem.
I spuścił wzrok, i nie znalazł słów,
Czerwieniał, bladł jak chusta,
Wielkiej miłości namiętny szał
35
Zamykał jego usta.
Lecz przyjaciela rycerz ten miał,
Droższego mu nad złoto,
Dawny to jeniec, powiernik dziś,
Przemyślny Galeotto[14].
40
Pamiętny dawnych rycerza łask,
Wspomógł go dziś w potrzebie,
Usłużnym on pośrednikiem był:
Usta ich zbliżył do siebie.
A gdy w objęcia rycerza już
45
Padła piękna królowa,
Nasz Galeotto tymczasem znikł,
Uszedł, nie mówiąc słowa.
Był jasny, ciepły, wiosenny dzień,
Powietrze w blasku drżało,
50
I ustęp ten z Lancelota ksiąg
Dwoje razem czytało.
A gdy trafili na opis ów
Galeottowej zdrady,
Ciężkie westchnienie wzniosło ich pierś
55
I już nie było rady.
Miłosnych przygód rycerza tom
Był dla nich — Galeottem.
Gdy raz ich usta spotkały się…
Już nie czytali potem.

JULIA

po krótkim milczeniu
60

Teraz rozumiem. Ale dlaczegóż ten tytuł, „Galeotto”?

ERNEST

61

Bo Galeotto jest właściwie główną osobą. To jest… pośrednik. Gdyby nie on, byłaby może królowa Ginewra[15] pozostała, kim była dotąd: wierną żoną; trwożliwy Lancelot byłby się oddalił z kwitkiem i starał się zapomnieć o swojej miłości wśród nowych rycerskich czynów. Ale ów Galeotto to prawdziwy zbrodniarz, który nieświadomy płomień rozdmuchuje, znosi drzewo, przytyka lont gorejący, a potem — ucieka. Galeotto to wielki winowajca tragedii, którą inni, nie on, życiem i krwią przypłacają; a jest on bohaterem nie tylko z tej tragedii, ale prawie we wszystkich tragediach ludzkiego życia.

JULIA

62

Słyszę kroki, to pewno będzie mój mąż.

ERNEST

wychodzi przed drzwi, mówiąc podniesionym głosem
63

Jesteśmy tutaj — żona pańska i ja.

SCENA TRZECIA

Ci sami i Andrea.

ANDREA

we fraku, w palcie i kapeluszu na głowie, ściska w drzwiach rękę Ernesta.
64

No i cóż, przyjacielu, czyś kontent[16] z dzisiejszego wieczora? Czy praca posunęła się naprzód?

ERNEST

65

Nic, wcale. Właśnie wyspowiadałem się przed żoną. Podarłem wszystko, com dziś napisał. Widocznie mierzę za wysoko.

ANDREA

66

Tego nie mów, mój drogi. Wiesz zapewne, co powiedział Goethe[17]: „Tych lubię, co chcą niepodobieństwa!”. Tylko śmiało, tylko odważnie! Nie zrażaj się, ale i nie przymuszaj. Nie idzie ci — porzuć robotę i idź się rozerwać. Szkoda, żeś nie był w teatrze, wszyscy się bardzo o ciebie dopytywali.

ERNEST

67

A wiem! Pani Julia mi właśnie opowiadała, jak się zadziwiająco nami świat interesuje.

ANDREA

68

Mój Boże, to bardzo naturalne. PrzyjaźńLudzie przyzwyczaili się widzieć nas troje zawsze razem. Razem chodzimy na spacer, razem jeździmy za miasto, razem jesteśmy w teatrze lub na koncercie, razem mieszkamy. Jesteśmy nierozdzielną trójcą; gdy jednego z nas brak, dziwią się wszyscy. Mój Boże, ileż już razy musiałem im tłumaczyć nasz stosunek. Że nie jesteś moim synem, jakkolwiek mógłbyś nim być, to już wiedzą wszyscy. „To musi być brat szanownej małżonki?” „Nie, panie”. „To zapewne bliski krewny?” „Nie, moja pani, ani krewny. Jest to tylko syn mego serdecznego przyjaciela. Nic więcej, ale i nic mniej także. Syn starego przyjaciela, którego kocham jak własnego syna i który, mam nadzieję, nam obojgu odpłaca się pewnym przywiązaniem”.

ERNEST

69

Zacny panie Andrea!

ANDREA

70

Andrea tout court[18].

ERNEST

71

A więc, kochany Andrea. Twoja dobroć i względy…

ANDREA

72

Ale dajże spokój! Nie dziękuj mi za nic; cokolwiek bym dla ciebie uczynił, będzie zawsze… za mało. Wszystko, co mam, czym dziś jestem, zawdzięczam twemu szlachetnemu ojcu, a i z tobą rachunek jest czysty zupełnie. Nie zapominaj, że ślepo wierzę w twój talent i ufam, że pomagając ci w jego rozwinięciu, przysługuję się prawdziwie ogółowi. Nie mów więc o żadnej wdzięczności, tylko pisz dalej — to będzie dużo mądrzejsze. Jakże daleko zaszedłeś?

ERNEST

73

Niedaleko jeszcze, niestety!

ANDREA

74

Jak to?

ERNEST

75

Główna idea mojej sztuki bardzo nadaje się do dramatycznego rozwinięcia, ale cóż? Ile razy chcę ją ubrać w kształty dotykalne, ucieka mi i… znika.

siadają
76

Pierwsza trudność leży w tym, że główna osoba, która jest całą sprężyną działania, która wszystko ożywia i sprowadza katastrofę, nie może wcale pokazać się na scenie.

JULIA

77

Czy to osoba tak brzydka, wstrętna, czy tak niegodziwa?

ERNEST

78

Nie jest ona ani brzydsza, ani gorsza od wielu, na które codziennie patrzymy, jest to osoba… przeciętna, a zanadto szanuję opinię publiczną, abym tę osobę śmiał bezwarunkowo potępiać.

ANDREA

79

Na czymże trudność polega?

ERNEST

80

Nie ma tak wielkiej sceny, która by tę osobę mogła pomieścić.

ANDREA

81

Sprawiedliwe bogi! Więc dramat mitologiczny z tytanami[19], potworami, a miejscem działania zapewne Ossa albo Pelion[20]!

ERNEST

82

Tytani są, ale nowożytni. Miejsce działania: tu lub w innym mieście, słowem, wszędzie.

ANDREA

83

Jeśli chcesz, abym cię zrozumiał, musisz się cokolwiek jaśniej wyrażać. Któż więc jest tą główną osobą?

ERNEST

84

Tłum, ogół, opinia publiczna — nazwij to jak chcesz.

ANDREA

potrząsając głową
85

A więc świat cały! No to masz rację, dla takiego bohatera i największe sceny będą za ciasne, ale dlaczegóż nie możesz zamiast całego świata obrać kilku „typów”?

ERNEST

86

Bo u mnie bohaterem nie jest ten lub ów, ale istotnie „cały świat”. Tu wszyscy tworzą sztukę, wszyscy są współpracownikami! Plotka, Krzywda, TłumMałe słówko rzucone na wiatr, uśmiech przelotny na twarzy, spojrzenie zamienione ukradkiem — to wszystko należy do akcji. I to dzieje się bez namiętności, bez celu, bez planu! Te wszystkie zaś drobne spojrzenia, uśmiechy składają się na potworną obmowę, krzywdzą na honorze, zatruwają szczęście i spokój rodzinny. Jeślibym połączył te pojedyncze rysy w jedno, powstałby obraz istotnego zbrodniarza. Rozdzielone, wydają się one rzeczą zwykłą, naturalną, ale doprowadzają do tego przekonania, że to społeczeństwo całe, prawie bezwiednie, jest tym zbrodniarzem.

ANDREA

do żony
87

Czy rozumiesz to?

JULIA

88

Po trosze…

ANDREA

89

No, to jesteś szczęśliwsza ode mnie. Osoba, która ma sto tysięcy głów, która nie jest zła, a zbrodnię popełnia, tego pojąć moja głowa nie jest w stanie. Ale być może, że zrozumiem, skoro zobaczę to na scenie. Pozostawiając więc na boku twoją filozofię, zrozumiem przecież, co w twoim dramacie będzie ogólnoludzkie, i z pewnością zabawię się wybornie, jeżeli tam będzie ładna historyjka miłosna.

ERNEST

90

Właśnie w tym leży nowa trudność: w moim dramacie miłości nie ma wcale.

ANDREA

91

No to go lepiej nie pisz.

ERNEST

92

A jednak miłość i zazdrość są właściwie sprężynami dramatycznej akcji.

ANDREA

powstając
93

A to się chyba świat kończy! Miłości wcale nie ma i miłość gra główną rolę?

ERNEST

94

Nie inaczej. Nie ma u mnie młodego człowieka, który by kochał młodą panienkę czy mężatkę, jednak miłość jest osią sztuki.

ANDREA

95

Muszą być chyba jakieś wyjątkowo skomplikowane sytuacje?

ERNEST

96

Najprostsze. Tu wszystko jest codzienne, zwyczajne. A jednak z tych codziennych, niewinnych wypadków splata się akcja w najwyższym stopniu dramatyczna.

ANDREA

97

To jakieś metafizyczne zadania. Ale to nie temat do dramatu.

ERNEST

98

Przeciwnie, to może być bardzo dramatyczne i bardzo sceniczne.

ANDREA

99

A więc musisz węzeł bardzo zręcznie zawiązywać i rozplątywać.

ERNEST

100

Nie rozplątuję go wcale. W chwili gdy jest zawiązany, zapada kurtyna.

ANDREA

101

Inaczej mówiąc, tam się kończy, gdzie się zaczynać powinno.

ERNEST

102

Właśnie.

ANDREA

103

Wiesz, co ci poradzę? Napisz lepiej ten drugi dramat, który się dopiero zaczyna, kiedy się twój kończy. Jakiż tytuł?

ERNEST

104

I tytułu jeszcze nie ma.

ANDREA

zdziwiony
105

No to mój kochany, jesteś skończonym marzycielem! Sztuka bez bohatera, bez miłości, bez akcji, dająca sytuacje codzienne i wreszcie kończąca się tam, gdzie się sprawa zaczyna — i nawet bez tytułu! Wiesz, że cię kocham, że wierzę w twój talent, ale tym razem jesteś widocznie na błędnej drodze. Odłóż na stronę swój wielki dramat, pójdź do nas na szklankę herbaty, połóż się spać spokojnie, a jutro rano chodź ze mną na polowanie: ustrzelimy parę bekasów[21] i all right[22]. Nieprawdaż, Julio?

JULIA

106

Mój mąż ma rację. I ja zaczynam być zdania, że pan się wysilasz na coś… niemożliwego.

ERNEST

107

Nie, nie, nie! To wy, moi państwo, jesteście w błędzie. Właśnie teraz jestem pewny swego i im więcej o tym przedmiocie rozmawiam, tym jaśniej mi się on rysuje. Dziś jeszcze, zaraz, siadam do pisania.

ANDREA

108

A więc bądź zdrów. Niechaj cię Minerwa[23] wspiera i oświeca — my ci nie przeszkadzamy.

JULIA

109

Dobranoc, Erneście.

Odchodzą po przyjaznym pożegnaniu.

SCENA CZWARTA

ERNEST

sam, odprowadziwszy ich do drzwi, wraca.
110

Nie, nie dam za wygraną! PlotkaMuszę te niezliczone atomy, bujające w powietrzu, zestrzelić w jedno, pokazać, jak te tysiączne nic są straszliwym coś, jak z tych drobnych pyłków i grudeczek śniegu powstaje lawina, niosąca śmierć i spustoszenie. Chcę pokazać, jak przez ich gadanie kłamstwo staje się prawdą, potwarz przybiera kształty rzeczywiste, siejąc truciznę w dusze ludzkie. Pokażę, jak tacy ludzie, co się niby niewinnie dopytują w teatrze o nas, są faktorami[24] zbrodni. I tytuł mam właśnie. Mógłbym nazwać to „wielkim faktorem”, gdyby słowo nie było tak przykre; gdyż to właśnie „faktorstwo” jest głównym zajęciem tego bezmyślnego tłumu!

bierze w rękę swój poemat
111

Tytuł będzie: Galeotto, Wielki Galeotto!

Zasiada do pisania. Zasłona opada.

AKT I

Elegancko umeblowany salon w mieszkaniu Andrea. Przez szeroko otwarte drzwi w głębi widać wąskie przejście, w środku którego znajdują się zamknięte drzwi, prowadzące do jadalni. Na przodzie, na lewo od widza, balkon, dalej na lewo drzwi. Z prawej od widza również dwoje drzwi, z obu stron pokoju meble (établissements). Popołudniowa godzina; w czasie aktu się ściemnia.

SCENA PIERWSZA

Julia na balkonie. Andrea na sofie z prawej, zamyślony.

JULIA

112

Słońce, NieboCo za wspaniały zachód słońca! Patrz na te obłoczki, co tak cudnie jaśnieją w złotawym promieniu światła! Gdyby było prawdą, co śpiewają poeci, a w co tak święcie wierzyły nasze prababki, że błękit nieba odbija naszą przyszłość, to należałoby się nam od losu wiele, wiele pięknych i szczęśliwych dni.

odwraca się
113

Andrea, nie odpowiadasz mi?

ANDREA

roztargniony
114

Co mówisz?

JULIA

przystępując
115

Jesteś roztargniony, jakiś skłopotany. Co ci jest?

ANDREA

116

Nic, moje dziecko. Przechodzą mi przez głowę różne myśli, interesa…

JULIA

117

Ach, zawsze te nieznośne interesa! Dlaczegóż się tak nimi zajmujesz? Mamy, dzięki Bogu, ile trzeba i niczego nam nie brakuje. Dosyć już się napracowałeś w życiu; możesz więc teraz spokojnie używać owoców swej pracy.

ANDREA

głaszcząc ją po twarzy
118

Dziecko jesteś, moja droga. Nie tak łatwo przestać pracować, skoro się już całe życie do tego przywykło. Zresztą, szczerze mówiąc, na próżniaka jestem jeszcze za młody.

