ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Janusz Korczak, Sam na sam z Bogiem
  1. Artysta: 1
  2. Bunt: 1
  3. Drzewo: 1
  4. Dziecko: 1 2 3
  5. Język: 1
  6. Kobieta: 1
  7. Matka: 1 2
  8. Melancholia: 1
  9. Młodość: 1
  10. Radość: 1 2
  11. Smutek: 1
  12. Starość: 1

Uwspółcześnienia

Pisownia łączna / rozłączna: odemnie > ode mnie, niema > nie ma, napewno > na pewno, nie ładnie > nieładnie, zwewnątrz > z wewnątrz, zdala > z dala, zwolna > z wolna, zamały > za mały, dla czego > dlaczego, nademną > nade mną, przedewszystkiem > przede wszystkim, nietylko > nie tylko, naprzekór > na przekór, bezemnie > beze mnie, nie groźny > niegroźny, zawcześnie > za wcześnie, zrzadka > z rzadka; zapisano rozdzielnie cząstkę „by” z zaimkami (np. Tybyś > Ty byś), czasownikami zakończonymi na „-no” i „-to” (np. kochanoby > kochano by), rzeczownikami (niebabym > nieba bym); zapisano łącznie „nie” z imiesłowem przymiotnikowym (nie widzianą > niewidzianą).

Pisownia wielką / małą literą: zapisano małą literą wyrazy po przecinku (np. niż Ciebie, Bo je powołałam > niż Ciebie, bo je powołałam); zapisano wielką literą wyrazy po kropce (np. pokrzywę. — Dziwna roślina); konsekwentnie wielką literą zapisano wszystkie zaimki odnoszące się do Boga (np. Co ja Ci tam); murzynom > Murzynom; Sędzio sprawiedliwy, Sędzio Sprawiedliwy > Sędzio Sprawiedliwy (ujednolicenie);

Pisownia joty: lj > li (np. konwalja > konwalia), dj (zdjamencony > zdiamencony), cya > cja (impertynencya).

Spółgłoski dźwięczne / bezdźwięczne: blizką > bliską, biedz > biec, męzkiem > męskim.

Fleksja: uwspółcześniono końcówki narzędnika i miejscownika l.p. i mn. (np. rzewnem > rzewnym, w niem > w nim).

Pisownia poszczególnych słów: to-to > toto, a no > ano, konstelacyje > konstelacje, śmiercie > śmierci, Hammirabiego > Hammurabiego, bakalarz > bakałarz, bronzowe > brązowe, arcy-świąteczne > arcyświąteczne.

Interpunkcja:

usunięto przecinki przed pauzą (np. pierś moją[,] —);

usunięto przecinki przed „niż” niewprowadzającym zdania (np. więcej[,] niż Ciebie);

usunięto przecinki przed „albo” (np. rozzłości[,] albo namówi);

usunięto przecinki przed „i” w zdaniach łącznych (włosy wychodzą[,] i w tyfusie można nagadać);

usunięto przecinek przed „lub” (w morze[,] lub jedną rosy kroplę);

usunięto przecinki przed „jak” w porównaniach (np. cieszę się[,] jak dziecko);

usunięto przecinek po wyrażeniach: przecież, co prawda;

usunięto przecinki oddzielające wyraz określający od określanego (np. biegnąc za leśną jagodą[,] w nadziei);

usunięto przecinki oddzielające grupę podmiotu od orzeczenia (np. zapatrzony w radosną zabawę[,] oddaliłem się);

usunięto kropki po tytułach rozdziałów;

usunięto kropkę w wyrażeniu „duże B[.]”;

wstawiono przecinki, żeby oddzielić zdania złożone, w tym także równoważniki zdań (np. a nie chcę, żeby myślał; patrząc, nie widzieć);

wstawiono przecinki przed „i”, „ani”, „albo” w wyliczeniach (np. i kobiety, i mężczyzn);

wstawiono przecinek po „ot” (ot, zaraz);

wyodrębniono przecinkami formy w wołaczu (np. Tak mi, Boże, dopomóż);

wyodrębniono przecinkami dopowiedzenie (tam, pod ziemią,);

rozdzielono przecinkiem powtórzenia (np. cicho, cicho);

zastąpiono dywiz pauzą (np. wierzę-wierzę-wierzę > wierzę — wierzę — wierzę);

zastąpiono przecinek średnikiem (Wybacz, Boże, że je kocham więcej niż Ciebie, bo je powołałam do życia; ale i Ty też, o Boże);

zastąpiono średnik dwukropkiem (Piję powietrze: „Zdrowie Twoje, Boże”);

zastąpiono kropkę pytajnikiem (Wiesz co Ci zaproponuję?; a boż wiem, czy nie miraż zmysłów?);

zamknięto kropką zdania kończące się wypowiedzią w cudzysłowie (np. zaraz myślę: „A czy chcesz się zamienić? A czy wiesz, co się dzieje w czyjej duszy?”);

zdania wyraźnie wykrzyknikowo zakończono wykrzyknikiem zamiast kropką (np. ”Wołam: „ludzie!”).

Błędy źródła: pomyślą, ze >pomyślą, że; nie nazyzywam > nie nazywam, świadomość, ze wiem > świadomość, że wiem; gawiedż > gawiedź; hymnem przyszłości sztyletujem niejszość > hymnem przyszłości sztyletujem teraźniejszość; „O jednych mówią: wola boża, o drugich: „ano czaas, staary” > O jednych mówią: „wola boża”, o drugich: „ano czaas, staary”; niezorną pokrzywę > niepozorną pokrzywę; Cichojta — dojdziem — zbaczymy > Cichojta — dojdziem — zobaczymy; przystaniemy na chwilę, odwróćmy się raz jeden, język im pokażemy > przystaniemy na chwilę, odwrócimy się raz jeden, język im pokażemy

Janusz KorczakSam na sam z BogiemModlitwy tych, którzy się nie modlą

Duszy szeptane tajemnice, które sobie powierzasz, spiąłem klamrą modlitwy.

Wiem, że każdy twór musi z sobą poprzez Boga i z Bogiem przez siebie życiem świat ogromny splatać. Wiem. Pewien jestem — tak mi, Boże, dopomóż.

MatkaModlitwa matki

1

Pochylona nad tobą, dziecię lube, czemuś mi tak droga, drobino? — Wiem, podobne do wielu, a wierzę — wierzę — wierzę, że nie widząc wśród tysięcy, poznam po głosie, nie słysząc, poznam twe wargi ssące pierś moją — moje ty jedyne na świecie.

2

Rozumiem cię bez słów, bez głosu z najgłębszego snu zbudzisz mnie — spojrzeniem-życzeniem.

3

Dziecino moja, szczera prawdo życia i jedyna, jesteś mi rzewnym wspomnieniem, tkliwą tęsknotą, nadzieją i otuchą.

4

Dziecię, bądź szczęśliwe. Boże, wybacz, że nie do Ciebie mówię, a jeśli się modlę, to w obawie, że zazdrosny możesz je skrzywdzić. Nawet Tobie, Boże, boję się je zaufać: bo odbierasz matkom dzieci, bo odbierasz dzieciom matki. Powiedz, czemu tak czynisz? — To nie wyrzut, Boże, tylko pytanie.

5

Wybacz, Boże, że je kocham więcej niż Ciebie, bo je powołałam do życia; ale i Ty też, o Boże: ponosimy wspólną odpowiedzialność, oboje winni, że toto żyje i już cierpi. Czuwać musimy.

6

Cierpi — płacze.

7

Boże, kochając to maleństwo bez pamięci, może Ciebie w nim kocham, bo jesteś — jesteś — jesteś w tym Najmniejszym — Największa Tajemnico — Boże.

8

Nie wierzę w grzech, bo gdyby był, miłość moja byłaby grzeszna, a czy miłość matki do dziecka może być grzechem?

9

Nie obchodzą mnie cierpienia, których — wiem — wiele, nie obchodzą mnie łzy, których — wiem — wiele na świecie. Nie mogę — komu kłamać będę? Tylko twoje łzy, dziecino, tylko twoje uśmiechy, trosko ty moja serdeczna.

10

Dziecię — rozkoszne ty moje kajdany z jaśminu i gwiazd, dziecię — kwiecie przebaczenia, śnie mój radosny o odkupieniu, wiaro moja słoneczna, nadziejo łagodna, obłoku różowy, śpiewie skowronka.

11

Daj mu szczęście, Boże, by nie użaliło się, żeśmy mu życie dali, nie wiem, czym jest szczęście, ale Ty wiesz, Twoim obowiązkiem wiedzieć. Więc daj!

12

Pochylona nad tobą, dziecię lube — patrz, tak mozolnie szukam, tak gorąco proszę — czy rozumiesz — czy zrozumiesz? — Powiedz. — Powiedz lekkim drgnieniem powiek, poruszeniem małej rączyny — powiedz znakiem, którego nikt nie zrozumie, tylko my dwoje: Bóg i ja, matka twoja. — Powiedz, że nie będziesz miało żalu do życia i do mnie, powiedz, dziecino, powiedz, modlitwo ty moja serdeczna.

DzieckoModlitwa chłopca

13

Wiem, że nieładnie prosić. Ale nie Ciebie proszę, dobry Boże. Ty nic mi nie dawaj, tylko wujek obiecał zegarek, jak się dobrze uczyć będę. Tylko mi dopomóż, przypomnij wujkowi o jego obietnicy. — Ja się postaram, a przecież wszystko jedno, czy da mnie[1] teraz, czy później. Powiedziałem kolegom, że będę miał zegarek, ale oni nie wierzą, śmiać się ze mnie będą, pomyślą, że skłamałem, że się stawiam. Dopomóż mi, Boże, przecież to tak łatwo, przecież Ty wszystko, co chcesz, możesz zrobić. Pomóż mi, mój Dobry, mój Złoty Boże.

14

Przebacz mi moje grzechy. Dużo nagrzeszyłem. Ze słoika wyjadłem powideł[2], śmiałem się z garbatego, skłamałem, że mi mama pozwala chodzić spać, kiedy chcę; papierosa już dwa razy paliłem, brzydkie wyrazy mówiłem. Ale Ty Dobry jesteś, przebaczysz mi, bo żałuję i chcę się poprawić.

15

Chcę być dobry, ale nie mogę. Jak mnie kto rozzłości albo namówi, a nie chcę, żeby myślał, że się boję; albo jak się nudzę, albo jak bardzo coś chcę, a nie wolno, nie mogę się powstrzymać, chociaż potem żałuję. Nie jestem przecież zły.

16

Nie, żebym się chciał chwalić, ale Ty przecież sam wiesz, bo ty wszystko wiesz, Dobry Boże, że są gorsi ode mnie. — Ja czasem skłamię, ale oni co powiedzą, to skłamią. I kradną. Dwa razy zginęło mi śniadanie, ukradli mi wypisy, wyciągnęli z piórnika ołówek. Oni mnie nauczyli takich wyrazów. Ty przecież wiesz, o Boże. — Ja się nie lubię skarżyć, ale ty sam wiesz, że nie jestem zły, chociaż tyle złego robię.

17

Dopomóż mi, Dobry Boże, żebym nie grzeszył, daj długie życie i zdrowie Mamie i Ojczulkowi i o tym zegarku przypomnij wujaszkowi.

18

Bo przecież jak się obiecuje, to się powinno dotrzymać.

KobietaModlitwa kobiety lekkomyślnej

19

Kochany Boże, tak dawno z Tobą nie rozmawiałam. Może dlatego rzadko się modlę, że nie lubię klęczeć. Tak, odłożę papieros[3], ale siedzieć będę na kanapie i patrzeć będę na kwiaty. Przecież się nie obrazisz, bo Dobrym, Kochanym jesteś Bogiem. Nigdy mnie nie skrzywdziłeś. A ja tyle razy byłam zła, nieposłuszna. Tyle mam grzechów.

20

Patrz tylko. Chcę się modlić, już mi grzeszna myśl przyszła do głowy. Bo chciałam powiedzieć:

21

— Usiądź sobie, Staruszku, przy mnie — bliziutko — nie bój się, nic ci nie zrobię — chyba że sam zechcesz. Taki grzech, taka nieczysta myśl.

22

Dziwna jestem: nigdy nikomu świadomie krzywdy nie wyrządziłam, chyba niechcący. I zaraz przepraszam, a jak nie mogę przeprosić, to płaczę, choć wiem, że będę miała oczy czerwone. Dobrze — niech mam oczy czerwone, będę brzydka, kiedym taka zła… zła… zła…

23

Ładna jestem — prawda? Chyba w tym nie ma nic złego, że mówię szczerze? Sam mnie stworzyłeś, a wola Twoja jest święta. Czasem nawet trochę żałuję, że nie jestem brzydka; nie tak znów zupełnie, ale trochę brzydka. Na pewno byłabym mądrzejsza, posłuszniejsza i lepsza. Choć lepsza to może nie. Czy dobra jestem — powiedz. Jaka szkoda, że Ciebie widzieć nie mogę: przytuliłabym się do Ciebie, spojrzała w oczy przymilnie, a Ty byś się uśmiechnął, powiedziałbyś: „głuptas”. Prawda, że tak byś powiedział?

24

Nic nie odpowiadasz, a ja tak bardzo chciałabym wiedzieć, dlaczego tworzysz brzydkich ludzi. Ja bym wszystkich zrobiła pięknych; i kobiety, i mężczyzn — nawet ich. Ale o mężczyznach nie będę z Tobą mówiła — sam wiesz dlaczego. — Patrz: nie jestem zazdrosna. Gdyby wszystkie kobiety były ładne, kochano by pewnie najmądrzejsze. A ja zupełnie mądra nie jestem. A szkoda.

25

Czytam tylko powieści, i to nieuważnie. Wierszy nawet nie lubię. Chociaż nie wierzę, aby się z książek nabierało rozumu. Już tak się trzeba urodzić.

26

Dobry, kochany Boże, ja tak Ciebie lubię. Czasem chciałabym Ci złożyć jakąś ofiarę. Daję jałmużnę, ale to nie to. Pamiętasz, jak byłam u chorej na tyfus, żeby przekonać[4], że Ci ufam; tak strasznie się bałam. Nie śmierci, nie — ale po tyfusie włosy wychodzą, i w tyfusie można nagadać tyle niepotrzebnych rzeczy.

27

Jak Ciebie strasznie ludzie nudzą; każdy o coś prosi, coś mu się od Ciebie należy. Jak sobie radzisz z tym wszystkim? Myślę czasem, że chyba nie słuchasz, ale jakżeby to było? Nic dziwnego, że nie wiem: skądże mogę wiedzieć? A zdaje mi się, że i księża dobrze tego nie wiedzą. Postanowiłam nigdy o nic nie prosić. Tak jakoś nieładnie: niby się Ciebie kocha, a tu nagle prośba, interes. Ale cóż, kiedy ja znów nie proszę, ale tak jakoś myślę, że właśnie dlatego spełnisz moje życzenie.

28

Prawda, że i Tobie byłoby nieprzyjemnie, gdybym nie była ładna? Prawda, że Ci się podobam? Rozumie się, że inaczej niż ludziom; ale jesteś przecie zadowolony, gdy Ci się uda stworzyć coś pięknego? Głupia jestem, czy może się Bogu coś nie udać? Wszystko jest takie dlatego, że Ty chcesz.

29

Tyle kwiatów rozmaitych wymyśliłeś. A są kwiaty grzeszne. Czerwona, taka bardzo pachnąca czerwona róża — to grzeszny kwiat. Może nie Ty róże stworzyłeś, tylko szatan? Nie, to być nie może: więc nie miałbyś tyle mocy, żeby powiędły grzeszne kwiaty? Biedny Ty, mój Dziaduniu.

30

Tak bym czasem chciała pomóc, ulżyć, trochę Cię rozweselić. Bo doprawdy, ciągle tylko myśleć o biedzie, o cnocie, o sierotach. Nienawidzę plombowania zębów, a przecież poszłam do dentysty, żeby mi zdrowy ząb zaplombował: umartwić się chciałam; a ten osioł się śmiał. Co prawda i ja się zaczęłam śmiać; ale z początku strasznie byłam zła. Pewnie rozgadał wszystkim znajomym. Uch, jakie plociuchy ci mężczyźni. Nienawidzę ich.

31

Ja wiem: Ty każesz przebaczać. Ja im przebaczam, ale to jeszcze gorzej. Kłamcy, niewdzięcznicy — sto, tysiąc razy gorsi od nas.

32

Ooo, dzwonek… To on… Przepraszam Cię… Nie gniewaj się, Boże… Przecież Ty kierujesz wszystkim… Paaa, Boziu, dziękuję; tak dobrze nam było we dwoje.

SmutekModlitwa smutku

33

Taki smutek, Boże, Boże, smutek taki.

34

Szary smutek, Boże, Boże, smutek szary.

35

Ani dźwięków, ani barw, Boże, ani barw, ani dźwięków.

36

Smutek, Boże, smutek.

37

Wyjąłem serce z piersi, Boże, Boże, bije serce cicho, cicho, Boże, cicho, cicho serce bije, Boże, Boże, z piersi serce wyjąłem.

38

Załzawione smutne serce, serce smutne załzawione.

39

Ptak czarny skrzydła ma białe, Boże, białe ma skrzydła ptak czarny.

40

Mgła gęsta, ptak czarny, skrzydła białe, Boże, białe skrzydła, ptak czarny, mgła gęsta, Boże.

41

Smutek, Boże, smutek.

42

Było słońce, było, nie ma, Boże, nie ma, nie ma, było słońce, było słońce, Boże.

43

Cicho, smutno, smutno, cicho.

44

Cicho, smutno, na czarnej fali trumna się kołysze. Czarną rosę z czarnych kwiatów czarne piją motyle. Nigdy człowiek nie zaśpiewa, dziecko się już nie uśmiechnie, pękł ostatni dzwon, wszystkie na świecie stanęły zegary, ostatnia rozpadła się wieża, wczoraj ostatnia zgasła gwiazda — komu ma świecić?

45

Nie ma, nie ma, Boże, nie ma nic.

46

Szeroko oczy otwarłem — patrzę, patrzę, patrzę Boże, nic nie ma, nic nie widzę, słucham, nic nie słyszę, ani szeptu, ani westchnienia.

47

Szary Władco cichego świata, Boże, czuję wokoło ptaki czarne z białymi skrzydłami, czarne motyle z czarnych kielichów czarną piją rosę…

48

Taki smutek, Boże, smutek taki.

49

Ani barw, ani dźwięków. Boże, Boże, ani dźwięków, ani barw, ani łez.

Modlitwa niemocy

50

Jaśnie Wielmożny Panie Boże. Śmiesznie.

51

Naiwne, śmieszne, naiwne, niedołężne, śmieszne, śmieszne.

52

Jaśnie Wielmożny Panie Boże. Śmiesznie.

53

Nieuczoność w tym jest, prostactwo nieuczone, nie niemoc, nie.

54

Nie, nie niemoc, nie.

55

Jak Cię nazwać, Jaśnie Wielmożny, jak?

56

Jak nazwać Cię, jak?

57

Mówię: naiwnie, niedołężnie, dziecinnie. Ja i dziecko, ja i Ty. Dziecko, które mną będzie, które tylko nie chodzi, jeszcze nie mówi.

58

Mówię: Ty. Jakże Cię nazwę — Panem? Boga nazwałem Panem, dużą napiszę literą albo wynajdę inne duże B tylko dla Boga, dla Boga.

59

Mówię do Ciebie: Ty, Boże. A niedoroślę nie zmówiło modlitwy, bo człowiek od małpy pochodzi. Nie zmówi modlitwy, bo już papierosy pali i człowiek od małpy pochodzi. Tak łatwo, tak dziecinnie.

60

Boże, brak mi nawet wyrazu, by nazwać nawet niemoc moją, brak mi nawet wyrazu, nawet by nazwać niemoc. Bo tylko niemoc moja jest wielka, równa Twej wielkości, Jaśnie Wielmożny. Nieradna bezsiła, niemoc, nicość. Nie robak nawet, nie mrówka nawet. Nawet nie nic, nie nic. Wielkie jest nic, ja[5] nawet nie nieskończenie małe coś, bo wielką jest nieskończoność. Ja jestem zwykłe coś.

61

Boże, Boże, Boże — i nic więcej. Ani skruchy, ani pokory, tylko Ty, Jaśnie Wielmożny Panie Boże. Skulone coś, pokorne coś, skruszone coś, które się korzy przed Twym Majestatem. Śmieszne, śmieszne.

62

Nie nazwę Cię Potężnym, Wielkim, Nieśmiertelnym, bo się może obrażą potężni ludzie, wielcy ludzie, nieśmiertelni ludzie. Nie zapominaj, Boże, że ludzie są wielcy i nieśmiertelni. Uważnie wpatrz się w ziemię, musisz ją znać, jakżebyś nie znał naszej ziemi? Kręci się koło słońca.

63

JęzykMądrą jest[6] modlitwa w niezrozumiałej mowie.

64

Ole tel solt min kajuso wit dartu, wak rubo, wak riste. Kin bra — ole:

65

Ole tel solt, ole dartu min wak. Al wit dartu, al ma waste, ole wit kin.

66

Wybrałbym ze wszystkich narzeczy wyrazy najdziwniejsze, rozsypał, pokruszył, pomieszał, ułożył niezrozumiałą modlitwę dla ludzi, dla siebie.

67

Ole tel solt, ole vit, e dartu min wak.

68

To nic nie znaczy, ale nie mogę inaczej, nie mogę, Jaśnie Wielmożny Panie Boże.

69

Nie mogę inaczej, nie przepraszam. Nie mogę, nie proszę o przebaczenie. Nie mogę, nie wyrażam skruchy. Nie mogę, a Ty się nie rozgniewasz. Nie mogę, a Ty się nie obrazisz. Nie mogę, a Ty nie ukarzesz.

70

Przebaczają, gniewają się, karają[7] ludzie. A Ty nie człowiek, Jaśnie Wielmożny Boże, choć Cię ludzie Bogiem nazwali i każdy inne dla Ciebie naiwne wymyślał rozrywki i wonności.

71

Ole dartu, wit tel dartu, ole solt wak sirte bra ol.

72

Czemu nawet także już i dzieckiem nie jestem.

73

Nawet, także, już.

74

Nie mogę inaczej Jaśnie Ty Wielmożny, nie mogę.

75

Aba, adda, abbb…

DzieckoModlitwa małego dziecka

76

Boziu, Zosia zrobiła siusiu. — Zosia brzydka, Zosia siusiu. — Mamusia gniewa Zosię. — Brzydka, brzydka dziewczyna. — Mamusia bije. — Brzydka mamusia. Nie bij. — Nie bij, mamusiu. — Nie bij Zosi. — Rączka boli. Boję — boję. — Boli rączka, Boziu.

77

Zosia boi. — Brzydka mamusia, taka brzydka dziewczyna.

78

Zosia kocha mamusię i tatusia.

79

Gdzie siusiu? — Brzuszku siusiu. — Juź nie będę mamusiu.

80

Dlaczego zrobiłaś, dlaczego zrobiłaś?

81

Nóżki, ciepło — patrz, patrz, co to? Be! Majteczki be, pończoszki be, buciczki be. — Mamusia gniewa na Zosię.

82

Brzydka mamusia, brzydka laleczka, brzydki piesek, brzydki taki ładny piesek. Ach ty, słuchaj, piesku, tu jest nocniczek, zaraz mi zrób.

83

Zosia grzeczna. Nie bij, mamusiu.

84

Mój Boziu, gdzie brzuszku? Zosia boi brzuszku, Zosia boi doktora.

85

Nie bój, Zosiu, mamusia — nie gniewa, mamusia nie bije, mamusia kupi, bo Zosia grzeczna, grzeczna, grzeczna.

86

Zosia kocha Bozię.

Modlitwa skargi

87

Opuściłeś mnie, Boże, cóżem Ci zawinił?

88

Samotny teraz jestem i drogi nie wiem.

89

Zabłądziłem w posępnym zmierzchu, zabłądziłem w ponurej życia gęstwinie.

90

Opuściłeś mnie, Boże; czyżem się uprzykrzył?

91

Samotny błądzę i stroskany.

92

Miga światło; a boż wiem, czy chata, czy zdradny ognik, co klika[8] na topiele?

93

Widzę zdrój; a boż wiem, czy nie miraż zmysłów?

94

Spieczone wargi moje, choć mrok, który jak słońce piecze, a może mrozi, może ogień z wewnątrz mu naprzeciw we mnie. Nie wiem.

95

Cóżem Ci, Boże, zawinił, że teraz właśnie Cię zbrakło, gdy mi się stopy w ciernie uplątały, a ręce i serce krwawią?

96

Wołam: „ludzie!”. — Żadnej odpowiedzi. Wołam: „mamo!”. I nic. Ostatnim wołaniem wołam: „Boże!”. I cóż? Nic — sam.

97

Anioła mi daj Smutku. Nie o radość proszę, nie o zielone szczyty, nie sny błękitne, nie skrzydlate snopy promieni. Bodaj smutek, bo tak znów samemu, bo sam jedniusieńki mam dalej błądzić, przedzierać się i krwawić w mroku?

98

Sobie się skarżę, duszy własnej zwierzam mój do Ciebie żal, mój do Ciebie, Boże, żal. Nie proszę — upominam się, Boże.

99

Z Tobą wyszedłem w drogę, porzucony czy mam samotny teraz dalej[9], gdym zdrożony, znużony i w gęstwinie drogi nie znam?

100

Czy pamiętasz, Boże, ufałem Ci, czyś zapomniał, Boże, naiwne z Tobą szepty, tajemnic ciche wyznania, rzewne Tobie łzy[10]?

101

Nie żal, a zdumienie, nie wątpienie, a niepokój, nie gniew, a prośba[11], gdy widziałem, że mnie opuszczasz, że się oddalasz, że znikasz.

102

Bez słowa.

103

Winy w sobie szukam, ale żadna nie tak wielka, że nie skarcić, nie zagrozić, ale sobie zaraz zupełnie odejść musiałeś.

104

Jakże teraz powrócisz, co do Ciebie zagadam, co powiesz?

105

Zabłądziłem w posępnym zmierzchu, a Bóg poszedł sobie gdzieś daleko, samego mnie zostawił.

106

Skargę na łez paciorkach na piersi zawiesiłem. Twoja wina, Boże.

BuntModlitwa buntu

107

Nie zadrwisz ze mnie, Przepotężny Boże, bo sam drwię z życia mego drwiny, bo w pancerzu śmierć tylko może mnie ugodzić, a ja ze śmierci drwię.

108

Ja — kilka kubłów brudnej wody, pomyje skórą obleczone. Takim stworzyłeś, przepotężny, aby Ci było wesoło.

109

Uskrzydliłeś myśl; ale ryj życia skrzydła ponadgryzał, skrzepy krwi gnojem umorusał. Hej, skrzydłami nieba bym dosięgnął, ale ono tylko dla wielbiących Cię kornie służalców.

110

A we mnie ani pokory, ani uwielbienia, jeno bunt. Nie zaczepna ambicja, a obronna duma[12].

111

Dumnie wyprostowany, ani łaski nie pragnę, ani się kary boję.

112

Jam sobie światem, ja tego mojego świata Pan i Bóg. Jam sobie jedyny rozkaz, jedyne hasło, jedyna wola tworzenia z siebie i zniszczenia. Mam własne słońca i własne w sobie pioruny.

113

Co zechcę, uczynię.

114

Chcę krew do biała rozżarzyć, chcę wszystkich żądz dzwony rozkołysać, obejmę w jeden piorun wszystkie grzeszne chcenia i nawet chętki tylko, trucizną przepoję myśli — zapalę wielki pożar na ołtarzu buntu mego przeciw Tobie i sam w płomieniu się spalę. Bo tak właśnie chcę.

115

Nie pragnę starości, w łaskawym darze rzuconą jałmużnę[13] wrastania częściami w mogiłę, jałmużnę powolnego konania.

116

Zbuntowany jestem niewolnik, który ma ostatnią i jedyną wolność, jedyny oporu wyraz: nie!

117

Nie chcę, nie będę — nie posłucham — nie ulegam.

118

Część[14] Ciebie jest duch mój, a więc zbuntowałeś się Sam przeciw Sobie. Ja Bóg wyzywam Ciebie, Boże, równi Sobie. Potężnemu Bogu, który drwi, przeciwstawiam Boga, który się mści: sponiewieram, zszargam, zrupiecę Ciebie w sobie.

