- Kondycja ludzka: 1
- Księżyc: 1
- Piękno: 1
Jan LemańskiNokturn
1Pudel, w psim świecie mędrca cieszący się sławą,
Że tłuste z alfabetu wywęsza litery;
Kundel, co zwykł urągać niepojętym zjawom —
Więc krytyk, dalej Buldog z wejrzeniem megiery
[1],
5Obraz cnoty i statku — i Jamnik, co szparko
Dołki kopie, jako też drobniejszy psi ludek,
Powstawszy z materaców lub wylazłszy z budek,
W noc, zwolnione z oków,
Jęły szczekać na księżyc.
10— Sam!
— Taki odludek!
— Tylko w gwiazdach, śród obłoków!
— Toteż nie ma zdrowej cery!
— W rzeczy samej!
15— Jak cytryna wygląda!
— Która ma plamy!
— A jak niegrzecznie
Ku nam wypina okrągłość ronda
W tak zwanej pełni!
20— Taki zarozumialec!
— Nie zna, co bud kadry!
— Objętość zmienia!
— Młodzież uczy rozmarzenia!
25— Nic wart społecznie!
— Najzupełniej!
— Lada świeca ma więcej uspołecznienia!
— A już porównać nie da się z latarką!
— Podczas zaćmienia tli się,
30Że wstyd by było ogarkom!
— Albo znów, gdy nów,
Tak źle przyświeca,
Że choć wal w gębę!
— Rzekłbyś, iż chlubi się,
35Że oświatę śćmił nocnym Markom
[3].
— Dojąłbym ci go zębem,
Ażby mi posoką z nieba lunął…
— Cóż, kiedy wysoko!
— Kto z nim tam wskóra!
40Tak co noc wybucha, to cieniej, to grubiej,
Z ziemi do księżyca
Psich synów,
Z których tresura
45Wytrzebiła ducha.
Ten go oto pies gubi pod kijem
W czas prędki,
Ów go dla kęsa strawy
Powolniej zatraca,
50W miarę gdy tyje,
A inny — dla obroży malowanej w cętki,
Lub dla materaca,
Ten wreszcie żywić ducha wcale nie ma chętki.
Świeć im kat!
55Stryk nie minie psiej kamaryli
[4].
Jej mniemania szczekliwe
Gasną tam, w wyżynie,
Skąd księżyc jasne lice chyli,
Niemy,
60Jako świetlana myśl i cicha
Nad padołem,
Nad ziemią, która pono jak wszystko
Co ziemskie, czyli kobiece,
Przyciąga społem i odpycha;
65Mórz mu łono odsłania
W pierś wydęte
I psów mu szle ujadania —
Tu westchniemy…
KsiężycZ astronomów to wiemy, że przed iluś laty
70Księżyc z ziemią był żonaty,
I wspólnie upędzali się wokoło słońca.
Niech kryje milczenie,
Żali miły był związek ten,
Czy wiercenie się to wspólne,
75Czy ta jednia —
Dość, że siła odśrednia,
Wyrwawszy go z ziemskości, rzuciła w przestrzenie.
Tam, choć łatwiej mu bytu
80Przenikać istotę,
Choć bliższym jest końca
Czy może rozkwitu nowego,
A przecież nieraz czytasz z bladych lic księżyca
Tęsknotę,
85I że go mami wiecznie
Ta ziemia ziemska, z mierzwą
[6],
Nawet z jej psami.
PięknoA kiedy nocna cisza w nim żałość podsyca,
90Wtedy ziemską szatę
Jej olśniewa,
W srebrne jej opony
Marzenia stroi,
Aż mu zalśni majestatem.
95Oto dom, z gliny lepiony,
Stoi ziemski,
Jak proch widny mu z bezbrzeży;
Oto ze ścian, ścieka lama
[8],
Mieniąca się od pozłoty;
100Oto dach tam leży, jak głowa
W koronie, w której lśnień tkwią groty
Strzeliste, i płonie
Licha nad nią gałązka drzewiny
I zda się berłem.
105Tak muszla perłowa
Proch obleka w perłę.