- Dziedzictwo: 1
- Gwiazda: 1 2
- Księżyc: 1 2 3
- Lato: 1 2
- Łzy: 1
- Matka: 1 2 3 4 5
- Niebo: 1
- Poeta: 1
- Poezja: 1
- Słońce: 1
- Świt: 1
- Wiatr: 1
- Wspomnienia: 1
Konstanty Ildefons GałczyńskiSpotkanie z matką
1
MatkaOna mi pierwsza pokazała księżyc
i pierwszy śnieg na świerkach,
i pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
5a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.
Dopala się nafta w lampce.
Lamentuje nad uchem komar.
10jesteś tymi gwiazdami kilkoma?
Albo na jeziorze żaglem białym?
Albo falą w brzegi pochyłe?
Może twoje dłonie posypały
mój manuskrypt gwiaździstym pyłem?
15
LatoA możeś jest południowa godzina,
mazur
[1] pszczół w złotych sierpnia pokojach?
Wczoraj szpilkę znalazłem w trzcinach —
od włosów. Czy to nie twoja?
*
Ciemne olchy stoją na moczarze,
20rozsypuje się w mokradłach próchno.
WiatrEj, rozświstał się wiatr na fujarze,
małe gwiazdki nad olchami zdmuchnął.
Mała myszka przez ścieżkę przebiegła.
Drogę Mleczną nietoperz wymierzył.
25
z fajką srebrną w zębach wyszedł księżyc.
Rozświeciły się świeceniem wielkim
chmury, dziuple, żołędzie i sęki —
jakby cały świat był srebrnym świerkiem,
30srebrnym bąkiem grającym piosenki.
*
ptaki w ton uderzają,
słońce wschodzi nad knieję,
słońce jak śnieg topnieje.
35
Listkom rosnąć, opadać,
ptakom też wiecznie nie żyć,
słońcu wschodzić, zachodzić,
sercu gwiazdy i skrzypce.
*
Jak pudełko świeczek choinkowych,
40nagle, w ręku, gdzieś od dna kredensu,
myśli nagle tak wchodzą do głowy,
serce trącą i sercem zatrzęsą.
One drzemią. W nich śpi piękny zamiar.
45
Tylko rozwiń je i tylko zapal,
a zobaczysz, co z tego wyniknie:
w świeczkach błyśnie drogiej twarzy owal.
Matka palec wzniesie. Wiatr ucichnie.
MatkaMatkę w ręce ucałuj i włosy,
50potem śniegu po uliczkach rozsyp,
żeby błyskał się i żeby chrzęścił.
Potem wszystkie światła, co migocą,
do walizki zamknij. Otwórz nocą,
jeśli w drodze spotka cię nieszczęście.
*
55
LatoLato w lesie. Ciemność zielona w świerkach.
Szałwia. Zajęczy szczaw.
Niebo obłoki zdejmuje. Ptak zerka.
Trzmiele brzęczą wśród traw.
Motyle żółte i białe jak latające listy.
60Cisza i światło.
A tam dalej i dalej, za tym pagórkiem piaszczystym,
też jest lato.
*
gwiazdy gapią się na ziemię z okien,
65a wiadomo, że gwiazd jest wiele
i że wszystkie są niebieskookie.
A tam w rogu, w mieszkaniu z balkonem,
w jednym oknie, gdzie kwiat czerwony,
a to drugie okno z drugim kwiatem?…
70
fajerki
[3] przesuwasz. I płaczesz.
Bo tak długo czekasz mnie z obiadem.
*
Idę do ciebie. W twoją zieleń.
I w twoje śniegi. I w twój wiatr.
75W twój niezmierzony idę świat,
gdzie pory roku na twej dłoni
trojaka
[4] jak Ślązaczki tańczą
i kurz się wzbija, skrzypi wóz,
odyniec biegnie przez mokradła
80i jeleń rośnie pośród światła,
co, dzwoniąc, bębniąc, tarabaniąc
[5],
zaspane gwiazdy strząsa z brzóz.
Jesień to skrzypce potłuczone,
bezradna myśl nad ćwiercią smyczka,
85zima to plecy twoje białe,
Poetalato — jak złota rękawiczka,
którą porzucił w sadzie Jan,
ten Kochanowski, co mu łyżką
wystarczy stuknąć, a już wszystko
90tańcuje, niebo się otwiera,
niebo niebieskich pełne piór,
truchleje wilk, basuje bór
głosem Szekspira i Homera.
95delfin wysuwa ucho, jesiotr
słuchaniem skraca sobie pobyt.
A z lasu truchcik sarnich kopyt.
Z rybackich ognisk bucha dym,
skwierczy na sadle płotka żółta —
100to w wierszach Jana tak. I w nim
zakotwiczona moja nuta;
i wszystkie, wszystkie, wszystkie muzy,
bemole
[6] wszystkie, rytm i rym
,
105co na telegraficznych drutach
nocą nabija sobie guzy.
But zgubił. Choć jest cały światłem,
we łbie rozumu ani szczypty.
I nieskończonym sznurowadłem
110wplątał się w moje manuskrypty.
Pierwodruk: „Twórczość” 1950, nr 12.