Potrzebujemy Twojej pomocy!

Na stałe wspiera nas 457 czytelników i czytelniczek.

Niestety, minimalną stabilność działania uzyskamy dopiero przy 500 regularnych darczyńców. Dorzucisz się?

Szacowany czas do końca: -
Andrzej Kijowski, Listopadowy wieczór
  1. Ambicja: 1
  2. Błądzenie: 1
  3. Bohaterstwo: 1
  4. Bóg: 1 2
  5. Bunt: 1 2
  6. Car: 1 2 3 4 5
  7. Chrystus: 1 2
  8. Ciemność: 1
  9. Cierpienie: 1
  10. Cnota: 1 2
  11. Cud: 1
  12. Czas: 1
  13. Czyn: 1 2 3 4
  14. Duma: 1
  15. Dzieciństwo: 1 2
  16. Dziecko: 1
  17. Emigrant: 1 2 3 4
  18. Fałsz: 1
  19. Głupota: 1 2
  20. Gra: 1
  21. Handel: 1
  22. Historia: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32
  23. Idealista: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
  24. Klęska: 1
  25. Kobieta: 1
  26. Kondycja ludzka: 1
  27. Konflikt wewnętrzny: 1 2
  28. Korzyść: 1 2
  29. Krew: 1
  30. Król: 1 2 3 4 5 6 7
  31. Krzywda: 1
  32. Książka: 1 2 3 4 5
  33. Literat: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
  34. Los: 1
  35. Lud: 1 2 3 4 5
  36. Marzenie: 1 2 3 4 5 6 7
  37. Melancholia: 1
  38. Mężczyzna: 1
  39. Mieszczanin: 1
  40. Miłość niespełniona: 1
  41. Mit: 1 2
  42. Młodość: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
  43. Morderstwo: 1 2 3
  44. Nacjonalizm: 1 2 3
  45. Naród: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
  46. Nauczyciel: 1
  47. Nauka: 1 2 3
  48. Niemiec: 1 2
  49. Niewola: 1
  50. Obraz świata: 1
  51. Obyczaje: 1 2 3
  52. Obywatel: 1
  53. Ofiara: 1
  54. Ojciec: 1
  55. Ojczyzna: 1 2 3
  56. Okrucieństwo: 1
  57. Otchłań: 1
  58. Państwo: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
  59. Pielgrzym: 1
  60. Piętno: 1
  61. Poeta: 1
  62. Poezja: 1 2 3
  63. Pogarda: 1
  64. Polak: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
  65. Polityka: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25
  66. Polska: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29
  67. Powstanie: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
  68. Pozycja społeczna: 1
  69. Prawo: 1 2 3
  70. Proroctwo: 1 2
  71. Przemiana: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
  72. Przemoc: 1
  73. Przyjaźń: 1 2
  74. Przywódca: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
  75. Pycha: 1 2
  76. Religia: 1 2
  77. Rewolucja: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18
  78. Rosja: 1 2 3 4
  79. Rozczarowanie: 1 2
  80. Siła: 1
  81. Słowo: 1 2 3 4 5 6 7
  82. Służalczość: 1
  83. Sprawiedliwość: 1
  84. Starość: 1
  85. Syn: 1
  86. Szkoła: 1 2
  87. Szlachcic: 1 2 3
  88. Śmierć: 1
  89. Tajemnica: 1 2
  90. Tłum: 1
  91. Twórczość: 1 2
  92. Upadek: 1 2
  93. Urzędnik: 1 2
  94. Walka: 1
  95. Wiara: 1
  96. Wizja: 1 2 3 4 5
  97. Władza: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22
  98. Własność: 1
  99. Wojna: 1 2
  100. Wolność: 1 2
  101. Wspomnienia: 1
  102. Zaświaty: 1
  103. Zbawienie: 1 2 3
  104. Zbrodnia: 1 2
  105. Zdrada: 1 2 3
  106. Zemsta: 1
  107. Złoty wiek: 1
  108. Żołnierz: 1 2 3
  109. Żyd: 1

Błędy źródła: teror - terror, 'mającą - mającą; rówiny > równiny; (…) i skandali poli­tycznych, Tak postępowali (…) > (…) i skandali poli­tycznych. Tak postępowali (…).

Uwspółcześnienia: Pisownia łączna/rozdzielna, np.: nie będącej > niebędącej; nie zagasłych > niezagasłych itp.

nota o autorze

Andrzej Kijowski Ur. 29 listopada 1928 w Krakowie Zm. 29 czerwca 1985 w Warszawie

Najważniejsze utwory: Dziecko przez ptaka przyniesione (1968), Listopadowy wieczór (1971), Dyrygent i inne opowiadania (1983)

Krytyk literacki, eseista, prozaik i scenarzysta. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczestnik seminarium prof. Kazimierza Wyki, czołowy przedstawiciel tzw. krakowskiej szkoły krytyki literackiej. Redaktor Wydawnictwa Literackiego w Krakowie (1954–1955), następnie Państwowego Instytutu Wydawniczego (1955–1958), od 1958 r. związany stale z redakcją „Twórczości”, gdzie w okresie objęcia go przez cenzurę zakazem publikacji, ukazywały się pod pseudonimem jego felietony „Kroniki Dedala”. Publikował także m.in. w „Przeglądzie Kulturalnym” i „Tygodniku Powszechnym”. W latach 1967–1968 był kierownikiem literackim Teatru Dramatycznego w Warszawie; usunięty ze stanowiska po wydarzeniach marcowych, stał się autorem tekstu protestu pisarzy polskich przeciwko cenzurze w związku z zakazem dalszych przedstawień „Dziadów” Mickiewicza w reż. Kazimierza Dejmka (rezolucja została przyjęta 29 lutego 1968 na nadzwyczajnym zebraniu Oddziału Warszawskiego ZLP); był następnie sygnatariuszem Listu 15 (w spr. uzyskania dla Polaków w ZSRR praw, m.in. Możliwości przyjazdu do Polski oraz swobód w zakresie kultury, oświaty i religii; 1974) i Memorału 101 (protest polskich intelektualistów przeciwko zmianom konstytucji PRL, obejmujących zapisy o przewodniej roli PZPR w państwie oraz nienaruszalnym sojuszu z ZSRR; 1976); współtwórca i współautor tekstów programowych opozycyjnego Polskiego Porozumienia Niepodległościowego (PPN, 1976); jeden z założycieli i wykładowca Towarzystwa Kursów Naukowych; uczestnik Kongresu Kultury Polskiej w 1981; po wprowadzeniu stanu wojennego internowany w Jaworzu. Był autorem scenariuszy do filmów w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa „Szyfry” (1966), Andrzeja Wajdy „Wesele” (1972) i „Dyrygent” (1979), Stanisława Różewicza „Pasja” (1977), Krzysztofa Zanussiego „Z dalekiego kraju” (1981) i in.

Andrzej KijowskiListopadowy wieczór

Rewolucje i literatura

1

Młodość, Rewolucja, HistoriaMiędzy rokiem 1820 a 1863 odbyło się w Europie ze dwadzieścia rewolucji, z których większość była dziełem spisków wojskowych oraz studenckich; po­nieważ owi oficerowie i studenci na ogół nie przekraczali trzydziestki, w dzisiejszym języku nazwa­libyśmy te spiski „młodzieżowymi”. Tak więc historię polityczną Europy w XIX wieku w jakiejś jednej trzeciej zapisała młodzież.

2

Rewolucja, Wojna, Przemiana, Polityka, Idealista, Naród, Nacjonalizm, HistoriaTe rewolucje — w Grecji, w Neapolu, w Hisz­panii, w Belgii, we Francji, w Polsce, w Niemczech, w Czechach, w Austrii, na Węgrzech, w Rosji, w Piemoncie i Bóg wie gdzie jeszcze — te rewolu­cje, czasem kilkudniowe, czasem nawet bezkrwawe i znajdujące epilogi tylko na salach sądowych, cza­sem farsowe nawet i sztubackie, modyfikowały jednak w znacznej mierze politykę rządów, przy­spieszały sojusze lub wywoływały konflikty mię­dzynarodowe, były stawką w dużej grze. Żaden z owych spisków nie objął nigdy władzy. Sukcesy poszczególnych rewolucji, np. włoskiej, pochodziły z koniunktur szerszych, międzynarodowych. Spiski młodzieżowe nie zmieniły w niczym ani mapy Eu­ropy, ani jej oblicza politycznego. Kontynent nasz w roku 1864, to znaczy po upadku ostatniej roman­tycznej rewolucji, naszej, „styczniowej”, wyglądał prawie tak samo jak w roku 1815, to jest po kon­gresie wiedeńskim. Zmiany nastąpiły we Włoszech i w Belgii, lecz w obu wypadkach wynikały one z wielkiej gry mocarstw. Nastąpiły również pewne zmiany wewnętrznopolityczne, np. w Austrii, lecz spowodowały je klęski Wiednia w wojnie z Prusa­mi i konieczność wycofania się z Włoch pod presją Francji. W żadnej z istotnych zmian w Europie nie uczestniczyły siły, które domagały się owych zmian — nawet jeśli ich kierunek zgodny był z wysuniętymi niegdyś żądaniami. Wszystkie rewolucje zostały stłumione, wszystkie spiski rozproszone. Do wielkiej wojny roku 1914 Euro­pa przystępowała w takim stanie politycznym, w jakim zostawiła ją poprzednia wojna kontynentalna — napoleońska. Zmiany istotne nastąpiły dopiero w wyniku wojny; ściślej, w ciągu ostatnie­go jej roku, może w ciągu ostatnich jej miesięcy. Jeszcze w pierwszych miesiącach roku 1917 biła się Europa monarchistyczna i legitymistyczna, a wszystkie plany dotyczące powojennego układu kreślone były zgodnie z tymi samymi zasadami dziedzictwa dynastycznego i zasadniczego „status quo”, co na kongresie wiedeńskim. Mocarstwa centralne były o krok od zwycięstwa jeszcze latem 1918 roku. Niemcy byli w środku Rosji, rabowali zboże ukraińskie i naftę kaukaską; stali o kilka­naście kilometrów od Paryża i bombardowali mia­sto z armat. Gdyby zdołali narzucić rokowania po­kojowe przed klęską Ludendorffa[1], z wojny wyło­niłaby się zmodyfikowana nieco na korzyść Nie­miec Europa Metternicha[2]. Ponieważ stało się na odwrót, do stołu obrad w Wersalu w kilka mie­sięcy później zasiadła Europa romantyczna, to znaczy nacjonalistyczna. Zasada samostanowienia narodów, umieszczona w słynnych punktach Wil­sona[3], była w gruncie rzeczy spełnieniem wszystkich romantycznych aspiracji i rewindykacji. Mapa Europy wyrysowana została mniej więcej tak, jakby była dziełem owych oficerów i studentów węgier­skich, czeskich, serbskich, rumuńskich i jakich tam jeszcze, co przez cały dziewiętnasty wiek snuli marzenia o idealnych granicach, w których każdy na­ród będzie mógł swobodnie i bezpiecznie rozwijać swą osobowość. Nie wiedzieli jeszcze, że granice takie są niemożliwe, bo się narody nazbyt ze sobą przemieszały, i że zasada narodowych państw jest sprzeczna z istniejącym stanem rzeczy. Nie wie­dzieli jeszcze, że taka Europa narodów zaspokojo­nych dopiero jest ogniskiem wojny.

3

Rewolucja, Historia, Słowo, Literat, Nauka, Poeta, Wizja, Marzenie, IdealistaRuchy rewolucyjne dziewiętnastego wieku by­ły w pewien sposób szczęśliwe, ponieważ nie miały za sobą historii. Nie było w historii nigdy czegoś podobnego do powstań narodowych albo buntów młodzieży. Spiskowcy lat dwudziestych i trzydzie­stych mieli pełne prawo wierzyć w swoje siły i racje. Tylko temu zawdzięczali niepojętą dla nas łatwość układania programów ideowych, snucia planów rewolucyjnych oraz przystępowania do akcji. Dzisiaj ideologie społeczne są rozwiniętą dziedziną wiedzy — wtedy należały do sfery wy­obraźni, i tworzono je swobodnie, jak się wiersze tworzy. Dzisiaj taktyka rewolucji, technika konspiracji i zamachu stanu zostały naukowo opraco­wane i posiadają obfitą literaturę, tak historyczną, jak teoretyczną. W dziewiętnastym wieku były również zdane na geniusz improwizatorski. Rozwa­żając błędy popełniane przez np. polskich powstańców w roku 1830 albo w 1863, trzeba pamiętać właśnie o tym, jak nikła była wówczas wiedza historyczna — przynajmniej ta, która odnosiła się do nowożytnej Europy. Podstawą wykształcenia hi­storycznego były dzieje Grecji i Rzymu; historii nie traktowano jako wiedzy odrębnej, lecz posługiwa­no się nią jako zasobem przykładów prawnych i moralnych. Maurycy Mochnacki[4] w swej Historii powstania narodu polskiego przypominał, że nie spisano dziejów ani konfederacji barskiej, ani insu­rekcji kościuszkowskiej i że on pierwszy podjął się tego typu historii, niebędącej pochwałą jakiegoś monarchy, rejestrem jego czynów ani dysertacją nad stanem państwa, lecz obiektywnym przedsta­wieniem wydarzeń, których bohaterem jest zbioro­wość — naród. Mochnacki pisze również o błędach, jakie popełniali powstańcy wszystkich trzech po­koleń — barszczanie, kościuszkowcy i „listopadowcy” — dlatego właśnie, że nie znali doświad­czeń swych poprzedników. Ludzie dziewiętnastego wieku tworzyli historię jakościowo odmienną od historii wieków poprzednich (która toczyła się to­rami raz wytyczonymi przez niewzruszone zasady królewskiego i religijnego prawa), tworzyli tę hi­storię zupełnie na ślepo, za całą wiedzę mając kon­wencjonalne wiadomości o podobnych — jak im się zdawało — wydarzeniach w Rzymie. Pełnej wiedzy na ten temat mogła im dostarczyć wielka rewo­lucja francuska — ale czy ją dobrze znali? Czy nie była ona jakimś tabu? W każdym razie zdumie­wa rzadkość odwołań do jej doświadczeń w publi­cystyce ówczesnej oraz w historii. Więcej — po­wtarzam — analogii np. ze spiskiem Brutusa niż z francuskimi wydarzeniami, tak jeszcze niedawny­mi, spotyka się w polskiej prasie powstańczej, w późniejszych pamiętnikach i opisach historycznych. Co więcej, w praktyce nie widać nauk lat 1789–1793!

4

Rewolucja, Rosja, BłądzenieSzczyty improwizacji osiągnęli rosyjscy deka­bryści[5]. Ich powstanie w grudniu 1825 roku mogło­by stać się po prostu szkołą błędów, a ich zachowanie przed wypadkami petersburskimi, podczas wypadków i później, w śledztwie, mogłoby posłu­żyć za materiał do napisania podręcznika z dzie­dziny patologii spiskowej. Dlaczego w ogóle powstanie to wybuchło? Tajne związki, które w nim wzięły udział, istniały już w Rosji od dziesięciu prawie lat. Zajmowały się układaniem konstytucji dla przyszłej Rosji, prowadziły dyskusje, bardzo piękne z pewnością, nad sprawą chłopów, nad sto­sunkiem Rosjan do podbitych narodów, nad federacyjną czy też centralistyczną formą przyszłej Ro­sji, nad tym, Car, Państwo, Polityka, Rosjaczy republika lepsza jest od monarchii i czy Rosja bez cara w ogóle istnieć może, czy godzi się zabijać cara i jego rodzinę dla dobra przyszłych pokoleń, czy też z krwi przelanej jeszcze większe zło nie wyniknie, a nadto, czy zbrojny zamach jest w ogóle godziwą formą sięgania po władzę i w ja­kich okolicznościach zamach taki mógłby nastąpić. Chwiejność spiskowców zależna była od chwiejności samego cara. Wszak to Aleksander I[6] sam za­powiedział udzielenie Rosji konstytucji liberalnej, a poprzednio optował za konstytucjami takimi dla państw niemieckich i podpisał konstytucję dla Królestwa Polskiego. Co więcej, sam patrono­wał pierwszym tajnym związkom, które miały wy­pracować nowe, konstytucyjne zasady ustrojowe i pomóc mu w rozprawie z biurokracją i kamarylą dworską. Tak właśnie powstał w kręgu jego najbliższych przyjaciół Związek Rycerzy Krzyża Rosyjskiego oraz Związek Prawdziwych i Wier­nych Synów Ojczyzny, przekształcone później w Związek Dobra Publicznego, od którego już pro­sta droga wiodła do spisku grudniowego. Związek Dobra Publicznego miał już prawie otwarcie opo­zycyjny charakter, ponieważ w tym czasie car wy­raźnie porzucił drogę reform liberalnych, a ulegać począł kręgom reakcyjnym. Łatwo to jednak dzisiaj używać takich słów, jak „otwarcie”, „wyraźnie”! Dla współczesnych nic nie jest wyraźne i jedno­znaczne. Nawet Polacy w guberniach zabranych i w Królestwie wierzyli liberalnym obietnicom ca­ra, a cóż mówić o oficerach, którzy z nim razem bili się i maszerowali przez Europę do Francji, i z nim razem uczyli się we Francji zasad konsty­tucjonalizmu. O tym, jakie pomieszanie pojęć wśród nich panowało, niech zaświadczy fakt następujący: otóż pierwsza myśl zabicia Aleksandra powstała w kołach spiskowych na wiadomość, że car zamierza oddać Polakom gubernie litewskie i ruskie, a rzekome wpływy polskie na dworze by­ły główną przyczyną niechęci, jaką powzięli dla ca­ra jego towarzysze broni. Plany owych „Rycerzy Krzyża” i „Prawdziwych i Wiernych Synów Ojczyzny” były bowiem wielkorosyjskie, mocar­stwowe. Narodom podbitym nic nie obiecywano w zakresie swobód i autonomii: objęte dobrodziejstwa­mi rosyjskiej konstytucji, miały w przyszłości stwo­rzyć jeden wielki naród rosyjski. Inaczej myśleli tylko członkowie Stowarzyszenia Zjednoczonych Słowian, którym marzyła się ogromna federacja Rosjan, Polaków, Ukraińców, Czechów, Węgrów, Mołdawian, Wołochów, Serbów, Bułgarów, Chorwatów, Dalmatów, między czterema morzami roz­postarta, mająca w herbie cztery kotwice, symbo­lizujące Morze Północne, Czarne, Adriatyk i Bał­tyk, złączone w jedną dziedzinę polityczną; miała być równość między narodami, z których każdy własną miałby konstytucję i wolność wstępowania do federacji czy występowania z niej. Centralny parlament miał składać się z Soboru Najwyższego i z Izb Reprezentantów. „Słowianie” ostatecznie przystąpili do pozostałych związków; w toku per­traktacji z polskim Towarzystwem Patriotycznym zgodzono się Polakom zagwarantować wolność, chociaż nie gwarantowano im granic wschodnich. Ustępstwa te miały praktyczny cel: chodziło o to, by Polacy wystąpili równocześnie z rosyjskimi związkami i zatrzymali u siebie wielkiego księcia Konstantego[7] z wojskami.

5

Wszystko to było palcem na wodzie pisane, a żadnej zgody co do sposobnej wystąpieniu oko­liczności nie było wśród spiskowców. Władza, Przemiana, Rewolucja, Car, Rosja, LudZelektryzo­wała ich śmierć Aleksandra oraz zamieszanie, jakie powstało w związku z niepewnym następstwem tro­nu. Aleksander nie miał wszak syna — tron po nim należał się Konstantemu. Ten zrzekł się tronu, lecz aktem potajemnym, który nie był znany ogółowi. Natychmiast po śmierci Aleksandra urzędy i woj­sko złożyły przysięgę na wierność Konstantemu, który, w Warszawie siedząc, ani abdykacji nie po­twierdzał, ani korony nie przyjmował. Mikołaj po­stanowił stworzyć fakty dokonane: ogłosił, iż Kon­stanty zrzekł się tronu na jego rzecz, i wezwał wojsko, senat i urzędy do złożenia przysięgi przed nim jako carem prawowitym. To całe zamieszanie postanowili wykorzystać spiskowcy. Odbywali go­rączkowe narady, w czasie których wszyscy ofi­cerowie oświadczyli, że nie można liczyć ani na jednego nawet zwolennika wśród żołnierzy, po­nieważ nie prowadzono w tym kierunku żadnej propagandy. Mikołaj nie był popularny wśród mieszkańców Petersburga, ponieważ zrażał do sie­bie ludzi charakterem wyniosłym i despotyzmem. To wszystko, na czym by się oprzeć można w razie wystąpienia przeciw niemu. Ale i Konstanty nie był popularny: znane były jego głupota, dzikość, brutalność, a małżeństwo z polską szlachcianką tak­że nie dodawało mu uroku. Któż chciał mieć „Polaczkę” za carową! Wobec tych wszystkich okolicz­ności obłąkanym wydać się musi pomysł spisko­wych zmobilizowania wojska i opinii w imię za­chowania wierności Konstantemu.

6

Rewolucja, Car, Zdrada, Przyjaźń, PowstanieAle wyniknęło to z niesamowitego przypadku, który skłania do najdziwniejszych refleksji na te­mat mechanizmu wydarzeń historycznych. Otóż w dniach powszechnego rozgardiaszu, kiedy spiskowcy wciąż nie wiedzieli, co mają robić, przy­szedł do nich oficer, niebędący członkiem sprzysiężenia, lecz „po koleżeńsku” o nim poinformo­wany, i powiedział im, że będąc przyjacielem Mi­kołaja, uznał za stosowne przestrzec go przed przyjęciem korony wobec licznych spisków prze­ciw niemu w pułkach petersburskich. Mikołaj ucałował w oba policzki wiernego druha, ten zaś, nie chcąc sprzeniewierzać się przyjaźni, jaką cho­wał jednocześnie dla spiskowych, uznał za konieczne wyjawić im swą rozmowę z carem. Oficerowie przedyskutowali między sobą zawiły problem ho­norowy: czy przybysza uznać za zdrajcę i zastrze­lić na miejscu, czy też uznać jego otwartość i lo­jalność. Zwyciężyła opinia druga, wobec czego wszyscy ucałowali go serdecznie. Potem zastano­wili się, co robić dalej: Mikołaj przedsięweźmie na pewno ostre środki, zatem wszyscy są zgubieni. Można ukorzyć się przed nim i przyjąć karę, można rozproszyć się i uciekać za granicę, można wreszcie zaryzykować walną z nim rozprawę. Wy­brano to trzecie, nie mając planu, wojska, dowódz­twa — nic! Narada skończyła się wieczorem, posta­nowiono zaczynać nazajutrz rano.

7

Rewolucja, KlęskaDalszy ciąg wypadków jest znany. Spiskowcy zdołali wprowadzić na plac Senacki około trzy ty­siące żołnierzy. Zamiarem ich było sterroryzowa­nie gmachu senatu, gdzie senatorowie i wyżsi urzędnicy mieli składać tego dnia przysięgę. Za­mierzali aresztować cara i jego rodzinę, zająć Pa­łac Zimowy, Twierdzę Pietropawłowską, ustanowić rząd tymczasowy i zmusić go do ogłoszenia mani­festu, zapowiadającego uwolnienie chłopów, wy­bory, konstytucję, zniesienie stałej armii etc. Żoł­nierze stali siedem godzin na wichrze i mrozie; na rozkaz swych dowódców, których było około trzydziestu na placu, odpowiadali strzałami na ata­ki pułków wiernych cesarzowi. Nie wiedzieli zu­pełnie, o co chodzi. Rozproszyli się, gdy artyleria oddała do nich pierwszą salwę. Kilkaset trupów zasłało plac. Zbierano je całą noc i wrzucano do Newy; podobno wrzucano tam także rannych. Zgarniano zakrwawiony śnieg, usuwano wszelkie ślady walki, aby czysto było nazajutrz w stolicy.

8

A spiskowcy? Dyktator powstania, wybrany przed paroma dniami, książę Trubecki, wcale nie zjawił się na placu. Błąkał się po mieście, hamletyzując, czy godzi się walczyć z carem. Wyznaczo­ny dowódcą zbuntowanych na placu Jakubowicz przez cały czas walki stał wiernie przy cesarzu. Rylejew, który rzucił myśl podjęcia walki bez przygotowania i zapowiadał, że stanie pośród żoł­nierzy przebrany w kaftan chłopski, też znikał z placu, i nie wiedzieć gdzie się podziewał przez ca­ły dzień. Dzielnie walczyli bracia Bestużewowie, ale również tak postępowali, jakby nie byli ofice­rami, lecz chłopcami bawiącymi się w Indian. Kie­dy Michał Bestużew zobaczył, że już wszystko na placu stracone, że pod ogniem kartaczy pękł cały czworobok, porwał za sobą garstkę żołnierzy i wbiegł na zamarzniętą Newę, aby — jak pisze we wspomnieniach — zdobyć Twierdzę Pietropawłowską, opanować jej działa i zbombardować Pałac Zi­mowy. Zaznaczam, że Newa jest tam szeroka jak Wisła pod Warszawą, że do twierdzy od tego miej­sca jest tak daleko, jak od mostu Śląsko-Dąbrow­skiego do mostu Poniatowskiego, że sama twierdza jest potężnym blokiem fortyfikacji, wzniesionym na wyspie. Te wszystkie przeszkody miał Bestużew pokonać przy pomocy kompanii żołnierzy, a przy tym nie zauważył, że na moście, który go od wyspy dzielił, ustawiono już armaty. Wyprawa skończyła się masakrą — osiemdziesiąt trupów zostawił Be­stużew na Newie, a sam uciekł. Rano, w galowym mundurze, poszedł do Pałacu Zimowego oddać się w ręce cara.

9

Oddali się wszyscy. W czasie śledztwa dysku­towali z carem, pisali memoriały o stanie państwa, dali się przekonać, że car również chce liberalnych reform w Rosji, wsypywali się nawzajem, oskar­żali, sprzeczali o racje, winy, błędy… A przy tym byli to ludzie niewątpliwie szlachetni, mądrzy, wy­przedzający swą epokę. Pięciu skazanych na śmierć umarło w sposób, który dla kilku następnych po­koleń rewolucyjnych był przykładem męstwa i go­dności. W archiwach komisji śledczej narosły olbrzymie akta sprawy, która po dziś dzień jest nieprzebranym źródłem myśli gorących, świetnych planów, poetyckich wizji.

10

Jedno w tym wszystkim zdumiewa: łatwość, z jaką ci ludzie dysponowali życiem innych. Rewolucja, Żołnierz, Słowo, Czyn, Prawo, Młodość, Idealista, OkrucieństwoGdy się czyta wspomnienia dekabrystów, pisane przeważ­nie później, na zesłaniu, uderza ich zupełna obojęt­ność na losy masy żołnierskiej, którą dysponowali. Podkreślają nieustannie „męstwo” żołnierza, który stał na wichrze, bez jedzenia, bez kropli wody, naprzeciw wymierzonych w niego dział i karabinów, i nie cofał się. Oczywiście: żołnierz przyzwyczajony jest słuchać bezpośredniego dowódcy. Szere­gowy słucha kaprala, ten sierżanta, sierżant porucz­nika. Opatulony w swój mundur, obarczony cięż­kim rynsztunkiem, żołnierz „jako młyn palny, na­bija, grzmi, kręci”, zupełnie nie wiedząc, o co chodzi. Rylejew proponował w ciągu nocy z 13 na 14 grudnia nadrobić braki propagandy w ten sposób, że spiskowcy mieli rozbiec się na miasto, zatrzy­mywać napotykanych żołnierzy, zaczepiać war­towników i tłumaczyć im, co to jest konstytucja. Skutek był taki, iż jak głosi znana anegdota, żoł­nierze „zbuntowanych” rot wołali: „Niech żyje konstytucja!”, myśląc, że chodzi o żonę wielkiego księcia Konstantego. „Aby zorientować się, jakie na­stroje panują wśród żołnierzy — pisze Michał Be­stużew — podszedłem do kaprala Lubimowa. — Cóż to, Lubimow, tak się zamyśliłeś, pewnie ma­rzysz o swojej młodej żonie? — powiedziałem, kle­piąc go po ramieniu. — Nie żona mi teraz w gło­wie, wasza wielmożność. Miarkuję sobie, dlaczego stoimy w miejscu: proszę spojrzeć, słońce już za­chodzi, nogi ścierpły od długiego stania, ręce zdręt­wiały od zimna, a my wciąż stoimy”. Bestużew uznał tę skargę żołnierza za dowód jego wielkiej ochoty do walki i odrzekł raźno, w lejtnanckim stylu: „Poczekaj, Lubimow, pójdziemy jeszcze! Rozprostujesz ręce i nogi.” (Pamiętniki dekabrystów, t. I, s. 91, W-wa 1960). Zdaje się, że zupełnie podobnie wyglądała rewolucja lutowa 1917: żoł­nierz znajdował się w pułku wiernym cesarzowi lub w pułku rządowym, ale jaka je różnica dzieliła, pewnie nie wiedział, zwłaszcza że wojna trwała. Dopiero bolszewicy zrozumieli, że rewolucję za­czyna się od propagandy. Dlatego wygrali. Otóż jeśli mówimy, że historię XIX wieku stworzyła w dużej części młodzież, dodajmy: obłąkana, niedojrzała, okrutna dla siebie i dla tych, którym chciała nieść wolność.

11

Polityka, Literat, Słowo, Idealista, CzynJest nadto przepaść wyraźna między rewolucyjno-narodową polityką tego stulecia a literaturą, która te same idee wyraża. Jest różnica między romantyczną polityką a romantyczną poezją. Ta dru­ga jest czysta, konsekwentna i rozumna. Ta pierw­sza… Czasem mówi się, że romantyczną politykę tworzyła romantyczna literatura i że to właśnie było dla polityki zgubne. Nieprawda: literatura była pisaną korekturą obłędnych czynów. Litera­tura rehabilituje politykę. Zawsze jest idealnym obrazem ludzkich dążeń i czynności, które w prak­tyce z reguły są ułomne.

Ciemności romantyczne

12

Idealista, Rewolucja, Powstanie, PolakW historii różnych literatur mówi się o rewolucji romantycznej, mając na myśli jakiś utwór literacki, który ją sprawił, jak np. Zbójców Schillera, albo ostrą konfrontację idei literackich, jak ta np., któ­ra nastąpiła w Komedii Francuskiej na słynnej pre­mierze Hernaniego Wiktora Hugo[8]. Polska jest jedynym krajem, w którym rewolucja romantyczna miała przebieg zbrojny. Na premierę Hernaniego młodzi poeci, malarze, dziennikarze przyszli w fan­tastycznych strojach, uzbrojeni w lagi, i tłukli publiczność witającą gwizdami dzieło ich ukocha­nego mistrza. W Polsce młodzi poeci, malarze, dziennikarze przyszli na swą premierę uzbrojeni w karabiny i sztylety, a celem ich było zabicie rosyjskiego księcia, brata carskiego. Niemieccy wy­znawcy Schillera i francuscy Wiktora Hugo znali konsekwencje buntu, jaki podnosili: szło im o no­wą miarę piękna. Polscy zamachowcy konsekwen­cji tych nie znali, albowiem niepewni byli narodo­wej i politycznej sprawy, w imię której szli prze­lewać królewską krew. Szło im o nową miarę prawa, lecz nie wiedzieli jeszcze, gdzie jej szukać, albo­wiem narodzili się w monarchicznym świecie, a innego nie znali.

13

To wcale niełatwo pojąć. Król, Car, Władza, Przemoc, Krew, Zbrodnia, MorderstwoJesteśmy mieszkańca­mi kontynentu, który ktoś — Apollinaire chyba — nazwał „wyspą wygnanych królów”. Tu i tam utrzy­ują się jeszcze te żywe zabytki dawnej przeszło­ści — monarchowie; kontrolowani przez parlamen­ty, podpatrywani przez opinię publiczną, pozba­wieni władzy, swobody ruchów, nawet nie bardzo bogaci, podobni są bardziej do więźniów stanu niż do władców. Druga wojna światowa wymiotła ich z Półwyspu Bałkańskiego i z Włoch; wojna pierw­sza z Europy wschodniej i środkowej. Zanim za­częto ich wyganiać, zabijano: polała się krew Habs­burgów, Romanowów, Georgiewiczów; począwszy od ostatniej ćwierci XIX wieku aż do wybuchu pierwszej wojny światowej monarchowie oraz członkowie ich rodzin nie byli pewni ani dnia, ani godziny. Terroryści z najróżniejszych organizacji tajnych rzucali bomby pod koła powozów, strzelali w teatrach, w salach wystawowych. W 1881 r. zgi­nął car Aleksander II[9], w roku 1898 cesarzowa Austrii[10]; na terror zamachowców monarchie odpo­wiadały terrorem policyjnym. W miarę jak ten ostatni rozszerzał się i utwierdzał, łamiąc co­raz bardziej prawa obywatelskie, opinia euro­pejska skłaniała się na stronę zamachowców. Z końcem XIX wieku królobójstwo stawało się cnotą polityczną. W początkach tego stu­lecia było jeszcze zbrodnią. Większość spiskow­ców rosyjskich przed grudniową rewolucją 1825 ro­ku przeciwna była użyciu broni przeciw carowi i jego rodzinie. Skrupuł ten zaważył na całym ruchu dekabrystowskim i spowodował jego we­wnętrzne rozbicie; zarazem myśl o zabiciu cara, którą żywiła część spiskowców, odepchnęła od nich wielu ludzi skądinąd sprzyjających dziełu reformy. 14 grudnia 1825 roku spiskowcy dali się na placu Senackim w Petersburgu otoczyć wojskom wiernym cesarzowi; nie odważyli się podjąć walki w obecności monarchy. Wydarzenia te powtórzyły się w cztery lata po tym w Warszawie, gdy car przy­był koronować się tu na króla polskiego. Plan zabicia cara i całej jego rodziny spełzł na niczym, spisek zawiązany po temu rozwiał się po prostu w przeddzień koronacji. Sprawa zabójstwa wielkiego księcia Konstantego była najbardziej sporna i drażliwa w planach przedpowstańczych. Nie udał się zamach przygotowany na carskiego brata na dzień 11 października. Miano doń strzelać na placu Saskim podczas zwykłej parady. W ostatniej chwi­li wielki książę wziął pod rękę generała Chłopickiego i począł się z nim przechadzać w przyjaznej rozmowie. Następny zamach wyznaczono na gru­dzień tego samego roku, lecz wojskowi odmówili udziału. Uznali, że przelana krew carska splamiła­by mundur oficerski. Zamachu podjęli się cywile. Szkoła Podchorążych zobowiązała się tylko „kryć” ich, w razie gdyby nadciągnęła odsiecz.

14

KrólPolacy mieli jeszcze w pamięci błąd konfede­ratów barskich, którzy porwali króla Stanisława Augusta; najbardziej patriotyczna opinia poczyty­wała ten czyn konfederatów za błąd moralny i poli­tyczny: moralny, albowiem splamili się „królobójstwem” (co prawda król wyszedł z zamachu tylko podrapany…), polityczny, albowiem zrazili do swej sprawy najcenniejszych sojuszników, tj. Austrię i Francję. Było to na długo przed styczniowym dniem 1793 roku, kiedy Ludwik XVI oddał głowę na szafocie. Historia rewolucji francuskiej w oczach liberalnej opinii europejskiej dzieli się na dwie epoki: jedną z nich przyjmowano w całej rozciąg­łości, drugą odrzucano, a granicą między tymi epo­kami była śmierć króla. Od tego też momentu za­czyna się zmierzch samej rewolucji: ten wyrok, wykonany wśród huku bębnów, pośród milczących oddziałów wojska, był krokiem uczynionym w próż­nię historyczną. Gotowe już były prawne zarysy przyszłej republiki, lecz jej nie było jeszcze w ser­cach i umysłach ludu: „(…) jeszcze na szafocie żoł­nierze i inni (…) zwilżali broń, papiery, bieliznę krwią, która została… Podczas przejazdu ledwie kilka kobiet odważyło się krzyczeć o łaskę, ale po egzekucji wielu ludzi tkniętych było gwałtownym poruszeniem bólu. Jakaś kobieta rzuciła się do Sekwany, pewien fryzjer podciął sobie gardło, pe­wien księgarz zwariował, dawny oficer umarł ze wzruszenia. Można było oglądać tę rzecz fatalną, że Monarchia (…) zmartwychwstawała siłą litości i godnością krwi…!”.

15

Tak pisze Michelet[11]. Lecz to nie litość tylko by­ła, ale ludowy lęk przed przyszłością, której formą zbyt abstrakcyjną były prawne projekty wymownych adwokatów z Konstytuanty[12] — zbyt abstrak­cyjną, by zrównoważyć pradawną tradycję monarchiczną. Obraz świata, Lud, Król, Władza, Sprawiedliwość, Bóg, Morderstwo, ZbrodniaLud widział niesprawiedliwość społeczną, ucisk, samowolę, i gotów był walczyć przeciw złu uosobionemu — przeciw złemu panu, a nawet prze­ciw złemu królowi. Nie był gotów na to, aby króla karać, bo się jeszcze nie poczuł w prawach sędzie­go; nie był gotów na to, aby zostać bez króla, bo się jeszcze nie czuł suwerenny. Obraz świata był reli­gijny: Bóg był królem najwyższym, królowie ziem­scy jego następcami, urzędnikami, dzierżawcami — złymi, jak wszyscy prawie zastępcy, urzędnicy i dzierżawcy, lecz ich władza miała gwarancje bo­skie. Zabicie króla było zamachem na suwerenność Boga. Król, Religia, Rewolucja, WładzaReligia była dotąd prawem, od wyroku na Capeta[13] zaczynała się religia prawa; znali ją jednak tylko jej kapłani: prawnicy, teoretycy, mówcy. I nikt poza nimi. Krew królewska podzieliła Fran­cję i Europę, zjednoczyć ją miała na powrót kró­lewska sakra Napoleona Bonapartego. Korsykanin wiedział, czego zabrakło Francji i Europie, gdy po­stanowił włożyć koronę na głowę.

16

Król, Władza, Lud, Konflikt wewnętrznyWiedział także Aleksander I, czego zabrakło Polakom, gdy przybywał do Warszawy koronować się na konstytucyjnego króla polskiego. Może się wydać niesłychane to, iż ówcześni Polacy po do­świadczeniach trzech rozbiorów uwierzyli w pol­skiego króla, znów, jak przed wiekami, zaprzysięgającego pacta conventa[14], choć ten król nad dwiema trzecimi dawnych ziem polskich panował jako de­spota. Niezrozumiałe wydaje się to, że wierzyli jeszcze królowi następnemu, Mikołajowi, chociaż im w mowie tronowej surowo zapowiedział, aby nie mieli żadnych złudzeń[15] co do wolności konsty­tucyjnej i połączenia z ziemiami zabranymi. Może na koniec wydać się nieprawdopodobne to, że Król, Car, Polak, Powstanie, Władza, Idealistajesz­cze w pierwszych miesiącach powstania wierzyli, iż nie przeciw królowi walczą, lecz konstytucyj­nego króla Mikołaja wspierają w walce przeciw de­spotycznemu cesarzowi Mikołajowi. A to zdanie ostatnie nie jest ani ludowym wymysłem, ani slo­ganem reakcyjnej opozycji: to Lelewel je wymyślił, wódz romantycznej, powstańczej młodzieży. LudMó­wiąc, że lud nie był jeszcze gotowy na przyjęcie republiki, mam na myśli nie tylko ludową część społeczeństwa, ale tę część natury ludzkiej, która związana jest z przeszłością, z tradycją, która ule­ga nawykom i przesądom, która doznaje lęków przed przyszłością nieznaną, boi się ryzyka, nie dowierza rozumowym konstrukcjom, ulega magii słów, nazwisk, obrzędów, skłania się przed wszyst­kim, co uroczyste, sakralne, ciemne. Na początku XIX wieku rozumowa Europa i rozumowa Polska nienawidziły królów i pragnęły republiki, w tym samym czasie Europa ludowa i Polska ludowa snu­ły mity o królach dobrych. Stąd przedziwny para­doks romantycznej literatury, która była republi­kańska w swych deklaracjach politycznych, a monarchiczna do gruntu w swoim duchu. A był to pa­radoks, który nie tylko wyrażał się w poezji, lecz i w życiu romantycznego pokolenia. Nie miało ono gotowej odpowiedzi ani na pytanie, czy naród pol­ski pragnie jeszcze wolności i czy jest jeszcze zdol­ny do życia, ani czy należy jeszcze kochać kró­lów.

17

Powstanie, Władza, WłasnośćWszczęli powstanie, ale nie wiedzieli, jakich chcą rządów; opanowali miasto, ale nie chcieli objąć władzy. Wtedy Rada Administracyjna, działając wciąż na mocy mandatu królewskiego, ukonsty­tuowała się w Rząd Tymczasowy, a władzę naj­wyższą oddała w ręce generała Chłopickiego, którego ogłosiła dyktatorem. Bohater spod Saragossy nie krył swoich zamiarów. Zgodził się przyjąć dyktaturę, aby zdusić rewolucję i nie dopuścić do wojny z cesarzem. Wielki książę Konstanty, nie za­grożony przez nikogo, wycofywał się ze swymi pułkami ku granicom cesarstwa. Dyktator Chłopicki nie tylko nie kazał go ścigać, ale wydał rozkazy, aby mu pochód ułatwić; wojskowe magazyny otrzy­mały polecenia, aby wojskom księcia wydawać żywność i paszę dla koni; władzom terenowym nakazano zorganizować przeprawy i dostarczać podwód. Jednocześnie zabezpieczono wszystko, co w kraju należało do księcia i do cesarza: nie po­zwalano wojsku polskiemu zajmować koszar i sta­jen pozostałych po wojsku rosyjskim, opieczętowa­no magazyny z bronią i mundurami. Żołnierze pol­scy nie mieli butów, płaszczy, kaszkietów; gdy je­den z generałów chciał wkroczyć do rosyjskich składów, spotkał się z ostrą reprymendą i pogróż­kami dyktatora za naruszenie własności królew­skiej.

18

Polska, Powstanie, WładzaDyktator stał się więc niejako „interregnem”; zapewniał ciągłość monarchicznego porządku. Ale nie tylko: był także dla wielu ludzi nowym wcie­leniem władzy. Republika nie była jedyną alter­natywą monarchii; była nią także dyktatura, a na­wet przede wszystkim dyktatura. Republika za­nadto przypominała rewolucję francuską z jej kon­sekwencjami, to znaczy z interwencją obcą i terro­rem wewnętrznym. Republika, wyznawana hałaśli­wie przez szczupłą stosunkowo grupę działaczy klu­bowych, dla większości była straszakiem, takim jak „władza rad” w okresie międzywojennym. Wszak­że to „lud” obwołał Chłopickiego dyktatorem, wszak na jego cześć gardłowano na wiecach Towa­rzystwa Patriotycznego. Krzyczące tłumy krążyły po mieście wywołując imię popularnego generała, podczas gdy ten ukrywał się po prostu, nie chcąc słyszeć o przyjęciu władzy z rąk powstańców. Wy­płynął wtedy dopiero, gdy mu ją ofiarował rząd — wciąż ten sam, niezmieniony przez rewolucję a więc „legalny”, „królewski”. Wtedy entuzjazm zapanował w całym mieście. Oświetlono okna, wy­wieszono dywany ozdobione cyframi dyktatora i jego portretami rysowanymi naprędce, groma­dzono się przed jego mieszkaniem i urzędem, to­warzyszono mu tłumnie, gdy konno przejeżdżał ulicami. Nazajutrz po objęciu władzy zasłabł; ro­zeszła się wtedy pogłoska, że o apopleksję przy­prawiło go przemówienie Maurycego Mochnackie­go w klubie. W kilku punktach miasta wznosić za­częto szubienicę dla klubisty. Dla ochrony dykta­tora zawiązała się straż złożona z akademików, na­zwana Gwardią Honorową. Na jej czele stanął mło­dy profesor filozofii, Lach Szyrma. Okryty czarną peleryną, na czarnym koniu przebiegał miasto otoczony adiutantami, a jego gwardziści pilnowali kwatery Chłopickiego bacząc pilnie, aby osoba jego nie doznała szwanku lub obrazy. Oni to ruszyli na dom Mochnackiego, aby go porwać i zawlec na szubienicę; Mochnacki na szczęście przedarł się chyłkiem przez pikiety i schronił się pod opiekę rządu. Dyktator wyzdrowiał, rozwiązał klub To­warzystwa Patriotycznego, nałożył ostrą cenzurę na prasę, zreorganizował policję i wywiad we­wnętrzny. Gwardia Honorowa stała się regularną formacją do dyspozycji wodza. Podzielono ją na centurie, rozdano stopnie wzorowane na rzym­skich: centurionów, edylów, prefektów. „Objąłem władzę, aby przeciwstawić się anarchii” — powie­dział bez ogródek dyktator; nie krył także wcale, że nie zamierza powstania rozszerzać. Mimo to sejm w trzy tygodnie później dyktaturę zatwier­dził, zalegalizował, ustanawiając nad nią jedynie specjalną „straż” złożoną z posłów i senatorów. I wszystko działo się jak w każdym dyktatorskim państwie: Chłopicki obrażał posłów, senatorów, ge­nerałów, rzucał w nich kałamarzami, kopał, gro­żąc wciąż, że odejdzie. Sejm zajmował się szczegó­łami administracyjnymi, wojsko stało w miejscu, „lud” pocieszał się, że wszystko jest dobrze, pó­ki Chłopicki rządzi. Dyktatura stawała się ustro­jem.

19

Osobliwe były wtedy dzieje Gwardii Honoro­wej. Czy się jej Chłopicki począł obawiać, czy z in­nych przyczyn postanowił pozbyć się wiernych pre­torianów, dość, że odkąd stał się dyktatorem „le­galnym”, odsunął Gwardię od siebie i wszczął kro­ki zmierzające do jej powolnej likwidacji. Najpierw powołał profesora Szyrmę na stanowisko radcy stanu, a dowódcą Gwardii uczynił zawodowego ofi­cera, który gwardzistom zaaplikował regularną musztrę oraz wykłady z zakresu podchorążówki. Następnie zaczęto gwardzistów wcielać do pułków liniowych. Wtedy w Gwardii nastąpił otwarty bunt. Akademicy zażądali odwołania nowego dowódcy i wysunęli własnego kandydata: Leonarda Chodź­kę. Był to człowiek bardzo ściśle związany z fran­cuskimi „węglarzami”, członek ich najbardziej wta­jemniczonych kół, służący za łącznika między nimi a węglarstwem polskim. Jednocześnie Gwardia przedstawiła dyktatorowi nowy program działania, zawierający w sobie nie tylko regulamin służby czy statut samej formacji, ale propozycję ustro­jową, w której rozpoznamy łatwo zarysy współ­czesnego totalizmu: Gwardia miała stać się organizacją kadrową werbowaną spośród ludzi bez­względnie oddanych dyktaturze; miała stanowić oddział specjalny w dyspozycji osobistej dyktatora, nie tylko dla ochrony jego osoby, lecz także dla akcji specjalnych, wymierzonych „przeciw anar­chii i defetyzmowi”; grupy gwardzistów, obdarzone specjalnymi pełnomocnictwami dyktatora, miały zostać rozesłane na prowincję dla kontrolowania urzędów i „podtrzymywania ducha rewolucyjnego”; każdy wojewoda, każdy starosta, każdy burmistrz czy prezydent miasta miał mieć przydzielonego gwardzistę, który reprezentowałby wolę dyktatora; każdy dowódca wojskowy, aż do szefa kompanii włącznie, miał mieć przy sobie gwardzistę upraw­nionego do wydawania rozkazów; prócz gwardzi­stów występujących jawnie miał zostać utworzony specjalny tajny oddział Gwardii, przeznaczony do kontroli ukrytej i do śledzenia wszelkich przeja­wów nieposłuszeństwa wobec dyktatora. Zdolni chłopcy! Trzeba im przyznać nie lada wyobraźnię polityczną.

20

Czy Chłopicki na te projekty nie przystał, czy dowódca Gwardii, dzielny pułkownik Łagowski, członek Wolnomularstwa Narodowego, działał na własną rękę, czy się wdał w to rząd, czy wojsko — trudno powiedzieć: w każdym razie gwardzistów rozesłano czym prędzej do pułków, pozostawiając tylko niewielką kompanię do pełnienia służby war­towniczej w kwaterze głównej wodza. Polityka, Powstanie, Polska, WładzaWkrótce zresztą Chłopicki zrzekł się dyktatury, a władza przeszła w ręce pięcioosobowego Rządu Narodo­wego. Nie znaczy to wcale, że na tym skończyły się konwulsje polityczne powstania. Przez cały czas sprawowania władzy przez ów Rząd trwały tajne rozmowy między różnymi ugrupowaniami i nowa dyktatura torowała sobie już drogę pośród biuro­kratycznego chaosu, niezadowolenia opinii, gada­niny sejmowej. Aby ją w końcu zrealizować, zwo­lennicy jej (zgrupowani w zakonspirowanym klu­bie, zwanym „klubem pani Chłędowskiej”) użyli środków nadto dobrze znanych z XX wieku: rozpoczęto kampanię prasową przeciw Rządowi, sej­mowi i dowódcom wojskowym, szafując zarzutami zdrady, wezwano w końcu lud do manifestacji, do najścia na Rząd i masakry więźniów stanu. Stało się to w noc 15 sierpnia 1831 roku. Rząd usunął się z miasta, policja nie interweniowała, wojsko nie otrzymywało żadnych rozkazów, a gdy miasto było bezbronne wobec szalejącego żywiołu ulicznego, pojawił się nagle mąż opatrznościowy, generał Krukowiecki. Kilkoma salwami do tłumu uspokoił uli­cę i przez nią samą obwołany został nowym dykta­torem.

21

W podręcznikach historii, w popularnych książ­kach, a zwłaszcza w powieściach historycznych, eksponuje się zawsze wojskowe dzieje powstania na niekorzyść cywilnych. A te były nie mniej waż­ne, choć o wiele mniej piękne, mniej malownicze i mniej bohaterskie. W konwulsjach politycznych rodziła się wtedy w Polsce nowa idea ustrojowa, aby zająć miejsce opuszczone przez króla. Jeszcze nie wiedziano wtedy, że to miejsce pozostanie pu­ste na zawsze. W lęku przed Republiką wypełniano je zastępczą postacią dyktatora, męża opatrznościo­wego, zbawcy ojczyzny, „Cnotliwego Kromwella” — jak pisał Mochnacki; ten „mąż” w później­szej poezji emigracyjnej przybierze mistyczną po­stać i tak głęboko zakorzeni się w wyobraźni na­rodowej, że wszystkie nadzieje wyzwoleńcze i wszystkie koncepcje powstańcze wiązać się będą odtąd z dyktaturą. Tak będzie w roku 1863, tak bę­dzie po wyzwoleniu w roku 1918.

22

Mówi się, słusznie zresztą, że romantyczna wi­zja polityki i walki uformowała polską świadomość polityczną; odnosi się to nie tylko do stylu przed­sięwzięć zbiorowych, lecz do celu ustrojowego. O ile monarchia stawała się coraz wyraźniej kon­cepcją konserwatywną, to jej alternatywą wysu­waną przez obóz rewolucyjny nie była demokracja parlamentarna, lecz dyktatura, czyli monarchia z woli ludu.

23

Powstanie, Polityka, Otchłań, CiemnośćKiedy w listopadowy wieczór 1830 roku gro­madka polskich romantyków biegła przez Ogród Łazienkowski do pałacu belwederskiego, aby zabić brata cesarskiego, była przed nią ciemność histo­ryczna, w której kłębiły się wszystkie widma, jakie nawiedzić miały Polskę i Europę po wymordowa­niu czy wypędzeniu królów. Powtarzająca się w ca­łej poezji romantycznej obsesja otchłani, przepaści wypełnionej chmurami, powtarzający się w niej te­mat skoku w przepaść, lotu czy szalonego pędu przez pustynię i mrok, który w niej panuje, wszy­stko to nie jest tylko nastrojem i tłem, lecz obrazem świadomości, obrazem chaosu, co w głowach pano­wał.

W listopadowy wieczór

24

„Każdy spisek — a naród chcący odzyskać swój byt jest albo w stanie ciągłej konspiracji, albo ciągłej insurekcji — ma w sobie coś nieokreślonego, a za­tem potrzebuje entuzjazmu i poezji… W tym stanie Polska się znajdowała” — pisał Maurycy Mochnacki w książce pt. Dzieje powstania narodu polskiego; w ciągu tych lat, które upłynęły od upadku powsta­nia listopadowego do śmierci młodego pisarza, zdą­żył on spisać dwa tomy swej pracy. Cytowane zda­nia pochodzą z tomu pierwszego, w którym Moch­nacki charakteryzował poprzedzający powstanie stan rzeczy w Królestwie Polskim, na ziemiach przyłączonych do Rosji i w Rosji samej, stan rze­czy w dziedzinie polityki, administracji, wojska, oświaty, a w końcu w dziedzinie ducha, to jest kul­tury i sztuki. Szukał przyczyn rewolucji, tak bo­wiem nazywał, jak wszyscy zresztą współcześni, powstanie wzniecone przez garstkę podchorążych w listopadową noc 1830 roku; wskazując, dlaczego wybuchła, dowodził, że wybuchnąć musiała. Prze­miany w literaturze, dokonujące się w przedrewo­lucyjnych latach, Mochnacki zalicza również do przyczyn, które wybuch uczyniły nieuniknionym, koniecznym, logicznym: „Wszystko, co przemawia­ło do imaginacji, zdawało się mieć na celu ojczyz­nę uciśnioną przez obcych wrogów; wszystko, co było poetyckie, było wtedy patriotyczne. Tym spo­sobem literatura w Polszcze, jak ludzie, konspirować zaczęła. Tym sposobem wytłumaczyć sobie potrafimy, dlaczego w tej właśnie porze, a nie pierwej ani potem, zjawia się w tej literaturze taki człowiek, jak Adam Mickiewicz, który był równie wielkim politykiem (choć może o tym nie wiedział) w swej poezji, jak Lelewel wielkim poetą w swej polityce, to jest w historii i krytyce historycznej”.

25

Maurycy Mochnacki pisał te słowa w roku 1832. Adam Mickiewicz nie przyjechał był jeszcze do Pa­ryża. W drodze z Polski zatrzymał się w Dreźnie, gdzie pisał Dziadów część trzecią. Kiedy Mochnacki pisał te słowa, miał sam dwadzieścia osiem lat, a poeta, którego zjawienie krytyk uznał za epokę, miał lat trzydzieści cztery. To samo pisał krytyk o nieznanym sobie osobiście poecie, gdy obaj byli o cztery lata młodsi, przed rewolucją jeszcze. W tym samym czasie ich jednolatek[16] Seweryn Goszczyński w Mochnackim, autorze kilkunastu artykułów o li­teraturze, uznawał pisarza, który „dziś najpiękniej ze wszystkich żyjących Polaków pisze po polsku”, ten zaś znajdował arcydzieła w Zamku kaniowskim tegoż Goszczyńskiego, w Marii Antoniego Malczewskiego („po wszystkie czasy będzie najświetniej­szym naszej literatury zaszczytem”), a w przełomie romantycznym i w nowej szkole poetyckiej, której ci trzej byli zwiastunami, widział prawdziwy początek polskiej literatury narodowej. Było to poko­lenie, które poznało się na sobie. Zrozumiało, jak bardzo jest utalentowane, i pojęło misję, jaka na nim ciąży. Fenomen romantyczny jest w istocie fenomenem samoświadomości. Nigdy przedtem i ni­gdy potem narody nie wiedziały równie jasno, czego chcą i do czego dążą. „Narody” — powiadamy, ma­jąc na myśli ich polityczne i intelektualne elity. Powiadamy o elitach „narody”, bowiem określone wtedy cele, zapisane mitologie i dokonane czyny uogólniły się z czasem i stały się rzeczywiście samowiedzą narodów. Pozostają nią do dziś dnia. Do dziś każda romantyczna biografia ma wartość sym­bolu i siłę mitu, choćby przez to, że powtarza się po wielekroć i organizuje regularnie, jakby nią rzą­dziła arbitralnie narzucona poetyka.

26

W świadomości Mochnackiego jedno zresztą wynika z drugiego: Mickiewicz według niego zja­wił się w tym, a nie w innym momencie, ponieważ miał misję do spełnienia; był potrzebny. Daleko jeszcze jesteśmy od teorii Hipolita Taine'a o natu­ralnym doborze talentów, które zjawiają się wtedy, gdy już w stosunkach społecznych, w usposobieniu powszechnym wszystko gotowe jest na ich zjawie­nie się i przyjęcie. Mochnacki jest wychowankiem Oświecenia. Wpojone miał przekonanie o organicz­nej jedności wszystkich sfer życia narodowego. Mu­siał nastąpić ruch w literaturze, skoro odbywał się ruch w polityce; ten ostatni miał cel najwyższy do spełnienia: wyzwolenie narodu, triumfalne wznie­sienie się na historyczną wyżynę. W literaturze tedy musiało się stać to samo. Dążąc do rewolucji, naród spełniał swe historyczne arcydzieło. Nadszedł tedy czas na arcydzieła literatury. Naród zdolny do wydawania politycznych bohaterów, takich jak Łukasiński, Tomasz Zan czy Piotr Wysocki, musiał być zdolny do wydawania bohaterów literatury. Każdy z dwudziestolatków biorący wówczas pióro do ręki lub przystępujący do patriotycznego sprzysiężenia czuł, że w jednej lub w drugiej sferze, w twórczości lub w działaniu, zaczyna grę o naj­wyższą stawkę, to znaczy o nieśmiertelność. Histo­ria pokazała, że nie były to czcze urojenia.

27

Nie wyobrażajmy sobie jednak, że byli wybrań­cami losu, że historia ujawniła im swe zamiary, po­dając gotowe formy wyrazu artystycznego i sposo­by działania politycznego; nie wyobrażajmy sobie, że uniknęli oni uwikłania w sprzeczności ideowe, w rozterki, w pokusy życia łatwego i że wokół sie­bie mieli atmosferę na tyle czystą, na tyle jasną i na tyle niedwuznaczną, iż wybór partii życiowej nie nastręczył im żadnych trudności. Biografowie pisarzy i działaczy politycznych pokolenia romantycznego zwykli idealizować ówczesną sytuację w Polsce porozbiorowej. Zdawałoby się, że piękną rzeczą było wzrastać w kraju, w którym świeże by­ły jeszcze tradycje Sejmu Czteroletniego, insurek­cji kościuszkowskiej, legionów Dąbrowskiego, epo­pei napoleońskiej. Staszic[17], Niemcewicz[18], Kniaziewicz, Pac, Małachowski, Zajączek chodzili po uli­cach Warszawy, zajmowali stanowiska w rządzie, pisali książki, wygłaszali odczyty, zasiadali w sej­mie. W Polsce, która już miała za sobą doświadczenia rozbiorów, okupacji i powstań, która już by­ła konstytucyjna i narodowa, która żyła już pełnią społecznej i politycznej problematyki dziewiętna­stego wieku, złączona jednym rytmem z całą libe­ralną Europą, w Polsce, w której już rysowały się pierwsze wizje socjalizmu i internacjonalizmu, która już była nowoczesna, żyły jeszcze tradycje przedrozbiorowe, z czasów królewskich, z czasów „rzeczypospolitej obojga narodów”. To pokolenie wypływając na szerokie wody historyczne widziało jeszcze brzeg macierzysty. Przekonane, że historię narodu, ustrój jego i kulturę tworzy na nowo, od­czuwało jeszcze organiczne związki z jego przeszło­ścią; Polska była dla nich całością kulturową. Uczy­li się polityki od Kazimierza Wielkiego i od Jana Zamoyskiego, uczyli się sztuki wojennej od Żół­kiewskiego i Czarnieckiego, a stylu od Łukasza Gór­nickiego i Piotra Skargi. Te nazwiska nie były dla nich tylko rewindykacjami historycznymi, nie miały dla nich nic z mniej lub więcej ciekawych zabyt­ków historycznych, nic z „klasyków”, były żywe, tak jak kontusz, karabela i konfederatka nie były muzealnymi przedmiotami, lecz zwykłym strojem noszonym jeszcze przez prowincjonalnych szlachciurów; tak jak dawne urzędy i tytuły szlacheckie, i wszystkie fumy szlacheckie, i polskie cnoty, i przy­wary, niezmienne od czasów Reja, i wszystkie pro­blemy polskie tylekroć piętnowane przez publicy­stów, od Złotego Wieku zygmuntowskiego do stanisławowskiego Oświecenia, i wszystko, wszystko, co stanowiło dawną Polskę, nadal tworzyło rzeczywi­stość naoczną, namacalną, uroczą i straszną. Przemiana, HistoriaPoko­lenie romantyczne żyło na przełęczy wieków, kro­czyło po moście między nowymi a dawnymi laty. Nie wyobrażajmy sobie jednak, że przeszłość i przyszłość oglądane z takiej przełęczy są piękne i wzniosłe. Nie. Odwrotnie: pokolenie romantyczne miało szczęście i nieszczęście oglądać dawną tra­dycję w karykaturze, a przyszłość w kształtach tak dziecinnych, niedojrzałych, do jakich stworze­nia samo było zdolne.

28

Polska, Polak, Władza, Polityka, Historia, PrzemianaDawna Polska ukazywała mu się w karykatu­rze, ponieważ była stara, starcza. Królestwo Kon­gresowe było widownią niebywałych upadków moralnych. Generał Zajączek, bohater legionów Dąb­rowskiego, był cesarskim namiestnikiem, płaszczył się przed wielkim księciem Konstantym, kierował ściganiem związków patriotycznych, przykładał się do wysokich wyroków, utwierdzał reżim tajnej po­licji i cenzury. Dyrektorem policji był generał Rożniecki, jeden z najlepszych oficerów Księstwa War­szawskiego; w czasach Królestwa Kongresowego ustanowił w Warszawie system donosicielstwa i szpiegostwa, wsławił się brudnymi aferami szan­tażowymi w stosunku do kupców i rzemieślników, których terroryzował przy pomocy zaufanych agen­tów werbowanych ze sfer przestępczych. Naczelni­kiem cenzury, urzędu wszechwładnego w dziedzi­nie publikacji, widowisk, a nawet wykładów uni­wersyteckich, był Józef Kalasanty Szaniawski, by­ły jakobin z czasów Sejmu Czteroletniego. Królestwo było państwem szalenie zbiurokratyzowa­nym. W stolicy trwała zacięta walka o urzędy, a po­legała ona oczywiście na prześciganiu się w służalstwie. Im kto wspanialszą miał przeszłość za so­bą, im kto był bardziej skompromitowany politycz­nie przez sprzyjanie Napoleonowi lub przez udział w wojnie przeciw Rosji czy w insurekcji, tym gor­liwiej teraz dowodził swej wierności dla dynastii Romanowów i dla zasad, na których wspierała się władza cesarza Rosji, a króla Polski. Autonomia Królestwa i jego konstytucyjny ustrój były farsą ponurą i krwawą. Atmosfera „Salonu Warszaw­skiego” z trzeciej części Dziadów, genialnie uchwy­cona przez Mickiewicza, choć ją znał tylko z opo­wiadań, panowała przez całe piętnastolecie tej ka­rykaturalnej państwowości polskiej.

29

Młodzieńcy, którzy dojrzewali w tej atmosfe­rze, musieli raz po raz zadawać sobie pytanie: czy Polska umarła bezpowrotnie, czy też teraz dopiero żyć zaczyna? Czy naród polski zeszedł z widowni historycznej bezpowrotnie razem z rzecząpospolitą szlachecką, czy też teraz dopiero, po unicestwieniu anachronicznych form ustrojowych, które go krę­powały, powstaje do swego prawdziwego życia, „… nasz naród jak lawa — mówi Wysocki w »Salo­nie Warszawskim«. — Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa. Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi! Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”. To przekonanie wcale nie przychodziło łatwo młodzieńcom, którzy patrzyli na entuzjastycz­ne przywitanie cara Aleksandra, gdy przybył koro­nować się w Warszawie, którzy potem podobne hoł­dy oglądali przy okazji otwarcia każdego sejmu, którzy wreszcie widzieli Warszawę pijaną i wiernopoddańczą w dniach koronacji następnego z kolei „króla konstytucyjnego” — Mikołaja I, co do którego intencji już nikt nie mógł mieć żadnych wąt­pliwości. Doprawdy, nietrudno było wtedy zwątpić w to, czy Polacy chcą jeszcze wolności.

30

Toteż rozgrywały się na tym tle ogromne dra­maty. Zdrada, Konflikt wewnętrzny, Polak, Polska, Władza, Polityka, Siła, WolnośćJak wiadomo, podczas uroczystości korona­cyjnych Mikołaja zawiązał się wśród garstki studentów i oficerów spisek na życie cara i jego ro­dziny. Spełzł zresztą na niczym i nawet policja nie wpadła na jego trop. Duszą spisku był Adam Gurowski, chłopak wówczas bardzo młody, ze znako­mitej, kasztelańskiej rodziny, przejęty do głębi ideałami międzynarodowego węglarstwa, trochę demagog, trochę szaleniec; skrajny radykał w kwestiach społecznych, uwolnił chłopów z poddaństwa w swoich dobrach, głosił plan powstania ludowego i zbratania z Rosjanami na płaszczyźnie wspólnych dążeń liberalnych. Od spisku umknął zresztą w de­cydującej chwili, zupełnie jak Kordian w dra­macie Słowackiego, osnutym wokół tych właśnie wydarzeń. Podczas powstania listopadowego od­grywał ważną rolę w stolicy jako mówca i publicy­sta Towarzystwa Patriotycznego, które na wzór ja­kobińskich klubów obradowało publicznie w redu­towych salach teatru na placu Krasińskich. Wcze­śnie zresztą, zdaje się, stracił wiarę w powodzenie walki powstańczej, bo nie czekając rozstrzygnięcia wojny wyjechał do Paryża; tam nawiązał ścisłe kontakty z konspiracją węglarską i został nawet przez policję francuską aresztowany. On to był jed­nym z założycieli Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, pierwszej partii polskiej głoszącej ha­sła socjalistyczne, a sprawę powszechnego wyzwo­lenia ludów kładącej nad odzyskanie wolności poli­tycznej dla narodu polskiego. W trzy zaledwie lata po upadku powstania Gurowski jednakże zerwał ze wszystkimi grupami emigracyjnymi, ukorzył się przed carem, uznał polskie dążenia wolnościowe za mrzonki, w broszurach pisanych po francusku, a publikowanych w Wiedniu i w Paryżu, ogłosił Polskę trupem politycznym i narodowym, stwier­dził, że jedyną możliwością życia dla niej jest ce­sarstwo rosyjskie, jako unia wszystkich Słowian… Uzyskał amnestię, powrócił do Warszawy, ofiaro­wał policji usługi w wykrywaniu patriotów, prze­żył tu parę lat w osamotnieniu i wzgardzie po­wszechnej, opuszczony nawet przez władze rosyj­skie, które mu nie dowierzały. W końcu zdołał wy­jechać za granicę, do Stanów Zjednoczonych Ame­ryki, gdzie przez długie lata pełnił rolę totumfac­kiego tamtejszej ambasady rosyjskiej, składając memoriały i donosy, m. in. nawet na Karola Marksa.

31

Różnie komentowano zdradę Gurowskiego. Jed­ni mieli go po prostu za wariata, inni przypisywali jego postępowanie urażonej ambicji, inni znów do­patrywali się pobudek ściśle osobistych. Mniejsza o to, jaka okoliczność była akuszerką myśli o od­stępstwie; w duszach młodych zapaleńców myśl ta zalęgła się pod wpływem tak ogromnych zdrad, ja­kie od dzieciństwa obserwowali wokoło. Miłość do narodu polskiego, odziedziczona po poprzednich po­koleniach, podsycana bohaterskimi legendami o bo­haterach niedawnych wydarzeń, raz po raz była zakłócana nienawiścią, gdy owi bohaterowie sprze­dawali się za order, urząd lub majątek.

32

Kordian opuszczony przez wszystkich, zdany tylko na łaskę lub niełaskę cara, tak mówi o Pola­kach:

Niech się rojami podli ludzie plemią
I niechaj plwają na matkę nieżywą;
Nie będę z nimi! — Niechaj z ludzkich stadeł
Rodzą się ludziom przeciwne istoty
I świat nicują na złą stronę cnoty,
Aż świat jak obraz z przewrotnych zwierciadeł
Wróci się w łono Boga, niepodobny
Do tworu Boga… Niechaj tłum ów drobny,
Jak mrówki drobny, ludem siebie wyzna!
Nie będę z nimi! — Niech słowo ojczyzna
Zmaleje dźwiękiem do trzech liter cara;
Niechaj w te słowo wsiąknie miłość, wiara.
I cały język ludu w te litery!
Nie będę z nimi! — Niech szubienic drzewa
W ogrodach miejskich rosną jak szpalery,
Niech się w ogrody taki tłum wylewa
Śmiechom przyjazny, a łzom nienawistny;
Niech niańki w ogród szubienic bezlistny
Prowadzą dziatki, by tam dla zabawy
Grzebały piasek krwią męczeńską rdzawy…
Nie będę z nimi! — O zmarli Polacy,
Ja idę do was!…
33

Naród, Państwo, Powstanie, Tłum, Śmierć, Polak, PolskaTo są straszne słowa. Przełożone na język prozy politycznej brzmiałyby tak: naród żyje w swych instytucjach ustrojowych; w nich wyraża się jego poczucie sprawiedliwości, w nich ucieleśniają się aspiracje do wolności i samodzielności. Jeśli insty­tucje te zostaną zniszczone, naród staje się bez­kształtnym tłumem, mrowiskiem, łatwym do zgnie­cenia lub pokierowania. Nie ma Polski, więc nie ma Polaków. Spiski i powstania są to konwulsje ago­nalne; literatura romantyczna to łabędzi krzyk umierającego narodu. Słowacki i wszyscy jego ró­wieśnicy mieli pojęcie narodu takie, jakie wyłoniło się z rewolucji francuskiej i poprzedzających ją pism encyklopedystów: a więc prawne, instytucjonalne, polityczne. Naród, HistoriaNowe pojęcie narodu, powstające w kręgu niemieckiej filozofii, torowało sobie bardzo powoli drogę w polskich umysłach. Wedle Herdera, Schellinga, braci Schleglów, naród jest bytem star­szym od form politycznych i od nich nieskończenie trwalszym; naród jest właśnie całością organiczną; jest dziełem miejsca i czasu, a więc na jego stwo­rzenie pracują ziemia, krajobraz i klimat, i dzieje w całym przebiegu, zarówno tym, który znany jest historykom, jak i tym, który nigdy przez nich po­znany nie będzie. Przełom romantyczny w filozofii narodu i kultury przypomina ten, którego Freud dokonał w psychologii. Jak wiedeński psychiatra nauczył ludzi myśleć o sobie samych kategoriami biografii, tak filozofowie z Berlina i Heidelbergu nauczyli narody myśleć o sobie samych kategoria­mi historii.

34

Trzeba było klęski powstania, trzeba było wie­lu lat emigracyjnego samosądu nad przyczynami i winowajcami klęski i wielu daremnych zabiegów wojskowych i dyplomatycznych o ruszenie „sprawy polskiej” z martwego punktu, i wielu klęsk na tym polu, i wielu upokorzeń, i trzeba było temu całemu pokoleniu zestarzeć się w namiętnościach politycznych — jak pisał o sobie Mochnacki — aby nowa filozofia narodu stała się prawdą oczywistą, niezachwianą. Wypracowało ją to właśnie pokole­nie, które znalazłszy się na historycznej przełęczy musiało sobie odpowiedzieć na pytanie iście hamletyczne: czy Polska ma być, czy też nie być?

35

Powstanie, Polska, HistoriaW mglisty wieczór 29 listopada 1830 roku blada łuna rozjaśniła na chwilę ciemności zgęstniałe nad Warszawą. Z mostku pod pomnikiem króla Sobieskiego ruszyła gromadka chłopców, z których ża­den jeszcze nie przekroczył trzydziestki. Kryjąc pod fałdami płaszczy karabiny, pałasze, pistolety i szty­lety, biegli w górę przez Park Łazienkowski ku Belwederowi, gdzie spał pijany brat cara Wszechrosji. W kasynach i resursach lało się wino i trza­skały karty do gry. Mieszczanie zamykali sklepy i warsztaty, zabierali się do sutych kolacji i do snu. W pałacowych gabinetach snuły się intrygi, za­wiązywały się kliki, spółki, mariaże. Nikt tu nie myślał o wolności, bo już jej instynkt zamierał w narodzie podbitym i oszukanym. Spiskowcy nie byli wojskowymi. Wojsko odmówiło udziału w za­bójstwie członka rodziny królewskiej. Poczucie prawa i przywiązanie do idei monarchicznej mocniej­sze były od godności narodowej. W ten wieczór li­stopadowy w Warszawie trwał jeszcze wiek osiem­nasty. W kilku punktach miasta czekano na wieści spod Belwederu. Jeśli ta garstka poetów, krytyków literackich, dziennikarzy odważy się przelać krew cesarską, ruszy za nimi wojsko, porwie lud, zmusi do działania arystokrację i mieszczaństwo. Odwa­żyli się: z okrzykiem „śmierć tyranom!” wpadli na dziedziniec pałacowy… W Warszawie zaczął się wiek dziewiętnasty. Polacy przyłączyli się do stu­letniej wojny narodów, z której wyłoniła się nowo­czesna Europa.

Machiavelli, czyli wiara w szczęśliwą gwiazdę

36

W roku 1816 nakładem paryskiej księgarni H. Nicolle'a ukazał się tom pism Machiavella[19] pod nastę­pującym tytułem: Machiavel commenté par N-on Buonaparte. Manuscrit trouvé dans la carosse de Buonaparte après la bataille de Mont-Saint-Jean le 18 juin 1815 (Machiavel komentowany przez Napoleona Bonapartego. Rękopis znaleziony w ka­rocy Bonapartego po bitwie pod Mont-Saint-Jean dnia 18 czerwca 1815 roku).

37

Oddajmy najpierw cześć przedsiębiorczości wydawcy: rok jeszcze nie minął od chwili zdobycia tego rękopisu, a jego autora dopiero co odwieziono na Wyspę Św. Heleny, jeszcze trawą nie porosły pobojowiska Mont-Saint-Jean i Waterloo, jeszcze chyba okupacyjne wojska rosyjskie nie odstąpiły spod Paryża, kiedy te najbardziej sekretne myśli cesarza dotarły do szerokiej publiczności. Można sobie wyobrazić, jak rozchwytali tę książkę bonapartyści… Przyznajmy też liberalizm ówczesnym władzom wojskowym i administracyjnym za to, że ten rękopis oddały (czy sprzedały?) księgarzowi. We Francji rozpoczynały się ponure lata Restaura­cji Burbonów; imię „uzurpatora” było tu przeklęte, lecz — jak widać — nie zakazane. Co prawda, wy­dawca zrobił wszystko, aby zmniejszyć urok wiel­kiego więźnia ze Św. Heleny, jaki z kart tej książki mógł paść na czytelnika nie dość legitymistycznie usposobionego. W przedmowie wyjaśniono, że naj­większą wartość znalezionego rękopisu stanowią nie noty Buonapartego pomieszczone na marginesie książki, lecz nowy przekład Księcia. Wydawca przemilczał jednakże nazwisko tłumacza i nie umie­ścił go na karcie tytułowej: obawiano się, widać, dodania sensacji do sensacji, albowiem autorem przekładu był także cesarz. On to wszak mówił (jak notuje arcybiskup Pradt, były ambasador cesarstwa w Warszawie), że Książę Machiavella jest jedyną książką, jaką w ogóle warto czytać. Nad przekła­dem tym pracował na biwakach i nigdy nie rozsta­wał się z rękopisem, który pokrył ponadto swoimi uwagami i wykrzyknikami. Wydawca paryski wspomina o tych notach z szacunkiem: miały one być, według niego, ciekawe dla czytelnika głównie dlatego, że ich autor, jako Włoch z pochodzenia, lepiej niż kto inny usposobiony był do rozumienia myśli chytrego Toskańczyka… A prócz tego — cią­gnie z wyrozumieniem wydawca — nauki Machiavella „zgłębił on z tym większą ciekawością, że zna­leźć w nich miał to wszystko, na co mu przyszło odważyć się, aby zostać władcą i władztwo swoje utrzymać; …w tych adnotacjach, które są dla nas ciągłym zwierzeniem jego ukrytego życia, rozpo­znajemy poruszenia jego ambitnej duszy i projekty rodzące się w jego wulkanicznej głowie. Tylko jego własna ręka zdolna była odmalować go takim, ja­kim jest tutaj przedstawiony, bo on tylko mógł znać swe myśli w ich najpierwotniejszym kształ­cie, swe uczucia w ich szybkim przebiegu, w jakim tu zostały uchwycone. Widać tu zarodki jego za­miarów i poglądów, zanim się jeszcze na świat wy­łoniły”.

38

W tych słowach jest chyba podziw ukryty; mo­że nawet uwielbienie. Zostanie ono natychmiast ochłodzone. Otóż ta książka — powiada szczerze czy nieszczerze autor przedmowy — dowodzi, że Napo­leon był jeszcze gorszy od Machiavella, a ujawnie­nie tego jest jednym z celów wydawnictwa. Dlate­go właśnie podzielono na dwie połowy każdą stronę książki, z jednej strony zamieszczając tekst Księ­cia, z drugiej zaś strony adnotacje Buonapartego. Tak oto powstał jeden z najosobliwszych dialogów politycznych, jakie kiedykolwiek zanotowano: wło­ski dyplomata z XVI wieku, twórca pierwszej no­wożytnej teorii państwa i pierwszej w ogóle teorii władzy, klasyk filozofii władzy, rozmawia z naj­większym w nowożytnych dziejach jej praktykiem. Za każdym razem, gdy Napoleon — pisze wydaw­ca — „znajduje w pismach Machiavella zarys mo­ralności i uczciwości w rzeczach polityki, cała perwersyjność jego [Napoleona — przyp. A.K.] zostaje obnażona. Patrzcie tylko, jak się buntuje przeciw wielkiemu nauczycielowi, ilekroć ten z naciskiem podkreśla, że władca winien być raczej kochany niż nienawidzony, że winien postępować jak ojciec, nie jak tyran. Obrzuca obelgami Machiavella, gdy mu się wydaje, że go ten potępia; nie można powstrzy­mać się od uśmiechu, gdy się czyta te wybuchy wściekłości na niektóre rady Męża Stanu, którego mądrość i sprawiedliwość zdają się przemawiać przeciw skłonnościom tamtego…”.

