- Alkohol: 1
- Błogosławieństwo: 1
- Bóg: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
- Chciwość: 1
- Choroba: 1 2 3
- Chrystus: 1 2 3 4
- Chrzest: 1
- Cierpienie: 1
- Cmentarz: 1
- Córka: 1
- Cud: 1 2
- Czyn: 1 2
- Dar: 1
- Diabeł: 1 2
- Dziecko: 1 2 3 4 5
- Głód: 1
- Grzech: 1 2 3
- Kłamstwo: 1
- Kondycja ludzka: 1 2 3
- Krzyż: 1
- Ksiądz: 1 2
- Kwiaty: 1
- Małżeństwo: 1
- Matka: 1 2 3 4
- Milczenie: 1
- Miłosierdzie: 1
- Miłość: 1 2 3 4
- Modlitwa: 1 2 3
- Muzyka: 1
- Niebo: 1
- Odwaga: 1 2 3
- Ofiara: 1 2 3 4
- Ojciec: 1 2
- Państwo: 1 2 3
- Pieniądz: 1
- Pokuta: 1
- Polityka: 1
- Postęp: 1 2
- Prawda: 1
- Prawo: 1 2
- Przemoc: 1
- Radość: 1
- Religia: 1 2 3 4
- Samobójstwo: 1
- Samotność: 1 2
- Sąd: 1
- Sen: 1 2 3
- Siła: 1
- Skąpiec: 1
- Starość: 1
- Strój: 1
- Syn: 1
- Szaleniec: 1
- Sztuka: 1 2
- Śmierć: 1 2 3 4
- Świątynia: 1 2
- Trup: 1 2 3
- Walka: 1 2
- Wiara: 1
- Władza: 1
- Wolność: 1 2
- Zima: 1
- Żałoba: 1 2 3
pisownia zbitek typu powiedz-że bez dywizu
które podczas następnych słów zdejmuje ze siebie –> które podczas następnych słów zdejmuje z siebie
Henryk IbsenBrandPoemat dramatyczny w pięciu aktachtłum. Jan Kasprowicz
Osoby:
-
Brand[1]
- jego Matka
-
Ejnar, malarz
-
Agnieszka[2]
- Wójt
- Doktór
- Proboszcz
- Kościelny
- Bakałarz
- Gerda
- Chłop
-
Syn chłopa, wyrostek
- Drugi chłop
- Kobieta
- Druga kobieta
- Pisarz
-
Duchowieństwo i Zwierzchność
-
Lud, Mężczyźni, Kobiety i Dzieci
- Kusiciel w pustyni
- Chór niewidzialnych
- Głos
Rzecz dzieje się w naszych czasach, częścią w parafii, częścią
poza parafią, obok fiordu, na zachodnimi wybrzeżu Norwegii.
Akt pierwszy
Na śnieżnych polach górskich.
Ciężkie gęste mgły; deszcz i półmrok.
Brand w czarnym
ubraniu, z laską i weretkiem
[3], przeciska się naprzód w kierunku zachodnim. Towarzyszący mu
Chłop i
Syn jego, wyrostek, postępują za nim.
CHŁOP
woła na Branda
1Hej tam! Zaczekać, cudzy
[4] człecze!
Gdzieżeś?
BRAND
CHŁOP
Człek się wlecze
5We mgle, że nawet kij swój traci
Z oczu!… Zabłądzisz!
SYN
A niech kaci!
Jakieś tu żleby!
BRAND
Jakieś złomy!
10Zaginął wszelki ślad widomy
[5]!
CHŁOP
krzyczy
Stać! Do stu diabłów! Ani kroku!
Zwały z śnieżnego lecą stoku!
BRAND
nasłuchuje
Słyszę jak gdyby grzmot z daleka.
CHŁOP
Bystro przegryzła się tu rzeka,
15Na dół w bezmierną przepaść spada…
Zginiesz i my zginiemy razem!
BRAND
Ja muszę przejść tam, trudna rada!
CHŁOP
Nas nie przynaglisz swym rozkazem…
Mówię ci: zostań! Nie baczycie,
20Że tu o ludzkie chodzi życie?
BRAND
CHŁOP
Któż to ten pan, co się nie boi?
BRAND
CHŁOP
BRAND
CHŁOP
Daremne to gadanie:
Choćby był proboszcz, biskup z ciebie,
To byś odwagę swą w tym żlebie
Na wiek pogrzebał, gdybyś jeszcze
30Chciał dalej iść w te mgły złowieszcze.
zbliża się ostrożnie; przekonywująco
Choćby był człowiek, mości księże,
Nie wiem, jak mądry, nie dosięże,
Czego dosięgnąć niepodobna!
35W jedno li
[6] życie jest zasobna,
Księże, twa dusza; gdy to minie,
Cóż ci zostanie w twej godzinie?
Milę — powiadam prawdę szczerą —
Masz do następnej stąd chałupy,
40A mgły tak gęste zewsząd kupy,
Że nie rozetniesz jej siekierą…
BRAND
Tak, lecz w tej pustce strasznej, dzikiej
Żadne mnie błędne dziś ogniki,
Widzisz, nie wodzą.
CHŁOP
45Lecz dokoła
Sterczą lodowców groźne czoła.
BRAND
CHŁOP
Co? Tamtędy?
Śmierć pomknie z nami wraz, w te pędy!
BRAND
50
CudA jednak uczył ktoś, że suchą
Przejść można nogą grzbietem fali.
CHŁOP
To było kiedyś… Dzisiaj dalej
Trudno się zmagać z zawieruchą,
Zginiem z kretesem!
BRAND
chce odejść
CHŁOP
Chcesz się pożegnać, widzę, z światem…
BRAND
Chceli
[7] mnie Bóg doświadczyć prawy,
Witajcie śniegi, mgły, siklawy
[8]!
CHŁOP
cicho
Jakiś szaleniec… szuka zguby.
SYN
płaczliwie
60Chodźmy stąd, ojcze!… Płone
[9] próby…
Widać po wszystkim, że tu jeszcze
Większe mgły będą, większe deszcze.
BRAND
przystaje i zbliża się ponownie
Przypomnieć sobie, toś miał drogą
65Córkę w tych stronach, no, i ona
Dała ci kiedyś znać, zmartwiona,
Że jej nie znaleźć ciszy w grobie,
Jeśli nie spojrzy w oczy tobie
Choćby raz jeszcze? Czy być może?
CHŁOP
70Tak mi dopomóż, Panie Boże!
BRAND
Że dziś ostatni dzień widzenia?
CHŁOP
BRAND
I to woli twej nie zmienia?
CHŁOP
BRAND
75Nie? Nie pójdziesz dalej ze mną?
CHŁOP
Na mowę silisz się daremną,
Ani się ruszę…
BRAND
patrzy mu bystro w oczy
Miałbyś wolę
Złożyć talarów sto na stole,
80Aby znalazła śmierć spokojną?
CHŁOP
BRAND
A dwieście? Czyż tak hojną
Byłaby dłoń twa?
CHŁOP
Czegóż nie da
85Dłoń ma dla córki? Cała scheda
[10]
Niech sobie pójdzie!
BRAND
CHŁOP
BRAND
CHŁOP
drapie się w głowę
90To już byłoby ponad siły…
O Panie Jezu! Boże miły!
Czego ty żądasz? A dyć
[11] przecie
Mam jeszcze w domu żonę, dziecię…
BRAND
Lecz On się wyrzekł nawet matki!…
CHŁOP
95Za dawnych czasów to po gładkiej
Szło jakoś drodze — cuda, dziwy
Działy się ongi. Sprawiedliwy
Człek dzisiaj o tym nie pamięta.
BRAND
Twą drogą śmierć jest! Na cóż pęta
100Nakładasz na mnie? Nie znasz Pana,
I Pan cię nie zna.
CHŁOP
Niezbłagana
Dusza w tym księdzu.
SYN
ciągnie go
CHŁOP
105Nie! Nie! On musi iść stąd z nami!
BRAND
CHŁOP
Tak, musisz… Bo inaczej,
Jeżeli we wsi kto zobaczy,
Żeśmy cię tutaj zostawili,
110Strażnik zabierze mnie w tej chwili —
A, jeśli sczeźniesz tu, w tym lodzie,
Dziś ja o chlebie i o wodzie
Będę w areszcie.
BRAND
Więc za bożą
115Pocierpisz sprawę…
CHŁOP
Mnie nie trwożą
Ni twe, ni boskie… mam ja swoje
Nie byle jakie niepokoje,
Więc chodź…
BRAND
z dala słychać głuchy huk
SYN
krzyczy
BRAND
do chłopa, który go chwycił za kark
CHŁOP
BRAND
SYN
CHŁOP
walcząc z Brandem
BRAND
wyrywa mu się i rzuca go w śnieg
O tak, nie spoczniesz prędzej,
Aż się doczekasz jakiej nędzy!
znika
CHŁOP
wygrzebując się z śniegu i pocierając sobie ramię
130Niech mu zapłacą za to czarci!
Oto, co Pańscy słudzy warci!
woła, podnosząc się
Hej, mości księże!
SYN
CHŁOP
135Zda mi się… oko moje za nią
Trop w trop podąża!…
woła ponownie Hej, pastorze!
Czy nam jegomość wskazać może,
Skąd my tu błądzić dziś zaczęli?
BRAND
we mgle
140Po co ci rady? Jak najśmielej
Już ty utartym kroczysz szlakiem.
CHŁOP
Jeśli to prawda, jakiem takiem
Człek się nacieszy legowiskiem,
A nie na morzu lodów śliskiem.
odchodzi wraz z synem w kierunku wschodu
BRAND
zjawia się znowu nieco dalej i nasłuchuje
w kierunku, w którym odszedł chłop z synem
145Wracają do dom… Chłystku podły!
SiłaGdyby cię siły li zawiodły,
A nie zamiękła wola w tobie,
Ulgę bym przyniósł ci w żałobie,
Umęczonego wnet do celu
150Zaprowadziłbym cię w weselu,
Lecz na nic pomoc, zacny kumie,
Temu, co nawet chcieć nie umie…
podchodzi bardziej ku przodowi
Życie!… Hm! Jeśli człek rozważy,
155Jak je miłuje tłum nędzarzy,
Jak każdy błazen nim się pieści,
Jakby od jego marnej treści
Zawisło
[12] całe szczęście świata —
Boże! Puściliby do kata
160Wszystko, prócz życia! To li jedno
Sednem jest dla nich! Kiepskie sedno!
uśmiecha się, jak gdyby sobie coś przypomniał
Z dwóch rzeczy-m miewał ból w żołądku,
165W te najdawniejsze moje czasy
Dwie sprawy darły ze mnie pasy:
O nielubiącej mroków sowie
Wciąż mi chodziła myśl po głowie,
o rybie, co się boi wody,
170Ciąglem ja dumał, chłopiec młody…
I śmiech mnie pusty brał z tej biedy —
Czemu?… Bo czułem-ci już wtedy,
Że świat śród innych chodzi dróg,
Niźli, jak tego pragnął Bóg,
175I że swe jarzmo dźwiga człek,
Choćby rad rzucił je po wiek.
Tutaj jest każdy na kształt ryby,
Albo też sowy. Skuty w dyby,
W mroku żyć musi ludzki płód,
180Umierać musi w głębiach wód,
Choć na to wszystko strach go bierze!
Rad by porzucić swoje leże,
Z mrocznej ciasnoty zbiec by rad
W przezroczy, jasny słońca świat.
185
zatrzymawszy się na chwilę, nasłuchuje, zdumiony
Cóż to? Od dolin płyną głosy?
Pieśni i śmiechy mkną w niebiosy…
Cyt! Krzyczą hura! Raz i drugi,
Trzeci i piąty… Słońce smugi
190Rozciera mgławe, lśnią przestworza,
Jakaś drużyna ludzka, hoża,
Po tej świetlistej igra łące,
Poranne światło jaśniejące
W stronę zachodu mroki goni.
195Słowa… całunki… uścisk dłoni…
Już się rozchodzą, ku dolinie
Zmierzają jedni, a zaś ninie
[13]
Dwoje się ludzi ku mnie słania…
Ostatnie ślą już pożegnania
200Kapeluszami, woalkami…
„Bywajcie zdrowi!… Pan Bóg z wami!”
słońce coraz to bardziej przeciska się przez mgły.
Brand stoi nieruchomy, przypatruje się zbliżającym się
Cóż to za blaski! Co za jaśnie!
Rozwiewają się kłęby mgławe,
Stopy przemiękką depcą trawę,
Słońce złociste snuje baśnie!
205Może rodzeństwo? Bok przy boku
Po tym kwiecistym spieszą stoku;
Ona sukniami powiewnemi
Snać nie dotyka nawet ziemi,
On, jakby piórko, lekki!… Ona,
210O, skacze na bok, rozbawiona,
Wyrywa mu się od niechcenia…
O, już ją chwyta!…. Słodko, mile
Droga się zmienia w krotochwilę
[14],
W wesołą piosnkę śmiech się zmienia.
Ejnar i Agnieszka w lekkich strojach podróżnych, oboje rozpromienieni, zjawiają się na wzgórzu. Mgły pierzchły. Szczyty lśnią w porannym słońcu
EJNAR
215Agnieszko, motylku mój cudny,
Nic ja się ciebie nie boję;
Zacisnę ja oka swej sieci —
Te oka, to piosnki są moje.
AGNIESZKA
zwrócona twarzą ku niemu, cofa się, tańcząc i uciekając przed nim
Jeżelim ja cudnym motylkiem,
220To pozwól mi spocząć na kwiatku,
A chceszli się bawić, więc goń mnie!
Pochwycić? Przenigdy, mój bratku!
EJNAR
Agnieszko, motylku mój cudny!
Zwężają się oka mej sieci!
225Już mam cię! Już skarb mój najdroższy
Przenigdy z tych ok nie uleci.
AGNIESZKA
Jeżelim ja wiotkim motylkiem,
To niechże mnie powiew uwodzi!
A chwycisz mnie w oko swej siatki,
230Mych skrzydeł się dotknąć nie godzi!
EJNAR
MiłośćNie! Lekko ja wezmę do ręki
Ten ciężar mój słodki i lekki
I zamknę go w sercu… Tam baw się,
Tam sobie już igraj na wieki!
zbliżają się ku stromej turni; stają nad przepaścią
BRAND
235Stać!… Tutaj przepaść!…
EJNAR
AGNIESZKA
BRAND
Ni kroku! Śmierć dokoła!
Z śniegiem spadniecie do tej głębi!
EJNAR
obejmuje Agnieszkę i śmiejąc się, zwrócony
ku górze
240Nas to nie parzy ani ziębi,
Szczęście jest z nami. Wyjdziem cało!
AGNIESZKA
Zabawkę dziś nam życie dało…
EJNAR
Szczęście nam śle dziś promień słońca:
Sto lat on będzie trwał — bez końca!
BRAND
245Więc wy dopiero po stu latach…?
AGNIESZKA
powiewając welonem
O tym ni słowa, proszę ciebie…
Bawić się będziem wszak i w niebie.
EJNAR
Sto lat na wonnych przeżyć kwiatach,
Sto lat bez miary i bez celu
250W miłości kąpać się weselu! —
BRAND
EJNAR
Potem?
Do nieba pójdziem znów z powrotem.
BRAND
Może wy z nieba tu przyszliście?
EJNAR
255Prosta rzecz: z nieba! Oczywiście!
AGNIESZKA
To znaczy: teraz, o tej chwili,
Myśmy tam z dołu tu przybyli.
BRAND
I owszem, owszem… Oko moje
Już zobaczyło was oboje
260Tam, gdzie się dzielą te potoki.
EJNAR
Skierowaliśmy tu swe kroki,
Pożegnawszy się z przyjacioły.
Ręką, całunkiem tłum wesoły
Stwierdzał przedrogich wspomnień rój!
265Zejdź-że pan ku nam! Panie mój,
Zechciej zabawić się tu z nami,
Posłuchać pieśni nad pieśniami
[15]!
Słodszej nie stworzył żaden czas!
Czemu pan stoi niby głaz?
270Prędzej! My cuda ci pokażem!
SztukaJa, panie, byłem wprzód malarzem!
Co to za szczęście, życie, świat
Wciągać w swą sztukę! Człek jest rad,
Że niby Stwórca może oto
275Przelichy metal zmieniać w złoto!
Ale nad wszystko, czym mnie Bóg
Obdarzyć raczył śród mych dróg,
To ma Agnieszka!… Słodki plon,
Gdym z południowych wrócił stron
280Z farbą i pędzlem — z niczym więcej…
AGNIESZKA
gorąco
A, jakby posiadł sto tysięcy,
Tak pewien siebie, tak zuchwały…
EJNAR
Do wsi tej losy mnie przygnały…
Tu zagościła ona właśnie,
285Aby słoneczne chłonąć jaśnie,
Gorzkie powietrze, świerków wonie…
I ja zjawiłem się w tej stronie:
Snać przeznaczenie mnie tu niosło.
Chciałem malarskie swe rzemiosło
290Zanurzyć w pięknie tego boru,
Chciałem dla sztuki swej prawzoru
Szukać w obłokach tych, w tej rzece…
I oto, gdy tak na to lecę,
Odrazum został arcymistrzem:
295Lice jej stało się ognistszem,
W jej oczach szczęścia blask się jarzy,
Uśmiech nie schodzi już z jej twarzy
— Wszystko początek ze mnie wzięło…
AGNIESZKA
Jeno
[16], malując to swe dzieło,
300Nie wiedział o tym chłopiec pusty
[17].
Życie pełnymi chłonął usty
[18],
Aż tu pewnego znów zarania
Jął się
[19] na powrót malowania…
EJNAR
Wtem, Boże drogi, coś mi wpadło,
305Że ze mnie istne jest dziwadło,
Żem nie oświadczył się swej lubej!
Więc zamiast pleść smalone duby,
Od razu wziąłem się do sprawy.
Nasz zacny doktór, zbyt łaskawy,
310Nie mógł opędzić się radości:
W dom pozapraszał licznych gości
— Wszystkie powagi, wszyscy księża,
Młódź z okolicy, mąż-ci w męża,
Że jeno patrzeć!… Trzy dni trwały
315Hulanki, tańce i hejnały.
Dzisiaj zeszliśmy już mu z karku,
Ale zabawy na folwarku
Bynajmniej jeszcze nie skończono…
Widziałeś to wesołe grono,
320Szyfry
[20], chorągwie, kapelusze,
Całe we wieńcach! Zacne dusze!
Uciesze swej puścili wodze,
Towarzyszyli nam w tej drodze.
AGNIESZKA
A my we dwójkę po tej górze
325Skaczemy sobie, dzieci, duże!
EJNAR
Mieliśmy z sobą wina moc!
AGNIESZKA
Od śpiewów brzmiała letnia noc!
EJNAR
O, nawet tłum tych ciężkich mgieł
Bał się dziś z nami brać na kieł
[21]!
BRAND
EJNAR
AGNIESZKA
EJNAR
Ma niewiasta
I ja — nasamprzód o tę krztynę
335Ku zachodowi, a zaś potem
W stronę fiordu ptaków lotem
Na weselisko me jedyne
Zawiodę skarby — zadyszany
Rumak Egira
[22] przez bałwany
340Hen, nas poniesie w chyżym pędzie!
Później, jak białe dwa łabędzie,
Tam, na południe…
BRAND
EJNAR
Tam przepłomienne miłowanie,
345Jak sen potężne, a tak właśnie
Słodkie i miłe, jako baśnie!
W ono niedzielne, jasne rano
A przecież pierzchły wszelkie troski…
350Dzień to był dla nas iście boski,
Pobłogosławił nam…
BRAND
EJNAR
Lud!
Przyjaciół naszych tłum radosny,
355Który nam wiecznej życzył wiosny,
Który odganiał od nas trud,
Który ze wszystkich swoich sił
Życzył nam zdrowia, wino pił,
Wieńcami zdobił nasze włosy,
360Żeśmy wybrani snać przez losy…
BRAND
EJNAR
Zostań pan!
Czyja-ż to postać?… Ktoś mi znan…
BRAND
EJNAR
365Mnie się przecie
Zdaje, że kiedyś, gdzieś na świecie,
Myśmy się znali — może w szkole…
BRAND
Tak, znaliśmy się, nim pacholę
Stało się — mężem!…
EJNAR
370Czyż być może?
Nie przypominam sobie…
nagle, z krzykiem Brand!… O Boże!
BRAND
Ja w te tropy
Wiedziałem, kogo tutaj stopy
375Przywiodły dzisiaj.
EJNAR
Witam, bracie,
Witam serdecznie! Gdy tak na cię
Patrzę w tej chwili, pewność mam,
Żeś się nie zmienił, żeś ten sam,
380Żeś ten, co, z chmurą wciąż na czole,
Nie mógł wytrzymać w naszym kole…
BRAND
Byłem wam obcy… ale ciebie
Jakoś lubiłem… W ciemnym żlebie
Skalistej turni urodzony,
385O którą fale swoje tony
Rozstrzeliwały… wy z południa…
Życie, bywało, nam utrudnia
Inna natura…
EJNAR
Tutaj gdzieś
390Leży widocznie twoja wieś?
BRAND
Przez nią mnie wiedzie powołanie.
EJNAR
Przez nią? A potem cóż się stanie?
Czyżby w daleki świat?
BRAND
Niewiele
395Potrzeba pracy tu, w tym siele
[23].
EJNAR
BRAND
z uśmiechem
Tak, wikarym.
Człek jest jak zając: czasem w starym,
Odwiecznym musi spocząć lesie,
400A czasem w żyto los go niesie.
EJNAR
Zaś ostateczna dokąd droga?
BRAND
EJNAR
BRAND
zmieniwszy ton
405
I mnie zawiezie do przystani
Ten sam wasz okręt.
EJNAR
Ten nasz statek,
Którym do ślubu my…? Zadatek
410Szczęścia zbyt wielki.
do Agnieszki Bądź wesoła,
Jedziemy w trójkę…
BRAND
AGNIESZKA
415Co? Pogrzeb woła ciebie?
Kogoś obecność twa pogrzebie?
BRAND
Tego, co zwą go wargi twoje:
Bogiem.
AGNIESZKA
cofając się
Chodź, Ejnar, ja się boję!
EJNAR
BRAND
Wstrętne widmo spocznie w trumnie!
Ten Bóg służalczy, co go tłumnie
Służalców podła wielbi rzesza!
Ta jedna myśl mnie dziś pociesza,
425Że mam go grzebać — i to w dzień!…
Cuchnie, kto zdrowych nie miał tchnień,
Kto konał całe tysiąc lat.
EJNAR
BRAND
A toś zgadł!…
430Tak, jestem chory, jak ta jodła,
Co k niebu smukły pień wywiodła!
Nie ja słabuję, czas jest chory,
Jemu potrzebne są doktory,
On leków żądny. Na tym świecie
435Wy tylko bawić się pragniecie.
Na pół wierzycie, to być może,
Lecz czy widzicie co na dworze?
Nie! Jeśli jarzmo gnie wam karki,
Wy je rzucacie wnet na barki
440Tego, co przyszedł, aby wiernie
Krzyż dźwigać za was, znosić ciernie!
Tak was uczono!… Wy tańczycie,
Zabawą tylko jest wam życie!
Tańcz, tańcz, nie patrząc w oną dal:
445Kiedyś ci będzie tego żal!…
EJNAR
Słyszą ją co dzień, jak zawodzi
Po wsiach, po miastach… Tyś jest z tych,
Którym to życie jest jak szych
[24],
450Co, niby nowym zdjęci duchem,
Piekielnym straszą nas obuchem,
Co, nieustannie grożąc biesem,
Chcieliby złamać nas z kretesem.
BRAND
Nie! Nie! Przed sobą nie masz klechy.
455Niewiele Kościół ma pociechy
Z takiego, jak ja, kaznodziei.
Nie wiem, czy ze mnie dziś kto sklei
Chrześcijanina, lecz wiem jedno:
Gdzie się dziś kryje życia sedno!
EJNAR
460Jeszczem nie słyszał, aby komu
Miała zaszkodzić radość w domu.
BRAND
Nie! To nie radość nas rozpiera,
Ta bez zastrzeżeń, prosta, szczera!
Żyj nią, służ wiernie jej na wieki,
465Ale od tego bądź daleki,
By się za jednym zmieniać tchem.
Dzisiaj być tym, a jutro — czym?
Dziś chodzić tak, a jutro — jak?
Być ni to ryba, ni to rak!
470
Pijak przedrzeźnia li ich twarz;
Sylen
[26] posiada pyszny gest,
Chlejus parodią tylko jest!
Przemierz-że kraj nasz stopy swemi,
475Przyłóż swe ucho do tej ziemi,
A wnet zobaczysz — wierz w me słowo
— Że człek nasz jest ni to, ni owo!
Nieco powagi w dni świąteczne,
I obyczaje nieco grzeczne,
480Nieco ochoty do biesiady,
Ponieważ miały ją pradziady;
Nieco wielbiący kraj rodzinny,
Którego człek nie zwiedził inny;
Nieco bez głowy, gdy przyrzeka,
485Nieco dowcipny, gdy się z lekka
Urżnie i potem płacić musi;
Nigdy go żaden szał nie skusi,
Zawsze jest mierny — w swej przywarze
I w swojej cnocie, tak, jak każe
490Dawny obyczaj — same złomy
[27]
I zła i dobra, złom widomy
[28]
W wszystkim, co czyni, co tu działa.
A już najgorsza rzecz, iż cała
Ta jego praca wskroś niweczy
495Tę pozostałą resztkę rzeczy.
EJNAR
Szyderca liche zbiera plony,
Piękniej oszczędzać lud wzgardzony.
BRAND
EJNAR
Gdybym razem
500Chciał tak za twoim dziś rozkazem
Potępić lud nasz, powiedzże mi,
W czym tu jest wspólność z słowy twemi,
Że grzebiesz Boga niby chłystka,
W którym treść dla mnie życia wszystka?
BRAND
505Przecie-ś Go, druhu mój, malował…
I po cóż mi Go aż do pował
Wciąż wynoszono, że, gdy człowiek
Śmiał k Niemu unieść swoich powiek,
Świętość spływała nań z tej wiary?
510
EJNAR
BRAND
Siwy. Rzadkie loki
Naokół skroni ma wysokiej,
Srebrem Mu broda biała świeci,
515Tak jest czcigodny, że aż dzieci,
Kiedy nań spojrzą, chwyta trwoga…
Możesz Go ubrać, tego Boga,
W ciepłe pantofle, jeśli łaska,
A chcesz Go mieć już tak, do diaska,
520Całkiem podobnym, to na głowę
Daj mu szlafmycę, no i zdrowe
Włóż okulary mu na nos!
EJNAR
BRAND
Ni na włos
525Nie ma szyderstwa w tym, com rzekł!
Tak sobie nasz wystawia człek
To familijne swoje bóstwo,
Takim je widzi ludu mnóstwo,
Taka dotychczas wiara nasza!
530Papiści
[29] swego mesyjasza
W dziecinne kładą powijaki,
A zasię nasz Bóg, to już taki,
Jako proroczy ów Jeremi
[30],
Co usty mamle dziecięcymi.
535A tak, jak wkrótce, mówię szczerze,
Będą mieć klucze li papieże
Na swej stolicy i nic zgoła,
Tak wy grzebiecie dziś w Kościoła
Swojego błocie już na wieki
540Królestwo boże… Czyż łączycie
Z nauką bożą swoje życie?
Od jej spełniania jak daleki
Dzisiaj jest człowiek! Wy swe dusze
Chcecie podnosić, ale, muszę,
545To wam powiedzieć, sił nie macie,
Aby żyć w pełnym majestacie.
Wam tylko tego dziś potrzeba,
Ażeby Pan Bóg z swego nieba
Przez palce patrzał na wsze sprawy,
550Ażeby wielce był łaskawy
I na wzór świata, który minie,
Chodził w szlafmycy i łysinie.
Nie! Takie bajdy mnie nie służą,
Twój Bóg jest wiewem, mój jest burzą!
555Twój Bóg, jak liche źdźbło, się łamie,
A mój potężne ściąga ramię,
Twój Bóg jest ciepły, mój zaś płonie,
Miłość rozsadza jego skronie!
Mój — to Herkules
[31], krzepki, młody,
560A nie właściciel siwej brody.
Mój rzuca gromy wokół siebie,
Kiedy się zjawi na Horebie
[32],
W krzaku ognistym ognie krzesze,
Kiedy przed sobą ma Mojżesze
[33],
565Gdy pójdzie przed nich, jak przed karły,
W swojej potędze nieumarłej!
Słońce powstrzymał on w dolinie
Gibeonowej
[34], liczne cuda
Wśród zdumionego czynił luda.
570I dziś by czynił, ale ninie
[35]
Ma tu li same niedołęgi!….
EJNAR
BRAND
Tak! Potęgi
Trzeba! Tak! Przyjdzie owa zmiana,
575Pókim żyw jeszcze, jako dana
Jest mi ta siła, bym swoimi
Wygnał lekarstwy
[36] słabość z ziemi,
Tak to jest prawda!…
EJNAR
potrząsa głową
Na przechwałki
580Nie gaśże, mówię ci, zapałki,
Wprzód zapal świecę! I, dopóki
Nie dałeś nowej nam nauki,
Słów dawnych nie kreśl — dobre słowa!
BRAND
Nauka moja nie jest nowa.
585Na wieczność baczę, mnie zapłaty
Za nowych tych prawideł wątek
Nie da ni Kościół, ni dogmaty,
Bo to, co miało swój początek,
Także i koniec swój mieć będzie.
590Wszystko ma
finis[37] swój; w tym względzie
Trzeba powiedzieć, że, co żyje,
Zarazek gnicia w sobie kryje,
Że, według trwałych, pewnych norm,
Do coraz nowszych dąży form.
595Ale w tym wszystkim w wieczny nich
Wprawia się tylko jedno: duch,
Którego tutaj nikt nie stworzył,
Ten duch, którego Zbawca wdrożył
Na nowe tory po upadku
600W raju. Ten duch to na ostatku
Zarzucił pomost między ciałem
A między Bogiem, tym wspaniałem
Praźródłem rzeczy! Dziś on przecie
Zbladł już i stępiał; jeśli chcecie,
605Spowszedniał całkiem, jak ów Bóg,
Który wśród waszych chodzi dróg,
Ale z tych szczątków, złomków duszy,
Z forsą
[38] zbitego, co się kruszy,
Z tych rąk kalekich, z tych to nóg,
610Znowu się wielka złoży całość,
Ażeby boska znów wspaniałość
Mogła uciechę mieć z Adama,
Jak ongi w raju, który sama
Kiedyś stworzyła, w dawnym czasie…
EJNAR
przerywając
615Żegnaj!… Najlepiej będzie, zda się,
Gdy się rozejdziem.
BRAND
Wy zdążacie
Ku zachodowi… Tu, czy tam,
Wnet się nasz cel ukaże nam.
620Żegnajcie!
EJNAR
BRAND
odwraca się raz jeszcze, uchodząc zboczem
A od mgieł
Oddzielaj światło!… Weź na kieł,
Że żyć jest sztuką!
EJNAR
z gestem przeczenia
625Jak chcesz, zwij!
Dziś sobie nowe rzeczy twórz,
A ja staremu Bóstwu już
Dochowam wiary…
BRAND
Tak jest, tak,
630Jak ci utarty każe szlak,
Maluj to Bóstwo, daj mu kij
Dziadowski w rękę, ja to boże
Widmo do grobu dzisiaj złożę,
schodzi granią w dół
Ejnar zabiera się, milcząc, w dalszą drogę i patrzy za
odchodzącym
AGNIESZKA
stoi chwilę, jak nieprzytomna, potem,
zerwawszy się, rozgląda się niespokojnie naokoło siebie
i pyta
EJNAR
Mgła jedynie
Blask jego śćmiła, wnet wypłynie…
Już jest!
AGNIESZKA
EJNAR
640Od tej przełęczy… Chodźmy! Po tej
Zajdziemy drodze…
AGNIESZKA
wskazując w kierunku południa
Patrz, zjawisko
Tej czarnej góry snać tak blisko
Nie stało jeszcze przed minutą,
645Nie była grań tak groźną, lutą
[39]!
EJNAR
Szczęście ci oczy przesłaniało,
Więc nie spostrzegłaś… On niemało
Zmieszał cię krzykiem. Niechże sobie
Utrudnia drogę — Cóż ja zrobię?!
650My dalej będziem się bawili.
AGNIESZKA
Nie! Dajmy spokój… nie w tej chwili.
EJNAR
I ja mam dosyć — tak przez pół.
A zresztą trudniej schodzić w dół,
Niźli po gładkim dotąd grzbiecie.
655Ale potańczym my na świecie
Stokroć weselej, niźli ninie,
Skoro będziemy już w dolinie…
Już on nam drogi nie zawali!
Spojrzyj, Agnieszko, tam, w tej dali
660Ten błękit, skąpan w blasku słońca!
Teraz się srebrzy snać bez końca,
Teraz, jak bursztyn skrzy się złoty;
To świeże, wielkie morze! Do tej
Idziem rozkoszy! Ciemny dym,
665Jak wąż, się snuje w blasku tym.
O, tam! — czy widzisz?… A tam, powiedz,
Ten czarny punkcik? Nasz parowiec!
Okrążył górę, znikł w zatoce!
Dziś wieczór znowu zamigoce,
670Wyruszy w drogę razem z nami!
Znów się pokryło wszystko mgłami…
Nie masz, Agnieszko, w swej szczęśliwej
Duszy ni słowa na te dziwy?
AGNIESZKA
patrzy przed siebie w zadumie
Owszem… lecz mów, czyś widział… mów!…
EJNAR
AGNIESZKA
nie patrząc na niego, głosem stłumionym, jak gdyby znajdowała się w kościele
Jak on rósł śród swoich słów!
schodzi z góry, Ejnar idzie za nią
BRAND
zjawia się w górze, na perci
[40], schodzi w dół,
zatrzymuje się jednak śród drogi przy wystającej opoce
i spogląda na dół
Tak, poznaję wszystko, tak!
Dom przy domu, łodzi szlak!
Strome wzgórza, pola, jary,
680Poczerniały kościół stary —
Jak za dawnych czasów — brzozy
Wzdłuż potoku, olchy, łozy
[41]!
Jeno mi się coś wydaje,
Że smutniejsze widzę kraje,
685Że ciaśniejsze są te mury,
Że ten skalny zrąb ponury
Jeszcze niżej śnieżnym czołem
Nad tym biednym zwisa siołem,
Że je stłoczy, jakby na dnie,
690Że je wciska, jakby w żleb,
Jeszcze węższy skrawek nieba
Pozostawia biednej rzeszy,
Co się słońcem nie nacieszy,
Tak je wróg ten chłonie, kradnie!
695siada i patrzy w dal
Czyż ten fiord był równie brzydki,
Równie nagi, równie płytki,
Także dawniej? Czy też nagle
Tak się zmienił dziś? Deszcz siecze!
700W stronę lądu łódź się wlecze,
Opadają mokre żagle.
Za łodziami, na pustkowiu,
Przylepiona do ołowiu
Szarej turni, chata leży.
705O, poznaję tę zagrodę!…
Ustroń wdowia… Moje młode
Czy pamiętasz jeszcze lata?
Jawisz mi się, przebogata
Dawnych wspomnień mych skarbnico!
710Tam, to ostre, głaźne lico
Naszych brzegów i nic więcej —
W tej samotności mój dziecięcy
Duch się chował… Niezmożona
Gniecie troska me ramiona,
715Że wydało mnie to plemię,
Które kocha tylko ziemię,
Zamiast duchem myśleć w czas
[42],
Co się kiedyś stać ma z nas!
Moich dawnych planów złomy,
720Jak dalekie huczą gromy,
Siła, męstwo — pusta broń,
Nie zdzierżyło serce, dłoń!
Zalim
[43] żył na swojskim chlebie
Nazbyt długo śród swych ludzi?
725Oto, jak się Samson
[44] budzi:
Postrzyżony, oswojony,
Z objęć swej łajdackiej żony!
spogląda znowu na dół
Co za życie! Ode wrót,
730Ode bram i progów lud
Tłumnie, szumnie, sunie, płynie
Ku dołowi, ku wyżynie,
Turnią, granią, ścieżką, drogą,
Chłopy, baby, czernią mnogą
735Do kościoła, widać, spieszą…
wstaje
Dobrze ja się znam z tą rzeszą!
Wasze dusze, wasze zmysły,
Wasze siły, co gdzieś prysły —
740 Dobrze ja to wszystko znam!
Ku niebiosom; w ziemskim pyle
Zanurzony, ma on tyle
Tylko mocy, tyle prawdy,
745Że dla Boga dziś i zawdy
Prośba czwarta
[45] li dociera:
Ona jedna bywa szczera!
Ona jedna pozostała
W waszym sercu jeszcze cała
750Z próśb tych siedmiu waszej wiary
Którą strzaskał orkan szary!
To ostatni jest już szczątek!
On się wcisnął w dusz zakątek…
Ale klątwa na was leży,
755Jak mogilny dech nieświeży!
W rzeźwym wietrze tu od lat
Chorągwiany nie drży płat.
chce odejść; z góry pada kamień i, skacząc po perci, pada
tuż u jego stóp
BRAND
Hejże! Któż tam głazy ciska?…
GERDA
dziewczyna piętnastoletnia, biegnie granią,
z kamieniami w fartuchu
rzuca ponownie
BRAND
GERDA
Nie ma, widać, sił do lotu —
Wpadł pomiędzy gałęziska!
rzuca po raz trzeci, krzycząc
Znów się jawi! Znów się zrywa
Z dziobem na mnie — ledwiem żywa!
Hej, ratunku!
BRAND
GERDA
765Cicho!
Kto ty?… Cicho! Już to licho
Precz ucieka!
BRAND
GERDA
Straszliwy!…
770Nie widziałeś go?
BRAND
GERDA
Dziwy!
Jastrząb wściekły! Grzebień zgoła
Przylepiony ma do czoła,
775Oczy w krwawej ma obwódce.
BRAND
GERDA
BRAND
Wspólna droga, zajdziem wkrótce.
GERDA
Ma? O nie! Ja tam do góry!
BRAND
wskazuje ku dołowi
780
Przecież kościół tam!
GERDA
BRAND
GERDA
BRAND
GERDA
BRAND
Co, za mały? Czy widziały
Większy kościół oczy twoje?
GERDA
Dziecię,
790Droga wiedzie po tym grzbiecie
Ku tej dzikiej, strasznej grani!
GERDA
Zbudowany właśnie na niej
Z śniegu, lodu kościół mój!
BRAND
Z śniegu, lodu!… Dziewczę, stój!
795Tak, pojmuję… Jużem zgadł!
Za dziecięcych przecież lat
Nieustannem słyszał wieści
O pieczarze, co się mieści
Pod tym szczytem, w lodów lesie,
800Lodowiowy kościół zwie się…!
Jak przypomnieć sobie mogę,
Zmarzły staw ma za podłogę,
A śnieg, w zwały lodu zbity,
Tworzy dachy i sufity.
GERDA
805Tak, pieczarą zwij go, panie,
Lodowiową, nie przestanie
Być kościołem.
BRAND
Dziewczę lube,
Ty na pewną idziesz zgubę!
810Wiatr zawieje, pękną ściany,
Dach się zwali, z śniegu tkany,
Jeden trzask — tak, jeden strzał…!
GERDA
nie słuchając go wcale
Ze mną chodź do tego groda!
Spadła-ci tam renów trzoda,
815Przyjdzie na nią, wierz, swoboda,
Gdy się stopi śniegu wał!
BRAND
Nie idź tam, gdzie czyha śmierć!
GERDA
wskazując ku dołowi
Ta ku śmierci wiedzie perć!
BRAND
GERDA
820Chodź-że dalej!
Gdzie ten kościół się krysztali!
Lawina ci śpiewać będzie,
A kazalne zaś orędzie
Lodowcowy wiatr wypowie,
825Aż cię, człeku, przejdzie mrowie!
Jeno niech cię w onej głębi
Nie przeraża gniew jastrzębi!
Choć nasadza czarny róg
Na swe czoło, nie miej trwóg,
830Nie lękaj się jego piórek:
Spoczywa on, jako kurek,
Na wieżycy mej świątyni,
Nic ci złego nie uczyni.
BRAND
Dzika perć ta śród tych gór,
835Dziki duch twój, lutni wzór
O spękanych strunach… Boże!
Zło się w dobro zmienić może,
Lecz, co marne, marnym zawsze…
GERDA
Znowu leci… Coraz krwawsze
840Wlepia oczy — straszne ślepie!
Coraz groźniej skrzydłem trzepie!
Uciekajmy, cudzy człecze,
W domowinę naszą! Pieczę
Da mi kościół… To mój schron!
845krzyczy
Won ode mnie! A precz! Won!
Daj mi spokój, bo inaczej
Już cię słońce nie zobaczy!
znika w skałach
BRAND
po chwili
I ty także do kościoła!
850Jedno na dół, drugie zgoła
Idzie w lody; komuż, komu
Przyznać palmę? Kto dziś z domu
Jak najdalej uciec chciał?
Kogo-ż dzikszy pędzi szał?
855
Lekkomyślność, z kwieciem w włosach,
Bez trosk żadnych, bez powagi;
Czy Bezmyślność, co swe ślady
Znaczy z trudem, jak pradziady
Przykazały, czy ten nagi
860
Szał, błądzący tak straszliwie
Po tej głaźnej, śnieżnej niwie,
Że mu dobro z zła się bierze?
Dalej! Bić w to trójprzymierze!
Widzę jasno swe zadanie,
865Ono mnie dziś nęci, mami!
Otwartymi tak oknami
Płynie światłu, gdy dzień wstanie!
O, nie spocznę-ci ja prędzej,
Aże gorzkiej, ludzkiej nędzy
870Złożę sojusz ten w ofierze!
Gdy ta trójka legnie w grobie,
Będzie strasznej kres chorobie!
Za miecz, duszo!… Prosta droga:
Idźmy walczyć na wzór Boga!
schodzi w dół
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
Akt drugi
Nad fiordem, otoczonym stromymi ścianami.
W pobliżu na pagórku, stary, zapadły kościół. Nadchodzi burza.
Tłum ludu: Mężczyźni, kobiety i dzieci grupują
się częścią na wybrzeżu; nieco wyżej, w środku, na kamieniu
siedzi Wójt; Pisarz pomaga mu przy rozdzielaniu zboża
i artykułów spożywczych. W pewnym oddaleniu, otoczeni
ludźmi, stoją Ejnar i Agnieszka. Na piasku, po odpływie, leży kilka łodzi. Brand stoi na pagórku kościelnym, ale tłum go na razie jeszcze nie widzi.
JEDEN Z MĘŻCZYZN
JEDNA Z KOBIET
Ja pierwsza — i mnie skoro
[46]!
MĘŻCZYZNA
odtrąca ją
Precz stąd!
do wójta Mój worek!
WÓJT
MĘŻCZYZNA
880Na śmierć w domu się zapości
Moich czworo — nie! pięcioro…
WÓJT
żartobliwie
Co? Niełatwo lada komu
Liczyć, prawda?
MĘŻCZYZNA
Kiedy z domu
885Wychodziłem, jedno prawie
Że konało…
WÓJT
do pisarza
do chłopa, przeglądając papiery
Odstąp… Oczywiście
890Twe nazwisko też na liście?
Twoje szczęście, że się mieści…
do pisarza
A czy numer… tak… trzydzieści
Już otrzymał?… Bez hałasu…
Bez natłoku… dość jest czasu…
895Jakub Śnieżek!
JEDEN Z MĘŻCZYZN
WÓJT
Mój Kuba,
Taka, widzisz, jest rachuba,
Że na ciebie dziś przypada
900
MĘŻCZYZNA
Trudna rada —
Mniej nas dzisiaj, wiem… ma żona
Zmarła w nocy…
WÓJT
Rzecz skończona. —
905Skreślić!… Juści wszędzie nędza,
Nikt za mało nie oszczędza.
do oddalającego się
Jeno
[48] proszę pana Kuby,
Nie od razu w nowe śluby…
PISARZ
WÓJT
ostro
910Cóż to?… Śmiechy z mojej…?
PISARZ
Wójt jegomość żarty stroi…
WÓJT
Mnie nie zbiera się na żart,
Lecz żart czasem tynfa
[49] wart!
EJNAR
wychodzi z Agnieszką spośród otaczającej ich
grupy
Nie, ja tutaj nic nie zmienię!
915Wypróżniłem już kieszenie —
Ot, przychodzę tu na brzeg,
Jak żebrzący jaki człek…
Mam zegarek, laski kawał…
WÓJT
Nikt by na was nie nastawał,
920Jeno to, cośmy zebrali,
Nie zaważy zbyt na szali.
Drodzy moi przyjaciele,
Rzecz wiadoma, niezbyt tłusta
Idzie strawa w głodne usta
925Z rąk, co same niezbyt wiele…
spostrzega Branda i wskazuje na niego
Witam, witam! Jeśli pana
Wieść tu gnała niesłychana,
Że to u nas głód się pleni,
Proszę sięgnąć do kieszeni…
930Najdrobniejszy przyjmę datek!
To, co mamy, to ostatek…
Trudno już wymarzyć sobie,
By dwie rybki tysiąc luda
935Nakarmiły… takie cuda…
BRAND
Przetysiączne ziarna kosze
Marnują się…
WÓJT
Bardzo proszę,
Słów nam tutaj nie potrzeba,
940Nie zastąpią one chleba!
EJNAR
Nie wiesz, jak tu cierpiał lud…
Tu u nędznych domostw wrót
Grób przy grobie… trupy leżą…
BRAND
Tak jest, widzę klęskę świeżą…
945Patrząc w tę pobladłą twarz,
Dłoń sędziego jawną masz!
WÓJT
Przecież serce masz, jak stal.
BRAND
wychodzi z tłumu i mówi z naciskiem
Tak, byłoby mi bardzo żal,
Gdyby wam życie tak powoli
950Wlokło się w nędzy i niedoli.
Ta żądza chleba juści-ć we mnie
Nie szukałaby dziś daremnie
Jakiejś litości… Plemię człecze,
Gdy na czworakach tu się wlecze,
955Juści-ć, że zwierzę w nim się budzi!
Pełznie, jak orszak pogrzebowy,
Juści-ć myśl łatwo im do głowy
Wpadnie rozpaczna, że z swej księgi
Bóg ich wykreślił już na zawsze.
960
Zsyła wam troski i mitręgi.
Smaga was biczem poprzed grób,
Bierze, co wprzód nasypał w żłób.
KILKA GŁOSÓW
przerywając mu groźnie
Drwi z nas! A, sprawcie go
[50]! Co prędzej!
WÓJT
965Chleba zazdrości wam w tej nędzy?!
BRAND
potrząsa głową
Gdybym mógł w czym dopomóc wam,
Krew ja bym swą wytoczył sam,
Sam bym otworzył swoje żyły,
Gdyby przydatne na co były,
970Ale bym jemu zadał kłam!
On chce was wyrwać z waszej klęski;
Naród prawdziwy, naród męski,
Choćby nieliczny, lecz niezgniły,
Wynosi z nieszczęść świeże siły!
975Duch jego gubi się w przezroczu;
Na orlich lecąc skrzydłach, z oczu
Traci powszednich spraw osnowę…
Wola, podnosząc dumnie głowę,
Wie, że zwycięży jak najświetniej!
980
Temu już nic z pomocy bożej.
JEDNA Z KOBIET
Za chwilę burza się rozsroży!
To, jego słowa ją przywiodły.
INNA
Zazna on niebios kar ten podły!
BRAND
985Twój Bóg już cudów tu nie stwarza.
KOBIETY
GŁOSY Z TŁUMU
Hej! Zbrodniarza
Ukamienować! Skłuć nożami!
Cóż on tu robi między nami?
groźny tłum gromadzi się naokoło Branda. Wójt wkracza
między ciżbę. Od strony wsi nadbiega Kobieta, dzika,
obdarta
KOBIETA
krzyczy w kierunku tłumu
990Ratujcie, ludzie! W imię Boga!
W imię Jezusa!…
WÓJT
Skąd ta trwoga?
Co ci się stało? Mów, coć trzeba?
KOBIETA
Nie chcę pieniędzy, nie chcę chleba,
995Rzecz stokroć gorsza od tych żądz!
WÓJT
KOBIETA
Nie mogę! Gdzie wasz ksiądz?
WÓJT
Tego tu szukasz nadaremnie.
KOBIETA
Najnieszczęśliwszy człowiek ze mnie!
1000Ach, czemużeś mnie stworzył, Boże?
BRAND
zbliża się do niej
Ksiądz się tu przecież znaleźć może.
KOBIETA
chwyta go za ramię
Więc się ulituj, sprowadź, panie!
BRAND
Co stać się może, to się stanie.
Lecz naprzód powiedz…
KOBIETA
1005Tam — mój mąż…
Poza fiordem — —
BRAND
KOBIETA
Wciąż
Nieustająca nędza w domu…
1010Troje dzieciątek… o dniu sromu
[51]!
Czy on potępion? Nie! Nie!… Mów,
Że nie!…
BRAND
KOBIETA
wskazując na piersi
Wyschnięte były do cna!… Rety!
1015Litości nie miał dla kobiety,
Ni człek, ni Bóg… Najmłodsze dziecię
Prawie konało… i tak, wiecie,
Nie mógł wytrzymać mąż ten mój
I zabił…
BRAND
LUD
KOBIETA
Przyszła nań skrucha, przyszedł szał —
Na własne targnął się on życie!…
1025O, chodźcie ze mną! Zobaczycie!
Potrzeba mi pomocy waszej!
Złorzeczy życiu, śmierć go straszy…
Z trupkiem w objęciach, ach, bez końca
Wzywa szatanów!… Gdzież obrońca?
BRAND
EJNAR
blady
Piekło czeka
Nieszczęśliwego tego człeka.
WÓJT
BRAND
krótko do tłumu
Łódź!
1035Kto płynie ze mną?
JEDEN Z TŁUMU
Myśl tę rzuć!
Przy takim wietrze? Pewna śmierć!
WÓJT
Naokół fiordu idzie perć
[52].
KOBIETA
Nie! Nie! Ta droga dzisiaj na nic,
1040Potok ją zalał!… Nie ma granic
Moje nieszczęście!
BRAND
JEDEN Z TŁUMU
To niemożliwe! Cały kraj
Zalała burza…
INNY
wskazując na przeciwległy brzeg
1045Stamtąd płynie
Ogromna fala… mgły jedynie,
Skały fiordu w dymie, w mgłach!
TRZECI Z TŁUMU
Strach na to wszystko spojrzeć — strach!
Proboszcz cię zwolni!…
BRAND
1050Grzeszny człek,
Gdy na śmiertelnym łożu legł,
Czekać nie będzie, aż się burzy
Moc uspokoi… Kto mi służy?
wskakuje do łodzi, naciąga żagiel
WŁAŚCICIEL
1055Można — przecie
Zostań!
BRAND
Kto zrzucić się odważy
Śmiertelny zewłok?
JEDEN Z TŁUMU
W czas ten wraży?
1060Ja nie!
INNY
I ja nie! Za nic w świecie!
KILKU
Któż by się tak narażać mógł?
Zguba niechybna!
BRAND
Tak! Wasz Bóg
1065Nie uratowałby nikogo!
Lecz mój wybawia!
KOBIETA
załamując ręce
O, jak srogo
Żyć! On tam kona!…
BRAND
z czółna
Jedna dusza
1070Gdyby zechciała siąść do łodzi,
Wylewać wodę z tej powodzi…
Juści, że nikt tu was nie zmusza,
Lecz było dość tu dzielnych ludzi,
Może się przecież ktoś potrudzi
1075I da co więcej — da mi siebie!…
KILKU
JEDEN Z TŁUMU
groźnie
Jest na niebie
Bóg, ty go nie kuś! Co za wiele,
To już za wiele!
KILKA GŁOSÓW
1080Na topiele
Ty się nie puszczaj!… Burza wzrasta!
INNI
BRAND
przytwierdził się osęką
[53] do gruntu i woła
na kobietę
Hej! Niewiasto!
Chodź ty! Nie zwlekaj!
KOBIETA
cofa się
1085Ja — gdy drudzy…
Nie!
BRAND
KOBIETA
Mam dziatki, proszę łaski!
BRAND
śmiejąc się
Oto widzicie, same piaski,
1090Na których gmachy swe stawiacie!
AGNIESZKA
z rozpłomienionym obliczem zwraca się
do Ejnara, kładzie mu rękę na ramieniu i mówi
EJNAR
AGNIESZKA
Swój obowiązek spełnij pięknie!
Jest ktoś, co będzie godzien ciebie —
do Branda
1095On z tobą razem w tej potrzebie!
BRAND
EJNAR
AGNIESZKA
Poświęcam cię! Idź!… Siła
Ślepoty tej, co mnie raziła,
1100Już mnie opuszcza!
EJNAR
Nim cię znałem,
Poświęciłbym się sercem całym,
Sam, dobrowolnie… lecz w tej chwili…
Zbyt wiele byśmy poświęcili…
AGNIESZKA
EJNAR
AGNIESZKA
EJNAR
Na tę drogę
Iść mi nie wolno!
AGNIESZKA
z krzykiem
1110Teraz, Boże,
Rozszalało się straszne morze
Pomiędzy nami!
do Branda
BRAND
KOBIETY
z przerażeniem patrząc na wsiadającą
EJNAR
w największym przestrachu chce ją powstrzymać
TŁUM
przybiega
Zostać! Toć to czyste,
Straszne szaleństwo! Lepiej w grobie
Od razu…
BRAND
1120Powiedz, gdzie twój dom?
KOBIETA
pokazuje
Trzeba okrążyć skalny złom —
O tam! Ten czarny zrąb!…
łódź odbija od brzegu
EJNAR
krzyczy za odpływającymi
O matce
Pomyśl, o braciach, jak ohydnie
1125Mordujesz szczęście ich i swoje!
AGNIESZKA
Tutaj, w tej łodzi jest nas troje!
łódź odpływa. Tłum zbiera się na pagórkach i śledzi
z największym natężeniem
JEDEN Z TŁUMU
INNY
PIERWSZY Z TŁUMU
Wybrnie, zda się!
1130Zakręcił dobrze! W takim czasie!
INNY
Wiatr w bok uderzył… Tęgie wiosło!
WÓJT
Gdzieś mi kapelusz hen poniosło!
KOBIETA
Niby dwa wielkie skrzydła krucze
Rozwiał swój czarny włos na tuczę
[54],
PIERWSZY Z TŁUMU
1135W okrąg się kurzy, dymi!
EJNAR
Cyt!
Jakiś krzyk straszny, jakiś zgrzyt!
KOBIETA
INNA
wskazując ku górze
Toć to Gerd!
1140Ona tak wita przewoźnika.
PIERWSZA Z KOBIET
W barani róg uderza, dzika,
Opoki strąca z głaźnych stert.
DRUGA Z KOBIET
Róg rzuca teraz w morza toń,
Trąbi, zwinąwszy w trąbę dłoń!…
JEDEN Z TŁUMU
1145Trąb sobie, trąb, dopóki chcesz:
On morze przetnie wzdłuż i wszerz!
INNY
Teraz bym z nim popłynął już
Śród najburzliwszych choćby mórz!
PIERWSZY Z TŁUMU
EJNAR
DRUGI Z TŁUMU
Czym on był?
OdwagaMąż to prawdziwy! Krew śród żył
Ma, rzekę, dzielną, zwąc jak zwąc!
PIERWSZY Z TŁUMU
Nam by się przydał taki ksiądz!
WIELE INNYCH GŁOSÓW
1155Nam by się przydał taki ksiądz!
rozpraszają się
WÓJT
zbiera książki i papiery
Ja się ogromnie temu dziwię,
Boć to co najmniej niewłaściwie,
Że tutaj wścibiać chce swój nos
I bez naglących przyczyn zgoła,
1160Gdy taki straszny świat dokoła,
Życie na chwiejny rzuca los.
Ja dbam o wszystko, jak to będzie,
Lecz tylko wówczas, gdym w urzędzie.
znika
Przed chatą, na wyskoku lądu.
Pełnia dnia. Fiord spokojny, błękitny. Agnieszka siedzi
na wybrzeżu. Bezpośrednio potem wchodzi Brand.
BRAND
Umarł… Cicho idzie stąd,
1165Z jasnym licem i bez troski,
Jakby go tam sąd już boski
Nie miał czekać, straszny sąd!
Jak ta śmierć w promienny dzień
Przeinacza mroczny cień!
1170
GrzechNie znał grzechu swego treści,
Tyle tylko, co się mieści
W jego nazwie, tylko tyle,
Ile człek, żyjący w pyle,
Domacać się może winy
1175Swoją ręką: śmierć dzieciny
Tylko widział, nic poza tym!
Lecz tych dwojga, którzy z światem
Są związani, co w tej chwili
Pełny trwogi wzrok wlepili
1180W jego oczy, jak na dachu
Owe ptaki, w wielkim strachu
W krzywdę swoją zapatrzone —
Te istoty biedne, płone
[55],
Tak bezmyślnie, tak bezradnie
1185Nie wiedzące, co wypadnie,
Czy nie czeka ich ta sama
Dzisiaj dola, straszna, głucha —
Te stworzenia, którym w ducha
Taka wżarła się dziś plama,
1190Że ni stal jej nie wywabi
Rozżarzona, ani kwas
W najpóźniejszy nawet czas —
Ci dwaj ludzie, wątli, słabi,
Te dwa kiełki, już w zarodzie
1195Nieszczęśliwe dzieci znoju,
Powstrzymane w swym rozwoju
Tą dziś klątwą, co, z czeluści
Piekieł rodem, nie opuści
Już ich nigdy — tak, tej pory
1200One dla tej duszy chorej,
Jakby wcale nie istniały!
Nie rozumiał tej zakały,
Która serc się ich uczepi
Już na wieki!… Może ślepi,
1205Może głusi też i oni
Grzęznąć będą w grzechów toni,
Może pójdzie dalej w krąg
Ta występków księga ksiąg —
Wszakże w nich ojcowska krew!
1210Przepotężny to jest siew.
Co w niej kreślić? Co w niej mazać?
Co tu łasce w niej przekazać?
Jak dalece — trudna rada —
Człek tu sobą odpowiada
1215Za dziedzictwo ojców win!?
Kto tu świadkiem? — oto klin!
Kogo wybrać tu na sędzię,
Kto rozstrzygać tutaj będzie
I kto prawdę tę uświęci,
1220Gdyśmy wszyscy delikwenci
[56]?!
Kto tu może, jasny, szczery,
Pokazywać swe papiery?
O, głębokie, zagadkowe,
Straszne noce! Gdyby mowę
1225Dać wam można! Ale tłumy
Potraciły swe rozumy,
Nad przepastnym tańczą dołem,
Drżeć powinni wszyscy społem!
1230Ni jednego na tym świecie,
Co by wiedział, jaka góra
Przestraszliwa, przeponura,
Góra win, wyrasta skrycie
Nad tym jednym słówkiem: życie!
Kilku ludzi ze wsi wychodzi spoza węgła domu
i zbliża się do Branda
JEDEN Z MĘŻCZYZN
1235Raz drugi się spotykamy.
BRAND
MĘŻCZYZNA
Lecz w tej samej
Żyje chałupie jeszcze troje.
BRAND
MĘŻCZYZNA
1240Więc przynosim tutaj swoje
Liche zapasy — oto macie!
BRAND
DarChoćbyś dał wszystko, miły bracie,
A swego życia nie chciał dać,
Wiedz, że nie dałeś nic!
MĘŻCZYZNA
1245A ja-ć
Powiem dziś tyle: ten umarły,
Gdyby na jego łódź natarły
Wiatry, a on tu w swej potrzebie
Wzywał pomocy, może siebie
1250Byłbym poświęcił zawierusze…
BRAND
A niczym ból, szarpiący duszę?
MĘŻCZYZNA
Bardzo my biedne, ludzkie plemię!
BRAND
Przeto na oku miejcie ziemię
I nic poza tym — aż do końca…
1255Niech ku promiennym blaskom słońca,
Ku skrzącym śniegom, tam, wysoko,
Nie zerka wasze lewe oko,
Kiedy źrenica prawa ginie
W tym li padole, w tej dolinie!
1260Tu, gdzieście sami wy, niestety,
Włożyli jarzmo na swe grzbiety!
MĘŻCZYZNA
Twoja, myślałem, będzie rada,
Że nam wyzwolić się wypada.
BRAND
MĘŻCZYZNA
1265Poniektóry
Człek tu nam rady dawał z góry,
Lecz tak nie wchodził nikt na drogę,
Jak ty…
BRAND
Zrozumieć ja nie mogę,
1270Co chcesz wyrazić?…
MĘŻCZYZNA
To jedynie,
Że stokroć większa moc jest w czynie,
Niżeli w radzie — czyn zwycięża.
Nam we wsi trzeba dzisiaj męża!
BRAND
niespokojnie
1275Jakąż to dzisiaj macie wolę?
MĘŻCZYZNA
Ażebyś księdzem był w tym siole.
BRAND
MĘŻCZYZNA
Wiesz, że tu pastora
Miejsce jest wolne… A więc pora
1280Dobra…
BRAND
MĘŻCZYZNA
Przed laty
Dość był ten okrąg nasz bogaty,
Lecz potem, wiesz, nieurodzaje
1285Przyszły na nasze biedne kraje,
Klęski, zarazy: bydło, ludzie,
Wszystko padało — w strasznym trudzie
Człek po kawałek chleba sięga.
Poszedł i pastor… Ot, mitręga —
BRAND
1290Żądaj, co tylko chcesz, lecz do tej
Sprawy najmniejszej ja ochoty
Dziś nie posiadam! Mnie daleka
I szersza, widzisz, droga czeka,
Idę, gdzie życia zdrój się leje,
1295Przez drzwi otwarte, przez wierzeje
Wielkiego świata… Tu, w tej kaźni,
Nic ludzki język nie wydołał.
MĘŻCZYZNA
Skalne odrzekną ci tu czoła,
Gdy krzykniesz silniej i wyraźniej!
BRAND
1300Któż się zamyka w ciasne cele,
Kiedy tam czeka nań wesele?
Obsiewać głazy któż ma wolę,
Gdy go tam pulchne czeka pole?
Któż za jądrkami jabłek goni,
1305Gdy złoty owoc na jabłoni?
Któż w wyrobnictwie chciałby gnić,
Gdy w świat go wzywa głośna wić
[57]?
MĘŻCZYZNA
Twój czyn jaśniejszy był niż słowa…
BRAND
Czego wy chcecie? Łódź gotowa,
1310Jadę…
zabiera się do odejścia
MĘŻCZYZNA
zastępując mu drogę
Czyż głos ten, co cię wzywa,
Ten czyn, co twoja wola żywa
Chce go dziś spełnić, jest ci drogi?
BRAND
MĘŻCZYZNA
1315Więc w progi
Wejdź dzisiaj nasze! Zostań!…
z naciskiem Wszystek
Chociażbyś oddał dziś dobytek,
A życia nie chciał dać, wiedz o tym,
1320Że nic nie dałeś!
BRAND
Swym żywotem —
Tak, samym sobą, swoim wnętrzem,
Tym powołaniem swym najświętszem,
Nie rozporządza żaden człek!
1325Wszak nie odwrócisz biegu rzek,
Które stworzyła wola boża,
Ażeby szły w kierunku morza!
MĘŻCZYZNA
Tak, woli bożej nikt nie nagnie —
Lecz choćby sczezły w błocie, w bagnie,
1330Dojdą do celu w kroplach ros!
BRAND
przygląda mu się badawczo
Czyj to cię tego uczył głos?
MĘŻCZYZNA
Twój — i to, widzisz, w onej chwili,
Gdyście od brzegów tak odbili,
Nie zważający na nasz strach,
1335Gdyś się przedzierał naprzód, ach,
W takiej straszliwej zawierusze,
Aby ocalić jakąś duszę.
Gdyś się mocował w mgieł zamęcie,
Wówczas nas wszystkich, mówię święcie,
1340Starych i młodych, przeszło mrowie,
Jakby nam, widzisz, nasze ciało
Słońce wraz z wichrem przenikało,
Jakby śród naszych, widzisz, ciał
Dzwon wielkanocny głośno grał!…
zniża głos
1345A teraz biedni my ludkowie,
Samotni, w nędzy znów tej samej,
Smutni, na nowo pozwijamy
Nasze chorągwie wielkanocne.
BRAND
Zaginie plemię, gdy niemocne!
surowo
1350Kto być nie umie, czym ma być,
Ten niech zostanie, czym być może.
Zostań ty synem ziemi!
MĘŻCZYZNA
patrzy na niego chwilę i mówi
Boże!
Biada-ć, żeś zgadł, odszedłszy! Wzdyć
[58]
1355I nam jest biada, żeś w te smutki
Dzień nam poświęcił ach, tak krótki!
odchodzi, a za nim, w milczeniu odchodzą i wszyscy inni
BRAND
Cicho, milczkiem, twardą drogą
Obarczony kroczy lud.
Chwiejne stopy ledwie mogą
1360Unieść naprzód ciężki trud;
Każdy gnie się, po zwyczaju
Patrzy okiem, pełnym trwóg,
Jak nasz praszczur, gdy go z raju
Zagniewany wygnał Bóg —
1365Spochmurniałe każdy czoło
Gubi w mrokach tak, jak on,
Troskę tylko widzi wkoło,
Ten poznania gorzki plon;
Chciałem nowych stworzyć ludzi,
1370Czystych, jako niebios Król!
Nadaremnie! Gniew ich brudzi,
Nie ma bogów śród tych pól.
Do bogatszych precz wybrzeży!
Tutaj na nic bohaterzy!
chce odejść, zostaje przecież, ujrzawszy Agnieszkę,
siedzącą na brzegu
1375Jakże słucha! Siedzi cała
Zasłuchana, jakby brzmiała
Pieśń tu jakaś, którą ona
Tylko słyszy. Mgłą zroszona,
Pianą zlana, w tej powodzi
1380Tak słuchała na mej łodzi…
Gdy trzeszczały statku przęsła,
Ponad morzem tym głębokim,
W tym szaleństwie wiatru głuchem,
Jakby oko było uchem,
1385Wciąż słuchała jakby okiem…
zbliża się do niej
Czyż, dziewczyno, brzegu linie
Tak zajmują cię tu ninie?
AGNIESZKA
nie odwracając się
Ni ten brzeg, ni lądu ścieg —
Jeden, drugi we mgłach legł!
1390Rozleglejszy widzę krąg,
Pełen wiosny, pełen łąk,
Pełen mórz i pełen rzek,
Skąpan w złotych blaskach słońca!
Hen! Od końca aż do końca!
1395Góry żagwią się w oddali,
Jakaś łuna gdzieś się pali,
Gaśnie, znika!… Tam bez miary
Lśni się pustyń piasek szary,
Palmy, w jasne mknąc sklepienie,
1400Rozrzucają długie cienie,
Życiu zbrakło wszelkich tchnień,
Cicho, jak w stworzenia dzień,
A ja słyszę jakieś głosy —
Snać mi rozkaz ślą niebiosy,
1405Że na szale — to nie kłam! —
Wszystko, wszystko rzucić mam,
Iż czyn trudny spełnić muszę,
W świat ten nową przelać duszę…
BRAND
porwany jej zapałem
Cóż tam widzisz więcej jeszcze?
AGNIESZKA
składa ręce na piersiach
1410Czuję tutaj jakieś dreszcze,
Jakiś strumień sił obfity,
Jakieś błyski, jakieś świty!
Snać rozszerza się me wnętrze:
Brzmią mi głosy, iże muszę
1415W świat ten nową przelać duszę!
Wszystkie myśli, wszystkie czyny,
Wstać mające w ten jedyny
Czas mój przyszły, jak ogromnie
Pędzą ku mnie, jak koło mnie
1420Szumią, szepcą, jak się razem
Łączą, niby za rozkazem,
W jakiejś wielkiej życia lidze!
Raczej czuję, niźli widzę,
Jak On stoi tam, na szczycie,
1425Jak On zlewa na to życie
Serce swoje, pełne bólu
I miłości! Słodki Królu,
Promieniejesz, jako zorza,
Przecież smutna skroń twa boża
1430
„W górę pójdzie twoja szala,
Albo spadnie! Czas ci już!
Trud weź na się! Światy twórz!”
BRAND
Tak, ku tobie on się zwraca,
1435Ten głos ducha!… Oto praca!
Ty, twe serce — oto sfera,
Co na nowo niech otwiera
Swe granice; boże słowo
Niech odrodzi je na nowo,
1440By sczezł sęp ten, co pożera
Naszą wolę, by, powiadam,
Wziął nasz spadek nowy Adam!
Świat niech idzie swą koleją,
Czy z rozpaczą, czy z nadzieją,
1445Ale gdyby chciał mnie zmóc
[59],
Pozna wówczas, com za wódz!
Wówczas wszystko spalę, zniszczę,
Pozostawię tylko zgliszcze!
1450Chce być wolnym wszędy, wciąż,
Chce być sobą — na te prawa
Niechaj nikt mu nie nastawa!
pogrążył się na chwilę w zadumie, potem mówi
Chce być sobą… A cóż on,
Zobowiązań, grzechów plon,
1455Ten nasz spadek po praszczurach?
przerywa, patrzy w dal
Któż tam włóczy się po górach?
Sapie, dyszy, po tej zboczy,
Widać, ledwie że ukroczy,
Opiera się na kosturze,
1460Aby nie paść — nuże! nuże!
W sukniach gubi palce chude,
Jakby kryły skarbów złudę,
Słania się na swojej kuli,
Jakby wlokła się w koszuli,
1465Z wiotkich, ptasich piór sklejonej;
Krzywe ręce ma by szpony
U jastrzębia, gdy je wgniótł
W szparę u stodolnych wrót.
z nagłym przestrachem
MatkaCo za mroźne to wspomnienie?!
1470Licho-ż na mnie urok żenie
[60]?
Chłód grobowy wieje od niej,
Lecz tu, w sercu, jeszcze chłodniej!
Czuję zimnych ros kropelki…
Moja matka!… Boże wielki!
Matka Branda drapie się na górę, przystaje na
chwilę, widać zaledwie jej połowę. Ręką przysłania sobie
oczy i rozgląda się naokoło siebie
MATKA BRANDA
1475
Tutaj on musi być… Ta wściekła
Światłość zapędzi mnie do piekła!
Ty żeś to, synu mój?
BRAND
MATKA
przecierając sobie oczy
Do czarta,
1480Cóż to za jasność jest uparta!
Bije mi w oczy tak, że popa
Człek nie odróżni tu od chłopa!
BRAND
W domu-m nie widział nigdy słońca
Od dni jesieni aż do końca,
1485Po krzyk kukułki…
MATKA
śmiejąc się pod nosem
Człowiek tam marznie, że, doprawdy,
Jest niby wielki sopel lodu!
To też, powiadam, już od młodu
1490Gotów na wszystko!… Myśli sobie:
Czy tak, czy owak — cóż ja zrobię!…
BRAND
Witam i żegnam! Czas mi w drogę!
MATKA
Zawsze coś gnało cię, niebogę,
Już od najrańszych, mówię, lat!
BRAND
1495A któż to kazał mi iść w świat?
MATKA
Żeś został księdzem, synu młody,
Ważne-ć istniały w tym powody.
przygląda mu się bliżej
Hm! Wyrósł! Zmężniał! Lecz na jedno,
Proszę cię, zważaj… bacz na sedno,
1500Bacz na swe życie!…
BRAND
MATKA
Jak to? Nie warte-ż jest tysięcy?
Cóż masz innego na tej ziemi?
BRAND
Po toś tu przyszła, by li tymi
1505Darzyć mnie rady?
MATKA
Inny będzie
Inak ci radził… Ty na względzie
Miej swoje życie dla tej właśnie,
Co ci je dała!
1510gniewnie
Grom niech trzaśnie!
Aż tchu mi braknie, tak języki
Świat sobie strzępi!… W czas ten dziki
Włazić do łodzi!… Nic nie zważać,
1515Tak lekkomyślnie to narażać,
Co masz zachować właśnie dla mnie!
Wszak ja twą matką, wszak niekłamnie
Mój syn ty jesteś, kość z mej kości,
Krew ze krwi mojej! Wszak ty, mości
1520Panie synalu, jesteś oną
Najdoskonalszą już koroną
Prawidłowego mego gmachu!
Wytrwaj, wytrzymaj! Stój bez strachu!
Żyj, póki pora! Bacz na siebie!
1525Nie zapominaj o potrzebie
Swojego bytu! Tyś mym synem,
Tyś mym dziedzicem, mym jedynym
Wszystkim… Żyć musisz!…
BRAND
A więc po to
1530Przybyłaś tutaj, drogie złoto,
By mnie zagarnąć w sieci swoje?
MATKA
Synu, o twe się zmysły boję!…
cofa się
Stój! Nie tak blisko! Bo cię złoję
O, tym kosturem
1535
spokojnie Zwykłe dzieje — —
Człowiek z dnia na dzień się starzeje,
Co skok, to bliżej grobu! Jużci,
Niczego dłoń ma nie wypuści,
Wszystko li tobie, a nie komu,
1540Do krzty zliczone wszystko w domu…
Tutaj nic nie mam, ale tam
Wszystko do ździebłka jeszcze mam!
Nie zbliżaj się tak!… Nic nie skryję!
Przysięgam: twe to, a nie czyje!
1545Nie zapcham niczym ani szparki!
Najmniejszy drobiazg, wszelkie garnki
To wszystko twoje; rzec ci mogę,
Że ich nie chowam pod podłogę,
Że ich pod węgłem nie zakopię!
1550Tyś mój jedyny dziedzic, chłopie!
BRAND
MATKA
Zdrowe kości
Zachowaj, synu, dla tej włości,
By z syna mogła przejść na syna!
1555Bacz na swe życie! To jedyna
Moja zapłata, innej nie chcę!
Tylko niech chęć cię nie połechce,
By coś uronić lub podzielić!
Całością trzeba się weselić!
1560Pomnażaj spadek, albo też
I nie pomnażaj, lecz go strzeż!
BRAND
po chwili
Pomówmy jasno: z dawien dawna
Byłem ci — niczym!… Rzecz zabawna:
Dziś się dopiero stały dziwy,
1565Gdy ja wyrosłem, a ty siwy
Włos masz — dziś — cieszmy się tą gratką! —
Ja tobie synem, ty mnie matką!…
MATKA
Bądź, czym być chcesz! Lecz karny!
Jakieś umizgi
[62]? Niech je biesy!
1570Bądź chłodny, twardy, gorsze pono
Odbiło rzeczy moje łono!
Tylko zaciskaj mocno pięść —
Wszystko ma zostać w naszym rodzie…
BRAND
postępuje krok naprzód
A jeśli chęć mnie inna bodzie?
1575Jeśli rozrzucę to do woli?
MATKA
cofa się przerażona
Jak to? Rozrzucić, com w niedoli
Zbierała lata, w jarzmie zgięta?
BRAND
MATKA
Niech pamięta
1580Syn mój, że razem z tym z swej chuci
Ze mnie i duszę mą rozrzuci!
BRAND
A jednak, jeśli syn oszuka
Matkę, gdy do niej śmierć zapuka,
Gdy przy niej knoty świec zapłoną,
1585Kiedy, rąk parą, w krzyż złożoną,
Trzymając psałterz, już wypocznie
Na katafalku? Gdy niezwłocznie,
Czego bądź tylko tam dopadnie,
Rzuci na pastwę świec? Co, ładnie?
MATKA
przybliża się do niego zaciekawiona
1590Skąd ci ta przyszła myśl?
BRAND
Czy może
Chciałabyś wiedzieć?
MATKA
BRAND
Wyłożę
1595Sam ci to wszystko! Rzecz to stara —
Od dawna ściga mnie ta mara,
Od lat dziecięcych mojej duszy
Sprawiała zawsze moc katuszy.
Jesienny wieczór, smutna pora,
1600Ojca nie było już, ty chora
Niby leżałaś… Ja się wkradłem
Do wnętrza izby… On z pobladłem
Drzemał obliczem w blasku świec…
1605Spojrzałem z trwogę: psałterz w dłoni
Trzymał ściśniętej… bladość skroni,
Pustka niebieskich, zwiędłych żył — —
O, jak straszliwy sen to był!
Jaka woń zimna w tym całunie!
1610Wtem usłyszałem, że ktoś sunie
Cichymi stopy tam, od ganku,
Że, nakładając więzy krokom,
Na palcach zbliża się ku zwłokom,
Że, nachylona, bez ustanku
1615Potrząsa zmarłym, szuka, szpera,
Jakieś węzełki wciąż wydziera,
Jakieś tłumoczki, klęka, liczy,
W jakowejś torbie tajemniczej
Zanurza rękę, na pół żywa
1620Treść jej z pośpiechem wydobywa,
Rozkłada, płacze, klnie, narzeka —
Snać się zawiodła — drze się, wścieka,
Przykucnie trwożnie, spojrzy wokół,
A potem naraz, niby sokół,
1625Zerwie się, zdobycz w fartuch zgarnie,
I jęcząc „ano, dosyć marnie!”
Jak potępieniec, pójdzie precz!…
MATKA
Oszukałam się, zwykła rzecz!
Wielkie nadzieje, mały plon!
BRAND
1630Oszukał jeszcze cię i on,
Twój syn rodzony — niebogata
Bywa dla grzesznych dusz zapłata!
MATKA
Taki to zawsze świat jest wszystek:
Krwią okupuje swój dobytek.
1635Ja zapłaciłem snać zbyt wiele
Za swoje szczęście, swe wesele!
Dałam swe życie, wiosnę młodą,
Coś, co spłynęło dawno z wodą,
Coś, co jest niby wiatr wiejący,
1640Niby słoneczny blask gorący,
Coś, co jest piękne, chociaż głupie,
Za co niczego dziś nie kupię,
Coś, co ludziska w onym czasie
Zwali miłością! Tak to ma się,
1645Widzisz, ma sprawa! Dobrze pomnę,
Jakie kazania mi ogromne
Prawił mój ojciec, że i na co
Mam się pobierać z tym ladaco,
Z tym wyrobnikiem! Brand — to chłop!
1650Zwiędła to gałąź, lecz on kop
Niemało w polu ci przysporzy!
Wyszłam za niego! Jak najgorzej!
Niezdara był! Mitrężnik, leń!
Ja harowałam noc i dzień!
BRAND
1655A dziś, stojąca tuż przy grobie,
Czyż o swej duszy myślisz sobie?
MATKA
Dbałam ci o to każdej pory:
Przeze mnie-ś przecie wlazł w pastory…
Jeżeli trzeba, władzę masz,
1660By nad mą duszą dzierżyć straż.
Jam ci dobytek zostawiła,
W tobie pociecha, sława, siła!…
BRAND
O, byłaś mądra!… Mądrość mami!
Patrzałaś na mnie li oczami
1665Swojej rodzinnej, lichej wioski…
Te same, widzisz, żywią troski
Względem swej dziatwy wszystkie matki…
Wam się wydaje, że na świecie
Po to li żyje każde dziecię,
1670By starych ojców nędzne spadki
Dzierżyło w ręku!… W wasze włości
Zagląda blady cień wieczności,
Wy wyciągacie poń swe ręce
I już myślicie, że go macie
1675W tym całym jego majestacie,
Gdyście zgarnęli w wielkiej męce
Jakiś dobytek; że śmierć właśnie
Zmięknie przed życiem i że jaśnie
Onej wieczności to jedynie
1680Suma, co z tych dorobków płynie.
MATKA
Nie grzeb ty w wnętrzu swojej matki,
Tylko bierz spadek, gdy w ostatki
Dni jej twym będzie…
BRAND
To „ma” twoje,
1685A twoje „winna”?
MATKA
Winna? Komu?
Nigdy wierzyciel w moim domu
Nie był…
BRAND
A jednak… Ja się boję…
1690Jeżeliś winna, na ostatku
Musiałbym zrzec się twego spadku,
Dopóki księga twa nie będzie
Czysta… Tak dzieje się w tym względzie,
Że syn, gdy matkę swą utraci,
1695Zobowiązania wszystkie płaci,
Choćby nie dostał nic!… To naga
Prawda!
MATKA
Wszak tego nie wymaga
Żadna ustawa…
BRAND
1700Żadna, która
Spod piszącego wyszła pióra.
Lecz jest ustawa, widzisz, świętsza,
Śród synowskiego mieszka wnętrza —
Jej to uczynić zadość muszę!
1705Zali nie widzisz, zaślepiona,
Jak ty we wnętrzu swego łona
Poniżasz Boga? Jak swą duszę
Zmarnotrawiłaś? Jak w kałuży
Zbrudził się kwiat niebiańskiej róży,
1710Ten obraz boży? Ślepa, głucha,
Obcięłaś tutaj skrzydła ducha
W roisku świata!… Twa to wina.
Twój dług to, matko! Gdy godzina
Przyjdzie, że Bóg zażąda spłaty,
1715Cóż ty uczynisz? W jakie światy
Udasz się wówczas?
MATKA
BRAND
Cicho! Pociechę znajdziesz w synie!
On spłaci winę grzesznej matki!
1720Obraz, splamiony tak nikczemnie
Przez cię, ma znów zajaśnieć we mnie!
Do grobu idź po drodze gładkiej,
Cicho, spokojnie — ja zapłacę!
MATKA
BRAND
1725Z ócz nie stracę —
Zapłacę twe zobowiązania!
Lecz co do reszty, syn się wzbrania:
Grzechu się wyrzec musisz sama!
Wszystko, co rzuca ród Adama
1730W wir uciech ziemskich, to, co płocha
[63]
Dusza człowieka na Molocha
[64]
Składa ołtarzu, tak, te rzeczy,
Co są natury czysto człeczej,
Inny okupić może człek!
1735Lecz, że je tak zniszczono, lek
Na to li w skrusze, albo w skonie.
MATKA
niespokojnie
Najlepiej będzie, gdy się schronię
Do mojej dziury — tam jest cień!
Tutaj się człek pozbawia tchnień.
1740Pocośmy, powiedz, tutaj przyszli?
Zatrute tylko rosną myśli
W takiej spiekocie… Zemdleć można!
BRAND
Tak, idź do cienia!… Myśl to zbożna…
Lecz jeśli będziesz coraz bledsza,
1745Zapragniesz światła i powietrza,
Poślij po syna, syn przybędzie.
MATKA
Karnego w domu przyjmę sędzię…
BRAND
Nie! Ksiądz łagodny, syn żarliwy
Odpędzi strachy od twej niwy,
1750Na twą ostatnią, matko, drogę
Pocieszyć cię mą pieśnią mogę.
MATKA
Tak samo dzisiaj, jak i później?
BRAND
Tak, skoro ujrzę, iż nie bluźni,
Matko, twe serce, że umiało
1755Poddać się skrusze…
podchodzi bliżej
Żądam mało:
PokutaRzuć dobrowolnie, czym od lat
Raczył cię z swoich dóbr ten świat!
Innego nie ma dziś sposobu,
Goła ty musisz zejść do grobu…
MATKA
rzuca się na niego, jak szalona
1760Rozkaż, by mróz i ogień sczezł,
Zimnu i wodzie zadaj kres!…
BRAND
Rzuć do fiordu, mówi syn,
Aby obronił cię ten czyn
W obliczu Boga…
MATKA
1765Głód, pragnienie
Niechaj twa klątwa na mnie żenie,
Tylko największej tej ofiary
Nie żądaj od twej matki starej.
BRAND
Właśnie największej tej potrzeba,
1770Jeśli złagodzić mają nieba
Swoje wyroki…
MATKA
Rzucam ofiarnej kąsek duży —
BRAND
MATKA
BRAND
Upór w tobie będzie rość,
Aż ci serce, jak u Joba
[66],
Pęknie, matko!…
MATKA
załamując ręce
A, choroba!
1780Dzień mój już na nic, wszystko na nic!
Do ostatecznych wszystko granic
Już wymarniało… Więc do domu
I nie spowiadać się nikomu,
Tylko do serca blisko, blisko
1785Przytulić to, co me nazwisko
Nosi, a paść ma bez pożytku!
Dziecię mej troski, mój dobytku,
Skarbie bolesny, ja w potrzebie
Krew poświęcałam swą za ciebie!
1790Twoja matula cię przytuli,
Luli, dziecino moja, luli!
I po cóż ja się nacierpiała,
Gdy wszystko to, co jest dla ciała,
Ma tu być śmiercią naszej duszy?
1795A może jeszcze ksiądz mnie wzruszy —
Bądźże mnie blisko!… Toć nie wiada
[67],
Kiedy tu śmierć nadejdzie blada,
Jakiej też jeszcze myśli będę.
Mam ja za życia zbyć się włości?
1800Ćwicz się, ma duszo, w cierpliwości!
znika
BRAND
spogląda za nią
Mam na oku twoją grzędę —
Nie odejdę, obok siędę,
Żywiąc skruchy twej nadzieję,
Zimne ręce twe zagrzeję,
1805Gdy zażądasz…
odchodzi ku Agnieszce Gdy me nogi
Wchodziły dziś na te drogi,
Miałem żądzę walki, wojny,
Z dala surmy niespokojny
1810Głos mi dźwięczał: „rąb i siecz”,
Tak mi wołał gniewu miecz:
„Niszcz wszelaką kłamną rzecz,
Precz z tym całym światem, precz!!!”
AGNIESZKA
odwróciła się i jasne zatapia w niego
spojrzenie
W niskie cele zasłuchana
1815Byłam jeszcze dzisiaj z rana,
Kłamnych zabaw byłam żądna,
Chciałam mnożyć, nierozsądna,
To, co lepiej było rzucić!
Już do tego mi nie wrócić…
BRAND
1820Sny ogromne szumnie, tłumnie,
Jak łabędzie przyszły ku mnie,
Na swe skrzydła mnie podniosły!
Wielkie siły we mnie rosły,
Przypuszczałem w wielkiej dumie,
1825Że mój duch zwyciężyć umie
Ból i winę naszych lat,
Że ma w ręku cały świat!
Wszystko, wszystko, co tu żyje:
Hymny, psalmy, procesyje,
1830Wonne dymy, czary złote,
Tryumfalnych dni ochotę —
Wszystka radość i wesele
Zamykały się w mym dziele…
Jak mnie wabił rozgwar ten —
1835Lecz to wszystko tylko sen,
Coś z pół gromu, coś z pół blasku
Na dalekich lądów piasku…
I ot, stoję tu, gdzie szary
Mrok zapada, zanim jary
[68]
1840Dzień uleci w dal głęboką.
Między winchem
[69] a zatoką
Stoję precz od świata zgiełku,
W tego skrawka nieb światełku,
Na ojczystym przecież stoję
1845Gruncie dzisiaj!… Pieśni moje,
Uroczyste moje pieśni,
Żegnam! Żegnam! Ku tej cieśni
Ziemskiej zwróć się, mój bachmacie
[70]!
Wyższy cel tam czeka na cię,
1850Nie rycerski harc się śmieje
Tam ku niebu, nie turnieje,
Nie zwycięski zwój gałązek,
Lecz powszedni obowiązek.
AGNIESZKA
A ten Bóg, co upaść miał?
BRAND
1855Walić Go nie będzie szał,
Jak tom rano jeszcze chciał —
W cichy pójdę ja z Nim bój…
Mylił, widzę, duch się mój:
Nie rozgłośny czyn szermierzy
1860Rozochoci, zbohaterzy
Ród ten karli, nie ogromy
Sił bogatych plon widomy
[71]
Dadzą tutaj, tak, nie one
Wzmocnią siły nadwątlone!
1865Woli trzeba! Wola zbawi,
Lud za sobą śmierć zostawi!
Woli trzeba, zbawicielki
W rzeczy małej, w rzeczy wielkiej!
zwraca się ku stronie wsi, na którą padły już mroki wieczorne
A więc chodźcie, wy zmęczeni,
1870Skryci śród ojczystych cieni!
Wierząc w siebie, znając siebie,
Odnowimy się w potrzebie;
Powalimy wszelki kłam,
Połowiczność, wrogą nam,
1875Wolę lwa rozbudzim w łonie!
Dłoń przy pługu na zagonie,
Czy też dłoń, co dzierży miecz,
Jedna sprawa, jedna rzecz!
Dzielność tam, gdzie dzielny mąż,
1880Tylko trzeba pomnieć
[72] wciąż,
Aby jego rysik wraz
Miał tablicę w każdym z nas.
zabiera się do odejścia, zastępuje mu drogę Ejnar
EJNAR
BRAND
Panie,
1885Ku Agnieszce zwróć pytanie.
EJNAR
do Agnieszki
Wolisz blask promiennych nieb,
Czy więzienny, skalny żleb?
AGNIESZKA
Odejdź, ja tu nic nie wolę.
EJNAR
Mam powtórzyć ci, jak w szkole,
1890Dawną nauk mądrą treść:
„Łatwiej podnieść, ciężej nieść”?
AGNIESZKA
Twe pokusy wszystkie na nic:
Do ostatnich pójdę granic!…
EJNAR
Nie żal ci tych drogich osób?
AGNIESZKA
1895Pozdrów-że ich! Znajdę sposób,
Gdy się duch mój uspokoi,
By im rzec o sprawie mojej.
EJNAR
Tam na głębi, na tej złotej,
Białe żagle mkną już w dal…
1900Jak marzenie, jak tęsknoty
Wioną w szumach, w bryzgach piany
W jakiś kraj zaczarowany,
Śród błękitnych wioną fal.
AGNIESZKA
Niech w dalekie płyną kraje!
1905Ale tobie niech się zdaje,
Żem umarła…
EJNAR
AGNIESZKA
potrząsa głową
Nie! Ocean nas rozdziela…
EJNAR
Wróć do matki! Zbyt tyś ostrą!
AGNIESZKA
po cichu
1910Mistrza, brata, przyjaciela
Mam tak dzisiaj stracić wraz?
BRAND
podchodzi bliżej
Czas pomyśleć o tym, czas!
Tu, gdzie z głazem szary głaz
Tworzy skalne te opoki,
1915Tu, w tej ciągłej mgle głębokiej,
Zatrzymają się me kroki,
Smutny dzień tu czeka nas!
AGNIESZKA
By móc znosić mgły ponure,
Gwiazdy świecą nam przez chmurę.
BRAND
1920Żądam wiele, bardzo wiele:
Chcę mieć wszystko albo nic!
Odwróć się od prawdy lic,
A wnet pójdziesz na topiele.
Niech cię chęć do próśb nie bierze,
1925Łask czy względów w żadnej mierze!
Zawiedzie cię życia cel,
Padniesz, jak ofiarne zwierzę.
EJNAR
Niech ci ócz nie skłoni biel!
Rzuć dogmatów chmurne snucie,
1930Żyj, jak każe ci uczucie!
BRAND
Więc wybieraj — niech się święci
Wola twoja!
znika
EJNAR
Miej w pamięci,
Że wybierasz między tuczą
[73]
1935A spokojem, między troską
A nadzieją szczęścia boską,
Między nocy ciemnią kruczą
A poranku światłem złotem,
Między śmiercią a żywotem!
AGNIESZKA
wstaje i mówi powoli
1940A więc w noc! Przez śmierć w tej dali
Poranna się zorza pali!
idzie za Brandem. Ejnar patrzy na nią chwilę w głębokiej zadumie; potem pochyla głowę i odchodzi w kierunku
zewnętrznego fiordu
KONIEC AKTU DRUGIEGO
Akt trzeci
W trzy lata później.
Mały, kamiennym murem okolony, ogród na probostwie,
u stóp wielkiej ściany skalnej. W głębi wąski, cichy fiord.
Drzwi plebanii wychodzą na ogród. Po południu. Brand
stoi na schodach przed domem. Agnieszka siedzi na
stopniach u jego nóg.
AGNIESZKA
Drogi mój mężu, dzień za dniem
Śledzisz z stłumionym w piersi tchem.
BRAND
Tak, oczekuję wiadomości.
AGNIESZKA
1945
Mężu, w twym sercu przestrach gości.
BRAND
Na wiadomości czekam z domu —
Trzy lata czekam na ten czas,
Co nie nawiedzi nigdy nas.
Jutro — jeżeli wierzyć komu —
1950Będzie już koniec z nią.
AGNIESZKA
łagodnie i miękko
Na wieści
Nie trzeba czekać w tej boleści…
BRAND
potrząsając głową
I u mnie będzie cisza głucha.
AGNIESZKA
BRAND
Że to matka,
Więc mam się kłaniać do ostatka
Jakimś bożyszczom?
AGNIESZKA
Brand, masz duszę
1960Twardą.
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
Przypomnieć ja ci muszę,
Żem cię ostrzegał, czy w potrzebie
1965Zdołasz być dla mnie przyjacielem!
AGNIESZKA
z uśmiechem
Zbyt czarnoś patrzał, a i słowa
Nie dotrzymałeś!
BRAND
Niech uchowa
Bóg! Jeno tu my się z weselem
1970Nie spotykamy. Troskę masz!
Przybladła mocno twoja twarz:
Zbyt ci dolega ten nasz mróz,
Ten śnieg na szczytach, piargi, gruz!
AGNIESZKA
Nie! Ja się wcale tym nie straszę —
1975Tym bezpieczniejsze gniazdo nasze;
Te lody tak wciąż naprzód rosną,
Że kiedy na dół spłyną wiosną,
Domu naszego nie tknie zwał,
Spokojnie sobie będzie stał
1980Niby pod jakim wodospadem.
BRAND
I słońca na tym niebie bladem
Ani drobiny — Dni ponure.
AGNIESZKA
Wita blaskami tę tam górę.
BRAND
Przez trzy tygodnie — — tak, tak, latem!
1985Ale swym światłem niebogatem
Nie dotrze nigdy do jej stóp…
AGNIESZKA
przygląda mu się badawczo, potem
wstaje i mówi
BRAND
AGNIESZKA
Rób,
1990Co chcesz, ja widzę w tobie strach!
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
Ach!
Widmo przepaści jeszcze gniecie
1995Tę twoją duszę? Co się stało?
AGNIESZKA
Nic… tylko troszczę się niemało…
BRAND
Troszczysz się? O co?… Mów!…
AGNIESZKA
BRAND
AGNIESZKA
2000
Tak… I ty, mój drogi…
BRAND
Bóg mnie tą klęską nie nawiedzi;
Chłopaczek, choć się trochę biedzi,
Przyjdzie do siebie i to tak!
2005Gdzie on?
AGNIESZKA
BRAND
zagląda przez drzwi do wnętrza izby
Dobry znak!
Spojrzyj: o żadnej trosce nie śni!
Przyjdzie do siebie jak najwcześniej —
2010Piąstka pulchniutka —
AGNIESZKA
BRAND
Jakoś to wszystko się poskłada.
AGNIESZKA
O, jak oddycha on głęboko,
Jak słodko śpi!
BRAND
2015Tak, boże oko
Niech nad nim czuwa wszelką dobą!
zamyka drzwi
Światło i spokój z nim i z tobą
Spadły na dni me, luba dziatwo!
Trud mi wszelaki znosić łatwo,
2020Że nie upadłem, twą to rzeczą,
Igraszki dziecka żal mój leczą.
Męczeństwem zdało mi się życie,
A oto patrzaj, jak sowicie
Bóg mnie wynagrodził!…
AGNIESZKA
2025Boś nagrody
Wart był! Patrzałam na zawody,
Na trudy twoje, na katusze,
Które krwawiły twoją duszę.
BRAND
2030Wszelaką burzę, wszelki grom!
Miłość wkraczała z tobą w dom,
Jak blask, mówiący nam o wiośnie,
Jam jej nie zaznał nigdy wprzód;
Od ojca, matki wiał mi chłód,
2035A, gdy się kiedy skra rozżegła,
Daremnie zawsze ku nim biegła —
Witana zimno, rychło gaśnie!
I zdaje mi się dzisiaj właśnie,
Żem w sobie stłumił żar mój cały,
2040Aby potężniej zajaśniały
Gloryją twe i dziecka skronie —
To mówię dziś mej słodkiej….
AGNIESZKA
Nie tylko me i jego czoło!
Nie ma człowieka naokoło,
2045Który by, wszedłszy w twoje progi,
Pełen rozpaczy, smutku, trwogi,
Przy twego serca uczcie sutej
BRAND
Z trosk wyzuty
2050Odchodził przez was! Tak, jedynie
Przez was do serca mego płynie
Niebiańska łaska cnej dobroci!
Kto nie ukochał jednej duszy,
Miłości w sobie ten nie wzruszy
2055Ku wszystkim ludziom! Moi złoci,
W samotność szedłem już od młodu,
W niej to się stałem na kształt lodu,
Serce stwardniało dla czeladzi
Bożej…
AGNIESZKA
2060Tak, miłość twa, gdy gładzi,
To snać wymierza ciężkie ciosy…
BRAND
AGNIESZKA
Na swe losy
Ja nie narzekam! Ty, mój słodki,
2065Nakładasz na mnie ciężar wiotki;
Inni odchodzą od twych lic,
Słysząc twe „wszystko albo nic!”
BRAND
Co świat ten mianem zwie miłości,
Tego ja nie znam — do mnie w gości
2070To nie zawita! Miłość boża
Nie jest bynajmniej gładka, hoża,
Nawet i śmierć jej nie poradzi,
Nie umie zmiękczyć się! Gdy gładzi,
Wymierza ciosy! Tak, na górze,
2075Widzisz, Oliwnej, gdy krwi duże
Zraszały krople lice Syna,
Gdy Ten, zrozpaczon już, zaczyna
Błagać: „O, weźże, weź ode mnie,
Ojcze, ten kielich!” — nadaremnie
2080Płyną mu z wnętrza wszelkie skargi:
On nie odejmie mu od wargi
Tego pucharu — myśl zawodna!
Pić mu tę gorycz każe do dna!
AGNIESZKA
Sprawiajże sądy te surowe,
2085A świat pobity już na głowę,
Potępion cały!…
BRAND
Potępienie,
Kto wie, na kogo ono spadnie…
A przecież mówi zbyt dokładnie
2090Płomienne Pismo, że li
[75] w cenie
Mający wierność godny łask;
Korony życia święty blask
Nie da się zyskać przetargami
Niechaj nadzieja cię nie mami,
2095Że możesz ujść ogniowej próby,
Że stos ten zgasisz, duchu luby!
Potem twej skroni Bóg przebaczy,
Jeśli nie możesz, lecz inaczej
Z tym, jeśli nie chcesz…
AGNIESZKA
2100Tak, prawdziwie,
Ucz mnie, ucz piąć się po tej niwie;
Mocy ja nie mam należytej,
By wchodzić z tobą na twe szczyty.
Zda się, że padnę w dół głęboki,
2105Tak wielce słabe są me kroki.
BRAND
Z kompromisami precz! To hasło
Oby ci nigdy nie zagasło!
Potępion czyn twój, gdy jedynie
Poród się mieści w twoim czynie,
2110Lub też go spełniasz przez połowę!
Oto prawidło! Lecz nie mowę
Bierz na świadectwo, tylko życie!
AGNIESZKA
rzuca mu się na piersi
O, niechaj staną na tym szczycie
Słabe me kroki!
BRAND
2115Gdy we dwoje,
Najstromszej drogi się nie boję!
na dół zeszedł Doktór i stanął w opłotkach
DOKTÓR
Gruchają sobie gołąbeczki
W tym gniazdku skalnym! Do ucieczki,
Widać, daleko.
AGNIESZKA
2120Czy być może?
Witajże do nas, mój doktorze!
zbiega na dół i otwiera drzwi od ogrodu
DOKTÓR
O, nie do ciebie!… Fakt wiadomy,
Że to nie dla mnie takie złomy,
Nie mnie żyć w śniegu, w zawierusze,
2125Przenikającej ciało, duszę!
BRAND
DOKTÓR
Nie? W istocie,
Gotów bym dzisiaj oddać krocie,
Że ten pośpieszny związek ninie
[76]
2130Na silnej leży podwalinie,
Jakkolwiek ludzie mówią starzy,
Iż rzadko w życiu się wydarzy,
By długo trwało to, co wprędce
Przelotnej wzdyć
[77] uległo chętce.
AGNIESZKA
2135Nieraz blask słońca zbudzi człeka,
Lub dzwon na wieży, i w tej chwili
Letni poranek doń się mili.
DOKTÓR
Żegnajcie mi — powinność czeka.
BRAND
DOKTÓR
BRAND
DOKTÓR
BRAND
DOKTÓR
2145Nie jesteś skory!
Twardyś! A ja wskroś mgieł, szarugi,
Wlokłem się po tej drodze długiej;
Zawieja naprzód mnie popędza,
Choć wiem, że tu li trzeba księdza!
BRAND
2150Pomagaj, Boże! Prawda, panie,
Że pan jej ulżysz?
DOKTÓR
Tak się stanie,
Jeśli Bóg poprze moje chęci.
Zawsze ja miałem to w pamięci,
2155By iść, gdzie nas powinność woła.
BRAND
Wezwała pana, o mnie zgoła
[78]
I wiedzieć nie chce, a ja przecie
Czekam, nieszczęsny człek na świecie.
DOKTÓR
BRAND
2160
Jeśli ona
Nie pośle po mnie, rzecz stracona!
DOKTÓR
do Agnieszki
Biedna! Poznałaś się na mękach,
W tak strasznie twardych będąc rękach.
BRAND
AGNIESZKA
2165Dla jej duszy
On w sobie wszystką moc poruszy,
Krwi swej utoczy na ostatku!
BRAND
Ja-ć dobrowolnie wziąłem w spadku
Księgę jej wszystkich win…
DOKTÓR
2170A swojej
Pan nie masz dosyć?
BRAND
Jeden człek
Może swym trudem zdobyć lek
Na winy wielu — niech je znosi,
2175A cierpliwością wnet je zmyje…
DOKTÓR
Ale nie ten, co sam swą szyję
Uginać musi, biedny, nagi,
Pod ich ciężarem…
BRAND
Mnie odwagi
2180Nie brak — ja chcę i to me jedno
„Chcę” kryje w sobie rzeczy sedno!
DOKTÓR
patrzy na niego oniemiały
Tak, woli twojej
quantum satis[79]
Do kont bogatych się zalicza,
Lecz twoje konto
caritatis[80]
2185To kartka całkiem jest dziewicza!
odchodzi
BRAND
przez chwilę wodzi za nim oczyma
MiłośćO, w żadnym słowie — ja to znam —
Taki się dziś nie mieści kłam,
Co w słówku „Miłość” — w nim to świat
Szatańsko mądrze chowa rad
2190Ów fałsz i słabość swojej woli,
Tym słowem właśnie ludzka nędza
Milcząco duszę swą oprzędza,
Ażeby mogła — jak to boli —
Do syta kąpać się w rozpuście!
2195Pnę się do góry, nad czeluście,
Oddechu złapać już nie mogę
I oto miłość skraca drogę!
Podążam traktem grzesznej rzeszy,
Wtem z przebaczeniem miłość śpieszy;
2200Bezczynnie patrzę, gdzie me cele,
Już je przede mną miłość ściele;
Bezprawie-m wybrał i wnet pusta
Miłość zamyka sędziom usta.
AGNIESZKA
Że to fałszywe, dobrze wiem,
2205Jednak — azali fałsz jest w tem?
BRAND
Woli potrzeba — ona jedna
Gasi w ustawie żądzę sedna
Sprawiedliwości… Tak, tak, wprzódy
Trzeba mieć wolę, nie, by trudy
2210Codziennej tylko znosić drogi,
Nie, by na siebie brać li mnogi
Mozół, którego czyn wymaga!
OdwagaO, nie! Radosna twa odwaga
Niechaj ma wolę, aby wiernie
2215Przez wszystkie grudy przejść i ciernie,
Przez wszystkie trwogi, wszystkie lęki!
Nie w tym męczeństwo, że te męki
Zniesiesz na krzyżu konająca;
Wybrana będziesz śród tysiąca,
2220Jeśli masz wolę, by twe ciało
Na krzyżu w mękach tych konało,
Jeśli masz wolę, na swą duszę
Sprowadzić straszne te katusze.
AGNIESZKA
przytula się do niego
Gdy dla nas próby dzień nastanie,
2225Mów, ty obrońco mój i panie!
BRAND
Zwycięży wola w takim boju,
Nadejdzie wówczas dzień spokoju,
Wówczas, jak gołąb, miłość złota
Da ci oliwną kiść żywota!
2230Lecz dla tych marnych gnuśnych ludzi
Niech się nienawiść w tobie budzi.
przerażony
Nienawiść! Z światem bój to krwawy,
A człek, jak gdyby dla zabawy,
Tak lekko straszne słowo rzekł…
wybiega do domu
AGNIESZKA
patrzy poprzez drzwi
2235Ukląkł przy Alfie… Biedny człek,
Do łóżka skronie swe przyciska,
Jak gdyby płakał, jakby bliska
Była mu rozpacz, jakby kroki
Nie mogły z puszczy wyjść głębokiej!
2240Jakiż to zdrój miłości płynie
Z tej męskiej piersi!… Tak, jedynie
Alfa on jeszcze kochać może,
Gdyż to dzieciątko małe boże
Obce jest dotąd grzechu plamie…
przeraźliwie
2245Zrywa się!… Boże!… Ręce łamie!
Cóż on zobaczył? Zbladł jak śnieg…
BRAND
na schodach
Z wieścią nie przyszedł żaden człek?
AGNIESZKA
Nie ma nikogo do tej pory!
BRAND
spogląda znowu w kierunku wnętrza domu
Co za gorączka w drobnej, chorej
2250Piersi dzieciny! Co za wrzenie!
Tylko spokoju…
AGNIESZKA
Na sumienie!
Co się to dzieje? Cóż to znaczy?
BRAND
Nie ma przyczyny do rozpaczy!
woła w kierunku drogi
2255Ach, widzę posła, jest! Nareszcie!
MĘŻCZYZNA
poprzez bramę ogrodową
Teraz masz przybyć ku niewieście!
BRAND
Jestem do drogi tej gotowy.
Co powiedziała?
MĘŻCZYZNA
Coś tam słowy
2260Rzekła mglistymi. Słaba, zbladła,
Ledwie na łóżku swym usiadła
I coś szepnęła w takim wątku,
Że za sakrament pół majątku!
BRAND
cofając się
Pół? Nie! O, powiedz: nie!
MĘŻCZYZNA
potrząsa głową
2265
Zaiste!
Kłamstwo byłoby oczywiste!
BRAND
Pół?… Nie!… Przenigdy! Nie, dobytek
Miała na myśli cały, wszystek?!…
MĘŻCZYZNA
Może!… Jam słyszał o połowie,
2270A mózgu mego jeszcze zdrowie
Nie opuściło — jasny on!
BRAND
chwyta go za ramię
Gdy Bóg nas wezwie przed swój tron,
Czy mi poświadczysz, że to słowo
Padło z jej wargi?…
MĘŻCZYZNA
BRAND
A więc niech skończy się jej nędza
Bez sakramentów i bez księdza!
To ma odpowiedź!
MĘŻCZYZNA
patrzy na niego wzrokiem niepewnym
Chyba zgoła
2280Nie wiesz, kto w biedzie swej cię woła.
BRAND
PrawoDla swych i cudzych jedno prawo,
Różnic nie czynię.
MĘŻCZYZNA
BRAND
Stojący wobec śmierci lic,
2285Znam jedno: wszystko albo nic!
MĘŻCZYZNA
BRAND
Najmniejszy pyłek złota
Jest zaprzeczeniem praw żywota:
W nim bałwochwalstwa potwór siedzi.
MĘŻCZYZNA
2290
Użyję tak, by go na grzbiecie
Nazbyt nie czuła. Jedną przecie
Ma li pociechę śród swych dróg:
Nie będzie dla niej twardym Bóg,
2295Wszak z miłosierdzia swego znan
Lepiej od ciebie.
odchodzi
BRAND
Wstrętny, zakisły dzban pociechy
Zbyt często mazał ludzkie grzechy!
Drzyjcie się, drzyjcie! Skarga pusta
2300Zamyka nieraz sędziom usta!
Tak jest! Tak musi być! Ludziska
Zbyt wierzą w to, że gdzieś tam z bliska,
Czy też z daleka siedzi zbożna
Postać staruszka, z którym można
2305Ot, potargować się drobinę.
Mężczyzna spotkał się na drodze z Drugim,
wracają obaj
BRAND
Świeżą niesiecie mi nowinę?
PIERWSZY MĘŻCZYZNA
BRAND
Jakiej treści? Mów, człowiecze!
DRUGI MĘŻCZYZNA
Dziewięciu się dziesiątych zrzecze.
BRAND
DRUGI
BRAND
Mój bracie,
Moją odpowiedź wszakże znacie:
Bez sakramentów i bez księdza!
DRUGI
2315Zbyt wiele przeszła, zbyt ją nędza
Trapiła w dniach ostatnich.
PIERWSZY
Ona
Dała ci życie, umęczona!
BRAND
załamując ręce
Dla swych i cudzych jedno prawo,
2320Różnic nie czynię…
DRUGI
Prędko
Rosną jej męki, jej cierpienia —
Poślij jej słowa pocieszenia.
BRAND
do pierwszego mężczyzny
Idź, powiedz jej: „stół nakryć trzeba
2325Dla Pana, Wina i dla Chleba.”
obaj Mężczyźni odchodzą
AGNIESZKA
tuli się do niego
Gwiazda mnie twoja nieraz trwoży,
Oto gorejesz, jak miecz boży!
BRAND
ze łzami w głosie
Czyż świat nie zwraca swoich mieczy
Przeciwko mnie? Czyż płód człowieczy
2330Nie dręczy mnie gnuśnością swoją?
AGNIESZKA
Chodzić po drodze twej się boją:
Nazbyt jest stroma…
BRAND
Lepszą drogę
Wskaż im, ja innej dać nie mogę.
AGNIESZKA
2335Stosujże miarę swą, gdzie chcesz,
Znajdziesz li w świecie wzdłuż i wszerz
Człeka, co dorósł do twej miary?
BRAND
Prawda! Aż strach, jak świat ten stary
Dzisiaj jest pusty, płaski, podły!
2340Odbiegnie kto od zwykłej modły
I w bezimiennym testamencie
Pokaże coś, od razu święcie
Wywyższon będzie pod niebiosy…
Weź bohaterom ich rozgłosy,
2345Zostaw im czyn ich już spełniony,
Z tym samym idź pomiędzy trony
Wszechmożnych królów i cesarzy,
A ujrzysz, czy się kto odważy
Spełnić coś jeszcze na tym świecie!
2350Zechceż jakiemu się poecie
Puścić swe płody ot, w ten sposób,
By nie wiedziała żadna z osób,
Że blask i dźwięk, który je wzrusza
Jest dziełem jego genijusza?
2355Suchy czy świeży konar — dość,
Że wyrzeczenie to jest gość,
Który śród ludzi rzadko bywa.
Tak, żądza świata — oto żywa
Moc, co w parobki swe ich zmienia.
2360Ponad przepaścią człek istnienia
Swego się czepia, jak gałęzi,
A kiedy pada z tych uwięzi,
Kiedy się słaba gałąź łamie,
Jeszcze kurczowo swoje ramię
2365Zatapia w piargi, w gruzy, w proch…
AGNIESZKA
I, stojąc wobec śmierci lic,
Słyszy twe „wszystko albo nic!”
Z tym się w mogilny stacza loch!
BRAND
Zwycięstw nie ujrzy twoje oko,
2370Nie widząc walki! O, wysoko
Musi się wznieść, kto upadł nisko!
milczy chwilę, potem głosem zmienionym
A jednak, widząc legowisko,
Na którym człek za grzechy lute
[81]
Spełnia, konając, swą pokutę,
2375Myślałem nieraz, że mnie burza
Śród rozszalałych głębin nurza,
Że na rozbitym gdzieś okręcie
W jakimś straszliwym mknę zamęcie…
Pośród łkającej, niemej skargi
2380Nieraz, bywało, gryzłem wargi;
Litości obcy, nieraz, żono,
Byłbym był rad uścisnąć pono,
Zamiast biczować… Idź! Twe zwrotki
Niech w sen otulą jasny, słodki
2385Naszą dziecinę — ona chora!
Wszak serce dziecka, to jeziora
Toń przenajczystsza, w słońcu lśniąca.
Życzenie matki o nią trąca,
Jak skrzydło mewy, co milcząca
2390Przebiega przestwór zbłękitniony.
AGNIESZKA
blada
Ach! W jakiekolwiek zwrócon strony,
Ku dziecku wciąż twój pocisk wraca.
BRAND
To nic! Niech tylko twoja praca
Zwraca się zawsze ku dziecinie.
AGNIESZKA
BRAND
AGNIESZKA
Łagodnym w równej mierze.
BRAND
obejmuje ją
Kto jest niewinny, ten niech szczerze
Żyje bez trwogi.
AGNIESZKA
spogląda nań jasno i mówi
2400Jest coś w świecie,
Czego zażądać Bóg nie może!
wchodzi do wnętrza domu
BRAND
patrzy cicho przed siebie
OfiaraIż zażądałeś tego, Boże,
Żywe dowody mamy przecie
2405
opędza się myślom Nie! Nie! Mary!
Jam już dokonał swej ofiary!
Grzmieć, jako boży grzmot olbrzymi,
Tak wstrząsać ludźmi upadłymi —
2410Ten sen żywota uległ zgubie!
Jak to? Ofiarą ja się chlubię?
Znikła ofiary mojej siła,
Gdy mnie Agnieszka przebudziła,
Gdy razem ze mną w tej potrzebie
2415Dała ofiarę i ze siebie!
spogląda ku drodze
A tamta, w domu, ledwie żywa,
Jakżeż w swym skąpstwie uporczywa!
Dlaczego wrzodu, co ją plami,
Nie umie wyrwać z korzeniami?
2420Tam… nie! To wójt nasz! Okrąglutki,
Wesoły, czerstwy; troski, smutki
Zawsze mu obce — oto lezie,
Ręce, jak klamry w parentezie
[84],
Zgięte w kabłąki, ma w kieszeni…
WÓJT
spoza furtki ogrodu
2425Dzień dobry!… Może się nie ceni
Takiego gościa, ale…
BRAND
WÓJT
Dzięki! I tutaj też po trosze
Można słóweczko, jeśli, panie,
2430Raczysz mi dziś pozwolić na nie…
BRAND
WÓJT
Nie!… Lecz macierz
Pańska ostatni, słyszę, pacierz
Będzie mówiła… licha ona —
2435Żal mi…
BRAND
WÓJT
Prawie kona —
O, bardzo żal mi!
BRAND
WÓJT
2440Mój Boże,
Pomoc już stara, człek nie może
Żyć na wiek wieków — juścić gaśnie —
A żem przechodził tędy właśnie,
Więc w drodzem tak umyślił sobie,
2445Że, wie pan, chyba dobrze zrobię,
Jeśli pogadam w tej, czy innej
Sprawie… Czy prawda, że rodzinny
Spór między wami? Boć tak głoszą
Ludzie naokół…
BRAND
2450Między nami —
Co? Spór rodzinny?
WÓJT
Ponoć sami
Wiecie, że chciwość ma zbyt dużą,
Że jest w tym powód nieprzyjaźni;
2455Juścić człowieka to i drażni,
Że sam harować musi wtedy,
Gdy mógłby żyć z ojcowskiej schedy,
Którą do dni swoich ostatka
Tak niepodzielnie dzierży matka.
BRAND
2460Zbyt niepodzielnie — juści, juści!
WÓJT
Więc też człowieka nie popuści,
Ot, swary, gniewy — lecz ja, panie,
Myślę, że na to, co się stanie,
Patrzysz spokojnie i że dalej,
2465Choć mi tak zbytnio się nie pali,
Raczysz wysłuchać mnie…
BRAND
Jak chcecie,
Teraz, czy później…
WÓJT
Ot, na świecie
2470Taka jest sprawa: skoro spocznie
Pod swoją darnią, pan niezwłocznie
Będziesz się liczył do bogaczy…
BRAND
WÓJT
Nie inaczej!
2475Dwóch zdań tu nigdy już nie będzie!
Grzęda jej snuje się przy grzędzie…
Szkły
[85] nie obejmiesz ich swoimi,
Taki to wielki kawał ziemi!
Bogaczem będziesz!…
BRAND
WÓJT
z uśmiechem
O tym pan myślisz? Skądże, skąd
Takie pytanie? Toć nie rości
Nikt sobie praw do jegomości
Schedy ojcowskiej…
BRAND
2485No, a przecie,
Jeśli się znajdzie ktoś na świecie,
Co tego spadku równie wart,
Bo jest w swym prawie?
WÓJT
Chyba czart!
2490Prócz mnie tu nie ma dziś człowieka,
Co mógłby rzec, iż na to czeka —
Ja o tym dobrze wiem! A zatem,
Przy tym dziedzictwie tak bogatym
Możesz pan sobie żyć — bo cóż?
2495Świat ci otworem wszerz i wzdłuż!
BRAND
To znaczy: mamy cię tu dość,
Nam niepotrzebny taki gość —
Prawda? Co?
WÓJT
Prawda! Dla tej wioski
2500Byłby to dar prawdziwie boski,
Gdybyś pan poszedł od nas precz!
Zechciej pan tylko — prosta rzecz —
Rozważyć sobie, proszę pana,
Nie jako wilk, któremu dana
2505Moc tłumaczenia bożych wzorów
Ot, wobec gęsi i gęsiorów;
Duch, mówię, pański w tym zakątku
Jest niedostępny od początku
Aże do końca — rzeknę szczerze:
2510Dla tych zakutych w prostej wierze
Ciemnych górali i rybaków
Jest-ci on księgą, pełną znaków
Niezrozumiałych, ba! co więcej:
Jest dla nich źródłem trosk tysięcy,
2515Klątwą…
BRAND
W rodzinnej wiosce swojej
Człek, jako drzewo w ziemi, stoi,
Gdy tam jest zbędny, praca pusta,
Milknie duch jego, milkną usta!
WÓJT
2520Czyń, jak potrzeba — to jest, panie,
Przenajprzedniejsze przykazanie.
BRAND
Lecz, co potrzeba, inak w dole,
A inak sądzą w górskim siole.
WÓJT
Tak rozumuje mienna
[86] dal,
2525Lecz nie mieszkańcy biednych hal.
BRAND
Wy, którym wciąż przed oczy stawa
Różnica między górskim krajem,
A nizinami! Z tym zwyczajem
Chcecie mieć wszystkie nizin prawa,
2530Od obowiązków uciekacie!
Starczy wam krzyczeć: „Miły bracie,
My ludzie biedni, ludzie prości.”
WÓJT
Że przecież każde pokolenie
I każdy czas swą cząstkę żenie,
2535Własnymi chodząc wciąż drogami,
Do ludzkich dziejów wspólnej kasy,
Że — oczywiście, w dawne czasy —
To samo było także z nami
I wszyscy cząstkę swą wpłacili…
2540O tym nie mówi się w tej chwili,
Lecz nie przepadło tak bez wieści
To, co się w starych baśniach mieści…
Nasza wojenna, dawna chwała
Dotąd żyć jeszcze nie przestała
2545W rocznikach, mówię, króla Beli
[87]…
A czyście, panie, nie słyszeli
O braciach Wulfie i o Thorze
[88],
O tym, jak ród nasz het za morze,
Gdzieś do Brettlandzkich szedł wybrzeży
2550Z ogniem i mieczem?… O tym szerzy
Wieść się do dzisiaj… Są kroniki,
Jak na południe biegły dziki,
I jak krzyczano z wielką trwogą:
„Odwróćże Bóg tę klęskę srogą”
2555Tymi dzikami to my, panie!
Taki lud wyrósł na tym łanie!
On tych, co szli po zemsty drodze,
We krwi zatapiał i pożodze!
Ba! Jeden z naszych pragnął nawet
2560W obronie Boga wraz wet za wet
Oddać Turkowi! Po krzyż sięga,
By sczezła pogan tych potęga —
Prawda, nie doszło do wyprawy…
BRAND
Niejeden, panie mój łaskawy,
2565Został po takim bohaterze
Dzielny potomek — —
WÓJT
Mówiąc szczerze,
Tak! Jeno
[89] skąd wy o tym, księże,
Macie wiadomość?…
BRAND
2570Chęć się lęże
Podobnych wypraw w tej krainie
I dzisiaj jeszcze…
WÓJT
Tak, nie ginie
Męstwo praojców! Dawne moce
2575Jeszcze zostały!
PrzemocWszak w epoce
Króla Belowej my sięgali
Po liść wawrzynu. Mówiąc dalej,
Nasamprzód kurtę jak najmilej
Cudzoziemcowi my skroili,
2580Potem nie było innej rady,
Jak prać kumotry i sąsiady!
Hej, ogieniaszek my wesoły
Słali na chaty i kościoły!
Płonęły sterty, a nam zasię
2585Rósł wieniec chwały w ciągłej krasie.
Zbyt często później wspominano
O krwi, wylanej w nasze rano;
Jednakże każdy dzisiaj przyzna,
Że wszak nasza ta ojczyzna,
2590Jako rzeczone mówią baśnie,
Miała potęgę swą w tych właśnie
Pradawnych czasach i, że ziemi
Kęs ten, na którym stopy swemi
Oto stoimy, miał swe lata,
2595Gdzie dla popchnięcia naprzód świata
Nie skąpił ognia też i miecza.
BRAND
Lecz dziś się lud mój ubezpiecza
Przed owym prawem, które broni
Dziedzictwa Beli — On je trwoni,
2600On, bohaterski spadku, ciebie
Pługiem i radłem w ziemi grzebie.
WÓJT
O nie, bynajmniej! Zechciej, panie,
Na gminne przybyć ucztowanie,
Gdy miejsce pada honorowe
2605Na sędzię, panie, i mą głowę,
Tak, na ławnika i pisarza —
Wówczas przenigdy się nie zdarza,
Gdy krąży poncz, czy piwa dzban,
Aby nasz lud, z wdzięczności znan,
2610Zapomnieć miał o królu Beli.
Niech ino brać się rozweseli,
Od razu skrzętne pogotowie
W długiej czy krótkiej wielbi mowie
Swego praszczura, o, ja sam
2615Krzyczę: niech żyje, żyje nam!
Ja sam od razu, wyznać muszę,
Mam w sobie myśli pełną duszę,
Z których na jego pragnę cześć
Zaszczytny zaraz wieniec pleść!
2620Nieco poezji zawsze-ć lubię,
I trzeba przyznać k naszej chlubie,
Nam wszystkim ona wielce miła.
W życiu — rzecz inna — to jej siła
Wzdyć będzie zgubna, lecz z wieczora,
2625Od siódmej, panie, do dziesiątej,
Gdy człek powróci w swoje kąty,
Zmęczony trudem, taka pora
Wymaga, wiecie, orzeźwienia —
Wówczas to skarb ten człek ocenia!
2630Zaś co do pana — w pracy twojej
Człowiek się właśnie tego boi,
Że pan byś siać i sprzątać chciał
Za jednym razem — istny szał:
Giń albo dawaj! Tak się dzieje,
2635Że pan ze życiem chcesz ideę
Łączyć, że dążeń pańskich sedno,
Modlitwę z pracą zlewać w jedno,
Że żywioł z tego będzie żarki,
Jak proch z saletry, węgla, siarki.
BRAND
WÓJT
W ten sposób można zgoła
Na szersze działać tylko koła,
Nam tylko jedna rzecz przypadła:
Orać to morze i mokradła.
BRAND
2645Wprzódy niech każdy z was w to morze
Pustą chełpliwość swą zaorze!
Karzeł li karłem jest dla świata,
Choćby miał ojcem Goliata
[90].
WÓJT
Wielkie wspomnienia krzepią ludzi.
BRAND
2650Gdy przez nie czyn się nowy budzi,
Lecz dla was wiek ten dawnej chwały
Łożem gnuśności jest ospałej!
WÓJT
Pierwsze me słowa i ostatnie:
Pan chyba zębów swych nie zatnie,
2655Lecz pójdzie sobie w szerszy świat.
Nikt tu, choć każdy chciałby rad,
Postępków pana nie rozumie;
Obcy twój pogląd w naszym tłumie.
A jeśli trzeba ten nasz lud
2660Pociągnąć wiarą w lepsze dnie,
Ten obowiązek zostaw mnie,
Mężnie ja spełnię taki trud!
Całe me życie jest dowodem,
Że obowiązek szedł mi przodem:
2665Przeze mnie lud się nasz podwoił,
Niemal potroił, nędzę-m koił.
Nowe dla życia tutaj środki
Znajdując, widzisz, na tej wiotkiej,
Kamiennej glebie; w ciągłej walce
2670Z twardą naturą, my, ospalce,
Parliśmy naprzód, niby parą.
Młodość odświeża ziemię starą,
Powstają drogi, pną się mosty…
BRAND
Lecz nie od wiary do żywota.
WÓJT
2675Od fiordu idzie poręcz złota
Aż po lodowiec po tej prostej
Stromej krawędzi!…
BRAND
Nie pomiędzy
Czynem a myślą…
WÓJT
2680Przenajprędzej
Trzeba użyźniać tak powoli
Kęsek po kęsku ten szmat roli,
Człekowi możność bytu dać!
O tym myślała nasza brać,
2685Nim jeszcze pański duch w nią wlazł.
Od razuś baczył pośród nas,
By światłość lampki i blask zorzy
Złączyć północnej… Cóż się tworzy
Z tej mieszaniny?… Jakie błysły
2690Z tego promienie? Lud swe zmysły
Ponoś utracił, nie wie sam,
Gdzie szukać prawdy, gdzie jest kłam,
Nie wie, kto mały, a kto wielki,
Gdzie szukać rzeki, gdzie kropelki,
2695Nie wie, wciąż błądząc pośród pól,
Co jest pokuta, a co ból,
Widzisz, niewinny. Mówię święcie:
Wszystkoś pogrążył pan w zamęcie,
Huf, co zwyciężać miał złączony,
2700Dzisiaj się rozpadł na dwie strony.
BRAND
Mów pan, o, mów pan jak najdłużej,
Wcale mnie słowo twe nie znuży.
Człek swego pola nie wybiera —
W kim mieszka jasna chęć i szczera,
2705Temu głos boży wciąż powiada:
Tutaj twe miejsce!… Trudna rada!
WÓJT
Owszem, niech będzie! Tylko, panie,
Niech każdy w kole swym zostanie!
Wielkiej doznaję ja pociechy,
2710Patrząc, jak ludzkie mażesz grzechy.
Na to sążnistych trzeba słów!
Jeno nie lubię, kiedy znów
Zamienić chciałbyś na niedzielę
Powszedni dzionek: to za wiele!
2715
BógTo wywieszanie ciągłe flag
Juści-ć wygląda, panie, tak,
Jak gdyby w fiordzie, w każdej łodzi
Siedział sam Pan Bóg!… To już szkodzi!
BRAND
Chcąc według pańskiej działać rady,
2720Zmienić by trzeba swoją duszę,
A to nie idzie! Żyć ja muszę
Swym tylko dziełem, w jego ślady
Prowadzić ludzi, by jaśniała
Naokół ścian mych jego chwała.
2725Twój lud, uśpiony przez swe wodze,
Na bożej musi stanąć drodze!
W tej zasad waszych ćmie
[91] ponurej
Wyrzekł się górskiej swej natury,
Tu wasz poziomy Bóg do góry
2730Piąć mu się wzbrania — Bóg ten, który
Do cna walczącą czerń ogłupia,
Że wraz
[92] się staje niby trupia.
Wyście wyssali z niego krew,
W tchórza się zmieni dawny lew,
2735Serce na miazgęście im starli,
Niby są z brązu, a umarli!
Lecz choć ta gawiedź dziś spokojna,
Jutro wam huknie w uszy: Wojna!
WÓJT
BRAND
WÓJT
Bardzo ładnie:
Pan pierwszy w wojnie swojej padnie!
BRAND
Że ten zwyciężył, który padł!?
WÓJT
2745Brand! Brand! Stanąłeś na przełomie!
Obyś pan kiedy zbyt widomie
[93]
Nie pożałował stawki
[94] swojej!
BRAND
Nie pożałuję! Stawka stoi!
WÓJT
Jeśli pan przegrasz, życie pana
2750Będzie jak stawka zmarnowana!
Masz, czego tylko zachce dusza!
Spadek ojcowski cię nie wzrusza?
Masz, czego można chcieć na świecie:
Miłą masz żonę, drogie dziecię,
2755Fortuna nęci cię spłoniona,
Niby dojrzałych jagód grona.
BRAND
A cóż, jeżeli tej fortunie
Pokażę plecy? Jeśli trzeba
Pogardzić takim kęsem chleba?
2760Cóż będzie wówczas?
WÓJT
Wszystko runie!
Z naszej zapadłej, nagiej dziczy
Wynieś swój sztandar wojowniczy!
Idź na południe, do wybrzeży:
2765Tam obiecany kraj-ci leży
Dla takich śmiałków! Tam bogaci
Ludzie w odwagę, tam niech płaci
Krwią swoje męstwo ludzka gmina!
Tu lud nie daje krwi, on zgina
2770Tutaj się w pocie, o chleb swój
Z głazem i śniegiem tocząc bój.
BRAND
Ja tu zostanę! Jasna rzecz:
Tu moje gniazdo i mój miecz
Zostanie tutaj!
WÓJT
2775Wiesz, co z klęski
Wynosi człowiek niezwycięski?
Co już na zawsze traci?
BRAND
Siebie
Stracę na zawsze, gdy w potrzebie
2780Zechcę się cofać…
WÓJT
Rzec ci mam,
Iż na nic walka, gdyś jest sam.
BRAND
WÓJT
A zaś ze mną
2785Są najliczniejsi!
odchodzi
BRAND
patrzy za nim
Nadaremną
Ta twoja troska… Szkoda trudu…
Prawdziwy, pełnej krwi wódz ludu!
Szlachetnej myśli, dzielnej dłoni,
2790Gorącej duszy, mądrej głowy,
W swoim rodzaju postępowy,
Przed nowym czasem się nie broni,
Jednak prawdziwy bicz to boski
Dla swej dziedziny, dla swej wioski.
2795Lawiny, wichry, mory, głody,
Wylewy rzek i mróz i lody
Nie dadzą wpół się tak we znaki
Nieszczęsnym ludziom, niż człek taki…
Zaraza życie ci odbierze,
2800Lecz człowiek ciasny w takiej mierze,
Jak ten, od razu wszystko niszczy!
Sny najpiękniejsze w kupę zgliszczy
Zmieni podobny schrypły duch!
Tamuje wszelki świeży ruch.
2805Harmonię kłóci najwdzięczniejszą!
Przezeń się wszystkie szczyty zmniejszą,
On błyskawiczny tłumi grom,
Siłę odbiera wielkim snom,
Z których się czyny wielkie rodzą,
2810Karleje świat pod jego wodzą —
nagle z przerażeniem
Żadnej, a żadnej wiadomości?
Przecież — — —
biegnie naprzeciw zbliżającego się Doktora
Czy od niej idziesz w gości
Do nas?
DOKTÓR
2815Przed sędzią już jest swym.
BRAND
DOKTÓR
Iżem nie widział, aby w skrusze
Skończyła życie. Skąpstwo złym
2820Snać
[95] jest doradcą — nazbyt mało
Czasu przed śmiercią jej zostało.
BRAND
patrzy przed siebie w głębokim przerażeniu
DOKTÓR
Być to może,
Iż jej przebaczą sądy boże.
BRAND
po cichu
2825Co rzekła, uchodząc z naszych dróg?
DOKTÓR
To li wyrzekła szeptem: Bóg
Nie jest tak twardy, jak mój syn.
BRAND
słania się z bólu na ławkę
Jednaki wszędzie kłamstwa czyn:
W śmierci, w upadku! Wszędy, wszędy!
twarz chowa w dłoniach
DOKTÓR
zbliża się do niego, przygląda mu się
i wstrząsa głową
2830Umarłym czasem chciałbyś, panie,
Nowe zgotować zmartwychwstanie,
Dać inne siewy, inne pędy!
Pan, zdaje mi się, masz nadzieję,
Że do dzisiejszych dni istnieje
2835Przymierze ludzi z mocą Boga.
Sąd ostateczny, potępienie
W żadnej już dzisiaj nie jest cenie;
Przykaz dzisiejszy: ludzkim być!
BRAND
patrzy w górę
2840Ludzkim! Ten wyraz dzisiaj wzdyć
W ostatnim znamy już zakątku!
Szuka ukojeń, jeśli nie chce,
Albo nie może zdziałać nic!
Wyraz ten błaznów wszystkich łechce,
2845Którzy na czynu li połowę
Pragną mieć siły swe gotowe.
Ludzie bezwstydni, czelnych lic,
Pod jego hasłem łamią śluby;
Pod jego hasłem, by ujść zguby,
2850W lot uciekają się do skruchy.
Według was, niskie, karle duchy,
Ludzkim wnet będzie wszelki człek.
Kiedy żył Chrystus? Gdyby On
2855Rządził był wówczas światem, skon
Pana na krzyżu byłby zbędny:
Bóg taki ludzki, taki względny,
Byłby był skon, co zbawił światy,
Zastąpił sztuczką dyplomaty…
chowa głowę w dłonie, w posępnym milczeniu
DOKTÓR
po cichu
2860Wyładuj-że się, biedne serce!
Najlepiej, gdybyś w tej rozterce
Mogło wypłakać falę łez!
AGNIESZKA
pojawia się na schodach, szeptem przerażona, blada, do doktora
O, spiesz się! Boże! Czyż to kres!?
DOKTÓR
Taka wzburzona! Cóż ci, dziecię?
AGNIESZKA
2865Straszliwa troska serce gniecie!
DOKTÓR
AGNIESZKA
ciągnie go za sobą
Chodź co prędzej!
O, tam nasz synek! Obraz nędzy!
wchodzi do izby, niespostrzeżona przez Branda
BRAND
cicho do siebie
Śmierć bez pokuty! Śmierć, jak życie!
2870Palec w tym boży już nie skrycie,
Lecz jawnie działa! Bóg ode mnie
Żąda dziś, czego nadaremnie
Żądałem od niej… Gorze, gorze,
Iżem ją odbiegł w takiej porze!
wyprostowuje się
2875Syn jej,
Walkarozpocznę siły swymi
Bój nieustanny na tej ziemi;
Krzyżowiec boży, walkę pocznę,
Aby zwycięstwo duch bezzwłoczne
Miewał nad ciałem! Bóg mi dał
2880Spiż swojej wargi, gniewu szał
Przelał mi w serce; wzrost wspaniały
Mej woli łamać będzie skały!
DOKTÓR
w towarzystwie Agnieszki zjawia się na
schodach i woła do Branda
Precz z tego domu! Rzuć te przęsła!
BRAND
Nie! Choćby ziemia się zatrzęsła!
DOKTÓR
BRAND
Me nadzieje!
Mój Alf! Me dziecko! Pan szaleje!
chce wejść do wnętrza
DOKTÓR
powstrzymuje go
O nie! Pozostań! Błagam ciebie!
2890Z mroźnym, północnym jego tchem,
Z tą mgłą wilgotną — czyż ja wiem?
Ta jedna zima w takiej mroczy,
I syn twój słońca już nie zoczy!
Ucieczka tylko zbawić może
2895Chociażby nawet jutro…
BRAND
Boże!
Nie! Dzisiaj wieczór! Nie! W tej chwili,
Niech syn mój piersi swe posili!
Żaden już mroźny wiew nie będzie
2900Ranił mi dziecka!… Precz, krawędzie
Tych opok zimnych! Tak, do snu
Utul go naprzód i co tchu
Uciekaj precz od tej mogiły!
O ma Agnieszko, syn nasz miły
2905Bliski był śmierci, całun szary
Przędły mu ręce strasznej mary.
AGNIESZKA
Czułam zabójcze to zjawisko,
Lecz nie myślałam, że tak blisko.
BRAND
do Doktora
Przysięgasz pan, że go ocali
2910Szybka ucieczka z naszej wioski?
DOKTÓR
Kogo ojcowskie strzegą troski
I w dzień i w nocy, ten-ci dalej
Żyć będzie zdrowy…
BRAND
do Agnieszki
2915Okryj go ciepło! W puch go miękki
Otul, ma żono! Od wybrzeży
Już tu wieczorna wilgoć bieży.
Agnieszka znika w głębi domu
DOKTÓR
w milczeniu spogląda na Branda, który nieruchomo patrzy w kierunku drzwi; następnie podchodzi ku
niemu, kładzie mu rękę na ramieniu i mówi
Dla innych, panie, jak z urzędu,
A zaś dla siebie tyle względu!
2920Dla drugich nie ma dzisiaj: „mało,
Albo też wiele!” Pozostało
To jedno: wszystko lub też nic!
Za to samemu płyną z lic
Łez babskich strugi, twarz się zmienia,
2925Jeżeli prawo wyrzeczenia
Trzeba stosować i do siebie!
BRAND
DOKTÓR
Ot, w potrzebie
Jest tak i owak! Tam dla matki
2930Słowa srogości arcyrzadkiej:
Przeklęta będzie, gdy się wzdraga
Zbyć się wszystkiego i zejść naga
Do swej mogiły. Ileż razy
Padały klątw tych straszne głazy
2935Na serce duszy, troską zdjętej!…
A teraz sam on przez odmęty
Na potrzaskanej losem łodzi
Śród przeznaczenia mknie powodzi,
I oto jeden liścik dłużny
2940Zbyt mu już cięży… Ano, różnej
Potrzeba miary… I ta księga,
Z której się gromki grom wylęga
Na biednych braci, idzie na dno!
W takiej wichurze można snadno
[96]
2945Dziecko swe stracić już na wieki!
A zatem precz stąd! W świat daleki!
I zwłoki matki rzuci marnie,
Swój dom, swój zawód, swą owczarnię!
Ot, księże, tyle w tobie krzepy!
BRAND
chwyta się zrozpaczony za głowę, jak gdyby
chciał zebrać myśli
2950Czym był, czy teraz jestem ślepy?
Ojcu pan dałeś posłuch w sobie!
Zarzutu z tego ci nie robię.
Dla mnie ta dusza twa złamana
Wyrasta wyżej nad tytana…
2955Bądź zdrów, mój księże… Tak wypadło,
Iżem ukazał ci zwierciadło:
Patrz, jak wygląda człowiek, który
Chciałby wywracać, walić góry!
odchodzi
BRAND
patrzy przez chwilę przerażony przed siebie,
nagle, namiętnie
Teraz — czy wówczas byłem w błędzie?
Agnieszka zjawia się we drzwiach, w płaszczu, zarzuconym na plecy, z dzieckiem na ręku; Brand jej nie widzi.
Agnieszka chce mówić, ale wyrazy utkwiły jej w gardle
z przerażenia, spostrzega bowiem wyraz jego twarzy. W tej
samej chwili wpada furtką ogrodową Mężczyzna.
Słońce zachodzi
MĘŻCZYZNA
2960Posłuchaj, księże, masz tu wroga!
BRAND
przykłada rękę do piersi
MĘŻCZYZNA
Strzeż wójta się, na Boga!
Wielu zebrało twe orędzie,
Lecz słowa jego nas uwiodły;
2965Jął
[97] opowiadać człek ten podły,
Że wnet opuścisz tę plebanię,
Że — takie jego jest gadanie —
Rzucisz nas wszystkich, gdyż twa matka
Właśnie umarła…
BRAND
2970A jeżeli
Z wami się wójt nasz prawdą dzieli?
MĘŻCZYZNA
Nie! Nie uwierzym do ostatka!
Znane nam wszystkim są przyczyny:
Tyś stanął przeciw, ty jedyny
2975Nie chciałeś ugiąć przed nim karku —
Takie to źródło jest poswarku!…
BRAND
niepewnie
A jeśli jednak prawdę rzekł?
MĘŻCZYZNA
Wówczas kłamliwy byłeś człek.
BRAND
MĘŻCZYZNA
2980A ileś mówił razy,
Że spełniasz boże li rozkazy,
Że cię do boju wybrał Pan,
Że tu twe miejsce, gdzie nasz łan,
Że tu masz świętą wojną wieść
2985I że na wieki stracił cześć,
Że hańby swojej już nie zmaże,
Kto się nie ostał przy sztandarze,
Żeś ty powołan! Twoje słowa
Niejeden w głębi serca chowa.
BRAND
2990Nie! Uszy tłumu zawsze głuche,
Nie wyda liści drzewo suche.
MĘŻCZYZNA
Ty wiesz to lepiej… W nieba stronę,
Pną się dziś serca, posilone
Twoją nadzieją…
BRAND
2995Lecz gromada
Stokroć liczniejsza, gdzie noc włada!
MĘŻCZYZNA
Tyś jest światłością, która świeci,
A zaś gromada — nie obleci
Tłum mnie — tu liczba nic nie znaczy!
3000Sam tutaj stoję, człek prostaczy,
Który ci mówi: Idźże sobie,
Jeżeli możesz! Cóż ja zrobię?
Nieznana mi jest mądrość ksiąg,
Lecz przepełnione serce moje!
3005W tobie znalazłem swą ostoję,
Twoich chwyciłem ja się rąk —
Ty nie odepchniesz mnie! Bez ciebie
Życie się moje w grób zagrzebie,
Nie wierzę, abyś zadrwić mógł:
3010Ksiądz nie opuści mnie, ni Bóg!
odchodzi
AGNIESZKA
trwożliwie
Białe masz lica, zblakłe wargi —
Serce wyrzuca straszne skargi.
BRAND
Każdy mój wyraz rozegrany,
Co się odbijał o te ściany,
3015Dziś się w wyrzutów zmienił słowa.
AGNIESZKA
postępuje krok naprzód
BRAND
AGNIESZKA
Wypełnić matki obowiązek!
GERDA
przebiega drogę i zatrzymuje się u furtki ogrodowej; klaska w ręce i woła z szaloną radością
Nie ma księdza! Precz z gałązek
3020Sfrunął ksiądz nasz! Wszerz i wzdłuż
Od tych dolin, od tych wzgórz!
Krasnoludki, karły, trolle
Zalegają w okrąg pole,
Czarnych, złych podjadków krocie
3025Naokoło mnie obsiadły,
Serce, oczy tłum zajadły
Do cna wygryzł mnie, sierocie.
Precz, wy ludu kusiciele!
Mnie potrzeba mało wiele!
BRAND
3030Co majaczysz, biedne dziecię?
Ja przed tobą stoję przecie!
GERDA
Ty! To prawda! Lecz nie ksiądz!
Hen! Z czarnego wierchu spadł
Ten mój jastrząb! Sfrunął w świat,
3035Przestwór wokół dziko tnąc!
Frędzlą zwartą i ostrogą,
Sfrunął w mgłę szaloną, srogą,
Siodłem trzęsąc, cugle rwąc,
Na nim siedzi ten nasz ksiądz!
3040Pusty dzisiaj kościół mamy,
Już zawarte wszystkie bramy,
Nie powróci jego czas,
Ksiądz na zawsze rzucił nas!
Teraz we czci kościół mój,
3045Przypatrzże się, hejże, stój!
Mego w nim dziś księdza macie!
Mszę odprawi wam w ornacie,
Który zima mu utkała.
Chodźże, chodź, gromado cała!
3050Chcesz go słyszeć? Oto masz!
Pusty jest dziś kościół wasz!
Gdy mój ksiądz podniesie głos,
Świat otrząśnie się z swych ros!
BRAND
Tłumią się w twej duszy chorej
3055Jakieś bóstwa i upiory.
GERDA
wchodzi furtką ogrodową
Co za bóstwa? Niepowszednie
Prawisz mi tu głupstwa, brednie!
Cóż ja dam ci? Czym usłużę?
Jakieś dzikie, małe, duże,
3060Barwne, strojne, zawsze złote…
Masz li z nimi swą robotę?
Bóstwa? Słyszysz, widzisz ty je?
A w tej chwili czyje-ż, czyje
Jakby ręce, jakby nóżki?
3065Coś wygląda spod poduszki
Jedwabistej, strojnej, miękkiej!
Jakieś dziecko? Śpi? O lęki!
Coś się trwoży! Przykryjże je!
I to bóstwo! Tak się dzieje!
AGNIESZKA
do Branda
3070Mam li prośby? Zdroje łez?
Dla mnie snać już przyszedł kres!
Z trwogi patrzę nieprzytomna!
BRAND
Snać ktoś wyższy przysłał do mnie
Tę istotę! Gorze! Gorze!
GERDA
3075Czy słyszałeś, jak na dworze,
Na tej turni ośnieżonej
Biją wszystkie, wszystkie dzwony?
Snać zwołują do kościoła!
Tłumy strachów dookoła,
3080Rój podjadków, dawno zmarły,
Krasnoludki, trolle, karły,
Które ksiądz uwięził w morzu,
Pojawiły się w przestworzu.
Nie wstrzymują ich pieczęcie
3085Klątw tych, które tak zawzięcie
Ksiądz na rój ten rzucał tłumny!
Opuszczają groby, trumny:
Strząsa z siebie chłód lawiny
3090Tłum dzieciątek, krzyczy w krąg:
Ojcze! Matko!… Męko mąk!
Baby cisną się i chłopy,
Tam chałupnik idzie w tropy
Za swoimi; chałupnica,
3095Nachyliwszy swego lica,
Karmi piersią zmarłe dziecię.
Widzieliście ją na świecie
Tak wesołą — co to jest? —
Kiedy szła na dziecka chrzest?
3100Gdy ksiądz uciekł, od tej chwili
Ludzie jakby znów odżyli.
BRAND
Precz ode mnie! Nocny mrok
Stworzy jeszcze większy tłok
Widm, upiorów w mgieł zawieje…
GERDA
3105Patrzcie! Patrzycie! On się śmieje!…
On, siedzący wedle
[98] drogi,
Zrywa się na równe nogi,
Zapisuje w księdze swej
Każdą duszę z skalnych kniej,
3110Każdą sobie uprzytomni,
O niewielu on zapomni,
Toć dziś pusty kościół mamy,
Zawarte już wszystkie bramy,
Nasz ksiądz proboszcz — jasna rzecz —
3115Na jastrzębiu uciekł precz!
przeskakuje opłocie ogrodu i gubi się w skałach
AGNIESZKA
zbliża się do Branda i mówi głosem
stłumionym
BRAND
patrząc na nią z osłupiałym wzrokiem
A którędy?
Tędy pójdziem, czy tamtędy?
AGNIESZKA
cofa się przerażona
BRAND
zbliża się do niej
3120Juści-ć, żono,
Byłem wprzódy księdzem pono,
Niźli ojcem.
AGNIESZKA
cofa się jeszczce dalej
I sam Bóg,
Gdyby tak się pytać mógł,
3125Czyż odpowiedź jaką dam?
BRAND
postępuje znowu za nią
Mów, jak matka! Nie wiem sam!
Ty ostatnie słowo masz!
AGNIESZKA
Żona-m twa! Ty drogę wskaż,
Na twój rozkaz zegniem kark
3130Ja i ty!…
BRAND
chce ją pochwycić za ramię
Weź od mych warg
Ten wyboru kielich! Biedy
Ujmij mojej!
AGNIESZKA
cofa się i opiera o drzewo
Czyżbyś wtedy
3135Zwał mnie jeszcze matką? Powiedz!
BRAND
Nagły błysk na mój manowiec!
AGNIESZKA
z mocą
Masz ty jeszcze wybór jaki?
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
chwyta ją silnie za rękę
Życie daj lub śmierć na szlak,
Który mej odwagi czeka
AGNIESZKA
Niechże duch twój iść nie zwleka
Za rozkazem twego Boga!
chwila milczenia
BRAND
AGNIESZKA
bezdźwięcznie
BRAND
milczy
AGNIESZKA
wskazuje na furtkę ogrodową i pyta
BRAND
wskazuje na drzwi, prowadzące do izby
AGNIESZKA
Co masz tu u mnie,
3150Mogę wznieść ku niebu dumnie,
Wielki Boże! Twe to mienie!
Na to moje dziś wołanie
Przerwij i Ty swe milczenie!
BRAND
patrzy chwilę osłupiały przed siebie, wybucha łzami, załamuje ręce nad głową, rzuca się na schody i woła
Daj mi światła, Jezu Panie!
KONIEC AKTU TRZECIEGO.
Akt czwarty
Wieczór wigilijny na plebanii.
Izba pogrążona w mroku. Główne drzwi w ścianie tylnej;
po jednej stronie drzwi, po drugiej okno. Agnieszka
siedzi w sukni żałobnej przy oknie i patrzy w mrok.
AGNIESZKA
3155Nie powraca, nie powraca!
Co za pustka w tej godzinie!
Czekam, patrzę, próżna praca,
Serce me z tęsknoty ginie.
O, jak smutnie! O, jak smutnie
3160Śnieg pokrywa lasów szczyty,
Wnet i kościół nasz pokryty
Legnie niby w szarym płótnie.
nasłuchuje
Furtka skrzypi… Męskie kroki.
biegnie ku drzwiom i otwiera
Tyś to, luby? Dość tej zwłoki!
Brand wchodzi osypany śniegiem, w ubraniu podróżnym, które podczas następnych słów zdejmuje z siebie
AGNIESZKA
zarzucając mu ramiona na szyję
3165Długo byłeś poza domem,
O, nie odchodź już ode mnie!
Z widm naporem, z trosk ogromem
Walczę sama nadaremnie.
Co za klęska na nas spadła
3170W dniach tych, w onej nocnej dobie!
BRAND
Dziecię, masz mnie znów przy sobie!
zapala świeczkę, słabe rzucająca światło na izbę
Czemu taka twarz pobladła?
AGNIESZKA
Nie sypiałam… tak, z tęsknoty!
Czas uchodził bez wesela,
3175Kiedyś odszedł, drogi, złoty!
Odrobinę… Niebogata
Wiązaneczka, jeszcze z lata,
Z góry, widzisz, przeznaczona
3180Na to drzewko — dań zielona,
Tak, dla niego! To wiązanie
I dziś także on dostanie!
wybucha łzami
Boże!… A tam pada śnieg —
BRAND
Tam — na cmentarz, gdzie on legł.
AGNIESZKA
3185Ach ten wyraz! Święte Nieba!
BRAND
Przyzwyczaić ci się trzeba.
AGNIESZKA
Tylko nie dręcz tak straszliwie!
Dusza moja ledwie żywie
[99],
Krew ocieka jeszcze z rany,
3190Z kości moich szpik wyssany —
Nie powstrzymam się od łez,
Aż nadejdzie złego kres,
Aż się wszystko lepiej złoży…
BRAND
Tak obchodzim dzień ten boży?
AGNIESZKA
3195Nie! Lecz wybacz! Wspomnij proszę,
Jakie były to rozkosze
Jeszcze, widzisz, w zeszłym roku…
Potem — febra
[100] — jak to boli!
I dziś on…
BRAND
twardo
AGNIESZKA
z krzykiem
O, daj spokój
Temu słowu!
BRAND
3205I wyrzucaj z całych sił,
Choćby strach cię w kłębek wił,
Słowo, które cię przeraża!
ŻałobaBije na nas moc cmentarza,
Jako fala bije w łódź
3210Niespodzianie!…
AGNIESZKA
Rzuć to, rzuć!
Wszak i duch twój dzisiaj nie wie,
Jak zagasić to zarzewie,
Które ci ten wyraz nieci!
3215Pot na czole twoim świeci,
Wywołany jego tchem!
BRAND
Pot, co lśni na czole mem,
To fiordu wilgna sól.
AGNIESZKA
A ten w oku twoim ból,
3220Ból kroplisty, czy to lód
Roztopiony, który wprzód
Lśnił na mroźnych ścianach skał?
Jakbyś płynny kruszec lał,
Tak on pali! Serce twoje —
3225Oto źródło!…
BRAND
My oboje
Bądźmy mężni! Złączonemi
Walczmy siły
[102] o kęs ziemi,
Wydzieranej trosce naszej,
3230Niech nas żaden ból nie straszy!
Jakiż ze mnie był to mąż!
Wciąż śród burzy, w wichrach wciąż,
Śród spienionych groźnych fal!
Mewa mknie z przestrachu w dal,
3235Wał
[103] na pokład się nasz wspina,
Maszt się łamie, pęka lina,
Szalejący siecze grad,
Żagiel zdarty już na szmat,
Groźne strzępy w groźnym wirze,
3240Fala z grzmotem łódź nam liże,
Nie przestaje tryskać, róść,
Jęczy, zda się, każdy gwóźdź,
Śród straszliwych, czarnych chmur
Grzmią lawiny gdzieś od gór.
3245Zbladło ośmiu mych wioślarzy,
Na ich sinej, trupiej twarzy
Lęk i trwoga, a przy sterze
Ja, bez strachu, w żarnej wierze
Słowa sypię płomieniste —
3250Tak mi było, że zaiste
Moc się ma do mego dzieła
Od samego Boga wzięła.
AGNIESZKA
Łatwo czoło stawiać burzy,
W niebezpiecznej stać podróży,
3255Lecz spójrz na mnie: ja w tym żlebie
Martwe moje życie grzebię,
Mej powszedniej, marnej troski
Nie zakłóci rozkaz boski,
By się dusza spłomieniła
3260W jakimś czynie! Snać
[104] mogiła,
A nie świat to, co do szczytu
Rwie nas w górę! Gdybyś ty tu
Siedział, mężu, w takim cieniu,
Prawiłbyś o zapomnieniu?
BRAND
3265Ty nic nie wiesz dziś o czynie?
Może właśnie dziś jedynie
Czyn masz spełnić najgłówniejszy?
Może twój ten ból dzisiejszy
Zyska korzyść z mych katuszy?
3270Często łza mi oko prószy,
Duch mój milknie, umysł mięknie —
Zda się, iże szczęście pięknie
Służy temu z woli Boga,
Kto do syta, żono droga,
3275Płakać może! W takim czasie,
Gdy tak płaczę, wraz
[105] mi zda się,
Jakby mi się jawił Bóg,
Jakbym wówczas i ja mógł
Tulić się do Jego łona,
3280Jakby dusza obarczona
Wyzwalała się z swej troski,
Wzięta w uścisk ten ojcowski.
AGNIESZKA
BógObyś nań tak patrzył zawsze,
Obyś widział najłaskawsze
3285Oko ojca, a nie pana!
BRAND
Czyż ja, żono ukochana,
Przeciw Niemu stawać mogę?
Mam hamować Jego drogę?
Przed zmysłami on dziś mymi
3290Musi stać, jak świat, olbrzymi,
Mocny, wielki — takim wraz
Chcę go mieć i w nasz ten czas,
Choć tak marny! Ty atoli
Możesz zbliżać się do woli
3295Do ust Jego, na frasunek
Brać ojcowski pocałunek,
Pić ze źródła wszechmiłości,
Gdy w twej duszy trud zagości,
Spocząć przy nim i z powrotem
3300Pocieszona odejść potem,
Aby, mając jego ognie,
W swych źrenicach krzepić męża:
Niechaj siły swe wytęża
Na czyn nowy! Niechaj pognie
3305
To ci jest małżeństwo pono
Najprawdziwsze, jądro, sedno,
Że, gdy walczyć musi jedno,
Wówczas drugie rany leczy.
3310W tym objawia się treść rzeczy,
Jednia przez to straszne dwoje!…
Wówczas, kiedyś życie swoje,
Oddzielając się od świata,
Oddawała, w hart bogata,
3315Mnie — tak, wówczas to mi dano,
Żeś mi wniosła jako wiano
[106]
To, iż walczyć mam do końca
W krew pijących żarach słońca,
Lub w wilgotnych chłodach nocy,
3320Pełen wiary, pełen mocy,
Ty zaś masz w zmęczeniu mojem
Świeżym rzeźwić mnie napojem
Swej miłości, masz nawzajem
Swej dobroci gronostajem
3325Umilać mi pancerz mój!
Oto, gdy ja idę w bój,
Twego czynu treść niemała!
AGNIESZKA
Temum ja się dziś oddała,
Ale wszystko nadaremnie!
3330Wszystkie myśli, plany we mnie,
Wszystkich pragnień moich praca
Do jednego ciągle wraca —
Wszystko to li
[107] sen jedynie!
Lecz to razem z łzami spłynie
3335I ja znowu znajdę siebie,
W obowiązku się zagrzebię!
Przyszło do mnie z swej izdebki,
Przyszło świeże, jasne, zdrowe,
3340Tak, jak dawniej — drobną głowę
Do posłania mego tuli,
Wznosi drobne swe rączęta.
Jeno
[108] była coś zziębnięta
Ta dziecinka w swej koszuli.
3345Zdało mi się, że dłoń skrzepła
Błaga choć o krztynę ciepła…
Zerwałam się —
BRAND
AGNIESZKA
O, tak! Marzła ta nieboga!
3350A inaczej czyż być może,
Gdy ma z desek zimne łoże?
BRAND
Nie wyciągaj zwłok spod śniegu!
Alf w aniołów dziś szeregu!
AGNIESZKA
odsuwa się od niego
Grzeb się, póki sił ci stanie,
3355W mej katuszy, w mojej ranie!
Zwij zwłokami go, on przecie
Zawsze, zawsze moje dziecię.
Ciało dzielić mam i duszę?
O, tak prędko, wyznać muszę,
3360Odróżniać się nie nauczę:
Straciłam do tego klucze!
To i tamto dla mnie jednem:
Alf, co tu pod śniegiem leży,
I ten Alf, co tam w odzieży
3365Lśni anielskiej.
BRAND
Nim z twym biednem
Będzie sercem spokój, juści
Dużo krwi twa rana puści.
AGNIESZKA
Weź łagodnie się do dzieła,
3370A ma dusza nie zginęła,
Otocz mnie swą mocną ręką,
Ale niechaj będzie miękką
Rada twoja, mężu mój!
Mówią, że, gdy jaka dusza
3375O koronę życia rusza
W ciężką walkę, w twardy bój,
Słowa twe są jako grom!
Czyż nie nadasz swoim tchom
Dźwięku pieśni, co w sen pieści
3380I najkrwawszy zjaw boleści?
Nie masz słowa w swym ukryciu,
Co nas nurza w świetle, w życiu?
Bóg twój chodzi w twardej zbroi,
O mą boleść On nie stoi
[109],
3385Z biednej matki drwi, nie krzepi —
BRAND
Myślisz, że ci będzie lepiej
Z Bogiem z tych dawniejszych lat?
AGNIESZKA
Niech nie cofa się nasz świat!
Przecież nieraz mi się zdaje,
3390Że przede mną lśnią się kraje,
Które zgasły w twej pamięci,
Że mnie dawne szczęście nęci.
Łatwo dźwignąć, ponieść trudniej —
Tak przysłowie dawne prawi.
3395Stopy mi twa droga krwawi,
W uszach mi twa wola dudni,
Twoja praca, twoje cele,
Twe pragnienia — to za wiele
Dla mnie, biednej; ten ponury
3400Żleb, ten fiord, te ciasne góry.
Ta samotność, te nawały
Wspomnień… jeno, że za mały
Kościół…
BRAND
jakby trafiony gromem
Kościół?… Myśl to może,
3405Która krąży już w przestworze?
A dlaczego?
AGNIESZKA
potrząsając smutnie głową
Zna przyczyny serce chore?
Czasem chce się uciec doń —
3410Jakiś nastrój, niby woń,
Którą wiatry tu — nie wiada
Skąd — przywiały swoim tchem.
Lecz to jedno w duszy wiem,
O tym serce mi wciąż gada,
3415Że nasz kościół jest za mały.
BRAND
Jakiż to zawładnął ninie
[111]
Duch w tej naszej biednej gminie?
Jakież żądze tu powstały?
Nie od dziś ta myśl mnie znana!
3420Wszakżeż i ta obłąkana
Wyrzekła ją kiedyś jasno:
„Tam jest śmierć, tam jest za ciasno!”
A i to, co słyszę oto,
Nie jest jasne, jako złoto,
3425Nie z czystego źródła cieknie.
Ileż mi to kobiet rzeknie —
Tak bywało — w oczy, w twarz:
„Brand, za mały kościół nasz!”
A jeśli ten potok skarg,
3430Co z kobiecych płynie warg,
Jest tęsknotą, którą mogę
Ja ukoić?… Na mą drogę
Bóg cię zesłał, żono luba,
By mnie tutaj wzdyć zaguba
3435Nie spotkała, kiedy w mroczy
Stracą cel swój ślepe oczy.
Żadna cię pokusa podła
Z toru twego nie uwiodła.
Gdy zdawało się, że ginę,
3440Ty od razu mą dziedzinę
Pokazałaś; gdym się prawie
Równał z Bogiem, ty, w obawie
O mą przyszłość, od mej głowy
Los odpędzasz Dedalowy
[112].
3445O Agnieszko, twa to siła
K memu wnętrzu odwróciła
Te surowe moje lica.
Słowa twego błyskawica
Wlewa pewność znów w mój los,
3450Światłem dla mnie jest znów głos,
Ten twej świętej wargi grom!
Mały jest nasz boży dom:
Wielki wznieśmy Mu przybytek!
Dziś ten zdrój światłości wszytek
[113]
3455Widzę w tobie stokroć jaśniej,
Niż gdykolwiek. O, nie gaśnij!
Cofnij prośbę nadaremną,
Zostań ze mną! Zostań ze mną!
AGNIESZKA
A więc, domie ty żałoby,
3460Na wieczyste ja cię doby
Dziś zamykam! Na zawory,
Na grobowe twoje bramy
Dziś pieczęcie nakładamy,
Twierdzo wspomnień! Od tej pory
3465Niech oddziela mnie od ciebie
Zapomnienie! Niepokoje,
Wszystkie biedne myśli moje
W jego głębi ja pogrzebię —
Wszystkie niechaj w nim utoną:
3470Ja chcę być li twoją żoną!
BRAND
W górę wiedzie nasza droga.
AGNIESZKA
Nie za stroma!… To daremnie!
BRAND
Wyższy głos przemawia ze mnie.
AGNIESZKA
Sameś uczył, że u Boga
3475Płomienista wola zawsze
Znajdzie snać jak najłaskawsze
Powitanie, chociaż w świecie
Nie zwycięży…
chce odejść
BRAND
AGNIESZKA
z uśmiechem
3480Jeśli kiedy, to dziś zgoła
Do roboty dom mnie woła;
Zbyt rozrzutnie, zbyt bogato,
Tyś mnie nawet łajał za to,
Poczynałam sobie, pomnę,
3485W tę ostatnią wilię: wszędy
Pełno światła, ja w te pędy
Znoszę stosy przeogromne
Cukrów, ciastek i zieleni —
Od błyskotek dom się mieni,
3490Śmiech i radość naokoło!
I dziś ma nam być wesoło,
Więc dlatego co tchu lecę,
Pozapalać w domu świece,
Przyozdobić go porządnie,
3495Aby Bóg, jeśli zaglądnie
Poprzez drzwi te, miał przed sobą
Swoje dzieci, co, z żałobą
Już zerwawszy, nie są ślepi
Na moc Jego, jak najlepiej
3500Święto Jego dziś obchodzą!
Czyż me siły mnie zawodzą?
BRAND
przyciska ją do siebie i potem puszcza
Zapal światło!… Twej to głowy
Rzecz!…
AGNIESZKA
ze smutnym uśmiechem
A ty mi wielki, nowy
3505Wzniesiesz kościół!… Tylko wraz!
wychodzi
BRAND
patrzy za nią
Ponadludzkiej cierpliwości
Wola wciąż w jej sercu gości.
Chociaż bywał taki czas,
Że ją rzucił duch i siła,
3510Wola jej nie porzuciła.
Niech jej Twa się łaska święci,
Wielki Boże! Zbaw ją, zbaw!
A mnie weź ten kielich chęci,
Bym sępowi srogich praw
3515Kazał chwytać ją za szyję!…
Niechaj słodycz życia pije!
Ja mam siły, męstwo mam,
Pragnę dźwigać tylko sam
Jarzmo wspólne, byle ona
3520Nie była tak umęczona!
słychać pukanie do drzwi w sieni — wchodzi Wójt
WÓJT
BRAND
WÓJT
Tak, bez świty.
Jeszczeć ja zeszłego lata
3525Chciałem, aby pan do kata
Poszedł sobie, chciałem, wróg,
Wyrwać ziemię ci spod nóg.
BRAND
WÓJT
A dzisiaj — daj pan dłoń! —
3530Dzisiaj żal mi, składam broń.
BRAND
WÓJT
BRAND
WÓJT
Czy panu to nieznanem?
3535Pana dzisiaj pełno wszędzie!
Mówię szczerze: co to będzie,
Od niedawna lud tu słucha
Czegoś, co nie z mego ducha.
Stąd wyciągnąć łatwo wnioski,
3540Że pan źródłem mojej troski,
Że przez pana wiatr ten wieje…
Daj pan rękę — mam nadzieję,
Że będziemy żyć spokojnie.
BRAND
Nie ma końca takiej wojnie,
3545Pokąd
[114] jeden z nas nie złamie
Swego miecza.
WÓJT
Gdzież o tamie
Mówić lepszej ponad zgodę,
Ponad rozejm dobrowolny!
3550Jam do walki już niezdolny,
Siły moje już niemłode,
Jam jest człek, jak inni ludzie,
Lubię składać broń po trudzie
Nadaremnym wobec broni
3555Mego wroga… W tej pogoni
Żaden kijek mi nie starczy,
Gdy nad głową miecz mi warczy.
Wszyscy mnie osamotnili,
Najrozumniej w takiej chwili
3560Jest się poddać…
BRAND
No, a jeśli
Informacje złe ci znieśli,
Żem ja w oczach twych silniejszy,
Że mam większość w czas dzisiejszy?
WÓJT
BRAND
Tak, dziś może,
Ale, jeśli w jakiej porze
Odwołam się do ofiary
Po poważne, wielkie dary,
3570Kogóż wówczas lud wybierze?
WÓJT
O poważnej pan ofierze
Mówisz ze mną? Mnie się zdaje,
Że nikt pana nie wyłaje.
O cóż idzie? O kieszenie!
3575To dzisiejsze pokolenie
Takim się już ludzkim mieni,
Że w ofierze, prócz kieszeni,
Nic lepszegoć nie przyniesie.
Jeno dziś mnie złości biesie
3580Porywają, że z zapałem
I ja tutaj gardłowałem
Za ludzkością i w ten sposób
Obniżyłem u tych osób
Ich ofiarność. Głupi człek,
3585Swej korzyści jam się zrzekł,
W pewnym względzie — z tym się licz —
Sam kręciłem na się bicz!
BRAND
Może… Tylko, że człek taki,
Co się innym dał we znaki
3590Siłą i odwagą swoją,
Nie tak łatwo z swą się zbroją
Żegnać gotów… Co do bicza —
Ot, przypowieść to zwodnicza!
Mąż do czynu wzdyć się rodzi,
3595A zaś celem, w który godzi,
Będą zawsze raju wrota.
Niech się straszny orkan miota,
Niech się rzuca groźnie, srodze,
Mąż nie cofnie się w swej drodze!…
3600Nie zawoła: Sam ja, sam,
Bliżej stąd do piekła bram!
WÓJT
Cóż ja na to rzeknąć mam?
Ani tak, ani też nie!
Nieraz człek się darmo pnie,
3605By nie męczyć zbytnio nóg,
Szuka sobie innych dróg.
Wszelka praca, trud nasz wszystek
Ma nam jeden nieść pożytek.
Gdzie nie można prosto z mostu,
3610Trzeba chyłkiem, nie po prostu.
BRAND
Przeto jednak być nie może
Czarne białem?…
WÓJT
Mocny Boże!
Cóż, że o kimś ktoś tam rzekł:
3615Biały jest, jak szczery śnieg,
Jeśli inny mu odrzecze:
Czarnymś jest, jak śnieg, mój człecze!
BRAND
WÓJT
Tak dokładnie
3620Rozważywszy, rzec wypadnie:
Nie jest czarny, szary raczej!
Wnet wyłożę, co to znaczy.
Ludzkość dziś przenika czasy,
3625Władać sobą — rzecz niegodna!
Ziemia nasza jest swobodna,
A za cenę, iże słowo
Każde brzmieć ma jednakowo,
Ma tę samą wartość mieć.
3630W ładną by się dostał sieć,
Kto by sam rozstrzygać chciał,
Przeciw wszystkim, tak na schwał,
Co jest czarne, a co białe.
Mówiąc krótko: pan, przy sobie
3635Mając większość, chcesz mnie w grobie
Naprzód zamknąć. Jeno całe,
Widzisz, szczęście dzisiaj u mnie,
Że, miast się ułożyć w trumnie,
Ja na pański skaczę wóz,
3640By mnie razem z panem niósł!
Tylko błazen lżyć mnie może,
Że nie chciałem iść na noże!
Jednak nowy duch w tej gminie
Bierze mi to za złe ninie,
3645Widzi we mnie fałsz i błąd.
Ni to zowąd, ni to stąd
Mówi dziś powszechnie on,
Że tej nowej wiedzy plon
Od rocznych sprzętów więcej wart —
3650Tak wciąż wygłasza niby z kart.
Tam, gdzie potrzeba, dzisiaj lud
Nie pójdzie chętnie tak, jak wprzód.
Przykro jest, panie mój kochany,
Tak grzebać milczkiem swoje plany,
3655Co budowały drogi, mosty,
Suszyły bagna. Lecz cóż prosty,
Ludzki nasz rozum tu wydoła?
Trzeba się poddać! Niewesoła
Dola słabszego! Na tej niwie
3660Trzeba mi czekać dziś cierpliwie,
Kornie przykucnąć, aż jaśniejszy
Zgotuje los mi dzień jutrzejszy.
Tak utraciłem łaskę ludu,
Jakem ją zdobył… Teraz trudu
3665Trzebać nowego, moja głowo,
Aby odzyskać ją na nowo!
Na to swe wszystkie siły znoś!
BRAND
Więc łaska ludu — oto oś,
Około której twój się kręci
3670Zabieg wszelaki.
WÓJT
Nie! W pamięci
Tegom ja nie miał! Nie! W mym czynie
Była li zawsze myśl jedynie
O dobru sprawy pospolitej.
3675Rzecz oczywista: znamienity,
Dobrze spełniony czyn bogaty
Pewnej spodziewał się zapłaty.
Człowiek ruchliwy, człek, co umie
Wykonać to, co w swym rozumie
3680Zacnie zbudował, chce, mój złoty,
Widzieć owoce swej roboty,
Kłos pełny ujrzeć z swego ziarnka,
A nie, jak to się nieraz dzieje,
Walczyć o głodzie za idee.
3685Nie masz li włożyć co do garnka,
Trudno ci będzie, choćbyś chciał,
Służyć li drugim! To już szał,
Zwłaszcza jeżeli żonę masz,
I kupa córek patrzyć
[115] w twarz.
3690O, w takich razach trzeba wprzód
Głód zaspokoić, domu głód!
Idea żadna nie napoi
I nie nasyci dziatwy mojej.
A gdyby mnie kto łajał za to,
3695Wnet ja mu na to, jak na lato:
Owszem, lecz złym przykładem świeci,
Kto głodzi żonę swą i dzieci.
BRAND
WÓJT
BRAND
WÓJT
Budowanie
Mam dziś na myśli — dla korzyści
Ludzi i mej. Najoczywiściej
Wprzód odbuduję gmach swej sławy —
3705Na gwałt wymaga on naprawy!
Wybory mamy już za pasem,
Toteż, jeżeli mi tymczasem
Coś porządnego wznieść się uda —
A to nie żadne przecież cuda —
3710Mam kota w worku: na pewniaka
Będę wybrany. Rzecz jest taka,
Że człek się może przystosować
Do żądań czasu. Boże prowadź!
Mówią, że lud innego chleba
3715Dziś potrzebuje, że go trzeba
Podnieść na duchu! Człowiek słucha,
Lecz ma za mało w sobie ducha,
Ja co najwyżej, panie drogi,
Mogę postawić go na nogi,
3720Lecz, jak to rób, jak k temu dąż,
Jeżeli gmin by jeden mąż
Przeciwko tobie dzisiaj stoi?
Nie chcąc się waśnić jeszcze bardziej,
Mam coś, czym ludek nie pogardzi:
3725
PolitykaOt, myśl powstała w głowie mojej,
By, zarzuciwszy celów mnóstwo,
Na cel nasamprzód wziąć ubóstwo.
BRAND
WÓJT
Nie! Z tym bieda!
3730To tak wytępić już się nie da!
To społeczności wrzód niezbędny!
Można je tylko tak w oględny
Jakowyś sposób zamknąć w ramy,
Tak, ograniczyć! Posiadamy
3735Środki po temu. Panie mój,
Wszakże ubóstwo to jest gnój,
Na którym grzech najlepiej wschodzi;
Nie brnijmy dłużej w tej powodzi.
BRAND
WÓJT
3740Pan nie zgadnie?
Nasamprzód chyba mi wypadnie
Dla rozwiązania naszej kwestii
I dla odcięcia łba tej bestii,
Dla dobra wiernych tej parafii
3745Zbudować własny dom dla mafii,
Dom dla ubóstwa, dom zakaźny —
Cel w moim słowie jest wyraźny…
Pan należycie to ocenia:
Ot, chronić ma od zakażenia!
3750A iżby pełna była treść,
Pragnę tuż obok areszt wznieść!
Tak, w drugim skrzydle — sens jest krótki:
Przyczyny mają się i skutki
Pomieścić tu pod jednym dachem,
3755Ścianą li jedną oddzielone.
Tak rzecz się ma z tym, na obronę
Ludzką wzniesionym, moim gmachem.
A, że już jestem w swym zapale,
Zamierzam również wznieść i salę
3760W tym samym domu na biesiady,
Czy na zebrania naszej rady,
Tak, na wybory, czy zabawy,
By miał gdzie wytchnąć człowiek prawy,
By miał wygłaszać gdzie swe mowy:
3765Ot, polityczny dom ludowy.
BRAND
Dom będzie pełny, niewątpliwie…
Ale o jednym — ja się dziwię —
Toś pan zapomniał… A to przecie…
WÓJT
Rzecz najgłówniejsza jest na świecie,
3770Wiem: nam wariatów trzeba domu!
Myślałem o tym, ale komu
Udźwignąć ciężar ten olbrzymi?
Obrachunkami jam tu swymi
Wykalkulował, że nie lada
3775Suma na taką rzecz wypada.
Trza kapitału jednej trzeciej,
Jeśliby każdy, w kim się nieci
Zapał do czynu, w kim jakowa
Wspaniała, wielka myśl się chowa,
3780Zechciał zamieszkać w takim gmachu.
Trzeba bez lęku i bez strachu,
Mając na myśli przyszłych gości,
Powierzyć także coś przyszłości,
A nie budować li dla siebie,
3785Toć dzisiaj, niby grom na niebie,
Z strasznym pośpiechem pędzi świat…
Potrzeby rosną z biegiem lat,
W każdym zawodzie talent, siły,
Tak się straszliwie rozpędziły,
3790Jak gdyby w tej gonitwie lutej
[116]
Siedmiomilowe miały buty!
Zbyt to kosztowny, niezbyt łatwy
Byłby to trud dla potomności,
Budować takie olbrzymiości
3795Dla siebie, żon swych, dla swej dziatwy.
Przeto powiadam: pan pozwoli:
O to niech głowa nas nie boli.
BRAND
A kto zbyt wielkie chce skandale
Wszczynać, ma wielką na to salę.
WÓJT
zadowolony
3800
Owszem, ta zwykle jest zawarta —
Trafił pan w sedno. Jasna karta:
Gmach taki według moich
datis[117],
A dom wariatów mamy gratis!
Od razu więc, za mą odwagą,
3805Pod jednym dachem, jedną flagą,
Złączą się wszystkie elementy,
Co nam największe robią wstręty
W naszym powiecie: więc ubodzy,
Więc ci, co grzechów swych na wodzy
3810Utrzymać nie chcą, czy nie mogą,
Więc ci wariaci, co się drogą
Włóczą bez dachu i kaftana,
Dalej swobody samej kwiat —
Walka wyborcza, zdrój cnych rad.
3815Do uchwał sala, jak wybrana,
Gdy trzeba powziąć to i owo,
Ażeby powiat miał się zdrowo.
Wreszcie dla biesiad ściany lube,
By było oblać gdzie tę chlubę,
3820Że nasz praojciec zwał się Bela
[118]!
Gdy się to uda — człowiek strzela,
Bóg nosi kule — wówczas będzie
Dla gór mieszkańców w każdym względzie
Jakowaś możność czynić zadość
3825Zacnym pragnieniom, mieć swą radość.
Biedni my w górach, ale, panie,
Gdy taki dom ludowy stanie,
Od razu każdy znawca powie:
Dobrze rządzicie, cni panowie!
BRAND
WÓJT
Prawda, środki —
To punkt, jak zawsze, bardzo wiotki,
Nieduża świadczeń jest ochota,
Na nic też pójdzie ma robota,
3835Jeśli ich sobie nie zniewolę.
Pan wszystko zrobisz w naszym kole:
Gdy pan mnie poprzesz słowy swemi,
Gmach się mój wnet podniesie z ziemi,
A, skończę dzieło to ogromne,
3840Już ja o panu nie zapomnę.
BRAND
Pan chce mnie kupić, mówiąc szczerze?
WÓJT
Skądże się panu myśl ta bierze?
Znaczy, że szukam li
[119] sposobu,
Aby znieść przepaść, co nam obu
3845Tak niepotrzebne niesie szkody…
BRAND
WÓJT
Znam powody:
Ten wielki ból, ta świeża rana —
Lecz mnie ośmielił spokój pana,
3850Wreszcie wpływ pański, tak szeroko…
BRAND
Suche li mam, czy mokre oko,
Jam gotów zawsze na usługi…
Ale istnieje powód drugi,
Że pan przemawia dziś daremnie.
WÓJT
BRAND
Jest i we mnie
Chęć budowania.
WÓJT
Co się dzieje?!
Pan chcesz budować? Pan ideę
3860Chcesz ukraść moją?
BRAND
Niezupełnie!
pokazuje przez okno
Widzisz w tej śniegu szarej wełnie…
WÓJT
BRAND
WÓJT
Tę wielką szarą stajnię
Dla księżej trzody — tam, zwyczajnie,
BRAND
Nie! Tę małą,
3870Spowitą w śniegu płachtę białą.
WÓJT
BRAND
Ja większy, panie wójcie,
Pragnę zbudować.
WÓJT
Stójcie! Stójcie!
3875Od tego kroku, panie, wara!
Pan chce mnie skrzywdzić, pan się stara
Podejść mnie dzisiaj! Plan mój gotów,
Żąda pośpiechu! Pan obrotów
Używasz moich, by me strzały
3880Gdzieś w pustym wietrze się rozwiały…
Nie! pókim żywy… ku mej zgubie…
BRAND
Ulegać nigdy ja nie lubię.
WÓJT
Pan musisz ulec! Buduj sobie.
Panie, mój areszt, on na dobie,
3885Mój dla zakaźnych dom! Mój panie,
Dom polityczny niechaj stanie
Przez cię —
in summa[121] dom wariatów!
Lecz któż się troszczy, do stu katów!
O jakiś kościół, co próchnieje!
3890Od lat to gnije — stare dzieje —
A przecież stoi!…
BRAND
Tak, możliwie,
Lecz dziś on stał się już za mały…
WÓJT
Nigdy me oczy nie widziały,
3895Aby był pełny! Ja się dziwię —
BRAND
Więcej niż jedna dusza biedna
Nie znajdzie miejsca w takiej kaźni.
WÓJT
potrząsa głową, zdziwiony
Widzę w tym dowód najwyraźniej,
Że — docierając tak do sedna
3900Rzeczy — potrzebny nam jest raczej
Dom dla wariatów!…
zmienia ton Nie inaczej!
Pókim żyw, kościół ten nie padnie
Rozłączyć się wszak nie tak snadnie
[122]
3905Z tym, co mamy według prawa —
Mimo twych zabiegów, bratku,
Nie zbędziem się twego spadku!
Niechże na mnie czart nastawa,
Ja, by feniks
[123], znów odżyję
3910W łaskach ludu! Niech mnie diabli!
Z dłonią ja przy mojej szabli
Pójdę walczyć, jeśli czyje
Zechcą ręce tych wybrzeży
Pomnik burzyć! Niech pan wierzy:
3915Głaz ofiarny naszych dziadów
Stał tu kiedyś, według śladów
Dawnych sądząc, a zaś potem
Zrabowanym mężnie złotem
Kościół tutaj postawiły
3920Nasze ojce!… I tak miły
Dom ten boży tutaj stoi
W swej prostocie, w chwale swojej,
Czarem dawnych dni omszały.
BRAND
Lecz, co z dawnej wzrosło chwały,
3925Pogrzebane dziś w popiele,
Baśń li żyje — to niewiele!…
WÓJT
O to idzie! Tak jest stary
Kościół nasz, że nie do wiary:
Z dawnych ścian nie został ślad —
3930Lecz, gdy jeszcze żył mój dziad,
Wskazywano dziurę w ścianie,
Pozostałość…
BRAND
WÓJT
Panie,
3935Coś jak trzy wypchane wory!
BRAND
WÓJT
Owej pory
Już nie było jej na świecie!
Przeto mówią: darmo chcecie
3940Burzyć, księże, ten zabytek!
Czyn to, mówię, byłby wszystek
Barbarzyński, wbrew naturze,
Wprost haniebny!… Przy tym duże
Gdzież pieniądze? Głowę daję,
3945Że nie takie tu zwyczaje,
Iżby nasze biedne chłopy
Zabierali się w te tropy
Do swej kabzy — dla chimery
[124]!
Wiedzą w swojej wiedzy szczerej,
3950Że i po co sypać grosze
Na rzecz, która się po trosze
Trzyma sama, dobrze trzyma!…
O, jasnymi trza oczyma
Patrzeć na to! Na mą grzędę
3955Przejdą wszyscy. Ja się będę
Śmiał, nie ty, mój księże.
BRAND
Drogo
Nie zapłaci nikt, nikogo
Do bankructwa nie przywiedzie
3960Nowy dom dla mego Bóstwa!
Do żebraków ja się mnóstwa
Nie ucieknę! Nie, na biedzie
Nie zbudują go me ręce —
Własne środki swe poświęcę,
3965Cały spadek!… Teraz, panie,
Czy masz do mnie zaufanie?
WÓJT
z załamanymi rękoma
Świat się pruje w wszystkich szwach!
Nawet w miastach takiej rzeczy
Nie zobaczy rozum człeczy;
3970A cóż dopiero tu — aż strach! —
Gdzie to każdy raczej grzebie
Grosz swój w ziemi, niż w potrzebie
Miałby oddać go jakowej
Na cel gminny! A pan, zdrowy
3975Na umyśle, całe spusty
Wręcz otwierasz, tak, kaskady
Szumne, lśniste! Nie ma rady —
Nie wyrazić tego usty —
To sen chyba! —
BRAND
3980Wobec swojej
Własnej duszy jam się spadku
Wyrzekł dawno…
WÓJT
Człek się boi
Wierzyć uszom… „Mój ty bratku —
3985Myślę sobie, gdy mnie słuchy
Dochodziły — jam niegłuchy —
Ale możeż być w istocie,
Aby ktoś poświęcał krocie
Bez istotnej swej korzyści?”
3990Lecz to pańska rzecz! Niech iści
Plan się pański! Ja za panem!
Z licem płomieniami zlanem
Rób pan, działaj — ja bo wolę
Spełniać cicho swoją rolę,
3995Spełniać ją za twym rozkazem:
Budujmy ten kościół razem!
BRAND
Pan, widzę, umiesz, panie drogi,
Skakać na cztery kute nogi!
WÓJT
Juścić, że umiem! Juścić skaczę!
4000Głupiec li popadłby w rozpacze!
Głupiec li stanąłby w oporze!…
Komuż ten tłum się łasić może?
Temu, co karmić, sycić woli,
Czyli też temu, który goli,
4005Strzyże, obdziera go ze skóry?
Do kroćset, panie! Na twe góry
Idę wraz z tobą! Twoje kroki
Wzruszenia budzą dreszcz głęboki!
Szczęście, że właśnie dziś się jawię
4010Na tej plebanii, boć ja prawie
Mogę powiedzieć, że beze mnie
Wszystko byłoby nadaremnie,
Że plan mój pańskie plany budzi,
A w każdym razie, że do ludzi
4015Przedostały się… Otóż, panie,
Jeśli na zimę kościół stanie,
Właściwie moją to zasługą.
BRAND
Aby nie wdawać się w rzecz długą
Minionych czasów tych ruinę
4020Należy zniszczyć…
WÓJT
wygląda
A niech zginę!
Widząc ją w świetle tym dwojakiem,
W tym śniegu świeżym, z tym majakiem
Księżycowego światła w górze,
4025Należy przyznać, iż nieduże
Ma prawo bytu, że, istotnie,
Zburzyć ją lepiej tysiąckrotnie.
BRAND
WÓJT
Za stara! Niebywały
4030Fakt, iżem spał tak wieczór cały!
O, tam, pod kurkiem
[125] krzywa belka!
Klęska nastąpić może wielka,
Wprost niebezpieczna taka dziura!
A gdzież jest styl, architektura?
4035Nigdzie ni śladu jakiejś sztuki!
A jakże nazwać takie łuki?
Fachowiec rzekłby: wprost okropne!
Ja się nie dziwię! Swego dopnę,
Zburzę!… Na dachu mech się ściele —
4040Gdzież on pamięta króla Belę?
Szacunek nazbyt tutaj wzrasta!
Chyba największy entuzjasta
Pojmie, że kojec taki — w sumie —
Istnieć nie może… Pan rozumie?
BRAND
4045A jeśli ludzie rzekną zgoła:
„Nie chcemy burzyć ścian kościoła?”
WÓJT
Nie zechcą inni, to ja zechcę!
Zaufaj mi pan! Mnie to łechce,
Ja całą sprawę poprowadzę,
4050Ślicznie ociosam i ogładzę,
Poprę gadaniem i pisaniem,
Od razu z nią na czysto staniem.
A gdy ominie mnie poparcie
Ze strony głupców, przeotwarcie
4055Sam się od razu z tym załatwię,
Sam chwycę topór i siekierę,
Ażeby zwalić tę ruderę;
Żonie rozkażę swej i dziatwie;
Niech wszystko robi według sił!
4060Nie będzie już ten straszak gnił!…
BRAND
Cóż to za ton! Mój przyjacielu,
Inak gadałeś przed niewielu
Jeszcze chwilami.
WÓJT
Owszem, owszem,
4065Być wielostronnym jest czymś zdrowszem —
Tak uczy ludzkość! Rzeknę jeszcze,
Iż prawdą jest, co mówią wieszcze,
Że duch dostaje skrzydeł, słowy
Mówiąc innymi, że gotowy
4070Bywa do lotu — znaczy: może
Latać… Adju
[126]! Chrońże was, Boże!
bierze kapelusz
BRAND
WÓJT
Ano,
4075Przychwyciliśmy dzisiaj rano
Na końcu wioski — cóż pan rzecze? —
Bandę cyganów! Ćmy człowiecze,
Straszne brzydale, wszystko w kupie,
Jak skrępowany drób, w chałupie
4080Leży sąsiedniej; lecz kto zgadnie,
Czy dwóch lub trzech się nie wykradnie? —
BRAND
Przecież już wilię oddzwoniono.
WÓJT
Kłopot nam sprawia plemię ono,
Choć w pewien sposób — niech pan wierzy —
4085Do naszej gminy też należy —
śmieje się
Nawet do pana!… Chcesz zagadki?
Masz pan od razu takie kwiatki:
Są oto ludzie, co istnieją
Dzięki tym właśnie, dzięki którym
4090I pan istniejesz; a zaś wtórym
Znowu zawrotem, spraw koleją,
Istnieją przez to, że z plemienia
Są znów innego… Czy ocenia
Pan tę zagadkę?
BRAND
potrząsa głową
4095Pusta praca…
Tyle zagadek!… Człowiek maca,
A wszak nie może dojść do celu!
WÓJT
Lecz ta jest właśnie jedna z wielu,
Które odgadnąć nie tak wściekle
4100Trudno… Słyszałeś pan o piekle,
Jakie miał jeden z naszych ludzi?
Ciekawość może w panu wzbudzi,
Że człek ten, zresztą całkiem tęgi,
Od matki pańskiej dostał cięgi.
BRAND
WÓJT
Wysoko panicz godził:
O rękę matki twej zachodził,
O rękę panny przebogatej,
No, i, jak mówią, dostał baty,
4110Panna posłała go do diabła,
I cóż on robi? Ot, osłabła
W nim wszelka sprawność: bez rozumu
Do cygańskiego przystał tłumu,
Wziął z nich kobietę i przed skonem
4115Krew swą zostawił w zatraconem
Gnieździe tych czartów, no, i wiecie,
Po nierządnicy, po kobiecie
Tego szaleńca, na nas żywa
Przeszła pamiątka i we znaki
4120Wciąż się nam daje…
BRAND
WÓJT
Pan znasz ją: Gerda się nazywa.
BRAND
głosem stłumionym
WÓJT
wesoło
Ano, masz pan tę zagadkę!
4125Wcale nietrudne rozwiązanie:
Krew jego żyje przez to, panie,
Że człek ten kochał waszą matkę,
Gdyby nie była mu tak miła
Ta, która pana porodziła,
4130Nie byłby spłodził on tej dziewki…
BRAND
Powiedz mi, wójcie, w jaki sposób
Zbawić ich dusze?
WÓJT
Dla tych osób —
O, to bynajmniej nie przelewki! —
4135Nie ma ratunku! Pozostały
Dla nich jedynie kryminały…
Chcąc dla nich oko mieć łaskawe,
Czartowi odebrałbyś strawę,
Bez której on, przeklęty czart,
4140Niewiele chyba byłby wart!
BRAND
Na myśli miałeś pan budowy,
Zbawienia bliźnich plan gotowy…
WÓJT
Ledwie-m go wniósł i, widzi pan,
Już wycofany ten mój plan.
BRAND
4145A może da się przeprowadzić?
Warto byłoby się naradzić.
WÓJT
z uśmiechem
Cóż to za ton?! Mój przyjacielu,
Inak łajałeś przed niewielu
Jeszcze chwilami…
4150
klepie go po ramieniu Próżna praca —
Nikt tu już z grobu nie powraca,
Stanowczość męża jest ozdobą.
Adju! Nie będę dłużej sobą
Zajmował pana. W drogę! Jazda!
4155Do swego drobiu! Trzeba gniazda
Doglądnąć nieco — rozrzucone!
Adju! Pozdrowić proszę żonę!
odchodzi
BRAND
po chwili głębokiej zadumy
Bezkreśna wina, gdzie li okiem
Rzucę w przestworzu tym, szerokiem.
4160Strasznie się wikła losów przędza:
Wszędzie się krzewi grzechów nędza,
Grzech i plon grzechu w dzień dzisiejszy
W związek się łączą najstraszniejszy,
Ażebyś wiedział, jak się w jedno
4165Zlewa z bezprawiem prawa sedno.
podchodzi ku oknu i patrzy długo w dal
Niewinne jagnię, skarbie rzadki,
Padłoś przez upór mojej matki….
Duch jakiś błędny, synku drogi,
Zniósł nam płomienną moc przestrogi
4170Od Tego, który, nad chmurami
Tron mając górny, włada nami…
Kazał przeznaczeń rzucić kości…
A ten nieszczęsny duch ciemności
Rodzi się tylko dzięki temu,
4175Że matka ma uległa złemu.
I oto Bóg z owocu winy
Uczynił wagę tej godziny
Dla praw i ustaw — i wraz żenie
[127]
Grom swój aż w trzecie pokolenie.
cofa się przerażony od okna
4180Spełnij się, prawo! Tak chcą nieba…
Nasamprzód szale zrównać trzeba!
Gotowość li ofiary wznosi
Języczek wagi! Nie wygłosi
Wyrazu tego świat; dziś dziatwa
4185Ludzka ten wyraz znać się lęka!
chodzi długo po izbie
ModlitwaModlić się? Modlić? Rzecz to łatwa —
Stara na ogół to piosenka —
Zna ją bogaty i ubogi!
Gdy grom na ludzkie sieje drogi
4190Swą błyskawicę, na kolana
Padają wszyscy, by u Pana
Nieznanych torów żebrać łaski!
O pośrednictwo Chrysta wrzaski
Czyni się wielkie, pod niebiosy
4195Wznoszą się ręce, płyną głosy,
Wszyscy się modlą kornie, czule,
Choć wszyscy grzęzną w zwątpień mule.
Ale to dla nich wszystko jedno!
Jeżeli w tym zagadki sedno,
4200To i ja silnie pukać mogę
Do Władcy, który wzbudza trwogę.
milknie i popada w zadumę
Przecież, gdy Alfa wziął mi k sobie,
Kielich goryczy przy tym grobie
Kiedy mi wypić kazał do dna,
4205Gdy warga matki, w boleść płodna,
Nie mogła z wargi swej dzieciny
Wydobyć śmiechu — tej godziny
Cóż się to działo? Czyż ja wtedy
Nie łagodziłem swojej biedy
4210Balsamem modłów? Skąd ta siła
Oszołomienia, słodka, miła,
Co, niby sfer muzyka, rwała
Duszę mą k niebu?… Skąd ta cała
Jasność, te żary przenajświętsze,
4215Przenikające moje wnętrze?
Czym się nie modlił? Tak, w tym dzikiem
Nieszczęściu któż był spowiednikiem
Mojego serca? Któż lekarzem
Był mojej rany? Któż w tym wrażem
4220Cierpieniu moim wlał mi moc,
Moc wyrzeczenia?… Straszna noc
Pokrywa wszystko! Gdzie, ach, gdzie mi
Szukać światłości?!… Na tej ziemi
Jedno li jest, mające oczy,
4225Co widzą nawet w ślepej mroczy.
wola z lękiem
Światła, Agnieszko! Niech ukoi
Światło mnie, żono, z ręki twojej!
Światła!….
Agnieszka otwiera drzwi i wchodzi z płonącymi
świecami. Jasna smuga światła pada na izbę
AGNIESZKA
O mężu mój! Azali
4230Nie widzisz, jak się światło pali,
Światło wilijne? Patrz, te świece — —
BRAND
po cichu
AGNIESZKA
stawia świece na stole
BRAND
AGNIESZKA
4235
Ty ziębniesz — o, za mało
Ognia… poczekaj, wnet rozniecę.
BRAND
silnie
AGNIESZKA
z uśmiechem
Duma taka w sercu-ć gości,
Nie chce ni ciepła, ni światłości…
dokłada do pieca
BRAND
przechadza się po izbie
AGNIESZKA
sprzątając w izbie, spokojnie do siebie
Świece tu postawię.
W zeszłorocznego wieczór święta
Jak on podnosił swe rączęta
Ku jasnym świecom, jak on, prawie
4245Ginąc z podziwu, pytał: „Mamo,
Czy to jest słońce?”…
odstawia nieco świecznik Ach, to samo
Światło dziś płynie tam, za ściany,
Gdzie leży synek mój kochany,
4250Śle pozdrowienie mu przez szyby
Z tej jasnej izby, którą oto
Musiało rzucić moje złoto;
Lecz okna, widzę, są jak gdyby
Mgłą też przyćmione… Mam jedwabną
4255Chusteczkę — —
wyciera okno
BRAND
wodzi za nią oczyma i mówi cicho
Kiedyż to osłabną —
Kiedyż się skończą szały burzy
Na morzu cierpień? Już to dłużej
Trwać tak nie może! To się musi
4260Skończyć!…
AGNIESZKA
do siebie
Jak jasno! Mój milusi,
Spadła zasłona! Jak radośnie
Światło z tej izby k tobie rośnie!
Od razu zimna się mogiła
4265W przyjemny kącik zamieniła,
Abyś znów słodkie miał rozkosze.
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
zbliżając się do niej
SenAGNIESZKA
4270Znikł zbyt wcześnie
Sen mój!
BRAND
Utracić mogą we śnie
Siły swe ludzie bardzo dzielni!
Spuśćże to znów!
AGNIESZKA
błagalnie
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
AGNIESZKA
przywiera okiennice
Nie będzie mu już światło róść!
4280Teraz jest dobrze! Bóg nie będzie
Sądził mnie za to, żem w snu krótkiej
Znalazła chwili lek na smutki!
BRAND
O nie! Przenigdy! Masz w nim sędzię,
Co akta twoje pobłażliwie,
4285Widzisz, prowadzi, choć na niwie
Duszy twej nieraz zbyt się pleni
Chwast bałwochwalstwa!
AGNIESZKA
wybucha płaczem
Kiedyż zmieni
Twoje się słowo? Z żądaniami
4290Swymi czyż skończysz? Patrz, przed nami
Korona moich dni, odarta
Z liści…
BRAND
Mówiłemć: Nic nie warta
Wszelka ofiara, gdy nie cała…
AGNIESZKA
4295Ma była cała; nie została
Z niej ani krztyna…
BRAND
potrząsając głową
Czyż cię pchnęła
Do ofiarnego dalej dzieła?
AGNIESZKA
z uśmiechem
Żądaj!… W ubogim mym zasobie…
BRAND
Bierz! Cóż jeszcze oddać tobie?
BRAND
Swój ból, wspomnienie, swoją chuć
Grzesznej tęsknoty — wszystko rzuć!…
AGNIESZKA
w rozpaczy
Rwij z korzeniami! Masz! Niech bierze
4305Dłoń twoja serce me!…
BRAND
Za katy
Wszystko, cokolwiek dasz w ofierze,
Jeżeli żal ci będzie straty!
AGNIESZKA
przerażona
Stroma i wąska jest twa droga,
4310Którą prowadzić chcesz do Boga!
BRAND
Tę tylko wola zna i ceni —
AGNIESZKA
BRAND
wymijająco
AGNIESZKA
patrzy przed siebie i mówi wzruszona
4315Mgły się dawne kłębią
I uciekają!… O, ty słowo
Pisma! Stoimy, patrz, nad głębią,
Która nam wiry swe roztwiera.
BRAND
AGNIESZKA
4320Że umiera
Kto ujrzał ciebie, o Jehowo!
BRAND
chwyta ją w ramiona i silnie przyciska do piersi
Nie patrz nań! Skryj się! Masz me łono!
AGNIESZKA
BRAND
puszcza ją
Nie! Nie słuchaj słów mych, żono!
AGNIESZKA
BRAND
AGNIESZKA
Kochanie
Twe jakżeż boli!
BRAND
AGNIESZKA
4330Nie pytaj mnie się! Przy twej doli
I moja dola pozostanie!
BRAND
Jak to? Dla pustej ja zachcianki
Sercem twe porwał w moje szranki,
Precz od uciechy, od zabawy?
4335Dlategom kładł ten wieniec krwawy
Na twoje czoło? Chęć bezpłodna!
Jakążby wartość miał ten do dna
Wypity kielich? Żonaś moja,
Więc rozkazuję ci: swe życie
4340Masz oddać Panu całkowicie.
AGNIESZKA
Tak… Lecz nie odchodź ty, ostoja —!
BRAND
Wybacz! Spoczynku chce ma głowa — —
Wkrótce świątynia strzeli nowa.
AGNIESZKA
W gruz się mój kościół rozpadł stary…
BRAND
4345
Twej bałwochwalczej jeśli wiary
Był kiedy świadkiem, niechaj ginie!
obejmuje ją jakby z lękiem
Błogosław Bóg ci — i niech ninie
I mnie swej łaski też udzieli!
idzie ku drzwiom bocznym
AGNIESZKA
Nie zgniewa cię to, Brand, jeżeli
4350Troszeczkę okno to uchylę?
Brand, mów, czy wolno? O, patrz, tyle…
BRAND
w drzwiach
znika w swym pokoju
AGNIESZKA
Wszystkiego mi zabrania.
Przygwożdżone okiennice,
4355Łzami zlane moje lice —
Deszczu biedna pragnie kania!
Grób, niebiosa, ziemię, świat —
Wszystko by mi zamknąć rad!
Precz stąd! Precz stąd! Jak najprędzej!
4360W takiej pustce, w takiej nędzy
Krew ma płynąć już nie może!
Precz stąd? Oczy boże,
Ten surowy wzrok ponury,
Czyż nie śledzą tam, z tej góry,
4365Moich kroków? W tej rozterce
Czyż uniosę i me serce?
Czyż z milczącej mojej trwogi
Wyrwę się tam, na te drogi,
Prowadzące ku dolinie?
nasłuchuje pode drzwiami pokoju Branda
4370Czyta… głośno… Głos mój ginie,
Nie dociera mu do ucha!
Nie ma rady! Ach, nawet Bóg
Nie spojrzy dzisiaj na mój próg!
W ciszę zaszył się i słucha,
4375Jakie mu składają dzięki,
W szczęśliwości grzęznąc miękkiej,
Strojni, świetni, dzielni ludzie.
Dzisiaj wilia, dziś o trudzie
Świat zapomniał, a mnie, biednej,
4380Smutnej matce, ani jednej
Nie zgotujesz, srogi Boże,
Jasnej chwili!…
zbliża się ostrożnie do okna A! Otworzę
Te surowe okiennice…
4385Niech w posępną tę izbicę
Spłynie światło! Świec tych żary
Niech oczyszczą jego mary
Z piętna grozy!… Lecz tam syna
Mego nie ma!… O jedyna,
4390Słodka chwilo!… Święto dzieci!…
Czy mu Pan Bóg też poleci
Przyjść tu dzisiaj? Może stoi
W tej koszulce białej swojej
Poza ścianą? Do okienka
4395Może puka jego ręka?
Jakby jakieś ciche łkanie!…
Alfie, słodkie me kochanie,
Jakżeż ja otworzę tobie?
Cóż ja, dziecko moje, zrobię,
4400Kiedy ojciec zamknął pokój!
W posłuszeństwo ty się okuj,
Przecież nam go słuchać trzeba —
Wróć do nieba! Wróć do nieba!
Tam jest radość, tam rówieśni
4405Jasne ci zanucą pieśni!
Tylko nie daj płynąć łzom,
Nie mów, że on zawarł
[130] dom,
Kiedyś przyszedł ujrzeć nas.
Małym dzieciom snać nie czas
4410Wiedzieć o tym, jaką drogą
Ludzie wielcy chodzić mogą!…
Powiedz, że weń jakby grom
Snać uderzył i że siłę
Zabrał jego wszystkim tchom!
4415Powiedz, że te listki miłe
Sam on zbierał, zeszedł las,
Że z tych leśnych niespodzianek
On sam uplótł ci ten wianek….
nasłuchuje, popada w zadumę i potrząsa głową
Ach! Ja marzę!… Inna ściana
4420Dziś nas dzieli, zbudowana
Z większej prawdy… Wprzódy ona
Zginąć musi, spopielona
W wielkim czyśćcu! Gmach ponury…
Wprzód się muszą rozpaść mury,
4425Prysnąć zamki, wprzódy święcie
Muszą z kaźni bram pieczęcie
Odpaść wszystkie — — tyle, tyle
Musi jeszcze legnąć w pyle,
Nim zobaczym się oboje!
4430Chcę wytężyć siły swoje,
Ziemię na tę życia grzędę
Do ostatka znosić będę,
Będę twarda, będę chcieć!
Ale dzisiaj — Boże, świeć! —
4435Mamy wilię… Prawda, tak!
Najlepszego dzisiaj brak!
O, radości! O, rozkosze!
Wszystko, co mi pozostało
4440Jeszcze po nim, a co — mało
Rzec — największej jest wartości,
Którą matka li najprościej
Pojąć umie, gdy nieszczęście
Pokazało jej swe pięście.
klęka przed komodą, otwiera szufladę i wyciąga z niej rozmaite rzeczy. W tej chwili Brand otwiera drzwi i chce
do niej przemówić, ale, spostrzegłszy jej zamiary, staje w miejscu, Agnieszka go nie widzi
BRAND
cicho
4445Grób i grób! Wciąż cmentarz, cmentarz!!
Kiedyż ty się opamiętasz?!
AGNIESZKA
Suknia, welon, płaszczyk — strój,
W którym przyjął chrzest ten mój
Skarb najdroższy!
podnosi sukienkę do góry, przygląda się jej i śmieje się
4450
Ta sukienka! Ma pieszczotka,
Mój królewicz, me wesele,
Był przecudny, gdy w kościele
Siedział ze mną! A tu, oto
4455W kabaciku tym me złoto
Po raz pierwszy, gdy rok miało,
Na powietrze się wybrało!
Był za długi, prosto z igły,
Ale bąk mój, lotny, śmigły,
4460Wyrósł z niego prędko, wraz,
Jakby człowiek z bicza trzasł…
Niech tu leży!… Mój jedyny!…
Rękawiczki!… Pończoszyny!…
Tak, pończoszki!… Tu na głowę
4465Jest nakrycie, tak, zimowe,
Czysty jedwab, lśni się, świeci,
Żaden pył go nie obleci!
Tu do drogi różne szmatki;
Kazał ojciec, ręce matki
4470Zakutały w nie dziecinę!
Zdało mi się, że już ginę,
Tyle było tu roboty
Z odwijaniem!….
BRAND
załamując ręce
Już nie zdzierżę!
4475Czyż i tej ma się w ofierze
Zbyć pociechy? Dosyć już!
Na innego jarzmo włóż,
Zelżyj, zelżyj, Boże wielki!
AGNIESZKA
Jakieś plamy! Czyż kropelki
4480Łez mych kiedy padły na to?
O, jak strojno! Jak bogato!
Łzą sperlone, bólem zmięte —
Blaski na nie rozlał święte
Straszny wybór!… Z dnia ofiary
4485Płaszcz królewski!… Odpędź mary,
Pocieszże się, serce trwożne,
W męce jeszcze mienne
[131], możne!
gwałtowne pukanie do drzwi, Agnieszka odwraca się
z krzykiem i spostrzega równocześnie Branda. Drzwi
się otwierają z trzaskiem; Kobieta w podartym ubraniu,
z dzieckiem na ręku, wchodzi pośpiesznie do izby
KOBIETA
spostrzegłszy ubrania dziecięce, woła do
Agnieszki
Dziel się ze mną do ostatka,
Ty, bogata, można matka!
AGNIESZKA
4490Dziesięćkrotnie tyś bogatsza!
KOBIETA
Nie jesteś od innych rzadsza —
Puste słowa tu, jak wszędzie!
BRAND
Czego chcesz tu? Powiedz, powiedz!…
Z tobą, klecho, nic nie będzie!
4495Na siekący ten lodowiec,
Na ten mroźny wichr pośpieszę,
A nie poddam ucha klesze!
Lepsze dla mnie morskie fale,
Lepsze gnicie gdzieś na skale,
4500Niż ta klesza mowa wściekła,
Co zapędza mnie do piekła!
Mojaż wina, że — do czarta! —
Tylem warta, com jest warta?!
BRAND
po cichu
Głos ten, twarz ta — nie, na Boga! —
4505Przeczuć idzie ku mnie trwoga!
AGNIESZKA
Spocznij, jeśli tracisz władzę,
Jeśliś głodna, ja zaradzę.
KOBIETA
Nam nie wolno, my, Cyganie,
Mamy dom swój, swe mieszkanie
4510Nie tam, gdzie się dobrze dzieje!
Dziuple, drogi, wierchy, knieje
To cygańskie są pałace!
W ciepłej izbie, przy kominie
Innym wszelka troska ginie.
4515Za dużo już czasu tracę,
A tam przecie, jak psi dzicy,
Gonią wójt mnie i ławnicy —
Chwycą i oddadzą straży…
BRAND
Tutaj nikt się nie odważy.
KOBIETA
4520Tutaj, gdzie mnie dach i ściany
Więżą, gniotą? Nie, kochany,
Lepiej nas tam wichr ugości!
Jeno
[132] strzępek sukienczyny
Dla maleństwa!… Ot, psie syny!
4525Ten mój starszy w swej podłości
Rodzonemu bratu skradł
Zdarty łachman, stary szmat,
Którym ja ten nędzny płód
Owijała!… Patrz, jak lód
4530Zimne, sine te nóżęta,
Skóra do cna wiatrem ścięta!
BRAND
Odstąp nam to biedne dziecię;
Z tobą ono zginie przecie!
Niech cię dola jego wzruszy —
4535Klątwa spadnie z jego duszy!…
KOBIETA
Nie! Ty o tym wiesz najlepiej,
Że nikogo się nie czepi
Cud podobny, że nikomu
Zrobić tego się nie godzi!
4540Wojna światu, co, jak złodziej,
Dziecko me pozbawił domu,
Z praw je odarł! Wiesz ty, księże,
Jak się plemię takie lęże?
4545Pośród tańców, pijatyki,
Na przyrówkach, gdzieś przy drodze…
Węglem, panie, ja niebodze
Krzyż znaczyłam na tym czole,
Ochrzciłam go w brudnym dole,
4550Podałam mu wódki flaszę —
Oto masz uciechy nasze!
A, gdy mi się to ulęgło,
Pół się bandy wraz rozprzęgło:
Kłótnie, sprzeczki, bójki, wrzawy —
4555Wiedź ich, Boże, do poprawy! —:
Gdzie jest ojciec… gdzie… ojcowie!
O!…
BRAND
AGNIESZKA
BRAND
4560
Obowiązek spełnij swój!
AGNIESZKA
przerażona
KOBIETA
Uj!
Daj, co masz! Ja wszystko biorę:
Jedwab, łachman! W taką porę
4565Dobre mi jest to i tamto!
Wszak ci szych
[133] to! Wszak ci kram to,
Lecz ma rozgrzać dziecka krew,
Przelać żar do zmarzłych trzew!
Ma dziś koniec być sierocie,
4570Niech umiera! Tylko w pocie,
A nie w lodzie!
BRAND
do Agnieszki
Słuchaj! Boże
Mówią znaki!
KOBIETA
A czy może
4575Skrzywdzisz tym własnego chłopca?
Nie! Więc niechże z rąk twych obca
Ma dziś dusza suknię życia,
Śmiertelnego kęs nakrycia!
BRAND
Biada, kto się bronić śmiał,
4580Gdy mu serce w górę rwał
Obowiązku święty szał!
KOBIETA
AGNIESZKA
Znaczy — o zakało! —
Zelżyć, zhańbić drogie ciało!
4585Obdzieranie trupa!
BRAND
Na nic
Trud ofiarny, gdy bez granic,
Na nic dziecka śmierć!… W pamięci
Miej to dzisiaj…
AGNIESZKA
złamana
4590Niech się święci
Wola twoja! Pękaj, łono,
Na nic cały ból twój pono!
Więc, kobieto, gdy inaczej
Już nie mogę — Bóg wybaczy —
4595Podzielmy się tym, co bywa…
KOBIETA
Dawaj! Dawaj! Jakom żywa!
BRAND
AGNIESZKA
Prędzej
Śmierć mnie wyrwie z mojej nędzy,
4600Niż dam więcej. Nie okradaj
Mnie z wszystkiego! Mężu, gadaj:
Cóż, jeśli jej pół udzielę?
BRAND
Było-ż wszystko to za wiele,
Kiedyśmy to kupowali
4605
Swemu dziecku?…
AGNIESZKA
dając kobiecie jedną sztukę za drugą
Dalej! Dalej!
Oto tutaj płaszczyk jest,
W którym on przyjmował chrzest…
Masz; kabacik, szarfę, suknię!
4610Ciepłe to w każdziutkim włóknie,
Dobrze chroni w czasie burzy.
Masz czepeczek, niech ci służy!
Masz pończoszki — na mróz srogi
Można już w tym iść bez trwogi…
4615Weź ostatnie te rupiecie…
KOBIETA
BRAND
Lube dziecię,
Dałaś li już tej niewieście
Wszystko? Wszystko?
AGNIESZKA
daje dalej
4620Masz tu wreszcie
Koronacyjny płaszcz z tej chwili,
Gdyśmy dziecko swe stroili
Na ofiarę…
KOBIETA
Nic już więcej
4625Tu nie widzę!… Wszystko moje!
Jeno — do kroćset tysięcy! —
Że ja się tu wójta boję!
Tam, na schodach go przystroję,
Potem — ile starczy nóg!…
znika
AGNIESZKA
stoi chwilę w wewnętrznej rozterce;
w końcu pyta
4630Brand, odpowiedz: czyżbyś mógł
Chcieć coś jeszcze?
BRAND
Mów ty wprzód,
Czy też chętny duch cię wiódł
K tej ofierze strasznej, trudnej?
AGNIESZKA
BRAND
Więc majak to był złudny —
Niespełnione jest żądanie.
chce odejść
AGNIESZKA
milczy, dopóki nie doszedł do drzwi,
potem woła
BRAND
AGNIESZKA
4640Niech się stanie!
Ja skłamałam! Oszukałam
Cię o jedno! Nie oddałam,
Widzisz, mężu, ostatniego…
Oparłam się…
BRAND
AGNIESZKA
wyciąga z zanadrza złożoną czapeczkę
dziecięcą
BRAND
AGNIESZKA
Ach, łzy me piła!
Krwawym potem przepojona
4650Strasznej nocy, dotąd ona
Leżała na sercu mym!
To me szczęście, to mój raj!
BRAND
Trwajże dalej, trwajże w złym,
W mocy swych bałwanów trwaj!
chce odejść
AGNIESZKA
BRAND
AGNIESZKA
podaje mu czapeczkę
BRAND
zbliża się do niej i pyta, nie biorąc
AGNIESZKA
BRAND
bierze czapeczkę
4660A więc lotem
Stąd najszybszym, bo inaczej
Zgubi siebie w swej rozpaczy.
odchodzi
AGNIESZKA
Nić ostatnią, co mnie z ziemi
Prochem wiąże, surowemi
4665Targa dłońmi.
stoi chwilę bez ruchu; powoli wyraz jej twarzy przybiera
cechy promienistej radości. Brand wraca; ona rzuca
mu się rozradowana w objęcia i woła
Wolna jestem!
Brand, jam wolna! Wolność mieszka
W mojej duszy! Tak!
BRAND
AGNIESZKA
4670Jakby za cudownym gestem
Pierzchło wszystko! Wszystkie grozy,
Co strasznymi mnie powrozy
Krępowały, pchały w mroki,
Już w czeluści są głębokiej!
4675Zwyciężyłam w walce woli!
Już wylane łzy mej doli,
Już rozpierzchły się me chmury!
Ponad śmierci wał ponury
Strzela wieczna ranna zorza!
4680Rola boża! Rola boża!
Błędne światło żadnej duszy
Już mnie k temu nie poruszy,
Bym winiła cię, cmentarna
Rola boża! Trosko marna!
4685Alf mój w niebie! Alf mój w niebie!
BRAND
Teraz już przemogłaś
[134] siebie!
AGNIESZKA
Tak, przemogłam! Rzec to mogę:
Grób przemogłam, grozę, trwogę!
4690Niechaj spojrzą twoje oczy:
Stamtąd, kędy tronu stopnie,
Jak radośnie, jak pochopnie
[135]
Ręce on wyciąga k nam,
Zbudzon znowu — o, patrz, tam!
4695Choćbym miała tysiąc głosów,
Nie chciałabym cię z niebiosów
Odwoływać, synku mój!
Jakiż to mądrości zdrój:
Drogi klejnot mi zabrawszy,
4700Uratował najłaskawszy
Bóg mą duszę — dzięki! dzięki! —
Od niechybnej śmierci! Z ręki
Wzięłam jego skarb ten na to,
By go stracić — słodka strato,
4705Ty, co rwiesz nas ku weselu
Niebiańskiemu!… Przyjacielu,
Tyś wspomagał mnie w tym boju!
Byłam świadkiem tego znoju,
Widziałam go!… Teraz, ninie
4710Sam w wyboru ty dolinie
Stoisz, teraz sam u siebie
Szukaj wsparcia w tej potrzebie.
Wobec swego — twe to hasło —:
Wszystko albo nic!…
BRAND
4715
Nie zgasło
Jeszcze w tobie walk zarzewie?
Cóż to znaczy?… Boje nowe?
AGNIESZKA
Umrzeć musi! Zali nie wie
4720Duch twój o tem?
BRAND
cofa się
Gorze! Gorze!
Jakież ty mnie znów w tej porze
Niesiesz światło? Nie! Nie kłamię —
Dobrze znasz me silne ramię,
4725Więc nie rzucaj mnie, o luba!
Niech największa na mnie zguba
Spadnie dzisiaj! Niech ode mnie
Pójdzie wszystko! To daremnie;
Nie odczuję żadnych strat…
4730Lecz bez ciebie — jam już padł!…
AGNIESZKA
Masz, wybieraj, coć się zdaje!
Otoś wkroczył na rozstaje!
Zgaś to światło, a w tej chwili
Upiór znowu się wychyli.
4735Wigilijne zgaś gromnice —
Widzisz w progu jego lice?
Do niebiańsko ślepych chwil
Daj mi znów odnaleźć drogę!
Sil się mnie odepchnąć, sil,
4740Ja znów w pył ten upaść mogę,
W którym rosły moje winy!
Zmień mnie, mężu! Tej godziny
Wszystko zdołasz!… Przeciw tobie
Cóż… ja, mężu, dzisiaj zrobię?
4745Ścięgna skrzydeł mych rozpołów,
W żyły moje przelej ołów,
Dłonią zegnij mnie tą samą,
Którąś mnie ku górnym bramom
Chciał podnosić; żyć w twej mocy
4750Każ mi tak, jak żyłam, w nocy
Wijąc się w posępnym mroku!
Chcesz i możesz to, przy boku
Twym zostanę, twoja żona!…
Masz, wybieraj, coć się zdaje —
4755Otoś wkroczył na rozstaje!
BRAND
Wybór dla mnie — rzecz spełniona!
AGNIESZKA
rzuca mu się na piersi
Dank
[136] za wszystko! Tak i za to!
O, jak wiernie, jak bogato
Pomagałeś mnie, niewieście!
4760A, gdy zbliży się nareszcie
To, co los przeznaczył dla mnie,
Ty mnie wesprzesz — tak, niekłamnie!
BRAND
Śpij! Na moim ty zagonie
Zakończyłaś już swą pracę!
AGNIESZKA
4765Tak… I nocne światło płonie.
Z walki tej już siły tracę…
Umęczona-m już bez miary!
Ale lekkie boże kary!
Brand, dobranoc!
BRAND
AGNIESZKA
Dobrej nocy!… Twej pomocy
Dank!… Za wszystko dank!… Czas spać!
odchodzi
BRAND
przyciska ręce do piersi
Ty wiernością, serce, płać
Swemu Stwórcy! Miej na względzie
4775Najwyższego zawsze sędzię!
Ten zwycięża, kto się zrzeka —
Strata zyskiem znów dla człeka!
Wiecznie będzie żyło w Tobie
Tylko to, co legło w grobie!
KONIEC AKTU CZWARTEGO.
Akt piąty
Półtora roku później.
Kościół nowy, całkiem gotów, przystrojony na poświęcenie.
Tuż obok niego płynie potok. Wczesny, mglisty poranek. Kościelny, zajęty wiązaniem girland dla umajenia
kościoła. Wkrótce potem zjawia się Bakałarz.
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Czas największy!
Nim człowiek wszystko to upiększy —
O, tym szpalerem pójdzie rzesza.
BAKAŁARZ
I przed probostwem coś się wiesza,
4785Coś, ujętego w krągłe ramy —?
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Urządzamy
Tarcz honorową — jego imię
4790Ma być na tarczy…
BAKAŁARZ
Tak, olbrzymie
Życie dziś we wsi — tak — w zatoce
Od białych żagli się migoce!
Pełne są ludzi wszystkie drogi!
KOŚCIELNY
4795Kto żyw, na równe powstał nogi —
Za czasów jego poprzednika
Nikt tu, bywało, tak nie bryka!
Spokój i zgoda dookoła,
Człek spał i sąsiad spał — a zgoła
4800Nie wiem, co nadto ma być zdrowszem.
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Owszem!
Lecz nam to przecie krwi nie mąci —
Są ci przyczyny jakie.
BAKAŁARZ
4805Są ci:
Harowaliśmy, miły bratku,
Póki spał sąsiad; na ostatku
Sąsiad się zbudził, więc w tej chwili
Myśmy się do snu utulili —
4810Czynnych nas nie chce widzieć świat…
KOŚCIELNY
Żyć — czyż to mądrzej? Chciałbym rad
Coś wiedzieć o tym?
BAKAŁARZ
Tak powiada
Proboszcz wraz z Brandem — trudna rada!
4815I ja tak myślę, boć w ten sposób
Godzę się, wiesz, z ogółem osób.
Nam pasterskiego listu trzeba,
Nic tak jasnego, jak te nieba,
Słońce, czy księżyc… Tak niech będzie,
4820Że my, siedzący na urzędzie,
Mamy powinność stać na straży
Cnej moralności, cnych ołtarzy,
Cnej naszej wiedzy, w wielkiej cenie
Mieć skrupulatność i sumienie,
4825By nie ulegać namiętności —
Ot, mówiąc krótko, między nami:
Musimy stać nad stronnictwami.
KOŚCIELNY
Juści o naszym jegomości
Tego nie powiesz —
BAKAŁARZ
4830O to chodzi,
Że stać powinien nasz dobrodziej!
Widzą to jego przełożeni.
Gdyby nie to, że lud go ceni,
Już by mu dawno laufpas
[137] dali…
4835Ale on wie, skąd wietrzyk wieje,
Zna dobrze świat i jego dzieje,
Świadom, na jakiej płynąć fali,
Buduje kościół…
CzynU nas, bracie,
Od razu wszystkich w garści macie,
4840Gdy coś czynicie. Co się czyni,
To obojętne: my jedyni
Na to, by czynić to lub owo,
Byleby czynić. Dziejów słowo
Powie zapewne w późny czas,
4845Że ludzie czynu byli z nas.
KOŚCIELNY
Wy, coście byli w parlamencie,
Znacie nasz ludek; ale święcie
Mówię, że ktoś, co, naszą ziemię
Obszedłby z rana, gdy się plemię
4850Obudzi ze snu, ot, w te tropy
Rzekłby, że dzielne są z nas chłopy,
Że my, lud śpiochów, w jednej chwili
W lud ślubowników się zmienili…
BAKAŁARZ
Juści nasz lud jest wielce skory
4855Do ślubowania, każdej pory
Ślubować gotów, lud głęboki
Takie w postępie robi kroki,
Że śluby mają w nas tłumaczy
Niby z urzędu…
KOŚCIELNY
4860A co znaczy
Taki ślub ludu? Człek uczony,
Możecie mi to z każdej strony
Jakoś wyjaśnić…
BAKAŁARZ
Co — ślub ludu?
4865Na wyjaśnienie trzeba trudu,
Choć łatwo dowieść, że istnieje —
Ślub — to jest coś, w czym przez ideę
Wspólną zapala się nasz lud,
Chce, by go ślub do czynu wiódł —
4870W jego przyszłości
notabene[138]…
KOŚCIELNY
No, tak! Rozumiem… Lecz za cenę
Chciałbym dowiedzieć się wszelaką,
W którym też roku my na taką —
Jakby to mówić…?
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Ano więc, mówiąc tak po prostu,
Kiedy na przyszłość my takową
Liczyć możemy, w którym czasie? ?
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
Nigdy! Ma się
Rzecz bowiem w sposób osobliwy,
Że,
Postępgdy się zjawi na te niwy
Przyszłość, już rzeczą nie jest nową,
4885Nie jest przyszłością już! Nie! W gości
Przyszedłszy k nam, teraźniejszości
Przybiera postać!…
KOŚCIELNY
Juści, juści!
Jeno niech jeszcze parę puści
4890Twa mądra warga, kumie luby,
Kiedy się w prawdę takie śluby
Zamienić mogą?
BAKAŁARZ
Powiedziałem,
Że ślubów takich ideałem
4895Bywa li
[139] przyszłość, więc obwieszczę:
W przyszłości…
KOŚCIELNY
Tak, lecz powiedz jeszcze,
Kiedy jest tedy przyszłość owa?
BAKAŁARZ
po cichu
Otóż kościelny!… głośno Czyż od nowa
4900Mam znów powtarzać, mocny Boże,
Jako przyszłości być nie może,
Bo, gdy się zjawi, już jest po niej!
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
W pojęciu każdym chroni
4905Jakiś się wybieg, tu atoli
Nie ma wybiegu — pan pozwoli —
Przynajmniej dla tych, którzy więcej
Liczyć umieją, niż dziecięcy,
Ograniczony mózg!… Tak, śluby
4910To są smalone, widzisz, duby,
To w gruncie rzeczy szczery kłam,
Choć nawet wierzy w nie ten sam,
Który je składa… Dotrzymanie
Bywało dotąd, drogi panie,
4915Li uciążliwe w oczach ludzi…
Lecz mnie się zdaje, że się trudzi
Człowiek daremnie: to wyniki
Proste dla tych, co się logiki
Jeszcze nie zbyli — ale o tem
4920Potem!… Ot, tak jest z tym żywotem!
Powiedźcież mi…
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
4925Gra na organach jakieś licho.
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
A cóż plebana
4930Przygnało tutaj już tak z rana?
KOŚCIELNY
Coś mi się widzi, że on wcale
Nie był dziś w łóżku…
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Ale
4935Źle się to skończy! Niedaremnie
Ja to powiadam! Coś tajemnie
Jakby go gryzło! Tak osowiał
Ksiądz nasz!… Od czasu, gdy owdowiał,
Coś tłumi w sobie, lecz niekiedy
4940Wybucha wszystko w nim i wtedy
Grywa… Słuchajcie! Zda się, wiecie,
Że opłakuje żonę, dziecię!
BAKAŁARZ
Prawie odróżnić można głosy —
KOŚCIELNY
Jeden się skarży snać
[140] na losy.
4945Drugi pociesza…
BAKAŁARZ
Moi mili,
Wzruszyć bym gotów się tej chwili.
Ale nie wolno…
KOŚCIELNY
Tak, gdyby to
4950Nie urzędnicze nasze myto
[141]…
BAKAŁARZ
Człek skrępowany, na urzędzie
Ma godność stanu wciąż na względzie.
KOŚCIELNY
Do diabła z tą kłamliwą wiedzą:
W gardle mi głupie księgi siedzą!
BAKAŁARZ
4955Ta cała mądrość — niech ją czarci! —
Czuć choć raz w życiu!… Cóż my warci?!
KOŚCIELNY
Nikt nas nie widzi — przeto szczerze
Mówię ci: czujmy!…
BAKAŁARZ
Znaczyłoby,
4960Że takie ot, jak my, osoby
W ludowej się walają sferze.
A nauk księdza sens jest taki,
Tak głoszą ciągłe jego pieśnie,
Iż zaszczyt nie jest na dwojakiej
4965Drodze: nie można równocześnie
Być urzędnikiem i człowiekiem!
Dowodów tego nie w dalekiem
Szukać nam miejscu: w panu wójcie
Dobry masz przykład.
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
Stójcie!
Kiedy papierów wielką moc,
Całe archiwum — ocalono…
KOŚCIELNY
O, to był pożar!… Straszna noc!…
BAKAŁARZ
4975Tak, tak, powiadam, że niepłono
[142]
Pracował wójt nasz! Za dziesięciu
W tym ratunkowym przedsięwzięciu
Starczył ten człowiek. Lecz w komorze,
Jak gdyby diabeł miał swe łoże,
4980Baba, zoczywszy to, niezwłocznie
Straszliwe wrzaski wszczynać pocznie:
„Czart na cię czyha! Niech cię wzruszy
Zbawienie własnej twojej duszy!”
„Co mi zbawienie!!! — tak się wściekle
4985Odgryzie wójt nasz — zgniję w piekle,
Ale archiwum to ocalę!”
W takim to wówczas on zapale
Brał się do dzieła; człek morowy
Od stóp, powiadam ci, do głowy,
4990To też za dzielne swoje czyny
Sowite zbierze on wawrzyny,
Nagrodzon będzie przebogato.
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
Ano w raju — dajmy na to:
4995W raju szlachetnych wójtów…
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Jakowyś czas fermentu dnieje
5000Poza mądrymi słów twych jądry
[143] —
Że my żyjemy dziś w fermencie,
Tego dowodem jest pęknięcie
Świata, jak gdyby na dwie części…
Młodzi przeciwko starym pięści
5005Groźne podnoszą…
BAKAŁARZ
Juści, juści!
Co stare musi do czeluści
Schodzić grobowych! — To, co zgniło,
Staje się strawą, że aż miło,
5010Dla świeżych bytów!
ChorobaŚwiat się rzuca,
Bo mu gorączka trawi płuca;
Powietrza trzeba naszej krtani,
Inaczej — myśmy pogrzebani!
W fermentach nurza się nasz wiek,
5015Czuje to dziś najlichszy człek.
Z chwilą, gdy stary kościół padł,
W posadach jakby zadrżał świat,
Grunt utraciło pod nogami
To, co dotychczas władło nami.
KOŚCIELNY
5020Milczenie padło na nasz lud…
„Zburzyć!” tak krzyczał ci on wprzód,
Ale niebawem zmiękł. Od razu
Uczuł, jak gdyby ciężar głazu
Na swoich piersiach — tak, w te tropy
5025Zaczęli szemrać nasze chłopy,
Że nie zastąpi nic tej straty.
Koniec wszystkiego! To wiedziano
I zawołano w pewne rano,
Że się starego tego domu
5030Nie wolno było tknąć nikomu.
BAKAŁARZ
Ale dawnego ducha brzemię
Dopóty czuło nasze plemię,
Póki by chramu
[144] doby nowej
Nie poświęcono należycie.
5035Lud nasz spode łba, chyłkiem, skrycie
Spoglądał wciąż na wzrost budowy,
Czekał na dzień, gdy w miejsce starej,
Zblakłej chorągwi, już sztandary
Powieją świeże… A, gdy wieżę,
5040Ujrzał rosnącą, to się szczerze
Przeląkł i umilkł — i w tej chwili
Myśmy do końca już dobili.
KOŚCIELNY
wskazuje na gromadzące się tłumy
Spójrz na te tłumy, spływające
Ze wszystkich oto stron…
BAKAŁARZ
5045Tysiące!
A jaka cisza!
KOŚCIELNY
Tak, a przecie
Jakby szum morza, gdy zamiecie
Rozpoczną szarpać jego łono!
BAKAŁARZ
5050To serce ludu, który pono
Doniosłość chwili wnet zrozumie,
W takim objawia się dziś szumie!
Zda się, jak gdyby czerń
[145] ta mnoga
Nowego tu obierać Boga
5055Przybyła dzisiaj!… Nie ma księdza?…
Coś, jakby lęk, mnie stąd wypędza —
Wolałbym w domu siedzieć sobie…
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
Tak, w takiej dobie
5060Odnaleźć grunt swój niezbyt snadno!…
Człek coraz bardziej idzie na dno,
Broni się, męczy, no, i macie:
Znów się pogrąża.
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Zda mi się, drogi panie,
Że teraz czujem literalnie!
BAKAŁARZ
KOŚCIELNY
Przepraszam, bo i ja nie!
Nikt tego w oczy mi nie palnie.
BAKAŁARZ
Czy to my baby?… Żegnam!… Szkoła
Czeka…
odchodzi
KOŚCIELNY
5075O, teraz to już zgoła
[146]
Chłodną mam głowę. Trutniu stary,
Jakież oblazły cię tu mary?
Dalej! Do pracy! Złość mnie wściekła…
Lenistwo furtką jest do piekła!
odchodzi drugą stroną
gra na organach, dotąd stłumiona, urwała się nagłym,
szalonym rozdźwiękiem. Wkrótce potem Brand wychodzi
z kościoła
BRAND
5080
MuzykaNie! Organy nie chcą grać!
Nie przemówią! Nic ich snać
Nie przymusi, iżby dźwięki
Popłynęły spod mej ręki!…
Każdy głos jak potargany!
5085Słupy, łuki, sufit, ściany
Idą na mnie — zwał olbrzymi,
Który młoty
[147] drewnianymi
Wszystko tłumi, przeboleśnie
Ściska, więzi moje pieśnie
[148],
5090Niby trumna zdobycz swoją!
Dźwięki już się nie zestroją;
Choć je tak wywołać pragnę,
Do posłuchu ich nie nagnę!
Głośno modły me zabrzmiały,
5095Rozbiły się u powały.
Jakby z rdzą przeżartych dzwonów,
Tak mi płyną, zamiast tonów,
Głuche jęki… A na chórze
5100Swojej stanął Pan Bóg sam,
Że przed sobą sędzię mam,
Co rękami straszliwemi
Przygniótł modły me do ziemi!
Poprzysiągłem, wzdyć przejęty,
5105Że zbuduję dom ten święty,
Nowy, wielki kościół boży!
Nazbyt ufny w swoją moc,
Harowałem dzień i noc,
Aż przybytek mój się złoży!…
5110Dziś mi prawie żal budowy!
Wszyscy tylko chylą głowy,
Wszyscy krzyczą: „Jaki duży!”
Czyż im większa jasność służy,
Niż mnie tutaj? Czyż me oczy
5115Pogrążone w jakiejś mroczy?
Czyż pomieścił się mój plan?
Czyż te słupy, czyż te belki
Ugasiły żar ten wielki,
5120Ten płomienny żar tęsknoty,
Co mnie pchał do tej roboty?
Czyż ten kościół odpowiada
Tej świątyni, którą rada
Budowała dusza moja,
5125Iżby była w niej ostoja
Wszelkiej troski!… Brak Agnieszki!
Z nią schodziła na me ścieżki
Jakaś pewność… Jakoś prościej
Ona jasny blask wielkości
5130Dostrzegała nawet w rzeczy
Najdrobniejszej!… Bez jej pieczy
Czyż się skończą me wątpienia?
Ona niebios tych sklepienia
Potrafiła łączyć z ziemią,
5135Że nad światem słodko drzemią,
Jak nad pniem korona drzew…
spostrzega przygotowania do uroczystości
Wieńce, kwiaty, rozgwar, śpiew,
Las chorągwi… Tłumnie, szumnie
Wszystko zwraca się dziś ku mnie…
5140Pod plebanią ludu fala…
Nadpłynęły setki, krocie,
Nadpłynęły z bliska, z dala…
Co? Nazwisko me lśni w złocie?
Dodajże mi siły, Boże,
5145Lub mnie w ciemnej zagrzeb norze
Gdzieś pod ziemią — niech tam zginę!
W uroczystą tę godzinę
Jać na ustach wszystkich żyję!
Każdy me nazwisko ryje
5150W swoim sercu… Pieśń natchniona
Na mą chwałę — jakżeż ona
Mroźnym dreszczem mnie przenika!
Gdzież ta puszcza, ustroń dzika,
Gdzie by człowiek, niby zwierzę.
5155Znaleźć mógł ukryte leże!…
WÓJT
wchodzi w mundurze i wita się rozpromieniony
RadośćZawitał wielki dzień dla ludu,
Chwila sabatu po dniach trudu!
Po tygodniowej, ciężkiej orce
Radosne zatkniem dziś proporce,
5160Zaciągniem żagle i po gładkiej
Popłyniem głębi w czas ten rzadki!
Szczęścia! Szlachetny, wielki człeku,
Radości kraju, chwało wieku!
Wzruszenie czujem w całym ciele,
5165Lecz i radości strasznie wiele!
BRAND
A moje gardło, jak w obroży…
WÓJT
Przejdzie… to wszystko się ułoży —
A tylko w surmy zadmij waść!
Ludowi trzeba w uszy kłaść —
5170Zresztą, gdzie tylko człek się zwróci,
Słychać, jak świat wciąż hymny nuci
Na twoją cześć, jak świat się dziwi.
BRAND
WÓJT
Tak! Tu wszyscy są szczęśliwi,
5175Nawet sam proboszcz rad z kościoła.
Nie widział żadnych błędów zgoła!
Świetny, harmonii pełny styl,
Kształty, że jeno głowę schyl,
Rozmach w nich wielki — w dziele całem!
BRAND
WÓJT
BRAND
WÓJT
O panie,
Pozór?!… On wielki jest w istocie,
5185Z jakiego punktu tej robocie
Pan się przyglądnie, gdzie pan stanie…
BRAND
Wielki naprawdę? Czy pan może
Tylko mnie schlebia?
WÓJT
Mocny Boże,
5190Nawet za wielki na ten kąt!
Jakiś bogatszy gdzieś tam ląd
Wspanialsze może stawiać dzieło…
Lecz tu — oby to licho wzięło! —
Tu, między morzem a górami,
5195Gdzie rydel, mówiąc między nami,
Uderza w same li
[149] opoki,
Gmach to za wielki, za wysoki!
Słowo honoru!…
BRAND
Jak to miło,
5200Że stare kłamstwo ustąpiło
Miejsca nowemu!…
WÓJT
BRAND
To, że ten ludek dziś się raczy
Wielce radować z świętych pował,
5205Tak, jako dotąd się radował
Z starego próchna! Nieodrodny,
Krzyczał był chórem: „Jak czcigodny!”
A teraz również krzyczy w chórze:
„Jak to wspaniałe! Jak to duże!”
WÓJT
5210Mój przyjacielu! Bądźmy szczerzy:
Kto by chciał jeszcze większej wieży,
Wart, by nazwano go pyszałkiem!
BRAND
A jać odpowiem na to całkiem
Głośno: ten kościół jest za mały!
5215Kłamliwe usta, co by chciały
Mówić inaczej!
WÓJT
Niech mnie katy — !
Tak się wyrzekać swej zapłaty,
Potępiać dzieło, w takim trudzie
5220Wzniesione wielkim!… Prości ludzie
Zadowoleni… Skarga pusta!
Z podziwu świat otwiera usta,
Wspanialszej on nie widział rzeczy!
Nic go z tej wiary nie wyleczy!
5225A jak szczęśliwy! Więc, do czarta,
Cóż, panie, taka praca warta,
Co mu otwierać pragnie ślepie,
Kiedy on nie chce w swym czerepie
Mieć tego światła? Prawda stara:
5230Ważnym dlań to, co jego wiara
Każe uważać mu za sedno!
A zresztą, panie, wszystko jedno,
Czy to dom boży, czy psia buda,
Jeżeli tylko tyle luda
5235Wierzy, iż dom to duży!
BRAND
WÓJT
Przy tym
Byłby stworzeniem nieobytym,
Kto by tym, panie, ludziom, którzy
5240Przyszli do niego oto w gości,
Nie chciał użyczyć gościnności,
Kto by im nie dał, panie, chleba,
Tak, jak się godzi!… Wyznać trzeba,
Że i dla pańskiej, mówię, sprawy
5245Byłoby źle, gdyby plugawy
Wrzód onej prawdy miał się dalej
Jątrzyć…
BRAND
WÓJT
Myśmy dbali
5250O twoją cześć — stowarzyszenie
Nasze, twe dzieło mając w cenie,
Srebrny ci puchar niesie w darze.
Otóż wiedz: napis na tej czarze
Będzie wyglądał li na żart,
5255Jeśli sam powiesz, co jest wart
Ten nowy kościół… I kantata,
I moja mowa, co się wplata
W tę uroczystość, śmieszna będzie,
Jeśli to dzieło, na tej grzędzie
5260Naszej wzniesione, nie jest duże…
Więc, widzisz pan, dowodem służę,
Iż trza się poddać do ostatka!
Uszy do góry, a jak z płatka
Pójdzie nam wszystko!…
BRAND
5265
Moje oczy
Widzą, co nieraz już widziały,
Że na cześć kłamstwa jest ten cały
Kłamliwy festyn…
WÓJT
Pan się boczy…
5270Broń Panie Boże! Ani znaku!
Lecz dajmy spokój kwestii smaku,
W tej chwili ja ci jeden jeszcze
Ważny argument tu obwieszczę!
Tamte jak srebro — ten jak złoto:
5275W winnicy szczęścia jesteś oto,
Panie, żniwiarzem… szczęścia koło
Toczy się dalej!… Podnieś czoło,
KrzyżDziś jeszcze będziesz kawalerem:
Państwo odznaczy cię orderem,
5280Dziś sobie jeszcze krzyż zasługi
Przypniesz do piersi…
BRAND
Mam ja drugi
Krzyż — niech mi zdejmie go, kto umie!
WÓJT
Ja, panie, myślę w swym rozumie,
5285Że pan radujesz się tak z cicha!
Zagadką jesteś!… Tam do licha!
Nie wzrusza pana ten znak łaski?…
Pomyśl pan tylko… Co za blaski!
Co za honory!
BRAND
z wybuchem
5290Czcze gadanie!
Nie nęcą mnie! Nie zważam na nie!
Jakom tu przyszedł, tak w tej trwodze
O włos nie mędrszy stąd odchodzę.
Pan tu słuchałeś mego słowa,
5295Lecz nie wiesz, co się za nim chowa.
To, co wy dużym tutaj zwiecie,
Płacąc od stopy i od cala,
Mało mi sprawia troski; z dala
Jestem od tego na tym świecie!
5300
To tylko dla mnie wielkim zyskiem,
Co niewidzialnym jest odbłyskiem,
Co nas rozżarza, co lodowe
Budzi w nas dreszcze, co nam głowę
Oprzędza górnych słów mgławicą,
5305Co gwiazd ponocnych tajemnicą
Słania się ku nam — to jest właśnie!…
A! Wszystka we mnie siła gaśnie!
Jestem znużony… Idź pan sobie
I ucz, i rób, ja — nic nie zrobię!
idzie ku kościołowi
WÓJT
do siebie
5310Z tego zamętu któż tu zdoła
Wybrnąć? Zagadka to wesoła:
Od stopy płacim i od cala…
On się od tego trzyma z dala…
Dla niego to jedynie zyskiem,
5315Co niewidzialnym jest odbłyskiem…
Co tajemnicą gwiazd się słania
Ku nam!… Ot, brednie! Ze śniadania
Pan chyba wracasz? ! Coś na zdrowiu,
Widzę, szwankujesz!…
znika
BRAND
uchodzi placem ku dołowi
5320W gór pustkowiu,
Choćby najdzikszym, do tej pory
Nie czułem nigdy takiej zmory,
Nie czułem się tak nigdy sam,
Jak tu, gdzie wszystka praca żywa
5325W grząskie bagienko się rozpływa.
spogląda w kierunku, w którym odszedł wójt
Zadusiłbym go, nędzny cham!
Ilekroć tylko — błazen ze mnie! —
Pragnę go porwać, nadaremnie
Do tępej zbliżam się swołoczy:
5330On ci mi prosto zawsze w oczy
Smrodliwą duszę swą wypluje.
Jakżeż ja twoją stratę czuję,
Agnieszko droga! Nieszczęśliwie
Tracę swe siły na tej niwie,
5335Na której nie ma wszak człowieka,
Który zwycięża lub ucieka!
Próżno samotny walczy mąż!
na scenę wchodzi Proboszcz
PROBOSZCZ
O moje dziatki, me owieczki…
5340Chciałem powiedzieć — mój kolego!
Proszę wybaczyć. Panie — tego…
Z jakiej by zacząć tutaj beczki…
Miałem kazanie już gotowe…
Jeno, że coś, widzisz, w głowę…
5345Lecz przede wszystkim dzięki — dzięki!
Człowiek prawdziwie silnej ręki,
Umiałeś, panie, rzec to mogę,
Wskroś utorować sobie drogę
Przez kłótnie, wrzaski, puste swary;
5350Umiałeś kościół zburzyć stary,
By rósł godniejszy w stronę nieba…
BRAND
O, tutaj jeszcze dużo trzeba…
PROBOSZCZ
Czegoż by? Chyba poświęcenia.
BRAND
Postaci rzeczy to nie zmienia.
5355Na cóż budynek nowy zda się,
Gdy nowy, czysty duch w tym czasie
Jeszcze mu obcy….
PROBOSZCZ
Przyjacielu!
Na to nie trzeba trosk zbyt wielu,
5360Już wy go tutaj przywabicie.
Te piękne rzeźby na suficie,
Ta widna nawa, o, mój panie,
Podziała to na wychowanie
Naszego ludku, on niezwłocznie
5365Jakoś na siebie zważać pocznie.
A ten rezonans, księże drogi,
Co każde słowo w taki mnogi,
Dwojaki, setny mnoży sposób,
Jakąż on wiarę w sercach osób
5370Wzbudzi płomienną — rezultaty,
Których i jakiś kraj bogaty
W obfitszej nie osiągnie mierze!
A wszystko to, powiadam szczerze,
Cześć pańską głosi… Cny konfratrze,
5375Przyjmij me dzięki, którym gładsze
Wzdyć towarzyszyć dzisiaj będą,
Gdy do biesiady wszyscy siędą;
Młodzi niejeden liść wawrzynu
Wplotą ci jeszcze w cześć za czynu
5380Twego wspaniałość……. Ale siły
Snać cię, mój Brandzie, opuściły:
Pan się zataczasz…
BRAND
Nadaremnie!
Dawno już mocy nie ma we mnie
5385Ani odwagi — —
PROBOSZCZ
Nie dziwota!
To harowanie! Ta robota!
Wszystko jednego męża dzieło!
Ale to dzisiaj już minęło!
5390Rychło nadejdą słodsze chwile,
I niebo znów zabłyśnie mile!
Tysiączna zeszła się gromada
Z wszystkich okolic — tłum nie lada!
A teraz pytam: w wyszukanem
5395Słowie któż zmierzy się dziś z panem?
Pańskiego któż przewyższy ducha?
Tylu konfratrów pana słucha,
Tylu cię wita z otwartemi,
Panie, ramiony
[150] na tej ziemi,
5400Tu, na tym gruncie, gdzie twa gmina
Z wdzięcznością się przed tobą zgina,
Rozrywa uczuć swoich tamy!
Potem… o dziele twym cóż mamy
Rzec?… Jest wspaniałe! Ani słowa!
5405Potem te kwiaty, ta majowa
Woń naokoło!… Szczęście płuży
[151]!
A ewangelii temat duży
Na dzień dzisiejszy!… Potem, panie,
Jakież to będzie dziś śniadanie!
5410Nowiną z tobą się podzielę,
Że patroszono tęgie cielę!
Przepyszne bydlę! O, niełatwo —
Pomyślę sobie — droga dziatwo,
Było ci znaleźć okaz taki!
5415Tak! Niebywałe to przysmaki!
W tych ciężkich czasach, gdzie się płaci
Za funt, Bóg wie co, i bogaci
Trudno na zbytek ten się zmogą!
Ale puśćmy to swoją drogą,
5420Inne mnie sprawy tu przywiodły!
BRAND
Tak! Bić, patroszyć, ściągać skórę…
PROBOSZCZ
Powiem ci słówko poniektóre,
Że ja się trzymam innej modły
[152],
Ot, łagodniejszej — węzłowato
5425Mówiąc i krótko — boć my na to
Niewiele mamy czasu… Ale
Pan się sprawujesz doskonale,
Tylko na jednym punkcie trzeba
Troszkę się zmienić — święte Nieba —
5430Punkcik maleńki — mnie się zdaje,
Że pan wiesz nawet, w czym zwyczaje
Nasze odmienne, na urzędzie
W czym się różnimy — ot, nie będzie
Trudno się zmienić — Ksiądz dobrodziej
5435Jakby nie wiedział, co się godzi,
A co nie godzi z tym, co w spadku
Mamy po ojcu i po dziadku.
No, a to właśnie tak, to jedno
Oznacza całej rzeczy sedno!
5440Ja cię nie łaję, wiem ci przecie,
Że, jeśli mało człek na świecie
Miał doświadczenia, jeśli z miasta
Przyjdzie wielkiego — mocny Boże! —
Z nami nie zawsze zróść się może.
5445Lecz teraz, druhu, z tym już basta!
Teraz do tego sam już naglę,
Abyś naciągnął swoje żagle,
Jak się należy, z wiatrem, panie!
Mówią — i słuszne to gadanie —
5450Że poszczególną pan się duszą
Nazbyt zajmujesz, a to — muszą
Przyznać mi wszyscy — między nami
Mówiąc, błąd wielki! Nie! Masami
Jednym grzebieniem trzeba nasze
5455Czesać owieczki; w tym ci leży
Szczęście owieczek i pasterzy.
BRAND
PROBOSZCZ
Nie wystraszę,
Jeżeli powiem: w zacnym znoju
5460Dał pan nam kościół, niby szatę
Sprawiedliwości i pokoju,
Wiano
[153] istotnie przebogate!
Widzi w religii walną drogę
5465Dobrego tonu, port, któremu
Powierza byt swój, przeciw złemu
Oręż najlepszy, ot, najprościej
Mówiąc, wskazówką moralności!
Państwo jest biedne, więc też, sądzę,
5470Waluty chce za swe pieniądze.
Pan wiesz, że ja się w tym nie mylę,
Iż chrześcijanin znaczy tyle,
Co patriota… Panie luby,
Rząd nie rozrzuca bez rachuby
5475Krwawego grosza. Śmierć jedynie
W sam czas za darmo ku nam spłynie,
Państwo, mój druhu, nie szaleje,
I jakież byłyby to dzieje,
W jakiej by kraj utonął nędzy,
5480Gdyby nie państwo, jak najprędzej
Mknące z pomocą, z swej wyżyny
Śledzące wszystkie ludzkie czyny.
Lecz państwo tak, jak się należy,
Dobre li
[154] może mieć wyniki
5485Przez swe lojalne urzędniki,
Więc tu: przez swoich duszpasterzy.
BRAND
Mądrość się kryje w każdym słowie!
PROBOSZCZ
Konfrater
[155] pański jeszcze powie,
O, tak króciutko: pan ugaszcza
5490Państwo kościołem, by, po prostu
Mówiąc, przyczynić się do wzrostu
Kultury kraju. W tym też zwłaszcza
Zamyślam sensie tak jak jest,
Wyjaśnić wszystkim ten nasz fest.
5495Przy biciu dzwonów tłumy bliźnie
Usłyszą dziś o darowiźnie.
Wraz z tym przyrzekniesz mi dziś, panie,
Żeś gotów przyjąć me żądanie.
BRAND
Nie byłbym sobą, gdybym miał
5500Zgodzić się na to…
PROBOSZCZ
Tak, w tej chwili
Jest już za późno!…
BRAND
PROBOSZCZ
Co za szał!
5505Opanujże się! Rzecz do śmiechu!
Wszak nie dopuszczasz się pan grzechu?!
Nikt z stratą jeszcze nie odchodził,
Jeżeli państwu w czym dogodził,
Służył dwom panom — rzecz w porządku —
5510O jednym niby to żołądku.
Nie trzeba wciągać w swe rachuby
Zbawienia Bartka li i Kuby;
Celem człowieka na urzędzie
Takim, jak twój, niech zawsze będzie
5515To, by do źródła wspólnej wiary
Całą parafię wieść — to stary
Przykaz! A jeśli, jak wypada,
Cała napije się gromada,
To i jednostka swe pragnienie
5520Również ugasi… A nadmienię…
Choć pan inaczej może czuł.
Że państwo jest na włos przez pół
Republikańskie; ku swobodzie
Żywi nienawiść, lecz w równości
5525Wielce smakuje. A zagości
Jakowa równość w tym narodzie,
Jeśli się tego nie wygładzi,
Co się wysuwa nad brzeg kadzi?
I to jest właśnie pański błąd,
5530Że pan, przybywszy w ten nasz kąt,
Podkreślasz, iż nie to coś warte,
Co wygładzone i utarte,
Ale, że walor jest widomy
[156]
W tym, co wyrasta nad poziomy…
5535Dawniej, powiadam, aż po wiek
Członkiem kościoła bywał człek,
Dziś każdy śpiewa na swą nutę,
Stosunki z państwem ma nadpsute,
Przeto tak trudno dziś od głowy
5540Ściągać podatek równościowy,
Jako i inne też pobory;
Kościół dzisiejszej, widzisz, pory
Nie jest nakryciem dla wszech głów!
BRAND
Co za rozległe horyzonty!
PROBOSZCZ
5545Tylko bez trwogi! Tylko znów
Nie tracić wiary!… Prawda! Mąty
Panują dzisiaj wprost zbrodnicze!
Ale ja zawsze na to liczę,
Że jest nadzieja, gdzie jest życie!
5550Ten akt dzisiejszy w pańskim bycie
Tak jest doniosły, że tym bardziej
Pan obowiązkiem nie pogardzi
I odda państwu swe usługi
Tak, jako żaden człowiek drugi.
5555Tylko reguła, tylko miara
Wiedzie do celu! Rzecz to stara,
Że, jeśli człowiek ją podepce,
To nasze siły, jako źrebce,
Wyrwą się wraz poza granice
5560Wszelkiej tradycji i na nice
[157]
Wszystko wywrócą, niszcząc krwawo,
Niech nam porządek wszelki niesie:
W sztuce to prawo szkołą zwie się,
5565A w naszej armii, ile pomnę,
Zowie się prawo to ogromne
Trzymaniem kroku. To jest słowo!
I państwo czuć się będzie zdrowo,
Gdy ten jedyny cel swój zoczył
5570Nie lubi ono, gdy wyskoczy
Żołnierz z szeregu poza linię,
I marsz na miejscu także ninie
[158]
Bywa zbyteczny. Rzecz to znana:
Takt jednakowy dla kolana
5575I równy krok dla każdej nogi —
To mądrość państwa, panie drogi!
BRAND
Orłom rynsztok dać wypada,
A szczyty gór dla gęsi stada!
PROBOSZCZ
Człek nie jest zwierzę, z łaski nieba!
5580A, gdy poezji mu potrzeba,
Kiedy mu zechce się legendy,
W Biblii ich dosyć znajdzie wszędy!
Bo, poczynając od stworzenia
I dalej, aż do objawienia,
5585Tyle porównań w niej się mieści,
Tyle obrazów, przypowieści
Roi się tu, aż za bogato.
Dzisiaj przypomnę — dajmy na to —
W jakim to wieżę Babel
[159] trudzie
5590Chciano budować. Biedni ludzie,
Los ich był straszny! A powody?
Ot, nie umieli uczcić zgody,
Ot, nie umieli — rzeknę przytem —
Wspólnym popłynąć w dal korytem,
5595Każdy przy swoim idiomie
Wzdyć się upierał — i w ten sposób
Rój poszczególnych powstał osób,
Miast społeczności… Tak, widomie
Ta przytoczona baśń przemądra
5600Jest by łupina tego jądra,
Które powiada: człek się gubi,
Jeśli z innymi żyć nie lubi!
Kogo chce obrać Bóg z wesela,
Temu naturę On przydziela
5605Indywidualną… Rzym
Zwykł mawiać był o człeku tym,
Że ukarali go bogowie,
Mieszając rozum jemu w głowie.
Człowiek samotny, a szalony —
5610To wszystko jedno! Przeto płony
Wypitek ludzi, na swą rękę
Pragnących działać… Sos w podziękę
Ten sam im, widzisz pan, przypadnie,
Jak Uriaszowi
[160], co go zdradnie
5615Ongi król Dawid wypchał w posły.
BRAND
Jakiebykolwiek stąd wyrosły
Klęski, ja końca się nie boję
Przez śmierć… A pewne są li twoje
Sądy, że, wspólną mając mowę
5620I myśli wspólne, tę budowę
Byliby wznieśli aż do nieba?
PROBOSZCZ
Co? Aż do nieba? Nie! Nie trzeba.
Tak się zapalać! To nikomu
Wzdyć się nie uda, do ogromu
5625Tego nie dorósł nikt! To baśnie!
Dalsze jest jądro, jak najjaśniej
Mówiące o tym, że to na nic
Budować aż do gwiezdnych granic!
BRAND
Nad gwiazdy sięgał swą drabiną
5630Jakub i ludzkie też tęsknoty
Powyżej gwiazd w przestworach giną.
PROBOSZCZ
O, na ten sposób? Panie złoty!
Juści, do nieba zawsze wiodły
Cnotliwe czyny, święte modły;
5635Lecz, kto chce życie łączyć z wiarą,
Nie czyni mądrze żadną miarą;
Ciężka robota przez dni sześć,
Siódmego trzeba serce wznieść.
Kościół, w powszedni dzień otwarty,
5640Panie, to tylko puste żarty!
Cóż na niedzielę pozostanie?
Gdy rzadka poda je godzina,
Niby rzadkiego kubek wina.
5645Religii, panie, jak i sztuki,
Nie trza rozwadniać! To nauki
Rdzeń jest wszelakiej! Z swej ambony
Widzisz pan, na coś jest stworzony,
Z niej na ideał patrzysz swój!
5650Lecz, gdy z niej zejdziesz, księży strój
Gdy złożysz z siebie, wówczas wcale
Nie myśl o swoim ideale!
Przewodnią tylko ta zasada,
Której wciąż trzymać się wypada:
5655Ucz ograniczać się, mój człecze!
Przyszedłem wziąć cię w swoją pieczę,
Byś stał się wierny tej zasadzie.
BRAND
Nie! Ja w te dusz państwowych kadzie
Sypać nie będę ziarn z swych kiosków.
PROBOSZCZ
5660A jam do innych przyszedł wniosków,
Jeno dla pana tu nie pole!…
Panu trza w górę — tę miej wolę!
BRAND
O tak, mnie trzeba w górę po to,
Byście mnie zepchnąć mogli w błoto!
PROBOSZCZ
5665Wywyższon będzie — tak jest w świecie —
Kto się poniża… Żaden przecie
Szpak nie przemówił, zanim w pierze
Nie porósł, panie! Radzę szczerze!
BRAND
Kto wam potrzebny, tego wprzódy
5670Zabić musicie!…
PROBOSZCZ
Pańskie złudy!
Panu się zdaje… Pan się boi…
BRAND
Tak! Umaczajcie dłoń w krwi mojej!
Na to zgnilizny waszej łoże
5675Człek li umarły upaść może!
PROBOSZCZ
Psu bym nie puścił krwi, a panu?
Tylko, tak wedle mego stanu,
Chciałem przedstawić one drogi,
Które mnie wiodły w raj ten błogi
5680Mojego szczęścia…
BRAND
Śmieszne dzieje!
Pan chcesz, by, skoro kur zapieje
Twojego państwa, ma się dusza
Zaparła tego, co mnie wzrusza?
PROBOSZCZ
5685Zaparła? Bracie!… Grunt to grząski!
Wskazałem ci na obowiązki!
Połknij pan wreszcie światoburcze
Swoje zapędy, które kurcze
Ludziom sprawiają! Ten swój wszytek
5690Zapał na własny miej użytek,
A tylko schowaj go pod klucz!
Śnij sobie, śnij, sam siebie ucz,
Tylko nie wychodź z tym przed tłumy:
Mszczą uporczywe się rozumy!
BRAND
5695
Tak, lęk przed karą, chęć korzyści
Kaina
[161] znak najoczywiściej
Na twoim czole dziś wybiły.
W powszednim jarzmie trawiąc siły,
Dawno zabiłeś w duszy swej
5700Wszelkie szlachectwo!
PROBOSZCZ
do siebie
Ejże, ej,
Już na „ty” zeszedł!… To zbyt śmiało!
Może by wreszcie wypadało
Skończyć te spory!…
5705
głośno Pan po trosze
Może pojmuje, że ja proszę,
Abyś pan wszedł nareszcie w siebie,
Jeżeli pragniesz na tej glebie
Mieć powodzenie, no, i zda się,
5710W sam raz zrozumiesz, w jakim czasie
Pan dzisiaj żyjesz — że nie złowi
Szczęścia, kto chce przeciw prądowi
Płynąć upornie… Wyjdźmy z lasu:
Czyż śmią obrażać ducha czasu
5715Nasi artyści? Cóż pan rzecze:
Nasi żołnierze czyż dziś miecze
Dobędą z pochwy, które ostrza
Mają naprawdę? Nie! Najprostsza
Ta jest zasada: temu służ,
5720Czyj zjadasz chlebik — ot, i już!
Swe „ja” swobodnie chcieć rozwijać,
Wywyższać siebie, tłum pomijać —
Tego nie wolno! Szczęście sprzyjać
Będzie ci, panie, jeśli skromnie
5725Pójdziesz z innymi! Tak, co do mnie
Zawsze to jedno ci nadmienię,
Iż to dzisiejsze pokolenie
Prze — jak wójt mówi — ku ludzkości.
Cóż to byś miał za możliwości,
5730Przyjmując wszystko nieco prościej,
Niby po ludzku! Więc do ręki
Hebel i ściosać wszelkie sęki!
Dopiero, gdy się pan ogładzi,
Wejdzie na drogę, którą radzi
5735Chodzimy wszyscy, wówczas, panie,
Z twej pracy wielki zysk powstanie.
BRAND
Precz stąd! O, precz stąd!
PROBOSZCZ
Jakbym zgadł!
Panu potrzebny szerszy świat!
5740Lecz w kole wielkim, czy też małem,
WładzaPan musisz naprzód z duszą, z ciałem
Wleźć w mundur czasu!… Tak, kaprala
Potrzeba kija, aby fala
Umiała zacnie maszerować.
5745Kapral dziś wodza ideałem!
Jak on prowadzi do kościoła
Kupę swych ludzi, tak ty zgoła
Kupą wspólnotę swoją prowadź
W bramy wspólnego raju… Prawa
5750Wiara wszystkiego jest podstawa;
Pan masz powagę, twa powaga
Wsparta na studiach, więc wymaga,
By jej słuchano! Jak potrzeba
Objaśniać wiarę — wielkie nieba! —
5755Znajdziesz to, bracie, w rytuale;
Wszystko ci pójdzie gładko wcale
[162]!
Ja się nie lękam! Nie upłynie
Zbyt dużo wody! Tak, jedynie
Męstwa potrzeba… Na to liczę!….
5760A teraz trochę się poćwiczę
W głośnym gadaniu sam, w kościele.
Coś rezonansu aż za wiele,
Aż żenująco!… W naszym kraju
Taki rezonans nie w zwyczaju!
5765Więc do widzenia!… O rozterce,
Rozpierającej ludzkie serce,
Będę dziś mówił, i, jak boży
Obraz zacierać się nie trwoży
Człowiek — lecz teraz, bracie miły,
5770Trochę pokrzepić trzeba siły.
odchodzi
BRAND
przez chwilę zatopiony w myślach, jak skamieniały
Zali to dzieło nie porwało
Wszystkiej mej doli, jak lawina?
Komu dziś służysz, moja chwało?
słychać głos trąby
Ten pusty dźwięk ci przypomina.
5775Jeszczem ja nie wasz! Nie! Te ściany
Pełne są mojej krwi wylanej!
Z mojego szczęścia te wiązadła,
Lecz dla was dusza ma przepadła!
5780Gdzie tylko spojrzę: śmierć!… O, nieba!
Strasznie! Kamienie mi dajecie,
A ja tak łaknę chleba, chleba!
Okrutną prawdę rzekł ten człowiek,
Lecz cóż odkryły mi te słowa?
5785Gołąbka boża wciąż się chowa,
Nie rozwarła mi dotąd powiek,
Ach, jedno serce, równe w wierze,
A do wybranych już należę!…
Ejnar blady, wynędzniały, w czarnym stroju, przechodzi drogą i staje, ujrzawszy Branda
BRAND
z krzykiem
EJNAR
BRAND
Nie zamknąć tego w jednym słowie,
Jak chciałem człeka w tej niedoli!
Chodź do mej piersi! Pierś ta boli!
EJNAR
Nie trzeba mi spoczywać na niej,
5795Jam już zawinął do przystani.
BRAND
Czy żal masz do mnie za spotkanie
Nasze ostatnie?
EJNAR
Nie! Ja za nie
Potępić ciebie dziś nie mogę —
5800Wszakżeś mi tylko zaszedł drogę
Rozkoszy świata, ty, narzędzie
Samego Boga… Więc nie sędzię
Widzisz…
BRAND
cofając się
EJNAR
5805Jak ja mówię?
Głosem spokoju. Kto obuwie
Grzechów swych złożył, czując skruchę,
Ten serce swoje, dawniej głuche,
Nauczył mówić w taki sposób.
BRAND
5810Dziwne! Od wieluć
[163] ja tu osób
Słyszałem rzeczy — bez ogródki
Mówiąc — wręcz inne!
EJNAR
Tak, to skutki
Pychy, upartej wiary w siebie.
5815Długom ja w świeckiej tkwił potrzebie;
Świat, jego puste, płone
[164] sprawy,
Sztuka, robiąca tyle wrzawy,
To wszystko sidła, co w szatana
Moc mnie popchnęły… Nieprzebrana
5820Jest łaska Boga: On z wysoka
Nie spuszczał słabej owcy z oka,
Do prawdziwego pomógł celu.
BRAND
EJNAR
W jeden z wielu…
5825Widzisz, popadłem — — tak!…
BRAND
EJNAR
W grę i picie!… Że nie zgadłeś!
Wino podsunął mi i kości!
BRAND
5830Tego chciał, myślisz, w swej miłości
Pan nasz?
EJNAR
To pierwszy do ratunku
Krok był. — A później byłem chory,
Straciłem chęć tej samej pory
5835Do malowania, do rysunku…
Znikła wesołość — do szpitala
Potem zanieśli… i tu, z dala,
Widzisz, od świata poleżałem.
Gorączka rosła… nad mym ciałem
5840Tysiące wielkich much… Tak ma się
Rzecz, widzisz, ze mną… Tak, po czasie
Znowum wyzdrowiał… przeszedł ostry
Ból mój — i wtedym poznał siostry,
Było ich trzy, co w służbie Boga
5845Chodzą i uczą — teologa
Takżem jednego miał przy sobie —
Im to zawdzięczam w tej chorobie,
Żem się odsunął precz od świata,
Że spadła ze mnie grzechu szata,
5850Że, z dróg zeszedłszy złych, po świecie
Chodzę tu dziś jak boże dziecię.
BRAND
EJNAR
A tak… Tak ścieżka płynie
Po wąskiej grani, po dolinie.
BRAND
EJNAR
Potem? Bóg miał zgoła
Wstrzemięźliwości apostoła
W mojej osobie. Lecz od człeka
Pokusa nigdy nie ucieka,
5860Więc też zerwałem z tym zawodem
I dzisiaj pragnę kroczyć przodem,
Jako misjonarz.
BRAND
EJNAR
Do brzegów Nilu krok zwrócony…
5865Przestańmy gadać — W tym momencie
Pragnę…
BRAND
Wziąć udział w naszym święcie?
Obchodzim dzisiaj…
EJNAR
Nie! Iść muszę,
5870Gdzie mnie wołają czarne dusze…
Żegnam…
chce odejść
BRAND
Czyż żaden brzask wspomnienia
Nie budzi w tobie ani cienia
Chęci do pytań?
EJNAR
BRAND
O tę,
W której by skargi i tęsknotę
Zbudziła rysa ta, co dzieli
Niegdyś od dzisiaj…
EJNAR
5880Ach, czy nie tę
Na myśli młodą masz kobietę,
Co mnie więziła, nim kąpieli
Wiary zaznałem, w grzesznej sieci?
Znalazłaż światło, które świeci
5885Ku drodze prawdy?
BRAND
Żal głęboki
Pozostawiła — przez te roki
Była mi żoną…
EJNAR
Takie sprawy
5890Nie są istotne. Mnie, łaskawy
Panie, o ważne idzie rzeczy.
BRAND
Radości, bóle — los to człeczy…
Niebawem było nas już troje,
Lecz trzecie poszło, dziecko moje…
EJNAR
BRAND
EJNAR
Powiedz, jak zeszła w grób?
BRAND
W koronie
Promiennej wiary w zorzę ranną,
5900Z jasnością w sercu nieustanną,
Z wolą, do końca już niezłomną,
Z wdzięcznością zeszła przeogromną
Za to, co życie jej tu dało
I co jej wzięło…
EJNAR
5905To za mało!
Puste frazesy!… Ja cię o to
Pytam, jak z wiarą jej?
BRAND
EJNAR
W kogo wierzyła twoja żona?
BRAND
EJNAR
BRAND
EJNAR
BRAND
spokojnie
EJNAR
5915A i ciebie
Szatan w czeluściach swych pogrzebie!
Tak, i ty, wzorem tej kobiety,
Umrzesz na wieki!
BRAND
Rzucasz klątwy,
5920A życie twoje kał i mątwy!
EJNAR
Na sukni mojej nie ma plam!
Ja z balii wiary czystość mam,
Jać to w miednicy cnej świętości
Z kału obmyłem swoje kości!
5925Tak, tak! Kijanki
[165] przebudzenia
Z Adamowego, patrz, odzienia
Brud mi już wszystek wyklepały!
Dzięki mydlinom modłów biały
Jestem, jak komża.
BRAND
EJNAR
Fe na cię!
Świat czuć już siarką, miły bracie!
Jam pszenne ziarno w sicie Pana,
Ty jako plewa z ziem wysiana.
znika
BRAND
patrzy chwilę za nim, naraz wzrok jego się zapala i wyrzuca z siebie te słowa
5935
Ten musiał przyjść, by swymi słowy
Zbawić mnie! Teraz te okowy
Prysły ostatnie! Od tej chwili,
Choćby mi wszyscy grób żłobili,
Będę już sobą!
WÓJT
wchodzi pośpiesznie
5940Księże miły,
Trzeba się śpieszyć, zebrać siły,
Nie można żądać od tysięcy,
By cierpliwości mieli więcej!
BRAND
WÓJT
5945Co? Bez pana?
Trzeba się śpieszyć. Już zebrana
Cała procesja. Twoją chwałę
Głosząc, lud sunie, jak nabrzmiałe
Śniegiem potoki, ku plebanii!
5950W górę głos płynie z pełnej krtani:
„Dajcie nam księdza! Gdzie jest ksiądz?”
Więzić nie trzeba takich żądz,
Bo inaczej nasza dziatwa,
Do zbytecznych dąsów łatwa,
5955Wziąć gotowa się do dzieła
Nie po ludzku… Idźże do niej!
BRAND
Nie poniosę wolnej skroni
Między tłumy! Pozostanę
Tutaj!
WÓJT
5960Rzeczy niesłychane!
Ksiądz oszalał!…
BRAND
Wasza droga
Jest za ciasna!…
WÓJT
Lecz, na Boga!
5965Czyż ta droga się rozszerzy,
Kiedy taki tłum tu bieży?
Co za napór!… Co pan powie —
Proboszcz z kominiarzem w rowie!
Zepchnięto ich! Gdzie powaga?!
5970Biczem niech ich ksiądz wysmaga,
Gdy potrzeba! Nie zdziałamy
Nic! Przerwane wszystkie tamy!
Procesyja poszła wspak!
Tłum wpada w dzikim zamęcie, przerywa uroczystą procesję i toruje sobie drogę ku kościołowi
KILKA GŁOSÓW
INNI
wskazując na schody kościoła, na których stoi
Brand, wołają
ZNOWU INNI
Dajże znak!
Czas rozpocząć!
PROBOSZCZ
wciśnięty w tłum
Zmitygujcie
Tłum ten dziki, panie wójcie!
WÓJT
5980
Ja bezradny tutaj jestem.
BAKAŁARZ
do Branda
Jednym słowem, jednym gestem
Uspokójże, Brand, tę burzę!
Zło czy dobro, co nas czeka?
Objaśnijże dziś człowieka!
BRAND
5985Przecież w tej leniwej chmurze
Ozwał huk się niezwyczajny!
Posłuchajcie! U rozstajnej
Wyście drogi… Ludzie muszą
Chcieć nowiny całą duszą!
5990
Wszystek wynieść gruz potrzeba
Z serc, jeżeli ma do nieba
Strzelający gmach się wznieść,
W którym nowa mieszka treść.
GŁOSY URZĘDNIKÓW
GŁOSY KSIĘŻY
BRAND
Tak, tak! Samem wypiastował
Oną złudę, że tu człowiek
Nie odwraca swoich powiek
Ode prawdy i od ducha!
6000Ja myślałem, że wysłucha
Bóg mej prośby — sercem całem
O wasz los z nim handlowałem!
Jam Mu kłamał prosto w twarz!
Zbyt jest ciasny kościół nasz,
6005Więc powiększyć go w dwójnasób,
Lub w trójnasób! Starczy zasób!…
Tak zeszedłem z światła lic,
Swoje „wszystko albo nic”
Porzuciłem, by złowrogą
6010Kompromisów zdążać drogą!
Złudziła mnie jego moc,
W mych ciemności głuchą noc
Spłynął Sądu straszny głos!
Z strachu zjeżył mi się włos!
6015W sercu, w grom ten zasłuchanem,
Jako Dawid przed Natanem
[166],
Stałem, tracąc wszystkie zmysły!
Teraz me wątpienia prysły!
DiabełTeraz ciebie znam ja, biesie:
6020Kompromisem Szatan zwie się!
TŁUM
z rosnącym niespokojem
Precz! Precz od nas jak najdalej
Ci, co tak nas zaślepiali!
BRAND
W własnym oku szukać belki!
Na się zwrócić gniew swój wszelki!
6025Siły swoje w tej szacherce
Straciliście! Swoje serce,
Swoje „ja” rozdrobniliście!
Zamiast mocy, oczywiście
Nicość dmie się w waszym bycie!
6030Przyszliście tu, bo wierzycie?
Puste dźwięki was przywiodły,
Grzmot organów, diackie
[167] modły,
Kaznodziejskie sztuczki, kruczki,
Gromy, szepty, śmieszne huczki,
6035Wywracanie domków z kart,
Cały kram ten licha wart,
Strzelający blichtrem czczym,
By się rozwiać w mgłę i dym!…
PROBOSZCZ
do siebie
Wójt ma za swe! Razik tęgi!
WÓJT
tak samo
6040
Godne dostał proboszcz cięgi!…
BRAND
Chcecie tylko nowych świec,
Żadnych innych głębszych żądz!
I znów do dom, by się sprząc
Z troską, z męką, by znów lec
6045W kojcu tępych pragnień swych,
Aby znowu, ludzie biedni,
W pracy zaryć się powszedniej,
By ten blichtr wasz, ten wasz szych —
Księgę życia — ukryć na dnie
6050Ciemnej skrzyni, aż wypadnie
Wyjąć ją na święto nowe!
Gdzież te sny, co moją głowę
Rozpalały, gdym z ofiary
Pił kielicha? Kiedy, stary
6055Burząc kościół, przewspaniały
Chciałem wznieść przybytek chwały,
Co nie tylko miał być wiary
Naszej schronią, lecz w swe wnętrze
Miał zamykać przenajświętsze
6060
Wszystko to, co z ręki Boga
Wzięło życie: wasza mnoga,
Ciężka praca, wasz spoczynek
W cichy wieczór, wasza trwoga
Snów tych nocnych, rozpłoniona
6065Radość krwi — ten cały młynek
Trudów dziennych, ten śród łona
Ból i smutek, to wesele —
Wszystko miało w tym kościele
Znaleźć przystań… Szalejący
6070Huk potoku, w dal gdzieś niknący,
Wodospadu dzikie wrzenie,
Strącające w głąb kamienie,
Żlebów grań w podłożu skał,
Wskroś żłobiący straszny zwał,
6075Rozkłócone burz podmuchy,
Głębin morza łoskot głuchy,
Co o brzegi się druzgoce —
Wszystko miało spłynąć weń,
W ten przybytek z falą brzmień
6080Zlać organnych swoje moce,
Z ludzką miało zlać się pieśnią! —
Tym ja dziełem gardzę! Cieśnią
Jest li marną a rozsadza
Go li kłamu wstrętna władza!…
6085W duchu dziś już dojrzał on,
By się rozpaść, zwiędły plon
Waszej marnej, lichej woli!…
Tak się kończy na tej roli
Wszelki wzrost, bo wasze plemię
6090Wciąż odgradza biedną ziemię
Tak, od Boga!… Przez dni sześć
Wciąż myślicie, jak by wznieść
Jego sztandar, by nie prędzej,
Jak w niedzielę, ponad nędzy
6095Waszej potem zalśnić mógł!…
GŁOSY TŁUMU
Powiedź nas śród nowych dróg,
Wywieś sztandar nad te niwy!
PROBOSZCZ
Nie chrześcijanin on prawdziwy!
Nie słuchać go! Zginąć musi!
BRAND
6100Od ciebie się nawet głusi
Uczą, czym nasz wieczny spór,
I że lichy wielce twór
Wiara, w której nie ma duszy!
Któż nią jest i kogoż wzruszy
6105Brak jej? Komuż żal jej — powiedz —
Odtąd, kiedy go manowiec
Porwał błędny? W więzach chuci
Szczurołapów nędzny łup,
Każdy z was to istny trup,
6110Uszu swoich już nie zwróci
Na głos życia! Wy spaleni,
Jako liście na jesieni,
Tańczycie przed arką bożą!
Gdy kalecy, chromi włożą
6115Do garnuszków kwiat ostatni,
Wówczas cały tłum wasz bratni
Rozpoczyna swoje modły,
Wówczas ci on ze spokojem
O zbawieniu myśli swojem!
6120Tłum to nędzny, tłum to podły,
Czymż on innym, niźli zwierzę?
Do bram łaski on się bierze,
Szukać Boga wówczas idzie,
Gdy się równa — inwalidzie!
6125Jego władztwo też kostnieje,
Bo czyż można — jasne dzieje —
Zmienić ziemi tej koleje,
Kiedy berło swej potęgi
Wznosi ponad niedołęgi,
6130Ponad same zwiędłe duchy?
Wszak ci prawda: nie dziad kruchy,
Tylko zdrowy kwiat młodości,
W którym krew gorąca płynie,
Może zostać — on jedynie! —
6135Dziedzicem niebiańskich włości!
Targi tu nie znaczą nic!
A więc, ludzie świeżych lic,
W których życia wre ochota,
Wchodźcie w wielki chram
[168] żywota!…
WÓJT
TŁUM
krzyczy, jak gdyby w trwodze
BRAND
Posadzka — to o blaskach słońca
Roześmiane łąki wonne!
6145Widnokręgi to przestronne,
Pola, fiord ten, głębia morza —
To świątynia nasza boża
Pod błękitnych nieb sklepiskiem!
Tam niech spełnia się twe dzieło!
6150Tam ci ono nie zginęło!
Uszom, oczom Boga bliskiem
Będzie ono wieków wiek!
A niechaj nie myśli człek,
Że czymś skazi ten przybytek!
6155On pokryje świat nasz wszytek,
Jako pień pokrywa kora!
Przezeń przyjdzie taka pora,
W której wiary spór z żywotem
Zginąć musi… Naszym potem
6160Zlane, ciężkie dni powszednie
Ze Zakonem
[169] stworzą jednię
I z nauką… Trud poziomy
[170]
I gwiaździstych snów ogromy,
Przy choince radość dziatek
6165I przed Arką
[171] — na ostatek —
Taniec święty z Jego wolą
W jedną całość się zespolą!
przebiega, jak burza, wśród tłumu; niektórzy się cofają,
przeważna część gromadzi się naokoło niego
TYSIĄC GŁOSÓW
Gwiazdą lśni nam śród rozgłosu
Jednym: żyć i służyć Bogu!
PROBOSZCZ
6170Wszyscy za nim! Hej! Ratujcie!
Kominiarzu, sędzio, wójcie!
Hej! Odbierzcie mu ten połów!
WÓJT
po cichu
Czyż to ze mnie zganiacz wołów —
Za rogi go nie ułapię!
6175Niechże on się wprzód wysapie.
BRAND
do tłumu
Może li tu być nasz Bóg?
Nie! Więc dalej! Precz z tych dróg
Na słoneczny łan swobody,
Kto jest żyw tu, kto jest młody!
zamyka bramę kościoła i zabiera pierścień z kluczami
6180Ja tu już nie księdzem wam!
Darowałem ja ten chram —
A ten pierścień niech zabierze
On li jeden!…
rzuca go do potoku
Jeśli cię, służalcze zwierzę,
6185Jeśli cię to, synu prochu,
Nęci, wciśnij się do lochu,
Przygarb się do samej ziemi,
Pełzaj w mroku i choremi
Ziej płucami — suchotnicze
6190Niech ci krople na oblicze
Występują!…
WÓJT
cicho, z ulgą
Diabli wzięli
Jego order.
PROBOSZCZ
podobnie
Coraz śmielej!
6195Dobra gratka dla biskupa!
BRAND
Młodzi! Żywi! Rzucić trupa!
Te żywota silne dłonie
Niechże wam obetrą skronie
Z padolnego prochu! Dalej!
6200Obyście wykorzystali
Dzień dzisiejszy! Raz wy przecie,
Odrodzeni już, zerwiecie
Z kompromisów nędznym duchem!
Moc rozbudźcie w sercu głuchem.
6205Niechaj siła w was zagości,
Otrząśnijcie się z słabości,
Z połowicznej wszelkiej żądzy!
Odepchnijcie od wrzeciądzy
Waszych bram szatański płód —
6210Niech z nim wojnę stoczy lud!
WÓJT
BRAND
Czytaj! Depcę wszelkie pakta!
TŁUM
Wskaż nam drogę! Wywiedź stąd!
BRAND
Tak, nowego życia łowce,
6215Kroczyć będziem przez lodowce,
Gdzie słoneczny świeci ląd!
Zrywać będziem więzy dusz,
Kalający strząsać kurz,
Nowych kształtów tworzyć wzory,
6220Precz odpędzać senne zmory!
Tak, od Boga my wybrani,
Będziem męże i kapłani,
Bić monetę świeżej chwały,
Zmieniać w kościół kraj ten cały!
Tłum, a śród niego Kościelny i Bakałarz, gromadzi się
naokoło Branda. Mężczyźni podnoszą go na ramionach do góry
TŁUM
6225Wielki nastał dzisiaj czas!
Wielkie rzeczy są śród nas!
Tłum ludzi odpływa przez dolinę w górę; Kilku pozostaje
PROBOSZCZ
za odpływającym tłumem
Zaślepieńcy, gdzież to, gdzież?
Śród szatańskich zginie leż,
Kto zaufa jego słowu!
WÓJT
6230A wróćcie się! Cóż to znowu?!
Tak was skóra świerzbi? Przecie,
Ludzie, zważcie: tam zginiecie!
Nie chcą słuchać te psubraty!
GŁOSY LUDU
Wzniesieni wyżej, zmienim światy!
WÓJT
6235Któż się oprzeć nędzy może,
Gdy nie pasie, gdy nie orze?!
GŁOSY
Na głos ludu nieustanna
Z bożych rąk spływała manna!
PROBOSZCZ
Czy słyszycie żon swych skargi?
GŁOSY
z daleka
6240Nie wchodzimy z nikim w targi!
PROBOSZCZ
Zlitujcie się nad dziatkami!
CAŁY TŁUM
Przeciw nam jest, kto nie z nami!
PROBOSZCZ
stoi chwilę z załamanymi rękami i mówi
bezradny
Pozbawiony swego stada,
Z krzykiem trwogi: biada! biada!
6245Gdzież się pasterz wasz przytuli,
Snać obnażon do koszuli?
WÓJT
grozi w kierunku Branda
Łuk się złamie! Złe napięcie!
Łowco, myśl o testamencie!
PROBOSZCZ
prawie z płaczem
Cóż — testament?!…. Ci zgubieni!
WÓJT
6250Męstwa! Wszystko się przemieni!
Nie trać wiary! Na manowce
Nie schodź, wszakże znasz swe owce!
(idzie za ludem)
PROBOSZCZ
Czyż naprawdę on by biegł
W ślad za nimi?… Zacny człek!
6255I mnie raźniej jest na duszy!
Pójdę również! Może wzruszy
Tłum się, może nasza siła
Jeszcze go nie utraciła?
Klacz osiodłać — tęgi stwór,
6260Co przywykły jest do gór!
odchodzą wszyscy
Przy najwyższym, do wsi należącym, szałasie.
Krajobraz górzysty — wgłębi wielkie płaskowzgórze. Do góry pnie się Brand, otoczony tłumem Mężczyzn,
Kobiet i Dzieci
BRAND
Patrzcie przed siebie! Tryumf przed nami!
Wieś już zginęła poza wierchami!
Tam: od opoki do opoki
Mgieł się rozścielił wał szeroki,
6265Cóż cię obchodzi mgła rozsiana?
Swobodnie dąż, ty ludu Pana!
JEDEN Z MĘŻCZYZN
Nie może już mój ojciec stary.
INNY
Głód ja tu czuję, głód bez miary!
KILKU
Wprzódy nas posil, daj nam chleba!
BRAND
6270Naprzód! Tę górę przebyć trzeba!
BAKAŁARZ
BRAND
Każda z wielu,
Byle zawiodła nas do celu
Prosto i prędko! Tędy! Tędy!
JEDEN Z MĘŻCZYZN
6275Na nic tu wszelakie rozpędy,
Droga zbyt stroma! Nie ma mowy,
By kto przed nocą doszedł zdrowy!
BRAND
Najstromsza droga zawsze bywa
Także najkrótszą!…
JEDNA Z KOBIET
6280Ledwiem żywa!
Słaby jest, patrz, mój synek drogi!
INNA
TRZECIA
Wargi mam spiekłe, całkiem chore!
BAKAŁARZ
do Branda
Wierze jej nową daj podporę!
WIELE GŁOSÓW
6285Spełnij cud jaki! Spełnij cud!
BRAND
Moc wam służalczy zabrał trud!
Przed dziełem już nagrody chcecie!
Zrzućcie śmiertelną słabość z siebie,
Lub niech was dawny grób pogrzebie!
BAKAŁARZ
6290Słusznie! Nasamprzód trzeba przecie
Skończyć swą pracę, a zaś potem
Uraczyć się nagrody złotem.
BRAND
Tak, jak podnosi Bóg swe dłonie
Nad ziemski łan, nad morza tonie!
WIELE GŁOSÓW
KILKA GŁOSÓW
Powiedz, księże,
Gorący będą bój wieść męże?
INNI
Czy bój to długi? Bardzo krwawy?
JEDEN Z MĘŻCZYZN
Silneż są wrogów naszych ławy?
BAKAŁARZ
po cichu
6300Ja chyba życia nie narażę!
INNY Z MĘŻCZYZN
Cóż ja otrzymam za to w darze?
JEDNA Z KOBIET
KOŚCIELNY
Czy my
Jeszcze przed wtorkiem zwyciężymy?
BRAND
KOŚCIELNY
Księże mój,
Naprzód: jak długo potrwa bój?
Potem: co tracim przezeń? Wreszcie:
Co zyskujemy?
BRAND
ogląda się z rozpaczą wokoło
6310A więc, bracie,
O to wy mnie się dziś pytacie?
BAKAŁARZ
Tak jest! Mężowi i niewieście
Wszelkiej odpowiedzi daj! My, panie,
Dotąd nie wiemy, co się stanie.
BRAND
oburzony
6315Wnet się dowiecie z moich słów!
TŁUM
skupia się naokoło niego
Tak! Chcemy wiedzieć! Gadaj! Mów!
BRAND
Jak długo bój ten będzie trwać?
To pragnie wiedzieć moja brać?
Aż po ostatnie serca bicie,
6320Aż kielich ofiar wychylicie,
Aż pozrywacie wsze
[172] umowy,
Aż woli waszej napór zdrowy
Już wam na zawsze zamknie drogę,
Już nie da wam odwracać lic
6325Od hasła: „Wszystko albo nic”! —
Co utracicie?… To rzec mogę:
Wszelkiej gnuśności miękkie łoże,
Wszelką służalczych lat obrożę,
Połowiczności już bałwana
6330Czcić nie będziecie, gnąc kolana! —
Co zyskujecie? Ducha jednię
I czystość woli, niepowszednie
Zasoby wiary i ofiarność,
Co, się nad trwogi wznosząc marność,
6335Najcięższe trudy ponieść zdoła!
Wieńce cierniowe na swe czoła
Pozyskujecie! Takie oto
Będzie nagrody waszej złoto!
TŁUM
śród szalonego wrzasku
Zdradził! Któż będzie jeszcze zwlekał?!
BRAND
6340Nic wam innegom nie przyrzekał…
KILKU
Zwycięstwemś łudził, zaszczytami,
A o ofiarę ty się z nami
Teraz targujesz!…
BRAND
Tak, zwycięstwo
6345Obiecywałem dać za męstwo!
I kto z was zechce, ten ci będzie
Zawsze zwycięzcą! Lecz kto w rzędzie
Pierwszym tu kroczy, ma być gotów
Paść, jeśli trzeba!… Do helotów
[173]
6350Niech idzie ten, niech złoży bronie,
Kto nie chce na tym się wygonie
Potykać mężnie! W ręce wraże
Przechodzi sztandar, przy sztandarze,
Kogo lęk nadgryzł, blady jad,
6355Ten już naznaczon, zanim padł!
TŁUM
Prawo do życia on nam skraca
Dla pokolenia, które jeszcze
Na świat nie przyszło!
BRAND
To wam wieszczę,
6360Że Kanaanu
[174] słodka płaca
Czeka li huf, co paść gotowy!
Przez śmierć do zwycięstw! Tymi słowy
[175]
Duch mój rycerzy Pańskich woła.
KOŚCIELNY
Zważywszy wszystko, rzecz wesoła:
6365We wsi jesteśmy, jak wyklęci —
BAKAŁARZ
Wracać nie można, to w pamięci!
Trzeba mieć dzisiaj —
KOŚCIELNY
KILKA GŁOSÓW
BAKAŁARZ
6370
To się chwali,
Lecz gdzie nam szukać przewodnika,
Gdy wokół taka burza dzika!
KOBIETY
wskazując przerażone na drogę
Proboszcz! Hu! Proboszcz!
BAKAŁARZ
Stary kiep!
6375Nie dajcie mu się brać na lep!
PROBOSZCZ
wchodzi w towarzystwie kilku ludzi, którzy nie poszli z Brandem
Moje owieczki, dziatki moje,
To ja, wasz pasterz, tutaj stoję.
BAKAŁARZ
do tłumu
Niech się tam lud już tak nie męczy!
O, chodźmy tu, za grzbiet przełęczy.
PROBOSZCZ
6380Ach! Mogłem w was się tak pomylić?
Mam przez was kielich ten wychylić?
Przez was mam czuć tę ranę w boku?
BRAND
Czyż on nie ranił was co roku?
PROBOSZCZ
Nie słuchajcie go! On was zwodzi!
KILKU
6385Tak! Prawdę mówi ksiądz dobrodziej!
PROBOSZCZ
Lecz my łagodni, przebaczamy
Tym, którzy skruchą mażą plamy.
o, chrześcijański luby bracie,
Patrz, jakie sidła on tu na cię
6390Zastawił dzisiaj! Patrz, twe serce
W jakiej pogrążył dziś rozterce
Czarnym podstępem!
WIELU
Siecią złud
Uwikłał ci on boży lud!
PROBOSZCZ
6395Potem, przyznacie sami przecie,
Kogoż wy tu oświecać chcecie,
Wy, urodzeni w tym zakątku!
Czyż do innego was porządku
Stworzył nasz Pan Bóg — czyż wielmoży
6400Chciał zrobić z was Wszechwładca boży?!
Czyż choć jednego uwolnicie
Z tej krępującej go obroży?
Ten trud powszedni, oto życie,
Które jest waszym dziś udziałem!
6405W tym utrapieniu swoim całem
Gdzież macie szukać dziś pociechy?
W tym, byście strzegli swojej strzechy!
Wy — światoburce? Niech przy zrębie
Swojego domu każdy stanie!
6410Między jastrzębie wam i kanie —
Tak, między kanie i jastrzębie
Chodzić w tej wielkiej waszej biedzie —
Pomiędzy wilki i niedźwiedzie?
O nie, owieczki, o me dzieci!
TŁUM
6415Z słów jego jasna prawda świeci!
KOŚCIELNY
My tam już dzisiaj nic nie mamy,
Myśmy zamknęli domów bramy,
Raz się zdobywszy na ten krok!
BAKAŁARZ
Zajął się nami, chciał nasz tłok
6420Oczyścić z grzechu! Snu już dość!
Tam, gdzie ma niby życie rość,
Dla przebudzonych dzisiaj dusz
Nie ma żadnego życia już!
PROBOSZCZ
Wszystko przeminie, nie najgorzej
6425Wszystko wam znowu się ułoży,
Tylko cierpliwie, a znów boski
Zjawi się mir
[176] do naszej wioski.
BRAND
Więc wybierajcie, wy, mężowie,
I wy, niewiasty!…
KILKU
6430
Ani w głowie
Nam tu pozostać!
INNI
Nie! Nie! W górę!
W górę! Tam w dole dni ponure!
WÓJT
przybiega zdyszany
Szczęście, żem dognał was, jedyni!
KOBIETY
6435
Niech nam wyrzutów pan nie czyni!
WÓJT
Jakie wyrzuty?! Tylko prędzej!
Nastał już koniec naszej nędzy!…
Mówię: nim jeszcze noc zapadnie,
Zbogacimy się ładnie, snadnie!
KILKU
WÓJT
Ciąg ryb niezwykły, wprost szalony!
TŁUM
WÓJT
Każdy krok się nam opłaci!
6445Bogaci będziem, tak, bogaci,
Jeśli ich burza nie rozgoni!
Więc niechaj czasu nikt nie trwoni!
Głód nam dokuczać już nie będzie!
BRAND
Wybierajcie wójta lub orędzie
6450Boże!
WÓJT
PROBOSZCZ
Jakby nam cud zesłały Nieba!
Jak gdyby boski to był znak!
Wszystkom to widział we śnie — tak! —
6455Jeno
[178] myślałem, że to mara,
A teraz widzę, jak się stara
Sam Bóg!
BRAND
Poddając się, zaiste,
Stracicie łaski rzeczywiste!
WIELU
WÓJT
PROBOSZCZ
Obfity stół dla dzieci, żon!
WÓJT
Widzicie, szkoda tyle czasów
Tracić na rzecz daremnych kwasów,
6465Na spór z przemocą, który zgoła
Zwalczyć i proboszcz nasz nie zdoła!
Niechże się głupiec, gdy tak skory,
Troszczy o cudze, śmieszne spory!
Pan Bóg już sobie sam poradzi —
6470Twierdzę niełatwo kto rozsadzi!
Więc niech się próżno nikt nie biedzi,
Kiedy we fiordzie tyle śledzi!
Zarzućcie sieci swe spokojnie,
Męstwa nie trzeba, jak na wojnie,
6475Ni krwi — zwycięstwo będzie z nami,
Choć nie uczynim ofiar z siebie!
BRAND
Przykaz ofiary tej na niebie
Płomienistymi lśni głoskami!
PROBOSZCZ
Jeśli kto myśli o ofierze,
6480Jeśli go chęć ku temu bierze,
Toć do mnie droga niedaleka:
Ot, do niedzieli niech zaczeka!
WÓJT
przerywając
KOŚCIELNY
po cichu do proboszcza
BAKAŁARZ
po cichu
6485Czy mi nie będzie odebrane
Miejsce po wszystkim, co tu…
PROBOSZCZ
głosem stłumionym
Proszę
Mieć na maleńką reprymendę
Otwarte ucho, a po trosze
6490Wszystko się zrobi — jać nie będę
Sędzią zbyt srogim — a więc zgoda!
WÓJT
Dalej! Minuty każdej szkoda!
Trzeba się śpieszyć! Dalej! Dalej!
KOŚCIELNY
Każda się zwłoka klątwą zwali
6495Na nasze barki…
KILKU
KILKU
Niech sobie idzie z Bogiem!
BAKAŁARZ
Chcąc
Albo też nie chcąc, przyznać trzeba,
6500Że w onych śledziach jest znak nieba!
KILKU
Łudził nas — istna zła pokusa!
PROBOSZCZ
Wiecie: nie wierzy już w Chrystusa!
Nawet „
cum laude[179]” nie posiada…
KILKU
WÓJT
6505
Trudna rada:
Niski charakter!
KOŚCIELNY
Tak, to człowiek
Widzi od razu!
PROBOSZCZ
Tak, on powiek
6510Nawet nie zamknął — owszem, starej
Matce dokuczać śmiał bez miary
W godzinie śmierci!…
WÓJT
Dziecko własne
Nieomal zabił.
KOŚCIELNY
6515Tak, to jasne:
W grób swą rodzoną wpędził żonę…
KOBIETY
Cóż to za plemię zatracone!
PROBOSZCZ
Tak, kiepski ojciec, mąż i syn!
Nie przeczyż tu nauce czyn?!
WIELE GŁOSÓW
6520
Zburzył nam kościół!
INNI
Zamknął nowy,
Jako za mały — tak nas zwodzi!
ZNOWU INNI
Na głąb nas rzucił w wątłej łodzi!
WÓJT
Z wspaniałej okradł mnie budowy:
6525Z domu wariatów —
BRAND
Ta skroń wasza —
Widzę to dobrze już — ogłasza
Wieść mi zbyt jawną, wieść niekłamną,
Że nikt na szczyt nie pójdzie za mną!
6530Nikt nie zawoła: Dalej! Prowadź!
CAŁY TŁUM
ryczy
deszcz kamieni zmusza Branda do cofnięcia się w pustać
skalną. Prześladowcy powoli wracają
PROBOSZCZ
O, moje dziatki! Me owieczki!
Już powracacie z tej wycieczki
W to porzucone chat pustkowie!
6535Wierzcie, że wyjdzie wam na zdrowie!
Niewinnej krwi niepożądliwy,
Łagodny również, jak nasz rząd,
Jakiego nie ma inny ląd.
6540A wasza zwierzchność — w pierwszym rzędzie
Pan wójt — dokuczać wam nie będzie!
A ja — Bóg na mnie jest łaskawy —
Li w chrześcijaństwie ludzkim sławy
Szukam — tak jest, my na wyżynie
6545Pragniemy w zgodzie żyć jedynie!
WÓJT
A jeśli jest gdzie jaka skazka,
Trzeba usunąć ją do diaska!
Gdy wróci wszystko w dom, co żyje,
Wybierzem zaraz komisyję,
6550Która ma zbadać, co się w treści
Naszej religii złego mieści.
Duchowna będzie w niej osoba
Jedna i druga, którą oba,
Ja i ksiądz proboszcz, wyznaczymy,
6555Nie obiecanki, nie czcze dymy!
Jeśli to ludzi uspokoi,
To do komisji wejdzie mojej
Także bakałarz i kościelny!
Dobór to jest, jak widać, dzielny!
6560Przeto obawiać się nie trzeba —
PROBOSZCZ
Niech wam za to wielkie Nieba
Wynagrodzą, bracia mili,
Że wasz pasterz dożył chwili,
Kiedy Pan Bóg spełnił cud,
6565By wybawić ten swój lud!
Dobrego połowu życzę!
Żegnam!
KOŚCIELNY
Tak, to mi oblicze
Chrześcijańskie!
BAKAŁARZ
6570Jest coś więcej
W nich, nie samo li krzykactwo!
KOBIETY
Delikatni, dla tysięcy
Tych przystępni!
INNE
Na prostactwo
6575Ludzkie patrzą, jak prostacy!
KOŚCIELNY
Nikomu nie plują w kaszę.
BAKAŁARZ
I nie same Ojcze-nasze
Tylko klepią!
Tłum schodzi z góry
PROBOSZCZ
do wójta
Nie inaczej —
6580Pan owoce wnet zobaczy,
Szanse nasze się podnoszą,
Boć, przyznajmy to z rozkoszą,
Jest potęga w świecie żywa,
Co reakcją się nazywa.
WÓJT
6585
Moje dzieło, że ta cała
Krotochwila
[180] się rozwiała
Już w zarodku!
PROBOSZCZ
Tak, w tym kwasie
Cud najbardziej pomógł, zda się.
WÓJT
PROBOSZCZ
WÓJT
nadyma się
Człek, jak może, tak się biedzi:
PROBOSZCZ
WÓJT
6595A cóż robić? Byłem rad,
Żem na taki pomysł wpadł.
Może jest to ku naganie,
Lecz wie proboszcz, sytuacja…
PROBOSZCZ
Czasem w kłamstwie bywa racja,
6600Gdy konieczność tak wymaga…
WÓJT
A, gdy wszystko się ułoży
W jakiś ład i spokój boży,
Wszystko jedno, czy to blaga,
Czy też prawda zmogła
[181] czysta!
PROBOSZCZ
6605
Ze mnie nie jest rygorysta.
patrzy w stronę skalnej pustaci
Czy nie Brand to tak się wlecze?
WÓJT
Nie kto inny!… Zacny człecze,
W samotnego się rycerza
Bawić musisz!
PROBOSZCZ
6610Nie! Przymierze
Dochowuje mu tam, widzę,
Jakby giermek — w godnej lidze!
WÓJT
Dyć
[182] to Gerda! Niech ją czarci!
Oboje są siebie warci!
PROBOSZCZ
z humorem
6615Kiedy już się uspokoi
Głód ofiary, u podwoi
Jego grobu trzeba będzie
Dać mu napis w takim względzie:
„Wichrowaty Brand tu legł;
6620Został przy nim jeden człek,
Ale ten miał bzika w głowie!”…
WÓJT
grożąc palcem
Cokolwiek tu proboszcz powie
Jednak lud, choć w dobrej wierze,
Trochę z nim się, rzekłszy szczerze,
6625Nie po ludzku obszedł…
PROBOSZCZ
wzruszając ramionami
Panie,
Powiem ci na pożegnanie
Że „
vox populi, vox dei[183]”.
odchodzą
Na rozległym płaskowzgórzu.
Szaruga rośnie i ciężkie obłoki spędza na śnieżne pola;
tu i ówdzie wychylają się czarne szczyty i na nowo giną
w mgłach. Brand nadchodzi pokrwawiony, poturbowany.
BRAND
przystaje i spogląda poza siebie
Tłum tysiączny za mną kroczył,
6630Ale szczytu nikt nie zoczył.
Wszystkie serca snać upiększa
Rozbudzona, coraz większa,
Żądza jakichś większych dni!
W wszystkich duszach hasło brzmi:
6635„Dalej! W bój pod świętym znakiem!”,
Lecz na polu bitwy makiem
Jakbyś zasiał… Nikt ofiary
Nie chce ponieść. Tak bez miary
Tchórzem wola jest podszyta!
6640Nikt o męstwo się nie pyta.
A tchórzostwo dziś, w te lata,
Zbrodnią zwać się już przestało.
opada na kamień i bojaźliwie rozgląda się wokoło
Ileż razy moje ciało
6645Dreszcz przebiegał, w „chowanego”
Gdy się bawiąc, do ciemnego
Biegłem ukryć się alkierza.
Lecz dziecięca dusza świeża.
Gdy największy krew mych żył
6650Ścisnął strach, gdy brytan wył,
Czuła, że za firankami
Słońce żywym blaskiem mami,
Że za chwilę światła zdroje
Spłyną w ciemne ściany moje,
6655Że ten promień jasny, krzepki,
Przezwycięży mrok izdebki,
Że przepędzi wszystkie duchy,
Co budziły przestrach głuchy!
Gdzież potęga tego słońca?
6660Noc ponura, noc bez końca,
A tam siedzi lud w tej mroczy —
Białe włosy, zgasłe oczy —
Strzeże dawno zgasłych snów!
Los wyprawił straszny łów,
6665A on starcze ściska pięście,
Grozi losom, co mu szczęście
Uśmierciły — patrz, rok w rok
U królewny-śnieżki zwłok,
Tłumiąc w sobie gorzki ból,
6670Nieszczęśliwy siedzi król,
Ucho do jej płuc przykłada,
Patrzy, słucha, śledzi, bada,
Zali z zmarłej krwi o wiośnie
Świeża róża nie wyrośnie!
6675Nikt, jak on, nie rzucił w grób
To, co było trupem — trup
Żaden prawdy tej nie wzbudził,
By się darmo nikt nie łudził,
Że w żywocie nowym wskrześnie
6680To, co zmarło… Zmarłe pieśnie —
Pod mogilny rzuć je głaz!
Nowe ziarna siać w ten czas,
By z nich wyrósł owoc świeży —
O to dbać mu dziś należy!
6685Noc, posępna, głucha noc!
Gdybym miał piorunów moc,
Wówczas zniszczyłby mój grom
Tej pozornej śmierci srom! …
zrywa się na równe nogi
Nocne pędzą gdzieś widziadła —
6690Z piekieł zgraja ta wypadła!
Czas ten zbrojny, czas pancerny
Chce ofiary wielkiej, wiernej,
Zamiast laski, chce żelaza,
Miecza z pochew raz do raza
6695Wydobywa w krwawej pracy!
Tam wojują już krewniacy,
A tu bracia, ślepcy sami
I głuchmani, pod razami
Uchylają trwożnie głów!
6700Biedny lud mój, biedny chów!
Nadmiar hańby tak go zmógł!
Śród samotnych krocząc dróg,
Tylko jęczą, tylko płaczą,
Imię swe pokorą znaczą,
6705Biedną bracią się rybaczą
Zwąc w tej myśli, że w pokorze
Najlepiej kierować może
Swymi losy
[184] nędzny lud!
Gdzie jest sztandar? Gdzie ten cud,
6710Który na swym licu spaja
Tęczowe kolory maja,
Czerwono-niebiesko-złote?
Gdzież ten tłum, co na ochotę
Ruszył falą? Gdzie ta mnoga
6715Rzesza, co ideologa
Królewskiego otaczała,
Kiedy jego moc wspaniała
Wycinała ci swą ręką
Ten twój język?… Tak, paszczęką
6720Obdarzono cię, sztandarze,
Ale smocze zęby wraże
Nie wyrosły z twej gardzieli!
Czemuż ci, co znak twój cięli
Nożycami królewskimi,
6725Nie przepadli razem z nimi
Jeszcze onej dawnej chwili,
Zanim dzieło swe spełnili?
Drugi znak nasz czworogranny,
Znak pokoju nieustanny,
6730On za sygnał nam wystarczy,
Kiedy burza tu zawarczy,
Gdy łódź trzeba mieć na pieczy…
PostępGorsze losy, gorsze rzeczy
Rodzi przyszłość niewstrzymana:
6735Ta obłoku czarna ściana,
Brytańczyka dym węglowy,
Brudzi łąki i dąbrowy,
Każde źdźbło pokrywa sadzą.
Z swą trującą idzie władzą,
6740Kradnie dzień ze wszystkich dróg,
Na tę zieleń naszych smug
[185],
Na te miasta, na te sioła
Deszcz popiołu sypie, zgoła
Jak Wezuwiusz, dookoła.
6745Brzydcy są dzisiejsi ludzie!
Po kopalniach w ciężkim trudzie,
Gdzie w kilofów takt kropelki
Wody sączą, ginie wszelki
Płód szlachetny; gorzko, luto
[186]
6750Tłum kaleki ostrzy dłuto,
By wyzwolić kruszcu duchy…
Ciało karle i duch kruchy,
Rysy żądzą zeszpecone,
Spoglądają w złota stronę.
6755Któż tu płacze? Któż się śmieje?
Brat ni ziębi ani grzeje,
Nie ma człeka, nie ma męża,
Co sam siebie przezwycięża —
Huk kowadła, łoskot młota,
6760Oto życia jest robota.
Baśń o świetle już nie nęci!
Już nie mają w swej pamięci
Owi ślepcy, że dla człeka
Chwila ta ma być daleka,
6765By, gdy zgasną jego siły,
Obowiązki się skończyły!
Gorsze losy, gorsze rzeczy
Przyszłość z siebie tu wyłuska!
Wilcza gardziel mędrkowania
6770Chce pochłonąć blask mądrości.
Krzyk w północne idzie włości:
„Pomagajcie doli człeczej,
Ratujcie nas!” A to karli
Syczą: „Siły byśmy starli,
6775Cóż my mamy przy tym dziele?
Wszak nas luda jest niewiele!
Naród silny niech się waży
Stać na dóbr powszednich straży!
Nie zadamy sobie trudu,
6780Aby krew naszego ludu
Dać za jakieś puste dymy!
Wszak nie żadne my olbrzymy,
Nie wyrosną żadne sprzęty
Z świętych harców, z walki świętej!
6785Toć nie za nas cierpiał wiernie
On, gdy skroń mu bodły ciernie,
Gdy mu włócznię wbijał w bok
Żołdak rzymski, kiedy tłok
Obszarpańców w głos się śmiał,
6790Gdy mu straszny, ludzki szał
Wbijał gwoździe w nogi, ręce!
Tak, nie za nas On w tej męce
Konał kiedyś!… My za mali…
On nas nie kładł na swej szali!
6795Ten krzyż cieśli i ta góra,
Te powrozy, ta purpura
Krwi spod razów Ahaswera
[187] —
Wszystko to jest prawda szczera,
Lśniąca w tym pasyjnym dziele,
6800Obchodzonym dziś w kościele!”
rzuca się w śnieg i chowa oblicze; po chwili wznosi wzrok
do góry
Czy ja śniłem? Czym się zbudził?
Czy mnie jakiś obraz łudził?
Czy wodziło mnie widziadło,
Co w tych mrocznych mgłach przepadło?
6805Czyż zapomniał człek w tej dobie
O Tym, który go po sobie
Stworzyć raczył? Czyż ten człek
Na wieki w przepaści legł?
nasłuchuje
Cóż to? Straszne wichru siły
6810Językami przemówiły?
CHÓR NIEWIDZIALNYCH
huczy wskroś burzy
Z prochuś powstał, czym twa wola,
Czymże przy Nim twoja moc?
Wytrwasz, czy też ujdziesz z pola,
Perć
[188] twa zawsze spada w noc.
BRAND
powtarza wyrazy powyższe i mówi cicho
6815Snać jest prawda w słów tych treści!
Kazał iść za próg kościoła,
Zrzec się tego, co się mieści
W mej tęsknocie, w mej boleści;
Mroki rozsiał mi dokoła,
6820Zlecił walczyć aż do końca,
Abym upadł dziś — bez słońca!
CHÓR NIEWIDZIALNYCH
coraz silniej huczy nad
jego głową
Płazie, prochu! Czym twa wola
Czymże przy Nim jest twój duch?
Zdążaj naprzód, czy schodź z pola,
6825Dzieło twe — to marny puch!
BRAND
Żonę drogą, dziecko moje,
Dni, co miały w szczęścia chwale
Płynąć, w gorzkiem zmienił boje
Wszystkom rzucił to na szale —
6830Dziś, zwyciężon, sam tu stoję!
CHÓR
łagodnie i wabiąco
Choć największe byś ofiary
Składał Mu po wieków wiek,
Nie dorośniesz Jego miary,
Boś nic więcej, tylko człek!
BRAND
z cichym płaczem
6835Żono, dziecię, wróćcie do mnie!
Sam na pustej siedzę zboczy,
Szczęście ujrzeć chcą me oczy,
W mgłach się gubię nieprzytomnie.
podnosi oczy do góry; plama świetlana wyłania się z mgieł
i rozszerza się przed nim, zjawia się postać niewieścia
w jasnej szacie z płaszczem na ramieniu. To Agnieszka
ZJAWISKO
uśmiecha się i wyciąga ku niemu ramiona
Masz mnie znowu, swą Agnieszkę!
BRAND
zrywa się na równe nogi
6840
Tyś to weszła na mą ścieżkę?
Żyjesz?
ZJAWISKO
Wszystko było snem!
Teraz koniec jest ze złem!
BRAND
rzuca się ku niej
ZJAWISKO
z krzykiem
6845
Czyż nie widzisz? Przepaść zionie!
Czy nie słyszysz? Huk siklawy!
łagodnie
To nie sen już! To nie zjawy
Chmurne, groźne! Wszystko tobie
6850Widziało się, jak w żałobie
Nocy ciemnej! Sen to chwili,
Żeśmy ciebie opuścili!…
BRAND
ZJAWISKO
szybko
Ani słowa!
6855Chodź! Czas nagli!
BRAND
ZJAWISKO
Żyje! Jak roślina
Żyje młoda, świeża, zdrowa!
Snem li były męki twoje,
6860Marą wszystkie twe przeboje.
Alf wyzdrowiał, w oczach rośnie,
Babka pieści go miłośnie,
A i kościół stoi też,
Tak, jak niegdyś! Jeśli chcesz,
6865Zbuduj większy! W naszym siole
Ludzie w krwawym się mozole
Tak, jak niegdyś, kąpią wraz!
BRAND
ZJAWISKO
Tak, jak w owy czas,
6870Gdy był spokój.
BRAND
ZJAWISKO
BRAND
ZJAWISKO
6875Nie! Ty nie śnisz! Jak po znoju,
Trza opieki-ć i spokoju,
BRAND
ZJAWISKO
Tak, a przecie
Możemy cię, ja i dziecię,
6880Stracić znowu, jak cień jaki,
Ujdziesz nam na obce szlaki,
Wzdyć osłabnie duch twój, człeku,
Gdy nie weźmiesz się do leku.
BRAND
ZJAWISKO
6885
Ty go masz,
Ty sam jeden zdrowia straż
Dzierżysz w ręku….
BRAND
ZJAWISKO
Stary lekarz, co licznemi
6890Księgi mądrość swoją sycił,
Trzy słóweczka li pochwycił —
W nich choroby onej siła,
Co szaleństwem cię raziła!
Tych wyrzeczesz się najświęciej,
6895Te wykreślisz z swej pamięci —
One bowiem źródłem mar tych.
Co cię w swych ramionach zwartych
Tak trzymają — te trzy słowa
Masz zapomnieć, jeśli zdrowa
6900Ma być dusza, gdy z jej lic
Chora ma ustąpić bladość!
BRAND
Prośbie mojej uczyń zadość:
Wymień!
ZJAWISKO
BRAND
cofając się
ZJAWISKO
To! Jakom ja żywa,
A ty poddan śmierci! Lecz,
Lecz swą duszę!…
BRANDA
A więc miecz
6910Jeszcze wisi!…
ZJAWISKO
Precz stąd! Precz!
Przy mnie radość się odzywa,
Przy mnie rozkosz! Otom żona!
Przytul mnie do swego łona
6915I w cieplejsze pośpiesz kraje!
BRAND
ZJAWISKO
BRAND
Nie! Nie wróci!
Już gorączka mi nie kłóci
[190]
6920Myśli! Niech śni, kto ma chęci —
Mnie zaś nęci jasność życia!
ZJAWISKO
BRAND
ZJAWISKO
Jakie plany
6925Rozpierają ci twą duszę?
BRAND
ZJAWISKO
Niemożliwe! Wszystkie dreszcze
Tych męczarni — nie!…
BRAND
ZJAWISKO
Strasznych słów bolesną treść
Dobrowolnieś gotów znieść
I na jawie?
BRAND
I na jawie!
6935Dobrowolnie!…
ZJAWISKO
BRAND
ZJAWISKO
BRAND
ZJAWISKO
6940Patrzeć jeszcze, jak się dławię,
Jak mi krew się w żyłach ścina,
Aż nadejdzie znów godzina,
Co od ciebie mnie wyzwoli?
BRAND
ZJAWISKO
6945
Dzień zastąpić nocą,
Tłumić blaski, co się złocą,
Gardzić słodką szczęścia mocą,
Nie zamykać serca doli
W pieśni?
BRAND
6950
Czyż ja byłbym sobą —
Powiedz — gdybym się tą dobą
[191]
Miał oszczędzać?
ZJAWISKO
Przyjacielu,
Zapomniałeś, że u celu
6955Przedrzeźniała ciebie złuda,
Że oplwano twoje cuda,
Że cię bito, opuszczono!
BRAND
Nie dla siebiem szarpał łono,
Nie dla zwycięstw walczył swych!
ZJAWISKO
6960Wystawiałeś się na sztych
Za żyjących w kopalń norze!
BRAND
Jeden człek wypłoszyć może
Dużo mroków.
ZJAWISKO
Twardyś bój
6965Toczył za straceńców rój!
BRAND
Wiele nieraz — toć nie dziwy! —
Zdoła jeden sprawiedliwy.
ZJAWISKO
Wspomnij sobie spór ten jeden:
Kto wyrzucał nas za Eden?
6970Nie otworzą się już wrota,
Które ta zamknęła ręka!
Płonne trudy, płonna męka!
BRAND
ZJAWISKO
ginie śród huku, jak gdyby gromowego,
mgła zwala się na miejsce, na którym stało; zrywa się krzyk
ostry, przeraźliwy, jak gdyby krzyk uciekającego
Umrzyj! Czego chcesz na ziemi?!
BRAND
stoi chwilę, jakby ogłuszony
6975Znikło! Przeszło! W mgłę czarnemi
Powionęło skrzydły
[192] — tam!
Niby jastrząb! Znowu kłam
Nastawił swe sieci — zguby
Chciały mojej złe rachuby!
6980Kompromisy, nędzne targi —
Tego chciały twoje wargi!
GERDA
zjawia się ze sztućcem
[193] w ręku
Czyś nie widział, gdzie w tej mroczy
Zginął jastrząb?…
BRAND
Tak, me oczy
6985Teraz to go już spostrzegły!
GERDA
Opisz mi, którędy zbiegły
Stwór ten pomknął!… W tej godzinie
Już go los ten nie ominie.
BRAND
Będzie trudno; na nic kula!
6990Nieraz jeszcze on pohula…!
Tak bywało: padnie, zgaśnie,
Ale wówczas, kiedy właśnie
Śmierć najbliższa — tak się zdało —
On wychodził znowu cało,
6995Gdzieś z poza mnie znów się zrywa
I powietrze znów przepływa…
GERDA
Skradłam sztuciec — z taką bronią
Za renami łowcy gonią;
Ma ładunek z srebra, z stali.
7000Obłąkaną mnie nazwali —
Mniej nią jestem, niźli wielu
Innych…
BRAND
chce odejść
GERDA
Ty kulejesz… Możeś spadł?
BRAND
7005Lud pozbawił mnie posady.
GERDA
przygląda mu się bliżej
Krople krwi na skroni bladej?
BRAND
Bito, pchano, pędząc w świat!
GERDA
Głos tak ongi, jakby granie,
Osłabł niby wiatr w altanie.
BRAND
7010Wszystko — wszystko —
GERDA
BRAND
Na wieki
Opuściła mnie… w daleki
Uszła kraj…
GERDA
patrzy na niego wielkimi oczami
7015Teraz za to
Widzę, kto ty! Długie lata
Jam myślała, żeś ty ksiądz!
Precz z tym wszystkim! Zwąc jak zwąc,
Tyś — największy!
BRAND
7020Mówię sam:
Ten ułudny, widzisz, kłam
Niemal zabił mnie!
BRAND
7025
Czemu sięgasz po nie?
GERDA
Ślady gwoździ!… A dokoła
Pobladłego twego czoła
Krwawe blizny! Rzecz najprostsza —
Toć to cierni wściekłe ostrza!
7030Tyś na krzyżu wisiał! Pomnę,
Nieraz ojciec mi ogromne
Mówił rzeczy, iż to w dobie
Było dawnej i — nie tobie
To się stało! Lecz to baśnie!
7035Odkupiciel tyś jest właśnie!
BRAND
GERDA
Paść mi na kolana
Przed obliczem mego Pana?
BRAND
GERDA
7040
Krew twoja się polała,
Co nas wszystkich zbawić miała!
BRAND
Dla mnie On ją musiał ronić,
Pozwólże mi głowę skłonić!
GERDA
podaje mu sztuciec
Zabij to przeklęte plemię!
BRAND
potrząsając głową
7045
Los, co przywiódł mnie na ziemię,
Spełnić muszę…
GERDA
Swoje rany
Pokazujesz, uratowany,
Odkupiony w dzień dzisiejszy!
7050Tyś największy!…
BRAND
Nie! Najmniejszy
Jest czymś więcej…
GERDA
spogląda w stronę przerzedzających się obłoków
Oczy twoje
Widzą, gdzie ty stoisz?
BRAND
patrząc osłupiały przed siebie
7055
Stój:
W dole, u stóp stromych ścian.
GERDA
tonem jeszcze dzikszym
BRAND
Czyż się mylę?
Mgły rozchodzą się, w ich pyle
7060Jakby jasność…
GERDA
Czarny róg
Zmógł je, niby cierń je zmógł!
BRAND
patrzy w górę
Czarny róg? Co? Kościół z lodu!
GERDA
Jest ten wreszcie, co do grodu
7065Tego wejść miał?
BRAND
Tysiąc mil
Dzieli go od słodkich chwil!
Jakież budzi mi tęsknoty
Ten światłości promień złoty!
7070Jak mi cała wola dyszy
Żądzą tej ukojnej ciszy,
Jak ja pragnę życia ciepła!
wybucha łzami
Jezu! Wzywa cię ma skrzepła
Warga! Zdalaś był mi zawsze,
7075Choć Twe stopy najłaskawsze
Szły w ślad za mną!… Nie witany,
Choć tak bliski mojej ściany,
Żem mógł witać cię śród ścieżek
Moich — niech się choć za brzeżek
7080Chwycę szaty wybawienia!
Pozwól chwycić skraw odzienia,
Nasiąkłego winem skruchy!…
GERDA
blada
Co? Ty płaczesz? Ty, proroku!?
Co? Ja widzę łzy w twym oku,
7085Co, jak ciepłe te podmuchy,
Rozpalają twe oblicze?
Przez twe łzy w tych żlebów dzicze
Rozpływają się pokrowce
Całunowe, na lodowce
7090Zarzucone! Mego wnętrza
Lód roztapia, ta gorętsza
Ponad ogień, moc ich święta!
Teraz jakby wieczne pęta!
Przez nie komża, śnieżna, blada
7095Z kaznodziejskich ramion spada,
Z ramion Wierchu Lodowego!
z drżeniem
Człeku, powiedz, a dlaczego
Nie płakałeś wcześniej, wprzód?
BRAND
z płonącymi oczy
[194], promienny, jakby odmłodzony
PrawoPrawo duszę zmienia w lód.
7100Nic na łanie ziemskich włości
Nie zakwitnie bez światłości!
Jeśli dotąd boże syny
Mieli przykaz swój jedyny
W praw tablicach, to ja, człowiek,
7105Już nie zamknę swoich powiek
Na blask słońca — z nim do braci
Pójdę dzisiaj, najbogaciej
Z nim się będę czuł! Tak! Ono
Niech zwycięża moje łono!
7110Mogę płakać, giąć kolana —
Mogę modlić się do Pana!
pada na kolana
GERDA
patrzy w górę i mówi po cichu i trwożnie
Patrz, jak siada ten przebrzydły!
Patrz, jak rusza swymi skrzydły!
Patrz, jak jego cień migoce
7115Na tej ścianie, na opoce
Tego wierchu, jak on ścina
Swoje skrzydła!… To godzina…
Niech się tylko dobrze sprawi
Srebrna kula!… Strzał ten zbawi…
Nagłym ruchem przykłada sztuciec do twarzy i strzela.
Głuchy łoskot, jakby echo grzmotu odpowiada z wierchu
BRAND
zrywa się
GERDA
Dobry strzał!
Patrzaj! Zachwiał się!… O, padł!
Wrzasnął, aż się zatrząsł świat!
Idzie na nas pierza wał,
7125Sypie się, jak biały śnieg
Po tę turnię, po ten brzeg!
Coraz więcej ku nam sunie —
W końcu może tutaj runie!
BRAND
pada
Razemś powstał, razem ginie
7130Życie twoje! Koniec winie
W ten li sposób kreśli człek!
GERDA
Zwijajże się! Trzep się! Trzep!
Odkądś padł, ten kościół nieb
Szerzej rozwarł swoje wrota!
7135Patrz, rozsierdził się niecnota!
Cóż nam twoja złość jastrzębia — —?
Patrzaj! Bielszy od gołębia!
z przeraźliwym krzykiem
Hu! Jak sapie ten płód wraży!
rzuca się w śnieg
BRAND
kuli się pod opadającą lawiną i woła ku niebu
Chłód śmiertelny na mej twarzy!
7140Ginącemu powiedz: może
Ważyć coś w Twych oczach, Boże,
Naszej woli
quantum satis[195]?
lawina grzebie jego i zasypuje całą dolinę
GŁOS
odpowiada wśród grzmotu
Bogiem
deus caritatis[196]!