Dzisiaj aż 13,496 dzieciaków dzięki wsparciu osób takich jak Ty znajdzie darmowe książki na Wolnych Lekturach.
Dołącz do Przyjaciół Wolnych Lektur i zapewnij darmowy dostęp do książek milionom uczennic i uczniów dzisiaj i każdego dnia!

Szacowany czas do końca: -
Janusz Korczak, Momenty wychowawcze
  1. Anioł: 1
  2. Czyn: 1
  3. Dar: 1
  4. Dom: 1
  5. Dziecko: 1 2
  6. Egoizm: 1
  7. Fałsz: 1
  8. Grzeczność: 1
  9. Interes: 1
  10. Kara: 1 2
  11. Kondycja ludzka: 1 2
  12. Lenistwo: 1
  13. Literat: 1
  14. Myśl: 1
  15. Nauczyciel: 1
  16. Nauka: 1 2
  17. Niewola: 1 2
  18. Nuda: 1
  19. Obraz świata: 1
  20. Obyczaje: 1
  21. Pamięć: 1
  22. Pocałunek: 1
  23. Podróż: 1
  24. Polak: 1
  25. Postęp: 1
  26. Poświęcenie: 1
  27. Pozory: 1 2
  28. Pozycja społeczna: 1
  29. Praca: 1
  30. Praca u podstaw: 1
  31. Rodzina: 1 2
  32. Ruch: 1 2
  33. Samodoskonalenie: 1
  34. Sierota: 1
  35. Słowo: 1
  36. Syn: 1
  37. Szkoła: 1
  38. Sztuka: 1
  39. Śmiech: 1 2
  40. Tajemnica: 1
  41. Tłum: 1
  42. Wiedza: 1
  43. Władza: 1
  44. Wojna: 1
  45. Wstyd: 1
  46. Wybór: 1
  47. Wychowanie: 1 2 3 4
  48. Zabawa: 1
  49. Zepsucie: 1
  50. Żyd: 1

Uwspółcześnienia:

pisownia joty: stenografji > stenografii; hierarchji > hierarchii; djagnostykę > diagnostykę; objektywne > obiektywne; dyzenterji > dyzenterii; idjotyczny > idiotyczny; (Najświętsza Panno) Marjo > Maryjo; etjologji > etiologii; parwenjusz > parweniusz itp.

fleksja — formy N. lm: dużemi > dużymi; książkowemi > książkowymi itp.; formy Msc. i N. lp r.n.: czem > czym; tem > tym; wszystkiem > wszystkim; dwudziestem > dwudziestym; lekceważącem > lekceważącym itp.

pisownia łączna/rozdzielna: conajwyżej > co najwyżej; gdzieby > gdzie by; toby > to by; onby > on by; mimowoli > mimo woli; napół > na pół; nawskroś > na wskroś; odrazu > od razu; poco > po co; potrochu > po trochu; wzamian > w zamian; zwolna > z wolna; zrzadka > z rzadka; zawcześnie > za wcześnie; zlekka > z lekka; zdala > z dala; zboku > z boku; zgruba > z gruba; zawiele > za wiele; niema > nie ma; Niezawsze > Nie zawsze; niewiadomo > nie wiadomo; nie mającą ujścia energię > niemającą ujścia energię;

inne uwspółcześnienia: pojedyńczego > pojedynczego; paznogcie > paznokcie; protokułowania > protokołowania; bróździ > bruździ; ździwienia > zdziwienia; wybiedz > wybiec; ujednolicono: tłumaczyć, wytłumaczyć, tłomaczyć, wytłomaczyć > tłumaczyć, wytłumaczyć itp.;

pisownia wielką/małą literą: żydzi > Żydzi; anglicy > Anglicy ; niemców > Niemców ; polacy > Polacy; w ogrodzie Saskim > w Ogrodzie Saskim;

pisownia liczebników i skrótów: 1–2–3-ej lekcji > 1., 2., 3. lekcji; 2-gi dzień > Drugi dzień; i t. d. > itd;

interpunkcja — uzupełniono zgodnie z dzisiejszą normą, np.: odrzucać co przypadkowe, łączyć co pokrewne > odrzucać, co przypadkowe, łączyć, co pokrewne; Jeśli pedagogika zechce iść drogą, utorowaną przez medycynę, musi > Jeśli pedagogika zechce iść drogą utorowaną przez medycynę, musi; w pół - i ćwierć – ruchach, — > w pół- i ćwierć-ruchach —; jak dziecko poważnieje rysując > jak dziecko poważnieje, rysując; męcząc sama się męczy > męcząc, sama się męczy; Komentarz: Czynnik, rozpraszający uwagę. > Komentarz: Czynnik rozpraszający uwagę.; Moment, rozpraszający uwagę > Moment rozpraszający uwagę; przeczy memu ujemnemu poglądowi na nią, jako uczennicę > przeczy memu ujemnemu poglądowi na nią jako uczennicę; — Fe, jakże można… o ojcu… itd. Jego teraz inne sprawy zajmują: > — Fe, jakże można… o ojcu… — itd. Jego teraz inne sprawy zajmują:; — Cały dzień do pana łażą, mówi zniecierpliwiony podniesionym głosem. > — Cały dzień do pana łażą — mówi zniecierpliwiony podniesionym głosem. — A czy nie można poprawić. > — A czy nie można poprawić?; A czy panu się kręci w głowie. > A czy panu się kręci w głowie?; — Ja mówię: pan Walenty. Echo przytułku: wykręcanie się. > — Ja mówię: pan Walenty. || Echo przytułku: wykręcanie się. Czasem nie chce się czegoś powiedzieć. (Prawo do tajemnicy!). Ale ty zostawiasz. > Czasem nie chce się czegoś powiedzieć (prawo do tajemnicy!). Ale ty zostawiasz. Helcia (obrazki) > Helcia (obrazki).; Nini piłkę > Nini piłkę.; nowe życie? może po rozmowie z matką > nowe życie? Może po rozmowie z matką; — A to poco > — A to po co?;

pisownia wielką/małą literą w zdaniu: Kiedy, w jakim stopniu zezwalasz? czy zależnie od humoru, czy wiesz? a jeśli wiesz, musisz ułatwić dzieciom zrozumienie. > Kiedy, w jakim stopniu zezwalasz? Czy zależnie od humoru, czy wiesz? A jeśli wiesz, musisz ułatwić dzieciom zrozumienie.; Co robić? czy nauczyciel > Co robić? Czy nauczyciel (powinien mieć kilka zapasowych piór); Czego? żeś chory? > Czego? Żeś chory? itp.

Poprawiono błąd źródła: pierwsze > pierwszej (w pierwszej czy ostatniej ławce); „Modlitwa: Haneczka, Krysia biorą udział. (usunięto cudzysłów otwierający — ze względu na brak cudzysłowu zamykającego); Stefan czyta: „wy — wybec — wy… wypiec”. Ja poprawiam: wybiec. (uzupełniono cudzysłów zamykający). tawkę > trawkę; (pauza, podczas której domyśla się znaczenia wyrazu) [uzupełniono nawias zamykający];

Janusz KorczakMomenty wychowawcze

Uwagi wstępne

1

I. Naczelne miejsce w medycynie zajmuje nauka o rozpoznawaniu. Student bada szeregi osobników; uczy się patrzeć, a dostrzegając objawy, tłumaczyć je, wiązać, na ich podstawie wnioskować.

2

Jeśli pedagogika zechce iść drogą utorowaną przez medycynę, musi wypracować diagnostykę wychowawczą opartą na rozumieniu objawów.

3

Czym gorączka, kaszel, wymioty dla lekarza, tym uśmiech, łza, rumieniec dla wychowawcy. Nie ma objawu bez znaczenia. Trzeba notować i zastanawiać się nad wszystkim, odrzucać, co przypadkowe, łączyć, co pokrewne, szukać kierujących praw. WychowanieNie — jak żądać, czego żądać od dziecka, nie — jak nakazywać i zakazywać, ale — czego mu brak, czego nadmiar posiada, czego żąda, co dać może.

4

Internat i szkoła — teren badań, klinika wychowawcza.

5

Dlaczego jeden uczeń, przyszedłszy do klasy, obejdzie wszystkie kąty, z każdym zagada, dzwonek z trudem zapędzi go do ławki? — Drugi od razu zajmuje miejsce, niechętnie opuszcza je podczas pauzy? — Co to za ludzie, co dać im musi szkoła, czego w zamian żądać może?

6

Dlaczego jeden, wywołany, idzie ochoczo, wzniósłszy głowę, z uśmiechem zaczepnym; energicznym ruchem wyciera tablicę, pisze dużymi literami, mocno naciskając kredę? — Dlaczego drugi ociągając się wstaje, chrząknie, poprawi ubranie, krokiem ospałym z wzrokiem utkwionym w ziemię, zbliża się do tablicy, na rozkaz ściera — i małymi, bladymi literkami pisze?

7

Kto pierwszy, kto ostatni wybiega na przerwie? — Kto często podnosi do góry palce — wie, umie, chce powiedzieć, kto — rzadko, kto — nigdy?

8

Jeśli cisza podczas lekcji, kto pierwszy wszczyna hałas, kto w ogólnym hałasie zachowuje milczenie?

9

Kto (i dlaczego) zajął to a nie inne miejsce, w pierwszej czy ostatniej ławce, w sąsiedztwie tego a nie innego kolegi? — Którzy wracają do domu samotni, parami, kupą? — Kto często zmienia przyjaciół, kto wierny?

10

Dlaczego nie ma śmiechu, gdzie być powinien, dlaczego wybuch wesela, gdzie oczekiwaliśmy wzruszenia? — Ile razy ziewnęła „klasa” podczas pierwszej i ostatniej godziny? — Brak zainteresowania — dlaczego?

11

Miast dąsać się, że jest inaczej, niż mieliśmy prawo oczekiwać — zjawia się obiektywne, badawcze: „dlaczego?”, bez którego nie zdobywa się doświadczenia, nie tworzy, nie kroczy naprzód, bez którego nie ma wiedzy.

12

Broszura ta nie jest wzorem, jak należy studia podobne prowadzić, jest ona dokumentem, jak trudno fotografować słowami, co się ma przed oczyma, jak płodne być może komentowanie — nawet błędne — tego, co się dostrzegło i utrwaliło, jako w locie pochwycony „moment”: objaw indywidualny — ucznia, czy generalny — zespołu.

13

II. Pamięć, Praca u podstaw, Nauczyciel, LiteratLepsi wychowawcy zaczynają prowadzić pamiętniki, ale zarzucają rychło, bo nie znają techniki prowadzenia notatek, nie wynieśli z seminarium nałogu[1] protokołowania swej pracy. Zbyt wiele wymagając od siebie, tracą ufność w swe siły; za wiele żądając od notatek, tracą wiarę w ich wartość.

14

Jedno mnie raduje, inne smuci, dziwi, niepokoi, gniewa, zniechęca. — Co notować, jak notować?

15

Nie nauczono. Wyrósł z sztubackiego[2] pamiętnika, który się chowa przed papą[3] pod materac, nie dorósł do kroniki, którą się wymienia z kolegą, omawia na zebraniach i zjazdach. Uczono go może notować cudze wykłady i cudze myśli, nie — własne.

16

Jakie spotkałeś trudności i niespodzianki, jakie popełniłeś błędy, jak je korygowałeś, jakich doznawałeś porażek, jakie święciłeś tryumfy? Niech każde niepowodzenie uczy świadomie ciebie, innym służy pomocą.

17

III. Postęp, SamodoskonalenieGdzie podziewasz godziny życia, na co zużywasz zapas młodej energii? — Jeśli był zapał, a z latami nie stało — czy nic nie oświetlił, nie wykuł? — Doświadczenie? — Jakie jego części składowe? — Już teraz nie dla nauki, nie dla innych, lecz dla siebie.

18

Nie pracujesz dla ojczyzny, społeczeństwa, przyszłości, jeśli nie pracujesz ku zbogaceniu własnej duszy. Tylko biorąc można dawać, tylko rosnąc własnym duchem, można wzrostowi współdziałać. W notatkach są ziarna, z których wyrósł las i łan, są krople tworzące źródło — oto czym karmię, poję, raduję, od znoju chronię.

19

Z notatek bilans życia układasz. One są dokumentem, żeś nie roztrwonił życia. Życie zawsze część tylko wyzwala, ułamek da osiągnąć. Byłem młody — nie wiedziałem, posiwiał włos — wiem, ale sił już brak. Z notatek ułożysz obronę przed sumieniem swym, że nie tyle, nie tak, jak należało…

I. Szkoła miejska — oddział pierwszy

20

Notatka: Nie ma pióra…

21

Komentarz: Co robić? Czy nauczyciel powinien mieć kilka zapasowych piór, które pożycza? Kto często zapomina? — Notować, ile razy, a nie przesadne: „ty zawsze zapominasz”. — Może rano przed pierwszą lekcją: co kto zapomniał?

22

Notatka: [obserwacja pięciominutowa w ostatnim kwadransie godziny (arytmetyka)].

23

Szkoła, Ruch, NudaBolek trze ręką brodę, pociąga się za ucho, głową kiwa, patrzy przez okno, podskakuje na ławce, ręce składa na krzyż, biodrami ruchy wahadłowe, mierzy kajetem[4] szerokość stołu, toż samo ręką, przewraca kartki zeszytu, zawiesza się na krawędzi ławki, czai się zgięty ku przodowi, ręką wywija, gładzi ławkę, głową potrząsa, patrzy przez okno (śnieg pada), paznokcie gryzie, ręce pod pośladek, trzewik rękami naciąga, wachluje się kajetem, ręce do kieszeni, przeciąga się, niecierpliwe ruchy bioder, ręce pociera… „Proszę pani, ja pójdę do tablicy”. — Hasło: Pisać! — Schwycił pióro, wywinął nim w powietrzu, dmuchnął i z impetem stuknął w kałamarz. Kilka silnych ruchów bioder. „Proszę pani, jaaa… oj — oj — oj!” — Bije się ręką po czole, podskakuje. — Hasło: Dodać 332 + 332. — W mig dodał — obejrzał się: „zrobiłeś?” i półgłosem: „Prrrędko robimy, jak wiatrrrr”… — mlasnął językiem i westchnął…

24

Komentarz: Tak broni się dziecko, tak rozprasza narastającą a niemającą ujścia energię, tak zmaga się, by nie przeszkadzać biegowi zajęć, tak prosi o czyn, wyraża żal, rzuca się na narzędzie pracy, tak wreszcie w poetycznym porównaniu wyraża nieświadomie ukrytą tęsknotę: „jak wiatrrr”.

25

Obserwuj mękę ruchliwego, pobudliwego — jak rozumnie gospodaruje, by, nie budząc niezadowolenia nauczyciela, dać ujście energii w pół- i ćwierć-ruchach — ile się biedzi, zanim wybuchnie czymś takim, co wywoła uwagę: „Siedź spokojnie”. — Jakże „szczęśliwe” jest dziecko apatyczne, senne!

26

Notatka: Cicho! — Ile razy w ciągu godziny?

27

Komentarz: Może być rozmaicie: a) okrzyk nauczyciela: „cicho” zbędny, bo karność (czytaj — pięść) daje ciszę; b) można często, bez wiary i bez skutku powtarzać: „cicho”; c) można zezwalać na hałas — wówczas rezygnujesz z nauki; d) można porozumieć się z dziećmi. Więc: zupełna cisza, względna cisza. — Co przerywa ciszę: pytanie, prośba, uwaga, nieproszona odpowiedź, śmiech, rozmowa z sąsiadem? — Kiedy, w jakim stopniu zezwalasz? Czy zależnie od humoru, czy wiesz? A jeśli wiesz, musisz ułatwić dzieciom zrozumienie.

28

Notatka: Niepewne odpowiedzi na najprostsze pytania, odpowiedzi z rezerwą.

29

Komentarz: Rzadko nauczyciel nie doda czegoś nawet do prawidłowej odpowiedzi ucznia. — „Prędzej — wolniej — głośniej — jeszcze raz — dobrze — dalej”.

30

— Byli trzy chłopcy.

31

— Nie trzy, tylko trzej.

32

Nie zawsze uczeń wie, czy źle policzył, czy źle się wyraził. Wytwarza się poczucie błędu, poczucie złej odpowiedzi.

33

Jakże nieznośna jest wszelka praca, a niemożliwa praca umysłowa, gdy ktoś „stoi nad głową” i dulczy — przeszkadza. Bywa tak:

34

Naucz.: Więc ile mu zostało funtów?

35

Uczeń: Pięć.

36

Naucz.: Całym zdaniem.

37

Uczeń (zgadując): Sześć.

38

Może więc — dać skończyć, a potem poprawić? — Zagadnienie ważne.

39

Notatka: — Nie ma czarownic — mówi nauczyciel. Zbyszek (cichy) po długim namyśle szeptem do siebie: A są na świecie czarownice.

40

Komentarz: Jak często autorytet domu ściera się z autorytetem szkoły! Niekiedy autorytet dorosłych ustąpić musi przed autorytetem nieco starszego kolegi.

41

Notatka: Jak wzrasta hałaśliwość pauzy po 1., 2., 3. lekcji: ilość bójek, kłótni, skarg? — Jak wzrasta niepokój klasy: choćby w ilości uwag, czynionych klasie całej lub poszczególnym dzieciom?

42

Uwaga. Kazać dziecku siedzieć 4 godziny na niewygodnej, nie na miarę ławce — taka sama tortura, jak kazać chodzić tyleż godzin w niewygodnym, ciasnym obuwiu.

43

Notatka: — Poczekajcie, jeszcze nie pisać. — Prędzej, pospiesz się, bo czekają.

44

Komentarz: „Prędzej — nie tak prędko” — tak usiłuje nauczyciel sprowadzić klasę do jednego poziomu. Niestety! — i „prędzej” i „wolniej”, zawodzą, demoralizują dzieci — zawisają w powietrzu.

45

Notatka: Naucz.[5]: No ile? — Uczeń nie wie. — Klasa podpowiada: 48. Naucz.: No ile? — Uczeń milczy.

46

Komentarz: Zjawisko niezmiernie ciekawe. — Dlaczego nauczyciel żąda bezwartościowej już teraz odpowiedzi, dlaczego uczeń logicznie jej odmawia? Jacy uczniowie niechętnie korzystają z podpowiadań?

47

Notatka: Naucz.: Jaka ta książka? (żąda przymiotników). Uczeń: Z obrazkami.

48

Co w tym wypadku robi naucz.?

49

Notatka: Już wszyscy rysują, Adaś dopiero kończy przygotowania. — Dzwonek: wszyscy skończyli, on się niechętnie odrywa od pracy.

50

Notatka: „Pokaż swoje rysunki”. — Uśmiech zażenowania — ociąga się — niechętnie.

51

Komentarz: Czy dostrzeżono, jak dziecko poważnieje, rysując, jak silnie dąży i boleśnie upada na duchu?

52

— Dlaczego tak narysowane?

53

— Bo to ładne, bo tak przyszło do głowy.

54

Janinka narysowała coś w rodzaju rozłożystego kaktusa — na każdym kolcu siedzi ptaszek.

55

— Co to?

56

— U nas (w internacie) jedna dziewczynka tak narysowała.

57

Notatka: Zimno temu, który siedzi przy balkonie (wieje).

58

Komentarz: Moment rozpraszający uwagę. Jeśli w klasie zimno, dzieci lekko ubrane: jedno nieruchomieje, kostnieje w stałej pozycji, drugie broni się przed zimnem częstą zmianą pozycji („wierci się”).

59

Notatka: Coś mu w ustach dolega — porusza często — może ząb się kiwa.

60

Komentarz: Czynnik rozpraszający uwagę.

61

Notatka: Skarbiec uczniowskiej kieszeni — piórnik.

62

Komentarz: Już nauczyciel wymógł, że nie przynoszą do szkoły ani piłek, ani lalek, ani magnesów i szkieł powiększających. Ale piórnik jest dozwolony. Zawartość piórnika też rozprasza uwagę. — Ale czy nie uważa, bo się bawi piórnikiem, czy raczej: bawi się piórnikiem, bo nie uważa? Czy odpocząwszy w zabawie, nasyciwszy potrzebę uchylenia się od treści lekcji — szybciej wróci do równowagi, czy dłużej trwać będzie w nieuwadze? Czy przeciwnie — może, nie mając piórnika, na dłużej pogrąży się w bezmyślnej apatii?

II. Klasa podwstępna i wstępna pensji prywatnej

63

Notatka: Dyżurna wyciera tablicę. Małgosia umyślnie (na złość) maże kredą. Dziwne.

64

Komentarz: Czasem zdumiewa nas jakiś czyn dziecka. Gdyby to zrobił A, byłoby zrozumiałe, ale ten?… I na tej zasadzie wahamy się nagle co do uprzednio postawionej diagnozy. W czynionej dziecku wymówce będzie: „no — no, więc to tak? A ja sądziłem… Pomyliłem się… teraz już… itd.” — Obraża i uraża nas, że nas zwiedziono. — A tymczasem bywa, że w danym wyjątkowym przypadku B naśladuje kogoś: raz powiedział, zrobił to, co „inni”. — Małgosia widziała, jak wczoraj czy przed tygodniem ktoś inny drażnił dyżurną, ktoś, kto jej imponuje, do kogo pragnęłaby być podobną.

65

Notatka: Dziewczynki, proszę nie rozmawiać.

66

Komentarz: Dlaczego takie upomnienia w szkole dla „dobrze wychowanych” działają? — KaraKara łagodnego upomnienia, niecierpliwego gestu, zdziwionego spojrzenia, kara wzruszenia ramion… Kara — ironiczna uwaga, zamiast rózgi, która chłoszcze pośladek, wyraz, który biczuje ambicję. „Brzydko — nie wypada”. — „Ostra” wymówka — ostra, więc rani. — Może przypadkiem jestem u źródła ważnego zagadnienia. — Pozycja społeczna, Śmiech, Niewola, PozoryGdzie wyrasta ta potworna zależność człowieka od opinii, znieruchomienie pod groźbą śmieszności — aż do psiej czujności na to, co o nas pomyśli — kelner, szwajcar[6] hotelowy?

67

Notatka: Nie umie — czy się pytać?

68

Komentarz: Dziecko nie nauczyło się lekcji — słówek niemieckich. Gdyby sfotografować jego zachowanie się! Wzrok tępy, postawa pokorna, blady uśmiech, albo gniew, bunt w zmarszczonych brwiach, albo kłamliwe chrząkania, bezsłowne ruchy warg (wie, ale nie pamięta — wie, ot zaraz powie — nie wie, dlaczego nie umie). A nauczycielka zadaje pytania. To przypomina torturę, czyni przykre wrażenie.

69

Notatka: Obok dzieci, które się spóźniają, należy omówić równie dla szkoły niewygodne, które zbyt wcześnie przychodzą.

70

Notatka: Kto lubi siedzieć na pierwszej, kto na ostatniej ławce?

71

Notatka: — Olek, oddaj gumkę. — Olek oddaje gumkę, ale nie kładzie gumki na ławce, tylko — na głowie. — To nudne — położyć na stole gumę.

72

WstydNotatka: — Znów nie wiesz? Tyle razy powtarzałam. Możesz się wstydzić…

73

Komentarz: No trudno — nie wie. Zamiast wymówki — pytanie: dlaczego? — Gdyby lekarz do pacjenta: Wstydź się, wypiłeś całą butelkę lekarstwa i jeszcze kaszlesz — masz słaby puls, nie miałeś stolca.

74

Notatka: Podróż, Ruch, NiewolaWchodzi do klasy Władzia — kładzie książki — i wędrówka: do tablicy, do obrazków na ścianie, do stolika nauczycielki, znów do tablicy, do swojej ławki, na ostatnią ławkę, zawiesza się w przejściu, siada, nogami energicznie buja. — Janka wchodzi — doszła do okna — patrzy przez okno nieruchoma. Zamieszanie — ławki przesuwają — odwraca się, niecierpliwy mars na czole, żadnego udziału; potem nagłym ruchem — do swojej ławki. (NB[7]. Niektórzy uczniowie tak przywiązują się do swego miejsca, jak więzień do celi).

75

Notatka: Stasia — obserwacja 8 minut 1. Wybiegła do innej ławki. 2. Uklękła na swojej ławce. 3. Znów do innej (rozmowa szeptem). 4. Do swojej. 5. Rozmawia z sąsiadką, ta wychodzi z ławki, Stasia na jej miejsce. 6. Przy stoliku naucz.[8] 7. Wraca, w przejściu unosi się na rękach, silnie nachyla. 8. Oparta o ławkę rozmawia z dwiema cichym półgłosem. 9. Śmiech — rozmowa z grupą z pięciorga. 10. Szybko do 4 ławki z wiadomością. 11. Wraca na miejsce. 12. Wraca — zagląda do książki sąsiadki.

76

Notatka: — Nie chcecie myśleć — nie uważacie (ton bezsilnej, beznadziejnej rozpaczy).

77

Komentarz: W tej klatce wraz z dziećmi zamknięta jest i naucz.[9], ona nie tylko zmusza, ale i sama musi, męcząc, sama się męczy. Może dawniej próbowała, poszukiwała. Jeśli nie, to że nie wiedziała, nie umiała, warunki tak się złożyły. Mogła pomylić się w wyborze zawodu. Kto winien?

78

Notatka: Władzia podnosi palce (przelotna myśl, żeby nie zanotować — bo to mi psuje uprzednio postawione rozpoznanie).

79

Komentarz: Praca, Lenistwo, NaukaNiechętnie zanotowałem, że Władzia — lekkoduch, wiercipięta — chce odpowiedzieć. — Dlaczego? — Właśnie, że przeczy memu ujemnemu poglądowi na nią jako uczennicę, winien byłem fakt ten radośnie powitać i skrzętnie zanotować. — Władzia taka, jaką ją chcę mieć, nie powinna podnosić palców, powinna być szczęśliwa, że jej dają spokój, że nie zmuszają do odpowiedzi. — I właśnie przestępstwem moim jest, że ja chcę, aby była taka, za jaką ją uznałem. — Toć powinienem badać taką, jaką jest, winienem chcieć dostrzec najwięcej, najwszechstronniej. Ale jestem leniwy, chcę, by Władzia była łatwa do poznania: przylepiłem etykietę — załatwione. Dwa podniesione palce — to nowe zjawisko, wymaga rewizji, nowego wysiłku myśli, by pogłębić pogląd. — Jestem niecierpliwy — śpieszę się. — „Poznawszy” ją łatwą, już biegnę do innych — trudniejszych. Szybko załatwiam jednego pacjenta odczepną diagnozą, bo czeka szereg kolejnych. — Jestem ambitny — boję się o swe rozpoznanie, może dlatego właśnie, że niechlujnie uzasadnione, tandetnie sklecone — nie jestem pewien, i ogarnia mnie obawa, że nowe zjawisko nadweręży mimochodem rzuconą jałmużnę etykiety. — Przykro mi się przyznać, że ledwo sylabizuję, że muszę długo i uważnie wpatrywać się w litery objawów, by wystękać jako tako, z gruba treść. Siedzi we mnie nadęty autorytet, który „takiego pędraka” w lot poznaje, na wskroś przenika. Żyje we mnie zdemoralizowany partacz, którego szkoła tresowała w wyłgiwaniu się obowiązkom prawdziwego poznania. Te dwa podniesione w górę palce małej Władzi, to protest żywej istoty, która nie pozwala zbyć siebie byle czym, która nie godzi się na napis, etykietę — mówi: „nie znasz mnie”. Cóż ja wiem o Władzi? Że się kręci? Nauczycielka rzuciła przelotne: „leniuch” — smakowało mi — przyswoiłem. — Może Władzia nie leniuch. Może zrzec się zdawkowej diagnozy, przyznać do błędu — i w nagrodę otrzymać parę autokrytycznych uwag. Drażliwiec Władzia może zdolna jest żywo zainteresować się; może walczy z uprzedzeniem nauczycielki. Te dwa wzniesione w górę palce mogą oznaczać: a) „właśnie, że wiem, właśnie, że nie jestem taka, za jaką mnie macie”, lub b) „jeśli mnie coś istotnie zajmuje, wówczas wiem, chcę odpowiadać”. — A może istotnie „leniuch” dziś rano postanowiła się poprawić, rozpocząć nowe życie? Może po rozmowie z matką, z przyjaciółką? Czy pomóc Władzi w jej wysiłku, czy tylko zapamiętawszy, czekać, co będzie dalej, jutro, za tydzień?

80

Tak, nie dwa zasmolone palce wstępniaka[10], lecz pytanie, na które znaleźć nie mogę odpowiedzi.

81

Notatka: Gawęda — mysz itd. (zaraz — szczur, pszczoła, itd.)

82

Komentarz: Nie ma książki, która omawiałaby technikę prowadzenia z dziećmi rozmowy, gawędy (nie — pogadanki). — Może dlatego nie umiemy, że nam się łatwe wydaje. — Mam w pamięci śliczne rozmowy z kolonij[11] letnich, wieczorne, z internatu — kto ich nie zna, kto z wychowawców nie pamięta? Czy można je przenieść do szkoły?

83

Mysz — pożyczyli kota, żeby łapał — opowiadanie o walce psa z kotem — szczur był na poduszce cioci — raz w rybie znaleźli mysz — szczury pływają — w kąpieli były rybki — są złote rybki — jak okrętem jechać[12], ryby się widzi — są trujące kwiaty — tatusia pszczoła ugryzła — babcia ma ule.

84

Temat — chce mówić kilkoro, razem. Jeden opowiada mnie, drugi sąsiadowi zaczyna opowiadać — tworzą się grupy. Ktoś jeden zaczyna hałasować — hasło rozprzężenia — przepadło. — A do dzwonka zostało 10 minut — co robić?

85

Jeśli ustanowić kolej, niech się zapisują do głosu — krępują się, bo nieprzyzwyczajone, mało mają do powiedzenia. — Jak uchronić od zniszczenia ciekawy a zupełnie niebadany język — dziecięcego opowiadania?

86

Przykład — nie ze szkoły — z Ogródka[13] — opowiadanie 5-letniego Wiktora:

87

— Gdzie widziałeś jabłka?

88

Jabłka — widziałem jabłka — takie malutkie — drzewa duże takie — można leżeć i huśtać się — taki był pies — a jak jedno jabłko upadnie — to on leży i śpi — mama idzie — chcę sam iść — i tam jest krzesło — tam pies — jakiś pies — ukąsił tak — ossstre zęby miał — więc jak on spał, to on go ukąsił — trzeba psa łupić, że ukąsił — tam jest pani — takie ma zęby — zapomniałem, jak się nazywa — Foks się nazywa — ukąsił i krrrew — jadł kość — Foks, poszoł, poszoł won[14] — a on wytrzeszczył tak oczy i ukąsił — rzucił kość i ukąsił — rzuciłem temu piesu[15] jabłko — a jak z drzewa oderwał jabłko i rzucił daleko — takie twarde jabłko — słodkie, że nie wiem — tylko powąchał — a potem przyszedł żołnierz — bac w pieska — bac — taki ładny — ładny — ładny.

89

Zanotowałem, ile można bez stenografii. — Porównaj: „ossstre, krrrew” Wiktora z „wiatrrr” — Bolka.

III. Helcia

90

Teren obserwacji — „Ogródek dziecięcy”. — Obszerny pokój — w rogu fortepian. — Koło ścian foteliki trzcinowe i stoliki dla pojedynczych. — W środku pokoju sześć stolików, przy każdym cztery foteliki. — Koło drzwi szafa z zabawkami i przyborami Montessori[16]. Bohaterami obserwacji: Helcia — lat trzy i pół, Jurek i Krysia — też trzylatki, Haneczka — lat 5, Nini — lat 6. — Czas obserwacji — po dwie do trzech godzin w ciągu dwóch dni szkolnych.

91

Helcia — ambitna, przywykła do zachwytów, kokietująca rozumem i wdziękiem; wraz ze starszym bratem stanowią czarującą parę zdrowych, żywych, przykuwających wzrok i serce — dzieci.

92

Jurka znam ze stosunków domowych; jeśli nie jest zdecydowanym tyranem, mimo woli patrzę na niego „z uprzedzeniem zdawkowej kwalifikacji”; ma „zepsutą opinię”: zamierzył się na matkę batem, zrobił awanturę — kogut.

93

Krysia — tu medycyna bruździ. U tego rodzaju dzieci nie lubię odry i kokluszu. Drobne, poważne, skupione — filigranowe, coś w nich z marzenia, zadumy, smutnych przeczuć — budzą tkliwy lęk i szacunek. Chętnie przepisuję im tran i całuję rękę.

94

Haneczka — jak ją określić? „Ma głowę na karku” — „nie z jednego pieca chleb jadła” — „w kozi róg jej nie zapędzisz — w pole nie wyprowadzisz” — „sztuczka” — „kwiatek” — wie, co i ile dozwolono — chce się powiedzieć, że nie ma wdzięku, ale jakoś nie wypada — przepowiada się, że będzie dzielnym człowiekiem.

95

Nini nie daje się scharakteryzować. Dostrzegłem w niej coś z tej dziecięcej konspiracji, która budzi nieufność. Najchętniej przestaje ze swym jednolatkiem-bratem i z młodszymi od siebie dziećmi.

96

Zacząłem obserwację bez programu — bez planu — przygodnie — ot tak: „co małe robią?”

97

Pierwsza notatka moja — ołówkiem:

Helcia (obrazki).

— On ma czerwony język (pies). Dlaczego?

— Bo to piesek (Nini).

— Czy pieski mają czerwony język — czasem?

(Opow. Helci o piesku, który szczekał, chociaż „my mu nic nie robili”).

Krysia bawi się piłką.

Nini: — O, Krysia się bawi (jedną ręką) także.

98

Obraz świata, SztukaŻe dziecko, oglądając obrazek, osobno ocenia ogon, uszy, język, zęby — szczegóły, których dorośli nie dostrzegają — było dla mnie zrozumiałe. My lekceważymy, bo to obrazki dla dzieci, natomiast w galerii obrazów postępujemy podobnie. Jeśli aż zdumiewa nas spostrzegawczość dzieci, to że dzieci lekceważymy, zdumiewa nas, że są ludźmi, a nie lalkami.

99

Pytanie Helci, dlaczego pieski mają czerwony język — tłumaczę sobie, jako chęć prowadzenia gawędy o byle czym z Nini, osobą wyżej od niej stojącą w hierarchii społecznej (rozmawia, gawędzi za pan brat z siedmioletnią), a utwierdziło mnie w tym przekonaniu owo ni przypiął, ni przyłatał: „czasem”. Tak prostak, spotkawszy się z inteligentem, parweniusz z arystokratą — wtrąci wyraz lub zwrot wyszukany w rozmowie bez treści, a tylko w celu okazania, że i on — umie, może.

100

Nini uwaga, że Krysia się bawi i owo — „także” dowodzi zdziwienia: pierwszy raz widzi, że Krysia się bawi.

Nini piłkę.

— Ja jedną ręką — a ty tak umiesz?

— Nie (Hel. — szybko).

— Ja nawet w górę umiem.

Krysia zamienia dobrą piłkę na złą.

— Heee — nie będziemy już mieniać[17] — dobrze? (Nini).

Krysia miętosi złą piłkę, z której „powietrze wyszło”.

101

Tu utrwaliłem dwa momenty. Szlachetną prawdomówność Helci stwierdzałem wielokrotnie. Jeśli skłamie, to że ambitna, skłamie w obronie swej godności. Przykro jej się przyznać, że nie umie, więc szybko mówi, że jedną ręką nie umie, wyraźnie chce zmienić temat rozmowy.

102

Interes, FałszDrugi moment dotyczy Nini. Krysia zamienia dobrą piłkę na złą. Nini skwapliwie chwyta piłkę i śmieje się — jeszcze chwila, a powie: „głupia, z tej piłki wychodzi powietrze — nic nie warta — nie odskakuje”. Nagle przychodzi refleksja: lepiej ukryć, że korzystny zrobiła interes. Więc szybko: „nie będziemy już mieniać”. — Zbędna ostrożność: Krysia zadowolona z zamiany — eksperymentuje nad dziurawą piłką, bawić się już nie chce. Jak Helcia nie skłamała, mówiąc szybko i nieco cicho, że nie umie chwytać piłki jedną ręką, tak Nini nie oszukała właściwie Krysi. Tak zatarte są granice wielu ludzkich wad — zalet, czynów, przestępstw.

Na podłodze sześcianki[18].

Nini: będę wam okręt budować — piec — o piec — o piec w okręcie.

Helcia: a umiesz taki okręt budować?

Nini (nie patrząc): umiem.

Krysia — Helcia — Pociąg.

103

Sześcioletnia Nini, bawiąc się z małymi, traktuje je z góry. Nie sobie, ale im buduje. Z tym Helcia nie chce się pogodzić, nie chce uznać autorytetu Nini — zadaje nietaktowne pytanie, otrzymuje lekceważącą odpowiedź. Czy Nini umie budować to, co Helcia? Nini wcale nie patrzy: jasne, że umie.

Nini opowiada bajkę o żmijach…

— Czy śmiesznie się skończyło?

Helcia: Nie.

104

Dopełniam z pamięci. Nini walczy o swój autorytet: bajkę opowie — o żmijach. Helcia nie wie, co to żmija, nie interesuje jej bajka. Nini przeczuwa porażkę, zadaje nieostrożne pytanie, otrzymuje przykrą odpowiedź Tu ja, zresztą niepotrzebnie, zadaję Nini parę pytań o żmijach. „Żmija jest taka jak nitka i może zjeść dwieście ludzi”. Helcia chmurnie patrzy na Nini: stosunki naprężone, atmosfera się zgęszcza. Spotkali się przypadkowo odmienni ludzie; po nieszczerej rozmowie, przymuszonym zetknięciu, rozejdą się z urazą wzajemną.

Sześcianki i klocki — długo — pałac.

— Umiecie tak budować? (Hel.) Ładnie tak?

Nini — 22.

Krysia — 0.

Helcia — 14.

105

Powracają do budowania. W krótkim odcinku czasu Nini wyrzuca 22 wyrazy, Helcia 14, Krysia — ani słowa. Tu robię uwagę, że w ciągu kilkunastu minut nieprzymuszonej zabawy były: 1. Obrazki. 2. Piłka. 3. Sześcianki. 4. Bajka. 5. Sześcianki.

Zazdrość — emulacja.

Helcia coraz natarczywiej.

— Ładnie, umiesz tak?

Wali domek Ninki.

— Ja sama będę budować.

Nini:

— Ja dla Krysi będę budować.

(I Krysi do ucha).

Krysia odwraca się, wali domek Helci.

(Puste miejsce).

106

Zapomniałem wspomnieć, że budując, siedzą na podłodze. Walka o Krysię, o tę małą wprawdzie, ale spokojną, milczącą, poważną osobę, która gdy weźmie piłkę, to budzi zdumienie. Śledzę bieg dramatu z zapartym oddechem. Helcia cierpi, jątrzy ją uraza, gniewa ją Nini, walczy o Krysię, ale przeczuwa, że na nic — Krysia patrzy na budowę Nini. Zemsta. Helcia wali domek Nini. Nini zbywa i to lekceważeniem: nie wypada jej rozpoczynać walki ze słabym przeciwnikiem; ona tylko podkreśla, że Krysia do niej należy. Ile tu niezanotowanego! Dopełniam z pamięci: po karczemnym postępku Helci, Krysia z lekka przysuwa się do Nini, spokojnym wzrokiem spotyka się z pełnym buntu spojrzeniem Helci, odwraca się do Nini. Dziesiątą, setną część sekundy to trwało: Nini daje polecenie, Krysia szybko „zmiata” ręką budowlę Helci. Helcia milczy: czuje się winną, bezbronną wobec Krysi.

107

Puste miejsce w moich notatkach — to dowód wzruszenia, wiru uczuć, które to we mnie wzbudziło. Czegóż bo tu nie ma — z człowieka? — Nie pamiętam chwili podobnie silnej od czasu mych badań nad niemowlętami.

Helcia nawiązała stosunki z Nini (jak?).

108

Nie wiem. Nie pamiętam. Straciłem szereg ciekawych momentów. I miałbym wiele nieufności do notatek, gdzie by nie było „pustych miejsc” i szczerych wyznań, że obserwator nie pamięta, nie dostrzegł, zapomniał.

Przychodzi Haneczka — do Nini.

Jurek siada na krzesełku Helci. — Hel. patrzy długo (czekam) — nic.

Haneczka bierze sześcianek z domku Helci — Hel. patrzy długo.

Egoizm, Poświęcenie, Dar— Haneczko, ja cię proszę, nie bierz mi klocków.

Haneczka zabiera klocki. Helcia uderza ją klockiem w głowę.

Helcia kurczowo ostatni — daje Jurkowi:

— Masz — masz — masz.

Jurek do mnie:

— Ta dziewczynka nie ma co budować — ona nie ma budować.

Ja: — Co? (gruby — szorstki głos).

— Ona jej zabrała wszystko.

Helcia patrzy na Jurka (Jurek na Helcię).

— Ona — ta dziewczynka grzeczna.

Haneczka wydziela 8 sześcianków. Jurek dokłada swój dziewiąty.

Haneczka w hazard — dokłada.

— Wszystkie już jej oddałam, Jurku, już wszystkie jej oddałam.

(Łzy mam w oczach).

109

Zaczynam od mego: „co?” — tego jednego wyrazu, który powiedziałem, a który był szorstki, obcy i duchem, i dźwiękiem wszystkiemu, co tu się odbywało. Dzieci się rozumiały, ja udawałem, że nie rozumiem; moje komórki mózgowe, moje struny głosowe, cały ja ze swą przeszłością, gdzie tyle było — wszystko to było uosobieniem brudu i fałszu wobec cudnego misterium dźwięków, tonów zwiewnych, srebrnych. Nie ma tu miejsca na naukowe rozumowania, jest nastrój, jest święta rozmowa uczuć, których nie ma bodaj prawa dotykać nauka. Rozważać będę, ale krzywdzę tym siebie…

110

Jurek siadł na foteliku Helci przy stoliku Helci. Helcia patrzy na Jurka. To niemożliwe, żeby ona myślała — ona tylko czuje. Ona żałuje długich chwil, kiedy siedziała przy tym stoliku, z dala od dzieci, patrząc na nie z boku. Ale to już minęło i nie wróci. Opuściła swe gniazdko ciche — ile przecierpiała — ale już nie wróci. Teraz usiadł tam Jurek, ten Jurek, który ją pchnął przed paru dniami. Helcia mu przebacza, oddaje mu swój port cichy, chatkę ustronną. Jest w niej żal za tym, co nie powróci.

111

Grabią jej sześcianki: prosi pokornie, bo wie, że życie krzywdzi, obronić się nie zdoła, a nie chce uciec. Tu nie wyrazy, ale głos cichy, smutny, wyraz twarzy, postawa. Żadna aktorka nie będzie umiała tak prosić o ratunek, o wyrozumiałość, o litość. Jakże genialną jest natura, która pozwala trzyletniemu dziecku być tak uosobieniem prośby. A wyrazy? Takie proste: „Haneczko, ja cię proszę, nie bierz mi klocków”.

112

Haneczka-życie nie zna litości: grabi. Helcia uderza ją w głowę ostatnim klockiem, który pozostał; boi się odwetu — w jej trzykrotnym: „masz”, gdy wciskała Jurkowi w rękę ostatni klocek, było tyle dramatycznej siły! Tak, ginąc w boju, oddaje żołnierz swój sztandar pierwszemu z brzega, byle nie wrogowi.

113

Jurek, bierny świadek sceny, głosem wzruszenia zwraca się do mnie. Prosi o pomoc dla dziewczynki, której zabrali „wszystko”, którą skrzywdzono, a on, trzymając jej ostatni klocek, nie wie, co przedsięwziąć. Mówiąc do mnie, daje poznać Helci, że jej współczuje, Haneczkę potępia.

114

Haneczka zrozumiała. Uderzona w głowę klockiem, lekko tylko potarła miejsce, gdzie zabolało — nie myślała o odwecie. Zawiniła — oddaje, daje więcej, niż wzięła, i prosi Jurka o przebaczenie.

115

W notatce wolałem pominąć ruchy, gesty (ba, spróbuj się o to pokusić), a notowałem wyrazy, bo cudne były swą prostotą i mocne powtórzeniem. Tu Helcia trzy razy powiedziała: „masz”, oddając Jurkowi klocek, dwa razy powtórzył Jurek, że Helcia teraz nie może budować, dwa razy mówi Haneczka, że klocki oddała. Sadzę, że w dramatycznych momentach autor i aktor silniejszy wywołają efekt, powtórzywszy jeden okrzyk dwukrotnie, niż długą tyradą. „Mamo — mamo”, „nie mam córki, już nie mam córki” — „ja niewinna, ja niewinna zupełnie” — to może być bardzo silne. Trzeba zwrócić szczególną uwagę na powtórzenia u dzieci. Zapewne są bardzo częste!

116

Scena ta budzi we mnie wiele myśli:

117

1. W świecie uczuć dzieci są od nas o wiele bogatsze, uczuciami myślą.

118

2. Jeśli zadaję sobie gwałt, opisując scenę — czym byłoby moje wtrącenie się do tego, co zaszło? „Haneczko, brzydko zabierać — oddaj, Helciu, brzydko bić — przeproś”.

119

3. Jakąż wielką uczelnią życia jest dla dzieci ten Ogródek!

Helcia: Czy umiesz tak budować?

Nini: My się do ciebie nie odzywamy.

Jurek chce wziąć, Helcia go odpycha, Jurek nie protestuje.

Helcia: Ja wam dam (klocki).

Nini: Nie potrzeba — nie potrzeba.

Haneczka: Ja ładny pałac zbudowałam.

Helcia: Obrzydliwy — obrzydliwy.

(Puste miejsce).

Helcia: Umiesz tak budować?

Żadnej odpowiedzi.

(?) nie potrzeba ciebie.

Helcia do mnie: Czy ładnie zbudowane?

Ja: Ładnie.

Helcia: A pan umie?

Ja: Umiem.

120

Dopiero teraz, odepchnięta, sponiewierana, zauważyła mnie, zwraca się do mnie. Biedactwo!

Haneczce trochę imponuje, trochę nudzi ją gadatliwość Nini.

Helcia poprawia zepsutą piłkę.

— Widzicie, jak się to robi.

Helcia do Jurka:

— Daj mi pudełko.

Jurek — ruch obronny[19].

Głaszcze go po twarzy. Nie daje — odszedł. Helcia ruchem rabunku zabiera, ucieka, siada przy mnie.

(Puste miejsce).

Helcia: Umiesz tak budować?

Jurek: Nie — bz — wzz — wzz — wzzy — bizzzz.

Nareszcie — ale w jakiej karykaturalnej formie — nie dziwiłbym się, gdyby westchnęła.

121

To są notatki znużenia. Nie rzucam notowania, bo cenne, alem zmęczony, do cna zmęczony — partaczę. Ostatni moment zaopatruję w komentarz, bo już nie ufam pamięci: Helcia, która tak pragnęła usłyszeć, że nie umieją tego, co ona umie, nareszcie cel osiągnęła. Jurek nie umie, Jurkowi przykro się przyznać, że nie umie, więc: „bzz — wzz — wzz” — to zlekceważenie sprawy, zmiana tematu rozmowy. To samo zrobiła niedawno Helcia.

Pani: A sa place[20].

Helcia (do Nini): co znaczy place?

122

Helcia zwraca się do Nini, nie do mnie.

Modlitwa: Haneczka, Krysia biorą udział. Helcia zmiażdżona — po modlitwie zdecyd.[21] do Jurka:

— To moje miejsce, to moje.

Jurek oddaje, przenosi się na swoje.

Po marszu Haneczka wyrzuca Jurka z jego fotelika, pokornie przenosi się znów na inne.

Helcia u siebie — stuka nogami o stolik — stuka stolikiem — bije ręką po stoliku.

(Puste miejsce).

Helcia ma klocki — wyjmuje jeden — lekko nim uderza po stole — ruchy ospałe — głowa wsparta na ręce. Zaczyna budować — bramę z pałacu Haneczki — nie udaje się jej: trójkąt spada z podstawy trzy, cztery razy. Helcia wkłada klocki do pudełka.

123

Puste miejsce — to moja porażka. Na chwilę tylko odwracam uwagę, pozostawiam ją wzburzoną, samotną. Znajduję przygnębioną, nieszczęśliwą — ale już na stoliku leży pudełko z klockami: kiedy wyjęła je z szafy — Jak? Nic nie wiem. Znużony, zagapiłem się.


124

Przeczytałem to, co napisane. Źle. Ja rozumiem, ale czytelnik zrozumie dopiero po parokrotnym uważnym odczytaniu. Takich czytelników będzie mało. Trzeba pisać łatwiej — przystępniej. Do obserwacji w drugim dniu wybieram inną, nową metodę. Najprzód[22] wszystkie notatki razem, potem bieg wypadków, zestawiony w akcję opowiadania, wreszcie — komentarz.

125

Dla ucznia seminarium taki plan:

126

1. Charakterystyka dziecka, które obserwuje.

127

2. O warunkach obserwacji:

128

a) teren z planem,

129

b) o sobie: która to praca, skąd zna dziecko, co o nim wie, słyszał, dostrzegł, pamiętał, zanim podjął obserwację,

130

c) stan psychiczny własny — czy chętnie, czy celowo, czy przypadkowo podjął obserwację, czy zdrów, w wesołym usposobieniu itd.

131

3. Notatki in crudo[23] — z dodaniem: „puste miejsce” (luka w obserwacji). Pytajnik w nawiasie, gdzie nie mógł odcyfrować notatki. Ważne: zachować skrócenia.

132

4. Bieg wypadków w opowiadaniu zwięzłym.

133

5. Komentarz do notatek.

134

6. Osobiste — własne przeżycia i rozmyślania.

135

Zdaje mi się, że półświadomie plan ten miałem w głównych zarysach. To coś w rodzaju sprawozdania teatralnego, z wypracowania o znanym dramacie. Niejasności mojej pracy wypływają stąd, że, czytając wypracowanie o dramacie Szekspira, Sofoklesa, znam Hamleta, Antygonę — tu czytelnik nie zna bohaterki Helci, ani dramatu. Jeśli zostawiam w tej formie pierwszy dzień obserwacji, to by dać wzór pracy ułomnej, takiej, jak być nie powinna. Nie mam pewności, że drugi dzień będzie lepszy.

136

(NB. Bruździ mi to, że piszę nie w dniu obserwacji, lecz w cztery dni później: obserwację wtorkową komentuję w sobotę).

137

Drugi dzień obserwacji.

138

Notatki:

Helcia nawet nie spojrzała na swój stolik.

Krysia bawi się z Manią.

Helcia zagadała do Stasi — nic.

” ” ”[24] Janka — dłuższa chwila.

[25] ziewa.

[26] z Wiką:

— Ja mam 8 lat.

— Władek też ma 8 lat.

Wika idzie sprawdzić, Helcia niepewna.

Hel.: Wł.[27], ile ty masz lat?

Wł.: 7 i pół.

Krysia przy stoliku starszych. Helcia się jej przygląda.

Modlitwa — marsz — Helcia głośno, prowok.[28]: — O, fartuch — mamusia kazała fartuch. Biegnie. Przewraca ławkę.

Głośno do pani:

— Przewróciło się.

Do mnie:

— Przewrócili się rękawy.

Brzydka jest.

Chwilę — śliczna, zapomniała o sobie — długo pracuje, by guzik fartucha z tyłu zapiąć.

— Proszę pana.

Gdy chcę —[29]

— Ja już sobie sama.

Do przodu — palcem poszerza dziurkę.

— Proszę zapiąć.

Wyciągam rękę — odsuwa się — znów próby (ostatni wysiłek — to samo u dorosłych — a nuż w ostatniej chwili się uda — ostatnia nadzieja).

(Puste miejsce).

Zapinam: spróbuj odpiąć, to łatwiej — nie chce — do stolika z literami — do Krysi.

Uczy się szanować istotną zasługę.

Helcia litery[30] — sny o potędze — ja przy stoliku, ona zwraca się do pani N.

Babrze się w literach: — Czy dobrze?

— Nie!

(Jak do cna demoral.[31] dzieci zachwyty dorosłych)!

Do mnie: prawda, że tak się składa?

— Nie.

— No proszę patrzeć.

— Nie.

Jedną lit.[32] przekłada.

— No proszę zobaczyć.

— Źle.

Nie pozwala sobie pokazać.

Rzucam obelgę: „ty za mała” (bo mnie gniewa).

Odchodzi — pokazuje pani N., że stolik złamany — lalkę:

— Czy brzydko ubrana.

Wylicza, jak ubrana.

— A ja mam coś takiego w kieszeni. A co ja mam?

— Nie wiem, skąd mogę wiedzieć — a ty wiesz, co ja mam?

— A wiem (zagląda).

Do liter:

— No proszę zobaczyć (do p. N.[33]), czy dobrze?

— Nie.

(Praca — nie chce się pogodzić).

Pani N. pokazuje, jak układać — nie patrzy: chce czarować, królować, nie pracować.

Mnie się pyta: a teraz? — Nie!

Znów do złamanego stolika, pokazuje Jankowi. Z p. N. — rozmowa.

Książkę z obrazkami — nuci, oglądając, jedną z piosenek Ogródka[34], Poliszynela.

— Pani umie kota narysować? A ja umiem.

(W domu umie to, czego dorośli nie potrafią).

Rozmawia z Tadziem, czegoś mu nie pozwala.

Nudzi się.

— Weź klocki, domki, jak Haneczka.

— Jak Krysiaaa?

— Nie, jak Haneczka.

— Nie chcę. To łatwo. A pan umie fartuch szyć?

— Nie.

— A ja umiem.

— Nawet zapiąć nie umiesz.

— Umiem.

— Nie.

— Umiem (Drażnienie się).

— A umie pan wózek rys.[35]?

— Nie.

— A ja umiem. A kota?

— Umiem.

Daję ołówek, papier: narysuj.

— A ja umiem ołówek rysować.

Rysuje kaczkę (po trzyletniemu). Chłodno, bez zapału, przyznaję, że dobra.

— A pan umie?

— Tak.

Patrzy zdziwiona, rysuje.

— No co to jest?

— Nie wiem.

— No co to, co ma tyle nogów[36]?

Ja rysuję kaczkę.

— Proszę dać papieru, miseczkę narysuję.

— Rysuj na tym samym.

— Eee — ale rysuje.

Zamiast miseczki — dziewczynka z koszykiem.

— Miałaś miseczkę narysować.

— A ładna miseczka?

— Zapytaj się Krysi.

Rozmowa Krysi z Helcią — krótka.

— Co Krysia powiedziała?

— A to dobry koszyczek?

— Zły.

Ja rysuję: czy twój lepszy, czy mój?

Palcem: ten (wskazuje na mój).

Żal mi jej:

1. Zachwyt.

2. Niechęć — gniew.

3. Współczucie.

Sprzymierzam się z Helcią przeciw Krysi. Helcią się zachwycają, Krysię uwielbiają. Krysia stara się być pierwsza w marszu. Helcia chce wziąć impetem, Krysia czeka, aż samo przyjdzie. Krysie:

1. Nieczynne, nie tracą energii.

2. Ciche — wszędzie się wkradną, wypatrzą, kto co robi najlepiej — długo patrzą tylko.

3. Zwyciężają bez walki — nagłym wybuchem, jednym atakiem.

Pomóc chcę Helci: nauczę.

— Daj kredę.

Nie wie, gdzie. Krysia wie — przynosi. Rysuję na tablicy domek. Próbuje też — źle. Dorabia okna do mojego domku. Przechodzi Lala.

Hel: O, patrz, ładne?

Lala: Ładnie ty rysujesz.

Hel: O, okna, patrz.

Hel.: rozumie, że zaszło nieporozumienie — wstydzi się. Drzewa rysuje — nie chce wycierać ściereczką, tylko skrawkiem papieru. Ręką ściera, patrzy na mnie z uśmiechem przekory.

Hel.: Proszę coś narysować.

Rysuję człowieka — ona dorabia mu palce, poprawia.

Domaga się nowego rysunku. Rysuję ptaka.

Hel.: To ptak albo skowronek. (Czeka na zachwyt z powodu nowego wyrazu).

Dochodzę na chwilę do Krysi, która klei.

Przychodzi wnet Helcia — odciąga mnie (zazdrość). Gubi kredę, długo szuka — znajduje.

Kreda upadła — złamała się. Patrzy zdziwiona, pisze na tablicy kawałkiem, rzuca umyślnie i patrzy (eksperym.).

Żąda nowego rys. Rysuję kwiat. Ulepsza go.

— Co to jest?

— Okulary.

— Po co?

— Żeby lepiej widzieć.

— A to po co?

— To potrzebne, żeby się trzymało.

— To można gwoździkami.

— Gwoździkami to by bolało.

Zdejmuję okul.[37], pokazuję. Smaruje mnie kredą.

— Zabrudzisz mnie, Helciu.

— A to nowe ubranie?

— Nie, stare.

— A ja mam nowe. Zosia uszyła.

— A kto to Zosia?

— Człowiek z głową, z ręcami[38], z czołem…

— Dlaczego wąsy na twarzy?

Tatuś się goli. Ja nie mogę, bo nie mam za co kupić. Radzi zrobić ze złota albo z papieru. Wycinam według wskazówek z papieru. Zostaje papier z dwoma otworami. Kładzie papier na twarzy, straszy mnie. (Czeka na: oj, boję się, oj, schowam się). Ja nic.

— Czy straszne?

— Nie.

Daję lusterko, żeby zobaczyła, czy straszne. Pytam się Krysi, czy straszne.

— Nie.

Rysuje coś na masce, żeby było straszne.

— Teraz straszne?

— Nie.

Wykrzywia twarz.

— A teraz?

— Nie.

Ja: A czy kto się bał tego? — Nie odpowiada. — Mnie przymierza maskę, Krysi próbuje.

Śniadanie.

Hel. głośno:

— A ja już wiem, gdzie moja butelka (z mlekiem).

(NB. Krysia zamiast k mówi t — może ta wada wymowy uczynić ją małomówną, nietowarzyską: higiena wychowawcza winna pamiętać, zapobiegać).

(Nie Helcię dwa dni obserwowałem, ale prawa natury, człowieka).

139

ZabawaSą w Ogródku[39] tylko dwie małe: Helcia i Krysia. Wedle naszej recepty: „bawcie się razem” — zmuszone, bawiłyby się nieprzynaglane, garną się raczej do starszych dzieci — to im coś więcej obiecuje, niż zabawę. Mania najchętniej rozmawia, opiekuje się małymi; dostrzega to Krysia, i Manię musiała pociągnąć ku sobie małomówna, spokojna, poważna Krysia. Helcia szuka dopiero. Dochodzi[40] do Stasi, źle wybrała, do Janka — ten dobry: od tygodnia dopiero w Ogródku, jeszcze „się nie rozruszał”, skrępowany — mało kogo zna, różnicę wieku wyrównywa[41] to — rozmawiają. Ale Helcia niecierpliwa. Zaczepia Wikę — niezręcznie: informuje go o wieku brata, ale nie będąc pewna, czy dobrze powiedziała (8 lat) — zmieszała się. Helci całą bezpośredniość uczuć, każdy czyn — krępuje i hamuje obawa śmieszności. Dlatego nie bierze udziału w modlitwie, w marszu, w gimnastyce. Cierpi, ale boi się — nie może. Kiedy dzieci maszerują w takt fortepianu — pragnąc zwrócić na siebie uwagę, nad potrzebę głośno mówi o fartuchu i… przewraca ławeczkę: kompromitacja. Oznajmia o tym zdziwionym głosem z przymuszonym śmiechem i szybko zmieniając temat rozmowy, oznajmia mi, że się przewróciły rękawy fartucha (na lewę stronę). Doprowadza rękawy do porządku, kładzie[42] fartuch; nie może zapiąć. Chcę jej pomóc — odmawia. Sądzi, że przeszkadza zbyt wąska dziurka (fartuch z tyłu zapinany). Sama zwraca się z prośbą o pomoc, ale w ostatniej chwili odsuwa się nagle i znów próbuje. Zwracając się po raz wtóry, nie puszcza guzika, jeszcze próbuje. Jest to zjawisko niezmiernie częste nie tylko u małych, ale i starszych, i dorosłych. Kiedy jako student pracowałem w szpitalu, byłem świadkiem takiej sceny: kolega H. chce wyrwać pacjentowi ząb — nie może. Zwraca się do lekarza, ten dochodzi. Student nie oddaje kleszczy — jeszcze jedna próba i ząb się łamie.

140

Litery ruchomego abecadła mieszczą się w przegródkach pudełka, na podobieństwo czcionek w kaszcie drukarskiej. Rano porozrzucane, układają je dzieci, które liter nie znają: podobne do podobnych. Krysia umie, Helcia chce pracę zastąpić blagą. Domyślam się: w domu nabazgrze coś na papierze i mówi, że napisała, a ponieważ dorośli potwierdzają, że ona pisze, więc wierzy. Cóż dziwnego, że jeśli trzyletniemu zdaje się, że tak łatwo czytać (mruczy pod nosem), rysować, pisać — sześcioletnie niechętnie ponosi trud wysiłku. Helcia żąda natarczywie, gniewnie, by przyznać, że dobrze ułożyła litery, nie chce, żeby jej wytłumaczyć, pokazać, pomóc. Chce sama! W jej bezustannych pytaniach: „czy pan umie?”, „a ty czy umiesz?” — łatwo odczytać, że Dziecko, Śmiech, Pozory, Zepsuciew domu dorośli udają, że nie umieją tego, co ona umie. Ileż razy się to widzi, w ilu odmianach. Trzylatek zeskakuje ze schodka: „ja umiem”; wesoły wujcio udaje, że nie umie, boi się, przewraca, błaznuje; dziecko śmieje się, popycha go, podnieca w przekorze, złośliwej igraszce, drwinie, bladze. Trzylatek namazał coś na papierku: „to konik”. Wujek zdumiony: jaki piękny koń, on by tak nie umiał; próbuje, bierze ołówek niezaostrzoną stroną, potem ołówek wypada mu z ręki, papier spada na podłogę. Dziecko objaśnia, niecierpliwi się, czasem bije. Gdyby wesoły wujcio wiedział, że dziecko śmieje się podniecone, bo wie, że zabawa zakończy się huśtaniem, przyciskaniem, pocałunkami, a drugie dlatego właśnie gniewa się, niecierpliwi; gdyby dostrzegł, że iskrząca się w oczach wesołość i rozhulany śmiech pierwszego boba[43] i na pół zdziwione, na pół gniewne spojrzenie drugiego przypominają mu rozwydrzenie gabinetu i opór buduaru[44]: byłby może ostrożniejszy w przyszłości. Jeśli to samo czynią nianie, kto wie, czy nie od wesołych wujciów to przejęły; boć[45] nie ze wsi, nie z chaty wyniosły; bo w chatach, o ile widziałem, stosunek do dzieci jest poważny, pełen godności.

141

Gniew, który wyraził się w rzuconej Helci obeldze: „zostaw lepiej, ty za mała”, zapewne adresowany był właściwie do wesołych wujciów (i cioć), którzy nie mogą spojrzeć na dwuletnie ładne dziecko bez półświadomej czy nieświadomej myśli o tym, co to będzie kiedyś za pikantny człowiek. Tak zaraza idzie do dziecinnego pokoju, tak kaleczy się najmłodsze, które potem w Ogródkach — w bólu prostują wykrzywione dusze, ale tracą zaufanie do dorosłych i przywiązanie do domu.

142

„Nie” — „właśnie, że nie” — „właśnie, że wiem” — „właśnie, że umiem”: to też z repertuaru wesołych wujciów. — Wujcio mówi: „a ja ciebie kupię od mamusi” — „masz brzydkie oczy” — o, wynalazczość ich jest wielka! Dziecko mówi: „nieprawda — właśnie, że nie; prawda, mamusiu, że nie?” — „A właśnie, że tak”. „A nie”. — Nazywa się to — droczeniem się. Niektóre dzieci nienawidzą tego, niektóre lubią te żarty, gdzie gniew, niechęć, obawa dają mocne sensacje.

143

Helcia obiecuje narysować miseczkę, ale rozumie, że nie ma śladu podobieństwa; więc niech to będzie „dziewczynka z koszykiem” — dorośli są tacy durnie, że wszystkiemu wierzą. Dwa razy zmienia temat niemiłej dla niej rozmowy. Uczciwie przyznaje, że mój koszyczek lepiej narysowany, ale kiedy Lala narysowany przeze mnie na tablicy domek przyjęła za dzieło Helci, Helcia nie ma odwagi wyjaśnić zaszłego nieporozumienia…

144

Epizod z kredą ciekawy. Nie oczekiwała, że, upadłszy, kreda się złamie. Jeśli szklanka upadnie, staje się niezdatna do użytku, ołówek łamie się. Kreda złamała się — Helcia ostrożnie próbuje: pisze, jak dawniej. Rzuca jeszcze raz: co z tego wyniknie? Już wie — wie na całe życie. Przed kilku dniami Brzydula próbowała maczać kredę w wodzie i pisać. Każdy z nas ma w przeszłości moment, kiedy zadał sobie pytanie, gdzie podziewa się cukier, wrzucony do herbaty; jeśli mu powiedziano, że się „rozpuszcza”, dodano do niezrozumiałego zjawiska niezrozumiały wyraz. Dopiero zrozumiał, eksperymentując cukrem, solą; pamiętam, jak słoną wodę wystawiałem na słońce, żeby zobaczyć, czy znów będzie sucha sól w flaszeczce[46]; ale soli się nie doczekałem — i rozwiązanie zagadnienia zostało w zawieszeniu. Dziecko lubi samo mieszać łyżeczką cukier w herbacie, ale mama tego nie lubi, bo się szklanka najczęściej przewraca.

145

Rozmowa o okularach. Tu są nie tylko szkiełka, przez które się lepiej widzi, ale i kawałki żelaza — po co to? — Jeżeli szkiełka się nie trzymają, można przybić gwoździkami. Odpowiadam, że nie można, ale się nie śmieję. Umocowanie szkiełek, przez które się lepiej widzi, znalazło wielorakie rozwiązanie: monokl, binokle, okulary (lornetka); to nie tak proste dostrzec uszy, o które można zahaczyć druciki. Że trzyletnia Helcia tego nie wie, co wymyślił zbiorowy wysiłek specjalistów w ciągu stuleci — to nie śmieszne. Ale że ja w czterdziestym roku życia, wskutek zapytania Helci, po raz pierwszy o tym pomyślałem — to kompromituje. Drwiną, że dziecko nie wie, zabijasz w nim chęć dowiedzenia się. Kto przyzna się, że nie czytał Fausta, nie widział Rubensa, nie wie, kto był Pestalozzi[47]? I czytamy, aby zbyć, patrzymy, aby zbyć, wiemy wszystko byle jak — cywilizację robią jednostki, politykę robią kliki, zaś ogół durny — za nos wodzony — umiera nawet, a wstydzi się przyznać, że nie wie za co, byle się nie śmiano z niego. Kto się śmieje z trzyletniego dziecka, że chce gwoździkami przybić szkiełka do oczów[48] — jest zdrajcą, deprawatorem.

146

Helcia nie wie, jak trzymają się okulary, ale ma nową sukienkę. Ot, do czego się dogadaliśmy wreszcie.

147

Rozmowa o pieniądzach — złocie i papierach — to strzępy aktualnych, dosłyszanych rozmów. Wykrawam w arkuszu papieru dwa otwory (pieniądze) wedle wskazówek Helci. Helcia dostrzega podobieństwo arkusza z maską, którą dobry wujcio lubi straszyć dzieci. Zaplątana w rozmowę finansową, chce się wywikłać, by nie zdradzić swej niewiedzy. Nakłada na twarz „maskę” i próbuje straszyć mnie i Krysię. Nie udaje jej się. Zapewne maska zła — trzeba się wykrzywić. Nie pomaga.

148

Dom, Kondycja ludzka, RodzinaZdaje mi się, że Helcia zaczyna rozumieć, że dom żartuje, bawi się, udaje, kłamie; że jest zupełnie inaczej, niż sądziła. Boi się, ale pociąga ją to nowe — istotne życie, które jest wysiłkiem i walką, gdzie ma walor zasługa, nie — czar, gdzie więcej obojętnych spojrzeń, niż uśmiechów, gdzie więcej sideł, niż rąk pomocnych. Dom nie pomaga jej, ale przeszkadza.


149

Wypadło nie to, czego chciałem. Chciałem dać wzór uczniowi seminarium, jak notować spostrzeżenia i dopełniać komentarzami. A napisałem dla siebie wzór, jak z drobnego dostrzeżonego momentu — pytania dziecięcego — przechodzić do zagadnień wielorakich i ogólnych. — To dowód, jaką przeszkodą dla niezależnego myślenia są wszelkie ramki, plany, drogowskazy.

IV.

150

Zdawało mi się zawsze, że dużą przeszkodą w racjonalnym wychowywaniu pojedynczego dziecka jest nie zawsze uświadomiona, a mimo to obecna myśl, że — „nie warto”. Wychowanie, Czyn, Tłum, Kondycja ludzkaJako wychowawca wielu dziesiątków dzieci, mam poczucie wzmożonej odpowiedzialności, każde słowo moje znajduje echo w stu umysłach, każdy czyn śledzi sto par czujnych oczu; jeśli uda mi się wzruszyć, przekonać, pobudzić do czynu, to moje umiłowanie, wiara, czyn — potężnieje w sto; zawsze, nawet wówczas gdy zawiodą wszystkie nieomal dzieci, jedno czy dwoje — nie dziś, to jutro — przekona, że zrozumiało, odczuło, jest ze mną. Wychowując sto, nie znam samotności, nie obawiam się zupełnej porażki. Oddając godziny, dnie, miesiące własnego życia jednemu dziecku — co czynię? Kosztem mego jednego własnego życia buduję też — jedno tylko życie. Każde moje zrzeczenie karmi tylko jedno. Łatwiej mi pokonać niechęć, znużenie, złe samopoczucie — i zaczynam opowiadać, gdy słuchać mnie będzie — sto.

151

Spotykając wychowawczynię, która dla jednego, dwojga dzieci — opuszczała gromadę, innymi słowy — przekładała miejsce prywatne nad ochronę[49], internat — uważałem, że nie ma zamiłowania do swego zawodu, że pociągają ją: zysk, lepsze warunki i mniej pracy.

152

Dwa tygodnie tylko spędziłem ze Stefanem, jedenastoletnim chłopcem — i przekonałem się, że obserwacja jednego dziecka daje równie bogaty materiał, równą sumę trosk i zadowoleń, co obserwacja wielkiej liczby dzieci. — Dostrzega się w tym jednym wiele więcej, odczuwa subtelniej i przemyśliwa każdy fakt głębiej.