39

Biedny wydawca! Ile musiał starać się, aby legitymistycznemu cenzorowi dać jakoś przełknąć tę książkę, która miała w przyszłości stać się biblią dla nowego pokolenia bonapartystów. Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie przechowała egzem­plarz tego napoleońskiego Machiavella z następu­jącym ekslibrisem: „Z Xięgozbioru Radcy Stanu J. K. Szaniawskiego, Członka Rady Stanu i Rady Wychowania Publicznego w Królestwie Polskim”. Szaniawski — były jakobin z czasów insurekcji Kościuszki, pierwszy bodaj zerwał z ideą konspira­cji zbrojnej i szukania wojskowych sojuszów dla odzyskania niepodległości. W gronie przyjaciół, związanych poza tym zdaje się masońskimi przy­sięgami, głosił nową konspirację dla szerzenia oświaty, nauki i umacniania ducha narodowego. Świetny erudyta, studiował Kanta i pisywał o nim rozprawy; stąd nazywano go „Kantem polskim”. Jako członek Rady Stanu odpowiedzialny był za urząd cenzury w Królestwie Polskim. Tępił liberalizm polityczny i wolnomyślicielstwo, ale jedno­cześnie był gorącym zwolennikiem romantyków. Przyjaciel domu Mochnackich, miał ogromny wpływ na wychowanie Maurycego. Wydobył go z więzienia, namówiwszy do napisania słynnego me­moriału do wielkiego księcia i do przyjęcia pracy w urzędzie cenzury. Na jego ręce złożył Maurycy dymisję, w której pisał, że cenzurę uważa za insty­tucję pożyteczną, ale cenzorów za głupców, którzy działają tylko na szkodę Najjaśniejszego Pana, ośmieszając monarchiczną ideę. Przed powstaniem Szaniawski umknął z Warszawy, a po klęsce zasia­dał w trybunale sądzącym członków spisku belwederskiego. Zmarł we Lwowie i tam leży pocho­wany, a w kościele Karmelitów w Warszawie wy­stawiono mu pomnik, który po dziś dzień stoi.

40

Egzemplarz jest czysty, choć brzegi kartek po­żółkły. Nie wygląda na to, aby radca stanu rozczy­tywał się bardzo w tym dialogu Korsykanina z Toskańczykiem, chociaż z tego, co w życiu zrobił, win­no się go nazywać nie tyle Kantem, ile właśnie Machiavellem polskim. Książka, Polityka, Literat, Słowo, NauczycielWiadomo natomiast, że rozczytywał się w Machiavellu sam Mochnacki i że ta książka, w tym właśnie przekładzie, z tymi ko­mentarzami, krążyła pośród warszawskich litera­tów, siewców listopadowej burzy. Czytelnika prasy warszawskiej z epoki przedpowstaniowej uderzyć musi nowy ton w publicystyce politycznej, tej zwła­szcza, co wychodziła spod piór „młodych”, skupionych wokół „Dziennika Warszawskiego” i „Gazety Polskiej”. Skąd ta ostrość stylu i myślenia, odbija­jąca od kwiecistej retoryki i eufemizmów prakty­kowanych przez pisarzy starszego pokolenia? Kto tych młodych nauczył myśleć takimi skrótami, kto im dał przykład rozcinania zawiłych problemów formułą ostrą i pozbawioną skrupułów? Kto ich nauczył w rozważaniach politycznych posługiwać się materiałem dostarczonym przez historię współcze­sną, skoro wszyscy oni opuścili kolegia i uniwersy­tety z przekonaniem, że jedynym źródłem nauk politycznych jest starożytność? Kto ich nauczył po­sługiwać się tak uproszczeniem i inwektywą i kto podsunął myśl, że uprawianie pisarstwa polityczne­go jest sposobem walki o władzę? Kto, jednym sło­wem, nauczył politycznie myśleć i pisać Podczaszyńskiego i Goszczyńskiego, Żukowskiego i Broni­kowskiego? A przede wszystkim kto Mochnackiego nauczył politycznego pisarstwa? Jestem przekona­ny, że tą iskrą zapalającą romantyków do polityki był napoleoński przekład Machiavella:

41

„O różnych rodzajach rządu. Są trzy dobre i trzy złe. Dobre to księstwo, rząd arystokratyczny i rząd ludu. Trzy złe rodzą się z zepsucia pierwszych”. To Machiavelli-Bonaparte. A dalej: „Kto jeden z tych trzech rządów ustanawia w społeczeństwie wbrew jego pragnieniom, czyni to z pozoru tylko i na czas krótki, albowiem nie zdoła przeszkodzić temu, że się one wyrodzą w swe własne przeciwieństwa, jak to i z cnotą często bywa”. To także Machiavelli-Bonaparte. A to Mochnacki: „Są okoliczności, w których ucisk to tylko zrządza, co by bez niego jeszcze łatwiej i prędzej przyszło do skutku”. Jesz­cze Mochnacki wybrany na chybił-trafił: „…byłże jaki środek niemoralny, którym by się nie godziło zepsuć najniemoralniejszego dzieła w polityce, roz­bioru Polski?” Ta sama logika, ten sam styl. Ta sama doktryna polityczna, sprowadzająca doskona­łość działań politycznych do skuteczności środków, a doskonałość ustroju do doskonałych praw — doktryna sprzeciwiająca się dotychczasowej mora­listyce politycznej, zalecającej władcom i podda­nym uprawianie cnót: „Jak zabezpieczyć władzę przed zepsuciem? Byliśmy dotąd zmuszeni ufać bardziej ludziom niż prawom; ja tego nie chcę. Lu­dzie prawie wszyscy są źli; bezpieczeństwo dobra publicznego zawarte jest w słusznych prawach, które to sprawiają, że ludzie powstrzymują się od czy­nienia zła nie z dobrej woli, lecz z konieczności”. Machiavelli pisał to w XVI wieku, kiedy republi­kańska forma rządów zdawała się zanikać i wszę­dzie ustępować miejsca scentralizowanej, zbiuro­kratyzowanej monarchii absolutnej. Tradycja uzna­ła Machiavella za teoretyka despotyzmu za to, że nakreślił portret księcia doskonałego. Z tych po­wodów nieczytany i nietłumaczony był w Rze­czypospolitej Polskiej, dumnej z tego, że włoski i francuski despotyzm nie mają przystępu do na­szego wolnego kraju. Znalazł się nawet szlachciura, który za czasów Jana Kazimierza wygotował sążnisty traktat polemiczny z Machiavellem: Cnoty cel, nie ów, do którego zmierza Machiavell i inni w akademiej onegoż promowani politycy, odkryty piórem polskim przez Chrystofa z Piekar Piekar­skiego, podkomorzego brzeskiego… Podkomorzy brzeski był pewnie jednym z tych obrońców zło­tej wolności, którzy w każdym przejawie myśli po­litycznej widzieli dążność do „absolutum domi­nium”. W półtora wieku później Stanisław Potocki w odczycie wygłoszonym w Warszawskim Towa­rzystwie Przyjaciół Nauk nazwał pisma politycz­ne Machiavella „haniebnym pomnikiem zepsucia i przewrotności czasu” i powiadał jeszcze, że „pi­sane w dziele Machiavella okropne zasady polityki wieku jego grozę wzbudzają”. Dodajmy, że nie istniał do tego czasu w Polsce ani jeden przekład Machiavella (pierwszy został opublikowany dopie­ro w 1868 roku), a znajomość włoskiego była prze­cież niewielka. Dopiero francuskie przekłady (Guiraudeta z roku 1798 i Bonapartego z roku 1816) mogły Polakom to dzieło udostępnić. Ale niezależ­nie od tych powodów romantycy byli pierwszym pokoleniem intelektualistów i polityków zdolnym to dzieło czytać i rozumieć.

42

Z trzech powodów: po pierwsze, Machiavelli za grę uważał bieg historii i działanie polityczne; po drugie, w tej grze wszystkim przyznawał równe prawa; po trzecie, uznawał wszelkie działanie czło­wieka, w tym także sprawowanie władzy czy wal­kę o władzę, za wynik jego wolnej decyzji, a inte­ligencji jego oraz szczęściu przypisywał rękojmię powodzenia. Machiavelli był więc filozofem uzur­patorów. Posłuchajmy go — a raczej podsłuchajmy ich — obydwu partnerów dialogu:


43

Machiavelli: „Ponieważ zakładamy, że czło­wiek, który z prywatnej osoby stał się władcą, mu­siał mieć talent lub szczęście…”.

44

Napoleon: „Talent jest potrzebniejszy od szczę­ścia; talent rodzi szczęście”.

45

Machiavelli: „Przechodząc do tych, którzy zostali władcami dzięki swym talentom, a nie dzię­ki losowi, wymienię Mojżesza, Cyrusa, Romulusa, Tezeusza, jako przykłady najgodniejsze naślado­wania…”.

46

Napoleon: „To i mnie dotyczy. Rozszerzyłbym tę listę”.

47

Machiavelli: „Badając ich działania oraz ich postępowanie, zobaczymy, że od losu otrzymali tyl­ko dobrą okazję, która im dostarczyła sposobów zaprowadzenia w państwie tej formy rządów, jaka im odpowiadała”.

48

Napoleon: „Nic mi więcej nie trzeba; okazja przyjdzie; bądźmy gotowi do jej uchwycenia”.


49

Dodajmy, że adnotacje Napoleona pochodzą z różnych okresów jego działalności: najwcześniej­sze z czasów, gdy jako generał Republiki dowodził armią we Włoszech, późniejsze z czasów, gdy był Pierwszym Konsulem, następne z czasów Cesar­stwa, ostatnie z Elby. Wydawca skrupulatnie roz­różnił poszczególne zapiski i poznaczył je odpo­wiednimi literami: G., R. C., R. I., E. Cytowane wy­żej uwagi poznaczone są wszystkie literami G.: pisał je generał, gotujący się do 18 brumaire'a. Nic też dziwnego, że rozdział o ustanawianiu „nowych księstw”, czyli o uzurpatorstwie, pokryty jest szcze­gólnie gęsto zapiskami generała.

50

Temat „szczęścia” i przyjaznych okoliczności wraca jeszcze pod koniec rozprawy o zaletach i wa­dach księcia. „Wiem dobrze, jak wielu miało i ma to przekonanie, że sprawy świata tak są kierowa­ne przez los, czyli Boga, że ludzie mimo całej ich roztropności nie mogą im się sprzeciwić ani ich zmienić”.


51

Napoleon: „System myślenia leniów albo ludzi słabych. Gdy się ma talent i energię, ujarzmia się los najbardziej przeciwny”. (Elba)

52

Machiavelli: „Według tych ostatnich można by sądzić, że w takich okolicznościach szkoda za­chodu i że lepiej wtedy po prostu poddać się prze­znaczeniu. Ta opinia przyjęła się szczególnie w na­szych czasach z powodu wielkich zmian, które nie­zależnie od ludzkiego przyzwolenia zaszły i co dzień zachodzą”.

53

Napoleon: „A widział kto zmiany większe od tych, które ja uczyniłem i które jeszcze mogę uczy­nić?” (Elba)

54

Machiavelli: „Sam zresztą przychylałem się do tej opinii. Ponieważ jednak nasza wolna wola wcale nie została unicestwiona, sądzę, że los roz­strzyga o mniej więcej połowie naszych działań, podczas gdy połowa druga, a w każdym razie po­ważna jej część, zależy od nas samych”.

55

Napoleon: „Święty Augustyn nie lepiej rozumował o wolnej woli. Moja wolna wola ujarzmiła Europę i Naturę”.

56

Przywódca, Los, Duma, Pycha, WładzaMachiavelli: „Porównuję go [Los — przyp. A.K.] do rwącej rzeki, która gdy się rozgniewa…”.

57

Napoleon: „Ten Los do mnie należy: Los to ja sam”.

58

Machiavelli: „…zalewa równiny, przewraca drzewa i budynki, porywa ziemię z jednego miej­sca, by ją przenieść na drugie. Każdy przed nią ucieka, wszyscy ustępują przed jej gniewem, nie mogąc mu się oprzeć. A jednak, chociaż straszna jest jej siła, zdarza się czasem, że ludzie, korzysta­jąc z czasów spokojnych, zabezpieczają się przed nią, budując tamy i wały…”.

59

Napoleon: „Nie zostawię im na to ani czasu, ani środków”. (Cesarstwo)

60

Machiavelli: „…tak, że gdy ona znowu wzbie­rze, będzie zmuszona spłynąć kanałem albo przy­najmniej jej spływ nie będzie tak samowolny i tak szkodliwy”.

61

Napoleon: „Mój Los nie da się tak poskromić”. (Cesarstwo)

62

Machiavelli: „Los uderza z siłą tylko wtedy, gdy napotka ducha i charakter zdolne mu się przeciwstawić; a gdy je napotka, odwraca się w in­ną stronę, gdzie nawet murów obronnych nie przy­gotowano, i tam szaleje”.


63

I tak dalej. Już nie bardzo wiadomo, czego to przenośnią jest owa rzeka: losu czy charakteru, i czy los uderza mocniej w tych, co mu się opiera­ją, czy też przeciwnie, ich właśnie oszczędza… Już sam temat był niebezpieczny z punktu widzenia legitymizmu, a dla romantyków, uzurpatorów, podniecający. Pamiętać trzeba o tym, że ruch roman­tyczny rodzi się w dobie porewolucyjnej i ponapoleońskiej reakcji, w epoce ustalania w Europie po­rządku politycznego, który na stulecia miał jej zapewnić pokój we wszystkich dziedzinach: pokój między narodami, ponieważ ich sprawy wzięły w swe ręce mocarstwa, i równo, proporcjonalnie do siły, podzieliły sfery wpływów; pokój społeczny, ponieważ prawodawcy, administratorzy i policmaj­strzy konflikty klas zgasili siłą prawa i prawem siły; pokój sumień, dusz, umysłów, ponieważ cały aparat konserwatyzmu religijnego i wychowaw­czego, naukowego i literackiego, użyty został do uspokojenia wzburzonej Europy. Od Atlantyku po Ural rozciągnęła się jednomyślność dworów, ga­binetów, akademii, konsystorzy i cyrkułów policyj­nych; „Święte Przymierze” było systemem uniwer­salnym i totalnym — uniwersalnym, bo obejmu­jącym cały ówczesny świat cywilizowany, i total­nym, bo sięgającym od traktatów między państwa­mi po elementarze. Trwał równo sto lat — od Kon­gresu Wiedeńskiego do Wojny Światowej, chociaż pękał od samego początku i zdawał się z dnia na dzień rozlatywać. Romantycy byli pierwszym po­koleniem, które doznało jego ciężaru, a zarazem nie doświadczyło jeszcze żadnych nadziei na jego roz­bicie i nie korzystało z żadnych jego dobrodziejstw (bo przecież te dobrodziejstwa z czasem przyszły, w postaci dobrobytu i stabilizacji…).

64

Byli pokoleniem skazanym na historyczną za­gładę. Polityka, Polska, Rosja, Dzieciństwo, Syn, Ojciec, Urzędnik, Marzenie, Wspomnienia, RozczarowanieRodzili się w latach wielkiej wojny. Temu i owemu świtały w pamięci wspomnienia jakichś chwil podniosłych czy groźnych. Mochnacki jako czteroletni chłopczyk przysięgał w kościele w Żół­kwi na wierność Napoleonowi. Dwunastoletni Mic­kiewicz widział w Nowogródku wkraczającą Wiel­ką Armię. Ojcowie mieli za sobą heroiczną przesz­łość wojskową czy polityczną, ale pod rządami konstytucyjnego króla, który w Petersburgu pano­wał jako despota, a raz do roku przyjeżdżał do Warszawy odegrać komedię parlamentarną; w urzędniczym państwie, o hierarchii sztywnej, bo układanej i gwarantowanej przez północną stolicę, każdy z tych dawnych bohaterów czy działaczy zmieniał się w pokornego czynownika. Na podsta­wie wiedeńskich układów o podziale Europy na strefy wpływów Rosja była jedynym gwarantem polskiej autonomii. Polacy, sprawujący władzę w Królestwie Polskim, mieli mandaty rosyjskie, które uważali za jedynie możliwą formę polskiego bytu politycznego. Tylko z nami, powiadali rodakom, najjaśniejszy pan będzie mówił o swobodach i prawach Polaków. Jeżeli nas zabraknie, car prze­kreśli wasze istnienie polityczne jednym pociągnię­ciem pióra. Tępili każdy przejaw opozycji, bo, po­wiadali, liberalizm psuje nam opinię na dworze car­skim i grozi interwencją. Swój urząd utożsamiali z politycznym istnieniem Polski. Zamknęli drogę kariery młodym i sprowokowali konflikt pokoleń, który rozegrać się musiał na wszystkich płasz­czyznach życia narodowego — w wojsku, w opinii, w literaturze, w uniwersytetach — tak jak na wszystkie płaszczyzny rozciągała się polityka świę­tego, zaklętego „status quo”.

65

Królestwo Polskie było państwem lękliwych starców; panowała tu nuda i bezczynność. Tylko literatura przyciągała co żywsze umysły.

Dziwne są w tym świecie zmiany i zwyczaje,
Każdy prawie poeta próżniakiem się staje,
A co gorsze, na odwrót idzie rzeczy postać,
Dziś prawie każdy próżniak poetą chce zostać.
66

Tak pisał jeden z pomniejszych literatów war­szawskich w żartobliwym liście poetyckim do przy­jaciela. Kto żyw opuszczał Warszawę — za granicę, jak Podczaszyński (do Paryża), Goszczyński (do Grecji — na ochotnika walczyć w powstaniu) czy Antoni Malczewski, albo znowu na wieś. Jedno po drugim znikały pisma literackie. Był taki rok (1824), kiedy nie było w Warszawie ani jednego dzienni­ka zajmującego się krytyką literacką. Literat, Polityka, PolskaLiteratura nie wzbudzała namiętności, bo dla tych, co się nią zaj­mowali, była czynnością zastępczą; ich namiętno­ścią prawdziwą była polityka, to jest dążność do zmian, to jest sztuka dokonywania zmian w ustroju panującym i w wytyczonym biegu historii, polity­ka — to jest wspólnota ludzi mających jednakie czy zbieżne ambicje i cele.

67

Dla nich właśnie Machiavelli był odpowiednią lekturą. Nie dziwię się, że egzemplarz z „Xięgozbioru Radcy Stanu J. K. Szaniawskiego” jest taki czysty. Radca miał już za sobą takie lektury, ta­kie aspiracje i takie plany. Za to z takim sa­mym egzemplarzem nie rozstawał się podobno ni­gdy Maurycy Mochnacki; trzymał go na biurku wraz z hamletyczną trupią czaszką oraz egzempla­rzem Kazań sejmowych księdza Piotra Skargi.

68

W ciągu kilku lat pokolenie skazane na zagła­dę historyczną stało się w historii najaktywniej­szym i najbogatszym w talenty, indywidualności, dramaty. Życie nagle przyspieszyło biegu i wszyst­kim zdolnym ludziom ofiarowało owe „szczęśliwe okazje”, o których mówił mistrz z Florencji. Kto kogo do życia powołał: okazje ludzi zdolnych do ich wykorzystania czy ludzie zdolni sami sobie stworzyli owe okazje; czy idee rozjaśniły mrok ówczesnego świata, czy mroki rozproszyły się, ukazując idee gotowe do życia — to pytanie, na które każde pokolenie odpowiada wedle swych aspiracji. Pokolenie romantyczne odpowiedziało spiskiem belwederskim, Dziadami, Kordianem, Marią, mu­zyką Szopena. Co się naprawdę stało w ciągu tych lat kilku, jak wędrowały książki i idee, jak się odnajdywali ludzie wzajem sobie potrzebni, jak doj­rzewali do politycznej i literackiej wielkości… Myślę, że ten Machiavel commenté par Buonaparte jest jednym ze śladów, jedną z iskier ulatujących w powietrze z niezagasłych jeszcze popielisk wiel­kiej epoki.

„Słuchajcie wieszcza niemylnej przestrogi”

69

Literat, Historia, GłupotaCo zrobić z brednią, która ma znaczenie? Historyk i krytyk literatury musi sobie często zadawać to pytanie, ponieważ literatura pełna jest zjawisk, które przestały mieć wartość rzeczową, a których poznanie jest konieczne dla zrozumienia zjawisk innych, żywych. Tak jest na przykład z mesjanizmem polskim.

70

Nic łatwiejszego, jak potraktować całą sprawę z wstydliwością podobną do tej, jaka towarzyszy opowiadaniu upadków moralnych, aberracji umysłowych, nieprzyzwoitych chorób i skandali poli­tycznych. Tak postępowali z mesjanizmem history­cy i biografowie szkoły pozytywistycznej (np. Piotr Chmielowski[20]) i późniejsi „dobrze myślący” brązownicy przeszłości. Przemilczenia i retusze wywo­łały w dwudziestoleciu międzywojennym reakcję w postaci znanej kampanii publicystycznej, którą rozpoczął Boy-Żeleński książką pt. Brązownicy[21]; świetny felietonista „Wiadomości Literackich” zro­bił z mesjanizmu romantycznego skandal towarzy­ski, ponieważ zajął się wyłącznie obyczajową (czy­taj: erotyczną) jego stroną. Na to przyszła replika skrajna w przeciwną stronę: kilku historyków po­częło rehabilitować mesjanizm jako doktrynę mo­ralno-religijną, jego twórców (zwłaszcza Andrzeja Towiańskiego[22]) jako prawdziwych proroków i świę­tych (prof. Stanisław Pigoń[23] pisał, że postępowanie Towiańskiego nie da się ująć w kategoriach normal­nej psychologii, lecz należy do osobnej nauki zwanej „psychologią świętości”), a w końcu pisma mesjaniczne weszły do literatury na pełnych prawach klasyki (Wybór pism i nauk Towiańskiego ukazał się w Bibliotece Narodowej). Marksistowska histo­ria i krytyka literatury początkowo zepchnęła na powrót zjawiska mistyczne do partykularza, trak­tując je wyłącznie jako „swoisty wyraz” wstecz­nej ideologii (patrz: Stefan Żółkiewski[24], Spór o Mickiewicza). W miarę jednak rozwijania badań nad ideami składającymi całość romantycznej epoki, w miarę bliższego poznawania ideowych prądów romantycznej lewicy, okazało się, że mesjanizm nie był wyłącznie ezoteryczną doktryną elity emigra­cyjnej, lecz ogarniał szerokie kręgi wygnańców, zwłaszcza tych najbiedniejszych, skupionych w „za­kładach” na prowincji francuskiej czy internowa­nych na wyspy brytyjskie. Komunistyczne „gro­mady” żołnierskie („Grudziąż”, „Lud Polski”) wy­rastały z tego samego pnia mesjanicznego, co zgro­madzenie religijne księdza Jańskiego[25] („Domek” i zmartwychwstańcy). Mesjaniczna wiara w rychłą rewolucję powszechną, w wielką katastrofę, która świat odnowi, w nową epokę, która po katastrofie zaświta, w szczególną rolę, jaką Polacy mają w tych wydarzeniach odegrać, z mesjanicznych nastrojów zrodzona wiara prowadziła tych pięciuset oficerów, co z Besançon poczłapali piechotą do Frankfurtu nad Menem wspomóc rewolucję mającą tam „po­dobno” wybuchnąć…; z tą samą wiarą ruszyli do kraju na stracenie uczestnicy tzw. „wyprawy Zaliwskiego” i ta sama wiara w piętnaście lat później prowadziła Legion Polski, który w liczbie kilkuna­stu nieumiejących strzelać ludzi, bez broni i pie­niędzy, pod wodzą postarzałego i zdziwaczałego poety, maszerował z Rzymu na wyzwolenie Polski. Polityka, Wiara, Przemiana, Wizja, HistoriaZ mesjanicznej wiary pochodziło przekonanie emigracyjnych demokratów, że tylko „ludy” mogą zba­wić Polskę, a więc z gabinetami nie należy wcale na ten temat rozmawiać; mesjaniczną wiarą jest bowiem przeświadczenie, że historia dochodzi do punktu zwrotnego, że polityczna rzeczywistość jest pozorem i tymczasowością, że rachuby wszystkie układać trzeba ze względu na jutro nowe, inne; i dlatego gdy konserwatyści emigracyjni, wyczer­pawszy wszystkie możliwości dyplomatyczne, po­stanowili księcia Adama Czartoryskiego koronować królem polskim na wygnaniu, a narodowi polskie­mu ogłosić stan permanentnej insurekcji, byli także mesjanistami, jak demokraci czy „komuniści”.

71

Rewolucja, Religia, Historia, Idealista, Naród, Państwo, PolitykaMożna powiedzieć, że mesjanizm był „szczegól­nym wyrazem” wszelkiej ideologii politycznej owego czasu, podobnie jak np. w czasach reformacji formą, w której kształtowały się ideologie społeczne, najbardziej nawet rewolucyjne, była teologia. Ponieważ na teologii był oparty cały sy­stem autorytetu i władzy średniowiecza, od buntu teologicznego rozpoczynały się ówczesne rewolucje mieszczańskie, chłopskie czy narodowe. Fala mesjanizmów pojawiła się w XVIII wieku w Europie po­dzielonej między wielkie, scentralizowane monar­chie, które podbitym narodom narzucały prawa, ciężary wojskowe i skarbowe, politykę, sojusze, wojny, granice. W mesjanizmie owej epoki obja­wiły się dwie tendencje; uniwersalistyczna i naro­dowa. Wizja Europy zjednoczonej powstała w dwóch krajach, które przejawiały wówczas rzeczywiste ambicje przejęcia takiej dominacji nad świa­tem cywilizowanym, jaką Rzym kiedyś posiadał: we Francji porewolucyjnej oraz w Rosji Aleksan­dra I. Natomiast w Niemczech, rozbitych wówczas na trzysta przeszło państewek, szerzył się mesja­nizm narodowy, mający na celu rozbudzenie wśród Niemców ducha wspólnoty i dążności do zjednoczenia. Podobnie było we Włoszech. Mesjanizm był zatem objawieniem celów, jakie naród ma do speł­nienia: albo ma on do spełnienia misję wobec innych narodów — jak Francuzi i Rosjanie, albo wobec siebie samego — jak Niemcy czy Włosi. Tak czy tak, mesjanizm był ideologią określającą oso­bowość narodu, wyznaczającą jego miejsce w świecie i jego los w historii.

72

Polska, Historia, Wizja, PolitykaPolski mesjanizm był przez to szczególnie inte­resujący, że stanowił kombinację obu tendencji. Po­lacy mieli wtedy jeszcze poczucie, że są mo­carstwem największym we wschodniej Europie i wśród Słowian, i nie chcieli się pogodzić z tym, że ich Rosja bezpowrotnie z tego piedestału zrzuciła, a już wchodzili w rolę narodu podbitego i podzielonego, jak Niemcy. Jeszcze z końcem osiemnastego wieku marzyli więc o panowaniu nad zjednoczonym światem, a jednocześnie szukali na wschodzie lub na zachodzie, we Francji lub w Ro­sji, protekcji albo przewodnictwa.

73

Proroctwo, Polska, Historia, Zbawienie, Chrystus, NaródPolski mesjanizm „imperialistyczny” jest dość starej daty i zrodził się chyba z polemik doby re­formacji; w zwyczaj stylistyczny weszło wtedy obfi­te cytowanie Pisma świętego, zwłaszcza Starego Testamentu, którego analogii nadużywano w obu zwalczających się obozach: „ludem wybranym” na­zywał Polaków zarówno Stanisław Orzechowski[26], jak Piotr Skarga[27] — pierwszy dla przeciwstawienia ich Rzymowi, drugi dla umocnienia ich w katolicyzmie. Piszący w pierwszej połowie XVII wieku ksiądz Wojciech Dębołęcki (kapelan „lisowczyków”, tj. oddziału polskich jeźdźców najemnych, służących po stronie cesarza w wojnie trzydziestoletniej) prze­powiedział Polakom bez ogródek panowanie nad światem. Twierdził, że Adam i Ewa byli Słowiana­mi i że wszystkie inne języki od słowiańskiego po­chodzą, a wśród Słowian najstarsi są Polacy, bo królestwo scytyjskie (od szczytu) właśnie oni zało­żyli. W wieku XVIII był już istny zalew tekstów profetycznych, a mesjasze mnożyli się zupełnie tak, jak to zostało już w Ewangelii zapowiedziane. W Avignonie ogłosił się mesjaszem polski szlachcic Tadeusz Grabianka[28], który twierdził, że duch Izraela wstąpił w Polaków, za których pomocą on, Grabianka, uzyska panowanie nad światem, aby mógł go uszczęśliwić na tysiąc lat (tysiącletnie pa­nowanie Chrystusa na ziemi zapowiedziane zosta­ło w Apokalipsie św. Jana. Wiara w „drugie przyj­ście” Chrystusa na ziemię i w tysiącletnie Kró­lestwo Boże na ziemi, czyli tzw. „chiliazm”, potę­piony jako herezja, była stałym motywem ruchów chłopskich w XV i XVI wieku, a także mesjanicznych doktryn XVIII i XIX wieku). Prorokował Pol­sce rolę mesjasza narodów słynny ksiądz Marek karmelita; jego to proroctwa były chyba wzorem „proroctwa księdza Piotra” z trzeciej części Dziadów Mickiewicza, a sam ksiądz Marek znalazł się w literaturze dzięki dramatowi Słowackiego i pieś­niom Beniowskiego.

74

Rozmnożyły się więc proroctwa (z tego czasu pochodzą też proroctwa Wernyhory, kolportowane jeszcze podczas ostatniej wojny) i weszły do litera­tury razem z mistyczną modą ogarniającą wówczas kręgi najlepszych towarzystw. Rezydencja Czarto­ryskich w Puławach była ogniskiem owego mesjanizmu na użytek salonowy, a związani z tym śro­dowiskiem poeci (Woronicz[29], Kniaźnin[30], Trembecki[31]) prorokowali na potęgę. Robił to zresztą sam książę Adam Jerzy Czartoryski w swoim Bardzie polskim. Najdziwniejsze w tym mesjanizmie towarzyskim było to, że szalenie łatwo zmieniano tutaj koncepcję mesjasza. Polska, Proroctwo, Żyd, Polak, Bóg, Historia, Poezja, Władza, Przywódca, Zbawienie, PolitykaW miarę jak pogarszały się interesy Pol­ski, o jej panowaniu nad światem przestano mówić, a wspominano tylko (jak Woronicz), że Bóg prze­niósł na nią całą miłość, jaką miał kiedyś dla Ży­dów. Zwracano się już w stronę Francji. Tenże Wo­ronicz w poemacie Zjawienie Emilki przedstawił całą przyszłą historię w formie zmian w zodiaku — otóż konstelacja Bliźniąt miała odnieść zwycięstwo nad Niedźwiedzicą — to znaczy Polska wraz z Fran­cją miały pokonać Rosję. Po konfederacji targowickiej konstelacja zmieniła się na niebie Woronicza: Niedźwiedzica miała właśnie zwyciężyć, a żeby tego dowieść, uczony poeta-prymas nawiązał do bredni księdza Dębołęckiego o słowiańskich prarodzicach ludzkości. Co do roli Polaków Woronicz był dyskretny, przepowiadał natomiast zgodę i jedność „braci jednogniezdnej”. Kniaźnin w tym samym czasie porzucił myśl, że mesjaszem jest Kościuszko, i przychylił się raczej do poglądów Trembeckiego, że mesjaszem tym jest Katarzyna II. Rychło jednak Francja miała wrócić do łask proroków: gdy Napo­leon wkroczył do Warszawy, stał się natychmiast Zastępcą Niebios, Wskrzesicielem, Odnowicielem, i to w poezjach tych samych poetów, którzy nie­dawno wielbili w ten sposób Katarzynę. Ta ostatnia nie żyła już, a w Petersburgu panował Aleksan­der I. Pokój zawarty przez niego z Napoleonem w Tylży, nadzieje, które robił Polakom, aby ich so­bie zjednać, podzieliły ich uczucia między obu władców. Tak np. Hugo Kołłątaj[32], choć od mistycyz­mu daleki, najpierw wyłożył słowiańską historiozofię, niewiele różniącą się w gruncie rzeczy od bajdurzeń księdza Woronicza, a gdy już z woli cesarza Francuzów za zgodą cesarza Rosji powstało kadłu­bowe Księstwo Warszawskie, ten sam Kołłątaj na­kreślił wizję światowej unii prawno-ekonomicznej, której realizację przypisał obu cesarzom. Nietrudno przewidzieć, co stało się w Polsce, gdy upadł osta­tecznie Zastępca Niebios: miejsce jego zajął po prostu Aleksander, a wszyscy prorocy i historiozofowie musieli przerobić swoje koncepcje.

75

Krótko mówiąc, ton mesjaniczny był obowiązu­jącym wówczas stylem panegiryku politycznego, podobnie jak w czasach klasycyzmu i renesansu stylem takim była mitologia grecko-rzymska. Gdy poeta dworu Ludwika XIV chciał uczcić parę królewską, przyrównywał monarchę do Jowisza, a kró­lową do Junony. Rewolucja, Władza, KrólW tej epoce, w której nad głowa­mi zawisnął miecz rewolucji, w której po koronę cesarską mógł sięgnąć syn nauczyciela z Korsyki, aby potem obdarować koronami swoich braci i ku­zynów (nie potrafimy nigdy zrozumieć, jak bardzo Napoleon ośmieszył sakrę królewską), pochlebcy tronów postąpili o krok wyżej, przypisując wład­com po prostu rolę wysłanników niebieskich. Po­zór domaga się zawsze wygórowanych względów, a składacze wierszy, mów, a nawet traktatów „nau­kowych” służących aktualnym potrzebom nigdy nie odznaczali się stałością poglądów.

76

Jednocześnie maniera wysłowienia staje się manierą myślenia; w tych czasach prorokuje się i fantazjuje na temat przeszłości i przyszłości nie tylko w wierszach, lecz także w naukowych roz­prawach. Proroctwo poetyckie stało się utopią w publicystyce polityczno-społecznej („proroctwo” i „utopię” traktujemy tu na prawach gatunków li­terackich), a historiozoficzne rojenia, ujęte w kar­by języka filozoficznego, wykutego w pedantycznej niemieckiej szkole, stały się metafizyką historii: od Herdera do Hegla nie jest tak daleko, jak by się mogło zdawać, a od Hegla bardzo blisko do Marksa. W mesjanizmie romantycznym trzeba bowiem roz­różnić jeszcze dwa nurty, już nie z punktu widze­nia celu i użytku narodowego, ale z punktu widze­nia szkoły czy metody. Otóż część utworów i zja­wisk należy do tradycji biblijnej, ma charakter mistyczno-religijny i wypowiada się w poezji lub w twórczości pokrewnej. Jednocześnie jednak pod wpływem francuskiej „filozofii rozumu”, pod wpły­wem Voltaire'a i encyklopedystów, tworzy się mesjanizm racjonalistyczny, to znaczy przekonanie, że postęp leży w naturze rzeczy, wynika z rozumnego charakteru rzeczywistości, że jest konieczny, tak jak konieczne są etapy logicznego dowodu: że po­stęp ten nie jest nieskończony i nieustanny, lecz zmierza do swego apogeum, do swego celu, do swej pełnej realizacji, tak jak dowód logiczny zmierza do ostatecznego udowodnienia hipotezy. Nawet Kant głosił wówczas erę wiecznego pokoju i pisał: „Filo­zofia także przeżywa swój millenaryzm”. Wiara w postęp, w nową erę, w zwycięstwo rozumu przybra­ła w rewolucji francuskiej objawy zupełnie religij­ne i szaleńcze. Odprawiano uroczyste nabożeństwa przed posągiem Bogini-Rozumu, odmawiano modli­twy do Robespierre'a[33] i Marata[34] („Robespierze nasz, który jesteś z nami, bądź wola twoja…”). A jedno­cześnie Condorcet[35] i Mably[36] pisali traktaty, które lo­gicznie uzasadniały zwycięstwo rewolucji. Zjawi­ska mistyczne towarzyszyły wtedy filozofii i polity­ce, a środowiskiem, w którym tworzył się ów stop Rozumu i Tajemnicy, były loże masońskie, skupia­jące absolutnie całą elitę europejską, od królów i duchownych począwszy, a skończywszy na woj­skowych i pisarzach.

77

W Polsce ten rodzaj racjonalistycznego mesjanizmu praktykowało Towarzystwo Republikanów Polskich, będące odpowiednikiem rewolucyjnego klubu jakobinów. Utworzone po insurekcji kościusz­kowskiej, za dogmat swój przyjęło wiarę w zwycięstwo Francji rewolucyjnej. Poeta polskich jakobi­nów, Jakub Jasiński[37], pisał tym samym profetycz­nym tonem, co Woronicz i Kniaźnin, a nawet pier­wszy zdaje się w literaturze polskiej użył słowa „wieszcz” w znaczeniu „poeta”: „Słuchajcie wiesz­cza niemylnej przestrogi…” — pisał w wierszu Do egzulantów polskich. (Jeszcze Słownik języka polskiego Lindego podaje jako pierwsze znaczenia tego słowa: wróżbiarz, czarownik.) W tymże Towarzy­stwie Republikanów powstała jednak doktryna, która stała się programem dla stronnictwa ugody z Rosją. Członkiem Towarzystwa był m.in. Józef Kalasanty Szaniawski. Roił on zjednoczenie świata pod władzą filozofów (nie daj Bóg!), a zawiedziony do jakobińskiej i kościuszkowskiej doktryny czynu zbrojnego w oparciu o Francję, przedłożył plan wielkiej, długoletniej konspiracji, mającej na celu moralne przygotowanie narodu polskiego do no­wych przeznaczeń, jakie przyniesie mu — powia­dał — ogólna przemiana moralno-polityczna Euro­py. Przygotowanie to miało polegać — jak u pozytywistów warszawskich drugiej połowy XIX wieku — na rozpowszechnieniu nauki i oświaty. Szaniawski wiele zrobił na tym polu, dopóki nie został cenzorem w Królestwie Kongresowym; jako taki pracował nad zniweczeniem tego, co sam uprzednio zdziałał. Po roku 1831 zasiadał w try­bunale sądzącym uczestników powstania listopado­wego. On to był mistrzem duchowym młode­go Mochnackiego i namówił go do złożenia słyn­nego memoriału o wychowaniu młodzieży w du­chu posłuszeństwa i poszanowania religii i mo­narchii…

78

Z rojeń o słowiańskiej przeszłości Polaków zro­dził się wielki program badań etnograficznych, re­alizowany pod patronatem warszawskiego Towa­rzystwa Przyjaciół Nauk. Że założyciel i prezes tego towarzystwa (Stanisław Staszic) sam snuł utopijne wizje ludzkości szczęśliwej, bo rozumnej (w poema­cie Ród ludzki), i że w swoich majątkach hrubie­szowskich zakładał już wzorowe komórki owej przyszłej ludzkości, że wielki badacz przeszłości słowiańskiej, Zorian Chodakowski (naprawdę Adam Czarnocki, który Zorianem przezwał się od zorzy, a Chodakowskim od chodaków, które wkładał na bose nogi, gdy puszczał się w swoje wędrówki naukowe po kraju), że zatem Zorian ów szukał z maniackim uporem śladów zupełnie mistycznej gminy słowiańskiej i że wszystko wtedy było prze­sycone fantazją, mistyfikacją, a przy tym dziwnie jakoś zsynchronizowane z aktualną sytuacją poli­tyczną, cóż z tego? Wszak Słownik Lindego i zbiory pieśni ludowych Kolberga w tym samym czasie powstawały i z tego samego „ducha”. I poezja Mic­kiewicza, i muzyka Moniuszki.

