- Gra: 1
- Kobieta: 1 2 3 4
- Łzy: 1
- Małżeństwo: 1
- Mąż: 1 2
- Mężczyzna: 1
- Miłosierdzie: 1
- Miłość: 1 2 3 4 5
- Młodość: 1 2
- Natura: 1
- Plotka: 1
- Pobożność: 1
- Pogarda: 1
- Pozory: 1
- Radość: 1
- Rozstanie: 1
- Rozum: 1
- Starość: 1
- Strój: 1
- Wiara: 1
- Władza: 1
- Wolność: 1
- Współczucie: 1
- Zazdrość: 1
- Zdrada: 1 2
- Żona: 1
Na podst. pierwszego wydania (Aleksander Fredro, Komedye, Tom 2, Wiedeń 1826) poprawiono błędy druku oraz przywrócono zapis niektórych fragmentów:
kwandrans > kwadrans (forma obecnie poprawna);
gap' prawdziwy > to gap prawdziwy (rytm);
nie chcę w każdej dobie > nie chce w każdej dobie (logika wypowiedzi);
musiałeś mnie zwodzić > Powiedz, musiałeś mnie zwodzić (rytm);
Jego serce > Jego serca (logika wypowiedzi);
Chciał się ztąd wykraść > Chciał cię stąd wykraść (logika wypowiedzi);
mnie wyprawiać > mnie wyprawić (rym);
krzeszło > krzesło (błąd druku);
umiąc po francusku > umiejąc inaczej (forma obecnie poprawna);
duszeczka > duszyczka (forma obecnie poprawna);
oczki > oczka (forma obecnie powszechniejsza).
Uwspółcześnienia:
* zapis z „é” (tzw. e pochylonym) zastąpiono zapisem z „e” i w razie potrzeby następnie uwspółcześniono formę, np.: kobiét > kobiet; potém > potem; tém > tem > tym; samém > samem > samym; krótkiém > krótkim;
* pisownia łączna i rozdzielna, np.:
po za > poza;
za nadto > zanadto;
z pomiędzy > spomiędzy;
jakto > jak to;
któżby > któż by;
jegożto > jegoż to;
przytem > przy tym;
oddawna > od dawna;
gdzieindziej > gdzie indziej;
* pisownia wielką i małą literą, np.:
As, Dama > as, dama;
Wisk > wisk;
Allegro > allegro;
Pan, Pani > pan, pani;
* pisownia joty:
komedya > komedia;
kokieterya > kokieteria;
* fleksja, np.:
tem > tym;
którem > którym;
swojem > swoim;
spuszczonemi > spuszczonymi;
samę > samą;
dwóma > dwoma; pozostawiono bez zmian dawne formy B. lp: samę, moję, królowę;
* pisownia spółgłosek dźwięcznych i bezdźwięcznych, np.:
blizki > bliski;
roskosz > rozkosz;
ztąd > stąd;
francuzku > francusku;
paryzkie > paryskie;
wziąść > wziąć;
dopomódz > dopomóc;
zwycięztwo > zwycięstwo;
mężczyznie > mężczyźnie;
* inne drobne zmiany pisowni i leksyki, np.:
tłómaczyć > tłumaczyć;
prusząca > prósząca;
pomięszanie > pomieszanie;
poszlij > poślij.
Zachowano dawne formy w miejscach, w których wymaga tego rym lub rytm, np. idzie/biédzie; nié ma/oczyma; spoczywa/gniéwa; lukrecya > lukrecyja; Julia (w I wyd. 1826: Iuliia) > Julija; armia (w I wyd. 1826: armiia) > armija.
Uwspółcześniono interpunkcję oraz zapis wielką literą po wykrzykniku i pytajniku, zachowując zapis emocjonalny w przypadku wtrąceń.
Aleksander FredroMąż i żonaKomedia w trzech aktach, wierszem
Cudzego nabywając, swoje często tracim; kto po cudzą stawkę idzie, trzeba, żeby swoję stawił, czasem i zapłacił.
Andrzej Maksymilian Fredro[1]
OSOBY:
- Hrabia Wacław
-
Elwira, jego żona
- Alfred
- Justysia
Scena w mieście, w domu hrabiego Wacława.
AKT I
Pokój; z jednej strony kanapa, z drugiej stół okrągły, na nim lampa z umbrelą
[2], w głębi fortepian.
SCENA I
Elwira, Alfred
siedzą przy sobie na kanapie.
ALFRED
trzymając rękę Elwiry
1Luba Elwiro, kochanko mej duszy,
Z łez oko twoje kiedyż się osuszy?
Czemuż rzadkie, drogie chwile,
Które możem spędzić z sobą,
5Lubisz, roniąc żalów tyle,
Smutną pokrywać żałobą?
Czy już miłości tak słaba jest siła,
Że szczęście moje, któreś ty sprawiła,
Nie może zatrzeć błahego wspomnienia
10I myśli próżnych nie zmienia?
ELWIRA
Alfredzie, kocham, kocham cię nad życie,
Lecz i to wyraz zbyt słaby;
Jakież by życie mogło mieć powaby,
Gdybym go z tobą nie dzieliła skrycie?
15Myśl, że stając się miłości nagrodą,
Uczyniłam szczęście twoje,
Więcej jest może jak zgryzot osłodą,
Jest…. czego nawet wymówić się boję;
Ale czyż mogę bez skrytej tęsknoty
20Puszczać w niepamięć obowiązki, cnoty,
Które za młodu w duszę mi wpoili,
Którem w nieszczęsnej przepomniała
[3] chwili?
Nareszcie ciągła obawa…
ALFRED
ELWIRA
25Alfredzie, miłość nasza nie jest prawa
[4];
Świat ma oczy przenikliwe…
ALFRED
Miłość nieprawa, marzenie prawdziwe!
W każdą istotę włożyła,
30Płomieni, których czarująca siła
Byt nieczuły w życie mieni
[6],
Tym samym, jak się wydaje,
Każdą miłość uprawniła.
Czyliż ja przeto
[7] występnym zostaję,
35Że moje serce zamknięte zbyt mało,
Lubiące piękność, rozum, dobroć, wdzięki,
Elwirę kochać musiało?
Wszakże to z świętej przyrodzenia
[8] ręki
Ona — powaby, ja mam miłość stałą,
40I jeśli kogo, nie mnie winić trzeba —
Czemuż Elwirę wskazały mi nieba?
ELWIRA
Ach i ta miłość, dla której, niestety,
Duszy niewinnej zrzuciłam zalety,
Dla której, widząc zawsze tylko ciebie,
45Zapomniałam sama siebie,
Zapomniałam i świat cały —
Ach, jeśli kiedy strawi swe zapały,
Jeśli twe serce oziębłym zostanie,
Jakież ty o mnie mieć będziesz mniemanie?
50Może dowody dziś dane…
ALFRED
Jak to? Coś rzekła! Gdy kochać przestanę?
Ach nie, Elwiro, serc naszych złączenie,
To z twoim mego równe uderzenie,
Ten pociąg luby
[9] i ognisty razem,
55Co się tajemnym tłumacząc wyrazem,
Spoił czułe nasze dusze,
I ta mgła na świat rzucona,
Gdy cię przyciskam do łona —
Ach, czyż ci powtarzać muszę —
60Więcej jak zwykłej miłości zapałem!
To czucie boskie, którego nie znałem,
Którego niegdyś szukałem daremnie,
Już się z życiem spletło we mnie;
Ich węzła nieba nie wzruszą:
65Trwać i ginąć razem muszą.
ELWIRA
O! Jakże lubię słuchać twego głosu!
Upojona tym urokiem,
Tracę pamięć mego losu,
Ciebie tylko mam przed okiem;
70Słowa z mych piersi wydobyć nie mogę,
Czuję i rozkosz, i żałość, i trwogę,
Pożar mnie przenika miły,
Pałam
[10] i pałać się boję,
I ledwie dosyć mam siły
75Rzucić się w objęcia twoje.
Czemuż przeznaczenia władza,
Która nas złączyć umiała,
Która serca nasze zgadza,
Ciebie za męża Elwirze nie dała?
80I Wacław może, z inną żyjąc żoną,
Byłby szczęśliwszy i ona szczęśliwą,
I ja bym dzisiaj nie była zmuszoną
Być z nim chytrą i fałszywą.
Miłość ku tobie jedynie
85Mój wrodzony wstręt zwycięża,
Że w każdej życia godzinie
Zwodzić muszę mego męża.
ALFRED
Twojego żalu niesłuszna przyczyna;
Nie jegoż
[11] to własna wina,
90Że ci się ciągle podobać nie umiał,
Gdy już zrazu był lubiony
I że szalenie rozumiał
Powinnością miłość
[12] żony?
Wacław przystojny, bogaty, rozumny,
95W młodości najpierwszym kwiecie,
Z tylu miłostek i sławny, i dumny,
Wszystkim kazał wróżyć w świecie,
Że jego żona, w jakimkolwiek względzie
Jedną z najszczęśliwszych będzie.
100Alić
[13] ledwie cię zaślubił,
Gdy mu wszędzie zazdroszczono,
On, oziębły z swoją żoną,
Domu swego już nie lubił.
Ile gdzie indziej pośród zgromadzenia
[14]
105Rzadką swą przyjemnością jest celem wielbienia,
Tyle nieznośny sam na sam u siebie,
Zostawił żonę, że powiem, w potrzebie
Gorętszej duszy szukania,
Szukania uczuć podziału
110I ulegnienia pomału
Władzy, pod którą natura nas skłania.
ELWIRA
Gdybym nie była zawsze opuszczoną,
Ach, inną byłabym żoną!
ALFRED
Spędziłażeś z nim, powiedz, choć chwilę przyjemną?
ELWIRA
115Ach nie, nigdy, niestety! tak mało żył ze mną.
ALFRED
Jeśli przyjdzie do ciebie, to siędzie
[15] i ziewa.
ELWIRA
I za to, że się nudzi, na żonę się gniewa.
ALFRED
Coraz przykrzejszym się staje.
ELWIRA
Zawsze zrzędzi, gdera, łaje.
120Albo — ileż mi zawsze nie czynią zgryzoty
Jego fałszywe pieszczoty,
Którymi zwykle obdarza,
Gdy nas kto trzeci uważa
[16].
Rozkosz, szczęście rozpowiada,
125Których dozna, kto się żeni,
Ściska, pieści, do nóg pada,
Żonę bóstwem swoim mieni
[17] —
Lecz ten, co patrzał, drzwi ledwie zatrzaśnie,
Zaraz miłość, grzeczność gaśnie,
130I jakby chciał okupić przyjemność tej chwili,
Na tysiąc niegrzeczności natychmiast się sili.
ALFRED
ELWIRA
ALFRED
ELWIRA
ALFRED
ELWIRA
Nie wiedzieć, czym mu dogodzić.
ALFRED
I takiego przykro zwodzić?
Nie, nie, on zasłużył na to,
140Niech za nieczułość to będzie zapłatą.
ELWIRA
żartując
Lubisz widzę mężów karać.
ALFRED
O dobro wszystkich potrzeba się starać.
ELWIRA
I czasem to staranie jeszcze niechęć wzbudzi!
ALFRED
Ach, któż w świecie nie doznał niewdzięczności ludzi!
ELWIRA
145Jednak choć tyle przykrości z nim znoszę,
Żal mi go.
ALFRED
z długim wejrzeniem
ELWIRA
śmiejąc się
ALFRED
Jak nie żałować i nie westchnąć szczerze,
150Kiedy mój Wacław w opiekę mnie bierze,
By mnie nauczał, jakie są sposoby
Zyskania względów kochanej osoby:
Kiedy, jak długo trzeba skrycie kochać,
Kiedy oświadczyć, kiedy jęczeć, szlochać,
155Jakimi drogami chodzić,
Jak ospałych mężów zwodzić,
Słowem, miłostek naucza mnie sztuki.
ELWIRA
śmiejąc się
ALFRED
ELWIRA
ALFRED
ELWIRA
śmiejąc się
A wybornie, doskonale!
Prawda, że biedny; nie pojmuję wcale…
SCENA II
Elwira, Alfred, Justysia.
JUSTYSIA
wbiegając
Pan, pan, dla Boga! Pan Hrabia już idzie.
ELWIRA
zrywając się
165Tak wcześnie wraca, któż by się spodziewał!
