Tekst dostosowano do norm ortograficznych i interpunkcyjnych współczesnej polszczyzny. W szczególności dotyczy to przecinków oddzielających grupy imiesłowowe oraz pisowni zaimków (mię > mnie itp.). Wyjątek poczyniono dla przestarzałych form występujących w pozycji rymowej.
Ajas, Odyseusz lub król panujący Krecie
> Ajas, Odys albo król panujący Krecie (poprawka rytmu)
HomerIliadatłum. Franciszek Ksawery Dmochowski
Księga I
1
Który ściągnął klęsk tyle na greckie narody,
Mnóstwo dusz mężnych wcześnie wtrącił do Erebu
[3],
A na pastwę dał sępom i psom bez pogrzebu
5Walające się trupy rycerskie wśród pola:
Tak Zeusa
[4] wielkiego spełniała się wola
Odtąd, gdy się zjątrzyli sporem niebezpiecznym
Agamemnon
[5], król mężów, z Achillem walecznym.
10Od Feba
[6], co go Kronid
[7] z pięknej miał Latony
[8].
Gniewny na króla, wojsku straszną klęskę zadał,
Rozszerzył mór
[9] w obozie, codziennie lud padał;
Mścił się, że był zelżony jego kapłan święty.
Przyszedł Chryzes
[10], gdzie stały Achajów
[11] okręty,
15Świetną na okup córki przynosząc ofiarę,
A w ręku mając berło i Feba tiarę
[12];
Prosił Greki o litość na ojcowskie bóle:
Najbardziej zaś Atrydy
[13], dwa narodów króle:
— «Atrydowie i Grecy! Niech wam dadzą bogi
20Dobyć miasta Pryjama
[14], w swoje wrócić progi!
Lecz pomni na łuk Feba
[15] strzelający z góry,
Weźcie okup, nie przeczcie
[16] ojcu jego córy
[17]!
Rzekł. W Grekach szmer przyjazny oznaczał ich zgodę,
Aby uczcić kapłana i przyjąć nagrodę;
25Nie przypadła królowi do serca ta mowa,
Więc go puścił z obelgą, przydał groźne słowa:
— «Znidź
[18], naprzykrzony starcze, z oczu moich pręcej
[19],
Nie waż bawić się dłużej ani wracać więcej!
W tiarze, w berle słaba dla ciebie zasłona.
30
NiewolaChyba mi starość córkę twoją wydrze z łona;
Od swych daleko, w Argos
[20] na zawsze osiędzie,
Tam wełnę tkać i łoże moje dzielić będzie.
Pójdź precz! Ani mnie gniewaj, żebyś został cały!
35Szedł cicho ponad morze, gdzie huczały fale,
A gdy już był daleko, wynurzył swe żale
I syna pięknowłosej tak prosił Latony:
— «Boże! Którego Chryza doznaje obrony,
Smintejczyku
[21]! Co strzałę wypuszczasz daleką,
40Co masz Tened
[22] i Killę
[23] pod możną opieką:
Jeśli wieńcami twoje zdobiłem kościoły,
Jeślim ci na ofiarę bił kozły i woły,
Niech prośba ta od ciebie będzie wysłuchana:
Zemścij się łukiem twoim obelgi kapłana».
45
ŚmierćLedwie skończył, modlitwa doszła ucha Feba;
Wysłuchał go łaskawie, zstąpił gniewny z nieba
Z łukiem swoim, z kołczanem; na ramionach strzały
W bystrym biegu strasznymi szczęki
[24] przerażały.
Idzie jak noc posępny; siadł z dala, łuk spina:
50Leci strzała i świszcząc powietrze rozcina.
Okropnym brzmiąc łuk jękiem psy strzela i muły;
Wnet zgubne jego razy Achaje poczuły:
[25]
Palą się bezprzestannie
[26] smutne trupów stosy.
Przez dziewięć dni na wojsko śmiertelne szły ciosy,
55Dziesiątego Achilles cały lud zwoływa
[27],
Bo tę myśl w piersi Hera
[28] wlała mu życzliwa,
Bolesna, widząc swoich Achajów zagładę.
Zatem, gdy się na walną
[29] zgromadzili radę,
Mężny Achilles tymi zaczął mówić słowy:
60— «Teraz bardzo się lękam, synu Atrejowy
[30],
Abyśmy, obłąkani
[31] wpośród morskich brodów,
Nie musieli powracać do ojczystych grodów,
Jeżeli tu na zawsze nie zamkniem powieki,
Bo i wojna okrutna, i mór niszczy Greki.
65Niech wieszcz
[32] lub kapłan powie, skąd ta chłosta sroga,
Albo snów tłumacz wierny — wszakże sny od boga?
Niechaj powie, dlaczego Feb
[33] naszej chce zguby:
Czy go niedopełnione obrażają śluby?
Czyli
[34] stąd, że świętego stugłowu
[35] nie bierze?
70Bijmy owce i kozy dla niego w ofierze,
Aby ubłagan wstrzymał ten mór niebezpieczny»
To powiedziawszy usiadł Achilles waleczny.
Wstał Testora syn, Kalchas, pierwszy w swym urzędzie:
Zna, co jest, zna, co było, zna nawet, co będzie;
75Mądry i duchem wieszczym od Feba natchnięty,
On do Troi achajskie prowadził okręty.
Więc tak na radzie głosem roztropnym opiewa:
— «Chcesz, bym wyrzekł, dlaczego na nas Feb się gniewa,
Feb, którego łuk srebrny zgubne strzały niesie?
80Ja powiem, lecz przysięgą zaręcz, Achillesie,
Że mi słowy i ręką dasz potrzebne wsparcie,
Bo widzę, jak się na mnie rozgniewa zażarcie
Mąż, któremu nad sobą władzę Grecy dali.
A gdy król na słabego gniewem się zapali,
85Chociaż się na czas wstrzyma, w razie nie zaszkodzi,
Znajdzie potem sposobność i zemście dogodzi.
Uważ
[36] więc, czyliś zdolny ocalić mą głowę».
Achilles odpowiedział na tę wieszczka mowę:
— «Co tylko wiesz, mów śmiało! Bo na Apollina
90Przysięgam, Zeusowi najmilszego syna,
Którego ty świętości trzymając na pieczy,
Z daru jego zwiastujesz przyszłe Grekom rzeczy;
Przysięgam, póki widzę to światło na niebie:
Żaden się z Greków skrzywdzić nie odważy ciebie,
95Ani sam Agamemnon. Nic to nie przeszkadza
Prawdę wyrzec, że jego najwyższa dziś władza».
Ośmielił się tym wieszczek: «Ani dla
[37] ofiary,
Ani dla ślubów — rzecze — zesłane są kary;
Wzgarda świętego sługi ściągnęła tę stratę.
100Nie chciał wydać król córki, odrzucił zapłatę,
Dlatego między nami zaraza się szerzy,
I nie wprzódy się w swoim gniewie Feb uśmierzy,
Aż król powróci zdobycz, którą dotąd trzyma.
I darmo odda brankę z czarnymi oczyma.
105Gdy do Chryzy poślemy jeszcze stugłów święty,
Może się da złagodzić dla nas bóg zawzięty».
Skończywszy usiadł Kalchas. Natychmiast powstanie
Trzymający szerokie Atryd panowanie,
Straszliwie pomieszany, gniew mu wnętrze ściska,
110A oko rozpalone żywym ogniem błyska;
I rzekł, krzywym rzucając na Kalchasa wzrokiem:
— «Zawsze ty, widzę, jesteś nieszczęścia prorokiem
I nic nie umiesz dla mnie zwiastować przyjemnie;
Każdy twój czyn i wyraz serce rani we mnie.
115Teraz nawet rozgłaszasz pomiędzy Achiwy
[38],
Iż dlatego zarazą Feb ich trapi mściwy,
Żem zatrzymał dziewicę, okupem wzgardziłem.
Posiadanie tej branki bardzo mi jest miłem,
Byłaby moją w domu pociechą jedyną,
120Większą niż Klitajmestra
[39], którąm wziął dziewczyną.
Wyrówna jej rozumem moja niewolnica
I sercem, i przemysłem
[40], i pięknością lica.
Ale gdy trzeba, ojcu wracam ją do ręki,
Bo wolę całość ludu nad jej wszystkie wdzięki.
125Tylko mi tę osłodźcie stratę, przyjaciele:
Godziż się, bym szkodował sam jeden tak wiele?
Wszakże wszyscy widzicie, co mi z rąk wypada».
Na to Pelid
[41] waleczny tak mu odpowiada.
— «Atrydo, jakżeż razem
[42] i dumny, i chciwy!
130Tobież łupu szlachetne odstąpią Achiwy?
Ja nie wiem, jeśli jakie łupy gdzie złożono:
Co z miast było wziętego, to już podzielono;
Wracać nazad
[43] i znowu dzielić nie przystoi.
Ale kiedy przemożnej dobędziemy Troi,
135Wróć tylko brankę bogu, za dzisiejszą stratę
Potrójną i poczwórną odbierzesz zapłatę».
Rzekł król — i chcesz mnie słowy podchodzić daremnie,
Oddawszy moją brankę, będęż smutny siedzieć,
140Gdy ty cieszysz się twoją? Oddam, lecz chcę wiedzieć,
Czyli tę stratę Grecy nagrodzą mi równie;
Jeśli nie chcą nagrodzić, sam wezmę gwałtownie…
Ale się w innej o tym naradzimy porze.
Teraz okręt na wielkie wyprowadźmy morze
145I zbierzmy zdolne majtki do takiej wyprawy,
Brankę wsadźmy z ofiarą stugłowną do nawy
[45].
Pierwsi z wodzów tę podróż na siebie weźmiecie;
Ajas, Odys, albo król panujący Krecie,
Lub jeśli tak rozkażę, najstraszniejszy z ludzi,
150Pelid się tą usługą dla Greków potrudzi.
Pewnie
[46] bóg zagniewany, który mściwie strzela,
Tą ofiarą się zmieni dla nas w przyjaciela».
Na to strasznie zapalon Achilles zawoła:
— «O łakomco! O człeku bezwstydnego czoła!
155Któż z Greków chętnie twoje spełni rozkazanie?
Kto pójdzie na wyprawę? Na czele wojsk stanie?
Nie z mojej ja przyszedłem pod Troję przyczyny,
Ród ten przeciw mnie żadnej nie popełnił winy;
Do owoców mej ziemi nie ściągnęli dłoni,
160Nie tknęli się trzód moich, nie zabrali koni,
Najmniejszej w żyznej Ftyi nie zrobili szkody;
Dzielą mnie od nich wielkie i góry, i wody.
Czci twojej nasługiwać, mścić się krzywdy brata.
165Bezczelniku z psim okiem
[47]! Nie znasz tej usługi!
Jeszcze mi to chcesz wydrzeć, com wziął za znój długi
I co mi zgodnie greckie przyznały narody!
Dotąd ja równej z tobą nie miałem nagrody.
Gdy po dobyciu miasta wojsko łup rozbiera,
170Na moich barkach ciężar wojny się opiera,
Lecz kiedy podział przyjdzie, lepsza część dla ciebie,
A ja — upracowany, zemdlony w potrzebie,
Z małą cząstką na okręt idę z bojowiska.
Do Ftyi, do mojego powracam siedliska,
175Gdy nie masz moich zasług, śmiesz zdobycz wydzierać;
A nie wiem, czy beze mnie będziesz łupy zbierać«.
Jemu król Agamemnon, równym gniewem zdjęty:
— «Jedź, gdy ci się podoba, spychaj twe okręty!
Czyż to na tobie jednym los Grecyji stoi?
180Mam drugich, co się zemszczą mej krzywdy na Troi,
A najskuteczniej Kronid panujący w niebie.
Z wszystkich królów najbardziej nienawidzę ciebie…
Idź, rządź Myrmidonami, nie mną, człeku hardy:
Gniewy twoje niczego nie warte prócz wzgardy.
185
Dam rozkaz, niech ją moi odwiozą żołnierze,
A za to się do twojej posunę nagrody:
Bryzeidę ci wezmę z pięknymi jagody
[48],
Byś znał, żem jest mocniejszy. Drugich strach ogarnie,
190Widząc, że mi się równać nie można bezkarnie».
GniewNa te słowa okrutnie Pelid rozjątrzony,
Niepewny, na obiedwie nachyla się strony:
Czy usunąwszy drugich w Atryda uderzyć,
Czy lepiej gniew powściągnąć i zapał uśmierzyć.
195Gdy się na obie strony chwieje myśl wątpliwa,
W zapale z pochew miecza strasznego dobywa:
BoginiWtem z nieba z Hery przyszła Pallada
[49] przysługi,
Bo równie jej był miły jak jeden, tak drugi.
Z tyłu lekko za włosy pociąga rycerza,
200Niczyim, jego tylko oczom się powierza.
Zląkł się Pelid, gdy spojrzał za siebie zdumiały,
Widzi Palladę: oczy jej groźnie iskrzały;
I rzecze: «Wielka córo pana błyskawicy,
Po cóżeś to z niebieskiej nadeszła stolicy?
205Czy widzieć, jaką Atryd obelgę mi czyni?
Oświadczam ci, bo tego dokażę, bogini,
Że dłoń ta wnet za dumę duszę mu wywlecze».
A na to modrooka Pallada tak rzecze:
— «Przyszłam gniew twój uśmierzyć z woli Zeusa żony:
210Jej Achilles, jej Atryd równie ulubiony.
Nie ruszaj miecza, do krwi nie chciej się zapędzać;
Ale słów obelżywych możesz nie oszczędzać.
Wierz mi, bo to być musi, że dla tej ofiary
Trzykroć będziesz drogimi nagrodzony dary;
215Tylko bądź nam posłuszny, gniew uhamuj srogi».
A Palladzie Achilles mówi prędkonogi:
Bóg— «Choć cały gniewem pałam, lecz rozum ostrzega,
Iż ten błądzić nie może, kto bogom ulega;
Kto na rozkazy bogów nie zatyka ucha,
220Tego wzajem łaskawe niebo chętniej słucha».
To wyrzekłszy, przestaje na Pallady radzie,
Powściąga silną rękę i miecz w pochwy kładzie;
A bogini, poselstwo odprawiwszy swoje,
Do bogów spieszy, w górne Zeusa pokoje.
225Lecz Pelid jeszcze gniewy straszne w sercu warzy
I rzecze, dla Atryda nie szczędząc potwarzy:
— «Z psim okiem, z łani sercem, bezecny opoju,
Wziąłżeś broń, prowadziłżeś lud śmiało do boju?
Poszedłżeś na zasadzki, gdy szły inne wodze?
230Nigdy! Drżałeś ze śmiercią spotkać się na drodze.
Lepiej dumną w obozie władzę rozpościerać,
A kto ci się sprzeciwi, temu łup wydzierać.
Nad podłymi panujesz, ludożerco, tłumy;
Inaczej już byś zgonem przypłacił twej dumy.
235
PrzysięgaAle ja ci przysięgam teraz uroczyście,
Przez to berło, co więcej nie odrośnie w liście,
Bo kiedy je raz na pniu ostry topór przytnie,
Żywne straciwszy soki, więcej nie zakwitnie,
A dziś je w ręku greccy monarchowie noszą,
240Którzy święte wyroki prawa ludom głoszą;
Przysięgam ci największą przysięgą na świecie:
Wzywać Achilla Grecy, lecz próżno będziecie!
A ty się dręcząc w sobie nie dasz im pomocy,
Gdy ich do wiecznej Hektor zacznie wtrącać nocy.
245Zgryzą cię trojańskiego postępy oręża,
Że najwaleczniejszego nie uczciłeś męża».
To powiedziawszy, przodków berło znakomite,
Berło świetnie złotymi gwoździami nabite,
Rzuca gniewny na ziemię i na miejscu siada.
250Równie się Agamemnon na niego rozjada.
Z ust jego słodsze płyną wyrazy od miodu.
Dwa pokolenia Pylów zamieszkały ziemię,
Jak żył, a teraz trzecie ludzi rządzi plemię.
255W te rzekł słowa, rozumu wielkiego tłumacze:
— «O, jak Achajów ziemia gorzko dziś zapłacze!
Jak się z tej uradują Trojanie nowiny,
Jak ucieszy się Pryjam i Pryjama syny,
Gdy usłyszą, że zgubną ci zjątrzeni zwadą,
260Którzy innym przodkują i męstwem, i radą!
Lecz starca głos niech w młodszych winną
[51] baczność wzbudzi,
Bom ja większych przed laty widział od was ludzi,
A lekce mojej rady nie ważyli przecie.
Nigdym takich nie widział, ni ujrzę na świecie,
265Jakim był silny Dryjant, Kajnej nieśmiertelny,
Pejrytoj i Eksadios, i Polifem dzielny
[52]…
Mężni sami, z mężnymi chodzili za barki,
Centaurom, gór mieszkańcom, dumne starli karki.
Z nimi od młodu moje bywały zabawy,
270Gdy mnie z Pylos do spólnej wezwali wyprawy,
I jam walczył, jak siły pozwalały moje;
Z dzisiejszych nikt by z nimi nie wyszedł na boje.
Tak wielcy, a młodego przyjmowali rady:
I dla was będzie lepiej wstępować w ich ślady.
275Ty, choć możny, nadobną zostaw mu dziewicę,
Niech ma dar, którym uczcił Grek jego prawicę;
A ty, Achillu, z królem nie bądź tak gwałtowny,
Bo mu żaden ze wszystkich królów nie jest rowny.
Jeżeliś ty dzielniejszy, żeś synem bogini,
280Jego możniejszym władza obszerniejsza czyni.
Atrydo, głos pokoju między was przynoszę:
Złóż gniew na Achillesa, ja cię o to proszę;
W nim jest obrona floty, w nim wojska podpora».
Agamemnon w te słowa rzecze do Nestora:
285
Duma— «Zacny starcze! Szanuję mądrą twoją mowę,
Lecz nad wszystkich ten człowiek chce wynosić głowę;
On by rad
[53] sobie władzę najwyższą przywłaszczył,
A któż będzie tak niski, by się przed nim płaszczył?
Jeżeli mu zaś dzielność nadał bóg odwieczny,
290Czyż przeto
[54] mu pozwala, by tak był złorzeczny?
Przerwał mu Pelid mowę i obelg nie skąpił:
— «Ostatni byłbym z ludzi, gdybym ci ustąpił…
Co ci powiem, to w żywej zachowaj pamięci:
BrońDla
[55] branki walczyć bronią wcale nie mam chęci
295Ni z tobą, ni z innymi Greków rycerzami,
Choć bierzecie dar, który przyznaliście sami;
Ale co na okręcie moim jest w ładunku,
Nic do twego nie możesz podciągnąć szalunku.
Odważ się tylko na to: całe wojsko zoczy
[56],
300Że ta włócznia wnet czarną krew z ciebie wytoczy».
Tak w szkodliwej obadwa rozjątrzeni zwadzie
Powstali, czyniąc koniec narodowej radzie.
Pelid gniewny pod swoje udał się namioty,
Z nim Patrokl
[57] nieodostępny i tesalskie roty.
305Atryd zaś okręt spycha, żagle rozpościera,
Kładzie ofiarę, majtków dwudziestu wybiera,
I śliczną Chryzeidę prowadzi do nawy
[58]:
Mądry Odyseusz wodzem został tej wyprawy.
Ci mokrą płyną drogą, wiatry w żagle świszczą.
310Król nakazał obmycie
[59]; więc ludy się czyszczą,
Rzucając wszystko w morze, co brudnego zmiotą;
Potem się zaraz świętą zajmują robotą,
Biją byki i kozy na uczczenie Feba:
Skwarzy się tłustość, dymy się wznoszą do nieba.
315Gdy tak lud ofiarami błagał Apollina,
Agamemnon się srożył na Peleja syna
I chcąc dokonać swoich zapowiedzi groźnych,
Mówił do Eurybata i Taldyba, woźnych:
Posłaniec— «Do Achilla namiotu śpiesznym idźcie krokiem
320I przywiedźcie tu jego brankę z czarnym okiem.
Jeśli nie da, sam wezmę, gdy tam z wielą przydę
[60],
A to większą mu sprawi boleść i ohydę».
Tak zalecił, groźnymi rozwodząc się słowy.
Struchleli biedni ludzie na rozkaz takowy,
325Idą powoli, ciężkim ściśnięci kłopotem.
Siedzącego zastają wodza pod namiotem;
Achilles ich spostrzegłszy zasmucił się srodze;
Ci, króla czcią przejęci, w wielkiej byli trwodze,
Stali cicho, ni w jednym wyrzekli co słowie.
330Poznał rycerz ich trudność, więc pierwszy tak powie:
— «Witajcie woźni, bogów i śmiertelnych posły!
Przystąpcie. Wy nie winni, lecz Atryd wyniosły;
Do niego ja, nie do was, mam żalu przyczynę.
Pójdź, kochany Patroklu, wydaj im dziewczynę!
335Weźcie ją, ale bądźcie świadki nad mym bólem
Przed niebem i przed ziemią, i przed srogim królem:
Będzie kiedyś dla Greków Achilles potrzebny…
Złym tylko chuciom służy ten człowiek haniebny:
Z przeszłych on rzeczy wnosić przyszłości nie umie
340I gubi Greki, głupiej dogadzając dumie».
Natychmiast wierny Patrokl z miejsca swego wstaje,
Ślicznego lica brankę posłańcom oddaje;
Wracają się pod namiot Atryda szeroki,
Z nimi niewiasta idzie niechętnymi kroki.
345
Matka, SynOdchodzi od swych Pelid i łzy hojne toczy,
Z dala siada na brzegu, w morze wlepia oczy
I wyciągnąwszy ręce, tak matkę zaklina:
— «Gdyś mnie krótkiego życia dała na świat, syna,
[61]
Matko! Przynajmniej Kronid
[62], co piorunem włada,
350Niechaj mi sławne imię i wielką cześć nada;
Lecz nie znam jej, gdy Atryd
[63] zdobycz gwałtem bierze,
Którą mi zgodnie greccy przyznali rycerze».
To mówiąc, łzy wylewa rzęsistym potokiem.
Siedząc w morzu, pod ojca podeszłego bokiem,
355Słyszy te żale matka
[64], na kształt mgły wychodzi,
Tuż siada, ręką głaszcze i jęki łagodzi.
— «Czego płaczesz? Skąd, synu, boleść masz tak wielką?
Powiedz i nic nie zataj przed twą rodzicielką».
A na to Pelid rzecze westchnąwszy serdecznie
360— «Na cóż ci to powiadać, co wiesz dostatecznie…
Więc, matko, wesprzyj syna! Śpiesz do górnych progów.
Opowiedz krzywdę panu i ludzi, i bogów,
Jeśliś na jego dobre zasłużyła chęci.
Com słyszał w domu ojca, mam dotąd w pamięci,
365Że od ciebie Zeusa wyszła raz obrona;
Bo gdy spisek Pallady, Hery, Posejdona
Dążył na to, by w więzy ująć go haniebne,
W tak złym razie tyś wsparcie dała mu potrzebne:
Sturęcznegoś do nieba wezwała olbrzyma,
370Który imię u ludzi Ajgajona trzyma,
W niebie zaś Bryjareja dają mu nazwisko.
Silniejszy on od ojca
[65]. Kiedy usiadł blisko
Przy panu nieśmiertelnych w straszliwej postawie,
Zlękłe bogi przestały o złej myśleć sprawie.
375Wspomnij mu to, kolana w czułej ściskaj dłoni,
Żebraj, aby trojańskiej dopomagał broni;
Niech bije Greki, do naw odeprze ze stratą,
Niech widzą, co mądrości ich króla zapłatą,
I niechaj Atryd swego pożałuje błędu,
380Że dla najdzielniejszego męża nie miał względu».
A Tetys
[66] na to, łzami zalawszy się cała:
— «Na com cię nieszczęśliwym losem wychowała!
Obyś przynajmniej siedział w nawie bez boleści!
Lecz i w ciasnym obrębie wyrok dni twe mieści,
385I zrządza ci na ziemi najnędzniejsze bycie!
Jakżem ci, synu, smutnym losem dała życie!
Wstąpię na Olimp górny, przed Zeusem stanę,
Powiem, jak srogą na czci odebrałeś ranę
Może na prośby moje łaskawie się skłoni.
390Ty gniewny siedź u floty, nie bierz się do broni.
Wczoraj opuścił Kronid złote nieba progi
[67],
Poszedł poza ocean, a z nim inne bogi,
By w uczcie towarzyszył Etyjopom czystym
[68];
Za dwanaście dni będzie w swym domu wieczystym
395Wtedy spieszę do niego, ścisnę mu kolana;
Spodziewam się, że będę w prośbie wysłuchana».
To rzekłszy znikła, w smutku zostawiając syna,
Że mu wzięta niesłusznie prześliczna dziewczyna…
Zagniewany Achilles o dziewicy wzięcie,
400Nigdzie nie wyszedł, siedział na swoim okręcie;
Nikt go nie widzi w boju, nikt w radzie nie słyszy,
Lecz w smutku pogrążony za bitwami dyszy.
Gdy przeszło dni dwanaście, nieśmiertelne bogi
W niedostępne Olimpu wracają się progi,
405Kronid
[69] przodkuje
[70] wszystkim do górnej stolicy.
Zostawia ojca, rzuca niezgłębione morze,
I do nieba o rannej dostaje się porze.
Kronida, który grzmiące pioruny zapala,
410Na wierzchołku Olimpu był od bogów z dala.
Siada przed nim bogini z pokorną postawą,
Ręką lewą kolana, brodę ściska prawą
I rzecze: «Bogów ojcze, jeślim kiedy ciebie
Lub uczynkiem, lub słowem ratowała w niebie,
415Skłoń ucho na me prośby, pamiętny przysługi:
Daj cześć synowi memu, gdyś wiek dał niedługi!
Widzisz, jako nad ciężką obelgą łzy roni:
Wydarł mu gwałtem Atryd owoc dzielnej dłoni;
Ale ty go przynajmniej uczcij, mądry boże,
420Niech ręka twoja w bitwach Trojany wspomoże,
Niech górują nad Greki, odnoszą zwycięstwa,
Aż póki ci nie uczczą mego syna męstwa».
Nic na to chmurowładca Kronid nie odpowie,
Milcząc, całą tę sprawę waży w swojej głowie;
425Tetys, jak go ujęła, tak się kolan trzyma,
I tak z rozrzewnionymi powtarza oczyma:
— «Odmów mi, albo przyzwól i zaręcz wyraźnie!
Czyż jakie na Zeusa padają bojaźnie?
Niech wiem, czym sama z bogiń okryta pogardą».
430Kronid ciężko westchnąwszy: «Prosisz o rzecz twardą.
Jakie troski dla mojej stąd wynikną głowy!
Na niepokój mnie, córko, narażasz domowy:
Znowu się będzie trzeba z małżonką ucierać,
A i tak mi wyrzuca, żem Troję rad wspierać.
435Idź, by cię nie postrzegło zazdrosne jej oko!
PiorunProśbę twoją mam w sercu wyrytą głęboko.
Skłonię głową, byś pewna była mojej chęci;
Tej na stwierdzenie słowa używam pieczęci,
Przed bogi i przed ludźmi znak ten jest konieczny».
440To wyrzekł i brwi zmarszczył niebios pan odwieczny:
Podniosły się na głowie nieśmiertelnej włosy,
Wstrząsł się Olimp i całe zadrżały niebiosy.
Gdy takie zaręczenie od Zeusa zyska,
Tetys idzie do swego w głębi wód siedliska,
445On do swego pałacu. Wstają wszystkie bogi
I zabiegają ojcu swemu na pół drogi;
Nikt na miejscu nie został, cała niebian rzesza
Na powitanie władcy piorunu pospiesza.
ŻonaSkoro tylko pan bogów na swym zasiadł tronie,
450Zdało się podejrzliwej dokuczyć mu żonie;
Postrzegła, że z nim Tetys ciche miała rady,
Takie zatem z Kronidą rozpoczyna zwady:
— «Z kimżeś to, obłudniku, rozmawiał dziś w niebie?
Beze mnie radzić skrycie rozkoszą dla ciebie.
455Zawsze lubisz przed żoną chować sekret ścisły
I nigdy nie powiadasz, jakie twe zamysły».
— «O wszystkich — rzekł bóg — rzeczach być uświadomioną
Zbytni ciężar dla ciebie, choć mi jesteś żoną;
Jednakże, co ciekawość twoją słusznie budzi,
460To pierwsza wiesz ode mnie i z bogów, i z ludzi;
Lecz, co sam radzę, bogom nie myśląc powiadać,
O to próżno nie pytaj, tego nie chciej badać».
Na to Hera, wielkimi oczyma wspaniała:
— «Twardy Kronosa synu, cóżem usłyszała?
465Nigdym ci nie jest przykra, słusznie się tym szczycę,
Że nie chcę wglądać w żadną twoją tajemnicę.
Ta zaś troskliwość moja z tego idzie źródła,
Czy cię córka morskiego starca nie uwiodła.
Bo dziś przyszła do ciebie, ściskała kolana,
470I podobno już w prośbach swoich wysłuchana:
Jej syna czci, a Greków klęski nic nie zwlecze».
Na to piorunowładca do Hery tak rzecze:
— «Płoche
[71] twe podejrzenia są dla mnie zwyczajne,
Jednak ci niedostępne moje myśli tajne.
475Nienawiść tylko męża odnosisz w korzyści,
Choćbyś zgadła mój wyrok. Co chcę, to się ziści.
Siedź i skromnie się moim powoduj
[72] rozkazem,
Bo cię tu nie zasłonią wszystkie bogi razem
Od strasznego tej ręki ogromnej zamachu».
480Tak rzekł; umilkła Hera i drżała ze strachu;
Musi ulec mężowi niezgięta jej dusza,
Lecz wszystkich bogów czułość jej zmartwienie wzrusza.
Zatem Hefajst
[73], Olimpu sławny budowniczy,
Miłą matkę pociesza w tak ciężkiej goryczy:
485— «Jak to nas wszystkich smuci, jak dotkliwie boli,
Że niebo się poróżnia dla śmiertelnych doli.
Gdy się przykra niezgoda samych bogów ima
[74],
Znikną uczty, rozkosze, złe górę otrzyma.
Matce radzę, choć sama sobie radzić zdolną,
490By na Zeusa była rozkazy powolną
[75]:
Bo kiedy w gniew nasz ojciec rozjątrzony wpada,
Cała się dla niebianów zepsuje biesiada.
Gdyby chciał, jak jest mocny, ten wielki pan gromu,
Wszystkich by nas wytrącił z niebieskiego domu.
495Matko! Ujmij go wdzięcznie, a spojrzy wesoło
I okaże pogodne Olimpowi czoło».
To powiedziawszy Hefajst z miejsca swego wstaje,
Bierze okrągłą czarę, matce ją podaje
I rzecze: «Znoś to, matko, lubo
[76] ci nie miło,
500Żebyć się co gorszego jeszcze nie zdarzyło;
Gniewy jego złagodzi twa powolność
[77] wczesna
[78].
Jakby dla syna twego była rzecz bolesna,
Nie mogąc dać ci wsparcia, patrzeć na twe jęki:
Trudno wytrzymać siłę Zeusowej ręki.
505Nigdy mi ten przypadek nie wyjdzie z pamięci:
Gdym cię raz przeciw jego chciał wesprzeć niechęci,
Porwał za nogę, rzucił z niebieskiego gmachu,
Zaledwie ze mnie dusza nie wyszła z przestrachu;
Leciałem przez dzień, w wieczór upadłem na Lemnie,
510Tam Syntyjowie ducha obudzili we mnie».
Tę Hefajst o przypadku swoim powieść czyni.
A na to z białą dłonią śmieje się bogini
I z uśmiechem odbiera czarę z ręki syna.
On zaś od prawej strony obdzielać zaczyna
515Słodkim nektarem nieba wysokiego panów,
Który czerpa obficie z poświęconych dzbanów.
Śmiały się, pijąc nektar, do rozpuku bogi,
Że im służył tak grzecznie Hefajst krzywonogi.
Stół do zachodu słońca zasiadają wkoło,
520Jedzą smacznie i piją, bawią się wesoło:
Apollo na formindze
[79] gra, muz chór dobrany
Słodkimi wyśpiewuje głosy na przemiany.
Gdy słońce świetną głowę skryło w oceanie,
Każdego boga własne przyjmuje mieszkanie:
525Bo w Olimpie ma każdy z bogów pałac złoty,
Cudownej przemyślnego Hefajsta roboty.
Kronid także tam idzie, gdzie swój umysł boski
Snem zasila, wielkimi zmordowany troski.
Księga II
1Inni spali bogowie i ziemscy rycerze,
Oczu tylko Zeusa sen słodki nie bierze,
Ale noc nad tym całą przemyśla troskliwy,
Jak by Achilla uczcić, a zgnębić Achiwy
[80].
5Mniema, iż tak dokaże, czego sobie życzy,
Gdy na Agamemnona ześle Sen
[81] zwodniczy;
Więc się do niego w prędkich słowach tak odzywa:
— «Idź, gdzie achajska flota brzeg cały okrywa.
Gdy wejdziesz w namiot króla, rozciągnion obszernie,
10Opowiedz mu, co mówię, a opowiedz wiernie:
Niech bez odwłoki wiedzie do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
Wszystkie Hera
[82] skłoniła; złe wisi nad Troją».
15
Szybkim spiesząc polotem do Achajów łodzi;
Zaraz do królewskiego namiotu przybywa.
Atryd
[84] w łożu spoczynku słodkiego używa:
Stanął nad nim, a tego starca wyobrażał,
20Którego król dla rady najwięcej poważał
[85].
W tej łudzącej postaci tymi rzeknie słowy:
— «Cóż to, śpisz jeszcze królu, synu Atrejowy?
Całą noc spać mężowi rady nie przystało,
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało.
25Słuchaj posła Zeusa! Chociaż on daleki,
Ma staranie o tobie. Zwołaj wszystkie Greki
I nie zwlekając prowadź do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
30Wszystkie Hera skłoniła; złe wisi nad Troją.
Ty zważaj, co ci każe pan bogów i ludzi,
By ci z myśli nie wyszło, gdy cię dzień przebudzi».
To powiedziawszy, poszedł od Agamemnona
Ważącego to w głowie, czego nie dokona.
35Głupi, że miasto weźmie Pryjama, uwierzył;
Bezrozumny, nie wiedział, co Zeus zamierzył:
Nie mógł tego przeniknąć, że przez krwawe boje
Miał klęskami przywalić i Greki, i Troję.
Budzi się, lecz boskiego jeszcze głosu pełny,
40Siada na łożu, wdziewa
[86] szatę z miękkiej wełny,
Szatę piękną i nową, płaszcz zarzuca drogi,
Także kształtny na białe obuw
[87] kładzie nogi,
Błyszczący się od srebra ciężki miecz zawiesza
I wziąwszy berło w ręce, do floty pospiesza,
45Od ojców berło w domu trwałe nieprzerwanie.
Już Olimpowi
[88] niesie Jutrzenka zaranie,
Wejście słońca zwiastując nieśmiertelnym w niebie,
Gdy hukliwych
[89] król woźnych przyzywa do siebie
I każe ród Achajów zwoływać do rady.
50Ci wołają, niezmierne sypią się gromady.
Ale mając król wielkie odkryć przedsięwzięcie,
Składa osobną radę w Nestora okręcie;
Z samych się ona wodzów najcelniejszych zbiera.
Tam Atryd myśli swoje w te słowa otwiera:
55— «Przyjaciele, wodzowie, kiedym dzienne troski
Nocnym przerwał spoczynkiem, widziałem Sen boski.
Istną-m ja w nim osobę Nestora uważał,
Jego głos, jego postać, jego kształt wyrażał;
I stanąwszy nad głową, tymi mówił słowy:
60— «Cóż to! Śpisz jeszcze królu, synu Atrejowy?
Całą noc spać mężowi rady nie przystało,
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało.
Słuchaj posła Zeusa! Chociaż on daleki,
Ma staranie o tobie. Zwołaj wszystkie Greki
65I nie zwlekając prowadź do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
Wszystkie Hera skłoniła; złe wisi nad Troją».
Rzekł i zniknął; mnie z oczu opadł ciężar słodki.
70
PodstępZważmy teraz, przez jakie lud wzbudzimy środki
Do dzielnego walczenia. Ja bym serca zgłębił,
Czyli
[90] się w nich bojowy zapał nie oziębił.
Powiem, niechaj do domu każdy z flotą bieży,
A do was od powrotu wstrzymać lud należy».
75To rzekłszy, Agamemnon w miejscu swoim siada,
Aż Nestor, co w piaszczystej Pylów ziemi włada,
Wstaje i tak w roztropnej tłumaczy się mowie:
Gdyby kto inny z Greków senne prawił mary
[91],
80Moglibyśmy nim wzgardzić i nie dać mu wiary,
Ale tu się królowi raczył Sen objawić:
Myślmy zatem, jak w wojsku chęć do boju sprawić».
To powiedziawszy, Nestor miejsce rzuca radne,
Wychodzi, za nim idą króle berłowładne;
85A tymczasem do brzegu lud zbiega się cały.
Jako wychodzą pszczoły z wydrążonej skały,
Gęstą jedna po drugiej następując rzeszą,
Tak że bez przerwy roje za rojami śpieszą
I kwiat wiosny ścisłymi okrywają grony,
90Te się w te, owe w inne rozlatują strony:
Tak lud na niezliczone podzielony roty
Na brzeg idzie, rzucając nawy
[92] i namioty.
Wieść, posłanka Zeusa, przodkuje ich krokom,
Gromadzi się lud, wrzawa leci ku obłokom.
95Jękła ziemia pod tylu narodów ciężarem,
Powietrze się niesfornym
[93] rozlegało gwarem.
Dziewięciu woźnych woła, wrzask ucisza ludu,
Aby chciał królów słuchać. Dużo było trudu,
Przecież gwar ustał, wzięły swoje miejsca roty
[94],
100Wstał Agamemnon z berłem Hefajsta
[95] roboty,
Wykształconym dla bogów i pana, i ojca:
Od tego wziął Hermejas
[96], poseł Argobojca
[97];
Stąd przeszło do Pelopsa
[98], co ujeżdżał konie,
Od tego miał je Atrej, wódz ludu w koronie;
105Ten bogatemu w trzody oddał je Tyjeście
[99],
Ten Agamemnonowi zostawił nareście,
By mu wyspy hołd niosły i Argów kraina.
Na tym berle oparty tak mówić zaczyna:
— «Przyjaciele, wodzowie, Aresowy rodzie,
110W ciężkiej mnie Zeus surowy zostawia przygodzie,
Bo, nielitosny, przedtem dał mi obietnicę,
Że nie wrócę, aż Trojan obalę stolicę;
Teraz każe mi płynąć do Argów bez sławy,
Kiedym już tyle ludu stracił przez bój krwawy.
115Tak chciał Zeus, którego nieodparte ramię
Tylu miast dumne szczyty złamało i złamie…
Że takie wojska Greków, siły tak ogromne,
Próżny bój prowadziły z mniejszą liczbą męża?
120Bo jakiż dotąd skutek naszego oręża?
Gdyby z Troją do wiernej przyszedł Grek ugody
I rachować obadwa chcieliśmy narody,
Gdyby wszystkie Trojany stały z jednej strony,
A nasz lud na dziesiątki został podzielony
125Chociażby każdy z Trojan lał wino dla naszych,
Iluż by to dziesiątkom zabrakło podczaszych!
Tak liczbę Trojan greckie przewyższają głowy…
Ale za to lud mają wielki posiłkowy
[100],
Ten mi w zamysłach moich zastępuje drogę,
130Że dotąd Troi dobyć osiadłej nie mogę.
Już dziewiąty rok widzi nasze tu obozy,
Zbutwiały nam okręty, przegniły powrozy,
A żony nasze w domach jękami dni znaczą,
A dzieci wyglądając ojców rzewnie płaczą,
135Nas zaś nie dokonana dotąd gnębi praca.
Posłuchajcie, co powiem: niech każdy — powraca,
Już czas do ukochanej ojczyzny pośpieszyć,
Gdy zwycięstwem pad Troją trudno się ucieszyć».
Rzekł i nieświadom rady
[101] pociągnął lud cały.
140Wzrusza się zgromadzenie jako wzdęte wały
[102],
Kiedy z chmury gniewnego Zeusa wyleci
Not
[103] z Eurem
[104] i na morzu nawałnicę wznieci.
Albo jak się wydają żyznorodne niwy,
Kiedy na nie gwałtownie natrze wiatr burzliwy
145I gniotąc z góry, kłosy do ziemi ugina:
Tak całe zgromadzenie zrywać się poczyna
I z żołnierskim pospiesza na okręty wrzaskiem.
Od nóg wzruszonym niebo zaciemnia się piaskiem,
Zachęcając się, ciągną do wód swoje nawy,
150Oczyszczają przekopy do morskiej wyprawy,
Już belki spod naw biorą, a niezgodne głosy
Odjeżdżających mężów idą pod niebiosy.
Pewnie by się ich podróż dłużej nie przewlekła,
Gdy Hera do Pallady
[105] tymi słowy rzekła:
155— «Wielka córo pioruny władnącego boga!
Więc już Grekom do domu niecofnięta droga?
Ucieczką więc zakończyć tyle prac przystoi
[106]?
A przy Pryjamie chwała, Helena przy Troi,
Dla
[107] której tyle ludu miecz wytępił mściwy?
160Śpiesz zaraz, mową słodką powściągnij
[108] Achiwy,
Wstrzymaj powrót, zniszcz zamiar płocho
[109] przedsięwzięty
I nie daj, by na morze spychali okręty!
Usłuchała wnet Hery Pallas modrooka
I natychmiast na ziemię zniża się z wysoka;
165Szybkim pospiesza lotem do Achajów łodzi,
Zaraz do Odyseusza mądrego przychodzi.
Ten stoi zasępiony, okrętów nie tyka,
Bo go smutek ogarnia i boleść przenika.
Do niego się przybliża i w to rzecze słowa:
170— «Odyseuszu, którego w przemysł
[110] płodna głowa,
Tak — że więc bez odwłoki
[111] rozpuszczacie żagle
I do miłej ojczyzny powracacie nagle?…
Wstrzymaj powrót, zniszcz zamiar płocho przedsięwzięty,
I nie daj, by na morze spychali okręty!»
175Tak rzekła, wraz bohatyr z żalu się ocuca,
Poznaje głos bogini, spieszy i płacz rzuca.
Podnosi go Eurybat. A gdy Atrydowi
[112]
Zabiegł drogę, możnemu narodów królowi,
Bierze od niego w ręce berło znakomite,
180Obiega z nim Achaje pancerzem okryte:
A czy wodza, czy kogo z przedniejszych potyka,
Ujmuje go wymową słodkiego języka:
— «Zacny mężu, nie stąpaj ludzi podłych śladem,
Wstrzymaj się, drugich twoim zatrzymaj przykładem,
185Bo jeszcze nie wiesz dobrze o króla zamiarze;
Teraz wojska doświadcza, potem je ukarze.
Nie wszystkim pozwolono wiedzieć jego myśli:
Żeby do jakich nieszczęść Achaje nie przyśli!
Bo wielki gniew na ludzi od monarchy spada,
190Który z łaski Zeusa narodami włada».
Gdy z ludu kogo postrzegł, że upornie staje,
Tego berłem okłada i słowami łaje:
— «Niebaczny
[113]! Siedź spokojnie, ta dłoń ciebie skarci,
Słuchaj drugich, co więcej niźli ty są warci!
195Bojaźń i gnuśność
[114] w rzędzie najniższym cię kładzie,
Niś ty w boju ceniony, ni poważny w radzie.
Czy każdy w wojsku greckim za wodza się sądzi?
KrólNiedobry jest rząd wielu, niech więc jeden rządzi
Król, którego sam Zeus powagą przyodział,
200I nam dał posłuszeństwo, jemu władzę w podział».
Tak on wojsko sprawować jak biegły wódz umie.
Wnet i z naw
[115], i z namiotów ruszają się w tłumie,
Wrzask ludu grzmi jak morza szumnego bałwany,
Kiedy tłucze mokrymi o skałę tarany.
205Całe wojsko ucicha i miejsca zasiada:
Tersyt
[116] burzy, złośliwie Tersyt jeszcze gada.
Człek wielomownej gęby, z niesfornym językiem,
Samym się królom stawił hardym przeciwnikiem.
To, co mu do ust padnie, wszystko płocho bredzi;
210Celem jego gryźć wyższych, śmiech budzić w gawiedzi.
Zezowaty, kulawy, potwór w świecie rzadki,
Garb mu spycha skręcone na piersi łopatki,
Głowa długa, spiczasta, rzadkim kryta włosem.
Najbardziej on złośliwym śmiał przegryzać głosem
215Odysa i Achilla, potwarca ich wieczny.
Teraz na króla język obrócił złorzeczny,
Szpetne miotając słowa skrzypiącymi usty:
Sarkali z gniewu Grecy na tyle rozpusty,
On krzyczał i lżył: «Czego twoje serce łaknie?
220Skąd to żałość, Atrydo? Na czym tobie braknie?
Pełno w twoim namiocie znajduje się miedzi,
Pełno tam ślicznych kobiet, branek naszych siedzi,
Które ci dajem, miasta jakiego dobywszy:
Czy mało masz dostatków, o królu najchciwszy!
225Chcesz, by kto z Trojan przyszedł po dzieci z okupem,
Którem ja lub Grek inny wziął na wojnie łupem…
Jesteś ty dla greckiego wódz srogi plemienia!
Jakżeśmy podli, mężów niegodni imienia!
Kobiety z nas trwożliwe! Puśćmy się na wody,
230Niech on pod Troją nasze przeżywa nagrody,
Niech zna
[117], czy bez naszego może co oręża…
Skrzywdził Achilla, nadeń dzielniejszego męża,
Daną od nas nagrodę gwałtem wydarł z nawy.
Gnuśny Pelid
[118] nie mści się tak niegodnej sprawy.
235Gdyby cię jak na męża przystało, był zażył,
Ostatni raz, Atrydo, byłbyś go znieważył».
Tak lżył Tersyt wielkiego narodów pasterza.
Wtem Odyseusz do niego szybkim krokiem zmierza
I ostro nań spojrzawszy, groźnym tonem rzecze:
240— «Lekkomyślny Tersycie, krzykliwy człowiecze,
Wstrzymaj język zuchwały, ty hańbo natury,
Bo ze wszystkich, co przyszli pod trojańskie mury
I królom towarzyszą w rycerskiej potrzebie,
Żaden człowiek nie przyszedł podlejszy nad ciebie.
245Nie waż się królów śmiałym pomiatać językiem,
Ani być do powrotu płochym
[119] buntownikiem.
Jak los padnie, przewidzieć nie dano nikomu,
Czy my z chwałą, czy z hańbą powrócim do domu.
Jeśli króla narodów szarpiesz z tej przyczyny,
250Że go hojnie darują łupem greckie syny,
Skąd się ta złość nikczemna w podłym sercu warzy?
Zyskałże co od ciebie prócz samej potwarzy?
Ale ja ci oświadczam, co i w skutku będzie,
Jeśli, jak dziś rozpuścisz to złości narzędzie,
255Niechaj mi głowę zdejmie okrutny zabójca,
Niech słodkie stracę imię Telemacha
[120] ojca,
Jeśli cię nie uchwycę, z szaty nie obnażę,
I zdarłszy, co wstyd kryje, ochłostać nie każę;
Wreszcie, rozkwilonego na razy bolące,
260Wypchnę ze zgromadzenia i w głąb nawy
[121] wtrącę».
To wyrzekłszy, do grzbietu berło mu przykłada.
On się zwija i płacze, i drżący usiada;
Od twardego mu razu
[122] w tyle guz wyskoczy,
Patrzy szpetnie wokoło i ociera oczy.
265Choć smutni, Grecy jednak rozśmiać się musieli;
Każdy tak sąsiadowi swoje myśli dzieli:
— «Słusznie lud Odyseusza wśród najpierwszych kładzie.
Męstwem w boju wsławiony, roztropnością w radzie,
Dziś najlepszą rzecz zrobił, że Tersyta zgromił
270I zuchwałość brzydkiego potwarcy uskromił.
Odtąd będzie ostrożny, nauczą go bóle,
Jak niebezpieczna miotać obelgi na króle».
Tak lud mówił i dobre dzieło wodza chwalił.
A Odyseusz, co tyle możnych miast obalił,
275Wstał z berłem; przy nim, w kształcie woźnego, bogini:
Ta wrzask ludu uśmierza, ta spokojność czyni,
By pierwsi i ostatni słyszeli go równie;
A on tak zaczął radzić mądrze i wymownie:
Hańba— «Wielki narodów królu, przemożny Atrydzie:
280Dziś się Grecy w największej pogrążą ohydzie,
Bo przyrzeczenia w Argos danego nie iszczą,
Iż nie wprzódy powrócą, aż Ilijon
[123] zniszczą.
Każdy płacze jak dziecko, jak wdowa usycha,
Podłe skargi rozwodzi, do swoich ścian wzdycha.
285Smutno wracać, kiedyśmy nic nie dokazali:
Przykro na łodzi znosi, gdy żywioł wzburzony
Nie daje mu do lubej powrócić się żony;
A nas już rok dziewiąty trzyma kraj daleki;
290Nie dziw więc, że wzdychają do powrotu Greki.
Lecz brzydko, długo bawiąc, wracać bezskutecznie:
Trwajcie więc w przedsięwzięciu, Achaje, statecznie.
Obaczmy fałsz Kalchasa wieszczby lub sprawdzenie;
Bo których nie wtrąciły Mojry
[124] w smutne cienie,
295Którzy dotąd żyjecie, w was żywe mam świadki:
Gdy do Aulidy
[125] greckie zbierały się statki
Niosąc tysięczne klęski pod mur Ilijonu,
A my pod miłym cieniem wyniosłego klonu,
Przy którym wody nurtem wytryskały czystym,
300Bili święte ofiary bogom wiekuistym
ProroctwoZnak wielki się pokazał, jaki się nie zdarza:
Z czerwonymi plamami idzie spod ołtarza
Smok
[126] straszny, który zaraz na drzewo się wspina,
Gdzie się ptasząt na wierzchu wylęga rodzina:
305Ośmioro było w liściu zagnieżdżonych skrycie,
A dziewiąta samiczka, co im dała życie.
Tam on wlazłszy pisklęta świerczące pożera:
Matka smutne nad dziećmi żale rozpościera,
Wtem ją, próżny niosącą ratunek, za skrzydło
310Pochwyciwszy, okrutne pożarło straszydło.
Gdy tak połknął smok dzieci i matkę kwilącą,
Rzecz cudowna się w porę zdarzyła znaczącą:
Bo Kronida
[127], z którego wyszedł przeznaczenia,
Natychmiast w kamień smoka strasznego zamienia;
315Na to nas wszystkich wielkie podziwienie bierze.
Pomnijcie, wszak to było przy samej ofierze.
Zaraz Kalchas wykłada przeznaczenie wieczne:
— «Czemużeście zamilkły, Achaje waleczne?
Ten znak pewny Zeusa opatrzność nam dała,
320Nierychły jego skutek, ale wielka chwała.
Jak ten smok osiem drobnych pisklątek zadławił
I z nimi wraz dziewiątą ich matkę też strawił:
Tak walczyć przez lat dziewięć dla nas wyrok stoi,
A dziesiątego roku dobędziemy Troi».
325Tak on wróżył: co teraz wnet się uskuteczni.
Bądźcie więc w przedsięwzięciu, Achaje, stateczni,
Póki miasta Pryjama nie weźmiem zdobyczą».
Skończył mądry Odyseusz, greckie wojska krzyczą;
Głośny okrzyk, od ludu ochoczego wszczęty,
330Odbijały stojące na brzegach okręty;
Wszyscy brzmią pochwałami twymi, Odyssesie.
Potem Nestor poważny taki głos podniesie:
— «Ach! Przez bogów! Jużeśmy chłopcami się stali,
Już nas do dzieł rycerskich piękna chęć nie pali.
335W cóż się, pytam, obrócą nasze obietnice,
W co przysięgi, podane w co pójdą prawice?
Takież to dopełnienie zaręczonej wiary?
Wszystko, jak widzę, znikło z dymami ofiary.
Tak długo tu jesteśmy — i chcemy się wadzić?
340Nie mogą nas do celu kłótnie doprowadzić.
Ty, Atrydo, stałością uzbrój piersi twoje,
Prowadź nas na kurzawy i na trwałe boje;
Wzgardź tymi, co od rady oddzielać się śmieją:
W niemęskim próżnowaniu niech podło gnuśnieją!
345Daremne ich życzenia: nie ruszym stąd kroku,
Aż ujrzym fałsz lub prawdę Zeusa wyroku.
Pan bogów nas w zamysłach uszczęśliwi,
Bo kiedy na okręty wsiadali Achiwi,
Niosąc Troi zniszczenie, pomyślne obroty
350Wróżąc niebo, prawymi
[128] uderzyło grzmoty.
Nie myślcież o powrocie wprzódy, przyjaciele,
Aż każdy weźmie ładną Trojankę w podziele
I zemści się Heleny jęków i kłopotu.
Lecz jeżeli kto żąda upornie powrotu,
355Niechaj wsiada na okręt; wpośród morskich toni
Zasłużony go wyrok i kara dogoni.
Radź sam, królu, i drugich radę miej na względzie;
Co ja powiem, uwagi twojej godne będzie.
Dziel mnóstwo na narody, narody na szyki,
360By sobie wzajem niosły pomoc wojowniki!
Gdy to zrobisz, a Grecy nie stawią się sprzecznie,
Natenczas możesz, królu, poznać dostatecznie,
Kto jest gnuśny, kto dzielny z wodzów i żołnierzy,
Bo każdy się na placu własną siłą zmierzy;
365I czy do wzięcia miasta bogi na zawadzie,
Czy też tchórzostwo ludu zawadę nam kładzie».
Agamemnon tak mówi na rzecz
[129] Nestorową:
— «Wszystkich celujesz, starcze, radą i wymową.
Gdyby mi Feb
[130] i Pallas, i Kronid życzliwy
370Dziesięć takich dał radców pomiędzy Achiwy,
Zniszczylibyśmy dawno złe Dardanów plemię
I Pryjama wyniosłe miasto wbili w ziemię.
Ale mnie syn Kronosa ukarał bez miary,
Gdy mnie świeżo wprowadził w niepotrzebne swary:
375Otom się z Achillesem skłócił o dziewczynę,
Przyszło do ciężkiej zwady, a jam dał przyczynę.
Wszakże, gdy niechęć zgaśnie, która się w nas wkradła,
Już zginęły Dardany, już Troja upadła.
Teraz weźcie posiłek, waleczni rycerze,
380Gotujcie się do boju, opatrzcie
[131] puklerze
[132],
Dzidy ostrzcie, obroku nie szczędźcie dla koni,
Doświadczcie waszych wozów i wszelakiej broni.
Srogim Aresem
[133] cały dzień będziem się bili,
A wytchnąć nie pozwolę ani jednej chwili;
385Z samą się chyba przerwie bój okrutny nocą,
Dobrze się tu i piersi, i tarcze zapocą;
Bez przerwy rohatyną
[134] robiąc, dłoń zdrętwieje,
I konie wóz ciągnące hojny pot obleje.
A kto się na okręty od boju oddali,
390Przysięgam, że od zguby nic go nie ocali:
Psom się na brzydką pastwę i sępom dostanie».
Skończył, a straszne wojska powstało wołanie:
Grzmi powietrze, jak ryczą na morzu bałwany,
Gdy z innymi Not wiatry walczy zagniewany
395I na skałę pobrzeżną całą moc wywiera,
A skała silnym barkiem gniew jego odpiera.
Z rady do naw gromada rozchodzi się cała,
W namiotach palą ognie, zasilają ciała…
A gdy już dosyć mieli jadła i napoju,
400Szanowny starzec Nestor tak radzi o boju:
— «Atrydo! Mężów królu, to jest moje zdanie,
Aby czasu nie tracić, przyśpieszyć spotkanie:
To chwila, którą Zeus daje nam łaskawy.
Niech woźni lud zwołają, niech porzuca nawy
405I szeroko zastąpi morza całe brzegi;
A my gęsto ściśnione przechodząc szeregi.
Wydamy znak Aresa, że już bitwy pora».
Przyjął król Atryd zdanie mądrego Nestora.
Zatem woźnych do siebie przywołuje głośnych;
410Ci krzyk ogromny z piersi wydają donośnych
I do boju waleczne gromadzą Achiwy.
Cały obóz napełnia odgłos ich straszliwy.
A Zeusa zastępce, berłowładne króle,
W orszaku lud stawiają i gotują w pole.
415W pośrodku ich Pallada z modrymi oczyma
W boskim ręku egidę
[135] nieśmiertelną trzyma;
Sto złotych frędzli wisi, sztuka w nich cudowna,
Każda w swoim szacunku stu wołom się rowna;
Z taką tarczą obiega Pallas greckie roty,
420W piersi mężom dodaje rycerskiej ochoty.
Natychmiast do powrotu wszelka chęć ustała,
Wojny wszyscy wołają, wojny chęć w nich pała.
Jak na górze zajadły ogień las pożera,
Wokoło się na pola jasność rozpościera:
425Tak kiedy ci mężnymi postępują kroki,
Błyszczy się miedź i rzuca blaskiem pod obłoki.
Jak na azyjskiej łące, gdzie Kaistru
[136] wody,
Stadami się zbiegają powietrzne narody,
Gęsi i z długą szyją łabędzie, żurawie,
430Biją skrzydły powietrze i w niesfornej wrzawie
Zniżają się, a odgłos brzmi po całej łące:
Tak i z naw, i z namiotów Achajów tysiące
Na liczne podzielone roty i szeregi
Wylewają się hurmem na Skamandru
[137] brzegi;
435Drży ziemia, gdy stąpają i męże, i konie.
Ile kwiatów i liści zdobi wiosny skronie,
Ile się much uwija latem w tej godzinie,
Gdy słodkim pasterz mlekiem napełnia naczynie:
Tyle w polu Aresa greckich mężów stoi,
440Czyhających na zgubę Trojanów i Troi.
Wodzowie do potyczki szykują żołnierze
I tak je rozeznają, jak kozy pasterze,
Kiedy się na pastwisku pomieszają z sobą.
Atryd wyższy nad wszystkich jest wojska ozdobą,
445Głowę, oko ma takie, jak u Kronijona,
Tak on inne przenosi tam powagą króle,
Jak pyszny buhaj stado wypędzone w pole.
Taki w dzień ten majestat, tę mu okazałość
450I tę wśród bohaterów dał Kronid
[140] wspaniałość
[141].
Mówcie Muzy, niebieskie co trzymacie domy,
Wy boginie, wasz umysł wszystkiego wiadomy,
My nic nie wiem
[142], nas ledwie czczy odgłos dosięże
[143];
Mówcie mi wodze Greków i przednieysze męże
455 Bo wszystkich nie wyliczę, ni ludzi, ni szyków
Chociażbym miał ust dziesięć i dziesięć języków,
I głos nieprzełamany i piersi miedziane:
Chyba Muzy, Zeusa
[144] córy ukochane,
Mogą wymienić wszystkich, co przyszli pod Troję:
460 Wspomnieć wodze i nawy dość na zdolność moję.
Penelej, Lejt, Kloni, ściśnionemi roty,
Arcesylaj, Protenor, prowadzą Beoty:
Z Hiry, ze Schenu, Skelu, waleczny lud idzie,
W Tespii mieszkający i twardej Aulidzie;
465 Ci Greą porzucili, Eteon górzysty,
Owi Armę, Mikales drudzy rozłożysty:
Ci z Medeonu miasta pięknego przybyli,
Ci z Ilezu, z Etrytów, z Eleony, z Hyli,
Z Eutrezy, Okalei, z Kopów, z Peteony,
470 Szli i Tysbę gołębną, Haliart zielony,
Koroneą, Plateą, dzierżący mieszkańce,
I Glissę, i warowne nowych Tebów szańce:
Ci w Oncheście siedzieli, przy Neptuna gaju,
Inni w Midei, w Arnie, winorodnym kraju:
475 Owi trzymali Nissy okolice śliczne,
Ostatni Antedonu miasto pograniczne.
Piędziesiąt ich naw było w trojańskiej wyprawie,
A na każdej Beotów sto dwadzieścia nawie.
Którzy się w Aspledonie, w Orchomenie rodzą,
480Idą pod Askalafa i Jalmena wodzą
(Astiocha w Aktora powiła ich domu;
Ares
[145] ją natarczywy zdybał po kryjomu,
Próżno się oprzeć bogu czysta panna sili):
Ci trzydzieści w porządku naw przyprowadzili.
485Epistrof, Schedy, wodze foceńskiej krainy,
Godne Naubola wnuki, a Ifita syny.
Jedni przyszli z Pitony, wzniesioney na skale,
Z Cyparysu i z Kryssy, wydatnej wspaniale:
Drudzy z Anemorei, z Dauli, z Hiampolu,
490Z Panopy, i gdzie Cefiz nurt swój pędzi w polu,
I z Lilei, która się przy Cefizie mieści:
Z nimi wielkich płynęło okrętów czterdzieści.
Po lewicy Focensy szykują się w rotach,
I do zbroi się biorą przy dzielnych Beotach.
495Lokrom zaś, Ojleja syn, Ajaks przywodzi,
Ajaksa, Tejamona syna, nie dochodzi:
Lniany kirys na piersiach miał ten Ajaks mniejszy,
A między Greki dzidą robić najzręczniejszy.
Za nim idą, co Bessę, Cyn i Opont sieją,
500I Skarf, i Kalliarę i miłą Augeją,
Tarf i Tronią, leżącą nad Boagru wodą.
Mężni Lokrowie z sobą naw czterdzieści wiodą,
Mieszkający przy świętej Eubei krainie.
Abantowie zaś, których ród odwagą słynie,
505 Eubeę trzymający, Chalcys znamienitą,
Erytrię, i w wino Istię obfitą,
Cerynt nadmorskie miasto, i Dium wspaniałe,
Styrę, Karyst; ich roty wiedzie okazałe
Elefenor: on mężnym Abantom przywodzi:
510 Z Chalkodona czy, wyżej, z Aresa się rodzi.
Włos noszą z tyłu, z bliska ci walczą rycerze,
Na piersiach nieprzyjaciół dzidą rwą pancerze:
Oni z sobą czterdzieści okrętów przywiedli.
Ci zaś, którzy warowne Ateny osiedli,
515 Miasto, gdzie nieśmiertelna Erechteja chwała:
Pallas go wykarmiła, ziemia życie dała,
I Pallas posadziła w swym świętym kościele,
Gdzie jej owiec i wołów biją bardzo wiele,
Pobożne Ateńczyki, za pewnym lat biegiem;
520 Nad tych zacny Menestej przywodził szeregiem,
Syn Peteja; nikt z luzi w tym go nie dosięże,
Jak stawiać w polu jezdne i piechotne męże:
Sam tylko stary Nestor tę sławę z nim dzieli.
Ci w trojańskiej wyprawie, piędziesiąt naw mieli.
525 Z Salaminy dwanaście Ajaks naw prowadził,
I zastępy przy rotach ateńskich posadził.
Z Argów, z silnej Tyrynty przybyłej młodzieży,
Z Hermijony, a Azyny, co nad wodą leży;
Także, których ojczyzna Trezena, Egina,
530 Mazet, Eiony, płodny Epidaur w wina;
Tych szykuje Diomed, zastępów nadzieja,
Towarzysz jego Stenel, plemię Kapaneja:
Był i Euryal, bogów mąż idący śladem,
Mecysteja ma ojcem, Talajona dziadem;
535Lecz przy wielkim najwyższa władza Diomedzie
On za sobą okrętów osiemdziesiąt wiedzie.
Których Miceny, Korynt, Kleona stolica,
Tamte moc, ten bogactwa, tę zaś kształt zaszczyca;
Męże Areturei, rozkosznego miasta,
540Sycjonu, co pierwszym królem miał Adrasta;
Co w Egium, w Ornei, w Hiperezie żyli,
Co z wysokiej Gonessy, z Pelleny przybyli,
Co Helikę i morskie nadbrzeże dziedziczą;
Ci, pod synem Atreia, sto okrętów liczą:
545Królem ich Agamemnon, piękny z kształtu ciała,
W miedź świetną przyodziany: lecz największa chwała
Że wpośród bohatyrów tylu był na czele,
I że z kraju swojego ściągnął wojsk tak wiele.
Lud który Lacedemon górzysty posiada,
550Farę, Spartę i Messę, gdzie gołębi stada
Bujają, i co Bryzy, i Augeją orze,
I Amiklę, i Helos, którą tłucze morze,
I których mieści Laas, i Etylu strona;
Tych wodzem jest Menelaj, brat Agamemnona:
555W sześćdziesiąt nawach przyszli, a na boku stali.
Zapala wódz do boju, nie mniej sam się pali
Gniewem zjęty o wzięcie Heleny mu z ręki:
Chce się pomścić za płacze swej żony i jęki.
Dążą z Pilów i z miłej Areny narody,
560Z mocnych Epów, i Tryju, gdzie Alfeja brody:
Z Amfigenii, z Helos, z Ptelei lud staje,
I co ma Cyparyssy, i Doryi kraje:
Tam spotkała Tamira okrutna niedola,
Gdy z Echalii wracał od Euryta króla.
565Nadęty swoją sztuką, dumnie się wieszcz chlubił,
Że w pieśniach przejdzie Muzy, i przez to się zgubił.
Oślepiły boginie nędznego Tamira,
Głos jego wiecznie zamilkł, oniemiała lira.
Nestor ich stawia, Nestor poważny rozsądkiem:
570Za nim naw dziewięćdziesiąt płynęło porządkiem.
Mieszkańcy spod Cylleny Arkadowie idą,
Gdzie grobowiec Epita, zręczni robić dzidą:
Z Feneju, z Orchomeny trzodami okrytej,
Z Rypy, Straty, z Enispy szumem wiatrów bitej:
575 Co miłe Mantynei dzierżą okolice,
Parrazyi, Stymfalu, Tegei dziedzice:
Agapenor w sześćdziesiąt nawach ich prowadził,
A wszystkie Arkadami mężnemi osadził.
Nawy od ludów króla miały te narody,
580Na nich się przez obszerne przeprawiły wody:
W pośrodku bowiem lądu dzierżący osady,
Nie ćwiczyły się w sztuce żeglarskiej Arkady.
Ci, co Bufras i boską Elidę dziedziczą,
Którzy z Olenu skałą, z Alezem graniczą,
585A Hirmina i Mirsyn ostatnie ich krańce;
Czterech wodzów prowadzi tej ziemi mieszkańce:
Każdy wodz ma naw dziesięć, na nich Epejowie:
Talp Euryta, Amfimak Kteata synowie,
Jedną część stawią w polu; drugą Dior żwawy,
590 Plemię Amarynceja, wiódł w Aresa sprawy:
Tych szykuje Poliksen, człowiek bogom równy,
Ojciec jego Agasten, dziad Augej szanowny.
Nad Dulichu i wysep Echinad młodzieżą,
Które na końcu morza przy Elidzie leżą,
595Mężny Meges, Aresowi podobny, przywodził,
Którego Filej, miły Zeusowi, spłodził:
Ten uszedł do Dulichu, na ojca zawzięty:
Meges przybył pod Troję z czterdziestą okręty.
Ulisses Cefalensów prowadzi orszaki,
600Mieszkańce lesistego Nerytu, Itaki:
Co Egilip na skale wyniesiony mieli,
W Krocylei, w Zacyncie i w Samie siedzieli,
I co przeciwleżącym
[146] cieszyli się lądem;
Pod Ulissa mądrego zostawali rządem:
605Z nim dwanaście okrętów z czerwonymi przody,
Pod Troję przypłynęło przez obszerne wody.
Syn Andremona Toas, mężne wiódł Etole:
Mieli oni Pleronę i oleńskie pole,
Pilenę, Chalcys, morza szturmowaną wały
[147],
610I Kalidon ostrymi nasrożony skały.
Bo szlachetne Oneja już nie żyło plemię,
Umarł sam, Meleager już poszedł pod ziemię:
Zatem się przy Toasie rząd Etolów mieści:
On prowadził za sobą okrętów czterdzieści.
615Idomenej przywodzi Kretom, sławny dzidą,
Za nim Gnossy mieszkańcy w wielkiey liczbie idą,
I z Gortyny, murami warownego miasta,
Z Liktu, z Rycjum, z Festu, z Miletu, z Likasta,
I wielu innych siły niezwalczone wiedli,
620Co w Krecie, stu słynącej miastami, osiedli.
Idomenej wódz pierwszy, a Merion drugi:
Z nimi naw osiemdziesiąt przybył szereg długi.
Tlepolem zaś Heraklid, z męstwa nieśmiertelny,
Na dziewięciu miał nawach lud Rodian dzielny;
625 Lind, Kamir, Jalis, miasta dzierżący zamożne,
Lud jeden podzielony na trzy części różne,
Z siły, z wzrostu ogromny, Tlepolem przywodzi:
Astiochea matka z Herkula go rodzi,
Tę przy Selleju, wziętą z Efiry, poślubił,
630Gdzie wiele miast i młodzi kwitnącej wygubił.
Gdy wyrósł w domu ojca, otoczon dostatkiem,
Zabił dziada swoiego nieszczęsnym przypadkiem,
Licymna podeszłego, cne Aresa plemię.
Więc zebrawszy lud, rzucił lubą ojców ziemię,
635 I w obcych krajach szukał schronienia swej głowie:
Bo mścić się nad nim chcieli Herkula wnukowie.
Długo i wiele cierpiąc przybyli do Rodu,
Zrobili trzy osady z jednego narodu:
A pan niebios i ziemi z tego się weselił,
640I obficie im wszelkich dostatków udzielił.
Nirej w trzech nawach z Symy przewodniczy młodzi,
Ślicznych liców Aglaja z Charopa go rodzi:
Najpiękniejszy z Greków, co przyszli do Troi.
Jeden wyższy Achilles: bo jako we zbroi
645 Najdzielniejszy był rycerz, tak i kształtny w ciele.
A Nirej i niemężny, i wojsk miał niewiele.
Lud, co Nizyr i Krapat, i Kazus posiadał,
Kalidny wyspy i Kos, gdzie Eurypil władał,
Zostaje pod Fidyppa i Antyfa wodzą:
650Z ojca Tessala, z dziada Herkula się rodzą;
Ci na trzydziestu nawach przepłynęli wody.
Teraz, Muzo, Pelazgów z Argów licz narody:
Lud, co w Alos, w Alopie mieszkał, i w Trachynie,
W żyznej Ftyi, w Helladzie, gdzie płeć wdziękiem słynie,
655 Na pięćdziesiąt wiódł nawach Pelid niezwalczony:
Ci Acheje, Helleny, ci są Mirmidony.
Ale się już w ich uszach dźwięk Aresa zgładził,
Nie masz wodza, który by w pole ich prowadził.
Siedział bezczynnie Pelid na swoim okręcie,
660 Rozgniewany o pięknej Bryzeidy wzięcie.
Tę on zyskał nagrodę rycerskiego znoju,
Kiedy Lirnes i Teby wziął po długim boju:
Kiedy wszystkich celując odważnymi czyny,
Epistrofa, Mineta, zbił Ewena syny:
665Tam on siedział, w okrutnym pogrążony bolu,
Lecz wnet się miał pokazać na marsowem polu.
Co Filakę i grunta Pirrazu kwitnące,
I Itonę, gdzie owiec pasą się tysiące,
I nadmorskiej dzierżyli przestrzenie Antrony,
670I Ptelej w swem dziedzictwie rachują zielony;
Te, póki żył, przywodził Protezylaj siły,
Lecz teraz go już czarne przygniatają bryły:
A tak niewcześnie w smutnym pochowany grobie,
Dom bez podpory, żonę zostawił w żałobie.
675Gdy pierwszy z Greków na brzeg trojański wysiadał,
Wtedy mu jeden z Trojan raz śmiertelny zadał.
Nie brakło wojsku wodza, stał Podarces mężny;
Ojciec tego rycerza był Ifikl potężny,
W Filace panujący, a w trzody bogaty,
680Jednak pierwszego wodza żałowało straty:
Więcej bowiem brat starszy Protezylaj znaczył.
Tak, choć na czele męża dzielnego obaczył,
Z pierwszego straty, nie był żołnierz bez boleści:
Za nim przybyło czarnych okrętów czterdzieści.
685Lud, co ma Jolk mocny, co Glafirę orze,
Męże z Fery i z Beby, przy Beben jeziorze,
Ci pod synem Admeta, naw dwanaście wiodą,
Matka jego Alcesta, najpierwsza urodą:
Nieśmiertelna z cnót swoich płci pięknej zaleta,
690A z Peliasa córek najmilsza kobieta.
Melibeę, Metonę dzierżący lud śmiały,
Taumacją i ostre Olizonu skały,
Mężny wiedzie Filoktet: on strzelaniem słynie,
Ma siedem naw, piędziesiąt ludzi w każdej płynie,
695A wszyscy zręczni strzały wypuszczać z cięciwy.
Ale w Lemnie Filoktet leżał nieszczęśliwy.
Tam wielkiego Achiwi zostawili męża,
Skaleczonego żądłem jadowitym węża.
Tam on leżał strapiony: wszakże w czas niedługi
700 Wspomnieli o nim Grecy, wezwali usługi.
Choć ma Medona, z Reny Oileja syna
Pierwszego jednak wodza z żalem lud wspomina.
Których kraj Itom górny i Tryka obfita,
I Echalia miasto sławnego Euryta;
705Tych wiodą, biegli w sztuce, sławni Marsa czyny,
Podalir i Machaon, Eskulapa syny,
Lekarze zręczni ludzkie uśmierzać boleści.
Za nimi przypłynęło okrętów trzydzieści.
Lud, co Ormen dziedziczy nad Hipery brzegiem,
710
Asterion i Tytan obsypany śniegiem,
Temu syn Ewemona mężny przewodniczy,
Eurypil, a czterdzieści naw pod sobą liczy.
Lud w Argissie, w Girtonie, w Orcie zamieszkały,
Trzymający Elonę i Olosson biały,
715Stawia silny Polipet: na nim pyszna zbroja,
Dziadem on ma Jowisza, ojcem Pirytoja.
Kiedy Centaurów srogie ukarał potwory,
I z Pelionu przegnał na etyckie góry,
Z Hippodamii tym się synem uweselił.
720Lecz nie sam był na czele: bo władzę z nim dzielił
Leontej, Aresowy uczeń, syn Korona.
Z nimi przyszła z czterdziestu naw flota złożona.
Dwadzieścia dwie naw Gunej przywiódł do potrzeby.
Za nim szły Enijeny i mężne Pereby,
725I ci, co żyli w zimnej Dodony krainie,
I co trzymali niwy, gdzie Tytares płynie,
Który w Peneju rzekę nurtem wpada czystym,
A nie miesza wód z jego potokiem srebrzystym,
Płynąc wierzchem jak olej; z Styksu też wytryska,
730 Którego próżno bogi nie wezwą nazwiska.
Protoj Magnetów, których grunta Penej rosi,
Gdzie Pelion zuchwale do nieba podnosi
Ogromny grzbiet, dźwigając na nim dęby wieczne;
W czterdziestu nawach przywiódł zastępy waleczne,
735Ci wodzowie z Atrydem, pod Ilion przyśli
[148].
Teraz, Muzo, niech gładki twój pędzel okryśli,
Kto był największy z mężów, najdzielnieyszy z koni?
Te, na których wnuk Fera, Eumel roty goni,
Tak szybkie, że nie prędzej ptak powietrze zmiata,
740 Tenże wzrost, taż maść w obu, i też same lata:
Na Pijerze od Feba wychowane klacze,
Wszędzie Aresa groźby niosą i rozpacze.
Z mężów pierwszy był Ajaks, gdy Pelid się gniewał:
Bo i konie, na których postrachy rozsiewał,
745 Najdzielnieysze miał Pelid, i między rycerze
Siłą, wzrostem, odwagą on pierwszeństwo bierze.
Teraz gniewny spokojnie siedzi w swojej nawie.
Wojsko jego w rycerskiej niebędące sprawie,
Bezczynność grą przerywa: ci łuk ciągną tęgi,
750Ci robią dzirytami, ci rzucają kręgi.
Wozy w namiotach, konie pasą się przy wozie:
Bohatyrowie smutni chodzą po obozie,
Nie kosztując kurzawy i męskiego znoju,
Pragną, by ich wódz wielki prowadził do boju.
755Szli jako kraj niszczące ogniste potopy,
Długim stękała jękiem ziemia pod ich stopy.
Jako gdy Zeus ciska na skałę Aryma,
Powtórzone pioruny w Tyfeja olbrzyma,
Przelękła jęczy ziemia; tak się jęk rozlegał,
760Gdy lud achajski pola obszerne przebiegał.
Saturnid śle do Trojan Irydę za posła,
Ażeby im tę straszną wiadomość doniosła.
Oni na zgromadzeniu powszechnym w tej porze,
Młodzi i starzy radzą na Priama dworze.
765 Wzięła postać Polita, trojańskiego szpiega,
Który pilnie achajskich obrotów dostrzega,
Stojąc na starożytnym Ezyeta grobie;
Szybkością nóg mogący łatwo radzić sobie.
W jego postaci Irys tymi słowy rzece:
770 «Na długich się wam, starcze, rozmowach czas wlecze,
Jakobyście dziś żyli na łonie pokoju,
A tu się zbliża chwila okrutnego boju.
Widziałem wielkie wojska, byłem wśród orężów,
Lecz nigdy nie widziałem takiej liczby mężów.
775 Bo jako liście wiosny albo piasku chmury
Idzie ogromne wojsko, bój niesie pod mury.
Ciebie, Hektorze, tymi upominam słowy;
W mieście Priama liczny jest lud posiłkowy,
Jako różnych narodów, tak różnych języków:
780 Niechże każdy wódz stanie na czele swych szyków,
Niechaj każdy do boju porządek uczyni».
Rzekła, Hektor natychmiast poznał głos bogini.
Zrywają nagle radę, chywtają za bronie,
Otwierają wraz bramy: i męże, i konie
785 Cisną się hurmem w pole: a od tylu tłoków,
Wrzask i zgiełk się przebija do samych obłoków.
Jest za miastem pagórek płasko nachylony,
Zatem łatwy dający przestęp z każdej strony,
Ludzie i bogi różnym zowią go sposobem,
790 Ci mianują Bateią, ci Myrynny grobem.
Tam trojańskie zastępy biorą się do zbroi.
Na czele Trojan Hektor, syn Priama, stoi:
Z nim wojska najliczniejsze i najtęższe idą,
Gorejące czym prędzej krew przelewać dzidą.
795Eneasz, syn Anchiza, prowadzi Dardany,
Z Wenery łona idzie ten syn ukochany:
Uczestnikiem swych pieszczot śmiertelnego czyni,
I syna mu na Idzie powija bogini.
Lecz nie sam wódz Eneasz, dzielą wodza czyny
800
Archiloch i Akamas, Antenora syny.
Lud bogatej Zelei, co pod Idą żyje,
I bystrego Ezepu czarne wody pije,
Idzie pod Likaona synem, pod Pandarem:
Sam dał mu łuk Apollo, drogim czcząc go darem.
805Rycerzy, którzy Apas mają i Piteją,
Góry Teres dziedziczą i Adrastę sieją,
Tych wiodą Amfi, Adrast, kirysem odziani,
Dwaj Meropa z Perkozu synowie kochani.
Ojciec ich z najbieglejszych pierwszy był wieszczbiarzy:
810Przeglądając w przyszłości, co się synom zdarzy,
Wstrzymywał ich od wojny, zgubnej krwi szafarki:
Nie usłuchali ojca, ciągnęły ich Parki.
Lud, co z Perkoty, z Sestu i Prakcjum idzie,
W szlachetnej mieszkający Aryzbie, w Abidzie;
815 Tych wódz Azy Irtacyd, co od Sellej zdroju,
Na dzielnych przybył koniach do krwawego boju.
Pelazgi zaś, co w bujnej Laryssie osiedli,
Hyppotous z Pilejem na plac bitwy wiedli:
Oni z dzidami mężne ustawiają ziomki,
820 Krew Aresa, choć Leta, Teutama potomki.
Na czele Traków Pirus i Akamas staje,
Których szumny Hellespont ogranicza kraje,
Licznego wiódł z Cykonów Eufem towarzysza,
Syn Trezena, wnuk Ceja, kochanka Jowisza
[149].
825 Łukiem zbrojnym Peonom Pirechm przewodniczy,
Naród ten Amidonę odległą dziedziczy,
Gdzie Aksjusz na pola czyste nurty leje,
Mądry Pilemen mężne Paflagony grzeje.
Z Henetów oni przyszli, gdzie mułów ród dziki,
830 Także z Cytory, z Sesam dzielnie wojowniki:
Co od Partenu dzierżą pławione krainy,
Mają miasta Egijal, Kromnę, Erytyny.
Ody, Epistrof, wiodą rycerzów z Aliby,
Odległej bardzo ziemi, gdzie srebrne są szyby.
835 Chromi i Ennom wieszczek są na Mizów czele,
Ale mu w boju wieszczba nie pomogła wiele:
Zwalił go w rzece oręż Pelida zwycięski,
Gdzie on nieprzyjaciołom straszne zadał klęski.
Forcys i Askań, pełne wojwnnej ochoty,
840 Z Askanii prowadzą silne Frygów roty.
Mestles, Antyf, zrodzeni nad Gygei wodą,
Synowie Pilemena, lud meoński wiodą.
Ojczyste ich dziedzictwo Tmolu się dotyka.
Nastes prowadzi Kary grubego języka,
845Którzy Milet i Ftyry leśne uprawiali,
Przy korycie Meandru i górnej Mikali.
Chwała synów ze sławy ojca świetnie wzrasta,
Nomijon Amfimaka był ojcem i Nasta.
Amfimak, jakby dziewka, szedł okryty złotem;
850Głupi, to go nie zbawi przed śmiertelnym grotem;
Legnie w rzece z Achilla silnego pocisku,
A zwycięzca zabierze jego złoto w zysku.
Wreszcie, Sarpedon z Glaukiem ustawiają w szyki
Od wartkich Ksantu nurtów zaciągnione Liki.
Księga III
1
Gdy się uszykowały z wodzami orszaki,
Trojanie postępują z wrzawą jako ptaki:
Tak powietrze w niesfornej przebiegają wrzawie,
Uciekając przed zimą i słotą, żurawie,
5Wzbiwszy się pierzchliwymi skrzydły pod niebiosy;
Mija ocean, ciągnie z brzmiącymi odgłosy,
Śmierć i strach niosąc lotna Pigmejom
[150] gromada,
Którym wydaje bitwy, gdy z chmur na nie spada.
OdwagaTchnący męstwem, z najgłębszym Grecy szli milczeniem
10A wspierać się wzajemnym gotowi ramieniem.
Jako gdy wiatr mgłą szarą wierch
[151] góry odzieje,
Złą pasterzom, od nocy lepszą na złodzieje,
Na rzut bowiem kamienia ledwie sięgnie oko:
Tak się tuman rozciąga spod ich nóg szeroko,
15Gdy śpiesząc, gdzie ich wiedzie Ares boju chciwy,
Szybkimi kroki długie przebiegają niwy.
Już są blisko, już rzezi znak Ares im daje.
Piękny Parys
[152] na czele mężnych Trojan staje,
Mieczem i łukiem zbrojny, panterą odziany,
20Dwoma kręci oszczepy; a tak zaufany
Przeciwko najdzielniejszym Grekom się junaczył,
By który swoje męstwo w bitwie z nim oznaczył.
Tego skoro waleczny Menelaj postrzega,
Iż śmiałymi przed roty krokami wybiega
25Jak lew uradowany, kiedy go spotyka
Albo jeleń rogaty, albo koza dzika,
Zgłodniałą rwie paszczęką, co mu się dostanie,
Choć go rącze psy gonią i żwawi młodzianie:
30Bo chciał pomsty nad zdrajcą. Zatem z wozu skoczy
I gniewem pałający zachodzi mu drogę.
Widzi go piękny Parys, czuje w sercu trwogę,
Więc w zastępach schronienia szuka swojej głowie.
Jako gdy pasterz smoka
[155] nadybie
[156] w parowie,
35Cofa się przelękniony, a bojaźń mu blada
Zimnem kości przeszywa i lice osiada:
Tak mężnego Atryda przeląkłszy się broni,
Gładki
[157] Parys wśród pysznych Dardanów
[158] się chroni.
40Zręczny tylko do niewiast, chytry płci zwodniku,
Z kształtu
[159] twoja zaleta. Obyś się nie rodził,
Obyś był nigdy w śluby małżeńskie
[160] nie wchodził!
I mnie by lepiej było, i dla ciebie z zyskiem,
Nie byłbyś się stał ludzkim, jak dzisiaj, igrzyskiem.
45Jak tam szydzą Achaje
[161], którym twoja postać
Wróżyła, że potrafisz śmiało placu dostać;
Lecz nie masz w sercu męstwa, nie masz w duszy cnoty.
A więc tak nikczemnymi obdarzon przymioty
Jakże śmiałeś na morze spuszczać twoje nawy
[162]?
50Jak śmiałeś, lud zebrawszy do niecnej wyprawy,
Śliczną dziewkę oderwać od związków weselnych?
Wykraść niewiastę, krewną bohaterów dzielnych?
Skąd szkoda ojcu, państwu zguba ostateczna,
Radość nieprzyjaciołom, tobie hańba wieczna.
55Czemuś się na Atryda nie wziął do oręża?
Doświadczyłbyś, jakiego żonę trzymasz męża.
W upominkach Kiprydy
[163] próżnej szukasz chluby,
Lutnia, kształt, włos trefiony
[164] nie wyrwie od zguby.
Lecz i Trojanie podli, że ciebie w zapłatę
60Nieszczęść tylu w kamienną nie odziali szatę
[165]».
Na to boskiej urody Parys odpowiada:
— «Słuszna, Hektorze, na mnie dziś nagana pada.
Wielkie twe serce wszystkie trudności odpiera;
Jak ciężka zamach cieśli powiększa siekiera,
65Kiedy nią twarde ścina dęby na okręty:
Tak mocny w tobie umysł i niczym nie zgięty.
Bóg, DarPrzecież nie mów o darach Kiprydy z ohydą,
Należy przyjąć dary, co od bogów idą:
Któż, biorąc je, zasłużyć może na naganę?
70Teraz, jeżeli żądasz, ja do bitwy stanę,
Lecz niech spokojnie w polu siędą wojska oba,
A twój brat i Menelaj, gdy się tak podoba,
Sam na sam się rozprawią o Heleny wdzięki.
Dla którego zwycięstwo przeznaczone ręki,
75Ten sobie i bogactwa, i żonę przyswoi.
Wy, po zawartej zgodzie, żyjcie szczęśni w Troi,
Waleczni zaś Achaje do Argów popłyną,
Które i chowem koni, i wdziękiem płci słyną».
Tak rzekł Parys, a Hektor niezmiernie się cieszy;
80Zatem wziąwszy wpół oszczep, między swoich spieszy
Wołając, aby wojska zapęd hamowały.
Achaje zaś rzucają oszczepy i strzały
I gęstym na Hektora zewsząd sypią głazem,
Gdy się z takim król mężów odezwał wyrazem:
85— «Nie strzelajcie, chciejcie się Grecy, zastanowić,
Bo widzę, że odważny Hektor ma coś mówić».
Usłuchali, milczenie wszystkim wargi ścina,
A wielki syn Pryjama wpośród nich zaczyna:
Pojedynek— «Zważcie, Trojanie, zważcie, Grecy, słowa moje!
90Powiem, czego chce Parys, co te wzniecił boje:
Niechaj wojsko broń złoży i na ziemi siędzie,
A on sam z Menelajem potykać się będzie:
Tak się i o dostatki, i żonę rozprawi.
Kto kogo pojedynkiem na placu zostawi,
95Ten Helenę i zbiory do domu zabierze,
My zaś na wieki trwałe uczynim przymierze».
Skończył; na to z obu stron zamilkł lud orężny,
Aż powstał i w te słowa rzekł Menelaj mężny:
— «Ludy! I mnie też bacznie
[166] posłuchajcie, proszę!
100Ja z tej wojny największe strapienia ponoszę.
Dziś Grecy i Trojanie mogą zostać zgodni,
Długo cierpiący dla
[167] mnie i Parysa zbrodni,
Niech ten zginie z nas, komu śmierci wyrok życzy,
Wy ciągłego pokoju kosztujcie słodyczy.
105Białą Słońcu, a Ziemi owcę dajcie czarną,
My dla Zeusa głowę poświęcim ofiarną.
Ale zmienni synowie i niepewnej wiary:
Niechże przymierze nasze stwierdzi Pryjam stary,
Bo wezwania Zeusa gwałcić się nie godzi,
110A zwykle w swoich myślach wahają się młodzi…
Niezmiernie się cieszyły Greki i Trojany,
Sądząc, że przyszedł wojny koniec pożądany.
Konie w szykach wstrzymali, sami z wozów zsiadli
I zdjąwszy z siebie zbroję, na ziemi pokładli.
115Niewielka była przerwa wśród obu narodów.
Hektor zaraz dwóch woźnych śle do Troi grodów,
By przynieśli ofiarę, wezwali Pryjama.
Taltybowi zlecona rzecz była ta sama,
Kazał król do naw śpieszyć i owce przystawić;
120On starał się czym prędzej wolę pana sprawić.
Gdy tak siadły spokojnie dwu narodów szyki,
W kształcie Helikaona
[168] żony, Laodyki,
Co najpiękniejsza była Pryjamowa córa,
Przychodzi do Heleny Irys
[169] złotopióra.
125W domu siedzi niewiasta przecudnego wdzięku
Tkająca śnieżne płótno w delikatnym ręku,
Gdzie i Greków, i Trojan sztuką niedościgłą
Aresowe zapasy
[170] wyszywała igłą.
Do niej się prędka Irys odzywa tą mową:
130
Ci, którzy bój dopiero zaczynali wściekli,
Nagle się wojennego szaleństwa wyrzekli;
Dzidy tkwią w ziemi, wojsko na tarczach się wspiera,
Wcale
[171] się widok inny w tej chwili otwiera.
135Parys twój i Menelaj, uzbrojeni dzidą,
Pojedynkiem o twoje wdzięki walczyć idą:
Zwycięstwo cię jednego z nich żoną uczyni».
Tym słowem czułą pamięć wzbudza w niej bogini
Na męża, na ojczyznę, na miłe rodzice;
140Zatem łzami prześliczne oblewając lice
I boską twarz śnieżnymi okrywszy zasłony,
Idzie, a z nią dwie, Ajtra z Klimeną, matrony.
Niezadługo przychodzą, gdzie Skajska jest Brama;
Siedzącego wysoko znajdują Pryjama,
145Przy nim Lamp, Ukalegon, Hiketaon, Klity,
Tymojt, Pant i Antenor
[172], radca znakomity;
Lata pochyłe bronią działać im nie dadzą,
Lecz mądre między sobą rozmowy prowadzą.
Jak na drzewie koników grono
[173] słodko gwarzy,
150Tak na wierzchołku bramy poszeptują starzy.
Rzekli cicho do siebie: «Dziwić się nie godzi,
Że Grek i Troja bronią przez tyle lat czyni
O takową niewiastę: istna z niej bogini!
155Ale chociaż jest taka, niech do domu płynie,
Niech przez nią miasto nasze z potomstwem nie ginie».
Tak ci mówili, gdy się Helena zbliżyła,
A Pryjam w głos: «Chodź do mnie, siądź tu, córko miła:
Obacz męża, przyjaciół, obacz krewne twoje!
160Nie ciebie ja, lecz bogi o te winię boje;
Oni na mnie zesłali ten pogrom straszliwy.
Wymień mi tego męża pomiędzy Achiwy,
W którym wielkość, wspaniałość sama postać głosi.
Niejeden wysokością wzrostu go przenosi,
165Lecz ten kształt, ta powaga znaczą oczywiste
Nad wszystkimi pierwszeństwo: on królem zaiste».
Jemu Helena, z wdziękiem równą łącząc skromność:
— «Cześć i bojaźń mi wraża
[174] twa, ojcze, przytomność
[175].
Bym była śmierć obrała, niźli twego syna!
170Dziś mąż opuszczon, bracia i córka jedyna,
I kochane młodości miłej rówiennice.
Nie chciał los i dlatego łzami zlewam lice!
Lecz ci zaraz odpowiem na twoje pytanie:
To jest król Agamemnon: jego panowanie
175Szeroko się rozciąga; z dwóch miar mąż wsławiony.
Bo razem
[176] i król wielki, i wódz niezwalczony.
Szwagrem go nazywałam przed moim zhańbieniem,
Jeżelim godna była zwać go tym imieniem».
Wtedy rzecze w te słowa starzec zadumany;
180— «O szczęśliwy Atrydo, od bogów kochany!
Wielkie twe berło ileż narodów uznaje!
Niegdyś i ja frygijskie odwiedziłem kraje,
Widziałem ludzi mnóstwo hamujących konie,
Twoje, Otreju, wojska, i boski Migdonie,
185Które brzegi Sangaru
[177] obozem okryły.
I ja z nimi złączyłem sprzymierzone siły,
Gdyśmy bój z Amazonki zwiedli uporczywy:
Lecz jak daleko nad nich liczniejsze Achiwy!
Postrzegłszy Odyseusza znowu starzec powie:
190
Zwierzę— «Naucz mnie, córko miła, jak się ten mąż zowie,
Co głową całą niższy od Agamemnona,
Ale piersi ma większe i szersze ramiona.
Jego zbroja na ziemi wszystkorodnej leży,
On jak baran obiega zastępy młodzieży.
195Równam go z wodzem trzody, bo w takiej postawie
Z świetnym runem obchodzi owce na murawie».
Na to piękna Helena ojcu odpowiada:
— «To jest mądry Odys, co w Itace
[178] włada:
Grunt jego ziemi dla skał wcale nieużyty,
200Lecz on sam w mądre rady i sztuki obfity».
Wtedy Antenor zdanie swoje tak otwiera:
— «Pani, z twoich ust prawda odzywa się szczera.
Już od czasu dawnego Odys jest mi znany,
Gdy to był z Menelajem o ciebie przysłany:
205Tych ja w domu przyjąłem, dałem im biesiadę,
Gdzie obydwu poznałem i serce, i radę.
Gdy stojących otaczał Trojan lud skupiony,
Menelaj wysokimi celował ramiony;
Odyseusz poważniejszą, siedząc, miał postawę.
210Ale kiedy obadwa zaczęli rozprawę,
I choć młody, na słowa niewiele się sadził;
Wszystkie jego wyrazy ściśle rzeczy strzegły.
Kiedy zaś mówić zaczął Odyseusz przebiegły,
215Spuścił oczy i berło trzymał niewzruszony,
Do jednej ni do drugiej nie chyląc go strony.
Zdawało się, że obca mówienia mu sztuka,
Niejeden za prostego sądził go nieuka,
Ale gdy głos wypuścił z piersi mocno brzmiących
220I słowa na kształt śniegów w zimie spadających,
Nikt by Odyseuszowi dotrzymać nie umiał
I każdy się nad jego wymową zadumiał».
Obaczywszy Ajasa, znowu starzec pyta:
— «Jakaż to jest osoba owa znakomita,
225Przenosząca
[179] Achaje barkami i głową?
Na to Helena słodką odpowiada mową:
— «To jest Ajas
[180], Achajów podpora warowna;
Ów drugi — Idomenej
[181], co się bogom rowna.
Tylu tu królów poznać mogę i wymienić…
230Lecz próżno dwóch rycerzów chcę ujrzeć w tym gronie!
Kastora, co ujeżdżał niehamowne
[182] konie,
I Polideuka
[183], w pięści nikt go nie pokona,
Braci moich, z jednego wyszłych ze mną łona.
Czy opuścić nie chcieli ojczystej krainy,
235Luby przenosząc pokój nad wojny wawrzyny
[184]?
Może też przyszli, może przybili swe nawy,
Lecz wstydzą się iść w pole dla mojej niesławy».
Tak mówiła, a oni już w Lacedemonie
[185]
Pochowani, w rodzinnej ziemi słodkim łonie.
240Tymczasem przez obszerne wielkiej Troi grody
Niosą woźni rękojmię zapadłej ugody:
Dwa barany i wino w kozim worze mieli,
Rozkoszny owoc ziemi, co umysł weseli.
Idaj niósł wielką czaszę i złote puchary
245I rzekł, tam się zbliżywszy, gdzie był Pryjam stary:
— «Laomedona synu! Wojska i wojsk głowy
Wzywają cię, byś stwierdził
[186] zawarte umowy.
Parys i młodszy Atryd
[187], uzbrojeni dzidą,
Spotkać się pojedynkiem o Helenę idą.
250Zwycięzca i dostatki, i żonę zabierze,
A dwa narody wieczne połączy przymierze:
My spokojnie uprawiać będziem nasz grunt żyzny,
Achaje zaś popłyną do swojej ojczyzny».
Zląkł się i zadrżał starzec, słysząc wyraz taki.
255Zaraz do wozu każe zaprzęgać rumaki.
Zaprzężono. Siadł Pryjam, wziął w rękę lejc świetny,
Przy nim się obok mieści Antenor szlachetny.
Jadą przez Bramę Skajską, a gdy było blisko
I trojańskich, i greckich mężów stanowisko,
260Starce, wpośród wojsk obu, na polu szerokiem
Z wozu wysiadłszy, pieszo wolnym idą krokiem.
Wstał Atryd, wstał Odyseusz, wodze ludów możni;
Szanowni się ofiarą zaprzątają woźni,
Stawią rękojmie stwierdzić mające ugodę,
265Mieszają wino, wodzom do rąk leją wodę.
A król mężów tasaka natychmiast dobywa,
Który mu się przy pochwie mieczowej ukrywa,
I zrzyna nim sierść owcom wyrosłą na głowie;
Rozebrali ją Greków i Trojan wodzowie.
270Natenczas Agamemnon ręce wzniósłszy obie,
W takim do wielkich bogów modli się sposobie:
— «Kronido
[188], rozwodzący moc z Idy
[189] szeroko,
Wielki i straszny boże! Słońce! Świata oko,
Przed którego obliczem nic nie jest tajemne!
275Ty, Ziemio i wy, Rzeki, i Mocy podziemne,
Srogą krzywoprzysięzcom gotujące karę!
Bądźcie świadki tych umów i stwierdźcie ich wiarę!
Jeśli Parys mężnego Menelaja zbije,
Niech wszystkie trzyma skarby, niech z Heleną żyje:
280A flota grecka zaraz do Argos popłynie;
Lecz jeśli z Menelaja ręki Parys zginie,
Helenę Troja odda i Heleny zbiory,
I jeszcze płacić będzie należne pobory,
By do późnych lat przeszła pamiątka tej winy.
285A gdy, choć Parys legnie, Pryjam lub też syny
Nie zechcą ich opłacać, ja nie pierwej ruszę,
Aż skończę z chwałą wojnę i winę wymuszę».
Wraz
[190] bije owce, święte przymierza zadatki,
Rznie ostrym nożem gardziel, a życia ostatki
290Drganiem znaczą złożone na ziemi ofiary.
Potem czerpają wino, wylewają z czary
I wielkie na świadectwo wzywają niebiosy…
Znowu Pryjam, Dardana wnuk, w te słowa zacznie:
— «O Trojanie i Grecy! Słuchajcie mnie bacznie!
295Ja do miasta mojego powrócić się muszę:
Widok ten zbyt bolesny jest na moją duszę
I nie mógłbym znieść, kiedy syn, moje kochanie,
Z mężnym do pojedynku Menelajem stanie.
Wie Zeus nieśmiertelny, wiedzą insze bogi,
300Na którego z dwóch padnie śmierci wyrok srogi».
To wyrzekłszy, ofiary święte na wóz wkłada,
Bierze starzec do ręki lejce i sam siada;
Z nim się mieści Antenor, zaciął biczem konie,
Skierował wóz i w pysznym stanął Ilijonie.
305Hektor z męstwa, Odyseusz zaszczycony z rady,
Rozmierzają plac między zbrojnymi gromady,
Trzęsą losy, w przyłbicy położone na dnie,
Na kogo pocisk rzucić pierwszego wypadnie.
Do bogów zaś narody oba ręce wznoszą
310I Grecy, i Trojanie tak Zeusa proszą:
— «Wielki boże! Którego władza z Idy słynie,
Niechaj natychmiast sprawca tylu nieszczęść zginie,
Niech go czarne Hadesa
[191] siedlisko zabierze!
Dwa narody zaś wieczne niech złączy przymierze!
315Tak się modlą, a Hektor, w tył zwróciwszy oczy,
Wstrząsł szyszak: los gładkiego
[192] Parysa wyskoczy.
Siadają w rzędach męże blisko bystrych koni,
A równina od świetnej zajaśniała broni.
Wtenczas prześliczny Parys, mąż prześlicznej żony,
320Zaraz na siebie oręż przywdziewa zdobiony:
Na białą naprzód nogę obuw
[193] kształtny wciąga,
Który srebrnymi haftki
[194] jak najmocniej sprząga,
Na piersi pancerz brata Likaona wkłada,
Bo mu właśnie do wzrostu i miary przypada;
325Spiżowy
[195] miecz zawiesza, a pochwy srebrzyste
Od świetnych gwoździ blaski wydają rzęsiste.
Nareszcie piersi tarczą niezłomną okrywa,
Na głowie szyszak — nad nim groźna kita pływa,
I długą bierze dzidę, którą zręcznie robi.
330Podobnie się Menelaj do boju sposobi.
PojedynekIdą na środek, w sercu nie znający trwogi,
Strasznie patrząc na siebie. Na widok tak srogi
Oba ludy zostały zdumieniem przejete.
A oni, skoro weszli w miejsce im wytknięte,
335Długie wstrząsają dzidy, gniew im z oczu błyska;
Natenczas gładki Parys silny oszczep ciska,
W środek tarczy utrafia, lecz jej nie przebija:
Znalazłszy odpór, dzida kończata się zwija.
ModlitwaZnowu z kolei pocisk Menelaj wynosi,
340Lecz nim go rzuci, wprzódy tak Zeusa prosi:
— «Boże! Daj pomstę nad tym, co zdradził szkaradnie,
Niech zwodnik Parys trupem z mojej ręki padnie,
By się wiek przyszły brzydził tym, co przyjaźń skaził,
I, gość w domu przyjęty, gościnność obraził».
345To rzekł i długą dzidą zgubny cios wymierza,
W koniec Parysowego utrafia puklerza;
Choć twarda miedź, tęgiego ciosu nie odpiera,
Przebija puklerz
[196] dzida i kirys
[197] przedziera,
I z boku wedle wnętrza szatę mu przewierci:
350Schylił się zręcznie Parys i wydarł się śmierci.
Zatem z pochew Menelaj miecz wyrwawszy silny,
Uderzył nim w przyłbicę. I ten raz był mylny;
Strzaskana w sztuki głownia na ziemię upada.
Patrzy w górę, na niebo, w żalu się rozjada:
355— «O Zeusie! O z bogów ty najmniej litosny!
Mniemałem, że z tej ręki padnie zdrajca sprosny,
Że się pomszczę obelgi: miecz prysnął w kawały,
Dzida próżny raz niosła, zbrodzień został cały».
Wraz leci na Parysa, ledwie się nie wściecze,
360Chwyta go za przyłbicę i ku Grekom wlecze;
On próżno mocniejszemu opierać się kusi,
Idzie, kształtne wiązanie pod brodą go dusi.
I byłby go przeciągnął, chwałę zyskał wieczną,
365Przecina rzemień, jaki zarżnięty wół daje;
Tak goły szyszak w ręce Atryda zostaje,
Który on, kilkakrotnie zakręciwszy, ciska,
A wierni go podnieśli słudzy z bojowiska.
Chwyta broń, nowy zamach na Parysa czyni,
370Lecz go łatwo ratuje Kiprys, jak bogini:
Uniósłszy okrytego gładysza mgłą ciemną,
Sadza na łożu tchnącym wonnością przyjemną…
Atryd podobny do lwa, kiedy się rozhuka,
Biega pośród zastępów i Parysa szuka,
375Ale żaden pokazać nie mógł, gdzie się schronił,
A pewnie by z przyjaźni nikt go nie zasłonił:
Wszyscy się nim jak śmiercią brzydzili Trojanie,
Wtenczas pośród wojsk obu król narodów stanie
I rzecze: «Niech Trojany słowa moje słyszą
380I Dardany, i ludy, co im towarzyszą!
Zwycięzcą jest Menelaj. Zatem wy i zbiory,
I Helenę oddajcie, i płaćcie pobory.
Niechaj to potomkowie usłyszą dalecy».
Skończył, głos króla zgodnie potwierdzili Grecy.
Księga IV
1W złotym Zeusa domu wspartym na obłokach
Zebrane radzą bogi
[199] o wiecznych wyrokach;
A na trojańskie mury obrócili oczy.
5Wtedy Kronid
[202], by dumną swą żonę rozdąsać,
Chytre czyniąc docinki, zaczął ją przekąsać:
— «Dwie boginie Menelaj
[203] na swej liczy stronie,
Ma pomoc i w Palladzie
[204], i w mej wzniosłej żonie,
Lecz je bawią Olimpu
[205] rozkoszne pałace,
10I tylko na rycerskie jego patrzą prace;
Zaś matka śmiechów zawsze, gdzie jej Parys luby
[206];
Teraz nawet od bliskiej wydarła go zguby.
Wszakże nikt Atrydowi
[207] zwycięstwa nie przeczy:
My radźmy, jaki obrót mają wziąć te rzeczy,
15Srogichli bojów pożar na nowo rozszerzem,
Czyli
[208] dwa ludy wiecznym złączymy przymierzem?
Jeżeli rada bogów zdanie to pochwali,
Tak się i możne miasto Pryjama ocali,
I Atryd żonę weźmie krom
[209] wszelkiej zatargi
[210]».
20Na te słowa z Palladą Hera gryzły wargi,
W obu piersiach przeciwko Troi złość zaciekła.
Siedziały blisko siebie: Pallas nic nie rzekła,
Chociaż ją w głębi serca straszliwy gniew zjada;
Hera
[211] wstrzymać nie może i tak odpowiada:
25— «Twardy Kronosa synu, jakież słowa twoje?
Także więc próżne będą me prace i znoje?
Pozajeżdżałam konie, zgromadzając sama
Wojska greckie na Troi zgubę i Pryjama.
Czyń, jeśli się poróżnić żądasz z niebem całem».
30A na to chmurowładca tak mówi z zapałem:
— «O zajadła bogini, cóż Pryjam lub syny
Zgrzeszyły przeciw tobie? Jakie są ich winy,
Że tak zawzięcie dążysz na zniszczenie
[212] Troi?
Wtenczas twoja podobno zemsta się ukoi,
35Gdy w miasto wszedłszy, które jest Azyi cudem,
Pożresz surowo króla z synami i z ludem.
Nasyć twoją nienawiść! Niechaj od tej pory
Obojga nas nie różnią więcej przykre spory.
Ty zważaj, bo ci moje chcę myśli wynurzyć:
40Jeśli ja przedsięwezmę jakie miasto zburzyć,
Gdzie mają ludzie tobie przyjemni mieszkanie,
Nie wstrzymuj gniewu mego, nie wstawiaj się za nie.
To ja ci miasto daję z niemałym zmartwieniem.
Ze wszystkich miast pod słońcem i nieba sklepieniem
45Najmilszy sercu memu Ilijon potężny
I król trojański Pryjam, i lud jego mężny;
Tam ofiary, tam święte czynią mi obrzędy
I wszystkie nieśmiertelnym należyte względy».
Na to Hera wielkimi oczyma wspaniała:
50— «Trzy miast kocham, tem sobie nad inne wybrała:
W Argos, w Sparcie, w Mykenach mam rozkosz jedyną,
Lecz gdy ci nienawistne będą, niechaj zginą…
Lecz niech i ja cierpię w chęciach mych zawodu,
Bom bogini, bom z tobą jednego jest rodu,
55Jako córka Kronosa słusznie uwielbiona,
I stąd niemniej czci godna, żem Zeusa żona.
Wszyscy jednak twe berło najwyższe uznajem.
Odtąd my sobie chciejmy ulegać nawzajem:
Ty bądź dla mnie, ja będę uczynną dla ciebie,
60A tak się naszej woli nic nie oprze w niebie.
Teraz zaś bez odwłoki daj rozkaz Atenie,
Niech zaszłą między ludy ugodę rozżenie
[213];
Niech Troja z jej namowy, pomimo przymierzy,
Na Greki świeżą chwałą wyniosłe uderzy».
65Takie były królowej Olimpu żądania.
Chętnie się do nich ojciec nieśmiertelnych skłania
I mówi do Pallady: «Bież
[214], córo, bez zwłoki,
Gdzie i Grek, i Trojanin zajął plac szeroki,
I dokaż, że Trojanin, pomimo przymierzy,
70Na Greki świeżą chwałą wyniosłe uderzy».
Tym słowem wrzącą z siebie Palladę podżega;
Wraz
Omenbogini z Olimpu śnieżystego zbiega.
Jak gdy zesłana gwiazda od Zeusa błyśnie,
W żeglarzach, w wojsku serca nagły przestrach ściśnie
75Z niej tysiąc iskier pada i blask sypie złoty:
Tak się zniżała Pallas między zbrojne roty.
Wszystkich tam zadumienie objęło niezmierne,
I waleczne Trojany, i Greki pancerne;
Na dwie strony
[215] ten widok rycerze tłumaczą:
80— «Ach! — mówią — znowu krwawe bitwy nam się znaczą,
Albo się też i pokój żądany odrodzi;
Wszak Zeus waśni ludzi i Zeus ich godzi».
Takie wnioski czynili Grecy i Trojanie,
PodstępKiedy Pallas wpośrodku hufców zbrojnych stanie,
85Wydając się na twarzy mężnym Laodokiem;
Pandara między szyki bystrym śledzi okiem;
Postrzega bohatera, a przy nim rycerze
Od Ajzepu ściągnieni, przybrani w puklerze.
Do niego Pallas rzecze: «Synu Likaona,
90Czy twoja, co ci rzeknę, prawica wykona?
Wypuść na Menelaja z łuku zgubną strzałę,
Pozyskasz stąd u Trojan znakomitą chwałę;
Od Parysa w nagrodę takiego uczynku
Wielkiego się spodziewać możesz upominku.
95Czegóż by ten bohater mógł odmówić tobie,
Gdy z twej ręki Menelaj w smutnym legnie grobie?
Nuż więc, na króla Sparty puść grot zaostrzony;
A likijskiemu bogu
[216], co łukiem wsławiony,
Ślubuj setne w ofierze jagniąt pierworody,
100Gdy w ojczystej Zelei święte wrócisz grody».
Tak mówiła bogini, a chytra jej rada
Niebacznemu
[217] mężowi do serca przypada.
Zatem świetny łuk bierze, ów łup okazały
Z dzikiego kozła, który gdy wyszedł ze skały,
105Na zasadzce ukryty bohater nań galił
[218]
I ugodziwszy w piersi, na ziemię obalił.
Ten długie na szesnaście dłoni nosił rogi;
Przecudnie sztukmistrz umiał wykształcić
[219] łup drogi:
Pyszny róg wystrugawszy, łuk z niego wyrobił
110I oba jego końce złotem przyozdobił.
Ten łuk napina Pandar i do ziemi chyli;
Wierni go towarzysze tarczami okryli,
Aby go pierwej greckie nie postrzegły męże,
Niżeli zgubnym grotem Atryda dosięże.
115Nie używaną jeszcze strzałę wziął w kołczanie,
Strzałę, co tylu bólów przyczyną się stanie,
Piórami nastrzępioną, raniącą straszliwie,
Umiejętnie na tęgiej nakłada cięciwie,
A likijskiemu bogu
[220], co strzela z daleka,
120W dom wróciwszy, stugłową ofiarę przyrzeka.
Już grot wsparty na wierzchu, pierś dotyka żyły,
Gdy obwód skrzywił z wielkim natężeniem siły;
Szczękła struna, łuk warknął, a strzała skrzydlata,
Okrutny cios niosąca na Greki wylata.
125
MuchaLecz, Menelaju! Bogi pamiętne o tobie:
Pierwsza na pomoc Pallas w złej przybiegła dobie.
A jak matka z śpiącego dziecka muchę zgania,
Tak ona grot odpędza i ciebie zasłania.
Tam odwróciła strzałę, gdzie spięty pas złotem,
130Drugim się stał kirysem
[221] przed śmiertelnym grotem.
Jednak i tą przeszkodą nie był cios odparty;
I pas mocny, i kirys od strzały przedarty,
Nawet przeciw tysiącznym pociskom zasłona,
Blacha z miedzi została od niej zdziurawiona:
135Dosięga ostrze ciała i skórę rozrywa,
Z niego zaraz krew na kształt purpury wypływa.
Jaką farbę z meońskiej
[222] lub karyjskiej włości
Przebiegła robotnica słoniowej da kości,
Gdy ją w purpurze zmacza; tysiąc życzy sobie
140Nabyć jej ku wspaniałej wędzidła ozdobie,
Lecz dla króla schowana w domu piękność taka,
Z której chwała dla jeźdźca, świetność dla rumaka:
Podobnie, Menelaju, czystej krwi płynienie
Zafarbowało twoje biodra i golenie.
145Wzdrygnął się Agamemnon
[223], gdy krew postrzegł z rany,
I Menelaj sam został nie mniej pomieszany,
Ale nabiera serca, gdy widzi, że strzała
Kolcami
[224] w pas utkwiwszy, mało sięga ciała.
Z westchnieniem rzekł król, brata czule cisnąc w ręku.
150Wokoło pełno wiernych towarzyszów jęku:
— «Bracie, na zgubę twoją wszedłem w te umowy,
Dla Greków nadstawiwszy Trojanom twej głowy,
Gdy cię ranili zdrajcy, złamali przymierze.
Ale umowa w świętej uczyniona wierze
155I wina poświęcenie, i prawic podanie,
I z ofiar krew rozlana próżno nie zostanie.
To w przyszłości da pomsty okropne przykłady
Na ich głowy, na żony, na dzieci ją zleje.
160Bo ja zawsze mam w sercu te pewne nadzieje,
Że przyjdzie dzień, gdy Pryjam i lud jego zginie,
A Ilijon się w smutnej zagrzebie ruinie…
Zeus obrażon tej zbrodni nie puści bezkarnie.
Lecz jeśli, Menelaju, ty byś zginął marnie,
165Z jakim wtedy mi bólem i w jakiej ohydzie
Powracać się do Argów od tych brzegów przydzie…
A Menelaj go ciesząc: «Ukój ten żal srogi,
Nie trać serca i w wojsku nie rozszerzaj trwogi:
Bo nie wziąłem śmiertelnej rany od tej strzały;
170Pas i kirys
[225], i blacha, te mnie ratowały».
— «Najukochańszy bracie — król z jękiem odpowie
Ach! Żebyć uiścili te słowa bogowie!
Machaon
[226], lekarz biegły, z rany cię wyleczy
I przeciw ostrym bólom plastrem zabezpieczy».
175Śpieszno rozkaz woźnemu Taltybowi daje:
«Pójdź, niechaj tu czym prędzej boski lekarz staje,
Godny syn Asklepiosa; niechaj nie odwleka,
Oto Menelaj wsparcia z jego ręki czeka.
Z Trojan czy z Lików
[227] zgubną ktoś wypuścił strzałę;
180Czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę».
Nie odkłada rozkazu spełnić sługa wierny.
Czym prędzej się przeciska przez naród pancerny,
Szukając Machaona. Zaciągnione z Tryki
Otaczają go wkoło mężne wojowniki.
185Do niego się odzywa woźny tym wyrazem:
— «Przychodzę tu do ciebie z Atryda rozkazem:
Jak najprędzej cię widzieć król narodów żąda,
Menelaj ranny wsparcia twej ręki wygląda.
Z Trojan czy Lików zgubną ktoś wypuścił strzałę;
190Czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę».
Zasmucił się Machaon, słysząc wyraz taki;
Idą oba przez gęste Achajów orszaki,
Przychodzą, gdzie Menelaj raz
[228] wziął z rąk zdradzieckich:
Otoczony od pierwszych bohaterów greckich,
195Stał wpośrodku ich rycerz do bogów podobny.
Zaraz wyjmuje strzałę. Kolce w pas ozdobny
Mocno wbite, gdy ciągnął, skrzywione zostały.
Zdjął z niego pas i blachę lekarz doskonały,
Opatrzywszy zaś ranę, wyssał krew, a potem
200Rozlał balsam na miejsce ostrym tknięte grotem.
W cudnych skutkach moc tego balsamu wsławiona,
On go dostał od ojca, ojciec od Chejrona
[229].
Gdy ci mają o rannym Atrydzie
[230] staranie,
Tymczasem się waleczni zbliżają Trojanie;
205Równie się biorą Grecy do Aresa sprawy
[231].
WódzWtenczas Agamemnona widać umysł żwawy:
Nie zna trwogi, od bitwy zwlekania daleki,
I sam na plac krwi leci, i prowadzi Greki.
Wysiadł z wozu, a konie, z których ogień pryska,
210Eurymedon hamuje wpośród bojowiska,
Powoźnik doskonały, syn Ptolemejowy.
Blisko się trzymać wielą król zaleca słowy,
By gdzie spocząć miał długim zmordowany trudem.
Sam, pieszy, między greckim przechodzi się ludem;
215Gdzie widzi serca chciwe kurzawy i znoju.
Takimi jeszcze słowy zachęca do boju:
— «Niech w was, Grecy, ten zapał szlachetny nie stygnie:
Nie za zdrajcami Kronid
[232] swą prawicę dźwignie,
Którzy świętą przysięgę złamali niegodnie;
220Na brzydką pójdą pastwę sępom za swe zbrodnie:
A my, gdy padnie od nas Ilijon zburzony,
Powieziem na okrętach ich dzieci i żony».
Ale na gnuśnych
[233] ostrym wyrazem powstaje
I sprawiedliwym gniewem zapalon tak łaje
[234]:
225
Strach— «Na łup nieprzyjacielskiej wystawiony strzały,
Motłochu podły, czemu stoisz odurzały
[235]?
Skąd ta niemęska bojaźń? Skąd to pomieszanie?
Za co, jak długim biegiem zmordowane łanie,
Ledwie się mdłą
[236] na ziemi wspierające nogą,
230Na plac bitwy patrzycie z zimną w sercach trwogą?
Czekacież, aż się zbliżą trojańskie szeregi
I szeroko zastąpią całe morza brzegi?
Natenczas wy dopiero chcecie, nikczemnicy,
Doświadczyć wsparcia mocnej Zeusa prawicy?»
235Tak łaje gnuśnych
[237], mężnej zapał wlewa młodzi…
Aż do słodkiego mówcy Nestora
[238] przychodzi.
Ten stawia swych, zachęca; z nim, bitew świadomi,
Alastor, Hajmon, Bias, Pelagon i Chromi.
W pierwszym rzędzie z wozami dzielnie stawia konie,
240W tyle piechotę liczną, tamtym ku obronie,
A podejrzanych w męstwie we środku zamyka:
Tak gnuśny, choćby nie chciał, żwawo się potyka.
Lecz jezdnym przykazuje wstrzymywać rumaki
I nie lecieć do boju, zmieszawszy orszaki
[239]:
245— «Niech żaden z was, niewczesnym
[240] zapałem zagrzany,
Nie wybiega, rzuciwszy swój szyk, na Trojany!
Zbyt ufny w sztuce jazdy, na los niesie życie;
Lecz nie cofajcie kroku, bo się osłabicie.
Kto z swego wozu rydwan przeciwny dosięże,
250Niech wtedy dzidą robi, tak wojują męże,
Tymi niegdy sposoby w wojny sztuce sławni
Brali miasta i pole wygrywali dawni».
Tak w bojach doświadczony starzec ich oświeca,
Co w sercu mężów króla żywą radość wznieca.
255
Starość— «Oby — mówi — jak dusza w tobie nie złamana,
Tak byś miał dzielne siły i krzepkie kolana!
Lecz cię starość nachyla, która wszystkich gniecie;
By raczej innych gniotła, a tyś był w lat kwiecie!
260Czemum ja nie ten, kiedym Ereutala
[242] zabił?
Nie wszystkie ludziom niebo daje razem dary:
Wtedym był młody, silny, dziś słaby i stary.
Lecz będę w boju, wesprę walczących przestrogą.
Choć jedno jest, co jeszcze starzy zrobić mogą.
265Niechaj ten dzidą w polu nieprzyjaciół zmiata,
Kogo ogniem kwitnące podżegają lata».
Skończył, a król z pociechą serca dalej śpieszy,
Aż nareszcie przychodzi do ateńskiej rzeszy;
Lecz nic przy Menesteju
[243] boju nie oznacza:
270Bezczynny wódz, bezczynne wojsko go otacza.
Tuż Itak
[244], wielki radą, niezmordowan trudem,
Walecznych Kefallenów
[245] otoczony ludem;
Jeszcze do nich wojenne nie doszły okrzyki,
Gdyż dopiero się właśnie poruszały szyki
275Trojan, jeźdźców odważnych i greckich rycerzy.
Czekali więc, aż który wprzód zastęp uderzy
I zaczynając bitwę na Trojan poskoczy.
Agamemnon im gnuśność wyrzuca na oczy:
— «Krwi Peteja
[246], którego Zeus kochał wiele,
280I ty, co zawsze chytre przemyślasz fortele,
Czemu z dala stoicie? Nie szukacie znoju?
Czekacie, aż was drudzy uprzedzą do boju?
Wam pierwszym należało mężnie zacząć sprawę
[247]
I Aresową w polu poruszyć kurzawę,
285Jak was pierwszych przyzywam do mojego stołu.
Bo gdy się zgromadzają wodzowie pospołu,
Dobrze wam zgotowana smakuje biesiada,
Dobrze się wino spija, dobrze mięso zjada;
Lecz gdy mężnie wystawić trzeba w polu życie,
290Dziesięciu się uprzedzić wodzom dozwolicie».
Wskróś Odyseusza takie wymówki przebodły:
— «Do mnież — rzekł — królu, wyrzut obracasz tak podły?
Namże wymiatasz gnuśność do rycerskiej sprawy?
Niech się tylko z Trojany rozpocznie bój krwawy,
295Chciej patrzyć, a nie będzie tajne twemu oku,
Że Odyseusz nikomu nie ustąpi kroku;
W najpierwszym rzędzie ojciec Telemacha stanie,
A ty wstydzić się będziesz za tak płoche
[248] zdanie».
Poczuł Atryd, że wyraz ten z gniewu pochodzi,
300Więc z uśmiechem tak pierwsze wyrzuty łagodzi:
— «Przemyślny Odyseuszu, cny Laerta synu,
Nie łaję cię, nie grzeję do mężnego czynu.
Wiem, że w roztropne rady twoje myśli płodne,
Wiem, że twoje uczucia z moimi są zgodne.
305Niechże słowo zbyt prędkie nie wzbudza niechęci,
Niech je bogi
[249] na zawsze wygładzą z pamięci…
Jak gdy ogromną paszczą morze wiatr ozionie,
Pędzą wały
[250] ku brzegom poruszone tonie,
Najpierwej się na głębi zbierają bałwany,
310Wnet ziemię hukliwymi szturmują tarany
[251]
I wzdąwszy się, nad góry wznoszą się skaliste,
Daleko wybuchają słoności pieniste:
CiszaTak skupione do boju greckie wojsko śpieszy.
Każdy z osobna swojej wódz przoduje rzeszy,
315A najgłębsze milczenie w tylu mężów tłumie:
Sądziłbyś, że tak liczny lud mówić nie umie.
Tym szanują milczeniem przewodniki swoje;
Naokoło blask świetne rozstrzelają zbroje…
Z jakim się owce w stajni odzywają bekiem,
320Gdy z wymion ich naczynia napełniają mlekiem,
A mać na głos jagnięcia swego odpowiada:
Z takim się wrzaskiem Trojan porusza gromada.
Niesfornymi
[252] powietrze rozlega się krzyki
[253]:
Różne ludy różnymi wołają języki,
325Aresa lub Palladę
[254] ma za sobą strona;
Wszędzie Bojaźń i Popłoch, Niezgoda szalona,
Co nigdy krwi niesyta, za wojnami dyszy,
Sroga siostra, srogiemu bratu towarzyszy:
Mała ona w początkach, wnet w górę się wzbije,
330Nogami depce ziemię, głowę w niebie kryje;
Ta zajadłą nienawiść w serca ludu wlewa
I przechodząc przez roty, do mordów zagrzewa.
Wnet się z puklerzem puklerz
[256], dzida miesza z dzidą,
335Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą,
Krzyczą zwycięzcy, smutnie jęczą zwyciężeni,
Ziemia płynie od krwawych rozmiękła strumieni.
Jak z krynic wychodzące dwa bystre potoki
340Spadają po urwiskach wyniosłej opoki,
Szum straszny się rozlega po całej krainie,
Nim nurty w przepaścistej połączą dolinie,
A pasterz z dala słucha, co znaczy ta flaga:
Tak gdy ci z sobą walczą, strach i krzyk się wzmaga…
345Gdyby kto po tym krwawym przeszedł bojowisku,
Nie lękając się razów gęstego pocisku,
Przez Palladę od szwanku broniącą niesiony,
Obojej by zarówno męstwo wielbił strony:
Bo tak na śmierć Trojanie, jak i Greki biegli
350I pole zmieszanymi trupami zalegli.
Księga V
1
Swoje mu w piersi męstwo i swój zapał wlewa,
By wszystkich bohaterów przeszedł rycerz śmiały,
A przez to nieśmiertelnej zyskał wieniec chwały.
5Puklerz
[259] i szyszak blaskiem otacza promiennym;
Jak się wydaje gwiazda, co w czasie jesiennym
W oceanie skąpana światłość żywą ciska:
Taki mu ogień z czoła i ramion połyska.
Uzbroiwszy tam pchnęła swojego rycerza,
10Gdzie się najbardziej pożar wojenny rozszerza.
Żył w Troi Dares, człowiek cnotliwy i możny,
Ojciec dwu synów, kapłan Hefajsta
[260] pobożny,
A w bohaterskiej sprawie oba wiele znaczą.
Więc skoro Diomeda mężnego obaczą,
15Lecą nań, od trojańskiej odbiegnąwszy rzeszy;
Ci z wozu nacierają, a on walczy pieszy.
Pierwszy uderzył Fegej, ale raz
[261] był mylny,
Bo nad ramię bez szwanku przeleciał grot silny.
Co zaś Diomed — próżno oszczepu nie ciska,
20Trafia go w piersi, zwala wpośród bojowiska.
Brat skoczył z wozu, jednak nie śmiał trupa bronić;
I ten przed czarną śmiercią nie mógłby się schronić,
Lecz go Hefajst, obłokiem pokrywszy, ocalił,
Żeby do reszty ojca smutek nie przywalił.
25Zatem zwycięzca pyszne ich rumaki bierze
Obaczywszy, że jeden syn Daresa bieży,
Drugi smutnie na piasku rozciągniony leży,
Zmieszali się Trojanie, trwoga w serca pada.
30Wtenczas do boga wojny tak rzecze Pallada:
— «Ares
[264], Ares okrutny! Co gubisz narody,
Przelewasz krew, a w gruzy świetne mienisz
[265] grody!
Czyliż nam do tych bojów mieszać się przystoi?
Niech pan nieba zwycięstwo da Grekom lub Troi,
35My ustąpmy: inaczej obrazimy ojca».
Tak mówiła; usłuchał Ares, ludzi zbojca
[266].
Więc go daleko z pola bitwy uprowadza
I na brzegach Skamandru
[267] kwiecistego sadza.
Uciekają Trojanie, strach piersi osłabił,
40A każdy z wodzów greckich rycerza ich zabił…
Tak męże w bohaterskiej pracowały sprawie,
Lecz w tym zajadłym boju nie rozeznać prawie,
Czyli
[268] Diomed z greckiej, czy z trojańskiej strony,
Wszędzie się bowiem miota rycerz zapalony.
45Jak wezbrana szumnymi potokami rzeka,
Wyparłszy brzegi, z łoża na pola ucieka,
Wszystkie wywraca tamy, a w biegu gwałtownym
Niesie groblom zwalisko
[269] i mostom warownym
I wzdęta od Zeusa nagłymi ulewy
[270]
50Porywa pracowite rolników zasiewy:
Tak Tydejd
[271] gromi Trojan, pędzi roty drżące
Jednemu nie wystarczą rycerzów tysiące.
Postrzegłszy, że bohater całe szyki miesza,
Że trwożna Trojan przed nim ustępuje rzesza,
55Przeciw Diomedowi Pandar łuk natęża:
Strzałą rani na siebie lecącego męża;
Pancerz nią nad ramieniem zostaje przeszyty,
Doszła ciała, wypłynął krwi strumień obfity.
Natychmiast Pandar głosem radosnym zawoła:
60— «Trojanie! Wróćcie nazad
[272], stawcie mężnie czoła!
Ranny najwaleczniejszy mąż między Achiwy
[273]
I niedługo przeżyje postrzał z tej cięciwy,
Jeżeli sam bóg łuku z Liki i mnie zwabił».
Tak triumfował Pandar, ale go nie zabił.
65Cofa się za wóz Tydejd i wzywa Stenela
[274],
Najwierniejszego sobie w życiu przyjaciela:
— «Chodź, kochany Stenelu, daj ratunek wczesny
[275],
I wyrwij mi czym prędzej z barku grot bolesny».
To rzekł, Stenel do niego szybkim przybiegł krokiem,
70Grot wyrwał, a krew czarnym lunęła potokiem.
— «Wielka córko Zeusa, jeśliś kiedy w bitwie
Mnie albo ojca wsparła twą prawicą silną,
Dziś usłysz prośbę moją, dziś mi bądź przychylną!
75Daj mi tego położyć na pobojowisku
I staw go sama pod sztych mojego pocisku,
Który mnie pierwszy ranił, teraz się nadyma,
Że słońce wiecznie zgasło przed mymi oczyma».
Łatwo do jego prośby skłania się Pallada.
80Wraz
[276] pierwszą nogom szybkość, rękom dzielność nada,
I zbliżywszy się rzecze: — «Mężny Diomedzie,
Niechaj cię pewna ufność na Trojany wiedzie,
Bom cię dziś równym ojcu zrobiła rycerzem,
Jakim był, groźnym z wozu wstrząsając puklerzem
[277]
85Już ci więcej mgła ciemna oczu nie powleka;
Zdarłam ją, byś rozeznał boga od człowieka.
Gdyby więc który z bogów twej doświadczał dłoni,
Ty przeciw nieśmiertelnym nie bierz się do broni;
Lecz gdyby się Kiprydzie
[278] bój odwiedzić zdało,
90Na mdłą
[279] boginię możesz użyć ręki śmiało».
To rzekłszy, znikła Pallas; bohater pośpiesza,
I wnet się między pierwsze wojowniki miesza:
Jeśli przedtem trojańskie roty dzielnie walił,
Teraz się trzykroć większą śmiałością zapalił.
95Jak lew, kiedy go pasterz pilnujący trzody
Rani, wpadającego do owiec zagrody,
Tym bardziej się rozjada, grzywa mu się jeży;
Nie odpiera go pasterz, lecz do chaty bieży
[280],
A owce przelęknione cisną się gromadą,
100Potrącają się, jedne na drugich się kładą;
Niosąc zdobycz, wysokie lew przesadza
[281] płoty:
Tak Diomed się rzuca na trojańskie roty…
Widząc Ajnejasz, jako rycerz gromi roty,
Spieszy przez krwawe pole, przez świszczące groty
105I szukając Pandara, zastępy obiega,
Aż wreszcie męża bogom równego postrzega
I zbliżywszy się, rzecze: — «Gdzież się więc podziały
I twój łuk, i niechybne, cny Pandarze, strzały?
Gdzie sława od nikogo tu nie zaprzeczona
110I w kraju, że nad syna nie masz Likaona?
Wznieś do Zeusa ręce, a na tego męża
Puść ostrą z łuku strzałę, który nas zwycięża.
Ktokolwiek jest, okrutną rzeź w zastępach zrobił,
Tylu wsławionych Troi bohaterów pobił.
115Może to i bóg jaki, gniewny o ofiary:
Gniewne bogi ciężkimi zwykły chłostać kary».
— «Ajnejaszu! — rzekł Pandar — Ty wojska nadzieja!
Wcale
[282] ten mąż podobny do syna Tydeja:
Tak z koni, tak z przyłbicy, tak sądzę z puklerza;
120Lecz może i bóg postać wziął tego rycerza.
A jeśli jest Diomed, od bogów ma wsparcie,
Bez nich by się nie miotał w boju tak zażarcie.
Pewnie kto z nieśmiertelnych ukryty w obłoku
Zwraca strzały do jego wymierzone boku.
125Jużem grot nań wypuścił, kirys
[283] na nim przeszył,
Jużem ramię mu zranił, jużem się ucieszył,
Że odwiedzi Hadesa
[284], lecz nie mogłem zwalić:
Jakiś mi bóg niechętny musiał go ocalić…
Już grot mój Diomeda i Atrydę
[285] ruszył,
130Dobył z nich krwi, lecz tylko bardziej ich rozjuszył.
Złym ja wyrokiem zdjąłem te łuki ze ściany,
Kiedy od szlachetnego Hektora wezwany,
Powolny
[286] jego chęci, przyszedłem pod Troję.
Lecz jeżeli ojczyznę jeszcze ujrzę moję
135I dom luby, i żonę kochaną uprzejmie,
Niechaj mi nieprzyjaciel głowę z karku zdejmie,
Jeśli ich nie dam ogniom, potrzaskanych w sztuki,
Bo widzę, że mi próżnym ciężarem te łuki».
— «Przestań! — Ajnejasz rzecze — tak podle je cenić!
140Inaczej się los wojny nie może odmienić,
Aż my się z tym zajadłym spotkamy rycerzem.
Siadaj na wóz, obadwa na niego uderzym.
Doświadczysz koni Trosa, jak zręcznie koleją
I nacierać, i bystro uciekać umieją;
145Te nas ocalą, jeśli mimo nasze męstwo
[287]
Zeus Diomedesowi zechce dać zwycięstwo.
Ja się bić będę, w twojej bicz i lejce dłoni,
Lub ty walcz, a ja wezmę kierowanie koni».
Na to Ajnejaszowi Pandar odpowiada:
150— «Niechaj raczej wędzidłem twoja ręka włada:
Pod znaną ręką więcej będzie wóz bezpieczny.
Jeżeliby nas przemógł
[288] Diomed waleczny,
Zbiegłszy się i nie czując swego pana głosu,
Nie mogłyby nas wyrwać od zgubnego ciosu;
155Nieprzyjaciel zaś, nieład obaczywszy taki,
I nas by samych zabił, i zabrał rumaki.
Pod twoją zatem ręką niech do boju idą,
Ja Tydejdy natarcie silną przyjmę dzidą».
Tak wszystkie rzeczy bacznym
[289] ogarnąwszy względem,
160Siadają, bystrym lecą na Tydejdę pędem.
Nie uszli oni wzroku mężnego Stenela,
Który zaraz w te słowa rzekł do przyjaciela:
— «Najmilszy z młodu sercu memu, Diomedzie,
Dwóch mężów zapalonych przeciw tobie jedzie,
165Zręczni oba i silni: jeden starzec sprawny,
Pandar, syn likijskiego Likaona sławny;
Drugi mężny Ajnejasz, co z ojca pochodzi
Wielkiego Anchizesa, a Kiprys
[290] go rodzi.
Cofnijmy się, niech ślepy zapęd cię nie miota,
170Żebyś wreszcie drogiego nie stracił żywota».
A Tydejd gniewny: — «Nie chciej mego serca kusić,
Bo nikt mnie do ucieczki nie zdoła przymusić.
Nienawykły drżeć albo cofać się nikczemnie,
Jeszcze nienaruszone siły czuję we mnie.
175Na wóz wsiadać nie myślę, tak zajdę im drogę,
Nie pozwala mi Pallas
[291] w piersi przyjąć trwogę;
Pewnie
[292] ich konie obu nie wrócą ojczyźnie,
Jeżeli się z tej bitwy choć jeden wyśliźnie.
Ty pamiętaj, Stenelu, dopełnić mej woli!
180Gdy mi obu ich Pallas obalić pozwoli,
Moje przywiąż do wozu, a natychmiast konie
Ajnejasza uprowadź ku Achajów stronie.
Z tych idą, które Kronid
[293] dał za Ganimeda:
Po słońcem żadnym koniom nikt pierwszeństwa nie da…
185Ci mówią, tu rumaki wartkim grzmią kopytem,
Lecą nieprzyjaciele; wraz silnym dzirytem
Zbrojny tak mówi Pandar: — «Tydejdzie zuchwały,
Jeszcze ziemi od mojej nie zaległeś strzały?
Niedawno próżno łuku na ciebie używszy,
190Włóczni doświadczę, jeśli nie będę szczęśliwszym».
To rzekł i długi oszczep natychmiast wymierza:
Zręcznie rzucony pocisk trafił wśród puklerza,
Przebił go, lecz kirysa
[294] przewiercić nie zdołał.
Zaraz Pandar wyrazy chełpliwymi wołał:
195— «Zginąłeś, aż do wnętrza grot cię sięgnął krwawy,
Ty umrzesz, a ja wiecznej dostąpiłem sławy».
— «Mylisz się — niezmieszany Diomed odpowie
Nie są przyjaźni twojej prawicy bogowie;
ŚmierćLecz ta sroga zajadłość nie wprzód was odbiegnie,
200Póki choć jeden trupem na placu nie legnie
I krwią strasznego wojny boga nie nasyci».
To skoro wyrzekł, zaraz silny oszczep chwyci
I rzuca na Pandara. Ten celu nie zboczy:
Ręka samej Pallady niesie go pod oczy,
205Utrafia w nos, tnie język i zęby wybija,
Tam wychodzi, gdzie z brodą złączona jest szyja.
Padł, a oręż i świetna zbroja na nim szczękły;
Tym jękiem się ogniste rumaki przelękły
I skacząc, w tył się nagłym usunęły zwrotem,
210A on z lubym na zawsze rozstał się żywotem.
By Grecy nie porwali trupa do obozu,
Z długą dzidą Ajnejasz wyskakuje z wozu,
Jak lew, w moc zaufany, staje nad rycerzem.
Obchodzi go i wielkim zasłania puklerzem;
215A ktokolwiek się zbliża dla wzięcia zdobyczy,
Temu zagraża śmiercią i straszliwie krzyczy.
Jednak mężny Diomed placu nie odbieżał,
Chwycił ogromny kamień, co na ziemi leżał
(Który dzisiaj dwóch ludzi, choć z największą mocą,
220Niżeli z miejsca ruszą, dobrze się zapocą,
Lecz Diomed podźwignął z małym bardzo trudem),
Uderzył w miejsce między biodrami i udem.
Łamie kość, rwie głaz żyły i skórę rozdziera:
On pada na kolana, ręką się podpiera,
225A cień mu czarny zaraz się w oczach rozwinął.
UcieczkaJuż by był Ajnejasza zły wyrok nie minął,
Już by się jego dusza była nie wybiegła,
Gdyby w niebezpieczeństwie syna nie postrzegła
Kiprys, co go powiła ojcu, gdy pasł woły.
230Ta go pieszczoną dłonią uchwyciwszy wpoły
I śnieżnymi dokoła okrywszy zasłony,
Aby od kogo z Greków nie został raniony
I duszy nie wyzionął, unosiła z pola.
Stenelowi pamiętna Diomeda wola;
235Więc daleko od wrzawy Aresa, na stronie,
Swoje lejcem do wozu przywiązuje konie,
A Ajnejasza z grzywą przepyszną rumaki
Czym prędzej między greckie prowadzi orszaki.
Miłego Deipila tą pracą obciążył,
240Ażeby z nimi z pola do okrętów dążył;
W nim sobie mężny Stenel najwięcej podoba,
W jednym są wieku, jedne mają myśli oba.
To zrobiwszy, lejc bierze, na wóz pyszny wsiada
I wkrótce przyjaciela swojego dopada.
245
Widząc, że mdła
[295] bogini, ścigał za Kiprydą…
Wreszcie ją długim goniąc śmiały rycerz biegiem,
Dopędził między Trojan walecznych szeregiem.
Natychmiast oszczep rzucił i dosięgnął ręki,
250Przebił boską zasłonę, którą tkały Wdzięki,
I zdarł jej trochę skóry żeleźcem pociska:
Zaraz z niej krew, a raczej sok czysty wytryska.
Inny jest pokarm ludzi, inny władców nieba,
Nie znają oni wina, sił nie ciągną z chleba,
255Więc krwi nie mając, żywot nieśmiertelny wiodą.
Raniona Kiprys, z bogiń najpierwsza urodą,
Krzyczy i rzuca syna. Apollo go bierze,
I by mu życia greccy nie wzięli rycerze,
Nieprzejrzanym dokoła cieniem go oblecze.
260Do Kiprydy zaś Tydejd groźnym tonem rzecze:
— «Idź stąd, córo Zeusa, nie tu twe zalety:
Alboż nie dość, że słabe uwodzisz kobiety?
Jeśli ci jeszcze wojny pożądać się zdarzy,
Sama jej wzmianka róże z twojej spędzi twarzy».
265Tak mówił, ona wolną stopą rzuca pole,
Pomieszana i ostre z rany cierpiąc bole…
Wie, że go w swoim ręku sam Apollo dźwiga,
Lecz się nawet i boga wielkiego nie boi,
270Pragnie zabić rycerza i odrzeć ze zbroi.
Po trzykroć nań zabójczym dzirytem
[296] naciera;
Po trzykroć go Feb silną swą tarczą odpiera,
Lecz gdy jak bóg, czwarty raz groził zgubnym ciosem,
Apollo tak do niego rzekł straszliwym głosem:
275— «Umiarkuj się, Tydejdo, w szalonym zapędzie
I nie chciej się z bogami w jednym stawiać rzędzie!
Inny ród bogów, górne dzierżących siedlisko,
Inny ludzi, po ziemi wlekących się nisko».
Uchodzi ani dalej ścigać się ośmiela,
280Chroniąc się gniewu boga, który śmiercią strzela.
Apollo do Pergamu zaniósł Ajnejasza,
Do świątyni, gdzie Troja moc jego ogłasza:
Tam Leto i Artemis mają o nim pieczą
[297]
I w przysionku wspaniałym bohatera leczą.
285Łudząc Greki, gdzie ranny Ajnejasz się podział,
Feb marę w jego postać i zbroję przyodział.
Przy niej równie trojańscy, jak greccy rycerze
Długimi dzirytami ogromne puklerze
I lekkie tłuką tarcze: trwała walka sroga,
290Gdy bóg srebrnego łuku rzekł do wojny boga:
— «Ares, Ares, okrutny! Co gubisz narody,
Przelewasz krew i w gruzy mienisz
[298] pyszne grody!
Nie pójdzieszże usunąć z boju tego męża,
Co by się na Zeusa porwał do oręża?
295Naprzód Kiprydę zranił zuchwalec, a potem
Mnie, równając się z bogi, krwawym ścigał grotem».
To rzekłszy, na wyniosłym Pergamie
[299] usiada.
Ares, którego sercem zapalczywość włada,
Nie mógł dłużej spokojnie na miejscu pozostać;
300Wziąwszy więc Akamasa, wodza Traków, postać,
Zapala bohatery trojańskiej krainy,
I szlachetne Pryjama tak zachęca syny:
— «Wielkiego króla plemię, możnego w dostatki,
Pókiż z rot waszych Grecy czynić będą jatki?
305Czekacie-li, aż przyprą bój pod same bramy?
Mąż, co go jak Hektora czcimy i kochamy,
Ajnejasz, syn Anchiza, rozciągnion na piasku:
Wyrwijmy towarzysza spośród krwi i wrzasku!
Tak to Ares im wszystkim śmiałości dodaje…
310Więc Hektor z wozu skacze, oszczepy wykręca,
Licznie obiega szyki, do boju zachęca.
Idą mężni Trojanie; Grecy roty zwarli,
I murem nieprzełomnym nieprzyjaciół sparli.
Jak gdy wieją rolnicy, czyste ziarnka ciska
315Demeter
[300], a plewami bielą się klepiska:
Tak lud achajski cały kurzem był okryty,
Który konie twardymi wzruszały kopyty.
Wracają wozy, jeźdźcy nową walczą mocą,
A Ares okrył pole nieprzejrzaną nocą…
320
Tchnąwszy mu ogień w piersi, postawia na czele;
Niezmiernie towarzysze jego się cieszyły,
Że im wrócił wódz pełen zdrowia, męstwa, siły,
Ale nikt go nie pyta: bitwa nie pozwala,
325Którą Feb, Ares, krwawa niezgoda zapala.
Achajom niezwalczeni dowodzą mężowie,
Odyseusz i Diomed, i dwaj Ajasowie;
Nic ich siły trojańskie, nic nie trwożą krzyki,
Stoją na ich wstrzymanie mężne Greków szyki.
330Jak się wydają chmury wśród cichych błękitów,
Zawieszone przez Zeusa u urwistych szczytów,
Kiedy Boreasz
[303] z wiatry innymi uśpiony,
Bo mgły najgrubsze w różne wnet rozpędzi strony:
Tak stale Trojan greckie oczekują roty.
335Agamemnon obiega, dodaje ochoty:
A nade wszystko hańbą lękajcie się zmazać!
Ludzi, cześć kochających, więcej się ochroni —
Dla tchórza i czci nie masz, i śmierć go dogoni»…
340Postrzegł ich wśród zastępów Hektor zapalony,
Leci, pole głośnymi napełniając krzyki,
Za nim tłumem trojańskie śpieszą wojowniki.
Wnet Ares na ich czele i Enijo
[304] stanie:
Ta zgiełk szerzy i smutne bojów zamieszanie;
345
Bóg, PomocAres dzidą wstrząsając, by się we krwi skąpał,
Już przed, już za Hektorem wielkim krokiem stąpał.
Ujrzawszy go, Diomed uczuł w sercu drżenie.
Jak człek wędrowny, długie obiegłszy przestrzenie,
Nad niezgłębionej rzeki wstrzymuje się brzegiem,
350Która nurty do morza bystrym pędzi biegiem
I w tył uchodzi, groźnym przerażony szumem:
Tak się cofnął Diomed i rzekł między tłumem:
— «Widzicie, jaki Hektor, mężni przyjaciele,
Jak śmiało dzidą robi, jak zastępy ściele:
355Nieustannie go boska zasłania opieka;
Teraz Ares jest przy nim w postaci człowieka.
Cofnijcie się, do Trojan obróciwszy czoła,
Nic przeciw bogom wasza prawica nie zdoła!»…
Gdy został bój straszliwy przez Aresa wszczęty,
360Ni z podłą Grecy trwogą biegną na okręty,
Ni nadchodzą, lecz kroku cofają niewiele,
Słysząc, że Ares Troi przywodził na czele…
Widziała z nieba Hera
[305] Achajów tysiące,
Pod Hektora, Aresa żelazem ginące,
365I zaraz do Pallady
[306] tymi rzecze słowy:
— «Można córo, z Zeusa urodzona głowy!
Jakże więc obietnica nasza się ostoi,
Że Menelaj
[307] powróci po zburzeniu Troi,
Jeżeli dłużej Ares tyle broić będzie?
370Śpieszmy prędzej w szalonym wstrzymać go zapędzie».
Słucha Pallas, co niebios królowa jej radzi:
Zaraz Hera pod złoty szor
[308] konie prowadzi,
Śliczna zaś Hebe
[309] koło do wozu wynosi,
Wartkim biegiem krążące na żelaznej osi.
375Ośm szprych niezłomnych sztuczna
[310] dała im robota,
Spiżowa wzmacnia blacha obwody ze złota;
Z czystego srebra piasty
[311], a świetne rzemienie
Utrzymują na sobie wspaniałe siedzenie;
Do przywiązania lejców było dwie obwódek,
380Nareszcie dyszel srebrny wybiegał na przodek,
Do niego piękna Hebe złote jarzmo
[312] wiąże,
A gdy równie bogate cugle
[313] mocno sprząże,
Chciwa
[314] czym prędzej zbrojne odwiedzić orszaki,
Sama Hera pod jarzmo prowadzi rumaki.
385Idzie do ojcowskiego mieszkania Pallada,
Tam przy nogach fałdzista z niej okrywka spada,
Dzieło cudowne, wyszłe z jej przemyślnej ręki.
Sama śpiesząc na walkę, płodną w płacz i jęki,
Gromów boga kirysem
[315] piersi swoje kryje:
390Mnóstwo wężów na groźnej egidzie
[316] się wije,
Strach ją wkoło otacza i co na krew dyszy,
Zwada, Przemoc i Napaść tam jej towarzyszy;
Na środku znak gniewnego Zeusa skrwawiony:
395Czterokitny na głowę mocny szyszak bierze,
Którego nie przełamią ze stu miast rycerze.
Siada na wóz bogini tak groźnie okryta:
Długą, ciężką, ogromną dzidę w rękę chwyta;
Tą, kiedy gniew lub zemsta serce jej zapala,
400Największych bohaterów zastępy obala.
Hera biczem ostrzegła bystre konie swoje;
Same się skrzypiąc niebios otwarły podwoje,
Których Hory
[319] pilnują czuwającym okiem:
Te niebo i otworzą, i zamkną obłokiem.
405Tedy boginie bystre poganiają konie;
Znajdują siedzącego Zeusa na stronie,
Na wyniosłym Olimpie. Tam niebios królowa
Wstrzymuje wóz i rzecze do męża w te słowa;
— «Czy to cię nie obraża, wielki bogów ojcze,
410Gdy na Aresa czyny poglądasz zabójcze?
Ile ludzi ten srogi zgubił poniewierca!
Mnie przejmują boleści aż do gruntu serca,
A Kiprys
[320] i Apollo już się naigrawa,
Pobudziwszy szaleńca, który nie zna prawa.
415Ojcze, alboż tym gniewu twego nie obruszę,
Gdy go zraniwszy, z boju ustąpić przymuszę?
— «Wzbudź na niego Palladę — Zeus odpowiada.
— «Nieraz mu ból zadała i teraz go zada».
Radosna Hera, wyraz usłyszawszy taki,
420Zaraz biczem ogniste zacina rumaki.
Te lecą i szybkimi suwając kopyty
[321],
Szlak wśród ziemi i nieba mierzą gwiazdolity.
A jak niezmierną przestrzeń ogarnie mąż, który
W ocean się wpatruje z wyniesionej góry,
425Kiedy bystrym pociągnie po powietrzu wzrokiem:
Tyle boskie ulecą konie jednym skokiem.
Gdy je przyniósł na pola trojańskie bieg rączy,
Tam, gdzie Symois wody ze Skamandrem łączy,
Hera konie wyprzęga, zamyka w obłoku,
430Symois im słodkiego dostarcza obroku.
Niosąc Grekom na wsparcie życzliwe prawice,
Cichym krokiem jak trwożne idą gołębice;
Lecz gdy się tam zbliżyły, gdzie rycerzy wiele
Było przy Diomedzie stojącym na czele,
435Bo jak lwy ścierwo żrące albo silne dziki
Otaczają wielkiego męża wojowniki:
Hera w kształcie Stentora
[322] męstwo w Grekach budzi,
Co miedzianym grzmiał głosem jak pięćdziesiąt ludzi:
— «O hańbo! Grecy, tylko macie postać męską!
440Póki Achilles gromił prawicą zwycięską,
Nie śmiały Trojańczyki z bram wyruszyć nogą,
Tak wielką oręż jego nabawiał ich trwogą;
Teraz się ocierają o nawy
[323] zuchwali».
Tymi słowy wojenny w piersiach ogień pali.
445Pallas zaś do mężnego Tydejda
[324] przychodzi.
Stojąc przy wozie, rycerz ranę swoją chłodzi,
Którą mu Pandar zadał. Pod twardym rzemieniem
Ogromnego puklerza
[325] pot ciecze strumieniem;
Stracił moc w ręce, długą pracą zmordowany,
450Uniósłszy puklerz, czarną krew ocierał z rany.
Dotknąwszy jarzma Pallas w tym rzecze sposobie:
— «Możnaż wierzyć, że płynie krew Tydejda w tobie?
Ojciec miał umysł wielki, chociaż w ciele małem.
Z jednakim na plac boju wychodził zapałem;
455A gdym go chciała czasem w zapędzie utrzymać,
Nie przestawał się rycerz w mężnym sercu zżymać.
Przybył do Teb za posła wspólnej Greków rady,
Jam kazała spokojnie używać biesiady;
Lecz nie dało się jego uhamować męstwo:
460Wyzwał wszystkich Kadmejów
[326] i odniósł zwycięstwo.
Takie wsparcie ode mnie w każdej miał potrzebie.
Równie ci towarzyszę, równie grzeję ciebie,
Abyś z trojańskim śmiało potykał się ludem;
Lecz albo długim jesteś wysilony trudem,
465Albo ci strach nikczemny w piersiach serce ścina:
Jakże od siebie Tydejd różnego ma syna!
A Diomed: — «Bogini! Ciebie ja poznaję,
Przeto ci wszystko powiem i nic nie zataję.
Ani mnie strach osłabia, ani gnuśność ima
[327],
470Lecz mnie z twoich ust własnych wyszły rozkaz trzyma:
Zakazując podnosić przeciw bogom dłoni,
Wtedyś mi tylko użyć pozwoliła broni,
Gdyby Kiprys odwiedzić śmiała krwawe boje.
I sam się cofam, pomny na rozkazy twoje,
475I to każę achajskiej zgromadzić się młodzi:
Bo widzę, że Trojanom Ares tam przywodzi».
A na to modrooka Pallada tak rzecze:
— «Tydejdo, sercu memu najmilszy człowiecze!
Ani się bój Aresa, choć bije zażarcie,
480Ani innego boga; masz ode mnie wsparcie.
Już przeciw Aresowi dzielne zwróć rumaki
I boga, co się miota jak szaleniec jaki,
A w niczym statku
[328] nie zna, twoją rań prawicą.
Uwiązał się on Herze i mnie obietnicą,
485Że będzie wspierać Greki; dzisiaj, wiarołomca,
Trojanom jest pomocnik, a Greków pogromca».
To rzekłszy, ściąga z wozu Kapaneja plemię:
Mężny Stenel natychmiast wyskoczył na ziemię;
Zaraz na wóz bogini siada nieprzelękła
490Przy wielkim Diomedzie: oś straszliwie jękła
Pod Pallady i męża dzielnego ciężarem;
Bierze lejce do ręki, a gniewu pożarem
Tchnąca ku Aresowi, rumaki zacina.
Ten dopiero co zwalił Ochezjosa syna,
495Etola Peryfanta, olbrzymiej postawy;
Z zabitego rycerza zdarł Ares łup krwawy.
Pędzi ku niemu Pallas, a na głowę wdziała
Niewidkę Aidową
[329], bo się ukryć chciała.
Postrzegł Ares idących przeciw sobie śmiało,
500Porzuca zabitego Peryfanta ciało,
A sam na nich pośpiesza. Gdy już byli z bliska,
Pierwszy on oszczep silny silną ręką ciska,
Pewny, że jego grotem Diomed polegnie.
Ponad jarzmem i lejcem środkiem pocisk biegnie,
505Lecz go chwyta siedząca na wozie bogini,
Na bok zwraca i próżny boga zamach czyni.
Znowu z kolei pocisk Diomed wymierzył:
Od Pallady
[330] niesiony, tam oszczep uderzył,
Gdzie nad stanem rycerski pas się rozpościera;
510Tam trafia grot i boską ostrzem skórę zdziera.
Wyciągnęła go Pallas; z poniesionej rany
Tak doniośle zaryczał bóg Ares miedziany,
Jako dziewięć lub dziesięć tysięcy by razem
Krzyknęło ludzi, krwawym walczących żelazem.
515Równie Greków, jak Trojan zimny strach przeniknął:
Tak straszliwie niesyty boju Ares ryknął.
A jak oczom obłoki wydają się mgliste,
Przypędzone z południa przez wiatry ogniste:
Tak się Diomedowi zda Ares ponury,
520Gdy wstępował do nieba uniesiony chmury…
Odegnawszy Aresa od mężów pogromu,
Hera i Pallas wraca do Zeusa domu.
Księga VI
1
Wątpliwy na przemianę los wojny się chyli
I między Symoentu a Ksantu koryty
[333]
Z obydwu stron spiżowe latają dziryty
[334].
5Mur Greków, Telamona syn
[335], postrachy
sieje
[336],
Łamie zastęp trojański, odżywia nadzieje.
Eusora syn, Akamas, rycerz między Traki
[337]
I najdzielniejszy bronią, i jak olbrzym jaki
Wzrostem ciała ogromny, legł
z jego prawicy.
10Silną włócznią uderzył w czub twardej przyłbicy;
Ta przeszła aż do czoła, zgruchotała kości:
Zwalił się, oczy wieczne zamknęły ciemności…
Gdy biegły przestraszone rumaki do miasta,
15O pniak się zawadziły; tak przy smutnej tamie
Wóz się na końcu dyszla Adrastowi łamie:
Konie lecą z innymi wozami przez pole,
A on twarzą na ziemię stoczył się przy kole.
Leży w piasku, wtem widzi, że w rękach Atryda
[340]
20Do piersi jego długa wymierzona dzida.
Więc żebrząc zmiłowania chwyta go za nogi:
—
Niewola
«Weź mnie żywym, Atrydo, cofnij wyrok srogi,
Bo hojnej za to możesz pewnym być zapłaty.
Mnóstwo ma rzeczy drogich mój ojciec bogaty,
25Ma złoto, miedź i różne w żelazie narzędzie;
Niczego on dla syna żałować nie będzie,
Nieskończonymi ciebie darami nagrodzi,
Gdy usłyszy, że żyję u achajskich łodzi
[341]».
Tak żebrał, a król jego łzą i prośbą tknięty,
30Już rozkazywał słudze wziąć go na okręty
Wtem przybiegł Agamemnon
[342]
i z zapałem rzecze:
— «O słaby wojowniku! O miękki człowiecze!
Tyż
[343]
nikczemnej litości możesz teraz użyć!
Musieli ci się dobrze Trojanie zasłużyć.
35
Niech dzieci z łona matek na łup śmierci idą,
Niech z hańbą, bez pogrzebu, wyginą Trojanie,
I niechaj po nich nawet śladu nie zostanie!»
Rzekł i odmienił brata: już gniewem oddycha,
40Więc próżno żebrzącego Adrasta odpycha,
Agamemnon zaś w piersiach dzidę mu utopił.
Konający padł na wznak i krwią ziemię skropił,
Król wyrwał pocisk, trupa nastąpiwszy nogą.
Wtedy się z taką Nestor
[344]
odzywa przestrogą:
45— «Rycerze! Boga wojny uczniowie, Danaje
[345]!
Niechaj mi się z was żaden w tyle nie zostaje,
By przyszedł do naw
[346]
mnogim
obciążony łupem.
Usiłujmy słać teraz nieprzyjaciół trupem;
Potem, gdy już Trojanie przestaną nacierać,
50Będziecie, podług woli, zdobycze odzierać».
Tymi słowy zapala umysł boju chciwy
[347].
Byliby przed mężnymi uciekli Achiwy
[348]
I aż w mieście szukali schronienia Trojanie,
55Helen
[351], z wieszczów
[352] najlepszy, i tak się odzywa:
— «Ajnejaszu! Hektorze! Na was dwu spoczywa
Lików
[353]
i Trojan ufność, w was nadzieję kładą,
Wy pierwsi do wszystkiego i męstwem, i radą,
Biegajcie, zatrzymujcie lud trwożny przed bramy,
60Bo się na nieprzyjaciół szyderstwo wydamy,
Jeśli wbiegłszy do miasta, na ręku żon padną.
Gdy wojsku oszczędzicie hańbę tak szkaradną
I męstwo zagrzejecie, my tu będziem stali;
Choćby z największą siłą Grecy nacierali.
65Nie ustąpimy kroku; tak każe potrzeba.
Tymczasem ty, Hektorze, kochany od nieba
[354],
Idź do miasta, mów matce: niech matrony zwoła,
I szatę, która wszystkich zbiorów jest ozdobą,
70Najpiękniejszą, największą, niechaj weźmie z sobą
I złoży na kolanach błękitnej bogini.
Niech także zabić dla niej ślub święty uczyni
Dwanaście rocznych cielic i jarzmem nie tkniętych,
Jeśli się zlitowawszy murów Troi świętych
75I małżonek trojańskich, i maleńkich dzieci,
Tydejdę
[356], który wszędzie strach i pogrom nieci
[357]
I całymi zastępy męże nasze wali,
Od murów ilijońskich
[358]
łaskawie oddali».
Rzekł; Hektor jego rady wykonać nie zwłoczył
[359]:
80Zatem z wozu świetnego w pysznej
[360]
zbroi skoczył,
Dwoma kręcąc oszczepy obiega swych roty
[361],
Umarza strach, dodaje bojowej ochoty.
Wrócili się Trojanie i mężnie się starli.
Achaje, choć się w boju okrutnie zażarli,
85Cofnęli
nazad
[362]
kroku, sądząc, że nie z siebie,
Lecz że z bogów kto, w jasnym panujących niebie,
Dał im pomoc: tak śmiało postawili czoła.
Hektor upominając wielkim głosem woła:
90Was, przyjaciół wezwanych od krain odległych!
Walczcie i nie dajcie się Achajom przemagać
[363].
Gdy ja do miasta pójdę, bogi
[364]
każę błagać
Starcom i żonom naszym, modlitwą i ślubem».
Rzekł i odszedł, na głowie strasznym grożąc czubem;
95Skóra czarna, około puklerza
[365]
krążąca,
Idącemu i głowę, i nogi potrąca.
Wtedy Glauk
[366]
i Diomed
[367], oba śmiałej myśli,
Chciwi spotkać się z sobą, na plac boju wyśli
[368]:
W tym Hippoloch
[369], w tym Tydejd godnego ma syna.
100Pierwszy do Glauka Tydej tak mówić zaczyna:
— «Ktoś ty z rycerzy, ślepym uniesion zapałem?
Jeszcze cię dotąd w polu chwały nie widziałem;
Teraz w dzielności wszystkich przewyższa twa ręka,
Gdy się razu
[370] silnego tej dzidy nie lęka.
105Ale kto pod mój pocisk śmiałym zaszedł krokiem,
Tego rodzice smutnym wydali wyrokiem.
Jeśli bóg, z nieśmiertelnych przychodzisz siedliska,
Wiedz, że moja dłoń grotów na bogi nie ciska…
Lecz jeśli, jak śmiertelny, trawisz owoc ziemny
[371],
110Zbliż się, a wnet obaczysz
[372]
Hadesa kraj ciemny
[373]».
Na to Glauk do wielkiego tak mówi Tydyda:
— «Skąd się o ród mój pytasz? Na co się to przyda?
Przemijanie
Jako się liście rodzi, tak i ludzkie plemię;
Jako wiatr liście wstrząsa, okrywa nim ziemię,
115A inne, w czasie wiosny, drzewo się przybiera:
Jedno plemię się rodzi, a drugie wymiera.
Ale jeśli chcesz poznać ród mój od początku,
Który wielu znajomy, powiem ci w porządku:
Jest na granicach Argos
[374]
miasto, Efir
[375]
zwane;
120Co było Syzyfowi
[376]
mądremu poddane,
Z Ajolosa
[377]
plemienia: z niego Glauk
[378]
się rodzi,
A z Glauka Bellerofon
[379]
wsławiony pochodzi.
Dało mu niebo zacną duszę w pięknym ciele,
Ale mu Projt
[380]
niechętny złego myślał wiele:
125Wygnał z miasta młodzieńca król niesprawiedliwy,
Z rąk Zeusa trzymając berło nad Argiwy,
Bo ku niemu Anteja, śliczna Projta żona,
Skrytym gorzała ogniem. Widząc, zawiedziona,
Że złą chucią dobrego serca nie rozżarzy,
130Udała się przez zemstę do chytrej potwarzy.
— «Jedno — mówi — o Projcie, z dwojga dziś wybieraj:
Zabij Bellerofona, albo sam umieraj,
Gdyż on chciał niegodziwie twoje skazić łoże
[381]».
135Jednak, przez wzgląd na bogi, sam rąk nie zakrwawił.
Do Likiji
go zatem z listami wyprawił,
W których śmierć dla zacnego młodzieńca wyryta;
Mniemał, że go świekr
[382]
zgubi, skoro je przeczyta.
Wyjechał za boskimi bohater powody
140I tam stanął, gdzie wartkie toczy Ksantus wody.
Gość
Przyjął go król, przez dziewięć dni zastawiał stoły,
Dawał biesiady, bogów czcił dziewięcią
[383]
woły
[384].
Gdy dziesiąta jutrzenka cień spędziła mglisty,
Dopiero się natenczas rycerza o listy
145Przywiezione od Projta, swego zięcia, spytał.
A skoro charaktery
[385] złowrogie przeczytał,
Zaraz młodzieńca w prace niebezpieczne wprząga:
Chimerę
[386]
znieść
[387], strasznego każe dziwoląga,
Który nie był ludzkiego, lecz boskiego rodu:
150Z przodu lew, koza w środku, kręty smok
[388] od spodu,
A z paszczy ognistymi buchała potoki.
Zabił ją, mając nieba pomyślne wyroki.
Wnet się chwałą rycerską z Solimy ozdobił
I w walce, która była najstraszniejsza, pobił;
155W trzecim zaś boju zgromił Amazonki
[389]
srodze.
Gdy wracał, król zasadzki zrobił mu na drodze,
Najprzedniejszego z Lików pozostawiał męża;
Lecz i tych Bellerofon szczęśliwie zwycięża:
Zbici wszyscy i żaden nie wrócił do domu.
160Więc uznawszy w nim boską krew z tego pogromu,
Zatrzymał go u siebie, dał córkę za żonę
I na pół z nim królewską podzielił koronę.
Od Lików mu najlepsza ziemia wydzielona,
Równie w zboże obfita, jako w winne grona.
165Z tego małżeństwa wyszło na świat troje dzieci,
Laodamija, Izandr i Hippoloch trzeci…
Hippoloch jest tym mężem, który mi dał życie.
Ten pomny
[390]
i o swoim, i przodków zaszczycie,
Zalecał mi usilnie, gdy mnie słał pod Troję,
170Bym się nad innych wsławiał przez waleczność moję
[391]
I ojców krwi nie kaził
[392], z których wśród Efiry
I Likiji największe były bohatyry
[393].
Oto krew, oto przodki, z nich jestem zrodzony».
GośćTymi słowy niezmiernie Tydejd
ucieszony,
175Utknąwszy w ziemię dzidę okutą żelazem,
Do syna Hippolocha tym rzecze wyrazem:
— «Wiedz, Glauku, że nas dawna połącza gościnność:
Ojnej
[394]
dla dziada twego wyrządził uczynność
W domu przez dni dwadzieścia, a Ojnej mi dziadem.
180Związali się wzajemnym przyjaźni zakładem:
Bellerofon dał kielich Ojnejowi złoty,
A ten — pas purpurowy, przecudnej roboty.
W domum go schował, idąc do krwawej potrzeby
[395].
Dziecięciem byłem, Tydej gdy poszedł pod Teby:
185Sławna wyprawa śmiercią bohaterów wielu.
Ja, gdy w Likiji kiedy stanę, mam go w tobie.
Nie przystoi nam bronią walczyć przeciw sobie!
Dość ofiar w sprzymierzeńców i Trojan szeregu,
190Których mi Bóg nasunie lub doścignę w biegu.
I ty na innych Greków twoim bij dzirytem
[396],
Ich zwalczając, rycerskim okryj się zaszczytem.
Teraz zamieńmy zbroję
[397]
i tymi zakłady
Utwierdźmy zawiązaną przyjaźń między dziady».
195Tak się więc rozmówiwszy, z wozów wyskoczyli,
Podali sobie ręce i przyjaźń stwierdzili,
I od przodków przesłane słodkie imię gości;
A Zeus zabrał Glaukowi tyle przytomności,
Że zbroję złotą, ceny stu wołów
[398], dał z chęcią
200Za zbroję z miedzi, kupną wołami dziewięcią
[399].
Gdy pod bukiem i Bramą Skajską
Hektor stanie,
Biegną naprzeciw córy trojańskie i panie,
Wszystkie wypytując się troskliwymi głosy
O synów, braci, mężów i przyjaciół losy.
205On porządną modlitwą błagać każe bogi,
Gdyż nad wielą
[400]
zawieszon
śmierci wyrok srogi.
Dom
A gdy do królewskiego przyszedł Hektor dachu
[401],
Wysokimi przysionki wspaniałego gmachu,
Gdzie pięćdziesiąt małżeńskich było izb osobnych,
210Z marmuru wystawionych, a dziwnie ozdobnych,
W których królewskie syny spały i ich żony,
I gdzie dwanaście było izb z przeciwnej strony,
W których z żonami zięcie mieszkały Pryjama
Przychodzącemu drogę zaszła matka sama,
215Idąc do najpiękniejszej z córek, Laodyki.
— «Synu! Dlaczego, w polu zostawiwszy szyki
(Mówi cisnąc go w ręku), idziesz z bojowiska
[402]?
Pewnie was Grecy, naród przeklęty, uciska,
Pewnie o mury same ocierają bronie:
220Tyś przyszedł podnieść z zamku do Zeusa dłonie.
Wprzód poświęć jego krople dla Kronosa syna
[403],
A potem sam się napij: wino moc natęża,
Wino zmordowanego pracą krzepi męża.
225Kochany mój Hektorze, jak ponosisz wiele
Bijąc się za ojczyznę, za obywatele!
— «Nie przynoś, matko, wina! Moc tego napoju
Rzekł Hektor — mogłaby mnie osłabić do boju.
Nie obmywszy rąk wodą, nie dotknę się czary
230I czynić Zeusowi nie mogę ofiary,
I nie godzi się, kiedym cały krwią zbroczony.
Lecz ty, najszanowniejsze wezwawszy matrony,
Ofiara
Tę szatę, która wszystkich zbiorów jest ozdobą,
Najpiękniejszą, największą, zabierz matko, z sobą
235I złóż ją na kolanach błękitnej bogini
[404].
A razem ślub uczynisz zabić w jej świątyni
Dwanaście rocznych cielic i jarzmem nie tkniętych
[405],
Jeśli się zlitowawszy murów Troi świętych
I żon, i drobnych dzieci, i słabych mieszkańców,
240Oddali Diomeda
[406]
od trojańskich szańców…
Ja tymczasem Parysa
[407]
wezwać w pole idę;
Jeśli brata usłucha, pozna swą ohydę.
Oby zaraz pożarła ziemia nieszczęśnika!
Bo tylko klęska Troi przez niego wynika
245I Pryjama, i synów jego zatracenie.
Gdyby go dzisiaj czarne ogarnęły cienie,
Zapomniałbym cierpianych nieszczęść przez czas długi».
Poszła matka do domu, rozesłała sługi,
Aby najszanowniejsze zwołały matrony
[408].
250Sama idzie do miejsca, w którym jej zasłony
Misternie wyrobione
[409]
miały swe schowanie,
Robót niewiast Sydońskich szacowne zebranie.
Parys je wywiózł z tego bogatego miasta,
Gdy z Grecyji powracał, a przy nim niewiasta
255Sławna urodą, boska płynęła Helena.
Z tych jednę różnofarbną, której pierwsza cena,
Świecącą na kształt gwiazdy, spośród innych bierze
I niesie dla błękitnej Pallady
[410]
w ofierze;
Liczne ją otaczają matrony dokoła.
260Gdy przyszły do świętego na zamku kościoła,
Antenora małżonka, poważna Teano
(Ją tam bowiem kapłanką Pallady obrano),
Otwiera drzwi świątnicy. One ręce wznoszą
I o litość bogini smutnym głosem proszą.
265Teano, odebrawszy dar z ręki królowy
I kładąc u stóp bóstwa, tymi wzywa słowy:
— «Pallado, twą opieką Troja się zaszczyca,
Niechże oszczep Tydejda twa złamie prawica,
Niechaj przed Skajską Bramą
zgubny cios odbierze;
270My ci zabijem cielic
[411]
dwanaście w ofierze,
Rocznych, jarzmem nietkniętych: ale na ostatek
Zlituj się Trojan, dzieci i trojańskich matek».
Tak się modlą matrony, śluby czynią święte,
Lecz na ich głosy ucho bogini zamknięte.
275Tymczasem poszedł Hektor
[412]
do Parysa dachu;
Sam Parys kształt wymyślił wspaniałego gmachu…
Znajduje brata swego pod domowym cieniem:
Gotował się bohater do Aresa sztuki,
Miał w ręku puklerz
[413], kirys
[414] i skrzywione łuki,
280Helenę otaczało niewiast grono liczne,
Ta ich rozporządzała roboty prześliczne.
Do niego gniewnym słowem rzekł obrońca Troi:
— «Opętańcze, czyż teraz warzyć gniew przystoi,
Gdy pod miasta murami wojska nasze giną?
285Tyś jest wojny, tyś wszystkich klęsk Troi przyczyną.
Sam byś tych łajał, co by bitwy unikali:
Wynidź
[415]
czym prędzej z miasta, nim je ogień spali!
A Parys: — «Znam, Hektorze, prawdę w tym wyrzucie,
Lecz posłuchaj, a moje wynurzę ci czucie
[416].
290Nie przez gniew przeciw ziomkom
[417]
opuściłem pole
[418],
Ale w cichości gorzkie chciałem strawić bole.
Teraz mnie żona słodkim namawia wyrazem,
Bym wyszedł na plac
[419], szczęścia doświadczył żelazem
[420]:
I sam dość mam ochoty, będąc przeświadczony,
295Że zwycięstwo na różne przechyla się strony.
Zaczekaj więc, aż zbroję na sobie zawieszę,
Lub idź, a ja za tobą nie bawiąc
[421]
pośpieszę».
Nic Hektor nie rzekł na to, kiedy urodziwa
Słodkimi się wyrazy Helena odzywa:
300
Oby wprzód, skorom
[422]
wyszła z mojej matki łona,
Nagły mnie porwał wicher gdzie pomiędzy skały,
Albo morze szumnymi pochłonęło wały
[423],
Niźlim
[424], nędzna, na takie puściła się kroki!
305Lecz gdy mi przeznaczyły inaczej wyroki,
Czemuż mnie nie złączyło z człowiekiem zamęście
[425],
Czułym na wyrzut ludzi, na własne nieszczęście?
Ten statku
[426]
nie ma, w przyszłe nie będzie miał lata;
Zwykła go więc nie minie płochości
[427]
zapłata.
310Lecz wnidź
[428]
bracie i usiądź chwilę, zbawco ludu,
Bo ty jeden tak wiele podejmujesz trudu
Dla
[429] występku Parysa i mojej niesławy.
Jaki nam los przeznaczył Zeus niełaskawy!
W przyszłości będzie nasze przysłowiem zhańbienie».
315— «Nie namawiaj mnie siedzieć — rzecze wódz Helenie.
Słodki bardzo twój wyraz
[430], lecz mnie nie porusza;
Stanąć na czele Trojan goreje mi dusza,
Czekają oni wsparcia mojego oręża.
Ty staraj się, Heleno, twego zagrzać męża,
320Ażeby z serca gnuśność
[431]
wyrzucił nikczemną
[432]:
Niżeli
[433]
z miasta wyjdę, niech się złączy ze mną.
Ja na chwilę odwiedzę domowe pokoje,
Chcę widzieć sługi, żonę oraz dziecię moje,
Bo, czyli zdrowy z pola mam wrócić, nie zgadnę,
325Czyli też pod Achajów bronią trupem padnę».
Tak bohater na prośbę Heleny się wzbrania
I zaraz do swojego przychodzi mieszkania;
Lecz kochanej nie znalazł w domu Andromachy
[434].
Ona bowiem, królewskie opuściwszy gmachy,
330Poszła na wieżę, z nią syn i służąca jedna,
Gdzie jękami i płaczem trapiła się biedna.
Nie widząc w domu żony, Hektor miły bogu
Pyta się swych służebnic stanąwszy u progu:
— «Gdzie jest żona, wiernymi powiedzcie mi słowy!
335Czy do której z sióstr poszła? Czy też do bratowy
[435]?
Czyli
[436] do zagniewanej Pallady świątyni,
Gdzie zatrwożona Troja do niej modły czyni?
Na to skrzętna szafarka
[437]
odpowie w tej mierze
[438]:
— «Panie, kiedy ci prawdę mam powiedzieć szczerze,
340Ni do sióstr, ni bratowych, ni też do świątyni
Nie poszła, gdzie strwożona Troja modły czyni;
Na ilijońską wieżę niosła krok skwapliwy
[439]
Słysząc, że Trojan cisną orężem Achiwy.
Tam, podobna odeszłej od siebie kobiecie,
345Pobiegła, za nią mamka, małe niosąc dziecię».
Taką słysząc odpowiedź wiernej służebnice
[440],
Nazad
[441]
Hektor obszerne przebiega ulice.
Gdy przeszedłszy przez miasto, był pod Skajską Bramą
I w pole trzeba było iść drogą tąż samą,
350
Andromacha, wielkiego córa Etijona,
Który dziedziczył Teby
[442]
lasami okryte,
Nad Kiliki trzymając berło znakomite.
Tę więc sobie poślubił Hektor, mąż chwalebny.
355Bieży naprzeciw męża; na rękach służebny
[443]
Syn maleńki, jedynak, jak wschodzące zorze.
Tyś go Skamandriem
[444]
zacny nazywał Hektorze,
Insi Astianaktem
[445]: sam bowiem od zgonu
Ochraniał wielki Hektor mury Ilijonu.
360Patrząc rycerz na syna, uśmiechnął się skrycie,
Andromacha zaś przed nim łzy lejąc obficie
Bierze za ręce męża i tak mówić pocznie:
— «Mężu! Męstwo cię twoje zgubi nieodwłocznie!
Nie masz żadnej litości nad dziecięcia głową
365Ni nade mną nieszczęsną, wkrótce twoją wdową.
Na jednego Achaje wszystkie złączą siły
I odbiorą ci życie. Ach! Mój mężu miły,
Jeżeli mam cię stracić, obym legła w grobie!
Nie masz dla mnie pociechy żadnej już po tobie,
370Smutki mnie gnębić będą aż do dni ostatka.
Zginął ojciec, kochana mi zginęła matka:
Ojca zabił Achilles, gdy Teby w perzynę
Obrócił
[446], silną możnych Kilików dziedzinę…
375Wszystkich w jednym dniu posłał w podziemne otchłanie,
Kiedy paśli na górach liczne ojca woły.
Matkę, z nim berło w Tebach dziedziczącą społy,
Tu z sobą przyprowadził z innym razem łupem,
Później na wolność puścił za drogim okupem.
380Ale
bogini lasów
[447]
na nią się rozżarła
I w domu ojca życie strzałami wydarła.
Tyś mi ojcem, tyś matką, kochany Hektorze,
Tyś mi bratem, ty mężem w dni kwitnących porze!
Zostań tu, zbyt rycerską nie uwodź się cnotą,
385Nie zostawiaj mnie wdową, a syna sierotą!…
Na to Hektor, największy wódz na krwawe boje:
Ojczyzna— «Kochana Andromacho, czuję żale twoje,
Lecz by Trojów i Trojek
[448]
głosy mnie przebodły,
Gdybym się z dala boju chronił jak mąż podły.
390Nie, nie może się serce moje upośledzać,
Chcę najżwawsze Trojany do boju uprzedzać,
Moją i ojca chwałę utrzymać przykładnie.
Wiem ja, że przyjdzie ów dzień, kiedy Troja padnie,
Kiedy wielki wielkiego ludu król polęże
[449],
395A z nim zginą trojańscy straszni dzidą
[450]
męże
[451].
Ale nie tak się lękam trojańskiej zaguby
[452],
Nie tak ojca Pryjama i matki Hekuby,
Ani kochanych braci, choć nieprzyjaciele
Rycerskich dusz na placu położą tak wiele,
400Jako nad stanem twoim serce mi się krwawi,
Gdy cię weźmie wódz grecki, wolności pozbawi.
Pod groźną panią nędzne będziesz życie wiodła,
Z Messei
[453]
nosić wodę lub z Hiperii
[454]
źródła:
Tak twardy zgotowany los dla królów córy.
405Wtenczas, widząc płaczącą, rzecze z Greków który:
— «Oto żona Hektora, co niegdy pod Troją
Pierwsze męże
[455]
przechodził walecznością swoją!»
Czym obudzi ból w sercu i męża żądanie,
Który by cię w tak smutnym poratował stanie.
410Lecz wprzód
[456]
niech padnę trupem, niż ujrzę twe płacze,
Niż twe jęki usłyszę lub więzy obaczę!»
Rzekł i wyciąga ręce do swojego syna.
Krzycząc, na
mamki
[457]
łonie
[458]
tuli się dziecina,
Ojca się kochanego przeląkłszy widoku;
415Tak miedź błyszcząca straszna niemowlęcia oku
I pióra, co się wznoszą na wierzchu przyłbice.
Uśmiechnęli się z próżnej
[459]
bojaźni rodzice.
Zaraz Hektor zdjął szyszak
[460], który syna trwożył,
I błyszczące pokrycie na ziemi położył,
420A dawszy słodkie dziecku swemu całowanie
I kołysząc go z lekka, bogów prosi za nie:
— «Zeusie i bogowie! Niech przy waszym względzie
Syn mój między Trojany
[461]
jak ja sławny będzie,
Niechaj z odwagą berło dziadowskie dziedziczy!
425Gdy wróci z boju, pełen zwycięskiej zdobyczy,
Niechaj wtenczas kto powie: on ojca przechodzi
[462]!
Niech się tym słowem matce uradować godzi
[463]».
To rzekł i syna oddał swojej młodej żonie;
Ta z płaczliwym uśmiechem ciśnie go na łonie.
430Widok taki wskroś serce Hektora przeszywa,
Zatem głaszcze ją ręką i tak się odzywa:
Los
— «Niech cię, najmilsza żono, los mój tak nie boli,
Nikt mi życia nie weźmie bez wyroku woli;
Od wyroku zaś żaden człek się nie wybiega,
435Równie mu i bohater, i gnuśnik
[464]
podlega.
Wróć do domu, weź w ręce kądziel
[465]
i wrzeciono
[466],
Pilnuj robót służebnic, ukochana żono!
O wojnie męże niechaj Ilijonu pomną
[467],
A najszczególniej Hektor». Rzekł i wraz
[468] ogromną
440Przyłbicę bierze z ziemi i kładzie na głowie.
Andromacha się wraca po smutnej rozmowie,
Ale biedna za każdym ogląda się krokiem
I rzęsistym oblewa lice
[469]
łez potokiem.
Skoro weszła w ozdobne Hektora pokoje,
445Zastała zgromadzone służebnice swoje.
Przejmują smutek, panią gdy we łzach obaczą,
Żyjącego Hektora rzewnie w domu płaczą,
Bo się nie spodziewały, żeby przed Achiwy
Mógł się wybiegać w polu i powrócić żywy.
450I Parys dłużej w swoim pałacu nie siedzi.
Ale ubrany w zbroję z świecącej się miedzi
Idzie; że szybki w nogach, wielce ufa sobie.
Koń
Jak wypasły
[470]
koń, długo trzymany przy żłobie,
Zerwawszy uwiązanie bieży, piasek miece
[471],
455I przywykły się kąpać w przeźroczystej rzece,
Pyszny swoją pięknością, leci, dumnie pląsa,
Głowę do góry wznosi, a grzywą potrząsa
I pędzi na znajome sobie klacz pastwiska:
Tak Parys w świetnej zbroi, co wkoło blask ciska
460Jak słońce, z pergamskiego zamku
[472]
prędko śpieszy
I dumną myśl przyszłymi triumfami cieszy.
W tym samym właśnie miejscu i w tej samej porze,
Gdzie się z żoną rozłączył, stanął przy Hektorze.
— «Bracie — piękny rzekł Parys — możem się zabawił
[473]
465
I nie dość prędko według rozkazania stawił?
Hektor na to: — «Ktokolwiek zdrowo sądzi rzeczy,
Ten ci do dzieł rycerskich zdatności nie przeczy:
Masz serce, ale z własnej opuszczasz się woli
I gnuśności
[474]
poddajesz; a mnie dusza boli,
470Gdy słyszę Trojan srodze szarpiących twą sławę,
Którzy tyle przez twoją muszą cierpieć sprawę.
Ale się łatwo z sobą pogodzim w tej mierze,
Gdy bogom nieśmiertelnym przy świętej ofierze
Czarę z winem poświęcić Zeus da życzliwy,
475Skoro dumne od Troi odpędzim Achiwy».
Księga VII
1To mówiąc, Hektor z bramy natychmiast wyskoczył,
I piękny za nim Parys udać się nie zwłoczył
[475],
Równie obadwa chciwi boju z miasta wyśli
[476].
Jak się cieszą majtkowie, mając wiatr po myśli,
5Kiedy na morzu długo wiosłami robili,
A praca nieprzerwana i znój ich wysili:
Tak uwesela Trojan dwu wodzów przybycie…
Tych skoro Pallas
[477] Greki bijących postrzegła,
Bystrym lotem z Olimpu wysokiego zbiegła
10Ku świętym Troi murom. Ale gdy ją zoczył
[478],
Troi chcący zwycięstwa, natychmiast wyskoczył
Z Pergamu silnej wieży bóg srebrnego łuku
[479].
Zabiegli sobie drogę przy Zeusa buku
I zaraz Feb
[480] w te słowa pierwszy się odzywa:
15— «Po coś przyszła z Olimpu, o bogini mściwa?
Po co spieszysz do boju z twarzą zagniewaną?
Chcesz-li wątpliwą dotąd Grekom dać wygraną?
Żadnej nie masz litości, że giną Trojanie.
Lecz gdybyś tylko chciała przystać
[481] na me zdanie.
20Lepiej dziś wstrzymać zapał wojny i niezgody;
Znowu potem do broni wezmą się narody,
Aż się na koniec Troja zagrzebie w ruinie,
Kiedyście tak zawzięte przeciw niej, boginie».
A na to modrooka Pallas odpowiada:
25— «Taż sama myśl, co tobą, moim sercem włada;
Po to przyszłam z Olimpu. Jakiegoż sposobu
Użyjem, by zatrzymać zajadłość wojsk obu?
— «Jest pewny środek — rzecze bóg łuku Palladzie.
Wzbudźmy w Hektorze męstwo, lecz przy takiej radzie:
30Niechaj z Greków którego wyzwie wojownika
I niechaj się z nim w polu sam na sam potyka.
Dotknięci tym Achaje spośród swych rycerzy
Znajdą takiego, który z Hektorem się zmierzy».
Taki środek Palladzie do serca przypada.
35Usłyszał Helen
[482] wieszczek
[483], jaka bogów rada.
Zatem czasu nie tracąc, w tejże teraz porze
Przybliża się do wodza i mówi: — «Hektorze,
Równy w radzie z Zeusem, który rządzi światem,
Przyjmiesz-li zdanie moje? Wszak ci jestem bratem:
40I Achajów
[484], i Trojan wstrzymaj od oręża,
Sam zaś najdzielniejszego z Greków wyzwij męża.
Jeszcze cię dzisiaj na śmierć nie skazują losy:
Słyszałem ja dopiero samych bogów głosy».
Tak rzekł wieszczek, a Hektor niezmiernie się cieszy.
45Zatem wziąwszy w pół oszczep, między wojska śpieszy
Wstrzymując Trojan, których w trud Ares
[485] zaprzągnął.
Stanęli: Agamemnon
[486] Achaje powściągnął.
Nowym rzeczy widokiem chciwe pasąc oko,
Apollo i Pallada siadają wysoko
50Na buku Zeusowym, właśnie jak dwa sępy.
Z obydwu stron ściśnione usiadły zastępy;
Gęste dzidy srożeją i twarde przyłbice.
Jak srogi widok morza, gdy smutne ciemnice
Niesie zrywającego się Zefiru
[487] wianie:
55Tak srodzy się wydają Grecy i Trojanie.
Hektor w środku, od wszelkiej bojaźni daleki:
Pojedynek— «Słuchajcie mnie Trojany i waleczne Greki,
To, co mi serce każe, odkryję wam szczerze:
Pan górny próżne nasze uczynił przymierze
60I nieszczęścia dla obu gotuje narodów,
Aż lub wy dobędziecie pysznych Troi grodów,
Lub ostaniecie zbici przy okrętach sami.
Są wybrańsi rycerze, Grecy, między wami:
Którego więc zapala ogień wojownika,
65Niech wyjdzie, niech się z mężnym Hektorem potyka!
To mówię, ty Zeusie bądź świadkiem przysięgi!
Jeśli mnie przeciwnika zwali pocisk tęgi,
Zbroję weźmie, lecz ciało odeśle do Troi,
By mi Trojanki lube i Trojanie moi
70Ostatnią cześć oddali w ogniu i pogrzebie.
Zbroję wezmę i Trojan tym łupem ucieszę,
Który przy Apollina świątyni zawieszę;
Ciało do naw
[489] odeślę, by greckie narody
75Sprawiły rycerzowi pogrzebne obchody
I pamiątkę na brzegu Hellespontu
[490] wzniosły.
Kiedyś, morze licznymi przerzynając wiosły,
Kto tam przyjdzie, tak powie: — «Tu grób wojownika,
Który, kiedy się mężnie z Hektorem potyka,
80Upadł smutnie na ziemię od jego pocisku».
Tak powie, a ja chwałę niezgasłą mam w zysku».
Rzekł, a na to jak wryci wszyscy Grecy stali,
Wstydzili się odmówić, a przyjąć się bali.
Co postrzegłszy Menelaj
[491], bardzo się zasmuca,
85Wstaje i tę im hańbę na oczy wyrzuca:
— «O kobiety, nie męże! Chełpliwi
[492] junacy
[493]!
Co za hańba dla Greków, jeżeliście tacy,
Że żaden z was iść nie chce na Pryjama syna!
Kiedy bojaźń haniebna serca wasze ścina,
90Obyście, tak niepomni
[494] o was i narodzie,
Rozsypali się w ziemi, rozpłynęli w wodzie!
Ja więc na niego w zbrojnej wychodzę odzieży;
Wiem, że od woli bogów zwycięstwo zależy».
To powiedziawszy, wciąga rycerskie pokrycie.
95Już byś był, Menelaju, pewnie stracił życie
Pod Hektora prawicą, bo większej był siły,
Gdyby natychmiast wodze Greków nie skoczyły
I nie wstrzymały zguby chcącego zuchwale.
Pierwszy król Menelaja powściąga w zapale,
100Agamemnon, którego najwyższa jest władza;
Bierze brata za rękę i tak mu odradza:
— «Skąd w tobie, Menelaju, ten zapęd niewczesny
[495]?
Wstrzymaj się, choć krok taki dla ciebie bolesny!
Więc mierzyć się z mocniejszym chęć w tobie tak skora?
105Więc na strasznego drugim ty pójdziesz Hektora?…
Usiądź raczej spokojnie pośród twoich ludzi,
Innego nań rycerza naród grecki wzbudzi…
Skłonił król Menelaja rozsądnymi słowy,
Nie wzbrania się uczynić radzie mądrej zadość,
110Co niezmierną sprawiło w sługach wiernych radość;
Zaraz więc z ramion króla świetne zdjęli zbroje
Natenczas tak rozwodzi Nestor
[496] żale swoje.
Starość— «Ach! Jak smutna dla ziemi achajskiej żałoba!
Jak stary jęknie Pelej
[497], Ftyjotów ozdoba,
115Dla rady i mądrości godzien wiecznej sławy!
Niegdyś on w domu swoim pytał mnie ciekawy,
Którzy i z jakiej idą krwi bohaterowie;
Dzisiaj, jeśli o takiej niesławie się dowie,
Że wszystkich trwożył Hektor, wzniesie ręce obie,
120Prosząc bogów, by poległ jak najprędzej w grobie.
O Pallado! O Febie! I ty, ojcze świata!
Czemuż teraz tych nie mam, jakie miałem lata!
Gdy pod Fei
[498] murami, przy Jardanie zdroju
Pylowie z Arkadami stanęli do boju!
125
BrońTam jako bóg — Ereutal w postaci olbrzyma
Staje pierwszy, a w ręku broń Arejta trzyma,
Którego i dziewice, i męże przed wiekiem
Nazywali «z ogromną maczugą człowiekiem»;
Bo nie łukiem on walczył ani dzidą długą,
130Ale żelazną szyki rozrywał maczugą.
Tego Likurg
[499] podstępem, nie siłą obalił,
W ciasnej zaszedłszy drodze, ani go ocalił
Żelazny pocisk w ręku, którym postrach szerzył;
Pchnął go Likurg, on ciałem o ziemię uderzył.
135Odarłszy z niego łupy, Aresowe zbroje,
Sam się w nie zwykł ubierać, gdy chodził na boje.
Lecz gdy już wieku został przytłoczon ciężarem,
Ereutal je, towarzysz, wziął od niego darem.
140Lecz największe umysły w takiej były trwodze,
Iż z tym groźnym olbrzymem spotkania się bały.
Choć najmłodszy ze wszystkich, ja tak byłem śmiały,
Żem wyszedł przeciw niemu z twarzą niezmieszaną.
A Pallas uwieńczyła mój oręż wygraną.
145Powaliłem olbrzyma, widziałem, jak brzemię
[500]
Ogromnych jego członków upadło na ziemię.
Obym dziś miał tę żywość, tę młodość w tej porze!
Walczyłby godny ciebie przeciwnik, Hektorze!
Z was, których w pierwszym rzędzie rycerzów świat liczy,
150Żaden sobie spotkania z Hektorem nie życzy».
Tak starzec ich upomniał. Wraz
[501] dziewięciu wstaje:
Agamemnon, którego wodzem lud uznaje,
Potem silny Diomed
[502], greckich wojsk ozdoba,
Potem najchciwsi boju Ajasowie oba,
155Po nich zaś Idomenej, Krety wódz szanowny,
I Merion, Aresowi z dzidą w ręku równy:
Po nich zacny Eurypil, do bojów pochopny
[503],
Po nim Toas, nareszcie Odyseusz roztropny.
LosChęć walczenia z Hektorem we wszystkich gotowa,
160Kiedy poważny Nestor przemawia w te słowa:
— «Oddajcie rzecz losowi! Kogo los wyznaczy,
Przez tego się dźwignionym lud grecki obaczy;
I sobie dobrze zdziała, nie tylko ojczyźnie,
Jeśli z tej bitwy strasznej cały się wyśliźnie».
165Rzekł, a oni z przydaniem każdy swego znaku
Losy w Agamemnona złożyli szyszaku.
Wojska wzywają bogów, ręce w górę wznoszą
I tymi słowy pana nieśmiertelnych proszą:
— «Daj, niechaj los Ajasa lub Tydejda
[504] padnie,
170Lub króla, co w Mykenach możnych berłem władnie!»
Tak się modlą, do nieba obróciwszy oczy.
Wtem Nestor zatrząsł szyszak. Natychmiast wyskoczy
Żądany los Ajasa, Telamona syna,
Woźny go z prawej strony obnosić zaczyna
175Przez wszystkie, co włożyli swe znaki, rycerze,
Lecz za swój nie uznając, żaden go nie bierze.
Kiedy zaś przed Ajasem niezwalczonym staje,
Ten ściąga po los rękę i za swój uznaje,
I rzuciwszy na ziemię swą radość tłumaczy:
180
Że Hektora zwyciężę, mam pewną nadzieję.
Wy tymczasem, nim zbroję rycerską przywdzieję,
Proście za mną Zeusa, ale proście w ciszy,
Niech waszej nieprzyjaciel modlitwy nie słyszy.
185Lub raczej proście głośno! Nie znam w sercu trwogi,
Przed nikim z ludzi nie drżę ani cofam nogi.
Mniemam, że gdy w rycerskiej Salaminie
[505] wzrosłem,
Znam się niepoczątkowo z Aresa rzemiosłem».
Rzekł, wojsko wzywa bogi w pokornych odgłosach:
190— «Panie, co władasz ziemią, co rządzisz w niebiosach,
Co opatrznymi wszystko ogarniasz oczyma,
Daj, niech Ajas zwycięstwo i chwałę otrzyma!
A jeśli i Hektora miła ci osoba,
Niech mają równą siłę, równą chwałę oba!»
195Tak się modlą, a rycerz w świetną miedź się stroi;
Kiedy zaś cały stanął w bohaterskiej zbroi,
Sążnistym
[506] idzie krokiem. Z jaką Ares miną
Dąży w pole, gdzie wojska w krwawej rzezi giną,
Tak na plac boju wielki Ajas szedł z pośpiechem:
200Twarz groźna się uśmiecha, lecz dumnym uśmiechem;
Długą wstrząsając dzidą wielkim stąpa krokiem.
Cieszą się Grecy męża takiego widokiem,
A Trojanie się zlękli na jego spojrzenie:
Nawet serce Hektora zimne przeszło drżenie,
205Lecz ni bać się, ni cofać nie była już pora,
Pierwsze bowiem wyzwanie poszło od Hektora.
BrońZbliży się, na kształt wieży niosąc puklerz
[507], który
Zrobił Tychej, siedmioma powlekłszy go skóry:
W Hyli
[508] mieszkał, ze skórnych pierwszy rzemieślników;
210Ten dobrze wytuczonych siedm zarzezał byków
I nie naśladowany w swym wielkim przemyśle
[509],
Ósmą blachą umocnił siedm skór zbitych ściśle.
Takim Ajas puklerzem swe piersi okrywa
I zbliżywszy się groźnym tonem się odzywa:
215— «Gdy się moja sam na sam ręka z twoją zmierzy,
Poznasz, Hektorze, jakich my mamy rycerzy…
Którym rycerski z tobą niestraszny uczynek.
Ale nie zwlekaj boju, zacznij pojedynek!
A Hektor: — «Cny Ajasie, nie trwóż ty mnie słowy,
220Nie doświadczaj jak dziecka albo białogłowy,
Co nie znał dzieł wojennych! Bo rycerskie sprawy
Od kolebki są dla mnie najmilsze zabawy.
Na prawej i na lewej umiem trzymać tarczę,
Tak że niezmordowany długo bić wystarczę,
225Piesze w tańcu Aresa zdolnym zwodzić bitwy
I ogniste na dzielnych rumakach gonitwy.
A skoroś taki, skrycie pociskiem nie mierzę,
Lecz jeśli mi się uda, otwarcie uderzę».
To rzekł i dzidę rzucił, a pocisk gwałtowny
230Trafia w puklerz Ajasa siedmią skór warowny:
Przebija blachę z miedzi i sześć skór przedarła
Silna dzida, w ostatniej ledwie się oparła.
Znowu Ajas szlachetny swą dzidą niezłomną
Mierzy i trafia w tarczę Hektora ogromną:
235I przez tarczę gwałtowny grot drogę otwiera,
I kirys
[510], mocno tkany, na ciele przedziera
I na boku od wnętrza szatę mu przewierci:
Schylił się zręcznie Hektor i wydarł się śmierci.
WalkaOba z puklerzów dzidy wyciągnąwszy razem,
240Z bliska sobie śmierć niosą zabójczym żelazem:
Bo jak lwy ścierwo żrące lub zajadłe dziki,
Równie oba zawzięte walczą wojowniki.
Uderza w puklerz Hektor, lecz go nie przebija:
Twardą miedzią odparty grot dzidy się zwija.
245Ajas razy
[511] po razach zadawać pośpieszał,
Wpadającego nagle bohatera zmieszał
I zadrasnął go w szyję żeleźcem pociska;
Jemu natychmiast z rany krew czarna wytryska.
Lecz i tak mężny Hektor pola nie odbieżał
[512]:
250Cofnąwszy się, głaz porwał, co na ziemi leżał,
Głaz wielki, chropowaty, i silnym ramieniem
W twardy puklerz Ajasa ugodził kamieniem:
Zaraz miedzi chrapliwe ozwały się jęki.
Lecz Ajas jakby młyński kamień wziął do ręki
255I kręcąc go, niezmierne swe siły natęża:
Leci ogromny kamień z rąk ogromnych męża.
Strzaskał puklerz, stłukł nogi: bohater się wzdrygnął.
Upadł na wznak z puklerzem, lecz go Feb podźwignął
Już i mieczów rycerze dobywają groźnych,
260Gdy się do nich szanownych dwu zbliżyło woźnych
(Urząd poselstwem bogów i ludzi wsławiony):
Idej przyszedł z trojańskiej, Taltyb z greckiej strony.
Ci berła wśród zajadłych bohaterów kładą
[513],
A Idej pierwszy rzecze, mądrą znany radą:
265— «Przestańcie już, synowie, już walczyć nie trzeba,
Bo obydwu zarówno kochają was nieba.
Znamy
[514], żeście obadwa niezwalczonej mocy,
Ale noc się przybliża, ustąpcie więc nocy».
Na to Ajas mądremu rzecze Idejowi:
270— «Hektora zobowiążcie, niech on oto mówi:
On nadzwyczajnym wszystkich nas wyzwał przykładem,
Więc, co zrobi, ja chętnie jego pójdę śladem».
A Hektor: — «Gdy, Ajasie, masz od bogów tyle,
Że twa roztropność równa odwadze i sile,
275Bo ci w odwadze wszyscy ustąpią Achiwi,
Jeszcze się w polu sławy zetrze nasze męstwo,
Aż wreszcie mnie lub tobie da wyrok zwycięstwo…
Lecz dary wzajemnymi uprzedźmy rozstanie,
280Aby o nas mówili Grecy i Trojanie:
— «Walczyli w gniewie, który mężne serce bodzie,
A rozeszli się z sobą w przyjaźni i zgodzie!»
To do Ajasa Hektor wyrzekłszy szlachetny,
Ze srebrnymi pochwami podał mu miecz świetny
285I pas rycerski przydał
[515] na dowód szacunku;
Ajas mu purpurowy dał pas w podarunku.
Rozchodzą się rycerze: ten do Greków śpieszy,
A Hektor się udaje do trojańskiej rzeszy.
Jaką się ich radością serca rozpływały,
290Że spod silnej Ajasa ręki wyszedł cały!
A zatem go do miasta weseli prowadzą,
Lecz że go widzą, ledwie oczom wiarę dadzą…
Grecy czuwają, póki cień nocy nie minie,
I miłej używają ochoty przy winie.
295Trojanie jedzą w mieście i ich przyjaciele.
Ale gniewny gotuje Kronid
[516] nieszczęść wiele.
Grzmi strasznie. Ci na ziemię zbledli wino leją,
I poty do ust czaszy przybliżyć nie śmieją,
Póki bogu pioruna nie zrobią ofiary;
300Kładą się, a sen słodkie na nich sypie dary.
Księga VIII
1Już w szkarłatne Jutrzenka przybrana odzienie
Siała złote po całym okręgu promienie,
Gdy ojciec nieśmiertelnych, co piorunem włada
[517],
Na wierzchołku Olimpu radę bogów składa.
5Wszyscy milczą, on myśli obwieszcza w tej mowie:
— «Słuchajcie mnie boginie, słuchajcie bogowie,
I poznajcie niezmienne wyroki mej woli!
Niech przeciw nim wystąpić sobie nie pozwoli
Nikt z bogów ani bogiń! Chylcie się do zgody,
10Bym spełnił me zamysły bez żadnej przeszkody!
A ktokolwiek z niebiańskiej wysunie się rzeszy
I Trojanom lub Grekom na wsparcie pośpieszy,
Ranny wróci do nieba: lub go sam pochwycę
I aż w okropną wtrącę Tartaru
[518] ciemnicę,
15W te dalekie, pod ziemią wydrążone jamy,
Które wzmacnia próg z miedzi, a z żelaza bramy
Tak głęboko pod Hadem, jak nad ziemią nieba:
Pozna, żem najmocniejszy, że mnie słuchać trzeba.
Bóg, SiłaNa dowód, jak przeciw mnie słabiście i niscy.
20Uwiążcie łańcuch złoty, ciągnijcie go wszyscy;
Lecz pracując z największym siły natężeniem,
Ściągnąć nie potraficie złączonym ramieniem
Zeusa rządzącego światem samowładnie.
A ja go wziąwszy w ręce wszystko zrobię snadnie
[519],
25Pociągnę ziemię, morza i wszelkie istoty;
Gdy do wierzchu Olimpu łańcuch przypnę złoty.
U góry wisieć będzie ten rzeczy zbiór mnogi:
Takem wyższy nad ludzi, tak wyższy nad bogi
[520]…
Zeus zaprzągł z miedzianymi rumaki kopyty
[521],
30Włos im na pysznych karkach pływa złotolity;
Równie złotą na boskie ciało szatę wkłada,
Złoty bicz w rękę bierze i na wozie siada.
Ruszył lejc, zaraz bystre suwają rumaki
Między ziemią i nieba gwiaździstego szlaki;
35Na wierzchołek wyniosłej Idy prosto zmierza,
Oblanej krynicami
[522], płodnej matki zwierza.
Na poświęconym sobie wnet staje Gargarze
[523],
Gdzie się kadzidłem jego kurzyły ołtarze.
Tam ojciec nieśmiertelnych zatrzymuje konie
40I wyprzągłszy je, w mglistej ukrywa zasłonie.
Sam, chwałą otoczony, usiada wysoko,
Skąd i Troję, i flotę widzi jego oko.
W namiotach swych posiłek wziąwszy greccy męże,
Zaraz kładli na siebie z pośpiechem oręże.
45Trojanie w murach miasta przywdziewają zbroje,
A lubo
[524] mniejsi w liczbie, gotowi na boje:
Każdy śmiały, potrzebą twardą przynaglony,
Stawić piersi szlachetne za dzieci i żony.
Pełne miasto od miedzi błyszczącej się broni,
50Otwarte wszystkie bramy: i mężów, i koni
Cisną się hurmem w pole niezliczone tłoki,
A zgiełk i pomieszanie przebija obłoki.
Wnet się z puklerzem
[526] puklerz, dzida miesza z dzidą.
55Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą,
Krzyczą zwycięzcy, smutnie jęczą zwyciężeni,
Ziemia płynie, od krwawych rozmiękła strumieni.
Póki się dzień przy świetle jutrzenki rozwijał,
60Wzajemnie się srogimi razy
[527] lud zabijał;
Lecz
Los gdy słońce ubiegło połowę swej drogi,
Ten, pod którego władzą i ludzie, i bogi,
Wziął złote w ręce szale, włożył dwa wyroki,
W których był oznaczony śmierci sen głęboki;
65Ich ciężar przyszłość obu ludów zapowiada.
Waży je, wraz nieszczęście na Greki wypada,
Bo ich do ziemi na dół zniżają się losy,
A trojańskie się w górę wznoszą pod niebiosy.
Sam zaczął grzmieć na Idzie. Skoro gromy padły,
70Zmieszały się Achaje
[528], zadrżały i zbladły.
Nie śmiał stać Idomenej ni Atryd
[529], ni drudzy,
Ni dwa Ajasy, godni Aresowi słudzy.
Sam Nestor
[530], czuwający w polu i obozie,
Został, choć mimo chęci: koń przy jego wozie
75Ranny w głowę, gdzie z czoła zaczyna się grzywa,
A tam raz odebrany najszkodliwszy bywa;
Od Parysa
[531] rzucony grot mu w mózgu siedzi,
Wspina się koń na nogi i pląta się w miedzi.
Gdy wstawszy, lejce starzec swym mieczem przecina.
80Niosą Pryjamowego bystre konie syna:
Hektor leci, którego niezwalczona cnota.
Już by był koniec, starcze, twojego żywota,
Gdyby cię nie wsparł Tydejd
[532] smutnym tknięty losem;
Więc zawołał straszliwym na Itaka głosem:
85— «Zacny synu Laerta, mądry Odyssesie,
Co czynisz? Dokąd ciebie niegodny strach niesie?
Strzeż się, by cię kto z tyłu nie dostał orężem;
Zostań, zasłońmy starca przed zajadłym mężem!»
Tak wołał. Odyseusz tym głosem nie tknięty,
90Choć zahartowan w bojach, bieżał na okręty;
Sam się więc Tydejd rzuca na dzidy, na miecze,
Starca wóz swym zasłania wozem i tak rzecze:
— «Przemagają się młodzi, bo są w wieku kwiecie,
Ciebie siła opuszcza i lat ciężar gniecie:
95Sługa słaby, mdłe
[533] konie. Więc w tak ciężką porę,
Siadaj, szanowny mężu, na mój wóz cię biorę.
Doświadczysz koni Trosa, jak zręcznie koleją
I cofać się na polu, i natrzeć umieją,
Wzięte Ajnejaszowi przez krwawe spotkanie.
100O twoich koniach słudzy mieć będą staranie,
Te zwróćmy na Trojany, wnet Hektor obaczy,
Ile ten oszczep w ręku Diomeda znaczy».
Tej przyjacielskiej radzie starzec był przychylny.
Eurymedon
[534] cnotliwy, a z nim Stenel silny
105Zaraz Nestora konie na stronę odwiedli,
Dwaj zaś bohaterowie na jeden wóz wsiedli;
Nestor wziął lejc do ręki. Krótka była pora,
Gdy się do walecznego zbliżyli Hektora,
Który na świetnym wozie biegł na nich wzajemnie.
110Pierwszy Tydejd grot rzucił, ale nadaremnie:
Chybił Hektora, tylko ostrzem swojej broni
Enijopa utrafił, stróża jego koni.
Padł z wozu, konie nagłym cofnęły się zwrotem,
A on z lubym
[535] na zawsze rozstał się żywotem.
115Nie mógł Hektor nie uczuć nad tą stratą bolu,
Ale choć z umartwieniem
[536], zostawił go w polu.
Sam patrzy, czy gdzie jeździec nie nada się śmiały;
Niedługo rządcy jego bieguny
[537] czekały:
Widzi Archeptolema, mężnego rycerza,
120Wraz go sadza na wozie i lejc mu powierza.
Byłyby srodze zbite dardańskie
[538] narody
I do miasta wpędzone jak do stajni trzody,
Gdyby tego nie postrzegł władca wiekuisty;
Zatem strasznie grzmieć zaczął i piorun ognisty
125Tuż przed bystrymi końmi Diomeda cisnął;
Z zajętej na powietrzu siarki płomień błysnął.
Tym przestraszone konie pod dyszlem upadły,
Świetny lejc z rąk upuszcza sam Nestor wybladły
130Czym prędzej do ucieczki zwróć rumaki twoje.
Nie widzisz, że nam Zeus odmawia zwycięstwa?
Dziś dał chwałę dla tego bohatera męstwa,
Drugi raz, kiedy zechce, i nas nią ozdobi.
Lecz przeciw Zeusowi nic człowiek nie zrobi,
135Choćby największej siły: bo on wszystkim włada».
A na to Nestorowi Tydejd odpowiada:
Hańba— «Z twoich ust wychodzącą prawdę uznać muszę.
Ale boleść okrutna przejmuje mi duszę;
Wśród Trojan Hektor powie: — «Gdym go w polu gonił,
140Przed mym orężem Tydejd aż w nawach
[539] się schronił».
Tak on się chlubiąc, przyzna mi duszę nikczemną.
Ach! Niech się raczej ziemia rozstąpi pode mną».
— «Cóż ja to od mężnego słyszę Diomeda?
Niech cię Hektor upodla, nikt mu wiary nie da.
145Darmo powie, żeś gnuśny
[540], żeś prędko strwożony,
Zawstydzą go Trojanie i trojańskie żony:
Tyle ich trupem legło z twojego oręża,
Niejedna tam młodego opłakuje męża».
Wraz
[541] konie pędzi między pierzchające szyki.
150A natenczas Trojanie z strasznymi okrzyki
Puszczają na nich groty, gdy zwrócili czoła;
A Aresowy Hektor wielkim głosem woła:
— «Tydejdo, ciebie Grecy szanują biesiadą,
Kruż
[542] pełny nalewają i lepszą część kładą.
155Teraześ wzgardy godzien, o podła niewiasto!
Leć na twą zgubę, dziewko! Nie ty pewnie miasto
I wieże nasze zwalisz, nie ty weźmiesz żony:
Prędzej legniesz na piasku tą ręką zwalczony».
Rzekł, a w Tydejdzie serce na dwoje się chwiało:
160Już chciał konie skierować i spotkać się śmiało,
Trzykroć chciał iść za głosem rycerskiej ochoty,
Trzykroć Zeus hucznymi odezwał się grzmoty,
Dając znak niepewnego Trojanom zwycięstwa.
Hektor woła na swoich, zachęca do męstwa:
165— «Trojanie i Likowie! Postawcie się śmiele
Okazać zwykłe męstwo, wierni przyjaciele!
Widzę, co nam przychylny Zeus zapowiada:
Nas pewna czeka chwała, a Greki zagłada.
Głupi! W tych murach słabych, w tej ufają tamie:
170Nie zdoła nas odeprzeć, wnet Hektor ją złamie,
Konie me szybkim pędem przeskoczą te rowy.
Gdy do naw przyjdę, ogień niech będzie gotowy,
Flotę grecką na pastwę oddam mu i razem
[543]
Przelękłe Greki w dymie wytępię żelazem».
175Tak rzekł i tymi słowy zachęca swe konie:
— «Lampie szlachetny, Ksancie, Podargu, Ajtonie,
Nuż dziś godnie waszemu wysłużcie się panu!
Wszak Andromacha
[544] moja, królewskiego stanu,
Sama wam niesie obrok
[545], dostarcza napoju,
180I ilekroć do domu powrócicie z boju,
Pierwej
[546] zawsze pamięta o wasze wygody,
Niźli o mnie, choć jestem jej małżonek młody.
Natężcież teraz siły, żebyśmy dostali
Lub Nestora puklerza (świat go cały chwali,
185Bo sam złoty i jego rękojeść jest złota),
Lub kirysa Tydejda, na którym robota
Hefajsta
[547] wszystkie swoje wyraziła cuda.
Jeśli nam te dwa łupy dziś zdobyć się uda,
Tej nocy wsiadłszy Grecy na szybkie okręty,
190Nazad
[548] wracając, morskie poorzą zamęty…
Tymi on słowy serca swym koniom dodaje.
Natychmiast aż do rowu odparci Danaje
[549].
Hektor na czele swoich śmiałym stąpał krokiem,
Naokoło rzucając zapalonym okiem.
195A jako gdy pies żwawy lwa ściga lub dzika,
Wszystkie zważa obroty swego przeciwnika,
Skąd łatwiej pochwycony być może zwierz srogi,
Czyli
[550] go za bok urwać, czyli też za nogi:
Tak Hektor ściga Greki, trupem ziemię kryje
200I z pierzchających szyków ostatniego bije.
Kiedy już za okopy przeszli i za rowy,
I pod orężem Trojan wielu dało głowy,
Stają, zachęcają się, ręce w górę wznoszą
I bogów nieśmiertelnych o ratunek proszą.
205Hektor konie przy rowie pędzi zapalony,
Błyska Aresa wzrokiem i strasznej Gorgony
[551].
Postrzegła Hera oręż Hektora zwycięski,
Więc mówi rozbolała nad greckimi klęski:
— «Nie damyż wsparcia Grekom, gdy ten naród luby
210Już prawie do ostatniej przybliża się zguby?
Ile mąż jeden dzielnych obalił rycerzy!
Hektor zajadły wszędzie strach i pogrom szerzy,
Gdziekolwiek się obróci, mnóstwo Greków pada»,
— «Już by on dawno zginął — Pallas odpowiada
215Orężem greckim w oczach Ilijonu pchnięty:
Lecz twardy na me chęci, na prośby niezgięty
I niesłusznie swoimi szafujący względy
[552],
Ojciec wstrzymuje serca mojego zapędy.
Niepomny, że przeze mnie jego syn ocalał,
220Gdy go nieznośną pracą Eurystej przywalał.
[553]
Tetydzie
[554] Kronid
[555] sprzyja, Tetys ukochana,
Że go wzięła za brodę, ściskała kolana,
Aby uczcił Achilla, który miasta wali;
Przyjdzie czas, że i moich trosków
[556] się użali
225I powie, że ma lubą swą córę w Palladzie
[557].
Twoja ręka niech jarzmo
[558] na rumaki kładzie,
A ja tymczasem w złotym Zeusa pokoju
Orężem ramię moje okryję do boju.
Obaczym, jeśli dumny Hektor się ucieszy,
230Kiedy nas ujrzy nagle wśród walczącej rzeszy.
Złamane przy okrętach trojańskie zastępy
Tłustym ścierwem paść będą głodne psy i sępy».
Rzekła; Hera się jednej chwili nie ociąga,
Złoty szor
[559] kładzie, w jarzmo rumaki zaprząga,
235Do Zeusa zaś domu odchodzi Pallada.
Tam fałdzista zasłona przy jej nogach spada,
Dzieło arcyozdobne jej przemyślnej ręki.
Sama, idąc na wojnę płodna w płacz i jęki,
Ojcowski wdziewa kirys
[560], a ręką niezłomną
240Bierze tę dzidę ciężką, długą i ogromną,
Którą, gdy gniew jej serce lub zemsta zapala,
Najmężniejszych rycerzy zastępy obala.
Hera biczem ostrzegła bystre konie swoje;
Same się skrzypiąc niebios otwarły podwoje,
245Których tam Hory
[561] strzegą czuwającym okiem;
Te Olimp i zasłonią, i zamkną obłokiem.
Tędy boginie bystre poganiają konie.
Kronid
[562] je obaczywszy strasznym gniewem płonie,
Woła Irydy
[563] w złote ustrojonej pióra:
250— «Bież! Mów, niech mi się wróci i żona, i córa!
Niechaj mi się przed oczy nie stawią niebacznie
[564],
Nienajlepsza się bitwa między nami zacznie,
PiętnoBo co mówię, to zrobię, a wyrok mój taki:
Najpierwej im przy wozie skaleczę rumaki,
255Same z wozów postrącam, a wozy połamię,
Na ciele zaś bolesne wypiętnuję znamię:
Dziesięć lat ran nie zgładzi, które piorun zada.
Co to jest walka z ojcem, obaczy Pallada.
Zaś Hery zapalczywość nie tak mi jest dziwna,
260Bo ona zawsze moim zamysłom przeciwna».
Irys wyciągająca wiatr lekkim obrotem
Pospiesza z Idy bystrym do Olimpu lotem,
Przy bramie je spotyka, zatrzymać się prosi
I wiernie rozkaz dany Zeusa donosi:
265— «Dokądże to spieszycie? Co was tak zapala?
Achajom Zeus wsparcia dawać nie pozwala.
Jeśli spełni, co wyrzekł, los wasz będzie taki:
Najpierwej wam przy wozie skaleczy rumaki,
Same postrąca z wozów, a wozy połamie,
270Na ciele zaś bolesne wypiętnuje znamię:
Dziesięć lat ran nie zgładzi, które piorun zada.
Co to jest walka z ojcem, obaczy Pallada».
To powiedziawszy, poszła Irys nieleniwa.
Do Pallady zaś smutna Hera się odzywa:
275— «Pallado, serce moje na to nie zezwoli,
Aby walczyć z Zeusem dla śmiertelnych doli.
Niech giną albo żyją, jak wyrok rozrządzi,
Niechaj podług mądrości swojej Kronid sądzi,
Trojan lub Greków szczęście przedłuża czy skraca».
280To mówi i natychmiast nazad
[565] konie zwraca.
Hory je tam wyprzęgły, zdjęły szor
[566] wspaniały
I w żłobach ambrozyjską
[567] paszę im podały,
A piękny wóz o ścianę błyszczącą oparły.
Zasępiły się smutkiem, złością się rozżarły,
285Siadły jednak boginie w inszych bogów gronie.
I Kronid pędzi z Idy do Olimpu konie:
Lecą bystre rumaki do bogów mieszkania.
Posejdon
[568] je wyprząga, wóz pyszny zasłania
Świecącym się pokryciem, w miejscu postawiony.
290Wstępuje ojciec bogów na swój tron wzniesiony:
Olimp się trząsł po każdym chmurowładcy kroku.
Gniewna Hera z Palladą siedziały na boku,
Złość zapala ich serca, upór wargi ścina;
Postrzegł ich myśli Kronid i pierwszy zaczyna:
295— «Skąd, Hero i Pallado, umysł wasz stroskany?
W krótkiej potyczce od was
[569] zniesione
[570] Trojany,
Którymeście nienawiść wieczną poprzysięgły?
Wiedzcie, choćby się na mnie wszystkie bogi sprzęgły,
Wszystkie legną pod mojej prawicy zamachem.
300Lecz przejęte zbawiennym wprzód
[571] byłyście strachem,
Niżeli was ujrzały w polu krwawe boje;
Bo powiadam, a znacie
[572], czym są słowa moje:
Gdybyście waszej chciały dokonać niecnoty,
Uderzone ode mnie piorunnymi groty
[573]
305Już byście nie wróciły do bogów siedliska!
Na te słowa z Palladą Hera wargi ściska;
W obu piersiach na Troi zgubę złość zaciekła.
Siedziały blisko siebie, Pallas nic nie rzekła,
Chociaż ją w głębi serca straszliwy gniew zjada,
310Hera wstrzymać nie może, tak więc odpowiada:
— «I dlaczego nas martwisz surowym wyrazem?
Dlaczego się z tak srogim rozwodzisz przekazem?
Któż nie wie, że się twojej nic nie oprze sile?
Żałujem tylko Greków, których legło tyle
315I nad którymi jeszcze smutna wisi dola.
Wstrzymamy się od wojny, gdy to twoja wola…
— «Skoro światu Jutrzenka złotym błyśnie włosem,
Obaczysz, Hero — groźnym rzekł Kronida głosem
Jak Hektor będzie Greki bił ręką zwycięską,
320Aż powszechną narodu poruszony klęską
Wielki stanie Achilles na pobojowisku,
Niosąc wsparcie Achajom w ostatnim uścisku…
Ty, choćbyś krańce ziemi i morza obiegła,
Gdzie Kronosa z Japetem
[574] jaskinia odległa
325Kryje, którzy Tartarem
[575] czarnym otoczeni
Nie znają wiatrów tchnienia ni światła promieni
Choćbyś tam nawet poszła, twe gniewy mam za nic,
Bo wiem, że zuchwałości żadnych nie znasz granic».
Na to i słowa Hera zmartwiona nie rzekła.
330
NocTymczasem ziemię czarnym kirem
[576] noc powlekła,
A słońce świetną głowę skryło w oceanie.
Z żalem gasnące światło widzieli Trojanie;
Przeciwnie Grekom, tyle cierpiącym od rana,
Przyjemna noc i trzykroć była pożądana.
335Ściągnąwszy lud na przestrzeń od trupów daleką,
Hektor miał Trojan radę nad Skamandru rzeką;
Zsiedli z wozów, słuchali słów z ust Pryjamida.
Jedenastołokciowa w ręku jego dzida,
Błyszczy się ostrze złotym objęte pierścieniem;
340Wódz tak mówi otoczon licznym zgromadzeniem:
Uczta— «Słuchajcie mnie, Trojanie i Dardany mężne,
I wiernych sprzymierzeńców zastępy potężne!
Mniemałem, że zniszczywszy achajskie narody,
Wrócę dzisiaj zwycięzcą w Ilijonu grody:
345Ale noc nieprzyjazne rozpostarła cienie,
Jej winni Grecy swoje i naw ocalenie.
Czarnej ustąpmy nocy, gotujmy wieczerze,
I koń wyprzężon z wozu niech posiłek bierze.
Sprowadźcie z miasta wszystko, co do uczty trzeba:
350Woły, owce i wino, i dostatkiem chleba.
Drzewa także przywieźcie, aby niźli ranna
Wnidzie
[577] Jutrzenka, światłość biła nieustanna
I błyszczące płomienie, aż do nieba wzniosła;
Bo może Grecy, szybkie zgotowawszy wiosła,
355Uciekać zechcą skrycie przez morskie odmęty:
Niech przynajmniej nie wsiędą spokojnie w okręty,
Niech strzała ich dosięgnie albo grot miedziany
I aż w domach głębokie opatrują rany!
Niech klęska ich narodom za naukę stoi,
360Aby nigdy nieść wojny nie śmiały do Troi!
Woźni zaś w mieście wielkim to powiedzą głosem,
By młodzież i poważne starce z siwym włosem
Wstąpiły na stawiane boską ręką wieże;
Płeć niechaj ognie pali i niech każdy strzeże,
365Ażeby się zdradziecko Achaje nie skradły
I w miasto pozbawione obrońców nie wpadły.
Tak uczyńcie, jak mówię, Trojanie waleczni!
Obmyśliłem, żebyśmy dziś byli bezpieczni…
Dziś przez całą noc pilnie odprawujmy straże!
370Rano, skoro się pierwsza Jutrzenka pokaże,
Poniesiem bój okrutny aż pod same nawy.
Obaczę, czy Diomed
[578], ów rycerz tak żwawy,
Do murów mnie odpędzi, czy sam legnie trupem
I ozdobi prawicę moją świetnym łupem…
375Obym się tak nie starzał i tak nie umierał
I taką cześć jak Pallas i jak Feb
[579] odbierał,
Jak pewny jestem w dzień ten Achajów zagłady!
Rzekł, a na to niezmierny powstał okrzyk rady.
Czynią rozkaz rycerze: wraz każdy wyprząże
380I do wozu spocone konie lejcem wiąże.
Z miasta zaś sprowadzają, co do uczty trzeba:
Woły, owce i wino i dostatkiem chleba.
Zwożą drzewo, palą się mnogie w polu stosy,
A wiatry wznoszą gęste dymy pod niebiosy.
385Przez noc dumną Trojanie pasąc się nadzieją,
Siedzą zbrojni w swych szykach, ognie zaś goreją.
Jako gwiazd grono pięknie przy księżycu błyszczy,
Gdy wiatr tak przyjemnego widoku nie niszczy,
Góry widać i wzgórki, i zielone gaje,
390Całe się niebo w swojej świetności wydaje,
A pasterz w miłym sercu raduje się szczerze:
Tak też, gdzie Ilijonu czerniły się wieże,
Między achajską flotą i Skamandrem czystym
Całe się świeci pole płomieniem rzęsistym
[580].
395Tysiąc ogniów się pali, a przy każdym siedzi
Pięćdziesiąt bohaterów błyszczących od miedzi.
Jęczmień i owies chrupiąc, wyglądają konie,
Aż się Jutrzenka wzniesie na różanym tronie.
Księga IX
1
Tak czuwali Trojanie, gdy
Strachna Greków padła
Zimnego strachu siostra, Ucieczka wybladła:
Ranne bólem, najstarsze umysły się chwieją.
5Burząc ocean od ryb mnogich zamieszkany,
Na bałwanach się czarne podnoszą bałwany
Zielsko i pianę miecąc
[583] morskiego łożyska:
Tak strach w Achajów
[584] piersiach drżącym sercem ciska.
Obchodzi Agamemnon
[585], cały w smutku, w trwodze,
10I woźnym rozkazuje zwołać pierwsze wodze,
Lecz razem głos miarkować. Jego wspólna strata
Najmocniej boli, jego najwięcej przygniata.
Usiadły wodze, troski na wszystkich wyryte.
Powstał król Agamemnon, łzy lejąc obfite
15Jak zdrój
[586], który spod skały bystrym nurtem ciecze,
I gęstym przerywane jękiem słowa rzecze:
— «Przyjaciele, wodzowie, plemię wojny boga!
W ciężką mnie trudność wprawia Zeusa moc sroga:
Bo, nielitosny, przedtem dał mi obietnicę,
20Że nie wrócę, aż Trojan obalę stolicę.
Teraz mi każe płynąć do Argos
[587] bez sławy,
Kiedym już tyle ludu stracił przez bój krwawy…
Więc czas już do kochanej ojczyzny pośpieszyć,
Bo trudno się nad Troją zwycięstwem ucieszyć».
25Rzekł, a na to ucichło całe zgromadzenie,
I długo smutnym wargi ścisnęło milczenie;
Aż nareszcie Diomed
[588] waleczny tak powie:
— «Nie miej za złe, że płochej
[589] sprzeciwiam się mowie…
Jeśli sam chcesz powracać, powracaj w tej porze,
30Nawy
[590] twe bliskie brzegów, otwarte jest morze;
Drudzy zostaną Grecy, aż Troi dobędą.
Jeśli i ci chcą wrócić, niech na nawy wsiędą,
Niech płyną; my haniebnej ucieczki nie dzielem
I póki będziem walczyć oba ze Stenelem,
35Aż dumne wywrócimy Ilijonu grody,
Bośmy tu za boskimi przybili powody
[591]».
Rycerski Diomeda głos wszystkich przenika
I zadziwiona rada z poklaskiem wykrzyka,
Gdy stary powstał Nestor
[592]: — «Godny ojca synu!
40Nie tylko słyniesz w polu z rycerskiego czynu
I radą pierwszy jesteś w rówienników rzędzie.
Nikt z Greków czucia twego naganiać
[593] nie będzie.
Wszyscy, co tu jesteśmy, zgodzimy się na nie;
45
Niech za murem przy rowie straż mają rycerze!
Najlepiej tę powinność poruczyć
[596] młodzieży.
Królu, masz moc, do ciebie rozkazać należy.
Wiekiem zaś oświeconych przywołaj na radę
50I daj im, jak przystoi, w namiocie biesiadę…
A kiedy się wybrani wodzowie zgromadzą,
Najlepszą radę przyjmiesz, jaką natchną nieba.
Ach! Jak dziś Grekom rady roztropnej potrzeba!
Trojanin ognie pali przy okrętach blisko:
55Któż zimno patrzeć może na to widowisko?
Ta noc lub zgubi wojsko nasze, lub ocali».
Tak rzekł, a wszyscy jego radzie się poddali.
Wraz się na straż rycerze wyprawiają młodzi:
Nestora syn, Trazymed, najpierwszy wychodzi,
60Za nim Jalmen, Askalaf
[597], Aresowe syny,
Afarej i Deipir, i śmiałymi czyny
Sławny Meryjon, siódmy — zacny syn Kreona
[598].
Idzie młodzież długimi dzidy
[599] uzbrojona,
Siedmiu wodzów, swej rocie
[600] każdy przewodniczył,
65Każdy pod swoją władzą stu młodzieńców liczył.
Z bronią w ręku przy rowie i murze zasiedli,
Tam zapalili ognie i wieczerzę jedli.
Agamemnon w namiocie swoim stół zastawia
I najcelniejszym
[601] wodzom wdzięczną ucztę sprawia.
70Nikt sobie tam smacznego pokarmu nie szczędził,
A gdy głód i pragnienie każdy już odpędził,
Starzec, z mądrych mający rad powszechną sławę,
Gorliwy o narodu achajskiego sprawę,
Zaczął swoje wykładać myśli w tym sposobie:
75
Ciebie Zeus na czele narodów posadził,
Dał ci berło i prawa, żebyś o nich radził,
Zdania więc pierwszość zawsze przy tobie zostaje.
Ale kiedy kto inny dobrą radę daje,
80Słuchać jej powinieneś, a w uważnym względzie
Objąwszy rzeczy, przyjąć to, co lepsze będzie.
Ja wszystko powiem szczerze podług przekonania
I sądzę, że tu nie da nikt lepszego zdania.
Nie dziś je mam dopiero, ale wtedy jeszcze,
85Bo klęski przeczuwało we mnie serce wieszcze,
Gdyś, królu, wzięciem branki
[602] Achilla rozżalił,
Nikt natenczas postępku twojego nie chwalił.
Ja cię wstrzymać od tego chciałem przedsięwzięcia,
Lecz ty, słuchając dumnej wielkości natchnięcia,
90Obraziłeś rycerza, którego czczą bogi,
I dziś jeszcze w namiocie masz jego łup drogi.
Myślmy, jak by w nim zmiękczyć można gniew surowy
Przez miłe upominki, przez słodkie namowy».
Na to król: — «Mądry starcze, zawszem prawdę cenił
95I wdzięcznie to przyjmuję, żeś mój błąd wymienił.
Precz, ode mnie nikczemne błędu pokrywanie:
Mąż, którego czci Zeus, sam za wojsko stanie.
Jak tego uczcił, srodze zgromiwszy Achiwy!
Ale kiedy zbłądziłem przez gniew popędliwy,
100Chcę go znowu mnogimi złagodzić ofiary.
Wymienię je przed wami, oto moje dary:
Dziesięć talentów złota, siedm
[603] trójnogów czystych
[604],
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych…
Siedm dziewcząt, zaleconych przemysłem
[605] i ciałem,
105Które, gdy podbił Lesbos, dla siebie wybrałem,
Przenoszące
[606] pięknością cały ród niewieści,
A między nimi wzięta Bryzeis się mieści…
To wszystko zaraz weźmie, lecz niech się ukoi.
A jeśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
110Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy,
Miedzią i złotem okręt wyładuje cały.
Dwanaście w nim Trojanek najpiękniejszych wsiędzie,
To jest, co najpierwszego po Helenie będzie.
Gdy nas wróconych ujrzy ojczysta kraina,
115Za zięcia go przybieram, uczczę go jak syna,
Nie różnię go z chowanym w dostatku Orestem
[607].
Chryzotemis, z cór pierwsza, których ojcem jestem,
Ifijanassa druga, trzecia Laodyka
Niech wybierze, bez opłat ślub
[608] ten go potyka.
120Owszem, ja mu dam posag. Nikt tak nie obdarzył
Swej córy, gdy jej związki małżeńskie kojarzył.
Siedm pięknych miast ode mnie wianem
[609] odziedziczy…
Otrzyma on to wszystko, lecz niech się nie sroży.
Niechaj da się ubłagać i gniew z serca złoży…
125— «Przemożny królu! — Nestor odzywa się stary
Wielkiej ceny przeznaczasz dla Achilla dary.
Wymieńmy zatem wodzów, którzy bez odwłoki
[610]
Do rycerza spiesznymi udadzą się kroki.
Ja powiem, byle nie był wybór mój daremny:
130Niech Fojniks
[611] ich prowadzi, on bogom przyjemny,
Z nim Odyseusz mową, Ajas sławny dzidą
I dwaj woźni, Eurybat i Odyj, niech idą.
Dajcie wody na ręce, nakażcie milczenie,
Może się skłoni Kronid
[612] na nasze westchnienie».
135Mądry wybór Nestora cała rada chwali.
Zaraz woźni na ręce wody im nalali,
A puchary w kwieciste ustrojone wieńce,
Pełne wina, roznoszą między nich młodzieńce.
Gdy bogom należyte oddali ofiary
140I sami do dna z winem spełnili puchary,
Posłowie się do swojej zabierają drogi.
Nestor głosem i ręką daje im przestrogi,
Najbardziej zaś Itaki króla upomina,
Aby zmiękczył Peleja zawziętego syna.
145Idą brzegiem, szumnymi szturmowanym wały
[613].
I boga, co swym berłem świat ogarnia cały,
Proszą, by mogli skłonić w gniewie duch zacięty.
Wkrótce przyszli, gdzie stały Ftyjotów okręty.
Zastają zajętego graniem bohatyra:
150Odzywała się w ręku jego wdzięczna lira
(Łup ten, gdy Teby zdobył, znój jego nagrodził),
Śpiewał rycerskie dzieła, tak swe bóle słodził.
Patrokl siedząc naprzeciw nadstawuje ucha
I w milczeniu do końca jego pienia
[614] słucha.
155Wtem posłowie wchodzą. Odyseusz na czele,
Stają przed bohaterem. Zadziwiony wiele,
Rzucił lirę i z miejsca natychmiast wyskoczył;
Wstał i Patrokl zdumiony, skoro wodzów zoczył
[615].
— «Czyli
[616] was tu potrzeba, czyli przyjaźń trudzi
160Rzekł ściskając ich Pelid — miłych witam ludzi.
Choć jestem zagniewany, was uważam przecie
Jako moich najdroższych przyjaciół na świecie».
To mówiąc, do namiotu swojego wprowadza
I na krzesłach purpurą okrytych posadza.
165Zaraz do Menojtiosa odzywa się syna:
— «Największy mi dzban przynieś, nie oszczędzaj wina,
Niechaj czasza przed każdym napełniona stoi!
Przyszli do mnie najlepsi przyjaciele moi».
Na te słowa czym prędzej Patrokl się zawinie.
170Pelid stawia przy ogniu szerokie naczynie,
Kładzie w nie wielkie sztuki kozy i barana,
Mieści się i ćwierć wieprza, tłustością oblana.
Automedon
[617] wstrzymywał mięso, Pelid siekał
I porąbane szuki na rożny nawlekał.
175
UcztaPatrokl wielki podnieca ogień silnym tchnieniem,
A gdy już konającym iskrzył się płomieniem,
Solą mięso potrząsa, węgle rozpościera
I obciążone rożny na głazach opiera.
Skoro się zaś upiekło wszystko jak potrzeba,
180Z pięknych koszów wykładał Patrokl sztuki chleba;
Achilles mięso dzieli, siedząc z drugiej strony
Przeciw miejscu
[618], gdzie siedział Odyseusz wsławiony.
Lecz i wezwanie bogów nie wyszło z pamięci:
Dla nich Patrokl pierwiastki
[619] mięsa w ogniu święci.
185Im zgotowana uczta do smaku przypadła,
A kiedy już dość mieli napoju i jadła,
Ajas ostrzegł Fojniksa; lecz Itak nie czekał,
Nalał wina i rzeczy zagaić nie zwlekał:
— «Bądź szczęśliwy, Achillu! Uczty nam nie braknie,
190I u Atryda mamy, czego serce łaknie,
I od ciebie jesteśmy przyjęci tak hojnie.
Lecz możnali
[620] się ucztą dziś bawić spokojnie?
Wielkiej, bogów kochanku, lękamy się klęski.
Jeśli nie błyśnie w twojej ręce miecz zwycięski,
195Nie wiem, czy zginie flota, czyli
[621] się ocali.
Już ze sprzymierzeńcami Trojanie zuchwali
Obozem nawy
[622] nasze otaczają z bliska,
Ogień ich przed greckimi namiotami błyska;
Grożą, iż do okrętów przedrą się ich roty.
200Kronid
[623] pomyślne znaki daje im przez grzmoty.
Hektor szczęściem nadęty miota się zażarcie,
A czując, że od władcy pioruna ma wsparcie,
Ni się na ludzi ni też na bogów ogląda:
Wściekły, wzejścia Jutrzenki jak najprędzej żąda,
205Ażeby do ostatniej przywiózł nas żałoby;
Mówi, że z naw przepyszne pozdziera ozdoby,
Płomieniem nasze zniszczy okręty, a razem
[624]
Zdumione Greki w dymie wytępi żelazem.
Lękam się, żebym skutku tych gróźb nie obaczył
210
OpiekaI żeby nam okrutny wyrok nie przeznaczył
Daleko od ojczyzny tu zginąć pod Troją.
Wstań więc i choć nierychło, zbaw nas ręką twoją.
Uskrom zuchwałych Trojan w szalonym zapędzie;
Gdy złe już dojdzie kresu, lekarstwa nie będzie.
215Po zgubie ból uczujesz, lecz późna ta żałość.
Uprzedź więc dzień okropny i daj Grekom całość
[625].
Ach! Przyjacielu, wspomnij na ojca przestrogę,
W sam dzień, gdy cię wyprawiał do Atryda
[626] w drogę:
— «Synu — rzekł — jeśli zechce Hera
[627] i Pallada
[628],
220Ich łaska bohaterską odwagę ci nada;
Ty hamuj dumne serce i umysł niezgięty:
Lepsza ludzkość, silniejsze dobroci ponęty»…
Niech więc rozum nad serca zapałem przemaga!
Agamemnon drogimi darami cię błaga
225I byś tylko cierpliwie wysłuchać mnie raczył,
Powiem, jakie ci dary dopiero przeznaczył:
Dziesięć talentów złota, siedm trójnogów czystych,
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych…
Siedm dziewcząt, zaleconych przemysłem i ciałem,
230Które, gdyś podbił Lesbos, wziął dla siebie działem,
Przenoszące pięknością cały ród niewieści.
A między nimi wzięta Bryzeis się mieści…
To masz zaraz, jak tylko gniew twój się ukoi.
A jeśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
235Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy.
Miedzią i złotem okręt wyładujesz cały:
Dwanaście z tobą niewiast najpiękniejszych wsiędzie,
To jest, co najpierwszego po Helenie będzie.
Gdy wrócim, coś większego masz jeszcze w ofierze:
240Uczci cię jako syna, za zięcia przybierze.
Różnicy między tobą i Orestem nie ma.
Rośnie mu trzy cór pięknych, jedna Chryzotema,
Ifijanassa druga, trzecia Laodyka:
Sam wybierzesz, bez opłat ślub ten cię potyka;
245Owszem, ojciec da posag; nikt tak nie obdarzył
Swej córy, gdy jej związki małżeńskie kojarzył.
Siedem miast zięć od niego wianem odziedziczy…
Takie skoro gniew złożysz, czyni ci ofiary.
A jeślić nienawistny król i jego dary,
250Ulituj się nad Greki w nieszczęściu tak srogiem,
Ty sam będziesz ich zbawcą, ty będziesz ich bogiem.
Oto dzień wielkiej chwały, oto właśnie pora,
Kiedy trupem szczęśliwie położysz Hektora.
Sam się pod oręż stawia w szalonym zapale,
255Sam pod oczy przychodzi, chlubiąc się zuchwale,
Że mu żaden z rycerzy greckich nie jest rowny».
Pelid tak odpowiedział: — «Odysie szanowny!
Ja wam szczerze wyłożę czucia mojej duszy
I to powiem, od czego nic mnie nie poruszy,
260Abyście, przedsięwzięcia mojego pamiętni,
Więcej dla uszu moich nie byli natrętni:
W równej mam nienawiści z Hadem
[629] obłudnika,
W którym chytrze odbiega serce od języka.
Otwieram więc myśl moją: i król wasz daremnie,
265I kto z Greków rozumie, że ją zmieni we mnie.
Nie ma tu ceny męstwo, za nic krwawe znoje.
Czy kto z nieprzyjacielem ciągle toczy boje
I szuka niebezpieczeństw, czy podle tył poda
[630],
Dla obu tu cześć jedna i jedna nagroda,
270Jednak rycerz i gnuśnik
[631] równie legną w grobie.
Za tyle prac i znojów cóżem zebrał sobie?
Com zyskał, w każdym boju mogąc paść bez duchu?
KrzywdaJak ptaszek, mając dzieci w miękkim jeszcze puchu,
Szuka żeru, o sobie dla nich nie pamięta,
275Byleby tylko lube pożywił pisklęta:
Tak ja w nocach bezsennych ciężkiem znosił trudy,
We dnie się z walecznymi potykałem ludy,
Brodziłem ustawicznie we krwi nie znużony,
Piersi moich za wasze nadstawiając żony.
280Dwanaście miast dobyłem z okręty mojemi,
Jedenaściem ich pieszy zwalił na tej ziemi:
Wziąłem łupy, mogłem się zbogacić niezmiernie
Lecz wszystko Atrydowi
[632] oddawałem wiernie.
Siedząc przy flocie, z mojej pracy się nadymał,
285Mało rozdał, a więcej dla siebie zatrzymał…
Brankę mi wziął, mnie zdradził: próżne teraz żale,
Próżno mnie szuka podejść, znam go doskonale.
Niech z wodzami, niech z tobą radzi, cny Odysie,
Jak odeprzeć te ognie, które Troja niesie.
290Niemałych on beze mnie już dokazał rzeczy.
Mur wyniósł, rów wykopał dla Trojan odsieczy.
Jeszcze palami szańce nasrożył dokoła;
Przecież i tak Hektora zatrzymać nie zdoła.
Dopókim ja na czele Greków na plac chodził,
295Hektor od murów z dala potyczki nie zwodził,
Pod bramą stał i bukiem — raz na mnie zaczekał,
Ale gdym się przybliżył, natychmiast uciekał.
Już ja na niego więcej nie jestem zawzięty.
Z pierwszą Jutrzenką spycham na morze okręty.
300Gdy z bogami Zeusa świętym uczczę darem
I wyładuję nawy kosztownym ciężarem,
Obaczysz je, gdy zechcesz, na płynnej przestrzeni
I jak od gęstych wioseł morze się zapieni.
Jeśli Posejdon dobrą żeglugę dać raczy,
305Ojczystą ziemię flota za trzy dni zobaczy…
I drugim Grekom radzę powrócić do domu:
Nie legnie od waszego Ilijon pogromu.
Ma Troja wojska mężne, Zeus jej obrońca;
Nigdy wy pracy waszej nie ujrzycie końca.
310Nieścież odpowiedź wierną, jak posłom przystoi,
Że Pelid nigdy gniewu swego nie ukoi,
Że trwały w przedsięwzięciu. Przez inną więc radę
Niech oddalą od wojska i floty zagładę,
Bo na mnie polegają wcale bezrozumnie.
315Fojniks niech tu zostanie i nocuje u mnie
Jutro na okręt ze mną wsiędzie, gdy stąd ruszę,
Lecz jeżeli sam zechce, bo go nie przymuszę».
Skończył, a na te słowa oniemiały posły:
Zdziwiła ich odmowa i ton tak wyniosły.
320Aż z płaczem Fojniks drżący nad okrętów losem
Przerywanym jękami zaczął mówić głosem:
— «Jeżeli, Achillesie, ruszasz stąd okręty,
Nie chcesz floty ocalić i w gniewie zawzięty
Zamiast uśmierzenia się jątrzysz w sercu ranę,
325Jakże tu sam, bez ciebie, mój synu, zostanę?
Mnie ojciec twój powierzył młode lata twoje,
Kiedy cię za Atrydem wysyłał na boje.
Nie znałeś jeszcze ani Aresowej sprawy,
Ani sztuki mówienia, z której tyle sławy.
330Chciał więc twą niedojrzałość przeze mnie prowadzić,
Byś umiał dzielnie walczyć i rozsądnie radzić.
Synu! Nic mnie od ciebie oderwać nie zdoła,
Ni choćby zetrzeć zmarszczki chciał bóg z mego czoła,
Wrócić kwitnącą młodość, jaki wtenczas byłem,
335Gdy dla niechęci ojca Grecyję rzuciłem…
Uciekałem przez wielkie Grecyi płaszczyzny,
Aż wreszcie obaczyłem Ftyjotów grunt żyzny,
I w trzody zamożysty
[633], i obfity w zboże.
Nic z Peleja przyjęciem zrównać się nie może,
340Kochał mnie, jak dla syna człowiek ma kochanie,
Gdy wpośród zbiorów ojcem na starość zostanie.
On mnie bogactwy, on mnie chwałą przyozdobił,
On dał berło i królem Dolopów mnie zrobił.
A ty, czym dzisiaj jesteś, Achillesie boski,
345To najwięcej sprawiły moje czułe troski.
DzieckoJam cię zawsze na obiad do stołu prowadził:
Pókim cię na kolanach moich nie posadził,
Nie chciałeś brać pokarmu. Jam do ust przytykał
Czaszę, jam dawał sztuczki, któreś ty połykał.
350Częstoś na szatę pokarm rzucił z ust dziecięcych.
Przykrość w pielęgnowaniu twych lat niemowlęcych
Znosiłem w tej nadziei, że gdy bóg przeszkodził,
Ażeby się potomek z mych bioder urodził,
Ciebie, plemię Peleja, za syna przyswoję,
355I ty przeciw nieszczęściu wesprzesz starość moję.
Uśmierz się Achillesie! Jaki zakał
[634] szpetny,
Gdyby był niezbłagany umysł tak szlachetny!
BógBogowie, wyżsi od nas cnotą, stopniem, władzą,
Jednak ludziom grzeszącym ubłagać się dadzą,
360I choć już są gotowi ciężkie zesłać kary,
Łagodzą się przez prośby, kadzidła, ofiary.
Ułomne, słabą nogą wędrują przez ziemię,
Z czołem zmarszczką pokrytym, ze spuszczonym okiem.
365Idą ciągle za Winą: ona silnym krokiem
Poprzedza je i szkody między ludźmi sieje;
Próśb ręka na jej rany słodki balsam leje.
Gdy przyjdą do człowieka, a ten ich usłucha,
Na jego ślub chętnego nadstawują ucha:
370Kto je odrzuca, Zeus mści się tej pogardy,
Zsyła Winę i przez nią karze umysł hardy.
Uczcij je, Achillesie! Hołdów ci nie skąpią,
Którym i najzaciętsze umysły ustąpią.
Gdyby trwał w złości Atryd, uznać błąd swój zwlekał,
375Gdyby darów nie dawał, innych nie przyrzekał:
Choć Greków stan okropny, nigdy bym atoli
[635]
Nie żądał, byś gniew złożył i wsparł ich w niedoli.
Dziś gdy wiele, na przyszłość więcej jeszcze daje,
Gdy cię przez pierwszych mężów błagać nie przestaje
380I którzy są najlepsi przyjaciele twoi,
Ni prośbą ich, ni przyjściem gardzić nie przystoi.
Dotąd żal twój był słuszny, odtąd już nie będzie.
Znamy
[636], jak dawni mieli cześć na wielkim względzie,
Zwyciężali gniew jednak i serce uporne,
385Błagali się przez dary, przez prośby pokorne»…
— «Ojcze Fojniksie! Starcze kochany od nieba
Rzekł Achilles — mnie wcale takiej czci nie trzeba:
Kronid, pan niebios, chwałą zaszczyci mnie wszędzie:
I sam, póki ożywać te piersi duch będzie
390I póki pełen zdrowia kolanami władam,
Zachowam ją. Ty słuchaj, co ja ci przekładam:
Nie przychodź dla Atryda jęczeć tu i szlochać,
Nieprzyjaciela mego ty nie możesz kochać:
Miłego w tobie męża wnet bym znienawidził:
395Kim ja się brzydzę, trzeba, byś ty się nim brzydził.
Dziel moją cześć! Odpowiedź przez tych będą mieli;
Ty zostań i na miękkiej śpij u mnie pościeli.
Skoro błyśnie Jutrzenka, za pierwszym zaraniem
Naradzim się, czy ruszym, czy jeszcze zostaniem».
400To rzekłszy, Patroklowi przez oka skazanie
Zalecił dla Fojniksa gotować posłanie
Chcąc, by prędzej myślały o powrocie posły.
Natenczas się odezwał tak Ajas wyniosły:
— «Pójdźmy, synu Laerta, nie masz tu co bawić
[637],
405Żadnego skutku prośby nie są zdolne sprawić.
Na radzie wybór greckich bohaterów siedzi
I niecierpliwie czeka jego odpowiedzi.
Odnieśmy oną wiernie, jakożkolwiek smutna.
Lecz w Achillesie dusza twarda i okrutna:
410Niezbłagany! Upornie w swym gniewie się zaciął,
Gardzi czcią wszystkich Greków, szacunkiem przyjaciół.
Zawzięty! Nielitosny!
DarA wszakże zapłata
Niejednemu nagradza śmierć syna i brata;
Dawszy okupy, siedzi spokojnie morderca,
415Tamten zapał umarza zjątrzonego serca.
Ty duszę masz niezgiętą, ćmiącą twe zalety.
I o cóż ten gniew straszny? Dla jednej kobiety!
Teraz ci dajem siedem prześlicznej urody,
Niesiem dary, Achillu! Nakłoń się do zgody!
420Szanuj wreszcie dom własny i pamiętaj o tem,
Że jak posły pod twoim jesteśmy namiotem:
Sama tu przyjaźń krokom naszym przewodniczy,
Nikt cię więcej nie kocha, nikt lepiej nie życzy».
Na to Achilles: — «W pierwszej cenie jesteś u mnie,
425Lubię twoją otwartość, mówiłeś rozumnie.
Ale mi serce wzdyma ta sroga ohyda:
Taką krzywdę poniosłem przez dumę Atryda,
Jakbym był najpodlejszy na ziemi wyrzutek!
Wy idźcie i poselstwa opowiedzcie skutek»…
430Tak rzekł; oni wracają, Odys im przywodzi.
Patrokl zaleca brankom i przytomnej
[638] młodzi
Czym prędzej dla Fojniksa zgotować posłanie:
Ścielą kobierce, płótno i skóry baranie.
Śpi starzec, oczekując Jutrzenki powrotu.
435Pelid się kładzie w głębi swojego namiotu…
Przyszły posły, witają ich wodze koleją
[639]
Z czaszą w ręku, a między trwogą i nadzieją,
Pytają, jaki skutek ich poselstwo niesie.
Pierwszy rzekł Agamemnon: — «Powiedz, Odyssesie,
440Czy chce odeprzeć ogniem grożące Trojany,
Czyli też w swoim gniewie trwa nieubłagany?
Zahartowan był Odys na wszystkie zdarzenia:
— «Królu — rzecze — nic jego serca nie odmienia:
Zamiast by się ubłagał, nie ma w gniewie miary,
445Prośby twoje odrzuca, gardzi twymi dary.
— «Niech Atryd — rzekł — z innymi wodzami się trudzi,
Jak by wyrwał od zguby i flotę, i ludzi».
Grozi, że skoro tylko pierwsze błyśnie zorze,
Natychmiast zepchnie swoje okręty na morze.
450— «I drugim — przydał
[640] — Grekom radzę iść do domu:
Nie legnie od waszego Ilijon pogromu.
Ma Troja liczne wojska, Zeus jej obrońca;
Nigdy wy pracy waszej nie ujrzycie końca».
Takie są jego słowa. Jeśli się podoba,
455I Ajas, i dwaj woźni, ludzie mądrzy oba,
To, com powiedział, swoim potwierdzą wyrazem;
Fojniks zaś tam nocuje, za jego rozkazem.
Jutro z nim, jeśli zechce, na okręty wsiędzie,
Lecz ma wolność zupełną, musić
[641] go nie będzie».
460Skończył, a na to rada oniemiała siedzi,
Dumnym zdziwiona tonem jego odpowiedzi;
I długi czas im smutek słowa wyrzec nie da,
Aż nareszcie mężnego słyszą Diomeda
[642]:
— «Obyś był przed Achillem, królu, się nie schylał!
465Obyś był się dla niego tak szczodrze nie wylał!
Dość już dumny, na większąś dumę dziś go wsadził.
Nie myślmy więcej o nim. Sam on będzie radził,
Czy ma płynąć, czy zostać. Lecz ujmie się broni,
Kiedy go własny zapał lub który bóg skłoni.
470A teraz wszyscy chciejcie pójść za zdaniem mojem:
Gdyśmy się zasilili jadłem i napojem,
Bo niewiele wart rycerz, którego głód ciśnie,
Idźmy spocząć; a skoro Jutrzenka zabłyśnie,
Ustaw, królu, przed flotą jazdę i piechotę,
475A głosem i przykładem pobudzaj ochotę».
Tak rzekł wielki Diomed. Jego męska rada
Całemu zgromadzeniu do serca przypada.
Leją wino, wraz każdy do siebie pospiesza;
Kładą się, sen ich prace i troski zawiesza.
Księga X
1Inni wodzowie, liczne sprawujący ludy,
W słodkim spoczynku dzienne utopili trudy.
Tysiączne ważąc myśli, nie zamknął powieki…
5Gdy na obóz trojański rzuci oczy drżące,
Trwożą go zapalonych płomieni tysiące,
Przeraża głos piszczałek i mężów wołanie.
Lecz patrząc, w jakim flota, w jakim wojsko stanie,
Targa włosy z rozpaczy, władcy gromu wzywa,
10A jęk po jęku z piersi gwałtem się wyrywa.
Kiedy się tak myślami dręczącymi trudzi,
Wziął przed się
[645] pójść do starca, najmędrszego z ludzi
[646],
By z nim spólnie ułożył pożyteczną radę
I wiszącą nad wojskiem oddalił zagładę.
15Wstaje prędko, na członki szatę wdziać pospiesza,
Wiąże sandał, na barkach lwią skórę zawiesza
Barwy płowej (od ramion do kostek mu spada),
Nareszcie bierze oszczep, którym dzielnie włada.
Równie od Menelaja
[647] oczu sen daleki,
20Równa trwoga w umyśle. Drżał, ażeby Greki,
Co dla niego, bój niosąc, wielkie przeszły wody,
Smutnie pod trojańskimi nie poległy grody
[648].
Wziął swój oszczep, na głowę z miedzi szyszak włożył,
Pantery cętkowaną skórą grzbiet nasrożył
25I biegł obudzić brata, który wyniesiony
Berłem nad wszystkich wodzów, jak bóstwo był czczony…
Agamemnon
[649], gdy brata przy sobie obaczy,
Ten swoje troski zaraz w tych słowach tłumaczy:
— «Dlaczego się uzbrajasz, jakie masz układy?
30Chcesz-li kogo do Trojan wysyłać na zwiady?
Ale ja bardzo wątpię, aby w tej potrzebie
Chciał kto przyjąć tak trudną powinność na siebie:
Pójść między nieprzyjaciół samemu i w nocy,
Jakiej trzeba śmiałości! Jakiej w duszy mocy!
35— «Rady chytrej potrzeba — rzekł król — bracie luby,
Jak by wojsko i flotę zachować od zguby.
Kronid
[650] się zmienił, prośby nasze są daremne,
Hektora mu dziś tylko ofiary przyjemne.
Największych bohaterów on dziś chwałę zmazał,
40Żaden rycerz w dniu jednym tyle nie dokazał…
Orężem jego wziąwszy klęskę tak ogromną,
Rozumiem, że jej nigdy Grecy nie zapomną.
Bież, przywołaj Ajasa z królem Krety siwym,
Ja do Nestora
[651] krokiem pospieszę skwapliwym
[652],
45Ażeby poszedł ze mną, gdzie są nasze straże:
Najlepiej usłuchają, gdy starzec rozkaże.
Syn jego tam przywodzi. Najwięcej zlecona
Straż obozu na niego i na Meryjona».
A Menelaj się pyta, by uniknąć błędu:
50— «Powiedz mi, ze krwi bracie, a królu z urzędu,
Czy na miejscu przy strażach mam na ciebie czekać,
Czy dawszy im rozkazy, powrotu nie zwlekać?
Król na to: — «Zostać, owszem, każe myśl ostrożna:
W takich ciemnościach łatwo pominąć się można.
55Przez tyle dróg w obozie nietrudne zbłądzenie.
Gdziekolwiek pójdziesz, głośne zalecaj baczenie
[653]…
Czuwajmy, zagrzewajmy, bo chciał wyrok boski
Skazać nas od kolebki na prace i troski.
Tak rozkazawszy bratu, sam czym prędzej zmierza
60Do Nestora, czułego narodu pasterza.
Obok namiotu w łożu miękkim śpi spokojny.
Tuż przy nim cały jego był porządek zbrojny:
Dwie dzidy, puklerz
[654], szyszak z rycerskim też pasem.
Ten brał, gdy niestrwożony Aresa hałasem
65Prowadził szyki starzec na okrutne boje
I ciężkie znosił prace mimo lata swoje.
Przebudza się król Pylów, sen opada z powiek,
Pyta, na łokciu wsparty: — «Coś ty jest za człowiek,
Co w nocy po obozie błędne stawiasz kroki,
70Wtenczas, gdy oczy wszystkich ujął sen głęboki?
Czy z straży kogo szukasz? Czyli z towarzyszy?
Powiedz! Lecz do mnie, wara! Nie zbliżaj się w ciszy!»
— «O Nestorze! — król mówi. — Ty Greków nadzieja,
Oto nieszczęśliwego syna masz Atreja,
75Którego, póki ciągną Mojry
[655] życia przędzę,
Więcej nad wszystkich Zeus przeznaczył na nędzę.
Błąkam się, sen mi słodki nie zamknie powieki,
Trwożą mnie srogie klęski wiszące nad Greki,
Upadam na umyśle, drży mi w piersiach serce,
80Gaśnie we mnie nadzieja w ostatniej iskierce.
Przeto, jeśli co myślisz, wszak sen cię nie mroczy,
Pójdźmy na miejsce straży i na własne oczy
Zobaczmy, czy pod pracą i snem nie uległa:
Tak bezpieczeństwa wszystkich bardzo by źle strzegła.
85Nieprzyjaciel jest blisko. Nie wiemy, czy nocą
Nie przemyśla nas podejść za cieni pomocą».
A na to król sędziwy Pylów odpowiada:
— «Nie lękaj się, by Zeus, co piorunem włada,
Wszystkie myśli Hektora do skutku przywodził…
90Idę chętnie za tobą, niech wstaną i drudzy,
Diomed
[656] i Odyseusz, Aresowi słudzy,
Jak by ten bieg uczynił dla nas pożyteczny,
Co by się do stanowisk odległych potrudził
95I tam Idomeneja z Ajasem obudził!…
Bierze szatę, na stopy sandały przyciąga,
Z purpury płaszcz dwoisty srebrną haftką sprząga,
Którym starzec wygodnie całe ciało kryje:
Miękka wełna krętymi kędziory
[659] się wije.
100A kiedy już uzbroił rękę długą dzidą,
Oba z Agamemnonem wzdłuż okrętów idą.
Na mądrego Odysa Pylów mówca krzyknął:
Czujne rycerza ucho zaraz głos przeniknął,
Wybiega i takimi pyta ich słowami:
105— «Czemu w noc po obozie błąkacie się sami?
Jakie niebezpieczeństwo do tego przymusza?»
A król: — «Niech cię to, wodzu, na nas nie obrusza
[660],
Że ci nie pozwalamy spoczywać do woli.
Ach! Lękamy się dzisiaj najsroższej niedoli!
110Śpiesz, obudzimy drugich. Spólna
[661] skaże
[662] rada,
Czy nam wojować, czyli
[663] uciekać wypada».
Rzekł; Odyseusz na chwilę do namiotu skoczył,
Wziął tarczę i za nimi udać się nie zwłoczył
[664].
Przyszli do Diomeda
[665]. Ten, w zbrojnej odzieży,
115Pod niebem przy namiocie rozciągniony leży.
Obok snu używają mężne wojowniki
[666]:
Głowy na tarczach wsparte; w ziemię wbite piki
Blask na kształt błyskawicy rzucają do góry.
Pod sobą wódz posłanie miał z wołowej skóry,
120A przepyszny kobierzec rozpostarł pod głową.
SenTrącił go lekko Nestor i tą zagrzał mową:
— «Wstań! Wstań, Tydeja synu! Wcale nie przystoi,
Że gdy my czujem
[667], ciebie jednego sen poi.
Nie razi cię z pagórka wrzask nieprzyjaciela?
125Ach! Zbyt mała go przerwa od floty oddziela!
Nagle bohater ze snu twardego się zrywa,
Wstaje i do Nestora prędko się odzywa:
— «Niezmordowany starcze, ciebie nic nie strudzi!
Alboż to między Greki
[668] nie masz młodszych łudzi
130Dla przywołania wodzów? Lecz w żadnym sposobie
Nie można cię przymusić, abyś wytchnął sobie».
— «Prawdę mówisz — rzekł Nestor — zacny przyjacielu!
Nie braknie mi na synach i na ludziach wielu,
Którzy by dla zwołania przeszli stanowiska;
135Lecz najsroższa potrzeba dzisiaj nas przyciska,
Rzecz nasza zawieszona jak na ostrzu stali:
Ta chwila albo zgubi, albo nas ocali.
Jeśli mój wiek szanujesz, który się tak chyli,
Bież, by tu Meges z prędkim Ajasem przybyli».
140Wraz
[669] Diomed lwią skórę na barkach zawiesza,
Bierze oszczep i budzić tych wodzów pospiesza.
W krótkiej ich do Nestora przyprowadził chwili,
Widzą, jak pilnie czuwa. Błyszczą się od miedzi,
145Każdy rycerz na swoim stanowisku siedzi.
A jako psy, co wiernie ludziom towarzyszą,
Czujnie pilnują owiec, i skoro posłyszą,
Że lew z gór poruszony wyskakuje z lasu,
Wielkiego przy owczarni narobią hałasu
150Od psów i od pasterzy spoczynek daleki:
Ten sen mężni rycerze spędziwszy z powieki,
Patrzą na obóz Trojan, czujnymi podsłuchy
[670]
Uważając najmniejsze nieprzyjaciół ruchy.
Ta baczność ich w Nestorze wielka radość nieci,
155Zachęca ich tym słowem: — «Tak czuwajcie, dzieci!
Precz sen! Waszej gnuśności
[671] to byłoby zyskiem,
Iżbyśmy nieprzyjaciół zostali igrzyskiem
[672]».
To mówiąc, rów przeskoczył, a za jego ślady
Wszyscy wodzowie Greków zwołani do rady:
160Nestora syn za nimi i Meryjon przyśli
[673],
Bo ich uczestnikami chcieli mieć swych myśli.
A kiedy przeskoczyli za rowy spadziste,
Tam usiedli, gdzie miejsce od krwi było czyste,
Gdzie się wstrzymała ręka Hektora zaciekła,
165Gdy noc przychylna ziemię swym cieniem powlekła.
Myślą, każdy z kolei swe zdanie odkrywa,
Aż mądry między nimi Nestor się odzywa:
— «Czyliż się między nami taki mąż nie znajdzie,
Który, w swym ufny męstwie, między Trojan zajdzie?
170Może kogo z Hektora schwyci towarzyszy,
Może ich mowy przejmie i rady usłyszy:
Czy ściśle w oblężeniu flotę trzymać mają,
Czy po zwycięstwie wrócić do miasta żądają.
Kto by to mógł wyśledzić i przyjść do nas cały,
175Jakiejże w oczach świata dostąpiłby chwały!
I w nagrodę takiego śmiałego uczynku
Jakiego by nie dostał od nas upominku!…»
Na te słowa ucichło całe zgromadzenie,
Dopiero przerwał śmiały Diomed milczenie:
180— «Nestorze! Mimo trudność, mimo czujne straże
[674],
Mój umysł mi do Trojan obozu iść każe.
OkoAle gdyby chciał ze mną pójść który z rycerzy,
Serce me więcej swojej śmiałości zawierzy.
Kiedy dwóch idzie, nic ich uwagi nie zmniejszy:
185Co ten chybi, ten widzi. Sam człek, najbystrzejszy,
Nigdy tyle baczności
[675], tyle oka nie da».
Wielu chce przedsięwzięcie dzielić Diomeda:
Chcą Ajasy, w obydwu chęć zarówno skora,
Chce Meryjon, chce bardzo syn mężny Nestora.
190Menelaj
[676] tej wyprawy godnym się rozumie,
I Odyseusz, co pracy unikać nie umie,
Mówi, że do obozu Trojan się dostanie.
BratWtedy król Agamemnon otwiera swe zdanie:
— «Tydejdo! Wieczne w sercu mam dla ciebie długi.
195Za towarzysza sobie tak ważnej usługi
Wybierz najmężniejszego z tylu mężnych rzędu.
Lecz proszę, nie miej tutaj niewczesnego względu
Na krew, na stopień władzy i na dostojeństwo:
Kto lepszy, nie kto wyższy, niech ten ma pierwszeństwo».
200Mówił trwożny, by nie czcił stopnia w jego bracie.
— «Gdy wybór towarzysza przy mnie zostawiacie,
Z którym tak niebezpieczną mam odprawić drogę
Rzekł Tydejd — jakże minąć Odyseusza mogę?
W największych on trudnościach swoim sercem włada,
205Nic go nigdy nie zmiesza, kocha go Pallada
[677].
Przezorną roztropnością jego prowadzeni,
Potrafim wyjść bez szwanku i z samych płomieni».
A na to mu Odyseusz rzekł niespracowany:
— «Przyjacielu! Oszczędzaj pochwał i nagany,
210Mówisz wśród ludzi, którzy sądzić nas umieją.
Już zbliża się Jutrzenka, już gwiazdy blednieją,
Dwie części
[678] nocy uszło, a cień się przesila,
I sprzyjająca dla nas niedługa jest chwila…
Uzbroiwszy się, pierwsze zostawują
[679] wodze,
215A sami pospieszają w przedsięwziętej drodze.
Pallada dla nich czaplę zsyła przewodnikiem.
Nie widzą jej w ciemnościach, ale za jej krzykiem,
Słysząc go po prawicy, kierują swe ślady.
ModlitwaUcieszony Odyseusz tak wzywa Pallady:
220— «Słuchaj mnie, córo gromy niosącego pana!
Twoja pomoc we wszystkich pracach mi doznana,
Wiem ja, że mi za każdym towarzyszysz krokiem,
Racz więc i dziś łaskawym na mnie spojrzeć okiem!
Niech zdrowo nas wróconych Achaje obaczą,
225A Trojanie naszego czynu długo płaczą!»
Znowu Tydejd z kolei tę modlitwę czyni:
— «Wielka córo Zeusa, przemożna bogini,
Tak chciej wspomagać syna, jakeś ojca wsparła!
Gdy przy Azopie
[680] grecka broń się rozpostarła.
230Tydeja wojsko do Teb wybrało za posła;
Mowa jego Kadmejom
[681] słodki pokój niosła.
Lecz z twej łaski, gdy ludu wolę wytłumaczył,
Niepojętymi dziwy swój powrót oznaczył.
Niechże i ja pomocną mam twoją prawicę:
235Poświęcę ci w ofierze roczną jałowicę
[682].
Jeszcze jarzmem nie tkniętą, nad to w kruszec drogi
Świeżo wyrastające obwiodę jej rogi».
Nadaremnie wezwali Pallady pomocy.
Jak srogie lwy, pokryte czarnym cieniem nocy,
240Idą przez krwi strumienie dwa waleczne męże,
Przez rzeź
[683], przez trupów stosy i mnogie oręże.
I Hektor sobie pracy nie umiał oszczędzać,
Nie dał na spaniu nocy Trojanom przepędzać,
Lecz pierwszych zgromadziwszy rycerzów do rady,
245Wynurzył im głębokie swej głowy układy:
— «Kto mi wykonać gotów, co myśl moja poda?
Za tę przysługę wielka czeka go nagroda;
Prócz chwały, którą ściągnie na niego czyn taki,
Wóz mu dam najpiękniejszy, najlepsze rumaki,
250Jakie mają w obozie swym nieprzyjaciele.
Ale tego wyciągam po nim, aby śmiele
Poszedł do floty greckiej. Tam się mu pokaże,
Czyli
[684], jak dotąd, pilne odprawują straże,
Czy naszą bronią starci, pracy się wyrzekli
255I tylko myślą o tym, by zręcznie uciekli?
Na to umilkli wszyscy. Był między Trojany
Syn woźnego Eumeda, rycerz Dolon zwany.
Ten i w złocie, i w miedzi wielkie liczył zbiory;
Z wyglądu niepoczesny
[685], ale w nogach skory
[686];
260Pięcia otoczon siostry, sam był jedynakiem.
On się między Trojany okazał junakiem:
— «Hektorze! Tyle czuję rycerskiej ochoty,
Że do naw
[687] pójdę śledzić Achajów obroty.
Wznieś berło, wezwij boga, co piorunem grozi,
265Że świetny wóz, na którym Achilles się wozi,
I pyszne jego konie otrzymam w nagrodę.
PrzysięgaJa zaręczam, że twoich myśli nie zawiodę:
Będę w obozie, będę w Atrydy okręcie,
Tam usłyszę radzących wodzów przedsięwzięcie,
270Czy chcą, aby lud walczył, czy żeby uciekał».
Hektor żądanej zrobić przysięgi nie zwlekał:
— «Niechaj mi władca gromu, Zeus, świadkiem będzie:
Nikt inny na te konie, na ten wóz nie wsiędzie!
Twoja zawsze ta zdobycz, od wielu pragniona».
275Tak rzekł i krzywo przysiągł, lecz zagrzał Dolona.
Zaraz wziął łuk i kołczan z strzałami na bary,
Na szerokich ramionach wilk mu wisi szary,
Na głowie ma ze skóry tchórzowej przyłbicę,
A oszczepem stalowym uzbroił prawicę.
280Pospiesza ku okrętom, lecz wyrok przeznaczył,
By Hektora z żądaną wieścią nie obaczył.
PodstępWnet daleko od mężów i koni odbiega,
Dąży, a wtem go bystry Odyseusz postrzega
I wraz do towarzysza tak rzecze: — «Tydydzie!
285Pewnie ten mąż z obozu trojańskiego idzie.
Albo do floty naszej dostać się on życzy,
Albo się też wyprawił dla zdarcia zdobyczy
Niechaj nas minie! Biegiem nie zdoła się schronić.
Schwytamy go: a jeśli nie można dogonić,
290Z długim oszczepem w ręku pędź go na okręty,
Tak mu do miasta powrót zostanie przecięty».
Zeszli z drogi, w zabitych ukryli się kupie;
On szedł nic nie zważając i minął ich głupie
[688],
Ale kiedy już od nich był przeciąg tak długi,
295Ile wołów uprzedzą muły ciągnąc pługi,
Których siła od tamtych sporzej
[689] ziemię kraje,
Wybiegają, a na ten łoskot Dolon staje.
Mniemał, że kto z rozkazu wodza za nim gonił,
By go cofnął i próżnej drogi mu ochronił.
300Lecz gdy był na rzut dzidy albo jeszcze bliżej,
Poznaje nieprzyjaciół, a zatem najchyżej
Zaczął uciekać; za nim bohatery w tropy.
Jako biegłe w myślistwie psy szybkimi stopy,
Ostrząc kły, pędzą sarnę lub zająca w lesie,
305Zwierz krzyczy, a bieg bystry przed nimi go niesie,
Tak Dolona przeciąwszy do swoich cofnięcie,
Odyseusz i Diomed ścigają zawzięcie.
Już bliski naw, już ledwie między straż nie wpada;
Natenczas Diomeda życzliwa Pallada
310Nową ożywia siłą, by nikt się nie szczycił,
Że mu pierwszy cios zadał, a on drugi chwycił.
Więc bieżąc z wymierzonym pociskiem, tak rzecze:
— «Lub stań, lub cię oszczepem doścignę, człowiecze!
Bo nie jesteś od śmierci wybiegać się zdolny!
315Natychmiast rzucił pocisk. Ten, chęciom powolny
[690],
Śmiertelnym Trojanina razem
[691] nie przenika,
Lecz mu ramię ociera i w ziemi utyka.
Stanął Dolon, drżał, szczękał zębami wybladły,
A wtem też uziajane wodze go dopadły
320I schwyciły nędznika. Ten rzekł rozpłakany:
— «Chciejcie oszczędzić życia, włóżcie mi kajdany!
Za wolność moją drogi okup dla was będzie.
Mam złoto, miedź i różne w żelazie narzędzie;
Nieskończonymi dary ojciec was nagrodzi,
325Gdy się dowie, że żyję u achajskich łodzi
[692]».
A na to mu podstępny Itak odpowiada:
— «Ufaj, niechaj ci w serce śmierci strach nie pada,
Jeśli szczery przeciwko prawdzie nic nie zgrzeszysz,
Po co w noc rzucasz obóz i do floty śpieszysz?»…
330— «Hektor — rzekł, a drży cały i w nogach się chwieje —
Namówił niechętnego przez wielkie nadzieje,
Przyrzekając dać konie i wóz pyszny z miedzi,
Na którym niezwalczony syn Peleja
[693] siedzi,
Żebym w nocy do floty poszedł, tego żądał,
335I tam wszystko własnymi oczami oglądał.
A potem jemu doniósł, jak się rzecz pokaże:
Czyli z zwykłą pilnością odbywacie straże,
Czyście też, starci od nas, pracy się wyrzekli
I o tym przemyślacie, jak byście uciekli»?
340A Odyseusz z uśmiechem: — «Dobrześ sobie życzył
Pragnąc, abyś Achilla rumaki dziedziczył:
Lecz nimi rządzić ramię człowieka niezdolne,
Pana tylko swojego ręce są powolne
[694],
Co z łona nieśmiertelnej matki życie bierze.
345Ty mów i na pytania odpowiadaj szczerze:
Gdyś tu szedł, w której Hektor znajdował się stronie?
Gdzie jego straszny oręż? Gdzie są dzielne konie?
Jak straże Trojan stoją? Gdzie są ich namioty?
Jakie są rady? Jakie dalsze ich obroty?
350Czy w ścisłym oblężeniu flotę trzymać mają?
Czy po zwycięstwie wrócić do miasta żądają»?
— «Przełożę
[695] ci dokładnie — Dolon odpowiada
Hektor i najprzedniejszych wodzów Troi rada
Od hałasu daleko, przy nagrobku Ila
[696]
355Na różne się wojenne przemysły wysila.
Co do straży, rycerzu, tycheśmy nie dali,
Żebyśmy od podejścia mogli zostać cali.
Trojanie, gdyż ich twarda potrzeba przyciska,
Czuwają tam, gdzie widzisz błyszczące ogniska,
360I ciągle sobie hasło podają młodzieńcy.
Lecz z dalekich ściągnieni krain sprzymierzeńcy
Śpią spokojnie, na Trojan całą baczność
[697] zdają,
Bo blisko siebie dzieci ani żon nie mają…
Jeśli przedrzeć się do nas jest wasze żądanie,
365Oto na boku Traki z zastępy świeżymi:
Syn Ejoneja, Rezus, ich król, między nimi.
Widziałem jego konie: niedościgłym biegiem
Z wiatry się porównają, białością ze śniegiem.
Złotem i srebrem świetny jego wóz się toczy,
370Na oręża bogactwo durnieją się oczy;
Nic zbliżyć się nie może do kształtu tej zbroi:
O! Nie ludziom, lecz bogom nosić ją przystoi!
Prowadźcie mnie do floty lub włóżcie kajdany,
Tu waszego powrotu doczekam związany.
375Wkrótce się przekonacie, czym prawdę przełamał;
Lecz nie, sami ujrzycie, żem w niczym nie skłamał».
A Diomed, zwróciwszy na niego wzrok srogi:
— «Chociaż nam dałeś ważne, Dolonie, przestrogi,
Skoroś wpadł w ręce nasze, nic cię nie ocali.
380Gdybyśmy cię puścili lub za okup dali,
Znowu do floty przyjdziesz na zwiady zdradzieckie
Albo w otwartej walce bić zastępy greckie.
Ale jeżeli stracisz mym oszczepem życie,
Nie będziesz Grekom szkodził ni jawnie, ni skrycie».
385Rzekł; on sięga pod brodę i o życie prosi:
Zaś Diomed miecz ostry do góry podnosi:
Ciął go w szyję, na piasek z karku spadła głowa,
Zaczęte jeszcze w ustach domawiając słowa.
Zwycięzcy z zabitego łup Dolona biorą,
390Oszczep długi z przyłbicą, z łukiem, z wilczą skorą
[698].
Te Odyseusz na ręku do góry podnosi,
Poświęca je Palladzie i o wsparcie prosi:
— «Przyjmij ten łup, bogini, raduj się w tym darze!
Twoje nad wszystkich bogów przenosim
[699] ołtarze.
395Kieruj więc nasze kroki, daj, byśmy się cali
Do koni i do trackich namiotów dostali!
Skończył, łupy na drzewie zawiesił wysoko,
Których ażeby mogło w nocy dostrzec oko
I aby w ich szukaniu, gdy wróci, nie zboczył,
400Trzciną i złamanymi gałęźmi otoczył.
Idą wodze po zbroi, we krwi czarnej brodzą,
Aż nareszcie do trackich zastępów przychodzą.
Spały długą podróżą zmordowane męże
[700],
Przy nich leżą w troistym porządku oręże,
405Blisko tych są przy każdym jarzmie dwa rumaki;
W środku spoczywa Rezus między swymi Traki.
Naprzeciw stoją konie śnieżyste za wozem,
Przywiązane do niego świecącym powrozem.
Ujrzawszy je Odyseusz Tydejdę ostrzega:
410— «Oto mąż, oto konie sławione od
[701] szpiega.
Użyj tu, przyjacielu, męstwa i czyń śmiało,
Bo próżnować z orężem w ręku nie przystało.
Odwiąż konie lub jeśli chcesz, ty dobądź broni,
Ty bij, ja nie zapomnę uprowadzić koni».
415Rzekł, Pallada śmiałością nową serce grzeje.
Zatem na wszystkie strony rzeź okrutną sieje:
Co razy wzięli, z piersi ciągną jęk głęboki,
Ziemia się od płynącej czerwieni posoki.
420Straszliwą klęskę trzodzie opuszczonej zada:
Tak zaciekły Diomed rzeź w obozie szerzy
I bez życia zostawia dwunastu rycerzy.
Trupy ciągnie Odyseusz i składa na stronie,
Przezorny, aby do krwi nieprzywykłe konie
425Szkodliwą nie zostały przerażone trwogą,
Tyle skrwawionych trupów tłoczący
[702] pod nogą.
Na koniec się do Reza namiotu przedziera
I życie trzynastemu królowi odbiera.
Jakby sen nieszczęśliwy w oczach jego staje;
430Trak jęczy konający i ducha oddaje.
Konie zaś uprowadza Odyseusz z obozu
I łukiem je potrąca, bo zapomniał z wozu
Wziąć z sobą bicz królewski, bicz kształtny i złoty.
Daje znak, by już krwawej poprzestać roboty.
435Lecz Tydejd, w miejscu stojąc, waży się na dwoje
[703]:
Czyli wóz, w którym były pyszne króla zbroje,
Unieść i nadzwyczajnym czynem się ozdobić,
Czyli też jeszcze więcej śpiących Traków pobić.
Kiedy się tak namyśla, Pallada przybiegła
440I kochanego sobie rycerza ostrzegła:
— «Pamiętaj o powrocie, nie chciej dłużej czekać,
By ci nie przyszło potem haniebnie uciekać.
Może wkrótce obudzić Trojan z bogów który».
To rzekła, on zrozumiał głos Zeusa córy.
445Wsiadł na konia, na drugim siedzi król Itaki.
Uderza łukiem, lecą ku flocie rumaki…
Gdy stanęli na miejscu, gdzie był szpieg zabity,
Wstrzymuje konie Itak, a trup znakomity
Podjąwszy Tydejd, w ręku towarzysza składa.
450Sam na powrót na konia ognistego wsiada.
Gęstych nie szczędzą razów, lecą zadyszali,
Pragnąc, by się czym prędzej do floty dostali.
Pierwszy Nestor ich tętent słyszy i tak powie:
— «Przyjaciele, przemożni Argejów królowie,
455Prawda-li? Czy się mylę? Lecz cóż wyrzec broni:
Tętent bystro lecących uderza mnie koni,
Obyć (niech tej pociechy nieba nam użyczą!)
Itak, Tydejd wrócili z tak piękną zdobyczą!
Ale mi smutne staje przeczucie na myśli,
460By w tłumie nieprzyjaciół, na zgubę nie przyśli».
Nie skończył Nestor, oni już są między rzeszą.
Zsiedli z koni, wodzowie niezmiernie się cieszą,
Ten słodko do nich mówi, ten za ręce chwyta,
Pierwszy Nestor ciekawy w tych słowach się pyta:
465— «Odyseusie! Opowiedz rzeczy niepojęte!
Skąd te konie? Czy z Trojan obozu są wzięte?
Czy was nimi obdarzył który bóg obrońca?
Prawdziwie są tak świetne, jak promienie słońca.
Zawsze walczę z Trojany. Choć spadły na sile,
470Choć stary, nikt nie powie, bym zostawał w tyle,
A nigdym jeszcze koni takich nie obaczył;
Pewnie kto z bogów nimi was obdarzyć raczył.
Obu was kocha Zeus, co piorunem włada,
Obu was łaską ciągłą zaszczyca Pallada».
475A Odyseusz roztropny: — «Mężu znakomity,
Co twą mądrością greckie pomnażasz zaszczyty!
I lepsze nadać konie, cóż bogom przeszkadza?
Wszak wiemy, że ich żadnych granic nie ma władza.
Te konie tu przybyły świeżo z Traków strony:
480Reza, króla ich, zabił Tydejd niezwalczony,
Przy nim dwunastu mężów: wszyscy pierwsze wodze;
Trzynastegośmy szpiega zabili na drodze.
Skrycie śpieszył do naszych okrętów na zwiady,
Z Hektora i przedniejszych Troi wodzów rady».
485Rzekł i świsnął na konie; zaraz rów przesadzą
[704].
Idzie, za nim weseli Grecy się gromadzą
I wszyscy do namiotu Diomeda dążą.
Tam u żłobu na lejcach trackie konie wiążą,
Gdzie obrok
[705] jadły jego rumaki ogniste.
490Odyseusz chwały swej świadectwo wieczyste,
Póki Palladzie winnej
[706] ofiary nie zrobi,
Zawiesza łup Dolona i nim okręt zdobi.
Nurza się w morzu: ciało liże woda modra,
Spędza pot, który oblał szyję, nogi, biodra;
495Z morza do łaźni idą, a po tej kąpieli
Na członki zmordowane oliwę wyleli.
Biorą pokarm, pragnienie słodkim winem gaszą
I oba, z napełnioną w ręku stojąc czaszą,
Palladzie, że ich świetnym zaszczyciła czynem,
500Wylewanym na ziemię hołd oddają winem.
Księga XI
1
Piękna Jutrzenka z łoża Tytona
[707] się budzi
Niosąc żądane światło dla bogów i ludzi,
Gdy Zeus do naw
[708] greckich śle sprawczynię jęku,
Niezgodę
[709], bojów hasło trzymającą w ręku.
5Staje wpośród obozu na Odysa
[710] łodzi,
Skąd łatwo do dwu floty końców głos dochodzi,
Gdzie Ajas i gdzie Pelid
[711] stoi niezwalczony;
Ci swym ludem zajęli dwie ostatnie strony,
Zaufawszy i męstwu, i barkom niezłomnym.
10Skoro bogini głosem ryknęła ogromnym,
Zaraz się Aresowy ogień w piersiach pali,
Pragną, by jak najprędzej krwi zakosztowali…
Woła król, by do broni mieli się rycerze,
I sam razem na ramię świetną zbroję bierze.
15Kształtny obuw
[712] na nodze srebrną haftką sprząga,
Na piersi kirys
[713] cudnie wyrobiony wciąga,
Dar Kinyra
[714], przyjaźni spólnej zakład miły;
Bo gdy nawet aż w Cyprze wieści rozgłosiły,
Że Grecy na okrętach niosą bój pod Troję,
20Tym on darem królowi okazał chęć swoje:
Dwadzieścia pasów sztuczna
[715] w nim dała robota
Z cyny, dziesięć ze stali, dwanaście ze złota;
Trzy modre
[716] widać węże po obydwu bokach,
Tak się one wydają, jak tęcza w obłokach,
25Znak pamiętny dla ludzi na niebie wyryty.
Przypasuje miecz, gwoźdźmi złotymi nabity;
Pochwy go srebrne kryją, ze złota pleciona,
Taśma, miecz trzymająca, obwodzi ramiona.
Całe kryjący ciało bierze puklerz
[717] tęgi,
30Pyszna go miedź otacza dziesięcią okręgi
[718];
Z śnieżnej go cyny garbów dwadzieścia wydyma,
A jeden z czarnej stali, który środek trzyma.
Krwawym wzrokiem błyszcząca, twarzą groźna srogą
Stoi w środku Gorgona
[719] z Popłochem i Trwogą.
35Tam, gdzie do tarczy rzemień przywiązan srebrzysty,
Uderza zatrwożone oczy smok modrzysty:
Trzy w nim głowy skrzywione jedna rodzi szyja,
A przeciągłą swą postać w wielkie koła zwija.
Nareszcie głowę świetnym szyszakiem przykrywa,
40Na którym czub poczwórny, strasznie grożąc, pływa;
I ostre, w miedź okute, dwa bierze oszczepy,
Blask z nich idzie wysoko aż pod nieba sklepy
[720].
W tak okazałej zbroi króla widzieć rada,
Czci go, wydając łoskot, Hera
[721] i Pallada
[722]…
45Na pagórku Trojany zbroje przywdziewały,
Wodzem ich wielki Hektor i Polidam
[723] śmiały…
Hektor z ogromną tarczą śmiałym stąpa krokiem.
Jak odziany posępnym Syryjusz obłokiem,
Raz krwawym błyśnie światłem, drugi raz się skryje:
50Tak Hektor, miecz na greckie zaostrzając szyje,
Już w pierwszych widzian rzędach, już w ostatnie leci,
A miedź na nim jak groźna błyskawica świeci.
Jak żniwiarze na polu możnego dziedzica,
Gdzie mu się zrodził jęczmień lub piękna pszenica,
55Tną naprzeciwko siebie, gęste lecą kłosy:
Tak Trojanie i Grecy przez okrutne ciosy,
Niepomni o ucieczce, jak wilcy zażarci,
Biją się, w srogim boju zarówno uparci.
Patrząc na to Niezgoda krwawe oczy pasła,
60Sama bojom przytomna
[724] dawała im hasła;
Insze bogi spokojnie w Olimpie siedziały,
Gdzie każdy z nich dla siebie ma pałac wspaniały…
Póki się dzień przy świetle Jutrzenki rozwijał,
Nawzajem lud srogimi ciosy
[725] się zabijał,
65Z obu stron równa strata; ale w tej godzinie,
Gdy drwalnik obiad sobie gotuje w dolinie,
Gdy zemdlon pracą czuje swe siły na schyłku,
A wnętrze ckliwie łechce żądanie posiłku
Grecy, bojowej sobie dodając ochoty
70I całą moc wywarłszy, łamią Trojan roty
[726].
I we krwi Bianora wodza oszczep zbroczył;
Tuż zaraz Oileja zabił, rządcę koni.
Rzucił się z wozu rycerz i z oszczepem w dłoni
75Stanął przeciw zwycięzcy, lecz się nie ocalił:
Silnym go razem dzidy król Myken obalił
Uderzył nią w przyłbicę: trzasła miedź, kość pękła,
Mózg wyprysnął, padł rycerz, ziemia pod nim jękła…
Tych rzuca, gdzie najbardziej roty Ares miesza,
80Śmiało na czele mężnych Achajów pospiesza.
Piechotni piesze walą pierzchających szyki,
Wozy walczą na wozy z strasznymi okrzyki,
Rumaki piasek miecą twardymi kopyty,
Tuman gęsty się wznosi pod sklep
[728] gwiazdolity,
85A król mężów, gdy wojsko Dardanów
[729] truchleje,
Ściga, swoich zapala i rzeź srogą sieje.
Jako gdy się zajadły pożar zajmie w lesie,
Gdzie szalony wiatr chmurę ognistą zaniesie,
Upadają gałęzie, nikną pnie z korzeniem:
90Tak też pod niezwalczonym Atryda
[730] ramieniem
Spadają Trojan głowy, trupy ziemię kryją,
Konie z próżnymi wozy, pyszną kręcąc szyją,
Biegną, nie czując znanej powoźników ręki:
Leżą, sępom z nich pastwa, żonom długie jęki!
95Hektora uprowadza Kronida
[731] łaskawy
Spośród krwi, zamieszania, rzezi, boju, wrzawy.
Atryd pędzi i Greków lud zagrzewa bitny.
Już Trojanie grób Ila przeszli starożytny,
Uciekają, gdzie w polu stoi dzika figa,
100Pragnąc w mieście schronienia. Tuż ich Atryd ściga…
Już zbliżał się pod same mury Ilijonu
[732],
Gdy ojciec nieśmiertelnych z niebieskiego tronu
Stąpił na Idę, piorun trzymając w prawicy,
A wezwawszy Irydy
[733], bogów posłannicy:
105— «Bież
[734] — rzecze — do Hektora! I nie szczędząc kroku,
Uwiadom go o moim najwyższym wyroku.
Póki między pierwszymi Atryd wojowniki
[735]
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty niech ustępuje, powściąga swą śmiałość,
110Troi w pracach Aresa zaleca wytrwałość.
Lecz gdy dzidą lub strzałą ranny na wóz wsiędzie,
Dam szczęście Hektorowi, przy nim chwała będzie…»
Rzekł; bogini złotymi ustrojona pióry
Zaraz bieży z Idajskiej do Hektora góry.
115Bohater na swym wozie nieprzełomnym stoi;
Zbliżywszy się posłanka do obrońcy Troi:
— «Hektorze! — mówi — Zeus panujący w niebie,
Przysyła mnie z takowym poselstwem do ciebie:
Póki między pierwszymi Atryd wojowniki
120Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty unikaj ciosu, powściągaj twą śmiałość,
Troi w pracach Aresa zalecaj wytrwałość.
Lecz gdy dzidą lub strzałą ranny na wóz wsiędzie,
Wtenczas przy tobie chwała i zwycięstwo będzie…»
125Poszła Irys; wódz boga rozkazu nie zwłoczył
[736],
Lecz w świetnej zbroi z wozu natychmiast wyskoczył,
Dwoma kręcąc oszczepy, wojska upomina.
Wracają się Trojanie, nowy bój się wszczyna,
Zwyciężeni zwycięzcom niosą grom straszliwy,
130Lecz znowu roty swoje zwierają Achiwy.
Z obu stron groźne czoła: najpierwszy uderzy
Agamemnon, chcąc wszystkich wypędzić rycerzy.
Teraz, niebieskie muzy, chciejcie mi objawić,
Kto pierwszy pod broń jego odważył się stawić,
135Czy to z walecznych Trojan, czy z ich sprzymierzeńców.
Ifidam, wzrostem, męstwem najpierwszy z młodzieńców,
Godny syn Antenora, w Tracyi chowany,
W domu Kissesa, ojca swej matki, Teany.
Na wstępie lat młodzieńczych, kiedy przedsięwzięcia
140Wielkie podnoszą umysł, wziął go dziad za zięcia.
Ale szlachetny rycerz, chwałą zapalony,
Słysząc o wojnie greckiej, z domu młodej żony
Poszedł z dwunastą nawy
[737], i w Perkocie swoję
Rzuciwszy flotę, lądem udał się pod Troję.
145
A kiedy już obadwa blisko siebie byli,
Król Myken oszczep cisnął, lecz chybił rycerza:
Ifidam zaś kierował grot niżej pancerza.
Odparł go pas, i chociaż wielką siłą pchnięty,
150Srebrem grot zatrzymany, jak ołów był zgięty.
Ciągnie król oręż jego, wnet w rękach Atryda
Wydarta z Ifidama rąk została dzida.
Zaraz mu w szyję mieczem raz śmiertelny zadał:
Tak życie, broniąc swoich współziomków, postradał
155I od żony daleko zginął rycerz młody,
Za którą próżno ojcu liczne oddał trzody…
Koon, śmierć brata widząc, Atryda zwycięstwo,
Tak zabolał, iż oczy stanęły mu w mroku.
160Więc się przybliża skrycie do zwycięzcy boku
I natychmiast go w rękę pod łokciem ugodzi:
Na drugą stronę ostre żelazo przechodzi.
Niezmiernym Agamemnon bólem był przejęty,
Ale nie przestał boju, lecz srożej zawzięty
165Rzuca się i Koona oszczepem dościga,
Gdy on, wołając na swych, braterski trup dźwiga.
Nieszczęsny! Chcąc ocalić brata, podpadł zgubie:
Król mu głowę odwalił na bratnim tułubie
[738]…
Dopóki krew mu wrząca wytryskała z rany,
170Dzidą, mieczem, kamieńmi walczył na Trojany;
Zwalał wszystkich, ktokolwiek śmiał mu się nawinąć.
Ale gdy z oschłej rany przestała krew płynąć,
Mimo mężne wytrwanie
[739] ból wielki go przeszył…
Wsiadł na wóz, każąc słudze, by do floty śpieszył,
175Ale wprzód niźli odszedł, lubo
[740] cierpiał srodze,
Tak do boju zagrzewał i wojska, i wodze:
— «Przyjaciele! Rycerze pomiędzy Achiwy!
Odpierajcież wy teraz od naw
[741] bój straszliwy,
Kiedy Zeusa twarde wyroki nie dały,
180Abym dziś z Trojanami walczył przez dzień cały».
Rzekł, a biczem powoźnik bystre konie bije;
Te do naw biegną, pyszne wykręcając szyje,
Kurz im grzbiety okrywa, piana na pierś pryska,
Gdy rannego unoszą króla z bojowiska.
185Hektor widząc, że Atryd z boju się oddalał,
Tak do rycerskich czynów Trojany zapalał:
— «Trojanie i Likowie! Postawcie się śmiele,
Okażcie zwykłe męstwo, wierni przyjaciele!
Najstraszniejszy mąż z Greków ranny uszedł z pola,
190Nam zwycięstwo przeznacza dziś Zeusa wola.
Nuż! Dla tym większej chwały, ścisnąwszy orszaki,
Na lud grecki dzielnymi natrzyjcie rumaki»!
Tymi słowy zapala umysł boju chciwy.
Jak psy ręką i głosem zachęca myśliwy,
195By na lwa lub odyńca
[742] uderzyły śmiele:
Tak swoich grzeje
[743] Hektor. On pierwszy na czele,
Podobny bogu, który losem wojny włada,
I na zażarte Greki tak gwałtownie wpada,
Jak wicher, gdy się nagle powietrze zachmurzy,
200Wylatuje z obłoków i ocean burzy…
Już by Achiwów srogi wyrok nie oszczędził,
Już by zwycięzca Hektor do naw ich zapędził,
Gdy Odyseusz w te słowa zagrzał Diomeda:
— «Cóż to? Czyli nasz oręż odporu już nie da?
205Stań przy mnie, spólną bronią ważmy bój zacięty!
Jaka hańba, gdy Hektor zapali okręty»!
— «Nie ustąpię ja kroku — Tydejd odpowiada
Wstrzymam nieprzyjaciela, co nam na kark wsiada.
Ale cóż my dokażem, kiedy zagniewany
210Opuszcza Zeus Greki, a wzmaga Trojany»?
Rzekł i Tymbraja zwalił, pchnąwszy go wśród łona:
Odyseusz powoźnika zabił Molijona.
Tych porzuciwszy, wieczną ogarnionych nocą,
Sami z nową na Trojan uderzają mocą.
215A jak śmiałe odyńce, kiedy ich psy gonią,
Zwracają się i kłami walecznie się bronią:
Tak ci zwróceni walczą, dając tym odporem
Wytchnienie pierzchającym Grekom przed Hektorem.
Zeus z Idy na równej bitwę trzymał szali:
220Tak śmierć zgubnymi ciosy brali i dawali.
Ten śmiało wszędzie walczy, nigdy się nie cofa,
Nawet nie ma przy sobie do ucieczki koni,
Każąc je słudze z dala trzymać na ustroni;
225Pieszo się bił, aż oręż w nim Diomed zbroczył.
Hektor, gdy wśród zastępów zgon rycerza zoczył,
Leci, niebo strasznymi przebijając krzyki,
Za nim trojańskie idą tłumem wojowniki.
Nie mógł nie uczuć Tydejd, choć na chwilę, trwogi.
230Mówi do Odyseusza: — «Przyjacielu drogi!
Na nas to mężny Hektor idzie tak zażarcie!
Ale stańmy i dzielne dajmy mu odparcie»!
Rzekł i pocisk z ogromnej wypuścił prawicy.
Nie chybił, w Hektorowej czub trafił przyłbicy,
235Jednak czoło nie tknięte, skóra nie przeszyta,
Wstrzymał cios szyszak, miedzią miedź była odbita
Od Feba
[745] miał go Hektor, z jego łaski żyje,
Lecz wziąwszy raz
[746] tak srogi, między swych się kryje.
Upada na kolana, ręką się podpiera,
240A mgła cień gęsty w oczach jego rozpościera.
Tymczasem, kiedy kroki wyskoczył wielkiemi
Tydejd, aby utkwioną dzidę podjąć z ziemi,
Hektor przyszedł do siebie. Zaraz na wóz wsiada
I śmierci unikając, między swoich wpada;
245Wierni go towarzysze otoczą gromadnie…
Wtenczas Parys, za słupem
[747] ukrywszy się zdradnie,
Wyniesionym na Ila starożytnym grobie
(Niegdyś lud starość jego miał za chwałę sobie),
Przeciw Diomedowi krzywy łuk napina.
250Kiedy on świetny zdziera łup z Pajona syna,
Równie chciwy szyszaka, pancerza i tarczy,
Napięty od
[748] Parysa nagle łuk zawarczy,
Leci strzała i celu swojego nie mija:
Rani w nogę Tydejda i w ziemię się wbija.
255Wesół, że swym takiego męża dosiągł ciosem,
Śmiejąc się wybiegł Parys, rzekł chełpliwym głosem:
— «I tyś przecie posoką twoją ziemię skropił!
Czemużem strzały w sercu twoim nie utopił!
Drżące jak przed lwem kozy na twoje spojrzenie,
260Miałyby przecież w boju Trojany wytchnienie!»
— «Próżny strzelcze! — rzekł Tydejd — z łuku twe zalety,
A najmilsza zabawa uwodzić kobiety.
Jeżeliś mężny, w polu oba stańmy śmiele,
Na nic ci się nie przyda twój łuk i strzał wiele.
265Chlubisz się, żeś mnie w nogę drasnął? Raz twój słaby,
Gardzę nim, jakby wyszedł od dziecka lub baby,
Bo nikczemnego człeka i pocisk nikczemny.
Co z mojej ręki, nigdy cios nie jest daremny:
Kogo się dotknie, z tego wraz
[749] dusza wyleci,
270Rwie włosy po nim żona, sieroty są dzieci,
Więcej go miłe niewiast grono nie obsiędzie,
Ale, zgniły, dla sępów brzydką pastwą będzie».
Tak łajał, wtem do niego Odyseusz przypada,
Swym go zasłania ciałem. Rycerz w tyle siada
275I grot wyciąga z nogi. Musiał rzucić pole
I spieszyć do okrętów, takie cierpiał bole.
Natenczas sam na placu został król Itaki,
Bo wszystkie trwogą zdjęte pierzchnęły orszaki,
I jęcząc, różne myśli tak rozbiera sobie:
280— «Jakżem ja nieszczęśliwy! Co pocznę w tej dobie?
Jeśli ucieknę, ciężką sławie zadam ranę;
Gorsza, gdy otoczony sam jeden zostanę.
Wszyscy pierzchli. Lecz dłużej wahać się nie godzi,
Wiem, że z placu haniebnie sam gnuśnik
[750] uchodzi,
285Mąż zaś wielkiego serca nigdy się nie boi,
Czy zwalczy, czy go zwalczą, na miejscu dostoi».
Kiedy się tak utwierdza w niebezpiecznym stanie,
Wielkim tłumem nadchodzą pancerni Trojanie,
Wojsko ich zgubcę swego wśród siebie zamyka.
290A jak psy i myśliwi obracają dzika,
Gdy się z kniei pokaże, błyszczą groty w ręce,
On białe kły w skrzywionej zaostrza paszczęce,
Zgrzyt zębów grzmi po lesie, a choć zwierz tak srogi,
Psy i myśliwcy w piersi nie przejmują trwogi:
295Tak na Odysa biją Trojanie zuchwali.
On, broniąc się, najpierwej Dejopejta wali,
Potem oręż w Toonie i Ennomie zbroczył;
Przy nich zginął Chersydam, gdy z wozu wyskoczył.
We wnętrzności odebrał ciężki raz dziryta
[751],
300Pada i piasek własną krwią zbroczony chwyta.
Tych rzucił, ale jeszcze nie stępił żelaza:
Poległ brat Soka, Charop, mężny syn Hipaza.
Sokus, mąż bogom równy, ratunek mu niesie
I zbliżywszy się, rzecze: — «Mądry Odyessie,
305Równie chytrości niesyt, jak rycerskich czynów!
Albo chlubić się będziesz, żeś dziś obu synów
Hippasa zabił w polu i z nich odarł zbroje,
Albo też tym żelazem ja przetnę dni twoje».
To rzekł i silnym w tarczę pociskiem uderza;
310Przebił ją, nawet dzida przeszła wśród pancerza
I zdarła z kości skórę, dosięgnąwszy ciała,
Ale ją od wnętrzności Pallada wstrzymała.
Czuł Odyseusz, iż z rany tak płytkiej nie zginie,
Więc cofnąwszy się rzecze: — «Biedny Trojaninie,
315Zaraz się to dla ciebie spełni, czegoś żądał:
Już więcej słońca nie będziesz oglądał…»
KrewSkończył; Sokus ucieczką od śmierci się chronił,
Lecz go pocisk Odysa wśród ramion dogonił…
Wraz z ciała, z tarczy Soka dobywa dziryta;
320Ból go przeszył, za grotem płynie krew obfita.
Postrzegłszy krew cieknącą z Odyseusza rany,
Zachęcają się, tłumem lecą nań Trojany,
Zgubcę swego pragnący otoczyć dokoła.
On, cofając się, na swe towarzysze woła.
325Trzykroć, ile mu piersi tchu wystarczą, krzyknął,
Trzykroć głos ten Atryda
[752] młodszego przeniknął,
Więc mówi do Ajasa, bliskiego rycerza:
Pomoc— «Ajasie, głos Itaka w uszy mnie uderza,
Musi on w niebezpiecznym znajdować się stanie.
330Otoczyli go pewnie zawzięci Trojanie;
Woła wsparcia, niezdolny sam oprzeć się wielu.
Wyrwijmy go z rąk zjadłej
[753] tłuszczy, przyjacielu!
Choć mężny, lecz sam; liczba i mężnych zwycięża.
Ach! Żeby Grek nie płakał tak wielkiego męża!»
335To rzekłszy idzie przodkiem, Ajas za nim śpieszy:
Znajdują Odyseusza wśród trojańskiej rzeszy.
A jako tłum zgłodniałych szakali krwi chciwy
Ugania za rogaczem ranionym z cięciwy
[754]
Ten, póki siły starczą i krew nie upłynie,
340Szybkim biegiem po gęstej ucieka krzewinie,
Wreszcie pada bez życia, osłabion od strzały,
Przypadają szakale, szarpią go w kawały;
Lecz gdy tam lwa srogiego przypadek zaniesie,
Lew żre zdobycz, szakale rozprysną po lesie:
345Tak i liczni, i silni za Odysem idą
Trojanie, a Odyseusz śmierć odpędza dzidą;
Lecz gdy Ajas z puklerzem
[755], na kształt wieży, stanie,
W różne strony przelękli pierzchają Trojanie.
Atryd wziął go za rękę, z boju wyprowadził,
350I gdy z końmi powoźnik przybył, na wóz wsadził.
Wtedy wielki Trojanom Ajas na kark wsiada:
Natychmiast Dorykl, boczny syn Pryjama, pada,
Przy nim Piraz, Lizander i Pilart z Pandokiem.
A jak rzeka, obfitym wezbrana potokiem,
355Kiedy gwałtowne spadną na góry ulewy,
I dumne wali dęby, i poziome
[756] krzewy,
Czarny muł pędząc w morze: tak nieprzyjaciele
Gromi Ajas i konie wraz, i męże ściele.
Nie doszła do Hektora klęska tych szeregów,
360Na lewym walczył skrzydle u Skamandra brzegów…
By łatwiej rozbił roty i w ich krwi się zbroczył,
Rozżarty Hektor z wozu na ziemię wyskoczył;
Walczył, a wiele silnym dokazując razem
Walił nieprzyjacioły mieczem, dzidą, głazem.
365Gdziekolwiek się pokazał, mężnie się potykał,
Z wielkim jednak Ajasem spotkania unikał.
Wtedy strach na Ajasa przypuścił pan górny:
Zdumiał się, na grzbiet rzucił puklerz siedmioskórny,
Uchodzi, wkoło wzrokiem rzuca jak zwierz srogi,
370Znowu się zwraca, wolnym krokiem stawiać nogi.
A jak psy i wieśniacy, do bitew zwyczajni,
Nie dają lwu do wołów przybliżyć się stajni,
Całą noc przy niej pilnie odprawując straże;
On wpada rozjuszony, lecz nic nie dokaże,
375Próżno na mięso ostrzy kły w krwawej paszczęce,
Bo groty nań rzucają zewsząd śmiałe ręce
I smolne miecą
[757] głownie, a tak bez nadziei
Smutnie ryczący rano uchodzi do kniei:
Tak niechętny, tak bólem i smutkiem przejęty,
380Cofał się Ajas, trwożny o greckie okręty.
Jak zaś na chłopców mało dba osieł leniwy,
Gdy na okryte kłosem dostanie się niwy;
Ci łamią o grzbiet kije, osieł ścina zboże,
I nic mu mdła
[758] ich siła poradzić nie może,
385Aż wtedy go wypędzą, gdy już wypcha boki:
Tak się Ajas wolnymi usuwając kroki,
Hamuje zapęd Trojan i ich sprzymierzeńców.
Odbierając pociski w puklerz z rąk młodzieńców,
Już on się zatrzymuje, wszelkie siły zbiera
390I natarczywość Trojan zajadłych odpiera,
Już uchodzi powoli, już zwrócony staje
I zbliżyć się Trojanom do floty nie daje.
Mąż ten pośród wojsk obu sam wszystkim wystarczy.
Z śmiałych rąk lecą groty: jedne więzgną w tarczy,
395Drugie nie dojdą ciała i w ziemię się wbiją,
Ani się krwi, tak chciwie żądanej, napiją…
Tymczasem Nestor
[759] bystrym do naw pędem zmierza
Uwożąc Machaona, narodów pasterza.
Poznał go Pelid
[760], stojąc na wierzchołku nawy,
400Skąd widział prace mężów i zważał bój krwawy.
Zraz wzywa Patrokla
[761] i tak doń powiada…
— «Bież prędzej do Nestora, abyś się dowiedział,
Który to z wodzów ranny na wozie z nim siedział.
Jeżeli sądzić można z podobieństwa, mniemam,
405Że to Machaon, lekarz, lecz pewności nie mam.
Z tyłu-m go ujrzał, oczy twarzy nie postrzegły,
Gdy szybkim pędem konie pomimo
[762] przebiegły».
Na rozkaz przyjaciela swego Patrokl gotów,
Czym prędzej wzdłuż naw greckich idzie i namiotów.
410Oni wtedy, szczęśliwie dopadłszy obozu,
Przed Nestora namiotem wystąpili z wozu;
Spocone wyprzągł konie Eurymedon wierny.
Wodze na morskim brzegu, gdzie wiatr ciągnął mierny
[763],
Zamokłe suszą suknie z obfitego potu,
415I siadają na krzesłach, wszedłszy do namiotu…
[764]
Tymczasem do namiotu mąż podobny bogu
Wchodzi, waleczny Patrokl, i staje u progu.
Widzi go starzec, zaraz z miejsca się podnosi
I za rękę prowadząc, aby usiadł, prosi.
420Patrokl się opierając, tymi słowy rzecze:
— «Nie namówisz mnie siedzieć, szanowny człowiecze.
Przyjaciel mój, którego prawem dla mnie wola,
Kazał mi się dowiedzieć, kogoś uwiózł z pola?
Lecz oto Machaona mężnego poznaję.
425Biegnę więc do Achilla i znać o tym daję…»
Na to mówi w te słowa Pylów król sędziwy:
— «Skąd ta Achillesowi litość nad Achiwy
[765]?
Nie wie, jak ciężko Greki los wojny przyciska:
Pierwsi wodzowie ranni, ci z dala, ci z bliska
430Strzałą Tydejd przeszyty, rycerz zawołany,
Odyseusz, Agamemnon dzidą wzięli rany;
Strzała ciężko zraniła w biodro Eurypila
I tego, com go uwiódł, krótka temu chwila.
Chociaż ma wielkie serce i oręż zwycięski,
435Litości Pelid nie ma nad naszymi klęski.
Czyli
[766] wtedy uzbroi jego rękę dzida,
Kiedy już wszelki odpór na nic się nie przyda?…
Dał ojciec, wysyłając do Atryda w drogę…
440— «Synu! Z rodu Achilles większe ma zalety,
Jeszcze siła i męstwo nad ciebie go kładą,
Aleś ty wiekiem starszy. Bądźże jego radą,
Proś, zachęcaj, przekładaj; nie zatknie on ucha,
I gdy uzna swe dobro, chętnie cię usłucha».
445Ty jednak zapominasz, co ojciec zalecił.
Staraj się, byś do boju w nim ochotę wzniecił.
Któż wie, czy go nie skłonisz za pomocą boga?
Jak mocna z ust przyjaźni idąca przestroga!…»
Skończył; głos ten w Patroklu na wskroś serce przeszył,
450Powracając czym prędzej do Achilla śpieszył.
Lecz gdy przyszedł, gdzie stały Odysowe nawy,
Gdzie na miejscu publicznym rozsądzano sprawy
I gdzie dla bogów była błagalnia wzniesiona,
Spotkał się z Eurypilem, synem Euemona.
455Kulejący, nierównym porusza się krokiem,
Pot i z ramion, i z głowy płynie mu potokiem,
Z głębokiej rany krople krwi czarnej tryskały;
Na ciele srodze cierpiał, lecz w umyśle stały.
Na ten widok Patrokla serce ciężko boli,
460I rzecze, Greków smutnej litując się doli:
— «O biedne wodze Greków! O wy biedni Grecy!
Tak-że więc od ojczyzny, od krewnych dalecy,
Wszyscy marnie zginiecie wpośród nieszczęść tylu
I psom będziecie pastwą? Lecz mów, Eurypilu:
465Mogą-li jeszcze wstrzymać Hektora Achiwi?
Czyli już bez nadziei zginą nieszczęśliwi?»
— «Nic Greków przed ostatnią nie zbawi ruiną —
Rzekł Eurypil — wnet wszyscy przy okrętach zginą.
Trojan się coraz bardziej moc i zapał wzmaga,
470Nasi zaś, których była największa odwaga,
Leżą w okrętach, ranni od srogiego grotu.
Lecz ty mnie ocal życie! Prowadź do namiotu,
Ciepłą wodą krew obmyj, daj ratunek wczesny
[767],
Przyłóż plaster, wyrznąwszy z biodra grot bolesny…»
475Na to syn Menojtiosa: — «Bohaterze luby!
Jakiż będzie nasz koniec? Jak unikniem zguby?
Biegnę do Achillesa strapiony niezmiernie
I co Nestor zalecił, opowiem mu wiernie.
Ale cię nie opuszczę, gdyś tak osłabiony».
480Rzekł i wodza podpiera własnymi ramiony.
Zaraz na ziemi sługa wole skóry ściele:
Kładzie się, on mu ostry grot wyrzyna w ciele:
Krew ciepłą myje wodą i korzeń doznany
[768]
Na proch utarłszy w ręku, przykłada do rany.
485Wkrótce wszelkie cierpienia musiały przeminąć,
Zwolniał ból, oschła rana, krew przestała płynąć.
Księga XII
1Tymczasem, kiedy Patrokl
[769] lekarstwem zasila
Okrutnie ranionego w boju Eurypila,
Coraz więcej się w rzezi zażerają strony.
Już Grekom rów głęboki i mur wyniesiony,
5Którym flotę i zdobycz swoją zasłonili,
Bardzo się słabą staje obroną w tej chwili.
Wynieśli oni mury, wykopali rowy,
Zaniechawszy wprzód bogom miłe bić stugłowy
[770]:
Przeto w niedługim czasie rozpoczęte dzieło
10Bez woli nieśmiertelnych smutny koniec wzięło…
Przy owym murze z strasznym krzykiem lud się rzeże,
Od silnych grotów trzeszczą w swych spojeniach wieże.
Okrutny bicz Zeusa poczuwszy nad głowy
[771],
Za okopy się Grecy chronią i za rowy,
15Lękając się gromiącej Hektora
[772] prawicy,
Który na kształt gwałtownej idzie nawałnicy.
Jako lew lub odyniec, gdy nań śmiałym krokiem
Nastąpią psy i męże, krwawym błyska wzrokiem,
Oni się dzielą w czworgran
[773], tak zewsząd na zwierza
20Brzemię
[774] silnych pocisków mnóstwo rąk wymierza,
Lecz mężnego w nim serca podły strach nie zmiesza,
Nie cofa się, i zgubę męstwo mu przyśpiesza…
Tak wszędzie biega Hektor, wściekły na Danaje
[775],
Iżby rów przeskoczyli, swym serca dodaje.
25Nie śmią jego rumaki bystrym sławne biegiem,
Ale rżą przeraźliwie nad przepaści brzegiem.
Trudno ten rów przestąpić, trudno go przeskoczyć;
Nie zaniedbali Grecy zewsząd go otoczyć
Pochyłą wysokością, a niezmierne doły
30Wał umacnia, ostrymi nasrożony koły
[776].
Tęgi odpór, niełatwo do niego się zbliży
Ani jeździec waleczny, ani rumak chyży;
Piesze jednak zastępy chciały go przesadzić
[777],
Gdy roztropny Polidam tak zaczyna radzić:
35— «Hektorze! I wy, Trojan i przyjaciół głowy!
Płocho
[778] my chcemy końmi przeskoczyć te rowy.
Z obydwu stron wał ostry przystępu nie daje
I mur ogromny, który wynieśli Danaje.
Trudno tu przejść z wozami, a którzy by wbiegli,
40W takiej walcząc cieśninie, pewnie by polegli…
Więc zbawienniejszej rady słuchajcie, wodzowie!
Niech z wozy powoźniki zostaną przy rowie,
LosMy w ścisłych rotach idźmy za Hektora krokiem.
Nie wstrzymają nas Grecy, jeżeli wyrokiem
45Dziś dla nich przeznaczona ostatnia zagłada».
Podobała się dobra Hektorowi rada,
Więc zaraz skoczył z wozu w świecącej się zbroi;
Nikt nie został na wozie z bohaterów Troi,
Skoczyli za Hektorem rycerze zuchwali,
50Stróżom koni przy rowie stanąć rozkazali,
A na pięć rot
[779] ogromnych wszystkie dzieląc siły,
Idą, gdzie ich waleczne wodze prowadziły.
Najliczniejsi, najwięksi rycerze wychodzą
Pod znakiem Polidama i Hektora wodzą;
55Ci pragną jak najprędzej zwalić mur warowny,
I przy samych okrętach stoczyć bój gwałtowny…
Idą: wielki ich Hektor i Polidam grzeją
[780],
Aż nagle się wstrzymawszy nad rowem, dumieją.
OmenJuż go myślą przeskoczyć, kiedy wzrok młodzieży
60Straszna uderza wieszczba: oto orzeł bieży
Z obłoków, przedzielając wojska w lewej stronie.
Skrwawionego on węża w silnej ujął szponie;
Ten drga, żyjący jeszcze, a srodze zawzięty,
Choć był ostrymi orła pazurmi przejęty,
65Wykręciwszy się z tyłu, w szyję go ujada
[781];
Puszcza go ptak raniony, wąż wśród wojska pada,
A orzeł w chmurach smutne wydając odgłosy,
Na skrzydłach bystrych wiatrów leci pod niebiosy.
Widząc, że z nieba upadł wąż pomiędzy szyki,
70Zmieszały się niemało Trojan bojowniki:
Od Zeusa przesłana ta wieszczba straszliwa.
Wtedy się do Hektora Polidam odzywa:
— «Bracie! Choć dobrze mówię, łajasz nieprzystojnie.
Lecz prawy obywatel na radzie, na wojnie
75Więcej zważa na prawdę niż na twoją władzę;
Co więc najlepszym sądzę, to ci szczerze radzę:
Nie myślmy, byśmy z Greki o nawy
[782] walczyli,
Zły skutek, jeżeli wieszczba mnie nie myli
Widziana, kiedy chcemy te rowy przeskoczyć.
80Jak orzeł, co dopiero dał się wojsku zoczyć
[783],
Skrwawionego niosący w ostrych szponach węża,
Który zwycięzcę, w szyję raniwszy, zwycięża,
Nie doniósł go do gniazda na pokarm dla dzieci,
Ale, sam obrażony
[784], próżen łupu leci:
85Tak też i my, Trojanie, chociaż nasze ramię
Przezwycięży te mury i bramy wyłamie,
Choć przed nami uciekną Grecy zdjęci trwogą,
Od brzegu nie powrócim szczęśliwie tąż drogą;
Wielą
[785] naszych trupami ziemia się okryje,
90Których, walcząc za nawy, mężny Grek pobije,
Tak by wieszcz każdy mówił, znaków nieba świadom,
A lud by był posłuszny dobrym jego radom».
Spojrzawszy nań surowo, Hektor odpowiada:
— «Mogłeś lepiej pomyśleć, gniewa mnie twa rada.
95A jeśli szczerze czucia w tej otwierasz mowie,
Widzę, że ci już rozum odjęli bogowie.
Ty chcesz, abym na słowa Zeusa niepomny,
Które stwierdził znakami niebios pan ogromny,
Powodował się
[786] raczej płochym ptaków lotem?
100Nic ja nie zważam na nie, gardzę ich obrotem,
Czyli
[787] na prawo lecą, tam gdzie słońce wschodzi,
Czyli na zachód lewy, skąd się ciemność rodzi.
My słuchajmy Zeusa, on nas nie omyli,
Pod jego władzą niebo i ziemia się chyli.
105Jedna prawdziwa wieszczba: bić się za ojczyznę!
Czemu się chronisz boju? Czemu drżysz na bliznę?
Choć pod orężem Greków całe wojsko zginie,
Choć my wszyscy polegniem, ciebie śmierć ominie.
Ty na niebezpieczeństwo nie znasz się narazić!
110Lecz gdy nie pójdziesz z nami albo będziesz kazić
Zwodniczą mową zapał, w którym z tych rycerzy,
Wnet ci tu raz
[788] śmiertelny mój oręż wymierzy».
Rzekł i stanął na czele zastępom niezłomnym,
Idą za bohaterem z okrzykiem ogromnym.
115Kronid
[789] łaskaw swojego wsparcia im nie szczędzi,
Wzrusza wiatr: ten na nawy gęsty piasek pędzi,
Miękcząc umysły w Grekach, zapał ich ostudza,
A w Hektorze waleczność i Trojanach wzbudza,
W jego znakach i w męstwie mając zaufanie,
120Silą się mur achajski przełamać Trojanie:
Już mocnymi drągami podważają wręby,
Już wierzchy wież wzruszają i ogromne dęby,
I przyciesie
[790], na których mur Achajów leży,
Ufni, że wnet wyłamią otwór w środku wieży.
125Achaje przed gwałtownym bronią się napadem,
Pod mur idących — grotów obsypują gradem,
Wieże tarcz rzędem kryją; a tymczasem roty
Obiegając Ajasy, dodają ochoty…
Odwaga— «Zacne pierwszego rzędu rycerstwo! I takie,
130Coś jest w drugim lub trzecim! Bo męstwo jednakie
Nie zapala nas wszystkich; stańmy teraz wszyscy!
Znacie
[791] sami, jakiego nieszczęściaśmy bliscy.
Nie uchodźcież przed groźbą Hektora nikczemnie,
Stawcie się, serca sobie dodając wzajemnie.
135Tak za łaską Zeusa tęgi odpór damy,
Ścigając nieprzyjaciół aż pod miasta bramy».
Tym słowem Grek zapalon, niezwruszony stoi.
Jak w zimie, gdy się Zeus w swe groty uzbroi
I nakazawszy wiatrom Północy milczenie,
140Skład wilgoci, niebieskie otworzy sklepienie…
Tak tam z obu stron gęste kamieni ciskanie,
Grecy na Trojan miecą, na Greków Trojanie.
Wzdłuż muru bój zawzięty, grzmi powietrze wrzaskiem
I głos mężów z chrapliwym głazów miesza trzaskiem.
145Jednak z Trojany mimo najgorętszej żądzy
Nie złamałby bram Hektor i mocnych wrzeciądzy
[792],
Gdyby w swym synu Zeus męskiej nie wzmógł cnoty,
Aby jak lew na woły wpadł na greckie roty.
Z dwiema dzidy Sarpedon drze się na mur gwałtem;
150Na piersiach gładki, cudnym wyrobiony kształtem,
Z byczych skór, blachą kryty trzyma puklerz
[793] tęgi,
Który złoto świetnymi obwodzi okręgi.
Z takim puklerzem idzie wódz Lików narodu.
Jak lew na górach karmion, niecierpliwy głodu,
155Długo w krwawej paszczęce nie mając mięsiwa,
I na bronną owczarnię śmiało się porywa,
Choć tam straż czuwającą z każdej widzi strony,
Choć gotowi i męże, i psy do obrony,
Jednak, żwawy, od owiec nie odejdzie wprzódy,
160Aż uderzy i albo porwie co z zagrody,
Albo ostrym pociskiem ranny sam polegnie:
Tak do muru Sarpedon zapalony biegnie,
Tym słowem grzeją Glauka, Hippolocha syna:
— «
KrólZa co czci nas jak bogów likijska kraina?
165Za co na ucztach zawsze pierwsze miejsce nasze?
Lepsza część na biesiadach? Większe z winem czasze?
Za co dzierżym przy Ksancie tak obszerne niwy,
Okryte winnicami i pięknymi żniwy?
Oto, żebyśmy stojąc na wojsk naszych czele,
170Tam szli pierwsi, gdzie Ares plon najgęstszy ściele.
Niech się dadzą usłyszeć Lików głosy zgodne:
— «Wodze nasze, prawdziwie swego miejsca godne,
Tłustym się mięsem, słodkim zasilają winem,
Lecz też wszystkich przechodzą bohaterskim czynem».
175
Starość nas nie nachyli, śmierć nas nie dogoni,
Ani sam do szlachetnej spieszyłbym kurzawy,
Ani ciebie do pięknej zachęcałbym sławy.
Ale gdy nad człowiekiem wisi wyrok srogi
180I tysiączne do śmierci prowadzą nas drogi,
Pójdźmy walczyć i wpośród krwawego pogromu
Lub miejmy z kogo chwałę, lub z nas dajmy komu»!
Tak rzekł; przejął Glauk w serce ten zapał szlachetny.
Idą, za nimi idzie Lików zastęp świetny.
185Zląkł się Menestej, widząc spieszących do wieży,
Której bronił na czele ateńskiej młodzieży.
Spojrzał na wszystkie strony upatrując męża,
Co by młódź Aten siłą swego wsparł oręża.
Widzi obu Ajasów słonym zlanych potem
190I Teukra, co dopiero rozstał się z namiotem;
Lecz by go nie słyszeli, by najmocniej krzyczał,
Taki od tarcz i przyłbic, i bram łoskot ryczał,
Bo do każdej Trojanie zbiegali się hurmem,
Chcąc koniecznie gwałtownym wywalić je szturmem.
195Więc woźnego Toota w tym ostrzega słowie:
— «Pójdź! Mów, niech mężni do mnie przyjdą Ajasowie,
A oba, jeśli można, bo likijskie hordy
Niosą do nas broń straszną i okrutne mordy.
Wodze
[794] ich, które zawsze walecznie się biły,
200Wszystkie przeciw nam teraz obracają siły.
A jeśli i ich srogą pracą Ares kona,
Niech przynajmniej syn wielki przyjdzie Telamona.
Jemu niech sławny łukiem Teucer towarzyszy».
Skoro woźny takowe zlecenie usłyszy,
205Bieży spieszno wzdłuż muru przez dzidy i miecze,
I stanąwszy, do mężnych Ajasów tak rzecze:
— «W ciężkim niebezpieczeństwie Menestej was błaga:
Niechaj na chwilę wasza wesprze go odwaga!
A oba, jeśli można: bo likijskie hordy
210Niosą do nich broń groźną i okrutne mordy.
Wodze ich, które zawsze walecznie się biły,
Wszystkie przeciw nim teraz obracają siły.
Jeśli i tu Aresa praca wytężona,
Przynajmniej pospiesz, wielki synu Telamona!
215Tobie niech sławny łukiem Teucer towarzyszy».
Ajas, którego serce za bojami dyszy,
Do syna Oileja krótkim rzekł wyrazem:
— «Zagrzewajcie tu Greki z Likomedem razem,
Aby mężnie wstrzymali trojańskie natarcie,
220A ja Menestejowi dam potrzebne wsparcie.
Niedługo tu powrócę od ateńskiej rzeszy».
To wyrzekłszy, do wieży Menesteja śpieszy,
Z nim Teucer, brat wsławiony ze strzelania sztuki:
Pandyjon, giermek Teukra, niesie jego łuki.
225Poza murem szli, chciwi wzmóc zastępy bratnie,
Już im niebezpieczeństwo groziło ostatnie.
Wodze Lików podobne do gwałtownej chmury
Rzucały się na wieże, darły się na mury;
Tamci się opierają, grzmi wrzaskiem powietrze.
230Wraz
[795] Ajas Lików męża walecznego zetrze:
Był to Epikl, towarzysz Sarpedona mężny.
Widząc leżący kamień na murze potężny
(Dzisiaj człowiek w lat kwiecie, gdyż tej siły nie ma,
Z trudnością by go dźwignął rękami obiema),
235Podniósł i na Epikla spuścił z wysokości.
Czworokończasty szyszak pęknął, trzasły kości,
Pada jak nurek z wieży, a życie z człowieka
Ogromnym skruszonego kamieniem ucieka.
Teucer Glauka ukrócił duszę w bitwach śmiałą,
240Bo gdy na mur się miotał, ugodził go strzałą
W miejsce, gdzie jego ramię obnażone zoczył
[796].
Musiał ustąpić z boju, zatem z muru skoczył
I czym prędzej ukryty między swymi stanie,
Żeby kto z Greków jego nie urągał ranie.
245Zasmucił się Sarpedon, że Glauk odszedł miły,
Lecz, rozżarty, tym bardziej swe natężył siły.
Pchnął Alkmajona dzidą; gdy ją ciągnął z ciała,
Grek za nią upadł z muru, a zbroja szczęk dała.
Potem wieży koronę, uciosaną z dębu,
250Bal w silne chwycił ręce, wyruszył ze wrębu,
Odkrył mur i otworzył dla wielu rot wniście
[797].
Wtedy na walecznego wodza tak ogniście
Teucer i Ajas razem zgubny cios wymierza:
Przy piersiach Teucer strzałą w pas świetny uderza;
255Cios ten mu nic nie szkodził, chociaż go nie minął:
Nie chciał Zeus, aby jego syn przy nawach zginął.
Ajas nań z dzidą skoczył, ta puklerz
[798] przedarła
I przecież zażartego rycerza odparła.
Uderzony, cokolwiek od bram kroku ruszył,
260Cokolwiek, bo je złamać jeszcze sobie tuszył
[799].
Woła na swoich, myśląc o tak wielkiej chwale:
— «Cóż to, Liki, w rycerskim stygniecie zapale?
Złamałem mur, lecz tego dokazać nie mogę,
Bym własnym do naw męstwem otworzył wam drogę.
265Nuż, waleczni rycerze! Wstępujcie w me ślady,
Złączone siły wszystkie zwyciężą zawady».
Na ten głos nowy zapał śmiałe przejął Liki,
Zbiegły się pod bok swego króla wojowniki.
Z drugiej strony Achaje roty swoje zwarli,
270Żeby się przy tym miejscu skutecznie oparli.
Z równą mocą i męstwem walczą strony obie:
Nie mogą do naw drogi Liki zrobić sobie,
Choć mur już przełamany był dla nich otworem,
Ni Greki Lików z muru silnym zmieść odporem.
275A jak z tykami w ręku dwa gruntu dziedzice
Przy krańcach roli swojej walczą o granice,
Nie chcąc sobie ustąpić ziemi ani stopy:
Tak ci między murami i między okopy
W ciasnym miejscu bój toczą, a łoskot rozszerza
280Broń tłuczona od broni, puklerz od puklerza.
ŚmierćWielu i tych poległo trupem, których były
Do pierzchliwej ucieczki obrócone tyły
I tych, co mężnie w boju do upadłej trwali;
Nie wstrzymały puklerze ostrej ciosów stali.
285Z obu stron mnóstwo ludu w tej rozprawie ginie,
Z wież, z okopów krew Trojan i Achajów płynie.
Stoją Grecy, choć wściekle Troja na nich bije.
Jak skrzętna robotnica, co z kądzieli żyje,
Póty na ścisłej wadze szalę trzyma z wełną,
290Aż w obu wagach równość obaczy zupełną,
Aby kochane dzieci czym pożywić miała;
Tak tam z obu stron bitwa w równowadze stała.
Aż wreszcie Hektor chwilę żądaną obaczył,
W której mu Zeus chwałę największą przeznaczył.
295On pierwszy na mur leci i na swoich woła:
— «Nic się, mężni Trojanie, oprzeć wam nie zdoła!
Złamcie ten mur i nieście ogień na okręty»!
Usłyszeli, więc każdy tym głosem przejęty
Śpieszy, zuchwałe roty hurmem na mur idą
300I wstępują na wieże z wymierzoną dzidą.
SiłaOstry i wielki kamień, co przed murem leżał,
Silną chwyciwszy ręką, do bram Hektor bieżał;
Dzisiaj, nim kamień taki, choć z największą mocą,
Dwa męże na wóz włożą, dobrze się zapocą.
305Jak owczarz z runem w ręku prawie nie rozróżnia,
Czy niesie co, bo w ręku nic go nie opóźnia:
Tak lekko Hektor leci do bram z wielkim głazem.
Z grubych tarcic zrobione, okute żelazem…
Staje, jednę w tył nogę, drugą w przód rozszerza,
310I wygiąwszy się, kamień ogromny wymierza.
Ten padł w sam środek bramy i zawiasy skruszył,
I poprzeczne ciężarem zapory wyruszył:
Wstrząśnione bramy ciężkim zahuczały grzmotem,
A na bok wyskoczyły podwoje z łoskotem.
315Czarnej burzy podobny w bramy Hektor leci,
Miedziana zbroja na nim groźnym blaskiem świeci,
Kręci dwoma wielkimi groty rycerz srogi:
Nikt by go tam nie wstrzymał, chyba same bogi.
Ogień mu w oczach pała, gniew bucha mu z czoła,
320I by natychmiast na mur szli, na swoich woła.
Na głos jego posłuszni, ci na wieżę skoczą,
Drudzy tłumem przez bramy otwarte się tłoczą.
Wtenczas do naw strwożeni chronią się Danaje,
A na brzegu zgiełk straszny i wrzawa powstaje.
Księga XIII
1Do naw greckich zbliżywszy Hektora
[800] z Trojany,
Zostawił ich tam Kronid
[801] na znój, śmierć i rany;
Tymczasem konnych Traków przeglądał siedliska
I Mizów, co orężem zręcznie robią z bliska,
5I naród Hippomolgów, którzy mleko piją,
Najsprawiedliwsi z ludzi, i najdłużej żyją.
Na Ilijon nie patrzał, pewny, że nikt z bogów
Nie będzie śmiał z niebieskich wysunąć się progów,
Aby na pomoc Grekom pospieszył lub Troi.
10Lecz niepróżno na straży Posejdaon
[802] stoi.
Wstąpiwszy na wierzch Samu drzewami zarosły,
Które dumny grzbiet jego wyżej jeszcze wzniosły,
Skąd widać Idę, Troję i achajskie łodzie,
Patrzał na mężów prace w Aresa zawodzie.
15Przewaga Trojan, Greków bolała go strata,
Przeto się bardzo gniewał na swojego brata.
Zszedł z przepaścistej góry, a lasy i skały
Pod władcy Posejdona stopą się wstrząsały…
Jadąc zaledwie wody szybkim dotknie biegiem:
20Przybył, gdzie stały greckie okręty nad brzegiem…
Podobni do pożaru albo nawałnicy,
Za Hektorem trojańscy idą wojownicy;
Ściśnione hufce okrzyk wydają straszliwy
Pewne, że wezmą nawy
[803] i wyrżną Achiwy.
25Lecz bóg, który grożące wały
[804] na świat leje,
Ożywia w Grekach męstwo, zapał i nadzieje;
Udaje głos Kalchasa, jego postać bierze
I Ajasy zapala, dwa pierwsze rycerze:
— «Wy zachowajcie Greków do ostatniej klęski,
30Ale nie przez ucieczkę, lecz przez umysł męski.
Gdzie indziej ja trojańskiej nie lękam się siły:
Choć się ich wojska tłumem przez mur przewaliły,
Silny odpór im dadzą Achaje waleczne;
Tu nam niebezpieczeństwo grozi ostateczne.
35Hektor
[805], co się Zeusa synem być powiada,
Z największą zajadłością tu na Greki wpada.
Lecz jeśli was tą myślą który bóg zapali,
Byście i sami bili, i drugich zagrzali,
Próżno się Hektor wściekły okręty wziąć kusi:
40Choćby z nim sam był Zeus, odpartym być musi».
Rzekł i dotknął ich berłem. Nadzwyczajną wodze
[806]
Moc w ręku, zapał w piersiach, lekkość czują w nodze.
Zaraz im zniknął z oczu. Jak bystrymi pióry
Upada na dół jastrząb ze skalistej góry,
45Gdy lecącego ptaka pod sobą postrzega:
Tak prędko Posejdon tych wodzów odbiega.
Pierwszy to poczuł Ajas, syn Oilejowy,
I do Telamonida tymi rzecze słowy:
Bóg— «Pewnie bóg jaki, pewnie który z nieśmiertelnych
50W kształcie wieszczka
[807] zagrzewa nas do czynów dzielnych,
Choć przybrał twarz Kalchasa, wyroków tłumacza,
Krok jego, gdy odchodził, coś więcej oznacza.
Na próżno się chciał ukryć; boga w nim poznałem,
Piersi moje niezwykłym przejęte zapałem,
55Cały gorę za bojem, nie znam w sercu trwogi,
Drżą mi przez niecierpliwość i ręce, i nogi».
Na to syn Telamona: — «Taż sama odwaga,
Tenże zapał, co w twoim, w mym sercu się wzmaga.
Czuję, jak ręka chciwa broni, noga skora:
60Sam jeden bym uderzył śmiało na Hektora».
Tak z nich każdy nad własnym uczuciem się dziwił,
Obadwa pełni boga, który ich ożywił.
Posejdon spieszył znowu tylne zagrzać szyki:
Znużone spoczywały chwilę wojowniki,
65Członki zdrętwiałe, już im siły nie wystarcza,
Lecz jeszcze jaki smutek umysły obarcza!
Widzą, że już Trojanie przez mur się przedarli,
I nadziei nie mają, aby ich odparli;
Łzy leją, rozpaczając o nawy, o życie,
70Ale wnet ich ożywia Kalchasa przybycie…
Taki głos, pełen ognia, z ust jego posłyszą:
— «O hańbo! Grecka młodzi! Gdzież jest wasza śmiałość?
Na was ja pokładałem floty naszej całość;
Lecz dzień ten smutny, jeśli opuści nas męstwo,
75Oświeci zgubę naszą, a Trojan zwycięstwo.
O nieba! Mógłżem kiedy przypuścić do myśli,
Aby Grecy na taką ostateczność przyśli
[808]!
Zuchwały nieprzyjaciel bój pod nawy niesie!
Niegdyś do łań podobni rozpierzchłych po lesie,
80Co niezdolne się oprzeć, lada czym się straszą,
Przeznaczone być wilków i lampartów paszą
Nigdy Grekom Dardanie
[809] nie dostali kroku
[810],
Nawet nie mogli strzymać naszego widoku.
Dziś aż pod samą flotę śmiałe hufce wiodą!
85Zginiemże błędem króla i wojska niezgodą?…
Wy więc strząście tę gnuśność
[811], która grozi zgubą,
Wy, coście chwałą kraju, a rycerstwa chlubą!
Niech serce bojaźliwe od boju unika,
Nie pójdę ja zagrzewać próżno nikczemnika:
90Lecz wasza mnie bezczynność obraża i dziwi.
Nie widzicież, co przez nią ucierpią Achiwi?…
Tak im dodał Posejdon do boju ochoty:
Garną się do Ajasów nieprzełomne roty.
Widząc, z jakim przy wodzach stawią się pośpiechem,
95Ares
[812] by na nich, Pallas
[813] patrzała z uśmiechem.
Gęsty rząd, przy szyszaku szyszak, mąż przy mężu,
Puklerz
[814] jest przy puklerzu, oręż przy orężu.
Na hełmach pływające mieszają się kity,
W śmiałych ręku ogromne błyszczą się dziryty
[815].
100Wre zemsta wszystkim w sercach, gniew im z oczu strzela.
Pragną obmyć swą hańbę w krwi nieprzyjaciela.
Wraz
[816] się walecznych Trojan zastęp do nich zbliży,
Hektor wpada na czele na ten mur paiży
[817].
Lecz jako oderwana siłą wód opoka,
105Po ostrych skacząc progach, upada z wysoka,
Leci, trzęsą się lasy — ale na dolinie
Pęd się jej zatrzymuje i ruch całkiem ginie:
Z takim zapędem Hektor na Greki uderzył.
Wszędzie rzeź, pomieszanie, wszędzie postrach szerzył.
110Mniemał, że się pod same dostanie namioty,
Aż nagle stanął, wpadłszy na ściśnione roty:
Zasłonili się Grecy gęstym włóczni rzędem,
Przełamać ich daremnym kusił się zapędem.
Wielką odparty siłą, rozbić ich nie zdoła,
115Cofa się i na swoich wielkim głosem woła:
— «Trojanie i Likowie! Niech was nie zastrasza
Ten zastęp, trwajcie tylko, a wygrana nasza!
Wnet ja tę Greków rotę w kształcie wieży złamię,
Jeśli dziś bóg pioruna
[818] moje wzmaga ramię:
120Wszak on nigdy nadziei płonnych
[819] nie udzielał».
Tymi słowy swój zapał wszystkim w piersi przelał…
Tymczasem trwała walka, grzmi wrzaskiem powietrze;
Wtedy się Teucer młody z śmiałym Imbrym
[820] zetrze…
Pod uchem pchnął go Teucer, Telamona plemię,
125A gdy dzidę wyciągnął, rycerz padł na ziemię.
Jak na wierzchołku góry jesion okazały,
Którego niebios pyszne gałęzie sięgały,
Pada z trzaskiem, gdy ostrym toporem go zetną:
Tak z trzaskiem upadł rycerz ze swą zbroją świetną.
130Przybiegł Teucer do trupa, obedrzeć go chciwy;
Wtedy nań dzidę rzucił Hektor zapalczywy,
Ale zgubnego razu
[821] zręcznie się uchronił;
Amfimach ten cios dostał, który Teukra gonił.
Miał on ojca w Kteacie, a w Aktorze dziada;
135Szczękła broń, gdy na ziemię z łoskotem upada:
Hektor chciał zerwać szyszak z Amfimacha głowy,
Kiedy odpór w Ajasie znajduje gotowy.
Rzucił nań Ajas dzidę, lecz się nie przedarła
Do ciała, bo miedź gruba silny raz odparła.
140Daremnie mu więc życie odebrać się kusił,
Jednak go do cofnięcia tym razem przymusił;
Lubo
[822] nierad, opuścił bohater swe łupy,
Achaje zaś natychmiast oba wzięli trupy.
Stychij, Menestej, którzy wiodą Ateńczyki,
145Amfimacha dźwigają między greckie szyki,
Imbriosa Ajasowie w silne wzięli ręce.
Jak łanię, psom wydartą, wysoko w paszczęce
Lwy niosą przez las krzewy
[823] gęstymi zarosły:
Tak trup ten bohatery wysoko podniosły.
150Już przez nich zdarta zbroja z męża Ilijonu.
Syn Oileja, mszcząc się Amfimacha zgonu,
Uciął głowę Imbremu i Trojanom w oczy
Cisnął: ta na kształt kuli po piasku się toczy
I pod samymi stopy Hektora upada.
155Śmierć wnuka bardziej władcę morskiego
[824] rozjada:
Nowym gniewem przeciwko Trojanom zawzięty,
Zapalając, obiega namioty, okręty,
Pragnie, by krew dardańska lała się potokiem.
Wtedy mu Idomenej spiesznym zaszedł krokiem.
160Ledwie minęła chwila, jak wyszedł z namiotu,
Gdzie swego przyjaciela, rannego od grotu,
Z krwawego uniósł pola: tam o jego ranie
Biegłym lekarzom czułe kazał mieć staranie,
Sam zaś pospieszał jeszcze dzielić męstwa sławę.
165Posejdon, wziąwszy na się Toasa postawę,
Który był Kalidonu panem i Pleurony,
A od ludu swojego jak bóg uwielbiony:
— «Królu! Gdzie owa dumna Greków chluba — rzecze
Grożących, że nic Troi upadku nie zwlecze»?
170A wódz Kretów: — «Toasie! Mowa twoja próżna.
Mym zdaniem dziś obwiniać nikogo nie można.
Nie znamy trwogi, każdy walecznie się bije,
Nikt przed śmiercią swej głowy przez gnuśność nie kryje
Ale Zeus nas gnębi okrutnym sposobem,
175On chce, aby te brzegi były naszym grobem.
Lecz ty, coś zawsze przykład waleczności dawał,
Coś i drugich zapalał, gdy który ustawał,
Dziś trwaj, zachęcaj! W męstwie jest nasza nadzieja».
Posejdon mówi znowu do Idomeneja:
180— «Ach! Królu, kto się dzisiaj gnuśnością ohydzi
[825],
Niech tu zginie! Niech więcej ojczyzny nie widzi!
Weź twoją broń najlepszą i tu złącz się ze mną,
Będziemy oba sobie pomocą wzajemną.
I słabych broń złączoną wiele może zrobić,
185A my i najdzielniejszych potrafimy pobić».
To rzekłszy, władca morza zniknął pośród rzeszy,
Do swego zaś namiotu Idomenej spieszy.
Tam dwa wziąwszy dziryty i świecącą zbroję,
W pole idzie, okazać chcąc odwagę swoję.
190A jakim na powietrzu ogniem piorun błyska,
Gdy syn groźny Kronosa gromy z nieba ciska,
Razi ludzi okropną światłością i trzaskiem;
Takim z ramion królewskich miedź strzelała blaskiem…
Meryjones wodzowi Kretów towarzyszy.
195A jak na wojnę idzie Ares, ludzi zbojca
[826],
Przy nim Postrach, syn krwawy okrutnego ojca…
Tak do boju szli, miedzią błyszczącą okryci,
Meryjon, Idomenej, wodze znakomici…
Skoro ich na kształt ognia idących postrzegli,
200Natychmiast wielkim tłumem Trojanie się zbiegli:
Jeden drugiego żwawym głosem upomina,
Nacierają, przy nawach straszny bój się wszczyna.
Jak w gorących dniach lata nagłych wiatrów burza
Piaski wzrusza
[827] i całe powietrze zachmurza
205Tłukąc się, sprzeczne wichry groźnym warczą szumem:
WalkaTak walczyli rycerze pomieszani tłumem.
Wszystkich serca zajadłość ogarnęła dzika,
Rad by każdy napoić broń krwią przeciwnika.
Tych ścina Ares dziki, tych strzela, tych kole;
210Długimi dzirytami nasrożone pole,
Broń o broń starta odgłos wydaje szeroko,
Blask puklerzy, kirysów
[828], przyłbic razi oko.
Wielkie by ten miał serce, kto by na tak srogi
Widok patrzał spokojnie i nie uczuł trwogi…
215Zachęcając Achiwów i ręką, i głosem,
Staje okryty siwym Idomenej włosem.
Uciekają Trojanie. Król pierwszy na czele
Otryjoneja z Traków kraju trupem ściele.
Ten chciał pojąć Kasandrę
[829] i żeby oszczędzić
220Zwykłych darów, obiecał Achajów odpędzić:
Przez niego miały greckie starte być narody;
Przystał
[830] Pryjam, on walczył dla pięknej nagrody.
Silnym go Idomenej dzirytem dogonił,
Ani go z twardej miedzi puklerz nie zasłonił:
225Upada, zbroja dźwiękiem żałobnym szeleszcze,
Zwycięzca zaś tak z niego natrząsa się jeszcze:
— «Otryjoneju! Pierwszym tyś jest mężem u mnie,
Jeśli tego dokażesz, coś przyrzekał dumnie
I za coś miał Pryjama córkę mieć w nagrodę!
230My też podobną z tobą uczynim ugodę:
Pierwszą z córek Atryda
[831] za żonę ci damy,
Gdy nam pomożesz złamać Ilijonu bramy.
Lecz pójdź ze mną do floty, tam układ nastąpi,
Bo my także jesteśmy ojcowie nieskąpi».
235To rzekłszy, ciągnie trupa. Wtem Azjos wyskoczył
Chcąc się pomścić; szedł pieszo, za nim wóz się toczył,
A powoźnik przy panu wiódł konie tak z bliska,
Że ich piana gorąca na ramię mu pryska.
Mierzył, chciwy, by oręż we krwi króla skropił
240On mu tymczasem dzidę w gardzieli utopił.
Srogim zwalony ciosem padł na ziemię Azy.
Jak głębokie siekiery odebrawszy razy
Wali się dąb lub sosna na górze wyrosła,
Lub topola, co pyszny wierzch do nieba wzniosła:
245Tak padł Azy na ziemię, zębem ostro zgrzyta,
I własną krwią zbroczony piasek ręką chwyta.
Giermkowi zaś przytomność odjął widok taki:
Nie śmie od nieprzyjaciół w tył zwrócić rumaki
I gdy zbladły, przelękły, odurzony siedzi,
250Pchnął go Antyloch: przeszła dzida kirys z miedzi;
Mdleje, chyli się, pada z wspaniałego wozu,
A zwycięzca wziąć kazał konie do obozu.
Widząc, że Idomenej Azemu dni skrócił,
Przeciw niemu Deifob swą zemstę obrócił.
255Rzuca na niego dziryt. Lecz z przeciwnej strony
Postrzegłszy Idomenej pocisk wymierzony,
Zręcznie się go uchronił i sobie przytomny,
Skupiwszy członki, ukrył pod puklerz ogromny;
Tak więc żywot ocalił przed śmiertelnym ciosem.
260Tknięty nim puklerz ostrym zajęczał odgłosem.
Jednak Deifob darmo nie cisnął żelaza:
Hypsenor, pasterz ludu, zacny syn Hippaza,
Dostał raz wymierzony na inną osobę;
Trafił go dziryt w łono i przeszył wątrobę.
265Padł, a zwycięzca woła: — «Jednegom pominął,
Lecz drugi legł, i Azy bez pomsty nie zginął!
Nie tak smutny odwiedzi czarne Hada bramy,
Kiedy mu towarzysza w drodze posyłamy».
Rzekł; sarknęły Achaje, że dął
[832] tak zuchwale,
270Lecz największe Antyloch uczuł w sercu żale,
A choć nad jego zgubą obfite łzy ronił,
Przybiegł i swej obwodem tarczy go zasłonił…
Idomenej pracuje w polu najgoręcej:
Pragnie lub żeby Trojan zgubił jak najwięcej,
275Lub ażeby na ziemię i sam się obalił,
Byleby zgonem swoim lud grecki ocalił.
Niedługa uszła chwila, gdy nowym się czynem
Wsławił, walcząc z Alkatem, Ajzyjeta synem.
Starsza z córek Anchiza była jego żona,
280Hippodamija, w domu od swych ulubiona,
Wyższa nad rówieśnice wszystkie przez swe wdzięki,
Przez rozum i przedziwne prace biegłej ręki;
Stąd ją najszlachetniejszy mąż w Troi poślubił.
Jego Posejdon ręką wodza Krety zgubił:
285Członki mu jakby w więzy ujął, wzrok zamroczył,
Nie ma siły, by uciekł lub żeby odskoczył;
Stał jak słup albo drzewo, sobie nieprzytomny.
W piersi mu Idomenej zadał cios ogromny.
Kirys, który był tyle razy zasłoniony,
290Dzisiaj niedostateczny dla jego obrony:
Rozdziera się, chrapliwy dźwięk darciem wydaje.
Pada rycerz, a włócznia do serca dostaje:
To drga i wstrząsa dzidę za każdym swym biciem.
Tak Alkat, rycerz Troi, rozłączył się z życiem.
295Pyszny, że swym takiego męża zwalił ciosem,
Do Deifoba wielkim król zawołał głosem:
— «Ty, co lada pomyślność na dumę cię wsadza!
Czyliż trzech śmierć jednego śmierci nie nagradza?
O biedny Trojańczyku! Chlubą dmiesz daremną!
300Zbliż się, jeśliś bohater, i spotkaj się ze mną!
Doświadczysz, jakie we mnie Zeusa jest plemię.
Minos mądry, syn jego, rządził Krety ziemię,
W Deukalijonie czysta Minosa krew płynie,
Ja zaś, syn jego, Kretów panuję krainie.
305Przybyłem tu, a ze mną towarzysze moi,
Niosąc zgubę dla ciebie, Pryjama i Troi».
To rzekł, a myśl wątpliwa była w Deifobie,
Czy kogo z Trojan przyzwać ma na pomoc sobie,
Czyli też własną siłą spotkać się z nim śmiało;
310Lecz wezwać Ajnejasza
[833] bezpieczniej się zdało.
Znalazł go w tyle wojska; nie bił on się wcale,
I słuszne miał bohater do Pryjama żale,
Bo chociaż pierwsze w boju przechodził rycerze,
Atoli usług jego nie szacował szczerze.
315— «Ajnejaszu! — zawołał. — Wodzu naszej młodzi!
Jeśli cię los twojego krewnego obchodzi,
Pójdź ze mną, daj ratunek mężowi twej siostry!
Idomenej w Alkacie utopił raz
[834] ostry,
Zginął; niechże choć Grecy zwłok jego nie biorą!
320On twą młodość wychował, on był twą podporą».
Rzekł, a wyraz ten przebił serce Ajnejasza;
Idzie, oręż go wodza Krety nie zastrasza.
Ten się takim, jak dziecko, nie przeląkł widokiem:
Wygląda Ajnejasza niezmieszanym okiem.
325Jak odyniec, zaufan w sile, nie ucieka
I śmiało na myśliwców idących tłum czeka,
Najeża grzbiet, kły ostrzy, ogniem błyska żywym,
Gotów dać tęgi odpór i psom, i myśliwym:
Tak Idomenej stoi, w ręku silna pika,
330I oczekuje przyjścia swego przeciwnika.
Lecz wzywa swych: Afarej i Askalaf żwawy,
Deipir i Antyloch, mistrz bitewnej wrzawy,
I Meryjon, przed których bronią drżą Trojanie,
Takie Idomeneja słyszeli wołanie:
335— «Przybądźcie, przyjaciele! Cios mi grozi srogi,
Oto na mnie Ajnejasz idzie prędkonogi.
Ma siłę: gdzie on w boju, tam pełno rozpaczy,
A jest w kwiecie młodości, co najwięcej znaczy.
Przy tym sercu, gdybyśmy równi w leciech byli,
340Wraz ja jego lub on mnie do ziemi nachyli».
Jakby duch jeden wszystkie ożywiał rycerze,
Śpieszą się i zniżają z ramienia puklerze.
Ajnejasz też pomocy równie szuka sobie
W Agenorze, w Parysie, w mężnym Deifobie…
345Straszliwy bój się zaczął przy trupie Alkata:
Jęczą zbroje, gdy mnóstwo pocisków wylata,
Lecz w tym rycerzów tłumie, bijących się srodze,
Ajnejasz i król Krety, dwa najpierwsze wodze,
Wszystkie siły zbierają, zręczni bronią władać
350I oba chcący sobie śmiertelny cios zadać.
Pierwszy Ajnejasz rzucił grot na przeciwnika,
Ale ten go postrzegłszy, przed śmiercią unika:
Choć silną ręką ciśnion, krwi pocisk niesyty
Chybił, zawarczał tylko i drży w ziemię wbity.
355Wódz Krety zgubnym dosiągł Ojnomaja razem,
Przebił puklerz, wnętrzności wyciągnął żelazem.
Pada i konający w zębach piasek gryzie,
A król wyciąga dzidę utkwioną w paizie
[835].
Lecz od walecznych Trojan obskoczon dokoła
360Pięknej mu z ramion zbroi obedrzeć nie zdoła,
Nie umie tak, jak dawniej, cofać się i gonić,
Swoją dzidę odzyskać, przed cudzą się schronić;
Wstępnym bojem odpędza dzielnie śmierć od siebie,
Ale niezdolny szybko uskoczyć w potrzebie.
365Gdy więc wolnymi z pola krokami uchodzi,
Zażarty nań Deifob długą dzidą godzi;
Lecz go chybił, Aresa za to trafił plemię,
Askalafa; ten upadł, gryząc w zębach ziemię.
Dziki Ares o śmierci syna nic nie wiedział.
370Z innymi bogi razem i bóg wojny siedział
Na złocistych obłokach: bo Zeus nikomu
Nie pozwolił na wojnę wyjść z górnego domu.
Przy Askalafa trupie nowy bój się wszczyna:
Deifob ściągnął hełm z głowy boga wojny syna;
375Pchnięty od
[836] Meryjona, upuścił łup z ręki,
Pada na głaz przyłbica, brzmiąc ostrymi dźwięki.
Jeszcze Meryjon skoczył, podobny do sępu
[837],
Grot wyrwał i do swego cofnął się zastępu.
Nie była Politowi tajna brata dola:
380Bieży, w ręce go bierze, uprowadza z pola;
W tyle rot się znajdował jego wóz wspaniały,
Tam na niego i giermek, i konie czekały.
Jedzie do miasta jęcząc, krwią wszystek
[838] oblany,
Która strumieniem z świeżej wytryskała rany.
385Wzmaga się rzeź, krzyk wkoło straszny się rozlega;
Nagle na Afareja syn Anchiza wbiega,
Pchnął go w gardziel, chyli się głowa i przyłbica,
I puklerz; padł, wzrok wieczna ogarnia ciemnica.
Postrzegłszy, że się Toon do ucieczki zwrócił,
390Antyloch grot nań cisnął i żywot mu skrócił.
Ciągnąca się wzdłuż grzbietu aż do szyi żyła
[839]
Ostrym razem przecięta na dwie części była.
Upada na wznak Toon i choć dycha ledwie,
Do towarzyszów ręce wyciąga obiedwie.
395Chciwy łupu zwycięzca szybkim przybiegł skokiem,
Pilnym na wszystkie strony poglądając okiem.
Już ciągnął zbroję, kiedy trojańskie dziryty
Zewsząd biją gwałtownie w puklerz miedzią kryty.
Żadnego przecież ostrze ciała nie przewierci:
400Posejdon Antylocha zasłania od śmierci.
Nigdy on się nie chronił, ustawnie
[840] nacierał,
Pierwszy między trojańskie roty się przedzierał,
Nie spoczywał mu dziryt: lub go z dala ciska,
Lub na nieprzyjaciela następuje z bliska…
405Na Deipira Helen ciężką wzniósł prawicę,
Rąbnął go mieczem w skronie, potrzaskał przyłbicę;
Ta upadła na ziemię, podniosły ją Greki,
Jemu noc nieprzespana zamknęła powieki.
Widok ten Menelaja niezmiernie zasmucił,
410Zaraz się chciwy pomsty na Helena rzucił.
Przeciw sobie obadwa śmiałym krokiem idą,
Ten krzywy łuk napina, tamten wstrząsa dzidą;
I kiedy jeden grozi drugiemu zajadły,
Razem
[841] zgubne pociski z obu stron wypadły.
415Pod piersi w kirys trafia Trojanina strzała,
Ale odbita miedzią, precz w bok uleciała,
A tak żądanej Helen nie odniósł korzyści.
Jak w miejscu, gdzie gospodarz ziarna od plew czyści,
Wyskakują z opałki boby albo grochy,
420Jak je rolnik podrzuca i wiatr niesie płochy:
Tak grot od Menelaja kirysa odskoczył,
Otarł się o miedź śliską i na stronę zboczył.
Atryd młodszy
[842] dzirytem Helena nie chybił:
Rękę, którą łuk trzymał, do łuku mu przybił.
425Ustępuje przed śmiercią, krew obfita ciecze,
Zwisła ręka i ciężki grot za sobą wlecze.
BrońAgenor spółziomkowi dał ratunek wczesny
[843]:
On Helenowi z ręki wyjął grot bolesny,
Wziął od giermka swojego procę z wełny tkaną,
430Tą raniony miał rycerz rękę zawiązaną.
Pejzander szybkim idzie na Atryda krokiem
Pchnięty pod jego ciosy nieszczęsnym wyrokiem;
Spodziewa się zwycięstwa; śmierć, nie triumf zyska.
Zbliżyli się, w obydwu rękach oręż błyska.
435
WalkaWtedy pierwszy Menelaj pocisk rzuca silny,
Lecz obłąkana
[844] dzida poniosła raz mylny.
Pewniejszą ręką dziryt Pejzander wymierza,
Trafił, ale twardego nie przebił puklerza;
A choć na dwoje pocisk złamany obaczy,
440Śmiały rycerz nie umie poddać się rozpaczy.
Menelaj na Pejzandra mieczem znów naciera,
Błyszczy się ostra w ręku Pejzandra siekiera
Z oliwną rękojeścią (pod tarczą wisiała).
Obalić przeciwnika chęć w obydwu pała:
445Greka w szyszak Trojanin swoim dosiągł ciosem,
Grek w czoło Trojanina ciął nad samym nosem.
Potrzaskały się kości, krwią cały się broczy,
Od razu okrutnego wypłynęły oczy;
Nachyla się, upada wpośród bojowiska,
450Król go, na piersi nogą stąpiwszy, przyciska,
Odziera świetną zbroję, pyszny łup dostaje,
I chlubny swym zwycięstwem, tak Trojanom łaje:
— «Tym sposobem od floty będziecie odparci,
Wiarołomni Trojanie, na krew tak zażarci!
455I będziecież przydawać
[845], o ludzie niegodni,
Do obelgi obelgę i zbrodnię do zbrodni?
Bóg, co się gościnnymi opiekuje stoły,
Pomści się, miasto wasze obróci w popioły!
Żadną nie zaczepieni krzywdą, żadną szkodą,
460Wzięliście moje zbiory i małżonkę młodą,
Gdy ona otworzyła dla was dom życzliwy.
Dziś chcecie spalić flotę i wyrżnąć Achiwy!
Nie zdołacie wy Greków ze szczętem zatracić,
Wkrótce musicie drogo zuchwalstwa przypłacić.
465Co cię mądrość nad ludzi i nad bogów stawia,
Możesz-że cierpieć takie, Zeusie, bezprawia?
Wspierasz zdrajców, ożywiasz w nich odwagę srogą,
Tym sprzyjasz, co się wojną nasycić nie mogą»?…
To rzekłszy, zdartą zbroję swym ludziom oddaje,
470Sam zaś między pierwszymi rycerzami staje…
Gdy tu na kształt pożaru walczą obie strony,
Nie wiedział od Zeusa Hektor ulubiony,
Że mu na lewym skrzydle achajskie narody
Niezmiernie w gęstych szykach zadawały szkody.
475Może by nawet Grecy odnieśli zwycięstwo,
Tak ich wspierał Posejdon, tak wzmagał ich męstwo.
Hektor ciągle tam walczył, gdzie przełamał bramy,
Mur przeszedł, roty rozbił, wszystkie przebył tamy…
Wtem do wodza Polidam z tą radą przychodzi:
480— «Hektorze! Nierad
[846] naszej ty słuchasz przestrogi.
Toś i w radzie nad wszystkich wynosić się gotów?
Nigdy człek jeden wszystkich nie dostał przymiotów:
Ten z łaski bogów w polu rycerz zawołany,
485Ten grą, ten głosem słynie, ów lekkimi tany;
Inszemu wielki nieba władca mądrość nada,
Zna pierwszy jej szacunek ten, co ją posiada:
Ona zbawia narody, zachowuje kraje.
Ja ci powiem, co mi się najlepszego zdaje:
490Straszliwy pożar wojny zewsząd cię otoczył,
Lud nasz, jak złamał bramy i mury przeskoczył,
Walczy mężnie, lecz jedni już się zmordowali,
A pozostałych liczbą samą Grek przywali.
Cofnij się, zwołaj wodze! Tam naprędce sobie
495Poradzimy, co czynić trzeba nam w tej dobie»!…
Podobała się dobra Hektorowi rada,
Zaraz z wozu bohater w świetnej zbroi zsiada:
— «Niechaj tu, Polidamie! — wielkim głosem woła
Pod twym bokiem Trojanie stawią mężne czoła!
500Ja odejdę i w drugich szał Aresa wskrzeszę,
A skoro dam rozkazy, do ciebie pośpieszę».
Podobny śnieżnej górze obiega młodzieńce,
Na Trojany, na wierne woła sprzymierzeńce.
Wszyscy się zgromadzają na rozkaz Hektora,
505W Polidamie ich męstwo najtęższa podpora.
Poszedł na lewe skrzydło, gdzie walczyli śmiele
Deifob, Helen, Azjos, Adamas na czele.
Próżno ich szuka zdrowych: jedni już polegli,
Drudzy ranni zostali, kiedy na mur biegli.
510Gdy tak boju wypadki okiem wodza znaczył,
Pięknowłosej Heleny małżonka obaczył;
Parys zagrzewa słowem i przykładem razem.
Gniewny Hektor tym rzecze do niego wyrazem:
— «Złowróżbny ty Parysie! W kształcie twe zalety,
515A cała na tym zręczność — uwodzić kobiety!
Gdzie Deifob? Gdzie Helen? Gdzie Adamas śmiały?
Gdzie Otryjonej, pełnej mąż rycerskiej chwały?
Dziś się z wierzchołku swego wielka Troja wali
I dzisiaj nic od zguby ciebie nie ocali».
520A na to piękny Parys: — «Może w innej porze
Słuszną miałeś przyczynę łajać mnie, Hektorze,
Lecz dzisiaj twego brata obwiniasz daremnie,
Bo nie wydała matka nikczemnika we mnie.
Jakeś tylko przy nawach stoczył bój straszliwy
525Ty, bez wytchnienia walczę z mężnymi Achiwy.
Wodze, o których pytasz, już cień śmierci kryje,
Helen z nich tylko jeszcze i Deifob żyje;
Od zgonu zachowała ich Zeusa wola,
Lecz w ręce oba ranni, ustąpili z pola.
530Teraz, gdzie chcesz, prowadź nas! Wszyscy za twą cnotą,
Za twym przykładem pójdziem z największą ochotą;
Wszystko zrobim i męstwa w nas nie będziesz winić,
Ale nad swoje siły nikt nie może czynić».
Tymi słowy gniew brata Parys ułagodził…
535Śpieszą oba, gdzie walkę Ares straszną zwodził.
Zaraz Hektor z największym zapałem uderzy.
Jako gdy szumem wicher po polach się szerzy,
A Zeus trzaskające pioruny zapala
Wzmaga się hałas, morze straszna tłucze fala,
540Wzdyma wody i ryczy ocean zhukany,
Na bałwanach spienione wznoszą się bałwany:
Tak za Hektorem Trojan cisną się tysiące,
Śpieszą hufce po hufcach, od miedzi błyszczące.
Godzien z Aresem chwały podzielać zaszczyty
545Idzie Hektor; ma puklerz z wołowych skór zbity,
Nieprzełamana z miedzi blacha go pokrywa,
Na głowie szyszak świetny, nad nim kita pływa.
Naciera mężnie, roty przełamać się kusi,
Patrzy, czy do ucieczki Greków nie przymusi;
550Lecz nie trwożył się żaden mąż jego widokiem.
Pierwszy Ajas na przodek wielkim wyszedł krokiem,
I w te wyzwał go słowa: — «Zbliż się więcej ku mnie!
Myślisz, że nas przestraszysz tym, iż grozisz dumnie?
Umiemy walczyć, boju nikt się z nas nie lęka,
555Zeusa tylko mściwa przytłacza nas ręka.
Chciałbyś ty ogień rzucić do achajskich łodzi,
Ale nam do odparcia na sile nie schodzi
[847]:
Prędzej ręką Achajów miasto wasze zginie
I w wiecznej zagrzebane zostanie ruinie.
560Niedaleka ta chwila, gdy chroniąc się zguby,
Zeusowi i bogom będziesz czynił śluby,
Aby twe bystre konie ptaka biegły lotem,
Unosząc cię do Troi przed śmiertelnym grotem».
Rzekł, a wtem orzeł z prawej przeleciał mu strony.
565Krzyknął lud grecki, dobrą wieszczbą ucieszony.
A Hektor: — «O Ajasie! Przechwalco zuchwały!
Jakież mi się od ciebie słowa słyszeć dały?
Obym tak był Zeusa syn, tak nie umierał,
I taką, jako Hery
[848] plemię, cześć odbierał,
570Dzieląc gody śmiertelnych z Febem i Palladą,
Jak dzień ten będzie Greków ostatnią zagładą!
Dostój tylko, a zguba twoja nieomylna
Oto cię ta na ziemię zwali dzida silna;
Białe twe ciało będzie pastwą psom i sępom».
575To rzekłszy, krzycząc śmiałym przywodzi zastępom.
Tylne wojska też same powtórzyły krzyki,
Równym głosem zagrzmiały greckie wojowniki.
Silne natarcie, silne było odpieranie,
A nieba przebijało obu stron wołanie.
Księga XIV
1Nestor
[849] jeszcze w namiocie pragnienie uśmierza,
Gdy go w uszy straszliwy krzyk mężów uderza.
— «Ach! Machaonie — rzecze — jakież nasze losy?
Coraz większe się w polu rozlegają głosy.
5Ty pij tymczasem wino, póki Hekameda
[850]
Na obmycie twej rany łaźni ciepłej nie da,
Ja wybiegnę, bym widział i stan wojowników,
I co jest za przyczyna tych strasznych okrzyków».
Rzekł i zaraz się starzec uzbrajać poczyna:
10Świecący bierze puklerz
[851] Trazymeda
[852], syna,
Który z ojcowską tarczą w polu się potyka;
W rękach Nestora błyszczy nieprzełomna pika.
Wychodzi. Jak mu widok smutny w oczach stanie!
Tych zbili, drugich pędzą zażarci Trojanie;
15Nawet już przełamany widzi mur warowny.
Jako gdy wkrótce powstać ma wicher gwałtowny,
Czujący falę wody Ocean zamroczy,
Ale dopóty czarnych bałwanów nie toczy,
Póki silny wiatr w pewną stronę nie zawieje,
20Tak się w swych myślach starzec zawieszony chwieje,
Czy ma się rzucić wpośród pierzchającej rzeszy,
Czy też raczej do króla narodów pośpieszy?
Przemogła myśl ostatnia. Idzie, a tymczasem
Rozpoczęta trwa walka z niezmiernym hałasem:
25Szczęk mieczów, broni trwożą przeraźliwe błyski,
Tłukąc się wzajem, jęczą miedziane pociski.
Wyszły z naw
[856] i z Nestorem schodzą się na drodze.
Z dala od bojowiska
[857] ich okręty stały,
30Często bite od morza pienistymi wały
[858],
Te, co wprzód doszły lądu, wyciągniono z wody
I murem zasłoniono od wszelkiej przygody,
Lecz wszystkim największego miejsca jeszcze mało.
Aby się więc gdzie wojsko rozpościerać miało,
35Na kształt szczeblów oparte są jedne o drugie
I brzegi wśród przylądków napełniają długie.
Wyszli, żeby się rzeczy przypatrzyli z bliska,
Idą wsparci na dzidach, smutek serca ściska;
Widok Nestora bardziej jeszcze ich zatrwożył.
40— «Ty, w którym naród Greków nadzieję położył!
Król Myken rzekł — Ty chwało i podporo ludu!
Po co idziesz, męskiego zaniechawszy trudu?
Lękam się, by nas Hektor zajadły nie zgubił,
Jak na radzie trojańskiej dumnie z tym się chlubił.
45Że nie wprzódy do pysznych wróci Troi grodów,
Aż po zniszczeniu floty i greckich narodów.
Tak groził: nie jesteśmy od zguby dalecy…»
— «Nieszczęście — Nestor mówi — ściska nas dokoła,
Zeus z piorunem w ręku wybawić nie zdoła.
50Warownia i okrętów, i greckiej młodzieży,
Z tak wielką dźwignion pracą mur zwalony leży.
Zajadły nieprzyjaciel bój przy nawach toczy,
Najbystrzejsze rozeznać nie potrafią oczy,
Z której strony achajskie walczą wojowniki,
55W takim zamęcie rzeź, w takim pomieszaniu krzyki.
Naradźmy się atoli
[859], co czynić wypada,
Może nam jeszcze natchnie jaki sposób rada.
Was nie wzywam do boju; rzecz byłaby próżna:
Bo jak jesteście, w stanie tym walczyć nie można».
60A król: — «Gdy przy namiotach już wrze bój gwałtowny,
Ani nas rów zasłonił, ani mur warowny,
Dzieło, nad którym tyle potu-śmy wyleli,
Żebyśmy w nim zasłonę wojska i naw mieli,
Trudno wątpić, że taka Zeusa
[860] jest wola,
65By Grecy sprośnie trupem te zalegli pola.
Był czas, gdy triumfami wieńczył nasze boje
Dzisiaj do nieprzyjaciół przeniósł względy swoje:
Ku nim zwycięstwo, szczęście, chwała obrócona,
Nasze ostudza serca, krępuje ramiona.
70Słuchajcie! Ja wam powiem, co czynić w tej porze:
Okręty bliskie brzegów ściągnijmy na morze
I tam je obwarujmy, rzuciwszy kotwice;
A skoro noc ponure rozciągnie ciemnice,
Resztę floty przed smutną ocalimy dolą:
75Przecież nam wtenczas wytchnąć Trojanie pozwolą…»
A Odyseusz na niego spojrzawszy surowo:
Podły królu, bodajbyś podłym ludem władał!
Za co cię wielki Kronid
[861] nam za wodza nadał,
80Których z młodych lat w bojach doświadczone męstwo
Ma za niezmienne hasło: śmierć albo zwycięstwo!
Więc to miasto opuścisz, z którego przyczyny
Tyle łez i krwi greckie już wylały syny?…
Co? Gdy jeszcze w największym walka trwa zapale,
85My wtenczas będziem spuszczać na morze okręty?
Tegoć żąda Trojanin swym szczęściem nadęty;
Śmiałość jego zostanie dwakroć powiększona
I zguby naszej wtedy tym łatwiej dokona.
Gdy wojsko ujrzy nawy ciągnione na morze,
90Dotąd trwałe, ostygnie w rycerskim uporze,
Straci męstwo i z pola uciecze szkaradnie.
Królu! Ten zgubny skutek z twej rady wypadnie».
Atryd na to: — «Odysie! Ta nagana żywa
Ostrym ciosem me serce strapione przeszywa.
95Jeśli Grecy tchną jeszcze szlachetnym zapałem,
O wstydliwej ucieczce wcale nie myślałem.
Niechaj kto zbawienniejsze da zdanie w tę chwilę,
Czy jest młody czy stary, ja się wraz przychylę».
— «Nie braknie wam na zdaniu — Diomed
[862] zawoła
100Niedaleki jest człowiek, co wam radzić zdoła,
Jeśli to w piersiach waszych gniewu nie rozżarzy,
Że młody tam śmie mówić, gdzie zamilkli starzy.
Lecz temu, co z krwi zacnej Tydeja pochodzi,
Mniemam, że się otwarcie wszystko wyrzec godzi…
105
OdwagaMimo stanu naszego, w tak ciężkiej potrzebie
Pójdźmy na nieprzyjaciół, dajmy przykład z siebie!
Nie chcę ja, byśmy, ranni, szli na nowe rany,
Lecz zagrzejmy lud bojem długim zmordowany.
Przytomność
[863] nasza męstwo w tych nawet zapali,
110Którzy się teraz podłej gnuśności
[864] poddali
».
Przyjęli z uwielbieniem, co Diomed radził.
Idą w pole królowie, Atryd
[865] ich prowadził.
Posejdon
[866] nie przeoczył żadnego ich kroku:
Stanął przy bohatera mykeńskiego boku,
115W zmarszczonej twarzy starca, siwym kryty włosem,
Wziął ręką rękę króla i rzekł takim głosem:
— «Jak teraz dmie Achilles! Dopiął, czego żąda,
Pomieszanie, ucieczkę, rzeź Greków ogląda.
Nie ma żadnego czucia. Niechże gnuśnie żyje,
120Niechaj go niebo wieczną sromotą
[867] okryje!
Lecz na ciebie nie wszystkie zagniewane bogi.
Wnet ujrzysz, jak wodzowie Trojan pełni trwogi,
Piaskiem zaćmią powietrze, gdy chroniąc się zgonu,
Pędzić będą rumaki w mury Ilijonu».
125Rzekł; wraz rzuci się w pole i straszliwie krzyknie.
Jakim dziesięć tysięcy ludzi głosem ryknie,
Gdy ich pchnie w srogą walkę Ares boju chciwy:
Tak z piersi Posejdona wyszedł ryk straszliwy.
Nagle wszystkich napełnił serce zapał nowy,
130Każdy do ostatniego walczyć jest gotowy.
Wtedy na złotym tronie siedząca wysoko
Poznaje brata swego wśród achajskich rzeszy,
Na ten widok jej serce niezmiernie się cieszy.
135Ale Kronid, co z Idy Trojan szczęściem darzył,
Gdy go postrzegł, straszną w sercu złość rozżarzył.
Zaraz jakby go podejść, w myśli układ czyni.
Ten sposób za najlepszy uznała bogini,
Żeby poszła na Idę, pięknie wystrojona:
140Gdy męża swymi wdzięki
[870] przyciągnie do łona,
Wtedy go, niebacznego
[871], słodkim snem zamroczy,
Uśpi jego myśl boską i przenikłe
[872] oczy…
Sen, gdy pod jego władzą władca gromów legnie,
Do Posejdona z miłą wieścią szybko biegnie
145I rzecze, donosząc mu o tym, co się stało:
— «Teraz twoje Achaje możesz wspierać śmiało;
Śpi Kronid. Niech z tej pory korzystają Greki:
Hera zwiodła miłością, jam zamknął powieki».
Te chytre panu morza gdy odkrył zamiary,
150Sen poszedł sypać swoje na ród ludzki dary.
Posejdon się w zapędzie utrzymać nie zdołał,
Zaraz naprzód wyskoczył i głośno zawołał:
— «Ścierpicież, Grecy, aby syn Pryjama śmiały
Spalił flotę i wiecznej stąd dostąpił chwały?
155Ta nadzieja pochlebna jemu serce łechce,
Że Pelid siedzi w nawie i wojować nie chce.
Lecz nie poczujem, że on wyrzekł się oręża,
Niech tylko rota rotę, mąż zapala męża!
BrońZróbcie tak, jak ja powiem: nąjpierwsi rycerze
160I najsilniejsi, weźmy największe puklerze
[873];
Na głowy nasze włóżmy najtęższe przyłbice,
A najdłuższymi dzidy uzbrójmy prawice.
Pójdźmy! Ja wam przodkuję. Choć się tak nadyma,
Wiem, że naszego Hektor natarcia nie wstrzyma!…
165Tak rzekł; w momencie rozkaz jego wykonany.
Atryd, Itak
[874], Diomed mimo ciężkiej rany
Obiegają zastępy, ustawiają w szyki…
Posejdon ich prowadzi, a w strasznej prawicy
Ogromnym wstrząsa mieczem na kształt błyskawicy.
170Nikt się nie waży śmiałym mierzyć z nim zamachem,
Wszystkich Trojan przejęte serca zimnym strachem,
Hektor ich stawia, bojaźń z umysłów oddala.
Natenczas się straszliwy w polu bój zapala,
Gdy Posejdon i Hektor od trwogi daleki
175Prowadzą — ten Trojany, ten waleczne Greki.
Wzdęte morze namioty tłucze i okręty,
Trwa walka uporczywa, wrzask niezmierny wszczęty.
Nie tak straszliwie ryczy ocean zhukany,
Gdy o skaliste brzegi rozbija bałwany;
180Nie taki szum na górach ogień rozpościera,
Kiedy lasy paszczęką niesytą pożera;
Nie z takim hukiem, wyszły z Boreasza
[875] gęby,
Gwałtowny wicher wali niebotyczne dęby:
Jak straszne napełniło powietrze wołanie,
185Kiedy się starli z sobą Grecy i Trojanie.
WalkaHektor pierwszy Ajasa obalić się silił.
Biegłej rycerza ręki pocisk nie omylił,
Lecz pas, jeden od tarczy, a drugi od miecza,
Krzyżując się na piersiach, męża zabezpiecza;
190W to miejsce ugodziwszy, został raz
[876] odparty.
Bardzo takim trafunkiem
[877] Hektor był rozżarty,
A widząc, że Ajasa próżnym ciosem gonił,
Sam, unikając śmierci, między swych się chronił.
Ajas nie tracił czasu, i w oddaniu skory,
195Jeden z głazów służących nawom za podpory
(A mnóstwo ich tam było przy stopach rycerzy)
Silną pochwyca ręką i w Hektora mierzy:
Trafił kamień pod szyję, od tarczy odskoczył
I niemały czas jeszcze po piasku się toczył.
200
PiorunJak ognistym Zeusa uderzony grotem
Z ogromnym dąb na ziemię wali się łoskotem,
Pełne powietrze siarki przykrego zapachu,
A bliski widz srogiego Zeusa zamachu
Ogłuszony zostaje od ognia i trzasku:
205Tak nagle wielki Hektor upada na piasku…
Zostać panami łupu tak wielkiego chciwi,
Zewsząd na niego z krzykiem napadli Achiwi.
Lecz gdy w niebezpieczeństwie Hektora postrzegli
Polidam
[878], Glauk, Ajnejasz
[879], Sarpedon przybiegli,
210I Agenor; ci roty
[880] wstrzymują grożące,
A za nimi się Trojan cisnęły tysiące.
W ich puklerzach bezpieczna dla niego zasłona.
Tymczasem go ziomkowie wzięli na ramiona
I w tył wojska unieśli, gdzie wóz jego stoi,
215Prowadzą jęczącego rycerza ku Troi.
A skoro tam przybyli, gdzie Ksantu
[881] kryształy
Krętymi nurty żyzne pola przerzynały,
Wspaniały wóz i bystre zatrzymali konie,
Zsadzili go na ziemię, wodą zlali skronie.
220Odzyskał dech bohater, na nogi się dźwignął,
Otworzył oczy, z piersi krew czarną wyrzygnął,
Lecz upadł znowu, znowu zawarły
[882] się oczy:
Tak go ciężko Ajasa cios ogromny tłoczy.
Najlepsza dla Achajów zajaśniała pora,
225Gdy z placu schodzącego postrzegli Hektora;
Natarli zatem, nowym zapałem zagrzani.
Ajas, syn Oileja, Satnijosa rani…
Zwalił go Ajas dzidą, rycerz padł na plecy,
Przy nim wszczęli bój krwawy Trojanie i Grecy.
230Polidam zgonu ziomka zemścić się pośpieszył,
Oszczepem prawe ramię Protenora przeszył.
Chwytając piasek ręką padł syn Arejlika,
A chlubny tym zwycięstwem Trojanin wykrzyka:
— «Mogę sobie pochlebić, że syn Panta mężny
235Wprawną ręką niepróżno cisnął grot potężny!
Ktoś z Achajów odebrał cios hartownej miedzi
I wnet czarne siedliska Hadesa
[883] odwiedzi».
Sarknęli
[884] Grecy, Ajas bardzo się zapalił,
Obok niego Polidam Protenora zwalił;
240Więc na uchodzącego szybkim rzucił grotem:
Polidam śmierci zręcznym uchronił się zwrotem,
Lecz za to Archelocha cios dosięgnął srogi,
Dla niego zgubę mściwe przeznaczyły bogi
[885].
W kark go utrafia dzida Telamona syna,
245Okrutnym razem żyły obiedwie podcina.
Padł i ziemi, waląc się pod śmiertelnym ciosem,
Wprzód niż kolanem dotknął czołem, twarzą, nosem.
Ajas do Polidama chlubnie rzekł w tę porę:
— «Ciebie ja, Polidamie, za sędziego biorę:
250Nie nagradzaż nam straty mąż, co teraz pada?
Niepodły z niego rycerz i ród w nim nie lada.
Że złączon z Antenorem, prawie jestem pewny,
Syn to albo brat jego, a przynajmniej krewny».
Rzekł, znając
[886] dobrze, kogo obalił żelazem.
255Zasmucili się dumnym Trojanie wyrazem,
Akamas broni trupa i Promacha zmiata
Wtenczas, kiedy za nogi ciągnął jego brata.
Wraz wykrzyknął: — «Na nasze wystawieni sztychy,
Kiedyż, junacy
[887], próżnej przestaniecie pychy?
260Nie nam tylko w podziale dostały się smutki,
Równie na was padają zgubne wojny skutki.
Patrzcie, jak poległ Promach, gdy po zdobycz bieżał!
Niedługo brat mój drogi bez zemszczenia leżał.
Jak pełne tego losy pomyślności, komu
265Łaskawe dały nieba mieć mściciela w domu»!
Głos tak chełpliwy wszystkich Achajów rozżalił,
Lecz najbardziej się mężny Penelej zapalił;
Leci na Akamasa, ale ten się chroni:
Zgubny raz Ilijonej dostał z jego dłoni.
270Ojciec, Forbas, największe stada tam posiadał,
Hermejas
[888] go pokochał, bogactwami nadał,
A tego tylko żona powiła mu syna.
Zgasła twa, biedny starcze, pociecha jedyna!
Trafił w oko, źrzenicę ruszył grot stalony
[889],
275Przeszedł na wylot głowę. Rycerz, krwią zbroczony,
Wyciąga obie ręce i na ziemi siada;
Wtedy z mieczem dobytym Penelej przypada,
Tnie w szyję: głowa z włócznią, którą jest przebita,
I z przyłbicą upada. Zwycięzca ją chwyta,
280A podniósłszy utkwioną na żeleźcu głowę,
Wielkim głosem do Trojan tak obraca mowę:
— «Niechaj Ilijoneja i ojciec, i matka
Lubego syna płaczą aż do dni ostatka!
Lecz i żonie Promacha ten dzień smutny będzie,
285Gdy z powróconej floty mąż jej nie wysiędzie».
Rzekł, a wszystkich Trojanów strach ogarnął blady,
Myślą, jakby ostatniej uniknąć zagłady…
Księga XV
1Zwycięską bronią Greków ścigani tuż w tropy
[890],
Cofają się Trojanie za rowy, okopy;
Mnóstwo ich legło trupem w ucieczce i zbladli
Dopiero się wstrzymali, jak wozów dopadli.
5
Wyrwał się z towarzystwa pięknej swojej żony
[893],
Wstał, na Greków i Trojan boskim rzucił okiem:
Ci pierzchają, ci mężnym następują krokiem;
Posejdon
[894]
tam achajskiej przywodzi młodzieży;
10Hektor
[895]
wśród towarzyszów osłabiony leży,
Silną ranion
[896]
prawicą, krew z piersi wyrzuca
I ledwie mu tchem słabym oddychają płuca.
Zabolał ojciec bogów nad rycerza losem…
I takim do Irydy
[897]
odezwał się głosem;
15— «Posejdonowi rozkaz nieś wiernie, Irydo,
I powiedz, że te słowa od Zeusa idą:
Niech bitwę porzuciwszy, w tej mi zaraz porze
Śpieszy do rady bogów lub skryje się w morze!
Jeśli na me rozkazy nie chce być powolny
[898],
20Niech zważy, czy mej sile oprzeć się jest zdolny;
I władza mnie nad niego wynosi, i lata.
Więc tak lekce starszego będzie ważył brata?
Więc sobie równość ze mną w pysznej uprządł głowie?
Ze mną, przed którym wszyscy inni drżą bogowie?
25Rzekł; zaraz wykonana była jego wola,
Zbiega Irys z Gargaru na trojańskie pola.
A jak śnieg lub grad pada z tchnieniem Boreasza
[899],
Który wraca pogodę, a chmury rozprasza:
Tak posłanka złotymi ozdobiona pióry
30Szybko do Posejdona z Idy spada góry:
— «Posejdonie! — tak mówi — Zeus władnący w niebie,
Przysyła mnie z takowym zleceniem do ciebie,
Byś porzuciwszy bitwę, w tejże zaraz porze
Szedł lub do rady bogów, lub też skrył się w morze.
35Nie będzieszli
słów jego miał w należnym względzie,
Sam tu z otwartą wojną do ciebie przybędzie…»
Posejdon rozgniewany tak jej odpowiada:
— «Choć jest mocny, atoli
[900]
nadto dumnie gada.
Próżno równego w stopniu siłą swą zastrasza,
40Trzech nas miała z Kronosa
[901]
synów matka nasza:
Trzech panów, na trzy części podzielon, świat liczy,
Każdy ma swe dziedzictwo. Za losów udziałem
Hades wziął czarne cienie, ja morze dostałem,
45Zeus objął w swej części niebo i obłoki:
Ziemia wspólna jest wszystkim i Olimp wysoki.
Rządzić mną dla Zeusa byłoby za wiele,
Choć mocny, niech spokojny siedzi w swym wydziele
[904]!
Mam umysł wyniesiony, więc mu nie przyklęknę,
50Ręką niech mi nie grozi, bo się jej nie zlęknę;
Niech na syna i córki te pogróżki chowa,
Co ze drżeniem słuchają jego lada słowa».
Na to bogini urząd sprawująca posła:
— «Chceszli, abym odpowiedź tak twardą odniosła?
55Czy ją raczej osłodzisz? Lubo
[905]
czasem zbłądzi,
Nigdy się wielkie serce uporem nie rządzi.
Znasz doskonale, jakie stopnie są rodzeństwa;
Mszczą się Jędze
[906] za prawa zgwałcone starszeństwa».
Postrzegł się bóg, na morzu wzruszający flagi.
60— «Czuję — rzecze — Irydo, moc twojej uwagi.
Jak dobrze, gdy w posłańcu i poradnik wierny!
Ale ogarnął serce moje ból niezmierny,
Gdy ten, z którym wyroku zrównały mnie prawa,
Ze mnie się grożącymi słowy naigrawa
[907].
65Ustąpię, lecz ci serce otworzę w tej chwili:
Jeśli mimo żeśmy się zgładzić ugodzili
Przy pomocy Pallady
[908], jego miłej córy,
Zeus zechce ocalić ilijońskie
[909] mury
I danej obietnicy Achajom
[910] nie ziści,
70Niech wie, że będzie w wiecznej u nas nienawiści».
Rzekł Posejdon i zaraz w morzu się zagłębił;
Uczuł to Grek, bo w piersiach zapał się oziębił.
— «Weź pieczę — rzekł do Feba
[911]
Zeus — o Hektorze;
Chroniąc się mego gniewu Posejdon wszedł w morze.
75Gdyby na mnie śmiałymi czekał był rękoma,
Strasznym łoskotem walki między nami dwoma
W swych by posadach niebo i piekło zadrżało.
Ale lepiej dla niego i dla mnie się stało,
Że choć z gniewem, ustąpił nie czekając boju:
80Rzecz by ta wiele bardzo kosztowała znoju.
Weź egidę
[912]
i w groźnej wstrząsaj nią prawicy,
By greccy na jej widok drżeli wojownicy.
Szczególnie miej o wielkim Hektorze staranie,
Z nową w piersiach odwagą niechaj w polu stanie!…
85Rozkazał; wykonywa
Feb zlecenie ojca.
Jak szybko leci jastrząb, grzywaczów
[913]
zabojca,
Żaden mu ptak lekkimi nie wyrówna pióry
[914]:
Takim on właśnie lotem spadł z idajskiej góry.
Już bohater nie leżał, gdy Feb przed nim staje:
90Siedział, odzyskał zmysły, przyjaciół poznaje,
Co mu we wszystkich byli przygodach najszczersi.
Pot nie leje się z niego, nie robią mu piersi
[915],
Tak go Zeusa pamięć ożywiła sama.
Apollo rzekł w te słowa do syna Pryjama:
95— «Czemu siedzisz na tronie, od wojsk twoich z dala?
Co cię wyzuwa
[916]
z siły? Jaki ból przyzwala?
Uchylił Hektor powiek i rzekł słabym głosem:
— «Ktoś ty, z bogów najlepszy, moim tknięty
[917]
losem?
Nie wieszli? Gdym przed flotą stoczył walkę śmiałą,
100Ajas wtedy na ziemię obalił mnie skałą.
Mniemałem, że odwiedzę dziś Hadesa progi,
Utraciwszy od ciosu tego żywot drogi».
— «Ufaj! — Bóg odpowiada. — Pan władnący w niebie
Silnego pomocnika przysyła dla ciebie.
105Ja, Apollo, przy tobie z mieczem groźnym stoję,
Ja, com dawniej i ciebie zasłaniał, i Troję…»
Tym słowem wzmocnił siły, które w nim już gasły.
Koń
Jak przy żłobie trzymany długo koń wypasły,
Zerwawszy uwiązanie, bieży, piasek miece,
110I przywykły się kąpać w przeźroczystej rzece,
Pyszny swoją pięknością, leci, dumnie pląsa,
Głowę do góry wznosi, a grzywą potrząsa
I pędzi na znajome sobie klacz
[918] pastwiska:
Tak za wzmocnieniem boga, który strzały ciska
[919],
115Mężny Hektor wielkimi kroki
[920] w pole sadzi
I waleczne do boju Trojany
prowadzi.
Polowanie
A jak biegną, zwierzyny pięknej dostać chciwi,
Za sarną lub jeleniem i psy, i myśliwi
On, gdy mu jeszcze zguby zły wyrok nie niesie,
120Chowa się między skały albo w gęstym lesie;
Wtem gdy się lew pokaże, krzykiem ich wzbudzony,
Psy i myśliwcy w różne rozpierzchną się strony:
Tak trwożnych pędzą Trojan szeregami Grecy,
Tną mieczami, dzidami przebijają plecy;
125Lecz gdy ujrzą Hektora, przejęci są trwogą,
I cała ich w tym siła, że uciekać mogą…
Idą Trojanie, Hektor wielkim stąpa krokiem,
Apollo go poprzedza odziany obłokiem:
W rękach jego egida nieśmiertelna błyska,
130Frędzle ją srożą, groźny blask daleko ciska,
Na postrach ludzi Hefajst
[921] dał ją panu nieba
[922];
Taka egida rękę uzbrajała Feba.
Ścisnąwszy swe zastępy czekają Achiwy
[923];
Z obu stron krzyk powietrze napełnia straszliwy,
135Z mocnych rąk dzidy, z brzmiących cięciw lecą strzały:
Jedne się w łono
mężów szlachetnych dostały,
Drugie nie dojdą ciała i w ziemię się wbiją,
Ani się krwi tak chciwie żądanej napiją.
Póki Feb trzymał w rękach tarczę niewzruszoną,
140Ginął lud, bój za żadną nie ważył się stroną.
Lecz wkrótce przeciw Grekom zwrócona egida —
Wraz
[924] nią wstrząśnie i z piersi głos ogromny wyda:
Słabieją
[925]
w męstwie, bojaźń w umysłach zajęta
[926].
Jak gdy w nocy napadną dwa srogie zwierzęta
145W nieprzytomności stróża
[927]
na woły lub owce,
Drżąca trzoda się w różne rozbiegnie manowce
[928]:
Tak uciekają Grecy; Feb ich mdłymi
[929]
zrobił,
A Trojan i Hektora chwałą przyozdobił…
Gdy się zwycięzcy bawią
[930]
nad krwawymi łupy
[931],
150Uciekają w nieładzie drżące Greków kupy;
Hektor swoich zachęca, wielkim głosem krzyczy,
By prosto szli na flotę, niechciwi
[932]
zdobyczy:
— «A kto mi kolwiek od naw
[933]
na stronę odbiegnie,
W tymże zaraz momencie z mojej ręki legnie
[934]!
155Ni go bracia, ni siostry nie uczczą pogrzebem,
Ale go psy w kawały rozszarpią pod niebem
[935]»!
Rzekł i ogniste biczem rumaki zacina,
Do śmiałego natarcia roty
[936]
upomina.
Zwracają wszyscy konie z groźnymi okrzyki,
160Przodkiem Apollo mężne wiedzie wojowniki.
Zarzuca
[937] rów, okopy zwala
jego noga:
Wnet się dla nich zrobiła tak szeroka droga,
Ile zasięgnie dzida od męża rzucona,
Gdy doświadcza, jak silne są jego ramiona.
165Tą drogą tłumem idą Trojanie zuchwali,
Pod stopą Feba gruby mur Greków się wali.
A jako drobne dziecię, bawiąc swe tęsknoty
[938],
Rozmaite na piasku buduje roboty,
Wnet je ręką i nogą igrając zagrzebie:
170Tak się mur grecki kruszy pod twą stopą, Febie.
Tyś ich zmieszał, tyś zrobił, że pierzchli nikczemnie
[939];
Dopiero się przy nawach wstrzymują wzajemnie…
Wzdęte na boki w okręt bałwany się leją
175I nic go nie zachowa od gwałtownej fali:
Tak się wojsko trojańskie na mur grecki wali.
Pędzą ku nawom konie śmiałe wojowniki
[942],
Trojanie z wozów długie wyciągnęli piki
[943],
Grecy z okrętów drągi wzięli na odparcie
180Kute miedzią, w ogniowym ustalone harcie
[944].
Gdy się bój z dala od naw przy murze wysila,
Patrokl
[945]
siedział w namiocie cnego Eurypila;
Miłymi w nim tęsknotę rozmowami słodził,
A plastrem bole rany głębokiej łagodził.
185Lecz widząc, że Trojany przez mur się waliły,
Że Grecy uciekają bez ładu, bez siły,
Jęczy, bije się w uda, łza mu gęsta ciecze,
I tak do przyjaciela z ciężkim łkaniem rzecze:
— «Mimo twej rany dłużej nie mogę być z tobą,
190Wkrótce się Grek ostatnią okryje żałobą.
Niech ci pomoc potrzebną wierny sługa niesie,
Ja biegnę chęć do boju wzbudzić w Achillesie.
Któż wie, czy go nie skłonię za pomocą boga?
Mocna jest z ust przyjaźni idąca przestroga».
195Rzekł i opuścił namiot Patrokl rozpłakany.
Tymczasem Grecy dzielnie wstrzymują Trojany,
Lecz ni ci zdolni, lubo
[946]
mniejsze, odbić roty,
Ni ci Greków przełamać i wpaść im w namioty.
A jak ostrym toporem cieśla zręcznie włada,
200Którego sztuki sama uczyła Pallada
[947],
I za sznura kres ostrej nie zapuści stali:
Tak ci w równi zupełnej bój utrzymywali.
Po wszystkich stronach walka uparta się szerzy.
Hektor z okrytym chwałą Ajasem się mierzy,
205Przy jednej walczą nawie; ni Hektor jej spalić,
Ni Ajas od niej może Hektora oddalić.
Już Kaletor niósł ogień, ów śmiały syn Klity,
Lecz w piersi został dzidą Ajasa przeszyty:
Leci na ziemię, głownia
[948]
z ręki mu wypada.
210Patrząc na śmierć krewnego Hektor się rozjada
I wielkim głosem woła na trojańskie szyki:
— «Trojanie i Dardany, i waleczne Liki!
Nie ustępujcie z miejsca, walczcie w tej ciaśninie
[949]
I nie dajcie wziąć zbroi
[950]
po Klitiosa synie»!
215Skończył i długą dzidę w Ajasa wymierzył;
Chybił go, Likofrona
[951]
mężnego uderzył.
Przymuszony z Kitery uciec dla zaboju
[952],
Ajasowi w rycerskim towarzyszył znoju
[953];
Przy boku przyjaciela stał bohater dzielny,
220Przy nim walczył, gdy w głowę dostał raz
[954]
śmiertelny;
Bez duszy z wyniesionej nawy na łeb zlata
[955].
Ajas przejęty żalem tak mówi do brata:
— «Teukrze! Jakie nas teraz czekają tęsknice
[956]?
Syn Mastora
[957], kochany od nas jak rodzice,
225Którego w domu naszym żaden wzgląd nie minął,
Zajadłego Hektora srogim ciosem zginął.
Gdzie twe strzały niosące śmierć, bóle i jęki?
Gdzie jest łuk otrzymany z Apollina ręki»?
Na głos brata przybiega Teucer, strzelec główny,
230Łuk ma w ręku i kołczan strzałami ładowny
[958].
Grot wylata po grocie, warczy żyła
[959]
tęga,
Wraz
[960]
Pejzenora syna strzałą swą dosięga:
Ranny Klejtos, powoźnik
[961] Polidama śmiały.
W Hektora oczach pięknej szukający chwały,
235Gardził niebezpieczeństwem, tam pędził rumaki,
Gdzie się najbardziej mężne zgęszczały
orszaki.
Nie mogła go od zguby żadna zbawić
[962] siła,
Puszczona strzała w szyję z tyłu utrafiła;
Padł na ziemię, śmiertelnym dosięgniony grotem,
240Konie wóz próżny
[963]
z wielkim wstrząsnęły łoskotem.
Postrzegłszy to Polidam, zaraz je uchwycił
I Astynoja rękę strażą ich zaszczycił,
A gdy mu blisko siebie trzymać je zaleci,
Sam znowu między pierwsze wojowniki leci.
245Teucer zaś na Hektora nowy grot nakładał,
I pewnie ostateczny byłby mu cios zadał,
Gdyby Zeus srogiego nie wstrzymał wyroku.
On mając bohatera dnia na bacznym oku,
Nadto wyniosłym Teukra zamiarom urąga
[964],
250Rwie mu w ręku cięciwę, kiedy ją naciąga:
Prysła strzała i łuku dotrzymać
[965]
nie umiał;
Nadzwyczajnym przypadkiem strwożył się i zdumiał.
— «Bracie — rzekł — boga ręka, nam niesprzyjająca,
Miesza układy nasze i łuk mi wytrąca;
255Z tęgich żył
[966]
dziś ode mnie skręcona cięciwa,
Zdolna nieść strzał tysiące, nagle mi się zrywa».
— «Porzuć twój łuk i strzały — rzekł Ajas żałosny
[967]
—
Gdy ci je z rąk wydziera jakiś bóg zazdrosny;
Weź raczej długą dzidę, piersi okryj tarczą,
260Walcz, zachęcaj — bijmy się, póki siły starczą,
Jeśli mają wziąć flotę, niech ją wezmą z pracą
[968]
I niech drogo zwycięstwo Trojanie opłacą».
Tak radził; Teucer zaraz namiotu dopada,
Łuk zostawia, na ramię tęgi puklerz
[969]
wkłada,
265Głowę kształtnie zrobionym szyszakiem
[970]
przykrywa,
Nasrożona piórami groźna kita
[971]
pływa.
Ogromną bierze dzidę, a nie szczędząc kroku,
Bieży spieszno i staje przy Ajasa boku.
Widząc łuk Teukra, boskim osłabiony cudem,
270Hektor między trojańskim głośno woła ludem:
— «Walczcie! Gdzie z taką chwałą bitwa rozpoczęta.
Niech każdy z was o dawnej sławie swej pamięta!
Widziałem na me oczy, jak bezsilne strzały
W ręku najbieglejszego rycerza zostały.
275Zeus to sam dokazał i znak jest niemylny,
Dla kogo on niechętny, a komu przychylny:
Dziś od niego Achajów zmniejszona odwaga,
Dziś przeciwko nim bije, a nam dopomaga.
280Kto ma paść, niech bez żalu rozstanie się z życiem!
Ach! Jak tu dla rycerza chwały plac jest żyzny!
Pięknie mu z bronią w ręku umrzeć dla ojczyzny,
A dom swój, żonę, dzieci, majątek ocali,
Gdy męstwem swym Achąjów z tych brzegów oddali».
285Tak Hektor w serca wszystkich zapał swój przelewał.
Nie z mniejszą Ajas siłą Achajów zagrzewał:
— «Mężowie! Dziś najsroższych klęsk jesteśmy bliscy,
Albo ocalim flotę, albo zginiem wszyscy.
Mniemacieli, gdy Hektor nam panem zostanie,
290Że możecie piechotą przejść po oceanie?
Nie widzicieli, jak on rzuca się gwałtownie?
Jak zapala, jak woła na Trojan o głownie?
Nie na tańce ich wzywa, lecz żeby nas dobić.
Ja sądzę, że nie możem nic lepszego zrobić,
295Jako gdy nasz zmieszamy oręż z ich orężem:
Niech już raz albo zginiem, albo też zwyciężem»!
W gorących sercach nową wzniecił żądzę sławy:
Miedzianym z tarczy murem otoczyli nawy;
Zeus wzmaga w Trojanach zapał i nadzieje,
300
— «Nikt z tobą, Antylochu, z achajskich rycerzy
Ni miłością, ni biegiem, ni siłą się zmierzy.
Wyskocz, byś kogo z wodzów trojańskich obalił».
Tym słowem jego zagrzał, a sam się oddalił.
305Z błyszczącą zaraz dzidą przed pierwszymi stanie,
Na jego widok trwożni uchodzą Trojanie;
Jednak nie był rycerza zamach bezskuteczny:
Gdy śmiało biegł do boju Melanip
[975] waleczny,
W piersi raz dostał, upadł tym zwalony ciosem,
310A zbroja na nim smutnym zajękła odgłosem.
Jak szybko przyskakuje bystry chart do łani,
Gdy ją myśliwiec z kniei wychodzącą rani:
Tak prędko pierwszy z greckiej Antyloch młodzieży,
By z ciebie, Melanipie, ściągnąć zbroję, bieży.
315
I tchnąc zemstą za brata, przeciw niemu skoczył.
Antyloch, lubo
[979]
dzielny bohater, nie czeka,
Zbiera swe wszystkie siły i co tchu ucieka.
Jak zwierz srogi, niemałe gdy porobi szkody,
320Zabije psa lub męża broniącego trzody,
Chroni się wprzód, nim mnóstwo pasterzy się zbiegnie:
Tak on ucieka, skoro Hektora postrzegnie.
Krzyczą za nim Trojanie, gęste miecą groty.
Zwrócił czoło, ze swymi złączywszy się roty.
325Jak lwy do naw Trojanie szli wielkimi kroki
[980]
Tak się spełniały boskie Zeusa wyroki.
Z jego woli Dardanin
[981]
śmiałości nabierał,
On w Greku męstwo słabił, chwałę mu wydzierał,
On chciał imię Hektora zrobić wiekuiste,
330Iż pierwszy rzucił głownie na flotę ogniste:
Tak Tetydzie
[982]
uiszczał, co jej przyrzec raczył,
Więc czekał, aby ogień na nawach obaczył.
Od tej chwili przedsięwziął Trojan szczęście skrócić
I zwycięstwo na stronę Achajów obrócić.
335W tym zamyśle Hektora sam pchał na okręty,
Lubo już dosyć własnym zapałem był pchnięty.
Jak Ares, gdy zabójczą dzidę chwyci ręką,
Lub jak ogień, gdy lasy zjadłą
[983]
żre paszczęką,
Wścieczony
[984]
lata Hektor i z ust pianę toczy;
340Zapalone pod groźną brwią iskrzą się oczy,
Niezmordowana robi oszczepem prawica,
A podskakując, skronie tłucze mu przyłbica…
Chcąc złamać Greków, ciosy tam obraca
[985]
swoje,
Gdzie najdzielniejsze męże i najcięższe zbroje;
345Lecz nadaremnie wszystkie swe siły wywiera
Niewzruszony jak wieża zastęp go odpiera.
Jak kiedy szturm przypuszczą do nadbrzeżnej skały
I wiatry rozhukane i spienione wały
[986]
Ona ich gniew silnymi wstrzymuje ramiony:
350Tak szyk grecki na miejscu stoi niewzruszony…
Widzą cię pośród siebie Achaje, Hektorze!
Jak gdy na pasące się woły przy jeziorze
Wpadnie lew — nieprzywykły walczyć pasterz młody
Już od czoła, już z tyłu broni swojej trzody
355On skacze nagle w środek i buhaja
[987]
zjada,
W różne się strony drżąca rozpierzcha gromada:
Podobnie, gdy wpadł Hektor (Zeus go zapalił
[988]),
Wszyscy pierzchli i tylko Peryfeta zwalił…
Z przodu Greki
[989]
okrętów jeden rząd zamykał;
360Stąd wyparci, przy drugim, który morza tykał
Stawają, przy namiotach gęsto się gromadzą
I o daniu odporu najtęższego radzą.
Przez wstyd i strach w obozie rozbiec się nie śmieją,
Jedni krzycząc na drugich krzepią się nadzieją.
365Nestor
[990], ludu stróż, wszystkich czule
[991] upomina,
On rycerzów na imię ich ojców zaklina:
— «Przyjaciele! Chciejcie się mężami pokazać,
A nade wszystko hańbą lękajcie się zmazać!
Myślcie o żonach, dzieciach, majątku, rodzicach,
370Czy żyją, czy już w wiecznych zostają ciemnicach
[992].
Oni wołają na was tym słowem przeze mnie:
Stójcie! Wstydźcie się tyły podawać nikczemnie!…»
Wielki Ajas za hańbę sobie to rozumie,
By z innymi Grekami dłużej krył się w tłumie;
375Wraz na widok trojańskiej pokazał się młodzi,
Z nawy na nawę krokiem sążnistym przechodzi,
Dwudziestodwułokciowym
[993]
obracając drągiem,
Z okrętów na okręty przeskakiwał ciągiem
[994].
Jak, obok cztery konie sprzągłszy, jeździec zręczny
380Ludowi ciekawemu chcąc dać widok wdzięczny
Bieży ku miastu, chlubnej szukając zalety
[995];
Zbiegają się mężczyźni, zbiegają kobiety,
Obróconych na niego oczu pełno wszędzie,
On z konia na koń skacze w najbystrzejszym pędzie,
385Tak po nawach wielkimi skakał Ajas kroki,
A ogromnym swym głosem przebijał obłoki.
Zachęca bezustannie ten mąż nieznużony
Do dzielnej i namiotów, i floty obrony.
I Hektor między swymi nie został orszaki
[996],
390Lecz jak orzeł, zoczywszy pasące się ptaki,
Uderza na żurawie, gęsi lub łabędzie,
W takimże Hektor śmiały rzucił się zapędzie…
Pod samą flotą walkę stoczyli tak srogą,
Iżbyś rzekł, że wyczerpnąć
[997]
swoich sił nie mogą;
395Taka zjadłość ich piersi, taki ogień pali,
Jakoby w tym momencie bitwę zaczynali.
Wielki do męstwa powód miały strony obie:
Grek już zbawienia prawie nie rokuje
[998]
sobie,
Trojanin dzisiaj wszystko chce zakończyć razem,
400Okręty zniszczyć ogniem, a Greki żelazem.
W tym przekonaniu wszystkie swe siły wywarli,
Jedni, by zwyciężyli, drudzy, by odparli.
Hektor chwycił za okręt, co wiosły
[999]
licznemi
Protezylaja
[1000]
stawił na trojańskiej ziemi,
405Ale go nie powrócił: zginął z wziętej rany,
O jego walczą okręt Greki i Trojany.
Wojna
Nikt tu strzał, nikt oszczepów dalekich nie ciska,
Obie, równo zajadłe, strony walczą z bliska.
Okrutna rzeź: ten kole, ten rąbie, ten siecze,
410Błyszczą w rękach dzidy, siekiery i miecze,
Powietrze od orężów tłukących się chrzęści,
Z rąk, z ramion lecą miecze strzaskane na części,
Podruzgotanych zbroi pełno na równinie,
Ziemia cała zbroczona krwi potokiem płynie.
415Hektor jak chwycił okręt, tak się ciągle trzyma,
Z zapalonymi na swych wołając oczyma:
— «Nieś pochodnie, następuj śmiało, mężna młodzi!
Dzień ten dziesięcioletnie klęski
[1001]
nam nagrodzi.
Weźniemy flotę, całkiem wyrżniemy lud grecki.
420Bez woli bogów przyszedł ten naród zbójecki.
Gnuśność
[1002]
starych zrobiła, że się Grek ocalił,
Ja bym był dawno natarł, ich zbił, flotę spalił,
Lecz mnie wstrzymała starców rada zbyt ostrożna.
Dziś wszystkich błędów naszych powetować
[1003]
można,
425Bo Zeus nam łaskawej udziela opieki».
Rzekł; oni z nową mocą natarli na Greki.
Na Ajasa tysiączne zwrócone pociski
[1004];
Już on zaczął rozumieć, że jest śmierci bliski.
Schodzi z wierzchu na ławę przed licznymi groty,
430Tam staje, pilnie Trojan zważając obroty:
Ktokolwiek z ogniem bieży, dzidą go oddala,
A Greków nieustannym głosem tak zapala:
— «Przyjaciele! Narodzie bogu wojny
[1005] miły!
Nie ustawajcie w męstwie, zbierzcie wszystkie siły!
435Czyż my to posiłkowe w tyle
[1006] wojska mamy?
Czyż nas nowe zasłonią mury, nowe bramy?
Jestże w bliskości
[1007]
miasto, które by nas trudem
Osłabionych schroniło? Świeżym wsparło ludem?
Tu jesteśmy, daleko od ojczystych brzegów,
440Od morza i trojańskich ściśnieni szeregów
Nie gnuśność, dzielne tylko ocali nas ramię»!
Rzekł; jak wściekły uderza, zabija i łamie.
Kto od Hektora pięknym zapałem natchnięty,
Z ogniem w ręku zuchwale bieżał na okręty,
445Na tego się okrutnym Ajas ciosem srożył:
Tak dwunastu rycerzy przed flotą położył.
Księga XVI
1
ŁzyKiedy ci przy okręcie zwodzą
[1008] bój okrutny,
A jako zdrój spod skały hojne wody toczy,
Tak obfitymi łzami płyną jego oczy.
5Wzruszon Pelid
[1011]
tak mówić do niego zaczyna:
— «Patroklu! Czemu płaczesz, jak mała dziewczyna,
Która za matki śladem drobnym krokiem goni,
Chwyta ją za skraj szaty i rzewne łzy roni,
I twarzą jej przesyła chęci niemowlęce,
10Aż ją zmiękczona matka weźmie na swe ręce.
Ach! Tak miękkie łzy płyną Patroklowi memu.
Czy zwiastujesz
[1012]
co wojsku? Czy też mnie samemu?
Czyś odebrał wieść jaką smutną po kryjomu?
Ale mówią, że żyje Menojtijos
[1013]
w domu;
15Że Pelej
[1014]
Myrmidony
[1015]
rządzi w szczęściu, w chwale:
Ich by śmierć najdotkliwsze sprawiła nam żale.
Czy nad Grekami płaczesz, że przy nawach
[1016]
giną?
Własną oni ściągnęli te nieszczęścia winą.
Lecz mów! Oba wszak sobie jesteśmy najszczersi».
20Na to Patrokl, westchnąwszy z głębokości piersi:
Gniew— «Daruj łzom, najmężniejszy z Greków, przyjacielu!
Trudno ich nie wylewać wśród nieszczęść tak wielu…
Oby nigdy gniew taki nie zajął twej duszy!
Godnaż
chwały w złym stałość? Nic cię więc nie wzruszy?
25Jeśli Greków nie wesprzesz w tak okrutnej dobie,
Któż z rąk twych będzie pomoc obiecywał sobie?
Gniew ten ród boski w tobie ściera do ostatka:
Nie jest Pelej twój ojciec ni Tetys
[1017]
twa matka,
Ale cię wyrzuciły groźne morza wały
[1018],
30Albo tak twarde serce z twardej kute skały.
Jeśli niechęć do boju wyrok w tobie sprawił
Lub jeśli ci co Zeus
[1019]
przez matkę objawił,
I za bogów pomocą zbawię greckie roty
[1021].
35Daj twą zbroję! Trojanin, tę ujrzawszy postać
I mnie biorąc za ciebie, nie będzie śmiał dostać
[1022],
Wstrzyma zapęd; Grek wytchnie, gdy wsparcie obaczy,
A i lekkie wytchnienie wiele w boju znaczy.
Kiedy świezi wpadniemy na lud zmordowany,
40Samym krzykiem odeprzem pod miasto Trojany».
Tak Patrokl do Achilla tkliwy głos zanosił.
Nieszczęśliwy! Nie wiedział, że o zgubę prosił.
Pelid, ciężko wzdychając, tych słów mu udziela:
— «Cóż ja to z ust mojego słyszę przyjaciela?
45Ani wyrok do boju
[1023]
niechęć we mnie sprawił,
Ani mi też co Zeus przez matkę objawił,
Lecz mi stoi w pamięci męża czyn gwałtowny.
Co za hańba! Rownego śmiał pokrzywdzić rowny
[1024]
I użyć władzy swojej na gwałtu narzędzie!
50Ta obelga niełatwo w sercu startą będzie:
Owoc mych trudów, dana po dobyciu miasta,
Gwałtem z rąk przez Atryda
[1025]
wydarta niewiasta…
Ale przeszłe zostawmy rzeczy w niepamięci,
Nie przystoi mi w wiecznej uprzeć się niechęci!
55Powiedziałem: nie pierwej
[1026] skrócę gniew zawzięty,
Aż bitwa o tesalskie otrze się okręty…
Teraz idź, wpadnij na nich, Patroklu waleczny,
Oddal od floty greckiej wyrok ostateczny,
By nie rzucili na nią ognistej pożogi
[1027]
60I nie przecięli wojsku do powrotu drogi!…
A gdy od naw
[1028]
odeprzesz Trojan, wracaj do mnie,
Choćby ci szczęścił Zeus, użyj szczęścia skromnie
I staraj się powściągać twą zwycięską dzidę!
Beze mnie walcząc, moją zwiększyłbyś ohydę.
65Niechże twojego serca zwycięstwo nie poi,
Strzeż się wojska prowadzić aż pod mury Troi!…
Gdy w naw zbawieniu nasze chęci się uiszczą
[1029],
Zostaw obadwa wojska, niech się w polu niszczą».
Tymczasem silny Ajas
[1030]
już ulec był bliski,
70Zeus go tłoczy i Trojan biją nań pociski.
Świetna przyłbica, gęstym uderzana ciosem,
Wedle
[1031] skroni straszliwym jęczała odgłosem,
Dłoń słabnie pod ciężarem wielkiego puklerza
[1032],
Jednak z miejsca nie mogli wyruszyć rycerza.
75Zatchnęły mu się piersi tak, że ledwie zieje
[1033],
Z członków jego pot słonym strumieniem się leje,
Jedne odeprze, leci druga dzida skorsza
[1034];
Zemdlał
[1035], coraz się więcej jego stan pogorsza.
Muzy! Które dzierżycie dom Zeusa święty,
80Mówcie, jak płomień greckie zapalił okręty!
Na dzidę, którą Ajas walecznie się składał,
Wpadł Hektor
[1036]
i ogromnym cios mu mieczem zadał.
Odcięta miedź od drzewca
przeraźliwie dzwoni
I daleko upada, a bohater w dłoni
85Drąg stępiony daremnym obraca zamachem.
Uznał w tym dzieło bogów, zimnym zadrżał strachem
I nie wątpił, że Zeus niszczy jego trudy,
A obdarzyć zwycięstwem chce trojańskie ludy.
Spośród grotów ustąpił, wyparty gwałtownie.
90Trojanie zewsząd niosą rozżarzone głownie
[1037],
Pali się okręt, smolne zajmują się sosny.
Bije się w uda Pelid i mówi żałosny:
— «Przyspieszaj, o Patroklu, twoje przedsięwzięcie!
Nieprzyjacielski ogień widzę na okręcie.
95Ocal flotę, powrotu naszego nadzieję,
Weź oręż, a ja wojsko zbiorę i zagrzeję».
Rzekł; Patrokl się natychmiast uzbrajać poczyna:
100W który blaski gwiazd cudna wyraziła sztuka;
Miecz ciężki z brązu wiesza na silne ramiona,
Błyszczy mu się głowica srebrem ozdobiona;
Nieprzebitym pokryciem zabezpiecza zdrowie
Mocny na piersiach puklerz
[1042], a szyszak
[1043]
na głowie;
105Z końskich włosów na hełmie wspaniałym uwita,
Pływając, strach daleko niesie groźna kita
[1044].
Wziął i silne oszczepy
[1045], lecz równe swej dłoni;
Dzidy tylko nie zabrał z przyjaciela broni…
Automedon
[1046]
ogniste zaprzęga rumaki.
110Po Achillu, ścielącym trupami orszaki
[1047],
Patroklowi najwięcej Automedon miły,
Bo doznał w bojach jego i wiary, i siły.
Koń
Ksant i Balios
[1048]
w zaprzęgu są, dwa bystre konie,
Mogące wiatry w szybkim wyścignąć przegonie…
115Pedaz im towarzyszy, śmiertelnego rodu,
Lecz nieśmiertelnym zrówna koniom do zawodu.
Tymczasem zaś Achilles obiega namioty,
Sam uzbraja, sam żwawe zagrzewa Ftyjoty
[1049];
Chęć do boju w nich długa powiększyła przerwa.
120
Na górze rogatego zabiwszy jelenia,
Jedzą go, krew im brzydkie paszcze zaczerwienia;
Potem do źródła kupą idą rozbójniki,
Chłodzą się, chlipiąc
[1051]
wodę chciwymi języki,
125Mięso się z paszcz odrzuca, wzdymają się brzuchy,
A w piersiach niestrwożonych śmiałe rosną duchy:
Tak gorąco Ftyjotów wodze za krwią dyszą
I z takim Patroklowi męstwem towarzyszą.
W środku stoi Achilles, w nim Aresa
[1052]
mina,
130On i męże, i konie żwawo upomina.
Pięćdziesięciu okrętom Pelid przewodniczył,
A na każdym pięćdziesiąt bohaterów liczył;
Pięciu dał wodzów, każdy swój szyk
[1053]
doprowadza,
Ale przy nim najwyższa zostawała władza…
135Gdy więc uszykowany lud z wodzami staje,
Achilles ostrym tonem rozkazy im daje:
— «Przez czas gniewu mojego nieraz ja słyszałem
Burzących się
[1054]
was wielkim na Trojan zapałem,
I takeście, wodzowie, czynili wyrzuty:
140Achillu! Żółcią
[1055]
karmion lub ze skały kuty,
Czemu w tej nieczynności nasze trzymasz ramię?
Jeżeli już nic gniewu twojego nie złamie,
Nie lepiejż
iść do domu, niż gnuśnieć
[1056]
szkaradnie?
Teście mi słowa nieraz mówili gromadnie.
145Męże! Oto dzień boju tak od was żądany.
Idźcież więc i uderzcie śmiało na Trojany!
Tym słowem dodał wszystkim do boju ochoty,
Po głosie wodza bardziej skupiły się roty.
A jak ściśle budownik spaja ściany w murze
150Dom stawiać, mocen wiatry wytrzymać i burze:
Tak ściśle się skupili mężni wojownicy:
Puklerz tyka puklerza, przyłbica przyłbicy,
Przy kicie pływa kita, zbroja bliska zbroi,
Mąż przy mężu i dzielne wojsko jak mur stoi.
155Na czele bohaterów zapalonych srodze
Patrokl i Automedon, dwa stawają wodze.
Jedna w obydwu śmiałość, jedna w obu dusza,
Za nimi wybór wojska Myrmidonów rusza.
Pelid wszedł do namiotu i od matki
[1057]
daną
160Otworzył skrzynię, drogim sprzętem ładowaną;
Tam się w darach dla syna wylało jej serce:
Były kosztowne szaty, płaszcze i kobierce
[1058];
Tam i kształtnie ze złota rżnięta była czasza
[1059].
Sam tylko z niej Achilles pragnienie ugasza,
165Nikt inny z ludzi swymi usty jej nie spodlił,
Z nią w ręku do samego Zeusa się modlił
[1060].
Okurza ją i czyści, rękę myje w wodzie,
W otaczającej namiot stanąwszy zagrodzie
[1061],
Leje wino i dłonie do Zeusa wznosi,
170Który moc swoją światu piorunami
[1062]
głosi:
Gdzie niemyte, na gołej ziemi rozciągnięte,
Selle
[1065]
w piersi przyjmują twe natchnienia święte!
175Wysłuchałeś mej prośby i twój gniew surowy
Za mą cześć obrażoną spadł na greckie głowy.
Racz i dziś prośbę moją wysłuchać łaskawie!
Ja jeszcze sam przy flocie zostaję na nawie,
Lecz do boju posyłam z wojskiem przyjaciela
180Niechże mu szczęścia twoja prawica udziela…
Niech wróci, odpór dawszy Trojanom zuchwałym,
Sam cały, z całą zbroją i z mym ludem całym!
Jedną część prośby przyjął, a drugą odmówił:
185Zezwolił bój odeprzeć, śmiałość Trojan skrócić,
Lecz zaprzeczył
[1066]
mu zdrowym do floty powrócić.
Taką gdy do Zeusa modlitwę uczyni,
Powraca do namiotu, czarę kładzie w skrzyni.
Wkrótce wyszedł, ciekawe na plac zwrócił oczy
190Chcąc widzieć, z jakim skutkiem nowy bój się toczy.
Pod Patroklem w porządku szły mężne Ftyjoty,
Aż też niedługo wpadły na trojańskie roty…
Gdy obaczyli mężni wojownicy Troi
Patrokla z powoźnikiem
[1067]
w znanej od nich zbroi,
195Zmieszali się i widok nagły ich zatrwożył;
Sądzili, że Achilles gniewy z serca złożył
I pojednan z Atrydem
[1068]
wyszedł floty bronić:
Myślą więc, jak od zguby grożącej się schronić…
Jak szumi chmura, idąc do górnych sklepieni
[1069],
200Gdy Zeus w straszną burzę dzień pogody zmieni,
Tak też z Trojan ucieczką zgiełk i wrzawa wzrosły…
Wielu rycerzom konie dyszle
[1070]
połamały
I zostawiły wozy strzaskane w kawały…
Gdzie najbardziej lud zmieszan, Patrokl ku tej stronie
205Z przeraźliwym okrzykiem swoje pędzi konie:
Wywracają się wozy, trzaskają się koła,
A strąconych rycerzy w piasku grzęzną czoła.
Już bieguny
[1071], którymi obdarzyły bogi
Peleja, rów lekkimi przeskoczyły nogi,
210Chciwe na drugiej stronie śmierć i postrach szerzyć.
Hektora szuka Patrokl, jego chce uderzyć,
Lecz go prędkie uniosły konie na przestrzeni.
A jako chmury, w mglistej zebrane jesieni,
Obfite wylewają potoki na ziemię,
215Gdy gniewny Zeus ukarać chce przestępne plemię,
Kiedy, z pogardą bogów, na świętym urzędzie
Krzywe
[1072]
czynią wyroki niegodziwe sędzie;
Nagłym wzdęte ulewem
[1073]
potoki się wzbiorą,
220Przełamawszy je, z szumem pędzą w morze wody,
Niszcząc domy i drogie pracy ludzkiej płody:
Taki się szum rozlegał w trojańskim szeregu,
Takie jęki ich konie wydawały w biegu.
Ale nie tu się Trojan zakończyła nędza
[1076]:
225Zabiega im od miasta, ku flocie napędza,
Między rowem i rzeką trwożne zbija kupy
I za Greków zabitych liczne ściele trupy…
Widząc na ziemi ległe swoje wojowniki
[1077],
230— «Gdzie pierzchacie? Ach! Waszą uznajcie ohydę!
Ja przeciwko zwycięzcy temu prosto idę,
Ja chcę zaraz doświadczyć jego ręki siły,
Której pociski tylu Trojan obaliły».
Rzekł i natychmiast z wozu w świetnej skoczył zbroi.
235I Patrokl, to postrzegłszy, na wozie nie stoi,
Skoczył — oba na wszystkie biorą się sposoby.
A jak z ostrymi szpony i z krzywymi dzioby
Sępy z hałasem walczą na wyniosłej skale:
W takim idą rycerze na siebie zapale.
240Widząc tej bitwy skutek, niebios pan wzruszony
Tak się do swej odzywa i siostry, i żony:
— «Zbliża się smutna chwila przeznaczona losem,
W której ma lec Sarpedon pod Patrokla ciosem.
Dwoiste we mnie myśli wzbudza jego dola:
245Czyli
[1080] go unieść z tego fatalnego pola
I posadzić w zamożnej likijskiej krainie,
Czy przystać
[1081], że od tego bohatera zginie?
Mogąż mieć dzikie myśli wstęp do twojej głowy?
250Od śmierci śmiertelnego chcesz zbawić człowieka,
Którego wszędzie Mojra
[1083]
niepochybna czeka?
Czyń, lecz bądź pewny bogów powszechnej niechęci,
A co ci powiem, dobrze zachowaj w pamięci!
Jeśli Sarpedon żywy powróci do domu,
255Któryż z bogów nie zechce z krwawego pogromu
Ocalić swego syna? Mnóstwo ich pod Troją,
I każdy z nieśmiertelnych będzie za krwią swoją.
Lecz by twój żal ukoić, kiedy ci tak luby,
Pozwól, niech od Patrokla nie uniknie zguby,
260Ale gdy pod zwycięskim orężem już skona,
I zaniosą do krajów Likiji obszernych.
Tam otoczon od braci i przyjaciół wiernych
Ich łzami uczczon będzie; ci mu pogrzeb sprawią
265I grobowiec na wieczną pamiątkę wystawią».
Poddał się Kronid
[1086]
losów nieodzownej sile,
Lecz ostatnie czcząc syna kochanego chwile,
Który miał z dala zginąć od krain ojczystych,
Hojną rosę na ziemię w kroplach spuścił krwistych.
270Gdy dwaj rycerze blisko byli na równinie,
Wraz
[1087] Trazymed, towarzysz Sarpedona, ginie,
Z trafnej ręki Patrokla utkwił pocisk w brzuchu,
On z wozu wspaniałego stoczył się bez duchu
[1088].
Znowu mężny Sarpedon silny grot wymierzył,
275Chybił Patrokla, konia Pedaza uderzył.
Zarżał smutnie, bo w głębi piersi grot utonął,
Wspiął się, nachylił, upadł i życie wyzionął.
Traf ten dwa drugie konie przeraził niemało,
280Koń ich miesza
[1092], który się na ziemi wywrócił;
Przecież nieład ten baczny Automedon
[1093]
skrócił,
Odciął mieczem postronki; zaraz Ksant i Bali
Na swym stanęli miejscu i lejca słuchali.
Z nowym oba zapałem wznieśli ręce silne,
285Lecz w dłoni Sarpedona żelazo omylne,
I tylko, lecąc, pocisk nad ramieniem świsnął.
Patrokl zaś grotu z ręki daremnie nie cisnął:
Utrafia tam rycerza dzida zapalczywa,
Gdzie się we wnętrzu serce bezpiecznie ukrywa…
290Jak buhaj
[1094], który licznym stadom przewodniczy,
W paszczęce ogromnego lwa okropnie ryczy,
Tak też Sarpedon jęczał pod Patrokla ciosem,
Wzywając przyjaciela konającym głosem:
— «Kochany Glauku, sławny przez liczne zwycięstwa,
295Dziś trzeba ci śmiałości, odwagi i męstwa!…
Niestarta by okryła plama imię twoje,
Gdyby Grek odarł z twego przyjaciela zbroje,
Który przy flocie śmiało stawił się ich szykom.
Walcz więc mężnie i mężnym dzielnie dowodź Likom»!
300To mówiącemu czarny cień zamyka oczy…
Serce w Glauku te jęki żałosne rozdarły,
I że go próżno wzywa przyjaciel umarły.
Wzdycha ciężko, bo w ramię od Teukra zadana,
Gdy walczył na okopie, dolega mu rana:
305Wspierając towarzyszów, nie oszczędzał siebie.
Więc wzywa boga łuku
[1095]
w tak ciężkiej potrzebie:
Modlitwa— «Czy w Likiji, czy w Troi mieszkasz, wielki boże,
Wszak głos nieszczęśliwego wszędzie cię dojść może!
Ulituj się dziś mojej okrutnej niedoli:
310Rana ciężka mnie trapi, ramię srodze boli,
Krew płynie i nie władam odrętwiałą dłonią,
Nie mogę dzidy chwycić ani walczyć bronią.
Najdroższemu druhowi śmierć zbieliła lica,
Nie ma żadnej pomocy od Zeusa rodzica.
315Ty więc ból uśmierz, wlej mi siły, ulecz ranę,
Daj, niech mężnie na czele dzielnych Lików stanę,
Bym przyjaciela mego drogich zwłok obronił».
Rzekł; Feb
[1096]
do jego prośby łaskawie się skłonił.
Tamuje krew płynącą, boleści uśmierza
320I wielką siłą piersi napełnia rycerza.
Gdy tak miłą odmianę w sobie Glauk obaczył,
Cieszył się, że go prędko bóg wysłuchać raczył,
Zagrzał Lików do walki o ich króla zwłoki;
Potem, Trojan szybkimi obiegając kroki,
325Wołał na Polidama
[1097], wzywał Agenora,
Na którym świetna z miedzi błyszczała paiża
[1100].
Do niego się z takimi słowami przybliża:
— «Hektorze! Tyś nietknięty
[1101]
sprzymierzeńców stratą!
330Oni, rzuciwszy krewnych i ziemię bogatą,
Dla obrony ścian waszych wyziewają życie
[1102],
Wy przecież nic w nieszczęściu dla nich nie czynicie.
Oto smutnie na piasku rozciągniony leży
Sarpedon, wódz szlachetny likijskiej młodzieży:
335On i sądów słusznością, i odwagą słynął,
Teraz z Aresa woli od Patrokla zginął.
Zapalcie się więc zemstą, bohatery
[1103]
Troi,
Nie dajcie Myrmidonom zabrać jego zbroi!
Ach! By Grecy zwłok drogich nie dostali łupem
340I swoich klęsk nad jego nie mścili się trupem»!
To wyrzekł, oni w serca żal i zemstę biorą,
Bo choć obcy, warowną
miasta był podporą
I liczne ściągnął wojska, i mężnie się stawił.
Zgon Sarpedona serce w Hektorze zakrwawił.
345Idą Trojanie, klęski tej pomścić się radzi
[1104],
Sam Hektor zapalone zastępy prowadzi.
Patrokl bardziej się sroży, zwiększa zapał dziki…
A kiedy ze stron obu wzmocniły się szyki,
Trojanie, Myrmidony, Likowie, Achiwy
350Przy trupie Sarpedona zwiedli bój straszliwy…
A jak się jęk daleko po lasach rozlega,
Gdy od siekier padają dęby z wielkim grzmotem:
Z takim jęczą przyłbice i tarcze łoskotem,
Gdy w nie dzidy i miecze, i ogromne głazy
355Gęsto powtarzanymi uderzają razy.
Tak były Sarpedona zmienione ostatki
[1105],
Iżby go własnej oko nie poznało matki:
Od głowy do stóp groty
[1106]
i piaskiem okryty.
Oni zajadłe przy nim rzucają dziryty
[1107].
360Ile się much uwija latem w tej godzinie,
Gdy słodkim pasterz mlekiem napełnia naczynie,
Tyle przy Sarpedonie rycerzów się tłoczy.
Kronid
[1108]
na ten bój ciągle zwrócone miał oczy,
A na dwoje w swej myśli nie przestawał radzić:
365Czy przy synu — Patrokla przez Hektora zgładzić
I dać mu w zbroi godną jego dzieł zapłatę?
Czy powiększyć dnia tego pracę, znój
[1109]
i stratę?
Długo dwie ważąc myśli, ostatniej się chwycił,
Pozwolił, aby jeszcze Patrokl się zaszczycił,
370A do miasta trojańskie z wodzem przegnał roty
I liczne trupy zwalił pod swoimi groty
[1110].
Spuszcza strach na Hektora. Zaraz na wóz wsiada,
Uchodzi, za nim trwożna ciśnie się gromada.
Widząc, że Kronid wagę swej przechylił szali,
375Ani Likowie dłużej pola nie dostali
[1111]:
Wojsko króla na stosie umarłych odbiegło,
Gdzie mnóstwo bohaterów z obu stron poległo,
Gdy Zeus tam zapalił uporczywe boje.
Myrmidony odarły Sarpedona zbroje,
380Patrokl do naw odesłał trofej
[1112]
swego czynu.
Zeus zaś rzekł do Feba: — «Pójdź prędzej, mój synu!
Unieś spośród pocisków Sarpedona zwłoki,
A obmywszy je w wodzie z kurzu i posoki,
Ręka twoja nań wonne balsamy wyleje
385I ciało w nieśmiertelne szaty przyodzieje.
Potem Sen słodki i Śmierć, siostra Snu rodzona,
Martwe jego ostatki wziąwszy na ramiona,
Zaniosą go do krain Likiji obszernych.
Tam otoczon od krewnych i przyjaciół wiernych
390Ich łzami uczczon będzie; ci mu pogrzeb sprawią
I grobowiec na wieczną pamiątkę wystawią».
Natychmiast wykonana była jego wola:
Zbiega szybko Apollo na trojańskie pola
I spośród strzał unosi Sarpedona zwłoki;
395A obmywszy je w wodzie z kurzu i posoki,
Ambrozyjskie balsamy na ciało rozlewa
I w nieśmiertelne szaty rycerza przywdziewa.
Oddał go Snu i Śmierci; te skrzydły prędkiemi
W momencie go zaniosły do ojczystej ziemi.
400Patrokl w Automedonie, w koniach zapał nieci,
Ściga Trojan i Lików i na zgubę leci.
Pewnie by się przed srogą Mojrą był wybiegał,
Ale rada Zeusa nad ludzką przemaga
405— Ucieczce się poddaje największa odwaga
Nieraz podniósł w rycerzu męstwo i osłabił,
A wtenczas wzmógł Patrokla na to, by go zabił.
Jakie pierwsze, ostatnie jakie padły głowy,
Gdy cię na śmierć, Patroklu, skazał los surowy?
410Legł Adrest i Autonoj, i Echekl, i Muli,
Perym, Pillart, Melanip zgubny cios poczuli,
Epistora, Elaza trup na trupie pada;
Tych zabił, a trwożliwa pierzchnęła gromada.
Już by Grecy trojańskie wyłamali bramy,
415Bo nie mogły zwycięzcy żadne wstrzymać tamy,
Gdy na wieży Apollo usiadł zagniewany,
Myśląc Patrokla zgubić, a wesprzeć Trojany.
Po trzykroć go na mury niosła chęć gorąca,
Po trzykroć z szańców
miasta Apollo go strąca,
420W ogromny puklerz boską uderzając dłonią.
Lecz gdy, jak bóg, czwarty raz wypadał z krwawą bronią,
Przerażającym głosem Apollo zawoła:
— «Pójdź precz! Nic twoje ramię dokazać nie zdoła,
Bo nie tobie wyroki dobyć Troi dały.
425Choć mocniejszy, nie będzie miał Pelid tej chwały».
Tak rzekł; on się nacierać więcej nie ośmiela,
Chroniąc się
[1113]
gniewu boga, który śmiercią strzela.
Pod Bramą Skajską
[1114]
trzymał rumaki ogniste,
A w głowie Hektor myśli rozważał dwoiste:
430Czy jeszcze wpaść na Greków i tłum ich wygładzić?
Czy zastępy trojańskie pod mury sprowadzić?
Wtem Apollo w postaci Azjosa
[1115]
przychodzi:
Starzec ten, brat Hekuby, z Dymanta się rodzi,
Obszerne dzierży włości
we Frygów krainie,
435Gdzie biegiem zapieniony bystry Sangar płynie.
— «Czemu — rzecze Apollo — nie walczysz, Hektorze?
Haniebna twa bezczynność w takiej jeszcze porze!
Gdybyś ty nie był mocny, a ja mdły
[1116] i stary,
Za tę nikczemność słusznej nie uszedłbyś kary.
440Zwróć konie na Patrokla, może go zabijesz
I z łaski Feba wieczną chwałą się okryjesz».
To rzekłszy, w tłum się rzucił. Hektor kazał pędzić
Konie Kebryjonowi
[1117]
i bicza nie szczędzić.
Apollo między Greki zamieszanie szerzy,
445A chwałę dla trojańskich gotuje rycerzy.
Hektor zaś wszystkie inne pomija orszaki
I na Patrokla bystre obraca rumaki.
Ten skacze z wozu, lewą ręką robi bronią,
450Ciska go — i niepróżno swe siły natęża:
Kebryjona obala, walecznego męża.
Gdy na wozie Hektora trzyma lejce świetne,
Ogromny kamień w czoło uderzył szlachetne:
Odarł brwi, kości złamał i wybił mu oczy.
455Rycerz z wozu jak nurek na ziemię się toczy
I na piasku, bez duszy, swe członki rozciąga.
Wtedy się z niego Patrokl w te słowa urąga:
— «Zręcznyż to mąż, który się tak lekko zanurza!
Choćby najgwałtowniejsza morzem tłukła burza,
460
I obfitymi gości nakarmić połowy.
Prawdziwie, Troja nurków doskonałych liczy»!
To powiedziawszy leci do swojej zdobyczy…
Hektor wyskoczył z wozu. Jak się żrą i ranią
465Dwa lwy na górach, walcząc o zabitą łanią
[1120],
Oba zarówno mocni, oba równo głodni:
Tak dwaj bohaterowie, z sobą walczyć godni,
Patrokl i Hektor, wielki bój zaczęli toczyć,
Jeden w drugiego ciele chciwi oszczep zbroczyć
[1121].
470Hektor za głowę chwycił i łup trzymał drogi,
Z drugiej zaś strony Patrokl ciągnął go za nogi;
A wojska swej upornie doświadczały mocy.
Jak wiatry
[1122], ten z południa, a drugi z północy,
Walczą, kto z nich obalić ma przyległe lasy,
475Dęby i buki jęczą z strasznymi hałasy,
Długie się zawadzając gałęzie szeleszczą,
Łamiąc się, drzewa z hukiem przeraźliwym trzeszczą:
Tak między nimi walka uporczywa wszczęta
I o zgubnej ucieczce nikt z nich nie pamięta.
480Dzidy ziemię okryły, krwawe niosąc razy
[1123],
I strzały z żył
[1124]
puszczane, i ogromne głazy,
Tarcze na piersiach mężów uderzając z trzaskiem:
A członki Kebryjona, obsypane piaskiem,
Szerokim ciałem ziemię szeroko zaległy.
485Zapomniał jeździec sztuki, w której był tak biegły.
Póki słońce na górne wstępowało sklepy
[1125],
Z równą stratą ciskane obu stron oszczepy;
Lecz gdy się już zaczęło chylić do zachodu,
Przemogło wyrok męstwo greckiego narodu:
490Mieli korzyść, bo z miejsca Trojanów odparli,
Unieśli Kebryjona i zbroję odarli.
Wtedy się w swym zapale Patrokl nie posiada,
Podobny do Aresa na zastępy wpada,
Trzykroć na Trojan z krzykiem straszliwym naciera,
495Trzykroć trupem dziewięciu mężów rozpościera.
Już czwartym grozi razem strwożonej gromadzie
Stój Patroklu! Tu wyrok dniom twoim kres kładzie!
Feb
[1126] mu w przerażającej postaci zaskoczył;
Nie mógł go Patrokl widzieć, bo się mgłą otoczył.
500On boską dłoń spuściwszy, w plecy go uderza:
Rozciągają się cienie przed okiem rycerza…
On mu wytrąca oręż, obnaża ze zbroi:
Zadumiały, zmieszany, Patrokl w miejscu stoi,
Odrętwienie żadnego nie da zrobić kroku.
505Wtedy Euforb z oszczepem przyskakuje z boku;
Śmiały Euforb, którego wsławił się wiek młody
Dzidą, jazdą i w polu szybkimi zawody.
Rycerskie jego dzieła Ares wziąłby sobie:
Z wozu mężów dwudziestu w pierwszej zwalił probie
[1127].
510Od niego Patroklowi z tyłu cios zadany;
Lecz natychmiast wyciąga długi oszczep z rany…
Boską ręką i ludzkim osłabiony ciosem,
Zaczął uchodzić rycerz przed ostatnim losem.
Obaczywszy to Hektor, wpośród zbrojnej rzeszy
515Z żelazną w ręku dzidą za Patroklem śpieszy
I aż w głębi wnętrzności raz
[1128]
utapia mściwy.
Padł z łoskotem i smutkiem napełnił Achiwy.
A jak odyniec, uciec nieznający podle
[1129],
Walczy na górach ze lwem przy maleńkim źródle,
520Siłą chcąc rozstrzyc, kto z nich wody się napije,
Wreszcie lew zziajanego odyńca zabije:
Tak Patrokla, co strasznie na Trojan się srożył,
Dzidą przebiwszy, Hektor na placu położył.
Nareszcie z niego w takiej natrząsa się mowie:
525— «Więc ty sobie Patroklu, w dumnej prządłeś
[1130]
głowie,
Że zwalisz mury Troi? Że trojańskie żony
W twardych więzach w achajskie uprowadzisz strony?
Głupi! Daleka od nich służba i niewola!
Dla nich me konie lecą wśród krwawego pola
530I ja groźnym oszczepem przywodzę zastępy;
One bezpieczne; ciebie pożrą psy i sępy.
Twój Pelid cię przed smutnym nie zasłonił razem.
Zapewne on cię z takim wysyłał rozkazem:
— «Nie pierwej mi, Patroklu, powracaj do nawy,
535Aż na piersi Hektora zadrzesz kirys
[1131]
krwawy».
Tak ci mówił, tyś jego słów
przypłacił zgubą».
Woli bogów chce człowiek oprzeć się daremnie.
Od Zeusa i Feba masz zwycięstwo ze mnie…
540Ale wyryj me słowa na sercu głęboko:
Światło dzienne niedługo twoje widzi oko.
Nieodzowny
[1133] cię wyrok z bladą śmiercią goni,
Zgubny dla ciebie oszczep jest w Achilla dłoni»!
Domawiał, gdy śmierć blada zamknęła mu wargi.
545Poszła dusza, żałosne rozwodząca skargi,
Że ją twarde wyroki rzucić przymusiły
Miłe dla niej siedlisko młodości i siły.
Skonał. Hektor do niego w te rzekł słowa jeszcze:
— «Za co mi śmierć rokujesz? Skróć te groźby wieszcze!
550I ja oszczepu mego nie ciskam daremnie.
Któż wie, czyli Achilles nie zginie ode mnie?
Rzekł i nastąpił trupa, i natychmiast z rany,
Nogami go kopnąwszy, wyrwał grot miedziany.
Już Automedonowi równym ciosem groził,
555Który w polu Achilla biegłą ręką woził,
Ale konie Peleja, bogów dar wspaniały.
Bystrym z niebezpieczeństwa pędem uleciały.
Księga XVII
1
TrupJuż to przed Menelaja
[1134]
okiem się nie kryje,
Że Patrokl
[1135], ręką Trojan zwalony, nie żyje;
Więc z zastępów prędkimi wysuwa się kroki
I zasłania drogiego przyjaciela zwłoki.
5Jak pierwszy płód jałówka złożywszy na ziemię,
Z czułym rykiem troskliwa obchodzi swe brzemię:
Tak on krążył przy trupie, świetną tarczę zniżył,
Grot wytknął, śmiercią grożąc, kto by się przybliżył.
Widząc Patrokla zgubnym zabitego ciosem,
10Bieży Euforb
[1136]
i takim odzywa się głosem:
— «Atrydo
[1137], ludów królu, porzuć myśl daremną,
Nie chciej walczyć o zwłoki ni o zdobycz ze mną!
Nikt z Trojan, z przymierzeńców nikt mnie nie uprzedził,
Jam pierwszy pchnął Patrokla, jam porę wyśledził.
15Pozwól, niech wielką chwałą u ziomków zabłysnę,
Inaczej — tym oszczepem duszę ci wycisnę».
— «Wielki boże! — zawołał Menelaj w zapale
Możnaż się tak nadymać? Chlubić tak zuchwale?
Ni lwy srogie, pantery, ani silne dziki,
20Najzajadliwsze sobie w bojach przeciwniki,
Nie mają tej wściekłości, co Panta
[1138]
synowie:
Taka śmiałość w ich sercu! Taka duma w głowie!
Lecz twój brat Hiperenor, gdy się ubezpieczył
W swych koniach, czekał na mnie i brzydko złorzeczył.
25Zowiąc mnie najgnuśniejszym
[1139]
wpośród Greków mężem,
W kwiecie wieku swojego mym poległ orężem.
Już się więcej do swego domu nie pośpieszył,
Ni żony swej, ni młodych rodziców ucieszył.
Koniec równy niedługo twojej będzie dumie.
30A przeto sam ci radzę, abyś skrył się w tłumie
I nie mierzył się ze mną w Aresa
[1140]
zawodzie.
Głupi dopiero widzi nieszczęście po szkodzie».
Euforb na to: — «Więc teraz i za brata zgubę
Twoja mi krew odpowie, i za dumną chlubę
[1141].
35Owdowiłeś mu w świeżej małżonkę łożnicy
[1142],
Ojcaś i matkę w wiecznej pogrążył tęsknicy.
Osłodziłbym ich żale, długie jęki skrócił,
Gdybym do nich z twą zbroją i głową powrócił:
Dar ten jak by Pantowi, Frontydzie
[1143]
był miły!
40Teraz doświadczyć naszej nie zwlekajmy siły:
Kto lepiej walczyć umie, niechaj ten przemaga
[1144],
Niech się wyda nas obu bojaźń lub odwaga!
Rzekł i uderza w tarczę, lecz jej nie przebija:
Twardą miedzią odparte żelazo się zwija.
45
Od którego pomyślny zawisł
[1146] koniec bitwy,
Podskoczył za Euforbem, kiedy cofał nogi:
Trafia w brodę, a silnie grot naparłszy srogi,
Na wylot miękką szyję przebija rycerza,
50On z łoskotem o ziemię swym ciałem uderza.
Wala w kurzu i we krwi Euforb rozciągnięty,
Śliczny włos i od Charyt
[1147]
samych złotem spięty.
Jako pielęgnowana w ustroniu oliwa,
Gdzie czysta woda nurtem podskocznym upływa,
55Stroi się w liść zielony, kwiaty białe wiszą,
Lekkim ją tchem Zefiry
[1148], igrając, kołyszą;
Aż Boreasz
[1149]
przybywszy z wichry gwałtownemi
Wyrywa ją z korzeniem i zwala na ziemi:
Tak syna Panta mężny Menelaj ugodził
60I zaraz na odarcie jego zbroi godził
[1150].
Jako gdy lew żarłoczny na bydlęta wpada,
Najokazalszą krowę porywa ze stada,
Chwyta ją, w ostrych zębach potrzaskana szyja,
Żre chciwie jej wnętrzności, posokę
[1151]
wypija:
65Szczekają psy z daleka i pasterze krzyczą
Król zwierząt się spokojnie pasie swą zdobyczą,
Bo zbliżyć się im nie da zimne w sercach drganie:
Tak też daleko stali przelękli Trojanie;
Nikt bić się z Menelajem nie miał dosyć męstwa.
70I byłby Atryd łatwo dokonał zwycięstwa,
Łup odarł, jemu drogi, Trojanom żałosny
[1152],
Gdy Apollo tej chwały zwycięzcy zazdrosny
Hektora nań pobudził, który mógł mu dostać
[1153],
I rzekł, wodza Kikonów
[1154]
Menta wziąwszy postać:
75— «Czemu, Hektorze, próżnej pracy nie oszczędzisz?
Ścigasz konie Achilla, których nie dopędzisz;
Nimi śmiertelne ramię kierować niezdolne,
Pod pana tylko swego ręką są powolne
[1155].
Lecz gdy za nimi dążysz zawodnymi kroki,
80Wtenczas Atryd, Patrokla zasłaniając zwłoki,
Z najwaleczniejszym Troi spotkał się młodzieńcem,
Poległ Euforb, niejednym zaszczycony wieńcem».
Rzekł bóg i między tłumy waleczne się rzucił.
Hektor się w głębi serca na ten głos zasmucił,
85Spojrzał pomiędzy szyki i zaraz postrzega,
Że ten odziera zbroje, ten ziemię zalega;
Krew z rany świeżej czarnym płynęła potokiem.
Wyskakuje z zastępów i sążnistym
[1156]
krokiem
Jako pożar, którego nic wstrzymać nie zdoła,
90W groźnej miedzi
[1157]
pospiesza i straszliwie woła.
Głos jego wnet uderza w Menelaja uszy;
Jęczy i takie myśli rozbiera w swej duszy:
— «Jakież dzisiaj nieszczęście na mnie się wylało!
Jeśli porzucę zbroję i Patrokla ciało,
95Który dla mojej sprawy z życia tu wyzuty
[1158],
Lękam się ściągnąć Greków powszechne wyrzuty;
Jeżeli samą chwałę będę miał przed oczy,
Gardząc niebezpieczeństwem — Hektor mnie otoczy,
Bo widzę, że tu wszyscy idą z nim Trojanie.
100Lecz za co się niepewne we mnie chwieje zdanie?
Kto na miłego bogom rzuca się człowieka,
Niechybne go nieszczęście za ich wzgardę czeka.
Gdy zejdę Hektorowi, któż mnie stąd obwini?
Nie bez nieba on woli tak odważnie czyni.
105Gdybym gdzie mógł Ajasa
obaczyć w tej chwili,
Aniby nas bogowie od boju zwrócili;
Wszystkie natężym siły, aby ciało zbawić
I przynajmniej tę ulgę Achillowi
[1159]
sprawić.
W złym razie to najlepsze». — Wtem nieprzyjaciele
110Idą gęstymi roty
[1160], a Hektor na czele.
Odszedł i rzucił trupa, lecz w tył zwracał oczy.
Jak lew, co przeciw mężom i psom walkę toczy,
Gdy lud z drągami leci i strasznie nań krzyczy,
Lubo
[1161] niechętny, swojej zaniecha zdobyczy
115I odejdzie od stajni, do której wpaść żądał:
Tak odchodził Menelaj, a w tył się oglądał.
Złączywszy się ze swymi, stanął niestrwożony,
Wraz
[1162] Ajasa na wszystkie upatruje strony.
Na lewym skrzydle wielki głos rycerza słyszy,
120Ożywiający męstwo w piersiach towarzyszy,
Które w nich boską mocą Apollo osłabił.
Pobiegł i rzekł: — «Śpiesz! Hektor Patrokla nam zabił!
Przyjacielu, tu całej użyjmy odwagi,
By przynieść Achillowi przynajmniej trup nagi;
125Już zuchwały zwycięzca jego trzyma zbroję».
Na to Ajas rozdartą uczuł duszę swoję
[1163]
Zaraz za Menelajem wysunął się z kupy.
TrupJuż wtedy Hektor świetne zdarł z Patrokla łupy,
Ciągnął go, chcąc znieważyć sposobem niegodnym:
130Odciąć głowę, na pastwę ciało dać psom głodnym,
Gdy Ajas z równym wieży puklerzem
[1164]
przypada.
Kryje się w tłumie Hektor, szybko na wóz wsiada,
Zlecając swoim, żeby pyszny
[1165]
łup tej zbroi,
Pamiątkę jego chwały, zanieśli do Troi.
135Ajas zasłania drogie swym puklerzem zwłoki.
Jak lwica młodych dzieci wspierająca kroki,
Gdy ją w lesie myśliwców tłum nagle obskoczy,
Gniewna, na wszystkie strony wzrok zajadły
[1166]
toczy,
Brew ściągniona źrzenice
[1167]
zasłania jej prawie:
140W tak strasznej Ajas trupa obchodził postawie.
Miał przy sobie mężnego obok Menelaja,
Którego każda chwila boleści podwaja.
Wtedy Glauk, co na czele dzielnych Lików
[1168]
staje,
Ostrym nań patrząc wzrokiem, Hektora tak łaje:
145— «Hektorze! Kiedyś łatwo do ucieczki skory,
Jak sobie śmiesz rycerskie przywłaszczać honory?…
Jaka będzie dla niższych rycerzy obrona,
Gdyś pozwolił wziąć Grekom ciało Sarpedona,
Z którym cię i przymierze, i przyjaźń wiązały?
150On, póki żył, dla waszej obrony żył cały,
Nieraz ciebie i Troję wsparły jego ręce;
Chciałżeś go wyrwać dzisiaj chciwej psów paszczęce?
Jeśli zechce lud, wracam do mojej krainy:
Nic Troi od ostatniej nie zbawi ruiny.
155Gdybyć Trojanie mieli w swych sercach natchniętą
Śmiałość niezwyciężoną, odwagę niezgiętą,
Jaką mieć swej ojczyzny obrońcom przystoi,
Wnet by ciało Patrokla było w murach Troi.
A skoro byśmy jego zostali panami,
160Niezadługo by przyszli do nas Grecy sami.
Nic by im dla Patrokla drogim się nie zdało
[1169],
Daliby Sarpedona i zbroję, i ciało,
Bo największego męża, który tu przypłynął,
Najmilszy w nim towarzysz i przyjaciel zginął.
165Lecz bałeś się wielkiemu Ajasowi dostać,
Sam cię przeraził jego wzrok i groźna postać.
Przyznaj więc, że w nim większa odwaga i śmiałość».
Hektor obrażon: — «Glauku! Skąd twoja zuchwałość?
Mniemałem, przyjacielu, że z likijskiej młodzi
170Żaden cię w roztropności rycerz nie dochodzi;
Mówisz więc, że z Ajasem potykać się boję
Nie drżałem ja ni w mężów, ni w rumaków tłumie,
Lecz wszystkie nasze chęci Kronid
[1172]
zniszczyć umie:
175Największego rycerza osłabi on męstwo,
Zapali w nim odwagę lub wydrze zwycięstwo.
Stań przy mnie, abyś próbę potrzebną uczynił,
Czy ja tak gnuśny jestem, jakeś mnie obwinił,
Czy też w tej walce długiej, niżli
[1173]
zajdzie słońce,
180Poznają moją rękę Patrokla obrońce».
Wraz woła: — «Idźcie śmiało, Trojanie i Liki!
Wytężcie wszystkie siły, mężne wojowniki!…
Sam wszędzie biega, wszędzie grzeje
[1174] lud orężny.
Mestles, Glauk, Medon, Forkis, Asteropej mężny,
185Tersyloch, co achajskie roty dzielnie gromi,
Dejzenor, Ennom wieszczek
[1175], Hippotoj i Chromi,
Rycerze, co w Aresa pracach towarzyszą,
Z piersi wodza swojego te wyrazy słyszą:
— «Słuchajcie, niezliczone wojska sprzymierzeńców!
190Nie dla liczbym tu waszych zgromadził młodzieńców,
Ale że ich przydana broń do waszej broni
Żony i dzieci Trojan od Greków zasłoni.
Ciągnąc z mojego ludu żywność i pobory
[1176],
Nagradzam was, by każdy był do boju skory.
195Trzeba zatem, żebyście mężnie nacierali
[1177],
Czyli
[1178]
z was który zginie, czyli się ocali:
Taki jest układ wojny. Kto więc pójdzie śmiało,
Kto Ajasa odpędzi, uniesie to ciało,
Temu ja dam połowę Patrokla zdobyczy
200I jednaką z Hektorem chwałę odziedziczy».
Tylko to wyrzekł, długie wyciągnąwszy piki
[1179],
Z całymi siły mężne idą wojowniki
[1180],
Pewni wydrzeć łup z ręki syna Telamona
[1181].
Bezrozumni! Broń jego mnóstwo ich pokona.
205Ajas, choć pełen w piersiach odwagi i siły,
Mówi do Menelaja: — «Królu, niebu miły!
Już się ostatnia dla nas przybliża godzina.
Nie tak mnie los obchodzi Menojtija syna
[1182],
Który tu psy i sępy swym nakarmi trupem,
210Jak — byśmy oba śmierci nie zostali łupem.
Cały lud Hektor na tej zgromadził równinie,
Z wojennym idzie tłumem: zguba nas nie minie.
Niech głos twój najmężniejszych Greków tu przywoła,
Jeśli tylko w tym wrzasku kto usłyszeć zdoła».
215Menelaj, równie smutnym przerażony losem,
Woła na Greki silnie natężonym głosem:
— «Rycerze! Co przywodząc w polu wojska nasze,
Przy Atrydach
[1183]
spełniacie uwieńczone czasze!…
Ze wszech stron pożar wojny zajął się tak srogo,
220Że wcale niepodobna z was rozeznać kogo:
Lecz śpieszcie na to miejsce, by przez wasze wsparcie
Psom zgłodniałym nie poszedł Patrokl na pożarcie».
Ajas
[1184], syn Oileja, pierwszy głos ten słyszy
I zaraz bieży spośród swoich towarzyszy,
225Za nim król Idomenej, a za jego bokiem
Śpieszy Merion, godny stać pod Aresa okiem.
Lecz kto wszystkich imiona ogarnie w swej myśli,
Którzy z nimi dla wsparcia tego boju przyśli
[1185]?
WalkaPierwsi na nich Trojanie uderzyli tłumem,
230Hektor szedł na ich czele. A jak z strasznym szumem
Przy ujściu rzekę morskie odbijają wały
[1186],
Raz noszą ryk po lasach okoliczne skały:
Z takim krzykiem na Greków Trojanie natarli.
Ci jednym tchnący duchem mężne roty zwarli
235I murem tarcz Patrokla zasłonili zwłoki.
Zeus przy kitach
[1187]
ciemne rozciągnął obłoki…
Pierwsi od
[1188] Trojan Grecy zostali odparci;
Lecz choć na nich Trojanie wpadli tak zażarci,
Żadnego nie zabili, tym zajęci cali,
240Aby zwłoki Patrokla czym prędzej porwali.
Ale niedługo z miejsca Greków strach oddalił:
Nagle się powracają, Ajas ich zapalił.
On męstwem, wzrostem wszystkie przewyższa rycerze
I po boskim Achillu pierwsze miejsce bierze,
245On przebił drogę między silnymi orszaki.
Jak odyniec, przez gęste przedarłszy się krzaki,
Rozpędza psów i ludzi, gdy kłami zaszczęka:
Tak wielkiego Ajasa niezwalczona ręka
Skupione przy Patroklu rozbija Trojany,
250Mniemające, że wezmą łup tak pożądany…
Przy Patroklu dzień cały bój okrutny wszczęty:
Równie w rzezi Trojanin, równie Grek zawzięty:
255Jak garbarz
[1193], namaściwszy tłuszczem skórę z wołu,
Każe ją mnóstwu ludzi uchwycić pospołu
[1194];
Ci gdy równo pociągną, wraz
[1195] się skóra poci,
A tłustość w nią wstępuje na miejsce wilgoci:
Tak oni ciągną ciało Patrokla ku sobie
260I w ciasnym miejscu strony wydzierają obie.
Jedna nadzieja Trojan i Achajów poi,
Tych, że je do naw
[1196]
wezmą, tamtych, że do Troi…
W śmiałych ręku przy zwłokach długie błyszczą piki,
Wzajemnie sobie grożą srogie wojowniki,
265Gęste latają rany, trupów śmierć nie skąpi.
— «Ach! Niech się raczej ziemia pod nami rozstąpi
Wołają Greki — niźli cofniem się do floty!
Śmierć jest dla nas znośniejsza od takiej sromoty
[1197]!
Ścierpimyż, by Trojanie prawicą zuchwałą
270Wzięli trupa i wieczną okryli się chwałą»?
— «Zgińmy! Zgińmy! — wołają nawzajem Trojanie —
Niechaj raczej z nas żaden żywy nie zostanie,
Niżby nam Grecy ciało Patrokla wydarli»!
Tak grzejąc siebie, jeszcze bardziej się rozżarli:
275Wzmaga się zgiełk, szczękają żelazne oszczepy,
Dźwięk ich bije o nieba miedzianego sklepy
[1198].
Koń
Boskie zaś Achillesa, stanąwszy na stronie
,
Rzewnie płakały swego powoźnika konie,
Widząc, że był zabity od Pryjama syna.
280Daremnie Automedon biczem je zacina,
Wszystkich używa środków: nic nie znaczą groźby,
Nic wyrazy łagodne i najtkliwsze prośby.
Uparte konie w miejscu niewzruszone stały,
Ni do floty, ni w pole iść nazad
[1199]
nie chciały:
285Tak, gdzie wieczne schronienie zrobił człowiek sobie,
Stoją nieporuszone kolumny na grobie.
Przy świetnym wozie głowy nachyliły smutne,
Serca im rozdzierają boleści okrutne:
Którego rękę znały, zginął mężny człowiek!
290Rzęsiste im na ziemię łzy leją się z powiek,
Rozpuszczonymi piasek zamiatają grzywy…
Nad Patroklem trwa walka smutna, krwawa, zjadła,
Pallada
[1200]
ją zapala; po to z nieba spadła,
Zesłana od Zeusa, żeby zagrzać Greki,
295Który już był od pierwszych wyroków daleki.
W jakich się farbach
[1201] tęcza maluje na chmurze,
Zwiastująca lub wojny, lub też zimne burze,
Patrząc, jak na sklepieniu górnym rozciągnięta,
Rzucają prace ludzie, smucą się zwierzęta:
300Tak Pallada niebieskim odziana obłokiem
Między greckie narody spiesznym wchodzi krokiem
I nowy ogień w sercach wojowników żarzy
[1202];
A w głosie Fojniksowi
[1203]
podobna i w twarzy,
Tymi słowy bliskiego Menelaja grzeje:
305— «Jaka hańba na imię twoje się rozleje,
Achilla towarzysza gdy wezmą Trojanie,
Gdy się psom pod murami na pastwę dostanie!
Bij więc śmiało i w wojsku ożyw zapał rowny».
A Menelaj: — «Fojniksie! Mój ojcze szanowny!
310Gdybyć Pallada w swojej miała mnie obronie,
Gdyby ogień na nowo rozżarzyła w łonie,
Niestrwożony przy zwłokach Patrokla bym krążył!
Ach! Jak mnie w gorzkich żalach zgon jego pogrążył!
Lecz Hektor, gdy mu Kronid chętny wsparcie daje,
315Rozszerza się jak pożar i bić nie przestaje».
MuchaRzekł; cieszy się niezmiernie błękitna bogini
[1204],
Że z niebian wszystkich do niej pierwsze śluby czyni;
Rozlewa siłę w członkach i ożywia ducha.
A jak upornie ludziom naprzykrza się mucha
320Spędzana — w nacieraniu póty się zacieka,
Dopóki nie skosztuje słodkiej krwi człowieka:
Tak zjadły w jego sercu upór się rozszerzył.
Zbliżył się do Patrokla i oszczep wymierzył.
325Nie zmniejszyły w nim męstwa obfite dostatki;
Hektor go umiał cenić w towarzyszów kole,
Zaszczycał swą przyjaźnią, przy swym sadzał stole.
Gdy się cofał, Menelaj dostał go pod pasem
[1207]
I na ziemię obalił z ogromnym hałasem.
330Zwycięzca ciągnie trupa i czasu nie traci,
Gdy Apollo w Fajnopa
[1208]
zbliżył się postaci,
Który w Abydzie domy wspaniałe dziedziczył,
A Hektor w gronie swoich przyjaciół go liczył,
I mówi, przyodziawszy postać tego męża:
335— «Któż z Greków będzie twego lękał się oręża,
Gdy już słaby Menelaj twe piersi zatrwożył?
Oto ci w oczach trupem rycerza położył,
Oto go na bok ciągnie dla odarcia zbroi:
Legł Podes, twój towarzysz, dzielny mściciel Troi».
340Na to Hektora serce żal niezmierny ścisnął;
Wybiegł naprzód i miedzią
[1209]
grożącą zabłysnął.
Ogromną wziął egidę
[1210]
pan władnący chmury,
Nad całą Idą
[1211]
obłok rozciągnął ponury,
Zagrzmiał i groźnym tarczę wstrząsając zamachem
345Trojan męstwem, a Greków napełnił przestrachem…
Ani się wielki Ajas, ani
Atryd
[1212]
mylił,
Że Zeus ku Trojanom los boju nachylił.
— «Już człowiek — Ajas krzyknął — i najprostszy powie,
Że całkiem życzą Troi zwycięstwa bogowie.
350Czy silna puszcza groty, czyli słaba ręka,
Wszystkie Grekom śmierć niosą, tak nas Kronid nęka,
A nasze utykają na ziemi bez skutku.
Nie upadajmy jednak pod ciężarem smutku,
Lecz myślmy, jak by trupa stawić pod namiotem
355I towarzyszów naszych ucieszyć powrotem.
Ach! Jaka tam boleść, jaki żal przytłacza!
Ku nam wzrok obróciwszy, niejeden rozpacza,
Że niezdolny oprzeć się Hektorowej broni,
Każdy się z nas haniebnie na okręty chroni.
360O! Żebyć jak najprędzej doszła ta nowina
Przez którego z rycerzy do Peleja syna
[1213]!
On nie wie, że najmilszy przyjaciel mu zginął;
Lecz nikt mi się do tego zdolny nie nawinął.
Nas i wozy otacza wkoło cień ponury.
365Wszechmocny niebios panie! Spędź od nas te chmury,
Wróć dzień, daj oczom widzieć, a jeśli do końca
Zawzięty chcesz nas zgubić, zgub przy świetle słońca!
Mówił z płaczem, łzy jego nie były daremne;
Oddalił obłok Kronid, mgły rozpędził ciemne;
370Słońce błysnęło, przestrzeń cała w świetle staje.
Ajas Menelajowi to zlecenie daje:
— «Menelaju! Którego wielki Kronid kocha,
Na wszystkie strony okiem szukaj Antylocha
[1214]!
Niech zaraz do Achilla z tą nowiną bieży,
375Że najmilszy przyjaciel jego trupem leży».
Odchodzi, lecz niechętnie. Jak lew, gdy utrudzi,
Drażniąc ich bez przestanku, psów pilnych i ludzi,
Chce koniecznie do wołów przybliżyć się stajni;
Ale ci napaść zwierza odpierać zwyczajni,
380Całą noc wszyscy baczne odprawują straże;
Wpada lew zapalony, lecz nic nie dokaże,
Próżno na mięso ostrzy kły w krwawej paszczęce,
Zewsząd nań gęste miecą
[1215]
groty śmiałe ręce
I smolne niosą głownie, a tak bez nadziei
385Smutnie ryczący, rano uchodzi do kniei:
Tak niechętnie od ciała szedł Menelaj boski,
W głębi serca wielkimi napełniony troski
[1216],
Ażeby Grecy trupa nie rzucili w trwodze.
Tymi więc słowy pierwsze upomina wodze:
390— «Ajasy! Meryjonie! Stawcie mężne roty
I biednego Patrokla przypomnijcie cnoty!
Póki żył, nikt na jego serce się nie żalił,
Teraz go śmierć i wyrok niezbędny
[1217] obalił».
Odchodzi, wzrok na wszystkie obracając strony.
395Jak pod niebem lotnymi skrzydły uniesiony,
Powietrze plemię bystrym celujący wzrokiem,
Wiedzie orzeł źrzenicę
[1218] za zająca skokiem;
Choć skryje się w zaroślach, on go ujrzy przecie,
Spadnie, pochwyci w szpony i ducha wygniecie
[1219]:
400Tak Menelaj szukając kogo ujrzeć żądał,
Błyszczącym wzrokiem roty i szyki przeglądał,
Śledzi syna Nestora
[1220], czyli jeszcze żyje.
Niezadługo na lewym skrzydle go odkryje:
Zagrzewa swych, by mężnie postawili czoła.
405Bieży do niego Atryd
[1221]
i zaraz tak woła:
— «Posłuchaj, Antylochu, najsmutniejszej wieści!
Czemuż nie oszczędziły nieba tej boleści!
Już sam widzisz zapewne, że bóg zagniewany
Przyspiesza Grekom zgubę, a wspiera Trojany.
410Jeden z pierwszych rycerzy i wojska ozdoba,
Legł Patrokl. Jakaż po nim dla Greków żałoba!
Bież, donieś Achillowi o tym, co się stało,
By nam pomógł przynajmniej zbawić
[1222] nagie ciało.
Już się Hektor zwycięzca pyszni w jego zbroi».
415Na te słowa Antyloch oniemiały stoi,
Mowa mu w ustach kona, żałość serce ściska,
A z oczu łza gęstymi kroplami wytryska.
Lecz go nie zatrzymała boleść tak głęboka.
Oddawszy swe oręże w ręce Laodoka
[1223],
420Który sprawował jego rumaki ogniste,
Śpieszy, a z oczu w drodze łzy lejąc rzęsiste
Z najsmutniejszą nowiną do Achilla bieży.
Nie chciał przywodzić Atryd pylijskiej młodzieży,
Którą odejście wodza osłabiło wiele.
425Mężnego Trazymeda
[1224]
stawia na jej czele,
A sam dąży, gdzie leżał Patrokla trup nagi,
I zaraz te Ajasom przekłada uwagi:
— «Już do Achilla syna Nestora posłałem.
Lecz choćby był największym uniesion zapałem
430Chcąc pomsty na Hektorze, zapęd jego płonny:
Bo jak w pole Aresa może wyjść bezbronny?
Więc jego tu przybycie za niepewne kładę.
Ale sami zbawienną przedsięweźmy radę,
Ażebyśmy i drogie zwłoki zachowali.
435I z tej walki okrutnej sami wyszli cali».
— «Bardzo mi się — rzekł Ajas — myśl twoja podoba.
Więc wy, nie tracąc czasu, z Meryjonem oba,
Trzeba, żebyście wziąwszy ciało, z pola wyśli;
My, których jedno imię, jedne łączą myśli,
440Blisko walcząc, przywykli dawać sobie wsparcie,
Wstrzymamy i Hektora, i Trojan natarcie».
Rzekł; oni wznieśli ciało: Trojan żal przeniknął,
Cały lud w tyle głosem przeraźliwym krzyknął
I przeciwko nim wszystkie swe siły wywiera.
445Jak mnóstwo psów na dzika rannego naciera,
Pędzą, zapuścić w niego zęby ostre chciwi,
Za nimi postępują z daleka myśliwi,
Ale gdy zwróconego ku sobie postrzegną,
Drżące psy nagle w różne strony się rozbiegną:
450Tak za nimi tuż w tropy szły przez czas niejaki,
Mieczem i dzidą bijąc, trojańskie orszaki.
Lecz gdy zwróceni groźnym spojrzą na nich okiem
I śmiałym się Ajasy postawią im krokiem,
Blednieje, drży dopiero żwawa Trojan kupa
455I nie śmie więcej z bliska nacierać na trupa…
Jak muły, których razem pod jarzmo zaprzągną,
Z góry, po ostrej drodze, bal
[1225]
ogromny ciągną,
Wszystkie zawady
[1226]
swoją przezwyciężą mocą,
Jednak bardzo się zdyszą, zaziają, zapocą:
460Tak zmordowani niosą ten ciężar mężowie,
A z tyłu odpierają Trojan Ajasowie.
Jako wzdłuż pola grobla
[1227], gdy się wody wzbiorą,
Niezwyciężoną rzekom staje się zaporą,
465I grzbietu jej pęd wody przełamać nie może:
Tak Ajasowie Trojan z tyłu odpierali.
Ci przecież nie przestają nacierać zuchwali,
Zagrzani przez Hektora i przez Ajnejasza.
A jak szpaki lub sójki wrzaskliwe zastrasza
470Jastrząb, którego drobne ptaki są zdobyczą
Pierzchając w różne strony, przeraźliwie krzyczą;
Tak na ich widok reszta Greków się rozbiega,
A ostry wrzask po całym polu się rozlega.
Wielu Grekom w rów wpadły zbroje w tej gonitwie;
475Lecz nie tu jeszcze koniec tej upartej bitwie.
Księga XVIII
1
Antyloch przed oblicze Achilla
[1232]
przychodzi.
A serce najsmutniejszym przeczuciom otwierał:
5— «Skąd to jest — słowy tymi sam w sobie narzeka —
Że Grek rozpierzchnion w polu ku nawom ucieka?
Ach! By mnie nie strapiła ma Dola zaciekła!
Ach! By się nie ziściło, co mi Tetys
[1235]
rzekła…
Pewnie los nieszczęsnego Patrokla
[1236]
dni skrócił!
10Zleciłem, aby ognie zgasiwszy, powrócił
I nie śmiał bronią z mężnym Hektorem
[1237]
się ścierać».
Gdy nie przestawał myśli tak smutnych rozbierać,
Nestora syn
[1238]
przychodzi, łza mu gęsta ciecze
I żałosną donosząc nowinę, tak rzecze:
15— «Achillu, głos ode mnie usłyszysz zbyt srogi:
Za co nas tak okropnie utrapiły bogi!
Leży Patrokl! O nagie zwłoki Grek się bije,
Bo już zbroja — Hektora pyszne piersi kryje».
ŻałobaRzekł; jemu boleść czarna mgłą oczy zasłoni.
20
Sypie na głowę, wściekły z tak bolesnej straty,
Szpecąc nim boskie czoło i prześliczne szaty.
Wyniosłym ciałem ziemię szeroko zakrywa,
W piasku się tacza, z głowy piękny włos wyrywa…
25Antyloch łączył rzewne łzy do jego jęku,
Lecz ręce Achillesa w swoich trzymał ręku,
Bojąc się, by tak srogim utrapiony razem,
W rozpaczy sam zabójczym nie pchnął się żelazem.
Achilles stęka żalem ściśniony gwałtownym.
30Na dnie morza siedząca przy ojcu szanownym,
Tetys
[1241]
jęknęła, smutne słysząc jęki syna.
Nereid
[1242]
grono do niej kupić się zaczyna…
Jęczą, razy gęstymi śnieżne bijąc łona,
Gdy między nimi rzecze Tetys rozkwilona
[1243]:
35— «Słuchajcie mnie, o siostry! Wam powiedzieć muszę,
Jak okrutne boleści moją cisną duszę:
Matka, SynAch! Jakżem nieszczęśliwa jest matka! Niestety!
Wydałam na świat syna, wszystkie ma zalety:
Największy z bohaterów, zaszczyt swej ojczyzny,
40Wyrósł mi na kształt krzewu ssącego grunt żyzny.
Posłałam go na wojnę dla Troi pogromu,
Lecz go więcej w Peleja
[1244]
nie obaczę domu.
Dręczy się, póki słońce ogląda na niebie,
A z matki nie ma żadnej pomocy dla siebie.
45Śpieszę zaraz obaczyć i spytać się syna,
Skąd ta, gdy walczyć przestał, boleści przyczyna».
To wyrzekłszy, głębokie opuszcza jaskinie,
Za nią płaczące tłumem cisną się boginie;
Przed nimi srebrne wały
[1245]
morze na pół dwoi.
50Gdy przybyły do krain żyznorodnych Troi,
Porządkiem na brzeg wyszły, który był zajęty
Achilla i Ftyjotów licznymi okręty.
Rycerz wzdychał, wtem nagle twarz matki zabłyśnie;
Chwyta za głowę syna, z czułym jękiem ściśnie.
55— «Synu! — mówi — dlaczego łzami skraplasz lice
[1246]?
Odkryj matce twojego serca tajemnice!
Jużeś skutek zupełny twoich próśb oglądał,
Gdyś, obie do Zeusa wzniósłszy ręce, żądał,
By Grek, do naw
[1247]
odparty, w hańbie i rozpaczy
60Poznał, ile dla niego broń Achilla znaczy».
A syn z ciężkim westchnieniem: — «Prawda, matko miła,
Że prośby moje wola Zeusowa spełniła.
Lecz jak pociechę w ciężki żal wyrok zamienił,
Gdy ten, com go najwięcej z towarzyszów cenił
65I któregom ukochał jako duszę moję,
Patrokl zginął! Już Hektor pyszną dzierży zbroję,
Wtenczas dan Pelejowi upominek drogi,
Gdy cię w łoże śmiertelne wprowadzały bogi
[1248].
Obyś była została w bogiń morskich gronie,
70A Pelej był w śmiertelnej pokochał się żonie!
Dziś cię smutne z człowiekiem połączyły śluby,
Żebyś rzewnie płakała twego syna zguby.
Nie uściskasz go więcej po wojennym trudzie!
Ja żyć nie chcę i pierwej nie ujrzą mnie ludzie,
75Póki mą dzidą Hektor żywota nie straci
I swą śmiercią Patrokla śmierci nie opłaci».
A Tetys wylewając hojne łez potoki:
— «Ach, synu! Sam przyśpieszasz twej śmierci wyroki.
Jeżeli Hektor zginie, twój zgon się nie zwlecze».
80— «Niech zginę zaraz — rycerz zapalony rzecze
Gdy od tego nieszczęścia los mnie nie uchronił,
By umarł mój przyjaciel, a jam go nie bronił…
Choć moja krzywda ciężka, potrzebie ulegnę,
Wraz na zabójcę mego przyjaciela biegnę;
85Potem niechaj śmierć na mnie spełni wyrok srogi,
Nie odradzaj mi, matko! Twe łzy, twe zaklęcia
Niezdolne mnie od tego cofnąć przedsięwzięcia».
Na to mówi królowa srebrnopłynnych toni:
90— «Czynu tak chwalebnego matka ci nie broni.
Z niebezpieczeństwa, które wkoło ich ścisnęło,
Wyrwać swych towarzyszów, rycerskie jest dzieło…
Ale póty
[1251]
się hamuj w bojowym zapędzie,
Dopóki tu do ciebie matka nie przybędzie.
95Jutro z pierwszym promieniem obaczysz mnie rano,
Z piękną zbroją przez władcę Hefajsta
[1252] kowaną».
Wraz tym słowem ostrzega sióstr Nereid grono:
— «Wy powróćcie się w morza niezgłębnego łono,
Gdzie podeszły
[1253]
nasz ojciec ma pałac wspaniały,
100I powiedzcie mu wszystko, coście tu słyszały.
Ja śpieszę do Hefajsta, czy na prośbę moję
Nie skłoni się dla syna nową ukuć zbroję».
Rzekła; nimfy się skryły w ocean głęboki.
Sama dąży szybkimi do Olimpu kroki,
105By przyniosła dla ciebie zbroję, Achillesie.
Gdy Tetydę lot bystry do górnych bram niesie,
Z strasznym okrzykiem Greków Hektor pędzi wściekły:
Zlękłe roty
[1254]
do brzegów i floty uciekły;
Mimo pracy rycerzy jeszcze nie zostało
110Bezpieczne od obelgi
zabitego ciało.
Już piechoty, już jazdy orszak
[1255]
je okrążył
I Hektor, co jak pożar zapalony dążył,
Trzykroć chcąc zostać panem tak srogiej zdobyczy,
Chwyta za nogi trupa i na Trojan krzyczy;
115Trzykroć Ajasy, w męską przyodziani śmiałość,
Odparli natarczywą Hektora zuchwałość.
On, rozżarty
[1256], już na nich z nową mocą godzi,
Już, stojąc, na swych woła, ale nie uchodzi.
Jak pasterz pilnujący trzód na bujnej paszy,
120Głodnego lwa od bydła niełatwo odstraszy:
Tak Ajasy, choć groźni męstwem, bronią srogą,
Zajadłego Hektora zatrwożyć nie mogą.
I byłby wyrwał trupa, wieczną zyskał chwałę,
Gdy Hera, chcąc odwrócić tak wielką zakałę
[1257],
125Szybką Irydę
[1258]
zsyła z górnych nieba progów…
Zbliżywszy się posłanka tak rycerza budzi:
— «Wstań, Pelido, ze wszystkich najstraszniejszy ludzi!
Daj pomoc Patroklowi! Dla niego bój krwawy
Obiedwie toczą strony przed samymi nawy;
130Mnóstwo rycerzy ginie, okrutna rzeź wzrasta,
Ci chcą ocalić trupa, ci porwać do miasta;
Najbardziej bije Hektor, bo sobie uradził
[1259],
Aby mu odciął głowę i na pal ją wsadził.
Wstań więc! I nie leż dłużej w spoczynku niegodnym,
135Nie dawaj sam Patrokla na pastwę psom głodnym;
Gdy zwłoki jego będą zelżone
[1260]
szkaradnie,
Na ciebie stąd, na ciebie cała hańba padnie…»
Poszła Irys, Achilles wstaje, a Pallada
[1261]
Swoją tarczę na silne ramiona mu wkłada…
140
StrachZbliżył się do okopów, lecz pomny przestrogi
Swej matki, tam nie poszedł, gdzie bój huczał srogi.
Krzyknął, ogromnie razem krzyknęła Pallada:
Zaraz trwoga w pierś mężów, w zastępy strach pada.
A jak ostro przenikłym dźwiękiem trąba ryczy,
145Gdy nieprzyjaciel chciwy rzezi, krwi, zdobyczy
Do przypuszczenia szturmu znak wydaje zwykły:
Taki z piersi Achilla wyszedł głos przenikły.
Trojanie usłyszawszy to brzmienie straszliwe
Przelękli się niezmiernie: konie pięknogrzywe
150Wozy nazad
[1262] zwróciły, przyszłe czując klęski
I w piersiach powoźników
[1263]
struchlał umysł męski…
Trzykroć bohater stojąc nad okopem krzyknął,
Trzykroć strach sprzymierzeńców i Trojan przeniknął.
Tam dwunastu przedniejszych śmierć zwaliła mężów:
155Spadli z wozów od własnych przebici orężów.
Wreszcie Grecy, wyrwawszy z rzezi i posoki
[1264],
Na łożu pogrzebowym kładą martwe zwłoki.
Koło nich rzewnie wierni towarzysze płaczą.
Achilles napełniony żalem i rozpaczą
160Patrzy na smutne reszty ranami okryte,
Idzie, nad przyjacielem łzy lejąc obfite.
Sam pozwolił mu wozu i ognistych koni
[1265],
Lecz wróconego w żywej nie uściskał dłoni…
Trojańskie też na drugiej bohatery
[1266]
stronie
165Rzuciły rzezi pole i wyprzęgły konie.
Przed wieczerzą naprędce złożona ich rada,
Wszyscy zdumieni stoją, żaden z nich nie siada.
Strach ściska serca mężów zebranych w tym kole,
Że długo niewidziany rycerz wyszedł w pole.
170Mądry Polidam
[1267]
pierwszy swe zdanie otwiera…
— «Uważcie, przyjaciele — rzekł radca wsławiony
Jakiej się dzisiaj chwycić powinniśmy strony;
Ja radzę, by do miasta powrotu nie zwlekać
I przy flocie, od murów z dala, dnia nie czekać
[1268]…
175Teraz Achilla więzi noc i spoczywanie,
Lecz gdy nas jutro zbrojny w tym miejscu zastanie,
Trudno będzie odwadze jego się obronić.
Szczęśliwy, kto do murów potrafi się schronić!
Mnóstwo Trojan żreć będą psy i sępy sprosne
[1269].
180Ach! Bogowie! Odwróćcie rzeczy tak żałosne!
Jeśli mnie posłuchacie, choć was troski gonią,
Noc na rynku spędzimy, czuwając pod bronią.
Miasta mury strzec będą i wieże ogromne,
I szańce
[1270]
nieprzebyte, i bramy niezłomne.
185Rano, z Jutrzenką, zbrojni staniemy na wieży.
Niech ten mąż najgwałtowniej, jeśli chce, uderzy,
Cóż przeciw nam dokazać może? — Nic zaiste
[1271].
Daremnym biegiem konie spieniwszy ogniste,
Do naw powróci, w smutku pogrążon i wstydzie,
190Choćby najbardziej pragnął, do miasta nie wnidzie
[1272]:
Nim je złupi, psy wprzódy nakarmi swym ciałem».
Hektor nań ostro patrząc, tak rzecze z zapałem:
— «Polidamie! Twa mowa gniew obudza we mnie.
Chcesz, byśmy w murach znowu gnuśnieli
[1273]
nikczemnie!
195Dziś, gdy mi bóg łaskawszy tę chwałę dać raczył,
Żem Greki zatrwożone przy nawach osaczył,
Przestań obywatelów płochą
[1274]
radą zwodzić;
Nikt z Trojan nie usłucha, ja zdołam przeszkodzić.
Teraz bądźcie powolni
[1275]
mym słowom, rycerze:
200Niechaj każdy posiłek na miejscu swym bierze
I pilnując obozu w polu czuwa zbrojny…
Rano, skoro Jutrzenkę różopalcą zoczym,
Uzbrojeni, przy nawach srogą walkę stoczym.
Jeśli prawda, że w pole Achilles wychodzi,
205Chciwie żądając boju, sam on sobie szkodzi.
Ja przed nim nie ustąpię, mężnie mu dostoję:
Albo mam głowę jego, albo on ma moję
[1276];
Jeden się z nas uwieczni. Ares słusznie włada:
Kto chce zwalić drugiego, sam częstokroć pada».
210Rzekł; mowę tę z okrzykiem przyjęli Trojanie.
Głupi! Pallas im zdrowe odebrała zdanie:
W Hektorze źle radzącym swoją ufność kładą,
A pogardzają dobrą Polidama radą.
Biorą posiłek, czujnie na obozy baczą,
215Przy Patroklu zaś całą noc Achaje
[1277]
płaczą.
Łono jego Achilles w silnych cisnąc rękach,
Bez przerwy smutne jęki wydawał po jękach.
A jak lew, gdy mu dzieci skryte w gęstym lesie,
Przedarłszy się do kniei myśliwiec uniesie,
220Nie widząc ich, wróciwszy, srodze się zasmuca,
Potem ryczy okropnie i wściekły się rzuca
Obiegając doliny za śladem człowieka:
Tak, między nimi jęcząc, Achilles narzeka:
— «Biada mi! Jakżem strasznie zawiódł mego druha
225Menojtia
[1278], gdy odchodząc dodawałem ducha,
Gdym go ciesząc, zaręczał, że po wzięciu Troi
Syn, pełen sławy, łupów, żal jego ukoi.
Ale układy ludzkie bogów niszczy wola:
Obydwu krwią chce wyrok zrumienić te pola.
230I ja do ojczystego nie wrócę siedliska,
Ni mnie tam Pelej
[1279]
stary, ni Tetys uściska:
ZemstaTa mnie zatrzyma ziemia. Lecz kiedy po tobie,
Kochany mój Patroklu, w smutnym mam lec grobie,
Nie wprzódy czarną bryłą twe ciało pokryję,
235Aż Hektora, twojego zabójcę, zabiję!…»
Rzekł i do ognia trójnóg
[1280]
przystawić zalecił
I obmyć martwe ciało, które kurz oszpecił.
Słudzy wodza ogromne naczynie nalali;
Suchym podsycon drzewem już się ogień pali
240I wkoło miedź ogarnia płomieniem gorącym.
A skoro wrzeć zaczęła woda w kotle brzmiącym,
Myją ciało i maszczą w pachnące oleje;
Długo oszczędzon drogi sok w rany się leje.
Potem kładą na łożu: od głowy trup cały
245Okrywa
[1281] prześcieradło miękkie i płaszcz biały.
A kiedy noc rozwlekła ponure zasłony,
Przy Achillu Patrokla płaczą Myrmidony
[1282]…
Tetys tymczasem w domu Hefajstowym staje.
Dom ten wśród mieszkań bogów świetnie się wydaje.
250Nieśmiertelny gmach z miedzi gwiazdami ozdobił
I własną go prawicą kulawy bóg zrobił.
W kuźni był, wpośród miechów
[1283], z ciężkim w ręku młotem,
Cały pracą zajęty, słonym płynął potem.
Razem dwadzieścia pysznych ukształcał trójnogów
[1284]
255Mających przyozdabiać pałac ojca bogów…
Zoczy Tetydę Charys
[1285]
pięknie ustrojona,
Krasnych liców bogini, Hefajstowa żona.
Bieży mówiąc: — «Cóż naszej radości wyrowna!
Dawnoś u nas nie była, bogini szanowna;
260Jakież przecie znagliły twe przyjście zamiary?
Lecz wnidź i przyjmij wdzięczne gościnności dary».
To wyrzekłszy, boginię do domu wprowadza
I na cudnie zrobionym tronie ją posadza,
Na podnóżku ozdobnym noga jej spoczywa.
265Sama wychodzi zaraz i męża przyzywa:
— «Pójdź, bo Tetyda mówić chce z tobą, o panie»!
— «Jakiegoż gościa moje przyjmuje mieszkanie! —
Rzekł Hefajst — jak ją kochać, jak ją czcić należy!
Gdy wstydząc się kalectwa mego, z górnej wieży
270Strąciła mnie na ziemię srogiej matki wola,
Doznałem, co to nędza, czułem, co niedola.
Wtenczas Tetys biednego litując się stanu
I Eurynome
[1286]
skryły w łonie oceanu…
Gdy Tetys do mnie przyszła, uściskam ją mile,
275Muszę się jej wypłacić za dobrodziejstw tyle.
Ty idź! Niech zastawiony stół gościnny będzie,
A ja miechy poskładam i całe narzędzie».
To rzekłszy, od kowadła powstał bóg wysoki
I z wolna nierównymi ruszając się kroki,
280Oddala miechy z ognia, w kuźnicy ład czyni
I swoich prac narzędzia składa w srebrnej skrzyni.
Gąbką ociera z dymu swe czoło wyniosłe
I ręce, i kark silny, i piersi obrosłe.
Wdział szatę, a do ręki wziął berło złocone;
285Dwa zaś posągi w kształcie dwóch dziewic zrobione
Krok niepewny swym pewnym krokiem podpierały:
I ruch, i głos, i rozum bogi im nadały
I przemysł
[1287], najcudniejsze dzieła robić zdolny.
Idą, pilnie zważając na pana krok wolny.
290Stanąwszy, gdzie siedziała srebrnych wód królowa,
Uścisnął ją za rękę i rzekł w takie słowa:
— «Bogini, której tyle doznałem przysługi,
Czego chcesz? Dom nasz ciebie nie widział czas długi.
Powiedz, ja się do twoich żądań chcę sposobić,
295Wszystko zrobię, co mogę i co się da zrobić».
A Tetys rozpłakana: — «Ach! Hefajście drogi!
Któraż z bogiń, dzierżących olimpijskie progi,
Tyle doznała smutków, nędzy i niedoli,
Ile ich na mnie spadło z bogów ojca woli…
300Wydałam na świat syna, zaszczyt swej ojczyzny,
Wyrósł mi na kształt krzewu, ssącego grunt żyzny;
Posłałam go na wojnę dla Trojan pogromu,
Lecz go więcej w Peleja nie obaczę domu.
A chociaż krótko słońce ogląda na niebie,
305Dręczy się, nie ma z matki pomocy dla siebie…
Więc niech matki nieszczęsnej prośba cię nakłoni:
Daj dla syna, któremu krótki wiek wytknięty,
Tarczę, przyłbicę, pancerz, obuw kształtnie spięty.
Zbroję, którą miał, w ręku Patrokla postradał
[1288],
310Zgon przyjaciela jemu najsroższy cios zadał».
— «Porzuć troski, szanowna i miła bogini!
I czegóż dla Tetydy Hefajst nie uczyni?
Obym tak mógł zatrzymać srogą śmierć w zapędzie,
Kiedy go niezbłagany wyrok ścigać będzie,
315Jak mu zbroję wyrobię, która na kształt cudu
Błyszczeć się będzie w oczach zdziwionego ludu»!
Idzie do kuźni, zwraca wprost ku ogniu miechy:
W dwudziestu piecach gęste ich szumią oddechy,
Na przemiany swe piersi wzdymają i płaszczą,
320I różny wiatr posłuszną wyziewając paszczą,
Do roboty, do chęci sztukmistrza
[1289]
stosowne,
Raz wolne niecą żary, drugi raz gwałtowne.
Potem w piec rozpalony grube kładzie szyny
Z miedzi, z drogiego złota, ze srebra i cyny,
325A stawiąc pod kowadło wielkie pniak niezłomny,
Jedną ręką wziął kleszcze, drugą młot ogromny.
Wielki i tęgi puklerz
[1290]
boski sztukmistrz robi:
Złoty obwód okręgi troistymi zdobi,
Srebrzysty wiąże rzemień. Pięć blach w kupę bije,
330A na powierzchni cuda swojej sztuki ryje.
Wydana ziemia, niebo, ocean głęboki,
Słońce nieustannymi biegające kroki,
Księżyc i nieba w gwiazdach ozdobna korona,
335I Arktos
[1294], wozem zwany, bo jak wóz się toczy
Na Oryjona ciągle obracając oczy;
W tej części nieba krąży wiecznymi obwody,
A nigdy się nie zniża w oceanu wody.
Ryje także dwa miasta długo nieśmiertelne,
340Jedno wyraża śluby i gody weselne:
Prowadzą przy pochodniach z domu nowożeńców,
— «Hymen
[1295]! Hymen!» wołają, a grono młodzieńców
Skocznymi tany lekkie zawiązuje koła;
Brzmi fletni
[1296]
i oboi kapela wesoła.
345W progach domów niewiasty chciwym patrzą okiem,
Nie mogąc się tak miłym nasycić widokiem
W tymże mieście na rynku liczny lud się tłoczy,
Między dwoma mężami żwawy spór się toczy
O zabójstwa zapłatę. Ten — lud zabezpiecza
350Pod przysięgą, że oddał, a tamten zaprzecza.
Stawią świadki, by prędszy sprawy koniec mieli
Na dwie strony krzykliwa gromada się dzieli.
Woźni lud uciszają; we środku zaś rada
Sędziwych na świecących kamieniach zasiada.
355Biorąc z rąk woźnych berło z nim każdy powstaje,
I gdy nań przyjdzie kolej, wyrok w sprawie daje.
We środku dwa talenta
[1297]
dla tego nagrody,
Kto słuszność najlepszymi wykaże dowody.
Pod murami drugiego miasta wojska stoją,
360Straszny blask oręż ciska, lecz w chęciach się dwoją:
Jedni je na łup dzikim skazują zapałem,
Drudzy bogactwa jego chcą wziąć równym działem.
Lecz niestrwożeni knują zasadzki mieszkańce:
Niewiasty, dzieci, starce osiadają szańce,
365Do skrytej zaś wyprawy gotują się młodzi;
Oboje złoci, odzież złota, w złotej zbroi,
Wzrostem, kształtem celują, jak bogom przystoi,
Przyszedłszy tam, gdzie zrobić zasadzkę wypada,
370Gdzie się nieprzyjacielskie napawały
[1300]
stada,
Skrycie pochyłe rzeki zasiadają brzegi;
Dwa zaś, wybrane od nich, na pagórku szpiegi
Czekają, aż się zbliżą i owce, i woły.
Nie myśląc o nieszczęściu, trzody stróż
[1301]
wesoły
375Idzie, na fletni nucąc pieśni rozmaite.
Za danym znakiem męże wypadły ukryte,
Krzyk ostry naokoło i postrach się szerzy;
Biorąc trzody, krew leją niewinnych pasterzy.
Głos boju gdy rycerze radzący usłyszą,
380Wsiadają na swe wozy, piersi zemstą dyszą,
Lecą na bystrych koniach, aż w niedługiej chwili
Nieprzyjaciół pędzących zdobycz dogonili.
Wszczyna się bój nad rzeką: tamci walczą stale,
Obie rażą się strony w okrutnym zapale…
385Ta strona ciągnie trupy, tamta ją odpycha.
Wszystko pod boskim dłutem żyje i oddycha.
Tamże wydał przemyślny bóg obszerne pole:
Liczni rolnicy tłuste przewracają role
[1302];
Dopiero w nie po trzykroć zapuścili pługi.
390A ile razy zakrój dokańczają długi,
Dziedzic ich tam obchodzi, gdzie się kończy staje,
I pełny wina puchar każdemu z nich daje.
Ci, zagrzani nagrodą słodkiego napoju,
Nowe rysują bruzdy i nie szczędzą znoju
[1303].
395W złocie czystą wydała ziemię boga sztuka:
Czerni się i zdziwiony wzrok łatwo oszuka.
Druga niwa
[1304]
okryta dojrzałymi kłosy:
Żeńce
[1305]
tną zboże, ostre mając w ręku kosy,
Gęste spadają garści; tuż za nimi dążą
400Trzej wiązacze, co zboże w grube snopy wiążą.
I mnóstwo drobnych dzieci w pracy nie ustaje,
Zbiera garści i pierwszym do wiązania daje.
W milczeniu król wzniósł berło, którego ta niwa,
Ciesząc się nieskończenie z obfitego żniwa.
405Pod cieniem dębu wiejską zajęci biesiadą
Woźni, wołu zabiwszy, mięso w ogień kładą:
I żeńce znajdą pokarm z pola wracające,
Dla nich dłonie niewiasty w miękkiej grzebią mące.
Tuż winnica, obfitym płodem obciążona:
410Wśród złota, którym błyszczy, wiszą czarne grona.
Tyki ze srebra rzeźbiarz porządkiem zasadza,
Rowem ze stali, płotem z cyny ją ogradza,
A jedna tylko do niej wiedzie ścieżka kręta.
Tędy weseli chłopcy i raźne dziewczęta,
415Gdy czas zbierania przyjdzie, z głośnymi okrzyki
Niosą ładowne
[1306]
słodkim owocem koszyki.
W środku młodzieniec ruszać formingę
[1307]
uczony
Gra, sam sobie zgodnymi przynucając tony;
Młodzież idzie i takiej wesołości rada
420W takt i nogą, i wdzięcznym głosem odpowiada.
Dalej głowy i silne podnosząc szyje
Ze złota, z cyny, wołów pyszne
[1308]
stado ryje:
Biegną, rycząc, na paszę, tam gdzie rzeka płynie,
Nurty głośno szumiące w gęstej pędząc trzcinie.
425Ze złota czterech idzie pasterzy za trzodą,
A dziesięciu za sobą śmiałych kundli wiodą.
Wtem nagle dwóch straszliwych lwów
z kniei
[1309]
wypada,
Porywają buhaja wśród drżącego stada:
On biedny, gdy go ciągną, przeraźliwie ryczy;
430Spieszą psy i pasterze, lecz wziętej zdobyczy
Wydrzeć lwom nie potrafią; już skórę odarli,
Już wypili krew czarną i wnętrze pożarli.
Próżno kundlów
[1310]
pasterze do natarcia grzeją,
Szczekają one z bliska, lecz ugryźć nie śmieją.
435Ryje także dolinę: tej miłe manowce
Śnieżnym okryte runem napełniają owce;
Widać chaty i stajnie, gdzie się kryją trzody,
I w koło otoczone drzewami zagrody.
Ryje i cudny taniec, który Dedal
[1311]
w Krecie
440Wymyślił Aryjadnie
[1312], prześlicznej kobiecie;
Skaczą chłopcy i dziewki wziąwszy się za ręce.
Lekka zasłona wdzięki pokrywa dziewczęce,
Na chłopcach zaś bogatsza zawieszona odzież;
Obojej płci z urody najdobrańsza młodzież.
445Dziewczęta głowy w piękne ustroiły wieńce,
Na srebrze złote mają mieczyki młodzieńce.
Raz jak koło (ruch jego ledwie wzrok dostrzegnie,
Gdy go doświadcza garncarz, czyli
[1313] bystro biegnie)
Uczone stopy w szybkie kręcą kołowroty;
450To znowu się mieszając wśród wdzięcznej ochoty,
W tysiącznych kształtach pląsy lekkim robią skokiem.
Liczny lud stoi miłym zachwycon widokiem:
W pośrodku zaś dwa skoczki z wszystkich zadziwieniem
Pokazują swe sztuki i słodkim brzmią pieniem
[1314].
455Nareszcie świetny puklerz sztukmistrz doskonały
Szumiącymi obwodzi oceanu wały.
Takie zrobiwszy dzieło cudnym wynalazkiem,
Kuje pancerz, płomienie swym gaszący blaskiem;
Ukuta i przyłbica w różne dziwy ryta,
460Ciężka, mocna; na hełmie złota pływa kita
[1315];
Ukończywszy, bóg złożył przed Achilla matką.
Ta jak jastrząb z Olimpu pośpiesza na ziemię,
Niosąc zbroję Hefajsta, przemisterne
[1318]
brzemię.
Księga XIX
1Opuściwszy Jutrzenka
[1319]
oceanu wody
Rzucała blask na nieba i ziemskie narody.
Tetys
[1320]
przyszła do syna z górnego siedliska;
On, jęcząc, martwe zwłoki przyjaciela
[1321]
ściska,
5Z płaczącym wodzem broni towarzysze płaczą.
Matka ściskając syna zdjętego rozpaczą:
— «Czas już, mój synu! — rzecze — by ten ból przeminął.
Niech zmarły leży, z boga wyroku on zginął.
10Jakiej żaden śmiertelny nie wdział na ramiona».
To rzekłszy, świetny ciężar składa mu pod nogą.
Jęknęła groźnie zbroja; przerażeni trwogą
Nie śmieli Ftyjotowie
[1324]
ciągnąć po niej okiem,
Ale się nagle drżącym w tył cofali krokiem.
15Pelid, gdy ją obaczył, gniew mu serce ścisnął
I pod powieką ogniem iskrzącym się błysnął.
Chciwą ręką cudowny dar boga uchwycił,
A gdy się już tak miłym widokiem nasycił:
— «Matko! — zawoła — bóg mnie tym darem zaszczyca,
20Boska go wyrobiła, nie ludzka, prawica.
Ja nie zwlekając piersi do boju uzbroję;
Lecz kiedy się oddalę stąd, bardzo się boję,
By nieczyste robactwo, padając na rany,
Które liczne odebrał przyjaciel kochany,
25W członki nie zapuściło skazy i zepsucia».
A matka: — «Oddal, synu, troskliwe te czucia!
Ręka moja robactwo natrętne oddali,
Chciwie żrące rycerzy, których Ares
[1325]
zwali.
Nie zepsuje się, choćby cały rok leżało,
30Owszem, nową świeżością upięknię to ciało.
Ty na radę zbierz zaraz wodze i narody
I gniew złożywszy, przystąp z Atrydem
[1326]
do zgody,
A z tą zbroją wdziej męstwo do wielkiego czynu».
Rzekła i bohaterski duch zagrzała w synu.
35W nozdrze zaś Patroklowi dla ochrony ciała
Pelid
[1329]
obiegał brzegi morskie i hukliwy
Z piersi głos wypuszczając, zwoływał Achiwy
[1330].
Liczni na radę tłumem idą wojownicy…
40By widokiem rycerza napaść oczy swoje,
Którego długo krwawe nie widziały boje…
Już są wszyscy, milczenie wszystkim wargi ścina,
Gdy powstawszy, Achilles tak mówić zaczyna:
— «Królu! Przez brankę
[1331]
serce w nas się rozjątrzyło.
45Lepiej by to i dla mnie, i dla ciebie było,
Skoro przez nią niezgoda wszczęła się zajadła,
Nie okryłyby ziemi tylu Greków ciała
Przez czas, gdy w sercu moim zapalczywość trwała.
50Troja i Hektor
[1334]
z naszej korzystał niechęci,
Ach! Długo nam jej skutki nie wyjdą z pamięci!…
Ja gniew mój przezwyciężam, anim się nauczył
Tej sztuki, żebym wieczny upór w piersiach tuczył.
Zagrzej Greków, Achilles im staje na czele!
55Doświadczymy niedługo, czy nieprzyjaciele
Będą śmieli okręty cały dzień oblegać.
O! Kto z nich przed mą włócznią zdoła się wybiegać
[1335],
Jakże będzie się żywo cieszył, gdy nareszcie
Znajdzie swe bezpieczeństwo i spokojność w mieście»!
60Rzekł, lud krzyknął; we wszystkich radość i nadzieja,
Że z serca gniewy złożył wielki syn Peleja.
Wstał Atryd, król wśród królów trzymający przodek
[1336],
Lecz z miejsca, gdzie był, mówił, i nie szedł na środek:
— «Przyjaciele, rycerze, mężne wojowniki!…
65Często skargi ostrymi wojsko mnie przebodło,
Nie ze mnie jednak było naszych nieszczęść źródło.
W cieniach nocy błądząca — wlały złość do łona
Wtenczas, gdy Achillowi śmiałem gwałt wyrządzić.
70Zaślepiony od bogów, jakżem nie miał zbłądzić?…
Chciał Zeus mym zaślepieniem srodze mi zaszkodzić;
Ja dziś błąd mój uznaję, pragnę go nagrodzić.
Bierz broń, lud zapal, aby w męstwie nie ustawał;
Dam wszystko, com niedawno przez Odysa
[1340]
dawał.
75Lecz choć w pole cię zapał najgorętszy niesie,
Proszę, byś się zatrzymał chwilę, Achillesie!
Wnet słudzy zniosą dary, a wtedy rozumiem,
Sam uznasz, że dla ciebie skąpym być nie umiem».
— «Królu, dzierżący berło twych przodków dziedziczne —
80Rzekł Pelid — godny rządzić narody tak liczne!
Czy dasz, czy też zatrzymasz pyszne dary twoje,
Czyń, co ci się podoba. My zaś bierzmy zbroje,
Niechaj na słowach droga chwila nie upływa,
Idźmy walczyć, rąk naszych wielkie dzieło wzywa»!…
85— «Bogów synu! — Odyseusz tymi rzecze słowy —
Achillu! Hamuj w sobie zapał Aresowy
I głodnych ludzi w pole nie prowadź niebacznie;
Bo gdy raz bój uparty z Trojany się zacznie,
A bóg w piersi rycerzom odwagę wlać raczy,
90Nierychły
[1341]
bardzo koniec ta walka obaczy.
Każ, niech w namiotach wojsko chleb i wino bierze:
Chleb i wino do boju umacnia rycerze.
Nikt nie dotrzyma pola do słońca zachodu,
Kto cierpi we wnętrznościach przykre czucie głodu;
95Przy najdzielniejszym sercu członki mu słabieją,
Pod niebem i pragnieniem kolana się chwieją.
Inny jest mąż, gdy dobrze pokarmu użyje:
Silny, niezmordowany, cały dzień się bije,
Nie osłabi go praca ani ciężar zbroi,
100Póki wszyscy nie zejdą, na placu dostoi
[1342].
Zatem posiłek wojsku każ wziąć, Achillesie!
Tymczasem Agamemnon upominki zniesie.
Niech je wszystek lud widzi, a ty na nie okiem
Rzuciwszy, tak przyjemnym uciesz się widokiem!…»
105Atryd na to: — «Odysie! Dobrze radzić zwykły,
Nowym stwierdzasz dowodem twój rozum przenikły…
Achilles niecierpliwy, że się bitwa zwleka,
Niechaj na prośbę moją kilka chwil zaczeka…
Tobie zaś przyjacielu zdaję to życzliwy:
110Najpierwszą młódź wybrawszy pomiędzy Achiwy,
Pójdź do namiotu mego z rycerstwa ozdobą,
Przynieś dary, przyprowadź razem branki z sobą».
— «Przemożny ludów królu! — rzekł Achilles boski —
Proszę, byśmy podobne odłożyli troski
115Na ów czas, gdy po walce wytchniemy przyjemnie,
A ogień ten zwolnieje
[1343], co się pali we mnie.
Leżą trupy rycerzy: Pryjamid
[1344]
ich pobił,
Kiedy go chwałą Zeus przemożny ozdobił,
A wy chcecie używać słodyczy biesiady!
120Ach! Gdyby mojej chciano usłuchać tu rady,
W tym Grek momencie, gardząc pragnieniem i głodem,
Upartą zwiódłby walkę z zdradzieckim narodem.
Wieczorem stół zastawim, weźmiem w ręce czasze
[1345];
Słodka uczta, gdy zmyjem we krwi krzywdy nasze!
125Teraz możeż smakować biesiada wesoła,
Gdy zabity przyjaciel mój o zemstę woła,
Gdy towarzysze łzami kropią jego zwłoki?
Nie łaknę, tylko rzezi, jęków i posoki
[1346]».
Jemu jeszcze Odyseusz mądry odpowiada:
130— «Achillu! W którym zaszczyt lud grecki posiada,
W polu, gdzie twoja włócznia gęste trupy kładzie,
Dam ci pierwszość; ty pierwsze daj mi miejsce w radzie.
Wyższym
od ciebie laty i dłuższym poznaniem,
Pozwól, abym twój zapał miarkował
[1347]
mym zdaniem:
135Czyż Grecy czcić powinni pamięć zmarłych postem?
Codziennie śmierć rycerzów obala pomostem:
I kiedyż byśmy wreszcie łzy z oczu otarli?
Oddajmy cześć pogrzebną tym, którzy umarli,
Ale się nam potrzeba stałością
[1348]
uzbroić,
140Przez dzień płakać, a potem jęk smutny ukoić.
Więc, którzyśmy po srogim pozostali boju,
Nie oszczędzajmy sobie jadła i napoju,
Abyśmy twardą miedzią
[1349]
cali uzbrojeni
Bez przerwy bój stoczyli na krwawej przestrzeni.
145Niech drugiego nikt gnuśnie
[1350]
rozkazu nie czeka,
Biada temu, kto wyjście swoje w nawach zwleka!
Wszyscy się rzućmy, wojsko wyprowadźmy całe
I przy flocie zetrzyjmy Trojany zuchwałe»!…
Atryd rozpuścił radę; porusza się rzesza
150I do swojego każdy namiotu pośpiesza.
Chlubni Tesalczykowie z wodza swego chwały,
Niosą darów królewskich ciężar okazały.
Przyszły branki, z nich każda w miejscu swym usiada;
Rumaki do Achilla przyłączone stada.
155
Widząc Patrokla srogim skłutego żelazem,
Krzyczy, pada na ciało (rany jego liczne),
Drze łono, miękką szyję, policzki prześliczne,
Wynurzając wśród jęków swój żal, wśród łez wielu:
160— «Patroklu! Bryzeidy biednej przyjacielu!
ŁzyŻywegom cię odeszła, rycerzu waleczny,
Dziś, gdy wracam, już ciebie okrywa cień wieczny!
Nieszczęścia po nieszczęściu me ciągnie tęsknice!
Mąż
[1353], którego mi dali kochani rodzice,
165Widziałam, jak przed miastem pchnięty miedzią zginął;
Tenże smutny los braci lubych nie ominął…
Gdy Pelid zabił męża i miasto obalił,
Tyś moje łzy ocierał, tyś jęków się żalił.
I abym nie tak czuła srogość mojej zguby,
170Świetneś mi z Achillesem obiecywał śluby.
Ty miałeś płynąć ze mną do Ftyi przez wody,
Ty mi sprawić weselne przyrzekałeś gody
[1354].
Płaczę ciebie, z łez oczu nigdy nie osuszę,
Twa dobroć zawsze będzie zajmować mą duszę».
175Inne branki swe jęki łączą z jej rozpaczą:
Lecz na pozór Patrokla, w rzeczy
[1355] — siebie płaczą.
Achilla proszą wodze, by się chciał posilić…
Cieszą, nic ku pociesze nie może go schylić,
Aż stanie wśród krwawego Aresa igrzyska.
180Dręcząca pamięć nowe jęki mu wyciska:
— «Biedny! Lecz najgodniejszy mojego kochania!
Tyś o mnie, przyjacielu, czułe miał starania,
Tyś gotował posiłek, tyś mój stół nakrywał,
Kiedy na pole sławy dźwięk Aresa wzywał!
185Dzisiaj, gdy cię na łożu pogrzebnym oglądam,
Nic nie chcę, łzami tylko zasilać się żądam.
Cóż mi pokarm bez tego, co obok mnie siedział?
Gdybym nawet o śmierci ojca się dowiedział,
Nie czułbym w piersiach moich boleśniejszej rany!
190Może teraz we Ftyi starzec rozpłakany
[1356]
Wzdycha, pragnąc godnego siebie widzieć syna;
A mnie obca daleko trzyma tu kraina,
Dla złej Heleny
[1357]
długie toczącego boje…
Tak jęczał i w przytomnych
[1358]
wodzach tkliwość sprawił:
195Każdy westchnął wspomniawszy, co w domu zostawił.
Wzrusza się liczne wojsko i porzuca brzegi.
A jak się gęste bielą na powietrzu śniegi,
Gdy Boreasz
[1359]
zawieje niosący pogody:
Tak, gdy się z naw ruszyły achajskie narody,
200Błysnęły na powietrzu ognie pałające,
Strzelały razem w górę płomieni tysiące
I tarcze, i przyłbice, i silne oszczepy;
Blask z nich idzie wysoko aż pod nieba sklepy
[1360].
Tym blaskiem upiękniona ziemia się rozśmiała,
205A pod mężów stopami jęczy przestrzeń cała.
Wpośród zastępów chciwy kurzawy i znoju
[1361]
Wyprawia się szlachetny Achilles do boju…
Zapalon, ciężkie Troi gotujący
[1362]
jęki,
Przywdziewa zbroję, dzieło nieśmiertelnej ręki.
210Na lekką nogę piękne cholewy zaciąga,
Które mocno haftkami
[1363]
srebrzystymi sprząga;
Nieprzebitym pancerzem piersi zabezpiecza,
Z ramion zawiesza ciężar ogromnego miecza:
Wziął i puklerz
[1364]
ozdobny, który ogniem błyskał,
215I jako świetny księżyc blask daleko ciskał…
Ciężką przyłbicą czoło wspaniałe pokrywa,
Świecąc się na kształt gwiazdy groźna kita
[1365]
pływa,
Na złotym hełmie złote wstrząsają się włosy:
Zbroja kształtna i trwała na najtęższe
[1366]
ciosy.
220Doświadcza jej na sobie, czy ciału przystoi
[1367],
I czy będzie miał wolny ruch w tak ciężkiej zbroi;
Lecz ta jakby na skrzydłach unosiła męża.
Nareszcie ojcowskiego dostaje oręża:
Wyjęta z pochew
długa i ogromna dzida,
225Której by nikt nie dźwignął prócz ręki Pelida.
I dał go Pelejowi na rycerzy zgubę.
Dzielne rumaki w pyszne przybierają szory
[1372];
230Już hartowne wędzidła w twardych pyskach żują,
Lejc przywiązany w tyle, już na wozie czują
Biegłego powoźnika, który z biczem stoi.
Zaraz Achilles siada w jaśniejącej zbroi,
Jak słońce gdy niezgłębne rzuca morza tonie,
235I groźnym głosem — ojca upomina konie:
Koń
— «Ksancie i Baliu, których krew Podargi rodzi,
Pomnijcie wrócić pana zdrowego do łodzi,
Gdy się boju nasycim; lepiej mi się sprawić
I trupem jak Patrokla nie chciejcie zostawić».
240Ten wyrzut Ksant słyszawszy, Ksant, co bystrze lata,
Schyla głowę i piasek grzywą swą zamiata,
A Hera
[1373]
dała tymi odezwać się słowy:
— «Bądź pewny, Achillesie, że dziś będziesz zdrowy.
Dzień jednak niedaleki, gdy nie wrócisz z pola
245Nie nasza w tym jest wina, lecz wyroku wola.
Nie, że naszymi nogi mniej skory
[1374]
bieg władał,
Zginął nieszczęsny Patrokl i zbroi postradał;
Syn Latony
[1375], niechybne miotający strzały,
Obalił go na czele dla Hektora chwały.
250Bieg nasz choćby się równał i z Zefiru
[1376]
lotem,
Ty musisz zginąć, boga i człowieka grotem:
Nie chybi to, co stoi w smutnej losu księdze».
Na tym wyrazie usta zamknęły mu Jędze
[1377].
— «Ty mi zgon wróżysz! — gniewny Achilles zawoła
255Wiem ja, że nic od śmierci zbawić mnie nie zdoła.
Tu, daleko od ojca i matki, polegnę.
Jednak ochotnym sercem na Trojany biegnę:
Poznają dobrze oręż mój nieprzyjaciele».
— Rzekł i wołając, pędzi na Achajów czele.
Księga XX
1Tak przy okrętach Grecy zażarci na boje,
Koło ciebie, Achillu
[1378], przywdziewają zbroje,
Trojanie na pagórku w groźnej błyszczą miedzi
[1379],
5Kazał Temidzie
[1382]
zwołać zgromadzenie bogów.
Biega skrzętna i wzywa do niebieskich progów…
W gładkim przedsionku rada zasiadła gromadnie,
Który Hefajst
[1383]
dla ojca wybudował składnie.
I Posejdon
[1384]
przybycia nadal nie odkłada,
10Przybywa, miejsce w górnym Olimpie zasiada;
Wraz pyta się Kronidy
[1385]: — «Po co, władco gromu,
Wszystkich bogów do twego przywołujesz domu?
Chceszli dać wyrok między Trojany i Greki?
Już dla nich krwawej rzezi moment niedaleki».
15— «Posejdonie, myśl moja tobie nie ukryta
— Rzekł Kronid — twa przenikłość
[1386] w moim sercu czyta.
Choć na zgubę skazanych ludzi los mnie boli,
Ale chcę tylko świadkiem zostać ich niedoli
I z Olimpu widokiem wojny napaść oczy.
20Wy drudzy pójść możecie, gdzie się walka toczy
[1387],
Stanąć, jak wola, w greckim lub trojańskim rzędzie.
Jeśli z Trojany walczyć sam Achilles będzie,
Nie są zdolni na chwilę dotrzymać mu kroku.
Już się dawniej samego przelękli widoku;
25Dziś, gdy o przyjaciela na rzeź się zapalił,
Lękam się, aby murów przed czasem nie zwalił».
Tak powiedział i wzniecił wojenne pożogi
[1388].
Pobiegły na dwie strony podzielone bogi:
30Posejdon, co ląd wzrusza a morzami włada,
I wynalazca kunsztów, Hermejas
[1391]
przemyślny…
Artemis
[1394], której w strzałach najmilsze uciechy,
35Póki się bogi w ludzkie nie wmieszały szyki,
Nadymały się chlubnie greckie wojowniki,
Że Pelid
[1397]
się pokazał wpośród bojowiska…
Lecz gdy Olimp do zbrojnych zamieszał się ludzi,
Krwawa Niezgoda
[1398]
wściekły zapał w sercach budzi:
40Pallada szańce
[1399], brzegi, okopy przebiega,
Krzyczy, głos jej po całym polu się rozlega.
Z drugiej zaś strony Ares
[1400]
niby czarna fala
Straszliwym Trojan rykiem do boju zapala;
Już na nich woła z murów, już z wyniosłej wieży,
45Już z przyjemnych pagórków, skąd Symois bieży.
Tak nieśmiertelni, obie zagrzewając strony,
Wzmagają rzeź okropną i zapał szalony.
Ojciec bogów
[1401]
piorunnym zaczął huczeć grzmotem,
Posejdon ląd i góry strasznym wstrząsł łoskotem,
50Chwieje się wielka Ida
[1402]
ze swymi podstawy,
Drżą mury Troi, greckie podskakują nawy
[1403].
Król podziemia
[1404]
spadł z tronu, krzyknął zdjęty strachem,
Bał się, żeby Posejdon trójzęba zamachem
Nie wzruszył do samego gruntu posad ziemnych
55I nie odkrył tych siedlisk, czarnych, pustych, ciemnych
Na które bledną ludzie i same drżą bogi;
Tak wielkiej nieśmiertelnych bój nabawił trwogi…
Tak bogi przeciw bogom idą. Achill dyszy
Przedrzeć się do Hektora
[1405]
wpośród towarzyszy;
60Nad nim zwycięstwem pragnie swą rękę zaszczycić,
Okrutnego Aresa jego krwią nasycić.
Przeciwko Achillowi wzbudza Ajnejasza
[1407];
Młodego kształt na siebie Likaona
[1408]
wdziewa
65I tymi słowy syna Anchiza
[1409]
zagrzewa:
— «Wodzu! Którego Troja wśród najpierwszych kładzie,
Gdzie twoje słowa, ziomkom dane przy biesiadzie?
Gdzie się podziały groźby, gdy zagrzany winem
Przyrzekałeś się spotkać sam z Peleja synem
[1410]»?
70— «Pryjamido
[1411]
— wódz mówi — czemu mnie chcesz kusić?
Czemu mnie chcesz do boju z Achillem przymusić?
Nie pierwszy raz bym jego broni się nastawił;
Lecz mnie dzidą już przegnał, już strachem nabawił,
Kiedy na Idzie nasze opanował trzody
75I wywrócił Lirnesu i Pedazu
[1412]
grody.
Gdyby w tej bitwie Kronid
[1413]
nie był mnie ochronił,
Gdyby nie dał szybkości, gdy mnie Pelid gonił,
Z rąk jego i Pallady wziąłbym raz
[1414] śmiertelny…
Próżno na niego rzuca człowiek pocisk celny;
80Wszystkie od niego ciosy odwraca bóg bliski,
A jego w ciele więzgną niechybne pociski.
Gdyby nas obu równą chwałą bóg ozdobił,
Choćby cały był z miedzi
[1415], nic by mi nie zrobił».
— «Nie lękaj się — Feb
[1416]
rzecze — z tym rycerzem starcia.
85Nie maszli chętnych bogów dla twojego wsparcia?
Wszakże mówią, że ciebie piękna Kiprys rodzi,
A on z niższej nierównie bogini pochodzi…
Więc hańba, gdybyś groźbą lub wzgardą się trwożył».
Tymi słowy rycerski duch w piersiach nasrożył:
90Zatem przed pierwsze rzędy szedł zuchwałym krokiem…
Piersi swoje zasłania tarczą nieprzełomną
[1417],
W silnym zaś ręku dzidą wykręca ogromną.
Wielki Achilles prosto przeciw niemu zmierza.
Jako lew, na którego wieś cała uderza,
95Zuchwale idzie, gardząc grożącym mu razem;
Lecz gdy go który młodzian dosięgnie żelazem,
Zwraca się, pysk otwiera, kły ostre zapienia,
Jęczy i z piersi straszne wydając ryczenia
Zabiera się do walki z mnóstwem uzbrojonem
100I boki oba długim uderza ogonem,
A tocząc wzrok okropny, wpada pośród grotów,
Lub zabić kogo z mężów, lub sam zginąć gotów:
Tak wielkiego Achilla niesie zapał męski,
Aby starł z Ajnejaszem swój oręż zwycięski.
105Gdy zaś już mieli z sobą rozpocząć bój srogi,
Do przeciwnika mówi Pelid prędkonogi:
— «Co ty rokować
[1418]
sobie możesz stąd rozumnie,
Że twe hufce
[1419]
rzuciwszy, śmiało bieżysz ku mnie?
Sądzisz, że trupem z twojej polegnę prawicy?…
110Lecz wątpię, żebyś takiej palmy
[1420]
się doczekał
UcieczkaI podobnoś już przed mym oszczepem uciekał.
Czyliś zapomniał, kiedy samego u trzody
Napadłszy, z góry Idy ścigałem w zawody?
Nie rzuciłeś w tył okiem, uciekałeś zbladły
115Do Lirnesu, którego wkrótce mury padły.
Z Zeusem i Palladą jam to miasto zwalił,
Wziąłem prześliczne branki; ciebie bóg ocalił.
Dziś sobie, że cię zbawi, pochlebiasz daremnie;
Twoim zuchwalstwem gniewu nie pomnażaj we mnie.
120Ustąp się z oczu moich i ukryj się w tłumie!
Bezrozumny, kto szkody przewidzieć nie umie»!
Słowo, Walka— «Achillu! — rzekł Trojanin — źle znasz Ajnejasza,
Jeśli mniemasz, że twoja groźba go zastrasza.
Słownych przekazów drobna obawia się dziatwa
[1421]:
125Na obelgę — obelgą odpowiedź jest łatwa…
Po co kłótnie? Rzemiosło bohaterów inne,
Mężne starcie jest bronią, nie swary
[1422]
dziecinne…
Język lata i podłych słów nie umie szczędzić;
Nie wiem zatem, byś z pola groźbą mógł mnie spędzić.
130W innej walce ci trzeba doświadczyć mnie próbie:
Nuż więc! Długimi dzidy walczmy przeciw sobie!
Wraz ogromnym uderzył w świetny puklerz
[1423]
ciosem,
Ten silnie wstrząśnion brzęknął straszliwym odgłosem.
Wziąwszy raz tak gwałtowny Achilles się zdumiał,
135Wystawił przed się puklerz, zląkł się, bo rozumiał,
Że go na wylot przejdzie oszczep Ajnejasza.
Nieuważny! Jak próżną
[1424]
trwogą się zastrasza!
Nie wie, że zbroja boska, co mu piersi kryje,
Najtęższego człowieka zamachy odbije.
140Teraz jej Ajnejasza dzida nie przedarła,
Złota ją zatrzymała blacha i odparła…
Wtedy z kolei pocisk
[1425]
Achilles wymierza
I górny brzeg utrafia gładkiego puklerza,
Gdzie z cienką miedzią lekki rzemień się umieszczał;
145Przebił go pelijoński jesion
[1426]
— ten zatrzeszczał;
Ajnejasz zebrał członki, do ziemi się schylił,
Wystawił przed się puklerz i tak cios omylił,
Który mu tuż nad samym grzbietem lecąc, warczy;
Tkwi w ziemi, potrzaskawszy dwa obwody tarczy.
150Powstał, ale strach wielki rycerza zamroczył,
Kiedy tak blisko siebie grot straszliwy zoczył
[1427].
Pelid miecza dobywa i głośno wykrzyka,
Z nowym ciosem na swego bieżąc przeciwnika.
I Ajnejasz w zapale męskim nie ostygnął,
155Silną ręką ogromny kamień z ziemi dźwignął:
Dzisiaj dwóch ludzi wspólna nie ruszy go praca,
On go sam i podnosi, i łatwo obraca.
I byłby Achillowi, co na niego wpadał,
Lub w puklerz, lub w przyłbicę raz nielekki zadał,
160Bo od śmierci w swej zbroi życie miał bezpieczne;
Pelid by go zaś mieczem w cienie wtrącił wieczne,
Gdy Posejdon, co bitwie przyglądał się bacznie,
Bogom swoją troskliwość tak wyrażać zacznie:
Los— «Żałuję Ajnejasza, nieśmiertelne bogi!
165Wkrótce zwalon odwiedzi czarne Hada
[1428]
progi.
Porwał się na Pelida zwiedziony od
[1429] Feba,
A teraz opuszczony, gdy mu wsparcia trzeba.
Ale za cóż niewinny ma za winnych ginąć,
On, który dnia jednego nie może przeminąć,
170Aby nie uczcił panów górnego siedliska?
Oddalmy śmierć od niego, która tak jest bliska.
Zeus by na to sarknął, gdyby się miał zwalić:
Przeznaczenie wyroków jego chce ocalić,
By Dardana zupełnie lud
[1430]
się nie zagubił.
175Jego najbardziej Kronid
[1431]
ze wszystkich polubił
Dzieci, które mu ziemskie piękności powiły
[1432].
Już niebu ród Pryjama od dawna niemiły,
Ajnejasz będzie z chwałą rządził Trojan ziemię
I syny jego synów, i późne ich plemię».
180Wspaniała Hera zdanie swoje tak ogłasza:
— «Ty sam radź, królu morza, wzlędem Ajnejasza,
Czy go zachować jako cnotliwego męża,
Czy pozwolić, by zginął z Achilla oręża.
Mnie się w to nie przystoi mieszać ni Palladzie:
185Uroczyście na bogów przysięgłyśmy radzie,
Że dłoń nasza nikogo z Trojan nie ocali…»
To słowo usłyszawszy, władca morza śpieszy
Wśród świszczących oszczepów i walczącej rzeszy,
Gdzie Ajnejasz i boski Achilles bój toczył.
190Zaraz wzrok rycerzowi greckiemu zamroczył;
Z Ajnejasza puklerza jego ręką dzida
Wyjęta i złożona przy stopach Pelida.
Dźwignąwszy Trojanina pchnął bożek przychylny:
Od niego rycerz dostał taki popęd
[1433]
silny,
195Że lecąc z miejsca bitwy nad polem szerokiem,
Liczne roty i wozy jednym przebył skokiem
I do ostatnich rzędów został zaniesiony,
Gdzie zbroje przywdziewały do boju Kaukony
[1434].
Tam się Posejdon zbliża do Anchiza syna
200I takimi rycerza słowy upomina:
— «Kto cię z bogów obłąkał? Źleś twej cnoty zażył,
Gdyś z orężem Achilla mierzyć się odważył.
Silniejszy on i więcej kochają go bogi.
Więc kiedy się z nim spotkasz, ustępuj mu z drogi,
205Żebyś wbrew przeznaczeniu nie padł w przepaść czarną.
Lecz gdy już smutne cienie Pelida ogarną,
Wtenczas zapału w tobie nic nie może słabić,
Walcz na czele, nikt z Greków nie zdoła cię zabić».
Tak Posejdon rozsądnych przestróg nie oszczędził;
210Potem pobiegł, z Achilla oczu chmurę spędził.
Widzi wszystko bohater i z jękiem zawoła:
— «Jakież tu zaszło cudo, niepojęte zgoła!
Mój oszczep jest przy nogach, a ten mi precz znika,
Którego zabić chciałem, nie masz przeciwnika.
215Niech żyje! Wszak mi uległ. Raz uszedłszy zgonu,
Nie będzie śmiał mojego doświadczać jesionu.
Teraz Greków na dzielne zagrzejmy spotkanie
I obaczmy, co drudzy umieją Trojanie».
To rzekłszy, skacze w roty i Greków zapala:
220— «Dziś przeciwko Trojanom nie bijcie się z dala!
Niech mąż idzie na męża! Niech wstydzi się wzdrygać!
Moja siła niezdolna wszystkich bić i ścigać:
Nieśmiertelnego praca tak wielka obarczy,
Ares, choć bóg, i Pallas wszystkim nie wystarczy.
225Lecz, ile mam szybkości w nogach, siły w ręce,
Bez żadnego wytchnienia dla was je poświęcę,
Przedrę się w te zastępy: niedobre tych losy,
Co się zbliżyć odważą pod mej dzidy ciosy».
Hektor groźnie trojańskich zapala rycerzy,
230Ręcząc, że na Achilla natychmiast uderzy:
— «Nie drżyjcie przed Pelidem, bohatery dzielne!
Na słowa ja bym wyzwał bogi nieśmiertelne,
Na broń bym ich nie wzywał, bo mocniejsi Wieczni.
Nie wszystkie swe zamiary Pelid uskuteczni:
235Jedne spełni we środku, drugie bóg przełamie.
Ja pójdę przeciw niemu, by miał z ognia ramię;
Tak! By miał z ognia ramię, a serce ze stali,
Będziemy oba naszej broni doświadczali».
Na te słowa podniosły dzidy wojowniki
240I ścisnęły zastępy z ogromnymi krzyki.
Wtem Feb ostrzegł Hektora: — «Nie chciej sobie wierzyć
I waruj się
[1435]
sam na sam z Achillesem mierzyć.
W tłumie się mu opieraj, ten cię zabezpiecza,
Byś nie zginął od jego oszczepu lub miecza».
245Rzekł, a Hektor się ciśnie wpośród towarzyszy,
Gdy z zadumaniem taką przestrogę usłyszy.
Aresowym zapałem Achilles zagrzany
Straszliwy krzyk wydając wpada na Trojany.
Zaraz Ifityjona
[1436]
walecznego zgładził,
250Syna Otrynta, który liczny lud prowadził…
Gdy rycerz na Achilla zapalony wlatał,
Ten w głowę go uderzył, na dwoje rozpłatał.
Padł z chrzęstem, a zwycięzca chlubny z tego czynu:
— «Leżysz — rzekł — silny mężu, równy ojcu synu,
255Urodzony przy sławnym Gygai jeziorze!
Po coś niwy
[1437]
porzucił, które Otrynt orze,
Gdzie Hyde urodzajna, gdzie Herm płynie kręty?
Czy po to, abyś moim oszczepem był pchnięty?
Tak się natrząsał; jego oczy już zawarte,
260Już i ciało kołami na sztuki rozdarte.
Na miejscu, gdzie zachęcał Trojan lud orężny,
Upadł syn Antenora, Demoleon mężny.
Trafił go Pelid w skronie, szyszakiem okryte:
Pękł szyszak, miedzią kości zostały przeszyte,
265Aż w mózgu krwi niesyty oszczep mu utonął.
Wywrócił się Trojanin i duszę wyzionął.
Hippodam z wozu skacze, ucieczką się chroni,
Lecz go wnet z tyłu pocisk Achilla dogonił;
Z rycerza dusza z rykiem okropnym wychodzi.
270Jak w Helice
[1438]
wół ryczy, prowadzon od młodzi
Przed ołtarz Posejdona. Tak z tego człowieka
Sroga dusza z okropnym ryczeniem ucieka.
Już na syna Pryjama, Polidora, leci
(Najmłodszy był, najmilszy ojcu z wszystkich dzieci).
275Już prędkim skokiem rycerz Achilla pomija,
Ten jeszcze prędzej ściga i z tyłu przebija
W miejscu, gdzie pas zapięty i pancerz dwoisty.
Na drugą wyszedł stronę pocisk zamaszysty.
Wyje, pada zaciemnion
[1439]
i rękami chwyta
280Z ciała srogim żelazem wypchnięte jelita.
Hektor, gdy w takim stanie brata swego zoczył,
Przejął go ból okrutny, cień mu wzrok zamroczył;
Już nie może się wstrzymać, żal w nim śmiałość nieci,
Jak ogień z groźną dzidą na zabójcę leci.
285Ten widząc, z radości ledwie się posiada,
Z jaką prędkością, z jakim nań zapałem wpada!
— «Oto — dumnym rzekł głosem — oto jest morderca,
Który mnie najboleśniej przebił w głębi serca:
Z jego ręki najmilszy mój przyjaciel ginie!
290Już nie będziem się szukać na krwawej równinie».
To mówi, a wzrok wściekły na Hektora ciska:
— «Zbliż się i leć czym prędzej w podziemne siedliska!
A Hektor nie zmieszany: — «Skróć groźby zuchwałe!
Mniemasz, że się słów zlęknę, jakby dziecię małe?
295I ja bym takiej broni mógł użyć wzajemnie.
Znam twą moc, znam, żeś w polu jest wyższy
[1440]
nade mnie,
Lecz wszystko w mocy boga, on łatwo nas zrówna.
I choć moja od twojej ręka mniej gwałtowna,
Mogę cię zranić, mogę raz śmiertelny zadać;
300Mam oszczep niestępiony i umiem nim władać».
Skończył i dzidę silnym wyrzucił ramieniem,
Ale Pallas ją lekkim odwróciła tchnieniem;
Wraca dzida i pada pod Hektora nogą.
Wtedy Pelid przejęty zajadłością srogą
305Leci z okropnym krzykiem, by w nim oręż zbroczył,
Lecz Feb wydarł Hektora i chmurą otoczył.
Trzykroć wpada i dzidą zgubny cios wymierza,
Trzykroć próżnym zamachem w cień chmurny uderza.
Gdy próżne wysilenie czwartym postrzegł razem,
310Wściekły, z groźnym do niego ozwał się przekazem:
— «O psie zajadły! Jeszcześ zgonu się uchronił,
Któryś tak blisko widział; Apollo cię bronił.
Jemu na wojnę idąc, święte czynisz śluby.
Spotkaj się jeszcze ze mną, a nie ujdziesz zguby,
315Jeżeli i mnie z bogów który sprzyja w niebie.
Teraz, kogo doścignę, będę bił za ciebie…»
Jako zajęty pożar na górze szaleje
I gdziekolwiek niszczącym ogniem wiatr zawieje,
Zjada najwyższe drzewa niesytą paszczęką:
320Tak Pelid jak bóg straszną broń wstrząsając ręką
Bije, ściga, zaciekły lata na równinie;
Całe pole zbroczone krwi potokiem płynie…
Księga XXI
1Już w ucieczce trojańskie wojsko tam się tłoczy,
Gdzie Ksant
[1441], z Zeusa
[1442]
zrodzon, piękne nurty toczy.
Żadna się przed zwycięzcą siła nie ostoi,
Rozbija ich na części: tych pędzi ku Troi
5I rozprasza na tejże równinie, gdzie wczora
Rozpierzchli się przelękli. By spóźnić ich kroki,
Hera
[1445]
przed nimi gęste rozciąga obłoki.
Drudzy lecą z łoskotem w srebrne Ksantu wały
[1446],
10Rozlega się smutnymi jękami brzeg cały,
Słychać głosy rozpaczy tonącego męża;
Płyną, lecz wartki potok siłę ich zwycięża.
Jak szarańcza niszcząca drogie ziemi płody,
Gdy ujrzy ogień, biegnie chmurami do wody,
15Ściga ją bystry płomień, robactwo ucieka,
Aż je bliska pochłonie w swych bałwanach rzeka:
Tak gdy Pelid
[1447]
zwycięzca trwożnych Trojan goni,
Bród Ksantu był zawalon od mężów i koni.
Sparłszy oszczep o drzewo, rycerz zapalony
20Wpadł w rzekę z mieczem, szerzył rzeź na wszystkie strony.
Ci jęczą przeraźliwie, wziąwszy raz głęboki,
A woda się od hojnej czerwieni posoki
[1448].
Jako strwożona krain wilgotnych rodzina
Szuka w portach schronienia przed paszczą delfina,
25Bo których on dosięgnie zębem, już nie żyją:
Tak wśród zakrętów przed nim Trojanie się kryją.
Znużon rzezią, dwunastu młodych ludzi bierze,
Których krew Patroklowi
[1449]
ma przelać w ofierze.
Zadumiałych, wyciągnął ich z rzeki jak łanie,
30A z tyłu rękom dawszy mocne zawiązanie
Z pasów, którymi każdy miał ściśnioną szatę,
Śle do floty, na smutną przeznacza zatratę.
Lecz niedługo spoczywa; znowu się rozjada
[1450],
Na Likaona
[1451]
z rzeki wybiegłego wpada.
35Już dawniej był od niego pojman rycerz młody,
Gdy w nocy ciął gałęzie na wozu obwody;
Schwytał go, wziął chcącego bronić się daremnie.
Wyprawił na okręcie i zaprzedał w Lemnie
[1452].
Kupił go syn Jezona: lecz się z nim ugodził
40Etyjon, gość Pryjama, więźnia oswobodził
I posłał do Aryzby; stamtąd po kryjomu
Wyrwawszy się, powrócił do rodziców domu.
Jedenaście dni, oddan miłym ojca progom,
Cieszył się z przyjaciółmi; lecz zdało się bogom
45Wrócić go dwunastego dnia w ręce Pelida:
Ten go do Hadu
[1453]
ześle, płacz mu się nie przyda.
Gdy rycerz, co mu żaden w biegu nie wystarczy,
Postrzegł go bez szyszaka
[1454], bez dzidy, bez tarczy
(Bo młodzian całą zbroję porzucił na brzegu,
50A z trudnością wyrwany z bystrego wód biegu
Mdłym
[1455] się porusza krokiem, pot obfity ciecze),
Rozgniewany, rozjadły, sam w sobie tak rzecze:
— «Jakież uderza oczy moje widowisko?
Już Trojan i podziemne nie wstrzyma siedlisko,
55Nie uwiężą pobitych Hadesowe ściany
[1456]!
Ten, od śmierci ocalon, w Lemnie zaprzedany,
Wrócił, głębokie morza przeskoczywszy wody,
Którego ludziom tylu nieprzestępne brody…
Ale kto wnet żelazny ten oszczep doścignie
60Obaczym, jeśli
[1457] z czarnych otchłani się dźwignie.
Czyli też zaśnie w ziemi, gdy ducha wyzionie.
W ziemi, co najsilniejszych w swoim więzi łonie».
Gdy Pelid stojąc w miejscu, ten zamysł układa.
Trojanin, by ujść zgonu, zlękły do nóg pada.
65Już straszny oszczep w ręce bohatera błysnął,
Likaon padł, rękami za kolana ścisnął;
Otarł się grot o plecy, krwią się nie nasycił.
Młodzieniec go pokornie za nogi uchwycił,
Ręką jedną kolana, drugą oszczep trzyma
70I żebrze z łez kroplistych pełnymi oczyma:
— «Zmiłuj się, Achillesie! Nie bądź na mnie mściwy,
Niech gość
[1458]
u ciebie znajdzie litość nieszczęśliwy!
Pamiętaj, że u stołu twojego chleb jadłem,
Wówczas, kiedy na polu w ręce twoje wpadłem.
75Uwiózłszy mnie od ojca, od przyjaciół, w Lemnie
Piękny okup stu wołów zarobiłeś ze mnie.
Dzisiaj trzykroć tak wielkiej bądź pewny nagrody.
Biedny ja! Ucierpiawszy rozliczne przygody,
Dwunasta jest jutrzenka, jak ujrzałem Troję:
80Lecz mnie znowu oddaje wyrok w ręce twoje…
Nie zabijaj mnie! Słuchaj! Niech cię to złagodzi
[1459],
Że nie jedna mnie matka i Hektora rodzi;
Z jego ręki, nie z mojej, twój przyjaciel zginął,
Co razem i ludzkością, i odwagą słynął».
85Tak wisząc u nóg, czułe rozwodzi swe żale,
Gdy Pelid niewzruszony zawołał w zapale:
Zemsta— «Głupi! Milcz z twym okupem i skróć próżne słowa!
Póki mego Patrokla cała była głowa,
Oszczędzałem Trojanów chętnie i niejedni
90Stratą samej wolności ocalili swe dni.
Ale żaden z nich dzisiaj nie uniknie zgonu,
Kogo tylko doścignę w oczach Ilijonu
[1460].
Najsroższy dla Pryjama synów mściciel we mnie:
Umieraj, przyjacielu! Nie skarż się daremnie!
95Zginął Patrokl, od ciebie więcej życia godny.
Widzisz, jaki ja jestem silny i dorodny,
Z ojca wielkiego w łonie bogini poczęty
[1461]:
Jednak mnie ściga Mojra
[1462]
i wyrok niezgięty;
W każdej chwili śmierć grozi i niedługo muszę
100Od oszczepu lub strzały wyzionąć mą duszę».
Rzekł; Likaona serce i siła opada;
Puszcza dzidę, rozciąga ręce i przysiada.
Rycerz, miecza dobywszy, utopił go w łonie,
Mocno pchnięte żelazo całe w ciele tonie.
105Pada czołem na ziemię, wiecznym zaćmion cieniem,
A krew z rany szerokiej lała się strumieniem.
Zwycięzca zaś trup jego za nogi uchwycił,
Rzucił go w nurty rzeki, chełpliwie się szczycił:
— «Leż pomiędzy rybami w wilgotnej krainie!
110Niech piją krew bezpiecznie, która z rany płynie!
Nie złoży cię na marach matka rozkwilona
[1463],
Skamander do morskiego zaniesie cię łona,
Gdzie z czarnych wyskoczywszy wałów potwór wodny
Twym ciałem, Likaonie, nasyci brzuch głodny.
115Gińcie! Pierzchajcie! Trwożnych ściga dzida moja,
Aż nareszcie i dumna obali się Troja.
Ta was rzeka, choć bystra, nie zasłoni przecie?
Próżno jej liczne woły w ofierze bijecie
[1464],
Próżno żywe bijecie konie w jej głębiźnie
[1465].
120Żaden się z was od srogiej śmierci nie wyśliźnie.
Za zgon Patrokla drogą dacie mi zapłatę
I, w moim oddaleniu, tylu Greków stratę».
Obraził się Ksant groźnym rycerza przekazem,
Więc rozgniewany w sercu przemyśla, jak razem
125Achilla wstrzyma zapał, a Trojan ochroni…
I wydając bóg gniewny wyrazy człowiecze,
Z głębi swoich przepaści do Achilla rzecze:
— «Achillu! Ufny w męstwo i od bogów wsparty,
Za co na biednych ludzi tak jesteś zażarty?
130Jeśli Zeus już Trojany oddał w ręce twoje,
Przynajmniej nie w mych nurtach srogie czyń zaboje!
Zawalony trupami, ściśnioną mam drogę
I toczyć już do morza wód moich nie mogę.
Czy tu mają Trojanie zginąć nieszczęśliwi?
135Przestań! Dość dla twej chwały, że ci się bóg dziwi».
Achilles rzekł: — «Skamandrze! Słuszne twoje żale,
Lecz później cię usłucham, dzisiaj trwam w zapale,
Dzisiaj walczę bez przerwy, mszcząc się za lud grecki,
Aż do miasta zapędzę ten naród zdradziecki
140I z walecznym Hektorem zmierzę się wzajemnie.
Czy ja zginę od niego, czyli
[1466]
on ode mnie…
I nic go już w zapędzie rycerskim nie wstrzyma.
Skacze w koryto: rzeka mąci się i wzdyma,
Wzrusza gwałtownie wody i z swego łożyska
145Powałem
[1467]
obalone trupy na brzeg ciska,
Ryczy jak wół; w głębokich swych otchłań ukryciu
Ocala tych, co jeszcze zostali przy życiu.
Groźne wały o puklerz
[1468]
bijąc strasznie warczą:
Już się im oprzeć siły Achilla nie starczą,
150Już silnym porwanego pędem nurty niosły.
On się za wiąz chwyciwszy, na brzegu wyrosły,
Wyrywa go z korzeniem i kruszy brzeg cały;
Gałęzie jakby tama zatrzymują wały.
Wysoki wiąz na wodzie jak most się roztoczył;
155Bohater z czarnych głębi na niego wyskoczył
I zdumiony na pole czym prędzej ucieka.
Sczerniona bardziej jeszcze nadyma się rzeka
I ściga za Achillem, aby go oddalić,
A nieszczęśliwych Trojan od zguby ocalić.
160Rycerz na rzut oszczepu
[1469]
wielkie sadzi skoki;
Albo jak lekkim skrzydłem wzniesień pod obłoki
Orzeł, górny
[1470]
król ptaków, zdobycz swoją pędzi,
Tak on bystrze się rzuca i kroków nie szczędzi.
Miedź
[1471]
mu dzwoni na piersiach, krzywym skacze zwrotem,
165A rzeka za nim ściga z szumiącym łoskotem.
Jak ogrodnik od źródła, sączącego wody,
Wiedzie strumień przez gaje, przez wdzięczne ogrody
Tylko co uprzątnęła zawady motyka,
Po głazach, po kamieniach słychać bieg ponika
[1472];
170Na pochyłej on z wolna toczy się równinie
I ubiegłszy wieśniaka, słodko mrucząc, płynie:
Tak tam wody prędkiego Achilla goniły
Przy boskiej sile słabe bohaterów siły,
Ilekroć chciał się oprzeć, mocno stawiać nogi,
175I widzieć, czy go wszystkie niebios pędzą bogi,
Tylekroć Ksant wezbrany w trop za nim poskoczył
I groźnymi bałwany ramiona otoczył.
Przerażon wyskakuje, ucieka od brzegu,
Ale Ksant gniewny, w krętym ścigając go biegu,
180Mdli
[1473]
mu kolana, ziemię spod nogi podrywa.
Patrzy w niebo i z gorzkim jękiem się odzywa:
— «Zeusie, czyż bogowie tak są zagniewani,
Że mnie nie wyrwie żaden z tej strasznej otchłani?…
185Hektor mnie był zwycięskim obalił orężem!
Jak rycerz z rąk rycerza zginąłbym szlachetnie.
Dzisiaj dni moje wyrok najnikczemniej przetnie:
Pogrążony w tych wałach, marnie stracę ducha
I umrę w głębi na kształt lichego
[1474]
pastucha…
190Ale Ksant z strasznym szumem wzniósł wody obfite.
Pianą, krwią i gęstymi trupami okryte,
Na powietrzu zawieszon stanął potok wzdęty;
Już nim zupełnie rycerz został ogarnięty».
Krzyknęła Hera
[1475], trwożna, żeby nie utonął,
195Żeby go potok w głębiach swoich nie pochłonął,
Więc prędko tymi słowy do Hefajsta
[1476]
rzekła:
Ogień— «Śpiesz synu! Patrz, jak rzeka sroży się zaciekła!
Ty sam uskromisz Ksantu wody szalejące,
Natęż twe siły, natęż twe tchnienie gorące!
200Ja z morza wzbudzę wiatry: przez ich silne wianie
Wzmoże się ogień, pożar niezgasły powstanie.
I trupy, i trojańskie zbroje zniszcz płomieniem,
I drzewa, wdzięczny Ksantu brzeg chłodzące cieniem,
Potem zwróć na koryto ognie nieodporne,
205A nieczuły na groźby, na prośby pokorne,
Pal i w zapędzie twoim żadnej nie znaj miary;
Dopiero za mym znakiem wstrzymasz twe pożary».
Wraz
[1477] Hefajst ogniom biegu wolnego pozwala,
Ogarnia całe pole i wszystko wypala,
210Trawi trupy, niezmiernym pożarem oddycha:
Cofa się rzeka w biegu, równina osycha.
Jak w jesieni hojnymi namoczone wody
Dech Boreasza
[1478]
czyści z wilgoci ogrody,
Widok ten miłym czuciem gospodarza wzrusza:
215Tak Hefajst pali trupy, równiny osusza.
Potem na rzekę zwraca pożary ogniste,
Zjada zielone wierzby, wiązy rozłożyste,
Topole i cyprysy, i te piękne ziela,
Których kwiat Ksantu brzegi tak wdzięcznie wyściela.
220Igrające po głębiach ryby ledwie żyją,
Omdlewają od ciepła i na dnie się kryją.
Palą się wody Ksantu, wrą spienione wały.
Więc się smutnym odzywa głosem zaziajały:
— «Hefajście, żaden z bogów sprostać ci nie zdoła!
225I ja ogniu strasznemu nie stawiłbym czoła.
Przestań! Pelid
[1479]
niech mury trojańskie wypróżni!
Na co dane im wsparcie mnie i ciebie różni»?
Kipiała woda gęstą wyziewając parę.
A jako gdy zabiją wieprza na ofiarę,
230Rozpalone naczynie na żarze ognistym
Skwarzy tłustość i miota wybuchem pienistym:
Tak Ksant, gdy go pożary swymi Hefajst niszczy,
Uwięziony w korycie, warzy się i świszczy.
Nareszcie mocą jego całkiem przytłoczony,
235Pokornym głosem wzywa Hery, Zeusa żony:
— «Za co mnie gniew najbardziej twego ściga syna?
Czyż moja większa, niźli bogów drugich, wina,
Od których pomoc w boju zyskują Trojanie?
Ja wstrzymam się, gdyż każesz; niechże on przestanie.
240Przysięgam: Trojan więcej nie bronić od zgonu,
Choćby Grecy dostali murów Ilijonu
[1480];
Przysięgam: choćby Troja w żywych ogniach stała,
Nigdy ode mnie wsparcia nie będzie już miała».
Gdy Hera te pokorne usłyszała żale,
245Tak mówi do Hefajsta: — «Wstrzymaj się w zapale!
Dość twą moc okazałeś, przestań go już dręczyć!
Czyż bóg boga dla ludzi ma tak srodze męczyć?»
Uśmierza Hefajst ognie i gasi w tej porze,
Rzeka wraca w koryto, pędzi nurty w morze…
250Ale między bogami nowa kłótnia wzrosła
I zawziętych nienawiść na dwie strony niosła:
Lecą na siebie, w ręku z groźnymi oszczepy.
Ryknęła ziemia, nieba zatrzęsły się sklepy
[1481].
Obaczywszy z Olimpu
[1482]
Zeus, co się dzieje,
255Patrzy na walkę bogów, a w sercu się śmieje.
Już nie stoją osobno, już bitwa się wszczyna:
Dziurawiący puklerze Ares bój zaczyna,
A zbrojną mając rękę zabójczym żelazem,
260— «Bezwstydnico! Ty tylko mordami oddychasz!
Czemu bogów do boju przez twą dumę wpychasz?
Przypomnij, jakeś na mnie zagrzała Tydyda
[1485]:
Twą ręką prowadzona była jego dzida,
Tyś ją utkwiła w ciele, tyś skórę rozdarła.
265Dziś mi za to zapłacisz, gdyś ze mną się starła».
Rzekł i zamach na straszną egidę
[1486]
natężył,
Której by i Zeusa piorun nie zwyciężył:
W nią Ares
[1487]
popchnął ostrze długiego dziryta.
Cofa się w tył Pallada, ręką silną chwyta
270Kamień wielki i ostry: nim starzy dziedzice
Oznaczyli na polu dwóch gruntów granice.
Tym Aresa utrafia i pozbawia siły.
Upadł, a członki jego siedem staj
[1488]
okryły.
Włos w piasku zwalał, ziemia pod ciężarem, jękła
275I z ogromnym łoskotem ciężka zbroja szczękła.
Śmieje się z niego Pallas, chełpliwie zawoła:
— «Szalony! Czyż twa siła mej wyrównać zdoła?
I będzieszże śmiał jeszcze wyzywać Palladę?
Cierp, żeś matkę rozgniewał, żeś popełnił zdradę.
280Lękaj się czego więcej za przewrotność twoję:
Tyś Greków śmiał odstąpić, a wspomagać Troję»!
To mówiąc, odwróciła błyszczące się oczy.
On jęczy przeraźliwie, ból go ciężki tłoczy;
Ledwie przyszedł do siebie, gdy zrodzona z toni
285Afrodyta
[1489], za rękę wziąwszy go, osłoni.
Obaczywszy to Hera tak Pallady wzywa:
— «Pośpiesz, Zeusa córo! Oto niegodziwa
Chce Kiprys
[1490]
wziąć Aresa spośród szczęku miedzi.
Pójdź, ukarz jej zuchwałość! Niech spokojnie siedzi!
290Chętnie to czyni Pallas, co jej zalecono,
Bieży i pięścią w śnieżne uderza ją łono:
Wywraca się natychmiast, zemdlała i zbladła,
I na ziemi przy bogu kochanym upadła.
Zwaleni od Pallady leżeli oboje,
295A ona tak zwycięstwo ogłaszała swoje:
— «By cały orszak bogów dla Trojan przychylny
Okazał się na polu tak śmiały, tak silny,
Jak Kiprys, gdy Aresa upadłego broni
I zuchwale się mojej nadstawuje dłoni,
300Już dawno z bogów każdy pola by odbieżał
[1491],
A Ilijon zniszczony w swych gruzach by leżał»!
Na te wyrazy Hera śmieje się wesoła,
A Posejdon, pan morza do Feba
[1492]
tak woła:
— «Myż stoimy spokojnie, gdy już walczą inni?
305Jaka niesława dla nas, gdy będziem bezczynni,
Gdy wrócimy przez żadne nie wsławieni boje!
Zacznij zatem potyczkę, młodsze lata twoje…
Na to bóg, co strzałami z dala umie ranić:
310Gdybym się twej dla ludzi nastawiał prawicy.
Czyż takiej pracy warci biedni śmiertelnicy,
Co raz piękni jak liście, kiedy się rozwiną,
Znowu, jak liście zwiędłe padają i giną!
Ustąpmy! Co tu mamy czynić w tym zawodzie?
315Dość jest ludziom do zguby na własnej niezgodzie,
I dla stworzeń tak lichych my, bogi, się bijem?»
To rzekł i odszedł nie chcąc walczyć ze swym stryjem.
Gdy to postrzegła lasów sajdaczna bogini
[1493],
W obelżywych wyrazach wyrzuty mu czyni:
320— «Uciekasz podle z pola! Gdzie więc twoje męstwo?
Bez boju bogu morza zostawiasz zwycięstwo?
Po cóż łuk masz na grzbiecie? Po co liczne strzały?
Niechże więcej nie słyszę w niebie twej przechwały!
Kiedy masz podłe serce, bądźże skromny w gębie,
325Śmiało o Posejdona nie gadaj trójzębie,
Żeś bez uczucia trwogi mierzyć się z nim gotów».
Nic na to nie rzekł siostrze bóg niechybnych grotów,
Lecz tym zuchwalstwem pani Olimpu
[1494]
rozjadła
Do Artemis ze słowy ostrymi przypadła:
330— «I ty, bezwstydna — rzecze — wytartego czoła,
Przeciw mnie? Lecz twój kołczan nic zdziałać nie zdoła!
Lwicą jesteś dla kobiet, to twoja ozdoba!
Możesz zabijać wszystko, co ci się podoba,
Ale łatwiej na górach pierzchliwe bić łanie,
335Niż w polu z mocniejszymi wytrzymać spotkanie.
Zuchwała! Mierz się z moją prawicą niezłomną,
Ta walka cię na zawsze nauczy być skromną!
Lewą ręką za ręce chwyta zapalczywa,
Prawą zaś jej narzędzia strzeleckie wyrywa
340I śmiejąc się, zadaje razy kilkakrotnie.
Wykręca się Artemis, padły strzały lotne.
A opuszczając pole, czym prędzej ucieka.
Jak bystrego jastrzębia chroniąc się z daleka
Kryje się gołębica w wydrążeniach skały:
345Tak Artemis, rzuciwszy swój kołczan i strzały,
Biegła, gdy się wydarła z rąk Zeusowej żony.
Natenczas tak tam Hermes mówi do Latony
[1495]:
— «Ja nie chcę walczyć z tobą, lękam się tych ręki,
Które Zeusa swymi zwyciężyły wdzięki.
350Pójdź, głoś w niebie, żeś bogów pokonała posła,
Żeś nade mną wygraną bez boju odniosła».
Latona podejmuje łuk i liczne strzały,
Co się na piasku w różne strony rozsypały;
Poszła za córką, wziąwszy strzeleckie jej groty.
355Ową przyjął w Olimpie dom Zeusa złoty.
Rozpłakana usiadła na ojca kolanie,
Boską wstrząsa zasłonę ciężkie jej wzdychanie.
Ściska ją czule Kronid
[1496]
i z uśmiechem pyta:
— «Córo! Skąd ta żałoba na tobie wyryta?
360I któryż to cię z bogów skrzywdził tak bezprawnie,
Jak gdybyś się występku dopuściła jawnie?
A na to uwieńczona tak mówi łowczyni:
— «Małżonkę twoją, ojcze, córa twoja wini:
Hera mnie pokrzydziła, jej gniew niezbłagany
365Wszystkie rodzi niezgody dzielące niebiany».
Tak mówili, gdy Troi Feb osiada wieże
I okopy od losu ostatniego strzeże,
By dziś nie były wzięte od Greków walecznych:
Insi poszli bogowie do swych mieszkań wiecznych
370Jednych triumfujący wzrok, drugich ponury,
I usiedli przy bogu, który wzrusza chmury.
Pelid razem obala i męże, i konie.
Jak gdy ogniem straszliwym całe miasto płonie,
Czarny dym ślą pod nieba szumiące pożary,
375Drżą ludzie, smutne gniewu boskiego ofiary:
Taki on postrach szerzył w trojańskiej młodzieży.
Stojąc sędziwy Pryjam
[1497]
na wyniosłej wieży,
Obaczył bohatera nadśmiertelną postać:
Wszyscy przed nim pierzchają, nikt mu nie śmie dostać,
380Schodzi z płaczem na ziemię, pod bramami staje
I straży tam będącej taki rozkaz daje:
— «Otwarte miejcie bramy! Niech się w miasto schronią
Rozprószone zastępy Achillesa bronią.
Pędzi; teraz ja strasznych obawiam się rzeczy!
385Ale skoro się w murach wojsko zabezpieczy,
Znowu bramy zamknijcie! Bojaźń we mnie wzrasta,
Aby ten srogi rycerz nie wpadł nam do miasta».
Otwarli je, zaporę uchylili grubą:
Tak ocalone wojsko przed ostatnią zgubą…
390Oni kurzem okryci, spaleni pragnieniem,
Lecą w miasto i w murach szukają obrony.
Ściga ich z dzidą w ręku Pelid zapalony,
Tenże ogień wre w sercu, który go raz chwycił,
Jeszcze się zemstą, jeszcze chwałą nie nasycił.
395Byliby Grecy bramy dostali potężne,
Kiedy Feb w Agenorze
[1498]
zagrzał serce mężne;
On syna Antenora odwagą zapalił
I aby śmierć od niego w potrzebie oddalił,
Za bukiem stojąc, gęstym cieniem się otoczył.
400Ten więc, kiedy Achilla zbliżonego zoczył,
Stanął: serce się wzdyma jak przed burzą wody,
Jęczy i tak rozmyśla w sobie rycerz młody:
— «Biedny! Jeśli Achilla przeląkłszy się broni,
Pierzchnę z pierzchającymi, i tak mnie dogoni,
405Zginę podle, jak człowiek bez cnoty, bez męstwa;
Jeśli mu tu pozwolę dokonać zwycięstwa,
Oddalę się od murów na Idy doliny
I tam się między gęste ukryję krzewiny:
Ochłodzony wieczorem i omyty z potu
410Pewny jestem łatwego do miasta powrotu.
Lecz co myślę? Jakimże uwodzę się błędem?
Niech mnie zoczy i szybkim niech doścignie pędem,
Nic mnie nie zbawi, zginę przez nikczemność własną,
Bo choć największe siły ludzkie, przed nim gasną.
415Czemu z orężem w ręku naprzeciw nie stanę
Wszak śmiertelny, ma duszę i może wziąć ranę…
Taką ukrzepion myślą na Achilla czeka;
Ręka drży, aby walczyć, serce jej dowodzi.
Jak na myśliwca z krzaków pantera wychodzi,
420Nie trwoży jej blask broni ani psów szczekanie
I choć pierwszy oszczepem krwawy raz dostanie,
Jednakże, zapalona, boju nie odbiegnie,
Aż lub rani myśliwca, lub sama polegnie:
Tak się syn Antenora — Achilla nie lęka,
425Póki obu nawzajem nie zmierzy się ręka.
Wystawia przed się puklerz
[1499], oszczep swój wymierza,
I tymi słowy głośno woła do rycerza:
— «Więc ty mniemasz, żeś mocą nieodparty żadną?
Że dziś przed tobą mury trojańskie upadną?
430Głupi! Wiele przy naszych ucierpicie szańcach
[1500]!
Ma dość obrońców Troja w swych mężnych mieszkańcach,
Którzy walczym za ojców, za dzieci i żony.
A ty, luboś
[1501] tak strasznym ogniem zapalony,
Zginiesz! Ten jest dla ciebie wyrok nieomylny».
435To Agenor wyrzekłszy, rzucił pocisk silny.
Ten trafia pod kolano, z pewnej puszczon ręki:
Nagolenice ostre wydawały dźwięki;
Ale nie doszedł ciała, we krwi się nie zbroczył,
Boskim dziełem odparty, warknął i odskoczył.
440Pelid na Agenora swe siły wywiera,
Lecz mu pewną z rąk chwałę Apollo odbiera:
Okrył obłokiem, wstrzymał wyrok ostateczny.
Tak wyszedł z tego boju Trojanin bezpieczny.
Sam zaś, aby zwycięzcę od murów oddalił,
445Wziął postać Agenora. Pelid się zapalił,
Ścigał za nim; ten długą uciekał równiną,
Gdzie srebrnego Skamandru kręte nurty płyną:
Niewiele zaś poprzedzał, bo go łudził zdradnie
[1502],
Że Agenora w każdym momencie dopadnie.
450Tymczasem w bramy wchodzą Trojany struchlałe
[1503],
Drżącymi napełniając tłumy miasto całe.
Nikt za murem nie czekał, ażeby obaczył,
Kto się zbawił, kto dzień ten swą śmiercią oznaczył.
Hurmem
[1504]
lecieli wszyscy, strwożeni, wybladli:
455Szczęśliwi, którzy miasta bez szwanku dopadli!
Księga XXII
1Tak w ucieczce strwożeni jak pierzchliwe łanie,
Nareszcie oddychają w swych murach Trojanie;
Piją, gaszą pragnienie i z potu się chłodzą.
Grecy z tarczą schyloną pod szańce
[1505]
podchodzą.
5
LosSam Hektor
[1506], jakby zgubnym okuty wyrokiem,
Stanął przy Skajskiej Bramie
[1507]
niewzruszonym krokiem.
— «Jak ty śmiesz boga ścigać, śmiertelny człowiecze?
[1510]
Co stąd zyskasz, żeś moich kroków się uczepił?
10Nie znasz mnie, bo cię zapał szalony zaślepił.
Lecz kiedy próżno
[1511] latasz, tam tymczasem starci
Trojanie weszli w miasto, w murach są zawarci
[1512]…
— «O najzgubniejszy
[1513]
z bogów! — Achilles wykrzyknie —
Zbłąkałeś mnie, zwycięstwo z rąk mi się wyślizło.
15Iluż by jeszcze Trojan zębem piasek gryzło,
Nim by uszli do miasta! Mnieś pozbawił chwały,
Ich łatwo ocaliłeś. O, triumf wspaniały,
Gdy twe bóstwo człowieka zemsty się nie lęka!
Gdybym ci mógł, poznałbyś, jaka moja ręka!
20To wyrzekłszy, ku miastu dąży zapalony
[1514].
A jako zwycięskimi sławny koń przegony
[1515]
Z wozem do kresu wartkim bieg przyspiesza skokiem,
Takim dążył pod mury dumny Pelid
[1516]
krokiem.
Pierwszy rycerza Pryjam
[1517]
zoczył na przestrzeni.
25Świecił się jako gwiazda wschodząca w jesieni;
Jasność jej w ciemnej nocy bije przeraźliwa,
Inne przechodzi gwiazdy błyszczącymi strzały,
Ale szkodliwe ludziom zwiastuje upały:
30
Jęczy starzec, rękoma w głowę się uderza,
Najczulszym wzywa głosem kochanego syna.
On stoi, w mężnym sercu srodze się zacina,
Z Achillesem koniecznie chcąc się mierzyć bronią.
35Biedny ojciec go prosi z wyciągnioną dłonią:
— «Hektorze mój! Nie czekaj sam, od twych z daleka!
Pójdź synu! Byś nie zginął od tego człowieka!
Siła mu wiele daje nad tobą korzyści.
By on bogom był w takiej, jak mnie, nienawiści,
40Okrutnik! Psom i sępom ległby pastwą w polu,
A ja bym ulgę uczuł w moim ciężkim bólu!
Iluż mi wydarł synów mężnych, w boju biegłych!
Tych zabił, drugich w wyspach zaprzedał odległych!…
Wnidź
[1520]
do miasta, bądź jeszcze obroną twych ziomków
[1521],
45Zbaw Trojan, zbaw Trojanki, zbaw drobnych potomków,
Nie wystawiaj się śmierci, powróć do nas cały,
Nie dawaj sam największej Achillowi chwały!
Nareszcie miej nad nędznym ojcem zmiłowanie!…
Mnie bóg w starości zgubi najsroższym wypadkiem,
50Gdy wszystkich domu mego nieszczęść będę świadkiem,
Ujrzę syny wyrżnięte, córy me porwane…
A synowe w kajdany niewolnic związane;
A sam (bo jakąż starość może dać obronę?)
Pchnięty żelazem, ducha ostatni wyzionę»…
55Jęczał i rwał włos siwy ręką nielitosną,
Ale Hektor stał, ojca prośbą niewzruszony.
Matka
[1522]
płacząca z drugiej zaklina go strony,
Obnaża macierzyńskie łono, pierś odkrywa
I zlana obfitymi łzami tak go wzywa:
60— «Hektorze, na to łono miej względy powinne
[1523]!
Jeżelim nim koiła
[1524]
twe płacze dziecinne,
Pomnij na to! Zlituj się, wniść w miasto nie zwlekaj!
Z murów mu się zastawiaj, lecz sam go nie czekaj!
Bo jeśli cię zabije, ni ja, z której łona
65Wyszedłeś, drogie dziecię, ni posażna żona
[1525]
Nie opłaczemy ciebie na łożu pogrzebnym:
U naw
[1526]
greckich psom będziesz pokarmem haniebnym
[1527]!
Tak prosili go płaczem, ale ich zaklęcia
Niezdolne go od jego cofnąć przedsięwzięcia
70Choć zbliża się Achilles, niewzruszony stoi.
Jak wąż, gdy się trucizną ze złych ziół napoi,
Pełen jadu przy swojej jaskini się toczy,
A wszędzie obracając zapalone oczy,
Niecierpliwy złość wywrzeć, czuwa na człowieka:
75Tak Hektor pełen ognia na miejscu swym czeka.
Świetny puklerz
[1528]
o wieżę wysunioną wspiera
I w szlachetnym swym sercu te myśli rozbiera:
— «Jeśli do miasta wnidę, cóż więc z tego będzie?…
Trojany i Trojanki będą wyrzekały
[1529],
80Najmniej odważny powie: — «Hektor, nadto śmiały,
Swym zuchwalstwem o takie nas przyprawił szkody».
Ach! Niźli mam to słyszeć, nie wrócę, aż wprzódy
Zwyciężę Achillesa i zgładzę mą winę.
Lub chwalebnie pod mury ojczystymi zginę»…
85Tak myślał, gdy się zbliżył Pelid groźnie zbrojny:
Straszną wstrząsał przyłbicą jak srogi bóg wojny,
Pelijońskim jesionem
[1530]
prawą ręką ciskał
Puklerz blaskiem rażącym piorunu połyskał,
Świecąc się jako promień wschodzącego słońca.
90
UcieczkaUjrzał go Hektor, zadrżał, nie wytrwał do końca:
Więc porzuciwszy bramę uciekać zaczyna,
Szybkim ścigany biegiem przez Peleja syna.
Jak jastrząb wszystkie ptaki celujący lotem,
Prędko leci za krzywym gołębicy zwrotem,
95Wzmaga swój wartki impet
[1531], przeraźliwie krzyczy,
Chciwy, aby czym prędzej dostał swej zdobyczy:
Tak Pelid za Hektorem pędem biegł ognistym,
Który przed nim uciekał pod murem ojczystym.
Dążą drogą publiczną bystrymi
[1532]
wyścigi:
100Już pagórek, już wiatrem kołysane figi,
Już wreszcie omijają wdzięczne okolice,
Gdzie tryskają Skamandru dwoiste krynice
[1533]…
Tędy przebiegli, żaden z nich kroków nie szczędził,
Mężny ten, co uciekał — mężniejszy, co pędził.
105Bo nie szło tam o puklerz lub inne nagrody,
Uwieńczające w biegu zwycięskie zawody:
O wielkiego Hektora walka była życie.
Jako, chcąc pogrzeb męża uczcić należycie,
Krewni przy zwłokach piękne sprawują igrzyska,
110Pędzą bystre rumaki, piana na pierś pryska,
Warczą koła i zręcznie obiegają metę,
Zwycięzca weźmie trójnóg
[1534]
lub ładną kobietę:
Tak ci miasto potrójnym okrążyli skokiem.
Bogowie ciągle bacznym szli za nimi okiem…
115
LosGdy czwarty raz do źródeł przybiegli rycerze,
Natenczas złotą szalę bogów ojciec bierze,
Achilla i Hektora dwa kładzie wyroki,
Oba oznaczające śmierci sen głęboki.
Zważył. Już los Hektora dobiegł swego kresu:
120Schylił się wyrok jego i padł do Hadesu
[1535].
Opuścił go Feb
[1536] jako skazanego losem.
Pallada
[1537]
mówi takim do Achilla głosem:
— «Achillu, miły bogom! Oto przyszła pora,
Gdy rzezi niesytego zwaliwszy Hektora,
125Przyniesiemy Achajom nieśmiertelną sławę,
Bo już dziś nie ucieknie mając z nami sprawę.
Niech z płaczem Feb kolana Zeusa
[1538]
uściska,
Niech żebrze — dla Hektora już nic nie pozyska.
Ty, trzeba, żebyś wytchnął i chwilę zaczekał,
130A ja pójdę go skłonić, by walki nie zwlekał».
Rzekła, cieszy się rycerz. Jakby długim gonem
[1539]
Zmordowany, wstrzymał się, oparty jesionem.
Tego rzuciwszy,
PodstępPallas przy Hektorze staje,
Bierze twarz Deifoba
[1540], jego głos udaje:
135— «Ach! Bracie mój kochany! Pókiż w bystrym pędzie
Koło Troi Achilles ścigać ciebie będzie?
Stań! Złączmy nasze siły! Deifob z Hektorem
Niełatwym do złamania mogą być odporem».
Ten mu tak odpowiada: — «Miły Deifobie!
140I przedtem lgnąłem sercem najwięcej ku tobie,
Przenosząc
[1541]
cię nad wszystkich z matki naszej braci;
Lecz za to jak ci równie Hektor się wypłaci?
Żaden się wyjrzeć z murów nie może ośmielić,
Tyś sam niebezpieczeństwo moje przyszedł dzielić».
145A bogini: — «I ojciec, i matka kochana,
I towarzysze czule ściskali kolana,
Prosząc, bym w mieście został: w takiej są bojaźni.
Silniejszy był głos mojej dla ciebie przyjaźni.
Walczmy, razów
[1542]
nie szczędźmy, w nich nasza nadzieja:
150Obaczymy niedługo, czyli
[1543] syn Peleja,
Zwaliwszy obu, krwawym zaszczyci się łupem,
Czyli też sam od włóczni twojej padnie trupem».
To wyrzekłszy, poprzedza, w kształcie Deifoba.
Kiedy już były blisko bohatery oba,
155— «Achillu — mówi Hektor — dość bojum się wzdrygał!
Już nie będę uciekał, ni ty będziesz ścigał.
Przejęty trwogą, trzykroć te mury obiegłem,
I dawniej się chroniłem, gdy ciebie postrzegłem
Inne w sobie natchnienie czuję w tę godzinę:
160Będę się bił walecznie — umrzesz lub ja zginę.
Ale wprzódy umowę zróbmy w świętej wierze.
Niech bogi, świadki nasze zaręczą przymierze:
Jeśli mnie da bóg ciebie na placu położyć,
Przysięgam, że nie będę nad trupem się srożyć
[1544].
165Boską twą zbroję wezmę. Grekom oddam ciało;
Żądam tylko, by ze mną podobnie się stało».
— «Co? — zawoła Achilles, a wzrok wściekły toczy —
Mnież i ciebie wzajemna umowa zjednoczy?
Jak nie masz między ludźmi i lwami przymierza,
170Jako nigdy wilkowi baran nie dowierza,
Lecz w wiecznej żyją wojnie: tak nie masz sposobu,
By jaki węzeł zgody połączył nas obu.
Prędzej jeden, przyjąwszy w pierś ranę głęboką,
Aresa wytrwałego nasyci posoką.
175Dziś natęż twoje siły, zbierz twe męstwo całe
I dzielnie bronią władaj, i piersi miej śmiałe.
Nie masz tutaj ucieczki, nic cię nie zachowa,
Niedługo od Pallady twoja spadnie głowa.
Dziś zapłacisz za Greków, którycheś obalał,
180Kiedy oręż zwycięski w twojej ręce szalał».
Zważył jesion ogromny, na Hektora cisnął,
Lecz baczny Hektor, skoro w biegu pocisk błysnął,
Schylił się: grot przeleciał i drga w ziemi wbity.
Bieży Pallas, wyrywa krwi pocisk niesyty
185I niesie Achillowi przed Hektorem skrycie.
— «Achillu — rzekł wódz Trojan — miałeś mi wziąć życie,
Lecz widzę, że mój wyrok tobie był tajemny:
Zmyliłeś się i zamach twej ręki daremny.
Chytrymi słowy chciałeś ułatwić zwycięstwo
190I dumną groźbą zachwiać w moich piersiach męstwo.
Nie pchniesz z tyłu Hektora, który prosto wpada;
W pierś pchnij, jeśli tę chwałę który bóg ci nada.
Broń się mej dzidy, chcącej twoją krwią się skropić!
Obym ci ją mógł całą w twych piersiach utopić!
195Lżejsze by się Trojanom stały walki znoje
[1545],
Bo największym pogromem dla nich ręce twoje».
Skończył: wraz długa z ręku wyleciała dzida
I prosto w środek tarczy trafiła Pelida,
Ale na bok odbita. Hektor się zasmucił,
200Że, choć dobrze wymierzył, bezskutecznie rzucił.
Zmieszał się: nie miał grotu innego przy sobie,
Głośno zatem na ciebie zawołał, Deifobie,
Lecz męża z białą tarczą nie widzi przy boku.
— «Ach! — rzecze — już boskiego nie ujdę wyroku!
205Mniemałem, że mi z brata jest pomoc niepodła:
On za murami siedzi, mnie Pallada zwiodła.
OdwagaNie masz żadnej ucieczki, już mi umrzeć trzeba,
Musi spełnić się wola Zeusa i Feba.
Nieraz mnie jednak dawniej zbawiły te bogi,
210Dziś chcą, by się uiścił
[1546]
na mnie wyrok srogi.
Spełnię czyn, którym będę w późne wieki słynął».
Tak się rycerz w szlachetnym czuciu ubezpiecza.
Wraz dobywszy ciężkiego i ostrego miecza,
215Leci śmiało wielkimi na Achilla kroki.
Jak orzeł wyniesiony nad górne obłoki
Z chmury spada na pole, a gorąco pragnie
Drżącego wziąć zająca albo młode jagnię:
Tak Hektor z mieczem w ręku na Achilla wpada.
220Ten nawzajem, a strasznie w sercu się rozjada
[1549].
Na głowie blask się świeci czworoczubnej kity
[1552],
Groźnie ją wstrząsa; włosy na kształt błyskawicy
Jaśnieją, pływające na wierzchu przyłbicy.
225A jak, gdy ziemię w czarnych cieniach noc zagrzebie,
Hesper
[1553]
swym blaskiem gwiazdy przygasza na niebie:
Tak od ostrza Achilla dzidy blask przerażał.
Wstrząsał on długi pocisk, a pilnie uważał,
Którędy by Hektora dosiągł dzidą swoją.
230Hektor cały Patrokla
[1554]
okryty był zbroją,
Mała tylko część gardła jego odsłoniona,
Gdzie kość połącza miękką szyję i ramiona,
Lecz tędy duch żywotny najłatwiej wychodzi.
W to miejsce grotem Pelid zapalony godzi.
235Przebita na wpół szyja od srogiego ciosu,
Jednak nienaruszony został otwór głosu;
Jeszcze mógł coś do swego wyrzec przeciwnika.
Padł Hektor, nad nim Achill chełpliwie wykrzyka
[1555]:
— «Hektorze! Przyjaciela mego gdyś obalił,
240Jakżeś mógł sobie tuszyć
[1556], abyś się ocalił?
Nie dała ci pomyśleć duma zaślepiona,
Że Patrokl miał mściciela, który cię pokona.
Psy i sępy haniebne pożrą cię pod niebem,
Jego Achaje uczczą wspaniałym pogrzebem».
245Hektor na niego zwrócił gasnące źrenice:
— «Zaklinam cię przez
[1557]
ciebie, przez twoje rodzice,
Nie chciej nieszczęśliwego psom oddawać łupem!
Ojciec i matka z drogim pośpieszą okupem.
Przyjmij miedź
[1558], przyjmij złoto, ciało powróć Troi:
250Niechaj mi stos zapalą spółziomkowie moi».
— «Psie plemię! — krzyknął Pelid — prosisz mnie daremnie
I przez miłych rodziców moich, i przeze mnie.
W zapale dzikim rad bym wnętrze wyrwać w tobie
I jeść je, gdyś mnie w takiej pogrążył żałobie.
255Psom będziesz brzydką pastwą, ta cię hańba czeka.
Niech niesie dary Troja, niech inne przyrzeka,
Nie zmieni, by się z tobą, co mówię, nie stało.
Choćby chciał złotem Pryjam odważyć twe ciało,
Nie opłacze cię matka na łożu pogrzebnym,
260Lecz psom i sępom będziesz pokarmem haniebnym».
— «Wiedziałem, że twa dusza niczym nie zmiękczona,
Żelazne w tobie serce. Chroń się gniewu nieba!
Zemszczą się za mnie bogi i za wsparciem Feba
265Parys
[1560], brat mój, przy Skajskiej obali cię Bramie;
Choć moc twoja tak wielka, jednak ją bóg złamie».
Skończył, a śmierć czarnymi skrzydły go powlecze,
Dusza z członków prześlicznych do Hadu uciecze,
Młodości miłe rzuca siedlisko na świecie.
270Już nie mógł Hektor słyszeć, a on mówił przecie:
— «Umieraj! Mnie mój wyrok nie nabawia trwogi:
Umrę, gdy Zeus każe i Olimpu bogi».
To rzekł i z zabitego wyrwał dzidę swoję
[1561],
Utkwił w boku, a z ramion krwawą odarł zbroję.
275Zbiegli się Grecy, wszystkich w zadumienie chwyta
Wspaniałość na Hektora postaci wyryta…
I jeden do drugiego mówili nawzajem:
— «Jak łatwo dzisiaj Hektor może być dotknięty;
Nie taki był, gdy ogniem zapalał okręty».
280Tak mówią i bez trwogi pastwią się nad trupem.
Achilles rzekł, zwycięskim ozdobiony łupem:
— «Zacni wodzowie ludu, wierni przyjaciele!
Gdy wyrok moją ręką tego męża ściele,
Który nam więcej szkodził, niż wszyscy Trojanie,
285Przybliżmy się pod mury i natrzyjmy na nie.
Obaczmy myśli Trojan: czy ustąpią z wieży,
Gdy najdzielniejszy miasta ich obrońca leży;
Czy, choć ich osłabiła strata tak bolesna,
Będą się jeszcze bronić?… Lecz to myśl niewczesna
[1562]!…
290Łez i pogrzebu Patrokl mój kochany czeka.
Nigdy ja nie zapomnę tak miłego człeka,
Nic dla niego w mym sercu czucia nie wyziębi;
A kiedy nawet pójdę do podziemnych głębi,
Choć mówią, że umarły na wszystko niepomny
[1563],
295On zawsze, zawsze będzie mej duszy przytomny
[1564].
Teraz idźmy do floty, weźmy z sobą ciało…
Odnieśliśmy zwycięstwo nad największym mężem,
Bóg Troi, Hektor śmiały, naszym legł orężem».
Rzekł i pastwił się nad nim w niegodnym sposobie:
300Ostrym żelazem nogi przedziurawił obie
I do wozu swojego przywiązał powrozem;
Głowa wybladła leży na ziemi za wozem.
Wsiadł i wziął pyszne
[1565]
łupy, zaciął bystre
[1566]
konie:
Lecą. Hektora kurzem obsypane skronie,
305Wznosi się chmura piasku, trup okrywająca,
Wala się włos, a głowa równinę potrąca.
Tak, za pana Olimpu wyroki wiecznemi,
W oczach jego rodaków, na ojczystej ziemi,
Pastwił się nad Hektorem zwycięzca zajadły,
310I takim jego zwłoki obelgom podpadły.
Matka ujrzawszy syna ciągnionego sprośnie
[1567]
Rwie włos, rzuca zawicie i krzyczy żałośnie;
Jęczał i biedny ojciec, jęczeli Trojanie.
Po mieście wszędzie smutki, płacz i narzekanie:
315Mówiłbyś, że się straszny pożar zajął w Troi
I cały okrąg miasta w żywych ogniach stoi.
Ledwie wstrzymają starca: gniewa się i łaje,
Że mu Dardańskiej Bramy
[1568]
wyniść lud nie daje
Do wszystkich po imieniu tkliwy głos zanosi
320I taczając się w piasku zmiłowania prosi:
— «Pozwólcie mi wyjść z miasta, rzućcie wasze trwogi,
Nie tamujcie samemu do okrętów drogi!
Upadnę do nóg temu okrutnemu człeku
[1569],
Przecież uczci włos siwy, zlituje się wieku.
325Ma ojca, który równie przywalony laty.
Ach! Pelej dał mu życie dla Trojan zatraty,
Ze wszystkich zaś najbardziej dla mojego bólu!
Iluż ja płaczę synów, których zabił w polu!
Lecz bym tego wytrzymał zgon, nie masz sposobu;
330Hektora śmierć ze smutkiem wtrąci mnie do grobu.
O! Czemuż nieszczęśliwy nie skonał w mym ręku!
Przynajmniej ja i matka, wśród płaczu i jęku,
Martwego byśmy trupa uchwycili wpoły
[1570]
I łzą obfitą drogie skropili popioły!
335Płakał, płakali z królem żałośni Trojanie.
Hekabe jęczy, ciężkie jęk przerywa łkanie:
— «Czemuż po tobie wlokę te życia ostatki?
Hektorze mój! Ty byłeś ozdobą twej matki,
Tyś był obrońcą Trojan, zasłoną ich progów,
340I stąd cię szanowali, jak jednego z bogów.
Żyjący, byłbyś jeszcze chlubą twej krainie.
Już cię nie masz Hektorze! Śmierć cię dzierży ninie
[1571]»!
Tak mówi i łez potok nędzna matka leje.
ŻonaŻona Hektora nie wie, co się z mężem dzieje,
345Klęska publiczna przed nią jeszcze skryta samą,
Nikt nie doniósł, że Hektor został się za bramą.
Tkała płótno, na którym sztuką niedościgłą
Cudne obrazy lekką wyszywała igłą.
Sługi naczynie z wodą grzały w jej pokoju,
350By miał gotową łaźnię mąż wrócony z boju.
Czułe troski, lecz próżne! Biednej w myśl nie pada,
Że go ręką Achilla zwaliła Pallada.
Wtem z wieży ucho smutne uderzają jęki;
Drgnęła nagle, czółenko
[1572]
z drżącej spada ręki:
355— «Pójdźcie! — mówiła do sług — ujrzym, co się znaczy.
Ach! Słyszę narzekania Hekuby w rozpaczy.
Serce się we mnie miota, drętwieją mi nogi,
Pewnie synom Pryjama los zagraża srogi.
Bodaj się nie ziściło! Lecz bardzo się boję,
360Aby Pelid, zamknąwszy do powrotu Troję,
Na samego Hektora nie wpadł na równinie:
Nieszczęśliwy! Przez zbytek swego męstwa zginie!…
Zmieszana, obłąkana, śpieszy na ulice,
Serce bije: za panią dążą służebnice.
365Gdy na wieżę w tłum ludzi spiesznym wbiegła krokiem,
Z muru na wszystkie strony drżącym rzuca okiem.
Postrzega swego męża: za wozem ciągnięty
Niegodnie: lecą z trupem konie na okręty
[1573].
Zaraz jej czarnym cieniem oczy noc powlekła,
370Padła, z omdlałej ledwie dusza nie uciekła.
Zlata
[1574]
z głowy na ziemię prześliczne ubranie,
Wstęgi, siatka i włosów cudne zawiązanie,
I zawicie z Kiprydy
[1575] otrzymane ręki
W dzień, gdy waleczny Hektor, podbity jej wdzięki,
375Dawszy niezmierne dary, dziewkę pięknych liców
Przyprowadził do siebie z domu jej rodziców.
Siostry, bratowe, w licznym ścisnąwszy ją kole,
Rzeźwią pragnącą śmiercią swe zakończyć bóle.
Gdy zmysły odzyskała, płacze rozkwilona,
380Nad mężem nieszczęśliwym nieszczęśliwa żona:
— «Biedna ja! Biedny Hektor! Więc srogie niebiosy
Dla obojga jednakie przeznaczyły losy!
Nad rodem naszym gwiazda świeciła taż sama,
Gdym w Tebach na świat przyszła, ty w domu Pryjama.
385Wychowywała mnie ojca ręka dobroczynna:
Na cóżem mu to życie nieszczęśliwe winna!
Mężu! Ty już w podziemne śmierci idziesz kraje,
A w płaczu wiecznym wdowa po tobie zostaje.
SierotaDzieckiem jest syn, któregoś na świat wydał ze mną:
390Nie będziecie wy sobie pomocą wzajemną,
Ni ty jego młodości, ni on twej siwiźnie.
Niech się nawet z tej wojny okrutnej wyśliźnie,
W ilu się sprawach, w ilu nieszczęściach ubiedzi!
Dobro jego łakomi
[1576] wydrą mu sąsiedzi.
395Ach! Na cóż nie wystawia dziecka stan sierocy!
U przyjaciół ojcowskich żądając pomocy
Idzie z twarzą spuszczoną, z mokrymi oczyma,
Tego za płaszcz, drugiego za kraj szaty trzyma;
Ktoś przytknie do ust czaszę, tknięty jego skargi,
400Lecz nie ochłodzi, ledwie odwilży
[1577]
mu wargi.
Drugi, co pod rodziców cieniem szczęsny
[1578]
rośnie,
Uderzy go rękami, słowem zelży sprośnie:
— «Pójdź precz — rzeknie — twój ojciec nie ucztuje z nami».
Przyjdzie do matki wdowy mój syn zlany łzami.
405Dawniej obeldze takiej nigdy nie podpadał,
Szpik
[1579]
czysty na kolanach swego ojca jadał,
A gdy sen przerwał jego igraszki dziecięce,
Wtedy troskliwa mamka wziąwszy go na ręce
Położyła w kolebce miękkim słanej puchem
410I rozkosz snu — jej lekkim pomnażała ruchem.
Dziś cierpienie i nędza dla niego w podziele;
Imię Astyjanaksa
[1580]
nie wesprze go wiele,
Które, czcząc ojca, dali synowi mieszkańce,
Boś ty, Hektorze, Troi sam ocalał szańce.
415Psy pożrą twoje ciało, paszcze we krwi zbroczą,
A resztę zwłok na brzegu robaki roztoczą.
I na cóż się więc przyda twój sprzęt tak bogaty?
Na co od niewiast śliczne sprządzone szaty?
Ogniom je dam, bo więcej nie ozdobią ciebie,
420Nawet nie są przydatne na twoim pogrzebie.
Niechajże, w oczach Trojan, ku twej służą chwale»!
Tak płakała; niewiasty dzieliły jej żale.
Księga XXIII
1Jęk się rozlega w mieście i żałobne krzyki.
Tymczasem u naw
[1581]
stają greckie wojowniki
I wszyscy się rozchodzą pod swoje namioty.
5Mówi: — «Wy, dzielni mojej towarzysze broni,
Nie wykładajcie jeszcze z jarzma
[1585]
bystrych koni!
Tak się zbliżmy, niech z oczu płyną łzy rzęsiste,
Oddajmy cześć zmarłemu: godzien jej zaiste.
Gdy się płaczu nad miłym nasycimy mężem,
10Weźmiem wszyscy posiłek i konie wyprzężem».
Rzekł: płacz obciąża oczy, smutek sępi czoła.
Trzykroć z wodzem trup końmi obeszli dokoła.
Tetyda
[1586]
z nimi płacze, nic ich nie ukoi,
Hojnie łzy wilżą piasek i płyną po zbroi:
15Płaczą w nim pogrom Trojan, Achiwów
[1587]
ozdobę.
Achilles między swymi zaczyna żałobę,
A w silnych rękach zwłoki przyjaciela ściska;
Dane słowa ode mnie będą skutek miały:
20Tu psy Hektora ciało rozszarpią w kawały…»
To rzekłszy, Hektorowi czynił obelg wiele,
Porzucił go na piasku przy Patrokla ciele;
Kurz brzydki okrył głowę i szlachetne skronie.
Wojska zdejmują zbroję, wyprzęgają konie.
25Liczna przed namiot wodza schodzi się gromada,
Gdzie ją wspaniała czeka pogrzebna biesiada
[1589].
Wypasłe woły, bite zabójczym obuchem
[1590],
Padały oddające dech z ryczeniem głuchem
[1591];
Rżnęli i lekkie kozy, rżnęli owce białe
30I odyńce długimi kłami okazałe.
Młódź wielkie mięsa sztuki ponad ogniem piekła,
A krew bydląt przy zmarłym strumieniami ciekła.
Oderwawszy od trupa nie bez wielkich trudów,
Króle wiodą Achilla do monarchy ludów;
35Jeszcze się nie ukoił w dręczącej zgryzocie.
Skoro tylko stanęli w Atrydy
[1592]
namiocie,
Kazał do ognia trójnóg przystawić głęboki,
Aby się rycerz obmył z kurzu i posoki.
Lecz ciężko od jej woli odwieść duszę tęgą
[1593];
40Nie chce, jeszcze się taką zaklina przysięgą:
— «Posłysz mojej przysięgi, Zeusie
[1594], wielki boże!
Póki na stos miłego druha nie położę,
Nie spalę ciała, włosów moich nie poświęcę,
Dopóty przyjąć wody nie mogę na ręce.
45Bo dokąd mnie los między żyjącymi mieści,
Już nie wycierpię drugiej tak wielkiej boleści.
Teraz trzeba wieczerzać, gdy ludzi głód ciśnie;
Rano, skoro Jutrzenka na niebie zabłyśnie,
Rozkaż, królu, zwieść drzewo i podług zwyczaju
50Dajmy cześć idącemu do ciemnego kraju.
Niechaj go z oczu płomień oddali niezwłocznie;
Wtedy lud wojny prace na nowo rozpocznie».
Do chęci jego cała rada się przychyla,
Potem się każdy ucztą gotową zasila
[1595];
55Pokrzepiwszy zaś ciało obfitą biesiadą
Rozchodzą się i w swoich namiotach się kładą.
Pelid
[1596]
(a gęste jęki wypuszczają płuca)
Na gołej ziemi wpośród Ftyjotów
[1597]
się rzuca,
Nad brzegiem, gdzie szumiące wały
[1598]
morze toczy,
60Aż sen słodzący troski chwycił jego oczy;
Bo członkom
[1599] swoim wielkich trudów nie oszczędził,
Gdy wkoło murów Troi za Hektorem pędził.
Wtem przyszedł cień, Patrokla istne wyrażenie
[1600]:
Ten wzrost, ten dźwięk, ta odzież, toż miłe spojrzenie,
65I schylony nad głową czułym rzecze głosem:
Więc się już rysy moje z twej pamięci starły?
Żyjący miły byłem, zapomnian umarły?
70Blade mury nie dają wstępu do Erebu
[1603],
Rzeki przebrnąć nie daje umarłych gromada,
A tak nędzny się błąkam po krainie Hada.
Achillu! Daj mi rękę, niech moją uściska!
Spalony, już nie przyjdę z ciemnego siedliska;
75Z daleka od kochanych siadłszy towarzyszy,
Jeden drugiego tajnych myśli nie usłyszy,
Nie będziem z sobą radzić: z kolebki wytknięty,
Już porwał nieszczęsnego wyrok nie cofnięty…
Proszę, uczyń, Achillu, dla mojej miłości
80Niechaj będą złączone razem nasze kości…»
Ty mnie zaleceniami twoimi uprzedzasz!
Nie wątpij
[1604], wola twoja będzie dopełniona:
Czego pożąda Patrokl, Achilles wykona.
85Zbliż się! Oba nawzajem rękami się chwycim
I smutnej się słodyczy płakania nasycim».
Ściągnął dłoń do uścisku, lecz chęci daremne:
Cień jak dym poszedł z jękiem w krainy podziemne.
Na taki dziw Achilla wielki strach przeniknął,
90Zerwał się, klasnął w ręce, żałobliwie krzyknął:
— «Nie ginie zatem człowiek idąc w ciemne kraje!
Jakiś jego cień lekki po śmierci zostaje.
Patrokl mi się pokazał w smutku i żałobie,
Dając zlecenia; jakże podobny był sobie!
95Tym żal odnowił w sercach, ciężką boleść wzniecił;
Płaczących pierwszy promień Jutrzenki oświecił.
Atryd rozkazał, aby rzuciwszy namioty,
Z mułami się do lasu wyprawiły roty
I tam nacięły drzewa; zdał król tę wyprawę
100Na Meryjona
[1605]
w piękną bogatego sławę.
Na przedzie idą muły; za nimi krok spory
Niósł mężów z powrozami, ostrymi topory.
W górę, z góry, pod górę kręta ścieżka wiodła.
105Rąbią; odwiecznym dębom ciosy stal dawała,
Pod których się upadem góra trzęsła cała.
Muły ociosanymi obciążają drzewy
[1608],
Te z nimi się przez gęste przedzierają krzewy;
Z ludzi każdy gałęzi ciężkie dźwiga brzemię,
110Jak Meryjon rozkazał, zacne Mola plemię.
Niosą je, gdzie wyznaczył Pelid miejsce grobu,
Co za wieczny spoczynek ma służyć dla obu.
Tam złożywszy brzemiona
[1609], wokoło zasiada
I dalszych oczekuje wyroków gromada.
115Achilles kazał wyniść
[1610] Ftyjotom z obozu,
Wziąć oręże i konie założyć do wozu.
Oni natychmiast piersi zdobią świetną zbroją;
Już na wozach rycerze i giermki ich stoją,
Idą piesze zastępy, a wozy na przodku,
120Patrokla towarzysze trup niosą we środku,
Każdy się mu poświęcić swe włosy wyściga
[1611].
Achilles w tyle stąpa i głowę podźwiga,
Cały pogrążon w smutku, łza mu gęsta spada,
Że tym słał przyjaciela obrządkiem do Hada.
125Na wytkniętym składają miejscu drogie zwłoki
I krzątają się wynieść z drzewa stos wysoki.
Wtedy nowa natchnęła myśl Peleja syna:
Zwróciwszy się na stronę płowy włos ucina,
Dotąd dla Sperchejosa nie tknięty na głowie
[1612],
130A w morze patrząc w takim odzywa się słowie:
— «Spercheju! Więc na próżno ojciec z swej siwizny
Ślubował, że gdy wrócę do miłej ojczyzny,
Tobie mój włos poświęci, stugłów
[1613]
da w ofierze
I pięćdziesiąt baranów na twą cześć wybierze.
135Gdzie się dymią przy źródle twe ołtarze wonne:
Tak ślubował, lecz śluby jego były płonne
[1614].
Więc gdy mi zabroniły powrotu niebiosy,
Niechajże miły Patrokl weźmie moje włosy».
Skończył i w ręku swego przyjaciela złożył.
140Tym czynem żal obudził i smutek pomnożył…
Pogrzeb
A pogrzebnicy z drzewa stos ogromny wznieśli.
Stokroć przydaną stopą
[1615]
długi i szeroki,
I — płaczący —
Ofiarana wierzchu położyli zwłoki.
Tam Pelid mnóstwo owiec i wołów zabija
145I tłustością ich ciało Patrokla obwija;
Dalej członki rozciąga; tuż ręką życzliwą
Dwie bań
[1616]
nachyla z miodem i wonną oliwą,
Z ciężkim jękiem obrządek odprawując taki.
Kładzie przy zmarłym cztery przepyszne rumaki,
150Z nimi dwa psy i piękne, i tłuczone padły,
Z dziewięciu, co chleb z jego rąk i stołu jadły.
A zemstą i wściekłością uniesiony razem.
Dwunastu zarznął Trojan okrutnym żelazem.
Zapuścił ogień, wszystko chcąc strawić ze stosem,
155Nareszcie wzywał smutnym przyjaciela głosem:
— «Żegnam cię, mój Patroklu! Ta cześć przy pogrzebie
Niechaj cię nawet w ciemnym pocieszy Erebie!
Co tylko ci przyrzekłem, wszystko wykonałem:
Razem dwunastu Trojan z twoim spalę ciałem.
160Sam Hektor nie od ognia na drzewie pożarty,
Lecz od chciwych psów będzie na sztuki rozdarty»…
Ale się stos Patrokla zmarłego nie palił,
Więc w nowej myśli Pelid na bok się oddalił:
Dwa wiatry, z których jeden od zachodu wieje,
165Drugi z północy, wzywa, wino z czaszy leje
I dla obu ślubuje wspaniałe ofiary,
Jeśli prędko przybędą i wzniecą pożary…
Wiatry wychodzą z szumem i pędzą obłoki,
Zaraz morze ryczącym oddechem wzburzyły,
170Potem na stos Patrokla obracają siły.
Wzniósł się szumiący płomień, ognie wszystko niszczą,
Wiatry, całą noc wiejąc, przeraźliwie świszczą;
Również całą noc Pelid, mając w ręku czarę,
Z naczynia wino czerpał zwłokom na ofiarę.
175Grunt cały od słodkiego soku się rozpływał,
On lał i cień Patrokla po imieniu wzywał.
Jak ojciec łzami — syna oblewa popioły,
Któremu już gotował ślub Hymen
[1617]
wesoły,
Wtem go wzięła śmierć z wielką rodziców żałobą:
180Tak, Patroklu, Achilles płaczący nad tobą
Ostatnią ci posługą swą miłość oznacza,
Czołga się koło stosu, jęczy i rozpacza.
Już gwiazda ranna bliski światła powrót głosi,
Już różana Jutrzenka na niebie się wznosi,
185Gdy wolnieć zaczął pożar, stos płomienie spasły;
Wiatry nazad
[1618] wracają, gdy ognie wygasły,
Na morzu trackim wznosząc ryczące bałwany.
Oddalił się na stronę bohater stroskany,
Padł na ziemię, sen słodki zamknął mu powieki.
190Ale wnet przy Atrydzie
[1619]
zgromadzone Greki
Przyszły, wszczął się zgiełk wielki; on się ze snu zrywa,
Wstaje i tymi słowy do nich się odzywa:
Ten kurzący się popiół, te smutne ostatki
195Zgaśmy, nie oszczędzając w tym obrządku wina,
A potem zbierzmy kości Menojtija syna.
Łatwo je poznać: w środku leżał, gdy na stronie
Paliły się i brańce trojańskie, i konie.
Złożym je w złotej puszce, wkoło tłustość damy,
200Aż też i ja odwiedzę czarne Hada bramy.
Nie chcę okazałości w dzisiejszym obrzędzie,
Nie chcę wielkiego grobu; dość na miernym
[1622]
będzie.
Lecz wy potem dźwigniecie grobowiec wyniosły,
Którzy po mnie to morze okryjecie wiosły».
205Rzekł, a Grecy, powolni
[1623]
na jego życzenie,
Gaszą stos, lejąc wina obfite strumienie.
Opadł popiół; ci z płaczem pełnego ludzkości
Towarzysza zbierają opalone kości;
Tłustością obwinięte i złożone w złocie
210Niosą i kryją lekką zasłoną w namiocie.
Wreszcie bohaterowie, pracujący społem,
Wysypują grobowiec, zakreślony kołem,
Pulchną rzucając ziemię. Takie dzieło rzesza
Ukończywszy, do swoich namiotów pospiesza.
215Ale Achilles ludy zatrzymuje w polu.
Liczne zasiadły widze w niezmiernym półkolu…
Najprzód dla jeźdźców takie wyznacza nagrody
[1624]:
Brankę w robotach biegłą, prześlicznej urody,
I dwójuchy ma trójnóg
[1625]
najpierwszy w przegonie;
220Drugi nieujeżdżoną i noszącą w łonie
Brzemię muła klacz bystrą, sześcioletnią zyska;
Jeszcze nie przysunione nigdy do ogniska,
Czwórmiarowe naczynie lśniące — weźmie trzeci;
Dwa talenta
[1626]
dla tego, kto czwarty doleci;
225Czarę nieużywaną dla piątego chowa.
To wystawiwszy, wstaje i mówi w te słowa:
— «Królu i wodze! Baczcie z Achajów młodzieżą!
Dla jeźdźców tu nagrody wystawione leżą.
Gdyby inny bohater był czczon tym obchodem,
230Ja bym otrzymał pierwszość zwycięskim zawodem:
Moim koniom nie zrówna żadnych koni dzielność,
Bo wiecie, że w udziele mają nieśmiertelność.
Nie biegać im, gdy zginął dozorca troskliwy;
On je mył, on oliwą namaszczał im grzywy.
235Karki tarzając w piasku, przejęte rozpaczą,
Stoją nieporuszone i Patrokla płaczą.
Wy więc wnidźcie w ten zawód, wy wszyscy z obozu,
Kto tylko z was jest pewny swych koni i wozu!»
Rzekł; jeźdźców kusi chwały i nagród podnieta.
240Pierwszy Eumel powstaje, zacny syn Admeta,
Biegły jeździec, i trudno, by drugi był taki.
Śmiały Diomed
[1627]
Trosa zaprzęga rumaki
(Zyskał na Ajnejaszu
[1628]
ten łup znakomity,
Samego Feb
[1629]
ratował, że nie był zabity);
245Trzeci wstaje Menelaj
[1630]
(z bratem w wojsku włada),
Najdzielniejsze do wozu bieguny
[1631]
zakłada…
Antyloch
[1632], celujący w młodzieży szeregu,
Czwarty do szlachetnego zabiera się biegu,
Szybkość jego rumaków zna Pylów kraina.
250Nestor
[1633]
się zbliża w troskach o miłego syna
I naucza, choć biegłym zna go do zawodu:
— «Synu! Zeus i Posejdon
[1634]
kochali cię z młodu
I mądrego jeżdżenia wskazali ci sztukę:
Nie trzeba więc, bym dłuższą dawał ci naukę.
255Bystrym kierować biegiem umie twoja ręka,
Ale masz konie cięższe, stąd ojciec się lęka:
Choć drudzy lepiej mety niezdolni okrężyć,
Jednak dzielnością koni mogą cię zwyciężyć.
Więc by cię nie minęły szacowne zakłady,
260Synu, posłuchaj bacznie ojca twego rady…
Kto nadto zaufany w dzielności swych koni
Wolnego na równinie biegu im nie broni,
To zamiast, by je wstrzymał, zapędza się śmiało;
Lecz komu się wskazówką doświadczenie stało,
265Chociaż ma słabsze konie, na stronę
[1635] nie zboczy,
Ku mecie zawsze jego obrócone oczy,
Wczas
[1636] lejc ciągnie, najbliżej kołem kres obiega,
A wszystkich przeciwnika poruszeń dostrzega.
Wskażą ci kres, mój synu, byś tam prosto pędził:
270Jest pień, łokieć nad ziemią, który czas oszczędził,
Dwa go wspierają głazy, gdzie droga się zwęża,
Naokoło zaś gładka przestrzeń go okręża…
Tam staraj się przybliżyć i twój wóz, i konie
I sam pomnij ku lewej nachylić się stronie.
275Konia prawego głosem zachęcaj i biczem,
Puszczaj mu wolne wodze, nie hamuj go w niczem
[1637];
Lewego zbliż do mety, ile tylko zdoła,
Tak, byś ją prawie otarł osią twego koła;
Lecz nie uderz i w smutek śmiałości nie zamień;
280Złamałbyś wóz, lub konie skaleczył o kamień,
Drugim śmiech, a ty ciężkim wstydem byś się zalał.
Bądź więc, synu, ostrożny, ażebyś ocalał.
A kiedy już okrążysz metę, jak należy,
Żaden cię nie doścignie, żaden nie ubieży…»
285Takowa była ojca troskliwego rada.
Skończywszy ją odchodzi, na miejscu usiada.
Meryjon piąty sprzęga konie długogrzywe.
Rzucili w szyszak znaki jeźdźce chwały chciwe,
Sami wsiedli. Wstrząsł Pelid; los miejsca rozdziela:
290Pierwsze dla Antylocha, drugie dla Eumela,
Trzecie Menelaj, czwarte Meryjon dostaje,
Mężnemu Tydydowi ostatnie los daje.
Już gotowi — porządkiem wszyscy ustawieni;
Achilles metę z dala wskazał na przestrzeni.
295Fojniksa, druha ojca, posłał, by tam siedział,
Zważał ich bieg i wiernie o wszystkim powiedział.
Razem podnieśli bicze i lejce srebrzyste
Wstrzęśli, i wykrzyknęli na konie ogniste;
Te od naw wyskakują w chwalebne przegony.
300Tuman piasku wartkimi kopyty wzruszony
Jak chmura się podnosi; wiatr igra pierzchliwy
Lekko miotając w biegu rozpuszczone grzywy.
Wozy — raz w polu równym — gładkim płyną tokiem,
Znowu się w górę wznoszą gwałtownym podskokiem.
305Jeźdźcy stoją, zwycięstwa żądzą piersi dyszą,
Biją serca, nad końmi nachyleni wiszą.
Te lecą pośród kurzu; lecz gdy w bystrym biegu
Na powrót ku morskiemu zwracają się brzegu,
Wzmagają pęd, każdego moc jawnie się znaczy.
310Wybiegł Eumel, od lekkich uniesiony klaczy;
Tuż na Trosa ogierach Diomed go tyka,
Gorącym tchnieniem grzeją ramię przeciwnika,
Nad nim z wyniesionymi wylatują głowy
I każdym skaczą rzutem na wóz Eumelowy.
315Byłby odniósł zwycięstwo lub wątpliwe zrobił,
Lecz nie chcąc, by się chwałą tak piękną ozdobił,
Feb
[1638] z ręki Diomeda wytrącił bicz świetny.
Gniewu łzą lice skropił bohater szlachetny,
Gdy na przedzie daleko przeciwnika zoczył,
320A jego wóz się w tyle opieszale toczył.
Lecz chytry postęp Feba Pallada
[1639]
postrzegła
I zaraz do lubego bohatera zbiegła;
Tchnie koniom dzielność, bicza powrotem go cieszy,
Sama zaś gniewem tchnąca do Eumela śpieszy,
325Łamie jarzmo i chlubne nadzieje omyla:
W bok wyskakują klacze, dyszel się nachyla,
On sam toczy się z wozu i pada przy kole,
Skrwawiony na ramionach, na licach, na czole.
Obfita łza oblewa twarz Admeta syna,
330A ból niewytrzymany w piersiach głos ucina.
W tyle rzuca Diomed wozy wszystkie cztery,
Daleko naprzód pędząc nieścigłe ogiery;
Nową zagrzane mocą jak wicher leciały,
Bo Pallas pięknej życzy rycerzowi chwały.
335Za nim dąży Menelaj, śpieszy Ajte
[1640]
płocha
Wtenczas do koni słychać ten głos Antylocha:
— «Dążcie i nie dajcie się, me konie, spośledzić!
Ach, nie pragnę ja wozu Tydyda uprzedzić,
Nie z jego ognistymi ogiery spór wiodę:
340Jemu pierwszą Pallada przeznacza nagrodę.
Lecz starajcie się wozu dogonić Atryda,
Nie zostawajcie w tyle. O! Jaka ohyda,
Jeśliby was klacz Ajte przewyższyła w pędzie!
Gdzie wasz bieg? Ustajecie? Co mówię, to będzie!
345Jeśli się spodlę waszym biegiem opieszałym,
Nie będzie o wygody wasze Nestor dbałym,
Nie obrok da, żelazo wam utopi w łonie.
Nuż więc! Natężcie siły, śpieszcie moje konie!
Mam sposoby, wy tylko nie folgujcie nodze,
350I podstępem w tej ciasnej wyścignę go drodze».
Tak on konie groźnymi słowy upomina.
Te lecą, wnet przed oczy stawia się cieśnina;
Obfite, w czasie zimy zebrane potoki
Wylizały wzdłuż drogi w polu rów głęboki.
355Tędy pędzi Menelaj konie i zachęca,
Bał się starcia z drugimi; Antyloch wóz skręca
I bokiem bieżąc ściga swego przeciwnika.
Menelaj to postrzegłszy blednie i wykrzyka:
— «Co czynisz? Wstrzymaj konie! Nie widziszli jasno,
360Że wkrótce będzie szerzej? W tym miejscu zbyt ciasno!
Na płaszczyźnie mnie wyprzedź, tu nie masz sposobu.
Twoja płochość
[1641]
być może zgubą dla nas obu».
Lecz próżno groził, próżno Antylocha łajał.
On jakby głuchy pędził i razy podwajał.
365A ile, doświadczając sił, ramieniem tęgiem
[1642]
Człowiek młody na polu cisnąć może kręgiem,
O tyle tam Antyloch naprzód ubiegł przedział.
Menelaj wóz zatrzymał i na miejscu siedział,
Widząc, gdyby upornie o wygraną biegli,
370Starliby konie, wozy, sami w piasku legli.
Jednak ciężko rozgniewan tak woła z daleka:
— «Nie masz podstępniejszego nad ciebie człowieka!
Rozumem zaszczycałeś dotąd wiek twój młody,
Lecz i tak bez przysięgi nie weźmiesz nagrody».
375Rzekł i konie zachęca: — «Niech was żal nie ściska,
Bieg wasz łatwo tę korzyść niewielką odzyska;
Stare tamte bieguny, prędzej więc ustaną;
Wam rześka młodość pewną zaręcza wygraną».
Skończył: te, wolę pana w takiej słysząc grozie,
380Lecą i wnet stanęły przy ubiegłym wozie.
Na zawód
[1643]
mężów Grecy wzrok trzymają wryty:
Widzą tuman, wartkimi wzruszony kopyty.
Na wyższym siedząc miejscu Krety wódz sędziwy
Postrzegł konie, lekkimi miotające grzywy;
385On, choć bardzo z daleka, poznał głos rycerza,
I koń znaczny swą maścią
[1644]
w oczy go uderza,
Bo kasztanowym włosem lśni się postać cała,
A na czole jak księżyc gwiazda świeci biała.
Zatem powstawszy w takim odzywa się słowie:
390— «Przyjaciele! Achajów przemożni wodzowie!
Samli widzę, czy wasze oczy to postrzegły?
Inny jeździec i konie na przodek wybiegły:
Te, które dotąd lekką celowały nogą,
Zapewne obrażone, pośpieszać nie mogą…
395Lub jeździec wcześnie wodzy zatrzymać nie zdążył,
Upuścił je, lub metę niezręcznie okrążył:
Upadł więc, wóz potrzaskał, i zapęd szalony
Zdziczałe uniósł konie gdzieś w dalekie strony.
Patrzcie więc! Może lepiej z was który osądzi:
400Ja uznaję, jeżeli tylko wzrok nie błądzi,
Mężnego wodza, z rodu etolskiego męża:
Syn Tydeja, Diomed, on w biegu zwycięża».
Na ten głos Oileja syn, Ajas, się zżymał,
Bo pragnął, aby Eumel zwycięstwo otrzymał,
405Tak więc uszczypliwymi słowy odpowiada:
— «Czemu sądzisz? Źle czyni, kto za wcześnie gada!
Też same klacze bystrym wyprzedzają skokiem.
Niś ty z Greków najmędrszy, ni celujesz wzrokiem,
A już wydałeś wyrok? Chciej językiem rządzić:
410Zasiedli tu bieglejsi, im przystoi sądzić.
Te, co były w początku, klacze są na przedzie,
Ma wodze w ręku Eumel i najpierwszy jedzie».
Na to wódz Kretów
[1645]
bardzo rozgniewany rzecze:
— «Cała twa moc w języku, kłótliwy człowiecze!
415Niższy od wszystkich pychą wzdymasz się nikczemną.
O drogi sprzęt, o trójnóg uczyń zakład ze mną!
Niechaj sporu sąd będzie przy Agamemnonie,
Byś poznał z twoją szkodą, czyje pierwsze konie».
Zerwał się nagle Ajas z miejsca, w którym siedział,
420Byłby jeszcze ostrzejszym tonem odpowiedział,
Może by dalej poszła kłótnia zapalczywa,
Gdy powstaje Achilles i tak się odzywa:
— «Przestańcie tego swaru
[1646], przyjaciele moi!
Ta kłótnia wam obydwom wcale nie przystoi;
425Nie znieślibyście w drugich tak niesfornych krzyków,
Patrzcie zatem spokojnie na bieg zawodników.
Co teraz jest wątpliwe, wkrótce jawne będzie:
W tak bystrym oni walczą o zwycięstwo pędzie,
Iż przed naszym obliczem staną w czas niedługi;
430Wtedy wszyscy ujrzycie, kto pierwszy, kto drugi».
Tak mówią. Już Diomed ich wzroku nie mylił,
Zbliżył się, z biczem w ręku na razy się schylił;
Konie, w górę wartkimi wznosząc się kopyty
[1647],
Leciały, jeździec piasku tumanem okryty;
435Toczy się wóz błyszczący i miedzią, i złotem,
A koła tak się lekkim kręciły obrotem,
Że ślad kolei w piasku widzieć się nie daje.
Niedługo za szrankami
[1648]
konie i wóz staje;
Te gęsty dech oddają, w biegu zadyszałe,
440Zlana ich głowa potem, zlane piersi całe.
Skacze z wozu Diomed, bicz na jarzmie zwiesza,
A Stenel
[1649]
po nagrodę czym prędzej pośpiesza;
Zaleca wziąć dziewicę i naczynie drogie,
Sam zaś wyprzęga z wozu konie wiatronogie.
445Za nim Antyloch dąży czym prędzej do staja;
Podstępem, nie szybkością ubiegł Menelaja…
Giermek Idomeneja dobiegł kresu czwarty,
Jednak na rzut oszczepu był za królem Sparty.
Miał on pięknego kształtu, ale ciężkie konie,
450I sam nie dosyć w jezdnym celował przegonie
[1650].
Co był pierwszy, ostatni syn Admeta jedzie.
Ciągnie wóz potrzaskany, konie z wolna wiedzie.
Zlitował się Achilles na przypadek taki:
— «Najzręczniejszy — rzekł — jeździec, najlepsze rumaki,
455Ostatnie wzięły miejsce. Słodząc tę przygodę,
Jak słuszność każe, drugą dajmy mu nagrodę,
A pierwsza niech przy synu Tydeja zostanie».
Wielkim okrzykiem Grecy stwierdzili to zdanie.
Byłby klacz dał, umocnion od nich w tym zamyśle,
460Gdy Antyloch przy swoich prawach stojąc ściśle:
— «Nie czyń — mówi — Achillu, choć to lud pochwalił,
Gdyż bym się sprawiedliwie na ciebie rozżalił.
W tym postępku skrzywdzenie moje oczywiste:
Że szwankował i jeździec, i konie ogniste,
465Jaż na tym cierpieć będę? Sam Eumel zawinił.
Czemuż pierwej do bogów ślubu nie uczynił?
Przy ich wsparciu ostatni nie wróciłby z pola.
Lecz jeżeli cię jego dotyka niedola,
Masz złoto, branki, konie, miedź, masz liczną trzodę,
470Daj mu z tego większą niż moja nagrodę,
Daj ją potem lub zaraz; nie zajrzę
[1651] mu łaski,
Wszyscy twój czyn zgodnymi uwielbim oklaski.
Tej nie dam, gdyż bym duszę okazał nikczemną:
Kto chce wziąć, pierwej bronią rozprawi się ze mną!»
475Ten zapał Achillowi bardzo się podoba
(Kochani byli sobie towarzysze oba),
A więc rzecze z uśmiechem tak do przyjaciela:
— «Chcesz, abym co innego znalazł dla Eumela?
Uczynię, dam mu zaraz pancerz znamienity,
480W polu z Asteropeja mężnego zdobyty:
Obwód go z białej cyny opasuje wkoło
Na taki dar zapewne rozjaśni swe czoło».
I aby nieszczęsnego natychmiast pocieszył,
Posłał Automedona, ten z darem pospieszył,
485Pelid go radosnemu Eumelowi daje.
Gniewny na Antylocha Menelaj powstaje,
Podał mu herold berło, nakazał milczenie.
Mówi, słów jego ze czcią słucha zgromadzenie:
— «Co za obłęd twój rozum, Antylochu, skaził?
490Zdradąś mi wydarł chwałę, konieś mi obraził.
Naparłeś na mnie gwałtem, lubom
[1652] na cię wołał;
Inaczej byś mnie nigdy wyprzedzić nie zdołał.
Szlachetne wodze Greków! Was biorę za sędzie!
Samej żądam słuszności, względu niech nie będzie.
495Nie chcę ja nigdy celem być rozmów złorzecznych
[1653].
Nie chcę, by kto powiedział z Achajów walecznych,
Że Antylocha kłamstwem Atryd
[1654]
uciemiężył
I choć siłą był wyższy, końmi nie zwyciężył.
Czemuż bym sam nie sądził, gdy dam takie zdanie,
500Że wszyscy tu przytomni
[1655] zgodzicie się na nie?
Przybliż się, Antylochu! Stań przy jarzmie z biczem,
Dotknij koni i przysiąż przed boga obliczem,
Który ziemię otacza od brzegu do brzegu,
Że wóz mój bez podstępu zatrzymałeś w biegu».
505— «Królu! — rzecze Antyloch — nie chciej się obrażać
I racz mi w tym zdarzeniu cokolwiek pobłażać.
Zważ, jak ja młodym jestem przy tobie człowiekiem:
Ty mnie i przymiotami przewyższasz, i wiekiem;
Wiesz, że młodości muszą towarzyszyć błędy,
510Rada miałka
[1656]
a myśli porywcze zapędy.
Niech więc twoje wspaniałe serce mi wybaczy;
Ja ci sam chętnie wziętej odstępuję klaczy.
Chceszli mieć co mojego, dam w tę samą chwilę
I raczej się do wszystkich żądań twych przychylę,
515Niż żebym wyrzucony był z twojego serca
Lub został przeciw bogom sprośny przeniewierca».
Rzekł i klacz Atrydowi powraca uprzejmie:
Wraz jego serce słodkie wesele obejmie.
A jaka na zielonej niwie wedle kłosa
520W orzeźwiających kroplach rozlewa się rosa,
Takie czucie wnętrzności króla napełniło,
Więc do niego w tych słowach odzywa się miło:
— «Składam gniew, ustępuję klacz dla Antylocha.
Dawniej w tobie nie była myśl lekka i płocha,
525Dzisiaj nad roztropnością przemógł wiek twój młody.
Drugi raz lepszym nie bierz podstępem nagrody.
Dla innego nie byłbym łatwo ubłagany,
Ale ty i twój ojciec, i twój brat kochany
Tyle dla mojej sprawy czynicie statecznie!
530Wracam przyjaźń, o wszystkim zapominam wiecznie.
Weź klacz, choć mnie należy: niech lud widzi cały,
Że nigdy być nie umiem dumny i zuchwały».
Natychmiast w Noemona ręce klacz oddaje,
Sam szlachetnie na pięknym naczyniu przestaje;
535Meryjon wziął z porządku dwa talenta złota.
StarośćAchilles czarę, w której przecudna robota,
Zanosi do Nestora przez rząd Greków długi:
— «Weż to, starcze, szanowny z wieku i zasługi!
Niech ci pamiątką będzie Patrokla pogrzebu:
540Podobało się wziąć go z oczu naszych niebu!
Tę ja ci czarę dzisiaj ofiaruję darem,
Bo będąc przygnieciony tylu lat ciężarem,
Nie uzbroisz się w rzemień, ni pójdziesz w zapasy;
Bieg, oszczep nie dla ciebie: już to nie twe czasy».
545Daje mu upominek, on chętnie odbiera:
— «Prawda z twoich ust, synu, odzywa się szczera:
Wyzuła
[1657]
mnie z młodości sił starość niewdzięczna,
Nogi moje ściężały, prawica niezręczna,
Czemuż we mnie ta czerstwość
[1658] dziś nie odmłodnieje,
550Jaką miałem, gdy mężni składali Epeje
Amarynkeja, króla, w podziemne siedliska,
A syny na cześć ojca sprawiały igrzyska!
Nikt mi do chwalebnego nie zrównał zawodu
Ni z Pylów, ni z Epejów, ni z Etolów rodu…
555Taki byłem — dziś młodym ten zaszczyt pozostał.
Poddaję się starości smutnej, już czas minął,
Kiedym ja świetnie między bohatery słynął.
Ty pójdź kończyć twojego obchód przyjaciela:
Wdzięcznie biorę, co twoja przyjaźń mi udziela;
560Widzę, że Nestor zawsze w sercu twym się mieści.
Znając, do jakiej prawo mam u Greków cześci,
Oddałeś należyty zaszczyt siwej głowie.
Niechaj ci ten uczynek nagrodzą bogowie».
Wysłuchawszy pochlebnej Nestora pochwały,
565Idzie w koło Achilles, gdzie Greki siedziały,
I nowe im zachęty wystawia przed oczy:
— «Kto, w twardy rzemień zbrojny, krwawą walkę stoczy?
Sześcioletnia i trwała na prace mulica,
Którą ledwie najtęższa uchodzi prawica,
570Związana stoi w środku, zwycięzcy nagrodą;
Puchar zwyciężonemu nieszczęścia osłodą»…
Rzekł. Widzi zgromadzenie ogromnego chłopa:
Wstał biegły w takich walkach Epej
[1659], syn Panopa,
Schwycił ręką mulicę i rzekł wpośród rzeszy:
575— «Niech po ten piękny puchar kto inny pośpieszy:
Mulicy nikt mi z Greków nie wydrze i mniemam,
Że równego w tej walce przeciwnika nie mam…»
Milczą, tak ich Epeja zastraszyła ręka;
Sam się syn Mekysteja Eurial nie lęka.
580Troskliwy o zaszczyty swego przyjaciela,
Śmiałego z siebie jeszcze Diomed ośmiela:
On w nim dobrą nadzieją ochotę podwoił,
Sam przepasał, sam jego prawicę uzbroił.
Weszli w koło, twardymi obciążeni pasy,
585I oba, wzniósłszy ręce, z wielkimi hałasy
Stoczyli bój, zmieszanym grożąc sobie ciosem.
Bite szczęki gwałtownym jęczały odgłosem,
Pot hojny płynął, każdy swą sztukę wysilił.
Wpadł Epej, a Eurial głowę w tył nachylił,
590Ale próżno się chronił przed natarciem śmiałem:
Wziął ciężki raz i wielkim okrył ziemię ciałem.
Jak skacze wyrzucona na brzeg burzą czarną
Ryba, którą wnet morskie bałwany ogarną:
Tak się Eurial, wziąwszy raz ogromny, wzdrygnął,
595Skoczył i padł; zwycięzca Epej go podźwignął.
Zaraz i w przyjaciołach miał pomoc gotową;
Wlecze nogi, krwią pluje, słabą chwieje głową.
Puchar, osłodę klęski, wziął jeden z młodzieży,
On na stronie, bez ruchu, nieprzytomny leży.
600Jużci nowe nagrody Greków serca łechcą,
Dla tych, co trudną walką zapasu pójść zechcą:
Trójnóg dostatnie szermierz najpierwszy w tym boju,
Dwunastu wołów ceny, a w nagrodę znoju
Dziewicę wartą cztery woły, kto ulegnie…
605Wstał Ajas Telamoński olbrzymiej postawy,
Wstał podstępny Odyseusz
[1660]; zwłoki żadnej nie ma:
Przepasani, rękami chwycą się obiema:
Tak dwu balów budownik łączy w górze czoła,
Że domu najmocniejszy ruszyć szturm nie zdoła.
610Od wytężonych dłoni obu trzeszczą boki.
Pot im z członków słonymi leje się potoki;
Jeden drugiego mocno w silnych rękach trzyma,
W czerwonych dęgach
[1661] ciało na grzbiecie się wzdyma,
A oni coraz bardziej swe siły wzmagali:
615Tak ich trójnóg i pięknej sławy żądza pali.
Ajas Odysa nie mógł swoją złamać mocą,
Nie mógł Odys Ajasa. Gdy się długo pocą,
Tęsknotę już czyniła walka uporczywa;
Wtem się do przeciwnika Ajas tak odzywa:
620— «Dźwignij mnie, lub ja ciebie dźwignę, Odyseju!
Komu da Zeus, zwycięży w tym ciężkim turnieju».
Rzekł i dźwignął; lecz Odys w tej chwili przytomny
Uderzył pod kolana: padł Ajas ogromny,
Padł na wznak, a Odyseusz piersi mu przytoczył.
625Zdumiał się lud, gdy widok niespodziany zoczył.
Wstali. Dźwignął Odyseusz siłami wszystkiemi
[1662],
Lecz nie podniósł Ajasa, ledwie ruszył z ziemi.
A wtem się mu kolana zgięły w ciężkiej próbie,
Upadł: obadwa legli na piasku przy sobie.
630Już po trzeci raz jeden drugiego się imał
[1663],
Kiedy powstał Achilles i walkę zatrzymał:
— «Przestańcie! Dłużej waszych sił wycieńczać szkoda.
Równe obu zwycięstwo i równa nagroda.
Niech drudzy walczą Grecy o nowe zapłaty».
635Usłuchali, proch strzęśli i odziali szaty.
Dla biegu stawia dary przed Greków oczyma:
Stoi ze srebra czasza, która sześć miar trzyma:
Trudno na całej ziemi o równe naczynie,
Sydońskiego dowcipu
[1664] w nim robota słynie…
640Drugi zaś biegun wołu tłustego posiędzie,
A pół talentu weźmie, kto ostatni będzie.
— «Wstańcie — rzekł — kogo łechce wygranej nadzieja!»
Z pośpiechem z miejsca swego wstał syn Oileja
[1665],
Wstał Odyseusz roztropny i Antyloch młody,
645Wyższy nad rówienników przez lekkie zawody.
Achilles metę wskazał, oni stoją rzędem,
A skoro znak wydano, wyskoczyli pędem.
Biegli, równinę chciwym pożerając okiem:
Pierwszy Ajas, Odyseusz tuż za jego krokiem…
650Przyjazny okrzyk powstał, życząc, by zwyciężył;
On tym bardziej zapalon bystry bieg natężył,
Lecz kiedy prawie byli tuż przy samym kresie,
Odyseusz do Pallady taka modłę niesie:
— «Niech mnie w biegu twa pomoc zwycięzcą uczyni»!
655Nie bez skutku się udał do swojej bogini:
Wlała mu w członki czerstwość, nową lekkość w nogi.
I kiedy już wytkniętej dobiegali drogi,
Padł Ajas. Od Pallady przyszła ta ohyda:
W miejscu śliskim, krwią zlanym, gdzie ręka Pelida
660Rżnęła woły ryczące pod zabójczym ciosem,
Zwalił się, nabrał gnoju i gębą, i nosem.
Ubiegł Odyseusz, pierwszym darem się zaszczycił.
Powstał też Ajas z ziemi, za róg wołu chwycił
I plując gnojem, smutny, rzecze między Greki:
665— «Odyseusz ma wygraną z Pallady opieki.
Ona mu wszędzie matką». — Na te jego skargi
Wszystkich Greków powszechny śmiech uwdzięczył wargi.
Trzeci Antyloch — trzecią miał nagrodę daną,
Lecz nie zasmucon swoją bynajmniej przegraną…
670Achill znów stawia oszczep pomiędzy rycerze
I szyszak, i przyłbicę: zbroja okazała;
Tę z Sarpedona ręka Patrokla dostała.
Wstaje więc i warunki takie zapowiada:
— «Wodze, których najlepiej dłoń orężem włada,
675Niech świetną wdziawszy zbroję walczą o nagrody,
Dając przed Greki swojej zręczności dowody.
Od czyjego krew pierwsza wytryśnie pocisku,
Miecz z głownią wysadzaną srebrem weźmie w zysku…
Resztę zbroi podzielą: jeszcze obu potem
680Pyszną uczczę biesiadą pod moim namiotem».
Tak rzekł; wraz Telamona wielki syn
[1666]
powstaje.
Diomed jego bronią strwożyć się nie daje.
Wdziawszy na boku zbroję, śmiałym idą krokiem,
Groźnym oba na siebie poglądając okiem;
685Na ten widok Achaje zdumieli się wszyscy.
A kiedy już rycerze byli siebie bliscy,
Trzykroć natarł i trzykroć każdy cios wymierzył.
Wtem Ajas przeciwnika w paiżę
[1667] uderzył,
Lecz grot nie sięgnął ciała, pancerz go odbija.
690Od Tydyda
[1668]
Ajasa zagrożona szyja,
W nią godzi cios nad tarczą; lud zaczął się trwożyć,
Krzyknął, żeby już koniec tej bitwie położyć
I obu bohaterom równe dać zapłaty.
Jednak nadto wziął Tydyd miecz i pas bogaty.
695Wódz wyniósł krąg żelazny
[1669]: — «Wyjdźcie, towarzysze!
Patrzmy, kto w tym rodzaju walki się popisze!
Niech zwycięzca najszersze dziedzictwa posiędzie,
Na lat pięć to żelazo wystarczać mu będzie;
Nie ucierpi on żadnej w gospodarstwie szkody,
700Śląc do miasta swych ludzi od pługa lub trzody».
Wstaje Polipojt
[1670], jeden z największych rycerzy,
Leontej
[1671], który siłą z bogami się zmierzy,
Ajas i Epej idą do tegoż igrzyska.
Stają, bierze krąg Epej, zakręca i ciska:
705Uśmiechał się na taki widok lud przytomny.
Leontej dalej jeszcze rzucił krąg ogromny;
Ajas mocą swej ręki obydwu zwyciężył.
Wtedy Polipojd ramię żylaste natężył,
Cisnął; a jak daleko kij pasterski pada,
710Wpośród rozproszonego wymierzony stada,
Tak szczęśliwy rzut jego nad wszystkie daleki;
Na to krzyk zadumienia powstał między Greki.
Towarzysze rycerza łączą siły razem
I z pozyskanym idą do floty żelazem.
715Achilles, aby nowy dał widok gromadzie,
Dziesięć siekier dwusiecznych, dziesięć prostych kładzie.
Wzniesiono maszt na piasku: na wierzchu trwożliwy
Nicią przywiązan gołąb, cel brzmiącej cięciwy.
— «Od czyjego — rzekł — będzie ptak raniony grotu,
720Ten siekiery dwusieczne weźmie do namiotu;
Kto chybiwszy gołębia, dotknie uwiązanie,
Jako mniej zręczny, proste siekiery dostanie».
Wstaje Teukros, z nim walkę chce Meryjon dzielić.
Wstrzęśli losy w przyłbicy, kto pierwszy ma strzelić.
725Padł los Teukra. Łuk napiął, lekki grot wyrzucił,
Ale oczekiwanie jego Feb zasmucił,
Bo też zaniechał bogu łuku rycerz młody
Ślubować na ofiarę jagniąt pierworody.
Chybił ptaka, od Feba wydarta mu chwała,
730Jednakże nić przecięła jego lekka strzała.
Wylatuje ptak w niebo, nić na ziemię pada:
Z wielkim okrzykiem poklask dała mu gromada.
Już miał Meryjon strzałę nasadzoną pióry
[1672],
Łuk wyrwał z ręki Teukra, wymierzył do góry,
735Bogu zaś, co w niechybnej strzały puszcza mierze
[1673],
Pierworodne jagnięta ślubuje w ofierze,
I ptaka bystrym koła kreślącego lotem,
Pod niebem, w środek skrzydła utrafia swym grotem.
Ten niedługo przy stopach upadł Meryjona.
740A biedny gołąb ranny, wprzód niżeli skona,
Siada chwilę na maszcie, lekko skrzydłem rucha,
A potem się rozciąga i pada bez ducha.
Patrząc na taki widok, lud grecki się zdumiał.
Przeto Meryjon, który lepiej strzelać umiał,
745Dwusieczne miał siekiery; choć zręczny do strzały,
Lecz mniej trafny
[1674], wziął Teukros dar mniej okazały.
Jeszcze Achilles, dzidę wystawiwszy w gminie
I warte wołu, w kwiaty wyrżnięte naczynie,
W tych, co najlepiej cisną oszczepem, chęć budzi.
750Powstaje Agamemnon, król najwyższy ludzi.
W tym boju z nim się mierzyć Meryjon gotowy,
Gdy bohater takimi odzywa się słowy:
— «Nie trzeba, byś w tej, królu, doświadczał się próbie:
I w sile, i zręczności nikt nie zrówna tobie.
755Każ więc pod namiot komu iść z pierwszą nagrodą;
Meryjon weźmie drugą, lecz za twoją zgodą.
Tak ja radzę». Król przystał na rycerza zdanie,
Nie odbyło się zatem broni doświadczanie.
Meryjonowi dana od Achilla dzida,
760Taltyb poniósł naczynie pod namiot Atryda.
Księga XXIV
1Zakończone igrzyska, rozchodzą się ludy,
Po wieczerzy w spoczynku dzienne topiąc trudy.
I sen, co wszystkie rzeczy żyjące zwycięża,
5Nie chwycił go: daremnie rzucił się na łoże…
Ciągle myśli o druhu
[1677], obfite łzy toczy,
Już bokiem, grzbietem pościel, już piersiami tłoczy,
To nagle się porywa, błędnym chodzi krokiem
Nad brzegiem, aż Jutrzenka pięknym spojrzy okiem.
10
Uwiązawszy trup nagi Hektora
[1678]
za wozem,
Zajadły, trzykroć włóczy przy Patrokla
[1679]
grobie;
Sam wraca do namiotu, aby spocząć sobie,
A trup rzuca na piasku smutnie rozciągnięty.
15Lecz nad zmarłym Hektorem Feb
[1680], litością tknięty,
Zelżone
[1681] jego zwłoki od zepsucia bronił…
Dwunasty raz powstała Jutrzenka różowa,
Gdy nieśmiertelnym rzecze Apollo w te słowa:
— «Nielitośni bogowie, mszczący się bez miary!
20Czy was Hektor mnogimi nie błagał ofiary?
Wy się jednak pastwicie nad nędznym po zgonie,
Nie chcecie go powrócić ojcu, matce, żonie,
Synowi i spółziomkom, aby ręką bratnią
Złożywszy go na stosie, cześć dali ostatnią.
25Pelid
[1682]
wam miły, człowiek bez czucia, bez duszy,
Którego twardych piersi żaden wzgląd nie ruszy.
Lwa srogość nosi w sercu. Jako lew do stada,
W swej sile dumnie ufny, zapalony wpada
I pasące się woły zabija przy żłobie:
30Tak Achilles przytłumił wszelkie czucie w sobie.
Nie dość ma, że Hektora zwalił swym orężem:
Włóczy go, nad umarłym natrząsa się mężem.
Mimo swą siłę, za to oburzy gniew boży,
Bo na cóż to na ziemię nieczułą się sroży»?
35Na te słowa się w Hery
[1683]
oczach gniew zapali:
Natenczas Apollina skarg słuchać możecie.
Lecz kto ten Hektor, chciejcie zważyć bogi, przecie:
Wszak śmiertelny i piersi ssał śmiertelnej matki;
40Achilles — syn bogini; tej liczne zadatki
Mojej dałam przyjaźni, ode mnie chowana,
I za miłego bogom Peleja
[1684]
wydana…»
Wtedy rzekł Chmurowładca
[1685]: — «Dość tego niech będzie!
Hero, miarkuj się w twoim na bogów zapędzie:
45Nie jedna cześć dla obu, próżne więc niesnaski
[1686],
Ale i Hektor z Trojan godzien bogów łaski.
Ja go zawsze kochałem: on składał mi dary,
Od niego mi wspaniałe szły co dzień ofiary,
Kurzył się wonnym dymem ołtarz mej świątnice
[1687]:
50Ten my hołd odbieramy, Olimpu dziedzice…
Więc zaraz prędką poślę Irydę
[1688]
do Troi,
I wielkiego Achilla ułagodził dary
[1691]…
55Pośpiesza w dom Pryjama. Tam żal z ciężkiej straty:
Syny, siedząc przy ojcu, łzą zlewają szaty;
Starzec, smutnym rodzeństwa otoczony kołem,
Głowę płaszczem obwinął, osuł
[1693] się popiołem
Nagarnionym, gdy długo czołgał się spłakany.
60Łkania cór i synowych odbijały ściany
Wspominają imiona z żałobnymi jęki
Mężów, co w polu chwały z greckiej padli ręki.
Przybliża się do króla Irys wiatronoga,
Łagodzi głos, bo starca zimna trzęsła trwoga:
65— «Ufaj, synu Dardana
[1694]! Nie bój się daremnie,
Bo nie nowego smutku masz posłankę we mnie,
Ale dowód łaskawej Zeusa
[1695]
opieki,
Który, chociaż od ciebie bardzo jest daleki,
Twojego się nieszczęścia litując niemało,
70Każe ci iść odkupić Hektorowe ciało.
Z wielkimi się darami wypraw na okręty,
Aby przez nie Achilles mógł zostać ujęty.
Sam jedź, nie bierz nikogo; dość, że woźny wsiędzie,
Który do miasta z ciałem wóz prowadzić będzie.
75Nie obawiaj się śmierci, nie poddawaj trwodze…
Uczci cię Achill, twoim obrońcą się stanie,
Bo niepłochy
[1696], zna ludzkość
[1697], ma roztropne zdanie,
Pocieszy nieszczęsnego, pokornego dźwignie».
Odchodzi bystra Irys i ledwie się mignie.
80Myśląc Pryjam czym prędzej jechać do obozu,
Każe zaprzęgać muły, nieść skrzynie do wozu…
Synowie wolę ojca pełnią w niemej grozie,
Wynoszą wóz i skrzynię ładują na wozie…
Potem szacowne sprzęty wynoszą z komnaty,
85Przeznaczone dla ciała Hektora opłaty,
I zaprzęgają muły z twardymi kopyty
[1698];
Od Myzów Pryjam zyskał ten dar znakomity.
Konie prowadzą, które tyle ojciec sobie
Podobał, że swą ręką sypał obrok w żłobie.
90Wtedy Hekabe
[1699], ciężkim ściśniona kłopotem,
Wino słodkie w naczyniu trzymająca złotem,
Staje przed jarzmem
[1700]
koni i męża nakłania,
Aby się nie ruszyli bez bogów wezwania
[1701]:
95By cię zdrowym powrócił spośród nieprzyjaciół.
Pomimo mnie twój umysł tej wyprawy żąda;
Więc boga, który z Idy
[1702]
na Troję pogląda,
A czarną straszy chmurą ziemnego mieszkańca,
Proś, aby ci na wieszczbę
[1703]
swego dał posłańca:
100Niech po prawicy ptaków król skrzydła roztoczy.
Jeśli taki obaczysz znak na własne oczy,
Możesz jechać z ufnością między greckie straże;
Lecz jeśli Zeus posłańca swego nie pokaże,
Choć ten zamysł u ciebie mocno przedsięwzięty,
105Zaklinam cię, mój mężu, nie jedź na okręty!»
— «O małżonko! — rzekł starzec — spełnię radę twoję
[1704]
I troski trwożliwego serca zaspokoję.
Dobrze jest podnieść ręce do boga z pokorą,
Może te modły skutek pomyślny odbiorą».
110Zaraz kazał lać słudze wodę na prawicę:
Przyszła, niosąc nalewkę
[1705]
razem i miednicę.
Umyty bierze złotą czarę z rąk małżonki
I między wspaniałego pałacu przysionki
Leje wino, i ręce ku niebu podnosi:
115— «Boże! Którego z Idy świat wszechmocność głosi,
Nie miej nędznego człeka płaczu w poniewierce!
Prowadź mnie do Achilla i zmiękcz jego serce!
Niechaj ptak, co powietrznych krajów berło trzyma,
Przeleci po prawicy przed mymi oczyma.
120Gdy tą pomyślną wieszczbą raczysz mnie ucieszyć,
Będę mógł do naw greckich z ufnością pośpieszyć».
Skłonił się na wezwanie jego bóg przychylny
I zaraz Pryjamowi przysłał znak niemylny,
Orła, ptaka łowczego. A jak rozłożyście
125Dwa obszerne podwoje
[1706]
zamykają wniście
Domu opatrzonego w dostatki bogacza:
Tak on szeroko skrzydła ogromne roztacza.
Po prawicy przeleciał nad wieżami miasta.
Na to we wszystkich radość i nadzieja wzrasta.
130Siadł król na świetnym wozie, dobrze sobie tuszył
[1707]
I z brzmiącego przysionka z pośpiechem wyruszył.
Z wozem czterokołowym idą muły przodem,
Idaj
[1708]
nimi kieruje: tuż równym zawodem
Podjeżdża Pryjam, biczem zacinając konie.
135Zebrani przyjaciele jego w licznym gronie
Odprowadzają, cała zapłakana rzesza,
Jak gdyby na śmierć jechał. Król w pole pośpiesza,
A lud wraca do miasta, z nim zięcie i syny.
Zeus postrzegł ich tam obu wpośrodku równiny,
140Ulitował się starca nieszczęsnego doli,
Więc głosi Hermesowi
[1709]
wyrok swojej woli:
— «Synu, wszak w tobie ludzi największa otucha,
Ty na ich prośby chętnie nadstawujesz ucha:
Śpiesz na ziemię, Pryjama nie odstępuj krokiem,
145Tak prowadź, by go żaden Grek nie dostrzegł okiem,
Póki pod Achillesa namiotem nie stanie».
Zlecił, a Hermes pełni ojca rozkazanie.
Zaraz do nóg przywiązał skrzydła złote, wieczne,
Na których ziemi, morza krańce ostateczne
150Równy wiatrom przelata. Wziął laskę (tą ludzi
Jednych, gdy chce, usypia, drugich ze snu budzi):
Z laską puszcza się Hermes bystrolotnym biegiem
I staje nad obszernym Hellespontu
[1710]
brzegiem.
W okazałej postaci idzie jak król młody,
155Gdy mu pierwszy włos kryje kwitnące jagody
[1711].
Pryjam z woźnym za Ila grobem chwilę stoją,
Gdzie i konie, i muły w brodach Ksantu
[1712]
poją.
Już i noc czarnym cieniem kraj ziemski powleka,
Wtem woźny idącego postrzega człowieka:
160— «Synu Dardana — rzecze — radź o sobie pilnie!
Idzie człowiek, obydwu zgubi nieomylnie.
Uciekajmy lub chwyćmy pokornie za nogi,
Może się nam da zmiękczyć i cios cofnie srogi».
Na ten głos zadrżał Pryjam, członki mu zdrętwiały
165I z bojaźni na głowie zjeżył się włos biały.
A wtem zbliża się Hermes, za ręce go chwyta,
Słodkimi zabezpiecza słowami i pyta:
— «Dokąd się wyprawujesz, ojcze, tak niewcześnie
[1713],
Gdy noc wszystkich żyjących pogrążyła we śnie?
170Nie uważasz, o starcze, że tu niedalecy,
Sprzysięgli na twą zgubę, znajdują się Grecy?
Niechże postrzeże który, że skarby prowadzisz,
Niech na ciebie napadnie — jak sobie poradzisz?
Już niemłody, niewiele możesz ufać dłoni,
175Ten też starzec zapewne ciebie nie obroni.
Ja ci nic złego nie chcę i drugich w tej dobie
[1714]
Odeprę, widzę bowiem obraz ojca w tobie».
— «Prawda, że niebezpieczną przedsiębiorę drogę
Rzekł król — wszystkiego, synu, obawiać się mogę:
180Lecz widzę, że mój jeszcze los bogów dotyka,
Gdy mi dają takiego w tobie przewodnika.
Jaki kształt! Jaki umysł! Jak szalone lice
[1715]!
O! Nie z ziemi, lecz z nieba są twoi rodzice!»
— «Nie mylisz się, bogowie mają cię na pieczy.
185Ale mi powiedz szczerze, gdzie wieziesz te rzeczy?
Prowadziszli te skarby, że się wam nie szczęści,
Do obcych ludzi, chcąc je ocalić choć w części?
Czyli
[1716], gdy śmiercią syna chciał los cię zasmucić,
Wszyscy myślicie Troję z bojaźni porzucić?
190Jaki rycerz! Najśmielszych on w boju wyścigał
I całą moc Achajów na swych barkach dźwigał!»
— «Jak zacna krew, młodzieńcze, w żyłach twoich płynie
Rzekł Pryjam — gdy z tym czuciem mówisz o mym synie!»
Bóg na to: — «Ty mnie, starcze, doświadczasz w tej porze,
195Takie czyniąc pytania o wielkim Hektorze.
O! Nieraz go w potrzebie
[1717] orężnej widziałem,
Szczególniej, gdy nadludzkim uniesień zapałem
Rżnął Greki, na okręty śmiałym wpadał krokiem:
Myśmy na to zdumionym poglądali okiem.
200Gniewny na króla Pelid wstrzymał nas od boju,
Któremu ja w rycerskim towarzyszę znoju.
W jednej przybyłem nawie; ojciec mój, bogaty
Poliktor
[1718]
i długimi obciążony laty,
Sześciu miał synów: innych trzyma dom spokojny,
205Mnie jednego z Achillem los wysłał do wojny.
Wyszedłem nieprzyjaciół obrotów dociekać.
Już Grecy dłużej szturmu nie myślą przewlekać…»
— «Gdy w tobie towarzysza Achilla oglądam
Rzekł Pryjam — mów rzetelnie, co ja wiedzieć żądam
210Jestli mój syn u floty? Powiedz mi otwarcie,
Czy go, w sztuki pociąwszy, dał psom na pożarcie?»
Na to Hermes: — «Zrzuć, starcze, troski nadaremne!
Nie tknęły się go ptaki, ni bestyje ziemne…
W szczególnej on zostaje u bogów obronie:
215Kochali go za życia, kochają po zgonie».
DarRzekł, a starzec z radosnym czuciem odpowiada:
Pobożność— «Dobrze czyni, kto bogom winne dary składa.
Nigdy mój syn (ach! smutna wzięła go potrzeba!)
Nie zapomniał w swym domu o mieszkańcach nieba;
220Oni na łonie śmierci względni
[1719]
nam wzajemnie.
Lecz proszę, chciej tę piękną czarę wziąć ode mnie.
Bądź mi wsparciem, bogowie błogosławią cnocie,
Jedź i postaw mnie w samym Achilla namiocie!»
Na to Hermes: — «O starcze, kusisz mój wiek młody!
225Ale żadne nie mogą skłonić mnie powody
Wziąć z darów dla Achilla jaki upominek.
Miałby złe bardzo skutki takowy uczynek.
I jaż bym z jego krzywdą bogacić się życzył?
Tobie, choćby do Argos
[1720], będę przewodniczył
230Morzem, lądem, jak zechcesz; a przy takiej straży
Nikt się na ciebie ręki podnieść nie odważy».
Po tej rozmowie lekkim skokiem na wóz wsiada,
Bierze bicz z ręki starca, lejcem żywo włada,
A i w muły, i w konie wlewa zapał nowy.
235Widzą przed sobą wieże i głębokie rowy,
Tam ucztę gotowały straż mające Greki
[1721];
Im przesłodki sen Hermes spuszcza na powieki.
Już wrzeciądze
[1722]
odjęte, już otwarta brama
Z bogatymi darami wprowadza Pryjama.
240Otóż namiot Achilla: w górę go wywiodły
Wierne Ftyjoty
[1723], ściąwszy niebotyczne jodły;
Lud mieszkanie rycerza balami ukrzepił
[1724],
A dach zebraną trzciną na łąkach zasklepił.
Z gęstych go palów parkan otaczał dokoła,
245Rygiel drzwi ledwie mężów trzech podważyć zdoła:
Pelid się tylko nad nim bynajmniej nie silił,
Sam i łatwo go zamknął, i łatwo odchylił.
Więc Hermes, co go twórcą korzyści świat głosi,
Wtenczas ciężką zaporę dla starca podnosi,
250Wprowadza wiozącego upominek drogi,
Skacze z wozu i takie daje mu przestrogi:
— «Jestem Hermes. Przyszedłem tu z Zeusa mocy,
Abym ci w twojej drodze użyczył pomocy…
Idź, chwyć nogi rycerza, nie przestawaj błagać
255Przez ojca i przez matkę, pięknym kształtną włosem,
I przez syna, by nad twym zlitował się losem».
Gdy tak razem
[1725]
ostrzeże starca i pocieszy
Hermes, znów do Olimpu wyniosłego śpieszy.
Pryjam wysiadł na ziemię, został Idaj czuły
[1726],
260Aby pilnował z wozem rumaki i muły.
Do mieszkania Achilla starzec prosto zmierza,
Zastaje towarzyszy z dala od rycerza;
Sam tylko Automedon
[1727]
wierny, Alkim drugi,
Szczep Aresa
[1728], gotowi stali dla usługi.
265Tylko co się napojem i jadłem nasycił.
Wszedł Pryjam cicho, ukląkł, za nogi uchwycił
I rękom srogim, które w podziemne otchłanie
Tylu strąciły synów, dał pocałowanie.
Jako gdy kto zabije gwałtownie człowieka,
270Przed zemstą prawa w obce krainy ucieka,
Wszystkich zdumi, w dom wszedłszy, gdzie schronienia żąda:
Tak Pelid na Pryjama zdumiony pogląda.
Zdziwieni towarzysze patrzają po sobie,
Gdy starzec zaczął, w ciężkiej pogrążon żałobie:
275
W równym on ze mną wieku, w ostatnich lat kresie!
Może niesprawiedliwi cisną go sąsiedzi,
Nie ma, kto by złe odparł, pod którym się biedzi;
Jednak słysząc, że żyjesz, wolny od rozpaczy
280Krzepi się tą nadzieją, że syna obaczy,
Gdy z Troi do ojczystej powrócisz krainy.
Lecz ja, najnieszczęśliwszy, miałem dzielne syny
[1729],
Z których podobno żaden żywy nie zostaje,
Odkąd wojnę przynieśli przed nasz gród Danaje
[1730]…
285Większą liczbę Ares ich w polu poobalał;
Ostatni, co ich bronił i miasto ocalał,
Hektor, zginął od ciebie, walcząc za ojczyznę.
Po niego tu przychodzę. Uczcij mą siwiznę!
Masz okup wielkiej ceny, masz drogie ofiary:
290
Przypomnij ojca, obu nas ciężar lat gniecie.
Możesz być kto ode mnie biedniejszy na świecie?
Jam usta — tegom wreszcie nieszczęśliwy dożył
Na ręce synów moich zabójcy położył!»
295Rzekł. Na wspomnienie ojca rycerz czule wzdycha,
I z wolna rękę starca od siebie odpycha.
Ten Hektora wspomniawszy, w nim państwa nadzieje,
Leżąc u nóg Achilla, rzęsiste łzy leje;
Tamten na dwie osoby swą czułość rozdziela:
300Już płacze ojca, znowu płacze przyjaciela.
Spólne
ich narzekania i płacz pomieszany
Smutnym echem namiotu powtarzały ściany.
Pofolgowawszy
[1732]
sercu łzami obfitymi,
Wstał i podając rękę, podniósł starca z ziemi;
305Wzruszyła go poważna głowa, broda siwa,
Na koniec się do niego w tych słowach odzywa:
Odwaga— «O nieszczęśliwy starcze! Coś ty nędzy zażył!
Jakżeś się sam przez obóz grecki przejść odważył,
Ażebyś przed obliczem rycerza się stawił,
310Który cię tylu synów walecznych pozbawił?
Gdyś to zrobił, z żelaza kute serce w tobie.
LosLecz siądź, uspokójmy się obadwa
[1733]
w żałobie!
Na co się mamy dręczyć? Próżne nasze smutki,
Żadne z nich dobre dla nas nie wynikną skutki.
315Smutek dostali ludzie od bogów podziałem
Oni się tylko cieszą szczęściem doskonałem.
Dwoiste pod Zeusowym tronem jest naczynie:
Z jednego złe, z drugiego dobre dla nas płynie.
Czyje losy z obydwu naczyń Zeus miesza,
320Tego na przemian smuci, na przemian pociesza.
Komu ze złego czerpa, ten skazan na nędzę,
W ohydzie, wzgardzie, smutną ciągnie życia przędzę
[1734]:
Błąka się, pod ciężarem zgryzoty się trudzi,
Równie znienawidzony od bogów i ludzi.
325Dla Peleja bogowie szczodrzy od początku,
Zdziwiał wszystkich skarbami, wielkością majątku.
I nad Ftyjoty berłem przemożnym się chlubił;
Choć śmiertelny, boginię za żonę poślubił.
Ale mu niebo w innym uskąpiło względzie,
330Tronu jego potomstwo po nim nie osiędzie:
Jednego spłodził syna i ten prędko zginie.
Oto pędzę dni smutne w dalekiej krainie,
Żadnym nie będąc wsparciem dla starego ojca,
Tu siedzę, twój niszczyciel, twych synów zabójca.
335I na ciebie bogowie wylali swe dary:
Co tylko dzierży Lesbos, gdzie rządził Makary,
Flygija i Hellespont, toś wszystko posiadał,
Nadto świetne i liczne potomstwo bóg nadał.
Lecz twoje szczęście w jednej nie trzyma się mierze:
340Wre bój przy murach miasta, giną wam rycerze.
Znoś więc! Żaden od nędzy nie wyjęty człowiek,
Przytłum w sercu boleści i otrzyj łzy z powiek,
Bo nie odzyskasz syna, który już w Erebie,
Nie wskrzesisz go, a płaczem gubisz jeszcze siebie».
345— «Nie zapraszaj, bym siedział — rzekł mąż równy bogu
Póki Hektor niegrzebny
[1735] przy twym leży progu.
Oddaj ciało niezwłocznie, o tę łaskę proszę,
Chciej przyjąć liczne dary, które ci przynoszę.
Obyś ich użył, miłą obaczył ojczyznę,
350Gdyś mi życie zachował, uczcij mą siwiznę.
Przez ciebie jeszcze słońca cieszę się widokiem».
Pelid na niego patrząc zapalonym okiem:
— «Nie chciej mnie gniewać, starcze, nie bądź mi natrętny!
Nimeś przyszedł, Hektora oddać byłem chętny…
355Nie wzbudzaj we mnie gniewu, przestań mi się kwilić
[1736],
Żebym cię stąd nie wypchnął; tak, winny dwa razy,
Zgwałciłbym ludzkość, złamał Zeusa rozkazy
[1737]».
Drżący król woli jego poddać się nie zwłoczył
[1738],
Z prędkością lwa z namiotu Achilles wyskoczył,
360Lecz nie sam: Automedon, Alkim za nim śpieszy:
Ich przyjaźnią po stracie Patrokla się cieszy.
Konie i muły z jarzma wyprzągłszy, prowadzą
Woźnego do namiotu i na krześle sadzą;
A z wozu ładownego biorą sprzęt bogaty,
365Przeznaczony dla ciała Hektora opłaty…
Brankom ciało myć kazał i maścić na boku,
Chcąc ojcu bolesnego oszczędzić widoku…
Miękka dłoń dziewic myje ciało i namaszcza,
Okrywa piękną szatą i obwodem płaszcza.
370Pelid je na pogrzebne łoże dźwignął z ziemi
I na wozie położył z towarzyszami swemi,
A wzywając Patrokla wpośród jęków wielu:
— «Nie miej mi — rzecze — za złe, miły przyjacielu,
Jeśli się w Hadzie
[1739] dowiesz o moim uczynku,
375Żem wziął okup za ciało w drogim upominku…»
Powróciwszy, naprzeciw Pryjama usiądą
I co uczynił, tymi słowy opowiada:
Rano go przy Jutrzenki obaczysz promieniu.
380Teraz przyjmij posiłek, uśmierz serca mękę.
I Niobe
[1741]
ściągnęła do pokarmu rękę,
Chociaż dwunastu dzieci żałowała straty.
Sześć miała cór, sześć synów, jakby świeże kwiaty:
Synów jej brzmiąca Feba zabiła cięciwa,
385Córy strzałą Artemis
[1742] obaliła mściwa
Za to, że matka śmiała równać się Latonie…
Przez dziewięć dni leżały wśród własnej posoki,
Nie grzebane, Zeus w twarde lud zmienił opoki;
Dziesiątego dnia bogi złożyły ich w grobie.
390Po łzach matka pokarmu nie przeczyła sobie…
My, zacny starcze, ból nasz zwyciężmy nareście
[1743]:
Napłaczesz się dość syna, gdy już będziesz w mieście,
Tam niech nic nie tamuje biegu łzom rzęsistym».
Wstaje prędko i owce rżnie z runem srebrzystym;
395Odarli towarzysze, na sztuki posiekli
I przyprawiwszy mięso, na rożnach upiekli.
Kładą na stół, a chleby, które w koszach mieli,
Automedon rozdaje, Pelid mięso dzieli.
Przygotowana uczta do smaku przypadła,
400A kiedy już dość mieli napoju i jadła,
Stary Pryjam nie spuszczał z Achillesa oka:
Dziwi go kształt nadludzki i postać wysoka.
Żądza poznania starca w Achillu taż sama:
Zadziwia go powaga i mądrość Pryjama.
405W zadumieniu wzajemnym przepędzili chwilę.
Żałoba, Sen— «Pozwól — pierwszy rzekł Pryjam — niech się snem zasilę.
Odtąd, jak zginął Hektor z tobą w pojedynku,
Nie tylko nie użyłem żadnego spoczynku,
Alem, na ziemi leżąc, w popiele się taczał,
410Łzy lał bez przerwy, jęczał, wzdychał i rozpaczał.
Dotąd nie jadłem, do ust nie przytknąłem czary».
Rycerz młodzi i brankom daje rozkazanie,
By miękkie pod przysionkiem zrobili posłanie
415Ze skór i sztuk szkarłatnych, i z przecudnym wzorem
Kobierców, i nakrycia z wełnianym kędziorem.
Wyszli natychmiast, w ręku trzymając pochodnie,
Ścielą łoża, gdzie starcy będą spać wygodnie.
Żartując, że w namiocie mieścić ich nie może,
420Tak mówi: — «Pod przysionkiem gotowe jest łoże,
Mógłby tu przyjść kto z Greków: i w noc wiele razy
Przychodzą szukać rady, albo brać rozkazy.
Gdyby się twoja bytność do króla doniosła,
Nowa by do okupu zawada
[1746]
urosła.
425Ale mi powiedz, jak ci potrzebny czas długi
Do oddania synowi ostatniej usługi,
Abym lud wstrzymał i sam nie myślał o wojnie».
— «Gdy mi pozwolisz pogrzeb odprawić spokojnie
Rzekł Pryjam — i powściągniesz Greki przez tę porę,
430Nową od ciebie łaskę, Achillu, odbiorę…
Dziewięć dni w domach płakać go zasiędziem,
Dziesiątego pogrzebną biesiadę jeść będziem;
Potem dźwigniem grobowiec, a gdy trzeba, zbroje
Na nowo wdziejem, nowe rozpoczniemy boje».
435— «Będziesz miał czas żądany do pogrzebnej części
Wszystko daję, Pryjamie, dla twojej boleści».
To rycerz powiedziawszy rękę starca bierze,
Aby zaufał jego szczerości i wierze.
Zaraz Pryjam i herold pod przysionek wyśli
[1747],
440Kładą się, oba pełni niespokojnych myśli…
Tak spoczywał ród bogów i ród ludzi ziemny.
Hermesa
[1748] nie pochwycił powiek sen przyjemny,
I cały w różnych myślach nie przestawał radzić,
Jak straż podejść, Pryjama skrycie wyprowadzić.
445Więc stanąwszy nad głową, mówi poseł boski:
— «Toż cię, starcze, już żadne nie zajmują troski?
Że Pelid cię oszczędził, uczcił wiek dostojny,
Możesz wśród nieprzyjaciół bawić się
[1749] spokojny?
Drogąś opłatą syna lubego odkupił,
450Ale się lękaj, by cię więcej Grek nie złupił:
Niech się o tobie Atryd
[1750], niech się obóz dowie,
Trzykroć tyle za ciebie muszą dać synowie».
Zląkł się, zbudził herolda, a Hermes do wozu
Zaprzągł konie i muły, i ruszył z obozu.
455Śpieszą się, ich wyjazdu nie poczuły Greki.
Gdy do krętej Skamandru zbliżyli się rzeki,
Która z nieśmiertelnego Zeusa się rodzi,
Tam Hermes bystrym lotem na Olimp odchodzi.
Już Jutrzenka szkarłatne ukazała skronie:
460Oni ku miastu z jękiem popędzają konie,
Na przedzie z martwym ciałem postępują muły.
Nikt nie był z mężów, z niewiast, tak ranny, tak czuły,
Jak Kasandra
[1751]. Ta pierwsza na zamek pobiegła,
Ta herolda i ojca lubego postrzegła,
465I na wozie złożone ciało wojownika;
Jęczy, na wszystkie strony żałobnie wykrzyka:
— «Trojanie i Trojanki! Nuż więc, teraz śpieszcie!
Jak zwycięzcę Hektora witaliście w mieście,
Gdy z tryumfem powracał z wojennego trudu:
470Idźcie! On był zaszczytem ojczyzny i ludu!»
Wszystkich żal przejął, całe miasto się wyrusza,
Męże, niewiasty, żadna nie została dusza.
Pod bramą na trup żona i matka upada,
Rwą włosy, a płacząca ciśnie się gromada.
475Tak nad wielkim Hektorem byliby zapewne
Aż do zachodu słońca ronili łzy rzewne,
Gdy Pryjam rzecze z wozu: — «Ustąpcie, Trojanie,
Dajcie mi wolne przejście! Kiedy w domu stanie,
Tam będziecie nad ciałem do woli płakali».
480Rozstąpili się, mułom z wozem miejsce dali.
W domu złożono ciało na łoże ozdobne:
Wtedy śpiewaki pieśni zaczęli żałobne
Dla ostatniej zmarłego bohatera cześci
[1752];
Ich głosom towarzyszy w kolej jęk niewieści.
485Andromacha
[1753]
Hektora głowę w rękach trzyma,
Zaczyna żal z pełnymi łez rzewnych oczyma:
— «Giniesz, kochany mężu, w samym wieku kwiecie,
Mnie wdową zostawujesz! Nasz syn, jeszcze dziecię,
Któreśmy nieszczęśliwi rodzice wydali,
490Nie dorośnie lat, prędzej to miasto się zwali.
Nie ma w tobie, Hektorze, największej obrony:
Tyś sam ocalał dzieci i cnotliwe żony;
Wszystkie teraz zwycięzca weźmie na swe statki!
Ty, synu, lub popłyniesz w towarzystwie matki,
495Gdzie (takiż widok moje zasmuci oblicze!)
Twardy cię pan na prace skaże niewolnicze;
Że ich liczne Hektora ręką męże padły,
Na tobie brata, ojca, syna mszcząc się zgonu,
500Zepchnie na zatracenie z wieży Ilijonu
[1756].
Konając nie ściągnąłeś z łoża do mnie ręki,
Aniś wyrzekł jakiego roztropnego słowa,
Które by, jak ostatnią pamiątkę, twa wdowa
505Rozmyślała łzy lejąc i we dnie, i w nocy».
Tak biedna narzekała na swój stan sierocy,
A niewiasty łączyły głębokie wzdychania.
Hekuby
[1757]
żal gwałtowne przerywają łkania:
— «Najukochańszy z synów, mój Hektorze drogi!
510Póki byłeś przy życiu, kochały cię bogi,
I po śmierci doznałeś względnej ich opieki:
Innych synów przedawał Pelid w kraj daleki,
Lemnu
[1760], gdzie żyli w więzach i okryci wzgardą;
515Tyś padł w szlachetnym boju. Prawda, iż się srożył,
Żeś mu Patrokla trupem twą włócznią położył,
Włóczył cię koło grobu!… O! Zemsta zaciekła!
Jednak go tą srogością nie przywołał z piekła.
Ciebie oglądam świeżym, masz twą piękność całą,
520Jakbyś najłagodniejszą poległ Feba strzałą».
We wszystkich ciężkie jęki wzbudził płacz królowy
[1761].
Trzecia, Helena
[1762]
tymi żal zaczyna słowy:
— «Hektorze, z braci męża najwięcej mi luby!
(Z pięknym bowiem Parysem związały mnie śluby.)
525Ach! Czemum nie zginęła pierwej nieszczęśliwa!
Dwudziesty rok pobytu mego tu upływa
Odtąd, gdym się ważyła ojczyznę porzucić;
Nigdy mnie przykrym słowem nie chciałeś zasmucić.
Owszem, kiedy bratowe moje albo siostry,
530Albo świekra
[1763]
— czyniły jaki wyrzut ostry
(Bo świekr
[1764]
był zawsze ojcem), tyś biedną zasłaniał,
Tyś do ludzkości twoją łagodnością skłaniał.
Płacząc nad tobą, siebie, nieszczęśliwa, płaczę,
Już takiego obrońcy w Troi nie obaczę.
535Dzisiaj bez przyjaciela, wzgardzona, obrzydła,
Będą u wszystkich na kształt jakiego straszydła».
Tak narzeka, a z oczu jej strumień łez ciecze;
Wzdycha z nią cała Troja, gdy Pryjam tak rzecze:
— «Pośpieszcie się, Trojanie! Zwieźcie drzewo z lasu,
540Nie bójcie się zasadzek w tym przeciągu czasu.
Przyrzekł Pelid nie pierwej zwrócić broń do miasta,
Aż na niebie zaświeci Jutrzenka dwunasta
[1765]».
Zaraz lud woły, muły do wozów zakłada,
Z murów nieprzeliczona wychodzi gromada;
545
PogrzebDziewięć dni jęczy Ida pod toporów ciosem.
Gdy dziesiąta Jutrzenka z pięknym wstała włosem.
Wynieśli ciało z płaczem spółziomkowie mili
I złożywszy na stosie, ogień podniecili.
Ale gdy pierwsza zorza płomieniami błyśnie,
550Wielkie mnóstwo do stosu Hektora się ciśnie;
Zgasili go, czarnego wina lejąc wiele.
Potem bracia i wierni jego przyjaciele
Zebrali białe kości, łzy lejąc potokiem,
W głębi serca tak smutnym wzruszeni widokiem.
555Składają w złotą puszkę ostatki żałobne,
Którą kryją z purpury zasłony ozdobne,
Wreszcie w rowie głębokim umieszczają zwłoki,
Toczą głazy i wznoszą grobowiec wysoki,
A na Achajów szpiegi uważają wszędzie,
560By nie wpadli, gdy w świętym zabawni
[1766]
obrzędzie.
Tak kiedy rycerzowi grobowiec wynieśli,
Do królewskiego domu gromadnie się ześli;
Świetną ucztę ludowi dał Pryjam w swym dworze:
Ten był obchód pogrzebny po wielkim Hektorze.