- Anioł: 1
- Bóg: 1
- Drzewo: 1
- Król: 1
- Morze: 1
- Obraz świata: 1 2
- Rewolucja: 1
- Rozpacz: 1
- Sen: 1
- Słowo: 1 2
- Śmierć: 1
- Świątynia: 1
- Walka: 1
- Wiara: 1 2
- Wolność: 1 2 3 4 5
- Zwątpienie: 1
Juliusz SłowackiOda do wolności
I
1
AniołWitaj, wolności aniele,
Nad martwym wzniesiony światem!
Oto w Ojczyzny kościele
Ołtarze wieńczone kwiatem
5I wonne płoną kadzidła!
Patrz! tu świat nowy — nowe w ludziach życie.
Spojrzał — i w niebios błękicie
Roztacza nad Polską skrzydła;
10I słucha hymnów tej ziemi.
II
SłowoA tam już w cieniu wieków za nami się chowa
Duch niewoli i dumną stopą depcze trony.
Zgina się pod ciężarem skrwawionej korony,
Mówi — ale niezrozumiałe z ust wychodzą słowa.
15Tak obelisk, co niegdyś pisanym wyrazem
Dziwił ludy, obwiany mgłą kadzideł dymu,
Dziś przeniesiony do Rzymu,
Niezrozumiały ludom — umarły — jest głazem.
III
20Była gotyckim kościołem.
Wiara kolumny związała,
Gmach niebo roztrącał czołem…
Drżącym od starości głosem
Starzec pochylony laty
[2]
25Trząsł dumnym mocarzy losem,
Zaglądał w królów siedziby;
Zaledwo promyk oświaty
Przez ubarwione gmachu przedzierał się szyby.
30Kornej nie uchylił głowy,
Walczył słowami Boga
I wzgardził świętymi kary
[4].
Upadł gmach zachwiany słowy
[5].
Błysnęły światła promienie…
35Pierwsze wolności westchnienie
Było i westchnieniem wiary.
IV
Deptane prawa ludów gdzież znajdą mściciela?…
40Kromwel
[7]. — Któż nie zna Kromwela?…
On dawną krwią Stuartów zalał stopnie tronu
I nie chciał na nie wstąpić — on pogardził tronem.
I czymże dzisiaj jest król Albijonu?
Błyszcząca mara — widziadło,
45Księżyc na niebie zamglonem,
A słońce praw oświeca tę postać wybladłą.
Ale wielcy mężowie zasiedli do steru,
Świątynią praw dźwigają tysiączne kolumny —
Patrzcie, jak długim rzędem za trumnami trumny
50Wchodzą w posępne gmachy Westminsteru
[8].
V
O świat nowy hiszpańskie uderzyło wiosło,
Tam brat zaprzedawał brata…
Żałobne drzewo wyrosło
[9],
55Pod którym schyleni w trudzie,
Marząc o szczęściu boleśnie,
Usypiali tłumem ludzie,
Tłumami konali we śnie
I śmiercią sen płacili — bo o lepszej doli
60Pod tym się drzewem ludziom o wolności śniło.
Było to drzewo niewoli,
Rosło nad grobem — świat już był jedną mogiłą.
Ostatni więc człowiek skona,
Śmiercią z należnych władcom wypłaci się danin?
65O nie! na głos Waszingtona
[10]
Zmartwychwstał Amerykanin
I zaprzysiężoną święcie
Wolność okrył wieńcem sławy.
A drzewo śmierci było masztem na okręcie
70I zgon niosło na ludy saksońskie — i nawy
[11].
VI
Wolność, BógWięc słońce już w wolności krajach nie zachodzi?
Wolności skrzydła całą osłoniły ziemię.
Godnym jest oczu Boga wolnych ludzi plemię,
On bohaterów nagrodzi.
VII
75Jakiż to dzwon grobowy
Z wiejskiego zabrzmiał kościoła?
Idzie tłum pogrzebowy —
Schylone do ziemi czoła;
Trumna — za trumną dzieci,
80Smutna przyjaciół drużyna
Bladą gromnicą świeci,
Ciche modły powtarza.
Weszli we wrota cmentarza,
Pod trumną ramię syna.
85Czarną dręczeni rozpaczą,
Czarną okryci żałobą…
Czemuż płaczą nad sobą?
Bogatą wezmą spuściznę.
Dlaczegóż nad nim płaczą?
90W grobie zapomni troski…
Bracia! — on umarł — on był ostatnim z tej wioski,
Co widział wolną ojczyznę.
Synowie jeszcze po nim nie zdjęli żałoby,
Już na wolnej żyją ziemi.
95Idźmy więc nad ojców groby,
Wołajmy, bracia, nad niemi —
Może usłyszą w mogile?…
VIII
Strawiony własnym ogniem — przeklął ogień duszy.
100Wołał: — „Czemuż Bóg więzów moich nie rozkruszy?”.
Lecz wszędy cichość grobowa;
A więc sam odpowiadał: — „Jestem panem życia!” —
Okropne rozpaczy słowa!
Z umysłowych władz rozbicia
105Została ta myśl straszliwa.
I bladość śmierci lice wyniosłe okrywa.
Ta jedna myśl tysiączne urodziła myśli;
Straszna cierpienia potęga,
Umysł je rozwija — kryśli
[12],
110Z niedowiarstwa marą sprzęga…
O niedowiarstwo! Ty piekieł pochodnią
Niszczysz mgłę marzeń i blask urojenia złoty.
Gdzież cnota?… nie ma cnoty!…
I zbrodnia nie jest zbrodnią.
115Na niepewnej ważysz szali
Wzniosłe uczucia w człowieku…
Już wszyscy tak myśleli — i wszyscy wołali,
Jest to chorobą czasu! — jest to duchem wieku!
Ta ciemność była tylko przepowiednią słońca.
IX
120
Wolności powstał obrońca.
Podnieście wybladłe czoła!
Dalej do steru okrętu!
Dalej! na morskie głębinie
[13]!
125Rzućmy się w odmęt — z odmętu
Może niejeden wypłynie!
Podobni do nurków tłumu,
Co do morskiej toną fali,
Wśród wirów kręceni szumu,
130Już ich fala w głąb porywa;
Ale niejeden wypływa,
Bliski brzegu lub daleki,
Ten niesie gałąź korali,
Ów w Amfitryt trąbę
[14] dzwoni.
135Lecz niejeden zniknie w toni,
W morzu zostanie na wieki.