JULIA

z uśmiechem
119

Ależ owszem, nie chcę cię zupełnie odwodzić od pracy. Tylko nie przesadzaj. Uważam, że od pewnego czasu obsiadły cię jakieś troski: stałeś się milczący i daleko poważniejszy niż zwykle. To mnie niepokoi. Powiedz mi szczerze, czy masz jakie zmartwienie?

ANDREA

120

Nie, moja Julio, nie jestem niczym zmartwiony. Dopóki wiem, że ci nic nie dolega i nie braknie, jestem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy!

JULIA

121

A więc nowe spekulacje?

ANDREA

122

I to nie. Nie pogardzałem nigdy majątkiem, ale też nie przeceniałem jego znaczenia; i dlatego może, żem nie dbał o nią, przyszła do mnie mamona[25] — jestem dosyć bogaty, ażeby być zupełnie spokojnym o przyszłość. Epoka ryzykownych spekulacji już dla mnie przeminęła. Na samo wspomnienie przebytych niegdyś wzruszeń wzdrygam się cały. Wszakże to nie dalej jak dwadzieścia lat temu byłem tak szalony, że postawiłem na kartę nie tylko moje mienie, ale i mój honor kupiecki. Byłbym niezawodnie dziś zrujnowany i może splamiony, gdyby wówczas ojciec Ernesta, stary Alessandri, nie był mi przyszedł z pomocą całym swoim majątkiem i kredytem. Dzięki jego uczynności ryzykowna spekulacja stała się świetnym interesem, moja cześć i kredyt pozostały nietknięte. Jemu więc zawdzięczam to, co posiadam i czym jestem.

JULIA

123

Bardzo to zacnie z twojej strony, że tak pamiętasz o przyjacielskiej przysłudze i że ciągle o niej mówisz, ale to rzecz już dawno skończona, dług spłacony…

ANDREA

124

Tak, jeżeli idzie o złoto, o liry i skudy[26]! Ale idealnego długu nigdy nie spłacę…

JULIA

125

A to wszystko, co teraz świadczysz jego synowi?

ANDREA

126

Spełniam tylko mój obowiązek. Gdybyż ojciec Ernesta okazał mi był później to zaufanie, jakie ja mu okazałem dawniej! Gdyby mi był odkrył swoje położenie! Ale on był zbyt dumny i ta duma to jedyna spuścizna, jaką przekazał synowi. Nie mogło mu przejść przez usta wyznanie, że budynek dawniej tak świetny, utrzymuje się już tylko na przegniłych podwalinach. Umarł nagle… i Ernest, który sądził, że ma wielki majątek, obudził się od razu… bez grosza.

JULIA

127

Czyż natychmiast, tego samego dnia, kiedy dowiedziałeś się o prawdziwym stanie rzeczy, nie udałeś się do Genui? Czy nie otrzymałeś od Ernesta upoważnienia do objęcia w jego imieniu spadku po ojcu?

ANDREA

128

Prawda, zrobiłem to wszystko, ale z Ernestem niełatwa sprawa. Gdyby ojciec na śmiertelnym łożu nie był mu polecił, aby miał do mnie zaufanie, słuchał moich rad, nie wiem, czybym go był potrafił skłonić nawet do przyjęcia tej gościnności, którą mu tak z serca ofiarowałem w moim domu. A jak się to jeszcze skończy, sam nie wiem, i to mnie właśnie niepokoi.

JULIA

129

Nie rozumiem cię, doprawdy! Nie bierz mi za złe, co powiem… ale już przesadzasz w twojej dobroci. Uważam za zupełnie naturalne to, co robisz dla Ernesta, ale czegóż chcesz więcej? Od roku jest u nas traktowany jakby członek rodziny, lubimy go oboje, on odpłaca nam wzajemnością i jest szczęśliwy, na tyle przynajmniej, na ile pozwala na to jego usposobienie.

ANDREA

130

Czy sądzisz, że jest szczęśliwy? Co do mnie, właśnie o tym powątpiewam. Uważam już od kilku tygodni, że jego położenie w naszym domu zaczyna go niepokoić. Zdaje mu się, że wszystko bierze, a nic nie daje, że jest na łasce, i przeczuwam, że pewnego pięknego poranka opuści nas pod pierwszym lepszym pozorem. Chciałbym koniecznie temu przeszkodzić, choćby dlatego, że jest to człowiek w najwyższym stopniu niepraktyczny. Dlatego też przemyśliwałem nad sposobem zatrzymania go u siebie i zdaje mi się, że znalazłem.

JULIA

131

Nie kłopocz się zbytecznie o to, co może być kiedyś! Tymczasem Ernest jest u nas, żyjemy wszyscy spokojnie, zgodnie, w serdecznych stosunkach. On ma talent, zostanie sławny, zakocha się, ożeni… wyszukamy mu ładną żoneczkę i będziemy dalej żyć we czworo, jak dziś we troje.

ANDREA

132

Otóż nadchodzi, ale w jakimś nieszczególnym usposobieniu.

SCENA DRUGA

Ci sami i Ernest.

ERNEST

po przywitaniu
133

Dobrze, że państwa razem znajduję. Mam wam coś do powiedzenia.

JULIA

134

Coś niewesołego chyba.

ERNEST

135

Tak.

po pauzie
136

Gniewajcie się na mnie, łajcie, mówcie, że jestem niewdzięcznikiem, żem niewart waszej dobroci, dość że dłużej nie mogę u was zostać.

ANDREA

137

Erneście!

ERNEST

138

Zechciejcie mnie tylko zrozumieć.

do Andrea
139

Postępujesz ze mną jak ojciec z synem! Czyż mogę tego nie doceniać? Ale przyznajcie, że moje położenie w waszym domu jest jakieś dwuznaczne: żyję wśród was nie jak syn wprawdzie, ale jak brat. A przecież czuję, że nie mam do tego żadnego prawa.

ANDREA

140

Jak to, żadnego prawa? A twój ojciec?

ERNEST

141

Wiem, co chcecie powiedzieć. Myślałem o tym wszystkim, ale nie mogę dłużej pędzić takiego życia. Jestem nieszczęśliwy, czuję, że upadam moralnie. Wasza przyjaźń mnie przygniata, spojrzenia jakie niekiedy rzucają mi ludzie, policzkują mnie. Jeżeli wasza przyjaźń i serdeczność uszlachetnia i łagodzi ten stosunek, to w oczach świata, który nie rozumie jego idealnych podstaw, będzie to zawsze stosunek… upokarzający.

ANDREA

142

Śni ci się chyba. Któż by śmiał?

ERNEST

143

Kto? Wszyscy, świat cały! Nie ten lub ów, którego pochwycić byłbyś w stanie, ale ogół. Ten sączy wkoło siebie truciznę, której jad jest w powietrzu i zatruwa nasze oddechy!

ANDREA

144

Przesadzasz okropnie!

ERNEST

145

Tak myślisz? A czy wtenczas, kiedy jestem z wami w loży lub obok was w powozie, przy stole, nie słyszycie złośliwego pytania: „Ten młody poeta, co tak ciągle przebywa z państwem Girolamo, czy to ich bliski krewny?” — „Nie”. — „To może wspólnik?” — „Nie, bynajmniej”. — „Więc któż taki?” Na to pytanie odpowiada się… wymuszonym milczeniem lub wzruszeniem ramion, które obraża zarówno mnie, jak was.

ANDREA

146

Ale kiedy żeś i gdzie coś podobnego słyszał?

ERNEST

147

Gdzie? Daleko szukać nie potrzeba. Tu, w tym domu, piętro wyżej …

ANDREA

148

Jak to, mój brat?

ERNEST

149

Ma się rozumieć, że i on także! I pan Albert, i pani Teresa, jego małżonka, i pan Artur, ich syn, i wszyscy.

ANDREA

niechętnie
150

Nie zważaj, proszę cię, na te gadania. Wiem, że mój brat ma słabość zajmowania się drugimi i mówi wiele rzeczy…

ERNEST

151

Powtarza tylko, co drudzy myślą i mówią.

ANDREA

152

Cóż znaczy gadanie, kiedy żadnego faktu nie ma?

ERNEST

153

Z plotek może się i fakt zawiązać. To, co się zaczyna kłamstwem, może się zakończyć… prawdą.

ANDREA

154

To paradoksy. Ale rozumiem, że to wszystko ci dokucza i chcesz stawić czoło tym napaściom. Tęsknisz za niezależnym stanowiskiem, które by cię zasłoniło przed ludzkimi językami?

ERNEST

gorąco
155

Tak, tego pragnę!

ANDREA

156

A gdybym ci w tym dopomógł?

ERNEST

157

W jaki sposób?…

ANDREA

158

Posłuchaj. To, co ci powiem, dokładnie obmyśliłem, i moja propozycja nie jest bynajmniej ukrytą jałmużną. Zbliżam się do lat, w których człowiekowi należy się odpoczynek. Dlatego też szukam kogoś, kto miałby moje zupełne zaufanie, kogoś, komu mógłbym powierzyć tę część pracy, jakiej nie jest w stanie załatwić biuro, słowem, zdolnego, a dla mnie sympatycznego sekretarza. Dawno już szukałem takiego młodego człowieka i dziś właśnie zarekomendowano mi kogoś z Bolonii. Dopiero teraz… jakby mi zasłona spadła z oczu; właśnie myślałem przed chwilą: po cóż go mam szukać tak daleko, skoro go mam przy sobie. Ty będziesz moim sekretarzem.

ERNEST

159

Kochany Andrea…

ANDREA

160

Nie bój się, nie będzie to żadna synekura[27]. Będziesz miał nie lada robotę i wcale bym się nie dziwił, gdyby ci poczciwi ludziska, co dziś tak cię obmawiają, zaczęli potem krzyczeć na mnie, że cię… wyzyskuję! Tak, mój drogi, i ty na mnie będziesz narzekał.

podając mu rękę
161

No, cóż, przyjmujesz?

ERNEST

wzruszony
162

Róbcie ze mną, co chcecie!

JULIA

163

Więc wreszcie zwyciężyliśmy uparciucha.

ERNEST

164

Nietrudno wam to przyszło, droga pani!

ANDREA

165

A teraz idę napisać do mego przyjaciela w Bolonii, że posada już zajęta. Do widzenia, panie sekretarzu.

Odchodzi po uściśnięciu ręki Ernesta.
W czasie tej sceny ściemnia się. Przy scenie następnej wieczór już zupełny zapada.

SCENA TRZECIA

Ernest, Julia, Albert, Teresa.
Albert i Teresa ukazują się w głębi i tam pozostają, w cieniu. Przez drzwi balkonowe upada różowe światło zachodu i oświeca postacie Ernesta i Julii na pierwszym planie.

ERNEST

wzruszany, całując Julię w rękę
166

Jesteś pani samą dobrocią!

JULIA

167

A z pana wielkie dziecko. Obiecaj mi pan nie poddawać się już tym smutnym myślom.

ERNEST

168

Obiecuję…

Albert i Teresa, spoglądając na nich, robią uwagi po cichu.

TERESA

169

Bez światła!

ALBERT

170

A zawsze razem oboje…

TERESA

171

I w jakiej poufałości!

ERNEST

głośno
172

Nie umiem zwykle dobrze wypowiedzieć tego, co czuję… ale gdybyś pani mogła zajrzeć w głąb mego serca, widziałabyś, Julio, ile w nim mieści się uczuć wdzięczności i przyjaźni.

JULIA

173

Wierzę, ale w takim razie nie powinieneś pan swymi przywidzeniami dręczyć tych, co cię kochają.

ERNEST

174

Już się poprawię. Jak mnie głowa pali!

JULIA

175

Pójdźmy na balkon, chłód wieczorny pana orzeźwi.

Wychodzą oboje na balkon. Albert i Teresa zbliżają się cicho ku przodowi sceny.

ALBERT

176

Słyszałaś?

TERESA

177

Co do słowa.

ALBERT

178

Tego już nadto! To jest bezwstydne!

TERESA

179

Nie trzeba zaraz czegoś złego przypuszczać. Julia jest tylko nieostrożna. Ale przecież ten Ernest powinien mieć rozsądku za dwoje.

ALBERT

180

No, jeżeli mój brat jest ślepy, ja za to mam oczy otwarte i potrafię spełnić mój obowiązek.

głośno
181

Julio, tak to przyjmujesz najbliższych swoich krewnych?

JULIA

wchodzi do pokoju
182

Ach, Albert… i Teresa! Jakże się cieszę!

TERESA

183

Zapomniałaś zupełnie, że dzisiaj jemy obiad z wami.

JULIA

184

Nie, bynajmniej. Wybaczcie, żeśmy przegawędzili tę godzinę. Każę zaraz wnieść światło.

Idzie do dzwonka.

ALBERT

z naciskiem
185

My nie obawiamy się światła!

JULIA

z uśmiechem
186

Sądzę, że i my także; wystroiłam się przecież do was.

do zachodzącego służącego
187

Przynieś lampy!

W czasie następnej sceny wnoszą lampy. Scena zostaje jasno oświetlona.

TERESA

do Alberta
188

Udaje niewiniątko.

Ernest wchodzi z balkonu do pokoju.

ALBERT

udając zdziwienie
189

Ach, jest tu jeszcze ktoś. Pan Ernest!

wita go
190

Czy dawno pan tu jesteś?

ERNEST

191

Przypatrywałem się pięknej okolicy.

ALBERT

192

Po nocy? Toś pan chyba niewiele widział.

do Teresy
193

Czy widzisz, jak mu policzki płoną? Jak twarz odwraca, aby ukryć pomieszanie? Już czas, najwyższy czas!

głośno
194

Gdzież się znów Andrea ukrywa?

JULIA

195

Pisze list.

ALBERT

196

Pójdę do niego. Mam mu jeszcze powiedzieć słówko przed obiadem.

Odchodzi.

SCENA CZWARTA

Ernest, Julia, Teresa.
Obie damy siadają. Ernest stoi.

TERESA

do Ernesta
197

Zdaje mi się, że mój syn Artur oczekuje pana na górze.

ERNEST

198

On? Przepraszam, ale nie przypuszczałem…

TERESA

199

Czyżbym go nie zrozumiała?

ciszej, do Julii
200

Mam ci coś do powiedzenia.

JULIA

201

Słucham cię.

TERESA

202

Ale na osobności, bez świadków. Wypraw go gdziekolwiek.

JULIA

203

Nie rozumiem cię, ale jeżeli sobie życzysz… Kochany przyjacielu, czy zechcesz mi wyświadczyć wielką grzeczność?

ERNEST

204

O, z rozkoszą!

JULIA

205

Artur obiecał nam kupić bilety do teatru. Racz się pan dowiedzieć, czy mu się udało dostać dobre miejsce.

ERNEST

206

Już idę.

JULIA

207

Ale nie bierzesz mi pan za złe?

ERNEST

208

Ja, pani?

z uśmiechem
209

Ale rozumiem, że panie chcecie się mnie pozbyć.

Kłania się i wychodzi.

SCENA PIĄTA

Julia i Teresa.

JULIA

210

A zatem… o cóż idzie? Twoja tajemnicza mina zaczyna mnie niepokoić.

TERESA

211

Bo też idzie o rzeczy serio.

JULIA

212

O cóż takiego?

TERESA

213

Julio, czy wierzysz, że cię kocham?

JULIA

214

Spodziewam się… Ale chyba nie dlatego wyprawiłaś Ernesta, aby mi to powiedzieć. Cóż się stało?

TERESA

215

Mam nadzieję, że nic się jeszcze nie stało. Ale musimy ze sobą pomówić, bo zagraża wam wielkie niebezpieczeństwo, którego zapewne nawet się nie domyślacie.

JULIA

216

Komu?

TERESA

217

Wam trojgu.

JULIA

218

Nam trojgu? Trojgu? O kim mówisz?

TERESA

219

O tobie, twoim mężu i o Erneście.

JULIA

220

Ale mówże już, nie dręcz mnie dłużej!

TERESA

ociągając się
221

Mój Albert jest bratem twego męża… nasza cala rodzina… związki, jakie nas łączą…

JULIA

222

Do rzeczy, moja droga, do rzeczy!

TERESA

223

Jutro ja mogę potrzebować twojej opieki, twojej rady. Przyjmij dziś moją.

JULIA

224

Ależ mów wyraźniej. Nic nie rozumiem.

TERESA

225

To rzecz drażliwa. Wahałam się długo. Mąż mój, tak zawsze dbały o honor swego brata, podziela moje zapatrywanie. Nie można dłużej zwlekać, tu trzeba działać.

JULIA

pozostając
226

Zaczynasz mnie niecierpliwić. Przestań już raz mówić ogólnikami i powiedz, o co idzie?

TERESA

227

Chyba już zrozumiałaś, do czego zmierzam…

JULIA

228

Nic a nic.

TERESA

229

Śmieją się z niego! Będzie palcami wytykany… on, twój małżonek!

JULIA

230

Andrea? Co to ma znaczyć? Wiesz dobrze, że on nie daje z siebie żartować! I gdyby mu wpadł w ręce któryś z tych śmiałków, o których mówisz…

TERESA

231

Niełatwo by mu to przyszło. Można wyzwać na pojedynek… kogoś… ale niechże ktoś spróbuje bić się z całym światem!

JULIA

232

Z całym światem?! Ale o co? Mówże wreszcie!

TERESA

233

Widzisz, moja droga Julio, jesteś jeszcze młoda i niedoświadczona i w zaufaniu swej niewinności możesz nieraz nieroztropnie narazić nawet… swoją dobrą sławę. Czy mnie rozumiesz?

JULIA

234

Ależ mniej niż kiedykolwiek.

TERESA

235

Mężczyzna, SamolubstwoNie znasz jeszcze mężczyzn. To lekkomyślni egoiści, którzy dla godziny przyjemności gotowi są poświęcić dobre imię kobiety, honor jej małżonka. Wierz mojemu doświadczeniu, mojej przyjaźni dla ciebie… ten człowiek nie wart ciebie. Bądźże tak odważna, jak jesteś dobra, i postaraj się, aby Ernest dom wasz opuścił.

JULIA

w głębokim zdumieniu i ożywieniu
236

Ach, teraz dopiero rozumiem! Więc o to wam chodziło!… Któż jest bezwstydniejszy, czy świat, który takie potwarze rozsiewa, czy ci usłużni przyjaciele, co je bezmyślnie powtarzają?

TERESA

237

Ależ Julio!

JULIA

z wzrastającą mocą
238

Nie przerywaj mi! Ktokolwiek w naszym stosunku z Ernestem upatruje coś zdrożnego, jest albo wariatem, albo podłym. Mąż mój przyjął go do swego domu jak przyjaciela i syna, ja go polubiłam jak brata i tego się nie zapieram. Ale nigdy, przenigdy żadne nieczyste tchnienie nie zamąciło naszego stosunku. I właśnie to braterskie uczucie, którego bynajmniej przed nikim nie ukrywałam, z którego byłam dumna — właśnie to mi poczytują za zbrodnię, która mnie czci pozbawia, a mężowi memu gotuje hańbę! To oburzające!

Zakrywa oczy.

TERESA

239

Ależ uspokój się, nie płacz! Nigdy przecież nie myślałam o tobie nic złego, wszakże znam cię dobrze! Ale nie znają cię drudzy, i ci właśnie biorą was na języki. Od zarzutu pewnej lekkomyślności nawet ja was nie zwalniam: i tyś winna, i mąż twój, i Ernest. Moja droga, nie bądźże niesprawiedliwa. Jesteś kobietą jeszcze młodą, mąż twój już prawie stary. I ta zażyłość z takim… poetą, marzycielem, fantastą! Cóż począć? Świat tak już jest zbudowany, że pragnie wyjaśnień tajemniczych stosunków, a w tych wyjaśnieniach nie zawsze szuka najlepszej strony… I dlatego ogół dziś szepce, trąca się łokciami i… spogląda z politowaniem na poczciwego Andrea!

JULIA

240

Nie, to nie do zniesienia! Jeżeli już ci ludzie biorą mnie w opiekę, jeżeli mnie obmawiają — mniejsza o to, jestem czysta w swym sumieniu. Ale żeby jego, Andrea, najszlachetniejszego, najzacniejszego z ludzi, wciągać w tę sprawę, uważać za… śmiesznego — to nie do pojęcia! Gdybyż przynajmniej nie dowiedział się nic o tym!

TERESA

241

Musi się dowiedzieć i właśnie w tej chwili objaśnia go… mój mąż.

JULIA

242

Na miłość boską!…

SCENA SZÓSTA

Ci sami i Andrea, który wychodzi wzburzony ze swego pokoju, a za nim Albert.

ANDREA

na progu
243

Jeszcze raz powtarzam: nie chcę o tym więcej słyszeć.

JULIA

z uczuciem
244

Andrea!

Biegnie do niego i obejmuje go czule.

ANDREA

245

Uspokój się, moje drogie dziecko, nie płacz!

do brata i bratowej
246

Widzicie — oto początek waszego dzieła.

z mocą
247

Ale przysięgam: ktokolwiek raz jeszcze tej kobiecie łzy niewinne wyciśnie, ten odpokutuje za to ciężko — choćby był moim rodzonym bratem!

ALBERT

248

Twój zapał cię zaślepia, ale i ja wiem, co do mnie należy. Żem cię ostrzegł, tego nie żałuję i nigdy żałować nie będę.

ANDREA

249

Masz inne obowiązki niżeli podłe plotki uliczne roznosić po moim domu.

ALBERT

250

Mam obowiązek strzec czystości i honoru nazwiska, które noszę tak dobrze, jak i ty.

ANDREA

251

Nie zapominaj, że mówisz przed moją żoną!

ALBERT

252

A ty nie zapominaj, że mieliśmy wspólnego ojca.

ANDREA

253

Albercie, na Boga, opamiętaj się!

SCENA SIÓDMA

Poprzedni i Artur i Ernest.

ARTUR

po lekkim ukłonie, wskazując na Andrea i Julię
254

To mi się nazywa matrymonialna idylla[28]! Wszyscy niech przykład biorą! Piękna, kochana ciociu, oto masz obiecane bilety.

JULIA

biorąc je
255

Dziękuję.

ERNEST

do Andrea, ciszej i z zaciekawieniem
256

Co się stało pani Julii?

ANDREA

sucho
257

Cóż miało się stać?

ERNEST

jak wyżej
258

Wygląda blada, pomieszana, łzy w oczach…

ANDREA

jak wyżej
259

Ależ nie kłopocz się tak bardzo o moją żonę, przecież ja tu jestem.

ERNEST

odchodzi na stronę z bolesnym uśmiechem
260

Aha, już widzę, skutkowało.

ARTUR

do Julii
261

Jakżeś ty szczęśliwa, moja droga ciociu! Nie tylko masz męża, który ci niczego nie odmawia, który cię ubóstwia, ale jeszcze i przyjaciela, który za ciebie w ogień skoczyć gotów.

ERNEST

262

Arturze, proszę cię…

ARTUR

z uśmiechem, ciągnąc dalej
263

Trzeba go było widzieć, jak się tam rzucał na górze, kiedy powtórzyłem mu nieuważnie jakieś niewinne słówko, zasłyszane na mieście… Mało brakowało, żeby mnie był za gardło ścisnął i zdławił jak kurczę.

ERNEST

264

Proszę cię, zaprzestań tych dowcipów, jeżeli nie chcesz mnie na dobre rozgniewać. A widzisz, że wcale nie mam ochoty na żarty.

obracając się do Andrea
265

Kochany przyjacielu, zastanowiłem się bliżej nad twoją propozycją i — nie gniewajcie się na mnie — ale nie czuję się zdolny do przyjęcia ofiarowanej mi posady…

ANDREA

266

Ale skądże ta nagła zmiana?

ERNEST

267

Rozważyłem rzecz gruntownie. Jestem człowiekiem niepraktycznym, poetą … marzycielem… więc nie potrafię ślęczeć nad interesami. Potrzebuję, przeciwnie, w świat pojechać, uspokoić się trochę, wyburzyć… Teraz doprawdy jestem jeszcze do niczego.

do Alberta
268

Nieprawdaż, panie radco?

ALBERT

269

Zupełnie podzielam pańskie zdanie.

ANDREA

270

Cóż za jakieś awanturnicze historie! Podróżować, podróżować, łatwo powiedzieć, ale ja jako człowiek praktyczny pozwolę sobie zapytać: jak daleko myślisz zajechać, jakie masz środki, plany?

ERNEST

z pewnością siebie
271

Nie bójcie się, dam sobie radę. Czuję, że nie mogę tu dłużej pozostać, a ponieważ trzeba się rozstać, uczyńmy to jak najprędzej.

do Julii
272

Droga pani! Rozrywam łączący nas węzeł, nie z lekkim sercem bynajmniej, a jeśli z mej przyczyny doznałaś pani jakiejś przykrości, racz mi to przebaczyć. Nie zapomnę nigdy o twej dobroci dla mnie.

Ściska ją za rękę. Ona oddaje mu uścisk i odwraca się ze smutkiem.

ERNEST

do Andrea
273

No a pan… kochany przyjacielu, czy nie masz dla mnie żadnego spojrzenia ani uścisku ręki?… Czy naprawdę sądzisz, że cię obraziłem?

ANDREA

z gwałtownym porywem przyciskając go do piersi
274

Nie, nie, mój serdeczny przyjacielu! Nie, nie wierzę temu. Przebacz mi, jeżeli chociaż przez jedną chwilę… ale nie mówmy już o tym! Pozostaniesz u nas w imię świętej, starej przyjaźni i… na złość całemu światu! Nie wypuszczę cię już od siebie! Nie odmawiaj mi, twój ojciec przez moje usta ci to rozkazuje! Zostaniesz i wszystko będzie nadal po dawnemu, nieprawdaż mój drogi? Nieprawdaż, Julio? Słyszeliście to, panie bracie i pani bratowo, słyszałeś Arturze, ty, co tak chętnie powtarzasz, co paplają drudzy! A teraz idźcie i opowiedzcie to wszystko „dobrym ludziom”, i powiedzcie im, że jeśli są na świecie niskie obmowy, to istnieją również i takie szczyty uczucia i zaufania, do których podła zawiść nie dopełznie nigdy! A teraz do stołu! Erneście, podaj rękę mojej żonie. Arturze, pójdziesz z matką. A my, Albercie, razem!

do Ernesta i Julii, którzy stoją naprzeciw siebie zmieszani
275

No, na cóż czekacie? Chciałbym, aby ten dom miał w tej chwili kryształowe ściany, aby wszyscy widzieli, jak przyjmujemy oszczercze pociski. Niech licho porwie wszystkie gadania, a my… żyjmy dalej po bożemu!

Artur podaje ramię matce, Ernest Julii. W drzwiach Ernest i Julia, zatrzymują się, aby przepuścić tamte pary.

JULIA

276

Proszę cię, jestem gospodynią.

Teresa i Artur idą naprzód. Ernest i Julia idą za nimi z wolna i rozmawiają po cichu. Andrea, który podał rękę bratu, patrzy za nimi.

ALBERT

z gorzkim uśmiechem
277

Toś wszystko mądrze urządził! Patrz, jak ich głowy się zbliżają, jak sobie coś szepcą do ucha…

ANDREA

ponuro
278

Pewno, że sobie mają coś do powiedzenia… teraz.

Ernest i Julia przed wejściem do sali jadalnej, odwracają się jeszcze.

ALBERT

ironicznie
279

A teraz się za tobą oglądają…

ANDREA

jak wprzódy
280

W rzeczy samej… ale cóż stąd?

ALBERT

281

Aha, wreszcie ci się otwierają oczy? Zaczynasz brać rzeczy rozsądnie?…

ANDREA

zmienionym głosem, boleśnie
282

Ach, dajże mi pokój. Chcesz więc koniecznie, abym uwierzył twoim przywidzeniom? Głupia rzecz!

Wychodzą prędko. Zasłona opada.

AKT II

Mały pokój, ubogo umeblowany. W głębi drzwi do korytarza, na prawo do alkowy[29], z lewej okno. Pulpit z książkami, pod oknem wielki, prosty stół. Na stole fotografia Andrea w ramkach, naprzeciwko ramki bez fotografii. Na stole lampa, niepaląca się; egzemplarz Boskiej komedii Danta, otwarty, papier etc.

SCENA PIERWSZA

Andrea i Albert, których wprowadza Gospodyni.

ANDREA

do Gospodyni
283

Czy myślisz pani, że pan Alessandri zaraz nadejdzie?

GOSPODYNI

284

Nie wiem proszę pana. Powiedział mi wychodząc, że będzie tu za godzinę. Godzina już dawno minęła, a pana jeszcze nie widać. To coś dziwnego! Taki akuratny i pilny pan! Znowu całą noc pisał. Bardzo się smucimy, ja i mój mąż, że już nas jutro porzuca.

ANDREA

285

Jak to, to wam już powiedział? Tak mu pilno w tę drogę?

GOSPODYNI

286

Tak proszę pana, kuferek już spakowany, a dziś rano przyszedł z Genui jakiś list polecony, zapewne bilet na parostatek. Takeśmy go namawiali oboje, aby pozostał! Jakby to taki młody i ładny pan zaraz potrzebował wyjeżdżać do Afryki, do jakiegoś tam Kongo, co go ledwie nauczyłam się wymawiać przeszłego miesiąca. Cóż to, czy tu u nas nie ma już z czego żyć?

ANDREA

287

No, i cóż wam odpowiedział?

GOSPODYNI

288

Ech, niewiele. Uśmiechnął się tylko i dodał: „Zostawcie mi to już, moja dobra Maciejowo, tak być musi”. Zresztą, on nie lubi dużo mówić.

ANDREA

289

No, to poczekamy tutaj na niego.

Gospodyni odchodzi.

SCENA DRUGA

Andrea, Albert.

ANDREA

rozglądając się
290

Cóż powiesz na to wyposażenie?

ALBERT

291

Bardzo skromne.

ANDREA

292

Skromne, powiadasz? Nie krępujże się. Powiedz prawdę — to nędza, najistotniejsza nędza. I tak mieszka od kilku miesięcy, wychowany w zbytku, syn mego najlepszego, najszlachetniejszego przyjaciela! A teraz wyrusza stąd, przez nas wygnany, w świat, na niepewne losy, może na własną zgubę! I ja mam na to spokojnie patrzeć!… Wstydzę się swojej słabości, wstydzę się, że ludzka złość i jej żądło zachwiały moje szlachetne postanowienia. Ale teraz już szala się przeważyła: znów jestem panem siebie i nim pozwolę doprowadzić rzeczy do ostateczności, zatrzymam go, choćby przemocą! Byłbym nikczemnikiem, gdybym przez własny egoizm pozwolił mu ginąć.

ALBERT

293

Nie miej mi za złe, kochany bracie, ale za wysoko stawiasz obowiązki swej wdzięczności. Wiem, co byłeś winien staremu Alessandri, pojmuję, że robisz, co w twojej mocy, aby synowi ten dług wdzięczności spłacić. Pomagaj mu, oddaj mu nawet połowę twego majątku, uważam to wszystko za bardzo naturalne…

ANDREA

przerywając
294

Wiesz, że to są projekty chimeryczne[30] i że on w tej formie pomocy nie przyjmie.

ALBERT

295

W takim razie nie możesz obwiniać siebie, tylko jego upór, który uniemożliwia wszelką pomoc. Twoje obowiązki czy wdzięczność muszą mieć przecież jakieś granice. Sądzę, że nie powinny wykraczać poza honor twego domu.

ANDREA

296

Ależ na miłość boską, wymień mi choćby jeden fakt, jedyny postępek tego biednego Ernesta, który by mógł zagrażać memu honorowi!

ALBERT

297

Chcesz faktów koniecznie? A czyż fakt waszego wspólnego pożycia sam przez się nie wystarcza?

Niecierpliwe poruszenie Andrea.
298

Plotka, Obraz świataCo do mnie, chcę wierzyć w idealną czystość ich stosunku, ale czy światu zabronisz robić komentarze na ten temat? Ze światem żyjesz, a świat jest mocniejszy od ciebie! Musisz szanować jego wyroki, choćby były niesprawiedliwe. Świat nie lubi rzeczy niezwyczajnych, a skoro widzi, że pomiędzy parę małżeńską, złożoną ze starego mężczyzny i młodej, pełnej temperamentu kobiety, wchodzi interesujący, młody człowiek, pozostający z kobietą na stopie ciągłej poufałości — wtenczas szuka się dla tej zagadki zwykłego rozwiązania, w którym mąż… wiesz, jaką gra rolę! Nic tu nie pomoże twój mars[31] na czole i pogardliwy uśmiech ust. Co jest, to jest, i słaby musi ulec mocniejszemu. Z tego też względu byłem bardzo kontent, kiedy Ernest wasz dom opuścił, i kłamałbym, gdybym nie wyznał szczerze, że cieszę się niewymownie z jego szlachetnego postanowienia, wylania wrzącego potoku swych uczuć na piaski Sahary.

ANDREA

299

Zachęcający masz sposób rozumowania, nie ma co mówić! Więc już czystych stosunków przyjaźni między młodym człowiekiem a młodą kobietą być nie może! A to, co szlachetne, a niezwykłe, powinno być traktowane na równi ze zwyczajną podłością! To przyjdzie doprawdy zwątpić o świecie i o Bogu!

po pauzie, cichszym głosem
300

A co w tym najstraszniejszego, że i ja sam nie mogę całkiem oprzeć się tym fatalnym wrażeniom… Mówię wprawdzie głośno i stanowczo każdemu w oczy, że to nikczemne potwarze. A mimo to jakiś głos szatański szepce mi nieraz do ucha: „A gdyby też oni mieli rację? Gdyby to ich kłamstwo było prawdą albo przeczuciem prawdy? W obronie twierdzy honoru złym środkiem jest zaufanie…” Tak najróżnorodniejsze uczucia walczą ze sobą w moim umyśle.

ALBERT

301

Będziesz o tym wszystkim myślał spokojniej, gdy was od Ernesta lądy i morza przedzielać będą.

ANDREA

302

Więc myślisz jeszcze, że ja mu pozwolę odjechać? Jeśli już nie obowiązek, to zwykły osobisty interes powinien mi to odradzić.

ALBERT

303

Nie rozumiem cię wcale.

ANDREA

304

Zaraz ci to wytłumaczę. Już parę miesięcy, jak nas Ernest opuścił; przez cały ten czas jestem ciągle w najfatalniejszym usposobieniu i humorze: zły, smutny, niesprawiedliwy. Nawet względem Julii nie mogę się zdobyć na przyjemne słowo, na kochające spojrzenie. Przecież ją to musi boleć, musi siebie nieraz zapytywać w duszy: „Czym zasłużyłam na takie postępowanie?”. A to uczucie, że spotykają ją ode mnie niezasłużone przykrości, coraz musi ją gorzej względem mnie usposabiać. Tym sposobem powoli rozwiera się między nami przepaść; zniknęły nasze poufałe rozmowy, nawet ton naszych głosów jest odmienny. Mnie truje podejrzenie, ją pożera smutek i żal.

ALBERT

305

Jeżeli to sam przyznajesz, to obowiązkiem twoim jest powściągać się.

ANDREA

boleśnie
306

Nie mogę! Czuję, że wątpiąc o niej, jestem niesprawiedliwy, ale nie mam już siły na pokonanie mego szaleństwa! A to, co ja tracę, on wygrywa! To ja jestem tym Otellem[32], tym ponurym, okrutnym zazdrośnikiem, tyranem, podczas gdy on przedstawia się w aureoli szlachetności, wspaniałomyślnego zaparcia, wzniosłego męczeństwa! A świat ciągle podsyca ten płomień… i tych dwoje ludzi, którzy słyszą każdego dnia i o każdej godzinie, że się kochają… cóż by było dziwnego, gdyby w to wreszcie sami uwierzyli!

ALBERT

307

Zakładając, że tak się rzeczy mają, czyż rozdzielenie nie jest najlepszym lekarstwem dla obojga? I czyż nie zamknie ust wszelkim potwarzom? A ty, krótkowidzu, nie chcesz przyznać tego, co tak oczywiste, bijące w oczy!

ANDREA

308

To ty jesteś krótkowidzem! Więc mam go posłać w świat daleki, skazać go na życie pełne udręczeń i wyrzeczeń — a sam zostać w moim „szczęśliwym” gniazdku rodzinnym? I mam w oczach Julii uchodzić za niewdzięcznego egoistę, za głupiego zazdrośnika, który dla przywidzenia, dla mary[33], poświęca życie młodego człowieka? Więc mam patrzeć spokojnie, jak ona w smutku i tęsknocie dni pędząc, posyłać będzie swoje myśli tam, za morze, w stronę wygnańca, którego czoło niewdzięczność ludzka otoczy aureolą męczeństwa?

Rzuca się na krzesło.

ALBERT

309

Uspokójże się, ktoś nadchodzi.

SCENA TRZECIA

Ci sami i Artur.

ALBERT

310

Ty tutaj? Cóż cię tak nagłego sprowadza?

ARTUR

na stronie
311

Aha, już wiedzą wszystko.

głośno
312

Zapewne ta sama sprawa, co i was. Dzień dobry, wujaszku! Dzień dobry, ojcze. Ale dziwi mnie, że już wiecie o całej historii. Prawda, że scena w kawiarni była zbyt jawna.

ALBERT

313

Co ty mówisz?

ARTUR

314

Wszak wiecie…

ANDREA

wpadając mu w słowo
315

Wszystko… a przynajmniej główną osnowę faktu.

ARTUR

316

Zaraz też pomyślałem, że taki skandal nie mógł się długo ukryć w naszym mieście.

ANDREA

317

Cały świat o tym mówi.

ALBERT

318

Ale o czym?

ANDREA

gestem zmuszając go do milczenia; do Artura
319

Tylko szczegóły różnie opowiadają. Czy znasz je, Arturze?

życzliwie
320

Ty, co zawsze wiesz wszystko, i to tak dokładnie…

ARTUR

zadowolony
321

Bywa się trochę tu i tam, to się zawsze coś posłyszy.

ANDREA

hamując swą niecierpliwość
322

Jakże stoi sprawa?

ARTUR

323

Źle, bardzo źle, zwłaszcza dla Ernesta!

ANDREA

324

Czy być może? Ale może się to da jeszcze ułagodzić.

ARTUR

325

Bardzo wątpię. Sekundanci, na żądanie obu przeciwników, rzecz ułożyli na bardzo krótki termin.

ANDREA

326

Sekundanci?! A tak, naturalnie, z powodu wyjazdu. Ale musimy przeszkodzić jednemu i drugiemu, tak pojedynkowi, jak i jeździe.

ALBERT

cicho do Andrea
327

O jakim pojedynku mówisz?

ANDREA

podobnie
328

Cicho!

głośno
329

Mam nadzieję nakłonić Ernesta do łagodniejszych kroków, a i jego przeciwnik da sobie przecież wyperswadować. Zbyt ostre słowa dadzą się przecież cofnąć.

ARTUR

330

Ostre słowa? Wujaszku, zdaje mi się, że twoje informacje były bardzo niedokładne. Tu nie chodzi przecież o słowa, ale o policzek, wymierzony baronowi della Rocca przy dwudziestu świadkach, w Cafe Ricco…

ANDREA

331

Policzek?!… Był słuszny, bo baron… skłamał!

ARTUR

332

Być może. Obelga jednak była tak wyraźna, że nikt jej płazem puścić nie może, zwłaszcza baron, który w tych sprawach nie żartuje i odbył już kilkanaście pojedynków. Postawione warunki są też dosyć ostre: bój na śmierć i życie, a przynajmniej dopóty, dopóki jeden z przeciwników nie stanie się niezdatny do walki.

ANDREA

bardzo poruszony
333

Tak, to wiedziałem!… Ale przecież jest może środek…

ARTUR

334

Po tym, co przed chwilą słyszałem w klubie, wątpię.

ANDREA

335

Ale nie rozumiem, jak mógł Ernest tak się unieść. On, który…

ARTUR

336

Kochany wuju, to zapalona głowa! Właśnie spotkał w kawiarni przyjaciela, który mając kogoś z krewnych w Kongu, miał mu dać list polecający oraz parę ważnych wskazówek. Honor, Plotka, KłótniaSiedzieli spokojnie przy bocznym stoliku i nie zważali na wesołe towarzystwo młodzieży, które zajmowało wielki środkowy stół. Wtem do uszu Ernesta doszło wymówione dość głośno jego własne nazwisko i przy tym jakaś ironiczna uwaga, dotycząca zamierzonej podróży. Drgnął cały, ale słucha dalej. Po chwili słyszy swoje imię, powtórzone raz jeszcze, a obok niego imię kobiety — i temu skojarzeniu wtóruje niegodny, brudny koncept, przyjęty śmiechem przez całe zgromadzenie. Tego było już nadto — zrywa się jak szalony, skronie nabiegają mu krwią, chwyta gwałtownie barona za rękę i drżącym z wściekłości głosem szepce raczej, niż mówi: „Kłamiesz, nędzniku! Odwołaj to natychmiast!” Możecie sobie wyobrazić, co się dalej stało. Cisza grobowca, straszna. Baron, blady z gniewu, chce podnieść rękę, ale Ernest go uprzedza — rozlega się policzek. Obecni z trudem rozdzielają walczących.

ANDREA

337

Imię tej kobiety?

ARTUR

milczy.

ANDREA

grzmiącym głosem
338

Julia! Przeczuwałem to…

Rzuca się na krzesło i zakrywa oczy dłońmi.

ALBERT

cicho do syna
339

Arturze, cóżeś uczynił?!

do Andrea
340

Ale uspokójże się, mój drogi…

ANDREA

powstając, zimno
341

Tak, potrzebuję teraz spokoju. Obraza dotknęła moją żonę i nikomu nie przyznaję prawa bronienia jej honoru. To należy do mnie. Czy mogę na ciebie liczyć, Albercie?

ALBERT

342

Zawsze możesz na mnie liczyć.

ANDREA

robi kilka kroków, potem mówi do Artura surowo
343

Teraz żądam odpowiedzi stanowczej, bez ogródek. O której godzinie ma się odbyć pojedynek?

ARTUR

344

Dziś po południu o trzeciej.

ANDREA

345

Kim są sekundanci?

ARTUR

346

Znam tylko jednego, hrabiego Casabianca.

ANDREA

347

To dobrze, znam go także. Zostań tu, dopóki Ernest nie wróci.

do Alberta
348

A ty pójdź ze mną.

ALBERT

349

Dokąd?

ANDREA

350

Do kogóż, u licha? Do barona della Rocca!

z dziką radością
351

Dotychczas potwarz grała ze mną w chowanego. Była wszędzie i nigdzie — czułem ją wkoło siebie, a nie mogłem pochwycić. Nareszcie mam ją w postaci człowieka z krwi i kości… człowieka tego zgnieść muszę… muszę! Chodźmy.

Andrea i Albert odchodzą.

SCENA CZWARTA

ARTUR

patrząc za nimi
352

Widzę, że znowu palnąłem kapitalne głupstwo! Ale przecież o samym wypadku już wiedział — dopowiedziałem tylko szczegóły… Ile w tym mojej winy? Musiał się przecież o wszystkim dowiedzieć, a lepiej wcześniej niż później… Strasznie głupia historia! Co do mnie, nie przypuszczam nic złego, znam Julię i Ernesta… ale świat!… Ten ich potępia niezawodnie, zwłaszcza że, bądź co bądź, zachowywali się nieostrożnie. I jeśli była jakaś wina z ich strony, to może właśnie pomiędzy tymi czterema ścianami znalazłby się na nią dowód! Aha, otóż macie! Tu stoi fotografia Andrea, naprzeciw niej tylko puste ramy, z których zapewne wyzierało ku Ernestowi wyraziste spojrzenie mojej cioci… Co się stało z tym portretem? Czy go zniszczył? Hm, to by także coś znaczyło. Albo może — i to prawdopodobniejsze — obraz powędrował w inne miejsce, bardziej poufne, i spoczywa obecnie… na serduszku młodego przyjaciela! Hm, hm! A tu znów jakieś wiersze… zobaczmy. Oho! ho! Pożegnanie, którego początkowe litery, ułożone w akrostychu[34], tworzą imię… Julia!

Już w drogę, w drogę czas,
Uchodzę, żegnam was!
355
Lube przeszłości wspomnienia
i cudne duszy marzenia
Ach, żegnam, żegnam was!
358

Oj, oj, coś mi się to nie podoba! Ha, może to tylko poetyczna zabawka, jak to u tych panów w zwyczaju… ale… znam obwinionych, którzy na mocy mniej ważnych poszlak zostali skazani… A tu znów Dante… otwarty na tej samej stronnicy… nadal na opowiadaniu o Francesce z Rimini! I znów dalej próba metrycznego przekładu tej tragedii:

A gdy w objęcia rycerza już
360
Padła młoda królowa,
Nasz Galeotto tymczasem znikł —
Uszedł, nie mówiąc słowa.
363

Galeotto!… Taki tytuł dał przecież swojej nowej sztuce, o której opowiada cuda… Ale otóż i on.

SCENA PIĄTA

Artur, Ernest.

ERNEST

364

Czy dawno już czekasz na mnie?

ARTUR

365

Nie nudziłem się wcale. Byłem nawet trochę niedyskretny i grzebałem w twoich papierach. Osobliwszy z ciebie maniak, mój przyjacielu; w chwili tak poważnej i mając stanąć oko w oko z tak niebezpiecznym przeciwnikiem, ty zamiast wprawiać się w robieniu bronią — piszesz wiersze.

ERNEST

366

Masz rację. To śmieszne… ale uroiło mi się w głowie skończyć mój dramat. Próżne marzenia! „Wielki Galeotto” pozostać musi niedokończonym fragmentem, jak i jego autor.

ARTUR

367

Więc tylko dla dokończenia dramatu chciałbyś żyć jeszcze? Sądziłem, że w tej nieciekawej farsie życia można by przecież znaleźć inne, bardziej konkretne przyjemności. Wszakże słońce tu tak pięknie świeci, morze tak wspaniale się pieni, a najpiękniejszy twór Boży — kobieta…

ERNEST

368

Moja filozofia jest bardzo prosta: jeśli ja zabiję barona, zyskuje na tym świat; jeśli zaś on mnie zabije, wygrywam ja.

ARTUR

369

Jakże ty o tym spokojnie mówisz!

ERNEST

370

Wobec nieuniknionej konieczności zawsze jestem spokojny.

ARTUR

371

Czy to nieuniknione?

ERNEST

372

Najzupełniej.

ARTUR

373

I godzina ta sama: trzecia po południu?

ERNEST

374

Tak.

ARTUR

375

Godzina nie bardzo dogodna. Czy przynajmniej miejsce wybraliście dobre?

ERNEST

376

Nikt nam nie przeszkodzi. Tu nade mną jest wolne mieszkanie: wielka pracownia malarska, oświetlona od góry. Za parę sztuk złota portier dał nam klucz od mieszkania na całe popołudnie. Sekundanci są zawiadomieni, broń gotowa.

ARTUR

377

Jakieś głosy w przedpokoju. Czy sekundanci?

ERNEST

patrząc na zegarek
378

Nie, jeszcze za wcześnie.

ARTUR

379

Głos kobiety.

SCENA SZÓSTA

Ci sami i Gospodyni.

GOSPODYNI

380

Ktoś się pyta o pana, ma bardzo pilny interes.

ERNEST

381

Nie mam też wiele czasu do stracenia. Któż to taki?

GOSPODYNI

tajemniczo
382

Jakaś dama.

ERNEST

383

Dama?

ARTUR

384

Czy ładna?

GOSPODYNI

385

Tego nie wiem, proszę pana, w sieni dość ciemno, a dama zapuściła na twarz tak gęstą woalkę… ale jakaś jest bardzo niespokojna, mówi prędko, głos jej drży, i powiada, że jej pilno.

ERNEST

do Artura
386

Któż to być może?

ARTUR

387

W każdym razie powinieneś ją przyjąć, musi mieć coś ważnego do powiedzenia.

bierze kapelusz
388

Zostawiam was samych.

ściskając go mocno za rękę
389

A teraz, mój drogi, bądź zdrów — z całego serca życzę ci powodzenia.

do Gospodyni
390

Na cóż pani czekasz?

GOSPODYNI

391

Chcę wiedzieć, czy pan przyjmuje tę panią?

ARTUR

392

Ależ ma się rozumieć. Prosić. Poza tym nie wpuszczać nikogo. Nikogo, rozumiesz pani?

GOSPODYNI

393

Słucham pana.

Artur jeszcze raz przystępuje do Ernesta i ściska mu rękę.

ERNEST

sam, po pauzie
394

Kto to być może?

SCENA SIÓDMA

Ernest, Julia.
Julia staje na progu. Ernest zwraca się ku niej z ukłonem. Julia odkrywa woalkę.

ERNEST

w najwyższym zdziwieniu
395

Julia!

poprawiając się
396

Pani!

JULIA

w najwyższym wzburzeniu, zaledwie mogąc mówić
397

Gdzie jest Andrea?

ERNEST

398

Mąż pani? Nie wiem.

JULIA

399

Muszę z nim mówić, i to natychmiast!

ERNEST

400

Ależ uspokój się pani. Co się stało?

JULIA

słabszym głosem
401

Muszę z nim mówić, tu, zaraz. Chcę go błagać… Teresa mi powiedziała, że poszedł z Albertem do pana, że go tu zastanę…

ERNEST

przystępując do niej i prowadząc naprzód
402

Zatrzymaj się pani chwilkę…

JULIA

403

Tu?…

ERNEST

404

Tak, pani. Racz pani wierzyć, że mnie uszczęśliwisz tym dowodem zaufania; ale nie oglądaj się tak trwożliwie wkoło siebie…

JULIA

405

Był czas — czemuż przeminął! — kiedy wchodziłam spokojnie do pana jak do brata i nic mnie nie trwożyło w pańskim mieszkaniu. Gdyby nam wtedy przyszło się rozstać, jakże serdecznie była bym uścisnęła tę prawdziwie przyjazną dłoń; może bym nawet była pozwoliła… dotknąć ustami mojego czoła… wobec mego męża, wobec całego świata! A dzisiaj wsuwam się do tego pokoju jak złoczyńca, z twarzą szczelnie zasłoniętą, i serce mi bije ze strachu, aby tu nie wszedł ktoś obcy. Dlaczegóż to wszystko? Wytłumacz mi pan to, jesteś przecież rozumniejszy ode mnie.

ERNEST

406

Pod tym względem nie, łaskawa pani. Widzę ze smutkiem zmianę, ale objaśnić jej nie umiem. Czuję tylko, że między nami, bez naszej wiedzy i winy, wykopano przepaść, której nie jesteśmy w stanie zapełnić. Dotknięcie rąk naszych dziś już byłoby inne niż dawniej. A co mnie najwięcej boli, to przekonanie, że zatrułem spokój najzacniejszego przyjaciela, który mi tyle dobrodziejstw wyświadczył, i że ty, pani, cierpisz również z mego powodu.

JULIA

407

Nie mówmy o mnie. Prawda, że miałam przykre dni. Mój mąż od tego czasu stał się dla mnie inny. Ale do pana nie miałam najmniejszego żalu. Nie ma w tym ani trochę pańskiej winy, jeżeli mój biedny Andrea, trapiony niesłusznymi podejrzeniami, zaczyna wątpić we mnie i w mą miłość.

ERNEST

408

Nie pojmuję, jak można wątpić w taką kobietę, jak ty, Julio!

JULIA

409

On sam na tym cierpi, lituj się pan nad nim, ale nie potępiaj!

ERNEST

410

Czyż go potępiam?… Ach, sądzisz pani… Przebacz niebaczne słowo. Biedny Andrea… Ale są ludzie, co wątpią w Boga na niebie… Jak bogacz, posiadając skarb, drży co chwila, aby mu go nie wydarto… O Julio, gdybym jakimś cudem mógł się postawić w jego położeniu, czyż nie drżałbym tak samo?… Kto wie?

Słychać głosy za drzwiami.

JULIA

przerażona
411

Ciszej, ktoś nadchodzi.

ERNEST

patrząc na zegarek
412

Niepodobna[35].

JULIA

z radością
413

Andrea! Poznaję jego głos… Zbliżają się do drzwi…

Chce biec naprzód, Ernest ją wstrzymuje.

ERNEST

nadsłuchując
414

Nie, zatrzymują się…

JULIA

również słuchając
415

Tak, to inni! O mój Boże!

ERNEST

416

Jeśli to jacyś obcy ludzie, te drzwi

pokazuje na prawo
417

prowadzą do alkowy.

Julia zwraca się znów do drzwi.

ERNEST

słuchając
418

Uspokój się pani, już cicho. Zapewne gospodyni wstrzymała odwiedzających.

idąc na przód sceny
419

Jakże pani drżysz…

JULIA

420

Umieram z trwogi! Czas upływa…

ERNEST

421

Tak, czas upływa, i nie powinienem o tym zapominać, że nie możemy dłużej pozostać razem. Oczekuję na… przyjaciół, których nie mogę odprawić.

JULIA

422

Wiem o tym.

ERNEST

zdziwiony
423

Co pani wiesz?

JULIA

424

Teresa mi wszystko powiedziała. Pan chcesz się bić za mnie! Ja na to nie pozwolę.

ERNEST

425

Obrażono panią, spotwarzono… Ja obrazę przyjąłem na siebie, teraz więc ta sprawa musi mnie obchodzić.

JULIA

426

I nas. Jeżeli więc ja pana proszę…

ERNEST

427

Prośba pani zawsze będzie dla mnie rozkazem. Rozporządzaj pani moją osobą, życiem moim. Gdy jednak o mój honor idzie, tam już ślepo posłuszny być nie mogę.

JULIA

428

I nie myślisz pan o tym, jakie mogą być skutki tego pojedynku? Czy nie przewidujesz, jak ten fakt wyzyskany zostanie przez nikczemnych potwarców?

ERNEST

429

Potwarz już istnieje. Przeszkodzić jej nie możemy. Ale możemy jej usta zamknąć — postrachem.

JULIA

430

A Andrea?

ERNEST

431

Jak to?

JULIA

432

Czy sądzisz pan, że będzie spokojnie patrzył na to, gdy ktoś inny stanie w obronie czci jego żony?

ERNEST

433

Nie mam prawa bronić honoru mego przyjaciela… i o nic się też nie ubiegam. Ale nikt mi nie może zabronić stanąć w obronie kobiety, którą w mojej przytomności niesłusznie obrażono. Jestem znajomym tej damy, słyszałem obraźliwe słowa, przeto moim obowiązkiem, jako uczciwego człowieka, było dać naukę potwarcy, bez względu na wszelkie następstwa.

JULIA

w bolesnym wzburzeniu
434

Ach, nietrudno będzie panu mnie przekonać, że masz słuszność… nie potrafię zwycięsko z panem rozumować. Ale czyż moje uczucia za nic mają się liczyć? Erneście, proszę cię, błagam, miej litość nade mną! Nie powinieneś pan się bić za mnie.

ERNEST

435

Droga pani Julio! Nie odbieraj mi odwagi! Co ma się stać, to się stanie! Obelga nie może ujść bezkarnie. A gdybym teraz odstąpił, świat powie, żem podły; mąż pani stanie na moim miejscu, a pani cóż zyskasz? Wynik pojedynków zawsze jest niepewny. A jeśli los poszczęści potwarcy, czyż nie lepiej, aby śmierć spotkała mnie, który jestem sam na świecie, nad którego trumną nie będzie płakać ukochana żona, a łzy przyjaciół i znajomych prędko wyschną?

JULIA

436

Nie wiesz pan, jak mnie ranisz boleśnie, jak szczerze się za pana modliłam…

ERNEST

437

Modlić się można za każdego, rozpaczać tylko po jednym.

JULIA

płacząc
438

Spojrzyj na mnie i… ulituj się!

Ernest chce się do niej zbliżyć, wzruszony, i nagle staje jak wryty. Na schodach słychać hałas i głosy. Julia znakiem wskazuje na drzwi. Następną scenę gra się półgłosem i w przyspieszonym tempie.

ERNEST

śledząc jej ruchy
439

Ktoś idzie.

JULIA

słuchając
440

Chcą tu wejść gwałtem.

ERNEST

441

Tak. Tam

wskazując na drzwi od alkowy
442

tam, Julio!

JULIA

443

Dlaczego mam się ukrywać? Mój mąż wszystko zrozumie.

ERNEST

444

A jeżeli to nie jest mąż pani?

JULIA

445

Nie on?

ERNEST

446

To tamci — spiesz się…

JULIA

z wybuchem
447

Nie bij się! Powinieneś żyć, Erneście.

ERNEST

448

Nienawiść twoją raczej zniosę niźli pogardę.

JULIA

prawie jednocześnie
449

O Boże!

Ernest odprowadza Julię do drzwi. Julia wchodzi do alkowy. Ernest zamyka za nią drzwi. Na zewnątrz coraz większy hałas.

SCENA SIÓDMA

Ernest, Artur.

ARTUR

jeszcze za drzwiami, podniesionym głosem
450

Ja muszę! Ja muszę z nim mówić!

wpada do pokoju
451

Erneście!

ERNEST

452

Na miłość boską, co się stało?

ARTUR

453

Okropność, nieszczęście! Andrea, dowiedziawszy się o pojedynku, uprzedził cię. Odszukał barona i śmiertelną obrazą zmusił go do pojedynku. Baron chciał cię zawiadomić, nie dopuścili go. Twoi sekundanci byli mu świadkami.

ERNEST

w najwyższym niepokoju
454

I bili się?

ARTUR

455

Wściekle… tam na górze!

ERNEST

456

I Andrea… raniony?

ARTUR

457

Śmiertelnie.

ERNEST

458

Ciszej, na miłość boską!

ARTUR

459

Niosą go tutaj.

SCENA DZIEWIĄTA

Ci sami. Andrea, raniony ciężko, niesiony przez brata. Albert, Doktor, Dwóch panów.

ERNEST

idzie naprzeciw Andrea, przyklęka na jedno kolano, bierze jego rękę i całuje
460

Andrea, mój dobroczyńco, mój przyjacielu!

ANDREA

słabym głosem
461

Wybacz mój drogi; ty chciałeś spełnić swój obowiązek — ja mój spełniłem wcześniej.

DOKTOR

462

Rannego natychmiast trzeba do łóżka położyć.

ERNEST

jak nieprzytomny
463

Ten baron, ten łotr! Teraz za dwie zbrodnie musi odpokutować!

Cofa się o kilka kroków.

ARTUR

do pozostałych
464

Łóżko stoi w alkowie, tu na prawo.

ERNEST

stając nagle
465

Dokąd?

ALBERT

466

Do tego pokoju.

ERNEST

szybko zasłania sobą drzwi
467

To niepodobna.

ALBERT

468

Co mówisz? Niepodobna? Czyś zmysły stracił?

DOKTOR

469

Teraz tu doktor panem! Chory musi natychmiast leżeć w łóżku, idzie tu o jego życie.

ERNEST

zduszonym głosem
470

Nie tam…

ANDREA

471

Co ja słyszę, mój Erneście?… Nie puszczasz mnie…

podnosi się z trudnością i wpatruje się w Ernesta przenikliwie.

ERNEST

472

Wszak nie wątpisz we mnie?

Postępuje krok na przód i chce ująć rękę Andrea.

ALBERT

w czasie tej rozmowy idzie śmiało ku drzwiom i otwiera je
473

Tak być musi!

Na progu zjawia się Julia.

ERNEST

474

Wielki Boże!

ALBERT I ARTUR

475

Julia!

DOKTOR

476

Jakaś dama!

JULIA

we łzach
477

Nie, ty nie wątpisz, Andrea!

ANDREA

odpycha ją od siebie, wstaje i z głośnym okrzykiem
478

Julia!

pada zemdlony.
Zasłona opada.

AKT III

Dekoracja jak w pierwszym akcie. Wieczór. Na stole i na kominku zapalone lampy.

SCENA PIERWSZA

Teresa, zaraz potem Artur.

TERESA

chodzi po pokoju wzburzona i niespokojna, słucha przy drzwiach na lewo i znów chodzi. Półgłosem:
479

Mój Boże, jak się to wszystko skończy!

ARTUR

wychodzi z pokoju na lewo.

TERESA

idzie naprzeciw
480

I cóż?

ARTUR

481

Ból na chwilę ustał, czuje się lepiej.

TERESA

482

A doktor, cóż mówi?

ARTUR

483

Oburzony, że stryj mimo jego zakazu zerwał się i nie chciał pozostać tam, gdzie go chciano położyć. Schodzenie ze schodów i wstrząsy powozu powiększyły niebezpieczeństwo do najwyższego stopnia. Powiada, że teraz za nic nie może ręczyć.

TERESA

484

Okropne!

ARTUR

485

Tak, dobrze tak mówić doktorowi, ale czyż człowiek z poczuciem honoru, choćby tylko iskierką tlało w nim życie, mógłby pozostać w takim domu?

TERESA

486

A cóż mówi ojciec?

ARTUR

487

Nie poznaję go, po raz pierwszy w życiu mnie przestrasza. Wiedziałem, że bardzo kochał swego brata, ale nigdy nie przypuszczałem, aby był zdolny do takiej boleści, do tak ponurego gniewu. Ani na chwilę nie opuszcza łóżka i stale trzyma rękę chorego w swojej dłoni. A stryj mój leży blady jak płótno, spogląda w przestrzeń szeroko otwartymi oczyma albo jęczy z cicha i bezdźwięcznym głosem wymawia imię „Julia”, to znów opanowuje go gorączka ruchu, chce się zrywać i lecieć, jak mówi, do nich, którzy na niego czekają! Wtedy memu ojcu z trudnością przychodzi go powstrzymać; zaciśnięte pięści, włos zjeżony, dzikie spojrzenie świadczą, jak bardzo cierpi.

TERESA

488

To straszne!

ARTUR

489

Ojciec nie zawsze jest panem samego siebie. Chociaż stara się uspokajać stryja łagodnymi słowy, przecież i jego gniew opanowuje i z ust wychodzą pogardliwe lub groźne wyrazy. A gdzież jest Julia?

TERESA

490

U mnie na górze.

ARTUR

491

Jak to, nadal?

TERESA

492

Czy mam ją może wypędzić z domu w tej strasznej godzinie? Gdyby nawet była winna, jej rozpacz jeszcze mogłaby wzbudzić litość! Ale ja nie mogę uwierzyć w jej winę! Była nieopatrzna, niezważająca na pozory, ale… czysta.

ARTUR

493

Niewinne dzieciątko, które naiwnie gubi honor męża i naraża go na śmierć!

TERESA

494

Gdybyś ją widział, nie sądziłbyś jej tak surowo. To ten twój przyjaciel, poeta, marzyciel, idealista, ów słodki Ernest, on jest wszystkiego przyczyną! Cóż się z nim stało?

ARTUR

495

Czy ja wiem? Może błądzi teraz po ciemnych ulicach, ścigany wyrzutami sumienia… a może też siedzi spokojnie w domu przy lampie i kończy swój nieśmiertelny poemat…

SCENA DRUGA

Ci sami, Służący.

SŁUŻĄCY

496

Pan Alessandri.

TERESA

497

Ta śmiałość…

ARTUR

498

Powiedz, że nie możemy przyjąć.

SŁUŻĄCY

499

Mówiłem młodemu panu, że nasz pan bardzo chory, że doktor nie pozwolił wpuszczać nikogo, ale młody pan tak prosił, że chce wejść tylko na chwilę, że powóz czeka…

ARTUR

spojrzawszy na matkę
500

Proś.

Służący wychodzi.

ARTUR

do matki
501

Więc mu sam dam odprawę, jeśli tego chce koniecznie.

Teresa siada. Artur stoi na środku pokoju.

SCENA TRZECIA

Ci sami i Ernest.
Ernest wchodzi. Artur i Teresa pozostają na swych miejscach, nie oglądając się.

ERNEST

z goryczą, cicho
502

Takie mnie teraz spotyka przyjęcie w tym domu! I za co? Sprawiedliwy Boże!

Postępuje naprzód.

ARTUR

chłodno
503

Panie… pojmujesz pan…

ERNEST

wpadając mu w słowo
504

Domyślam się, że mi chcecie drzwi pokazać, ale za co? Za co? Arturze! Młodość przecież ma instynktowne przeczucia tego, co sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Możesz ty wątpić we mnie?…

ARTUR

zmieniając ton
505

Nie, Erneście, kiedy słyszę twój głos, patrzę w twoje oczy, nie mogę ci nie wierzyć! Ale proszę cię, proszę serdecznie, zrób to dla mnie, oddal się. Gdyby cię tu spotkał mój ojciec… Nie masz pojęcia, co się z nim stało; ból i gniew niemal odbierają mu przytomność… Mogłoby dojść do nowej sceny…

ERNEST

patrzy przed siebie błędnie, ale zostaje na miejscu.

ARTUR

z uczuciem
506

Nie darmo odwołałeś się do mojej młodości; wierzę ci, ale drudzy nie myślą tak jak ja; świat mówi i myśli jak … jak baron della Rocca!

ERNEST

507

Ten przynajmniej już nam szkodzić nie będzie.

ARTUR

508

Jak to, zabiłeś go?

Teresa powstaje.

ERNEST

509

Kiedy w pokoju zostałem sam z tym okropnym obrazem przed oczami, człowieka śmiertelnie rannego, który ryzykując własne życie, opuszczał mój dom jak zapowietrzony… usłyszałem nad sobą kroki… Domyśliłem się, że baron tam jeszcze jest ze swymi sekundantami… Wyskoczyłem na schody i… spotkałem się z nim oko w oko… Klingi zadźwięczały… i biliśmy się póty, póki jeden z sekundantów nie wpadł ze szpadą pomiędzy nas, wołając: „Dosyć!…”, baron zaś upadł…

TERESA

510

Martwy?

ERNEST

spuszczając oczy, cicho
511

Nie wiem…

Pauza. Teresa się odwraca z przerażeniem.

ERNEST

z wybuchem serdecznym
512

Pani, zlituj się nade mną! Andrea, mój przyjaciel, mój dobroczyńca, czy żyje? Wszakże nie umrze? Ja muszę go widzieć!

TERESA

513

Niepodobna!

ARTUR

514

Najzupełniej niepodobna!

ERNEST

515

Ależ on nie może umrzeć, nie odzyskawszy wprzódy wiary we mnie!

TERESA

516

Na miłość boską, mów pan ciszej!

ERNEST

517

Widzi pani, kiedy człowiekiem uczciwym jak ja wszyscy poniewierają, depcą nogami i popychają do zbrodni, to przecież taka rzecz może się stać niebezpieczna nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich… Pomyśl pani, że ja w walce z tym niewidzialnym potworem, którego nazywamy „całym światem”, straciłem honor, przyjaźń, miłość, słowem, wszystko — i nic już nie mam do stracenia!

ARTUR

518

Zaklinam cię Erneście, uspokój się. Gdyby on twój głos posłyszał…

ERNEST

519

Ach, oby go mógł posłyszeć! Ale myślę, że ten głos szczerej prawdy z większą trudnością przeniknie do jego uszu niż echo podłych plotek, które krążą teraz po wszystkich ulicach i salonach.

z ironią
520

A ładne opowiadają sobie historie: stary Girolamo zastał swoją żonę… I wszyscy się śmieją… U kogóż? Ma się rozumieć, u młodego Alessandri! Radość ogólna. I Alessandri rzucił się na niego i zadał mu szpadą śmiertelny cios. Tu już się nie śmieją, ale zajęcie wzrasta… Ciekawi są… szczegółów. Wtenczas powstają głosy „przyjaciół” i opowiadają: ,To nie było zwykłe morderstwo ze strony Alessandriego, ale cios zadany swemu dobroczyńcy w honorowym pojedynku…” I tak dalej, i dalej szerzy się skandaliczna potwarz. Weźcie, co jest najwstrętniejszego, najnikczemniejszego, a jeszcze dalecy będziecie od tego, co teraz obiega świat i co powiadają o tym wypadku!

TERESA

521

Cicho, ktoś nadchodzi.

Idzie do drzwi w głębi, zagląda do nich i szybko wraca.
Do Artura:
522

Oddal go, na miłość boską — to Julia.

ARTUR

kładzie Ernestowi rękę na ramieniu i prowadzi go do bocznych drzwi.
523

Pójdź, Erneście.

ERNEST

budząc się z odrętwienia
524

Dokąd?

ARTUR

525

Chodź. Wiesz przecie, że ci dobrze życzę.

ERNEST

machinalnie daje się wyprowadzić
526

Czyń ze mną, co chcesz.

Idą na prawo.

TERESA

527

Teraz jest spokojniejsza, może dowiem się całej prawdy.

Julia wchodzi.

SCENA CZWARTA

Teresa, Julia.

JULIA

idzie do drzwi i słucha, tłumiąc łkanie chustką.

TERESA

528

Julio!

JULIA

529

Ach, jesteś tu?

Zbliża się do niej.

TERESA

530

Nie płacz — łzy nie odwrócą tego, co się już stało.

JULIA

531

Mów mi prawdę, czy ma się lepiej?…

TERESA

532

Lepiej.

JULIA

533

Nie zwodzisz mnie?

TERESA

534

Nie.

JULIA

535

Życie moje oddałabym, gdybym tylko mogła go uratować!

siadają
536

Przysięgam ci, Tereso, nie miałam żadnej złej myśli. Opowiadałaś mi o pojedynku, koniecznie chciałam temu zapobiec. Powiedziałaś mi, gdzie znajdę Andrea … Ach, znalazłam go… i w jakiż sposób?

TERESA

537

I nie myślałaś wcale o Erneście?

JULIA

538

Owszem! Byłoby nie po ludzku zupełnie o nim nie myśleć… baron della Rocca jest zbyt znanym i niebezpiecznym przeciwnikiem.

TERESA

539

O niego możemy być już spokojne.

JULIA

540

Jak to?

TERESA

541

Jest raniony, może zabity?

JULIA

z mimowolną radością
542

Ach! Ernest się zemścił! Spodziewałam się tego po nim.

TERESA

543

Jakim tonem to mówisz?

JULIA

544

Znów mi nie ufasz? Nieszczęśliwy Ernest, czyż może być zawsze w moich oczach wyrzutkiem i nie wolno mi będzie nawet podziwiać jego odwagi? I dlaczego? Ponieważ przez nieostrożną życzliwość chciałam powstrzymać katastrofę i ponieważ Andrea nie chciał uwierzyć w naszą niewinność? Powiedzże mi, co tak zdrożnego Ernest uczynił?

TERESA

545

Więc litujesz się nad nim?

JULIA

546

Do najwyższego stopnia.

TERESA

547

Strzeż się! Litość to stroma ścieżka, wiodąca w przepaść… miłości.

JULIA

548

A wy chcecie nas koniecznie w tę przepaść pogrążyć?

TERESA

549

Chcę przemówić do twego sumienia, jak matka, jak przyjaciółka.

JULIA

550

I dlatego szepcesz mi ciągle w ucho: „On cię kocha!”, „Ty jego kochasz!”?

wzburzona
551

Wciąż i wciąż to samo! A ja ci przysięgam, że tak nie jest! Ale wy okłamujecie moje zmysły, każecie mi wątpić w siebie, w prawdę. Robicie z prawdy kłamstwo i, Boże odpuść, może i dzisiejsze kłamstwo przerobicie na prawdę!

TERESA

552

Więc wyznajesz …

JULIA

553

Nie mam nic do wyznania. Jeszcze jestem przy zdrowych zmysłach i mówię ci śmiało w oczy: nie miałam nigdy dla Ernesta innych uczuć oprócz czystej przyjaźni. Dla występnej miłości nie ma miejsca w moim sercu, gdyż kocham z całego serca… mego szlachetnego, nieszczęśliwego Andrea!

TERESA

554

Więc to jest prawda?

JULIA

555

Nie skłamałam nigdy w życiu.

TERESA

556

I naprawdę nie kochasz Ernesta?

JULIA

namiętnie
557

Nie, nie, po stokroć nie!

zmienionym głosem
558

Ach, dawniej by mnie oburzało to pytanie! Ale tak mnie już zmęczyliście, że muszę znieść wszystko. A teraz rób, co chcesz, myśl sobie, co chcesz, miej nas za winnych, mnie i tego biednego Ernesta.

TERESA

559

Biednego Ernesta! Nie wiesz, jaki to zły człowiek.

JULIA

560

On? Mylisz się. To człowiek szlachetny i zacny, który zresztą uwielbia Andrea.

TERESA

561

A jednak go oszukuje.

JULIA

562

To być nie może.

TERESA

563

On cię kocha.

JULIA

564

To nieprawda!

TERESA

565

Prawda! I gdybyś go przed chwilą widziała, tu, w tym samym miejscu…

JULIA

566

Jak to?

TERESA

567

Tak, był tu przed kilkoma minutami. Jego ból, jego rozpacz, zuchwalstwo i odwaga, cała jego istota, wszystko wołało w głos te słowa, których jego usta wymówić nie chciały. On cię kocha, ciebie, Julio, i nikogo innego na świecie!

JULIA

przygnębiona
568

Gdybyś mówiła prawdę…

TERESA

569

Mówię prawdę. Jestem starsza od ciebie, możesz wierzyć memu doświadczeniu.

JULIA

570

Więc już nie ma końca mękom! Jakże on się tu zjawił?

TERESA

571

Przyszedł się dowiedzieć, czy mąż twój… jeszcze żyje …

JULIA

572

I poszedł?

TERESA

573

Nie, czeka tam.

Pokazuje na pokój.

JULIA

574

To każ mu odejść. Nie chcę się z nim widzieć.

TERESA

575

Przeciwnie, powinnaś go widzieć i powinnaś sama mu rozkazać, aby się stąd oddalił.

JULIA

wzruszona
576

Na Boga, uczynię to!

TERESA

otwierając drzwi
577

Panie Alessandri!

SCENA PIĄTA

Ci sami i Ernest.

TERESA

578

Moja bratowa ma panu coś do powiedzenia.

do Julii, półgłosem
579

Bądź silna i stanowcza. Masz we mnie podporę.

JULIA

głośno
580

Nie potrzebuję pomocy… i znam swój obowiązek. Proszę cię, zostaw mnie samą z panem Alessandri.

Poruszenie Teresy. Julia mówi mocno, tonem rozkazującym
581

Dość tych urągań! Jeszcze jestem tu panią, jeszcze rządzi tu moja wolna wola, jeszcze nie uznaję nad sobą żadnego innego przymusu oprócz poczucia obowiązku, i nikt o tym wątpić nie powinien — ani pan Alessandri, ani ty! Zostaw nas samych!

TERESA

podając jej rękę
582

A więc pełń twą powinność. Ufam ci!

Odchodzi.

SCENA SZÓSTA

Julia, Ernest.

JULIA

stanowczo, ale nie głośno
583

Proszę pana o unikanie nadal tego domu.

Poruszenie Ernesta.
584

Rozkazuję to panu.

ERNEST

585

Więc mi pani zamykasz dom? I to z własnej, nieprzymuszonej woli?

Julia, nie patrząc na niego, robi gest potakujący.

ERNEST

586

A więc muszę być posłuszny! Dla innych byłbym mniej… wyrozumiały. Od pani znieść muszę wszystko, nawet tę ostatnią, śmiertelną obrazę.

JULIA

nadal odwrócona
587

Pojmujesz pan…

ERNEST

588

Pojmuję wszystko!

JULIA

nadal odwrócona, ze wzruszeniem
589

Bądź pan zdrów! I niech panu Bóg szczęści!

ERNEST

590

Żegnam!

Czeka przez chwilę. Odchodzi. Nagle zawraca i zbliża się do niej. Ona to widzi i zbliża się również, nadal odwrócona.
591

Gdybym mógł to zło, które pani mimowolnie wyrządziłem, całym moim życiem naprawić, przysięgam, Julio, nie cofnąłbym się przed tym zadaniem! Wszystkie ciernie pierzchnęłyby z twej drogi, bladość opuściłaby lica, oko nie błyszczałoby nigdy łzą rozpaczy!

JULIA

na stronie, odsuwając się od niego
592

Wielki Boże! Teresa mówiła prawdę. Zasłona nagle spada mi z oczu.

ERNEST

593

I nie masz pani dla mnie żadnego pożegnania?

JULIA

594

Żegnam pana! I przebaczam wszystko, coś pan uczynił!

ERNEST

595

Co ja uczyniłem?

JULIA

sucho
596

Tak.

ERNEST

597

I tym tonem mówisz do mnie — ty, pani?

JULIA

598

Nie słuchaj pan mego głosu, nie żądaj objaśnienia. Żegnam…

ERNEST

599

Czyż to być może? Pani nawet…

JULIA

zimno, wskazując na drzwi
600

To moje ostatnie słowo.

ERNEST

601

Wypędzasz mnie pani z domu?

JULIA

602

Mój mąż umiera tam… a ja — tu.

Słania się i opiera o krzesło.

ERNEST

podbiega ku niej
603

Julio!

JULIA

odzyskuje siły
604

Nie dotykaj mnie pan. Nie zbliżaj się do mnie!…

ERNEST

605

A więc do tego doszło! Pani mną pogardzasz! I nie masz dla mnie nawet taniego, banalnego frazesu na pocieszenie. Strącacie mnie w przepaść osamotnienia, a odmawiacie jedynej pociechy, która może mnie podtrzymać — waszego przebaczenia, waszego szacunku! Więc i w twoich oczach, pani, jestem łotrem bez czci i wiary, za jakiego mnie cały świat uważa! O świat cały mniejsza, ale ty, Julio, istoto najczystsza, dla której bym z radością przecierpiał gorsze jeszcze męki, byleby ci zapewnić spokój i szczęście! O! Tego już za wiele!

JULIA

606

Nie powinnam teraz mówić z panem. Później. Zostaw mnie, zlituj się! Myśl o nim!

Wskazuje na pokój, gdzie leży mąż.

ERNEST

607

O, czemuż nie jestem na jego miejscu! Śmiertelny cios w samo serce mniej by mnie zabolał niż twoja… pogarda.

JULIA

608

Przebacz pan, jeżeli pana obraziłam.

ERNEST

609

Przebaczam wszystko… ale zaklinam, powiedz mi, pani, czy wierzysz przynajmniej w czystość moich uczuć? Na klęczkach cię o to błagam… i żegnam.

Klęka przed Julią. W tej chwili drzwi od pokoju Andrea otwierają się i na progu ukazuje się Albert.

ALBERT

oburzony
610

Nędzni!

JULIA

odsuwa się szybko
611

Albert!

SCENA SIÓDMA

Julia, Ernest, Albert.
Ernest powstaje i idzie na lewo, Julia na prawo.

ALBERT

przystępuje do Ernesta i mówi cicho, drżącym głosem
612

Jesteś pan nikczemnikiem!

wskazując na drzwi
613

Precz!

ERNEST

614

W tej chwili i na tym miejscu mogę tylko na obelgę odpowiedzieć… milczeniem.

ALBERT

który się odwrócił i myśli, że Ernesta już nie ma
615

Obowiązkiem jego jest tylko milczeć i słuchać.

ERNEST

616

Nie zrozumiałeś mnie pan. Nie myślę wcale słuchać. Zostaję.

ALBERT

w najwyższym rozdrażnieniu
617

Zostajesz pan?

ERNEST

z mocą
618

Tak. Przypuśćmy, że pani tego domu, która jedna tylko może tu wydawać rozkazy, miała prawo mi drzwi pokazać… Miałem właśnie zamiar opuścić ten nieszczęsny dom, wobec jednak pańskich obelżywych słów nogi moje wrosły w ziemię…

ALBERT

619

Więc cię gwałtem muszę stąd wyrzucić!

ERNEST

620

To zobaczymy!

Idzie ku niemu z groźną miną.

JULIA

wpada między obydwóch i mówi do Ernesta
621

Panie Alessandri!

do Alberta
622

Dopóki mój mąż żyje, dom ten jest moim domem i nikomu oprócz niego i mnie nie wolno tu wydawać rozkazów.

do Ernesta
623

Zechciej pan zapomnieć o tym, co się stało

serdecznie
624

i uczyń to dla mnie, aby ulżyć mym cierpieniom…

ERNEST

poruszony
625

Żądasz tego, pani?

JULIA

626

Proszę pana o to.

ERNEST

kłania się nisko i idzie w głąb.

ALBERT

wzburzony
627

Jak to?! Na moich oczach! Śmiałość tej… pani oburza mnie jeszcze bardziej niżeli jego bezczelność.

Przystępuje gwałtownie do Julii. Ernest zatrzymuje się i przysłuchuje dalszej scenie.
628

I ty śmiesz, nędznico, w mojej przytomności mówić do niego tym tonem? Ty śmiesz jeszcze podnosić czoło! Czy zapominasz, że zabroniłem ci przestępować tego progu, splamionego krwią niewinną mego brata?

Chwyta ją za rękę.
629

Jak śmiałaś tu powrócić?

ERNEST

przyskakuje, odsuwa Alberta od Julii i staje przed nią
630

Ubliżasz kobiecie, nędzniku, sądząc, że jest bezbronna! Ale się mylisz — ta kobieta ma obrońcę… w mojej osobie!

ALBERT

drżąc z gniewu
631

Zapłacisz mi za to swoim życiem!

ERNEST

z dziką ironią
632

Moim życiem? Zabierz je, jeżeli możesz. Ale, na Boga, wprzódy musisz tę kobietę prosić o przebaczenie — na kolanach![36]

Chce się zbliżyć do Alberta, który stoi zuchwale odwrócony. Julia go powstrzymuje i milczącym gestem prośby przymusza do cofnięcia się o parę kroków.

SCENA ÓSMA

Ci sami i Andrea.

ANDREA

jeszcze z drugiego pokoju
633

Puszczajcie mnie!

TERESA

również w drugim pokoju
634

Ależ na miłość boską!

Andrea, blady, chwiejący się, ukazuje się na progu. Teresa go podtrzymuje. W tej chwili Albert stoi po jednej stronie sceny, po drugiej Ernest i Julia, tuż przy sobie.

ANDREA

635

A! Czuła para… zawsze razem … nie omylił mnie słuch… Zdrajcy!

Chce postąpić ku nim, siły go opuszczają. Słania się.

ALBERT

podbiegając ku niemu i podtrzymując
636

Andrea! Zostaw ich, myśl tylko o swoim życiu!

ANDREA

do Alberta
637

Okłamali mnie i oszukali. I patrz, jak się garną z ufnością do siebie — jak para gołąbków!

Ernest i Julia odskakują prędko od siebie.
638

A żadne z nich nie waży się przyjść do mnie…

Julia robi krok naprzód.
639

Bliżej trochę, bliżej!

JULIA

błagalnie, nie zbliżając się
640

Drogi Andrea!

ANDREA

rozkazując
641

Bliżej, mówię! W moje objęcia!

Julia chce to uczynić. Andrea silnym ruchem rzuca ją na kolana.
642

W prochu leżeć ci, niewierna! Teraz mógłbym cię zgnieść, jak na to tysiąckrotnie zasłużyłaś. Ale prawdziwy winowajca stoi tam!

Wskazuje na Ernesta. Z rozkazującym gestem:
643

Do mnie!

ERNEST

644

Tak, zostałeś pan wprowadzony w błąd i nikczemnie oszukany! Ale nie przeze mnie, przysięgam na pamięć mego ojca!

ANDREA

645

Milcz! Nie znieważaj czystego imienia mego serdecznego przyjaciela! Czy śmiesz bezczelnie zaprzeczać temu, o czym wie cały świat?

ERNEST

646

„Cały świat” kłamie, ja zaś mówię prawdę i przysięgam na wszystko, co mam najświętszego!

obraca się do Julii
647

Cóż mamy już począć?

ANDREA

do Alberta
648

Czy widzisz? Na moich oczach porozumiewają się ze sobą.

ERNEST

649

W gorączkowych marzeniach widzisz pan straszne, senne obrazy.

ANDREA

650

Tak, pożera mnie gorączka, to prawda. Chodź no tu bliżej!

Ernest przystępuje do niego.
651

Więc stoicie teraz oboje przede mną, mogę się wam przypatrzeć! Wyznajcie wreszcie, nędzni, że się kochacie, że się szalenie, występnie kochacie. Wyznajcie mi to!

ERNEST

652

To nieprawda!

ANDREA

653

Kłamiesz! I zasługujesz na to, abym ci piętno twej hańby wycisnął na czole — wkrótce, da Bóg, żelazem, a dziś… tą dłonią!

Podnosi się z wysiłkiem i wymierza Ernestowi policzek.

ERNEST

ze straszliwym krzykiem
654

Ach!

odskakuje na bok, robi mimo woli krok naprzód z groźnym gestem, nareszcie załamuje ręce i stoi bez ruchu. Julia pada na kolana.
Ogólne przerażenie i zgroza. Andrea opada z sił. Albert i Teresa podtrzymują go.

ALBERT

655

Zabijasz się! Chodź!

Prowadzą Andrea powoli w głąb. Przy drzwiach on staje.

ANDREA

słabym głosem
656

Umieram, czuję to, ale śmierć będzie mi lżejsza. Hańba za hańbę!

Odchodzą.

SCENA DZIEWIĄTA

Ernest, Julia.

ERNEST

dochodzi do krzesła i pada na nie
657

Tego się twój syn doczekał, o mój szlachetny ojcze! I od kogo? Od wiernego przyjaciela! Pytam się ciebie: na co się przyda pełnić swój obowiązek i postępować zgodnie z honorem, jeśli w nagrodę cnoty i uczciwości spotyka nas najwyższa hańba i upokorzenie! Ty mi daj odpowiedź na to, gdyż mój umysł jej nie znajduje i gubi się w ciemnościach!

Julia z żywą litością spogląda na Ernesta. On odwraca się ku niej, powstaje, zbliża się i podaje jej obie ręce.
Patrzą na siebie przez chwilę. W sąsiednim pokoju wszczyna się szmer, hałas, potem wybuchy trwogi.

ALBERT

w sąsiednim pokoju
658

O Boże!

TERESA

659

Ratunku!

ARTUR

660

Prędko!

JULIA

661

Co to znaczy?

ERNEST

662

On umiera!

Julia chce iść do drzwi. Ernest ją wstrzymuje.

ERNEST

663

Dokąd?

JULIA

664

Do niego!

ERNEST

665

Niepodobna!

JULIA

666

Muszę go widzieć!

SCENA DZIESIĄTA

Ernest na środku pokoju. Julia przy drzwiach pokoju męża. Albert zjawia się na progu i zabrania jej wejść. Za nim Artur.

ALBERT

667

Niech nikt nie przestępuje tego progu!

Julia ustępuje. Ernest idzie naprzód.
Do syna:
668

Arturze, dopilnuj, aby ta kobieta natychmiast opuściła ten dom. Żadnej łaski, żadnej litości! Niech cię nie wzruszą ani jej łzy, ani prośby twej matki. Precz z nią!

JULIA

w rozpaczy
669

Ja muszę go widzieć!

ALBERT

670

To patrz!

Chwyta ją za rękę, otwiera drzwi i staje z nią w drzwiach.
671

To wasze dzieło!

JULIA

cofa się z przerażeniem
672

Andrea! Mój nieszczęsny Andrea! Nie żyje!

Pada na kolana.

ERNEST

673

Tak, nieszczęsny Andrea, którego kochałem jak przyjaciela, jak ojca!

ALBERT

po pauzie
674

Dość już tych bluźnierstw! Niech świętość mego bólu nie kala się sąsiedztwem tych gadzin! Arturze, słyszałeś mój rozkaz?

ARTUR

675

Ależ, ojcze!

ALBERT

676

Jeżeli ty nie masz odwagi, a więc ja sam…

ERNEST

w straszliwym wzburzeniu staje przed nim
677

Wstrzymaj się! Tu obok leży trup człowieka, któregoście zamordowali swoją podłością! A tu stoi nieszczęśliwa, niewinnie cierpiąca kobieta, której boleść i rozpacz prawie odjęły przytomność! Was zaś nie wzrusza ani majestat śmierci, ani męczeństwo życia! Gwałtownie pchacie nas w przepaść! Nie, dłużej się już opierać niepodobna — stanie się, czegoście tak gorąco pragnęli!

podniesionym głosem do Alberta, który robi ruch, jakby chciał bronić Julii
678

Niech nikt nie waży się dotknąć tej kobiety! Od tej chwili jest moja! Tak chciał świat, idźmy za jego wolą… Świat wszelkimi środkami zbliżał nas do siebie — i otóż jesteśmy połączeni! Pójdź, Julio!

podnosi ją i opiera na swym ramieniu
679

Pójdźmy razem, my, odtrąceni, pogardzeni, wyklęci. Tak czy owak, sąd świata połączyłby nas ze sobą na wieki!

ALBERT

680

A więc prawda nareszcie wychodzi na wierzch!

ARTUR

681

Nieszczęsny!

ERNEST

682

Wasze obelgi już mnie teraz nie dosięgną! Tak, teraz macie słuszność! Teraz widzicie nas takimi, jakimi chcieliście widzieć! Ale ta kobieta była czysta jak promień słońca złoty! I w mojej duszy ani na chwilę nie postało żadne występne uczucie. Byłem wiernym przyjacielem temu zmarłemu, któremu wyrządzoną mi krzywdę z serca przebaczam, jak również byłem tylko przyjacielem tej biednej, szlachetnej istoty, którą teraz moim wspieram ramieniem! Przysięgam to wobec tego jedynego Boga, przed którego oblicze on może skargę przeciw mnie zanosi! Tak było. Ale teraz — już tak nie jest! Ciężar winy, przez was ułożony, już nas przygniatać zaczyna! Jeszcze ciepło życia z tych świeżych zwłok nie uciekło, a już tlejąca iskra wystrzela bujnym płomieniem miłości! Idźcie więc na rogi ulic i krzyczcie na cztery świata strony: „Mieliśmy słuszność!”. Tryumfujcie! Ale jeśli was ktoś zapyta, kto był sprawcą katastrofy, wtenczas spojrzyjcie tylko w zwierciadło: stamtąd wyjrzy ku wam pod różnymi postaciami twarz prawdziwego winowajcy. Obejrzyjcie się wkoło: oto stoi on tu, oto tam, wszędzie! Tak, to wy wszyscy, potwarcy i przedawcy honoru, byliście nam swatami. Dziś przez was należymy do siebie! Pójdź, Julio, pójdź nieszczęsna kobieto, teraz już gorąco ukochana małżonko! I niech sprawiedliwe niebo rozsądzi pomiędzy mną a wami!

Prowadzi Julię do wyjścia, opartą bezwładnie na jego ramieniu.
Zasłona opada.

Przypisy

[1]

Andrea Girolamo — w oryginale hiszpańskim: Don Julián. [przypis edytorski]

[2]

Julia — w oryginale hiszpańskim: Teodora. [przypis edytorski]

[3]

Alberto Girolamo — w oryginale hiszpańskim: Don Severo. [przypis edytorski]

[4]

Teresa — w oryginale hiszpańskim: Doña Mercedes. [przypis edytorski]

[5]

Artur — w oryginale hiszpańskim: Pepito. [przypis edytorski]

[6]

Ernest Alessandri — w oryginale hiszpańskim: Ernesto. [przypis edytorski]

[7]

filisterski — cechujący filistrów, tj. mieszczuchów o ograniczonych horyzontach, prozaicznych materialistów pozbawionych wyższych aspiracji. [przypis edytorski]

[8]

Gdybyś pan był przyszedł — konstrukcja przykład użycia czasu zaprzeszłego, wyrażającego czynność wcześniejszą niż opisana czasem przeszłym lub, jak w tym przypadku, niezrealizowaną możliwość; dziś: gdyby pan przyszedł. [przypis edytorski]

[9]

Danta (daw.) — dziś popr. forma B.: Dantego; Dante Alighieri (1265–1321): filozof i polityk, jeden z najwybitniejszych poetów włoskich, autor poematu Boska Komedia, uważanego za szczytowe osiągnięcie średniowiecznej literatury włoskiej, przedstawiającego wizję wędrówki poety przez trzy światy pozagrobowe, Piekło, Czyściec i Raj. [przypis edytorski]

[10]

ustęp z Danta o Francesce — fragment z poematu Dantego Boska komedia (część Piekło, pieśń V, w. 127–138), w którym Francesca da Rimini opowiada bohaterowi, jak rozpoczął się jej romans z Paolem Malatestą, bratem jej męża: gdy byli sami, wspólnie czytali romans o Lancelocie, rycerzu króla Artura, a opis namiętnego pocałunku spowodował wybuch namiętności między nią a Paolem. [przypis edytorski]

[11]

Quel giorno piu non vi leggemmo avante (wł.), pol.: Dnia tego nie czytaliśmy więcej — Dante Alighieri, Boska komedia, Piekło, pieśń V, w. 138 (zakończenie opowieści Franceski z Rimini, o jej cudzołożnej namiętności do Paola Malatesty, która wybuchła, gdy wspólnie czytali romans rycerski). [przypis edytorski]

[12]

Lancelot z Jeziora — postać z cyklu legend arturiańskich: najznamienitszy rycerz króla Artura i kochanek jego żony, królowej Ginewry; zakazana miłość Lancelota i Ginewry stała się przyczyną upadku bractwa Rycerzy Okrągłego Stołu i królestwa Artura; z Lancelota miłosnych ksiąg: z romansu rycerskiego o przygodach Lancelota. [przypis edytorski]

[13]

luba (przestarz.) — miła; ulubiona; ukochana. [przypis edytorski]

[14]

Galeotto (wł.), w innych językach częściej: Galehaut — postać z legend arturiańskich: wielkiego wzrostu szlachetny rycerz, książę, początkowo wróg króla Artura; dwukrotnie pokonany w bitwie przez walczącego incognito Lancelota, stał się jego bliskim przyjacielem; z powodu fragmentu w Boskiej komedii Dantego, w którym występuje imię Galeotta jako pośrednika występnej miłości Lancelota i Ginewry, w języku włoskim imię to powszechnie używane jest w znaczeniu „miłosny pośrednik”, do wskazania osoby, przedmiotu lub wydarzenia, które umożliwiło związek miłosny. [przypis edytorski]

[15]

Ginewra — postać z legend arturiańskich: żona króla Artura, ukochana Lancelota z Jeziora. [przypis edytorski]

[16]

kontent (przestarz.) — zadowolony. [przypis edytorski]

[17]

Goethe, Johann Wolfgang (1749–1832) — jeden z najwybitniejszych autorów niemieckich, poeta, dramaturg, prozaik, uczony i polityk, gł. reprezentant nurtu „burzy i naporu”, przedstawiciel klasycyzmu weimarskiego. [przypis edytorski]

[18]

tout court (fr.) — krótko mówiąc, po prostu. [przypis edytorski]

[19]

tytani (mit. gr.) — bogowie z pokolenia olbrzymów poprzedzającego bogów olimpijskich; pokonani przez Zeusa i bogów olimpijskich w walce o panowanie nad światem. [przypis edytorski]

[20]

Ossa i Pelion — najwyższe szczyty pasma górskiego we wsch. Tesalii, w płn. Grecji, oddzielonego od Olimpu doliną Tempe; wg mitu greckiego dwaj bracia-olbrzymi, którzy chcieli zdobyć siedzibę bogów, by porwać dla siebie boginie, spiętrzyli w tym celu góry: na Olimp nałożyli Ossę, a na nią Pelion. [przypis edytorski]

[21]

bekas — średniej wielkości ptak wędrowny zamieszkujący tereny podmokłe. [przypis edytorski]

[22]

all right (ang.) — w porządku. [przypis edytorski]

[23]

Minerwa (mit. rzym.) — bogini mądrości i sztuk, odpowiednik greckiej Ateny. [przypis edytorski]

[24]

faktor (daw.) — pośrednik handlowy. [przypis edytorski]

[25]

mamona — pieniądze, bogactwo. [przypis edytorski]

[26]

liry i skudy — dawne pieniądze włoskie. [przypis edytorski]

[27]

synekura (z łac. sine cura: bez troski, bez starania) — dobrze płatne stanowisko niewymagające żadnej pracy. [przypis edytorski]

[28]

idylla — beztroskie i pogodne życie. [przypis edytorski]

[29]

alkowa — mały pokoik bez okien, przylegający do większego pokoju, przeznaczony na sypialnię. [przypis edytorski]

[30]

chimeryczny — nierealny, dziwaczny; od: Chimery, potwora z mitologii greckiej o postaci lwa z głową kozy i wężem w miejscu ogona. [przypis edytorski]

[31]

mars — groźna, wojownicza mina. [przypis edytorski]

[32]

Otello — tytułowy bohater tragedii Szekspira: powodowany obsesyjną zazdrością udusił swoją żonę, Desdemonę. [przypis edytorski]

[33]

mara — widmo, złuda. [przypis edytorski]

[34]

akrostych — wiersz, w którym początkowe litery, sylaby lub słowa wersów tworzą dodatkowo pewien wyraz, frazę lub zdanie. [przypis edytorski]

[35]

niepodobna (daw.) — niemożliwe, nieprawdopodobne. [przypis edytorski]

[36]

wprzódy musisz tę kobietę prosić o przebaczenie, na kolanach — inne zakończenie tej sceny, zgodniej z oryginałem hiszpańskim:

JULIA: Erneście!
ERNEST (do Alberta): Na kolana!
ALBERT: Ja?
ERNEST: Ty!
JULIA: Wielki Boże!

[przypis tłumacza]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca