ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Platon, Fileb
  1. Bóg: 1
  2. Ciało: 1
  3. Cierpienie: 1 2 3
  4. Cnota: 1
  5. Dobro: 1 2
  6. Dusza: 1
  7. Fałsz: 1
  8. Głupota: 1
  9. Kłótnia: 1
  10. Mądrość: 1 2
  11. Miłość: 1
  12. Nadzieja: 1
  13. Nauka: 1 2
  14. Nienawiść: 1
  15. Noc: 1
  16. Obraz świata: 1
  17. Pamięć: 1 2 3
  18. Piękno: 1
  19. Pozory: 1
  20. Pożądanie: 1
  21. Prawda: 1 2 3
  22. Przysięga: 1
  23. Radość: 1 2
  24. Rozkosz: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
  25. Rozum: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
  26. Słowo: 1
  27. Śmiech: 1
  28. Tłum: 1
  29. Wiedza: 1 2

Poprawiono błędy źródła: Fajrosie > Fajdrosie; [numer rozdziału] XII > XXII; to rzeczy należy > te rzeczy należy; szala się chwieje, albo w górę i w dół > szala się chwieje w górę i w dół; potem tak samo nad utrzymaniem się w mierze zastanów > potem się tak samo nad utrzymaniem się w mierze zastanów; jedno mętne, a drugi > jedno mętne, a drugie; Ta też nie do przyjęcia > To też nie do przyjęcia; Musi tak być? > Musi tak być.; Jak by ich w zaślepieniu trzymały > Jakby ich w zaślepieniu trzymały; zeń zdobytych > źle zdobytych; To nie miałaby sensu > To nie miałoby sensu; pad uwagę > pod uwagę.

Uwspółcześnienia: w zbiorze Pism Platona > w zbiorze pism Platona; platoński (Platona) > Platoński; nie ustalone, nie rozpowszechnione > nieustalone, nierozpowszechnione itp; nie mała > niemała; jak by (jak gdyby) > jakby; „rozebrali” > rozebrali; zaczem > zatem; nie wolny > niewolny; Tow. Dla Popierania > Tow. dla Popierania; with an english > with an English;

Uwspółcześniono formy nazw własnych i ich fleksję: Kalias > Kallias.

Poprawiono i uwspółcześniono interpunkcję, m.in. oddzielono przecinkami grupy imiesłowowe.

Tekst Objaśnienia tłumacza uzyskano wstecznie z wydania źródłowego, w którym został podzielony na przypisy dolne, i zweryfikowano wg wydania: Platon, Fileb, Warszawa 1938. Na podst. tego samego wydania uzupełniono brakujący numer rozdziału w tekście dialogu (XXV).

PlatonFilebtłum. Władysław Witwicki

Wstęp tłumacza

1

Fileb, czyli rozmowa o rozkoszy. Obyczajowa. Taki tytuł nosi nasz dialog w zbiorze pism Platona. Autor szuka w nim odpowiedzi na pytanie, jaki typ życia uznać za najlepszy. Czy oddać pierwszeństwo życiu oddanemu gonitwie za rozkoszami bez wyboru, czy też cenić najwyżej życie poddane rozumowi i poświęcone przede wszystkim pracy intelektualnej. Czy wysoko cenić każdą przyjemność jako dobro większe lub mniejsze — czy też pewnymi przyjemnościami gardzić i unikać ich, a inne dopuszczać i szukać ich wypada? Jakie miejsce, jaki szczebel przyznać rozkoszy w hierarchii wartości życiowych? To są główne zagadnienia tej rozmowy, na które Platon daje tutaj odpowiedź zdecydowaną i sformułowaną.

2

Osoba wymieniona tytule to nie jest żadna osobistość znana. Imię Fileb znaczy po grecku tyle, co miłośnik uroków młodości. Trudno się dopatrzyć w tej postaci jakichś cech jednostkowych, charakterystycznych i gdyby nie brać tego imienia przenośnie, trudno byłoby zgadnąć, czemu to imię własne występuje w tytule, skoro Fileb odzywa się tylko parę razy na początku dialogu. To jest postać jak gdyby bez twarzy — podobnie zresztą jak i Protarchos, który stale odpowiada Sokratesowi.

3

W rozmowie nie widać tła psychologicznego, nie widać gry stosunków osobistych między rozmawiającymi, tak jak się ją widzi w Gorgiaszu, w Eutyfronie, w Menonie. Dialog nie ma budowy dramatycznej i nie zawiera sytuacji komicznych, choć jest napisany z humorem. Jest to raczej monolog Sokratesa, który rozwija myśli Platońskie, ma przed oczami jakiegoś schematycznego Protarcha, młodzieńca, z którym można mówić o ideałach życiowych i można mu kazać reprezentować zrazu stanowisko nawet nie jego własne, ale dość pospolite, które wyznaje także Fileb, bierny świadek pozornej rozmowy. Pytania i uwagi Protarcha nie składają się razem na jakieś stanowisko przeciwne Sokratesowi. Służą raczej do tego, żeby przemówienia Sokratesa podzielić na części, rozbić je na ustępy i na zdania poszczególne. Jakby nauczanie katechizmowe. Protarchos ma być synem Kalliasa, ale on jest właściwie jakimś nieindywidualnym, papierowym synem samego autora. Jest to jakby reprezentant przeciętnego, przytomnego czytelnika. Protarchos nie zawsze się orientuje w myślach Sokratesa, a pytania zadaje jakby automatycznie — nieraz w połowie zdania, które Sokrates rozpoczął, aby zrobić pauzę przed tezą lub przed pytaniem, które się w danym momencie ma sformułować. Protarchos zgadza się na wszystko, co autor uważa za dostatecznie jasne i co chce, żeby nie ulegało dyskusji na razie. W jego raczej biernej obecności autor jakby robił rachunek i z własnego życia. Czy dobrze zrobił sam, że nie poszedł drogą Kaliklesa z dialogu Gorgiasz, a został przy szkole i przy piórze; nie bez muzyki i nie bez towarzystwa, przy dobrze pachnącym winie z Samos.

4

Gdy porównywać stosunek autora do rozkoszy, które życie przynosi, stosunek widoczny w Fajdrosie i rozwinięty tutaj, widać tu pewne uspokojenie. On żywo pamięta i teraz, i umie opisać wzruszenia i szały młodych lat, ale już ich nie chce. Już woli, żeby go zbyt silne wzruszenia całkiem omijały. Podobnie będzie się kiedyś Horacy[1] modlił: Intermissa Venus diu, parce precor, precor[2].

5

Sokrates, jak zwykle, gubi się w interesujących dygresjach na rozliczne tematy; wplata rozważania metafizyczne i świetne analizy psychologiczne; ale żeby się i czytelnik w nich nie zgubił, powtarza w kilku miejscach główny cel rozważań, streszcza główne punkty omówione i zbiera pod koniec wyniki, do których doszedł. Ma się wrażenie, że to pisze mistrz szkoły dla użytku przede wszystkim uczniów; mistrz, który już wie, jakie trudności napotyka jego nauka o ideach i z jakimi prądami spotykają się jego uczniowie w dziedzinie poglądów na życie.

6

Chciałby w nich podtrzymać kult dla życia oddanego służbie u Muz[3]. Pewne wyrzeczenia się, których to życie wymaga — to nie są akty rezygnacji z istotnych potrzeb ludzkich. Wprost przeciwnie, dopiero w takim życiu, opanowanym i ujętym w karby rozumne, mogą znaleźć zaspokojenie najbardziej istotne potrzeby szlachetniejszych dusz ludzkich, za czym dopiero przychodzić może szczęście — niezmieszane, ciche. Ale to nie ma być zeschłymi cyprysami wysadzana droga do śmierci. Czytaliśmy o niej w Fedonie. To jest pogodne, jasne życie filozofa — w pewnym wieku.

7

Zagadnienie dialogu nie wydaje się przestarzałe i dziś, a w dygresjach co krok świecą rozsypane prawdy wieczne.

Fileb

Osoby dialogu:

  1. Sokrates
  2. Protarchos
  3. Fileb
8

Sokrates: Więc zobacz, Protarchu, jaką myśl zamierzasz teraz przyjąć od Fileba i które z naszych stanowisk pragniesz zwalczać, gdyby nie było sformułowane według twojej myśli. Jeśli chcesz, to może streścimy jedno i drugie?

9

Protarchos: Owszem, proszę bardzo.

10

Sokrates: Otóż Fileb powiada, że dobrem dla wszystkich żywych istot jest rozkosz i radość, i wszystko w tym rodzaju — czy się to tak nazywa, czy podobnie, a z naszej strony istnieje zdanie przeciwne, że nie te rzeczy, ale rozum i myślenie, i pamiętanie, i to, co tym znowu rzeczom pokrewne, a więc słuszny sąd i prawdziwe rozumowania lepsze są od rozkoszy i więcej warte dla wszystkich istot, które tylko potrafią mieć w sobie coś z tych rzeczy. Jeśli która potrafi, ma stąd największy pożytek — każda — z tych, co dziś istnieją, i z tych, co będą. Czy nie tak jakoś, Filebie, twierdzimy — jeden i drugi?

11

Fileb: Właśnie tak, Sokratesie, w sam raz.

12

Sokrates: Więc przyjmujesz, Protarchu, tę sprawę, daną w tej chwili?

13

Protarchos: Trzeba przyjąć; bo nasz piękny Fileb ustał i sił nie ma dalej.

14

Sokrates: Więc trzeba się w tych rzeczach na wszelki sposób jakoś dogrzebać prawdy?

15

Protarchos: Ano, trzeba jakoś.

16

II. Sokrates: A proszę cię, oprócz tego zgódźmy się i na taką rzecz.

17

Protarchos: Na jaką?

18

Sokrates: Że teraz każdy z nas spróbuje pokazać taki stan duszy i taką jakąś postawę duchową, która by potrafiła wszystkim ludziom zapewnić szczęście w życiu. Czy niedobrze?

19

Protarchos: No, dobrze.

20

Sokrates: Nieprawdaż, więc wy bronicie postawy radosnej, a ja bronię rozumnej?

21

Protarchos: Jest tak — istotnie.

22

Sokrates: No cóż, a gdyby się jakaś inna postawa duchowa okazała mocniejsza od tych dwóch, to — nieprawdaż — jeżeliby się ta postawa okazała bardziej spokrewniona z rozkoszą, to my obaj przegramy, skoro takie życie będzie górą; życie oddane rozkoszy odniesie wtedy zwycięstwo nad życiem poddanym rozumowi?

23

Protarchos: Tak.

24

Sokrates: A jeśli zwycięży poddane rozumowi, to rozum będzie górą, a rozkosz przegra. Taka między nami umowa staje, czy jak mówicie?

25

Protarchos: Mnie się przynajmniej tak wydaje.

26

Sokrates: A Filebowi jak? Co mówisz?

27

Fileb: Ja w ogóle uważam, że rozkosz jest górą i będę tak uważał. A ty, Protarchu, sam się przekonasz.

28

Protarchos: Kiedyś[4], Filebie, oddał sprawę w moje ręce, to już nie będziesz chyba mógł do woli zgadzać się z Sokratesem albo mu się sprzeciwiać.

29

Fileb: Prawdę mówisz. Niechże mnie Bóg broni od tego, w tej chwili biorę samą boginię na świadka.

30

Protarchos: I my też razem z nią gotowiśmy ci wystawić świadectwo, żeś mówił to, co mówisz. Więc to, co potem z kolei, Sokratesie — czy tam Fileb zechce, czy nie zechce, próbujmy ciągnąć dalej.

31

III. Sokrates: Ciągnijmy, a zacznijmy od samej bogini, która, jak on mówi, nazywa się Afrodytą[5], a najprawdziwsze jej imię jest Rozkosz.

32

Protarchos: Zupełnie słusznie.

33

Sokrates: Mnie się, Protarchu, z imionami bogów zawsze obawa łączy — zgoła nie ludzka, gorsza od największego strachu. Tak i teraz imieniem Afrodyty ją nazywam, skoro jej się tak podoba; a o rozkoszy wiem, że się różnymi kolorami mieni i, jak powiedziałem, musimy od niej zacząć i zastanowić się nad nią w duszy, i zobaczyć, jaką też posiada naturę. Bo to jest, kiedy się ją tak po prostu wymienia, coś jednego, a przecież przybiera różnorakie postacie i w pewnym sposobie niepodobne jedna do drugiej. Zobacz no: mówimy, że rozkosz ma człowiek rozpustny i że ją znajduje człowiek opanowany — w samym panowaniu nad sobą. Rozkosz, Głupota, RozumRozkosz ma głupiec, pełen bezmyślnych opinii i niemądrych nadziei, a znajduje rozkosz i człowiek rozsądny w samym rozumnym myśleniu. Z tych rodzajów rozkoszy, żeby i jedne, i drugie miały być do siebie nawzajem podobne, któż mógłby twierdzić coś takiego i nie wydać się głupcem po sprawiedliwości?

34

Protarchos: Wiesz, Sokratesie, one pochodzą od przeciwnych sobie spraw, ale same nie są sobie nawzajem przeciwne. Bo jakżeby miała rozkosz nie być najpodobniejsza do rozkoszy — sama do siebie — spośród wszystkich rzeczy najbardziej?

35

Sokrates: Toż i barwa do barwy — Pan Bóg z tobą! Ze względu na to samo, na bycie barwą, żadna się nie będzie różniła od drugiej. Czarna i biała — widzimy wszyscy, że one nie tylko są różne, ale że jedna z nich najbardziej jest drugiej przeciwna. A kształt w stosunku do kształtu tak samo. Jako rodzaj każdy kształt jest czymś jednym, ale jedne jego części są sobie nawzajem wprost przeciwne, a inne mają jakąś nieprzebraną różnorodność. I w wielu innych sprawach te same stosunki znajdziemy. Zatem tej myśli nie wierz, która ze wszystkich największych przeciwieństw robi jedność. Ja się boję, że znajdziemy jakieś rozkosze sobie nawzajem wprost przeciwne.

36

Protarchos: Może być, ale co to zaszkodzi naszej myśli?

37

Sokrates: To, powiemy, że gdy one są sobie przeciwne, ty je nazywasz różnymi imionami. Mówisz niby, że dobre jest wszystko, co daje rozkosz. Otóż żeby nie było rozkoszne wszystko, co jest rozkoszne, o to się nikt nie spiera. A tylko pośród tych rzeczy jest wiele złych i wiele dobrych — tak my mówimy — a jednak ty je wszystkie nazywasz dobrymi, a zgodzisz się, że są do siebie niepodobne, gdyby cię ktoś do tego doprowadził w dyskusji. Zatem co właściwie jednego i tego samego tkwi w tych złych i dobrych jednako, dzięki czemu ty wszystkie rozkosze nazywasz dobrem?

38

Protarchos: Jak mówisz, Sokratesie? Czy myślisz, że ci ktoś przyzna słuszność, i jeśli założy, że rozkosz jest dobrem, to pozwoli, żebyś ty mówił, że są jakieś jedne rozkosze dobre, a jakieś inne od nich — złe?

39

Sokrates: A jednak ty przyznasz, że one są do siebie nawzajem niepodobne, a niektóre sobie nawzajem wprost przeciwne.

40

Protarchos: Ależ nie — o ile są rozkoszami.

41

Sokrates: Znowu na tę samą myśl zjeżdżamy, Protarchu, i mówimy, że się rozkosz od rozkoszy nie różni, tylko wszystkie są jednakie, i te przykłady, w tej chwili przecież podane, już nas wcale nie rażą — gotowiśmy uwierzyć i mówić rzeczy godne skończonych nicponiów i całkowitych nowicjuszów w świecie myśli.

42

Protarchos: Co niby chcesz powiedzieć?

43

Sokrates: To, że jeśli ja za twoim przykładem i w obronnej postawie zaryzykuję twierdzenie, że największe przeciwieństwa są właśnie przez to najpodobniejsze do siebie, to będę się mógł z tobą zgodzić, a okażemy się wtedy obaj młodsi niż potrzeba i myśl nam się z rąk wymknie, a pójdzie sobie precz. Więc ją cofnijmy z powrotem, może trafimy na wspólne drogi i jakoś się z sobą potrafimy pogodzić.

44

Protarchos: Mów, jakim sposobem?

45

IV. Sokrates: Załóż, Protarchu, że z kolei ty mnie zadajesz pytanie.

46

Protarchos: Jakie niby?

47

Sokrates: Rozum i wiedza, i umysł, i wszystko to, co ja w początkowym założeniu przyjąłem jako dobra — zapytany, co jest dobrem — czy tego wszystkiego nie czeka ten sam los, co i twoją myśl?

48

Protarchos: Jak to?

49

Sokrates: Pokaże się, że wiele jest wszystkich rodzajów wiedzy i niektóre z nich zgoła do siebie nawzajem niepodobne. A jeżeli któreś z nich są nawet sobie nawzajem przeciwne, to czyż warto byłoby ze mną rozmawiać teraz, gdybym się tego nastraszył i powiedział, że żadna wiedza nie jest do drugiej niepodobna? Potem by tam nasza myśl tak jak bajka gdzieś przepadła i popłynęła sobie precz, a my byśmy osiedli cało na jakimś głupstwie.

50

Protarchos: Ależ to się stać nie powinno żadną miarą, oprócz tego, że osiądziemy cało. Bo mnie się bardzo podoba ten wspólny czynnik w moim i twoim stanowisku: niech będzie wiele rozkoszy, i to niepodobnych do siebie, i niech będzie wiele rodzajów wiedzy i też różnych.

51

Sokrates: Więc tej różnorodności dobra mojego i twojego, Protarchu, nie chowajmy pod ławę, tylko ją postawmy na środku i miejmy odwagę; może te rzeczy w toku dyskusji powiedzą, czy rozkosz należy nazywać dobrem, czy rozum, czy też dobro to jest coś trzeciego. Teraz przecież nie o to właśnie nam idzie w naszym sporze, żeby na wierzchu zostało to, co ja zakładam, czy też to, co ty; obaj powinniśmy wspólnie walczyć o to, co najbliższe prawdy.

52

Protarchos: Trzeba przecież.

53

V. Sokrates: Więc tę myśl jeszcze mocniej utwierdźmy obopólną zgodą.

54

Protarchos: Jaką myśl?

55

Sokrates: Tę, która kłopot sprawia wszystkim ludziom, czy chcą, czy też, czasem i niektórzy, nie chcą.

56

Protarchos: Mówże jaśniej.

57

Sokrates: Ja mówię o tej, która się właśnie teraz nawinęła; urodziwa jest jakaś i przedziwna. Że wiele rzeczy to jedność, a jedność to wiele rzeczy, to są świetne powiedzenia i łatwo się spierać z takim, który jedno z nich założy. Którekolwiek.

58

Protarchos: Czy masz to na myśli, co ktoś może o mnie powiedzieć, że ja jestem Protarchos, z natury jeden, ale jest takich moich „ja” wiele, i to przeciwnych sobie: ja duży i ja mały, powie ktoś, i ciężki, i lekki, a jeden i ten sam, i mnóstwo innych oprócz tego?

59

Sokrates: Wymieniasz te rozpowszechnione zdania spośród przedziwnych zdań o jedności i wielości. Już się wszyscy, można powiedzieć, zgadzają, że nie trzeba ruszać takich rzeczy, bo to dziecinne i łatwe, a bardzo przeszkadza w myśleniu. Także i takich rzeczy, jak kiedy ktoś rozbierze człony i zarazem części czegoś w dyskusji, przy czym wyjdzie, że to wszystko stanowi ową jedność, a potem dowodzi ze śmiechem, że dziwne rzeczy musiał mówić; że jedność to wiele rzeczy i jest ich bez miary, a tych wiele rzeczy to tylko jedność.

60

Protarchos: A ty, Sokratesie, masz na myśli jakie inne zdanie, jeszcze nieustalone i nierozpowszechnione, w związku z tą samą sprawą?

61

Sokrates: Ile razy ktoś, chłopcze, zakłada jedność nie pośród tych rzeczy, które powstają i giną, jak myśmy to przed chwilą mówili. Bo w tej dziedzinie i jeśli chodzi o taką jedność, jakąśmy teraz właśnie przytaczali, to zgoda powszechna, że tu nie ma co zbijać. Dopiero jeśli ktoś próbuje przyjąć jednego człowieka i wołu jednego, i piękno jedno, i dobro jedno — kiedy o te i o takie jedności chodzi, sprawa staje się doniosła w rozważaniach i sporna.

62

Protarchos: Jak to?

63

Sokrates: Przede wszystkim, czy potrzeba przyjmować, że jakieś takie jedności istnieją naprawdę. Następnie, jakim sposobem one, choć każda z nich jest jedna i zawsze ta sama, i ani powstawać nie może, ani ginąć, to jednak każda jest jak najmocniej tą właśnie jedną jednością. Następnie, w dziedzinie tych rzeczy, które powstają i nie mają granic, czy należy ją przyjmować jako rozproszoną i powieloną, czy też ona jest cała oddzielona dla siebie, co przecież może się wydawać najmniej możliwe ze wszystkiego, żeby jedno i to samo i jedność tkwiła równocześnie w jedności i w wielości. To są w tych sprawach, kiedy mowa o jedności i wielości, to są, Protarchu, przyczyny wszystkich kłopotów, jeżeli je przyjąć nie tak, jak potrzeba, a wszystko idzie doskonale, jeśli przyjąć tak, jak należy.

64

Protarchos: Nieprawdaż, Sokratesie, musimy przede wszystkim to w tej chwili przepracować?

65

Sokrates: Ja bym przynajmniej tak uważał.

66

Protarchos: Zatem przyjmij, że my wszyscy tutaj zgadzamy się z tobą na to. A Fileba może najlepiej będzie w tej chwili pytaniami nie ruszać, kiedy cicho siedzi.

67

VI. Sokrates: No, niech tam. Ale skąd by tu zacząć tę walkę o kwestie sporne; tak dużo jej jest i tak jest różnorodna? Może stąd?

68

Protarchos: Skąd?

69

Sokrates: Przyznamy chyba, że ta jedność, utożsamiana w rozważaniach z wielością, kręci się wszędzie i wkrada się w każdą myśl zawsze; i dawniej, i teraz. To nigdy nie ustanie i to się nie zaczęło teraz, tylko to jest, jak mi się zdaje, taki nieśmiertelny i niestarzejący się stan samych naszych myśli. Kiedy go tylko zakosztuje młody człowiek, zaraz się cieszy, jakby jakiś skarb mądrości znalazł; rozkosz go napełnia, jakby sam bóg w niego wstąpił, zaczyna wywijać argumentami z radością i raz na wywrót wykręca i zwija wszystko w jedność, a raz na nowo rozwija i dzieli na części; w kłopoty siebie samego przede wszystkim i najwięcej wpędza, a potem każdego, kogo w danej chwili ma pod ręką; czy to będzie ktoś młodszy czy starszy, czy się trafi rówieśnik — nie oszczędza ani ojca, ani matki, ani nikogo innego, kto tylko ma uszy. Omal że się nawet do innych istot żywych nie zwraca, oprócz ludzi, a z dzikich nie oszczędziłby nikogo, gdyby tylko tłumacza skądeś dostał.

70

Protarchos: Ej, Sokratesie, czy nie widzisz, jakie mnóstwo nas jest, a młodzi jesteśmy wszyscy? Ty się nie boisz, żebyśmy się razem z Filebem i do ciebie nie zabrali, jeżeli nas będziesz hańbił?

71

A jednak — bo my rozumiemy, co ty mówisz — jeżeli istnieje jakiś sposób, jakiś chytry środek na to, żeby takie zamieszanie myślowe łagodnie jakoś od nas odeszło i żeby znaleźć jakąś drogę do celu rozważań, piękniejszą, to zajmij się tym, a my za tobą razem pójdziemy, według sił. To niemała rzecz, ta nasza obecna rozmowa, Sokratesie.

72

Sokrates: Wcale nie, moi chłopcy, jak powiada Fileb, kiedy do was mówi. Nie ma zgoła ładniejszej drogi i być nie może; ja ją kocham zawsze, tylko ona mi już nieraz z oczu znikała i wtedym[6] zostawał sam jeden i ani w prawo, ani w lewo.

73

Protarchos: Cóż to za droga? Powiedz coś o niej!

74

Sokrates: Pokazać ją nie bardzo trudno, ale strasznie trudno nią iść. Do wszystkich wynalazków na tej drodze ludzie doszli. A zobacz, którą mam na myśli.

75

Protarchos: Mów tylko.

76

Sokrates: Bogowie dali ją ludziom; tak mi się to przedstawia; jakiś Prometeusz[7] bogom ją wydarł wraz z jakimś ogniem, bardzo jasnym. I starożytni — oni lepsi byli od nas i bliżej bogów mieszkali — to nam podanie przekazali, że wszystko, co, jak się zawsze mówi, istnieje, składa się z jedności pewnej i z wielości i ma w sobie przyrodzony pierwiastek granic i nieokreślenia. Więc kiedy to tak jest uporządkowane, powinniśmy zawsze jedną postać (ideę) we wszystkim zakładać i szukać jej — znajdziemy, bo ona tam jest w środku — a gdy ją uchwycimy, to po tej jednej dwie — patrzeć, czy może tam są — a jeśli nie, to trzy albo jakaś inna ich liczba się znajdzie i każdą z tych jedności brać tak samo aż do jedności naczelnej. Tę będzie widać już nie tylko jako jedność i wielość rzeczy nieokreślonych, ale się pokaże, ile tego jest. A idei nieokreślenia do wielości nie wnosić, zanim ktoś jej liczby wszystkiej nie dojrzy, która leży między nieokreśloną a jednostką. Wtedy już mniejsza o każdy szczegół wszystkiego — niech sobie przepada w nieokreśloności. Otóż, bogowie, jak powiedziałem, tak nam pozwolili rzeczy rozpatrywać i uczyć się samemu, i nauczać drugich. A dzisiejsi mędrcy, zależnie od tego, jak się im trafi, do tej jedności dochodzą zbyt szybko albo zbyt powoli; wolniej, niż potrzeba. A po jedności zaraz biorą nieokreśloną wielość. Nie umieją dojrzeć tego, co pośrodku i czym się odróżnia nasza postawa dialektyczna w dyskusji od gotowości do jałowych sporów.

77

VII. Protarchos: Coś niecoś z tego, co mówisz, Sokratesie, mam wrażenie, że rozumiem, ale niejedno chciałbym jeszcze wyraźniej usłyszeć.

78

Sokrates: Jasne to jest, Protarchu, w literach, to, co mówię. Weź to w literach alfabetu; uczyłeś się ich i znasz się na nich.

79

Protarchos: Jak to?

80

Sokrates: Głos posiadamy chyba jeden — ten, co przez usta idzie, a nieokreślony co do ilości. My wszyscy i każdy z osobna.

81

Protarchos: Więc co?

82

Sokrates: Przecież mądrzy jesteśmy ani przez jedno, ani przez drugie. Ani przez to, że znamy nieokreśloność głosu, ani przez to, że znamy jego jedność. Dopiero wiedzieć, ile go jest i jaki ma być — dopiero to robi z każdego z nas znawcę języka.

83

Protarchos: Zupełnie słusznie.

84

Sokrates: A przecież to, co człowieka robi znawcą muzyki, to jest znowu to samo.

85

Protarchos: Jak to?

86

Sokrates: Głos przecież i w tej sztuce jest jeden.

87

Protarchos: Jakżeby nie?

88

Sokrates: Ale przyjmijmy dwa: niski i wysoki, i trzeci — pośredni. Czy jak?

89

Protarchos: No, tak.

90

Sokrates: Alebyś się jeszcze nie znał na muzyce, gdybyś tyle tylko wiedział. A jak się nie będziesz znał, to nic nie będziesz wart w tym zakresie.

91

Protarchos: No, nic.

92

Sokrates: A dopiero, mój kochany, jak weźmiesz odstępy, ile ich jest pod liczbą — odstępy głosowe co do wysokości i niskości — i jakie one są, i jak weźmiesz granice odstępów i te układy, które się z nich tworzą, a które starożytni spostrzegli i przekazali je nam, potomnym, pod nazwą harmonii, a znowu w ruchach ciała zauważysz inne tego rodzaju stany, które w nim są, a które się mierzy i w liczbę ujmuje, i trzeba je wtedy rytmami i taktami nazywać, a równocześnie weźmiesz pod uwagę, że tak samo należy traktować każdą jedność i wielość przedmiotów, dopiero kiedy tak te rzeczy weźmiesz, dopiero wtedy robisz się mądry. Kiedy jakikolwiek inny byt jeden w ten sam sposób weźmiesz i będziesz go tak rozpatrywał, dopiero w ten sposób zaczniesz go rozumieć i mądrze na niego patrzeć. A nieokreślona wielość czegokolwiek i w czymkolwiek czyni cię zawsze niezdolnym do rozumnego ujęcia rzeczy, do myślenia ścisłego ani do ilościowego, bo nigdy nie masz wtedy na oku żadnej liczby czegokolwiek.

93

VIII. Protarchos: Wiesz, Filebie, ja przynajmniej mam to wrażenie, że to świetne, to, co Sokrates mówi w tej chwili.

94

Fileb: Ja też mam to samo wrażenie. Ale dlaczego niby te słowa padają teraz pod naszym adresem i do czego to zmierza właściwie?

95

Sokrates: Doprawdy, Protarchu, że słusznie nas o to Fileb zapytał.

96

Protarchos: Tak jest. Więc odpowiedzże mu!

97

Sokrates: Ja to zrobię; tylko jeszcze kilka słów powiem o tych samych rzeczach.

98

Bo zupełnie tak samo, jak kiedy ktoś bierze pod uwagę pewną jedność, ten, jakeśmy powiedzieli, nie powinien patrzeć zaraz na naturę nieokreśloności, ale na pewną liczbę, tak i na odwrót: kiedy ktoś musi naprzód brać pod uwagę to, co nieokreślone, niech się nie zwraca zaraz do jedności, ale znowu do pewnej liczby, mającej swoją wielkość w każdym wypadku, a dopiero na końcu, po wszystkim, niech pod uwagę bierze jedność. Znowu w literach weźmy to, co się teraz mówi.

99

Protarchos: Jak?

100

Sokrates: Słowo, NaukaSkoro głos nieokreślony wziął pod uwagę czy to jakiś bóg, czy też i człowiek do boga podobny, jak to w Egipcie opowiadają, że był taki Teut[8], i mówią, że on pierwszy wziął pod uwagę głoski jeszcze bez określenia i zauważył, że to nie jedna, tylko jest ich więcej, i znowu inne, które głosu nie mają w sobie, ale pewne brzmienie jednak, i tych jest też pewna liczba. I wyróżnił nam trzecią postać głosek, które się dziś nazywają nieme. Następnie rozdzielił te bez brzmienia wszystkie aż do poszczególnych głosek, a dźwięczne i pośrednie w ten sam sposób, aż ich liczbę ujął, i każdą z osobna i wszystkie razem nazwał pierwiastkami. A widząc, że nikt z nas nawet i jednej z nich samej dla siebie, a bez wszystkich innych, nauczyć się nie potrafi, więc ten znowu związek między nimi wziął pod uwagę i spostrzegł, że to jest jedność i że to wszystko razem stanowi pewną jedność; ustanowił więc jakby nad nimi jedną umiejętność i nazwał ją gramatyką (głosownią).

101

Fileb: Ja to zrozumiałem, wiesz, Protarchu, jeszcze jaśniej niż to, co przedtem — tak: jedno w zestawieniu z drugim. Ale mi w tym toku myśli teraz tego samego brak, co i przed małą chwilą.

102

Sokrates: Czy nie tego, Filebie, co to wszystko ma do rzeczy właściwie?

103

Fileb: Tak jest. To jest to, czego od dawna szukamy, ja i Protarchos.

104

Sokrates: Właśnie też; jużeście przyszli do tego, a szukacie, jak mówisz od dawna?

105

Fileb: Jak to?

106

IX. Sokrates: Czyżeśmy od początku nie rozmawiali o rozumie i rozkoszy — co z tych dwojga wybrać?

107

Fileb: Jakżeby nie?

108

Sokrates: I oczywiście, mówimy, że jedno i drugie to pewne jedności.

109

Fileb: Tak jest.

110

Sokrates: Otóż tego samego żąda od nas myśl poprzednia: jakim to sposobem jest jednością i wielością jedno i drugie z nich obojga, i jak to jest, że to nie są zaraz nieokreśloności, ale pewną liczbę osiąga jedno i drugie, zanim się jedno i drugie stanie nieokreślone.

111

Protarchos: W nie byle jakie pytanie, Filebie, wpakował nas Sokrates, a wodził nas w kółko nie wiadomo którędy. I zobacz no, który z nas dwóch będzie odpowiadał na obecne pytanie. To może zabawne, że ja w ogóle odziedziczyłem głos po tobie, a nie potrafię dać odpowiedzi i znowu ciebie o to poproszę. A jeszcze bardziej zabawne, myślę, będzie to, kiedy żaden z nas dwóch odpowiedzieć nie potrafi. Więc zobacz, co zrobimy. Bo ja mam wrażenie, że Sokrates nas teraz pyta o różne postaci rozkoszy, czy istnieją, czy nie, i wiele[9] ich jest, i jakie są. A o postaci rozumu tak samo.

112

Sokrates: Najzupełniej prawdę mówisz, synu Kalliasa. Bo jak długo nie potrafimy tego zrobić z każdą jednością i z podobieństwem, i z tożsamością, i z przeciwieństwem, to, jak poprzednie rozważania pokazały, nikt z nas nie będzie nigdy nic wart.

113

Protarchos: Zdaje się, Sokratesie, że gotowo[10] tak być. Ale mądremu do twarzy z tym, żeby wszystko wiedział, a drugi bieg ten, żeby nie być tajemnicą dla siebie samego. A czemu mi się to teraz powiedziało, ja ci wskażę. Tyś nam, Sokratesie, ofiarował wszystkim tę rozmowę i użyczyłeś nam siebie samego, aby rozpatrzyć, co też jest najlepsze z tego, co człowiek posiada. Fileb powiedział, że rozkosz i zabawa, i radość, i wszystkie tego rodzaju rzeczy, a tyś na to odpowiedział, że to nie to, ale tamte rzeczy, które my sobie nieraz chętnie przypominamy. I słusznie robimy, abyśmy jedno koło drugiego mogli kłaść w pamięci i porównywać uważnie. Otóż ty mówisz, że tym dobrem, które należy słusznie nazywać lepszym od rozkoszy, jest rozum, wiedza, świadomość, umiejętność i wszystko, co im pokrewne, i te rzeczy należy sobie zdobywać, a nie tamte. Kiedy się te dwa sporne stanowiska ustaliło, myśmy ci na żarty zaczęli grozić, że nie puścimy cię do domu, zanim się jakoś nie ustali pewnej właściwej granicy w tych myślach rozdzielonych. Tyś się zgodził i ofiarowałeś się nam na to. Więc my teraz mówimy — tak jak dzieci — że nie wolno odbierać tego, co się sprawiedliwie dało. Zatem daj spokój temu sposobowi, w jaki traktujesz naszą obecną rozmowę.

114

Sokrates: Jakiż to sposób, myślisz?

115

Protarchos: Naprzód nas w kłopoty wpędzasz, potem nam pytania dajesz, na które my nie umiemy ci dać w tej chwili wystarczającej odpowiedzi. Uważamy, że nie na to tutaj siedzimy, żebyśmy wszyscy razem nie wiedzieli, którędy iść, tylko jeśli my nie możemy sobie dać rady, to radź ty. Przyrzekłeś przecież. Zatem zastanów się nad tym sam, czy powinieneś wyróżnić różne rodzaje rozkoszy i wiedzy, czy też można temu dać pokój. A może potrafisz i może zechcesz w jakiś inny sposób wnieść światło w nasze skłócone stanowiska?

116

Sokrates: O, to już niczego strasznego oczekiwać nie muszę, skoroś to tak powiedział. Bo jak się mówi: „jeżeli zechcesz”, to już ustaje wszelka obawa w każdej sprawie. A oprócz tego, mam wrażenie, że któryś z bogów dał nam pewną pamięć.

117

Protarchos: Jakże to i o jakich rzeczach?

118

X. Sokrates: Podanie pewne kiedyś dawno słyszałem, może to we śnie było, a może i na jawie, i teraz mi na myśl przychodzi — o rozkoszy i o rozumie — to, że dobrem nie jest żadne z nich, ale coś innego, trzeciego, co jest różne od nich obojga, a lepsze od jednego i od drugiego. Toż jeśliby ono się nam teraz jasno objawiło, pożegna się rozkosz ze zwycięstwem. I dobro żadną miarą nie będzie tym samym, co ona. Czy jak?

119

Protarchos: No, tak.

120

Sokrates: A tych postaci rozkoszy do rozróżnień już nam wcale nie będzie potrzeba, według mego zdania. Dalszy tok rozważań jeszcze to jaśniej pokaże.

121

Protarchos: Bardzoś to ładnie powiedział; tylko tak jedź dalej.

122

Sokrates: Ale jeszcze przedtem zgódźmy się na pewien drobiazg.

123

Protarchos: Jaki?

124

Sokrates: Natura dobra musi być doskonała czy niedoskonała?

125

Protarchos: Przecież najdoskonalsza ze wszystkiego, Sokratesie.

126

Sokrates: No cóż, a dobro to jest coś, co wystarcza?

127

Protarchos: Jakżeby nie; ono tym właśnie przewyższa wszystkie inne byty.

128

Sokrates: O nim to, sądzę, przede wszystkim powiedzieć trzeba, że wszystko, cokolwiek poznaje dobro, goni za nim i nastaje, chce je chwycić i mieć dla siebie, a o inne rzeczy nie dba nic, oprócz tych, które zmierzają do doskonałości, tak jak dobra.

129

Protarchos: Nie można przeciw temu nic powiedzieć.

130

Sokrates: A rozpatrzmy tak i oceńmy życie oddane rozkoszy i życie poddane rozumowi; zobaczmy jedno i drugie z osobna.

131

Protarchos: Jak rzekłeś?

132

Sokrates: Niech ani w życiu oddanym rozkoszy nie będzie rozumu, ani w życiu poddanym rozumowi niech nie będzie rozkoszy. Jeżeli którekolwiek z nich jest dobrem, to (żadne z nich) nie powinno już niczego więcej potrzebować. Jeżeli się pokaże, że któremukolwiek z nich czegoś brak, to ono już żadną miarą nie będzie u nas dobrem.

133

Protarchos: Jakżeby też mogło?

134

Sokrates: Nieprawdaż, na tobie zrobimy próbę, żeby to wybadać.

135

Protarchos: Bardzo dobrze.

136

Sokrates: Więc dawaj odpowiedzi!

137

Protarchos: Mów!

138

Sokrates: Zgodziłbyś się, Protarchu, spędzić całe życie w największych rozkoszach?

139

Protarchos: Czemu nie?

140

Sokrates: A czy uważałbyś, że ci jeszcze czegoś w dodatku potrzeba, jeżeli to masz w zupełności?

141

Protarchos: W żadnym sposobie.

142

Sokrates: A zobacz no, czy nie miałbyś potrzeby rozumowania i myślenia, i obliczania swoich potrzeb, i tym podobnych rzeczy, czy nie brakłoby ci czegoś w tym rodzaju?

143

Protarchos: A czego? Wszystko bym przecież miał, gdybym miał radość.

144

Sokrates: Nieprawdaż, w ten sposób żyjąc, zawsze, całe życie, największymi rozkoszami byś się cieszył?

145

Protarchos: Czemuż by nie?

146

Sokrates: Rozum, Pamięć, RadośćAleż gdybyś nie miał rozumu i pamięci, i wiedzy, i sądu prawdziwego, to przede wszystkim nie wiedziałbyś właśnie tego, czy się cieszysz, czy nie cieszysz, bo byś był pozbawiony wszelkiego rozgarnienia.

147

Protarchos: Z konieczności.

148

Sokrates: I tak samo, gdybyś nie miał pamięci, to z konieczności nie pamiętałbyś nawet i tego, żeś się kiedyś cieszył, a z tej chwilowej rozkoszy, która by cię spotkała, nie zostawałby ci żaden ślad pamięciowy. Nie mając zaś zdolności do sądów prawdziwych, nie sądziłbyś, że się cieszysz, gdybyś się cieszył. A będąc pozbawionym zdolności do wnioskowania, nie byłbyś zdolny wywnioskować i tego, że się kiedyś później cieszyć będziesz. I tak byś żył, nie jak człowiek, ale jakiś mięczak albo jakiś stwór morski, obdarzony duszą, między ostrygami. Jest tak, czy poza tym potrafimy jakoś to sobie inaczej pomyśleć?

149

Protarchos: Ależ jak?

150

Sokrates: Więc czy warto nam wybierać życie tego rodzaju?

151

Protarchos: Zupełnie mi mowę odebrała ta myśl teraz, Sokratesie.

152

Sokrates: To jeszcze nie odpoczywajmy, tylko znowu zobaczmy życie poddane rozumowi.

153

XI. Protarchos: O jakim ty życiu mówisz?

154

Sokrates: Rozum, RozkoszCzy znowu ktoś z nas zgodziłby się żyć, mając rozum i umysł, i wiedzę, i pamięć wszelką o wszystkim, a rozkoszy nie mając ani dużo, ani mało, ani smutku żadnego, tylko w ogóle nie doznając wszelkich takich rzeczy?

155

Protarchos: Mnie się żaden z tych dwóch żywotów, Sokratesie, nie wydaje godny wyboru, a myślę, że i nikomu innemu nigdy się taki wydać nie potrafi.

156

Sokrates: A cóż, Protarchu, żywot skombinowany, zmieszany z jednego i z drugiego zarazem?

157

Protarchos: Ty myślisz: z rozkoszy i z umysłu, i z rozumu?

158

Sokrates: Tak jest; ja właśnie o takim mówię.

159

Protarchos: Przecież każdy go wybierze prędzej niż którykolwiek z tamtych dwóch, a oprócz tego, nie: jeden człowiek zrobi tak, a drugi nie.

160

Sokrates: Rozumiemy więc, co nam teraz wynika z obecnego rozważania?

161

Protarchos: Tak jest. Że trzy rodzaje życia zostały przedłożone. A z tamtych dwóch żadne nie wystarcza ani nie warte wyboru; ani dla ludzi, ani dla żadnego zwierzęcia.

162

Sokrates: Więc czy już teraz co do nich nie jest rzeczą jasną, że żaden z tych żywotów nie miał dobra w sobie? Bo wtedy by wystarczał i był doskonały, i dla wszystkich roślin i zwierząt nadawał się do wyboru, które by tylko potrafiły tak całe życie spędzać. A gdyby ktoś z nas wybrał życie inne, toby je wziął wbrew naturze tego, które naprawdę wybierać należy wbrew własnej woli, przez niewiedzę albo z jakiejś konieczności nieszczęsnej.

163

Protarchos: Zdaje się więc, że tak się te rzeczy mają.

164

Sokrates: Że więc bogini Fileba nie należy utożsamiać z dobrem, wydaje mi się, że o tym się powiedziało wszystko, co potrzeba.

165

Fileb: Ale ten twój umysł, Sokratesie, to też nie jest dobro, tylko będzie narażony na te same zarzuty.

166

Sokrates: Może być, Filebie, że mój. Ale myślę, że nie umysł prawdziwy i zarazem boski. Z tym byłoby jakoś inaczej. Ja się tam nie ujmuję dla umysłu o nagrodę zwycięską w zawodach z życiem skombinowanym, ale musimy zobaczyć i zastanowić się, co zrobimy z drugą nagrodą. Bo to życie skombinowane łatwo może jeden z nas kłaść na karb umysłu, a drugi na karb rozkoszy, i w ten sposób dobro jednego i drugiego byłoby żadne, a tylko jedno lub drugie mógłby ktoś brać za przyczynę dobra. Na ten temat jeszcze bym się pospierał, najchętniej z Filebem, że w tym życiu mieszanym co to właściwie jest: to, co to życie ma i przez to się stało godne wyboru i dobre zarazem. To nie rozkosz, tylko umysł jest mu bardziej pokrewny i bardziej do niego podobny. W ten sposób rozkoszy można słusznie ani pierwszej, ani drugiej nagrody nie przyznawać. I ona jest daleka od trzeciej, jeżeli macie cokolwiek ufać mojemu umysłowi w tej chwili.

167

Protarchos: Ależ tak, Sokratesie. Ja mam wrażenie, że rozkosz teraz upadła całkiem; jakbyś ją na ziemię zwalił tymi ostatnimi słowami. Walczyła o pierwszeństwo, a leży. Umysł zaś, można zdaje się powiedzieć, że słusznie zrobił, jeżeli się nie ubiegał o pierwszeństwo, bo byłby był tak samo wyszedł, jak i ona. Ale jeśli rozkosz nie dostanie nawet i drugiej nagrody, to gotów być dla niej pewien dyshonor w oczach jej miłośników. Bo nawet im samym już się taka ładna nie wyda.

168

Sokrates: Cóż więc? Czyż nie lepiej już jej dać pokój, a nie męczyć jej zbyt wnikliwym śledztwem i nie obrażać wyrokiem?

169

Protarchos: Mówisz ni to, ni owo, Sokratesie.

170

Sokrates: Czy dlatego, żem powiedział coś niemożliwego: „obrażać rozkosz”?

171

Protarchos: Nie tylko dlatego, ale ty i tego nie wiesz, że nikt z nas cię nie wypuści, zanim tych rzeczy w dyskusji nie doprowadzisz do końca.

172

Sokrates: Ho, ho, Protarchu; tam dużo myśli jeszcze zostało do końca, i to niezbyt łatwych na razie.

173

I zdaje się, że potrzeba innych fortelów, kiedy się idzie po drugą nagrodę dla umysłu. Mieć jakby strzały pod ręką — inne niż poprzednie myśli. A niejedna może zostać i dawna. Więc trzeba iść?

174

Protarchos: Jakżeby nie?

175

XII. Sokrates: Ale na początku starajmy się być ostrożni; pierwsze kroki trudne.

176

Protarchos: Jakie, ty myślisz?

177

Sokrates: Wszystko, co dziś istnieje we wszechświecie, na dwie części rozbierzmy, a raczej, jeśli chcesz, to na trzy.

178

Protarchos: A według jakiej zasady — może powiesz?

179

Sokrates: Weźmy coś z naszych myśli ostatnich.

180

Protarchos: A co takiego?

181

Sokrates: Mówiliśmy jakoś tak, że bóg pośród bytów pokazał jeden nieokreślony, a drugi określony?

182

Protarchos: Tak jest.

183

Sokrates: Zatem przyjmijmy te dwie postaci, a trzecia — to pewna jedność, zmieszana z nich obu. Może być, że ja jestem trochę zabawny człowiek, kiedy tak wedle postaci dzielę i zliczam.

184

Protarchos: Co mówisz, kochanie?

185

Sokrates: Zdaje się, że mi znowu czwartego rodzaju potrzeba.

186

Protarchos: Powiedz, którego?

187

Sokrates: Popatrz na przyczynę, dla której się one ze sobą mieszają, i załóż mi, oprócz tamtych trzech, jeszcze i to czwarte.

188

Protarchos: A czy nie będzie ci potrzeba i piątego, które by znowu coś potrafiło rozkładać?

189

Sokrates: Zaraz, poczekaj! Ja myślę, że na razie nie. A jeżeliby było potrzeba, to ty mi pewnie wybaczysz, kiedy będę gonił za piątym.

190

Protarchos: Czemu nie?

191

Sokrates: Więc naprzód spośród tych czterech trzy rozbierzmy, i widząc, jak dwa spośród nich są porozszczepiane i podarte na liczne części, próbujmy każde znowu spoić w jedność i dojrzeć, na czym by polegała ta jedność i wielość w nich obu.

192

Protarchos: Gdybyś mi o nich jeszcze jaśniej opowiadał, to łatwo bym szedł za tobą.

193

Sokrates: Więc ja mówię, że te dwa pierwiastki, które zakładam, to są te właśnie, co teraz: jeden nieokreślony, a drugi ma granicę. A że to, co nieokreślone, to jest wielość, spróbuję wykazać. A to, co ma granicę, niech na nas poczeka.

194

Protarchos: Ono czeka.

195

Sokrates: Więc zastanów się. To jest trudne i sporne, to, co ja ci każę rozważać, a jednak rozważ to. Cieplejsze i zimniejsze weź najpierw pod uwagę i popatrz, czy w nich zobaczysz jakąś granicę, czy też w nich mieszka to „więcej” i „mniej”, i jak długo one tam mieszkają, to nie dopuszczają granicy. Bo niechby przyszedł kres, to zaraz jedno i drugie by musiało zginąć.

196

Protarchos: Najzupełniejszą prawdę mówisz.

197

Sokrates: Zatem powiadamy, że zawsze w cieplejszym i w zimniejszym mieszka „więcej” i „mniej”.

198

Protarchos: I bardzo.

199

Sokrates: Zawsze więc, tak nam wynika z rozważań, jedno i drugie nie ma kresu. A skoro kresu nie mają, to są w ogóle nieokreślone.

200

Protarchos: Bardzo mocno, Sokratesie.

201

Sokrates: Ależ doskonale, kochany Protarchu, podchwyciłeś i przypomniałeś mi, że to „mocno”, któreś w tej chwili rzucił, i „słabo” mają tę samą naturę, co „więcej” i „mniej”. Bo gdzie tylko one siedzą, tam nie pozwalają, żeby czegoś było tyle i tyle, tylko zawsze mocniej od czegoś cichszego i na odwrót; zawsze to w każde działanie wprowadzają i wyrabiają jakieś „więcej” i „mniej”, a „tyle i tyle” znika. Bo, jak się mówiło w tej chwili, gdyby one nie wyganiały tego „tyle i tyle”, aleby mu pozwalały mieszkać dalej tam, gdzie siedzi to „więcej” i „mniej” i „mocno” i „słabo”, to one same musiałyby się z własnej ziemi wynosić, w której mieszkały. Już by nie było „cieplejszego” ani „zimniejszego”, gdyby one przyjęły określony stopień. Bo „cieplejsze” wciąż idzie naprzód i nie stoi na miejscu, „zimniejsze” tak samo. A określony stopień stoi i nie idzie dalej. Więc, według tego toku myśli, to „cieplejsze” i jego przeciwieństwo — to będzie coś nieokreślonego.

202

Protarchos: Widocznie, Sokratesie. Ale, jak powiedziałeś, nie jest łatwo iść z tobą za tym. Może być jednak, że jak się to będzie jeszcze raz i jeszcze raz powtarzać, jeden będzie pytał, a drugi stawał przed pytaniami, to pokaże się, że się obaj dostatecznie zgadzają.

203

Sokrates: Dobrze mówisz; trzeba spróbować tak zrobić. A teraz zauważ naturę tego, co nieokreślone; czy przyjmiemy taką jego oznakę, aby nie przechodzić wszystkich po kolei, bo to by było za długo.

204

Protarchos: Jaką ty masz na myśli?

205

Sokrates: Wszystko, co może się robić bardziej i mniej i co może być mocno i słabo, i zbytnio, i tam dalej podobnie, to wszystko trzeba zaliczyć do rodzaju nieokreślonego jako do jedności tak, jak się przedtem mówiło. Mówiliśmy, że to, co rozdarte i rozszczepione, trzeba zebrać, jak potrafimy, razem — i na wierzchu napisać pewien znak, pewną naturę tego. Jeżeli pamiętasz.

206

Protarchos: Pamiętam.

207

Sokrates: Nieprawdaż, a wszystko to, co nie podlega temu, ale przyjmuje wszelkie tego przeciwieństwa, a więc najpierw to, co równe i równość, a potem to, co podwójne, i wszystko, co w stosunku do liczby, liczba albo miara, albo w stosunku do miary, to wszystko zaliczymy do pierwiastka określonego. To będzie ładnie wyglądało, kiedy tak zrobimy. Czy jak, powiadasz?

208

Protarchos: Ależ bardzo ładnie, Sokratesie.

209

XIII. Sokrates: No, dobrze. A to trzecie, to zmieszane z tych obu, jaką będzie miało postać, powiemy?

210

Protarchos: Sobie samemu i mnie to wskażesz, mam wrażenie.

211

Sokrates: Bóg to wskaże, jeśli do moich próśb któryś z bogów ucha nakłonić zechce.

212

Protarchos: To pomódl się i zastanów!

213

Sokrates: Ja się zastanawiam. I mam wrażenie, Protarchu, że się w tej chwili któryś z nich nad nami zmiłował.

214

Protarchos: Jak to myślisz i na jakim się opierasz świadectwie?

215

Sokrates: Ja to pokażę, oczywiście. A ty ze mną idź za tą myślą.

216

Protarchos: Mów tylko.

217

Sokrates: Tu przed chwilą padło między nami słówko: „cieplejsze” i „zimniejsze”. Czy nie?

218

Protarchos: Tak.

219

Sokrates: A dodaj do nich: suchsze i wilgotniejsze i więcej i mniej, i szybciej i wolniej, i większe i mniejsze, i to wszystko, cośmy przedtem zbierali w jedno i zaliczali do natury, która znosi bardziej i mniej.

220

Protarchos: Ty myślisz o tej nieokreślonej?

221

Sokrates: Tak. A domieszaj do niej potem i potomstwo granicy.

222

Protarchos: Jakie?

223

Sokrates: To, cośmy teraz mieli zebrać, tak jakeśmy w jedność zebrali potomstwo nieokreślenia, tak trzeba zebrać i to, co się rodzi z określenia, a myśmy tego nie zrobili. Więc może i teraz to samo zrobisz, jeżeli po zebraniu tych dwóch objawi się i tamta rodzina.

224

Protarchos: Ale jaka i jak ty to myślisz?

225

Sokrates: Rodzina tego, co równe i podwójne, w której przeciwieństwa przestają być niewspółmierne; ona w nie kładzie liczbę i sprawia, że się stają współmierne i harmonizują.

226

Protarchos: Rozumiem. Zdaje mi się, że ty mówisz tak, że jak to zmieszasz, to z każdej z nich się coś rodzić zacznie.

227

Sokrates: To słusznie ci się zdaje.

228

Protarchos: Zatem mów.

229

Sokrates: A czy w chorobach właściwe ich domieszanie nie rodzi natury zdrowia?

230

Protarchos: Ależ ze wszech miar.

231

Sokrates: A w dziedzinie tego, co wysokie i niskie i szybkie i wolne — to są rzeczy nieokreślone — kiedy się to samo dołączy, to zaraz wyrabia określone stopnie i tworzy muzykę doskonałą.

232

Protarchos: Bardzo pięknie.

233

Sokrates: A w zakresie mrozów i upałów, jak te rzeczy wejdą i usuną wszelkie „bardzo” i wszelkie „zbyt”, i „nie wiadomo co”, to zaraz robią „w sam raz” i „proporcjonalnie”.

234

Protarchos: No, tak.

235

Sokrates: Nieprawdaż. Stąd pory roku i wszystko piękne, co mamy, stąd, że się pomieszało to, co nieokreślone, z tym, co ma granice.

236

Protarchos: Jakżeby nie.

237

Sokrates: Ja już pomijam nieprzebrane inne rzeczy, kiedy o tym mówię, jak obok zdrowia piękność i siłę, a w duszach znowu rozliczne i bardzo piękne zalety. Bo kiedy arogancję i wszelkie szelmostwo ta bogini zobaczy, piękny Filebie, i że ani w rozkoszach, ani w folgowaniu sobie granicy żadnej nie ma, zaraz prawo i porządek zakłada — one mają określenie w sobie. Ty mówisz, że ona ludzi ograbia, a ja mówię na odwrót, że ona ocala. A tobie się, Protarchu, jak wydaje?

238

Protarchos: I bardzo, Sokratesie, to jest po mojej myśli.

239

Sokrates: Nieprawdaż? Więc o tych trzech już powiedziałem, jeżeli miarkujesz.

240

Protarchos: Owszem. Zdaje mi się, że rozumiem. Mam wrażenie, że jako jedno wymieniasz nieokreśloność, a jako drugie jedność: określenie, granicę w tym, co istnieje. Ale to trzecie to nie bardzo chwytam; co ty właściwie chcesz pokazać.

241

Sokrates: Ależ mój drogi, zbija cię z tropu mnogość tej trzeciej rodziny. Chociaż i nieokreśloność też dawała wiele rodzajów, ale jednak była na nich pieczątka tego „bardziej” i jego przeciwieństwa; więc było widać, że to pewna jedność.

242

Protarchos: To prawda.

243

Sokrates: A pierwiastek określenia ani nie zawierał wielu grup, aniśmy się nie spierali o to, żeby nie stanowił jedności naturalnej.

244

Protarchos: Ale skądżeby.

245

Sokrates: W żaden sposób. A to trzecie, widzisz, to jest u mnie jedność tego wszystkiego, co się z tamtych dwóch rodzi do bytu przez to, że określenie wyrabia pewne miary.

246

Protarchos: Zrozumiałem.

247

XIV. Sokrates: Otóż mówiliśmy przedtem, że oprócz tamtych trzech trzeba jakiś czwarty rodzaj rozpatrzyć. Więc rozpatrujmy wspólnie. Zobacz, czy wydaje ci się rzeczą konieczną, żeby wszystko, co powstaje, powstawało z jakiejś przyczyny?

248

Protarchos: Wydaje mi się. Jakżeby mogło powstawać bez niej?

249

Sokrates: Nieprawdaż. A natura tego pierwiastka, który działa, nie różni się niczym od przyczyny, tylko nazwą. I to, co czyni, i przyczynę można słusznie uważać za jedno?

250

Protarchos: Słusznie.

251

Sokrates: A znowu to, co się robi, i to, co się rodzi, niczym się nie różni jedno od drugiego, tylko nazwą, na razie. Znajdujemy, że tak, czy jak inaczej?

252

Protarchos: Tak.

253

Sokrates: Zatem z natury idzie naprzód zawsze to, co czyni, a to, co się robi, następuje po nim i rodzi się przez nie?

254

Protarchos: Tak jest.

255

Sokrates: A czymś innym i nie tym samym jest przyczyna i to, co jej służy do rodzenia.

256

Protarchos: No, może.

257

Sokrates: Nieprawdaż, to wszystko, co się rodzi, i to, z czego wszystko się rodzi, dostarcza nam trzech rodzajów rzeczy?

258

Protarchos: Z pewnością.

259

Sokrates: A to, co to wszystko wyrabia, nazwiemy czwartym, tę przyczynę, skoro się dostatecznie jasno pokazało, że to jest coś różnego od nich?

260

Protarchos: Tak. To przecież coś różnego.

261

Sokrates: A czy dobrze będzie, kiedy się rozróżniło te cztery — każde z osobna — dla pamięci wyliczyć je po kolei?

262

Protarchos: No, czemu nie.

263

Sokrates: Więc jako pierwsze wymieniam to, co nieokreślone. Drugie to: określenie, granica. Następnie to, z tych dwóch zmieszane i zrodzone, trzecie — istnienie. A jeżeli przyczynę tego zmieszania i zrodzenia nazwę czwartym, to może nie będzie chybione?

264

Protarchos: Ależ jak?

265

Sokrates: Więc proszę cię, potem idzie jaki krok myślowy i po cośmy właściwie do tego doszli? Czy nie po to: o drugą nagrodę szło. Komu ją dać? Czy ją rozkosz weźmie, czy rozum? Czy nie tak było?

266

Protarchos: Tak było właśnie.

267

Sokrates: A może teraz, skorośmy to tak rozebrali, lepiej potrafimy rozstrzygnąć sprawę pierwszej i drugiej nagrody, o cośmy się zrazu różnili?

268

Protarchos: No, może być.

269

Sokrates: Więc proszę. Za zwycięzcę uznaliśmy żywot zmieszany z rozkoszy i z rozumu. Było tak?

270

Protarchos: Było.

271

Sokrates: Prawda? My widzimy to życie, które to jest i jakiego rodzaju?

272

Protarchos: No, jakżeby nie?

273

Sokrates: I powiemy, że ono jest cząstką trzeciego rodzaju, bo ono nie jest zmieszane z byle jakich dwóch pierwiastków, ale ze wszystkiego, co nieokreślone, a związane określeniem. Tak, że słusznie ten zwycięski żywot będzie cząstką tego trzeciego rodzaju.

274

Protarchos: To zupełnie słuszne.

275

XV. Sokrates: No, dobrze. A cóż twoje życie, Filebie — rozkoszne i niezmieszane? Do którego z wymienionych rodzajów można by je słusznie zaliczyć? Ale, zanim to objawisz, odpowiedz mi jeszcze na jedno pytanie.

276

Protarchos: Mów tylko.

277

Sokrates: Rozkosz i ból mają granice, czy też należą do tych rzeczy, którym przysługuje „bardziej” i „mniej”?

278

Fileb: Tak. Im przysługuje to „bardziej”. Inaczej by rozkosz nie była wszelkim dobrem, gdyby z natury nie była bez kresu i na ilość, i na to „coraz bardziej”.

279

Sokrates: Filebie, nawet ból nie jest wszelkim złem. Zatem musimy coś innego wziąć pod uwagę, a nie naturę pierwiastka nieokreślonego, aby znaleźć to, co nadaje rozkoszom pewną cząstkę dobra. Ból i rozkosz niech ci należą do rodzaju rzeczy nieokreślonych. A rozum i wiedzę, i umysł, do którego z poprzednio wymienionych rodzajów możemy zaliczyć, Protarchu i Filebie — tak, aby nie zgrzeszyć? Bo mam wrażenie, że niemałe grozi nam niebezpieczeństwo; możemy trafnie lub nietrafnie odpowiedzieć na obecne pytanie.

280

Fileb: O, ty przechwalasz swojego boga, Sokratesie.

281

Sokrates: I ty, przyjacielu, swoją boginię. Ale na pytanie musimy jednak odpowiedzieć.

282

Protarchos: Słusznie mówi Sokrates, Filebie, i trzeba go posłuchać.

283

Fileb: Ale może byś ty wolał odpowiedzieć zamiast mnie?

284

Protarchos: Owszem. Tylko że w tej chwili jestem w prawdziwym kłopocie i proszę ciebie, Sokratesie, bądź ty sam naszym prorokiem, abyśmy w sprawie tego zawodnika nie popełnili jakiego grzechu i abyś nie miał wrażenia, że śpiewamy fałszywie.

285

Sokrates: Trzeba słuchać, Protarchu. Nawet nic tak trudnego nie zalecasz. Ale czy ja cię naprawdę, jak mówi Fileb, przechwalając na żart, w kłopot wprowadziłem pytaniem, do jakiego rodzaju należy umysł i wiedza?

286

Protarchos: W każdym razie, Sokratesie.

287

Sokrates: A to łatwa rzecz. Przecież wszyscy mędrcy zgodnym chórem twierdzą, a przechwalają się przy tym sami, że umysł jest nam królem nieba i ziemi. I może być, że dobrze mówią. Jeżeli chcesz, przeprowadzimy dłuższe rozważanie nad tym, do jakiego on rodzaju należy.

288

Protarchos: Mów, jak chcesz, Sokratesie. Ze względu na nas nie myśl o tym, że to długie; nie znudzisz nas.

289

XVI. Sokrates: Pięknieś to powiedział. Więc zacznijmy jakoś tak, od pytania.

290

Protarchos: Od jakiego?

291

Sokrates: Od tego, Protarchu: czy powiemy, że wszystkim w ogóle i tym tak zwanym wszechświatem rządzi siła bezrozumna i przypadkowa, i na chybił trafił, czy też wprost przeciwnie, jak to dawniejsi od nas mówili, że umysł i rozum jakiś przedziwny trzyma to w porządku i tym kieruje?

292

Protarchos: To nie jest jedno i to samo, przedziwny Sokratesie. To pierwsze, coś teraz powiedział, wydaje mi się nawet bezbożne. A to, że rozum wszystko porządkuje, to zdanie wydaje mi się godne widoku wszechświata i słońca, i księżyca, i gwiazd, i całego ich obrotu; ja bym się nie potrafił inaczej o tym wszystkim wyrazić ani inaczej myśleć.

293

Sokrates: Więc cóż, chcesz, żebyśmy i my przytakiwali tylko naszym poprzednikom, że to tak jest? Czy uważamy, że trzeba nam tylko cudze zdania powtarzać bez niebezpieczeństwa, czy też zechcemy dzielić z nimi ryzyko i narażać się na naganę, kiedy człowiek mocny powie, że to nie tak jest i porządku w świecie nie ma?

294

Protarchos: Owszem, czemu bym nie miał chcieć?

295

Sokrates: To wiesz co, uważaj na tę myśl, która na nas idzie w tej sprawie.

296

Protarchos: Mów tylko.

297

Sokrates: Widzimy, prawda, to, co należy do natury wszystkich ciał wszystkich żywych istot: ogień i wodę, i powietrze, i widzimy ziemię, jak mówią ci, którymi burza miota; wszystko to jest w układzie świata.

298

Protarchos: Nawet i bardzo. Prawdziwa burza nami teraz miota; zupełnie nie wiadomo, którędy płyniemy w tej rozmowie.

299

Sokrates: Otóż proszę cię, o każdym z tych pierwiastków w nas weź pod uwagę, co następuje.

300

Protarchos: Co takiego?

301

Sokrates: Że z każdego z nich mieszka w nas odrobina licha i zgoła nieczysta, i niemająca siły odpowiedniej do swej natury. Jedno tylko weź pod uwagę, a o wszystkich myśl sobie to samo. Na przykład ogień jest i w nas, a jest i we wszechświecie.

302

Protarchos: Więc co?

303

Sokrates: Nieprawdaż, mały jest ten ogień w nas i słaby, i lichy, a ten we wszechświecie jest wielkości przedziwnej i piękności, i wszelkiej mocy, jaka ogniowi przysługuje.

304

Protarchos: Bardzo słuszne to, co mówisz.

305

Sokrates: No cóż? A ten ogień wszechświata żywi się i rozpala, i kieruje od tego ognia w nas, czy też na odwrót: od tamtego ognia bierze początek i to wszystko, i mój, i twój, i ogień innych żywych istot?

306

Protarchos: Nawet nie ma co odpowiadać na to pytanie.

307

Sokrates: Słusznie. Myślę, że to samo powiesz i o ziemi, zawartej w żywych istotach, tej tu i tej we wszechświecie, i o tych wszystkich innych żywiołach, o które przed chwilą pytałem, to samo powiesz.

308

Protarchos: A któż, odpowiadając inaczej, mógłby się jeszcze wydać zdrowy na umyśle?

309

Sokrates: Chyba nikt. Ale idź no dalej za tym, co następuje z kolei. My, widząc te wszystkie teraz wymienione żywioły zebrane w jedno, nazywamy je ciałem.

310

Protarchos: Więc co?

311

Sokrates: To samo pomyśl sobie i o tym, co my światem nazywamy. Przecież to w ten sam sposób będzie ciałem, bo to złożone też z tych samych składników.

312

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz.

313

Sokrates: Więc czy od tego ciała ogólnego nasze ciało, czy też od naszego ciała tamto bierze i ma pożywienie i to wszystko, cośmy o nich przed chwilą powiedzieli?

314

Protarchos: I o to drugie, Sokratesie, nie warto się pytać.

315

Sokrates: No cóż? A o to może warto? Czy jak powiesz?

316

Protarchos: Mów, o co?

317

Sokrates: Nasze ciało, czy nie powiemy, że ma duszę?

318

Protarchos: Oczywiście, że powiemy.

319

Sokrates: A skąd ją wzięło, kochany Protarchu, jeżeli nie stąd, że ciało wszechświata ma duszę w sobie, bo ma te same składniki, co to nasze, i jeszcze od nich ze wszech miar piękniejsze?

320

Protarchos: Jasna rzecz, że to znikądinąd, Sokratesie.

321

Sokrates: Przecież nie myślimy, Protarchu, żeby te cztery rzeczy: określenie, nieokreśloność, ich połączenie i pierwiastek czynny, który jako czwarty rodzaj tkwi we wszystkim, żeby to tylko w nas wyrabiało duszę i wyćwiczenie fizyczne, a w razie chwilowego defektu ciała stawiało je na nogi, żeby to, co w innych istotach innych syntez dokonywa i leczy je, dlatego się wszelką i wszelaką mądrością nazywa, żeby więc zupełnie te same składniki będące w całym niebie, i to w ogromnych porcjach, a do tego jeszcze piękne i czyste, nie miały tam wytwarzać natury najpiękniejszej i najzacniejszej.

322

Protarchos: Ach, to by żadną miarą sensu nie miało.

323

Obraz świata, Mądrość, Rozum, DuszaSokrates: Nieprawdaż, jeśli nie tak, to lepiej zrobimy, idąc za tą myślą, którąśmy nieraz wypowiadali, że we wszechświecie jest wiele pierwiastka nieokreśloności i określonego też dość, i jakaś jest nad nimi przyczyna nielicha, która porządkuje i układa lata i pory roku, i miesiące, która się chyba najsprawiedliwiej nazywa mądrością i rozumem.

324

Protarchos: Najsprawiedliwiej przecież.

325

Sokrates: A mądrość i rozum bez duszy w żaden sposób istnieć nie mogą.

326

Protarchos: A nie.

327

Sokrates: Nieprawdaż, w naturze Zeusa, powiesz, królewska dusza tkwi i królewski rozum, bo taka jest potęga przyczyny, a w innych bóstwach inne piękne rysy, od których biorą miłe im przydomki.

328

Protarchos: Tak jest, i bardzo.

329

Sokrates: Nie sądź, Protarchu, żeśmy tę myśl na wiatr wypowiedzieli; ona stoi w szyku obok tamtej, dawno objawionej, że wszechświatem zawsze rozum rządzi.

330

Protarchos: Tak jest przecież.

331

Sokrates: I ta myśl dostarczyła odpowiedzi na moje pytanie; myśl, że rozum to jest jeden z czterech rodzajów, który uważamy za przyczynę wszystkiego. Więc teraz masz już moją odpowiedź.

332

Protarchos: Mam i zupełnie mi wystarcza. A nawet nie zauważyłem, że dajesz odpowiedź.

333

Sokrates: Figiel czasem jest ulgą w poważnej rozmowie.

334

Protarchos: Ładnieś to powiedział.

335

Sokrates: Zatem rozum, przyjacielu, do którego rodzaju należy i jaką posiada moc, to może nam się już teraz dostatecznie wyjaśniło.

336

Protarchos: Tak jest.

337

Sokrates: A rozkoszy rodzaj, tak samo, dawno jest widomy.

338

Protarchos: I bardzo.

339

Sokrates: Zapamiętajmyż sobie o nich obojgu i to, że rozum jest pokrewny przyczynie i należy prawie że do tego samego rodzaju, a rozkosz nie ma określonej granicy sama i należy do rodzaju, który ani początku, ani środków, ani końca sam w sobie i od siebie nie ma i nigdy mieć nie będzie.

340

Protarchos: Będziemy pamiętali. Jakżeby nie?

341

XVII. Sokrates: Trzeba nam teraz zobaczyć, na czym polega jedno i drugie i na tle jakiego stanu one powstają, ilekroć powstają. Naprzód rozkosz. Tak, jakeśmy naprzód zbadali jej rodzaj, tak i te rzeczy weźmy naprzód. A nie biorąc pod uwagę bólu, nie potrafimy nigdy należycie zbadać rozkoszy.

342

Protarchos: Więc jeżeli tą drogą trzeba iść, to idźmy tędy.

343

Sokrates: Otóż, jeżeli idzie o ich powstawanie, to czy tobie się wydaje to samo, co i mnie?

344

Protarchos: Ale co?

345

Sokrates: Ja mam wrażenie, że rozkosz i ból z natury rzeczy powstają razem w tym rodzaju mieszanym.

346

Protarchos: A ten mieszany rodzaj, kochany Sokratesie, przypomnij nam, który to ma być z tych omówionych poprzednio?

347

Sokrates: Zrobi się to, wedle sił, mój znakomity przyjacielu.

348

Protarchos: Toś ładnie powiedział.

349

Sokrates: Zatem rodzaj mieszany to ten trzeci spośród czterech omówionych.

350

Protarchos: Ten, któryś wymienił po nieokreśloności i określeniu, i tam zamieściłeś i zdrowie, zdaje mi się, i harmonię?

351

Sokrates: Bardzo pięknieś powiedział. Zatem uważaj już, jak tylko potrafisz.

352

Protarchos: Mów tylko.

353

Rozkosz, CierpienieSokrates: Mówię tedy, że gdy się harmonia psuje w nas, w istotach żywych, to zaraz się rozpada nasza natura i rodzą się boleści w tej samej chwili.

354

Protarchos: Bardzo możliwe, że jest tak, jak mówisz.

355

Sokrates: A kiedy się harmonia znowu składa i do swojej natury wraca, wtedy rozkosz powstaje. Tak trzeba powiedzieć, jeżeli się ma w krótkich słowach jak najprędzej ująć rzeczy bardzo wielkie.

356

Protarchos: Mam wrażenie, Sokratesie, że mówisz słusznie, ale starajmy się to samo jeszcze jaśniej powiedzieć.

357

Sokrates: Nieprawdaż, przykłady pospolite i codzienne, a niezawiłe najłatwiej zrozumieć?

358

Protarchos: Tak.

359

Sokrates: Głód — to rozkład i ból?

360

Protarchos: Tak.

361

Sokrates: A jedzenie to napełnianie się z powrotem i rozkosz?

362

Protarchos: Tak.

363

Sokrates: Pragnienie znowu to psucie się i ból. A siła wilgoci, która to, co wyschłe, znowu napełnia, to rozkosz. Rozpadanie się zaś i rozkład nienaturalny pod wpływem gorąca to ból, a powrót do naturalnego stanu i ochładzanie się to rozkosz.

364

Protarchos: O, tak jest.

365

Sokrates: I nienaturalne krzepnięcie wilgoci u istoty żywej pod wpływem zimna — to ból. A gdy soki do pierwotnego stanu wracają i rozpuszczają się, to naturalna droga — to rozkosz. Jednym słowem zobacz, czy ci się to wyda w sam raz powiedziane, jeżeli się powie, że postać złożona z nieokreśloności i z określenia, i z natury mająca duszę w sobie, jak to mówiłem poprzednio, kiedy się psuć zaczyna, to jej psucie się jest bólem, a droga powrotu do własnej istoty, kiedy wszystko wraca na swoje miejsce — to rozkosz.

366

Protarchos: Niech będzie; mam wrażenie, że to ma pewien typ przebiegu.

367

Sokrates: Zatem zakładamy tę jedną postać bólu i rozkoszy — na tle tych stanów jednego i drugiego rodzaju.

368

Protarchos: Dobrze; niech to leży.

369

XVIII. Sokrates: A przedstaw sobie oczekiwanie takich stanów, kiedy dusza sama spodziewanych stanów przyjemnych oczekuje z przyjemnością i z otuchą, a innym razem oczekiwanie stanów przykrych — straszne i bolesne.

370

Protarchos: Przecież to jest druga postać rozkoszy i bólu, która niezależnie od ciała w samej duszy powstaje — przez oczekiwanie.

371

Sokrates: Dobrześ to podchwycił. Myślę, że na nich się pokaże — takie jest przynajmniej moje zdanie — bo przecież te będą chyba czyste i niezmieszane z bólu i z rozkoszy, na nich się pokaże jasno, jak to jest z tą rozkoszą: czy cały jej rodzaj jest wart kochania, czy też kochanie zachować lepiej dla któregoś innego rodzaju spośród wymienionych, a rozkosz i ból, tak jak ciepło i chłód, i wszystkie rzeczy tego rodzaju, raz kochać, a innym razem lepiej ich nie kochać, bo to nie są dobra, tylko niekiedy i niektóre z nich, zdarza się, że przyjmują naturę dobra.

372

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz, że jakoś tędy trzeba szukać tego, za czym teraz polujemy.

373

Sokrates: Więc najpierw to wspólnie zobaczmy. Jeżeli to istotnie tak jest, jak mówimy, że psucie się to boleść, a odbudowa to rozkosz, tu zastanówmy się, co będzie, jeśli ani psucia się nie ma, ani odbudowy. Jaki też stan musi w takim wypadku zachodzić w każdej żywej istocie, gdyby tak właśnie wypadło? Uważnie się zastanów i powiedz. Czyż nie musi tak być, że w takim czasie wszelka żywa istota ani bólu żadnego nie doznaje, ani rozkoszy. Ani w wysokim stopniu, ani w małym?

374

Protarchos: To musi tak być.

375

Sokrates: Zatem to jest trzecia nasza postawa duchowa — ta właśnie, obok postawy tego, który się cieszy, i tego, który boleje?

376

Protarchos: No, pewnie.

377

Sokrates: Zatem staraj się pamiętać o tym. Bo jeżeli chodzi o ocenę rozkoszy, to niemałej wagi będzie dla nas to, czy tę postawę zapamiętamy, czy nie. Więc pokrótce, jeśli pozwolisz, pomówimy o niej.

378

Protarchos: Mów, jak?

379

Sokrates: Wiesz, że nic nie przeszkadza prowadzić życie rozumne właśnie w tym sposobie.

380

Radość, Cierpienie, BógProtarchos: Ty masz na myśli to życie bez radości i bez bólu?

381

Sokrates: Mówiło się przecież, kiedyśmy zestawiali rodzaje żywotów, że ten, który wybiera życie myśli i rozumu, nie powinien doznawać żadnych radości — ani wielkich, ani małych.

382

Protarchos: Tak, tak; mówiło się tak.

383

Sokrates: Nieprawdaż. Więc takie by miał życie ten człowiek. To niegłupia myśl, że to może najbardziej boski żywot ze wszystkich.

384

Protarchos: Przecież bogom nie wypada ani się cieszyć, ani wprost przeciwnie.

385

Sokrates: Oczywiście, że nie wypada. Przecież im nie do twarzy z jednym ani z drugim. Ale o tym sobie jeszcze innym razem pomówimy, jeżeli się nadarzy sposobność, a rozumowi dodamy coś do drugiej nagrody, jeżeli nie będziemy mogli do pierwszej.

386

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz.

387

XIX. Sokrates: Otóż tak. Ta druga postać rozkoszy, która samej tylko duszy przysługuje, jakeśmy mówili, powstaje całkowicie dzięki pamięci.

388

Protarchos: Jak to?

389

Sokrates: Zdaje się, że trzeba się naprzód zająć pamięcią, a bodaj że jeszcze przed pamięcią — spostrzeżeniem, jeżeli się nam to wszystko ma należycie wyjaśnić.

390

Protarchos: Jak to mówisz?

391

Sokrates: Pomyśl sobie, że z każdorazowych stanów naszego ciała jedne dogasają w ciele, zanim do duszy dojdą, i ona zostaje wtedy bez żadnych wrażeń, a drugie przechodzą przez ciało i duszę, i robią w nich obojgu jakby pewne wstrząśnienie swoiste — wspólne duszy i ciału.

392

Protarchos: Niech leży.

393

Sokrates: Więc może najsłuszniej powiemy, że te stany, które nie idą przez ciało i przez duszę, są duszy nieświadome, a te, które biegną przez ciało i duszę, są jej świadome?

394

Protarchos: No, jakżeby nie?

395

Sokrates: Kiedy mówię o nieświadomości, to nie myśl, że ja gdzieś tutaj upatruję początek zapominania. Zapominanie to jest wyjście pamięci, a to jeszcze nie zachodzi w tym, o czym się teraz mówi. Bo mówić o jakiejś utracie tego, co ani nie istniało, ani się dziać nie zaczęło, nie ma sensu. Czy nie?

396

Protarchos: No, chyba tak.

397

Sokrates: Więc użyj innych wyrazów.

398

Protarchos: Jak?

399

Sokrates: Zamiast mówić o nieświadomości duszy, kiedy ona nie czuje wstrząsów ciała, co teraz nazywasz lethe, nazwij to anestezją, niewrażliwością.

400

Protarchos: Rozumiem.

401

Sokrates: A to, co się w pewnym stanie duszy i w ciele zarazem dzieje, kiedy one się wspólnie poruszają, ten znowu ruch poprawnie możesz nazwać spostrzeżeniem.

402

Protarchos: Zupełną prawdę mówisz.

403

Sokrates: Nieprawdaż, teraz wiemy, co chcemy nazywać spostrzeżeniem?

404

Protarchos: No, tak.

405

Sokrates: Więc jeżeli zachowanie spostrzeżenia nazwie ktoś pamięcią, to powie słusznie, według mego zdania przynajmniej.

406

Protarchos: Zupełnie słusznie.

407

Sokrates: A czy nie powiemy, że od pamiętania różni się przypominanie sobie?

408

Protarchos: Może być.

409

Sokrates: Czy może tym?

410

Protarchos: Czym?

411

Sokrates: Kiedy to, czego wraz z ciałem kiedyś doznała dusza, teraz bez udziału ciała sama jak najbardziej w sobie znowu pod uwagę bierze, wtedy mówimy o przypominaniu sobie. Czy tak?

412

Protarchos: Tak jest.

413

Sokrates: Prawda, i kiedy dusza, utraciwszy pamięć czy to spostrzeżenia jakiegoś, czy też czegoś, czego się nauczyła, znowu to samo w sobie na nowo odtwarza, to i to wszystko nazywamy przypomnieniem?

414

Protarchos: Słusznie mówisz.

415

Sokrates: A po co się to wszystko mówi, to jest…

416

Protarchos: Co właściwie?

417

Sokrates: Abyśmy już rozkosz duszy bez udziału ciała jak najlepiej i jak najjaśniej uchwycili, a równocześnie z nią i żądzę. Bo na jedną i drugą zdaje się rzucać światło to, co się mówiło o pamięci i o przypominaniu sobie.

418

XX. Protarchos: Więc mówmy, Sokratesie, już to, co dalej.

419

Sokrates: Trzeba się nad niejednym zastanowić w związku z powstawaniem rozkoszy i z całym jej kształtem, i wiele o tym mówić. A tymczasem jeszcze przedtem wypada się zająć żądzą — co też to jest i gdzie powstaje.

420

Protarchos: To rozpatrujmy. Nic nie stracimy przecież.

421

Sokrates: Stracimy coś; jak znajdziemy to, czego teraz szukamy, pozbędziemy się przecież beznadziejnej niewiedzy o tych właśnie sprawach.

422

Protarchos: Dobrześ się obronił, ale próbujmy mówić o tym, co z kolei następuje.

423

Sokrates: Nieprawdaż, teraz mówiliśmy, że głód i pragnienie, i wiele innych takich — to są pewne żądze?

424

Protarchos: I bardzo nawet.

425

Sokrates: Więc co właściwie wspólnego w nich mamy na oku, skoro one się tak bardzo różnią, a my jednak nadajemy im jedną nazwę?

426

Protarchos: Na Zeusa, to z pewnością niełatwo powiedzieć, ale powiedzieć trzeba.

427

Sokrates: To od tamtego punktu zaczynajmy na nowo.

428

Protarchos: Od którego niby?

429

Sokrates: „Ono pragnie” — tak mówimy o czymś tam w danym wypadku?

430

Protarchos: No, czemu nie?

431

Sokrates: A to znaczy tyle, co: „ono jest puste”.

432

Protarchos: No, więc co?

433

Sokrates: A pragnienie to żądza?

434

Protarchos: Tak, żądza napoju.

435

Sokrates: Napoju czy wypełnienia napojem?

436

Protarchos: Myślę, że wypełnienia.

437

Sokrates: Zatem ten z nas, który jest pusty, zdaje się pożądać czegoś przeciwnego swemu stanowi. Bo kiedy jest pusty, pragnie wypełnienia.

438

Protarchos: Najoczywiściej.

439

Sokrates: Więc cóż — ten, który pierwszy raz ma pustkę wewnętrzną, czy może skądkolwiek albo w spostrzeżeniu dotknąć napełnienia albo w pamięci, skoro go ani w tej chwili nie doznaje, ani go nie doznawał nigdy przedtem?

440

Protarchos: Ależ jakim sposobem?

441

Sokrates: A jednak ten, który pożąda, pożąda czegoś — mówimy.

442

Protarchos: Jakżeby nie?

443

Sokrates: Zatem on nie tego pożąda, czego właśnie doznaje. On pragnie przecież, i to jest pustka wewnętrzna. A ten pragnie napełnienia.

444

Protarchos: Tak.

445

Sokrates: Więc jakimś sposobem jakaś cząstka tego, który pragnie, może jednak dotykać napełnienia.

446

Protarchos: Koniecznie.

447

Sokrates: Ale ciało tą cząstką być nie może. Ono przecież puste.

448

Protarchos: Tak.

449

Sokrates: Zatem nie zostaje nic, jak tylko to, że dusza dotyka napełnienia — jasna rzecz, że pamięcią, bo czym by jeszcze innym mogła go dotykać?

450

Protarchos: Bodaj że niczym innym.

451

XXI. Sokrates: Rozumiemy więc, co nam wynika z tych rozważań?

452

Protarchos: Że co?

453

Pożądanie, Ciało, PamięćSokrates: Ta myśl nam powiada, że nie istnieje żądza ciała.

454

Protarchos: Jak to?

455

Sokrates: Ona wskazuje ustawiczne dążenie każdej żywej istoty przeciwne stanom jej ciała.

456

Protarchos: I bardzo.

457

Sokrates: A to dążenie wiodące do tego, co jest stanom ciała przeciwne, świadczy, że istnieje jakaś pamięć stanów przeciwnych stanom ciała.

458

Protarchos: Tak jest.

459

Sokrates: Ta myśl wykazała, że istnieje pamięć, która prowadzi do przedmiotów pożądania, i w ten sposób rzuciła światło na wszelkie dążenia duszy i żądze, i na to, co kieruje wszelką żywą istotą.

460

Protarchos: Zupełnie słusznie.

461

Sokrates: Zatem ani pragnienia, ani głodu, ani tym podobnych stanów doznawać naszemu ciału ta myśl żadną miarą nie dopuszcza.

462

Protarchos: Najzupełniejsza prawda.

463

Sokrates: A jeszcze i to też w tych samych sprawach weźmy pod uwagę. Ja mam wrażenie, że ta myśl chce nam tutaj zarazem oświetlić pewną postać życia.

464

Protarchos: Czym oświetlić i o jakim życiu mówisz?

465

Sokrates: Tym, co się mówiło o napełnianiu się i o wewnętrznej pustce, i tym wszystkim, co dotyczy zachowania w całości i psucia się istot żywych, i że kto z nas znajdzie się w jednym z tych stanów, to cierpi, a w drugim się cieszy — zależnie od tego, jak one przechodzą jeden w drugi.

466

Protarchos: Jest tak.

467

Sokrates: A cóż, jeśli się znajdzie w środku między jednym i drugim?

468

Protarchos: Jak to „w środku”?

469

Sokrates: Na tle stanu swego ciała cierpi, ale pamięta o przyjemnościach, które gdyby nadeszły, boleść by ustała, ale się nie napełnia jeszcze. Cóż wtedy? Powiemy czy nie powiemy, że on jest w środku pomiędzy dwoma stanami?

470

Protarchos: Powiemy przecież.

471

Sokrates: Czy to, że całkowicie cierpi, czy też, że się cieszy?

472

Protarchos: Na Zeusa — toż podwójny ból go trapi. Cielesny — na tle stanu jego ciała, a duchowy też, bo on oczekuje i tęskni.

473

Sokrates: Jakże ty, Protarchu, mówisz o podwójnym bólu? NadziejaCzyż nie zdarza się, że ktoś z nas, mając pustkę w sobie, utknie i trwa w jawnej nadziei, że napełnienie się przyjdzie, a innym razem, przeciwnie: żadnej nie żywi nadziei?

474

Protarchos: I bardzo nawet.

475

Sokrates: Więc nie wydaje ci się, że on się w nadziei przyszłego napełnienia swoją pamięcią cieszy, a równocześnie cierpi, bo ma pustkę w sobie?

476

Protarchos: Musi tak być.

477

Sokrates: Wtedy więc człowiek i inne istoty żywe i cierpią, i cieszą się równocześnie?

478

Protarchos: Chyba tak.

479

Sokrates: A cóż wtedy, gdy w chwili pustki wewnętrznej człowiek żadnej nie ma nadziei, żeby napełnienie osiągnął? Czy to nie wtedy ma powstać ten podwójny stan cierpienia, któryś ty przed chwilą dostrzegł, i myślałeś, że on jest po prostu podwójny?

480

Protarchos: Zupełna prawda, Sokratesie.

481

Sokrates: Rozważanie tych stanów zastosujemy do czegoś.

482

Protarchos: Do czego?

483

Sokrates: Czy powiemy, że te cierpienia i rozkosze są prawdziwe czy fałszywe? Czy też, że jedne z nich są prawdziwe, a drugie nie?

484

Protarchos: Jakimże sposobem, Sokratesie, mogłyby być prawdziwe rozkosze albo cierpienia?

485

Sokrates: A jakim sposobem, Protarchu, mogą być obawy prawdziwe lub fałszywe albo nadzieje prawdziwe i nie, albo sądy prawdziwe lub fałszywe?

486

Protarchos: Na sądy ja bym się zgodził, ale na tamtą resztę nie.

487

Sokrates: Jak mówisz? Zdaje mi się, żeśmy niemałą myśl obudzili.

488

Protarchos: Prawdę mówisz.

489

Sokrates: Jeżeli to ma związek z myślami poprzednimi, synu tamtego człowieka, to trzeba to wziąć pod uwagę.

490

Protarchos: Może być, że to ma.

491

Sokrates: Zatem precz z innymi tam rozwlekłościami i ze wszystkim, co tu nie należy do rzeczy.

492

Protarchos: Słusznie.

493

Sokrates: Powiedz mi. Bo mnie zdumienie opada, że w tych zagadnieniach, które teraz mamy przed sobą, nigdy końca nie widać ani drogi.

494

Protarchos: Jakże to, mówisz?

495

Sokrates: Fałszywych i prawdziwych rozkoszy nie ma?

496

Protarchos: Ależ jakim by sposobem?

497

Sokrates: Zatem ani we śnie, ani na jawie, ani na tle obłąkań i niedomagań umysłowych nie może się zdarzyć, żeby ktoś kiedyś myślał, że się cieszy, a nie cieszył się wcale, ani znowu żeby myślał, że cierpi, a nie cierpiał.

498

Protarchos: Wszyscyśmy tak, Sokratesie, o tym myśleli, że to tak jest.

499

Sokrates: Ale czy słusznie? A może się zastanowić, czy się to słusznie mówi, czy niesłusznie?

500

XXII. Protarchos: Zastanowić się — jak bym powiedział.

501

Sokrates: A rozgraniczmy jeszcze jaśniej to, co się teraz mówi o rozkoszy i o sądzie. Możemy przecież wydawać sądy o czymś?

502

Protarchos: Tak.

503

Sokrates: I doznawać rozkoszy?

504

Protarchos: Tak.

505

Sokrates: No, i przedmiot sądu jest czymś?

506

Protarchos: Jakżeby nie?

507

Sokrates: I to też, czym się cieszy ten, co doznaje rozkoszy?

508

Protarchos: Ależ tak.

509

Sokrates: Nieprawdaż, kto wydaje sądy, to czyby sądził słusznie, czy niesłusznie, samego faktycznego aktu sądzenia nigdy nie traci?

510

Protarchos: Ale skądżeby?

511

Sokrates: Nieprawdaż — i ten, co się cieszy, to czyby się słusznie cieszył, czy niesłusznie, samego faktycznego aktu cieszenia się nigdy nie traci — to jasne.

512

Protarchos: Tak; to tak jest.

513

Sokrates: Zatem trzeba się zastanowić, jakim to sposobem sąd raz prawdziwy, a raz fałszywy lubi nam się zdarzać, a rozkosz tylko prawdziwa, chociaż faktyczny akt sądzenia i akt radości istnieją oba jednako.

514

Protarchos: Zastanówmy się.

515

Sokrates: Myślisz, że trzeba zważyć to, że sąd ma w dodatku cechę fałszu i prawdy, i przez to jest nie tylko sądem po prostu, ale jeden jest taki, a drugi inny?

516

Protarchos: Tak.

517

Sokrates: A oprócz tego i to, że choć mamy rzeczy różnych jakości, to rozkosz i ból są tylko tym, czym są, a różnych jakości nie mają. I na to się nam wypadnie zgodzić?

518

Protarchos: Jasna rzecz.

519

Sokrates: A tymczasem nietrudno dojrzeć, że one mają też pewną jakość. Dawnośmy przecież mówili, że są wielkie i małe, i mocne bywają cierpienia i rozkosze.

520

Protarchos: No, w każdym razie.

521

Sokrates: I jeżeli się do jednego lub do drugiego pewne zło przyczepi, to powiemy i o sądzie, że zły, i o rozkoszy, że zła.

522

Protarchos: No, czemu by nie, Sokratesie?

523

Sokrates: A cóż, jeśli słuszność albo przeciwieństwo słuszności dołączy się do jednego lub drugiego? Czyż nie powiemy, że sąd jest słuszny, jeżeli będzie miał słuszność, a tak samo i rozkosz?

524

Protarchos: To koniecznie.

525

Sokrates: A jeżeliby ktoś chybił przedmiotu sądu, to taki sąd chybiający — zgodzimy się — będzie niesłuszny, bo nie sądzi słusznie?

526

Protarchos: Ależ jakżeby?

527

Sokrates: No cóż — a kiedy patrzymy na ból albo na jakąś rozkosz i widzimy, że ten ból chybia przedmiotu, którego dotyczy, albo rozkosz tak samo robi, to jak? Powiemy, że są słuszne albo właściwe, albo je jakimś innym pięknym przydomkiem ozdobimy?

528

Protarchos: Niepodobna, skoro taka rozkosz chybia.

529

Sokrates: A zdaje się, że u nas rozkosz często nie łączy się z sądem prawdziwym, tylko z fałszywym.

530

Protarchos: Jakżeby nie? Ale też w takim wypadku, Sokratesie, my sąd nazywamy fałszywym, ale samej rozkoszy nikt nigdy nie może nazwać fałszywą.

531

Sokrates: Dzielnie bronisz sprawy rozkoszy, Protarchu, tym razem.

532

Protarchos: No nie — ja mówię tylko to, co słyszę.

533

Sokrates: A nam to nie robi żadnej różnicy, przyjacielu, czy rozkosz się łączy z sądem prawdziwym i z wiedzą, czy też z fałszywym i z niewiedzą, która się nieraz w każdym z nas lęgnie?

534

Protarchos: Oczywiście przecież, że to niemała różnica.

535

XXIII. Sokrates: Więc weźmy się do rozważania tej różnicy.

536

Protarchos: Prowadź, którędy uważasz.

537

Sokrates: Więc tędy prowadzę.

538

Protarchos: Którędy?

539

Sokrates: Sąd, powiedzieliśmy, zdarza się fałszywy, a bywa i prawdziwy?

540

Protarchos: Bywa.

541

Sokrates: A za nim idzie, jakeśmy w tej chwili mówili, rozkosz i ból nieraz; ja myślę: za sądem prawdziwym lub fałszywym.

542

Protarchos: Tak jest.

543

Sokrates: A prawda, że z pamięci i z wyobrażenia spostrzegawczego rodzi się w nas sąd za każdym razem i zdolność do wydawania sądów?

544

Protarchos: O tak, stanowczo.

545

Sokrates: Więc może w taki sposób powinniśmy się odnosić do tego?

546

Protarchos: W jaki?

547

Sokrates: Nieraz ktoś patrzy i widzi coś z daleka niezbyt wyraźnie; chciałby móc ocenić to, co widzi. Czy powiesz, że to się zdarza?

548

Protarchos: Powiem.

549

Sokrates: Nieprawdaż — i potem on sam siebie może zapytać tak.

550

Protarchos: Jak?

551

Sokrates: Co też to jest to, co tu widać koło skały pod jakimś drzewem? Czy uważasz, że ktoś może tak do siebie mówić, kiedy przy sposobności coś takiego zobaczy?

552

Protarchos: No, czemu?

553

Sokrates: A czy potem taki ktoś, niby to odpowiadając samemu sobie, może powiedzieć, że to jest człowiek, i to może być trafne?

554

Protarchos: Nawet i bardzo.

555

Sokrates: A jak mu powiedzą, że to jest robota jakichś pasterzy, wtedy będzie nazywał posągiem to, co widzi.

556

Protarchos: Na pewno.

557

Sokrates: A gdyby ktoś przy nim był, to on by te słowa do siebie samego powiedziane ubrał w głos, zwrócony do towarzystwa, i powiedział to, co myśli; czy nie tak powstałoby to powiedzenie, któreśmy przedtem nazywali sądem?

558

Protarchos: No cóż — może tak.

559

Sokrates: A gdyby, prawda, był sam, i to samo by sobie myślał, to nieraz by tak i dłuższy czas szedł, i to by w sobie obnosił.

560

Protarchos: Tak jest.

561

Sokrates: Więc cóż? Czy tobie się to zdarzenie przedstawia tak jak i mnie?

562

Protarchos: A tobie jak?

563

Sokrates: Ja mam wrażenie, że w takich razach nasza dusza jest podobna do jakiejś książki.

564

Protarchos: Jak?

565

Sokrates: Pamięć zbiega się razem ze spostrzeżeniami, a te stany, które się z tym wiążą, mam wrażenie, jakby wypisywały wtedy w naszej duszy pewne słowa. I kiedy taki stan prawdę napisze, to powstaje sąd prawdziwy i prawdziwe myśli w nas się rodzą. A jeżeli kłamstwo taki pisarz w nas napisze, wychodzi przeciwieństwo prawdy.

566

Protarchos: Zupełnie tak mi się rzecz przedstawia i przyjmuję takie ujęcia słowne.

567

Sokrates: Przyjmijże i drugiego majstra, który wtedy pracuje w naszych duszach.

568

Protarchos: Którego?

569

Sokrates: Malarza, który po pisarzu maluje w duszy obrazy tego, co tamten zapisał.

570

Protarchos: A tego znowu jakim sposobem i kiedy — powiemy?

571

Sokrates: Kiedy ktoś od wzroku albo od któregoś innego zmysłu wziął to, co kiedyś sądził albo mówił, i teraz jakoś w samym sobie ogląda obrazy pochodne tych rzeczy, o których wtedy sądził albo o nich mówił. Czy to się u nas tak nie dzieje?

572

Protarchos: Ależ i bardzo.

573

Sokrates: Nieprawdaż, obrazy sądów i słów prawdziwych są prawdziwe, a fałszywych — fałszywe?

574

Protarchos: Ze wszech miar.

575

Sokrates: Jeżeli to prawda, cośmy powiedzieli, to jeszcze i nad tym się w dodatku zastanówmy.

576

Protarchos: Nad czym?

577

Sokrates: Czy to tylko w związku z obecnymi i z minionymi rzeczami musimy takich rzeczy doznawać, a w związku z przyszłymi nie?

578

Protarchos: Ależ w związku z wszystkimi czasami tak samo.

579

Sokrates: Nieprawdaż, mówiło się przedtem o rozkoszach i o smutkach, które w samej tylko duszy mieszkają, że mogą się zjawiać jeszcze przed rozkoszami i cierpieniami przychodzącymi przez ciało; tak, że niekiedy cieszymy się naprzód i martwimy się z góry w związku z czasem przyszłym?

580

Protarchos: Najzupełniejsza prawda.

581

Sokrates: Czyż więc te litery i obrazki, któreśmy przed chwilą przyjęli, odnoszą się w nas tylko do czasu teraźniejszego i przeszłego, a do przyszłego już nie?

582

Protarchos: Ależ i bardzo.

583

Sokrates: Ty mówisz „bardzo”. Czy dlatego, że to wszystko są nadzieje, skierowane do czasu przyszłego, a nas przez całe życie przepełniają nadzieje?

584

Protarchos: W każdym razie.

585

XXIV. Sokrates: Więc proszę cię, po tym, co się powiedziało, jeszcze i na to odpowiedz.

586

Protarchos: Na co?

587

Sokrates: Człowiek sprawiedliwy i pobożny, i dobry, czyż nie jest ze wszech miar bogom miły?

588

Protarchos: Czemuż nie?

589

Sokrates: No cóż; a niesprawiedliwy i w ogóle zły, czyż nie wprost przeciwnie niż tamten?

590

Protarchos: Jakże nie?

591

Sokrates: A wielu nadziei, jakeśmy dopiero co mówili, każdy człowiek jest pełen?

592

Protarchos: Czemu nie?

593

Sokrates: Są takie myśli w każdym z nas, które nazywamy nadziejami?

594

Protarchos: Tak.

595

Sokrates: Są w nas i obrazki malowane. Bywa, że ktoś często widzi, jak mu w ręce wpada mnóstwo złota i wiele rozkoszy w dodatku. I widzi siebie wymalowanego, jak się sam ze siebie mocno cieszy.

596

Protarchos: No, czemu nie?

597

Sokrates: A te obrazki, powiemy, u dobrych są po większej części prawdziwe, bo oni są bogom mili, a u złych po większej części bywa wprost przeciwnie, czy też nie powiemy tak?

598

Protarchos: Ależ i bardzo, powiemy.

599

Sokrates: Nieprawdaż, ale ci źli mają tak samo wymalowane rozkosze, tylko że one są fałszywe jakoś.

600

Protarchos: No, cóż.

601

Sokrates: Więc fałszywymi rozkoszami po większej części cieszą się źli, a ludzie dobrzy prawdziwymi.

602

Protarchos: Absolutnie, musi tak być, jak mówisz.

603

Sokrates: Zatem istnieją w duszach ludzkich, wedle tych słów teraz, rozkosze fałszywe, które tylko na śmiech przedrzeźniają rozkosze prawdziwe. A cierpienia tak samo.

604

Protarchos: Są.

605

Sokrates: Nieprawdaż, kto w ogóle ma władzę sądzenia, ten sądy wydaje zawsze, ale niekiedy je wydaje o tym, czego nie ma, nie było, ani też nie będzie.

606

Protarchos: Tak jest.

607

Sokrates: I to, mam wrażenie, wyrabiało sądy i akty sądzenia fałszywe. Czy nie tak?

608

Protarchos: Tak.

609

Sokrates: Cóż więc — czy nie trzeba cierpieniom i rozkoszom przyznać ich odwrotności w takich wypadkach?

610

Protarchos: Jak?

611

Sokrates: Że cieszyć się istotnie może zawsze ten, który się potrafi cieszyć czymkolwiek, i to byle czym, ale nie zawsze tym, co istnieje albo istniało, a nieraz — i to może najczęściej — czymś, co nawet nigdy istnieć nie miało.

612

Protarchos: I to, Sokratesie, musi być tak koniecznie.

613

Sokrates: Nieprawdaż, ta sama rzecz byłaby z obawami i gniewami, i z wszystkimi tego rodzaju stanami; one bywają czasem fałszywe?

614

Protarchos: Tak jest.

615

Sokrates: Więc cóż, możemy powiedzieć, że sądy robią się złe w inny sposób, czy też tylko w ten, że się stają fałszywe?

616

Protarchos: Nie inaczej.

617

Sokrates: Ani rozkoszy, mam wrażenie, nie widzimy złych — w inny sposób, jak tylko w ten, że są fałszywe.

618

Protarchos: Sokratesie, powiedziałeś coś bardzo przewrotnego. Prawie że między fałsze kłaść złych rozkoszy i złych cierpień nikt nie zechce. One podpadają wspólnie pod inne wielkie zło.

619

Sokrates: Zatem o złych rozkoszach, o tych, które są takimi przez zło, trochę później będziemy mówili, jeżeli się nam tak podoba. Ale o fałszywych, których w innym sposobie mamy w sobie dużo i często lęgną się w nas nowe takie, pomówić teraz potrzeba. To się nam może przydać przy naszych ocenach.

620

Protarchos: Jakżeby nie. Jeżeli tylko są takie rozkosze.

621

Sokrates: Ależ, Protarchu, są wedle mojego zdania. Chociaż to twierdzenie, jak długo tylko u mnie leży, nie może być nie do zbicia.

622

Protarchos: Pięknie.

623

XXV. Sokrates: To obstąpmy tę myśl i weźmy się do niej jak atleci.

624

Protarchos: Ruszajmy!

625

Sokrates: Otóż powiedzieliśmy, jeśli pamiętamy, przed chwilą, że kiedy w nas są tak zwane żądze, wtedy są podwójnie, bo i ciało niezależnie od duszy też afekty wtedy rozbierają.

626

Protarchos: Pamiętamy. Tak się mówiło.

627

Sokrates: Nieprawdaż. Dusza pożądała stanów przeciwnych stanom ciała, a ciało dostarczało boleści albo dawało jakąś rozkosz na tle swojego stanu.

628

Protarchos: Było tak.

629

Sokrates: Więc wywnioskuj, co się dzieje w takich razach.

630

Protarchos: Mów.

631

Sokrates: Więc dzieje się to, że ile razy taki stan zajdzie, leżą obok siebie razem cierpienia i rozkosze oraz spostrzeżenia wewnętrzne, które tych przeciwnych sobie stanów dotyczą. Co się i teraz właśnie pokazało.

632

Protarchos: Pokazuje się.

633

Sokrates: Prawda? A to też się powiedziało i uchwaliło, a więc to przyjęte i to leży?

634

Protarchos: Co niby?

635

Sokrates: Że ból i rozkosz przyjmują swoje „bardziej” i „mniej” i należą do nieokreślonych bytów.

636

Protarchos: Powiedziało się. Więc co?

637

Sokrates: Jaka jest możliwość, żeby je słusznie oceniać?

638

Protarchos: Pod jakim względem i jak?

639

Sokrates: Pytam się, czy nie budzi się w nas potrzeba oceny w takich okolicznościach, czy nie radzi byśmy za każdym razem rozpoznać, co jest większe od czego: ból czy rozkosz, i co mniejsze i co bardziej, i co mocniejsze: ból w stosunku do rozkoszy i ból w stosunku do innego bólu, i rozkosz w stosunku do innej rozkoszy.

640

Protarchos: Tak, te rzeczy są takie i jest ta potrzeba rozsądzania.

641

Sokrates: Więc cóż? W dziedzinie wzroku patrzenie na wymiary z odległości zbyt wielkiej i zbyt małej zasłania prawdę i powoduje sądy fałszywe, a w dziedzinie cierpień i rozkoszy czy nie może się sądzić to samo?

642

Protarchos: Jeszcze bardziej, Sokratesie.

643

Sokrates: Jakoś wprost przeciwnie wychodzi to teraz, niż się wydawało poprzednio.

644

Protarchos: Co takiego, myślisz?

645

Sokrates: Przedtem sądy, fałszywe i prawdziwe same przez się, zarażały ból i rozkosz tym, na co cierpiały same.

646

Protarchos: Najzupełniejsza prawda.

647

Sokrates: A teraz, dzięki temu, że się je ogląda z odległości zbyt małych, a wciąż zmiennych, i równocześnie dlatego, że się je kładzie obok siebie, rozkosze w zestawieniu z cierpieniem wydają się większe i mocniejsze, a cierpienia wprost przeciwnie: tracą w zestawieniu z rozkoszami.

648

Protarchos: Koniecznie się tak musi dziać przez to.

649

Sokrates: Nieprawdaż, jeżeli się więc większe i mniejsze od rzeczywistych jedne i drugie wydają, to oderwij od nich ten pozorny, a nieodpowiadający rzeczywistości wygląd, a nie nazwiesz go wyglądem słusznym, ani też nie będziesz śmiał powiedzieć, że ta porcja rozkoszy i bólu, która na nim polega, jest słuszna i prawdziwa.

650

Protarchos: No nie; gdzież tam.

651

Sokrates: Więc po nich z kolei zobaczmy, może na tej znowu drodze spotkamy rozkosze i bóle fałszywe jeszcze bardziej niż te, które się wydają istnieć i które istnieją w żywych istotach.

652

Protarchos: O jakich ty mówisz i jak to?

653

XXVI. Sokrates: Mówiło się nieraz, że gdy się natura czyjakolwiek popsuje procesami rozkładu i odbudowy, i napełniania się, i opróżniania, i jakimiś tam przyrostami i ubytkami, to zjawiają się cierpienia i boleści, i męki, i wszystko, co się podobnie nazywa.

654

Protarchos: Tak. To się mówiło często.

655

Sokrates: A kiedy coś wraca do własnej natury, to taki powrót przyjęliśmy jako rozkosz.

656

Protarchos: Słusznie.

657

Sokrates: No cóż. A gdyby się w naszym ciele nie odbywało ani jedno, ani drugie?

658

Protarchos: A skądże by się taki stan mógł wziąć, Sokratesie?

659

Sokrates: To twoje pytanie teraz, Protarchu, zgoła nie do rzeczy.

660

Protarchos: A to co?

661

Sokrates: Dlatego, że nie przeszkadza mi wcale zadać ci po raz drugi poprzedniego pytania.

662

Protarchos: Jakiego?

663

Sokrates: Gdyby nawet taki stan, nie mógł istnieć, Protarchu, tak ja powiem, to jednak co by w nas musiało powstać w tych warunkach?

664

Protarchos: Gdyby się w ciele nie odbywały zmiany ani w jednym, ani w drugim kierunku? Tak mówisz?

665

Sokrates: Tak.

666

Protarchos: To jasna rzecz, Sokratesie, że w tych warunkach ani by rozkosz powstać nie mogła, ani żaden ból.

667

Sokrates: Bardzo ładnieś powiedział. Zatem ty mówisz to, że zawsze jakiś taki stan musi w nas zachodzić, jak to mędrcy powiadają: Wszystko na tym świecie płynie. W górę i w dół[11].

668

Protarchos: A mówią tak. I bodaj że nie byle co mówią.

669

Sokrates: Jakżeby nie, skoro to nie byle jacy ludzie. Ale, wiesz, ja bym pragnął jakoś uniknąć tej myśli, która nadciąga. Zamierzam uciec tędy, a ty uciekaj ze mną.

670

Protarchos: Mów którędy.

671

Sokrates: Więc niech to tak będzie, powiemy im. A ty odpowiadaj. Czy zawsze, czegokolwiek by doznawała jakaś istota posiadająca duszę, czy ona zawsze spostrzega wszystko, czego doznaje, i ani nasz wzrost nie odbywa się poza naszą świadomością, ani żaden inny stan tego rodzaju, czy też wprost przeciwnie?

672

Protarchos: Ależ wszystko wprost przeciwnie. Bo bez mała wszystkie takie procesy odbywają się poza naszą świadomością.

673

Sokrates: Zatem nieładnieśmy sformułowali ostatnią zasadę, że to procesy rozkładu i odbudowy wywołują cierpienia i rozkosze.

674

Protarchos: Jak to?

675

Sokrates: To będzie ładniejsze i bezpieczniejsze sformułowanie.

676

Protarchos: Jakie?

677

Sokrates: Że wielkie procesy metaboliczne wywołują cierpienia i rozkosze, ale takie w sam raz i małe nie wywołują wcale ani jednych, ani drugich.

678

Protarchos: To słuszniejsze, Sokratesie, niż tak, jak przedtem.

679

Sokrates: Nieprawdaż, jeżeli to tak, to chyba wróci na stół życie, o którym przed chwilą była mowa.

680

Protarchos: Jakie?

681

Sokrates: To, o którymeśmy mówili, że jest bez cierpień i radości.

682

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz.

683

Sokrates: Wobec tego przyjmijmy trojaki żywot. Jeden przyjemny, drugi smutny, a jeden ani taki, ani siaki. Albo jak byś ty się o tym wypowiedział?

684

Protarchos: Nie inaczej, tylko tak samo, że są trzy rodzaje życia.

685

Sokrates: Nieprawdaż, „nie cierpieć” to chyba nie to samo, co cieszyć się?

686

Protarchos: Ależ jakim by sposobem?

687

Sokrates: Więc kiedy usłyszysz, że najprzyjemniejsze ze wszystkiego jest spędzić całe życie bez cierpień, to co, myślisz, chce powiedzieć ktoś taki?

688

Protarchos: Mam wrażenie, że on przyjemnością nazywa brak cierpienia.

689

Sokrates: Powiedzmy, że mamy trzy rzeczy — jakie chcesz, takie sobie przyjmij — a żeby ładniejszych wyrazów używać, niech jedna będzie złota, druga srebrna, a trzecia ani taka, ani owaka.

690

Protarchos: Stoi.

691

Sokrates: Czy ta ani siaka, ani taka może się stawać złotą albo srebrną?

692

Protarchos: Ależ jakim sposobem?

693

Sokrates: Zatem i tego pośredniego żywota nie należy nazywać przyjemnym ani przykrym. Nie miałby słuszności ktoś, kto by go za taki uważał albo go tak nazywał. To nie miałoby sensu.

694

Protarchos: I jak by miało mieć?

695

Sokrates: A jednak, przyjacielu, widzimy takich, którzy tak mówią i tak myślą.

696

Protarchos: I bardzo nawet.

697

Sokrates: Więc czy oni też uważają, że się już cieszą wtedy, gdy nie cierpią?

698

Protarchos: Oni tak mówią.

699

Sokrates: Nieprawdaż, zdaje się im, że się cieszą. Inaczej by tak nie mówili.

700

Protarchos: Bodaj że tak.

701

Sokrates: To naprawdę mylnie oceniają radość, skoro to są zgoła różne rzeczy: nie cierpieć i cieszyć się. Zupełnie inna natura jednego i drugiego.

702

Protarchos: Z pewnością; to są różne rzeczy.

703

Sokrates: Więc jak? Czy zechcemy dla naszego użytku przyjąć, jak przed chwilą, trzy rzeczy, czy też tylko dwie: cierpienie, które jest złem dla ludzi, i uwolnienie się od cierpień, które już samo jest właśnie dobrem, i to będziemy nazywali rozkoszą?

704

XXVII. Protarchos: Ależ po co my sobie samym, Sokratesie, zadajemy takie pytanie? Nie rozumiem.

705

Sokrates: Bo ty, Protarchu, rzeczywiście nie rozumiesz przeciwników naszego Fileba.

706

Protarchos: A ty myślisz, że to kto taki?

707

Sokrates: Uchodzą za bardzo tęgich przyrodników, a mówią, że rozkosze w ogóle nie istnieją.

708

Protarchos: No cóż?

709

Sokrates: Mówią, że to tylko ucieczka od cierpień — to, co się u Fileba i u jego bliskich nazywa rozkoszą.

710

Protarchos: I cóż, Sokratesie, ty nam radzisz, żebyśmy ich słuchali?

711

Sokrates: Nie; trzeba się do nich odnosić jak do pewnego rodzaju wieszczków; oni takie wyrocznie pieją nie podbudowane umiejętnością, tylko zaprawione naturalnym kwasem ich natury, zresztą bardzo szlachetnej. Stąd ich zbytnia nienawiść, zwrócona przeciw potędze rozkoszy, i to zgoła niezdrowe przekonanie, że cały jej urok to są tylko czary, a nie rozkosz. Więc do nich możesz się tak odnosić, wziąwszy pod uwagę jeszcze inne ich kwaśne uwagi. A potem się dowiesz, co się mnie wydaje rozkoszą prawdziwą, abyśmy potęgę rozkoszy mogli ocenić na podstawie porównania obu tych stanowisk, zanim o niej sąd wydamy.

712

Protarchos: Słusznie mówisz.

713

Sokrates: Ale idźmy za tymi teraz, jak by to byli nasi sprzymierzeńcy; idźmy za śladem ich zgryźliwego usposobienia. Ja mam wrażenie, że oni mówią coś w tym rodzaju, zaczynając tak jakoś od góry, że gdybyśmy chcieli dojrzeć naturę jakiejkolwiek postaci rzeczy, na przykład naturę twardości, to czybyśmy powinni patrzeć na wszystko, co najtwardsze, i tak byśmy najlepiej do syntezy doszli, czy też na rzeczy nieznacznej twardości? Musisz, Protarchu, odpowiedzieć i mnie, i tym zrzędom.

714

Protarchos: Owszem. Odpowiadam im, że na te pierwszej wielkości.

715

Sokrates: Nieprawdaż. Tak samo, gdybyśmy chcieli dojrzeć jaki to jest rodzaj: rozkosz, to nie powinniśmy patrzeć na rozkosze nieznaczne, ale na te, które uchodzą za najbliższe szczytu i najmocniejsze.

716

Protarchos: Każdy się chyba z tobą zgodzi na to, co teraz.

717

Sokrates: Czyż więc najpospolitsze, a zarazem i największe, co powtarzamy często, nie będą to rozkosze z ciałem związane?

718

Protarchos: Jakżeby nie?

719

Sokrates: A czy one są większe i stają się większe u ludzi chorych, na tle chorób, czy też u ludzi zdrowych? Trzeba uważać, żebyśmy nie odpowiedzieli za prędko, bo możemy się fatalnie potknąć. Gotowiśmy powiedzieć, że u zdrowych.

720

Protarchos: I słusznie.

721

Sokrates: A ludzie, którzy mają gorączkę i na takie choroby cierpią, czy nie większego doznają pragnienia i zimna, i innych, jak to u nich zwykle, cierpień cielesnych; czy nie mają gwałtowniejszych potrzeb i większych rozkoszy, kiedy te potrzeby zaspokajać mogą? Czy też powiemy, że to nieprawda?

722

Protarchos: No, to, coś teraz powiedział, to bardzo przemawia do przekonania.

723

Sokrates: Więc cóż? Czy możemy słusznie powiedzieć, że gdyby ktoś chciał największe rozkosze oglądać, powinien nie na zdrowie patrzeć, ale pójść i oglądać choroby? A uważaj, abyś nie myślał, że w moim pytaniu chodzi o to, czy więcej rozkoszy mają ludzie ciężko chorzy niż ludzie zdrowi, tylko pamiętaj, że ja szukam wielkości rozkoszy i patrzę, gdzie można w każdym wypadku spotkać jej najwyższy stopień. Bośmy powiedzieli, że musimy wziąć pod uwagę to, jaką ona ma naturę, i to, jaką naturę przypisują jej ci, którzy w ogóle zaprzeczają jej istnieniu.

724

Protarchos: Ja prawie że idę za twoją myślą.

725

XXVIII. Sokrates: Zaraz, Protarchu, nie gorzej sam pokażesz. Odpowiadaj więc. Czy widzisz większe rozkosze w rozpuście — ja nie myślę o ilości, tylko o tym, które mocniejsze i wyższe — w rozpuście je widzisz, czy w życiu opanowanym? Powiedz, a uważaj dobrze.

726

Protarchos: Ja rozumiem, co mówisz, i dobrze widzę różnicę. Przecież tych opanowanych już i przysłowiowy zwrot wyżej stawia, ta znana rada: „Niczego nad miarę!”. Oni tego słuchają. A głupców i rozpustników gwałtowna rozkosz do szałów doprowadza, kiedy nimi zawładnie, i w powszechną ich osławę[12] podaje.

727

Sokrates: Pięknie. Więc jeżeli to tak jest, to jasna rzecz, że w pewnym upodleniu duszy i ciała, a nie w dzielności największe rozkosze się lęgną i największe cierpienia.

728

Protarchos: Tak jest.

729

Sokrates: Nieprawdaż, trzeba niektóre z nich wziąć i zobaczyć, co to w nich było takiego, żeśmy je największymi nazywali.

730

Protarchos: Koniecznie.

731

Sokrates: Zobacz więc te rozkosze, które powstają na tle takich chorób, i przyjrzyj się, jak to jest z nimi.

732

Protarchos: U kogo?

733

Sokrates: U bezwstydników. Tych rozkoszy już zgoła nienawidzą tamte zrzędy, o którycheśmy mówili.

734

Protarchos: Jakich?

735

Sokrates: Na przykład leczenie świerzbu drapaniem się i tym podobne stany, które analogicznych lekarstw potrzebują. Przecież taki stan u nas — na bogów — cóż to za stan, powiemy: rozkosz czy cierpienie?

736

Protarchos: To będzie, Sokratesie, jakieś mieszane zło.

737

Sokrates: Ja przecież nie ze względu na Fileba zacząłem o tym mówić, tylko bez tych rozkoszy, Protarchu, i bez tych, które za nimi idą, jeżeli się im nie przyjrzymy, to bodaj że nigdy nie potrafimy rozstrzygnąć o tym, czego teraz szukamy.

738

Protarchos: To pójdźmy do tych, które są im pokrewne.

739

Sokrates: Tak samo, myślisz, zmieszane, jak one?

740

Protarchos: Tak jest.

741

Sokrates: Są tedy[13] stany mieszane. Jedne, cielesne, w samych tylko ciałach mieszkają, a drugie, czysto duchowe, w duszy. Zarówno w duszy, jak i w ciele znajdziemy cierpienia pomieszane z rozkoszami, które się raz nazywają przyjemnościami, a raz cierpieniami. I tu, i tam.

742

Protarchos: Jak to?

743

Sokrates: Kiedy ktoś w okresie powrotu do równowagi albo wtedy, gdy ona mu się psuje, przeciwnych sobie stanów równocześnie doznaje, więc marznąc, rozgrzewa się i rozgrzany nieraz się ochładza, starając się, uważam, to mieć, a tamtego się pozbyć, kiedy się, jak to mówią, słodycz z goryczą miesza wciąż i pozbyć się tego niepodobna, wtedy się człowiek ciska i w końcu do dzikiego dochodzi napięcia.

744

Protarchos: Wielka prawda to, co się teraz mówi.

745

Sokrates: Nieprawdaż, w takich mieszanych stanach raz występują równe części cierpień i rozkoszy, a raz w nich więcej jednego lub drugiego?

746

Protarchos: Jakżeby nie?

747

Sokrates: Cierpienie, RozkoszWięc mów o takich wypadkach, kiedy w nich więcej cierpień niż rozkoszy, o tych świerzbach, jak je nazywają — a bywają też takie łechtania — kiedy się w człowieku gotuje, wre i pali, i nie poradzi tarcie i drapanie, ono tylko to po wierzchu rozpędza, wtedy to człowiek w ogień kładzie albo wprost przeciwnie, sam nie wie gdzie, raz tu, raz tam, i czasem nieopisane rozkosze znajduje, a czasem wprost przeciwnie: męki wewnętrzne z rozkoszami zmieszane dodaje do cierpień zewnętrznych; szala się chwieje w górę i w dół; rozdziela się gwałtem to, co było zmieszane, albo się zlewa w jedno to, co było rozdzielane, a zawsze się cierpienie obok rozkoszy kładzie.

748

Protarchos: Całkowita prawda.

749

Sokrates: Nieprawdaż, a kiedy się znowu w takich razach trafi większa porcja rozkoszy, wtedy domieszka cierpienia łechce człowieka i z cicha go drażnić zaczyna, a o wiele większa domieszka rozkoszy napina go i rzuca niekiedy; człowiek się różnymi kolorami mieni, różnorakie wykonywa ruchy, przedziwne słychać westchnienia, odchodzi od zmysłów i krzyczy jak głupi.

750

Protarchos: I bardzo nawet.

751

Sokrates: I potem on sam o sobie, a drugi o nim mówi, że w takich rozkoszach jakby umierał. On takich zawsze i wszędzie szuka; poluje na nie tym skwapliwiej, im się trafi głupszy i bardziej rozpustny. Nazywa je największymi, a tego, który im najwięcej czasu w życiu poświęca, uważa za najszczęśliwszego.

752

Protarchos: Wszystkoś to, Sokratesie, przekonująco opisał; to się odnosi do ludzi, których jest wielu.

753

Sokrates: To było, Protarchu, o rozkoszach na tle mieszanych stanów ciała, w których się czynniki powierzchowne i wewnętrzne mieszają. A o tych, w których dusza od siebie przynosi coś przeciwnego stanowi ciała, a więc cierpienia dolewa do rozkoszy i rozkosze dodaje do cierpienia, tak że jedno i drugie się miesza w jedno, o tych mówiliśmy poprzednio. Że kiedy człowiek ma pustkę w sobie, wtedy napełnienia pożąda i cieszy się nadzieją, a gdy go pustka wewnętrzna najdzie, wtedy cierpi. Tylko że wtedyśmy tego nie poparli świadkami, a teraz mówimy, że kiedy dusza jest w rozterce z ciałem, a takich wypadków jest ilość nieprzebrana, powstaje zawsze mieszanina cierpienia i rozkoszy.

754

Protarchos: Bodaj że zupełnie słusznie mówisz.

755

XXIX. Sokrates: Więc jeszcze nam z tych mieszanin cierpienia i rozkoszy pozostała jedna.

756

Protarchos: Jaka, mówisz?

757

Sokrates: Mówiliśmy o tej mieszaninie, której nieraz dusza sama w sobie kosztuje.

758

Protarchos: A jak my to nazywamy?

759

Sokrates: To gniew i strach, i tęsknota, i żal, i miłość, i zazdrość, i zawiść, i inne takie — czy nie uważasz, że to są cierpienia duszy pewnego rodzaju?

760

Protarchos: Uważam.

761

Sokrates: Nieprawdaż, pełno w nich rozkoszy znajdziemy nieprzebranych. Czy trzeba nam przypominać ten:

…gniew, który nawet mądrego bywa, że nieraz opada
I bywa słodszy od miodu, który się sączy kroplami,[14]
762

i te domieszki rozkoszy w żalach, i w tęsknotach, i w smutkach?

763

Protarchos: No nie; te rzeczy są właśnie takie, a nie inne.

764

Sokrates: Tak jest. I widowiska tragiczne pamiętasz, kiedy ludzie z przyjemnością płaczą.

765

Protarchos: O, czemu nie.

766

Sokrates: A naszą postawę duchową podczas komedii; czy wiesz, że w nich jest też mieszanina cierpienia i rozkoszy?

767

Protarchos: Nie bardzo chwytam.

768

Sokrates: Bo to w ogóle niełatwa rzecz, Protarchu, dojrzeć w każdej z tych okazji stan tego rodzaju.

769

Protarchos: Nieprawdaż? Tak mi się wydaje.

770

Sokrates: Więc weźmy go. Tym bardziej, że jest taki niejasny. Aby i w innych stanach łatwiej umieć wykryć mieszaninę cierpienia i rozkoszy.

771

Protarchos: Więc mów, może.

772

Sokrates: Ta, przed chwilą wymieniona, zawiść, czy ją uważasz za pewne cierpienie duszy? Czy jak?

773

Protarchos: No, tak.

774

Sokrates: A pokaże się, że właśnie człowiek zawistny cieszy się nieszczęściami bliźnich.

775

Protarchos: Nawet bardzo.

776

Sokrates: A niewiedza i to, co nazywamy głupotą, to zło?

777

Protarchos: No, cóż?

778

Sokrates: A stąd zobaczymy, jaką ma naturę to, co śmieszne.

779

Protarchos: Mów tylko.

780

Sokrates: Jest to, i to jest najważniejsze, wada, a nazwę swą bierze od pewnej dyspozycji. Wszelka zaś wada odznacza się czymś przeciwnym temu, co głosi napis na świątyni delfickiej[15].

781

Protarchos: „Poznaj samego siebie”, o tym mówisz, Sokratesie?

782

Sokrates: Oczywiście. A przeciwieństwem tego napisu byłoby, że siebie samego zgoła poznać nie można.

783

Protarchos: No, cóż?

784

Sokrates: Protarchu, spróbuj taką niewiedzę podzielić na trzy części.

785

Protarchos: Jak to rozumiesz? Ja w żaden sposób nie potrafię.

786

Sokrates: Więc mówisz, że ja muszę ją rozdzielić na razie?

787

Protarchos: I mówię, i proszę — nie tylko mówię.

788

Sokrates: Czy spośród ludzi, którzy nie znają siebie samych, nie musi każdy doznawać tego stanu w jeden z trzech sposobów?

789

Protarchos: Jak?

790

Sokrates: Najpierw, jeżeli idzie o majątek. Ktoś uważa się za bogatszego, niż jest.

791

Protarchos: Jest wielu takich, którzy na ten stan cierpią.

792

Sokrates: Jest jeszcze więcej takich, którzy się uważają za większych i piękniejszych, niż są, i wszelkie zalety cielesne przypisują sobie niezgodnie z prawdą, która ich dotyczy.

793

Protarchos: Tak jest.

794

Sokrates: A najwięcej — i to bez żadnego porównania — jest takich, którzy się mylą co do trzeciego rodzaju zalet, a mianowicie co do zalet swojej duszy, i co do dzielności uważają się za lepszych, niż są.

795

Protarchos: Ależ bardzo mocno tak.

796

Sokrates: Tłum, Mądrość, Kłótnia, PozoryA spośród zalet, czy nie do mądrości tłum rości sobie największą pretensję, tłum, pełen kłótni i fałszywych pozorów mądrości?

797

Protarchos: Jakżeby nie?

798

Sokrates: Gdyby ktoś wszystkie tego rodzaju stany nazwał złem, to mówiłby słusznie?

799

Protarchos: I bardzo nawet.

800

Sokrates: Wiesz, Protarchu, trzeba to jeszcze rozdzielić na dwie części, jeżeli mamy w ludzkiej, dziecinnej, głupiej zawiści dojrzeć mieszaninę rozkoszy i cierpienia. A pytasz się, jak my to podzielimy na dwoje?

801

Protarchos: Tak.

802

Fałsz, Nienawiść, ŚmiechSokrates: Otóż spośród wszystkich, którzy fałszywe mniemanie o sobie bezmyślnie żywią, jak spośród wszystkich w ogóle ludzi, tak i z nich jedni posiadają moc i siłę, a drudzy wprost przeciwnie.

803

Protarchos: Musi tak być.

804

Sokrates: Otóż według tego ich podziel. Jedni z nich są przy tym słabi i nie potrafią się pomścić na tym, który by ich wyśmiał. Jeżeli powiesz, że to są ludzie śmieszni, powiesz prawdę. Drudzy potrafią się mścić i są mocni. Jeżeli o tych powiesz, że straszni, znienawidzeni, najsłuszniej sobie zdasz z nich sprawę. Niewiedza ludzi potężnych budzi nienawiść i pogardę, bo przynosi szkodę także ich bliźnim — wszelkie jej odwzorowania tak samo — niewiedza słabych budzi w nas śmiech i jest śmieszna z natury.

805

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz. Ale tej mieszaniny rozkoszy i cierpień jeszcze w tym nie widzę.

806

Sokrates: Więc weź naprzód moc zawiści.

807

Protarchos: No, mów.

808

Sokrates: To jest pewne niesprawiedliwe cierpienie i rozkosz.

809

Protarchos: To musi tak być.

810

Sokrates: Nieprawdaż, cieszyć się nieszczęściami wrogów to ani nie jest niesprawiedliwe, ani też nie świadczy o zawiści?

811

Protarchos: No, cóż?

812

Sokrates: A kiedy się patrzy na nieszczęście przyjaciół, wtedy nie smucić się, tylko się cieszyć, czyż to nie jest niesprawiedliwość?

813

Protarchos: No, jakże nie?

814

Sokrates: Prawda? A powiedzieliśmy, że niewiedza to zło dla wszystkich?

815

Protarchos: Słusznie.

816

Sokrates: Zatem jeśli nasi przyjaciele są zarozumiali na punkcie swojej mądrości i piękności, i tego wszystkiego, cośmy przed chwilą przeszli, dzieląc to na trzy rodzaje, to śmieszna jest ta zarozumiałość tylko u słabych, a budzi nienawiść, jeżeli cechuje mocnych. Przyznamy to, czy też nie przyznamy tego, com przed chwilą powiedział, że taki stan naszych przyjaciół, kiedy się nim ktoś odznacza, a jest nieszkodliwy — jest dla innych śmieszny?

817

Protarchos: I bardzo.

818

Sokrates: A czy nie zgadzamy się, że niewiedza jest w swojej istocie złem?

819

Protarchos: Ależ i mocno się zgadzamy.

820

Sokrates: A cieszymy się czy cierpimy, kiedy się z niej śmiejemy?

821

Protarchos: Jasna rzecz, że się cieszymy.

822

Sokrates: A przyjemność czerpaną z nieszczęść przyjaciół nazwaliśmy zawiścią. Czyżeśmy nie mówili, że to ona robi?

823

Protarchos: Koniecznie.

824

Sokrates: Zatem tok myśli mówi, że gdy się śmiejemy z zabawnych stron przyjaciół, to mieszamy przyjemność z przykrością, rozkosz z pewnym cierpieniem, bo z zawiścią. Dawnośmy się zgodzili przecież, że zawiść to cierpienie duszy i że śmiech to przyjemność, a przy takich sposobnościach powstaje jedno i drugie.

825

Protarchos: Prawda.

826

Sokrates: Tok myśli wskazuje nam, że i w żalach, i w tragediach, i w komediach — nie tylko na scenie — ale w całej tragedii i komedii naszego życia cierpienia mieszają się z rozkoszami, a w nieprzebranych innych wypadkach również.

827

Protarchos: Nie sposób, Sokratesie, nie zgodzić się z tym, choćby się ktoś bardzo chciał spierać w obronie przeciwnego stanowiska.

828

XXX. Sokrates: Otóż zajęliśmy się gniewem i tęsknotą, i żalem, i obawą, i miłością, i zazdrością, i zawiścią, i tym podobnymi, i mówiliśmy, że się tam znajdą mieszaniny, o których teraz wciąż mowa. Czy tak?

829

Protarchos: Tak.

830

Sokrates: Rozumiemy więc, że do żalu i zawiści, i gniewu odnosi się to wszystko, co się teraz przeszło.

831

Protarchos: Jakżebyśmy nie rozumieli?

832

Sokrates: Nieprawdaż, wiele jeszcze materiału zostało.

833

Protarchos: I bardzo.

834

Sokrates: A czemu właściwie, przypuszczasz, ja ci pokazałem tę mieszaninę w komedii? Czy nie po to, żebyś uwierzył, że i w obawach, i w pragnieniach, i w innych łatwo pokazać taką mieszaninę? Kiedy sobie to przyswoisz, to mnie zwolnisz od obowiązku, żebym się i do tamtych rzeczy brał i nad nimi rozwodził, tylko po prostu przyswoisz sobie to, że i ciało niezależnie od duszy, i dusza niezależnie od ciała, i jedno z drugim naraz w momentach wzruszeń pełne są rozkoszy pomieszanej z cierpieniami. Więc teraz powiedz, czy mnie już puścisz, czy też będziesz ciągnął do północy. Myślę, że jeśli będę mówił krótko, uda mi się uzyskać od ciebie zwolnienie. Ja ci jutro spróbuję zdać sprawę z tego wszystkiego, a w tej chwili, na zakończenie, pragnąłbym się zająć tym sądem konkursowym, który Fileb zaleca.

835

Protarchos: Ładnieś powiedział, Sokratesie. Tę resztę opowiedz nam tak, jak ci milej.

836

XXXI. Sokrates: Zatem, naturalnym rzeczy porządkiem, a z pewnej konieczności, po tych zmieszanych rozkoszach przejdźmy z kolei do niezmieszanych.

837

Protarchos: Bardzo pięknie mówisz.

838

Sokrates: Ja wam spróbuję dla odmiany znowu te pokazać. Bo tym, którzy mówią, że wszelkie rozkosze to są tylko momenty ulgi w cierpieniach, nie bardzo jakoś wierzę, ale jak powiedziałem, podaję świadków na to, że są pewne stany, które się rozkoszami wydają, a nie są nimi żadną miarą, i są inne, które się wydają wielkie i liczne, a są naprawdę pomieszane z cierpieniami i z ustawaniem mąk największych, a bez wyjścia dla ciała i dla duszy.

839

Protarchos: A które by można, Sokratesie, słusznie uważać za prawdziwe?

840

Sokrates: Te związane z barwami, które się nazywają piękne, i z kształtami, i z woniami po większej części, i z dźwiękami. One się rodzą na tle potrzeb nieuświadomionych i bezbolesnych, których zaspokojenie dostrzegalne jest i przyjemne, a przynosi rozkosz czystą, niezmieszaną z cierpieniem.

841

Protarchos: Jakże to my znowu tak mówimy, Sokratesie?

842

Sokrates: Tak jest. Nie od razu jasne jest to, co mówię, ale spróbujmy to objaśnić. O piękności kształtów próbuję teraz mówić; nie tak, jak by to rozumieć mogli ci, których jest wielu, na przykład o piękności istot żywych albo jakichś malowideł; chodzi mi o piękność prostej, mówi moja myśl, linii prostej i koła, i o to, co się z nich pod nożem rodzi na tokarni, o płaszczyzny i bryły, i to, co spod przykładnicy wychodzi i od kąta prostego, jeżeli mnie rozumiesz. Ja ci mówię, że to są rzeczy piękne nie ze względu na coś innego, jak te inne tam, tylko są piękne zawsze i same dla siebie, i dają rozkosze osobliwe i swoiste; to nie to, co łechtania wszelkiego rodzaju. I barwy w tym rodzaju piękne i rozkoszne. Rozumiemy to, czy jak?

843

Protarchos: Ja się staram, Sokratesie. Ale próbuj i ty mówić jeszcze jaśniej.

844

Sokrates: Ja mówię o dźwiękach strun — łagodne są i jasne — każda śpiewa jedną pieśń, czystą; one nie są piękne ze względu na coś innego, tylko same w sobie, a z nimi zrosłe rozkosze idą w ślad za nimi.

845

Protarchos: No, jest i to.

846

Sokrates: A rozkosze związane z woniami to już rodzaj mniej boski. Ale i w nich nie ma koniecznej domieszki cierpienia, a gdziekolwiek i w czymkolwiek jej nie ma, ja to wszystko kładę obok tamtych rozkoszy. Więc jeżeli rozumiesz, to takie są dwie postaci rozkoszy; o nich mówimy.

847

Protarchos: Rozumiem.

848

Sokrates: A jeszcze do nich dołóżmy rozkosze związane z nauką. Czy uważamy, że one nie powstają na tle głodu uczenia się; głód uczenia się nie sprawia męki z początku.

849

Protarchos: Tak mi się też zdaje.

850

Sokrates: No cóż — a jeśli człowiek, już pełen wiedzy, później ją tracić zaczyna przez niepamięć, czy widzisz, że się z tym łączą jakieś boleści?

851

Protarchos: No, z natury rzeczy nie — ale czasem, jak człowiek myśli o tym swoim stanie, przykro mu, że traci to, czym się chce posługiwać.

852

Sokrates: Tak, tak; daj ci boże zdrowie, ale my teraz mówimy tylko o samych stanach naturalnych bez względu na myślenie o nich.

853

Protarchos: W takim razie prawdę mówisz, że zapominanie w dziedzinie wiedzy odbywa się bezboleśnie.

854

Sokrates: Zatem trzeba powiedzieć, że rozkosze związane z naukami są niepomieszane z cierpieniem, ale w żadnym razie nie są udziałem wielu ludzi, tylko bardzo nielicznych jednostek.

855

Protarchos: No, jakże tego nie powiedzieć?

856

XXXII. Sokrates: Nieprawdaż, kiedyśmy należycie odróżnili, z jednej strony rozkosze czyste, a z drugiej te, które słusznie można nazwać nieczystymi, dodajmy w myśli jeszcze to, że gwałtowne rozkosze nie mają żadnej miary, a inne wprost przeciwnie: trzymają się miary. I te, którym przysługiwać może wielka moc i gwałtowność, i one się często lub rzadko takie robią, zaliczmy do owej dziedziny stanów nieokreślonych, w których owo „więcej” i „mniej” po ciele i duszy przebiega, a inne weźmy do grupy stanów utrzymywanych w mierze.

857

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz, Sokratesie.

858

Sokrates: Oprócz tego trzeba na nich rozpatrzyć jeszcze jedno.

859

Protarchos: Co takiego?

860

Sokrates: Co trzeba uważać za bliższe prawdy? To, co czyste i nieskalane, czy to, co gwałtowne i liczne, i wielkie, i wystarczające?

861

Protarchos: Do czego zmierzasz tym pytaniem, Sokratesie?

862

Sokrates: Do tego, Protarchu, żeby rozsądzając rozkosz i wiedzę, nie pominąć niczego — jeżeli jedno w nich jest czyste, a drugie nieczyste — aby jedna i druga czysta przyszła na sąd i przez to ułatwiła wyrok mnie i tobie, i tym wszystkim.

863

Protarchos: Zupełnie słusznie.

864

Sokrates: Proszę cię więc, o wszystkich rodzajach, które nazywamy czystymi, tak sobie pomyślmy. Weźmy naprzód jeden z nich i rozpatrzmy.

865

Protarchos: Więc jaki weźmiemy naprzód?

866

Sokrates: Jeżeli chcesz, zobaczmy naprzód ten rodzaj: to, co białe.

867

Protarchos: Dobrze.

868

Sokrates: Jakże to i jaką czystość mamy w tym, co białe? Czy to, że ono jest największe i najobfitsze, czy też najmniej zmieszane i nie ma w nim żadnego śladu żadnej innej barwy?

869

Protarchos: Jasna rzecz, że najbardziej nieskalane.

870

Sokrates: Słusznie. Czyż nie to uznamy za najprawdziwsze, Protarchu, a zarazem za najpiękniejsze ze wszystkich rzeczy białych — a nie to najobfitsze i największe?

871

Protarchos: Zupełnie słusznie.

872

Sokrates: Zatem jeżeli powiemy, że mała plama czystej bieli jest piękniejsza i prawdziwsza od wielkiej plamy bieli zmieszanej, to w każdym razie słusznie powiemy.

873

Protarchos: Najzupełniej.

874

Sokrates: No cóż — nie będziemy chyba potrzebowali wielu przykładów tego rodzaju do naszych rozważań o rozkoszy; wystarczy nam już i stąd dojrzeć, że każda rozkosz mała i nieczęsta, ale czysta, bo wolna od cierpienia, milsza jest i prawdziwsza, i piękniejsza od wielkiej i częstej.

875

Protarchos: O wiele przecież. Ten przykład wystarczy.

876

Sokrates: A cóż, na przykład, to? Czy nie słyszeliście o rozkoszy, że to zawsze jest pewien proces tworzenia się, a nie ma w ogóle stałej istoty rozkoszy? Pewni dowcipni ludzie usiłują nam znowu to pokazać. Trzeba im podziękować.

877

Protarchos: Za co, niby?

878

Sokrates: Ja to z tobą przerobię, Protarchu miły, pytaniami.

879

Protarchos: Mów, a pytaj tylko.

880

XXXIII. Sokrates: Niech więc będą takie jakieś dwa pierwiastki: jeden sam dla siebie, a drugi zawsze się czegoś czepia.

881

Protarchos: Jakże to, takie dwa i które to, myślisz?

882

Sokrates: Jeden zawsze wspaniały, a drugi lichszy od tamtego.

883

Protarchos: Mów jeszcze jaśniej.

884

Sokrates: Widzieliśmy, prawda, znakomitych chłopców i dzielnych ludzi, którzy się w nich kochają.

885

Protarchos: Bardzo mocno.

886

Sokrates: Znajdźże inną parę, podobną do tych dwóch ludzi — w dziedzinie wszystkiego, co, jak mówimy, istnieje.

887

Protarchos: Czy mam wymienić coś trzeciego? Powiedz jaśniej, Sokratesie, co masz na myśli?

888

Sokrates: Nic tak osobliwego, Protarchu. To ta myśl tak sobie z nami żartuje i mówi, że spośród bytów jedne zawsze są tylko ze względu na coś innego, a drugie to te, ze względu na które tamte powstają.

889

Protarchos: Z trudnością chwytam; tam się coś ciągle powtarza.

890

Sokrates: Poczekaj, chłopcze, może to za chwilę lepiej zrozumiemy w dalszym ciągu rozmowy.

891

Protarchos: No, czemu by nie.

892

Sokrates: Weźmy inną taką parę.

893

Protarchos: Jaką?

894

Sokrates: Jedno to powstawanie wszystkiego, a druga jedność to istnienie, istota.

895

Protarchos: Przyjmę od ciebie te dwie sprawy: istotę i powstawanie.

896

Sokrates: Zupełnie słusznie. Któraż z nich, powiemy, ma na celu drugą? Powstawanie ma na celu istotę, czy też istota powstawanie?

897

Protarchos: Ty się teraz pytasz, czy to, co się nazywa istotą, jest tym, czym jest, ze względu na powstawanie czegoś?

898

Sokrates: Widać, że o to.

899

Protarchos: Na bogów, czy ty mnie pytasz znowu o coś w tym rodzaju: powiedz mi, Protarchu, czy uważasz, że warsztat okrętowy jest dla okrętów, czy też okręt dla warsztatu i inne wszystkie tego rodzaju rzeczy?

900

Sokrates: Ja właśnie to myślę, Protarchu.

901

Protarchos: Więc czemuś sobie sam nie odpowiedział, Sokratesie?

902

Sokrates: Mniejsza o to, czemu. Ale trzymaj się razem ze mną tej myśli.

903

Protarchos: Owszem.

904

Sokrates: Więc ja powiadam, że powstawania mają na celu lekarstwa i wszelkie narzędzia, i materiały do wszystkiego, ale każde powstawanie ma za każdym razem na celu jakąś istotę.

905

Protarchos: To bardzo jasne.

906

Sokrates: Nieprawdaż, jeśli rozkosz to pewne powstawanie, to musi się chyba odbywać ze względu na jakieś istnienie i musi je mieć na celu.

907

Protarchos: No, cóż?

908

Sokrates: A ten cel, ze względu na który coś innego powstaje, to musi być coś w rodzaju dobra. A to, co powstaje dla pewnego celu, to trzeba, przyjacielu, zaliczyć do innego rodzaju.

909

Protarchos: Koniecznie i bezwzględnie.

910

Sokrates: Więc jeżeli rozkosz jest powstawaniem, to zaliczając ją do innego rodzaju, a nie do dobra, czy słusznie ją pomieścimy?

911

Protarchos: Ależ najsłuszniej.

912

Sokrates: Nieprawdaż, jak na początku tej myśli mówiłem, temu, który wskazał, że rozkosz jest powstawaniem, a istnienia nie ma w niej za grosz, trzeba pięknie podziękować. Bo jasna rzecz, że on się wyśmiewa z tych, którzy mówią, że rozkosz to dobro.

913

Protarchos: Bardzo mocno.

914

Sokrates: Tak jest. I tenże sam będzie się za każdym razem wyśmiewał z tych, którzy kończą na powstawaniach.

915

Protarchos: Jakże to i o kim mówisz?

916

Sokrates: O tych, którzy zaspokoiwszy głód albo pragnienie, albo coś w tym rodzaju — na te rzeczy powstawanie pomaga — cieszą się tym powstawaniem, jako że to jest rozkosz, i mówią, że żyć by się im nie chciało bez pragnienia i bez głodu, i bez innych dalszych stanów tego rodzaju.

917

Protarchos: Zdaje się, że tak mówią.

918

Sokrates: Nieprawdaż, wszyscy możemy przyznać, że przeciwieństwem powstawania jest rozpadanie się?

919

Protarchos: Koniecznie.

920

Sokrates: Zatem rozpadanie się i powstawanie wybrałby ten, który by to wybierał, a nie tamten żywot, ten, w którym ani radości nie ma, ani bólu, a myślenie było w nim możliwie jak najczystsze.

921

Rozkosz, Dobro, CnotaProtarchos: To, zdaje się, wielkie głupstwo będzie, Sokratesie, jeżeliby ktoś przyjmował rozkosz jako dobro.

922

Sokrates: Wielkie, bo jeszcze i tak powiedzmy.

923

Protarchos: Jak?

924

Sokrates: Jakże to nie ma być głupstwem, żeby nie było żadnego dobra ani piękna, ani w ciele, ani w wielu innych rzeczach, tylko w duszy, i tu nawet jedynie tylko rozkosz? A odwaga albo panowanie nad sobą, albo umysł, albo któraś z innych wartości, jakie duszy przypadły w udziale, to nie mają być żadne dobra? A oprócz tego jeszcze i to, że o człowieku, który się nie cieszy, tylko cierpi, trzeba by mówić, że nie jest dobry wtedy, gdy cierpi, choćby był najlepszy ze wszystkich, a o tym, który się cieszy i jak długo się cieszy — mówić, że się tym więcej dzielnością odznacza, im więcej ma radości.

925

Protarchos: Wszystko to, Sokratesie, jest tak głupie, że niepodobna bardziej.

926

XXXIV. Sokrates: Więc już nie obracajmy tak tej rozkoszy na wszystkie strony, aby się nie pokazało, że zbytnio oszczędzamy umysł i wiedzę. Śmiało je opukajmy naokoło, czy tam w nich nie ma jakiego próchna. Tak, żeby to, co w nich jest z natury najczystsze, zobaczyć i oprzeć się na tym przy ocenie — niech i one, podobnie jak rozkosz, pokażą swoje cząstki najprawdziwsze.

927

Protarchos: Słusznie.

928

Sokrates: Nieprawdaż, w teorii wiedzy wyróżnia się nauki techniczne i związane z kulturą i z wychowaniem. Czy jak?

929

Protarchos: Tak jest.

930

Sokrates: A w naukach technicznych zastanówmy się naprzód, czy pewne ich części nie mają ściślejszego związku z wiedzą, a inne mniej ścisły. Trzeba te pierwsze uważać za najczystsze, a drugie za mniej czyste.

931

Protarchos: Nieprawdaż, potrzeba.

932

Sokrates: Trzeba też wyróżnić spośród nich i z osobna postawić każdą z tych, które zajmują stanowisko naczelne.

933

Protarchos: Jakież to i w jakim sposobie?

934

Sokrates: Tak na przykład, gdyby ktoś wszystkim umiejętnościom odebrał i oddzielił od nich naukowe stosowanie liczby, miary i wagi, to z każdej z nich zostałoby, po prostu powiedziawszy, śmiecie.

935

Protarchos: No tak, śmiecie.

936

Sokrates: Cóż by potem zostało? Nic, tylko trzeba by domyślić się przez analogię i wyuczać się na pamięć poszczególnych spostrzeżeń, gromadząc sobie doświadczenie i wprawę, i posługiwać się różnymi zdolnościami do zgadywań, którym wielu nadaje nazwę sztuk — one też wyrabiają siłę, jeżeli ktoś jest pilny i pracowity.

937

Protarchos: Oczywiste rzeczy mówisz.

938

Sokrates: Nieprawdaż, pełno tego w muzyce przede wszystkim. Tam się harmonie zestraja nie według miary, tylko trzeba mieć wprawę i zgadywać. Albo ta w niej cała teoria gry na flecie, albo to polowanie na właściwą długość każdej struny, podczas gdy każda ucieka. Tak, że tam jest ogromna domieszka niejasności, a pewnego — mało co.

939

Protarchos: To święta prawda.

940

Sokrates: A w umiejętności lekarskiej i w agronomii, i w sternictwie podobne stosunki znajdziemy.

941

Protarchos: I bardzo.

942

Sokrates: Ciesielstwo, mam wrażenie, najwięcej miar i narzędzi stosuje. Stąd w nim jest duża ścisłość i jasność, toteż ma bardziej naukowy charakter niż wiele innych gałęzi wiedzy.

943

Protarchos: W czym niby?

944

Sokrates: No, w budowie okrętów, w stawianiu domów i w wielu innych dziedzinach obróbki drzewa. Przecież oni się tam posługują linią i cyrklem, i libellą[16], i farbowanym sznurem, i jakąś wymyślną śrubą do prostowania.

945

Protarchos: Bardzo to słusznie mówisz, Sokratesie.

946

Sokrates: Więc podzielmy tak zwane umiejętności na dwa działy. Jedne z nich zbliżone raczej do muzyki, jest mało ścisłości w ich robocie, a inne zbliżone raczej do ciesielstwa.

947

Protarchos: Niech to leży.

948

Sokrates: A spośród nich najściślejsze są te umiejętności, któreśmy przed chwilą na pierwszym miejscu wymienili.

949

Protarchos: Widzę, że mówisz o arytmetyce i o tych umiejętnościach, któreś zaraz po niej wymienił.

950

Sokrates: Tak jest. Tylko, Protarchu, czy one się też nie dzielą na dwa działy? Czy jak trzeba powiedzieć?

951

Protarchos: Na jakie dwa, myślisz?

952

NaukaSokrates: Czyż nie trzeba powiedzieć, że inną arytmetykę uprawiają szerokie koła, a inną filozofowie?

953

Protarchos: Ale gdzie można pociągnąć granicę, żeby wyróżnić te dwie różne arytmetyki?

954

Sokrates: To niemała granica, Protarchu. Bo jedni z tych od liczb zliczają jedności nierówne, jak na przykład dwa obozy i dwa woły, i dwie rzeczy najmniejsze, i dwie największe ze wszystkich. A drudzy za nic w świecie z nimi by nie poszli, jeżeliby ktoś nie przyjął jednostek nieróżniących się niczym od siebie nawzajem, choćby ich była ilość nieprzebrana.

955

Protarchos: Bardzo dobrze mówisz, że to niemała różnica między tymi, co te liczby klepią. Tak, że to ma sens, że one są dwie.

956

Sokrates: No cóż — a rachunki i miernictwo w zastosowaniu do architektury i do handlu oraz geometria i rachunki, traktowane filozoficznie, czy to będzie jakby jeden dział, jedno i drugie, czy też przyjmiemy dwa?

957

Protarchos: Idąc tak jak przedtem, ja bym przyjął, że to dwa; jedno i drugie. Taki byłby mój głos.

958

Sokrates: Słusznie. A czy ty rozumiesz, po cośmy to wystawili na środek?

959

Protarchos: Może być. Ale ja bym wolał, żebyś ty sam odpowiedział na to pytanie.

960

Sokrates: Otóż mam wrażenie, że ta część naszej rozmowy nie mniej niż jej początek szukała odpowiednika rozkoszy i dlatego te zagadnienia wysunęła, żeby się przyjrzeć, czy jedna nauka też jest czystsza od drugiej, tak jak rozkosz od rozkoszy.

961

Protarchos: Tak; to bardzo jasne, że się to podejmowało w tym celu.

962

XXXV. Sokrates: Więc cóż? Czy myśl nie doszła teraz do tego, że różnych przedmiotów dotyczą różne umiejętności i jedne z nich są jaśniejsze, a inne mniej jasne?

963

Protarchos: Tak jest.

964

Sokrates: Pośród nich nasza myśl pewnej umiejętności nadała nazwę jakby dwuznaczną i przedstawiła ją jako jedną, a potem się z niej zrobiły dwie; wtedy się zaczęła nasza myśl wypytywać o jasność i czystość każdej z nich; chodziło o to, która ściślejsza: ta, którą uprawiają filozofowie, czy ta druga.

965

Protarchos: Tak. Nasza myśl o to pytała.

966

Sokrates: A co my jej odpowiemy, Protarchu?

967

Protarchos: Sokratesie, myśmy doszli do tego, że między naukami przedziwnie wielka zachodzi różnica ze względu na jasność.

968

Sokrates: Nieprawdaż, to odpowiemy łatwo?

969

Protarchos: No cóż. Trzeba powiedzieć, że te umiejętności związane z liczbą i miarą przewyższają inne, a nad nimi jeszcze niesłychanie górują usiłowania prawdziwych filozofów; górują ścisłością i prawdą w sprawie miar i liczb.

970

Sokrates: Niech ci tam będzie. To twoje zdanie. Polegając na nim, z otuchą odpowiadamy tym, którzy są mistrzami w naciąganiu myśli.

971

Protarchos: Co odpowiadamy?

972

Sokrates: Że są dwie arytmetyki i dwa miernictwa, a obok nich wielka ilość innych takich bliźniaczek, noszących wspólne nazwy.

973

Protarchos: To dajmy taką odpowiedź, Sokratesie, tym, których nazywasz mistrzami, i szczęść nam boże!

974

Sokrates: Więc powiemy, że te nauki są najściślejsze?

975

Protarchos: Tak jest.

976

Sokrates: Ale wiesz, Protarchu, że wyrzekłaby się nas sztuka dyskutowania, gdybyśmy którąś inną wyżej od niej postawili.

977

Protarchos: A cóż to znowu za jedna ma być?

978

Sokrates: Jasna rzecz, że każdy ją poznać potrafi. Każdy, kto ma choć odrobinę rozumu, przyzna, że to jest bez żadnego porównania najprawdziwsza wiedza, a dotyczy bytu, i bytu rzeczywistego, i tego, co jest wiecznie takie samo. A ty co? Jak ty to, Protarchu, oceniasz?

979

Protarchos: Ja, wiesz, Sokratesie, słyszałem od Gorgiasza[17] nieraz, że sztuka nakłaniania o wiele przewyższa wszystkie inne sztuki. Ona przecież każdego i wszystko do niewoli wziąć potrafi, i to nie gwałtem, ale po dobremu; zatem bez żadnego porównania góruje nad wszystkimi innymi umiejętnościami. Więc teraz nie chciałbym przyjmować czegoś przeciwnego ani jemu, ani tobie.

980

Sokrates: Mam wyrażenie, że masz ochotę złożyć broń, tylko się wstydzisz to powiedzieć.

981

Protarchos: Niechże ci i tak będzie, jak uważasz.

982

Sokrates: A może to i moja wina, żeś nie zrozumiał.

983

Protarchos: Czego?

984

Sokrates: Kochany Protarchu, ja nie tego szukałem, która umiejętność albo która wiedza nad wszystkimi góruje tym, że jest największa i najpotężniejsza, i najwięcej nam pożytku przynosi, tylko tego, która najwięcej zważa na jasność i ścisłość, i prawdę, choćby była mała i mały pożytek przynosiła. To jest to, czego w tej chwili szukamy. Więc zobacz. Gorgiasz się wcale na ciebie nie pogniewa. Przyznasz mu, że jego sztuka góruje ze względu na pożytek dla ludzi, a ta robota, którą ja wymieniam, to tak, jak owa plama bieli, o której mówiłem wtedy, że choćby była mała, to jeśli będzie czysta, przewyższy wielką, ale nie tak czystą. Będzie górowała właśnie tym samym, będzie najprawdziwsza. PrawdaTak i teraz zastanówmy się uważnie i zrachujmy sobie wszystko należycie, ani na żadne pożytki z nauk nie patrząc, ani na ich opinie, i jeżeli w naszej duszy mieszka zdolność do tego, żeby prawdę kochać i wszystko dla niej robić, to znajdując w tej umiejętności czyste pierwiastki myśli i rozumu, powiedzmy, czy pragnęlibyśmy ją posiąść raczej niż wszystkie inne, czy też wypadnie się nam rozejrzeć za jakąś inną — godniejszą.

985

Protarchos: Ja się zastanawiam i mam wrażenie, że trudno byłoby się zgodzić, że jakaś inna wiedza lub umiejętność ściślej się prawdy trzyma niż ta właśnie.

986

Sokrates: Czyś ty to powiedział, zważywszy, że liczne umiejętności i ci, co się nimi trudzą, przede wszystkim podmiotowymi mniemaniami się posługują i nieustannie a pilnie szukają tego, co się z mniemaniami wiąże? Choćby się któremu zdawało, że jego badania dotyczą przyrody, to wiesz, że taki całe życie szuka tego, co się na tym świecie dzieje, jak co powstaje, jak co czego doznaje i jak działa. Możemy powiedzieć, że tak, czy jak inaczej?

987

Protarchos: Tak.

988

Sokrates: Nieprawdaż, trudy takiego człowieka nie dotyczą tego, co istnieje wiecznie, tylko tego, co się staje i co się ma stać kiedyś, i co się już stało?

989

Protarchos: Święta prawda.

990

Sokrates: Czy może z tego wyjść coś jasnego w świetle najściślejszej prawdy, skoro żadna z tych rzeczy ani nie miała nigdy żadnego rysu niezmiennego, ani go nie będzie miała, ani go teraz nie posiada?

991

Protarchos: Ależ jakim sposobem?

992

Sokrates:Prawda, Wiedza Więc o przedmiotach, które nie posiadają stałości za grosz, jak można kiedykolwiek coś pewnego wiedzieć — choć cokolwiek?

993

Protarchos: Myślę, że na żaden sposób.

994

Sokrates: Zatem ani umysł żaden, ani jakakolwiek wiedza o tych rzeczach całkowitej prawdy nie posiada.

995

Protarchos: Chyba nie.

996

XXXVI. Sokrates: To już dajmy święty pokój tobie i mnie, i Gorgiaszowi, i Filebowi, a takie naszej myśli wydajmy świadectwo.

997

Protarchos: Jakie?

998

Sokrates: Że albo tam gdzieś istnieje to, co mocne i pewne, i czyste, i prawdziwe i, jak mówimy, nieskalane; tam, w świecie rzeczy wiecznie takich samych i wolnych od śladów jakichkolwiek domieszek, albo też ono jest z tym światem w najściślejszym pokrewieństwie. A wszystko inne to już drugi rząd i niższy.

999

Protarchos: Najzupełniejszą prawdę mówisz.

1000

Piękno, RozumSokrates: A jeżeli idzie o nazwy dla tych rzeczy, to najsprawiedliwiej to, co najpiękniejsze, nazywać najpiękniej.

1001

Protarchos: Wypada.

1002

Sokrates: Nieprawdaż, umysł i rozum to będą nazwy może najczcigodniejsze?

1003

Protarchos: Tak.

1004

Sokrates: Można przez nie rozumieć rozważania bytu rzeczywistego; będą miały właściwe zastosowanie.

1005

Protarchos: Tak jest.

1006

Sokrates: Kiedy przedtem mówiłem o sądzie konkursowym, użyłem właśnie tych terminów.

1007

Protarchos: No tak, Sokratesie.

1008

Sokrates: Więc dobrze. Jeżeli idzie o rozum i rozkosz, i o mieszanie ich ze sobą, to gdyby ktoś powiedział, że to są dla nas jakby materiały, a my — niby rzemieślnicy, mamy z nich albo w nich coś wykonać, to porównanie byłoby piękne?

1009

Protarchos: I bardzo.

1010

Sokrates: A druga rzecz, to czybyśmy już nie zaczęli mieszać?

1011

Protarchos: No, czemu?

1012

Sokrates: Ale może lepiej by było jeszcze coś przedtem powiedzieć i coś sobie przypomnieć?

1013

Protarchos: Co takiego?

1014

Sokrates: To, cośmy sobie i poprzednio przypominali. Zdaje się, że dobrze mówi przysłowie: Trzeba sobie nie raz i nie dwa powtarzać to, co słuszne.

1015

Protarchos: No, cóż?

1016

Sokrates: Więc proszę cię — na Zeusa — mam wrażenie, że to jakoś tak było powiedziane.

1017

Protarchos: Jak?

1018

Sokrates: Filebos powiada, że rozkosz jest słusznym celem wszystkich żywych istot i wszystkie powinny do niej zmierzać, i ona jest dobrem dla wszystkich. Dwie nazwy: dobro i rozkosz przysługują słusznie jednej i tej samej rzeczy, jednej i tej samej naturze. Sokrates zaś powiada, że to nie jest jedno i to samo, tylko dwie nazwy różne i dwie rzeczy różne; coś innego dobro, a coś innego rozkosz. One mają różną naturę. Dobro, Rozum, RozkoszZnacznie więcej dobra ma w sobie rozum niż rozkosz. Czy nie to jest i była treść tamtych słów, Protarchu?

1019

Protarchos: Ależ i bardzo.

1020

Sokrates: Nieprawdaż, a na to też zgodziliśmy się chyba i wtedy, i teraz.

1021

Protarchos: Na co?

1022

Sokrates: Że natura dobra tym się różni od innych.

1023

Protarchos: Czym?

1024

Sokrates: Którejkolwiek istocie żywej dobro przysługuje aż do końca, ze wszech miar i pod każdym względem, ta już niczego więcej nie potrzebuje, ma wszystko, czego jej potrzeba. Czy nie tak?

1025

Protarchos: Tak.

1026

Sokrates: Próbowaliśmy w myśli jedno i drugie z osobna włączyć do życia; rozkosz niezmieszaną z rozumem i tak samo rozum bez jakiejkolwiek, choćby najmniejszej, domieszki rozkoszy.

1027

Protarchos: Było tak.

1028

Sokrates: A czy się wam wydawało, że takie życie — jedno albo drugie — komukolwiek wystarczy?

1029

Protarchos: Ale skąd?

1030

XXXVII. Sokrates: Rozum, Wiedza, Pamięć, RozkoszA jeżeliśmy może przedtem popełnili gdzieś jakąś pomyłkę, to niech teraz którykolwiek z nas wróci i powie słuszniej. Niech założy, że pamięć i rozum, i wiedza, i prawdziwy sąd podpadają pod tę samą ideę, i niech się zastanowi, czy ktokolwiek zgodziłby się bez nich mieć lub otrzymać wszystko jedno co — już nie mówiąc o rozkoszy, chociażby największej, chociażby najmocniejszej — bo nie mógłby ani słusznie sobie z niej zdać sprawy, aniby w ogóle nie wiedział jakiego stanu doznaje, aniby pamięci o tym stanie nie zachował na czas nawet najkrótszy. A to samo trzeba powiedzieć i o rozumie. Czy wolałby ktoś mieć rozum bez żadnej rozkoszy — choćby najkrótszej — czy też w połączeniu z pewnymi rozkoszami, czy może wszelkie rozkosze bez rozumu raczej, czy też w połączeniu z pewnym rozumem?

1031

Protarchos: Nie sposób, Sokratesie, i nie ma powodu tak często znowu o to samo pytać.

1032

Sokrates: Nieprawdaż, doskonałe i dla wszystkich godne wyboru i ze wszech miar dobre nie będzie chyba ani jedno życie, ani drugie?

1033

Protarchos: Jakżeby miało być?

1034

Sokrates: Więc to dobre albo jasno określmy, albo przynajmniej jego pewien typ uchwyćmy, abyśmy, jak się mówiło, mogli któremuś przyznać drugą nagrodę.

1035

Protarchos: Zupełnie słusznie mówisz.

1036

Sokrates: Nieprawdaż, na drogę pewną w kierunku dobra natrafiliśmy.

1037

Protarchos: Jaką?

1038

Sokrates: Tak, jakby ktoś pewnego człowieka szukał i naprzód by się dowiedział, w którym domu on mieszka, to już by miał wielką pomoc w odnalezieniu tego, którego by szukał.

1039

Protarchos: Jakżeby nie?

1040

Sokrates: Tak i teraz nam pewna myśl pokazała, jak i na samym początku, żeby dobra nie szukać w życiu niezmieszanym, tylko w tym mieszanym.

1041

Protarchos: Tak jest.

1042

Sokrates: Większa nadzieja, że się w życiu pięknie zmieszanym raczej, niż w każdym innym, objawi to, czego szukamy?

1043

Protarchos: O wiele większa.

1044

Sokrates: Więc pomódlmy się do bogów, Protarchu, i mieszajmy — czy tam Dionizos[18], czy Hefajstos[19], czy który inny bóg zechce błogosławić mieszaniu.

1045

Protarchos: Tak jest.

1046

Sokrates: Rozum, RozkoszMy tak jak ci, co wino mieszają po uczcie, a obok nas dwa źródła. Z jednej strony sam miód płynie — to rozkosz — mógłby ją ktoś tak przyrównać, a z drugiej rozum trzeźwy i bez wina, taka zimna, świeża jakaś i zdrowa woda. Trzeba ją jak najpiękniej wmieszać.

1047

Protarchos: Jakżeby nie?

1048

Sokrates: Więc, proszę cię, naprzód, czy jeśli wszelką rozkosz pomieszamy z wszystkim rozumem, wtedy się nam najlepiej uda i powiedzie?

1049

Protarchos: A może.

1050

Sokrates: Ej, to niepewne. A jak by to najbezpieczniej można pomieszać? Ja mam wrażenie, że mam co do tego pewien pomysł i mógłbym go wyjawić.

1051

Protarchos: No, mów jaki?

1052

Sokrates: Przekonaliśmy się, uważamy, że jedna rozkosz jest prawdziwsza niż inna i że jedna umiejętność jest ściślejsza niż druga?

1053

Protarchos: Jakżeby nie?

1054

Sokrates: I jedna wiedza różni się od drugiej. Jedna patrzy na to, co się staje i ginie, a druga spogląda na to, co ani się nie staje, ani nie ginie i zawsze jest to samo i jest takie samo. W świetle prawdy ta druga wydaje się nam bliższa prawdy od tamtej.

1055

Protarchos: Zupełnie słusznie.

1056

Sokrates: Nieprawdaż, gdybyśmy tak przede wszystkim zmieszali co najprawdziwsze wycinki jednej i drugiej, i zobaczyli, czy to będzie wystarczająca mieszanina i czy nie potrafi nam stworzyć najmilszego życia, czy też nam będzie potrzeba jeszcze czegoś w innym rodzaju?

1057

Protarchos: Ja myślę, że tak trzeba zrobić.

1058

XXXVIII. Sokrates: Przyjmijmy, że jest pewien człowiek mądry i wie, co to jest sprawiedliwość sama; patrzy na nią i, co za tym idzie, myśli należycie. I wszystkie inne byty podobnie myślą ogląda.

1059

Protarchos: Niechże będzie taki ktoś.

1060

Sokrates: Czyż więc on będzie miał wiedzę dostateczną, jeżeli potrafi pojąć koło i kulę samą — tę boską — a nie będzie się znał na kołach tych tutaj i na tej kuli ludzkiej; chociaż musi przy budowie domu i gdzie indziej używać przykładnic i kół?

1061

Protarchos: To śmieszna postawa, Sokratesie, interesować się wyłącznie tylko boskimi naukami.

1062

Sokrates: Jak mówisz? Więc umiejętność posługującą się fałszywą prostą i fałszywym kołem, tę niepewną i nieczystą też wlać do wspólnego garnka i zamieszać?

1063

Protarchos: Koniecznie przecież; jeżeli ktokolwiek z nas ma choćby tylko znaleźć drogę do własnego domu.

1064

Sokrates: A może i muzykę też, o którejśmy przed chwilą mówili, że pełno w niej zgadywania i naśladowania, a czystości jej brak?

1065

Protarchos: Mnie się zdaje, że się bez niej nie obejdzie, jeżeli nasze życie ma być choć trochę życiem.

1066

Sokrates: To ty chcesz, żebym ja, jak ten portier, którego tłum popycha i przemaga, poddał się, szeroko drzwi otworzył i wpuścił wszystkie umiejętności, niech wpadają do środka i niech się mieszają, czy tam która czysta, czy nie bardzo?

1067

Protarchos: Ja bo nie wiem, Sokratesie, co by to komu mogło zaszkodzić, gdyby ktoś sięgał po inne gałęzie wiedzy, mając już te pierwsze.

1068

Sokrates: Więc mam wszystkie wpuścić — niech wpływają w ten zbiornik, który Homer poetycznie nazywa kotliną pośród gór[20]?

1069

Protarchos: Tak jest.

1070

XXXIX. Sokrates: Wpuszcza się je. A teraz trzeba znowu pójść do źródła rozkoszy. Zamierzaliśmy zrazu wpuszczać najpierw cząstki prawdziwe, ale to się nam nie udało. Kochamy wszelką wiedzę, więceśmy wszystkie jej gałęzie puścili naraz; i to jeszcze przed rozkoszami.

1071

Protarchos: Najzupełniejszą prawdę mówisz.

1072

Sokrates: Czas się nam naradzić i nad rozkoszami, czy je też wszystkie naraz wpuścić bez wyboru, czy i spośród nich wpuścić naprzód tylko prawdziwe.

1073

Protarchos: To jest wielka różnica; jeżeli idzie o bezpieczeństwo; lepiej naprzód dopuszczać prawdziwe.

1074

Sokrates: Więc niech wejdą. A co potem? Może jeśli które niezbędne, tak jak tam było, to domieszać i tych?

1075

Protarchos: Czemu by nie? Tych niezbędnych, oczywiście.

1076

Sokrates: Jeżeli to tak jak z umiejętnościami, że to nic nie szkodziło w życiu, tylko przynosiło pożytek: znać je wszystkie, to teraz powiedzmy to samo o rozkoszach. I jeżeli to wszystkim nam przyniesie pożytek, a nikomu szkody nie wyrządzi wszystkimi rozkoszami cieszyć się całe życie, to wmieszajmy i wszystkie.

1077

Protarchos: Więc co mamy o tych tutaj powiedzieć i jak to zrobić?

1078

Sokrates: Nie nas, Protarchu, przepytywać trzeba, tylko się u samych rozkoszy i u rozumów rozpytać, jak to tam one o sobie nawzajem.

1079

Protarchos: Jak je zapytać?

1080

Sokrates: „Przyjaciółki — czy tam was rozkoszami trzeba nazywać, czy jakimkolwiek innym imieniem — czy wolałybyście mieszkać wspólnie z rozumem wszelkim, czy bez rozumu?” Mam wrażenie, że one niewątpliwie musiałyby tak odpowiedzieć.

1081

Protarchos: Jak?

1082

Sokrates: Że, jak to się przedtem mówiło, „żeby jeden, jedyny rodzaj samotny w niepokalaniu trwał, to ani bardzo możliwe, ani pożyteczne. A spośród wszystkich rodzajów intelektu, kiedy je tak porównywamy jeden z drugim, najlepiej by nam było mieszkać z jednym; z tym, który zna wszystkie inne, a każdą z nas znałby też doskonale, jak tylko można”.

1083

Protarchos: To pięknieście odpowiedziały w tej chwili — powiemy.

1084

Sokrates: Słusznie. Więc potem trzeba znowu zapytać myśli i rozumu: „Czy wy potrzebujecie nieco rozkoszy w mieszaninie?” powiedzielibyśmy, wypytując myśl i rozum. „Ale jakich rozkoszy?” odpowiedziałyby zapewne.

1085

Protarchos: Prawdopodobnie.

1086

Sokrates: A my mówimy dalej tak: „Oprócz tych prawdziwych rozkoszy, powiemy, czy jeszcze wam potrzeba tych największych, żeby z wami mieszkały, i tych najgwałtowniejszych?”

1087

„Ależ jakim sposobem, Sokratesie”, odpowiedziałyby z pewnością. „Przecież one nam nieprzebrane przeszkody pod nogi rzucają, one[21] dusze, w których mieszkamy, zaprzątają szaleństwami rozkoszy, nam samym nawet powstawać nie dają od początku, a nasze dzieci, jak to nieraz bywa, doprowadzają do zupełnej zagłady, bo przez niedbalstwo zaszczepiają niepamięć. Natomiast tamte rozkosze, któreś nazwał prawdziwymi i czystymi, te uważaj prawie że za nasze krewne, a oprócz nich te, które się łączą ze zdrowiem i z panowaniem nad sobą i za wszelką dzielnością idą jak za bogiem — tych dolewaj! A te, które zawsze za głupotą idą i za innym złem, byłoby bardzo niemądrze mieszać je z intelektem, jeżeli ktoś chce widzieć najpiękniejszą mieszaninę i najbardziej zwarty stop. I starałby się na nim nauczyć, co właściwie jest dobre w człowieku i w świecie, i odgadnąć przeczuciem, jaka jest ta idea”. Cóż powiemy, czy rozsądnie i rozumnie ten rozum odpowiedział tymi słowy za siebie samego oraz w imieniu pamięci i sądu słusznego?

1088

Protarchos: Ależ ze wszech miar.

1089

Sokrates: Jednak jeszcze i tego potrzeba. Bez tego nic się nie zrobi.

1090

Protarchos: Co to takiego?

1091

Sokrates: Do czego nie domieszamy prawdy, to nigdy nie może prawdziwie powstawać ani istnieć.

1092

Protarchos: Bo jakżeby?

1093

XL. Sokrates: W żaden sposób. Więc jeżeli jeszcze czegoś do tego stopu potrzeba, to mówcie wy, ty i Fileb. Bo ja mam wrażenie, że ta rozmowa stworzyła jakby jakiś świat bezcielesny; on powinien pięknie rządzić ciałem, w którym dusza mieszka.

1094

Protarchos: Otóż powiedz, Sokratesie, że i mnie się to tak przedstawia.

1095

Sokrates: A gdybyśmy powiedzieli, że w tej chwili stoimy już w przedsionku dobra, już na progu domu, w którym ono mieszka, to może byśmy w pewnym sposobie i słusznie powiedzieli?

1096

Protarchos: Mnie się przynajmniej tak wydaje.

1097

Sokrates: Cóż się nam tedy w tej mieszaninie może wydawać najcenniejszym i dzięki czemu wszystkim się nam ta postawa podobała? Kiedy to dostrzeżemy, zastanowimy się potem, czy ono jest podobniejsze i bardziej pokrewne rozkoszy czy rozumowi we wszechświecie.

1098

Protarchos: Słusznie. To się nam bardzo przyda do rozstrzygnięcia konkursu.

1099

Sokrates: Otóż w każdej mieszaninie nietrudno dojrzeć to, dzięki czemu każda albo jest coś warta, albo nic.

1100

Protarchos: Jak mówisz?

1101

Sokrates: Przecież to wszyscy wiedzą.

1102

Protarchos: Ale co?

1103

Sokrates: Że jakakolwiek, choćby i największa mieszanina, w której nie ma miar i proporcji, zatraca swoje składniki, a przede wszystkim zatraca siebie. Bo to już nie mieszanina, tylko jakaś bezładna kupa — i prawdziwe nieszczęście, kto ją sobie kupi.

1104

Protarchos: Święta prawda.

1105

Sokrates: Teraz nam uciekła natura dobra i schowała się w naturze piękna. Przecież utrzymanie się w mierze i proporcjonalność to wszędzie jest to samo, co piękność i dzielność.

1106

Protarchos: Tak jest.

1107

Sokrates: A mówiliśmy, że i prawda wchodzi do tej mieszaniny?

1108

Protarchos: Tak jest.

1109

Sokrates: Nieprawdaż, jeżeli jedną postacią nie potrafimy dobra schwycić, to weźmy je w trzy: piękność, proporcjonalność i prawdę; powiedzmy, że to jest niby jedność i raczej ona niż składniki mieszaniny sprawia to, że ta mieszanina jest dobra.

1110

Protarchos: Zupełnie słusznie.

1111

XLI. Sokrates: Więc teraz już, Protarchu, chyba każdy gotów u nas mieć dostateczne kwalifikacje do tego, żeby rozsądzić sprawę rozkoszy i rozumu i powiedzieć, które z tych dwojga jest bliżej spokrewnione z tym, co najlepsze, i które większej czci godne u ludzi i u bogów.

1112

Protarchos: Jasna rzecz, ale zawsze lepiej to rozwinąć w słowach.

1113

Sokrates: Zatem po kolei każdą z trzech wartości przysądzajmy rozkoszy i rozumowi. Trzeba zobaczyć, któremu z nich dwojga przyznamy każdą jako bardziej pokrewną.

1114

Protarchos: Ty mówisz o piękności, prawdzie i utrzymaniu w mierze?

1115

Sokrates: Tak. Więc najpierw weź prawdę, Protarchu. A wziąwszy, popatrz na tę trójkę: rozum, prawda i rozkosz. Zatrzymaj się czas dłuższy i odpowiedz sobie samemu, czy rozkosz jest bliżej spokrewniona z prawdą, czy rozum?

1116

Protarchos: A po co ten dłuższy czas? Uważam, że to ogromna różnica. Przecież nie ma większego blagiera niż rozkosz.Rozkosz, Miłość, Rozum, Przysięga Pomyśleć tylko, że jeśli idzie o rozkosze w służbie Afrodyty, to tam nawet bogowie krzywoprzysięstwo wybaczają, bo rozkosze są jak małe dzieci i rozumu nie mają za grosz. Rozum, PrawdaA rozum to albo jest to samo, co prawda, albo też jest ze wszystkiego w świecie do prawdy najpodobniejszy i najbliższy.

1117

Sokrates: Nieprawdaż, a potem się tak samo nad utrzymaniem się w mierze zastanów i powiedz, czy rozkosz ma tego więcej niż rozum, czy rozum więcej niż rozkosz.

1118

Protarchos: Łatwo się i nad tym zastanowić — zadanie wcale nietrudne. Myślę, że w całym świecie nie znajdzie się nic, co by się mniej trzymało miary niż rozkosz i radość, ani też nic bardziej umiarkowanego niż rozum i wiedza.

1119

Sokrates: Pięknieś to powiedział. A jednak mów jeszcze o tym trzecim. Rozum dostał więcej piękności w udziale, czy też tamten rodzaj: rozkosz? Tak, że piękniejszy jest rozum od rozkoszy, czy na odwrót?

1120

Protarchos: Ależ, Sokratesie, rozumu i umysłu brzydkiego nikt nigdy ani we śnie, ani na jawie nie widział, ani nie wymyślał nigdzie i na żaden sposób. Ani żeby taki powstał, ani żeby był albo miał być kiedyś.

1121

Sokrates: Słusznie.

1122

Protarchos: Rozkosz, NocNatomiast kiedy patrzymy, że się ktoś cieszy rozkoszami, i to prawie że największymi, widzimy, że za nimi idzie albo śmieszność, albo wstyd największy ze wszystkich. Wstydzimy się sami i zasłaniamy te rzeczy jak tylko można. Nocy oddajemy to wszystko, aby tego światło nie oglądało.

1123

Sokrates: Rozgłoś więc powszędy, Protarchu, każ to rozbębnić, a obecnym sam to powiedz, że rozkosz nie jest pierwszą wartością, ani nawet drugą. Pierwsza rzecz to miara i umiarkowanie, trafienie w moment odpowiedni, i cokolwiek trzeba za coś w tym rodzaju uważać, to wszystko przybrało i ma naturę rzeczy wiecznych.

1124

Protarchos: Okazuje się, według tego, co teraz mówimy.

1125

Sokrates: Druga rzecz to proporcjonalność i piękność, i doskonałość, i żeby było w sam raz, i wszystko, co należy znowu do tej rodziny.

1126

Protarchos: Zdaje się.

1127

Sokrates: Jako trzecie zaś, według mojej wyroczni, jeśli przyjmiesz umysł i rozum, nie bardzo odbiegniesz od prawdy.

1128

Protarchos: Może być.

1129

Sokrates: A czy na czwartym miejscu nie będzie stało to, cośmy duszy samej przypisali, a więc wszelkie rodzaje wiedzy i umiejętności, i sądy prawdziwie? To będzie czwarty rząd obok tamtych trzech, skoro te rzeczy spokrewnione są z dobrem ściślej niż rozkosze.

1130

Protarchos: Gotowo być.

1131

Sokrates: W piątym szeregu rozkosze, któreśmy określili jako wolne od cierpień i nazwaliśmy je czystymi i czysto duchowymi. Jedne z nich wiążą się z różnymi rodzajami wiedzy, inne ze spostrzeżeniami.

1132

Protarchos: Może być.

1133

Sokrates: „Gdy przyjdzie szóste pokolenie, powiada Orfeusz[22], zakończcie już ten piękny śpiew”. Bodaj że i nasza rozmowa zakończy się na szóstym wyroku. Potem nie zostaje nam już nic, jak tylko jak gdyby głowę nasadzić na to, co się mówiło.

1134

Protarchos: Nieprawdaż, potrzeba.

1135

XLII. Sokrates: Więc proszę cię — jak trzeci kielich piją na cześć Zeusa Zbawiciela[23] — tak my trzeci raz przyświadczymy tej samej myśli.

1136

Protarchos: Jakiej?

1137

Sokrates: Fileb przyjmował, że dobro to jest rozkosz — wszelka i wszelkiego rodzaju.

1138

Protarchos: Ten trzeci kielich, Sokratesie, toś powiedział dlatego, żebyśmy na nowo podjęli temat początkowy?

1139

Sokrates: Tak jest. Ale posłuchajmy, co dalej. Otóż ja, mając na oku to, com przed chwilą rozwinął, i podrażniony stanowiskiem Fileba, i nie tylko Fileba, ale i innych, a spotyka się ich często i bez liku, powiedziałem, że od rozkoszy bez porównania wyżej stoi rozum — i jest większą wartością w życiu człowieka.

1140

Protarchos: Było tak.

1141

Sokrates: A podejrzewając, że jest też i wiele innych wartości, powiedziałem, że jeśliby się która okazała lepsza od tych obu, to bym pomagał rozumowi w walce przeciw rozkoszy o drugą nagrodę i rozkosz nie dostałaby nawet drugiej.

1142

Protarchos: Powiedziałeś tak.

1143

Sokrates: I potem się pokazało w sposób niebudzący żadnych zastrzeżeń, że ani jedno, ani drugie nie wystarcza samo dla siebie.

1144

Protarchos: Najzupełniejsza prawda.

1145

Sokrates: Nieprawdaż, w ciągu tej rozmowy całkowitą odprawę dostał i rozum, i rozkosz. Pokazało się, że dobrem nie jest żadne z nich, bo żadne z nich samo sobie nie wystarcza, nie jest dostateczne ani doskonałe.

1146

Protarchos: Zupełnie słusznie.

1147

Sokrates: Kiedy się zjawiło coś trzeciego i to się okazało lepszym od tych obojga, to znowu rozum wydał się o całe niebo ściślej niż rozkosz spokrewniony z postacią zwycięzcy.

1148

Protarchos: Jakżeby nie?

1149

Sokrates: Nieprawdaż. Piąte miejsce, według naszego wyroku, na podstawie tej rozmowy, zajmie chyba potęga rozkoszy.

1150

Protarchos: Zdaje się.

1151

Sokrates: Pierwszego nie dostanie, nawet gdyby wszystkie byki i konie, i wszystkie inne zwierzęta za tym głosowały, przez to, że za przyjemnościami gonią ci, których jest wielu, wierzą im tak, jak wieszczowie wierzą ptakom, i sądzą, że rozkosze stanowią w naszym życiu wartość największą; więcej u nich waży świadectwo pociągów zwierzęcych niżeli pragnień, które muza, kochanka rozumu, rozpala i zwraca do świata przeczuć i myśli.

1152

Protarchos: Najzupełniejszą prawdę powiedziałeś, Sokratesie. Teraz wszyscy ci to przyznamy.

1153

Sokrates: Nieprawdaż, i puścicie mnie już?

1154

Protarchos: Jeszcze coś tam zostało, Sokratesie. Przecież ty się nie zmęczysz prędzej niźli my. Ja ci będę przypominał tę resztę.

Objaśnienia tłumacza

1155

Jednym z celów tych objaśnień jest to, żeby czytelnika pobudzić do współpracy z Platonem, a więc do szukania wraz z nim prawdy o tych rzeczach, o których się mówi. Dlatego tu co krok spotyka czytelnik pytanie: czy to prawda, co mówi Sokrates w danej chwili? To nie jest polemika z Platonem, tylko symmachia[24] z nim. Jego myśli są zbyt żywe i cenne jak na to, żeby je traktować wyłącznie jako szacowne zabytki filozoficzne — one zasługują na to, żeby się z nimi liczyć i dziś, i po dwu tysiącach lat pytać, czy są prawdziwe, czy nie są. Dopiero wtedy one zaczynają żyć naprawdę.

1156

Widać z pierwszych słów Sokratesa, że dyskusja — odbywająca się nie wiadomo kiedy i gdzie, na niby, a to tylko pewne, że w duszy Platona naprawdę — dyskusja toczy się już od dawna. Miał ją prowadzić Sokrates z młodym Filebem tak długo, aż go zmęczył, i Fileb już nie ma sił do dalszej rozmowy. Odstępuje obronę swego stanowiska Protarchowi, a bronił tezy, że dobro to tyle, co rozkosz i radość — inaczej mówiąc: uczucia przyjemne i sytuacje przyjemne. Sokrates stoi na stanowisku niby przeciwnym. Jego zdaniem, życie intelektualne jest więcej warte niż uczucia i sytuacje przyjemne i ono przynosi największy pożytek żywym istotom, a więc i ludziom.

1157

W pierwszej chwili nie widać, żeby to były stanowiska sprzeczne. Bo przecież czynności umysłowe, które Sokrates stawia wyżej niż przyjemności, są też przyjemne. To są też pewne przyjemności. Nie można ich więc przyjemnościom przeciwstawiać. To raz. A po drugie, jeżeliby się nawet pokazało, że czynności umysłowe tutaj wyróżnione są naprawdę większymi dobrami niż przyjemności inne, to z tego nie wyniknie wcale, żeby tamte inne nie miały też być pewnymi dobrami. Spór mógłby słusznie zachodzić w tej sprawie dopiero wtedy, gdyby Fileb albo Protarch twierdził, że najwyższym dobrem, największą wartością jest uczucie przyjemne, wszystko jedno z jakiego źródła czerpane, a Sokrates gdyby utrzymywał, że uczucie przyjemne, z byle jakiego źródła czerpane, nie jest najwyższym dobrem, nie jest największą wartością. Pokaże się, że właśnie o to szło, tylko nie od razu rozmawiający sprecyzowali swoje stanowiska.

1158

II. Rozwija się program rozważań. Znaleźć taką postawę duchową, która zapewnia szczęście. Rozstrzygnąć: czy to będzie raczej stałe nastawienie na przyjemności bez wyboru, czy też na czynności intelektualne? Czy może jakaś inna od tych dwóch, trzecia postawa duchowa? Co więcej warte: rozum czy rozkosz? Rozmawiający tworzą jak gdyby sąd konkursowy. Przed nimi postaci Rozumu i Rozkoszy ubiegają się o palmę pierwszeństwa. Fileb z góry oddaje nagrodę na tym konkursie w ręce Rozkoszy, ale już nie ma głosu, bo oddał sprawę w ręce Protarcha.

1159

III. Zaczynają rozmowę od bogini — Afrodyty. Znaczy to, że gdy mówią o rozkoszach, mają na myśli przede wszystkim rozkosze związane z życiem płciowym.

1160

Pierwsze słowa Sokratesa zdają się mówić, że Platon przeżywa jakiś skrupuł związany z czcią Afrodyty. Nie chodzi oczywiście o cześć dla tego lub owego posągu. Posągi to były symbole, znaki pewne dla ludu, wytwory dawnego zwyczaju; nie chodzi o cześć dla żony Hefajstosa[25] i kochanki Aresa[26]. To były bajki i nikt nie wymagał, żeby je uważać za prawdy. Chodzi o cześć dla Rozkoszy. Czy można szanować, chwalić, czcić każdą rozkosz i zawsze, czy też jedną szanować, a drugą gardzić? To jest skrupuł. On się krótko da wyrazić w zdaniu: Czy Afrodyta to bogini czy nie? Albo w innym: Czy Rozkosz to bogini Afrodyta? Po prawej stronie wejścia na Akropol stała świątynia Afrodyty Wszetecznej[27]. Czy to też bogini? Platon uważał, zdaje się, że w mitach i w kultach ludowych są czasem jakieś niewyraźne, mętne odbicia rzeczy wzniosłych i wiecznych, jakby człowiek z ludu jednak pewne prawdy i pewne dobra przeczuwał niejasno w niektórych swych naiwnych wierzeniach odwiecznych, ale Platon nie lubił się dogrzebywać prawd ukrytych w mitologii, jak to wyznaje Sokrates w pierwszych rozdziałach Fajdrosa. Nie lubił też rozgrzebywać czcigodnych niedorzeczności mitologicznych. Bał się ich ruszać. Może się za tymi niedorzecznościami jednak kryje jakiś świat lepszy i godny czci rozumnego człowieka, chociaż go w nich dojrzeć trudno. Nie był bezbożnikiem i nie chciał nim być. Kult Afrodyty wydaje mu się w tym miejscu tutaj pochwałą każdej rozkoszy — w szczególności seksualnej — na tę pochwałę bez zastrzeżeń się zdobyć nie umiał. Ma zastrzeżenia. Powiedzieć wprost: Afrodyta to nie jest bogini — to byłoby podobne do bluźnierstwa. Powiedzieć: są dwie Afrodyty: lepsza i gorsza, niebiańska i wszeteczna — to już mówił w Uczcie. Sprawa niemiła i delikatna. Czy rozbić posąg Afrodyty? Stąd ta obawa u Sokratesa. Obawa o charakterze nie ludzkim, raczej mistycznym. Z drugiej strony, przedmioty nazw ogólnych, wieczne, miały w sobie coś z bogów ludowych w oczach Platona. Nie chwyta się ich śmierć i odmiana. Nazwy ogólne to też niby nazwy bóstw. To jest drugie znaczenie tej obawy niesamowitej, jaka się Sokratesowi łączy z imionami bogów.

1161

Zamiast rozbijać posągi można w ogóle nie mówić o bogini, tylko o przedmiocie, zwanym rozkosz. O tej sprawie można mówić o połowę swobodniej. Ale tu również trudności. Wyraz „rozkosz” zdaje się dotyczyć czegoś jednego. Powinny by więc pod ten wyraz podpadać rzeczy jednakowe, a nie rzeczy zbyt różne i sobie nawzajem wprost przeciwne. Tymczasem rozkosze głupców i rozpustników wydają się wprost przeciwieństwami tego, co stanowi rozkosz dla ludzi mądrych i opanowanych.

1162

Są chyba rozkosze dobre i są rozkosze złe. Tymczasem „rozkosz zła” to byłby jakiś paradoks, jakaś niedorzeczność, jeśliby się przyjęło, że rozkosz jest dobrem. Bo to by było tyle, co „dobro złe”. Sprzeczność wewnętrzna.

1163

Nie pomoże wybieg, że wszystkie pary przeciwieństw mają to właśnie wspólne znamię, że każda z dwóch rzeczy sobie przeciwnych jest właśnie drugiej przeciwna. To mdły wybieg słowny. Bo to nie jest jedno wspólne znamię bieli i czerni, że są sobie przeciwne, tylko biel jest przeciwna czerni, a czerń przeciwna bieli. Cechy różne.

1164

Nasuwa się pytanie, co właściwie wspólnego mają ze sobą rozkosze złe i dobre, głupie i mądre? Dlaczego ta wspólna nazwa „rozkosz”? Komu i czemu ona właściwie przysługuje? Jaka jedność wiąże tę różnorodność wielu rodzajów rozkoszy?

1165

IV. W wielu dziedzinach — przypomina Platon słusznie — kontrastują z sobą rzeczy podpadające po jedną nazwę, a bywają do siebie nawzajem niepodobne. Mówiło się już o tym, że tak się ma rzecz z barwami i z kształtami; teraz widać, że tak samo jest i z różnymi rodzajami wiedzy. Nic dziwnego zatem, że i rozkosze zgoła do siebie niepodobne i niekiedy kontrastujące z sobą mogą jednak podpadać pod wspólną nazwę „rozkosz”, bo mają jakiś jeden wspólny im wszystkim pierwiastek.

1166

V. Dopatrywać się pewnej jedności w wielości można w różne sposoby. Każdy człowiek przecież, każda istota żywa, każdy przedmiot, który się zmienia w ciągu swego istnienia, a więc rośnie, maleje, schnie, wilgnie, rusza się, jaśnieje, ciemnieje, więdnie, rozbudowuje się, starzeje, brzydnie — chyba że nie ma innych przedmiotów fizycznych na tym świecie — każdy jest jednym przedmiotem, a jednak w tej jedności można i trzeba wyróżnić niezmiernie różne od siebie nawzajem i nieraz przeciwne sobie stadia, które niepostrzeżenie przechodzą jedne w drugie. Każdy przedmiot jest taki i nie taki zarazem, jeżeli go brać pod uwagę jako coś jednego w dłuższym czasie trwania i zmieniania się. Jakby każdy taki przedmiot miał cztery wymiary: trzy wymiary przestrzenne, a czwarty wymiar: czas. Platon przecież — to i niemowlę pewne, i chłopak u stóp Sokratesa, i brodaty reformator marzący o przewrocie w Syrakuzach, i łysawy, siwy starzec piszący swoje Prawa pod koniec życia. Jeden i ten sam Platon wciąż, a wciąż inny jednak i wprost przeciwne sobie znamiona objawiający. To jeden rodzaj jedności w wielości. Drugi — to każda całość ułożona w myśli, która jest też jednością, a składa się fizycznie lub pozwala w sobie wyróżnić wiele części różnych. Tu jedność — to znowu wielość różnorodna. Trzeci rodzaj jedności — to te, które Platon ideami nazywał i mówi o nich teraz. Wieczne, rzeczywiste, niezmienne pierwowzory przedmiotów doczesnych, odpowiadające nazwom ogólnym, które tylko rozumem poznawać można, a nie zmysłami, kiedy się porównywa i pogłębia myślą wiele przedmiotów zmysłowych objętych jakąś wspólną nazwą.

1167

Platon wie, na jakie trudności natrafia ta nauka. Szkicuje w dwóch zdaniach przyszły spór o uniwersalia[28]: czy to, co odpowiada nazwie ogólnej, tkwi w samych rzeczach konkretnych, rozproszone w nich niejako i powielone — jak rzeczy widział Arystoteles[29], czy też istnieje osobno, oddzielone od nich niejako, jak to raczej widział sam Platon. Ma się wrażenie, że spory o to zaczęły się nie dopiero w średnich wiekach, ale już w Atenach, za życia samego Platona. Rozmowa ma już w tym miejscu charakter trochę nierealny. Tak żywi ludzie nie rozmawiają. Tak monologuje Platon sam z sobą pod pozorem rozmowy Sokratesa z Protarchem i z Filebem. Tak mówi czasem inteligentny artysta przy winie, gdy ma zaufanie do towarzystwa.

1168

VI. Wspomnienia z młodości autora. Wolno wierzyć, że to on sam z takim zapałem dzielił się kiedyś swoimi syntezami młodocianymi z każdym, kto go tylko chciał słuchać. I spełniło mu się marzenie młodych lat, bo tłumaczów znalazł, choć później, niżby pragnął.

1169

Sokrates nie mówi tutaj dość wyraźnie, mówi raczej do siebie i dla siebie. Zdaje się jednak, że to, przed czym ostrzega młodych myślicieli, a co mu się zabawne wydaje, to będą przedwczesne syntezy, niedowarzone uogólnienia, zbyt śmiałe a mętne. A ta droga właściwa w myśleniu, którą zaleca, to są szczeble uogólnień cząstkowych, zawsze ujęte ilościowo, a wielkie syntezy dopiero na końcu. Tak jak dziś postępują nauki przyrodnicze i nauki historyczne. Zaczyna się od badań monograficznych, a liczy się i mierzy się, co tylko można, aby uniknąć syntez przedwczesnych i mglistych.

1170

VII. Platon wie, że nie tłumaczy się dość jasno. Od pitagorejczyków[30] słyszał, że świat składa się z przeciwieństw. Pośród tych par przeciwieństw wymieniali pitagorejczycy i tę: granica i nieokreśloność, albo: kres i bezkres. Platon przyjmuje to rozróżnienie. On je przyjmuje także w myśleniu i w mówieniu o świecie i o rzeczach. Literackie studia zdobne przenośniami to dziedzina tego, co nieokreślone, a myślenie i pisanie ścisłe, z pomocą wyrazów o znaczeniu ustalonym, myślenie ujęte ilościowo — to dziedzina druga: określeń. Dopiero na tej drodze osiąga się wiedzę, jak to już mówił Sokrates w Teajtecie. To jest dziedzina granicy, kresu, dziedzina ścisłości, jasności i wiedzy. Gdyby nie Sokrates, byłby może i Platon został przy poezji. Sokrates rozbudził w nim potrzebę definiowania i myślenia jasnego — z pomocą określonych terminów. To znaczy: wprowadził go na drogę jasną, boską, po której ludzie dochodzą do odkryć i do wynalazków. Zakładać jedną postać, czyli jedną ideę w jakiejś grupie przedmiotów albo spraw, to tyle, co definiować pewną sprawę albo grupę przedmiotów, i znaczy tyle, co wykrywać jedno prawo, według którego przebiega wiele procesów. Jesteśmy u początków nauki europejskiej i widzimy, jak w tym rozdziale Platon stawia jeden z jej wiecznych drogowskazów. Tylko robi to stylem, jakiego sam nie zaleca.

1171

VIII. Sokrates próbuje na przykładach pokazać ogólnikowo pewne próby teoretycznych ustaleń i podziałów na rodzaje w dziedzinie gramatyki i muzyki.

1172

IX. Tak samo wypadałoby teraz, skoro się chce mówić o rozkoszy i o rozumie lub o wiedzy, jakoś je określić i podzielić na rodzaje, i potem dopiero rozpatrzyć ich wzajemny stosunek. Zadanie nie jest łatwe. Protarchos przypomina punkt wyjścia rozmowy. Szło o wybór najlepszego typu życia, szło o to, komu oddać w życiu pierwszeństwo: rozkoszy czy rozumowi. Które z nich stanowi dobro prawdziwe?

1173

X. Żadne, odpowiada Sokrates, a mówi to nie od siebie samego. Wypowiada myśli Platona. W rozpędzie napisało się autorowi o jedno słówko za wiele. To słówko wzięto w przekładzie w nawias. To, co dobre naprawdę, powiada, to wystarcza i nie potrzebuje uzupełnień. Doskonała postawa duchowa w życiu tak samo nie powinna człowiekowi zostawiać poczucia braku, niedostatku, powinna go zaspokajać. Tymczasem rozkosze same, gdyby mogły istnieć bez żadnego życia intelektualnego, nie zaspokajałyby człowieka. Bez pewnej dozy uwagi, pamięci, inteligencji nie można by się nawet rozkoszami po ludzku cieszyć. Zatem rozkosz sama nie jest dobrem, bo nie wystarcza człowiekowi sama przez się, ale wymaga, jako uzupełnienia, jeszcze pewnych sprawności intelektualnych, jeżeli ma być coś warta.

1174

XI. Podobnie i życie intelektualne samo przez się nie zaspokoi nikogo, jeżeli będzie obrane z wszelkich przyjemności, z czynnika rozkoszy. Ono też nie jest wystarczające, a więc i ono nie jest doskonałe. Zatem ani rozkosz, ani rozum nie jest tym samym, co dobro, i pierwszej nagrody na konkursie nie dostanie ani jedno, ani drugie.

1175

Życie skombinowane, a więc życie oddane przede wszystkim pracy intelektualnej, a ozdobione innymi przyjemnościami, wypadnie postawić wyżej niż życie głupiego rozpustnika i niż życie oschłego uczonego.

1176

Pierwsza nagroda w konkursie przypadnie w udziale chyba dobru samemu. Druga życiu skombinowanemu z pracy intelektualnej i z rozkoszy. Ono stoi tak wysoko w hierarchii wartości nie dlatego, że ma w sobie przymieszkę rozkoszy, tylko dlatego, że się w nim przejawia rozum. Ale gardzić nią nie ma powodu. Sokrates jej nie potępia i nie odrzuca. Spróbuje tylko powiedzieć naprzód, dlaczego rozum stawia tak wysoko.

1177

XII. Zaczyna od ogólnych założeń. Chce rozróżniać we wszechświecie cztery czynniki: określony, nieokreślony, mieszaninę z nich obu i przyczynę tego mieszania się. To rozróżnienie nie jest u autora dość jasne i on wie o tym, jak świadczą słowa Protarcha. Świadczy o tym i to, że Sokrates nie bardzo jest zdecydowany, ile grup zechce przyjąć w swym podziale. To, co Sokrates tutaj mówi, wygada raczej na wymienienie różnych rodzajów naszych ujęć tego, co istnieje, niż na podział przedmiotów i zdarzeń. To nie rzeczywistość, tylko nasze zdania bywają raz nieokreślone, a raz określone i ścisłe. Nie można przecież powiedzieć, że na dworze jest raz bardzo gorąco, a innym razem jest 42 stopnie w cieniu. To na jedno wychodzi. Tylko my jeden i ten sam stan temperatury możemy dwojako ujmować. Raz mętnie i niejasno, mówiąc, że jest bardzo gorąco, a raz ściśle i jasno, mówiąc, że mamy 42 stopnie w cieniu. Podobnie raz można powiedzieć, że słupy w Propylejach[31] są bardzo grube, a innym razem powiedzieć, że mają u dołu 160 cm średnicy. To „bardzo” i „bardziej”, i „mniej”, i „słabo”, i „mocno”, i „zbytnio” to nie są rodzaje przedmiotów, tylko to są nasze mętne określenia przedmiotów i zdarzeń. Podobnie jak inne, ścisłe określenia ilościowe są również nasze. Jednemu i temu samemu przedmiotowi lub zdarzeniu mogą przysługiwać równocześnie dwa określenia: jedno mętne, a drugie ścisłe. W przedmiocie lub w zdarzeniu nic się nie zmienia przez to, jeżeli je człowiek określi raz mętnie, a raz ściśle. Zmienia się tylko jego obraz. Ale obraz zdarzenia i zdarzenie samo to dwie rzeczy różne. Zatem trudno się tu z Sokratesem zgodzić, żeby sam świat składał się z tego, co określone, i z tego, co nieokreślone. Te dwa pierwiastki można i należy odróżniać, ale w naszych ujęciach świata, a nie w świecie samym. (Por. W. Witwicki, Rozmowa o jedności prawdy i dobra, Wyd. Filomaty, Lwów 1936).

1178

XIII. Jak w poprzednim rozdziale, tak i teraz podmiotowe ujęcia wydają się Sokratesowi przedmiotami samymi i stają się jakby osobami. Żenią się i mają potomstwo, wypierają się nawzajem i walczą o miejsce. Jedność, w której się bezkres łączy z określeniem, staje się boginią opiekunką. Platon nie upierałby się na pewno przy tym, żeby te personifikacje brać dosłownie. On tu daje wyraz nie swoim przekonaniom, tylko swoim supozycjom[32]. Inaczej mówiąc: on tak nie myśli naprawdę i dosłownie, tylko tak mówi obrazowo. Nie jest to sprawa jego stanowiska, tylko sprawa jego stylu, sposobu pisania. Gdyby można mówić z nim dzisiaj, zgodziłby się zapewne, że tylko tyle chciał powiedzieć: różne dobre rzeczy powstają przez wprowadzenie w jakiś materiał nieokreślony pierwiastka pewnej miary, granicy, określenia. Przecież i materiał artysty i rzemieślnika musi być wyraźnie odmierzony i ostrugany, czy ociosany, a więc ograniczony, żeby coś z niego było, i materiał pożądań ludzkich musi być ujęty w granice pewnych zasad i praw postępowania, żeby się z tego zrobił dobry obyczaj. I myślenie mętne, literackie, przenośne, półsenne musi być ujęte w ramy ścisłych określeń i poprawnych form rozumowania, żeby było coś warte dla nauki. Zarówno w robocie i w dziele majstra, jak w obyczaju i w postępowaniu ludzkim, jak w myśleniu i w wytworach myśli ludzkiej można wyróżnić czynnik nieokreślony i czynnik pewnego określenia, granicy takiej lub innej. Te rzeczy, w których można takie dwa czynniki wyróżnić, należeć mają do trzeciej grupy przedmiotów spośród tych trzech, które tu Platon wyróżnia.

1179

XIV. On wyróżnia teraz jeszcze coś czwartego. Tym czwartym czynnikiem wszystkiego jest przyczyna. Coś, co w każdym wypadku dołącza granicę do tego, co nieokreślone.

1180

Człony tego podziału nie wykluczają się. Można wskazać wiele przyczyn, w których by się dał wyróżnić czynnik określenia i czegoś nieokreślonego. Trudno byłoby więc wymieniać przyczynę jako coś czwartego, równorzędnego tamtym czynnikom. O tym Protarch zapomniał w tej chwili.

1181

Żywot poddany rozumowi, a niewolny od rozkoszy, wydaje się rozmawiającym czymś, co by należało zaliczyć do trzeciej grupy przedmiotów.

1182

XV. Żywot oddany rozkoszom zaliczyłby Sokrates niewątpliwie do dziedziny tego, co nieokreślone, co nie zna kresu, wędzidła, umiaru, opanowania. Do tej dziedziny zalicza rozkosz. Rozum, zdawałoby się, że wejdzie do grupy przeciwnej: tego, co ma granicę. On jednak wydaje się Sokratesowi nie tym, co ma, tylko tym, co nadaje granice, co wprowadza określenie w żywioł nieokreślony. Zatem to coś jakby przyczyna, czynnik czwarty z rzędu.

1183

XVI. Platon przypomina myśl Anaksagorasa[33], że umysł porządkuje wszystko i pięknie rozmieszcza w świecie. Oczywiście nie umysł ludzki, tylko umysł wszechświatowy, związany z duszą wszechświata. Mówiąc obrazowo: Umysł Zeusa. On jest tą przyczyną, która wiąże granice z bezkresem w naturze wszechrzeczy. Podobnie rozum poszczególnego człowieka potrafi trzymać w ryzach i regulować jego uczucia, pożądania i postępowanie. Człowiek wydaje się Platonowi małym odbiciem wszechświata — mikrokosmosem.

1184

XVII. Autor szkicuje ogólnikowo biologiczną teorię uczuć. Ból powstaje na tle jakiegoś rozpadu, na tle psucia się harmonii w istocie żywej, a rozkosz powstaje, gdy się zakłócona harmonia czynności organizmu z powrotem odtwarza, gdy organizm wraca do swego właściwego stanu, czyli do swojej istoty. W nieco innych terminach i z pewnymi zastrzeżeniami ta teoria wydaje się i dziś prawdziwa.

1185

XVIII. Oprócz rozkoszy i bólów wywołanych podnietą fizyczną i fizjologiczną istnieją inne, bez podniety fizjologicznej, związane z oczekiwaniem tamtych. Należy dodać, że z przypominaniem również. W rozdziale XIX przypomni to sobie i Sokrates. Stan równowagi ciała, w którym ani rozpadu nie ma, ani odbudowy, wiąże się z pewną apatią, nie wywołuje żadnych bólów i nie daje żadnych osobliwych rozkoszy. Możliwe jest i takie życie — uczonego. Platon nazywa je boskim. Nie widać, żeby się do niego entuzjazmował.

1186

XIX. Platon daje tu określenie stanów jeszcze nieuświadomionych w odróżnieniu od już zapomnianych. Jedne i drugie są nieświadome. Mówi o podniecie fizjologicznej spostrzeżeń i o spostrzeżeniach, względnie o wyobrażeniach spostrzegawczych. Określa przypomnienia. To określenie powtórzy później Arystoteles w rozprawie O pamięci i o przypominaniu sobie i nie poda, skąd je wziął, bo cytowanie źródeł nie było obowiązkiem u starożytnych. Rozwinie tam myśl Platona materialistycznie i mitologicznie. Dosłownie wziął tekst Fileba.

1187

XX. Fakt pożądania interesuje tu autora i wydaje mu się zdumiewający pod pewnym względem. Twierdzi, że pragnie się zawsze tego, czego się nie ma. Tę samą myśl wypowiedział w Uczcie, w mowie Diotymy. Niezbędnym warunkiem każdego pożądania jest brak w danej chwili tego, co stanowi przedmiot pożądania. Przedmioty pożądań są zawsze przyszłe lub przeszłe, lub oddalone przestrzennie. Zawsze oddzielone od nas, nigdy obecne i bliskie. To prawda. Tylko niesłusznie zakłada Sokrates, że w pożądaniu każdym — nawet w pierwszym z rzędu — musi tkwić jakoś przedstawienie przedmiotu pożądanego. To by znaczyło, że dusza pragnąca czegoś „dotyka” jakoś przedmiotu pożądania, chociaż on nie działa na nią w danej chwili. To niesłuszne, bo nazywamy pożądaniami także i takie niepokoje wewnętrzne, skłaniające do działań, które uspokoić może tylko pewien, tylko ten, a nie inny stan rzeczy, chociaż człowiek trapiony jego brakiem sam nie potrafi wskazać ani przedstawić sobie przedmiotu swego pożądania. Tak wyglądają pierwsze pożądania seksualne u nieuświadomionych chłopców i dziewcząt, taki charakter miewa nieraz pożądanie towarzystwa ludzkiego lub pewnego towarzystwa określonego, nostalgia, niechęć do osób bliskich, potrzeba snu itd. Niekiedy człowiek sam nie wie, czego właściwie pragnie, i dopiero widząc, co mu ulgę przynosi, domyśla się, że widocznie tego właśnie musiał pragnąć. Innym razem gotów ktoś przysięgać, że pragnie dobra publicznego, a tylko ci, co go znają najlepiej, wiedzą, że on pragnie własnej chwały i wywyższenia, a tym, co publiczne, nie przejmuje się zbytnio albo tym po prostu gardzi i pomiata.

1188

Nie zawsze więc przedstawiamy sobie przedmioty naszych pożądań. Nie zawierają na pewno tych przedstawień pożądania pierwsze, a jeśli te przedstawienia występują w zwyczajnych pożądaniach świadomych, to znamy dobrze ich genezę. Oczywiście, że one rodzą się wtedy na tle pamięci.

1189

XXI. Zupełnie słuszne stwierdza Platon, że nie istnieją pożądania ciała, choć ludzie o nich mówią od dwóch tysięcy lat i będą mówili w dalszym ciągu. Pożądanie każde jest faktem psychicznym. Najbardziej nawet cielesnych pociech pragną dusze, a nie pragną ich ciała. To słuszne.

1190

Rozpoczynają się świetne szkice analiz psychologicznych. Więc naprzód wykrywa Platon i opisuje mieszany z przykrości i z przyjemności charakter pragnień i wskazuje w pragnieniach dodatnich zawarte: 1. przykre stwierdzenie braku pewnego stanu rzeczy, 2. przyjemną supozycję zaspokojenia tego braku. (Zob. W. Witwicki, Analiza psychologiczna objawów woli, Tow. dla Popierania Nauki Polskiej, Lwów 1904). Rozpoczyna roztrząsać zagadnienie prawdziwości i fałszywości uczuć.

1191

I tu jest w tekście miejsce, które sprawia niepokonane trudności komentatorom. Oto Sokrates, w chwili gdy mu świta w pewnym momencie zagadnienie prawdziwości i fałszywości uczuć, przypomina sobie, że zagadnienie główne brzmiało: jaka postawa psychiczna może nam zapewnić szczęście, i odzywa się do Protarcha tak: „Jeżeli to ma związek z myślami poprzednimi, synu tamtego człowieka, to trzeba to wziąć pod uwagę”. Co znaczy w tym miejscu zwrot: „synu tamtego człowieka”? Powiadają na to: znaczy tyle co: „synu Kalliasa”. A więc czemu nie po prostu: „synu Kalliasa”? — Mówią: Bo Sokrates w tym miejscu zapomniał, jak się nazywa ojciec Protarcha. (Zob.: Plato with an English translation III. W. R. M. Lamb, M. A., London, New York MCMXXV, str. 291). To zabawne wyjaśnienie, bo Platon mógł to Sokratesowi zbyt łatwo podpowiedzieć. Mówią też, że to znaczy tyle, co: „synu Fileba”. Ale Fileb nie jest w żadnym sposobie „tamtym” człowiekiem. Siedzi przy rozmawiających i słucha albo śpi; więc nie może być „tamtym”. Mówią więc: to znaczy tyle, co: „synu Gorgiasza”, bo Protarchos słuchał Gorgiasza, a syn to prawie tyle, co uczeń lub słuchacz. To też nie do przyjęcia. Bo gdyby nawet dopuścić tego syna zamiast ucznia, to i Gorgiasz nie może tu być „tamtym”, ponieważ dotąd nie było o nim mowy w ogóle.

1192

Zdaje mi się więc, że zaimek tutaj użyty musi odnosić się do kogoś, kto w jakikolwiek sposób występował w poprzednim toku rozmowy. Tam, gdzie odsyła nas Platon tym słowem, tam gdzieś wskazuje z humorem ojca Protarcha, ale to nie będzie Kallias, bo tego można było wymienić po prostu. Kallias nie jest „tamtym”, bo żadnej roli nie odegrał w rozmowie, nie było go widać w ogóle, więc nie można go teraz wskazywać zaimkiem „tamten” i nie można by tego zaimka rozwinąć z pomocą zdania względnego: tamten, który… co właściwie?

1193

Jedno rozwinięcie dałoby się pogodzić z tokiem myśli w tym ustępie. A mianowicie, gdyby ustęp rozwijać w ten sposób: „Jeżeli sprawa prawdziwości uczuć ma związek z ustalaniem ideałów życiowych i z życiem uczonego, wolnym od zbytnich rozkoszy i smutków, to powinniśmy tę sprawę wziąć pod uwagę w tej chwili; ja i ty, synu tamtego człowieka, który tu był zaczął[34] ideały życiowe ustalać i chwalić to życie uczonego wolne od zbytnich rozkoszy i smutków. Człowieka, który się dziś znajduje pośrodku między cierpieniem a radością, a czasem cierpi podwójnie. Raz na tle stanu swojego ciała, a duchowy ból go trapi też; on oczekuje i tęskni, i ma wrażenie, że pamięta życie inne niż to, które przemija — ziemskie”. Krócej mówiąc: „Mój synu”. Platon w postaci Sokratesa mówi tu do Protarcha jak do własnego tworu, do własnego syna literackiego. To Platon sam jest tamtym człowiekiem, który mówił myśli poprzednie i stworzył Protarcha dla porozumienia z czytelnikiem. On może do niego tak mówić. On dobrze widzi, że Protarch to nie żywy człowiek, tylko manekin i maska. Trzeba zważyć, że Sokrates mówił cały czas jakby w nastroju dionizyjskim: przenośnie, personifikacje, dygresje, niedokończenia, mglistości, liryka, wspomnienia, skróty, uwagi na stronie i humor, który niewiele dba o to, czy się czytelnik zorientuje w żarcie i dojrzy uśmiech autora, czy nie — rozmowa z samym sobą raczej; pisana na gorąco, w chwili gdy się myśli rodziły w głowie. Jakby bez kreśleń i korektur. Tak można zrozumieć to miejsce i powiązać je z tekstem i ze świadomością twórczą Platona, z jego postawą przy pisaniu, widoczną w stylu nie tylko w tym jednym miejscu.

1194

Sokrates postanawia odrzucić rozwlekłości. Dojrzał je widać. I wyznaje, że nie wykłada planowo i nie wie jeszcze, do czego dojdzie na końcu. W tej chwili bliski jest przekonania, że prawda i fałsz nie są tylko cechą sądów, ale przysługują również uczuciom. Suponuje, że uczucia i pożądania „fałszywe” zdarzają się na tle marzeń sennych, niedomagań umysłowych i psychoz. Ma ochotę mówić o uczuciach fałszywych w takich wypadkach, kiedy człowiek sądzi, że przeżywa pewien stan uczuciowy, a nie przeżywa go naprawdę.

1195

Czy są takie stany? Zdawałoby się, że nie ma. Zdawałoby się, że introspekcja nie może nas mylić nigdy. Jeżeli sądzę, że się boję, to boję się chyba na pewno, i jeżeli sądzę, że się cieszę, to cieszę się na pewno. Jeżeli mi się nawet śni, że się gniewam na smoka ze złotym ogonem, to gniew mój naprawdę istnieje, chociaż złoty smok nie istnieje. Kiedy obłąkanego przerażają czarne szczury, dane mu w halucynacji, to jego przerażenie samo nie wydaje się fałszywe, chociaż jego sąd, że go szczury gonią, jest fałszywy.

1196

Bywają jednak wypadki pewnej sugestii własnej albo sugestii z zewnątrz, w których człowiek może się mylić co do własnego stanu uczuciowego i sądzić, że przeżywa stan X, podczas gdy naprawdę wcale nie przeżywa stanu X, tylko stan Y lub Z. Tak nieraz przy zastrzyku podskórnym myśli ktoś przez chwilę, że to go boli, a dopiero jak się zastanowi, przyznaje się, że właściwie bólu nie było, tylko on się bał, że ból będzie, i stąd ta pomyłka. Pomyłka co do jakości przeżywanego stanu. W innym wypadku matka, egoistka, myśli, że kocha swoje dziecko nad życie, ale ci, co ją znają bliżej, wiedzą, że to nie miłość u niej gra, tylko ambicja i chciwość. Podobnie, wracając z towarzyskiego zebrania, na którym było wiele hałasu i wiele śmiechu, i trzeba się było dużo śmiać dla kompanii, ma człowiek niekiedy zrazu wrażenie, że się bawił. Dopiero zastanowiwszy się lepiej, uważa, że to właściwie nie była żadna zabawa, tylko czczość i hałaśliwa pustka. Mylnie zrazu ocenił jakość swego nastroju. Nic też częstszego jak pomyłki co do przedmiotu własnego uczucia. Kiedy człowieka niewprawnego w analizie psychologicznej pytać, co go właściwie śmieszy w pewnej anegdocie lub w sytuacji żywej, bardzo często nie potrafi wskazać, co go bawi, a śmieje się dalej. Sam nie wie, z czego właściwie, albo mu się zdaje, że to z kontrastu, z nieoczekiwania, z niespodzianki, z mechanicznego wyglądu czegoś, co jest żywe, itp. Zależnie od tego, którą z wielu fałszywych teorii śmieszności trafiło mu się napotkać. Zatem własne doświadczenie wewnętrzne może nas niekiedy mylić, możemy mylnie spostrzegać i mylnie określać nasze własne stany uczuciowe. Uczucia mylnie we własnym wnętrzu dostrzegane lub mylnie określane i przypisywane sobie samemu mógłby ktoś nazywać fałszywymi. Podobnie jak fałszywym złotem nazywamy mosiądz, który nam wygląda na złoto, a nie jest złotem. Wyraz „fałszywy” będzie tu użyty wtórnie, przenośnie. Pierwotnie fałsz jest jednak cechą sądów pewnych niezgodnych z rzeczywistością. Wtórnie może dotyczyć także i tych przedmiotów, które jakoś nas skłaniają do wydawania sądów mylnych albo nie istnieją w ogóle, a tylko my je w mylnych sądach stwierdzamy. A więc i uczucia związane z sądami mylnymi.

1197

XXII. Sokrates nie nastaje w tej chwili na przyjęcie uczuć mylnych i prawdziwych. Wystarcza mu już przyjąć tylko uczucia słuszne i niesłuszne. Rozróżnienie przydane. My dziś też możemy mówić i mówimy nieraz o niesłusznej obawie, kiedy się ktoś boi jeździć autem lub koleją, nie tyle, jeśli aeroplanem[35] pasażerskim. Mówimy także, że niesłusznie się ktoś cieszy z wygranej na loterii, jeżeli w spisie numerów wygranych dojrzał przez nieuwagę i przez pomyłkę także i swój numer losu, choć wcale go tam nie było naprawdę.

1198

Sokrates porusza przy tej sposobności sprawę różnych jakości uczuć. Czy istnieją uczucia różne jakościowo, czy też przyjemność sama jest zawsze jednaka — wszystko jedno, czyby się łączyła ze smakiem dobrej czekolady, czy z muzyką, czy z komedią, z dniem imienin, czy z awansem lub wygraną na loterii. Podobnie przykrości — czy są różne, czy też zawsze przykrość jest jedna i ta sama i jednaka, czyby szła w parze z zaczepieniem naddartego paznokcia o krepę, czy ze śmiercią osoby bliskiej, czy z lekturą artykułów politycznych w gazetach, czy ze zwiedzaniem wystaw malarskich. Sokrates oświadcza się raczej za wieloma różnymi jakościami uczuć, ale z argumentów, które podaje, widać, że ma na myśli różnice co do siły, a nie co do jakości. Sprawa jest sporna i dziś. Jeżeli jednak stanem uczuciowym nazywać pewien kompleks wrażeń ustrojowych wraz z jego podstawą psychologiczną, a więc razem z przedstawieniem pewnym, przekonaniem lub supozycją dotyczącą przedmiotu uczucia, a tak robimy zazwyczaj, istnieją na pewno liczne i różne jakości uczuć.

1199

XXIII. Platon daje analizę spostrzeżeń dotyczących przedmiotów fizycznych. Wyróżnia w nich wyobrażenie spostrzegawcze, które nazywa spostrzeżeniem, i sąd klasyfikujący, w którym tak lub inaczej ujmujemy przedmiot wyobrażenia. Po spostrzeżeniach, prawdziwych lub mylnych, zostają nam przypomnienia. W nich tkwią wyobrażenia pochodne albo przedstawienia nieobrazowe oraz sądy pewne. Niektóre z tych sądów powstały podczas minionych spostrzeżeń. I te, jeśli były wtedy mylne, zostają i w przypomnieniach mylne. Podobną budowę mają przewidywania i marzenia, odnoszące się do przyszłości. W nich również mogą tkwić sądy mylne, jeżeli je wyprzedzały mylne spostrzeżenia.

1200

XXIV. Sokrates wraca jednak do tej myśli, że chyba są rozkosze i cierpienia „fałszywe”. Czuje, że tu jest jakaś trudność. Dlatego się tak broni Protarch przeciwko tej myśli i Sokrates go chwali za tę obronę. Sokrates aż bogów wciągnął do dyskusji. A na myśli ma najwidoczniej coś w tym rodzaju: radości i cierpienia fałszywe to są te, które się wiążą z sądami mylnymi albo z sądami na niby. Jeżeli się ktoś cieszy szkiełkiem, które bierze za brylant, jego radość ma być fałszywa, bo na fałszywym sądzie oparta. Niemniej jest rzeczywista. Fałszywe radości i cierpienia to są i te, które my dziś nazywamy nieszczerymi. One powstają, kiedy człowiek umyślnie wpływa, umyślnie zmienić usiłuje w swoim uczuciu jego siłę, jakość, przedmiot, czas trwania. Kiedy się sam wprowadza w pewien stan uczuciowy wbrew swemu przekonaniu albo go z siebie usiłuje wykłamać. Te uczucia, jeśliby miały być przekonaniowe, wiążą się wtedy z supozycjami, które są sprzeczne z przekonaniami głębszymi, szczerymi. Takie uczucia przeżywa aktor, kiedy się przed widzami przejmuje rolą, a zachowuje świadomość swego „kłamstwa”. Ono nikogo naprawdę w błąd nie wprowadza, choć przejmuje wszystkich. Te stany Platon świetnie opisywał w Ionie. Nie ręczę, czy je sobie przypomina w tej chwili. Mnóstwo takich uczuć w twórczości artystycznej, w obcowaniu pewnych ludzi z dziełami sztuki w roli odbiorcy, one charakteryzują w życiu typy histeryczne, one cechują tych, którzy się dla jakichkolwiek celów zakłamują sami, zatracają prostotę i bezpośredniość życia uczuciowego, przyjmują postawy uczuciowe, które nie są ich własne i nie sięgają w nich do głębi. Platon je znał dobrze. Ludzie źli zaś to są u niego ci, którzy cenią najwyżej pieniądze, władzę i znaczenie osobiste — wszystko to zdobywane choćby nawet z krzywdą ludzką. Czytaliśmy o nich w Gorgiaszu. Mylą się w tej ocenie, bo to nie są najwyższe i to nie są żadne dobra. Zatem ich radość jest oparta na fałszywej ocenie dóbr życiowych. Jest więc i ta radość fałszywa. Nie jest w mocy ludzkiej wyprowadzić ich z błędu, otworzyć im oczy i pokazać, że się mylą w ocenach, odsłonić im dobra prawdziwe. Jakby ich w zaślepieniu trzymały jakieś moce nadludzkie i właśnie tym zaślepieniem karały za ich zbrodnie. To znaczy, że ludzie źli są „bogom niemili” i dlatego przeżywają uczucia „fałszywe”. Ci ludzie cierpią też czasami, gdy im się nie udaje skrzywdzić drugich lub gdy się im trafi stracić część pieniędzy i wpływów nieuczciwie zdobytych. To cierpienie też wiąże się z ich mylnym przekonaniem o wysokiej wartości skarbów i wpływów źle zdobytych, a więc można je również nazwać cierpieniem fałszywym. Prawdziwie cieszy się, tak chciałby mówić Sokrates, tylko ten człowiek, który się cieszy czymś, co istnieje i jest naprawdę dobre; człowiek, który się nie myli w ocenie wartości. Tak go „bogowie nagradzają”. I prawdziwie cierpi tylko ten, który boleje nad utratą wartości prawdziwych. Radości fałszywe i cierpienia fałszywe są mimo to rzeczywiste, istotne, zdarzają się, nie są pozorami uczuć, tylko uczuciami rzeczywistymi.

1201

Przez chwilę Sokrates bliski jest tej myśli, że nie ma w ogóle innych złych uczuć w duszy ludzkiej, jak tylko uczucia oparte na mylnych ocenach wartości i na fikcjach. Że każdy zły człowiek tylko dlatego i przez to jest zły, że jest głupi. Głupi dlatego, że nie widzi, co istnieje i co jest naprawdę dobre. Ale Sokrates nie upiera się przy tym stanowisku. Dopuszcza oprócz mylności jeszcze i inne zło w uczuciach ludzkich. Słusznie robi.

1202

XXV. Sokrates wykrywa w każdym pragnieniu dodatnim zawarty składnik przykrości. To: uczucie przykre, związane z obecnym brakiem. I składnik dodatni. To: uczucie przyjemne, związane z antycypacją[36] zaspokojenia. Wykrywa i opisuje złudzenia w ocenie siły uczuć, oparte na ich kontraście i na oddaleniu czasowym. W nowym znaczeniu mówi teraz o rozkoszach i o cierpieniach fałszywych. Fałszywymi uczuciami nazywa teraz złudne, bo powiększone lub pomniejszone, wyglądy uczuć, które powstają przez to, że nowe stany uczuciowe powstają na tle innych, już istniejących, albo zmieniają pozornie swą siłę w przypomnieniu zbyt dawnym lub zbyt świeżym. Tak czasem troski i zmartwienia z lat dziecięcych bledną w wieku dojrzałym i wydają się nam małe i śmieszne z oddalenia wielu lat i w porównaniu do trosk i zmartwień obecnych. A były wielkie, kiedy były. Ten ich pomniejszony wygląd jest złudny. Tak pierwsza przechadzka po długiej chorobie wydaje się szczęściem większym, niż się przedstawiała zdrowemu, tak maleją w niedawnym przypomnieniu męki i trudy wycieczki, kiedy przyjdzie dobra chwila na popasie[37], tak nieraz starcy błogosławią młode lata, choć za młodu nie czuli wcale tego osobliwego szczęścia młodych lat. To pewne, że pamięć i wpływ tła uczuciowego powoduje nieraz fałszywą ocenę siły naszych własnych stanów uczuciowych. Wszystko to mówi autor na to, żeby wskazać, jak wiele fałszu, pozoru, złudy tkwi w pospolitych rozkoszach.

1203

XXVI. Stan równowagi cielesnej, który by uwalniał od wszelkich wzruszeń przyjemnych i przykrych, nie da się w praktyce osiągnąć, co Sokrates wiąże ze znanym powiedzeniem Heraklita[38]: „Wszystko płynie” i z drugim tegoż autora: „Droga w górę i w dół jedna”. Dlatego nadciąga groźna dla postulatu Sokratesa myśl, że zupełny spokój uczuciowy, zupełna wolność od cierpień i rozkoszy, która miała cechować „boski” żywot uczonego w rozdziale XVIII, jest w ogóle nie do osiągnięcia, jest pustą mrzonką. Sokrates ratuje się słuszną uwagą o podnietach podprogowych. Słusznie zwraca uwagę, że podniety słabe i miernej siły nie wywołują ani zbytnich cierpień, ani rozkoszy. Mógłby więc i uczony zachować ów idealny spokój wewnętrzny, byleby się wystrzegał zbyt silnych podniet. To nie znaczy, że w ten sposób będzie mógł żyć przyjemnie, ponieważ sama wolność od cierpień jeszcze nie stanowi przyjemności, jak sądzili pitagorejczycy, Demokryt[39] i Antystenes[40].

1204

XXVII. To właśnie mają być ci tędzy przyrodnicy, o których teraz mowa. Nazywa ich Sokrates przeciwnikami Fileba, bo Fileb rozkosz czci i nazywa ją najwyższym dobrem, a oni mówią, że ona w ogóle nie istnieje jako coś pozytywnego i jest tylko brakiem cierpienia. Platon zupełnie słusznie i dowcipnie doszukuje się psychologicznego tła takiego poglądu i widzi je w usposobieniu zgryźliwym, które się krzywi na uciechy młodości. Pogląd to jaskrawo niezgodny z doświadczeniem codziennym — zatem nie ze spostrzeżeń uważnych wysnuty, tylko raczej z natchnienia, jak przepowiednie wieszczków. Na religijną instytucję wieszczków Platon patrzał z humorem — nie tylko w Eutyfronie. Teraz wysnuwa następstwa z poglądów Antystenesa. Gdyby rozkosz była naprawdę ustaniem cierpienia, to szczyty rozkoszy musiałyby się zjawiać tylko w pauzach najcięższych chorób, bo tylko wtedy ustają największe cierpienia. To bywa. Ale równocześnie spotykamy je właśnie u ludzi zdrowych, a nie chorych, więc Antystenes nie ma słuszności. Rozkosz jest przeżyciem pozytywnym, chociaż jej wysokie stopnie można spotkać także u ludzi chorych.

1205

XXVIII. Najwyższe stopnie rozkoszy można spotkać także na tle upadku duchowego. Uczucia o najwyższej sile nie idą wcale w parze z najlepszym stanem ciała i duszy. Rozkosze o najwyższej sile, związane z życiem płciowym (te uchodzą niesłusznie za najwyższe), są naprawdę pomieszane z cierpieniem, jak każde zaspokajanie bardzo gwałtownych żądz. Te przeżycia tylko uchodzą za rozkosze, a naprawdę to są przeżycia słodko-gorzkie, mieszane z rozkoszy i z bólu. Góruje w nich raz jeden składnik, raz drugi. Platon z pobłażliwym uśmiechem patrzy na tych, którzy ich nienawidzą, a z uśmiechem współczucia i z pewnym humorem opisuje tych, którzy się im oddają. Dziś z oddalenia wielu lat ogląda te same momenty, które malował w tekście Fajdrosa. Momenty zbliżeń osobistych na tle miłości lub tylko pociągu płciowego. W tych obecnych obrazach widocznie maleje składnik rozkoszy w zestawieniu ze składnikiem cierpienia. Może robi to zbyt wielkie oddalenie.

1206

XXIX. W świetnych szkicach analiz psychologicznych pokazuje Sokrates mieszany z przykrości i z przyjemności charakter tych afektów, które powszechnie uchodzą za jednolite, proste, całkowicie przyjemne albo całkowicie przykre stany. Przyjemność zawartą niekiedy w gniewie dojrzał już Homer w Iliadzie w księdze XVIII, 109. Tutaj go Sokrates cytuje. O mieszanym charakterze przeżyć podczas tragedii mówił Sokrates już w Ionie. Teraz zajmuje się bliżej mieszanym charakterem przeżyć podczas komedii.

1207

Przeżycie komizmu uważa Platon za pewien objaw zawiści. Zawiść to gotowość do cierpień na widok powodzenia drugich i do cieszenia się tym, co u bliźnich jest złem, co jest jego nieszczęściem pewnym. Kto przeżywa wewnętrznie komizm jakiegoś człowieka, ten się po prostu cieszy z jego niewiedzy na punkcie własnej mądrości, dzielności, piękności, zamożności. Przy czym postać objawiająca tę niemoc umysłową nie może być jakoby groźna, bo wtedy budziłaby nienawiść, pogardę i strach, zamiast śmiechu. Komiczny jest człowiek bliski i słaby, i przez to nieszkodliwy, jeżeli się uważa za mocniejszego, niż jest. Jest to bardzo trafna analiza pewnego typu przeżyć na tle komizmu. Nie jest to wyczerpujące ujęcie komizmu w ogóle. Ale nie o to szło. Szło tylko o wskazanie domieszki cierpienia nawet w przeżyciu śmieszności. Tej domieszki jakoś Sokrates nie pokazał wyraźnie w tym wypadku; powołał się tylko na to, że zawiść jest w ogóle cierpieniem pewnym, a skoro objawia się i w śmiechu z czegoś lub z kogoś, w takim razie także i w tym śmiechu musi być jakiś ślad cierpienia. Niebezpieczna dedukcja. Wystarczyło pokazać kogoś, kto wyśmiewa sam siebie, kto drwi przez łzy, szydzi, zgrzytając zębami, śmieje się z czegoś i płacze nad tym równocześnie. Istnieją niewątpliwie przeżycia komizmu zmieszane z pewnej radości i z pewnego cierpienia. Ale na pewno nie wszystkie są tak zmieszane.

1208

XXX. Rekapitulacja ustępów ostatnich i powrót do zagadnienia głównego. Podane analizy psychologiczne miały służyć do tego, żeby pokazać plamy na słońcu rozkoszy. Pokazać, ile jest fałszu, ile pomyłek różnych w gwałtownych przeżyciach radosnych i jak wielka w nich jest domieszka cierpienia, chociażby jej ktoś nie dostrzegał na pierwszy rzut oka.

1209

XXXI. Są jednak, obok tamtych, rozkosze niezmieszane z cierpieniem, a więc w tym znaczeniu czyste. To są uczucia estetyczne związane z barwami, z kształtami, z dźwiękami i z woniami. Nie posąg Afrodyty Knidyjskiej[41] z jego łudzącym urokiem kobiety i tradycyjnym wyglądem bogini, tylko linie sylwetki tego posągu, tylko jego powierzchnie prawidłowe. Niekoniecznie zabawne sceny, malowane na wazach w czarnym tle, ich kontury i konstrukcje geometryczne, które się zgadzają na włos w sposób przewidziany. Przykładnica, cyrkiel i tokarnia to są narzędzia rozkoszy czystych, wolnych od przymieszki bólu. Błękit nieba nad Akropolem. Dźwięki poszczególnych strun gitary — nie pieśni przy nich śpiewane, bo te budzą tęsknoty daremne i żale za tym, czego się nie straciło, i pożądania nigdy nie nasycone i zawodne, i wzruszenia — skłamane — z jakiejś nieszczęsnej potrzeby wewnętrznej stwarzania fikcji w sobie i poza sobą.

1210

Oto, jak się broni przeciw wzruszeniom serce, które zbyt gwałtownie biło i znalazło wiele męki — nawet w wielkich radościach życia. Oto, jak ucieka przed rozterką wewnętrzną człowiek, który z niepokonanej potrzeby wewnętrznej stwarzał fikcje pełne uroku, a równocześnie prawdę kochał nade wszystko.

1211

Jak bardzo potrzebował prawdy, nie wiedział sam z początku, pokąd się nie zbliżył do Sokratesa. Nie dokuczał mu wtedy głód uczenia się, a przyszły do niego same — niewołane — radości związane z poznawaniem i z nauką. Na starość zapomina się niejedno, ale i to przychodzi bez bólu. „Tylko czasem, jak człowiek myśli o tym swoim stanie, przykro mu, że traci to, czym by się chciał posługiwać”. Te smutne, żywe słowa włożył Platon w usta młodego Protarcha, aby kto nie myślał, że to może Sokrates sam o sobie teraz mówi albo ktoś inny jeszcze z bardzo nielicznych jednostek.

1212

XXXII. Rozkosze wolne od domieszki bólu wydają się Sokratesowi podobne do prawdy, bliskie jej i spokrewnione jakoś z prawdą. Podobnie jak barwy niezmieszane z innymi barwami. Dlatego zapewne, że twierdzenia prawdziwe muszą być wolne od sprzeczności. Ta myśl nie wypada tu dość wyraźnie. Przyjemności niezmieszane, choćby drobne, nazywają się tu nie tylko prawdziwsze, ale i milsze, i piękniejsze od wielkich i częstych, a zmieszanych z bólem. Szło widać o nagromadzenie pochwał.

1213

XXXIII. Jeszcze jeden atak przeciwko rozkoszy. Rozkosz to pewien proces, a więc należy do dziedziny tworzenia się, powstawania, a nie do dziedziny bytu stałego. Każdy proces, każde powstawanie ma jakoby na celu jakieś trwałe istnienie, istotę. Rozkosz także. Ona więc jest czymś, co do pewnych celów zmierza, a sama nie jest celem ostatecznym, czyli dobrem. Jeżeli to jest myśl Platona w tym ustępie, to nie wydaje się mocna. Dlatego, po pierwsze, że o celach można mówić tylko wtedy, gdy mówimy o narzędziach, o środkach, o działaniach jakiejś żywej istoty. Znamy zaś niezmiernie wiele procesów, które nie są działaniami żadnej żywej istoty. Dlatego niepodobna się zgodzić, że każdy proces, każde powstawanie ma jakiś cel. To raz. Następnie: gdyby nawet przyznać, że pewne zjawisko jest czyimś środkiem do pewnego celu — nie wyniknie stąd żadną miarą, żeby to samo zjawisko nie mogło być równocześnie celem jakiejś innej albo i tej samej istoty. Rozumowanie tego rozdziału wygląda na proces myślowy dokonany na wyrazach — bez myśli o faktach, których by te wyrazy dotyczyły. Platon nieraz tak robi.

1214

W końcu parę zdań poświęconych uwadze, że rozkosz nie powinna uchodzić za jedyne dobro.

1215

XXXIV. Teraz bardzo nowoczesne myśli o nauce. Platon stara się pośród nauk rozróżnić również nauki czyste i mniej czyste, podobnie jak to zrobił z rozkoszami. Warunkiem naukowego charakteru jakichkolwiek badań jest naukowe stosowanie liczby, miary i wagi. Co poza tym — to śmiecie. Niestety. Są nauki, w których liczba, miara i waga znikome tylko znajdują zastosowanie. Żeby wymienić tylko psychologię, historię i oparte na nich liczne nauki humanistyczne. W tym rozdziale mówi Platon jak pozytywista. Wyróżnia nauki ścisłe i mniej ścisłe. Coś jak sciences i lettres[42]. I to stanowisko trudno podzielać bez zastrzeżeń. Nie ma nauk nieścisłych. Każde usiłowanie, które ma pretensję do naukowości, musi być ścisłe. Tylko ścisłość w różnych naukach musi być różnego stopnia. Nie można od zoologii wymagać tej ścisłości, której się ma prawo wymagać od nauk matematycznych. Na to zwrócił uwagę już Arystoteles w Etyce nikomachejskiej. Ale od każdej nauki wymagać należy terminów ustalonych, branych w jednym znaczeniu, i rozumowań poprawnych. Rozróżnienie matematyki czystej i stosowanej przetrwało do dziś.

1216

XXXV. Sztuka dyskutowania, o której teraz mowa, to dialektyka. Tak nazywał Platon badanie rzeczywistości z pomocą definicji, opisów, analiz i syntez, przechodzące od ciaśniejszych uogólnień do obszerniejszych, poznawanie tego, co w rzeczach zmieniających się jest stałe, niezmienne, wieczne. Platon robi tu ustępstwo dla Gorgiasza, przyznając, że retoryka, czyli sztuka sugerowania mas przynosić może większy pożytek w praktyce, może dawać większą moc życiową, ale ze względu na ścisłość, jasność, bliskość prawdy stawia najwyżej nauki filozoficzne. Badanie przyrody wydaje mu się w ogóle beznadziejne. Tu go przeczucia omyliły. Blisko żył z matematykami, a na rozkwit nauk przyrodniczych czas był jeszcze nie nadszedł.

1217

XXXVI. Rozum i umysł określa się mniej więcej jako zdolność do nauk filozoficznych. Ale nie tylko w tym jednym znaczeniu występuje ten wyraz w toku rozmowy. Krótkie powtórzenie zagadnienia i głównych kroków dialogu.

1218

XXXVII. Próbują, czy najlepszą postawą życiową nie wydałoby się im, w myśl wywodów poprzedzających, połączenie zainteresowania dla samych tylko nauk ścisłych z samymi tylko rozkoszami czystymi.

1219

XXXVIII. Poprzestać na tym nie chcą, bo to by znaczyło odwrócić się od świata rzeczy konkretnych, który nas otacza. Bez umiejętności, wcale nie ścisłych, ale doniosłych praktycznie i życiowo nie chcą się obchodzić. Do programu życia włączają muzykę, mimo nieścisłości teorii muzycznych.

1220

XXXIX. I na rozkoszach czystych nie poprzestają. Program życiowy nie jest zbyt rygorystyczny w tej części rozmowy. Pełna humoru indagacja rozumu i rozkoszy na temat ich wzajemnego stosunku. W niej powtarza się w krótkiej, obrazowej formie to, co zostało przeprowadzone i podane w toku rozmowy. Wychodzi na to, że w życiu człowieka myślącego nie powinno braknąć i nie ma powodu wykluczać z niego żadnych przyjemności, które nie szkodzą zdrowiu, nie marnują energii człowieka w sposób niemądry. Filozof nie musi umierać dla świata i nie musi udręczać swego ciała. Powinien tylko żyć rozumnie.

1221

XL. Najważniejszą rzeczą w układzie życia jest zachowanie miary i proporcji między jego czynnikami. Unikanie przesady w każdym sposobie. Podobną myśl rozwinie później Arystoteles w Etyce nikomachejskiej i stworzy ideał człowieka w typie, powiedzielibyśmy dziś, zachodnim.

1222

XLI. Na zakończenie rozmawiający rozstrzygają zawody o pierwszeństwo między rozkoszą a rozumem. Rozumowi słusznie przyznają bliższe pokrewieństwa z prawdą. Jeżeli kilkakrotnie w toku rozmowy i teraz też odsądzają rozkosz od prawdy — to niewątpliwie idzie o to, że łatwo przeżywamy złudzenia na tle silnych afektów i gwałtownych dyspozycji[43] uczuciowych; idzie im też o stany uczuciowe nieszczere, które w samym przeżyciu mają fałszywy dźwięk.

1223

Rozumowi przyznają też trzymanie się miary, a odmawiają tego rozkoszy. Tych zdań nie można brać dosłownie, ale niezbyt trudno je przetłumaczyć na zdania zrozumiałe i słuszne.

1224

W końcu przypisują rozumowi piękność, nieodłączną od jego istoty, czego o rozkoszy powiedzieć nie można. Ponieważ zaś dobro określili w tym ustępie jako prawdę, miarę i piękno, więc wynika im z tego, że rozkosz nie jest dobrem najwyższym, ani nawet drugim z rzędu. W hierarchii wartości kładą teraz na pierwszym miejscu umiar, na drugim proporcjonalność i piękność, na trzecim rozum, na czwartym wiedzę, a dopiero na piątym rozkosze wolne od domieszki bólu. Nie mówią, co kładą na szóstym miejscu. Przychodzi kolej na owe rozkosze zmieszane, o których mówili w osłonkach. W ciągu całej rozmowy nie pytali o to, czy rozum i myślenie miałoby jakąkolwiek wartość, gdyby z nich nie wynikały żadne przyjemności i gdyby pod ich wpływem nie ustawały żadne przykrości. Kto się chce rozprawić z hedonizmem[44], dobrze zrobi, jeżeli się nad tym zastanowi.

1225

XLII. Sokrates mówi, że go drażnił hedonizm Fileba. Willamowitz-Moellendorff mówi, że Platona miał drażnić hedonizm Eudoksosa[45], który czas jakiś był w Akademii[46], a później uprawiał astronomię, geografię i etykę, i głosił pogląd, który tutaj reprezentuje Fileb i Protarch, że rozkosz jest dobrem najwyższym. Po jego śmierci miał Platon napisać Fileba, żeby się z tym stanowiskiem rozprawić.

1226

Krótkie streszczenie toku i wyników rozmowy kończy dialog. Rozmowa, mimo licznych miejsc niejasnych, niezbyt kryształowo sformułowanych, godna rozważenia i dziś. Zawiera wiele materiału do charakterystyki autora, zawiera mnóstwo myśli świetnych, trafnych, zdumiewająco wczesnych i zapładniających, i musi pobudzić do myślenia każdego, kogo by interesowały zagadnienia wartości życiowych i programu życiowego. Tylko nie należy jej czytać, jak się czyta gazetę, ale wracać do niej trzeba i wsłuchiwać się w to, co właściwie mówi i jak mówi ten człowiek osobliwy; mówi… jakby nie umarł.

Przypisy

[1]

Horacy, właśc. Quintus Horatius Flaccus (65–8 p.n.e.) — wybitny rzymski poeta liryczny, autor liryk, satyr i listów. [przypis edytorski]

[2]

Intermissa, Venus, diu [rursus bella moves?] Parce precor, precor (łac.) — Po tak długim czasie, Wenus, [znowu wszczynasz wojnę?] Oszczędź, błagam, błagam (Horacy, Pieśni IV, 1–2). [przypis edytorski]

[3]

Muzy (mit. gr.) — boginie opiekunki sztuk pięknych i nauki. [przypis edytorski]

[4]

Kiedyś, Filebie, oddał — tu: konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: kiedy, Filebie, oddałeś. [przypis edytorski]

[5]

Afrodyta (mit. gr.) — bogini miłości. [przypis edytorski]

[6]

wtedym zostawał — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: wtedy zostawałem. [przypis edytorski]

[7]

Prometeusz (mit. gr.) — jeden z tytanów, dobroczyńca ludzkości: wykradł bogom z Olimpu ogień i dał ludziom; za karę został na rozkaz Zeusa przykuty do skał Kaukazu, gdzie sęp wyszarpywał mu wciąż odrastającą wątrobę. [przypis edytorski]

[8]

jak to w Egipcie opowiadają, że był taki Teut (…) on pierwszy wziął pod uwagę głoski… — w religii staroż. Egipcjan bóg Tot (gr. Thot lub Theut, z egip. Dżehuti) był patronem wiedzy, wynalazcą pisma i kalendarza; wg mitów stworzył też astronomię, arytmetykę, geometrię, medycynę oraz rytuały religijne i magiczne. [przypis edytorski]

[9]

wiele (daw.) — ile. [przypis edytorski]

[10]

gotowo (daw.) — gotowe. [przypis edytorski]

[11]

jak to mędrcy powiadają: Wszystko na tym świecie płynie. W górę i w dół — słowa streszczające poglądy Heraklita z Efezu (ok. 540–ok. 480 p.n.e.), filozofa greckiego, który uważał, że wszechświat jest wieczny, ale podlega nieustannej zmianie, wskutek której wszystko „płynie jak rzeka”, zaś zmianę nazywał „drogą w górę i w dół” (zob. Diogenes Laertios, Heraklit z Efezu [w:] Żywoty i poglądy słynnych filozofów IX 1.8.). [przypis edytorski]

[12]

osława (daw.) — niesława, zła sława. [przypis edytorski]

[13]

tedy (daw.) — więc, zatem. [przypis edytorski]

[14]

…gniew, który nawet mądrego bywa, że nieraz opada / I bywa słodszy od miodu, który się sączy kroplami — Homer, Iliada XVIII 108–109. [przypis edytorski]

[15]

świątynia delficka — świątynia boga Apollina w Delfach, w Grecji środkowej, z najsławniejszą w starożytnym świecie wyrocznią. [przypis edytorski]

[16]

libella — poziomica, przyrząd pomiarowy do wyznaczania małych kątów pochylenia prostych lub płaszczyzn w stosunku do poziomu lub pionu. [przypis edytorski]

[17]

Gorgiasz z Leontinoj (ok. 485–ok. 380 p.n.e.) — grecki filozof, retor i teoretyk wymowy, jeden z głównych sofistów, twórca mów popisowych; tytułowy bohater jednego z dialogów Platona, w którym wraz z innymi sofistami rozmawia z Sokratesem o retoryce. [przypis edytorski]

[18]

Dionizos (mit. gr.) — bóg wina, płodnych sił natury i ekstazy religijnej; przywołany tutaj jako błogosławiący mieszaniu, gdyż starożytni Grecy pili wino rozcieńczone wodą (wino nierozcieńczone pili tylko barbarzyńcy i pijacy). [przypis edytorski]

[19]

Hefajstos (mit. gr.) — bóg ognia i kowalstwa, opiekun rzemiosł metalurgicznych; kulawy syn Zeusa i Hery; przywołany tutaj jako błogosławiący mieszaniu ze względu na wytwarzanie stopów metali, czyli ich mieszanin. [przypis edytorski]

[20]

zbiornik, który Homer poetycznie nazywa kotliną pośród gór — por. Homer, Iliada IV 453 (porównanie zwarcia i zmieszania się nacierających wojsk trojańskich i achajskich oraz towarzyszącego temu zgiełku z mieszaniem się spływających w jedną dolinę rwących wód potoków). [przypis edytorski]

[21]

one (daw.) — te, owe. [przypis edytorski]

[22]

Orfeusz (mit. gr.) — niezrównany tracki śpiewak i poeta, swoim śpiewem uspokajał dzikie bestie i poruszał nawet rzeczy nieożywione; w starożytności różne poematy rozpowszechniano jako rzekomo jego dzieła. [przypis edytorski]

[23]

jak trzeci kielich piją na cześć Zeusa Zbawiciela — podczas uczty trzeci kielich wina poświęcano Zeusowi Zbawcy (Zeus Soter). [przypis edytorski]

[24]

symmachia (gr. dosł.: wspólna walka) — związek obronny lub zaczepno-obronny staroż. państw greckich. [przypis edytorski]

[25]

Hefajstos (mit. gr.) — bóg ognia i kowalstwa, opiekun rzemiosł metalurgicznych; kulawy syn Zeusa i Hery, mąż Afrodyty. [przypis edytorski]

[26]

Ares (mit. gr.) — bóg wojny; gwałtowny, brutalny i okrutny; kochanek Afrodyty, bogini miłości. [przypis edytorski]

[27]

Afrodyta Wszeteczna (mit. gr.) — wszeteczny (daw.): rozpustny, nierządny. Jednak Pándēmos (Πάνδημος), oryginalny, grecki przydomek bogini miłości, oznacza dosłownie: „całego ludu”. Rozumiano pod nim Afrodytę jako patronkę i obrończynię wszystkich mieszkańców kraju, całej wspólnoty. Platon natomiast w swojej Uczcie przypisuje Afrodycie Pandemos rolę bogini miłości zmysłowej („pospolitej, gminnej”), przeciwstawiając ją Afrodycie Uranii, którą przedstawia jako patronkę „miłości niebiańskiej”. [przypis edytorski]

[28]

uniwersalia — powszechniki, pojęcia ogólne, które obejmują wszystkie wspólne cechy pewnego zbioru rzeczy jednostkowych; w średniowieczu prowadzono spór o uniwersalia, pomiędzy realizmem pojęciowym, według którego uniwersalia istnieją jako realne byty (łac. res universales), stanowiące jak gdyby idealne pierwowzory konkretnych przedmiotów, a nominalizmem, który głosił, że uniwersalia nie istnieją realnie, a są jedynie nazwami (łac. nomina), abstrakcjami językowymi. [przypis edytorski]

[29]

Arystoteles (384–322 p.n.e.) — grecki filozof i przyrodoznawca, zajmujący się również teorią państwa i prawa, ekonomiką i logiką formalną; uczeń Platona; najwszechstronniejszy z uczonych starożytnych, osobisty nauczyciel Aleksandra Wielkiego; jego dorobek i system filozoficzny wywarły wielki wpływ na rozwój nauki i filozofii europejskiej, zwłaszcza w średniowieczu. [przypis edytorski]

[30]

pitagorejczycy — wyznawcy pitagoreizmu, ruchu filozoficzno-religijnego i naukowego rozwiniętego przez Pitagorasa i jego następców, powstałego pod znacznym wpływem matematyki i mistycyzmu; pitagoreizm wniósł wielki wkład do nauki staroż., zwłaszcza w zakresie matematyki, astronomii oraz teorii muzyki, wywarł również wpływ na filozofię Platona. [przypis edytorski]

[31]

Propyleje — w architekturze staroż. Grecji monumentalny budynek bramy na planie prostokąta z kolumnami, prowadzący zwykle do wielkich świątyń; w Atenach Propyleje stanowią wejście na Akropol. [przypis edytorski]

[32]

supozycja (z łac.) — przypuszczenie, domysł. [przypis edytorski]

[33]

Anaksagoras z Kladzomen (ok.500–ok. 428 p.n.e.) — filozof grecki, przedstawiciel jońskiej filozofii przyrody, nauczyciel i doradca Peryklesa. Uważał, że świat jest zbudowany z materii składającej się z wielu niezniszczalnych, pierwotnych zarodków wszystkich rzeczy (homoiomerie), które wyłoniły się z pierwotnej mieszaniny dzięki ruchowi nadanemu światu przez wieczny, wszechwiedzący umysł (nous). [przypis edytorski]

[34]

był zaczął — przykład użycia czasu zaprzeszłego, wyrażającego czynność wcześniejszą niż opisana czasem przeszłym; znaczenie: zaczął wcześniej, uprzednio. [przypis edytorski]

[35]

aeroplan (przestarz.) — samolot. [przypis edytorski]

[36]

antycypacja — przewidywanie, zakładanie czegoś, co jeszcze nie zaszło. [przypis edytorski]

[37]

popas — postój w czasie podróży w celu nakarmienia koni i odpoczynku. [przypis edytorski]

[38]

Heraklit z Efezu (ok. 540–ok. 480 p.n.e.) — filozof grecki, zaliczany do jońskiej szkoły filozofii przyrody; za zasadę pierwotną (arché) wszechświata uważał ogień, za cechę bytu zaś zmienność, nieustanne zanikanie i stawanie się (co wyraził w sławnym zdaniu „wszystko płynie”). [przypis edytorski]

[39]

Demokryt z Abdery (ok. 460–ok. 370 p.n.e.) — filozof grecki, najwszechstronniejszy uczony starożytny przed Arystotelesem, autor kilkudziesięciu dzieł z różnych dziedzin, współtwórca (razem ze swoim nauczycielem Leukipposem) pierwszej atomistycznej teorii budowy świata. [przypis edytorski]

[40]

Antystenes z Aten (ok. 436–ok. 365 p.n.e.) — filozof grecki, założyciel filoz. szkoły cyników, uczeń Gorgiasza i Sokratesa. [przypis edytorski]

[41]

Afrodyta Knidyjska a. Afrodyta z Knidos — naturalnej wielkości rzeźba bogini Afrodyty, jedno z najsłynniejszych dzieł Praksytelesa (IV w. p.n.e.), wykonane dla sanktuarium w mieście Knidos; stanowiła pierwszą pełnoplastyczną rzeźbę nagiej kobiety w sztuce greckiej; nie przetrwała do naszych czasów, znana jest z opisów oraz rzymskich kopii. [przypis edytorski]

[42]

sciences oraz lettres (fr.) — nauki matematyczne i przyrodnicze oraz nauki humanistyczne. [przypis edytorski]

[43]

dyspozycja (psych.) — skłonność do pewnych rodzajów przeżyć psychicznych. [przypis edytorski]

[44]

hedonizm — pogląd uznający przyjemność za najwyższe dobro i cel życia. [przypis edytorski]

[45]

Eudoksos z Knidos (ok. 408–ok. 355 p.n.e.) — grecki astronom i matematyk, uczeń i przyjaciel Platona. [przypis edytorski]

[46]

Akademia — szkoła w Atenach założona ok. 387 p.n.e. przez Platona w gaju poświęconym herosowi ateńskiemu Akademosowi (stąd nazwa); w 529 n.e. zlikwidowana przez cesarza bizantyjskiego Justyniana. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca