Spis treści
Na wakacjach
1Wieczorem, jak zwykle, przyszedł do mnie mój szkolny kolega. Mieszkaliśmy obaj na wsi o kilka wiorst od siebie i widywaliśmy się prawie co dzień. Był to przystojny blondyn, którego łagodne oczy mogły rozmarzyć niejedną kobietę. Mnie pociągał jego niewzruszony spokój i trzeźwość umysłu.
2Tego dnia spostrzegłem, że coś mu dolega; patrzył w ziemię i gorączkowo uderzał się po nogach szpicrutą[1]. Nie uważałem za stosowne pytać go o powód widocznego zakłopotania, ale on sam zaczął.
3— Wiesz — odezwał się — miałem dziś głupi wypadek.
4Zdziwiłem się; było rzeczą prawie niepodobną, ażeby „głupi wypadek” mógł się zdarzyć tak panującemu nad sobą człowiekowi.
5— Mieliśmy — mówił dalej — z rana we wsi pożar. Spaliła się chałupa…
6— A tyś może skoczył w ogień?… — przerwałem mu trochę drwiącym tonem.
7Wzruszył ramionami i zdawało mi się, że się lekko zarumienił; zresztą może mu padł na twarz blask zachodzącego słońca.
8Pożar, Wieś, Chłop, Kobieta, Mężczyzna, Odwaga, Rozum— Zapaliły się — ciągnął po przerwie — konopie na strychu u chłopa, a w kilka minut później strzecha.
9Czytałem w tej chwili jakiś zajmujący rozdział Say'a[2], ale na widok kłębów czarnego dymu i płomyków wydobywających się ze szczelin przy kominie, opanowała mnie filisterska[3] ciekawość i powlokłem się na miejsce. Ludzie byli przy robocie, więc zastałem zaledwie kilka osób: dwie baby lamentujące nad nieszczęściem, organiścinę, która obrazem św. Floriana zażegnywała pożar, i chłopa, który medytował, trzymając w obu rękach pustą konewkę. Od nich usłyszałem, że chałupa zamknięta, bo gospodarz z kobietą wyszli w pole.
10„Oto nasz system budowania!… — pomyślałem. — Dom płonie, jakby go prochem nabito…”.
11Istotnie, w ciągu paru minut cały dach stał w płomieniu: dym gryzł w oczy, a ogień tak mocno przypiekał, że z obawy o żakietę[4] musiałem cofnąć się o parę kroków.
12Tymczasem nadbiegło więcej ludzi z osękami[5], siekierami i wodą: jedni poczęli wywracać płot, któremu nic nie groziło, inni leli wodę z konewek w taki sposób, że nie tknąwszy ognia, przemoczyli do nitki zgromadzonych, a jedną babę wywrócili na ziemię. Nie robiłem im żadnych uwag, wiedząc, że nic nie grozi dalszym budynkom: chata zaś była nie do uratowania.
13Nagle ktoś krzyknął: „Tam jest dziecko, ten mały Stasiek!” — „Gdzie?…” — spytano. — „W chałupie, śpi w nieckach[6] pod oknem… Ino który wybij szybę, a jeszcze wyciągniesz żywego…”.
14Nikt się jednak nie ruszył. Słoma na dachu już spłonęła, a krokwie żarzyły się jak rozpalone druty.
15Wyznaję, że gdym to usłyszał, serce drgnęło mi w niezwykły sposób.
16„Jeżeli nikt nie idzie — pomyślałem — więc ja pójdę… Na uratowanie chłopca wystarczy pół minuty. Czasu aż nadto, ale — jakież piekielne gorąco!…”.
17„No, ruszże się, który! — wołały baby. — O wy, psie dusze, nie warciśta nazywać się chłopami…”. — „To leź sama w ogień, kiedyś taka mądra! — ofuknął ktoś z tłumu. — Tam pewna śmierć, a dziecko, słabe jak kurczę, i tak już nie żyje…”.
18„Ładnie! — pomyślałem — nikt nie idzie, a ja jeszcze się waham! Chociaż — szepnęła mi rozwaga — jakie licho ciągnie mnie do bezcelowej awantury?… Czy ja wiem, gdzie leży dzieciak?… Może wypadł z niecek?…”.
19Belki już były zwęglone i z głuchym trzaskiem zaczęły się wyginać.
20„Ale trzeba w końcu wedrzeć się tam — myślałem — każda sekunda jest droga. Dzieciak przecie nie może spalić się jak robak. Lecz jeżeli już nie żyje?… — odpowiedziało zastanowienie — w takim razie szkoda nawet surduta…”.
21Z daleka odezwał się straszny krzyk kobiecy: „Ratujcie dziecko!…”. — „Trzymajcie ją!… — zawołano w odpowiedzi. — Skoczy w ogień i zginie…”.
22Usłyszałem za sobą jakieś szamotanie i ten sam krzyk: „Puszczajcie!… to moje dziecko!…”. — „Ciągnij ją wpół!…” — odpowiedziano.
23Nie mogłem wytrzymać i rzuciłem się naprzód. Owionął mnie żar, dym, dach zatrzeszczał, jakby go rozdarto, z komina posypały się cegły. Poczułem, że mi się tlą włosy, i — cofnąłem się rozgniewany: „Co za głupi sentymentalizm — pomyślałem — dla garstki ludzkich popiołów robić z siebie straszydło?… Jeszcze powiedzą, że tanim kosztem chciałem zostać bohaterem!…”.
24Wtem potrąciła mnie jakaś młoda dziewczyna biegnąca do chaty. Usłyszałem brzęk wybitych szyb, a gdy nagły wiatr odgarnął tuman dymu, zobaczyłem ją w oknie tak silnie pochyloną do wnętrza izby, że widać było jej nieumyte nogi.
25„Co ty robisz, wariatko? — krzyknąłem — tam już jest trup, nie dziecko…”. — „Jagna! chodzi[7] tu!…” — zawołano z tłumu.
26Pułap zapadł się, aż iskry sypnęły do nieba. Dziewczyna znikła w dymie, a mnie pociemniało w oczach.
27„Ja-gna!…” — powtórzył lamentujący głos.
28„Zara[8]!… zara!…” — odpowiedziała dziewczyna, przebiegając koło mnie z powrotem.
29Z wysiłkiem dźwigała w rękach chłopca, który, obudziwszy się, wrzeszczał wniebogłosy.
30— Więc dziecko żyje? — spytałem.
31 32— A dziewczyna… czy to jego siostra?
33— Gdzież tam! — odparł — zupełnie obca; nawet służy u innego gospodarza i ma najwyżej piętnaście lat.
34 35— Opaliła sobie chustkę i trochę włosów. Idąc tu, widziałem ją; skrobała przed sienią kartofle i coś sobie nuciła fałszywym głosem. Chciałem jej wyrazić moje uznanie, nagle jednak przyszły mi na myśl: jej dziki zapał i mój rozsądny takt wobec cudzego nieszczęścia, i… taki mnie wstyd ogarnął, że nie śmiałem do niej przemówić ani wyrazu.
36— My już tacy!… — dodał i począł szpicrózgą ścinać rosnące przy drodze badyle.
37Na niebie zaczęły się pokazywać gwiazdy i chłodny wiatr przyniósł od stawu rechotanie żab i kwilenie zabierających się do snu ptaków wodnych. Zwykle o tej porze obaj układaliśmy projekta na przyszłość, lecz dziś żaden ust nie otworzył. Za to zdawało mi się, że dokoła nas szepczą krzaki:
38Przypisy
szpicruta a. szpicrózga — giętki pręt, zazwyczaj obciągnięty skórą, używany przy jeździe konnej. [przypis edytorski]
Say, Jean-Baptiste (1767–1832) — ekonomista fr., twórca prawa rynków (zw. też prawem Say'a), mówiącego o tym, że podaż wytwarza popyt, człowiek jest niewolnikiem konsumpcji i nawet oszczędzanie jest odroczoną konsumpcją; Say jest autorem kilku ważnych publikacji z dziedziny ekonomii, z których najważniejszą jest Traktat o ekonomii politycznej (Traité d'économie politique ou simple exposition de la manière dont se forment, se distribuent et se composent les richesses, 1803). [przypis edytorski]
filisterska ciekawość — tu: pusta ciekawość, gapiostwo; od: filister (z niem. Philister), dosł. absolwent uniwersytetu, członek korporacji studenckiej, przen.: mieszczuch, kołtun, człowiek małostkowy i ograniczony, pozbawiony wyższych aspiracji. [przypis edytorski]
niecki — drewniana, podłużna, niezbyt głęboka misa wydrążona w jednym kawałku drewna. [przypis edytorski]