- Bóg: 1
- Emigrant: 1
- Grzech: 1
- Kara: 1
- Król: 1
- Kwiaty: 1
- Miasto: 1 2
- Potwór: 1
- Wygnanie: 1
- Żałoba: 1
Julisz SłowackiParyż
1
Powstają gmachy połamanym składem,
Jak jedne drugim wchodzą na ramiona,
Gdzieniegdzie ulic przeświecone śladem.
5Gmachy skręconym wydają się gadem,
Zębatą dachów łuską się najeża.
A tam — czy żądło oślinione jadem?
Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko — strzela blaskiem ozłocona wieża.
10
Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie
[2]
I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni,
Lecz nie deszcz boży, nie zamknięty w gromie,
Sto dział go poszle
[3]… A na każdym domie
[4]
15Kula wyryje straszny wyrok Boga;
Kula te mury przepali, przełomie
[5],
I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rozpacz — bo to kula wroga…
I już nad miastem wisi ta dział chmura,
20Dlatego ludu zasępione tłumy,
Dlatego ciemność ulic tak ponura,
Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy;
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
O wrogach ciągłe toczą się rozmowy…
25A straż ich przednia, już północne dżumy
Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.
Czy wrócą czasy tych świętych tajemnic,
Kiedy tu ludzie zbytkiem życia wściekli,
30Jedni pod katem, drudzy w głębi ciemnic,
Inni ponurzy, bladzi, krwią ociekli,
Co kiedy śmieli pomyśleć — wyrzekli?
Lud cały kona, katy i obrońce
[6],
Dnia im nie stało
[7], aby się wysiekli;
35I przeczuwając krwawej zorzy końce,
Jak Jozue wołali: Dnia trzeba — stój, słońce!
I nie stanęło — pomarli — przedwcześnie,
Lecz zostawili pamiątki po sobie:
Kraj po rozlewie krwi tonący we śnie
40I lud, nie po nich ubrany w żałobie,
Krwi trójcę w jednej wcieloną osobie
[8].
Ten jak rodyjski posąg świecznik trzyma
I jedną nogę wsparł na martwych grobie,
Drugą na zamku królów… Gdzie oczyma
45Sięgnął — tam wnet i ręką dostawał olbrzyma.
A kiedy posąg walił się z podstawy,
Tysiące ludu sławą się dzieliło,
Każdy się okrył łachmanem tej sławy,
Każdemu było dosyć — nadto było…
50Marzą o dawnej sławie nad mogiłą
I pod kolumną spiżu wszyscy posną
[9];
Choć cięcie kata głowę z niej strąciło,
Choć na niej może jak na gruzach z wiosną
Chwasty i z lilijami Burbonów porosną.
55
W nędzy — i brat już nie pomaga bratu.
Wierzby płaczące na brzegach Sekwany
Smutne są dla nas jak wierzby Eufratu.
I całej nędzy nie wyjawię światu…
60Twarze z marmuru — serca marmurowe,
Drzewo nadziei bez liścia i kwiatu
Schnie, gdy wygnaniec złożył pod nim głowę,
Jak nad prorokiem Judy schło drzewo figowe.
Z dala od miasta szukajmy napisów,
65Gdzie wielki cmentarz zalega na górze
[10].
O! jak tu smutno, kędy wśród cyprysów
Pobladłe w cieniu chowają się róże.
A pod stopami — dalej — miasto w chmurze
Topi się we mgłach gasnących opalu…
70
Przedają wianki z płótna lub z perkalu,
Aby dłużej świadczyły o kupionym żalu.
Patrz znów w mgłę miejską — oto wież ostatki,
Gotyckim kunsztem ukształcona ściana
[11];
75Rzekłbyś — że zmarła matka twojej matki,
W czarne, brabanckie korónki ubrana,
Z chmur się wychyla jak duch Ossyjana…
Ludzi nie dojrzysz… Lecz nad mgłami fali
Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana)
[12],
80Jakby się w Styksu łodzi zatrzymali
Przed piekła bramami we mgłach stoją biali…
KrólTam gmachy Luwru, gdzie tron Baltazara,
A na nim siedział wyrobnik umarły…
Przez dnie lipcowe panowała mara,
85U nóg jej ludzie snuli się jak karły;
Bo nad nią cienie śmierci rozpostarły
Wielkość olbrzymią — był to król narodu.
I aksamity krew mu z czoła starły,
Lecz jego dzieci umierały z głodu,
90Zaczął dynastią trupów, był ostatnim z rodu
[13].