1Mija rok, który wagą równa się z wiekami…
Od warszawskiego września, aż po zimny, mglisty,
Wyczekujący sierpień — był on jednym pasmem
Wzruszeń nad ludzką miarę. Kochałam w tym czasie
5Kolejno poznawane przyjazne narody,
Jak dawniej kochać mogłam poszczególnych ludzi.
O, serce opętane niezwykłością zdarzeń!
Jak bogini schylona nad ziemią, zaznałam
Niepojętej rozkoszy miłowania plemion,
10Wzruszania się ich czarem. Nagle, w oczach moich
Złamane, upadały jak róże na wietrze
Lub kształt swój odmieniały szybciej niż obłoki,
A ja, trwożąc się o nie, wołałam je z płaczem
Po imieniu. Przeżyłam najwyższy wysiłek
15Serca ludzkiego. Ileż miejsca w nim i mocy,
Gdy namiętnością płonie ku narodom słabym,
Pięknym, smutnym jak ludzie…