Konstanty Ildefons GałczyńskiChryzostoma Bulwiecia
podróż do Ciemnogrodu
Lis
1
— Tak, proszę pana.
— Gdzie jest Ciemnogród
[2]?
— Stacja nieznana.
5— Jak to nieznana?
— Tak to nieznana.
— Czy to «Orbis»?
— Tak, proszę pana.
Bulwieć słuchawkę cisnął: łoskot.
10A niech to jasny piorun!
Za oknem jesień jak kalejdoskop.
Lub szarfa. Do wyboru.
Bulwieć słuchawkę poprawia na widełkach;
porządku wzywa głos go.
15Za oknem jesień jak barwne szkiełka,
czyli wspomniany kalejdoskop.
Taką jesienią, gdy liście lecą,
chętka na podróż bierze.
Bulwieć w atlasach szuka ze świecą.
20O, Ciemnogrodzie, gdzieżeś?
Jesienią odkrył Guglielmo Mezzo
Wyspę Łotrów Panteję;
Bulwieć też mógłby odkryć co nieco,
np. Ciemnogród gdzie jest.
25Chryzostom Bulwieć chce Ciemnogród ujrzeć;
wciąż o tym piszą gazety;
patrzy na globus: Barcelona
, Brema
,
a gdzie Ciemnogród? Oto problemat.
Bo Ciemnogrodu nie ma i nie ma,
30nie ma i nie ma.
Niestety.
Gdzie się dowiedzieć?
Jak to wyjaśnić?
Chryzostom Bulwieć
35nie może zasnąć.
Wertuje księgi,
szuka w opisach;
w końcu po radę
idzie do Lisa.
40— Lisie kochany,
lisku, liseczku,
gdzie jest Ciemnogród,
gdzie to miasteczko?
— Panie — Lis powie —
45w tym jest coś z szykan
[3].
Może pan myśli,
Pan mnie znieważa!
Pan mnie potrąca!
50Ciemnogród to rzecz
nieistniejąca.
nie mówię, że nie,
Ale Ciemnogród
55to przywidzenie.
Bulwieć coś bąknął.
Lis zmrużył ślepie.
Nie ma, to nie ma.
Może i lepiej.
60
A jednak myśli:
lisy to zbóje.
Pójdę. Spróbuję.
Wypenetruję.
Przez siódme góry
65puścił się w teren.
Księżyc odmieniał
rogi jak jeleń.
Minęła jesień
druga i trzecia:
70wciąż cień na szosach:
to cień Bulwiecia;
i jeszcze drugi,
i ogon wisi,
coś niby lisi,
75 niby nie lisi.
Bulwieć miał nieraz
przeprawy trudne:
to Rzeki Siódme;
to Góry Siódme;
80gdzie rak zimuje;
i gdzie pieprz rośnie;
i Łąki Ośle;
nawet odwiedził
85znany po części
straszny Przylądek
Pierwszy widoczek
A stamtąd udał
się w podróż dalszą.
90Patrzy: postaci
jakoweś walczą.
Gęby perfidne.
Spojrzenia tępe.
— Z czym to walczycie,
95bracia? — Z postępem.
— A jak wam leci?
— Jak to jarmarek:
raz kapnie deszczyk,
a raz dolarek.
100
W walce nam sił do-
daje piosenka
z refrenem VIVAT
TRZECIA WOJENKA.
Lis, co w Bulwiecia
105ślady podążał,
chwalił ten refren,
jak tylko można.
Był zachwycony
melodią, rymem
110i w lisiej mowie
Tak! Złączcie serca
w pieśni wysokiej!
Ja jestem z wami.
115Amen i Okay.
«Koniec świata»
Bulwieć się pięknie
skłonił łobuzom,
a nagle skądsiś
ozwie się puzon:
120— Tratata tata,
tratata tata!
Panie, panowie,
już koniec świata.
Na dźwięk puzonu,
125
zaraz na sklepy
Zgnieceni w tłumie
wołają: — Mamo!