*

79

Wizja, Zbawienie, Historia, Melancholia, Cierpienie, Władza, Polityka, Polak, PolskaW miarę jak zawodziły Polaków nadzieje po­kładane w słowiańskim ich oswobodzicielu, w mia­rę jak świetlana przyszłość świata wybawionego przez rozumnych monarchów, szlachetne ludy czy światłych filozofów odsuwała się w nieokreśloną przyszłość, a rzeczywistość w ponapoleońskiej Euro­pie kształtowały cyniczne monarchie oparte na po­licji i biurokracji, mesjaniczne wizje stawały się coraz bardziej melancholijne, a coraz bardziej przez to mistyczne. Owszem, Polacy nie rezygnowali z wielkiej roli, jaką odegrać mają w odkupieniu całej ludzkości, lecz heroiczny wątek zwycięstwa i panowania ustąpił miejsca chrześcijańskiemu wąt­kowi odkupienia przez cierpienie i miłość. Naród, Idealista, Polska, Państwo, Nacjonalizm, OjczyznaPierwszy ideę tę sformułował Kazimierz Brodziński[38], w słyn­nej mowie O narodowości Polaków, wygłoszonej w Towarzystwie Przyjaciół Nauk. Po raz pierwszy bodaj pojawiała się wtedy wśród Polaków myśl, że naród może istnieć jako idea, jako miłość, jako los szczególny, gdy go przemoc pozbawi granic i państwowych instytucji. Myśl ta powstała w kraju, w którym nie tamowano wcale wyrazu uczuć na­rodowych, pod warunkiem, że nie będą one sprze­czne z uczuciami do „jednogniezdnego sąsiada”. Po ulicach Warszawy maszerowało polskie woj­sko, białe orły widniały na emblematach państwo­wych, wszystkie gęby pełne były Polski — przy­najmniej na tym skrawku wydzielonym przez mo­carstwa. I wtedy właśnie pisał Kantorbery Ty­mowski[39]:

80
Nie brzeg, gdzieśmy dzień ujrzeli,
Nie święte miejsca, gdzie żyli przodkowie,
Co chwale służyć umieli.
Jest nią narodu nierozdzielna całość,
85
Równa mową, obyczajem;
Na praw puklerzu spoczywa jej trwałość,
Nie ogranicza się krajem.
88

Wtórował mu Maurycy Mochnacki w swo­im Głosie obywatela z Poznańskiego, skierowa­nym anonimowo do senatorów, składających tzw. Sąd Sejmowy nad uczestnikami tajnych związ­ków:

89

„Senatorowie! Wy zapewne odgadujecie, co to jest ojczyzna, owa Jerozolima, owa święta ziemia, obiecana pobożnym i wiernym, którzy się nie kła­niają cielcom i nie ofiarują im? Zaprawdę nie jest nią ta piaszczysta przestrzeń Mazowsza ani Wisła, przerzynająca niezmierzone okiem równiny nasze, ani stolica, ani wspaniałe w niej siedliska władz rządowych, ale jest nią owa wielka myśl politycz­nej niepodległości i nadzieja, że się kiedyś, za przewodnictwem i pomocą Bożą, w jedną nierozdzielną sprzężemy całość, że będziemy twierdzą Europy, pogromem dla złych sąsiadów i wybranym Sło­wiańszczyzny ludem”.

90

Ojczyzna, Polska, Naród, IdealistaOtóż ta intelektualna i mistyczna zarazem idea ojczyzny powstała za czasów kadłubowej niepodle­głości w Warszawie, aby w tragicznej przyszłości popowstaniowej stać się jedyną ideą pozwalającą żyć po polsku i działać dla Polski, na emigracji i w kraju, aż po koniec wieku niewoli.

91

Z mgławic, z doktryn i fantazji ezoterycznych, z utopii filozoficznej, z naciąganych wywodów słu­żących za program ideowy różnym kolejnym kola­boracjom, z wierszy i grafomanii, z dziwactw i egzaltacji, wykrystalizowała się w końcu idea na­rodu czysta, jasna, prosta, wieczna, której najwyż­szy wyraz poetycki nada wkrótce „trójca roman­tyczna”.

92

Józef Ujejski[40] w swej znakomitej książce pt. Dzieje polskiego mesjanizmu ma głęboką rację, gdy uznaje mesjanizm za duchowy zrąb całego pokole­nia porozbiorowego; o dziele owego pokolenia tak pisze: „Olbrzymim wysiłkiem dokonało ono pod ciśnieniem niewoli rewizji wszystkich pojęć, ca­łego poglądu na świat, pracy podobnej do tej, która zaprzątała w Polsce wiek XVI i czasy »przewrotu umysłowego« w wieku XVIII, tylko przy współdzia­łaniu różnych zupełnie czynników emocjonalnych, mianowicie tym razem pod wpływem mniej lub więcej świadomego nastroju mesjanistycznego”. Jak w wieku XVI spór teologiczny o naturę Chrystusa czy kościoła, jak „filozofia rozumu” w wieku XVIII, tak z końcem tego wieku i w początkach wieku XIX przekonanie o nieuchronnej, a bliskiej prze­mianie świata, o szczególnej roli wybitnych jedno­stek i wybranych narodów, o cierpieniach, „pró­bach” i doświadczeniach, jakie świat musi przejść, aby do owej złotej ery dobrnąć, stanowiło podłoże uczuciowe, myślowe i językowe dla uformowania się nowoczesnych idei narodu i klasy.

*

93

Najwyższym wyrazem romantycznego mesjanizmu narodowego w Polsce jest trzecia część Dzia­dów; na proroctwie księdza Piotra można by wła­ściwie zakończyć dzieje polskiej idei mesjanicznej, która zrodziła się w chaosie konfederacji barskiej i pierwszych rozbiorów, aby w latach trzydziestych XIX wieku osiągnąć jasność i wielkość na tę miarę, w jakiej zjawiła się w kulturze europejskiej. Pra­wie dziesięć lat upłynęło od tego czasu; Mickiewicz już przestał być poetą i przestawał być autorytetem dla emigracji, gdy zjawił się u niego w paryskim mieszkaniu gruby człowiek z goloną czaszką, w czamarze, w butach z cholewami, oświadczając, że przyjechał z Litwy jednokonnym wózkiem, pię­cioro dzieci zostawiwszy na opiece boskiej, aby tu, w Paryżu, urzeczywistnić Sprawę.

94

Tak się zaczął skandal z towiańszczyzną, który tyle miejsca zajął w literaturze polskiej i którego sprawca, choć był oczywistym maniakiem, grafomanem, a może i agentem rosyjskim albo przynaj­mniej narzędziem agenta, wszedł do literatury na­rodowej. I odtąd stuletnie dzieje mesjanizmu pol­skiego zbiegły się do dziejów jednej wstydliwej afery towarzyskiej i do tej jednej, antypatycznej postaci mesjasza spod Oszmiany. Ten emigracyjny, histeryczny mesjanizm był zjawiskiem schyłkowym, wtórnym; mesjanizm wyszedł kiedyś z ezoterycz­nych salonów i do nich powracał. Był groteskowy zarówno w swej pierwotnej, jak i w swej ostatniej postaci. Natomiast w całości swojej i na tle epoki jako całości jest zjawiskiem wielkim. I wcale nie jest wstydliwą chorobą polskiej literatury, ale, przeciwnie, jednym z czynników, który ją silnie wiąże z literaturą całej Europy.

Napoleon z nami!

95

„Od strony tej, jak się spodziewamy jego przybycia, są cztery bramy triumfalne, przez które będzie przejeżdżał. Od pierwszego zacząwszy arku[41] już nie­przerwanym pasmem stać będą gminy różnego wie­ku i płci aż do miasta, wołając: «niech żyje…». Na amfiteatrach (…) w pierwszej ławie znajdować się będą młode panny w biel ubrane, rzucające kwiaty pod wóz i śpiewające pieśń pochwalną… Poczynić trzeba jak najskuteczniejsze dyspozycje, aby, ile być może, drogi były uregulowane, mostki na ryn­sztokach dane, ulice i rynek wychędożone[42]”.

96

Takie instrukcje dla władz miejskich Poznania wydał był na przywitanie cesarza Napoleona jego wysłannik, Józef Wybicki. Należy przypuścić, że „pieśnią pochwalną”, której na tę okazję wyuczyły się poznańskie panny, była Jeszcze Polska nie zginęła, skoro autor tych słów był mistrzem ceremonii. Władza, Przywódca, Obyczaje, Polska, HistoriaW uroczystości samej nie ma nic nadzwyczajnego; wedle tego samego rytuału witano Fryderyka Wil­helma III, gdy dwa lata wcześniej przybył objąć we władanie Warszawę, stolicę „Prus Południowych”; tak nazywano urzędowo polskie ziemie, przypadłe Prusom w wyniku trzeciego rozbioru. Świeże były też jeszcze wspomnienia pobytu w Polsce cesarza Rosji, Aleksandra, który jako gość Czartoryskich zatrzymał się w Puławach w drodze do Austrii. Je­chał wtedy na czele swoich wojsk na pomoc Austrii przeciw Napoleonowi. Polaków łudził obietnicami wspólnej walki przeciw Prusom oraz odbudowy całej Polski pod swoim berłem. Wkrótce potem jed­nak odwiedził króla Prus w Berlinie i na grobie Fryderyka Wielkiego zaprzysiągł mu wieczystą przyjaźń. Pod Austerlitz pobici zostali cesarze Ro­sji i Austrii; w rok potem Napoleon wkraczał do Berlina. Wszystkie obietnice płynące dla Polaków z zaborczych stolic zostały unieważnione. Do ziem polskich zbliżał się nowy protektor.

97

Kult Napoleona jest jednym z najciekawszych zjawisk umysłowych XIX wieku; towarzyszy pro­cesowi określania się narodów europejskich, odgry­wając w nim rolę hasła wywoławczego; zjawisko to tym dziwniejsze, że we wszystkich prawie wypadkach pozbawione racjonalnych podstaw. W wypad­ku Polski irracjonalny charakter kultu Napoleona jest szczególnie oczywisty, drastyczny nawet. Bada­nie tego zjawiska poucza o genezie i charakterze wszelkich kultów tego rodzaju oraz mitów utwo­rzonych z politycznej materii. Konsekwencje mitu napoleońskiego są niezmierne, a objawiają się w najbardziej zakorzenionych w świadomości zbioro­wej przekonaniach, w dogmatach, na których opie­ra się zbiorowe życie Polaków, a wreszcie w wąt­kach literackich, które decydują o typie literatury polskiej, stanowiąc jej odrębną, dziwaczną, egzo­tyczną nieomal urodę.

*

98

Polska, Władza, Urzędnik, Szlachcic, SłużalczośćPolacy po trzecim rozbiorze są w stanie uśpie­nia; politycy chwytają wprawdzie każdą obietnicę poparcia swych starań o odzyskanie bytu politycz­nego, wojskowi zaciągają się do każdej armii gotu­jącej się do lokalnego choćby starcia z jednym z trzech zaborców, ale „obywatelstwo[43]” płaszczy się przed każdym monarchą, każdym gubernatorem, każdym wojskiem wkraczającym. Na zawołanie znajdują się nie tylko panny biało ubrane, śpiewa­jące pieśń pochwalną, lecz także dostawy dla woj­ska, a nawet rekruci z wiosek.

99

Polak, Niemiec, Szlachcic, Lud, PolitykaW centrum kraju, w zaborze pruskim, przewa­żała orientacja proberlińska. Wiązała się z liberal­nymi rządami Fryderyka Wilhelma III, który nie przejawiał zamiarów germanizacyjnych, ciężary podatkowe przerzucił na chłopów, faworyzował zaś majątki szlacheckie oraz miasta. Dostęp do portów bałtyckich otworzył szerokie możliwości dla pol­skiego handlu, zwłaszcza dla eksportu zboża. Przyzwoita administracja pruska wprowadziła trochę porządku do kraju, który tak bardzo ucierpiał od anarchii i bezhołowia. Lud, oczywiście, nienawidził Prusaków, zwłaszcza że najmniej korzystał z ich względów, a najwięcej od nich doznawał ucisku policyjnego i skarbowego. Elita natomiast okazy­wała zadowolenie; wielką rolę w kształtowaniu opinii odegrała wtedy loża masońska „Orła Białe­go”, której centrala mieściła się w Berlinie i która członkom swoim narzuciła pruską ideologię. W lo­ży tej skupiało się sporo byłych jakobinów z To­warzystwa Republikanów Polskich, a także byłych legionistów, którzy, po zawarciu przez Napoleona pokoju w Lunéville i rozwiązaniu obu legii, wró­cili do kraju. Królowi pruskiemu dedykował swoje wiersze Cyprian Godebski[44], pułkownik drugiej legii, świadek jej haniebnego wydania przez Francuzów w ręce Austriaków. Gorycz zdradzonego legionisty wypowiedział w słynnym Wierszu do Legiów Pol­skich, a w powieści Grenadier-filozof dał wyraz antyfrancuskim i nawet antyrewolucyjnym nastrojom, jakie rozpowszechnione były wśród niedobit­ków włoskiej kampanii.

100

W powieści tej Godebski opowiada dzieje fran­cuskiego odwrotu spod Mantui. Austriacy wypuścili francuskich żołnierzy, a z nimi pewną ilość ofice­rów — rannych i chorych przede wszystkim — oraz tych, którzy potrzebni byli do konwojowania zwol­nionych z niewoli żołnierzy. Reszta oficerów poszła na trzy lata do austriackiej niewoli, Polacy zaś — jak wiadomo — wcieleni zostali do armii austriac­kiej. Godebski zdołał przyłączyć się do transportu rannych i chorych. W jego opowieści o ponurej wędrówce przez Alpy, przez Sabaudię do Lyonu, pojawia się raz po raz postać dziwnego grenadiera francuskiego, który odznacza się niezwykłym egoi­zmem i zachłannością: nic nikomu nie da, w niczym nie ustąpi, nie pomoże etc. Polscy oficerowie za to pomagają, jak mogą, wszystkim wokół i ostatnim kęsem chleba dzielą się z potrzebującymi. Wreszcie sami znajdują się w krytycznej sytuacji: wtedy na­gle przychodzi im z pomocą niesympatyczny grena­dier. Co więcej, okazuje się, że już wcześniej po­magał innym, ale w taki sposób, aby nie być roz­poznanym jako dobroczyńca. Gdzie tkwi tajemnica tak dziwnego postępowania? Otóż grenadier obser­wował bacznie ludzi, oceniał ich postępowanie względem drugich i dopiero gdy przekonał się o cnotliwości Polaków, wyciągnął do nich rękę, ujawniając swą prawdziwą, dobrą naturę. Rewolucja, Wojna, Cnota, FałszAlbo­wiem cnota — powiada autor — jest jedyną rękoj­mią społeczną, tylko ona może ludzi łączyć z sobą; wojny i rewolucje są dziełem jakiegoś złośliwego demona mieszającego ludzkie rzeczy; wojny i rewo­lucje tworzą jakby odrębny, ciemny wątek dziejów ludzkich, konieczny zapewne i niedający sobą kierować — jak wszelkie nieszczęście. Grenadier-filozof znalazł się wbrew swej woli w armii republi­kańskiej. Pochodzi z Tulonu[45] — miasta, które na rozkaz władz republikańskich zniszczył ogniem artylerii oficer nazwiskiem Bonaparte. „Wiadomy wam los tego nieszczęśliwego miasta — powiada grenadier swoim polskim przyjaciołom — będzie on długo przerażać prawdziwych przyjaciół ludu. Wymordowano jego mieszkańców dla uczynienia ich wolnymi. Zgładzono jego ślady dla zaszczepienia w nim drzewa wolności, a na stosie trupów otwo­rzono księgę praw człowieka…”. Inny znów z ofice­rów opowiada Polakom o losie Lyonu, również zmasakrowanego przez Republikę: „Mój ojciec był przyjacielem sprawy, ale nienawidził środków i stał się z innymi swego zdania ofiarą”.

101

Przechodząc przez Alpy Sabaudzkie, legioniści polscy znaleźli człowieka szczęśliwego. Był to pa­sterz, który żył z dala od miasta, z dala od ludzi, tylko pośród natury. W obrazie tym widne[46] są ślady sentymentalizmu i filozofii Rousseau, lecz zapra­wione elementem nowym: goryczą porewolucyjną, ironią wobec republikańskiego „szczęścia”.

102

„— Widzę — rzeknę do pasterza — że pokój i szczęście udziałem waszej ustroni; ale winszujemy wam nowej onych rękojmi.

103

— Jakiej? — zapyta.

104

— Konstytucji, co wam przynieśli Francuzi.

105

— Oto jest — rzecze — nasza konstytucja — wskazując skały — póki te trwać będą, póty my zo­staniemy wolnymi! Ja ledwo wiem, że w Sabaudii są Francuzi, i nie wiedziałbym o tym, gdybym nie był przymuszony iść niekiedy do miasta dla kupie­nia soli. Widziałem ja tych republikanów szczepią­cych drzewa wolności po rynkach. Ale to nie tam, lecz tu — pokazując na serce — potrzeba je szczepić”.

106

Antyfrancuskiemu, antyrepublikańskiemu, filopruskiemu usposobieniu byłych jakobinów i le­gionistów towarzyszyło przekonanie, że narodowi polskiemu można pomóc teraz jedynie przez pracę nad pomnożeniem jego bogactw i szerzeniem oświaty. Józef Kalasanty Szaniawski stworzył wielki program kształcenia ludu, nawiązujący do progra­mu Komisji Edukacji Narodowej, a Czacki z Drze­wieckim pracowali nad zakładaniem po miastach sieci księgarń. Być może projekty te kryły w sobie jakieś inne jeszcze zamiary: Szaniawski przebąki­wał wszak o „konspiracji” na rzecz oświaty, a te księgarnie miały być także siatką wywiadu i pro­pagandy. Z drugiej strony plany te łączyły się z przedsięwzięciami handlowymi byłych jakobinów. Tworzyli oni w szerokim gronie (do którego nale­żeli także Godebski i Wybicki) jakieś Towarzystwo Handlu Czarnomorskiego. „Jadę teraz w okolice Brukseli — pisał Godebski do Wybickiego (23 grud­nia 1802) — zwiedzę pobrzeże Batawii i powracać będę na Hamburg, Berlin, i zboczę nieco na Wro­cław… Plan mojego wojażu ma mi zapewnić sposób życia bez podległości i ciężaru dla drugich. Miło mi jest wspomnieć, iż w nieszczęściach kraju i ja jakąś cząstkę wziąłem na siebie i że za granicą potąd tyl­ko byłem, pokąd tam plac wojskowy uważałem być wyższy nad środek zarabiania chleba. Wracając do ojczyzny, nie chciałem nikomu z sobą przynosić ciężaru i mam nadzieję, że mojej pracy winien będę własną egzystencję i wywdzięczenie się przyjacio­łom moim. Bądź pan łaskaw, chciej mnie objaśnić, azali[47] znajdujące się kamienie w górach śląskich nie byłyby artykułem handlu we Francji? Jaki jest ich gatunek i walor? Po wtóre chciałbym wiedzieć, czyli[48] nie ma domu kupieckiego we Wrocławiu, któ­ry by był w związku handlowym directe z Brodami i Berdyczowem…” (Archiwum Wybickiego, t. II, s. 7). Z handlowych planów Godebskiego nic nie wyszło; poszedł na preceptora do dworu Jeżew­skich w Rydzewie, a otrzymawszy jakiś spadek, włożył go w wydawanie „Zabaw Przyjemnych i Po­żytecznych”, które chciał wznowić wedle dawnej tradycji. Pismo było nudne, pełne wzniosłych opo­wieści z życia starożytnych oraz tłumaczeń z Rous­seau i Delille'a. Nawet wiersze Jakuba Jasińskiego, które tam drukowano, pozbawione były wszelkiej politycznej treści. Tylko w roczniku 1804 anonimo­wy autor korespondencji z Avignonu pozwolił sobie na aluzję polityczną. „Niekiedy przechodzę się po najlepszym świecie Lejbnicego — zdaje autor spra­wę ze swych lektur — najczęściej przebywam w Rzeczypospolitej Platona, a czasem idę poczytać w nowinach, co się stało z Rzecząpospolitą jedną i niepodzielną…” Lecz zaraz przywołuje się do po­rządku: „Ten wyraz zawadza o politykę, a ja ci przyrzekłem nigdy o niej nie wspominać”.

107

Polska, Niewola, Korzyść, Szlachcic, Mieszczanin, Handel, Przywódca, Żołnierz, IdealistaW takim usposobieniu zastał Polaków Napo­leon. Dodajmy do tego, że w dwóch pozostałych za­borach stosunki ułożyły się podobnie. Polacy w za­borze rosyjskim nie doznawali żadnych prześlado­wań ani za Pawła I, ani za Aleksandra; ten ostatni zmienił nawet politykę wobec kościoła katolickiego i pofolgował trochę unitom. Dla szlachty i miesz­czaństwa zabory okazały się od najlepszej strony, albowiem nie zdążyły jeszcze objawić się ich skutki ujemne: otwarcie drogi do Bałtyku w zaborze pru­skim, a do Morza Czarnego w zaborze rosyjskim, stwarzało koniunktury od wielu lat nieoglądane w Rzeczypospolitej. Najgorzej było może w zaborze austriackim, toteż stamtąd uciekano najwięcej na zachód i najzacieklej konspirowano w Galicji.

108

Polska w niewoli usnęła — legiony były spra­wą właściwie symboliczną, bardzo daleką i zupeł­nie przegraną; były ponadto już sprawą dawną, po­nieważ w bardzo szybkim biegu ówczesnej historii siedem lat, które upłynęły od ich likwidacji, stano­wiły epokę całą, wystarczającą na to, aby zmienić zupełnie orientację polityczną, filozofię życia i je­go cel. Józef Wybicki, współtwórca legionów i autor słów o Bonapartem, co „dał przykład, jak zwyciężać mamy”, na miesiąc przed wkroczeniem Francuzów do Polski, gdy wojna już trwała, tak pisał w listach z Drezna, dokąd podróżował za interesami jako spo­kojny, lojalny, wyróżniony nawet urzędami obywa­tel królestwa pruskiego: „Tu ani wiemy o wojnie. Armie wszystkie przeszły o kilkanaście stąd mil na­przód ku bawarskim granicom. Jak pruskie, tak saskie wojska w niezmiernym są zapale; wszystko zda się zaręczać im zwycięstwo”. W parę dni potem (14 października): „Pierwszą potyczkę wygrali Francuzi, w drugiej mężnie przez Prusaków i Sa­sów porażonymi zostali”. A więc wyraźnie życzy zwycięstwa Prusakom! Pisze to w listach prywat­nych, a gdyby obawiał się cenzury, mógłby po pro­stu o polityce milczeć… 28 października Wybicki dostaje z Berlina, zdobytego przez Francuzów, krót­ki bilet podpisany przez generała Dąbrowskiego: „Je vous prie, mon très cher ami, de venir sur le champ à Berlin…”. Wybicki nie ociąga się — pędzi do Berlina, wraca stamtąd z instrukcjami, które przekazuje następnie Polakom w formie odezwy, wydanej w dniu 4 listopada: „Polacy! Napoleon Wielki, niezwyciężony, wchodzi w trzykroć sto ty­sięcy do Polski. Nie zgłębiajmy tajemnic zamysłów, starajmy się być godnymi jego wspaniałości”. Dwa tygodnie temu będący jeszcze karnym urzędnikiem pruskim, Wybicki dziś nakazał Polakom bezwzględ­ne posłuszeństwo Napoleonowi — niezależnie od je­go zamiarów co do Polski; nie cesarz miał, według Wybickiego, zabiegać o względy polityczne Pola­ków w zamian za pomoc finansową, lecz, przeciw­nie, Polacy mieli stać się godni jego wspaniałości. W tym jednym zdaniu swojej odezwy Wybicki za­warł całą bodaj treść polskiego bonapartyzmu.

*

109

Zastanawiano się nad nią wielokrotnie. Najpeł­niej i najpiękniej ujął może to zagadnienie Marceli Handelsman[49]w zakończeniu swojej książki pt. Na­poleon i Polska: „Minęły czasy cesarstwa, rozpadło się państwo Napoleona, sam on znikł od dawna, lecz nie zmienił się stosunek do niego narodu pol­skiego. Osoba jego po śmierci, jak i za życia, nie przestawała być przedmiotem gorącego umiłowania jednych i namiętnej nienawiści drugich… Kiedy szła w świat ukuta na Św. Helenie, a rozrzucona przez bonapartystów legenda oficjalna, żyła swoim życiem odrębnym legenda polska (…) żyła w poezji polskiej, żyła w powieści, a szczytowym jej mo­mentem był Mickiewicz. Mijały lata, zacierało się wspomnienie, legenda nowe przybierała kształty (…) Czy słuszna była ta legenda i gdzie szukać należy źródeł owego trwałego wpływu, niesłabnącego uro­ku wielkiej postaci…? Dla nas obojętną jest rzeczą, jakim był osobisty stosunek cesarza do Polski i Po­laków, czy pragnął on odbudowy Rzeczypospolitej, jaki posiadały charakter jego plany, czy można dopatrzyć się w nich szczerości, czy korzystną była służba francuska, i tyle innych pytań… Przywódca, PolskaLegenda wyrosła nie ze stosunku cesarza do Polski… Po­wstała jako późniejsze w świadomości narodowej odbicie krótkiego okresu walk i nadziei, zamknęła, w formie sprowadzającej wszystko do osoby Na­poleona, znaczenie w życiu naszym jego czasów. Sa­mo życie cesarza, będące ucieleśnieniem niemożli­wości, ziszczeniem nieziszczalnego, uderzać musiało świadomość naszą i wydawać się jakimś cudem (…) Dla narodu, który w ciągu stulecia całego przecho­dził jeno od nieszczęść do katastrof i mimo to rwał się do życia, który mimo klęski nieustannie nie przestawał żyć i nie zatracił wiary w odrodzenie własne (…) dla takiego narodu cudowne dzieje korsykańskiego szlachcica stać się musiały jedną z najbardziej krzepiących opowieści”.

110

Wybicki w swej odezwie na powitanie cesarza i Marceli Handelsman w sto lat po śmierci więźnia ze Św. Heleny powiedzieli to samo: Przywódca, Marzenie, Polak, Polska, Historia, Korzyść, Idealista, Polityka, TajemnicaNapoleon jest dla Polaków wielkością niezaprzeczoną bez wzglę­du na to, co im da czy dał. Wybicki jeszcze sam nie wiedział, dlaczego tak mówi; słowa te podyktowała mu albo stara jego legionowa pretensja, albo sam cesarz. Handelsman, jako historyk z perspektywy stu lat widząc rzeczy, powtarzał to samo, choć wie­dział już wszystko: cała epopeja napoleońska wy­niszczyła doszczętnie Polskę, nie dając jej w za­mian nic. Napoleon zdradzał Polaków tak, jak ich przedtem zdradzał Dyrektoriat. Po zwycięskiej kampanii w Prusach Wschodnich, prowadzonej przy pomocy polskich oddziałów, w oparciu o pol­skie dostawy żywności i paszy, za polskie pieniądze z kontrybucji, z Polską jako bezpośrednim zaple­czem armii. Napoleon zawarł w Tylży pokój, w któ­rym dokonał czwartego rozbioru Polski: z części dawnego zaboru pruskiego wykroił Księstwo War­szawskie, tak nazywane, aby nazwą „Polska” nie obrażać monarchii zaborczych, oddał to księstwo sprzymierzonej z nim dynastii saskiej (zgodnie zresztą z postanowieniami Konstytucji 3 Maja), na­rzucając zarazem arbitralnie konstytucję arystokra­tyczną i kagańcową, nic wspólnego niemającą z republikańskim duchem francuskim. Wydobył z Polski, co się dało, wojska, i posłał je na front hiszpański, na wojnę straszną i haniebną. Zarzucił Polaków nowymi obietnicami, gdy wyprawiał się na Rosję (przywdział nawet mundur polskiego oficera, gdy przekraczał Niemen), ale wiadomo, co z tej wyprawy wyniknęło. Nikt nigdy bardziej Pola­ków nie wykorzystał. Żaden ze sprzymierzeńców nie potraktował ich brutalniej. I nikogo bardziej nie ukochali. Oto tajemnica.

111

Polacy nie byli jedynym narodem europejskim przez Napoleona wykorzystanym, a nawet ujarz­mionym, ani też jedynym, który go tak umiłował. Kult jego szerzył się w Europie przez cały XIX wiek, przy czym datą, która oznacza prawdziwe je­go narodziny, jest rok 1821 — rok śmierci cesarza na Wyspie Św. Heleny. W tym czasie najbardziej podatne na ten kult były Włochy. Podatne są w ogóle na podobne formy uwielbienia, posiadają przy tym prawdziwą, spontaniczną poezję ludową, która legendy z niezwykłą szybkością stwarza i rozgłasza. W roku 1821 tak śpiewano w Lom­bardii:

Był człek wszechpotężny,
całym światem wstrząsnął,
teraz zniknął, przepadł
w przepaściach niebytu.
Umarł na chorobę,
całkiem jak tragarz,
papież albo zwykły grajek…
112

Przywódca, Zaświaty, PoezjaNapoleon we włoskiej poezji ludowej stał się postacią nieśmiertelną, jak kiedyś był nią Fryderyk Barbarossa, o którym powiadano, że zasnął tylko, że broda mu rośnie, rośnie, aż kiedyś król Obojga Sycylii wstanie spowity w swoją długą, długą bro­dę, aby wyzwolić biedny lud z niewoli. O Napoleo­nie śpiewano, że pochowano go potajemnie pod Pi­ramidami, a tam duch jego spotyka się nocą z Aleksandrem Wielkim — o którym w średniowieczu także przecież układano pieśni i także wierzono w jego nieśmiertelność.

113

Ożyje, przyjdzie wyzwolić biedny lud. „W tej epoce wszyscy byli mesjanistami” — pisałem w po­przednim rozdziale. Intelektualiści wierzyli za Heglem w rozum dziejowy, który się urzeczywist­nia w dziejowej syntezie; lud wierzył w Napoleona. Ale wiara intelektualistów dziwnie mieszała się z wiarą ludową; dlaczegóż to Mickiewicz po swoim słynnym wykładzie w Collège de France, w którym wieszczył nową epokę, rozdawał portrety Napoleo­na? Osobliwą moc dziejową przypisywał Napoleo­nowi także Hoene-Wroński[50] — uważał go mianowi­cie za „Parakleta” — Ducha Bożego, który przy­szedł zaprowadzić na świecie boski porządek… Pol­skich utworów literackich poświęconych Napoleo­nowi nie ma wcale tak dużo — jeśli, rzecz prosta, nie liczyć bogatej twórczości panegirycznej z cza­sów jego pobytu w Polsce. Wiersze bezpośrednio cesarzowi poświęcone nie wychodzą poza ogólny kanon uwielbienia wielkiego człowieka; nawet wiersz Słowackiego Na sprowadzenie prochów Napoleona razi konwencjonalną solennością. Na­poleon stał się potem, pod koniec XIX wieku, bohaterem biograficznej plotki, przedmiotem nieskoń­czonych dysertacji historyczno-wojskowych oraz postacią z powieści dla młodzieży. Młodość, Władza, Ambicja, MarzenieJednakże przekształcenia jego postaci nie wyczerpują wcale owe­go mitu napoleońskiego, który realizuje się w in­nej, zmetaforyzowanej postaci: Napoleon mianowi­cie wcielił się w polskiego bohatera romantycznego, zarówno w literaturze (Konrad — Kordian), jak w życiu politycznym. Dla całego pokolenia roman­tycznego Bonaparte był po prostu młodzieńcem, który sięgnął po władzę. Jak o żołnierzach napoleońskich mówiono, że każdy z nich nosi buławę marszałkowską w tornistrze, tak każdy ambitny człowiek w epoce ponapoleońskiej mówił sobie, że ma koronę cesarską w biurku. Po Napoleonie na­stała epoka karier szybkich i olśniewających w hi­storii. Większość tych uzurpatorów władzy, ideolo­gii, literatury kończyła wcześnie, jakby wyczerpana wysiłkiem nadmiernym i zbyt szybkim. Iluż ich zga­sło ledwo po trzydziestce! Ilu ich pochłonęły wię­zienia czy doły egzekucyjne Ale weszli całą hurmą do historii i pozostali w niej — nieraz dzięki czy­nom, które w innych epokach nazwano by szaleń­czymi, niemądrymi czy po prostu uznano by je za błahe. W tej epoce wszystkie światła zwrócone by­ły na młodych, ambitnych ludzi. Słusznie więc pi­sze dalej Marceli Handelsman: „Przed jednostkami silnymi o wielkich temperamentach i dalekich ce­lach otwierały się niesłychane perspektywy, rodzi­ła się dla nich możność rozwinięcia w całej pełni sił swoich. Europa staje się jednym wielkim pobo­jowiskiem, gdzie walczą ze sobą nie tylko sztuka militarna, talenty strategiczne, wyższe zdolności bojowe, lecz także sprawność, dzielność, walecz­ność osobista. Indywidualności i narody — mimo ucisku — znalazły się w warunkach umożliwiają­cych objawienie posiadanej energii”.

114

Cud, HistoriaKrótko mówiąc, Napoleon stał się postacią cu­du historycznego, którego wyczekiwał wciąż ujarz­miony naród; stąd uwielbienie, które miał ów naród dla człowieka wbrew faktom, nakazującym go raczej nienawidzić.

*

115

Historia, Czas, Przemiana, Wizja, MitHistorycy popełniają zawsze jeden i ten sam błąd: myślą, że historia jest całą substancją życia i że wypełnia ona cały czas ludzki. Historia jest ruchem mas ludzkich, idei, ruchem zmierzającym do nieustannych zmian. Skupieni na owym ruchu, historycy nie zauważają, że odbywa się on w ryt­mie bardzo zmiennym. Raz bardzo spiesznym, in­nym razem tak powolnym, że zdaje się w ogóle zanikać. Okresy zamierającego ruchu historyczne­go przepadają zupełnie z pola obserwacji historyków, chociaż one właśnie stanowią główną „masę” czasową i ciążą w przeważającej mierze nad for­mowaniem się mitów zbiorowych: właśnie wtedy one powstają, aby zapełnić pustkę historyczną. Są przecież produktem wyobraźni, która tym jest żyw­sza, im człowiek mniej aktywny. Mity są kompen­sacją, są rodzajem nerwicy zbiorowej, znakami dla uczuleń.

116

Polska, Przywódca, Kobieta, Mężczyzna, Miłość niespełniona, Historia, MitOtóż Napoleon, zwycięzca trzech zaborców Polski, wtargnął do Polski rozbudzonej do walki i wycze­kującej tylko chwili do powstania, niegotowej do czynów, ale uśpionej i pogodzonej z losem. Dobrze wyczuwał tę sytuację, skoro Dąbrowskiemu, zdaje się, oświadczył jeszcze w Berlinie, że na miejscu zobaczy, czy Polacy są godni tego, aby być wolnym narodem. Te słowa były znane. Nie wywołały obu­rzenia ani niechęci. Przeciwnie, społeczeństwo sta­wiło się posłusznie jak na wezwanie władcy. Napo­leon nie wyzwolił Polski, ale ją zajął, podbił, upokorzył — militarnie, gospodarczo i duchowo. Za­chował się wobec Polaków wzgardliwie, jakby nie dość kochali wolność i nie umieli o nią walczyć ani na jej rzecz pracować. Słowa Wybickiego do Pola­ków, aby „starali się być godnymi wspaniałomyśl­ności cesarza”, były prawdopodobnie echem jakichś impertynencji usłyszanych w Berlinie. Napoleon zachował się wobec Polski jak mały, brzydki mężczyzna wmawiający bardzo pięknej kobiecie, że jest brzydka, zimna, niezdolna do prawdziwej miłości, że on ją dopiero nauczy, byle mu się poddała bez­względnie. Jeżeli kobieta ma słaby charakter i kompleksy utajone, pójdzie za takim karłem na skraj świata. Polska nie była piękną kobietą, Na­poleon nie był karłem — ale układ psychologiczny był podobny: Napoleon uzyskał to, czego nie zdołał uzyskać żaden z zaborców — był pierwszym i jedy­nym okupantem, który Polskę rzeczywiście podbił. Umiał ją upokorzyć! I to upokorzenie zostało w pa­mięci narodu jako miłość, jako fascynacja, jako ro­dzaj nerwicy zbiorowej; odnawiało się nie tyle w momentach walki, napięcia, poświęcenia, lecz wła­śnie w epokach marazmu, lojalizmu, snu historycz­nego.

*

117

Pycha, Żołnierz, Pogarda, Przywódca, Polska, Polak, Marzenie„Kogo spotkałeś wtedy na ulicy strapionego lub kobietę łzami zalaną — pisze współczesny pamiętnikarz — był to niezawodnie właściciel lub właścicielka domu, żaląca się na Francuzów. Po uli­cach słyszałeś tylko francuskie słowa, hałas i tartas przy tym niesłychany: tu kobiety ustępować muszą z dorożki jakimś grenadierom, ówdzie woltyżery zabierają konie i wóz piwowarski… Kto był w teatrze, wesołym też nie wracał, bo tam jak w domu zajezdnym, krzyki i głośne gadania Francuzów. W kościele podczas nabożeństwa zamiast dzwonu bębny tylko słyszałeś. W traktierniach zastawałeś prawdziwe piekło, widziano nieraz, iż gdy nie po­dobała się jakaś potrawa Francuzowi, razem z tale­rzem wyrzucał ją za okno; nieprędko jeść mu da­wano, tłukł, co miał przed sobą”.

118

Nietrudno spostrzec, że wszystko to nie były klęski zbyt straszne; jest to opowieść łyka przera­żonego tym, że w ogóle coś się dzieje. Dziwne, jeśli się zważy, że to samo miasto przeżyło zaledwie dwanaście lat temu wkroczenie Suworowa… Pa­mięć ludzka jest krótka, Warszawa zdołała uwie­rzyć w to, że jest małym, spokojnym, prowincjo­nalnym miastem Prus Południowych. Liczyła wte­dy zaledwie 68 000 mieszkańców. Armia francuska, która wkroczyła tu w listopadzie 1806, liczyła po­nad 60 000 ludzi: na jednego mieszkańca — jeden żołnierz. Była to armia zwycięska, zdemoralizowa­na długą kampanią w Niemczech; armia wciąż rewolucyjna — to znaczy butna i pełna pogardy dla obyczajów i stanu posiadania podbijanych ludów. Jakiś oficer, który zajął dom księdza prymasa Wo­ronicza, kazał poecie-biskupowi buty sobie z nóg ściągać… I prymas ściągnął! Francuzi kazali płacić, żywić, werbować — Polacy wykonali wszystko. Warszawa stała się wtedy faktyczną stolicą cesar­stwa. Zjechał tu Talleyrand z całym aparatem służ­by zagranicznej, otoczony przedstawicielami ob­cych państw, kurierami, obserwatorami etc. W Warszawie cesarz przyjmował posłów Austrii, Persji, Turcji. Potrzebował dworu, i stworzył go sobie z polskiej arystokracji. Warszawa połączona była z Paryżem gorącą linią kurierską. Była przez parę miesięcy 1806 i 1807 roku centrum ówczesnej Europy! Napoleon ją upokorzył i olśnił zarazem; poniżył i wywyższył. W ciszę historyczną wtargnął z olbrzymią wrzawą; to przebudzenie utkwiło w pamięci narodu na długo. I w tej postaci budziciela, wielkiego szydercy, Napoleon pojawi się w pi­smach historyków, takich jak Askenazy czy Han­delsman, a w literaturze — anonimowo — np. u Stanisława Brzozowskiego — jako temat owego uśpienia w historii, filisterstwa duchowego, ocze­kiwania na cudze czyny. Każdy myśliciel czy mąż stanu w Polsce, chcący odegrać rolę pedagoga wo­bec narodu, wcielał się w Napoleona, który szydzi, ukazuje złote perspektywy, wprowadza Polskę w orbitę świata, po czym znika.

119

Na kilka miesięcy 1806/7 roku Warszawa stała się Paryżem. Cesarz ćwiczył artylerię konną na placu Saskim. Talleyrand urzędował na Wierzbo­wej. Jak się zachowali warszawiacy? „Niejeden, chociaż nie Francuz, po francusku łajał, wymyślał krajowi i obyczajom, a ganił wszystko w mieście, w którym się urodził. Francuszczyzna w naszej Warszawie tak wtedy zagnieździła się, iż nawet po sklepach i kramikach Żyd i Żydówka łamanym francuskim językiem do swoich dawnych znajo­mych mówili…”.

120

Prosty lud na swój sposób pojął, że dzięki obecności cesarza jest innym ludem. Miał go potem za to nie kochać?

Podręcznik wielkości

121

Mówi się, że literatura jest nieśmiertelna; gdy już któreś z jej szczęśliwych dzieł przetrwa pierwszą próbę czasu, pozostanie na zawsze, na wieczność kulturalną, w pamięci zbiorowej. Homer — powia­damy — albo Szekspir… Może to i prawda. Jest jednak jedna książka, na której nie sprawdziło się prawo „pierwszej próby”. To Żywoty sławnych mężów Plutarcha[51]. Kariera tej książki była wprost niesłychana. Popularność jej w Rzymie i Grecji jeszcze za życia autora (Plutarch żył między 45 a 125 rokiem naszej ery) i zaraz po jego śmierci by­ła taka, iż był on jedynym greckim pisarzem, któ­remu postawiono pomnik; ten pomnik w rodzinnej Cheronei Plutarcha pokazywano jeszcze w staro­żytności na równi z posągiem lwa, postawionym na polu słynnej bitwy, którą w tej miejscowości sto­czył z Ateńczykami Filip Macedoński. Dla Greków musiało być coś symbolicznego w tym, że pisarz, który ich rozsławił w latach upadku, gdy już byli tylko prowincją rzymską, urodził się w tych Ma­ciejowicach ateńskich, w Cheronei właśnie, gdzie skończyła się historia Aten.

122

Plutarch przechodził potem zwycięsko przez wszystkie próby historyczne. Za swego przyjęła go chrześcijańska Europa, gdyż łatwo znaleźć w nim rysy wspólne z kulturą chrześcijańską. Potępił okrucieństwo i egoizm; gorszył się surowością Katona Starszego, który wypędzał od siebie postarza­łych niewolników, aby nie byli ciężarem w gospo­darstwie. Plutarch piętnował nawet pychę, za­zdrość, nie mówiąc o rozpuście, która budziła w nim odrazę. Tylko łapówkami i podstępem nie brzy­dził się, gdy przynosiły korzyść ojczyźnie, i kłam­stwo także pochwalał, gdy było pożyteczne. Nieznane więc były średniowieczu wielkie imiona Sofoklesa i Arystofanesa, nie czytano Tukidydesa ani Hezjoda, za to czytany był i komentowany Plu­tarch — i jako historyk, i jako moralista.

123

Przyjęli go, oczywiście, humaniści. Wszak kre­ślił wielkie charaktery, a bohaterowie jego byli wielcy, śmiali. Każdy z nich spełniał na swój sposób ideał humanistyczny człowieka: jeden przez ogrom­ną cnotę, drugi przez ogromną ambicję, trzeci przez ogromną dzielność, wszyscy przez to, że żywoty swoje przeżywali w ogromnej skali. W XVI wieku zaczęto Plutarcha tłumaczyć na języki narodowe. Pierwsze było tłumaczenie francuskie, które stało się po prostu biblią wybitnych Francuzów. „Plutar­cha kochać — to mnie kochać” — miał powiedzieć Henryk IV[52]. „Zginęlibyśmy bez niego, on nas na­uczył mówić i pisać” — napisał Montaigne[53]. Z lek­tury Plutarcha zrodziła się nowożytna, to znaczy humanistyczna i pseudoklasyczna, tragedia francu­ska. „Czym Homer dla greckiej, tym Plutarch był dla francuskiej tragedii” — pisał Brunetière[54]. W an­gielskim przekładzie Northa z roku 1579 czytał Plutarcha Szekspir i od niego wziął postacie Koriolana, Cezara, Antoniusza, Brutusa…

124

Ceniono Plutarcha w wieku Oświecenia; wy­kształcili się na nim przywódcy wielkiej rewolucji; lekturę Żywotów wprowadzono obowiązkowo do szkół wojskowych — rozczytywał się w tej książce Bonaparte, przy czym szczególnie umiłował życio­rys Aleksandra Wielkiego. A w Polsce Stanisław Konarski[55] zalecił Plutarcha szkołom pijarskim; Jó­zef Wybicki pisze we wspomnieniach, że prefekt jego zalecił mu czytanie Żywotów sławnych mężów zamiast żywotów świętych, które stanowiły dotąd jedyną lekturę umoralniającą i jedyne źródła „wzo­rów osobowych”. W Polsce czytano Plutarcha po francusku. Dopiero w 1801–1805 dokonał nowego tłumaczenia ks. Filip Neriusz Golański, ojciec pijar, i wydał pt. Sławni ludzie i onych porównania — Plutarcha dzieło historyczne, moralne i filozoficzne. W tym przekładzie zapoznali się z wielkimi mężami Grecji i Rzymu Mickiewicz, Słowacki, Mochnacki, Goszczyński[56], Nabielak[57] — każdy z nich wyznaje, że Plutarch był jedną z pierwszych książek w dzieciń­stwie czytanych, że nad nim doznawał najpierwszych wzruszeń patriotycznych i snuł najwcześniej­sze marzenia o sławie i wielkości. Napoleonidzi, belwederczycy, ludzie roku 1846 i 1848, i roku 1863, wszystkie pokolenia romantyczne, romantycy wszystkich odcieni i wszystkich namiętności — po­litycznych i literackich — wykształcili się na Plutarchu, który dla nich był tym, czym dla pokoleń późniejszych była lektura np. Nietzschego[58] albo Bebla[59]. Zajęcie Plutarchem ustaje właśnie wtedy, gdy zjawiają się na horyzoncie najpierw teoretycy pozytywizmu i socjalizmu, a później Nietzsche ze swą własną wizją wielkości. Dzieciństwo, Młodość, KsiążkaNa początku naszego wieku już nikt Plutarcha nie czyta z młodzieńczy­mi wypiekami na policzkach — najwyżej z obo­wiązku.

125

Czego w nim ludzie szukali? Wzorów postępo­wania? Więcej: wzorów biografii — a więc nie tyl­ko wytycznych dojrzałego działania, lecz wzorów samego dojrzewania, wzrastania, stawania się człowiekiem do działania zdolnym. „Młodzie­niaszek w wolnym czasie od nauki nie jak inni na próżnowaniu albo igrzyskach czas trawił. Spostrze­gano, że zawsze coś myślał i rozważał: to mowę ja­ką układał na obronę, to na skargę któregoś ze współrówieśników. Dlatego mu tak często mawiał jego nauczyciel: «Moje dziecię! Nic miernego z cie­bie nie wyrośnie, lecz albo co bardzo dobrego, albo bardzo złego…»”. Z dziecięcia tego wyrósł Temistokles. Plutarch narzucił wszystkim ambitnym mło­dzieniaszkom ów typ sensata[60], chłopca poważnego, unikającego raczej rówieśników, szukającego zaś samotności lub towarzystwa starszych. Dziecię ro­śnie dla spełnienia celów, które zawczasu sobie układa — a najwyższe z tych celów są polityczne; marzy o sławie, a najlepszym jej rodzajem jest po­lityczna: „Nie umiem, prawda, strun nawiązać — powiada o sobie Plutarchowy Temistokles — ani grać na lutni nie umiem. Ale dajcie mi najmniej­szy kraj albo nieznaczne miasteczko, potrafię mu zrobić sławę i wielkie imię…”. Mały kraj lub mia­steczko — mój Boże, tylko tyle… Dzieciństwo jest usilnym ćwiczeniem przyszłych cnót, ascezą, której reguły narzuca sobie sam chłopiec, jeśli jest na­prawdę silny i do wielkości stworzony. Kiedyś przyjdą czasy, gdy typ sensata samotnego i ambit­nego stanie się z pozytywnego negatywnym, aby ustąpić miejsca wesołemu, dobrotliwemu, piegowa­temu łobuziakowi z powieści dla młodzieży, na któ­rych wychowywać się będą kolejne generacje z końcem XIX wieku i w wieku naszym. We wszy­stkich życiorysach Plutarcha i w tych, które na je­go wzór tworzono przez dziewiętnaście stuleci, pod­kreślano dojrzewanie przyspieszone: wybitne dziec­ko jest zawsze nad wiek rozwinięte, nad wiek wykształcone, nad wiek poważne; odsuwa się od ró­wieśników, wstydzi się swego wieku niedojrzałego, nie może się doczekać chwili, gdy mu danym bę­dzie chwycić za broń lub objąć urząd. Gdzie czasy, kiedy młodość stanie się najpiękniejszym i najbar­dziej chwalonym okresem życia, kiedy dzieciństwo stanie się wiekiem złotym czy też ekspozycją całe­go życiowego dramatu. We wzorze Plutarchowym dzieciństwo jest wyłącznie szkołą i jak gdyby wstępną przeszkodą do przebycia. Natomiast we wzorze stworzonym przez psychoanalizę dzieciń­stwo jest modelem całego życia — jego zagadką już w pełni zarysowaną, którą przez resztę czasu czło­wiekowi przyjdzie rozwiązywać i tłumaczyć. W dzieciństwie — wedle psychoanalizy — zawarte jest wszystko: należy je przeto przeżyć intensyw­nie, na oślep, ulegając instynktom i popędom, aby jak najwięcej zgromadzić materiału psychologicz­nego na czas późniejszy. Freud odwrócił porządek życia: wedle niego jest on ruchem wstecznym, po­wracaniem do źródeł. W porządku klasycznym, Plutarchowym, ruch ten był postępem: był przej­ściem od nieczynności dziecinnej do dojrzałej działalności, od nieświadomości do wiedzy i do mądrości: starość, którą Plutarch podnosi do naj­wyższej godności, zwłaszcza w życiorysie Katona Starszego, była apogeum mądrości, powagi i zna­czenia. Wszystko się w naszych planach życiowych odwróciło, gdy przestaliśmy być wierni Plutarcho­wym wzorom. Pierwszą naszą lekturą nie są życio­rysy wielkich ludzi, lecz przygody naszych rówie­śników, chłopców zwykłych jak my, którzy nie troszczą się wcale o to, co z nich wyrośnie, lecz w szczęśliwym przekonaniu, że dzieciństwo i mło­dość są najlepszą cząstką ich życia, starają się wy­dobyć z niedojrzałości, niewiedzy, nieodpowiedzial­ności wszystkie uroki, wszystkie smaki. Życie staje się nieustanną linią schyłkową, tym smutniejsze, im dalsze od początku. Żyjemy dopiero w pierwszym stuleciu tej „nieplutarchowej” biografii, która jako wzór moralny utrzymywała się prawie dwa tysiące lat. Tyle co chrześcijaństwo, którego była rówie­śniczką.

*

126

Plutarch był Grekiem i Rzymianinem jedno­cześnie; był patriotą greckim i obywatelem rzym­skim. Bardzo kochał Grecję, a Rzymem był zafa­scynowany i służył mu wiernie. Z tej dwoistości wewnętrznej powstała paralelna kompozycja książ­ki: Żywoty sławnych mężów składają się z dwu­dziestu trzech porównań wybranego „męża” grec­kiego z wybranym „mężem” rzymskim: Tezeusza z Romulusem, Likurga z Numą Pompiliuszem, Solona z Waleriuszem Publikolą, Temistoklesa z Kamillusem, Peryklesa z Fabiuszem Maksimusem — i tak dalej.

127

Możność takiego kojarzenia podobieństw w czasie i przestrzeni historycznej wynika z przeko­nania o jednorodności ludzkich dziejów. Kondycja ludzka, Cnota, HistoriaW naszym, to jest współczesnym, ujęciu historii dominuje za­sada zmienności, niepowtarzalności, nieporównywalności. Mówimy, że ludzi tworzą okoliczności i warunki, że nie tylko zmienne są charaktery, ale nawet pojęcie charakteru zmienia się w czasie, że nie to samo jest cnotą w jednym stuleciu, co bywało w poprzednim, że o wartościach ludzkich decyduje ustrój polityczno-gospodarczy, w którym ludzie żyją, a ten ustrój znów zależy od stosunków produkcyjnych. Nie umiemy porównywać ze sobą dwóch epok, dwóch państw, dwóch ustrojów czy dwóch bohaterów historycznych, ponieważ historia jest dla nas realizacją naoczną prawdy o względ­ności wszystkich miar, ocen, wartości. Nie umiemy inaczej myśleć. Tymczasem na takim porównaniu powstała cała olbrzymia kultura, która wcale nie zamyka się w granicach czasowych historii Rzymu. Rzym przyrównał się do Grecji, Rzymianie uznali się za spadkobierców Grecji. Powstała paralelna drabina wartości, paralelna mitologia, paralelna fi­lozofia polityczna i moralna. Historia, PaństwoHistoria dla Rzymian była po prostu polem poszukiwania ideału. Uznali się za powołanych do wcielenia owego ideału w ży­cie, ponieważ los dał im dość siły i szczęścia, aby mogli korzystać z dobrodziejstw rozumu. Fortu­na — pisze Plutarch — weszła w historię Rzymu, „aby zdjąć swe sandały i pozostać w niej na za­wsze”. Paralelizm grecko-rzymski stworzył jedność kultury antycznej; gdy Rzym upadł, przejmowały kolejno jego ideały polityczne i jego rolę w świecie Bizancjum i cesarstwo Karolingów, i cesar­stwo rzymskie narodu niemieckiego, a w końcu wszystkie monarchie uznawały się za nowe wciele­nie Rzymu, wszyscy monarchowie przyrównywali się do rzymskich cezarów, wszystkie republiki po­woływały się na rzymskie i greckie wzory, a histo­rycy wszystkich narodów wywodzili ich dzieje od Rzymian, od jakichś wygnańców rzymskich czy wędrowców, tak jak kiedyś Rzymianie wywiedli się od wychodźców z Troi. Polska, Historia, Literat, Polityka„Krak był Rzymianinem, wywodził swój ród z rodziny Grakchów, z której to dwaj Grakchowie, mianowicie Tyberiusz i Gajusz zginęli…, a on wówczas opuściwszy Rzym udał się do Polski, gdzie szukał spokoju i schronienia, i w Polsce w ten sposób osiągnął władzę…”. Tak pi­sze Długosz o władcy, któremu przypisuje dzieło ustanowienia w Polsce pierwszych instytucji poli­tycznych. W ślad za Długoszem wszystkie rody szlacheckie w Polsce wywodziły się od rodów rzymskich… Istotniejsze było jednak to, że ustrój polski wzorowany był na rzymskiej republice, i to, że Polacy historię własnego kraju pojmowali tak, jakby była ona nową wersją historii Rzymu, i że tym wielkim wzorem historycznym nieustannie sa­mych siebie tyranizowali. Z rzymskiej pozy zresztą zrodził się polski katastrofizm — gdy jeszcze Pol­ska była wielkim mocarstwem, jej moraliści (Piotr Skarga, Szymon Starowolski) uderzyli w ton kasandryczny i wieszczyć poczęli niechybną zgubę narodowi, rzeczypospolitej. Dziwimy się temu: jak to możliwe, aby w normalnym państwie powstała myśl o zgubie? Czyżby Polacy zawsze, nawet przed rozbiorami, tak niepewni byli swego istnienia? Otóż w tym wypadku również działał przykład Rzymu: Rzym upadł, więc kto Rzym naśladuje w jego po­tędze, musi się liczyć z tym, że podzieli kiedyś los tamtej potęgi. A ta rzymska poza „starożytnych Polaków” nie była bynajmniej ich wyjątkową ce­chą, lecz — jak powiedzieliśmy wyżej — cechą wszystkich państw europejskich. HistoriaParalelizm histo­ryczny stworzył jedność kulturalną Europy i utrzy­mał się aż do końca XIX wieku. Żyjemy w pierw­szym stuleciu poczucia względności historycznej, w pierwszym stuleciu pojmowania historii jako rze­czywistości niejednorodnej, w pierwszym stuleciu nieklasycznej filozofii historii.

128

„Krwawy i straszny na zgonie wiek XVIII już przeszedł. Pójdź, młodzieńcze wieku XIX! Przy­patrz się tu ludziom z daleka. Da ci poznać ich Plu­tarch. Korzystaj z błędów, chroń się umyłek, naucz się prawdy. Dawne to dzieło, nie teraźniej­sze. Ale też ludzie ludziom podobni. Światło, cnoty, występki, szkody i pożytki wieków z sobą się scho­dzą”. Takimi słowy zalecał ks. Golański lekturę Plutarchowych Żywotów. Rok 1805. Książka, Dziecko, Bohaterstwo, Marzenie, HistoriaU progu XIX wieku ukazała się w polskim języku po raz pierw­szy książka, która w kulturze polskiej istniała już od lat czterystu, choćby dlatego, że była przedmio­tem ćwiczeń łacińskich w kolegiach. Teraz stała się książką do czytania. Teraz dopiero wzięły ją do rąk dzieci. Mały Mickiewicz, mały Słowacki, mały Goszczyński, mały Mochnacki… I każdy z nich mógł­by zapewne o swoim obcowaniu z Plutarchem napi­sać to, co o nim pisał Heine[61]: że mianowicie chciało mu się po lekturze Żywotów przez okno skakać, aby stać się „wielkim mężem”. Śmieszne? A czy jeszcze dzisiaj chłopcy nie chcą być szeryfami na Dzikim Zachodzie, czy nie pragną stać się wielkimi detektywami w stylu ich książkowych, filmowych lub telewizyjnych bóstw? Tę samą rolę co dziś kryminały i westerny w dojrzewaniu chłopców — z początkiem XIX wieku odgrywały Żywoty Plu­tarcha oraz Odyseja, Iliada, Eneida. Matka Mochnackiego wspomina, że kiedyś gospodarz do­mu, w którym mieszkała ich rodzina, zaalarmował ją wiadomością, iż mały Maurycy chyba zwariował, bo dziko krzyczy w swoim pokoju i ciska przedmiotami w piec. Okazało się, że Maurycy był wtedy przy lekturze Iliady i zabawił się w oblężenie Troi. Oczywiście, nic nadzwyczajnego w tej anegdocie. Dzisiejszego czytelnika może tylko zdziwić podnie­cenie chłopca z powodu oblężenia Troi, która daw­no stała się już tematem szkolnej nudy. Dzisiejszy chłopak ziewa na sam dźwięk któregoś z greckich sławnych imion. Tak, ale mali chłopcy z początkiem wieku nie czytali jeszcze powieści. Dopiero jako młodzieńcy mieli sięgnąć po Waltera Scotta, który był wtedy nowością.

129

Pamiętamy wszyscy słowa Gustawa z IV czę­ści Dziadów o „książkach zbójeckich”. Wiemy, ja­kie książki ma na myśli: Zbójców Schillera, Fausta Goethego oraz Cierpienia młodego Wertera, może Nową Heloizę Rousseau i jeszcze jakieś upiorne ballady Bürgera[62]. Tak, to wszystko prawda. Roman­tyczne lektury naszych romantyków to temat osobnego rozważania, a zwłaszcza rozwój tych lek­tur, ich przemiany. Dzisiaj chcę zwrócić uwagę tyl­ko na te lektury pierwsze, które są zawsze pod­stawą wychowania i które decydują o stylu osobowości, o planie życia, o jego perspektywie. Otóż nasi romantycy byli wychowani na wzorach antycz­nych. Na Plutarchu, Homerze i Wergiliuszu. Myślę nawet, że byli ostatnim pokoleniem związanym tak mocno z antykiem. Już następne uczyły się od dziecka uwielbiać Napoleona, Kościuszkę, Garibal­diego[63], a potem bohaterów fikcyjnych — hrabiego Monte Christo, Old Shatterhanda… Romantycy byli ostatnimi chłopcami kochającymi pierwszą naj­świętszą, dziecinną miłością Temistoklesa, Milcjadesa, Arystydesa, Koriolana, Brutusa.

130

Pisze się wiele rozpraw o roli antyku w ro­mantyzmie i o związkach poezji romantycznej z greckim i rzymskim klasycyzmem. Nie o to w tej chwili chodzi. Nie o literaturę. Chodzi o pierwszy zawiązek wyobraźni, o źródło kojarzeń, metafor, odniesień. Dla romantyków wszystko to mieściło się w świecie grecko-rzymskim — świat ten nie był jeszcze dla nich podręcznikiem szkolnym ani muzeum, ani w ogóle dziedziną wyuczoną. Był dla nich wciąż jeszcze żywy i bliski.

131

A to znaczy, że dla nich historia wciąż jeszcze była rzeczywistością jednorodną, powtarzającą się cyklicznie; to znaczy, że była ona dla nich polem szukania ideału; to znaczy, że cnoty ludzkie trwały w niej niezmienne, czyste, wiecznie aktualne; że słowa nie zmieniały wartości i znaczenia; że ponad wiekami i ponad zmiennymi formami ludzkiego bytu wznosił się w ich oczach wciąż ten sam, czy­sty, wszystkim widzialny łuk ludzkich aspiracji, łuk ludzkiego losu, o którym powiadał Plutarch w swych Moraliach, że obejmuje swą orbitą „wszystkie rzeczy, które się zmieniają od nieskoń­czoności do nieskończoności”.

132

Żyjemy w pierwszym stuleciu nieklasycznej wizji świata. Oni, romantycy pierwszej wielkiej ge­neracji, byli ostatnim pokoleniem wychowanym całkowicie w klasycznej wizji świata. Oni sami wnieśli w nią niepokój. Zdradzili Plutarcha, które­mu zawdzięczali swe dyspozycje do wielkości.

Antykwariusz na czele rewolucji

133

Książka, Literat, HistoriaWiększość literatury polskiej składa się z dzieł, które czytającemu ogółowi znane są tylko z tytu­łów; większość jej wielkich pisarzy stanowią tacy, których żadnej książki nikt poza specjalistami nie trzymał w ręce. Do takich należy Joachim Lelewel[64].

134

Nic to, że jest historykiem: wszak Gibbon i Michelet byli również nimi, a porównanie z nimi wcale nie jest przypadkowe, skoro o Lelewelu każ­dy historyk literatury polskiej powie, że był pol­skim Micheletem i polskim Gibbonem. Tyle tylko, że pisać, niestety, nie umiał; „dzieła jego jak dotąd nie zostały przetłumaczone na język polski” — pi­sał któryś ze złośliwych mu współczesnych. Za to mówił podobno niezrównanie. Jego wileńskich wy­kładów o historii powszechnej słuchało nieraz i osiemset osób. Tłok był taki, że gdy się kto wśród stojących poruszył — opisuje jeden ze słuchaczy — cały tłum falował. Sam Lelewel dziwił się, co spro­wadza takie masy słuchaczy na jego wykłady; był to człowiek brzydki, nieśmiały, nieefektowny. Tak, ale był rok 1815, kiedy obejmował katedrę historii powszechnej na Uniwersytecie Wileńskim. Historia była wielką namiętnością ówczesnej młodzieży, a była to młodzież zapalona, poddana już pierw­szym romantycznym prądom. Uniwersytet Wileń­ski stanowił wówczas świetną wprawdzie, lecz przestarzałą redutę pozytywnego ducha oświece­niowego; kultywowano tam przede wszystkim nau­ki ścisłe, a w humanistyce dawano pierwszeństwo filologii. Katedra historii przez kilka lat nie była wcale obsadzona, aż naraz objął ją profesor, który ledwo co opuścił studenckie ławy, profesor znają­cy pragnienia i zainteresowania młodzieży, mó­wiący jej językiem, myślący jej kategoriami, profesor, który dwadzieścia osiem lat liczył, kiedy wy­głaszał swój wykład inauguracyjny.

135

Lelewel urodził się w Warszawie 22 marca 1786 roku. Pochodził ze spolszczonej rodziny nie­mieckiej. Jeszcze jego ojciec pisał się Loelhoeffel, a ożeniony był z Rosjanką, Ewą z Szeluttów. Wiel­ki polski historyk, wychowawca romantycznego po­kolenia, jeden z głównych przywódców politycz­nych podczas powstania listopadowego 1830–1831 i później na emigracji, nie miał w sobie ani kropli krwi polskiej! Miał za to silne związki ze sprawą polską przez ojca, który w całej swej urzędniczej karierze służył najlepszym narodowym przedsię­wzięciom: kierował finansami Komisji Edukacji Narodowej, pierwszego w Polsce, a i podobno w Europie, ministerstwa oświaty, którego utwo­rzenie było sygnałem odrodzenia narodowego w ostatnich latach Rzeczypospolitej; pracował potem w biurze Sejmu Wielkiego, który program odro­dzenia ujął w historyczną ustawę konstytucyjną 3 maja; był komisarzem cywilno-wojskowym w czasie insurekcji Tadeusza Kościuszki, radcą stanu w Księstwie Warszawskim utworzonym przez Na­poleona. Umarł w noc 29 listopada 1830 roku, właś­nie wtedy, gdy w Warszawie zaczynało się powsta­nie, a wraz z nim nowa epoka w życiu Polaków i w życiu jego syna, czterdziestoczteroletniego wówczas Joachima.

136

Młody uczony miał za sobą już piętnaście lat działalności pedagogicznej na Uniwersytecie Wileń­skim i Warszawskim, kilkanaście wydanych prac, był już członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk (odpowiadającego Akademii), miał ogromny auto­rytet naukowy i polityczny. Usunięty z Uniwersy­tetu Wileńskiego pod zarzutem szerzenia ducha liberalnego wśród młodzieży, wrócił do Warsza­wy. Tu atmosfera polityczna była już napięta. Mno­żyły się konflikty między sejmem, wiernym konstytucji, a rządem, posłusznym zawsze dyrekty­wom dworu. Lelewel, wybrany posłem do zbunto­wanego sejmu, stał się w nim filarem skrajnej opo­zycji. Gdy wybuchło powstanie, wzniecone przez garść oficerów, studentów, dziennikarzy i litera­tów, Lelewel wszedł do Rządu Tymczasowego jako rzecznik kół spiskowych, a jednocześnie wybrany został zaocznie prezesem Towarzystwa Patriotycz­nego, które wzorem paryskich klubów rewolucyj­nych obradowało nieprzerwanie i publicznie w salach redutowych teatru.

137

Tak zaczął się polityczny dramat Lelewela, tym cięższy do przeżycia, że chwilami stawał się podobny do farsy. Towarzystwo Patriotyczne, któ­remu Lelewel prezydował, dążyło do obalenia rzą­du, w którym Lelewel jednocześnie zasiadał, Towarzystwo przeciwne było rokowaniom z wielkim księciem Konstantym, w których właśnie Lelewel osobiście uczestniczył. Jak silna była magia jego nazwiska, skoro przywódcy Towarzystwa nie od­ważyli się z nim zerwać, mimo zasadniczej rozbieżności w poglądach! Wypadki warszawskie ujawniły zarazem podwójną naturę Lelewela. Romantyk, a więc rewolucjonista w pojmowaniu całości dzie­jów, był, zdaje się, z temperamentu legalistą. Uwielbienie młodzieży dla przedmiotu, który wy­kładał, i dla doktryny, którą głosił, postawiło go w sytuacji politycznej, której nie umiał sprostać. Toteż jego obecność na posiedzeniach rządu i zgromadzeniach ludu była symboliczna: tu i tam zda­wał się drzemać i o czym innym myśleć. Przywódca, Emigrant, Polak, Historia, Polska, Idealista, PolitykaOdżył na emigracji, w Paryżu, gdzie znalazł się cały aktyw polityczno-wojskowy powstania. Lelewel stanął na czele utworzonego tam Komitetu Narodowego Pol­skiego, prezydował mu przez rok, uprawiając poli­tykę taką właśnie, od jakiej stronił, gdy był na nią czas właściwy, tj. w Warszawie, póki wojna trwała. Rozpisywał odezwy do ludów Europy, czyli do wszystkich liberalnych, opozycyjnych jawnych lub tajnych stronnictw i związków we Francji, we Wło­szech, w Belgii, w Hiszpanii. Wzywał do powszech­nej rewolucji, do zrzucenia tyranów, do interwen­cji na rzecz Polski, protestował przeciwko wszel­kim próbom likwidowania emigracji polskiej jako politycznego i wojskowego organizmu, torpedował wszelkie próby dyplomatycznych zabiegów w pol­skiej sprawie, twierdząc, że Polska może powstać tylko dzięki samej sobie przy pomocy „ludów”, a nie przy pomocy rządów czy tronów. Cała ta twórczość utrzymywała emigrantów w stanie wrze­nia politycznego i przyczyniła się z pewnością do tego, że emigracja stała się na długo, aż do lat pięćdziesiątych, nieustannie czynnym wulkanem ideowym; tu rodziły się idee najbardziej sprzeczne z sobą i skrajne, od mistycznego nacjonalizmu aż po socjalizm utopijny; tu powstawały plany no­wych powstań, których koncepcje coraz bardziej zbliżały się do terrorystycznej partyzantki, jaką w czyn wprowadzono dopiero w roku 1863, i do przejęcia walki wyzwoleńczej przez chłopstwo czy w końcu przez proletariat przemysłowy, co się sprawdziło aż w 1905 roku. Wszystkie programy ideowe XIX wieku zostały wypracowane na emi­gracji; w kilku nędznych hotelikach paryskich, w kilku prowincjonalnych miastach Francji, gdzie osiedlono oficerską i żołnierską biedotę, dokonało się przejście Polaków przez próg historyczny, jaki dzielił historię upadłej bezpowrotnie rzeczypospolitej szlacheckiej od narodu nowoczesnego. Na emi­gracji narodziła się inteligencja polska. Oficerowie, politycy, pisarze, uchodzący przed wyrokami car­skimi, byli jeszcze szlachtą; zostawiali w kraju ma­jątki, koligacje, pretensje. W biedzie emigracyjnej, we wspólnocie, zajęci wyłącznie ideami i progra­mami, odcięci od swej bazy społecznej i ekonomicz­nej, przewartościowali swą tradycję, pojęli zmiany dokonujące się w świecie, stali się zdolni do obję­cia przewodnictwa umysłowego nad krajem zacofanym, podzielonym i sterroryzowanym. Tym wy­gnańcom Polska zawdzięcza to, że po 125 latach odrodziła się republiką, a wygnańcy owi Lelewe­lowi zawdzięczają to, że się nie rozpłynęli w obcym żywiole, że nie zasilili rekrutem i kondotierami obcych armii, że nie dali się sproletaryzować i wy­narodowić. Wszyscy przywódcy powstania, zna­lazłszy się na ziemi francuskiej, zapewniali rząd Ludwika Filipa, że Polacy nie mają żadnych celów politycznych, lecz pragną tylko opieki i życzliwości władz. Pierwszy Lelewel oświadczył, że Polacy przybywają na obczyznę jako reprezentanci naro­du walczącego, że poddają się opiece ludu fran­cuskiego i wszystkich ludów dążących do wolności. Lelewel stał się jednym z wielkich ojców polskiej inteligencji i polskiej demokracji.

138

Sam osobiście nie był przytomny przemianom, jakim ulegała emigracja. Jego autorytet został bar­dzo nadwyrężony niefortunną próbą wszczęcia w kraju wojny partyzanckiej w roku 1833 oraz wyprawą do Frankfurtu nad Menem, dla wsparcia rzekomo mającej wybuchnąć tam rewolucji. Po kolejnej odezwie, tym razem skierowanej do ludu rosyjskiego, rząd francuski na interwencję peters­burskiego ambasadora wydalił Lelewela z Paryża. Uczony wziął wówczas kij do ręki, na plecy zarzu­cił tobołek i ruszył piechotą ku granicy belgijskiej. Przyjmowany po drodze z entuzjazmem przez libe­rałów francuskich i rozproszonych Polaków, prze­padał, bywało, na tygodnie całe w małych miastach, jednakże nie dla montowania spisków politycznych, lecz dla grzebania w archiwach i bibliotekach. Wędrował tak pół roku; odrodził się w nim uczony, badacz źródeł, zbieracz i znawca dokumentów, a nade wszystko monet. Osiadł w Brukseli, już na zawsze, w ciasnej izdebce hotelowej nad knajpką emigracyjną, zwaną „Estaminet de Varsovie[65]”.

139

Żył w samotności, na skraju nędzy, prawie trzydzieści lat. Tu powstawały jego główne dzieła naukowe: dwutomowa Numismatique du Moyen-Âge (1835) i pięciotomowa Géographie du Moyen-Âge (1852–1857) z własnoręcznie wykonanymi planszami. Tym dziełom, ogłoszonym po francusku, Lelewel zawdzięcza swą pozycję w nauce europejskiej. Jest może jakaś ironia w tym, że wielki ro­mantyk w historii i polityce stał się w końcu auto­rem pedantycznych, przyczynkarskich, antykwarycznych dzieł; jest w tym cały paradoks Lelewelowski, który najlepiej może wyraził jego zacięty antagonista polityczny, Maurycy Mochnacki, tak go charakteryzując: „Lica blade, zapadłe, głowa cokolwiek pochylona, oznaczały antykwariusza, a poetę blask w oku żywym”.

140

Nie przestawał zresztą Lelewel uprawiać swej „poezji” na temat Polski: Polska odradzająca się (1836), Porównanie dwu powstań narodu polskiego, 1794 i 1830–1831 (1840), po francusku napisana Histoire de la Pologne (1844), czterotomowa Polska wieków średnich (1846–1851) — oto spis niektó­rych jego dzieł brukselskich. Co z nich pozostało żywe? Jak powiedziałem na początku, żadne z jego dzieł nie znajduje się wśród współczesnych lektur przeciętnego Polaka. XIX wiek obfitował w zna­komitych pisarzy historycznych (Szujski, Szajno­cha, Askenazy, Kubala, Bobrzyński), przesłaniają­cych brukselskiego samotnika stylem znakomitym, lotnością myśli i lepszą znajomością źródeł, które przed nim były jeszcze zamknięte. Ta wspaniała historiografia rozwinęła się wokół zagadnienia, które aż po niedawne czasy, aż po dziś dzień właś­ciwie, nie przestało pasjonować Polaków: Polska, Historia, Upadek, Polityka, Państwodlaczego upadła Polska w XVIII wieku, dlaczego nie zdołała powstać w ciągu XIX wieku? Otóż to zagadnienie pierwszy postawił Lelewel. Z jego tezą polemizo­wały potem trzy pokolenia historiografów. Polska upadła — twierdził Lelewel w swej programowej rozprawie pt. Uwagi nad dziejami Polski i ludu jej ogłoszonej po francusku pt. Considérations sur l'état politique de l'ancienne Pologne et sur l'histoire de son peuple (1844) — ponieważ rozprzęgła się jej demokracja pierwotna i upadł jej „duch republikancki”. Za idealny dla Polski ustrój uważał Lelewel demokrację szlachecką z królem wybieral­nym, z sejmikami gromadzącymi ogół szlachty, z sejmem jednomyślnym, którego uchwały unie­ważnić może jedno „veto”, z konfederacją, jako prawomocną formą protestu przeciw łamaniu praw. Przyznawał, że demokracja ta bywała nadużywana, lecz odpowiedzialność za to przypisywał królom, ich mianowicie aspiracjom dynastycznym, ich za­kusom na wolność „ludu szlacheckiego”. Przyzna­wał, że demokracja ta uległa z czasem degeneracji, lecz proces ten przypisywał „cudzoziemskim wpływom”: jezuitom przede wszystkim, którzy stworzyli ideowe podstawy despotyzmu, luteranom, którzy nie dopuścili do ugody wszystkich polskich dysydentów, lecz rozpętali spory religijne; cudzoziemscy królowie wnieśli dążność do despotyzmu, w cudzych krajach polska szlachta nauczyła się przyjmować herby i tytuły i wyłoniła spośród sie­bie arystokrację. Obce mocarstwa w końcu zdecy­dowały o rozbiorze Polski…

141

Historia, Polska, Upadek, Polityka, PaństwoAntymonarchizm i ksenofobia charakteryzu­ją doktrynę Lelewela; z tymi właśnie wątkami polskiej romantycznej myśli walczyli później histo­rycy krakowskiej szkoły, dowodząc, że przyczyny upadku Polski tkwiły w jej ustroju właśnie, a oca­lenie leżało w przejęciu z Europy zachodniej form monarchii centralistycznej, wspartej na stanie trze­cim. Współczesna historiografia twierdzi znów, że demokracja szlachecka była właściwie oligarchią i że równowaga ustrojowa została naruszona w sa­mym układzie społecznym, w którym szlachta zgar­niała wszystkie przywileje kosztem mieszczaństwa i chłopów. Ani jedno twierdzenie Lelewela nie utrzymało się, ani jedno jego zdanie nie weszło w trwały obieg; pozytywnym jego dorobkiem pozo­stały chyba tylko numizmatyczne katalogi. A prze­cież… Przecieżby bez niego nie było stuletniej dy­skusji o przyczynach upadku Polski, gdyż to on stworzył romantyczną szkołę historycznego myśle­nia, on z historiografii uczynił naukę żywą i przed­miot polemiki, on ją połączył z aktualnymi spra­wami narodu, on ukazał związki wydarzeń daw­nych z przyszłymi, on pierwszy wreszcie ukazał dzieje narodu na tle dziejów powszechnych, ucząc myślenia przez analogie i porównania. Historię, bę­dącą do niedawna tylko kronikarskim zapisem, Le­lewel uczynił nauką i filozofią.

142

Na wiosnę 1861 roku dwaj dawni przyjaciele Lelewela, przybyli z Paryża, odnaleźli w brudnej, zasłanej papierami izdebce starca wycieńczonego do ostatnich granic pracą, nędzą i zaniedbaniem. Siłą prawie wywieźli go stamtąd do Paryża i umie­ścili w szpitalu, gdzie zmarł.

Arcydzieło, czyli dług zaciągnięty w młodości

143

Ze wszystkich pytań, jakie można sobie zadać w sprawie literatury, mnie w tej chwili interesuje jedno: jak powstaje arcydzieło?

144

Nie pytam, czym ono jest i jak się je poznaje. Składa się nań powszechna zgoda; płynna to miara, a więc sprawia niejakie zmiany na mapie litera­tury; Literat, Historiaco dziś arcydziełem zdaje się bez wątpie­nia, jutro być nim przestanie. Tak było nieraz: ponad miarę cenili współcześni np. Bohdana Za­leskiego, stawiając go przed Słowackim; zbyt po­spieszyli się też chyba historycy XIX wieku, kompletując trójcę „wieszczów” akurat Krasiń­skim, który jako poeta nie dorasta do dwóch pozostałych. Nazbyt wysoko wyniesieni byli Asnyk, Tetmajer; zbyt nisko ceni się dzisiaj Orzeszkową. W końcu jednak wszystko się jakoś porządkuje; w obrębie mniej więcej stu lat każda epoka krzep­nie w układ trwały, w którym tylko jakiś cud, jak np. odnalezienie Norwida, może wprowadzić istotne zmiany.

145

Otóż arcydziełem jest to, co za arcydzieło uwa­żamy: to znaczy to, co stanowi podstawę naszego wychowania literackiego. Arcydziełami mierzymy jakości literackie — wiemy, co warta jest literatu­ra, gdy ją mamy do czegoś przymierzać — arcydzie­łami także wyznaczamy granice epok. Warto zazna­czyć, że są one czymś jakby różnym od samej lite­ratury. Ona płynie swoim strumieniem, w miarę szerokim, w miarę wartkim; każdy może w niej grzebać, łowić w niej, co się podoba. Arcydzieła są niewzruszone. One same zdają się być świadkami tego ruchu, który się wokół nich odbywa. Znako­mita większość historyków literatury zajmuje się owym ruchem; bada prądy literackie, wpływy, za­leżności, walczy o miejsce tych czy owych za­pomnianych lub niedocenionych twórców. Pisarz, który by miejsce swoje w literaturze uzależniał wyłącznie od aktywności owych skrzętnych jej administratorów, rychło by musiał popaść w skraj­ny sceptycyzm; na szczęście, istnieje w literaturze miara absolutna, niewzruszona. To właśnie arcy­dzieła, dla których wszystko się robi; nie znaczy to, by każdy pisarz czuł się powołany do stworzenia arcydzieła, jak żołnierz napoleoński, co buławę marszałkowską nosił w tornistrze. Natomiast każ­dy pisarz musi mieć poczucie (i ma!), że w jakiś sposób pracuje na arcydzieło; tylko dlatego możli­we jest uprawianie literatury, że arcydzieła są możliwe. Przypomina to zbiorowy trud poszuki­waczy złota: wszyscy kopią, aby ktoś jeden trafił na żyłę.

146

Ale mniejsza o to; metafory na ten temat można mnożyć; każdy pisarz ma zapas zwierzeń w tej delikatnej sprawie.

147

Pytanie, które chcę zadać, brzmi inaczej: jak mianowicie możliwe jest arcydzieło? Co się na nie składa? Jakie warunki są konieczne, aby ono po­wstało? Może czas sprzyjający, a to znaczy dni spo­kojne dla poetów i opieka nad ich pracą, talentem, losem? Może szczególna jakaś przychylność w spo­łeczeństwie? Może format duchowy całego pokole­nia, zdolnego sprostać wielkości literackiej i wy­magającego od literatury tak wiele, że aż arcydzie­ła trzeba, aby jego oczekiwanie zaspokoić?

148

Na wszystkie te pytania można twierdząco i przecząco odpowiedzieć. Twierdząco, gdy się po­myśli np. o złotym, to jest siedemnastym, wieku li­teratury francuskiej, wieku Corneille'a, Racine'a, Molière'a, Pascala, Bossueta. Literatura powstawała wtedy jako ukoronowanie sukcesów królewskich, jako ozdoba życia i tak już świetnego, znajdowała możnych i wrażliwych protektorów, publiczność czujną, skorą do entuzjazmu, a krytyczną.

149

Złoty wiek, Literat, PolskaAle jest to przykład klasyczny, któremu prze­ciwstawić można przykłady wręcz przeciwne, cho­ciażby przykład złotego wieku literatury polskiej. Historia literatury nazywa tak wiek XVI, wiek Jana i Piotra Kochanowskich, Frycza-Modrzewskiego, Łukasza Górnickiego. Wydaje mi się jednak, że na to miano zasłużył sobie naprawdę dopiero wiek XIX, wiek Mickiewicza, Słowackiego, Kra­sińskiego, Mochnackiego, Norwida, Fredry, nie mówiąc już o późniejszych powieściopisarzach i publicystach, którzy wystąpili w ostatnich dwu­dziestu latach tego wspaniałego wieku, który zło­tym nazywam dlatego choćby, że jego pisarzy do dziś czytamy, podczas gdy tamtych, doskonałych stylistów XVI wieku, podziwiamy na odległość i na słowo honoru.

150

Zmniejszmy jeszcze pole widzenia; zajmijmy się tylko dziesięcioleciem 1830–1840, w ciągu któ­rego powstają kolejno Dziadów część trzecia, Kor­dian, Pan Tadeusz, Historia powstania narodu polskiego Mochnackiego, Zemsta Fredry, Nie-Boska Komedia i Irydion Krasińskiego, Anhelli i Balla­dyna, i najważniejsze liryki Słowackiego… W ja­kich warunkach to się dzieje? Na miły Bóg: trudno o gorsze. Klęska powstania niszczy życie narodowe w dosłownym, najbardziej materialnym sensie. Lu­dzie zostają rozłączeni z rodzinami, tracą majątki, są skazani na tułaczkę i nędzę. Emigrant, Polak, Marzenie, WalkaLiteratura emigra­cyjna nadużyła może takich słów, jak tułaczka i nędza, ale przecież nie były to frazesy. Słowacki i Krasiński byli jeszcze w sytuacji uprzywilejowanej, bo obaj dostawali regularnie pieniądze na ży­cie i podróże. Słowackiego nie bieda zniszczyła, lecz choroba wtenczas nieuleczalna… Ale reszta emi­gracji? Jak ciężko musiał pracować Mickiewicz na utrzymanie rodziny, chociaż wszystkie kasy emi­gracyjne stały dlań otworem. W końcu, gdyby nie to, że miał bardzo solidne przygotowanie uniwersy­teckie, że znał wybornie literatury klasyczne i ję­zyki, doprawdy nie wiadomo, jak przeżyłby kry­tyczny czas; aby zdobyć np. posadę profesora w Lozannie, musiał stanąć do konkursu. Mochnacki po prostu żebrał o zasiłki — już nie na jedzenie nawet, bo żył byle czym, ale na opłacenie druku swego dzieła o powstaniu. W końcu musiał patrzeć bezradnie, jak umiera jego brat na gruźlicę i z gło­du. W rok po nim sam umarł, z wycieńczenia serca i mózgu. Lelewel, który otrzymał rozkaz opuszcze­nia Paryża i Francji, piechotą wędrował do granicy belgijskiej. A co się działo ze zwykłymi wojsko­wymi emigrantami, zwłaszcza w „zakładach”, to jest w miastach prowincjonalnych, które wyzna­czono na przymusowy pobyt żołnierzom i oficerom! Początkowo płacono im żołd, tak jak w wojsku francuskim, później jednak obniżono subsydia i najczarniejsza nędza zapanowała wśród emigran­tów, którzy w dodatku uparli się pozostać w swym gronie, aby pełnić rolę politycznej reprezentacji ujarzmionego narodu, stanowić rezerwę gotową do chwycenia broni, gdy tylko wybuchnie wojna po­wszechna lub rewolucja ludów… Nie przyjmowali więc ofert do Legii Cudzoziemskiej, do pułków afrykańskich, z jakimi zwracały się do nich władze francuskie; oponowali przeciw próbom angażowa­nia ich do armii belgijskiej lub portugalskiej, za zdradę narodową mieli wszelkie w tych sprawach negocjacje do tego stopnia, że generał Bem, który je prowadził, cudem uniknął śmierci z rąk zama­chowca. Raz wraz wybuchała wśród emigrantów panika, że władze zmuszać będą do wyjazdu, a żoł­nierzy nawet porywać będą siłą. Zdarzały się rze­czywiście zresztą wypadki szantażu, jak z dwoma statkami żołnierzy polskich, których Prusacy z Gdańska wysłali do Francji. Przez dwa tygodnie statki stały na redzie w Bordeaux, bo nie chciano Polaków na ląd wpuścić, póki się nie zadeklarują do Algierii. Ludność z Bordeaux manifestowała na ich rzecz i dostarczała im żywności, polscy emisa­riusze z zakładów nocami podpływali pod burty statków, aby żołnierzy utrzymywać w oporze… W końcu Francuzi ustąpili. Za to Polacy gotowi byli natychmiast angażować się do egipskiej armii, gdy tylko wybuchnął konflikt między paszą Egiptu a Turcją — a to dlatego, że Turcję poparła Rosja; za to na pierwszą fałszywą wieść o rewolucji w Niemczech pięciuset ludzi bez pieniędzy, zapasów żywności, bez butów i płaszczy, w słotę marcową opuściło zakład w Besançon i poczłapało ku gra­nicy, aby pomóc ludowi niemieckiemu; zupełnie jak te dzieci, które w XIII wieku szły piechotą do Je­ruzalem.

151

Takie były losy i takie było usposobienie naszej emigracji, wśród której powstawały jednocześnie szczytowe dzieła naszej poezji. Powie kto może, iż było to usposobienie poezji sprzyjające, bo mistycz­ne, całkowicie obrócone na sprawę narodową; po­wie kto, że w sytuacji, w której każdy los indywi­dualny był związany z losem narodu, poezja Mic­kiewicza i Słowackiego była rzeczywiście chlebem codziennym. I to nieprawda! Rewolucja, Powstanie, Polak, Emigrant, Polityka, Głupota, KrzywdaNic mistycznego w usposobieniu emigracji. Polacy bali się wysyłki gdzieś daleko, bo zbyt żywe w ich pamięci były jeszcze losy legii polskiej straconej na San Do­mingo. Leźli do Niemiec robić rewolucję, bo mieli nadzieję, że się tamtędy jakoś do kraju, do domu dostaną, zwłaszcza gdy już zamieszanie będzie po­wszechne, a zbyt ciemni byli, zbyt źle poinformo­wani, żeby oceniać realne szanse. To samo dotyczy tzw. wyprawy Zaliwskiego. Gromada zapaleńców ulega namowom fantasty i głupca, który ich za­pewnił (Bóg wie przez kogo poduszczony), że rewo­lucja lada dzień wybuchnie; w 1833 roku przedo­stali się jakoś do kraju grupkami, aby powstanie wzniecić, a tu dali się wyłapać żandarmom. Zginęli na miejscu lub pojechali na Sybir. A poważni przywódcy emigracyjni, jak gen. Dwernicki i Le­lewel, patronowali temu przedsięwzięciu. Głupota czy zbrodnia? — zapytywali współcześni. Ileż razy Polak w owym czasie musiał zadawać sobie to py­tanie! Z jakim bezmiarem idiotyzmu, przekupstwa, zdrady, intryg miał na co dzień do czynienia. Komu wtedy nie zarzucano zdrady albo pospolitego złodziejstwa! Pamiętać trzeba, że wywiady ówczesne i tajne wydziały ministerstw pracowały z wielką perfekcją, czyniąc wszystko, co można, aby atmos­ferę polityczną zanieczyścić, aby cień podejrzeń rzucić na wszystkich. Przez prasę emigracyjną pły­nie nieprzerwana struga kłamstw, pomówień lub zwykłej goryczy; to samo widzi się w pięknej, ro­mantycznie wystylizowanej korespondencji owego czasu.

152

W biedzie, w strachu, wśród głupstwa i łaj­dactwa rodziła się więc największa polska poezja. Powstawała w hotelach i „pokojach umeblowa­nych” Francji, Włoch, Szwajcarii. Bez mecenasów ani czytelników, bo ich nie znajdowała ani wśród emigracji zadręczonej i zajętej walką o chleb, ani w kraju, do którego nie wpuszczał jej cenzor. A zresztą łatwo sobie wyobrazić usposobienie społeczeństwa w kraju po klęsce, która tutaj wyda­wała się znacznie bardziej ostateczna, niż to z emi­gracji można było zobaczyć! Na emigracji była bieda, były swary i kłopoty meldunkowe, w kraju zaś działała policja jawna i tajna, krążyli szpicle, szantażyści, lizusy, oportuniści. Strach tu rządził — strach przed aresztowaniem, deportacją, konfiskatą mienia, wygnaniem z domu, przed wyrzuceniem dziecka ze szkoły…

153

Skąd więc właściwie wziął się materiał na arcy­dzieła? Czy tylko z wielkiego wstrząsu, jakim było powstanie? Oczywiście, wstrząs ten odegrał zbaw­czą rolę; ponadto pamiętać należy o literackim przygotowaniu na podobną literaturę, jakie młodzi wówczas pisarze odebrali przez lektury swych wielkich poprzedników i rówieśników: Goethego[66] i Schillera[67], Byrona[68] i Chateaubrianda[69]. Ale to wszystko nie jest jednak rozstrzygające. Nieraz już bywało tak przedtem i potem, że wielkie wydarze­nia wstrząsały życiem narodowym, że wielka lite­ratura ogarniała inne kraje, a u nas rodziły się albo spóźnione, albo słabe, prowincjonalne reakcje. Tak było np. po pierwszej wojnie światowej i po odzyskaniu niepodległości.

154

Pokolenie romantyczne inny miało atut w rę­kach: aktywną, intensywną młodość.

155

W biografii Mickiewicza tę młodość traktuje się dość pobłażliwie. W wielu monografiach lite­rackich Mickiewicza można spotkać nawet sąd, że dopiero uwolnienie się poety od filomatów dało lot jego poezji i jego potężnej indywidualności pozwo­liło rozwinąć się ponad prowincjonalną miarę. To jest na pewno prawda, lecz przychodzi zarazem odpowiedzieć na inne pytanie: co mianowicie, prócz „młodzieńczych ideałów” i przyjaźni, Mickiewicz zawdzięczał wileńskim przyjaciołom? Jaki właści­wie charakter miały te stowarzyszenia? W trady­cyjnej polonistyce podkreślano stale apolityczny charakter filomatów, „promienistych” i filaretów. Pisze o tym Alina Witkowska we wstępie do Wy­boru pism filomatów, wydanego w Bibliotece Narodowej. Autorka dowodzi zarazem, że pogląd ten zrodził się w polonistyce z wersji, którą filomaci sami stworzyli przed sądem.

156

Młodość, Starość, Tajemnica, Polska, Historia, RozczarowanieLektura pism filomackich ukazuje niewiary­godną wprost aktywność tych chłopców, którzy mieli po 20 lat w czasie procesu, a po 17 i 18 lat, gdy zakładali owe stowarzyszenia, gdy pisali usta­wy, gdy opracowywali naukowe, filozoficzne i moralistyczne referaty na zebrania.

157

Alina Witkowska podkreśla słusznie, że pod­stawą czy kierunkiem zasadniczym ich działania była utopia. „Organizacja społeczności filomackiej posiada wiele cech charakterystycznych dla utopii społecznych… Filomaci przejęli z tradycji wzór spo­łeczeństwa zamkniętego i próbowali przystosować go do normalnych rygorów życia społecznego i je­go materialnej obudowy… Wyznając pogląd, że „w spodlonym świecie” nie można liczyć na pomoc ani na zrozumienie, otoczyli tajemnicą swoją dzia­łalność, izolując się w ten sposób przed infiltracją… Stworzone przez siebie Towarzystwo nazywali chętnie «republiką młodzieńczą», szukając w nim rekompensaty za podwójne zło świata: brak rze­czywistej ojczyzny i brak społeczeństwa, które by młodości podawało skrzydła”. Wokół planu utopii, wokół owej idealnej republiki, w której rządzić miały braterstwo, miłość, cnota, rozwijała się olbrzymia działalność organizacyjna, ustawodaw­cza, pisarska i krasomówcza chłopców w wieku, który byśmy dzisiaj licealnym nazwali! Stu kilkudziesięciu ich było łącznie zaangażowanych we wszystkich ogniwach związku, którego budowa by­ła szalenie skomplikowana i zdaje się do dziś nie jest zupełnie jasna dla badaczy. „Towarzystwo w swoim układzie powinno być jak najwięcej skomplikowane i pozornie rozmaite, a cała jego bu­dowa ma być dla niewielu znajoma” — pisał Mic­kiewicz do przyjaciół w sprawie ustaw. „Tajemnica jest pokrywą, która machinę zasłaniając od pyłu i działania atmosfery, zabezpiecza jej pewne dzia­łanie”. …Zastanawia trochę to porównanie z dzie­dziny mechaniki — bardzo to w duchu Oświecenia było traktować ustrój jak maszynę — a także do myślenia daje podwójny powód tajności. Pierw­szym powodem był naturalnie lęk przed władzami szkolnymi i policyjnymi, które wszystko o życiu studentów chciały wiedzieć, nawet to, co państwu nie zagrażało bezpośrednio. Towarzystwo Filoma­tów nie miało początkowo celów politycznych, i w gruncie rzeczy nie powinno było obawiać się prze­śladowań. Dążenie do tajności, której Mickiewicz był bezwzględnym zwolennikiem (jedna dziesiąta działań i składu towarzystwa — twierdził — może być jawna, a reszta winna być okryta tajemnicą… ), pochodziło raczej z przeświadczenia, że ludzie tworzący Towarzystwo są lepsi od otoczenia, że wmieszanie się „obcych”, „innych”, „profanów” może tyl­ko popsuć jego prace. W tej chęci odgrodzenia się od „profanów” wyraża się konflikt pokoleń, z któ­rego zrodziły się towarzystwa. Uniwersytet Wileń­ski prowadzony był wtedy przez ludzi zupełnie zapóźnionych, nierozumiejących dążeń i nastrojów młodzieży. Zostawmy na boku konflikt „Oświece­nie — Romantyzm” czy spór klasyków z romanty­kami, o których mówi się, gdy tylko młodzież wi­leńską przeciwstawia się jej profesorom, takim jak Śniadeccy czy rektor Malewski. Inna sprawa jest podłożem owego konfliktu, który doprowadził mło­dzież wileńską do ukonstytuowania się w tajne związki. Otóż starzy wierzyli jeszcze w liberalizm cara Aleksandra, w jego dobrą wolę i przyjazne uczucia dla Polski, oraz w obietnice, które składał wobec Sejmu Królestwa Polskiego, że odbuduje mianowicie Polskę w granicach 1772 roku i zapewni jej demokratyczną konstytucję, na trzeciomajowej opartą. Starzy wierzyli w tę konstytucję Królestwa Polskiego, w dynastii gottorpskiej widzieli jedyny dom panujący, w którym szukać należało Pola­kom opieki i gwarancji bezpiecznego bytu. Związek z Rosją był dla starszego pokolenia logicznym na­stępstwem historycznym, optymalnym rozwiąza­niem dramatu rozbiorowego, był dla nich koniecz­ny, przeto słuszny. Bezpieczeństwo, spokój, moż­ność kontynuowania pozytywnych prac dla nauki i gospodarki przekładano ponad wszystkie inne ce­le. Starsze pokolenie wyrzekło się aktywności poli­tycznej, sądząc, że w ten sposób zabezpiecza byt narodowy. Otóż te wszystkie dogmaty podważali młodzi; widzieli jasno, że liberalizm cara obliczony był tylko na jedno pokolenie, że stanowił tylko alibi wobec sojuszników z koalicji antynapoleońskiej, tylko zastaw złożony na kongresie wiedeń­skim w zamian za odstąpienie Rosji gestii w pol­skiej sprawie. „Starzy” korzystali jeszcze z okresu łask, z okresu pozorów: brali urzędy, ordery i be­neficja z rąk polskiego króla panującego w Peters­burgu. Młodzi już na własnej skórze czuli zaciska­jący się system policyjnej biurokracji; widzieli, jak lojalizm zmienia się w serwilizm, jak cnoty oby­watelskie stają się urzędniczymi, jak czynowniczy[70] duch ogarnia całe społeczeństwo, jak się ludzkie osobowości zatracają w powolnych, leniwych obro­tach machiny państwowej, jak osobowość narodo­wa traci oblicze, jak przepadają, dewaluują się wartości, jak gaśnie energia zbiorowa, jak niknie wszelki zapał i ochota do pracy, życia, twórczości, jak umierają przyjaźń i miłość. Jeżeli się kryli ze swoim programem, to dlatego, że się obawiali destrukcyjnego działania ludzi już zepsutych, już zdeprawowanych, już straconych.

158

Młodość, Szkoła, Nauka, Twórczość, PrzyjaźńNa tym zresztą tle toczył się spór w łonie To­warzystwa: pierwszy jego prezydent, Józef Jeżow­ski, chciał mianowicie Filomatom nadać charakter naukowy, związać myślał Towarzystwo z Uniwer­sytetem i szukał w tym celu osobistej protekcji księcia Adama Czartoryskiego, wówczas kuratora szkolnego dla guberni przyłączonych. Jeżowski nic nie uzyskał; księciu podobał się projekt, ale nie chciał się angażować w popieranie stowarzyszeń, za których lojalność wobec władzy nie mógł rę­czyć. Odmowa jego poparcia, rychło potem rozwią­zanie przez władze Związku Promienistych, który był jawną nadbudową Towarzystwa Filomatów, zdecydowały o tym, że wileńskie stowarzyszenia ukryły się ostatecznie w konspiracji, a zarazem zbliżyły się w swej ideologii do politycznych spis­ków, jakimi już objęte było Królestwo Kongreso­we. Nie ma wtedy chyba na terenie całej Polski jednego ucznia gimnazjum czy uniwersytetu, który by nie otarł się w taki czy też inny sposób o taj­ne związki. One były szkołą myślenia, ponieważ cały system wychowania był przestarzały; one były szkołą współżycia społecznego i działania organi­zacyjnego; one sprawiły, że młodzież dojrzewała wtedy tak szybko i że na wielką potem żyła skalę, tworząc świetne, bogate, dramatyczne biografie. To na ich miarę powstawała potem literatura. Z tę­sknoty za wspaniałą młodością i z poczucia wier­ności dla towarzyszy dawnych powstawała wielka poezja romantyczna; jak wielkie musiało być po­czucie związku z przyjaciółmi młodości i jak wielka dla nich wdzięczność u arcypoety naszego, skoro odważył się na to, co w literaturze nieczęsto się zda­rza — a może jest nawet unikalnym wyjątkiem: ułożył przecież dramat, którego bohaterami byli oni właśnie, owi chłopcy, w czasie powstawania Dzia­dów części trzeciej dopiero ledwo trzydziestoletni: Frejend, Zan, Suzin, Jan Sobolewski, Kółakowski…

159

Arcydzieło nie powstaje nagle. Składa się na nie praca pokolenia całego; nie pisarzy „prekursorów”, nie krytyków umiejących przewidywać koleje literatury, lecz praca społeczeństwa rozbudzonego, uznającego, że przyszedł dlań moment decydujący.

„Cynik wolności”

160

Tradycja literacka przekazała nam obraz powsta­nia listopadowego w stereotypach Nocy belwederskiej Seweryna Goszczyńskiego, Reduty Ordona Mickiewiczowskiej i innych mniej lub bardziej upiększonych relacji, „autentycznych” lub „artystycznych”, z których narodziła się potem obfita literatura, głównie na użytek młodzieży. Ostatecz­nie zmonumentalizował powstanie Wyspiański w Warszawiance i Nocy listopadowej. W tradycji tej Powstanie, Rewolucja, Polityka, Państwo, Przemiana, Polska, Obywatel, Naród, Prawo, Czyn, Słowopowstanie to zredukowane zostało do zbrojnej rozprawy z Rosją, do „czynu bojowego”; historia powstania po dziś rozgrywa się na polach bitew: pod Wawrem, pod Grochowem, pod Stoczkiem, Boremlem i Ostrołęką.

161

Co się zaś działo w samej Warszawie, w Sejmie i w klubach politycznych, w rządzie, sztabie, po­licji, co się wtedy mówiło jawnie i skrycie, co się pisało w gazetach i ulotkach, jakie zmiany zacho­dziły w układzie stronnictw, w organizacji władz, w programach politycznych — to wszystko pozo­stawia się historykom, jakby stanowiło tylko tło dla sprawy, która jakoby sama jedna miała zna­czenie dla narodowej świadomości: wojna miano­wicie miałaby być tą sprawą jedyną. Jest to stosu­nek odwrotny niż ten, który zachodzi w historii wielkiej rewolucji francuskiej. Znaczenie tej ostat­niej przejawia się przede wszystkim w jej cywilnych, politycznych dziejach, podczas gdy działania armii rewolucyjnej przeciw siłom interwencyjnym zajmują plan dalszy, aż do wystąpienia na czoło zdarzeń generała Bonaparte. Otóż jak wielka re­wolucja francuska dla samych Francuzów i dla reszty świata cywilizowanego stanowiła przede wszystkim dramat rodzącej się demokracji, i z tego powodu każdy jej akt ustawodawczy ma znaczenie historyczne, choćby żywot jego był bardzo krótki — tak powstanie listopadowe stanowi podobny dra­mat polityczny dla naszego kraju. W ciągu jede­nastu miesięcy roku 1830 i 1831 Polska przeżyła kryzys ustrojowy, który dla naszej historii ma zna­czenie rewolucji republikańskiej, chociaż nominal­nie taką rewolucją nie był. Monarchia nie została obalona, lecz król został zdetronizowany; na jego miejsce powołano instytucje, które go miały tylko zastępować, lecz przestały być przed nim odpo­wiedzialne. Dopiero pierwsza polska konstytucja republikańska z 1921 roku potwierdziła aktem usta­wodawczym to, co faktem było od stycznia 1831 roku, od głosowania sejmowego nad detronizacją Romanowów: Polska nie miała już króla. Nie umiano się jeszcze bez niego obejść w planach po­litycznych, lecz musiano się bez niego obejść w praktyce politycznej. Narodziła się nowa odpowie­dzialność polityczna: wobec opinii. Narodziło się nowe kryterium działania: skuteczność. Dotąd kry­terium tym była legalność. Zmienił się mechanizm polityczny, a razem z nim psychologia polityczna, język polityczny, moralność polityczna.

162

Otóż to były prawdy, które w świadomość po­kolenia „listopadowego” uderzyły z siłą szoku. To, co dla starszych działaczy i przywódców, nawet re­publikanów z ducha, jak Lelewel czy Niemcewicz, wymagało dłuższego procesu przystosowania, dla młodzieży nagle stało się okrutną oczywistością. Ona bowiem pierwsza zrozumiała, że panowanie cara rosyjskiego w polskiej koronie jest farsą poli­tyczną. Pisałem o tym, że przekonanie to roz­powszechnione już było wśród filomatów i filare­tów, i wśród innych związków tajnych, że łączyło się z planem królobójstwa. Wiele spośród nich uznało wtedy, że wszystkie chwyty są dozwolone; Machiavelli stał się ich nauczycielem politycznym, zręczność, przebiegłość, umiejętność krycia się i zmiany stanowisk — cnotami politycznymi. Wal­ka polityczna potoczyła się z wyjątkową ostrością i bezwzględnością. Powstanie, Rewolucja, Polska, HistoriaWszystko, co się w Warszawie działo — od detronizacji króla do upadku powsta­nia — było konwulsjami porodowymi demokracji nowoczesnej; gdy król zostaje usunięty, ruch po­lityczny, dotąd uporządkowany i zorientowany w stosunku do tronu jak do punktu odniesienia, zmie­nia się w wolną grę sił. W ciągu jedenastu mie­sięcy Polska przeżyła to, co Francja w ciągu dziesięciu lat z górą od zwołania Stanów Generalnych do 18 brumaire'a, i to, co Rosja w 1917 roku: rząd tymczasowy, dyktaturę legalną, sejmowładztwo, pucz wojskowy i terror rewolucyjny.

163

Gdyby kto chciał na ten temat napisać powieść polityczną, niech Maurycego Mochnackiego weźmie na bohatera, gdyż w jego perypetiach ówczesnych zawiera się absolutnie wszystko, co się wtedy ro­zegrało w Warszawie. Najpierw był przeciwnikiem powstania. „Ja, w którego pokoju została zrobiona noc 29 listopada… ” — pisał potem do matki. Prze­sadzał lub wprost nawet kłamał, ponieważ nie wie­dział nawet o terminie wybuchu. Wprowadzony do spisku podchorążych przez brata swego, Kami­la, wówczas instruktora w szkole, poróżnił się ze spiskowcami, z samym podobno Wysockim, właś­nie co do skuteczności zbrojnego wystąpienia wo­bec zupełnego braku koncepcji politycznej. Kon­takt został zerwany, o wybuchu planowanym Mochnacki dowiedział się na godzinę przed termi­nem alarmu od Seweryna Goszczyńskiego, który w swoich pamiętnikach zapisał scenę symboliczną: gdy poeta wbiegł do Mochnackiego, ten siedział nad rękopisem drugiego tomu swej rozprawy O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym; dowiedziawszy się, że za godzinę ma zapłonąć ogień alarmowy na Solcu i że spiskowcy już gromadzą się na mostku łazienkowskim, przekreślił — jak pi­sze Goszczyński — ostatnie zdania i wybiegł na ulicę. Dodajmy, że już nigdy do tego rękopisu nie wrócił i że go nawet nie odzyskał. Wiele razy po­tem prosił z emigracji, aby mu go przesłano — na próżno! Zginął bezpowrotnie. Mochnacki nie napi­sał już nigdy ani słowa o literaturze i w ogóle prze­stał się nią zajmować.

164

Otóż znalazł się na ulicy jako jeden ze spiskow­ców, choć spiskowi był przeciwny. Wypadki na­tychmiast potwierdziły przewidywania Mochnac­kiego. Spiskowcy łatwo opanowali miasto, lecz nie wiedzieli, co zrobić ze swą zdobyczą. Sami nie chcie­li objąć władzy ani też nie znaleźli nikogo, komu by ją umieli narzucić do sprawowania. Gdy się w końcu z chaosu wyłoniła dyktatura Chłopickiego, gdy już „cała Warszawa” radowała się tą dy­ktaturą jak zwycięstwem, jeden Mochnacki miał odwagę powiedzieć na zebraniu Klubu Patriotycz­nego, że Chłopicki zdradza rewolucję, ponieważ powstrzymuje wojsko w stolicy, pozwala wojskom księcia Konstantego uchodzić ku granicy, a zapa­łowi powstańczemu wyładować się w demonstra­cjach ulicznych. „Postanówmy rząd rewolucyj­ny!” — wołał mówca w redutowej sali na placu Krasińskich i wskazywał, że powstanie musi zgi­nąć, jeśli zostanie zacieśnione do samej Warszawy, a nawet do ośmiu województw Królestwa Kongre­sowego. Jego szanse, mówił, są w guberniach za­branych, w których mieszka najbardziej patrio­tyczna szlachta, w guberniach, które są dla impe­rium rosyjskiego najważniejsze, bo poprzez nie biegną drogi na zachód i na południe. Zamiast rzą­du rewolucyjnego powstał tzw. rząd tymczasowy, w skład którego powołano także Mochnackiego. On jednakże nie wziął udziału w jego pracach, uważając, że jest powołany na to tylko, aby rewolucję wstrzymać w biegu, póki wysłannicy Rady Admi­nistracyjnej nie uzyskają od cara łaski dla zbunto­wanej prowincji. Miał rację. Istotnie, zarówno rząd tymczasowy, jak i dyktatura Chłopickiego temu tylko celowi służyły. Na Mochnackiego został wy­dany wyrok śmierci; nie wyrok sądu, nawet nie wojennego czy rewolucyjnego trybunału, lecz wy­rok terroryzmu wojskowego, zorganizowanego dla obrony dyktatury. Poszła na miasto pogłoska, że przemówienie Mochnackiego przyprawiło dyktato­ra o atak apopleksji. Akademicy z gwardii Lacha Szyrmy pikietowali dom Maurycego i szukali po całym mieście zuchwałego mówcy klubowego. On próbował przeciw temu terroryzmowi zorganizo­wać drugi, przeciwny, dla przeprowadzenia swej myśli o powstaniu powszechnym. Udał się do ko­szar podchorążych na ulicę Orlą, przemówił do nich i porwał za sobą do marszu na budynek rzą­dowy, aby go zdobyć i zapewne samemu objąć władzę. Z Orlej na plac Bankowy droga niedale­ka — nie więcej niż 500 metrów. Na tej niewielkiej przestrzeni rozegrał się cały dramat Mochnackiego. Podchorążowie nie doszli. Podobno zastąpił im dro­gę sam Wysocki, podobno ukląkł przed maszeru­jącą kolumną i zaklinał swych podkomendnych, aby nie dali wciągnąć się do zbrodni. Tak, do zbro­dni: Mochnacki nie krył przecież swych zamiarów ani tego, że droga do rządu rewolucyjnego prowa­dzi przez krew. Pierwszą ofiarą miał być książę Lubecki, prezes Rady Administracyjnej, dusza po­lityki układowej. Jak się to wszystko odbyło, dziś wiedzieć dokładnie niepodobna. Podchorążowie rozpierzchli się, a Mochnacki został sam, bez stron­ników, przyjaciół, bez klubu nawet, który rozpę­dzili oficerowie Chłopickiego, został sam wobec owych pikiet akademickich poszukujących go po całym mieście i strażujących pod jego domem, wobec tych szubienic, które dla niego wznoszono. Była to noc z 4 na 5 grudnia 1830 roku. Wspomniałem wyżej, że dla polityków tego pokolenia wszystkie chwyty były dobre, a Machiavelli był mistrzem działania. Po nieudałym[71] zamachu na księcia Lu­beckiego rozegrała się scena całkiem we włoskim stylu. Mochnacki schronił się przed pościgiem po prostu w gmachu rządowym, w mieszkaniu tego sa­mego człowieka, którego mózg — wedle wyrażenia Mochnackiego — miał się rozprysnąć pod uderzeniami kolb podchorążackich. Mochnacki schronił się w mieszkaniu Lubeckiego. Ten przyjął go uprzej­mie, poczęstował kolacją i obaj przeciwnicy spę­dzili noc na rozmowie. Kto by chciał pisać powieść lub dramat o powstaniu listopadowym, powinien Mochnackiego wziąć na bohatera, a zacząć od owej nocnej rozmowy rewolucjonisty z reakcjonistą, zwolennika walki z imperium ze zwolennikiem najściślejszego z nim związku, kata z ofiarą. Obaj przy tym już przegrali. Już za późno było tej nocy na powstanie według idei Mochnackiego i za późno na pertraktacje według idei Lubeckiego; za późno na walkę na śmierć i życie i za późno na wciele­nie pokojowe Królestwa do imperium. Czy ci dwaj ludzie to sobie powiedzieli? Co sobie w ogóle powie­dzieli? Lubecki miał niebawem opuścić Warszawę i udać się okrężną drogą do Petersburga. A Moch­nacki? Tej samej nocy żegnał się również z szansą władzy i przewodnictwa.

165

Powstanie, Przywódca, Zemsta, Zdrada, Polak, Obyczaje, Władza, PiętnoChłopicki wyzdrowiał, sam uspokoił rozszala­łych akademików i wojskowych, zaprowadził po­rządek i czekał. Mochnacki uniknął śmierci. Nie uniknął jednak zemsty. W kilka dni po tych wy­darzeniach, w kontrolowanym przez dyktatora piś­mie „Polak Sumienny”, ukazało się sprawozdanie z prac specjalnych komisji do badania archiwów policyjnych, odkrytych w więzieniu pokarmelickim. Otóż w papierach tych znaleziono podpisany przez Maurycego Mochnackiego memoriał do władz o wychowaniu młodzieży w duchu religii i poszanowania monarchii. Memoriał pochodził z czasów uwięzienia Mochnackiego za udział w Związku Wolnych Polaków. Maurycy przesiedział w gmachu karmelickim na Lesznie 11 miesięcy. Gdy zrozpaczona matka biegała do różnych odpo­wiedzialnych urzędników i prosiła o łaskę dla syna, odpowiadano jej, aby była spokojna, ponieważ syn zachowuje się bardzo przykładnie i zadziwia komisję śledczą swym rozumem. Miał wtedy Maury­cy oświadczyć w śledztwie, że był wprawdzie zwo­lennikiem liberalnych prądów, lecz przejrzał ich niebezpieczeństwo dla duszy, porządku społecznego i kultury, postanowił odtąd głosić idee prawomyślne, poświęcić się studiom teologicznym i zo­stać księdzem. Na polecenie władz śledczych Moch­nacki spisał swe „nowe poglądy”; tak powstał me­moriał pt. O źródłach, skąd tyle zła wyniknęło. Mochnacki zwracał w nim uwagę władz na nie­bezpieczny wpływ liberalnych książek i gazet, a także wykładów uniwersyteckich, które powinny być poddane bacznej cenzurze, aby młodzieży nie sprowadzały z drogi słusznych zasad. Otóż tej cen­zury ostatnio zabrakło, dowodził Mochnacki, ata­kując ostro rząd za opieszałość w tej dziedzinie i czyniąc go odpowiedzialnym za rozpowszechnie­nie się zgubnych poglądów, a nawet spisków. Cen­zura, dowodził, jest powierzchowna i niepełna. Cóż stąd na przykład, że zbada się treść wykładów uni­wersyteckich, gdy profesor, wygłaszając prawomyślne poglądy, może intonacją głosu i gestem dać studentom do zrozumienia, że nie wierzy w to, co mówi. „Trzeba więc wprowadzić cenzurę gestyku­lacji” — dowodził ze śmiertelną powagą dzie­więtnastoletni inkwizytor, a namiestnik Zajączek brednie te przekazywał z odręcznym listem wiel­kiemu księciu Konstantemu, prosząc o zbadanie znakomitych myśli zawartych w piśmie. Jeden Konstanty nie wziął tego wszystkiego na serio i po­lecił nad „prawomyślnym” młodzieńcem roztoczyć baczną opiekę. Po wyjściu z więzienia Mochnacki pracował jakiś czas w cenzurze, dokąd sam zgłosił się, aby swe wyznanie wiary poprzeć czynem. Po kilku miesiącach cenzurę opuścił, napisawszy przedtem do jej szefa — Józefa Kalasantego Sza­niawskiego — list, w którym stwierdzał, że cenzurę uważa za konieczny i pożyteczny urząd, pod wa­runkiem, że działać będzie mądrze; wśród głupców jednak i w myśl głupich instrukcji pracować nie zamierza, ponieważ wydaje mu się, że w ten sposób szkodzi tylko słusznym zasadom religijnym i monarchicznym. W rok potem Mochnacki już znaj­dował się na powrót w liberalnych kołach.

166

Cała sprawa była więc epizodem typowym dla policyjnych stosunków w Królestwie Polskim. Miała miejsce w roku 1823, na siedem lat przed powstaniem. Opinia, zdaje się, nie wiedziała o me­moriale, pracę w cenzurze jakoś Maurycemu wy­baczono. „Memoriał” wydobyto na światło dzienne w grudniowych dniach rewolucji, przy czym do jego publikacji przyczynili się ci sami ludzie, któ­rzy do niedawna stanowili podporę „legalnych” rządów w Królestwie. Komisja, na której czele stał referendarz stanu Michał Hube, wydała orzeczenie odmawiające Mochnackiemu prawa do piastowania jakichkolwiek urzędów publicznych. Czy komisja miała prawo takie wyroki wydawać, czy nie był to wyrok, lecz wniosek do sejmu czy sądu, kto na­prawdę stał za tym wszystkim — nie wiadomo. Dość, że od tej pory Mochnacki żyje pod pręgie­rzem i że jego wszystkie działania polityczne nie mają teraz na celu objęcia władzy, lecz poparcie kogoś, komu on, Mochnacki, mógłby być pomocny i kto z niego zdjąłby ostatecznie piętno infamii.

167

Gdy się ostatecznie dyktatura ustaliła i została zalegalizowana przez sejm, Mochnacki zgłosił się do wojska. Odbył kampanię w 1 pułku strzelców pie­szych, dosłużył się oficerskiego stopnia, krzyża Virtuti Militari, a w lutym czy w marcu wrócił do Warszawy kurować rany. Powstanie, Polityka, Władza, Rewolucja, Literat, GraZastał sytuację odmie­nioną: Chłopicki ustąpił, w miejsce dyktatury zo­stał ustanowiony Rząd Narodowy pięcioosobowy na wzór Dyrektoriatu. Zaczyna się teraz podwójne życie Mochnackiego. Pisuje artykuły w „Nowej Polsce”, związanej z Towarzystwem Patriotycznym i z klubami lewicowymi, a jednocześnie spiskuje przeciw Rządowi Narodowemu na rzecz przywró­cenia dyktatury. Tak jest! Kto by się dziwił, niech wciąż ma na uwadze, że „wszystkie chwyty były dozwolone”. Mochnacki zwalczał dyktaturę Chło­pickiego, ponieważ była kontrrewolucyjna, zabrał się natychmiast do zwalczania Rządu Pięciu, gdy uznał, że jest niezdolny do prowadzenia wojny. Do­szedł do przekonania, że powstanie może uratować „cnotliwy Cromwell[72]”, i to wojskowy. Poszukał więc kontaktów ze Skrzyneckim, który był już w tym czasie wodzem naczelnym. Jak te rozmowy wyglądały, nigdy się nie dowiemy. Miał w tym po­średniczyć Andrzej Horodyski, totumfacki[73] Skrzy­neckiego. Jak miał przebiec ewentualny 18 brumaire'a Skrzyneckiego i jaką miał w nim rolę ode­grać Mochnacki, co miał za to otrzymać — wszyst­ko to jest tajemnicą. Rozmowy nie przebiegały chy­ba szczęśliwie, ponieważ jednocześnie prowadził je Mochnacki z konkurentem Skrzyneckiego, generałem Krukowieckim, gubernatorem Warszawy. Ze Skrzyneckim nie udało się nic: ten kunktator na polu bitwy okazał się także kunktatorem w osobistej polityce. Niestety, udało się z Krukowieckim. O tych rozmowach wiemy więcej. Odbywały się w domu Mochnackich. Krukowiecki znał ojca Maurycego jeszcze ze Lwowa — Bazyli Mochnacki prowadził jego sprawy majątkowe. Pośredniczką w tych rozmowach była siostra Maurycego, Kle­mentyna Głogowska, osoba reputacji raczej niedob­rej — piękna i intrygantka. Mochnacki obiecał Krukowieckiemu poparcie w prasie, wpływ na le­wicę, urobienie nastrojów miasta. Krukowiecki obiecał usunąć od władzy umiarkowanych konsty­tucjonalistów, a kluczowe stanowiska obsadzić mło­dymi ludźmi, zdecydowanymi na powstanie ogólnonarodowe i na obronę Warszawy do ostatniego kamienia. Sam Maurycy miał dostać jakąś podrzęd­ną funkcję, ale, zdaje się, z zapewnieniem bezpo­średniego wpływu na rządy. Maurycy nigdy nie wypierał się ambicji politycznych; przeciwnie, twierdził, że ich brakiem zawinili Wysocki i towa­rzysze. Zamach stanu przebiegał w sposób klasycz­ny. Dla kierowania jawnym klubem Towarzystwa Patriotycznego został zawiązany tajny klub, sku­piony wokół „Dziennika Powszechnego”. Gazeta ta stała się organem spiskowców. Przeprowadzono kampanię kompromitującą Rząd Pięciu. Rozpo­wszechniono wieści o zdradzie w wojsku, ukrywa­nej przez rząd i sztab, zwołano wiec, któremu nada­no burzliwy przebieg. Zorganizowano demonstrację antyrządową, w wyniku której Rząd usunął się z miasta. Tłum rzucił się na więzienia stanu i wy­mordował znajdujących się tam więźniów politycz­nych. Przez całą noc 15 sierpnia miastem rządziła anarchia. Nikt nie wydawał rozkazów, nikt nie od­powiadał za porządek. Po 24 godzinach szalejącego żywiołu zjawił się na ulicach generał Krukowiecki i przyjął owacje tłumu, który „obwołał” go dykta­torem. Dla odzyskania stolicy sejm przyznał mu pełnomocnictwa równające się dyktaturze. Dalszy ciąg był również klasyczny: Krukowiecki pozbył się wszystkich partnerów spisku, mianował na kluczowe stanowiska arystokratów i konstytucjonali­stów („kaliszan”) i wydał drakońskie zarządzenia przeciw opozycji. W trzy tygodnie później Warsza­wa była w rękach Rosjan… Ostatni rozkaz Krukowieckiego przed opuszczeniem miasta brzmiał na­stępująco: „Odszukajcie Mochnackiego, wydajcie go w ręce Rosjan albo lepiej rozstrzelajcie go na miejscu…”. Tak przynajmniej twierdzi sam Moch­nacki, dla którego walka polityczna wcale nie skoń­czyła się z chwilą opuszczenia Warszawy i Polski. Na emigracji zaś dokonał rzeczy następujących: obalił tzw. Komitet Tymczasowy założony przez Bonawenturę Niemojowskiego (kaliszanina), przy­czynił się do opanowania władz emigracyjnych przez demokratów pod przywództwem Lelewela, następnie poróżnił się z Lelewelem, intrygował przeciw niemu najpierw na rzecz Dwernickiego, potem zaś zerwał z Dwernickim i chciał ustano­wić sejm najwyższą władzą wychodźstwa, a gdy to się nie udało, nawiązał rozmowy z „arystokratami”, tj. ze swym dotychczasowym śmiertelnym wrogiem, księciem Czartoryskim, i w ostatnich dniach swego życia zdołał ogłosić manifesty popierające jego poczynania. Po śmierci Maurycego, która nastąpiła w roku 1834, „arystokraci” powoływali się na owe pisma jako na swój program polityczny.

168

Wszyscy autorowie piszący o Mochnackim po­wtarzają jedno: wielki był to umysł, świetny pisarz, niestety, charakteru mu brakowało. Należałoby na to spytać, kto z jemu współczesnych ten charakter okazał. Może Lelewel albo Czartoryski? Należałoby także spytać, co to jest charakter w polityce? Może upór przy jednym stanowisku? Z tej ostatniej cnoty rodzą się, jak wiadomo, wszystkie błędy polityczne. Mochnacki był jedynym politykiem ówczesnym, który nie przestał nigdy zmieniać partnerów, tak­tyki, siebie samego, zachowując tylko wierność celowi ostatecznemu, którym było uwolnienie Polski od rosyjskiej dominacji, związanie losu Polski z lo­sami zachodniej Europy, rozbicie przymierza rosyjsko-pruskiego i rozbicie zarazem całego układu legitymistycznych sojuszów ciążących nad losami euro­pejskich narodów. Walczył także o swoje miejsce w owej Polsce wyzwolonej i w całej Europie, walczył o to, co mu się wedle własnych mniemań słusznie należało. Był bowiem przekonany, że miał rację. Wyraz temu przekonaniu dał w swej Historii po­wstania narodu polskiego; jest to najlepsza książka polityczna, jaką napisano w literaturze polskiej, jed­na z najlepszych na pewno w literaturze europej­skiej. Nie wznawia się jej od stu lat, ponieważ au­torzy piszący o Mochnackim nie mogą się zdecy­dować, kim on właściwie był: rewolucjonistą, konserwatystą, terrorystą czy po prostu genialnym graczem.

169

Mochnacki na to prosto odpowiedział, gdy pi­sał, że terroryzm bezrozumu chce zastąpić terrory­zmem rozumu. Był wcieloną inteligencją politycz­ną. Nie wiadomo, co by z tego wyniknęło, gdyby rzeczywiście objął władzę. Na pewno wtedy nie napisałby swej książki, która dla tych, co ją czytali, jest źródłem nieustannej pociechy, iż możliwa jest przecież w polityce i w literaturze inteligencja absolutna, to jest wolna od ograniczeń swego czasu, układająca wszystkie jego aberracje w jasne for­muły. „Studiowanie Mochnackiego — pisał Stani­sław Brzozowski — wprowadza męski ład”. A Sło­wacki, w swym drwiącym Credo, zawartym w IV pieśni Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu, tak „wyznawał” Mochnackiego:

…Credo[74] w Mochnackiego,
Rzeczpospolitej jedynaka-syna,
Co wielkich marzeń nie przestając snować,
Przez Dyktatora dał się ukrzyżować.
Potem zaś wstąpił do arystokracji
I trzy dni bawił, a po tej troszeczce
Przyszedł w obliczu przyszłej generacji
Sądzić umarłych i żywych w książeczce.
Weń uwierzywszy z dwóch tomów zaczętych,
W emigracyjnych wierzę wszystkich świętych.

*

170

Osobliwe określenie znalazł dla Mochnackiego Ludwik Mierosławski, który dokończył dzieła Mochnackiego, spisując Historię powstania narodu polskiego od momentu, w którym urwał ją Moch­nacki (tj. od początków kampanii wojennej do za­kończenia). „Cynik wolności” — pisze Mierosławski o Mochnackim. To znakomite. Kontynuator Moch­nackiego chciał przez to powiedzieć, że dla odzy­skania wolności wszystkie sposoby są dobre, byle były skuteczne. Wyraża się w tym cała nowoczesna mądrość polityczna. Inna rzecz, że po stu latach wyłoniła się z tej zasady Europa wcale odmienna od tej, jaką sobie wyobrażali Mochnacki i jemu po­dobni „cynicy”.

„Zmiłowania, zmiłowania dla chłopca…”

171

Karol Moor, słynny bohater Zbójców Fryderyka Schillera, był najpierw dowcipnisiem na wielką skalę. Kiedy ludzie magistraccy postrzelili jego psa w łapę, zarządził post w całym mieście; by zaś nikt nie mógł się wyłamać, wtargnął do miasta na czele swoich tysiąca siedmiuset chłopców i cały za­pas mięsa wykupił. Dobry początek absurdalnej, prowokacyjnej, buntowniczej komedii napisanej przez dwudziestoletniego studenta. Moor jednakże aspiruje na bohatera epoki. Wstydzi się swoich żartów. Nudzi go drażnienie mieszczan. Ma więk­szego wroga: epokę całą, „epokę skrybów, którzy jak szczury uwijają się po maczudze Herkulesa i mózgi sobie wypacają nad pytaniem, co on takie­go miał w swoich jądrach”. Moor nienawidzi swej epoki, bo nie dorasta ona do bohaterów Plutarcha, którzy stanowią ideały całej młodzieży, ale któ­rych żywego wcielenia ta młodzież nie znajdzie po­śród swoich rodziców, wychowawców, przywódców. Młodzież pragnie przerosnąć „starszych”. „Bohate­rów… baronów, książąt, bogów z was zrobię!” — wykrzykuje jeden z przyjaciół Moora, Spiegelberg, który pierwszy wpadł na myśl, aby z gromadki „libertynów” niezadowolonych z życia sformować bandę zbójnicką. „Jeśli bodaj kropla jeszcze boha­terskiej krwi niemieckiej płynie w waszych ży­łach — pójdźcie. Osiądziemy w Czeskich Lasach i tam stworzymy bandę zbójecką… Czyż chcecie tkwić w turmach za długi i zeschnąć się, dopóki nie zatrąbią na sąd ostateczny? Czy chcecie za kęs su­chego chleba męczyć się przy rydlu i motyce? Czy chcecie pod oknem ludzi piosenką uliczną wymu­szać skąpą jałmużnę? Czy też chcecie w kamasze się zaprząc — a to jeszcze pytanie, czy gębom wa­szym kto zaufa — i tam, wśród śledzienniczych hu­morów jakiegoś władczego kaprala, czyściec swój już naprzód dosługiwać? Albo przy brzmiącej mu­zyce w takt bębna spacerować? Albo w raju galer­ników cały skład żelaza Wulkana wlec za sobą? O, tu macie w czym wybierać, tu macie razem wszystko, w czym wybierać możecie!” Plan Spiegelberga polega na wprowadzeniu jakiejś wielkiej poprawki w świat, który został głupio, niesprawie­dliwie, zbrodniczo urządzony. „Co zowiesz uczci­wym? Bogatym kutwom spędzić z karku jedną trzecią ich trosk, które tylko złoty sen im płoszą, zatamowane pieniądze znów wprowadzić w obieg, równowagę dóbr przywrócić na nowo, wiek złoty z powrotem przywołać, Pana Boga uwolnić od nie­jednego uciążliwego człowieka, oszczędzić mu wo­jen, zarazy, czasu drogiego i lekarzy — to, wi­dzisz — kończył Spiegelberg — zwę być uczciwym, to zwę być godnym narzędziem w ręku Opatrzno­ści — i przy każdej pieczeni, którą się je, mieć tę myśl chwalebną: tę pieczeń zdobyły ci twoje finty, lwia twoja odwaga, twoje nocne straże — i szano­wanym być przez wielkich i małych”.

172

Jak brzmiałaby skarga dzisiejszego „zbójcy”? Nie trzeba wielkiego wysiłku wyobraźni, bo takie skargi i mowy buntownicze dochodzą nas ze sztuk Osborne'a[75], z powieści Clézio[76] i Goytisolo[77], z wier­szy Kerouaca[78], ze scen studenckich teatrzyków i ka­baretów. Za słowami idą fakty: burzliwe demon­stracje młodzieży w Berlinie, w Paryżu i w Barce­lonie, bandy „czarnych bluz” terroryzujące miasta Szwecji i Anglii albo — przeciwnie — pielgrzymki łagodnych „hippies”…

173

Albo: „Jakby też było — powiada jeden z kom­panów Spiegelberga — gdybyście siedli i jakąś książkę czy almanach, czy coś w tym rodzaju nagryzmolili i recenzję pisywali dla zarobku, jak to teraz modne…”

174

Myślę, że kiedy Zbójców Schillera grywano na scenach mieszczańskich i dworskich teatrów w XIX wieku (po kilkunastu latach skandalu sztuka we­szła do żelaznego akademickiego repertuaru), mało kto chyba zwrócił uwagę na tę propozycję przyszłe­go zbója. O jakim on tam almanachu plecie… Wszy­scy czekają na zbójeckie tyrady Spiegelberga albo na wielki wybuch wściekłości Moora, który światu całemu wypowie wojnę, zarówno zbrojną, jak metafizyczną. Literat, Polityka, Młodość, Przemiana, CzynDzisiaj natomiast bardzo znacząco brzmi taka alternatywa: założymy bandę zbójecką albo redakcję pisma literackiego. Przez cały XIX i przez tę połowę XX wieku, którą mamy za sobą, zbierali się młodzi ludzie i powiadali sobie: wypowiemy woj­nę gustom, obyczajom, prawom, i z tym programem zakładali pismo literackie, grupę artystyczną, zwią­zek rewolucyjny albo partię polityczną. Przez cały XIX wiek i połowę XX wieku tak powstawały wszystkie prądy literackie i wszystkie ruchy spo­łeczne. Tylko że Zbójcy Schillera byli pierwszą ta­ką bandą, pierwszą taką „redakcją”, pierwszą taką partią młodzieży upominającej się o prawo do na­tychmiastowego zrealizowania swej własnej, mło­dzieńczej woli życia czynnego.

175

Literat, Władza, Twórczość, Emigrant, Pielgrzym, Poezja, Młodość, BuntZnamy karierę, jaką ten utwór zrobił w histo­rii literatury i w historii teatru. Do tej kariery nie­mało przyczyniła się narosła wokół niego legenda, utworzona — jak zwykle w takich wypadkach — przez władze. Schiller był poddanym księcia wirtemberskiego. Studiował medycynę i właśnie otrzy­mał dyplom, kiedy w Mannheimie odbyła się premiera Zbójców. Na wyjazd do Mannheimu trze­ba było zezwolenia książęcego. Schiller uzyskał je na pierwsze przedstawienie, ale gdy chciał swoją sztukę zobaczyć po raz drugi, wymknął się chyłkiem ze swojego Stuttgartu. Kosztowało go to dwa tygodnie aresztu! Kiedy zaś jakiś Szwajcar wystąpił przeciw niemu ze skargą o obrazę narodu szwajcarskiego w Zbójcach, książę zabronił Schille­rowi pod groźbą twierdzy „pisania komedii”. Kto by się dziwił, że czasy były takie surowe dla twór­ców, niech przypomni sobie, że działo się to na całe dziesięć lat przed rewolucją francuską, to jest przed objawieniem praw, jakie człowiekowi przysługują z natury rzeczy, a nie z woli władcy.

176

Schiller w przebraniu opuścił Wirtembergię i odtąd tułał się całe życie. Był więc pierwszym z romantycznych tułaczy. Ułożył ze swego życia pierwszą poetycką biografię, która dla całego XIX wieku będzie wzorcem. Prześladowanie i wędrówka staną się jej stałymi motywami, a bunt i cierpienie atrybutami poety. Schiller miał wtedy 21 lat. Poe­zja, bunt i młodość połączyły się w romantyczną triadę.

*

177

Młodość, Rewolucja„Idzie o to, aby młodzi ludzie zdecydowani na wszystko połączyli się dla wspólnego działania mi­mo różnic, które ich dzielą, aby kroczyli do wspól­nego celu różnymi drogami, aby zgodzili się dzia­łać równocześnie — a zwycięstwo będzie zapewnio­ne. Za ciasno mi tutaj, w tym kraju kościołów i gryzipiórków”. Tak pisał dwudziestoletni Schelling do dwudziestoletniego Hegla w 1793 roku, na­mawiając go, aby przyłączył się do „dobrej spra­wy”, to znaczy do idei rewolucyjnej, do idei fran­cuskiej.

178

„Dzieją się rzeczy, które jeszcze dwa lata temu uważano by za rozwiązłość filozoficzną… Teraz każ­dy człowiek wyrastający ponad przeciętność inte­resuje mnie podwójnie, albowiem zanim nadejdzie czas równości, będziemy jeszcze potrzebowali sił nadprzyrodzonych”. Tak pisał młody Novalis w li­ście do młodego Schlegla w roku 1796. — „Nie uwierzysz, mój drogi — ciągnął — jak jasno czy­tam teraz w moich myślach. Są to moje zaręczyny, jestem jeszcze wolny i niezwiązany, a jednak już po dokonaniu wolnego wyboru. Wzdycham tęsknie do nocy poślubnej, do małżeństwa i potomstwa. Oby niebo pozwoliło stać się mojej nocy poślubnej nocą świętego Bartłomieja dla despotyzmu i wię­zień, a będę wtedy szczęśliwy w małżeństwie. Cięż­ko mi na sercu, gdy nie widzę już teraz spadających łańcuchów… Ale wciąż to samo błędne koło: aby zrodziła się wolna myśl, trzeba wolności, aby zro­dziła się wolność, trzeba wolnej myśli. Oto węzeł, który trzeba przeciąć…”.

179

„Czuję, jak we mnie samym dokonuje się wiel­ka reforma — pisał w tym samym czasie inny z młodych „zbójców”, 27-letni Baader, późniejszy pisarz i filozof. — Duch epoki dotknął mego ra­mienia”.

180

Wszyscy oni przemawiają już romantycznym językiem, który w Polsce dopiero w dwadzieścia lat później zabrzmi w Mickiewiczowskiej Odzie do młodości. Ale romantyzm nie jest ruchem optymi­stycznym; przeciwnie, rodzi się z historycznych rozczarowań i klęsk politycznych. Tak było nie tylko w polskiej literaturze, która potrzebowała klęski powstania 1830/1831 roku, aby utrafić naresz­cie w pełny ton romantyczny. Tak samo było w Niemczech. Pierwsze pokolenie romantyków, zwią­zane jeszcze bezpośrednio z okresem „burzy i naporu”, pokolenie, którego programowym utworem li­terackim byli właśnie Zbójcy Schillera, miało osią­gnąć dojrzałość intelektualną nie wobec zwycięstw rewolucji, lecz wobec jej klęsk. Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela nie była ostatnim słowem rewolucji. Za Deklaracją przyszedł rok terroru, krwawych rozgrywek wśród przywódców i partii politycznych, na koniec biurokratyczny, reakcyjny reżim, przygotowując grunt dla dyktatury wojsko­wej i cesarstwa.

181

Napoleon pobił Niemców, upokorzył, wyczerpał poborem rekruta i kontrybucjami. Z ruchu oporu przeciwko okupacji francuskiej i przeciw niemiec­kim rządom, które się jej podporządkowały, zro­dziła się nowa fala niemieckiego entuzjazmu, dają­ca podłoże społeczne dla nowej fali niemieckiego romantyzmu. Pierwszy entuzjazm był intelektual­ny — przede wszystkim intelektualny — drugi był przede wszystkim polityczny; ton pierwszego był prawno-społeczny; ton drugiego był mityczno-narodowy. Pierwszemu ruchowi przewodzili filozo­fowie — Kant był jego największym autorytetem. Drugiemu ruchowi przewodzili konspiratorzy, de­magodzy, działacze — a był on dziełem młodzieży. Był to pierwszy chyba moment dziejowy, w któ­rym młodzież wystąpiła na scenę polityczną jako realna siła. Historia Zbójców Schillera stała się rzeczywistością. Niemcy zostały ogarnięte siecią Tugendbundów[79], Burschenschaftów[80] i innych związ­ków młodzieży, bądź to całkiem jawnych, bądź to jawnych na pozór tylko, to znaczy pokrywających jawną organizacją istnienie organizacji drugiej, za­konspirowanej. Tak np. utworzony przez poetę Ka­rola Follena Związek Braci Czarnych stanowił jaw­ną fasadę ściśle sekretnego Związku Braci Śmierci, czyli tzw. „Bezwarunkowych”, których dewizą było: „Sprawiedliwego nie wiąże prawo…”. W 1817 roku odbył się w Wartburgu zjazd związków mło­dzieżowych: był to rok jubileuszowy Reformacji. W dzień rocznicy bitwy pod Lipskiem spalono tu uroczyście książki najbardziej reakcyjnych pisarzy, występujących przeciwko młodzieży i przeciwko idei zjednoczenia Niemiec. Palenie książek, zjazdy młodzieży niemieckiej, nazwy Braci Czarnych albo Braci Śmierci — budzą w nas najgorsze skojarze­nia. Oczywiście: wtedy przecież powstały formy ży­cia organizacyjnego i manifestacji publicznych, które przejmowały różne niemieckie (i nie tylko niemieckie) ruchy polityczne, aż po hitlerowców. U progu XIX wieku był to ruch postępowy. Palono książki reakcjonistów. Planowano krwawe zama­chy na monarchów. Karol Follen w słynnej pieśni pt. Trzydzieści trzy groził zagładą wszystkim trzy­dziestu trzem dynastiom, które kongres wiedeński wprowadził na trony niemieckie. „Bezwarunkowi” grozili także śmiercią Aleksandrowi I, żandarmowi ówczesnych Niemiec.

182

Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego prze­chowuje pod sygnaturą 140961 osobliwą książecz­kę. Jej karta tytułowa brzmi następująco: Mémoire sur l'état actuel de l'Allemagne. Par M. de S…, conseiller d'État de S.M.I. de toutes les Russies. Paris. À la librairie Grecque-Latine-Allemande, rue de Fossés-Montmartre No. 14. Novembre 1818.

183

Książeczka ta ma dziwną historię. Przede wszystkim, kto to jest ów pan de S…, radca stanu Jego Cesarskiej Mości Imperatora Wszechrosji? Otóż jest nim niejaki pan von Sturdza, literat nie­miecki, powszechnie znany agent rosyjski, który na zlecenie cara Aleksandra sporządził ów memoriał o aktualnej sytuacji w Niemczech i przesłał go na zjazd monarchów niemieckich w Akwizgranie, w roku 1818. Memoriał był poufnym dokumentem i miał przyczynić się do podjęcia przez monarchów niemieckich i ich rządy nadzwyczajnych środków przeciwko studentom. Na wstępie autor zastrzega się, że raport ten jest zbiorem bezstronnych obserwacji, a nie programem, i odwołuje się do „ojcow­skich uczuć rządów niemieckich” oraz synowskiego oddania niemieckich patriotów; do nich mianowicie należy wyciągnąć wnioski z tego, co tu zostało przedstawione. Niemcy są sercem Europy — powia­da pan von Sturdza — niezgoda narodowa i wola nieba uchroniły ten kraj przed zarazą francuską. „Człowiek gniewu bożego… po podbiciu całej Eu­ropy” w Rosji „pogrzebał swoją armię”, „gwiazda jego powodzenia zgasła jak sen”. „Wszędzie duch narodowy doznaje cudownych impulsów”. Ciekawe zdanie: świadczy ono o tym, że legitymizm również posługiwał się wówczas narodowym językiem. Jest to zrozumiałe, bo duch narodowy był przeciw Na­poleonowi. Ale zbuntowani młodzi Niemcy doma­gali się zjednoczenia. W odpowiedzi na to pan von Sturdza zaleca Niemcom system federalny i uważa go za część składową europejskiego systemu bez­pieczeństwa. W systemie tym Niemcy powinny od­grywać rolę kluczową, zwłaszcza wobec rychłego podniesienia się Francji z klęsk, jakie sprowadził na nią „człowiek gniewu bożego”. Czy Niemcy zdolne są do wypełnienia tej misji? Tu autor wypo­mina Niemcom srogo „bunty i niepokoje”, których widownią stał się kraj, tak cudownie ocalony od „francuskiej zarazy”. Bunt, Pozycja społeczna, Nauka, Młodość, Szkoła, Państwo, Władza, Naród, SłowoPrzyczyny owych buntów i niepokojów autor widzi w przemieszaniu się osób i klas społecznych, w dezorganizacji idei religij­nych, a nade wszystko w błędach wychowania poli­tycznego. Ogromne są teraz aspiracje ludu do kształcenia dzieci na uniwersytetach — powiada Sturdza — ale te ostatnie są instytucjami przestarzałymi i opierają się na średniowiecznych przywi­lejach. Trzeba te przywileje znieść, uniwersytety poddać kontroli państwa, policję akademicką zastąpić policją municypalną, ustalić kursy osobne dla każdej specjalności i wprowadzić obowiązkowe zajęcia, oddzielić studentów niemieckich od obco­krajowców, wybory do senatów akademickich za­stąpić nominacjami rządowymi, a wreszcie znieść stowarzyszenia studenckie. Co się zaś tyczy ambicji narodowych, powinny one wyrazić się np. w pra­cach językoznawczych, i w tym celu — radzi pan von Sturdza — powinno się utworzyć jakiś instytut ogólnoniemiecki, który zatrudniłby tych wszyst­kich, co tyle mówią o zjednoczeniu.

184

Skąd się ten memoriał znalazł w paryskiej księgarni grecko-łacińsko-niemieckiej, skoro był tajnym dokumentem? Otóż wykradli go agenci pruscy, działający z polecenia kanclerza Hardenberga; Prusy skrycie popierały związki studenckie, ponieważ dążyły do zjednoczenia Niemiec pod ber­łem Hohenzollernów. Memoriał dostał się do angiel­skiego „Timesa”, następnie do wydawcy belgijskie­go, który — zapewne za podszeptem pruskim — nie omieszkał przy nierozszyfrowanym nazwisku auto­ra umieścić usłużnie tytuł „Tajnego Radcy Jego Ce­sarskiej Mości Imperatora Wszechrosji”.

185

Ale nie na tym skończyły się dzieje książeczki, liczącej niespełna sto stron druku. Morderstwo, Ofiara, Naród, Chrystus, Nacjonalizm, Niemiec„Bracia Śmier­ci”, „Bezwarunkowi” zaprzysięgli zemstę carowi. Uplanowali na niego zamach, gdy miał dla celów kuracyjnych przyjechać do Niemiec. Chcieli pod­palić kulisy w teatrze podczas galowego przedsta­wienia i zasztyletować cara w zamęcie. Zamach się nie powiódł, ale plan nie został bez echa. Według powszechnego przekonania memoriał Sturdzy zo­stał opracowany na podstawie notatek dostarczo­nych agentom rosyjskim przez Kotzebuego[81], bardzo wówczas popularnego dramaturga. Kotzebue, po­chodzący z baronów kurlandzkich, lata wojny na­poleońskiej spędził w Rosji i tam wszedł w służbę rosyjską. Powróciwszy do Niemiec po 1813 roku, pisywał zjadliwe pamflety przeciw patriotom, prze­ciw młodzieży, przeciw rozruchom studenckim. Był znienawidzony przez młodzież i niejeden kapturo­wy wyrok na niego wydano. Co innego jednak wy­dać taki wyrok, co innego wykonać go… Znalazł się przecież ktoś, kto to zrobił, ktoś wcale niezwiązany z organizacjami — ktoś, dla kogo ten akt był wy­zwoleniem od wieloletniej obsesji.

186

23 marca 1819 roku do mieszkania Kotzebuego zadzwonił blady, wątły chłopak i poprosił o widze­nie z pisarzem. Kiedy ten zjawił się, chłopak zato­pił mu sztylet w gardło, po czym sam zadał sobie nim kilka śmiertelnych ran. Zamachowiec nazywał się Karol Ludwik Sand. Miał 24 lata. Pochodził z Hof w Bawarii. Wszystkie wzruszenia, jakie prze­żywała ówczesna młodzież niemiecka, skupiają się w życiu Sanda jak promienie słoneczne w soczew­ce. Toteż stał się on bohaterem-patronem, symbo­lem dla tej młodzieży. Kiedy miał czternaście lat, do jego miasta i rodzinnego przyjechał Napoleon, aby tam odbyć rewię wojskową. Sand uciekł wtedy z domu. „Nie mogłem znajdować się w tym samym mieście co Napoleon i nie zabić go — wyznaje w swoim dzienniku. — A jeszcze nie czułem się na to dość silny…”. Studiował w Tübingen. Należał do towarzystwa „Teutonia”. Podczas kampanii stu­dniowej zaciągnął się do ochotniczego korpusu i bił się pod Waterloo. W jego dzienniku powtarzają się często myśli o samobójstwie na przemian z ideą ja­kiegoś wielkiego zabójstwa, które wyzwoli Niemcy od udręk politycznych, a jego samego od udręk du­chowych. „Panie — pisał — pozwól mi umocnić się w zamyśle uwolnienia ludzkości przez ofiarę, jaką złożę na wzór twego syna. Spraw, abym stał się Chrystusem dla Niemiec i abym jak Jezus był silny i cierpliwy wśród mąk… Człowiek jest niczym wo­bec narodu; jest tym, czym jednostka wobec mi­liarda albo minuta w porównaniu z wiekiem. Człowiek… da się porównać ledwie do mgnienia bły­skawicy. Naród jest nieśmiertelny”.

187

Przez pięć miesięcy Sand walczył ze śmiercią. Sąd niemiecki, ulegając wzburzonej opinii, odwle­kał proces w nadziei, że zamachowiec umrze z ran. Jednakże car Aleksander osobiście żądał procesu i wyroku śmierci. Egzekucja Sanda odbyła się pu­blicznie na łące pod Mannheimem. Kiedy Sand padł przed plutonem egzekucyjnym, tłumy przerwały kordon wojska, każdy chciał docisnąć się do zwłok, aby umaczać chustkę w krwi skazańca. Pole egze­kucji nazwano potem „łąką wniebowstąpienia San­da” (Sands Himmelfahrtwiese).

188

Wrażenie było piorunujące w całej Europie. Czyn Sanda postawił na nogi zarówno policję, jak spiskowców. Związki młodzieży, powstające w Niemczech, we Włoszech, w Polsce, przyjmowały symboliczną datę inauguracji 23 marca, a przysięgi składano na krew Sanda. Jednocześnie w całych Niemczech rozpoczęła się akcja represyjna, tzw. „nagonka na demagogów”, która objęła wszystkie uniwersytety. Zamykano studentów i profesorów, wytaczano procesy o nieistniejące spiski i zama­chy. Liberalny dotąd król pruski przyłączył się do tej akcji. Na kolejnych zjazdach monarchów w Cie­plicach i w Karlsbadzie zapadły postanowienia wprowadzające jednolitą dla całych Niemiec cen­zurę na książki i pisma oraz przepisy dyscyplinarne dla studentów i profesorów. Wydano zakaz należe­nia młodzieży do Burschenschaftów i towarzystw gimnastycznych. Utworzono centralną komisję dla ścigania przestępców oskarżonych o zdradę głów­ną, przy czym, jak zwykle we wszystkich ustawach wyjątkowych, pojęcie „zdrady głównej” było odpowiednio szerokie, aby każdego można było na tej podstawie posadzić. Komisja miała szeroko rozbu­dowane biuro śledcze w całych Niemczech oraz mo­gła w każdej chwili dysponować oddziałami wojska federalnego. Były jeszcze pewne trudności z prze­prowadzeniem tych postanowień na sejmie federal­nym, lecz poradzono sobie łatwo: tu i tam wybuch­ły naraz rozruchy antyżydowskie, które policja uznała za wstęp do powszechnej rewolucji. Oczywi­ście o tym, jak do owych rozruchów doszło, mieliby sporo do powiedzenia prowokatorzy austriaccy i ro­syjscy…

189

Zamilkły młode, romantyczne, zbuntowane Niemcy. Oplątane siecią policji, strzeżone pilnie przez obcych agentów, stały się krajem milczenia, drylu i utajonej irredenty. Burschenschafty i to­warzystwa gimnastyczne miały kiedyś później od­rodzić się w pruskim, sołdackim, szowinistycznym duchu. Kto chciał zachować wolność, uciekał za granicę. W latach dwudziestych XIX wieku ro­mantyzm niemiecki zamierał…

190

„O jakiż głupiec ze mnie — mówi w zakończe­niu Zbójców Karol Moor — którym sądził, że świat cały okropnymi czynami upiększę, a prawa umoc­nię bezprawiem… Ośmieliłem się, Opatrzności bo­ska, wygładzać szczerby twojego miecza i stronni­czości twoje naprawiać… Zmiłowania, zmiłowania dla chłopca, co chciał cię uprzedzać — twoją jedy­nie jest pomsta”.

191

W roku 1827 pytano starego Goethego, czy Zbójcy są dramatem aktualnym. Goethe, który wte­dy już głosił zupełny koniec ruchu romantycznego, powiedział, że Zbójcy jego zdaniem nie straciły na aktualności i nie stracą jej nawet za pięćdziesiąt lat. Młodość, Książka, Przemiana„Co napisał młody człowiek, najlepiej będzie przyjmowane przez młodych ludzi. Chociaż świat w zasadzie idzie naprzód w zakresie kultury i dob­rego smaku, to młodzież musi przecież zawsze za­czynać od początku i indywidualnie przejść przez epoki kultury światowej”.

*

192

Właśnie wtedy w dalekim, sennym Wilnie i w Warszawie sterroryzowanej przez Nowosilcowa, uczono się na gwałt niemieckiego, aby czytać „książki zbójeckie”, o których mówi Gustaw w IV części Dziadów:

One zwichnęły osadę mych skrzydeł
I wyłamały do góry,
Że już nie mogłem na dół skręcić lotu.
193

„Nie widzę, dlaczego byśmy mieli tak bardzo powstawać przeciwko tym, co nas zgermanizować pragną” — pisał Ksawery Godebski do Franciszka S. Dmochowskiego — kiedyśmy tak długo ślepo za­wierzali apostołom francuskiego Parnasu”.

194

Słowo „zgermanizować” znaczyło wtedy co in­nego niż dzisiaj. Wolność, HistoriaWidmo wolności szło przez Europę, przybierając coraz inną barwę i coraz nowym mó­wiło językiem.

Przypisy

[1]

Ludendorff, Erich (1865–1937) — wojskowy niemiecki, obok Paula von Hindenburga czołowy dowódca w czasie I wojny światowej; brał udział w zwycięskich bitwach z Rosjanami pod Tannenbergiem i nad Jeziorami Mazurskimi; uczestniczył w przygotowaniu „Aktu 5 listopada” (1916; zawierał on ogólnikową obietnicę utworzenia Królestwa Polskiego) oraz w rokowaniach pokojowych z Rosją w Brześciu (1918); przygotował plan ofensywy na froncie zachodnim, której kres położyła klęska nad Marną (w tzw. drugiej bitwie nad Marną, 15 lipca – 5 sierpnia 1918). [przypis edytorski]

[2]

Metternich, Klemens Lothar Wenzel von (1773–1859) — austriacki polityk, książę i dyplomata, zwolennik tradycjonalistycznego konserwatyzmu, legitymizmu i bezwzględnej rozprawy z ruchami rewolucyjnymi i niepodległościowymi w Europie; jeden z najważniejszych polityków na kongresie wiedeńskim (18 września 1814 – 9 czerwca 1815) kończącym okres rewolucji francuskiej i wojen napoleońskich, pracował na rzecz restauracji zachwianych monarchii europejskich, jeden z projektantów Świętego Przymierza; jako ceniony przez cesarza Franciszka I doradca, działał na rzecz utrzymania rozdrobnienia Niemiec i Włoch oraz zaboru Rzeczypospolitej Polskiej, aby zapewnić Austrii dominującą rolę w Niemczech i we Włoszech, zwolennik europejskiej równowagi sił, dążył do osłabienia pozycji Francji, Rosji i Prus, przeciwnik powstania zjednoczonej konstytucyjnej Rzeszy Niemieckiej; lata 1821–1848 określane są jako „epoka Metternicha”, podczas której Austria stała się krajem rządów policyjnych, cenzury i wszechstronnej kontroli państwowej; w czasie Wiosny Ludów został zmuszony do ustąpienia z urzędu, na kilka lat znalazł się w Londynie; po powrocie do Austrii w 1851 r. nie odgrywał już większej roli w oficjalnej polityce. [przypis edytorski]

[3]

w słynnych punktach Wilsona — w orędziu do Kongresu USA dn. 8 stycznia 1918 r. prezydent Thomas Woodrow Wilson przedstawił sformułowany w czternastu punktach program pokojowy, którego realizacja miała zapewnić sprawiedliwość na świecie po I wojnie światowej (m.in. dzięki uznaniu prawa do samostanowienia narodów) oraz zapobiec przyszłym wojnom; 13. punkt deklaracji Wilsona dotyczył Polski, mówił o potrzebie stworzenia niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą oraz zagwarantowaną przez konwencję międzynarodową integralnością terytorialną odtworzonego państwa; 5 października 1918 r. kanclerz Rzeszy, Maksymilian Badeński uznał tę listę za podstawę rokowań pokojowych, co doprowadziło do rozejmu kończącego I wojnę. [przypis edytorski]

[4]

Mochnacki, Maurycy (1803–1834) — działacz polityczny, uczestnik powstania listopadowego, autor książki Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831; teoretyk romantyzmu, swoje przemyślenia na ten temat zawarł w dziele O duchu i źródłach poezji w Polszcze; pianista. [przypis edytorski]

[5]

deka­bryści — grupa ros. rewolucjonistów, którzy wzniecili nieudane antycarskie powstanie 26 grudnia 1825 r. [przypis edytorski]

[6]

Aleksander I (1777–1825) — od 1801 r. cesarz (car) Rosji z dynastii Romanowów, syn Pawła I, starszy brat księcia Konstantego, który zrzekł się praw dziedzicznych do tronu, oraz Mikołaja; po kongresie wiedeńskim (1815) król Polski; jego następcą był Mikołaj I. [przypis edytorski]

[7]

Romanow, Konstanty Pawłowicz (1779–1831) — wielki książę ros. z dynastii Romanowów, drugi syn cara Pawła I; naczelny wódz armii i gubernator wojskowy w Królestwie Polskim, pełnił rolę carskiego namiestnika w Warszawie; w 1820 r. poślubił Polkę, hr. Joannę Grudzińską, a następnie, w 1823 r. potajemnie zrzekł się praw dziedzicznych do tronu; w noc wybuchu powstania listopadowego 1830 r. Konstanty miał paść ofiarą zamachu, jednak uciekł w przebraniu z Belwederu, gdzie rezydował, następnie na czele korpusu wojsk ros. przedostał się do Rosji, gdzie zmarł wkrótce (15 maja 1831) na cholerę pod Witebskiem. [przypis edytorski]

[8]

pre­mierze Hernaniego Wiktora Hugo — wystawienie dramatu Wiktora Hugo pt. Hernani, czyli honor kastylijski (wyd. 1829) w teatrze w 1830 r. stało się pretekstem do gwałtownego sporu między klasykami a romantykami, określanego jako „bitwa o Hernaniego” i stanowiącego moment przełomowy w dziejach teatru francuskiego. [przypis edytorski]

[9]

Aleksander II (1818–1881) — od 1855 r. cesarz (car) Rosji z dynastii Romanowów, król Polski, wielki książę Finlandii, następca Mikołaja I; zginął 13 marca 1881 w wyniku zamachu bombowego dokonanego przez Polaka, Ignacego Hryniewieckiego, działacza organizacji Narodnaja Wola. [przypis edytorski]

[10]

Wittelsbach, Elżbieta Amalia Eugenia von (1837–1898) — cesarzowa Austrii królowa Węgier od 1854 jako żona cesarza Franciszka Józefa I, znana również jako Sissi, zginęła 10 września 1898 r. w Genewie w Szwajcarii: czekając przy molu na parowiec wycieczkowy została zaatakowana przez mężczyznę, który wbił jej pilnik w serce; zamachowcem był wł. anarchista Luigiego Lucheni, którego zamiarem było zabić jakiegokolwiek władcę w celu zastraszenia znienawidzonej arystokracji. [przypis edytorski]

[11]

Michelet, Jules (1798–1874) — fr. filozof, historyk i pisarz okresu romantyzmu, profesor m.in. Sorbony i Collège de France; głosił poglądy liberalne i antyklerykalne, twórca „białej legendy” rewolucji francuskiej, popularyzował ideę Europy jako wspólnoty narodów, które zamiast zwalczać się wzajemnie, powinny się sprzymierzać w celu maksymalizacji wzajemnych korzyści; jako historyk w swojej pracy dążył do pełnego i wszechstronnego przedstawienia opisywanych wydarzeń; autor m.in. kilku książek o Polsce, w których występował jako jej obrońca, m.in. Kościuszko, legenda demokratyczna. [przypis edytorski]

[12]

Konstytuanta — właśc. Zgromadzenie Narodowe Konstytucyjne, nazwa przyjęta przez Stany Generalne we Francji w 1789 w związku z podjęciem prac ustawodawczych nad ustrojem państwa. [przypis edytorski]

[13]

Capet, właśc. Ludwik XVI (1754–1793) — król Francji z dynastii Burbonów, bocznej linii Kapetyngów (zainicjowanej przez Hugo Capeta, ok. 940–996); w czasie rewolucji francuskiej zawieszony w swej funkcji (1792), zaczął być nazywany „obywatelem Capet” a. „Ludwikiem Capet”; oskarżony o zdradę stanu został uwięziony i skazany na śmierć przez zgilotynowanie; wyrok wykonano 21 stycznia. [przypis edytorski]

[14]

pacta conventa (łac.: uzgodnione warunki) — umowa podpisywana ze szlachtą polską podczas sejmu koronacyjnego przez każdego króla wybranego w drodze wolnej elekcji, począwszy od 1573 r. Pacta conventa wraz z tzw. artykułami henrykowskimi uzależniały ściśle władzę królewską od woli szlachty, zapewniając jej wszystkie dotychczasowe przywileje, zobowiązując monarchę do regularnego zwoływania sejmów, ustanawiając u boku króla radę szesnastu senatorów-rezydentów, z którymi król miał uzgadniać wszelkie decyzje polityczne, uniemożliwiając przekształcenie monarchii elekcyjnej w dziedziczną, a wreszcie zezwalając na wypowiedzenie królowi posłuszeństwa poprzez wywołanie rokoszu, gdyby król naruszał przywileje szlacheckie; przy okazji dokument zapewniał również wolność wyznania i szacunek wobec innowierców. [przypis edytorski]

[15]

w mowie tronowej surowo zapowiedział, aby nie mieli żadnych złudzeń — nawiązanie do sławnych słów cara Aleksandra II: „point de reveries, messieurs!” (fr.: „żadnych mrzonek, panowie”), padły one 23 maja 1856 r. w odpowiedzi na wyrażoną przez polską delegację nadzieję przywrócenia Królestwu Polskiemu autonomii. [przypis edytorski]

[16]

jednolatek — tu: rówieśnik. [przypis edytorski]

[17]

Staszic, Stanisław (1755–1826) — duchowny katolicki, działacz oświeceniowy, pisarz, publicysta, uczony; jeden z inicjatorów reform Sejmu Wielkiego, prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk, zasłużony dla rozwoju gospodarki; autor m.in. Uwag nad życiem Jana Zamoyskiego, Przestróg dla Polski, O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski. [przypis edytorski]

[18]

Niemcewicz, Julian Ursyn (1757–1841) — dramaturg, powieściopisarz, poeta, polityk; absolwent Korpusu Kadetów, aktywny uczestnik prac Sejmu Wielkiego, współautor (z Hugonem Kołłątajem) projektu Konstytucji 3 Maja; sekretarz Tadeusza Kościuszki w czasie insurekcji 1794 r. (ranny pod Maciejowicami, następnie więziony w Twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu) i jego towarzysz w podróży do Stanów Zjednoczonych (1796); po utworzeniu Księstwa Warszawskiego w 1807 r. powrócił do Polski, otoczony powszechnym szacunkiem pełnił różne funkcje publiczne, jako członek, a następnie prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk, sekretarz senatu, wizytator szkół; od 1822 r. w swoim majątku w podwarszawskim Ursynowie zajmował się rolnictwem i pisarstwem; w powstaniu listopadowym uczestnik misji dyplomatycznej w Londynie i prac Rządu Tymczasowego; od 1833 r. na emigracji w Paryżu, związany z działalnością Hotelu Lambert oraz pracami naukowymi Wydziału Historycznego Towarzystwa Literackiego w Paryżu; autor m.in. dydaktyczno-tendencyjnych utworów scenicznych Władysław pod Warną (1788), Powrót posła (1791) oraz tryptyku Kazimierz Wielki, Jadwiga, królowa polska i Piast(1792), ogromnie popularnego w XIX w. zbioru pieśni historyczno-patriotycznych Śpiewy historyczne (1816) oraz dzieł prozatorskich: Pamiętnik czasów moich (1848), Puławy (1855), Podróże historyczne po ziemiach polskich między rokiem 1811 a 1828 odbyte (1858), Dzieje panowania Zygmunta III (1860; trzytomowe dzieło oparte na źródłach historycznych). [przypis edytorski]

[19]

Machiavelli, Niccolo (1469–1527) — wł. dyplomata z Florencji, historyk, prawnik i pisarz okresu renesansu, autor traktatu o sprawowaniu władzy i cechach skutecznego politycznie władcy (Książę, 1513), a także maksymy „cel uświęca środki”; prawidłowa odmiana nazwiska powinna uwzględniać oryginalną końcówkę, np. Machiavelliego, Machiavelliemu, Machiavellim. [przypis edytorski]

[20]

Chmielowski, Piotr (1848–1904) — pol. historyk literatury, encyklopedysta, profesor Uniwersytetu Lwowskiego. [przypis edytorski]

[21]

Żeleński, Tadeusz; pseud. Boy (1874–1941) — pisarz, poeta, krytyk teatralny i literacki, tłumacz i popularyzator kultury francuskiej (odznaczony orderem Legii Honorowej przez rząd fr. za pracę przekładową w 1927 r.), publicysta, działacz społeczny, z zawodu lekarz; do jego dorobku należą m.in. przekłady ponad stu dzieł literatury i filozofii fr., Słówka (tom żartobliwych wierszyków, stanowiący rodzaj kroniki obyczajowej Krakowa na pocz. XX w.), Marysieńka Sobieska (książka biograficzna o żonie i życiowej miłości polskiego króla Jana III), Piekło kobiet (zbiór felietonów na temat aborcji i praw reprodukcyjnych kobiet), Plotka o Weselu (felieton przedstawiający tło powstania utworu Wyspiańskiego oraz rzeczywiste pierwowzory postaci dramatu), Flirt z Melpomeną (zbiór felietonów teatralnych), Brązownicy (zbiór felietonów poddających krytyce legendę Adama Mickiewicza i jego otoczenia w okresie towianizmu). [przypis edytorski]

[22]

Towiański, Andrzej (1799–1878) — mistyk, filozof, prawnik; założyciel sekty skupiającej wyznawców jego mesjanistycznych poglądów (tzw. Koła Sprawy Bożej), która wywarła duży wpływ m.in. na Mickiewicza. [przypis edytorski]

[23]

Pigoń, Stanisław (1885–1968) — historyk literatury polskiej, profesor historii literatury polskiej na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie (1921–1930), rektor tegoż uniwersytetu w l. 1926–1928, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego od 1931 do 1960 r., z wyjątkiem okresu II wojny światowej; autor szeregu prac, przede wszystkim dotyczących zagadnień romantyzmu pol. [przypis edytorski]

[24]

Żółkiewski, Stefan Jakub (1911–1991) — krytyk i historyk literatury, autor licznych prac z zakresu krytyki i teorii kultury, działacz polityczny; w 1934 r. ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, następnie, aż do wybuchu wojny pracował jako nauczyciel gimnazjalny; w czasie II wojny światowej zaangażowany w działalność konspiracyjną i tajne nauczanie, od 1942 r. członek Polskiej Partii Robotniczej; po wojnie redaktor naczelny czasopism: „Kuźnicy” (1945–1948), „Polityki” (1957–1958), „Nowej Kultury” (1958–1961) oraz „Kultury i Społeczeństwa” (1959–1968), pierwszy dyrektor Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk (1948–1952), również później związany z PAN, uzyskał stopień doktora filozofii w 1952 r., zaś w 1954 tytuł profesora zwyczajnego nauk humanistycznych; poseł do Krajowej Rady Narodowej, na Sejm Ustawodawczy oraz Sejm PRL, w latach 1956–1959 minister szkolnictwa wyższego, członek KC PZPR (usunięty po wydarzeniach Marca 1968). [przypis edytorski]

[25]

Jański, Bogdan Teodor (1807–1840) — pol. działacz emigracyjny, założyciel Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego (tzw. zmartwychwstańców), Sługa Boży Kościoła katolickiego; wydawca dzieł Adama Mickiewicza, Maurycego Mochnackiego, Joachima Lelewela i in.; autor przekładów na francuski m.in. Konrada Wallenroda, Dziadów oraz Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. [przypis edytorski]

[26]

Orzechowski, Stanisław (1513–1566) — także łac. Orichovius, ksiądz katolicki, kanonik przemyski, historyk, autor pism politycznych i religijnych okresu renesansu, ideolog złotej wolności szlacheckiej i ruchu obrony praw szlacheckich, przeciwnik polityki Zygmunta II Augusta. [przypis edytorski]

[27]

Skarga, Piotr (1536–1612) — jezuita, kaznodzieja nadworny i spowiednik Zygmunta III, czołowy przedstawiciel pol. kontrreformacji, zwolennik ograniczenia uprawnień sejmu i umocnienia władzy królewskiej; piętnował wady polskiej szlachty; autor Kazań sejmowych. [przypis edytorski]

[28]

Grabianka, Tadeusz (1740–1807) — alchemik, iluminat, mistyk, jeden z prekursorów mesjanizmu polskiego, propagator myśli Emanuela Swedenborga, był jednym z założycieli Stowarzyszenia Iluminatów Awiniońskich (1786, początkowo: loża Nowego Izraela), któremu następnie przewodniczył jako najwyższy mistrz, tytułowany Królem Nowego Izraela; w 1799 r. opuścił Francję i osiadł w Petersburgu, gdzie w 1806 r. ponownie założył lożę; wkrótce został oskarżony o szpiegostwo i przygotowywanie zamachu stanu i uwięziony w twierdzy Pietropawłowskiej, gdzie zmarł wkrótce. [przypis edytorski]

[29]

Woronicz, Jan Paweł (1757–1829) — jezuita (do kasacji zakonu w 1773 r.), ksiądz rzymskokatolicki, poeta, mówca, kaznodzieja; uzyskał tytuł doktora obojga praw (świeckiego i kanonicznego) na Akademii Wileńskiej, studiował następnie teologię w seminarium w Warszawie, proboszcz w Liwie (1784), kanonik kijowski (1784), kanonik chełmski (1794), kanonik warszawski (1795), kanonik wrocławski (1797), w 1800 r. objął probostwo w Kazimierzu Dolnym, następnie w Powsinie p. Warszawą (1803–1815); biskup diecezjalny krakowski i senatorem Królestwa Polskiego (z nadania cara Aleksandra I, który odznaczył go również Orderem Św. Stanisława; 1815), arcybiskup metropolita warszawski (1827) i prymas Królestwa Polskiego 1828–1829; w 1829 przewodniczył uroczystościom koronacyjnym cara Mikołaja I na Zamku Królewskim w Warszawie. Poza pracą duchowną zajmował się sprawami publicznymi: w czasie Sejmu Czteroletniego członek komisji do spraw religijnych; podczas insurekcji kościuszkowskiej komisarz w Komisji Porządkowej Księstwa Mazowieckiego; w 1806 r. wszedł w skład Izby Najwyższej Wojennej i Administracji Publicznej, po utworzeniu Księstwa Warszawskiego, w 1808 r. został mianowany członkiem Rady Stanu, następnie, w 1810 r. członkiem Sekcji Spraw Wewnętrznych i Obrządków Religijnych, w 1812 przystąpił do Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego; ponadto działał w Towarzystwie Przyjaciół Nauk w Warszawie, pozostawał w kręgu księcia Adama Czartoryskiego i środowiska artystycznego Puław, był autorem sielanek, wierszy okolicznościowych, kilku większych utworów (Zjawienie Emilki, 1797; Świątynia Sybilli, 1801, dedykowana księżnej Izabeli Czartoryskiej) oraz kazań. [przypis edytorski]

[30]

Kniaźnin, Franciszek Borgiasz Dionizy (1750–1807) — poeta, dramatopisarz i tłumacz, przedstawiciel nurtu sentymentalizmu polskiego oświecenia; był jezuitą, a po kasacji zakonu powrócił do stanu świeckiego; sekretarz księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego; autor wierszy patriotycznych, religijnych, ód okolicznościowych, sielanek, erotyków, bajek i sztuk scenicznych. [przypis edytorski]

[31]

Trembecki, Stanisław (1739–1812) — poeta i dramatopisarz polski okresu oświecenia, przedstawiciel klasycyzmu; wolnomyśliciel, antyklerykał, wolterianin, deista; sekretarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego; prowadził też historyczne badania nad początkami Słowiańszczyzny (por. artykuł Starożytność grodzieńska, 1796); autor m.in. bajek (np. bajek Ezopa w autorskim opracowaniu), ód okolicznościowych, epigramatów (np. Powązki. Epigramma, 1774) oraz wielokrotnie wznawianego i tłumaczonego na wiele języków poematu Sofiówka w sposobie topograficznym opisana, powst. 1804 (także: Zofiówki, 1804). [przypis edytorski]

[32]

Kołłątaj, Hugo (1750–1812) — wszechstronny humanista doby oświecenia, duchowny katolicki, polityk; członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca Konstytucji 3 maja; autor pism politycznych, m.in. Listów Anonima (1788–1789), Prawa politycznego narodu polskiego (1790), O ustanowieniu i upadku Konstytucji 3 Maja (1793), a także rozprawy Rozbiór krytyczny zasad historii o początkach rodu ludzkiego, czyli racjonalistycznie pojęty wstęp do historii (1802–1806). [przypis edytorski]

[33]

Robespierre, Maximilien (1758–1794) — jedna z naczelnych postaci Rewolucji Francuskiej 1789 r.; adwokat (przed rewolucją zasłynął jako bezinteresowny obrońca biedoty w rodzinnym Arras), mówca, członek Stanów Generalnych i Konstytuanty, przywódca klubu jakobinów; słynął z niezwykłej uczciwości (dzięki czemu zyskał przydomek Nieprzekupnego) oraz ze skrajnego ograniczania własnych potrzeb (do końca żył w wynajętym pokoju, nie korzystał z żadnych przywilejów władzy), członek Konwentu Narodowego oraz Komitetu Ocalenia Publicznego; podobnie jak Saint-Just wygłosił płomienną mowę oskarżycielską w procesie króla; walnie przyczynił się do wprowadzenia radykalnych reform społecznych (zniesienie pozostałości poddaństwa feudalnego, regulacja cen i płac, opodatkowanie osób zamożnych, uwłaszczenie chłopów na dobrach kościelnych, wprowadzenie ślubów i pogrzebów cywilnych oraz kalendarza rewolucyjnego, znalezienie środków na utrzymanie armii i wyprowadzenie kraju z kryzysu); prowadząc walkę z opozycyjnymi frakcjami, uciekał się bez wahania do terroru, a ponieważ w jego rękach właściwie spoczywała władza w rewolucyjnej Francji od czerwca 1793 (ostateczne pokonanie umiarkowanych żyrondystów) do lipca 1794, jego nazwisko utożsamiane jest z okrucieństwem rewolucji; w wyniku przewrotu 9 thermidora (27 VII 1794) został obalony, aresztowany i zgilotynowany następnego dnia. [przypis edytorski]

[34]

Marat, Jean-Paul (1743–1793) — fr. polityk i dziennikarz okresu Rewolucji Francuskiej, bliski współpracownik Robespierre'a i Saint-Justa, jakobin; zabity przez Charlotte Corday z obozu żyrondystów, stał się „męczennikiem rewolucji”. [przypis edytorski]

[35]

Condorcet, Jean Antoine Nicolas (1743–1794) — fr. filozof-racjonalista, matematyk, ekonomista i polityk epoki oświecenia; jako jeden z pierwszych w historii głosił hasła powszechnej i bezpłatnej edukacji, konstytucjonalizmu i równouprawnienia bez względu na płeć i rasę; jego gł. dziełem jest Esquisse d'un tableau historique des progrès de l'esprit humain („Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje”, 1794) zawierający wykład teorii postępu ludzkości. [przypis edytorski]

[36]

Mably, Gabriel Bonnot de (1709–1785) — fr. filozof i polityk; brat filozofa Étienne de Condillaca, autor m.in. dzieła o rządach i prawie w Polsce (Du gouvernement et des lois en Pologne, 1781); pisał prace historyczno-polityczne o staroż. Grecji, Rzymie i współczesnej Francji oraz Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. [przypis edytorski]

[37]

Jasiński, Jakub (1761–1794) — generał insurekcji kościuszkowskiej, dowodził powstaniem w Wilnie; zginął podczas Rzezi Pragi 4 listopada 1794 r., broniąc Warszawy przed wojskami Suworowa. [przypis edytorski]

[38]

Brodziński, Kazimierz (1791–1835) — poeta pol. epoki preromantycznej, przedstawiciel sentymentalizmu, historyk, teoretyk i krytyk literacki, tłumacz, publicysta; autor sielanek, bajek, ód okolicznościowych oraz rozpraw teoretyczno-literackich; współpracował z „Pamiętnikiem Warszawskim” (od 1815 r.), od 1822 r. wykładowca literatury na Królewskim Uniwersytecie Warszawskim; autor m.in. O klasyczności i romantyczności tudzież o duchu poezji polskiej (1818), Wiesław. Sielanka krakowska (1820), Wspomnienia mojej młodości (wyd. pośmiertne 1844); tłumacz ważnych dla nurtu romantycznego utworów, m.in. Cierpień młodego Wertera Goethego, Pieśni Osjana Macphersona, wierszy Herdera, a także łacińskich utworów poetów staropolskich. [przypis edytorski]

[39]

Ty­mowski, Tomasz Kantorbery (1790–1850) — poeta i tłumacz polski, działacz polityczny, protegowany Stanisława Kostki Potockiego; studiował prawo na Uniwersytecie w Lipsku, był uczestnikiem kampanii napoleońskiej w Hiszpanii (1808–1810), po powrocie do kraju pracował w kancelarii Rady Stanu (od 1811), w latach 1817–1822 jako wysoki urzędnik w Komisji Oświecenia Królestwa Polskiego; członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk (od 1824 r.), poseł na sejm (1830), współorganizator i uczestnik powstania listopadowego, wiceprezes Towarzystwa Patriotycznego; przebywał następnie na emigracji we Francji, w Paryżu, był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, potem Towarzystwa Demokratycznego Polskiego (od 1846 r.). [przypis edytorski]

[40]

Ujejski, Józef (1883–1937) — historyk literatury, badacz okresu romantyzmu, zwł. filozofii i prądów umysłowych tego okresu, w tym mesjanizmu; po uzyskaniu w 1907 r. stopnia doktorskiego na Uniwersytecie Jagiellońskim, kształcił się dalej w Paryżu; od 1919 profesor Uniwersytetu Warszawskiego, w l. 1932–1933 rektor; członek Towarzystwa Naukowego Warszawskiego (od 1921) i Polskiej Akademii Umiejętności (od 1922); autor m.in. Dziejów polskiego mesjanizmu do powstania listopadowego włącznie (1931). [przypis edytorski]

[41]

ark — tu: łuk (jako element architektoniczny). [przypis edytorski]

[42]

wychędożony (daw.) — tu: uporządkowany, wyczyszczony. [przypis edytorski]

[43]

obywatelstwo — tu: szlachta; obywatele ziemscy. [przypis edytorski]

[44]

Godebski, Cyprian (1765–1809) — poeta i prozaik, pułkownik wojska polskiego, redaktor „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”, członek Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie, wolnomularz; zainicjował nurt literatury ściśle związanym z walką wyzwoleńczą, twórca ideału żołnierza-poety. [przypis edytorski]

[45]

zbombardowanie Tulonu — w odpowiedzi na rewoltę rojalistyczną podczas rewolucji francuskiej, wojska republikańskie prowadziło od 18 września do 18 grudnia 1793 r. oblężenie Tulonu (portu będącego ważną bazą floty), zakończone bombardowaniem artyleryjskim miasta, a następnie rzezią ludności miasta; w drugiej fazie oblężenia, kiedy poprzedni dowódca artylerii został ranny, zastąpił go na wezwanie Konwentu Napoleon Bonaparte. [przypis edytorski]

[46]

widny (daw.) — widoczny. [przypis edytorski]

[47]

azali (daw.) — jednak, jednakże. [przypis edytorski]

[48]

czyli — konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy też, czy aby. [przypis edytorski]

[49]

Handelsman, Marceli (1882–1945) — prawnik i historyk pol., mediewista, historyk dziejów nowożytnych i najnowszych (jego prace dotyczą gł. średniowiecza, okresu napoleońskiego oraz polskiej i europejskiej historii XIX w.); profesor Uniwersytetu Warszawskiego od 1919 r., twórca i pierwszy kierownik Instytutu Historycznego na UW; członek Polskiej Akademii Umiejętności i fr. Akademii Nauk Moralnych i Politycznych, dyrektor Archiwum Akt Dawnych w Warszawie tuż po odzyskaniu niepodległości, następnie przewodniczący Komisji Atlasu Historii Ziem Polskich (1920–1935); redaktor „Przeglądu Historycznego” (1918–1939), zwolennik PPS i Piłsudskiego, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1919–1920 r. [przypis edytorski]

[50]

Hoene-Wroński, Józef Maria, właśc. Josef Hoene (1776–1853) — filozof, matematyk, astronom, ekonomista, fizyk, wynalazca i prawnik, przedstawiciel mesjanizmu polskiego (twórca samego pojęcia „mesjanizm”); Hoene był pochodzenia niemieckiego, nazwisko Wroński przybrał później, pisał wyłącznie po francusku; był przeciwnikiem ideowym Mickiewicza (również z powodu „zawłaszczenia” i przedefiniowania terminu mesjanizm), z obsesyjną wrogością odnosił się do masonerii i ruchów socjalistycznych oraz komunistycznych; popularny szczególnie wśród emigracji polskiej w XIX wieku. [przypis edytorski]

[51]

Plutarch z Cheronei (ok. 50–ok. 150) — gr. pisarz, historyk, filozof-moralista; autor Żywotów równoległych, obejmujących biografie kilkudziesięciu znanych osobistości zestawianych parami Grek-Rzymianin. [przypis edytorski]

[52]

Henryk IV (1553–1610) — król Nawarry (od 1572), następnie król Francji (od 1589), pierwszy z dynastii Burbonów; protestant, przez państwa katolickiej Świętej Ligi uznany za uzurpatora, w 1593 oficjalnie przeszedł na katolicyzm; ogłosił edykt nantejski (1598) gwarantujący wolność wyznania i kończący wojny religijne w kraju. [przypis edytorski]

[53]

Montaigne de, Michel (1533–1592) — fr. pisarz epoki renesansu, filozof, humanista; twórca eseju jako gatunku literackiego (Próby). [przypis edytorski]

[54]

Brunetière, Ferdinand (1849–1906) — pisarz, krytyk i historyk literatury fr.; w 1887 r. odznaczony Legią Honorową, od 1893 r. członek Akademii. [przypis edytorski]

[55]

Konarski, Stanisław (1700–1773) — właśc. Hieronim Konarski (Stanisław to imię zakonne), pijar, pedagog, reformator szkolnictwa, pisarz polityczny, poeta; zaliczany do prekursorów polskiego oświecenia, założyciel Collegium Nobilium w 1740; w dziele O skutecznym rad sposobie nakreślił błędy ustrojowe, skrytykował liberum veto i przedstawił pomysł na reformę państwa. [przypis edytorski]

[56]

Goszczyński, Seweryn (1801–1876) — poeta romantyczny, uczestnik powstania listopadowego, następnie uwikłany w działalność konspiracyjną; od 1838 r. w Paryżu, przystąpił do Koła Sprawy Bożej Andrzeja Towiańskiego; autor m.in. utworów zaliczanych do nurtu szkoły ukraińskiej polskiego romantyzmu: Zamek kaniowski, Król zamczyska oraz wspomnień zatytułowanych Noc belwederska; ostatnie lata życia spędził we Lwowie. [przypis edytorski]

[57]

Nabielak, Ludwik (1804–1883) — poeta, krytyk literacki i dziennikarz, organizator nieudanego ataku na Pałac Łazienkowski w pierwszym dniu Powstania Listopadowego. [przypis edytorski]

[58]

Nietzsche, Friedrich Wilhelm (1844–1900) — filozof niem., prozaik i poeta; z wykształcenia filolog klasyczny; autor dzieł, które wywarły znaczny wpływ na kulturę europejską, m.in. Narodziny Tragedii (Die Geburt der Tragödie, 1872), Ludzkie, arcyludzkie (Menschliches, Allzumenschliches. Ein Buch für freie Geister, 1878–1880), Wiedza radosna (Die fröhliche Wissenschaft, 1882), Tak rzekł Zaratustra (Also sprach Zarathustra. Ein Buch für Alle und Keinen, 1883–1885). [przypis edytorski]

[59]

Bebel, August Ferdinand (1840–1913) — jeden z założycieli, a następnie wieloletni przywódca niemieckiej socjaldemokracji; autor wielu prac społeczno-politycznych. [przypis edytorski]

[60]

sensat (daw.) — osoba przesadnie poważna, silący się na uczoność. [przypis edytorski]

[61]

Heine, Heinrich, właśc. Heine, Harry (1797/1799–1856) — poeta niem. epoki romantyzmu, po ukończeniu liceum zajął się początkowo kupiectwem, lecz bez powodzenia; następnie podjął studia prawnicze, które po przerwach ukończył ostatecznie w 1825 r. ze stopniem doktorskim; autor m.in. Księgi pieśni (1827), Atty Troll (1842), Baśni zimowej (1843), a także szkiców Z dziejów religii i filozofii w Niemczech oraz Obrazy z podróży; od 1831 r. mieszkał w Paryżu. [przypis edytorski]

[62]

Bürger, Gottfried August (1747–1794) — niem. pisarz i poeta, przedstawiciel okresu „burzy i naporu” (Sturm und Drang); autor ballad, spośród których najsłynniejsza to Lenora. [przypis edytorski]

[63]

Garibal­diego, Giuseppe (1807–1882) — wł. żołnierz, rewolucjonista, uważany za bohatera narodowego, przywódca walk o wyzwolenie i zjednoczenie Włoch, generał. [przypis edytorski]

[64]

Lelewel, Joachim (1786–1861) — historyk i polityk polski; wykładowca Akademii Wileńskiej, założyciel „Tygodnika Wileńskiego” (1815), członek Towarzystwa Królewskiego Przyjaciół Nauk w Warszawie (od 1829), zasiadał w kierowanej przez Adama Czartoryskiego Radzie Administracyjnej w powstaniu listopadowym (1830–1831), członek Rządu Narodowego Królestwa Polskiego, prezes Towarzystwa Patriotycznego, radykalnego odłamu obozu powstańczego; od 1831 r. działacz emigracyjny, numizmatyk. [przypis edytorski]

[65]

estaminet de Varsovie (fr.) — zajazd warszawski; gospoda warszawska. [przypis edytorski]

[66]

Goethe, Johann Wolfgang, von (1749–1832) — poeta okresu „burzy i naporu” (tj. preromantyzmu niem.), przedstawiciel klasycyzmu weimarskiego, twórca nowego typu romantycznego bohatera; najważniejsze dzieła: Cierpienia młodego Wertera (powieść, 1774); Król olch (ballada, 1782); Herman i Dorota (1798), Faust (dramat, cz. I wyd. 1808, cz. II wyd. 1831), Powinowactwo z wyboru (powieść, 1809). [przypis edytorski]

[67]

Schiller, Friedrich (1759–1805) — poeta, teoretyk sztuki; początkowo przedstawiciel preromantycznego nurtu burzy i naporu (niem. Sturm und Drang), później tworzył w stylu klasycznym; wraz z Goethem założył teatr w Weimarze; tworzył dramaty romantyczne i historyczne, ballady, wiersze i poematy, a także prace z zakresu historii, teorii sztuki i estetyki; najważniejsze dzieła Schillera to: Zbójcy (Die Räuber, 1781), Intryga i miłość (1783), Sprzysiężenie Fieska w Genui (1784), poemat Oda do radości (1786, muzykę do niej skomponował Beethoven; obecnie jest hymn Unii Europejskiej); Don Carlos (1787–88); Trylogia o Wallensteinie i wojnie trzydziestoletniej (Obóz Wallensteina, Dwaj Pikkolominowie, Śmierć Wallensteina; 1799); Maria Stuart (1800); Dziewica Orleańska (1801); Oblubienica z Messyny (1803) i Wilhelm Tell (1803–1804); Adam Mickiewicz przełożył jego balladę Rękawiczka. [przypis edytorski]

[68]

Byron, George Gordon (1788–1824) — ang. poeta i dramaturg okresu wczesnego romantyzmu; stał się niemal legendarnym wzorem osobowym epoki, choć deklaratywnie był zwolennikiem estetycznych zasad klasycyzmu, podobnie mimowolnie został ikoną odrodzenia Grecji, ponieważ zmarł w Missolungi podczas wojny o jej wyzwolenie spod dominacji tureckiej; autor m.in.: poematu dygresyjnego Wędrówki Childe Harolda (1812–1818), powieści poetyckich Giaur (1813), Korsarz (1814), Mazepa (1819), dramatów: Manfred (1817) Kain (1821), Don Juan (1819–1824). [przypis edytorski]

[69]

Chateaubriand, François-René de (1768–1848) — pisarz, dyplomata i polityk fr.; prekursor romantyzmu w literaturze fr., autor m.in. dzieł, które przyniosły mu rozgłos, opisujących życie Indian oraz piękno dzikiej przyrody: powieści poetyckiej René oraz opowiadania Atala, czyli Miłość dwojga dzikich na pustyni, a także ważnej dla konserwatyzmu europejskiego poetyckiej apologii chrześcijaństwa Duch wiary chrześcijańskiej. [przypis edytorski]

[70]

czynowniczy — związany z hierarchią rang urzędniczych i wojskowych obowiązujących w Cesarstwie Rosyjskim; por. ros. чин (czin): ranga, stopień. [przypis edytorski]

[71]

nieudały (daw.) — nieudany. [przypis edytorski]

[72]

Cromwell, Olivier (1599–1658) — polityk ang., jedna z czołowych postaci rewolucji ang. 1642–1646 i 1648–1649, dowódca antykrólewskich, parlamentarnych wojsk; w 1653 rozpędził parlament tzw. kadłubowy (tj. o liczbie członków zredukowanej z 200 do 50, po wykluczeniu rojalistycznych prezbiterianów, co umożliwiło skazanie na śmierć króla Karola I w 1649) i jako lord protektor sprawował dyktatorskie rządy do końca swego życia. [przypis edytorski]

[73]

totumfacki (daw.) — osoba zaufana, wypełniająca dla kogoś wszelkie zlecenia i załatwiająca sprawy. [przypis edytorski]

[74]

credo (łac.) — dosł.: wierzę; przen.: wyznanie wiary. [przypis edytorski]

[75]

Osborne, John James (1929–1994) — dramatopisarz ang., scenarzysta, aktor filmowy; przedstawiciel grupy tzw. Młodych Gniewnych (ang. angry young men), tj. pisarzy debiutujących około 1956 r., na ogół lewicujących, sprzeciwiających się mieszczańskiemu stylowi życia, obyczajowości i marazmowi intelektualnemu; autor m.in. dramatu Look Back in Anger (Miłość i gniew). [przypis edytorski]

[76]

Clézio, właśc. Le Clézio, Jean-Marie Gustave (ur. 1940) — fr. powieściopisarz, laureat Nagrody Renaudot w 1963 r., nagrody Akademii fr. w 1980 oraz Literackiej Nagrody Nobla w 2008 r. [przypis edytorski]

[77]

Goytisolo Gay, Juan (1931–2017) — pisarz hiszp., autor trylogii El mañana efímero oraz cyklu powieści, które łączy postać głównego bohatera, Álvaro Mendioli; w twórczości Goytisolo istotne miejsce zajmuje rozliczenie z okresem dyktatury Franco; w 1956 r. opuścił Hiszpanię, mieszkał we Francji i Maroku, zmarł w Marrakeszu. [przypis edytorski]

[78]

Kerouac, Jack, właśc. Lebris de Kérouac, Jean-Louis (1922–1969) — powieściopisarz i poeta amer. pochodzenia kanadyjskiego, jeden ze sztandarowych członków Beat Generation (obok Allena Ginsberga, Neala Cassady'ego i Williama Burroughsa); autor m.in. powieści opartych na motywach autobiograficznych: On the Road („W drodze”; 1957), The Subterraneans („Podziemni”; 1958), The Dharma Bums („Włóczędzy Dharmy”, 1958) i licznych zbiorów poetyckich, w tym kilku wykorzystującą formę haiku. [przypis edytorski]

[79]

Tugendbund (niem. dosł.: związek cnoty) — stowarzyszenie młodzieży założone w 1808 r. w Królewcu w Prusach, stawiające sobie cele samokształcenia naukowego i moralnego, realizujące je w duchu nacjonalizmu niem., antynapoleońskim i antyfrancuskim; w 1809 r. zostało formalnie rozwiązane na żądanie Napoleona I. [przypis edytorski]

[80]

Burschenschaft — stowarzyszenie studentów niemieckich o charakterze samokształceniowym i politycznym w Niemczech (nazwa pochodzi od niem. Burschen: chłopak, młodzieniec; por. też bursa: internat dla studentów uniwersytetu). [przypis edytorski]

[81]

Kotzebue, August Friedrich Ferdinand von (1761–1819) — pisarz i dramaturg niem., autor komedii sentymentalnych popularnych w epoce w Niemczech oraz bardziej znanej awanturniczej sztuki o losach Maurycego Beniowskiego Graf Benjowsky oder die Verschwörung auf Kamtschatka (Hrabia Beniowski, czyli spisek na Kamczatce; 1795); August Kotzebue był konsulem generalnym Rosji; zginął w wyniku zamachu z ręki studenta teologii Karla Ludwiga Sanda, który czyn swój tłumaczył przekonaniem, że jego ofiara była rosyjskim szpiegiem. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca