1
KochanekJuż miesiąc zeszedł, psy się uśpiły,
I coś tam klaszcze za borem.
Pewnie mnie czeka mój Filon miły,
Pod umówionem jaworem.
5Nie będę sobie warkocz trefiła
[1],
Tylko włos zwiążę splątany;
Bo bym się bardziej jeszcze spóźniła,
A mój tam tęskni kochany.
Wezmę z koszykiem maliny moje,
10I tę plecionkę różowę
[2]:
Maliny będziem jedli oboje;
Wieniec mu włożę na głowę.
Gdybyś
[3] mi skrzydła przypięła!
15Żebym najprędzej bór przeleciała,
Potem Filona ścisnęła!
Widzę, że jestem zdradzona!
On z przywiązania żartuje mego;
20Kocham zmiennika
[4] Filona.
Pewnie on teraz koło bogini
Swej, czarnobrewki Dorydy,
Rozrywkę sobie okrutną czyni,
Kosztem mej hańby i bièdy
[5].
25Pewnie jej mówi: że obłądzona
Wspieram się w drzewa i bory,
I… zamiast jego białego łona,
Ściskam nieczułe jawory.
MiłośćFilonie! wtenczas… kiedym nie znała
30Jeszcze miłości szalonej,
Pierwszy razem
[6] ją w twoich zdybała
[7]
Oczach i w mowie pieszczonej
[8].
Jakże mię mocno ubezpieczała
[9],
Że z tobą będę szczęśliwą!
35A z tem się chytrze ukryć umiała,
Że bywa czasem fałszywą.
Słabą niewinność łatwo uwiodą!
Teraz wracając do domu,
Nauczać będą moją przygodą,
40Żeby nie wierzyć nikomu.
Ale któż zgadnie: przypadek jaki
Dotąd zatrzymał Filona?
Może on dla mnie zawsze jednaki,
Możem ja próżno strwożona?
45Lepiej mu na tym naszym jaworze
Koszyk i wieniec zawieszę,
Jutro paść będzie trzodę przy borze…
Znajdzie!… jakże go pocieszę!
ZdradaOch, nie! on zdrajca; on u Dorydy,
50On może teraz bez miary
Na sprośne z nią się wydał bezwstydy…
A ja mu daję ofiary…
Widziałam wczoraj, jak na nią mrugał;
Potem coś cicho mówili:
55Pewnie to dla niej ten kij wystrugał,
Co się mu wszyscy dziwili.
Wieniec na głowę Dorydy włożył,
60Jako łup na mnie zdobyty?
Wianku różany! gdym cię splatała,
Krwiąm się rąk moich skropiła
[11]:
Bom twe najmocniej węzły spajała,
I z robotąm się kwapiła
[12].
65Teraz bądź świadkiem mojej rozpaczy
I razem
[13] naucz Filona:
Jako w kochaniu nic nie wybaczy
Prawdziwa miłość, wzgardzona.
Tłukę o drzewo koszyk mój miły,
70Rwę wieniec, którym splatała
[14].
Te z nich kawałki będą świadczyły,
Żem z nim na wieki zerwała…
Kiedy w chrościnie
[15] Filon schroniony
Wybiegł do Laury spłakany,
75Już był o drzewo koszyk stłuczony,
Wieniec różowy stargany.
O popędliwa!… o ja niebaczny!…
Lauro!… poczekaj… dwa słowa…
Może występek mój nie tak znaczny,
80Może zbyt kara surowa;
Jam tu przed dobrą stanął godziną,
Długo na ciebie klaskałem;
Gdyś nadchodziła, między chrościną
Naumyślnie
[16] się schowałem,
85Chcąc tajemnice twoje wybadać,
Co o mnie będziesz mówiła?
A stąd szczęśliwość moję układać,
Ale czekałem zbyt siła
[17].
Pierwsze twe skargi o Dorys były,
90Sądź o mnie, Lauro, inaczej:
Kogóż by wdzięki tamte wabiły,
Kto cię raz tylko obaczy?
Prawda, że czasem z nią się bawiło,
Mając znajomość od długa
[18];
95Ale kochania nigdy nie było —
Nie już ten kocha, co mruga
[19].
Oto masz ten kij, po nim znamiona
Niebieskie, gładko rzezane,
W górze zobaczysz nasze imiona,
100Obłędnym węzłem związane.
Cóżem zawinił, byś mię gubiła
Przez twój postępek tak srogi?
Czyliż dlatego, żeś ty błądziła,
Ma ginąć Filon ubogi?
105
MiłośćJeśli się za co twych gniewów boję…
To mię twa rozpacz strapiła:
Długom kupował ciekawość moję;
Łzamiś ją swemi płaciła.
Ale w tym wszystkim złość nic nie miała
[20]:
110Wszystko z powodu dobrego;
Ja wiem, dlaczegoś tyle płakała.
Ty wiesz mój podstęp dlaczego?