Maria Pawlikowska-JasnorzewskaBiały koń w Rabat
1
Kochejlanie z sułtańskiego orszaku,
Arabczyku, marzenie Kossaków,
Z wiotką grzywą i z natchnieniem w oku!
Rozwichrzony, jak fala wezbrany,
5Kipisz, mącąc twoich kształtów plany,
Pod czaprakiem, co cię w przepych okuł.
Cień twój tańczy, szafirowa struga,
A namiętność w twoich nozdrzach mruga,
Błyskasz sierści palącym się mlekiem…
10
— I tak dumnie, prychając dokoła,
I chwast grzywy odrzucając z czoła,
Nosisz godność niebycia człowiekiem!
Pochwalony, kochany do syta,
Wznosisz w górę, wyciągasz kopyto
15Jak wyniosłą dłoń do pocałunku…
Stwórco! — patrząc na formę tak czystą,
Już cię wielbię, gorący artysto,
Już kwituję z naszych rozrachunków…