130A w sklepach znika
pieprz i cynamon;
kolejki stoją
baby uuu! wyją,
135pisk się rozszerza;
baby skupują
kołdry, szparagi,
pineski, nawet
wypchane ptaki,
140rurki do włosów,
oliwę z soi;
tak zwany konsum-
pcyjny wszystkoizm.
A Lis się cieszy,
145że taki zamęt,
łapkę podnosi:
— Okay i Amen.
Kręci się w tłumie
nie szczędzi nóg
150 i naszeptuje
Trochę bakteriologii
Od szeptu Lisa
fala po fali
szept poszedł w tłumie.
155Wszyscy szeptali:
(i że podobno)
(i że na pewno)
(że już już już już)
160(że wczoraj w nocy)
(że w pewnej puszczy)
(na własne oczy)
(na własne uszy)
(że niewątpliwie)
165(że daję głowę)
(że nad Warszawą)
(że wieprzowina)
(że w wieprzowinie)
170(że Karolina)
A Lis się śmieje,
aż zrywa boki.
Bo strasznie lubi
175
O łzach
Tu płacz niewieści
usłyszał Bulwieć.
snać musi ból mieć.
180Głowa jak kubeł.
Suknia sportowa
w białe koniki.
— O, matko! matko! —
185łka szantrapina —
Com ja znalazła
u mego syna!
O, hańbo! świecie,
gdzieś ty się zapadł? —
190I pokazuje
czerwony krawat.
Niektórzy chcieli
powstrzymać babkę,
lecz ona skacze
195
ale nie tonie,
choć słychać chlupot.
Wielka jak słonie
jest siła głupot.
Niewątpliwie u celu podróży
200
Bulwieć na sobie
poprawił odzież:
— Teraz na pewnom
jest w Ciemnogrodzie,
bo taka mżawka,
205
noc, pleśń, swąd, mrok, brud;
a jak Ciemnawka,
to i Ciemnogród.
Tylko Lis zniknął,
lecz widać ślady.
210Poszedł na pewno
do Ambasady.
zwał się hotelik,
gdzie się położył
215Bulwieć w pościeli.
Przez okno widać
gwiazdeczkę z nieba;
wszystko jak trzeba.
220
Mamo, jak rzewnie!
Tato, jak cudnie!
Kiedy się zbudził,
było południe.
Umył się. Z szynką
225zjadł trochę groszku
i na wizytę
udał się do szkół.
Ciekawe, co też
w tym Ciemnogrodzie
230studiuje złota,
kochana młodzież.
Z katedry upiór
zdobny siwizną
nauczał magii
235
Inny profesor
(z łagodną twarzą)
miał kurs dywersji
i sabotażu.
240
Nad nim sentencja
wisiała śliczna:
SZKOŁA BYĆ WINNA
APOLITYCZNA.
Dyrektor szkoły,
245wpółniewidomy,
twierdził, że WSZECHŚWIAT
JEST NIERUCHOMY;
że WSZYSTKO STOI,
NIE MA SPRZECZNOŚCI.
250Bo bardzo lubił
NIERUCHOMOŚCI.
Wciąż w żółtym palcie,
jak duch, w swym biurze
pisał swój traktat
255«Przeciw Naturze».
— Dziękuję! — Bulwieć
powiedział mistrzom
i poszedł zwiedzać
Ciemnogrodziszcze.
260
Tu widok dziwny
oko mu przykuł:
wiele tysięcy
parawaników.
Wszędzie: przez skwery,
265place, placyki,
chodziły jakieś
parawaniki.
Bo tutaj każdy
ma parawanik,
270chodzi z nim, jeździ
i sypia na nim.
Gdy się, na przykład,
spotka dwóch panów,
to rozmawiają
275
zza parawanów;
u góry widać
głowy, kosmyki,
zaś za zasłoną
reszta psychiki.
280
Taka metoda,
jak łatwo zgadnąć,
ocala w pełni
życia prywatność;
i tę intymność,
285 i to zacisze,
świat psychoprzygód…
Któż to opisze?
Ciemnogród nie zna
publicznych latarń,
290 każdy ze swoją
latarnią lata.
Każda latarnia,
choć wielki to kram,
ma swój futerał
295
A gdy pomylą
się monogramy,
wszystko się leje
po łbach latarniami,
300tłuką latarnie
w bydlęcej złości,
no i Ciemnogród
stoi w ciemności.
A mostów nie ma.
305Każdy cichutko
rżnie przez Ciemnawkę
prywatną łódką.
Orkiestr też nie ma
z tym strasznym brzękiem.
310Każdy gra w domu
na własną rękę.
O tęsknocie
Szedł ulicami
ciemnogrodzkimi
Bulwieć Chryzostom.
315Wieczór się czynił.
Ciemnogrodzianie
na placach stali,
wyczekiwali,
wypatrywali
320
tego zdarzenia,
tego konisia.
A może jutro?
A może dzisiaj?
Może wieloryb?
325Pięć komet w masie?
Może już nigdy?
Lecz w każdym razie.
Jest w Ciemnogrodzie
niewąska wieża.
330
Na wieży stoi
rodzaj rycerza,
który w pogodę,
a i na deszczach
patrzy, czy Biały
335 Koń nie nadjeżdża.
A gdyby zjawił
się w jakiejś stronie,
rycerz ma sygnał
dać na puzonie;
340
wtedy Ciemnogród,
hymn odśpiewają,
Hymn Ciemnogrodzian
«Aczkolwiek świat idzie do przodu,
345My go ciągnijmy w tył,
Synowie my Ciemnogrodu,
Walczmy z postępem co sił!»
Hymn ten dla wprawy
też ćwiczą czasem:
350baby sopranem,
mężczyźni basem;
bardzo prześlicznie
śpiewają oni,
a Lis przygrywa
355
Hotel «Ubryk»
«Barbara Ubryk» —
dziura nad dziury;
«Barbara Ubryk» —
hotel ponury.
360Pokojów nigdy
się nie przewietrza,
wszyscy wołają:
— Powietrza nie trza!
Nieprzewietrzane
365
na oknach czarne
wiszą rolety
i dniem, i nocą.
370Portier śpi pod sto-
jącym zegarem.
W tzw. hallu
trzy sztuczne palmy
i plakat: WIEDZĘ
375BOMBĄ ROZWALMY;
w fotelach duchy
siedzą i szepcą,
380ślęczą nad radiem,
mówią na migi —
duże kanalie
i kanalijki,
kombinujące
385dzionki i nocki.
A deszczyk pada,
deszcz ciemnogrodzki.
Tajemniczy pustelnik
Lecz nawet pośród
takich żyjątek
390 czasem się zdarzy
jakiś wyjątek.
Na wprost Bulwiecia,
całkiem oddzielnie,
w pięciu izdebkach
395mieszkał pustelnik.
Z dala od świata
i jego psotek
w cichym hotelu
pędził żywotek.
400Każdą myśl zdrożną
odpędzał od się,
jadał owsiankę
i nic na occie,
sam prał koszule,
405sam kurz omiatał,
z dala od życia,
z dala od świata.
Oczy miał smutne,
płuca miał słabe,
410zdziebko zegarków
złotych i sztabek.
Zegarki w ścianę.
Sztabki do beczki.
Na beczce portret
415zmarłej córeczki,
podpis: «Tatusiu,
twa Weronika…”
Tylko Lis bywał
u pustelnika.
Wizyta młodzianków i opis jesieni
420Bezsenność. Bulwieć
w łóżku się kręci,
wtem: puk-puk: wchodzą
piękni młodzieńcy.
Ręce ich długie,
425kręcone loki.
Może studenci
— My przepraszamy,
że przeszkadzamy.
430W kwestii rodzinnej,
np. mamy.
Pan nam wypłaci
mamę czy tatę
435możemy sprzątnąć.
A może chciałby
pan zabić zięcia?
Jesteśmy zbóje
do wynajęcia.
440
A może kogoś
na stanowisku?
Rzetelnie panu
załatwim wszystko.
Nie? Żadnych życzeń?
445 Więc uciekamy
i przepraszamy,
że przeszkadzamy.
Już jesień z jabłkiem
450
a przez Ciemnogród
z miedzianym czołem.
wołała sowa,
a księżyc w niebie
455coś tam majstrował,
potem za chmurkę
chował się śmiało,
jak gdyby nigdy
nic się nie stało;
460
rycerz na wieży
wytrzeszczał gały;
Ciemnogród marzył;
liście szeptały;
jesień szła w miasto
465supergrobowa,
cibalginowo-
Plaga egipska
W ostatniej chwili,
po dżdżu śmigusie,
470niezwykła ilość
zjawiła much się:
dużych i małych,
końskich, jelenich
i wirowały
475
w ciemnej przestrzeni:
krótkie i długie,
i choleryczne,
i te malutkie
muchy komiczne.
480
W ślad za muchami
wyszły pająki,
gzy, ćmy, komary,
trzmiele i bąki,
z nóżką włochatą,
485
z ryjkiem i z noskiem
i przez ulice
szły ciemnogrodzkie.
Potem stonogi,
potem szczypawki
490
wyszły z Ciemnawki.
Pustelnik, który
o pladze słyszał,
twierdził, że to jest
495dopust Jowisza.
Więc panom licznym
drygały kupry
w hotelu ślicznym
«Barbara Ubryk».
Medycyna Prospera
500
Opodal szpital
stał w bzowych laskach,
szpital na medal,
mówiąc z warszawska.
505z Baltazarei,
a wszystko octem
siedmiu złodziei:
padaczkę, odrę,
stadia pleurytu,
510i cichy obłęd,
i fixum-dyrdum;
najwięcej raka:
baltazarejskim
cudownym octem
515
siedmiozłodziejskim.
Rano przez lufcik
(a mieszkał nisko)
świeciło kuprem
szarlatanisko.
520
Wtedy Ciemnogród
z obłędnym krzykiem
wyciągał ręce
pod tym lufcikiem:
— Prosper! ach, Prosper! —
525krzyki szalone.
A w jasnym niebie
dzwonił skowronek.
Co drugi przez ten
ocet umierał,
530
ale, kitując,
chwalił Prospera,
że się tak schyla
nad ludzką dolą,
że taki skromny,
535chociaż onkolog.
Ci, którym ocet
poszedł na zdrowie,
w bzowych gaikach
chodzili sobie.
540
Każdy szczęśliwym
spozierał liczkiem,
na głowie świeczkę
miał lub doniczkę.
W głębi gaików
545był rodzaj auli.
Tam się zbierali,
dyskutowali —
«że w tym Pekinie
w pewnej dzielnicy
550tunel przebili
czterej Chińczycy,
czterej Chińczycy
z oczami w ukos
tunel przebili
555
z wierzchu przykryli
papą krakowską,
a tunel idzie
przez cały kosmos;
560
tam się tych czterech
skryło głęboko,
książki czytają
że mnie tu, panie,
565
w dołku coś tego,
co im do tego,
panie kolego;
lecz przyjdzie moment,
mój przyjacielu,
570
czterej Chińczycy
wyjdą z tunelu,
a wtedy, panie,
kosmos i odór,
sodomagomor,
575siarka i wodór,
pustynia naga,
ni pół człowieka…»
Bełkot się wzmaga,
szumi jak rzeka,
580
że aż tańcują
flaszki na szafkach.
Tak bełkotała
rzeka Ciemnawka.
«To be or not to be»
Bulwieć od plot tych
585niemal się zatruł.
Trzeba odetchnąć.
Jak? Do teatru!
Ogolił zarost,
wdział spodnie inne.
590Teatr ma siły
rekreacyjne.
Na mieście śnieżna
szalała zamieć,
lecz jednak dojrzał:
595«Hamlet» w programie!
pośród olszynek
stał z drewna bardzo
dziwny budynek:
600tu przybudówka,
tam przybudówka,
na jednej blacha,
indziej dachówka.
Od frontu żółto,
605po bokach biało,
halucynacja,
horror i chaos:
tutaj filarek,
tam zakamarek,
610tu parka kolumn,
tam kilka parek;
tu jakiś wykusz,
tam jakiś psikus,
wokoło balkon,
615a na nim fikus.
W niszy Apollo
z lutnią natchnioną
pomalowany
był na zielono.
620
Dawniej ten teatr
był większy o pół,
lecz pożar strawił
piętnaście kopuł.
Bulwieć siadł grzecznie
625
i czekoladkę
przełknął z nadzieniem.
Kurtyna wolno
w górę się wznosi.
630O, cudowności
teatralności!
Więc jeszcze jedno
połknął nadzienie
i już zaczęło
635
się przedstawienie.
Przycichła nieco
orkiestra dęta.
Na scenę weszli
duńscy książęta;
640
chłopy jak byki
z grzywą na karkach,
przy kordelasach
i przy zegarkach.
Bo po co aktor
645płacze i skamle,
że tylko on jest
jedyny Hamlet?
Dobra Dyrekcja,
by te łzy otrzeć,
650zadaptowała
Zamiast dwudziestu
pięciu postaci
sami Hamleci
655
byli w dramacie.
Na diabła Grabarz
z tą Ofeliją!
Chcą grać chłopaki,
niech się wyżyją.
660
W ten sposób szlagier!
pierwszy raz w świecie!
grali w «Hamlecie''
sami Hamleci.
Ręka na sercu.
665Twarze ponure.
wołali chórem.
«Pod białą lilią»
Zima na mieście
bieliła już się.
670Ciemnogród leżał
jak na obrusie.
Hotel jak lampa
opodal wieża
675jako butelka;
budynki różne
jak góry serów;
i żółte plamy
placów i skwerów.
680
już opuściły
miasto szkaradne
jaskółki, szpaki,
gile i trznadle.
Czasami tylko
685
mignie wśród ulic
pliszka, sikorka
lub mysikrólik.
Wróble zbierały
najmniejszy okruch.
690Pod śniegiem biały
skrzył się Ciemnogród.
Bulwieć, że hotel
był zimny zimą,
w dzień tkwił w gospodzie
695«Pod Białą Lilią».
Schodziły tu się
na kawkę słabą
różne aniołki
oraz kollabo,
700
mrugacze oczu,
deptacze schodów,
szeptacze nowin,
ćmy Ciemnogrodu.
Mieszali w głowach,
705mieszali w szklankach
«korespondenci»
duże judasze,
małe judaszki
710za cent złamany
piszące paszkwil;
łowcy srebrników
i soczewicy —
zdrajcy paryscy,
715zdrajcy madryccy,
Siwy kollabo
(w nietrzeźwym stanie)
grał im Chopina
na fortepianie.
720
rzucił dolarka
i już to bractwo
jest na czworakach.
Kłębią się, pędzą
725
sforą ponurą
korespondenci
pod stolikami
wyją i kwilą.
730Larum w gospodzie
«Pod Białą Lilią»:
Łapaj monetę!
Chwytaj monetę!
Jednego przy tym
735zgnietli «poetę»;
czterej panowie
pod żyrandolem
piątemu panu
przegryźli wole.
740
— Hańba! — wołali,
robili zeza.
A piękny starzec
grał poloneza.
Pejzaż powyższy
745z psami wśród niwy
jest zły czy dobry,
ale prawdziwy.
«Uliczkę znam w Ciemnogrodzie»
Jest w Ciemnogrodzie
pewna ulica,
750groźna ulica,
lumpen-ulica.
A na chodniku
owej uliczki
trzy drzewka stoją,
755drzewka-patyczki.
A nad drzewkami
nie ma niczego —
chyba że niebo,
niejasne niebo.
760Na rogu knajpa,
innego cóż by?
A morska świnka
wyciąga wróżby
na katarynce,
765że brunet kłamie
i jaki nosić
należy kamień.
Życie jest krótkie.
Ulica krótka.
770Dzieci śpiewają
o krasnoludkach.
A śnieżek prószy.
i A deszczyk leje.
Ogonów końskich
775i psów złodzieje
tutaj mieszkają,
na tej ulicy,
czarnej ulicy,
lumpen-ulicy;
780
i nie ma wyjścia:
ciemność grobowa,
ciemność i tęskność
100%-owa.
Biały koń
Tak się tęskniło
785
nad rzeką zgniłą.
Słońce wschodziło
i zachodziło.
Przez ciemnogrodzkie
bulwary mokre
790chodził pod rękę
idiota z łotrem;
i naradzali
się, że aż miło,
jakby ten światek
795cofnąć do tyłu;
potem zwracali
się do rycerza:
— Czy już nadjeżdża?
— Nie, nie nadjeżdża.
800
— A może jednak?
A w międzyczasie
zjechał karnawał
w złotej kolasie.
By lśniły w lodu
805taflę lustrzaną,
rude pochodnie
pozapalano.
Pokryta ludźmi
cała Ciemnawka.
810
Wszyscy wołają:
— Cóż za ślizgawka!
— Co za bufety!
— I lodowisko!
— My się ślizgajmy!
815
— Chociaż tak ślisko!
Para za parą,
chaîne z prawej rączki,
my się ślizgajmy
jak te zajączki.
820Nawet pustelnik
(zwan Smutne Oczy)
do swoich kapci
łyżwy przytroczył;
lecz — niezwyczajny —
825na lodzie zemdlał,
potem na wieki
wpadł do przerębla.
I nagle — jak to
dziwnie się składa —
830sygnał na wieży:
Trata tatata.
Trata tatata,
trata tatata,
ach, już nadjeżdża
835Ojczyzny Tata,
ach, już nadjeżdża
Tata Ojczyzny,
który uleczy
rany i blizny.
840Nadjechał. W siodle
wspiął się postacią
i: — Bracia! — zaczął,
ale się zaciął.
— Ten… tego… bracia…
845
lata… mordęgi… —
i ucho potarł,
bo mróz był tęgi.
Ciemnogrodzianie
stali na lodzie,
850
w zwykłym ordynku:
łotr przy idiocie,
pętak ze szpiegiem,
mętniak z faszystą,
a okultysta
855
z surrealistą,
kociak przy bubku,
koło chłoptasia.
A cisza była
jak makiem zasiał.
860Takim się chwilom
cisze należą.
A Lis podawał
chleb na talerzu
i sól przy chlebie
865w misce głębokiej.
— Witamy Ciebie!
Amen i Okay.
Że chwila była
nie byle jaka,
870rycerz wciąż trąbił
tratatatata.
«Nemezis… Jowisz…»
(tratatatata)
«Zegar dziejowy…»
875(tratatatata)
Że dźwięki trąby
były ogromne,
wciąż było słychać
tylko tę trąbę.
880
I coraz prędzej
uszy pocierał
Biały Generał!
Piękny Generał!
Tu wyżej w siodle
885wspiął się postacią
i znowu zaczął,
i znów się zaciął:
— Tentego… bracia…
gdy pod Marengo… —
890Mówił językiem.
Pocierał ręką.
— Zegar dziejowy…
chwila dziejowa… —
Tu wodze puścił,
895trąc uszy oba.
Tratatatata
Tratatatata,
chwila gorąca,
lecz lodowata;
900uszy jak maki
zielone kwitną.
Wtem koń się potknął
i wykopyrtnął;
na lód upadli
905po jakiejś desce
pan razem z koniem,
koń razem z jeźdźcem,
z tego powodu,
że Białe Zwierzę
910miało trzy nogi,
jedną protezę.
— Bracia!!! — Zawalił
tu z trzaskiem lód się
i potonęli
915w jednej minucie
ludzie-upiory,
ludzie-koszmary,
chaîne z prawej rączki,
para do pary,
920w Ciemnawce mętnej,
w mazi głębokiej,
z cichym lamentem.
Amen i Okay.
Została tylko
925 ciemność i mżawka.
Ale pod lodem
płynie Ciemnawka.
Finał [and] motto
Bulwieć do domu
udał się prosto,
930znany podróżnik
Bulwieć Chryzostom.
Drogi powrotne
też były trudne:
to rzeki Siódme,
935to Góry Siódme,
lecz w końcu dotarł
jesienią czwartą
i zaczął pisać
księgę in quarto.
940Księdze dał motto
na pergaminie:
«ALE
POD LODEM
CIEMNAWKA
945PŁYNIE».
Pierwodruk: «Przekrój» 1953, nr 447–452.