- Bieda: 1
- Grób: 1
- Pogrzeb: 1
- Śmierć: 1 2
- Światło: 1
- Trup: 1
- Urzędnik: 1
- Wzrok: 1
- Żołnierz: 1 2
Juliusz SłowackiPogrzeb kapitana Meyznera
1
Do żebrackiego mieli rzucić dołu;
Ani łzy jednej matczynego żalu,
Ani grobowca nad garstką popiołu!
5Wczora
[2] był pełny młodości i siły —
Jutro nie będzie nawet — i mogiły.
Gdyby przynajmniej przy rycerskiej śpiewce
Karabin jemu pod głowę żołnierski!
Ten sam karabin, w którym na panewce
10Kurzy się jeszcze wystrzał belwederski,
Gdyby miecz w sercu lub śmiertelna kula —
Lecz nie! — szpitalne łoże i koszula!
Czy on pomyślał — tej nocy błękitów,
Gdy Polska cała w twardej zbroi szczękła
[3],
15Gdy leżał smętny w trumnie Karmelitów,
A trumna w chwili zmartwychwstalnej pękła.
Gdy swój karabin przyciskał do łona —
Czy on pomyślał wtenczas, że tak skona?!
20I przyszły wiedmy
[4], które trupów strzegą,
I otworzyli nam dom miłosierny,
I rzekli: „Brata poznajcie waszego!
Czy ten sam, który wczora się po świecie
Kołatał z wami? — Czy go poznajecie?”
25I płachtę z głowy mu szpitalną zdjęto,
Nożem pośmiertnych rzeźników czerwoną;
Źrennicę
[5] trzymał na blask odemkniętą,
Ale od braci miał twarz odwróconą;
Więceśmy rzekli wiedmom, by zawarły
30Trumnę, bo to jest nasz brat — ten umarły.
A jeden z młodszych spytał: „Gdzież go złożą?”
Odpowiedziała mu szpitalna jędza:
„W święconej ziemi, gdzie przez miłość bożą
35Kładziemy poczet nasz umarłych tłumny,
W jeden ogromny dół — na trumnach trumny”.
Więc ów młodzieniec, męki czując szczere,
Wydobył złoty jeden pieniądz drobny
I rzekł: „Zaśpiewać nad nim Miserere,
40Niechaj ogródek ma i krzyż osobny…”
Zamilkł: a myśmy pochylili głowy,
Łzy i grosz sypiąc na talerz cynowy.
Niech ma ogródek — i niech się przed Panem
Pochwali tym, co krzyż na grobie gada:
45Że był w dziewiątym pułku kapitanem,
Że go słuchała rycerzy gromada,
A dziś ojczyźnie jest niczym niedłużny,
Chociaż osobny ma kurhan — z jałmużny.
50Strzały Twe rzucasz na kraju obrońce
[6],
Błagamy Ciebie przez tę garstkę kości,
Zapal przynajmniej na śmierć naszą — słońce!
Niechaj dzień wyjdzie z jasnej niebios bramy,
Niechaj nas przecie widzą — gdy konamy!
Paryż, d. 30 października 1841 r.