JUSTYSIA
otwierając okno
Ach prędzej, prędzej, bo będziemy w biédzie.
ALFRED
JUSTYSIA
Jutro będziesz pan się gniewał…
ALFRED
stając w oknie
Nie dać komu spokojnie wieczora przepędzić!
170Po to wraca, żeby zrzędzić.
JUSTYSIA
Dalej, bo, na honor, zrzucę.
ELWIRA
do Alfreda
ALFRED
Wychodzi.
Elwira siada przy okrągłym stole, bierze robótkę i szyje; Justysia wybiega.
SCENA III
Elwira, Wacław.
Wacław wchodzi, spogląda na Elwirę i wzrusza ramionami, rzuca kapelusz i chodzi czas jakiś po pokoju.
WACŁAW
stojąc przed Elwirą
Czemu też raz w rok nie wyjedziesz przecie?
175Można by się czasami pokazać na świecie.
Zawsze cię w domu, zawsze samę widzę.
ELWIRA
WACŁAW
Ja jej nienawidzę.
chodzi; po krótkim milczeniu
180Gust osobliwszy, siedzieć zawsze w domu!
ELWIRA
Gust nie szkodzący nikomu.
WACŁAW
O, zapewne, zapewne, nikomu nie szkodzi;
Ale że nudny, mówić mi się godzi.
chodzi; po krótkim milczeniu
185Czy także lubisz tę smutną ciemnotę?
dzwoni mocno i do Kamerdynera
Świec!
Przynoszą dwie świece. Siada i ziewa
Porzuć też tę robotę;
190Zawsze te igły i nitki.
Że u kobiet miary nié ma!
Albo bale, uczty, zbytki,
Albo też z spuszczonymi nad szlarką
[18] oczyma,
Jakby w krzesła powrastałe
195Szyją i dłubią dnie całe.
Długie milczenie; Elwira siada do fortepianu, cicho zacząwszy, gra coraz mocniej.
WACŁAW
do siebie
A —
six[19], cztery honory
[20], as, dama karowa,
I dać im skończyć robra
[21]! To gra całkiem nowa!
Rzecz niesłychana! I jemu grać w wiska
[22]!
I jeszcze łaje, i kartami ciska.
200Wygrywam asa, bo się gracza boję…
Ach, kochana Elwiro, uszy, uszy moje!
Daruj im to allegro
[23], daruj im te trele;
Tego harmonicznego hałasu za wiele,
Niemiłosiernie uderzasz w klawisze,
205Myśleć nie można, sam siebie nie słyszę.
Elwira wstaje i siada przy stole, otwiera książkę. Po krótkim milczeniu
Nie wiem, co znaczy — wszędzie pełno ludzi,
U nas rzadko kto, i każdy się nudzi;
Ha! każdy smutku stroni, wesołości szuka.
210O, zrobić dom przyjemnym jest to wielka sztuka.
po krótkim milczeniu
Jakież to ważne i zabawne dzieło,
Tak mocno twoją uwagę zajęło?
ELWIRA
WACŁAW
215Aha! Pamiętnik — nie żarty;
Od dwóch tygodni leżał też otwarty,
Aż się nareszcie doczekał czytania,
Nie wiem, czy z nudów, czy też z powołania.
Elwira odsuwa książkę; długie milczenie.
ELWIRA
Wcześnieś
[24] dziś wrócił.
WACŁAW
220A gdzież siedzieć miałem?
ELWIRA
po krótkim milczeniu
WACŁAW
ELWIRA
po krótkim milczeniu
WACŁAW
ELWIRA
po krótkim milczeniu
WACŁAW
Nie.
ziewając
Był tu kto?
ELWIRA
Nie było nikogo.
230po krótkim milczeniu, ziewając
Drogo grywacie?
WACŁAW
ELWIRA
po krótkim milczeniu
Pewnie duży mróz dzisiaj?
WACŁAW
ELWIRA
ziewając
WACŁAW
wstając
Ale z tym mrozem nie nudź też mnie dłużéj,
Cóż mróz czy upał obchodzić mnie może!
chodzi; długie milczenie
Ale wszakże dziś teatr, mamy pono
[25] lożę?
ELWIRA
WACŁAW
Trzeba więc jechać, bo moda minęła,
Z piątego aktu sądzić o dobroci dzieła.
Elwira odchodzi.
SCENA IV
Wacław.
WACŁAW
O, jakże mało swoją wolność ceni!
245Aż zakosztuje tej kwaśnej słodyczy,
Dopiero sobie, co miał niegdyś, życzy.
SCENA V
Wacław, Justysia.
Justysia wbiega wziąć robótki pani.
WACŁAW
Dobrze, żeś przyszła, Justysiu kochana,
Dybię
[26] na chwilkę od samego rana,
Którą by można przepędzić ze sobą.
250Chciałbym cię widzieć i pomówić z tobą,
A mam mówić tyle.
JUSTYSIA
Ech, gdybyś pan chciał, to nie tylko chwilę,
Znalazłbyś pewnie i całą godzinę.
WACŁAW
Jakże mnie możesz przypisywać winę?
255Wszak wiesz, że proszę, błagam czy się srożę,
Nic mojej żony stąd ruszyć nie może;
W domu siedzi całe życie,
I chcąc cię kochać, muszę kochać skrycie.
Ale gdy jutro pójdzie do kościoła…
JUSTYSIA
260Już, już rozumiem, puść pan, pani woła.
WACŁAW
JUSTYSIA
WACŁAW
Nie zapominaj o mnie, lubciu droga;
Staraj się wszystkich od siebie wyprawić,
265Tak będziem mogli z sobą godzinkę zabawić.
Pamiętaj o mnie, bo ja w każdej dobie
[27]
Lubię pamiętać o tobie.
Patrz, pierścionek dla ciebie od dawna już noszę;
Chciej go przyjąć, bardzo proszę,
270Niech go twoja rączka zdobi.
Justysia się kłania
Tak mi dziękujesz?
JUSTYSIA
z kokieterią
WACŁAW
Jak, Justysiu? Pocałować.
Chce ją całować.
JUSTYSIA
nastawiając się
275Proszę pana, co pan robi.
Elwira wchodzi, Justysia odtrąca Wacława, który stał tyłem do Elwiry.
SCENA VI
Elwira, Wacław, Justysia.
JUSTYSIA
chwytając się za głowę
Ach, ach! Głowa!
płacze
Prawdziwie, powiedzieć się godzi,
Pan Hrabia zawsze tak chodzi,
280Jakby tylko sam był w domu;
Tak niesłychanie rozbić głowę komu!
Aj, aj, co za ból! Oka nie mogę otworzyć.
ELWIRA
Wody zimnej czym prędzej najlepiej przyłożyć.
dzwoni i ku drzwiom idąc, do Kamerdynera
285Wody! Wody daj prędko!
do Justysi
To sposób jedyny,
Będziesz zdrowa w pół godziny.
JUSTYSIA
ELWIRA
Przynoszą wodę.
JUSTYSIA
ELWIRA
Justysi o jej piękność chodzi.
JUSTYSIA
Jużci
[28], trzy dni pościć wolę
Jak nosić siniec na czole.
Elwira sadza Justysię i zawiązuje chustką głowę.
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
I znaku nie ma, jednak chustka może zostać.
JUSTYSIA
grożąc Hrabiemu poza Elwirą
300
Na honor, że dobrego mogłam guza dostać.
ELWIRA
Poślij tam, z zaprzęganiem niech się jeszcze wstrzyma.
Justysia całuje rękę Elwiry i idzie ze spuszczoną głową ku drzwiom. Spogląda spod oka; widząc, że Elwira tyłem stoi, uśmiecha się, Hrabiemu grozi i wybiega.
SCENA VII
Elwira, Wacław.
ELWIRA
Na teatr jeszcze nie czas, wszakże szóstej nié ma.
WACŁAW
który od wejścia Elwiry stał nieporuszony, jakby nagle przebudzony
A, nie ma, nie ma szóstej; tak, siódma dopiero,
Czy piąta… pół do szóstej… Niech konie rozbierą
[29]
305Albo zaprzęgną, jak chcesz…
na stronie
Ten rozum dziewczyny…
ELWIRA
WACŁAW
Nic, żal mi że z mojej przyczyny
310Cierpi tyle.
ELWIRA
Nie bardzo, zanadto się pieści.
WACŁAW
Prawda, lubi się pieścić.
ELWIRA
Niewiele boleści,
Więcej strachu doznała.
WACŁAW
ELWIRA
Czasem taki przypadek przestrogą się staje.
Będzie już uważniejszą.
WACŁAW
Ja także w tej mierze
Bedę patrzał przed siebie. Ale powiem szczerze,
320Trzpiot z niej wielki.
ELWIRA
Z Justysi? Rozsądna jak mało.
WACŁAW
ELWIRA
Ciekawego cóż by się tu działo?
WACŁAW
Zawsze się kręci, śpiewa.
ELWIRA
WACŁAW
ELWIRA
Nic ją z domu wywabić nie zdoła.
WACŁAW
ELWIRA
Bynajmniej, mam zawsze na oku
330I beze mnie, bądź pewny, nie zrobi i kroku.
KAMERDYNER
anonsując
WACŁAW
Prosić. — Tak rzadko tu bywa.
ELWIRA
WACŁAW
ELWIRA
WACŁAW
Co wszyscy chwalą, moja żona gani:
Grzeczny, dowcipny i pełen honoru —
Cóż mu zarzucić, nawet i z pozoru?
ELWIRA
340Chytry, fałszywy, zwłaszcza z kobietami.
WACŁAW
Przepraszam, szczery aż nadto czasami.
ELWIRA
Sobą tylko zatrudniony
[31].
WACŁAW
Tak się zdaje, bo nieśmiały.
ELWIRA
WACŁAW
śmiejąc się
ELWIRA
Jak to, doprawdy niestały?…
Więc widzisz, że się nie mylę,
I czyż wad jego ma być tylko tyle?
Gracz.
WACŁAW
ELWIRA
WACŁAW
Najlepszy w świecie.
Niech będzie, jak chce, a ja proszę przecie
Dobrze przyjmować mego przyjaciela.
ELWIRA
355Mniemanie moje wszak was nie rozdziela,
Żadnej sprzeczności
[32] nie postrzeżesz we mnie,
Niech tu wciąż bawi, gdy ci to przyjemnie.
WACŁAW
Prawdziwie, dziś, gdy przyjaźń nieznaną się staje,
On rzadkie mi dowody przychylności daje.
SCENA VIII
Elwira, Wacław, Alfred.
WACŁAW
360Zapomniałeś nas całkiem, kochany Alfredzie,
Przecie dziś jakieś bóstwo łaskawe cię wiedzie;
Trzy dni się niewidzenia — to wieczność prawdziwa.
ELWIRA
Pewnie w tej części miasta rzadko kiedy bywa,
Inaczej swych przyjaciół nie mijałby zawsze.
ALFRED
365Nie mogą być, prawdziwie, wymówki łaskawsze,
Lecz przy tym niezasłużone.
WACŁAW
Będziem więc słyszeć obronę.
ALFRED
Naszej szkody, że pani dość samotność lubi,
Jestem, rzadko bywając, dotychczas pamiętny;
370Lecz w miłym towarzystwie, gdy się pamięć gubi,
Byłbym wkrótce rad
[33] sobie, a pani natrętny.
WACŁAW
ALFRED
Ciebie zaś, mój panie,
Sam przyznasz, rzadko kto w domu zastanie.
WACŁAW
375I owszem, bardzo często, dziś cały dzień prawie,
Nie chcąc słabą zostawić
[34], przy Elwirze bawię.
ALFRED
do Elwiry
ELWIRA
z pomieszaniem
WACŁAW
zbliżając się
Słaba nieboga.
380pieszcząc się
Moja kochanka, moja pani droga…
ALFRED
Pewnie ból głowy, widać to z wejrzenia.
WACŁAW
Tak… katar… katar zaraz oczy zmienia.
ALFRED
Katary teraz mocne, nie trzeba wychodzić.
WACŁAW
z pośpiechem
385O, i owszem, i owszem, nie może zaszkodzić:
W domu siedzieć — to niezdrowo.
do Elwiry
Jakże, najdroższe życie, jakże z twoją głową?
ELWIRA
WACŁAW
nie słuchając odpowiedzi, do Alfreda
390Wiesz, dostałem charta;
Co za skład, wielkość! Rzecz widzenia warta.
Zmartwię Henryka, bo takiego nié ma;
Żaden z nim porównania pewnie nie wytrzyma,
O, i twój Sokół za nic, tą razą
[35] wybaczysz.
395Tyli
[36], czarny jak gałka
[37], a kita… zobaczysz.
Ale teraz powiedz mi, co się z tobą działo?
Tak cię w świecie widać mało,
Zwłaszcza wieczorem unikasz zabawy.
Cóż dziś robiłeś? Żądam ścisłej sprawy.
ELWIRA
400Może w tym tajemnica, nie wypada śledzić.
WACŁAW
ALFRED
O, wszystkim powiedziéć
I ścisłą sprawę zdać mogę,
Jaką odbyłem dziś drogę:
405Byłem u Stolnikowej
[38]. Po co? Nie wiem prawie.
WACŁAW
Cóż tam słyszałeś? Udziel nam łaskawie.
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
ELWIRA
ALFRED
Jednak powtórzyć można by je śmiele
[39],
Bo chyba tylko za przestrogę służą —
Wszystko od dawna zapomniane dzieje;
Sama rozprawia, sama się i śmieje.
ELWIRA
WACŁAW
ELWIRA
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
420Ależ nudna! Jak zacznie i gadać, i gadać,
Trzeba, żeby nie zasnąć, rzadką moc posiadać.
ALFRED
Wkrótce przybyła Aniela w żałobie.
ELWIRA
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
Żyje sobie,
Lecz dziś na wieś wyjechał, a jutro powróci.
WACŁAW
Cóż za czułość! Lecz czemuż w domu się nie smuci?
ALFRED
W domu? Dobre pytanie: któż by o tym wiedział?
430Ledwie mi jej brat rzecz tę rozpowiedział,
Weszła Julija do naszego grona.
ELWIRA
WACŁAW
ALFRED
Ściśnięta, upstrzona
[40].
WACŁAW
ALFRED
ELWIRA
Co przy tej — trudno zasnąć.
WACŁAW
ELWIRA
ALFRED
440Bardzo ostre z bliska.
WACŁAW
Czego ona się stroi, złoci, bieli, ściska?
Na co jej walczyć z naturą?
ALFRED
kończąc
Była niegdyś jaszczurką, teraz jest jaszczurą.
WACŁAW
Wszędzie coś gani, coś śmiesznego widzi,
445Zawsze się dąsa, zawsze z kogoś szydzi…
Ale mów o kim innym, nie lubię tej baby.
ALFRED
Był więc Erazm — rumiany, chociaż niby słaby,
Zawsze słodko mówiący, choć pół głosu chował.
Najczulej Stolnikowej urodzin winszował,
450Mnie zaś imienin w dziesiątej oktawie,
Panu Janowi, że mieszka w Warszawie,
Księciu, że w domu dwoje dzieci zastał,
I tak się mocno rozmachał, rozszastał,
Że i Staroście
[43] winszował,
455Że żonę pochował.
WACŁAW
Gdy do mnie idzie, albo przy mnie staje,
Żem solenizant, zaraz mi się zdaje,
W istocie ta figura, zawsze winszująca,
Śmiejąca, kochająca, jest bardzo nudząca.
ELWIRA
ALFRED
WACŁAW
Słodki jak lukrecyja
[44], dobry jak rumianek.
ALFRED
Byłbym w uwagach
[45]czas dłuższy tam strawił,
Gdyby Kasztelan
[46] strachem nie nabawił.
465Postrzegłszy, że już ku mnie rozpuścił swe żagle,
Nie chcąc słuchać procesów, wymknąłem się nagle.
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
470
Dobra Barona kontent
[48], kocha
swego żona.
WACŁAW
ALFRED
A cóż za pytanie!
To się rozumie, któż go nie zastanie?
ELWIRA
Na bardzo piękną napadliście drogę,
475Obmawiacie od godziny.
ALFRED
Co wszyscy wiedzą, czyż mówić nie mogę?
Jestże
[49] tu co mojej winy…
WACŁAW
Że Baronowa wojskowości sprzyja.
Nareszcie, czyż to dzisiejsze odkrycie?
ELWIRA
480Zapewne, wina jej samej, nie czyja;
Lecz któż bez ale, mówią pospolicie.
WACŁAW
Ależ bo Baronowej za grube jest ale,
I bardzo proszę nie bronić jej wcale.
ELWIRA
ALFRED
485Trzeba też mieć względy
Na słabość kobiet, ich tak miłe błędy.
WACŁAW
do Alfreda
Żarty.
do Elwiry
Chwaliłem rozum, milcząc o honorze;
490Bo jeżeli szacunku taka pragnąć może,
Która zdeptawszy skromność, obowiązki, cnotę,
Wyrzekła się już wstydu, lubi swą sromotę
[50],
Co z tajemnych miłostek w jawny nierząd leci,
Którą gardzą uczciwi, gardzić będą dzieci,
495Jeżeli taka chlubne zyska zdanie,
Cóż się więc dla tej zostanie,
Co szczęście wkoło siebie ustalając sobą,
Jest wzorem cnoty, płci pięknej ozdobą?
ALFRED
Co za rozprawa grzmiąco wyłuszczona!
WACŁAW
500Wróćmy więc do weselszej, wróćmy do Barona:
Że mu się żona… tam… te… wiemy, co się dzieje…
No, cóż ma robić? Lecz z czego się śmieje,
To, że tak kocha tego Pułkownika,
Który sumiennie czasami unika;
505Ale ten gwałtem przy sobie go mieści,
Zaprasza, trzyma, ledwie że nie pieści:
Z nim musi zawsze, z nim musi być wszędzie,
Słowem, że jak odjedzie, Baron żyć nie będzie.
śmiejąc się
510A, to rzecz śmieszna!
ALFRED
WACŁAW
Tak się zaślepić i to od tak dawna!
I spokojnie żyją z sobą,
Żyją, jak ja z tobą.
515śmieje się
A co najbardziej śmieszności pomnaża,
Że cudze kroki dowcipnie uważa,
Umie postrzegać, umie i wyszydzić,
I wszystko może, oprócz siebie, widziéć.
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
O, to za ostro! Za cóż tak niegrzecznie?
WACŁAW
Gap, gap — mąż taki, to wyraz właściwy.
ALFRED
Niech i tak będzie, kiedy chcesz koniecznie.
WACŁAW
525Jego ta pewność, na której spoczywa,
Czasem mnie śmieszy, lecz czasem i gniéwa;
I nieraz chętka mnie bierze
Wszystko powiedzieć mu szczerze.
śmieje się
530Toby się zdziwił!
ALFRED
WACŁAW
Wystaw
[52] go sobie, jaką miałby minę.
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
Nie, stałby jak wryty,
udając minę Barona
Oczy wytrzeszczył i gębę otworzył.
ALFRED
śmiejąc się
Niech pani spojrzy, jaki wyśmienity —
540Baron prawdziwy!
Dotychczas Elwira ze spuszczoną głową, przeglądając książkę, śmiała się skrycie; teraz głośno się śmieje, spojrzawszy na męża.
Po krótkim czasie
Na zegarek patrzę,
Bo jeżeli będziecie państwo dziś w teatrze —
545Siódma minęła.
WACŁAW
dzwoni, potem mówi do Kamerdynera
KAMERDYNER
WACŁAW
Do naszej loży jesteś zaproszony,
Jutro zaś przyjedź, do dziesiątej z rana
550Z konną jazdą zaczekam na mojego pana,
Potem u nas na obiedzie;
Dobrze, kochany Alfredzie?
ALFRED
podając rękę Elwirze
Chętnie przyjmuję wszystkie zaproszenia,
Oprócz do loży; mam co do czynienia…
WACŁAW
ALFRED
idąc ku drzwiom
Tak, jutro, Wacławie,
Na twoje miłe rozkazy się stawię.
SCENA IX
Kamerdynery
[53] wynoszą kandelabry ze świecami, lampa zostaje.
JUSTYSIA
sama
wygląda; potem wybiega; patrzy za drzwi, którymi wyszli; zamyka i wraca
Wiem, wiem, kto wróci, przysięgłabym prawie —
Wkrótce usłyszę do okna pukanie.
560Ach, mądry, kto na dole wymyślił mieszkanie!
palec z palcem spotykając
Otworzyć, nie otworzyć, otworzyć, otworzyć,
Otworzyć! — aha, tak z losu wypadło.
Muszę też i panicza trochę upokorzyć,
565Niech choć raz własne zobaczy zwierciadło.
Justysia nie trzpiot, pomyśli o sobie,
Ważyć wszystkiego nie chce w każdej dobie;
Jutro więc całkiem postać rzeczy zmienię,
wyniosło
570Bo tak mi każe honor i sumienie.
siada przy stole i po krótkim myśleniu
Ale cóż znaczy, że go dotąd nié ma?
Jednak podobnoś
[54] dał mi znak oczyma.
Gdyby… ha!… ciszej… jakiś szmer w ogrodzie.
575Tak… on… niemylnie; poznaję po chodzie.
obraca się tyłem do okna i zaczyna czytać; słychać pukanie w okno
odskakując na środek
Ach! ach!
ALFRED
za oknem
JUSTYSIA
ALFRED
Otwórzże prędzej, bo na zimnie stoję,
Justysiu!
Puka.
JUSTYSIA
cicho
Będę krzyczeć, Franciszku, Stefanie!
Gwałtu krzyczę, Janie! Janie!
ALFRED
585Ale, Justysiu, co robisz, dlaboga!
To ja, ja! Na cóż ten hałas, ta trwoga?
JUSTYSIA
otwierając okno
SCENA X
Justysia, Alfred.
ALFRED
w oknie
A któż by też inny,
Tak odważny i tak czynny?
JUSTYSIA
590Takem
[55] się zlękła, że ledwie co żyję;
Jak serce bije!
ALFRED
kładąc rękę
JUSTYSIA
Dotąd jeszcze przyjść do siebie nie mogę.
Jak można komu taką sprawić trwogę?
ALFRED
595Przepraszam cię, przepraszam.
JUSTYSIA
Tak! Rzecz niesłychana.
To okno — to drzwi dla pana.
ALFRED
JUSTYSIA
O, wiem że nie trudzi
600Przez okno łazić, ale straszyć ludzi…
ALFRED
klękając żartem
Przepraszam cię, królowo!
JUSTYSIA
tym samym tonem
ALFRED
JUSTYSIA
stając przed siedzącym na kanapie
Co ja się panu zawsze nie nagadam,
605Po co tu przychodzić,
Mnie i panią zwodzić?
ALFRED
biorąc ją za rękę
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
ALFRED
sadzając koło siebie
Tylko gadaj z bliska,
Z daleka nic nie słyszę.
JUSTYSIA
ALFRED
Inaczej być nie może — chcąc pojąć morały,
615Trzeba, aby do serca bliski przechód
[56] miały.
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
Bo czy też może na świecie uchodzić,
Żeby tak brzydko moją panią zwodzić?
ALFRED
JUSTYSIA
Piękne zapytanie!
Wszakże jej pan przysięgasz do śmierci kochanie;
I dziś słyszałam, stojąc pode drzwiami,
Jak ją pan łudzisz pięknymi słówkami:
625udając Alfreda
„Chciałbym zapomnieć daremnie;
Miłość ze życiem spletła
[58] się już we mnie,
Ich węzła nieba nie wzruszą,
Trwać i ginąć razem muszą”.
ALFRED
śmiejąc się
JUSTYSIA
ALFRED
Cóż tak dziwnego w tym ci się wydało?
Mówię, że kocham, ona zostaje w tej wierze,
Bo też ja ją kocham szczerze.
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
Lecz moja pani inną ma nadzieję;
Jedynie kochając pana,
Chce tylko sama jedna być kochana.
ALFRED
640Sama jedna? Co o tym, to nie było mowy,
Tegom nie przyrzekł, to artykuł nowy.
Ale słuchaj, Justysiu, rok już blisko mija,
Rok, jak kocham Elwirę i ona mi sprzyja,
Rok, Justysiu, to nie doba!
645Cóż więc dziwnego, że mi się podoba
Twarzyczka luba, dowcipne wejrzenie,
Co raz zgon wróży, raz ciska płomienie,
Uśmiech, co z marsem
[59] pomieszać się lubi,
Uśmiech zdradziecki, co każdego zgubi,
650Usteczka małe, całuskom stworzone
[60],
Objęcie pieszczone,
Przyjemność boska, boska postać cała;
Słowem, że się Justysia sercu podobała.