153

Zdaje mi się, że znużony wychowawca gromady ma prawo, może i obowiązek — stosować taki płodozmian pracy: od tłumu usuwać się na czas pewien do zacisza i znów powracać do pracy nad tłumem. O ile wiem, do tej pory tak się nie działo — byli specjaliści indywidualnego i generalnego nauczania i wychowania.

154

Notatki czyniłem w formie pamiętnikowej — tak je też pozostawiam. Jako dokument, mimo niezwykłe warunki czasu i terenu, mogą mieć pewną wartość.

155

NB. Byłem ordynatorem lazaretu polowego. W okresie wojennego zacisza wziąłem chłopca z przytułku; chciał się uczyć rzemiosła, a w lazarecie był warsztat stolarsko-ciesielski. — Dwa tygodnie z nim spędziłem tylko; zachorowałem i wyjechałem, chłopiec był jakiś czas jeszcze, potem zaczęły się pochody — ordynans zwrócił go przytułkowi.

Czwartek, dn. 8 III 1917 r.

156

Jest u mnie czwarty dzień. Chciałem notować od pierwszego dnia. Niestety jest tak zawsze z notatkami, że najwięcej do pisania, gdy nie ma czasu. To wielu zniechęca. Szkoda mi szeregu uczuć dziwnych, że minęły. Już się przyzwyczaiłem do jego obecności.

157

Nazywa się Stefan. Matka umarła, gdy miał 7 lat — nie pamięta, jak było matce na imię. Ojciec na wojnie, czy w niewoli, czy zabity. Ma siedemnastoletniego brata, który jest w Tarnopolu. Mieszkał z bratem, potem z żołnierzami, od pół roku w przytułku. WojnaPrzytułki otworzył związek miast, prowadzi je byle kto. Rząd to pozwala uczyć, to zabrania. To nie internat, a śmietnik, dokąd zrzucają dzieci, nieużytek wojny, smutne odpadki dyzenterii, tyfusu plamistego, cholery, które zmiatają rodziców, ba, matki tylko, bo ojcowie walczą o nowy podział świata. Wojna — to nie zbrodnia, to tryumfalny pochód, uczta oszalałych z pijanego wesela szatanów.

158

Ledwo zapytałem, czy chce, bym go wziął, już żałowałem.

159

— Nie teraz, w poniedziałek przyjadę po ciebie. Zapytaj się jutro brata, czy ci pozwoli. Poradź się, pomyśl.

160

Jedziemy — księżyc — śnieg. O czym myśli? — Rozgląda się ciekawie: kościół, dworzec, wagony, most. — Twarz pospolita. Jest podobno pracowity — szpital ma swój warsztat ciesielski — oddam go Dudukowi na naukę.

161

Egzamin: nie zapomniał czytać. Zadanie arytmetyczne:

162

— Obecnie ile ma lat?

163

Czuję, że nie rozumie, co znaczy obecnie.

164

— Obecnie? To — jak komu co obiecać.

165

Nie poprawiam.

166

Dostał od brata 50 kop.[50] — kupił ciastka z powidłami, cukierki, u nas jadł zimny salceson — arcydzieło Płaski — wieczorem brzuch rozbolał. Ból w okolicy ślepej kiszki. To źle: chciałem, by jadał z kotła żołnierskiego, dopóki się nie rozstrzygnie, czy zostanie. — Chciałem, żeby od razu miał ściśle określony plan dnia. — Walenty wzdycha:

167

— I po co to panu było?

168

Stefan ma wrodzone poczucie ładu: kiedy kończy lekcję, książki składa na boku stołu, pióro obok kałamarza. Zawiesił ręcznik, jeden koniec zwieszał się niżej — poprawił.

169

— Dlaczego za 50 kop. nakupił łakoci?

170

— A co będę żałował pieniądze?

171

To nie jego zdanie, a jakiegoś jego autorytetu: Nazarki, albo Klimowicza (Klim. ładnie rysuje).

172

— Ojciec wróci — mówię mu.

173

— Jak wróci, to dobrze, a jak nie, to drugie dobrze.

174

To też musiał słyszeć. Ile głupstw mogłem mu powiedzieć na temat:

175

— Fe, jakże można… o ojcu… — itd. Jego teraz inne sprawy zajmują:

176

— Po co są te paski przy lusterku?

177

— Ten pasek do mydła, ten do grzebienia, ten do szczotki do zębów.

178

— Czy ta papierośnica, jak była nowa, to też była skóra popękana?

179

— Tak, to jest niby krokodylowa skóra.

180

Uwaga dla wychowawców. Gdy przyjeżdżasz do domu w roli wychowawcy, niech dzieci będą w twoim pokoju, gdy rozpakowujesz rzeczy, niech ci pomagają rozwiązywać kosze czy kufer, wyjmować i ustawiać drobiazgi. Zawiąże się rozmowa na temat twego zegarka, scyzoryka, neseseru. Ta rozmowa szybko i naturalnie zbliża cię z dzieckiem. Ono w ten sposób zawiązuje znajomości z rówieśnikami. Warto by nad tym pomyśleć: jak często dorośli zawiązują znajomości przez dzieci i dzięki rozmowie o dzieciach (w ogrodzie[51], na letnim mieszkaniu). Chłopcy zawiązują znajomość dzięki piłce, dziewczynki zaznajamiają się przez lalki. Jeśli powiesz, że nieładnie wszystko ruszać, o wszystko wypytywać, one się zażenują, odczują niechęć. Można im będzie powiedzieć za miesiąc, za trzy miesiące, gdy to dotyczyć będzie nie ciebie, a kogoś obcego. A wy przecież znajomi.

181

— Ile kosztuje ta papierośnica?

182

— Pewnie dwa albo trzy ruble. Nie wiem, nie pamiętam, bo ją dawno już mam. O widzisz, zamek zepsuty: nie zatrzaskuje się.

183

— A czy nie można poprawić?

184

— Pewnie można, ale mi to nie szkodzi, bo się i tak papierosy nie wysypią.


185

Jeszcze nie wychowuję, dopiero obserwuję, staram się nie robić żadnych uwag, żeby go nie płoszyć. A przecież w ciągu tych czterech dni dwa razy musiałem go pouczyć.

186

Pierwsze. Podczas lekcji ze Stefanem — wchodzi felczer. Byłem dyżurny: chorych przywieźli.

187

— Cały dzień do pana łażą — mówi zniecierpliwiony podniesionym głosem.

188

I ton, i wyraz twarzy dowodzą, że to nie jego zdanie. Tak musiała mówić w przytułku albo panna Lonia, albo kucharka.

189

— Nie mów tak — powiadam łagodnie po wyjściu felczera.

190

— A bo ja czytam, a on lezie.

191

Dziwi go, w szpitalu jest 217 chorych i rannych.

192

— To pan, jak dyżurny, musi wszystkich oglądać.

193

— Nie, tylko nowych oglądam, żeby nie położyli jakiego zaraźliwego chorego obok zwyczajnych chorych.

194

— Prawda, że kur (odra) — to zaraźliwa choroba. Jak ja chorowałem na kur, to dusiłem się i już nic nie mogłem mówić. Tata dał mi naftę pić, to lepiej się zrobiło. Tata nigdy nie chodził do doktora, tylko sam wszystko wiedział, jak leczyć.

195

— Tata twój był mądry człowiek — mówię z przekonaniem.

196

— Pewnie, że mądry — potwierdza głową.

197

Aż dusi mnie chęć, żeby zadać pytanie, jakże on tak powiedział, że jak tata nie wróci, to też będzie dobrze. Nie, jeszcze za wcześnie na to…

198

Druga uwaga.

199

— Słuchaj Stefek, nie mów na pana Walentego: „Walenty”, tylko: pan Walenty.

200

— Ja mówię: pan Walenty.

201

Echo przytułku: wykręcanie się.

202

To była moja wina — teraz mówiąc ze Stefanem zawsze mówię: pan Walenty.

203

Sprawa ważna, szczególniej w internacie dla sierot. Stróż, pomywaczka, praczka czują żal do dzieci, gdy nazywają po imieniu. Mówiąc z dziećmi, zawsze należy mówić: pan Wojciech, panna Rózia, pani Skorupska.


204

Potwierdza się, co mówiłem o internacie: choroba w rodzinie zbliża dziecko. Nie darmo i rodzice, i dzieci wspominają chętnie, a przynajmniej dobrze pamiętają — przebyte choroby. W internacie choroba — kłopot zbędny, częstokroć oddala.

205

Ile miałem kłopotu, aby mu umożliwić w łóżku pisanie. — Musiałem wyjąć z pudła całą zawartość, kałamarz umieściłem w puszce od konserwów[52], z której mi Walenty zrobił popielniczkę. Pod pudło trzeba było podłożyć z jednej strony poduszkę, z drugiej książki. Podziękował mi za to uśmiechem. — Na podobny luksus internat nie może sobie pozwolić.

206

— Wygodnie ci?

207

— Tak — i uśmiech.

208

Zagospodarował się na tym stole: z boku książki, w rowku między deskami skrzynki — ołówek — to poczucie ładu jest w nim wrodzone. Nowa sytuacja, więc nie naśladuje wzorów — sam działa.

209

Teraz siedzi i przepisuje z elementarza wierszyk. Szepce.

210

— Białą — białą — białą…

211

I kończy z wysiłkiem myślowym:

212

— Białą koszu — białą koszulecz — koszuleczkę.

213

Wzdycha.

214

— Białą koszuleczkę… Dam jej na drogę białą koszuleczkę.

215

A mimo to zrobił tu błąd — napisał: blałą.

216

— Widzisz, zamiast białą napisałeś blałą.

217

Uśmiech zażenowania.

218

— Jeszcze raz przepiszę.

219

— Daj lepiej spokój teraz, już po herbacie przepiszesz.

220

— Nie, teraz.

221

Znów cisza, przerywana jego skupionym szeptem. — Chmurny patrzy, jak i w drugiem przepisywaniu są błędy. W pierwszym przepisywaniu przepuściłem dla zachęty parę błędów, tym razem — nie. Onegdaj wieczorem źle czytał, nie wiedział dlaczego.

222

— Bo głodny jesteś — powiedziałem. Chciałem wiedzieć, czy tę uwagę pamięta.

223

— Jak myślisz: dlaczego teraz gorzej wyszło?

224

— Bo jak raz się nie uda, to już potem gorzej się nie udaje.

225

I z desperacją:

226

— Przepiszę jeszcze raz.

227

Aż zarumienił się, pięści ścisnął. — Pocałowałem go w głowę — idiotyczny pocałunek, usunął się lekko w stronę:

228

— Siero-sieroteńka uboga…

229

Akurat w niebezpiecznym miejscu, gdzie w poprzednim przepisywaniu przepuścił cały wiersz, Walenty przynosi herbatę.

230

— Na drogę — na drogę dam jej — dam jej na drogę.

231

Walenty kładzie cukier do szklanki. — Stefan rzuca przelotnie wzrokiem — dalej pisze.

232

— Znalazł się nóż — mówi Walenty.

233

Stefan uważnie spojrzał: nóż — jaki nóż? — oparł głowę na ręce — lada moment zerwie się pytanie — nie, pokonał pokusę — znów skupiony. — Walenty uśmiecha się, ja notuję szybko, szkicuję interesujący moment — on nic nie dostrzega. I po chwili z tryumfem, pełnym oczekiwania:

234

— Już, psze pana — i uśmiech.

235

— Dobrze, tylko literę jedną zjadłeś; chcesz poszukać?

236

Pije herbatę, zmarszczył brwi — szuka zjedzonej litery.

237

Szkoda, że nie spojrzałem na zegarek: jak długo pisał.

238

— Zegarek — zegarek! — ileż razy ja sobie powtarzałem — i zawsze zapominam.

239

Dwie myśli:

240

W ciągu długich miesięcy pobytu wśród gromady dzieci ani razu nie zwróciłem uwagi na uśmiech — to objaw zbyt subtelny, zbyt drobny, poniżej proga[53] świadomości. Teraz dopiero widzę, że to ważny, wart studiów objaw.

241

Gdy mnie się pytał niby od niechcenia:

242

— Czy będę mógł jeździć na koniu? — To też z uśmiechem zniewalającym (?). Odpowiedziałem wykrętnie: teraz ślisko, konie źle podkute — może w lecie. Dzieci muszą wiedzieć, że ich uśmiech obowiązuje.

243

Druga myśl:

244

Przepisywanie nie jest dla dziecka czynnością bezmyślną — przeciwnie, wymaga nawet dużego wysiłku: żeby nie opuścić litery, wyrazu, całego wiersza; żeby dwa razy nie przepisać tego samego wyrazu, wiersza; żeby nie zrobić błędu; żeby wyraz bez przenoszenia mieścił mu się w wierszu; żeby litery były równe i w równym oddaleniu. Kto wie, czy przez przepisywanie nie dochodzi dziecko dopiero do zupełnego zrozumienia czytanego tekstu. Rzecz jasna, że umysły twórcze będą się szybciej nużyły biernym przepisywaniem. Stefan podczas przepisywania podobny był do malarza, kopiującego arcydzieło mistrza. Jakże biedny jest nauczyciel, zmuszony poprawiać mazaninę czterdziestu kajetów, jeśli nie widział, więc nie czuje wysiłku tej pracy zbiorowej.


245

Dla dziecka czytanie — to nie tylko trudność w składaniu liter, ale szereg niezrozumiałych wyrazów, niespodzianek gramatycznych. Więc czyta:

246

— Jabł-jab-ł-ka, jab-ł-ka (pauza, podczas której domyśla się znaczenia wyrazu) — i szybko, płynnie odczytuje ten sam wyraz — japka.

247

To samo w wierszyku:

248

— Bo mię-mię pol-skiej pio-pios-piosn-ki (z niedowierzaniem) pios-n-ki, piosnki (do siebie półgłosem) piosnki — co tam piosnki (i kończy głośno) polskiej piosenki skowronki uczyły.

249

My, akrobaci płynnego czytania, gdzie z dwóch liter domyślamy się wyrazu, a z dwóch wyrazów całego zdania, nie umiemy zdać sobie sprawy ani z trudności, z którymi walczy dziecko, ani ze sposobów, których używa, by sobie ułatwić pracę.

250

Onegdaj cztery razy czytał w powiastce „Franek” zamiast „Felek”. Nie poprawiałem. Kiedy skończył czytanie, pytam się:

251

— Jak się ten chłopak nazywał?

252

— Franek.

253

— Jutro, a nie dziś.

254

— A Franek.

255

— Załóż się ze mną, że nie Franek.

256

Czyta:

257

— Fra-Fre-Fe-Felek.

258

— A widzisz, dobrze że się nie założyłeś.

259

— A dobrze.

260

— Pewnie znasz Franka?

261

— Znam.

262

— A Felka?

263

— Nie znam.

264

Toż samo było przy arytmetyce. Zamiast: ogórki, dwa razy przeczytał: gruszki.

265

— Pięć gruszek — oznajmia mi odpowiedź zadania.

266

— Ani się zaczyna.

267

Milknie, po chwili stanowczo z odcieniem gniewu:

268

— A właśnie, że pięć.

269

— A no pięć, ale nie gruszek.

270

— A czego?

271

— Zobacz, to będziesz wiedział.

272

— …gru …ogru …ogó …ogórków.

273

— A widzisz: słuchaj Stefan, może ty czarodziej jaki albo co: z Felków robisz Franków, z ogórków gruszki.

274

PocałunekJest taki miły w zadziwieniu, w tym zaskoczeniu, w tym: co się dzieje, jak to się stało — że go całuję. (Zbyteczne zupełnie — kiedy ja się od tego oduczę?).


275

Gniewa go niezrozumiały zwrot.

276

Czyta:

277

— Przekupka ma 9 jabłek. Ile jabłek jej zostanie, jeżeli 4 chłopców weźmie po 2 jabłka każdy.

278

I do siebie półgłosem:

279

— Jakiś tam każdy. (I głośno). Jedno jabłko.

*

280

— Dwie monety… Monety, już wiem, co to jest, ale zapomniałem.

281

To pozornie nielogiczne zdanie ma jednak rozumną podstawę: jeśli nie wie, bo zapomniał, to może sobie jednak przypomnieć.

*

282

Przy dwudziestym już jakimś zadaniu proponuje:

283

— Będę cicho czytał i będę panu pisał, ile wypadnie.

284

— Dobrze, a ja będę kiwał głową, czy dobrze.

285

Nie on pierwszy robi mi podobną propozycję. Nie wiem, czy dziecko chce w ten sposób wprowadzić pewne urozmaicenie w pracy, czy też jest w tym życzeniu — głębsze podłoże: potrzeba ciszy przy skupionej pracy.

Wieczór.

286

Zmówił modlitwę, pocałował w rękę (echo domu rodzinnego, rozbitego przez wojnę gniazda, jednego ze stu, z tysiąca, tysięcy). Piszę. Leży cicho — oczy ma otwarte.

287

— Proszę pana, czy to prawda, że jak ogolić, to już włosy nie rosną?

288

Boi się, by otwartą wzmianką o łysinie nie urazić mnie.

289

— Nieprawda, przecież brodę się goli, a rośnie.

290

Polak, Żyd— Niektórzy żołnierze mają takie brody do pasa — jak Żydzi. Dlaczego?

291

— Już taki zwyczaj. A Anglicy to nawet wąsy golą.

292

— Czy prawda, że u Niemców jest dużo Żydów?

293

— Są u Niemców, są ruscy Żydzi, są Żydzi Polacy.

294

— Pan mówi Żydzi Polacy. Czy Polacy to Żydzi?

295

— Nie, Polacy są katolicy. Ale jak kto mówi po polsku i chce, żeby Polakowi było dobrze, dobrze im życzy, to też jest Polak.

296

— Moja mama była Rusinka, a tato Polak. A chłopcy idą za ojcem. — A pan wie, gdzie są Podgajce? Mój tata jest stamtąd.

297

— A ile lat ma twój tata?

298

— Miał 42, a teraz ma 45.

299

— To cię tata może nie pozna, bo urosłeś.

300

— Nie wiem, czy tatę bym poznał.

301

— A nie masz fotografii?

302

— Ta gdzie?[54] A są żołnierze podobni do mego taty.

303

Cisza. — Wieczór — to niezwykle ważna pora dla dziecka. Najczęściej — wspomnienia, też często — ciche refleksje i łagodne szeptane rozmowy. To samo w domu sierot, to samo na kolonii letniej.

304

— Czy pan książkę pisze?

305

— Tak.

306

— Czy pan sam napisał mój elementarz?

307

— Nie.

308

— To pan kupił?

309

— Tak.

310

— Pewnie pan pół rubla zapłacił.

311

— Nie, tylko 25 kopiejek.

312

Znów cisza. Zapalam papierosa.

313

— Prawda, że siarką można się otruć?

314

— Można. A bo co?

315

Nie rozumiem intencji pytania.

316

— Bo byli zapałki, to jak szli na manewry…

317

Echo jakiegoś zatartego opowiadania ojca o wyższości pewnych gatunków zapałek — coś, słyszane przed laty: kiedy ojciec jego był kawalerem i służył w wojsku, w zupie była siarka — żołnierze się potruli.

318

Nie zrozumiałem, Stefan mówi sennym głosem, mętnieje — śpi.

319

AniołJak ja w dzieciństwie gorąco pragnąłem zobaczyć swego anioła stróża. Udawałem, że śpię, a potem nagle otwierałem oczy. Nic dziwnego, że się ukrywał. I w Ogrodzie Saskim: myślisz, że nie ma w pobliżu stróża, a tylko na trawnik wbiegłeś po piłkę, już jest i grozi z daleka. Przykro mi było, że ten mój anioł nazywa się stróżem.

Piąty dzień

320

Duduk chwali Stefana: pracowity. Kiedy byłem w warsztacie, piłował drzewo. Nie mogłem spokojnie patrzeć: deska jeździ na wszystkie strony, piła tępa skacze po desce — tak łatwo może pociąć palce. — Ale nie mówię nic. Przecież to byłby nonsens mówić, żeby był ostrożny. Już i tak:

321

— Nie wychodź boso na dwór. Nie pij surowej wody. Czy ci nie zimno, czy brzuch nie boli?

322

Toć to właśnie egoizuje, deprawuje, ogłupia — „nasze” dzieci. Wrócił z warsztatu o 6.

323

Nie chce jechać w niedzielę do Tarnopola.

324

— Po co? Tydzień i zaraz jeździć. Czy pan Walenty też z nami pojedzie? Czy długo będziemy?

325

Nie chce pisać listu do brata.

326

— Przecie go zobaczę.

327

— A jak go nie zastaniesz w domu?

328

— No to niech już będzie.

329

— Więc co na początku napiszesz?

330

— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

331

— A dalej?

332

— Nie mogę wiedzieć.

333

— Czy napisać, że byłeś słaby[55]?

334

— Nie!

335

Ledwo się powstrzymałem od ironicznego pytania: „No, a o ciastku z powidłami i salcesonie?”

336

List krótki: pracuję w warsztacie ciesielskim, robota mi się podoba, pan uczy mnie czytać i rachować, możesz być o mnie spokojny.

337

— Jak podpisać?

338

— Stefan Zagrodnik.

339

— A może napisać: całuję cię serdecznie.

340

— Eee, nie potrzeba.

341

— Dlaczego?

342

Szeptem:

343

— Bo się wstydzę.

344

Proponuję:

345

— Czy chcesz teraz ze swego przepisać na czysto, czy ja ci napiszę na kartce, a ty z kartki przepiszesz?

346

Daję papier listowy i kopertę. — Dwa razy próbował, nie udało się. — Tyle papieru zepsuł. — Dobrze, jutro z mojej kartki przepisze.

347

Zadania arytmetyczne robiliśmy bez przerwy półtorej godziny.

348

— Już dosyć?

349

— Nie, do końca stronicy.

350

Kto wie, czy zbiór zadań nie jest najlepszym podręcznikiem do ćwiczeń w czytaniu. — Zadania, zagadki, szarady, żartobliwe pytania — dziecko je nie tylko musi, ale chce zrozumieć. — Zresztą nie wiem: może rozdwojenie uwagi nie jest pożądane. — Dość, że w dzisiejszej lekcji zadania wyrugowały i zastąpiły czytanie.

351

— Ile pan papierosów pali, pewnie pięćdziesiąt?

352

— Nie, dwadzieścia.

353

— Niezdrowo palić: jeden chłopiec chuchnął na papier, to się zrobił cały żółty. Jak w papierosie jest wata, to zatrzymuje dym.

354

— A ty paliłeś już kiedy?

355

— Czemu nie?

356

— W ochronce[56]?

357

— Nie, jak byłem z bratem.

358

— A skąd brałeś?

359

— Jak leżały na stole albo na szafie… A czy panu się kręci w głowie?

360

— Pewnie się trochę kręci.

361

— A mnie się kręciło… Ja nie chcę się przyzwyczajać do palenia.

362

Pauza.

363

— Prawda, że jak będzie ciepło, to będziemy na koniach jeździli? (To dla niego ważne — pamięta obietnicę).

364

— Lepiej, żebyśmy nie jeździli, a stali na miejscu.

365

— Nie, ja myślę — do Tarnopola.

366

— Konie boją się samochodów.

367

— No to co, jak trochę poniesie…

368

— A jak w bok skoczy?

369

Opowiadam, jak się pod Łomżą koń o mało co nie zwalił z wysokiej góry.

370

Kładzie się do łóżka. Ja nakręcam zegarek.

371

— Prawda, że są zegarki, co się w obie strony nakręcają?

372

Pokazuję, że i mój nakręca się — „w obie strony”.

373

Biorę się do pisania — porządkowania notatek.

374

— Proszę pana, ja włożyłem nową stalówkę[57], bo tamta zacinała papier.

375

— Zepsuła się prędko, bo pisałeś nią po stole, a od drzewa koniec się tępi.

376

Dopiero teraz, mimochodem, zwróciłem uwagę na niewłaściwość, przekonałem się wielokrotnie, że podobne uwagi mają znacznie większą wartość.

377

Cisza…

378

— Dlaczego pan tyle kartek podarł?

379

Tłumaczę, co znaczy notowanie naprędce, a co opracowanie notatek.

380

— Na przykład notuję coś o chorym: kaszel, gorączka. A potem jak mam czas, przepisuję porządnie.

381

— Mama kasłała, krwią pluła — był cyrulik — powiedział, że z tego nic nie będzie. Potem mama chodzili[58] do szpitala, aż umarli.

382

(Westchnienie, potem ziewnięcie. Westchnienie jest naśladownictwem: tak się zwykło wzdychać, mówiąc o zmarłych).

Szósty dzień.

383

Ledwo wypił herbatę, pobiegł do warsztatu. Mignął mi na chwilę podczas obiadu — wrócił o 6.

384

Rozpocząłem bardzo ciekawą próbę: patrzę na zegar, jak długo czyta daną powiastkę i ile błędów zrobił — nie poprawiam go podczas czytania, dopiero po skończeniu. Więc dwa razy czyta, pierwszy raz 4 minuty 35 sekund przy 8 błędach, za drugim razem 3 minuty 50 sekund i tylko 6 błędów.

385

Awantura o konia. Gramy w warcaby. W przytułku — byli chłopcy, którzy dobrze grali, z nim nie chcieli grać: „kto będzie się chciał bawić, jak nie umiem”. — Nabrał jednak od nich manier dobrego gracza, a oto: przed posunięciem przebiera w powietrzu palcami, żeby jak jastrząb spaść na pionki przeciwnika, to cmoka ustami, to posuwa z nonszalancją uderzeniem paznokcia, z pogardliwym wyrazem twarzy i lekceważącym wydęciem ust. Są to niemiłe maniery nawet u dobrego gracza, tym bardziej u partacza, któremu dla zachęty daję czasem nierozegraną.

386

Gramy tedy. Nagle:

387

— Proszę pana, niech pan jutro jedzie koleją, a ja z panem Walentym pojedziemy na koniu.

388

— Głupiś[59]. Czy konie są do jazdy — myślisz? Zresztą poproś pułkownika.

389

— A da?

390

— Figę da.

391

— No, niech pan suwa.

392

Mówi to głosem rozdrażnionym. Zaczyna grać nieuczciwie, postanawia wygrać za wszelką cenę — zemścić się.

393

— Ee, jak pan idzie… No prędzej… Taki pan mądry.

394

Udaję, że nie dostrzegam, ale gram uważniej, żeby pomimo to wygrać — ukarać go.

395

— Zobaczy pan, że pan przegra.

396

— Ty przegrasz, bo grasz nieuczciwie — mówię głosem spokojnym, ale stanowczym.

397

Jeśli swoją wolę podporządkuję woli dziecka, to musi wkraść się lekceważenie. Faktami, bez gderania, należy przeciwstawiać się, zabiegać o zachowanie autorytetu.

398

Figur pozostało niewiele — zadaję mu cios dotkliwy: traci damę.

399

— Nie umiem grać damami — mówi z rezygnacją.

400

— I pionkami jeszcze nie grasz dobrze, ale się nauczysz.

401

Kiedy myłem ręce, nalewa mi wodę z kubka, podaje ręcznik, mówi, żebym pił herbatę, bo wystygnie. Bez słowa jednego okazałem urazę, on bardzo subtelnie przeprosił za to, co czuł względem mnie.

402

W tej awanturze o konia było, prócz gniewu, i lekceważenie. — Skąd się wzięło, gdzie jego źródło? Może moje: czy chcesz rachować — czytać — pisać? — może to go niecierpliwi. Wybór, WładzaWychowanieDzieci lubią pewien przymus: to im ułatwia walkę z wewnętrznym oporem, oszczędza pracę myślową wyboru. Decyzja jest mozołem dobrowolnych zrzeczeń przy wzmożonej odpowiedzialności za wynik. Nakaz obowiązuje tylko zewnętrznie, wolny wybór — wewnętrznie. Jeśli pozostawiasz mi głos decydujący, toś[60] albo głupi, więc sam nie wiesz, albo leniwy, więc sam nie chcesz.

403

Skąd ten lekki jeszcze obłok lekceważenia? — Jemu daję obwarzanki, sam jem chleb razowy. Grzeczność, ObyczajeJuż dwa razy zachęcał mnie do obwarzanków, sobie wziął lepsze, wypieczone: nikt go nie uczył obłudy tych towarzyskich drobniusich ofiar, które mają ujawniać gotowość do istotnych, dużych ofiar.

404

Ten drobiazg, to nic, co nazwałem awanturą o konia — dowodzi, że minął okres ośmielania go, że mogę z wolna zacząć go wychowywać. Zbieram materiał do tej rozmowy…

405

Wieczorem przeglądam jego brudną koszulę; rozumie się — wesz.

406

— Co tam było? (niepokój w głosie).

407

— Weszka.

408

— Bo w ochronie[61] prześcieradeł nie zmieniali. Kołdry takie brudne.

409

— To nic — już teraz pewnie nie będzie. — A dlaczego nie zmieniali prześcieradeł?

410

— Nie wiem, pewnie im się nie chciało prać.

411

Pierwsza rozmowa o ochronce[62].

412

— Sanitara[63] się nie boją, a sołdata[64] się boją. — Nie, sołdat też nie bije, bo nie wolno bić — pani by się na niego gniewała.

413

— Czasem tylko, jak sołdat krzyczy, to da pasem, ale bić to nie bije.

414

— A ty dostałeś kiedy?

415

— Co nie miałem dostać?

416

Wygląda tak: nie biją, ale biją. — A jednak Stefan ma słuszność: nie biją, nie wolno bić, sołdat krzyczy, zapewne grozi, a z rzadka, wyjątkowo, w tajemnicy da pasem.

417

Dawniej śmiałem się z tej pozornie nielogicznej mowy. Przestałem się śmiać jakieś trzy lata temu, gdy Lejbuś powiedział:

418

— Ja bardzo lubię łódką jeździć[65].

419

— A ty jeździłeś kiedy?

420

— Nie, nigdy w życiu.

421

Co najwyżej błąd w wysłowieniu, a nie brak logiki: on pewien jest, że to przyjemne.

Siódmy dzień.

422

U Czekowa byli goście — karty. Kolacja spóźniona. Walenty był dyżurnym w jadalni. Wychodzę zły koło dwunastej. Wracam do chałupy, zapalam lampę — Stefana nie ma. Kie licho? — Wychodzę, we drzwiach spotykam się ze Stefanem.

423

— Gdzie byłeś?

424

— W kuchni. Co raz wychodzę, patrzę przez okno, a pan siedzi. Aż patrzę — pana nie ma. Rodzina, Sierota, Syn— Tak leciałem, żeby pana dogonić.

425

— Bałeś się?

426

— Ta[66] czego się miałem bać?

427

Nie, nie bał się. Czekał, wyglądał, biegł, żeby razem. — Dwa lata nie wdziałem nikogo ze swoich, pół roku temu — list, krótki, pognieciony, przypadkiem przedarł się przez kordon bagnetów, rewizorów, szpiegów. — I oto znów nie jestem sam.

428

Doznałem uczucia bezgranicznej wdzięczności dla tego dziecka. Nie ma w nim nic wybitnego, nic co by pociągało, przykuwało. Twarz pospolita, postać bez wdzięku, umysł przeciętny, mało wyobraźni, brak czułostkowości zupełny — nic z tego, co zdobi dzieci. Ale przez to niepozorne dziecko, jak przez krzew byle jaki, przemawia natura, jej prawa odwieczne, Bóg. Dzięki ci, właśnie żeś taki — ot sobie…

429

— Synek mój — pomyślałem tkliwie.

430

Jak mu podziękować?

431

— Słuchaj, Stefek, jak masz o coś zapytać, albo masz zmartwienie, albo coś chcesz — to powiedz mi.

432

— Ja nie lubię dokuczać.

433

Tłumaczę, że nie.

434

— Jak nie można, to ci powiem, że nie, wytłumaczę. Na przykład z koniem; konie muszą wozić drzewo, chleb, chorych…

435

— Ja chcę, żeby pan mi przyniósł obwarzanki.

436

— Dobrze, będziesz miał obwarzanki.

437

Dziś właśnie skończył się zapas, przygotowany na okres diety.


438

Pojechaliśmy do Tarnopola sankami. Stefan smutny jakiś. Ani jednej z tych uwag dziecięcych, które każą nam patrzeć na to, czego już nie dostrzegamy, i wspominać to, cośmy niegdyś bardzo — bardzo widzieli.

439

Stefan miał iść z Walentym do kościoła, potem Stefan do brata, a Walenty za sprawunkami[67]. Ja miałem poszukać okulisty, który był podobno w jakimś szpitalu wojskowym. Zejdziemy się w ochronce. — W ciągu drogi kilkakrotnie zmienia postanowienie: najprzód[68] pójdzie do ochronki, nie, najprzód do brata, nie — z Walentym chce iść.

440

W ochronce pani go zawołała: stał jakiś dziwnie tępy, bezbarwny, odpowiada na pytania głosem cichym, apatycznym. Dopiero gdyśmy wyszli, zrozumiałem, dlaczego nie chciał jechać do Tarnopola, dlaczego w drodze był smutny, dlaczego tak prędko powiedział: „no, idziemy już”, gdy wyszedłem z pokoju pani.

441

Stefan bał się, że go zostawię.

442

Trzeba kupić czajnik.

443

— To ja pójdę z panem Walentym, ja wiem, gdzie można kupić.

444

Wyjmuję portmonetkę.

445

— O, Walek (nie — pan Walenty) dostanie 10 rubli, kupimy sobie ciastka…

446

Ten jego ton zaczepny ma znaczyć: „wcale się nie bałem, wiedziałem, że nie zostawicie mnie tu…”

447

Dziwnie niechętnie mówi o bracie. Nie wiem, dlaczego. Nie chce, abym się z bratem spotkał: co to ma znaczyć?


448

Czyta — skończył.

449

— No, ile błędów zrobiłem?

450

— Zgadnij.

451

— Pięć.

452

— Nie, tylko cztery.

453

— To o dwa mniej, jak pierwszy raz.

454

Źle przeczytał i zaraz sam się poprawił.

455

— Czy to pan liczy?

456

Ten sam wierszyk za pierwszym razem czyta 20 sekund, za drugim razem 15 sekund, za trzecim też — 15.

457

— Czy jego nie można już prędzej czytać?

458

Stara się szybko czytać:

459

— Strach — stra — sta — staruszka…

460

Szybko przewraca stronicę, żeby nie tracić czasu.

461

Wiersz Wisła czytał wczoraj trzy razy, dziś — cztery razy; rezultat niezmiernie ciekawy:

462

Wczoraj: 20 sekund, 15 sekund, 11 sekund.

463

Dziś: 11 ” 10 ” 7 ”[69] 6 sekund.

464

Wiersz „Sierotka” to samo:

465

Wczoraj: 20 sekund, 15 sekund, 15 sekund.

466

Dziś: 15 ” 12 ” 10 ”[70]

467

Zyskana podczas trzeciego wczorajszego czytania wprawa — przechowała się w całości.

468

Notuję w formie ułamka: licznik to ilość sekund, mianownik — ilość błędów. Więc 24”/3 = 24 sekundy, 3 błędy. — Wychodząc z założenia: oceniam czas pracy i jakość — mogę zrzec się stopni z czytania.

469

Przy czytaniu zaplątał się na wyrazie: piosenka — stracił dużo czasu — przerwał:

470

— Eee, to będzie długo.

471

Walenty robi uwagę:

472

— To tak jak koń — zahaczy się i nie może pociągnąć.

473

Pozwoliłem mu zacząć na nowo.

Ósmy dzień.

474

Pisałem wczoraj: uwagi dziecięce, które zmuszają nas znów do patrzenia na to, czego już nie dostrzegamy. Oto parę przykładów:

475

— O, niech pan patrzy, jaka pieczątka na herbacie. (Gdy włożył cukier, wypłynęły na powierzchnię pęcherzyki powietrza).

476

— Ile kawałków cukru pan włożył?

477

— Jeden.

478

— A niech pan patrzy, że są dwa. (Szklanka jest szlifowana).

479

Przy obwarzanku:

480

— Z czego się robi mak? — Ja: rośnie. — A dlaczego czarny. — Ja: bo dojrzały. — Prawda, że on ma we[71] środku takie ścianki i w każdej ściance jest po trochu? — Ja: Mhm. — Czy z ogrodu może być taki cały talerz maku?

481

Słowo, WiedzaJego pojęcie ogrodu składa się z czterech, pięciu wyobrażeń, moje — ze stu, z tysiąca. — To takie jasne, a jednak dopiero dzięki temu pytaniu długo zastanawiałem się nad tym. Wiele pozornie nielogicznych pytań dziecięcych w tym ma swe źródło. Dlatego tak trudno porozumieć się nam z dziećmi, że one używając tych samych, co i my, wyrazów, wkładają w nie zupełnie inną treść. Moje: ogród, ojciec, śmierć nie są jego ogrodem, ojcem, śmiercią.

482

Ojciec — lekarz pokazuje kulę, którą podczas operacji wyjął z rannego.

483

— Czy ciebie, tatusiu, taką samą kulą zabiją? — pyta się ośmioletnia córeczka.

484

Wieś i miasto też nie mogą się zrozumieć, pan i niewolnik, syty i głodny, młody i stary, może — mężczyzna i kobieta. My tylko udajemy, że się rozumiemy.


485

Stefan przez cały tydzień patrzał[72] obojętnie, jak wszyscy wokoło rówieśnicy zjeżdżają ze wszystkich górek i wzgórków — na sankach. Taka silna pokusa: a sam pracuje u cieśli. — Jeszcze przed obiadem robił z Dudukiem łóżka dla chorych, wieczorem — wrócił z sankami.

486

— Ja tylko dwa razy zjadę.

487

— Dwa razy, a nie trzy razy? — pytam się z niedowierzaniem.

488

Uśmiecha się, poleciał. Długo go nie było. Było pusto w izbie i cicho; tajemnicą jest dla mnie, dlaczego Walenty, który ciągle jeszcze zrzędzi na kłopot bez pożytku, dwa razy chciał go wołać do domu: może i jemu stały się potrzebą wieczorne moje lekcje ze Stefanem.

489

Wrócił, usiadł — czeka.

490

— Czy dobre sanki?

491

— Nie wyjeżdżone jeszcze.

492

Rzuciłem obojętne pytanie, niczym nie zdradziłem, jak całą duszą jestem po jego stronie, jak zupełne przebaczam opóźnienie nie jemu, ale temu rumieńcowi zdyszania i pogodnego zdrowego wzruszenia. — I zrozumiał, i chciał wyzyskać: sięgnął ręką po warcaby, patrząc pytająco na mnie.

493

— Nie, synku.

494

Bez cienia protestu, przeciwnie, z zadowoleniem bierze książkę. Miałem uczucie, że gdybym był ustąpił, sprawiłbym mu przykrość.

495

— Ale bez zegarka — mówi szybko.

496

— Dlaczego?

497

— Bo z zegarkiem zdaje się, jakby kto na głowie stojał[73] i poganiał.

498

Czyta. Tak jeszcze nie czytał. To było natchnienie. Jestem zdumiony — uszom własnym nie wierzę. Nie czyta, a sankami ślizga się po książce, ustokrotnionym wysiłkiem woli zdobywa przeszkody. Cały nierozproszony hazard sportu przenosi na naukę. Już teraz pewien jestem, że poprawiać błędy w czytaniu — to nonsens: on nie widzi mnie i nie powinien widzieć, sam na sam ze swoją rwącą wolą.

499

Biorę pióro — notuję.


500

Błędy, pochodzące z chęci opanowania tekstu, rozumienie treści:

501

Czyta: „dzieci poszli, mówili”. Czyta: „chleb się robi” zamiast: „rodzi”. Czyta: „dał znak” zamiast: „dał znać”. Czyta: „Hanusia” zamiast: „Anusia” (porównaj: Felek i Franek).

502

Czyta:

503

— Lekarz dał znak babce, aby ich (dzieci) wyprowadziła, zamiast: aby je wyprowadziła…

504

Walka o treść:

505

— W gużej książce — nie — w dużej książce. — Gdy nauczyciel się wierszy — aaa — gdy nauczył się wierszyków.

506

Błędy, bo myśl mąci wzrok.

507

Tekst:

508

Poklękały dzieci z babcią… z płaczem wołały: „Boże, Boże zachowaj nam kochaną mamę przy życiu. Wstaw się za nią Najświętsza Panno Maryjo! Spraw, żeby nasza mama wyzdrowiała”.

509

— Potem poklękała babcia dzieci do łóżek (zamiast: pokładła babcia)…

510

Tekst:

511

O tej porze matka krzątała się zwykle koło obiadu. Do obiadu zgromadzała się cała rodzina. Na pierwszych miejscach siedzieli pochyleni wiekiem staruszkowie: dziadzio i babcia Jasia.

512

— Dziadzio był niegłodyś (zamiast niegdyś)…

513

Dziwactwa mowy pisanej: toć mówi się: s konia, fstał, japka, muk, wzioł, szczelać; dlaczego pisze się: z konia, wstał, mógł, wziął, strzelać.

514

Jeśli dziecko tego nie powie, to z głosu, wyrazu twarzy, pauzy w czytaniu, akcentu na cudacznych literach — poznać można, że to je dziwi, niekiedy niecierpliwi…

515

Jeśli nie poszturgujemy dziecka przy pracy czytania ciągłym poprawianiem, objaśnianiem — możemy piękne robić obserwacje:

516

Stefan czyta: „wy — wybec — wy… wypiec”. Ja poprawiam: wybiec. On powtarza: wypiec — i czyta dalej, nie słyszał, co ja powiedziałem, zajęty pracą, pogrążony w pracy czytania…

517

Nie lubią, żeby im przerywać, bo to im przeszkadza. Stefan czyta: „na gzyms”. Dostrzega, że chcę objaśnić, więc uprzedzając, mówi szybko: „ja wiem, co znaczy gzyms” i czyta dalej…

518

Trudności: składanie wyrazów, niezrozumiałe wyrazy, dziwactwa pisanej mowy, nieznane formy gramatyczne.

519

Stefan czyta: „dał chłopcu” i mówi cicho do siebie: „chłopcowi”, i dalej znów głośno: „chłopcu wiśnie”. Kiedy skończył czytanie, chcąc sprawdzić, czy zrozumiał, pytam się:

520

— O czym tu się mówi.

521

On:

522

— O niedbałym chłopcowi.

523

Echo przelotnej myśli o nowej formie gramatycznej: byłby powiedział: o chłopcu, ale mętnie pamiętał, że tam w książce było jakoś inaczej, niż mu się zdawało, że być powinno…


524

Jakże niezmiernie ciekawe, że właśnie dziś, po sankach, zaciężył mu przymus zegarka. — Początkowo nie zwróciłem na to uwagi.


525

Stoję przy piecu i rozmyślam nad dzisiejszą lekcją. Nagle Stefan, który leży już:

526

— A pan mi obiecał.

527

— Co?

528

— Bajkę.

529

Pierwszy raz sam się o bajkę upomina:

530

— Czy opowiedzieć ci jaką nową?

531

— Nie, o Aladynie… Ale niech pan siądzie.

532

— Gdzie?

533

— Tu bliżej — na krześle.

534

— Po co?

535

— No to niech pan przy piecu opowiada.

536

Niby nic, a ile w tym treści.

537

Z trzech bajek: o kopciuszku, o kocie w butach i Aladynie — wybiera tę, która jest mu najbliższa: tam do biednego chłopca przychodzi czarodziej i swoją cudowną lampką wpływa na losy, tu — lekarz nieznany (oficer) zjawia się nagle i zabiera z przytułku, w bajce na szczerozłotych półmiskach Murzyni niosą przysmaki, tu Walenty daje obwarzanki.

538

„Ale niech pan siądzie” — mówi Stefan szeptem. To mi tłumaczy, dlaczego dzieci skupiają się przy bajce, chcą być blisko opowiadającego: ja powinienem przy nim siedzieć. Moje pytania: „gdzie — po co?” — gniewają go. Uczucie zażenowania nie pozwala mu się zwierzać. To jest już skutkiem naszej deprawacji, że dziecko bezwstydnie mówi: „ja ciebie tak lubię, ja chcę być blisko, smutno mi, jaki ty dobry”. Stefan wstydził się podpisać pod listem do brata: całuję, kochający…

539

Stefan mówi podczas śniadania:

540

— Pan zamiast sam jeść obwarzanki, mnie daje.

541

Odpowiadam: mhm — i on już nic nie dodaje.


542

Po bajce tłumaczę, że zegar przy czytaniu nie powinien go popędzać.

543

— Jeżeli za pierwszym razem czytałeś 3 minuty, a za drugim 3 min. bez 5 sekund, to i tak jest dobrze. Dalej: jeżeli dziś czytałeś dłużej, niż wczoraj, to trzeba tylko pomyśleć, dlaczego: albo — że śpiący dziś jesteś, albo że się zmęczyłeś więcej w warsztacie, albo że sanki ci przeszkodziły.

544

— A ja źle dziś czytałem?

545

— A ty sam jak myślisz?

546

— Nie wiem. (Po chwili wahania). Bo mnie się zdaje, że dobrze.

547

— Tak, dobrze dziś czytałeś…


548

Już i prawe oko mnie boli, łzawi się. Z trudem piszę — muszę odpoczywać. A szkoda notatek — takie nieprzebrane skarby.

Dziewiąty dzień.

549

Stefan ma świerzbę[74]. W przytułku miał ją dwa razy — raz leczył się trzy, a raz sześć tygodni. Nic dziwnego, że bał się przyznać, po dziecięcemu odkładając na później katastrofę. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego parę razy dopytywał się, czy i kiedy będzie łaźnia. Zlekceważyłem te pytania — to był błąd. Powinna mnie była uderzyć, zdziwić ta niezwykła troskliwość o czystość wojennego dziecka. Nie zwróciwszy uwagi, prawdopodobnie tłumaczyłem to sobie chęcią odwiedzenia, spróbowania nieznanej mu kąpieli (słyszał, że dla chorych jest łaźnia).

550

Na Walentym odkrycie to zrobiło niezmiernie silne wrażenie: co będzie z bielizną, z jedzeniem?

551

— Nigdy nic takiego nie miałem — mówi z wyrzutem, sądząc nie wiem czemu, że teraz już musi się zarazić.

552

Krótki wykład o świerzbie, jej[75] etiologii[76]. Stopniu zaraźliwości, leczenia — i to w ciągu trzech dni.

553

— Idź, synku, do warsztatu, a w obiad[77] cię wysmaruję.

554

Tak, tu potrzebne było i pieszczotliwe słowo, i pocałunek.

555

— Ja w domu nigdy krost nie miałem — mówi szeptem.

556

Zanim poszedł do warsztatu, długo woził się sankami[78]. Gdym wszedł do warsztatu, spojrzał na mnie z niepokojem: czy aby nie powiem Dudukowi.

557

Jakie to wszystko niedobre, jak wytrąca z równowagi. — Kara, WychowanieWłaśnie dziś chciałem z nim porozmawiać — nazbierałem dostateczny materiał, a więc: że wydarł stronicę z kajetu, zaniósł do warsztatu bombę, a nie pytał się, czy ja pozwolę pokazać, zrobił sanki, choć nie wiedział, czy ja się zgodzę; że nie mówi mi prawdy: nie chciał, żebym się z jego bratem zobaczył, więc coś ukrywa pewnie, powiedział, że w ochronie nie biją, a potem dopiero przyznał, że dostawał pasem. — Chciałem, żeby wiedział, że jestem z niego zadowolony, ale są pewne drobiazgi, o których mu ot przy sposobności mówię; bo chcę, żeby wiedział, że choć milczę, dostrzegam. Teraz dodam i świerzbę, którą też ukrywał — ale wszystko dopiero za kilka dni, kiedy jego skóra i moje oczy się wygoją. — Niewysłowienie ważne jest rzadkie, masowe robienie uwag w formie życzliwej rozmowy. Boimy się zwykle, że dziecko zapomni: nie, ono dobrze pamięta — to raczej my zapominamy i dlatego wolimy — załatwiać „na gorąco”, innymi słowy — nie w porę — brutalnie.


558

Wieczorem czytał źle. Wczoraj 27 wierszy w 6 1/2 minuty, dziś 16 wierszy w 7 minut.

559

Kazałem opowiedzieć, co przeczytał. W ciągu ubiegłych dni opowiadał krótko swoimi słowami, po dziecięcemu zaczynając od: „więc to tak”… Dziś, nie wiem czemu, po opowiedzeniu pierwszej powiastki zapytał:

560

— Prawda, że źle opowiedziałem?

561

A drugą postanowił opowiedzieć słowami książkowymi — jak w szkole. Od razu wpadł w ten okropny monotonny, bezmyślny, żebraczy ton szkolnego opowiadania — zaglądając ukradkiem do książki, skąd wychwytywał byle jakie zdania i plątał bez sensu.


562

W warcaby gra znacznie lepiej. Znikły blagierskie ruchy — gra uważnie i poważnie. Rozumiem: dawniej naśladował, małpował gracza, wzorując się na autorytetach, teraz zaczął już — sam.

563

Pomagam mu, zwracam uwagę na popełniane błędy.

564

— Tylko niech pan nie mówi. Jak pan mówi, to ja łatwo sobie ważę.

565

To poprawianie każdego błędu w czytaniu, pisaniu — czy nie wywołuje tego samego skutku: że uczeń łatwo sobie waży pracę.


566

Stół się chwieje. Rozlał trochę herbaty na stole — robi palcem drogę do brzegu — herbata ścieka.

567

Nauka, Myśl, Dziecko— Niech pan patrzy, jak spływam herbatę.

568

— Mhm.

569

— Ona sobie tak spływa.

570

Dziecko bezspornie posiada czucie, powiedziałbym — sumienie gramatyczne (i ortograficzne). — Wiele razy obserwowałem, jak dziecko, wsłuchawszy się w niegramatycznie zbudowane zdanie, samo je zmienia, nie wiedząc, jak poprawić. Czy systematyczna nauka nie zabija tego sumienia? Czy niezrozumiałym, niedostępnym tłumaczeniem nie utrudniamy mu raczej pracy?

571

Umysł dziecka — las, którego wierzchołki lekko się poruszają, gałęzie splatają, liście drżąc dotykają. Są chwile, gdy drzewo łączy się delikatnym dotknięciem z sąsiednim, a przez sąsiada udziela mu się drganie stu, tysiąca drzew — całego lasu. — Każde nasze: „dobrze — źle — uważaj — jeszcze — raz” — to jak wicher, który chaos wprowadza. — Szedłem raz za nasionkiem mlecznika — ziarenko, zawieszone na białym pióropuszu. Długo za nim chodziłem: z lekka przefruwa z źdźbła na źdźbło, z trawki na trawkę — tu dłużej, tu krócej się zatrzyma — aż zaczepi się i wyrośnie. Myśli ludzka, nie znamy praw, którymi się kierujesz — pragniemy — nie wiemy — korzysta z tego zły geniusz ludzkości.


572

Zamiast: łzy — czyta: zły…

573

W zadaniu gniewa go wyraz: otrzymał.

574

— Otrzymał, to przecie[79] znaczy, że dostał. (Do siebie). Koniecznie — trzy… Dostał sześć śliwek…

575

Czyta:

576

— Nieufnie (jeszcze raz uważnie) — nieufnie (trzeci raz — z rezygnacją) nieufnie…

577

I czyta dalej…


578

Czyta:

579

— Biegły… biegły… Czy biedny?… Tu jest biegły…

580

Zastanawia go zwrot gramatyczny: „siedzisz, dziecię”. — Po przeczytaniu i upewnieniu się, że przeczytał dobrze, myśli nad tym.


581

— Proszę pana, czy w pana zegarku jest złota strzałka?

582

— Nie, zwyczajna.

583

— Bo są złote.

584

— A ty widziałeś?

585

— Widziałem: panna Lonia miała.

586

Innym razem:

587

— Niech pan sobie kupi pilniczek do pazurów.

588

— Po co?

589

— A taki, jak panna Lonia miała.

590

Widocznie sprawia mu przykrość, że ja — mężczyzna, oficer, teraźniejszy jego opiekun — stoję niżej od panny Loni, upośledzony o złotą strzałkę i pilniczek.


591

Przed pójściem spać smaruję go.

592

— To za trzy dni wszystko przejdzie? — pyta się z niedowierzaniem.

593

— A dlaczego mi nie mówiłeś nic?

594

— Wstydziłem się (półgłosem).

595

— Czego? Żeś chory?

596

— Ja w domu nie miałem żadnych krost — odpowiada wymijająco: nie chce powiedzieć, że w przytułku się śmieją, brzydzą świerzby[80].

597

— Pan się tak umazał.

598

— No to się umyję.

599

Leżąc w łóżku pyta się:

600

— Nie woziłem się długo sankami, prawda?

601

Wobec mojej dobroci, niepokoi go grzech, który popełnił. Pytanie to, takie niby nie wiadomo skąd, tak sobie tłumaczę:

602

— On się nie gniewa na nic. Dlaczego się nie gniewa — może nie wie? A ja się sankami woziłem. A on chce, żebym się uczył. Długo woziłem się sankami, a może i nie tak długo?

Dziesiąty dzień.

603

Awantura i pojednanie.

604

Walenty dyżuruje. Nalewam Stefanowi herbatę.

605

— Co pan mi nalał tylko pół szklanki?

606

— Żebyś nie rozlał na stole.

607

— Ee, ja sobie doleję.

608

Nie odpowiadam. Dolał, postawił szklankę, a podczas tego, gdy się przeciskał między ławką i stołem, stół zachwiał się — sporo herbaty się rozlało. Zmieszał się. Idzie — przynosi ścierkę.

609

Mówię głosem spokojnym, ale stanowczym:

610

— Proszę cię, Stefan, żebyś nic nie brał z rzeczy pana Walentego, bo on tego nie lubi.

611

— Ja chciałem wytrzeć.

612

— A skąd wiesz, może to ścierka do szklanek?

613

Skonfudowany odnosi ścierkę. — Uchylam stół, a resztę wycieram bibułą. Stefan milczy, wreszcie głosem niepewnym — na próbę:

614

— Dlaczego na tym szkle (od lamp) jest H. S.?

615

— Pewnie to są pierwsze litery imienia i nazwiska fabrykanta.

616

Zadaje szereg pytań — oznaczają one:

617

— Ot, rozmawiamy sobie. Tamto już zapomniane. Kto by tam o takim drobiazgu pamiętał?

618

A przecież pamiętał. Wieczorem:

619

— Ja naleję herbatę — dobrze?

620

— Dobrze.

621

Mnie nalewa pełną szklankę, a sobie niewiele więcej, niż połowę.

622

— Niech pan przytrzyma — mówi, przeciskając się za stół. — Teraz się nie wylało już.

623

Gdyby nie oczy, opisałbym dokładnie — opuściłem szereg szczegółów. Rano po herbacie powiedział: dziękuję — podał mi ręcznik. Przeprosił nie słowami, ale czynami.


624

TajemnicaDziecko obserwuje siebie, analizuje swe czyny. My tylko tej pracy nie dostrzegamy, bo nie umiemy czytać między wierszami jego od niechcenia rzucanych zdań. Chcemy, żeby nam się dziecko zwierzało ze wszystkich myśli i uczuć. Sami niezbyt skłonni do zwierzeń, nie chcemy, czy nie umiemy zrozumieć, że dziecko jest wiele wstydliwsze, drażliwsze, czulsze na brutalne śledzenie jego duchowych drgnień.

625

— Ja się dziś nie modliłem — mówi Stefan.

626

— Dlaczego?

627

— Zapomniałem (Pauza). Jak się rano umyję, to potem zaraz się modlę, a jak się nie myć, to się modlić zapomina.

628

Nie myje się z powodu świerzby[81].


629

Sprawia mu trudność forma: pan.

630

— Zgadnij pan — poczekaj pan — nie mów pan — obok: niech pan zgadnie.

631

To znów.

632

— Pan by sobie pisali, a ja gadam i panu przeszkadzam.


633

Sprawę sanek omówię w tej generalnej rozmowie. — Niezadługo zapewne i śniegu nie będzie. I dobrze się stało, że nie zrobiłem mu uwagi. Oto tajemnica jego zaniedbania:

634

— Tak się bałem w warstacie[82], żeby majster nie poczuł maści. Jak on tu, to ja zaraz na drugi koniec. A rano woziłem się sakami, żeby się wywietrzyć.


635

Dwa przytułkowe zwyczaje:

636

Stefan śmieje się cicho, zasłaniając usta.

637

— Dlaczego nie chcesz się głośno śmiać?

638

— Bo to nieładnie, pani mówiła.

639

— Może dlatego, że tam dużo dzieci, to byłby hałas…

640

Drugie: codziennie zostawiał na stole kawałek obwarzanka i na dnie trochę herbaty. Widocznie coś się w tym kryje.

641

— Powiedz, Stefek, dlaczego ty zawsze zostawiasz?

642

— Nie, ja zjadam.

643

— Słuchaj, synuś, jeżeli nie chcesz powiedzieć, dlaczego, to nie mów. Czasem nie chce się czegoś powiedzieć (prawo do tajemnicy!). Ale ty zostawiasz.

644

— Ee, bo mówią, że jak wszystko zjadać, to tak wygląda, jakby kto cały rok nic nie jadł.

645

Widząc, że i to przyszło z trudnością, nie nalegałem więcej. Mimo woli go uraziłem. I mnie byłoby przykro, gdybym coś zrobił dla pochwalenia się znajomością form towarzyskich i przekonał się nagle, że to wcale do dobrego tonu nie należy.

646

Naśladownictwo.

647

— Proszę pana, ja chcę pisać duże K tak, jak pan pisze.

648

W Domu Sierot wiele dzieci przejmowało niektóre moje litery. Te litery, używane przez dorosłych, są lepsze, wartościowsze. Pamiętam, jak długo biedziłem się, by nauczyć się pisać duże W tak, jak ojciec pisał na kopertach w adresie: Wielmożny. Sądziłem, że zaimponuję nauczycielce, a spotkałem się z szorstką odprawą:

649

— Jak będziesz tatusiem, będziesz mógł pisać, jak chcesz.

650

Dlaczego? Co jej to szkodzi? Co w tym złego? Byłem zdziwiony i urażony…

651

Dziś podczas dyktanda przyszedł felczer z papierami. Nie zauważyłem, że Stefan uważnie patrzy, jak ja piszę. A patrzył: bo po wyjściu felczera sam zaczął pisać tak prędko, że nawet marzyć nie można było, by to potem odczytać.

652

Jako nauczyciel, mam tylko trzy wiersze karygodnie niestarannego pisma, jako wychowawca — mam bardzo subtelny odruch buntu przeciw własnej niedoskonałości:

653

— Chcę pisać tak prędko, jak ty, chcę być do ciebie podobny.

654

A no — spróbujemy:

655

— Patrz, chłopak, coś ty tu nabazgrał. Blam… dziam… bram… Dlaczego te trzy wiersze tak ci się nie udały?

656

— Nie wiem (uśmiech zażenowania).

657

— Może zmęczony już byłeś?

658

— Nie byłem zmęczony.

659

Nie chce kłamać, a nie może powiedzieć prawdy.


660

Sprawdzaliśmy postępy w biegłości czytania. Ponieważ czytamy teraz książkę z drobniejszym drukiem, trzeba było liczyć litery.

661

— Tam było 37 wierszy po 17 liter — to znaczy 629 liter. Czytałeś je 210 sekund, więc 3 litery na sekundę. A tu jest 65 wierszy po 27 liter w wierszu — przeczytałeś je w sześć i pół minut. Więc prawie 5 liter czytasz w sekundę.

662

Nie zrobiło to na nim wielkiego wrażenia, choć ciekawie przyglądał się moim wyliczeniom.


663

Przed zaśnięciem.

664

— Pocałować cię na dobranoc?

665

— A bo ja święty?

666

— Czy tylko…

667

— Albo ksiądz — albo co?


668

Lubię, kiedy w czytaniu spotykają się łatwe wyrazy:

669

— Zawołała, zadowolona, zapaliła.

670

Gniewają mnie:

671

— Troszcząc się… dżdżysty dzień…


672

Zadanie łatwe; trudniejsze już rozwiązywał — a teraz plącze się — myli. Kie licho?

673

— O, proszę pana — tu krosteczka.

674

— Gdzie?

675

— O tu — pokazuje na szyi. — Czy to nie świerzba?

676

— Nie, jutro się wykąpiesz i będziesz zdrów.

677

I już bez przeszkód idzie arytmetyka.

Jedenasty dzień.

678

Kiedy włożyłem niebieskie okulary, Stefan zapytał szeptem:

679

— Czy pana bardzo oczy bolą?

680

Szept i uśmiech — zawdzięczam Stefanowi, że zwróciłem na nie uwagę — w internacie nie dostrzegłbym.


681

— Ja zdrów, a pan chory — powiedział wieczorem.

682

To jest uczciwy sposób okazywania współczucia. My ładniej mówimy, ale mniej czujemy. — Wdzięczny mu jestem za to zdanie.


683

Nie wiem, dlaczego powiedział:

684

— Ja teraz wcale o bracie nie myślę.

685

— To źle, powinieneś myśleć o ojcu i bracie.

686

Nikczemna wojna.


687

Płakał, kiedy jechałem do szpitala. — Przypuszczam, że wspomnienie rodzinnego gniazda: trzeba płakać, gdy ktoś idzie do szpitala, umiera.


688

Odwiedził mnie z Walentym w szpitalu.

689

— Proszę pana, czy ci oficerowie też są chorzy?

690

— Tak.

691

— Na oczy?

692

— Nie, na różne choroby.

693

— A czy oni na pieniądze grają w karty?

Przypisy

[1]

nałóg (tu daw.) — przyzwyczajenie, nawyk. [przypis edytorski]

[2]

sztubacki (daw.) — uczniowski. [przypis edytorski]

[3]

papa — tu: tato, ojciec. [przypis edytorski]

[4]

kajet (daw., z fr. cahier) — zeszyt. [przypis edytorski]

[5]

naucz. — tu: nauczyciel a. nauczycielka. [przypis edytorski]

[6]

szwajcar (daw.) — odźwierny, portier. [przypis edytorski]

[7]

NB — zapewne: nota bene (łac.), należy zauważyć. [przypis edytorski]

[8]

naucz. — tu: nauczycielki a. nauczyciela. [przypis edytorski]

[9]

naucz. — tu: nauczycielka. [przypis edytorski]

[10]

wstępniak — tu: uczeń klasy wstępnej (dziś: nauczania początkowego). [przypis edytorski]

[11]

kolonij — dziś częstsza forma D. lm: kolonii. [przypis edytorski]

[12]

okrętem jechać — dziś raczej: płynąć okrętem. [przypis edytorski]

[13]

Ogródek — tu: ogródek dziecięcy, tj. przedszkole (por. ang. kindergarten, ros. детский сад). [przypis edytorski]

[14]

poszoł won (ros. пошол вон) — idź stąd, wynoś się. [przypis edytorski]

[15]

piesu — popr. forma C. lp: psu; dziecko tworzy formę C. regularnie, pies : piesu, na wzór np. kot : kotu. [przypis edytorski]

[16]

przybory Montessori — zabawki edukacyjne, używane w wychowaniu systemem włoskiej lekarki i pedagożki Marii Motessori (1870–1952). [przypis edytorski]

[17]

mieniać — dziś: zamieniać. [przypis edytorski]

[18]

sześcianki — klocki. [przypis edytorski]

[19]

ruch obronny — obronnym nazywam ruch, gdy dziecko, nie chcąc dać, podnosi rękę z żądanym przedmiotem w górę, chowa go za głowę, przechylając ją w stroną wyciągniętej ręki. [przypis autorski]

[20]

A sa place — najprawdopodobniej fr. à sa place: na swoim miejscu; możliwa też interpretacja polskojęzyczna, z błędem w druku: a są place. Brak akcentu nad A nie wyklucza wersji fr., realizuje zasadę nieznaczenia akcentów nad wielkimi literami. [przypis edytorski]

[21]

zdecyd. — tu: zdecydowanie a. zdecydowana. [przypis edytorski]

[22]

najprzód — dziś: najpierw. [przypis edytorski]

[23]

in crudo (łac.) — na surowo, bez obróbki. [przypis edytorski]

[24]

” ” ” — oznaczenie powtórzenia wyrazów z poprzedniej linii: Helcia zagadała do. [przypis edytorski]

[25]

— oznaczenie powtórzenia wyrazu z poprzedniej linii: Helcia. [przypis edytorski]

[26]

— oznaczenie powtórzenia wyrazu z poprzedniej linii: Helcia. [przypis edytorski]

[27]

Wł. — tu: Władek. [przypis edytorski]

[28]

prowok. — tu: prowokująco a. prowokacyjnie, a. prowokuje. [przypis edytorski]

[29]

Gdy chcę — zdanie urwane, oznacza: gdy chcę pomóc. [przypis edytorski]

[30]

Helcia litery — niżej autor objaśnia: Helcia usiłuje układać w pudełku klocki z literkami. [przypis edytorski]

[31]

demoral. — tu: demoralizują. [przypis edytorski]

[32]

lit. — tu: literę. [przypis edytorski]

[33]

p. N. — tu: pani N. [przypis edytorski]

[34]

Ogródek — tu: ogródek dziecięcy, tj. przedszkole (por. ang. kindergarten, ros. детский сад). [przypis edytorski]

[35]

rys. — tu: rysować. [przypis edytorski]

[36]

nogów — popr. forma D. lm: nóg. [przypis edytorski]

[37]

okul. — tu: okulary. [przypis edytorski]

[38]

ręcami (gw.) — popr. forma N. lm: rękami. Forma ręcami może być utworzona przez dziecko spontanicznie na podstawie formy ręce, ale może też być cytatem z wypowiedzi posługującej się gwarą służącej. [przypis edytorski]

[39]

Ogródek — tu: ogródek dziecięcy, tj. przedszkole (por. ang. kindergarten, ros. детский сад). [przypis edytorski]

[40]

dochodzić — tu: podchodzić. [przypis edytorski]

[41]

wyrównywa — dziś częstsza forma 3 os. lp cz.ter.: wyrównuje. [przypis edytorski]

[42]

kłaść — tu: zakładać. [przypis edytorski]

[43]

bobo — dziecko, maleństwo. [przypis edytorski]

[44]

rozwydrzenie gabinetu i opór buduaru — gabinet oznacza tu dyskretnie urządzoną salkę w restauracji, gdzie panowie odbywali schadzki z kobietami, które uwodzili lub opłacali (obyczaj rozpowszechniony w XIX w. w całej Europie), buduar to sypialnia damy; Korczak wspomina z potępieniem hipokryzję ówczesnych obyczajów pozamałżeńskich kontaktów erotycznych. [przypis edytorski]

[45]

boć (daw.) — bo przecież. [przypis edytorski]

[46]

w flaszeczce — dziś popr.: we flaszeczce. [przypis edytorski]

[47]

Pestalozzi, Johann Heinrich (1746–1827) — szwajcarski pedagog i reformator edukacji. [przypis edytorski]

[48]

oczów — dziś popr. forma D. lm: oczu. [przypis edytorski]

[49]

przekładała miejsce prywatne nad ochronę — wolała być wychowawczynią w prywatnym domu niż w przedszkolu lub domu dziecka. [przypis edytorski]

[50]

kopiejka, w skrócie kop. — rosyjska jednostka monetarna, jedna setna rubla. [przypis edytorski]

[51]

ogród — tu: park. [przypis edytorski]

[52]

konserwów — dziś popr. forma D. lm: konserw. [przypis edytorski]

[53]

proga — dziś popr. forma D. lp: progu. [przypis edytorski]

[54]

ta gdzie (gw.) — gdzie tam, skądże. ta (gw. ukr.) — tu: a, ale. [przypis edytorski]

[55]

słaby — tu: chory. [przypis edytorski]

[56]

ochronka a. ochrona — tu: przytułek, dom dziecka (w innym znaczeniu także: przedszkole). [przypis edytorski]

[57]

stalówka a. stalka — przed II wojną światową pisano piórem, przy czym tzw. wieczne pióra były drogie, więc dzieci w szkołach używały zwykle pióra składającego się z podłużnej drewnianej obsadki z zamocowaną metalową stalówką, którą maczało się co chwilę w kałamarzu z atramentem. Długopis został wynaleziony w 1938 r., a do powszechnego użytku wszedł znacznie później. [przypis edytorski]

[58]

mama chodzili do szpitala, aż umarli — gwarowa forma grzecznościowa: w niektórych gwarach mówi się oni o osobie, której należy się szacunek. [przypis edytorski]

[59]

głupiś — dziś: jesteś głupi. [przypis edytorski]

[60]

toś (…) głupi — dziś: to jesteś głupi. [przypis edytorski]

[61]

ochrona a. ochronka — tu: przytułek, dom dziecka (w innym znaczeniu także: przedszkole). [przypis edytorski]

[62]

ochronka a. ochrona — tu: przytułek, dom dziecka (w innym znaczeniu także: przedszkole). [przypis edytorski]

[63]

sanitar (ros. санитар) — sanitariusz, pielęgniarz, salowy. [przypis edytorski]

[64]

sołdat (ros. солдат) — żołnierz. [przypis edytorski]

[65]

łódką jeździć — dziś raczej: pływać łódką. [przypis edytorski]

[66]

ta (gw. ukr.) — tu: a, ale. [przypis edytorski]

[67]

za sprawunkami (daw.) — na zakupy. [przypis edytorski]

[68]

najprzód — dziś: najpierw. [przypis edytorski]

[69]

” 10 ” 7 ” — oznaczenie powtórzenia wyrazów z poprzedniej linii: sekund. [przypis edytorski]

[70]

” 12 ” 10 ” — oznaczenie powtórzenia wyrazów z poprzedniej linii: sekund. [przypis edytorski]

[71]

we środku (reg.) — dziś popr.: w środku. [przypis edytorski]

[72]

patrzał — dziś popr. forma 3 os. lp cz.przesz. r.m.: patrzył. [przypis edytorski]

[73]

stojał (gw.) — stał. [przypis edytorski]

[74]

świerzba, dziś popr.: świerzb — choroba skóry spowodowana przez pajęczaka, świerzbowca ludzkiego. Objawia się swędzeniem i zmianami na skórze, same pasożyty trudno zobaczyć, bo mierzą ok. 0,3 mm. [przypis edytorski]

[75]

o świerzbie, jej etiologii — dziś popr. forma w r.m.: ten świerzb, o jego etiologii. [przypis edytorski]

[76]

etiologia (z gr. aitiología: badanie przyczyn) — tu: udowodnione naukowo przyczyny choroby. [przypis edytorski]

[77]

w obiad — w porze obiadowej, podczas przerwy obiadowej. [przypis edytorski]

[78]

wozić się sankami — dziś: jeździć na sankach. [przypis edytorski]

[79]

przecie — dziś: przecież. [przypis edytorski]

[80]

świerzby — dziś popr. forma D. lp: świerzbu. [przypis edytorski]

[81]

z powodu świerzby — dziś popr.: z powodu świerzbu. [przypis edytorski]

[82]

warstat (gw.) — dziś popr.: warsztat. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca