- Alkohol: 1 2 3 4 5
- Bijatyka: 1
- Cnota: 1 2
- Czas: 1 2
- Dziecko: 1
- Dziedzictwo: 1
- Dźwięk: 1
- Filozof: 1
- Flirt: 1
- Głupota: 1 2 3 4 5 6
- Gospodarz: 1
- Góry: 1
- Grzech: 1
- Gwiazda: 1
- Jedzenie: 1 2 3
- Jesień: 1
- Kara: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Konflikt: 1 2
- Król: 1
- Ksiądz: 1 2 3
- Książka: 1 2
- Księżyc: 1
- Lato: 1
- Lenistwo: 1
- Los: 1 2
- Łzy: 1
- Mądrość: 1
- Miasto: 1
- Młodość: 1
- Nauka: 1 2 3 4 5 6
- Nuda: 1
- Obyczaje: 1
- Odwaga: 1
- Ojciec: 1
- Oko: 1
- Omen: 1
- Pijaństwo: 1 2 3 4 5 6
- Pobożność: 1
- Pycha: 1
- Rozpacz: 1
- Rzeka: 1
- Sen: 1 2
- Serce: 1
- Siła: 1 2
- Sława: 1
- Słońce: 1 2
- Słowo: 1 2
- Starość: 1
- Strach: 1
- Szczęście: 1 2 3
- Śmiech: 1 2
- Świt: 1 2
- Ucieczka: 1
- Umiarkowanie: 1
- Walka: 1 2
- Wiedza: 1 2
- Wieś: 1
- Wino: 1
- Wiosna: 1
- Woda: 1
- Wojna: 1
- Zabobony: 1 2
- Zazdrość: 1 2
- Zima: 1
- Zło: 1
Ignacy KrasickiMonachomachia czyli wojna mnichów
Pieśń I
1Nie wszystko złoto, co się świeci z góry
[1],
Ani ten śmiały, co się zwierzchnie
[2] sroży
[3]:
Zewnętrzna postać nie czyni natury,
SerceSerce, nie odzież, ośmiela lub trwoży.
5Dzierżały
[4] miejsca szyszaków
[5] kaptury,
Nieraz rycerzem bywał sługa boży;
Wkrada się zjadłość
[6] i w kąty spokojne —
Taką ja śpiewać przedsięwziąłem wojnę.
10Wojnę okrutną, bez broni, bez miecza,
Rycerzów bosych i nagich po trosze
[7];
Samo ich tylko męstwo ubezpiecza —
Wojnę mnichowską.
ŚmiechNie śmiejcie się, proszę:
Godna litości ułomność człowiecza!
15Śmiejcie się wreszcie, mimo wasze śmiéchy
Przecież ja powiem, co robiły mnichy.
W mieście, którego nazwiska nie powiem,
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda,
MiastoW mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,
20W godnem siedlisku i chłopa, i Żyda,
W mieście (gród, ziemstwo trzymało albowiem
Stare zamczysko, pustoty ohyda)
Były trzy karczmy, bram cztery ułomki,
Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki.
25
Wielebne głupstwo od wieków siedziało;
Pod starożytnem schronieniem świątnicy
Prawych czcicielów swoich utuczało.
Zbiegał się wierny lud, a w okolicy
30Wszystko odgłosem uwielbienia brzmiało.
Święta prostoto! Ach, któż cię wychwali!
Wiekuj
[9] szczęśliwie!… Ale mówmy daléj!
Ci, co za niego tworzyli wiek złoty.
35Szczęśliwszy przeor jadący poczwórnie
[11],
Szczęśliwszy lektor mistycznej roboty
[12],
Szczęśliwszy ociec, po trzecim nokturnie
[13]
W puchu topiący chórowe kłopoty,
Szczęśliwszy z braci, gdy kaganek zgasnął,
40Co w słodkiem miodu wytrawieniu zasnął.
W tym było stanie rozkoszne siedlisko
Świętych próżniaków.
LosAch, losie zdradliwy!
Ty, co z niewczesnych
[14] odmian masz igrzysko
[15]
I nieszczęść ludzkich jesteś tylko chciwy,
45Ma świat z dziwactwa twego widowisko
[16].
Jęczy pod ciężkiem jarzmem człek cnotliwy;
Mniejsza, żeś państwa, trony, berła skruszył;
Będziesz tak śmiałym, żebyś kaptur
[17] ruszył?
Już były przeszły owe sławne wojny,
50Którym się niegdyś świat zdumiały dziwił.
Już seraficzny zakon
[18] był spokojny,
Już Karmelowi
[19]nikt się nie przeciwił;
Już kaznodziejski
[20] wzrok mniej bogobojny
Oka na kaptur śpiczasty
[21]nie krzywił;
55Dawnych niechęci mgłę rozniosły wiatry,
Szczęśliwe nawet były bonifratry
[22].
KonfliktTa, która nasze padoły przebiega
I samem tylko nieszczęściem się pasie,
Jędza niezgody
[23], co Parysa zbiega
60Znalazła niegdyś na górnym Idasie
[24],
Słodki raj mnichów gdy w locie postrzega,
Jęknęła w złości i zatrzymała się;
Widząc fortunny los spokojnych mężów,
Świsnęła żądły
[25] najeżonych wężów.
65Wstrzęsła pochodnie, natychmiast siarczyste
Iskry na dachy i wieże wypadły;
Wskroś przebijają gmachy rozłożyste,
Już się w zakąty najciaśniejsze wkradły —
A gdzie milczenie bywało wieczyste,
70Wszczyna się rozruch i odgłos zajadły.
Rażą umysły jędze
[26] rozjuszone,
Budzą się mnichy letargiem uśpione.
Wtenczas, nie mogąc znieść tego rozruchu,
Ociec Hilary obudzić się raczył.
75Wtenczas ksiądz przeor, porwawszy się z puchu,
Pierwszy raz w życiu jutrzenkę obaczył.
Klął ociec doktor
[27] czułość swego słuchu,
Wstał i widokiem swym ojców uraczył,
I, co się rzadko w zgromadzeniu zdarza,
80Pędem niezwykłym wpadł do refektarza
[28].
Na taki widok zbiegłe braci trzody
Pod rzędem kuflów garcowych
[29] uklękły:
Biegli ojcowie za mistrzem w zawody.
Ten, strachem zdjęty i srodze przelękły,
85Wprzód otarł z potu mięsiste jagody
[30],
Siadł, ławy pod nim dubeltowe
[31] jękły,
Siadł, strząsnął mycką
[32], kaptura poprawił
I tak wspaniałe wyroki objawił:
„Bracia najmilsi! Ach, cóż się to dzieje?
90Cóż to za rozruch u nas niesłychany?
Czy do piwnicy wkradli się złodzieje?
Czy wyschły kufle, gęsiory i dzbany?
Mówcie!… Cóżkolwiek bądź — srodze boleję!
Trzeba wam pokój wrócić pożądany…”
95
Przeor tymczasem pełny kubek nalał.
Doktor, gdy postrzegł likwor
[34] przeźroczysty.
Wódka to była, co ją zwą kminkową,
100Przy niej toruński piernik pozłocisty,
Sucharki, masą oblane cukrową,
Dar przeoryszy
[35] niegdyś uroczysty.
Zachęca przeor, w urzędzie chwalebny:
„Racz się posilić, ojcze przewielebny!”
105O, rzadki darze przedziwnej wymowy!
Któż ci się oprzeć, któż sprzeciwić zdoła?
Tak łagodnemi zniewolony słowy,
Wziął doktor kubek w pocie swego czoła,
Łyknął dla zdrowia posiłek gotowy —
110Lecz, żeby jeszcze myśl przyszła wesoła,
W świętym orszaku, w gronie miłych dzieci
Raczył się napić raz, drugi i trzeci.
ŚwitJako po smutnej chwili, która mroczy,
W pierwszem świtaniu rumienią się zorze,
115Uwiędłe ziółka wdzięczna rosa moczy
I rzeźwi kwiatki w tak przyjemnej porze —
Po słodko-dzielnym wódczanym likworze.
ObyczajeOdchrząknął żwawo, niby się uśmiéchnął,
120Przymrużył oczy, nadął się i kichnął.
Na takie hasło, ojcowie, co rzędem
Według godności i starszeństwa stali,
Najprzyzwoitszym poruszeni względem,
„Wiwat!” chórowym tonem zawołali.
125Ociec Honorat, najbliższy urzędem,
Którego bracia wielce szanowali,
Niegdyś promotor sławny różańcowy
[36],
Temi najpierwszy aplaudował
[37] słowy:
„Pisze Chryzyppus
[38] o Alfonsie królu,
130Kiedy prowadził wojnę z Baktryjany
[39],
Iż wpośrzód bitwy na licyjskiem
[40] polu,
Od wojska swego będąc odbieżany
[41],
Stanął, a wody czerpnąwszy z Paktolu
[42],
Tak się orzeźwił, iż zgnębił pogany.
135Stąd poszło lemma
[43] na marmurze ryte:
Pereat umbra![44] — Lemma znamienite.
Po ciemnej nocy że jasny dzień wschodzi.
Na godnym kiedy cnota majestacie
[46]
140Siędzie, o szczęściu wątpić się nie godzi.
Czegóż się, mili bracia, obawiacie?
Z nami jest ociec doktor i dobrodziéj.
Dał szczęsne hasło, orzeźwił swym wzrokiem;
Cieszmy się pewnym Fortuny
[47] wyrokiem”.
145Skończył;
Łzy natychmiast skosztowawszy trunku,
Ociec Gaudenty z urzędu się wtoczył,
A znieść nie mogąc swojego frasunku,
Na pół drzemiące oczy łzami zmoczył,
Rzekł: „Okoliczność złego jest gatunku!
150Nie chcę ja, żebym pochlebstwem wykroczył:
Rozruch dzisiejszy smutne wieści głosi.
Wiem ja, ojcowie, na co się zanosi.
,
Zazdrość,Zazdrość od wieków na nas się oburza,
Zgnębić niewinnych pragnie w tych krainach.
155Już jad z pokątnych kryjówek wynurza,
Chce się sadowić na naszych ruinach.
Od gór Karmelu niebo się zachmurza,
Równa zajadłość w Augustyna synach
[48];
I tym, co z cicha działają
[49], nie wierzmy:
160Pókiśmy w siłach, na wszystkich uderzmy!”
Ociec Pankracy, Nestor różańcowy
[50],
Co trzykroć braci i siostry odnowił
[51],
Nim puścił strumień łagodnej wymowy,
Naprzód starszyznę i braci pozdrowił:
165Słodkiemi serca zniewalając słowy,
Miękczył umysły i nadzieje wznosił.
„
StarośćWierzcie — rzekł — bracia, zgrzybiałej siwiźnie:
Rzadko się płochość z ust starych wyśliźnie.
Od tylu czasów siedząc na urzędzie,
170
ZazdrośćZnam, co są ludzie, wiem, co są zakony.
Wkrada się zazdrość, wkrada niechęć wszędzie —
I święty kaptur, chociaż uwielbiony,
Nigdy tak mocnym, tak dzielnym nie będzie,
Żeby człek pod nim był ubezpieczony.
175Choć w zacność, mądrość każdy z was zamożny,
Niech będzie czuły
[52], niech będzie ostrożny!
Jakie to były niegdyś wasze przodki!
Inaczej wtenczas niż teraz myśleli;
180Insze sposoby były, insze śrzodki.
Lepiej się działo; byliśmy weseli;
Albo zbyt trwożni, albo zbyt zuchwali,
Nie ważym rzeczy na roztropnej szali.
185„Moja więc rada wyzwać na dysputę
Tych, co się nad nas gwałtownie wynoszą.
Niech znają bronie jeszcze niezepsute,
Niechaj litości zwyciężeni proszą!
A za najsroższą hardości
[53] pokutę
190Niech oni sami nasze laury głoszą!
Wyjdziemy sławni z niesłusznej potwarzy,
Zgnębim potwarców… Tak robili starzy”.
Rzekł — i natychmiast doktor się obudził,
Przeor odetchnął, lektor przetarł oczy;
195Makary, co się słuchaniem utrudził,
Wymknął się cicho i ku celi toczy.
Ociec Ildefons, co równie się znudził,
Bryknął jak rześki rumak na poboczy
[54].
SenMorfeusz
[55], patrząc na dzieci kochane,
200Siał słodkie spania i sny pożądane.
Pieśń II
ŚwitJuż wschodzącego słońca pierwsze zorze
Opowiadały wrzaskliwe grzegotki
[56],
Już się krzątali bracia po klasztorze,
Już koło furty stękały dewotki
[57],
205
Wychodził słuchać świątobliwe plotki —
Gdy, myśląc (kto wie, czy o Panu Bogu?),
Zgubił pantofel i upadł na progu.
Skoczył na odwrót, a jako uczony,
210Fatalną wróżbę w tej przygodzie znaczy;
Wtem się kościelne odezwały dzwony,
Jęk smutny nowe nieszczęścia tłumaczy;
Ledwo odetchnąć może przestraszony,
RozpaczCzuje, co stracił… a w takiej rozpaczy,
215Gdy nie wie, czy spać, czy wyniść
[58], czy siedziéć —
Sąsiad uprzejmy raczył go nawiedzić.
Ociec to Rafał od Bożego Ciała,
Rafał, towarzysz niewinnych radości;
Równego góra Karmelu nie miała
220W rubasznych wdziękach, hożej uprzejmości;
Ten, skoro postrzegł, jak się wydawała
Twarz przyjaciela, w zbytniej troskliwości
Cieszy go
[59] naprzód w tak okropnej doli,
Dalej ośmiela pytać, co go boli.
225„
ZabobonyWiesz, przyjacielu — rzecze Rajmund trwożny —
Jako krok pierwszy resztą dzieła włada.
Wyszedłem rano z izby nieostrożny,
Zaraz się w progu zjawiła zawada.
LosZły to dzień! Będzie w nieszczęścia zamożny.
230Tak los chciał, nic tu roztropność nie nada
[60].
Trudno przeciwne kazusy
[61] odegnać,
Trzeba się z furtą kochaną pożegnać”.
Rzekł i zapłakał. Wtem brat Kanty leci:
„Panna Dorota do furty zaprasza”.
235Nic nie rzekł Rajmund… Poseł drugi, trzeci,
Jeden go łaje, a drugi przeprasza.
„Porzuć te wróżki
[62], straszydła dla dzieci —
Rzekł Rafał — prosi przyjaciółka nasza.
OdwagaZwycięż tę słabość odwagą wspaniałą,
240Śmiałym się zawżdy najlepiej udało
”.
Porwał się Rajmund; lecz, jak groźne wały
[63]
Nadbrzeżna skała nazad w morze wpycha,
Stanął u progu na poły zmartwiały,
Sili się wyniść, jęczy, płacze, wzdycha.
245Ośmiela Rafał, mówca doskonały,
Lecz darmo cieszy, darmo się uśmiécha.
Widząc na koniec bez skutku perory
[64],
Zwoływa starszych i definitory
[65].
Wchodzi Elijasz od świętej Barbary,
250Marek od świętej Trójcy z nim się mieści,
Jan od świętego Piotra z Alkantary
[66],
Hermenegildus od Siedmiu Boleści,
Rafał od Piotra, Piotr od świętej Klary —
Zeszło się ojców więcej jak trzydzieści.
255Starzy i młodzi, rumiani, wybledli,
Wszyscy swe miejsca porządnie zasiedli.
Już ociec przeor kaczkowatym głosem,
Wprzód odchrząknąwszy, perorę zaczynał;
Już ociec Marek, siedzący ukosem,
260Kręcił szkaplerzem
[67] i za pas się trzymał;
Już ociec Błażej coś szeptał pod nosem,
Już stary ociec Elizeusz drzymał;
Już i niektórzy znudzeni odeszli, —
Białokapturni gdy posłowie
[68] weszli.
265Pierwszy Gaudenty, ów Gaudenty sławny,
Co wstępnym bojem chciał losu próbować;
SiłaSkrytych fortelów nieprzyjaciel jawny,
Świadom swej mocy, nie lubił próżnować,
A walecznemi dziełami zabawny
[69],
270Ręką, nie piórem umiał dokazować;
Oko wyniosłe i postać, i cera
Niezlęknionego były bohatera.
Skromnie udatny
[70], pokornie wspaniały,
275U sióstr zakonnych pierwszy po doktorze,
Kształtny, wysmukły, hoży, okazały —
Posuwistemi kroki po klasztorze
Płynął; zefiry z kapturem igrały.
Razem wśrzód rady obadwa
[71] stanęli
280I tak poselstwo sprawować zaczęli.
Naprzód Gaudenty, pozdrowiwszy żwawo:
„Ojcowie — rzecze — czas pokazać światu,
Kto ma z nas lepsze do nauki prawo,
Czyjego dzieła lepsze są warsztatu.
285Jeśli się książek nudzicie zabawą,
Jeśliście szkole nie dali rozbratu —
Nam na zwycięstwo, a wam za pokutę
Plac wyznaczamy… prosim na dysputę”.
Trzykroć odkaszlnął, uśmiechnął dwa razy
290Piękny Hijacynt, nim zaczął przemowę:
„Raczcie — rzekł — słuchać, bez żadnej urazy,
Ojcowie mili, poselstwa osnowę!
Jeżeli, pełniąc starszeństwa rozkazy,
Znajdę umysły do względów gotowe,
295Szczęśliwym nadto, najszczęśliwszy z wielu,
Żem znalazł łaskę w przezacnym Karmelu.
Zakon nasz jako zbawiennej ochłody,
Szacunku waszej wielebności szuka,
A, chcąc dać swoich prac jawne dowody
300I w jakiej cenie u niego nauka,
Wyznacza bitwy plac na łonie zgody;
Kto zwierzchnie
[72] sądzi, pewnie się oszuka.
Nie złość, nie zemsta te nam chęci zdarza —
Równego dzielność pragnie adwersarza
[73]”.
305Skończył. Natychmiast filozofskiej szkoły
Wyborne punkta
[74] do wybrania daje.
Na takie hasło niewdzięcznej mozoły
[75]
Rozruch się wzmaga, mruczenie powstaje.
Gaudenty na to walecznie wesoły
310Strzela oczyma, gdy gesty nie łaje.
Wtem ociec przeor, co najwyżej siedział,
Tak na poselstwo obu odpowiedział:
„Przyjmujem chętnie uczone wyzwanie,
Stawim się w miejscu, które mianujecie;
315Jeszcze nam siły na tę wojnę stanie,
Jeszcze broń dobra, której sprobujecie:
Hardym w przegranej będzie ukaranie,
Będzie pokuta, kiedy tego chcecie.
Nie zna zazdrości, kto przestał na swoim
[76];
320Pochlebstw nie chcemy, a gróźb się nie boim”.
Chciał już Gaudenty ukarać tę śmiałość,
Już się zamierzał, lecz go kompan wstrzymał,
A, miękcząc srogą umysłu zuchwałość,
Gdy postrzegł, że się coraz bardziej zżymał
[77],
325Żeby utrzymać poselstwa wspaniałość,
Wypchnął go za drzwi, a sam się zatrzymał;
Gniewliwych ojców pozdrowiwszy wdzięcznie,
Wymknął się z cicha, dopadł furty zręcznie.
Nowa przyczyna w Karmelu do rady:
330Ociec Makary nie życzy wojować,
Ociec Cherubin cytuje przykłady,
Ociec Serafin chce losu próbować,
Ociec Pafnucy wysyła na zwiady,
Ociec Zefiryn nie chce i wotować
[78],
335Ociec Elijasz wielbi stan spokojny —
Starzy się boją, a młodzi chcą wojny.
ZłoZa złem zwyczajnie idzie większość głosów
:
Kryski
[79] wojenne z nagła powiększone.
Wszyscy niepewnych chcą próbować losów
340I na powszechną gotują obronę.
CzasStarych uwagi zgłuszył wrzask młokosów,
Nie słyszą dzwonów na sekstę i nonę
[80].
JedzenieWtem brat Kleofas na obiad zadzwonił:
Wypadli wszyscy, jakby ich kto gonił.
Pieśń III
345Że dobrze myśleć o chlebie i wodzie,
Bajali niegdyś mędrcy zapalczywi.
Wierzył świat bajkom, lecz, mądry po szkodzie,
Teraz się błędom poznanym przeciwi.
Już wstrzemięźliwość nie jest teraz w modzie;
350
Miód dobry myślom żywości udziela,
Wino strapione serca rozwesela.
Dały to poznać ojcy przewielebne,
Skoro, jak mogli, wyszli z refektarza;
355Wstępując w ślady swych przodków chwalebne,
Pełni radości, którą trunek zdarza,
Znowu na radę poszli; tam potrzebne
Sposoby, śrzodki, gdy każdy powtarza,
Ociec Gerwazy od Zielonych Świątek,
360Taki radzenia uczynił początek;
Trzeba tu więcej coś jeszcze dokazać.
Kto wie? W dyspucie możem się poszkapić
[82].
Ja radzę, żeby tę niezgodę zmazać,
365Trzeba się wcześnie a dobrze pokwapić.
Niech z nami piją — a wtenczas ukazać
Potrafim światu, o ich własnej szkodzie,
Co może dzielność w największej przygodzie”.
„Daj pokój, bracie — rzekł ociec Hilary —
370Nie zaczepiajmy rycerzów zbyt sławnych!
Wierz doświadczeniu, wierz, co mówi stary:
Widziałem nieraz w tej pracy zabawnych
[83].
Zbyt to są mocne kuflowe filary,
Nie zdołasz wzruszyć gmachów starodawnych.
375Znam ja ich dobrze, zna ich brat Antoni —
Pijemy dobrze, ale lepiej oni”.
Już dziewięć głosów było w różnem zdaniu,
Gdy kolej przyszła na Elizeusza:
„Żeby dogodzić waszemu żądaniu —
380Rzekł — sprawiedliwa żarliwość mnie wzrusza.
Cała treść rzeczy. Żal mówić przymusza:
Minęły czasy szczęśliwej prostoty,
Trzeba się uczyć, upłynął wiek złoty!
385Z góry zły przykład idzie w każdej stronie,
Z góry naszego nieszczęścia przyczyna.
Wzgardziłeś miodem i nie lubisz wina!
Cierpisz
[84], pijaństwo że w ostatnim zgonie —
390Z ciebie gust książek, a piwnic ruina,
Tyś naród z kuflów, szklenic, beczek złupił.
Bodajeś w życiu nigdy się nie upił!
Że tu w klasztorze jest biblijoteka;
395Gdzieś tam pod strychem podobno się mieści
I dawno swego otworzenia czeka.
Był tam brat Alfons, lat temu trzydzieści,
I z starych książek poodzierał wieka
[85].
Kto wie? Może się co znajdzie do rzeczy
400I słaby oręż czasem ubezpieczy”.
Na ich szukanie wyznaczają posły.
Żaden się podjąć nie chce tej włóczęgi,
A, uczonemi wzgardziwszy rzemiosły,
405Wolna starszyzna od przykrej mitręgi,
Wkłada ten ciężar na domowe osły:
„Bracia kochani, wam to los nadarza!”
Posłano w zwiady z krawcem aptekarza.
Między dzwonicą i furcianym gmachem,
410Na starożytnej baszty rozwalinach,
Laty spróchniały, wiszący nad dachem,
Był stary lamus
[86]; ten w tylu ruinach
Nabawił nieraz przechodzących strachem,
Chwiejąc się z wiatry w słabych podwalinach.
415Tam, choć upadkiem groził szczyt wyniosły,
Po zgniłych krokwiach dostały się posły.
Czegóż nie dopnie animusz
[87] wspaniały!
Przy pożądanej mecie ich postawił.
Drzwi okowane posłów zatrzymały,
420Więc, żeby długo żaden się nie bawił.
Porwą za klamry: pękł zamek spróchniały,
Widok się wdzięczny natychmiast objawił.
Wracają, pracy nie podjąwszy marnie,
Dając znać wszystkim, że mają księgarnię.
425
Dla dobrej myśli resztę kufla dusił.
Wchodzi w tym punkcie goniec nieostrożny:
Porwał się ociec i z nagła zakrztusił.
Już chciał ukarać, lecz, jako pobożny,
430Wypić za karę, co było, przymusił.
Zagrzany duchem pokory chwalebnym,
Wypił brat resztę po ojcu wielebnym.
Czuje cię każdy i słaby, i zdrowy;
435Dla ciebie miłe są ciemne piwnice,
Dla ciebie znośna duszność i ból głowy.
Słodzisz frasunki, uśmierzasz tęsknice;
W tobie pociecha, w tobie zysk gotowy.
Byle cię można znaleźć, byle kupić,
440Nie żal skosztować, nie żal się i upić!
CzasCo tam znaleźli, ukrył czas zazdrosny,
Czas, który niszczy nietrwałe dostatki.
Mówmy więc teraz, jak doktor żałosny
Poszedł na radę do wielebnej matki.
445Co wskórał, dobra zakonu miłosny
[89] —
I to czas zakrył. Więc dziejów ostatki,
Gdy każe umysł natchnieniu posłuszny,
Piszmy, jak możem, na pożytek duszny
[90].
Piszmy — jak doktor, wróciwszy od kraty,
450Zwołał najpierwsze głowy zgromadzenia;
Jak wierne swemu powołaniu braty
Byli posłuszni na jego skinienia;
Jako się wszystkie zamknęły komnaty,
Jako się postać klasztorna odmienia:
455Ustał brzęk kuflów i radość obfita;
Nawet Gaudenty w rubryceli
[91] czyta.
Tak, kiedy Jowisz poprzedniczym grzmotem
I rażącemi błyski świat uciska,
Trzęsie się Atlas
[92] okropnym łoskotem,
460Jęczą pieczary i Etny łożyska
Pełne cyklopów
[93]; pod hartownym młotem
Grom się rozżarza i iskrami pryska,
Wulkan je nagli, a z swego warsztatu
Raz wraz pociskiem strasznym grozi światu.
465O miejsce niegdyś szczęśliwe prostotą!
Jakaż trwożliwość z gruntu nie odmienia
[94]?
Książki nieszczęsne! Waszą zjadłe cnotą
(Zamiast słodkiego z pracy odpocznienia
Płochej dysputy złudzeni ochotą!)
470Dwa przewielebne cierpią zgromadzenia!
Przemogła zazdrość, zemsta duch spokojny
[95] —
Bracia pokoju biorą się do wojny.
Pieśń IV
FilozofO ty, którego żaden nie zrozumiał,
Gdy w twoich pismach błąkał się jak w lesie ;
475O ty, nad którym nieraz się świat zdumiał,
I dotąd sławi, wielbi, dziwuje się;
O ty, coś głowy pozawracać umiał —
Bądź pozdrowiony, Arystotelesie!
Bożku łbów twardych i próżnej mozoły,
480Witaj, ozdobo starodawnej szkoły!
Często niezgrabny płód, choć matka hoża;
Nieraz cedr słabą latorośl urodził;
Nieraz się zakradł kąkol wpośrzód zboża —
485Nie twoja wina, żeś głupich napłodził:
Są to potomki nieprawego łoża.
Jeśli się śmiejesz, patrząc na te fraszki,
Rzuć jeszcze okiem dla nowej igraszki!
PychaSchodzą się mędrcy: i biali, i szarzy,
490Czarni, kafowi, w trzewikach i bosi;
Rumiana dzielność błyszczy się na twarzy,
Tuman
[96] mądrości nad łbami się wznosi,
Zazdrość i pycha zjadłe oczy żarzy.
Jeden się tylko zakon nie wynosi:
495Pokorę świętą zachowując wszędzie,
Siedli przy końcu, jednakże nie w rzędzie.
Mniemał
[97] Cyneasz
[98] królów w majestacie,
Kiedy na rzymskie patrzał senatory.
Twój to jest obraz, zacny jubilacie
[99],
500
I wy, co pierwsze miejsca posiadacie,
Prowincyjały i definitory.
Sławą zagrzane łysiny się kurzą.
505Powstali wszyscy, póki nie usiędzie
Pan wicesgerent
[103], mecenas dysputy.
Sławny to mędrzec i pilny w urzędzie;
Wziął kunią szubę i czerwone buty.
Dalej ksiądz proboszcz w rysiej rewerendzie
[104],
510Dalej ojcowie, co czynią zarzuty.
defendens
[105] zatem, uchyliwszy głowę,
Do mecenasa zaczął tak przemowę:
„Na płytkim gruncie rozbujałych fluktów
[106]
Korab
[107] mądrości chwieje się i wznosi,
515A, pełen szczepu wybornego fruktów
[108],
Niewysławioną kiedy korzyść nosi —
Twoich, przezacny mężu, akweduktów
[109]
Żąda, a pewien, że względy uprosi,
Płynie pod wielkiem hasłem, głosząc światu,
520
SłońceSłońce, co światłość znikłą wydobywa,
Planety, które różne chwile dzielą,
Gwiazdy, co nocną posępność weselą, —
525Wszystko to w sobie zawiera Leliwa
[112]
I dom, szacowną wsparty parentelą
[113]
Ostrogskich książąt, pińczowskich margrabiów
[114],
Górków, Tarnowskich i Krasickich hrabiów.
Milczcie, Burbony
[115] lub w koncentach
[116] nowych
530Głoście szczęśliwość sarmackiej krainy!
I wy, potomki synów Jagiełłowych,
Znoście wielbienia, a w pieniach gotowych
Dziś uwielbiajcie heroiczne czyny!
535Niechaj najdalsza potomność pamięta
Wielkość dzieł, nauk, cnót wicesgerenta!
Niechaj i Paktol nowych źrzódeł szuka,
540Niech się Olimpy i Parnasy wzruszą!
W tobie firmament znajduje nauka,
Tyś kraju zaszczyt, tyś ojczyzny duszą!
Przeniosłeś w sławie sfinksy i feniksy,
545Powszechne zatem nastało milczenie.
Przerwał je ociec Łukasz od Trzech Królów,
A, nie rozwodząc się w słowach uczenie,
(Po cóż tak zbytne głowy zaprzątnienie?)
550Zaczął od rzeczy, Hidaspów
[128], Paktolów
I, wziąwszy stronę przeciwną na oko,
Nabił argument i strzelił z
Baroko[129].
Ległby defendens na pierwszem spotkaniu.
555Nim się zastawił a, w ujęciu zręczny,
Nie bawiąc długo w reasumowaniu
[132],
Strzelił na odwrót, pocisk niezbyt wdzięczny
Raził oppugnans
[133] w drugiem nabijaniu;
Odstrzelił zasię z
Celarent[134] jak z kuszy,
560Ale grot słaby poszedł mimo uszy.
Ocalon dwakroć rycerz zaczepiony,
Już się na trzeci bój wstępny zdobywał,
Już, jak z cięciwy, dzielnie natężony
Świeży grot tylko co nie wylatywał —
565
DźwiękWtem krzyk ogromny wszczął się z drugiej strony.
Powszechnej bitwy gdy się nie spodziéwał,
Spojrzał na swoich: wtem trąby i kotły
Stłumiły odgłos i wrzawę przygniotły.
Zdrętwieli wszyscy na takowe hasło,
570Już i mecenas z krzesła się był ruszył.
Wtem, natężywszy figurę opasłą,
Gdy o dyspucie nikt dobrze nie tuszył,
Dwóch jubilatów tak okrutnie wrzasło,
Że się dźwięk kotłów i trąbów zagłuszył.
575Wzdrygnął się doktor i zatrząsł gmach cały,
Echa okropny odgłos powtarzały.
Upuścił kielich, który w ręku trzymał,
Pijąc za zdrowie wicesgerentowéj,
Piękny Hijacynt, co się właśnie zżymał
580I już zdobywał na komplement nowy.
Skoczył brat Czesław, lecz go nie utrzymał;
Żużmant, ozdoba dubieńskich kontraktów
[137],
Zysk nieśmiertelny sfałszowanych aktów.
585
Wzięli się nagle do uczonej broni,
Hijacynt miły, łagodny i cichy,
Porzuca bitwę i od wojny stroni.
Słodkie rozmowy przerywały śmiéchy…
590Zegar zbyt prędko bieży, prędko dzwoni:
Płyną w zaciszy szczęśliwe momenta,
Wesół Hijacynt, dewotka kontenta.
Postać jej wdzięczna, oczy, choć spuszczone,
Przecież niekiedy błyszczą się jaskrawie;
595Choć w świętej mowie, słóweczka pieszczone —
Krył się subtelny kunszt w skromnej postawie.
Westchnienie, wolnym jękiem powleczone,
Umiała mieścić w potocznej zabawie.
Muszki
[138] z różańcem, wachlarz przy gromnicy,
600
Już przeszedł rozdział upiorów i strachów,
Już się wytoczył dyskurs z miejskich gmachów
I okolicom już pokoju nie da;
605
GrzechŻarliwość, pełna skutecznych zamachów,
Wojnę występkom ludzkim wypowieda,
A, gromiąc w innych grzechy nieostrożnie,
Z cicha kaleczy, zabija pobożnie.
UcieczkaW tem świętem dziele wrzask je nagły zastał,
610Wrzask popędliwy, okropny i srogi:
Po wdzięcznej chwili czas ponury nastał;
Piękny Hijacynt, pełen trosk i trwogi,
Słysząc, że odgłos coraz bardziej wzrastał,
Porzuca wszystko, bierze się do drogi.
615Darmo dewotka i płacze, i prosi,
Darmo brat Czesław butelkę przynosi.
Trzykroć się ku drzwiom alkierza
[143] potoczył,
Trzykroć go miła ręka zatrzymała —
Wyrwał się wreszcie i przez próg przeskoczył;
620Padła dewotka i z żalu omdlała.
(Brat Czesław flaszkę do kaptura wtroczył.)
I gdy się wzrusza okolica cała,
Przez mostki, kładki, bruki i rynsztoki
Pędził, gdzie górne niosły go obłoki
[144].
Pieśń V
625
Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa;
I żart dowcipną przyprawiony sztuką
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa;
I krytyk zda się, kiedy nie z przynuką
[145],
630Bez żółci łaje, przystojnie się dąsa.
Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych!
BijatykaWpada Hijacynt, nowa postać rzeczy!
Miejsce dysputy zastał placem wojny;
635Jeden drugiego rani i kaleczy,
Dostał po uchu nasz rycerz spokojny.
Widzi, że skromność już nie ubezpieczy,
Więc, dzielny w męstwie, w oddawaniu hojny,
Jak się zawinął i z boku, i z góry,
640Za jednym razem urwał dwa kaptury.
Lecą sandały i trepki, i pasy,
Wrzawa powszechna przeraża i głuszy.
Zdrętwiał Hijacynt na takie hałasy,
Chciałby uniknąć bitwy z całej duszy,
645A przeklinając nieszczęśliwe czasy,
Resztę kaptura nasadził na uszy.
Już się wymykał… wtem kuflem od wina
Legł z sławnej ręki ojca Zefiryna.
Ryknął Gaudenty jak lew rozjuszony,
650Gdy Hijacynta na ziemi zobaczył;
Nową więc złością z nagła zapalony,
Żadnemu z ojców, z braci nie przebaczył:
Padł i mecenas z krzesłem przewrócony,
Definitora za kaptur zahaczył,
655Łukasz raniony zwinął się w trzy kłęby,
Stracił Kleofas ostatnie dwa zęby.
Coraz się mnożą i krzyki, i wrzaski,
Hałas powstaje i wrzawa, aż zgroza!
Ociec Remigi, sążnisty a płaski,
660Używa żwawo zgrzebnego powroza,
Wziął w łeb Kapistran obręczem od faski,
Dydak półgarncem ranił Symforoza,
Skacze Regulat do oczów jak żmija,
Longin się z rożnem walecznie uwija.
665Już był wyciskał
[146] talerze i szklanki,
Pękły i kufle na łbach hartowanych,
Porwał
[147] natychmiast książkę zza firanki:
Wojsko afektów zarekrutowanych[148].
Nią się zakłada, pędzi poza szranki
670Rycerzów długą bitwą zmordowanych.
Tak niegdyś sławny mocarz Palestyny
[149]
Oślą paszczęką gromił Filistyny.
Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu,
Widzi w tryumfie syna Dominika:
675Wyjeżdża na harc i wpada wśrzód wielu,
Godnego sobie szuka przeciwnika.
Rafał z nim obok: „Ratuj, przyjacielu!” —
Rzekł. Seraficzna w tym punkcie kronika
Padła nań z góry; legł i ręką kiwnął,
680Dwa razy jęknął, cztery razy ziéwnął.
Zapłakał Rafał, a mądry po szkodzie,
Wtenczas błąd poznał, że wróżkom nie wierzył,
Dotrzymał jednak kroku na odwodzie,
A, gdy Gaudenty na niego się mierzył,
685Zmokłem kropidłem w poświęconej wodzie
Oczy mu zalał, trzonkiem w łeb uderzył.
Nie spodziewając się takowej wanny,
Stanął Gaudenty zmoczony i ranny.
Otrząsł się wkrótce, a nabrawszy duchu,
690W dwójnasób czyny heroiczne mnożył.
Ojcze Barnabo! Lepiej było w puchu.
Po coś wszedł w wojnę, po coś się tak srożył
[150]?
I ty, Pafnucy, ległeś w tym rozruchu,
I ty, Gerwazy, słusznieś się zatrwożył.
695Nikt go nie wstrzyma w zemście przedsięwziętéj,
Na waszą zgubę odetchnął Gaudenty.
Mały się strumyk, sącząc, wydobędzie,
Wzmaga się coraz w spadaniach rozlicznych,
700Już brzeg podrywa, już go słychać wszędzie,
Echo szum mnoży w skałach okolicznych,
Staje się rzeką, a w gwałtownym pędzie
Pieni się, huczy i zżyma w bałwany,
Tem sroższy w biegu, im dłużej wstrzymany.
705Wojna powszechna. Jak zabieżeć złemu,
W kącie z proboszczem wicesgerent radzą,
A, chcąc usłużyć dobru powszechnemu,
Doktora tamże do siebie prowadzą.
Każdy z nich daje zdanie po swojemu.
710Prałat, gdy postrzegł, że się w domu wadzą,
Biorąc w głąb rzeczy przez swój wielki rozum,
Rozkazał przynieść
vitrum gloriosum[151].
Co niegdyś w Troi był posąg Pallady
[152],
Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko
[153],
715Tem był ten puchar, czczony przez pradziady,
Starożytności wdzięczne widowisko.
Wyjęto ze czcią z najpierwszej szuflady;
Przytomni
[154] zatem skłonili się nisko
I tę wieczystej załogę
[155] rozkoszy
720W obydwie ręce wziął ksiądz podkustoszy
[156].
Któż cię nad niego mógł lepiej piastować,
Zacny pucharze? Kto nosić dostojnie?
On jeden z tobą umiał dokazować,
On cię wart dźwigać w pokoju i w wojnie.
725Szli dalej, żeby ten skarb uszanować,
Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie,
I Krzysztof trębacz, co w post i w Wielkanoc
Z kościelnej wieży trąbił na dobranoc.
Już się zbliżają ku miejscu strasznemu,
730Gdzie się zwaśnione mnichy potykają.
Czynią plac wszyscy dzbanu
[157] poważnemu,
Wszyscy ciekawie skutku wyglądają.
Mężny nosiciel, jednak po staremu
Myśli trwożliwe pokoju nie dają;
735Umysł wspaniały podłej trwodze przeczy,
Orzeźwia dobro pospolitej rzeczy.
Już są u furty: ta stoi otworem…
Zły znak! W tym punkcie z daleka postrzegli,
Jako mecenas, prałat wraz z doktorem
740Na przywitanie szybkim krokiem biegli
I, żeby z zwykłym wprowadzić honorem,
Niektórych ojców i braci przestrzegli.
Wchodzi szczęśliwie puchar między braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
Pieśń VI
745Już to ostatnia pieśń, mili ojcowie,
Miejcie cierpliwość, czekajcie do końca!
Jeśli czujecie niesmak w przykrej mowie —
Znalazł się krytyk, znajdzie się obrońca.
SłońcePo cóż się gniewać? Wszak astronomowie
750Znaleźli plamy nawet wpośrzód słońca.
Wszyscyśmy jednej podlegli naturze.
Postawion puchar na miejscu osobnem;
Odkrył go prałat, aby był widziany.
755Zadziwił oczy widokiem ozdobnym,
Śklni się w nim kruszec srebrno-pozłacany.
Wiele pomieścić trunku był sposobnym,
Miara oznacza: był to dzban nad dzbany!
Rzeźba wyborna na górze, a z boku
760Wyryte były cztery części roku.
Kunszt cudny wydał! Tu w pługu zziajane
Ustają woły, oracz pracowity
Nagli, już niwy na pół zaorane.
765Śpiewa pastuszek w chłodniku
[158] ukryty,
Skaczą pasterki w wieńce przyodziane.
Pękają listki, krzewią młode trawki,
Echo głos niesie niewinnej zabawki
[159].
GospodarzGospodarz z domu do wiernej czeladzi
770Na oglądanie roli swojej śpieszy;
Małe wnuczęta za sobą prowadzi,
Widok go zboża już weszłego cieszy.
JedzenieNiesie posiłek; czeladź się gromadzi,
775Kmotry
[162] śpiewają, skaczą, lud się mnoży,
Pleban wesoły uznaje dar boży.
LatoJuż kłos dojrzały ku ziemi się zgina,
Już wypróżnione są gniazdeczka ptasze:
Lato swych darów używać zaczyna,
780Parafijanie jadą na kiermasze
[163].
Pije ksiądz Wojciech do księdza Marcina,
Piją dzwonniki, Piotry i Łukasze;
Gromadzi odpust, weselą jarmarki,
Skrzętne po domach biegają kucharki.
785
JesieńJesień plon niesie, korzyści zupełne,
Jesień radości pomnaża przyczyny:
Składa gospodarz owiec miętką
[164] wełnę,
Tłoczy na zimę wyborne jarzyny,
Cieszy się, patrząc, że stodoły pełne;
790Śmieje się pleban, kontent z dziesięciny;
Co dzień odbiera nowiny pocieszne,
ZimaMróz rolę ścisnął, śnieg osiadł na grzędzie,
Zima posępna przyszła po jesieni;
795
AlkoholWrzaski po karczmach, radość słychać wszędzie,
Trunek myśl rzeźwi i twarze rumieni.
Idzie z wikarym pleban po kolędzie,
Żaki śpiewanie zaczynają w sieni.
Gospodarz z dziećmi dobrodzieja wita;
800Kończy się kaszlem pobożna wizyta.
Wierzchołek dzbana przedziwnej roboty
Grono prałatów w kapitule stawił
[167]:
Ogromne barki kształcił łańcuch złoty,
Dalej wspaniałą ucztę proboszcz sprawił.
805Znużonej trzodzie z przykładnej ochoty
Pulchnokarczysty pasterz błogosławił.
Śmierć była na dnie, za nią w ścisłej parze
Pasą się oczy wspaniałym widokiem,
810Już zapomnieli o bitwie i radzie.
Wtem ociec Kasper leci szybkim krokiem,
Oko podbite świadczy, że był w zwadzie.
Doktor zwyczajnym tonem i wyrokiem
Wino, WalkaIść z kuflem w bitwę za pierwszy punkt kładzie.
815„Z pełnym — rzekł prałat i tak rzecz wywodzi:
Puchar ich wstrzyma, a wino pogodzi”.
W nagłej potrzebie i skąpiec uczynny:
Niesie brat Czesław, rumiany i tłusty,
Ogromne flasze — już czuć zapach winny
820Wina, którego w post i mięsopusty
[170]
W swej celi tylko doktor miodopłynny
Przewielebnemi sam popijał usty;
Garniec wlał w puchar Czesław, wlał i stęknął;
Rozśmiał się w duchu prałat, doktor jęknął.
825Idźcież szczęśliwie, gdzie was sława niesie,
Pokoju, zgody i miłości dzieci!
Idźcie! W ciemnościach niech blask ukaże się,
Chwała przed wami przodkuje
[171] i leci!
Tobie przeklęctwo
[172], Arystotelesie!
830Czyż cię ta bitwa uczonym zaleci?
Cóż ma za korzyść, kto twój towar kupi?
Wchodzą już w same progi refektarza,
835Rajmund tymczasem trzonkiem od lichtarza
Jeszcze się bronił. Doktor próżno zrzędził;
„Przestańcie bitwy!” — krzyczy i powtarza.
Wrzask wszystkich zgłuszył, strach twarze wywędził.
Jeszcze się reszta krzepi bez oręża,
840Gaudenty gromi, Gaudenty zwycięża.
Stanął, upuścił broń, skłonił się nisko,
Skoro szacowny skarb w progu zobaczył.
Stanęli wszyscy na to widowisko,
A gdy się puchar coraz zbliżać raczył,
845Krzyknęli: „Zgoda!…” Tak wojny siedlisko
W punkcie dzban miejscem pokoju oznaczył.
Czarni i bieli, kafowi i szarzy,
Wszystko się łączy, wszystko się kojarzy.
Za czyje zdrowie pili w takiej porze,
850Nie wiem — lecz, gdybym znajdował się z niemi,
Piłbym za twoje, szacowny przeorze,
Za twoje, który czyny chwalebnemi
Jesteś i mistrzem, i ojcem w klasztorze
I dajesz poznać przykłady twojemi,
855Jak umysł prawy zdrożności unika —
CnotaCnota, nie odzież czyni zakonnika.
Czytaj i pozwól, niech czytają twoi,
Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje!
Żaden nagany sobie nie przyswoi,
860Nikt się nie zgorszy, mam pewną nadzieję.
CnotaPrawdziwa cnota krytyk się nie boi,
Niechaj występek jęczy i boleje!
Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale:
Przeczytaj, osądź! Nie pochwalisz — spalę.