Spis treści
Zmiany w interpunkcji: o wykwintny przechodniu z Saskiego Ogrodu nie wzruszaj tak ramionami! -> o wykwintny przechodniu z Saskiego Ogrodu, nie wzruszaj tak ramionami!
Pod szychtami[1]
1Aj! Rzęsisteż to kobiecisko nasza pani Maciejowa spod szychtów, aj, siarczyste! Choć bez żadnej pretensji odziane. Gębę ma jak cielęca wątróbka; na łbie czepiec, że by się go rak nie chwycił; na grzbiecie koszulinę, chlaśniętą od ramienia do ramienia, a spódnicę… Ach!… schowaj się w kąt, piękna Heleno…
2Siedzi sobie pani Maciejowa na belce i łata… Ach! Jak łata swój kraciasty, watowany kaftanik. Łata i klnie, klnie a wyśpiewuje, aż ryby uszu nadstawiają:
3— Bodajżeś ty skisł, paro, nim mi cię Żyd sprzedał!… Bodaj w tobie psy topili, nimeś zaszedł na wielkie utrapienie moje!… Żebyś nie ty, dawno bym już ze dwa śmietniki do góry nogami przewróciła!…
4*
5Między ulicą Dobrą i nadwiślańskim wałem, między parkanem wodociągu i uliczką Leszczyńską, rozwala się plac obszerny jak ogród Krasińskich, pusty jak wszystkie place i złożony z dwu kondygnacji. Niższa z nich ma postać doliny, wyższa zaś tworzy rodzaj płaskowzgórza, patrzącego ku Wiśle spadzistą i pogiętą ścianą.
6Gdy woda przybiera, a na środku rzeki, zamiast łopat piaskarzy, pracują siecie[2] rybaków — wówczas dolina staje się jeziorkiem, przy którym strome brzegi placu wyższego formują, obok wodociągu, rodzaj przylądka i półwyspu. W tej epoce zbiega się tu gromada obdartych uliczników, z których jedni grają w guziki, inni pływają po sadzawce na kawałku deski lub belki, a jeszcze inni, wśród uroczystego milczenia, poszukują robaków na przynętę.
7W miarę opadania Wisły sadzawka staje się bagnem, błotem, a wreszcie zupełnie wysycha. Wówczas szare i spękane łożysko jej zarasta gęstymi krzakami ostu, a na wybrzeżu, zamiast krzykliwej i ruchliwej zgrai, samotna pani Maciejowa łata wiecznie rozłażący się kaftanik, lub, w towarzystwie kilku innych dam, przerzuca stogi śmieci.
*
Miasto 8Rzeczy, podobnie jak ludzie, mają swoje cmentarzyska, do których należy plac przy ulicy Dobrej, będący jednym z generalnych śmietników miasta. Tu, po dłuższej lub krótszej wędrówce, obok starej podeszwy upada zwiędły bukiet; szmat niegdyś eleganckiej sukni obok gnijących wiórów; okruchy porcelany obok bydlęcej racicy, słowem — wszystko, co się komu podoba. Najwstrętniejsze kupy różnorodnych szczątków wypierają się nawzajem, tworząc pstry dywan, nad którym pływa obmierzła woń padliny i z pośród którego dziur listki nędznej, skrofulicznej[3] trawy wydzierają się do słońca, jakby błagając go[4] o ratunek przeciw haniebnemu sąsiedztwu.
9Smętny widok; lecz! — o wykwintny przechodniu z Saskiego Ogrodu, nie wzruszaj tak ramionami!… Zakazany ten kącik rzuca pioruny, z których niejeden na twoją własną głowę może upaść. Tu bowiem, przy tym szkaradnym placu, z którego po promieniach słonecznych pełzną ku górze zdradzieckie miazmaty[5], tu, pośród tego gnojowiska, leży krynica[6] miasta: dwa filtry wodociągów, a także… studnia ściekowa…
10Kondycja ludzkaKanał, śmietnik i filtry — oryginalna trójca! Która z jednej strony objaśnia niezwykłą śmiertelność Warszawy, z drugiej nasuwa pytanie: po co człowiek żyje na tym świecie? Czy po to, aby służyć za ogniwo między kanałem a filtrem?…
11Ale zostawmy w spokoju higienę i filozofię.
*
12Kilka sczerniałych parkanów i barier, kilka telegraficznych słupów i kilka olbrzymich a zakurzonych stosów belek — oto całe umeblowanie placu pod szychtami. Płowa[7] koza z koźlęciem, para wynędzniałych szkap, wywożących śmiecie, gałganiarki[8] i ulicznicy z Powiśla — oto najzwyklejsi goście tej pustki. Czasem, w dni gorące, można tu spotkać, w cieniu parkanu lub belek, drabów o pokudłanych włosach i straszliwie podartej odzieży, której kolor jak najzupełniej harmonizuje ze zgniłymi barwami otoczenia. Co oni tu robią?… Przynajmniej w chwili obecnej śpią głęboko, z rozkrzyżowanymi rękoma lub pokurczonymi nogami, na pierwszy rzut oka podobniejsi do rozstrzelanych, aniżeli do spoczywających. Co będą robili później?…
13Dziwna musi być praca wieczorna ludzi, którzy porę obiadową przespali pod szychtami!
*
14Jak wygląda wiosna w podobnym miejscu?… Jak na tle nocy przedstawia się ten cmentarz, do którego flegmatyczny czas przywlókł w okruchach szynk i salon, kuchnię i stajnię, aby je tu w najpotworniejszy sposób przemieszać i zarzucić błotem?…
15 16MelancholiaNa lewo, gdzieś aż w nieskończoność, ciągnie się szeroka smuga bladej, mętnej, że nie powiem: trupiej jasności; to rzeka. Na prawo piętrzy się kolosalny, dziwnie poszczerbiony wał; to miasto. Po jednej i drugiej stronie, wyżej i niżej, migocą krwawe lub brudnożółte iskry; to światła w mieszkaniach. Tuż przy ziemi majaczy jakaś delikatna, nieujęta mgła; to wilgotne gnojowisko dyszy zarazą…
17Zmęczona uwaga przerzuca się w inną stronę, i oto słyszysz monotonny szum wiatru, plusk fal, a czasem odległy zgiełk miasta, który, zrazu cichy, stopniowo powiększa się i stopniowo przechodzi w milczenie… Niekiedy zaszeleści coś bliżej, niby staczający się kamyk albo źdźbło słomy poruszone… To śmierć pracuje…
18Nowe znużenie uwagi i nowa refleksja.
19Któż zgadnie, czy oprócz gnijących szczątków, obrzydły zajazd ten nie posiada i innych lokatorów? Miejsca podobne używają nie najlepszej sławy, a możnaż ufać ludziom, szukającym tu wytchnienia czy noclegu?
20 21…Wśród martwych, apatycznych szmerów pustkowia uwydatniają się jakieś odrębne głosy, znamionujące życie i czucie. Słychać jakby dreszcz pośpiesznego zgrzytu i chrapanie stłumione, gniewne… Coś jękło? To tylko nowa fala wiatru uderza o parkany, lecz zgrzyt, chrapanie i szamotanie rozlegają się wyraźnie i ciągle.
22Dokoła coraz ciemniej. Wysmukłe słupy telegrafów sterczą jak szkielety szubienic, stosy belek przybierają postać mogił, a na szczycie jednej z nich, na tle mrocznego i ogromnego nieba… Cóż to jest?…
23GłódTo najnędzniejszy z nędzarzy, pies bez pana i dachu, targa kość wszczepioną między belki, jedyną, której nie pochwycili ludzie…
Przypisy
szychta (daw.) — warstwa cegieł lub stos drewien ułożonych w charakterystyczny sposób. [przypis edytorski]
skrofuliczny — chory na gruźlicę węzłów chłonnych szyi. Tu w znaczeniu: schorowany, stary, poskręcany. [przypis edytorski]
miazmaty (daw.) — wyziewy rozkładających się organizmów roślinnych lub zwierzęcych. [przypis edytorski]