Tadeusz HollenderWarszawa
1O, ty — przestrzeni polska, pogarbiona, smutna,
wiatr rozwiesza po tobie, jak wilgotne płótna,
mgły białe po pagórkach, po kresy rozstajów,
a przy rozstajach świątki wioskowe przystają
5i krzyże połamane prostują ramiona…
— Przestrzeni mazowiecka, płaska, pogarbiona…
PolskaO, przestrzeni zdradliwa… bez kresu się prościsz,
od Wschodu do Zachodu otwarta na oścież,
rozpostarta beztrosko swe pola rozścielasz…
10Nie odróżnisz przyjaciół od nieprzyjaciela.
Od Wschodu do Zachodu przez wieki pochody,
kto zechce, przez twą płaskość przepływa bez szkody
i walą się potopy — jak fala, co bryźnie,
odpływa i zostawia na płaskiej mieliźnie
15nowy osad — ryb trupy, meduz i mięczaków…
…Tak osady z potopów na ziemi Polaków
zostawały na zawsze na dziejowym szlaku.
A tam, gdzie owa płaskość najbardziej jest płaską,
na skrzyżowaniu szlaków, na niepewnym piasku,
20w łuku Wisły łagodnym ktoś z lewa i z prawa
zatoczył koło — w kole wytrysła Warszawa.
Dziwne miasto, niesforne, piękne — a nieładne,
wesołe, lekkomyślne — więc polskie — jak żadne.
Ktoś w kołpaku z krzyżykiem pod Zamkiem przechodzi…
25Wiatr zmierzwił włosy w szwedzkiej, cudzoziemskiej brodzie,
wzrok obraca na Wisłę, dal oczyma pije,
może marzy, że ujrzy daleką Szwecyję,
wiatr nadwiślański mitrę na głowie przegina,
obejrzał się i widzi, że Zamek w ruinach,
30więc wstąpił na kolumnę i gdy wpatrzy ktoś się,
wyda mu się, że wolno swoją szablę wznosi.
A lud stołeczny wierzy, że gdy szabla w górze,
to znak, że się w krwi własnej wkrótce wróg zanurzy,
że szabla podniesiona nową chwałę wróży.
35Och, ileż tu upiorów, ile z każdej strony
dam, robronów
[1] i karet, a łbów podgolonych,
iluż arcybiskupów w lesie złotych krzyży,
ileż wielkich tryumfów i ileż poniżeń,
ile wzlotów i ileż ogromnych upadków,
40ile nędzy i ileż wspaniałych dostatków.
Grzmią działa — ileż razy Warszawa się broni,
ileż razy wpadają i tratują po niej,
iluż wrogów z Północy, z Zachodu, ze Wschodu
dobywają tych murów, wpadają do grodu,
45biją dzwony na trwogę, kołyszą się ciężko,
tryumfalnie na tryumf, płaczliwie nad klęską,
lecz kołyszą się zawsze, choć wieżyce płoną,
bo wiecznie biją serca narodowych dzwonów.
To tu, tu było wszystko, tu wszystko się działo,
50tu kwitło sztandarami czerwono i biało,
pomnisz, kiedy zalewał miasto potop szwedzki,
w jego fale się rzucał w galopie Czarniecki
[2],
dziś rozkazuje gromko całej armii cieniów,
głos drży, bo się na złotym łamie podniebieniu,
55oczy ma roziskrzone i od wichru krwawe,
bo odbija na Szwedach w galopie Warszawę.
Popatrz — płynie stolica w obłokach, jak w tiulach,
naród niesie na rękach ostatniego króla
[3]
i krzyczy naród wszystek: „Wiwat król kochany!
60Wiwat!” — nie wiedzą jeszcze warszawskie mieszczany,
że gdy go tak nad tłumy rozwrzeszczane wiodą,
on już w myślach podpisał na hańbę narodu
twardy wyrok, nikt nie wie, że niemęsko płacząc,
już skazał wielu tutaj na dolę tułaczą.
65Będą się jeszcze bronić… Trwać obrona będzie
lat długich setkę z górą — odtąd, odtąd wszędzie,
wszędzie tam, gdzie się biją, gdzie potrzeba czynu,
będą gwizdały kule z polskich karabinów.
Tu bohater dwu półkul wzgardzi Nowym Światem,
70broniąc miasta, Europy Pierwszy Obywatel
[4].
Książę Pepi
[5] z fajeczką powiedzie Polaków,
w ułance, jak do tańca, pójdzie do ataku.
Przez wiek nad kołyskami strop się ciągle pali,
a z kołysek wychodzą mężowie dojrzali
75i nim ich wiek dziecinnej nauczy zabawy,
już leżą na ruinach i bronią Warszawy,
na fortach Woli, Pragi, polach Mokotowa,
kampania za kampanią szaleje od nowa
i po wieczorach krwawych krwawią się poranki,
80wciąż leci nad tym miastem nuta
Warszawianki[6].
O, melodio zdradziecka, przysłana przez naród,
który patrzył spokojnie na łuny pożarów,
miłości niewzajemna uroczego kraju,
gdzie wzajemności ani przyjaźni nie znają.
85Oto miasto, co zawsze składało ofiary,
patrzy dziś na ten cały, choć zdobyty Paryż,
po którym się zatacza butny i wesoły
ten sam pruski parobek, żołdak i pachołek.
Zapatrzyła się oto spalona Warszawa
90na twój
charme[7] — ale tutaj walka i zabawa
są związane tak ściśle, że nikt nie spostrzeże,
czy to tylko gawrosze
[8], czy już — bohaterzy…
O, lekkomyślne serce tych płaskich przestrzeni,
ciebie najsroższa nawet klęska nie odmieni,
95nie spalą cię pożary, nie zburzą pociski,
będziesz tańczyć po bruku od krwi własnej śliskim,
a nie ugniesz się w walce — kpiąca i zawzięta,
ty, co przeżyłaś wszystko i wszystko pamiętasz,
wytrwasz, polski Paryżu, doczekasz godziny,
100wyślesz nowych Kilińskich
[9] na stare ruiny
z granatem w jednej ręce, w drugiej z wódki szklanką,
zaniesiesz się pod niebo nową Warszawianką
i znowu zatkniesz sztandar na odbitej Woli…
Wolna, pierwsza wśród wszystkich pognębionych stolic…