119

Byś się wyparł i pokarał — i — niechże przypomnę: — i pogrążył w czeluście piekielne.

120

Przepotężny jesteś, a tryumfująca podłość urągliwie szczuje bezdomne Dobro.

121

Przepotężny jesteś, a prawdaródź bezmocna pasuje się z zachłannym kłamstwa oceanem.

122

Sprawiedliwość zasłoniła oczy.

123

Wszystko jest podłością i kłamstwem w rozdwojonym człowieku, wszystko prócz pazurów i kłów.

124

Więc warczę na Ciebie jak pies, więc drapieżny, sprężony do skoku wpić się pragnę — wzrokiem krwawym mierzę kierunek — i — uderzam w próżnię.

125

Dlatego wierzę, że Tyś stworzył i kierujesz, aby móc Ci bluźnić.

MelancholiaModlitwa zadumy

126

Ojcze nasz, jakże dziwny ten Twój świat, jakże dziwną gra balladę na harfie mej duszy. Jak dziwne to wszystko co na ziemi, w jej głębi, wokoło. Tyle dziwów, gdyby ich mniej było, byłoby łatwiej, ubożej. — I woda — i ogień — i kamień — ptak i kwiat, i gad — i gwiazda. Tyle małych i wielkich tworów. I człowiek tak podobny do tego wszystkiego, coś stworzył.

127

Dziw, że się można tak długo wpatrywać w las, w jedno lasu drzewo, w jedną drzewa gałęź, w jeden gałęzi liść, w jedną liścia żyłkę — i takie dziwne płyną w duszy godziny.

128

Można tak długo — długo wpatrywać się w morze lub jedną rosy kroplę — i takie dziwne płyną w duszy stulecia.

129

Podobno wiedza wie — poszukuje, podpatruje, odgaduje, zna niektórych tajemnic Twych tajemnice.

130

Niech sobie.

131

Ja wiem, że w barwie, ruchu, woni, w świegocie[15] pisklęcia i modlitwie gwiazd — sam opowiadasz serdeczną, dla wszystkich zrozumiałą bajkę, którą każdy inaczej czuje — nie taisz, nie kryjesz.

132

Patrzę na niepozorną pokrzywę. — Dziwna roślina — czemu uzbroiła swą zieleń w zatrute sztylety — jaką ma nadzieję, jaką sprawiedliwość, jaką swoją rację stanu wobec mnie, wobec ziemi i słońca.

133

Dlaczego pokrzywa, konwalia, malina, jabłoń i dąb? — Nie, że to kłuje, to wdzięczne, to słodkie, to trwałe — szkodliwe czy pożyteczne. Nie, czemu — my — bracia w życiu nie rozumiemy się?

134

Rodzimy się: ja, konwalia i dąb, oddychamy, żywimy się, wzrastamy, kochamy — my: ja, konwalia i dąb. — I umieramy.

135

Czemu z tej samej ziemi: pokrzywa, jaśmin, malina, dąb i ptak, i gad — i ja?

136

Dlaczego łabędź i jego śnieżny puch?

137

Dlaczego para, woda, lód i śniegu kryształ, i soli kryształ?

138

Słowik w nocy, a skowronek w locie zwisając jak kropla słońca?

139

To jakieś dziwne coś, które na długich nogach opancerzony dźwiga korpus i wąsiskami porusza — po co mi wiedzieć, jak się ta śmiesznie mała kreatura nazywa? — Żyje — i ja żyję. — Bracia. — Teraz żyje i ja teraz żyję. — Współcześni. — A jeśli jedną z tych sześciu nóg utraci — po swojemu zapłacze. — Bracia my w bólu. — Skona. — Bracia w śmierci. — I samiec poszukuje samicę[16]. — Bracia w płomieniu zmysłów, w wichrze, w czadzie namiętności. —

140

A oto sunie to jakieś najmniejsze zielone coś — mrówka mu jest olbrzymem, sunie spiesznie, spiesznie, ucieka przed niebezpieczeństwem. — Bracia my w lęku przed grozą tajemnicy.

141

A może ten stary orzech zakochał się w brzozie i tam, pod ziemią, szuka jej dziewiczego dotknięcia; a brzoza pękiem rozwianych gałęzi kusi i zwodzi — w głębi ziemi unika korzeniami i zdradza, z innym je drzewem splata.

142

Wiele nasza wie wiedza. — Niech sobie.

143

Dla mnie prawdą jest, że te wszystkie dziwy bajki Twojej, Ojcze — są nie tylko wokoło mnie, ale i we mnie. Ja w sobie swoją sobie bajkę opowiadam, a taką od Twojej odmienną.

144

Ja temu wszystkiemu naprzeciw. Nic beze mnie.

145

Mam wolną wolę nie patrzeć wcale, patrząc, nie widzieć, widząc, nie dostrzec, widzieć tak, jak chcę. Twoją kroplę robię oceanem. Zakryłeś słońce chmurą, a ono dla mnie teraz właśnie najjaśniejsze. Przypiąłem człowiekowi skrzydła. Wypiłem nieskończoność — nie ma jej. Pod źdźbłem trawy rozpiąłem namiot, w cieniu jego wypoczywam. Z ziarna piasku wytoczyłem kielich stuletniego wina. Grzeję się na lodowcach.

146

Ty sobie, Ojcze, a ja sobie z Twojej bajki własną dla siebie swoją bajkę splatam.

147

Aż dziw, że te dziwy wokół tak dziwne. I że się w minutę przeżywa ich całe epoki.

148

Dziękuję Ci, Ojcze nasz, że żyję wiecznie, jestem wszędzie i wszystko wypełniam swym tchnieniem. Dziękuję Ci, Ojcze nasz, za czarodziejską tajemnicę Twej bajki.

Modlitwa pojednania

149

Znalazłem Ciebie, mój Boże, i cieszę się jak dziecko zbłąkane, gdy dostrzegło bliską postać z dala. Znalazłem Ciebie, mój Boże, i cieszę jak dziecko, gdy zbudzone ze snu strasznego łagodnie uśmiechniętą twarz wita pogodnym uśmiechem. — Znalazłem Ciebie, mój Boże, jak dziecko, co złej — obcej oddane opiece ucieka — i po tylu trudach, przygodach tuli się wreszcie do drogiej piersi, w pieśń serca jej zasłuchane.

150

Kto winien, że zapatrzony w radosną zabawę oddaliłem się od Ciebie, mój Boże? — że kram z błyskotkami, huczna muzyka, małpka na łańcuchu, barwna gawiedź jarmarku pociągnęła płochego?

151

Kto winien, że biegnąc za leśną jagodą, w nadziei, że ot, zaraz za tymi drzewami, tyle — tyle ich znajdę — słodkich, bo niespodzianych, słodkich, bo własną ręką i własnym przemysłem zebranych — zbyt się w las zdradny odbije pacholę.

152

Kto winien, że naiwnym spojrzeniem nie w żmudne błyski, a ruchliwe[17] wpatrzony obrazy, nie w szepty odległych tajemnic, a pogwar[18] taneczny wsłuchany, ku zwodnej radości chyliłem usta i serce?

153

Jedna łza niepokoju, żem sam jeden w tłumie — — już razem — Ty ze mną, mój Boże.

154

Noc ciemna. A pod powieką sennego tyle się dzieje. — Rój strasznych komet, wykrzywione twarze, pożary, krew, wicher, topielce — to płynę na mętnej fali, to na dziwnie ciężkich skrzydłach uganiam się za chmury piorunem, to ruda mnie kąsa dziewczyna, to płomień z twarzą przyjaciela wlecze na bagnisko; chcę krzyknąć — za gardło chwyta ręka zimna — raz po raz uderza ni to zegar, ni dzwon.

155

Jeden jęk, żem bezradny — — już razem — Ty przy mnie.

156

Kto winien, że w mózg obłąkana chwila rzuciła upiory majaczeń?…

157

A oto najgorsze:

158

Że jasną Twą postać zasłoniły mi cienie Twoich, Boże, kłamliwych tłumaczów[19].

159

Poprzez mroczną zgraję przedzierać się byłem zmuszony. Ich zwodne: „Prosto — padnij — drżyj — powstań — na prawo”. — Ich mdłe kadzidła — prochy — dymy i gromnice — cuda — groźby i grzechy — mury — popioły — zachęty i obietnice — kamienne tablice — nauki i gazy trujące. — Ich: „Do mnie, bo mój Bóg nie tandeta” — poprzez kupę Twych pomocników, faktorów[20], zastępców i katów, co odpychali, mrozili, zasłaniali, nie dali — do Ciebie, mój Boże, dążyłem.

160

Dlatego tak późno — dlatego teraz dopiero.

161

Poprzez życia pokusy, zmysłów obłędne kurzawy i zamiecie, poprzez fałszywe proroki — do Ciebie.

162

I cieszę się jak dziecko — i nie nazywam ani Wielkim, ani Sprawiedliwym, ani Dobrym — mówię:

163

— Mój Boże.

164

Mówię: „mój” i ufam.

StarośćModlitwa starca

165

Panie Boże, Sędzio Sprawiedliwy — szkoda mi życia, a umierać pora. — Mało zostało rówieśnych na ziemi — zaludniły się nimi cmentarze. — Naprzód szli mistrze i czcigodni, potem starsi w życiu bracia, potem przyjacioły. Jednych grom raził, drugim sen zwierał na wieki znużone powieki. O jednych mówią: „wola boża”, o drugich: „ano czaas, staary”. — Wiem: miejsca ustąpić trzeba tym, co się rodzą, wzrastają — dojrzali i czynu głodni. Nam, starym, cisza. A gdzie cichsza cisza, gdy[21] nie w mogile? — Długie często z nimi prowadzę rozmowy — żywy zmarłym o dawnych czasach gwarzę. Czy dobrych? Czy chciałbym rozpocząć wędrówkę od nowa? Chyba z obawy niemęskiej?

166

Panie Boże, Sędzio Sprawiedliwy — szkoda mi życia, tej reszty jego dogasających: ciepła i radości. Drobne stawiam kroki, długo żuję pokarmy, cicho mówię, z wolna krew krąży w żyłach — może na dłużej starczy? — A tak miło spoglądać na zieleń i słońce; takie wszystko wokoło głębokie i pełne, ważne i mądre.

167

Słońce i zieleń — czyż rozumieją młodzi? — Im zdaje się, że tak być powinno, że nie można inaczej. Nie rozumieją co znaczy: śmierć kosi, nie znają pokory, nie wiedzą, co znaczy — kres. Nieważne ambicje i dąsania, zabiegi i porachunki — nie wiedzą, co znaczy: śmierć kosi, co znaczy — kres.

168

My bliżej Ciebie, sprawiedliwy Boże — oni się spieszą, nie mają czasu. Ale i my nie wiemy, dopóki nie powiesz ostatniej życia tajemnicy w pierwszym śmierci momencie; my — dzieci wobec najmniejszej niemowlęcia trumienki. — Nie spieszno mi poznać — samo przyjdzie — niedługo.

169

Nie boję się, jeno mi żal: tak chciałbym jeszcze popatrzeć, poczytać, zobaczyć, doczekać, takie wszystko ciekawe i nowe, bo może ostatnie.

170

Dzięki Ci, Sędzio Sprawiedliwy, za mój wiek sędziwy. Poznałem pożegnalne słońca promienie, świegot[22] ptactwa, poznałem miłość starca i nadzieję. Znów wszystko dawne inne, bo inaczej nowe. I Ty, Boże — inny, inne zwiastujesz radosne nowiny. —

171

Boże — Sędzio Sprawiedliwy, pora — wiem — chciałoby się tylko przedłużyć pożegnania serdeczny uścisk — na tę nową pielgrzymkę, nieznaną.

DzieckoModlitwa dziewczynki

172

Wszechmocny Boże, obiecałam mamie, że więcej kaprysić nie będę, obiecałam mamie, że będę posłuszna. — Obiecać łatwo, ale jak dotrzymać? Boję się. Będę się starała — chcę bardzo. Ale czy zawsze jest to, czego się chce? Już tyle razy mówiłam: „Od jutra się zmienię”. Może teraz naprawdę to będzie już ostatni raz! — Dotrzymam — chcę. Ale Ty mi dopomóż, Boże Wszechmocny.

173

Stworzyłeś świat, który się obraca wokoło swojej osi i wokoło słońca. Stworzyłeś równiki, południki, bieguny. Stworzyłeś półwyspy, przylądki, zatoki i przesmyki. — Góry, płaskowzgórza i niziny. Stworzyłeś tyle zwierząt ssących, tyle roślin i granitów, i kwarców. Na Twój rozkaz są pełne zwierza bory, na Twoje jedno skinienie wylewają rzeki i królowie biorą łupy albo składają broń. Nic się nie dzieje bez Twojej wiedzy i Twego przyzwolenia.

174

Wiem, że za mały jest rozum ludzki, żeby ogarnąć Boga, jest kroplą w morzu. Ty jeden Wszechmocny, nie ma rzeczy, której nie umiesz albo nie możesz. Wszyscy się do Ciebie zwracają, a Ty albo się zgadzasz, albo nie pozwalasz.

175

Wierzę całym sercem w Twój rozum i Dobroć, a jeśli nie wszystko rozumiem, to że jestem za mała i za głupia. Przebacz mi, Boże, moje bluźnierstwo, ale muszę być szczerą[23], i tak nie ma tajemnic przed Tobą, bo znasz moje myśli. — Więc, Boże Wszechmocny, jeżeli Ty chcesz, żeby ludzie dobrzy byli i sprawiedliwi, dlaczego nie tworzysz wszystkich dobrych i sprawiedliwych? — Dlaczego pozwalasz grzeszyć? — Gdybyś dał ludziom silniejszą wolę, żeby co postanowi[24], żeby mógł tak zrobić. Ja się staram, ja się bardzo staram, ale nie pomaga. I mama ma zmartwienie, i ja. — Czasem idzie o drobną rzecz, a nie mogę ustąpić. Może dlatego, że i w domu, i w szkole nie wszystko dobre i sprawiedliwe. Wiele doświadczyłam złego nie ze swojej winy, a z fałszu i brudu, którego pełen jest cały świat. — To prawda, że ja za siebie tylko odpowiadam, ale te wszystkie kłamstwa, plotki i nieszczerość obrzydzają człowiekowi życie.

176

Boże Wszechmocny, chcę nie być kapryśną, chcę robić, co mi każą — ale daj mi wolę wytrwania — pomóż mi — udziel mi choć ździebełeczko Twojej Wszechmocy.

177

W jeden dzień stworzyłeś świat! Więc teraz powiedz tylko: „Niechaj dzieci będą posłuszne”. — I niechaj się tak stanie.

RadośćModlitwa radosna

178

Promienny Boże.

179

Uniosłem w górę ramiona, oczy szeroko otwarte, pierś naprzód, usta uchylone w uśmiechu, czoło ku niebu. Patrzę, czekam, słucham. W żyłach nie krew. A co? Radość!

180

Czego chcesz, Boże promienny, za Twe hojne dary?[25]

181

Nie trzeba skrzydeł: nie cięży[26] mi ziemia. Niech: nade mną obłoki, wokół tysiąc zieleni naiwnych i szczerych, i dumnych. Strumień gaworzy.

182

Piję powietrze: „Zdrowie Twoje, Boże”.

183

Stoję przed Tobą w odświętnej szacie, w jedwabiu nici słonecznych, tęczą przepasałem biodra, pragnieniem śpiewu oddycham.

184

Śpiewał nie będę, nie znam pieśni dość godnej.

185

Pogodna świadomość, że wiem, dostojny spokój, że władam, lube poczucie, że czuję. Silny jestem bez wahań i bez wątpień dobry. Tak trwał będę…

186

Jeszcze nie jesteś szczęśliwy? Jeszcze, młody nurek, nie umiesz z głębiny wyłowić swego Słońca, swego — Słońcu Bożemu naprzeciw? Nie słyszysz, rycerzyku, wołań i łomotów walki Boga w tobie, o ciebie? Będziesz!…

187

Bratem mi jesteś, Boże, nie Ojcem.

188

Wpatrzonym, wsłuchany w bajkę Twojego życia radosną.

189

Wiele dróg, każda odmienną ochotą inna.

190

Wierzę!

191

Rodzi się we mnie tyle nowych prawd.

192

Prawdą jest, że widzę. Prawdą jest, że mam serce. Prawdą moja myśl i kwiat wiśniowy. Prawdą jest, że zanucę, że — krzyknę.

193

Rozkochanym szeptem źrenic kurzawę radosnych prawd całuję.

194

— Zdrowie Twoje, prawdo!

195

Czego chcesz, powiedz, Boże, za Swe hojne dary? Za śniegu kryształy i bańki mydlane, za toń wieczności i nieba?

196

Tak, tak! — serce bije, a w niegruntowanej przez myśl ducha głębinie raz wraz, raz wraz nowe się rodzi uczucie.

197

Radością jest mi i poczęcie, i śmierć.

198

Szczebel po szczeblu wspinam się ku Tobie w ochoczym wysiłku, cicha snu siostro, biała śmierci, dziewico-królewno.

199

— W ręce Twoje.

200

Rój kolibrów, kwiatów i motyli opadł mnie. Strącam je w swawolnej uciesze, w dłonie klaszczę, by spłoszyć, chwytam i ciskam w powietrze, nie urażam skrzydeł, nie gnę piórek, nie mnę płatków, nie strzepuję barwnego pyłu. Dzwonki i kielichy fruwają, padają, wnet zrastają się z ziemią, nowym lotu płomieniem wokół oddychają.

201

W górę ramiona, usta uchylone w uśmiechu.

202

— Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Młodość, RadośćModlitwa swawoli

203

Wierzaj mi, Boże, że pragnę być poważną, stateczną i skupioną[27]. Może to przyjdzie z czasem, ale tymczasem nie mogę. Śmieszy mnie wszystko, co poważne, nie wierzę, nie ufam. Uroczyste mowy, śluby, kazania, nawet pogrzeby — miny — Boże, proszę Cię, zwróć tylko uwagę na ich miny, na te napuszone, nieszczere i głupie gęby. (Przepraszam, że się tak wobec Ciebie wyrażam).

204

Jeśli się modlę tak rzadko, doprawdy, ich wina. Ich modlitwa albo bezmyślne klepanie pacierzy, albo chytra chęć podejścia, oszukania Ciebie, wyżebrania czegoś za cenę fałszywych westchnień i czerwonego nosa.

205

Nie umiem być nieszczerą[28]. Więc przyznaję: ja Ciebie nie znam, Boże. I zdaje mi się, że zanim człowiek pozna Ciebie, Boże, musi przede wszystkim dobrze poznać siebie, siebie znaleźć. A ja błądzę, nie rozumiem i próbuję odgadnąć siebie jak szaradę, jak bardzo trudne algebraiczne zadanie. Że nie jestem taką[29], za jaką mnie mają i dorośli, i rówieśnicy, to głupstwo; ale przecież nie jestem taka, jaką się sama być mniemam.

206

Wesoła jestem, a jednak… Kapryśna jestem, a przecież… Niedoświadczona, mhm, naiwna, a juści. Na jedno, co wiem, stu rzeczy się domyślam. Jak ja ich znam! Gdyby oni choć w setnej części nas tak znali, byłoby nam lepiej, a może i gorzej?

207

Dobra jestem czy zła? Tak i nie. To pewne, że inaczej dobra i inaczej zła, w czym innym dobra i w czym innym, niż oni sądzą i chyba — niż sama nawet myślę[30].

208

Zdaje mi się, że tę miłość rodziców, ojczyzny, bliźniego i Ciebie, te wszystkie czcie i szacunki, wymyślili dorośli dla siebie, a my mamy prawo do własnych uczuć, do swoich ukochań. W modlitwie młodzieży powinien być śmiech, taniec, żart, kaprys, niespodzianka, coś z nabożeństw pogańskich i dzikich kultów. Przecież Ty jesteś nie tylko w łzie człowieka, ale i w woni bzu, nie tylko w niebie, ale i w pocałunku. Po każdej pustej swawoli nachodzi smutek i tęsknota. A w tęsknocie, jak w mgle, i twarz matki, i szept Ojczyzny, i bliźnia niedola, i Wielkość Twej Tajemnicy.

209

No patrz: chcę być z Tobą szczera, a przecież to jasne, że nie powiem, nie umiem powiedzieć wszystkiego.

210

Patrzę na gwiazdy i mówię sobie: miliardy gwiazd, miliardy mil. Cóż, kiedy tego nie czuję. Wiem, że jesteś Wielki, Potężny, Nieśmiertelny i tak dalej, ale tylko wiem i nic więcej. A ja, bywa, tak kocham gwiazdy, jak oni znów nie potrafią, choćby się nie wiem jak nadymali, wypinali, puszyli i pociągali nosami. A dlaczego je kocham, nie powiem; nawet dokładnie nie umiem powiedzieć dlaczego.

211

Patrz: moja modlitwa… Czy mądra? Nie. A czy można nazwać ją głupią? Ona jest bezładna, bo i ja jestem bezładna. Masz kłopot ze mną, Boże; a pomyśl, jak mnie jest ciężko ze sobą.

212

Wiesz co Ci zaproponuję?

213

Zostaw mnie tymczasem taką, jaką[31] jestem. Poczekaj. Ty Sobie i ja sobie, niby że się nie znamy. Postaram się nikogo nie gorszyć, nie śmiać się, nie żartować, nawet będę zmawiała pacierze, tylko bez wznoszenia oczów[32], pochyleń głowy, bez westchnień i min. Jak długo to trwać będzie, nie wiem: dopóki nie wstąpi we mnie „statek”. Nie mogę nawet obiecać, że zapragnę przyspieszyć tę chwilę. Bo po co? Samo przyjdzie.

214

Zupełnie niespodzianie, nagle spotkamy się. Nie wiem, gdzie, jak, kiedy nagle Ciebie zobaczę, zarumienię się, serce mocniej zastuka i uwierzę. Uwierzę, że jesteś inny, że się z nimi nie bratasz, nie kumasz, że Cię nudzą, że ich lekceważysz, że mnie rozumiesz, że chcesz ze mną poważnie i szczerze pomówić. Powiesz mi: „Ja wiedziałem, że oni Mnie obrzydzili, że nie chciałaś wierzyć, w co oni wierzą”. Powiesz: „Wiem, że Mnie oszukują i kłamią”. Powiesz: że jesteś samotny, opuszczony, pokrzywdzony i jak ja pełen tęsknoty, i wolny, wolny jak sokół.

215

I sprzymierzymy się: Ty i ja, i pryśniemy im śmiechem w oczy, weźmiemy się za ręce, zaczniemy biec co tchu. Oni zaczną nas wołać, oburzeni, że tak nie wypada. Wówczas przystaniemy na chwilę, odwrócimy się raz jeden, język im pokażemy: ja i Ty. I śmiejąc się do rozpuku, znikniemy im z oczu. I śnieg jeść zaczniemy garściami.

216

Kochany, Najukochańszy Boże, przecież Ty możesz Sobie na to pozwolić jeden, jedyny raz tylko. Uuuch, jacy oni nudni, fałszywi: należy im się za ich grzeszki — kara.

Modlitwa człeczyny

217

O Boże nasz i Panie, robię, co mogę. Niewiele mogę, więc i niewiele robię. A Ty wiesz, o Boże, że wszystko sumiennie. Nie mogą wszyscy być najmądrzejsi. Każdy według swoich sił, więc i ja też, o Boże nasz i Panie. Myślę, że najważniejsza rzecz, rzetelnie, uczciwie. Żeby przynosić pożytek, żeby nikogo nie ukrzywdzić. Ja myślę, że jak się swoich obowiązków pilnować, to jesteś zadowolony, o Boże i Panie. Wiem, że nie tak znów dużo daję, więc i nie żądam wiele. Czasem trochę zazdroszczę, ale niedługo; zaraz myślę: „A czy chcesz się zamienić? A czy wiesz, co się dzieje w czyjej duszy?”. I myślę, że chyba nie ma człowieka, który by chciał się z drugim zamienić. Każdy się już do siebie przyzwyczaił. Czasem się rozgniewam, jeżeli mi się coś nie powiedzie. No i cóż? Przebaczasz, o Boże, wielkim grzesznikom, więc i mnie chyba przebaczysz.

218

Nieduże są moje grzechy, nieduże ci cnoty. Pomyśli się czasem nie tak, jak trzeba. Ale główne: żeby nie było krzywdy ani szkody. Gdyby człowiek miał więcej przyjemności w życiu, a mniej zmartwień, może byłby lepszy. Choć kto wie? Jeśli taka już jest święta Twoja wola, więc tak pewnie lepiej dla ludzi.

219

Nie wiem, czy dobrze się modlę, ale chyba wszystko jedno, co człowiek mówi, byle mówił, jak myśli, szczerze, prawdziwie.

220

Co prawda nie mam ja znów tak wiele do powiedzenia. Bo co? Opowiadać te swoje różne kłopoty[33] nie przystoi. Pomyślisz, że się skarżę. Prosić znów, to wygląda, że się dopominam. A cóż Ci może człowiek powiedzieć, czego byś sam nie wiedział, Boże nasz i Panie.

221

Ot, baję ja sobie, żeby z kimś porozmawiać. Mówi się, że góra z górą się nie zejdzie, a człowiek spotka się z człowiekiem. Ale z jakim człowiekiem? Bo nie z każdym warto mówić, nie z każdym można mówić. Tak się trzeba pilnować, żeby nie powiedzieć czego[34] niepotrzebnego, a i to się zdarzy, że ci wykręcą kota ogonem. Bo ludzie to tak potrafią. A z Tobą, o Boże i Panie, można tak po prostemu. Ja nawet myślę…

222

Ale może już przestać? Co ja Ci tam będę klichcił[35] nad głową. Pewnie Ci się znudziło już moje gadanie? A zresztą czasu nie masz pewnie…

223

Ale to tak przyjemnie, o Panie, wszystko Ci powiedzieć, powierzyć…

Modlitwa uczonego

224

Idziem gościńcem dziejów — niesiem pochodnie płonące i swych zakonów zwoje. Kierunek: naprzód; hasło: dlaczego? — Wolą — rozumieć, myślą — tajemnica — Boże, Tajemnico Tajemnic.

225

Wszyscy — ochotnicy!

226

Na przedzie raźne pacholęta sztandar niosą. Ich imię — pieśniarze — hoże nasze kapłany. Niekarni, swawolni, rzekłbyś — balast zbędny pochodu. — Wywiadowce nasze ofiarne — oni najgęściej padają — hartu nie masz w junakach — śmieją się, krwawiąc, pieśnią śmierć całują, okrzykiem: „wzwyż”, przysięgą: „do trumny”.

227

Kochamy tę pędraczarnię narwaną, cichniem, gdy jak spłoszone ptactwo poderwą się i zwieją gdzieś w przody. — „Cośta tam wypatrzyli?”. — „Cholera go wie: słońce! — Każdy co innego plecie, inne dziwy gadzi, inaczej kusi. — „Cichojta — dojdziem — zobaczymy”. — „Prędzej — za nami…”

228

Ku Tobie, Boże.

229

Idą rachmistrze. Liczbą skuli światy, oplątali człowieka. Dla nich jedno słońce i jedno źdźbło piasku, jedna miłość i jeden chleb. Przemierzyli nieskończoność przestrzeni i czasu, zważyli ziemi i atomu ciężar. — Astronom, szperacz nieba, nie widzi gwiazdy, oni ją liczbą wywlekli z odmętów: „Masz — czytaj”. I czyta nigdy niewidzianą w cyfr kabale i punktem oznacza na mapie. — Chemik, co węszy konstelacje oddechu przestworzy, światy woni róż i gnicia; fizyk, co słucha ich drgnienia i piorun myśli z chmur piorunem skrzyżował w śmiertelnym zmaganiu o Ciebie, Boże.

230

Idą w rydle zbrojni gór i mórz saperzy. W dymiących trzewiach wulkanów, w zimnych szkieletach granitów — grzebią się, sekują mięso zastygłego globu, w jego tysiącznych serc komorach szukają źródeł przeżytych żywotów. W zastygłym w bursztynie owadzie, w zdiamenconym węgla pyle, na koralowym wysp kurhanie, w słonej krwi ziemskiego olbrzyma — odgadując przeszłość, wieszczą przyszłe lat miliony, sylabizując, jak z żyć śmierci i z śmierci kwitły życia. Z jaskiń i moczarów, czaszek i piszczeli, z zalanych cmentarzysk badają sanskryt zaginionych bytów.

231

A za nimi — pluton za plutonem — od stóp do głów w myśli zbrojni stal — różni, a taka ich mnogość, a taki każdy inny — a tacy wszyscy razem bracia.

232

Ten cichy opat Grzegorz[36], z zielonego grochu wytrącił groźne prawo dziedziczności. Ten włóczęga okrzykiem: „Ziemia!” powitał pierwszy nowe lądy[37]. Ów bytu zwycięzca w: „Myślę więc jestem”[38], zaklęciu dumnym a męskim. Ten z kamiennego okopu zdobył[39] prastary kodeks Hammurabiego[40]. Ten, głuchej wioski bakałarz, wydarł zazdrosnej wróżce barwne królestwo owadów[41]. Ten, ranny w stu wzlotach, odbił ptakom potęgę skrzydeł i opanował powietrze. Ów — pan na morskich dnach. Ten, piwowar[42], z płonących zarazą miast wywiódł kobiety i dzieci i zraził wroga — zarazę. Ten zwalił się na motłoch wyrazów różnojęzycznych i skuł w niewolę jedności[43]. — Ten upokorzył świat roślin zielonych, stanowiąc ich hierarchię[44]. Ów zdarł koronę królowi stworzenia, zwierząt prawodawca. — Ten słońce poruszył z posad[45]. Ów bóstwo uwięził w geometrycznej formule[46]. Ten wyrwał wiedźmie nędzy żądło zatrute. Ten w tryumfie wykrzyknął[47]: Omnis e cellula cellula![48]

233

Ku Twojej Boże chwale.

234

A za zbrojnymi szyki ciury i maruderzy, prawniki, inżeniery, doktory, agronomy, polityczne pyskale, gawiedź stosowana, matacze i handlarze — ze skrawków naszych zwycięstw budują dla ludzkiego mrowia fortunę, wygodę i siłę. — Sprzedają za grosze, rakietami bawią pospólstwo i nęcą ku sobie dziewuchy.

235

Nie dbamy o nich, Rycerze Piękna i Prawdy. Czasem spojrzy przelotnie najsmutniejszy — żeglarz duszy człowieczej — uśmiechnie się pobłażliwie.

236

A gdy tak idziem zapatrzeni w Ciebie, święta Pratajemnico, naiwna pierś westchnie: „biedne żołnierzyki”. Widzą brązowe twarze i pochylone barki: radzi by ugościć samotnych, do jasnej chaty wprowadzić — niech spoczną.

237

My biedni? — Nam odpoczynek? — Najradośniejsi w huraganach walki ku nieznanym końcom wolnego lotu — oko w oko z wrogą ciemnością — sam na sam z Bogiem. — Ty nam rodziną, świetlicą, ojczyzną, Ty ochotą i nagrodą, Ty sprzymierzeńcem wtajemniczonych. W oczach rodzą się i mężnieją prawd zorze — i nowe, wciąż nowe prawd tych tajemnice — dla nas i skarbu naszego dziedziców, synów naszego Jutra.

MatkaModlitwa matki

238

Wybacz, Boże, że się skarżyłam.

239

Mówiłam: syn mój zabity, Ojczyzna zabrała mi syna, złożył w ofierze swe życie.

240

Nie rozumiałam. Dzięki Ci, Boże, żeś mnie oświecił.

241

Mówię: wezwałeś mojego syna do Siebie, Ojczyzna usynowiła moje lube dziecię, dała mu — nie zabrała — dała mu piękną śmierć.

242

Płaczę łzami radości i dumy na myśl, że stanął przed Tobą żołnierz najbliższy — zaraportował:

243

— Rozkaz, Panie Boże.

244

Ojczyzna piękną śmierć mu dała.

245

Dzięki Ci, żeś mnie oświecił.

ArtystaModlitwa artysty

246

Dzięki Ci, Stwórco, iżeś umyślił twór dziwny stworzyć taki, jakim ja jestem. Pokiełbaszony wszelkiej na przekór logice, a przecie taki, jak trzeba; a przecie potrzebny Ci chyba, gdy jestem. — Im mocniej bez sensu, tym Ci wdzięczniejszy — ja — protest — impertynencja, bezczelny samsobiepan śród karnego stada, ja — psikus, Prima Aprilis i Drzewodrzewo Aśwattha[49].

247

Modlitwa moja, Stwórco, nie ta co ongi, co wszyscy — a ja i dziś — i w tym właśnie — tym jedynym momencie, który się już nie powtórzy. — Zrozum: Twój trefniś-prorok — i Brat! — Ja — alboż wiem, co za taki? Że nie znam siebie, raz bzdurnie dostojny, to dostojnie bzdurny — dumny, pokorny, tkliwy, groźny, gardząc, jak kot się łaszę, skryty, wszystko wypaplę, sprzedaję łzy, gubię laski i scyzoryki, czujny na cień niewoli, co sięga, nie zrywam, a palę kajdany[50] — i tylko w najdrobniejszym szepcie widzę Cię, o Stwórco, i za tom Ci wdzięczny bez granic. — Nie wierzysz, że się chcę modlić? — Ejże! — Toć na przekór klechom — Bogiem jesteś — wiem, co to znaczy.

248

Dzięki Ci, Stwórco, że stworzyłeś świnię, słonia z długim nosem, żeś postrzępił liście i serca, żeś dał czarne mordy Murzynom, a burakom słodycz. Dzięki za słowika i pluskwę, za to, że dziewczyna ma piersi, że rybę dusi powietrze; że są błyskawice i wiśnie, żeś arcycudacko kazał nam się rodzić, żeś tyle człowieka ogłupił, że sądzi, że nie można inaczej; że dałeś Myśl kamieniom, morzu, ludziom.

249

Myśl, która bliźnim trzy po trzy plecie, a sobie dumne bajki roi. Nie niebo — ona najszkarłatniejsze ma wschody i zachody — ona orlica, hultaj, kłamca. — Jakże ją kocham.

250

— Puści się na wagary — zgadnij, gdzie się wałęsa, aż wróci niecnota umorusana, do ludzi niepodobna, a taka przebiegle skruszona, a taka radosna, przyrzeka poprawę — głupi jej uwierzy — wie, że przebaczą ladaco.

251

Wszystko przeczuwam, nic nie wiem. Głupie mi prawdy czytane; te mają walor, które podpatrzę przez dziurkę; a że niedokładnie, więc zawsze się mylę; tym lepiej. Jestem!

252

Nic nie wiem, wszystko zgaduję. Wiesz, Stwórco, co znaczy: wszystko!

253

Od stóp do głów nieużytek, a muszę, psiamać, być pierwszy; nadzieję tracę tylko na pięć minut, wszystko, co mądre, zaczynam od jutra; uwalę się pępkiem do góry na piachu, wygrzewam; płaczę nad gruszą, że samotna w polu, i starca w ramię całuję. Poważnie pluję i łapię, w powietrzu wywracam koziołki i zawsze miał będę lat szesnaście, grał będę w kukso, gwizdał na palcach i przegram wszystkie od portek guziki. — Od stóp do głów nieużytek, o jakżeby biedna ludzkość była beze mnie. Uczę ją kochać grzech i pożary i pełną, pełną, pełną piersią oddychać.

254

Nad moim jednym pytaniem stu tępych profesorów ślęczy żywot cały. W różowe uszka słodkie ślę: dobranoc tysiącom dziewcząt, chłopakom. Smaruję maścią wszystkie psy parszywe. Tarmoszącą się przeszłość za kark wywlekam i jawię. I z pistoletu w przyszłość strzelam jak w asa. I słońce piję, oczu nie mrużąc. I tak mi się coś zdaje, żeś naraz nas stworzył i psotnie oś ziemi pochylił, żeś był wtedy nieco wstawiony: artysty nie tworzy się na trzeźwo. A ich, tych tam, arcyświąteczne jedyne sny — toć nasz chleb powszedni.

255

Bo jeśli nie lubię, tylko tych, co trzeźwi; jeśli się boję, tych ponoć, co dążą i wiedzą, czego chcą.

256

Moje chwile — wszystko podrzutki i dzieci nieślubne — bez opieki i ładu — tańczą na linie, łykają pochodnie.

257

Ściągnę gruszę z cudzego sadu; występek niegroźny — nie uciekam, a lekko odfruwam[51]; zawsze się w porę pijany obudzę, z kałuży biały wylizę i Bóg się na mnie nie gniewa — pobłaża.

258

Wszystko kocham swawolnie — radośnie — bez troski.

259

Kutym na cztery nogi, naiwny jak dziewczyna, gdy wierzy. Przyglądam się sobie z uśmiechem lub spiorę, a mocno. — Drobniusie paciorki zbieram, szeroko otworzę oczy, powiem do latarni ulicznej: „Ty jedna rozumna i piękna”. Co dzień coś nowego dostrzegam, na co od lat patrzę — zdumiony nagle, że pies ma ogon, że tramwaj sam jedzie, brzoza korę ma białą.

260

Biednaś ty, boża krówko, gdy cię oko boli, biedne jest każde, każde, każde ziemskie życie.

261

Urodziłem się, Stwórco, pięć wieków spóźniony, o lat pięćset za wcześnie. Dlatego tak wesoły i smutny: że żyję, że już żyć skończyłem, żem nie zaczął jeszcze.

262

Ty i Ja — Stwórco — nikt więcej. — A Ja — to My — My wszyscy. — My — Twego Sejmu bluźniercza lewica i Twego Tronu, Domine canes[52]. — My, tęcze jesiennej szarugi, wśród Twoich synów pomylone twory — my, śnieg lipcowy — maki czerwone lodowców, my — żagle rozpięte. To nic, że kłębkiem babcinej bawełny bawiem[53] się z kociakiem — my walim trony despotów, my wieże samotne wznosimy. My z obłąkanej duszy krzeszem czyn stokroć trzeźwy, my walcom katarynki posłuszni — hymnem przyszłości sztyletujem teraźniejszość, mrzemy i zmartwychwstajem na nasz własny rozkaz, my na cmentarzach wszystkich niedokonań walim dokonania pomnikiem wspólnej niemocy.

263

Za to, o Stwórco, błogosławię Tobie i w dreszczu rzucam na kartę — Pyszną Rozkosz Życia.

264

Va banque: Życie za Twórczość.

Dedykacja

265

Matuś — Ojczulku. Wy mi te modlitwy szybko dyktowali, musiałem je mozolnie z pamięci — wyraz po wyrazie, po literze litera — składać i spisywać. Czasem nie dosłyszałem, często nie rozumiałem, robiłem błędy, pamięć zawodziła, przepuściłem wiele. — Z rzadka poprawialiście — niewiele — tyle, by zrozumialej było dla mnie i dla ludzi.

266

Nie wiem, czy Waszą mowę do mnie mogę nazwać swoim dla Was nagrobkiem. Dziękuję Wam za życie i za śmierć Waszą, za moje życie i śmierć. Rozeszliśmy się na chwilę, aby się znów spotkać razem.

267

Matuś — Ojczulku, ze wszystkich skamieniałych tęsknot i bólów Waszych i moich przodków pragnę wznieść wysoką, strzelistą, samotną wieżę dla ludzi. Liczba tych pod ziemią szkieletów, których głosem pod Wasze dyktando przemawiam — jest tylko za ostatnich lat trzysta — aż tysiąc — i dwadzieścia — i cztery. Jak różne nosili imiona.

268

Dlatego na tym małym nagrobku nie kładnę[54] imienia.

269

Dziękuję, żeście nauczyli słyszeć szept zmarłych i żywych, dziękuję, że poznam tajemnicę Życia w pięknej godzinie śmierci.

Wasz syn

Przypisy

[1]

da mnie — dziś popr.: da mi. [przypis edytorski]

[2]

wyjadłem powideł — dziś popr.: wyjadłem powidła. [przypis edytorski]

[3]

odłożę papieros — dziś popr.: odłożę papierosa. [przypis edytorski]

[4]

żeby przekonać — być może: żeby przekonać Cię. [przypis edytorski]

[5]

ja — być może: a, lub: ja jestem. [przypis edytorski]

[6]

mądrą jest — dziś popr.: mądra jest. [przypis edytorski]

[7]

karają — dziś popr.: karzą. [przypis edytorski]

[8]

klikać (gw.) — wołać. [przypis edytorski]

[9]

czy mam samotny teraz dalej — być może: czy mam samotny iść teraz dalej. [przypis edytorski]

[10]

naiwne z Tobą szepty, tajemnic ciche wyznania, rzewne Tobie łzy — dziś popr.: naiwnych z Tobą szeptów, tajemnic cichych wyznań, rzewnych Tobie łez. [przypis edytorski]

[11]

Nie żal, a zdumienie, nie wątpienie, a niepokój, nie gniew, a prośba — dziś popr.: nie żal, ale zdumienie, nie wątpienie, ale niepokój, nie gniew, ale prośba. [przypis edytorski]

[12]

Nie zaczepna ambicja, a obronna duma — dziś popr.: nie zaczepna ambicja, ale obronna duma. [przypis edytorski]

[13]

nie pragnę (…) rzuconą jałmużnę — dziś popr.: nie pragnę (…) rzuconej jałmużny. [przypis edytorski]

[14]

część Ciebie jest duch mój — dziś popr.: częścią Ciebie jest duch mój. [przypis edytorski]

[15]

świegocie — dziś raczej: świergocie. [przypis edytorski]

[16]

poszukuje samicę — dziś popr.: poszukuje samicy. [przypis edytorski]

[17]

nie w żmudne błyski, a ruchliwe — dziś popr.: nie w żmudne błyski, ale [w] ruchliwe. [przypis edytorski]

[18]

nie w szepty odległych tajemnic, a pogwar — dziś popr.: nie w szepty (…), ale [w] pogwar. [przypis edytorski]

[19]

tłumaczów — dziś popr.: tłumaczy. [przypis edytorski]

[20]

faktor — tu: pośrednik. [przypis edytorski]

[21]

gdy — tu dziś popr.: jeśli. [przypis edytorski]

[22]

świegot — dziś raczej: świergot. [przypis edytorski]

[23]

szczerą — dziś popr.: szczera. [przypis edytorski]

[24]

żeby co postanowi — być może: żeby co człowiek postanowi. [przypis edytorski]

[25]

Czego chcesz, Boże promienny, za Twe hojne dary? — nawiązanie do pieśni Jana Kochanowskiego (1530–1584) rozpoczynającej się od słów Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?. [przypis edytorski]

[26]

cięży — dziś popr.: ciąży. [przypis edytorski]

[27]

poważną, stateczną i skupioną — dziś popr.: poważna, stateczna i skupiona. [przypis edytorski]

[28]

nie umiem być nieszczerą — dziś popr.: nie umiem być nieszczera. [przypis edytorski]

[29]

nie jestem taką — dziś popr.: nie jestem taka. [przypis edytorski]

[30]

w czym innym dobra i w czym innym, niż oni sądzą i chyba — niż sama nawet myślę — być może: w czym innym dobra i w czym innym, niż oni sądzą i chyba — niż sama nawet myślę — zła. [przypis edytorski]

[31]

jaką — dziś popr.: jaka. [przypis edytorski]

[32]

oczów — dziś popr.: oczu. [przypis edytorski]

[33]

te swoje różne kłopoty — dziś popr.: tych swoich różnych kłopotów. [przypis edytorski]

[34]

czego — tu dziś popr.: czegoś. [przypis edytorski]

[35]

klichcić (gw.) — gadać. [przypis edytorski]

[36]

opat Grzegorz — Gregor Johann Mendel (1882–1884), czeski przyrodnik i zakonnik, prekursor badań nad dziedzicznością. [przypis edytorski]

[37]

Ten włóczęga okrzykiem: „Ziemia!” powitał pierwszy nowe lądy — być może chodzi tu o Krzysztofa Kolumba (1451–1506) i jego odkrycie Ameryki. [przypis edytorski]

[38]

„Myślę więc jestem” — słynna maksyma Kartezjusza (właśc. René Descartesa, 1596–1650), która pojawia się w jego Rozprawie o metodzie. [przypis edytorski]

[39]

Ten z kamiennego okopu zdobył — kodeks Hammurabiego został odkryty w Suzie przez Gustave'a Jéquiera (1868–1946), francuskiego archeologa, członka ekspedycji Jacques'a de Morgana. [przypis edytorski]

[40]

Hammurabi (zm. ok. 1750 p.n.e.) — władca Babilonii, autor jednego z najstarszych znanych kodeksów praw. [przypis edytorski]

[41]

Ten, głuchej wioski bakałarz, wydarł zazdrosnej wróżce barwne królestwo owadów — być może chodzi o Jeana Henriego Fabre'a (1823–1915), francuskiego entomologa i pedagoga. [przypis edytorski]

[42]

piwowar, z płonących zarazą miast wywiódł kobiety i dzieci i zraził wroga, zarazę. — być może Louis Pasteur (1822–1895), fr. chemik i mikrobiolog, twórca pierwszej szczepionki (określenie piwowar może odnosić się do jego badań nad fermentacją). [przypis edytorski]

[43]

Ten zwalił się na motłoch wyrazów różnojęzycznych i skuł w niewolę jedności — być może chodzi o Ludwika Zamenhofa (1859–1917), twórcę esperanto. [przypis edytorski]

[44]

Ten upokorzył świat roślin zielonych, stanowiąc ich hierarchię — niewkluczone, że autor ma tu na myśli Karola Linneusza (1707–1778), szwedzkiego przyrodnika, twórcę systematyki roślin i zwierząt. [przypis edytorski]

[45]

Ten słońce poruszył z posad — aluzja do Mikołaja Kopernika (1473–1543), twórcy teorii heliocentrycznej. [przypis edytorski]

[46]

Ów bóstwo uwięził w geometrycznej formule — być może aluzja do Pitagorasa (ok. 572–ok. 497 p.n.e.), greckiego filozofa, matematyka i mistyka. [przypis edytorski]

[47]

Ten w tryumfie wykrzyknął — Rudolf Virchow (1821–1902), niemiecki lekarz anatom, jeden z twórców współczesnej patologii. [przypis edytorski]

[48]

omnis e cellula cellula (łac.) — każda komórka pochodzi od (innej) komórki. [przypis edytorski]

[49]

Aśwattha — w upaniszadach Drzewo Życia. [przypis edytorski]

[50]

nie zrywam, a palę kajdany — dziś popr.: nie zrywam kajdan, lecz [je] palę. [przypis edytorski]

[51]

nie uciekam, a lekko odfruwam — dziś popr.: nie uciekam, ale lekko odfruwam. [przypis edytorski]

[52]

Domine canes — właśc. domini canes (łac.), psy Pańskie. [przypis edytorski]

[53]

bawiem się a. bawim się (gw.) — dziś popr.: bawimy się. [przypis edytorski]

[54]

kładnę — dziś popr.: kładę. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca