W migliwej sinej fali
złote karasie i płotki,
20a cierpliwe zimorodki
patrzą swym okiem ze stali —
a na drzewach stuk czarnych kowali,
i wśród jarzębin kraśne krzywodzióbki
i pustułki
[5] z oczyma jak hubki —
25w świście wesołym i śpiewach
to nad wodą — to latam po drzewach.
Do nocnej hulanki
stworzone w lasach polanki.
Wszystkie ptaszki hołd mi czynią,
30bo dziś me śluby z boginią.
I oto nad jeziorem,
stoim w kwieciu purpurowem,
łzy szczęścia lejąc z zachwytem i trwogą,
miłosną płonąc pożogą —
35ogień ogarnia te prastare drzewa
i płaczą smolnymi łzami,
a znajoma — z mórz polarnych mewa
aureolą się toczy nad nami.
Ach, szkarłatne pnącze fakirów,
40ach, kaktusów gwiaździste królewny,
ach, dwa groby szklanne wśród kirów
i płomień serc naszych powiewny.
Zaszumiał skrzydłami król Gryf
ze swą kochanką Łabedą
[6] —
45wśród płomiennych rumaków i grzyw
pędzimy z Nom
[7] chmurnych czeredą —
a góry pod nami —
a śnieg pianą —
jakby z ziemi wytrysnęły fale —
50a dokoła bezmiar szafirowy —
i ogień — i bór — i te sowy,
wpatrzone źrenicą przerażeń,
co pojęła boski szał wydarzeń.
Ale mi łzy płyną gorące,
55leśne fauny patrzą na mnie drwiące,
bo ust naszych nie umiemy łączyć,
i jak rzeka do morza się wsączyć —
stoimy w niemej trwodze,
w zachwycie, w krwawej pożodze,
60a na rękach oplecionych w kwiaty
sączą się rdzawe stygmaty.
Konające pary jednodniówek
do nóg mych padają z szelestem,
a grabarze czarni mrówek
65wloką ich — w kurytarze pod rdestem.
— — — — — — — — — — — — —
Niegdyś błądziłem przez te kolumnady,
co Abderrahman
[8] tworzył ukochanej,
w ametystową noc Szecherezady,
70gdy w niebiosach płoną talizmany —
— — — usłyszałem ryk osła —
ach, jak rozpaczliwy —
jak flet przedęty, dziki i chrapliwy.
Lecz nigdy w ludzkiej krtani
75taka dusza nie wyrosła,
taki jęk potępieńca z otchłani.
Ja z nim nie pójdę w zawody,
lecz wszystkim radzę! —
Efemerydy,
80lećcie w tan —
kwiaty jezior, nereidy —
na multankach w dąbrowie gra Pan.