Spis treści
-
I. Wieczorne pustynie
- II. W podziemiach Giewontu
- III. Twór ludzki
- IV. Maska i miłość
- V. Mare Tenebrarum
- VI. Turów Róg
- VII. Ałłach kehrim (Bóg jest miłosierny)
- VIII. Chata wieszczki Mary
- IX. Już po tamtej stronie liny
- X. Trochę metafizyki i krwi z płuc
- XI. W kuźni pod Ornakiem
- XII. Więzienie nad Ładogą
- XIII. Kluczenie w ciemnościach
- XIV. Wielka Noc u św. Jana
- XV. Mahatma
- Artysta: 1
- Błądzenie: 1 2 3 4
- Błoto: 1 2
- Bogactwo: 1
- Bohaterstwo: 1
- Bóg: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
- Brud: 1
- Choroba: 1 2 3
- Chrystus: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Ciemność: 1
- Cień: 1
- Cierpienie: 1 2 3 4
- Cnota: 1
- Czary: 1 2
- Czyn: 1
- Diabeł: 1
- Dobro: 1 2
- Dorosłość: 1
- Droga: 1
- Drzewo: 1
- Duch: 1 2 3
- Dusza: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11
- Dzieciństwo: 1
- Dziecko: 1 2
- Dziedzictwo: 1 2
- Dziewictwo: 1
- Fałsz: 1 2
- Filozof: 1
- Flirt: 1
- Głupota: 1 2
- Gniew: 1
- Góra: 1 2 3
- Góry: 1 2 3 4 5 6
- Grób: 1 2
- Gwiazda: 1 2 3
- Handel: 1
- Hańba: 1
- Historia: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
- Idealista: 1 2 3 4 5
- Imię: 1
- Interes: 1 2 3
- Ironia: 1
- Kapłan: 1 2
- Kat: 1
- Klejnot: 1
- Klęska: 1 2
- Kłamstwo: 1 2 3
- Kobieta: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
- Kobieta demoniczna: 1
- Kobieta "upadła": 1
- Kondycja ludzka: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
- Koń: 1
- Król: 1
- Ksiądz: 1 2 3
- Książka: 1 2
- Księżyc: 1
- Kuszenie: 1
- Kwiaty: 1 2 3
- Literat: 1 2 3
- Los: 1 2 3 4
- Łzy: 1 2
- Małżeństwo: 1 2 3
- Marzenie: 1 2
- Maska: 1 2
- Maszyna: 1
- Matka: 1 2
- Matka Boska: 1
- Mądrość: 1 2
- Mąż: 1
- Mędrzec: 1 2 3 4 5 6
- Mężczyzna: 1 2 3 4
- Mieszczanin: 1
- Milczenie: 1 2
- Miłość: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Miłość niespełniona: 1 2
- Miłość silniejsza niż śmierć: 1
- Miłość spełniona: 1
- Mistrz: 1
- Modlitwa: 1 2 3
- Morze: 1 2 3 4 5 6 7 8
- Nadzieja: 1
- Narodziny: 1 2
- Naród: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
- Natura: 1
- Nauka: 1 2
- Niebezpieczeństwo: 1 2 3
- Niebo: 1 2 3 4
- Nienawiść: 1 2 3 4
- Niewola: 1
- Noc: 1 2
- Nuda: 1
- Obowiązek: 1
- Obraz świata: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
- Obyczaje: 1 2 3 4 5
- Odrodzenie: 1 2 3 4
- Ofiara: 1
- Ojciec: 1
- Ojczyzna: 1
- Oko: 1
- Otchłań: 1 2
- Państwo: 1
- Patriota: 1
- Piekło: 1 2 3
- Plotka: 1 2 3
- Pobożność: 1
- Poezja: 1
- Polak: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15
- Polityka: 1 2
- Polowanie: 1
- Polska: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27
- Potwór: 1
- Pozory: 1
- Pozycja społeczna: 1 2 3 4 5 6 7
- Praca: 1
- Prawda: 1 2 3 4 5
- Przemiana: 1 2 3
- Przemoc: 1
- Przyjaźń: 1
- Przywódca: 1 2 3
- Ptak: 1
- Pustynia: 1
- Pycha: 1
- Realista: 1 2
- Religia: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17
- Rewolucja: 1
- Robak: 1
- Rodzina: 1
- Rosja: 1
- Rośliny: 1 2
- Rozkosz: 1 2
- Rozpacz: 1
- Rozum: 1
- Ruiny: 1
- Rycerz: 1 2 3
- Salon: 1
- Samotnik: 1 2 3
- Samotność: 1
- Sen: 1 2
- Serce: 1 2 3 4 5 6
- Siła: 1 2 3
- Sława: 1
- Słońce: 1
- Słowo: 1 2 3 4 5 6 7
- Sługa: 1 2
- Służalczość: 1
- Smutek: 1
- Spotkanie: 1
- Spowiedź: 1
- Starość: 1
- Syn: 1
- Szaleństwo: 1 2 3
- Szatan: 1
- Szczęście: 1 2 3 4
- Szkoła: 1 2
- Szlachcic: 1 2
- Śmiech: 1
- Śmierć: 1 2 3 4 5
- Śmierć bohaterska: 1
- Światło: 1 2 3 4 5
- Świątynia: 1 2
- Święty: 1 2
- Tajemnica: 1 2 3 4
- Taniec: 1
- Tchórzostwo: 1
- Tęsknota: 1
- Tłum: 1 2
- Trucizna: 1
- Twórczość: 1
- Ucieczka: 1
- Upadek: 1 2 3 4 5 6
- Urzędnik: 1 2
- Vanitas: 1
- Walka: 1 2 3
- Wampir: 1
- Wąż: 1
- Wdowa: 1
- Wiara: 1 2 3 4 5 6 7
- Wiatr: 1 2
- Wiedza: 1 2 3 4 5
- Wierzenia: 1 2 3
- Więzień: 1 2
- Wizja: 1 2 3
- Władza: 1 2 3 4 5 6
- Wojna: 1
- Wolność: 1 2 3 4
- Wróg: 1
- Wzrok: 1 2
- Zabobony: 1
- Zamek: 1
- Zazdrość: 1
- Zbrodnia: 1 2
- Zdrada: 1
- Zdrowie: 1
- Zemsta: 1
- Ziarno: 1
- Ziemia: 1
- Zło: 1 2
- Zwierzę: 1 2
- Zwierzęta: 1
- Zwycięstwo: 1 2
- Żona: 1 2
- Życie jako wędrówka: 1 2
- Życie snem: 1
- Żywioły: 1
nie wiedzący > niewiedzący; nienajgłupszy > nie najgłupszy; wyspy Hebrydskie > Wyspy Hebrydzkie; Antarktyczne morze > Antarktyczne Morze; noc Zaduszna > noc zaduszna; cyganie > Cyganie; pralechów > Pralechów; tuff > tuf; Wychowski > Wyhowskim; goścem > gośćcem; , — > —; romans Róży > Romans Róży; laparatomia > laparotomia; 40-tu > czterdziestu; 14-ym > czternastym; 4 rzeki > cztery rzeki, 11 > jedenastu; we wszystkich 3 stolicach > (…) trzech stolicach; Hunn > Hun; śpiżowych > spiżowych Polskiej > polskiej ośm > osiem bezdżystych > bezdżdżystych; chrysopraz > chryzopraz; mimowoli > mimo woli; Tybetańskich > tybetańskich; Mediolańska > mediolańska; Dantejski > dantejski; Lechicka > lechicka; Templariuszowym > templariuszowym; żydów > Żydów, nieżydów > nie-Żydów; murzynów > Murzynów Paskala > Pascala; illuzjonem > iluzjonem; hyjena > hijena (do rytmu); Oh > Och; Jakób > Jakub
p. > pan, p. > panna (Zolima); Ci > ci; Drogi mlecznej > Drogi Mlecznej; kaszemirskim > kaszmirskim; węgożowate > węgorzowate; Setkiem rąk > Setką rąk
exulować > egzulować, onyxy > onyksy; nadomiar > na domiar; zapewnie > zapewne, pomniąc > pomnąc; mięszać > mieszać, kurytarz > korytarz, zwirze > żwirze
Zmiana podziału na akapity: — Któż jesteś, wędrowcze? | — Jeden z was. — Któż z Tobą? | — Podwójne oko żmii: grzech i pokuta. — Oddziel się od niej i przyjdź twarzą w twarz przed miejsce odrodzenia.
Wstawienie cudzysłowu otwierającego we fragmencie:
Mistrz Teodoryk. „W imię Boże, przyjeżdżaj, mój ukochany Hektorze! od dawna modlę się o to szczęście, abym pieściła moich wnuków, owoc twego namiętnego szczęścia z Zolimą. Już wyszyłam wam śliczny parawan”
Usunięcie cudzysłowu w akapicie:
„— Przyszedłeś posłuchać pieśni weselnej — niechaj ci się stanie zadość!”
błędy źródła: Rrzeczypospolitej > Rzeczypospolitej nie winograd, lech krew toczy się > (…) lecz krew toczy się; zadychwa > zadychra; czekać rozwinięta tej komedii > czekać rozwinięcia (…).
NietotaKsięga tajemna Tatr
I. Wieczorne pustynie
1Mroczne fortece pradawnych Tatr, na których wygrzewa się Król Wężów… wielkie jego cielsko siedem i pół razy owija górę olbrzymkę, zarosłą ciemnym niedźwiedziowym lasem i zakończoną na wirchu lodozwałami nietającymi nigdy.
2Król Wężów — to piorun i słońce dla jednych, to Życie lub Zły Duch Myśliciel dla tych, co go znają już w sobie. Zielony jad zebrał się grubą warstwą na grzbiecie jego. Przecudna i straszna korona z nadludzkich męczarni mrocznieje nad szmaragdowymi oczyma.
3 4W te mroczne Tatry nie z czasów dzisiejszych, lecz takie, jak oglądałby jasnowidzący:
5 6Tatry, u stóp których bezmierne szafirowe morze, zaorywane w wielkie skiby fal złowieszczymi uroki[1] Księżyca i Halnym wichrem; fiordów miłosne ręce zapuszczają się w gęstwinę boru, w tajemnicze wgięcia regli[2] podobnych dziewiczym piersiom olbrzymek.
7Tam lodozwały wzniosły się w nieprzystępny dla żyjących Dom śmierci.
8Tam rzeki spadają Niagarowymi kaskadami.
9Rakszase[3] nocy indyjskich czułyby się tu u siebie, rozpościerając skrzydła gigantyczne na lodowcach.
10Pieśniarz Kalewali[4] śpiewałby runy[5] o bogini powietrza i pierwszym człowieku Wejnamojnenie, mędrcu i czarodzieju słów.
11Kraina nie baśni, lecz najgłębszej istotności, rozpościera się przed nami.
12Idziemy — za cieniem chmur płynących. —
13za piórami zagubionymi orła — za echem kaskady tęczującej wśród leśnych wonnych malin.
14 15My niedotykalni — czujemy jednak pod stopą miękkie zioła. Tchnieniem woli możemy wzbić się aż po obłoki i płynąć w tych jedwabistych karocach.
16 17Król Wężów wypełza ze swej piekielnej czeluści. U wylotu doliny wznosi się potężna ściana gór — nad nimi już w niebie śnieżą lodowce.
18Chłodno tu. Swobodnie. Olbrzymio-tajemniczo — wśród rozrosłych drzew, z których każde jest kościołem.
19Rozsunął ktoś gałęzie limb[6].
20Wyszedł — syn tej puszczy. Patrząc w niego, wierzymy mimochcąc[7] w legendy o ludziach z rasy wyższej pewnego króla irańskiego, zamkniętych wśród gór.
21Włosy czarne spadają mu aż na barki.
22Strój lekki. Z łusek rybich ma ciżmy[8].
23Na potężnych ramionach, podobnych do grubych gałęzi dębu — mroczy się skóra morskiego lwa z grzywą.
24Ten człowiek może mieć lat około trzydziestu.
25Zbrązowiały od burz na morzu. Z twarzy jego tchnie melancholia i dzikość.
26Tak wyglądali indyjscy bohaterowie — Węże, synowie Króla Wężów w Himalajach, boga Sziwy[9]. Tajemnicę widzieli wszędzie, do tajemnicy modlili się, tajemnicą zawierali swe Tabu miłości, która jawną dopiero stawała się w zbrodni płonących miast, w potężnym huku łamiącego się architrawu w skałach wykutej świątyni — Rameswaram[10]. Ten człowiek, którego my śledzimy, znużony być musi.
27Nie kładzie się, lecz wspiera o pień limby rękę.
28Zapewne ścigają go Duchy, jemu tylko widzialne: gdyż twarz mu się kurczy, oczy urzeczone potwornością płynącej na powietrzu trumny — i jeszcze czegoś niewyrażalnego — bo wtem runęło ciało na ziemię, ciało mocne jak splot błyskawicy z pniem rosochatym czarnoklonu; ręce rwą kosodrzewiny w rozpacznym[11] wybuchu.
29 30Na włosach czarnych występuje krew.
31Z pieniących się ust niewyraźne słowa.
32 33 34 35Niebywale dumnie dźwięczy jego śmiech, jako tego, co już pokonał Ból.
36Straszliwszym[12] jest teraz w spokoju, niż kiedy łamały go burze szatańskiej myśli.
37Na głazie nad przepaścią stoi, u wejścia tej rozpadliny wulkanicznej, lawami gorącymi wionącej i dymami, gdzie zniknął Król Wężów.
38Do niego pono[13] idzie ów człowiek: żegna się z zielonowłosymi duchami limb!
39Mroczniejszą[14] dusza jego zda się niż to niebo, z którego już zapadło w niebyt słońce.
40Krwawe tylko smugi rozpełzły po wirchach[15], niby światła gromnic.
41W głębi przerażającej nieruchomym[16] zdaje się morze, które tam rozbija najśmielsze barki na fiordach. Nie dochodzi jego szum tu, na wyżyny wielu tysięcy metrów nad morzem.
42W milczeniu bezmiernym wtajemnicza się ten człowiek pustyni.
43Dusza jego tu poczynając milczeć — Mówi tym językiem, który leży w głębinie wszystkiego bytu.
44Tak mówią limby do skał, tak mówił Demiurg[17] do tworzącej się planety.
45Tak mówi ludzkie wiecznie nieznane Ja w głębinie swej.
46My cienie — niedotykalni, wijemy się za pniami drzew.
47 48Lub, kto wie, może dziwacznej komedii?
49Ironia, Natura, DuchBo nie wiadomo nigdy, gdzie kończy się groza i gdzie zaczyna się ironia w naturze i duchu.
50Czasem oskarżamy to, co jest bardzo drogie sercu; czasem wyanielamy to, co dobrze byłoby owinąć kolczatą leśną lianą i rzucić smokom jaskiń na pożarcie.
51Nie mówmy — nie mówmy — słuchajmy!
52Zapamiętujmy wyznania — ten zuchwalec wygląda na Jazona[18], który zatopił swój okręt Argo dla Medei lub zdaje się być królewiczem indyjskim, który, by wykupić swą duszę spod gniewu świętego Wasantazeny[19], stał się grabarzem i musiał pogrześć własne dziecko.
53Nie mówmy, nie mówmy — spisujmy oskarżenia.
54Bo „wszystko co istnieje — warte jest, aby poszło do dna”.
55Milczy syn dziwowej krainy, mający wykrętną myśl tego, co walczył z Minotaurami[20] — mający serce płaczące rosą.
56 57Przygląda się tańcu elfów niewidzialnych. Milczy, bo czuje, że my słuchamy. Lecz patrzcie, nie dba o nas!
58My jesteśmy dla niego tylko liśćmi, które wiatr za chwilę utopi w czarnych, piekielnych jeziorach śmierci.
59Mówi ze sobą twór tych wielkich krain Jasnowidzącego.
60Nie dowierzajmy jego słowom łagodnym, uspokojonym: ręka jego nieświadomie zakreśla na korze kilkusetletniej limby znak straszny zgonu.
61
— Nazwę się przed wami Ariaman. Jestem rybakiem, który w morzu poławia. I przepływam w barce wśród mroków ciemnej nocy, iskrząc kagankiem, wabiącym rekiny pod skalistymi zrębami Tatr: na harpunie[21] mojej nieraz znajduję dziwa, o których ludzie nie wiedzą, chodzący tylko lądami. Jam rybak monstrów, zaiste osamotniony, lecz nie pragnę niczego nad to, iżby duchy jawiły mi się nadal, ślepiąc piorunami, a morze, aby szumiało wiecznie, tj. aż poza kres mogiły, moim dwojgu dzieciom i mnie.
62Teraz Wam opowiem zupełnie o czym innym. Jestem nieumiejętny w opowiadaniu, zresztą nikogo z moich nie widząc, mówię jedynie do skał i do paru limb, które nade mną się kłonią, do brunatnej leśnej ziemi, na której przed chwilą tak tłukłem głową.
63Nie myślcie, że opowieść ma będzie smutna: niczego nie znoszę mniej, niż rozpowiadanej boleści.
64Owszem, rozraduję moje serce i wraz ze mną Wy, którym Wieszczka ech poniesie tę opowieść przez góry i morza: wielcy magnaci niewiedzący, jak czynić dalej ze swym życiem — lub stróżowani przez halabardników więźnie[22] —
65tę noc mogę Wam umilić opowieścią!
66Tylko niech kobiety nie spodziewają się, że jestem zdolen[23] być kochankiem, nawet jeśli niejedno będę mógł wyznać o miłości, co nie było dotąd nigdy wypowiedziane.
67Limby — pochylcie swe zielone serca w uwadze. Tatry mają duszę wewnętrzną, która wygląda zupełnie inaczej, niźli możecie sądzić, będąc przywiązane korzeniami do tej odrobiny nieurodzajnej gleby.
68Mają one w sobie historię Praziemi, mają też klucz, którym roztworzy się Brama Sądu Ostatecznego.
69Wspinałem się po tatrzańskich lodowcach nad morzem tragicznie szumiącym, choć niby obojętnym i czarnym; widziałem stwory, pasące się na halach, podobne do tych, które w starym fresku Czerwonego Klasztoru[24] pożerają grzeszników:
70wielkie ogniowe siarkany, siedmiomilowe węże z koroną, Antychrysty o 666 źrenicach, które latają nad głębinami, a gdy zasną — konstelacje gwiazd kładną[25] miłosne pocałunki na ich oczach i cały archipelag astralnych ostrowów[26] konieczny im jest do głębokiego rajskiego snu.
71Na odkrycie tych i więcej przyziemnych krain naprowadził mnie stary Oreł Sabałecek, mówiący o ziemiach Pana Ofa, gdzie wielgoryby turlają się na trawie, a dziwożeny[27] migają w potokach.
72Kryje się ten zwierzyniec wśród puszcz nieprzebytych, zwiedzanych tylko przez upiorny korowód wiatru halnego —
73wśród wzniesionych nad pratatrzańskim morzem, wielkich, niby katedry pełne ukrzyżowanego Lucyfera, wyklętych przed wiecznością wież Babelu; wśród niewyobrażalnie groźnych, niepożytych otchłani, gdzie toną ametysty wieczornej żarzy[28] nad mrukliwym złowieszczącym borem.
74Zaiste, urzeczywistniony kraj tęsknot mojej duszy, kraj najtragiczniejszych mroków! Tam usłyszałem na turowym rogu grającego Rycerza konnego (indyjskiego Maga, idącego w świcie ryczących błyskawic Perkuna[29]) i od epoki tego hejnału nie miałem już nigdy ukojenia.
75Minęło wiele burz, wichur halnych i szkwałów na morzu, wiele upiornych polarnych nocy zimą —
76niejeden potępiony duch, wlokąc gałąź jodłową, wchodził na Zaduszki[30] w me drzwi —
77za smutny byłem, abym się do orlich wirchów uwieść dał kuszeniem: Bądź jako bogowie!
78To obrzydliwe, reklamujące się, jak kakao Van Houtena[31], człowieczeństwo, czyż nie ma i we mnie swego Przedstawiciela? czyż nie jestem z równie marnego materiału fiat! pereat![32] jak wszystko, co się przewala do otchłani? Skądże więc hybris[33] tak potępiona przez mędrców Hellady — aby się narzucać ucztującym Bogom? a choćby nawet — Pustyni?
79Limby, szumicie gałęźmi niecierpliwie, nudzi was, że nie opowiadam faktów z mego żywobycia?
80 81Znałem kiedyś głośnego w świecie Starca bramina, który się zwał de Mangro[34].
82Mieszkając na Wyspach Hebrydzkich[35], wykładał nieśmiertelność duszy i obiecał uczyć potęgi nad światem.
83Przybyłem do niego; pogrążony w pracę nad zawiłymi kabalistycznymi rachunkami, przygotowuję się do wielkiego dusz kapłaństwa, gdyż naiwnie pojmowałem, że Chrystus objawi się tym zamyślonym najgłębiej, pracującym w piwnicy magnetycznych filtrów bramina de Mangra.
84Ten zaklął mnie wielkimi ślubami usynowienia, odgrywając przede mną rolę Szekspirowskiego Prospera[36].
85Zaiste jednak przekonałem się, czym są jego dobroczynne praktyki.
86My, młodzieńcy i dziewice, w tej akademii uczyliśmy się na magnetyzerów, aby potem w salach koncertowych, uśpiwszy masy, można było swobodnie operować w ich sumieniu.
87Czystość była pojmowana jako coitus sine ejaculatione seminis[37].
88Zbyt późno poznałem, do czego wiodą ścieżki tajne de Mangra, kiedy już ogół nasz był zmieniony w zwierzynę Cyrcei[38].
89Ja ucierpiałem może najsrożej, bo przedsięwziąwszy bunt, przez syna de Mangra miałem być ujarzmiony. Jedna kobieta w klasztorze uwiadomiona, iż dostaję obłędu — istotnie wierząc w „ludzi wyższych”, przybyła z daleka.
90Mnie usypiano kwiatami odurzającymi — ściana przegradzająca w nocy łoża nasze zniknęła.
91Ocean tak szumiał, księżyc tak czarował…
92 93Ku niedoli dowiedziałem się, iż była to zakonnica, która wstąpiła do klasztoru wiedząc, żem przysiągł sobie nigdy się nie żenić.
94Pytałem de Mangrów, w podstępie tym — jaki był cel?
95 96iż chcieli wypróbować swej władzy nad ludźmi.
97Czemu nie wziąłem kamienia i nie zabiłem? Chrystus patrzył na mnie przez wszystkie zasłony zbrodni i bluźnierstwa.
98Minęły od tego czasu lata najgłębszych zwątpień.
99Z trudem zdobywałem siłę na przeżycie powszedniego dnia, ona tym więcej męczyła się myślą, iż mnie związała.
100W końcu przekonałem się, że de Mangro był tylko narzędziem sił wyższych. Moja przypadkowo wybrana jest tą, którą mi przeznaczyła duchowa Ananke[39].
101Lecz wiedząc o tym, nie mogłem już mieć szczęścia — życie nasze już kąpało się we krwi. Potworny chaos różnych ludzkich zagmatwań zmusił mnie ujść aż tu — na pustynię.
102Jak Edyp[40], zamieszkałem wśród przepaści, szukając rozwiązania tajemnic swej jaźni.
103Gotów jestem kroczyć za wszelkim Objawieniem, choćby ono było wiedzą kainitów[41], jeśli nie może być wiedzą świętych z Wieczerzy Ostatniej. Będzieli to jaskinia dusicieli czy błękitna grota, gdzie Anieli zanucą hymn Ofiarowania?
104Jednego wieczora ujrzałem na chmurnym niebie wijący się Piorun — Króla Wężów: miał koronę z ognia, która mieniła miliardami klejnotów nad mrocznym wąwozem w lesie, płomieniała uroczystym, dumnym szczęściem. Trwał on na wirchach[42] sam, odbijając tragicznie mroczną łuskę w złocistych brązach i w pompejańskim tęczowym od patyny wieków szkle lodowca — jak gdyby wyklętym, tak — wyklętym był gościem na zbyt ubogiej ziemi!
105Któż wie, dlaczego upadł z niebiosów? lub jeśli ojczyzną jego są podziemia — dlaczego wybłysnął z nich? I prędzej niż okamgnienie zniknął — zakopał się aż pod samą wezgłąb morza — tylko ucichły druzgot lecących daleko hen — kamieni świadczył, iż tam przewiła się Potęga! — — —
106Ulegając tęsknocie za mitycznym światem Ornakowego[43] Wojska, którego Wirnym[44] musiał być mój Rycerz, a więzicielem Król Wężów — porzuciłem więcierze[45] i chatę.
107Wiedziałem, że w chacie zapas ryb suszonych nie da dzieciom mym zaznać głodu, zresztą — że i mój syn już dobrze włada łukiem, mógłby ściągać żeleźcem nadmorskie, dzikie, wysoko lecące gęsi, gdyby nie miłość do skrzydlatego wszechstworzenia, która zapełnia serce moje i moich dzieci.
108Oglądałem się długo, mijając rzędy podwórcowych świerków — swastyką[46] odżegnywałem upiory; wiedziałem już, dokąd mam iść — nęcił mnie, co mówię! z siłą niepokonaną przyciągał mnie rzeką mroźną iskrzący wysoko aż w niebie lodowiec, na którego wirchu ujrzałem mityczną twarz Więziciela…
109Nastał zmierzch, wszedłem między wąwozy, zarosłe wysokimi w kształt gotyckich kaplic fioletowymi kwiatami. Kiedym już szedł na ogromnym wzniesieniu — w przepaści szumiała rzeka, wełniąc się mętną, wiosenną pianą.
110Kiście wonnych kwiatów lilaw niewiadome tchną regiony —ciemny grób się tu rozchylaw zmierzchach rosy zbłękitnionej!Tam — jak harfa wyżnich czynówz gór się wełni potok siwy —idę szukać paladynów[47]hufiec mężów, dotąd żywy!Lecz nade mną wieczna góralodozwałem zimnym jarzy!w grotach oczy lśnią Ahura[48] —władcy grobów i cmentarzy!
Na wysokie szczyty Himalajów idzie się całe miesiące — o ileż dłużej iść muszę ja na te góry, zapewne wyższe od Himalajów!
111A teraz, opowiedziawszy wam o poszukiwaniu nieśmiertelności duszy pod wodzą bramina de Mangro, muszę wam wyznać, iż znalazłem istotny świat mistyki.
112W głębinie ludzkiego jestestwa kryje się wiedza, która uczy iść przez labirynty świata.
113Tak idąc, natrafiłem na Atlantydę, zatopioną niegdyś przez ocean, i na Lemurię[49], spaloną przez wulkany i trzęsienia ziemi.
114Natrafiłem pradawną świątynię nad fiordem, przy którym rosły lasy wysokich drzew, podobnych do naszej, drobnej obecnie, roślinki Nietoty[50].
115W tej świątyni, w lesie, stał posąg złoto-rozświetlonej Pani, który był jednym cudem niewysłowionego piękna.
116Zapłonąłem, jak lampa w świątyni, bezmierną adoracją.
117Byłaż[51] to Matka Boża? byłaż to oblubienica Szatana Niedokonanego, który błądzi w straszliwych kraterach księżyca pod bezgranicznym milczeniem przestworzy?
118Wtajemniczyłem się w uczucia bardzo górne i tak śródgwiezdne, że aż nieprawdopodobne.
119Zwiedzałem w jednej chwili olbrzymi krąg istnienia po to, aby przynieść mej, wnętrznie złotej, lecz we włosienicy[52] i ze stygmatami, Pani jakiś nenufar z jeziora Rakszasów uszczknięty lub talizman z berylu, który nosił król Salomon[53].
120 121Żyłem już na antypodach wszystkiego, co biedne, zrobaczywiałe ludzkie serce uważa za niewzruszalną dziedzinę swych cnót i przywilejów, szukając „Boga” drogą bestialstwa i lisiego chodu.
122Wstąpiłem na drogę jedyną — Jaźni.
123I zaiste, wraz z wielu świętymi i mędrcami na świecie, dosięgnąłem góry Meru, gdzie już na wirchu są indyjscy bogowie i dawne wielkie tytanobogi[54] Hellady, prażywiołowy Światowid[55] oraz Druidy i Guślarze słowiańscy — wtem, kiedy już miałem kroczyć ku Ostatniej Wiedzy —
124ujrzałem biedną dziewczynę żebraczkę, która zamiast oczu miała dwa krwawe oczodoły.
125Lecz twarz jej była piękna i cicha.
126Litość niezmierna wstrząsnęła mym sercem. Wziąłem ją za rękę, powiodłem ku leśnym kwiatom, grałem jej na harfie — i ona zaczęła mnie uwielbiać, jak samego Indrę[56].
127Wkrótce jednak, obmywszy oczy źródlaną wodą, obmyła tak dokładnie czerwieniejący je dotąd karmin, że spojrzała we mnie wielkimi, błękitnymi oczyma z tysiąca i jednej nocy.
128To jednak odzyskanie wzroku przypisała czarom miłości — i ja, naiwny, uwierzyłem w to.
129I nie opowiem wam nic już nad to, iż ta litość nad istotą, której ludzie jakoby wypalili wzrok, doprowadziła mnie wkrótce do czynów szalonych.
130Znalazłem się w więzieniu i miałem być rozstrzelany. Lecz w nocy ujrzałem cudne zjawisko: jakaś moc wzięła mnie za rękę i wywiodła skrytym wyjściem podziemnym, a potem jarem leśnym. Tam rzuciła mi się na szyję żebraczka, która była niczym innym, jak możną czarownicą — i jedną z cór Króla Wężów. I księżniczka Azudem (bo tak się zowie) dała mi zaczarowany sygnet. Powiodła mnie w jaskinie świetniejsze niż tysiąc i jedna noc w opowieści Szachrzadé. Wśród przesyceń haszyszowych rzuciłem pierścień do wulkanu. Jaskinie cudne zmieniły się w ohydne gliniaste, ropiejące wnętrza. Zamiast córy Króla Wężów kapała tylko wilgoć ze ścian. Jedyną prawdą było więzienie mej duszy. I byli tam ludzie uwięzieni. I przebyłem tam nie wiem ile wieczności.
131Aż razu jednego rzekłem sobie, iż duszy nie ma — i naraz poczułem się wolny. Wyszłem[57] z tych murów. Natrafiłem znowu na miejsce, gdzie był Posąg Mistyki, lecz mroczny już i bezgwiezdny. Podbiegłem i rozbiłem młotem tę dawną, najwyższą moją świętość. I wtedy stała się rzecz najstraszliwsza: siłą nieziemną[58] odrzucony, zleciałem z przerażającą szybkością po oślizgłych lodowatych ścianach głową w dół.
132Ocknąwszy się z omdlenia, ujrzałem znowu tylko moją chatę, lecz z wyrazistszą nędzą, z coraz okropniejszym jękiem nocy jesiennych, z myślami, które już czekały na mnie wybladłe, trumniane, bezzaradne, pełne płaczu tak okropnego, że gdyby poradziło co rozpiąć się na krzyżu — z pewnością bym to uczynił dla znalezienia Utraconych Duchów i zgaszenia na wieki mego niemogącego skamienieć Diabła, tj. serca.
133Możecie wyobrazić, o limby, ile musi być wężów w tym biczu sumienia, które mi każe znowu szukać wejść do Ornaku.
134Powiedziałem, że imię moje jest Ariaman: tak mnie nazwali indyjscy Cyganie, wróżący mi z lotu ptaków.
135Mówili, że jestem wcieleniem jakiegoś indyjskiego króla czy fetysza; lecz ja chętnie ich obdarzyłem rybami i kilku lśniącymi amonitami[59] mimo tego kłamstwa.
136Zaklęli mnie, abym nosił swe miano, jako talizman — i abym nigdy nie pokochał kobiety, że taka joga mnie doprowadzi do Źródeł Bytu.
137Tak minęły znowu lata w oczekiwaniu.
138Rozebrałem się ze wszelkich złudzeń, ze wszelkich pozorów — aż do nagiej duszy Pra-Indianina[60].
139Od świtu Jarego[61] do wzejścia gwiazd, uważając siebie za zwierzę ziemi, chodzę wobec wszystkich leśnych parawanów nago; w pustyni nocy odnajduję w sobie powinowactwo z najdalszymi gwiazdami, nie ma dość wzniosłych Cherubimów[62], nad którymi nie byłbym wzniesiony, zwędrowuję na jakichś skrzydłach tysiące otchłani — nie mogąc potem przed sobą samym wysłowić ani jedynej z tych zaklętych tajemnic!
140Życie moje zewnętrzne stało się za to melancholią mogił wraz z Dantejskim[63] nastrojem i hienami.
141 142Muszę znaleźć nareszcie moje rozwiązanie bytu: muszę zrozumieć, czy jestem z tych cieni, które niszczy Król Wężów w swych potwornych jeziorach, czy jestem nieśmiertelny —
143czy dosięgnę Purana Bhagawat[64]!?
144SłowoLimby, wam nie będę tłumaczył wyrazów tu nieznanych, które mi brzmią głębiej i wznioślej niż te, które są już, jak otoczaki wyokrąglone, a jak wulkaniczny tuf[65] — wyżłobione i puste, dzięki nadużyciu ludzkiego jęzora.
145Tak więc, powtarzam: muszę iść i znaleźć moje najwyższe Purana Bhagawat. Myślicie, że to będzie smutne jakieś misterium? Bynajmniej, jeśli nie Wam — to sobie muszę dotrzymać opowieści o bezgranicznym wielkim Szczęściu.
146
Otóż winneście wiedzieć Wy, których ród ginie już po mieczu i po kądzieli, że tam wysoko w górach natrafiłem na wielki odwieczny las limbowy, który wcale wyginąć nie miał zamiaru; w tym lesie znalazłem krzewy górskich rododendronów (bardzo ukryte są, upewniam Was)!
147Za lasem tym była mała wioseczka, którą ominąłem, dziwiąc się, że na takiej wyżynie ludzie mają bezczelność zakładać swą powszednią egzystencję.
148Oko, ZabobonyOminąłem wioskę z daleka, kryjąc się gałęźmi, aby mnie czyje złe oko nie urzekło.
149Wszyscy ludzie mają złe oczy, nieprawdaż? (mnie nie potrzebujecie się lękać, ja nigdy nie uważałem się za człowieka)!
150W dali za wielkimi głazami ciągnęły się hale, na nich zaś rosły kwiaty różowe, zasłonione[66] pajęczyną, zakryte, jak mniszeczki w żywym grobie, który same wyprzędły.
151Usłyszałem kroki idących górali, na noszach kobietę leżącą nieśli z tych gór niżej ku wiosce. Wiedziałem, iż wieś ta była kumańska[67]: są to rozbitki z dawnych połowieckich kucz[68], niegdyś tu chrzczeni przez świętego Jacka[69], przez którego ułożony słownik języka Kumanów zachował się dotąd w Podolińcu. Lecz ci górale kumańscy byli pijani — nosze chwiały się w ich rękach, oni zaś przeskakiwali głębokie żleby, nie dbając, jakie wrażenie na leżącej wywoła ich tępy, choć zawadiacki chód.
152Kobieta skinęła ręką i wyszła z noszów. Nie miała pono[70] sił iść, więc usiadła między bożym zielem. Chłopy rypnęli ku chałupom. Nastała cisza.
153 154Miłosiernicy wyszperowują niedolę, niby ukrytego świstaka, aby jego sadłem wdzięcznym natrzeć swą zazwyczaj morsowatej grubości skórę; Choroba, Głupota, Kondycja ludzkaktóż wyleczy powszechną ludzką udrękę, pochodzącą z tego, że się związało duszę w wielki gordyjski węzeł głupoty? czyż miałem takiej, co znalazła się nareszcie sama w mroku pod płomieniami gwiazd, przysunąć fotel i zapalić elektryczne światło, ofiarowując interesującą pogawędkę? Ze zdrady, jak mówią górale, czyli niespodzianie spojrzawszy na nią, ujrzałem, że jednak powoli sama uniosła się do wpół — głowę wsparła o głaz, patrząc w lodowce. Od guślarstw wschodzących gwiazd ożywiały się, jak cmentarz w noc zaduszną.
155Jeden różowiał zacisznie ogrodem Hesperyd[71]. Lecz drugi w straszliwych rozpęklinach, nastyrmiony[72] miastami lodowymi, z monolitów tworzyły się wieże, kościoły, posągi, to znów demoniczne wielkie skrzydła Ponurego Myśliciela…
156Na bezmiernej katedrze zatrzymały się gehenniczne[73] duchy, błyskając srebrnymi lancami: Walkirie[74] słowiańskie — może te, przed którymi ostrzegał Słowacki:
157
Ciemność wychynęła z niepojętych czeluści, zakryła ziemię, kwiaty otuliła na magnetyczny sen.
158Trwało to nie wiem ile czasu. Tonąłem, jak Ogień, w kontemplacji tej skamieniałej walki Bogów. Gwiazd zamarzłe upiory, wróciwszy z Antarktycznego Morza, olśniewały górę, każdą inaczej, jak odrębne, niewiedzące o sobie planety. Wreszcie wzniosły się nad krawędzią otchłani, spoiły wszystkie mroki w jeden bezmierny, milczący, piekielny kościół.
159Niżej w dolinach płynęły mgły — i było tak, jakby Tatry zmieniły się w morze łez. Duch mój zapadł w zimne prawieczne kryształy lodowca, w mroźną gigantyczną tajemnicę ziemi. Lecz daremno rozglądał się twarzą srebrną w witrażach lodozorza, szukał wyjścia z wiecznie płaczących grot mieczem Parsifalowego[75] rycerza — grał na wielkiej harfie tysięcy podziemnych potoków — zagłębiał się w coraz nową kondygnację męczarń i nienawiści — —
160Mrok. W miejscu zgaszonego kościoła kłębiła się niewiadoma ćma nicości. Wtem z lodowca wypłynęła łódź płomienna —
161to księżyc! Krwawił — umierał życiem swym nadziemnym w ziemi czeluściach. Nikt go nie wysłuchał w żadnym z wszechświatów.
162Niewola, Wolność, DuszaI wspomniałem o Demonie, przez Króla i Maga Salomona zamkniętym w urnie, rzuconym na dno morza. Przez pierwsze lat sto obiecywał królestwa temu, kto go wybawi spod władzy zaklętych pieczęci; przez dalsze lat pięćset chciał uczynić najszczęśliwszym z miłujących; minęło jeszcze lat tysiąc — gotów dopomóc w niezgłębionej mądrości i nauce; wreszcie zerwała się spiżowa struna jego cierpliwości, przysiągł, że tego, kto go wyzwoli — najokrutniej i najbezwzględniej zabije! Biada rybakowi, który nie w porę wyłowi takiego geniusza! biada — kto zbyt późno wyzwoli samego siebie! Względem siebie musi dotrzymać takiej przysięgi i unicestwić!…
163WiaraNiegdyś mogłem kochać każdego boga — nawet Satyra[76], nawet Kriksztasa[77] na żmudzkim krzyżu!… minął ten czas, kiedy wzbierałem, jak morze, przypływem i odpływem niechybnie ku temu, czego Nie ma. Moje serce było nieraz potraktowane przez stada pekarich[78]! i ja deptałem podkowami mego konia, druzgotałem, miażdżyłem — i gorzej: nie wiedziałem nic o innych sercach. Jestem już nieczuły nawet na grozę, gdybym ujrzał ziemię w jej nocy ostatniej istnienia — nie żałowałbym piękności jej, nie miłowałbym nawet w jej Euthanazji[79].
164Jakże mógłbym się troskać o królestwa i wszystkie istnienia — ja, który nie mogę mieć już miłosierdzia dla własnej duszy? Rzuciłem ją w głęboki Malsztrem[80], skąd wypłynąć nie można już na żadnej beczułce sofizmatu, na żadnej, choć pękniętej, łódce Wiary. Malsztrem jest koniecznym zderzeniem dwóch prądów pod morzem mej duszy: Wiedzy, że jest Jaźń! Wiedzy, że będzie Nicość.
165Najlucyferowszemu myślicielowi wystarczy trzy cale wody nad głową; dla labiryntu duszy wystarczy, jeśli się go zawikła na balu u miłowanej panny, którą Diabeł żenie[81]…
166Bo nie powiedziałem wam dotąd, limby, że kocham się w realnej księżniczce Zolimie bez wzajemności. Co, wyście się domyśliły od razu — zanim wyrzekłem pierwsze słowo mojego snu o córce Króla Wężów?
167Uważcie, limby, zanim was porąbię i w ogniu spalę, aż będziecie jarzyły w dymach, jak krwawa litania o pomoc dla konających —
168uważcie, że Was nikt nie wyratuje z obłędnego morza męczarń! — — —
169Czy słyszałyście o takiej torturze: w Perejasławiu sadzano skazanych na wąskiej ławeczce wysoko na wieży i zmuszano ich tak przebywać kilka dni — kilka nocy: z tej ławeczki lada zmrużenie oczu, lada osłabienie ramion zwali w dół na czyhające straszliwe żelazne ostrokoły.
170 171W Nieznaną jakby strzeliła iskra elektryczna, duża przynajmniej na metr — taka, jak to umieją niektóre ryby morskie puszczać! Kosodrzewiny[82], nagięte pod jej nogą, wyprostowały się, niby w lasach hodowane święte litewskie węże.
172Zaczęło się mówić o Tatrach i gencjanach[83] modrych, o zbitych ze stepowego bodiaku[84] i ostu kulach, które gnane wiatrem, skaczą po ziemi jak zające lub w powietrzu wiatrem niesione ku Morzu Czarnemu; wreszcie o Kamczatce, na której ona była jeszcze małą dziewczynką, towarzysząc wygnanemu ojcu, i wywnioskowała, że Sybir — to już nieodzowna część i najlepsza Polskiej Ojczyzny; opowiedziała mi też o swym przodku, hetmanie Wyhowskim[85], wbitym na pal przez Polaków — i o tym, że kiedy córka Mickiewicza prosiła ją, by usiadła w altanie Ojca — ona odrzekła, że tu należałoby uklęknąć, a nie siadać…
173Trudno wyłożyć, lecz jeśli mam to wyrazić jednym określeniem i dla Was, o limby, zupełnie niezrozumiałym — powiem Wam: Polska… taka Polska z krzyża.
174Czy rozumiecie, limby, jednak takie skamienienie duszy, która może się z męki na krzyżu wyśmiewać?
175Choroba, WierzeniaWięc spytałem, czy taka Polska jest to Jaźń lub raczej Gnoza[86] wewnętrzna — to, co u górali nazywa się gościec? Gościec chce, aby coś uczynić — trzeba wstać choćby w nocy i zaraz rwać kwiaty, nosić wodę, poświęcić duszę Panu Jezusowi lub włamać się w dom swej Srebrnej Salomei[87] — inaczej Gościec połamie człowieka, potardze[88] na nic! Ma więc to być istotna prawda lechickiego człowieka w stosunku do jego ziemnych przeznaczeń — prawda nie tylko rozumu, lecz i całej nieświadomej Misji?
176Ona odrzekła: Dla mnie — tak. —
177A więc, taki nawiedzony tym gośćcem polskim musiałby, jak wy, limby, znajdować się przy samym ołtarzu prawdy, głowę mieć w niebiosach, jednocześnie wrastając w czarną cmentarną glebę, która nas karmi. Śmiałby się do słońca na cmentarzu! wysyłał z każdym wietrzykiem swe bursztynowe pyły! i wężowymi skrętami strasznie opierał się burzy, rozkruszał cierpliwą swą macką — granity! Jeżeli zaś ten polski gościec w życiu okaże się inaczej: jako sam środek wnętrza pajęczyny, gdzie Dusza-pająk wyczekuje na ból, aby z niego wyssać — poetyczność?
178Tak myśląc, choćby tylko jednym włoskowatym naczyniem mojego mózgu — już pozbawiam Duszę polską Prawdy — Poezji — i Bólu. Jakże więc Polska mogłaby zmartwychwstać z takiej Duszy?
179W niewiadomą toń spoglądam, w której bujne zielska melancholii, przezroczyste mątwy tęsknot, czarne sepie złoczynień, namiętny tropikalny ogień wulkanu wśród potwornej macierzy oceanicznych głębin — i daleki tułaczy księżyc, wieczny wędrowiec…
180Dusza nie da się wyrazić morzem. Są w niej pustynie, wśród których bywa Chrystus kuszony przez Monstra; są w niej żywiołowe pramoce podziemne, które jedne warstwy tak nałożą na inne, że na wirchu góry bywa płat pramorskich liliowców[89] i radiolarii[90], gdy w dolinie uległy[91] się granity albo popiół wulkanu, który dawno już zagasł.
181Ani przez pustynie, ani przez góry, ani przez morze, ani przez gwiazdy, ani przez sny, ani przez myślenie, ani przez milczenia, ani przez miłość, ani przez tęsknotę, ani przez wiry zwątpień — Dusza wyrazić się nie może. Ani przez to wszystko razem wzięte. Ani przez Boga, unoszącego się nad tym Chaosem ciemnym. Ani przez Lucyfera, który zeszedł w otchłań, o której Bóg zapomniał. Ani przez wszystko, czego jeszcze wśród licznych tysiącleci myśl ludzka się dowie. Jest to światło, przechodzące w straszną wieczną ciemność. Jest to zapomnienie zupełne, że się jest światłem. Jest to konieczność być wszystkim w tej próżni, gdzie nie ma niczego, prócz kłębiących się męczarnianych smug. Jest to najdumniejsze zgodzenie się rachunku wszystkich wieczności, w którym wypada wyznać, że z całego skarbu na dnie zostaje — nicość.
182Na zewnątrz ma to wygląd wcale nie rozpaczny, można być wysokim i rozrosłym, jak poskramiacz słonecznych koni, niezużytym przez rozpustę, — —
183śmiejącym się z każdego złożenia w grobie. Męczarni taki nie zna! Nim wejdzie ona za próg, strzela męczarni w łeb i kładnie[92] ją trupem. Kondycja ludzka, Rycerz, LosLecz taki Witeź[93] smokobójca może mieć nie tylko jedną piętę[94] do zranienia, lecz cały jest jedną raną tym, że istnieje: narodzony nie z tych, nie tak, nie wtedy, nie tam, nie na to, jak to spodobało się zrobić miłemu Figlowi. Na pociechę zostanie takiemu Witeziowi tylko metafizyk, który rozumuje tak:
184— Czymże jest król Aśoka[95] wobec dobroci mojej? i król Hammurabi[96] wobec sprawiedliwości mych? i Orfijski[97] pieśniarz wobec miłości mej? Wyszedłem z miasta zadżumionych, z wielkiego rodu niespokojnych, ze spuścizną marnotrawców, z błogosławieniem zmarnowanych, z wieczną pustynią niemiłujących. Gdy zanurzę ręce me w ziemi — ona zaczyna płakać; a kiedy położę ręce me już nie na gwiazdach — ale na prostych uczuciach — one opadają w zamieci liści zrobaczywiałych; kiedy podejdę z przysięgą Bogu, — zawsze ją złamię; kiedy wezmę miłość — to na to, aby żelaznymi szczypcami drzeć pasy i cienkim sznurkiem przekrawać ją wzdłuż i wszerz, męcząc, jak Iwan Groźny[98] w podziemiach — gdzie schodził dla nabrania apetytu.
185Światło w ciemnościach świeciło, ciemności nim owładnęły!
186
Wóz Wielkiej Niedźwiedzicy zanurza się już do połowy w Tatrach zamglonych, które są jakby sonatą, niewygraną przez żadnego Ahura. Bramą wstępną Tatr te dwa odrębne, a równie nieprzystępne lodowce.
187Wiecie już, limbki, że w tych górach są osady Kumanów, i że władca krainy wśród innych tytułów nosi tytuł Rex Cumanorum[99]. Uczeni Akademicy ze świecą szukają sławetnego zgubionego szczepu, aby nie uszczuplić o jeden tytuł regaliów[100] Jej Apostolskiej Mości! Otóż w języku tych Kumanów różowiejący lodozwał nad lasem limbowym i rododendrami zwie się ogrodem róż; ten potrzaskany, jak twarz Lucyfera, zwieszony potworną, prostopadłą, wyszlifowaną ścianą nad morzem, wpatrzony tam w jakąś okropną, jedyną wartą zamyślenia tajemnicę — to ogród Śmierci. Tu stanęły niegdyś hordy Alaryka[101], może na chwilę zapominające o skarbach Rzymu wobec tego wybrylantowionego tajemnicami Piekła!
188W lodozwał, tchnący majestatem zgonu, wpatrywała się kobieta, jam wolał ten drugi lodowiec słowiańsko-indyjskiego Haremu. Muszę wam wyznać, że mój przodek był pierwszym perskim tłumaczem w Polsce mistycznego poematu o Jussufie i Zulejce[102]. Nieraz też objawiał się mi duch mego ancêtre[103] moslemińskiego[104], o którego zresztą tyle dbam, co i o samego Rolanda[105]: Pychatak mało ważę wszelkie przywileje rasy, mając zamek słońca nad bezgranicznym, dyszącym wielką opowieścią, morzem.
189Mówicie, limby, że to jest pycha?
190To jest dopiero tabliczka mnożenia rachunku nieskończonościowego Duszy. Lecz i wy ją macie? więc zaświadczcie o niej! —
191Ujrzałem twarz mej sąsiedzicy[106], w tej chwili zaiste wieszczą.
192Spowiedź, Serce, MilczenieMyślicie, o limby, żem wyspowiadał się z moich poszukiwań Miłości? Wiedzcie, że mam 9 komór milczenia w swym sercu, trudno je wypełnić naraz i dlatego nie tonę.
193MiłośćMiłuję Miłość — jak Dante, choć już nie wierzę, że obróci ona ziemią i gwiazdami; w dawnych, dobrych czasach Romansu Róży[107] usadziłbym miłość na wielbłąda i krokiem aleksandryny, śloki czy heksametru[108] wiódłbym ją, grając na flecie. Mówiłbym do Miłości przy jaszczurkach w południe, orłom nad wieczorem, duszom o północy, słowikom mdlejącym o brzasku; wiódłbym Kobietę-Mesjasza do tej jaskini w dalekim podbiegunowym kraju, gdzie męczy się Loki[109], zły tytan i wąż kapie mu jadem w obnażone serce.
194Lecz żyjemy w czasach srogich, nieprzyjaznych dla życia duszy. Zapytałem Wieszczkę lodowców, jaką mi radzi wybrać drogę, aby zajść jak najzawrotniej i znaleźć miłość Giocondy[110] księżycowej na najwyższym kręgu astralnej wieży magów Zigurat[111]? — zachrobotały kierbce[112] na kamieniach, zjawiło się kilku Kumanów, przepraszając Panią tę za nieuwagę, położyli ją na noszach i ponieśli.
195Miałem iść wraz za tą Damą? Wszakże to nie było porwanie mojej wybranej, dla której zdobycia mógłbym wznieść Krywań[113] na Lodowym[114] i Kościół Panny Marii Krakowskiej umieścić jeszcze, jak kapliczkę, na wirchu!
196Wieszczka nie powiedziała mi imienia swego ani zamieszkania. Zrozumiałem, kiedy ją odnosili na noszach, że była jakąś wielką Panią. Mówiła ze mną tak, jakby z ogrodnikiem, który strzeże tych azalijek[115] — jednak sama wybrała królestwo, gdzie nawet porosty przestały oddychać na kamieniach wśród wiecznej polarnej zimy Lodowca Zgonu.
197I oto patrzcie! wywlokła się za mną olbrzymia chmura, a w niej kołysze się umierający łabędź: tęsknota za Polską!
198Jeśli tak wesoły ma być ten gościec Polski — to lepiej od razu w ośmiu buddyjskich piekłach mroźnych[116] założyć hodowlę jedwabników. Polska tej Wieszczej Mary wyrasta z życia, lecz wznosi się nad nim — jak Bóg nad swymi kaznodziejami. I zapewne wchłonie cały smętek niedorzeczny obrazu, gdzie Dziecię Jezus idzie wsparte na lwie, obok wesoło hasa źrebię, wół wyciąga poczciwą głowiznę, a tygrys śpi snem dobrego pasterza na trawie. Ideał pewnych marzycieli przedstawia moment zapewne po uprzedniej laparotomii[117], gdzie wnętrzności zmieniono wszystkim dwu i czworonogom, z wyjątkiem pijawki — tej wolno żłopać w najlepsze krew, idącą z krzyża — zaś krzyż, to, jak wiadomo, rzecz „bardzo dobra — ino, wicie, ciężko jest temu, kto go ma dźwigać!”.
199Cierpienie, ChrystusByć może, iż tego, co już najwyższe, nie ma kto rozpinać na krzyżu! —
200Zapuściłem się w wielką prerię traw — i — o wstydzie! — zacząłem schodzić ku jakimś błękitniejącym powabnym dalom. Wierzenia, Kondycja ludzka, SłowoWinne były temu złowabne nimfy w postaci świerszczy, które mnie wiodły wciąż w swej kompanii śpiewackiej, bardzo rade z tego, że ich łachocą skrzydełka. One mnie namówiły, abym się zwierzył, mówiąc, iż człowiek w języku Pralechów znaczy „dźwięczną mowę mający”…
201Tak pochlebiając mi, zaprowadziły mnie z wyżyn milczenia na te pogwary[118] jaskini nadmorskiej, gdzie zasnę wnet wśród leżących kupami alg, wonnych od jodu i od słonych powiewów morza.
202Zresztą i rozum nakazuje mi wejść do jaskini, bo Tatry zmieniły się w jeden huragan — pioruny biją i zaczyna mi być prawdziwie dobrze.
203Zasnę snem czterdziestu młodzianków w piecu ognistym[119].
204I widzicie mnie teraz, o limby, zabłąkanego w puszczy mego ducha tak, że ledwo kilka tych myśli mogłem wysnuć, obiecawszy słuchaczom wśród ciemnej nocy szatańsko wiele — jakąś Mahabharatę[120] Tatr!
205Lecz tę wygwieździ wam noc, wyprorokuje księżyc, wyhuczy wiatr, zachełbi[121] nią Morskie Oko, zimnymi palcami wykołacą ją u bram Umarli.
206Miłość, Bóg, Kobieta, Morze, Pustynia, SamotnikMoje skały — Wam po prostu powiem: nigdy w życiu niczego urzeczywistnić nie zdołam, i tę miłość, która tuła się po dziewięciu dantejskich kręgach mego serca, będę musiał strącić w otchłań. Kobiecie jej nie oddam, gdyż każda jest Nietotą, lichą rośliną, pokrewną Lepidodendronów[122], na której jednak rozpryska zawsze kosa mojej metafizyki; Bogu nie — gdyż jest to malarz swej własnej bezeczci: El pintor de su deshonra[123] — malarz, który w ludziach wymalował swą odwieczną infamię[124]: jest On zły, mściwy, narzucający się ze zbawieniem, niepomagający nikomu, i jak fakir płynie na lichej tratwie przez swe najgłębsze nicości: nie dziw, że co chwila znika nam z oczu!
207Miłować nie mogę niczego, prócz bezmiarów, niezapełnionych jeszcze krzykiem żadnego okrętu Argo[125], żadnej karaweli Vasco da Gamy[126], żadnego aeroplanu[127], żadnego podwodnego statku, uwięzłego w Bizercie[128].
208Tam — wieczne tam — bezdroże jedynie miłuję!
209Wieszczka Lodowców powiedziała mi, streszczając swe wrażenie:
210— Ariaman nie uświadamia nic, zapomina o wszystkim i nie umie wyciągać wniosków z niczego. —
211To straszne, nieprawdaż? Przypominam, że w kajucie rozbitego okrętu czytałem powieść o księciu, zwanym Idiotą[129], wprawdzie to był wcale nie najgłupszy z ludzi!
212Także i Don Kichot[130], kiedy wyzdrowiał na łożu śmiertelnym i puścił się w nową podróż — to zadziwił nawet Sancho Pansę swoją roztropnością! Może będzie tak i ze mną. Tymczasem moja mądrość polega przede wszystkim na tym, że z dala żyję od ludzi, bo inaczej byłbym przez nich od razu strąconym aż na dno. Wywędrowałem do takich krajów, gdzie w ogóle już nazwa człowiek staje się nonsensem.
213
Milczeniem bezgranicznym zakończyła się ostatecznie rozmowa Ariamana z limbami.
214Ten szukający Wtajemniczeń nie domyślał się, że jego spowiedzi wysłuchuje najgroźniejszy tyran, najzręczniejszy Proteusz[131], najbardziej nieuchwytny wróg Boga w Tatrach!
215Trismegista — Król Wężów, który od dawna już rzucał na duszę Ariamana swe trujące mroki…
216Ariaman wyszedł z groty nad morzem wśród jarów Lodowca Zgonu i szedł kędyś[132] po ciemku.
217 218W smętnym mroku ginęły za widnokręgiem krwawe żarze[133] księżyca.
219Wydawało się, że to już zmierzcha Kosmos: niezmierna melancholia zaprzepaszczania się natury i serca! Ariaman uczuł się zawieszony w jakiejś pustce bezkresnej, jak Szymon Mag[134].
220Wzięła go nieprzeparta ochota zejść znowu, lecz już ostatecznie w rozszczelinę[135] wulkanu, gdzie żył Król Wężów, i zakołatać tam do bram spiżowych.
221Wtem uczuł mróz, jakby tysiące macek głowonoga. W górze zawieszona głowa demonicznego Węża ze szmaragdowymi oczyma — niżej zaś otwarta czeluść do straszliwego jego Zamku.
222Ariaman ujrzał, iż nie ma już innego zejścia z wysokości niezmiernej: wyjące wzburzone morze wydawało się z tych wyżyn jeziorem, śniącym w jesiennej topielic kołysance. Głos jakiś wewnętrzny szeptał mu: wytrwaj jeszcze — bliskie zbawienie twe!
223Lecz upór zwątpienia, rozpacz wieloletnia i poczucie zemsty przeciw własnemu losowi zwyciężyły.
224Jak księżyc walący się na ziemię, zasępiła całe jego jestestwo decyzja Złego. Ariaman przeszedł most wiszący, który złożony tylko z trzech lin, chwiał się nad przepaścią potworną.
225 226Krok jeden wahania strącał w bezdno.
227Ariaman wszedł do jamy Króla Wężów.
228Był rad, iż odrzucił za siebie tęczującą Maję[136] — i że teraz iść będzie w Mroku nieprzejrzanym, lecz tryumfującym na wieki i będącym jedyną Prawdą.
229
W dali niezmiernej opuszczonego świata zabrzmiał turowy róg —
230potężny hejnał rozlegał się wśród skał, jakby wspaniały grający pan Zawisza Czarny[137] jechał do zamku swego pod Łomnicą.
231Potężny hejnał Polski przyszłej — indyjskiej, runął na możne, lecz tak niepojęcie rozpaczne serce Ariamana — zapuścił w nim złotostrunne szpony — zbroił w tarczę ze słońca, przekuwał w Miłość, ubierał w szyszak[138], dawał miecz wiedzy —
232Ariaman dawniej poczułby się w każdej łacie swego pokruszonego serca — Wojownikiem Istnienia.
233Lecz było już za późno. Wyjścia znaleźć nie mógł. Więzienie nad nim się zawarło. Podziemia potwornej grubości oddzieliły go od świata. Był więźniem Króla Wężów.
234Błąkał się w strasznych labiryntach, a jedynym głosem był puchacz, który zdawał się śmiać szyderczo —
235i echo w duszy Ariamana mówiło:
236nigdy już![139]
Echo hejnału
Tatry! wy niezgłębione otchłanie Prawiecznej niewiadomej Duszy!strażniki piekła mego, grozicie krawędźmi skał!Księżyc tu mnie rozskrzydla i więzy moje kruszy,tu idę w Dantejski szał!Tu zapada wzrok mój w czeluście Gehenny,szumią nade mną puszcze olbrzymiej Nietoty;Murań[140] w koronie, jak Sezam tysiącpromienny,obłoki lotne — hufiec Cherubimów złoty!Tu jestem z mą zagadką… (wóz bohatera wspiął się na mury przeznaczeń! ) —Wchodzę w ciemne komory, gdzie złoto krwi pleśnieje w cieniu…Mam tysiąc zamków, a każdy jest księgą coraz głębszych znaczeń —i żyję w wiecznym płomieniu.Rozwieram bramy Ornaku — idę w tych grot kolumnady…Hejnałem mógłbym zbudzić Królewnę i jej wojowniki —lecz mą harfę oplotły straszne dziwne gady,które już znał Herakles… Księżyc, jak wieszczy Walmiki[141],świeci w toń moją — — w toń morza… Tam wirch zdruzgotanydawnego Boga — — —— — — — — Polska zginęła w przepaściach, szła na takie słońca,wywiodła z raju tak wielką miłość ku Mroczni niezbadanej,że teraz musi — Nike[142] tęczująca,rozwiawszy pióra, lecieć w Wiecznych Burz płonący stos,na gór tych najwyższy wirch… tam ujrzy Drogę Jedyną z niezmiernej oddali,tam już Jej nie dosięgnie maczugą zły, potworny starzec — Los,tam pójdzie w mroku bezmiernym i Wiedzę ostatnią wśród gwiazd wykrysztali!— — — — — — —Z tatrzańskich źródeł wyniosłem wam pieśń — niech idzie!Naród, Gróbnie wierzę już w naród, który mogilna żre pleśń —lecz wierzę w wirchy Świateł, większe od gór Hiamawatu[143]!Z doliny nędzy — — gór wschody ku słonecznej wiodą was Izydzie[144]…miliony gwiazd w tym Kościele zaiskrzą całemu wszechświatu!Tam zorze Sybiru, katorga (w krainy te wwiódł was Anheli[145]!)lecz mórz mojej rozpaczy nie zwiedzał nigdy Jan z Kolna[146], —gwiazd mych nie mierzył Kopernik! w milczeniu wiecznych wierzchołkówodkryłem Wam ten kraj, gdzie tylko dusza żyć może tam wolna,mroku mojego nie zniesie czerń błotnych pachołków.Lśnią karawany słońc! — wciąż wyższe — promienistsze słońca!Na wolność!…— — — Mam wyznać? ludzie zdają się mi glisty[147]marnymi, które świdrują mogiłę…— — — Mam wyznać? — trzeba im chlewu, a nie gór z dyjamentów!żadna pierś nie zdoła oddychać tam, gdzie duch wieczystywyszedł z swych urojeń, ambicji — i trwożnych miłosnych zamętów.Mógłbym z teraźniejszości szydzić — i strącać kamienne lawiny,bo nienawidzę podłej wciąż przed Jaźnią zdrady — —(uczcijmy — Judasza!) —Polska, Polakbo nie ma gorszych głupców, ni gorszej przewiny,niż twierdzić, że w nas jest Polska! gdzie my prosperujemy — tam Ona zginęła!nie dozna — Zwiastowania! czyż dziw, że brama się Ornaku zamknęła,gdy wszelkie padło[150] dziś ma się za Mesjasza!Bóg, Kondycja ludzka, Wiara, Obraz świataTen, co za miliony walczy — Duch piorunowłady:od ludzkich kiepskich przemyśleń i niewiar! —Już dość! drwię z waszych smaków! — —Na harfie mej gadyzbyt Wami się troszczą!… Idę… Któż ze mną? niech będzie Ten puklerzny[153],bo ja go nie oszczędzę! — — nieraz będę wlókł, jakby trup Hektora[154] — —(Nie mam porównań, bo któż się znęcał tak nad Poloniuszem[155]?)Rozwieram Wam pustynię w ciszy wielkiego wieczora,urzeczone księżycem, jak skarabeuszem[156],boskim i cichym: te góry, lodowce, wyjące wśród czeluści, morze…Idę na ucztę Genezis[157]! wam hasło rzucam: — imię mu — Bezdroże!
II. W podziemiach Giewontu
237Tak mówił konny rycerz Mag Litwor, stając w ciemnej głębi Wielkiej Doliny pod Giewontem:
238Noc jest — i serce moje, okryte żałobą, ma znowu znaleźć się przed bramą Tajemnicy i oglądać cmentarze pełne bielejących kości, którym żaden prorok Ezechiel[158] nie każe zmartwychpowstać!
239Serce moje, okryte mrokiem tysięcy i milionów lat, które już przeminęły — mrokiem tych miriadowych[159] gwiazd, które zagasną.
240Wieczność jest we mnie, na skrzydłach mnie unosi w głębie niepojętych, nieogarnionych milczeń, które przerażają.
241 242Oto skrzydła Czarnego Boga we mnie, oto jest namiot wśród pustyni — oto ja sam, arcykapłan i Mojżesz bez ludu.
243Prorokować mam tym, co nie mają duszy i skazani są na śmierć, jako te jednodniowe motyle, rojące się w malignie[160] tęsknoty, szału, żądzy i upojenia.
244Dajcie mi ostatni dzień Wasz na tej ziemi, a będę wiedział, co mówić Wam — milczeniom;
245ostatni dzień, gdy słońce stanie się krwawym rubinem w zenicie południa — a czarną kulą ponurego żużla w mgłach zachodu; gdy lodozwały na brzegach Afryki będą łączyły się z krami, płynącymi po morzu; gdy gruba warstwa wiecznego lodu rozpostrze się na Saharze! wtedy bym zebrał Was konających i — przysięgam, znalazłbym moc unieśmiertelnienia!
246Morze, Bóg, Obraz świata, Kondycja ludzka, Świątynia, RuinyLecz wy musicie być rzuceni w głębiny morza, którym jest nicość: gwiazdy, drzewa, góry, ludzie, sny — i milczenia!
247Dusza ziemi zapadnie, jak świątynia o jaspisowych kolumnach! runie, zachwiawszy się na bagnistym gruncie złudy życia! rozmiażdży się i zamieni w pył niewiadomego — w meony! w to, czego nie ma, a co formuje wszelki byt, w meony[161] — w nieujęte czynniki najstraszliwszych słońc — w pramyśli Boga, o którym mówi Kabała[162], że On jest Niebytem. Oto groza przeraźliwsza od widma w wyklętym kościele — groza tego, że jestem!
248— — —: jako źdźbło trawy, zawieszone nad przepaścią mroczną i wyjącą lodowym tchnieniem międzyplanetarnego mrozu…
249Jestem, a nie byłem: gdy zakładały się fundamenty owych piekielnych praw, które ugniatają nam czaszkę, każą bić sercu, zmuszają do wypełniania żelaznych, błotnych i gwiaździstych tablic losu…
250Jestem — a nie będę: gdy niemowlęta wyrosną i pochylą się im grzbiety, gdy przelecą wagony nadziemne, jak meteory nad wirchami Tatr i nad kopułą wgiętą, modrą, straszliwą Oceanu, nad Andami w przepaściach ich, nad płaskowyżem Pamiru i jeziorem Rakszasów wśród zamarzłych, niebosiężnych gór Hiamawatu…
251Jestem — a nie będę: choć moje słowa zabrzmią w ustach i duszach innych ludzi — nie będę! i żaden Mesjasz — żadne zaklęcie nie zmusi mnie — liść zerwany i uniesiony w ciemną zatokę śmierci, abym wrócił znowu w obłędny bór życia!
252Skrzydłami wieści Czarny Bóg we mnie skuty do gór olbrzymszych niż Kaukaz, przeświecony gwiazdami groźniejszymi niż Wega, Algol, Erydan i Krzyż Południowy[163]: to bóg Thot[164], mistrz wyklętej Magii.
253Modlę się do Ciebie, Twórco mroku we mnie, Twórco tych szalejących mórz w ciemnościach, które wyją szturmem na górach lodowych!
254Modlę się meteorami, które przelatują nad milczeniem w otchłani: krótkim mignięciem ostrza w chmurze lecących widm; wlokącą się nicią Ariadny[165] w labiryntach bez czasu i przestrzeni; lub uroczyście, wolno wtaczając się, jakby posągiem Światowida na rydwanie ku mrokom i zagasając tak nagle, jakby pękło serce.
255Stoję pod drzewem Niewiadomości, przykuty łańcuchem do ramion krzyża, który nie wiem kogo ma zbawić? rozświetlany fosforescencją wewnętrzną, jak świętojański owad, mający lampy z zielonych szmaragdów.
256Wzywam Cię — lecz jesteś już! błagam Cię — lecz oddajesz mi już samego siebie! korzę się przed Tobą, a widzę Cię już u nóg moich: Ty straszliwy, niewyrażalny, jedynie istniejący Twórco bólu, który jest królestwem godnym mnie — bo nieskończonym aż po ostatni bezkres.
257 258Mów, Duszo, z wolna i w majestacie Anamnezy[166] wielu tysiącoleci — skąd idziesz, kto jesteś, pod tym niebem, starszym niż wszystko, co się da objąć miriadami manwantar[167]? — mówi i odgadnij — lub zgiń!
259Ja — Sfinks nieruchomy na drodze Twej pożarłem, spaliłem w płomieniach i pochłonąłem narody dusz, o których rzec można, że „Bóg ich zapomniał”. Ja Sfinks — bóg wschodzącego słońca Śmierci. Milczę.
260Mdlejesz od mych kamiennych tchnień, zamagnetyzowany emalią i lazurem mej głowy, sięgającej aż nad obłoki? Słyszysz głuchy szum huczącego pod ziemią morza? tymi drzwiami weszli, którzy już nie wrócą.
261 262Nocy, potęgo nocy! nagły zamęt, jakby Wicher halny wzniósł wszystek pył dawnej Sahary na miejscu Tatr w powietrzne regiony i kręci nim w wirach miedzianego pyłu.
263Niebo, rozpalone jak glina, w ogniu nade mną, ziemia żelazna, nieczuła jak Moloch[168], przygniatający mnie łapami u piersi, która sączy zimny wiew mogił. Rozerwę te zasłony, ze stropu nieba wiszące, poryte błyskawicami, zapadnę w głębię snu, o moja Konieczności! zmiażdżę się lub ukoronuję gwiazdami — odpływając na morza nieznane. W głębiach ziemi idę i tworzę wśród milczeń wieczności nieistniejących, niekończących!
264Rozwarły się podziemia Giewontu.
265Olbrzymie sale, kurhany, wielkie posągi dawnych gontyn[169].
266Na ścianach freski. Z pochodnią zapaloną przygląda się im Mag Litwor.
267— — — Lasy minione. Ruiny dawnych grodów królewskich, wody modre, spadające w wodospadach, na których księżyc łamie się pręgą spektru[170] — kanały, niby na Marsie[171], użyźniające pola; łąka morza, które się zda rzeką zamkniętą w kamiennym łożu niezmierzonych po obie strony wieczornych pustyń.
268A więc te góry są cmentarzem mogił skalnych! widmowy wapień Giewontu istotnie kryje widma? W świątyni jego wykute filary, głębokie sale i zamarzły mrok.
269Tu leży posąg króla twarzą do ziemi. Bogowie, którym drzwi wejścia grobu sięgają ledwo ponad kostkę stopy, skamieniali patrzą w bezbrzeżną dal.
270W komnatach świątyni Światowid głową sięga sklepienia — miecz władzy w ręku jego — wkopany po kolana w ziemię — drzwi tajemnicze przed oczyma jego… Światowid… jakież echa szalejących fal Bałtyku! Nad głową w koronie ogromne słońce. A pośrodku posąg kobiety Żywie[172], która trzyma króla na kolanach, pod jego zaś stopami głowy mnóstwa niewolników. Jej twarz ma powagę bogini.
271Pod tronem jej przywiązani Teuton[173] i Hun[174] — ona trzyma miecz i swastykę: symbol przez tarcie wywołanego ognia.
272Na przeciwległej ścianie ze słońca opuszczają się strzały ostre i ręce w mnóstwie błogosławiące.
273Na liliach wodnych ptaki siedzą — młody Lechita uchyla nenufary z bagien Muru za Sichlem[175] i czaple za wielkie różowe nogi chwyta.
274Czarny Bóg Zasób z wyrazem potęgi: członek bożka nad kwiatami lilii wodnych, jakby słupnik otrząsał się pyłem. Z węża czczonego pada wzrok na lilie. Teutonowie składają hołd w niebieskich tunikach, usianych pszczołami; Duńczycy hołdują z turami czarnymi — na rogach byków gęstogrzywych błagają ręce. Czesi sprzymierzeni: z tarczą wielką, z lancą[176] i krótkim nożem sierpowym.
275Jeden przyłożył nóż do czaszki wroga i młotem przybija. Wenedów[177] tarcze czarne z gwiazdami lub słońcem: oszczepy, oksze i olbrzymie miecze, kręgi ostre, tnące, jak brzytew lecąca w powietrzu, zwane po indyjsku czakra. Królewna Świętochna owita wężami, przed nią słodkie a namiętne usta w powietrzu bez twarzy i ciała — może bóg elektryczności dodatniej Polelum[178]? dokoła niebo — gwiazdy z rubinowym wewnątrz ogniem.
276Królewna ma skrzydła u rozpostartych rąk.
277A dalej na ścianie jodłowego domu winograd z pękami kiści fioletowych. Bogini Żywie, mając noc czarną na głowie, karmi króla Arkony[179] na kolanach — on ssie z jej piersi.
278Przed nim fale pochylone, okręty zdobyte — szata jego pisana runami. Korzą się przed królem procesje, niosąc na tacach kosztowności, skóry lampartów, winograd[180], pawie pióra, bażanty, zboża oraz owoce długie, z których wyrastają zielone liście.
279Wszędzie barwy pawie, modre, karminy, purpura i szmaragd.
280Tu i owdzie Huny, Pieczynhy[181], Kłobuki[182] z okropnie związanymi rękoma wyją, patrząc w niebo, ręce wygięte w tył lub zamknięte w kłodzie łokciami naprzód, dłońmi ku piersi. Części rodne nie są tu nigdy przedstawiane z wyjątkiem, gdy symbolizują świętość. Bogini zgonu, tragiczna Maruna[183], płynie na samotnym czółnie. Żagiel — pod nim pręty czarnych trzcin. Uniosła ręce do nieba. Magiczne elipsy ma na piersiach. Nogi jej na otchłani ziemnej.
281W dali zaś na kurhanach stoją Wieszcze: grają na harfach wielkich z łbami orlimi.
282U wejścia do grobu leży nieboszczyk. Poklus[184] i Radegast[185] trzymają urny, z których wyskakują iskry życia. Bóg z tułowiem węża, bóg z głową słońca magnetyzują rękami leżącego nieboszczyka.
283Żar pochodni jął drżeć Magowi, gdy wchodził do sali grobowej — tam na ścianach magiczne hymny z Księgi Wtajemniczenia!
284Odwróciwszy się — spojrzał przez szczelinę: morze kosówek[186] chyliło się w głuchym przyśpiewie — wirchy witały księżyc krwawy, cicho wznoszący się.
285I czytał Mag Litwor prastare hymny runiczne zaginionych królestw — tu w sercu Polski rosnące w mocy swej, jakby w księżycowej lunacji.
286„Szukam drogi mej, duszo niezmienna, wychodzę w godzinie życia z wnętrzności małpy, inaczej ze zmiennego.
287O słońce, które nie masz Pana, wielki przechodniu rozległości, dla którego miliony i setki milionów lat są jedną chwilą! Zachodzisz, ale pozostajesz!
288Ty, który oświecasz dusze w ich tajemniczych schronieniach, patrz: moje serce płacze nad sobą samym. Siła idzie z niego, modlitwa idzie z niego.
289Moje serce pali się w wielkiej sali w komnacie tortur.
290Oby nie było me serce wyrwane!
291Nie umarłem w otchłani, jestem oczyszczony. Wychodzę z mnogości krążących, zaczynam się między cieniami.
292O serce mojej matki! o serce mojej matki! o serce, konieczne mi dla przemian. Nie podnoś się przeciw mnie — nie świadcz przeciw mnie! Nie czyń mi przeciwności pośród boskich wodzów i nie oddzielaj się ode mnie przed Strażnikiem wagi. Ty jesteś moja osobowość w mej piersi — boski towarzysz, chroniący mego ciała. Czyste duchy mnie ożywiły i uprowadzają mych wrogów, którzy w łańcuch chcieli okuć wodzów boskich.
293Łączy się ze mną moja indywidualność, pochodząca od mej matki.
294Podnoszę się — wielki jastrząb wykluty, wychodzę z kajuty okrętu, niosę me serce na górę wschodu, prowadzą mnie boskie istoty schylone i obwąchujące ziemię przede mną.
295 296Zasiadam między olbrzymimi bogami mogilnej i żywej otchłani.
297 298Zapatrzony w światło wchodzę przez bramy tajemniczego Miasta, w którym mieszkańcy mnie oczyszczą — dosięgam mego przybytku z pomocą istot, które tam są.
299Tajemnica moich zaklęć magicznych wraca mi wspomnienie. Mnie — który już byłem nicością. Przetrwam. Wracają mi wesele serca i spokój.
300Przybywam, objawiam się, mając oczy zamknięte na słońce.
301Przybywam na ziemię w żądanej epoce dla wszystkich kultur na ziemi, odkąd istnieje przez rozkaz świętego Bóstwa.
302Obchodzę wielką krainę — mierzę nawodnienie i zbradzam[187] błota; przybywam, zwycięzca, żeby poznać duchy Miasta Słonecznego.
303Jeśli kochacie tych, co Was znają, kochajcie mnie. Znam prawdę, odróżniam ją — gdy się zasłoni. Ona daje dobrobyt i radość temu, kto ją ceni.
304Cześć Wam, duchy Miasta Tajemnego, ilu was znam: Thot — bóg magii, Chrystus — bóg wcieleń i Aryman — bóg wiodący w mrokach na barce.
305Wzrastałem wczoraj między wielkimi, staję się między wielkimi, staję się między tymi, co się stają.
306Odkrywam oblicze Jedynego Oka, odkrywam krąg ciemności. Jestem jeden z Was.
307Czy latorośl ze Słonecznego Miasta może być zniszczoną?
308Tego, co mówię ja — Światowid, ludzie nie opowiadają, bogowie nie objawią. Przenikam tych, co mnie zniszczyli, lecz nie widzę już tajemnic. Moje przejście jest przez pałac słońca.
309Jestem wielki, który tworzy światło. Otwórz odnowionemu, który jest we mnie.
310 311 312 313— Podwójne oko żmii: grzech i pokuta.
314— Oddziel się od niej i przyjdź twarzą w twarz przed miejsce odrodzenia.
315Nie ma drogi zamkniętej dla nieboszczyka w kierunku nieba lub ziemi: wiadomość ogromna!
316Jestem duch wielki wśród gór i jodeł. Ludzie nie znają tego imienia. Ja jestem wczoraj. Widzący miliony lat, idący drogami nadniebnymi.
317Niech oko nie połyka swych łez. Jestem na wschodzie, oświetlam przodków w ich trumnach. Przechodzę niebo — idę przez ścianę żelazną, czyniąc światło. Otwieram i zamykam. Nie ma wielkości nade mną, jako lwem. Zaczynam się, gdy zechcę. Władza magiczna daje moc memu ciału.
318Jestem powódź górskiego strumienia wiosną! odtwarzam się w zamarzłości nocnej. Wychodzę, łamiąc drzwi zimy — wprowadzam tu oświecenie serca.
319Zasiadam w mym pałacu na widnokręgu; odbieram ofiary na ołtarzu; upajam się wieczorną obiatą[188].
320Jestem koniec rozwoju firmamentu. Promieniuję światło po drodze całkowitej ciemności — przez oczy Węża wiecznego, który jest w mym łonie — przy pomocy siły magicznego słowa. — Ja zmartwychwstaję przez nie — przybywam przez nie, wracam się z nim w dolinę łez Polski, gdzie spocznę.
321 322Jestem kobieta, światło ciemności — rozświecam mrok, który się staje jutrzenką. Imię węża na wpół skamieniałego, który stanął przeciw mej barce wyprężony, zjadacz cieniów. Ten, który jest w swym ogniu, — który wyszedł z wodospadów piekła.
323O istoto wzniosła i uwielbiana, wodzu widm, Duszo, władczyni grozy — wznosisz się na swym tronie wielkim.
324Niewątpliwie, dokonana jest droga dla duszy cienia, który jest we mnie…
325Nie daj widzieć tego żadnemu człowiekowi, prócz króla i kapłana.
326Nie daj widzieć niewolnikowi, który idzie i wraca.
327Nie czyń licznych komentarzy z pamięci lub wyobraźni. Poznasz je całe w sali unieśmiertelnień. Prawdziwe misterium, którego nie zna człowiek o przegniłej inteligencji…”
328Mag Litwor podniósł powieki swe ciężkie, jak głazy kamienne, niesione przez lodozwał — (rozbrzmiał dźwięk melodyjny, daleki, jakby zza widnokręgu)!
329Mag wychodził z jaskini filarów i posągów stalaktytowych, gdzie złotem świeciły postacie Tatrzańskich Rycerzy.
330Jeden miał napis runiczny: „Krzestów Wiciądz” (chrześcijański Witeź), a Bogini przy nim będąca ze słońcem nad głową, z poniżonym w cieniu trójkątem pogańskim — napis runiczny: „Dziewica Matka tych, co mają dźwięczną mowę”.
331Polska, Religia, Historia, WizjaRozmyślał Mag Litwor: więc na dworze królewskim Lechitów pisano runami w języku polskim — była oświata, odrębna od łacińskiej, magicznie łącząca się z tajemnym pismem runicznym całej Północy?
332Na amuletach z postacią ludzką i twarzą diabła, z rogami baranimi, czytało się napis: „Lice lecz!” to znaczy: „Istoto uzdrów!” Na wężach było: — „Zawsze wężu — przeciw boleści!”
333Na złotym diademie: „Lietuwoj mnie posiada”.
334Na zegarze słonecznym kamiennym kształtu koła — napis:
335 336Z napisami właścicieli i tych, co przedmioty wykuli, były relikwiarze brązowe, młoty, pierścienie, monety, a przede wszystkim dzwony, kamienie graniczne i nagrobki. Normana północnego mogiła brzmiała: —
337„Thormundzie, używaj mogiły!” Gdzie indziej:
338„Ja Hagustald pogrzebałem syna w tej mogile. — Ja Wakran nagrobek kułem”.
339Kamień inny głosił: „Thurin postawił ten kamień dla Karela, dobrego towarzysza swego, bohaterskiego męża”.
340— „Sote postawił kamień ten dla brata swego Asgusta czerwonotarczowego”. — „Mogiła Alego, świątyni czcigodnego kapłana”.
341 342 343— „Został tu pożarty przez wilka”. —
344Wielkie sklepienia podziemi zdały się napełniać tarczami i śpiewem umarłych Wikingów, którzy władali Polską.
345Historyczne światło na wędrówki korsarzy rzucał ten napis: „Zginął on w Grecji”.
346Na grobowcu Polaka poganina, który trzyma trójkąt, głosił napis: —
347„Zmir żyrtwą leży”. Na drugiej stronie:
348„Zmirnowego ociec Lutewoj woju”.
349Widać, była to ofiara walki pogańskiej z chrześcijaństwem, na dworze króla wschodzącym.
350Urna nieopisanego wdzięku z tymi cierniowymi znaki:
351„Umarłemu małemu stawiłem biadając”.
352Mag Litwor oczy miał pełne łez na tę wieczną tożsamość duszy ludzkiej.
353Mag Litwor idąc dalej widział wyraźne z Indii przyniesione pomniki Ariów.
354Z tej krainy, która była krainą baśni, Fizon — mlekiem płynący, czyli Ganges — okrążać miał krainę złota; na pierwszych stronicach Biblii już jest beryl i lazurowy kamień z krainy Ofiru, czyli z Indii Zachodnich.
355Stąd szły owe najcenniejsze z towarów dawnych — złoto, sandałowe drzewo, perły, małpy, pawie i bisiory[189].
356Tu w podziemiach Giewontu, którego imię jest reminiscencją góry u zendów[190] Giwant, jak były inne Dant lub Meru — w tych podziemiach, jak w przecudownych w granicie wyrytych galeriach bogów Rameswaram[191] i Ellory[192], jak w jaskiniach wodnych Elefanty[193] i w Amrawati[194] znajdował się Dwór boga Indry —
357tak tu było miasto całe, gdzie niegdyś w epoce dżdżu i zimy chroniły się giganty — może jeszcze z tej cyklopejskiej rasy, po której znane jest 127 miast w Europie cyklopejskiego pochodzenia?
358Rasa ta z wiedzą ezoteryczną, zastosowaną do sztuki architektonicznej — ci Atlantyjczycy — ci Gibborim[195] biblijni, jakby sturęcy olbrzymi Hekantonchejrzy z Odysei — wznosili budowle potężne, te posągi Bamianu, wobec których kolos Rodyjski był małym; wznosili miasta wielkie jak Babilon w tych płaskowyżach Tybetu, gdzie teraz tylko orkany szaleją.
359Udzielić tych tajemnic nieprzygotowanym — byłoby „jak dziecku świecę dać w prochowym magazynie”.
360Czytał Mag Litwor wielkie pieśni Wiedzy w tych złomach potężnych, kute z granitu, widocznie z dala przyniesionego, gdyż Giewont jest z wapienia[196].
361Były to sagi o Ziemi, jako królowej wężów. Były hymny do Świętego Szatana, które potem powtórzył Hermes Trismegista[197]: „między bogami nie ma mu równego; w jego ręku wszystkie królestwa, władza i wspaniałość świata”.
362Wyszedł Mag Litwor na światło gwiazd.
363I znowu w pustyni, wyrzeźbionej ścianami czarnych gigantów. Cisza tak wielka, że słyszał szeleszczące pod głazami strumyczki ros.
364W mroku wśród błękitnych oparów szła kobieta, jak widmo.
365 366W ręce miała harfę trójkątną, której struny były wieszczące o Nowym Objawieniu. Nad twarzą bledszą od księżyca wznosił się gąszcz wspaniałych włosów.
367I mówiła ta pieśń o latach oczekiwań wśród łez i umęczenia. Mówiła do swych najtajniejszych myśli, zrodzonych w noce słotne, listopadowe, beznadziejne. Do myśli, w noce księżycowe, zielonawe, magiczne, wśród borów nad brzegiem północnego morza spędzonych. Pytała, kiedy zwycięży Miłość?
368Złowieszczy ból przysłaniał oczy Maga Litwora.
369W jej łzach łamały się sklepienia nieba.
370Mag Litwor, nieruchomy strażnik, stał u bram śmierci i wyrzekł na wieczność: nigdy! Ujrzał, że wstrząsnęły się końce jej palców delikatnych, tęczujących. Spojrzał, nie w oczy jej, podobne grotom, w których fosforyzuje ametystami i czarnym agatem głębina Morskiego Oka — spojrzał w mrok straszliwy piekła, które ją okrywało więzieniem.
371W mroku tym świeciło gwiazd kilka niejasno — był to Ofiuchos[198]. Ukazał jej: jakby ją wiódł na stos i w ofierze składał bogowi Piekła. Wymówił słowa mocne, niedosiężne.
372 373Słyszał jej kroki ciche, jakby kto pod ziemią przybijał gwoźdźmi trumnę — cichsze — jakby się sypała ziemia na twarz umarłej, i tak niepowrotne, jak muśnięcia rzuconych do mogiły kwiatów.
374Umilkła pustynia wielkich gór.
375Mroczny Giewont spotworniał — zwiastun śmierci, wiodący do kraju cieniów, szklił się od gwiazd.
376Legł w zapadlinie jego piersi Mag.
377Nie wiadomo, ile nieruchomych epok — patrzył w górę, gdzie płynął na barce niewidzialnej tajemny, straszliwy księżyc. Podstawa góry rozpościerała się na kilka dolin, mogiła rycerza miała wysokość tak ogromną, iż monumentalny krzyż na jego przyłbicy zdał się igraszką. Głowa potrzaskana w jamy i otchłanie — nieujęte już w formę twarzy.
378Ból i tajemniczość mroczyły się w jakieś lico nadludzkie, straszliwe skamieniałej Nieskończoności. Miliony zmarło Lechitów, zmieniły się dynastie królów, zanim te głazy kilkopiętrowe z szarego granitu były ociosane przez deszcze i śniegi, zanim przywiozły je, tocząc na sobie, lawiny — i zanim dawna olbrzymia rzeka wodospadem wyrzeźbiła kamienną masę w bożyszcze Giewontu.
379Mag Litwor uczuł w piersi swej wezbrane uczucie tożsamości z tym, którego proch dawno się już rozwiał z świętokradczo naruszonego kurhanu. Lecz przejęty bólem wiecznej Złudy, rzekł w najgłębszych milczeniach swych: nie krąży nic nad pustynią unicestwienia!…
380Góra, ŻywiołyKamienny olbrzym przechylił się na bok gwałtownie, ciało Maga, dotąd leżące bezpiecznie, teraz zawisło nad przepaścią, gdzie jodły sterczały jakby las dzirytów[199]. Trzymał się wysterku skały, zaś Giewont masą olbrzymią wahał się ciężko, opadał na bok i przecząc wszystkim prawom grawitacji, wirował na jednym kancie, pochylony ciężarem daleko za granicą linii równowagi.
381Giewont, sądzić można, iż strząsnąć chciał Maga, niby mamut małą muszkę, zaczepioną na strasznym karku; linią horyzontalną stawał w pion i opadał, lecz co zadziwiało najwięcej, iż ruchy te odbywały się w próżni, to jest: nie czuć było uderzeń o ziemię! Nagle, jak okręt miotany burzą, kiedy się zaryje w ławicę piasku, Giewont runął ciężko — a po głazach przebiegało wstrząśnienie, jak oddech rozszalałego morza. Każdy śmiertelnik zemdlałby ze znużenia i grozy — runąłby z tych piętr wyższych niż mury wieży Babel.
382Wtem błysnęło światełko migając w odległym narożniku zapalone — czyżby księżyc rzucił zza chmury swój zachodzący promień? lecz raczej był to blask we wnętrzach Giewontu.
383Milczenie. Nagły spokój. Mag jął iść po ciosach wapiennego dna Pramorza Tatr. Z głowy Bożyszcza światło zdało się wcale nie zbliżać — wreszcie zgasło.
384Kiedy Mag Litwor ujrzał się wreszcie przed wejściem, utajonym w trójkącie przyłbicy Giewontu, z ust jego płynęła posoką krew.
385Dusza jego upływała z nią — zali[200] się dowie?
386Wstąpił znowu w ciasny korytarz, wijący się ślimakiem — namacał ostatni kres; był to mur, czy szlifowana skała? Żaden geniusz rozumu nie mógł jej odewrzeć. Lecz mimo wiedzy ręce jego dotykały się runów i przy jednym naciśnięciu skała uchyliła mu wejścia w jakiś krużganek, nad przepaść wiodący, skąd wiał lodowaty chłód. Szmery i westchnienia — zapewne przypływ powietrza przez szczeliny — jednak zdawało się, że rojno tu od widm.
387Zwarła się skała. Po głazach wystających nad otchłanią idąc, uczuł Mag, że mu serce zamiera, gdyż znaleźć nie mógł już oparcia — tak więc był w pułapce grobu. Wyciągnąwszy rękę uchwycił końce łańcucha — i nie badając już, dokąd go zawiedzie, wspinał się Mag po nim wysoko — jak na dzwonnicę. I nie wstąpił, lecz ukląkł na progu małej komnaty, otoczonej kolumnami, na których były wyryte prawa całej ziemi. Przez wąski otwór w górze, który przerzynał niezmierną wysoczyznę góry, widać było, jak w dioptrze teleskopu, przesuwającą się mgławicę Sobieskiego[201], która, odbita od wklęsłych zwierciadeł lodowca, rzucała blask magiczny na kosztowne kamienie, oprawione w ścianach i w architrawie.
388Iskrzyły miliony płomyczków od rubinowego zodiaku — szmaragdy bogini Maruny rzucały cichy blask najgłębszej mądrości; astralne skrzydła Lelum i Polelum na architrawie tonęły w mrocznych głębinach zimnego Morskiego Oka.
389Przepajały go moce i natchnienia, odradzały — wzmagały do wiecznej ekstazy młodzieńczego Światowida. Uczuł się władcą, przenikał miliony lat, wchodził na szczyty gór niepodobieństwa.
390 391Słowo, DuchNie był sam. Czuł to, nie widząc nikogo. Ujrzał na ścianie odblask ręki. Fosforyzowała, wychodząc z chmury czarnej. Nie wiedział, co by miała obwieścić — usłyszał, jak miecz upadł nagle i toczył się po posadzce. Miecz ten mignął w powietrzu i znalazł się w dłoni Widma — które ostrzem hartownym, skrzypiąc po granicie, wypisało w języku zaginionym Słowian indyjskich:
392 393Tak mocny był blask mgławicy w zwierciadłach krysztalnych, iż czytał wyraźnie to słowo wieczne, twórcze, niezgłębione, stanowiące pierwszy wschód ku cudownym świątyniom, nieznanym już na ziemi. Ręka widma tym jedynym wyrazem nakreśliła dziwny poemat wiekuistych doskonaleń Umarłego.
394Mag Litwor mówił, wyszedłszy z podziemi Giewontu, do widm z podłymi głowami, które czyhały, aby mu odebrać tajemnicę i rozszarpać:
395— Przysięgam wam, którzykolwiek Polskę zabijacie, iż nigdy ani głoska jedna powierzoną wam nie zostanie. Możecie wątpić, wahać się, zaprzeczać, szydzić, przechodzić w milczeniu — nie obejdzie mnie to bynajmniej.
396 397I jeżeli wyszedłem z grobów Tatr, to przeto, iż posiadłem zaklęcia, które mnie wiodły przez mury i bezdenie, przez zamarzłe lodowce i ogień podziemnych lawospadów.
398I jeżeli nie oniemiałem z radości, pojąwszy niezniszczalną wiedzę, to — iż piękność objawień graniczyła z najstraszliwszą grozą. Były to posągi z ożywionych świateł, góry objawień na górach tajemnic, tysiącolecia i miliony lat, narzucone, jak liście drobne, więdnące wśród wąwozów wieczności. — — — — —
III. Twór ludzki
399Niebo, MorzeNiebo wyglądało już jak turkusowy, zaświatowy ocean z horyzontami ze złota i płomieni; gór mrocznych niebosiężny ołtarz, na którym płoną umarli. Kto wtajemniczył się w życie ludzi najdostojniejszych na ziemi — temu nie będzie nowe, choć pozostanie dziwne, że z olbrzymiej skały Giewontu wyszedł Mag Litwor, jeden z tych zaginionych Magów, którzy jeszcze gdzieniegdzie są i kiedykolwiek mają się stać.
400Nie był on sam — za nim szedł jakiś magopodobny potwór, uśmiechał się napuszenie, w kompilacji robaczliwych instynktów i taniego rozsądku. — A to oszust! — rzekł, myśląc o Magu i świecie, do którego ten go wprowadził.
401Nie obrażajmy jednak zbytnio Mangra[202]: był to zwyczajny człowiek.
402Trochę więcej, czy trochę mniej podły — co to już znaczy?
403PrzywódcaJedna z tych bestii, które, jeśli mają kaczy dziób naiwności, to w tyle kryją jadowity szpon znęcania się nad wszystkim, co nie jest kaczodziobem.
404Jedno z tych zwierząt stadnych, które żyją z wzajemnego oszustwa: zawsze chciwe, choćby miało pałace, zawsze spekulujące na tym, że ktoś inny ma zasady wzniosłe i według nich postąpi, ono zaś ma frazesy — kto wie? może jeszcze wyżej podlicytowane, ale uważa za swój wyjątkowy rozum, żeby w życiowej tak zwanej walce — iść drogą geszeftu[203] i żuiserstwa[204], wie bowiem, że wśród równego sobie stada, po niewymownie opłakiwanej śmierci, będzie nazywało się nieboszczykiem, tj. niebo ziszczającym.
405Kiedy Chrystus nauczał: „Kochaj bliźniego, jak siebie” — kaczodziób oznajmi: kochaj więcej, niż siebie, bo myśląc, że on jest tym jedynym bliźnim, lęka się wszelkiego ograniczenia zakonu dobra w zastosowaniu do swego ja. Tak przemykając w masce religii i etyki, dążeń społecznych i narodowych lub choćby w imię postępu i socjalizmu — kaczodziób postara się wybić naprzód — jako prorok wilczoprosięcego stada.
406Taki Mangro dziś jest zwykłym wyjcem opinii publicznej, jutro będzie przewódcą partii, luminarzem stowarzyszeń i salonów, obejmie katedrę, meeting, kazalnicę lub dom gry.
407Taki szakal zawsze okradnie, zawsze wywącha, zawsze obełże, zawsze pojmie niewinną, lecz bogatą cnotę za swą magnifikę[205], zawsze urodzi mu się szlachetny syn, który będzie musiał prać jego brudną renomę, jeśli na swe nieszczęście nie puści sobie kuli po pierwszym spotkaniu ze swym nieubranym już we frazesy papą.
408Więc nie uważajmy Mangra za jedynego Kalibana na całej ziemnej wyspie.
409Dlaczego jednak Mag Litwor znosił go w swojej obecności? Może pewne światło rzucą na tę sprawę własne słowa Mangra.
410— Mistrzu — rzekł — jeślibyś chciał zrobić efekt na publiczności — wystarczy, jeśli im opowiesz, jakeśmy się namęczyli w tych ciemnościach. Ja ostatecznie wyszedłem nienajgorzej. Znalazłem primo dowód, że mistycyzm, magia itd. są ścianą, w którą można stukać, lecz z której nic się nie odzywa. Secundo, poetycka Rosynantowa[206] wyobraźnia dawno przestała mnie już, na moje szczęście, unosić, odkąd poznałem, że wymarzony milion nie jest jeszcze tym, który mi oby! zabrzęczał prędko w kieszeni! Tertio, konkretnie mówiąc, zdobyłem ten jeno klejnocik, który sprzedam, jako koronę króla Popiela, do muzeum w Luwrze. Już tak jeden raz udało mi się z koroną Sajtafernesa[207]. —
411Tu ukazał Magowi fałszywą, lecz nad podziw zręcznie naśladowaną koronę, którą w przejściu przez świątynię podziemia zdołał wygnieść w rękach z cyny, wypiłować i, zamoczywszy w Złotym Jeziorze milczenia wieków, nadać jej wygląd niezwykły d'une Haute Nouveauté[208].
412— Tiens[209] — mówił dalej — wydębię ze siebie małą rozprawkę o ludzkiej aberracji. Zadedykuję kolegium rzymskiemu — to będzie wyglądało dla niewierzących na szykanę, dla wierzących na uznanie, że w Rzymie jest Lumen Mundi[210].
413Aber hier liegt der Hund begraben[211]: w Oksfordzie mam wielu znajomych — król Edward na jednej kanapie ze mną dzielił ideały — w rozmowie o tym, żeby się nigdy nie dać niczemu oszukać — wybadam grunt, czy raczej naukowym być w Oksfordzie, czy intuicyjnym w Rzymie? —
414Musiał być chłodny ranek, bo Mag wzdrygnął się nagle. On nigdy nie słyszał i nie widział Mangra, lecz kiedy chciał — słyszał go i przenikał na wskroś tak w jego spirali zaczajeń i zimnych kalkulacji, że nigdy Mangro nawet we śnie równie szczerze sprawy ze siebie nie zdawał.
415Góra, SłońceSłońce niewidzialnym stosem ognia lśniło za Muraniem[212] i, zaczepiwszy brylantową drabinę za potworne mury Tatr, wnet, jakby wdzierający się Aleksander Macedoński na mury Indyjskiego Miasta, stanęło już na wirchu mrocznych, nierozświetlonych od strony cienia, olbrzymów.
416Mangro mówił dalej: Faust miał Wagnera, Don Kichot — Sancho Pansę, my raczej jesteśmy jak Hadrian i ulubieniec jego Antinous[213], lecz że nie znoszę poetyckiego kabotynizmu — powiem wprost, że wy, Mistrzu, jesteście jak natura, która mnie ukazuje swój odwrotny medal — i każąc się mi przejrzeć, mówi: — cóż, jakżeś się sobie upodobał?
417Bardzo mi jest dobrze za tobą, moja Pani! Magiczne ramy czarują motłoch, ja widzę tylko zwykłe, karczemne lustro, gdzie we wgięciach oglądam siebie naturalnym!
418Lecz racz mi powiedzieć, Mistrzu, czym Twoją uwagę przykułem tak do mej, bądź co bądź niezwykłej istności? w nędznej portowej mieścinie, dawnym mitycznym Ofirze, angielski okręt stał w porcie, a ja, wieziony do kopalń Nowej Kaledonii, zdołałem włamać się do kajuty kapitana i w szatach, jemu już niepotrzebnych, wszedłem na molo. Ścigany przez władze perskie i angielskie z gromadą dogów — już miałem bandę na kołnierzu, gdy ty, o Błogosławiony Panie, w grocie czytając księgę Zend-Avesty[214], skinąłeś na mnie! I nie pochwyciłeś mnie, mimo wysokiej nagrody na mą głowę, lecz dałeś mi habit zakonny, a dogi odwiodłeś w inną stronę. Polska, Interes, RobakKazałeś potem iść za sobą po całej ziemi i aż tu do tej Polski, z której niegdyś wyemigrowałem, jak mnie się zdawało raz na zawsze — bo jest Bagnem dla małego robactwa, nie dla mnie, który tu nie mogę rozwinąć zwykłych moich płetw w interesach. —
419Mag Litwor otworzył księgę sanskrycką i kazał Mangrowi czytać.
420 421— Mścił ojca swego, pożartego przez Rakszasa[215]; setki ich zostało zniszczone za pomocą ofiary, lecz gdy mogli być doszczętnie zniszczeni, dziad jego rzekł:
422— Dosyć, Rakszasi nie są winni; każdy człowiek ma przeznaczenie, które jest rezultatem jego postępków.
423GniewGniew jest zniszczeniem wszystkiego, co osiągnął człowiek przez nieustanne wysiłki i pobożne umartwienia. Niech żaden z tych bezbronnych duchów ciemności nie będzie odtąd niszczony. Litość jest karą, przez sprawiedliwego wymierzoną. —
424 425Zabłysnęły złowieszczo oczy Mangrowi i rzekł:
426— Niezupełnie, Mistrzu — jest to dla mnie za wulgarna baliwernia[216]! —
427Nie mówił już Mag Litwor, lecz patrzył na cudowne pałace gór i na puszczę, gdzie rosły aż po niebo tęgie smreki, przy ziemi zaś krzewiły się wrzosy i gatunek wilczego ziela. Długo przyglądał się nikłym roślinom Mag, po czym, odkrywszy w innym miejscu księgę, skinął na towarzysza, którego twarz i ruchy zdradzały menażeryjne pochodzenie, a musiał piastować godność lektora, bo, jak egipski pisarz, usiadł na ziemi i szybko, choć z widoczną niechęcią, jął czytać w księdze:
428„RoślinyI wejdzie Mag w puszczę lepidodendronów, które, skarłowaciawszy przez ciąg milionów lat, nazwane były w Tatrach Nietotą.
429Każda kosa rozbija się na tym nikłym, pełznącym zielu, którego kwiatu nikt nie oglądał — na tym nikłym zielu, pochodzącym od królewskich drzew olbrzymów, szumiących w dawnej manwantarze[217] ziemi, przesyconej burzami elektryczności.
430Mędrzec, CzarySmok skrzydlaty, a w dziedzinie ludzkiej Mag zostali wytraceni: tu nędzny żywot wlecze leniwa salamandra i legwan, — tam ksiądz, uczony albo poeta.
431Mag należy do wszystkich światów”. —
432Błysnął Mangro okiem nieufnym, czy Mag sobie czegoś nie dokomponował. — Wszakże to jest księga objawień, pisana przez Brahmatmę, czyli indyjskiego papieża Jati-Riczi, w której nie wolno czynić poprawek — wyrzekł nabożnie. Odwróciwszy się tyłem do wielkiej jutrznianej sonaty, rzekł, siląc się na głębię: „Słońce jest plamą dla tych, którzy świecić nie pragną. A bas le soleil[218]!” I uwagę tę wpisał między dwie miniatury, przedstawiające świętych, modlących się nad morzem wśród burzy, żałując, iż mało miejsca zostało mu na umieszczenie tam jego podobizny z autograficznym podpisem.
433Mag Litwor wiedział, że Mangro posiada pasję przemieniania wszystkiego nie tylko na geszeft, ale i na literaturę.
434I teraz widział go, jak wtuliwszy ogon, godny króla małp, czcigodnego Hanumana[219], pod swój habit, odwrócił kilka kart laseczką z kości słoniowej i na brzeżku notował coś, mającego zapewne wnieść realistyczne oświetlenie. Mag, wchłonąwszy kilka kropel z potoka na odświeżenie ust, zdjął zawój z głowy, rzucający mroczny cień na twarz: teraz dopiero można było się przyjrzeć tym rysom, dźwigającym na sobie wieki — a tak witeziowo młodym, jakby od roku 30 życia potęgowały się tylko mądrość, wola i miłosierdzie, a nie umniejszały się siły fizyczne, owszem nabierały jakiegoś mitycznego hartu. Mrok czarnej brody, brwi krucze nad oczami lodowo szafirowymi.
435Smutek, Cień, PrzywódcaStał w kontemplacji smutku, który jest echem wszystkich rzeczy głębokich, nad głową zaś jego jarzył krwawy stygmat słońca. Dusza Maga pełną była rozpacznego cienia. Z wąwozów Nieszczęścia wyprowadzić jej nie mógł, on — wódz ojczyzny — chyba rozpaliwszy wiązki chrustu na rogach tysięcy dzikich bawołów, jak Hannibal, lecz nie mógł użyć tego sposobu, gdyż miał nad wszystkim litość.
436Więc wynalazł bezdroże podziemne, żeby nikogo nie ranić, jak skałotocz[220] rył tunele w skale głębokiej, wchodził w rozpadliny świata przeminionego i w ametystami zarosłą jaskinię, ciągnącą się długim korytarzem zagrobowych objawień. W labiryntach Giewontu znalazł szkielet wędrowca umarłego, który miał na piersi złotą enigmę — trójkąt klęczącego mężczyzny, przecięty trójkątem leżącej kobiety; na jednej stronie był napis: „Wyzwolenie” i trzy krzyże niespodziane[221], na drugiej wielka gwiazda i werset z Jezajasza:
437„Ty więc jesteś Bóg niewidzialny”.
438Modlił się Mag Litwor radośnie w przepaści nocą, gdzie nikt go nie oglądał — w tej przepaści najpotworniejszego z grobowców wśród mroku nieznanego śmiertelnym. Wędrowiec, który leżał umarły, szedł widocznie z tej polskiej krainy — ku jakimś innym światom, które może opuścił Mag Litwor.
439Ten krokiem równym, lecz mijającym tysiącolecia, szedł podziemiami i, rozchyliwszy wreszcie ostatnią zaporę ziemi, — po wielkim zapachu zboża poznał, że idzie przez łan krainy polskiej. W staroświeckim dworze zastał już Mangra, który skupywał ziemię od zdeprawowanych magnatów i sprzedawał mądrzejszym cudzoziemcom. Mag zjawieniem się swoim przejął taką mocą potomków książąt Zbaraskich, że wielkie swe puszcze przeznaczyli na Park Narodowy. Kiedy jednak Mag poszedł dalej, Mangro dokonał tyle, że ks. Zbarascy namyślili się — i w puszczach założyli prawidłowe polowania. Magnaci strzelali sarny lub dziki z wysokich wież — lub tępili bażanty z rewolwerów w tych puszczach odwiecznych, które przejeżdżali w gronie wesołym automobilami.
440Droga, Życie jako wędrówkaTak idą Mag Litwor i Mangro, spotykając — to się rozstając, jeden sieje gwiazdy — drugi zasiewa wszelkiego rodzaju zarazki. Teraz znów się zeszli — i w obliczu Tatr zwrócił swe oczy Mag do słońca, zamknąwszy powieki, prosił wielkiego świetlanego boga, aby mu napełnił smutne po wszystką otchłań serce.
441PtakMangro niemiłosiernie chrząknął i, choć wiedział, że było mu to przez pierwsze powagi medyczne zabronione, chyłkiem rzuciwszy księgę, skoczył na drzewo — bo ujrzał tam wielką brunatną sójkę, odlatującą z gniazda. Mangro, jak czarny wampir tłukąc się po drzewie, na szczycie rozrosłego pnia ujrzał cenny skarb: osiem, wielkości gołębiej nakrapianych jaj. Z przedziwną zręcznością małpoluda zesunął się z drzewa, odpędziwszy sójkę, która z krzykiem rzucała mu się do oczu, mając zresztą jastrzębi dziób i wcale zadziorzyste szpony.
442— Chcesz walczyć unguibus et rostro, szponami i dziobem! — rzekł napuszenie Mangro — ale w końcu zdecydujesz się uznać, że wesele musi być powtórzone z nowym ceremoniałem! zgodziłaś się? — leci w dalekie zagaje, drąc się, jak Madame Twardowska po przygodzie na rynku. —
443Mangro, widząc, że go nie słuchają, położył ośmioro jaj na trawie u stóp Maga.
444Tu mogła się stać rzecz pożądana dla malarza, czyhającego na karykatury, gdyby Mag Litwor miał zwyczaj krok czynić wprzód, nim się rozejrzy. Uniknąwszy zamienienia jaj na galaretę, powiedział tylko do Mangra:
445— Źle, iżeś pomyślał o sobie w taki sposób, rujnując szczęście sójki.
446— Wszakże, Mistrzu, to wam podaję — rzekł uprzejmie Mangro.
447Nie mówiąc już słowa jednego, Mag Litwor wziął gniazdo i podszedł do jaworu. Jest legenda góralska, że jeśli kto weźmie gniazdo sójki — ten ptak, żeby je odzyskać, rzuca przywłaszczycielowi tajemniczą trawę, która, dając wiedzę wszystkiego — sama nie ma nawet nazwy. Koń, mówią, jeśli nastąpi na tę trawę — natychmiast mu z podkowy wypadną wszystkie gicele.
448Mag Litwor nie czekał na nagrodę sójki. Szedł, zapatrzony w chmurzący się, choć poranny krajobraz — za nim zaś rozlegało się uderzanie skorupek sójczych o kamień.
449Brzozy wielkie jakimś przerzedziałym lasem okrywały okolicę, nieznaną mu zupełnie. Ujrzał w dali idących czterech włóczęgów. Oni jego dostrzegli jeszcze pierwej. Wydał im się bogaczem. Spieszyli na przełaj. Nikt w tej krainie nie witał go dotąd z taką gotowością. Nie miał broni, nawet maleńkiej różdżki dla poszukiwania źródeł i skarbów zaklętych.
450W ich rękach czernią się ohydne, gumą oblane sprężyny, które w Afryce policja rozdaje dla pogromów.
451Mag wszedł wolno przez bramę na cmentarz, błądził po mogiłach i nagle wzrok jego duszy ujrzał jednego z nieszczęsnych, wczoraj pochowanego w letargu. Jął szybko rozkopywać kawałkiem deski ziemię, oglądając się na pomoc Mangra, lecz tego nie było. Tak został otoczony przez zbiegłych czterech bandytów, którzy w zamieszce nieszczęsnej kraju mieli obfite źródło łotrowskiego przemysłu. Czary, MistrzUciekać nie umieją Magowie, nawet kiedy burza grozi rozbiciem okrętu, na który mają wsiąść — nawet kiedy trzęsienie ziemi ma zdruzgotać świątynię, w której zanoszą ofiary. Dusza wszechświata nie pozwala używać magicznych potęg na własną obronę.
452Widział Mag usta krwią oblane tego, który zbudzony z letargu, dusił się pod ziemią, usłyszał już chrobotanie ciche powykręcanych palców. Włóczędzy wzięli Maga za poszukiwacza klejnotów mogilnych — spieszą mu pomóc — wnet mogiła jest rozkopana. Skrzynię odchylają — tam leży stary, biedny Żyd, z twarzą zsiniałą, z wzrokiem, który od ponurości przechodzi w bezgraniczny zachwyt, jakby dla Mesjasza. Lecz włóczędzy są na Maga wściekli: podnoszą się ich pałki, wzrok hien! Za chwilę rozbitą będzie głowa, pełna najbardziej gwiaździstych myśli, niesionych ojczyźnie. Lecz nad Magiem każdym czuwa wielki Niewiadomy — taki werset z księgi przypomniał sobie Mangro, patrząc na tę scenę z odległości i z wyżyny zacmentarnych brzóz, wsparty na wierzchołku, jak Murawiew na swoim kosturze. Wyciągnął notes i drugą myśl zanotował skwapliwie:
453— „Rzeczą najważniejszą jest nigdy przed niczym w żadnym wypadku nie przeżywać strachu”. Cóż by teraz uczynił Japończyk? Sposobem dżiu-dżitsu powaliłby pierwszego, złamałby rękę drugiemu, roztrzaskał głowę trzeciego i spokojnie patrzył, jak ostatni będzie gnał, opętany zwierzęcym przerażeniem.
454(Mangro był zjadliwy względem zwierząt.)
455— Francuz zaś rozpocząłby od Żyda: Sale guêle que tu es[222]! i z brodiagami[223] zaśpiewałby Marsyliankę. Polak, po pierwsze nie wszedłby nigdy na cmentarz żydowski, po wtóre zacząłby kląć trzy państwa zaborcze, w których tamują itd. — w ogóle byłby niezdecydowany, czy zasłonić się boksem, czy krzyżem; co się zaś tyczy adepta życiowości Mangra, ten wie zawsze, gdzie wejść i kiedy rozmyślać. Zresztą nie trudzi się wskrzeszaniem umarłych — z tego powodu nie naraża się ludziom żyjącym.
456— Tymczasem patrzmy, co robi wielki Prestidigitator! — rzekł do siebie Mangro. — Tygrysów umie strącać on wzrokiem w przepaść, lecz nigdy jeszcze nie czynił tak z ludźmi. Widzę stąd ich zwierzęce, przepite fizjonomie. Zakreśli niechybnie krąg i wyceluje w miejsce najsłabsze każdego z nich pod zębami. Znamy się na tym. Wiemy, jak się zachowują mężczyźni np. podczas pożaru w Operze lub kiedy tonie parostatek. Biją i kopią, drapią i gryzą, plują i wyją — słowem budzi się w nich nie jedno zwierzę, ale cała menażeria. I to są zaiste najmędrsi. WiaraCo do mnie, wierzę publicznie w Opatrzność, ale piszę ją w myśli swej jako opaczność — — przez cz!! —
457Teraz jednak Mangro zamienił się już cały z recenzenta, osądzającego z dala teren wojny — w widza, który, zapłaciwszy swą pesetę[224] za miejsce na toros[225], wie, że za sto peset nie zechce się wmieszać do walki z rozwścieklonym bykiem. Lecz rozczarowanie jego było ogromne.
458Mag szedł wśród brzóz wielkich przerzedniałego[226] lasu ku swemu Przeznaczeniu; za nim trop w trop wlókł się zgarbiony, sędziwy Żyd. Włóczędzy stanęli nad pustym grobem, płakali — i podawszy sobie ręce, złożyli jakieś przyrzeczenie. Komu? Grobowi pustemu — lub opatrznej myśli losu, który, wiodąc ich do zbrodni, ukazał nagle ścieżynę miłosierdzia dla tych zatraceńców?
459Mangro pośpiesznie zlazł z drzewa i biegł na spotkanie Maga, wystawiwszy nawet język i nieprzyjemnie rzężąc.
460— Mistrzu — rzekł — zaniepokojony jestem, bo pewne postępy w kabalistyce dały mi poznać, że wam zagrażało niebezpieczeństwo.
461— Niechybnie zagrażało — odpowiedział Mag — wszakże niedaleko już Turowego Rogu, gdzie wielkie szczęście musi rzucać swój wielki cień. Tchórzostwo, WzrokSkoro jednak włazisz na drzewo, pomnij nie zostawiać pod nim księgi, bo mrówki wygryzły na niej przez ten czas jedno zdanie: „tchórz jest ślepy!” —
462Stropił się Mangro, nie wiedział, jak to przyjąć, czy jako moralne oskarżenie, czy zwykłą filozoficzną sentencję, do której i on mógłby się przyczynić, znakomicie wystudiowawszy metodę analizowania z utworów literackich, które by nazwać można koprolitami[227], bo zdradzają rekinowe trzewia swych twórców. Rzekł więc z prostotą Focjona[228], ostatniego Greka, który odmawiał sobie wszelkich praw do tryumfów:
463Gnothi sauthon[229]! wiem to, wiem aż do końca! jesteśmy istotami tylko mechanicznie rozsądnymi, bo wiadomo, że Descartes[230], Malebranche[231] i jezuita Athanasius Kircher[232] odmówili zwierzętom wyższej mądrości, a więc i tak zwanej duszy. Przeto wyznam, że strach jest celowym urządzeniem w przyrodzie, osobliwie też dla ludzi. Wy, Mistrzu, moglibyście sobie nieraz pozwolić na szybszy spacer wobec zbliżających się pięści. Ale bądź co bądź, udało się wam zgrabnie! Widać ubóstwo waszego płaszcza, tęgie dosyć bary, mina cudzoziemska, niewzbudzająca zaufania, a szczególniej kwiecista wymowa, którą zdołaliście tych nicponiów, nie powiem, wzruszyć, ale na chwilę zapiaszczyć im litością ślepia, może wreszcie Mesmera magnetyzm zwierzęcy[233], którym wstrzymaliście bieg krwi w komorach tych brudnych, robaczliwych serc —
464to było na ten raz wcale udatne!
465Ale jeśli włóczędzy pójdą po rozum do głowy i zechcą mieć na chłodne wieczory jaką taką kołdrę z waszego płaszcza — i tu wpadną za nami —
466to nom de nom[234]! nie ofiarowuję się na opancerzoną kazalnicę waszą, spoza której będziecie im przewiercać wszystkie wątroby aż do sumienia. Moje skromne doświadczenie twierdzi, że raczej bądźmy tchórzami, a będziemy mogli jeszcze deptać ludzi odważnych. Uczyńcie mnie swoim impresariem, a potrafię sprzedać waszą Magię, — jak relikwię narodową. Każdy bowiem Mag powinien mieć przy sobie swego szarlatana, jak mówił Renan[235]. Rycerz, RozkoszTak, tak, możemy jeszcze być rycerzami miękkiego łoża, okrągłego stołu i Monsalwatu[236] z ładniutkich dam! —
467Nie wiadomo, czy Mag Litwor poddawał się dowodzeniom Mangra, bo, rozmawiając po hebrajsku ze starym Rabinem, słuchał jego roztrząsań o embrionie, który zna 77 języków w łonie matki. Lecz kiedy stary Rabin wspomniał Esterkę i króla polskiego, widoczny smutek wybił się na twarzy Maga; pytał o legendę, głoszącą, że oczy Kazimierza kazała Esterka wprawić sobie do pierścienia.
468Tak rozmawiając, zniknęli wśród licznych parowów.
469Kondycja ludzka, ZwierzęMangro, spostrzegłszy się sam w lesie nieznanym, zrobił ze strachu wyraz po prostu niedorzeczny. Aby nie wrzasnąć głośno, przekonywał siebie jeszcze europejskimi logizmatami, lecz cichaczem sam dla siebie myślał, że jedyna rzecz mądra, to rzucić się na cztery łapy, księgę zwalić do potoka, zadrzeć kitę, kłapnąć zębami i, stuliwszy uszy po sobie — smyrgnąć w jak najgęstszy las.
470Mag Litwor, przewidując, że to może nastąpić, wziął już dawniej spod drzewa kilkakroćtysiącletnią księgę i poniósł ją sam.
471Teraz dopiero zauważył to Mangro; urażony do żywego, postanowił dać dowód samodzielności artystycznej: ustawił kodak nad cichą zwierciadlaną kałużą i odfotografował w wodzie swoją boleśnie wzgardliwą fizjonomię z rozwścieklonymi oczyma, którym daremnie starał się nadać wyraz mędrca dobrotliwego Sakja Muni[237].
472Kto by dłużej jeszcze chciał znieprawiać się, badając w tym lesie Mangra, ujrzałby go rozmawiającego z czterema bandytami, nakłaniającego ich do zbrodni: zaturkotał powóz, ukazał się jakiś dostojnik, jadący z Murzynem na koźle. Straszny krzyk — jęki — …kałuża krwi wlokła się za mordercami, którzy unieśli trupa do mogiły, wyswobodzonej przez Maga.
473Na uboczu został pilnujący powozu Mangro, który przemówił kilka słów do Murzyna, będąc poliglotą, w języku Kisuahili — i ten jednym skokiem rzucił się na ziemię, nogę Mangra położył na swej głowie i uznał go Fetyszem.
474Czarny syn Afryki i czarniejszy od niego Biały szybko odjechali. TruciznaMangro zostawił kosz z jedzeniem i ratafią, niby przez zapomnienie, w krzakach —
475lecz nieznacznie dosypał trującego proszku, który miał zawsze na detaliczną potrzebę.
476Jadąc wygodnie powozem, rozmyślał nad małym Ejolfem[238] i nad Kuglarzem, który umiał prowadzić na zatopienie bandę szczurów wraz z dzieckiem. Mały Ejolf to jest w ogóle Polska.
477Mag Litwor, rozstawszy się ze zmartwychwstałym Rabinem, nie czekał na Mangra, wierzył, że ten, jeśli nie mądrością, to poradzi sobie węchem.
478Przeminął wzgórza i ciemne lasy. Nasłuchiwał; końcem krywuli[239] kreślił na ziemi rachunek astrologiczny, wreszcie zakończył jednym słowem: Ananke[240].
479 480 481Wzniósł wzrok na góry — niby na bramy mistycznego miasta Ragnarok[241], gdzie mieszkają demony.
482— Tu więc jest moja zagadka — rzekł — tu most[242], po którym naród mam wprowadzić przed wyszlifowane zwierciadło przepaścistej jaźni, odbijającej prawdziwe ludzkie istnienie.
483Jakaż błogosławiona kraina przede mną!
484Bór szumi wieczną opowieścią jodeł, świerków i modrzewi; wielkie katedry wniebowziętych gór. Wędrowiec, którego trupa spotkałem w jaskiniach podziemnych, zaiste wzywał mnie, niosąc swastykę Wyzwolenia.
485Magiczna Trójca posiada klucze do wszystkich serc (prócz swojego)! Zbudzeni, powiedziemy naród po ścieżynie wysokiego Światła. —
486Ujrzał na wznoszącej się mgle odbicie sfinksowe góry, tak wyolbrzymiałej, prawiecznej, pełnej tragicznego mroku — że jął modlić się do kogoś w tych górach, jakby tam zaiste była już grota Jedynego.
487— Polska, DuszaWielki Tajemniczy Duchu — wprowadź mnie do nocy głębszych, do tych bez wyjścia polskich otchłani!
488Wielki Duchu, postawiłeś na mojej drodze mistyczny ołtarz Polski, którego runów odczytać nikt nie może, kto nie jest już po tamtej stronie Wyzwolenia.
489Wielki Duchu, mówić będziesz do mnie z ksiąg tajemnych Turowego Rogu — z tych wielkich stronic życia, zdobnych w ludzkie miniatury — z tych legend o duchach wzniosłej piękności, — z tych zbyt gotyckich śmiesznych ułomnostek — z tych astralnych wieżyc, z tego przecudownego, niezamieszkałego ogrodu Tatr, z tych zwierząt apokaliptycznych, z tych ludzi, którzy błądzą już za kometą Bieli lub siedzą nad kraterami w protuberancji słońca.
490Ludzie, którzy tam żyją, zasłuchani są w poszum morza wieczności, przerywany wprawdzie lichą grzechotką troskliwego dnia albo narodowym nieszczęściem, które jak kula armatnia wryje się w puszczę przed oczyma zdumionego żubra…
491Otaczają jeszcze ich lasy puszczą wspaniałą tu i owdzie pratatrzańską, dusze wznoszą się, jak menhiry[243] wszystkich niemożliwości szczęścia i najwyższych dopełnień tortury.
492Oto już widzę ogrojec Turowego Rogu!
493Wieczór już był, kiedy Mag Litwor wchodził w zarośla wielkich sosen nad skałami u morza. Fosforescencje pian na głazach nadbrzeżnych roztaczają się w dali królestwem bezbrzeżnego modroszafiru. Usłyszał zza muru, przez który przewieszały się mroczne zielenie jodeł, szalejący śpiew:
IV. Maska i miłość
494W bliskości Zakopanego znajdowało się Kasyno zabaw.
495Wśród iluminowanego podwórca i licznych zabudowań stały furki i powozy góralskie, wyczekujące gości.
496Na bramach spodziewał się Mangro znaleźć napisy, głoszące wartość cywilizacyjną domów gry i rozpusty pod wspaniałą dewizą:
497Sine arte luxuria est bestialis et vita odiosissimum taedium[244], jak to widział w Ostendzie.
498Polak, NaródLecz nieumiejętność czynienia pointy, nawet w szelmostwach, odznacza naród polski; toteż Mangro, wysiadający z powozu, wzgardliwie się uśmiechnął, widząc, jak prymitywnie inteligencja krajowa „nabiera sił i cery” w drewnianych spelunkach.
499Ominąwszy długi budynek, wszedł do parku świerkowego, gdzie znajdowały się pawilony, i służącemu kazał roztworzyć apartament — właśnie pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia z Lourdes.
500Mangrowi sprawiło nerwowe zadowolenie, gdy drzwi mu rozwarto obok białego z niebieskim posągu, przed którym płonęły kopcące lampki.
501Uchylił Mangro kapelusza i wrzucił do puszki na kaplicę Niepokalanek tak ciężko zabrząkłego florena, że służący, jak wryty, wpatrzył się we wspaniałego, pobożnego pana.
502Mangro, nieopuszczający nigdy sposobności zbudowania innych swą osobą, rzekł:
503— Uważasz, garson[245], że ja przez trzynaście lat w dzikich krajach byłem pozbawiony duchowych pociech, choć (mówię to bez wstydu) niejedną pociechę zostawiłem w murzyńskich korallach. U nas mówi się: „dziecko przychodzi na świat”, Włoch już powie otwarciej: io fatto lui un figlio[246]. Ja, uważasz, ojcu świętemu Leonowi XIII proponowałem, by ten ideał niewieści niedościgniony stawiać w każdym miejscu, gdzie człowiek grzeszny mógłby, nie grabiąc po drodze innych, wrzucić do takiej puszki nabożnej automatycznej franka i, wyciągnąwszy za to bilet na loterię, przy pomocy onej Pocieszycielki znędzniałych, dorobić się przyzwoitego majątku. — Vivat Polonus solus defensor Mariae[247]! tak mi rzekł na to papież, wielki reformator.
504Służący pojął widać to nowe rozwiązanie biedy na świecie, gdyż, schyliwszy się w kabłąk Jaśnie Panu, wprowadził go do trzech pokojów, uważając, iż mniej Baronowi zająć nie wypada — — —
505Tym wstępem kronikarz Nietoty ma nadzieję zaskarbić sobie względy poważnej części naszych czytelników, bo daje dowód, iż umie malować nasze stosunki obyczajowe i nie zawsze lata w mistycznych zachłaniach.
506Literat, TwórczośćTak, to tak — nareszcie można było przy pewnej wrodzonej inteligencji odgadnąć, jak się robi u nas powieść — ale już Jadwiga królowa pytała: „któż biednym zapłaci ich łzy?”. I któż kronikarzowi zapłaci jego autoznudzenie?
507Może on teraz chciałby opiewać Zolimę, idącą wśród gaju jodeł, kiedy z niedalekiego kościoła na Ave Maria biją dzwony, nawołując, iż jest już godzina wieczorna i należy śpieszyć na wieczerzę —; może on teraz chciałby usiąść na siódmym od ogona kręgu Węża Tatrzańskiego i pogwarzyć z dziwożonami w chmurach, tam — pod baldachimem z najdrogocenniejszych, lecz wraz i bezpłatnych zachodnich świateł, rozsianych na wiekuistych z epoki sylurskiej głazach? może po prostu chciałby żyć w swojej wygodnej willi piekielnej i nie mleć tych ciężkich żaren z głupią ludzką mąką?… Ale cóż, jeśli bez tych zasług obywatelskich byłby to poemat, a nie powieść! Ucieszą się nareszcie nasi Arabowie, gdyż to będzie kasza, a nie diamenty — zaiste chwalebne wyzbycie się impertynenckiej pozy: być wzniosłym!
508Allons[248], wesołym krokiem do Rabagasowskich[249] biesiad, gdzie maska będzie włożona cnocie, a obłuda podniesiona na piedestał! Polak, Polska, WzrokPatrzmy na góry odwrotnym, tj. pomniejszającym końcem lornetki; tonąc i zachlipując się w polskim przemierzłym bagienku, przysiądźmy się do Mangra i studiujmy go z zachwytem, gdyż on jest tym, co zwycięża — mając wypróbowaną mądrość lisa i tasiemca.
509Odprawił on służącego i, rozkładając kufry, był tyle uprzejmy, że mówił do siebie sam, przed lustrem, półgłosem, ale właśnie dość wyraźnie, aby wszędosłuchu kronikarskiemu mogło wygodnie stać się zadość.
510„Wiem, że jest to, po rozsądnemu biorąc, szaleństwo. Zagrabiwszy powóz i majętność jadącego w Tatry barona Rabsztyńskiego, od tej chwili mam grać przed ludźmi jego osobę. Wprawdzie narażam się, że Mag Litwor — Noe współczesnego potopu — niby wielbłąd rozwścieklony wyrzygnie na mnie długo przeżuwaną w swych wielu żołądkach sumienia i odwiecznych sprawiedliwości magmę oszczerstw. Obraz świata, Mędrzec, Sługa, WładzaLecz któż są magowie, a kim jest Mangro?
511Tamci są niedokonaniem wszystkich rycerskich dywinacji i bredów Don Kichota, Merlina, Prospera, Parsifala itp. kontemplariuszów. Mangro zaś dokonanym projektem Sancho Pansy na gubernatorstwo ziemi. Dopóki świat trzyma się w swoich mechaniczno-fizjologicznych zasadach, Sancho Pansowie będą rządzili Magami. Osobliwie dziś, gdy szubienica, gmach giełdy i kapelusz kokoty górują nad ludzkością, zamiast dawnych hekatomb, przez oświecony Mangrowizm z budżetu ludzkości wymazanych”.
512Światło, Ciemność, ZłoW wielkim apartamencie, który zajmował Mangro, blask lampek elektrycznych, ustawionych w kryształowe kwiaty, rozsiewał mrok, a mimo to — wszędzie tam, gdzie przebywał Mangro, zgęstniał się mrok współczesnej świątyni złego.
513Kto nie wierzy w zło metafizyczne, kto stawia zło, jako socjalne pojęcie tego, co jest nieużyteczne dla gminy lub dla gatunku, — dla tego Mangro będzie tylko nieco zdeprawowanym proboszczem! Lecz kronikarz ma za honor mieć inny pogląd na tę sprawę, ale nie widzi potrzeby wykładać go szeroko i długo. —
514 515Pożądliwie wziął do rąk cudne tkaniny berberyjskie, karapetniaki[250] z kości słoniowej i złote Fetysze znad jeziora Nianza; prawdziwe skarabeusze, których tajemnica lazurowości zaginęła; rubinowy posążek bogini śmierci — Amenti; fotografie Kamaku i wspaniałych greckich twarzy z grobowca Kere; akwarelę tego głazu na szczycie piramidy Cheopsa, o którym wspominał Słowacki w Podróży łódką po Nilu, że Polak na nim pisał płaczem.
516Istotnie ryty był ostrzem napis, jak spiżowy wiersz Symonidesa w Termopilach[251]:
517— PRZEKAŻCIE WIEKOM NOC 29 LISTOPADA 1830 R. —
518Uwagę Mangra pochłonęła księga rachunkowa na złożony milion dwieście tysięcy funtów w banku londyńskim.
519Spełnił się jego oraz wszechludzki ideał zostania milionerem.
520Jego Wille zur Macht[252] miał już realną podstawę. Mógł teraz, jak święta małpa w Benaresie, biegać po wszystkich ogrodach, zrywać wszystkie owoce i nikt nie będzie śmiał oberwać mu pysków. Rycerz, Obraz świataMilioner… to, czym dawniej był rycerz w zamku… pasowany przez „Rzymskiego” króla, wystający „na tarasie z kuflem w ręce i patrzący na rzekę, czy nie płynie szkuta kupiecka, tęgo naładowana, z której wół, beczułka małmazji albo kunsztowny pancerz przechodził wnet, jako okup, do skarbca pana Rittera”. Lecz Mangro nie lubi staroświeckich analogii. Mangro, możny swym złotem i zbrojny w wiedzę: z nienasyconym apetytem, uśmiechnięty tasiemiec w tłustych wnętrznościach losu, świat ma za zbiegowisko schodzących się i rozchodzących dynamicznych sił, których centrum stanowi on jeden. Ani przedtem nie było niczego, ani potem nie będzie nic.
521Wygodnie i z elegancją odziawszy się w jedwabny szlafrok, zasiadł przy biurku, by czytać w szkatule przechowane listy. Z nich dowiedział się, że baron Rabsztyński spędził długie lata w Transwalu, hodując stada baranów, siejąc zboże, kopiąc węgiel i diamenty, założył tam miasta fabryczne, mnóstwo osad i koleje.
522Ze wzmianki jednego listu do matki można było sądzić, iż nieszczęśliwa miłość wygnała go w te dale, że tam wyjechał ubogi, a stawszy się majętnym, wraca w Tatry, aby wyrwać je całe z rąk cudzoziemskich. W korespondencji handlowej był z panem Muzaferidem, inżynierem, który niegdyś udzielił mu materialnej pomocy, a teraz razem przemyślali[253] o zajęciu wielkich pokładów węgla kamiennego, od Krakowa w stronę Kalwarii; pan Muzaferid utworzył już wielkie kopalnie pod Tatrami, dobywano antracyt, olej skalny i ametysty.
523Rozpisywała się matka barona o nadzwyczajnych zaletach Zolimy, córki Muzaferida, i zaklinała syna, aby przed jej śmiercią połączył się związkiem szczęścia z tą śliczną i mądrą panienką. Wprawdzie ta ostatnia, przebywszy stację doświadczalną na pożyciu swoich rodziców — państwa Muzaferidów wówczas, gdy p. Muzaferid był gubernatorem w Samarkandzie i ożenił się z cudną Angielką — Kobieta, Wolność, Obyczajeuznaje, iż w ogóle familia jest zabytkiem epoki krzemiennej, i sama więcej żyje w sleepingu, niż w muzułmańskim zamku Muzaferida nad morzem…
524Zolima czasem odwiedza Turów Róg, tam żyje u bardzo tajemniczej istoty, pani Ameńskiej, lub też wyjeżdża na swą wyspę, o ile nie dopinguje się na przyrodzie w Marburgu, nie odpycha spojrzeniem studentów na lekcjach socjologii w Londynie, nie uświetnia laboratorium Curie-Skłodowskiej w Paryżu, nie prezyduje na konferencjach emancypantek w Sztokholmie lub Abo.
525Zresztą o pani Ameńskiej było mówione wiele gorzkich uwag, iż odsunęła się od niej arystokracja z powodu zbyt rewolucyjnych poglądów, iż jej patriotyzm staje się obrzędem druidycznym, spełnianym wśród lasu w jakiejś mistycznej przednocy św. Jana. Turów Róg jest wprawdzie doskonałą szkołą polskości, ale na Zolimie owa egzaltacja ducha wywiera skutek wręcz odwrotny, mianowicie stara się ta dzieweczka wszystko czynić à rebours[254], niż radzą Mickiewicza Księgi Pielgrzymstwa. To znów może tylko umiarkować syn ukochany, wsławiony w wojnie Boerów bohater, ten udowodni ukochanej Zolimie, iż nie należy pozbywać się szczęścia małżeńskiego, które leży w intencjach Boga i Ojczyzny, a jak to przecudnie dowodzi w swych utworach Mistrz Teodoryk. „W imię Boże, przyjeżdżaj, mój ukochany Hektorze! od dawna modlę się o to szczęście, abym pieściła moich wnuków, owoc twego namiętnego szczęścia z Zolimą. Już wyszyłam wam śliczny parawan” — —
526ŚmiechMangro począł się śmiać swym kwiczącym śmiechem. Wyjął bluzę wojenną i kapelusz z ogromnym rondem, nastrajał się do bohaterskich póz. Tarł ręce długo w doskonałym zadowoleniu. Z fotografii panny Zolimy poznał, że ją spotykał w Oksfordzie, gdy kręcił się w towarzystwie wesołych kotów, pozostałych po helleńskiem lwie Oskarze Wildzie, zamkniętym w więzieniu. Wszystko Mangrowi idzie, jakby napędzone na strzał.
527Zakumkał znów z radości, lecz wnet się pohamował.
528Wiedział, iż śmiech nie stanowi jego strony przyciągającej — był to jakiś przeżytek czasów homosimiusowych, gdy można było powiedzieć, iż ludzie rechotali, rżeli i szczekali zamiast się śmiać.
529Należało przejąć się i całą postawą wyrażać powagę, idąc na zdobycie Tatr, panny Zolimy, mając paść do nóg hrabinie matce i oczarować cały dwór pani Mary Ameńskiej.
530Wydobywał Mangro z własnego już puzdra różne blaszki magnetyczne i maski — jedyny artystyczny kunszt.
531Magnetyzm poznał w spelunkach wschodnich oraz zajmując się teozofią w królewskim towarzystwie; sztukę maskowania wyćwiczył, służąc u księcia truciciela de Marny. Gdy książę, opłakiwany przez Paryż, leżał w trumnie, Mangro zdjął mu z twarzy maskę dostojeństwa.
532I wtedy ujrzano straszne oblicze.
533Osłupieli mówcy, wracający z katedr gotyckich i z parlamentu, widząc bez maski dziką i wstrętną twarz wychwalanego księcia Brutusa, najlepszego syna Francji.
534Był to zaiste Doriana Graya prototyp, który natchnął Wilde'a do barwnej, w mistykę wchodzącej powieści.
535Mangro zniknął, unosząc ze sobą tę maskę szarą, jakby z przędzy pajęczej utkaną. Odtąd twarz jego była zagadką dla tych, którzy widzieli w nim geniusza-zwierzę ludu, Bramina anarchii, Judasza nowej przyszłości, Giles de Raitza[255], sprzedającego kamloty damom, kelnera, operującego milionami w Banku Narodowego Zaufania, złodzieja-lorda, kradnącego kolczyki szafirowe pięknej Brazylijce, kaznodzieję nowej gminy Kainitów — i tak dalej.
536Niedługo jednak oddawała mu maska nieocenione przysługi: wychodząc raz z opery w Londynie, gdzie w loży ambasadora niemieckiego uzyskał przyrzeczenie orderu za utworzenie towarzystwa polskich Junkrów Czarnego Orła, — wychodząc z tą nadzieją i koncesją w kieszeni na kolej między Zanzibarem i Kamerunem — Mangro ujrzał trzech dżentelmenów, którzy prosili o grzeczność zapalenia odeń swych cygar.
537Zapalając, wcisnęli mu maskę z chloroformem na twarz i nieprzytomnego wiedli uprzejmie pod rękę, jako swego podpitego towarzysza. Ocknął się w Hyde Parku bez maski chloroformowej, lecz przypadkowo — i bez swojej własnej; z dziurawym bokiem od noża i pustymi kieszeniami.
538Pierwszy napotkany detektyw zaopiekował się nim, lecz szukając przeszłości takiej twarzy, jaką miał bez maski Mangro, wpadł na różne rewelacje; okręt, idący do Nowej Kaledonii, musiał z nich zrobić najwłaściwszy użytek, zabierając Mangra ze sobą, zakutego w kajdany. Wiemy już, co nastąpiło dalej.
539Uzyskawszy bezpieczeństwo przed policją, dzięki Magowi Litworowi, Mangro postanowił szukać po świecie maski swej, jakby diamentu braminów. Noce nie spał rozmyślając, że zapisze się do policji i będzie szukał owych trzech dżentelmenów.
540MaskaJakież było fascynujące wrażenie, gdy pewnego razu, stojąc w soborze Izaaka za Magiem Litworem, ujrzał, iż na wzrok Maga maska opadła z twarzy wielkiemu Wezyrowi i zakrystian wymiatał ją wraz ze śmiećmi[256] z soboru.
541Potentat bizantyjski szukał po soborze zgubionej maski, którą Mangro szczęśliwy ściskał już w swej kieszeni i zbożnie ocierał z pyłu. Potentat tejże nocy umarł. Miał odtąd Mangro niepojęty dreszcz przed Magiem Litworem.
542Po latach wędrówki teraz dopiero Mangro odważył się maskę przymierzyć — tu w kasynie zabaw dla polskiej inteligencji.
543I zaiste była ta maska kunsztem nie lada. Wyrobiona przez Czarodzieja z masy elastycznej, przylegała do twarzy, zachowując mimo to własny kształt, nadany jej przez magnetyczne wpatrywanie się. Nabierała ona ruchu i życia od każdego drgnięcia woli, była zdolna reprezentować wybrańców ducha i fortuny, umiała czarować cynizmem hr. Requine d'Ora, zarówno jak patetyczną wzniosłością autora „Z rozmyślnych niedoświadczeń”; udawała miłość z Fuoco d'Annunzia[257] i miewała gromy Wilhelma II w brwiach. Miała oczy głębokie, jak butel szampańska Wdowy Cliquot przed lodowcami w Sils-Maria i wargi jej uśmiechnąć się mogły, jak przecudne żuchwy bankiera, przedstawiającego Demona Koprolatrii, a tworząc całość polskiego Barnum Jonesa.
544Mangro, włożywszy na twarz, zaczął ją magnetyzować wolą swą na barona Rabsztyńskiego. Potem czytał mądrą i przemyślaną książkę Stirnera: „Jedyny i jego własność”.
545W tym lesie, okalającym kasyno, gdzie rozlegała się muzyka rautu, szedł znany nam już tatrzański marzyciel.
546Huczna muzyka i okrzyki wodzireja tańców, który wołał: panowie i damy razem! albo: changez les dames[258]! mało pozwalały wyczuć głębię i ciszę tatrzańskiej nocy.
547Mimo to Ariaman grał na harfie, którą tu wziął chyba dla ironii: żyjąc w górach nad morzem, uzyskał wielkie królestwo, obiecane samotniczym duchom — złudzenie, iż poza nimi jest również królestwo duchów!
548Siła jakaś demoniczna pchała go ku tej sali, gdzie odbywał się kwartet: przecudowna Kreuzerowska sonata Beethovena, którą wysłuchał, stojąc za oknem.
549Wszedł do sali przyćmionej, orkiestra rozpoczęła grać z Tristana i Izoldy akt ostatni. Tłum ludzi nie dyszał, wsłuchany w szczęście i męczarnie miłości.
550Łkały skrzypce, szumiały burzą morską trąby i puzony, flety, jak mewy, biły o kamienne filary zamku, które wyrzeźbiała muzyka organów. W niebie krążyły wielkie wichry, zmiatające wszystko, co było chwilą i doczesnością: w dwojgu ludziach naradzała się metafizyczna głębina pewności, że byli jeszcze przed dniem Genezyjskim świata.
551 552Odziany paprociami, wsparty o harfę królewicz z bajki stał w półmroku sali —
553on, który wczorajszego wieczoru przed lodowcami myślał o samobójstwie —
554teraz rozwierał naraz Bramę metafizyki ziemnego szczęścia.
555Dotąd Ariaman olbrzymią swą wolę życia poddawał wewnętrznemu nakazowi wyrzeczenia się.
556Pragnął, jak nikt — miłości i królewskiego panowania, lecz uciekał przed miłością, a królewskie panowanie zapalał w takich pustyniach, że z tego istotnie — jeśli nie Królowi Wężów — to ludziom był śmiech.
557Teraz on zstąpił ze swych lodowców —
558i tu był wśród sali, gdzie tysiąc ludzi zamkniętych w labiryncie muzyki, rzuconych na wszechwładztwo Minotaura Żądzy, wyciągało ręce do zjawienia owej chwili, która jest u poczytnych romansopisarzy wszystkim!!
559Królewicz w paprociach patrzył w mrok —
560i nagle odwróciły się oczy, wspaniałe morskie oczy kobiety przedziwnej, zaczęły się wświecać w jego serce.
561MiłośćKronikarz piekielny, który te dokumenty ludzkich dusz przegląda i notuje, nie może powstrzymać zgrzytliwej złości przed nielogicznością umysłu mistyka, który projekcją metafizycznego lśnienia we własnych myślach rozkoszuje się jako zjawieniem kometo-kobiety.
562Zanotujmy: nigdy miłość nie bywa wzajemna; nigdy nie spotykają się ci, którzy istotnie mogą potęgować w sobie wzajem pęd ku piekielności, czyli uwspanialić wolę Życia; miłość jest zjawiskiem, mającym początek i rozwój w każdej istocie oddzielnie. Innej płci istota wchodzi w krąg bengalskiego ognia i oto jest: zjawiona!
563Dama, która wpatrywała się w naszego marzyciela, nie była ani lepszą, ani gorszą od innych sióstr swych. Na razie zapomniawszy o sprawach życiowych i praktycznych, wpatrywała się w oczy namiętne, szalejące, tragiczne tego bądź co bądź przystojnego mężczyzny, który w mroku, otulony paprociami, z dyskretnym połyskiem harfy — był interesujący, jak aktor w fantastycznej komedii.
564Lecz proszę wytłumaczyć, dlaczego ten — zresztą logicznie rozumujący przy lodowcach (patrz „Wieczorne Pustynie”), melancholik, uginający wszelkie kanony wiar i miłości, teraz nagle staje się jakimś różokrzyżowcem z XIII wieku, wierzy w magię i w spotkanie dusz nad głębiami, twierdzi, iż był kiedyś Genezyjski dzień i oni tam byli!! gotów przysiąc, iż to Ona — właśnie ta Jedyna, Wieczna — przemawia przez te oczy panny z dobrego towarzystwa, która pysznie zgrała się w lawn-tenis i stąd czuje mocno bijące pulsa w swym splocie słonecznym.
565Trzeba po prostu być analfabetą nauki zdrowego rozumowania! analfabetą, panie Ariamanie, i w tym znaczeniu iście Ramą i Waligórą, po prostu wirchem Durnym! Może ochłodzi cię prosty przebieg dalszych faktów?
566Wszedł wytworny dżentelmen o twarzy nieruchomej nowoczesnego Arbitra elegantiarum, z dodatkiem wyrazu takiego pana, który dokonał Umwertung aller Werthe[259] z powodzeniem, tj. uzyskawszy dla siebie abstrakcję w postaci X + lambda milionów, złożonych w banku.
567Nietzscheanista z piorunem na czole, z kędziorami lwa na barach, ze szpilką w krawacie pięć tysięcy lat mającego rubinowego posążka bogini Amenti[260]!
568Miłość, Poezja, Polityka, Kobieta, Mężczyzna, Pozycja społecznaTymczasem muzyka wiodła domniemanych kochanków na tortury szczęścia. Mówiliśmy już, że Zolima spojrzała w oczy królewiczowi — władcy mistycznych bredów — ze zdumieniem: ujrzała paprocie nad jego głową i wzrok nad miarę dumny, jakby się nie dopraszał, lecz dopominał — o to, co świat rzucił w kąt jaskini między śmiecie, jak Mag rzucił tam zbrodniczą maskę —
569o to, co było jego kapłaństwem i religią jeszcze niewypowiedzianą —
570 571Zolima, kiedy błysnęły elektryczne światła, ujrzała dokładnie zaiste dziwaczny, choć piękny strój; kiedy uświadomiła sobie ten wzrok, który był sonatą z płomieni lucyferowych — kiedy wreszcie ujrzała harfę, zrozumiała naraz wszystko:
572to liryk tych przywidzeń, które traktują życie jako Otchłań.
573I kto wie, czy nie uległaby w jednym momencie całkowitemu przeobrażeniu, jak św. Paweł w drodze do Damaszku, przeobrażeniu pod wpływem wysokiego magnetycznego światła, gdyby nie obecność Mangra; ten ciemny przyrządzacz filtrów, narzucił jej swą aurę, tworząc zmysłowo-rozsądny, poziomy tok rozumowań.
574Z uśmiechem odwróciwszy się, pomyślała, że są przecież lirycy, logicznie myślący o kobiecie, miłe erotopsychiany, a zresztą niech devil weźmie wszystkich liryków, psychomistyków, filozofów! Miłość — czemu nie ma być ona w doskonale leżącym kostiumie, z rentą fabrykanta dział lub inżyniera rosyjskich kolei państwowych z orderami ministra austriackiego, z willą prefekta prowincji we Francji i godnością lorda ekonomisty, poprawiającego byt robotników w Manchester? — Nawet nasz polski aktor prowincjonalny, lecz mający tężyznę woli, energię czynu, czekający tylko momentu, aby wyjść na światło dzienne i wraz z partią rządzącą w kraju wypłynąć jako poseł, po tym premier, po tym — epuzer milionowej panny — no, wystarczy. Wtedy panna Zolima widziałaby też jasno swój cel:
575agituje, pisze, żyje w wielkiej i ożywionej sferze stosunków, traktuje miłość en passant[261] przed snem w ładniutkiej sypialni, czasem nawet do kuchni wbiegnie i coś ugotuje z książki angielskiej — pudding! lub coś niezwyklejszego —
576będzie miała olbrzymiego psa koniecznie z rasy mastifów, będzie jeździła konno w kostiumie modnym wśród Lasku Bulońskiego, a choćby w Alei Ujazdowskiej; słowem — będzie żyła, jako lady moderne.
577I będzie mogła nie dbać o męża; mąż musi całymi miesiącami oddalać się od niej, zajęty businessem, ona będzie mu wierna, bawiąc się z miłymi, wykształconymi pannami lub pracując w bibliotekach i laboratoriach z tęgogłowymi docentami i profesorami; słowem, będzie brała życie par force[262], polując na lisa tj. na przyjemność, a goniąc śladem pokrajanych i rozrzuconych papierków przez rowy i płoty, przez żyta i mokradełko, aż pierś rozszerzy się w tęgą amerykańsko-polską laktofermę wzorowej matki! —
578Być poważną, lecz nigdy tragiczną, być mądrą — nigdy delficką; być wesołą — nigdy wniebowziętą!… last not least[263], kobietą być wyzwoloną — uczucia swe i myśli przesiać przez dokładne sito badań o małżeństwie Morgana[264], Spencera[265], Forela[266] i Konica[267], poznawszy dziedziczność, psychiatrię sądową, prawo kanoniczne, żyjąc wreszcie dużo z ludźmi, którzy jedni są hermafrodytami, inni urgiastami, inni używają normalnie swych żon… —
579Wieszcza Mara przy lodowcach opowiadała Ariamanowi o grobowcu Julii w Weronie. Poszła na cmentarz, pełen cyprysów, eukaliptusów, pinii żałobnych, platanów i złocistych akacji.
580Ujrzała sarkofag tej panny Kapulet — w rodzaju wyżłobionego kamiennego koryta — tam Anglicy nawrzucali biletów wizytowych; daremnie kwiaty i drzewa starały się ukryć tę ohydę swymi więdnącymi liśćmi. Była to jesień. Spoza obłoków błysnęło zachodzące słońce. Rozogniły chmury i zakwitły dziwnym życiem; grobowiec zarumienił się krwią rozkoszy; blaski nadały niespodzianych głębin cmentarnym cyprysom. Na jedną chwilę Romeo wychylił się z mroku — wtem słońce zgasło, chmury spopielały, zrobiło się gorzko i zimno, w mrok wstępował młodzian na złowrogim tle w kurcie łosiowej, niby w zbroi, opięty pasem ze stalową klamrą, silny a melancholijny, o twarzy Druida, jak to widziała na małym obrazeczku Aleksandra Gierymskiego.
581Znękanie romantyczne nie trwało długo na twarzy panny Muzaferid. Teraz ona wpatrywała się w dżentelmena Mangra, jakby on był sąsiadem landlordem, którego z dawna była ciekawą poznać.
582Muzyka wzbiła się płomieniem ofiarnym aż po niebo.
583Dżentelmen, spojrzawszy na Zolimę, przechylił się i parę słów wyszeptał. Ariaman usłyszał tylko: „Oksford — Pani pomni na statku na Twent w Szkocji” —
584po czym ręce ich dotknęły się swymi pierścieniami — Zolima była blada, jakby jej się robiło słabo — dżentelmen znów się nachylił, ona skinęła głową, powstają —
585i wśród oburzonej sali, której przerwano słuchanie, szli —
586on ze spokojem prawdziwego globtrotera, ona, jak Feniks, lecący w krwawą czeluść, gnany dantejskim wichrem nad otchłańmi.
587To ostatnie „jak” należy się oczywiście poetycznej wyobraźni królewicza, który przysłonił twarz, przypadł nią do kolan swych i patrzył, jakby tam u stóp jego rozwarły się głębie nieznane niesłychanego bólu.
588Ariaman na swe nieszczęście nie spotykał się dotąd z Magiem Litworem. Samotnik, Tłum, Obraz świataDopóki żył w puszczy, uczucia jego były wzniosłe, jak niebo, tęgie — jak jodły. Lecz dostawszy się w tłum ludzki, uległ naraz zamieszaniu i korupcji. Ariaman bowiem nie był jeszcze adeptem duchowej wiedzy — był tylko psychikiem, który nie kształtuje świata, lecz ulega jego wpływom. Kobieta, Mężczyzna, Obyczaje, FlirtToteż w marnej ironii nad samym sobą, wmawiał w siebie, iż powinien był iść do krawca, zamówić doskonale leżący tużurek, złożyć wizytę tym swoim znajomym, u których bywała panna Zolima, nareszcie prosić ją o pozwolenie bywania w domu jej rodziciela, po czym, w razie, jeśliby panna była wzajemną — z żoną Zolimą zamieszkać choćby w Wenecji i odbijać laury panu Pumpemicklowi, który rozbija się w czerwonym fraku, ze sforą 17 sybirskich chartów i rzuca pieniędzmi Contessy X, której jest poufnym przyjacielem. Ten utalentowany fryzjer ma się za brata Homera. Ariaman mógłby pokusić się iść drogą taką w życiu, zostać głośnym literatem, bo zapewne te wszystkie jego fantazje wśród lodowców, samotne wystarczanie sobie znamionują człowieka talentu. Tylko należy, jak francuscy noweliści, spojrzeć na kobietę, jako na Petite Sécousse[268], za czym spieniężyć się, umieć siebie wystawić na witrynie świata. Wtedy może Zolima…
589W malignie rozpaczy wyszedł przy kończonej sonacie, nie widząc dokoła siebie nic — huczał w nim potężny straszliwy Atlantyk miłości, w którym dwa obłędne Malsztremy[269] świeciły: jej oczy.
590W mroku usłyszał odjeżdżającą karetę, tupot koni, od latarń piekielniały kare łby końskie, rozpierał się Murzyn na koźle.
591Zapytał Ariaman odźwiernego, który skrzywił się, ujrzawszy jego chmurną twarz i podciemniałe zamogilne oczy.
592— Pojechali nad morze do zamku pana Muzaferida.
593 594— Baron de Mangro Rabsztyński, który przyjechał z Astralii… Wszystkie ma kopalnie, zakupuje Tatry. —
595Nie słuchał już dalej Ariaman o „astralnym” kupcu Tatr. Szedł obojętnie, milcząco wśród wielkich nieruchomych smreków, które są wspaniałymi drzewami, choć nazywają się marnie. I dlatego Ariaman zwykł był las iglasty, ze świerków, modrzewi, jałowcowych krzewów i jodeł złożony nazywać ogólnie jodłami.
596 597Tu my, kronikarz piekielny, musimy wyznać, iż, jak maturzyście, który się obcina na egzaminie, przez koleżeńską uczynność zaczęliśmy podpowiadać sentencje, mogące go zbawić z opresji, prosząc, aby zachował choć krztę jeszcze przytomności umysłu.
598— Jest wysoce nieprzyzwoite, aby się znęcać w swym sercu nad osobą, która nie miała żadnej racji klangorem żurawi siostrzanych odpowiadać na twą ligawkę, panie Ariamanie, pasterzu obłoków. MałżeństwoTen świat, od którego odsunąłeś się aż na morze Pratatr, teraz szydzi z ciebie swym prostym kalkułem[270]: małżeństwo zawiera się przy pomocy kopalni, wsi, kamienic, rent, dożywoci itd. dla Gaya scienza[271] hotelowych rozkoszy w Monte Carlo i Nizzy[272], dla prowadzenia domu i robienia przyjęć w Warszawie lub w Wiedniu. Małżeństwo jest społecznym odruchem zwierzęcia w kierunku najzłośliwszej banalności, ubranej w pozór bezinteresownych uczuć.
599Morze, Wiedza, Pozory, Otchłań, NiebezpieczeństwoTen, kto wybrał los Mistycznego Rybaka, niech sprawi sobie jeszcze skafander i zapadnie na dno — w lasy koralowe — niech tę przechadzkę wśród feerycznego, szafirowego światła powtarza coraz krytyczniej i coraz płyciej, aż przekona się, że baśniowe stwory tylko tam w głębi wydają się przedziwnymi, i gdy taki koralowy kandelabr lub rozchwieja wydobyta jest na wierzch — okaże się w ręku — brzydkie ziele, obślizgła żelatyna. Wtedy może Ariaman zrozumie, iż należy być rozsądnym! Zabawne, jeśli on to zrozumie, znajdując się już pod straszliwym ciężarem oceanu, kiedy pęknie gumowa rura — ciśnienie kilku atmosfer zacznie miażdżyć mu oczy — czaszkę!! — tak, otchłań nie wypuści już, chociażby chciał wtedy zostać rozsądnym obywatelem o czteroprzymiotnikowym prawie głosowania!…
600 601Ciemno. Przez żaluzję w jednym z okiem przedziera się fala świateł. Na werandzie stoi postać wspaniale zbudowanej damy, która wyciąga ręce —
602zdziwiony królewicz w paprociach zrozumiał, iż jest wreszcie na serio wybranym i pożądanym.
603Dama otworzyła balkon, królewicz wszedł. Zobaczył, jak w Metamorfozach Owidiusza: Meandry, Syleny, Bachantki —
604tylko zamiast Dionizosa — był sędziwy król belgijski, a z nim Cléo de Mérode[273] i różni generałowie du petit Cri Cri[274] skandalu —
605posągi wyszłe z moczarnych iluzjonów dzisiejszego dnia.
606Wspaniale zbudowana dama w czarnej powłóczystej szacie stała blisko, wtulając go swym białym szalem.
607 608ale dlaczego komplementujemy bohatera naszego romansu tym arcyniepochlebnym tytułem strywializowanym przez panujące rodziny?!
609I do tego królewiczem — Tatr? alboż mówimy tu przypowiastkę dla dzieci? Królem Tatr jedynym jest teraz Mangro, Ariaman nie ma ani jednej piędzi na własność w całej wszechświatowej ziemi.
610Królewiczem — takim z ballady — jak np. może być król i królowa Wartogłowy; no — to przynajmniej znaleźliśmy określenie i należyte ujęcie wyrazu!
611Wartogłowicz stał zimny i złowrogi, podszedł do wielkiego posągu Małpy i włożył w jej cztery ręce harfę swą.
612Zwierzę, MaszynaMałpa była cudem amerykańskim zaiste, bo umiała czynić to, co należy czynić z każdym przedmiotem: świece zapalała, dziecko nakarmiła, buty oczyszczała, kobietę gładziła, a na harfie — jęła grać.
613Taniec, Obraz świataI w jednej chwili poruszyły się w groteskowym tańcu wszystkie marionetki, którymi bawiła się fantastyczna dama.
614Małpa grała matczicza — marionetki bachantek, papieży, królów posuwały się w nabożnym, wielkopostnym, procesjonalnym tanie. Małpa uderzyła w ton Mszy Żałobnej Palestriny — i marionetka króla Leopolda poklepała po biodrach marionetkę panny Cléo; Falstaff w tiarze przycisnął księżnę Dosię Drze Pościel do ostatniego muru wyznań, a polski współczesny Małpozwierz z miłą gracją odśpiewał arię o tonie swych jelit wśród zainteresowanych dekadentek.
615Wtem z niezmiernej dali rozległ się ponury religijny dźwięk gongu.
616 617Księżyc, ten sam dobry wieczny Chrystus, mówił z nim — z tym nie zawsze rozumnym, nie zawsze przytomnym, nie zawsze dobrym Nikodemem.
618Dama wybiegła na werandę, milczała — a wtem papuga w klatce nad oknem wrzasła:
619 620Wielkie, rozwarte oczy damy, łagodne, jak u pasącego się zwierzęcia, mierzyły sczerniałą i złą twarz Królewicza.
621 622— Pan chce za dużo naraz — Pan jest niecierpliwy!
623Królewicz (zostańmy już dla zabawności przy tej nazwie) usłyszał rozkręcanie mechanizmu —
624z najwyższym zdziwieniem poznał, że i Dama była automatem.
625Wtedy ją pogładził i rad był z czyjegoś tak wielkiego dowcipu.
626Myślał, jak dobrze jest być wśród tych zdecydowanych mechanizmów — o ileż lepiej, niż mieć królestwo niepojętych aż do dna jasnowidzeń!
627Dźwięk gongu rozległ się świątyniowym hymnem, harfa wypadła z rąk Małpy, zadźwięczawszy w złowrogim kasandrycznym rozjęku. Pręga bólu przeleciała po duszy Królewicza; przykrępowany do słupa męczarń, jak umęczony przez wrogów Irokez, śmiał się przeciągle, wspaniale.
628Śmiał się, widząc, że takie i tym podobne arcyludzkie mechanizmy przyciągną niepohamowanie wspaniałą naturę Pentezylei[275].
629Dlaczego obdarzał ją ogromem poetyckiego zaufania? dlaczego aż królowa amazonek? dlaczego nie zwykłe, dość naelektryzowane dziewczę? Co nam do tego? nam, już zmądrzałym w uniwersytecie piekielnym?
630Królewicz niech żyje w swej poetyckiej Walpurdze i niech mu się tam jak najcudaczniej układają miłosno-astralne materializacje, esencje i dekokty.
631Natura jest zręczną stręczycielką, umie naszeptywać o gwiazdach takim astrologom, którzy wpadają w studnię — na dnie czeka ich maleńki Homunculus imbecilis[276], w razie spełnienia snów. W razie niespełnienia — kula.
632Przed królewiczem Tatry rozciągnęły się melodią światłocieniów błękitnych, czarnych, popielatych, zielonawych —
633płaty śniegu fosforyzują na wirchach.
634Księżyc zza chmur rozsiewa złote mżenia i wszystko nasiąka listkami złocistymi, jakby wokół przecudnej Danae[277]. Na niebie aliaże[278] chemiczne z wielu rozjarzonych metali na chmurach —
635oto laboratorium dla myśli twych, samotniku!
636Dusza, Książka, Miłość niespełniona, Kobieta, MężczyznaNie idź do tej, która cię odrzuci, nie rozumiejąc tak dokładnie, że choćby jej w 72 przekładach z komentarzami załączyć biblię twej duszy, ona, w najlepszym razie, kazałaby tę biblię ładnie oprawić i umieściła w szafce, aby jej nikt, ale to nikt jej nie ruszał.
637Zapytana o wzajemność — zmierzyłaby cię wzrokiem trochę zmieszanym, lecz uprzejmie i chłodno rzekłaby:
638— Panie? ja właściwie bardzo się śpieszę — —
639Śpiesz się, śpiesz! na swym jachcie płyń w wodzie zatęchłej, cywilizacją nazwanej — wibruj, z tym lub tamtym de Mangro Rabsztyńskim! —
640Królewicz szedł nad morzem, nie czując, że palce pokryły się rubinowymi zagłębieniami na gwoździach harfy.
641Serce, Handel„I przyszedł jako nędzarz do ogrodu pokazać serce, które więcej warte niż to, co mu za nie dawali na świecie ci, co kupują serca na tandecie”.
642Nagle czoło wsparł o drzewo i łzy padały mu, z których się śmiał — na tę dłoń dziwnie krwawiącą.
643Księżyc migotał mu w łzach i tak magnetyzował mu wyciągnięte w pustkę dłonie, że aż krew przestała z nich płynąć.
644Wąż przewinął po ciemnej trawie, niby płynący strumyczek z merkuriuszu[279].
645Otaczający Kosmos był zaiste wielki groźny: lasy tajemniczyły się odwiecznymi legendami o zbójach, strachach i Królu Wężów wśród kamiennych, piętrzących się zwalisk tych gór, które w mroku wydają się niematerialną kwintesencją mroku.
646Morze, Dusza, Miłość niespełnionaPo drugiej zaś stronie morze: płaczące mniej, straszne mniej, głębokie mniej niż miłująca nieszczęsna dusza.
647Królewicz szedł nad brzegiem szumiących fal.
648Około północy ujrzał zamek Muzaferida. Most był zwiedziony, więc obchodził dokoła.
649Na murach kładł głowę płomienną.
650Wreszcie, wdrapując się na skały z niebezpieczeństwem najwyższym, namacał jakieś zakratowane więzienne okienko. Wyszarpnął kratę, wpadł do potwornych lochów —
651tam byli zgromadzeni robotnicy śpiący.
652Porwali się, świecąc kagankami, nie rozumiejąc, skąd się tu wziął ten twór z instrumentem muzycznym, ten z rozpalonymi obłędnie, fioletowo w mroku iskrzącymi oczyma Skarbnik, duch kopalniany?
653Nie badając dłużej, zamknęli stracha w sąsiednim lochu, zmówiwszy razem na klęczkach pacierz za dusze w czyśćcu cierpiące.
654Zapadło wszystko w ciszę mroczną.
655Królewicz tylko spoglądał na rosienie gwiazd przez wąski otwór okienny —
656potem wszedł dalej w korytarze, natrafił drzwi, podparł je ramieniem, wyleciały żelaziwa.
657 658Wieże olbrzymie mroczniały aż gdzieś wśród chmur. Tam z wieży najwyższej żałobny głos — wśród mroku wielkich ścian płakał śpiew obłąkanego muezina —
659Modlitwa, Niebo, Polska, Duszastraszny, beznadziejny głos modlitwy do nieba, którego już z dawna w Polsce nie ma. — I zaiste, był to muezin z zamku Muzaferida, lecz dla niewiedzącego o tym, zdawał się głosem jego własnej jaźni.
660Królewicz uczuł ból serca tak straszny, że wychwycił wielki swój nóż do walki z morskimi potworami, groźnie zatoczył nad piersią swą —
661jedna chwila, a wbiłby aż po rękojeść w serce.
662Naraz wiekowego mroku skrzydła olbrzymie przypięły się mu do piersi. Nie swój ból uczuł — lecz mękę miłości kosmicznej. Oparł harfę o bastion, grał wśród murów mrocznych, zapominając, w jakich żyje czasach! Książę Niezłomny, więzień w mauretańskich mazamorach, utracił wiarę w religię swej duszy i wyśpiewując to, zapadał w potworne, coraz głębsze piekła.
Pieśń tryumfującej miłości
663— I tyle jedno[280] pozostało mi szczęścia na tym bezgranicznym świecie, że mi dano czasem rozmawiać z gwiazdami.
664Ja więzień — od całej wieczności lat przykuty do ściany, zmuszony obracać żarna pod biczem krwawiącym moje krzyże —
665ja więzień — lichszy od pająków, które wybiegać mogą na słońce, a kiedy zapragną — chowają się w szczelinę ciemną;
666od stęchlizny lochów — przegniły; od wyziewu kości niepogrzebanych — zatruty;
667ślepiec — nigdy słońca niewidzący; skąpą jałmużną księżycowych promieni, jak upiór, karmiony;
668ja, najnędzniejszy z rabów[281] — miałem też swoje królewskie, niebotyczne szczęście!
669Jest chwila późnego wieczoru, gdy wypędzają nas szeregiem na podwórze, otoczone murem skał i zębatych wieżyc.
670I tu, dzwoniąc kajdanami, błąkamy się, niby cienie — a żaden w oczy towarzyszowi spojrzeć nie śmie, aby nie ujrzał własnego odbicia.
671Nadzieja, CierpienieNędzni, którzy spoglądają w niebiosa, jakby proszą przeznaczenia o litość — my, słysząc potem ich łkania nocne i jęki, przekonywamy się, że matką najokrutniejszych tortur jest nadzieja.
672Starzy więźniowie kładą się na piasku i bawią się nim, jak dzieci drobne. Przesypując ziarenka, niejednemu zda się, że zaszumiało morze — które niegdyś kołysało jego dumne okręty, a które dzieli go teraz bezmiarem słonych łez od wszystkiego, czym dusza jego żyła —
673i z twarzą pokurczoną wsuwa się w ciemny kąt.
674Jam był zawsze samotny i urągałem boleściom.
675Raz — gdy cienie bastionów były czarniejsze od skrzydeł kruczych — leżałem w pomroce i zapuszczałem sieci swoich szalonych marzeń w ciche odmęty niebiosów, wśród wieczności gwiazd przepływając, zapomniałem, że jakakolwiek bądź ziemia istnieje — i oto usłyszałem dopiero trąbkę trzeciej zmiany strażnicy. Ocknąwszy się, ujrzałem podwórze puste, a wrota kazamatów żelaznymi ryglami zasunione[282].
676Próbowałem odciągnąć zawory — wiedząc, jak okrutnie karzą opóźnionych — na próżno.
677I uspokoiłem się nagle spokojem konieczności. Przechadzając się, spoglądałem na gwiazdy, swobodnie toczące się w bezkresnych przestworach: Orion zawieszony był właśnie na szczycie wieżycy — Aldebaran ostatnie promienie słał mi zza blanku — a siedem gwiazd królowej Bereniki prosto nad moją głową świeciło — siedem gwiazd koronowało moje czoło niewolnika.
678W północnym zakącie podwórca skała pionowa odgrażała się olbrzymią maczugą niebiosom.
679Nie było podobieństwa wedrzeć się na nią ludziom — ale ja po zrębach wąziutkich piąłem się coraz wyżej, aż naglem[283] uderzył głową o wykrot…
680Kres tu mojej wędrówki ku gwiazdom!…
681Z rozpaczą przycisnąłem się do zimnej skały, jakby próbując rozeprzeć swoją tęsknotą —
682Więzień, Ucieczka, Miłość, Miłość spełniona, Rozkosz, Upadeka wtem stała się rzecz boska.
683Srebrzysta melodia rozperliła się niby słowiki w noc majową — z tajemniczych oddali płynie gondola cudownej, brylantowej pieśni.
684O gwiazdy — jedyne powiernice mojej duszy — nigdy potężniej huragan miłości nie uderzył w pierś niewolnika!
685Wyciągnąłem ręce — i, chwyciwszy jakąś wizję oparcia, rozkołysałem ciało swoje i, kręgiem je zatoczywszy — przerzuciłem w górę; czepiając się, biegłem po skalistych zrębach, jak łasica, aż na szczyt.
686 687W różowych blaskach wschodzącego księżyca rozciągnęły się fiolety kamienistej pustyni — śnieżne wierzchołki gór, niby śniące sarkofagi a w dole, głęboko, u stóp moich — mauretański ogród;
688w pozłotach migocą czarne koronki cyprysów — eukaliptusy, niby ogromne srebrne widma — palmy, kraszące się bukietami mrocznych piór — kaktusy, jako węże zasłuchane we fletnię, naprężone i groźne. Alkazar[284] purpurowieje przepychem rodyjskich marmurów, na tarasie w złote arabeski rzeźbionym, rozświetlonym setkami ukrytych płomieni, stoi ona —
689Wyciągnęła ręce na spotkanie —
690oczy nasze stopiły się w jedno słońce upojenia — a z palców jej wybiegła skrzydlata,
691wiekuista — święta — niewysłowiona — pieśń tryumfującej miłości.
692Pani moja! dzieciątko moje! królewno!
693O jakże słodkie są łzy szczęścia — jakże serce boli od rozkoszy!
694Nie ma przepaści tak głębokich, aby nas rozdzieliły, nie ma łańcuchów, których bym nie zerwał.
695Przylecę do ciebie, serce moje — z tęsknoty uplotę skrzydła Cherubimów, talizmanem siedmiu gwiazd rozświecę bezdenne mroki mego losu i odnajdę cię, serce moje…
696Ponad szczyty gór najwyższych wzlecimy i stamtąd pokażę ci królestwa świata — i zważymy je — a poznawszy, że są jako popiół marne — odlecimy do rodzinnej ziemi gwiazd.
697Ja — Ty — i Wiara nasza — Trójca nierozdzielna — nieskończony rozpęd miłości, świetlącej się ponad chaosem niebytu — Adonai!…
698Z bezmierną miłością, trzymając ją w objęciach, leciałem, jak Demon, ponad wszechświatami —
699jak Demon, którego niegdyś jedna kropla bólu mogła roztopić żelazo — a spojrzenie rezygnacji, rzucone w niebiosa, zatruwało je na wieki świętym wybrańcom i aniołom —
700teraz — roztopiony w szczęściu, jako obłok w zorzy porannej, cichy — jako sen kwiatów lub muzyka gwiazd, radosny — jako zwiastowanie słońca w noc polarną, płynąłem w krainy marzeń, jakich nie ma na ziemi —
701i tworzyłem światy wizji, jakich nie było nigdy w raju.
702Bądźże ty mi błogosławiona, każdą łzą moją przemieniona w tęczę, o Sawitri[285], królewno moja, dzieciątko moje!…
703Złota mogiła księżyca podniosła się do zenitu — cienie drzew skurczyły się i do pniów przypadły — lekki wiaterek morski musnął świeżym aromatem wierzchołki jodeł, jakby szepcąc, że słońce nadchodzi i ona jakby się ocknęła —
704skinęła harfą, abym odszedł; gdym się wzbraniał, ręce do piersi przycisnęła — prosząc!
705Spojrzałem raz jeszcze w jej oczy — i jak cichy niewolnik zesunąłem się po głazach.
706Ona milcząc patrzyła w miejsce, gdziem zniknął, i tylko palce jej, drżące na strunach, słały mi pocałunki rozstania.
707Trąbka się rozległa strażnika; pomknąłem na dół, ale gdym stanął na ziemi — przebił mnie ostry gwóźdź zwątpienia: może to sen kłamliwe miraże przesunął mi przed oczyma?
708może to nikczemne halucynacje więźnia: ogrody pachnące — pustynie bezkresne — i oczy — oczy jej utkane z poematu aniołów!
709Szarpnąwszy się, jak lew znienacka grotem przeszyty, wdrapałem się na skałę, aby sprawdzić, że nie mgławicą był mój raj. Lecz w przeskoku między głazami brakło mi oparcia — i runąłem.
710A gdy mnie podniesiono — po raz pierwszy ujrzałem w śniadych twarzach dozorców jakoby połysk litości.
711W tejże chwili rzucono do ciemnicy i mnie szaleńca przykuto łańcuchem do ściany.
712Ileż to otchłani czasu zapadło, a ja wciąż wiszę nad bezdenną próżnią. Ptaki migotliwą wstęgą latają w przestworzach, jaszczurki błękitnie, zwinnie pełzają po ogrzanych kamieniach, muszki z opalowymi skrzydełkami brzęczą rozradowane życiem, motyle piją nektar z kwiatów, ryby w kryształowych strumieniach pląsają, drzewa jabłoni, osypane białym i różowym kwieciem, kąpią się w słonecznym wniebowzięciu —
713a ja z pianą, ciekącą po wargach, krwawymi oczyma widzę w dali to moje zapadające w nicość — szczęście. I oto — ach, to ty, ukochana? — o jakże mi dobrze z tobą.
714Trzykroć tylą łańcuchów niech mi piersi skrępują — w trzykroć głębsze czeluście podziemne niechaj mnie zakopią —
715spieczone wargi moje niechaj nigdy nie zaznają ochłody —
716zapadłe od bezsenności powieki niechaj mi się wrosną w czoło, byleś ty — pozostała przy mnie.
717Spojrzenie twoje rozkwieca wiosnę na stepach bezdżdżystych; morze pieszczotą otula posępny labirynt skał — a nieskończone, w wieczność zapadające niebiosa, ogarnąć nie mogą mego szczęścia…
718Dygot przeleciał — niby drobniutki, zimny wiatr marszczący jezioro; szare tumany płachtą wionęły na rozwarte skrzydła serca — i dwa żółte ślepia bazyliszka urągają mi ze dna tej zachłannej szarości i pustki.
719Ciało moje, przepalone ogniem wewnętrznym, schnie i czernieje jako gałąź jodłowa zawieszona w kominie.
720Skonać mi, skonać — prędzej! Śmierć nabiera dla mnie uroku słodkiej twarzy.
721Myśli się plączą, zimno wiejące od podłogi przenika na wskroś — gorączka spopiela me usta…
722Najmilsza moja — nie opuszczaj mię: ty nie wiesz, jakie mistyczne pokłady miłości leżą we mnie — jakie diamenty, chryzoprazy, turmaliny i szafiry — jakie oceany, szemrzące pieśnią —
723 724 725Byłbym jako niemowlę tonące, jako żebrak, obielony trądem od stóp do czaszki, zbierający od psów jałmużnę dla bólów swoich —
726ukochanie moje — gwiazdy moje…
727I znowu — i znowu wyrasta błyskawica z mojej piersi; zawierucha ścierających się chmur skłębia moje serce, zimnym gradem kąsane; zielone ognie łyskają po wszystkich dolinach mojego jestestwa; góry w posadach swoich drżą…
728Koralowe gaje, niby skamieniały pożar szkarłatu; tęczowe konchy, niby dywan bajeczny; zielone aksamitne liście pełzną po wszystkich szczelinach; w drobnych, przeźroczystych jeziorkach mrowią się koniki morskie, anemony i meduzy…
729 730Falą wzdęła się ziemia — zniknęły góry w śnieżnej powłoce piany; drzewa koralów, niby gaje mimozy, skurczyły się w okropnej bojaźni;
731straszliwe piekielne morze, przyleciawszy zaporę, zalewa cały świat.
732 733Zakłębiłem się w pianie ryczącej i, jako szczenię ręką olbrzyma wyrzucone, lecę gdzieś w okropną wysokość, a potem spadam — gdzieś w wirującą otchłań.
734Kłęby piasku wżarły się w moje oczy, piersią uderzyłem o ziemię…
735Obrus piany śnieżnej rozlał się po gładkiej powierzchni morza, zrywam się, biegnę wzdłuż brzegu — ściana prostopadła bez wyjścia. Morze z okropną szybkością napływa —
736czemuż tyle męczarni, aby mnie zabić? upiór, lecący z mogiły wznosi się — białą paszczę nachyla modra Śmierć i za chwilę runie…
737W okropnym przerażeniu zbudzam się — księżycowy promień srebrzy okienko mojej pieczary.
738Śmierć, ModlitwaDuchu mój — czemuś mnie opuścił!…
739Serce mi bić ustało — a palce u rąk moich drgają kurczowo…
740Jestem więc w murach bez wyjścia.
Takie gorzkie łzy płyną po mej twarzy, takie słone i palące!! czemuż ujrzałem cię ku niedoli mej — teraz rozbiłbym sobie czoło o twarde kamienie i spocząłbym.
754Ale mi tęskno, tęskno — zwodnicza nadzieja szepce mi — że cię ujrzę raz jeszcze, i każe znosić te wszystkie tortury.
755Boś mi droższa nad wszystko, co dusza ukochać może: — cały wszechświat z bezlicznymi gwiazdami oddałbym jako dziecinną zabawkę za jedno twoje dotknięcie; za kędzior włosów, które mi pachną; za tętno serca twego, które słyszę w ciszy nocnej.
756Łzy, Serce, Tęsknota, GróbAle nie ma cię, nie ma i łzy żłobią grób w moim sercu.
757 758Jak Demon w klatce pazurami rozkrwawiam pierś — z straszliwą wściekłością biję w nią pięściami i rwę się na łańcuchu to tu, to tam, to tu, to tam! Wydarłbym wnętrzności wszystkiego, co żyje — krew piłbym, mózgi bym rozmiażdżał…
759Kręgi coraz szybsze dokoła jakiegoś nienawistnego bieguna — już tchu mi brak, czarne opary wirują zygzakiem, noc…
760Morze — znowu morze: czuję pluskające jego zimne wody, niechaj mnie zatopi śpiącego.
761Ktoś brutalnie szarpnął mnie za ramię. Murzyn dozorca, śmiejąc się, oblewa mnie dzbanem wody — precz idź, czarny psie!
762Błysnął białkami, i jego podła twarz skurczyła się w złości, jak u buldoga, ale się lękał nade mną naigrawać — cisnął mi w twarz sucharem i wyleciał.
763Po chwili znowu usłyszałem uchylające się żelazne drzwi — wszedł oficer z dwoma żołnierzami.
764Tortury! błysnęła mi obojętna myśl.
765Ale on, milcząc rzucił mi z tacy, którą nieśli żołnierze, nieco pomarańczy, fig i granatów oraz jeden pieniążek srebrny.
766Zapach rozkoszny zapełnił pieczarę, uśmiechnąłem się do owoców, z których promieniowało słońce — i świeże powiewy królewskich sadów.
767 768— Wiedz — rabie: dzisiaj księżniczki Feniksany ślub!
769 770Zdumiał się oficer, a jeden z żołnierzy pokazał na moje czoło.
771Siedzę skurczony, patrząc na fioletowe granaty i złote naranchy[286] — jeden po drugim owoce poczynam rozrywać, krew ich, sącząca się po mych rękach, sprawia mi szalony ból, rozrywam je w strzępy.
772Cichy i zamyślony siedzę nad zbłoconym darem słońca.
773Światło wieczornego nieba słodką smugą zagląda przez kraty…
774 775Trzasnęły kajdany, skokiem pantery rzuciłem się w górę, chwyciłem za kratę — i wydarłem.
776Przez czarny otwór prześlizgnąłem błyskawicą: pode mną przepaść, wierzchołki drzew — runąłem.
777Powietrze świszcze; księżyc prosto w oczy; czarna gęstwina pode mną; uderzyłem o gałęzie, staczam się i już — Leżę bezwładny — wokół gwiaździste niebo, czarne koronkowe zarośla. Oczy przymykam — i mdleję.
778Pięknie tu bardzo. W powietrzu odurzający zapach werbeny, mirtu i róż: tak pewno pachną włosy oblubienic.
779 780Szemrzą w cysternach fontanny jako śmiech szczęśliwy; modre lotusy wynurzają się ku szczęściu…
781Wśród pełzających lian i smukłych terebintów przemykam niepostrzeżony.
782Kaskady chińskich lampionów, a na trójnogach krwawe płomienie ambry — muszę się ukryć w cień baobabu.
783Nie widzę jej twarzy zakwefionej, ale wiem, że to ona być musi!
784Nie mogę dosłyszeć ich cichej rozmowy. Ale ją rozumiem…
785Mówią o sokołach, sprowadzanych z Persji, które w lot zabijają białe, kiciaste czaple — mówią o nowej prowincji, zdobytej przez księcia, i bogatym łupie niewolników i niewolnic — mówią o pałacu z perłowej macicy i zielonego nefrytu, jaki się buduje dla nowożeńców…
786Zachwycająco umie opowiadać książę o rycerskich czynach! malowniczo rozwiesza swoją miłość, niby kaszmirski szal, wyprzędzony cudną robotą tysiąca niewolnic, oślepłych przy misternej tkaninie!
787Nogi moje obrzękły, pierś zapadła, ręce obwisły bezwładnie — i tylko w oczach jarzy moc: wulkany! Ona mimo woli odwróciła oczy w moją stronę, krzyknęła strasznie.
788Porwali się rycerze, obskoczyli mnie dokoła i bezwładnego przyciągnęli do jaspisowych schodów.
789 790Widać mnie poznała — bo z dziwnym uśmiechem spogląda na moje łachmany — ruchem ręki każe dworakom uwolnić mnie.
791Boję się swego wzroku — wbijam go w ziemię, wzrok potrafi zabijać.
792— Przyszedłeś posłuchać pieśni weselnej — niechaj ci się stanie zadość!
793I podjąwszy harfę z alabastrowej kolumny, musnęła ją ręką.
794Ach! świętokradcza pieśń — pieśń zbezczeszczonej miłości!
795Spotkały się nasze wejrzenia i harfa z brzękiem upadła na marmury.
796— Związać mu oczy! — Zarzucono mi ciężką materię na głowę — ona grała czarodziejską pieśń, gwiazdami przetykaną.
797Zagrążony w mroku jakby głębokiej jaskini, słucham melodii srebrzystych kropel, które mi spadają wciąż na jedno miejsce mego mózgu —
798naprzód, jako płatki róż więdnących (nigdy, nigdy…) — potem — jako srebrzyste pieniążki; potem jako ciężkie gwoździe, którymi nabijają tarcze (nigdy! nigdy!…).
799I wciąż rośnie ich moc, gradem sieką mnie —
800i deszczem kamiennym druzgocą mnie na wskroś… myśli me stają się jako pale wbijane żelaznymi babami.
801Mruk wydobywa się z moich piersi — obłąkany ból jakoby serca, zrąbywanego na wióry…
802W czarnej szacie, płomienistymi rubinami haftowanej, pukle jej włosów rozpłynęły się, jako mrok zgasłej komety na niebie…
803W oczach jej spieniły się groza i gniew, a potem oto — łzy święte spłynęły po jej twarzy.
804Podeszła ku mnie i zarzuciła mi ręce na szyję — przypadła do moich piersi — i poczułem, że moją jest.
805Nagły cios rozkrwawił mi czoło —
806 807Tysiące komet ściga się wzajem — miażdży, girlandy iskier sypią… i gasną.
808 809Świata nie było i nie ma — tylko grzęzawisko, w które zapadam; ogniki fosforyczne tańczą nad gnijącą duszą…
810 811Wynieśli mnie na pustynię, jako lwa zdychającego —
812 813Te gwiazdy — siedem gwiazd królewskich, które mnie wzbijały ponad wszystkie szczyty mego więzienia — znowu nad głową moją świecą.
814Kto wie? Może już od wieków zamarły — i tylko upiory ich świateł błądzą po pustyniach, kształtem złamanego krzyża urągające…
815Gwiazda, ChrystusGwiazdy!
816na waszych złotych ćwiekach krzyżujecie najbiedniejsze ze stworzeń: bo już nie ma nic biedniejszego nad Pana wszechświatów — Syna Bożego,
817 818 819 820Królewicz leżał z dosłownie pękającym sercem.
821Nie był to już on, nie była to już jego indywidualna miłość, lecz niezgłębiony Ocean miłości.
822Wśród gór Gehenny przechodził Anioł, łamiąc ręce i krwawiąc na głazach swe lazurowe czoło.
823Wicher świata huczał w tym człowieku z siłą genezyjską, jak pierwszego dnia, gdy tworzył Bóg wielki płomień ze swojego serca. — — — — — —
824Na majolikach otwartego balkonu ujrzeć można było dwie kobiety i hrabiego de Mangra, którzy nie słuchali pieśni tryumfującej miłości, gdyż przyjemnie bawili się własną rozmową wśród łkających głębin morza.
825 826włosy jej czarne, jak zgęstniała posoka krwi, staczały się aż na ziemię.
827Czy odblask zaciężył jej bólu, który Syzyfowym kamieniem staczał się z gór Przeznaczenia?
828 829Znajoma jej Duta, która, mieszkając w Petersburgu, na drugiej stronie ulicy umiała wyczuwać, który pan ma 15 tysięcy rubli rocznego dochodu, opowiadała tak pyszne kawały z życia nadnewskiej stolicy!
830Pieśń tryumfującej miłości — gdyby ją wyśpiewał Battistini[287] na mistycznym wieczorze? A! panna Duta może by na chwilę przybrała wyraz poważny — wyglądając tak, jak w ogóle wyglądają panny dla mężczyzn, kiedy wiedzą, że na nie się patrzy. Pieśń wzięłaby do siebie. I zaiste, jest nad miarę obojętne, czy dla tej blondyny, czy dla tamtej brunety grał królewicz!
831Miłość jest sama w sobie, Ding an sich[288].
832Dla niej człowiek staje się Księciem Golgoty. Krzyż Ariamana, jak na obrazie Previtaliego[289], wzniósł się wśród najcudowniejszej mrocznej zieleni lasu.
833Przy tej opiewanej zostanie zaś trwały rezultat — zadowolenie.
834Zachowa ona na pamiątkę taką pieśń, jako dobrą literaturę. Będzie miała ją na dnie jednego ze swych kufrów. Którego? doprawdy nie będzie w stanie przypomnieć. Tyle wchłania statystyki, nauk kameralnych o lupanarach i nieprawych dzieciach w Monachium, o cłach na drożdże i wywarach piwa! Kobieta, Miłość, Małżeństwo, Matka, Pozycja społeczna, KwiatyOna weźmie też swą miłość, lecz jak Danae — w deszczu złota. Kiedy w niej obudzi się instynkt, będzie kochała pierwszego, który ją zapłodni i uczyni matką. Potem? W wazonie życia kwiat, zerwany ręką niekochaną, cóż że zatęskni i zwiędnie?
835Zolima kiedyś będzie takim kwiatem.
836VanitasKościotrup, ubrany w ciało, — kiedy się z niego rozbierze i weźmie w swe wyschłe kości rąk gorejące niezużyte swe serce —
837położy je przed sobą na stosie trumnianych zgnilizn —
838i oburącz ująwszy swą czaszkę, zacznie się wpatrywać —
839 840któż powie wtedy, że nie przychodzi wielka sprawiedliwość?
841Łachmany, łachmany okrywają to wszystko, co ma jeszcze jakąkolwiek wartość w życiowej grotesce! —
842Po morzu płynęła barka, a w niej stał Mag Litwor, obleczony światłem, i przyzywał marzyciela znakiem nad morze.
843Barka leciała z największym pędem, bez żagla, nawet wioseł nie było przy niej, nic nie zdradzało też elektrycznego motoru. Marzyciel przysłonił oczy, wglądając się. Rozbrzmiał śpiewny jęk muezina. Zaczynał rozumieć Ariaman. Zeszedł ku morzu.
844— Pomnij na straszną przysięgę, którą złożyłeś Królowi Wężów: że wrócisz po trzech latach.
845Król Wężów rządzi widmami w dolinie wiecznego mroku.
846 847Masz więc tylko trzy lata życia przed sobą i musisz rozewrzeć bramy swemu przeznaczeniu na ziemi. —
848Kiedy odpłynęli, ozwał się znowu Mag Litwor:
849— Przemiana, Klejnot, Obraz świataDiament, jak wszystkie krystaloidy, oparte na kwasie węglowym, nie jest ograniczony równymi, lecz wygiętymi płaszczyznami. W tych wygiętych płaszczyznach świat staje się niebem i Gehenną. Lecz od zbyt wielkiego żaru diament może się zmienić w zwykły kominowy czad. Nie należy wierzyć automatom! —
850— Muezin zbyt przeraża — rzekł w zamyśleniu Królewicz. — Kto mógł aż tam — do Kasyna zabaw donieść jego głos? Brzmiał, jak duch Baskerwillów[290], na tym bagnisku.
851— Jest to głos, który my dwaj słyszeliśmy: mówił tylko do tych, co mają w sobie świątynię! —
852Morze dokoła nich było zaiste niezmierzone!
V. Mare Tenebrarum[291]
853Przepływali mimo góry Ornaku[292], przy której tworzył się wir.
854Węże fal na dwóch sterczących fortecach zakręcały z furią.
855Śnieg piany wylatywał w powietrze.
856Woda, jak w olbrzymim kotle, wrze.
857Znikają czarne zręby granitów i staje się mleczne jezioro.
858Morze nieomal gładkie, tylko wewnętrzne spazmatyczne dreszcze nim wstrząsają. I oto Hades mrocznych skał wychyla się: milion potoków, rzek, wodospadów i lawin dżdżu leci z tych poszarpanych głazów ku morzu.
859Rozwiera przepaść mrok przeraźliwy, chłodny, jak w północnych sagach o Niflhajmrze[293].
860Nad przepaścią wyrasta zły pylon Hadesu — skały, zwane Wejście Ornaku.
861Węże pian żółtych, milami długie, leniwie opasują to Horodyszcze demonów.
862Mrokiem olbrzymim wznoszą się wielkie góry lądu.
863Wilgotne porosty nadają hieroglificzną patynę tym tarczom Achillesowym skał.
864Wszystko bierze tu w swe posiadanie księżyc, posępny czarodziej, czyta runy na skałach i wsłuchuje się w mszę, jaką tu odprawia piekło.
865Za hukiem rozbitej fali nastaje cisza konających. Z dala wzbierają wysokie jak wiekowy las dębowy fale — płyną spokojnie, niby rapsody Homera piersią tytanów śpiewane; na hełmach ich błyskają klejnoty głębin.
866Im bliżej, groźnieją tu blisko skał — potworne nieokiełznane apokaliptyczne tabuny.
867Wzdęte w piorunującym błysku smoczego grzebienia,
868miriadami bazyliszkowych kwiatów zwisają, miriadami srebrnych szponów śmierci nad wessaną w mroku otchłanią, która wyżłobiła wody głębin, wtuliła jak kopulujący Lucyfer całe naraz piekło. Aż wszystko wyrasta w jakoweś Monstrum:
869w karawan wieżyc chińskich, — w zwał lokomotyw —
870w pociąg, który gna pełnym rozpędem, nalatuje naprzód rozzianiem powietrznym, wściekłym, jak uderzenie Ananke[294]; morze jeszcze zawisa chwilę, jakby wybierając los swój w jednej tysiącznej mgnienia, lecz ujrzawszy w dolinie zgonu na dnie swoje fatum —
871przechyla, wali się — jak mur obronny olbrzymiego miasta:
872wieże zębate, miriady wojowników z lancami i pióropuszami na głowach, te hufy słoniów, połyskujące szmaragdowymi napierśnikami, kwadrygi z wirującymi kosami śmierci, boscy śpiewacy i czarne demony w zapasach matematyki i obłędu, całe narody, wytchnione[295] przez morze, —
873 874Kto nie słyszał burz jesienią na Żmudzi, kiedy pioruny padają, iście Perkunowe[296] oszczepy, we wzdęte fale Niemna — ten nie wie, czym zdolen być głos żywiołu!
875Tam jednak zgon pod oszczepem piorunu jest złagodzony przez krzyże na polach, przez pieśni w kościołach, przez kwiaty na łąkach, przez miłość, która na mogile odprawi swój tan kukułczany!… tu zaś nic — prócz grozy, której nieznanym jest miłosierdzie!
876Nieprzystępne turnie skał Ornaku odbiły impet wód, które wytryskują szaleńczym ogrodem gejzerów, fontann i jakby czarnoksięskiego ognia.
877I wtedy — i wtedy, moja duszo, widzialnym naraz staje się Twój tajemniczy ogród męczarni, wszystko szczęście już się kończy, wyrasta las posągów zamarzłych, zaśnieżonych, cmentarzysko grobów głębokich, więzienie groteskowe i życie katorżnika rozbite na niegodny strzęp!…
878A nad tym piekłem duszy w olbrzymiej chmurze oparów księżyc wyrzeźbia magiczne kręgi tęcz, wrota i witraże miłości, targając trupem nadziei po okręgach wód.
879Minęła cisza — znów morze szturmem wdziera się na podchmurne wieżyce mrocznych nieprzejrzanych skał, miażdży je naraz.
880Nie ma tych raf — jakby ich nigdy nie było —
881znikają doszczętnie pod wzdętą krzywizną morza, podobną tu do soczewki tytanicznego teleskopu.
882I znowu z świstem, z wyciem opadają wody — opuszczają zwycięstwa szczyt! znowu wściekłym impetem zlatują katarakty po zrębach, na porohach i wyżłobieniach, zżartych przez fale, niby przez usta tysięcy mątw.
883Wzniósł się Hades mroczny, potwornie tryumfujący, odwiecznie zły, nieubłagany i zimny, dyszący śnieżnymi bruzdami swych ran —
884wodospady łez ociekły — i już milczą.
885Wejście Ornaku najstraszniejszym jest w tej czarnej zastęgłej ciszy.
886Księżyc, Wąż, TajemnicaTam, w głębinach Lucyferowych księżyc-alchemik nuci bezmowną pieśń jadów —
887na dnie otchłani morskiej widać jego laboratorium; fosforyzuje widmo odblasku, podobne do krzaku Mojżesza, wokół tam zgon czarny, jak w pustyni Hioba, gdy oślepł.
888Księżyc spogląda z głębin nieba, niby wielkie oko diabła — wtem znowu poczyna tkać mistycznie gotyckie, tęczujące rozety, staje się cichym jak Adam w raju przed ujrzeniem swej wyśnionej — wąż żółtej piany zbliża się, zaczaja — to z Genezis kusiciel —
889U Ornakowych skał wybucha poemat grozy, której nigdy żywy człowiek nie zapomni i przed skonaniem ją ujrzy znów…
890Wężowa piekielna miłość napływa, zmienia się tu naraz w wyrastającą dziko baterię z tysiącem najeżonych dział: jęki, wycia, wsysanie i ryk płynącego pobojowiska!
891Tragiczny księżycowy hieroglif zagadki rozbłyska na tych falach, które namyślają się, wzdęte i pochylone, jak pizańskie wieże — runąć? czy wniebowstąpić?
892Niewypowiedziany już żadną orkiestrą piorunowy jęk organów kościelnych, które zwaliły się na głazy kościoła —
893burze dawnej sławy narodu, walące się rusztowania wszystkich świątyń życia!…
894Polska, PiekłoJakiż Szopen i Wagner mógłby oddać to bolesne wezbranie wód u stóp skał Tatrzańskich, które łączą Polskę i Sybir, kędy mrocznieją widma idące w lody północne sybirskiej katorgi —!
895Łódź płynie mimo skał Ornaku[297], o których wie Ariaman, iż tam jest wejście do polskiego Inferna.
896 897Gdyby piekło mogło się wysłowić, byłoby już zbawione.
898Ariaman spoglądał przez otwór jaskini w miriady zrębów zagwiezdnej męczarni —
899i zawstydził się, iż jeden cierń wbity w jego czoło, tak mu już starczy za koronę!
900 901tam, aż do głębin źródlanych ducha polskiego!
902a jeśli się znajdzie tylko nicość i rozpacz, to nią roztrzaskać wszystkie Chrystusowe nieba! — — —
903Tak mijały godziny nocy lub może — lata? — — —
904Łódź wypłynęła w podcienie skał. Pierwotny mrok zaczął rozświecać niebywałym szafirem. Ten kolor powstawał z fosforescencji morskich, gęściej nagromadzonych w grocie. Woda uciszona, głęboka oświetla wielką, naturalną świątynię. Lecz nie tylko woda świeci tu blaskiem — kiedy Mag Litwor i Ariaman wyszli z łodzi, idąc komnatami gotyckich sklepień i kolumnad, Światłowszędzie spotykają szafirowy mrok, w którym jarzą myśli.
905Polska, Historia, Niebo, PolakMistyczne niebo świeci w tych jaskiniach! W jednej sali ustawione teleskopy, siedzi mędrzec przy małej lampce oliwnej. Poznali Kopernika, słynnego autora De Revolutionibus orbium coelestium. Księga ta leży na głazie, mnóstwo na kartach znać poprawek i dopisków. Kopernik jednak pracuje nad nowym dziełem z rozszerzonego zakresu. Z uchylonych kart wyrozumiał Ariaman, iż jest mowa tam o Państwie Lucyfera.
906W milczeniu najgłębszym idą dalej, spotykają dawnych uczonych, i których Mag Litwor określa nazwami: Wojciech Brudzewski[298] astronom, Marcin z Olkusza[299], który poprawiał wraz z Kopernikiem kalendarz w Rzymie, Wawrzyniec z Nowego Targu[300], Witelon optyk itd. Wszyscy oni pracują razem teraz nad wielkim nowym wyliczeniem, zajęci pogłębieniem swych dawnych prawd.
907Przechodzi Ariaman obok Czarodziejów, którzy swe poszukiwania alchemiczne i nad naturą Diabła czynią dalej, mimo iż Sejm Warszawski wyrzekł, iż nie ma czarów na świecie. Jeden z nich pisze o Bagnie obecnej Polski, w którym broi Diabeł. Inny dowodzi, iż jak pająk wyciąga truciznę z róży, tak teraz uczyniono truciznę z nauki Chrystusa.
908Widzi Ariaman dawnych pisarzy i poetów: Janickiego[301], Pawła z Krosna[302], Piotra[303] i Jana[304] Kochanowskich, Andrzeja Frycza Modrzewskiego[305], Stanisława Orzechowskiego[306], Jana Ostroroga[307], Tydemana Gizego — a prócz tych, braci czeskich: sieją we łzach Królestwo sprawiedliwości, którego królowie Jan Kazimierz i Zygmunt August teraz już nie zaprzeczają!
909Wielki tłum niekatolików, a najlepszych Polaków — których już nie wyklina Hozjusz[308] i Skarga[309]…
910Odpokutowane też winy dysydentów, którzy wzywali pomocy Karola Gustawa szwedzkiego i Piotra Wielkiego. Lecz inkwizytorzy nasi, wychowańcy jezuitów, wciąż broją i tu, wciąż grzmią kazania przeciw różnowiercom!
911Męczy się naród za winy jednostek.
912Dziesięciowiekowa budowla niszczona przez pasieki trutniów szlacheckich, którymi były i są kolegia jezuitów.
913W głębinie piekła kotłuje jeszcze zawierucha, wzniecona przez Bohdana Chmielnickiego[310], mści się też i Nalewajko[311], torturowany niegdyś w Warszawie.
914Tłumy arian[312], wypędzonych przez Orthodoxa Jana Kazimierza z nauszczeń[313] nie tylko katolików, lecz kalwinów i luteranów, tłumy te na tułaczkę idą, śpiewając nabożne pieśni o Jeruzalem św. Jana.
915Szli dalej Mag Litwor i Ariaman.
916Na rynku krakowskim fanatyk starosta Gabriel Tarnowski[314] pali pisma Broscjusza[315], przeciw jezuitom i Krzyżakom wymierzone. Widzą jezuitów, co handlowali w Martynice i byli królami w Paragwaju; zasiadają na fotelach w złym smaku przepychem lśniących, obradują nad Polską teraźniejszą. I huczą kazania dawnego jezuickiego kaznodziei, wymierzone przeciw kierunkom modernistycznym w języku zepsutym i nadętym, w nienawiści przeciw tym, co chcą poprawiać nawę[316] św. Piotra.
917„Znać, że to teraz kanikuła, kiedy Canicula modernistyczna przy pałających syriuszach coś chce zaskomleć na naganę wielkiego Ignacego[317].
918A z czymże się odezwiesz, szczeniuchu?
919Z trąbą? I dobrze: bo Ignacy jako tuba Ewangelii, nie tylko w Europie, ale i na nowym świecie rezonancję daje. Słychać po Indiach tej trąby kuranty. Nadprzyrodzone sztuki umie Ignacy.
920Ignacy w inwencjach swoich przechodzi Archimedesów, in manuali opere[318] Kallimachów[319], w architekturze Nikonów, w optyce Bodynów, w muzurgii Arionów, w matematyce Kononów, w geometrii Archytów, w oratorii Peryklesów, in calamo[320] Orygenesów[321].
921…Tu wierzgają nie tylko piekielne, ale i ziemskie monstra…”
922Wtem, ujrzawszy obcych, jezuita zakrzyknął:
923— Czy nie jesteście i wy nowinkarze? chodź no tu sam, ty młodszy, na katedrę, pokazać go narodowi, niech mówi… —
924I tysiące rąk wypchnęło Ariamana na rodzaj kazalnicy, która była naprzeciw jezuickiej i służyła widocznie do dysput.
925— Proponuję tedy — rzekł Pater — iż jako słońce obraca się koło ziemi i na głos Jozuego stanęło, tak i dusza ludzka musi stanąć na głos Jezusa! Jeżeli uczyłeś się waćpan retoryki i choć nieco teologii, mów. Słuchamy. Prosimy. Głośniej — jako tuba zabrzmij. Nie lęka się ciebie nasz Zakon!
926— Chrystus, Religia, Wiara, Bóg, Kondycja ludzkaNie do ciebie mówić będę, lecz do tych, których wiara staje się już cudem zamyślenia!
927Jestem wtajemniczonym przez Króla Wężów w sferę elementarną — w pewność, iż Chrystus według pojęć pobożnych nie istniał nigdy.
928Chrystus ma stanowić słońce najwyższe wszystkich religii, które dokoła Niego krążą, jak nasz świat planetarny dokoła konstelacji Herkulesa.
929Dla mnie takie słońce Chrystusowe już umarło.
930Zanim krok uczynię ku „wyzwalaniu się z moich osobistych pragnień” — muszę wiedzieć, w imię jakiej Prawdy bezwzględnej mógłbym poruszyć mój świat?
931Nie wierzę w kościół, który jest kałużą zmarniałej ugrzesznionej natury ludzkiej.
932Nie wierzę w naturę, która na dnie najgłębszym kryje nieświadomość.
933Nie wierzę w Boga osobowego, bo jest karykaturą mej osobowości.
934Nie wierzę w mą osobowość, bo —
935tu Ariaman utknął — bo jest złudzeniem!
936— A cóż jest niezłudzenie? — szepnął Mag.
937— Nie mówmy o pojęciach ogólnych. Wiem, że wśród mroku mej duszy zjawiają się dziwne smugi światła — i zbiorem tych smug ty jesteś, Magu Litworze.
938Wiem, iż są pomoce niewidzialne, wiem, iż są przeczucia, wiem, iż można odgadywać przyszłość — i to nazywam głosem Jaźni. Lecz czuję się zbłąkanym jako człowiek, jako ten, co przestał być chrześcijaninem, a nie przestał być psychikiem.
939Chrystus, Religia, Historia, WiaraJezus z Nazaretu przeszedł przez serce ludzkości, lecz wszakże nie da się on pogodzić z jakąkolwiek rozumową krytyką!
940Wypełnia wolę jakiegoś niewidzialnego komendanta. Jaką wolę? żeby założyć Królestwo Boże. Nie udaje się mu to w Judei, jedynie powołanej do przyjmowania objawionych nasion.
941Po wydarzeniu w Cezarei mówi już tylko, jak istny melancholik, o potrzebie śmierci.
942W tej filotanazji[322] idzie rozbestwionemu ludowi w łapy.
943Męczeństwo jego wzrusza mnie, ale i gniewa.
944Męczeństwo lunatyka lub tych fanatyków w Rosji, którzy się spalają tłumami w chatach zamkniętych, aby dosięgnąć nieba, zbawić siebie i świat.
945Obraz świataJezus z Nazaretu nie ma zupełnie świadomości o tragedii bytu.
946Dokoła niego skowronki nucą, Ojciec dobrotliwy za kotarą świata gotów przytulić marnotrawne dzieci.
947Na koniec, Jezus z Nazaretu jest skończonym typem owoczesnego szlachetnego żyda: wszak nie burzy nic w Starym Testamencie, a co gorsza, sam żelaznym berłem chce rozprawić się podczas Ostatniego Sądu, jak Jehowa nad Sodomą lub Dawid nad Amorejczykami, których kazał przepiłowywać drewnianymi piłami.
948Z tej działalności proroka nieudanego — robi historię zaświatową dopiero Paweł z Tarsu i wtedy rabi Jeszua z Nazaretu przy jego pomocy wkracza w dzieje.
949Dialektyk grecki wyrobiony w rabinie żydowskim, opętuje świat pogański, który właśnie zaczynał się męczyć tajemnicą życia i zgonu.
950Paweł jest założycielem Chrześcijaństwa, tworząc Misterium Syna Bożego i wzywając świat cały, aby się do Ojca swego po dziedzictwo udał. Lecz kościół zakłada jeszcze nie on.
951Czyni to Piotr — i w zasadniczym przeciwieństwie do kosmopolity Pawła, tworzy kościół na wzór jerozolimskiej hierarchii, która w rzymskiej atmosferze panowania wyrasta na potęgę, zginającą królowi bazyleusów.
952WampirKościół jednak nabiera cech życia tych narodów, wśród których powstaje.
953W Egipcie ucieka od świata i w celi lub na słupie, gdzie stoi fakir wśród jarmarku, wyrabia typ surowego dogmatu.
954W Helladzie stał się kościół Akademią metafizyki, msza zaś — magicznym środkiem udzielania nieśmiertelności.
955W Rzymie na miejscu bożków pogańskich postawiono świętych, lecz z energią rzymską rozszerzono wiarę aż do Brytanii i Słowian.
956Kościół Katolicki uznał się za arkę Tajemnic Bożych i nawet za Państwo Boże, mając w sobie zepsucie Borgiów, inkwizycję, sprzedaż odpustów i absurda dogmatów.
957Przeciw temu wybucha zdrowy instynkt i niepogwałcone sumienie ludów północnych, buntując się przeciw celibatowi, przeciw rozdawaniu koron przez tiarę.
958Biblia dostaje się do rąk ludu.
959I cóż? zatrute źródło nie może napoić ducha Ludów.
960Tłumaczenie Biblii kończy się sektami, które rozpełzają jak raki wypuszczone z worka.
961Polska, Religia, Książka, Prawda, Polak, Matka, DzieckoNas, Polaków, uważają Szujscy, Tarnowscy etc. za przynależnych do Rzymskiej kurii tak, jak dziecię przynależy do matki.
962Zła była dla nas ta macocha i nie karmi, bo nie może karmić nas Prawdą, która wszak jedynie zbawia!
963Trzeba, żeby Polacy nareszcie zaczęli czytać Biblię. Nareszcie wówczas by zrozumieli, jak tańczą od lat tysiąca pod muzykę zmyloną zupełnie.
964Punkt wyjścia jest fałszywy. Państwa Bożego założyć się nie da, gdyż Kazanie na Górze niszczy całą kulturę, a nawet całego człowieka, który wyszedł z rodziny mastodontów i ichtiosaurów, a idzie — ku wielkim Mahatmom Przyszłości.
965ChrystusIdąc w ślad za Jezusem, kończymy ciemnością Golgoty i koroną cierniową.
966Religia, KłamstwoIdąc za kościołem, kłamiemy w czasach dzisiejszych — niewybaczalnie.
967Tęsknię ku Indiom, lecz wątpię, czy i tam jest światło Wiedzy Bezwzględnej! —
968Nie wiem, czy Kriszna nie jest tam tymże samym, co u nas „Zbawicielem” — tj. tymże samym Mirażem.
969Znany jest argument, iż zbawienie musiałoby powtarzać się nieskończoną ilość razy na nieskończonej ilości zamieszkałych planet. —
970Powstał krzyk tak długi i zewsząd idący, jakoby Charybda[323] otworzyła swą gardziel i ryczała.
971Ariaman znieważył uczucia najdroższe wszystkich. I tych, którzy szli za kościołem, i tych, którzy budowali wiedzę swą na wierze w Indie.
972Z tego tumultu jeśli wyszedł żywym, zawdzięczał jeno Magowi Litworowi, który potem rzekł:
973— Mówiłeś prawdę: Wężową głęboką prawdę. W Ornaku trzeba było złożyć i taki dokument. Ale teraz śpieszmy przemyśleć możność nowej budowli z niezniszczalnych głazów. —
974Szli szybko, pragnący patrzeć, jak rozwija się sekta Franka[324], który przez Polskę miał wieść żydów do nadzwyczajnych bogactw i zaszczytów; potem zwątpiwszy prędko w nową religię, zachowywała z fanatyzmem formy zewnętrzne, aby utrzymać towarzyskie pozycje i prebendy.
975Tłum, Polak, NienawiśćLecz tłum biegł za Magiem i Ariamanem, gotów ich jeśli nie ukamienować po trzykroć, jak się kamienuje diabła, to w każdym razie wykrzyczeć, odmówić im polskości, zdrowego sensu i naigrawać się nad tajemnicą duszy, która jest łajnem.
976Ale na szczęście Mag i Ariaman zdołali się zasłonić szeregami, idącymi za Apollinem apokaliptycznym na śnieżne pola pod Moskwą… na nowy szturm.
977Wtem ujrzy Ariaman na wyjściu z jaskiń Ornakowych widmo wojskowego z roku '63. I mówił w nim jakiś głos dawny tych marzeń, które i on przeżył w pierwszej młodości.
978Hauke-Bosak, dzieckiem wzięty do paziowskiego korpusu, wychowany w banalnej świetności na oficera, dowiaduje się w Paryżu, jako 24-letni podpułkownik, o Polsce — i swym pochodzeniu. Nauczył się w sześć tygodni mowy i historii polskiej, jedzie na Kaukaz wyćwiczyć się w walce —
979a kiedy tam zdobył sławę, zaraz przy wybuchu powstania bierze dymisję, mówiąc, iż nie może dowodzić wojsku, które rozstrzeliwa tłumy bezbronne!
980Idzie na tę nędzę życia, wspaniałego li jedynie ogromem męczarni —
981idzie, jako dowódca oddziałków powstańczych, rozbijanych z łatwością przez karne szeregi rosyjskie.
982Naraz przed Ariamanem w mgłach nocnych rozsunęły się lasy Iłży, klasztor Świętokrzyski, spalony Opatów, klęska pod Bodzentynem — i potem na wyspie Kaprerze Garibaldi, rozmawiający z Bosakiem-Hauke[325]; i potem on, niedający się nakłonić do powrotu na dwór carski — idzie ginąć za Francję w wojnie przeciw Prusakom!
983Zapadła w wir pod Ornakiem mara, Ariaman ukrył twarz.
984Praca, Mądrość, Błądzenie, Historia, NaródZmęczony nie chciał już patrzeć na zjawy historyczne: widział jasno, iż tylko wydobycie nowej, prostej, głębokiej prawdy życia zdoła nieszczęsny naród w jego tułaczce po pustyni przywieść do Ziemi Obiecanej mądrości, pracy i harmonii.
985Mag Litwor nie chciał poruszyć jeszcze całą ręką strun w duszy Ariamana, który miał w sobie spuściznę nieświadomą wiekowego cierpienia; PolakPolak w młodości, jak wieloryb w czasie burzy rzucony na skałę, wyżłabia cały bok — i z tą krwawą rzeką płynie w coraz ciemniejszych głębinach. — —
986Mrok nocy zakrył im góry Ornaku.
987Wypływają z wielkiej zatoki — morze pełnym przypływem napełniało ją, zaś odbite fale tworzyły jeden za drugim trójkąty zderzających się i niebezpiecznych mocy.
988Mag Litwor nakierował łódź na ukos fali, idącej z wprost — największej.
989Ariaman skrócił żagiel — wtem druga fala nadchodzi z boku — łódź obróciła się do niej pod kątem i została zalana tylko jej grzywą. W tejże chwili Ariaman czuje, że mu serce zastyga, bo oto fala, nalatująca z tyłu, wściekłym naporem gruchnęła w łódź.
990 991lecz Mag Litwor nie tylko znał się na burzach duszy — niesłychanie błyskawicznym ruchem wykręcił ster i skrócił żagiel drugi, tak że łódź znajduje się znowu w ukosie do fali.
992To ocaliło, wyśmignęła, cała zapełniona żółtymi bursztynami jeszcze dyszących jak żywe pian.
993Na Ariamanie, który kochał żywioł („żywioł oczyszcza”) i rozumie żeglarstwo, umiejąc w łodzi o zakrytym pomoście przepływać nawet wir przy Muraniu —
994teraz witeziowa potęga Maga Litwora wywiera wrażenie bardziej imponujące niż cicha świetlaność jego ducha.
995Tak już bywa z naturami wiecznie młodzieńczymi, że wrażenia najsilniej przyjmują przez zmysły.
996Morze, WiedzaMorze — ten wielki symbol życia i śmierci, otaczając wokół, zaprasza Ariamana i w każdej chwili gotów rozemknąć swe straszliwe uniwersytety wiedzy: że się jest niczym, będąc wszystkim; tej wiedzy, iż ostatecznym wyrazem duszy ludzkiej — jest mrok.
997Mówi Tirso de Molina[326], iż „największym z uniwersytetów jest boleść”.
998MiłośćGdyby miłość szczęśliwa była nawet Beatrycze, gdyby miłość nie była ślepym pociskiem Fatum, lecz Wieszczką, idącą wspaniałymi wschodami, jak na Ca d'Oro[327], gdzie u szczytu stoją tytany:
999tu, na tym dzikim żywiole bezbrzeża, wyglądałaby jak marny kwiatuszek u kamiennego, sardonicznie uśmiechniętego Sfinksa!…
1000 1001zda się on szeptać strofę ze Statku Pijanego[328]:
1002
Wizja, Historia, Naród, ChorobaSen o rozwarciu bram życia nowego i dla narodu nie ziści się.
1003Kamień się stoczy z tych gór, na których miał być pono raj — (tak wywróżył w jaskini mu Król Wężów —)
1004ten kamień Syzyfowy uderzy nas wszystkich w pierś —
1005i długa maligna, ciężka nie na żarty choroba — —
1006 1007Bezgraniczna święta ojczyzno! pustyni Twej nie odda samotnik, choćby, jak bizantyjski następca tronu, mógł wybierać w tłumie dwunastu tysięcy najpiękniejszych dziewic — szukając Pasargady[329], córy Komet! —
1008Ariaman, czyniąc to zaklęcie, zanurzył rękę w morzu i widział, jak zostawia ona za sobą brylantową smugę fosforescencji.
1009W duszy jego toczy się taka smuga krwi! Zaiste, on nie krzywoprzysiągł: miłość w pustyni świata jest większa niż morze — miłość ta jest największym z uniwersytetów!
1010Wysiedli na małej wyspie, zarosłej gęstym lasem; już księżyc zapada w morzu i zda się żagwiącym okrętem wśród mroków.
1011Tu było wybrane miejsce dla pierwszych święceń Wtajemniczenia.
1012Tu wśród lewad[330] wonnych tajemniczo milczącego lasu rzekł Mag Litwor:
1013— Wizja, Marzenie, Mędrzec, NarodzinyNic nie jest dalsze od prawdziwych wizji niż marzenia.
1014Wtajemniczony winien władać w zupełności każdą myślą swą i każdym odruchem woli.
1015Wtajemniczony musi narodzić swe ciało eteryczne — podobne różanemu kwiatu brzoskwini, które mu da potęgę wewnętrznego słowa.
1016Tym Słowem on będzie porozumiewał się z istotnym wnętrzem minerałów, roślin, zwierząt i ludzi.
1017Wtajemniczony musi narodzić samego siebie — musi utworzyć silne; harmonijne organy nowej swej istoty.
1018Wtajemniczony musi uważać wszystko, co jest wyłącznie nim samym, za złudzenie.
1019Wszelkie osobiste pragnienia za niedozwolone.
1020W Zwierciadle swej wyższej jaźni ujrzy on zwierzęce postacie swych namiętności.
1021Wszelkie zwątpienia muszą w nim ustać. Zamiast wiary naradza się wiedza zupełna. —
1022 1023— Mam i ja swą ścieżynę do świata innego, ale na tej ścieżynie często napadają mię burze i mgły.
1024Jeśli raz przejdę wśród gwiazd, raz drugi zbłądzę wśród miejscowości znanej mi dokładnie.
1025Jakim więc sposobem mogę odróżnić to, co jest prawdą, od wewnętrznego mirażu? —
1026Obraz świataMag Litwor zaczął wtajemniczać Ariamana w pojęcia innej świadomości, niż mózgowa: wiemy, iż podczas transu śpiący w letargu ma zmysły i mózg jakby sparaliżowane, źle odżywiane przez złą krew. Jednakże pamięć staje się fenomenalnie dokładna, wzrok widzi przez zamknięte skrzynie lub na ogromnych przestrzeniach innej części świata.
1027Dzieje się to za pomocą innych stanów materii niż znane nam stała, płynna i gazowa.
1028Między atomami są olbrzymie przestrzenie, zapełnione eterem, według fizyków.
1029I gdyby metr kubiczny platyny, ważący kilkanaście tysięcy kilogramów, złączyć w materię absolutną, bez pustych przestrzeni — byłby to kłaczek wielkości łebka od szpilki.
1030Atom jest tylko pojęciem siły.
1031Kondycja ludzkaCzłowiek jest zbiorem różnych potęg, które w nim osłaniają tajemnicę najwyższą — boskiej iskry.
1032Kronikarz Turowego Rogu nie jest w stanie szczegółowo podać rozmowy tej: bo udzielił mu jej Ariaman pod największą tajemnicą. Część dalsza rozmowy była jednak czysto pojęciowa.
1033 1034Wiem, iż świat starożytny Hellenów był poprzedzony przez świat indyjski.
1035Z Himalajów wiedzy i przemyśleń, mitów i poezji — zasilały się wielkie rzeki cywilizacji: Babilon, Egipt, Hellada…
1036Herkulesa znamy w sanskrycie, jako Hara-Kala, bóg walk — miano, dawane w poezji indyjskiej Sziwie.
1037Towarzyszem Sziwy był Tha-Saha, znany nam jako Tezeusz; Ari-Ana — uwiedziona przez wroga; Para-Saha — przychodzący na pomoc — Perseusz.
1038Trzej bogowie piekielni Aha-Ka, sędzia surowy — epitet Jamy — czy nie poznajemy Eaka? Radha-Manta — karzący występek, i Pluszta, bijący ogniem!…
1039Atanaia — bezdzietna, Ken-tura, człowiek, koń, Zupitri — ojciec nieba, Napatana — ujarzmiacz fal, Lalaga — ten, kto idzie, szerząc strach, dawne Lelegi, Lachy?
1040Filozofowie w Grecji mieli imiona zbiorowe: Prothaguru, Anangaguru, Pithaguru, gdzie znaczy guru — nauczyciel szkoły — wiedzy — rozumu itd.; imiona te są tak zbiorowe, jak Kserkses, który w sanskrycie znaczy Ksatrias — król, Artha, znaczy wielki — i mamy oto Arthakserksesa!
1041Wirch Meru indyjskiego narodził mniejszy Olimp grecki; tu i tam była rozdawana Amrita.
1042Legenda o Złotym Runie i wyprawie morskiej znana jest w Indiach; Iliada Homera — jest wieszczą córą Ramajany.
1043Lecz jakiż jest most wiodący z olimpijskich igrzysk do samoumęczania fakirów? Co wyraża też Msza chrześcijan w stosunku do ofiary rannej braminów? —
1044 1045— Uroczystość mszy rannej Sarwameda wyobraża ofiarę powszechną i symboliczną wszechstworzenia.
1046Bóg, Mędrzec, KapłanW obrazie Kriszny spełnia się ofiarowanie uroczyste samego Boga; każdy bramin powtarza: „Ani ja nie należę do siebie, ani świat nie należy do mnie. Co do mnie należy, należy też do innych!”
1047Wprawdzie okres indyjski został w Indiach poniżony przez faryzeuszów.
1048W Indiach widzimy kozła ofiarnego w całej kaście pariasów, którzy się stali idiotami; blade szkielety — włóczą się nocą po miejscach pustych, szukając padliny, o którą walczą ze szakalami i ptakami drapieżnymi. —
1049— W Egipcie takim narodem pariasów byli Żydzi — rzekł Ariaman — i oni nam narzucili swą religię męczeństwa.
1050Wyjście ich z Egiptu jest najhaniebniejszą ramotą, jaką zna kryminologia. Bóg ich prowadzi od komizmu kar żabami i muchami do potworności morderstwa synów pierworodnych.
1051Biorąc na pomoc hagiologów i przede wszystkim samą Biblię wspomnijmy: pobrali złote naczynia sąsiadom; potem wrócili się Żydzi, aby Faraon, widząc ich, pogonił za nimi i mógł zginąć wraz z armią — wtedy na rozkaz Jehowy rozwarły się wody…
1052W Kanaanie z miast zdobytych nie zostawiają nikogo żywym — prócz dziewic (Lb, 31) rzuconych na rozpustę. Z małej rodziny Jakuba, po 215 latach, miał się rozrodzić naród paromilionowy, gdyż samych mężczyzn było 600 tysięcy, nie licząc kobiet i dzieci… Rozrost niemożliwy.
1053Z bandy tej niesfornej Mojżesz formuje naród. Lecz jak? Oto ognie podziemne pożerają za niedowiarstwo 14 tysięcy. Kapłani mordują 24 tysiące za obcowanie z Moabitkami; po uczczeniu złotego cielca, Jehowa chce zniszczyć naród, na prośbę Mojżesza zgadza się, żeby kapłani wymordowali tylko 23 tysiące.
1054Jehowa ukazuje się Mojżeszowi z tyłu: videbis posteriora mea[331]…
1055W Genezis żydowskiej widzimy skalanie kobiety, zwalenie na nią całego ciężaru grzechu pierworodnego.
1056— Wszystko to jest nieco inaczej niż Ty przedstawiasz w zapalczywym gniewie na Stary Testament — rzekł Mag.
1057Nie przeczę, iż w Indiach pojęcia były głębsze, ludzkość — czystsza.
1058W Indiach Adima i Hewa, żyjący w raju wyspy Cejlon, przechodzą, dzięki omamieniu Rakszasów, na ląd — nie popełniając grzechu.
1059Hewa z miłości idzie za mężem, lecz ostrzega przed nieszczęściem! I dlatego z niej to naradza się potem Zbawiciel.
1060Kobieta, Obraz świata„Kto pogardza kobietą, pogardza matką!
1061Łzy kobiety ściągają ogień z nieba.
1062Bóg śmieje się z modlitwy tych, którzy szydzą z cierpień kobiety.
1063Kto zapomni o męczarniach matki, w jakich go narodziła — ten w ciągu trzech wcieleń będzie wiódł nędzne istnienie.
1064Kobieta jest duszą wszechświata”.
1065— Oto Indie — wykrzyknął Ariaman. — Zestawmy dla porównania tę Ruth, która zdobywa bogatego wdowca przez prostytucję; Abrahama, który wypędza swe dziecko i kochankę na pustynię; tego męża, który żonę swą oddał na całą noc orgii — ze strachu przed bandą awanturników.
1066Ciekawe skądinąd dla socjologii żydowskie opowieści mają śmieszną odwagę mienić się objawieniem Bożym.
1067Mógłże[332] Jezus, ten istotny Prorok, nie kontradykcja z ulepionych legend i przewijającej się tu i owdzie gnozy, mógłże wyrazić się, że On nie przychodzi niczego burzyć i utrzymuje Stary Zakon?
1068Wszakże w całym Starym Zakonie nie ma jednego słowa o nieśmiertelności duszy, a bez tej czymże jest nauka o Słowie?
1069Mojżesz przez Egipt wziął wiedzę pradawną, ale nie zaczerpnął jej w całej głębi, będąc adeptem niższym, później lud i tradycja lewitów skazili jego naukę.
1070— To źle dla adepta Wiedzy Tajemnej, jakim Ty jesteś Ariamanie, że myślisz wciąż w tonie burzycielskim. Czyś nie przeżywał chwil wzniosłych na Synaju? zali[333] nie mówi ci o nieśmiertelnej duszy jej podobieństwo do Jehowy? czyś nie płakał nigdy z Jeremiaszem? i nie tryumfowała Twoja dumna młodzieńcza dusza z Dawidem?
1071Znów powtórzę, że Indie są Monopolią innych religijnych kolonii.
1072Wszakże Wedy głosiły najdawniej jedynego Boga i, co ważniejsza, dowodziły jedności świata.
1073„Ten, który istnieje sam przez się i który jest we wszystkim, bo wszystko jest w Nim.
1074Ganges, który płynie, to Bóg; morze, które huczy — to On; wicher — chmura — błyskawica — to On”.
1075Świat w kosmologii indyjskiej stawał się stopniowo.
1076Jeden dzień Brahmy stanowi cztery miliony trzysta tysięcy roków ludzkich.
1077Religia, HistoriaNa 3500 lat przed naszą erą, czyli narodzeniem Jezusa w Judei, naradza się Kriszna[334] z dziewicy Dewanagii.
1078O przyjściu Kriszny mówiły proroctwa:
1079„Przyjdzie okrążony światłem, tchnienie czyste wielkiej duszy; wody Gangesu wstrząsną się od źródeł aż do morza — jak brzemienna kobieta, która czuje w swym łonie pierwszy ruch dziecka.
1080Przyjdzie, i Rakszasy przeklęte uciekną w głębiny piekła.
1081Przyjdzie, słodszy niż miód i amrita; wszystkie serca uniesione będą miłością…
1082Jednego wieczoru, kiedy dziewica Dewanagii modliła się, muzyka nieba oczarowała jej słuch, więzienie, w którym była, — rozświetlało —
1083ujrzała Wisznu w bożym majestacie.
1084I oto duch zaciemnił jej — i ona poczęła…”
1085— Religia, HistoriaNarodziny Kriszny otacza też legenda o rzezi niewiniątek, której Herod w Judei nie mógł spełnić dla tej prostej przyczyny, że umarł cztery lata przed erą chrześcijańską — dodał Ariaman.
1086— Nauka Kriszny była prosta, lecz wpływ jej wstrząsający.
1087 1088„Należy się wyrzec bogactw i rozkoszy, jeśli sumienie ich nie pochwala.
1089Ziemia nosi tych, co ją depcą nogami i rozdzierają jej łona, zaorując; podobnie musimy dobrem oddawać za zło.
1090Jeśli obcujesz z dobrymi — twe przykłady są niepożyteczne; nie lękaj się żyć wśród złych — aby ich doprowadzić ku dobru.
1091Jakiekolwiek przysługi oddaje się ludziom przewrotnym — podobne to jest do liter na wodzie, które zmazują się w miarę jak są nakreślone. Lecz dobro musi być spełniane dla dobra, gdyż nie na ziemi trzeba oczekiwać zadośćuczynienia.
1092Człowiek, który uświęca środki jedynie przez żądzę dojścia do celu, traci prędko sprawiedliwość i zrozumienie świętych nauk.
1093Dobro, Zło, Cnota, Zwycięstwo, UpadekCzłowiek szlachetny, walący się pod ciosami złych, jest jak drzewo sandałowe, które padając, napełnia wonią topór, który je uderzył”.
1094W rozmowie z Ardżuną o Jaźni mówi Kriszna w Bhagawad Gicie:
1095Dusza„Dusza nie jest niedoskonała w swej czystej istocie. Światło wysokiej jaźni nie ma z siebie swego zaćmienia.
1096Z połączenia duszy z naturą powstała niedoskonałość. Lecz ta niedoskonałość nie sięga jej esencji, nie leży w jej przyczynie, którą jest inteligencja najwyższa — Bóg”.
1097Religia, HistoriaKiedy Kriszna przemienił się przed oczyma swych uczniów, ci nazwali go Jezeus, tj. wysnuty z bożej istności.
1098Dwie kobiety u nóg jego, chrzest w Gangesie, morderca jego Angada… Ciało Człowieka-Boga zawieszone na drzewie staje się pastwą jastrzębi…
1099Uczniowie nie zastali już ciała, —
1100drzewo, okryte krwawymi kwiatami, rozsiewało woń.
1101Sprawę jego prowadzili dalej brahmani.
1102Ci ludzie, noszący tonsurę i sznur święty, mieli całą zakonność wieków średnich Tomasza à Kempis[335] i bizantyjskich pustelników.
1103„Niech będzie sam bez towarzyszy, nie troszcząc się, iż jest opuszczony przez cały świat i że on sam wszystko porzucił.
1104Niechaj nie życzy sobie śmierci, niechaj nie życzy też i życia, i jak żniwiarz wieczorem czeka spokojnie swej zapłaty na progu Pana, niech on czeka, aż godzina jego nadejdzie:
1105Jeśli ten, który go uderzy, upuści kij — niech on go podejmie i odda mu bez skarg.
1106Niechaj nigdy nie zdobywa sobie pożywienia, czyniąc cuda i tłumacząc sny.
1107Niechaj nigdy nie wypacza istotnej treści świętych Pism, aby wydobyć nakazy, służące namiętnościom i dobrom tego świata.
1108ŚmierćKiedy godzina śmierci wydzwoni, niech się rozciągnie na macie i pokryje popiołami; ostatnie jego słowo niech będzie modlitwą za całą ludzkość, która cierpi dalej, gdy on jest już dopuszczony do Ojca wszechrzeczy”.
1109Kapłan, Religia, Wolność, WładzaBrahmanizm, jak i nasza religia, sięgnął z czasem po ziemną[336] władzę. Zgięto do ziemi naród, nie dając mu już wolnego sądu, sumienia ani godności. Kiedy garść obcych zdobywców przyszła, zastali w Indiach tylko tłum bez odwagi, inicjatywy i wolności. —
1110— Nie wnoszą jej chrześcijańscy misjonarze, którzy w tak zwanym rytuale malabarskim mały krzyżyk przywieszają do bezwstydnego Sziwy[337] lub wypędzają pariasów z kościoła! — rzekł Ariaman.
1111— Sami brahmani dzisiejsi są cieniem tego, czym byli: w nędzy, w występkach, w upadku moralnym i w bezmiernej pysze, która wyrasta nad otchłanią ich bezpożyteczności. Przebudzony ruch między nimi Commouty przez handel, kapitały i asocjacje — dąży do dawnej władzy teokratycznej. Wyjątkowi tylko wracają do Wed i wtajemniczeń pierwotnych.
1112Są jednak inni, którzy idą ku Wolności przyszłej…
1113ChrystusLecz idźmy dalej w badaniu Kriszny-Chrystusa. Chrystus oznacza ten wielki ideał, do którego dążyła cała ludzkość. Jest to nazwa Pomazańca, Syna Bożego, jakim miał się stać każdy człowiek religijny.
1114— Jezus był więc jednym z Synów Bożych — rzekł Ariaman, który widać tej nocy postanowił zerwać z Krzyżem.
1115Nazarejczyk Jezus cóż czynił do roku 30? Nie mówią o tym Ewangelie.
1116Był w Egipcie czy w Indiach? sam — czy z towarzyszami? Czym mógł tak wyrosnąć nad ciżbę ciemnych współplemieńców?
1117Mistyka esseńczyków[338] cicha, kontemplacyjna — czy mogła wydawać takież rezultaty, co joga indyjska, tj. wiedza o głębinach duszy i panowaniu nad jej potęgami? —
1118— Ariamanie — rzekł Mag — rozumujesz jak faryzeusz, wyznawca litery zakonu i fanatyk pewnej szkoły.
1119Dusza może być wszędzie i zawsze równa sobie tj. nieskończoności.
1120Przyznaję, iż życie Kriszny wpłynęło na legendę o Jezusie, zaś wiedza aryjska Indii na rozwój duszy semickiego proroka Ariów.
1121Również imię Jezusa, jako jednego z wcieleń Buddy — których 84 000 wyliczają księgi święte — jest znane w Indiach: Issa.
1122W klasztorach buddyjskich, osobliwie w Lhasie, dużo jest odpisów życia „najlepszego z ludzi”.
1123Te odpisy znane w Europie, dzięki całemu szeregowi sanskrytologów, z naciskiem twierdzą, iż w czternastym roku młody Issa z rodu Dawidowego przybył do krainy Sind, zamieszkałej przez Ariów. Tu w pobliżu Dżagernaut, gdzie mogiła Kriszny i wielkie biblioteki, studiował.
1124Wtajemniczywszy się w wiedzę indyjską, zaczął potępiać nienawiść między kastami oraz braminów — dowód, iż nie był ślepym naśladowcą hinduizmu. „Jeden w pocie oblicza swego pracuje, aby zdobyć łaskę bezczynnego, który siedzi przy stole wspaniale zastawionym.
1125Brahmani oddalili was od prawdziwego Boga, ich przesądy i okrucieństwo wiodą was do przewrotności umysłu i utraty uczuć moralnych”.
1126Ten życiorys każe Jezusowi, wracającemu przez kraj Persów, pouczać też czcicieli Słońca:
1127„Słońce podnosi się, aby was ogrzać podczas Waszej pracy; ono się kładzie, aby użyczyć wam spokoju, który ja sam utwierdziłem”.
1128— Widzimy, że łatwiej było dawnej Ludzkości uzyskać wiedzę ducha, niż wiedzę kosmograficzną — szepnął Ariaman.
1129— Teraz zaś wśród stert wiadomości przyrodniczych panuje zamęt i ciemność w tych świątyniach, o których mówił Issa:
1130„Wejdźcie w świątynię, w serce wasze, oświećcie je dobrymi myślami, cierpliwością i dowierzaniem niezachwianym, które winniście mieć w waszego Ojca.
1131Wasze naczynia święte — to są wasze oczy i ręce… czyniąc dobro bliźniemu, spełnicie ten obrządek, który uświetni obraz wasz, w którym przebywa On”.
1132Koło roku 29 Issa wrócił do Ojczyzny, której los w ujarzmieniu było mu ciężko oglądać.
1133Kiedy szpiedzy Piłata już go otaczali, on uczył:
1134„Nie wierzcie w cuda — człowiek nie może wstrzymać szaleństwa huraganu ani rozwiać dżdżu.
1135Lecz jest cud, który człowiek może spełnić: pełen wiary szczerej wykorzeni on z serca wszystkie złe myśli i aby dosięgnąć celu, nie będzie szedł już drogami niesprawiedliwości.
1136Nie dawajcie wiary wieszczkom. Bóg jeden zna przyszłość; kto zapytuje wróżbitów, zanieczyszcza świątynię, która jest w naszym sercu i okazuje niedowiarstwo względem swego Twórcy.
1137Wiara we wróżbitów niszczy prostotę wewnętrzną; potęga szatańska owłada nim i zmusza go spełniać wszelkie zbrodnie i czcić fetysze”.
1138W Jerozolimie uczył: „Rasa ludzka ginie z powodu braku wiary, gdyż ciemności i burze zbłąkały stado ludzkie i oni stracili swoich pasterzy.
1139Lecz burze nie trwają ciągle i ciemności nie zakryją światła na wieki.
1140Nie starajcie się szukać dróg prostych w ciemności, bo możecie wpaść w jakąś otchłań; ale zbierzcie ostatnie siły, podtrzymujcie jeden drugiego, wierzcie w Boga i oczekujcie, aż pierwsze świtanie zabłyśnie.
1141Kto wspiera swego sąsiada, wspiera siebie — kto ochrania rodzinę swą, ochrania cały swój naród i swój kraj”.
1142Na pytania współrodaków o wyzwoleniu mówił:
1143„Ostrzegałem władze, iżby nie szły daleko w swych drogach mrocznych, bo przepaść otwarta jest u ich nóg.
1144Władza ziemna nie trwa długo i podległa jest wielu przemianom.
1145Nie ma żadnego celu dla człowieka buntować się przeciw niej, bo władza jedna ustępuje tylko drugiej władzy i tak będzie to trwać aż do wygaśnienia rodu ludzkiego”.
1146Ty, Ariamanie — mówił dalej Mag Litwor, — tu chcesz uczynić zastrzeżenie.
1147Istotnie, ta zasada sprowadzałaby się do niedziałania w ogóle, gdyż upadek, rozkład i zmiana istnieją we wszystkim.
1148Dziedzictwo, Światło, WiedzaNie mówię Ci też, abyś przyjmował te piękne tradycje za dogmaty: nie pozostawaj przy latarniach morskich, lecz dzięki nim — umiej omijać rafy.
1149 1150— Biorę z tych minionych świateł wielką władzę mroków.
1151Jeżeli Issa, syn wcielony Boga, nauczyciel ludzkości, nie mógł się zdobyć na inne sentencje niż te, które każdy curé[339] w cichej wiosce może czynić parafianom, kiedy trwa zaraza lub kiedy jest najście Prusaków —
1152to zaiste, nie warto oglądać się na wierzchołki, których nie ma: są to miraże:
1153— Słowa Issy — rzekł Mag Litwor — doszły nas w lichej ewangelii, uczynionej przez kupców. Bije z nich tylko jedna pewność: że należy w duszy swej rozkrzewiać miłość i światło…
1154— Miłość! — rzekł gorzko Ariaman, — nauczyłem się innego prawa we wszechświecie — tj. umierania z braku miłości. I dlatego muszę widzieć w kobiecie, która niesie złudę — mego świadomego lub nieświadomego wroga.
1155— Mówił Issa — rzekł na to Mag:
1156„Błogosławcie kobietę, czcijcie ją — ona jest waszym jedynym przyjacielem i waszą oporą na ziemi.
1157Czcijcie wasze kobiety — jutro one będą matkami, a później babkami całego narodu.
1158Kobieta, Bóg, ŚwiątyniaJak Pan zastępów — który oddzielił światło od mroków — i lądy od wód, tak kobieta posiada boski dar oddzielać w człowieku dobre uczucia od złych myśli.
1159I dlatego, mówię wam, po Bogu wasze myśli najlepsze muszą należeć do kobiet i żon, gdyż kobieta jest boską świątynią, gdzie wy osiągniecie najłatwiej doskonałe szczęście.
1160Zaczerpnijcie z tej świątyni wasze siły moralne; tam zapomnicie waszych smutków i niepowodzeń, odzyskacie moce utracone, które są wam konieczne, aby pomóc bliźniemu. Nigdy jej nie wystawiajcie na poniżenie; przez to uniżycie siebie i stracicie dar miłości, bez którego nic trwać na ziemi nie może”.
1161Nie protestuj, Ariamanie, przeciw tym słowom.
1162Kto wypił truciznę, niechaj nie złorzeczy wodom zdrojowym ani hydromelowi! —
1163Rzekł Ariaman, śmiejąc się: „Złorzeczyłem, albowiem konałem. Teraz z kamienia pustyni pić będę”.
1164 1165— Zakończę wyłożeniem twego imienia.
1166Imię, Kondycja ludzkaAria — to jest imię starożytnych mieszkańców Indii.
1167Znaczyło najpierw: człowiek, który uprawia ziemię.
1168Pojęcie etnograficzne uzyskało później znaczenie religijne i znaczy ono:
1169 1170 1171— Odtąd imię me będzie znaczyć: Człowiek, który oparty jest sam na sobie…
1172Wiara moja rzuciła mię w otchłań piekła. Wyprowadzi mię z niego tylko myśl, która tragedią ludzkiego istnienia osądzi me stare wierzenie.
1173Kiedy Notowicz[340] jechał po ewangelię Issy, mającą być w klasztorach tybetańskich, raz nocą ciemną przejść musiał przez wąwóz, gdzie mrowiło się od dzikich zwierząt.
1174Dziesięciu tragarzy niosących paki posuwało się w ciemnościach — wtem ryk pantery!
1175 1176Usłyszeli krzyk straszny walki i w agonii umierającego człowieka…
1177Nieostrożny podróżnik, jakim był Notowicz, nie miał przygotowanej broni — ta była niesiona przez któregoś tragarza. Gdy rozpalono światło, ujrzano na konwulsjami targanym Indusie wspaniałą panterę…
1178Notowicz wycelował karabin, pantera już miała się rzucić — lecz odmieniwszy nagle zamiar, wyrwała kawał ogromny ludzkiego ciała i uciekła w las.
1179Tak drogo trzeba nieraz opłacać ewangelie!
1180Ta opowieść jest więcej warta od całej ewangelii Issy!
1181Życie jako wędrówka, Światło, Noc, NiebezpieczeństwoPantera w mrokach nocy rozszarpuje i pożera wędrowca, idącego po „wieczne” światło.
1182Wszakże tego Indusa-Arię, „człowieka wiary”, nikt nie uchronił! dobry Purana Bhagawat nie zeszedł na pomoc synowi! lub raczej przyszedł w postaci tygrysicy?
1183Obraz świataŚwiat jest pobojowiskiem ścierających się sił.
1184— My jednak, ludzie, którzy jesteśmy wierzchołkiem ziemi, powinniśmy wybierać moc najwyższą — rzekł Litwor.
1185— Moc moją zdobędę w niszczeniu Ariamana, człowieka wiary — rzekł ten, który się mienił sam tak długo Ariamanem.
1186Kiedy wzniósł oczy na Maga, myśląc, iż ujrzy w nim święty zagniew, z dreszczem podziwu ujrzał tragiczną zadumę Leonardowskiego Wieczernika.
1187Mag Litwor przyszedłli[341] wypełnić otchłanie Lucyfera?
1188 1189Mag Litwor i Ariaman chodzili wśród łąk, okrytych krwawymi makami, gdy dokoła zaczarowane szczęściem wznosiły się wielkie jodły, ożyny kwitnęły różowymi pąkami, a w błękitach przelatywały ptaszki.
1190Kilka drzew wiśniowych migało swymi rubinami.
1191Była to wyspa, na której mógł się urodzić Zeus z cichej, tajemniczej Semele.
1192Narodziny, Kondycja ludzkaTej nocy Ariaman narodził sam siebie.
1193Teraz poznał do głębi, iż wiele w nim było zbudowane na leniwych zwątpieniach i że Polska tkwi jeszcze w samym środku bagna, gdzie dokoła latają błędne ogniki.
1194On, który niegdyś kochał nad wszystko Chrystusa, teraz myślał, iż musi rozejść się z Nim —
1195iż należy w wiecznie istniejących burzach tworzyć swe przeznaczenie.
1196Prosił Ariaman swego Mistrza, aby tu mogli pobyć dzień jeden nad źródłem, które wypływało ze skały.
1197I spędzili tu dzień, żyjąc chlebem przywiezionym i miodem, który znaleźli spływający po korze drzew przepełnionych miodem dzikich, leśnych czarnych pszczół.
1198I mówił jeszcze o swym życiu Ariaman.
1199— Wiedza, Tajemnica, FałszBadałem różne drogi tajemnej wiedzy: i przeraził mnie ten obmierzły kabotynizm literacki, który epatuje paru znakami astrologicznymi i tym żydowskim pentaklem z wielkim imieniem Jahwe, okazującego swym prorokom — tył.
1200Ach, te witrynowe figury, ten niedorzeczny żargon mumii, piszących grube tomy bredniowego astro-chiro-papugomantyzmu!
1201Te różne Madame de Thèbes[342]…
1202W czasach wieku XVII ukryte koła czerwonych i białych zróżniczkowały się przez wylew Rewolucji: jakobini owładnęli tłumem, filozofia ateistyczna stała się przyziemna i zbrodnicza; iluminaci rozwijali się pod wodzą Fabre d'Olivet[343] i Eliphasa Lévy; Wroński[344], Vaillant, Alcide Morin — niestety nie zawsze oddzielający wiedzę istotną od przywidzeń. Potem Stanisław Guaita[345] obudził tradycje Swedenborga, Martineza Pasqualis, Boehma[346], Saint Martina, Paracelsa, Rajmunda Lulla, Agrypy, Khunratha i Flamela.
1203Teraz widzimy we Francji potężne wpływem koła masonów i udające wpływ literackich wibrionów.
1204Stanowi ogólną wadę ich — wiara w martwe słowo, wiara, iż jakieś zaklęcie, jakieś słowo kabalistyczne lub matematyczna formuła sama przez się rozwiera skały przeznaczenia. Ich mesjanizm, ich Muzy Czarne, świątynie Lilithy, ich Róże Mistyczne pełne są martwych kości — i, doprawdy, szkoda było namiętnej poetyckiej wiary Stanisława Guaity na badanie potrójnego sensu: literalnie, symbolicznie, hieroglificznie słowa Nahasz, które w tekście Wujka znaczy Pokuśnik. W sensie pozytywnym Nahasz ma być upojenie żądzą, wiodące do zła; symbolicznie — Nahasz jest światłem astralnym, wysokim czynnikiem mroków Goecji[347]; w znaczeniu najwyższym Wąż Nahasz wyobraża egoizm pierwotny — Ja, ciągnące ku Mnie samemu.
1205Brnięcie w labirynt kabalistyki jest wybraniem drogi przez Absurd. Wiedza kabalistów dawnych plącze się w takich rozumowaniach, że np. Sokrates znaczy mur żelazny, bo so jakoby znaczy mur, a krato żelazo; błogosławiony biskup Voragine, autor Legenda aurea, tak samo w wieku XIII objaśnia słowa, np. Agathę — aga znaczy czysta, a tha święta.
1206Znam Żyda kabalistę, który niezmiernie trafnie odgaduje przyszłość na zasadzie zupełnie fałszywych danych kabalistycznych.
1207Mówi przez niego nieświadoma moc profetyczna, zaś umysłowi jego wydaje się, iż zawdzięcza to zagmatwanym i dziecinnie przekalkulowanym rachunkom. —
1208Ariaman zatrzymał się i zaczął słuchać — tam z podziemi dochodziły dzwony —
1209usłyszał jakby śpiewy religijne —
1210 1211to w jego duszy jeszcze coś tak śpiewało chwałę Ukrzyżowanemu.
1212Wraz z imieniem Jakuba Voragine[348] przemknęły te rozmodlone postacie świętych, te jedenaście tysięcy kobiet, mistycznie nastrojonych, które w Bretanii szły za św. Urszulą — — okręty zaniosły je w trzy dni prądem rzek aż do Kolonii, stamtąd szły aż do Rzymu, wyszedł na ich spotkanie papież i szedł wraz z nimi, mimo zgorszenia kleru watykańskiego…
1213Tak szły, aż były wymordowane i umęczone przez Hunów wszystkie, prócz Korduli, która ukryła się naprzód, a potem, zawstydziwszy się, iż przeżyła swe towarzyszki, wydała się barbarzyńcom na śmierć — —
1214„Jak trudno jest naprawdę wyrosnąć nad swe serce — pomyślał Ariaman — kiedy mój umysł szuka innych świateł, moje serce jest zasłuchane ciągle w Ostatniej Wieczerzy”.
1215I, aby wykrysztalić swe myśli, zaczął znowu snuć swe zwątpienia o Jezusie:
1216— Wszakże i to jest fakt niemały, iż świat myślicieli greckich i rzymskich nic nie wiedział o takim Bogu: Tacyt, Swetoniusz, nawet Juliusz Flawiusz! Król, Plotka, Religia, Wiara, Prawda, Historia, FałszDomniemany morderca niewiniątek, Herod, postrach wieków zbyt wierzących — kiedy był głód w Judei, sprzedał dobra swe i meble drogocenne, aby ulżyć męczarniom narodu.
1217Za to istotny morderca i potwór, Konstantyn, nosi przydomek Wielkiego.
1218— Ludzkość, zamiast pojąć naukę Jaźni z życia Jezusa, urobiła sobie twarde intelektualne dogmaty — rzekł Mag.
1219Chrystus, PrzemianaA wszakże jeszcze na krzyżach z V wieku Chrystus wyobrażony był żyjącym z odkrytymi oczyma i bez oznak fizycznego bólu. Było to bowiem światło z krzyża, który w najdawniejszych symbolach Egiptu, Peru czy Indii — oznaczał zawsze reinkarnację, ewolucję, czyli pierwiastek niezniszczalny życia.
1220Jezus wiódł uczniów… męką swych skrzydeł astralnych.
1221 1222Gdyby cuda były, poszedłby za Nim cały ambitny żydowski naród.
1223Łatwo stopiła się nauka Kriszny indyjskiego z życiem rabi Jeszua.
1224Rozproszeni po świecie apostołowie prędko weszli w atmosferę orientalną mitów i cudów; jeśli święty Jozefat wziął na się historię królewskiego pacholęcia Buddy, — tym łatwiej imię Jeszua stopiło się z indyjskim epitetem Kriszny, to znaczy Wysłaniec Boga, oraz z wyrazem greckim Pomazaniec.
1225Nie zapominajmy bowiem, iż czasy, w których tworzyła się legenda życia Chrystusowego, były czasami, kiedy panował gnostycyzm: Filon[349], Szymon Mag, Menander ze Samary[350], Dozyteusz[351]… Ich idee rozwijane były w II i III wieku przez Bazylida[352], Saturnina z Antiochii[353]… Orygenes[354] uczył indyjskiego przedistnienia dusz i czasowości piekła.
1226Apostołowie i kościół tych mistrzów swych uznali za heretyków. —
1227 1228Historia, NaukaHistoria bywa mistrzynią, lecz zbyt późno, jak w życiu jednostek — nagłe i przerażające doświadczenie często tylko jest błyskiem piorunu, który wprzód zdruzgotał okręt, nim płonącymi masztami jego rozświetlił drogę!…
1229W moim życiu lat temu dziewięć byłem już na ścieżynie wolności i przemyślenia.
1230Lecz zwróciłem się w manowce mistycznej wiary, dzięki męce serca, które wybuchło z głębin — męce, która mi dała skrzydła astralne…
1231— Wspomniałeś, Ariamanie, z żalem, iż wszedłeś niegdyś w manowce mistycznej wiary. Wiara Twoja była przeczuciem Istotności. Teraz jedyną największą pracą w Tobie powinno być oddzielenie fantazmatów wiary i fantazmatów zwątpienia od najgłębszej realności. W głębiach bowiem wszystkiego — jest Duch.
1232Teraz, jak i zawsze, każdy może się stać wybrańcem, który, jak mówi Manu[355], rzuci zapaloną strzałę w potężne bastiony przesądu i omyłki.
1233Lecz ta zapalona strzała może się okazać sama błędem, jeżeli tylko ociemnia wzrok i zgasi wiecznych ogni słupy…
1234Dusza Ariamana płynęła jak morze wzburzone —
1235krążyła nad przepaścią, żyjąc w tchnieniach żywicznych lasów nad pradawnym świętym morzem.
1236Leżał, zatopiony w woniach żywicy tych koniferów[356] z długimi igłami, pachnącymi jak fiołki; wśród olch, czarnych klonów, trzciny i traw macierzanek.
1237Fale wyrzucały na brzeg dziwne twory głębin: kraby, zagrzebujące się w mokry piasek, przystosowane barwą do żwiru, tak że można było je wziąć za kwadracik nadbrzeża poruszający się; zielonawe algi w formie gąbek lub podobne wstęgom wygiętym falisto czy rozchwianym w krzewy; modre przecudne łódki z kryształowym żaglem, fyzalie. Raczki skaczące nikłe, zdające się pchłami, czyniły jamki w piasku, małe jak ukłucie cierniem.
1238W miejscach suchych modre i zielone żuki toczyły z komicznym uporem bryłkę ptasiego nawozu, wyrywając ją sobie, jeden najtęższy pchał tylnymi łapkami, starając się uciec z nią od natrętnych towarzyszów.
1239Lecz oto rozegrał się nowy dramat: wielki metalicznie czerwony żuk usiadł na wybrzeżu — dwa haczyki wydobyły się spod piasku i wparły tak nagle i tak potężnie w żuka, iż ten po kilku drgawkach zamarł. Wygrzebał się z piasku lew mrówczany, obrzydłe, piaskowej barwy, pręgowane, podobne do hieny zwierzątko z wielkimi hakami wydzielającymi jadowitą i cuchnącą ciecz —
1240począł korzystać ze zdobyczy, wysysając.
1241Wyskoczył drugi lewek — zaczęła się śmiertelna walka, pierwszy legł zatruty i ciało jego wnet przybrało barwę siną.
1242Nad morzem wśród skał latały orły morskie, zanurzając pazury w wodę, gdy widziały pląsającą na powierzchni rybę.
1243Tak więc, dusza Wtajemniczonego powinna absolutnie zdawać sobie sprawę z realności zewnętrznej i nią władać!
1244Znużenie bezsenną nocą dało się wreszcie odczuwać.
1245Położył się pod cienistym, czarnym klonem. Zasnął.
1246NocWielki bezmiar nocy zasiewał już świecące hieroglify wieczności — haftował wtajemniczenia na wzruszonych, modro-ciemnych głębinach.
1247Mag Litwor, nachyliwszy się nad Ariamanem, zbudził go wolą, nie dotykając.
1248 1249— Nim pszczoła jedna zdążyła wyssać wszystkie kwiaty na tej lewadzie — byłem już po moim śnie.
1250 1251— Pewien rodzaj spania więcej wzmacnia, niż zwykły sen. Teraz nie mamy już czasu, wiatr zrywa się wieczorny, musimy dogonić podmorski statek księcia Huberta.
1252— Wszakże tu jest pełne morze!
1253— Ja widzę w dali tego człowieka — —
1254i widzę jeszcze torpedowiec rosyjski, z którym musimy się spotkać. —
1255Nie pytał już Ariaman, pomógł założyć żagle, wysunęli łódź na fale, grzmiące potężnie wraz z nocnym przypływem.
1256Wiał chłodny wiatr, łódź, pochyliwszy się na bok, z świstem zaczęła pruć wody. Góra na wyspie wyrastała wciąż — olbrzymiała w mroku, aż w nim zatonęła.
1257Już był nad nimi tylko rozpięty haftowany gwiazdami namiot nieba. Mrok nocy magnetyzował; tężyzna fal udzielała się Ariamanowi. Myślami krążył, jak olbrzymi albatros, wśród chmur nad wzdętym morzem.
1258 1259Bez słowa, w milczeniu płynęli.
1260Ariaman wracał myślami do ubiegłej nocy, wśród której on, król wyspy Thule, rzucił bajeczną czarę miłości do morza.
1261Czasza ofiarna dla żywiołu, z której nikt nie wypije już nigdy.
1262I w tej dumie żałował, iż, jak Aleksander Wielki, nie pochodzi od matki czarownicy, która nie wiadomo z jakim demonem poczęła syna!
1263Aleksander, nie uważając się za syna Filipa, mienił się synem Amona, boga słonecznego w Egipcie.
1264Takich matek Olimpiad liczy historia tylko na jednostki.
1265Słowacki ułożył modlitwę dla matek o syna geniusza.
1266Ariaman sam teraz był swą matką i czuł, jak rozskrzydlają się w nim czarne, mroczne zadumy.
1267Wtem ujrzał mknący błyskawicznie po wodzie ogień.
1268„Nie może być łódź tak szybko pędząca — pomyślał — nie jestli to jakiś pocisk nowego systemu — światło zbliża się, zakaty! wychynęła podmorska łódź!” —
1269Istotnie, zahamowała się w tak wściekłym rozpędzie, jak lecący siłą paru tysięcy koni parowych torpedowiec. Miała motor aeroplanowy, przyczepiony do wierzchołka masztu, o ile szła na powierzchni morza — i nadający jej ten bajeczny pęd.
1270 1271W łodzi elektrycznej oświetlonej stał wysmukły, w płaszcz otulony człowiek.
1272Widząc dżentelmenów, dotknął biretu, salutując — i zapytał:
1273— Czy nie znajdę towarzyszów wyprawy na Wielki Wir, który tworzy się koło Murania każdego przedranka? Moja łódź jest podmorska i możemy odkryć ów tajemniczy pod Tatrami prąd!… —
1274 1275Ariamanowi zrobiło się żal sposobności, spojrzał na Maga. Lecz ten, jakby nie widząc spojrzenia, przeszedł do elektrycznej szalupy i skinął na Ariamana.
1276— Jak to, nie chcecie jechać na Malsztrem i wstępujecie do mojej Jo[357], która nosi nazwę bohaterki, co miała odwagę przepłynąć wielką drogę od bogini do krowy — rzekł dżentelmen, sięgając nieznacznie w zanadrze — zapewne, aby mieć pod ręką rewolwer.
1277— Mamy na razie rzecz inną do uczynienia, skoro los nam ciebie zsyła, książę Hubercie — odrzekł Mag Litwor. — Musimy jechać pod granicę Tatr i spotkać okręt, jadący z Kaukazu i Batumu. Tam jest plan walki, przygotowany przez jednego rosyjskiego kapitana; sztafetą ma być wysłany dalej, aż na Dwór. Jest to z niesłychaną precyzją obliczona możność wygrania walki przez Rosję na Dalekim Wschodzie z Japonią —
1278— Jak to? — zapytali obaj naraz: książę i Ariaman — walka Rosji? — nic o tym nie wiemy.
1279— Jest już w powietrzu, zaraz się pojawi na ziemi. Kapitan Czibisow należy do tych ludzi, co nasz Przewalski Mikołaj: uwielbia absolutyzm i służy mu całym geniuszem, rozległością wspaniałej wiedzy i młodością. Lecz Rosja musi być pokonana dla jej własnego dobra i dobra ludów. —
1280Nie odrzekł na to już nic właściciel Jo, spojrzał tylko bystro i oddał koło sterowe Magowi, sam zaś spokojnie wyjął małe pudełko i podał uprzejmie Ariamanowi wraz z koszykiem kolczastych fig, zwanych indyjskie.
1281— Haszyszu? trzeba jednak wprzódy zakąsić, choćby tym owocem!
1282— Z trudem doszedłem do otrzeźwienia — rzekł Ariaman.
1283— I ja też. Lecz powierzyłem łódź mą w dobre ręce i pewno na dłużej.
1284Kto panowie jesteście, nie pytam, wolę mieć do czynienia z nieznajomymi, choć już robi mi niemiłą różnicę, że ten straszny pański towarzysz zdaje się mnie znać.
1285Co zaś dotyczy statku, wiozącego plan walki, to mam tu aparat telegraficzny bezdrutowy — oddaję do rozporządzenia. —
1286Książę Hubert powtórzył swe usługi Magowi, lecz były nieprzyjęte.
1287Mag siedział w skupieniu najgłębszym i to był zapewne jego sposób przyjmowania wrażeń z całego świata.
1288Książę Hubert, wchłonąwszy dwie bryłki haszyszu, zapadł w rodzaj letargu, lecz nie minął kwadrans, gdy dotknął ręki Ariamana, wstrząsnął nerwowo i rzekł cichym, natchnionym głosem:
1289— Mój druhu, bracie krwi, przelanej w jedną czarę — czy widzisz te piętrzące się wschody z granitu? tam musisz iść. Tam żyje Prometeusz zła — nad kraterem wulkanu, skąd wychodzą wyziewy siarczane.
1290Węże dwa pożerają mu plecy. Okuty łańcuchem w tym wiecznym mroku on żyje, ślepiony duch — który niósł światło.
1291Ja byłem tam. A ty masz skrzydła białe Perłowicza — tyś jest witeziem, który zmógł niegdyś Króla Wężów w Tatrach.
1292Dziś ty się tułasz… jam twój brat — i jam jest twój wróg Janosik[358].
1293Tak, byłem kiedyś hersztem. Dziś jestem wielkim, nudzącym się panem.
1294Lecz widzę mój los — na mym pękniętym sercu, jakby urnie z brązu,
1295która, w rozpaleniu aż do krwi, jest rzucona w mroźną dolinę zgonu.
1296Na tej urnie rozerwana pieczęć Salomona, Duch wyleciał w objęciu tysiąca kobiet.
1297Geniusz był to może straszliwych potęg?… Biada, com ja uczynił — com ja uczynił z mą wieczną sześcioskrzydłą duszą? —
1298(Książę Hubert w rozpaczy najgłębszej uderzał głową o powietrze, a zdało mu się zapewne, że tam są skały Kaukazu.)
1299Książę ręce rozpostarł na przestworze nieba zasianym grozą milczących gwiazd.
1300Ariamanowi zdało się, iż dokoła pędzącej błyskawicznie łodzi, skaczącej na falach, jak nietoperz w locie — wiją się błękitne, karminowe, żółte Muzy, srebrne Peri[359], czarne Walkirie[360] — on zaś, jak Dżalaleddin Rumi[361], odrzuca wszystkie czary, idąc w płaszczu derwisza[362] po drogach samotnych.
1301Mag Litwor powstał, dłoń przyłożył do czoła księcia Huberta — i ten otrzeźwiał naraz.
1302Ariaman nie potrzebował wytrzeźwienia; patrzył z zimnym uśmiechem na księcia, myśląc, iż to jest jakby jego sobowtór, używający życia i biorący par force[363] wszystkie przeszkody, u których on legł, jak u mirażowych gór.
1303— O jedno was proszę — rzekł już zupełnie innym tonem książę Hubert. — Na torpedowiec wiozący plan walki, pozwólcie, bym wstąpił ja sam. Byłem lejtenantem marynarki wojennej i rozumiem się na wzięciu w ręce różnych delikatnych spraw, zresztą znam osobiście kapitana Czibisowa. Widzę na horyzoncie odblask krwawy z komina. Przetniemy drogę i ja pomówię z kapitanem. —
1304Lecz na to nie zgodził się bezwzględnie Mag Litwor.
1305 1306Książę Hubert wywiesił latarnię reflektorową i sygnalizował wstrzymanie.
1307Torpedowiec, lecący z szybkością kurierskiego pociągu, zwolnił pęd.
1308— Czego? — zabrzmiało gniewne zapytanie.
1309— Ważna rozmowa sam na sam z kapitanem — rzekł Mag Litwor.
1310Opuszczono drabinkę sznurową, Mag Litwor wszedł na pokład odymionego, buchającego parą żelaznego potwora. Zniknął wraz z krępym miczmanem[364].
1311Ariaman nie zmieniał zadumy, książę Hubert rozmawiał wesoło z oficerami.
1312Po kwadransie wyszedł Mag Litwor.
1313 1314Torpedowiec od razu wziął pęd najwyższy i zniknął w parę minut za widnokręgiem.
1315Mag Litwor usiadł w łodzi, głowę złożył w ręce i płakał.
1316— Teraz i my nie traćmy czasu — rzekł książę Hubert — kapitan umierający może lada chwila spostrzec, iż podłożyłeś mu pan inny papier na miejscu owych planów. —
1317— Kapitan Czibisow oddał mi je dobrowolnie, gdym mu ukazał inne w głębinie ludzkości — światło. —
1318Mag Litwor podniósł głowę i ze wzgardą spojrzał w księcia.
1319Ten jednak wytrzymał spojrzenie i rzekł:
1320— Tak czy owak nie minie nas dobrze wycelowany wystrzał armatni. Zakrywam hermetycznie łódź. Zapadniemy w głębię. —
1321Był ostatni czas, bo nagle reflektory torpedowca, jak potworne świecące macki, zaczęły latać po powierzchni morza.
1322Torpedowiec znowu ukazał się na horyzoncie i gnał prosto ku łodzi.
1323Lecz ta już się zanurzyła. Huk armatni wstrząsnął powietrzem i był to ostatni odgłos ze świata dźwięków, bo płynąc w głębinie kilkunastu metrów, nie słyszeli już nic.
1324Wszystko jednak, nie jak w chaotycznym śnie, lecz wiązało się w głęboką, rozległą skalę Wtajemniczeń myśli i czynu.
1325Ariaman patrzył przez zwierciadlaną szybę w mroczne tonie rozświetlane elektrycznością. W niemej otchłani snuły się pająkowate głowonogi, i znowu mrok — tylko mignął podobny do stalowej deski z zębami piły, z miną hipokryty — rekin.
1326Mag Litwor palił w ogniu plany i memoriał kapitana Czibisowa.
1327Rozległ się dźwięk aparatu telegraficznego. Książę Hubert zaczął odczytywać depesze.
1328— To przepływa eskadra rosyjska — zapytuje fortecę przy Bosforze, czy nie zechce rząd Otomański jej przepuścić — chcą płynąć przez Sueski kanał, zapewne do portu Artura! —
1329— Wszystko jedno, nie zdążą — rzekł Litwor.
1330Te trzy noce będą ważne w dziejach świata.
1331My robimy rzecz najwspanialszą, jakiej można dokonać:
1332olbrzymowi wysłoneczniamy jego myśl.
1333Rosja może zatryumfować, ale inaczej.
1334Kapitan Czibisow jest już przekonanym naszym druhem. Powiedział to swemu oficerowi, lecz ten kazał torpedowcowi nas ścigać. Kapitan dogorywa — jest suchotnikiem. Duch jego z tamtego brzegu wkrótce spojrzy i pobłogosławi. Nie płaczę już.
1335A teraz, panowie, czas spocząć wam. Ja zostanę jeszcze przy sterze. Wracamy do kraju. Bądźcie spokojni — maszyna do wytwarzania powietrza nie ustanie. —
1336Książę Hubert ułożył Ariamana w krześle wygodnym, zmieniającym się w otomanę.
1337Wkrótce cisza absolutna. Mag Litwor zgasił reflektor, oświetlający głębiny i drogę przed łodzią. Widać ufał swym zmysłom magnetycznym, iż go ostrzegą przed rafą zdradziecką lub tonącym statkiem, z którym łódź mogłaby się zderzyć. Tak mijały ciche godziny nocne w tajemniczych głębinach.
1338Nareszcie łódź wychynęła na powierzchnię. Mag Litwor uchylił klapy stalowej.
1339Morze było zmienione w karmazynowy ogród ruchomych gorejących klejnotów. Lub nie, raczej były to potoki krwi na mrocznych, piekielnych głębinach.
1340Wielkie, jak tarcza Achillesa, słońce wytoczyło się już nisko nad fale i jęło odbijać swe proroctwa w lśniących od morskich kryształków ścianach fiordu między Łomnicą[365] i Bialskimi[366] grotami w Koperszadach[367].
1341Morze zmieniło się w krew. Tam, gdzie był cień, mroczniał nieprzejrzany Hades.
1342Wjeżdżali we fiordy Tatr. Regle świeciły, jakby miały na sobie korony złote.
1343Mag Litwor nie budzi swych towarzyszów, bo ci nie śpią. Milczą wszyscy. Jakżeby mogli przespać tę noc Misteriów, kiedy tam w oddali toczyły się tak straszne przygotowania do Wielkiej Rzezi — kiedy oni sami musieli wykonywać posiew słońca na mogiłach.
1344Ariaman i Mag Litwor zmierzali do Turowego Rogu. Książę Hubert[368] miał ich podwieźć, a sam płynąć do swego zamku. PrzyjaźńUczuli się zaprzyjaźnieni przez jedną noc, wspaniałą w myśli, wielką w marzenia i w czyn.
1345Płynęli fiordem doliny Jaworowych Sadów, pustynnym i straszliwym; potem, mimo boskiej przełęczy nad Litworowym Jeziorem; minąwszy fiord Białej Wody, skręcili już dość późno pod Morskie Oko. Dla szybkości tę drogę przepłynęli w łodzi, korzystając z fiordów.
1346Książę Hubert płynął do swego pałacu.
1347Góry, DuszaNa koniec było radośnie Ariamanowi deptać te Góry ojczyste wielkie, ukazujące duszy jej własny majestat.
1348Szli przez dzień cały Tatrami, gdyż Mag Litwor wiódł drogą nie najbliższą — uczył Ariamana, gdzie są ukryte skarby dawne oraz jaskinie naturalnych ametystów. W ten dzień widział Ariaman tyle klejnotów, jak gdyby zeszedł po lampę Aladyna do czarnoksięskich podziemi.
1349I teraz nieznużeni, lecz jakby uskrzydleni, Mag i jego Epipsychidion[369] toną w kontemplacji potężnego cudu, który przedstawia o zachodzie słońca Morskie Oko.
1350Rzekł wtedy Mag Litwor słowa, które przeszyły jak miecz o siedmiu astralnych płomieniach serce Ariamana:
1351— Mam lat już sto — rzekł Mag — mimo iż wyglądam jak ty, młodo. Moc, która mnie utrzymuje, nie jest zależna tylko ode mnie i może już prędko wybije mój dzwon mogilny.
1352Pamiętaj, Ariamanie, że musisz teraz całą duszę swą wytężyć, by dosięgnąć Odrodzenia.
1353Musisz moim być pomocnikiem — winien też jesteś wspomnieć o dziedzictwie twym — Zamku Krzyżtoporskim[370].
1354Zali[371] Cię nie znam, Witeziu, który ukryłeś się pod swobodną, lecz straszliwie bolesną maską Ariamana?
1355Dzwon mój może każdej nocy uderzyć. Jeśli odejdę — a Ty nie pochwycisz żagwi płonącej bez dymu —
1356 1357biada i duszy Twojej, witeziu!
1358GóryNiewidzialne już za horyzontem Słońce zagasłe — prześwietla rubinowym diademem granity dzikiego zwału Siedmiu Granatów[372], fortecę niezmierną Żabiego, spadzistą otchłań Rysów[373].
1359Migocą te potworne skały, jakby wewnętrznym płomieniem tlących się kruszców, czerwienią, jak żelazo w ogniu, złocą się, jak prastare bizantyjskie Madonny w ponurym podziemnym kościele, gdy rozżarzone węgle rzucą na ich twarze krwawy połysk przez chmurę kadzielnic; — zalane falą fioletową, jak obrzeże szat rzymskich dam we freskach Pompei — wstępują w epokę niesłychanej, wywalczonej przez duchy groźne ametystowej potęgi imperatorów. Królują na tronach kamiennych wysoko nad światem — lecz z mrocznym natłokiem rozpaczy u nóg swych — z bladą nicością nieba, w którym nie ma bogów. Wreszcie poczynają stawać się bure, jak opadłe jesienne liście, zmyte nawałnicami i szrężogą[374].
1360I nagle przybierają bladość zamarzniętej twarzy — siną, z białymi wypiekami, jak trupy Anhellego, Eloi i Szamana[375], zapatrzone w śnieżną bezbrzeż Sybiru.
1361Małe ducki na powietrzu odprawiają miłosne gody, topnieje różowa ambrozja, drzewa wyśnionego raju zanurzają się listkami rozkoszy w mroczne, wzruszone fale jeziora i ono poczyna mienić miriadą modro-fioletowych ogni.
1362Króle gór próbują się ożywić, lecz już niezdrowym ceglastym rumieńcem: rozpadliny skurczone i sczerniałe od niewymownej męki zatapiają się wciąż głębiej w zadumę piekieł — niebo srebrzy jak całun.
1363Pora to najstraszniejsza w zmierzchu olbrzymów. Toń, a raczej dusza Morza, zamkniętego wśród skał — oczarowana ostatnim pocałunkiem umierającego gdzieś w zaświatach słońca — obłąkana, uwiedziona chwilą nieziemnego wyzwolenia —
1364jak naga kochanka, zarzuciwszy na siebie żałobny aksamitny z katafalku kir — poczyna szlochać, miękkim, pieszczotliwie tulącym się ciałem pluska o nieubłagane jak tajemnica — więzienie skał.
1365I wtedy — w jęku fal, które się stają groźne i złe jak Meduzy; w srebrno-kryształowym dzwonieniu siklaw, które rozbiegły pod ogromne głazy i harfami nawołują czarne duchy ziemi; — w straszliwym zapadaniu morza mroków na te świątynie Lucyfera — dźwignięte przed milionami lat jako tryumf wiecznego ognia, który jeszcze w łonie ziemi trwa — słychać ton trzeci, najgłębszy, rwących się nieziemnych strun.
1366Na potwornej, sczerniałej piramidzie Miedzianej[376] turni, zatopionej w mroku jeziora, granią wspartej o gwiazdy — wśród pustynnego cmentarza rozbitych w gruzy jakichś niewiadomych prastarych istnień — występuje Widmo: wyrzeźbiła je lawina, tocząca się tu po niedostępnych wirchach, upłazach, żlebach i na krzesanicy.
1367Widmo idzie przez ogromną pustynię głazów, zarosłych kosodrzewiną — w mroku świecąc życiem okropnym, rozmachem genialnej fantazji szaleńca.
1368 1369z piersią wzniesioną, ciało wysmukłe, gibkie podawszy w tył — jakby młoda pieśń wielkiej muzyki i wielkiego światła, wyśpiewana przez huragan nad otchłaniami gór!
1370cudowne łono dziewicze wystąpiło naprzód, zapłodnione przez Mrok —
1371mknie ku najgłębszej dali ruchem nóg gwałtownym, złowieszczym, nieprzepartym, jak Furia, idąca do szturmu. Wlecze — wlec musi u nóg swych nieforemne, rozsypane trumny.
1372Tak idzie — ku niezmiernej, rzuconej poza wszelkie horyzonty, płomieniącej na siedmiu wulkanach, Jutrzni! — — —
1373Szumią bory złowrogą, nieprzejednaną, z mrocznych głębin ziemi wypływającą nienawiścią — protestem głuchym Życia przeciw miażdżącemu gwiazdy:
1374Droga do Kezmarku
Nieskończoność we mnie trwa —lśnią szmaragdy czarnych borów —lśnią szmaragdy czarnych borów.Na kaskadzie nimfa łkaw grotach ciemnych wśród jaworów.W Koperszadach złota mgła —zapóźniony gość wieczorów —noc na koniu czarnym gnai zamyka raj przestworów.Zapóźniony gość wieczorów —Noc na koniu czarnym gna.
Na Hali Miętusiej
W wąwozie smoczej jamy
Przy sale pisanej
W Kościeliskiej
Niebo tak modre, jak myśl Zbawiciela,gdy potępieńców wyciągał z otchłani —od ziemi jakaś nas przepaść rozdziela —a nad przepaścią my dwoje zbłąkani.Serce mi pęka — a nikt czemu? nie wie.Wiwian mi zwieścił: tęsknota za niczym!siedzę na drodze, zasłuchany w śpiewie,który o szczęściu mówi mi zwodniczym.Leśne zielone kałuży zwierciadło,jak przez Chrystusa odpuszczone winy —widzę mej duszy niezmierne mokradłoi wiary mojej ognik złoto-siny.Życie aniołów tętni w każdej trawie,Gwiazda, Marzeniemarząc o gwiazdach, umierają w chuci—tych gór olbrzymy do ziemi przykuci —o, księżyc! księżyc śmierci wschodzi zbyt jaskrawie!
VI. Turów Róg
1375W puszczy wśród niebosiężnych jodeł, pod sklepieniami olbrzymów, cichy żywot swój wiodą paprocie, czekając na jedyną chwilę Nocy świętego Jana.
1376Z głazów ciemnozielonych, omszałych cichutko perlą się wśród mchów niteczki srebrzystej cieczy, przechodzą w tkanki lub wypite przez zabłąkany promień słońca w niebo idą na wybóstwiony żywot Obłoku. Naturalne mosty z brzegu na brzeg szalonego górskiego krysztalnego potoku przerzucają chmiele.
1377Potok toczy się pianą z mnóstwem ciemnych, to znów oślepiająco-diamentowych wklęsłych zwierciadeł, zdaje się być żywą czarnoksięską baśnią wśród mroczni lasu.
1378W tym zagęstwiu leśnym wzniósł się Turów Róg.
1379Zbrązowiały i przyciemny staroświecki zamek pamiętał Zawiszę Czarnego i młodą Jadwigę. Dokoła zarósł on trawą i zielem, wielkie zielone baldaszki litworów[377] roznoszą upajającą woń, jaką ma kwitnienie lip. Na podwórcu piętrzył się zniesiony dawnym lodowcem gigantyczny głaz. Deszcze, burze i pioruny nadały mu tajemniczy wygląd jakiegoś, na szczęście nienadającego się do muzeum, bożyszcza; głębokie źródło iskrzy pod nim, czerpak na łańcuszku zaprasza do picia.
1380 1381Mag Litwor nachylił się i modlitewnie magnetyzował wodę, zaczerpniętą w dziwnego kształtu ów czerpak drzewny, z rączką, przedstawiającą głowę węża, podczas gdy czara wyobrażała zewnętrze kaplicy.
1382Wodą Tatr odmładzał swoje serce, na zbyt strasznych wyżynach Himalajów przebóstwione.
1383Ariaman, niby dantejski cień, przesuwał się przez gęstwinę litworów.
1384Przyglądał się tym okruchom Polski, jak Wergiliusz Eneidzie na łożu śmierci, zanim wyszeptał przyjaciołom, aby ją spalili.
1385Mag Litwor odwrócił się i spojrzał na Ariamana, jak słońce, kiedy uderzy w skrzydła czarnego szerszenia i uczyni jego mrok modry — świetnym, niby mediolańska zbroja.
1386Mury kamiennych, widno prastarych baszt nadawały groźnego wyglądu zamczysku. Dziwem jakimś ocalał wśród nawałnic krajowych i wśród lekkomyślnego nierządu, jaki cechuje magnackie życie w Polsce. Moc i krzepota[378] lechicka biły od tajemniczej, groźnej syntezy, którą przedstawiał Turów Róg.
1387Wstępując po kamiennych skryżalach[379] schodów, Mag Litwor rzekł: — jeśli Zolimę upragnąłeś naprawdę, będziesz ją miał. —
1388Niespodzianymi krzyżmi i jutrzenkowym słońcem zdobne dźwierze wymagały lepszego widza niż Ariaman, w którego jakby runął piorun.
1389Rok wypisany świadczył, że terem[380] stawiony był w czasach bitwy Grunwaldzkiej, a napis gotyckimi znaki wymieniał to dostojne imię: Zawisza Czarny.
1390Rozwarł Mag drzwi, u wejścia wisiały struny, których każdy wchodzący tu mimo woli musiał tknąć; Ariaman zaplątał się w nich tak, że zamiast cichej melodii, jęły brzmieć potwornie smętne dzwony.
1391Aż pod ręką Maga Litwora uciszyły się, on zaś, dotykając ich, zdawał się być królem Derwidem. Minęli ciemnawą sień z okienkami zakratowanymi, dalej jak refektarz klasztorny dużą salę: wielki komin, gdzie drzewiej układały się całkowite smolne wykroty, a przy piekącym się odyńcu zgromadzali się myśliwcy, damy, księża i rycerze, spozierając na zielone kafle z historią biblijnej polskiej księgi Kohelet: wznoszenie świątyni Marii Panny w Krakowie, zrąbywanie modrzewi na potaż i wysyłanie go do Gdańska; ofiarna msza sejmu Michałkowego, w którym uczestniczył Jehowa w piorunach; sen, w którym Jehowa daje mądrość zwątpiałemu Possewinowi, każąc, aby jechał do Moskwy i zepsuł na długie wieki zgodę Moskwy z Polską. Wreszcie, wszystko zważone na szabli Kościuszki i przechylone w piekło Niewoli.
1392Bóg, HistoriaMaga Litwora dawno opuścił Ariaman myślami zabłąkany w czasach, gdy nie było nawet Jehowy, biednego boga koczowników, lecz żyli jeszcze wedyjscy Riszi[381], mędrcowie, którzy wielbili wśród nocy zimowych w Himalajach — Ogień.
1393Wreszcie ruszył dalej, wejrzawszy na niedźwiedzia litewskiego, który wyciągał łapy, jakby zapraszając do nieco niebezpiecznych objęć.
1394Snuł się tu jakiś poemat zaginiony z trzynastej księgi Pana Tadeusza, urzeczywistniał jakiś zapomniany sen górnej młodości.
1395Ariaman zmusił się wreszcie do rozchmurzenia: wszak jest południe, tyle harf gra przed słońcem!
1396Mag Litwor wszedł już do komnaty, gdzie na wyżynnej powale z rzędu modrzewiowych grubych sozrębów[382] wieszały się spiżne, meczetowe lampy.
1397Drzewo, Polska, Historia, DuszaPośrodku komnaty był iście mitologiczny dziw: jawór rósł tak niepołomny, że gałęźmi wspierał powałę, koroną wystrzelał nad obszar zamczyska.
1398Miał w sobie coś z Mitu dawnej Arkony[383], zdawał się tych sięgać epok, gdy w Tatrach bóg Światowid[384] wchodził do kniaziowskiego teremu, grom swój, jakby krywulę[385] wędrowca, ustawiał w kącie i wypraszał młodą kniaziównę dla bohatyra.
1399W pniu jego wyżłobionym, lecz jeszcze zdrowym, kryło się archiwum Turowego Rogu — najcenniejsze dokumenty do Historii Ducha w Polsce.
1400Ariaman uczuł w piersiach swych morze niezapomnianych uczuć, opromienionych zarzewiem wschodzącego księżyca melancholii; wystarczyło mu wsłuchać się: okropnie jęczał wiatr na wydartej z wnętrz tych Mogił strunie; dalekie morze Sybiru wrzało jak ukrop i tu aż było je słychać!…
1401Od dołu ścian piętrzyły się witraże, nad nimi przez okna słońce zalewało komnatę i ożywiało rycerskie zbroje, jakby żelazne Romansero o królu i wojsku w cieśninach Tatr.
1402Witrażami wchodziła muzyka nieziemnych tonów, krwawo-szkarłatnych zmierzchów niby Tristana i Izoldy; wieczysta zieleń wysp, na których żyją upiorne widma z kroniki św. Brandana.
1403Lecz wiedział Ariaman, że to co mu się wydawało tak irlandzkie, z głębin ducha było iście polskie. Zawisza Czarny na tle Łomnicy; święta Kinga, której anieli pomagają budować zamek w Pieninach; wojewoda Spytko z Melsztyna, jadący na dwór krakowski z młodziuchną Jadwigą; pan Turzo[386], udający wariata w weneckiej odlewni kruszców, aby wydobyć jej tajemnice; Bolesław Chrobry z wojami swymi na Królewskiej Horze; Sejm w Wiślicy, Grunwald. Palono na stosie ateusza Łyszczyńskiego[387]; huczał sejm czteroletni, Repnin i Ks. Izabella, postacie legionistów; Kopernik, zakreślający budowę świata; Zygmunt w izbie alchemicznej u Sędziwoja: tak snuł się epos historii naszej. Wallenrod i sceny z Dziadów, wspaniałe wizje Króla Ducha, wygnańcy idący na Sybir, Zorza borealna nad ujściem Leny — — Syn Cieniów… Mickiewicz na katedrze…
1404Muzyka niewypowiedzianie wzniosła, nieco żałobna, tych miejsc uduchowionych — jednała się z radosną symfonią słonecznych zenitów.
1405Dobrze było tę chwilę stać niewidzialnemu za kolumnadą: tam widział Ariaman magiczny pięciokąt, który obejmował w sobie wszystkie głębie Polskiej Duszy.
1406Jedną z kobiet była owa Pani przy lodowcach, mieszkanka główna Turowego Rogu, ubrana czarno z zupełnie srebrzystymi kręcącymi się włosami, lecz z twarzą dziwnie młodą o dużych błękitnych oczach, które kryły wieczną zadumę, a wyrażały radość tragiczną, bo już jakby nie z tego świata. KwiatyPrzed nią kwiat wyrastał ze szklanej zielonawej kuli — wielki tatrzański złotogłów. Dla osób wymownych kwiaty są ich wymową, dla tajemniczych — ich tajemnicą! Mędrzec Zmierzchoświt przeglądał fotografie z obrazów Matejki. Mag Litwor rozmawiał z młodą blondyną mniszką, która trzymała w ręce traktat filozoficzny Pascala; była ona wysoka i rozrosła jak Atalanta, miała twarz Walkirii. Mimo woli Ariaman spojrzał na Jawor rozrastający się za oknami i dojrzał nietoperze, jak mówią górale — gacopirze, zwisłe na kędziorach olbrzyma; już gotów był wejść w zadumę nad starzeniem się i zapleśnianiem wiedzy ludzkiej, w której Pascal jest tylko błędem od fundamentu, gdy wbiegła na drzewo małpa z gatunku Maki i podkradała się do kameleona, zajętego drzemką; ten jednak wrażliwy na najlżejsze drgnienie latającego owadu — nie dał się podejść i na leśnych jodłach rozpoczęła się szalona gonitwa cudaków.
1407Wśród komnat wysokich z niezmiernie grubych jedli[388] można by tę scenę z indyjsko-słowiańskiego teremu przenieść na widownię feackich izb króla Alkinoosa, dźwięcznych od cedrowego drzewa, miedzi i elektronu.
1408Ujrzał Ariaman Zolimę, i zdało mu się, iż podłoga była grzbietem wieloryba, który zakołysał się pod jego stopami. Ona zaś, jakby zapomniała o serenadzie pod Zamkiem — siedziała roztargniona z podkrążonymi oczyma, notując sobie coś z księgi.
1409Mag Litwor, idąc nad górą Horeb[389] tęsknoty za Ziemią Obiecaną — spoglądał w ludzi zgromadzonych w Chacie Turowego Rogu, mając im rzucić olbrzymią wieść.
1410Wolność, Państwo— Zbliża się chwila wyzwalania — rzekł wreszcie cicho, jednak Ariaman, stojący na drugim krańcu komnaty, usłyszał tysiączny dzwon w najdalszej świątyni swego serca.
1411Znieruchomiały kobiety, wpatrzone w tego, który im z niedawna zjawił się: Pogoń z innego świata!
1412— Lecz cóż! wszak Państwo musi zwyciężyć — rzekła Zolima. — Moralna i artystyczna piękność nie wystarcza do tryumfu: inaczej Wschodząca Jutrzenka otwarłaby bramę nowym dziejom?
1413— I tak się stanie — rzekł Mag Litwor.
1414Kobieta w żałobie wlepiła w niego wzrok, znienacka czymś olśniona drżała, nie mogąc wymówić wyrazu, jakby po ujrzeniu widma.
1415Wstała, szła, aż zbliżyła się ku samej kolumnadzie, u której wsparty Ariaman; rzucając mu błyskawicę oczu, które naraz zmieniły barwę, jak głębokie górskie jezioro, kiedy je zgasi mroczna chmura — szepnęła:
1416— Nazwał mię Ariaman niegdyś wieszczką przy mrocznych lodozwałach, a oto wszak zmartwychwstaje Polska i nawet ludzie.
1417Mówiąc to, wejrzała w Maga Litwora: tak wzrok duszy spogląda w wydobyty ze zmierzchu zapomnienia posąg.
1418— To dziwne — rzekła — dlaczego teraz dopiero spostrzegłam!
1419Nie było mnie jeszcze na świecie, kiedy Jego już mieli w Petersburgu zabić, wykrywszy w nim Wallenroda.
1420Krążyły tajemnicze wieści wśród ludów Azji.
1421Więc to istotna prawda: Mesjasz Wschodu? —
1422Rozświetlała twarz Maga Litwora uśmiechem, którego nie umiano rozpoznać.
1423— Według wiedzy indyjskiej, Dusza nie jest utożsamiona z naturą! —
1424Nie chcąc zapewne dłużej mówić, rozglądał obrazy wyobrażające tatrzańską zimę, portret Mędrca Zmierzchoświta oraz zabytki kultury góralskiej.
1425Pani Ameńska zdjęła jeden maleńki obrazeczek, — pułkownik w mundurze rosyjskim, z turbanem na głowie, w płaszczu wschodnim i ze wspaniałym bucharskim[390] orderem.
1426Twarz jego była twarzą Maga Litwora: genialna, śmiała, zdobywcza. Tylko różnica w tonie oczu, które u Maga były idące głębiej w mroku niezmiernych oceanów, z nieznanego ludziom świata.
1427 1428Pani Mara, gdyż ją tak nazywali najbliżsi, którzy w niej jakąś marę Polski dawnej widzieli — odeszła z Zolimą, aby ubrać stoły kwiatami.
1429Ariaman też był do tej obrzędowości zaproszony, nie chciał jednak przyjąć tego, czego by dawniej tak pragnął: znajdować się blisko Zolimy realnej, nie zaś widzianej za przełęczą Beethovenowskich sonat.
1430Panie ustawiały na stole i znosiły wazony z kwiatami, których Ariaman przyniósł całe naręcza. Kwiaty, Rośliny, GóryZnane są z żywości barw kwiaty w Tatrach: z powodu mitycznej świeżości słońca oraz małej liczby owadów musiały wyrobić w sobie potężną moc przyciągania ich swym jarzeniem.
1431Więc były tam chabry górskie, urdziki, jaskry i znad potoków kaczeńce; niesłychanej głębi szafiru, jakby Lazurowa Grota, gencjany lodowcowe; starce karpackie oraz jeden karniolski; wieczerniki matronalne i miesięcznice; wśród traw leśnej kostrzewy, stokłos, tomek wonnych i brzanki były: pompawa i jastrzębiec pomarańczowy, omieg; storczyki przeróżne od śnieżnych łez Matki Boskiej do fioletowych kukułek i bachicznego trzewiczka Wenery; oddzielną gałęzią kraśnieje cud rzadki w Tatrach: różanecznik, zwany przez Słowackiego różokrzewem.
1432Mrok zieleni roztaczały gałęzie cisu i limby, które urzekały powagą, jak strażniki świątyń. Na cisie była jeszcze okręcona powojnica, czyli gościec, wspinający się wysoko na konary drzew — wabiąc swymi ogromnymi płatkowymi kwiatami.
1433Były i ponure tojady, czyli owe słynne trujące fioletowe z czarnym akonity; i naparstnice żółte, też jadem złociły się, jak włoskie damy z epoki Cezarego Borgii lub naszej Bony; ostróżki, gwoździki, kraśne leluje (Troillusy), kwiat ukochany górali.
1434Już dla pełni chyba wspomnień o mastodoncie wziął Ariaman z moczarów turzycę, dwa gatunki rosiczek, knieć błotną, trędownik.
1435Z wysokich wirchów przyniósł szarotę, której zresztą nie obdarzał sympatią, bo jest włóknista, tłustawa, niedokrewna i jakby wykrojona z szarego aksamitu. Wolał te krwawe gwiazdki łamiących skałę skalnic, cherlerkę, a wprost admirował wielkie straszne pająkowate dziewięciorniki, zwane też pięciornikami, bo mistyczna liczba dziewięć odpowiada w rzeczywistości tylko pięciu rozramienieniom.
1436Miał też garść tej skuciny, która nadaje czerwonym wirchom ognistą barwę i długie, potworne jak warkocze czarownic, siwe mchy polarne, rosnące na smrekach.
1437Brakowało jedynego jeszcze kwiatu, bez którego nie ma pełnych Tatr: tymi są krokusy, te wielkie fioletowe chrzcielnice z szafranowym słupnikiem, jak w baśni wyrastające jeszcze pod śniegiem delikatne księżniczki, a kiedy śnieg uleci znów do swojej ojczyzny w niebie — krokusy potężnym łanem dywanów zaściełają ogromne ugory, przełęcze i polany w lasach.
1438Mimo tego jarożycia[391], które wniósł ze sobą, nie miał Ariaman w swej duszy bynajmniej Gulistanu[392] — zrywał mosty ogniowe z tym przeciwnikiem pięknym, którego w głębi swej duszy widział już, jakby zza odległych gór Króla Wężów.
1439Miłość, Obraz świata, Literat, Szaleństwo, Los, Kondycja ludzka, Szczęście, Miłość silniejsza niż śmierćWie dobrze, iż kiedyś będzie miał w ręce tę — która mu wymykała się tak długo.
1440Jakby ściętą głowę weźmie za włosy i przyjrzy się jej oczom.
1441Kto tu niedawno wariował? dusza — Bóg — natura — diabeł? pisał kiedyś Prus powieść o Lalce i Wokulskim — rozumnym człowieku, który dynamitowe machiny podkłada dla wzruszenia kobiecego pudła z kapeluszem. Garszyn[393] mówi o wariacie, który się zakochał w czerwonym kwiatku — i ten kwiatek — ten drobiazg stał się jego Bogiem, straszliwym tyranem.
1442Lecz nie, miłość nie da się zlekceważyć przez lalkę, nie jest czerwonym kwiatkiem wariackiego umysłu!
1443Jest to najgłębsza potrzeba urzeczywistnienia.
1444Wszelka moc, piękno, praca, chcą się urzeczywistnić przez mediumizm tego drugiego człowieka…
1445Jest to problem ważniejszy niż śmierć.
1446Jest to problem, czy spełnić swe przeznaczenie szczęścia na ziemi czy zamknąć się w pustyni.
1447Przeznaczenie — nie małżeńskiej łożnicy, lecz związania najwyższych kresów swego jestestwa z tym drugim tajemniczym tworem — by utworzyć Blask.
1448Miłość Ariamana była poważna, tragiczna, wzniosła i zachwytna[394].
1449Lecz nie mając oddźwięku w innej istocie, mogła stać się naraz dzika, rozpustna, zła a bezlitośnie druzgocąca wszystko, co jest Duchem.
1450W Ariamanie tętniły wulkany, które były pod jaskinią Króla Wężów. Nie mógł pogodzić w sobie tych promieni, którymi przeświecał go Mag Litwor z tymi potwornymi zadumami i widokiem na nicość świata, które mu wpoił Król Wężów.
1451Oto wyrosła w nim wielka świątynia Miłości, a okazała się zarówno w promieniach Wiedzy Maga, jak w mrokach przepaści Króla Wężów — tylko tęsknotą szaleńca.
1452Więc przed pójściem w dale na Wschód chciał wyzbyć się tego nad miarę przykrego uczucia zlekceważenia swej świątyni! Jeśli będzie leżał z przestrzelonym płucem na polach Mandżurii — niech dusza jego uczuje, iż zostało tam, w świętym kraju polskim istotne wielkie jej światło.
1453Wojna, NaródTragedia narodów rozwija się z niepohamowaną szybkością, jak rydwan Boga Gromonoścy lecący z gór Przeznaczenia. Walka narodów zacznie się toczyć niezmierna, jakiej nie znano dotąd w dziejach nigdy! i nawet pochód falang Aleksandra Macedońskiego, zagarniających całe krainy, nawet bitwa Aecjusza z Attylą, zdadzą się być tu chłopięcą igraszką.
1454Mając wyobraźnię, zapłodnioną wizjami Hekatoncheirów[395] i Kronidów[396], a nad tym światem walk, widząc jakąś mistyczną heroiczną Polskę — postanowił Ariaman udać się na teren boiszcza[397]. Nozdrza jego nasycały się zapachem cmentarnych pobojowisk, jak skandynawskie bogi dymem lasów i krwią zamordowanych w Walhalli.
1455Wyczekiwał wskazówek Maga Litwora, by życie swoje rzucić na szalę z równą łatwością, jak tych tysiąc marynarzy japońskich, którzy, chcąc być wybranymi na niebezpieczną wyprawę i wprost pewną zgubę, jako dowód swej decyzji, odcięli sobie — każdy z nich — jeden palec — i krwawiącym się podpisali prośbę do wodza.
1456Wprawdzie Ariaman z jednego nie zdawał sobie sprawy — w jakim ludzkim tłumie mu ginąć? w masie ludu na barykadach Moskwy lub Warszawy? w wojsku japońskim za Wschodzącą Jutrzenkę czy wraz z tymi tysiącami Polaków, którzy ginęli w mokradłach i w szuwarach gaolianu[398], tępieni przez nieudolność generałów w wojsku rosyjskim?
1457Wybór tej drogi śmiertelnej rozwidni mu Mag Litwor.
1458I ponura, lecz upajająca muzyka upiorów grała mu w uszach.
1459Śmierć, Śmierć bohaterska, Bohaterstwo, Obowiązek, SzczęścieLecz nagle wspomniał, że nie jest sam na świecie i szukać romantycznej śmierci mu nie wolno. Zresztą, wobec tych świateł, którymi zabłysnął mu Mag, czyż nie byłoby to już nie tylko lekkomyślnością, lecz winą wobec swej jeszcze nierozwiniętej osobowości? Tak więc, musi wybrać swój obowiązek, musi wznosić głazy dla świątyni szczęścia niewłasnego. Musi, idąc drogą poziomą, iść w społeczeństwo i jemu służyć.
1460To proste hasło wywoływało tysiąc buntów w uczuciu nieposkromionej wolności Ariamana. Lecz wiedział, iż musi się przemóc — i to jest pierwszy warunek postawiony dla jego Wtajemniczeń.
1461Wielką poważną zadumą mroczący się ton jego duszy musiał zdalić jeszcze głębiej za widnokrąg, zajętą zupełnie czym innym Zolimę, — — — —
1462Tymczasem Mędrzec Zmierzchoświt, czarujący obejściem radosnym, witał innych mieszkańców Turowego Rogu.
1463Zasiedli pod wielkimi drzewami na ławach przy stole, zastawionym w kwiaty i wielkie dzbany z owocowym i chlebnym kwasem, proste potrawy przynosiło dwóch górali z kuchni. Wszyscy byli wzruszeni aż do głębin nieprzeczuwalnych, żałując, iż nie mogą zaciągnąć się do walki wyzwolenia, gdyż byli to ludzie chorzy.
1464Ponieważ więc jedynym ich terenem działania miały pozostać Tatry, poczęto zbierać całą wiedzę dotyczącą tych gór, z których miało odrodzenie zejść na Polskę.
1465Najpierw począł wiedzy tzw. ścisłej udzielać prof. Rufin Zawirro.
1466— GóryTatry są małe, to jest maleństwo — rzekł — szerokość od jeziora Szczyrbskiego[399] do Murzasichla[400] wynosi ledwo 17 kilometrów, długość od Siwego wirchu po Ździarski wąwóz — 52 km. Tatry sterczą jak wyspa spośród stężałych fal wzburzonego oceanu, gdyż dokoła falują z północy Beskidy, z południa Niżne Tatry i pasmo Uhrońskie, z zachodu Mała Fatra i Wiaterne Hale, ze wschodu zaś Pieniny.
1467Od tych mniejszych gór Tatry oddzielone są przez niziny, na których płyną cztery rzeki — zupełnie jak w raju — Dunajec i Orawa z północy, Wag i Poprad z południa.
1468Gdybyśmy mogli teraz wszyscy na aeroplanie, którego niegościnny książę Hubert udzielić nikomu nie chce, wznieść się na 3000 metrów, tj. ponad najwyższy wirch Garłucha[401] — ujrzelibyśmy wtedy bezmierną rozległość o wiele dalszą niż kościoły Krakowa, nawet niż Ojców[402] i Chęciny[403]. Ale mgły nie pozwalałyby widzieć tak daleko. Tu bliżej natomiast ujrzelibyśmy za Gubałowskim[404] wzniesieniem dolinę Nowotarską, złożoną z gliny lub torfu na szutrze z odłamów zaokrąglonych Tatr.
1469W rzekach ten szuter tłumaczy się sam przez się, lecz daleko od rzek mógł się tam dostać tylko przyniesiony przez lodowce.
1470Te bowiem w okresie lodowym zapełniały w Tatrach wszystkie doliny, a w każdym razie już od 1500 metrów wzwyż następowała linia wiecznego śniegu.
1471Lodowce bardzo powoli, bo przeciętnie 100 metrów na rok, posuwają się, niosąc na sobie ogromne zwały głazów i drobniejszego żwiru. Tam gdzie lodowiec wkracza w sfery cieplejsze i topnieje, pozostawia po sobie zwały kamienne, zwane morenami. Jeziora w Tatrach są takim dziełem lodowca, a jako pamiątkę tego pochodzenia mają zwykle morenowy pierścień, np. jezioro Szczyrbskie, Morskie Oko, jeziora Furkotne lub ślicznie w lasach ukryte Jamsko Pleso. Otóż dolina Nowotarska ma ogromne moczary i torfowiska, czy to po dawnym jeziorze, jak chcą jedni, czy wprost z powodu gruntu nieprzepuszczalnego, jak dowodzą niewyobraźniowcy.
1472Na tych pustaciach czyli borach rośnie sosna błotna, brzoza omszona, rokita, wierzby krzewiaste; z drobnych zaś krzewin łochinia, bruśnica, żurawina, bagno, modrzewnica, wełnianka i rosiczki.
1473Dawna roślinność tych borów był to wysokopienny las; żubry i bobry tam żyły (dotąd wieś Zuberec i miasteczko Bobrów), jeleń pasł się wielkorogi.
1474Są też tam i pokłady węgla brunatnego, który leży pod iłami marglowymi, gruby na 2–4 stóp. Torfy nie są wyzyskane przez górali. Wiadomo iż torf tworzy się z narastających mchów, ich kępiny obumierające wznoszą się coraz wyżej: turzyca siwa, wełnianka, siedmiopalecznik, czermień i rosiczka są mieszkańcami tych cmentarzysk.
1475Torfowiska giną, gdy woda wapniowa napłynie — zmieniają się w łąkę moczarowatą czyli ślepe jezioro.
1476Gdy las wyrośnie na suchym torfowisku, zostaje jeszcze ziele, bagno i modrzewnica, które dowodzą mokrzejszej przeszłości.
1477Te torfowiska zawierają historię dawną, sięgającą aż do epoki lodowej. Z nich np. wydobyto rogi łosia, najmniej trzy tysiące lat mające. Pastuch na polu palił szkieletem łosia, biorąc te kości za jakowyś chrust.
1478Teraz się spójrzmy na południe.
1479Wspaniała żyzna dolina Liptowska. Owiec mnóstwo się wypasa, kopalnie złota, srebra, antymonu, miedzi, kobaltu. Spławny Wag niesie aż do Dunaju tęgich jodeł spławy.
1480Dolina Spiska na zachód mniej żyzna. Zbyt liczne zimne strumienie płyną z okolic kosodrzewu. Stąd łazy czyli łąki podmokłe, niezdatne do uprawy.
1481Lecz w pobliżu są słynne góry Kruszcowe, które wytworzyły związek górniczy 16 miast spiskich jeszcze w XIV wieku.
1482Tu z powodu łukowatej formy Tatr nie możemy gór objąć naraz.
1483Trzeba by na nie spojrzeć z Niżnich Tatr, wtedy ujrzy się wspaniałe straże Łomnicy, Gerlacha, Lodowego[405], Krywania[406] — aż po Chocz i Rohacze[407].
1484Rdzeń Tatr składa się z granitów. Z powodu iż wietrzeją mało, pozostają wirchy ostrymi.
1485Zaś tam gdzie jest łupek i gnejs na granitach, tworzą się z powodu rozmycia wodą łagodne grzbiety. Skały osadowe piaskowce i kwarcyty, wapień i dolomit leżą na skałach starokrystalicznych.
1486Formacja jurajska tworzy olbrzymie masy wapieni ciemnej barwy, twarde i trwałe. Są takimi wszystkie wierzchołki nad Zakopanem. W tym wapieniu znajdujemy liliowce i numulity podobne do pieniążków lub jarca i w wapieniu Rogoźnika pełno jest olbrzymich amonitów. Wapienie Tatr przeżera woda z kwasem węglowym; tak tworzą się pieczary.
1487Woda, pozbywając się kwasu węglowego, pozostawia osad wapnia. Stąd owe stalaktyty w grotach, które są w wirchu Kobylim, gwoli estetyki przemianowanym na wirch Koboldów. Stalaktyty tworzą się bardzo powoli, między jedną kroplą a drugą upływa nieraz kilkanaście minut. Dla utworzenia słupa kilkumetrowej grubości trzeba dziesiątków tysięcy lat.
1488Musimy teraz zejść w te sale podziemne, znane już poszukiwaczom złota za Długosza; tam Sala Śpiewaków wysoka na 40 m — mająca ze stalaktytów dziwne obłoki, kolumny, wieże gotyckie, ludy i krzewy.
1489Gdy uderzyć ręką w te zasłony — one grają donośnie.
1490Zajrzmy w studnię czarodziejek, głęboką na 10 metrów, gdzie w przeczystej wodzie świetlą się słupy. Nasza pochodnia opuszczona w maleńkiej łódeczce oświetli je wybornie. I wtedy ujrzymy — ale to już jest dziedzictwo pana Ariamana. Uczony nie widzi już nic więcej.
1491Długość podziemi wynosi 3300 metrów, lecz są i dalsze zapewne groty, do których wejście zasypane. Z Orawskiego zamku ciągną się takie pieczary podobno aż do Mnicha nad Wagiem — 19 kilometrów.
1492W grocie nad Wagiem znaleziono ludzi przedhistorycznych; byli to ludożercy, jak świadczą niektóre piszczele ludzkie wzdłuż krajane.
1493Ze zwierząt pradawnych były tu renifer, lemingi, pardwy, sowy białe, niedźwiedź jaskiniowy i mamut. Lecz dotąd żyją tu ślady arktycznej fauny: świstak, kozica, sorek[408] i smuszka oraz skorupiak zadychwa[409], żyjący tylko w Grenlandii i Skandynawii.
1494Klimat Tatr odpowiada z powodu wysokości strefom północnym. Ciepłota Morskiego Oka równa się tejże w Uleaborga w Finlandii.
1495Wirch Gerlachu (rocznie 6 ½°) ma klimat południowego Szpicbergenu.
1496Wiatr mokry wieje od Atlantyku.
1497Wiatr halny zaś nie przychodzi z Sahary; każdy wiatr, przebywszy pasmo gór, zmienia się w halny, tj. zgęszcza powietrze w dolinach i ogrzewa je.
1498Wiatr taki nawet w Grenlandii tworzy ciepło, podnosząc klimat o 20°.
1499WiatrZnamy wszyscy ten wiatr halny, który idąc z sikawicą — deszczem — zrywa dachy, ludzi przewraca z nóg, a łamiąc lasy, pozostawia z nich tylko łomowisko. Powichrem zaś unosi w górę nieraz cały użątek z pól.
1500Nocą jest szczególniej groźny halny wiatr: księżyc ma ponurą czerwoną obsłonę. Niebo fiołkowej barwy. Rosy nie ma. Duszno. Szum głuchy lasów. Potoki zdwojonym rykiem ogłaszają nabór swych wód. Nagły gwałtowny podmuch i rozpoczynają się harce. —
1501Wiatr, NudaProf. Zawirro mógł teraz w pełni tryumfować. Najcichsi i najcierpliwsi nawet powstali już od stołu i krążyli, jak gdyby ich powichrem unosiło.
1502Był to inny wiatr halny, który powstaje ze zgęszczonej nudy w dolinach rozsądku.
1503Nareszcie Mędrzec Zmierzchoświt zapytany o Tatry w krótkich słowach opisał je nieco weselej.
1504Temu kto w nich mieszka, szumi morze nie tylko we wspomnieniach geologicznych, ale i szumem wieczornym borów. Kiedy wejść na wirch — widać z nich Ocean Obłoków na dole i pomniejsze wirchy jak wyspy.
1505Góry, Morze, WierzeniaTu zaczęto Zmierzchoświta pytać, ile jest prawdy w tym, co głosi Ariaman: iż Tatry dotykają aż Sybiru i nawet Amur[410] jest granicą rzeczną Tatr od królestwa Anhellego; że góra indyjska Meru[411] wznosi się nad innymi lodozwałami, które się zwą Dant, Giwant, Morteracz i Rozacz; że wir pod Muraniem[412] tworzy się z powodu, iż jest jakaś zatoka tropikalna i stamtąd prąd ogrzany wypływa, a spotkawszy się z prądem mroźnym od sybirskich brzegów tworzy straszliwy Malsztrem?
1506I czy prawda, że Zamek Księżniczki Zolimy stoi blisko podmorskiego wulkanu, tak że lada chwila, a jak Ariaman się chwali, od woli jego zależy, wzbudzić najstraszliwsze trzęsienie ziemi, po którym zostaną z zamku tylko ruiny?!
1507Zaczął Mędrzec Zmierzchoświt tłumaczyć to, że Sybir istotnie graniczy z Tatrami, gdyż tu są wygnańcy sybirscy, w których zbyt głębokie wspomnienie sybirskiej katorgi żyje tu nadal i łączy się z wrażeniami Tatr.
1508Przez puszcze lasów limbowych, bezludnych i niemających wody, a stąd i zwierzyny, musieli iść tygodniami całymi, w tej myśli, iż zginą z pragnienia lub od kuli goniących ich kozaków.
1509Tymi lasami limbowymi szły te tysiące dziarskiej młodzieży wziętej po powstaniu, która nucąc tęskną melodię:
1510
potem przechodząc mimo generałów, grzmiała chórem z junacką zuchwałością:
1511
Z powagą, choć ożywienie dysputujących nad wynikami tych wielkich spraw dla Ojczyzny — zostawiamy na werandzie teremu. Wśród nich podwójnym źródłem wędrowców na pustyni jest Mag Litwor i Mędrzec Zmierzchoświt.
VII. Ałłach kehrim[413] (Bóg jest miłosierny)
1512Nie udało się jednak kronikarzowi Anonimusowi wymknąć niepostrzeżenie, bo został przytrzymany naraz sześciorgiem rąk, trzydziestoma palcami i ośmiu gromowładnymi błyskami spojrzeń przez czterech mężów, z których jeden był straszniejszy od drugiego.
1513Byli to: olbrzymi hrabia Ostafiej Huraganowicz, który o ile był uczonym podróżnikiem (w każdym kraju Azji i Afryki zostawił minimalnie po jednej żonie, która go uczyła również i języka), o tyle wróciwszy do swej wołyńskiej słobody, znał tylko strzelbę, a w łożu sypiał na zgrai psów.
1514Taki był hrabia Ostafiej Huraganowicz, nie tylko weredyk[414], ale i człowiek, który miał tyle krzywd ludzkich na swej za mocnej ręce, że kronikarz życzy, aby miał hr. Ostafiej tyleż arbuzów i dyni w swych basztanach, a wówczas miałby czym utrzymać dobrze podszytą chorągiew.
1515Splendor Kijowa, Berdyczowa i Korsunia, pan Ostafiej był niegdyś patriotą rusińskim, nazywał swe dzieci Kiryłko, Michajło i Stipa — a sam hrabiowskie nazwisko zmienił na dawne kozackie Demiszczuk.
1516Na cele małoruskie łożył hojną ręką, ufundował teatr i stypendia dla historyków.
1517Ale oto stała się przemiana pod wpływem jednej z żon;
1518nie tylko stał się znowu Huraganowiczem, a synom przywrócił miana według kalendarza, a nie Czetij, Minej, ale co gorsza, zajrzał, co się też dzieje z teatrem i historykami.
1519Ale to już było niecofnione[415].
1520W teatrach rizali[416] panów, a historycy pisali tylko o hajdamakach[417], wielbili Żeleźniaka[418], Najdę i Żółte Wody[419], batkę[420] Chmielnickaho[421] i Zołtareńkę[422].
1521Hrabia Ostafiej, czyli Euzebiusz, stał się odtąd nadzwyczaj uważnym na wymogi honoru narodowego.
1522Drugim, niepokaźnym a strasznym, bo wiecznie zadąsanym, zrzędzącym, któremu wciąż wątroba puchła na grubość ręki lub i więcej — był pan Zimorodek omentra[423] vel skoczybruzda, jak go zbyt familiarnie i za węgłem domu nazywali chłopi.
1523W Turowym Rogu wieścił on zawsze zimę i zamrażał wszystkie objawy zapału, będąc zresztą człowiekiem nieposzlakowanej zacności i miłującym mędrca Zmierzchoświta, lecz barbarzyńsko terającym Wieszczkę Marę wraz z jej ideami Ornakowymi.
1524Trzecim był nikt inny, jak milioner i genialny inżynier, pan Muzaferid — o ponurej twarzy i skośnym spojrzeniu, niemówiący nigdy nic, lecz za to gdy znalazł się sam nad morzem Pratatr we fiordzie Kościeliskim, gdzie potonęły dżunki tatarów — osobliwie kiedy była noc, a księżyc — pan Muzaferid wydawał dzikie, iście nogajskie okrzyki.
1525Teraz też milczał, przeszywając natomiast strasznym wzrokiem dzięcioła, który wykuwał pracowicie swój powszedni chleb w postaci białych, tłustych robaków, gnieżdżących się pod zestarzałą korą.
1526Na koniec ostatnim był senator, pan Mogilnicki, o którym nic więcej powiedzieć nie trza[424], jeno[425] że był stryjem księdza Bazylianina i zakładał, to zrzucał niecierpliwie swoje pince-nez[426].
1527— Hopla! — rzekł tubalnym, jakby ze Synaju, głosem pan Ostafiej Huraganowicz. — Dokąd to, panie Anonimus, tak bieżysz[427]? i czemu nie na wiecu, gdzie Mag Litwor w kozi róg zapędza dotychczasową Polskę? he? — (stuknął fajeczką o pień drzewa i wytrząsł popiół). — Podaj nam tu waszmość jeszcze Ariamana, chciałby pan Mogilnicki jemu coś powiedzieć z racji polityki, a i ja może zabrałbym głos prawem takiego, co widział prawdziwe lodowce — i mówił z prawdziwymi Maghusami! —
1528Kronikarz nie miał odwagi odmówić trzem mownym, a czwartemu milczącemu, w myśl przysłowia: gdy ci trzej mówią, żeś pijany — to idź spać.
1529Szczególniej, że i pan Zimorodek zapiszczał ostro o tym, że tu szacunku nie mają w tym domu dla nikogo i że mu wątroba już puchnie na grubość większą niż zwykle.
1530Kronikarz podszedł cicho pod wiec obradujący i nasunąwszy się z dala na oczy Ariamanowi, skinął nań.
1531Ten, lubo[428] niechętnie, wstał i podszedł.
1532— Bój się waszmość Boga — rzekł kronikarz — srogie na ciebie zebrały się chmury. Musisz je sam zażegnać, tylko się nie wymawiaj.
1533I nie zważając na pytania, a potem protesty, wiódł kronikarz Nietoty, nawet używając zaklęć na najstarszą z limb, na drakonit w mózgu Króla Wężów, na piekło Ornaku i od czasu do czasu całując przez udany szacunek w ramię młodego człowieka.
1534 1535Wyszedł naprzeciw trzech panów, skłonił się im ceremonialnie.
1536Ależ jakie było kronikarza przykre położenie, gdy ujrzał, że oni na ukłon nie odpowiadając, dysputowali, biorąc obu w trójkąt swych trzech groźnych, bo podnieconych sprawiedliwością i napływem rozsądku, postaci!
1537Pan Muzaferid zaś stanowił tę jakby gwiazdę w Wielkiej Niedźwiedzicy, która się nazywa jeździec, a na której próbuje się ostrości swego wzroku.
1538Mówił, jak zawsze, pan Ostafiej Huraganowicz, pierwszy zagajając dysputę.
1539— Streścimy naprzód argumenty czystego rozumu Kanta.
1540Ponieważ w Tatrach nie ma Króla Wężów — bo co innego jest ludowy folklor, a co innego człowiek wzięty za plecy i wstrząśniony[429] przez Darwina[430], Edisona[431] i nawet Zolę[432]; nie ma lodników, ani też ze skał Giewontu wyleźć nie mógł żaden tutejszy Maghus
1541więc pan Ariaman musi być lunatykiem, rycerzem o smutnej twarzy swoistego wyrobu.
1542Ale zakaty, kronikarz Nietotki niczym nie stara się zaznaczyć swego Donkichockiego de Saavedra stanowiska, mieliśmy wszyscy trzej sposobność czytać w księdze, przykutej łańcuchem w Turowym Rogu, a będącym kroniką, same metafizyczne dywagacje!
1543A to ładny kusz! ludzie zasługi — pan senator i marszałek Mogilnicki, mierniczy Wydziału krajowego pan Zimorodek, milioner pan Muzaferid i skromny wasz sługa — nie zgrywają w Tatrach żadnej roli, za to gada się tu ciągle o Maghusie Litworze?!
1544Ktokolwiek ten urok czy umozejście[433] masowe sprawia — byłby on — wykrztuśmy słowo — szarlatanem!! Od wykrztuszenia zatrzęsły się szyby w budynku sąsiednim góralskim, obok którego na płocie i na pniu toczyła się rozmowa.
1545— Hem! jakże nam odpowie na to kronikarz Anonimus? czy odpowie w ogóle?
1546 1547Ale nie mógł kronikarz przyjść do słowa, bo pan Zimorodek wyciągnął z kieszeni Ariamana pryzmę[434] szklaną i wzniósł ją do oczu — i oczy jego szaro wymokłe zrobiły się kolorowe jak piłki.
1548— Nie trzeba, nie trzeba, nie trzeba! oto jest! oto jest powód, zarazek, prima causa, narzędzie obrazy, symbol. Hi hi hi! weź panie kochany tę pryzmę — spójrz na ten krajobraz — jak Boga kocham, drzewa w tęczy, trawa jak u naszego wibrysty malarza kochanego Kaktunia; kucharka z pomyjami idąca właśnie, wygląda jak Boga te — kocham — niby balerina z zaklętym świetlanym kubłem pod emanacją ręki —
1549— czekaj pan, na pana spoglądam, panie Euzebiuszu —
1550i jak Matkę rodzoną kocham, jesteś pan po prostu wzniosły —
1551— Co, zahuczał pan Ostafiej-Euzebiusz — powiedz, idiotyczny! —
1552— Z przystojnego, lecz ze szpetną brodawką na nosie staruszka zrobił —
1553(Pan Ostafiej stuknął fajeczką o drzewo tak, że aż odłupnęła się kora) —
1554się czcigodny starzec, palący węża — i ma wygląd, jak Ojca rodzonego kocham — tego jak tam — tego co jest un solitaire, un grand solitaire de Tibet[435] —
1555dalej — dalej — mów drogi, kochany panie Euzebiuszu —
1556ja będę na Ciebie tak patrzył, a ty czytaj — i ja sprawdzę, czy też choć jedną literę zrozumię z tej Niedojty…
1557Mów panie Euzebiuszu, mów, jak Trójcę mistyczną kocham, mów!… —
1558Więc zahuczał głos pana Ostafieja, zaś Ariaman znudzony usiadł na pniu, nie zważając na kronikarza znaki, iż to nie wypada wobec senatora stojącego, pana Mogilnickiego.
1559Słowo, Mężczyzna, ObyczajeI zahuczał tako głos pana Ostafieja:
1560— Jest albowiem osłostwem w czasach zamętu. —
1561Tu pan Mogilnicki wzniósł rękę do kapelusza, uśmiechnął się uprzejmie, uścisnął dłoń pana Ostafieja, jako tego, co za jednym zamachem przebył najtrudniejszy poroh — pan Ostafiej zamilkł, jakby wpadł w kapustę — a Magnat Mogilnicki, kręcąc binoklami — mówił już sam wytrawnie, prawdziwy statysta krajowy, którego mowy, na imieninach wygłoszone, są drukowane we wszystkich organach prasy.
1562— Słusznie wspomniał przedmówca, że jest niebezpiecznym w czasach orgiastycznego zamętu pojęć w Polsce przydawać swoje widzimisię; płodzić legiony niedouków bez udziału kobiety —
1563— Ha ha — zapodziemił głos pana Ostafieja — chyba przy pomocy egzaltowanych panien, którym też zwidzi się i wlazłszy na gruszkę…
1564— Należy wprzódy — znów zaczął pan Mogilnicki — ad infinitum widzieć i pojmować realność, w niej utworzyć ojczyznę, przyjąć warunki piachów, nędzy galicyjskiej, analfabetyzm w Królestwie, płodzenie bez błogosławieństwa kościelnego, małostkowości rusińskie, zwyrodnienie socjalistów, ograniczoność modernistyczną umysłu ludzkiego, — a wtedy dopiero w przyszłym Państwie Polskim, mając się tak dobrze, jak Niemcy, Francja lub Ameryka — lub choćby jak Serbia, Afganistan i Papuasia —
1565pozwolić sobie na grupę fantastów, teozofów, czy tam badaczy somnambulizmu —
1566i owszem! grupę czy sekcję, gminę, osadę:
1567błękitną, szafirową, ultrafioletową, zgoła niewidzialną itd. Społeczeństwo, mające nadmiary bogactw, może mieć Dżokejkluby, mające nadmiar pracy intelektualnej — może sobie pozwolić na fantastów w rodzaju Hoene Wrońskiego[436], Jeremiasza Lévi lub Fabrycjusza Oliveta, którego się lękał sam Napoleon, będąc, jak wszyscy Korsykanie, przesądnym.
1568Kto wie, czasem który jak Mongolfier odkryje radiometr, bo istotnie w mrokach siedzimy i czasem ktoś z komina ujrzy lepiej, iż gdzieś pogoda świta.
1569Nie dowód, żeby żyć na stałe w kominie, a za jedyny sposób komunikacji używać miotły czarodziejskiej, zamiast bryczki lub lokomobili.
1570— Zatem, kochany panie Franciszek — zabrał głos pan Ostafiej — który wziąłeś za pseudonim Ariaman: wybij sobie z głowy owe Pratatry i mnie, uczciwego Wołyniaka, który miał sklep tytoniu w zarażonych febrą i fantazjami Indiach i zna parę wschodnich języków, nie czyń z łaski swojej Madżusem, bo to u Arabów znaczy po prostu nicpoń.
1571Załóż waćpan cukrownię albo szkołę, albo jedź jeszcze i doucz się czegokolwiek na serio. Milionerkę pannę Zolimę zostaw w spokoju. Ludzi w chałupie Turowego Rogu, w której cię dotąd uprzejmie przyjmują — nie tykaj, bo będziesz miał tylko milion nieprzyjemności. Nikomu nie dogodzisz, chwaląc, nikomu tym bardziej nie dogodzisz, ganiąc.
1572Czy nie masz pan ognia, tylko czasem nie z ołtarza braminów, ale zapałki narodowe Feigenbluma z Brodów?
1573A jeśli chcesz Waszmość koniecznie morza — to, jak wiadomo, 99/100 powierzchni globu faluje. Jedź na Ocean Spokojny, opisuj tam, czy też tylko w milczeniu przeżywaj różne tajfuny, odpływy, przypływy, poluj na Węża morskiego i na samego Krakena, jak to czynił u nas dr Triplin, który, nie wyjeżdżając z Warszawy, bił białe niedźwiedzie pod biegunem. —
1574— Ale nie wolno ci, młody człowieku — podjął pan Mogilnicki — w tych chorych mózgach polskich zaszczepiać nowego rodzaju niedowarzoną poetyczność —
1575— O której mówi nasze wołyńskie przysłowie: Dureń dumkoju bohatije! — dociął pan Ostafiej.
1576— Ty się kochasz — to znaczy, organizm twój potrzebuje pięknej kobiety.
1577 1578tylko się rozejrzyj. Czeka na ciebie, jest tak samo nieprzytomna, jak i ty.
1579Jeszcze Wam obu powiem — już bardzo serio!
1580Jeśli ten kronikarz Turowego Rogu tak będzie dalej oczerniał Zolimę, to po prostu uznają, iż ty go przekupiłeś i on się mści, jak drugi Aretino[437].
1581Baron de Mangro usłyszy o tym z ust Pani Bredulskiej (bo sam czytać nie lubi takich elukubracji) —
1582no, i będzie miał szczery żal.
1583I któż zaprzeczy, że nie ma racji? i za nim obrażą się nie tylko żony Witeziów, kapłanki i kanoniczki narodowych świątyń, które to żony ciebie w wulkanie Piekielnika rade utopić —
1584— Krótko! — ryknął pan Ostafiej — młodzieńcze, nie umitygujesz swojej imahinacji, zmarniejesz.
1585Nawet w prawdziwej hinduskiej religii nie dozwala się unosić jak babie lato, lada podmuchowi imahinacji.
1586Wszakoż mówi przysłowie, iż kobieta silniej ciągnie jednym włosieniem niż cztery byczki w pługu! wiem to, bom zaświadczył na sobie.
1587Opowiedziałbym ci, jak niejaki mój znajomy kapitan korsarski szukał blondyny po morzu, której włosień znalazł na pałubie podczas sztilu morskiego i kiedy marzył o miłości. Postanowił szukać tej blondyny. Napadł na pierwszy spotkany anglicki bryg, wymordował moc ludzi, przeszukał wszystkie zachołuścia — i w ogóle nawet niewiasty nie znalazł. Potem, w jakimś porcie Batawii trafił pędzącą na koniu Amerykankę o bujnych włosieniach blond. Pogonił za jej odpływającym brygiem i dowiedział się w innej znowu porcie Portoryku czy Pekinu, że już ma jego Wybranka lat około sześćdziesięciu. Naresztę, gotów był z tej biedy porwać żonkę jednego kamerhera, grubą, jasnowłosą moskiewkę, gdy ahent od towarów, spojrzawszy na włosień, który on znalazł na morzu podczas sztilu morskiego wśród nienaturalnej tęsknoty za — powiedzmy, za miłością —
1588otóż ten włosień okazał się roślinką róży Jerychońskiej — —
1589Chciał coś poprawić pan Zimorodek, ale go zaćmił pan Ostafiej, jak przyrząd do tłumienia cudzego głosu.
1590— I ty Ariaman, panie Franciszek, dajże spokój! Utroiłeś, że właśnie Zolima jest twoja wybrana. Równo ta, a nie inna? Ale przecież każde 7 lat zmieniamy całkowicie organizm! Co noc wstajemy innym człowiekiem.
1591Zatem w kogo ty właściwie zakochany?
1592No dajże łapę i nie gniewaj się.
1593To przykro komuś tak wleźć na pajęczynową, tęczową, z obłoków, deszczu i marzeń zlepioną karuzelkę — i zburzyć. Ale terpi kozak, atamanom budziesz; wstań spod takich gruzów moszczniejszym!
1594— Jakby syn cieniów Krasińskiego — rzewnym niespodzianie głosem zachlipał pan Zimorodek.
1595— I nawet Zolima może cię nie ominąć, ale miej wolę posiąść tę, która w metryce rodziła się jako zakonna córka pana X. i pani L., a takową można zdobyć! Może się nie uda, ale zawsze jest możliwe — in potentia, si non in actus[438]. Ale nie można z pewnością ożenić się i być szczęśliwym w całym tego słowa znaczeniu z księżycową sylfidą, z ener — z enerhumeną swych własnych nocą rozmyślań!
1596No, cieszy mnie, żem cię trochę przekonał, bo masz dobrą twarz i śmiejesz się do rozpuku.
1597I zaklinam cię, nie rób mię waszmość Maghusem, — ty w imahinacji, a ten diabelny kronikarz w swoich ramotach —
1598— Co — burknął pan Zimorodek. — Pana to już chyba nikt na Maga upozować nie może! —
1599— Jeszcze jedno, ale to już byłoby bez końca — rzekł pan Mogilnicki, przepłynąwszy lekko nad opozycją — co za radykalizm żydowski w waszych młodych pojęciach, te wycieczki przeciw narodowej mądrości — po co? Po co mieszać politykę do l'art[439]? to obniża l'art. A wam dwóm sprawią zbiorowymi siłami najpoważniejsi criticiens[440] i inni, których nie brakuje w naszym kraju — taką zupę żółwią — à la tortue[441] — że naprawdę nie warto, — no po prostu, gra nie warta jednej powozowej świecy.
1600— Jak mię widzicie, jestem podróżnikiem i dobrze wam życzę — rwał znowu pan Ostafiej.
1601Po hindusku mogę Ariamana nadal uczyć i proszę pana oddaj mi hymny wedyjskie z objaśnieniami, które ja dopisywał na marygenesach.
1602— Aha, to jeszcze chciałem powiedzieć — rzekł pan Mogilnicki — ktoś mi mówił o panu Ariamanie, że zdobył dla Polski morze, la mer navigable — i jest rodzajem Bolesława Chrobrego. Zaiste, piękny wzrost potęgi narodowej w Tatrach: morze, komunikacja parostatkiem transatlantyckim z Raby Wyżniej do Honolulu… Przednie.
1603— A tego rekina, coś którejś nocy ułowił w Koprowej dolinie — wrzasnął pan Zimorodek — to proszę, każ mi go pan wypchać i podaruj! —
1604— A mnie — rzekł hrabia Ostafiej — ulituj się i nie rób skałotoczem — nie chcę tłuc swoich starych kości na marglu Giewontu. Bo to jest margiel, twierdzę. Ale, ale, — a kto to jest ta Mangra — niby mi kogoś przypomina, co? z imahinacji? o, w to nie wierzę — ten się zanadto wam udał. Ki diabeł to może być? no, jutro mi powiesz panie Franciszku — kiedy będziemy skandować:
1605— Gdybym, o Indro, tak jak Ty — jedynym władcą bogactw był —
1606nigdy by śpiewak nie został mój tak już zupełnie bez stad bydła.
1607I ja ci opowiem wtedy o pewnej wschodniej Sybilli — pani Atharwan. Żyje. Jedź do niej. Nadzwyczajna. Ma pełno ordenów, wkochał się w nią dzisiejszy kierownik młodych Tamulów — i jest mądra, graciozna i co chcesz.
1608A czy wiecie panowie o tym, że gazety piszą o gotującej się walce Rosji z Japonią? biedne Japońcy — na kogo się im porywać! —
1609Tak mówił skromnych, prawdziwych mędrców tryumwirat, zapominając o niepoprawnym Ariamanie, który tymczasem, uważając, iż apostrofa do niego skończona, chciał iść. Ale wtedy wziął się do niego pan Muzaferid.
1610Przymrużył najpierw jedno oko — i patrzył jak się mierzyło dawnej z łuku w samo serce już oskalpowanego wroga.
1611Potem nagle to oko zamknął, a otworzył drugie — i przechyliwszy brodę z dziwną ironią i najwyższą nienawiścią wejrzał w strój Ariamana, będący jak wiadomo strojem witezia z Pratatr.
1612I kiedy nawet zuchwalszy od Ariamana nie wątpiłby, iż lustracja wypadła mniej niż niekorzystnie —
1613pan Muzaferid wziął Ariamana za jedno ramię, wygiął się, jakby teraz nareszcie chciał go rozpruć handżarem — i wyrzucił ze zsiniałych warg polszczyzną złą, ale dobitną:
1614— Widno zaraz, że ty nie jesteś żaden złodziej.
1615Córkę ci dam, jak zostaniesz u mnie podriadczym.
1616Masz — i więcej nie proś! Słyszał?
1617I odwrócił się nagle, jakby od zabierania mu następnej sekundy zależała eksplozja wszystkich jego kopalń, kolei elektrycznych, fabryki aeroplanów, przyrządu do wyławiania okrętów zatopionych itd.
1618My, kronikarz Nietoty, natychmiast poszliśmy za Ariamanem, który się chwiał na nogach — i prawdziwie zaczęliśmy mu winszować, mówiąc o niezrozumieniu przez społeczeństwo, o tym, że papirusy czekały na Napoleona.
1619Mówiliśmy też na usprawiedliwienie Ariamana, że jest on jedynym w swoim rodzaju i dlatego można go jeszcze ścierpieć — to jest, raczej pożądany jest i taki typ w literaturze.
1620Co najwyżej znajdzie się takich Ariamanów z półtrzecia.
1621Zaraza Ariamaństwem musiałaby się liczyć do narodowych klęsk.
1622Tymczasem jednak niech korzysta z tego przywileju, który ma mąż in futuro Zolimy:
1623żyć według swych najgłębszych widzimisię.
1624Kronikarz Turowego Rogu opisał z uniesieniem „chmurne a górne” marzenia na Morteracza skale —
1625i wyprawę nocną po morzu z tymi awanturami na torpedowcu, które wyglądają na dziennikarską kaczkę i nawet obniżają — ale to mniejsza, godność kronikarza.
1626Nazwał to Morzem Ciemności, bo nie wszystko tłumaczy się jasno, nawet ze stanowiska indyjskiej Jaźni.
1627Mówiąc te słowa z wszystko rozumiejącą i, że tak powiem, szpitalną serdecznością, chcieliśmy z Ariamana wymóc słowo przyrzeczenia, iż będzie podriadczykiem pana Muzaferida. Ale on ku najwyższemu zdumieniu Kronikarza, rozpiął pierś i ukazał na niej bliznę w kształt swastyki.
1628— Słyszałeś coś o witeziach w Krzyżtoporskim zamku? nie?! Pan Mogilnicki i pan Ostafiej, nawet pan Zimorodek, mieliby zupełną rację. To jest, niezupełną jeszcze. Byłbym najgłupszy, najbardziej szkodliwy fantasta, jaki mógł się narodzić, gdyby nie to, że Jaźń jest większa niż wszystko.
1629Mają ci trzej mężowie jedną wadę polską, że lubią na ludziach, z którymi nie mają nic wspólnego, obgryzać kości.
1630 1631 1632Być może, iż będę z bojowcami rozbijał pociągi. Ale nie będę z Narodową Mądrością chciał zastąpić Polski Panią Dulską. Nie będę się uczył, jak student na trupie, praw do wolności, wiwisekując mój naród.
1633Będę — (tu zrobiła się przykra pauza) — bądź zdrów. I to jeszcze zapamiętaj.
1634Widziałem starca, co wrócił z katorgi za spisek księdza Ściegiennego.
1635Te źdźbła rokicin na klęczkach całuję za tych, którym to na Sybirze w więzieniach nie dano.
1636 1637Nie wiem, kto się ze mnie narodzi — bądź zdrów! Jestem Polak.
1638 1639I prędzej, niż mógł kronikarz zatrzymać go, zniknął wśród drzew i wrócił znowu na wiec przerwany.
1640Kronikarz stanął zdumiony, smętny i, że tak się wyrazimy, obolały.
1641Na wiec iść nie mógł, więc słyszał tylko z dala urywane zdania.
1642
Kiedy Ariaman stanął w kole wiecujących, była chwila właśnie, kiedy Mag Litwor mówił, iż ma uczni swych i wykonawców.
1643I wskazał też na Ariamana, którego przejął wstyd, iż tak mało wie z tego, co wiedzieć teraz nade wszystko należało.
1644W myśl wiecu — jedni szli do Królestwa, aby działać w duchu i wyżynach.
1645Inni mieli iść do Rosji, aby działać w duchu i sojuszu bratnim.
1646Większa część miała zostać w Turowym Rogu, bo ludzie to byli gasnący — choć sercami płonęli jak ta chorągiew, co „we dnie jak słońce, w nocy jak żar prowadzi”.
1647Ariaman czekał swego wyznaczenia.
1648 1649— Znam kogoś, w kim tętni ukryta jeszcze niewymierzona energia.
1650Dokąd chcesz Ariamanie? wybierzesz naturalnie strony najdalsze, nie byłbyś miał inaczej w sobie krwi z Króla Wężów. Więc idź za natchnieniem i szukaj swych dróg sam. —
1651Zdumiał się tej rewelacji Ariaman o powinowactwie z Królem Wężów, lecz milczał.
1652
Rodzina, Szczęście, Spotkanie, ŚwiatłoOdwiedził Ariaman chatę, dzieci swe i żonę. Milczący był, lecz radosny. Radosny, to nie znaczy pełny szczęścia, jeno że otchłań w głębi swej miał pełną niegasnącego światła.
1653Wyżej zaś były wszystkie męki własne i narodu, wszystkie przeczucia złe.
1654Bóg, Słowo, OtchłańLecz w otchłani był Bóg, czyli to niepojęcie radosne mówienie z nieskończonością.
1655Ariaman obejrzał częstokół domu, do chaty swej przywiózł starego rybaka i prosił, aby czuwał nad lasami i nad pastwiskami i aby wszystko było tam dobrze.
1656Wiedział, iż żonie zastrzegać tego nie potrzebuje.
1657Dawał jej bowiem wiarę większą niż komukolwiek, nawet nie wyłączając ludzi z Turowego Rogu. Jednakże nie wypowiedział jasno przed sobą, na czym polega jego zwycięstwo: oto wzniósł na takie wyżyny obłędną Mandragorę miłości, iż tam ona stanie się gwiazdą.
1658Kiedy żegnał Tatry, jak święty talizman zachował pożegnanie z Magiem Litworem, którego pytał, serce jego rosnąć ma — jaką askezą, jaką modlitwą, jakim ogniem w arce?
1659 1660„Wesel się na wyżynach i dawaj innym tę radość”.
1661
Był w Warszawie wśród tłumów burzących się, jak podrażnione pszczoły, szukające Matki. Rzucał wszędzie posiew słów Maga Litwora, czytał wszędzie jego Złote Orędzie. Tłumy zaczynały już rozumieć.
1662Potem na jeziorze Trockim w ruinach Kiejstutowskich, zebrał lud i mówił.
1663I lud miał go za jednego z rycerzy Wawelskich, którzy powstali, chciano go okrzyknąć swym Jasińskim, ale Ariaman zniknął spośród tłumu i gnał pociągami nad Morze Czarne, które omywa skały Tatr.
1664W Bachczysaraju mówił z derwiszami i mówił z czcigodnymi sędziwymi Tatarami, którzy dziwili się, że język ma tak słodki — i którzy opowiadając o klęskach swego oraz polskiego narodu, wciąż dodawali: Chwała Bogu! Ałłah Kehrim! I wziąwszy wielkie przysięgi, odjechał na Kaukaz Tatrzański, gdzie był przykuty niedawno jeszcze Prometeusz. Tam przebywał w miastach, mówił z nauczycielami, z redaktorami i z wojskowymi.
1665Tam błądził też sam w nocy po tym ogrodzie wśród czeluści skalnych, gdzie tęskniła Astrit, Królewna z Norwegii, zanim zabitą została przez kawiarnianego tragika. Wyruszył w góry, które są za lodowcem Morteraczu[442], do wspaniałych, bitnych plemion dawnych rycerzy krzyżowych, którzy zabłądzili w tych cieśninach i zostali tam na zawsze.
1666Wschód wiał tu zupełny, a zamiast kłamliwych dyplomacji zmierzały zbrojne dłonie do uścisku z Lachem.
1667Cudowne były momenty, gdy widział tych rycerzy ćwiczących się zbrojno w lasach.
1668Na kobiercach zaś — w dymiącej sakli — wśród chłodnych nocy górskich zawierał śluby, że nie zdradzą Swastyki.
1669Jechał Ariaman konno, wiedziony przez przewodnika do plemion muzułmańskich — i mówił z nimi językiem Emira Rzewuskiego i widział, że tam wszystko już gotowe.
1670Jechał Ariaman do ruin przecudnego pustego Zygmunt-miasta.
1671Tam czytał z głazów wielką przeszłość.
1672W zamkach rozbitych armatami, patrzył na cudne dziewice rycerki wśród miriady luster, tworzących sklepienia w kształt pryzmatycznych komórek w plastrze miodu.
1673W klasztorze Assassinów wśród żaru straszliwego leżał ukryty w celi chłodnej i czytał kroniki. Wieczorem, gdy powiał wiatr od góry, która się zwała Ołtarz świata, błądził nad świętym stawem, patrząc w lodowcową górę.
1674I mówił ze starcem gór, arcy-ihumenem[443] tamtejszym, podobnym do Mojżesza z potęgi twarzy, z brody czarnej i z błyskawicowego geniuszu, który gniewem buchał za hańbę swego narodu.
1675Wracał Ariaman; przy jeziorze wielkim jak morze, rozbił się pociąg, pod który podłożono bombę, lecz on ocalał.
1676Na stacjach robotnicy walczyli tysiącami z wojskiem.
1677Padały kule jak grad, lecz Ariaman był nieranny nawet.
1678A jednak był wszędzie tam, gdzie Mag Litwor chciałby go widzieć: gdy wchodził, płonęły fontanny myśli i uczucia, jak drzewa zapalone piorunem wśród puszczy.
1679I jeśli teraz odsłaniamy zapiski jego z tej podróży lotem husarowego ptaka czynionej, to nie przeto, iżby te słowa ledwo jednym brzmieniem ogarniające całe otchłanie przeżyć, aby te słowa były popularne.
1680Mrok z nich bije. I może czasem światło. Allah Kehrim — Bóg jest miłosierny. Niech każdemu, kto wart jest, da wiedzę, fantazję, imaginację, natchnienie, tudzież intuicję.
1681Bowiem pismo nasze jest szyfrowane i sympatetyczne — widzialnym się staje tylko pod skalpem myśli — i od wpływu Ognia.
*
Migocą złote pomarańczew odludnym czarnym salonie —Ty upiór — rządzisz na tronie —z miesiącem[444] wchodzę ja — i tańczę.
*
*
Mam serce popękane jak wulkan w płomieniui pędzę, wichrem niesiony wśród skał:nad morza cicho śniące, nad głębie w omdleniu,gdzie pył kwiatowy tonie, który wicher zwiał.Tak chciałbym słuchać śpiewów z minaretu,nucących Imię Boga nad morzami z gwiazd!Tak chciałbym w pierś mą sączyć powietrze sorbetu,z dolin płynące aż do orlich gniazd!
*
*
Lecę wśród złotych pszenicw gajach gdzie słoneczniki —w brzęku jedwabnych uździenickoń rwie się pode mną dziki.
*
*
*
*
*
Wśród czarnych mórzogień w rubinie —widzę w głębinieŚniącą o wędrówce dusz.Migocą żarzena grobowcach gór —płonęły nam twarzemiłością znad chmur.Słońce z gór wezgłowiakładło cień po cieniu —wśród ludzkiego mrowiazostałem w milczeniu.Ach, dobrze — już mrok —na chmurach popioły —widzę Boga wzrok,gdy strącił Anioły.
*
*
Jadowite węże pełzną po stepach,księżyc rosę pije w srebrnych czerepach;(miłość ma umarła, jak o szczęściu sen) —niebo wiekuiste, jak morze bez den.
*
Pośród stepów i wydm i słonawych ziółbłękitnieją mury szafirów —na nich gwiazdy lśnią z czarnoksięskich kół,łabędziami płyną wśród wirów.Morze wzburzone, złe — pełne milczeń i zdrad —morze pełne lśnienia turkusów —wicher niesie mu pył — i szarańczę — i gradi wycie z zadżumionych ułusów.
*
O, jakież idą srebrne chmuryna te olbrzymie czarne szczyty!… nagły lecący ogień z purpury —gwiazda! jak duch z amfory rozbitej.W tych basztach popękanych są dziwne ulice,w jaskiniach tajnych błyskają światełka —meteor upadł w wyklęte ciemnice,niechaj me serce hymnem swym rozełka!Księżyc i chmury — i ja — Twórca wolny!jam rozwulkanił te góry w przedwieku,ja widmo groźne żyjące w człowieku,ja niebo — gwiazdy dzierżę — i ów zamek dolny!Teraz mój los widzę — mój los widzę — ten, że jestem bóg!prawdę mówiłeś do mnie Lucyferze!to zapomnienie straszne i wyjście za prógmojej wieczności — skąd grzech źródło bierze!Światła nad wodą śniącą, gdzie umarłe ludy;obłoki cicho śnieżą te mury podniebne, —a tam w księżycu zamek miłości i złudyi zaklęte w kamieniu sonaty pogrzebne.Bóg! jest Bóg! do niego się pięły tytany lawi zdumione stanęły przed gwiazd huraganemi czytając księgę diamentowych praw,umilkły — w zachwycenia morzu nieprzejrzanem.Ja mrok — ja smutek — ja bezmoc — a jednak też bóg!——————————————mozaiki gwiazd na czarnych wniebowziętych szczytach!——————————————————————————————————————————Księżycu! przy ołtarzu chmur — wieszczku i kapłanie —daj mi sny — tak skrzydlate — samotne — przejasne —bym zapomniał, że idę w wyklęte otchłanie,iskrząc się męką ognia — aż w dymach zagasnę!……………………………………………………………………………………Ciemne drogi me!wysrebrzone —ukochanewycałowane przez księżyc!
Różany obłok
1682Z gór mówię białych przy zachodzącym słońcu.
1683Mrocznieją głazy olbrzymie, idą na wasz gród.
1684Nie oszczędzą sadów ni minaretów.
1685Złote wieżyce legną w ruinach, na dywanach smyrneńskich pokrwawią się głowy.
1686Nałożnice w plusku fontann usłyszą spoza wysokich ścian ogrodu huk ciężki zstępujących olbrzymów.
1687Miasto, jak garść brylantów migocąca w marmurowej misie, rozbłyśnie tysiącami ogni tych, co zbudzeni będą pytać i zmilkną.
1688 1689Ale On patrzy na obrady geniuszów w sali mrocznej gdzie sądzą.
1690 1691Jego niech się trwoży serce Twoje.
1692Miech twój niech błyszczy rosą Imienia.
1693 1694Fontanny zamarzły, ptactwo ucichło, krzyk i śpiew skamieniał — dzieci przytuliły się do kwiatów, na których wiszą nieruchome pszczoły.
1695Czarna gazela moja wyszła z grobowca, ku morzom, gdzie płyną góry lodowe.
1696Widziałem Widmo i nie wzbroniłem odejść za baszty skał, aby nie była w dzień mojego sądu:
1697gdy mię przywiodą skutego w łańcuchu i Jaźń moja z obrzydzeniem nastąpi nogą na mój rubinowy diadem.
1698Gdyż wybrała mię swoim prorokiem, lecz dusza moja płynie na lodowej górze, szukając nadaremno po modrych otchłaniach Tej, która wyszła z mojego serca, czyniąc je zimnym grobowcem.
1699Lucyfer jest! mówią to skały, wstrzymane w biegu z gór ogromnych, które opasały miasto.
1700Lucyfer jest: pachną Imieniem Jego żółte owsy w ogrodach i dojrzałe brzoskwinie — i laki szkarłatne, i pstre begalie, i chińskie fioletowe róże.
1701Lucyfer jest: gruchają gołębie i ptactwo świegoce w bujnych topolach, i niebo błękitnieje, słońce zachodząc przyklęka na kaszmirski purpurowy dywan —
1702a gwiazdy już poczynają wyśpiewywać Jego imię z kryształowych czarnych minaretów.
*
1703Lucyfer jest! — powtórzyłem, stojąc na płaskim stepie, który pokrywał zielenią górę, i czując, jak morderca pełznie wśród traw.
1704Zorza wieczorna złotym przepychem rozkrzewia się nad górą podobną do trumny — niebieskie trójkąty przedzierają się przez jej złototkany szal.
1705Gwiazda miłości wystąpiła pierwsza na jasne przejrzyste lazury.
1706Cmentarz, nagrobki w turbanach i spisach — dają mi wspomnienie, że byłem królem narodu, który wyginął.
1707Nie żal mi jego i nie wyciągnąłbym berła nad nim.
1708Lucyfer mię uczynił prorokiem pustym i nie kazał mówić do mrówek z miast.
1709Zejdą się olbrzymy przed namiot nieba mojego — zanurzą swe ramiona we krwi i będą kiełznać chmury pełne skrzydeł.
1710 1711Wyjechałem ku miastu wyrytemu w skałach, gdzie nie ma żyjących.
1712Koń biały unosił mię lekko jak obłok mgły między wysokimi ziołami.
1713I gdzie padła piana z jego uździenic — tam zakwitały ametystowe łany krokosu.
1714Jechałem do grobu Jej, aby przyzwać Widmo i do łoża mego chciałem Ją unieść.
1715W bramie umarłych ujrzałem niewiastę młodą i drobną, niezmiernej piękności.
1716Jakoby latarnie czarnych diamentów okryte jedwabiami rzęs — świeciły jej źrenice, twarz i postać zdały się żywym płomieniem.
1717Czułem pocałunki jej spojrzeń na moich opuszczonych powiekach, imię Jej było Dalita. Podałem dłoń mą zamiast strzemienia, gdy siadła ze mną na Mlecznego, i ostrożnie, z wolna zjeżdżałem z wielkiej stromości ku dolinie, gdzie srebrnym wężem wypływała rzeka i drzewa gajem czarnym, pełnym cienia zapraszały do swoich świątyń.
1718Droga zwęziła się nad przepaścią i skała stromo sterczy ku niebu, a głęboko w dole zasnuły się wąwozy mgłami.
1719 1720Tam w nieskończone dale idę, w nieskończone dale idę smętny sam.
1721Wrota gór rozwarte przede mną, a za nimi morze —
*
1722Kędy opadł żar południa i chłodny wietrzyk oświeżył niebo, które było rozpalonym piecem — używszy kąpieli pachnącej siarką w kłębach olbrzymich tęczowej piany — pod ręką wysmukłego Hindusa — otwarłem furtę do ogrodu niezmiernego, który się rozciągał na stokach wielu gór przerytych bezdenną skalną czeluścią. Tu znużony myślami, których żar nie dał się ochłodzić sorbetem i zimnym krwawym owocem indyjskich kaktusów, patrzyłem na góry, gdzie kołyszą się jasnozielone łany traw i brązowe skaliste grody pełne sykających świerszczy i zapachu czombrów.
1723I zmierzając ku skałom, widzę na ich porytych sarkofagach zamierzchłe legendy: Prometeusz skuty słucha Oceanid, głowa ścięta Meduzy płynie po falach, Jutrzenka sięga ręką do przełęczy nowych zórz, okrutne Bożyszcze na ołtarzu splecionych ciał — a wodospady cicho szemrzą w wąwozach i trzciny bambusów nad stawem poruszają się od przechodzącego ibisa.
1724Księżyc blady, jak zbudzony upiór; muszki zielone wirują w napowietrznych jeziorach —
1725serce moje było ciche, lecz niemocne.
1726Syciłem się czarnym szkarłatem lilii, fale złotawych mietlic kołysały się —
1727i byłem znużony jak posąg świętego, co już stoi od lat tysięcy w starej świątyni, z rozwartymi oczyma na tłumy wielbiących, a bardziej tajemniczych, niźli Bożyszcze, dusz.
1728Gdzie jesteś? bóle moje się zagoiły, żądze umknęły, jak szakale z miejsca ogniów.
1729W duszy mej świeci głowa Matki Boga z przymkniętymi oczyma, gorączka męki już przestała ją palić, łzy wyschły, niebo już osiągnięte i otwarte, Syn króluje wśród gwiazd i otchłani, żołnierze rzymscy dawno rozsypali się w mogiłach, lampa kadzilna płonie rubinowym, pełgającym uwielbieniem — i tak smutno — monotonnie — bezdźwięcznie w tych niebiosach, gdzie trawy się kołyszą, błękit bez chmur, i tylko orzeł niedosiężnie przelata — unosząc w szponach obwisłe zakrwawione koźlątko. —
*
1730Przepaści wężem złowrogim przeryły ogród, żlebem kamiennym zapadają w głębinę piekieł.
1731Potok to rwie się huraganem jęków, to wypełnia milczeniem zimne, bezdenne jeziora.
1732Niewidzialne ropuchy i kameleony, gnieżdżące się w wilgotnych jamach, gadały ze sobą.
1733Księżyc przyświecał przez mroczne tysiącoletnie lasy cedrów.
1734Na szczycie niedostępnej góry migotał zamek łuską lśnień.
1735Słuchałem bębnienia ropuch i szeptu kameleonów, które obsiadły w leju skalistym mgławe jeziora.
1736Myślałem o tych, co błądzą zamknięci w pieczarach.
1737Sam byłem — księżyc już zapadł za góry — chłodne milczenie nastrajało swój instrument przerażenia i rozpaczy.
1738Myślałem — jakie są tajemnice Boga, kiedy je ukrywa przed sobą samym?
*
1739Przyległszy twarzą do granitowych wschodów świętego stawu — przysiągłem Tobie, Duchu nieogarniony — —
1740 1741Na górze upiornej spod całuna lodów mroczą się granity — niebosiężne twierdze z białych marmurów — stacza się błękitny lodozwał, jakby płaszcz olbrzyma.
1742Tu karmią się u źródeł rzeki szalone i nieokiełznane, co trą głazy na miałki żwir — a im bliżej morza, ciche i głębokie.
1743Ja, król, wisiałem nad przepaściami i nie miał mi nikt sznura dorzucić, nie było nikogo z żywych — prócz sępów, co wyglądały, jak czarny różaniec na tle śnieżnej, straszliwej piramidy.
1744Pisałem sztyletem Imię Twe na bryle kobaltu, czekając, rychło mi omdleje ręka i runę w otchłań, z której wiatr mroźny podnosił moje włosy do góry.
1745Ujrzałem kosodrzew i, wbijając szpony w ścianę, dociągnąłem się do krzewiny i przy niej ległem omdlały. Ptaszek lecący mógł mnie muśnięciem strącić tam w otchłań, gdzie ryczący potok tu zaledwo zdał się wężykiem srebra.
1746I począłem się zsuwać, jakby z murów piekielnego grodu. —
1747Teraz, gdy słońce zaszło, ja, minąwszy otchłań, ucałowałem w mroku ziemię wonną od traw — i spoglądam w obłoki płynące, które przyszły do gór tych na spoczynek nocny — patrzę ku Nieskończoności, która się staje wciąż głębszą świątynią gwiazd i wtajemniczeń —
1748Jestem obłokiem zwiewnym, którzy przyszedł ku nieruchomym, nadziemnym wyżynom, wiatr poranku zwieje mię, dokąd Ty mu rozkażesz.
1749Gromnice gwiazd rozetlą się nade mną śniącym, dusza ma jak tchnienie kwiatu tuli się do Twoich ran, o Góro,
1750 1751wznosząca się śnieżną Allelują w nieprzejrzane Milczenia Wiecznych Przeznaczeń.
*
1752Po kilkumiesięcznym wypełnianiu Magicznego Złotego Orędzia, chciał oddać się duchowemu przeżyciu grozy toczących się walk na Wschodzie, a nie mogąc doczekać Maga Litwora w cieśninach, gdzie unieśmiertelniał ród ludzki Prometeusz, wyruszył wczesną jesienią nad Amur, gdzie znajdowały się wówczas wojska rosyjskie.
1753Mówią złośliwi, że Kuropatkin[445] przegrał, mając w Ariamanie przeciwnika w bitwie pod Mugdenem.
1754Dalsze dzieje Ariamana trzeba byłoby wyśledzić z biuletynów wojennych, my jednak, kronikarz Turowego Rogu, zajmujemy się tylko tatrzańską stroną życia naszych bohaterów.
1755I otóż, kiedy zimą wrócił w Tatry Ariaman z przestrzeloną ręką, zmiana nastąpiła w jego duszy.
1756Świat mu wydawał się jakby olbrzymia mroczna rzeka, pełna wodospadów.
1757Ta rzeka — to nieubłagane kosmiczne prawo.
1758W rzece, niby lipowy kwiat, niby jętki motyle, płyną i toną ludzkie egzystencje i nie tylko ludzkie, wszystko co istnieje!
1759Jedyną mądrość stanowi życie swe wyżyć aż do dna.
1760Ariaman widział gladiatorów w straszliwej arenie, gdzie nie było duchów, jako widzów.
1761Zaiste, groza potworna tonących pancerników, bombardowane miasta, rozpusta między oficerami wojsk rosyjskich, łatwość mechaniczna zabijania tysięcy tych „Jaźni”, tych „dziedziców nieba”, tych „miar wszechświata” —
1762taniość ludzkiej Karmy, którą się wdeptywało w błoto mandżurskich rozmokłych Gehenn, —
1763to rozstroiło umysłowość nie tak zrównoważoną, jak pan Ostafiej Huraganowicz — skłonną do wyżyn, o ile był Mag Litwor, lecz tym skłonniejszą do przepaścistych wądołów szału i namiętności, o ile Wielkie Światło nie wiodło go.
1764Przebycie samopas okropnych dziejów walki uczyniło z Ariamana jeźdźca, który z koniem swym przejeżdża nad przepaścią, widząc ścieżynę zwężającą się i bezpowrotną, bo obrócić koniem znaczy runąć tam w otchłań z wyżyny.
1765Dłużej uczestniczyć w ruchu „wyzwolenia” nie miał już Ariaman po co.
1766Utracił zupełnie wiarę w możliwość wielkich gór dla narodu. Małe zdobycze ekonomiczne nie obchodziły go.
1767Dziwił się sam tej złowrogiej pustyni, która w nim zapanowała. Schronił się nad swe morze w Tatrach dziko huczące w jesiennych burzach, z melancholią wpatrywał się we wschód, zarówno jak w zachód słońca.
1768Łowił ryby dla domu i chętniej niż ryby znosił owoce z lasów. Nad wodospadami nieraz stawał, namyślając się, co czynić. Tam na dnie już spokój. Tu na górze — chmury obłędu.
1769Wreszcie postanowił wybrać się na kilka dni do Turowego Rogu.
VIII. Chata wieszczki Mary
1770 1771W wielkiej izbie ustawione łoże Wieszczki Mary, która leżała chora, dokoła zaś niej były choinowe drzewka, wniesione tu dla balsamu.
1772I była sama, chwytając powietrze chorymi płucami.
1773Wspomniała swe dzieciństwo, kiedy malutką dziewczynką stała przed sądem wojennym; i potem, gdy z Ojcem swym na wygnaniu w Kireńsku[446] przemyśliwała nocami całymi, jak uczynić coś dla Polski.
1774Straszne tarakańczyki[447] szeleściły ohydnymi gromadami dokoła niej; te wstrętne insekty, których nie wolno było ruszyć, gdyż gospodarze Mordwini[448] wynajmowali z tym warunkiem, żeby świętych tarakańczyków nie niszczyć.
1775Tarakańczyki niejednemu, śpiącemu mocno czy pijanemu, odgryzały nozdrza lub uszy aż do kości, że wyglądał jak dawny katorżni klejmiortyj, i dziewczynka Mara przeraźliwie się ich lękała, w ciemności szlochając w swym łóżeczku.
1776Tak, nocami tych lat długich myślała nad Polską i zrozumiała w przeczuciu swym, że nic dla niej wielkiego uczynić nie zdoła!
1777Widziała i znała tych dziwnych ludzi, tych wygnańców, jak Krajewski — melancholik milczący; żył z dala od innych wygnańców, głęboki, najmędrszy z nich.
1778Ten kochał tylko dzieci, i dzieweczka Mara była jego ulubienicą. Opowiadać umiał cudownie…
1779Potem już panną dorastającą wieziona z jednego zakładu dla chorych do innego — z Paryża do Kaltenleutgeben, poznała najdziwaczniejsze tajnie życia.
1780I ową straszną historię z rubinami Księcia de Marny… mieszkała naprzeciw domu, gdzie była ta kobieta, kochanka Księcia…
1781Fantastyczna, przepiękna dziewczyna Cyganka!
1782Zabił ją blondyn wymokły, Książę — kazał sobie zrobić rubinowe spinki do mankietów i gorsu. Cały Paryż wiedział o tym morderstwie, lecz Książę stał się najmodniejszym z ludzi w salonach.
1783Znała w Tyrolu Niemca doktora, przyjaciela Polaków, który miał pokój, zawieszony Grottgerem[449].
1784Wyglądał jak nietoperz, w płaszczu, niziutki. Mówił tylko gwarą tyrolską. Żył samotnie w zamku.
1785Znała różne potworne historie z obłąkanymi Polkami miłości, silne jak śmierć! lecz mało z nich było tak dziwnych, jak tej góralki Jernesty[450], która służyła w Chacie teraz.
1786W zimie, podczas 26° mrozu, przyszła w białym kaftaniku, w spódnicy niebieskiej letniej. Nie miała serdaka ani chusty. Wszystko przepijał jej Józik.
1787Była tak limfatyczna z wyglądu, blada, piękna, w stylu Maeterlinowskim, wysmukła, z oczyma niewidzącymi, zda się, nic, zapatrzonymi tylko we własne uczucie, iż stawało się zupełnie nie wiadomo, gdzie mogła się kryć jej szalona, potworna namiętność?
1788Ubóstwiany Józik było to chłopisko szpetne, pijanica, drągal niezgrabny, co wrócił z wojska i donaszał mundur.
1789Nie chcieli nigdzie Jernesty trzymać. Nawet to, że była siostrą zbójnika, sławnego Sierotowicza olbrzyma, który większe pół młodego życia przesiedział już na Wiśniczu — nawet takie potężne tarcze nie zasłoniły jej: była we wzgardzie u górali i u państwa.
1790Wieszczka Mara wzięła ją, zresztą wyborną kucharkę, bo u hrabiów jakichś pomagała kucharzowi, który był pijakiem i więcej spał, niż pracował, za to całej wiedzy udzielił Jerneście.
1791Ta była cicha, niemowna, jakby indolente[451], lecz robota czyniła się sama, w godzinę obiad najwytworniejszy na dwanaście osób umiała podać.
1792Z góralami była grzeczna, lecz obojętna — z tymi pięknymi przewodnikami, z półbohaterami, jak Jaś Krzeptowski!
1793Jednego wybrała — i na zawsze już.
1794Józik był niezły może chłop, lecz dla niego była za tragiczna. Brał od niej datki na wódkę i miał pozwoleństwo przychodzenia jawnie. Wieszczka Mara chciała tę miłość uczynić prawem.
1795Bywało kilka dni dobrze; nagle ze strychu słychać było łomot zlatującego Józika pijanego, krzyk Jernesty, — i potem wśród lasu nad rzeką jej okropny lament.
1796Już wtedy na kilka dni nie była zdolna czynić obiadu, lękała się tylko Pana, chory śmiertelnie leżał w zacisznym pokoju. Za to do Wieszczki Mary przychodziła; tuląc się u jej kolan, wszystko jedno, że był to mroki północny — nieprzytomna, ustami coś żuła — gryzła podartą Józika fotografię!…
1797Pani Mara schylała się, aby ją podnieść, Jerneścia nie dawała się — i tak zostawały obie na ziemi, razem płaczące — modliły się razem za nieszczęsnego Józika, aby go cosik odmieniło.
1798Kiedy znów uspokoiła się, chodziła wśród pracy domowej, nie widząc nikogo.
1799Pan Melanchtonius, najwytworniejszy z dżentelmenów w Turowym Rogu, blady też, wysmukły też, wodził za nią oczyma, z zachwytem, mówiąc do Wieszczki Mary:
1800— C'est une femme! c'est une femme! c'est moi qui vous le dit, Madame[452]!
1801Sąd anachorety o tej Manon Lascaut[453] był w tym wypadku najwyższą instancją znawstwa.
1802I teraz Jernesta przyszła, Pani Mara opowiada jej swój sen:
1803widziała gdzieś, na czarnej przepaści cudne arabeski…
1804Taki więc dywan czynią razem, Pani Mara rysuje, maluje kulfonikami, Jernesta przynosi włóczki, dobierają razem, tworzą — a wykonywa krawiec, hafciarz od serdaków, idiotowaty góral Dyrula, w którego wmówiła Jernesta, że Pani go kocha! — i on nie tyle dla papirka dziennie, ile dla Pani Wielkomożnej haftuje i naszywa piknie.
1805Tak powstało arcydzieło — pierwszy haft sztuki stosowanej w Tatrach!
1806I ten dywan stanowi dumę Jernesty: „zrobiliśmy takie, czego nikt nie zrobił!”.
1807Łoże Pani Mary zarzucone resztkami włóczek…
1808 1809Ślub smutny, życie stało się już piekłem zupełnym.
1810Pijaczysko nie wychodził z karczmy.
1811Chcąc oduczyć od pijaństwa, opychała go słodyczami, robiła mu sławne w Turowym Rogu ciasta Rzymusy, których nauczył ją hrabiowski kucharz. Zawsze u niej, jak na Wielkanoc, było zastawione; Wieszczka Mara czasem zajeżdżała do niej, dziwiła się temu:
1812— Abo widzi Pani, ja tak chcę Józika nauczyć, że mu w domu najlepiej…
1813Ale Józik, noc spędziwszy w karczmie, rano pałaszował ciasta, potem drzemał — i znów szedł pić.
1814Tak przetrwonił całą chudobę, dom porządny, kawał lasu; Żyd karczmarz wziął to mniej niż we dwa lata.
1815Jest prawo austriackie, które takie długi chłopskie, w karczmie powstałe, bardzo surowo kontroluje i chłopów wydziera z rąk lichwiarza pijawki.
1816Na skargę Jerneści, miała Pani Mara jej bronić przez Sędziego Zygmunta — ale prosto po tej żałobie Józik poleciał do karczmy, powiedział Żydowi, że go Sędzia weźmie w kluby.
1817Żyd w nocy pojechał do Nowego Targu; co uczynił?
1818kogo przekupił? czy tylko od kogo wymógł przyśpieszenie likwidacji — dość, że w parę dni Jernestę wyrzucono; — i tułali się w okropnej nędzy po Krakowie. Jerneścia była już przedtem bita przez Józika za jakiś grzech… teraz poszła drogą kobiety nierządnej… prędko dostała się do szpitala, stamtąd pisała list do pani Mary; był w nim tragiczny wzniosły krzyk:
1819— Pani nie ma prawa mnie sądzić, bo Pani jest królowa Jadwiga, a ja jestem kobieta!…
1820Wspomniała, jak noce całe przemodliły się razem! —
1821I nie sądzono jej zresztą nigdy źle w Turowym Rogu.
1822 1823Józik wpadł w rozpacz — coś przejrzał.
1824Teraz wyrzucał sobie, że jakby on był jak się patrzy chłop, a nie pijanica — Jerneścia by nie zatraciła się i nie umarła!
1825Coś w pół roku i on poszedł za nią.
1826Został chłopaczyna, szpetny, jak jego ojciec, kochany do szaleństwa przez matkę, póki żyła.
1827Jerneścia całą majętność swej młodości przemieniła w miłość do tego chłopca, lecz musiała go opuścić, idąc do Matki Ziemi na nowe przeobrażenia.
1828Taką była Manon Lescaut Turowego Rogu.
1829 1830
Burgrabią Turowego Rogu był zwariowany góral Gandara.
1831Chodził se po słonecznych galeriach — przytupywał wesoło; kiedy był rad, śpiewał piosnki z dzikim hipkaniem —
1832a kiedy głód go dojął i ujrzał Mistrza Teodoryka, pytał:
1833 1834 1835 1836Gandara miał się za władcę niepomierzonych obszarów, niby Hamlet, lecz nie zamykał ich w skorupie orzecha. On widział je — on okazywał na całe Tatry: — syćko moje!
1837Na dzień jeden zaszedł po drodze do Turowego Rogu.
1838On i wariat Gandara dosyć się lubili, choć Ariaman nie miał dla niego uczuć rzewnych, bo widział w nim jakiś swój prototyp. Usiedli więc.
1839Raz przed samą śmiercią usiadł z Ariamanem na słonecznej przyzbie i, przyśpiewując, tak gadał Gandara:
1840— Wicie, jako w Białce kościół zjedli?
1841 1842— E, wyście mądrzy, to nie uwierzycie, ale głupi to myślą, że kościół zjedli!
1843— Wybudowali kościół z pni wielkich jedlanych, hrubych, jak ten skriżal — (ukazał wielki płaski głaz u schodów).
1844I był taki gazda, co syćko zabijał: barany, owce, woły, ludzi, syćko zadziobywał.
1845(Tu Ariaman miał widzenie olbrzymiego, czarnego, skrzydlatego człowieka, który syćko zadziobywał!…)
1846 1847Ale jako ta do księdza pójdzie?
1848 1849Namówili go przecie. Ksiądz pyta: „no, ile ta może być tego, co zabiłeś?”.
1850 1851„Jakbym ze Żaru do Jurgowa zrobił płot, telo by on mógł objąć, com nasabijał”.
1852To mówi mu Ksiądz: „klęknij w kościele, zrób krydą koło i módl się a nie daj się wziąść złemu”. —
1853 1854 1855Noc — ciemno! żebyś diabłów zjadł, a nie widział.
1856A tu widzi ogień zaświecił — kuźnia!
1857Takie pięć pieców bucha ogniem, jako w Hamrach, kie żelazo robią — rude ocziszcają. Kręcą się też różne sieleniejakie duki. Mieli ulać dzwon, a na tyn dzwon wsziscy dawali pieniądze stare, spilki połamane abo i całe — syćką miedź i srybro. Zewsząd ludzie umarci schodzili się, dawali, a Ksiądz dorzucał.
1858I postawili na tym grzysniku dzwon.
1859I młotem biją, a taki huk, że jak uderzy młotem, to wszyscy głuchną w Zakopanym.
1860I tak mu straśnie dzwonili, kując na nim.
1861Rano nie chce nikt wejść do kościoła — tak się brzydzili grzyśnikiem.
1862 1863 1864I nie pytał już więcej, dał mu rozgrzysenie. On wiedzioł, kielo musiał wycierpieć tę noc. To już mu więcej potrza nie było! — —
1865I śmiał się Gandara do Słońca, które ogromne blaski rozsiewało na lazurowy przepych zimowego krajobrazu Tatr.
1866 1867Mędrzec Zmierzchoświt rzekł mu: napisałem o was książkę.
1868 1869— No, jest taki człowiek, nazywa się Gandara.
1870— Jak śmieliście? to jeno Żydzi wołają Gandara! a ja się zowię Adalbertus Łukascyk z Murza Sichla!
1871 1872Kiedy te słowa Kronikarz Turowego Rogu pisze, wicher okrutny duje za ścianą, — tam idzie Gandara już nieboszczyk:
1873prosty jak był starzec, wyglądający na młodzika hardy — nieprzystępny.
1874Kiedy go pokrzywdzili, zabrali mu grunta orne, na których wysiewu miał 23 korce, i łąki szmat, i lasu godnie, i z chałupy wygnali mu dzieci i żonę za jakiś mały dług 3 korcy kartofli, cztery razy zapłaconych u Żyda, a bez kartki —
1875on leżał po oborach chory z połupaną czaszką od kijów.
1876 1877Sąd przysądził mu 4000 za ono pobicie i chorobę, nie miał kto ich pobrać — żona umarła z rozpaczy, synowie byli mali.
1878Gandara chodził po świecie, czasem bywał ponury i klął.
1879— Wsy me źreją, katany i obucia ni mam, a syćcy mi rozkazują: ino pracuj! Dość jo się napracował, a jesce pirwej byłem w wojsku — w Nietalii: w Peskierze i Werunii — w Milanie! mój pułk się nazywał Wilam Princ Preis fon Fridlik eśte regiment lunero cwancik! mój generał nazywał się Kostia Ziemania, jedno miał oko gdzie trza, a drugie tu — (pokazywał żuchwę).
1880W Nietalii syćkie panny chciały się za mię wydać — nie chciałem.
1881A i tu mówi do mnie ta, co w Kuźnicak: podobacie mi się, Gandaro!
1882 1883— Jakże tak można pannie ubliżać? — pyta Zmierzchoświt.
1884— No, toć jej tu nie ma, a że ona głupia, to je prawda! —
1885W ogóle Gandara nie był łaskaw dla kobiet.
1886W bajce o Adamie i Ewie mówił:
1887„jesce ta Jadomisko, jako Jadomisko, niezły chłopisko był, pracował ciężko — ale ta!” — tu machał pogardliwie ręką na tę, która wydobyła mysz spod czapki mimo zakazu Boskiego i przez to sprowadziła tyle bidy na świat, ba, i Chrystusową mękę!
1888Gandara szanował nadzwyczajnie pracę przy ziemi.
1889Księżniczkę Wisznu chwalił, gdy widział ją pielącą ogród, mówił, że ojciec jej (Pan Oleśnicki) oślepnie od książek, ino ta go zdole utrzymać!
1890W ogóle jednak kobiety niegodne były jąć się pracy przy ziemi — to nie dla bab!
1891Widząc, że Wieszczka Mara nie chowa świnek, nie karmi ich własnoręcznie, ogrodów i puszczy Turowego Rogu nie oddaje pod ziemniaczki — mawiał: kielo ta pani głupia!
1892Wpadał nieraz o zmierzchu straszny, z obłędnym wzrokiem i upominał się:
1893— Ka[454] moje grunta? cemzeście mnie dali oszukać? co wyście za pany?! —
1894i wielką kosą, wziętą ze ściany, wywijał nad Wieszczką Marą.
1895Wśród zmierzchu ten wariat z kosą szalejący — i pani Mara nieruchoma na swej kanapie, cichymi słowy uspokajająca! obraz, jak wszystko najlepsze, nienamalowany!
1896Nachodziła go śmierć, kończyny mu puchły, czerwieniały — wpadłszy w śnieg, nie mógł się już sam wydobyć.
1897I tak opowiadał o tej utarczce swej ze straszną, bezoką Mocą:
1898— Kazałem hadwokatowi, aby pisał o śmierzć.
1899A ten pyta: gdzie jej zamieszkanie?
1900Jak ci dam w kark, to zaroś będzies wiedzioł, gdzie je ona! —
1901 1902Mędrzec Zmierzchoświt zapewnił mu izbę dostatnią, gdzie miał co dzień to, co tak lubił: mliczko i ciepło.
1903 1904— Co ja tam będę robił? babsko je stare, brzyćkie. Takie to dziady!… —
1905Gandara był strojniś, wybredzał, nim co raczył przyjąć. Umiał do żywego wydrwić niefortunnego ofiarodawcę starych butów lub niewyborowych rękawic zimowych.
1906Chodziła po nim gawiedź, tj. insekty swojskie, ale dusza jego była krynicą wielkiej mądrości, swobodnego tworzenia swego własnego, z głębin natury chłopskiej wydobytego światopoglądu.
1907Na św. Szczepan, w ostatni dzień umierającego roku, przyszedł do Wieszczki Mary bardzo smutnej, która była sama. Pijąc nietalijskie, jak myślał, a właściwie dalmatyńskie wino, tak się dziwnie rozwieszczył, że mówić począł w natchnieniu ogromnym, zawierając całą mądrość chłopską w potężnych Ezechielowych wizjach:
1908— Obłoki się otwierały, jako to u was dźwirze do pokoja, do piątego razu odmykały się do nieba!
1909 1910Jak sie niebo zamkło, upadł na ziem krzyz.
1911A ja podniósł ten krzyz, bo żaden nie kciał go dźwignąć.
1912Telo głupik wte było, co i dziś!
1913Krzyza to nie miał kto podnieść, to ja go wzion ten krzyz i podźwignon, i poseł z krzyzem po świecie…
1914A każdy na mnie do dziśka woła: tyś głupi! tyś głupi.
1915 1916A kieś ty mądry, cemuś ty nie wzion krzyza, nie wzion i nie poniós, tylkoś me do śmierci zabił?
1917„Zje to mój las, zje to mój las, zje to moja ziemia! ” —
1918A to nie twój las, nie twój las, ani nie mój las, ino Boski, i ta ziemecka święta nie twoja, nie twoja, ani nie moja — ino Boska…
1919A jak się zamkły obłoki, to tak łupło!
1920A łańcuch leciał na ziem, a jak doleciał — to zgasnon, bo był tak, jakby z ognia…
1921 1922A głupi nie wiedzieli, co to niebo wskazywało.
1923Jeden głupi krzycał: Bedzie mór! — drugi głupi krzycał: — Bedzie wojna! — trzeci głupi krzycał: — Biedzie głód! A to niebo wskazywało skarby: lase, ziemie, wody, sól.
1924Cicho! cicho ze bądźcie! Nie mówcie nic, coby was głupi nie słyseli! My tu dziś ino sami dwa mądrzy!
1925Słuchajcie, jako wam powiem: Śrybła, złota człowiekowi nie trza. Śrybło, złoto, to ino z dyjabła, to jest, dyabelska rzecz.
1926Pan Bóg dał cłowiekowi sytko, sytko, co mu trza.
1927 1928Słuchajcie ze, jako wam mówiem. Pan Bóg dał człowiekowi te ziem świętom. — W imie Ojca i Syna i Ducha świętego. Jamen. I ku temu dał Pan Bóg cłowiekowi jesce lasy, wody, ziemie i sól — więcej nic nie trza: A ty cierp i pracuj!
1929A nie trza nigdy ślubować od wódki. Moi ostomilioni! Pamiętajcie! pamiętajcie! Wódka najpotrzebniejsa, bo to z Boskiego daru, ze ziemniacków.
1930A ściąga żołądek i śmiałości dodaje, ze i do śniega hipnies! A ognia dodaje, choćbyś nic nie zarł… —
1931
W kilka dni później zaziębił się na srogim mrozie, jadąc ku Nowemu Targu do sądu po swe majętności — po te syćkie hale w Tatrak… co je widzicie haw!
1932Siostra miłosierdzia w szpitalu gdy Gandarze powiedziała, że to już jest to, Gandara rzekł: Kielo razy już o nią pisałem!…
1933Umarł Gandara, król przestworzy, w przeodzieniu Tomka biednego, Towarzysz Mędrca Zmierzchoświta, który był Królem Lirem Turowego Rogu.
1934Wszyscy byli Gandarze w życiu radzi i wszyscy byli śmierci jego radzi.
1935Mędrzec Zmierzchoświt, przynosząc wieść o jego zgonie, śmiał się prawie radośnie, roniąc łzy.
1936— No, już się stało, droga pani! — rzekł — już naszemu Gandarze jest dobrze!… —
1937 1938
Chodziła z Mędrcem Wieszczka Mara, idąc ku puszczy. Spotkali tam lwa wspaniałego z grzywą płową, który żył w jaskini z małym, nędznym kundysikiem.
1939Lew był zmęczony żarem, kładł się, łapy wyciągał, muchy go gryzły.
1940Obrzydliwa psina targał za uszy — gryzł, wyrywał mu kudły —
1941lew znosił to ze spokojem królewskim.
1942Kundys ten był nie do zniesienia, jakiś marny, nudny — i co zmuszało lwa znosić takie towarzystwo?
1943Potrzeba kontrastu? potrzeba bycia wspaniałomyślnym? czy też wprost — ten fiber serca, który szukał kogokolwiek, cośkolwiek? — —
1944Jodły były tak rozłożyste w słonecznych srebrzeniach, chmury płynęły tak dalekie od wszelkiej troski na swym błękitnym morzu, że i w serca ludzi wpadała przez jakiś otwór szturmem zdobyty — radość, jakby młody Apollo z mieczem.
1945Wielkie, posępne skały mroczyły się, zwrócone od słońca, zapadłe w morze.
1946Straszny jęk dobywał się znad fiordu.
1947To Otaria utraciła towarzysza!
1948Miesiące mijały — i to wielkie, wspaniałe zwierzę, pokrewne fokom, nie odchodziło od brzegów, przepływało tylko fiord to tu, to tam —
1949szybka jak syrena, goniąca okręt Odyseusza na morzu.
1950— Te zwierzęta są bardzo szczęśliwe — mówił Ariaman, wskazując na głazach rozwalone foki i lwy morskie: — nurzają się w rozkoszy żywiołu Tetydy całym swym jestestwem i tak łatwo mogą zdobyć kontrapunkt radosnego, leniwego wypocznienia na skalistej wyspie!
1951A potem znów płynąć gromadnie, jak armia, po tych głębinach, z niesłychaną szybkością, w dni kilka przenosić się ze stref polarnych w umiarkowane regiony! Iście Böcklinowski tryton! jakie Odyseuszowe najady!
1952— Tak, są szczęśliwi — jeśli mogą być szczęśliwi?! — rzekła Wieszczka, dygocąc całym ciałem na rozpaczny głos biednej Otarii, która samotna, niedopuszczająca nikogo w pobliże, wyła przerażająco! milkła tylko, zanurzając się na krótko w ciemną toń.
1953Przypisek kronikarza piekielnego.
1954Te wzruszające — hm, hm, opowiadania mogą iść zaiste w zestawienie tylko z kwiateczkami świętego Franciszka… takież bredy! nie razi nas to, że lew znalazł się w Tatrach — akurat w czasie, gdy z mrozu Gandara dostał zapalenia płuc, bo jeśli tyle mułów upasa się na krytyckich preriach różnych stolic, o każdej porze dnia, nocy, roku i stulecia — to czemuż nie miałby się znaleźć i jeden Felis Leo w Tatrach — zimą?… Więc nie to razi nas, ale skąd wjeżdżamy znowu w jakiś elegijny nastrój? skąd ja do tego przychodzę, żebym się miał zajmować cenzorowaniem tych skryptów o bekowisku fok, o wszach Gandary i Rzymusach, które piekła kucharka swemu strażakowi? to ma jakiś zaraźliwy nastrój gromnic i Wielkiego Piątku, Biblii dla ubogich duchem w Milwaukee lub Massachusetts i ostatnich — tamże chrześcijan! Myśleliśmy, że po rozmowie Ariamana z Magiem Litworem o Krisznie — i w kronikach Turowego Rogu zapanuje chłodne, tęgie powietrze, ale nic z tego! na wszystkich Polakach widać, że jest to „nacja przetrącona!” — jak mówi pan Zimorodek.
1955 1956 1957Nikt nie mógł być na pogrzebie Gandary, jedni byli sami zbyt chorzy, inni za obojętni.
1958Wieszczka Mara, zapłakując się dniami całymi nie za Gandarą, ale z powodu faktu śmierci, z którą nigdy pogodzić się nie mogła, prosiła Ariamana, żeby ten był na pogrzebie od Turowego Rogu, zanim wróci do swej chaty.
1959 1960Dla Ariamana nie było ze strony Gandary śmierci, po prostu zabrakło go, jak jednego z ptaków albo obłoka na niebie, albo przeminionego dnia.
1961Śmierć mogła się zjawić przed Ariamanem tylko jako otchłań w jego własnym sercu. Lecz serce jego całe było już otchłanią.
1962I teraz Niniwę niechby ziemia pochłonęła, on ze swymi ukochanymi mógłby trwać w stanie tego badacza meteorologii na szczycie góry Dant, który zapisuje stan psychiczny atmosfery ludzkiej: Zeus +40, burza od Archipelagu Księżniczki Wisznu, Chrystus -12, sucho, obłoki Cirrusowe sceptycyzmu. — Ariaman nie mógł darować Wieszczce Marze tych łez wylanych na próżno, tej boleści, która nikogo widzieć nie chciała, tylko przed Mędrcem występuje z twarzą wesołą, by jemu nie powiększać smutku.
1963Czyżby zaś Mędrzec cierpiał z powodu, że Wieszczka Mara cierpi?
1964gdyby Mędrzec Gandara widział te żale nad tym, co już nie istnieje, czy nie powiedziałby znowu: Kielo ta Pani głupia?
1965 1966a słońce jednako potoczyło się kulą rubinową za kurhan Osobitej i pójdzie zajrzeć w twarze obłąkane tych setek tysięcy, które giną tam — pod murami oblężonego Portu Artura; jednako śnieg cudowną, mocną pokrywą oszrężył bezmiary śnieżne, po których leciał na nartach Ariaman.
1967Nie znaczyło to, żeby on był wesoły, nie:
1968ujrzał przy mogile Gandary ohydnie zjedzoną przez raka twarz jego córki, czarownicy, w której czarach był rozkochany. A że nie mowa tu o czarach fizycznych, to się rozumie, lecz o zamawianiu na ciężkie smutki, którego to zamawiania używał niedawno Ariaman, śmigając od granic Kaukazu aż po Ałtaj i szukając duszy świata w barakach umierających — i na polach, gdzie skłębiały się masy ciał od pękających granatów.
1969Czy użył tego zamawiania z powodzeniem na własną duszę? z większym jednak, niż na swego raka w twarzy biedna Łukascykówna! bo przyniósł moc dzikiej tężyzny.
1970I był jeszcze tam na tym cmentarzu obmarzłym zachlipły, z nosem czerwonym karzeł Jaś, syn już podstarzały Gandary…
1971Takie się to obrodziło szpetne potomstwo temu, którego upragnęły syćkie panny w Nietalii i nawet ta z Kuźnic, ino bez to że głupia, to jej nie wziął!…
1972Bóg, Święty, LosTak, jest Polip, który ssie duszę świata:
1973obrzydłe Przeznaczenie ze skośnymi oczyma handlarza ludzkim towarem, z rurką zamiast nosa, z gębą ukrytą między strasznymi ramionami…
1974I jakże to nazwać — ten Absolut, tak niepodobny do ciszy lodowców Goethego, do piorunowej na cherubimach toczącej się chmury Mojżeszowego Boga?… Czerwony śmiech — Czarne Maski — Bezdno — jak nazywali autorowie rosyjscy? Karma, jak mówią teozofowie? Czy też „Cosik”, jak nazywała Wieszczka Mara?
1975Z pól śmiertelnych Mandżurii wyniósł Ariaman życiową wolę walki z tym Przeznaczeniem.
1976Nie pozwolić, aby od szachrajstwa różnych „Bezobraznych” panów zależały losy kroci tysięcy tego boru ludzkiego.
1977On czuł się witeziem, który nie żądał już niczego dla siebie.
1978Nad grobem Gandary rzucił Ariaman kilka jedlin do jamy, rozmyślając, jak innych witeziów w Tatrach przejmie tą samą mocą, jak też Zolimę postawi na straży Tatr, wiedząc, iż bez niej stanie się tu coś potwornego, jakiś drugi Bezobrazow z jakimś nowym Abazą wywołają wielką niepowetowaną narodową klęskę.
1979Słońce, wracające krwawo do swej kuźni, przypomniało mu północne sagi o rycerzach-bogach prastarej Eddy[455] — i o tej kuźni, która jest pod Ornakiem.
1980Przy kolacji u Wieszczki Mary spotkał księcia Huberta, który mając pewne względy dla Ariamana, chciał koniecznie jednak uczynić go człowiekiem arrivé[456].
1981Gniewało go to, że Ariaman mogąc zdobyć Zolimę, trawi się tajemną męką, zagłuszając ją (tak sądził książę) różnymi metafizycznymi donkiszoteriami.
1982Jego melancholia nie umie spojrzeć na życie, które jest warte dobrego śmiechu.
1983Melancholia Hamleta była tylko kolorem głębin. Ale na wybrzeżach swych on pienił się srebrem, szalał setkiem[457] tęczowych katarakt.
1984 1985 1986Przez intuicyjnego aktora powinno być omówione podczas rwania krasnych goździków przy oczekiwaniu niespokojnym, kiedy na zegarze zamkowym wybije północ.
1987Dusza, Syn, OjciecWtedy rozpocznie się najcudowniejsze misterium, jedyna najświętsza msza — obcowanie z własną jaźnią, przybierającą kształt zewnętrzny Ducha starego Ojca.
1988Potem zaś nad ranem, kiedy Poloniusz pójdzie na nabożeństwo do kaplicy i na grę kostkową w kurdygardzie, Ofelia idąc przez chór kościelny, w jednej z nisz uczuje rękę Hamleta, który obejmie ją wpół i wprowadzi do miłości lub, jak chcą inni — do porubstwa! —
1989Wieszczka Mara, zbolała pogrzebem Gandary, czuła zamieranie serca; lecz zażywszy walidolu, prędko jęła przychodzić do stanu normalnego pogodnej mądrości.
1990Lecz niestety, nazwa tego lekarstwa przypomniała ks. Hubertowi sułtankę Walidę z czasów rozbioru Polski i popędził on myślą do tych zacnych krajów, gdzie by wolno było porywać ukochane do haremu —
1991i przez cudne arabeskowe okna mówić z nimi na tarasie, podsuwając im figi smyrneńskie, rachatłukum, wino Lacrymae Christi i to lepsze jeszcze Lacrymae Veneris z wyspy Cypru…
1992Ach, obnażyłby ją, taką wysoką, gibką, cudną kobietę o włosach kruczych, z oczyma szafirowymi —
1993i nie byłoby wtedy mowy, żeby panny miały ślepotę kurzą, nabytą z książek ekonomicznych i nie wiedziały, kim jest Baron de Mangro, handlarz ludzkim towarem, a kim ten, który stoi sam, walcząc ze swym Losem.
1994 1995tak — już nie pieśnią, lecz zbrojnym napadem, tylko zamiast w kilkunastu draba — zjawić się samemu jedynym!
1996Już nie śmiesznym pieśniarzem, lecz templariuszowym Bafometem[458] — głową mądrego mężczyzny brodatego, na czterech łapach zwierzęcia.
1997Ariaman próbował umitygować księcia, lecz ten rozgrzany winem, okazywał się istnym awanturnikiem z XVI lub XVII wieku, jakimś Kortezem lub Pizarrem, jakimś panem Lisowskim czy Radziejowskim.
1998Czym dla takich panów były świątynie Peru, czym kolumna Memnona, zasłuchanego w wieczność?
1999Zwierciadło jaźni tacy powieszą sobie w swej sypialni, gdzie odwiedza ich tabun kobiet.
2000Mądrość ich — to nowa alchemia, aby według swej anarchistycznej woli sproszkować świat, a potem z niego utworzyć wesoły kulig.
2001Książę Hubert nie znosił cierpienia i chciał je zewsząd egzulować[459].
2002Na Turów Róg patrzył on jako na jeden z nieopisanych jeszcze przez Dantyszka[460] zakamarów piekła, gdzie nad czeluściami, żarzącymi się od lawy, księżniczki Zolima i Wisznu pieką jak uśmiech dziewicy miłe ciasteczka;
2003Wieszczka Mara, wisząc na krzyżu, wszakże zaprasza, aby jeść wyborne ukraińskie konserwy z berberysu, a do miska dodać śmietany. (Wspaniała Złota poganka, pokutująca w tej wychrzczonej, niestety, Duszy)!
2004Mędrzec Zmierzchoświt uzbrojony młotem Thora burzy cały ustrój społeczny, a nagim i przygniecionym ruinami ofiarowuje kwiatuszki z jeziora świętych;
2005Mag Litwor niechże z Indii wydobędzie Kamasutrę, sztukę miłości, a da spokój wszelkim Ofiarniczym Mostom ku nieistniejącej Krainie!
2006Kiedy Wieszczka Mara wyrzekła, iż dla niej smutek jest tym dłutem, bez którego już nie może się wyrzeźbiać dusza — ks. Hubert aż się wzdrygnął.
2007Dla księcia była to stęchła zatoka, on sam rwał się na Ocean dziko szalejący, po którym dopłynie w końcu do krainy pełnej najcudniejszych kobiet kapłanek, drzew chlebowych i mądrych mitów, zaklętych w rzezanym kamieniu przy świątyniach Oceanicznego Diabła.
2008Polska, Odrodzenie, FilozofKsiążę mówił te i tym podobne baliwernie[461], obmyślając jednocześnie zagarnięcie zamku Muzaferida w Tatrach i odrodzenie całej Polski z wielkiego źródła nietzscheanizmu.
2009Wtem Wieszczka Mara wstała, długo nie wracając, ks. Hubert też zabrał się i poszedł.
2010Zamyślony Ariaman patrzył przez okno. Ujrzał naraz Wieszczkę Marę, która szła z swą śnieżną głową, czarno ubrana, wśród mrocznych drzew, brnąc w śniegu i płacząc.
20112012 2013
Częstymi gośćmi były w chacie dwie żałobnie ubrane wdowy. Jedna ze Żmudzi — rumiana, z naiwnym wyrazem twarzy włościanki, lecz z niepożytą siłą duszy, jaka się trafia tylko wyjątkowo. Pasła krowy do 14. roku, potem los jej pozwolił się uczyć i w osiemnastym roku zdała już egzamina z gimnazjum, nauczywszy się zupełnie jej obcych języków: polskiego i rosyjskiego. Pojechała za granicę do Szwajcarii na uniwersytet, chcąc następnie zarabiać na młodego literata litewskiego, w którym się zakochała, a który miał suchoty.
2014 2015Nędza, niejadanie całymi tygodniami — uczyniła stan literata beznadziejnym. Kiedy żona jego posiadła patent i przyjechała w Tatry zarobkować i kiedy mogła dać ukochanemu człowiekowi wszystkie wygody — on już kończył ledwo zaczęte bezlitośnie twarde, smutne życie. Podobno wszyscy Litwini z ludu, idący ku nauce, dostają tuberkuł[462] z powodu nędzy!
2016Wielka wspaniała głowa poety, z uśmiechem sardonicznym, leżąc na poduszce trumny, zdała się spoglądać wzrokiem zakamieniałej boleści w tę — która klęczała na śniegu cmentarnym, złożywszy ręce, z wyrazem chłopskiego tępego bólu, który pyta Boga pierwszy raz w życiu — i ostatni:
2017 2018 2019I to straszne dla dusz głęboko pierwotnych zapytanie wyłoniło się też jako najwyższa waga życia przed tą drugą wdową.
2020Jej oczy nierozświetlne, postać zdająca się być tylko w czarny jedwab zamkniętą chmurą, jej wyraz przedelikaconej mimozy pytał o to samo.
2021Weszły one do chaty Wieszczki Mary, zapytując prawie na progu, czy jest Bóg!
2022Wieszczka Mara naraz uwierzyła, naraz wyciągnęła rękoma po tę władzę, którą miała lub zdawało się jej, iż miała, ukrytą w misteriach duszy na straszną potrzebę.
2023Potwierdziła, że Bóg jest — i dusze są — i ci dwaj skrzydlaci rewolucjoniści — tam są.
2024Lecz obie wdowy zaczęły zaprzeczać.
2025Żona, Wdowa, Idealista, Duch, Wiara, Bóg, Ksiądz, Urzędnik, Rewolucja, Walka, KobietaMąż Żmudzinki był niewierzącym socjaldemokratą i melancholikiem. Dopiero przed samą śmiercią miał wizję słonecznej żmudzkiej ziemi wśród lasu — i było tak szczęśliwie — tak oddychało się pełną piersią — tam był Bóg!…
2026Lecz mąż drugiej wdowy, bogacz, proletariatczyk, człowiek zdumiewająco zdolny, umierał w spokoju filozofa, mówiąc, iż nie chce księdza — i nie mógł przypuścić nawet na chwilę takiej niedorzeczności jak życie pośmiertne! Żona, która mu towarzyszyła aż do końca w niewierze, zostawszy sama wśród pustych ścian — zaczęła wywoływać jego ducha, słyszała w muzyce swojej tęsknej na fortepianie jego głos za sobą, widziała go w snach, widziała na jawie z otwartymi oczyma, przestała kochać nawet jedynego synka — i szła za duchem, gasnąc, niknąc…
2027Nocami te dwie wdowy tworzyły seanse, miały widzenia, odpowiedzi duchów.
2028Więc przyszły wreszcie do Chaty, czując, iż umysł im się miesza, i prosząc tylko o jasne, proste zapewnienie, iż Boga nie ma.
2029I Wieszczka Mara (kobieta!) uczuła naraz, że Bóg jest!
2030Zaczęła dawać Go im w płaczu i w wysłuchiwaniu dziwnego ich życia — i w zapomnieniu, iż sama dla siebie doszła do strasznych pewników!…
2031Żmudzinka była zawsze milcząca, ta druga zaś mówiła tak, jak śpiewają łabędzie — pieśń przedśmiertną.
2032Krwawej piękności wspomnienia!… w więzieniach Petersburskich, w tych szalenie odważnych drukowaniach na maszynie, szukanej przez całą policję miasta, przez żandarmów, — właśnie, kiedy ruch wydawał się zdławiony —
2033ta wówczas szczęśliwa kobieta, a zawsze nikła mimoza, drukowała płomienie, rozrzucała je po mieście —
2034i jeszcze przychodziła do władz, ujmując się za więźniami, grożąc sądem za bicie i wyrzucanie za drzwi kobiet z prośbami.
2035Jej brat jest na Sybirze! Raz już uciekł i schronił się za granicę, lecz wrócił, wiedząc, iż go szukają, bo musiał i chciał należeć do Rewolucji.
2036W dzień przyjazdu aresztował go ajent ochrany — przesiedział rok w więzieniu — i chorego z nadpękniętymi do szaleństwa nerwami wysłano na osiem lat katorgi.
2037— Więc tak po prostu, pytając Drogą Panią i nie męcząc już naszymi opowieściami, czy jest Bóg? —
2038Poszła na spowiedź do księdza:
2039potępił rewolucję, potępił też wywoływanie duchów, ale kiedy zaczął mówić o Bogu —
2040to mówił tylko o którymś paragrafie katolickiego Swoda zakonow. —
2041Późno w noc przeciągały się rozmowy tych trzech wdów ze sobą.
2042 2043
W górach mrocznych Boleści żyje Wieszczka Mara;
2044w górach osłonionych od świata senną żaluzją chmurnego milczenia;
2045w tych górach nieznanych, jak były nieznane przez lat tysiące góry Nieba, z których wypływa Nil, jezioro Niasa i Wielka Zambezi;
2046w tych górach smutniejszych niż lawy księżyca…
2047w tych górach osamotnionych, jak ponury wulkan Tristan da Cunha, otoczony morzem i z Antarktyku płynącymi górami lodu;
2048w tych górach przeczuwalnych i wyliczanych w przybliżeniu, jak dziewiąta planeta Neptun, nim ją odkrył potężny teleskop Astronoma;
2049w tych górach ubłogosławionych, jak Góra Czaszek, kiedy spełniła się na niej ofiara Miłości;
2050w tych górach, osypanych zwałem wszystkich polskich trumien, jakie były od czasów Króla Popiela;
2051w tych górach mądrości nieprzewyższonej, dobroci zawsze zawiedzionej — Zniczów nigdy niegasnących, przyświecania lampą wieczną serca nad kaźniami więzień i zesłańcami wśród głuchej mroźnej Nocy syberyjskiej;
2052tam żyjesz Ty, Wieszczko Maro, najdziwniejsza w Trójkącie Magicznym, Wielki Brahma kobiecy —
2053 2054i wiedząca, gdzie są wysokie Golgoty dla Twych oczu, szukających w mroku niepohamowanym, krzyczącym wśród grobów zamurowanych — bez echa!
2055Tu — w Twoim królestwie Niemocy Gwiaździstej ogrodziłaś dla dobrych i zaiste dziwnych ludzi w Polsce Turów Róg —
2056i tu dzieją się cuda wielkie, nigdy nikany nie mające podobnych sobie!
2057Tu po tatrzańskich puszczach skaczą małpki, które gdzieś ze Surabai i Jawy wieziono i zbiegły — — i te powabne zwierzątka wieszają się nad melancholią olbrzymich smreków, żywiąc się leśnymi jabłkami lub orzechami leszczynowymi, gdy pogonią aż na węgierską krainę…
2058W tym zwierzyńcu lub, jak pieśniarz żydowski powiedział — w tym Zwierzeniu, istnieją również twory, które wyobraźnia ślepego Sabały[463] wyznawała, jako własność mitycznego pana Ofa:
2059w potoku płyną wielgoryby i turlają się na trawie; wszystkie zwierzęta praojca Adama żyją tu na powierzchni lądu lub w głębinach morza, w podziemnych aż na Oceany ameryckie wychodzących labiryntach Kościeliskiej i Bielskich Tatr.
2060Tu Wieszczka Mara ugaszcza niezliczonych magnatów ducha, wędrujących z całej Polski, zarówno jak chłopów siermiężnych i gazdów: latem nad zielonym dywanem, usianym w przepych modrych gencjan wiosną — nad łanami zaśnieżonych fioletowych krokusów… Wita radością i sadza na tronach kamiennych z doliny Chochołowskiej Wiecznych Wędrowców, którzy schronili się tu, nim wstąpią w Dolinę Smierci!
2061Inni, nie znając nawet Wieszczki Mary, przychodzą w nocy wyjącej bez rozelśnień błyskawicowych, stukają do drzwi chaty w ciemnym, nieprzebytym lesie —
2062i tu w dali za tłumem ohydnej publiki czują się wykopanymi z zimnych, duszących mgieł życiowej głupoty.
2063Tu przychodzą Witezie z gwiazdą Potęgi Myślicielstwa Polskiego; starcy kapłani dobrodusznie wierzący w „Papiża”; dziewczęta, mające iść rzucić bombę, komuniści, lepiący nieudolnie i niedźwiedziowato swe zbawcze falanstery; tu orli człowiek, biały Tytan, będąc lekarzem swego narodu, wiedzie go, jak Mojżesz, w Tatry!
2064Tu historycy, przesubtelnieni w wątpliwościach, rozmawiają z założycielami klasztorów; tu powieściopisarze, ogarniający bezkresne, fantastyczne stepy Ukrainy dawnej i mający tę niepożytą zasługę przed narodem, że przyszli z animuszem rycerskim wtedy, gdy naród po powstaniu był jak chory człowiek ze szpitala, storturowany, niewierzący w swą siłę!
2065Tu geologowie z młotem w ręku rozbijający Mrok tajni Pratatr — i jak zwykle w Polsce, domierający głodem — i suchotami… Staszice młodzi!…
2066Tu przychodzą spowiadać się ewangeliczni ludzie i natury drapieżne, władcze, nieprzebaczające nigdy zadraśnięcia na herbowych bramach swej skały Pysznej serca; i nade wszystko starzy gazdowie, jak wiekowy ogromny Zych, który rzucał się całym swym ogromnym wzrostem na podłogę i modlił się głośno do swego Boga, w odmiennym z czasów Zbójników i prawie sprzed Chrześcijaństwa pacierzu.
2067Tu przychodziły Wiedźmy Czarownice, umiejące odczyniać uroki lub rzucać je w formie złowrogich hymnów; — tu dziewczątka góralskie skamlały do zbójnickich opowiadań.
2068Tu wreszcie do okna przylatał nigdy w Zakopanem niewidziany ptak: Mentyl Pomurnik, tłukł się w okna, krążył swym motylim lotem, wirując dokoła siebie, jakby radował się tą pustelnią świętszą, bezpieczniejszą niż wysokie, nieprzystępne turnie!
2069Tu nade wszystko przychodził z głębokich, zapadłych tatrzańskich jezior Mędrzec, kapłan i w jednej osobie bóg żmujdzki, stawiający świątynie lub też piorunem bijący w Bagno ludzkie, lęgnące się za Turowym Rogiem!… Ściany belkowań tej chaty uginają się pod nieopisaną boleścią wszystkich spraw Polski, wszystkich duchów, które nocami ciemnymi zaglądają do wnętrza i zastając gorączkowy, obłędu bliski wzrok Wyczekiwania — nie śmią wejść z krużami pełnymi łez narodu, z łachmanami nieurzeczywistnień po strasznych, gorszych niż Maciejowickie, bitwy: zadeptywaniach Ognia!… plwaniu w dar Wieczności!…
2070Wszystkie chóry zakonnic i świętych oplotły litanią duszę Wieszczki Mary:
2071Krystyna zwana Dziwną, kryła się w przeręblach, wdrapywała się na szczyty wież i na wirchy gór, w zagęstwia wysokich drzew przed obmierzłym zapachem ludzkiego jestestwa;
2072Aniela z Foligno, która się radowała, że umaił jej mąż i synowie, bo nic już nie przeszkodzi jej oddać się w pełni Bogu;
2073Katarzyna ze Sieny pisywała traktaty do papieżów i monarchów, umierając w wieku lat trzydziestu;
2074Jan XXII — Papieżyca, zdumiewała mądrością, każąc[464] przed wyznawcami islamu w grodach Małej Azji —
2075a niemniej duszę Wieszczki Mary tworzył i straszny Ataman Wychowski, którego pogrobowczynią jest ona; nie rozstaje się też nigdy z cudownym obrazem na kiparysowej desce, w barwach poematu Beniowskiego o świętej Rodzinie; ten obraz wisiał w namiocie zuchwałego hetmana Zaporoża, grożącego nawet swej Macierzy — Polskiej Rzeczypospolitej!
2076Pogrobowczyni tego strasznego człowieka towarzyszy na Sybir Ojcu; w trudach zesłania na młodość jej padają krwawe zorze Anhellego. —
2077Kronikarz Turowego Rogu spędzał noce długie, zwane żartobliwie Wsienoszczami, jak są po cerkwiach całonocne nabożeństwa, —
2078i słuchał epickich opowiadań tej Wieszczki, która powinna by mieć koło rycerskie z obrazów Mistrza Matejki.
2079Ze swymi śnieżnymi warkoczami włosów, ubrana czarno, robi jednak wrażenie posągu ze złota, który się utworzył z inkrustacji mrocznego strumienia,
2080płynącego z piekieł polskiej męki. Wydaje się swastyką tajemniczą, a żywą, która leży na grobie Targowicy[465] — i Cecory[466].
2081Wszystkie bóle wsiąkły w jej pierś, jakby w ziemię żyzną wiosenną, lecz niemogącą wydać innego ziarna niż ciche słowa — i niemającą innego żniwa nad wielkie Milczenie.
2082Ofiara, Kobieta, Polska, Naród, Polak, UpadekIdzie zgięta pod naręczem drzewa wonnego na ten Znicz[467], z którego zacna publiczność będzie kiedyś wybierać węgle do samowara narodowego! lub jeszcze gorzej: gdyż w Polsce wszystko oddadzą trzodzie chlewnej i bezczelnym!
2083Nie pojmie nikt myśli Kronikarza Turowego Rogu, który za to, iż odczuł żywą piękność Polski — maluje Wieszczkę Marę, jakby królowę Sabę w domu obłąkanych; bo według miary rozsądnych tryumwirów — Ona te niezmierne skarby swoje na wodach cichych przed wschodami z olbrzymich granitów rozsiewa w głębinach, z których nie znurkuje nikt nigdy nikany niczego.
2084Jest to jakby na szaleńczym i nieistniejącym obrazie Quentin Massysa lub malarza Koronacji N. Marii Panny —
2085heretycka święta, która nalewa w kielich trucizny, aby ją wypić, nie chcąc obarczyć Boga tym strasznym wyrzutem, że wszystko tak jest, jak być musi, i że łamią się wirchy serc w ciśnieniu potwornego Oceanu Nicości.
2086Dusza Wieszczki Mary zakwitła, jakby ogród bujny strzelistych Eukaliptusów, uzdrawiających okolicę od maremmy!
2087(ogród zapadający aż w groty Ornaku — —)
2088Natomiast zaś tysiącletnie jabłonie rozkwitają deszczem kwiecia nad twarzami Księżniczek Morza i Tatr, nad Wisznu i nad Azudem, gdyż tak Ariaman nazywa Zolimę, nie chcąc wymówić wprost Meduza! najbardziej zaś nad Mędrcem z jezior Tatrzańskich, który jak Orzeł ukryć chce ostatnią godzinę swoją…
2089
Ty ścieżyny czynisz w górach wszystkim dalom Chrystusowym i Dionizyjskim misteriom życia!
2090Ty, Gromownica, strącasz głazy budowne z wielkich przeznaczeń ku Polsce!
2091Ty, wieszczko zakrytych bram Ornaku!
2092Ty, najbiedniejsza z tych, którzy rozdali swe królestwa, Ty, płomienna siostro zmartwychwstać niemogącego polskiego Łazarza — wyczekująca i biegnąca wciąż na spotkanie Pana!
2093Ty, niemieszcząca się już w Turowym Rogu, lecz idąca wciąż dalej!…
2094Wciąż potworniej opuszczona, z dziwną Apokaliptyczną literą Człowieczo-boskości na swym sercu, idziesz — aż tam, gdzie, jak Ty osamotniony, czeka Cię kurhan przy ujściu Leny[468] do Lodowatego Oceanu — tam, gdzie nie był jeszcze nikt, chyba skrzydlaty duch Eloi!
2095 2096Na gędziołkach grał, idąc przez Krokusową łąkę, stary ślepiec Sabała — Homer tych miejsc.
2097Pani Mara, stojąc wśród wschodzącego brzasku, przyzywała starca ręką, lecz on nie widział — i zresztą choć od dziesiątków lat znał, nigdy jej nie widział i zawsze się dopytywał: jak wyglądacie — gdyż był niewidomy.
2098Raz już konał na jej ręku; a nie chciał Ksiądz szambelan odwiedzić z Panem Bogiem starego zbójnika, zły, iż starzec mówił kiedyś: „Kie bede mówił niezadługo z samym gazdo — nie trza mi pachołka!”. Ale teraz tak wyczekiwał, tak wyglądał, tak prosił Księdza Jegomości…
2099Ksiądz się zaciął, udawał, że się zbiera… dość niepilno! zaiste!
2100Wreszcie Sabała nagle porwał się ku słońcu, — i jął biec — jakby skrzydła miał, a ptakiem był… Biegł wciąż, oczy ślepe zwracając ku słońcu, w które zawsze już patrzył źrenicą nieprzymknioną.
2101I przesłoneczniony wszedł do Turowego Rogu, gdzie wodą życia napojony przechadzał się, nie czując brzemienia grobu, niepoddany złym urokom Wiedźmy Kostuchy.
2102A w ogrodach Turowego Rogu wśród jodeł drzemały przedpotopowe jednorożce, krzyczały w puszczach pawie, iguanodonty, wielkie jak kościół w Zakopanem, pożerały trawę i drzewa.
2103I ów straszny w mrokach morza, kryjący się nawet przed blaskiem gwiazd, potwór Kainotherium!
2104Wielkie cudne gaje wrzosów, jak gigantyczne kandelabry, fosforyzowały kielichami swych kwiatów…
2105Co by dał teraz Ariaman, żeby naraz wszystko się odmieniło — i on szedł tak z Księżniczką Azudem po tych nieobjętych myślami Górach — i mógł przemyśleć ten cięższy od łańcuchów, na których wiszą Gwiazdy — rachunek życia nowego, które rozpoczyna się z rąk Maga Litwora — polskiego Zaratustry!…
2106
Przypisek kronikarza piekielnego.
2107Heureka! znalazłem… wiem teraz, dlaczego muszę takie tortury przechodzić, słuchając tych niekończących się litanii uwielbień… Oto jak na palimpseście jest kilka pism — jedno na drugim — tak w Nietocie kilka osób, w różnych epokach, bez porządku chronologii ani wypadków, zapisywało swe Mementa… Kto pisze naiwne franciszkańskie opowiastki, kto suchym tonem chronografa? nie wiem. Małe uwypuklenia sytuacji, jak tam, gdzie będzie mowa o Fauście i Małgosi, będą mego skromnego pędzla. Lecz wiem, iż tam, gdzie się zjawią, jak kościół w Zakopanem wielkie iguanodonty i gdzie krzyczą w puszczach pawie — a panna Zolima staje się obiektem tropikalnego upału — tam, jeśli nie wprost pisał, to cyklonami fosforycznymi myślenia swego wywiewał wszelki zdrowy sens nie kto inny, jeno p. Ariaman. Ważniejsza, kto napisał lub choćby wymyślił hymn na cześć Wieszczki Mary? cóż to za święta in partibus infidelium? wszakże Mara w Indiach oznacza diabła… czyżby to nie był kto z naszych? tedy bym ją nazwał — Précieuse!
2108I ja jestem patriota polski — lecz chcę widzieć diabłów w Polsce takich, jak Stadnicki, jak sławny Samuel, jak Nietzsche[469]!… jak Bonaparte[470], jak Stieńka Razin, jak generał Nogi[471], jak Żelazny Kanclerz!
2109Obrzydliście mi, kiepska polska narodowości obecna!
2110Turów Róg nie zbawił Cię, niechby Cię choć piekło uwierzytelniło!
2111Ja tu za ludzi interesujących Nas uważam tylko Zolimę, księcia Huberta — no i jeśli się okaże podejrzenie me słusznym, owego Mara…
2112Ale, niestety, muszę zostawić rzeczy ich naturalnemu rozwojowi i dalidiasek — wytrzymać jeszcze będę musiał całą pielgrzymkę odpustową po Turowym Rogu!
2113 21142115
2116 2117
Jedyna istność, przed którą korzyła się Wieszczka Mara, była Śmierć.
2118Nie zgadzała się na nią nigdy, choć była przy tylu konających.
2119Nienawidziła jej za tę potworną pustynię, jaką ta Królowa Przerażeń szerzyła, sama gnieżdżąc się wśród gór boleści najprzeraźliwszych, wśród otchłani łez nigdy niewymarzłych.
2120Jeśli władczynią Turowego Rogu żyjącego była Wieszczka Mara — rządzicielką tych nieprzeliczonych rzesz, tych co nigdy nie wracają, tych co odeszli w krainę Duchów lub Nicości —
2121 2122Jak dwie siostry, walczące ze sobą — ta miłością i swastyką, tamta milczeniem lub rechotem przedzgonnym w akompaniament dzwonów…
2123Śmierć, Kondycja ludzka, Obraz świataMówiliśmy o pójściu w krainę duchów lub Nicości.
2124To łatwe gramatyczne związanie powyższego zdania przez lub — jest właściwie największym kontrastem, jaki stworzyć można!
2125Śmierć — Muza, chłodząca skronie bohaterom wśród Pól Elizejskich; rozwierająca bramy Nieba i Piekieł Dantejskich; śmierć — Walkiria, potrząsająca włócznią piorunową przed zastępami w Walhalli; śmierć, która staje za Konradem, kiedy on bluźni przeciw Bogu; śmierć, która prowadzi wielkie legiony astralne po niezmiernych pustyniach wszechświata z pochodnią, co rozsiewa sercom mędrców blask: Scio ut credam!
2126— — — Śmierć, z którą umawia się Chrystus, kiedy idzie przed jaskinię z martwych wznieść Łazarza — ta śmierć nie jest straszną!
2127Owszem, każdemu śpieszy się przepłynąć przez taki Kocyt, wstąpić na taki wirch Anafielasu[472]!
2128Ale my wiemy już na pewno, że śmierć jest inna: Ogromne, prawie aż poczciwe, Nic!
2129Rozwiązanie zadania żyjącego w formie rzeczypospolitej z kilkudziesięciu milionów komórek w organizmie ludzkim…
2130Nie daje o tym pojęcia ani zgaszenie lampy, ani opadnięcie liścia.
2131Jest to zniknięcie tego, który dzień temu, chwilę temu był Absolutem:
2132dzięki któremu Ocean był Oceanem, Bóg Bogiem, Miłość Miłością, rozwarcie kolan kobiety ukochanej — szczęściem!…
2133 2134W nim wiązało się, jakby w zworniku, gotyckie sklepienie świata. Śmierć uczyniła zaś z tego cudownego rachunku — zupełny absurd.
2135Turów Róg takiej śmierci nie uznawał.
2136Śmierć w Turowym Rogu miała swój zakon i swoją świątynię o trzech kondygnacjach.
2137Wchodziło się do niej, jak do kościoła w Asyżu: najpierw ciemne nawy z niskimi sklepieniami, tysiące witrażowych lśnień promieniowało na freskach Syna Cieniów, symbole starego Zakonu przed zjawieniem się Mickiewicza — i On — On widzący kres tych katorg sybirskich…
2138W tym kościele zawsze musiała zwyciężać Moc duszy, prawda polskiego serca i umysłu. Tu był duch Archanioła, kreślący Polsce: In hoc signo — vinces!
2139W kościele górnym były jasne zielonawe barwy życia tatrzańskiego, na freskach cuda świętego Zmierzchoświta, jego życie wniebowzięte; i księżniczka Wisznu i jej brat, dalej oddzielna kaplica dla przekornego i z różkami, lecz niemniej najukochańszego fetysza — Zolimy!
2140W kościele podziemnym trzecim — w krypcie ponurej odprawiała się Wieczna Msza, u wejścia stał tam posąg świętych Franciszka i Klary.
2141Wieczna Msza mówiła wśród bezmiarów głosem tych, dla których wszystkie gwiazdy zmieniły się w dwa płomieniejące serca… oddzielone otchłanią.
2142I był tam jakiś tak bezbrzeżny czarny ból, jak w grobie Chrystusa, kiedy nad nim legł Rozpaczny, Tryumfujący Mrok.
2143Tak, w Turowym Rogu były katakumby, były krypty, od których wiał zimny, przerażający chłód.
2144Wieszczka Mara w dni pewne przeżywała swe Zaduszki, w których nie widział jej nikt — po których postrzegano tylko jej bladą twarz, jakby krew ze serca wyssał jej Wampir. — — —
2145Ariaman jednak pod wpływem wieczności Tatr i w kontraście do smutku Wieszczki Mary, odzyskiwał swój dawny, inny pogląd na śmierć.
2146Była dla niego tajemnicą, za tymi zaś potwornymi mrokami wierzył, że jest Najwyższy Sens.
2147Ten Lohengrin[473] i Faust[474] w jednej osobie, wypijając życie całą mocą swej wyobraźni, najwyższe światło chował sobie za ten wirch, którym się kończył życia padół.
2148Nawet spotkanie z Mędrcem Zmierzchoświtem zmusiło Ariamana tylko do zrozumienia najwyższej wagi tego, co jest, albowiem w tej formie za chwilę będzie już niepowrotne.
2149To, co umarło — umarło na milion wieczności i nie wróci tak, jak nie wrócą wielkie ptaki Moa w Nowej Zelandii!
2150Przeminęło — oto co stanowi tajemny logarytm duszy Zmierzchoświta.
2151Istnieje stokroć wyżej, w formie nieujętej dla pięciu zmysłów — wyrastało Ariamanowi z każdego źdźbła.
2152Gdyż spotkanie z Magiem Litworem, niewątpliwa rzeczywistość mocy proroczej i potęg telepatycznych zmusiła Ariamana do niezadowalania się już tym mrocznym pesymizmem, dla którego jedyną przyprawą była dobroć ludzka.
2153Ariaman szedł znowu wśród zamieci padających gwiazd. Miewał chwile jasnowidzenia, kiedy widział Jaźń swą jako równą wszechbytowi.
2154Wprawdzie w metafizyce jego był jeden niewymierny wulkan — serce kobiety.
2155Spotkawszy mądrą, bezdennie mądrą trzeźwość, miewał chwile zwątpienia w siebie, gdy mgliła się mu pewność, iż jest droga dalsza niż ziemia — gdy chciał jak Jahwe zebrać wszystkie swe światła i oddać mrokom: Fiat Hewa!
2156I tak z lodowatej bryły mroku narodzić swe ostateczne szczęście.
2157Ale przychodziła chwila olbrzymich rozświetleń —
2158i wtedy chciał tylko już Zolimę widzieć wracającą z tamtej strony świateł i tu ogarniającą wielką straż Tatr i utajonych świątyń w podziemiach.
2159Ariaman zajęty problemami świata nie objawiał tej prostoty uczuć, jakich wymagała Wieszczka Mara.
2160Toteż z wyrzutem mówiła mu nieraz, iż ma w sobie duszę Cyda Hiszpana, że i chatę w jej ludzkiej realności będzie naprawdę rozumiał, gdy legnie Wieszczka na marach, gdy cały Turów Róg przeprowadzi się na Ornak; wtedy Ariaman zagra na tysiącu organowych trąb ze spiżu i złota, wtedy będzie mógł wyprometeizować tragedię nad tym, co utracił.
2161 2162Wiedział w głębi serca, że cały Turów Róg jest dla niego tylko szmerem padających liści, przy których on wsłuchiwał się w głos Mocy Ostatecznej.
2163 2164Od wielu miesięcy nie widział już Ariaman Maga Litwora.
2165Ten bowiem zniknął tajemniczo, może brał udział w walkach na Wschodzie, może przemawiał do robotników w Zagłębiu?
2166Lecz tam wszędzie był też Ariaman, nie spotykając Maga, tylko po twarzach wznioślejszych, po uczuciach głębokich znać było, że tam i działał, i zasiewał Mag.
2167Jakimże dziwem było dla Ariamana, gdy pewnej nocy zastał kartkę na swym rowkowanym ołtarzu dawnych ludzkich ofiar w jaskini —
2168i kartka ta wieściła ręką Maga Litwora, aby jak najśpieszniej wracał do swego domu w bliskości wysokich fiordów Murza Sichla położonego.
2169Miał Ariaman iść natychmiast, ale stało się inaczej.
2170Wieszczka Mara prosiła, aby wstrzymał swe odejście na dni parę, bo ma pewne dane do widzenia wielkiego niebezpieczeństwa grożącego Zolimie.
2171 2172W niewyćwiczonym aż do końca uczniu Maga Litwora pod różnymi formami objawiało się uczucie dla Zolimy.
2173I teraz na myśl, że Turów Róg tego żąda i że Zolima może wpaść w ręce jakiego życiowego zbira —
2174wszystko w nim przemawiało, aby zostać.
2175Nazajutrz miała się odbyć wieczorynka dla młodzieży w Turowym Rogu i Wieszczka Mara miała mieć w ręku wszystkie nici jakiegoś niezwykłego sprzysiężenia.
IX. Już po tamtej stronie liny
2176Reszta towarzystwa młodego rozrzuciła się nad szumiącym potokiem wśród wysokopiennego, ciemnego lasu jodeł.
2177Był tam i uczony pan Kserkses Jakszma, który w 22 roku życia odkrył pierwiastki składnicze plam na Słońcu, w 23 napisał świetną rozprawę o zwyrodnieniu seksualnym Hrabiny Wawilońskiej, a teraz w 24 wracał pełen sławy z odkryć w siamskich grobowcach.
2178Ten pan zimny i mądry, wytworniejszy niż lordowie Wyższej Izby, był nierozłącznym Księcia Huberta, podobnego doń, lecz zanurzonego już w zbrodniach niezwykłych, o których dopiero marzył Jakszma.
2179Był i kwadratowy muzyk wspaniale grający, tudzież jego druh — wielki kompozytor, który grał miernie; z twarzą rycerza Merlina, fetysz salonowych dam. To wszystko wielkości uznane w kraju i za granicą. Inni — ludzie dziwni, np. Ellenaj Mironowicz, który dowodził, iż świata nie ma — i że trzeba przejść poza tamtą stronę liny. Cichy asceta i niezwykłej szlachetności, niezwykłego polotu marzyciel. Pisał poezje nieokiełznanej zmysłowości, wobec których rosyjski Sołłohub był tylko beczącym barankiem.
2180Lecz tych poezji nie wydawał, czytał tylko jednemu słuchaczowi w Wielki Piątek w domu publicznym i palił.
2181Oznaczało to symboliczną mszę pokory i zrównania wszystkich już po tamtej stronie liny.
2182Działo się to oczywiście w największej tajemnicy.
2183Średniowiecznym iście duchem był Lew Mironowicz.
2184Twórczość jego — to katedry, zapełnione rozumowaniami z Orygenesa i Duns Scotta, z Eckartshauzena i hiszpańskich mistyków, jak Leon de Granada lub Huan de la Cruz. Miał on matkę obłąkaną i brata młodszego, dążącego znaleźć się już po tamtej stronie liny.
2185Ze swoją twarzą Calderona — z oczyma wielkimi, nalanymi mrokiem — był Lew iście jeźdźcem pędzącym na koniu, którego podkowy są nabijane szmaragdami.
2186W jego komnacie wielkiej, niemal pustej, stało tylko biuro, książki i czarny krzyż. Nie mówił z nikim. Kochał go nadzwyczaj Ariaman.
2187Nie możemy zatrzymywać się dłużej, kronikarz wymienia tylko ludzi niektórych, lecz naturalnie jeszcze ominąć nie może witezia Zygfryda, który mieszkał na granicach Tatr i Sybiru, wielbił mrok Rosji i był najradośniejszym demonistą, jakiego wydała bujna w demonizm tatrzańska ziemia.
2188Teraz on tu radował się Polską.
2189Wielki czar roztaczał dokoła inny wędrowiec: mahometanin, rodzaj młodego Emira Rzewuskiego, najdzikszy flaneur paryskich kawiarń i najgłębszy proroczego ducha śpiewak Mekki i Kaaby.
2190Za to, niby krzew swojskiej limby tragicznej, wysoko rosnącej, był — do Michała Anioła młodego podobny rzeźbiarz, który przebywał najprzepaścistszą nędzę, najdumniejsze marzenia i płynął jak łabędź z rozbitymi płucami przez krysztalne jeziora swych marzeń.
2191Stronę przemożną towarzystwa stanowili witezie, którzy, z wyjątkiem tego zwanego Zygfrydem, trzymali się, jako wirchy, z ubocza, a nienawidząc się wzajem, nie mogli jednak dosyć sobą się narozkoszować! Jeden z nich, najmężniejszy, o ponurej twarzy i cudownym czole, obrzucał nieprzejednanym, złowieszczym spojrzeniem każdego, kto próbował przeżyć realną historię grzechu, paląc się i zalecając do ślicznej jak marzenie panny Luny, do genialnej malarki Hadzi lub do arystokratkowanej berajterki, hrabianki Żydówki ze Siedmiogrodu Wratislawy Karloman de Katzengold Czacza.
2192Kto wie jednak, czy najpiękniejsi nie byli w tym towarzystwie ustępujący magnaci z Tatr: brat i siostra, on jakby jakiś Malatesta o wściekłym, życiowym temperamencie, ona — córa bohaterów — z uśmiechem i oczyma, od których topniały najtwardsze granity.
2193Jak widzimy, nie brakło tu ludzi pociągających i godnych każdy, aby im poświęcić monografię. Lecz byli jeszcze inni, których Ariaman nie znał — panicze z najbogatszych domów w Polsce, panny, które urodziły się na Litwie, a zwiedziły już Ogród miłości — Josziwarę nie tylko tę w Japonii, a przepadając za walką byków w San Sebastian, dla niej jeździły do sąsiedniego Biarritz.
2194Te imponowały nawet uczonym pannom z uniwersytetów i młodzieńcom, którzy już gardzili nauką, szukając Absolutu, teraz zaś pogardzali nim do głębi, wobec tych litewsko-goyowskich Mach.
2195Wśród młodych Ariaman wydawał się najstarszym; był zaiste nadzwyczaj zamyślony i wciąż podnosił rękę do czoła, jak żeby odpędzić wiejące nań zaraźliwe miazmy[475] z karawaną, niosącą trumny przeczuć.
2196Wreszcie chciał odejść, prosił Zolimę, aby mógł z nią pomówić sam na sam. Lecz ta wyznała, iż bawić się umie co najmniej tylko we troje.
2197Rozgwarno, wesoło zaczęła się toczyć gawęda, w której Ariaman udziału, mimo wszystkich wewnętrznych protestów i przekonywań się, nie brał. Książę Hubert, odgadujący w lot sytuację zbyt mrocznych i ciężkich chmur w umyśle Ariamana, zaczął opowiadać anegdotę, której cała młodzież i w ogóle ludzie weselsi i uważający zawsze księcia Huberta za duszę towarzystwa, wysłuchali z nabożeństwem, pełnym wykrzykników i gaudiumu[476].
2198— Hrabia August, mój najstarszy przyjaciel, z którym część ciemniejszą moich nocy spędziłem, był zapewne nieco wyuzdanym, jak na naszą mieszczańsko-bezzębną epokę, ale miał dużo zdrowego rozumu.
2199I raz, kiedy nudził się w Warszawie podczas kanikuły, spotyka się ze mną, jeszcze młodziutkim księciem z Litwy; wspomniałem mu w rozmowie, iż są tu damy ze wsi bardzo przyzwoite, „ale bo ty, mój hrabio, zaraz je zrazisz swym cynizmem”.
2200 2201— Kiedyż bo nie można tobie ufać!
2202— Hrabia August pokaże, iż jeszcze wie, co to jest dobre wychowanie! Masz moje słowo.
2203 2204Hrabia August przyszedł z wielkim dogiem, który, jak wiadomo, jest prawie goły.
2205— To coś nieprzyzwoitego — rzekła Zolima — aby nie gorszyć maleństw, proszę tu przy mnie usiąść i po cichu dokończyć.
2206Całe towarzystwo chórem zaprotestowało.
2207 2208— Mówi hrabia o teatrze, nie klei się rozmowa. Damy się jąkają, zresztą zdania ich są okropne — takie ot z Zawierchłepia, czy z innego Kiepiska! Mówić poczynamy o wsi, damy zaczynają poziewać! Tak trwa z pół godziny, aż ja, oblany zimnym potem, wychodzę. I dalej odbyło się już beze mnie, w sposób następujący:
2209Hrabia August nagle przysuwa krzesło do jednej z dam, uderza ją w kolano i rzecze: „patrz no pani, jak mojemu psu jest do twarzy z tej i z tamtej strony!”
2210Powstał śmiech i wesołość, jak teraz w szanownym towarzystwie; kiedy ja, zbyt młody i niedoświadczony jeszcze w Ars amatoria, wróciłem, gadali już najswobodniej o rzeczach, które jedynie ludzi obchodzą. Nieprawdaż, panno Zolimo?
2211— Jeżeli pan się zalicza do ludzi, ja wyrzekam się chętnie tego zaszczytu — odrzekła — mierząc księcia niezbyt chłodnym wzrokiem.
2212Lecz zaiste huczny i Rejowski zrobił się nastrój, nie mogły tu rosnąć i pęcznieć kaczany[477] gniewu.
2213I właśnie zeszła rozmowa na króla Ludwika II w Bawarii, gdyż panna Zolima, koczująca wiecznie i tym przyzwyczajeniem tak mile wiążąca tradycję Gobi z wymaganiami towarzystwa najwytworniejszego z Hyde Parku, jeździła niedawno zwiedzać zamki w Neuschwanstein, Chiemsee i Lindenhof.
2214 2215— Zamki są bankierskie, zimne i nadęte. Król Łabędź chorował na manię wielkości wraz z absolutnym upokarzaniem się przed skabotyniałym mistrzem Wagnerem lub aktorzyną Kaintzem, do których pisał nieprzyzwoicie czułe listy.
2216Opętany ideą wagnerowską wskrzeszenia dawnych rycerskich cnót, król Ludwik miał się za Parsifala.
2217Ale to było zawsze dekoracyjne i aktorskie —
2218 2219Zamki jego były w stylu tego opętania.
2220Neuschwanstein jest na nieprzystępnej skale, która wymagała niezmiernych przybudówek, bo skała ma niepewne miejsca.
2221Sala tronowa bizantyjska, gdzie Ludwik, upokorzony przez Prusy, odgrywa, siedząc z jabłkiem w ręku w pustej sali, rolę władcy absolutnego.
2222W hotelach podpisywał się niby Filip II, w którego państwie słońce nie zachodziło: Yo el rey —
2223 2224Wioskę, która się zwała Ettal, przemianował na Meicost Ettal, co jest przestawieniem liter w L'etat c'est moi[478].
2225Na widowiskach pasyjnych w Oberammergau chciał grać rolę Chrystusa i marzył, iżby umrzeć na krzyżu.
2226W ogóle, jak dziecko, żądał zabawek zbyt kosztownych i do tego niegustownych.
2227 2228— Nie, kobiet nie znosił… prawdziwych. Lecz ja będę opowiadała tylko pod warunkiem — że z towarzystwa nikt nie będzie przerywał!… Wybudował w lesie chatę Zygfryda, był tam pośrodku dąb i rycerskie zbroje, na skórze lubił sypiać król. W sieci tego domniemanego rybaka widniała wielka złowiona w Renie ryba z kartonu.
2229Ale nie myślcie, że nasi witezie nie łowią prawdziwych rekinów w morzu pod Tatrami, albo że nie mieszkają w jaskini z oszczepem w dłoni! tylko w jednym ustępują niektórzy królowi: ten w chacie Zygfrydowej miał zręcznie ukrytą, doskonale urządzoną kuchnię współczesną.
2230Pielęgnował dwa życia w sobie zupełnie sprzeczne (och, tylko dwa, jak to mało byłoby dla Młodo-ssącej Polski!) — więc absolutyzm króla Ludwika XIV i nastrojowość pneumatyka mistycznego, w rodzaju Tituriela, z poemy Alberta Scharfenberga.
2231Król wybudował wśród lodowców w nieprzystępnych górach zamek w stylu wersalskim, gdzie było pełno wejść skrytych oraz różowe buduary: ale nie wchodziła nigdy żadna dama.
2232Wolał o niej tylko marzyć!… lub ją unicestwiać piorunami w swej głowie!
2233W gabinecie miał obrazy, powiedzmy gorzej, tanie litografie Króla Słońca, pani Pompadour i ministrów owoczesnych.
2234W innym zamku wszędzie napotykało się łabędzie Lohengrina, lecz tak niewymagającym był król pod względem artyzmu, że wprost kupował za markę tandety ze stiuku lub z fajansu.
2235Jak wiadomo, Król Ludwik II swoim złym smakiem i żądaniem dekoracyjności oraz tematu w obrazie, sparaliżował rozwój sztuki w Bawarii. Jego dziad i ojciec budowali w Monachium łuki tryumfalne i loggie, takie same, jak widzieli w Paryżu i Florencji, Ariaman zaś — ach, przepraszam — król Ludwik II (czy nie pochlebia panu ta omyłka i zestawienie?) sięgał wyżej — aż do teatru!
2236Lecz naiwność jego występowała w teatrze po prostu w nagości tego doga, o którym słyszeliśmy z ust Arbitra elegantiarum[479] iście wytworną opowieść.
2237Aktor, który grał rolę szlachetną, stawał się w oczach króla realnie szlachetny.
2238Kaintza aż do końca nazywał „mój Didier!”, bo widział go w sztuce Sardou… Temu Kaintzowi, Izraelicie z Budapesztu, każe raz czytać sobie na głos przez 7 godzin książkę Hauffa: Człowiek na księżycu.
2239Jego siostra Elżbieta, cesarzowa austriacka, równie jak król niezwykłej piękności, lecz też błąkała się w ciągłych marzeniach.
2240Elżbieta nie miała, jak jej brat, talentu do wybierania ludzi (nie chrząkaj, książę!), Achilleion na wyspie Korfu jest trochę więcej niż średni, ale za to umysł cesarzowej był jasny, ironiczny i naprawdę poetycki, jeśli młody wielbiciel jej Christomanos biografii nie podmalował…
2241Umysł króla Ludwika II schodził natomiast coraz bardziej w zwykłe maligny:
2242słyszał za sobą kroki, każe sprzątać pająka z posadzki zupełnie czystej.
2243Chce tworzyć Monsalwat, górę cnót, i jedzie do niej:
2244w maneżu, zrobiwszy kilka kręgów, zatrzymał się, niby w oberży włoskiej.
2245Po kilku kręgach znowu zatrzymał się —
2246jest już w jaskini nakręconych lwów.
2247Tym sposobem mógł jechać zadziwiająco daleko.
2248— Czy jeszcze nie dojeżdżamy? — szepnął książę.
2249— Król Parsifal miewał też napady furii:
2250ścisnął raz między drzwiami na śmierć kamerdynera. Opornych krytyków — nie, radców chce ze skóry obdzierać, wieszać, zamykać w celach podziemnych. Lecz nikt go już nie słucha.
2251Wstrząsającą jest chwila, kiedy lekarze czają się nań w ciemnym korytarzu: król idzie na wysoką wieżę, aby się z niej rzucić i wtedy znienacka go chwytają.
2252Chory umysłowo cztery dni tylko przebył nad jeziorem w zamku Starnberg.
2253Śmierć jego nie była tragiczna: pragnąc uciec za granicę do Austrii i walcząc z doktorem, skończył apopleksją w jeziorze, w miejscu, gdzie było ledwie po pas głęboko. —
2254Tu zabrała głos przechodząca Pani Mara:
2255— Więc cóż to przeszkadza tragedii, że było głęboko tylko po pas? ja znam cały legion Iksjonów[480], którzy tworzą najstraszliwsze wizje z najprostszych sytuacji…
2256Tragedia leży w samym człowieku.
2257Kto wie, ile przecierpiał biedny król, goniąc za swym ideałem, który był za obłokami!…
2258Zolima zwróciła się już z wprost wyzywającym sarkazmem do Ariamana:
2259— Słyszałam, że pan buduje zamek w Tatrach nad morzem? czy tam będą tylko łabędzie?
2260Le Roi Vièrge[481] nie dopuszczał kobiet innych, niż te, które śpiewały mu ukryte zza drzewa — lub jadąc z dala na łodzi…
2261 2262ten kazał wykopać staw, aby mógł jeździć na swej łódce, jako Lohengrin. Jednak ujrzał na dnie asfalt i był zrozpaczony; aliści[482] ein Rath kazał wodę zabarwić na błękitno przy pomocy kobaltu miedzi, odtąd robiła wrażenie głębi.
2263Jednakże było za cicho w tych głębinach.
2264Więc podwodnym młynkiem zaczęli robić fale, i tak groźny był efekt, że król Lohengrin wpadł do wody, gdyż się łódź, już całkiem niemistyczny przedmiot, wywróciła!
2265Staw ten był zbudowany na tarasie; kiedy kobalt zaczął wyżerać dno asfaltowe, woda wdarła się przez sufity do pokojów i uczyniła dekoracje w stylu jaskiniowym.
2266Czy na pańskim morzu będą pancerniki?
2267czy w oranżerii ducha, gdzie hodują się tylko Kainotheria i węże siedmiomilowe, każe pan zrobić panoramę Tatr? mów, o Miło-ssący polski Lohengrinie!
2268(Ariaman uśmiecha się, ale tak — jakby miał zaraz lawinę strącić na całe towarzystwo! —)
2269Książę zaśpiewał z jakiejś operetki:
2270
Ariaman wciąż milczał i nie mógł, czy już nie chciał słowa wydobyć na poskromienie tej operetkowości.
2271— Tak, cierpię, cierpnę i tym podobnie, kiedy jasnowidzący, zamiast mnie widzieć, widzi tylko czarną Aurę dokoła mnie, a wszystkie kakofonie życia dyskontuje[483] na me konto — dorzuciła już rozdrażniona Zolima.
2272W Ariamanie zbudził się naraz jasnowidzący. Westchnął cicho, przetarł ręką czoło, i rzekł nie władnąc swymi słowami:
2273— Trzeba żeby Pani spieszyła do zamku. Tam matka Pani otruta przez — swego znajomego — leży już w kaplicy. —
2274Zolima zbladła i wstrząsnęła się.
2275Lecz nikt nie zauważył tych słów, tylko Książę jakby poczerniał, lecz wnet się opanował.
2276— Zatem — zaśmiał się książę — będzie pani komendantem naszej konnej marynarki, która zechce i raczy łaskawie odwiedzić zamek mój Nowo-Łabędziogłaz, gdzie niezwalczeni witezie łaskawie zarządzą swymi poddanymi! —
2277Powstał wesoły śmiech, każdy pytał Witeziów, jaką rolę niezwykłą zdobędzie w tym widowisku.
2278Młodzież wybiegła ku morzu, jedni zaczęli spychać łódź, inni poszli po konie —
2279 2280— Pan chciał ze mną mówić poważnie? Teraz ja zacznę i skończę w trzech słowach.
2281Tej nocy ja wybieram jednego z was trzech. Muszę to uczynić, bo jestem związana bezwzględnością zakonu i jest nade mną magnetyzm.
2282Jeśli Pan jest jasnowidzący, jeśli Pan może przezwyciężyć przestrzeń, moralność, nieprawdopodobieństwo — —
2283 2284 2285I natychmiast odeszła, śpiesząc do koni.
2286Ku niemałemu zdziwieniu starszych, a nawet zgorszeniu, ujrzeli wkrótce księcia Huberta, który sadził na olbrzymim starogniadym ogierze, towarzysząc Zolimie siedzącej z jakimś nieznanym, nowo ujawnionym panem w eleganckim tilbury.
2287Za nimi gałęźmi zielonymi zbrojni pędzili znani i nieznani zupełnie ludzie, bardzo szczególni, o których kronikarz powie następnie. Ariaman nie chciał im towarzyszyć. Lecz dokąd pojechali? nikt nie wiedział.
2288Stał więc wśród lasu na uboczu, niewidziany przez nikogo, i głowę, w której zaczynało gotować się piekło, trzymał oburącz — nagle drgnął.
2289 2290Wieszczka Mara stała tuż obok, twarz jej była sinoblada, skinęła, żeby szedł za nią — i poszli za kilka jodeł na wzgórzu.
2291— Pan musi teraz okazać się tym, kim Pan jest w istocie swej: nie tylko człowiekiem poważnym i głębokim, lecz i umiejącym za miłość swą walczyć. — Gniew zaczął ogarniać Ariamana; właśnie była pora, aby jego szalony, Achillesowy gniew jeszcze w tym kierunku podjudzać!
2292 2293— Niech Pan nie mówi tym tonem albo odejdę.
2294 2295 2296— Nie dałem nikomu prawa o tym nawet domyślać się —
2297— Ja wiem, że to nie jest dla pana, to pana może tylko poniżyć. Zresztą, pan głęboko jest przywiązany do swej chaty i ma swoje własne przeznaczenie. Mówię dlatego, żeby pana prosić o wielką, braterską opiekę nad Zolimą.
2298 2299Wieszczka Mara niemal się dusiła, nie mogąc mówić.
2300— Jest tu jedna rzecz tajna i potworna. Książę Hubert należy do stowarzyszenia Czarnych Magów, czcicieli Diabła. Mam teraz pewność, że i Zolima. Dowiedziałam się o tym w ostatniej chwili. Każdy, kto będzie miał znak Bafometa, będzie mógł wejść. —
2301Zdumiał się Ariaman, bo niedawno bez żadnego powodu mówił istotnie Książę o Bafomecie…
2302— Tu jest ten znak. Wierzę w Pańską siłę i odwagę. Czy mogę liczyć na przezorność?
2303 2304— No, żeby pan sam nie zginął — i —
2305 2306— i żeby Pan nie dał zginąć Zolimie.
2307— Wolę nie brać żadnych zobowiązań, nie chcę też wchodzić tam niewzywany. Ale i tak ja niewidzialny to zebranie będę widział. Gdzie ma się odbyć zebranie — ta Msza Czarna?
2308— W kaplicy, która jest przy zamku Muzaferidów. Trzeba spieszyć tam. To będzie przed północą. A jest pięć mil i już zachodzi słońce. —
2309
Po morzu pędziła łódź Ariamana. Schwyciwszy silny wiatr, łódź gnała z szybkością rozpędzonego ukraińskiego kłusaka.
2310Lecz trzeba było okrążać długi cypel leśny i skalisty, aby zmierzyć ku zamkowi Zolimy.
2311Późną już nocą podpłynął pod zamek i z trudem wylądował na wspienionych, dziko ryczących falach u brzegu.
2312Zmęczony nieco i w gorączce piął się po upłazach skalistych, otaczających wieńcem lesistą zamkową górę.
2313W Ariamanie tętniła wrodzona mu energia.
2314Teraz weźmie cały umysł Zolimy, wstrząśnie nim i postawi jak pochodnię, wyżej niż był nawet on sam. Czuł w sobie tak olbrzymią potęgę uczucia i woli, że mógł tym obdzielić i wyzwolenie Polski i wyzwolenie życia Zolimy z satanizmu.
2315Myśląc to, zatrzymał się — bo mu się zdało, że jakaś dziwna roślina owinęła mu serce i nie puszcza.
2316On tę roślinę rwał i szarpał z korzeniami, chcąc iść dalej.
2317Na rozerwanych łodygach świeciła jego krew z serca.
2318Wszakże tak strasznie miłował chatę swą, lecz jednocześnie tak cierpiał tam!
2319A trzeba być szczęśliwym! to małoduszne, mając do wyboru Księżniczkę Morza z jej demonizmem —
2320zostać przy swej tęsknej, spoglądającej w mistyczną dal, chacie!
2321Szedł prosto ku wielkiej wieżycy, która nie przytykała do zamku, lecz była resztką dawnego minaretu. Na dole jej było światło, a im był bliżej, tym słyszał wyraźniej grające organy.
2322Widocznie Matka Zolimy, chrześcijanka, kazała tu urządzić kaplicę. Muzykę poznał: msza Beethovena, lecz przetworzona na języki upiorów. Drzwi Kaplicy zamknięte.
2323W pobliskim lesie stało tilbury i uwiązany koń pod siodłem. Nikogo przy koniach. Konie miały pyski owiązane rzemieniem, aby nie mogły rżeć. Ariaman daremno szukał wejścia do kaplicy. Wreszcie wspomniał, iż od morza widział w oknie kaplicy mżące ciemne światło. Lecz jak się tam dostać? To okno było nad prostopadłą pięćset metrów nad morzem skałą.
2324Przypuśćmy, iż będzie szedł po szorstkościach muru — lecz najmniejsze osunięcie się — to śmierć straszliwa, z takiej wysokości lecąc!
2325Lecz Ariaman nie rozstawał się z liną; zrobił z niej jakby lasso, zarzucił na hak, który w bliskości framugi okna wystaje — służąc do wzmocnienia muru, lecz przez deszcze omyte wapno dokoła żelaza utworzyło zagłębienie.
2326Nie udało się, sznur oślizgnął.
2327Ten hak nie wystawa[484] poza powierzchnię muru, więc jakże go zaczepić?
2328Wpadł Ariaman na pomysł. Z rozmokłej ziemi zrobił kulę, do niej zaczepił węzeł liny i rzucił w miejsce, gdzie był hak. Lina się zaczepiła. Czy mocno? Pociągnął — trzyma!
2329Wtedy upewniony o jej mocy, zawisnął nad przepaścią, zatoczył łuk jak olbrzymie wahadło; szybko się wspinał. Na wysokości piętra już jest, o framugę uderzył głową. Chwycił ręką jedną framugę — zerwał się zmurszały głaz, ledwo miał czas odepchnąć go Ariaman, bo strzaskałby mu czaszkę. Posypał się żwir.
2330Ariaman teraz na wąskim miejscu próbował oprzeć rękę, ani sposobu. Wybić szybę — to znaczyłoby ostrzec tych, co tam są.
2331Zmęczenie go ogarniało. Muzyka pogrzebowa nastrajała go ponuro. Jeszcze minuta, a trzeba będzie opuścić się na dół — i próbować za pomocą rozhuśtania sznura wyskoczyć na ziemię.
2332Ujrzał przy słabym migocie gwiazd mrówki pełzające po murze. Widać był otwór przy oknie, bo tam kończył się ich szereg.
2333Jest! wprawdzie dotykał tylko czterema palcami tej jamy, lecz trzymał się jej silnie, podciągnął jedną rękę i uczuł straszny kurcz w ramieniu, gdyż w pozycji wygiętej i niecałą dłonią musiał utrzymywać ciężar dużego, rosłego ciała. Jeszcze chwila — runie — trzymając się tylko tymi czterema palcami w jamce, gdzie kąsały go mrówki.
2334Nie, opadł kolano — teraz już stoi.
2335Okno witrażowe było z cherubimem, migocącym krwawo od rzęsistych w kaplicy jarzeń.
2336Ariaman próbował obluzować którą szybkę z jej ołowianej oprawy.
2337 2338Spojrzał do wnętrza przez otwór w witrażu, który był nad wysokim chórem. Z postaci cherubima skrzydła krwawe wznosiły się za Ariamanem.
2339W czarnym mroku z krwawymi skrzydłami wydawał się szatanem, który się zakrwawił w Gehennie. Ale nikt w kaplicy go nie zauważył. Muzyka grała tonami bezdennego szału Walkirii. Książę Hubert i ktoś ciemny, podobny do barona de Mangra, stali nad lochem krypty grobowej, postawiwszy z dwóch jej stron gromnice.
2340I przy blasku tych gromnic krzyżowały się ich szpady ze straszliwą, lecz matematyczną dokładnością. Stali tak, że każdy, kto będzie raniony, będzie musiał runąć tam w kryptę.
2341Pośród kościoła leżał trup w trumnie, otoczonej jarzeniami gromnic.
2342Trumna była ogromna, jak sarkofag. Zolima w sukni czarnej z jedną pąsową różą, lecz nie na piersi, ani we włosach, lecz nisko spiętej pod kolanami —
2343siedząc w fotelu staroświeckim, grała na organach, podobna do św. Cecylii, zakochanej w Szatanie. Inni wtajemniczeni siedzieli w stallach chóru pod witrażem. Było tam jedenastu mężczyzn trzymających miecze i dwanaście kobiet z kwiatami i w maskach. I było w atmosferze tego starego, jeszcze bizantyjskiego niegdyś kościoła, coś bezdennie obłędnego.
2344Zamagnetyzowany, czarodziejską moc mający wzrok Zolimy zdał się do szału doprowadzać zapaśników. Nagle Książę wymierzył śmiertelne pchnięcie de Mangrowi, lecz ten musiał mieć niezwykłą przytomność umysłu, bo pochwycił lewą ręką ostrze tuż u swej piersi, a szpadę pogrążył do połowy w piersiach Księcia. Trwało to mniej niż sekundę.
2345Książę runął w głąb krypty, de Mangro zgasił gromnice, pozostawiając tylko jedną w całym kościele płonącą. Po czym wyjął trupa z trumny i też wpuścił za księciem do lochu.
2346I przez dziwną perwersję cały naręcz orchidei rzucił, jakby świadcząc, iż tam jest pagoda Wenery.
2347Lecz to, co się teraz stać miało, przewyższało okropnością wszystko.
2348Wspomniał Ariaman miejsce w dramacie Maeterlincka Księżniczka Malena, kiedy małe pacholę, trzymane przez zazdrosnego ojca, zagląda do sypialni swej matki, która tam jest z kimś.
2349 2350— Ja boję się, weź mnie, nie mogę, nie powinienem tego widzieć. —
2351Małe pacholę nie mogło znieść widoku zmysłowego potwornego żaru, mocą którego ludzie zmieniają się w oszalałe pająki.
2352Mangro, stojąc nad lochem, nakrył go płytą grobową i krzyż żelazny spiął klamrami.
2353Upewnił się, iż nikogo za kościołem nie ma — podszedł do grającej Zolimy i zaczął magnetyzować powietrze nad nią.
2354Po kilku minutach kaplica zadrżała jeszcze głębiej od tonów potwornie dzikiej Czarnej Mszy, od galopu szatanów i od śpiewu królewny mniszki, zamkniętej na wieży, która wpuściła morze przez śluzę do miasta.
2355Było w tej mszy oddawanie się namiętne i bluźniercze Książęciu Mroków, po trzykroć ukamienowanemu według legendy wschodniej. I ten, kto Zolimę kocha, musi być godnym jej zdobycia, musi być — diabłem.
2356Trumna otwarta pełna róż krwawych i upiornych orchidei, szeroka jak na dwoje, zdawała się już łożnicą, która wyczekuje, muzyka zaś Sfinksem, który objawia.
2357Rozległy się tony nieposkromionego bluźnierstwa, kiedy de Mangro podszedł do cyborium[485] i wyjął kielich z winem i kiedy ofiarował jej —
2358Ona, nie przestając grać, z oczyma nabrzmiałymi Infernem, nieruchoma jak w ekstazie, piła.
2359I nagle uczyniwszy szybki ruch ręki, wylała resztę wina mocom podziemnym. Zakrążyła się w dzikim wschodnim tańcu, jakim Czciciele Diabła wielbią Gasiciela światłości.
2360Ktoś z Wtajemniczonych na chórze zaczął na organach grać, Zolima zaś, nie odwodząc już oczu od krwawoskrzydłej postaci za witrażem, tańczyła.
2361Muzyka stała się straszniejsza niż nagość kobiety na ołtarzu, straszniejsza niż chwila oddania się Heloizy mniszki wielkiemu kontemplatorowi św. Trójcy — właśnie gdy byli w kościele i za ołtarzem; straszniejsza niż deszcz siarki roztopionej, który się lał na Sodomę, powiększając upojenie miłością i zgonem.
2362Postać mroczna w witrażu poruszyła nagle obojgiem skrzydeł, mrok rozsiekany piorunami ją otoczył, z otwartego okna zesuwał się czarny cień, nawałnica dżdżu zgłuszyła krzyk Ariamana.
2363Mangro, ścigając Zolimę po kościele, pchnął ją na koniec w trumnę, jakby w łożnicę Afrodis piekielnej. I kiedy nachylił się nad nią w przemierzłej, zbrodniczej chuci, jakby dwie rzeki, unikając się, nagle się zeszły w cieśninie gór, zza ołtarza wybiegła jakaś olbrzymia kobieta i nakryła Mangra makatą. Baron wydobył sztylet i bronił się, lecz postać tej kobiety, czy demona, ze straszliwą siłą wyrwała sztylet i zmiażdżyła opór nogi de Mangra, którą on odpychał wieko trumny.
2364Potwór sznurami owiązał trumnę, nożem szerokim z szybkością błyskawiczną zrobił trzy nacięcia dla powietrza tych, co byli wewnątrz.
2365Gromnicę zgasił wicher burzy, w mroku kościoła zrobił się zgiełk — kiedy zapalili na chórze światła i przybiegli, gdzie trumna stała, już jej nie było —
2366już nie było nikogo tam! wyjściem sobie tylko wiadomym ten potwór musiał wynieść trumnę. Dokąd? Ariamanowi zdało się, że słyszy głuchy jęk i pięści bijące w lochu.
2367Wtem nastąpiła rzecz w górach jedynie możliwa.
2368Nad kaplicą wznosił się skalny wirch. Zapewne siłą burzliwego wiatru popchnięty głaz zleciał z wyżyny. Głaz odbiwszy się kilkakroć o ziemię, jakby wyrzucony z katapulty pocisk runął w dźwierze kaplicy dębowe, okute. I w jednej chwili rozwarły się, bo pękły żelaziwa, posypały się trzaski i obłok rozpylonego głazu. Ariaman, wychodząc z kaplicy, ujrzał zgromadzonych tam czcicieli Diabła, nieruchomo oczekujących jego zejścia.
2369Odpiął szybko klamry spinające krzyż nad kryptą. Ariaman, straszny w gniewie, mógł z zimną krwią zasztyletować de Mangra. Lecz teraz chodziło jeszcze o Zolimę, o cześć dla Turowego Rogu, o miłość tak długo wynoszoną na wyżyny dla księżniczki Morza!… Nim dobiegł do podwórza meczetowego, usłyszał turkot tilbury i mimo całej szybkości, zdołał tylko ujrzeć potworną kobietę, która stała w powozie, trumnę gniotła kolanem, a drugą ręką trzymała lejce. Konie targnęły od razu i pojazd, jak wicher, pognał drogą w góry.
2370Ariaman pośpieszył wziąć jednego z wierzchowców, lecz tętent koni rozbiegających się po lesie oznajmił, iż uzdy były przecięte. I zaiste, na drzewach wisiały kawałki rzemieni.
2371Burza milkła, choć błyskawice wciąż rozświetlały góry w ich królewskim majestacie. Ariaman teraz dopiero zauważył, iż stoi jeszcze z ubocza koń księcia uwiązany. Wskoczył nań i pognał. Turkot powozu dawno już umilkł, ale wszak nie mógł długo ukryć się pojazd.
2372O milę stąd będzie młyn wietrzny, dalej bór i za tym borem o kilka mil na górze leży Turów Róg.
2373 2374W sercu jego walczył gniew i upokorzenie.
2375Kto śmiał odebrać mu jego zemstę i zarazem jego miłość?
2376W myśli krążyły mu słowa jakiejś Serenady zasłyszanej:
2377
Ekstaza miłosna jego doszła szczytu, chciał teraz wydobyć z trumny Mangra, roztrącić jego mózg o skały i pchnąć w otchłań!
2378Zostać z tą szaloną, jak on sam, cudowną jak Ahur i Noc zakończyć miłością, z której już żywi nie powstaną. Ariaman zatrzymał się, skręcała droga do młyna.
2379Wśród mroków nocy zabłysło tam płonące drzewo — ostry szum śmig wiatraka rozdzierał ciszę.
2380Tam na śmigach coś wielkiego uczepione krążyło — z zawrotną szybkością.
2381Niesamowity potwór siedział skulony pod palącą się żywiczną sosną i spoglądał w śmigi kręcące się z przywiązaną do nich trumną.
2382Ariaman najechał całym pędem, gotów do wszelkiej walki. Lecz gdy zbliżył się do wiatraka, nie było już Furii. Zniknęła.
2383Teraz się zastanowił, co ma czynić? uwolnić? nie zabijając de Mangra? to nie może być.
2384Zabijając zaś teraz tego, który miał już strzaskaną nogę — to odrażające.
2385Więc uczyni, jak mu nakaże instynkt.
2386Ariaman chciał wejść do wnętrza młyna, lecz drzwi były zawarte żelaznymi zasuwami. Widać, że młyn był pusty lub młynarz był w zmowie. Próbował zahamować wiatrak, podstawiając drągi i bale.
2387Z trudem to mu się udało, choć jeden za drugim bierwiona się łamały. Nareszcie jeden wytrzymał uderzenie gigantycznego skrzydła.
2388Ariaman nadciął sznur od trumny.
2389Trumna owisła jednym bokiem, lecz wisiała wciąż.
2390Nagle Ariaman instynktownie się schylił.
2391Ogromny głaz rzucony z taką potęgą, iż rozbił deskę w młynie — przeznaczony był widać dla nieproszonego rozjemcy.
2392Ariaman uśmiechnął się, widząc że ktoś tak potężnie nienawidzi de Mangra.
2393 2394Żałobna trumna się osunęła i natychmiast wyszedł z niej de Mangro. Wcale nie pamiętając o sobie, podał uprzejmie rękę Zolimie, która wstała jakby z ciężkiego snu, lecz o kilka kroków legła na trawie, patrząc nieruchomo w gwiazdy.
2395Kiedy Ariaman pytał jej, czego żąda, prosiła, aby czekał na nią tu, nie odchodząc daleko.
2396Baron de Mangro zażądał paru chwil rozmowy z Ariamanem.
2397Ariaman zapalił stos drzewa blisko Zolimy, aby się rozgrzała —
2398sam zaś z Mangrem poszli o kilkadziesiąt kroków dalej i siedli na stopniach młyna.
2399— Teraz objaśnij mi Pan tę nikczemność!…
2400— Zwykły obyczaj naszego klubu. Nie zawierał nic zmysłowości. Wszak widzi Pan, że panna Zolima była i pozostała w toalecie balowej; ja zaś jestem w białym fraku.
2401Położenie się obok wzajem w trumnie stanowi tylko symbol wstąpienia na członka klubu.
2402Stowarzyszenie nasze dąży do zniszczenia wszelkich tajemnic, więc wstydliwość itd. jest wykroczeniem.
2403My nie bawimy się w zmysłowość. Jestem asceta, sił nasiennych używam na lepsze cele.
2404 2405Co do Zolimy, to nie jest w żadnym wypadku moja przyszła żona.
2406Geist hab' ich selbst genug[486], ja żądam czułej istoty i wiernej.
2407Jest to egoistka w najwyższym stopniu! Fantastka na zimno…
2408Jutro może się zbudzić ze sumieniem, mimo iż jest mahometanką. Wprawdzie ma odwagę spełniania czynów, od których włosy zdębiłyby się nawet Naczelnikowi tych, co rzucają w worku trupy do Bosforu.
2409— Nędzny łotrze, sam zapewne. — —
2410— Oh, oh — retoryka. Naturalnie, że ja na pewno mógłbym uczynić wszystko, gdy tego potrzebuję.
2411Ale opowiem, jak łatwo zdobywa się sympatię i ufność Zolimy.
2412— Nie waż się pan oczerniać! —
2413— Pan nigdy nie będziesz psychologiem. MilczenieWięc prosisz mnie, żebym mówił? milczenie przyzwala.
2414Było to zaraz po ogłoszeniu konstytucji w Warszawie. Mnie zamknięto na Pawiak za gorącą mowę, pannę Zolimę za to, iż drukowała coś w robotniczej drukami.
2415W więzieniu panowała swoboda większa niż tam, gdzie świstały kule i nahajki.
2416Pięciuset więźniów bawiło się pysznie. Kobieta demoniczna, Kobieta "upadła", DziewictwoI wiesz pan? że ta dziewczyna, wiedziona szczególnym instynktem, przychodziła do mej celi, kiedy mogłem się tego najmniej spodziewać. Ją nęci wszystko co jest upadłe, liche — a, pardon, nie miałem zamiaru siebie obrażać. Ale ona, ta genialna kobieta i zresztą dziewicza dotąd w najwyższym stopniu — ma np. chęć, żeby mogła zarabiać swym ciałem, jak to czynią w ogóle kobiety na świecie. Męczy ją to, że jest bogata, szanowana, uwielbiana. Chciałaby tarzać się w błocie, być wypędzoną z baru, zawisnąć na ręku człowieka, który ją sprzeda w karty do Bukaresztu lub Belgradu.
2417Jak dziwnie świecą panu oczy — widziałem coś podobnego tylko u owych tintorery, rekinów przy brzegach Florydy, które głęboko w wodzie zdradzają swą obecność fosforescencją ponurych zielonych ślepi.
2418O tak, panna Zolima to genialne dziecko, to bajeczna intuicja wszystkich zepsuć.
2419Lecz ja jej wróżę nawrócenie, będzie prorokinią jakiej sekty. Rodzaj lady Stanhope[487]; lecz nigdy Annie Besant[488]!
2420Wie pan, że to nie jest i dla pana kariera!? … W rodzinach tatarskich kobiety budzą się rano zazwyczaj w złym humorze. Z wiekiem to rośnie. A do tego, jako lady — pół nocy poświęca bardzo drobiazgowej pielęgnacji ciała — woda różnych temperatur, masaże, wanny świetlne itd. Jest piękna, a jednak… To nie dla marzyciela, który lubi wszystko zaraz i gwałtownie. Ma się z nią to, co z pięknością miast wschodnich — wewnątrz nie wypełniają tego, co obiecują z dala…
2421 2422— Muszę oznajmić, że to ja właśnie skończyłem. Jako memu wybawcy nie posyłam panu z miejsca kuli. Jesteśmy — na ten raz — kwita!
2423Mój tilbury państwu niech służy. Nie robię żadnych ustępstw. Na drodze tam jest ktoś, kto jest straszniejszy od wodza Siuksów, kiedy czyha na wroga.
2424Ale ja nie darmo polowałem na czerwonoskórych. Umiem pełzać. Gdy będę za tymi zbożami i moczarem, zahukam jak puszczyk. Widzisz pan mimikry: zaraz panu zniknę z oczu. Mój strój jest biały, lecz podszewkę ma z czarnego atłasu. Na twarz kładnę maskę czarną z otworami dla oczu. Bocian ma skrzydła czarne z wierzchu, aby go jastrząb nie dostrzegł na tle ciemnej ziemi; ma zaś białe ze spodu, aby znikał ludziom prędko z oczu na tle bladego nieba i obłoków. Natura tak przezorna nie przewidziała, że poczciwy nasz ludek będzie boćka ochraniał i nie wsadzi go co niedziela do garnka, jak tego życzył Henryk IV.
2425Teraz ostatnie słowo: jeśli pan zapragnie mi być wiernym, proszę na mnie liczyć.
2426— Masz ostatnie słowo — rzekł Ariaman, dając potężny policzek w to miejsce, gdzie było już pusto.
2427Ku najwyższemu zdumieniu, baron zniknął — nawet szelestu jego nie było słychać w zbożu, po znacznym przeciągu czasu ozwały się ponure śmiechy puchacza.
2428Ale nagle hałas rozpoczął się w lesie, wystrzał, tętent dwóch ludzi pędzących na przełaj przez las — rumot spadających kamieni — i ucichło, jakby wbiegli do jaskini.
2429Diabeł zawsze bierze w końcu swojego, pomyślał Ariaman, i myśli jego wpłynęły do krainy szczęścia, mimo tych wszystkich ohydnych przejść nocy.
2430Miał teraz w sobie już całą wielkość tatrzańskiego witezia — niepokalanie skrzydlatego, wirchowego Pana.
2431Głos wewnętrzny kazał mu śpieszyć już teraz, — wznieść Zolimę na wyżyny — i tam ją opuścić…
2432Nie czekając, aż Zolima go zawoła, podszedł do niej.
2433 2434— Dobrze mi tu jest. Już oddycham równo. Ukoiło mię to mżenie gwiazd. Miałam nieco migreny.
2435 2436 2437Przyjdź do mnie, sama jestem — zresztą zajmuję cały pawilon w ogrodzie, każę Arabowi, aby czekał na twą łódź i przyprowadził cię.
2438Minie nam jak sen — choć bez snu, ta noc. Zobaczysz, jaki cudowny wschód słońca z mojego tarasu. Tyś mnie dotąd nie znał. Jestem więcej niż Julia, niż Imogena. — —
2439Chcę przeżyć z tobą nareszcie moją długo tajoną baśń z tysięcy wschodnich nikomu niewyśnionych nocy.
2440Moja komnata ma czarne marmurowe kolumny i z masywnego złota kapitele.
2441Na ścianach, które są w dole z marmuru czarnego, a wyżej mają szkliste kolorowe mozaiki —
2442wiszą makaty jedwabne haftowane wersetami z Koranu.
2443Mam ołtarz, na którym palą się kadzidła i czarnoksięskie zioła.
2444Bo jestem czarownicą — za woalem lady.
2445Czy ty myślałeś na chwilę, że baron mógłby mię wziąć?
2446— Byłaś zamagnetyzowana przez de Mangra!
2447— Ja? ależ bawiłam się tą komedią.
2448Czyż to jest trudno kłamać? mój Boże, my kobiety kłamiemy tak, jak kwiaty, które się barwią — i wtedy są dopiero sobą.
2449De Mangro? incivil[489]…
2450gdybym chciała się tak bardzo poniżyć, czy nie znalazłabym gorszego?
2451 2452— No, może i nie. Ja z tobą tak dobrze mówię…
2453— Jesteś dzieckiem, które idzie ze świecą wśród rozsypanego prochu, wśród arsenału najstraszliwszych wybuchowych materii.
2454Błagam Cię, ufaj mej przyjaźni — ty musisz iść na wyżynach!
2455— W komnacie mej ujrzysz królowę kolibrów i tarantul — nie orlicę!
2456najmigotliwszą i najgorszą z istot, które muszą zgubić…
2457Ty zaś jesteś Prometeusz nierozpętany! — rzekła smutno.
2458Ariaman stał w mroku i stamtąd jęły wieścić słowa dziwne, potężne jak fale morza, a pokorne jak kwiaty.
2459— Prometeusz nierozpętany — tak! i wzywam cię ze straszną dumą: wzejdź na moje wirchy.
2460O miłość cię proszę? nie, miłość tylko mogę przyjąć Słonecznej — bo oddam takie królestwo mroku, rozpętam takie chmury gromowe, rzucę takimi tęczami na wszystkie ludzkie cichego szczęścia doliny — że nie mogę prosić, lecz muszę mówić, jak przystoi na wirchu, już z łańcuchów rozkutemu. — Ty przyjdź do mej groty nad morzem, w przeobrażeniu słoneczna córka Okeanosa — fala olbrzymia słońcem świetląca, mrokiem zachłannym swych głębin wyzywająca wszystkie gwiazdy — przyjdź, jeśli jesteś boska!
2461A jeśli z tej rasy roztropnych, w trzech wymiarach ludzi jeszcze zbyt szeroko się czujących —
2462to uznaj to, pani, za fantastyczny nastrój — tę noc!
2463Lecz biada twej duszy — zbyt straszne przychodzą moje dziewosłęby!… one urzekną — że każda twa droga będzie już nizinna! od każdej góry cię moja moc odtrąci — od każdego Mitu — i od wszelkich urzeczywistnień.
2464Czemu zamiast słowy kwietnymi nęcić — ja grożę?!
2465czemu mówię jak Kasandra, gdy miałbym mówić jak Porcja, sądząca sprawę o funt krwi ze serca?! — bo jest mi tak straszno za ciebie, córo Okeanosa — że ujrzysz tyle ludzkich małych tam, a choćby w znaczeniu ludzkim i wielkich, mirażów —
2466że ujrzysz przede wszystkim jeden — w sobie samej — który cię zmusi powiedzieć mi nie! i cóż?
2467niech to się spełni zaraz, niech usłyszę to Morze szczęścia, które mi odmawia — swoich tajemnic!
2468niech to się spełni zaraz przez ciebie, jak słowo bogów indyjskich, mogących nagle świat zmroczyć lub nagle rozświetlić, ubłogosławić na wielkie epoki…
2469Te mroczne wirchy też pytają milczeniem —
2470bo nie zniosłyby tej obelgi, żeby to mogło być odrzucone — to — na co zbierały się wieki długich mrocznych męczarni — burz wiosennych, linienia gwiazd i szalejącego morza.
2471Uskrzydlim w sobie moc jedynie bezwzględnie wspaniałą: Życie-Zgon.
2472O, siostro Dionizosa — raczej ty Dionizosie kobiecy — słyszysz te skowronki, które nucą już, choć wszędzie noc — za wcześnie uwierzyły w wirchy Tatr — w urzeczywistnienie — — —
2473 2474Jeśli masz w sobie tę moc, której nazwać nie chcę — bo już tylu przeżywało ją — to mi się zjaw w wielkich górach moich —
2475przeobrażona — przesłoneczniona — najgłębsza —
2476najdumniejsza — wymagająca — nieugięta —
2477miłość w zbroi, godna być mitem —
2478lecz nietknięta przez mrówczany kwas ludzkiego termityzmu —
2479Dziewicza Atene w swym niewidzialnym jeszcze promieniu!
2480Przyjdź mi słowem jedynym, postacią swą jedyną — lub zapomnij — zniwecz wszystko, co nie jest do urzeczywistnienia!
2481Jeśli słowo kiedy mogło być boskim dziewosłębem — wysyłam je — promienne, choć w mroku jeszcze — wysyłam je z najgroźniejszym, najwspanialszym wezwaniem — przyjdź ze słowem jedynym — Ty!
2482Górom wielkim nocy dzisiejszej błogosławię — choć niewiadomy mi Wschód.
2483Nie wiem, czy góry nie zechcą się zaniknąć, gdy orzeł szczęścia mego będzie wzlatywał w te regiony wielkie, szafirowe, milczące pełne niewypowiedzianych nigdy zaklęć — w te bezbrzeża myśli nieujarzmionej nigdy — nieurzeczywistnionej może też nigdy?
2484Przyjdź — dionizyjska — i zerwij łańcuchy swe przed tym, którego się ma związek z jasnowidzeniem!
2485Błogosławię ci, jeśli przyjdziesz —
2486i błogosławię ci, jeśli się cofniesz, bo już muszę być Wierzącym ci mimo wszystko.
2487Tylko, czy nastąpi mój dzień —
2488czy mroczna, Dantejska brama wyolbrzymi się przede mną —
2489Ty bądź istotnie Sobą — nie oglądaj się na nic, jakby wśród płonącej Sodomy…
2490Mówię to Spokojny — niezachwiany niczym — pragnący Wszystkiego — mogący jednak żyć dalej w tych mrocznych wyżynach, i nie wzywając już nikogo, o córo Okeanosa! — — — — — — — —
2491Trwało czas jakiś milczenie. Zolima też stała już w ciemnościach, lecz zaczęła iść w smugę jarzeń dogasającego ogniska.
2492— Podaj mi, panie, rękę i lejce.
2493Pana musi to bardzo kosztować, kiedy pan tak mówi?
2494a może nie, Walt Whitman, Tennyson, Homer żyli długo.
2495 2496— Nie wiem! — rzekł Ariaman cicho.
2497 2498— Nie wiem, jak mi dusza rozkaże.
2499— Ach, jak ja bym chciała mieć duszę, ale ja nie mam duszy.
2500Mahomet był bardzo mądry i jasnowidzący człowiek.
2501No, więc nie, na pewno. Dobrze, że mi pan powiedział, bo ja bym czekała.
2502 2503 2504Zakazuje mi — nie ujrzę ciebie. Miłości moja nadgwiezdna! —
2505Zolima w milczeniu ściągnęła lejce, konie rasowe pobiegły wspaniałym kłusem, tilbury zniknął i tylko chwilę jeszcze tętniły znikające odgłosy kopyt i kół.
2506Ariaman czuł w swej piersi, jakby rzekę zgęstniałej czarnej krwi. Nie miał gorączki, ale myśli jego były naraz jak skrzydlate burze. Chciał biec i porwać za koła, wstrzymać, wyrwać ją z tilbury — tę cudowną czarną panterę, wgnieść usta w te wielkie płomienne kochania oczu, i śmiać się z nią razem do szczęścia swego, któremu świat za mały, wobec którego Babilon dawny, Kartagina i Sydon, i Korynt, i obecne zepsucia fenickie Paryża — są tylko obrzeżem wielkiej, księżycowej bogini Astarty.
2507I mówił: Morze moje, Morze, Morze! —
2508Jakby wielkie mgły poranne zesunęły się z olbrzyma skalnego: naraz przejrzał on swój wirch z najczystszego jarzącego się rubinu. Tam w bezdeniach mrocznych własną duszę groźną nadziemną kapłańską ujrzał Ariaman. Od miesięcy żył w automatyzmie rozumu, zniweczył wszystkie świątynie Magii — i widział tylko ścieżynę z jedynym świętym Mihrabem[490] w skale Miłości —
2509teraz mogąc ją mieć, mogąc ją mieć, jak król Salomon królowę Sabę opuszczał ją — dla swych najgłębszych słów — dla Niedokonanego.
2510 2511 2512Cała ludzka namiętność odpadła go już. Przed wszystkimi duchami Tatr szedł, jak dobry rycerz. Ale mu jednak straszliwie jest smutno. Trzeba nie myśleć…
2513Ksiądz, ZbrodniaKto mógł być ten potwór, który trumnę uwiązał do wiatraka? Wspomniał Ariaman opowieści o dziwnych tajemniczych morderstwach, dokonywanych przez jakiegoś kryminalistę, który podawał się za księdza. Niedawno zdarzyła się homoseksualna zbrodnia dokonana przez księdza guwernera na dwóch paniczach…
2514Splot dzikich, nieprawdopodobnych zagadek. Trzeba je zostawić czasowi.
2515I zaczął iść, pędzony skrzydłami myśli groźniejszych niż to wszystko — płynących z zapomnianej chaty nad morzem.
2516Nie były te przeczucia — niby Chrystusowe anioły kołacące do bram:
2517były to jakieś kruki czarne, jakieś sępy olbrzymie lecące za żerem.
2518I on chciał zobaczyć, skąd płyną te sępy, gdzie lecą kraczące te kruki. I szedł w kierunku swego domu.
2519Burza jeszcze leciała nad światem, jakby wybierając najchętniej te miejsca, którymi szedł Ariaman.
2520Lecz on uciszał się w sobie i nawet starał się wrócić do pogodnej twarzy morza, które widniało wśród stepu. Księżyc wschodził.
Księżyc, wschodzący krwawo ponad misą stepu,jakby wychudła twarz świętego Jana;powietrze słodkie jak róże Alepu —i morza dal błękitna — modra — zadumana.I tu mi jeszcze słychać Twe szlochania ciche —jak krwawe liście klonu lecą na mą drogę —i czuję, że Cię w trumnę kładnę, mą niebogę,a idę w pałac marzeń stworzony przez pychę.
2521 2522Sen mi się jakiś ciemny przypomina,który ostrzegał, by podróż zaniechać —na próg w koszulce wyszła ma dziecinai mnie tak żebrze: tatusiu, nie jechać!Podniebne rzeki zmarzłego lodowcałzy moje wzięły do zimnych potoków,lustra Sardarów ujrzały wędrowca,który je przyćmił gwiazdą wieszczych mroków.Po opuszczonym błąkam się ogrodziestraszliwych przeczuć, które ból tłumaczy:śniłem, że brnę z mym dzieckiem w czarnej wodzie —krew mu garełkiem biła — i w rozpaczyniosłem na brzeg. — Więc ujrzę nad ranemmój los — i niewolnik Bogaklęknę u stóp — lub będę szatanem!
Widział już swe ukochane Murza Sichle, te dziwne moczary za nim, dokąd zlatywały się jesienią z dala tropikalne ptaki: ibisy, czaple, marabuty…
2523Niegdyś, gdy w Tatrach był klimat cejloński — tu zagnieżdżały się roje ptastwa. Teraz klimat się zmienił, lecz instynkt ptaków wciąż nakazuje, przynajmniej niektórym gatunkom, lot w te zimne, niegościnne już regiony.
2524Wśród nocy mrocznej idąc szybko przez las, musiał przeskakiwać doły, strumienie i wielkie wykroty zwalonych drzew. Ziemia ta zdała się być istotnie macierzą smoków.
2525Świecił sobie odłamem fosforyzującej hubki, bo zapałki zamokły mu, gdy musiał przechodzić w bród przez wodospad.
2526Szedł lasem głuchym, iście Madejowym. Straszne legendy o żywiołakach… Nad strumieniem głębokim przechodząc, poślizgnął się na wilgotnym kamieniu i nie upadł, lecz w skoku już niezrównoważonym uderzył kolanem o brzeg przeciwny. W oczach mu zapłonęły ostre dziryty świateł, czuł, że mdleje.
2527Lecz wytrzymał chwilę, przemył wodą bolącą nogę i szedł już z największym natężeniem. Wicher dął potężnie, zmieniając puszczę w jakiś beznadziejny sabat.
2528Myśli Ariamana były jak rozpacz ściekająca jadem. I nie dlatego, że wyrzekł się Zolimy; lecz że słyszał, widział, dotykał się ran świata i rozumiał nicość wszystkiego.
2529Olbrzymia karawana śmierci ciągnie trumny i jeszcze trumny… Cały Turów Róg żyje na tych trumnach… trochę przegniłych resztek… a on w tej infekcji gnicia musi być pieśniarzem archaniołów. I biją dzwony — stawał i nadsłuchiwał…
2530Wszakże przejrzał już wszystko, widzi lecącą w mrocznych bezgraniczach ziemię, o którą nikt na gwiazdach nie dba; widzi to życie krzewiące się z nędznego splotu bioder i ud.
2531Ludzkość — wielkie drapieżne glistowate jestestwo, pozostawione sobie samej, jak ławica polipów morskich…
2532Obraz świataNie rządzi ziemią prawo boże. Prometeiczne wystarczanie sobie — dla duchów najwyższych ludzkich; dla innych — apetyt życiowy, metresa, noc lubieżna z kochankiem, złota rulon, wsypany do kasy ogniotrwałej, sława roznoszona przez dzienniki — nie, jeszcze nie to męczyło duszę Ariamana!
2533Lecz miał pewność, że jakieś piekło bez dna i bez granic czeka nań tuż — zaraz za tymi drzewami.
2534Kiedy napłynęła nadzieja, obiecywał sobie, że musi wszystko być odmienione: będzie pracował jak Walt Whitman na ziemi ornej nad morzem i stworzy Religię.
2535Mag Litwor wiele mu rozświetlił tajni, inne będzie już rozwierał sam.
2536 2537W chaotycznej, złowrogiej rewolucyjnej walce wszystkich przeciw Wszystkim — będzie Wulkanem, z najgłębszych cieni swej duszy wyłoni cud — żywe fosforescencje nowego Bytu, jaki jeszcze nie istniał.
2538Potęga królów asyryjskich złączy się z mądrością indyjskich Riszich.
2539Nagle zatrzymał się, serce mu przestawało bić.
2540Miał wrażenie, że coś niewymownie podłego owinęło mu Wielki ołtarz — nawet nie żmija — lecz płaz inny — nic, nic zwierzęcego — abstrakcja — cień —
2541 2542Lęk złowrogi, że się coś może stać, czego nie widziały gwiazdy — —
2543Wicher wył — drzewa skrzypiały lub, kołysząc się, tworzyły szum potężnego morza.
2544 2545wszakże mam teraz dopiero skarby, uczucia i możność postawić drabinę i na słońce iść zagasłe, i je zapalić!
2546Mówiąc to, deptał jakieś podstępne, pełznące łzy.
2547Już był blisko domu. Paliły się tam złowieszcze światła.
2548Zapukał. Nie odpowiedziano mu. Serce mu zabiło gwałtowniej, wyrwawszy się naraz jak zwierzę z ciemnej klatki. Rozwarł drzwi.
2549W wielkiej izbie płonęły gromnice. Kilka gałązek nakrywało trumienkę. Tam ktoś spał.
2550Poznał te cudownie piękne rysy i nieruchome szafiry. W drugim pokoju leżało dziecko drugie.
2551Widać dogorywające. Lampka oświetlała straszliwą, krwawą, ropiejącą maskę na jego twarzyczce.
2552Oczy nic niewidzące patrzyły weń.
2553Cofnął się. Nie szukał wyjaśnienia. Był spokojny w powadze straszliwej, podobny Diabłu, który stanął nad Synajem. Drzwi wychodzące do kuchni były rozwarte. Na progu w półmroku siedział strach. Nie —
2554 2555Ten wyschły szkielet… Dotknął jej twarzy… Ona uchwyciła jego rękę i zaczęła całować mokrymi usty.
2556— Uspokójmy się — rzekł Ariaman, lecz głos jego wydał mu się tak dziwnym, jakby to rzekł upiór — zupełnie ktoś mu nieznany.
2557Żona powstała i głowę przycisnęła mu do piersi.
2558 2559I nie mógł uklęknąć wraz z nią, lecz coś szeptał do Kogoś.
2560Ale były to myśli straszne Demona już z piekieł.
2561On myślał, że, jeżeli nie stanie się teraz cud natychmiastowo, jeżeli mu te dzieci nie przyjdą z uśmiechem wesołym — jak dawniej — jeśli ta ziemia czarna, podła —
2562 2563tym nożem on zamorduje — Tego na krzyżu — i tego jeszcze Tam…
2564Żona jego, szkielet, w którym biło nierównym, ciężkim dygotem serce — jakby ono tylko pozostało z całego człowieczego istnienia —
2565żona — kochająca go nad wszystkie światy za grobem i tu —
2566ona tylko trzymała jego dłoń, czując, że z nim się staje coś potworniejszego, niż dusza ludzka znieść może.
2567On podszedł do dzieciątka jeszcze tchnącego.
2568Położył dłoń na jego czole i coś mu nakazał, jak Mojżesz swemu ludowi.
2569Wziął duszyczkę jego w swe możne jestestwo.
2570Upadła tam na głazy wiekuiste plama krwi z ustek — i była to pieczęć straszliwa na tym oskarżeniu, które pisał.
2571Lampka krwawo pełgała przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej.
2572On patrzył w tę marę umysłu ludzkiego, który wymyślił sobie takie pomoce — i takie Opiekunki! Wziął trupy małe i wyniósł w noc ciemną — z latarką szukał motyki, kopał — zrobił dwie mogiły.
2573Nakazał żonie nie płakać — mówił krótko, jak kapitan na okręcie tonącym.
2574Czynił wszystko bardzo spokojnie — w tę noc. W tę noc najwyższą, jaką przeżył na ziemi. Wspanialszą w swym nieszczęściu, grzechu i opuszczeniu niż Bóg i jego niebiosa. Potem chciał, nie wiadomo już dlaczego, ucałować nogi swej żonie, schylił się — i omdlał. I szkielet o wielkim, bijącym sercu cucił go i wołał do życia tym dziwnym, najdziwniejszym głosem miłości, która już wszystko oddała i nie bierze już nic.
2575Ariaman rozwarł oczy, odetchnął szeroko — podniósł się, rozprostował ramiona, wziął za rękę to widmo — rzekł:
2576— Jestem mocny. To straszne… Dobrze mi. Ja się zmierzę — z Tym. No tak… chodźmy… Daleko! —
2577Wicher wstrząsnął drzewami, jakby podły kat, który chce wymusić wyznanie z ludzi, którzy nie mogą już niczego więcej wyznać!
2578Niebo było czarne, złe, nikczemnie smutne, lecz on był spokojny i teraz dopiero widział, że Król Wężów ma rację, chcąc zniszczyć istnienie. Wszelka głębia musi unicestwiać. Nadmierna moc musi zabijać.
2579I na ziemi całej nie było mu już nic droższego nad to widmo kobiety której kostki czepiały się jego potężnego ramienia.
2580Ujrzał świat jako olbrzymią jaskinię Króla Wężów.
2581A serce leciało bezdrożem kamienistym, pod oślepiający księżyc… i tak im świeciło! tak świeciło w tę Noc!
A gdym buchnął krwawicą z ust,wszystkie się nieba zebrały anhelicei płakały nade mną.Chmury zerwały tamę i pękł nieba spust.Matka Boska, ReligiaPachniały wieńce krzyża — i gromnice —i stary Matki Bożej bohomaz świecił srebrem.I lał się za oknem deszcz w mrokui woda pluskała nad cebrem.I zegar bił prędko dwanaście uderzeń.I umierało jedno z moich białych wierzeń.I byłem cichy, wiedząc, że w niebie jest na mniewydany sąd — i będzie głoszony stubramniepo wszystkich murach — w Grodzie Potępienia.Bulgotał w rynnach deszcz. Wlokły się czarne milczenia.Zegar bił. SzatanCóż jest Szatan? Ten, który idzie wbrew Boga.W grocie samotnej nad morzem palą się dymy z trójnoga —wśród drzew się szarpią błyskawice —a z domu wyszły chore myszy, by zaczerpnąć tchu.Tym myszkom ludzie święci wszczepili błonicę —— — taki mrok zimny — i taka ulewa — i tuja niegdyś miałem niebo otworzone.O Lucyferze! tam gdzie lwy w pustyniachi gdzie haftują gwiazdy czarną tajemnic zasłonę,tam pójdę — z błyskiem ognia w podziemnych świątyniach!
2582
W duszy Ariamana świat zniknął, zamiast niego utworzyła się otchłań! Było to tak, jakby w burzy Kosmicznej nagle zwaliło się drzewo Igdrazil utrzymujące na swych konarach wszelki byt, zaś olbrzym życia Imir nie mógł i nie chciał zasypać strasznej głębokiej jamy, w której się zagnieździło piekło, sięgające głęboko aż w antypody rozumu — w absurd.
2583Rozum, Niebo, Bóg, Rozpacz, Los, SzaleństwoRozum jest oparty na kategoriach i odczuciu życia. Wobec faktu śmierci musi zamilczeć lub mówi rzeczy dowolne, jak kanclerz Państwa niebiańskiego po jego ostatnim rozbiorze. Niebo zniknęło dla człowieka, którego pochłonęła ziemia. Bóg staje się najdoskonalszym nieistnieniem dla tego, którego pochłonęła rozpacz. Mówią jeszcze: Los. Lecz z równą ścisłością można by powiedzieć: Złośliwe Wariactwo.
2584Mówi się: konsekwencja życia. Lecz jakaż konsekwencja życia mogła utworzyć tę otchłań wszelkich niemożebnych cierpień, żądz i tęsknot, która się zwie — sercem? konsekwencja w okrucieństwie, niekonsekwencja w błogosławieniu?
2585Prawdziwie, dziwić się można spokojowi i rozumnemu uczuciu Ariamana, który z największą troskliwością żonę zaprowadził do groty i widząc, iż ona zapada w letarg, magnetyzował ją i złożył na suchych, wonnych, magicznych ziołach.
2586Potem wrócił do swej chaty i, nie wchodząc do wnętrza, podpalił ją z czterech rogów.
2587Teraz była kwestia, co czynić dalej z życiem.
2588Wytrwać w spokoju nie mógł ani chwili. Pożerał go demonizm czynu, walki, chciałby okrętem być, który zmaga się z burzą, chciałby raczej burzą być, która wydziera lasy, najlepiej zaś — trzęsieniem ziemi i niszczyć wszystko: świątynie, kochanków, zostawić tylko fabrykę armat i teatr dla Pandemonium. — Zajrzał jeszcze, ujrzał żonę leżącą w grocie bursztynowej, gdyż całe dno usiane było wielkimi odłamami bursztynu, który stopił się w fantastyczną głębię złocistą i purpurową. Przy świetle pochodni — wydawała się ta grota godną czarodziejki Kalipso.
2589
Szedł Ariaman szybko w księżycowym świetle ku jezioru Demonów, gdzie, jak mówią, można było wywołać Króla Wężów.
2590 2591Nigdy Ariaman nie chodził szosami. Teraz mu było koniecznością nie być już na wirchach, gdyż czuł, że chwila — a rozpocznie się obłęd.
2592Pospolitować się musiał, pospolitować swą duszę, swoją męczarnię!…
2593Nie ominął i rogatki celnej przy miasteczku Perditempie, która była przeznaczona dla opłat wwożonego mięsa i w ogóle żywności.
2594Usłyszał wrzaski już z daleka.
2595W karczmie brzęk wybitego okna.
2596Karczem było w Perditempie mistyczne 44 i baron de Mangro chętnie popierał ten narodowy przemysł, skutecznie walcząc z Żydami. Toteż górale przepijali rocznie większą część swych dochodów na gościach, tj. zdrowie, kultura i przyszłość narodu oddawane były propinacjom. —
2597Wyleciała dama publiczna pijana, kawaler jakiś przekonywał ją miękko.
2598Dama krzyczała tak potwornie rynsztokową gwarą, że nawet pijany „Wyszybajło” z maison publique nie mógłby nic trafniejszego sam na sam wymamrotać.
2599Po długiej chwili, kiedy wszystkie żony oficerów i urzędników, narażając na katar swe wdzięki wynegliżowane w ciemnych lufcikach, nasyciły się już krótką plugawą zwięzłością całej Kamasutry, swoistej nauki kochania —
2600zjawił się nareszcie żandarm. Dama pijana upierała się przy twierdzeniu, że cały urząd żandarmski ma o wiele niżej, niż zwykle się nosi order — nadto, że żona rotmistrza odbiła jej kochanka — i za to musi ona wybić jeszcze jedno okno!
2601Młody sutener miękko ją przekonywał, mówiąc: dziecko, nie mów nic, bo ja cię zafądziam. —
2602Dama odpowiadała mu Kamasutrą swoistego przędziwa. Wreszcie na zaproszenie do aresztu rzekła, iż chce, aby i jej alfonsa wzięli, i jej matkę starą ladacznicę. — Jak chyżo przeskakuje jeleń kałużę, w której się kłębią robaki obmierzłe, tak Ariaman w innym czasie przeszedłby, nie słysząc i nie widząc tego „na dnie”. Teraz widział, słyszał i głęboko się zastanawiał.
2603Nie może kościół zmienić natury ludzkiej. Bo natura ludzka wyrasta z takiego gruntu, na jakim nie zna się kościół.
2604Trzeba by innego zupełnie systemu gospodarki rolnej, aby glebę ludzką zmienić na wspaniały las życia, zamiast roślinności bagiennej! Polska nie ma już busoli moralnej w katolicyzmie. Dawniej husarzowi skrzydlatemu wystarczało błogosławienie kościelne, aby jego baba zmieniała się mu w echo mniej lub więcej bliskie Matki Boskiej. Lecz już ci nieliczni, dawni i współcześni korybanci wielkich misteriów Ziemi — czym są wobec narodowego sumienia? gorszycielami. Czym wobec natury? latarnią morską.
2605Lecz co to wszystko obchodzi teraz Ariamana? I co tu poradzą Tatry, wirchy, indyjskie Giwanty i Mera, na co tu zda się Mag Litwor, kiedy sama zasada życia w Polsce — jest trzęsawiskiem, w którym przegląda się karykaturalne Niebo!
2606Króla Wężów tu trzeba, jego potwornych, żelaznych pierścieni, żeby to plugastwo ludzkie kopytami tratować, w kadry szykować chłopów co walniejszych, igrać ze Śmiercią tak, jak ona igra ze świętościami istnień, w kobietach widzieć nie anhelice, ale Praiły.
2607A jeśli którą trzeba poskromić — to tak, jak uczynił któryś wojewoda w Pamiętnikach Paska — co ostrogi przywiązał sobie do kolan — i tak; poszedł do małżeńskiej łożnicy swej niewiernej. Wtedy i ta przestałaby mdłą być polską niewieścią zaciereczką.
2608Ariaman musiał iść czarnym glebem w mroku ku przełęczy, na której wicher zrywał skały i miotał w niedosłyszalne dno przepaści morskiej. Księżyc już był na wierzchołku nieba i oświecał nisko pod Ariamanem płynące zwały chmur, niby zamieć śnieżną.
2609W mroku rozmyślał nad jedynym słowem.
2610Nad jedynym słowem, jak określić tego Ducha, który to wszystko utrzymuje i niszczy?
2611Gdyż Karma jest tu pojęciem pastorskim. To, że dziecko umiera w konwulsjach, nie może wypływać jako zadośćuczynienie z win poprzednich, ani też jako cement przyszłości. Już i Chrystus powiedział głęboką rewelację bezwinności cierpienia, mówiąc o wieży w Sychem, która się zwaliła przypadkowo na tłum. Ariaman nie był religijnym fanatykiem, jednakże rozpoczął teraz jakby proces z Bogiem, silił się aż po rękojeść wbić miecz swemu przeznaczeniu. I wiedział, że to niedorzeczne mścić się na skale, która przywaliła mu serce. Lecz nie mógł przytłumić straszliwego zarzewia gniewu, który w nim palił się niewidzialny, straszny, jak pożar w kopalniach nafty.
2612Nie było na kim poszukiwać winy. Zaczął siebie oskarżać w sposób niezmiernie ostry, inkwizytorski. Wprawdzie rozumowo biorąc, cóż mógł był poradzić na chorobę zaraźliwą i śmiertelną, w miejscu, gdzie lekarzy nie brakło?
2613Tak, jednego zabrakło — jego własnego, potężnego żądania, aby się to nie stało!
2614jego wola nie wzniosła się granią skalistą, przez którą nie mogłaby przejść Śmierć.
2615Nie zażądał życia — on, który życie dał tym najdroższym!
2616Więc na dnie swej istoty — on zaprzecza życiu, on je chce zniszczyć, tylko w momentach zbyt straszliwego bólu — mówi: Życie, nie gaśnij!
2617Ten kto zaprzecza życiu, jest świętym lub szatanem.
2618Świętym Ariaman nie jest, nie chce być, gardzi tym! —
2619Omal nie spadł, gdyż zerwała się skałka mu pod ręką. Kruche były tu skały, nie darmo zwane Łomnicą.
2620 2621Wicher wył z siłą mogącą połamać najgrubsze drzewa. Należało się kryć za wysterki skał. Lecz Ariaman czuł się dobrze w tej wściekłej muzyce, złożonej z tysiąca orkiestr piekielnych.
2622Mózg nie mógł nic wymyśleć, prócz poddania i rezygnacji. Lecz tych dwóch słów nie miał w mowie swej jaźni. Co innego, że można się zaczaić.
2623 2624Z kim tu należy stoczyć walkę?
2625Kto jest dość potężnym przeciwnikiem?
2626on sam! Walka ze samym sobą — z własnym zaufaniem w szczęście, harmonię i wielki ład Kosmosu.
2627Ten, kto chce zwyciężyć swój los tragiczny — musi stawić ołtarze Lucyferowemu Światłu. Dlaczegóż klęka na tych głazach, skąd może być strąconym w otchłań przerażającą —
2628i modli się… ten atawistyczny polski Abel?!
2629Lecz Kain zamierza się nań maczugą! Kain-Król miast Cyklopejskich, praw na żelaznych tablicach rytych przy ofierze z tysięcy jeńców!
2630Świsnęło koło niego coś jakby kula i odbił się złomek granitu.
2631Tam nad jeziorem — uczuł, że jest jakaś Furia piekielna.
2632I nagle wspomniał powiedzenie żony — iż widziała widmo kobiety czarnej, pięknej, która zabijała mu dzieci.
2633 2634Wymierzył cios maczugą, wydał tryumfalny świst i zbiegł olbrzymimi susami, jak kozodój, diabeł skalny, kiedy z dzikim jarzeniem w oczach wytężając wszystkie swe siły, ściga i zabija echa świętych, wielkanocnych dzwonów, które tu wlatują w Tatrzańskie mroczne samotnie.
2635Zaiste, był teraz synem Króla Wężów!…
2636Nad jeziorem rosły niezmierne, z pewnością więcej niż tysiącletnie, modrzewie i limby.
2637Wśród lasu nad jeziorem był prawieczny dąb, wyżłobiony wewnątrz, lecz zielony nawet zimą, ostatni król dawnej puszczy dębowej. Tajemnicę mocy jego życia stanowiło maleńkie źródło wiecznie ciepłych wód. W Dębie gigancie była świątyńka, do której Zolima uciekała czasem, miewając też, jak Muzaferid, wybuchy melancholii.
2638Jeśli nie wyła nad morzem Kościeliskim, gdzie potonęły dżunki, to wpatrywała się nieraz, zesiadłszy z konia, z rękawiczkami długimi zaciągniętymi nad kolana, niby klinga krzywego miecza — w sukni czarnej, z włosami rozwianymi —
2639wpatrywała się w toń bezdennie melancholijną, złowrogą, bez dna. W dębie płonęła zielonawym mżeniem lampa, przeciskało się światło przez ciężką ze skóry niedźwiedziej zasłonę.
2640Dąb był tak gruby, iż trzeba było uczynić sto kilkadziesiąt kroków, aby można było obejść dokoła. We wnętrzu pnia rozległ się poryk, jakby dzikiego zwierzęcia. Ariaman wszedł przez zasłonę. Ujrzał, iż wnętrze dębu było podzielone zasłonami na kilka maleńkich cel. W pierwszej był głaz i na nim bożyszcze mongolskie szczerozłote.
2641W drugiej (atmosfera wonna od werbeny) był stolik lakowany mandżurski, na nim rozłożone karty też nieeuropejskie, ze wschodnimi, kabalistycznymi znakami.
2642Mata do spania, instrument dziwny do muzyki, sztucer wiszący na ścianie dębu oraz kilka książek wschodnich na półeczce. Były tu nadzwyczaj rzadkie lub może nieznane rękopisy praw Dżyngishana, opowieść z miniaturami o Potockiej w Bachczysaraju; tom Beniowskiego i tom wyższej matematyki.
2643Kiedy to rozglądał Ariaman, nie dotykając niczego, rozległ się wesoły śmiech tuż zza kotary.
2644— Widzi pan, że mnie pan znalazł. Ale do mnie teraz nie można. Tu jest cysterna kamienna i ja kąpię się w tym naturalnym ciepłym źródle. Zbyt zimną jest bowiem woda tam w jeziornych głębinach, żeby można było spełniać nakazy Proroka. Jakże pan przyjął moje powitanie na przełęczy? Ta kula wyleciała z mojego sztucera. Ktokolwiek by tu szedł, spotka się od razu z moją kulą, a wyczuje go choćby na największą odległość moja czarna pantera, z którą radzę być w wielkiej zgodzie. Kto się jej spodoba, temu krzywdy nie uczyni. — Mój sztucer niesie na 4000 metrów i na ten dystans, pan wie, iż nie chybiam. Zatem ma pan już drugi dowód, iż właścicielka pantery jest dla pana odmieniona. —
2645Usłyszał potem już tylko pluskanie wody.
2646 2647— Przepraszam, że wyjdę w mym bałachonie[491]. —
2648I weszła w złocistej, jedwabnej tkaninie podobna do Diany myśliwej, trzymając za obrożę panterę czarną, która łasić się zaczęła do Ariamana.
2649— Właściwie, to jest zły znak, że pana takie zwierzę może od razu polubić.
2650Witam w Nieszczęściu, o którym wiem z kart. —
2651Była wonna młodością boskiego ciała, cudna od upojonych włosów, rozsypanych jak węże. Oczy jej były teraz podobne do zatok Morza Czarnego, kiedy wśród burzy zmącą się z dna iły naftowe — wielkie tęczowe kręgi nadają mrokom wód jakiegoś niesłychanego demonizmu źrenic Lewiatana.
2652— Ja kładłam kabałę. I wypadło wielkie nieszczęście przeżyte już — i prawie mogłabym dokładnie powiedzieć!
2653Najważniejsze, iżeśmy się odnaleźli.
2654Na cóż mamy gubić znowu swój ślad w nieskończoności? Mówię to, bo mnie niepokoi wyraz Twych oczu!
2655Nie dziw się, że mnie widzisz inną, niż mnie znały twe myśli. Jestem zaprawdę taka, jakiej pragnęło twe wieszcze serce. Lecz stało się to naraz — w owej chwili, kiedy mówiłeś do mnie przy tym diabelnym młynie — byłam tylko lub pragnęłam stać się zwykłą Demi-Vièrge[492]. Teraz jam Walkiria, godna Demona! —
2656Ariaman stał na progu groty dębowej, patrzył w jezioro przy księżycu i schylał się, biorąc grudki śniegu do ust.
2657Zauważyła to Zolima, szybko nalała gotującej się wody do imbryczka, zasypała herbaty dziwnej, bo wnet powietrze stało się pełne chińskich róż.
2658Na złotej tacy przyniosła Ariamanowi dwie z przeźroczystej starej chiny filiżanki, klękając przy nim, jak wyśniona kochanka Peri.
2659— Kiedy wyjdziemy stąd, roztworzym bramy nowym dziejom.
2660Ty posiadasz w sobie więcej niż Faust fakultetów i jesteś z uzdolnienia wynalazcą nieustępującym Księciu Hubertowi.
2661Więc wraz z kapitanem Anacharzisem tworzycie potęgę. Rozwiążecie wszystkie zagadki świata Du Bois Reymonda. —
2662Ty metafizyką i religią nową, książę Hubert swymi wynalazkami lotu napowietrznego, przedłużeniem życia do kresów dowolnych. Książę wiele już zdobył, lecz nie ma celu dla swej woli.
2663Ten cel metafizyczny ty możesz tylko odkryć.
2664Kapitan Anacharzis ogarnia sfery działań społecznych.
2665 2666Teraz, kiedyśmy już to omówili, czy mogę mu podać filiżaneczkę herbaty z ogrodów bogdyhana? zbierałam własnoręcznie, bo matka cesarza była dla mnie bardzo uprzejma! —
2667Kiedy Zolima ofiarowała filiżaneczkę lotusową, w której złocił się płyn, Ariaman podjął szczyptę ziemi, potem zakłuł sobie rękę puginałem i krew tę sączył do filiżaneczki.
2668Napój dziwaczny krwawy i czarny od ziemi chciał podnieść do ust.
2669 2670— Mistyczny obrządek wystarczania sobie samemu?
2671To będzie dla mnie — i wtedy znaczy, że nie możemy już rozerwać łańcucha. —
2672 2673— Trudno mi mówić tobie po imieniu. Chciałabym ci nadać tytuł jakiegoś wschodniego władcy, lecz taki, jakiego jeszcze nie było. Tu jest duch w tych górach, który nigdy jeszcze nie skalał się przybraniem ludzkiego kształtu. Bądź nim…
2674Gdybym miała duszę, oddałabym ją Jemu.
2675Ale ciała bez duszy On nie chce.
2676 2677Widzę ciebie teraz lazurowym, jak posąg Buddy w księżycowym świetle! —
2678(Więc dla tej meduzy było jeszcze światłem wrzące w niej piekło, i on — Demon, wydawał się jej w aureolach świętości!)
2679— Lecz to może znaczyć zupełnie co innego. Utraciłam brata, miał lat 18, był idealnie dobry i chciał być koniecznie Suffim, tj. świętym mahometańskim.
2680I raz wchodząc do jego pokoju, zastałam go wiszącego. Pokażę ci fotografię — uczyniłam ją, kiedy wisiał. — Zniknęła za zasłoną.
2681Ariaman, mimo iż był silny, nie obliczył, iż wszystko się kończy i siły witezia Pratatr również.
2682Wyszedł za próg, gdzie leżał w wąwozie śnieg — oczu nie odwodził od jeziora, na którym tańczyły miriady iskier złotych, drukowanych przez księżyc w niewysłowioną Biblię duchów.
2683Król Wężów śle mu orędzie swe — lecz co znaczy — iż jego całego ogarnia Chrystus? Odepchnął — —
2684 2685I padł twarzą w śnieg. Leżał tak bez ruchu. Zwlókł się potem o kilka stóp, siedział na śniegu i patrzył znowu w jezioro — bo tam znowu pisał Król Wężów swe orędzie, teraz nawet sam płynie przez jezioro — olbrzymi korpus wzniósł nad wodę, niby okręt Argo zwycięski — obłok czarny z niego się oddziela.
2686Znowu Ariaman wyciągnął się na śniegu bez czucia.
2687Kiedy wzrok jego błądzić zaczął w wyżynie nieba — uczuł, iż ktoś obok siedzi, włosami owija — i na piersi jedwabistej kładzie jego głowę.
2688Ariaman nie widział nieba nad sobą, widział serce krwawe tam po ścieżynie w górach, wlokące się wolno — z trudem, drące się na głazach.
2689Meduza przy nim, która ma węże na głowie, wydarła tamto serce!
2690Przypomina teraz: w grocie Króla Wężów znał już Zolimę — zwała się —
2691nie pomni. Starodawnie, a w najdalszą przyszłość…
2692 2693Serce tam na ścieżynie górskiej zaczęło się wpatrywać w niego jasnowidzącymi oczyma.
2694Wstał i podniósł się na koniec z tego trzykrotnego raz po razie omdlenia. Wziął do ust śniegu, był zupełnie przytomny i wiedział, że takim już zostanie.
2695Śmiał się. Lecz to jemu się tak zdawało, bo Zolima słyszała tylko głuchy zgrzyt zębów.
2696Leżała nieco wyżej nad nim, rozłożyła szkarłatny szal, księżyc oświetlał jej niebieskawe ciało w rozwiewającym się jedwabiu.
2697Noc była letnia, niezwykle ciepła.
2698— Nie weźmiesz mię? — spytała cichutko, jak Persefona, kiedy za chwilę ma wstąpić w mroki podziemi Hadesu.
2699Zaśpiewał Ariaman — echo śpiewu dzikiego potężnego zafalowało wśród skał. Król Wężów napoił już ze swego rogu, napełnił mu płuca wichrem z atlantyckich rozchybotań wodnych; władnął teraz Jaźnią jak mityczny heroj[493].
2700— Ty wiesz — rzekła — noc taka nie powtórzy się już w zodiaku mego życia.
2701Rozkwitam tej nocy i tej nocy zabłyśnie jak meteor kwiat mojej duszy.
2702Jeśli możesz zapomnieć dla mnie o swym nieszczęściu, przyjdź.
2703Jeśli możesz być Zdobywcą świata, który, na rydwanie jadąc, nie patrzy, na kogo wstąpią kopyta jego mrocznych rumaków — z gwiazdami na naczelniku swych łbów — przyjdź.
2704Jeśli możesz ze mną wejść do groty Króla Wężów i tam nowe prawa napisać dla Polski — idźmy tam.
2705Nie możesz tego uczynić samotny, jak dawniej. Jakąż mocą będziesz się nakarmiał w tych złowrogich pustyniach? — Ty, który masz niebo nicości nad sobą, noc antarktyczną w swym sercu — i tylko głęboko tam, najgłębiej — niedojrzany pieni się Ocean strasznej nieohamowanej, nie z tego świata — metafizycznej radości!
2706 2707i dlatego nie ma okrutniejszej dla ciebie niż moja gwiazda. Wyrzekam się marnych form, zwietrzałych słów — dla najgłębszej istotności, którą tworzymy my dwoje — w Nieskończeniu!
2708Patrz, zanim ten księżyc będzie zakryty chmurą, która się do niego zbliża, zanim nagą mnie zamrozi ten wicher, przyjdziesz do mnie, kochanku Błyskawicy, jakiego nie miała Heloiza ani Sziakuntala!
2709Przyjdziesz. Lub jeśli nie przyjdziesz, zapadnie między nas otchłań większa niż ta, która rozdzieliła Hewę, idącą za Wężem, od Archanioła.
2710Jestem Kobieta — Światło Wschodu.
2711Mogę stać się Nemezis, mrokiem podksiężycowych cieniów — jako ta mumia w British Museum królowej Egiptu Nemezis, której każdy kto dotknie — umierać musi; każdemu, kto upragnie jej mrocznych, agatowych oczu — nieszczęście zabrzmi w jego najgłębszy mogilny dzwon. —
2712Wysoko wśród modrych, niewypowiedzianie głębokich, apokaliptycznych zasłon — góry aż ku planetom wzniesione, i tam jakiś olbrzym Bóg… cherubimy niżej zstępują po stopniach — uczuł, iż on sam ma skrzydła, ma sześcioro skrzydeł, które go niosły nad głębiami — tam!
2713Tu zaś kobieta wyśniona, będąca zaprzeczeniem wszystkiego Nieba — i wstępowań!
2714Jako człowiek, który uchwycił rękoma za dwie rozchodzące się skały w Odysei opiewane —
2715nagle czuje, iż one się rozchodzą — nie może wypuścić żadnej z nich, a pod nim straszliwa morska wira[494] skłębia się — wicher na domiar mu bije w twarz i zaślepia, — skały rozchodzą się, trzeba jedną z nich wypuścić na zawsze — w jednej z nich — i nie wiadomo, w której — najświętszy skarb, najświętsze Przeznaczenie — —
2716tak Ariaman czuł się w nieludzkiej męczarni rozdzieranym.
2717Wtem nagle wspomniał oczy zimne swej małej królewienki — buchnął w nim tak potworny, niesprzymierzony odtąd już nigdy z Niebem gniew —
2718że krzyknął dziko, tryumfalnie, jakby miał już pod swym mieczem tego pożądanego Wroga!
2719Śmiał się wspaniale, zwaliwszy wszystkie zakony świata, jakie objawiał kiedykolwiek Zaratustra i Manu, Chrystus i Orfeusz…
2720Wola jego była teraz ową pieniącą się wezbraną szeroko rzeką, która już wypłynęła z cieśnin górskich. Mógł czynić, co chciał.
2721Miał wszystko, czego zażądał kiedy. Mógł być Czarnym Magiem i miał Selenę. —
2722Chmura zbliżała się do księżyca, miała go zakryć za chwilę.
2723Zolima stała posągowo naga w uchyleniu swych złocistych szat. Boska — w udach mocnych, w piersi rozwiniętej, w łonie będącym tylko niedostrzegalnym falowaniem od ud aż do gór piersi.
2724Lecz nade wszystko głowa jej w całej puszczy tropikalnej, mrocznej włosów — i twarz teraz w miłości mistycznej dochodząca grozy… Wśród wierzchołków gór wicher zaczął grać melodię obłędną, jakby całe miasto demonów płynęło w powietrzu.
2725Czymś niewyrażalnym przenikniona Zolima zaczęła biec. Biegła ku wzgórzom leśnym, wyczerpana upadła głową w dół na dziki zwał głazów.
2726 2727Księżyc oślepiał i z głazów czynił jakieś bryły niebywałego blasku — niby lazuli, malachit, onyksy, blade aragonity — i mroczny nierozświetlny nefryt —
2728Ariaman szedł z wolna, podszedł do leżącej rusałki. Podniósł ją i patrzył.
2729Nie całował jej głowy, leżącej niżej niż tors, przechylonej ku jezioru tak, że jezioro to odbijało się w jej oczach, niby w dwóch świetnych Sezamach.
2730W powietrzu muzyka mogilnej melancholii łkała, zdało się, jakaś postać z ołtarza padła na klęczki i błaga — i czołga się — i tęskni. Błyskawice krwawe jęły mżeć, gasząc blask miesięczny.
2731Legł obok niej i patrzył w jezioro, gdzie działy się mity. Uczuł jej usta, całunku nie oddał wzajemnie. Wziął ją tak zimno, jak wąż łączy się z wężycą.
2732 2733Nie wiedział nawet, czy odeszła z niego rozrodcza moc.
2734Kiedy Ona wytężyła się w ekstazie, gigantyczna postać Króla Wężów zabłysła wśród gór, przechyliła swą koronę nad falujące lasu wierzchołki.
2735Ariaman wyrzekł głośno, spokojnie, jak bizantyjski cesarz Archiereus, czytający wyrok zagłady dla całego plemienia innowierców:
2736— Niechaj będzie Demonem na wieki wieków — to, co się z nas teraz narodzi.
2737— I ja tego żądam — rzekła Zolima.
2738 2739Chmura przepłynęła — lecz księżyc już zaszedł za góry.
2740Mżenia błyskawic stawały się coraz potężniejsze.
2741Wstał i odjął ręce Zolimy ze swej szyi.
2742 2743Na przełęczy w długim, konwulsyjnym mżeniu łyśnicy — ujrzał żonę idącą w lunatyzmie, targaną wichrem, czepiającą się skał, które wisiały nad jeziorem.
2744Mrok nagły. — Ariaman już zrozumiał wyrok piekła wydany nad sobą, założył ręce i patrzył w mrok. Łysnęło. Z wyżyny tysiąca metrów postać biała, wydająca się przeźroczystą okiścią zamarzłą, wyciągnęła ręce — jakby błogosławiąc — czy — —? wtem wicher ją porwał i uniósł. Ariaman tak zatrząsł młodym drzewem jodły, o które się wspierał, iż ono trzasło u nasady. Mrok nieprzejrzany.
2745Teraz — teraz — łyskawice tworzą jeden taniec szalony nad jeziorem, podobnym roztopionej lawie w kraterze —
2746 2747nim dobiegł Ariaman jeziora, tam runęła.
2748ŁzyFontanna obłoczna wytrysła z nurtu czarnego, niby gejzer gorących łez. Bo musiały być gorące łzy jeziora — bo tu musiał ktoś płakać — choćby jezioro i kamień!
2749
Wśród lasu mrocznego, więcej niż tysiącletnich modrzewi i limb, wrytych w niewymiernie smutną, rozpaczną, tylko że zazwyczaj nieświadomą ziemię Tatr, szedł Wędrowiec.
*
X. Trochę metafizyki i krwi z płuc
2750 2751Z okien Turowego Rogu widok, jakby na targaną zwątpieniami duszę; chmury Wezuwiuszowym popiołem przytłaczały niebo, zabierając ze ziemi całe światło i oddech; niewidzialne niezłomne podniebne wirchy, mroczne lasy, zanurzone w mgłach — nie błyskają już w szmaragdowej baśni, nie roziskrza ich słońce; w kaskadach nie śpieszą zanurzyć się pluskotnice — tylko Czarni Pankowie, w mgłach zatuleni, zagrzebują ostatnie klejnociki świateł w przepastne urwiska.
2752Osunęła się zasłona apokaliptyczna, zasłona śmierci, zasłona z wielkimi wlokącymi się szponami Lewiatana, jakby nagłe zgaszenie świata — raczej tylko onej lichej zwierzchni, na której dzieje się życie ludzkie, bo nad chmurami wieczna jest pogoda — tam słońce — prastary mityczny bóg Światowid. Tylko mityczny? —
2753Młody ksiądz bazylianin patrzył w mgły.
2754Jego twarz rzymska, jakiegoś z Liwiusza historii dowódcy, który zgnębił hordy Markomanów — jego twarz miała teraz tak dziwny wyraz, że Matka, rozmawiająca z Panią Ameńską, kiedy ta ukazała jej szczególny ból na twarzy Mnicha — porzuciła nagle robotę, pytając:
2755 2756Nie odrzekł nic, patrzył w dalekie mgły.
2757Pani Mogilnicka wyszywała dalej ornat: na tle jedwabnej, mieniącej materii o tonach kości słoniowej, przechodzącej w złoto i aż w purpurę — wielkie liście winogradowe od młodych zielonych pędów aż do macicy, karmiącej fioletowe grona, wokoło zaś brunatno-czarne liście, zjedzone przez gąsienice. Istna symbolika życia zatrutego!
2758Robotą piękną, wenecką, posuwała już haft ten kończony, bo wkrótce następował czas pierwszej mszy jej syna.
2759Bazylianin powstał. Olbrzymiego wzrostu, w czarnej, długiej szacie zdawał się nie kończyć i nie zaczynać.
2760 2761— Bracie Konstanty, co wam jest?
2762Milcząc, bazylianin wyszedł z pokoju — porwała się już Matka jego — załamała ręce, mówiąc:
2763— Chryste, Tobie go oddaję, ale mi go nie zabij!
2764Wtedy z rozdartego jej łona, przez które zdawał się prześwietlać miecz nagi — wypłynęła wielka, jak struga krwi, spowiedź.
2765
Młody bazylianin szedł w las: naprzód przez potok szalony, po kładce zmurszałej, gdy każda tafla załamującej się wody usiłowała zmącić uwagę, strącić przechodnia w dół i nieść go, targając na głazach, zatopić w kaskadach, zawirować nim w głębokich, szmaragdowo-modrych cysternach! Kiedy już potok minął, zaszumiały wiekowe jodły — każda kościołem będąca, każda arcytworem strzelistego aktu, każda samotna — mniszki i wojownice, kochanki wichru, córy gór, niewymownie tragiczne, nieskarżące się nigdy, może niemające komu?
2766Ksiądz Konstanty szedł upity winem bólu z wężowego ziela — z tego szaleju, co rośnie na wszystkich drogach duszy, i nawet przy najcichszej chatynie, gdzie kryje się samotność — tam nawet w księżycowych blaskach mdłe kielichy zapraszają do uczt czarnoksięskich, tam ćwiartuje się serce, stygmatyzują wargi rozpaloną krawędzią pucharu i spłomienia się język, który wypowiedział: Ergo — Deus non est[495]!
2767Bazylianin począł zrywać paprocie i opędzał nimi jakieś myśli trwożące, niby naszczekujące piekieł widma, wreszcie, spojrzawszy na obumarły jednego drzewa wierzchołek — zadumał się; wzdrygnął, wspomniawszy, że Swift w przeczuciu idącego nań obłędu — do takiego drzewa porównał się, mówiąc przyjaciołom: „Bracia, mnie czeka ten sam los, jakiego to drzewo już doznało: to jest, będę tak, jak ono, obumierał, począwszy od wierzchołka”. I wskazał na swą głowę, wymawiając te słowa. Trwając w tej myśli — sporządził testament na budowę i uposażenie szpitala dla idiotów i lunatyków. „Z utratą rozumu — pisał — utracę prawo do osobistej wolności: i przeto mą bezwładną istotę zabezpieczycie w domu obłąkanych, na który wam fundusz zostawiam”.
2768Polska, Śmierć, Szaleństwo, Błądzenie, Słowo, KłamstwoZrozumiał ksiądz Konstanty, że Polska tak obumarła od wierzchołka swego.
2769Uprzytomnił nienawiść wzajemną narodowości, które ją składają, zamęt partii, głuche wrzenie i mordercze wybuchy warstw przeciwko sobie — całe rojowisko szakalów, oszczekujących świątynię Ducha — a w tej świątyni martwa, zastęgła cisza, przerywana żarzeniem błyskawic! Nikt nie jest powołany, aby tę ciszę przerwał jakimś słowem, przyniesionym znad rzek Wieczności… chyba oszust!…
2770On zaś — czy ma jeszcze prawo bronić krzyża?
2771Życie jego wstało przed nim w oddali zamierzchłej.
2772
Był jeszcze pacholęciem, miał lat 7, chodził po szuwarach nad Sanem, zamyślał się — i w dzień swych imienin do matki rzekł: ja muszę być księdzem.
2773Matka, wierząca głęboko, oddana Chrystusowi służebna, choć magnatka na ziemi — rzekła: „Tak, synku, ale przez 7 lat nie będziesz o tym mówił nikomu, ani nawet myślał”.
2774— Mówić nie będę miał już więcej komu, ale myśleć muszę o tym, bo to jest moje życie. —
2775Oddali go rodzice do gimnazjum, ćwiczyli jego umysł i duszę, na wakacjach dnie całe spędzał na koniu lub w lesie i w kniei wśród myśliwych — na niwach szumiących wśród żeńców, wśród ksiąg i przyjaciół w ogrodzie.
2776Mając lat 14, przyszedł w dzień imienin, milczący i nieśmiały do matki. Myślała ona, że to może jakaś prośba dziecinna, że ujmie się za którym z braci i weźmie jego przewinę na siebie, — lecz spojrzawszy w jego oczy niesamowite, już wiedziała, czego chce od niej Chrystus.
2777I tylko krzyknęła: „Boże, daj jemu moc!”
2778Matka i syn tworzyli odtąd jedno mistyczne zrosłe drzewo. Konstanty poszedł do uniwersytetu; ukończywszy, przedłożył ojcu prośbę. A była to prośba straszna.
2779— My jesteśmy renegatami — rzekł. — Byliśmy dawniej Rusini, opuściliśmy brać naszą ciemną, magnacki przepych nie daje nam już nawet do niej dostępu. Nawet wy, rodzice, nie zaglądacie już nigdy do opuszczonej cerkiewki!
2780Ojciec, surowy i dumny, zmierzył go wzrokiem ranionego tura.
2781— Nie wiesz — odrzekł z wolna — że przez cały czas Rzeczypospolitej ród nasz był obrzędu unickiego? ostatni metropolita był z naszego rodu!
2782Nie dla faworów Rzeczypospolitej możnej zmieniliśmy wiarę, ale gdy Polska upadła w ostatnim rozbiorze — odrzuciliśmy zarazem i ostatnią zaporę od jej duszy. Byliśmy z dawien matki tej Ojczyzny dzieci, lecz, od chwili rozdarcia, jesteśmy już w godzinę męki jej zjednoczonymi, tj. katolikami.
2783Któż ma prawo cofać naród w jego rozwoju duchowym? lub może tęsknisz do tych czasów, gdy, jako kozaczek, nosiłbyś ogon za Potocką?
2784Zachmurzył się syn. Matka rzekła:
2785— Tu ma prawo mówić tylko Chrystus.
2786 2787— On już powiedział mi, bym tobie, matko, dał hostię z tej małej cerkiewki, kiedy lud się zbierze, przyniósłszy zioła.
2788Straszną miał twarz wielki magnat, pan Mogilnicki, jakby słysząc w uszach brzmiący krzyk: „Zdrajca!”. Mimo to silił się na spokój.
2789— Tak — rzecze — spełniaj twoją własną wolę, lecz nie przypisuj jej Chrystusowi.
2790Z mej strony, ja stawiam warunek ostatni: jeszcze dwa lata kształć się za granicą, poznaj przyrodę i współczesną myśl aż do kresów, wtedy pojedziesz na rok zwiedzać wszystkie główne monastery prawosławne od cerkwi Katarzyny II i soboru Mikołaja w Petersburgu po skity fanatyków Oneżskich, po Sołowiecki Monaster więzienny; zbadasz świętych w Kijowie, powitasz nowego Iwana Gołowosieka w Berdyczowie, zapoznasz się też z Ojcem Kronsztadzkim i Najświętszym Synodem oraz z — Pobiedonoscewym! —
2791— To nie jest moja wiara — rzekł Konstanty.
2792— Ale obrządek ten sam, bizantynizm ten sam! rezultaty i na Rusi będą te same. —
2793Ukończona rozmowa. Wyjechał znów syn.
2794Przeżywał Nietzschego i Avenariusa[496], Ostwalda[497] chemię i Poincarégo[498] matematykę.
2795Wyjechał potem na Wschód z listem żelaznym, który mu ojciec magnat wyrobił — i rozwarły się przed nim wszystkie bramy, furty i skrytki klasztorne, zwiedził i poznał hipokryzję, tragikomedię, udany blask, udaną wiarę, nieudane rozpacze i obłędy, widział rozpustę i nierządne hołdowanie najgrubszym rozkoszom, widział cyniczne oszustwo w imię Przemienionego, zamykanie w imię Taboru wszystkich Bram Życia… I cudowną głębinę tęsknoty…
2796Chrystus na niezmierzonym moczarze przyzywał w cisze rozsłonecznione, mówił, gdy szedł Konstanty wśród najbezwstydniejszych szaleństw tłuszczy na paryskim Longchamps w dzień wielkopiątkowy — zarówno jak kiedy wychodził z cerkwi, wyłożonych porcelaną i fałszowanym złotem, gdy modliły się tłumy chuliganów, mających rzezać i bić na śmierć „kainowe plemię żydowskie inorodcze”.
2797Konstanty wznosił nad wszystkim krzyż, — i krzyż ten zmuszał go iść Doliną Niewidzących, ustawiać kamienie węgielne wciąż rozbijanych miłości.
2798Po latach paru działania wśród ludzi, Konstanty zamknął się w klasztorze, by stamtąd wynieść prawo mówienia do wielkich rzesz; lecz wtedy właśnie wprowadzili tam regułę z IV wieku dla umartwienia ciała, dla zabicia wroga mniemanego.
2799Konstanty żył w celi, wychudły szkielet, z duszą przetorturowaną, lecz wyniosły i wynoszący.
2800Jednego wieczoru, krew mu buchnęła gardłem i lała się, jak z rozpłatanego zwierzęcia…
2801Wyjechał w Tatry, czując, że nie może dłużej dźwigać tego szarego, nieczyniącego już cudów, monasterskiego krzyża.
2802Wierzył w Chrystusa mocno, niezachwianie — lecz ta rzeczywistość kościelna, jak turyńskie prześcieradło, ukazująca mu, zamiast Boga-człowieka, jeno tęgie dało z rozbitym nosem i ponurą twarzą; ta rzeczywistość, która czyni tłum nosicielem instynktów tabunowych pradawnego zlepu Homosimiusów; ta rzeczywistość, która Europejczyka tylko pozorami różni od Buszmena — i jeszcze wyższa, głębsza rzeczywistość przemijania wszystkiego, co wyniosłe; rzeczywistość trwałej równowagi wszystkiego, co poziome; i ta ostatnia rzeczywistość: śmierci — poczciwej Matki, wygrywającej na flecie piosnkę wieczornego zmierzchu… wszystkim…
2803Nikną wobec takich uczuć wszechświata cierniste chłosty gazet polskich, że zdradził Rusin Polskę! albo w rusińskich, że ten panek polski chce zrobić karierę metropolicką… wszyscy otwarcie tryumfują, cieszą się — że on tam w góry pojechał i umiera z nieuleczalnej choroby.
2804Zaiste, zgarbiony idzie, jak starzec, smutny, bez kropli krwi w sercu.
2805Miłuje Chrystusa, rozmawiając z nim, jak Nikodem, już nie nad stopniami przeźroczystych wód, ale nad niechlujnym moczarem duszy współczesnej, nad moczarem, w którym wyją wszystkie stada wieprzowe, a lśnią gdzieniegdzie zatopione góry z gwiazd.
2806Sicut ego nunc Deum non esse, probo! — powtarzał machinalnie, przypominając dawną Polskę. Oto wstał przed nim straszny cień spalonego za Króla Jana III ateusza Kazimierza Łyszczyńskiego. Ten wiódł życie nieposzlakowane, lecz zadumany nad istotą wiary i zwątpiwszy o istnieniu Boga, na 15 arkuszach wypisał zdania starożytnych i nowych autorów, dowodzących, że Boga nie ma.
2807Sąsiad jego, łajdak, który był mu winien pieniądze, chcąc skrewić dług, doniósł Biskupowi.
2808Polonia non parit monstra[499], mówił na sądzie Instygator, a teraz tego nie można powiedzieć, bo Łyszczyński monstrum!… I tacy obrońcy Boga, jak prymas Radziejowski, wnieśli karę śmierci w mękach i płomieniach. Skazaniec, zrazu przeświadczony o swej niewinności, mówił w końcu słowa, rozpaczą i obłąkaniem tchnące: „jeżeli przeciw mnie zapadnie ciężki wyrok, wątpię, czy tłoczącym mnie pokusom potrafię się oprzeć”…
2809Wyprowadzono go na miejsce stracenia. Pastwiono się naprzód na języku i ustach, którymi „srogo krzywdził Boga”.
2810Potem spalono rękę, to narzędzie najszkaradniejszego płodu, dalej papiery bluźniercze; na koniec on sam „potwór tego wieku, Bogobójca i Prawołomca — Legirupa, impudens, impurus, inverecundissimus[500] — został ścięty i pożarty błagalnymi płomieniami, jeżeli tylko można przebłagać nimi Boga” — zastrzegł biskup.
2811Jakiż potworny widok ciemnoty, którą zaszczepili jezuici, nieraz wybitni jako pojedynczy ludzie, a niweczący narody jako Zakon[501].
2812Przez śmierć Łyszczyńskiego nową sromotą został okryty naród, który utworzył ze siebie jedno wielkie jezuickie kolegium — i w tych zatęchłych murach niszczył wspaniały zasiew Kopernika, Vitelliona, Brudzewskiego, Batorego i tego Jana Ostroroga, który już w r. 1449 wnosi pomysł wzorowego urządzenia kraju. Naród, tak przedtem tolerancyjny, że dwóch tylko katolików było w Izbie Senatorskiej przy wstąpieniu Zygmunta III na tron, zaś szlachta niekatolicka wybrała Henryka III, aby wstrzymać miecz Hugenotów mordujących — naród ten uległ całkowitemu przeobrażeniu! Koadiutorami jezuitów byli Ludwik XIV (wypędzenie hugenotów) i Zygmunt III, niecnie popierający Łżedymitrów w Rosji. Jezuici zmienili Polskę, jak wyraził się mało znany historyk, w zaczarowany pałac, w którym złe duchy miały dokazywać póty, póki razem z nimi nie runął w chwili odczarowania Europy!
2813Bohaterski papież — Klemens XIV[502] wiedział, że przypłaci śmiercią zniesienie strasznego zakonu — lecz na Polsce oglądał potępieńcze otchłanie, wyryte przez tych „trupów”, jakimi czynią się w regulaminie swym; pisał o tym w liście do biskupa Załuskiego. Został na koniec otruty jadem, powolnie działającym, niemającym barwy ani woni, ani smaku, jak woda, lecz rozkładającym ciało, zmurszającym je w nagłą starość, tak że po śmierci rozpada się ono kawałami — i twarz zmienia się w maskę do niepoznania.
2814Niechybnie była to owa słynna aquatoffana, eliksir złowróżbny, wysączony przez alchemików zaprzedanych Diabłu.
2815Jezuici, wypędzani zewsząd, tragicznie, jak z Hiszpanii, wiezieni na okręcie, umierający z niewygód i ze strapienia, w półrocznej wędrówce nie przyjmowani nigdzie, aż wysadzeni na skałach Korsyki — wzbudzaliby w nas, już dziś, współczucie. Ale widzimy, że znów uzyskują możną opiekę Katarzyny II w Połocku — i Fryderyka na Śląsku. Godni protektorzy — nie pozwalają, aby Zaraza przestała osłabiać Polskę! Tak jezuici doczekali się bulli 1814 r., którą Pius VII, posłuszne narzędzie Napoleona, nieomylnie znów, choć sprzecznie z poprzednim Klemensem, powołał ich do życia. Wysiłki wierzących, pod nazwą neokatolicyzmu — czy mogą wlać życie w tę Camorrę[503] pohańbionych cudów?
2816Ksiądz Konstanty zbudził się z męczącej zmory rozmyślań — któż to cwałuje na koniu karym? Księżniczka Azudem — wysmukła, z płomiennymi oczyma, jak Bohun pobratał się z Hanem tatarskim — wtedy za wolnej Ukrainy! Palący step rozgorzał w nim wewnętrznym pożarem wspomnienia:
2817
Wyszedł na drogę: tam cwałuje Tatarka z płomiennymi oczyma, z rozpuszczonymi kruczymi włosami — już tu na zakręcie wśród olbrzymich jodeł ukazuje się jej gibka postać.
2818Może to ona wiosnę niesie — po tej zimie bizantyjskich i alwarowych tortur? Cofnął się brat Konstanty za drzewa, z twarzą wykrzywioną biegł i między paprociami stanąwszy, runął —
2819Krew, krew napiera mu do gardła — ha, wybuchła — niechaj!
2820Koń z szaloną Amazonką kwietne prerie na miazgę potratował. — Cóż, książę Mogilnicki, zapytał się sam nagle i zimno w swym sercu, taką li masz wiarę w wieczne narodziny Boga — i w naród, któremu siebie miałeś dać na męczennika? Wstał, chwiejąc się — jeszcze z zamglonymi oczyma znad kałuży krwawej i rzuciwszy zbroczoną chustkę, szedł w mgłę wiosenną, myśląc, że może spotka Maga Litwora: z nim chciałby przemyśleć jeszcze ostatnie wierzchołki życia i dalej, za życiem!
2821Szedł pod górę — stromą, kamienistą drożyną wśród lasu. Na tym wzgórzu mieszkają bracia Wyszowici i tam zamieszkał czasowo Mag Litwor.
2822Ujrzał go wśród wielu mnichów i świeckich mieszkańców Turowego Rogu — w komnacie z prostego drzewa ukleconej. Mag powitał się z nim, nad miarę piękny, jakby mistyczny Nal królewicz.
2823— Ktoś mi cię oznajmił, wejdź, bracie Konstanty — rzekł.
2824Usiedli przy sobie. Dłoń nieśmiała bazylianina poczuła magnetyczny uścisk tego, co miał duszę wszechświata w swej dłoni.
2825Jakiś człowiek w czarnej zbroi, z przyłbicą — nienależący do żadnego z bractw witeziów, — usiadł po przeciwnej stronie, nie witając się z nikim, patrzył przez okno wciąż na las.
2826Wielu zasiadło wokół płonącego ognia (gdyż było chłodno). Brat Wysz w szarym, popielatym, grubym habicie — jeden z najciekawszych ludzi naszego Odrodzenia w sztuce, który był wielkim malarzem, a teraz stał się wielkim świętym.
2827Jest tu już i pani Mara, i pani Mogilnicka, kilka innych pań, księżniczka Azudem, panna Oleśnicka, Lena i sędziwy król Włast. Mędrzec Zmierzchoświt rozmawia ożywienie z profesorem Rufinem — pan Melanchtonius wiedzie subtelną rozmowę o sekcie mariawitów z niezwykłym umysłem, jako genialność i wykształcenie, panem Oleśnickim, ojcem mniszki. Tam było też wielu górali i obcych osób „ceprów”, których ksiądz bazylianin nie znał; zwiódł tylko jeszcze uwagę na czarniawego pana Muzaferida, ojca Zolimy, który podczas obrad narodowych wyliczał pilnie siłę spadku Wielkiej Siklawy, użytej jako motor do kopalń!
2828Wreszcie przewodniczący, biały, orli król Włast, udzielił głosu Mędrcowi z Tatrzańskich Jezior.
2829— Któż to jest? — zapytał Ksiądz Bazylianin.
2830— Człowiek najszczerszy, który nigdy nie zdejmuje maski — tak określił Mędrca Mag Litwor.
2831Mówił Zmierzchoświt, stojąc otoczony obrazami, malowanymi na szkle, a na stole dłoń opierając wśród dzbanuszków góralskich, spin i innych zabytków.
2832„W tych czasach, gdy zbyt ciasno pojęty pozytywizm w Polsce więził umysły, wszelkie życie fantazją, natchnieniem, w ogóle życiem wewnętrznym Duszy — zdawało się nie tylko upiorem przeżytego mistycznego romantyzmu, ale, co gorsza, rozsadnikiem wstecznictwa i tych niezliczonych dawnych przywilejów w Polsce.
2833Wtedy to utworzył się Turów Róg; klasztor bez reguły innej niż wewnętrzna prawda, religia bez dogmatu innego niż Słońce Wewnętrzne.
2834Tu schodzą się i żyją wielcy uczeni, tworząc lub apercepując traktaty, podziwiane potem w nauce; powieściopisarze idą tu do źródeł języka i w nowej głębinie oglądają myśli, które ich dziełom dadzą trwanie dłuższe, niż marna sława dzisiejszego dnia.
2835Tu zawiązało się jakby Bractwo, mające dla siebie magiczne zaklęcie: Polska; tu jedynym ceremoniałem jest, żeby nikt podły nie przekroczył murów Turowego Rogu, nikt marny, nikt niegodny, któremu Mickiewicz i Król Batory — nie mogliby uścisnąć dłoni, jeśliby mogiła chciała nam tych wielkich oddać!…
2836Robota wciąż postępuje — jest to dalszy ciąg tatrzańskiej lawiny, w której pierwsze szrony otrząsnęli dawni alchemicy i kruszcarze w wieku XVI, kiedy grzmotem prawd nowych wstrząsnęli dusze Kopernik i Kolumb.
2837Alchemicy i kruszcarze tak Tatry odkryli, jak wielkie bezmiary nowej prawdy odkrył Kopernik, jak wielkie królestwo założył jedyny Król, który był w dawnej Polsce, Chrobry, jak przed wielkimi otchłaniami moczaru jeszcze niesformowanego ostrzegał Modrzewski.
2838Moczar w końcu zwyciężył. I wtedy Sybir staje się dla nas największym z Uniwersytetów, jakim jest Boleść. Wzmacnia nam dusze. Lecz kiedy ludzie zażądali już lotów i wirchów, i orlego życia — zjawiły się Tatry, w które wprowadził Polskę — król Włast. Krainy te były czymś w rodzaju Odzyskanego Raju. Tu bowiem człowiek może wrócić do swego jestestwa i zrozumieć się jako władca przepaści swego przeznaczenia.
2839Turów Róg począł jednoczyć wędrowników, którzy tu przychodzili z Polski, jak umierające zwierzęta w czasie posuchy do wytrysłego z ziemi źródła — na upój.
2840Brat Wysz przywoził tu swoich chorych zakonników, co poświęcając się dla nędzy ludzkiej — wytrzebili z Krakowa tyfus, a sami tu zaczerpują do swych płuc tlenu. Wielkie, owocodajne jest ich dzieło.
2841Jak wiadomo, w zakładach swoich fabrycznych zatrudniają kilka tysięcy ludzi takich, jak z życia Na dnie[504] rosyjskiego pisarza Gorkiego[505]; Brat Wysz dał im kawał zapracowanego przez nich samych chleba i moralne słońce radości św. Franciszka.
2842Pan Muzaferid elektrycznością, wytwarzaną przez górskie potoki, wodospady, a szczególniej przez przypływ i odpływ morza, zdołał oświetlić, puścić w ruch wielkie kopalnie pod Tatrami, które wydobywają węgiel, grafit i ametysty. Wyprawy Maga Litwora dały nam dostęp do przedziwnych Światów Zamierzchłych. I teraz Mastodont jest tak znanym zwierzęciem w Turowym Rogu, jak w chacie góralskiej jest liptowski pies.
2843Kulturę wprowadzili panowie Oleśnicki i Muzaferid w Karpatach dalszych — z tą zdwojoną zasługą, że obracali się wśród środowiska wrogiego, idąc przeciw złączonej szarży żydowskich lichwiarzy oraz naszych polskich Targowiczan. — Mimo to wystawili niezłomną strażnicę Odrodzenia Polskiego.
2844My z naszej strony, wraz z współpracą twórczą i niezmiernym poświęceniem architekta Wodnika, dwóch lekarzy i paru obywateli ukraińskich, oraz działając w materiale tak genialnym, jak tutejszy lud — zdołaliśmy zbudować zamki, świątynie, chaty, fabryki i szkoły w stylu dawnym lechickim.
2845Bujny plon dla myślicieli zawarty jest w zbiorach pani Ameńskiej. Można w nich rozświetlać zagadnienia, jakim jest źródło twórczości w duszy lechickiej? ile z niej stać się może własnością duszy każdego człowieka? — w szczegółach zaś — jak się wiąże leluja z gałęźmi modrzewiu, czym jest niespodziany krzyżyk — »swastyka«, którą góral, budujący chatę, zbożnie i zdjąwszy kapelusz, wycina toporem na węgłach domu dla uchrony przed Złem; czym są rysie, czym iście niepożyte wiązanie belek i krokwi; w czym wartość architektoniczna i obyczajowa sozrębu; dlaczego elastycznej budowli góralskiej nie przełamie Wiatr Halny? w jakim stosunku do tej organicznej sztuki może być twardy, nowoczesny murowaniec?
2846Mimo pracy naszej i poprzedników, niewielu artystów wnika jeszcze w te motywy roślinne i kosmiczne, niewielu myślicieli odgaduje, jaką jest Mitologia Tatr i jaką ich rzeczywista moc!
2847Uzbierany widzimy sprzęt góralski dawny, niewypowiedzianej wytworności, mocy i prostoty: — (tu wskazał Mędrzec Zmierzchoświt ręką na zbiory) — owe Chrystusy pełne powagi bolesnej, Madonny z twarzami naiwnej miłości, Aniołki siedzące na jakimś dziwnym tworze, który ma być chmurą — łyżniki, gdzie wyrzeźbiony jest modlitewny nastrój, niby zaklęta w linie modlitwa ranna i wieczorna; te po dawnych bacach pyszne czerpaki, godne przyjąć miodem czy żętycą Króla Bolka na łowach; te zrabowane (trzeba przyznać!) w kościołach węgierskich z ornatów materie, użyte na gorseciki góralek; te obrazy zbójnickie i święte; spiny wielkie z łańcuszkami, mające w sobie patriarchalny i nawet kapłański charakter.
2848Wiele życia bujnego wniosły nam niknące już opowiadania Sabałowe i Gandary oraz innych starych gazdów z Murza Sichla i Ratułowa, a nawet czarownic, których zaklęcia są jednym hymnem wielkiego upojenia świętą Adoracją dla Wszechświata i jego Cudów, Męki oraz Tajemnicy.
2849Teraz stoimy wobec niebezpieczeństw: dawna pustynia Tatr zaczyna w sposób kramarski być zajmowaną przez ludzi o małym, utylitarnym światopoglądzie, którzy budują kolejki na Łomnicę, zakładają restauracje nad wszystkimi jeziorami, którzy moreny po dawnych lodozwałach rozkopują na taras dla piwiarni.
2850Wprawdzie Morze jest dotąd niedostępne, raz, ze względu na swoje nagłe i przerażające huragany, po wtóre — że jest tu ktoś Niewiadomy, kto wszelką próbę budowania okrętów udaremnia, zaś przybywające zagraniczne wysadza w powietrze lub prześwidrowuje.
2851Musimy jednak zauważyć przerażający objaw: widok morskiego żywiołu nie działa już na ogół polski tu przebywający — nikt nie zawoła już, jak dawne 10 tysięcy z Ksenofonta[506], ujrzawszy morze — Thalassa, Thalassa!
2852Błoto, NiebezpieczeństwoZaraza moralna z rozkrytego szeroko bagna staje się chroniczną właściwością okolic za Turowym Rogiem. Tworzymy wysepki — którym grozi zalaniem wulkan błotny. Wprawdzie musimy zastrzec, że zwykle widzimy aż do końca sferę możliwości podłych natury ludzkiej, lecz któż ogarnie sferę możliwości szczytnych?
2853Mój anarchizm każe mi ufać, że droga wszechludzkiej miłości i rozjaśniania błędów, niewiążąca dogmatem nikogo — doprowadzi najprędzej wielkie zrzeszenia ludzkie na wirchy. Tocząca się obecnie wojna z Japonią nie jest w stanie sama przez się roztworzyć zardzewiałych bram Wysokiej egzystencji Polskiej. Jest to praca, zmuszająca nas wszystkich odsłonić przed każdym jego własne przeznaczenie. Krzyż musimy wynieść z podziemi Wawelu i postawić go teraz wśród żywego, zielonego lasu. Nasze dusze musimy otoczyć lasem żywych prawd, wyrosłych z surowej, lecz bujnej ziemi!”
2854Ukończył, ciężko zakasławszy i musząc usta zakryć pod napływem krwawego śluzu; odzywały się głosy szeptem, lecz wkrótce gwar nastał ogólny — z którego wyrozumieć można było tylko potrzebę jednej wielkiej, wiążącej wszystkich Religii.
2855Polska, Błądzenie, OdrodzenieBól przeniknął Maga Litwora. Ten wiedział, że Polska jeszcze musi przebyć jakieś okropne piekło — okres władania Mangra i obłąkanego Mnicha — zanim narodzi się w niej nowy zmysł dla istotnej prawdy. —
2856Lecz myśli pierwszorzędnej wagi, poruszone przez Zmierzchoświta, tylko nielicznych mogły naprawdę zająć. Większość szeptem komentowała niedawną przygodę Zolimy i to wszystko, co żuła opinia salonów podhalańskich.
2857Ukryty i niewysłuchujący potępień, lecz domniemany sprawca tej brutalnej Zemsty, był niweczony wszędzie, jak mucha jadowita tse tse, która by z okrętem dostała się do Europy i zabrzęczawszy niespodzianie żądłem swym, zabijała najlepszych i najzdrowszych ludzi.
2858Damy poza Turowym Rogiem tarły go na drobny pemikan[507]. Szanowni i poniekąd nawet mądrzy ludzie nazywali go naprzód maniakiem, potem widząc, iż narzędzia swojskich tortur nie wystarczają, sprowadzili zagraniczną nazwę człowiek jaskiniowy z Neanderthalu.
2859Serdeczna bowiem dzisiejsza Polska urządza zjadliwą nagankę na takiego demoralizatora, który nie ma za sobą finansów, prasy i — policji. Za to Mangro wzniósł się wysoko na tym kurhanie, gdzie leżał pogrzebany tatrzański marzyciel.
2860Tak wysoko, jak niedosięgła prawie dla oka sama dobroć i nieśmiałość najtkliwszego z kochanków!
2861Kiedy bowiem czarna, grobowa rzecz przywiązana do śmig młyńskich wirowała w powietrzu, Księżniczka Morza dostała morskiej choroby.
2862Baron zacny prosił ją wtedy, błagał na wszystko, aby się nie krępowała jego obecnością — i umiał, nie odchylając twarzy, ustawić swe oczy prosto przed jej usta, stające się naraz Scyllą i Charybdą.
2863Słowem, właśnie zachowywał się tak, aby nie zrobić przykrości najmniejszej swą obecnością. I kiedy ona, padając na niego tak nagle, jakby Andżelika, wytęskniona za swym Rudżierem dostała na widok jego kurczu i szału miłości — baron Zolimę w powietrzu unosił, prawie wniebowznosił. Był dla niej obłokiem. Czy i Jowiszem w obłoku? nie, nigdy! Bo kiedy w okamgnieniu stawali na głowach, on jej podkładał pod warkocze swe ręce, a chociaż raz krzyknął: aj aj! to dlatego, iż szpilka z włosów wbiła się mu pod paznokcie przynajmniej na dwa milimetry.
2864Kiedy zaś jego linia grawitacji pochyliła się nad nią (damy wysilały cały swój mózg, żeby tę sytuację drastyczną przedstawić naukowo lub przynajmniej naturalnie, jakby ruch przepisany w lawn tennisie) Pan Bóg wyinstynktowiał barona, że poduszkę jedwabną kładł między nią a siebie, i siłą nadludzką niweczył wszystkie wulkany, szepcąc:
2865— Dziej się, co się ma stać, ja palcem nie ruszę.
2866Damy egzaltowane, które czytywały Katechizm buddyjski, dowodziły, że Baron i Zolima klęczeli właśnie przed pustą trumną, jak Anioły skrzydlate nad arką —
2867gdy ów Rakszas, który po śmierci stanie się z pewnością krokodylem w słonym jeziorze z samych łez na pustyni, ten Ariamańsko rzucił, się na nich w kontemplacji będących — i zakrył nad nimi wieko.
2868Ten potwór gnusny (jak mówiły Litwinki), ten poczwórny Epikur (jak mówiły warszawianki, co słuchały Mnicha Wincentego à Szaulo), ten niewdzięcznik, jak mówili najpobłażliwsi w Turowym Rogu, miał wóz rzeźniczy przygotowany, i nawet kata sprowadził w tym zamiarze z cytadeli czy też z Łodzi. Takiego Frejndla, co wieszał swojego szwagra.
2869Mówiła jedna osoba (duchowna), że pewien nieznajomy wyspowiadał się przed nią i że teraz już wie, gdzie się ukrywa w jaskini Tatr sam Frejndel.
2870Cały kraj był poruszony. Witezie nawet wstrząśnięci. Ich żony kłuły Ariamanem, jak szprycką Prawaca:
2871— Może mu podacie teraz rękę? za to, że wam zabierał najlepsze wirchy? może zaczniecie się nim zachwycać, bo polując na bogatą pannę, zeszedł na to, że go utrzymuje pewna głośna awanturnica za czasów Księcia Józefa spod Blachy? I wy takiego chcecie jeszcze zachować w swym gronie? —
2872Witezie radzili to i owo przy czarnej kawie, wreszcie postanowili Ariamana — unikać. I teraz tak cały kraj był na Ariamana rozżarty, że gdyby zajechał kiedy bryczką w jakieś zachołuście litewskie, gospodarze w pierwszej chwili rzuciliby się na gościa, jak zgłodniałe komary na zdychającego od nosacizny konia. Panny prędko by wyrurkowały swe włosy, Mama umyłaby swe piegi i trzeci podbródek wodą ogórkową lub, jeśli to już straszna parafińczyzna, to Eau des lysem; szlachcic kordialnie by zaszpuntował Ariamana na kanapie… Aliści, kiedy już panny i mama weszły — i wnoszą z drugich drzwi na tacy nalewki domowej roboty, tort z niedawnych imienin — wtedy wystarczy głośniej wymówione nazwisko przy przedstawianiu — mama spojrzałaby tragicznym wzrokiem na córki już przekwitłe i wycedziłaby:
2873— Wujenka Drapiewiczowa pisała nam, że tego pana zna zanadto dobrze… —
2874Nastanie cisza, słychać, jak mysz, myśląc, że to już śpią — przebieży przez komnatę zadymioną od wstawionego i sapiącego samowaru — mama wstaje heroicznie, mówi:
2875— My pana nie śmiawszy zatrzymywać, konie już zajechały.
2876Pozycja społeczna, Plotka, Polska, Obyczaje, SamotnikWprawdzie Ariaman nie ukazywał się ludziom, ale za to nie ukazując się, nie dopiął tego, iżby ludzie z nim się oswoili. W Polsce można dziś okraść kasę, a za miesiąc wrócić z podróży i chodzić po salonach, jako aferzysta zdolny, wybitny kandydat na dyrektora towarzystwa dobroczynnego, teatru Wenus lub instytucji patriotycznej.
2877Tym objaśnia się, dlaczego Baron de Mangro zrobił swym pojawieniem wrażenie nieoczekiwane. Dwie panie zaraz powstały, czekając przywitania zmieniły się w kolumny. Pan poważny, który był z nimi, wybiegł zobaczyć, czy na powozie kto nie położył sarkofagu?
2878Baron de Mangro zaś swobodnie uśmiechnął się, jakby go to zwycięstwo nad sobą nic nie kosztowało — i mówił z Zolimą.
2879Na jednej osobie, która wpatrywała się w Mangra wzrokiem osłupiałym, czynił on wrażenie tego, co już był na szubienicy przez narodowych żandarmów wieszających zdekoltowany — i patrzcie, jest!
2880Więc Mangro jest to quelqu'un[508] w Tatrach?
2881I znowu kronikarz Turowego Rogu musi wszyć nowe folianty do tej tajemniczej kroniki o Nietocie?!
2882Zaiste, szczęsny jest los pisarza komicznego, który wszędzie widzi swoje typy doprowadzone przez naturę do niezmiernej, niedosięgłej doskonałości. Weź tylko pędzel i maluj! jak mówi Gogol.
2883Lecz nieszczęsny nad miarę jest poszukiwacz ducha. Duch bowiem jest to radium. Z całej bryły ziemnej dałoby się go wydobyć zaledwo 4 kilogramy. Lecz ta drobna ilość musi jednakże tworzyć cały kosmos ludzki i kierować wszystkie narody do ich niezmierzonych celów. — — —
2884Patriota, Sława, Obyczaje, SalonPowstał baron de Mangro Rabsztyński, z racji swego wysokiego patriotyzmu zasiadający ławę między pierwszymi. Zmienił się w swej masce — od czasu, gdy widzieliśmy go wśród muzyki z Zolimą. Zmienił się, w powagę zapięty, jak w dobrze leżący tużurek, z ołówkiem w ręku, kreślący wciąż cyfry i dogmaty. Nieznany wprawdzie, lecz już przez famę wysoko głoszony — zabierał teraz głos:
2885„Nie znają mnie tu jeszcze wszyscy. Wspomnę więc, że jestem uczonym bigotem[509] arcybractw, instytutów oraz kongregacji w Tomsku, w Surabaji na wyspie Jawa, w Oksfordzie, w Harvard University w Ameryce Północnej i w rzymskiej Santa Fede. Wykształcenie me kosztowało milion franków — minimalny kapitał, jaki pochłonąć musi do najwyższej dzielności doprowadzony mózg Polaka.
2886Teraz, kupiwszy Tatry, ofiarowuję je najwyższemu z czterech władców naszych, a mianowicie temu, który jest w Rzymie. Słuchajcie, dostojni panowie — chodzą tu pogłoski o jakimś Magu Litworze, który ma łączyć Indie z wiedzą współczesnej Europy; ja wam wyłożę, jak się rzecz ma właściwie za sprawą Ducha”.
2887Nie wiadomo, jakby go dalej słuchali, bo już na wspomnienie Rzymu Zmierzchoświt oblał się purpurą i powstał, inni zaszemrali z przykrym zdumieniem, lecz ogólnie de Mangro spodobał się.
2888Damy szeptały, ukazując jego zbrużdżoną twarz:
2889„Ile on musiał wycierpieć, nim zdobył taką pewność siebie!”
2890De Mangro chciał mówić dalej, lecz jakby zwierzyna, która czuje na tropach swych myśliwego — tak Mangro obejrzał się nagle i ujrzał w ciemnym zakącie Maga Litwora.
2891Jak to być może, iż dotąd go nie zauważył? Czyżby Mag Litwor miał możność ukazywania się tylko niektórym? bo oto, ku zdumieniu wszystkich, baron de Mangro wydał przeraźliwy kwik, chciał rzucić się przez okno (szczęściem niskie), lecz dzięki mnóstwu przytrzymujących go rąk, usiadł na ławie, odzyskał przytomność i objaśniając to nagłym zawrotem głowy, nawet grzecznie się uśmiechnął w sufit, który był nad Magiem.
2892Było to tak demonicznie nagłe, że nikt nie miał czasu zdziwić się ani roześmiać.
2893Na miejscu, gdzie mówił de Mangro, stał już w białej, wschodniej szacie Mag Litwor.
2894I mówił spokojnie, jak kapitan na statku, badający przez lunetę dalekie wybrzeża skał i opisujący to załodze:
2895„Życie bezinteresowne, życie, niezamykające się w opłotkach sobkostwa, jest warunkiem zasadniczym Wzrostu. Uczeni, zginający się, jak wielbłądy, pod obeliskami swej wiedzy — jeżeli nie żyją tym falowaniem, które przekracza mury egoizmu, nie są bliżsi Prawdy, niż rak zamknięty w swej skorupie. Ta jest mu potrzebna, lecz gdy chce wzrastać, musi ją odrzucić.
2896Wiedza indyjska jest urzeczywistnieniem tego, co zwęziło się u nas w Dogmaty. Mistrzem jest ten, kto żyje w sercu wszystkiego, co istnieje. Ten jedyny ma prawo powiedzieć: Ja jestem Tamto, Otchłań i ja — jesteśmy Jedno.
2897Mędrzec, Mądrość, Wiedza, SamotnośćTen mistrz, zwany tam pod Hiamawatem Kriszną, w Tatrach tu Królem Wężów, na równinach Iranu Zarathusztrą, w świątyniach myśli europejskiej Lucyferem — prowadzi zawsze ścieżyną samotną, na której jednak wszechświaty ludzkie spotykają się ze sobą. I nie ma innego obowiązku nad ten: aby znaleźć Jaźń swą, nie zasklepiać się w tym, co jest tylko pozornie Moje i Nasze”.
2898
Niepostrzeżenie oddalił się Mag Litwor, wszystkim się zdawało, że jeszcze jego wyniosła postać świeci wśród drzew. Muzyka zza niezmiernych horyzontów wibrowała w utajonej głębinie każdego z uczestników.
2899PobożnośćDe Mangro odzyskał przytomność i rzucił 10 tysięcy banknotami na pielgrzymkę do Ziemi Świętej dla niemowląt. Nieznany rycerz zaśmiał się dziko, lecz niesłyszalnie. Wszyscy weszli w las prawiecznych jodeł. Powietrze napełniło orzeźwiającą cieczą przestwór od ziemi, która zarosła zielonymi, cudnej architektoniki, jak Sainte Chapelle w Paryżu, jodłami. Zasłony z miliardów zielonych igieł tworzą sklepienie tej gontyny Dziwożon i leśnych Panków.
XI. W kuźni pod Ornakiem
2900Stary Oreł, Sabała, kosił siano przy księżycu — wszyscy jego domowi też się uwijają — baba i synowie.
2901Wnuczek ciągnie Sabałę za cuchę[510].
2902— Dziadku, napowiedźcie nam bajkę.
2903— He he — cekaj! w samą kwilę trafiłeś, kiedy muse odpykać habrykę we fajce. —
2904Jak na ten raz idzie Wieszczka Mara. Usłyszawszy, o co Jędruś molestuje i ona przyłącza swą prośbę, której nigdy nie prociwił się Sabała.
2905(Mówił Baśń, usiadłszy na kopie; synowie i maleńka, niska jego żona z wolna zasłuchują się, wsparci na grabiach i kosiskach).
2906— S dawna u nas beła ta gwara między ludziami o zaśnionem wojsku, co królowi ma skądesi na pomoc wyjechać.
2907Ba, przecie beł taki kowal w Kościeliskak, co im chodził konie kuć.
2908Przyseł raz wojak do niego, juźci pada: „my haw nie prec w Ornaku stoimy, pudzies nam konie kuć”. Narobił moc podków i poseł z ónym wojakiem, a hań w Ornaku popod skałe, kryjome miejsce, dziura do ziemie. Wleśli do tej piwnice, godna tego beła przestronność, toż to moc wojska na koniak stoi, sytko zaśnione w siodłak, głowy poschylane na piersi, pojeden siedzi przy koniu na ziemi, powódki dzierży w ręcak i śpi…
2909Kowal od strachu nic nie pedział, ino chodzi wartko od konia do konia, podkuł sytkie; pieniędzy mu dali co mu się patrzyło; toz to poseł — i zawarło się za nim.
2910A i Franek Kostka ze Siziny, znałek go, dobry gazda, kowala we wsi ku niemu nie było, to mi tyz gadał, jako raz poseł, cy z chałupy do pola wyźreć, cy kany, a tu widzi na trzynastu białych koniak jakisi wojaków. Juźci pyta: a to panowie zprecka?
2911„Ni” — pojadajom — „my tutejsi, my jest wojsko polskie, nie prec ztela w Babigórce stoime, kie pora przyńdzie królowi swemu na pomoc pódziemy”. —
2912To zaś pote, świnia (przepytujem) tego gazdy kansi sie traciła, juźci posła za niom dziwka, zasła do ty dziury, kany wojacy spali, każdy przy swoim koniu śpi schylony, ta zaś świnia popod żłoby je ten obrok, co go konie ozsypały.
2913Dziwka skrzyknęna na niom: „ksy, ksy!”
2914Toteż to jeden wojak głowę dźwignon: co to burniawe robi — ba, i wirny mu zara nakazuje:
2915„Śpij, śpij — jesce nie cos!” —
2916Jużci dziwka od strachu uciekła, a za niom ino klupło —
2917 2918 2919— Bierta się do roboty — haj — przy miesiącku kielo telo musim umęczyć te zioła boże pachnące, aby się stały w naszem chlewisku zywobyciem, krwie Pana Jezusową.
2920Koszą. Wieszczka Mara spogląda w tę stronę, gdzie Ornak niewidzialny —
2921 2922zdumiewa się — bo jakaś wieczność unosi się nad ich głowami, jeden z nich patrzy wzwyż i przedsię, drugi głowę ma pochyloną, jakby przygnieciony winą jakąś —
2923wśród jodeł zniknęli: Wieszczka Mara podchodzi do płotu i patrzy tam w ciemność.
2924Inni koszą. Sabała spogląda w księżyc, i wtedy okazują się jego wielkie, nieruchome, ślepe oczy —
2925kosę kładzie, nadziewa na się torbę, do rąk gęślice, a za kołnierz ciupagę — aby nie myśleli, że on już tak nic nie widzi.
Zena
Synek
Musi być po sadło świstaka, łamie Ojcyka po kościak. Hej, syćkie świstaki wybiere on w Tatrak. Choda ślepy je — do kazdej jamy świstaka trafi — taki ma cuch!
Zena
Sabała
Zena
Ej podeźrałem ja, ka on zagrzebał wielgi skarb — modlił się nad nim —
2932wiecie przy Kościeliskik wrotak, hań pod Pysną — na wirsku skały — na prawą trukę tsa się brać!
Synowie
Zena
A nie hańbi wam — ze jak was Matka Ludzimirska skarze?! Ojca okradać kcecie — i tak stary, grób mu bliski — pod nogami trzęsącemi!
Synowie
Nie nam haw zagrzebał te złote dudki — ba, innym! mówi, że narodowi potrzebne — jakisim tym bajdom wierzy o zaśnionem wojsku — ze to im tsa bendzie na munderunek, czy co?
Gandara
Syn I
Gandara
Jak ci dam w kark ciupagą — zaraz będzies wiedział, gdzie ona mieska. Trzeba mi śmierci — ino wartko.
Syn II
No, Wojtusiu, powiedziecie nas — a psed śmierzcią najecie się kiełbasy i kukiełkę[511] wam damy.
Gandara
A kto mi odda moje hole, moje grunta? krowy? cemuście me nie bronili, osiusty jedne, jak mi Tatry zabrali? wsyćko było moje!
Syn I
Gandara
A i wina musicie mi dać, com go pił w Nietalii, jak byłem w Weronji z pułkiem Princ Preis von Fridlik eśte regiment — rozumiecie po niemiecku? — Syćkie panny kochały się we mnie —
Syn I
ki diabli nadali — chciałem pedzieć, po dudki.
2945 2946a ty, Matko, waruj sie gadać sąsiadkom, bo hareśt niehaw —
2947— ani nawet nie idź pod figurę jojcyć, bo tylko zepsujesz sie, babskim modleniem. Waruj sie, haj!
Gandara tańcząc zaczyna nucić piosenkę, synowie uderzają go po karku, aby milcząc szedł. Matka zasiada na kopie siana.
2949— Mój Ty Jezu — niechajze ten Gandara i na mnie sprowadzi śmierzć — hej, grają tam gęślicki Sabałowe, grają! —
2950 2951Naród, SenWieszczka Mara idzie ścieżyną tam, gdzie przemknęli wędrowcy — i rozmyśla, żeby się to jej tak zdarzyło znaleźć jamę do Zaśnionej Duszy narodu — i Wirnemu powiedzieć: „Już czas”.
2952
(We wnętrzu Tatr. Wychodzi zza skał św. Kowal z rozbitym krwawym czołem — okryty łańcuchami.
2953Widać jaskinię, niby więzienie, zawarte kratą.
2954On trzyma palec na ustach — surowo patrzy ku Niewiadomemu, wreszcie odwraca się i, widząc, że tylko potok mówi do Niego — On mówi z nim).
(Św. Kowal podchodzi do krzyża kamiennego wśród dwojga jodeł — wokoło śniegi; mroczne lasy, niby niedźwiedzie wielkie, co się układły; tumany przeświecają jakimś dziwnym zza góry złotym jaśnieniem — tam zamek mistycznego nieba! Mrok wszedł — olbrzymim skrzydłem zagasił złote jaśnienia — w krwawych otchłaniach widać daleką Polskę).
Głos…
Trismegista
Niewiadome głosy mówią
Kowal
Trismegista
Niewiadome głosy
Trismegista
Niewiadome głosy
Trismegista
Kowal
Trismegista
Kowal
Trismegista
Kowal
Trismegista
Kowal
Generał
Trismegista
Książę-kat
Kowal
Trismegista
Nieznane głosy
Trismegista
Książę-Kat
Trismegista
Zawisza Czarny
Trismegista
Kowal
Zawisza Czarny
Kowal
Zawisza Czarny
Kowal
Zawisza Czarny
Trismegista
3201
Tworzyło się wielkie życie w Turowym Rogu. Zbierali się ludzie wieczorami i radzili.
3202Dniem rozlegały się huki młotów parowych pod ziemią, wywożono jak zwykle węgiel, naftę, grafit i ametysty.
3203Lecz zarazem wiązano się tam w jakąś dziwną zmowę, niby Templariuszów polskich — mających na celu odrodzić Ojczyznę.
3204Słowacki tak pisał o Matce swej, jak oni czuli o Polsce:
3205„Z błogosławieństwa Twego miałem blaski,gwiazdom podobne i cień w puszczach Gazy!…nieraz ćwiek rdzawy u podróżnej laskirył imię Twoje… Tam, gdzie same głazy,i słychać tylko fal libijskich wrzaski,Eschylowymi budzone wyrazy,echa słyszały Twoje święte imię —i słyszał je on laurów las, co drzymie!”
Kto widział ludzi tych, najdziwniejszych w Polsce, ten na twarzy ich mógł spostrzec wyraz, jaki tylko znał Mickiewicz u tych, co szli z Napoleonem w roku 1812:
3206
Pieśniarz żydowski z Antyllów, gdzie dawał koncerty, przyjechał tu do Polski, którą uważał za drugą, a raczej już jedyną Palestynę; widząc mnóstwo zwierząt, jakich od potopu nie widziała ziemia i typy ludzi niezwykłych — chciał to nazwać zwierzyńcem, a mówiąc fatalnie po polsku, nazwał — Zwierzeniem: „u państwa takie jest Zwierzenie”!
3207Lecz wymówiło mu się dobrze: z najtajniejszych tęsknot zwierzały się dusze, w mrokach tych więzień wiekowych rósł kwiat prometejański[524] i napełniał się mocą czarowną zupełnej życia przemiany.
3208Nie było tu jednak żadnych koturnów i bawili się czasem sobą, jakby w Arce Noego, tym wysypaniem się wszystkich gatunków szczytnego cudactwa na małym płaskowyżu góry Ararat[525], czyli Turowego Rogu.
3209Jedynym, który patrzył na wszystkich tu ludzi, jako na karykatury, był książę Hubert, sataniczny Melancholik i do tego przeżywający jakieś, nieznane nikomu, nieszczęścia. Cały Turów Róg uważał za jedną wielką komedię; i teraz, siedząc po południu wraz z panem Melanchtoniusem, czynił wycieczki przeciw Romantyzmowi.
3210Pani Ameńska leżała na werandzie, będąc na prawach kuracji, bo jakaś trawiła ją męka płucna, z nią zaś byli inni, dbający o jej ciszę i humor — wtem rozległ się wystrzał, potem krzyk!
3211Wybiegli — oczywiście prócz Księcia, który pokazywał jakiś perwersyjny japoński rysuneczek panu Melanchtoniusowi — ujrzeli, jak pan jakiś leży omdlony bez ruchu, zaś profesor Rufin Zawirro, znakomity z Marburga przyrodnik, chłop ogromnej struktury, rzuciwszy flintę, podnosi go i cuci z tkliwością matki.
3212— Nowa historia Rufinka — rzekł Zmierzchoświt — patrzyłem z okna, alem nie domyślił się, że do tego aż dojdzie!
3213Profesor Rufin nosi, jak wiadomo, zawsze przy sobie rewolwer, kastet, a jeśli mu pozwala czas wyjść na polowanie i choćby na dwór, bierze ze sobą sztucer lub w najmniejszym razie dubeltówkę.
3214 3215Tamten pan, który chciał przejść kładkę, był to dawny kolega uniwersytecki Rufcia, i zbliżał się do niego, machając radośnie rękoma.
3216Ale profesor, mimo że jest zagorzały myśliwy, bez sześciu par okularów nie widzi nic! Krzyknął więc w pasji: „Tędy się do Turowego Rogu nie przechodzi — albo będę strzelał”!
3217Kolega dawny wziął to za żart. Profesor, nie namyślając się dłużej, wystrzelił. Miał widać wadę sercową kolega, bo chwycił się za pierś — i zemdlał.
3218Żal było patrzeć na profesora Zawirrę, jak zbladły, chmurny, ratował swą ofiarę.
3219Na koniec tamten pan zdecydował się podnieść powieki, z przerażeniem wejrzał na swego druha, który go już czule tłamsił w swych niedźwiedzich uściskach.
3220Zakończyło się na podwieczorku pysznym: maliny i miód z leśnych pasiek oraz kawa, ser liptowski i ciasta wypieku księżniczki Zolimy, która w tym przynajmniej nie była antyseksualna, szepnął książę, patrząc na złotoszafranowe baby. Wreszcie profesor wezwał wszystkich do swego laboratorium, gdzie badał wpływ warunków psychicznych na chore zwierzęta. Wszystkim pacjentom: małpom, królikom, świnkom morskim i psom zastrzykiwał suchotnicze zarazki, lecz jednych trzymał na słońcu, gładził i czule pielęgnował — inne hodował w mrocznej klatce, i choć na tym samym pokarmie, ale krzyczał na nie lub choćby tylko obchodził się obojętnie: śmiertelność była tam przerażająca. ZdrowieOsobniki traktowane czule i słonecznie przychodziły mimo zarazków do zdrowia.
3221Profesor był naturą niepohamowaną.
3222Będąc jeszcze małym pacholęciem, wyskoczył z wieży płockiej katedry, trzymając się parasola, aby wypróbować powietrznej jazdy.
3223Podnieśli z bruku biedactwo, mające pogruchotane ręce i nogi. Choć wrócił do zdrowia, nigdy nie byli pewni w domu, czy Rufcio kogoś nie zabije lub sam nie zatruje się własnym preparatem. Po latach wyrósł na sławę europejską, stał się wielkim uczonym, którego zazdrościły sobie uniwersytety. Bardzo kochał mędrca Zmierzchoświta, a formalnie drżał przed panią Marą. Jego natura żywiołowa, niehamująca się nigdy, żeby kogoś nie ustrzelić, mający milion zawsze pojedynków i awantur — ten wybuchający materiał torpedowy, który nienawidził i kochał równie gorąco — był jedynie hamowany w momentach najwścieklejszej furii tym słowem, jakoś dziwnie wypowiadanym przez Mędrca Zmierzchoświta, który ile lubił, tyle bawił się panem Rufinem:
3224 3225Poważny, mastodontowy profesor, w którym tak wiele było dziecka — nagle wśrubowywał się w siebie, łagodniał i zmykał przez okno. W ogóle ten sposób ulatniania był stosowany również przez Mistrza Teodoryka, kiedy uciekał przed natręctwem dam, lornetujących go jako narodową chwałę.
3226Profesor Zawirro w zacności swej ratował wszystkich, ilekroć komu zdarzyła się ciężka choroba; nie cofał się nigdy przed zrobieniem kilkuset mil do Turowego Rogu, aby tam zastosować swe medyczne, jak mawiał, owczarstwo; najlepszy z ludzi na uczucie, był tu jednak ciągłym wichrzycielem. Pani Mara mówiła, że należy go, jak ruskiego kata, trzymać w kajdanach, przyprowadziwszy do chorego rozkuć, a potem znowu kajdany nałożyć.
3227Nienawidził mnóstwa osób, implicite[526] zaś nie znosił pana Melanchtoniusa, który nigdy tego nie domyślał się i często wciągał go do rozprawy naukowej.
3228Ach, wszyscy oni — ileż tworzyli ciągłych burz!!
3229Mędrzec Zmierzchoświt zawsze był łagodny w rzeczach powszednich lub najwyższych — lecz i on miewał swoje głębokie, niedające się zagoić już, zadry.
3230Gdyby określić można było współczesnych nam przez ideał średnich wieków, było to Bajard: życie swe założył na dwóch ideach — nie czynić nikomu bólu — bronić zawsze źródeł nieugiętej, niepożytej prawdy.
3231To jednak wprowadzało go w nieuniknione konflikty, gdy np. musiał powstać przeciw baronowi de Mangro, który, otrzymawszy w posiadanie całe Tatry i mając wielkie wpływy we wszystkich trzech stolicach kraju, związał się z kliką, obejmującą Kasyno Zabaw.
3232Walka była nierówna. Po tamtej stronie użycie wszelkiej broni, osobliwie wysypywanie koszów ze skorpionami i wężami, kalumnie, przekup świadków w sądzie — ferowanie wyroków na raucikach u szefów — po tej zaś, wypowiedzenie się potężnym spiżem czynu: wzbudzenia Polski Lechickiej i zamilknięcie tak zupełne, jakby nie tylko Kasyna Zabaw, warszawskich bazgraczy i barona de Mangra, ale nawet Moczaru potargowickiego i ludzi w nim żyjących, nie było.
3233Polak, Polska, IdealistaMędrzec Zmierzchoświt[527] jest jednym z ostatnich przedstawicieli tych w Polsce, którzy uważają się jednocześnie za przynależnego Litwy i Polski. Bałtyk i Tatry połączył tak w swej duszy, iż zdało się mu, że morze północy rozbija swe fale o groźne fortece naszych gór. Między tymi dwoma kresami Polski widział naród, jakby jedną duszę, nie rozdzielał Żydów ni Litwinów, Polaków ni Rusinów, ponad rasowymi waśniami, nad partyjnymi obrachunkami — jeden wielki Znicz wszystkich miał oświecać, rozgrzewać i wskazywać wszystkim drogę: była to Mickiewiczowska idea wolności wewnętrznej, wiodąca do rozerwania olbrzymich krat życia zewnętrznego; cicha o promieniach złotej jutrzni miłość wyżynna; pęd tragicznie rozkwitającej wzwyż jodły w liniach surowych i cudownych, jakby kościół Wiecznej Prawdy.
3234Spędziwszy młodość na Sybirze, widział go tuż przylegającym do Tatr: nieodzowną dziedzinę Polski, nabytą wiekowymi wędrówkami narodu po światło Zorzy. Na nieszczęście Mędrca Zmierzchoświta, był on przykuty do gór; większość ludzi w Turowym Rogu była skazańcami, utrzymującymi się tylko w łańcuchach górskiego powietrza, za kratami żywicznych świerkowych borów. Choroba wyżłabiała Turowczykom płuca, wkradając się nieraz podstępnie i podle w ich wielkie umysły, mącąc jeziora nieposzlakowanego kryształu charakterów. Nerwowi, skłonni do melancholii, a z drugiej strony — do niczym nieuzasadnionego optymizmu, równie jak do niedających się pokonać uprzedzeń, nie mówiąc o ekstazach lub ekstrawagancji miłosnej.
3235Nie rozumiał tego nikt lepiej niż Mędrzec Zmierzchoświt; z Panem Melanchtoniusem i Panią Marą przewartościowali życie, ludzkie wiary, obłędy, religie i pokuszenia.
3236Zostało im na dnie potwornego młyna analizy kilka wielkich, prostych głazów prawd, jak te monolity, z których niegdyś lud Egiptu wybudował system kosmiczny w kształcie piramidy.
3237Na tle najgłębszych mrocznych puszcz uczucia, wiecznie gotowy był Zmierzchoświt świecić dobrocią i uśmiechać się jakimś kresom ludzkim, ponad nizinną moczarnością…
3238Życie jego istotne najlepiej symbolizuje powieść Tołstoja: „Czem ludzie żyją?” podobna do opowiadania Sabały „o Smierzci”. Michajło Anioł żalił się nad matką i nie chciał jej zabrać dwojga dzieci, przeto Bóg rozkazał mu zapoznać się z ziemią i z warunkami, w jakich ludzie realnie żyć muszą — strącił go z nieba.
3239Idzie szewc drogą. Chłopi go zawiedli — ktoś mu wypłacił tylko 20 kop. Na głód w chałupie — cóż to znaczy? chyba tylko warto, aby przepić! Wtem widzi na drodze golutki człowiek! Okrył go kataną, prowadzi do chałupy. Baba poczuła wódkę, widzi gołego, wpada od razu we wściekłość.
3240Ostatecznie, Michajło Anioł staje się czeladnikiem, robi doskonałe buty. Cichy jest, a wszystko zawsze umie.
3241Raz przyjechał magnat, każąc zrobić obuwie wspaniałe na podziw — Michajło zrobił mu proste pantofle do trumny. Niedługo przyszedł ktoś w imieniu żony magnata, wymagając, aby już nie robili butów, bo pan umarł.
3242Kiedy już Michajło poznał, że miłość duchowa jest tym, co ludzi utrzymuje w ich okropnej nędzy istnienia — wraca do nieba.
3243Została po nim tylko jasność w chacie!…
3244Takim niezwykłym stworem w chacie ubogiej — wprawdzie nie szyjącym butów, lecz wznoszącym świątyniowe budowle z myśli, głazów i z jodeł — był Mędrzec Zmierzchoświt, którego życia realnego dotknąć nie wolno kronikarzowi. Nie wybaczyłby tego osobliwie pan Melanchtonius, który jest Wielkim Instygatariuszem[528] Turowego Rogu — nie zniósłby, zapiorunowałby na zgon, żeby cośkolwiek, choćby przez pietyzm, Muza mitów i historii Herodotowej miała zwulgaryzować. — Prócz tych osób, które kronikarz al fresco maluje, ileż postaci z demo- i z arystokracji o najdziwniejszej historii rodów, z tyraństwem matek, co wspaniałe kwiaty swych cór wydawały za mąż przeżytym magnatom, złośliwym i tępym, a które potem same rodziły synów z jakimś postrzałem w głowie, choć uważały ich za ósmy cud!
3245Matka barona Rabsztyńskiego była taką ofiarą tyranii swojej macierzy, takim udatnym okazem zaszczepionego daltonizmu magnackiego. Będąc najgorętszą patriotką, nie miała bynajmniej wrażenia, że syn tej Polsce służy źle. Wiemy, że Mangro wykazał się dokumentami za jej zaginionego syna; służyła mu ślepo, wierzyła w niego niezachwianie. Wykształcona aż po wielkie obszary Scjencji wraz z narzeczem chińsko-hebrajskim dla studiów nad szczepem żydowskim, zamieszkującym w Chinach, a mającym pono własne tradycje biblijne; z językiem arabskim dla przekonania mahometańskich nabich[529] o bóstwie Chrystusa — pani Marszałkowa nie rozumiała nic ze spraw Wielkiej Przyrody, z dziejów spokrewnionej z Aniołami i z małpami Ludzkości. Jej cudna, choć stara twarz mumii, jej wspaniała heraldyczna postać tkwiła wśród życia takich ludzi, którzy byli jeno monstrami, nieraz po pachy zanurzonymi w nikczemność.
3246Dom jej z XVII wieku zachowany cały. W nim mieszkały tylko dwie staruszki — pani Rabsztyńska, chodząca w czarnym habicie, i siostra jej — w gorsecie długim, jak u hiszpańskich dueń Velazqueza, cała w stylu pradawnym.
3247Pokoje były też szczególne: na suszę jest pokój o szarych zasłonach, smutnych i jakaś fontanna szemrze, łzawo nastraja. Na deszcz zaś jest pokój o tonach brzasku, zasłony i draperie rozweselające, obrazy miłe. Pokój morski z zielonymi i szafirowymi obiciami. Jadalnia z cedrowego drzewa, przywiezionego aż — z Libanu, z takimi loggiami, jak w Wieczerzach malarzy włoskich.
3248Pani Rabsztyńska żyje Biblią i ta jej nadaje styl patriarchalny; siostra jej — przesycona epoką krynolin sprzed Lamartine'a — ma życie swe zanotowane w najdrobniejszym szczególe na albumach i w miniaturach. Miała czterech mężów, każdy z nich zapisał się najtkliwiej.
3249I właśnie kiedy Zolima była raz z nią sama, siostra pani Rabsztyńskiej rzecze:
3250— Widzisz, ja już bliska zgonu — pokażę ci wszystko!… — Rozmowa oczywiście po francusku, bo już jak poszło na czułość, nie można mówić inaczej! i wydobywa starowinka ze skrytki miniaturę pana, jeszcze innego niż czterej mężowie — i listy, przewiązane włosami.
3251— Cet homme que jamais j'aimais[530]…
3252Zolima aż się zarumieniła. I wierzyć teraz najtkliwszym uczuciom w albumie po czterech mężach…
3253Ksiądz bazylianin dziwił się wielu rzeczom, ale nie mógł sobie wyrobić ani opinii, ani tym bardziej zająć miejsca czynnego wśród aktorów ludzkiej i nadludzkiej dramy Turowego Rogu.
3254Tak więc, chodzi z Wieszczką Marą i Ks. Wisznu wśród przepysznych gąszczy tej puszczy z jodeł, świerków, cedrów i limbowych drzew; nad zagłębiami ucichających fiordów morza Pratatr; nad turmalinowymi głębinami, w których kołysały się dumne żaglowce, napełnione snami ich serc. Tymczasem w grocie nadmorskiej Zolima mrukliwie zgłębiała statystykę, a zamilknąwszy, komponowała referat, wysyłany co tydzień do powag uczonych Haward Unwersity w Ameryce. Zazdrościł sobie niegdyś tego wielkiego szczęścia, że Turów Róg istnieje, lecz teraz czuł zbyt straszny malsztremowy wir serca. Myślał o Ariamanie, który teren walki zwiedzał, należąc do walczących, choć nie wiadomo po czyjej stronie, a potem po strasznym przejściu — zniknął gdzieś w czeluściach Tatr; myślał o Magu Litworze, który już wrócił znad ujścia Leny do Lodowatego Morza, gdzie pono wznosi się założona przez wygnańców świątynia. Wtem ujrzał bazylianin w płaszczu wędrowniczym idącego człowieka, o twarzy żmujdzkiego boga, w którym poznał właśnie Zmierzchoświta, Mędrca z wyspy tatrzańskich jezior — tych, co graniczyły już ze Sybirem. Człowiek ten ciemniał w słońcu wielką, bujnie uwłosioną głową, z jasnymi, bławatkowymi, choć jak stal lodowatymi oczyma i witał towarzystwo. Ale najwyższy podziw, obawę i nawet krzyk przerażenia wzbudził wilk skrwawiony i ziejący, z ochłapem krwawej piany u pyska: Mędrzec niósł zwierza na ręku i pod płaszczem tulił. Sytuacja stała się niemożliwą, każda próba złożenia wilka na ziemię napotykała się z groźnym warczeniem.
3255Myśl Zolimy, aby to zwierzę, tak przywiązane do Ariamana, które wściekło się z tęsknoty za nim nieobecnym, strącić znienacka w morze, była o tyle nieurzeczywistnialna, że wilk na widok wody jeżył się, drżał, piana mu ciekła jeszcze obfitsza, a zęby jeszcze bliżej dotykały twarzy Zmierzchoświta. Rozstrzygnęła ten rebus dopiero Księżniczka Wisznu, przypomniawszy o kuli magicznej z kryształu, którą nosił przy sobie niegdyś Ariaman, nim zniknął z Turowego Rogu — i podstawiła wilkowi przed oczy. Okropnym, nieruchomiejącym wzrokiem wilk ją się wpatrywać, wreszcie stężał.
3256Zmierzchoświt złożył go wtedy w grocie Zolimy, która wilka koniecznie chciała mieć, mówiąc, że właśnie już zaczyna się nudzić, zaś ta nowa sytuacja utrzyma jej wolę w skupieniu.
3257Ksiądz bazylianin założył łańcuch i uwiązał przy drzewie, wilk był w zupełnej katalepsji.
3258Wyszli. Ksiądz bazylianin z niezwykłym zajęciem słuchał mocnych, jak ze spiżu wykutych, tajemnie religijnych, dowodzeń Zmierzchoświta, który miał umysł szeroki jak Tołstoj, lecz bez zajątrzeń doktryny innej niż Wszechmiłość.
3259Polska, Upadek, PolitykaMówili o Polsce, której gazda przynosi do chlewa jadło konstytucji, nie dlatego, żeby ją kochał, ale że ją chce utuczyć na Wielkanoc. Partia polska, najgłówniejsza dziś, nie stawia żadnej polityki, tj. nie buduje ani jak Bismarck[531], ani jak Cavour[532]. Na to, aby rządzić, niszczy, tępi i prześladuje wszelkie wyżyny w narodzie. Paktuje z kłamstwem świadomym; i z ciemnotą nieświadomą. Teraz jest dopiero właściwy, bo od wnętrza rozbiór Polski.
3260Odpada Litwa i Białoruś, my sami jesteśmy podzieleni na różne parcele i serwituty. Wprawdzie, pociesza się Zmierzchoświt, Litwa musi odpaść na to, aby zechciała pokochać na nowo przyszłą, właściwą Polskę.
3261Wróg, WalkaJedyna drapieżna potęga w Europie — Prusy upadły ideowo z chwilą zupełnie nowego wojowania Japończyków, którzy umieją wroga miłować i umierają z satysfakcji, nie tylko z „obowiązku”.
3262Ta rozmowa wśród gąszczu wielkich tulipanowych drzew i mangowców okrytych purpurą, gdzie kołysały się małpki — była dla bazylianina tak przejmująca, jak biesiada z Królewskim Duchem tej puszczy.
3263W zachodzącego słońca promieniach ktoś niewiadomy myśli swe nakreślił na korze brzozy białej; drzewo to jakby fontanna wystrzeliło w mroku jodłowego lasu.
3264„Tak mi jest cudnie tu!jak gdyby raj zeszedł na chwilę do ziemi!Niebo turkusmi świeci bezbrzeżnemi…Zachodzi za borem słońce, jak w Micieindyjskim — ziemia i niebo mówią: już wiemy! już wiécie!I tylko dusze nieukojone,przybite do ziemi — wstają — i Mocom Groźnym wytaczają wojnę,w której polegną!…Tak mi jest cudnie tu!…”
W rozpojeniu wszystkich władz szczęścia szli o zachodzie słońca, tak umiejącego chronić dęby, jodły i walisnerie Turowego Rogu, zarówno jak i zwierzęta przedpotopowe, spożywające niezmierną ilość traw, dobroczyństwem słońca znowu się odradzających.
3265Zbierała Księżniczka Wisznu krokusy i fiołki, zbierał gasnący bóg ślady jej stóp drobnych, obutych w białe kierpcycki i całował.
3266Była ona Savitri — promieniem tych miejsc.
3267Kochały ją żarłoczne aligatory, Iguanodonty, olbrzymie jak gotyckie wieże — nade wszystko zaś krążące i przelatujące z drzewa na drzewo, migotliwe, tęczowe rajskie ptaki lub białe pawie ze złotymi zbrzeżami ogonów — nad głową Księżniczki Wisznu leciały, śpiewając, na ile ich stać było donośnie, choć nie pięknie.
3268Lecz czemu, gdy nad morzem nachyliła się, zbierając wodę w swe cudne, artystyczne ręce o liniach wielu ukrytych nieszczęść, które zdążył wyczytać Mag — czemu Morze modrym mrokiem przepojone, nagle błyskało fosforycznym wirem, do szaleństwa upajającym? Nadbrzeżne brązowe wzgórza, okryte lasami sosen i złotawymi kwiatuszkami janowca, wznosiły się nad modroczarnym, groźnym, niezmierzonym żywiołem, ponurym jak duch Wallenroda.
3269Najbliższym swym Zmierzchoświt jął opowiadać dzieje życia Maga Litwora. Mag, dotykając kwiatów wysmukłej dziewanny, niepodległy czasom, zbudowany jakby z adiamantu Platońskiego, z płomieniami wulkanizujących oczu, miał tak nieprzeparty czar, że wyszeptał, wpatrując się w niego, bazylianin: — Oto, któremu by los winien oddać wszystkie Ofiry[533] szczęścia! — Lecz obłok patriotycznego bólu zachmurzył dusze słuchaczów. Rozwarły się przed nimi dantejskie obrazy minionej Polski.
3270Z głębokim smutkiem, występującym jak lawy z pęknięć wulkanu, opowiadał Mędrzec Zmierzchoświt.
3271— W Mickiewicza trzeciej części Dziadów wywożą młodych uczniów kibitkami na Sybir. Jeden z chłopców, mających już kajdany na ręku, krzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła!” — Mickiewicz nazywa go Janczewskim, lecz właściwie był to młodzieńczy Jan Witołdowicz, założyciel stowarzyszenia w Krożach pod nazwą Czarnych Braci. Zapędzono ich na wieczne czasy do batalionu pod Uralem i ostrzyżono w sołdaty.
3272Mijały dziesiątki lat, nikt z rodziny nie mógł i nie miał prawa dowiedzieć się o losach dziecka.
3273Humboldt, kiedy zakończył podróż po Sybirze, wracając przez Petersburg, był przedstawiony na dworze. Zapytał go Car Mikołaj: — Cóż najciekawszego widziałeś pan w mojej monarchii? — Wielki uczony odrzekł: — Podziwiam naturalne bogactwa kraju, lecz mię najwięcej zdumiewa wykształcenie rosyjskich żołnierzy. — Zdumiał się Car Mikołaj, który nie oczekiwał zgoła takiej odpowiedzi. Zapytał więc niedowierzająco: — Cóż to znaczy? —
3274— Wiedziałem, że jest wojsko dzielne, ale wyobraź, Najjaśniejszy Monarcho, moje zdziwienie, gdy zastałem raz deńszczyka szorującego rondle — a przed nim rozłożone dzieła naukowe. Z rozmowy przekonałem się, że wiadome są mu i jego towarzyszom nie tylko wielkie odkrycia przyrodnicze, lecz że posiadają gruntowną wiedzę, jakiej by mógł pozazdrościć niejeden rozgłośny uczony. Nadto mają własne zbiory geologiczne oraz tworzą nowe poglądy na formację tamtejszych skał. Osobiście byłem pochlebiony: entuzjazmowali się moim Kosmosem.
3275— Nazwiska ich? — spytał Car Mikołaj.
3276— Nie znam ich nazwisk — rzekł Humboldt — tam noszą żołnierze tylko numery.
3277Wielki i zacny człowiek, chcąc ratować skazańców, odgadł trafnie, że wymienić polskie pochodzenie byłoby dla nich wyrokiem na bramie Piekła: „Tu nie ma nadziei”!
3278Car Mikołaj kazał natychmiast podane numery uczynić oficerami z prawem awansów.
3279Tak, dzięki Humboldtowi, Jan i towarzysze jego stali się wolnymi ludźmi.
3280Witołdowicz nadzwyczaj prędko został pułkownikiem, choć świeżą była tradycja powstania roku '31. Na stepach bezbrzeżnych Chiwy i Buchary, wiodąc oddziały zdobywcze, chciał zaciągnąć Rosję najdalej na Wschód, aby nastąpiło zderzenie Rosji z Anglią, jedyną wówczas potęgą, zdolną przeciwstawić się rosyjskiej. — Rozjeżdżając po dawnym władztwie Dżyngishana, z oddziałem kawalerii, poznał dokładnie Wschód — z emirami złączyły go tajemne, głęboko przyjazne stosunki. Skarby, które od nich i od Hanów otrzymywał, rozdał tamtejszym mieszkańcom, aby zdobyć ich zaufanie i nie wzbudzać niechęci wśród ludu, że cudzoziemcy wywożą bogactwa z ich kraju.
3281Ludy wschodnie uznały go za proroka, który ma wybawić Wschód. Przebrany za kupca wschodniego, musiał raz pojechać z Kaukazu do Petersburga.
3282Mędrzec Zmierzchoświt zamilkł.
3283Wieszczka Mara wydobyła listy Tomasza Zana i jęła odczytywać tę straszną opowieść.
3284Jan spędził na rozmowie noc z dwoma czarno ubranymi panami w hotelu; szpieg służący nie dopuszczał nikogo na korytarz, słyszano głośną, do krzyku dochodzącą rozmowę, potem wyjechali w nocy karetą do ministerstwa wojny, nad ranem wrócili wszyscy trzej; na koniec zaś wyszli tylko dwaj tajemniczy nieznajomi. W południe służący zrobił alarm; Zan i towarzysze chcieli ujrzeć nieboszczyka: zastali drzwi opieczętowane, zamknięte na kłódki, przy nich zaś straż.
3285Pogrzeb odbył się bez zawiadomienia; uczestniczyć w nim nie mógł nikt z przyjaciół Jana. Historia tego nieznanego ogółowi, istotnego i zapewne jedynego Wallenroda stała się przedmiotem badań dla stosunków angielsko-rosyjskich w Afganistanie[534].
3286Nieocenione zbiory i rękopisy, które wiózł ze sobą, posiadł towarzysz dawny z wygnania, druh jego bliski i dotąd ma je zagrabione, i mieszka spokojnie na jednej z wytworniejszych ulic Warszawy.
3287Tu znowu zabrał głos Mag Litwor i prosił, aby nie wspominano już tych spraw małoznacznych zbyt, wobec istotnej grozy zmartwychpowstania, jakiego doznał w Petersburgu, i potem, gdy poznał Jogę, zamieszkawszy w Indiach.
3288Płomienie mają ogarnąć świat słowiański. Mag, zginający się pod tragicznym przeznaczeniem Wallenroda, zapalił na Wschodzie ludy — już goreją.
3289Wśród ciemnych drzew lasu mignęła postać czarna z fosforyzującymi oczyma. Mag Litwor drgnął, usłyszawszy cichy, złowieszczy śmiech.
3290Wolą swą usiłował wstrzymać tego, który był niedawno jeszcze adeptem Wiedzy Riszich Indyjskich, lecz ze smutkiem przekonał się, że wola jego odbija się o jakąś twardą łuskę, za którą zionął wulkan nienawiści.
3291Wszyscy stali nad morzem zasłuchani.
3292Myśli tytaniczne, jak chmury płynęły, brzemienne piorunami. Księżyc odbijał potężne, groźne zarysy skał w mrocznych, zdających się nieruchomymi, głębinach.
XII. Więzienie nad Ładogą
3293Tam, gdzie spotykają się ze sobą burzliwa jak morze, bezbrzeżna jak morze Ładoga[535] i Newa[536] — rzeka tętniąca falami jak arteria krwi pod sercem olbrzyma;
3294tam, gdzie dawniej dzikie ludy walczyły ze sobą, potem drużyny Nowogrodu i Moskwy ze Szwedami, gdzie „tysiące mężnych poległo, pokrywając pole, na którem nie można zasiać kartofli” — jak mówi stary Wil Szekspir —
3295tam, gdzie miejsce tylko dla żerowiska czarnych kruków — kiedy z chmur wichurą gnanych zlecą na ziemię, niosąc w dziobach krwawe ochłapy;
3296tam gdzie jedynie śmierć powinna by zamieszkać na skalistej wyspie, strzegąc Hyperborejskich krain, gdzie są ciche i cudowne noce białe latem i obłędnie tragiczne zorze borealne, jak zjawy anhellicznych duchów, wśród ciemnościowej męki tego piekła — —
3297tam forteca o grubych, niskich, żółtawych bastionach,
3298potworny krab, zrodzony przez macicę Ładogi, zapłodniony przez Wicher-Diabła, —
3299teraz jest świątynią boleści, świątynią dumań straszliwszych niż Chrystusa na pustyni.
3300W tej wieży Świetlicznej na drugim piętrze męczyła się piękna żona Piotra Wielkiego, Eudokia Łopuchina — oddana najpierw do klasztoru, potem zmuszona oglądać wbicie na pal tego oficera, który chciał ją wyzwolić.
3301Tu umarła też Maria Aleksiejewna — — — z głodu.
3302Władza, Dziecko, Życie snem, WięzieńO piętro niżej — w izbie, gdzie jest piec kaflami kolorowymi zdobny — przeminęło niepojęcie smutne życie władcy Joanna Antonowicza, który od 4 roku życia zamknięty w celkowym więzieniu — bez książek innych niż Biblia, bez Towarzyszów innych niż dozorcy — został aż do końca nierozwiniętym dzieckiem; zabity w czasie buntu przez tychże dozorców — bohater smutniejszy niż z Kalderona — „Życie to sen”!
3303Nie wyliczajmy grozy, nie wyczerpiemy jej opisem!
3304Nikt nie zna tych raskolników, co tu zamorzyli się — w ciemnych norach: deskami zakryto im drzwi i okna na głucho — i tylko straże „silne i ostrożne”, niemogące słowa przemówić z więźniami — przechadzały się za murem.
3305Tu reformatorzy zapaleni liberalizmem Katarzyny II, przez tęż Semiramidę północy uwięzieni i nie wypuszczeni, aż po jej zgonie —
3306kiedy już byli żyjącymi trupami (Nowików, porucznik Krieczietow).
3307Tu pierwszy konstytucjonalista rosyjski, kniaź Golicyn umarł.
3308Tu zamknięci bywali potworzy okrucieństwa i tyranii, jak zwalony wremieńszczyk Biron…
3309W najniższej kondygnacji, pod niskim beczkowym sklepieniem — gdzie nie było podłogi, lecz zmarzła, wiecznie wilgotna, zapleśniała ziemia — męczył się Mason Polski, major Łukasiński[537] —
3310cichy, głęboki myśliciel, chcący przeobrazić ducha narodowego w lożach, wznoszący przedziwne dla serca ludów katedry.
3311Po 11 latach męki w fortecach polskich — zapomniany przez rodaków w lochach Belwederu, kiedy Warszawa upajała się wolnością dni listopadowych 1831 r.
3312tu został zamknięty — i przez lat 37! żył na tym pokarmie za 3 kop. dziennie miedzią, bo tyle zostawało z płacy na więźniów, kiedy dozorcy więzienni przepuścili ją przez swe kieszenie.
3313Z głodu cierpiał cyngę[538], od której wypadły zęby —
3314W strachu mroków nocnych, kiedy szatani kręcili się w zamieciach śnieżnych, odprawiając swój Nokturnowy sabat — w pustce tych dni szarych jak dusza pająka,
3315w trwodze śmiertelnej o rodaków, słysząc jak świstały kibitki z malowniczych wiosek pod górami Świętego Krzyża, aż het — — het — — het w tajgi — —!
3316Starzec krzepiony tą dziwną jogą, której imię było Polska — nareszcie uległ obłędowi, jeśli można tak nazwać melancholię najgłębszą, gdzie wszystkie myśli kierowały się do wzniesienia z upadku kraju.
3317Córka nadzorcy więziennego ostatnie dni starcowi umajała troskliwością — —
3318nie pozwolono mu nawet wtedy widzieć się z rodziną własną. I w tym piekle, nieznanym Dantemu, umarł.
3319Tu różni rosyjscy myśliciele i działacze w tych „kamiennych workach” więdli, rozkładali się za żywa, aż który „wolą Bożą (!) umarł z długiej choroby”.
3320Zwykle suchoty i szkorbut, szczególniej dla tych młodzianków po lat 17…
3321Tu Bestużewy[539], tu Kiprskij, tu starszy i młodszy bracia Rajewscy —
3322z nich jeden w obłędzie oddany pod dozór krewnych.
3323 3324Kiedy nie był wykonywany akt szubienicy, czytano skazańcowi wyrok śmierci, nakrywali go prześcieradłem, na oczy spuszczali biały kołpak — —
3325Lecz w tejże chwili, gdy kat miał zaciągnąć pętlicę, nagle zjawiał się feldjeger, który objawiał ułaskawienie: zamiast śmierci, wieczną katorgę —
3326Iszutin[540] odszedł spod szubienicy obłąkany — i obłąkany żył już w mogile więziennej.
3327Towarzyszom, pytającym go przed śmiercią, tak mówił syczącym głosem, dziko oglądając się, odmachując od tajemniczych widzeń rękoma:
3328„Tam straszno — ale nie można mówić — tam żmije okręcają się dokoła mego ciała — wpijały się w nogi, ściskały mi ręce… tam wszystkie strachy… Ale nie wolno mówić o tym: oni słuchają”…
3329 3330w każdej celi było maleńkie okienko w drzwiach, przez które zaglądało oko żandarma — nieruchome oświetlone elektrycznością. W nocy krzyk obłąkanego towarzysza.
3331Tu urząd kata sprawował aresztant skazany na katorgę za 7 zabójstw.
3332Tu ludzie wieszani patrzyli w niebo, nie chcąc ostatniej chwili skalać wejrzeniem.
3333Tu jednak żyli myśliciele, którzy rozwiązywali Apokalipsę — Morozow —
3334i takie dusze, jak Wiera Figner[541] lub Janowicz, który przed powrotem do kraju odebrał sobie życie — nie mając siły już zacząć tam żyć…
3335Nad brzegiem szumiących wód, na skrawku ziemi wśród głazów, za potwornymi murami fortecy — jest cmentarz bez krzyży — bez drzew — bez furty dla modlących się — —
3336 33373338
Kapitan Anacharzis[542] już przedtem, jako osiedleniec na Sybirze, chadzał z rohatyną na niedźwiedzia, uciekał przez tajgi sam ze swoim psem — przez bezmiary milczących lasów, nieznających odgłosu życia — szedł, nie mając przez tydzień jedzenia ani wody.
3339Pies wybiegał na kilka kroków naprzód, potem straszliwie znużony, kładł się i wył.
3340Dziwną grozą napełniały te jęki obumarły las, który na przestrzeni setek mil był spalony — pnie czarne mroczyły się w księżycu, jak wyobraźnią Edgara Poe[543] stworzone widma.
3341Kapitan Anacharzis chciał doprowadzić do końca swą na pół genialną, na pół wariacką ideę —
3342ustanowić prawo dla robienia wszystkich odkryć i wynalazków.
3343Znajdowali się sami w półmroku kancelarii.
3344Żandarm, znużony nocnymi dyżurami i złagodzony monetą złota patrzył przez okno.
3345Ariaman niepostrzeżenie zaczął się rozbierać i nakazał kapitanowi czynić to samo.
3346 3347 3348— E, ty jesteś ambitna sztuka — mówił — chcesz, abym ja ci wystawił mauzoleum perennius aeris[544]! otóż nie — ludzkość o tym nie dowie się nigdy!
3349Ukończę me odkrycie, strzelam sobie w łeb — i tam się spotkamy —
3350rozumiesz? nikogo z tej robaczliwej ludzkości nie będzie, lecz my tam usiądziemy, nad przepaściami Jowisza —
3351 3352Znasz Herodota tę radość Greków, kiedy zbliżali się Persowie, a ci nie pozwolili skracać olimpijskich igrzysk?… Jakaż to słoneczność…
3353Więc ostatecznie zostajesz tu? daj łapę. Czyżbyś mnie ty nie miłował? a to byłoby kapitalne odkrycie!! więc ty szukasz tylko pretekstu, aby zniknąć ze środowiska szanownych żyjątek ludzkich?
3354O, to idź do diabła z twym przebraniem —! —
3355 3356 3357 3358 3359Dwa wirchy lodowe gdyby nagle się zrosły — od siły zderzenia roztapiając swe lody i buchając strumieniem łez —
3360 3361Ariaman tegoż wzrostu ubrany w bałachon więzienny, został sam w kancelarii i cicho trącił żandarma.
3362Żandarm zbudził się, wybąknąwszy parę słów niejasnych, prowadził Ariamana do celi, na trzy rygle zamknął.
3363Nazajutrz miał być wykonany wyrok śmierci.
3364Lecz jako obcego poddanego i głośnych zasług naukowych Anacharzisa Cholewę — ułaskawiono.
3365Wprawdzie już Wirgili mówił: Timeo Danaos et dona ferentes[545].
3366Ułaskawieniem była katorga; potem już w drodze, zmieniona na Szlisselburg. —
3367Mówiono, iż któraś zagraniczna księżna, zwiedzając więzienia etapowe, po dłuższej rozmowie z Ariamanem zmieniła katorgę dożywotnią na wytworną mogiłę nad Ładogą.
3368Spotkało Ariamana to najwyższe odznaczenie w procedurze więziennej: znalazł się między tymi, których zabić dla jakichkolwiek powodów okazało się niewygodnym i niekorzystnym, a należało usunąć na zawsze.
3369Tak czy inaczej, znalazł się tam Ariaman.
3370W więzieniu straszliwszym niż zamek Czillion[546] zamknął się z własnej woli, czując, że wyrasta w nim Monstrum grożące zniszczeniem światu.
3371Była raz chwila, kiedy na Maga Litwora strącił skałę, lecz ta w łuku olbrzymim przeleciała nad głową nieruchomo siedzącego w kontemplacji.
3372Z żądzy niebezpieczeństw zapisał się do szeregu jakichś zamachów. Nagle zbudziło się w nim dwoje Chrystusowych oczu sumienia, kiedy zrozumiał do głębi tę ohydę takiej walki bez najwyższego wewnętrznego uprawnienia. Nie miał on w sobie dialektyki Raskolnikowa, jednakże mając wysadzić jakąś świątynię w powietrze wraz z tysiącem winnych i niewinnych —
3373 3374I było szczęśliwym zdarzeniem, że mógł z tym połączyć wyzwolenie swego druha.
3375W murach samotni rozważał swoje prawo do zbrodni i uznał, że ten zagrzebany w kryptach katedry Sewilskiej, który kazał siebie deptać, jako najgorszego z ludzi, był wobec niego Ablem.
3376Gdyż potencjalność złego w Ariamanie stała się niewymierzalna.
3377Gdybyśmy mogli teraz przeniknąć za te mury — ujrzelibyśmy wielką, niską celę o beczkowym sklepieniu.
3378Tam w blaskach polarnej nocy rozmyśla więzień.
3379— Zgłębiam pojęcie przepaściste jak Gehenna[547]: niepowracalność.
3380Wielki Lewiatan ziemi, dysząc, zrodził miliardy pęcherzyków ludzkich, które wirują, silą się dopłynąć słonecznej powierzchni — — rozkładają się na węglowodór itd.
3381Pomnę, kiedyś, gdy mi pewien rabin żydowski z pianą mówił, że gdyby Chrystus żył teraz, należałoby Go ukrzyżować —
3382ja wtedy, biały, dumny Templariusz, stanąłem nad duchem tego rabina, świecąc mocą rycerza Świątyni Bożej. Rabin wyznał mi, że nocami lęka się sypiać — lęka się iść w ciemności teraz do domu — żyje on bowiem zawsze nocą w jakimś piekle.
3383Chrystus był mi najbliższym: słońce mogłoby zgasnąć, mnie byłoby z Tym mrokiem jeszcze jaśniej; ziemia gdyby zapadła w niewiadomą otchłań, ja mogłem jak Szymon Stylites[548], na jednej kolumnie stać, mając dokoła przepaście…
3384Ile skrzydlatych mar runęło już — godnych obcować z Nim na Ostatniej Wieczerzy, równie jak wstąpić na rydwan słoneczny Hipariona[549]…
3385 3386— Jam więzień zamurowany w najciemniejszej celi.
3387Newa szumi nade mną; na mojej pościeli
3388gryzie szczur resztkę chleba. Tam krzyk — to ludzie wieszani! —
3389Widzimy: nadchodzi diabeł, ubrany w szaty z Nocy Polarnej w błękity, w mroki i w srebro; gra mu tak rzewnie jak słowik nad mogiłą narzeczonej; tak wspaniale, jak wycie jesiennej burzy tu nad Ładogą… Instrument muzyczny jego tworzy kombinację wioli z mandoliną, jak miewają mieszkańcy zaświatów portretowani przez Fra Angelica.
33903391— Zakwitła raz w ciągu istnieniapalma Kariota;sto lat czekała miłosnej ofiary,aż w kwieciu, lito-złota,miłości nieziemne czaryz miesięcznym blaskiem przeżywa wśród burz rozmodlenia!—————-Miną raje kwitnienia.I stoi, jak Isztar[550] w podziemiach, obnażona!Gałązki jej, jak zeschłe łzy.I wiecznie zda się, kona…I w mroku wiecznym zwątpieniaupiorne ją męczą sny…
Jestem tą nocą majową nieco wzruszony, gdyż doprawdy:
3392
Na te ostatnie słowa swe diabeł ironicznie wprawdzie, lecz surowo mierzy go od stóp do oczu — i rzekł mu głosem okropnym, wychodzącym jakby z trumny pogrzebanej pod podłogą, lecz tak mocnym, że zadrżały sklepienia:
3393— Mogę przejść ten mur — lecz tam nie czeka mię królewna z pieśni nad pieśniami[551].
3394Ja — król omamień i arcymistrz demonicznych perspektyw: udaję, że łańcuch dla mnie zbyt mocny.
3395Nie, tamta góra magnetyczna jest w gruncie rzeczy tylko Grünes Gewölbe demonicznych fatałaszek.
3396Jestem więc mądry, mędrszy niż całe istnienie.
3397Dałem się tu wraz z tobą zamknąć w więzieniu, aby móc tęsknić — choćby za wolnością… Najgłębsze chowam dla siebie… pustynie me starsze są niż całe istnienie! —
3398Przypomniał Ariaman z dawnych legend średniowiecznych, że Diabeł sili się wywołać stan pychy —
3399a za ten jeden jej włos gotów zawlec, aż na ostatnie dno bredzącej halucynacji.
3400Więc wzruszył ramionami, nie chcąc stać się rzeczywistym tajnym diabła spowiednikiem — i myślał o ludziach rzeczywistych:
3401(bowiem, gdy wykopano dół i wbito dwa słupy — i mieli rozstrzelać skazańca — on sam podszedł do słupa, objął go rękoma i gładził, jakby żegnając się z nim)
3402tak i diabeł w braku zaświatowej istoty, więźnia uczynił swym spowiednikiem.
3403Diabeł, KuszenieDiabeł, widząc zdradzonym swój zamiar wydęcia mary nadczłowieka, zmienił się nagle w muszkę brzęczącą, chcąc wyrwać z zadumy.
3404W brzęku jej skrzydełek usłyszał wszystkie tchnienia letniego wieczoru —
3405i zdało mu się, że wszedł w mroki litewskiego dworku pod zasłonę, gdzie kryje się sypialnia i czeka w ciemności tajemniczej przed walką gorąca, radosna i umiłowana o nagim, gibkim pod koszulą ciele. — Teraz spojrzał płomiennym wzrokiem w Diabła:
3406— Tu gra na wioli, ukradzionej z nieba,zły duch — przecudne szaty na nim tej Nocy Polarnej:błękity i mrok głębin — srebrzystość, jak Feba[552],niosącego w pomroku blask czaszy ofiarnej!Widzę, że wykopano dół i wbito dwa słupy;mają rozstrzelać Nestora Mignejszwili,On podszedł sam — i jakby maszt tonącej szalupy,objął rękoma ten słup, i gładząc, żegnał… Ha — zabili!Nie spocznij, muszko, na mym czole!wichrze nie przynoś mi tchnień!niech się rozpostrze nad ziemią wieczny cień —niech Myśl zejdzie w tę czarnych królestw mych niedolę!Żaden owad, który wchodzi w głębie Nepenthesu,ćma, zaczepiona w rosiczki łzawnicach,nie jest tak pogrzebana — żaden brahmanin Gangesutyle swej krwi nie wylał, co ja w mych świątnicach!
Nagle szatan otoczył go podzwrotnikową rozszalałą roślinnością — i oczywiście chciał mu przez to wykazać, że mógł całe to królestwo fantasmagorii oddać, jeśli wyrzeknie się atawizmu: iść z narodem — i w rezultacie, jeśli z Szlisselburga uczyni Zamek marzeń.
3407Lecz za przykładem Mistrza kuszonego na pustyni Ariaman odpowiadał wciąż milczeniem.
3408Toteż diabeł wkrótce sam złowił się w swe sieci, widocznie czując się księciem wschodnim, mówił, klęcząc przed ścianą, którą brał — ach, za wejście do świątyni miłości w Josziwarze[553]:
3409— Lilie czerwone Japoniime serce, zamienione w pagodę rozpusty,mirty dziewic, wycałowane bezśmiertnymi ustyaż do obłędu — w agonii!Ładoga groźnie wciąż huczy nade mną,w burzy — widzącej mrocznych mórz Arktyki!Schodzę w otchłań serc moich, wiekuistnie ciemną,gdzie jest mogiła i napis: Tu leży Walmiki[554]!
Nieukrywane było zdziwienie na mądrej skądinąd twarzy diabła, gdy usłyszał to ostatnie swe wyznanie, w którym z lekka uchylał lub raczej dawał się domyślać, że ten obecny numer więzienny jest twórcą dawnej indyjskiej Mahabharaty, i że wcielił się teraz w więzienne milczące jestestwo.
3410I co więcej, że ma tyle serc, ile paw ma oczu w swym chwoście tęczowym.
3411Zamyślił się ów mieszkaniec kręgów zatracenia pod księżycem i rzekł, z tą złośliwą pedanterią warszawskiego krytyka, który był wielbicielem komuny i Jarosława Dąbrowskiego[555], a potem dla przymilenia się baronowi de Mangro, podającemu dwa palce mu na raucikach partyjnych — gotów pisać anonimy przeciw wszelkiej indyjskiej, albo li polskiej Mahabharacie!
3412— Ja Tobie zaprzeczam: ty nomier Tridcatyj[556], jak możesz być Walmiki?!
3413Na takie brutalne, zbyt długie już, naigrawanie, Ariaman przygotowany nie był. Uderzył pięścią w miejsce, gdzie złociły się dionizyjskie różki diabła — i on runął wzdłuż kamiennej posadzki, błagając o dalszą cierpliwość.
3414 3415Płakał szalejącymi łzami, że to wszystko jest takie nędzne i że nie ma już żadnej Świątyni, którą by mógł wysadzić w powietrze…
3416Nie wyszło mu jednak to zbytnie wzruszenie na dobre, bo skorzystawszy z leżącej pozycji Mroczna Zmora wystąpiwszy ze ściany, owładnęła nim — wspaniała zaśmiertna o szerokich biodrach i pasie miłosnym z rubinów, Messalina[557] północy.
3418— Ja na zimnych granitach obejmuję ciałocudownej wizji, lecz upiór północymiażdży mi głowę łapami, i nad mroczną skałąpisze me imię wśród duchów niemocy!Chciałbym iść z Tobą wśród pustyń Tybetu,i wstąpić w żądz Twych święte osokory[558].Nad mrokiem świata jestem księżyc choryi dobywam, jak Hamlet, dźwięki — z męczarń moich fletu!
Mroczna Zmora odjęła swe olbrzymie skrzydła.
3419(o nędzo upokorzenia, siedziała więc na muzyku nocy polarnej okrakiem ta Wiedźma?)
3420Nagle ujrzał postać diabła, jaśniejącą wytartym czołem tryumfu i znów mówił z pewną protekcjonalnością, jak zawsze mówi diabeł, nawet kiedy się spowiada:
3421— Z towarzyszami piekielnymi porozumiewam się wybornie przez kanał kanalizacyjny ludzkiego jestestwa, po kilka godzin deklamując im swe poematy… Czemuż więc nie użyłbym tej zuchwałej, lecz istnie dantejskiej obrazowości, gdybym rzekł:
3422 3423
— Uczyniłeś gest Apollina, który w jednej osobie zjednoczył kobietę i mężczyznę, w harmonijnej boskości mrok i świty, Wiedzę i Letargiczne Sny…
3424Napiąłeś myśli łuk adiamantowy, łuk nieznający drżeń, łuk posyłający śmierć wszelkiej konieczności…
3425(Teraz jest chwila, kiedy przekracza Ariaman zaklęte koło swego przeznaczenia: teraz wykuwa swój los. Wychodzi z zamku marzeń. Wkracza w najgłębszą rzeczywistość: odwiecznej kosmicznej Jaźni…) — — —
3426I stała się cisza tak niezmierna, nawet diabeł cichaczem się wyniósł.
3427Z mrocznych kątów idą długie korowody ludzi sponiewieranych i nieszczęsnych. A tam jak Harpie — widma tych, co zginęli w wybuchu straszliwym sklepień pod świątynią… Wyzwolenia — — !! Cyt, przyszli nie z zemstą, lecz jakby do druidycznego kapłana, odmówić wieczorne pacierze:
3428— Nocy czarna, która idziesz nad wodamii zamieniasz je w srebro pełne błękitu,módl się za namibośmy jak brzoza moczarna,która widzi odbity w mogile blask swojego szczytu…Módl się za nami!bo wszelka dusza kona, jak my — pośród gwiazd bezmocy!Tam płynie Wolność, jak dzikiej Imatrynurt — tam kwitną żądze, jak lilie czerwone,tam orły znowu na Kaukaz i w Tatrylecą — po jasną rozświtów koronę!
Umrzeć — tak ciężko, kiedy was wieszać będą w imię Chrystusa — módl się, o Nocy, za was — mądra, straszliwa, wieczysta!
3429 3430Białe omdlewające, niemające swej widzialnej przyczyny światło zalewało całą przestrzeń, gdzie był zamknięty. Nad nim huczała Ładoga.
3431Słuchał fal, jakby potwornej kroniki ludzi umęczonych.
3432Światło to było już jak owa miłość, w której mieszkając, mieszkamy w Nim —
3433ale tu nagle wymówił imię, które zawsze wywołuje przez kontrasty echa — mroczną, nawiedzającą go teraz często, postać szatana.
3434I zrozumiał naraz przecudne słowa:
3435„Zwyciężyliście go, gdyż większy jest Ten, co w was jest, niż ten, co na świecie[559]!”
3436
Minął rok — za kratami żelaznymi. W szmat zimnego błękitu spoglądały nie tęskniące już za niczym oczy. W celi szarej jak dusza pająka świecił wciąż równy znicz — tatrzańskiego Jogi.
3437Mur okna, gruby niby w zamczysku, cisza przerażająca i rozskrzydlenie najgłębszej, najwyższej nadziei.
3438Obłoki płynęły; czasem w mroku śpiewały błyskawice; wygwiażdżone niebo jedyną było przechadzką.
3439Ariaman miał jednak towarzysza Morozowa. Z celi rozmawiać przez wypukiwanie nie było możliwym: wojłoki tamują, tudzież zbyt gruby mur.
3440Więźnie rozmawiali ze sobą, — jak o tym świadczy w swym pamiętniku panna Wolkensztein — przez rurę kanału, gdzie rezonans był wcale dobry. Ariaman opowiadał o Tatrach, Morozow opowiedział swój wykład Apokalipsy.
3441Były to objawienia dla każdego z nich.
3442Morozow zamknięty w wieku bardzo młodym, przyrodnik, dostał dopiero w końcu roku Biblię po francusku. Lektura, nie dość zajmująca dla wolnodumcy[560]! lecz umysł badawczy umiał się zainteresować. Wyrozumiał astrologię w Symbolu Panny, która gniotła węża, zrozumiał strzelców niosących śmierć. Data określić się dała bardzo dokładnie, na r. 395. Autorem był niewątpliwie Jan Chryzostom, który tu na wyspie Patmos obserwował zaćmienie słońca, a trafiła się nadto burza.
3443Tak więc w księdze morza i gór wyczytał Jan swe Objawienia! takie tłumaczenie bardzo przemówiło do Ariamana, jako żyjącego zawsze morzem, obłokami i piekłem.
3444Czasem odzywała się potrzeba naukowego zajęcia. Karafka rżnięta posłużyła mu do badań nad spektrem i dzięki tym rozmyślaniom odkrył nowy sposób fotografii barwnej i zmienił teorię Helmholtza[561].
3445Zasadniczo jednak Ariaman czas więzienny zużywał na ćwiczenia w Jodze.
3446Poczynił w niej zadziwiające odkrycia i ogarnął niebywałej rozległości krainy.
3447Księżyc, niby Mag Litwor — Hermes Trismegistos wiódł go w tę przepaść, z której mógł się już dotykać duszy wszechświata, lecąc jak Sindbad żeglarz na Niezmiernym ptaku Roku.
3448Jednej nocy zaczęła w nim śpiewać wielka:
3449 3450Niech Orzeł z gór Kaukazu, który żywił się wątrobą i sercem Prometeusza —
3451tu przyleci, skrzydła rozpostrze nade mną.
3452Tu, w dolinach mrocznych, niemających światła, wśród których żyję.
3453Tu jest pustynia, bezbrzeż samotnych myśli, przewiercających Kosmos — w jednym ogromnym Lucyferycznym Malsztremie Buntu.
3454Na cmentarzu więziennym rosną młode, żółte kwiatuszki na grobach — potworna żmija zwinęła się w czerepie, sycząc przeciw słońcu.
3455Nadziemny Orle, przyszła godzina północy, wyszedłem z katakumby więźniów umarłych —
3456oczy moje zagatowiały od widoku, którego nie opisze mowa życia.
3457Zaiste, serce moje wije się, jak chmura pełna piorunowych dreszczów —
3458otchłań piekieł staje się jawą —
3459patrzy we mnie wzrok straszliwego Władcy gór, Króla Wężów.
3460Nad wielką mogiłą czaszek rozległa się krakanie kruków i głos umierającego na krzyżu.
3461Eli-Eli-lama sabachtani[562]?
3462Ale głos Króla Wężów wzywa mnie, bym leciał na góry najwyższe, na lodozwały oświecone w gwiazdach,
3463skąd widać bezmiar Oceanu, niby misę wydrążonego turmalinu —
3464 3465Gwiazdy zieją ogniem kosmicznym w nocach wieszczych nieodgadnionych —
3466 3467kometa, wędrowiec wieczny, dąży w pustynie, by wieścić samotnemu Złemu Myślicielowi epokę zagłady dla żyjących na ziemi…
3468Teraz mówię do najwyższej woli mej — wzleć wyżej! do rozżarzonej wulkanami myśli mej — wyjdź z labiryntów!
3469Ty Orle, szum Twoich skrzydeł, niby Ocean huczący, unosi mię, zamiast poszarpać, — płuca me napełniają się ambrozją dzikiego, świszczącego powietrza, które jest naelektryzowane Zorzą.
3470Unosisz mnie pędem krążącym, jak myśl nagłym — nad krainą Rosji — i aż na wielkim Meru, rozpostartym niby ptak nad krainą lodów, nad indyjskimi lasami zachowanymi w dolinach Turowego Rogu, nad morzem Pratatr, gdzie świecą wirchy, niby rubinowy korowód mnichów modlących się przed bogiem swym, Królem Wężów!
3471Tu powietrze niewchłonione nigdy piersią śmiertelnika, poi mię, nakarmia i ekstatycznie rozognia myślami!
3472Nadziemny Orle, uniosłeś mię, abym wśród tych gór najeżonych tajemnicami budował świątynię wielkiego przebudzenia — jaźni narodu polskiego.
3473Jeśli Szatan ni Bóg nie mogli kałuży życia przeobrazić: Ten w Królestwo Boże, tamten w Wielki Pałac Diabłów; w imię pierwsze tylu już umarło; w imię drugie — tylu wciąż naradza się do nowej potwornej imprezy —
3474 3475Jaźń moja wydaje się mi studnią, do której wejście zasypała ręka Nieszczęścia —
3476a nad tą ciszą morską postawiła dla ironii pół dysku słońca, które zapadło już w morze, lecz łudzi mirażem swym, że jeszcze świeci — —
3477jeszcze tańczy na wzdętych, olbrzymich, beznadziejnie huczących falach: słońce — Polska!
3478Mam już oto swą moc odzyskaną — moc twórczą, która narodziła całą tę ziemię — i teraz władnie[563] wszystkim.
3479Teraz wyjdę już z więzienia — nie tylko mą duszą, płonącymi skrzydłami rozmiatającą wszystkie okowy i klatki —
3480chcę wyjść stąd z całym Królestwem mej krwi i urzeczywistnienia!
3481Zapaliłem już w sobie światło i mam wszystkie już drogi otwarte.
3482Widzę wzrokiem telepatii w sprężynę zwinięty stalowy włos, który ofiarowała Łukasińskiemu starcowi modląca się doń córka dozorcy i włożyła w mur.
3483Lecz mędrzec nie chciał już wracać do — Polski!
3484Gdyż wśród polskiego moczaru — on nie znał tej wyspy, która jest Turowym Rogiem.
3485Tu w wyżłobieniu nakreślił ostatnią swą modlitwę:
3486„Jest w górze, coś, co miesza plany śmiertelników”.
3487 3488Czynię to szybko i z mocą niezrównaną. Po godzinie pracy uważnej — widzę czarną toń Ładogi.
3489Daleko — het — miga wśród nocy latarnia morska od brzegu Oneżskiego.
3490Tu bliżej mnie, czernieje w lazurowej poświetli[564] księżyca — brzeg.
3491Tam — płynę! — — — — — — — — — — — —
3492Nie zdążył jeszcze nagi Ariaman wyskoczyć przez okno.
3493Rozległ się szczęk otwieranych zamków, dwóch żandarmów i klucznik rzucili się ku oknu, gdzie ujrzeli raz pierwszy kwadratową przestrzeń okna, usianą gwiazdami.
3494 3495Odpinane łodzie — zbudziło się naraz całe więzienie.
3496Morozow ze swego okna daremno silił się ujrzeć Ariamana, gdyż to że on był, nie kto inny — to wiedział.
3497I uśmiechał się, myśląc o tym jogi silniejszym niż tury w Puszczy Białowieskiej, mającym w sobie więcej instynktu życia niż niedający się nigdy podejść ani zranić Morski Wąż.
3498Ariaman, wychynąwszy z fal, ujrzał nad sobą nisko obłoki śniegowe —
3499nad wodą w cudownej tęczy księżycowej przelatywało skrzydlate widmo aeroplanu, niby czarny, na zbrzeżach tęczujący wampir.
3500Baron de Mangro nisko nad wodą kierował powietrzny statek. Obok niego Zolima.
3501Obserwowali niskie, przysiadłe, jakby potworny krab, bastiony forteczne.
3502Zolima bowiem miała chęć ujrzeć więzienie, gdzie siedział niedawno jeszcze Łukasiński.
3503Zolima ujrzała rozchyloną kratę.
3504Ze zdumieniem zauważyła człowieka, który rzucił się w głębiny i płynął.
3505Usłyszawszy wystrzały karabinowe, prosiła de Mangra, aby zechciał uratować więźnia.
3506Lecz baron de Mangro, z trudem zmuszający się do patrzenia na więzienie, teraz za skarby wszystkich Golkond[565] miłosnych nie chciał przyjąć katorżnika.
3507— Mam wstręt fizyczny, rozumiesz mnie — mówił, szybko nakręcając ster w stronę nadobłoczną, a motor nastawiając na 200 kilometrów na godzinę.
3508Zolima miewała swoje wspaniałe wybuchy.
3509Poczuła się naraz wyższa o wiele kondygnacji od tego, który miał wstręt fizyczny do takich katorżników…
3510 3511Statek musnął powierzchnię wody.
3512Twarz Ariamana patrzyła w lico kobiety.
3513Był to wzrok bez nienawiści — nieopisane zdziwienie malowało się w nim. Wyniosła duma człowieka, który naraz pojął, iż on, tonący w polarnym zimnym jeziorze, jest możniejszy niż tych dwoje unoszących się w aeroplanie nad światem.
3514Wzrok jego i Zolimy zwarły się z sobą, jak niebo ze ścianą granitu.
3515Zolima, pochylona tuż nad twarzą płynącego, wyglądała na Salome wpatrującą się w misę z głową św. Jana.
3516Miałaż ją wybawić z błąkań piekielnych, czy miała pogrążyć na wieki w toń?
3517Nie wyciągnęła ręki, jak bóg Wisznu z lotosem —
3518nie pogrążała szponem w toń, jak Charybda — zwróciła nieznacznie wskazówkę motoru.
3519Zabić można duszę tylko nieznacznym gestem.
3520Wysadzić w powietrze można skałę olbrzymią tylko nieznacznym pociśnięciem elektrycznej baterii.
3521Byłoż to ukazanie obcości większej niż ta, która dzieli gatunki dwóch zamieszkałych planet?
3522Lecz te przynajmniej karmią się z jednego słońca!
3523Aeroplan wzbił się jak pocisk w górę, zasłonił jezioro obłokiem śniegów.
XIII. Kluczenie w ciemnościach
3524W księdze nizin życia ludzkiego tajemniczym kluczem, który wszystko rozwiera: samotność Kaina czy Wieczerzę Ostatnią, jest, jak wiadomo — owo kraśne[566] jabłko Wiecznej biodrochwiejnej Hewy.
3525W Nietocie — zali mamy wybierać punkt widzenia podobny — będący bez wątpienia odblaskiem gyneceów[567] zachodnich?
3526Jak bryzg wody, padający na rozpalone do białości jezioro ze stali w hucie — nim doleci, rozdmuchnie się w najcieńszy pył — tak w Ariamanie materiału już nie było na minstrela.
3527Ariaman, w kosmicznej Miłości żyjąc, podobny bogu indyjskiemu o tysiącu rąk, który symbolizuje życie lasu i życie pustelników, i życie tygrysa, i życie fali, i życie promienia i życie lodozwału —
3528Ariaman niepokalany, choć zanurzony w namiętnej miłości, nie był zwykłym aberratem, wybierając za Sezam dla swych życiowych skał Zolimę.
3529Musimy z obowiązku kronikarza znów zalecieć aż do Ładogi i do owego czasu, gdy aeroplan zniknął z oczu ostrzeliwających go fortecznych sołdatów — podczas gdy Ariaman, płynąc nurkiem z siłą morsa, rządził się w absolutnych mrokach jeziora tylko instynktem kierunku.
3530Musimy wszystko zobaczyć aż do głębi.
3531Musimy więc i zrozumieć nareszcie, co zachodzi między Mangrem i Zolimą tam w nadziemskich wyżynach.
3532
— Pozycja społeczna, Bogactwo, Serce, IdealistaZolimo — rzekł spokojnie baron de Mangro — cieszy mnie, iż zrozumiałaś to prawo życia: nie trzeba nigdy poniżać się aż do tych, którzy mają bezczelność być niezależnymi od Wielkiej Kultury bogactw i użycia. Mimo to, najlepszy most, po którym się dochodzi na wszystkie brzegi, jest most z ludzi serca.
3533— Wyglądasz jak Apollo — odrzekła Zolima — lecz umiesz być zimnym, jak Szajłok.
3534Wykazujesz swą praktyczną mądrość, a ukrywasz drogi przebyte, które ci dały tę pająkową wiedzę życia.
3535Teraz zdajesz egzamina we Fryburgu, aby stać się cywilnym księdzem. Masz jakieś wielkie zamiary, idąc przez Rzym.
3536 3537Gdy buduję na twych napomknieniach, pochodzisz z rodziny cesarskiej Habsburgów, lecz z matki Polki emigrantki; bywasz teraz na dworach królów, dokąd cię pociąga tradycja krwi.
3538Wprawdzie ktoś twierdził, że widział cię jako policjanta lat temu dziesięć w tumulcie ulicznym?
3539— Opowiadali ci jeszcze moi sykofanci[568], że posiadam za sobą okres kolonii karnych?
3540Kim jestem, sama siebie zapytaj! — rzekł z cichą, szlachetną prostotą de Mangro.
3541Jestem geniuszem, który nie ma pokrewieństwa, ponieważ nie chcę się przyznać nawet do rodzin panujących;
3542jestem zwycięską wolą, która umiałaby się wznieść z warunków nawet więcej niż ordynarnych. Lecz mię los przed nimi ustrzegł.
3543Wykształceniem mym kierował pewien starzec w klasztorze koło Glogau — a teraz idę na wodza, aby mieć duszę kraju w swym ręku.
3544— Czemuż tak powłóczysz nogą, chodząc?
3545— Jak fetysz mongolski, jak okrutny bożek Batyja[569] i Zoroastra[570] — rzekł niezbyt silny w historii baron — męczysz mnie.
3546Gdybyś mogła, przytroczyłabyś mnie do siodła lub nawet zaparzała pod siodłem, na sposób kałmucki.
3547Lecz otóż ja daję ci dowód, że kocham w tobie właśnie twą tradycję pustyni Szamo[571].
3548Niegdyś horda — potem zginacie królów przed waszym strzemieniem.
3549Wytępiliście owoczesną kulturę, z miast zostawały ruiny; karzecie ludy za jakiś tajemniczy grzech ludzkości!
3550W tym odnajduję nasze powinowactwo.
3551Wychodzę z ruchomego, czyli, jak mówili w Egipcie — z wnętrzności małpy. Chcę zaś stać się jedynym i niepodzielnym władcą Polski. Chcę założyć me królestwo szerzej niż Bolesław Kędziorowaty, chcę walczyć o me prawa tężej niż Zygmunt Walezjusz[572].
3552Realista, PolskaPolskę tworzę nowoczesną i silną: „podłą, karczemną, chytrą, pełzającą” — powiedziałby pan Mickiewicz. Ale trawiącą, odpowiadam, zamykając dyskusję.
3553Wszakże i ten aeroplan nie ja wymyśliłem, lecz ja używam górności jego lotów.
3554Dla mnie jest narodowym omnibusem.
3555Korzystając z tego, że egoista książę Hubert potrzebował wstąpić na chwilę do swego pałacu po cygara —
3556ja wskoczyłem do aeroplanu, który jest jego tajemnicą i wynalazkiem, skoczywszy i nakręciwszy motor zacząłem krzyczeć, że mnie Duch narodu porywa — nie uważałem oczywiście na pięści wyciągnięte Księcia — potem, gdy zniknął daleko, spokojnie zatoczyłem łuk do twego zamku.
3557I oto jedziemy tout simplement[573] w podróż przedślubną.
3558I przez te parę dni, które jesteśmy razem, czy nie byłaś dla mnie jakby wzniosłą Andżeliką dla pustelnika? a mimo to w ogrodach Szacha widzieliśmy kąpiące się dziewy. Zostawiwszy tę ciekawostkę w haremie, razem omówiliśmy ze Szachem eksploatację irańskich gór na południe od Kaspija.
3559W świątyni gwebrów[574] kupiłaś te prześliczne ametysty.
3560Tu na północy pragniesz zbadać fizjograficzne warunki dla rozszerzenia komunikacji wodnej i kanałów między północną Dźwiną a Poniewieżem.
3561Teraz tę wiadomość podbijemy na giełdzie londyńskiej. Co do mnie, jestem dziś w złototwórczym usposobieniu. Jaki jest dzisiaj dzień?
3562 3563— A, jakież fatalne roztargnienie. Przy tobie tak mi czas ulata, szczęśliwi pieniędzy nie liczą, chciałem rzec, iż dla nich czas nie bywa pieniądzem.
3564Dziedzictwo, Religia, Władza, RealistaZolimo, muszę ci się zwierzyć, iż pod postacią współczesnego człowieka kryje się we mnie człowiek głębokiej tradycji. Ja czczę religię i cieszy mnie, iż jesteś głęboko, jeśli nie wierzącą, to w każdym razie praktykującą katoliczką.
3565— Chcesz oprzeć się na księżach, aby zdobyć wpływy w kraju?
3566 3567Jest teraz przedświt. Na 7 rano możemy być w wielkiej kaplicy papieskiej z czarnych marmurów, wyzłoconej gromnicami. Tam przyjmiemy razem Ciało i Krew — —
3568(Zolima patrzyła szeroko rozwartymi oczyma w głębinę).
3569— W ekstazie, godnej tych, co popierają katolicyzm w Polsce, jak uradują się nasze oczy obrazem mistrza Matejki, obrazem Obrony Wiednia[575], który to obraz Mistrz złożył za całą Polskę w darze najmędrszemu Ojcu.
3570Zwycięstwo podobne jest w nas: miłości chrześcijańskiej nad rozbestwieniem rewolucji.
3571U znajomego mi kardynała w przecudnym parku ocienionym cyprysami Dorja Pamphili — spożyjemy śniadanie.
3572W Rzymie też bawi pewien książę z Petersburga, można wiele zrobić przez niego. Wciągnę go do koła Fiołkokrzyżowców — tego cudnego stowarzyszenia, gdzie dozwolone są pociechy bardziej przenikliwe i subtelne niż grubiaństwo zmysłów.
3573Gdyby mój przyszły ojciec chciał to zrozumieć! gdyby chciał zerwać spółkę górniczą z tym wstrętnym masonem Oleśnickim!
3574Tego wprawdzie mam już w swoim ręku. Chodzi o to, by mu nie dał pomocy Muzaferid i żeby wszedł ze mną do naszej spółki fabrykantów pruskich.
3575Wtedy stanę się niepodzielnym władcą przemysłu na całym obszarze Rosji, nie mówiąc już o Galicji.
3576Teraz więc powiem jasno, czego spodziewam się po tobie:
3577ja będę rządził sumieniami w Polsce i ja nadam odpowiedni kierunek energii wytwórczej; ty zaś bądź moją różdżką czarnoksiężą, którą chcę macać w ciemnościach.
3578Nie znam tak dobrze, jak ty, różnych teorii cywilizowanego świata, choć mogę sobie przyznać, mam o wiele potężniejszy instynkt życia.
3579A teraz pierwszy punkt naszej intercyzy. Wieniec kobiet, który mnie otaczał, zarówno księżniczki krwi, jak przelotne znajomości w Ostendzie i Wiesbaden, petersburskie cyrkówki, jak nasze łowczynie salonowe i rybaczki — te wszystkie nie będą dla mnie istniały, jak dla Księdza.
3580Ty jednak bądź moją Selene, moją prawą i lewą siostrą. Wszakże spełnił się obrzęd w kaplicy Muzaferidów, znamionujący, iż jedno drugiemu niczego nie odmawia! —
3581W mrokach nocy błyskała nieokreślona mgławica, pod aeroplanem cicho przesuwały się drzewa.
3582— Tam jest Petersburg — rzekł w natchnieniu de Mangro.
3583Wszystkie marzenia swoje można będzie najlepiej urzeczywistnić tam.
3584Jeśli jesteś znużona, ja mam właśnie wynajęty pałac, gdzie zamierzam utworzyć Międzynarodową Ambasadę.
3585— Wynieś, baronie, ten kufer z moimi rzeczami. Nie wyrażam nic, co czuję, tracąc wszystko — w duchowym kierowniku.
3586— Jakże rad jestem — o pozwól, że ci uścisnę paluszki już tam na ziemi.
3587Nie lubię w rezultacie tej pozy z Ptaków Arystofanesa. Dobrze upatrzyłaś przystań. Sto kroków za tymi drzewami jest elektrycznie oświetlona stacja kolei.
3588 3589Aeroplan zabierzemy, zwinąwszy go do kufra, gdzie jest jeszcze, o ile się zdaje, dużo wolnego miejsca. Oto postument! —
3590De Mangro klęknął, pochylając swe plecy, aby Zolima mogła stanąć. Lecz aeroplan wzbił się na wysokość 12 stóp nad ziemię.
3591 3592 3593Pierścionek narzeczeński wzbił się parabolą i leciał do wody, błysnąwszy jak zatrute ślepie bazyliszka.
3594 3595— Co to znaczy? — ryknął Mangro.
3596— Nie mogę być nałożnicą duchowną człowieka, który musi kompromitować się przewozem rewolucyjnej literatury i ładunków.
3597 3598— W Persji kiedy pan, baronie de Mangro, szachrował z szachem — ja mówiłam z ludźmi wolnomyślnymi. Ametysty, które wiozę — darem są dla rewolucji.
3599Ten kufer proszę elegancko i spokojnie zanieść ku stacji, szczególniej, że właśnie idzie tu żandarm i dwaj dróżnicy.
3600Kufer ma na wierzchu firmę mód nicejskich i pachnie fiołkami.
3601Trzeba go dostarczyć na ulicę, gdzie jest, baronie, pańska Ambasada, domu 15, mieszkania 8.
3602— Więc ty — Pani nie jest taka idiotka, jak myślałem —?
3603Aeroplan stał się podobny już tylko do żurawia, odlatującego na jesień.
3604Tu baron zaklął tak, że policja, zakazująca na ulicach izwoszczykom[576] rugat'sia[577] w Moskwie i Petersburgu, musiałaby z wytwornego barona ściągnąć isk[578]…
3605— Więc ona mnie tylko sobie rozświetlała? czekaj, odechce ci się robić ze mnie przeźroczę do swej latarni.
3606Mogę obudzić podejrzenie władzy, iż tu bada fortece pewna panienka…
3607Do licha, któż wie, dokąd poleci? a jeśli w Tatry, ostrzec Muzaferida? Lecz na to kocha mnie zbyt szalenie.
3608Wszakże uznaje mnie za jedyną Duszę Dostojną w kraju. Nie mówiła mi tego wprost, ja to jej właściwie wmawiałem, lecz czemu nie miałaby o tyle być mądrą? Co uczynić z kufrem?
3609Wątroba mi puchnie na grubość ręki! — Muzaferid musi ujrzeć we mnie człowieka, który Zolimę zaraz po ślubie weźmie w krótki szpagat. To nic, że rzuciła… wiele pierścionków taka przerzuci, nim nareszcie będzie zakładać inny pierścień gdzie indziej. Kufer wyślę via zamek Turów Róg w Tatrach. Dołączę te kości po jakimś zwierzątku, które tu na polu wyzionęło ducha. Podobne do niemowlęcia.
3610To będzie figiel. Wszystkie wieszczki wezmą się za głowę — i z pewnością skropią łzami i będą mi przebaczać.
3611 3612Ba, a jeśli Zolima ode mnie żądała dowodu odwagi — i skoro dostarczę kufra tam, ona będzie już czekała na mnie — w tym kufrze zaś jest skarb wtajemniczonych?
3613Żandarmi! Trochę odwagi cywilnej — teraz lękają się aresztować — naszych — tj. tych — —
3614Na szczęście szedł tragarz, nie żandarm. Lecz kufra dźwignąć nie mógł. Oddał więc baron tragarzowi pled, kufer zaś niósł sam — jak wiadomo miał siłę niepospolitą, wyćwiczywszy ją przez lat wiele oskardem w koloniach poprawczych.
3615Kiedy znalazł się już w pociągu, minąwszy stację i żandarmów, salutujących instynktownie przed tak dostojnie wyglądającym panem, wyczerpany padł i zamknął oczy.
36163617
Teraz kronikarz Turowego Rogu nie wie, za kim iść. Niełatwo jest być opisarzem polskich charakterów, które zawsze się rozlatują w przeciwne kierunki, jak stado kszyków[579]. Gdyby był detektywem, wybrałby bez wątpienia towarzystwo barona.
3618Sprawdźmy jednak, czy Ariaman, utonąwszy w jeziorze, przestał męczyć swego dziejopisa sytuacjami piekielnymi?
3619 3620jak wąż umiał Ariaman znikać i być niedosiężnym dla wzroku.
3621Nurkiem podpłynął pod łódź strażniczą i, trzymając się w zagłębieniu pod sterem, krążył w różnych kierunkach, słuchając rozmowy sołdatów i więziennych dozorców o tym, że trzeba będzie zapuścić sieci i szukać ciała dla doprosu[580].
3622Wtem dał się słyszeć na wodzie szum.
3623W mrokach nocy migał parostatek.
3624Pielgrzymka z wielu tysięcy osób jedzie do monasteru Wałaamskiego na wyspach, objaśnił główny Tiuremszczyk.
3625Ariaman zrozumiał, że zbliża się ratunek.
3626Silne zaczerpnięcie powietrza do płuc, wyczekiwanie, aż sołdaci zdjęli nabożnie czapki i czynili kriesty[581] przed świętym monasterskim parostatkiem —
3627Ariaman zanurzył się, minął przestrzeń, która oddzielała go od pędzącego parostatku.
3628Brakło mu powietrza, usłyszał już potężne szumy kół — istna przygrywka młyna śmierci.
3629Ariaman przerzucił się jeszcze dalej, żeby znaleźć się po drugiej stronie statku.
3630Parostatek dyszący, straszny, zdał się Lewiatanem; runął nań, falą potężną zalał.
3631Należało chwycić się dachu, który był nad kołem — i przede wszystkim nie dać się wciągnąć pod koło, gdzie byłby wessany przez szalony wir i zmiażdżony.
3632 3633 3634Gwałtowny pęd statku rzucił Ariamana na tę okrągłość, wystającą nad wodę.
3635 3636 3637Niebezpieczeństwo nie zmniejszyło się.
3638Grozi nie żywioł ślepy, lecz ludzie ślepi i źli.
3639Zgolone pół głowy aresztanta, w tłumie zaś pobożnych krąży policja…
3640Jeśli ujrzy kto, trzeba będzie rzucić się znów do wody i nie wypłynąć raczej, niż dać się zawlec do turmy.
3641Użyta swoboda buchała fugą szału, wydawała się Bogiem.
3642Nagle głowa w czarnym kłobuku monasterskim przechyliła się za burtę.
3643— Christos woskriesie[582] — przemówił czerniec[583].
3644Ariaman ucieszył się, że Wielkanoc ludzie jeszcze obchodzą, jeszcze wierzą w tę cudowną pieśń średniowiecza.
3645Lecz ścisnął go ból życia, który mu zimne mury Szlisselburga wyłożyły.
3646— Nieprawda — krzyknął mimo woli.
3647 3648— Hej, bracie, tyś zbiegły katorżnik?
3649— Rycerz jestem, rozumiesz, niewolniku, rycerz.
3650— Jestem niewolnik Boży. A ty czyj rycerz?
3651 3652— Hardyś. Opuszczę ci moją riasę[584] i na niej tu ciebie zaciągnę!
3653 3654 3655Ciężki jesteś, niech Bóg zachowa. Myślałem, że nie utrzymam. Teraz chyl się nisko i zaraz się odziewaj. Naród przesądny, wzięliby cię za Koszczeja bezśmiertnego lub inną potworę wodną.
3656 3657Chłop na nas patrzy — na ciebie, jakby cię znał!
3658Położył się znowu, wziął nas za senne majaki.
3659Ariaman, odziany riasą z kłobukiem na głowie, stanął obok czerńca, który był w bieliźnie.
3660— Tyś kto jest i czemu taki ponury, straszny? nie pytam. Bywa ciężko.
3661Mamy przez noc kącik w kajucie.
3662 3663 3664Więc ty naprawdę nie wierzysz, jako Chrystus, który Łazarza wskrzesił, mógł wskrzesić i siebie? Dziwnyś ty człowiek! —
3665Ariaman milczał, mimo woli twarz mu się rozrzewniła odblaskiem dawnych wiar.
3666— Widzisz, jest w tobie iskra.
3667Nie idźmy spać. Opowiem ci nie o czerńcach, bo wśród nas jest mało cnoty. Ale są w Rosji i słoneczni bracia, rycerze, jak ty chcesz mówić, takiej Świątyni Bożej, jaka jest w XIV rozdziale św. Jana.
3668Jest pewne Bractwo pod godłem Wzniesienia Krzyża. Magnat rosyjski rzucił ambasadorstwo u króla bawarskiego, wrócił do chat, zaczął dzieci wiejskie nauczać, wychowywać.
3669I teraz żyjemy wielkim bractwem.
3670 3671Żyjemy z Chrystusem, jak z Ojcem naszym.
3672Myślisz, że u nas ciemnota? jeździmy też za granicę, znamy Wenecję, Paryż, wynalazki i Nietzschego.
3673Niektórzy byli na uniwersytetach. Mamy poetów między sobą, malarzy. Lecz wszyscy pracują na roli lub w fabrykach.
3674Głównie dbamy o to, żeby nas Chrystus kochał — i nasz święty Nauczyciel.
3675U nas wolność, bracie, wolność ogromna, aż do nieba step! — —
3676Noc zdawała się Ariamanowi wprost cudowną teraz na wolności!
3677Skały potężne, pełne świeżych wodospadów Imatry. Dokoła szmaragdowe wzgórza i lasy ciemne, balsamiczne. Noc srebrna, niebo złocące się mimo północy.
3678W duszy Ariamana kłębiło się dzikie piekło z mroźnych chmur i ciemności podziemnych, jak w Niflhajmrze[585]…
3679Rosja, Święty, Modlitwa, KsiądzCzerniec stał opodal i modlił się.
3680Jego zachwycona, wniebowzięta twarz miała w sobie ten wyraz ze św. Sergiusza, który tak dziwnie oddał Niestierow. Wielka świętość Rosji jarzyła w tych oczach, zapatrzonych w mistyczne dobro.
3681Ariaman był nieruchomy, lecz ręce boleśnie zaciskał i wykręcał sobie palce, myśląc, że już iść nie może z takimi świętymi ludźmi.
3682
Kiedy Mangro wsiadał na pociąg idący do Petersburga, Zolima ciążyła znowu w kierunku Ładogi.
3683Wysiadła w parę kwandransów później nad jeziorem z północnej jego strony, obleciawszy przestrzeń dużą jak pół Francji. Aeroplan zostawiła w lesie.
3684Mieszka w tych krajach ludność fińska, Korjeły.
3685Wobec niedzieli wyjeżdżali łodziami do monasteru św. Wałaama, otoczonego archipelagiem wysp.
3686Jechali wesoło, nucąc korelskie pieśni.
3687Wzięli panią, która zapewne wysiadła z pociągu.
3688Śmignęły wiosła, żagle wydęły się, łodzie jadą.
3689Przedświt zarubiniał już obłoki, złotem obarczał mgły, w których spoczywało jezioro.
3690Boskie napięcie wszystkich zmysłów i uczuć.
3691Zolima myślała o towarzyszach, których spotka.
3692O tych dziwnych ludziach, przed którymi drżała Rosja.
3693 3694Na jednej z wysp zrobią zebranie, na którym mają sądzić zaocznie jednego z towarzyszy.
3695Potem przy sposobności powieszą go lub z brauninga…
3696Zolima była przez długi czas zachodnio-europejską uczoną; wstąpiwszy na drogę rewolucji, szła nią z całą bezwzględnością.
3697Aeroplan będzie sprawie wolności służył, sterroryzuje nim wszystkich gubernatorów, wszystkie więzienia…
3698Broń to najstraszliwsza, bo dotąd w jednym tylko ręku!
3699Kto wie jednak, czy tylko w imię rewolucji walczy Zolima? czy nie miłowała ona miłością tak głęboką, że tym uczuciem przechodziła w ultrafiolety i absorbcję miłości aż w mrok? tajemnicę swej duszy ukryła starannie przed Kronikarzem Turowego Rogu; poza tym myśli jej są jasne, przenikliwe, jak druty stalowe opasujące świat.
3700Baron de Mangro jest to kwintesencja wszelkiej nieprawości, lecz ma jeden punkt tępoty.
3701Zolima zużyje to do celów Partii — czy Miłości?
3702Łodzie płynęły w rytmicznym chórze wioseł i pieśni półgłosem śpiewanych.
3703Nie pytał Zolimy nikt, nie zaglądał jej nikt natarczywie w zadumaną twarz, po której ślizgały się: lazur jeziora i myśli brzemienne chmurami.
3704 3705Może, iż na Ariamanie ciążył Wyrok Partii?
3706Może, iż miała uczucie mściwe znieważonej orlicy?
3707Może, iż przeżyła cały problem matkobójczyni i z niebezpieczeństwem najwyższym wychowuje dziecię w jednej jaskini Tatr?
3708Zresztą, cóż jest Ariaman na świecie — jest czy go nie ma — będą się dokonywać rewolucje, będą się toczyły olbrzymie, boje miliarderów przeciw milionom robotników… Z dwóch tych ludzi nieporównanie i szczerzej woli de Mangra niż Ariamana. Pierwszy przynajmniej należy do europejskiej kultury i nie cofa się nigdy przed niczym.
3709Nagle Zolima zdumiona spojrzała na wodę: zjawisko: silna mgła, słońca nie widać — w kręgu potrójnym tęczy rubinowej, zielonej i szafirowej płynie człowiek samotny na łodzi.
3710 3711Błogosławi brunatnym wzgórzom lądów — błogosławi lazurowe wody.
3712 3713Lecz on zwraca swą twarz ku Zolimie.
3714 3715— Nie istniejesz — mówi Zolima, powstając z łodzi — zabili cię dawno Strauss[586] i Harnack[587], rozświetlając ponure królestwo Biblii — wiemy z każdej stronicy przyrody, iż Ciebie nie ma.
3716 3717Walka musi być sroga, okrutna między ludźmi, gdyż działa w nich ciemne, odwieczne Zło!
3718Mówiła, lecz Chrystus nie znikał. Modrym już staje się niebo.
3719 3720Suną mgły, jak flotylla dawnych witeziów.
3721Pachną tataraki, którymi usypano łodzie.
3722Mity z kurhanów północnych, legendy i byliny słowiańskie —
3723ach, to nie Chrystus — raczej Perkun z grozą Majestatu w oczach, ogarniających wszechbyt.
3724Runy czyta na wodzie… która jest we krwi od tego obłoku w górze.
3725Runy czyta — — zagładę Słowiańszczyzny…
3726Runy czyta — — i pogrąża łodzie witeziów…
3727 3728Nienawiść, SiłaI wspomniała legendę z Tatr… Króla Wężów… nienawiść pogrąża wszystko…
3729Zolima mówi: nienawiść jest piękną cywilizacyjną siłą. Dzięki niej idą tłumy proletariatu; dzięki niej — istnieją bogacze ducha i myśli.
3730Nagle widmo zniknęło — na miejscu czarnej postaci pojawia się w tęczy potrójnej wielkie mrowisko pożerającej się ludzkości, mrowisko rozsypuje się, mrówki toną, sczepione ze sobą kleszczami.
3731I teraz, jak obraz Muncha — widzi siebie tam w głębinie: kobietę, której włosy zmieniły się w fale Oceanu.
3732To ona — Madonna demoniczna wiedzy: Księżniczka Meduza…
3733Łodzie dopływały do wysp — złociły się już wieże cerkwi.
3734Było gwarno, radośnie. Zolimę powitali dwaj Rosjanie w skromnym odzieniu. Tych znała: terroryści. Trzeci wydał się znajomy. Ten wzrost — oczy — drgnęła… czyżby to był Ariaman?
3735I naraz ogarnął ją bezwzględny pewnik.
3736Wydało jej się nade wszystko ważne — nie sądzenie Lucyferysty, nie budowanie rewolucyjnej wieży Babel w ciemnościach!… lecz Tamto, Tamto!…
3737
Żył na poddaszu ze swym znajomym Persem Książę Hubert.
3738Żyli nad Newą, obok wspaniałej Oranżerii na wyspie Aptecznej.
3739Książę Hubert roztaczał przed Szejchem obrazy polarnych podróży, gdzie spotkał się z kapitanem Anacharzisem.
3740Szejch ze wzruszeniem po wielekroć odczytywał list Anacharzisa, który mu doręczył książę.
3741— Widziałem w Islandii pustynię Oda-dakrahu! Bezmiar lawy zgasłej — czarnej… Zachodzi słońce, rzucając krew na te potworne Sodomy i Kainy… Zapadła noc, wulkany jarzą wokół. Myślami mymi dzielę się jedynie z tobą, nawet już nie z tą kobietą wybraną!… Wywołałeś mnie z pustyń moich — do Ojczyzny, której już nie kocham. Lecz przybędę na zaklęcie twe, ty ptaku husarniany, przybędę, zanim już marzenie twe dosięgnie niebytu.
3742Azali[588] ma być walka? nie — zabawa! Zbudujemy okręt Argonautów, zbierzemy tam ludzi — tęgie duchy — i wypłyniemy na pokłon Zorzy. Odkryjemy drogę — duszom we wszystkie bezgranicza! —
3743Szejch Tebrizi noce białe spędzał z Księciem, błądząc po upiornym Petersburgu, ubrany za Persa, zresztą nie dbając o to, że mógł być odkrytym. Lub czekał świtu na Striełce, zapatrzony w morze — tępy, smutny, niechcący niczego.
3744W dni słoneczne przesiadywał w ogrodzie Tauryckim, patrząc na te szmaragdowe koszone łąki, na cieniste jodły i cedry, a blask stawu — niby z ogromnej łzy, i na pałac Biały, za którego wielkimi, szklanymi ścianami zbierali się przedstawiciele narodów i tworzyli wielki sąd…
3745Książę Hubert zaciągał nieraz Tebriziego do wnętrza Pałacu, gdzie przysłuchiwali się po dniach całych obradom.
3746Tebrizi ożywiał się tam, przez dzień cały zajęty dysputami nad pogromem w Białymstoku, nad buntami na Kaukazie, nad wyrokami śmierci w Warszawie.
3747Wieczorem o 8, kiedy rozchodzili się wszyscy — on jechał parostatkiem po Newie z Księciem w upiornych światłach nocy do Ambasady, którą założył de Mangro.
3748Baron do polityki nie mieszał się, ale dzięki swym pałacom, kredytowi w bankach zagranicznych i opinii wielkiego geniusza w przemyśle, uzyskał sobie wpływ. Dla mas szerokich miał urok dziesięciogłowej Bestii.
3749I wtedy poznał Ariaman, że wszystko, co błyska teraz nadzieją — runąć musi.
3750Religia, WładzaBaron de Mangro stał się bożyszczem intelektualnego świata.
3751Do ludzi wykształconych na agnostycyzmie Hercena, Spencera i Feuerbacha — mówił o powadze religii, jako jedynej, która chłopa, robotnika i nawet inteligencję utrzyma w warunkach taniego producenta.
3752I ludzie, wykształceni na agnostycyzmie, patrioci ogólnie szanowani — przyklaskiwali de Mangrze.
3753Do księży mówił o władzy Synodu i papieży, jako osi, dokoła której musi organizować się świat; mówił o bankructwie nauki i o tym, że mędrzec jest niczym wobec św. Alojzego Gonzagi; mówił o środkach rozszerzenia dochodów z monasterów i parafii — i trafiał też nie najgorzej.
3754Do rewolucjonistów (bo i z tymi nawiązał szerokie stosunki) miał język twardy Niszczyciela.
3755Widywał się z nimi potajemnie, udzielał chętnie dużych sum na tajemnicze zamachy, znał Aziewa i wiedział, że w rewolucji najłatwiej wypływać temu, co siedzi naraz w biurze śledczym i przy drukarni potajemnej.
3756Z Niemiec przez fabrykantów tamtejszych sprowadzał brauningi w olbrzymiej masie i rozrzucał głodnym strajkującym robotnikom. Wiedział, że dawszy broń wszystkim, z walki uczyni się rozbój.
3757Fabrykanci niemieccy korzystali ze stagnacji, ze strajków, z walk nurtujących społeczeństwo w Rosji i w Polsce.
3758De Mangro olbrzymie tereny gospodarstw swych i kopalń obsadzał żywiołem niemieckim.
3759Wreszcie zaczął wpływać na opinię Rosjan, aby Królestwo oddali Niemcom, bo mają za dużo z gadzinowym usposobieniem polskim kłopotu.
3760Jednocześnie de Mangro tłumił wszelką oświatę za pomocą pism, wydawnictw, za pomocą wzywania środków represyjnych.
3761Gubił naraz Rosję i Polskę, odsuwając te bratnie narody od jedynego źródła, które mogło je naprawdę zbratać i uzbroić do walki z nawałem toczącej się chmury niemieckiej.
3762Odsuwał daleko od wielkiej myśli europejskiej, od organizacji mas dla samopomocy kulturalnej.
3763Szejch Tebrizi znalazł pismo, świstek Rejtanowski, do którego zaczął pisywać. Chodząc do fabryk — zapoznawał się z realnymi potrzebami proletariatu.
3764Z Biblioteki wielkiej Cesarskiej korzystał, poznając świetlane postacie Staszica, Czartoryskiego i ruch odrodzenia Polski przez pogłębioną wiedzę i nowe oceaniczne sumienia.
3765Lecz w kraju budził tylko niesmak i gniew, bijąc w Dzwon Życia Nowego.
3766Znaleźli się wkrótce anonimowi denuncjanci u władz.
3767Prawda, Obraz świata, Mędrzec, UrzędnikWzywany do rządcy miasta mówił spokojnie i otwarcie, że wysiłek bezwzględnej Prawdy jedynie zdoła usunąć ten głaz, zawalający potworną grotę Polifema, w której żyjemy, pożerani przez potęgę ludożerczą — widmo naszej ciemnoty i wzajemnej nienawiści. Rządca miasta wzruszył ramionami i nie pytał o pochodzenie u Persa takich idei.
3768Szejch Tebrizi uznał, że honor bywa w policji, szczególniej kiedy go braknie w sferach honorowanych.
3769Nie domyślił się, iż wysoki urzędnik wziął go za wariata!
3770Z księciem widywał się już rzadko.
3771 3772Pracował w bibliotece, zwiedzał fabryki, pracując jako robotnik — i przymierał głodem.
3773Tu z obowiązku Kronikarza wyłożymy namiętne, a oślepłe w ciemnościach myśli Ariamana, których tonu nie pochwaliłby Mag Litwor.
3774Race płomiennego uczucia wylatywały z wielkich głębin, lecz nie przebyły jeszcze Słońca miłości wśród przemyśleń nad życiem i Polską.
3775Tęsknił za Magiem Litworem, za jego duszą, dla której nie tajne już były odległe cele ludzkości.
3776A rozumował, jak dziki syn Puszczy, pasterz i myśliwy ginących czarnych żubrów.
3777 3778Nudzi mię głupota i egoizm ciężkiej, przewalającej się masy, zwanej inteligencją naszą.
3779W ich matołkowym na świat spojrzeniu kryje się dziewiąta fala zagłady dla okrętu Polski…
3780 3781Gdybym był św. Krystyną, wchodziłbym na wierzchołki wież, gór i drzew — aby tylko oddalić się od przemierzłego zapachu ludzi…
3782Mickiewicza „Kocham za miliony…” to był inny kraj, zresztą, wtedy żył Bóg w sumieniach. Teraz tu jest pluskiewnik, Polska, oblepiona brunatnym habitem moralnego robactwa, zjadana żywcem…
3783Niemcy — zgniotą resztę Wenedów polskich, niezdolną stawić żadnego oporu…
3784Polak, Polska, Władza, Pozycja społecznaTo już nie z epopei litewskiej: głupi, głupi — starego Macieja, co nie uginał się przed Pociejem — lecz: podli, nikczemni, w swych balach, w Świętopietrzach, w swych karcianych popisach, w swym sknerstwie na cele istotnego dobra, — w swym porywie do ogarniania władzy nad narodem — a gdy mają władzę, marnują bez myśli! Ambicjusze na krótką metę! gubiący przyszłość — Targowiczanie!
3785Życzę wam, żeby wulkan wzniósł się piramidą bezmierną: buchał lawą i płomieniem dymiących pogorzelisk tam, gdzie wasze spelunki — —
3786Życzę, żeby ciężar butów chłopskich i robotniczych pokazał wam, iż siła i egoizm, na który lubicie się powoływać w walce ze słabszymi lub szlachetniejszymi — aby ta siła pokazała się wam wreszcie argumentem, nie tak do cna przekonywającym!
3787Życzę wam, aby morze Bałtyckie napłynęło ku górom Tatr.
3788Wy, nieczujący już morza, niewidzący go nigdy, drwiący z tych, którzy pod Tatrami słyszą jego szalejące łoskoty —
3789niechaj was morze uświęci, kryjąc moczar ohydny waszych kiepskich geszeftów, moczar, gdzie nie ma już czci, nie ma już instynktu dla Prawd.
3790Wiry Oceanu powietrznego, czy zapomniałyście już waszych szturmów?
3791
Polska, MorzeMiłości moja, słońce me, Polsko! w co obróciłaś się, w jakąż Gehennę smutną i beznadziejną?
3792 3793tam, gdzie Morze dziko pluszcze —
3794łkam — a może tylko w burzy śmieję się — i na piorunach gram? —
3795
Książę Hubert po niewidzeniu miesięcznym ledwo mógł poznać Tebriziego.
3796Zawsze podobny do wodza Huronów, teraz z swymi długimi włosami, ze sczerniałą twarzą, gorączkującymi oczyma — stał się podobnym do Margiera[589], kiedy z Litwinami idzie na stos, nie chcąc się poddać Krzyżakom.
3797Książę Hubert, jak Demon, widzący tylko zło, nielubiący ukazywać stron jasnych, wysiłków i myśli obywatelskiej, dokładając drzewa do wulkanu, rzekł:
3798— Dziwiłeś się, że tu powstała w Petersburgu Międzynarodowa Ambasada, tj. że de Mangro wydaje krocie tysięcy na przyjęcia dla reakcjonistów?
3799Nie zdziwisz się, jeśli poznasz tę rzecz u źródła.
3800 3801I może to cię zachęci, dziś bowiem już bezwarunkowo w nocy przyjdą po ciebie…
3802Nie uda mi się już żadną miarą powstrzymać nad tobą potopu — oraz trwałego zamknięcia w Arce…
3803Nawet nie będziemy mogli do kraju wprost wyjechać — dworzec Warszawski strzeżony.
38043805
W złotym porankowym lesie, nad jednym z tych przecudnych jezior witebskich, zatrzymał się powóz. Książę był znajomym właścicielki majątku, pięknej jeszcze kobiety, która właśnie ubierała się i szła do obory ujrzeć nowo narodzone cielęta. Gromada Łotyszów otaczała ją, rozmawiając ze swą Jeziorną Panią.
3806Weszli po przywitaniu do jadalni, skąd widok na jezioro wśród lasów; dom zdał się unosić, jak statek na bezmiarach wód Amazonki.
3807W jadalni wisiał obraz przedstawiający zmarłego starca, który przelatuje nad Tatrami.
3808W wazonie szklanym płomieniały kwiaty, wonne nasturcje różnych odcieni, tworzące razem jakby palący się krzew.
3809Usłyszawszy historię Tebriziego, Pani wyciągnęła do niego ręce tak serdecznie, jak tylko czasem Polki na kresach umieją to jeszcze uczynić.
3810Pierwszy raz od czasów wyjścia z murów nad Ładogą, Ariaman uczuł uspokojenie i niemal szczęście.
3811Otaczał ich przecudny modry błękit cichego, wśród puszcz, jeziora; spożywali śniadanie. Wkrótce potem Pani Jeziora poszła do swych zajęć, dwaj panowie mieli iść wypocząć. Ariaman nie mógł zasnąć, czytał o dawnych w Polsce bractwach masońskich, wydobywszy parę książek ze szafy.
3812Śniły mu się wkrótce te korowody, idące w podziemiach, robotnicy mistyczni, niosący żagwie i szpady…
3813Między nimi Łukasiński, mędrzec łagodny i nieposzlakowanej prawości — między nimi też szpiedzy, dostojnicy polscy!! Łukasiński, zapomniany w czasie Dni Wolnościowych w Warszawie!! przybity łańcuchem do armaty, wleczony nad Ładogę — —
3814Po latach 50 — Starzec obłąkany, a zawsze głęboko czujący to, co Polskę może zbawić — pisał pamiętnik, pełen wzruszających napomnień…
3815Ariaman zerwał się ze snu, uderzył głową o ścianę i krzyknął nieprzytomny z metafizycznego bólu:
3816— Co ja czynię, co ja czynię z moją duszą? — Był to głos Jaźni, ostrzegający Ariamana, że błądzi i zginąć może w Ciemnościach. Cóż bowiem go wiodło teraz przez życie, jeśli nie słup ognistej nienawiści?
3817Wieczorem żegnali przecudne brzozowe lasy, ten kościołek litewski, zamknięty na zawsze, gdzie tylko duchy umarłych z cmentarza odprawiają mszę.
3818Kto wie, może nieco żalu w Księciu utaiło się i dokoła złotych włosów Pani Jeziora?
3819Znów pociągi błyskawiczne niosły ich ku Tatrom. Ariaman nigdy słowa nie przemówił z Księciem o Zolimie. Jakież więc było jego tajone wzruszenie, gdy Książę rzekł mu:
3820— Powiem coś, co obejdzie cię mocno…
3821 3822 3823Bladość pokryła twarz Ariamana.
3824Wspomniał potworną miłość w górach, gdzie wraz z Zolimą odprawiali Czarną Mszę.
3825Wiedział, że musiał spełnić tę złowrogą, lecz konieczną drogę Przeznaczenia.
3826Wspomniał, jak Zolima opuściła go tonącego… i jak osądziła wraz z mścicielami rewolucyjnymi, którzy równie nie rozumieli Wielkiej Sprawy Jaźni, jak ich wrogowie żandarmi. Ariaman nie chciał bronić się przed ludźmi, których kochał… z którymi przeżywał wspólne tęsknoty za doskonalszą ludzkością.
3827Uśmiechając się, zapatrzony w dal za horyzontem, czekał, aż kula położy go na cichym brzegu, skąd się zaczyna astralna wiedza.
3828Lecz nagle pojawił się ktoś wśród Trybunału sądzącego.
3829 3830Pochyliły się głowy w najgłębszej czci.
3831Ariamana wziął za rękę i kazał mu iść, gromiąc go, dlaczego pogłębia otchłań śmierci, zamiast rozjaśniać Życie? —
3832Jarzył się w Ariamanie teraz jeden ogień: Wiedza tajemna dla Polski!
3833Więc uprzytomniając wielką duchową jej klęskę, rzekł:
3834— Idźmy ku Hermopolis[590] Tatr!…
3835— Niestety, przypomni nam to raczej ową u Wiktora Hugo w Miserables wędrówkę przez kanały pod Paryżem…
3836Trzeba mieć nie tylko straszliwie odporne płuca na ten swąd i czad…
3837Trzeba się nie bać, iż nagle ręka z ciemności wsadzi aż po rękojeść żelazny hak, że banda szczurów rozwścieklona za to, iż miesza się im spoczynek i strawę, rzuci się na nas… tj. na ciebie.
3838Ja jestem z tych, którzy nie podlegają krytyce… kryję się za mym herbem, za mymi w Banku Angielskim milionami — i za mą obojętnością na uczucia moralne.
3839Ojczyzna, Polowanie, SzlachcicPatrzę na kraj mój, jako na moczar, gdzie chętnie idę polować bekasy.
3840Nie wzruszam się tym, że jakiś ideał zapadł do bagna.
3841Mówię z „Mefistem”: jest Polska czym jest, ot, rachunek ścisły… Dla mnie istnieją światy niższe, lecz stokroć ważniejsze… Tak, teraz lub nigdy muszę to osiągnąć.
3842Książę Hubert wyglądał straszliwie, mówiąc to. O, jakże oni wszyscy ginęli w ciemnościach! Mangro, mający na sobie odwieczne góry win — Karmę z innych wcieleń; Książę Hubert ze świty niegdyś Lucyfera, Ariaman i Zolima — z rodu błądzących Dzieci Bożych…
3843Przejeżdżali właśnie pociągiem wśród lasów poleskich, wilgotne opary zakrywały srebrzystymi zasłonami w księżycu świątynie prastarych dębów.
3844Gdyby Ariaman nie był teraz mrocznym morzem, gdzie wirowały Malsztremy, uczułby na sobie wzrok tych dobrych wieszczych istot, które tu żyją w lasach i zwą się boginkami.
3845Polska, Sen, Szczęście, PiekłoSłowiki śpiewały tak cudnie! chciało się wierzyć, iż można być jeszcze szczęśliwym — należy tylko nie wchodzić w te piekła podziemne życia polskiego, w tę grozę zamczyska Królewny, która zapadła w letarg od jednego ukłucia wrzecionem w nieszczęsne serce, zakochane w tym, co nie istnieje.
XIV. Wielka Noc u św. Jana
3846Noc kłębami śnieżnymi i wyjącym szturmem uderza.
3847Drżą żelazne bramy; dźwięczą w ołów oprawne witraże; huczy dalekie echo w podziemiach.
3848Nagle rozwiera się brama okuta, a wiodąca z mogił i kurhanów:
3849buchnęły światła zielone i fioletowe, stygmatami krwi usiane rozety —
3850na klejnotach koron podziemnych, cierniowych i żelaznych tak — odbijają się pochodnie.
3851 3852Polska, Polak, Historia, Dusza, NienawiśćŻywi czy umarli? różne postacie na przestworzu tysiącolecia z Polski dawnej i obecnej, od Krymu i Kaniowa — do Wenety i żmujdzkich puszcz.
3853Hymnem milczącym, granym przez organy i chór, wywołują zaśnioną Duszę Narodu.
3854W tłumie poznaje się Samuela Zborowskiego, z dawniejszych wojów Zawisza Czarny ze skrzydłami, Mag Litwor, dzierżący młot z kuźni pod Ornakiem, Mickiewicz, Norwid, księżycowa twarz Słowackiego, Cieszkowski, Hoene-Wroński, Kopernik. Opodal samotny Krasiński. Mieszkańcy Turowego Rogu. I wielu innych, nieobjętych tą kroniką bohaterów Dramy współczesnej.
3855Robotnicy górują liczbą i zapałem. Z nimi straszliwi, jak ptaki drapieżne, przewódcy buntu.
3856Chłopi w obudzonej świadomości — obywateli tej ziemi.
3857Witeź Włast w zbroi astralnej Przyszłości, lecz jakby wyszedł z kurhanu: krzewi się na nim cały las dziwacznych, trujących roślin i potwornych chimer. Na piersi ma herb, którym piętnowali się dawni Słoneczni Bracia.
3858Byłoby radośnie do łez, gdyby nie coś, co zadziwia: wszędzie nienawiść wybucha, kiedy ręka dotknie się cudzej ręki.
3859Jestli to wpływ ponurej Magii Trismegisty, który miesza zgrzytliwy, wyjący dysakord do grających zielenią łąk i lasów wśród wiosny na chórze organów?
3860w tym uwielbieniu Rozumu, Woli Twórczej i Wiary w Człowieka-Słońce — zahuczy On — Zły Duch piorunem nieszczęścia!
3861Słowo Trismegisty strąca mozolnie dźwignioną bramę Nadziei w otchłań, rozsiewa wzrokiem Węża zobojętnienie na najwyższej ofiary mękę.
3862W tym kościele krążą, walczą ze sobą, zmagają się archaniołowy i demoniczne blaski —
3863nieustannie przelatując — zmieniają wyżyny i głębie, błyskają, jakby język Ducha św. lub język szatana, nad tym, owóż nad innym —
3864to nagle w próżni wysoko, aż pod stropem, zaigra wielki hejnał płomieni łyśnicą bezgłośną.
3865Rozewrzeć trza inny wzrok w sobie, aby to wszystko widzieć; radować się nad wszystkimi otchłańmi i mieć powagę straszliwą nad całą podłą groteskowością podszewki życia i natur ludzkich…
3866Mag Litwor, jak zwornik w kościele gotyckim trzyma zbiegające się łuki sklepień, tak on wiąże i wzmacnia te rozstrzelone elementy, które tworzą naród.
3867 3868Mówią ludzie czy widma? spowiedź jest to grzeszników? rozmowa bohaterów, wyszłych z Hadesu?
3869Mówi jaźń zbiorowa — mówi też człowiek pustyni.
3870Tragiczną boleścią rzeźbią się światła nad czarnym w krepie Chrystusem hetmanów — z jego cierni padają najżywsze krople krwi i tworzą cierniową altanę stygmatów, gorejących wśród mroków głębszych niż Gehenna!
Targowiczanin
Nie kochaj mnie, Mroku, lecz mnie męcz — na kracie Wawrzyńca rozżarzonej — nie rzucaj mi za most złudnych tęcz, niech idę wciąż upokorzony.
3895Niech duch mój leży w głębi Tatr, gdzie huczy morskich głębin wir — niech mą opowieść śpiewa wiatr i konających orłów skwir!
*
Jam zły — i zaiste Szatan! plama na słonecznym bogu, zatrute żyto, trucizna, zebrana na przednówek w stogu!
Wolnomularze polscy
Targowiczanin inny
Emir Rzewuski[594]
Nieznany współczesny
II Współczesny
III Współczesny
*
Kapitan Anacharzis
Cyprian Norwid
Juliusz Słowacki
Zmartwychwstań, duszo, która jesteś w górze — ludzie w otchłani Ciebie potrzebują; wśród rajskich witrażów kadzidła wirują, hymn na organach gra, jakby kuł Tytan w marmurze!
3978Kościele polskiej ziemi, żywocie, co dźwigasz Jezusa — uczyń mój naród bólów najgłębszych pożarem! niech idzie w Przemienieniu — niech u Świętego Obrusa dzieli się Wiedzy przenajświętszym darem!
3979Kołatko śmierci zamilknij u ołtarza: rozwarte piekło męki — to Voluntas Tua[599]! Dokoła nicość — ale w niej się stwarza Dzień Genezyjski — muzyka olbrzymia i czuła!
3980Król Duch już za naród wyrzekł do otchłani: Jestem! wziął skrzydła gwiazd, a zamiast serca: Jeruzalem —
3981i nad Ocean uniósł się z gromowym gestem i trumnę Życia rozwarł Miłości opalem!
3982Głębokim jest — a nad wszystkimi światami! i w niebo wstępuję — ja i Ojciec — sami!
3983Tyle świateł wśród mroków! tu wśród niepojętej męki — z uśmiechem się nachylam do nóg Matki Ziemi świętej!
Umarli, którzy nie chcecie być ze mną na Wawelu! w tej czarnej z modrym sklepieniem królewskiej kaplicy, ukryci za nagrobkiem z mosiądzu, wy znad rzek Hadesu, niosący kwiaty asfodelu!
3985Wy, przez witrażów klejnoty przeświecający królewscy pątnicy, którzy słuchacie olbrzymiej kantyleny chóru! kardynał wam odprawia mszę w mitrze złocistej Assuru, a pastorał trzymają okropne mumie — starzy dostojnicy.
3986Widzę głębiny serc tych — tu Jezus nie wstanie, ni Zygmunt, przez rozpustę zjedzony, w Alchemii.
3987Kamieniu wędrowników, któż cię ma? organów łkanie — umilkły! kaznodzieja huczy — tak mroczno i źle mi.
3988Ksiądz mówi o Żydach, którzy przekupili żołnierzy nad grobem — i teraz przekupują tych, co wątpią w zmartwychwstanie —
3989Ja wątpię! i wszystkie modlitwy i długie konanie w mogile — i to, żem był bitym gromami Hiobem — każą mi wyjść z kościoła — dla honoru — krzyża.
3990Idę. I wielki ból mi pierś mą opancerza — na myśl, że idę sam — bez narodu — w wąwozach Golgoty…
3991Lecz słońca wszedł blask wieczny w me serce — tajemniczy, złoty.
IV Współczesny
Tłum
4008Błoto, Brud, BłądzenieMrok północny na dżdżystych ulicach Warszawy. Nad moczar wilgny i podziemny idziem, gdzie w budce szyldwach ciemny, a mur więzienia wyrósł do nawy bezdennie czarnych niebiosów.
4009Przez moczar wilgny wiedzie tama, latarnie, kwiaty prostytutek: zda się Gomora i Adama, Kartago, Babel i Sodoma…
4010W oczach gasnących lśni namiętny smutek, za badyl biorą się rąk stoma i, grzęznąc, toną w pleśniejącym mule.
4011Duch mroków bierze swą ofiarę, wiodąc w potępień martwą Thule[602]!…
4012Wśród grozy więzienia nad moczarem błyska jaśń Bożego Syna… poznajem Go z Jego ramion uchylenia, — jaśnieje w mroku, jak lampa Maga Aladyna.
4013 4014wyprowadza więźniów — w wolności krainę.
4015Cicho, tak cicho… nocne niebo szare i miasto żywych grobów tych prastare.
4016Wzniosły się marzeń monumenty — kabalistyczna iskrzy duchów brama —
4017ludzie z moczaru wznoszą się w ekstazie świętej na gór wulkany, jakby Fuzijama[603]!
4018My w mroku — z myślami, co jakby kościół stary — myśli te więdną i butwieją —
4019i jak w głęboką, pustą studnię — patrzymy w otchłań naszej wiary!
Mickiewicz
W pracach rozlicznych — w ciemnicach obficiej, niźli w tryumfie; rażon mękami nad miarę. W śmierci częstokroć — łzy mi płyną skrycie tak gorzkie, że ich nie śmiem dać Bogu w ofiarę!
4021I nic, to, żem był od mędrków biczowan pięciokroć po czterdzieści plag bez jednej — litości byłem bit rózgami i raz'em[604] był ukamionowan i trzykroć'em[605] się rozbił w mojej barce biednej.
4022Noc tę pośmiertną byłem w morskiej głębi.
4023W drogach częstokroć — w niebezpieczeństwach rzek, w lasach, gdzie zbóje i gdzie strach ziębi oczyma powieszonych, z których duch już zbiegł…
4024Konały mi wierzenia jedno za drugim… złe serce, czemu nie zawyjesz? poznałem kościelny gwóźdź, który mi nie dał iść za pługiem, lecz mię przybijał do trumny w nieba osłonie.
4025W niebezpieczeństwach od rodziny — w niebezpieczeństwie od poganów, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwie na morzu; w niebezpieczeństwach na pustyniej i pośród kurhanów; w niebezpieczeństwach między fałszywą bracią i w własnym bezdrożu!…
4026W pracy i w kłopocie — w częstym niespaniu; w głodzie i pragnieniu — w pościech[606] i w nędzy; w zimnie i nagości!…
4027Księżyc mię na barłogu oglądał — obłędnym wzrokiem Jędzy!
4028Oprócz tych szarpań, którymi bronuje mię życie — ileż krzyków sumienia! starań o wszystkie kościoły! ile krążących gwiazd, a pod nimi loch i wycie i żądza, co nagle wypala żagwią oczodoły.
4029Któż choruje — a ja nie choruję?
4030Któż się zgarsza[607] — a ja nie jestem z Gomory?
4031Człowiek jestem i bóg szatanów mię policzkuje — w Damaszku serca mego zamknęły się zaworu.
4032Trzykroć'em Pana prosił, aby mnie odstąpił — lecz On we mnie upodobał, kiedym jest bez mocy — i mnie zachwyca do Raju, gdym i w groby zwątpił, i zorze mi daje, ślepemu, wśród polarnej nocy!
4033Dzień przeminął — a noc się przybliżyła! i trzeba na się włożyć zbroję jasności!
4034Im więcej jam poniżon — tym większą jest Siła i przyjdzie Świt — gdy z martwych wstaną kości.
4035Albowiem pewienem, że ani żywot, ani zgon — ani Aniołowie, ani księstwa, ni wszelkie duchy — ani teraźniejsze dzieje, ani przyszłych nieszczęść tron — ani moc, ani wysokość, ani w głębokości głuchej
4036Żadne stworzenie mię nie oddzieli od Bożej Miłości —
4037(która jest — zasłoną na mych oczach — w Niewiadomej Męce).
4038Łzy mi płyną — straszne zaobłędne łzy!… Na mogiły wychodzę, których wciąż więcej i więcej…
4039Jam Mojżesz, choć w pustyni nie mam już źródlanych skał! jam Eliasz, choć naród mój jest już mogiłą —
4040ja w czarnej otchłani będę jak Cherubim stał: duch Pański — jestem świat gniotącą bryłą.
4041Niewiadomy — może zły? klękam na grobie, i tak mi straszno, bo w ten grób się zwali wszystko, w com wierzył —
Głos Trismegisty
Mag Litwor
Religia, PolskaNie należy już się spowiadać z tej biblijnej księgi. Było to kiedyś życiem.
4044Teraz kościół polską krainę ugniata i nie daje wyjść na góry, w oświetlone łęgi, i pracować nad przyszłością świata.
Kardynał
Tłum
Naczynie głupoty! Babilońska ścierka! wieczny Awinion! nasze serca krwawią się nad łanem, zasiewając ziarno Boga — —
4056Grupa I.
Grupa II
Grupa III
Legat papieski
Kardynał
Legat Papieski
Król Włast
Księża młodzi
„Umocnieni wszelaką mocą według możności Jego, we wszelkiej cierpliwości i nieskwapliwości z weselem.
4158Który nas uczynił godnymi dziedzictwa świętych, — który nas wyrwał z mocy ciemności i przeniósł w królestwo umiłowania swego”.
Witeź Włast
Kardynał
Legat Papieski
Król Włast
Mag Litwor
Zamek, Religia, OdrodzenieWzmóżcie się w burzy swej — trzeba przeobrazić całe zamczysko wierzeń, które wyrosły z głębiny i z serca narodu — lecz zakryły mu światłość.
4252Ten zamek przegnił i każdy z nas nosi na sobie zielska trujące i przyciąga upiory.
4253Weźmy krzyż, dawniej cudotwórczy — w wielkim zmartwychwstaniu idźmy narodem całym ku Tatrom.
4254Tam krzyż ten posadzimy w ziemię na nowy wzrost.
4255Co było w nim światłością, niechaj świeci z wyżyn.
4256Miłość i ofiarę — niechaj powitają na górach wielkiej Myśli przedświt.
Tłum
Król Włast
4258Zaiste, dobrze powiedział mój syn Witeź i Mag Litwor.
4259Chrystus, Odrodzenie, ZiarnoChrystus zmartwychwstanie i rozbłyśnie w przemienieniu na Tatrach. Umarłe w Bogu ziarno niech wyda wreszcie swój wielki plon!
Głos w ciemnościach wielu tysięcy
4260Nie pójdę już z wami na wirchy. Zejdziem kurytarzami podziemnymi do świętych kurhanów…
4261Moje oczy nie mogą przywyknąć do nowego blasku — —
Pochodnie wokół; dzwony poczynają bić rozgłośnie.
4263Głupota, ZwycięstwoMag Litwor, Witeź Włast, Mędrzec Zmierzchoświt i inni — rozchylają bramę, tam widać Matkę Bożą — dawną tęsknicę narodu, przeobrażoną w Wolność. Muzyka organów tworzy Sonatę Brzasku, z którym walczą twarde przeklinające tony rzymskich zakrystianów. Tłumy zaczynają wpadać w apatię, witają jak Zbawcę i wodza wchodzącego Barona de Mangro, ten mówi im jedno magiczne słowo:
4264— Ogłupiajmy się! Życie jest iluzjonem!
4265(Wielka radość między tłumami, frenetyczne brawo zbiera popularny Baron.
4266Tajemnicza Władczyni prowadzi niewielki orszak Witeziów, mieszkańców Turowego Rogu i nieco ludu. Ubrana w kwiaty, jak w Dalmacji dzieweczka, która, przedstawiając Oblubienicę umarłego młodzieńca, idzie przy trumnie. Huczeć poczyna potwornie rozszalała fala życia. Rozsuwają się Tatry — widać idący orszak w mroku nocy. Świeci księżyc — dawna bogini Zgonu i Wtajemniczeń.
4267Trismegista, patrząc w księżyc, jak z Mitu Człowiek, jedyny na ziemi — mówi do księżycowej bogini idącej we krwi…).
XV. Mahatma
4293Zamek księcia Huberta był ukryty w lesie i wśród skał nadmorskich.
4294Przez olbrzymią puszczę smreków i jodeł, modrzewi i grabów — droga wijąca się, obramowana fantastycznymi skałami, wiodła nad szalenie dziką przepaścią, gdzie wyły potoki, to wśród zielonych muraw, kryjących zdradne trzęsawiska: w mrokach tu zapalały się gromnice błędnych ogni, tu widać było w mgłach upiorne żywiołaki, „które mieszkają w ziemi i nie ma złośliwości, której by nie śmiały wykonać”.
4295Puszcza ta, o ile jej nie zamykały nieprzystępne turnie, była obwiedziona wysokim płotem z kamieni i z dzikich kłujących roślin.
4296Zamiast bramy wjazdowej był most zawsze podniesiony w górę nad głębokim i nie do przebycia jarem, gdzie biły gorące źródła i nie zamarzała woda nawet przy najtęższych mrozach.
4297Ten most, chociaż odwieczny, bo z czasów pono pani Włodkowej Rozbójnicy, dotąd zachował swą sprawność i mógł być opuszczony za dotknięciem elektrycznego guzika, ukrytego w jednym z modrzewi. Elektryczne urządzenie oczywiście było nowoczesne, lecz ruiny wieży nad jarem i starowieczny most z dębu, którego już nie było w okolicy — oraz żelazne łańcuchy, kute gotycką robotą, przenosiły myśl w czasy wieku czternastego.
4298Jednej nocy osunęły się w milczeniu ogromne bale mostu; księżyc, który błyskał zza jaszczurzych łusek modrzewiowych zagąszczy — oświecił dwóch ludzi:
4299Ariaman nadchodził, Książę oczekiwał.
4300Ledwo przeszli most i na nowo go podnieśli, zjawił się ciemny Nubijczyk: świecił kagańcem, wiodąc dwa konie. Konie te miały owiązane kopyta i stąpały bez odgłosu. Miały zaciągnięte pyski, aby nie mogły rżeć.
4301Spokojnym, lecz wyciągniętym do ostatniej końskiej możliwości kłusem pędzili przez las dziwnie diabolicznie wyglądający teraz nocą; dwie pochodnie, opuszczone w dół, trzymane przez Nubijczyka, który jechał za panami; droga rozświetlona dziką groteskową fantastycznością. Tak wjeżdża się do piekła, śnionego przez Edgara Poe…
4302Książę i Ariaman nie mieli ochoty poetyzować, więc i my odłożymy do innej sposobności opis tej zaiste wspaniałej siedziby.
4303W pół godziny już widniał zamek, na którego jednej baszcie w mroku nocy jarzył mdły ogieniek.
4304Rzucił Nubijczyk pochodnie wypalone do potoku. Z sykiem zgasły.
4305— Co za nieoględność — mruknął książę — zapomniał Mistrz Sędzimir zapuścić kotary w alchemicznej pracowni!
4306Kiedy wjechali na podwórzec, Nubijczyk chwycił za mundsztuki konie i cicho, jak zjawisko na seansie spirytystycznym, zniknął w gąszczu z trzema rumakami.
4307Tu na podworcu było mroczno — mimo iż wejście do zamku było oświetlone błękitnym ogniem, który przez olbrzymi pryzmat kaskady roztęczał się jakąś bajeczną muszlą z tysiąca i jednej nocy.
4308Mury zamku były dziwnie pochylone, jak pizańska wieża, okna trumny, na drzwiach wyraźny olbrzymi krzyż.
4309Weszli nie przez wejście główne.
4310Wsunęli się w gąszcz nad stawem, błyszczącym ponuro w nocy bezgwiezdnej, mrocznej, gdzieniegdzie przejaśnionej od chmur, jakby przeświecało dno piekła.
4311W załomie muru książę otworzył drzwi do schodów w głąb, mijali kurytarz długi, gdzie na końcu paliła się lampka żelazna przed jakimś bożyszczem. Świeciły złe, żółte, topazowe oczy tajemniczego fetysza.
4312Znów po schodach wchodzili wyżej, nie spotykając ni żywego ducha.
4313W jednym przejściu spojrzała prosto w Ariamana jakaś twarz — tak blisko, jak pająk, kiedy oplątawszy muchę, zbliża się już z śmiertelnym uściskiem. Ariaman wzdrygnął, rzucił się ku zjawisku — ujrzał szybę, noc roztaczała swą nieprzejrzaną nieskończoność.
4314Rozlegały się ciche, trwożące szelesty tu i ówdzie.
4315Weszli na koniec w propyleje z szeregu kolumn w kształt wyprężonych potwornych wężów.
4316Dalej były meksykańskie i maoryjskie bożyszcza.
4317Wyglądały zaiste niesamowicie: Milczenie, Obłęd, Misterium, Żądza, Moc. Ten ostatni był tytanicznie wspaniały w runięciu głową na dół, spozierając gwiaździstym wejrzeniem w Skałę-Przeznaczenia.
4318Wnętrze pałacu było w barwach wyszukanych, w mozaikach dziwnych i zatrważających. Idąc szybko, rozświetlając drogę tylko elektrycznością w lasce, mało zaiste mogli widzieć.
4319Minęli salę muzyki i pagodę opiumiczną, weszli na wąskie, wijące się schody z drzewa hebanowego; na pierwszym piętrze wkroczyli do pracowni księcia, którą była cała amfilada dziwnych komnat.
4320Czytelnia: pisma z całego świata, z Oceanii i z Londynu, z Lipska, znad Amuru i z Kambodży — lecz wszystkie tylko w dwóch materiach: technicznych wynalazków i seksualizmu.
4321Biblioteka — foliały Cyclopedii Brytańskiej, wydawnictwa drogocenne z życia Indian amerykańskich, kosztowne japońskie i francuskie dzieła, dotyczące bestializmu; odkrycia nowych lądów, globusy z czasów Kolumba, z czasów Kuka i Bougainville'a, z czasów Darwina i współczesne, oraz jeden wielki, ostateczny, gdzie Ariaman ujrzał ze wzruszeniem dokładnie wyrysowane góry biegunów Antarktycznego oraz Północnego; nieznane zakąty Tybetu i Ałtaju, zaludnione miastami wielkimi, jak Londyn, — był to globus ziemi, odwiedzanej przez księcia na jego aeroplanie i w łodzi podmorskiej. Księgi w szafach, skóry różnych żmij i pythonów, nad stołem lampy żarowe w abażurach, podobnych do morskich mątw — zielone ze złotymi, szklanymi nićmi.
4322Przez rzędy laboratoriów chemicznych i fizykalnych szli dalej, przez okrągłe sale, gdzie jak gigantyczne armaty, nieruchome w dziwnym nachyleniu teleskopy wiodły wzrok na mgławice Drogi Mlecznej. Na koniec wkroczyli w świat życia towarzyskiego. Pokoje mieszkalne z meblami wybitymi starym brokatem, z koronami książęcymi i portretami matron o wspaniałych twarzach lub Megier złych, zwyrodniałych, mądrych, jak matki zbrodniarzy na tronie.
4323Tu i ówdzie krzyże legii honorowych, krzyże masońskie w pięciokątnych gwiazdach, z cyrklem, z dwiema pochodniami i literą G — ówdzie ordery wschodnie z cudną mozaiką i arabeskami.
4324Dalej sypialnia — czyja? gdyż obraz tam był Matki Boskiej Perudżina[622] i oryginalna postać Satyra z brązu pompejańskiego.
4325Przechodzili jadalnię, zwieszały się kandelabry, lśniły w szafach srebra, rzeźbione w jakieś fantazmaty; jadalnia ta miała sufit wykładany z drzewa w kwadraty z rozetami, wszędzie były lustra, każde poruszenie odbijało tysiącem postaci.
4326Mroczniały puchary rogów turzych, krzewiły się gąszcza rogów antylop, rogi tybetańskich jaków, rogi nerwalów czyli mieczników morskich, rogi nosorożców, zęby słoniów, paszcze tygrysów i w ogóle narzędzia walki w świecie zwierzęcym.
4327Komnaty wschodnie: maurytańskie fontanny, otomany, na ścianach azulechy, czyli różnobarwne wzorzyste wykładania z porcelany — przepyszne inkrustowane robotą florentyjską z XV wieku sprzęty; na ścianach i na podłodze dywany haftowane kaszmirskim wzorem; drzwi, jak w meczecie z wersetami wschodnimi, cysterny z głową lwa, Sfinks pustyni z napisem koptyjskim; nisza, niby konfesjonał z baldachimem, gdzie wisiało wiadro z metalu rzeźbione: poidło konia Mahometa, na którym leciał w zaświaty. Dalej puszka mirry, którą królowa Saba ofiarowała kochankowi.
4328Rozpoczynały się oranżerie — i było bez miary tych drzew cynamonowych, palm, o cudnych pniach, jakby wyrzeźbionych kolumn z kości, agaw, japońskich lilii czerwonych i tych arumów, których kwiat olbrzymi stanowi całą roślinę z wyjątkiem cebuli, zanurzonej w ziemi — orchidee rosnące na korze drzew; paprocie po tysiące lat… filodendrony…
4329W akwariach pełnych cudnej roślinności migotały młode rekiny, podobne do damasceńskich jataganów, z zaokrąglonym ogonem; błękitne okunie i wytworne szaro-klejnotne japońskie Sanszito; lecz najdziwniejsze były te małe chińskie rybki, które zmieniały barwę od każdego poruszenia wewnętrznej pasji, będąc w ustawicznej ze sobą walce, zapalały się jak wulkany, występowały na nich kręgi i krwawe lub czarne na tęczach obłoki — walka zaś polegała na tym, że większa dusiła mniejszą, nie dopuszczając ją do powierzchni wody zaczerpnąć powietrza.
4330Książę i Ariaman mijali z wolna te mirażowe gąszcza.
4331Błyskały znowu okna, jakby trumny w komnatach, wchodzili teraz do komnat sypialnych. Ariaman patrzył wzrokiem jasnowidzenia na ten symetryczny Chaos, w którym zupełnie nie było mieszaniny, znamionującej zwykle smak niewyrobiony i plebejstwo; zaiste, było się tu otoczonym mikrokosmem, w którym przeżywał ktoś potężny wszystek świat.
4332W jednej komnacie stał biust[623] z najkosztowniejszego nefrytu cudownej kobiety: w kącie spogląda tajemniczo w dal, mając oczy wielkie, głębokie, nalane smutkiem i namiętnością, rysy wybitne władczyni i czoło myślicielki, na którym spoczęły dwa węże.
4333Zdawał się ten marmur płonąć wśród napisów wschodnich, wyzywających złe duchy — dżinny, rakszasy, asury; posąg zdawał się być Szeherezadą dziwnych złoto-jedwabnych opowieści — Moallakat, zawieszonych w Kaabie.
4334Tu kanapy zdały się tronem Maharadżów, kwitnące tropikalne rośliny zmieniały ten przybytek w świątynię demoniczną, kosztowne lampy wschodnie, na kształt koron wiszących, jakby zdjętych z głów władcom chrześcijańskim, zmuszone palić się, zamiast przed Zwiastowaniem Matki Boskiej, przed Igraszkami Diabła w haremach.
4335Niby w zaciszy pałacu Abencerragów, kadzielnice w niszach rzezanych, wyglądających jakby plastr miodu…
4336Wisiał portret jedyny naprzeciw posągu; przedstawiał księcia w stroju rycerskim: młodzian bajecznie przystojny, czapka — rodzaj krymki o rozwieszających się kudłach. Jatagan lśnił. Wzrok młodzieńca był utkwiony w posąg tej kobiety melancholijnej. Serce, TajemnicaAriaman uczuł, iż mu serce otoczyło się lasem, jakby tam miała być jakaś najgłębiej obchodząca go tajemnica.
4337Książę jednak rozwiązał ją, mówiąc:
4338— To jest moja żona. Sprzed ołtarza w górach Himalajskich — odjechała mnie. Szukałem jej po świecie całym. Kocham ją. Mnie ona nienawidzi. Zgodziła się na ślub po wielu mych zaklinaniach, gdziem musiał jej przyrzec, iż nigdy nie skrępuję jej swobody. Zniknęła mi, jak tajemnicza Urwazi sprzed oczu zachwyconego brahmanina. —
4339Nic nie rzekł Ariaman, zdało się mu to powtórzeniem jego historii. Wprawdzie świat nigdy nie jest powtarzaniem się typu!
4340Przechodzili mimo urn egipskich, mimo zbrojowni afrykańskich, przez komnaty wyłożone od podłogi do sufitu prawdziwymi, lecz nieżyjącymi motylami o barwach niewyśnionych nawet w Tysiącu i jednym Dniu perskiego poety.
4341Weszli w zaciszne tajne pokoje Indyjskiej Sztuki kochania — o freskach orgiastycznych z kopulacjami kobiet, których biodra były jak lotusy przepełnione esencją słońca, lasów, gór i oceanu. Dokoła nich były zwierzęta: hipopotamy o potwornych paszczach, mrówkojady z długimi, wysuwającymi się językami.
4342W tych komnatach była cała Kamasutra indyjskiej rozpusty — „wtajemniczenia”, jak betel gryziony w ustach, od którego podniebienie staje się krwawe i palące. Przez kontrast zaiste niezwykły, w tej indyjskiej kaplicy znajdowały się narzędzia chirurgiczne oraz do tortur.
4343Mimo zaprzeczeń logiki, tu musiały dziać się w guście Markiza de Sade krwawe orgie na kobietach czy zwierzętach dokonywane — czy tylko na własnej satanicznej duszy?
4344W drugiej komnacie wielkie marmurowe cysterny, napełnione jakimś opalizującym płynem: tam widniały smętne i potworne płody z trwożącymi napisami imion kobiecych.
4345Książę minął salę, weszli do sąsiedniej kaplicy, rozświetlonej przez woskowe kościelne, nawet z kwiatkami, gromnice na ołtarzu. Gromnice paliły się! jedyne światło dotąd spotkane w tym pałacu!
4346Zamyślił się smutno Ariaman, przypominając Mszę czarną, którą widział niegdyś w zamku Muzaferida.
4347— Dewiza mojego rodu — nie dać się zwyciężyć, nawet Bogu.
4348— Lecz najgorzej, że wszystko już — spreparowane.
4349— Tęsknię jedynie jeszcze do mojej niedoszłej żony o złoto-zielonawych włosach, jak Lukrecja Bordżia, tej Indianki, której nie wyśnił Szi-wa. Teraz idziemy do Mistrza, który może wszystko spełnić. Żądaj i ty dla siebie! —
4350Ariaman, mimo iż nie chciał żądać już niczego dla siebie, szedł za księciem.
4351Po krętych schodach, wyłożonych grubym dywanem, weszli na wieżę — zastali w jednym miejscu kotarę — rozchylili ją — drzwi żelazne.
4352Książę roztworzył zamek bardzo misterny, ukazała się znowu przestrzeń ciemna i schody, po których idąc, natrafili drzwi drugie, które były z drzewa, mającego kolor płomieni i rosnącego tylko na jednej wyspie tatrzańskich jezior. Otworzywszy je, znów ujrzeli klatkę schodową i drzwi trzecie z czarnej, jednolitej płyty kryształu.
4353Bez szmeru rozchyliły się pod dotknięciem w pewnym miejscu znaku Różokrzyżowców na ścianie.
4354W komnacie dużej kopuła szklana, przez którą świeciły miliardami gwiazdy. Za pomocą olbrzymich soczewek zbliżone, widać było pierścienie Saturna i jego satelitów; Saturn właśnie zapadał, za to inne, niesłychanie odleglejsze światy iskrzyły jak zamieć śniegowa.
4355Nie było tu podłogi — lecz ubita ziemia.
4356Pośrodku wyrastał święty cis lechicki; starzec w zielonej jedwabnej szacie stał w najgłębszej medytacji, nad piecykiem alchemicznym, gdzie jarzyły się kruszce.
4357Było pusto w komnacie: ku najgłębszemu zdumieniu Ariamana, ujrzał się naraz otoczony dziwnymi tęczowymi kręgami świateł.
4358Jakby z jednego szafiru on zaświecił.
4359Na razie wydało się mu, że to niebo rzuca nań swój refleks niby w grocie lazurowej. Lecz niebo, z wyjątkiem gwiazd, było mroczne.
4360Dokoła księcia wirowały smugi świateł krwistych, jak rozpalone narzędzia tortury, zaś on sam był niby z czarnego żelaza. Były to astralne aury, ujawnione przez magnetyczny psychizm tej sali.
4361Starzec nie przerywał medytacji — w końcu nagle wydobył sztylet i błysnął nim w powietrzu, mówiąc: Kaliruga! — zapewne imię żony księcia.
4362Olbrzymia, modra iskra syknęła, rozświetliła salę, która naraz zdała się wypełniona lasem drzew pędzących w wichurze, kłębami gór i szalejącego morza, jakby wszechświat zmienił się w lecący wodospad Niagary.
4363Alchemik stał jak przedtem, tylko ręce jego wyciągnęły się, chcąc wstrzymać lub ostrzec przed niebezpieczeństwem.
4364W Ariamanie, jak mała ryba w akwarium, tak w przezroczach jego duszy przesunęła się myśl ujrzenia tu, przywołania Zolimy, rzucenia na nią wielkiego czaru, pod którym musiałaby przetrwać życie.
4365Lecz było mu tak uroczyście w tych kręgach światła astralnego, że nie śmiał zmącić tej najdziwniejszej ekstazy żadnym osobistym pragnieniem.
4366Wtem na powietrzu koło księcia uczynił się istny cyklon — potworna walka toczyła się tam — widać było tylko błyskające straszne oczy.
4367Pierścień mignął — i naraz osunął się na rękę Ariamana: lała się w powietrzu długą smugą krew, płynęła — zdało się, że komnatę zaleje…
4368Alchemik cicho skrzyżował dłonie na piersiach i wszystko znikło.
4369 4370— Nikczemny starcze, kapłanie Czarnoboga — dlaczego nie dasz mi ująć córy Króla Wężów? czyż nie dla niej zdobyłem środki wiedzy mechanicznej, i mogę już opanować świat?
4371Ty mię jednak łudzisz, obiecując, iż urzeczywistnię moje metafizyczne i tu już ziemskie dopełnienie! —
4372Alchemik odwrócił się — i było straszno widzieć te powieki podnoszące się, może od wielu lat zamknionych oczu.
4373Lecz nie, to oczy zaczęły przeświecać przez zamknione powieki — jakby tam się zapalały księżyce wschodzące.
4374Alchemik wskazując pierścień, który trzymał Ariaman, dał znak księciu, żeby przeczytał.
4375 4376 4377I na powietrzu znowu coś zaczęło płonąć —
4378tamten uciszył to lekkim pochyleniem dłoni.
4379Ariaman uczuł na sobie wzrok widma —
4380i uczuł krwawe błyski na całym ciele.
4381Nigdy straszniej jasnowidzących oczu nie widział, nigdy głębszego zła, niźli oczy tej cudnej kobiety!…
4382Zakrył twarz swą i wyszedł, odrzucony mocą przemożną płaczu, który go zagarniał jak szalejąca rzeka.
4383Znalazłszy się za drzwiami — zbiegł na dół — i kiedy został sam w sali — uczuł, że w nim są też łzy olbrzymiego szczęścia — nareszcie —
4384 4385 4386Chociażby zbyt późno, choćby już w otchłani piekieł — i cóż? Wiedza tajemna jest tym, co wszystko wybawi.
4387W zupełnej ciemności komnat, zakrytych drzewami parkowymi, iść nie mógł.
4388Wtem usłyszał huk piorunowy w komnacie alchemika.
4389I w tejże chwili usłyszał zbiegające kroki księcia — lecz czy mu się zdało? jakby zbiega na czterech łapach zwierzę — nastała cisza, nagle rozświetliło się światełko elektryczne od laski księcia. Był jak zwykle spokojny, lecz przybladły i z ponurym uśmiechem. W ręce miał sztylet. Osmaloną twarz, jakby wyszedł z palącego się domu.
4390Ten dumny, gwałtowny człowiek wiedział, iż miał do czynienia z potęgami przewyższającymi całą wiedzę współczesną i starożytną — a jednak wydał im walkę!
4391Mówił: — Mistrza chciałem zabić. Lecz sztylet mój uderzył w ścianę astralną. Iskra piorunna fioletowa oślepiła mnie. Wejdź tam — nikogo nie ma. Nawet cisu tego, który miał co najmniej dwieście lat.
4392Ariaman i książę znów weszli do komnaty Sędzimira.
4393Było pusto. Tylko po drzewie, wyrwanym z korzeniem, czerniała mogilna jama.
4394— Ojciec mój, umierając, kazał mi go odszukać — mówił cicho, wstrząśniony i jak śmierć blady, książę.
4395Znalazłem go w jednej jaskini podziemnej. Tam na stole granitowym paliła się lampa — w niej były promienie słońca zgęszczone. Lampa ta zgasła, uderzona automatycznym młotem, kiedy wchodziłem. Trupa zaś wyniosłem.
4396Ja nie mogąc doczekać w ciągu miesiąca jego przebudzenia, w cedrowej skrzyni wiozłem przez Praocean Tatr.
4397Tu osadziłem posiadacza może największej tajemnicy, jeśli nie posiadł jej człowiek drugi: Mag Litwor.
4398Tu w tej wieży uczyniłem grotę, zamieniwszy dach na jedną olbrzymią soczewkę teleskopu. Położyłem tam śpiącego.
4399Jednej nocy przyszedłszy, ujrzałem go w tej pozycji, jak przed chwilą: medytującego pod trzechsetletnim, nie wiadomo jak wyrosłym drzewem. Widziałeś więc…
4400Rozległo się ciche, dyskretne pukanie.
4401Ariaman nie odchylił głowy. Miał dotąd wrażenie, iż w tym zaczarowanym zamku nie ma i nie może być ludzi.
4402Książę był zdziwiony. Uchylił drzwi.
4403Na tarasie schylił się w kornym ukłonie lokaj.
4404— Jaśnie panie, przyjechała nieznajoma — która się kazała oznajmić, jako „Córa króla wężów”.
4405Książę drgnął muskułem twarzy i tak spojrzał, jakby za chwilę drzwi miały się otworzyć do samych piekieł.
4406— Wprowadzę sam. Ty zaś na tarasie przygotuj haszysz, wino, kaliany[624]. Miejcie w kuchni gotową kolację. Księżnej pani oczekiwałem. —
4407Ariaman patrzył z tarasu na morze i śniące w mrokach góry.
4408Po kilku minutach książę wprowadził dziwną kobietę o jasnych, lecz z cieniem szmaragdu włosach, z cery i oczu wyglądającą na Kreolkę z południowej Ameryki. Oczy nalane fosforyzującym mrokiem tak świeciły, iż przez swą nadzwyczajność nasuwały myśl o krajach nieziemskich. To, co się zdało kolią ze szmaragdów — były to wężyki uśpione na jej głowie Meduzy.
4409— Trzy lata temu rozstaliśmy się w ruinach Zygmunt-miasta — mówiła ta dziwna pani, jakby do siebie. — Widać nie możecie sypiać, ja zaś sypiam tylko wtedy, gdy jest na świecie dzień. Noc obłędnie piękna. Siadajmy lub może oni będą przechadzać się?
4410Mnie ten kalian, który palę, i mokka smakują, triklinia[625] tu są wygodne, jak wszystko u księcia, i pierwszy raz nie będą mijały się z celem: naprawdę jestem zmęczona, bom szła tu pieszo z daleka. Mówiąc po polsku, nie miałam wcale pieniędzy na jachty, orient-ekspresy, a nawet na góralską furkę.
4411Myślę, iż teraz musi się spełnić moje widzenie:
4412
Ariaman patrzył w cudowne zjawisko Wieszczki podziemnego życia. Mówiła pojęciami europejskimi, lecz nadawała im szczególny, jakby z obcej planety, ton.
4413Książę schylił się do jej nóg, całował — dosłownie całował opylone, zdarte trzewiczki.
4414— Widziałam się niegdyś z twoim gościem — mówiła, jakby Ariaman na żaden sposób nie mógł rozumieć polskiego języka.
4415Książę zmarszczył się, lecz nic nie odrzekł.
4416 4417— Dobrze — więc będzie to coś bardzo poważnego — cyfry, sprawy fabryczne, lockouty i syndykaty.
4418A ty, Kalirugo, może przejrzysz albumy tej niesłychanej rozpusty japońskiej, gdzie zda się sam żywioł oszalał, nie ludzie… którzy są tylko dodatkiem do spotworniałych lingamów[626]; kapłanami bożyszcz tych świetnie malowanych, jakby koncha, kobiecych joni[627]…
4419…Jakież cudne są te srebrne linie wśród rozszalałych fioletowych wnętrz…
4420Nie lubię francuskich rysunków! cóż oni wiedzą, lub co przeczuwają z miłości lesbijskiej? te Wersale, posągi faunów, uszy wołów, którymi się łachocą damy, korowody Erosa, Mandragora! Marne też są sadyzmy lordów w komnatach zakrytych materacami dla przytłumienia jęku ofiar. Jak marne te sadyzmy ruskich zwątpiałych rewolucjonistów, którzy męczą koty uwiązane do nóg stołu, szczując je foksterierami.
4421Znam — mówił książę — zabawę w tygrysa po ciemku, jeden strzela z rewolweru, inny z dzwoneczkiem czai się, jak tygrys, a jest uzbrojony w zatruty sztylet… Wracam teraz z Petersburga — i z przyjemnością odświeżyłbym sobie te sceny upajające. Ja będę tygrysem, Ariaman myśliwym, ty — zdobyczą.
4422Widzisz tu — rzekł, ukazując album — rzezańców w kąpieli, czarniejszych niż owoc kukusby, którzy wskakują na ramiona wspaniałych kobiet, otulając je w tęczowe obłoki mydlane; to znów czeszą je złotymi grzebieniami.
4423Tęsknię do Androgynów melancholijnych w piękności swej i do Monstrów takich, jak Afrodis Syriaca.
4424Tu — ciągnął książę — przy magnezjowym świetle fotografowany krokodyl, którego zabiłem w Afryce. Głowa zjedzonego dziecka wystaje z naderżniętego brzucha!… Teraz sceny w namiotach arabskich i wśród czarodziejów… —
4425Ariaman z przybladłą twarzą, wsłuchany w oczy tej kobiety dziwnej, jak wcielenie indyjskiej Afrodyty, wziął z rąk księcia stos albumów i rzucił je z tarasu w morze.
4426 4427Potem ozwała się z uśmiechem Ona:
4428— Wszyscy znamy rzeczy bardziej piekielne, które dzieją się tu (ukazała na czoło z wężami, które cicho, leniwie syknęły).
4429Mówmy więc na razie o czymś niemiłosnym. Czy Polska jest jeszcze? Szkoda, że nie poznałam barona de Mangro — myślę, że taki jeden potrafi stać się karawaniarzem całego kraju.
4430— Miałem kiedyś Ariamanowi — rzekł książę — opowiedzieć o nieustającej u nas Targowicy. Będę opowiadał w osobie trzeciej, jak Juliusz Cezar, kiedy dyktował Pamiętniki w swym namiocie, wsparty na tarczy i na brance z plemienia, gdzie żyją Druidzi.
4431— Branki tu nie ma — rzekła pani Kaliruga — Juliusz Cezar jest dla mnie zbyt nieciekawy — a Druidów — dawniej znałam, nim ich opiewał Wiwian.
4432— I ja nie przyszedłem na opowiastki — rzekł twardo Ariaman. — Wracam do mego zamku Krzyżtoporów, czy chcesz należeć do naszej sprawy?
4433Książę zaczął cicho się śmiać, ten śmiech stłumiła Pani Kaliruga.
4434— Nieprawdaż, jak te owady fosforyzują, tonąc w morzu? Te świetlaki miriadami latające, zmieniają górę leśną w ciemną dantejską opowieść o aniołach… Wezbrana, gorąca jest pierś morza!… Dyszy namiętnie jakimś macierzyńskim upojeniem… matki naraz i kochanki. Odejdę! —
4435Książę schylił się jej do kolan i błagał, by nie odchodziła. Potem powstał i spojrzał się złymi oczyma w Ariamana.
4436— Zbyt ujawniasz, stojąc, Ariamanie, swą budowę dyskobola lub ujarzmiacza koni. Zresztą wiem, że znalazłszy włos na drodze, przecinasz go wzdłuż na troje, ty śniący analityku.
44374438
Pozycja społeczna, SłużalczośćWujaszek barona de Mangro jest wielkim, wytwornym myślicielem.
4439Tak przynajmniej określali go ci, którzy zawsze na brzuchu leżą przed „quasimodem”, ubranym w mitrę, w milion, w tytuł członka senatu lub rzymskiej kurii, nadętym w blagę i zbrojnym w długoręką mściwość.
4440Wiedział de Mangro, że dobrze trafi, biorąc za menera[628] swej kliki księcia Zyndrama de Grabie Wrzodobolskiego, który w swym majestatycznym wzroście i z brodą kruczą Mojżesza, czynił wrażenie patriarchy.
4441Zyndramek jednak pchał się, jako klejnotny potomek zwycięzców jeszcze z czasów Konrada von Jungingen, na wodza narodu polskiego — i w czasie wojny japońskiej zaczął pisać z pustych frazesów dzieło, gdzie można było wnosić z pierwszych trzech tomów, że i nad nim zafurczyło coś w rodzaju proporca.
4442W następnych czterech było wahanie, czy Polska nie jest z tych stworów, które Opatrzność przeznaczyła na zarzezanie, jak owe zwierzęta, które święty apostoł Paweł miał rzezać i jeść.
4443W pięciu ostatnich tomach przekonał się, że nie tylko tak jest, ale że Wolność — jest to Hańba Narodu, że naród mocny jest tylko jako Stowarzyszenie św. Zyty i św. Filipa Boni, którzy, jak wiadomo, są patronami kucharek i matołków.
4444I stało się, że książę, zwany wśród wtajemniczonych w klubie koniarzy i windarzy dobrotliwie — grzeczny — bo czerniąc swą brodę, wydawał się niezwykłym „galant uomo” — nagle wśród powszechnego zgnębienia, a rozwiązłej gadatliwości tchórzów i bałwanów, urósł wśród nich na powagę.
4445Na wszystkich zebraniach w sześciu stolicach kraju, przy otwarciu parlamentów, Dumy i senatu, przy odsłonięciu pomników, teatrów i na pogrzebach znakomitości, on miał nieprzegadany głos.
4446Książę Zyndram wykluwał w swym cieniu barona de Mangro — i kiedy ten stał się już człowiekiem „arrivé” — Sługa, Szkoła, Naukazałożyli patriotyczne Stowarzyszenie „Sak”, które ogarnęło cały kraj i wszystkim okolicznym dworom monarszym dostarcza za poręczeniem: wzorowych lokajów ze świadectwami, iż od gimnazjum najniższych klas owo indywiduum podlegało tresurze. Wskutek czego za taksą 10 000 rubli, 25 000 marek rocznie — a nawet mniej — odznaczy się służeniem komu trza i kany[629] trza.
4447Wybiera się na to głównie tych, co w uniwersytecie na zebraniach Młodzieży składają przysięgę na miskę krwi, utoczonej z palców odartych na klamkach, że nigdy pod żadnym pozorem do żadnego z ruchów „anarchistycznych” należeć nie będą.
4448Książę Zyndram takich młodzieńców miał w szczególnej opiece. Mając powierzone sobie rozdawnictwo nagród, stypendiów i zapomóg, zaczynając od stu franków rocznie dla nędzarzy-artystów, głodzących się, jak istne żebraki, aż do miejsc, z których się już zaczynało rządzić krajem — kierować opinią, wychowywać młodzież — i być „opricziną[630]” groźnego Wrzodobola.
4449Przemoc, SzkołaNajzdolniejszy młodzian otrzymuje brylantową sprzączkę za wściekłe obkuwanie, które pozbawia go na długi czas wszelkiego zasobu myślenia, a potem czyni nieprzejednanym nihilistą.
4450Dosyć wam powiedzieć, iż ja należałem do nielicznych zaszczyconych taką sprzączką i z powodu roztarganych nerwów, a zabitej duszy, wyjechałem do Anglii, gdzie jedyne zajęcie wzbudziła we mnie moda Sadyzmu, uprawianego na młodych murzynkach-hermafrodytach.
4451Książę Zyndram proteguje osobliwie artystów: chodzi do najuboższych na piąte i szóste piętro, karetę zostawiając na dole, lokaja wygalonowanego u wpółotwartych drzwi.
4452Podaniem dwóch palców, lecz nie zdejmując kapelusza, wznosi artystę w jego własnym mniemaniu.
4453I kiedy ten myślał, że nędza jego się kończy, kiedy widzi się już w możności rok czasu poświęcić swobodnej twórczości, książę Zyndram dobywa kilka lichych litografowanych obrazeczków świętych po dziesięć centimów sztuka, wybiera jeden z nich i mówi:
4454— Mnie namaluje — rozumie? ten! święty Makary, o którym jest ruskie przysłowie, że on do zbyt dalekich krain cieląt nie ganiał — duży obraz olejny, ja dam za to — ale porządna ma być robota, nie fuszerka, ale z nastrojem religijnym —
4455Jakie tu są cugi, strach! zaziębię się — trzeba znów zacząć kurację z powodu kabotynów!
4456Dam za to — obraz duży dwa łokcie wysokości, półtora szeroki, płótno ma być gęste.
4457 4458 4459Nie chce? sobie ze mnie kpi! nie umie malować na obstalunek i z litografii?… no, no, nie trzeba być kabotynem — co? korcą pana nastroje z fioletowych krów i z baletnic tulipanujących, he? a 150? no, dobrze, iż się zgadza, nie taki więc głupi… to więc od dziś za miesiąc, bo ja lubię pracowitych!
4460 4461Książę otoczył się całym przeolbrzymim dworem eksmagnatów, prałatów, profesorów i byłych utrzymanek obcych ministrów, w dalszym zaś rzędzie, tłumami ubogich karierowiczów. Miał talent, że umiał każdego karierowicza natchnąć na żywot cały tym przeświadczeniem, że poza księciem Zyndramem i jego dworem w Bolących Wrzodach, nie ma dla kraju zbawienia.
4462Były to Puławy, wymarzone przez najdurniejszego z diabłów, takiego, co go namalował Matejko u Panny Marii, kiedy zły duch zatknął uszy i wyje… Książę Zyndram odmawia paruset rubli na cele społeczne palącej ważności, ponieważ istotnie już łoży pół miliona franków na Polską Ambasadę w Nicei, gdzie obywatele nasi przegrywają po 200 tysięcy rubli do ambasadorów jakichś podrzędnych mocarstw, — lub do uznanych reakcjonistów.
4463Teraz wytłumaczcie mi cud, iż książę Zyndram zatrząsł krajem od Berlina i Warszawy, aż po Smorgoń i pola Cecory!
4464Widziano tu ludzi z poczciwej zagrodowej szlachty o zbyt poufałym zresztą rodowym brzmieniu, którego przy damach nie da się jakoś wymówić. Ludzie ci, zmieniwszy nazwisko, stawali się najzjadliwszymi arystokratami, wyżeniwszy damę herbową i będąc poza tym istotnie zasłużonymi pionierami na polu popierania arendarzów i gorzałki.
4465Osobliwie wspierał książę Zyndram zasługi polityków, jeśli umieli trzymać się jednego z kręgów ogona skorpionowego, godzącego w tętno życia narodu.
4466I widziano tu ichmościów, którzy pisując stylem wazelinowym, obdzierali każde zagadnienie z jego tajemniczej głębi.
4467Bogaci bankierzy byli wybornymi teściami dla kawalerów, którzy nauczywszy się modnie nosić garnitury i biorąc umysłowe garnitury z pleców księcia Zyndrama — stawali się potem opoką narodowej kultury.
4468Wujaszek Zyndram jest gościnny — przyjmuje u siebie w zamku krocie takich panów, mówi się tu o polityce Paskiewicza, Metternicha, Bülowa, o nabożnych stowarzyszeniach i grubych posadach, o stypendiach i merytoriach, najwięcej zaś jest w użyciu „morelność”.
4469Ach, Ariamanie — i ty, pani Kalirugo — czemuż mi każecie o tych nudnych sprawach mówić?
4470Dusza mi się rwie jakąś szaloną serenadą, chciałbym wschodzić po górze stromej zamku ku temu balkonu, gdzie jest moja przybyła zza Oceanu!
4471— Nigdy twoja — rzekła pani, i wzdrygnął się Ariaman, wspominając napis na pierścieniu, który dotąd trwał na jego ręce.
4472Książę pochylił głowę, twarz jego stała się tragiczną, uśmiechał się, ale jakby z mieczem w obu płucach.
4473— W imię więc moralności zrobiono gargotę[631] na całym narodzie, zduszono myśl, przykutą do słupa więziennego.
4474W imię jej zrobiono obławy na tych, co w ogóle myślą i w ogóle czują.
4475W imię jej zajęto wszystkie dochodne miejsca, wszystkie mównice, urzędy, nawet rogatki i miejsca przy lieux d'aisance, które też są obsadzone przez zaufanych; Religia, Pozycja społecznawyżeniono wszystkie bogate „duenie[632]” za szambelanów, profesorów, pułkowników, za radców do wszelkich funkcji, byle jednego wyznania: tego mianowicie, iż środek życia, jak i środek ciała okazuje się wtedy, gdy ciało zegnie się w kornym ukłonie.
4476W wielkich mowach do narodu, książę Zyndram, nielubiący Rosjan, zbierał tłumy poronionej szlachty, kleryków i panien, sodalisów i kanoniczek — i robił im koncepty w rodzaju:
4477— Nasze kobiety wychodzą za cudzoziemców — cóż to? czy między naszymi już nie ma — tęgich? —
4478I zachwycone audytorium słucha rozumowań niwelujących wszystko do czasów św. Mikołaja z piernika.
4479Dorosłość, Starość, UpadekKsięcia Zyndrama określił niezwykle trafnie pewien filozof, iż rozwija się w trójkącie: na dole w młodości jeszcze był jako tako pojemny, w miarę lat zwężał się, tak że w końcu już nic nie wchodzi, aż zakończyło się matematycznym zerem.
4480Przypominają mi się też słowa mędrca Zmierzchoświta, że należy wśród ludzkości, jak wśród lasów, czynić poręby — aby niszczyć starzejące się zawały postępu.
4481Książę Zyndram jest mściwy: kiedy umierał zasłużony pisarz narodowy, z którym nie żył w zgodzie, służący kościelny uważając to za nieulegające zakwestionowaniu, wywiesił nad kaplicą grobową — czarną chorągiew. Książę Zyndram, wściekły, zwymyślał tak grubo, jak tylko umieją kląć dystyngowani panowie.
4482Nie dziw więc, że ludzie z Turowego Rogu i osobliwie Oleśnicki stali się przedmiotem najnieprzebłagańszej nienawiści ze strony kliki mego kuzyna, a wujaszka barona de Mangro. Ale, miałem mówić w trzeciej osobie.
4483Książę Hubert miesiąc temu wrócił z podróży, szukając Kalirugi, wrócił do ojczyzny, dla której nigdy zresztą nie cierpiał mal du pays[633] — homesickness[634]. Tak, nie schnął za Polską obecną.
4484Wzdłuż i wszerz, na wskroś i w głąb widział ten wielki moczar, na którym dotąd nie ma Herkulesa Łucznika.
4485Błądziłem po mieście lechickim, nad którym rozpostarł się brak poczucia prawdy, zanik zupełny sumienia myślowego. Nie może ich wznieść zresztą nigdzie — ani kościół Panny Marii, ani katedra św. Jana, ani wysokie wały świętego Jura; nie mogą ich uzbroić uniwersytety wiedzy niemieckiej, ni uniwersytet największy, według Ariamana, oraz Tirso de Moliny[635], jakim jest boleść, lub raczej Hakata[636] i Sybir.
4486Szerokie zamiejskie błonia, Wilanów, wspaniałe drzewa Łazienek, tym więcej dawały mi uczuć kontrast kłamstwa dusz. Kłamstwo jest takim tynkiem obyczajowym i myślowym obecnej Polski, że nawet genialni lekarze, matematycy, biologowie poddają się atmosferze zatęchłej, politykującej z Rzymem. Atmosfera mdłej bigoterii[637]: najczystsi żyją wśród neokatolickich bredów, nie pomnąc, co mówił Chrystus o winie dobrym w łatanych workach.
4487Na czele najczystszych stoi mąż mdłego serca, bojaźliwie strzygący uszami, jak biały królik, dbały jedynie o to, iżby wszystkie Charybdy groźnej logiki dziejów i życia ominąć — a niedostrzegalnie dokonać zaszczepienia bezpłodnej scholastyki na rosnących dopiero i z urodzenia słabowitych drzewinach polskiego myślicielstwa i wolności.
4488Tak nudząc się, zaszedłem aż do pałacu księcia Zyndrama za miastem, gdzie zająłem się rozmową z dostojną księżną i uroczą, jak malowanie, księżniczką Świętochną.
4489Wtem zajechała kareta barona de Mangro.
4490Wolałem uciec od tego towarzystwa, ale książę Zyndram pociągnął mnie do gabinetu.
4491Baron de Mangro wszedł po schodach zadywanionych, skąd wiódł go lokaj do naszego wielkiego wspólnego wujaszka.
4492— Jak się masz! Opatrzność cię nam zesyła, myślałem o tobie, twierdziłem, mówiłem, apostołowałem w Ostendzie za tobą przed kardynałem Val de Grâce[638].
4493Mówił to książę Zyndram głosem wyaranżerowanej kokoty. I ucałowali się w powietrzu.
4494— Jakże książę pan znajduje powietrze w tej przybrudnej stolicy króla Stasia?
4495— Dżuma, kochany baronie, bakcil wolnomyślny tego łajdaka Oleśnickiego i tych jakobinów z Turowego Rogu!…
4496Ale, ale! wszakże jesteście sąsiadami — mówże, jakże tam ta żałobna Sepia, zwana Wieszczką Marą — czy zawsze zbiera dokoła siebie najbogatsze panny?
4497Nie odbiłeś której, choćby z małym nadwerężeniem des ewig Weiblichen? mój drogi, nie bądź skromniejszy, niż ja byłem w twoim wieku.
4498I jeśli teraz chodzę co tydzień do spowiedzi, bądź pewny, że odczuwałem i rozumiem „wolę Bożą”.
4499— Das ewig Weibliche[639] — rzekł baron — teraz mówi się das ewig Langweilige[640]. — Ha, ha! — zaśmiał się książę Zyndram, który nigdy nie czytając, lecz tylko wytępiając Nietzschego, nie wiedział, że ten aforyzm zeskamotował[641] mu baronek.
4500— Niemniej strzeż się! mówią, że jakiś rybak kręci się koło Muzaferydzianki. Cóż to? — (i oczy starca zrobiły się lubieżnie złośliwe) — czy nie ma już w naszym stronnictwie ludzi?
4501Tu wymówiło mu się słowo z masztalni salonowej tak wytworne, że de Mangro ryknął chichotem.
4502Rozmowy dalszej jednak nie wysłuchałem dokładnie, bo zaczytałem się w mistycznym cudownym żywocie Chrystusa Pana przez dawnego mnicha Ludolpha de Chartres.
4503Było już zmierzchliwie, przy wylanej[642] rozmowie zmieniano likiery, mokkę, cygara. Baron de Mangro częstował wonnymi cukierkami, napełnionymi afrodyzjakiem indyjskim.
4504Po ugoszczeniu wpadli obydwa w należyte podniecenie, zapomnieli o mej obecności i książę Zyndram wyciągnął z notesu kartkę:
4505— Masz tu — rzekł do Mangra — wypis sum, które Bank prowincji udzielił jako kredyt Oleśnickiemu. Przekroczył o duże miliony więcej niż prawo dozwala. Dyrektor Banku Turhan jest wielbicielem Oleśnickiego. Mamy go w swoim ręku. Skruszym go, jak Skartabellusa[643]…
4506(Książę Zyndram lubił wyrażenia archaiczne, których znaczenie, jako fachowy agronom, mieszał fatalnie).
4507Teraz już zacząłem uważnie słuchać.
4508— Nie żądam od ciebie niczego w zamian, daję ci pomoc moralną dwudziestu siedmiu pism z Centrali junkrów. Daję nadto agitację w „Saku chrześcijańskim”, w „Zgaszeniu narodowym”, w „Rogu katolickim” — sam będę miał rozmowę z kim trzeba.
4509Wyznaczam ci honor „Majstersingera”, abyś ich — —
4510Tu użył zwrotu z owej sławnej anegdoty o pewnym Monarsze. Gdy Anglia przyłączyła się do związku potęg w wojnie krymskiej, monarcha w pasji rzekł do ambasadora angielskiego: Powiedz swej królowej, że ja przyjdę i całym ją wojskiem — —
4511Miłosne jednak aspiracje ostudziła Wojna Krymska.
4512Wyszedł de Mangro, mimo cucenia ogórkiem — ledwo trzymając się na nogach.
4513Przyjął nawet ramię lokaja, który go sprowadził ze schodów — potykając się i narzekając na ciemności, mimo że kinkiety płonące gasiły księżyc.
4514Ja też wyszedłem innym wyjściem i trzeba zdarzenia, iż spotkałem Mangra, który, odesławszy powóz, biegł szybko, krokiem pewnym i silnym, jakby przed kwadransem nie bełkotał i nie czepiał się poręczy.
4515Widziałem, iż szedł prosto do prokuratora, obok szefa policji.
4516Nazajutrz skandal stał się na całą Polskę.
4517Natychmiast zjawili się w Banku plenipotenci majątków księżny Wrzodobolskiej i kilkunastu firm bankierskich. Wśród nich był i baron de Mangro. Zauważywszy zblednięcie dyrektora, zaprosił go na kolacyjkę wieczorem w hotelu „Whitehouse”.
4518Wyszedł pewny swego, jak pająk, kiedy zaciągnie nici i omota siecią wijącą się gąsienicę.
4519Dyrektor Turhan, po wyjściu wierzycieli i de Mangra, wydobył z szufladki stos rewersów Oleśnickiego, pod nim zamignęła stal: rewolwer.
4520Przyglądał się nie rewersom, ale fotografii Oleśnickiego — ojca księżniczki Wisznu, podobnego zresztą do niej z twarzy.
4521— Ja będę twoim Halbanem — wyszeptał stary romantyk.
4522Wieczorem Turhan był już w więzieniu, zaś w hotelu „Whitehouse” zebrali się przy stole de Mangra dyrektorowie i różni „commis” Oleśnickiego — wszyscy pili jemu na pohybel.
4523Podjęto proces, w Banku ogłoszono run.
4524Okazało się, iż uwięziony dyrektor Turhan przekroczył regulamin, udzielając Oleśnickiemu kilku milionów, które wpisywał na różne imiona fikcyjne.
4525 4526Już przedtem, płacąc lichwiarzom olbrzymie procenty (Żydom i nie-Żydom), Oleśnicki był zmuszony sprzedać swój Krywań. Ten zaś, w parę miesięcy po sprzedaniu, okazał się najlepszym z terenów węglowych.
4527Turhan był oddany bezwzględnie Oleśnickiemu — i nie pozwalał mu nawet wiedzieć, skąd udzielał kredytu.
4528Oleśnicki, broniąc przemysłu krajowego wobec rządów, nie mógł sam być przy najważniejszych nieraz sprawach — np. poznawszy jeden teren jako węglowy, wysyłał komisję rzeczoznawców.
4529Na czele jej stał Amerykanin, znany w świecie naukowym, i dwaj Prusacy.
4530To było fatum Oleśnickiego, że nie znajdując w kraju ludzi fachowo uzdolnionych i prawych, musiał brać z zagranicy różnych łowigroszów.
4531Takim też był jego głośny plenipotent, baron de Mangro, o którym powiedział sobie cicho Turhan:
4532— To nie jest człowiek pewny, będzie kradł, ale przynajmniej nie da kraść innym. Jest niesłychanie uzdolniony i sprytny. —
4533Lecz Mangro i sam kradł nad miarę — i utworzył cały złodziejski trust, a niesłychanych zdolności w tym kierunku nikt mu nie może zaprzeczyć.
4534Dyrektor Turhan tymczasem niszczał w więzieniu.
4535Oleśnicki był wzywany do sądu jako świadek, uznał się współwinnym — i to groziło mu też więzieniem.
4536Ten marzyciel, genialny przemysłowiec, kazał przygotować sobie do więzienia księgi wieczne, chcąc w więzieniu czytać Mowy Gotamo Buddy, Biblię, Eddę itd.
4537Natomiast prasa nikczemna, sprzedajna różnych „Blattów”, „Saków”, „Rogów katolickich” i „Zgaszeń” rzuciła się jak psy na Turów Róg.
4538Pisały pismaki, że Oleśnicki, będąc w Anglii i należąc do „Kompanii Indyjskiej”, wyzyskiwał Hindusów, gnębił też Murzynów w Afryce, że lud w Turowym Rogu przeklina go jako swego zbrodniarza, Polska widzi w nim przewrotnego bezwyznaniowca i obałamuciciela, że nawet właśni przyjaciele wstydzą się do niego przyznać.
4539Istotnie, przyjaciele polityczni wstydliwie, jak Piłat, umywali ręce lub proponowali, żeby kazał się uznać za wariata.
4540Wielki ten człowiek lękał się nade wszystko, żeby jakaś mgła nie padła na jego nazwisko.
4541Straszne cierpienie serca, rozszerzenie aorty, udzielało się rozstrojem całemu organizmowi. Potężny jak jodła Oleśnicki jęczy po dniach i nocach.
4542Nadzieja była tylko w zeznaniach dyrektora Turhana.
4543I ten mówił: czekajcie, ja na rozprawie sądowej okażę wszystko — i ujrzycie, jakim człowiekiem wielkim jest Oleśnicki! —
4544Jednego wieczoru do więzienia wprowadzono Mangra, który miał długą konferencję z dyrektorem.
4545 4546Księgi kasy, zostawione przez zmarłego Turhana, były enigmatem.
4547Nie mogli znaleźć sum, dopiero Oleśnicki, będąc prawie w agonii, lecz duszą zawsze ogromnie skupiony w sobie, teraz nawet podniecając się morfiną, żeby mógł mieć wytchnienie od bólu —
4548ucieszył się, jak student, wynajdując te pozycje, które zgadzały się z jego księgami, i które wykazały kilkanaście nazwisk fikcyjnych, pod którymi pożyczki dawane były jemu.
4549Imię Turhana było oczyszczone. Halban go nie zawiódł.
4550Interes, Zdrada, Polak, KłamstwoMajątek 70 milionowy złożyli ojciec Zolimy, Muzaferid, drugi z wielkiego „tryumwiratu” Licki i sam Oleśnicki — pod warunkiem, że zostaną prowadzącymi własne zasekwestrowane przedsiębiorstwa kopalniane.
4551Mieli pewność oczyścić je z długu.
4552Lecz Mangro, ukryty za figurą pewnego ichmościa, stanął na czele kasy, gdyż ichmość był tylko pozornym przedstawicielem rządu.
4553Kiedy zepsuły się transmisje od rygu (maszyny prowadzącej wszystkie roboty w kopalni), Mangro, utajony za plecami swego agenta, nie pozwolił naprawić więcej jak połowę, mówiąc, iż teraz jest konieczną oszczędność — i wówczas dwadzieścia kilka szybów w Turowym Rogu zaczęło dawać tyle produktu w ciągu tygodnia, co jeden sąsiedni szyb barona de Mangro w ciągu jednego dnia.
4554Po bezowocnych walkach z intrygą, której nici dopatrzeć się nie było można — Muzaferid wycofał się, zostawiając swą majętność nowym ludziom w Banku, bo nawet pracować jako podrzędny inżynier nie mógł, widząc, że z Turowego Rogu wszystkie maszyny wywożą do kopalń barona de Mangro. Młoty parowe, ustawione z największą starannością, sprowadzone z dala z największym zachodem, poszły jako „bruch[644]” do sąsiednich kopalń Mangra. Odwołać się do opinii publicznej, rozjuszonej przeciwko pijawkom narodu: Oleśnickiemu, Muzaferidowi i Lickiemu — nie było sposobu. Naród kipiał świętym oburzeniem.
4555I stało się dziwnie: gdy jednego dnia Oleśnicki nagle porażony padł na serce — Muzaferid, niewiedzący nic o tym i z dala o pięćdziesiąt mil, silny jak tur, runął zemdlony i z łoża dotąd nie powstał.
4556Majętność ich została kupiona przez Bank „Die unterirdische Klapperschlange”, za cenę długów, bez grosza pieniędzy!!
4557Tak zmarnowano wielki, genialny, prawdziwie obywatelski czyn.
4558Głupi, podle głupi w tym narodzie są ludzie.
4559Zostały rodziny, nie mając środków do życia, bo sławetny Bank nawet meble im opieczętował.
4560Niepognębieni zaczęli pracować w zakładach naukowych lub leczniczych, pani Oleśnicka uczy lud, Muzaferid oddać musiał swój cały teren — panna Zolima wschodni zamek zachowała, i tam ma zamiar założyć uniwersytet dla kobiet.
4561Książę Zyndram zaś rozjeżdża po kraju, głosząc w rodzaju księdza Skargi biadania o tej Hańbie Narodu. Mowę miał w parlamencie berlińskim, taką — jak on był sam:
4562przewrotną, starczą, głupią, lecz zwycięską! — — — —
4563Nie, mylę się — miał i on swą porażkę.
4564Hrabia Wallensztajn-Sazonow, kapitan gwardii, magnat rosyjski — kiedy ujrzał na balu córkę księcia Zyndrama — osłupiał.
4565Ten trzydziestokilkoletni, piękny mężczyzna mimowolną radość sprawił panu Melanchtoniusowi, który patrzył na to nadzwyczajne wrażenie.
4566Już było wiadome, że Rosjanin ją porwie.
4567Dla pana Zyndrama straszliwy cios, tym więcej, że żona jest za małżeństwem.
4568Interes, Małżeństwo, Szlachcic, Mieszczanin, Mąż, ŻonaKsiężna jest z rodziny kupców, więc książę Zyndram, naraz trafiony w miejsce dotkliwe swego istotnie szczerego, choć tak dziwnego arystokratyzmu, rzekł grobowo, po raz pierwszy w życiu, wielki aforyzm:
4569— Nie robi się kompromisu z Targowicą! —
4570Była to aluzja do pochodzenia targowego wielkich majętności pani Wrzodobolskiej, córki dostarczyciela dla wojsk w Kamerunie: pierza, kokot, wina i armat.
4571Nastąpiła histeryka pani, rozstrój domu. Więc książę Zyndram uległ.
4572Rosjanin przed ślubem już pewny siebie tak, że pali cygara jedno za drugim; wobec pań rozsiada się i właściwie tak zachowuje się względem Świętochny, to jest niewłaściwie, że pan Melanchtonius mówił, iż należało chyba Rosjanina za ucho wyprowadzić.
4573Ślub odbywa się wspaniały, zjechali Rosjanie z Petersburga.
4574Polacy wytrzepali z molów stare kontusze, mogąc już teraz w czasach konstytucyjnych używać na kostiumowych balach.
4575I tylko nauczycielka nie chce podać ręki Świętochnie.
4576Znałem tę ubogą institutriczę[645], która sama jedna rozbudziła całą prowincję ludu śląskiego.
4577Może była za nudna w swej cnocie, bo cóż lepszego, żeby Świętochnę wziął jakiś zużyty degenerat magnacki z Królestwa lub z Lodomerii?
4578Po ślubie Świętochna używa życia, rozkwita…
4579Jacht własny na morzu pod Tatrami, życie na rewiach kijowskich.
4580Wygląda tak cudownie w brzasku rannym, że raz w porcie Jaworowym — gdy szła w swej perłowej sukni z kapeluszem jak przewrócony koszyk hiacyntów —
4581Pani Rabsztyńska, ujrzawszy ją i nie wiedząc, że rozumie ją ta dama — zawołała:
4582— Kto to jest? czy ona wie, jak jest cudowna?
4583Świętochna zbliża się do pani Rabsztyńskiej, prosi, aby ją przedstawiono — wyznaje jej swój największy ból, że nauczycielka, której wszystko dobre zawdzięcza — nie może z nią być dobrze — lecz pani Rabsztyńska cofnęła się sucho i niegrzecznie.
4584Ale Świętochna nie była Jerneścią z Turowego Rogu.
4585Hrabia Sazonow odbiera sobie życie, podobno jakaś szpetna choroba, nagle przybłąkana.
4586 4587— Lepiej, że wcześnie, nim się miało zepsuć.
4588Mądrość wspaniała, niesłusznie oburzano się na nią, kawalergardy i ich żony bliżsi są wiedzy życia niż filozofowie głoszący Wolę ku Potędze.
4589Polska, Polak, Hańba, NaródAle wróćmy do Hańby Narodu, z którą chcę skończyć.
4590Hańbą Narodu są u nas wszystkie przedsięwzięcia publiczne.
4591Kiedy przyjdzie zrobić coś dla narodu, a choćby jakiś zamek dziejowy odnowić — zawsze wysuną się „bumagi[646]” urzędowe, ludzie obcy duchowi narodowemu lub ci, którym żyłki w mózgu już pękają od starczej sklerozy.
4592Już raz tak urządzili Mickiewicza.
4593Śmieli się do rozpuku w naszej magnaterii, że na rynku aż było słychać — niektórzy dostawali ataku furii i rozpisywali listy, by ratować dzieło narodowe.
4594Mędrzec Zmierzchoświt odpisał, by posąg zwalono; przerazili się — uznali, że w każdej sprawie musi być kompromis.
4595Zaczęli poprawiać — i stoi taki idoł z brązu, trzymając się za miejsce wątrobiane.
4596Wiadomo wam, że Wawel przed ruiną uratował niegdyś poczciwy austriacki kapitan, który zakrył ściany grubym tynkiem, aby uchronić freski i sztukaterie od kolb żołnierzy, którzy tam mieli kazerny.
4597Teraz uczynią orgie złego smaku w Krzyżtoporskim zamku, który jest ostatnim wielkim snem potęgi minionej. Tam gdzie Witezie, Mag Litwor i Ariaman zbierają skarby duszy, tam w miejscu Odrodzenia urządzą kabarety i uhonorują prostytutki.
4598Teraz chciałoby mi się opowiedzieć wam życie moje — małego Orcia[647], lecz co uczyniła ze mnie moja matka?
4599Nie byłem kochany. Pedagog mój całymi nocami wyjeżdżał w powozie wspaniałymi końmi na poszukiwania po wsiach.
4600„Exploits[648]” jego dawały mi wolność, lecz używałem jej na razie tylko na czytanie poezji.
4601Moja siostra była chora na suchoty. Matka moja trzymała się z dala od łoża, chowając się sama dla wielkiego rodu. Hanię wywożą do Warszawy, choć lekarz, pan Tytus, gniewa się, że już żywej w Tatry nie przywiozą.
4602 4603Matka moja znienawidziła męża, oskarżyła go o kradzież klejnotów w hotelu. Wbiegła policja i burmistrz Berlina, pytali, kogo oskarża, — kazali jej z łóżka wstać, ta nie chce, niby ciężko chora. Żandarmi podnieśli ją — i w materacach znaleźli wszystkie klejnoty koronne, należące do naszego rodu.
4604Na ród nasz rzuciła przekleństwo pewna Litwinka. Było to w kościele — schodząc z każdego stopnia kościoła rzucała klątwy na nowe pokolenie.
4605 4606Mam tu w zamku swym archiwum z tajemnicami rodzin w kraju pierwszych, ze skandalami Targowicy, z cudnymi listami Krasińskiego, mam też koszule skrwawione powstańcze — mam i perły Patiomkina[649], najświetniejsze w Europie — darowane mej prababce, mam listy Fryderyka do mej drugiej prababki, bardzo skandaliczne.
4607 4608My, magnateria, ludzie majątkami związani z Polską, wszystko wiemy, świat cały objechaliśmy, lecz mamy dusze stare.
4609 4610Rozumiecie teraz, że my jesteśmy Hańbą Narodu —
4611 4612wielcy poliszynele przed trumienką?
4613— Ty jednak, książę Hubercie, chociaż winy naszej magnaterii skupiłeś we Wrzodobolskim — rzekła pani Kaliruga z dziwnym uśmiechem, od którego przeszedł dreszcz Ariamana — jesteś gorszy od nich, gorszy niż wszystko, co dotąd było na ziemi polskiej. Ty wieszałeś rewolucjonistów dla zabawy. Ty nająłeś się za kata!
4614— Za długo by teraz rozpoczynać tę historię — rzekł książę Hubert, jak gdyby odpowiadał tylko na pytanie retoryczne.
4615Dziwi mnie, że ty, wracając z Królestwa podziemnego Króla Wężów, wiesz o tym, czego nie wie nikt…
4616 4617Zbrodnia, Artysta, LiteratZrobię ci tylko jedną uwagę dla dopełnienia twego patriotycznego egzaminu: Goethe słysząc o jakiej zbrodni, mówił: „jeszcze nie słyszałem o takiej, do której nie byłbym i ja zdolny”.
4618— Ty? wszakże w zwykłej świadomości nie jesteś zdolny zabić małego ptaszka… lecz miewasz napady straszliwego obłędu —
4619wtedy — ha!… widziałam Cię kiedyś w twoim zamku na Litwie, gdy z obwiązaną głową stałeś nad trumnami twoich dwóch zamordowanych żon…
4620Ty, który masz wieżę z ołtarzem dla szatana Trismegisty — wszakże to w imię moje uczyniłeś koniec z nimi?
4621— Mam kulkę z trucizną w ustach — rzekł cicho książę — cyjankali. Dość nagryźć, za minutę będę zimny jak kamień.
4622— Odprowadź mnie, — rzekła kobieta — panie Ariamanie, tam, dokąd ty chcesz, jeśli to możliwe? —
4623Łuna, jakby od purpurowych skrzydeł szatana oświetliła naraz jego serce. Wydało się mu w tej tragicznej chwili, że ujrzał króla Węża zielone oczy, wpatrzone w niego poprzez mrok.
4624— Ja odpowiem za niego, — rzekł książę — jeśli pójdzie z tobą — nie odnajdzie już wejścia do Krzyżtoporskich podziemi. A przy tym, jest on ponoć rycerzem Króla Ducha — im nie on tu przyjechał zjednywać… Pod chorągiew Perkuna-Kriszny… ha! I cóż, jakoś zapomniał o swej misji! I cóż, jak ci się tam żyje w lesie z ascetami?
4625Pani Kaliruga rzuciła kwiat na ziemię.
4626— Proszę mi zanieść aż tam, dokąd każę. —
4627Ariaman uderzył w Kalirugę ostrym jak graniony diament spojrzeniem. Różę jej podjął i trzymał nad płonącym ogniem na czarnym, ołtarzowym głazie nie wiadomo któremu z Szatanów? Róża jednak nie zetliła się na nierozsypujący popiół, ale zdała się krwawiącym sercem. I upuścił ją w ogień Ariaman.
4628Wziął za rękę Kalirugę, szedł z nią — i cały, wstydząc się tego, płonął niesłychanym szczęściem.
4629Minęli tarasowe wzgórza, wstąpili w las. Ciepło jej łona paliło mu zmysły i duszę jakimś niezwykłym upojeniem, a zarazem grozą.
4630Był szczęśliwy na wirchu mroku i mówił do siebie: Kain! Kain! oh, ile szczęścia… zbrodnia — tym lepiej! —
4631Wstąpili do ukrytej czarnej szalupy, którą miał Ariaman nad morzem. Kierował wśród tragicznych, mrocznych świątyniowych gór nad fiordem.
4632 4633Nieopisana cisza, zdało się, iż na wyspę umarłych jedzie dwoje miłujących się, mając tam zejść do Hadesu.
4634Świętość mistyczna zaczęła jarzyć w sercu Ariamana — jakaś Polska, którą należało zbawić od Targowicy. (Króla Ducha rycerz czy biedny Don Kichot?)
4635Zwrócił się do córy króla Wężów:
4636— Dokąd idziemy? po rozkosz — nie zaznam jej. Ciebie miłować nie mogę.
4637Jesteś zjawiskiem Walkirii, która walczy nad chmurami.
4638Lecz ja, według słów Kościuszki, stanąłem na koniec w tej części Świata, gdzie ważąc na Szali powinność, uczułem głos wewnętrzny przekonywający, że nigdy dosyć z własnej Ziemi wywiązać się nie można! —
4639Mówiąc to, wyskoczył na brzeg.
4640Pani Kaliruga wyprostowała się w łodzi, węże błysnęły wirem płomieni.
4641— Nieszczęsny — rzekła — gonisz ziemię, która cię odpycha i tak o ciebie nie dba, jak „Au bon Marché[650]” nie dba o motyla, który leci, ginąc w tym olbrzymim, piekielnym natłoku depcących się ludzi.
4642Jam jest miłość tryumfująca wierzchołków Hiamawatu — i tych smętnych podziemnych jezior Tatr, które ma mój ojciec — Król Wężów! Ze mną pójdziesz na Wielkie gody Życia — tam trafisz już tylko na stypę po umarłej Polsce!… —
4643Ariaman wszedł w mroczny, iglasty las, a był pełen tak tragicznego bólu, iż nie potrzebował zatykać uszu, jak Odyseusz przed śpiewem Najady. Kierując się instynktem człowieka puszczy, znalazł wkrótce drogę najbliższą do Turowego Rogu. Szedł część nocy i kawał dnia.
4644Ten mistyk, żyjący już na wierzchołku lodowca — niwecząc miłość, kochał najwięcej.
4645
Podchodząc do Turowego Rogu, ujrzał elegancką z wielu pałkami na koronie remizę — zaśmiał się, jak na dobre żarty, bo na koźle siedział Murzyn — w rękawiczkach czarnych i cylindrze.
4646Dwa kare konie, niezwykle rasowe, grzebały nogami piasek.
4647Było to tak karawanowe i nie w stylu Turowego Rogu, tak zdradzające cudzoziemca i raczej brazylijskiego bogacza w złym guście, jednego z tych Rastakuerów[651], którzy grasują w Paryżu — że myślami błądził Ariaman, kto by to mógł być ten Pan? z odległości jakby przypominał sobie, czy nie właściciel czterechset fabryk i Tatr?
4648Ktoś stał wsparty o jodłę: był to Mędrzec Zmierzchoświt, wyglądający z dala, niby połatany wojak, który w uniesieniu wita słup graniczny z napisem: Polska. Lecz straszny, potworny ból zamroczył jego jasne niegdyś oczy i ziemistą uczynił twarz. Milcząc witali się, milcząc weszli do sieni: o mało nie padli od niesłychanego zapachu kwiatów, których cały wóz leżał pod ławkami — z sali zaś dolatywała wesoła rozmowa.
4649Księżniczki obie, Wieszczka Mara, kilku nieznanych Ariamanowi witeziów i kilka jeszcze osób — między nimi baron de Mangro.
4650W pierwszej chwili Ariaman, uczuwszy zduszenie w gardle, chciał uderzyć pięścią, zmiażdżyć maskę na twarzy dżentelmena, poprosić o karafkę wody dla towarzystwa i wyjść. Lecz nie dał mu czasu na decyzję de Mangro, który widząc, że Wieszczka Mara wita Zmierzchoświta jak Piotrowina — zamiast przedstawiania się, podał im olbrzymi purpurowy bilet z koroną i Krakusowym smokiem w herbie, zaś napis w krzyżykach Fiołkokrzyżowców głosił:
4651— Monsignore[652] J. Św. O. Św. Markiz Kiaja Douglas baron von Mangro Rabsztyński. —
4652Zmierzchoświt bilet położył na oknie, dwakroć czytając i rzekł:
4653— Wszakże to pan jest bohaterem z wysp Hebrydzkich i spod młyna! —
4654Monsignore jakby tylko czekał na tę sposobność, zaczął opowiadać o młynach parowych amerykańskich, które zabiją nasze rolnictwo.
4655Zachwycał widać towarzystwo, wielkie pudło rozwartych cukrów stało na ziemi, obie ręce zanurzał w nim mały Feniś, brat księżniczki Wisznu.
4656Z wyjątkiem Wieszczki Mary i panny Oleśnickiej — wszyscy emablowali Markiza Kiaję, który mówiąc płynnie po angielsku, spierał się z niemałą erudycją i przekonywał Zolimę, że „bill” na dopuszczenie kobiet do parlamentu będzie przyjęty, ponieważ kobiety z najpierwszych towarzystw poprą swe życzenie, jak kobiety w Lizystracie Arystofanesa.
4657Ubrany był skromnie, lecz z niesłychaną wytwornością: prawdziwy lord, markiz, a nawet mandaryn.
4658Ariaman w szacie podartej na jedlinach nie mógł konkurować z wspaniałą, chłodną zewnętrznością markiza, którego oczy, lśniące jak u tarantuli, lśniły dowcipem, fascynowały zaglądaniem za wszystkie parawany. Wsparty niby Byron na lasce, tłumaczył się, że na ostatnim „par force[653]” kazaniu nadwichnął nogę. Niebywałej piękności perła łkała w jego czarnym z mory żabocie.
4659Rozwinął niedbale stary „Figaro” i „Daily Nius”, ukazał artykuł: Markiz Kiaja Douglas de Mangro był ścigany za dwa śmiertelne pojedynki uskutecznione z niesłychaną brawurą nieznanych w Europie pchnięć. Lecz otrzymał już za to rozgrzeszenie!
4660Rozpowiadał o hodowlach owiec z Nowej Zelandii, gdzie dzięki kwakrom i Pismu Świętemu zbadał kwestię powstawania płci — tak że mógł, jak Jakub, tworzyć dowolną ilość baranów. Jest Polakiem z natury, jako Rabsztyński, lecz w każdym kraju zdobywał wiedzę i tytuły. Ojciec Święty rozmawiał z nim o reformie muzyki kościelnej, na zasadzie kantaty, jaką Monsignore ułożył.
4661Księżniczka Zolima bawiła się pysznie ze swym towarzyszem, którego znała w Oksfordzie na studiach jako najweselszego z przyjaciół lorda Paradoxa, aczkolwiek wtedy nie zdradzał niczym swego polskiego pochodzenia. Potem odbyła z nim wycieczkę na aeroplanie, lecz to było tajemnicą dla pani Ameńskiej.
4662W pierwszej chwili Ariaman, jak wiemy, chciał tego Męża, cieszącego się narodowym zaufaniem, zdemaskować.
4663Lecz budzący się w nim demon Ironii kazał mu spokojnie czekać rozwinięcia tej komedii.
4664Z obecności Mangra w Turowym Rogu widział jasno, iż nikt tu nie domyśla się, jaką rolę odgrywał przy ruinie i hańbie Muzaferida.
4665Uczuł i Zmierzchoświt żal do istot tak górnych, które nie przeczuwały, kim jest de Mangro. Witezie witali się ze Zmierzchoświtem gorzej niż chłodno, wprost złowrogo.
4666W życiu Cervantesa było takie zdarzenie.
4667W Algierze przez kilka lat, jako niewolnik u pewnego Renegata, wyszukuje sposobu wyzwolenia.
4668Po mękach i współżyciu z braćmi niewolnikami, niby Książę Niezłomny — wraca do ojczyzny, czując iż nie ma większego szczęścia na ziemi niż odzyskana wolność.
4669Zastał mur oszczerstw usypany przez mnicha dominikańskiego, który zdradził przed Renegatem ucieczkę więźniów, a potem jeszcze Cervantesa w Hiszpanii obgadał, aby mu już nikt nie dał wiary i tym uprzedzając relacje prawdziwe. Mutatis mutandis[654] spotkało to Zmierzchoświta.
4670Lecz Cervantes miał 11 świadków ze współwięźniów, którzy mu wystawili świadectwo mężnego, szlachetnego człowieka.
4671Polak, Polska, Słowo, Góry, Przemiana, PlotkaW Polsce: jak niepogoda w Tatrach łatwo odmieniają się ludzie, a jak lawina od byle muśnięcia, spada potępienie szarym gradem kamieni.
4672 4673Wszędzie spotka się węgorzowate omijanie kwestii.
4674Z pajęczych, a duszących nici usnują zakrzepłą na szyję gargotę[655].
4675Jest to psychologia tłumu nieszczęśliwego i zdeprawowanego; również i psychologia ludzi, którzy wszyscy uważają się za wodzów, nie radują się tym, iż Sprawa coś zyska, zajęci jedynie, iż przez nich — przez to najmilsze własne ego — powinien pójść wielki rum Zygmuntowskiego dzwonu.
4676Polonus Polono lupus[656]?
4677To byłoby przynajmniej wojownicze, groźne.
4678Lecz jest to z ludzi doborowych owo servum pecus, zawsze gotowe przyłączyć się do nagany lub pochwały Mangra.
4679Po śmierci delikwenta oratorują nad jego trumną.
4680Za życia sypią pod nogi jego rumaka bretnale; jeśli szedł bosonóż — wyleją jeszcze nań pomyje.
4681Książę Poniatowski Józef był przez lat dziesięć okryty hańbą. Poniewierali nim.
4682Lecz teraz są jeszcze straszniejsze czasy. W dogorywającej rewolucji poszukiwał winowajców nie tylko rząd, ale i ludzie rewolucyjni między sobą. Walcząc z potwornością zdrady, rewidowali już każdego. Szpikulcem żelaznym przebijali mu jego świat myśli tajemnych. Im ktoś był niedostępniejszy takim oględzinom, tym stawał się bardziej podejrzany[657].
4683Kronikarz Turowego Rogu podkreśla dlatego ten wypadek zupełnej samotni w życiu Zmierzchoświta, iż jest on znamienny w naszych dziejach — i w narodowej psychice.
4684Idealista, Upadek, ZazdrośćKto życie pojmował jako Natchniony Obowiązek, chciał czynić ludziom dobrze, lecz szukał wyżyny —
4685temu ludziska nie przebaczają.
4686Gdyby siał tani frazes patriotyczny; gdyby jak Harpagon rozparł się na worze cekinów, mając dla innych tylko — sznur; gdyby wyrozumiałym był dla własnej i dla innych ludzi marnostek — gdyby natomiast nie miał tej siły fatalnej, która niewolnika przedzierzga w człowieka — byłby gościem iluminowanym we wszystkich 6 stolicach kraju.
4687W Turowym Rogu Zmierzchoświt miał jeszcze ochronę i list żelazny. Biada, jeśli gdzie indziej spotka się z swymi współbraćmi, z którymi patrzył razem tak niedawno w oblicze śmierci, wyczekując wschodzącego słońca.
4688Tu silą się na pozór jedności.
4689Cedzą natchnione słowa wieszczów, mówią o Narodowej Świątyni, z tajemną życzliwością patrząc w de Mangra. I ani uczucie straszliwej powszechnej klęski, ani obławy, które urządza na nich życie, choroby, nędza oraz czcigodny zawsze zręcznie ukryty baron de Mangro — nie mogą w nich obudzić instynktu obrony przez zjednoczenie, przez sojusz taki, jak mieli dawni słowiańscy witezie na Pomorzu w walce z Danią, Norwegią i Niemcami. Gorsze to, co dziś — nad obrazy z Próchna[658], gorsze niż Dzieci Szatana[659], niż smutek Popiołów[660] — gorsze niż Bestia triumphalis[661] reakcyjnych zbirów i potwarców; to są owe z pobojowisk serca Wenedów, które ogląda Kapłanka Roza. Biada im, biada i nam!
4690Walka, Siła, ZemstaBezsilni w walce, tworzymy marzenia wielkiej zemsty. Tymczasem inną jest droga! — Kilka osób pochodzenia żydowskiego — którzy wzięli na siebie zbyt trudne zadanie zrobienia Polski społeczeństwem o wiedzy współczesnej, a nie bagienną Głodomorią, Ariamana chcą ze sobą w pracy zjednoczyć.
4691Ariaman wiedział, iż trzeba przesiać zboże polskiego myślenia, lecz zbyt olbrzymie wirchy rozsłonił przed nim nieminiony już nigdy ból.
4692Czuł w sercu coraz głębiej szarpiący żelazny łańcuch — który należało wyrwać lub otoczyć skamienieliną.
4693Wyszedł na taras, gdzie cudny rozsłaniał się widok na morze, puszczę i góry.
4694Wieszczka Mara ze swą smętną błyskawicznością oczu modrych, jak noce ukraińskie, gorące i bezksiężycowe, przepełnioną miała duszę magnetyzmem długich religijnych przesłonecznień, których nie zgasił mrok zwalonego świata nadziei.
4695Z intuicyjnym darem czytania w duszach, choć nie wiedząc o strasznych przemyśleniach Ariamana, od pierwszej chwili spędzonej przy lodowcach — poczuła dlań przyjaźń. Więc rzekła mu: Szczęśliwie dotąd uniknęłam podania markizowi Kiaja ręki, i w ogóle nie rozumiem, dlaczego Zolima uznała za stosowne markiza tu wprowadzić? —
4696Nawet Pani Mara nie widzi już nic w ciemnej głębinie duszy. Kobiecą logiką wytłumaczyła sobie, iż Ariaman jest bardzo nieszczęśliwy, bo Księżniczka jest nań niełaskawa. Ariaman nie miał bynajmniej żalu! jeśliby chciał zdobywać, — ale wszak nie chciał! Okrutną i nie do zniesienia byłaby dlań teraz jakaś wenecka barkarola. Kochał przyszły świt! Kochał nade wszystko to nasienie Życia Wzniosłej Polski, a przerażała go myśl — iż bóg pozorów przeżarł i to ostatnie ziarno.
4697Ariaman nic nie odrzekł — żegnał się, pani Mara dotknęła końcem rączki jego głowy i rzekła: …nie trzeba wychodzić ze złością z Turowego Rogu! —
4698Ariaman w zimnym, lecz szalonym gniewie na siebie, postanowił już iść wciąż dalej ku piekłom, o których wiedział, że mają bramy zawsze gościnnie dla niego niedomknione.
4699Zolima patrzyła na ten obraz rozstania swymi oczyma ogromnymi, nalanymi cieczą mroków lawy, co kryją w sobie temperaturę głębin ziemi. — Swym wzrostem wysmukłym jak cyprys górowała nad Ariamanem, a mając duszę nieskłonną do „misteriów”, z prawdziwym diabolizmem poprosiła de Mangra, aby powiedział jej ten wiersz, który jakoby przysłała mu pewna Hiszpanka.
47004701
— Jakby pan to przełożył, panie Ariamanie? —
4702Ariaman, którego duch mroków natchnął, rzekł:
4703
Ukarał go błysk nagły oka Zolimy, która rzekła, zręcznie zażegnując atmosferę pojedynkową:
4704— Mężczyzna nie cierpi nigdy — i tym mniej, im więcej zdolny jest o tym rozpowiadać. —
4705Markiz Kiaja zgodził się z tym wesoło.
4706Ukazał posążek Wenus, którą podobno papież Bordżia miał w kamei na krucyfiksie, i którą całował podczas błogosławieństw, on zaś ją nosił jako talizman na swej lasce.
4707Wkrótce też nową definicję nadkobiety dał baron de Mangro, patrząc w lustro i kiwając laską:
4708— Jest to w mierzwie życia pasożytny kwiat borneański; jest to „homunculus[662]”, jakiego zbudował wiek XIX w swym socjalno-przyrodniczym laboratorium.
4709Jest to tryumfująca energia dwumetrowej australijskiej glisty, która wspaniale wyrosła w bezsłonecznej, lecz wygrzanej macierzy ziemnej; rachunek nieskończonościowy diabła, który wie wszystko, co dotyczy jego egoizmu. —
4710GóraTym aforyzmem baron osiągnął wirch uznania.
4711Zaczęły się cieszyć młode panie, iż tu uzyskały nowy horyzont dla swych pragnień i poglądów.
4712Witezie poczuli, że jest ktoś, kto ich wyzwala ze zbyt ciężkich pancerzów. Inni, że po drodze usłanej banknotami wejdą nareszcie na wielką arenę życia, bo cóż jest większe niż życie? pytają damy, opierając nóżki pod stołem na kamaszkach panów.
4713Ariamanowi zaczynał się Mangro również podobać.
4714Wtem spojrzawszy w kąt komnaty drgnął nagle, porwał się i o mało nie zakrzyknął w nieohamowanym[663] bólu.
4715W ciemnym przedpokoju stały małe widma — nad nimi Kaliruga ze sztyletem.
4716Wpatrywał się w tych dwoje długo, aż rozpłynęły się małe widma, uniósłszy się nieruchomymi stopami na powietrze, a cudna wiedźma zapadła pod ziemią.
4717Usłyszał w górze toczącą się lawinę — jakby demon piorunami śpiewał.
4718Zimną, wyrafinowaną mądrością starał się Ariaman zalać ogień, który go pożerał.
4719Pożegnał się raz jeszcze pokłonem głębokiej adoracji w stronę Zmierzchoświta, w stronę towarzystwa gestem uprzejmych obojętności.
4720Wszedł w las, nie oglądając się za sobą.
4721Serce jego podobne się stało do otchłani, przez którą przelatują meteory, gasnące w błysku nagłym i śmiertelnie bolesnym.
4722Mrok gęstniał w borze, przez który szły Orgie purpurowe słonecznego Katodos. Zapadło słońce w niewiadomy mrok Hadesu.
4723KońAriaman spotkawszy konia z rasy dawnych Hiparionów, pasącego się na lewadzie — wskoczył ze zręcznością Scyty i pognał bezdrożem pod górami wielkimi mimo Kościelisk.
4724Już był mrok nocy zupełny, na szafir nieba wystąpiły gwiazdy.
4725Jakby daleki tętent konia usłyszał za sobą.
4726
Mija ogromne ciemne lasy, na chwilę nie powstrzymując Hipariona.
4727 4728Napojem gorzkiej piołunowej samotni poi się jego duch.
4729Miłość swą strącił w lodowe wiry wodospadu!…
4730Nie potrzeba Miłości, szczęsnej czy nieszczęsnej —
4731witeź ma teraz swą górę lodową, na którą wspina się jego rumak.
4732Nie trzeba żadnej kobiety, żadnej handlarki miłosnych napojów, żadnej z tych pułapek, którymi łowi Natura.
4733Cierpienie, IdealistaBól sroższy niż ten osobisty, ból za wszystkie nieurzeczywistnienia Ziemi, zaczął go szarpać.
4734Chmura oskarżeń całego narodu przez Księcia wlokła się, błyskając bazyliszkowym wejrzeniem.
4735On jednak tych ludzi kochał. I rósł w nim ten rozterk Jeremiaszowy:
4736„Wnętrzności (wnętrzności moie thoć srodze boleią) osierdzie moie y serce moie trwożą się we mnie, tak iż zamilczeć nie mogę”.
4737Nagle, ciężkie dyszenie: niemal uczuł gorący dech zwierzęcia.
4738Miękkie, halne zioła przygłuszyły tętent…
4739Ręka czyjaś w mroku lasu chwyciła za chrapy jego rumaka.
4740 4741W błysku fosforyzujących je źrenic, rozszerzonych od przerażenia, jakby od atropiny, a błyskających czerwono, jak zielony za dnia kamień aleksandryt, z gatunku szmaragdów —
4742ujrzał Ariaman istną groźną mityczną Meduzę.
4743Przepaść — oba rumaki wryły się kopytami w skały i osiadły na zadach.
4744Zeskoczył Ariaman, Zolima pozostała na koniu. Centaurzyca!
4745— Nareszcie mogę mówić z Tobą — lecz i tu jeszcze nie jest bezpiecznie. Ty wiesz, kim jest de Mangro? nie, jeszcze nie wiesz!…
4746Pomnisz tego potwora, który w kościele podczas Mszy Czarnej wyniósł trumnę i ona nagle zniknęła Wam z oczu?
4747To nie był człowiek żyjący… choć jest tu istotnie wróg de Mangra… to było Monstrum, zrodzone z tych astralnych cyklonów nienawiści, w których żyje Mangro.
4748Siła ta zwróciła się przeciw niemu: zmaterializowawszy się, przybrała kształt ludzki, użyła powozu jako wehikułu, przywiązała trumnę do śmig wiatraka, w ciebie rzuciła głazem…
4749Tę siłę teraz de Mangro zamierza użyć na swą korzyść — i to już po części się mu powiodło.
4750My sądziliśmy naiwnie, że to jakiś zbrodniarz współgalernik na de Mangrze mści się…
4751To siła najpotworniejsza, jaką wydała Ziemia: Kainotherium!
4752Muszę ukrywać me dziecię… więcej lub tyleż, co Matka Boska przed mordercami…
4753Teraz nareszcie rozumiesz, dlaczego byłam narzeczoną Mangra —!
4754 4755— Ujarzmiałam go swą obecnością, przeszkodziłam mu wielokrotnie, iż nie wysłał przeciw tobie morderczego fluidu i nie udusił cię w więzieniu śpiącego.
4756Na koniec, obserwowałam go, jak człowiek w mroku ogląda człowieka, stojącego w blasku reflektorów.
4757— Patrzyłaś spokojnie, kiedym tonął w jeziorze!
4758— Głos jakiś mi szepnął, abym była spokojna.
4759— Oskarżyłaś mnie jednak na sądzie rewolucyjnym!…
4760— Jeden z rewolucjonistów był figurą zaprzedaną de Mangrowi… Musiałam upewnić go, iż jestem tylko fanatyczką rewolucji… Lecz ja uwiadomiłam Maga Litwora…
4761— Wzbraniam się przyjąć od ciebie obronę mego jestestwa. Nie jestem lękliwy. Kimkolwiek jest Mangro, mogę porwać go i mózg mu rozbić na skałach… jeśli tego zajdzie potrzeba.
4762— Więc kiedy jesteś taki ślepy, Achillesie, patrz!… —
4763Nie mógł nic dojrzeć na razie Ariaman — potem wpatrując się w ciemny przestwór powietrzny, uczuł potwornie chłodne prześlizgnięcie się — niby rekina, który przepłynął… i znowu okrąża…
4764To nie była igraszka idei. Wprawdzie Ariaman znał walkę z monstrami morskimi, lecz tu była siła, z którą walczyć niepodobna orężem.
4765Jakby człowiek z wspaniale urządzonego salonu —
4766przez nagle rozwartą klapę w podłodze wpadł do morza, gdzie krążą głowonogi — i czają się rekiny: z monstra szydził niedawno jego mózg przy jasno-płomieniącej lampie nad dowcipnymi Essays Montaigne'a; oto jest teraz sam bezbronny wobec ośmiu rzędów straszliwych kłów w paszczęce ślepej siły, która chce żreć…
4767 4768— Tamtej nocy nad jeziorem Szatanów krążyły duchy, które my braliśmy za świetlaki świętojańskie —
4769my ślepi nie widzieliśmy zawieruchy duchów, ni zstępującego ducha Promethidiona.
4770Widziałeś teraz fluidyczną potworę, która idzie za tobą trop w trop —
4771 4772— Jesteś sam potężnym czarodziejem!
4773 4774— Będziesz musiał uzbroić się w miecz, tajony przez Króla Wężów, ażeby bronić Turowego Rogu, który prawdopodobnie będzie zwyciężony i zniweczony.
4775Polska, Siła, DobroW Polsce ludzie najlepsi są bezbronni: w swej szarej mogile wytwornego laissez faire[664] — gotowi zaprzepaścić wszystko, co im się powierzy w najgłębszej wierze — iż Oni zwyciężą.
4776Czy myślisz, że który z nich ręką by ruszył na obronę moją przed Mangrem? nie — bo to jest ich kanon, że miłość jest świętym tabu… i oni nie śmią zedrzeć nikomu maski, nawet Mangrze… Oni, nasi ukochani Święci — nie uratują nikogo… bo nie można uratować nikogo, nie mieszając się do jego spraw.
4777— Patrzaj jednak, jaki cud: nie poruszając ręką, poruszyli gorejącym sercem wszystkie dzwony w narodzie — — Ja słyszę! —
4778Ariaman, trzymając rękę na głazie, aby nie zapomniał, gdzie jest rzeczywistość — czuł, że mu dusza zmienia się w Cherubima.
4779Bywa we śnie, iż czytając długo przedtem w nocy Inferno i Paradiso Dantego[665], ujrzymy się nagle w Róży Mistycznej niesieni nad czeluściami niewysłowionych męczarni —
4780 4781I śpiący roni łzy przez sen, widząc że tak nie jest, jak mu się marzy…
4782Więc — naprawdę — jest Rozwój Kosmiczny? uświęcenie Ziemi i Życia — Misterium dwojga Dusz?
4783— Idę teraz w podziemia, poznam wszystkie moce i zakony Króla Wężów.
4784Nie możemy być razem — na mojej duszy jest zbyt wielki mrok przebytego nieszczęścia. Zresztą to nie wzmogłoby naszych sił teraz w tej Walhallicznej walce.
4785Idźmy, jak podczas mgły w Londynie ślepi Przewodnicy, którzy instynktem wiodą widzących.
4786 4787Turecki rumak z grzywą falującą, długą prawie aż do kopyt, uniósł ją po trawie hal przyleśnych, cicho jakby łódź Styksową…
4788Gwiazda, TajemnicaNiesłychanie tajemniczył ocean gwiazd…
4789 4790
— Znalazłem Chalybs, ów uniwersalny magnet Sędzimira, którego cząstka więcej ma być wartą, niżeli cała ziemia.
4791Jest w duszach alchemiczna moc, która topi żywioły obce sobie i wydobywa ze wszystkich Aurum sublimum[666] istnienia.
4792Odpowiedział mu złowieszczy głos wśród mroku skał:
4793Naród, Prawda— Twój magnet nie przyciągnie nikogo. Naród zatracił poczucie takiej Prawdy, która by ich złączyła.
4794Sprawa narodu jest już zachwiana.
4795— Więc pójdę obudzić ją na nowo wraz z witeziami.
4796— Marne powody witeziów dzielą więcej, niż mogłyby ich złączyć otchłanie Mlecznych Dróg.
4797— Witeziami są ci, którzy wspierają się na Jaźni. Jako szprychy koła przeciwległe lub w ukosie względem siebie — wszystkie razem toczyć się kołu pozwalają, wszystkie razem wytrzymują w miarowym obiegu ciężar Wozu Przeznaczenia Polskiego, potworny ciężar tej Arki:
4798w jednej Piaście wsparci i uwielmożeni — takimi mają być witezie.
4799W wizji Króla Jana Kazimierza — zjawiające się widmo zmarłego króla, wzywa, iż trzeba chcieć, trzeba umieć móc…
4800Tak i głos Jeremiaszowy niegdyś wołał: „Podnieście chorągiew w Syjonie, bądźcież serca dobrego, a nie zastanawiajcie się.
4801Albowiem przywiedzie Mrok nieszczęście od północy i porażkę wielką”.
4802— Umarłych są to słowa, wiodące ciebie na to, abyś przeżył i opłakał swe ostatnie omamienie. —
4803 4804Na wyspie ostrym cyplem wrzynającej się pod chmury, wśród potwornego zwału gór i przepaści czarnych, nad morskim Fiordem huczącym w mroku dzikim łoskotem wiecznego Tak i Nie — —
4805jaśniał dziwnymi światłami prawieczny, jeszcze z czasów Zaratustry, Zamek.
4806Otoczon siedmiu świątyniami, w których magiczny płomienieje żar.
4807Tam schronił się Król Włast ze swymi najlepszymi w narodzie, którzy nie ulegali już zniszczeniu.
4808Tam budują i wznoszą wielkie prawdy, aż przeminie era straszliwego Węża, który obległ zamek skrętami wielkimi, jak bryły lodu na Antarktyku.
4809Widział Ariaman mżące od fosforycznych jadów cielsko, na górze rozłożone, niby mury lodozwału zielonawego. Wąż pilnuje Zamku.
4810Tam więc miał wejść do swego dziedzictwa, miał zrzucić ze siebie szarą wygnańca odzież i wziąć narzędzia mistrza budowniczego w kraju, którego nikt odebrać nie zdoła.
4811Szedł w mroku, zapatrzony w astralne, a tak bezwzględnie istotne, jarzenia Zamku.
4812Idąc, nie zauważył gromady wielkiej ludzi, która mrowiła się na drodze, widocznie nowo budującej się, bo stały usypiska nagromadzonych głazów i pełno w ziemi jam…
4813Nie zauważył, gdyż całą jego uwagę pochłonęły gigantyczne czeluście Inferna[667], do którego wszedł poniewolnie[668].
4814Ponure, iluminowane rusztowania szubienic wyglądały jak świeczniki diabła.
4815Piekło, Naród, PrzywódcaMrowiący się ludzie byli okryci w jakieś dziwne peleryny, mieli na szyjach powrozy.
4816Ksiądz ich błogosławił Ostatnim Namaszczeniem.
4817Ale jedni z nich rzucali się, jak dzikie, zamknięte zwierzęta, do krat, które ich przedzielały od wolności i na tych kratach w wariackim krzyku zawisali…
4818Trzeba było siłą odrywać stężałe, krwią napłynione palce.
4819Inni czekali na swą śmierć jak automaty. Inni jak twarde posągi.
4820Bajecznymi byli chłopi, którzy przebierali się w stare sukmany, aby nowe odesłać do domu.
4821Niektórzy byli radośni, mówiąc, że im wszystko jedno, aby tylko królować z Panem Jezusem!…
4822…Masy były podobne do stada zwierząt, spędzonych dla tej chwili, którą ludzie w dobrobycie znieczuleni uważają za tak normalną. Tylko że ucztującym był tu Szatan. Nie było go widać — lecz to on zapewne strącał granitowe sześciany i kłody drzew, zebranych na budowlę świątyń myśli. Przywiązani łańcuchami do tych ciężarów budowniczowie toczyli się ze stromych gór, miażdżeni, jelitami owijając krzewy i pnie.
4823W tym strasznym Kolizeum siedział pośrodku błazen i grał na dudkach, a piosenki jego opiewały lubieżne ekstazy ludzi wieszanych lub tak bitych, że aż odpadały płuca. Na domiar ohydy były tu iluzjony, teatrzyki bezwstydne, knajpy, lupanary i kaplice. Niebem tu była nicość. Istotnymi ołtarzami tępa, potworna samowola jednych ludzi nad innymi. Wszelka wiara w wędrówkę dalszą duszy wydawała się tu matołkową, baranią fantazją. Wszelkie hasło braterstwa ludów niezdarną, niezabawną prowokacją. Najstraszniejszym było to, iż w tym Piekle wszyscy mieli oczy wypalone… omackiem brano męczonych, omackiem wstępowano na schodki. Ariaman podszedł do kogoś, kto mu się wydawał naczelnikiem.
4824Nim wyrzekł słowo lub spróbował obrony, rozległ się głos krótki, lecz dobrze skądsi znany: — Bierzcie go! —
4825Wzniosły się bierwiona wydarte z szubienic, żelazne pręty wyłamane z krat — tłum otoczył groźny, dyszący, wściekły.
4826— Czyńmy sąd nad nim — rzekł tenże głos w ciemnościach.
4827Ariaman wyrwał palącą się żagiew robotnikowi i oświetlił czerwoną płachtę na głowie kudłatej i niewątpliwie zamaskowanej.
4828— Tyżeś jest Ariaman, który naród tumani?
4829— Jam jest Ariaman, który narodu nie tumani.
4830— Nie wieszli[669], że nie ma innej rzeczywistości nad społeczeństwo: w nim powstały wierzenia, mity, w nim zbudziła się moc nowego robotniczego prawodawstwa!
4831— Jest jeszcze inna rzeczywistość, wobec której każde społeczeństwo jest tylko mrowiskiem na pustyni, gdzie wirują gwiazdy.
4832— Mistyku, kiedy wwiercać ci będę z wolna ten świder do oka, zali[670] będziesz modlił się do gwiazd? nie, chlipiąc, będziesz całował mą rękę, abym ci darował życie i przykuł do lichej chałupy, gdyż każda istność rzeczywista więcej jest warta, niż Dantejski Poemat.
4833— Wiem to wszystko, co twój Pan wie i mogę to wszystko, co twój Pan może:
4834jedynie wielka rzecz, która naród zbawia — jest Praca i swobodna, lecz rzetelna Twórczość
4835ale ty pracujesz w imię Małpozwierza, który jest momentem wstecznym w ludzkości —
4836ja tworzę dla tych Świątyń, o których Ty ani wiesz, ani ich dosięgnąć możesz. —
4837 4838— Ukaż nam, bo cię tu zmielemy.
4839— Ukazuję Wam: całe to wielkie dziedzictwo, które oddają Wam Mroki wśród Gwiazd —
4840Tu szarpnął go nieznacznie przewódca, odwiódł na stronę i rzekł:
4841— Wyznaj, iż w Mangra wierzysz, a będzie ci przebaczone.
4842— W oddziale katowni tyś mnie pomagał badać, pomocniku de Mangra — dokąd wiedziesz teraz ten tłum?
4843— Nie wierzę w Polaków — odrzekł mu tamten bardzo cicho — i to się musi skończyć. Jakiś nowy eksperyment, z północy czy z zachodu…
4844Lecz podziwiaj wprzódy szybkość, z jaką tu ciebie zaskoczyłem, zmontowawszy również tłum, w którym rozniosły się pogłoski, iż Mangro jest zdrajca.
4845Ty będziesz jego blichem, który go wyśnieży. Zamek oddamy na rozdrapanie tłumom — to barona zabawi w neuralgii, a ciebie — nauczy, jakim jest istotnie Homo sapiens[671], nie — Homo faber[672]!
4846— Czy zaiste nie wierzysz, iżby nad społeczeństwem nie było innych mocy?
4847— Naiwny! czyż jestem jednym z tych zielonych literackich gnojków, którzy naczytawszy się dzieł z kulturalnej europejskiej wypożyczalni — już wierzą, że pełnym jest brzuch tygrysa, którego się ugada abstrakcjami o dobrze społecznym i celach rasy?! Ja zdobywam ten Zamek w imię mojego pryjapa, w imię mej nienawiści, którą mam silniejszą, niż wszystko, względem każdego, kto chce żyć obok mnie i wyżej niż Mąż Epoki — Mangro.
4848Zresztą, odebrałeś mu Zolimę, ja odbieram Twoje święte podziemia i Twoje ideały tam nie tylko zamorduję, lecz nad nimi odbędę fizjologiczną czynność.
4849— Chcę pożegnać przed śmiercią witeziów!
4850— Każdy z nich, walczący samotnie, ulega temuż losowi, co i ty: trzeba was wywieszać, bo inaczej byście się między sobą na śmierć zagryźli. Macie wszystkich ludzi rozsądnych przeciw sobie! — Mówił Ariaman już głośno do tłumu, nie chcąc odpowiadać na jady tego Proroka Wieszającego: — My budujemy wieże dla podwójnej Wiedzy, zapalamy światła na wirchach. Wśród robotników jesteśmy jedni z najbardziej utrudzonych. Dlaczegóż nas poniewierają marzycielstwem? Wszakże to, iż człowiek nie jest tylko machiną, z niezbłaganą pewnością dowiedzionym zostało!
4851— Dość, i ja nie mogę długo znosić jak ta czerń[673] cuchnie! — Rzekł Nieznany podnosząc głos:
4852— Hej, zakopcie żywcem rozsiewacza błędnych ogni wiar, który wiecznym doskonaleniem Jaźni chce w was zabić realny śmiech waszych wnętrzności i jurną moc kpienia ze siebie i ze wszystkich. Wieczności nie ma, nie ma też żadnej ponad człowieka drogi.
4853I w jednym momencie skończmy z tą baśnią, która odbierała nam istotne natężenie sił w dziedzinie jedynego realnego instynktu walki o byt.
4854W drugim już momencie stworzymy nowy niebywale mężny prometeiczno-robotniczy świat.
4855Lecz zamiast realnego śmiechu rozległ się bezmierny jęk tych, co już byli wywołani na śmierć.
4856Tryumf pomocnik Mangra osiągnął tym, że mówił głupstwo zastosowane do okoliczności.
4857Porażka zaś Ariamana, że mówił o promieniach X, o losie skrzydlatym do Syzyfów. Mangro, chcąc mieć materiał apatyczny a zarazem wybuchowy, zaszpuntował dusze ludzkie w straszne, głuche, bez wyjścia więzienie materializmu: nie tego, o którym mówi Marks, lecz tego, który ucieleśnił Rabagas!
4858Tłum, napięty na najwyższy ton rozpaczy, chciał być surowym, chciał już nie dać się złudzić niczym.
4859Setką rąk zepchnięty Ariaman, uczuł się naraz przywalonym grudami ziemnymi, głazami, piachem — zaczęły go smalić płonące żagwie.
4860I kiedy wyskoczył z jamy, oskardem uderzono go w pierś — runął.
4861Zasypywany znowu gradem pocisków, wśród wycia i tryumfu tych, co nareszcie myśleli, że ujmują rzeczywistość, pokonawszy tęsknotę wieczności w piersi człowieczej zawartą. —
4862Ariaman przemyśliwał moc, która by go wybawiła w tym lub w tamtym życiu.
4863Uderzył ręką o deski zmurszałe.
4864W tumanie kłębiącego się dymu i piasku, nie był widzialnym dla tego tragicznego, jak w Sądzie Ostatecznym, tłumu.
4865Więc naparł mocno bierwiona, rozchylił tyle, iż mógł przejść — i znalazł się w korytarzu na poły zawalonym, przeciskał się, biegł nim — aż natrafił zejścia głęboko wiodące w dół.
4866Tam grucho odzywało się ciężkim swym dyszeniem Morze.
4867W labirynty Krzyżtoporskie wszedł, których tak z dawna upragnął.
4868Tam duszę swoją umocni w wielkich przykazaniach tysiącoleci! Tam odzyska nareszcie źródło mocy dla narodu — chronione przez Cherubima Twórczej Jaźni! Tam usłyszy nareszcie to słowo, które rzec musi nieszczęsnym z powrozami na szyjach!
4869W morzu wyjącym ułowi rybę, jak młody syn Tobiasza — i umierającej ojczyźnie natrze oczy[674] — aby przejrzawszy — uzdrowiała!
4870Kiedy to rozmyślał i postanawiał, uczuł: jakby ohydne, gumowate dotknięcia łap, jakby oddech zaczajonych zbrodniarzy —
4871lecz w ciemności nie było widać niczego więcej, prócz gwiazd nad morzem i mżącego odblasku fioletowo-różowej fosforescencji z okien Zamku.
4872Przeczucia złego walczyły w nim z rozumem i wolą mężną: uspokajał się, mówiąc sobie, iż to nerwowe przywidzenia.
4873Szedł wciąż dalej — schodami granitowymi zstępował — już domacał się w mroku jakichś drzwi okutych, które się rozchyliły —
4874i szybciej niż piorun zapadła się pod nim płyta, wpadł w jakąś ciemność, pochwyciły go czyichś rąk mnóstwo — nie pomogły Herkulesowe rzuty jego ramion, krępowano go linami; knebel w ustach miał i nieśli go, spowitego.
4875Więc to przejście podziemne było tylko zasadzką?
4876Więc dalej igrał z nim Szatan?
4877Ogród męczarni zaczął wyrastać przed jego oczyma, lecz wnet uspokoił fale krwi buchające mu do mózgu.
4878Wprowadzono go do ciemnego kościoła, w którym tliła się tylko lampka.
4879Ten kościół musiał być na skale nadmorskiej, bo aż tu dochodziły syki pian rozbitych na żwirze.
4880Wicher wył. Dary żeglarzy nadmorskich: tu wota świeciły zatopionych polskich okrętów.
4881Ariamana związali dziwnie: nogi w kostce ściągnęli linami aż do bioder, tak że klęczeć musiał — liną do filaru wyciągnięto go, że musiał wyprężony klęczeć, jakby w oczekiwaniu błogosławieństwa.
4882Na głowę włożyli mu hełm. Klęczał na szklanej płycie — dokoła druty, jakby od elektrycznego aparatu.
4883Ludzie, którzy go wprowadzili, nie wyronili ani jednego dźwięku; stąpali na palcach, cicho też wyszli, zamknąwszy kościół na spusty.
4884Długa chwila… pełna nie strachu, lecz dziwnego zachwytu.
4885Gdyby nawet skalpowano, nie czułby — lub może czując aż w mózgu płonące drzazgi, miałby to za ciernie jakichś nadziemnych róż.
4886Teraz dopiero ogarniał w pełni swe jestestwo, wyższe nad wszelką torturę, potężniejsze nad wszelkie urągowisko podłej nad nim przemocy.
4887 4888 4889Fizyczne, zwyczajne zmęczenie, silny, nieznośny ból krzyża, wreszcie senność i ciągłe ziewanie, które wraz z szumem w uszach męczyło go i upokarzało.
4890Wyczerpany do ostateczności życzył już, żeby prędzej zaczęły się te wymyślne katusze, których mu nie oszczędzi Mangro:
4891Polska, Polak, Ziemia, Dusza, Klęska, CzynZaczął się przyglądać wotom zatopionych okrętów i zauważył, iż one musiały tonąć zawsze od braku równowagi między Ziemią a Duszą, dzięki której większość marzeń kończyła się na gestach. Ziemia i Dusza polska były to dwie rozbieżne, których punkt spotkania następował w miejscu Niemożebności, w Dolinie Absurdu.
4892Uczynił sobie ślub, że jeśli wyjdzie wolny — całą swoją moc włoży już tylko w realizujący się teraz lub w przyszłości czyn.
4893Lecz nic — nic prócz pełgania lampy.
4894Fizyczny ucisk stał się tym nieznośny, że wprowadzał karykaturalny nastrój duszy — kościół wydał się mu pełnym istot nierealnych, a zaprzeczających istnieniu czegośkolwiek wyższego; monstrualna wiedźma na ołtarzu wirowała na jednej nodze, czyniąc swe zawrotne pas[675] na każdym wysterku rzeźby —
4895I nic — — czarna, fałdzista, miękka zasłona przed oczyma.
4896Huczący młot krwi w skroniach.
4897Zbudził go strach, raczej niezmierne obrzydzenie.
4898Stał przed nim w białej, pontyfikalnej szacie Mangro. Sunął w cichych, aksamitnych pantoflach.
4899 4900Patrzył w Ariamana — wytworny, woniejący, czysty. Zapalił papierosa. Znów patrzył.
4901Jeden papieros żarzący zgasił mu na źrenicy oka, przytrzymując delikatnie palcami rzęsy!
4902Okiem tym nie widział już Ariaman.
4903 4904— Twoja omyłka polega na tym, iż nie uwzględniałeś istotnej natury ludzkiej.
4905Pod słabiuchnym pokostem religijnych i społecznych przyzwyczajeń — cóż się kryje? wspomnij niezliczone, ohydne rozbestwienia czerni w czasach rewolucyjnych. Lecz i teraz jeszcze widziano dzieweczkę pięcioletnią, która się rzucała pod pociąg. Zatrzymano. Odrzekła, iż matka jej kazała to uczynić, grożąc, że w domu ją sama powiesi.
4906 4907Inżynier, który ze swym bratem mordują niewinnego człowieka, odrzynają mu nos, wargi, zdzierają skórę z twarzy, odcinają głowę — i ogłaszają, iż tym trupem jest właśnie ów inżynier, który był ubezpieczony na sto tysięcy rubli…
4908To jeszcze zwykłe dziennikarskie kroniki.
4909Lecz ja jestem potężniejszy, nawet niż Książę Hubert — i mnie już nie oszuka tak bystry detektyw, jakim jest Zolima.
4910Religia, którą reprezentuję, nauczyła mnie wszystkich smakowitych podrażnień męczarnią. Ja ciebie zamagnetyzuję, wolą moją uczynię z ciebie istotę najohydniejszą:
4911będziesz np. na wałach cytadeli zapraszał dzieci — oszczędzę twój słuch!!
4912Tymczasem wolę Twą unicestwię, puszczając silny tok kilkuset wolt; pożar ten będzie ciebie tak spalał, że wyjdzie z całego ciała biały dym, a między zębami zrobi ci się łuk żarowy.
4913Nie wspominając o tym, że wyjdą oczy z orbity i piana zaleje ci usta.
4914Spróbuję teraz na dwieście wolt zaledwo.
4915Wiedz o tym, że przy traceniu w Ameryce skazańca, użyto 2000 wolt i skazaniec spotworniały od niewysłowionych szatańskich męczarni — jeszcze się poruszył. — Teraz zaczynam! —
4916Jakby drzewa targane burzą — wyrwane z korzeniami — zapalone — wleciały do żył! rozdarły je wszystkie naraz, w mózgu uczyniły krwawy infernalny wir — straszne wewnętrzne smażenie się — usychanie tak okropne, nie — już nie ma człowieka — piorunująca Nicość! Jak kiedy był przy pożarze nafty w Baku — i te straszliwe płonące wulkany wypaliły wszystek tlen — w dolinie tej było gorąco i duszno — tak jest teraz — tylko — że on jest tym płonącym wulkanem: anioł gryzłby swoje trzewia, żeby nie krzyknąć.
4917Nagle runął w lodowate morze… jedyne oko widzące ujrzało znów bladą postać Mangra.
4918— Jam jest rzeczywistość — szepnął — poddajesz się mi? wyjąłem ci knebel, mów!
4919Teraz przesuwam wskazówkę na 400 wolt — wzywaj Maga Litwora lub
4920 4921— Więc wyrzekłeś jednak to słowo? o, wystarcza mi, gdyż wiem, iż je wyrzekłeś, aż po ostatni dzień twego istnienia. Teraz cię uczynię wolnym — tylko już zamagnetyzuję, uczynię człowiekiem bardzo dostojnym, lecz z jakimś parszywym instynktem — koprofagią — może Eulenburgiadą[676] — — Wyobraź, jeśli będziesz wysokim dostojnikiem w loży Masonów — otoczą cię miłość, hołdy, cześć — namaszczone uznanie — i wtedy odkryją w tobie np. występek — —
4922co? he? na tych młodzianach, których oddano twej wysokiej pieczy — —
4923— Nie dosłuchałeś mię do końca — łaski Twej nie pragnę, woli mej nie poddam. Boże cię zabij!
4924— To nie stanie się na pewno, dam ci czas, abyś skruszał we własnym sosie. Nienawiść, Kat, Cierpienie, Kondycja ludzka, Zwierzęta, DzieciństwoMoja nienawiść względem Ciebie jest Szyllerowsko piękna, bo nie ma żadnej korzyści. Będąc młodym, dla zabawy zbierałem żaby i siekałem je w koszyku tasakiem. Były obrzydliwie słodkie te kurczące się wnętrzności. Lubiłem też ukrzyżować sowę i patrzeć nocą w jej gorejące ślepie. Kiedy byłem kuchtą — za największe święto miałem zarzynanie małych niemowląt, które wciskałem i zaszywałem w skóry prosiąt. Ach, ta Wielkanoc — ileż ona mi dawała prawdziwych zadowoleń… Kończę drugiego papierosa.
4925Nie żal ci będzie ślepi? Choćbym cię nawet uwolnił, będziesz już — tylko Homerem.
4926Nie żart! Nie, to jest coś więcej niż tragedie, napisane przez wszystkich poetników świata:
4927nie widzieć nigdy słońca, ani żuków bawiących się w nawozie, ani falbanki na spódniczce rozbierającej się Zolimy.
4928Więc, wieczny dom obłędu ślepca… tak, jam jest Bóg!
4929Straszny Bóg, kiedy zacznę przemawiać językiem ogniowym czterystu wolt!
4930Nastąpi teraz częściowe porażenie mózgu, utracisz związek między twoim życiem w Tatrach — a ludźmi z Turowego Rogu… Turów Róg non existet[677]! —
4931Na powietrzu ukazała się w chmurze zielono-różowej przezroczystej twarz! niewypowiedziana groza oczu, wydających się srogimi, choć czoło bez najmniejszego zmarszczenia —
4932zawój biały lekko związany, końcem spadał na lewe ramię — lico Zeusa uduchownionego.
4933Reszta postaci mgławicowa — lecz poznać już było można: Mag Litwor[678].
4934Trzymał ręce przy drutach i elektryczność gromadził w kłębek materii lotnej.
4935Tam powstało jąderko światła, zdające się żywym —
4936 4937napełniło całą kulę, i wtedy, będąc istnym kulistym piorunem, leciutko sunęło na powietrzu w stronę Mangra.
4938Ten zajęty obserwacją cierpienia na twarzy Ariamana i dziwiąc się jego spokojowi — nie dostrzegł na razie niczego.
4939Lecz nagle oczy jego ujrzały zjawisko:
4940zakrył się ręką przed piorunem, który leciuchno, jak bańka mydlana kołysał się nad nim —
4941wzrok jego jadem najgłębszej nienawiści oblewał Maga Litwora. Maska, KlęskaI wtedy maska jego stopniała od bazyliszkowego żaru; Ariaman się wzdrygnął! nigdy nie widział bardziej potwornego kłamstwa ni tak niepohamowanej ambicji — dla której było jedyne ujście: Obłęd.
4942Mangro mimo swej pontyfikalnej szaty, na fotelu siedząc, zdał się obrazem najgłębszej nędzy.
4943Nagle padł na posadzkę omdlały.
4944Kula piorunowa wyleciała przez otwarte okno i tam wyładowała potężną błyskawicę. Widmo Maga Litwora rozsunęło więzy jednym dotknięciem ręki, podniosło Ariamana, napełniło mocą dotknięć tak, jak się napełnia pod ulewnym dżdżem wazon wyschłego, zapomnianego kwiatu.
4945Kiedy Ariaman pełen był dobroczynnych świateł w obu uzdrowionych oczach — rzekł mu:
4946— Religia, Prawda, SerceNie ma religii wyższej nad prawdę serca.
4947Pójdziemy teraz jeszcze stopniem jednym głębiej w poznaniu Rzeczywistości —
4948Nie zdawał się wychodzić ten głos z ludzkich płuc. Ariaman chciał dotknąć ręki Maga Litwora, lecz poznał, iż był on tylko potężną emanacją jego własnej woli i niewiadomej mocy, która wnet rozproszyła się.
4949Znowu był sam: wolny… Leżał u stóp jego przeciwnik. Lecz nie wróg… bo nie miał już w sercu swym żadnej żądzy pomszczenia się. Mógł teraz związać Mangra, obudzić — i przez niegodziwy mózg jego przepuścić tysiąc wolt — aż by mu język stał się gorejącym krzakiem Mojżesza! lecz wiedział już, że Mangro jest tylko zaślepłym człowiekiem.
4950Położył go na dywanie — i rzekł:
4951— Dzięki ci, mój wrogu! Tyś mnie zmagał na siłach — teraz dla walki z Królem Wężów muszę ogarnąć potężną wiedzę Zachodu.
4952Lecz tym więcej dla mej własnej duszy muszę już wchłonąć mistycznego świata z granitowych świątyń w Rameszwaram[679] i Krzyżtoporach.
4953Niech będą błogosławione drogi rozkrywających się tajni!
4954I wielkie testamenty Prometeuszów!… — —
4955
Wmyślony w morze rozkrywających się życia tajemnic, Ariaman schodził wąwozem ku światu obleganemu przez Króla Wężów.
4956Wiedział, iż na wszystkich z wyżyn spogląda Wielki Duch Tatr i kreśli na skałach runy, które za wieki znajdą wyryte ręką Niedokonanego, jako ostateczny Rozwoju Zakon.
4957W głębokiej, tragicznej radości szedł, myśląc, iż wszystkiemu przyświeca Mrok Niewyrażalny Wiedzący, wszystko ludzkie istnienie płonie iskierką, chcącą się zmienić w Wolę Olbrzyma.
*
4958Przypisy
regiel — lesiste wzniesienie w Tatrach, poniżej górnej granicy lasu; zwykle w lm: regle. [przypis edytorski]
Rakszas (mit. ind.) — złośliwy potwór-olbrzym grasujący po zapadnięciu zmierzchu i żywiący się surowym mięsem, także ludzkim. [przypis edytorski]
Kalewala — fiński epos narodowy, oparty na utworach ludowych, zebranych i uzupełnionych w XIX wieku przez Eliasa Lönnrota. [przypis edytorski]
runy — tu: dawne epickie pieśni ludowe fińskie i karelskie, często o treści mitycznej. [przypis edytorski]
Sziwa, Siwa a. Śiwa (mit. hinduska) — bóg śmierci w hinduizmie; jeden z trzech najważniejszych bogów hinduizmu, razem z Brahmą i Wisznu tworzy trójcę zwaną Trimurti: Brahma stwarza wszechświat, Wisznu go utrzymuje, a Śiwa unicestwia; w śiwaizmie, jednej z głównych tradycji współczesnego hinduizmu, uznawany za najwyższego boga, stwórcę, opiekuna i niszczyciela świata. [przypis edytorski]
Rameswaram — miasto w południowych Indiach, gdzie wg tradycji zamanifestował się bóg Śiwa; jedno z najświętszych miejsc hinduizmu. [przypis edytorski]
Jazon (mit. gr.) — przywódca wyprawy Argonautów (od nazwy statku „Argo”) po złote runo do Kolchidy. W zdobyciu złotego runa pomogła córka króla Kolchidy, Medea, która następnie uciekła z Grekami na ich statku i poślubiła Jazona. [przypis edytorski]
Vasantasena (V w. p.n.e.) — legendarna kurtyzana indyjska, bohaterka starożytnego dramatu Mrichchakatika („Wózek gliniany”), opowiadającego o miłości szlachetnego, lecz zubożałego bramina, Carudatty, do pięknej i dobrej Vasantaseny. [przypis edytorski]
Minotaur (mit. gr.) — potwór, pół byk, pół człowiek trzymany w Labiryncie na Krecie i żywiony ludzkim mięsem, zabity przez bohaterskiego Tezeusza. [przypis edytorski]
Czerwony Klasztor — średniowieczny kompleks klasztorny w Pieninach, nad Dunajcem, w miejscowości Czerwony Klasztor na Słowacji; założony w XIV w. przy drodze handlowej z Węgier do Polski przez bród na Dunajcu, wspierany przez polskich królów; jedna z najsłynniejszych budowli sakralnych w Pieninach. [przypis edytorski]
dziwożona a. boginka — niebezpieczny demon żeński z wierzeń dawnych Słowian, przedstawiany w postaci szkaradnej kobiety lub pięknej, uwodzicielskiej dziewczyny; boginki zamieszkiwały zarośla w pobliżu rzek, strumieni i jezior, niekiedy także lasy; termin „dziwożona” został spopularyzowany w XIX w. przez powieść Dziwożona (1855) Zygmunta Kaczkowskiego. [przypis edytorski]
Perkun (mit. bałtyjska) — gromowładny bóg niebios, ognia, burzy i wojny, a także płodności; odpowiednik słowiańskiego Peruna. [przypis edytorski]
Zaduszki — także: Dzień Zaduszny lub Święto Zmarłych, święto w kościołach chrześcijańskich poświęcone wspomnieniu wszystkich zmarłych wiernych, obchodzone 2 listopada, następnego dnia po święcie Wszystkich Świętych; święto wywodzi się z ludowych uroczystości ku czci zmarłych obchodzonych w kulturze przedchrześcijańskiej, opartych na tym samym przeświadczeniu o obcowaniu dusz zmarłych z żywymi oraz o mocy wstawienniczej żyjących. [przypis edytorski]
Hebrydy a. Wyspy Hebrydzkie — archipelag ok. 500 wysp na Oceanie Atlantyckim, wzdłuż płn.-zach. wybrzeży Szkocji, z gł. miastem Stornoway; obecnie należące do Wielkiej Brytanii. [przypis edytorski]
Prospero — postać ze sztuki Burza Szekspira, pozbawiony tronu prawowity książę Mediolanu, który z ksiąg nauczył się magii. [przypis edytorski]
Cyrce (łac.) a. Kirke (gr., mit. gr.) — bohaterka Odysei Homera, czarodziejka, która towarzyszy Odyseusza zmieniła w świnie. [przypis edytorski]
Ananke (mit. gr.) — bogini konieczności, nieuniknionego losu; matka Mojr; przen.: przeznaczenie. [przypis edytorski]
Edyp (mit. gr.) — król Teb, jako niemowlę pozostawiony przez rodziców na śmierć za sprawą przepowiedni; przeżył jednak i wyrokiem przeznaczenia zabił ojca oraz, nieświadom co czyni, poślubił własną matkę. Gdy dowiedział się prawdy, oślepił się i udał się na wygnanie. [przypis edytorski]
kainici — członkowie sekty gnostyckiej istniejącej w II wieku, czczący biblijnego Kaina jako pierwszą ofiarę złego Demiurga (stwórcy materialnego świata), różnego od Najwyższego Boga. [przypis edytorski]
Ornak — masyw w Tatrach Zachodnich, którego jeden ze szczytów nosi tę samą nazwę. [przypis edytorski]
więcierz — specjalny rodzaj sieci do łowienia ryb rozpiętej na drewnianych obręczach i zakładanej w wodach stojących lub wolno płynących. [przypis edytorski]
swastyka — dawniej w różnych kulturach europejskich i azjatyckich występowała jako symbol szczęścia i pomyślności. Pod nazwą „krzyżyk niespodziany”, w swej starożytnej roli talizmanu aż do drugiej wojny światowej przetrwała na Podhalu, gdzie rzeźbiona na elementach domów miała odstraszać złe moce. Na początku XX w. była również popularnym symbolem szczęścia w wielu krajach Europy oraz w Stanach Zjednoczonych. [przypis edytorski]
paladyn — znamienity rycerz towarzyszący królowi, pierwotnie: Karolowi Wielkiemu lub królowi Arturowi. [przypis edytorski]
Ahur (jęz. awestyjski) — dosł.: Pan; bóstwo w Aweście, zbiorze starożytnych świętych tekstów zaratusztrianizmu. W szczególności: Ahura Mazda (Pan Mądry), najwyższy bóg i stwórca, którego symbolem jest uskrzydlony dysk słoneczny. [przypis edytorski]
Lemuria — hipotetyczny zatopiony ląd na Oceanie Indyjskim, wymyślony przez XIX-wiecznych darwinistów w celu wyjaśnienia izolacji lemurów na Madagaskarze i występowania skamieniałości ich przodków w Afryce i płd.-wsch. Azji. Hipotezę wykorzystała okultystka i założycielka teozofii, Helena Bławatska, publikując teksty, w których twierdziła, że Lemuria była ogromnym kontynentem, ojczyzną Lemurian, przodków ludzi, znacznie wcześniejszą od Atlantydy. [przypis edytorski]
nietota — ludowa nazwa rośliny z rodz. widłakowatych (Lycopodiaceae), inaczej wroniec widlasty a. widłak wroniec (Huperzia selago), także: Spica sarmatica (tak notowany w Zielniku Szymona Syreniusza z 1611 r.); w Polsce występuje na niżu w cienistych lasach, ale przeważnie w górach, wśród kosodrzewiny, na halach, w Sudetach oraz w Tatrach od regla dolnego aż po najwyższe szczyty, po 1590 m n.p.m.; roślina ma własności trujące, ze względu na zawartość alkaloidów: annotyny i likopodyny. [przypis edytorski]
byłaż — konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż, pełniącą funkcję wzmacniającą; znaczenie: czyż była, czy była. [przypis edytorski]
włosienica — rodzaj tkaniny z włosiem końskim, szorstkiej, służącej do umartwiania ciała. [przypis edytorski]
Salomon — biblijny król Izraela, syn Dawida, znany ze swej mądrości oraz, wg tradycji judaistycznej, również z władzy nad demonami. [przypis edytorski]
tytanobogi — tytani, bogowie greccy z pokolenia olbrzymów, poprzedzającego bogów olimpijskich; pokonani przez Zeusa i bogów olimpijskich w walce o panowanie nad światem. [przypis edytorski]
Światowid a. Świętowit (mit. słowiańska) — bóg wojny i urodzaju plemion słowiańskich. Posągi przedstawiające Świętowita to słupy, zakończone rzeźbą przedstawiającą cztery twarze zwrócone w cztery strony świata. [przypis edytorski]
Indra (mit. indyjska) — wedyjski władca nieba, piorunów i burzy, król bogów, wojownik i opiekun, pogromca zła; najczęściej wymieniane w Rygwedzie bóstwo. [przypis edytorski]
amonity — podgromada wymarłych głowonogów, przeważnie o płaskiej, spiralnej skorupie, żyjących od dewonu do końca kredy; ze względu powszechność występowania i swoją zmienność w czasie, amonity stanowią skamieniałości przewodnie, umożliwiające określenie wieku skał osadowych, w których są spotykane. [przypis edytorski]
cherubini (hebr. lp cherub, lm cherubim: silni) — w tradycji judaistycznej i chrześcijańskiej istoty nadprzyrodzone, stojące wysoko w hierarchii bytów, znajdujące się w bezpośredniej bliskości Boga. [przypis edytorski]
Dante Alighieri (1265–1321) — jeden z najwybitniejszych poetów włoskich, autor poematu Boska Komedia, przedstawiającego wizję wędrówki poety przez trzy światy pozagrobowe: Piekło, Czyściec i Raj. [przypis edytorski]
Purana — poematy indyjskie, w których jest kosmogonia „o początku rzeczy”. Purana Bhagawata dotyczy Świetlanego Wisznu, inne zaś Sziwy i Brahmy. [przypis autorski]
tuf wulkaniczny — lekka, porowata skała złożona gł. z piasków i popiołów wulkanicznych. [przypis edytorski]
Kumanowie a. Połowcy — lud pochodzenia ałtajskiego, w średniowieczu wschodni sąsiedzi Słowian; w XI–XII w. plądrowali przygraniczne tereny kijowskie i węgierskie, najechali także ziemie polskie; w XIII w. pokonani i wchłonięci przez Mongołów Złotej Ordy. [przypis edytorski]
Jacek Odrowąż (1183–1257) — święty Kościoła katolickiego, zwany apostołem Słowian. [przypis edytorski]
Hesperyd ogród (mit. gr.) — ogród pilnowany przez siostry Hesperydy, nimfy zachodzącego słońca, w którym rosła jabłoń rodząca złote jabłka; jej owoce miał zdobyć Herakles. [przypis edytorski]
styrmić się (gw.) — regionalizm podhalański: piętrzyć się, układać się w styrmy, tj. w stosy, sterty. [przypis edytorski]
Gehenna — dolina, znajdująca się pod Jerozolimą, gdzie podobno składano ofiary z dzieci; przenośnie: miejsce potępienia, piekło. [przypis edytorski]
Walkirie (mit. skand.) — córki boga Odyna, dziewice-wojowniczki, uzbrojone, dosiadające skrzydlatych koni lub wilków, były wysłanniczkami ojca i wychodziły na spotkanie wojownikom, ginącym bohatersko w bitwach. [przypis edytorski]
Parsifal — postać ze średniowiecznych romansów rycerskich, jeden z towarzyszy króla Artura, rycerz Okrągłego Stołu, poszukiwacz Graala; bohater utworów Chrétiena de Troyes i Wolframa von Eschenbacha. [przypis edytorski]
satyr (mit. gr.) — jedna z istot wchodzących w skład orszaku Dionizosa, boga wina i dzikiej natury; satyrowie byli przedstawiani jako ludzie z koźlimi nogami i uszami, kojarzono ich z pożądaniem i lubieżnością. [przypis edytorski]
Kriksztas (litew. krikštas) — tu: Chrystus; dziś: chrzest, daw. także: krzyż. [przypis edytorski]
pekari (biol.) — wszystkożerne zwierzę podobne do dzika, żyjące stadnie w lasach Ameryki Południowej, Środkowej i płd.-zach. części Ameryki Północnej, spokrewnione ze świniowatymi. [przypis edytorski]
eutanazja (z gr. euthanasia: dobra śmierć) — tu zapewne w pierwotnym znaczeniu: śmierć naturalna bez cierpień fizycznych lub psychicznych. [przypis edytorski]
Malström — silny prąd morski, obfitujący w wiry, wywoływany pływami w fiordach północnej Norwegii. [przypis edytorski]
gencjana — tu: goryczka wiosenna (łac. Gentiana verna), górska roślina zielna o pięciopłatkowych, intensywnie niebieskich kwiatach; w Polsce rosnąca w Tatrach, Pieninach oraz na Spiszu, objęta ścisłą ochroną. [przypis edytorski]
Wyhowski, Iwan (zm. 1664) — ukraiński szlachcic, pisarz wojska zaporoskiego, następnie hetman kozacki, zwolennik porozumienia z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. W 1658 zawarł w imieniu Hetmanatu unię hadziacką; w 1659 rozgromił armię rosyjską w bitwie pod Konotopem; po wybuchu inspirowanego przez Rosję powstania miejscowego chłopstwa utracił hetmaństwo; wyjechał do Rzeczpospolitej, w 1660 otrzymał godność senatora i urząd wojewody kijowskiego. Zginął z rąk polskich, jednak nie wbity na pal, jak wskazuje wzmianka w Nietocie Micińskiego, ale w wyniku oskarżenia o knowania z Rosją rozstrzelany przez polski oddział egzekucyjny. [przypis edytorski]
gnoza (z gr. gnosis: poznanie) — prąd rel.-filoz. kwitnący w II–III w., gł. w Egipcie i Syrii, który łączył idee hellenistycznego platonizmu z elementami ze źródeł chrześcijańskich i żydowskich. Gnostyków cechował mistycyzm i silny dualizm: przekonanie o tym, że człowiek jako istota duchowa został uwięziony w złym świecie materii, stworzonym przez Demiurga, będącego bytem niższym od Boga, a sposobem wyzwolenia duszy z materii jest poznanie duchowe. [przypis edytorski]
Salomea — tu: tytułowa bohaterka dramatu Juliusza Słowackiego Sen srebrny Salomei, rozgrywającego się w 1768, podczas koliszczyzny, antyszlacheckiego powstania chłopów ukraińskich. [przypis edytorski]
liliowce — bezkręgowe zwierzęta morskie zbudowane z łodygi, pięciu ramion i kielicha z otworem gębowym; istnieją od ok. 480 milionów lat. [przypis edytorski]
radiolarie — promienice, gromada morskich pierwotniaków, mających wielkość ok. 0,2 mm i stanowiących składnik planktonu zwierzęcego; istnieją od ok. 540 milionów lat. [przypis edytorski]
pięta do zranienia — tu: pięta Achillesowa; słaby punkt, wrażliwy na zranienie i umożliwiający pokonanie dzielnego skądinąd wojownika. [przypis edytorski]
Aśoka (ok. 269–232 p.n.e.) — władca indyjskiego imperium Maurjów, panujący nad niemal całym subkontynentem indyjskim. Ok. 250 p.n.e. przeszedł na buddyzm i postawił w całym kraju kolumny z inskrypcjami głoszącymi jego przywiązanie do filozofii buddyjskiej, nazywanej dharmą, czyli „prawem”, i skoncentrowanych na zasadach społecznych i moralnych. Głowica jednej z takich kolumn stała się w połowie XX w. państwowym godłem niepodległych Indii. [przypis edytorski]
Hammurabi (zm. ok. 1750 p.n.e.) — władca Babilonii, autor jednego z najstarszych znanych kodeksów praw. [przypis edytorski]
orfizm — staroż. nurt religijny o charakterze mistycznym, wywodzący swoje początki od mitycznego śpiewaka i poety Orfeusza; w odróżnieniu od tradycyjnej religii greckiej propagował ascezę, posługiwał się świętymi pismami i charakteryzował się wiarą w istnienie boskiej i nieśmiertelnej duszy ludzkiej, uwięzionej w ciele, oraz we wcielanie się duszy po śmierci w inne ciała (wędrówka dusz). [przypis edytorski]
Iwan IV Groźny (1530–1584) — wielki książę moskiewski, pierwszy władca Rosji, który koronował się na cara (1547); w latach 1565–1572 wprowadził opryczninę, politykę umacniania swojej autorytarnej władzy przez stosowanie terroru, zastraszanie ogółu ludności oraz pacyfikację wyższych warstw społecznych. [przypis edytorski]
regalia — oznaki i symbole władzy królewskiej (korona, berło itp.); także: dziedziny gospodarki zastrzeżone dla panującego, wynikające z zasady, iż państwo jest prywatną własnością monarchy. [przypis edytorski]
Alaryk I (ok. 370–410) — król Wizygotów (od 395), pierwszy wódz plemion germańskich, który zdobył Rzym. [przypis edytorski]
Jusuf i Zulejka — biblijna historia o Józefie i żonie Potifara, zakochanej w nim Egipcjance, zawarta także w Koranie (sura XII), który nadaje kobiecie imię Zulejka, stanowi temat wielu perskich poematów romantycznych; najstarszą wersję przypisuje się słynnemu poecie Ferdousiemu (940–1020), zaś najbardziej znana pochodzi ze zbioru Dżamiego (1414–1492). [przypis edytorski]
Roland — frankijski hrabia, główny bohater Pieśni o Rolandzie (XI w.), najstarszego francuskiego eposu rycerskiego. [przypis edytorski]
Romans Róży — Roman de la Rose, średniowieczny poemat alegoryczny o miłości, rozpoczęty przez Guillaume'a de Lorris ok. 1235, a dokończony ok. 1275–80 przez Jeana de Meung. [przypis edytorski]
aleksandryn, śloka, heksametr — metrum wiersza;aleksandryn: parzyście rymowany dwunastozgłoskowy wiersz ze średniówką po szóstej sylabie, stosowany w utworach o charakterze heroicznym, np. w epopejach lub tragediach, popularny w poezji francuskiej; śloka: zwrotka złożona z dwóch wersów liczących po 16 sylab, klasyczne metrum poezji pisanej w sanskrycie, w śloce napisano większość utworów literatury staroindyjskiej, m.in. eposy Mahabharata i Ramajana; heksametr: miara antycznego wiersza bohaterskiego, składająca się z sześciu stóp; heksametrem napisano Iliadę, Odyseję i Eneidę. [przypis edytorski]
Loki (mit. nordycka) — olbrzym zaliczony w poczet bogów, znany z przebiegłości, psotnictwa i krętactwa; przyczynił się do zabicia Baldura, boga piękna i mądrości, za co został przez bogów przykuty łańcuchami do skały, gdzie na twarz ściekał mu jad znajdującego się ponad nim węża. [przypis edytorski]
Gioconda — Mona Lisa, tj. Lisa Gherardini, żona florenckiego kupca Francesca Gioconda, który zamówił u Leonarda da Vinci jej słynny dziś portret. [przypis edytorski]
ziggurat — wieża świątynna o zmniejszających się schodkowo kolejnych tarasach, charakterystyczna dla architektury sakralnej starożytnej Mezopotamii. [przypis edytorski]
kierbce — dziś popr.: kierpce, lekkie chodaki szyte ręcznie, przeważnie z jednego kawałka skóry, noszone przez górali. [przypis edytorski]
Lodowy, właśc. Lodowy Szczyt (słow. Ľadový štít) — trzeci co do wysokości (po Gerlachu i Łomnicy) samodzielny szczyt tatrzański, należący do Wielkiej Korony Tatr; o wys. 2628 m n.p.m., najwyższy szczyt w grani głównej Tatr Wysokich, na stokach góry (zwł. północnych) zalegają zlodowaciałe pola śniegowe, czemu zawdzięcza ona swą nazwę. [przypis edytorski]
azalia — rodzaj rośliny z rodziny wrzosowatych, ozdobny krzew (a. drobne drzewo) o czerwonych, różowych, żółtych lub białych kwiatach i miękkich, lekko owłosionych liściach. [przypis edytorski]
w ośmiu buddyjskich piekłach mroźnych — w buddyzmie, za tradycją braministyczną wyróżnia się wśród narak (piekieł) osiem zimnych, osiem gorących oraz tyleż mrocznych (wszystkich ma być 34, dusze pozostają w nich, zanim dostąpią odrodzenia na wyższym lub niższym poziomie duchowej doskonałości). [przypis edytorski]
laparotomia — operacyjne otwarcie jamy brzusznej, zwykle stosowane jako pierwszy etap operacji chirurgicznej. [przypis edytorski]
czterdziestu młodzianków w piecu ognistym — w biblijnej Księdze Daniela do ognistego pieca z rozkazu króla Nabuchodonozora zostaje wrzuconych trzech pobożnych młodzieńców, którzy nie chcieli złożyć hołdu posągowi władcy. W Kościołach chrześcijańskich czczonych jest czterdziestu męczenników z Sebasty, żołnierzy rzymskiego legionu, których za odmowę złożenia ofiary pogańskim bogom wystawiono nago na mróz, a później spalono ich zamarznięte ciała. [przypis edytorski]
Mahabharata — jeden z dwóch głównych hinduistycznych poematów epickich (obok Ramajany); epos opowiadający o historii starożytnych Indii, zawierający nauki z zakresu filozofii (logiki, etyki), astronomii, medycyny, jogi, sztuki wojennej, edukacji, ekonomii, architektury, a także sztuki miłosnej; w jego skład wchodzi też Bhagawadgita (pieśń w formie dialogu, o tematyce religijnej i etycznej). [przypis edytorski]
lepidodendron — drzewowate skrytopłciowe z rodziny widłaków. Głównie znajdują się w pokładach węgla kamiennego z epoki dewońskiej. Dochodziły 30 metrów wysokości. Trzon pokryty rombicznymi nacięciami. [przypis autorski]
Argo — okręt, na którym Jazon z pięćdziesięcioma towarzyszami (Argonautami) wyprawił się po złote runo do Kolchidy. [przypis edytorski]
Gama, Vasco da (1469–1524) — portugalski odkrywca, który jako pierwszy dotarł drogą morską z Europy do Indii, opływając Afrykę, co umożliwiło Europejczykom handel z Azją południową. [przypis edytorski]
podwodnego statku, uwięzłego w Bizercie — prototypowy francuski okręt podwodny Farfadet zatonął 5 lipca 1905 roku w Bizercie, tracąc 14 członków załogi. [przypis edytorski]
powieść o księciu, zwanym Idiotą — powieść Fiodora Dostojewskiego Idiota (1869), której tytułowym bohaterem jest bezgranicznie szczery, naiwny i wrażliwy książę Myszkin. [przypis edytorski]
Don Kichot — tytułowy bohater powieści Miguela de Cervantesa (1547–1616), szlachcic, który pod wpływem romansów o czynach rycerskich postanawia ruszyć w świat i wcielać w życie średniowieczny ideał rycerski, jest jednak pozbawiony poczucia rzeczywistości, przez co często naraża się na śmieszność; jego giermkiem zostaje prostoduszny i przyziemny Sancho Pansa. [przypis edytorski]
Proteusz (mit. gr.) — bóstwo morskie, syn Posejdona i Tetydy, pasterz fok, potrafił przepowiadać przyszłość i przybierać różne postaci. [przypis edytorski]
Szymon Mag (I w.) — współczesny apostołom, usiłował kupić od nich dar udzielania Ducha Świętego (Dz 8, 9–24); późniejsze źródła chrześcijańskie uznawały go za praźródło wszystkich herezji, szczególnie gnostycyzmu. Wg chrześcijańskich Dziejów Piotra (II w.) miał dowodzić swoich nadludzkich mocy przed cesarzem Neronem, pokazując, że potrafi latać, a wówczas Piotr zmusił unoszące go złe duchy do puszczenia gnostyka, który spadł. [przypis edytorski]
Zawisza Czarny z Grabowa (ok. 1370–1428) — sławny polski rycerz, uczestnik bitwy pod Grunwaldem, uznawany za wzór rycerskiego honoru, m.in. wierności danemu słowu (z nim wiąże się powiedzenie „polegać jak na Zawiszy”). [przypis edytorski]
nigdy już! — być może aluzja do nastrojowego poematu Kruk (1845) Edgara Allana Poe, o mężczyźnie zrozpaczonym po stracie ukochanej, w którym powtarza się kluczowy wers Quoth the Raven: Nevermore (Rzekł Kruk: Nigdy więcej). [przypis edytorski]
Walmiki — mędrzec i święty indyjski, któremu przypisywane jest autorstwo sanskryckiego eposu Ramajany, powstałego między II w. p.n.e a II w. n.e. [przypis edytorski]
Himawat a. Himawant (sanskr.) — w hinduizmie personifikacja gór Himalajów jako boga, ojca Gangi i Parwati, żon Śiwy. [przypis edytorski]
Izyda (mit. egip.) — bogini płodności, patronka macierzyństwa i rodziny; często przedstawiana jako siedząca matka karmiąca piersią swego syna, Horusa; w staroż. Rzymie przyjęta jako jedno z wcieleń Wielkiej Matki. [przypis edytorski]
Anhelli — tytułowy bohater poematu Juliusza Słowackiego, który podróżuje po Syberii i spotyka polskich zesłańców. [przypis edytorski]
Jan z Kolna, łac. Johannes Scolvus a. Scolnus — żeglarz, który ok. 1476, czyli przed Kolumbem, jako sternik w służbie duńskiego króla Christiana I miał dotrzeć do płn.-wsch. wybrzeży Ameryki. W XIX w. Joachim Lelewel uznał, że Johannes Scolnus był Polakiem, Janem z Kolna. [przypis edytorski]
Matka Boża, cięta od pałasza — nawiązanie do obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej, noszącego ślad cięcia bronią białą. [przypis edytorski]
pałasz — broń sieczna, pośrednia między mieczem a szablą, używana w daw. wojsku do XVIII w. przeważnie przez ciężką jazdę i dragonów. [przypis edytorski]
Agni (mit. ind.) — wedyjski bóg ognia; bóstwo opiekuńcze, odganiające złe moce, nieszczęścia i choroby. [przypis edytorski]
Angra Mainju — bóg ciemności i demonów, uosobienie zła, kłamstwa i zniszczenia w religiach irańskich: mazdaizmie i zaratusztrianizmie; oponent Ahura Mazdy. [przypis edytorski]
wlókł, jakby trup Hektora — w Iliadzie Achilles, mszcząc się za śmierć swego przyjaciela Patroklosa, zabija Hektora w pojedynku, po czym wlecze jego ciało za rydwanem dookoła murów Troi. [przypis edytorski]
Poloniusz — drugoplanowa postać w tragedii Szekspira Hamlet, ojciec Ofelii i Laertesa, wcielenie dworaka. Hamlet zabił go w komnacie swej matki, ukrytego za zasłoną, biorąc za swego znienawidzonego wuja, po czym wywlókł jego ciało i ukrył. [przypis edytorski]
skarabeusz — duży czarny chrząszcz o metalicznym połysku, znany z toczenia kul ulepionych z nawozu; czczony w staroż. Egipcie jako symbol boga Słońca wędrującego po niebie. [przypis edytorski]
Genesis (gr.: pochodzenie) — grecka nazwa Księgi Rodzaju, pierwszej księgi Biblii, opowiadającej o stworzeniu świata i początkach rodzaju ludzkiego. [przypis edytorski]
Ezechiel (VI w. p.n.e.) — prorok i kapłan żydowski, autor biblijnej Księgi Ezechiela. [przypis edytorski]
miriada (z gr. myrias) — grecki liczebnik oznaczający dziesięć tysięcy, używany zwykle w liczbie mnogiej na określenie ogromnej, trudnej do policzenia liczby czegoś. [przypis edytorski]
kabała — mistyczna nauka w judaizmie, powstała w średniowieczu; kabaliści stosowali w swych dociekaniach kombinacje liczb i liter, którym przypisywali głębsze znaczenie. [przypis edytorski]
Wega, Algol, Erydan i Krzyż Południowy — Wega, Algol: bardzo jasne gwiazdy nieba północnego; Erydan: rozległy gwiazdozbiór nieba równikowego, w starożytności kojarzony z wielką rzeką; Krzyż Południa: najbardziej charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny gwiazdozbiór nieba południowego. [przypis edytorski]
Tot (mit. egip.) — bóg księżyca, patron mądrości i wiedzy, wynalazca pisma i kalendarza; wyobrażany jako mężczyzna z głową ibisa. [przypis edytorski]
Ariadna (mit. gr.) — królewna kreteńska zakochana w Tezeuszu, pomogła mu wydostać się z labiryntu Minotaura, dając mu kłębek nici do zaznaczenia drogi powrotnej. [przypis edytorski]
anamneza (z gr.: przypomnienie) — przypominanie sobie tego, co poznaliśmy przed narodzinami. [przypis edytorski]
manwantara — w hinduizmie cykliczna era, odpowiadająca długości życia Manu, praojca ludzkości, trwająca 306.720.000 lat. [przypis edytorski]
Moloch (mit. semicka) — bóg Fenicjan i Kananejczyków, któremu wg Biblii miano składać ofiary z dzieci; przen.: coś bezlitosnego, złego, pochłaniającego niewinne ofiary. [przypis edytorski]
kanały na Marsie — zjawisko, w którego istnienie wierzono na przełomie XIX i XX w., a które okazało się złudzeniem optycznym. Na tej podstawie w powszechnej wyobraźni pojawił się koncept cywilizacji inteligentnych Marsjan. [przypis edytorski]
Siwa, Ziwa a. Żywia (mit.) — bogini Słowian połabskich; w kronice Jana Długosza pojawia się rzekome słowiańskie bóstwo, Żywie lub Żywia, określone jako „bóg życia”. [przypis edytorski]
Teutonowie — lud germański (a. celtycki) zamieszkujący Płw. Jutlandzki; razem z Cymbrami pod koniec II w. p.n.e. powędrowali na południe i zaatakowali państwo rzymskie; przen.: Niemcy. [przypis edytorski]
Hunowie — plemię azjatyckich koczowników, którzy najechali Europę w IV–V w., powodując wędrówkę ludów i przyczyniając się do rozpadu Cesarstwa Rzymskiego. [przypis edytorski]
lanca — broń drzewcowa lekkiej jazdy: ułanów, szwoleżerów lub lansjerów, wprowadzona na pocz. XVIII w.; tu: włócznia lub oszczep, drzewcowa broń piechoty. [przypis edytorski]
Wenedowie — lud zamieszkujący w okresie rzymskim (I–IV w. n.e.) ziemie nad Bałtykiem; niekiedy identyfikowany ze Słowianami zachodnimi lub Wandalami; w późniejszych czasach nazwą Wenedów (Wenden lub Winden) Germanie określali Słowian. [przypis edytorski]
Lel i Polel a. Lelum i Polelum (mit.) — rzekome bliźniacze bóstwa w wierzeniach dawnych Słowian. [przypis edytorski]
Arkona — główny gród obronny zachodniosłowiańskich Ranów; ośrodek kultu słowiańskiego boga Świętowita; po zniszczeniu w 1125 Radogoszczy Arkona stała się najważniejszym miejscem kultu religijnego Słowian nadbałtyckich. [przypis edytorski]
Huny, Pieczynhy — prawdopodobnie: Hunowie, Pieczyngowie, niesłowiańskich nazwy plemion koczowniczych, które najeżdżały Europę w średniowieczu. [przypis edytorski]
Kłobuk a. Poroniec (mit. słow.) — psotny demon, znany na terenach Polski płn. u granic z Prusami, na Warmii i Mazurach oraz w krajach Bałtów; zamieszkiwał leśne zagłębienia terenu, jary i wykroty, oraz dziuple w drzewach, przedstawiany najczęściej jako czarny kogut lub czarna zmokła kura; parał się złodziejstwem: również w interesie domu, którego bywał duchem opiekuńczym; aby wyhodować demona trzeba było zakopać pod progiem martwy, poroniony płód: po kilku dniach pojawiał się Poroniec. [przypis edytorski]
Maruna a. Marzanna (mit. słow.) — bogini związana z zimą, śmiercią, zaświatami, a także odnawiającym się życiem i wiosennym urodzajem; wspominana w kronice Długosza. [przypis edytorski]
Poklus — ze względu na poniższą wzmiankę o „bogu z tułowiem węża”, prawdopodobnie chodzi o Welesa (a. Wołosa), podziemnego boga zaświatów (krainy umarłych), magii, przysiąg, sztuki, rzemiosła, kupców i bogactwa, a także opiekuna bydła, wyobrażanego pod postacią węża. [przypis edytorski]
Radegast (mit. słow.) — słowiański boga słońca, zwycięstwa i urodzaju; w Beskidzie Śląsko-Morawskim znajduje się góra jego imienia: Radegast (Radhošť), stanowiąca prawdopodobnie miejsce przedchrześcijańskiego kultu. [przypis edytorski]
bisior — cienka, delikatna tkanina, wytwarzana w starożytności z jedwabiu morskiego (wydzieliny małży), a potem z cienkiej wełny lub innych włókien, używana przez władców i dostojników. [przypis edytorski]
zendowie (daw.) — wyznawcy zaratusztrianizmu (zoroastryzmu), religii irańskiej, której charakterystyczną cechą jest wiara w istnienie dwóch walczących ze sobą pierwiastków: dobra (światła) i zła (ciemności), oraz kult ognia; świętą księgą zaratusztrianizmu jest Awesta, zwana dawniej Zendawestą, co oznacza faktycznie komentarze (Zend) do Awesty. Zendami nazywano także ogólnie irańskich Ariów. [przypis edytorski]
Rameswaram — miasto w indyjskim stanie Tamilnadu, na wyspie Pamban, stanowiące ważne centrum pielgrzymek hinduistycznych, jedno z najświętszych miejsc hinduizmu. [przypis edytorski]
Ellora a. Elura — zespół trzydziestu czterech świątyń wykutych w bazaltowej skale, usytuowany w Indiach, w stanie Maharasztra; siedemnaście świątyń hinduskich powstało w okresie 600–900 n.e., dwanaście buddyjskich w okresie 400–800 n.e., pięć najpóźniej zbudowanych to świątynie dźinijskie pochodzące z 800–1000 n.e. [przypis edytorski]
Elefanta (hindi: Gharapuri) — wyspa na Morzu Arabskim, niedaleko Bombaju (Maharasztra) w Indiach, sławna ze względu na zespół siedmiu wykutych w skale bogato rzeźbionych świątyń boga Śiwy, pochodzących z VIII–IX w.; europejska nazwa pochodzi od znajdującej się niegdyś na wyspie rzeźby słonia. [przypis edytorski]
Amrawati — miasto w środkowych Indiach, we wsch. części stanu Maharasztra, w dystrykcie Amarawati. [przypis edytorski]
Giewont jest z wapienia — masyw Giewontu budują skały osadowe, przede wszystkim wapienie i dolomity triasu oraz wapienie jury i kredy, jedynie na Kondrackiej Przełęczy znajdują się skały metamorficzne: gnejsy i łupki biotytowe, będące zakończeniem dużej wyspy krystalicznej Goryczkowej, ciągnącej się od Kasprowego Wierchu. W kierunku od Kondrackiej Przełęczy odsłaniają się najpierw lądowe piaskowce z przeławiceniami mułowców i zlepieńców dolnego triasu. Odsłaniają się one w rejonie wyniesienia szczytu. Powyżej położone są płytkomorskie dolomity najwyższej części dolnego triasu oraz płytkomorskie dolomity z przeławiceniami wapieni środkowego triasu (wyłącznie anizyk, bez wyższej części tego piętra). W porównaniu do dolomitów dolnotriasowych skały te cechują się grubszymi ławicami. Wierzchołkowe partie południowych stoków Giewontu budują wapienie środkowej jury, a sam wierzchołek i wyższą część północnych zboczy tworzą wapienie jury górnej. Niższe partie zboczy północnych tworzą wapienie kredowe z licznymi amonitami. Podobną budowę ma Mały Giewont. Wszystkie warstwy osadowe zapadają pod kątem 80° na północ. [przypis edytorski]
Hermes Trismegistos (z gr.: Hermes Po Trzykroć Wielki) — hellenistyczne bóstwo wcielające ideę harmonijnej symbiozy religii, nauki i sztuki; mądrości i mistyki. Figura Trismegistosa łączy cechy gr. boga Hermesa i egipskiego Thota z elementami mistyki judaistycznej; patronuje on astrologii i alchemii, duchowemu rozwojowi prowadzącemu ku prawdziwemu, syntetycznemu poznaniu świata i zaświatów. Jest symbolem wiedzy tajemnej (czyli tzw. hermetycznej). Uznawano go za autora wielu ksiąg (m.in. Tabula Smaragdina czyli Tablica Szmaragdowa oraz zbioru traktatów Corpus Hermeticum) mających wpływ na filozofię różokrzyżowców oraz licznych tradycji ezoterycznych, gnostyckich i kabalistycznych. [przypis edytorski]
mgławica Sobieskiego właśc. tarcza Sobieskiego (łac. Scutum, daw. Scutum Sobiescianum) — gwiazdozbiór nieba południowego, leżący w pobliżu równika niebieskiego; jeden z najmniejszych (piąty od końca pod względem wielkości), wprowadzony przez Jana Heweliusza w 1684 r. i nazwany dla upamiętnienia protektora gdańskiego astronoma, króla Jana III Sobieskiego, po jego wiedeńskiej wiktorii; pierwsza informacja o gwiazdozbiorze, z ryciną i opisem, pojawiła się w 1684 r. w niem. czasopiśmie „Acta Eruditorum”; jeden z 88 współcześnie rozróżnianych gwiazdozbiorów, obecnie znany po prostu jako Tarcza. [przypis edytorski]
Rosynant — imię konie Don Kichota, błędnego rycerza, tytułowej postaci powieści Miguela de Cervantesa. [przypis edytorski]
korona a. tiara Sajtafernesa — złote nakrycie głowy, które miało rzekomo należeć do władcy scytyjskiego Sajtafernesa (III w. p.n.e.), zakupione w roku 1896 do zbiorów muzeum Luwru, w rzeczywistości falsyfikat sporządzony w Odessie przez złotnika Izraela Ruchomowskiego (1864–1934) na zamówienie dwóch hochsztaplerów, którzy chcieli dorobić się majątku na wykopaliskach archeologicznych. [przypis edytorski]
Murań (słow. Muráň) — mierzący 1890 m szczyt Tatr Bielskich na Słowacji, usytuowany w ich grani głównej, pierwszy od zachodu wyróżniający się wierzchołek, o charakterystycznym kształcie (identyfikowanym jako przypominający łeb tygrysa lub żabę), schodzący następnie do wyraźnej, siodłowatej przełęczy, Murańskiej Przehyby. [przypis edytorski]
Antinous a. Antinoos (111–130) — piękny młodzieniec pochodzący z Grecji, wychowanek i kochanek cesarza Hadriana (76–138; władca Rzymu od 117 r.n.e.), który w miejscu, gdzie chłopiec, mając niespełna 20 lat, utonął w Nilu, założył miasto Antinoopolis, ogłosił też Antinoosa herosem, wznosił mu świątynie i uczcił go licznymi rzeźbami, portretami itp. [przypis edytorski]
księga Zend-Avesty właśc. Awesta (staropers. upa-stāvaka, średniopers. abestāg: pochwały) — kompilacja staroż. tekstów religijnych wyznawców zaratusztrianizmu (zoroastryzmu), powstałych na przestrzeni wieków od poł. II tysiąclecia p.n.e. do VII w p.n.e. [przypis edytorski]
baliwernia a. baliwerna (z fr. baliverne) — banialuka, dyrdymała, niedorzeczność. [przypis edytorski]
à bas le soleil (fr.) — w dół słońce; na dół ze słońcem; por. à bas les tyrans: precz z tyranami, obalić tyranów. [przypis edytorski]
Hanuman — w hinduizmie minister Sugriwy, króla małp, oddany sługa Ramy; Bohater Ramajany, brał udział w wojnie z demonem Rawaną wywołanej uprowadzeniem na Sri Lankę Sity, żony Ramy. [przypis edytorski]
skałotocz — gatunek jadalnego małża (Pholas dactylus; daktyl morski) występujący w morzach u wybrzeży Europy, mającego w zwyczaju drążyć tunele w miękkich skałach lub drewnie: skałotocz przyczepia się przyssawką u nogi do podłoża, wykonuje obrót całego ciała i wierci otwór przednią częścią muszli o daktylowatym kształcie (średnicy do ok. 10 cm). [przypis edytorski]
toros (z hiszp. lm od toro: byk) — tu: widownia wokół areny, na której odbywają się walki byków. [przypis edytorski]
koprolity — Skamieniałe wydzieliny prarekinów, z których można poznać wewnętrzną ich budowę. [przypis autorski]
Focjon — wódz, skazany na śmierć, wypił puchar trucizny, poleciwszy wcześniej swemu synowi, aby nigdy nie myślał o zemście. [przypis edytorski]
gnothi sauthon a. gnōthi seauton (gr. γνῶθι σεαυτόν a. γνῶθι σαυτόν) — poznaj samego siebie; aforyzm, który wg gr. pisarza Pauzaniasza stanowił jedną z maksym wyrytych w przedsionku świątyni Apolla w Delfach, przypisywana Talesowi, Pitagorasowi czy Sokratesowi. [przypis edytorski]
Descartes, René (1596–1650) — także: Renatus Cartesius (forma zlatynizowana), stąd forma spolszczona: Kartezjusz; francuski fizyk, matematyk i filozof, prekursor europejskiej filozofii nowożytnej; zwolennik racjonalizmu. [przypis edytorski]
Malebranche, Nicolas (1638–1715) — fr. filozof ze szkoły kartezjańskiej, po wstępnych studiach filozoficznych i teologicznych na Sorbonie w Paryżu, wstąpił w 1660 r. do zakonu oratorianów, zajmował się myślą św. Augustyna, ale także Euzebiusza z Cezarei, Sokratesa; zetknąwszy się przypadkowo w 1664 r. z Traktatem o człowieku, zajął się dalszym szczegółowym badaniem filozofii Kartezjusza, czego owocem było jego opus vitae: De la recherche de la verité (W poszukiwaniu prawdy), w którym zajmował się rozmyślaniami o źródłach błędów w zmysłach, wyobraźni, rozumie, skłonnościach i namiętnościach oraz o metodzie poznania prawdy (rozwijając teorię Arnolda Geulincxa Malebranche stał się jednym z twórców okazjonalizmu); od 1699 r. honorowy członek Francuskiej Akademii Nauk. [przypis edytorski]
Kircher, Athanasius (1602–1680) — niem. teolog i jezuita, znawca języków orientalnych (profesor hebrajskiego i syryjskiego na uniwersytecie w Würzburgu), sinolog, badacz hieroglifów egipskich, konstruktor, medyk i teoretyk muzyki; obserwując wydzieliny zadżumionych doszedł do wniosku, że choroby zakaźne są przenoszone przez mikroorganizmy. [przypis edytorski]
Mesmera magnetyzm zwierzęcy — teoria Franza Antona Mesmera (1734–1815) postulująca istnienie subtelnej materii, fluidu w ciałach wszystkich istot żywych; porządkowanie krążenia tegoż fluidu, metodami na pograniczu sugestii, hipnozy i bioenergoterapii miało stanowić metodę leczenia wszelkich schorzeń, psychicznych (duchowych) i fizycznych. [przypis edytorski]
Renan, Joseph Ernest (1823–1892) — fr. pisarz, historyk, filolog, orientalista, filozof pozytywista, krytyczny badacz historii religii; znał biegle języki starożytne i opierając się na swojej wiedzy prowadził drobiazgowe studia biblistyczne; jego najbardziej znane dzieło to Żywot Jezusa (1863), w którym dokonał całkowitej reinterpretacji postaci Chrystusa, opisując go jako niezwykle szlachetnego człowieka, który jednak ani nie był synem Boga, ani się za niego nie uważał. [przypis edytorski]
Sakja Muni — przydomek Siddharthy Gautamy (ok. 563–483 p.n.e.), czyli Buddy (tzn. oświeconego), księcia z rodu Śakjów, mędrca, założyciela buddyzmu. [przypis edytorski]
Mały Ejolf — tytułowy bohater sztuki (Lille Eyolf) Henryka Ibsena z 1894 r.; niepełnosprawny chłopiec, którego wychowaniem postanawia się zająć ojciec, Alfred Allmers, powróciwszy z górskiej wyprawy, zamiast kontynuować pracę nad swym dziełem zatytułowanym „Odpowiedzialność człowieka”; Ejolf najbardziej pragnie wieść życie normalnego chłopca, mimo sparaliżowanej nogi, ojciec stara się skierować jego aspiracje ku wznioślejszym celom; chłopiec ostatecznie utopił się w morzu, podążając za zaklinaczką szczurów. [przypis edytorski]
krywula właśc. krywuła — laska obrzędowa używana w obchodach kultowych i weselnych w dawnej Litwie. [przypis edytorski]
Ananke (mit. gr.) — bogini konieczności, nieuniknionego losu; matka Mojr; przen.: przeznaczenie. [przypis edytorski]
Ragnarok (mit. skandynawska) — także: Ragnarök a. ragnarak oznacza nie miejsce (miasto), ale: los bogów (niem. Götterdämmerung), czyli wielką walkę między bogami a olbrzymami pod wodzą Lokiego, w wyniku której spłonie świat i siedziba bogów, Asgard, zgasną wszystkie gwiazdy, a Ziemię zaleje wielkie morze; ostatecznie z tej toni wyłoni się nowy świat (zielona Gimlea) i nastąpi era szczęśliwości bez przemocy i wojen (pod wodzą zmartwychwstałego boga piękna, dobra i mądrości Baldura). [przypis edytorski]
most — w mitologii skandynawskiej z krainy śmiertelników do zamieszkałego przez bogów grodu Asgard droga prowadzi przez Tęczowy Most Bifrost. [przypis edytorski]
menhir (z bretońskiego: wysoki kamień) — obelisk pełniący prawdopodobnie funkcje kultowe; ustawiony pionowo, najczęściej zaostrzony ku górze, nieociosany lub ociosany tylko częściowo głaz, rozpoznawalny znak kultury celtyckiej, spotykany w Europie na terenach dzisiejszej Anglii, Irlandii, Bretanii, Skandynawii, Francji, na Płw. Iberyjskim i na Korsyce, znany także w Afryce, Azji i Ameryce; menhiry o wysokości od 4 do 20 m, osiągające do 50 ton wagi, występują pojedynczo, ustawione w szereg (tzw. alignment) lub w formie kręgów kamiennych (kromlechów); pochodzą głównie z neolitu (od IV tysiąclecia p.n.e.) i wczesnej epoki brązu. [przypis edytorski]
Sine arte luxuria est bestialis et vita odiosissimum taedium — „Bez sztuki zmysłowość jest bestialstwem, a życie nienawistną nudą”. [przypis autorski]
Vivat Polonus solus defensor Mariae (łac.) — niech żyje Polak, jedyny obrońca Maryi. [przypis edytorski]
Rabagas — tytułowa postać powieści z 1872 r. Victoriena Sardou (1831–1908), autora sztuk teatralnych, znanego bardziej z tytułów takich jak: La Haine („Ninawiść”, 1874, operetka z muzyką Jacque'a Offenbacha), Divorçons! („Rozwiedźmy się”, 1880), Odette (1881), Fedora (1882), Théodora (1884), Tosca (1887), Madame Sans-Gêne (1893); wiele z nich było wystawianych jako opery i operetki, a także ekranizowanych. [przypis edytorski]
wiersz Symonidesa w Termopilach — upamiętniający heroiczną walkę Spartan aforystyczny tekst: ὦ ξεῖν', ἀγγέλλειν Λακεδαιμονίοις ὅτι τῇδε κείμεθα τοῖς κείνων ῥήμασι πειθόμενοι, tj. dosł. „O cudzoziemcze, powiedz Lacedemończykom, że wierni ich prawom, tu leżymy” (tłumaczony też: „Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym jej syny, wierni jej prawom do ostatniej godziny”). [przypis edytorski]
Raitz, Giles de właśc. Rais (1405–1440) — fr. arystokrata, żołnierz; w latach 1427–1435 służył jako dowódca niewielkiego osobistego oddziału składającego się z dwudziestu pięciu zbrojnych i jedenastu łuczników w wojsku królewskim, także w kampanii pod dowództwem Joanny d'Arc w 1429 r.; zginął skazany za torturowanie, gwałty i zamordowanie 30 dzieci (liczba ofiar, choć nieudowodniona przed sądem mogła sięgać 200). [przypis edytorski]
Fuoco d'Annunzia — powieść Ogień (Il Fuoco) włoskiego pisarza i polityka Gabriele Michele Raffaele Ugo D'Annunzio (1863–1938), wydana w oryginale w 1900 r., a rok później po polsku w tłum. Wilhelminy Zyndram-Kościałkowskiej. [przypis edytorski]
Umwertung aller Werthe (niem.) — przewartościowanie wszystkich wartości; koncepcja pochodząca z filozofii Nietzschego. [przypis edytorski]
Amenti — nie bogini, ale jedna z nazw królestwa zmarłych w staroż. mitologii egipskiej, inne nazwy: Duat, Tuat, Akert, Amenthes, Amenti, Neter-khertet; jego symbolem była gwiazda wpisana w okrąg. [przypis edytorski]
last not least — o jakimś zagadnieniu jako wymienionym „na końcu, lecz niepoślednim” (tj. najmniej ważnym). [przypis edytorski]
Morgan, Lewis Henry (1818–1881) — antropolog kultury i historyk amer., jeden z przedstawicieli ewolucjonizmu w naukach społecznych, od 1875 r. członek amer. Akademii Nauk (National Academy of Sciences); pierwszy badacz historii i kultury Irokezów, na podst. obserwacji szczepu Seneca, który przyjął go w poczet swych członków; jeśli chodzi o badania na temat małżeństwa, istotne jest dzieło Morgana pt. Ancient Society, or Researches in the Lines of Human Progress from Savagery, through Barbarism to Civilization, (Londyn 1877; wyd. pol. Społeczeństwo Pierwotne, czyli Badanie kolei ludzkiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji, Warszawa 1887, tłum. J.F. Wolski, tj. L. Krzywicki): na bazie tej pracy oraz notatek Marksa Fryderyk Engels wydał w 1884 r. dzieło zatytułowane Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. W związku z badaniami Lewisa H. Morgana. [przypis edytorski]
Spencer, Herbert (1820–1903) — filozof, biolog i antropolog ang.; obok Comte'a jeden z twórców socjologii; twórca ewolucjonizmu, systemu filoz. uznającego stopniowy rozwój za powszechną zasadę wszechświata, której podlega cały świat fizyczny, organizmy żywe, życie umysłowe, rozwój kultur i społeczeństw; zasady etyczne uważał za podlegające zmianom, wytworzone w toku ustawicznie trwającej ewolucji; również naturalistycznie wyjaśniał powstanie i rozwój religii; twórca teorii organicyzmu, w myśl której społeczeństwo jest jak jeden organizm: wszystkie warstwy i instytucje społeczne są wzajemnie powiązane, a społeczeństwo będzie zdrowe tylko wtedy, jeśli wszystkie „organy” będą działały prawidłowo; autor dzieła pomyślanego jako syntetyczne ujęcie wiedzy ludzkiej: Program systemu filozofii syntetycznej (t. 1–10, wyd. 1862–1893). [przypis edytorski]
Forel, Auguste Henri (1848–1931) — neurolog, psychiatra, neuroanatom i entomolog-myrmekolog szwajcarski; w l. 1921–1923 ukazało się pięć tomów jego dzieła poświęconego życiu społecznemu mrówek: Le monde social des fourmis du globe comparé à celui de l'homme, prace Forela z tej dziedziny wzbudziły zainteresowanie naukowców, m.in. Darwina; jako jeden z pierwszych Forel opracował naukowo zagadnienia życia płciowego, por. np. Zagadnienia seksualne: w świetle nauk przyrodniczych, psychologii, hygieny i socyologii (wyd pol. Lwów, 1920). [przypis edytorski]
Konic, Henryk (1860–1934) — adwokat, publicysta i polityk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie od 1919 wykładał prawo rzeczowe, prawo osobowe i prawo małżeńskie, autor m.in. opracowania Dzieje prawa małżeńskiego w Królestwie Polskim (1818–1836), (Warszawa 1903); członek Komisji Kodyfikacyjnej II Rzeczpospolitej (stał na czele Wydziału Prawa Cywilnego, przewodniczył podkomisji odpowiedzialnej za opracowanie projektu kodeksu zobowiązań), prezes Naczelnej Rady Adwokackiej w l. 1929–1930, 1931–1932, prezes Sądu Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie. [przypis edytorski]
Malsztrem, właśc. Malström — silny prąd morski, obfitujący w wiry, wywoływany pływami w fiordach północnej Norwegii. [przypis edytorski]
gaya scienza — wiedza radosna, nawiązanie do myśli Nietzschego i przekazu, który niesie ludziom Zaratustra. [przypis edytorski]
Mérode, Cléopâtre-Diane de (1875–1966) — znana jako Cléo de Mérode, fr. tancerka okresu belle époque, o wielonarodowych korzeniach: austriackich, belgijskich, francuskich, niemieckich, greckich i macedońskich oraz arystokratycznym pochodzeniu; zaczęła naukę tańca jako dziewięciolatka, miała profesjonalny debiut w wieku jedenastu lat; była portretowana przez wielu malarzy swojej epoki, m.in. przez Henri de Toulouse-Lautrec'a (1895), jej fotografie robił ówczesny mistrz w tej dziedzinie, Félix Nadar; podczas występu w 1896 r. zwróciła na siebie uwagę króla belgijskiego Leopolda II, który odtąd obdarzał ją dowodami szczególnych względów, plotka głosiła, że o czterdzieści lat młodsza baletnica została ostatnią kochanką monachy. [przypis edytorski]
du petit cri cri (fr.) — tu coś w rodzaju: [generałowie] od małego kra, kra; dosł. małego krzyku, pokrzykiwania. [przypis edytorski]
Pentezylea (mit. gr.) — także: Pentezilea a. Pentesilea; legendarna królowa Amazonek, mitycznego plemienia wojowniczych kobiet. [przypis edytorski]
homunculus imbecilis (łac.) — człowieczek zidiociały; imbecylek; uzyskanie (zrodzenie) sztuczną drogą doświadczeń chemicznych homunkulusa: małego człowieczka, udaje się to m.in. Faustowi, tytułowej postaci dramatu Goethego. [przypis edytorski]
Danae (mit. gr.) — królewna z Argos, uwięziona przez ojca, bo według przepowiedni jej syn miał zabić swego dziadka. Jednak za sprawą Zeusa, który przybrał postać złotego deszczu, Danae została matką herosa Perseusza. Król zamknął więc córkę i wnuka w skrzyni i wrzucił do morza. Uratowani, żyli na wyspie Serifos. Po latach Perseusz zabił króla Argos przypadkiem podczas igrzysk. [przypis edytorski]
aliaż — daw. stop (metali); dziś raczej: mieszanina, połączenie różnorodnych pojęć, właściwości, stylów itp. [przypis edytorski]
naglem uderzył (daw.) — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: nagle uderzyłem. [przypis edytorski]
alkazar (arab.) — pałac, zamek, fort; warowny, a zarazem reprezentacyjny pałac w stylu architektury muzułmańskiej, którego pomieszczenia mieszkalne i użytkowe zgrupowane są wokół dziedzińców z portykami. [przypis edytorski]
Sawitri (mit. hind.) — bogini, córka Aditi (bogini-nieskończoności), znana już w Wedach; w eposie Mahabharata żona Satjawatiego, ideał lojalności i wierności małżeńskiej, dyskutując z bogiem śmierci, Jamą, na temat cnót moralnych wykazała się taką erudycją, że ten zezwolił jej mężowi powstać z martwych. [przypis edytorski]
Battistini, Mattia (1856–1928) — włoski śpiewak operowy, zwany „królem barytonów”. [przypis edytorski]
Ding an sich (niem.) — rzecz sama w sobie; koncept Immanuela Kanta odnoszący się do istoty rzeczy jako noumenonu, a więc poza obserwacją i poznaniem, w przeciwieństwie do przejawów (manifestacji) tejże rzeczy w wyniku poznania, będących zawsze jedynie fenomenami różnymi od noumenonu. [przypis edytorski]
Previtali, Andrea (ok. 1480–1528) — malarz włoski okresu renesansu tworzący głównie w Bergamo, m.in. dla tamtejszej katedry, autor wielu madonn z dzieciątkiem oraz sławnego zwiastowania; tu: nawiązanie do obrazu Ukrzyżowanie (obecnie w Galerii Akademickiej w Wenecji) przedstawiającego Chrystusa w otoczeniu rozpaczających Jana Chrzciciela oraz kobiet, rozpiętego na niezwykle wysokim krzyżu (żadna z osób znajdujących się u jego podstawy nie sięga nawet stóp ukrzyżowanego), tak że jego postać znajduje się na tle koron drzew. [przypis edytorski]
duch Baskerwillów — nawiązanie do jednej z powieści detektywistycznych Arthura Conana Doyle'a pt. The Hound of the Baskervilles (przekłady pol.: Pies Baskerville'ów a. Tajemnica Baskerville'ów), należącej do cyklu opowieści o detektywie Sherlocku Holmesie, opublikowanej w 1902 r. [przypis edytorski]
mare tenebrarum (łac.) — morze ciemności; mit. gr. i rzym. morze okalające zamieszkałe lądy, za którym miały się znajdować krańce świata. [przypis edytorski]
Ornak — masyw w Tatrach Zachodnich, którego jeden ze szczytów nosi tę samą nazwę. [przypis edytorski]
Niflheim (mit. nordycka) — Kraina Mgły, królestwo lodu i zimna, którym włada bogini Hel, córka Lokiego. [przypis edytorski]
Ananke (mit. gr.) — bogini konieczności, nieuniknionego losu; matka Mojr; przen.: przeznaczenie. [przypis edytorski]
Perkun (mit. bałtyjska) — gromowładny bóg niebios, ognia, burzy i wojny, a także płodności; odpowiednik słowiańskiego Peruna. [przypis edytorski]
Ornak — masyw w Tatrach Zachodnich, którego jeden ze szczytów nosi tę samą nazwę. [przypis edytorski]
Wojciech Brudzewski (1446–1495) — łac. Albertus de Brudzewo, astronom i matematyk polski, czołowy przedstawiciel krakowskiej szkoły matematyczno-astronomicznej, filozof, pedagog, dyplomata; ukończył wydział nauk wyzwolonych Akademii Krakowskiej, na której następnie zaczął wykładać matematykę, astronomię oraz filozofię Arystotelesa (studia teologiczne zakończył bakalaureatem), jego uczniami byli m.in.: Mikołaj Kopernik, Bernard Wapowski, Szymon z Sierpca, Michał z Wrocławia i Konrad Celtis; od 1494 r. przebywał w Wilnie na dworze wielkiego księcia litewskiego Aleksandra, jako jego sekretarz pełniąc misje dyplomatyczne; członek założonego przez humanistę niem. Konrada Celtisa towarzystwa literackiego „Sodalitas Litteraria Vistulana” („Nadwiślańskie Towarzystwo Literackie”); przygotował grunt do podważenia systemu geocentrycznego w astronomii, wykazywał niezgodność wielu obserwacji z teorią Ptolemeusza, jako pierwszy stwierdził, że Księżyc porusza się po elipsie i że pozostaje zwrócony w stronę Ziemi zawsze tylko jedną stroną. [przypis edytorski]
Marcin z Olkusza a. Marcin Bylica (1433–1493) — polski astronom, astrolog i medyk; syn mieszczanina, Jana, olkuskiego rurmistrza (tj. dozorcy wodociągów); w l. 60. XV w. przebywał we Włoszech, wraz z poznanym tam astronomem austriackim Johannesem Müllerem (zw. Regiomontanusem) opracował tablice astronomiczne oraz napisał dzieło stanowiące krytykę przestarzałego wykładu astronomii (Disputationes inter Viennensem et Cracoviensem super Cremonensia in planetarum theoriae deliramenta, tj. Dialog między wiedeńczykiem i krakowianinem o bredzeniach Gerarda z Kremony na temat teorii planetarnych), wykładowca uniwersytetów w Padwie, Bolonii, a od 1466 r. na Węgrzech; wyposażył Akademię Krakowską w instrumenty astronomiczne. [przypis edytorski]
Wawrzyniec z Nowego Targu a. Wawrzyniec Korwin Nowotarski (ok. 1470–1527) — łac. Laurentius Corvinus Novoforensis, niem. Lorenz Raabe (Rabe), wł. Laurentius Bartholomei De Novo Foro; z pochodzenia mieszczanin, z niem. rodziny Rabe (Raabe); humanista, poeta łacińskojęzyczny, pedagog, geograf, autor podręczników, twórca dzieła O wersyfikacji; na Uniwersytecie Krakowskim studiował na wydziale sztuk wyzwolonych (w 1489 r. uzyskał magisterium), a następnie wykładał astronomię, filozofię, geografię, retorykę, literaturę grecką oraz literaturę rzymską; słuchał lekcji poetyki Konrada Celtisa, należał do założonego przez tego humanistę niem. towarzystwa „Sodalitas Litteraria Vistulana” („Nadwiślańskie Towarzystwo Literackie”); w 1494 przybył do Świdnicy, gdzie był rektorem szkoły parafialnej, a od 1495 również pisarzem miejskim; w 1496 r. przeniósł się do Wrocławia, gdzie został rektorem szkoły św. Elżbiety, pod koniec życia był pisarzem miejskim we Wrocławiu; jeszcze w Krakowie poznał osobiście Mikołaja Kopernika oraz zarys jego teorii systemu heliocentrycznego, w 1506 r. na zaproszenie astronoma wyjechał do Torunia, a po powrocie napisał Wiersz Wawrzyńca Korwina (1508) zawierający m.in. wykład teorii kopernikańskiej na ponad 30 lat przed opublikowaniem dzieła O obrotach sfer niebieskich. W roku 1503 ożenił się z Anną Münsterberg i rozpoczął pracę jako pisarz miejski. W latach 1506–1508 piastował to samo stanowisko w Toruniu. W roku 1508 powrócił do Wrocławia. Zajmował się sprawami publicznymi, politycznymi i kulturalnymi. Od roku 1522 stanął po stronie reformacji i gorliwie ją propagował. [przypis edytorski]
Janicki, Klemens (1516–1543) — łac. Ianicius; polski poeta piszący po łacinie, humanista renesansowy; pochodził z rodziny chłopskiej, uczył się w Gnieźnie i Poznaniu (m.in. w Akademii Lubrańskiego); został sekretarzem arcybiskupa gnieźnieńskiego Andrzeja Krzyckiego w 1536 r., przyjął go na swój dwór wojewoda krakowski Piotr Kmita i umożliwił studia w Padwie (1538–1540) zakończone dyplomem doktora filozofii; w uznaniu dokonań literackich Janicki został też uhonorowany przez papieża Pawła III laurem poetyckim; poeta laureatus zmarł jednak przedwcześnie z powodu puchliny wodnej. [przypis edytorski]
Paweł z Krosna a. Paweł Procler (ok. 1470/1474–1517) — łac.: Paulus Crosnensis Ruthenus, Paulus Joannes De Crosno; humanista polski, profesor Uniwersytetu Krakowskiego, tłumacz, i filolog, poeta renesansowy łacińskojęzyczny; syn burmistrza Krosna Jana Proclera. [przypis edytorski]
Kochanowski, Piotr(1566–1620) — poeta, sekretarz królewski, tłumacz wybitnych dzieł epoki, mianowicie poematów: Goffred abo Jeruzalem wyzwolona Torquata Tassa oraz Orlando szalony Lodovico Ariosta; bratanek poety Jana Kochanowskiego. [przypis edytorski]
Kochanowski, Jan (153–1584) — czołowy poeta polskiego renesansu, autor m.in. Trenów i Pieśni; latynista, humanista; twórca pierwszej polskiej tragedii renesansowej, Odprawy posłów greckich (1578). [przypis edytorski]
Modrzewski, Andrzej Frycz właśc. Andrzej Piotr Modrzewski (1503–1572) — związany z Wolborzem pisarz polityczny okresu renesansu, humanista, sekretarz królewski; przydomek „Fricz” noszono w jego linii Modrzewskich herbu Jastrzębiec po przodku Andrzeju Fryderyku; studiował w Akademii Krakowskiej oraz na uniwersytecie w Wittenberdze; sprzyjał czynnie ideom reformacji; autor pisanej po łacinie rozprawy De Republica emendanda (O naprawie Rzeczypospolitej, 1551), przełożonej na niem., opublikowanej w Krakowie oraz w Bazylei. [przypis edytorski]
Orzechowski, Stanisław (1513–1566) — także łac. Orichovius; historyk, autor pism politycznych i religijnych okresu renesansu, ideolog złotej wolności szlacheckiej i ruchu obrony praw szlacheckich, przeciwnik polityki Zygmunta II Augusta; ksiądz katolicki, kanonik przemyski; wybitny orator. [przypis edytorski]
Ostroróg, Jan (1436–1501) — doradca królów Kazimierza Jagiellończyka i Jana Olbrachta, twórca i publicysta polityczny, autor dzieła Memoriał o urządzeniu Rzeczypospolitej, popierał wzmocnienie władzy królewskiej i jej centralizację, podkreślał podległość kościoła władzy świeckiej (m.in. uważał, że sprawy kościelne powinny być sądzone w Polsce, a nie w Rzymie), sprzeciwiał się płaceniu podatków na rzecz kościoła, kładł nacisk na konieczność poprawy moralnej duchowieństwa, postulował przekazywanie zyski z majątków kościelnych na potrzeby kraju (nie na rzecz papiestwa), uważał, że należy zobowiązać zakony do utrzymywania ludzi ubogich i kalekich. [przypis edytorski]
Hozjusz, Stanisław (1504–1579) — humanista polski, poeta, duchowny i dyplomata; od 1538 r. sekretarz królewski Zygmunta I Starego, od 1543 r. sekretarz wielki koronny, biskup chełmiński i warmiński, następnie kardynał; początkowo był żarliwym zwolennikiem Erazma z Rotterdamu, z czasem stał się jednym z czołowych przywódców polskiej i europejskiej kontrreformacji, przedstawiciel dyplomatyczny Rzeczypospolitej w Państwie Kościelnym w 1569 r. [przypis edytorski]
Skarga, Piotr (1536–1612) — jezuita, kaznodzieja nadworny i spowiednik Zygmunta III, czołowy przedstawiciel pol. kontrreformacji, zwolennik ograniczenia uprawnień sejmu i umocnienia władzy królewskiej; piętnował wady polskiej szlachty; autor Żywotów świętych i Kazań sejmowych. [przypis edytorski]
Chmielnicki, Bohdan Zenobi (1595–1657) — hetman zaporoski, przywódca powstania kozackiego przeciwko Rzeczypospolitej w latach 1648–1657, bohater narodowy Ukrainy. [przypis edytorski]
Nalewajko, Seweryn (zm. 1597) — ataman kozacki, przywódca powstania kozacko-chłopskiego na Ukrainie w latach 1595–1596; jego ojciec, kuśnierz z Husiatyna, został zabity z rozkazu dziedzica miasteczka, Marcina Kalinowskiego, z powodu osobistego z nim zatargu; po tym zdarzeniu Nalewajko uszedł z rodzinnych stron, służył w wojsku księcia Konstantego Ostrogskiego, następnie zbiegł do kozaków, brał udział w wyprawach przeciw Turkom i Tatarom na terenach Mołdawii i Węgier; wszczął kolejną rebelię kozacką po stłumieniu powstania Kosińskiego (1591–1593); ostatecznie Nalewajko został pokonany przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego w bitwie nad Ostrym Kamieniem (3 kwietnia 1596 r.), a po bitwie pod Łubniami (dwutygodniowe blisko oblężenie na przełomie maja i czerwca) wydany przez własnych ludzi; w Warszawie był torturowany podczas trwającego 10 miesięcy śledztwa, a następnie skazany na ścięcie i poćwiartowanie, wyrok wykonano 11 kwietnia 1597 r. na Górze Szubienicznej (w miejscu, gdzie w XIX w. została wzniesiona Cytadela). [przypis edytorski]
arianie — odłam chrześcijaństwa kierujący się nauką Ariusza, prezbitera Kościoła w Aleksandrii w IV w., który dowodził, że dogmat o Trójcy Świętej jest sprzeczny z Biblią, uznawał Jezusa Chrystusa za nierównorzędnego Bogu Ojcu i nieposiadającego cechy wieczności (jako Syn Boga został stworzony i przed tym aktem nie istniał), a więc boskości; tu: chodzi o braci polskich, przez swych przeciwników zw. arianami lub socynianami (od nazwiska Fausta Socyna); występowali oni m.in. przeciw czczemu rytualizmowi, fałszowi i pogaństwu praktyk religijnych katolicyzmu, prezentowali racjonalne podejście do wiary i niezwykłą surowość obyczajów; uznawali Jezusa za człowieka i jedynego syna Boga jednocześnie; w 1658 r. zostali na sejmie oskarżeni o popieranie Szwedów podczas wojny ze Szwecją (tzw. potopu szwedzkiego), a następnie wygnani z kraju lub zmuszeni do przejścia na katolicyzm. [przypis edytorski]
Tarnowski, Gabriel (zm. 1632) — poseł na sejm 1611 roku z województwa sieradzkiego, katolik. [przypis edytorski]
Broscius, Ioannes a. Jan Brożek (1585–1652) — tu: spolszczona wersja łacińskiej formy nazwiska: Broscjusz; matematyk, astronom, kartograf, lekarz, teolog, rektor Akademii Krakowskiej; autor antyjezuickiego pamfletu pt. Gratis (1625, publ. anonimowa) mającego formę dialogu Ziemianina z Plebanem. [przypis edytorski]
Loyola, Ignacy (1491–1556) — hiszpański ksiądz, założyciel zakonu jezuitów; kanonizowany w 1622. [przypis edytorski]
Kallimach — Filip Buonaccorsi (1437–1496), pochodzący z Włoch poeta i kronikarz, piszący po łacinie, nauczyciel synów króla Kazimierza II Jagiellończyka, który przybrał przydomek Kallimach na cześć gr. poety z III w. p.n.e. Może chodzić tu również o tegoż właśnie, Kallimacha z Cyreny (ok. 310 – ok. 240 p.n.e.), autora drobnych form literackich oraz pierwszej historii literatury, tworzącego w epoce aleksandryjskiej. [przypis edytorski]
Orygenes (ok. 185–254) — gr. filozof i teolog wczesnochrześc. z Aleksandrii; zdobył wielki autorytet jako pierwszy z uczonych chrześc., erudyta i płodny autor, szczególnie komentarzy do Biblii, którą interpretował symbolicznie i alegorycznie; ukształtował tradycję filoz.-teolog. szkoły aleksandryjskiej, opartą na koncepcjach neoplatońskich; w późniejszych czasach w głównym nurcie chrześc. niektóre jego poglądy stały się kontrowersyjne, część potępiono. [przypis edytorski]
Charybda a. Charybdis (mit. gr., gr. Χάρυβδις) — potwór morski wchłaniający, a następnie wypluwający masy wody morskiej; pierwotnie córka Posejdona i Gai, przemieniona przez Zeusa w potwora za żarłoczność i chciwość; wraz ze Skyllą wspomniana w Odysei Homera: obie zagrażały żeglarzom i ich okrętom po dwóch stronach Cieśniny Mesyńskiej (a. w pobliżu przylądka Skylla w płn.-zach. Grecji). [przypis edytorski]
Frank-Dobrucki, Jakub Józef von (1726–1791) — twórca żydowskiej sekty frankistów (nazwanej na jego cześć) w kręgu której był uznawany za proroka, kabalista, rabin sabataistyczny, cadyk, mistyk, filozof, działacz społeczno-polityczny, reformator religijny, astrolog i alchemik; miał prawa do tytułu barona. [przypis edytorski]
Hauke, Józef Ludwik, pseud. Bosak (1834–1871) — znany pod pseudonimem pochodzącym od rodzinnego herbu Bosak; generał broni, dowódca sił zbrojnych województw krakowskiego i sandomierskiego w powstaniu styczniowym, bliski współpracownik Romualda Traugutta, wprowadzał w życie dekrety uwłaszczeniowe, przez co pozyskiwał chłopów, po kilku zwycięskich potyczkach z Rosjanami jego oddziały zostały rozbite w bitwie opatowskiej (21 lutego 1864); po powstaniu przebywał na emigracji, brał udział po stronie Francji w wojnie francusko-pruskiej (1870–1871), w stopniu pułkownika, a następnie generała brygady, dowodząc brygadą, wchodzącą w skład Armii Wogezów, dowodzonej przez Giuseppe Garibaldiego; Zginął pod Dijon. [przypis edytorski]
Molina, Tirso de właśc. Gabriel Téllez (1579–1648) — dramaturg i poeta hiszp., jeden z najważniejszych (obok Lope de Vegi i Calderona) twórców hiszpańskiego Złotego Wieku, autor pierwszej udramatyzowanej wersji historii o Don Juanie (Zwodziciel z Sewilli i kamienny gość 1630, oryg. El burlador de Sevilla y convidado de piedra); członek zakonu mercedarian od ok. 1600 r., pisał gł. komedie: intrygi, charakteru i religijne. [przypis edytorski]
Ca' d'Oro — pałac w Wenecji, położony nad Canal Grande; nazwa nawiązuje do złoceń polichromii, jaką była niegdyś ozdobiona fasada, stanowiąc przykład gotyku weneckiego; pałac wzniesiono w l. 1421–1440 na zamówienie kupca weneckiego Marino Contariniego; wygląd zewn. budowli charakteryzuje się asymetrią: lewa część fasady to portyk z umieszczonymi nad nim dwupiętrowymi loggiami, zaś prawą część stanowi lita ściana pokryta marmurem z nielicznymi otworami; wewn. dziedziniec w kształcie litery C zawiera ozdobną studnię (marmur weroński 1427) oraz schody z białego marmuru, wiodące do wejścia oraz dalej ku galerii na piętrze. [przypis edytorski]
Statek Pijany — tytuł jednego z najbardziej znanych utworów poetyckich Arthura Rimbaude'a (1854–1891), poety fr. zaliczanego do grona tzw. poètes maudits („poetów przeklętych”); poemat Statek pijany (oryg. Le Bateau ivre, 1871) jest pisany aleksandrynem, strofami czterowersowymi i liczy dokładnie sto wersów. [przypis edytorski]
Pasargada właśc.Pasargady (pers. Pāsārgād; gr. Πασαργαδών, tj. Pasargadốn) — założone przez króla Cyrusa II Wielkiego miasto w staroż. Persji z powstałym ok. 550 p.n.e. zespołem pałacowym, stolica państwa do czasu zbudowania Persepolis i grobowcem założyciela; w 330 p.n.e. miasto zostało zdobyte i zniszczone przez Aleksandra Wielkiego; obecnie: Maszhad-e Murghab w Iranie. [przypis edytorski]
lewada (daw., reg.) — nieporośnięta, okolona drzewami przestrzeń: łąka a. polanka. [przypis edytorski]
videbis posteriora mea — tollamque manum meam, et videbis posteriora mea : faciem autem meam videre non poteris (Exodus 33,23). [przypis edytorski]
Kriszna a. Kryszna (mit. hind.) — w hinduizmie Najwyższa Istota i Najwyższy Bóg (wg Bhagawadgity); zrealizował swoje boskie wcielenie (inkarnację) w rodzinie pasterskiej, w okresie dojrzałości został bohaterskim wojownikiem i nauczycielem. [przypis edytorski]
Tomasz à Kempis a. Tomasz z Kempen (ur. ok. 1380–1471) — niem. zakonnik, teolog i mistyk, domniemany autor dzieła stanowiącego podręcznik ascezy chrześcijańskiej, zatytułowanego O naśladowaniu Chrystusa; pochodził z miejscowości Kempen niedaleko Kolonii, po ukończeniu szkoły prowadzonej przez Braci Wspólnego Życia w Deventer wstąpił do kanoników regularnych w Agnetenberg k. Zwolle (gdzie przeorem był jego brat Jan), przyjął święcenia kapłańskie w 1413 i został podprzeorem; zajmował się kopiowaniem ksiąg (samą Biblię przepisał czterokrotnie); należał do nurtu mistyki nadreńskiej, zw. z prądem devotio moderna; twórcy ruchu Braci Wspólnego Życia: Geert Groote i Florentius Radewijns należeli do jego mistrzów duchowych; napisał ich biografie. [przypis edytorski]
Sziwa, Siwa a. Śiwa (mit. hinduska) — bóg śmierci w hinduizmie; jeden z trzech najważniejszych bogów hinduizmu, razem z Brahmą i Wisznu tworzy trójcę zwaną Trimurti: Brahma stwarza wszechświat, Wisznu go utrzymuje, a Śiwa unicestwia; w śiwaizmie, jednej z głównych tradycji współczesnego hinduizmu, uznawany za najwyższego boga, stwórcę, opiekuna i niszczyciela świata. [przypis edytorski]
esseńczycy — jedno z żydowskich stronnictw religijnych, obok faryzeuszy, saduceuszy i zelotów, działające od ok. 152 r. p.n.e. do 70 r. n.e.; jego założyciel, zw. Nauczycielem Sprawiedliwości, nie został bliżej zidentyfikowany, podobnie jak nie rozszyfrowano znaczenia nazwy grupy, być może wskazującej na pobożność, milczenie a. działalność uzdrowicielską członków grupy; żyli oni w odosobnieniu (może w grotach w Kumran), w grupach cechujących się wspólnotą dóbr materialnych, w celibacie, ściśle przestrzegając czystości rytualnej, szabasu i praktyk modlitewnych, ale w rytmie własnego kalendarza, podporządkowani ściśle własnym przełożonym, unikali kontaktów ze Świątynią (w przeciwieństwie do saduceuszy i faryzeuszy), choć przez pośredników składali ofiary; zajmowali się studiowaniem i przepisywaniem świętych ksiąg. Według jednej z hipotez Jezus z Nazaretu miał być esseńczykiem. Początki ruchu esseńczyków łączą się z powstaniem Machabeuszy przeciw Antiochowi IV Epifanesowi, poparciem części pobożnych dla Żydów przywódców zrywu, a następnie rozczarowaniem, które spowodowało w łonie judaizmu; ślady działalności esseńczyków zanikły po powstaniu antyrzymskim w Judei w l. 68–70 r. n.e., stłumionym krwawo i zakończonym zburzeniem świątyni w Jerozolimie. [przypis edytorski]
Notowicz, Nikołaj Aleksandrowicz (1858– po 1916) — podróżnik i dziennikarz ros.; w swojej książce Nieznane życie Jezusa (wyd. 1894) twierdził, że Jezus pomiędzy 13 a 29 rokiem życia przebywał w Indiach, studiując nauki hinduistyczne i buddyjskie, na poparcie tej tezy opublikował własne tłumaczenie staroż. manuskryptu dotyczącego Jezusa (zwanego tu: Issa), który Notowicz miał odnaleźć w tybetańskim klasztorze Hemis; dowodzenie Notowicza pozostaje jednak niespójne, trudne do pogodzenia choćby z faktem, że do Tybetu buddyzm dotarł w VII w. [przypis edytorski]
przyszedłli (daw.) — konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy przyszedł, czyż przyszedł, czyżby przyszedł. [przypis edytorski]
Madame de Thèbes (1845–1916) — pseudonim Anne Victorine Savigny, fr. jasnowidzącej i chiromantki (tj. czytającej z linii papilarnych dłoni); przyjmowała klientów w swoim pokoju przy Avenue de Wagram 29 w Paryżu; na każde Boże Narodzenie publikowała swoje wróżby w specjalnym almanachu, cieszącym się dużym powodzeniem; miała przewidzieć m.in. wojnę burską, wojnę rosyjsko-japońską oraz I wojnę światową. [przypis edytorski]
Fabre d'Olivet, Antoine (1767–1825) — poeta, pisarz i kompozytor fr., którego hermeneutyczne interpretacje biblijne i filozoficzne miały wpływ na wielu okultystów, takich jak Eliphas Lévi, Gérard Encausse-Papus czy Édouard Schuré; jego najbardziej znane prace dotyczyły języka hebrajskiego i historii rasy ludzkiej, inne stanowiły wykład o muzyce jako sztuce świętej, związanej ściśle z misteriami religijnymi; pozostawił po sobie również komentarze do tzw. Złotych wersów (71 wersów heksametrem daktylicznym) przypisywanych Pitagorasowi. [przypis edytorski]
Hoene-Wroński, Józef Maria, właśc. Josef Hoene (1776–1853) — filozof, matematyk, astronom, ekonomista, fizyk, wynalazca i prawnik, przedstawiciel mesjanizmu polskiego (twórca samego pojęcia „mesjanizm”); Hoene był pochodzenia niemieckiego, nazwisko Wroński przybrał później, pisał wyłącznie po francusku; był przeciwnikiem ideowym Mickiewicza (również z powodu „zawłaszczenia” i przedefiniowania terminu mesjanizm), z obsesyjną wrogością odnosił się do masonerii i ruchów socjalistycznych oraz komunistycznych; popularny szczególnie wśród emigracji polskiej w XIX wieku. [przypis edytorski]
Guaita, Stanisław a. Stanislas de Guaita (1861–1897) — poeta i pisarz fr. pochodzenia wł., zamieszkały w Paryżu; zajmował się ezoteryką, kabałą i studiowaniem mistycyzmu europejskiego, był aktywnym członkiem Towarzystwa Różokrzyżowców oraz, wraz z Joséphinem Péladanem, założycielem L'Ordre Kabbalistique de la Rose-Croix; wydał zbiory poezji: Les Oiseaux de passage (1881), La Muse noire (1883), Rosa mystica (1885); zmarł przedwcześnie, w wieku 37 lat, wyniszczony substancjami narkotycznymi. [przypis edytorski]
Böhme, Jakob (1575–1624) — niem. mistyk, gnostyk i filozof religii; uważany za pierwszego filozofa piszącego po niemiecku, a nie po łacinie, jego najważniejszym dziełem jest Aurora. [przypis edytorski]
goecja (z gr. transl. goeteia: wycie) — sztuka przywoływania duchów i demonów, by służyły pomocą przyzywającemu je magowi zw. goetą; według tradycji okultystycznej i kabalistycznej, źródła goecji wywodzą się od biblijnego króla Salomona, który miał uzyskać władzę nad demonami bezpośrednio od Boga, miał też być autorem traktatów magicznych opisujących techniki tego rodzaju, były to: Sztuka Goecji (wyd. w 1904 r. staraniem Aleistera Crowley'a i MacGregora Mathersa) oraz Lemegeton (w tym wypadku pochodząca od izraelskiego króla miała być pierwsza księga, tzw. Mniejszy Klucz Salomona). [przypis edytorski]
Voragine, Jakub, właśc. Jacopo da Varagine (ok. 1228/1230–1298) — średniowieczny hagiograf, kaznodzieja i pisarz religijny, arcybiskup Genui; autor Legenda aurea (Złotej legendy), powst. w l. 1260–1270, będącej zbiorem opowieści i rozważań o świętych, przeznaczonym pierwotnie do czytania w uroczystości roku liturgicznego. [przypis edytorski]
Filon z Aleksandrii (przed 10 p.n.e. – po 40 n.e.) — filozof i teolog żydowski, pozostający pod wpływem kultury hellenistycznej, m.in. filozofów takich jak Platon, Arystoteles, Posejdonios czy neopitagorejczycy, których poglądy starał się uzgodnić z zasadami religii żydowskiej; twórca filozoficzno-judaistycznej koncepcji Boga (jako bytu jednolitego, niezłożonego: Deus omnia simplex, niezmiennego, wiecznego, nieograniczonego, transcendentnego ontologicznie i epistemologicznie, tj. istniejącego poza światem i niedającego się poznać zmysłowo ani rozumowo, osobowy), pierwszy wskazał jako zadanie filozofii zbliżyć się do poznania Boga; uznawał Platońskie idee za myśli i siły Boga (najpotężniejszą z nich jest Logos, pośrednik między Bogiem a światem, anioł i syn Boży), za pomocą których oddziałuje on na świat materii; materia w rozumowaniu Filona jest odwieczna, bierna, złożona, wtórna i zmienna, jest nosicielką nicości i zła. Koncepcje Filona z Aleksandrii nie wywarły wpływy na myślicieli żydowskich, natomiast oddziaływały na filozofów neoplatończyków oraz teologów chrześcijańskich, takich jak: Klemens Aleksandryjski, Orygenes, św. Ambroży oraz św. Augustyn z Hippony. [przypis edytorski]
Menander z Samary ( I/II w. n.e.) — Menander z Kapparetaii w Samarii, uczeń Szymona zw. Magiem, działający w Antiochii w Syrii; miał twierdzić, że może powodować siłami aniołów-stwórców świata; miał nazywać siebie zbawcą zesłanym przez prymarne siły rządzące wszechświatem i obiecywać, że każdy, kto przyjmie jego imię na chrzcie, uzyska nieśmiertelność; jego uczniami mieli być Saturnin i Bazylides (głównym źródłem informacji pozostają jednak zwalczający gnozę autorzy chrześcijańscy). [przypis edytorski]
Dozyteusz (zm. po 1191) — patriarcha Jerozolimy do 1191 r., patriarcha Konstantynopola w latach 1189–1191, osobisty przyjaciel cesarza bizantyjskiego Izaaka II Angelosa (ok. 1156–1204), 10 września 1191 r. zrzekł się obydwu stolic patriarszych. [przypis edytorski]
Bazylides (ok. 85–145) — gnostyk, z pochodzenia Syryjczyk, prawdopodobnie uczeń Menandra, tj. gł. przedstawiciela gnozy egipskiej (aleksandryjskiej); autor licznych dzieł, z których nic właściwie nie zachowało się, a fragmenty znane są z pism jego oponentów; napisał Psałterz, Exegetica, czyli komentarz do Biblii (obejmujący 24 tomy) oraz Evangelium, swe pismo doktrynalne; Bazylides nauczał, że istnieje najwyższy Bóg, Abraksas, z niego pochodzi stworzony Umysł (gr. nous), z którego zrodziło się Słowo, ze Słowa zaś Opatrzność, z Opatrzności Moc i Mądrość, te ostatnie są źródłem władz i aniołów: nieskończonych ilości emanacji i aniołów: ci ostatni, ustanowieni w 365 niebach, przyczynili się do powstania świata ku czci Abraksasa; następcą linii nauczania Bazylidesa stał się jego syn i zarazem uczeń, Izydor. [przypis edytorski]
Saturnin z Antiochii (II w. n.e.) — syryjski gnostyk, prawdopodobnie uczeń Menandra, samarytańskiego chrześcijańskiego gnostyka, ucznia Szymona Maga; wiedza o nim pochodzi wyłącznie z dzieła Przeciw herezjom Ireneusza z Lyonu; nauczał on, że początkiem wszystkich rzeczy jest niepoznawalny Ojciec, a jednym ze stworzonych przez niego aniołów był, obok archaniołów, mocy i władz, Bóg judaizmu; Saturnin nauczał (za swym mistrzem Szymonem Magiem, który czerpał z mitologii perskiej), że siedem stworzonych aniołów oraz inne byty duchowe wspólnie stworzyły świat, a następnie, na boski obraz, który zstąpił z wysoka, człowieka: obraz duchowy w zderzeniu z niskim światem materialnym nie dał początkowo dobrego rezultatu i człowiek pełzał po ziemi jak robak, później jednak najwyższa siła zlitowała się nad nim i ocalając swój obraz wtrącony w więzienie materii, zesłała boską iskrę, która podniosła człowieka i postawiła go na nogi (śmierć człowieka oznacza powrót tej iskry do swojego źródła, zaś pozostałe elementy ulegają zniszczeniu); bóg judaizmu (jeden ze stworzonych przez Ojca aniołów) uciskał ludzi obdarzonych boską iskrą, dlatego Ojciec posłał zbawiciela, by ich odkupił i zniszczył boga judaizmu; Saturnin w swoim enkratycznym (tj. wskazującym na wstrzemięźliwość jako wartość przewodnią) nauczaniu odrzucał m.in. małżeństwo i prokreację oraz spożywanie mięsa jako pokusy pochodzące od szatana. [przypis edytorski]
Orygenes (ok. 185–254) — filozof gr. z Aleksandrii, teolog wczesnochrześcijański; zdobył wielki autorytet jako pierwszy z uczonych chrześcijańskich, erudyta i płodny autor, szczególnie komentarzy do Biblii, którą interpretował symbolicznie i alegorycznie; ukształtował tradycję filoz.-teolog. szkoły aleksandryjskiej, opartą na koncepcjach neoplatońskich; w późniejszych czasach w głównym nurcie chrześcijaństwa niektóre jego poglądy stały się kontrowersyjne, część potępiono. [przypis edytorski]
Manu (z sanskrytu) — w hinduizmie: praojciec i prawodawca ludzkości: stoi na straży prawidłowego funkcjonowania wszechświata, określając obowiązujące w nim prawa; Manu żyje przez okres jednej manwantary, w czasie jednego dnia Brahmy (jednej kalpy) pojawia się 14 kolejnych Manu. [przypis edytorski]
Jo a. Io (mit. gr.) — nimfa, kapłanka Hery, uwiedziona przez Zeusa, a następnie zamieniona przez niego w krowę dla uchronienia jej przed gniewem bogini-małżonki; w mit. rzym. córka argiwskiego króla Inacha, w której zakochał się Jowisz, ale zazdrosna Junona zamieniła królewnę w krowę i kazała jej strzec stuokiemu potworowi Argusowi. [przypis edytorski]
Janosik, właśc. Juraj Jánošík (1688–1713) — przywódca (harnaś) grupy zbójników działający na terenie Karpatów, przy granicy węgiersko-polskiej; słowacki bohater narodowy; po jego śmierci popularność zyskały opowieści o zbójcy, który (jak Robin Hood) zabierał bogatym, by dawać biednym ludowym; w XIX w. postać Janosika weszła do folkloru w Beskidach, na Śląsku, Morawach, Węgrzech i w Ukrainie; na Podhalu rozpowszechniło się przekonanie, że szlachetny zbójnik był Polakiem i działał po polskiej stronie gór, a wersja ta została utrwalona przez Kazimierza Tetmajera w Legendzie Tatr (dzieli się ona na dwie części: Maryna z Hrubego i Janosik Nędza Litmanowski); podobnie Jalu Kurek w trylogii Janosik przedstawił tytułową postać jako polskiego ludowego bohatera, Janka Dziurę, z powiatu żywieckiego. [przypis edytorski]
Peri (mit. perska) — piękne, wzniosłe skrzydlate duchy; psotne istoty, którym odmówiony został dostęp do raju, póki nie dopełnią pokuty; w kulturze islamskiej Peri przekształciły się w duchy dobroczynne, w przeciwstawieniu do złośliwych dżinów. [przypis edytorski]
Walkirie (mit. nordycka) — córki Odyna, boginie, dziewice-wojowniczki, jeżdżące na skrzydlatych koniach a. wilkach, zbrojone we włócznie i tarcze; zajmowały się sprowadzaniem dusz najdzielniejszych wojowników z pola bitwy do Walhalli oraz usługiwały podczas odbywających się tam uczt Odynowi i jego gościom. [przypis edytorski]
Rumi, Dżalaluddin, właśc. Dżalal ad-Din Muhammad ar-Rumi (1207–1273) — poeta i filozof perski, mistyk, zwany także: Maulana, Maulawi; wykładowca teologii muzułmańskiej w Konii (Ikonion); autor poematu mistycznego Masnawi-e manawi („o wewnętrznym sensie wszystkiego”), w którym omawia system sufizmu; założyciel bractwa maulawijja (tj. derwiszów tańczących); ojciec Rumiego, Baha ad-Din Walad, był uznanym teologiem, mistykiem i autorem Ma'ārif („Poznanie Boga”), stanowiącego kompendium duchowych nauk; w 1229 r. Baha ad-Din Walad przyjął zaproszenie sułtana Konii i objął stanowisko szejka w szkole dla derwiszy, od tego czasu Dżalal ad-Din stał się rozpoznawalny jako Rumi (tzn. „pochodzący z Rum”, od tur. nazwy prowincji odebranych Rzymianom tj. Cesarstwu Bizantyńskiemu, na których Seldżukowie stworzyli Sułtanat Rum ze stolicą w Konii), gdy w 1231 Baha ad-Din, ojciec Rumiego zmarł, jego stanowisko objął Rumi (po 13 latach miał ok. 10 tys. uczniów); w 1244 r. Rumi spotkał wędrownego derwisza z Tabryzu, Shams Ad-Dina, oświeconego, charyzmatycznego mistrza sufickiego; Shams i Rumi żyli w odosobnieniu przez wiele dni i oddawali się mistycznej konwersacji, zw. sobbet; po ok. 40 dniach Shams nagle zniknął: Rumi zaczął wprawiać swe ciało w szybkie obroty wokół słupa w ogrodzie i recytować poezje: ich tekst stanowi jedyny zapis doświadczeń sobbetu; poetyckie teksty Rumiego zawierają myśli neoplatońskie, idee panteistyczne oraz oryginalną koncepcję ewolucji świata, w przeświadczeniu Rumiego wszystkie religie są drogą do tego samego boga; tu: zmieniona forma imienia: Dżalaleddin. [przypis edytorski]
derwisz — tu: członek muzułmańskiego bractwa religijnego o charakterze mistycznym; bractwa tego rodzaju powstawały od XI w. i opierały się na doktrynie sufizmu, jedną z dróg oświecenia był taniec: derwisze noszą długie szaty wirujące w czasie transowego, spiralnego ruchu; derwisz w innym znaczeniu to także: żebrzący, ascetyczny, wędrowny mnich muzułmański. [przypis edytorski]
Łomnica — szczyt należący do Wielkiej Korony Tatr, położony w słowackiej części Tatr Wysokich; liczący 2633 m n.p.m., drugi co do wysokości po Gerlachu (2655 m). [przypis edytorski]
Bialskie groty — relikty eksploatacji złóż złota, w postaci szybów, sztolni i wyrobisk, znajdujące się w masywie Góry Parkowej, m.in. Grota Bialska zw. Góralską w Głuchołazach. [przypis edytorski]
Koperszady — dwie doliny na granicy pomiędzy Tatrami Wysokimi a Tatrami Bielskimi: Przednie Koperszady i Zadnie Koperszady, odgałęzienia Doliny Kieżmarskiej; nazwa związana z prowadzonym na tym obszarze kopalnictwem rud miedzi, którym trudnili się w tym rejonie niem. górnicy ze Spisza; teren ten nazywano po niem. Kupferschächte, tj. szyby miedzi, stąd utworzono pol. Koperszady i słow. Koperšády (dziś: Meďodoly). [przypis edytorski]
Krzyżtopór — zamek w miejscowości Ujazd (gmina Iwaniska); w XII w. część dóbr cystersów z Jędrzejowa, od XV w. własność Oleśnickich, od pocz. XVII w. Ossolińskich; świetność zawdzięcza Krzysztofowi Ossolińskiemu, którego ambicją jego było przyćmić wszystkie inne siedziby magnackie. Zamek w Ujeździe (powst. l. 1621–1644) nosi nazwę łączącą imię fundatora (Krzysztof) z herbem rodu (Topór): początkowo Krzysztopór, następnie Krzyżtopór; na bramie gł. umieszczono wielki krzyż i topór oraz nieistniejącą dziś inskrypcję: „Krzyż obrona. Krzyż podpora. Dziatki naszego Topora”. Krzysztof Ossoliński był aktywnym działaczem kontrreformacji (choć jego dziadek Hieronim był kalwinem), doprowadził do wygnania arian z ziemi świętokrzyskiej (m.in. ze sławnego Rakowa). Budowlę w typie palazzo in fortezza (tj. rezydencji z funkcją obronną) wzniesiono na planie pięcioboku (na wzór wł. Palazzo Farnese w Capraroli) z fortyfikacją opartą na pięciu bastionach, wewnętrznym pałacem i ogrodem. Zamek słynął z rozmaitych niezwykłości: sala jadalna w wieży miała podobno szklany strop, przez który widać było akwarium z egzotycznymi rybkami, zaś w podziemiach tejże wieży bije źródełko. Po śmierci fundatora budowli w 1649 r. w bitwie pod Zborowem, gospodarzem zamku po Ossolińskich został oboźny koronny Samuel Jerzy Kalinowski; w czasie potopu szwedzkiego, 30 października 1655 r. bez jednego strzału, podstępem, Szwedzi pod wodzą gen. Duglasa zajęli zamek, wywieźli do swego kraju wyposażenie wnętrz wraz z biblioteką i rodzinnym archiwum, lecz nie uszkodzili murów zamkowych. W XIX w. zamek (własność Łempickich) stanowił już romantyczną ruinę. Po II wojnie światowej Krzyżtopór stał się własnością Skarbu Państwa, obecnie opiekę nad zamkiem sprawuje Urząd Gminy w Iwaniskach. [przypis edytorski]
Siedem Granatów (słow. Sedem Granátov, niem. Sieben Granaten) — odcinek Żabiej Grani (słow. Žabí hrebeň) w Tatrach Wysokich, po którym biegnie obecnie granica polsko-słowacka, ciągnący się od Żabiego Przechodu Białczańskiego na wys. ok. 1915 m n.p.m. po wysokość około 1583 m; stoki zach. (polskie) opadają do Rybiego Potoku, zaś wsch. (słowackie) do Białej Wody (Bielovodská dolina), dalej na północ grań obniża się aż do połączenia się tych dolin w Dolinę Białki; dawniej nazwą „Siedem Granatów” określano niekiedy Żabi Szczyt Niżni a. całą Żabią Grań. [przypis edytorski]
Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze) — należący do Korony Europy masyw górski położony obecnie na granicy polsko-słowackiej, w Tatrach Wysokich, złożony z trzech wierzchołków, z których najwyższy, środkowy liczy sobie 2501 m n.p.m.; średni płn.-zach. wierzchołek, przez który biegnie granica, stanowi najwyżej położony punkt Polski i ma wys. 2499 m n.p.m. [przypis edytorski]
szrężogą, właśc. śreżoga (daw.) — zwarzenie się liści lub kwiatów na skutek zimna. [przypis edytorski]
Anhelli, Eloi, Szaman — postaci z poematu Juliusza Słowackiego Anhelli będącego literacką odpowiedzią na tekst Adama Mickiewicza Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, stanowiącego pesymistyczną prognozę przyszłości polskiej emigracji oraz walki o niepodległość Polski. [przypis edytorski]
Miedziane (niem. Kupferberg, słow. Medené) — masywny szczyt wznoszący się na wys. 2237 m n.p.m. w długiej płn.-wsch. grani Szpiglasowego Wierchu w polskich Tatrach Wysokich; grań Miedzianego ciągnie się na przestrzeni 1400 m pomiędzy Doliną Pięciu Stawów Polskich a Doliną Rybiego Potoku. [przypis edytorski]
litwor — także: dzięgiel litwor, arcydzięgiel litwor; gatunek rośliny z rodziny selerowatych, występującej w stanie dzikim w górzystych i wilgotnych terenach Europy i Azji. [przypis edytorski]
skryżal a. skrzyżal — w gwarze podhal.: wielka, gładka płyta skalna w terenie górskim; kamień (np. piaskowiec) dający się łamać w tafle; rzeczownik r.ż.: ta skrzyżal. [przypis edytorski]
terem (z ros. терэм: dosł. poddasze) — najwyższa kondygnacja w pałacach carskich i dworach bojarskich w XVII w., przeznaczona wyłącznie dla kobiet, zazwyczaj wyodrębniona malowniczym, wysokim dachem, niekiedy połączona zamkniętym przejściem z głównym budynkiem pałacowym osobna budowla. [przypis edytorski]
riszi a. ryszi (sanskryt trl. ṛṣi) — w okresie wedyzmu tytuł należny kapłanom-autorom hymnów wedyjskich, a także niektórym bogom (np. Agniemu, bogowi ognia w rel. wedyjskiej); w okresie Brahmanów i Upaniszad ryszi to klasa istot odrębna od bogów (dewa), przodków (pitry), ludzi i zwierząt; wyższy stopień w mądrości określany jest w sanskrycie tytułem maharszi, założycieli klasycznych indyjskich szkół filozoficznych nazywano również ryszi; natchniona wieszcz-kobieta to ryszika (sanskryt trl. ṛṣikā). [przypis edytorski]
sozręb — także: sosręb, sosrąb, siestrzan, stragarz; gł. belka w stropie drewnianym, biegnąca poprzecznie w stosunku do pozostałych belek i zwykle mająca większy przekrój; dawniej sosręb często pełnił funkcję ozdobną: umieszczano na nim datę wzniesienia budynku, znak cieśli (gmerk) a. nazwisko właściciela, często ozdabiano ornamentem, sentencjami lub życzeniami. [przypis edytorski]
Arkona — główny gród obronny zachodniosłowiańskich Ranów; ośrodek kultu słowiańskiego boga Świętowita; po zniszczeniu w 1125 Radogoszczy Arkona stała się najważniejszym miejscem kultu religijnego Słowian nadbałtyckich. [przypis edytorski]
Światowid a. Świętowit — bóstwo wojny i urodzaju plemion słowiańskich; przedstawiające Świętowita posągi to słupy zakończone rzeźbą czterech twarzy zwróconych w cztery strony świata. [przypis edytorski]
krywula właśc. krywuła — laska obrzędowa używana w obchodach kultowych i weselnych w dawnej Litwie. [przypis edytorski]
Turzon, Jan (1437–1508) — kupiec, przedsiębiorca i patrycjusz z węgierskiego rodu Thurzo von Bethlemfalva, urodzony w Lewoczy w rodzinie kupców i przedsiębiorców, został przez swego ojca do Wenecji i Padwy, aby pogłębiać wiedzę o hutnictwie, po powrocie rozwijał rodzinny interes, związany z wydobyciem rud ołowiu, srebra, złota i miedzi w Olkuszu w Polsce, w Górach Złotych na Dolnym Śląsku, Kutnej Horze w Czechach oraz na Węgrzech. [przypis edytorski]
Łyszczyński, Kazimierz (1634–1689) — polski filozof skazany na śmierć za ateizm, autor traktatu De non existentia Dei („O nieistnieniu Boga”); wcześniej, w latach 1655–1657 służył w wojsku koronnym w chorągwi Jana Sapiehy, a następnie w wojskach litewskich pod dowództwem księcia podkanclerzego W.K.L. Lwa Kazimierza Sapiehy, walcząc z najazdem moskiewskim, szwedzkim i węgierskim; w latach 1658–1666 w zakonie jezuitów studiował filozofię (w Krakowie i Kaliszu) i teologię (we Lwowie); wystąpił z zakonu i zajął się polityką; był wybierany wielokrotnie posłem na sejm z województwa brzeskiego; zadenuncjowany prawdopodobnie przez sąsiada, został oskarżony i osądzony na podstawie wykradzionego rękopisu wspomnianego dzieła, nad którym pracował od 1674 r., stanowiącego dialog ateisty z wierzącym; skazany na karę śmierci i konfiskatę dóbr za ateizm, co formalnie zostało zakwalifikowane jako zbrodnia obrazy majestatu królewskiego (król Jan III Sobieski nie zaprotestował w obronie skazanego), egzekucję wykonano 30 marca 1689 na Rynku Starego Miasta w Warszawie, gdzie kat ściął Łyszczyńskiego, po czym jego ciało spalono (istnieją też inne relacje, przedstawiające bardziej okrutne praktyki nad skazanym); papież Innocenty XI wyraził swoje oburzenie wyrokiem w liście przesłanym na ręce króla polskiego. [przypis edytorski]
Horeb — biblijna góra, na której Bóg ukazał się Mojżeszowi pod postacią płonącego krzewu i powołał go na wyzwoliciela Izraelitów z niewoli egipskiej. [przypis edytorski]
bucharski — pochodzący z Buchary, tj. Chanatu, a nast. Emiratu Buchary, państwa założonego przez Uzbeków w Azji Środkowej, istniejące w l. 1500–1920, mające swój ośrodek w Mawarannahrze (geogr. region między rz. Amu-daria a Syr-daria), lecz zmienny zasięg terytorialny, z dwoma ośrodkami miejskimi: Bucharą i Baktrą; od 1868 r. protektorat Rosji carskiej, zlikwidowany przez Rosję bolszewicką. [przypis edytorski]
jarożycie (neol.) — okaz siły życiowej; wyraz utworzony ze złożenia rzeczownika życie oraz daw. przymiotnika jary: „krzepki, silny”. [przypis edytorski]
Gulistan a. Golestan — dosł. „ogród różany”; arcydzieło literatury perskiej, tytuł zbioru powiastek, anegdot, przysłów, sentencji i utworów dydaktycznych, pisanych prozą i przeplatanych wierszami perskimi a. arabskimi autorstwa Sadiego z Szirazu, powst. w 1258 r. [przypis edytorski]
Garszyn, Wsiewołod Michajłowicz (1855–1888) — prozaik ros., przedstawiciel dekadentyzmu, autor przepojonych liryzmem pesymistycznych nowel psychologicznych, sięgających po formy alegoryczne i symboliczne oraz wyrażające moralne i społeczne konflikty epoki; tu: odwołanie do opowiadania Czerwony kwiat (ros. Красный цветок). [przypis edytorski]
Hekatonchejrowie a. Sturęcy (mit. gr.; gr. Ἑκατόνχειρες, łac. Centimani) — synowie Gai i Uranosa, olbrzymy o stu rękach i pięćdziesięciu głowach, razem z cyklopami wrzuceni przez ojca do Tartaru; wszyscy (z wyjątkiem Gygesa) brali udział w tytanomachii po stronie Zeusa. [przypis edytorski]
Kronidzi — dzieci Kronosa i Rei, nowe pokolenie bogów, które zdobyło władzę dzięki walce stoczonej pod wodzą Zeusa z Tytanami, dziećmi Uranosa i Gai. [przypis edytorski]
gaolian a. kaolian — roślina zbożowa uprawiana na Dalekim Wschodzie; inaczej: sorgo japońskie (Sorghum japonicum). [przypis edytorski]
Szczyrbskie jezioro (słow. Štrbské pleso) — znajdujące się na wys. 1346 m n.p.m. jezioro wytopiskowe w Tatrach Wysokich w Słowacji, na tzw. Szczyrbskim Tarasie. [przypis edytorski]
Murzasichle — wieś podhalańska w Polsce, w województwie małopolskim, powiecie tatrzańskim, w gminie Poronin, położona bezpośrednio u podnóża Tatr, na skraju Tatrzańskiego Parku Narodowego. [przypis edytorski]
Garłuch — Gerlach, liczący sobie 2655 m n.p.m., najwyższy szczyt Tatr oraz całych Karpat, położony w bocznej grani Tatr Wysokich, należący do Korony Europy oraz Wielkiej Korony Tatr. [przypis edytorski]
Ojców — wieś w woj. małopolskim, na terenie Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, w Dolinie Prądnika, w otoczeniu Ojcowskiego Parku Narodowego, na Szlaku Orlich Gniazd, sławna z ruin zamku Kazimierza Wielkiego z 2. poł. XIV w. (1354–1370); we wczesnej epoce żelaza w miejscu zamku znajdowała się osada kultury łużyckiej zniszczona przypuszczalnie przez najazd Scytów. [przypis edytorski]
Chęciny — miasto na Wyżynie Kieleckiej, historycznie w Małopolsce, sławne z ruin zamku królewskiego z przełomu XIII i XIV w., usytuowanego na górze nad miastem. [przypis edytorski]
Gubałowskie wzniesienie — pot. Gubałówka, podłużne wzniesienie na Pogórzu Gubałowskim (w Paśmie Gubałowskim), w płn.-zach. części Zakopanego, o wysokości 1120–1129 m, malejącej ku wschodowi. [przypis edytorski]
Lodowy, właśc. Lodowy Szczyt (słow. Ľadový štít) — trzeci co do wysokości (po Gerlachu i Łomnicy) samodzielny szczyt tatrzański, należący do Wielkiej Korony Tatr; o wys. 2628 m n.p.m., najwyższy szczyt w grani głównej Tatr Wysokich, na stokach góry (zwł. północnych) zalegają zlodowaciałe pola śniegowe, czemu zawdzięcza ona swą nazwę. [przypis edytorski]
Rohacze (słow. Roháče) — dwa wybitne, skaliste szczyty w grani głównej Tatr Zachodnich, położone ponad dolinami: Smutną, Żarską i Jamnicką: Rohacz Płaczliwy (2126 m. n.p.m.) oraz Rohacz Ostry (2086 m n.p.m.). [przypis edytorski]
sorek (łac. Notiosorex) — rodzaj ssaka z rodziny ryjówkowatych, obejmujący kilka gatunków występujących w Ameryce Północnej. [przypis edytorski]
zadychra (łac. Branchipus) — rodzaj skorupiaka z rzędu bezpancerzowców, należącego do zwierząt słodkowodnych; w Polsce występuje zadychra pospolita (Branchipus schaefferi), żyjąca w okresowo wysychających zbiornikach wodnych. [przypis edytorski]
Amur — rzeka we wschodniej Azji, płynąca przez terytoria Rosji, Mongolii i Chin. [przypis edytorski]
Meru — najwyższy aktywny wulkan w Afryce; stratowulkan o wys. 4567 m n.p.m. usytuowany w Tanzanii, ok. 70 km na zach. od Kilimandżaro; zdobycia szczytu dokonał jako pierwszy Fritz Jaeger w 1904 r.; ostatnia erupcja wulkanu Meru miała miejsce w 1910 r.; określenie w Nietocie Micińskiego „góra indyjska Meru” stanowi nieporozumienie. [przypis edytorski]
VII. Ałłach kehrim — Ten rozdział jest zapisany przez niejakiego Anonimusa, o którym wszelka dana jest sądzić, iż miał zmowę z Piekłem. Daliśmy go, choć nie dociąga wysokiego tonu ludzi z Turowego Rogu, ale sądzimy, że wyrozumiałości cnota będzie miała tu nagrodą pewien należny umowypoczyn po nadmiernym i forsownym wspinaniu się garści odważnych Nietoto-czytelników na najwyższe ludzkie, ba — i zgoła nieprzystępne wyżyny. Kronikarz Turowego Rogu. [przypis autorski]
weredyk (daw.) — człowiek mówiący prawdę bez względu na konsekwencje, prosto w oczy, bez ogródek, ryzykując zranienie kogoś, przykre następstwa dla siebie lub innych itp. [przypis edytorski]
hajdamaka (z tur.) — buntownik, uczestnik powstań chłopskich na Ukrainie w latach 1730–1770; w polskiej literaturze: rozbójnik, okrutnik; w tradycji ukraińskiej: bojownik o wolność, bohater narodowy. [przypis edytorski]
Żeleźniak, Maksym (ok. 1740–po 1768) — ukr. Zalizniak, Kozak zaporoski, hetman hajdamaków, przywódca powstania sprowokowanego przez Rosjan dla osłabienia konfederacji barskiej, wraz z Iwanem Gontą prowodyr tzw. rzezi humańskiej w 1768 r., w której zginęło ok. 20 tys. osób. [przypis edytorski]
Żółte Wody — bitwa nad Żółtymi Wodami; pierwsza bitwa powstania Chmielnickiego, stoczona między wojskami polskimi a Kozakami między 29 kwietnia a 16 maja 1648 r. nad uroczyskiem Żółte Wody; powstańcy odnieśli zwycięstwo, a głównodowodzący wojsk polskich Stefan Potocki zmarł z powodu ran w niewoli kozackiej. [przypis edytorski]
Chmielnickaho — zapis ukr. formy fleksyjnej; pol.: Chmielnickiego; Bohdan Zenobi Chmielnicki (1595–1657): hetman zaporoski, przywódca powstania kozackiego przeciwko Rzeczypospolitej w latach 1648–1657, bohater narodowy Ukrainy. [przypis edytorski]
Zołtareńko właśc. Zołotarenko, Iwan Mykyforowycz (zm. 1655) — kozacki wojskowy, uczestnik powstania Chmielnickiego; pochodził z mieszczańskiej rodziny, był wykształcony, służył Chmielnickiemu jako poseł do Moskwy; od 1652 pułkownik korsuński; brał udział w bitwie na Batohu (1652) i był inicjatorem rzezi 8 tys. jeńców polskich, do jakiej doszło po niej; w l. 1652–1655 pułkownik niżyński, 1654–1655 hetmana nakaźny, zginął w czasie kampanii przeciw Rzeczypospolitej, na którą ruszył na czele 20-tysięcznego oddziału kozackiego, zajmując Homel, Czeczersk, Nowy Bychów i Propojsk; podczas oblegania Starego Bychowa zginął od ognia obrońców miasta; jego brat Wasyl Zołotarenko brał udział w podpisaniu Unii Hadziackiej (1658) i został uhonorowany tytułem szlacheckim; jego siostra Hanna Zołotarenko była żoną Bohdana Chmielnickiego. [przypis edytorski]
pince-nez (fr.) — binokle; okulary, które utrzymują się na nosie za pomocą elementu sprężynującego lub przytrzymywane ręką za pionowy uchwyt. [przypis edytorski]
Darwin, Charles Robert (1809–1882) — angielski przyrodnik, twórca teorii ewolucji biologicznej, zwanej darwinizmem, która tłumaczy przemiany ewolucyjne regulowane doborem naturalnym i walką o byt. Autor książek: Podróż na okręcie „Beagle” (1839), O powstawaniu gatunków (1859), O pochodzeniu człowieka i o doborze płciowym (1871). [przypis edytorski]
Edison, Thomas Alva (1847–1931) — amerykański wynalazca i przedsiębiorca, twórca m.in. żarówki elektrycznej i pierwszej elektrowni wytwarzającej prąd na użytek publiczny. [przypis edytorski]
Zola, Émile (1840–1902) — francuski pisarz, główny teoretyk i przedstawiciel naturalizmu. [przypis edytorski]
un solitaire, un grand solitaire de Tibet (fr.) — samotnik, wielki pustelnik z Tybetu. [przypis edytorski]
Hoene Wroński, Józef Maria, właśc. Josef Hoene (1776–1853) — filozof, matematyk, astronom, ekonomista, fizyk, wynalazca i prawnik, przedstawiciel mesjanizmu polskiego (twórca samego pojęcia „mesjanizm”); Hoene był pochodzenia niemieckiego, nazwisko Wroński przybrał później, pisał wyłącznie po francusku; był przeciwnikiem ideowym Mickiewicza (również z powodu „zawłaszczenia” i przedefiniowania terminu mesjanizm), z obsesyjną wrogością odnosił się do masonerii i ruchów socjalistycznych oraz komunistycznych; popularny szczególnie wśród emigracji polskiej w XIX wieku. [przypis edytorski]
Aretino — poeta włoski z XVI w., znany z jadowitego, wszetecznego i przedajnego pióra. [przypis redakcyjny]
in potentia, si non in actus (łac.) — potencjalnie, jeśli nie poprzez czyn. [przypis edytorski]
lodowiec Morteratsch — także: niem. Morteratschgletscher, w jęz. retoromańskim: Vadret da Morteratsch; lodowiec Alpach Wschodnich na terenie Szwajcarii, o największej powierzchni w masywie Bernina, sięga po szczyt Punta Perrucchetti (4020 m n.p.m.), jego dł. wynosi 6,4 km, a powierzchnia, wraz z zasilającym go lodowcem Pers, ok. 15,4 km², na początku XXI w. jego czoło znajdowało się na wys. ok. 2020 m n.p.m. (lodowiec cofa się rocznie o kilkanaście do kilkudziesięciu cm, co jest obserwowane od l. 80 XIX w.); wypływający spod lodowca potok Bernina zasila rzekę Inn. [przypis edytorski]
ihumen a. igumen (z gr. ἡγούμενος: idący na przedzie, wiodący) — przełożony monasteru a. domu zakonnego, odpowiednik katolickiego przeora w prawosławiu oraz w katolickich kościołach wschodnich. [przypis edytorski]
Kuropatkin, Aleksiej Nikołajewicz, właśc. Алексей Николаевич Куропаткин (1848–1925) — ros. generał, minister wojny w l. 1898–1904, obarczany odpowiedzialnością za największe porażki Rosjan w czasie wojny rosyjsko-japońskiej (1904–1905), szczególnie w bitwie pod Mukdenem (1905) i bitwie pod Liaoyang (1904). [przypis edytorski]
Kireńsk — miasto w azjatyckiej części Rosji, w obwodzie irkuckim (640 km na płn-wsch. od Irkucka); położone u ujścia Kirengi do Leny. [przypis edytorski]
Mordwini a. Mordwa — ludność mówiąca językami ugrofińskimi z grupy języków wołżańskich; zamieszkująca rozproszonymi grupami Rosję, m.in.: Republikę Mordwińską, Republikę Tatarstanu, obwody: samarski, penzeński, orenburski, niżnonowogrodzki oraz Syberię; obecna także w Azji Środkowej w Armenii. [przypis edytorski]
Grottger, Artur (1837–1867) — malarz okresu romantyzmu, znany z cyklu rysunków na temat powstania styczniowego. [przypis edytorski]
C'est une femme! c'est une femme! c'est moi qui vous le dit, Madame (fr.) — To jest kobieta! To jest kobieta! Ja to pani mówię! [przypis edytorski]
Manon Lascaut — bohaterka powieści Antoine'a Prévosta Historia kawalera des Grieux i Manon Lescaut (1731), obiekt namiętnej miłości, ale też prowodyrka różnych nieszczęśliwych, a niekiedy też nieuczciwych przedsięwzięć. [przypis edytorski]
Edda — cykl staroskandynawskich pieśni o początku świata, pochodzeniu, tradycjach i podbojach ludów Skandynawii; składa się z Eddy starszej pochodzącej z IX wieku i Eddy młodszej z XIII wieku. Spisanie tych tekstów miało być dziełem Islandczyka Snorriego Sturlusona. [przypis edytorski]
arrivé (fr.) — ten, kto odniósł sukces; l'homme arrivé, femme arrivé: człowiek sukcesu, kobieta sukcesu. [przypis edytorski]
Bafomet — bóstwo, które rzekomo mieli czcić templariusze w stosownych świątyniach (bafomeriach); jego znany opis i wizerunek pochodzi od Eliphasa Léviego (1810–1875), okultystę, masona, autora dzieł na temat magii, który przedstawił Bafometa (w Dogme et Rituel de la Haute Magie, 1855) jako kozła z potężnymi rogami i pentagramem na czole, z drobnymi kobiecymi piersiami, na brzuchu mającego rodzaj pokrytej łuską tarczy z kaduceuszem ( w mit. gr. symbolem uśmierzania sporów, tu: symbolem poznania dobra i zła oraz dualizmu wszechrzeczy), z ciemnymi skrzydłami na plecach, siedzącego ze skrzyżowanymi kopytami na ujarzmionym ziemskim globie, z wzniesioną ku górze prawą ręką z napisem „solve” („rozwiąż”) oraz wyciągniętą ku dołowi lewą ręką z napisem „coagula” („zwiąż”); na górze i na dole znajdują się półksiężyce wskazywane dłońmi o skrzyżowanych palcach, dolny księżyc jest ciemny, górny jasny. Z zeznań templariuszy wynikało, że mogli oddawać cześć wizerunkowi głowy Jana Chrzciciela na tacy a. głowie Chrystusa na Całunie Turyńskim. [przypis edytorski]
egzulować (daw.) — opuścić ojczyznę, udać się na wygnanie; tu: wygnać, wygonić. [przypis edytorski]
Dantyszek, Jan, właśc. Hoefen, Johannes von (1485–1548) — łac. Dantiscus, Dantiscus de Curiis; ur. w Gdańsku podróżnik, polski dyplomata, pierwszy ambasador w historii dyplomacji polskiej, sekretarz króla Zygmunta I Starego od 1516 r., biskup chełmiński rezydujący w Lubawie (od 1530), biskup warmiński (od 1537); poeta polsko-łaciński okresu renesansu, autor elegii miłosnych, najbardziej znanym utworem Dantyszka jest poemat metafizyczny Nagrobek sobie samemu. [przypis edytorski]
baliwernia a. baliwerna (z fr. baliverne) — banialuka, dyrdymała, niedorzeczność. [przypis edytorski]
Sabała, właśc. Jan Krzeptowski (1809–1894) — góral podhalański, znany przewodnik tatrzański, myśliwy, gawędziarz i muzykant. [przypis edytorski]
Targowica — miejscowość w środkowej części dzisiejszej Ukrainy, w końcu XVIII w. należała do dóbr Stanisława Szczęsnego Potockiego (1751–1805), uważano ją (omyłkowo) za miejsce ogłoszenia w 1792 r. tzw. konfederacji targowickiej, tj. związku przeciwników Konstytucji 3 Maja, którzy wezwali wojska rosyjskie, by ingerowały w polską politykę; Targowica stała się z tego powodu symbolem zdrady narodowej. [przypis edytorski]
Cecora — właśc. bitwa pod Cecorą; bitwa stoczona we wrześniu 1620 r. pomiędzy armią osmańsko-tatarską a polskimi wojskami koronnymi pod wsią Cecora (dziś: w Rumunii); po nierozstrzygniętej obronie polskiego obozu wojska Rzeczpospolitej rozpoczęły odwrót szykiem taborowym; w pobliżu granicy na Dniestrze w taborze wybuchła panika, szczególnie wśród służby obozowej, wojsko polskie pozbawione osłony uległo pogromowi, a hetman Żółkiewski zginął. [przypis edytorski]
Znicz — w pogańskiej kulturze Litwy święty ogień (bóg ognia) a. kapłan pilnujący ognia. [przypis edytorski]
Lena — rzeka w azjatyckiej części Rosji, w obwodzie irkuckim i w Jakucji, jedna z największych rzek Azji, 10. pod względem długości na świecie, wypływa ze źródeł w Górach Bajkalskich, uchodzi do Morza Łaptiewów tworząc ogromną deltę, jej długość wynosi 4400 km. [przypis edytorski]
Nietzsche, Friedrich (1844–1900) — filozof i pisarz niem.; studiował filologię klasyczną, teologię, dzieje Kościoła i historię na uniwersytetach w Bonn i w Lipsku, w latach 1869–1879 był profesorem nadzwyczajnym w katedrze filologii klasycznej uniwersytetu w Bazylei; od 1869 r. bezpaństwowiec (wyrzekł się obywatelstwa pruskiego); autor dzieł: Narodziny tragedii czyli hellenizm i pesymizm, Tako rzecze Zaratustra, Poza dobrem i złem, Wola mocy i in.; naczelne miejsce w jego filozofii zajmuje kategoria życia (egzystencji, afirmacji istnienia i dążenia do jego pełni) oraz odrzucenie poszukiwania esencji, czyli ukrytego sensu świata (np. sensu zakorzenionego w koncepcji Boga); Nietzsche był krytykiem chrześcijaństwa i ufundowanej na nim kultury zachodniej; postulował natomiast powrót do wartości staroż. kultury greckiej. [przypis edytorski]
Bonaparte, Napoléon (1769–1821) — pierwszy konsul Republiki Francuskiej 1799–1804, następnie Cesarz Francuzów (jako Napoleon I) w l. 1804–1814 i w 1815 r. (podczas tzw. Stu Dni Napoleona); wybitny dowódca wojskowy i strateg, reformator państwa i europejskiego systemu prawnego (Kodeks Napoleona); swoją pozycję w rewolucyjnej Francji zdobył dzięki pomyślnemu przeprowadzeniu akcji militarnych takich jak zdobycie Tulonu (1793), stłumienie rojalistycznej rewolty w Paryżu (1795), kampania włoska (1796–97) oraz kampania w Egipcie (1798); pod jego zwierzchnictwem zostały utworzone przez gen. Jana Henryka Dąbrowskiego Legiony Polskie we Włoszech. W okresie rozbiorów Polacy wiązali wielkie nadzieje z osobą Napoleona; stał się on uosobieniem silnego wodza, w sposób zdecydowany realizującego swoją wizję polit., kierującego się ideami demokratycznymi i sprzyjającemu narodom dążącym do niepodległości; był wcieleniem ideału jednostki zmieniającej bieg historii i porządek społ.-polit. świata (idea napoleońska). [przypis edytorski]
generał Nogi, właśc. Maresuke Nogi (1849–1912) — pochodzący z rodziny samurajów generał Cesarskiej Armii Japońskiej, trzeci gubernator generalny Tajwanu. W czasie wojny rosyjsko-japońskiej (1904–1905) nominowany na dowódcę 3. Armii prowadzącej blokadę Portu Artura z lądu; po przybyciu do Mandżurii na froncie zginął jego syn, który służył w 2. Armii, a w czasie blokady Portu Artura zginął także jego drugi syn; w związku z brakiem powodzenia w blokadzie Portu Artura, Nogi podał się do dymisji, ale cesarz nie wyraził na to zgody. Ze swoją armią 2 stycznia 1905 zdobył Port Artur. Za zdobycie tej twierdzy został uznany za bohatera narodowego. Dowodząc 3. Armią, odniósł zwycięstwo w bitwie pod Mukdenem (obecnie Shenyang). Po zakończeniu wojny osobiście zrelacjonował cesarzowi przebieg walk o Port Artur. Przy referowaniu strat rozpłakał się i prosił monarchę o przebaczenie za 56 tys. ofiar blokady twierdzy oraz o pozwolenie popełnienia samobójstwa za poniesione straty. Cesarz nie zezwolił. Za zasługi w wojnie 1904–1905 otrzymał tytuł hrabiego i Order Wschodzącego Słońca I klasy oraz został członkiem Wyższej Rady Wojennej przy cesarzu i honorowym prezydentem szkoły dla dzieci arystokracji. Był wychowawcą przyszłego cesarza Hirohito. [przypis edytorski]
Anafielas a. Anapilis (mit. litew.) — Góra Wieczności, stroma skała, na którą wdrapywać się muszą dusze zmarłych, aby na szczycie poddać się sądowi i trafić do nieba lub piekła (w wędrówce tej grzechy, zarówno jak bogactwa, nazbierane za życia, obciążają duszę i utrudniają jej wspinaczkę, pomocna natomiast są pazury), zmarli, którzy zsuwali się z góry, byli pożerani przez smoka; opowieść o górze Anafielas wyszukał w baśniach i podaniach badacz starożytności litewskich Teodor Narbutt, nazwa góry posłużyła za tytuł dla eposu o dziejach Litwy autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego (o podtytule Pieśń z podań Litwy, wyd. 1843–1846). Jednakże ponieważ litewski nie używa litery f, nazwa góry mogłaby brzmieć raczej Anapilis i oznaczać „zaświaty” w ogóle oraz wskazywać na związki kultury litewskiej ze Skandynawami i Duńćzykami, choćby poprzez Kurszów (Kurów, łot. kurši, lit. kuršiai) i Żmudzinów zamieszkałych na wybrzeżu bałtyckim. [przypis edytorski]
Lohengrin — postać z legend arturiańskich, z anonimowego poematu fr. z XIII w. Rycerz łabędzia (fr. Le Chevalier au cygne); syn Parsifala (a. Perciwala), rycerz Świętego Graala, wysłany w łodzi ciągniętej przez łabędzie, by ocalić pannę, która nie może zapytać Lohengrina o jego tożsamość. [przypis edytorski]
miazma a. miazmat (daw., z gr. dosł: splamienie, brud) — wyziewy, niezdrowe powietrze, zaduch; przen.: szkodliwe, rozkładowe, demoralizujące czynniki. [przypis edytorski]
l'etat c'est moi (fr.) — państwo to ja (słowa przypisywane królowi Francji, zw. królem-słońce, Ludwikowi XIV, wskazujące niedwuznacznie na absolutyzm jego władzy). [przypis edytorski]
Iksjon (mit. gr.) — król Lapitów w Tesalii, wsławiony jako pierwszy zabójca własnego krewnego (teścia Dejoneusa, z tej winy oczyścił go sam Zeus) oraz jako śmiałek, który zakochał się w Herze, małżonce Zeusa, i próbował ją uwieść, za co został ukarany strąceniem do Tartaru i przykuciem do wiecznie obracającego się, płonącego koła. [przypis edytorski]
cyborium — tabernakulum: tabernakulum, ozdobna puszka lub szafka do przechowywania komunikantów przy ołtarzu w czasie mszy; także: naczynie liturgiczne w formie metalowego kielicha z przykrywką, służące do przechowywania hostii w kościele katolickim. [przypis edytorski]
Stanhope, Hester Lady (1776–1839) — podróżniczka, pochodząca z wysokiej arystokracji brytyjskiej. [przypis edytorski]
Besant, Annie (1847–1933) — angielska socjalistka, feministka i aktywistka walcząca o prawa człowieka, w tym szczególnie prawa kobiet, oraz pisarka, teozofka (druga, po Helenie Bławatskiej, prezeska Towarzystwa Teozoficznego) i filantropka (współzałożycielka Banaras Hindu University); ur. jako Annie Wood, była znana pod nazwiskiem męża, z którym miała dwoje dzieci, a następnie pozostawała w separacji. [przypis edytorski]
bałachon (z ukr., reg. wsch.) — długie, szerokie ubranie wierzchnie; chałat, kitel. [przypis edytorski]
Avenarius, Richard Heinrich Ludwig (1843–1896) — filozof niem., jeden z twórców (obok E. Macha) empiriokrytycyzmu (tzw. drugiego pozytywizmu), postulującego konieczność usunięcia z nauki pojęć subiektywnych, wartościujących, apriorycznych i metafizycznych (takich jak np. dusza, jaźń, ale także np. atom), ograniczenie jej do opisu „czystego doświadczenia”, do ekonomicznego, tj. skrótowego zapisu zjawisk. [przypis edytorski]
Ostwald, Wilhelm Friedrich a. Vilhelms Ostvalds (1853–1932) — chemik i filozof przyrody łotewski, pochodzenia niem., prof. chemii na politechnice w Rydze (1882–1887), prof. chemii fizycznej na Uniwersytecie w Lipsku (1887–1906); laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii w 1909 r. za prace dot. katalizy, warunków równowagi chemicznej oraz szybkości reakcji chemicznych; zgodnie z zasadami pozytywizmu uważał, że należy odrzucać nie dość silnie potwierdzone doświadczalnie koncepcje teoretyczne i na tej podstawie długo nie akceptował teorii atomowo-molekularnej budowy materii; twierdził, że nie ma empirycznych podstaw, by odrębnie rozpatrywać pojęcia „materia” i „energia”, ponieważ materia jest tylko jedną z form występowania energii; w 1895 r. opublikował książkę pt. Die überwindung des wissenschaftlichen Materialismus (Krytyka materyalizmu naukowego, wyd tł. pol. 1897). [przypis edytorski]
Poincaré, Jules Henri (1854–1912) — francuski matematyk, fizyk, astronom i filozof nauki, z zawodu inżynier górnictwa; prof. Uniwersytetu Paryskiego od 1881 r., prof. fizyki matematycznej na Sorbonie od 1886, członek Francuskiej Akademii Nauk od 1887 r.; prekursor teorii względności, w zakresie matematyki zajmował się m.in. równaniami różniczkowymi, współtwórca współcz. topologii kombinatorycznej. [przypis edytorski]
impudens, impurus, inverecundissimus (łac.) — bezwstydny, nieczysty, najnieobyczajniejszy (tj. w najwyższym stopniu pozbawiony verecundia: skromności, poczucia przyzwoitości itp.). [przypis edytorski]
jezuici, nieraz wybitni jako pojedynczy ludzie, a niweczący narody jako Zakon — Swym rymowanym Alwarem i bizunem jezuici wytępili wszelkie zakusy samodzielnego myślenia. Byli oni w Polsce tyle winni, ile Inkwizycja gdzie indziej. Oni to swego wymarzonego króla Filipa II chcieli zrobić Panem Chrześcijaństwa, a Hiszpanii poddać cały katolicyzm. Zrywając maski, po rzezi św. Bartłomieja, papież Grzegorz XIII zanucił radosne Te Deum u św. Marka. [przypis autorski]
Klemens XIV, właśc. Lorenzo Ganganelli (1705–1774) — włoski duchowny katolicki, franciszkanin; syn wiejskiego lekarza, w 1731 r. obronił doktorat z teologii, był radcą Świętego Oficjum, nie przyjął nominacji na generała franciszkanów; od 19 maja 1769 papież pod imieniem Klemensa XIV (do 1774), wybrany w atmosferze nacisku burbońskich dworów (m.in. króla Francji Ludwika XV i króla Neapolu i Sycylii Karola III) na to, by doprowadzić do likwidacji zakonu jezuitów; 21 lipca 1773 papież podpisał, a 16 sierpnia wydał brewe Dominus ac Redemptor noster, rozwiązujące zakon jezuitów i likwidujące domy zakonne w Europie (poza Prusami i Rosją, których władcy nie uznali papieskiej decyzji za obowiązującą); pod koniec życia papież cierpiał na depresję i lękał się, że zostanie zamordowany, istotnie po jego śmierci podejrzewano, że został otruty, ponieważ jego ciało szybko ulegało rozkładowi. Klemens XIV zaangażowany był również w sprawy polskie: w okresie konfederacji barskiej poparł króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w wydanym brewe przeciw konfederatom; próbował również zapobiec I rozbiorowi Polski w 1772, zabiegając (bezskutecznie) od odstąpienie od planów ekspansji terytorialnej m.in. u cesarzowej Marii Teresy. [przypis edytorski]
Camorra — zawiązana w 1820 w Królestwie Neapolu tajna włoska organizacja przestępcza o charakterze mafijnym, składająca się z 30 klanów podzielonych na 30 grup, które z kolei obejmowały ok. 100 rodzin oraz ok. 5 tys. członków honorowych; na czele każdego klanu stał boss, na czele każdej z grup capo, wszystkie zyski (z napadów, ochrony, szantażów, lichwy, płatnych zabójstw itp.) spływały do bossa, on zaś dysponował finansami tak, żeby podtrzymywać trwanie organizacji; na przełomie XIX i XX w. Camorra działała w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (gł. w Nowym Orleanie i Nowym Jorku). [przypis edytorski]
Na dnie — tytuł powieści Maksyma Gorkiego opowiadającej o ludziach zepchniętych na margines społeczeństwa, wegetujących w domu noclegowym. [przypis edytorski]
Gorki, Maksim, właśc. Максим Горький (1868–1936) — ros. pisarz i publicysta okresu modernizmu, uważany za inicjatora socrealizmu w literaturze, pierwszy przewodniczący Związku Pisarzy ZSRR w l. 1934–1936, przyjaźnił się z Feliksem Dzierżyńskim (poznanym podczas kuracji gruźliczej) oraz Leninem; ur. jako Aleksiej Maksimowicz Pieszkow, funkcjonował pod pseudonimem literackim. [przypis edytorski]
Ksenofont (ok. 430–ok. 355 p.n.e.) — grecki pisarz, historyk i żołnierz, pochodził z Aten; autor pism politycznych i historycznych, m.in. Ustrój spartański, Historia grecka (Hellenika), Wyprawa Cyrusa (Anabaza) oraz pism wspomnieniowych dotyczących Sokratesa, m.in. drugiej, obok Platońskiej, Obrony Sokratesa (Apologia). [przypis edytorski]
pemikan — suszone mięso; chude mięso upolowanych zwierząt (najczęściej bizonów, łosi lub jeleni) pokrojone w cienkie paski, rozdrobnione, wymieszane z bizonim łojem i kwaśnymi jagodami, po czym uformowane w wałki i zakonserwowane przez suszenie na słońcu; metoda takiego preparowania mięsa stosowana była powszechnie przez północnoamerykańskich Indian żyjących w rejonie Wielkich Jezior i Wielkich Równin. [przypis edytorski]
bigot — dewot; człowiek przywiązujący przesadną wagę do zewnętrznych form pobożności, zaniedbujący przy tym duchowość wewnętrzną i moralność; hipokryta w kwestiach religijno-moralnych. [przypis edytorski]
Medea (mit. gr.) — córka króla Kolchidy, która zakochała się w Jazonie i pomogła mu w zdobyciu złotego runa. Następnie uciekła z Grekami, porywawszy swego brata Absyrta, którego zamordowała i, chcąc zatrzymać pogoń ojca, wrzucała poćwiartowane zwłoki w morze. [przypis edytorski]
Kolizeum — Koloseum; nawiązanie do monumentalnej budowli o celach widowiskowych znajdującej się w Rzymie, która w czasach Nerona miała rzekomo służyć jako miejsce publicznego uśmiercania chrześcijan; tu przez analogię (niezbyt dokładną): Cytadela Warszawska. [przypis edytorski]
Promethidion — od tytułu poematu Norwida (wyd. 1850); tu zapewne: osoba wprowadzająca w życie ideały przedstawione przez romantycznego poetę, tzn. upowszechnianie wśród najszerszego ogółu prawdy i moralności wcielonej w najwyższe piękno formy (cel sztuki zdaniem Norwida). [przypis edytorski]
ksiądz Piotr — postać z III cz. Dziadów Mickiewicza; ksiądz Piotr, dzięki odpowiedniej postawie duchowej, pełnej pokory i otwarcia, miał dar jasnowidzenia i prorokowania przyszłości. [przypis edytorski]
oko burzy — nazywa się w wirującym leju chmur miejsce lazurowe niezmącenie spokojne. [przypis autorski]
Echidna (mit. gr. Ἔχιδνα) — potwór o ciele w połowie młodej kobiety, w połowie cętkowanego węża (żmii), żądny krwi, żywił się ludzkim mięsem. [przypis edytorski]
Ararat — góra w dzisiejszej Turcji, na jej szczycie wg Biblii wylądowała Arka Noego po potopie. [przypis edytorski]
implicite (łac.) — w sposób wynikający z kontekstu, dorozumiany; niejawnie. [przypis edytorski]
instygatariusz, właśc. instygator — daw. oskarżyciel publiczny, prokurator; ale także: prowokator. [przypis edytorski]
Cet homme que jamais j'aimais (fr.) — ten człowiek, którego nigdy nie kochałam (w oryginale uderzające jest współbrzmienie ostatnich dwóch słów). [przypis edytorski]
Bismarck, Otto von (1815–1898) — kanclerz Rzeszy Niemieckiej, przywódca obszarników pruskich, dokonał zjednoczenia Niemiec (1871); zwalczał ruch socjalistyczny, prowadził politykę antypolską, ale budował silne, a przy tym opiekuńcze państwo niemieckie, z systemem ubezpieczeń, emerytur itp. [przypis edytorski]
Cavour, Camillo Benso di (1810–1861) — polityk wł., mąż stanu, przywódca liberałów piemonckich, przyczynił się do zjednoczenia Włoch, premier królestwa Piemontu i Sardynii, pierwszy premier królestwa Włoch. [przypis edytorski]
Jan Witołdowicz, założyciel stowarzyszenia w Krożach pod nazwą Czarnych Braci (…) dla stosunków angielsko-rosyjskich w Afganistanie — Historyczne. [przypis autorski]
Ładoga — największe jezioro Europy (15 na świecie), obecnie położone w Rosji (do 1940 r. częściowo w Finlandii), na płn.-wsch. od Petersburga. [przypis edytorski]
Newa — rzeka w europejskiej części Rosji, wypływająca z jeziora Ładoga i uchodząca do Zatoki Fińskiej w Sankt Petersburgu, gdzie tworzy deltę o wielu rozgałęzieniach. [przypis edytorski]
Łukasiński, Walerian (1786–1868) — polski działacz niepodległościowy, major 4 pułku piechoty liniowej (czwartaków), twórca Wolnomularstwa Narodowego i Towarzystwa Patriotycznego. Aresztowany przez tajną policję 25 października 1822 i więziony w warszawskim więzieniu, 14 czerwca 1824 skazany przez Sąd Wojenny Najwyższy na zdegradowanie i 9 lat twierdzy. Więziony w twierdzy zamojskiej, był jednym z przywódców tamtejszego buntu więźniów, za co został skazany na śmierć, lecz ułaskawiony przez wlk. księcia Konstantego i skazany na 14 lat twierdzy, publiczną chłostę oraz zakucie rąk i nóg w kajdany. 30 listopada 1825 wywieziony z Zamościa do więzienia w Górze Kalwarii, a stamtąd do więzienia warszawskiego. 30 listopada 1827 został przesłuchany przez delegację sądu sejmowego, podczas sejmu 1830 r. bezskutecznie apelowano do cara o jego ułaskawienie. W czasie powstania listopadowego wywieziony został jako więzień stanu przez wycofujące się wojska rosyjskie do twierdzy Szlisselburskiej, gdzie spędził resztę życia, więziony mimo upływu wyroku w celi o zaostrzonym rygorze (wilgotnej, ciemnej, bez podłogi), został pozbawiony prawa do amnestii w 1856 r. jako rzekomy prowodyr powstania listopadowego; zmarł 27 lutego 1868 w Szlisselburgu. [przypis edytorski]
cynga (łac. scorbutus) — szkorbut, choroba wielonarządowa, wywołana niedoborem kwasu askorbinowego w pożywieniu, a co za tym idzie degenerację tkanki łącznej. [przypis edytorski]
Bestużew, Aleksandr, ros. Александр Александрович Бестужев (1797–1837) — ros. prozaik, poeta, krytyk literacki; dekabrysta. W latach 1823–1825 wraz z Konradem Rylejewem rozpoczął wydawanie almanachu literackiego „Polarnaja Zwiezda”, autor powieści dających początek romantyzmu ros.: Roman i Olga oraz Turniej rewelski, od 1823 r. członek Towarzystwa Północnego, rozpoczął powstanie dekabrystów, wyprowadzając 26 grudnia 1825 pułk moskiewski na Plac Senacki; skazany na 20 lat katorgi, część wyroku odbywał w Jakucku, następnie karnie wcielony w stopniu szeregowca do armii, brał udział w tłumieniu powstania imama Szamila w Czeczeni, ostatecznie zginął z ręki powstańców czeczeńskich; na zesłaniu powstały jego najważniejsze dzieła: Śledztwo (1830), Porucznik Białłozor (1831), Ammałat Bek (1832), Mułła-Nur (1836); tu: lm Bestużewy oznacza zapewne ogólnie powstańców buntujących się przeciw uciskowi caratu. [przypis edytorski]
Iszutin, Nikołaj (1840–1879) — rewolucjonista ros., od 1863 r. studiował na uniwersytecie w Moskwie, w l. 1863–1866 był przywódcą organizacji rewolucyjnej (tzw. iszutinowców); został aresztowany po nieudanym zamachu na cara Aleksandra II dokonanym przez przyrodniego brata Iszutina, Dmitrija Karakozowa 16 IV 1866; skazany na karę śmierci, zamienioną tuż przed egzekucją (co było częstą praktyką carską) na dożywotnią katorgę, był więziony do 1868 w Twierdzy Szlisselburskiej, następnie nad rzeką Karą na Syberii. [przypis edytorski]
Wiera Figner, właśc. Вера Николаевна Фигнер (1852–1942) — ros. działaczka ruchu narodnickiego; ur. w Kazaniu, studiowała w Zurychu (1872–1875), od 1873 r. związana z kręgami ros. radykałów; opowiadała się za terrorystycznymi metodami działania; od 1879 r. w Komitecie Wykonawczym Narodnej Woli; prowadziła propagandę antycarską wśród ludności wiejskiej (pracując jako pielęgniarka w Samarze i Saratowie), robotników, studentów i inteligencji, współuczestniczyła w organizacji zamachów na Aleksandra II pod Odessą i w Petersburgu (drugi został dokonany skutecznie dnia 1/13 marca 1881; car w jego wyniku zmarł); została aresztowana w Charkowie dwa lata później (1883), na skutek donosu; oczekując na wyrok, spędziła 20 miesięcy w twierdzy Pietropawłowskiej w pojedynczej celi; początkowo skazana na śmierć, następnie na dożywotnią katorgę, 20 lat więziona w twierdzy w Szlisselburgu; w 1904 zmieniono jej karę na przymusowe osiedlenie w guberni archangielskiej, potem w Kazaniu i Niżnym Nowogrodzie, w 1906 pozwolono na wyjazd za granicę, gdzie zaangażowała się w kampanię na rzecz więźniów politycznych w Rosji; w 1915 r. wróciła do Rosji w 1915; po rewolucji październikowej została wybrana w demokratycznych wyborach do Konstytuanty z listy eserowców (tj. partii socjalistów-rewolucjonistów, którzy istotnie w skali kraju wygrali wybory, zdobywając ponad 40% głosów wobec 24% oddanych na bolszewików). Po rozpędzeniu parlamentu przez bolszewików w styczniu 1918 Figner nie angażowała się już politycznie; publikowała artykuły o działalności narodników oraz wspomnienia. [przypis edytorski]
Poe, Edgar Allan (1809–1849) — amer. poeta i prozaik, krytyk literacki; przedstawiciel romantyzmu; w swojej twórczości nie stronił od elementów fantastyki, makabry i horroru. [przypis edytorski]
perennius aeris — trwalszy niż ze spiżu; nawiązanie do pieśni Horacego o trwałości pomnika, jaki wystawia wybitna sztuka swemu twórcy: Exegi monumentum aere perenius („Wzniosłem pomnik trwalszy niż ze spiżu”). [przypis edytorski]
timeo Danaos et dona ferentes (łac.) — obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary; łacińska sentencja, fragment Eneidy Wergiliusza (II, 49); nawiązanie do zdradzieckiego „daru”, jakim był koń trojański. [przypis edytorski]
Chillon — Château de Chillon, średniowieczny zamek obronny w kantonie Vaud w Szwajcarii, wzniesiony na skalistym cyplu wrzynającym się w wody Jeziora Genewskiego na jego wsch. wybrzeżu, między miastami Montreux a Villeneuve. Początkowo zamek był własnością biskupów Sion, w XII w. oddany w lenno książętom sabaudzkim. Podziemia zamku służyły w XIII w. jako magazyn, w XIV w. zamienione na więzienie, w którym więziono m.in. szwajcarskiego duchownego i patriotę, przeora klasztoru świętego Wiktora z Genewy, François Bonivarda, przykutego przez 4 lata do jednego z filarów. Romantyczny poeta ang., George Gordon Byron uwiecznił zamek jako ponurą twierdzę w swym poemacie Więzień Czyllonu (oryg. The Prisoner of Chillon). [przypis edytorski]
Gehenna — dolina pod Jerozolimą, w starożytności wysypisko śmieci i miejsce pochówku przestępców; symbolicznie: miejsce potępienia, piekło. [przypis edytorski]
Szymon Stylites (łac. Simeon Stylites, 390–459) — eremita, asceta, święty kościoła katolickiego i prawosławnego; pochodził z Sis (dziś Kozan w Turcji), na pograniczu Cylicji i Syrii; praktykował ascezę w Antiochii Syryjskiej, gdzie zbudował kamienny słup (o wys. ok. 3 m, stopniowo podwyższany aż do 60 stóp, tj. ok. 18 m), na słupie Symeon umieścił platformę o powierzchni ok. 4 m²; przez niemal 40 lat tam modlił się, wygłaszał kazania oraz rozmawiał z odwiedzającymi go ludźmi; także: Szymon Stylita, Szymon Słupnik. [przypis edytorski]
Hiparion (z gr.) — dosł.: konik; wymarły rodzaj nieparzystokopytnych z rodziny koniowatych, żyjący od miocenu do plejstocenu, zasiedlający Amerykę Północną, Eurazję i Afrykę. [przypis edytorski]
Isztar — bogini asyryjska; mit o jej zejściu do piekieł, gdzie Strażnik Śmierci obnażał ją z klejnotów. [przypis autorski]
Pieśń nad pieśniami — włączony do Biblii hebrajski poemat miłosny z IV–III w. p.n.e., składający się z pieśni oblubienicy, oblubieńca i chóru, zaliczany do ksiąg Starego Testamentu; w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej interpretowany na ogół alegorycznie i przypisywany Salomonowi, słynnemu z mądrości królowi Izraela, żyjącemu w X w. p.n.e. [przypis edytorski]
Feb a. Febus (mit. gr., z gr. Fojbos: promienny) — przydomek Apolla, boga światła i słońca, wróżbiarstwa i gwałtownej śmierci, opiekuna sztuk, patrona poetów i pieśniarzy. [przypis edytorski]
Josziwara a. Yoshiwara — sławna dzielnica „czerwonych latarni” (yūkaku), tj. prostytucji w Edo, daw. osobnym mieście, dziś części Tokio, stolicy Japonii; dzielnica Josziwara została założona w 1617 i stanowiła jedno z trzech znanych tego typu miejsc za szogunatu w XVII w. (obok Shimabary w Kyoto i Shinmachi w Osace); Josziwara oferowała usługi kurtyzan dla wyższych klas (zw. oiran), kształciła też tzw. gejsze; w XVIII w. była zamieszkiwana przez blisko 1800 kobiet, w XIX w. przez 9000 kobiet. [przypis edytorski]
Walmiki — staroż. ryszi (mędrzec) i święty indyjski; wg tradycji autor Ramajany oraz wynalazca śloki, najważniejszego metrum poezji sanskryckiej; nie wiadomo nic o jego życiu: podobno był rozbójnikiem, który zakończywszy swój proceder, w ramach pokuty tak długo siedział w bezruchu, aż mrówki pokryły jego ciało. [przypis edytorski]
Dąbrowski, Jarosław (1836–1871) — polski działacz niepodległościowy, sztabskapitan Armii Imperium Rosyjskiego, od 1862 członek Komitetu Miejskiego, a nast. Komitetu Centralnego Narodowego, generał i naczelny dowódca wojsk Komuny Paryskiej (1871), używał pseudonimu „Łokietek”. [przypis edytorski]
Messalina, Valeria (ok. 17–40) — trzecia żona rzym. cesarza Klaudiusza, znana z urody i licznych kochanków; skazana na śmierć za spisek przeciwko mężowi. [przypis edytorski]
Zwyciężyliście go, gdyż większy jest Ten, co w was jest, niż ten, co na świecie — Kronikarz Turowego Rogu ten szczególny dokument rozpacznej walki o własną Jaźń podaje bez żadnych komentarzy. [przypis autorski]
Helmholtza teoria, właśc. teoria Younga-Helmholtza — także: teoria trójchromatyczna, trójskładnikowa teoria widzenia barwnego; sformułowana przez Thomasa Younga (1773–1829) w roku 1802, dopracowana przez Hermanna Helmholtza (1821–1894) w 1852 r. teoria wyjaśniająca powstawanie barwnych wrażeń wzrokowych u naczelnych (w tym u człowieka) dzięki obecności w siatkówce oka trzech różnych fotoreceptorów, absorbujących światło widzialne w różnych zakresach długości fali promieniowania elektromagnetycznego. [przypis edytorski]
Eli-Eli-lama sabachtani (z hebr.) — Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił; słowa, które miał wypowiedzieć Jezus z Nazaretu przed śmiercią na krzyżu. [przypis edytorski]
Golkond — twierdza w płd.-śr. Indiach, w pobliżu Hajdarabadu, w XVI w. stolica państwa noszącego tę samą nazwę. W rejonie Golkondy znajdowały się słynne kopalnie diamentów, z których pochodzą najbardziej znane z tych kamieni, m.in. brylant Koh-i-noor. Golkonda stanowiła w XVI–XVII w. kwitnący ośrodek handlu diamentami i biżuterią, stąd zyskała sobie legendarną sławę królestwa niezmiernych bogactw i skarbów. [przypis edytorski]
sykofant (z gr. Συκοφάντης, dosł.: wskazujący figi) — zawodowy donosiciel w starożytnych Atenach. [przypis edytorski]
Batyj (z ros.) — właśc. Batu-chan (1205–1255), władca mongolski, wnuk Czyngis-chana, założyciel Złotej Ordy. W 1236 r. rozpoczął mongolską inwazją na Europę, w wyniku której Złota Orda podbiła Ruś Kijowską (zajęcie Kijowa 1240), a nast. jej część uderzyła na Polskę (klęska wojsk Henryka Pobożnego pod Legnicą 1241), część zaś po przekroczeniu Dunaju i Karpat na Węgry i, pokonawszy armię Beli IV w 1241 w bitwie pod Mohi, zajęła tereny Austrii i Dalmacji. Batu-chan jako swój ułus (podległy lud i teren zarazem) otrzymał w 1227 step uralsko-kaspijski oraz Chorezm nad dolną Amu-darią (dziś na terytorium Uzbekistanu, Turkmenistanu i Iranu), gdzie wg niem. orientalisty Josefa Markwarta (1864–1930) niegdyś na tamtejszym królewskim dworze miał działać prorok Zaratusztra, twórca jednej z najstarszych monoteistycznych religii, zaratusztranizmu. [przypis edytorski]
Zoroaster a. Zaratustra (ok. 628–ok. 551 p.n.e.) — także: Zaratusztra; legendarny perski prorok, twórca monoteistycznej religii dualistycznej nazwanej od jego imienia zaratusztrianizmem. [przypis edytorski]
Szamo — także: Ałaszan; piaszczysta pustynia w płn. Chinach, w zach. Mongolii Wewnętrznej (region autonomiczny w płn. Chinach), położona na płn-wsch. od gór Qilian Shan; jej równinna, lekko falista powierzchnia wznosi się na wys. 840–1600 m n.p.m., wały wydmowe i barchany wznoszą się miejscami na ponad 300 m. [przypis edytorski]
Bolesław Kędziorowaty, (…) Zygmunt Walezjusz — władcy tacy nie są znani w historii. [przypis edytorski]
gwebrowie (z pers. ghebr': niewierny) — daw. nazwa wyznawców zaratusztrianizmu nadana im przez muzułmanów; także: parsowie, wyznawcy mazdaizmu, staroirańskiej religii plemion medyjsko-perskich, zogniskowanej wokół kultu boga światła i dobra (Ahura Mazdy), której początek sięga VIII w. p.n.e., a wpływy obejmują zaratusztrianizm, łącząc się z wierzeniami hinduskimi i (starszym od mazdaizmu) kultem Mitry, boga-Słońca. [przypis edytorski]
mistrza Matejki, obrazem Obrony Wiednia — obraz Jana Matejki (1838–1893) tytułowany Jan Sobieski pod Wiedniem a. Zwycięstwo pod Wiedniem, namalowany w l. 1882–1883 z okazji 200 rocznicy wiktorii wiedeńskiej, a przedstawiający scenę wręczenia kanonikowi Denhoffowi, wysłannikowi papieża Innocentego XI, listu z wiadomością o pokonaniu wojsk tureckich u bram Wiednia przez siedzącego na koniu króla Jan III Sobieskiego; obraz został w grudniu 1883 r. przekazany papieżowi Leonowi XIII jako „dar narodu polskiego” i obecnie znajduje się w Muzeach Watykańskich. [przypis edytorski]
riasa — długa szata z szerokimi rękawami noszona przez duchownych prawosławnych. [przypis edytorski]
Niflheim (mit. nordycka) — Kraina Mgły, królestwo lodu i zimna, którym włada bogini Hel, córka Lokiego. [przypis edytorski]
Strauss, David Friedrich (1808–1874) — niem. pisarz, filozof i teolog, który w swoim dwutomowym dziele Das Leben Jesu. Kritisch bearbeitet (1835) dowodził, że Jezus nie istniał lub był jednym z fanatyków religijnych, a Ewangelie stanowią zbiory mitów i legend, a opisane w nich zdarzenia i cuda nie wydarzyły się naprawdę. [przypis edytorski]
Harnack, Adolf von (1851–1930) — niem. teolog luterański, jeden z najwybitniejszych teologów i historyków wczesnochrześcijańskiej doktryny (zajmował się m.in. gnostycyzmem i marcjonizmem); autor trzytomowej Historii dogmatu (1886–1890) oraz m.in. Istoty chrześcijaństwa (1900, wyd przekładu pol. 1909), będącego zapisem wykładów berlińskich. [przypis edytorski]
Margier — książę litewski z XIV w., uwieczniony w poemacie Władysława Syrokomli z 1855 r.; w swoim zamku na Górze Zamkowej w Puniach nad Niemnem w 1336 r. książę wraz załogą zamku i okoliczną ludnością stawił bohaterski opór wyprawie krzyżackiej, pod wodzą wielkiego mistrza Teodoryka z Altenburgu, Ludwika, margrabiego brandenburskiego, Filipa hrabiego Namur i hrabiego Hennenberga; obrońcy zamku (zgodnie z tradycją, którą za kronikarzami pruskimi podaje również Jan Długosz), widząc brak możliwości dalszej obrony zamku, pozabijali swoje żony i dzieci, spalili zgromadzone kosztowności, a sami polegli w walce z Krzyżakami lub spłonęli na stosie; na koniec książę Margier popełnił samobójstwo, rzucając się w płomienie. [przypis edytorski]
Hermopolis (z gr.: miasto ośmiu) — w staroż. Egipcie ośrodek kultu boga Thota (księżycowego boga mądrości, stwórcy świata), a także centrum kultu ośmiu bóstw (Ogdoady), które wg wierzeń miały tu zapoczątkować powstanie boga, stwórcy ludzi, byli to: bóstwa wód pierwotnych Nun i jego małżonka Naunet, bóstwa ciemności Kuk i Kauket, niewidzialności Tenemu i Tenemut (późn. Amon i Amaunet) oraz bóstwa uosabiające nieskończoną przestrzeń Huh i Hauhet; bogowie Ogdoady przybrali postać żab, zaś boginie postać węży, jedynie Amon stał się wężem o imieniu Kemofet, tj. „ten, który spełnił swój czas”. W okresie hellenistycznym kult Thota przekształcił się w kult Hermesa. [przypis edytorski]
Gehenna — dolina pod Jerozolimą, w starożytności wysypisko śmieci i miejsce pochówku przestępców; symbolicznie: miejsce potępienia, piekło. [przypis edytorski]
Emir Rzewuski, właśc. Wacław Seweryn Rzewuski (1784–1831) — podróżnik, orientalista, pamiętnikarz, poeta, jeździec i znawca koni. Pochodził z rodu Rzewuskich herbu Krzywda, wykształcony w Wiedniu w szkole kadetów, brał udział w walkach wojsk austriackich przeciw armii napoleońskiej; w 1811 r. porzucił żonę (Aleksandrę Rozalię z Lubomirskich, matkę ich czwórki dzieci) i rodzinną ziemię, dalsze swoje dzieje łącząc z krajami arabskimi. Zwany „Złotobrodym Emirem” (na Wschodzie także Emir Tadż el faher Abd-el-Niszan; Emir Arslan), stał się inspiracją dla romantyków: Adama Mickiewicza (Farys) i Juliusza Słowackiego (Duma o Wacławie Rzewuskim). [przypis edytorski]
Belus a. Bel — dosł. akad. bēlu: pan, władca; jedno z określeń babilońskiego boga Marduka. [przypis edytorski]
Putyfar — postać biblijna, jeden z urzędników faraona; Egipcjanin, który kupił Józefa od Izmaelitów (Rdz 37,36); żona Putyfara próbowała uwieźć Józefa. [przypis edytorski]
napisy (…) Baltazara — tj. słowa: mane, tekel, fares, które wg opowieści biblijnej z Księgi Daniela (5:25) wypisała tajemnicza ręka na ścianie pałacu w Babilonie podczas uczty króla Baltazara; znaczenie napisu: „policzono, zważono, rozproszono” (w jęz. hebr., aram. a. chaldejskim) zostało odczytane jako przepowiednia upadku państwa, który miał stanowić karę za grzechy Babilonu. [przypis edytorski]
Thule (gr. Θούλη, łac. Thūlē) — w staroż. literaturze i kartografii greckiej i rzymskiej najdalej na północy wskazywana lokalizacja, wyspa położona 6 dni żeglugi (wg starożytnych) od Wielkiej Brytanii, utożsamiana później z Islandią, Szetlandami, Norwegią (jeszcze w średniowieczu uważaną za wyspę), względnie estońską wyspą Saremą (Ozylią), położoną na Bałtyku na płd. od wejścia do Zatoki Fińskiej, odgradzająca Zatokę Ryską od pełnego morza; przen.: koniec świata. [przypis edytorski]
Fudźijama, właśc. Fudżi — także: Fudżi-san; góra Fudźi, będąca właśc. czynnym stratowulkanem, a zarazem najwyższym szczytem Japonii (o wys. 3776 m n.p.m.), położonym na wyspie Honsiu, na płd.-zach. od stolicy kraju, Tokio; tradycyjnie uznawana za miejsce święte. [przypis edytorski]
raz'em był (daw.) — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: raz byłem. [przypis edytorski]
trzykroć'em się rozbił (daw.) — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: trzykroć się rozbiłem. [przypis edytorski]
zgarszać się — dziś popr. forma: gorszyć się; odczuć oburzenie ze względów moralnych. [przypis edytorski]
Sarto, Andrea del, właśc. Andrea d'Agnolo di Francesco di Luca (1486–1530) — włoski malarz renesansowy z Florencji, urodzony w rodzinie krawieckiej, stąd przydomek del Sarto (dosł. „od krawca”); najgłośniejsze jego dzieło to freski z życia św. Filipa w Santa Anunziata we Florencji (powst. 1504–1511) oraz utrzymane w monochromatycznej gamie brązów freski na temat życia św. Jana Chrzciciela we florenckim Chiostro dello Scalzo (1511-1526); ponadto zwracają uwagę jego obrazy: Madonna z harpiami (pełna ruchu, skrętów ciała już barokowych) oraz Ofiarowanie Izaaka, zdradzające tendencje manieryczne. [przypis edytorski]
Lew Sapieha swej trumny zbutwiałej: męczone zakonnice przez miecz (…) modlitwą o cud — W lochach kościoła św. Michała w Wilnie r. 1655. [przypis redakcyjny]
kolumna Vendôme — pomnik w formie kolumny wzniesiony na Place Vendôme w Paryżu; oficjalnie: Kolumna Wielkiej Armii (tj. armii Napoleona I); została odlana z dział zdobytych na przeciwniku w wojnie z Niemcami w 1805 r. [przypis edytorski]
Astaroth — demon; w tradycji okultystycznej dwudziesty dziewiąty duch Goecji; jego biblijnym pierwowzorem była Astarte, fenicka bogini miłości zmysłowej i wojny (odpowiednik babilońskiej Isztar), przedstawiany z kobiecymi piersiami i smoczymi atrybutami (kończyny, skrzydła, ogon, łuski); w literaturze: wymieniony wśród siedmiu książąt piekieł, którzy odwiedzili Fausta; Astaroth miał udzielać odpowiedzi na pytania dotyczące przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, potrafić odkryć każdą tajemnicę, uczyć wszystkich nauk wyzwolonych i zapewniać przychylność wielkich panów. [przypis edytorski]
Perudżino a. Perugino, właśc. Pietro di Cristoforo Vannucci (ok. 1450–1523) — wł. malarz i rysownik okresu renesansu, przedstawiciel szkoły umbryjskiej, oryginalny artysta tworzący w stylu typowym dla XV wieku (quattrocenta). [przypis edytorski]
kalian (z pers. kaljun) — w krajach mahometańskich przyrząd do palenia tytoniu. [przypis edytorski]
triklinium a. triclinium (łac.) — sala jadalna, u Greków: trójkątny stół jadalny. [przypis edytorski]
lingam — w hinduizmie termin metafizyczny; z sanskrytu linga: znak, przejaw, emblemat, symbol itp.; może oznaczać cudowną zdolność ludzkich narządów płciowych do kurczenia się i powiększania (jak to czynią ślimaki); hinduistyczny kamienny lingam to najczęściej obiekt kultu boga Śiwy (śiwalingam); przez chrześcijańskich badaczy lingam bywa utożsamiany z fallusem, choć w zestawieniu z joni wskazywać może na łechtaczkę. [przypis edytorski]
joni a. yoni — w hinduizmie określenie żeńskich organów płciowych zarówno w znaczeniu fizycznym, jak i w znaczeniu religijno-duchowym, jako symbol bogini Dewi, źródła życia i całego wszechświata. [przypis edytorski]
mener (z fr.) — przywódca ugrupowania lub stronnictwa, lider; dosł.: wiodący. [przypis edytorski]
opriczina (ros. опричнина) — nazwa okresu w historii Rosji (1565–1572) oraz polityki stosowanej w tym czasie przez cara Iwana IV Groźnego, której głównym celem było zdławienie wszelkiej opozycji wewn. i umocnienie władzy carskiej; w tym celu car wyjął znaczną część państwa spod władzy bojarów (pozostała reszta zw. była ziemszczyną) i poddaniu jej bezpośr. władzy cara oraz terrorowi jego gwardzistów, zw. opricznikami. [przypis edytorski]
gargota, właśc. garota (z hiszp. garrote) — broń wykorzystywana od czasów starożytności przez zabójców do szybkiego duszenia ofiar: kawałek dość cienkiego, lecz wytrzymałego materiału (takiego jak szalik, sznurek, żyłka, drut, kabel), służącego do uchwycenia oburącz i zaciskania na szyi ofiary, często używana przy ataku od tyłu. [przypis edytorski]
Tirso de Molina, właśc. Gabriel Téllez (1579–1648) — dramaturg i poeta hiszp., jeden z najważniejszych twórców hiszpańskiego Złotego Wieku, autor pierwszej udramatyzowanej wersji historii o Don Juanie (El burlador de Sevilla y convidado de piedra); od ok. 1600 członek zakonu mercedarian (zakonu Matki Bożej Łaskawej), co umożliwiło mu studia, podróże i pracę literacką. [przypis edytorski]
Hakata — Niemiecki Związek Marchii Wschodniej (Deutscher Ostmarkenverein), niem. nacjonalistyczna organizacja działająca w latach 1894–1934 na terenie ówczesnych wsch. prowincji Niemiec; popularna nazwa stanowi akronim H-K-T od nazwisk jej założycieli: von Hansemann, Kennemann and von Tiedemann. [przypis edytorski]
bigoteria — hipokryzja w zakresie moralności, dewocja; przywiązywanie przesadnej wagi do zewnętrznych form pobożności, przy jednoczesnym zaniedbywaniu istotnej duchowości wewnętrznej i moralności. [przypis edytorski]
Val de Grâce — świątynia rzymskokatolicka ufundowana przez królową Annę Austriaczkę (1601–1666), żonę Ludwika XIII (1601–1643), w geście wdzięczności za urodziny (po 23 latach małżeństwa) jej syna, następcy tronu, przyszłego Ludwika XIV (1638–1715); fundacja była aktem wdzięczności dla Marii Dziewicy oraz dla wspierających stale królową benedyktynek, które miały klasztor w bezpośrednim sąsiedztwie nowego, wspaniałego, pałacowego kościoła, usytuowany przy bulwarze Port-Royal 74, w V dzielnicy Paryża. [przypis edytorski]
ewig Weibliche, das (niem.) — wieczna kobiecość (termin związany z refleksją i twórczością Goethego). [przypis edytorski]
ewig Langweilige, das — wieczna nuda, wieczna nudność; prześmiewczy termin ukuty na wzór „das ewig Wiebliche” (wieczna kobiecość) Goethego. [przypis edytorski]
zeskamotować (daw.) — zręcznie coś sprzątnąć, ukryć (też: ukraść), zwł. za pomocą sztuczki kuglarskiej. [przypis edytorski]
Skartabellus — nowo kreowany szlachcic, prawdopodobnie od łac. ex charta bellicus (tzn. z karty walczący); skartabellat (scartabellat) stanowił instytucję niepełnego szlachectwa; skartabellowie funkcjonowali w Polsce średniowiecznej jako niższa szlachta, nazywani także świerczałkami; z czasem część z tej grupy uzyskało paritas (łac.: równość) ze szlachtą właściwą, a część spadła do warstwy sołtysów. [przypis edytorski]
bruch — złom; prawdopodobnie z niem. in die Brüche gehen: rozpadać się, rozsypać się. [przypis edytorski]
institutricza (z ros.) — pensjonarka (w Rosji panny z dobrych domów uczyły się nie na pensjach, ale w instytutach, stąd utworzona nazwa uczennicy takiego instytutu). [przypis edytorski]
Orcio — postać z Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego; synek gł. bohatera, hr. Henryka, natchniony przez umierającą matkę, aby został poetą i w ten sposób uzyskał więź z ojcem, z którym jej samej nie udało się utrzymać duchowej bliskości. [przypis edytorski]
Potiomkin, Grigorij Aleksandrowicz, właśc. Григо́рий Алекса́ндрович Потёмкин (1739–1791) — jeden z faworytów carycy Katarzyny Wielkiej, ros. feldmarszałek, prezydent Kolegium Wojskowego, głównodowodzący w wojnie Rosji z Turcją (1787–1792), książę Świętego Cesarstwa Rzymskiego od 1776, książę taurydzki od 1783. [przypis edytorski]
Au bon Marché a. Le Bon Marché (fr. na dobrym targu, dobry targ) — dom towarowy w Paryżu, zał. w 1838 r. (miał wówczas 4 działy obsługiwane przez 12 sprzedawców i umiejscowione na 100 m² powierzchni sprzedażowej; oferował parasole, sznurówki, wstążki, guziki, pościel, materace i inne poklasyfikowane towary); w 1852 r. przearanżowany przez Aristide'a Boucicaut (współwłaściciela), dzięki czemu zaczął się rozwijać i powiększać; w 1869 dom towarowy przeniesiono do znacznie większego budynku przy rue de Sèvres 24 na lewym brzegu Tamizy, powiększonego ponownie w 1872 przy pomocy firmy architektonicznej Gustave'a Eiffela. [przypis edytorski]
rastakuer, właśc. Rastaquouére — cudzoziemiec wiodący wystawny tryb życia, a którego źródła dochodów są nieznane. [przypis edytorski]
Monsignore — tytuł honorowy w kościele katolickim stosowany w odniesieniu do wyższych urzędników hierarchii: kardynałów i biskupów. [przypis edytorski]
mutatis mutandis (łac.) — zmieniając to, co powinno być zmienione; po dokonaniu niezbędnych zmian; z uwzględnieniem istniejących różnic; stosując odpowiednio (termin w naukach ekonomicznych, historycznych, prawniczych i in.). [przypis edytorski]
gargota, właśc. garota (z hiszp. garrote) — broń wykorzystywana od czasów starożytności przez zabójców do szybkiego duszenia ofiar: kawałek dość cienkiego, lecz wytrzymałego materiału (takiego jak szalik, sznurek, żyłka, drut, kabel), służącego do uchwycenia oburącz i zaciskania na szyi ofiary, często używana przy ataku od tyłu. [przypis edytorski]
Im ktoś był niedostępniejszy takim oględzinom, tym stawał się bardziej podejrzany — Kronikarz nie ma zamiaru uogólniać. W dalszym biegu opowieści będzie miał sposobność wysławić wspaniałe na Monumencie Nędzy Polskiej postacie tych, którzy z siebie uczynili most dla Nike Skrzydlatej lub Nike chodzącej za pługiem! [przypis autorski]
Próchno — tytuł powieści pol. pisarza modernistycznego, Wacława Berenta (1873–1940), przedstawiciela realizmu w okresie Młodej Polski. [przypis edytorski]
Dzieci Szatana — tytuł powieści Stanisława Przybyszewskiego (1868–1927), pol. pisarza, poety i dramaturga okresu Młodej Polski, skandalisty, przedstawiciela cyganerii krakowskiej i nurtu pol. dekadentyzmu. [przypis edytorski]
Popioły — tytuł powieści Stefana Żeromskiego (1864–1925) wydanej w 1902 r., mającej stanowić powieść-panoramę przedstawiającą przemianę duchową społeczeństwa polskiego w czasie wojen napoleońskich, a następnie uwydatnić skutki tego impulsu, mianowicie w rewolucjach, emigracji, buntach, powstaniach i wygnaniach. [przypis edytorski]
homunculus — dosł. człowieczek; jego wytworzenie, czyli sztuczne stworzenie „człowieka z probówki” było marzeniem i celem alchemików; w literaturze udaje się to m.in. Faustowi, tytułowej postaci dramatu Goethego. [przypis edytorski]
laissez faire (fr.) — pozwól robić, pozwólcie działać; zasada wychowawcza opierająca się nie na kontroli, ale na przyzwoleniu na swobodny rozwój dziecka. [przypis edytorski]
Inferno i Paradiso Dantego — Inferno i Paradiso to części dzieła Dantego nazwanego przez jego współczesnych Boską Komedią. [przypis edytorski]
nie wieszli (daw.) — konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy nie wiesz. [przypis edytorski]
Homo sapiens (biol., łac.) — dosł. człowiek rozumny; gatunek ssaka, współtworzący z szympansami, gorylami oraz orangutanami rodzinę człowiekowatych (Hominidae: wielkie małpy); jedyny występujący współcześnie przedstawiciel rodzaju Homo. [przypis edytorski]
homo faber (łac.) — dosł.: człowiek zręczny, majster; przen. twórca, wytwórca, człowiek pracy: termin z zakresu antropologii, w której przeciwstawia się temu typowi człowieka homo ludens, tj. człowieka zabawy (oraz, z drugiej strony deus faber: boga twórcę). [przypis edytorski]
ułowi rybę, jak młody syn Tobiasza i umierającej ojczyźnie natrze oczy — syn tytułowego bohatera biblijnej Księgi Tobiasza, również o imieniu Tobiasz (znaczenie: „Jahwe jest moim bogactwem”), który, idąc za radą archanioła Rafała, przyłożył ojcu na dotknięte bielmem oczy żółć ryby wyłowionej w czasie przeprawy przez rzekę Tygrys, co przywróciło Tobiaszowi seniorowi wzrok. [przypis edytorski]
Eulenburgiada — termin mający oznaczać praktyki homoseksualne osób z najwyższych sfer; wskazuje na aferę związaną z ujawnieniem przez dziennikarza Maximiliana Hardena homoseksualnej relacji łączącej Filipa, księcia Eulenburg-Hertefeld (będącego bliskim przyjacielem cesarza Niemiec) i generała Kuno, hr. von Moltke; zaczęto mówić o „Okrągłym Stole Liebenbergu”, pseudonimując homoseksualny krąg wokół osoby cesarza. Sprawa odbiła się szerokim echem w kraju i całej Europie, często postrzegana jest jako największy domowy skandal imperialnych Niemiec; doprowadziła do jednej z pierwszych dużych, publicznych debat na temat homoseksualizmu w Niemczech w ogóle i z tego powodu bywa porównywana do sprawy procesu wytoczonego przeciw Oscarowi Wilde'owi w Wielkiej Brytanii. [przypis edytorski]
Mahatma — Wielki Duch; nazwa tych mędrców Magów, którzy doszli najwyższej potęgi i światła. Tu w Nietocie: objawiająca się Jaźń. [przypis autorski]
Rameszwaram a. Rameswaram — tamilskie miasto w Indiach, na wyspie Pamban; jedno z miejsc świętych, cel pielgrzymek hinduistycznych; wraz z Badrinath, Dwarką i Świątynią Dźagannatha w Puri stanowi jedno z tzw. Ćar dham, tj. czterech świętych miejsc. [przypis edytorski]