JUSTYSIA
Słówek nie braknie i choć im nie wierzę,
655Nie wiem, dlaczego dotąd kocham szczerze,
Lecz gdy pan nad rok już nie kochasz więcej,
To mnie tylko zostaje pono sześć miesięcy?
ALFRED
Nie, ciebie kochać będę nad wszelkie kochanie,
Póki będę mógł kochać, póki życia stanie
[61],
660Przysięgam!…
JUSTYSIA
Hola! stój pan, nie przysięgaj, proszę!
Gdzie przysiąg trzeba, tam nikną rozkosze.
ALFRED
W jakimże dzisiaj Justysia humorze?
Łajesz mnie ciągle, ja słucham w pokorze.
JUSTYSIA
665Jeszcze raz tylko połaję.
ALFRED
Jeszcze raz jeden — przystaję,
Ale potem…
JUSTYSIA
Na co też pisać listów tyle?
Mogą nas wydać, przykre sprawić chwile.
670Dawniej je pani przy sobie nosiła,
Lecz teraz taka plika
[62] się zrobiła,
Że trudno unieść; więc je wszędzie kładzie,
Pełno ich w łóżku i w każdej szufladzie…
Ja umiem po francusku.
ALFRED
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
Zda
[63] się wiedzieć o wszystkim, więcem
[64] je czytała.
Jakież to nudne! Nigdy bym nie chciała,
680Żeby kto do mnie pisywał podobnie.
Nie jestże bardziej sposobnie
[65],
Gdy sam przyjdzie i zabawi,
I lepiej wszystko wystawi?
ALFRED
Justysia ma rozsądek i woli rozprawiać,
685Jak się listkami zabawiać;
Lecz twoja pani inne ma żądania
I do tych moja powolność
[66] się skłania.
JUSTYSIA
Ależ listy mogą zdradzić
I panią, mnie i pana w nieszczęście wprowadzić.
ALFRED
690Nie mnie, bo ja ich nie piszę.
JUSTYSIA
Któż taki? Nie pan? Co słyszę!
ALFRED
Gdzież byłbym w stanie pisać te arkusze?
Ale gdy co dzień jeden list dać muszę,
Siedzi tam przy mnie jakiś Francuz stary,
695Co gada dużo i pisze bez miary;
Jemu więc czasem dyktuję,
Czasem beze mnie przepisuje,
Czasem co doda, ja potem poprawię,
I tak co doba jeden list wystawię.
JUSTYSIA
700Lecz i takie wydać mogą.
ALFRED
Nie wymieniam tam nikogo
I pismo nie moje,
Więc się niczego nie boję.
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
I to się tak godzi?
I to niby pan nie zwodzi?
ALFRED
A, już gderania dziś przebierasz miarę,
Więc pocałuj mnie za karę.
710Justysia się odsuwa
Co, nie chcesz? Więc ja ciebie za wszystkie urazy
Pocałuję cztery razy.
JUSTYSIA
Ucieka.
ALFRED
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
Ucieka, zasłaniając się krzesłami
ALFRED
JUSTYSIA
ALFRED
JUSTYSIA
ALFRED
Alfred goni za Justysią pomiędzy krzesła; zasłona spada.
AKT II
SCENA I
JUSTYSIA
Ciągle się lękać, być ciągle na straży,
Gdy inna miłość bezpieczna się darzy
[68]…
725Nie ma co myśleć, już wybór zrobiony:
Wacław zostaje, Alfred oddalony.
Tak… lecz od pani jakże go oddalić?
Jak? żeby siebie we wszystkim ocalić.
Trzeba dowodów… Mamże służyć za nie
730I wydać przeszłe nasze zachowanie?
Nie… listy… zazdrość… bajeczkę ułożę,
Pani uwierzy… on się wplątać może.
Tak, dobrze… Przy tym, gdy wiedzieć nie będzie
Kto zdradził, a ja utrzymam go w błędzie
735Przez łzy, przysięgi, rozpacz i szlochanie,
Co było, skrytym na zawsze zostanie.
SCENA II
Justysia, Wacław.
WACŁAW
wyglądając
JUSTYSIA
WACŁAW
O, jakżem teraz polubił niedzielę!
740W niej tylko chwilkę mogę żyć przy tobie;
Lecz nadal muszę myśleć o sposobie,
Jak byśmy mogli bez ciągłej przeszkody
Wzajemnych uczuć udzielać dowody.
Lecz cóż, gdy do ciebie śpieszę
745Z czułej miłości zapałem,
Kiedy naprzód już się cieszę
Szczęścia mojego podziałem,
Widzę cię smutną, oziębłą, nieśmiałą.
I łzy… Cóż to… cóż się stało?
JUSTYSIA
750Kochany panie, nie badaj przyczyny,
Nie troszcz się losem nieszczęsnej dziewczyny.
WACŁAW
Jak to, twój smutek nie ma mnie obchodzić?
Takąż miłość widzisz we mnie?
JUSTYSIA
Nic mego żalu nie może osłodzić,
755Na cóż wyjawiać daremnie?
WACŁAW
Zwierzyć swój smutek to ulga jedyna:
Powiedz więc, jakaż łez twoich przyczyna?
Jeśli mnie kochasz!
JUSTYSIA
WACŁAW
prosząc
JUSTYSIA
Luby, drogi panie!
Pozwól, niech milczę.
WACŁAW
JUSTYSIA
WACŁAW
765Nie, teraz chcę wiedzieć.
JUSTYSIA
WACŁAW
JUSTYSIA
WACŁAW
Dobrze, możesz nie powiedzieć,
770Wiem, te łzy twoje, wiem, co mogło sprawić;,
Płaczesz, bo nie śmiesz w oczy mi wyjawić,
Żeś mnie już kochać tak prędko przestała;
Otóż to twoja tajemnica cała.
JUSTYSIA
Cóżeś pan wyrzekł! Ach, takie mniemanie
775Wyrywa przykre z ust moich wyznanie,
Że się na zawsze z panem rozstać muszę,
Że to jest tajemnica, co dręczy mą duszę.
WACŁAW
JUSTYSIA
WACŁAW
780Justysia żartuje sobie.
JUSTYSIA
Nie, panie, nie żartuję; wolę miejsce stracić,
Niźli za dobrodziejstwa niewdzięcznością płacić.
Nie, nigdy mojej pani zmartwienia nie sprawię,
Tej, z którąm wychowana od kolebki prawie,
785Która mnie nieustannie łaskami obdarza
I we mnie przyjaciółkę, nie sługę uważa.
WACŁAW
Bądź więc jej przyjaciółką, ale bądź i moją.
JUSTYSIA
Nie, takie związki dla nas całkiem nie przystoją.
Zbłądziłam już zbyt wiele, lecz błędy poznaję;
790A ponieważ żal szczery każdemu zostaje,
Wstąpię dziś do klasztoru: tam w ostrej pokucie
Odkupię przeszłe grzechy, zgaszę błędne czucie.
Ach, dawniej tak uczynić potrzeba mi było!
Lecz nie znałam, co to jest, że mi z panem miło,
795Nie znałam co się dzieje, gdym pana kochała,
Bom, niestety, okropnej miłości nie znała.
WACŁAW
Lecz dlaczegóż okropnej, Justysiu kochana?
Okropność tylko przy tych, którym jest nieznana;
Stare tylko matrony
[69] miłością was straszą.
800Niech mówią, co chcą — miłość jest uciechą naszą!
Cóż tak strasznego w pieszczot niewinnej słodyczy?
Pewnie nic, kiedy każdy pieszczot sobie życzy.
A co zaś do klasztoru, powiem, że w tej mierze
Jestem trochę niewierny, rzadko kiedy wierzę.
805Takie zamiary często się odmienia,
Są to zwyczajne panieńskie marzenia,
I ta, co do klasztoru śpiesznie się wybiera,
Pewnie za ślubnym wieńcem z pragnienia umiera.
JUSTYSIA
WACŁAW
810Nie mówię, żebyś miała zwodzić,
Lecz mówię, że się mylisz, zresztą po cóż wchodzić —
Szczere czyli
[70] nieszczere twoje powołanie,
Dość, że spełnionym nigdy nie zostanie.
Kocham cię, ty mnie kochasz, niech będzie dość na tém,
815Bo cię na wszelki sposób pogodzę ze światem.
JUSTYSIA
Nareszcie, choćbym nie szła do klasztoru,
Muszę się stąd oddalić dla mego honoru.
Jakaż mnie przyszłość czeka, jakąż mieć nadzieję!
Że biedną, opuszczoną… Ach, cała truchleję!…
WACŁAW
820A, miej lepsze mniemanie o moim honorze.
Że się kiedyś rozłączym
[71], to wszystko być może;
Lecz opuszczoną Justysia nie będzie:
Jej los przed wszystkim mieć będę na względzie.
Posag panieńskie zwykł pomnażać wdzięki;
825Gdy go Justysia do swoich przyłączy,
Niejeden pewnie zapragnie jej ręki;
Tak nie klasztorem wszystko się ukończy.
I jeśli słowom nie dowierzasz może,
Dziś jeszcze pismo w twoje ręce złożę;
830Bo szkoda tę twarzyczkę kratami zasłaniać
[72].
No jakże? Słówko. Myślisz… zdajesz się nakłaniać…
JUSTYSIA
Ach, łatwo pan zwycięstwo nade mną odnosisz,
Bo nie mogę odmówić, kiedy o co prosisz.
WACŁAW
JUSTYSIA
WACŁAW
Bardzo mnie to cieszy.
Ale kto prawdę kryje, ten najwięcej grzeszy;
Wyznajże szczerze, ja się nie urażę,
Czy w rzeczy
[73] klasztor był w twoim zamiarze?
840Lub też czyś może chciała w mniej ostrym sposobie,
Do swej pokuty przybrać towarzysza sobie?
JUSTYSIA
Oto piękne zapytanie!
płacząc
Otóż nagroda za moje kochanie!
WACŁAW
845Kiedyż bo zaraz płaczesz.
JUSTYSIA
Powinna bym szlochać,
Że na moje nieszczęście muszę pana kochać;
Mogłam pójść za mąż, być panią bogatą,
Jednak dla pana nie zważałam na to.
850płacząc
Ale kiedy tak… kiedy tak pan mniemasz,
Kiedy ufności w mojej cnocie nie masz,
Dostanę sobie męża, będę swój dom miała
I będę sobie innych, grzeczniejszych kochała.
WACŁAW
855Ależ Justysiu, cóż to za myśl płocha?
Kto za mąż idzie, ten innych nie kocha.
JUSTYSIA
WACŁAW
Kto się, mówisz, żeni?
MążKto już żonaty?… to jest, kto ma żonę?…
860To co innego… bo choć stan odmieni…
Mężczyźnie wszystko pozwolone.
JUSTYSIA
do okna biegnąc
Wybiega z pokoju.
WACŁAW
sam
Jest, wraca. No proszę,
Co ja z tą żoną utrapienia znoszę!
865To rzecz nieznośna, a nawet i zdrożna,
Że w swoim domu nic robić nie można.
SCENA III
Wacław, Elwira.
WACŁAW
Wierz mi, Elwiro, złą obierasz drogę,
Spokojnie patrzeć i milczeć nie mogę;
Czy moda, czy cudza rada,
870Obie zarzucić wypada.
Wesołość, zabawy, stroje —
Wszystko to ma miejsce swoje;
Lecz obowiązki, zwłaszcza względem nieba,
Zawsze na przód kłaść potrzeba,
875Mieszać ich z sobą nigdy nie przystoi
I kto nagany się boi,
Ten swe czynności z każdą porą zgodzi.
ELWIRA
Ależ nie wiem, o co chodzi.
WACŁAW
Wszakże powiadam, że wcale nieładnie,
880Kiedy która jak wicher do kościoła wpadnie,
Dziesięć razy się ruszy i wstanie, i siędzie,
A zabawiwszy kwadrans, wylatuje w pędzie,
Rzuca się do karety z równym szmerem, trzaskiem
I próżniackiej gawiedzi cieszy się oklaskiem,
885Która podobnież, w niedzielnej oprawie,
W publicznych miejscach stoi na wystawie.
ELWIRA
WACŁAW
Ale nie będę rozprawiał zbyt wiele,
890Powiem ci tylko, że to śmiesznie bardzo,
Kiedy kobiety pozorami gardzą.
Nie dość być w duszy nabożną, cnotliwą,
Nie dość — uważną i tkliwą
Na najdrobniejszy uszczerbek honoru,
895Potrzeba być tym wszystkim także i z pozoru.
ELWIRA
Tę bardzo słuszną przestrogę
Z dawna mam w duszy, więc przyjąć nie mogę.
Widząc szczęście w cichej cnocie,
O wrzasku świata nie myślę,
900Ale — nabożna w istocie,
I na pozór zważam ściśle.
WACŁAW
Czemuż tak prędko wracać?
ELWIRA
Z jak najlepszej chęci:
Nie mogłam być spokojna i wyrwać z pamięci,
905Że stangret na mróz taki stać musi na dworze,
Że cierpi dla mnie tylko, gdy nie cierpieć może.
WACŁAW
Mróz? Dzisiaj mróz? Gorąco! Tak pięknych dni mało.
ELWIRA
Czy doprawdy nie zimno? Więc mi się tak zdało.
Jestem szczerze nabożna i bywam w kościele,
910Na rzecz, jak i na pozór, zważam bardzo wiele,
Lecz czuję, że nad wszelkie nasze powinności
Jest najświętsza — nieść ulgę cierpiącej ludzkości.
WACŁAW
Choć bardzo pięknie mówisz, rozprawiasz gorąco,
Gdzież tu przyłatać ludzkość i ludzkość cierpiącą,
915Że stangret w dobrym futrze godzinę zaczeka?
Jakże się prędko wasz umysł zacieka!
Litość z rozsądkiem — piękna, lubię ją i cenię;
Lecz przesadzona — w śmieszne zmienia się marzenie.
ELWIRA
W śmieszne marzenie, przyznaję;
920Lecz choć zamiar się nie ziści,
To chęć dobra się zostaje
W niezawodnej nam korzyści.
O, jak słodko i przyjemnie,
Gdy pomyśleć mogę sobie,
925Że ktoś pomoc znalazł we mnie,
Że cierpieniom ulgę robię.
Litość i dobroczynność nigdy nie ma miary;
Ach, ludzkość bóstwem moim! Jej powab, jej siła…
Wacław przed ostatnim wierszem wzruszył ramionami i odszedł, tak że Elwira nie postrzegła jego niebytności.
SCENA IV
Elwira, Justysia.
JUSTYSIA
930Tak prędko pani wróciła?
ELWIRA
Ach, jakżem wrócić nie miała,
Kiedym list do Alfreda oddać zapomniała!
Weź i wręcz zaraz, jak tylko przyjedzie,
A tak mieć będę odpis
[74] przy obiedzie.
JUSTYSIA
biorąc list, kiwa głową
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
940Nie oddać? z przyczyny?…
JUSTYSIA
ELWIRA
Nie kłóćże mi głowy,
Mów, co masz mówić, bez tego zachodu,
Wszystkiemu wierzę, lecz trzeba dowodu.
JUSTYSIA
945Ale wprzód pani przyrzekniesz milczenie
I że, jakie bądź wypadnie zdarzenie,
Nie wydasz, skąd wiesz, co ci chcę wyjawić,
Gdyż to na zemstę może mnie wystawić;
950Może przez tych paniczów zginąć w pół godziny.
ELWIRA
Wszystko ci obiecuję, zaręczam, przyrzekam,
Tylko niech dłużej nie czekam.
JUSTYSIA
Wyznam więc szczerze… Ale ktoś nadchodzi…
Idźmy do siebie, nikt nam nie przeszkodzi.
ELWIRA
955Wielkie nieba! Cóż się dzieje!
Cóż będę słyszeć! Ach, cała truchleję!
Odchodzą.
SCENA V
ALFRED
do Kamerdynera pierwszy wiersz
Proszę powiedzieć panu, że go czekam.
po krótkim milczeniu
Długo wprawdzie z Elwirą zerwanie odwlekam,
960Ależ bo ta Justysia to luba dziewczyna,
Rzadką jakąś nade mną władzę brać zaczyna.
Jej wesołość i jej wdzięki
Okraszają Elwiry nieustanne jęki.
I tak mnie kocha to niewinne dziecię,
965Tak tylko mnie jednego widzi na tym świecie,
Że się jej duszy i mym czuciom dziwię.
Nareszcie i myśl przyjemna prawdziwie,
Żem był jej mistrzem w nauce kochania —
Wszystko mnie ku niej mimowolnie skłania.
SCENA VI
Alfred, Wacław.
ALFRED
970A, cóż za mars? Cóż ci to, Wacławie?
WACŁAW
ALFRED
Mnie się nie zdaje;
Raczej przeszkoda w jakiej czułej sprawie
Panu memu w drodze staje.
WACŁAW
975Cóż! mówisz do mnie jak przed dwoma laty,
Czyś zapomniał, żem żonaty?
ALFRED
Bynajmniej, tego zapomnieć nie mogę;
Lecz choć w tę ciężką puściłeś się drogę,
Wiem, że się trzymasz twoich zasad wiernie:
980Rwiesz same kwiaty a omijasz ciernie;
Że nie chcesz, bitym postępując torem,
Stać się małżonków sielankowych wzorem
I ślubnym prawom nie kładąc granicy,
Kądziel
[75] w ujęciu, u nóg połowicy —
985Nie zechcesz ołowianej używać swobody.
Nadtoś
[76] żył w świecie, nadtoś jeszcze młody.
Jak to, ów Wacław, cel tylu zazdrości,
Dziecko popsute szczęścia i miłości,
Trzecia osoba przy każdym małżeństwie,
990Nigdy nie syty odmiany w zwycięstwie,
Co trwogą mężów, zdradą żon się wsławił,
Co tyle rozkosz, a potem łez sprawił,
Miałżeby przestać na dawniejszych czynach
I już spoczywać na swoich wawrzynach?
WACŁAW
995Tak, na wawrzynach spoczywam, Alfredzie.
Pókiśmy wolni lepiej nam się wiedzie:
Tytuł małżonka powagi dodawa
[77],
A ta najmniej jest potrzebną;
I do ufności nabyte już prawa
1000Nie są rzeczą nam pochlebną.
Wolę ja zawsze, kiedy mnie się boją,
Wtedy przyjaźnią nie zwodzą się moją,
W swoim znaczeniu biorą każde słowo
I zwykłą drogę skracają połową.
ALFRED
1005Jakżeś mnie zdziwił tą nauką nową!
O mój mistrzu doskonały,
Czemuż twe dla mnie przykłady ustały!
WACŁAW
O mój uczniu najmilszy, poznasz w swojej porze,
Że inaczej być nie może.
1010Niech się żonaty gdziekolwiek udaje,
Ileż przeszkód nie zastaje!
I jego żona, i mąż z drugiej strony,
Spokój domowy, familijne rady,
A co najgorsza nad wszelkie zawady,
1015Te, jak bijące na krogulca wrony,
Co swe grzechy przeżyły — stugębne matrony.
Jeśli zaś ujdę ich sowiemu oku
I skrytym będę w każdym moim kroku,
Jeśli nieznany zwiodę i oddalę
1020Tak opiekuny
[78], jak jawne rywale,
Choć szczęśliwym zostanę w jak najwyższym względzie,
Cóż? kiedy o tym nikt wiedzieć nie będzie.
ALFRED
Tak więc mężowie spokojni być mogą?
WACŁAW
Najspokojniejsi, nie tylko przeze mnie;
1025Nikt ich już teraz nie nabawi trwogą
Albo nabawi — daremnie.
MłodośćDzisiejsza młodzież, zakochana w sobie,
Myśląca tylko o swojej ozdobie,
Co wszystkie kobiet śmieszności przejęła
1030I której jeszcze do całości dzieła
Spazmów i muszek tylko nie dostaje,
Mniema, że dosyć, kiedy w szrankach staje,
Raz się pokazać i raz się pochwalić,
By wszystkie serca miłością zapalić.
1035Któryż dziś umie w miłosnej potrzebie
Nie znać, zapomnieć i poświęcić siebie?
Wyrzec się zdania swojej duszy prawie,
Być w szczęściu, smutku, nadziei, obawie,
Przez tę jedynie, dla której wzdychamy…
1040ciszej
Póki ją jeszcze o co prosić mamy.
ALFRED
A kiedy już nie mamy? Cóż wtedy, Wacławie?
WACŁAW
Trzeba nagle zmienić postać
I z węża — lwem zostać.
ALFRED
1045A, niechże cię uściskam za takie nauki!
Zmiłuj się, wydaj statut, a wdzięczne prawnuki
Imię twoje będą czciły.
WACŁAW
Nie żartuj sobie, własne me przykłady
Mogłyby służyć za pewne zasady.
ALFRED
1050Żebyś pisał — żarty były;
Ale to myślę prawdziwie,
Że gdyś w miłości szczęśliwie
Podobania się sztukę przywiódł tak wysoko,
Warteś
[79] ściągnąć na siebie naśladowcze oko;
1055Że nikt pierwszeństwa nie dojdzie w tym względzie,
Kto zawsze tobie podobnym nie będzie,
Że winien w twoje postępować ślady,
A ty — żeś winien udzielać swej rady.
WACŁAW
Udzielać rady? Komu, po co, na co?
1060Ospała młodzież — mężowie nie tracą.
Jako z nich jeden, ja się z tego cieszę
I z oświeceniem nigdy nie pośpieszę.
Lecz dla dobrego, jak ty, przyjaciela
Chętnie się rada udziela;
1065A gdy dobrze użyjesz nauki ci dane,
Ja nagrodzonym za pracę zostanę.
Czyś ty myślał, że się smucę,
Gdy na spokój małżeński oko moje zwrócę?
O nie, ja tylko mówię, co wyznać należy,
1070Że nie ma teraz trwożącej młodzieży.
ALFRED
Nie pogardzaj nią zbyt wiele,
Wszakże z popiołów powstają mściciele
[80].
WACŁAW
Mówią to, że kto zwodzi, ten bywa zwiedziony,
Że zawsze takie same i męże, i żony,
1075I że pewny przypadek nikogo nie chybi,
Hodie mihi, cras tibi[81].
Ale ja temu nie wierzę;
Mam na to sposoby moje,
Więc wszystkich przysłów w tej mierze
1080I mścicieli się nie boję.
ALFRED
Ty się nie boisz! Ha, toś mnie zabawił!
Bo któż by się też obok ciebie stawił!
Któż by popełnił szaleństwo:
Walczyć z tobą o pierwszeństwo!
WACŁAW
1085
Poznam takiego gacha
[82] za pierwszym wejrzeniem.
ALFRED
Niewielka też to sztuka z twoim doświadczeniem.
WACŁAW
I muszę sobie przyznać, że mam wzrok nie lada.
ALFRED
Wiele przenikliwości, to każdy powiada.
WACŁAW
Jakbym zechciał, to ledwie że myśli nie zgadnę.
ALFRED
1090Poznasz więc chytre słówka.
WACŁAW
I w sidła nie wpadnę.
Jestem przy tym ostrożny.
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
1095Bardzo sprawiedliwie;
ZazdrośćBo też nie ma szkodliwszej nad zazdrość przywary
I mąż zazdrośny godzien zawsze kary.
WACŁAW
Nareszcie, z drugiej uważając strony,
Pewnym mnie czynią przymioty mej żony;
1100Jej szczera miłość, dobre wychowanie…
ALFRED
Za sto Argusów
[83] stanie!
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
1105Ach, znam ją dokładnie!
WACŁAW
A nade wszystko, że bardzo nabożna.
ALFRED
Większej rękojmi czyliż
[85] pragnąć można?
WACŁAW
Tak więc jestem bezpieczny we wszelkim sposobie:
Ufam czasom, Elwirze, a najwięcej sobie.
1110Znam ja, bom nimi chodził, wszystkie ścieżki, drogi,
Którymi się skradają chytre mężów wrogi.
Mam ja wszystkie fortele dokładnie w pamięci,
Nikt mnie nie minie, nikt się nie wykręci.
1115Młodzika w pierwszej wojnie niweczy zamiary.
Gra, MiłośćNareszcie, jak gra szachów jest miłostek sztuka.
Każdy w niej do zwalczenia skrytej drogi szuka.
Lecz jeśli znawca jaki z zimną krwią zobaczy
Dwóch przeciw sobie zapalonych graczy,
1120Łatwo plan zgadnie i postrzeże wady;
A gdy jednemu zechce dawać rady
I przy nim ciągle jak na straży będzie,
Gdy laufrów
[86] przejmie i zatrzyma w pędzie,
Konika zbije w najlepszym zamachu,
1125A zwłaszcza gdy królowę ustrzeże od szachu,
Wtedy drugiego nieochybna strata:
Musi się poddać albo dostać mata.
ALFRED
Warteś katedry
[87], ja zawsze powtarzam,
Nawet twoję naukę za ważną uważam,
1130I gdybym kiedy gdzie urządzał szkoły,
Zniósłbym dla niej prawnictwa nieznośne mozoły;
Bo dlaczegóż, na przykład, uczyć się w tej chwili,
Jak się przed laty Rzymianie rządzili,
Albo też wiele
[88] skudów
[89] zapłacić potrzeba,
1135By w kardynalskiej todze dostać się do nieba?
W miejscu więc mecenasów — ty na miękkim tronie,
W licznym słuchaczów i słuchaczek gronie,
Uczyłbyś snadnie potrzebniejszej rzeczy,
Tak, potrzebniejszej; bo któż mi zaprzeczy,
1140Że sposób jak najwięcej rozkoszy nabycia
Jest — czego każdy szuka przez cały ciąg życia.
KAMERDYNER
wchodząc
Już jedenasta i konie gotowe.
WACŁAW
Byłbym jazdę zapomniał przez twoją rozmowę;
Służę ci, jadę, gdzie panu wypada.
ALFRED
WACŁAW
To się nie powiada
I ja nie pytam, lecz w każdej potrzebie
Ślepym i głuchym zostanę dla ciebie.
Chcą odchodzić, Kamerdyner wchodzi i oddaje bilet Wacławowi.
WACŁAW
przeczytawszy
A że też dzisiaj nic mi się nie wiedzie!…
1150Zrób mi tę grzeczność, kochany Alfredzie,
Zaczekaj chwilkę, nie długo zabawię,
Tylko wiadomość zasięgnę o sprawie,
Której już dłużej nie mogę odwlekać;
Albo jeśli chcesz, to się gdzie spotkamy?
ALFRED
1155Nie, nie, tu wolę zaczekać;
Jeszcze dosyć czasu mamy.
Wacław odchodzi.
SCENA VII
ALFRED
WładzaNie ludzie nami rządzą, lecz własne słabości
—
Sens moralny tej rozmowy.
Kto pozna słabą stronę swego jegomości,
1160Ma do domu klucz gotowy,
Wszystko mu stoi otworem
I wygodnym idzie torem…
Lecz sumienie, sumienie — przyjaciela zwodzić!
Ha! ale też małżeństwo powinno się godzić;
1165Jeśli mniej kocham męża, za to więcej żonę,
Więc zawsze między nimi serce podzielone.
Żartuj sobie, Alfredzie, świat ci to odpłaci,
Żadna w nim czynność wartości nie traci.
Ach, czy nic obyczajów nie zdoła odmienić,
1170Jak się będę żenić!
SCENA VIII
Alfred, Elwira.
ELWIRA
Ach!
na stronie
Boże, on tu jeszcze!
ALFRED
z troskliwością
Elwiro kochana,
1175Cóż znaczy, powiedz, ta twarz zapłakana?
Jeśli ci jeszcze drogie moje życie,
Uśmierz niepewność sroższą nad wszelkie odkrycie;
Ach, powiedz, duszo moja, co się ze mną dzieje?
ELWIRA
Zdrada, ŁzyZdrajco! i ty się pytasz, czemu ja łzy leję?
1180Jak to? i oka ode mnie nie zwracasz?
Czyż głos sumienia już nieznany tobie?
Za czułą miłość wzgardą mi odpłacasz,
Przysięgasz, zdradzasz, dwakroć w jednej dobie,
Lód w twojej duszy, kiedy ja goreję —
1185I ty się jeszcze pytasz, czemu ja łzy leję?
Tak jest, płakałam, bo się sobą brzydzę,
I teraz jeszcze płaczę, lecz — że ciebie widzę.
Ale nie myśl, że miłość łzy moje wysącza,
Chytrość twoja mnie z tobą na zawsze rozłącza;
1190Ile kochałam, tyle nienawidzę!
Cieszę się nawet, czuję rozkosz w duszy,
Żeś mnie z miłośnej uwolnił katuszy,
Żeś mnie objaśnił, ile godne wiary
Tobie podobne poczwary.
ALFRED
ELWIRA
Łatwo z mojej zguby
Przyszło ci dostąpić chluby.
Bez doświadczenia, bez rodziców rady,
Rzucona w świata szkodliwe przykłady,
1200Z pragnącą duszą dzielenia się z drugą —
Zyskać mą ufność nie bawiło
[90] długo.
Oziębłość męża i twoje zalety,
O których zawsze słyszałam, niestety!
Wszystko ku tobie me serce skłaniało,
1205Wszystko zwalczyło odporu już mało.
Zwyciężyłeś. Lecz kiedy ja w szczerej żałobie,
Kochając, cnotę poświęciłam tobie,
Ty swoją zdradą cieszyłeś się skrycie!
Lecz niczym zdrady byłoby użycie,
1210Niczym i sztuka uwodzenia cała,
Gdybym cię tylko mniej była kochała
[91]!
ALFRED
ELWIRA
Jestem występną, przyznaję,
Nie chcę taić moich błędów.
1215Hańbą okrytą zostaję
I niewartą żadnych względów.
Zdeptałam świętość skromności i wiary,
Godnam tak bolesnej kary.
Ale czyliż to tobie karać mnie przystało?
1220Krwawić serce, że ciebie swoim bóstwem miało?
Jeśliś nigdy nie kochał, nie znał ognia duszy,
Co namiętnym pożarem źródło życia suszy,
Co w serce wciska i razem w nim mieści
Obok lubej rozkoszy najsroższe boleści —
1225Cóż nieszczęsna Elwira mogła ci przewinić,
Żeś ją starał się gwałtem występną uczynić?
ALFRED
ELWIRA
Ach, Alfredzie,
1230Ty mieć nie możesz duszy tak nikczemnej,
Nie zdeptałbyś ludzkości
[92] dla chluby daremnej
I łzami mymi twej cnoty nie zmazał;
Tyś musiał mnie porzucić, honor ci tak kazał.
Wszak prawda? Powiedz, musiałeś mnie zwodzić,
1235Ciężkim pociskiem w to serce ugodzić?
Ach, powiedz, zaklinam cię, zmniejsz, skryj twoją winę,
Jak najpłonniejszą
[93] wynaleź
[94] przyczynę,
Jak najmniej wiary godną — ja chcę, ja uwierzę,
Lada pozoru uchwycę się szczerze,
1240Nie żebym w dawnych marzeniach została,
Lecz żebym ciebie cnotliwszym widziała.
ALFRED
Zgaduję teraz twych żalów przyczynę:
Zazdrosnaś — i o kogo? O biedną Alinę!
Ale jakżeś ją mogła porównywać z sobą?
1245Ty, która jesteś płci pięknej ozdobą,
Ty, przed którą pół świata musi się uniżać,
Ach, jakżeś mogła tak sobie ubliżać
I brać za miłość — rozrywkę z mej strony?
Lecz żebym cię przekonał, ile jest ceniony
1250Każdy zadatek uczucia Aliny —
Oto jej bilet, w swym guście jedyny,
Mocny morałem i wczesną obroną,
Obok obietnic, o co nie proszono.
drąc list
1255Zdzieram go w sztuki, bądź pewna, że szczerze,
I u nóg twoich kładę go w ofierze.
zbliża się
Zgoda zatem, Elwiro, niechaj znowu stanie,
Przebaczam nawet dla niej krzywdzące mniemanie.
ELWIRA
1260Precz ode mnie, poczwaro! O łaskawe nieba!
Ileż podłości poznawać mi trzeba!
Alinę? Ty? Alinę?… Czyż mnie słuch nie myli?
W tej samej dobie, w tejże samej chwili,
Kiedy przysięgasz?… Nie, nie, wielki Boże!
1265Głos mój tej zgrozy wyrazić nie może.
do siebie
I toż jest dusza, którąm ja wielbiła!
do Alfreda
Więc i Alina twe żądze wzbudziła?
1270Jeszcześ winniejszy, jeszcze wina nowa.
Lecz tu nie o Alinie między nami mowa.
ALFRED
ELWIRA
ALFRED
na stronie
ELWIRA
1275Nie szukaj zdrady, nie myśl o sposobie
W innym świetle się wystawić;
Wiem wszystko, nic nie zdołasz zaprzeć lub wyjawić.
Lecz nie chcę z tobą i minuty strawić,
Skrócę przykre nam uczucie,
1280Kładąc koniec tej rozprawie.
Sama oddam się pokucie,
Ciebie zgryzotom zostawię.
Ale nie, tego, co spodlił mi duszę,
Nieszczęsna, łaski jeszcze błagać muszę,
1285Udział spodlonych! Krok pierwszy sromoty!
Zaklinam cię więc na najświętsze prawa
Litości, jeśli nie cnoty,
Zachowaj przyjaźń Wacława.
ALFRED
ELWIRA
1290Zbyt nagłe zerwanie
Może skazówką dla świata zostanie.
Jeśli mam tyle cierpieć, niechże cierpię skrycie…
Albo nie — idź, głoś, chwal się, zatruj nędzne życie,
Powiedz światu, uciesz go mych błędów obrazem,
1295Uciesz; ale powiedz razem
[95],
Że ile zgryzot cierpię z utraty honoru,
Tyle wstydzić się muszę mojego wyboru.
Odchodzi.
SCENA IX
ALFRED
po krótkim milczeniu
Ach, jakże ładna, kiedy się rozgniewa!
Jeszcze tak ładną nigdy nie widziałem.
1300O, na honor, przeproszę, niech się nie spodziewa…
Ale stój, hola! Wszak się rozstać chciałem?
Dobra sposobność; lecz tak — wypędzony,
Złajany, wzgardzony…
Nie, nie; pójdę, przeproszę, a potem… cóż potem?
1305Porzucę… Fe! I cóż bym zyskał takim zwrotem?
Że to one rwą zawsze miłośne ogniwa.
po krótkim myśleniu
Podarłem bilet, kaci wiedzą na co;
1310Nie bardzom gładko postąpił w tej mierze.
zbierając kawałki podartego listu
Lecz te kawałki wartości nie tracą,
Owszem
[96], z nich każdy dwakroć większy bierze;
Powiem, żem uratował od zazdrośnej ręki,
1315A za to Aliny wdzięki…
Aj, wdzięki niezbyt wdzięczne, to przyznać wypada;
Rozumu jak na próbkę, długa, prosta, blada…
Ale mąż, mąż zazdrośny — uciecha jedyna!
Niechaj tylko ten utraci,
1320A co mi ujmie z rozkoszy Alina,
Mąż zazdrością dwakroć spłaci.
Ale biedna Justysia, któż to nas mógł zdradzić?…
Mniejsza z tym… miejsce straci… potrzeba zaradzić…
U Aliny ją umieszczę!
1325Brawo, brawo, wyśmienicie!
Żyj, Alfredzie, krótkie życie!
Lecz z Elwirą chciałbym jeszcze
Choć na pozór się pogodzić.
Ale jak ją ułagodzić?
KAMERDYNER
wchodzi
1330Pan Hrabia czeka i prosi do siebie.
ALFRED
biorąc kapelusz
Ha! Zobaczymy, koncept przychodzi w potrzebie.
Wychodzi.
AKT III
SCENA I
Elwira, Justysia.
Elwira siedzi oparta na stole, trzymając chustkę na oczach.
JUSTYSIA
wnosząc kilka pakietów
Otóż pana Alfreda słodziutkie bilety
[97];
Zewsząd, gdziem mogła zgadnąć, zbierałam pakiety:
Z środka kanapy ta największa plika,
1335Ta spod krosienek
[98], a ta ze stolika,
Te zaś z komody, związane łańcuszkiem,
Ten pakiet był za biurkiem, a te dwa za łóżkiem;
Patrzałam, szukałam wszędzie,
I zdaje mi się, że już wszystko będzie.
ELWIRA
1340Jeszcze nie wszystko.
JUSTYSIA
Jeszcze nie? Gdzież skryte,
Niech pani powie, te skarby obfite?
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
z westchnieniem
1345Mego męża.
do odchodzącej
Ach, i pod ołtarzykiem, gdzie się modlę co dzień.
Justysia odchodzi.
SCENA II
ELWIRA
Kogo miłość uciemięża!
1350Próżno rozsądku przyzywa
I nienawiść nieci w sobie;
Wrzące czucie wszystko zrywa,
Świat w kochanej ma osobie.
Próżno powtarzam, że go nienawidzę,
1355Że się taką duszą brzydzę,
Ach, próżno w męstwo, wstręt, we wzgardę się zbroję.
Jego serca szuka moje;
Chcąc mych nieszczęść dojść przyczyny,
Moim kosztem go tłumaczę;
1360Chcąc żałować mojej winy,
Jego straty tylko płaczę.
SCENA III
Elwira, Justysia.
JUSTYSIA
Tą razą pewnie wszystkie; i kącika nié ma,
Gdzie bym nie była własnymi oczyma.
A teraz ogień czym prędzej rozłożę,
1365Niechaj jeden po drugim jak złoczyńca zgorze
[99].
ELWIRA
Jakże, Justysiu — twego zezwolenia czekał?
Chciał cię stąd wykraść i stałość przyrzekał?
JUSTYSIA
Wszak już mówiłam: chciał mnie uprowadzić,
Miłość przysięgał, lecz ja, nie chcąc zdradzić…
ELWIRA
1370On cię także nie kocha i tylko cię zwodzi.
JUSTYSIA
ELWIRA
O, pewnie, wątpić się nie godzi,
Gdzieżby mógł Alfred zakochać się w tobie?
JUSTYSIA
urażona
Czemuż nie? Cóż to pani widzisz w mej osobie,
1375Co by mi w sercach odrazę czyniło?
ELWIRA
No, no, mniejsza z tym; jak było, tak było.
Ale trzeba odesłać wszystkie jego dary;
Nie możesz ich zachować.
JUSTYSIA
Wszak dla lepszej wiary
1380Wzięłam i dotąd mam jeszcze przy sobie,
Lecz co pani rozkaże, to z nimi dziś zrobię.
ELWIRA
Jakże, Justysiu — nie on pisał listy?
JUSTYSIA
Wszak dałam pani dowód oczywisty
I sam wyznał niestałość, czyliż jeszcze mało?
1385Lecz na cóż myśleć o tym, co się stało?
ELWIRA
Dobrze mówisz, Justysiu, już myśleć nie trzeba.
Za moję ufność tak zdradzić, o nieba!
Takem wierzyła, takem go kochała,
W niego już przeszła dusza moja cała!
JUSTYSIA
1390Cóż z tej miłości, kiedy zawsze z trwogą,
Kiedy z jej łaski łzy oschnąć nie mogą;
Od jej zawiązku, w jakiej bądź zabawie,
Wesołą panią nie widziałam prawie.
StrójLeżą w szufladach paryskie ubiory,
1395Tak innym damom do nabycia trudne:
A pelerynki, pelerynki cudne,
Szlarki anielskie, a zwłaszcza te w ząbki,
Leżą nietknięte, jakby stare rąbki
[102].
1400z rozczuleniem
Wszystko pani przeglądasz obojętnym wzrokiem,
Kaszmir
[103], jak i perkalik
[104] równym widzisz okiem.
coraz bardziej rozczulona
Girlandy
[105] nie chcesz nosić, stronisz od zwierciadła,
1405Słowem — okropność w tym domu osiadła!
Wszystko to tej miłości nieszczęsne są skutki;
Lecz teraz przecie, jak miną te smutki,
Powróci spokój, zgryzoty się zmniejszą.
ELWIRA
Dobrze mówisz, Justysiu, będę spokojniejszą.
1410Chwile rozkoszy! nic was nie zatrzyma,
I nadziei nawet nié ma!
Zniknął sen szczęścia, zniknął mój świat cały,
Tylko żale mi zostały!
JUSTYSIA
Miną i żale, jak i tamte chwile,
1415Lecz na cóż wspominać tyle,
Na cóż rozmową zawsze je odnawiać?
ELWIRA
Dobrze mówisz, Justysiu, nie trzeba rozmawiać.
Ale powiedzże sama — jakie miał wejrzenie,
Kiedy swych uczuć dawał zapewnienie:
1420
Którym Bóg tylko kochających darzy!
JUSTYSIA
Prawda — miły, przystojny i przysiąg nie skąpi;
Ależ mu i pan Hrabia w niczym nie ustąpi.
Także przyjemny, przystojny i młody,
1425Pragnie spokojnej, domowej swobody
I choć teraz oziębły, ja powiadam przecie,
Że niezadługo kochać się będziecie;
Niechaj się tylko pan Alfred oddali.
ELWIRA
Dobrze mówisz, Justysiu, będziem się kochali.
1430Ale jestżeś ty pewna, że on nie żartował?
Może on tylko ufności próbował?
JUSTYSIA
Czy tak? No, to wiem, co wszystko ma znaczyć:
Niechże i zaraz przyjętym zostanie;
Możesz się pani przed nim wytłumaczyć,
1435Nawet przeprosić po wziętej naganie.
ELWIRA
Kto? ja? tego zdrajcę miałabym zobaczyć?
Jeszcze przed nim się tłumaczyć?
Ja go nie cierpię! Ja go nienawidzę!
Samym wspomnieniem się brzydzę!
1440Daj, daj te listy.
JUSTYSIA
ELWIRA
JUSTYSIA
ELWIRA
Nie; unikając domysłów w tej mierze,
1445Stamtąd chcę wszystko do niego wyprawić.
Ty zostań, powiedz, jak Wacław przyjedzie,
Że już nie będę w domu na obiedzie,
Bo przy słabszej dziś siostrze cały dzień zabawię.
Elwira zabiera pakiety listów w swój szal i odchodzi.
SCENA IV
JUSTYSIA
Ciesz się, Justysiu, i ciesz się, Wacławie!
1450Otóż to główka, dalibóg, nie lada.
Wszystko, co chciała, najlepiej wypada!
Nie będę teraz lękać się co chwilę,
Będę tu panią, kochać i żyć mile;
Wszystko spokojnie, wszystko z dobrą sławą.
1455Brawo, Justysiu! brawo!
śpiewa i tańcuje
Brawo, brawo, brawo!
Wacław wchodzi i staje w głębi
Brawo, Justysiu, brawo!
WACŁAW
kończy na tę samą nutę
Nastawia ręce, Justysia wpada w objęcie.
SCENA V
Justysia, Wacław.
JUSTYSIA
Ach, trzymaj mnie pan! W głowie mi się kręci…
Aj, aj, upadnę!
WACŁAW
Nie brak mi na chęci;
Będę cię trzymał nawet i do nocy
1465I choćbym osłabł, znów przyjdę do mocy.
JUSTYSIA
Idzie do kanapy, wsparta na Wacławie.
WACŁAW
I owszem, usiądziemy sobie.
Siadają.
JUSTYSIA
Wszystko to fraszka
[106], ale ja źle robię,
Że pana szukam, co bym miała stronić;
1470Będę ja za to łez niemało ronić…
Niechże pan, proszę, trochę dalej siędzie.
WACŁAW
Wszystko to fraszka, co było i będzie,
Byle cię tylko przycisnąć do łona…
Ale słuchaj no, gdzie jest moja żona?
JUSTYSIA
1475Poszła do siostry, która bardzo chora;
Przysłała po nią, zatem do wieczora,
Jeśli nie dłużej, będzie przy niej siedzieć,
O czym mi panu kazała powiedzieć.
WACŁAW
śpiewając na tę samą nutę
Brawo Justysiu, brawo, brawo, brawo!
1480Raz przecie nie potrzeba dręczyć się obawą:
Od rana do wieczora będziem tylko dwoje;
A, niechże cię uściskam za poselstwo twoje!
Całuje ją.
SCENA VI
Wacław, Elwira, Justysia.
ELWIRA
wbiegając
Zapomniałam…
postrzegając
1485Cóż to jest? cóż to jest? Wacławie?
WACŁAW
Co to jest? He… tak to, te… tak to, nie chcąc prawie,
Jakieś figle się wzięły… łaskotek się bała…
śmiejąc się z przymusem
Łaskotek… otóż jakoś… i tak się rzecz stała.
ELWIRA
do Justysi
1490Precz! Idź mi z oczu, jaszczurko zjadliwa,
Którąm przy sercu pieściła tak długo!
Takąż nagrodę bierze przyjaźń tkliwa?…
Precz z mego domu, teraz tylko sługo,
Nie wartaś słyszeć i słowa ode mnie.
1495Prowadź tak życie, jak zdradzasz nikczemnie!
Justysia oddala się w głąb sceny powoli i zatrzymuje się ze spuszczonymi oczyma
do Wacława po krótkim milczeniu
Ach, mężu, jakżeś w jednej mógł zapomnieć dobie,
Coś winien swojej żonie, coś winien sam sobie?
1500Takimże związkiem Wacław się zaszczyca?
Takąż rywalkę daje mi, niestety?
spoglądając na Justysię
Lecz gdzież ta piękność, która was zachwyca?
Jakież przymioty, jakież to zalety
1505Tak wasze głowy zajęły szalenie?
z ironią
Niechże je poznam, niechże i ja cenię;
Gdy już z tym bóstwem równać się nie ważę;
kłaniając się Justysi
1510Niechże dziś cześcią
[107] przeszłą winę zmażę.
Teraz dopiero dochodzę przyczyny,
Czemu oziębły zawsze byłeś ze mną:
Jam oddalała życzeń cel jedyny,
Jam tylko w domu nie była przyjemną.
1515Dlategoś to chciał zawsze mnie wyprawić,
Abyś mógł częściej godziny z nią trawić.
Czuli, wierni tylko w mowie;
coraz prędzej
1520Sami zły przykład dajecie,
A dobre żony mieć chcecie;
Chcecie, aby biedna żona,
Choć zwiedziona, choć wzgardzona,
Zawsze równie was kochała,
1525Wam wierzyła, was słuchała
I za wszystkie swoje męki
Jeszcze panu niosła dzięki;
Żeby jego znała wolę,
Ukrywała swą niedolę,
1530Żeby tylko sługą była…
tu pakiet jeden listów wypada z szalu
Ach! ach!
chce podnieść, pakiet drugi wypada i następnie wszystkie
O nieba! cóżem uczyniła!
Zakrywa oczy chustką i rzuca się na krzesło. Justysia się przybliża.
WACŁAW
podnosząc jeden pakiet
1535Co to znaczy, Elwiro? Aj… Elwiro! żono!
Co to jest? Te… te listy, to do ciebie pono.
A to pięknie! to śmiesznie!
przewracając listy
Od kogo? Do kogo?
1540Powiedzże, czyje to listy być mogą?
drąc list w ręku; z wzrastającą niespokojnością
Powiedz, duszyczko, ja cię bardzo proszę,
Ja stąd nic złego, całkiem nic nie wnoszę,
Ja nie posądzam; ależ to nieładnie
1545Czekać, aż twój mąż tajemnicę zgadnie.
Czyjeż te listy? Żono droga, miła!
Tylko jedno, jedno słowo —
Dopieroś tyle mówiła!
Odpowiedzże mi, daj znak, kiwnij głową.
ELWIRA
WACŁAW
Dziwnie! Jednak wiedzieć muszę.
ELWIRA
Chętnie bym całą odkryła ci duszę,
Ale przysięgam, nie o mnie mi chodzi.
ALFRED
wchodzi i chce się cofnąć
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
I owszem; mam pomówić z tobą.
ELWIRA
wstając
Odchodzi.
JUSTYSIA
przybliża się do Wacława
WACŁAW
1560Oddal się.
dzwoni i mówi do Kamerdynera
Wejść tu teraz nie wolno nikomu,
Wszystkim powiadać, że mnie nie ma w domu.
Justysia odchodzi.
SCENA VII
Wacław, Alfred.
Alfred wszedłszy i postrzegłszy swoje listy, okazuje wewnętrzne pomieszanie; zaciera ręce i nuci czasami, poglądając
[108] raz na listy, raz na
Wacława.
Wacław zamyka drzwi, którymi
Elwira wyszła.
ALFRED
z przymuszonym śmiechem
WACŁAW
1565Zamykam.
długie milczenie. Alfred zawsze niespokojny, a Wacław drugie boczne drzwi zamyka
Nikt nam nie przeszkodzi.
Alfredzie, przykre dla mnie zdarzenie zachodzi,
Przykre i wyznać; ale znając serce twoje,
1570Znając i szczerą przyjaźń, chybić
[109] się nie boję,
Gdy miłość własną przytłumiając w sobie,
Zgryzot domowych wyznanie ci zrobię.
Właśnie nim wszedłeś, minut kilka, moja żona,
Nie wiem, przeciw tam czemu gniewem uniesiona,
1575Upuściła przypadkiem tych listów tysiące.
Jej krzyk, jej pomieszanie, wszystkie członki drżące,
Jakąś w tym tajemnicę wskazywać się zdały;
Podnoszę, czytam i staję zdumiały.
Czy uwierzysz? Patrz, same miłośne wyznania,
1580Jakieś skryte umowy, jakieś rady, zdania,
Przysiąg krociami… słowem, znajduję bilety,
Jakie się zwykle piszą
[110] do kobiety,
Która nam uczuć całkiem już nie kryje
I z którą się… nareszcie jak najlepiej żyje.
1585Pytam, proszę, zgaduję, błagam czy się dziwię,
Elwira milczy.
ALFRED
WACŁAW
Milczy uporczywie,
I tylkom to mógł wyrwać spomiędzy szlochania,
1590Że ją w tym obce dobro do milczenia skłania.
Co tu więc z tego wnosić, co czynić wypada,
Powiedz, i niech mnie twoja objaśni w tym rada.
ALFRED
Ja sądzę, że Elwira całkiem jest niewinna,
Chyba w tym, że ci kryje, co zrobiła inna!
1595Ależ trudno wymagać po czułej osobie,
By zwierzenia przyjaźni powierzała tobie.
WACŁAW
Ale czyjeż być mogą? Jej związki mi znane,
A potem przyjaciółki gdzie są tak wylane
[111],
Aby sobie podobne powierzały rzeczy?
ALFRED
1600Prawda, dobra uwaga. Lecz któż mi zaprzeczy,
Gdy te listy pisane przynajmniej od roku,
Że ten związek twojemu nie uszedłby oku?
WACŁAW
Znasz mnie, na co mam mówić — ja bym też nie zoczył
[112]!
Dlategom to z Elwirą rozmowę odroczył;
1605Nie chciałem, aby zgadła, co się ze mną działo,
I myślała, że sobie i jej ufam mało.
Nareszcie, na uwagę wszystko biorąc ściśle,
O rozumie Elwiry z większą chlubą myślę —
Lepiej by przecie pisał od niej ulubiony.
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
urażony
WACŁAW
ALFRED
Ale dlaczego głupie, powiedzże mi, proszę?
WACŁAW
1615Na, masz, weź ich kilka, czytaj,
A potem, czemu głupie, sam siebie zapytaj.
Nie do mojej więc żony te listy pisane,
Pewnie; jednak spokojnym póty nie zostanę,
Póki całej nie będę tajemnicy wiedziéć.
ALFRED
1620
Niepotrzebna ciekawość cudze sprawy śledzić.
WACŁAW
Wybacz, nie bardzo cudze, gdy o żonę chodzi.
ALFRED
Fe! wstydź się, fe! Wacławie, zazdrość cię uwodzi.
WACŁAW
ALFRED
WACŁAW
ALFRED
Porzuć więc badanie,
Zwróć listy, przeproś żonę i koniec się stanie.
WACŁAW
Nie, nie; zazdrość, nie zazdrość, niechaj co chce będzie,
Ja dzisiaj objaśnionym muszę być w tym względzie.
1630po krótkim milczeniu
Niech tylko jaki pozór na myśl mi przypadnie…
Z kimże żyje Elwira? Wszystkich znam dokładnie.
ALFRED
Czekaj, co za myśl! Może… Tak jest, nie inaczej:
Justysia, jej służąca, przyjaciółka raczej,
1635Co się swą francuszczyzną często lubi chwalić,
Wszak łatwo mogła kogo miłością zapalić.
A naśladując modę i wieku zwyczaje,
Chociaż Polka, po polsku w miłość się nie wdaje —
Wszystko więc po francusku, bilet i rozmowa.
1640Tak robią nasze panie, tak świata połowa,
Dlaczegóż by Justysia nie tak robić miała
I umiejąc inaczej, po polsku pisała?
Nawet — przypomnij sobie, gdym wszedł niespodzianie —
Szła, wróciła i pono… Prawda, wyśmienicie! —
1645Chciała ci mowę przerwać i wstrzymać odkrycie;
Tak, wierzaj mi, niepróżne są domysły moje.
WACŁAW
Justysia? To być może, wiesz, tego się boję.
ALFRED
WACŁAW
No, jużci nie szkodzi,
1650Ale to w moim domu… jakoś nie uchodzi…
Aby pod moim bokiem… moralność cierpiała.
ALFRED
z ironią powtarzając
WACŁAW
Zatem jest to rzecz niemała…
Ale na cóż przed tobą mam się kryć w tej mierze,
1655Kiedym zaczął się zwierzać, z wszystkiego się zwierzę;
Otóż widzisz, Justysia… Ale nie wnoś sobie,
Że ona jest służącą w zwyczajnym sposobie;
Ona wzrosła z Elwirą, wzięła wychowanie,
Które by dobrym było nawet w wyższym stanie,
1660Od swych nauczycieli korzystała wiele
I znając ją dokładnie, mogę wyznać śmiele…
ALFRED
z niecierpliwością
WACŁAW
Otóż ta dziewczyna…
Chciałbym, żebyś z nią mówił, to rozkosz jedyna!
1665Trudno prawdziwie wierzyć, jak ma dobrze w głowie,
Jak rozsądna, przyjemna, wesoła w rozmowie…
ALFRED
WACŁAW
Wszystko wyznać muszę:
Otóż… A co najbardziej zaszczyca jej duszę,
1670To jest dobroć anielska z tym czułym wyrazem…
ALFRED
z niecierpliwością
WACŁAW
A zwłaszcza ma… coś… coś… tak razem…
ALFRED
Ma coś, ma, ma; wiem ja, wiem; ale skończ, u kata!
Cóż ta Justysia? ta ozdoba świata…
WACŁAW
wpadając w mowę
1675Bardzo mi się podobała.
ALFRED
WACŁAW
prędko
Kochamy się wzajemnie
I umiemy żyć przyjemnie;
Otóż okoliczność cała.
ALFRED
1680Umiecie żyć przyjemnie? — Umiejętność rzadka.
Lecz jakże już trwa dawno ta dla mnie zagadka?
WACŁAW
Od dwóch tygodni jestem pewny, że mnie kocha.
ALFRED
na stronie
Od dwóch tygodni mnie zwodzi.
WACŁAW
zasłyszawszy
Czy zwodzi?
1685Otóż właśnie i mnie o to chodzi!
Ale znowu nie jest płocha
I te listy w takim zbiorze…
Nie, to być nie może.
Ale, hm, prawda, przypominam sobie,
1690Ktoś się w niej kochał młody i bogaty;
Raz mi wspomniała w dość dziwnym sposobie,
Nawet się śmiała z kochanka utraty.
Lecz jeśli mając te oba przymioty,
To jest młodość i klucz złoty,
1695Nie umiał panicz wyszukać sprężyny
Do ustalenia tak młodej dziewczyny,
To już być musiał, mówiąc między nami,
Gap, ale gap nad gapiami.
ALFRED
nieukontentowany
WACŁAW
1700Więc tym się nie straszę.
Ale to próżne są domysły nasze;
Wolę Justysię tu przysłać do ciebie,
Staraj się, proszę, w pewność ją wprowadzić,
Że chcesz dopomóc tę sprawę zagładzić.
1705Ofiaruj się jej w potrzebie,
Że przyjmiesz nawet i listy na siebie,
Że… Ale ty potrafisz sobie z nią poradzić,
A ja tymczasem, aż do nóg zniżony,
Będę o spokój wszystkich prosić mojej żony.
Odchodzi.
SCENA VIII
ALFRED
ciska listy o ziemię
1710Niech cię!…
KobietaWierz tu kobietom, bądź szczery, bądź stały,
W pole cię wyprowadzi lada nosek mały.
chodzi dużym krokiem
Dziecko… niewinność… słóweczka pieszczone…
No proszę, prócz niej — każdy był zwiedziony;
1715Żona od męża, mąż znowu od żony,
Ja zaś zwodziłem i męża, i żonę,
A ta najlepiej, duszyczka kochana,
Bo zwiodła i mnie, i panią, i pana.
SCENA IX
Alfred, Justysia.
ALFRED
Pięknie, panno Justyno, najpiękniej, wybornie!
1720Czemuż oczka spuszczone? Czemu tak pokornie?
Już mnie nie zwiodą te minki udane —
Znane jej serce, nadto dobrze znane;
Nic nie chcę słuchać, nic zmiękczyć nie zdoła.
po krótkim milczeniu
1725Cóż, nic nie mówisz? Nie śmiesz podnieść czoła?
Zwiodłaś mnie dla drugiego, zastąpi go trzeci,
Fe, wstydź się mościa panno
[115]! Nic bardziej nie szpeci
Jak płochość, chytrość, zmienność i nieczułość razem,
A wszystkich tych przymiotów — waćpanna
[116] obrazem.
1730Justysia, która dotąd stała ze spuszczonymi oczyma i pokornie słuchała, parska śmiechem, spojrzawszy mu w oczy. Alfred zdziwiony i trochę zmieszany
Cóż to jest?
JUSTYSIA
śmiejąc się
Ach, ach, jakże mnie to bawi,
Kiedy się pan gniéwa!
Lecz za cóż mi pan to kazanie prawi?
1735Za cóż tak przezywa?
ALFRED
Czemuż mnie i Wacława uwodzisz, fałszywa?
W jednej, w tej samej dobie, ledwie nie w godzinie,
Nie mówiszże obydwom, że kochasz jedynie?
JUSTYSIA
Ni pana, ni też jego nie zwodzę w tej mierze,
1740Mówię mu, że go kocham, bo też kocham szczerze.
ALFRED
JUSTYSIA
śmiejąc się
ALFRED
JUSTYSIA
Bo się pan nie śmieje.
1745Lecz tu nie pora na kłótniach czas trawić;
Potrzeba panią z nieszczęścia wybawić.
Jak tu zniweczyć dowód oczywisty,
Te listy pańskie, te nieszczęsne listy?
ALFRED
bierze kapelusz i chce odchodzić
Co mnie do tego? Umiecie nas zwodzić,
1750Umiecie broić, umiejcież i godzić!
wraca się i pierwszy wiersz mówi z namyśleniem, dalej z wzrastającą złością
Powiedz, że były do ciebie pisane…
Że… w tobie całe miasto zakochane,
Rząd, senat, armija cała,
1755Wszystkie ucznie, profesory,
Mecenasy i doktory…
Żeś od wszystkich listy miała,
Żeś… powiedz, co będziesz chciała;
A jeśli Wacław twojej nie uwierzy mowie,
1760Niechaj się mnie zapyta, wszystkiego się dowie.
Wacław wchodzi, a na znak jego Justysia odchodzi.
SCENA X I OSTATNIA
Wacław, Alfred.
WACŁAW
Elwira wszystko wyznała,
Winna, ale wina cała
Na nią samą spaść nie może;
W naszym sumieniu największą część złożę.
1765Alfredzie, tego rodzaju urazy
Jednym zwyczajnie kończą się wyrazem.
Wiem, co odpowiesz, ale wiem zarazem —
I to przyznasz — że w tej dobie
Jaka bądź żądza szalona,
1770Wre w głębi naszego łona,
Musim zapomnieć o sobie.
Jest obowiązkiem naszego honoru
Chronić od skazy, od skazy pozoru,
Tę, co zbyt ufna, serca tylko żyjąc wiarą,
1775Przewrotności dziś naszej stała się ofiarą.
ALFRED
Rozumiem. I przyrzekam święcie, że w tym względzie
Wola twoja, jaka bądź, prawem dla mnie będzie.
Kłaniają się zimnym ukłonem i odchodzą w przeciwne strony.