ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
Stanisława Przybyszewska, Sprawa Dantona
  1. Cenzura: 1
  2. Geniusz: 1
  3. Głód: 1
  4. Gwałt: 1
  5. Inwigilacja: 1
  6. Macierzyństwo: 1
  7. Media: 1
  8. Miłość: 1
  9. Polityka: 1 2 3 4 5
  10. Prawa człowieka: 1 2 3
  11. Rewolucja: 1 2 3 4 5 6 7 8
  12. Seks: 1 2
  13. Sprawiedliwość: 1
  14. Terror: 1 2 3 4
  15. Tłum: 1
  16. Wiara: 1
  17. Wojna: 1
  18. Wolność: 1

Informacja o dokonanych zmianach

I. Poprawiono błędy źródła: I Wynoście -> I wynoście; appel > apel; najstraszniejsze -> najstraszniejsza; BARERE -> BARÈRE; Barère'em -> Barèrem.

II. Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:

Zmiany leksykalne, w tym ortograficzne: z-> ze, np. z  stu-> ze stu, z zdolniejszymi -> ze zdolniejszymi itp.; w -> we, np. w dwoje -> we dwoje, w wzburzenie -> we wzburzenie itp.; sfascynowany -> zafascynowany; tualetę -> toaletę; Przecie -> Przecież.

Pisownia łączna/rozdzielna, np: skądżeby > skądże by, cóżby > cóż by.

Pisownia małą/wielką literą, np.: na miłość Boską -> na miłość boską; Wszyscy Święci -> Wszyscy święci

Fleksja, np.: gotowem > gotowym; grupa fotelów -> grupa foteli; sztywnie -> sztywno.

Składnia: służę ci każdej chwili -> służę ci w każdej chwili; zagraża Konwencję -> zagraża Konwencji; na poprzek -> w poprzek; drżąc z zmęczenia > drżąc ze zmęczenia.

Inne zmiany: Ouf -> Uff; Oh -> Och; Ah -> Ach; Hoho -> Ho, ho; Hohoho -> Ho, ho, ho; Hejho -> Hej, ho; Haha -> Ha, ha; régime'u -> reżimu.

Zachowano oryginalną interpunkcję, jako mającą, zgodnie z uwagami autorki, wyrażać emocje i być wskazówką interpretacyjną dla reżyserów.

Stanisława PrzybyszewskaSprawa DantonaKronika sceniczna

AKT I

ODSŁONA I

Na ulicy przed sklepem piekarza. Na narożniku jaskrawy afisz. Zmrok poranny. Mularz, człowiek powyżej czterdziestki, tuż u drzwi; Szpicel, wiek nieokreślony, spaceruje bez celu na przestrzeni przed drzwiami.

SZPICEL

niepotrzebnym szeptem
1

Widzieliście, obywatelu… afisz?

MULARZ

głośno, niechętnie
2

Co znowu za afisz?

SZPICEL

3

O, tam na rogu… znów przylepili po nocy, psiekrwie!…

MULARZ

4

A niechże sobie… mało ich to ponalepiali od Nowego Roku? Dla nas afisz nie nowina.

SZPICEL

5

Ależ obywatelu, to oni… to Wielki Sędzia[1]!

MULARZ

6

Wielki Sędzia! — Tydzień jak Wielki Sędzia poszedł z dymem[2]. Jeszcze się po nim całowali.

SZPICEL

7

No a tam macie go znowu! — Ej, obywatelu: Wielki Sędzia to nie byle kto! jeszcze ciszej Wam plotą, że to niby ma być Pache[3]… Poczciwiec Pache! Noworodek Pache! — A ja wam powiadam, oby…

MULARZ

8

A stulisz ty nareszcie pysk z tym twoim Wielkim Sędzią? — Co mnie to obchodzi, czy to Pache, czy nie Pache robi z siebie zatraconego durnia?

SZPICEL

9

Ależ nie złośćcie się tak od ra…

MULARZ

dowiaduje się
10

Pudziesz[4]?

Szpicel daje za wygraną. Odchodzi i kręci się dookoła przybywających: Madeleine, ok. 30 lat i Suzon, 15 lat.

SUZON

zatrzymuje się pod afiszem
11

Ooo, Madeleine! Chodź no, zobacz! Znowu afisz!

MADELEINE

przystaje za Mularzem
12

Ech, to zwykły…

SUZON

13

Gdzie tam zwykły! Dokładnie to samo, co dawniej… zachwycona Słuchaj: „Obywatele! Znosicie od dwu lat rządy Konwencji[5], a z każdym miesiącem trudniej wam o chleb. Obywatele! Nie dajcie sobie zamydlić oczu! Wiedzcie, że w łonie Konwencji — na samym stoku niezachwianej „Góry”[6] — czają się zdrajcy: tygrysy, co poże…”

MADELEINE

gwałtownie
14

Nie czytaj tych bredni! Chodź tu, bo ci zajmą miejsce!

Nadchodzą: Blondyn, Inteligent, Drukarz, 30–40 lat. Wyścigi między Blondynem a Suzon; dziewczynka przegrałaby, lecz Szpicel broni jej miejsca.

SZPICEL

w napoleońskiej pozie
15

Przepraszam. To rezerwowane miejsce kobiety.

Ustępuje Suzon, która mu dziękuje roztargnionym skinieniem.
równocześnie

BLONDYN

16

Co takiego?!…

SZPICEL

17

Dla prawdziwego sankiuloty[7] rezerwowane miejsca kobiet są nietykalne.

DRUKARZ

18

Oj… a cóż będzie w takim razie z przyszłością narodu?…

SUZON

półgłosem
19

Madeleine — Madeleine — więc przecież coś z tego będzie!

MADELEINE

szeptem
20

Suzon, będziesz ty cicho nareszcie?

DRUKARZ

obojętnie
21

Widzieliście? Hebertyści[8] znów chcą nam głowy zawracać.

MULARZ

22

Ci panicze z Biur Wojennych[9] sądzą, że nam jeszcze mało rozruchów i strzelania, i gilotyn!

BLONDYN

23

To wszystko ten wariat Vincent[10]: ma ci smarkacz armię po to, żeby Paryż żywić; tymczasem jemu się zachciewa Konwencję tą armią burzyć! — Bodaj czy mu się nawet korona nie marzy…

Dochodzą: Młody Inwalida, Elegant, Student i Stary Zegarmistrz.

INTELIGENT

trochę tajemniczo
24

Więc wam się zdaje, że to Vincent tak minuje Paryż od trzech miesięcy? Że to Vincent zamierza się na rząd, ba — na sam Wielki Komitet[11]? Vincent?…

ELEGANT

25

No a kto? Hébert może? Ha, ha!

śmiech

BLONDYN

26

Albo Pache?

wzmożona wesołość

INTELIGENT

27

Hébert i Pache to pionki, a Vincent — to młodziutki generalik[12] o ptasim mózgu. Inwalida marszczy się groźnie Nie takiej to musi być miary, kto śmie podnieść rękę na Komitet Ocalenia Publicznego — dziś, gdy ten Komitet literalnie kraj na plecach niesie i kieruje polityką Europy…

28

Moi drodzy: w Paryżu, a może na całym świecie, jest jeden tylko człowiek, co by się na to ważył — Ale to nie Vincent.

SZPICEL

29

Tylko?… Wyostrzyliście nam ciekawość, obywatelu…

Inteligent spostrzega się, kim jest ten człowiek i milknie przerażony.

SUZON

namiętnie
30

Kto to taki? To ten ma być Wielkim Sędzią, prawda? Kto to?…

Napięte milczenie. Inteligent wskazuje oczami na Szpicla.

DRUKARZ

zamyślony
31

Wszystko jedno: tę Konwencję warto by raz gruntownie wyczyścić — nawet za cenę rozruchów. O, jakżeśmy odbiegli od dziewięćdziesiątego drugiego! Dzisiejszy rząd to istne bagno korupcji i fałszer…

Inteligent szczypie go z miłości bliźniego. Wiadomość o Szpiclu rozchodzi się znakami i sprowadza milczenie powszechne. By odwieść uwagę Szpicel zbliża się do Suzon.
równocześnie

BLONDYN

po przykrej ciszy
32

Ale co to się znów z tym chlebem stało? Już od trzech tygodni było zupełnie dobrze, a tu raptem masz — stój znów w ogonkach przez dzień i noc!

Dochodzą w odstępach: Starsza Dama, Gospodyni, pięć kobiet i sześciu mężczyzn.

INTELIGENT

jeszcze blady
33

A cóż, obywatelu — wojna.

DRUKARZ

34

To nie wojna, to te cholery skupywacze! Na nic policja; na nic gilotyna; bezczelne to jak szczury.

BLONDYN

35

Ci to mają zyski dopiero! Raz z swego rzemiosła świńskiego, a potem to im Jego Brytyjska Mość Pitt[13] drugie tyle płaci, że morzą rewolucję głodem…

ZEGARMISTRZ

36

Jak płaci tym, co zarażają Konwencję, a w nas niszczą resztki wiary…

STUDENT

cicho
37

Wiecie, co mnie się zdaje? Ten nagły głód nie jest naturalny. Wywołują go umyślnie ci, co chcą rząd wywrócić: głodzą nas w tym celu jak zwierzęta na arenę!

niedowierzanie — oburzenie — poparcie, wciąż stłumione i z bacznym okiem na flirtującego Szpicla

SZPICEL

38

Cóż wy taka smutna, obywateleczko? Narzeczony na wojnie, co?

SUZON

39

Proszę mi dać spokój.

SZPICEL

40

Nie gniewajcie się, panienko; ja was przecież chcę pocieszyć…

SUZON

krzyczy
41

Proszę odejść!

MADELEINE

42

Wynoś się pan!

SZPICEL

43

Obywatelko, ja nie do was. Ja do tej młodej panienki.

szamotanie

MULARZ

silnie trącony przez Szpicla chwyta go za kołnierz i rzuca
44

Kundlu parszywy, znoś mi się stąd!

błyskawiczne porozumienie wśród innych

INTELIGENT

do wracającego Szpicla
45

Gdzie wasze miejsce?

SZPICEL

46

Wszędzie. Ulica jest dla wszystkich.

DRUKARZ

47

Poza rzędami nie wolno się wałęsać.

SZPICEL

nadrabia miną
48

Niby co? A kto mi zakaże?

DRUKARZ

49

Ja!

poparcie

ELEGANT

50

I potrafimy wyegzekwować rozporządzenie!

Onieśmielony Szpicel próbuje się wcisnąć za Suzon.

INTELIGENT

51

O, nie! Trzeba było stać tu od początku!

DRUKARZ

wyciąga go i rzuca, ku nieukrywanej radości Suzon
52

Dalej, na sam koniec!

Szpicel ponawia próbą kilkakrotnie, lecz daremnie, staje wreszcie na końcu, ledwo widoczny. Po pewnym czasie znika.

BLONDYN

53

No, nareszcie! O, ale jacyśmy jeszcze nieostrożni!

Nagle dzwon zaczyna bić. Znieruchomiała cisza.

INTELIGENT

cicho
54

Cóż to znaczy… o tej porze?

MADELEINE

szeptanym krzykiem
55

Na trwogę!!!

BLONDYN

56

Dobranoc. Mamy insurekcję.

po zdrętwieniu wzrastające poruszenie

SUZON

w napięciu
57

Wiedziałam, że dziś się coś stanie!…

KOBIETA A

w krzyk
58

Prędko, do domu!

Zamieszanie. Nikt nie chce pierwszy opuścić miejsca — nuż to pusty alarm, a chleb przepadnie. Crescendo accelerando molto [14]:

MĘŻCZYZNA A

59

No a chleb?!

KOBIETA B

60

Ma być nowa rzeź! Jak we wrześniu[15]!!

KOBIETA C

61

Teraz to bandy Vincenta! Będzie gorzej!

Krzyk zlewa się w chaos:

KRZYK

62

Prędzej! — Do domów! — Wracajmy! — Okiennice i bramy! — Uciekać!! Rzeź!!! — A chleb?! — Stratują nas! — Muszę mieć chleb! — Nie ruszę się! — A niechże rżną: muszę — mieć — chleb!!!

Dzwon milknie; napięcie bez tchu, potem westchnienie ulgi i wybuch nerwowej wesołości.

MULARZ

do kobiet na końcu
63

Idiotki!

wesołe wyzwiska kumoszek

SUZON

z westchnieniem
64

Szkoda!

INWALIDA

65

To nowa rekwizycja dzwonów. Próbują dla wyboru. — Tym razem mają podobno już brać i z Notre-Dame.

DAMA

66

Rekwizycje — pobory — zimno — głód — i nasi synowie, co giną setkami dzień w dzień. — Czyż się ta wojna nigdy nie skończy?

BLONDYN

67

A spytajcież się Komitetu Ocalenia, czemu nie chce zawrzeć pokoju!

INTELIGENT

68

Ładnie byśmy wyszli wszyscy razem na pokoju przedwcześnie zawartym, podyktowanym przez wroga!

STUDENT

zapalczywie
69

Myślicie, że Komitet dla sportu wojnę prowadzi, czy co? Albo o jakiś kawałeczek gruntu, jak królowie?!

ELEGANT

70

Wszystko jedno. Dawniej rewolucja była weselsza. Teraz stała się ponura i nudna.

ciche oburzenie u Drukarza, Studenta i Zegarmistrza

INWALIDA

71

O, to prawda! O ileż było weselej w dziewięćdziesiątym drugim! Dziesiątego sierpnia[16]RewolucjaWiecie, tej jednej godziny na placu Karuzeli, gdy mi łapę przetrącili — nie oddałbym za sto zdrowych ramion. Wojna na ulicy, to… to sam raj.

śmiech i oburzenie

INTELIGENT

przyjaźnie
72

A dla kogo walczycie i o co, to już was nie obchodzi, prawda?

INWALIDA

73

Pewno, że obchodzi! Wojna, Rewolucja, Prawa człowiekaMyślicie, że wesoło bić się pod szpicrutą oficera o jakieś osobiste rodzinne nieporozumienia między królami — dla których jesteśmy towarem tańszym od koni? O, nie, mój panie! To jednak nie to samo, co z własnej woli stawiać i wywracać barykady o Prawa Człowieka[17]!

ZEGARMISTRZ

74

Prawa człowiekaPrawa Człowieka! — To była cztery lata temu wiara, dla której każdy, bez wahania, oddawał życie, a nawet mienie. Tymczasem cztery lata minęły; cierpimy i walczymy bez wytchnienia; a co zdobędziemy, to zagrabią albo zmarnują nasi przedstawiciele. — Rząd wolnościowy! Wodzowie wolnego ludu! Człowiek, co zyskał władzę, z miejsca staje się świnią, wszędzie i zawsze; wszystko jedno, czy siedzi na tronie, czy w Konw…

Szmer oburzenia i przestrachu wzbudzony już w połowie przechodzi w stłumiony krzyk i przerywa.

GŁOSY

wszyscy oglądają się trwożliwie za Szpiclem
75

Czy on oszalał?! — Zmiłujcie się! — Wstydziłbyś się! Człowieku, miejże rozum! Głową to przypłacisz!

ZEGARMISTRZ

76

Głową? Wielkie nieszczęście! Dla człowieka, co stracił wiarę, śmierć nie taka straszna!

INTELIGENT

77

Pocieszcie się, obywatelu: rewolucja nie zboczyła z drogi. Lecz Prawa człowiekaPraw Człowieka nie można wywalczyć w sześć tygodni — po tysiącleciach niewoli.

STUDENT

do Zegarmistrza
78

RewolucjaPańska rozpacz to dezercja — rozumie pan? Walczymy dopiero cztery lata; i będziemy walczyć do samej śmierci. Nie o nas chodzi, o nie! Chodzi o swobodę ludzkiego rozwoju — może dopiero dla naszych prawnuków!

Szpicel znów się pojawia.

Cenzura, InwigilacjaGOSPODYNI

79

Łatwo wam gadać, paniczu. Gdybyście mieli rodzinę do wyżywienia — myślelibyście inaczej po takich czterech latach.

STUDENT

przyjaźnie, wskazuje oczami na Szpicla
80

Ale nie myślałbym głośno, obywatelko.

INTELIGENT

81

A Konwencję należy podziwiać, zamiast mieć do niej małostkowe pretensje. Cóż stąd, że wśród siedmiuset deputowanych jest parę głupców i łotrów? Cóż oni znaczą — wobec jednego Robespierre'a[18] na przykład?

To nazwisko działa jak lekki prąd elektryczny.

DRUKARZ

82

To fakt: odkąd on chory[19], rewolucja zwalnia biegu i zaczyna się chwiać.

STUDENT

żarliwie
83

To człowiek wyjątkowy. Jedyny umysł zdolny objąć całokształt sytuacji i to pod każdym kątem widzenia; a przy tym czysty.

MULARZ

84

Właśnie. Bo zresztą, jak który bystry — to złodziej…

DRUKARZ

szeptem
85

Jak „Człowiek Dziesiątego Sierpnia”[20]

oburzenie Blondyna

MULARZ

86

…a często także i zdrajca. — Tymczasem jemu jednemu można zaufać naprawdę.

STUDENT

87

Rządzi lepiej niż najlepszy król; lecz o dyktaturze nie pomyśli nawet!

BLONDYN

groźnie
88

No, niechby tylko spróbował! — Ale on się już wysłużył, moi drodzy.

STUDENT

89

Oszalałeś?!

INWALIDA

90

Tak, to prawda! Chaumette też mówi, że to człowiek zużyty; i ma zupełną rację!

BLONDYN

91

Rewolucja dawno ukończona; teraz potrzeba Republice pokoju i swobody; tymczasem on przeciąga wojnę, przeciąga terror, wyczerpuje i zniechęca naród…

DRUKARZ

92

Aha, ten chodził do szkoły Dantona[21]!

INWALIDA

93

Idioto! Jest wręcz przeciwnie; RewolucjaRobespierre był dobry, póki starczyły środki łagodne. Za to dziś trzeba energii! Dziś trzeba środków radykalnych, których on się boi — inaczej kontrrewolucja zarazi cały kraj, jak już zaraziła Konwencję…

BLONDYN

94

Wolę ja szkołę Dantona od szkoły Héberta! To wy, zdrajcy, nas głodzicie! Takie to te wasze radykalne środki!

Zanosi się na starcie. Uwagę odwodzi nadejście konwoju egzekucyjnego ze skazańcem. Konwój ma wejść w przecznicę, zastawioną przez czekających. Musi się więc zatrzymać, a rząd przesuwa się z trudem, gdyż silniejsi wypychają słabszych za lada drgnieniem.

BLONDYN

cicho
95

O — albo patrzcie na to. Czy to ma sens? Dzień w dzień kogoś prowadzą. Przecie już się mdło robi na samą myśl o tej wiecznej jatce publicznej! I czemu ten wasz Komitet nie przestanie?

ELEGANT

96

Hej, co to za jeden?

Milicja ignoruje pytanie.

INWALIDA

97

Gadajcie: co to za jeden?

ŻOŁNIERZ

98

Emigrant; ale co wam do tego?

SZPICEL

zbliża się
99

Co nam do zbawienia Ojczyzny, hę? Co nam do tego?

INTELIGENT

100

Cóż to, na piechotkę dla odmiany?

ŻOŁNIERZ

101

Jak jeden, to po co go wieźć? Zdrów jest, może iść.

SZPICEL

102

Pewno — w jedną stronę może iść. — Ale z powrotem będzie trudniej… co, panie hrabio? Na piechotkę — z powrotem?…

śmiech dwu-trzech osób, krótki, bo bez rezonansu

MĘŻCZYZNA B

103

Czemużby nie? O tak, główkę pod pachę i dalej!

Konwój rusza.

SUZON

drżącym głosem
104

O mój Boże… a on taki ładny… biedaczek!

Trochę przychylnego śmiechu — lecz na ogół nastrój niechętny. Konwój mija.

DAMA

105

O tak — to rzeczywiście smutny widok…

STUDENT

106

Raczej dziękujcie Bogu za energię i czujność Komitetów! Więc wolelibyście, żeby asygnaty spadły do wartości starego papieru? Żeby każdy mógł żądać tysiąc funtów za wiązkę drzewa i okradać was z tej odrobiny jadła, jaką przynajmniej teraz dostajecie?!

Dwaj uzbrojeni żołnierze Armii Rewolucyjnej pukają do okiennicy i ustawiają się po obu stronach wejścia.

GŁOSY

szmer ulgi, radości
107

Nareszcie! — Trzy godziny każą nam czekać! — Byleśmy tylko wszyscy dostali…

Piekarz otwiera. Okrzyk radości; wchodzi Mularz.

SUZON

cicho do towarzyszki
108

Co to za jedni?

MADELEINE

109

Toś ty jeszcze nigdy w ogonku nie stała? — Armia Rewolucyjna. Żołnierze Vincenta.

SUZON

110

A oni nam po co?

BLONDYN

111

Utrzymać porządek. — Zobaczycie, jaki oni ten porządek utrzymują.

Mularz wraca; wchodzi Madeleine. Zatrzymują Mularza, czepiają się go.

GŁOSY

112

Ile tam jeszcze sztuk? — Ile bochenków? — Ile on tam ma? — Czy starczy dla wszystkich? — Czy jest dość?

MULARZ

uwalnia się
113

A czy ja wiem? Nie liczyłem!

Odchodzi. Tłum w napięciu.

KOBIETA A

półgłosem
114

To znaczy, że za mało!…

Szmer niepokoju. Powstaje elektryczne naprężenie gotowości.

MADELEINE

wybiega; szeptem do Suzon
115

Spiesz się — już tylko siedem sztuk!

Exit[22]. Podsłuchana wiadomość spływa błyskawicznie wzdłuż rzędu szeptem — który prawie natychmiast przechodzi w krzyk.

GŁOSY

116

GłódSiedem sztuk — siedem bochenków — co, znowu! — Prędzej, do środka! Mnie się należy!! — Ja muszę dziś dostać!!!

Nim Suzon dobiegła do drzwi, rząd się rozsypał. Koniec rzuca się naprzód; za nim wszyscy. Piekarz zatrzasnął drzwi, przygniatając rękę jakiejś kobiecie. Przeraźliwy krzyk bólu. Tłum rozwścieczony dusi się pod drzwiami. Jęki, krzyk, przekleństwa. Wreszcie wyskakują poszczególne głosy:

DRUKARZ

wskazuje na posągowych żołnierzy
117

My się zabijamy… a ci tu, psiakrew, stoją jak malowani, widzicie ich!

Tłum zluźnia się nieco i orientuje zgodnie przeciwko nim, lecz na razie bez zaczepności.

GŁOSY

zirytowane, lecz dobroduszne
118

No, ruszcie się, ruszcie — dalej! — A radźcież nam teraz, od czego wy jesteście? — Armia Rewolucyjna! — Im tylko przewroty w głowie! — Wypchać by was, jednego z drugim, a waszych Vincentów też! — Żeby który bodaj palcem kiwnął… — Gadajcie przynajmniej: co mamy robić?!

ŻOŁNIERZ

119

I wynoście się do domów, marsz!

Szmer zdumienia — ryk wściekłości. Tłum przybiera postawę agresywną, naciera nawet, lecz nie śmie atakować.

KRZYK

120

Oni naumyślnie! — Łapówkę wzięli, żeby nas nie wpuścić! Kreatury zdrajców!

Drukarz zamierza się na żołnierza; ten nastawia bagnet. Ostry krzyk przerażenia. Tłum odskakuje od broni jak zgłodniałe psy od bata: o krok. Jest stosunkowo ciszej, gdyż furia i strach tłumią teraz głosy. Groźne zawieszenie po obu stronach.

KRZYK

121

Z bagnetem na lud!… Pitt ich opłacił! — Bydlęta! — Świnie! — Banda!— Do stu piorunów, ja chcę chleba! kobieta: A wyrwijże im który te rożna!

Nie ma rezonansu: tłum jest bezbronny, nie wie, co począć.

INWALIDA

znajduje wyjście
122

Wywalić drzwi!!!

Zawieszenie momentalnie przechodzi w akcję. Tłum zmienia orientację ku uldze żołnierzy, którzy też nie bronią nowego jej celu. Owszem, ostentacyjnie opuszczają broń. Krzyk się wzmaga.

KRZYK

jaskrawszy
123

Wywalić! — Tam mnóstwo chleba! — To skupywacz! — Wywalić! — Dalej, wywalić!!

Żołnierze ustępują, lecz kobiety rzucają się na drzwi, bronią ich z wrzaskiem.

KOBIETY

124

O, nie! My też chcemy chleba! — Niedoczekanie wasze! Albo wszyscy, albo nikt! — Precz stąd! — Nam się pierwej należy! — Złodzieje! — Bandyci!!

Zbiegowisko. Głowy u okien. Zachwyt tłumu, świst, krzyki, śmiech, wycie. Okrzyki zachęty jak na zapasach. Dzieci rzucają kamieniami. Mężczyźni wśród pisku odciągają baby i walą w drzwi ciężarem ciał.

MĘŻCZYŹNI

125

Dalej, wal go! — Baby, na bok!

Orgia; szturmują. Wtem zjawiają się, ex machina[23], trzej komisarze sekcji. Tłum zastyga momentalnie; tylko oblężenie trwa jeszcze parę sekund dzięki nieświadomości szturmujących. Gdy tylko się spostrzegli — nieruchomieją. Cisza kościelna.

KOMISARZ I

gdy już słychać oddech — efektownie cicho
126

Co się tu dzieje?

CHÓR

wybucha
127

Chleba… brak chleba… bezprawie… od trzech dni… skupywacz… i znowu… naumyślnie… zdrajcy!… nieprawda… siedem sztuk… zataraso…

KOMISARZ I

grzmi
128

Cicho! Gadać po ludzku!

cisza. Potem artykułowane głosy.

GŁOSY

129

Znów tylko siedem bochenków! Dzień w dzień za mało! — On musi nas wpuścić! — Nie ma prawa! — Tymczasem, o, zatrzasnął, bestia! — On ma pełny magazyn: to skupywacz! coraz gwałtowniej Tak jest, skupywacz! — Pitt go opłaca, a tych tu też! — Trzeba wyłamać drzwi! — Zobaczymy, ile on tam schował! poklask Wyłamać! — Trzeba wyłamać!!

KOMISARZ I

ponad hałasem
130

Kto jeszcze raz powie „wyłamać”, zostanie aresztowany. Cisza. Nikły, żałosny protest Skoro jest siedem bochenków — dostanie je tych siedmioro, na których kolej. u końca pierwotnego rzędu znów nieśmiały protest. Kto miał teraz wejść?

Zgłaszają się wszyscy. Konsternacja. Śmiech.

KOMISARZ II

do żołnierzy
131

A wy od czego? — Dla ozdoby? — I to wy pozwalacie na takie skandale?!

ŻOŁNIERZ II

132

A co, to nasza wina, że ten tam ma siedem bochenków?

DRUKARZ

wśród gwaru bezradnej irytacji
133

Ależ podzielmy się, ludzie!

GŁOSY

nagłe ożywienie
134

Co… podzielić? — Podzielić, mówi… — A dobrze! — Świetny pomysł! — Ilu nas jest? — Liczyć! — Podzielić! Podzielić! — Osiemnastu. — Ilu tam? Dwudziestu trzech — siedemnastu — nie ruszać się! — Dwudziestu jeden. — Tak, dwudziestu jeden! — Równy rachunek! protest E, co mi tam po kromeczce… — Ja muszę przynieść bochenek! — Czekam od świtu! — Mam prawo do całego chleba! — Żadnych podziałów! Było przyjść wcześniej! — Myślą, że wszystko dla nich!

INTELIGENT

135

No to nikt nic nie dostanie!

KOMISARZ I

136

Dalej, obywatele: ustawić się trójkami, prędzej! Każdy dostanie po jednej trzeciej, a my zrewidujemy sklep.

Ustawiają się stosunkowo spokojnie, chętni zmuszają niechętnych. Szpicel zbliżył się do Komisarzy; szepce do I i II.

KOMISARZ III

podczas gdy piekarz otwiera i wpuszcza Drukarza, Suzon i Blondyna
137

To ja pójdę zobaczyć. Ale wątpię, czy co znajdę: to człowiek uczciwy.

Odchodzi. Szpicel usuwa się za narożnik i patrzy. Komisarze ustawiają się przy drzwiach. Drukarz wraca.

KOMISARZ II

kładzie mu rękę na ramieniu
138

Aresztuję was w imieniu prawa.

Cisza grobowa zalega nagle ulicę. Drukarz zdrętwiał; chwila milczenia.

DRUKARZ

odzyskuje głos
139

Z-za-a co?…

KOMISARZ II

do tłumu
140

Czy on powiedział, że trzeba usunąć Konwencję?

Zdumienie powszechne; stopniowo ożywiają się.

GŁOSY

141

Nie… — Ależ skąd! — No tak, właściwie powiedział… — Nie: nie „usunąć”! — Przekręcili! — Ale to tylko tak — i nie że trzeba — że warto by — ale to tylko tak ot, nic nie myślał — z naciskiem nie powiedział przecie „usunąć”!

KOMISARZ II

142

No, tylko jak?

ELEGANT

143

Wyczyścić!

Tłum drgnął krótkim śmiechem, który natychmiast gaśnie. Suzon wychodzi i zatrzymuje się w drzwiach przerażona.

KOMISARZ II

144

Trudno; zabierzcie chleb, a dajcie mi kartę. W komitecie sekcji sprawa pewno się wyjaśni.

Odchodzi z więźniem.
równocześnie

SZMER

grozy i gniewu
145

To ten szpicel… kręcił się od świtu… Wszędzie tego pełno, jak wszy… A widzicie, nie mówiłem? Widzicie, jak to dziś trzeba uważać?!

KOMISARZ I

do Suzon, która robi krok naprzód
146

Wy też musicie kartę pokazać.

SUZON

zmartwiała
147

Ja?!!

KOMISARZ I

148

Tak, właśnie wy.

SUZON

oszalała
149

Ależ ja nic nie… za co wy mnie… krzyk, który sprowadza nagłą a zupełną ciszę Jezus Maria, oni mnie zetną!!!

KOMISARZ I

podejrzliwie
150

Prędzej, obywatelko. Kartę. Bierze jej z rąk chleb, który jej przeszkadza przy szukaniu.

SUZON

151

Ale to dla domu!…

KOMISARZ I

152

Ja wam tylko potrzymam. Znajdźcie kartę.

INTELIGENT

153

Co ta mała przeskrobała, komisarzu?

KOMISARZ I

154

Podobno zdradziła takie wzruszenie na widok skazanego emigranta, że należy przypuszczać, iż to jej kochanek…

SUZON

jak młody kogut
155

Co?!!

KOMISARZ I

156

… lub krewny.

Tłum patrzy po sobie; nagle wybucha śmiechem.

GŁOSY

157

Powiedziała, że ładny, to wszystko! — Żal jej było przystojnego chłopca, przecie to jeszcze głupiutkie! — Dla niej chłopiec to chłopiec!

SUZON

158

O, tu karta… A teraz mnie za to zabiją!

Zdwojona wesołość. Komisarz III wychodzi z sklepu i patrzy.

KOMISARZ I

159

Nie zabiją, nie — chyba żeście chciała objąć dyktaturę nad krajem. — Czy ją kto z was zna?

GOSPODYNI

160

Naturalnie! To Suzanne Ferrus, córka fryzjera spod dwunastego!

GŁOSY

ubawione
161

A puśćcież ją! — Ona myśli, że teraz to już prosto na szafot!

KOMISARZ I

porównał z kartą
162

Tak… do III Jak sądzisz: co począć z tym ptaszkiem? Wziąć do sekcji i przepytać, czy od razu puścić?

KOMISARZ III

163

Puść ją. Nie mamy czasu na nonsensy. — A trzeba być idiotą, żeby myśleć, że arystokratka zacznie w głos żałować swego wspólnika, na ulicy.

KOMISARZ I

164

No, obywatelko — ruszajcie zatem.

zadowolenie tłumu

SUZON

śmieje się wśród gorących łez; wykonuje dyg
165

Dziękuję wam, obywatele!

ucieka

KOMISARZ I

166

Hej! Wasz chleb! Macie tu wasz chleb! śmiech powszechny. Suzon wraca i bierze chleb; po drodze zaczepiają ją przyjaźnie. Do kolegi Więc cóż? Znalazłeś co?

KOMISARZ III

167

Nic zupełnie. Wiedziałem z góry, że to nie spekulant.

KOMISARZ I

przejmująco zimnym tonem
168

Hej, kolego! Strzeż no ty się przed zbytnią ufnością do ludzi! Teraz musimy podejrzewać wszystkich!…

ODSŁONA 2

Skromny pokój Robespierre'a. Trybun siedzi cierpliwie, czekając, aż fryzjer skończy pracę z jego włosami, i cieszy się życiem w przedwiosenny dzień. Fryzjer posypuje gotową fryzurę pudrem; pacjent podnosi lustro ręczne — trochę nieufnie — a ujrzawszy się, szczerzy w uśmiechu kredowe zęby.

ROBESPIERRE

169

To już przesada. Wyglądam jak gigantyczny przekwitły ostromlecz.

FRYZJER

170

To pańska zwykła fryzura. Tylko twarz panu wychudła i dlatego zapewne wydaje się…

ROBESPIERRE

171

Może być. — Poradźcież co na to; nie można zachować powagi na mój widok.

FRYZJER

172

Dziś już za późno. Jutro znów przytnę panu włosy. — Swoją drogą nikt wśród moich klientów nie ma tak gęstych. Grzebień w nich tonie.

ROBESPIERRE

po kilku sekundach
173

À propos klientów — macie mnóstwo źródeł informacji. Podobno Wielki Sędzia znów kusi po nocach? Czyście co słyszeli?

FRYZJER

zakłopotany
174

Słyszy się takie nonsensy…

ROBESPIERRE

175

No cóż takiego? Może to ja mam być tą tajemniczą istotą obecnie?

FRYZJER

176

Na Boga! — Nie, do tego jeszcze nie doszło…

ROBESPIERRE

już troszkę energicznie
177

No więc?

FRYZJER

178

Powiadają, ż-że… że Danton.

Robespierre zastygł. Dotkliwa cisza.

ROBESPIERRE

naturalnie, lecz zbyt monotonnie
179

Skąd to macie…

FRYZJER

coraz bardziej nieswój
180

Wybaczcie, obywatelu… nie mogę… to jest wo-wolałbym… nie…

ROBESPIERRE

obojętnie
181

Mniejsza o to. lekkie pukanie Proszę!

Wchodzi Eléonore Duplay [24], 25 lat. Zatrzymuje się w drzwiach.

ROBESPIERRE

182

Dzień dobry! Proszę wybaczyć, że nie wstaję. Niechże pani wejdzie…

ELÉONORE

podaje mu rękę i siada
183

Wstał pan już? — Czy nie za wcześnie jednak?…

ROBESPIERRE

szczerzy zęby
184

Za wcześnie… po pięciu tygodniach! — Zresztą, w taki dzień jak dziś trup by wstał.

ELÉONORE

185

Ale podłoga chwieje się jeszcze… prawda?

ROBESPIERRE

186

Troszkę — lecz to jej dodaje uroku. — Nie mogę się nasycić rozkoszą swobodnego ruchu. Mięśnie zmartwychwstają… Życie jest rzeczą nad wyraz przyjemną, proszę pani.

Fryzjer cofnął się o krok i mierzy swoje dzieło.

FRYZJER

187

No — sądzę, że pan gotów.

Podaje mu lustro, które Robespierre lękliwie odpycha.

ROBESPIERRE

188

Nie… wolę się nie widzieć. Dziękuję wam. — Jutro proszę już przyjść o zwykłej porze! Fryzjer kłania się i wychodzi. Robespierre obraca się w krześle, ręce do łokci opiera o poręcz i patrzy z nieokreślonym uśmiechem w oczy równie nieruchomej kochanki. Nagle wstaje i podaje jej dłonie Przywitajmy się, lwico. Eléonore wstaje spokojnie; obejmują się i całują. Lecz to jej nie wystarcza; opuszcza się z wolna na kolana, łasząc się twarzą i torsem o ramię, pierś, bok, biodro i udo przyjaciela. On stoi oparty o dość odległy stół — by nie stracić równowagi, gdy mu ramionami otoczyła kolana — i przegięty wstecz w postawie rozkosznie niewygodnej. Broni się — bez przekonania — lewą ręką. Dopiero gdy mu się uścisk osuwa poniżej biódr, chwyta powietrze trochę gwałtownie i prosi poważniej — Och, Léo… przestań. ona udaje oczywiście, że nie słyszy. Ciszej a intensywniej Przestań… przestań.

Odpycha ją prawie. Gdy wstała, przeciąga się niespokojnie całym ciałem. Potrząsa głową, jakby chciał coś z włosów strzepnąć. Końcem stopy zakreśla linie na podłodze.

ELÉONORE

siada. Wesoło, lecz z ukrytą goryczą
189

Prawda. Wykroczyłam przeciw twoim zasadom.

ROBESPIERRE

zdziwiony podnosi głowę
190

Moim zasadom… ty?!

ELÉONORE

191

Jedną z nich w każdym razie umiejętnie wbiłeś mi w pamięć: „Wszelki objaw miłości przy świetle dziennym jest nietaktem w najgorszym guście”.

ROBESPIERRE

siada
192

To agresywne zasady człowieka pracy — mnie, zmokłej kurze, tak dzisiaj obce!

ELÉONORE

193

Chwała Bogu. Już sobie i pazury ostrzyć zaczynamy… dla próby na sobie samym, przypatruje mu się Tak: jesteś zdrów. — Szkoda.

ROBESPIERRE

194

No wiesz

ELÉONORE

delikatnie wzrusza ramionami
195

Trudno, najdroższy: byłam szczęśliwa dzięki twemu cierpieniu. Tyś się skręcał w szponach malarii — za to ja miałam cię przez całe godziny, ba — przez dni i noce. Choroba nie szpeci cię nawet: z tym wyrazem tragicznej bierności było ci niezmiernie do twarzy. Siedziałam i uczyłam się twych rysów na pamięć. Nie pielęgnowałam cię: nie jestem żoną. Ładnie byś zresztą na tym wyszedł! W rękach mojej matki byłeś bezpieczny.

ROBESPIERRE

przypatruje się jej zamyślony
196

Gdybym tylko mógł uwierzyć w ten twój metaliczny egoizm, lwico…

ELÉONORE

197

Przyjacielu: miłość to nie miłosierdzie.

MacierzyństwoROBESPIERRE

podstępnie, po kilku sekundach
198

A dzieci, dearest[25]?…

ELÉONORE

zdumiona
199

Dzieci? z podgiętymi kątami ust Człowieku: a na cóż mi nędzna karykatura, gdy mam oryginał? — Niech sobie natura zakłada wylęgarnie w innych ciałach — niezdolnych do szczęścia.

ROBESPIERRE

naiwnie zdziwiony
200

Szczęścia?… — Ach, dwa lata temu chyba! z niesymetrycznie przeciągniętymi ustami Zapewne… nasze ówczesne wieczory… i noce… Nasze idylliczne plany — Great God! [26] — Gdym myślał, że się spełnia swoją porcję rewolucyjnej roboty za rok lub dwa, a potem wraca do domu! — Léo: te czasy minęły!

ELÉONORE

201

W porównaniu do dziś byłam wówczas uboga.

ROBESPIERRE

202

MiłośćKochałem cię wtedy. — Dziś jesteś mi środkiem nasennym.

ELÉONORE

203

Wiem.

ROBESPIERRE

204

Dziecko, ty kłamiesz! Tym gorzej, jeśli też i wobec siebie samej! Natura w tobie uczepiła się płonnej nadziei — i dla tego kłamstwa marnujesz swe cenne życie w sposób wręcz ohydny!

205

Léo: rewolucja potrwa z dwa stulecia. Nigdy nie będę wolny, rozumiesz? Nigdy. Rząd dwudziestogodzinnych dni coraz cięższej pracy aż do samej śmierci. Dziś mam trzydzieści pięć lat… nim dobrnę do czterdziestki będę ruiną — niczym najrozrzutniejszy pięćdziesięcioletni rozpustnik!

ELÉONORE

206

I cóż stąd, jedyny? Póki mogę cię widzieć choćby w przelocie — póty przesycasz mi życie niewypowiedzianą radością. Gdy mnie rzucisz — będę cię przecież widzieć co dzień z galerii Konwencji i klubu.

ROBESPIERRE

207

Kobieto: czy ty nie czujesz, jak cię taka niewola poniża?! RewolucjaPosłuchaj: rewolucja wchłania nie tylko mój czas — lecz całą moją istotę. Dziś już nie posiadam osobistego życia. Przestaję być człowiekiem: ludzka wrażliwość, ludzkie uczucia, pragnienia — wszystko to zsycha stopniowo i odpada w tej piekielnej temperaturze ześrodkowanego wysiłku. Staję się bezosobowym, potwornie rozszerzonym, rozognionym mózgiem. Dziś widzę, co się ze mną dzieje, bo mam czas… i aż mi nieswojo. — Dziecko: ja cię już nie kocham. Jesteś mi dosłownie obojętna! — SeksZważ: jedyna obecnie sposobność, by spędzić parę minut razem — to gorączkowe spazmy żądzy u mnie; spazmy, które są podłą męczarnią, a wynikają z bestialnego wyczerpania. Czy ty wiesz, Léo, że mi jest absolutnie wszystko jedno, kto mnie od tej udręki uwolni? — Czy wiesz, że cię nieraz pierwsza lepsza dziewka zastępuje… i że mi to nie sprawia różnicy? Że jeśli się do ciebie zbliżam — to tylko dlatego, że brak mi sił, by przejść kilka ulic i oszczędzić ci przynajmniej tego poniżenia?…

208

Léo — człowieku — przecież to hańba! Szarpnij się, chociaż ci trudno — i uwolńże się nareszcie!

ELÉONORE

z lekkim westchnieniem
209

Nie wysilaj się, carino[27]. Czyż twoja w tym wina, że los przeznaczył mnie do twego użytku? Robespierre marszczy brwi. Ona uśmiecha się wąsko O co ty się trapisz? SeksPrzecie po to tu właśnie jestem, by ci oszczędzić wędrówek po mieście, gdyś zmęczony, i uchronić cię od zakażenia. — Gorszę cię? Nie, nie, chéri[28]: choćbyś dobierał słów jeszcze zjadliwszych — nie zmienisz naturalnego faktu, że jestem twoją własnością. Cokolwiek od ciebie pochodzi — jest mi sensem istnienia, nie hańbą.

ROBESPIERRE

po krótkiej chwili
210

Wstyd mi za ciebie.

ELÉONORE

211

Przesadzasz.

Znienacka chwyta mu rękę i całuje. W odpowiedzi Robespierre nachyla się nagle, ujmuje ją za głową i oddaje pocałunek w usta z intensywnością drapieżną.

ROBESPIERRE

z głęboką szczerością
212

Tak, przyjacielu — wstyd mi za ciebie: to fakt. — Ale równocześnie mogę odczuć twą wspaniałość… dziś, gdy po pięciu tygodniach wypoczynku — człowiek we mnie nieśmiało próbuje się ocknąć. — Za dwa tygodnie… będziesz mi znów już tylko ciałem kobiecym… pod ręką. — Och, jacyście wy szczęśliwi — ludzie prywatni!… I jakże ciebie straszliwie szkoda, Léo!

ELÉONORE

213

Ale te dwa tygodnie, Maxime — darujesz mi! — Powiedziałeś wyraźnie!

ROBESPIERRE

patrzy przez okno
Wyjmuje pilnik, siodełko etc. i zaczyna umiejętnie piłować paznokcie.

ELÉONORE

prawie przestraszona
214

Jak to… sądzisz, że się wyliżesz za cztery dni?

ROBESPIERRE

215

Przecie już mi nic nie jest. Za to — jestem maniakalnie spragniony waszego życia. Chorobliwie: jak pijak, gdy mu odmówią alkoholu…

Pukanie. Wstaje i podchodzi do drzwi.

GŁOS

podrostka, który podaje korespondencję przez drzwi
216

Listy dla pana. Tu depesza z Komitetu Bezpieczeństwa[29].

Całkowicie zaabsorbowany Robespierre niecierpliwie przerzuca listy stojąc przy stole. Na końcu rozdziera depeszę.

ELÉONORE

zaniepokojona, nieśmiało
217

Maxime, pow…

ROBESPIERRE

218

Psssst, poczekaj

ELÉONORE

półszeptem
219

Żmijo!…

ROBESPIERRE

muzykalnym świstem zbiega gamę chromatyczną. Czyta parę słów dalej; podnosi raźno głowę
220

Już po moich wakacjach, Léo.

Eléonore opuszcza powieki. Odwraca się spokojnie twarzą do okna.

ROBESPIERRE

mówi i czyta równocześnie
221

Za pół godziny… muszę… być w Ko-mitecie… odrywa na chwilę oczy Więc proszę cię o filiżankę kawy. Jeśli chleba nie ma, to nic nie szkodzi.

ELÉONORE

222

Natychmiast.

Robespierre podnosi oczy i śledzi ją z uśmiechem trochę smutnym, aż znika za drzwiami. Wtedy siada i zamyśla się, wpatrzony w ścianę przeciwległą. Twarz mu się ścina. — Pukanie ułożone w rytm. Na monosylabiczną odpowiedź wkracza do pokoju Saint-Just[30].

SAINT-JUST

223

Jesteś przytomny — wstałeś nawet. To całe szczęście. zasiada, nie czekając na zaproszenie. Robespierre podejmuje pilnik na nowo Czy dostałeś zeznanie Haindla[31]?

ROBESPIERRE

znad swej pracy wskazuje depeszę skinieniem w bok
224

A jakże. Dopiero co.

SAINT-JUST

225

Widzisz, że miałem rację? — Gdybyś mi był dał wolną rękę tydzień temu, mielibyśmy dziś spokój. A Bóg wie, co z tego teraz będzie.

ROBESPIERRE

226

Nic się nie stało ani nie stanie. To tylko hebertyści.

SAINT-JUST

opiera się wstecz
227

Tylko!…

ROBESPIERRE

228

Tylko. Puste pałki są nieszkodliwe, nawet gdy chcą wysadzać Paryż w powietrze. Rozwiążemy Armię Rewolucyjną, a Vincenta osadzimy w więzieniu. Voilà tout [32].

Milczenie. Saint-Just przypatruje mu się krytycznie.

SAINT-JUST

229

Maxime — wstrzymywałem się dotąd od indagacji — ale zaczynasz mnie niepokoić. Skąd ta podejrzana skłonność do pół- i ćwierćśrodków — u ciebie?!

ROBESPIERRE

230

Moja niechęć do przelewu krwi, chciałeś powiedzieć? — Synu, bo Rewolucja, Terrorstoimy na samej granicy terroru. Jesteśmy zmuszeni tępić fałszerzy, skupywaczy, zdrajców. A jeśli się tego straszliwego środka nie opanuje — nie zdoła pohamować jego tendencji do potęgowania się — to każdy nowy krok jest krokiem ku katastrofie.

SAINT-JUST

231

Lecz skoro nie ma innego środka wewnętrznej obrony?

ROBESPIERRE

232

Gdy nie ma — to trudno. Ale uczniak Vincent, raz, nie jest niebezpieczny — po wtóre, jest, lub był, działaczem rewolucyjnym. To znaczy, że dla pewnego procentu ludności — jest wodzem. A Rewolucjapiętnować i tracić wodzów, przyjacielu — to niszczyć rewolucję w samym rdzeniu jej życia: w duszach ludzkich. Bo wtedy ludzie tracą wiarę.

233

Radzę ci pomedytować nad tymi dwoma słowami.

SAINT-JUST

po chwili
234

Gdyby szło o Collota, powiedzmy… ale Vincent! Za nim idzie kilkudziesięciu zatraceńców w najgorszym razie.

ROBESPIERRE

235

Wystarczy, gdy zwątpienie zgasi kilkadziesiąt dusz. Bo zwątpienie szerzy się jak dżuma.Wiara Wiara — przebudzenie się ludzkiej duszy w zwierzęciu roboczym — to słaby płomyk. Jeśli jej nie będziemy strzec jak Ciała Pańskiego — możemy dożyć dnia, gdy zniechęcona Francja jednogłośnie zażąda powrotu do chlebodajnej niewoli. A co wtedy, Saint-Just? odkłada pilnik i wpatruje się w przyjaciela z skośnym, asymetrycznym uśmiechem Wyobrażasz sobie naród francuski zmuszony być wolnym pod presją armat rewolucyjnego rządu?…

SAINT-JUST

po chwili pustego milczenia
236

To dedukcje bez miary, uwieszone na włosku. Dla przyszłego stulecia — nie można poświęcać jutra.

ROBESPIERRE

podpiera nagle głowę na obu dłoniach, jakby mu przybrała na wadze
237

Komunały są czasem… oślepiające. Eléonore wchodzi, przynosząc śniadanie. Witają się przyjaźnie z Saint-Justem. Robespierre wstaje i pomaga jej nakryć Dziękuję ci serdecznie… co, prawdziwy chleb?! Ulubienico bogów, bądź błogosławiona! Antoine, cukru oczywiście nie ma — czy mam cię gościć tą smołą?

SAINT-JUST

238

Będę ci wdzięczny. Nie spałem; jestem zmęczony i zły.

Eléonore exit.

ROBESPIERRE

nalewając kawę
239

Wszystko jedno, Saint-Just. W tym wypadku — dobro Republiki nie wymaga ofiar ludzkich. Nie traćmy proporcji z oczu.

SAINT-JUST

podczas gdy tamten zabiera się do krajania chleba — pije łyk w zamyśleniu, po czym opiera się o poręcz
240

Pozwól zatem, że uzupełnię informacje Haindla dwoma drobnymi faktami:

241

Po pierwsze: chodzą wiarygodne pogłoski, że Desmoulins[33] napisał nowy numer — to by był siódmy — w którym otwarcie wzywa ogół do buntu przeciw Komitetom; po drugie: od trzech dni Paryż szepce o bliskim przewrocie i o dyktaturze Wielkiego Sędziego jako o rzeczy… prawdopodobnej.

242

A pamiętasz, prawda, że pierwotny Wielki Sędzia — którym miał być Pache — został uroczyście wyśmiany przez całe miasto.

243

Sapienti sat[34].

ROBESPIERRE

już przy pierwszej rewelacji odłożył nagle bochenek i nóż. Stoi wyprostowany z rękami na stole; zmarszczył nieco brwi. Gwałtownie
244

Tym razem kto?…

SAINT-JUST

245

Nikt nie wymawia nazwiska. Czyli że…

Pije, bierze sobie ukrajaną kromkę, ale obserwuje przyjaciela bezustannie.

ROBESPIERRE

odrywa się szarpnięciem od stołu, odchodzi ku oknu. Z głębi serca, po krótkiej chwili
246

Przeklęta banda!! wraca z wolna Tak. To samo mówił mi fryzjer — wykrztusił nawet nazwisko, zatrzymuje się Nie uwierzyłem… półgłosem, w którym tętni krzyk Czy ten cham oszalał?! Ratować własną skórę za cenę katastrofy państwowej… pada na krzesło. Szeptem Wielki Boże!…

SAINT-JUST

247

Pij, bo wystygnie.

ROBESPIERRE

przyjrzał się kawie dokładnie, ale jej nie rusza. Spokojnie
248

Skoro hebertyści są na żołdzie Dantona — to rzeczywiście nie ma rady. Trzeba będzie poświęcić czterech wodzów, żeby go rozbroić. Zabiera się do śniadania z determinacją, bo bez apetytu.

SAINT-JUST

249

Maxime — mówię do dawnego, nieugiętego Robespierre'a: oszczędzimy społeczeństwu wiele, jeśli poślemy Dantona razem z Vincentem. Od razu.

ROBESPIERRE

obraca się sztywnie
250

Danton jest nietykalny, Saint-Just.

SAINT-JUST

251

Człowiek, co sprowadził na Paryż te trzy tygodnie głodu — musi zginąć na szafocie już za to jedno, jeśli sprawiedliwość rewolucyjna istnieje.

ROBESPIERRE

przeciąga kurczowo usta, podnosi jedną brew — bardzo cicho, a tonem jak kwas siarkowy
252

Sprawiedliwość rewolucyjna!!… patrzy wprost przed siebie, pochylony jakby pod uciskiem na karku. Naraz uprzytomnił sobie, że daje zgorszenie i opanowuje się Danton jest nietykalny, bo Danton — to Człowiek Dziesiątego Sierpnia. Idiotyczny jak zawsze przypadek jego właśnie — obrał za symbol. Nie dla jakiegoś procentu ludności: dla całej Francji. Stracić go, to wyprzeć się samych podstaw Rewolucji. zrywa się w niepokoju graniczącym z popłochem. Krąży nerwowo Ale na tym nawet nie koniec… stracenie Dantona sprowadziłoby sytuację bez wyjścia… szereg logicznie koniecznych klęsk… dosłownie samobójstwo Republiki!… przystaje nagle. Ściska dłonie; powieki mu drgają Całe szczęście, że Danton nie jest — w gruncie rzeczy — niebezpieczny.

siada

SAINT-JUST

literalnie uszom nie wierzy
253

Coś ty powiedział?…

ROBESPIERRE

jedząc i pijąc
254

Danton nie jest niebezpieczny, bo jako umysł — jest zerem. Sam czyn, choćby nie wiem jak krwiożerczy, a nie ożywiony ideą — jest tak groźny jak pięść rozsierdzonego dziecka, co bije w stalową ścianę. Ani pucze Vincenta, ani tchórzliwe okropności Dantona nie zachwieją Republiki. PolitykaNiebezpieczna jest dopiero przewrotna myśl w ponętnych słowach.

SAINT-JUST

255

Mój drogi: a więc… Desmoulins?…

ROBESPIERRE

definitywnie traci apetyt
256

Tak… Desmoulins. pauza Ten ci umiał dorobić Dantonowi ideę, aż miło… akurat taki sentymentalny a sensacyjny absurd, jakiego potrzeba, żeby masy całe zaślepić… Ten osioł, Chryste Panie! — Utalentowane niemowlę[35]!…

SAINT-JUST

ostrzej
257

Regaliści nie kryją się już ze swym uwielbieniem dla tego renegata Rewolucji. Urządzają mu publiczne owacje… naraz groźnie Desmoulins pójdzie pod nóż, za twoją zgodą… lub bez.

ROBESPIERRE

z wolna obraca głowę. Parę sekund zmagania się dwu woli
258

— Nie. znów zaciekła przerwa TerrorNie urządzimy bezmyślnej jatki, póki istnieje prostszy sposób.

SAINT-JUST

zdławionym głosem
259

Wiesz, chciałbym go poznać, ten twój prostszy sposób.

ROBESPIERRE

wstaje coraz silniej podniecony. Zaczyna drżeć co parę sekund. Obejmuje napiętymi dłońmi ramiona na wysokości deltoidów[36], chcąc je ogrzać
260

Chodzi tylko o to, prawda, żeby zamknąć Camille'owi buzię. — Każemy zatem aresztować jego wydawcę, Desenne'a. Numer siódmy nie wyjdzie, a fakt aresztowania napędzi gorliwym czytelnikom „Vieux Cordeliera”[37] nieco zbawiennego strachu. Równocześnie hebertyści pójdą przed sąd; więc jeśli się Danton teraz nie opamięta — to znaczy, że jest niepoczytalny. ścina zęby, trzęsąc się Zachowajmy my przynajmniej głowę na karku, Antoine, gdy histeria strachu ogarnia jednego po drugim. I na miłość boską, nie dajmy zamienić placu Rewolucji [38] — w szlachtuz[39]. Bo to symptom paniki rządu, przyjacielu!

SAINT-JUST

po głębokim namyśle
261

Wiesz, Maxime… ja znowu radzę ci pomedytować nad dwoma wierszami, które Camille w tym nowym numerze podobno tobie poświęca: „Jeśli nie wiesz, czego czasy żądają, i nie słyszysz głosu wołających faktów… ineptus esse diceris[40]”.

ROBESPIERRE

rozweselony
262

To on — do mnie powiedział? Właśnie on! Bezczelność tego cudownego dziecka nie zna granic. — Wwww! Czy się naprawdę tak zimno nagle zrobiło? Podaj mi surdut z łaski swojej!

SAINT-JUST

podaje
263

Co, zimno?! stoi tak blisko, że czuje anormalnie gorącą atmosferą ciała To znaczy, że znów masz gorączkę. Niech cię anieli…

ROBESPIERRE

264

To nic. Przejdzie.

SAINT-JUST

265

Przejdzie! — Trudno. Dam radę sam. Collot nie waży się chyba oponować.

ROBESPIERRE

wciąga płaszcz i rękawiczki
266

Nie. Mój powrót może nam zapewnić przewagę. opiera się miękko o futrynę drzwi Cztery dni!!…

SAINT-JUST

posępnie
267

Majaczysz?

ROBESPIERRE

wybucha śmiechem, co niekoniecznie uspokaja przyjaciela
268

Teraz już nie, najmilszy… właśnie wytrzeźwiałem.

SAINT-JUST

wychodząc za nim
269

No… daj Boże.

ODSŁONA 3

U Dantona. Śpi na szezlongu przy świetle lampki. Nieznajomy — ubranie podróżne, cylinder nasunięty na oczy, twarz po nos ukryta w kołnierzu — wchodzi bez szmeru i przystaje u stóp śpiącego.

DANTON

budzi się; półgłosem
270

To ty, Westermann[41]? — Więc cóż?… Nieznajomy trwa bez ruchu. Danton unosi się na łokciu, zaniepokojony Kto to?!… znów mija parę sekund. Głośno Kto tu jest?!!

NIEZNAJOMY

271

Ciszej, C Three[42]. Danton skoczył na równe nogi. Podnosi lampkę ku zasłoniętej twarzy gościa, lecz ten wstrzymuje mu rękę Wybaczy pan: nie przedstawię się.

Siada. Danton stoi przez chwilę oszołomiony; budzi się nagle i stwierdza, czy oboje drzwi zamknięte i czy się naprzeciw nie świeci.

DANTON

zasłoniwszy okno, siada na brzegu szezlongu
272

No?

NIEZNAJOMY

wyciąga płaską paczkę i kartkę
273

Pi Two alias Twelve [43] przesyła panu to za dekret 18 nivôse'a[44]. Proszę o pokwitowanie.

DANTON

raz jeszcze obejrzał się ku oknu; otwiera paczkę przy lampce
274

Co… angielskie funty?! A któż mi je zmieni?

NIEZNAJOMY

275

To już pańska rzecz. Trzeba było przeszkodzić aresztowaniu Perrégaux.

DANTON

ignoruje docinek, bo zajęty
276

I kwit w dodatku! Po drodze mogą pana sto razy aresztować. Moje pismo zna cała Francja. — Kwitu nie dam.

NIEZNAJOMY

277

Jak pan woli. — W takim razie muszę oddać dziesięć tysięcy funtów temu, kto mi je powierzył. — Bo ja, wie pan — jestem nieco wrażliwy na punkcie buchalterii.

DANTON

ignorując wyciągniętą rękę, rzuca mu paczkę pod nogi. Wstaje sztywno
278

Żegnam.

Nieznajomy podniósł i schował paczkę. Nie rusza się.

NIEZNAJOMY

279

To nie wszystko. — C Three: Minister zna obecną pańską sytuację. Nie chcąc jej pogorszyć, zwalnia pana od zobowiązań. Central Office[45] nie będzie nadal przyjmować raportów ani projektów od pana.

Podczas tej przemowy Danton z wolna pochylał się ku niemu. Opanowuje się z trudem. Prostuje się i wstaje.

DANTON

odwraca się i zaczyna chodzić. Ręce za plecami. Po krótkiej pauzie
280

Mówiąc prościej: Pitt ostrzegawczy syk Nieznajomego dziękuje mi za służbę.

NIEZNAJOMY

281

Nie ja określam rzecz w ten sposób…

DANTON

zatrzymuje się. ..
282

Bo Pitt gdzieś coś posłyszał, że moje akcje spadają; więc drży, że Danton mógłby go teraz poprosić o jakąś wzajemną przysługę… oddawszy mu ich tyle!

283

Uspokój pan Pitta: Danton nie zamierza jeszcze żebrać cudzej pomocy. Zapamiętaj pan sobie te słowa: Pitt przeleje łzy gorzkiego żalu za swą łatwowierność, nim trzy dni upłyną. odchodzi; przerwa

284

Nie tak to bezpiecznie wypowiedzieć Dantonowi służbę. Pitt nauczy się odróżniać Dantona od swoich lokajów i szpicli. Pitt dowie się, że umowy zawarte z Dantonem obowiązują dwie strony.

siada napuszony

NIEZNAJOMY

285

O to właśnie chodzi, C Three, że umowa obowiązuje dwie strony. Więc gdy jedna strona pieniądze bierze, a warunków nie spełnia…

DANTON

zrywa się
286

Ja… ja nie spełniam!!! Ja nie wiodę od pół roku Komitetu Ocalenia za nos, że walczy z wiatrakami, kroku naprzód zrobić nie może, a waszych manewrów nie widzi?! Ja nie stworzyłem, nie podszeptuję, nie rozsiewam „Vieux Cordeliera”?!

NIEZNAJOMY

287

Wszystko to poza umową; a pozostaje pytanie, dla kogo? Czy na pewno dla nas? — Czy też dla domu d'Orléans[46], naszego wroga — któremu Danton obiecał koronę?…

DANTON

rzuca się ku niemu
288

Bezecna pot…

Gość wywinął się z niesamowitą zręcznością. Nagle stoi na środku pokoju.

NIEZNAJOMY

zbliża się z powrotem, mówiąc głośno
289

Czy też może dla sprzy…

DANTON

syczy
290

Ciszej, psie przeklęty!

NIEZNAJOMY

stoi przy stole, kantem od Dantona przedzielony
291

Aha!… znów półgłosem …dla tajemniczego sprzymierzeńca na Wschodzie, z którym się pertraktuje przez Szwajcarię o wydanie dzieci Ludwika?

krótka pauza
292

Czy też po prostu dla siebie… bo Republika jakoś przestaje wam służyć? odchodzi; zatrzymuje się o krok dalej Ci właśnie, Danton, muszą najściślej przestrzegać zasad lojalności — co sobie za zawód — obierają — zdradę. Danton odpowiada piorunującym policzkiem. Nieznajomy pada bokiem o stół; szalonym wysiłkiem zapobiega runięciu na podłogę. Kapelusz mu spadł; Danton świeci mu chciwie w twarz. Nieznajomy prostuje się spokojnie Niezgrabne bydlę, jak zawsze — gdyby nie moja zręczność, huk by się rozległ na cały dom — sąsiedzi by się zbiegli… odchodzi; od drzwi Słowem, C Three: nie liczcie na pomoc Ministra, gdy wam przyjdzie nocą uciekać za granicę sztuczny nieco śmiech Dantona — dla Central Office przestaliście dziś istnieć.

otwiera sobie i wychodzi, cicho zamykając drzwi
Danton walczy przez chwilę z wzburzeniem, dysząc. Wreszcie udaje wybuch ciężkiego śmiechu — wzrusza ramionami, obraca się na obcasie i zaczyna szukać świecznika. Nie znalazłszy go, idzie do drzwi na prawo.

DANTON

otwiera je i woła
293

Louise![47] — Lou-ise!!

szybkie, ciche kroki

LOUISE

niewyraźna drobna postać w bieli
294

Czego chcesz?

DANTON

295

Czemuś mi znowu świecznik zabrała? Potrzeba mi światła. Louise idzie po światło; stawia je na stole i chce odejść. Danton chwyta ją niespodziewanie za obie ręce i przyciąga ku sobie Louison… przepraszam cię. obejmuje ją ramieniem Widzisz, jedyna… mam tyle zgryzot w ostatnich dniach, tyle niepokoju — że czasem wybuchnę; a potem mi żal. Nie gniewaj się na mnie.

chce ją pocałować

LOUISE

odpycha się od niego
296

Nie gniewam się, tylko daj mi spokój.

DANTON

297

A to co znowu? Przepraszam cię za bagatelę niby za Bóg wie jaką krzywdę, a ty mnie odpychasz jak zarażonego?! Dość już raz tej wiecznej komedii!

przyciska ją ciasno do siebie

LOUISE

patrzy mu w oczy od dołu
298

Może mnie uderzysz? To jedno z twoich praw.

DANTON

mięknie nagle; z smutnym śmiechem
299

Należałoby ci się, Bogiem a prawdą… przyciska ją do siebie mniej ostro a czulej Cudu mój kolczasty: wiem, że jestem paskudny jak sam diabeł… z pewnym trudem, nienaturalnie pobieżnie i wiem, że mnie nie kochasz… ale wstydu ci nie przynoszę, jedyna. Być żoną Dantona, dziecko, to nie byle co — poczekaj trzy dni jeszcze, a przekonasz się… ile wart ten twój poczwarny mąż… ujmuje twarz jej w obie ręce; cicho, intensywnie Louise… chcę cię widzieć panią całej Francji.

LOUISE

drgnęła przerażona; nuta plebejskiego rozsądku w jej okrzyku
300

Czyś ty oszalał?!!

DANTON

301

Co, boisz się? Boisz się przy mnie?! Miej odwagę oszaleć i ty też! całuje ją avec fougue[48] Cóż — przebaczyłaś mi? ona wzrusza ramionami z rezygnacją. Danton wyciąga lewą rękę po lichtarz No to chodź… zgasimy światło, żebyś mnie nie widziała…

LOUISE

stygnie i bezwładnieje mu w rękach
302

Georges… jestem tak zmęczona… czuję się coraz gorzej od kilku dni… Georges, proszę cię, z… przerywa jej spazm gardła. Kończy, odwracając głowę zlituj się nade mną!…

DANTON

trzyma ją bardzo delikatnie, zaniepokojony
303

Dziecko jedyne, czemużeś mi nie powiedziała wcześniej? — A rzeczywiście wyglądasz gorzej… Louison, najdroższa moja, co tobie jest? Louise wzrusza ramionami na znak, że nie wie. Twarz Dantona rozjaśnia się naglą radością Ach… więc to może?!!… namiętnie, trzęsie nią Louison! Mów!!

LOUISE

bliska pasji
304

Nie szarp mnie! Nie wiem!

DANTON

zmrożony, bardzo łagodnie
305

Wybacz, kochanie — idź, śpij spokojnie.

Puszcza ją, całując we włosy tak delikatnie, że ona nie czuje dotknięcia. Stojąc zamyślony przy stole, poprawia krawat wśród grymasów. Słychać czyjeś skrzeczące buty na schodach. Danton prostuje się w nowym napięciu.

WESTERMANN

wchodzi bez pukania, niezgrabny, jakby lekko oszołomiony
306

Dobry wieczór.

pada na fotel, ale dźwiga się na widok karafki na stole

DANTON

czeka chwilę, podczas gdy gość nalewa sobie — wreszcie zły
307

No więc?

WESTERMANN

z kieliszkiem w ręce
308

To ty jeszcze nie wiesz? pije Spałeś znowu, jak dziesiątego sierpnia?

DANTON

309

Będziesz gadał?…

WESTERMANN

nalewa sobie drugi
310

Klapa na całej linii. odstawia i siada Tfu, babskie wino.

DANTON

miał czas przemóc wstrząs; spokojnie
311

Cóż to znaczy?

WESTERMANN

312

Co ma znaczyć? Komitet wywęszył, bestia. — Już trzy sekcje były rozruszane; szkoda. — Ale co zrobić,

wzdycha, rozkłada się wygodniej

DANTON

stoi zamyślony
313

Hm… choć teraz to by się i tak na nic już nie zdało… zaczyna spacerować Kto wie… może tak nawet lepiej, zwraca się do gościa Co się właściwie stało? Mówże nareszcie!

WESTERMANN

314

Godzinę temu aresztowano ich tam coś piętnastu — Vincent, Danton przystaje i opiera się o stół Ronsin, Hébert — czy ja wiem? Całe towarzystwo[49]. Danton siada i podpiera głowę Słuchaj, Wielki Sędzio: nie masz ty czego lepszego? Danton wyjmuje mu bez słowa inną flaszkę z szafki, stawia na stole, siada z powrotem i bębni palcami po płycie. — Westermann skosztowawszy O wiesz — to rozumiem, pije z uznaniem. Ocierając usta Robespierre wrócił dziś. Danton przestaje bębnić Widziałem go w parku zamkowym chwilę temu — bo Konwencja ma teraz posiedzenie.

DANTON

wstaje
315

Spodziewam się, że ma… przechadza się przez chwilę. Naraz stwierdza To znaczy, że rozwiążą Armię Rewolucyjną.

WESTERMANN

zdziwiony
316

Skądże ty wiesz? opryskliwy śmiech Dantona Bo rzeczywiście tak powiadają… ja się tam na tym nie znam.

nalewa sobie

DANTON

przystaje przed nim znienacka
317

Wiesz, West… to cud, żeś ty jeszcze wolny. pauza; na wpół do siebie Podejrzany cud. zamyśla się, patrząc w podłogę. Nagle wybucha jasnym śmiechem Pah! Przecież to jasne! — Skądże by mieli się ważyć!

Siada, w dobrym humorze. Westermann uderzony pewną myślą nagle odstawia kieliszek.

WESTERMANN

po chwili
318

A może po prostu… nie wiedzą?! Danton wzrusza obojętnie ramionami. Znów mija chwila Konwencja właśnie zebrana w komplecie… naprężona przerwa. Zrywa się sprężyście; opiera się, stojąc, łokciami o płytę i zaczyna przemawiać poprzez stół cicho a szybko Człowieku… czyż ty nie widzisz, że fiasko Vincenta, to dla nas istna Opatrzność?! Zważ tylko: cały Paryż, przygotowany do puczu, jak beczka prochu; Konwencja aresztowała Vincenta i już się cieszy, że wszystko w porządku — tymczasem ja zostałem, a ja też umiem podpalić lont!…

319

Wiesz, co trzeba zrobić? Zadzwonić na trwogę teraz, o, w środku nocy. Insurekcja jak piorun z jasnego nieba — nie będzie nawet próby oporu. Nie dam im czasu. Spędzę na gwałt zaspane sekcje — bractwo z sociétés wypuści kontrrewolucję z więzień na ulice — zrobi się galimatias, jakiego świat nie widział. Rozjuszony motłoch przypadkowo zaleje Konwencję i uśpi na wieki wszystkie grubsze ryby z Komitetami na czele.

320

Nazajutrz, Danton — Paryż przyjdzie cię błagać, byś raczył objąć władzę. Wiesz, jak to jest… w tobie ujrzą jedyny ratunek. Dasz się uprosić; ale prędzej niż za pięć dni nie uporasz się przecie z chaosem — a przez pięć dni York zdąży otoczyć Paryż, aż miło. wyczekująca pauza; Danton milczy Wiemy przecież, że Jourdan na północy chętnie przepuści Anglika. — My, generałowe Republiki, mamy też już serdecznie dość tego rządu adwokatów[50], co nami pomiata jak szeregowcami… Danton, ja ci ręczę, że mi się uda! A taka sposobność zdarza się tylko raz!

DANTON

przychyla się wstecz ku poręczy, wsuwa ręce w kieszenie, mierzy Westermanna przez zmrużone oczy
321

Wzywać Anglika!… Odwiecznego wroga wpuszczać w samo serce Francji! — Płatnym satelitom takiego Pitta na łup wydawać Miasto Dziesiątego Sierpnia! — Ty Judaszu!!

WESTERMANN

patrzy na niego z lekko rozchylonymi ustami. Gdy nieco ochłonął
322

Dan-ton… przecie nie dawniej jak tydzień temu rozważałeś, jak by Yorka sprowadzić po puczu…

DANTON

323

Głupcze! Tydzień temu zbawienie ojczyzny zależało od natychmiastowego porozumienia z najpotężniejszym jej wrogiem! — Dziś… sytuacja doszczętnie zmieniona. Teraz Francja może i musi dążyć nieubłaganie do całkowitego unicestwienia tego narodu żmij. — Ani słowa więcej! Powiedziałem.

Wstaje wzburzony i chodzi. Westermann oniemiały siada z powrotem.

WESTERMANN

nieśmiało
324

Widzisz, Danton… ja wiem dobrze, żem dureń skończony, gdy chodzi o politykę… i żeś ty bez porównania mądrzejszy. O, wiem… Ale… gdy się ma na sumieniu tyle, co ty, a już zaczy…

DANTON

obraca się majestatycznie
325

Co na przykład?…

WESTERMANN

czym prędzej
326

Ależ… oczywiście, że nic złego… nic we właściwym sensie… tylko przy tych zwariowanych rewolucyjnych prawach… gwałtownie a cicho No niechże się chociażby dowiedzą, żeś to ty nawiązał u Batza całą tę hecę z Kompanią Indyjską! — Ale to jeszcze nic… pomyśl za to, jak łatwo może się teraz wydać, żeś właśnie ty miał zostać Wielkim Sędzią!! — Przecie dążenie do dyktatury to dla nich najstraszniejsza z wszystkich zbrodni — zdrada stanu to żart w porównaniu! — Jeśli to wyjdzie na jaw… to po tobie.

DANTON

siada w dobrym humorze
327

Co ty mówisz? No a któż by mnie to miał zgładzić?

WESTERMANN

328

Jak to kto? — Komitet przecie! — Robespierre wrócił, Danton!…

DANTON

wpada w gniew
329

Ten ich śmieszny Komitet mnie by miał tknąć?! Albo Robespierre! A niechże sobie wraca, niech przesiaduje w Komitecie dniem i nocą, niech się sam stanie Komitetem! To anemiczne chuchro nie przedstawia dla mnie najdrobniejszej przeszkody.

WESTERMANN

zamyślony
330

No… skoro tak uważasz… tyś mądrzejszy…

DANTON

331

West, miejże rozum: za mną stoi przecie kapitał; za mną, Człowiekiem Dziesiątego Sierpnia, stoi ludność stolicy! — A Robespierre? Cóż on ma za poparcie? Swoich jakobinów. Kropka. W Konwencji musi uważać, żeby ze mną nie zadzierać, bo wie, że Centrum — olbrzymia większość — zawsze i wszędzie stanie po mojej stronie! — Wiesz, czemuś ty jeszcze wolny? — Bo Komitet nie śmie aresztować mojego przyjaciela!

WESTERMANN

z wahaniem
332

Tylko… Ale proszę, nie gniewaj się, Danton… widzisz, Robespierre umie zastraszyć jak nikt inny. Jeśli zastraszy Konwencję… to cię nikt nie poprze. Nikt. — Ponadto — jeśli ty masz Paryż, to on ma prowincję, a…

DANTON

podnosi się z tryumfalnym śmiechem
333

Ha ha! Niechby spróbował! — Niechżeby spróbował zmobilizować społeczeństwo przeciwko mnie!

334

Westermann: Mediaja stworzyłem sobie talizman, wobec którego mesmeryczna technika Robespierre'a traci wszelkie znaczenie: to „Vieux Cordelier”. Dzięki niemu ja zapanowałem nad mózgiem Francji. Przez niego wywieram wpływ sto razy silniejszy niż ten szarlatan. Dziś już kilka milionów ludzi myśli, jak ja myślę, i chce, czego ja chcę: bo kilka milionów ludzi czyta „Vieux Cordeliera”. West: gdyby Robespierre dziś ważył się mnie wyzwać — to znaczy, że jest niepoczytalny.

Wpada wzburzony Desmoulins.

DESMOULINS

przeszywającym głosem
335

Georges!!… trochę ochłodzony Och, masz gościa…

WESTERMANN

nie rusza się
336

To tylko ja, Camille — przeszkadzam ci?

DANTON

337

Zostań. — Więc cóż, Camille? — Masz, napij się. — No? Cóżeś znów zbroił?

CAMILLE

chciwie wypił kieliszek wina. Odstawia; półgłosem
338

Desenne aresztowany, Georges.

DANTON

po kilku sekundach.
339

…co ty pleciesz, chłopcze?…

zawieszenie

WESTERMANN

podnosi się, żeby nalać nowy kieliszek
340

I tak „Vieux Cordeliera” diabli wzięli. Razem z Wielkim Sędzią.

CAMILLE

histerycznie
341

Danton: co ja mam teraz począć?

DANTON

wciąż nieruchomy
342

Wstydzić się przede wszystkim. Zachowujesz się jak panienka.

CAMILLE

343

Pomyśl: ten przeklęty siódmy numer leży u Desenne'a! — No, jak go Komitet przeczyta — to po mnie. pada na krzesło, kryje twarz w rękach O Georges, Georges! I po coś ty mi kazał pisać takie okropne rzeczy!…

DANTON

rad, że ma się na kim rozpędzić
344

Bom nie wiedział, że mam do czynienia z rozlazłym tchórzem! — Proszę bardzo: idź do Robespierre'a, rzuć mu się do nóg, przysięgaj, żem cię batem zmuszał do…

CAMILLE

zrywa się
345

Georges! Jakże możesz obrażać mnie w ten sposób!… ochłonął Wiesz doskonale, że ci jestem bezwzględnie oddany — a że Robespierre'owi ręki nie podam, póki żyję. — Ale poradźże mi!…

WESTERMANN

wstaje
346

Danton: osioł ze mnie, zgoda — ale teraz to już i ostatni kretyn zrozumie, że trzeba skończyć z Komitetem. Widzisz… nie znałeś jednak Robespierre'a. — Idę prosto do sekcji; dobrze?…

CAMILLE

zaciekawiony
347

Co?

DANTON

348

Nie. Twój plan jest dziecinny. Ani jednej szansy powodzenia. Sekcje drapnęłyby ci spod palców, a my byśmy osiągnęli tyle, że by nas wyjęto spod prawa jako buntowników i stracono bez sądu. — Nie. Dziękuję.

WESTERMANN

349

Danton, taka sposob…

DANTON

out of all patience[51]
350

Stul pysk nareszcie! — Więc taka to wasza karność?! I cóż się takiego stało właściwie? Desenne aresztowany! — Czyż wy, idioci, nie widzicie, że Robespierre próbuje ocalić sobie w ten sposób jakąś resztkę powagi?! Pojutrze wypuszczą Desenne'a i na tym się skończy. A ty, Camille, wydasz nowe pismo u kogo innego.

U Camille'a odruch protestu; lecz energiczne pukanie przerywa mu. Nie czekając na odpowiedź, wchodzi Delacroix.

DELACROIX

351

Nic z twojej dyktatury, przyjacielu… pogardliwy znak Dantona Już wiesz — tym lepiej. A teraz, na Boga, bądźcie ostrożni! — Szczególnie ty, poeto! — Przyprowadziłem ci czystego głupca, Danton. Jeśli go sobie złowić potrafisz — zyskasz nieocenioną broń przeciw Konwencji. Bo zapamiętały jest jak furiat; a czułego punktu nie ma na nim w ogóle. Najmniejszej defraudacji, nadużycia, spekulacji — dosłownie nic! — Zaraz go Bourdon przyprowadzi.

Wchodzą Bourdon i Philippeaux. Ten wita wszystkich ryczałtowym, niemym ukłonem.

CAMILLE

wstaje i podchodzi
352

Witamy pana, Philippeaux! Chwali się, że pan nareszcie do nas przyszedł!

PHILIPPEAUX

zimno
353

Jeszcze do was nie należę, panowie.

PolitykaDELACROIX

354

Przyprowadziłem go, bo przecież sprawę mamy wspólną; on uparł się chodzić własnymi drogami…

DANTON

podaje gościowi rękę; serdecznie
355

A w polityce to wielkie ryzyko i jeszcze większy błąd. — Czemuż by się pan nie miał do nas przyłączyć?

PHILIPPEAUX

cicho i sucho
356

Bo nie znam waszych celów.

DANTON

357

Jak to?! Zwalczamy bezprawną dyktaturę Komitetów…

CAMILLE

358

Jak to?! Dążymy do zniesienia terroru, co kraj torturuje…

PHILIPPEAUX

rzeczowo
359

Tak twierdzicie publicznie. — Przyłączę się, jeśli się przekonam o rzetelności waszych zamiarów.

DANTON

360

A jakiż jest w takim razie pański cel?

PHILIPPEAUX

z naciskiem
361

Unieszkodliwić Komitet Ocalenia. Aresztując Desenne'a — naruszając wolność prasy — dopełnił zaiste miary swych nadużyć.

CAMILLE

tryumfalnie
362

A widzi pan, że mamy wspólną sprawę!

WESTERMANN

363

W jaki sposób zamierza pan unieszkodliwić Komitet?

PHILIPPEAUX

364

To kwestia wymagająca wielkiego taktu i przezorności. Komitet stał się sercem państwa: nie można go zatem tknąć. Trzeba mu odjąć — bez najmniejszego wstrząsu — zasób władzy przerastający jego kompetencje; rozdzielić tę władzę z powrotem między właściwe organy — i zostawić go przy pierwotnym, legalnym zakresie funkcji.

WESTERMANN

w napięciu
365

No dobrze, ale w jaki sposób chce pan to osiągnąć?

PHILIPPEAUX

z pewnym wahaniem
366

W razie ostateczności… nawet przy pomocy sekcji zbrojnych. Bo wobec woli ogółu wyrażonej bezpośrednio — Komitet nie może stawiać oporu. — Ale w tym celu sekcje musiałyby przejść gruntowne przygotowanie moralne i dać gwarancję, że powaga rządu nie dozna ujmy.

WESTERMANN

podniecony
367

Akurat ten sam plan przedłożyłem Dantonowi. Słowo w słowo ten sam. A właśnie mam środki pod ręką: Vincent przygotował kilka sekcji dla swoich celów — wystarczy schylić się i podnieść!

CAMILLE

368

Co za okazja! Trzeba natychmiast…

PHILIPPEAUX

ściąga brwi
369

Ależ generale! Przecie w takim razie brak wszelkiego moralnego przygotowania! Wbrew woli przeprowadziłby pan… zamach stanu.

DELACROIX

370

Bynajmniej! Za zachowanie oddziałów odpowiada wódz. Więc…

PHILIPPEAUX

zamyślony
371

N-no tak… jeśli wodzowi można zaufać, że nie dopuści do nadużycia sytuacji…

DELACROIX

372

Sposobność jedyna! Byle śmiało!

BOURDON

cicho
373

A czas doprawdy najwyższy…

CAMILLE

374

Trzeba od razu! Jeszcze dziś!

PHILIPPEAUX

przekonany
375

Tak. Macie rację.

WESTERMANN

376

No widzicie: tymczasem Danton nie chce.

powszechne zdumienie

CAMILLE

377

Zmiłuj się, Georges! A to czemu?

DELACROIX

378

Wiesz… zdumiewasz mnie.

BOURDON

379

No… Danton musi mieć dobre powody…

DANTON

380

Powiedziałem: nie.

chwila pauzy

PHILIPPEAUX

381

A zatem tchórzysz pan.

DANTON

poderwany
382

Coś ty powiedział?…

PHILIPPEAUX

383

Że tchórzysz.

Danton rusza ku niemu. Philippeaux czeka bez ruchu. Rozdzielają ich.

DANTON

opanowuje się
384

Podobna insynuacja nie może mnie dotknąć: jest zbyt zabawna. — TłumPhilippeaux jest zacnym uczonym, ale z masą nie stykał się nigdy. Nie wie zatem, że insurekcji nikt opanować nie może. Sekcje, raz wysłane na Tuileries — mogłyby znienacka zalać Konwencję, roznieść Komitety — a wódz patrzyłby na to bezsilny.

PHILIPPEAUX

385

Rzuca pan potwarz na świetną dyscyplinę i świadomość obywatelską sekcji paryskich!

DANTON

łagodnie
386

Nie: znam masę. — Słowem, towarzysze: nie godzę się na zamach stanu, jak to słusznie określił Philippeaux. Musimy natomiast skoncentrować siły w ofensywę czysto parlamentarną. Musimy otworzyć oczy ogółu i Konwencji na wykroczenia Komitetów. Musimy powracać do ataku dzień w dzień — aż osiągniemy jeden krzyk oburzenia ze stu tysięcy piersi, aż przebudzony przez nas naród powali nowego tyrana.

DELACROIX

ostrzegawczo
387

Oj, Danton… ostrożnie! Jeden fałszywy krok wystarczy, żeby przegrać przewagę nad Centrum! Przecież to nasz główny atut! Jak go stracimy… co wtedy?

WESTERMANN

gorączkowo
388

Właśnie to samo mówiłem!…

Danton piorunuje ich obu zaciekłym spojrzeniem.

DANTON

389

Tak jest! Philippeaux ma rację: Comsalu[52] naruszać nie można… na razie. Dlatego, przyjaciele, nie będziemy go atakować wprost — lecz pośrednio poprzez Komitet Bezpieczeństwa. Plan kampanii mam gotowy. Bourdon: jutro otworzysz ogień. Żądaj ścisłej rewizji personelu w Comsurze[53]. Musisz osiągnąć aresztowanie ich głównego agenta, Hérona.

390

O, przyjaciele — nie tak łatwo despotyzm zdławi nasz głos. Lud nas popiera — bo wie, że w nas Wolność znalazła ostatnich obrońców. — Odwagi, towarzysze!

BOURDON

mruczy
391

Tak, odwagi… my mamy się narażać, atakować Komitety w oczy… a on sam, jak się raz kiedyś odezwie w Konwencji… to stale w myśl tychże Komitetów.

DANTON

mruży oczy
392

Tyś coś powiedział, Bourdon?… Nie dosłyszałem?…

BOURDON

zmieszany
393

Nie… Ja nic…

DANTON

394

Chciałbyś, żeby każde dziecko przejrzało naszą akcję? zmienia ton; do wszystkich Gdy tylko Konwencja się ocknie i zrzuci sromotne jarzmo kilku samozwańców — Republika będzie ocalona. Wówczas wolno nam będzie powrócić w cień bezimiennej, skromnej egzystencji. Cisza i spokój wśród powszechnego szczęścia będą nam jedyną, lecz słodką, nagrodą.

Podczas peroracji mrugnął znacząco ku Westermannowi. Goście gotują się do wyjścia.

PHILIPPEAUX

bierze kapelusz, podaje Dantonowi rękę
395

Może się pomyliłem. Gdyby tak było — odwołuję, com powiedział.

DANTON

mocno wstrząsa podaną dłoń
396

Szanuję was i cieszę się, żeśmy zyskali tak dzielnego towarzysza.

Odprowadza go do drzwi. Za nimi wychodzi Camille; na końcu Delacroix i Bourdon.

DELACROIX

cicho
397

Oj… coś mi się nasz Wielki Sędzia zaczyna nie podobać…

BOURDON

398

Daj pokój. Już on tam lepiej od nas wie, czego mu trzeba.

DELACROIX

potrząsa głową
399

Ale narażać swoje stanowisko w Konwencji!… naraz podejrzliwie Aach… chyba że…

Wychodzi z nieufnym spojrzeniem na Dantona.

WESTERMANN

gorliwie podbiega do wracającego Dantona
400

No?… Rozmyśliłeś się?!…

DANTON

401

Nie. — Słuchaj za to: zapoznaj się bliżej ze zdolniejszymi oficerami Armii Rewolucyjnej, choć ją rozwiążą. Z byłych żołnierzy tej Armii zorganizujecie powolutku garstkę ludzi pewnych — posiadających pewien trening wojskowy. Mogę opłacać kilku agentów… I nie trać kontaktu ze stowarzyszeniami ludowymi, choć je też pewno skreślą…

WESTERMANN

402

Aha, więc jednak nie rezygnujesz z…

DANTON

403

Z dyktatury? Owszem. Tego mam dość. Znudziło mi się. pauza Ale dobrze jest mieć garstkę zbrojną pod ręką… na wszelki wypadek.

WESTERMANN

po chwili, zamyślony, z wolna
404

Na wszelki… wypadek…

AKT II

ODSŁONA 1

Sala posiedzeń w Comité de Salut Public. Prezyduje Collot d'Herbois. Barère, Billaud-Varenne, Carnot, Lindet, Robespierre, Saint-Just i sekretarz.

COLLOT

w odpowiedzi na żądanie Billauda
405

Mówcie.

BILLAUD

nie wstaje, nie natęża się. Mówi najpowszedniejszym tonem do swej ręki, bawiącej się piórem na stole
406

Koledzy: od trzech miesięcy pewne stronnictwo systematycznie dąży do obalenia rządu. Coraz częstsze, coraz zuchwalsze napaści podkopują nasz autorytet. Wiecie, że u Desenne'a znaleziono numer pewnego pisma, w którym autor wręcz wzywa do broni przeciw nam, Komitetowi Ocalenia. — A wczoraj posunięto bezczelność do tego stopnia, że usiłowano wyłudzić dekret paraliżujący Komitet Bezpieczeństwa.

407

Czas położyć temu koniec.

pauza. Nagle przestaje się bawić
408

Koledzy: oskarżam Dantona i jego fakcję[54] jako punkt zborny kontrrewolucyjnego żywiołu we Francji. Musimy ich unieszkodliwić.

cisza bez tchu

ROBESPIERRE

natychmiast
409

Co?! Chciałbyś pozbawić Rewolucję jej najważniejszych działaczy?!

Czar prysnął. Zamieszanie po podwójnej sensacji.

LINDET

contra
410

Istotnie, to szaleństwo!

COLLOT

pro
411

Ależ Danton nie jest dzia…

BARÈRE

niezdecydowany
412

Billaud jak się rozpędzi, to miary…

CARNOT

pro, z sarkazmem
413

Najwyższy czas pozba…

BILLAUD

414

Koledzy!!! czeka aż się fale ułożą Robespierre, zdumiewasz mnie. Danton — działaczem rewolucyjnym! — Majaczysz chyba?

szmer protestu z strony Lindeta, Barère'a, Collota

ROBESPIERRE

415

Nie, Billaud. Tylko ja pamiętam, a tyś widocznie zapomniał.

SAINT-JUST

416

O, Robespierre, my też pamiętamy!

ROBESPIERRE

417

Przypomnijcie sobie działalność człowieka, któregoście dziś gotowi potępić…

COLLOT

418

Otóż to, dalej!

LINDET

419

Mów, Robespierre! Mów!

BILLAUD

wprost przestraszony
420

Kpisz z nas, czy co?

BARÈRE

421

No, ciekaw jestem…

ROBESPIERRE

422

Koledzy: Danton stworzył ognisko rewolucyjne z klubu kordelierów w dziewięćdziesiątym i dziewięćdziesiątym pierwszym, gdy rewolucja ust otworzyć nie śmiała pod presją monarchicznej przemocy. Pamiętacie, jak tośmy, jakobini, dali się wtedy prześcignąć?

COLLOT

z ogromnym gestem
423

Ho-ho!! Pamiętamy, pamiętamy rzeź na Polu Marsowym, na którą Danton spędził Paryż niby trzodę — za czym drapnął na wieś!

BILLAUD

zaciekle
424

I pamiętamy list z szafy żelaznej, w którym Mirabeau żali się na sumy, jakie pochłania prowokator Danton… sensacja, niedowierzanie, ciche oburzenie że można by doprowadzić rewolucję do absurdu o połowę taniej. — Lepiej nam nie przypominaj, Robespierre.

szmer

LINDET

425

To potwarz!

ROBESPIERRE

426

Cóż znaczy świadectwo zdrajcy Mirabeau? — Koledzy! nie myśmy powstrzymali paniczną ucieczkę rządu ze stolicy na wieść o zdobyciu Longwy

BILLAUD

427

I nie myśmy sprowadzili na Paryż — rzeź wrześniową.

COLLOT

428

Nie myśmy zdefraudowali osiemset tysięcy podczas urzędowania w gabinecie…

CARNOT

429

Nie myśmy prowadzili zbrodnicze konszachty z wrogiem. Nie myśmy stracili rozmyślnie korzyść dwu zwycięstw…

ROBESPIERRE

rzuca się na to
430

To Dumouriez, nie Danton!

SAINT-JUST

431

To nie on, to tylko jego ręka!

BARÈRE

432

Nie myśmy przyrzekali koronę każdemu interesantowi w Europie…

BILLAUD

433

Nie myśmy doprowadzili Republikę do brzegu bankructwa nieudolną taktyką pierwszego Komitetu Ocalenia…

SAINT-JUST

434

I nie my wreszcie, Robespierre, staramy się teraz strzaskać Rewolucję — żeby ujść bezkarnie po tym wszystkim.

chwila ciszy

BILLAUD

435

No cóż, Robespierre? Czy minął już atak maligny?

ROBESPIERRE

zaczerpnął powietrza
436

Ani jedno z tych potwornych oskarżeń nie jest oparte na jurystycznie ważnym dowodzie.

protest i poparcie

BILLAUD

437

Adwokacki wykręt, Robespierre! Oto czego musisz się czepiać!

CARNOT

438

Każde z nich jest niezaprzeczonym faktem!

COLLOT

okrzykiem reminiscencji przerywa spór
439

Ach!… À propos dowodów. dzwoni miarowo. Wchodzi woźny Proszę zawezwać do nas obywatela Amar z Komitetu Bezpieczeństwa. zwraca się do kolegi Sądzę jednak, że już przestałeś się upierać przy swej… fantazji, Robespierre? Robespierre siedzi zamyślony; może faktycznie nie słyszy pytania Z drugiej strony, Billaud… unieszkodliwić Dantona to nie tak prosta rzecz. Nie możemy go aresztować z dnia na dzień.

poparcie, szczególnie Barère'a

BILLAUD

440

Rozumie się, że nie. Zorganizujemy kampanię. Trzeba go naprzód szczelnie otoczyć i zniechęcić mu opinię…

ROBESPIERRE

prostuje się
441

Koledzy: na stawienie Dantona przed Trybunał — żadną miarą nie mogę się zgodzić.

BILLAUD

drgnął tknięty strasznym podejrzeniem
442

Robespierre… ty się boisz!

ROBESPIERRE

wśród napiętej ciszy odpowiada przyjaźnie kpiącym uśmiechem
443

Koledzy: Danton — to jednostka. My — to Rewolucja. Zamiast pożerać się wzajemnie ku radości wrogów, chwyćmy go za łapy i zmuśmy, aby nam służył.

COLLOT

444

Oj, Robespierre! To poemat rycerski, nie plan taktyczny!

ROBESPIERRE

445

Przyznaję, że ściąć — łatwiej.

446

Słuchajcie: jestem przekonany, że Danton działał zawsze w dobrej wierze. wybuch śmiechu; oburzenie; poklask Fatalne jego pomysły dowodzą tylko braku zdolności taktycznych — nie zbrodniczej woli. — A teraz widzi z przerażeniem, że każdej z tych pomyłek można podsunąć sens potworny. Danton to natura pierwotna, moralnie słabo rozwinięta. Zagrożony — traci głowę i gotów życie okupić nawet zbrodnią. Dziś szaleje z strachu: stąd wszystkie jego wybryki. Koledzy: czymże on jest wobec nas? Przecież on tonie! — Ścinać go — teraz, gdy jest prawie bezbronny — to barbarzyński nonsens.

BILLAUD

nienawistnie
447

Piękną masz duszę, kolego.

SAINT-JUST

leniwie, jakby do siebie
448

Bezbronny jest… nieocenione.

ROBESPIERRE

449

Tak jest! Jedyną poważną jego bronią był „Vieux Cordelier”. Tym podbijał sobie umysł mas. — Skasowaliśmy pismo ruchem pióra. Danton jest bezbronny.

COLLOT

450

Zapewne. Jutro Camille zacznie wydawać „Młodego Jakobina”[55]. Bezbronny!

ROBESPIERRE

451

To nic! Danton sam nie umie ani myśleć, ani pisać; więc wystarczy…

COLLOT

ściszonym głosem, mrużąc oczy
452

… usunąć Camille'a.

napięcie. Cisza

ROBESPIERRE

któremu serce stanęło na tercję
453

…zdobyć Camille'a, Collot. — To niemowlę chwyta za każdy połyskliwy strzępek myśli. Stanie się fanatykiem naszych idei, jeśli mu je tylko potrafimy efektownie udramatyzować. A Camille jest bezcenny jako propagator! — Ale nie o tym cielęciu mowa.

COLLOT

454

Jak ty sobie wyobrażasz przeprowadzenie tych poetyckich zamiarów?

ROBESPIERRE

455

Aresztować pod błahym pozorem — jak niedawno Héraulta — wszystkich naczelników dantonistycznej opozycji w Konwencji: Delacroix, Bourdon, Merlin de Thionville etc. Camille sterroryzowany skutkiem swej swawoli nie odezwie się tak prędko; wobec czego Danton znajdzie się znienacka dosłownie sam. Uciec nie może, więc z konieczności przyjdzie do nas. Przyjmiemy go; a wiedząc, że całość jego bezcennej osoby zależy od dobrego sprawowania — będzie się wytężać na usługach rządu, aż schudnie.

SAINT-JUST

456

Przy czym skorzysta ze stanowiska, by sprzedawać Anglikom nasze tajne plany.

ROBESPIERRE

457

Już my go upilnujemy…

LINDET

wybucha
458

Stawiając Człowieka Dziesiątego Sierpnia na poziomie szpiclów i fałszerzy asygnatów, poniżacie samą rewolucję!

szmer wzburzenia

ROBESPIERRE

przecina go okrzykiem przeszywającym
459

O!!… Słyszysz, Antoine?!

WOŹNY

wśród zdumionego milczenia otwiera drzwi
460

Obywatel Amar.

COLLOT

461

Witaj, Amar. — Toczymy zaciekły spór o Dantona; Robespierre uparł się go bronić. Proszę, powtórz mu to, coś mi wczoraj wieczorem powierzył.

AMAR

zasiada. Uderzająco miły glos; typowe zachowanie wyższego urzędnika policji
462

A zatem, koledzy — jako kierownik śledztwa w sprawie szantażu Kompanii Indyjskiej komunikuję wam, że to właśnie Danton pośredniczył między deputowanymi a bankierami, co się podjęli szerzyć korupcję w Konwencji. Nie ulega już wątpliwości, że jeśli Fabre sfałszował dekret likwidacyjny na korzyść szantażowanej Kompanii — to nie kto inny jak Danton nawiązał apetyczną kabałę. Mamy dziś dowody.

ROBESPIERRE

zbyt gwałtownie
463

Znam twoje dowody. Trzy zdania wśród bredni Basire'a! Cudowny dowód!

AMAR

niewzruszony w swej łagodności
464

Otóż te trzy zdania, Robespierre, znalazły nadspodziewane potwierdzenie. — Mowa była, prawda, o podejrzeniu wśród bandy, że się Danton osobno z finansjerą umówił? uprzejmym spojrzeniem prosi o skorygowanie Dzięki przesłuchom służby okazało się, że Danton zaczął bywać u Batza z końcem sierpnia. Potem sprowadził Fabre'a — wreszcie przysłano drobne rybki, między które rozdzielono grubszą a ryzykowną robotę: Chabot, Basire, Delaunay etc.

BILLAUD

465

Z końcem sierpnia!…

AMAR

466

Tak jest; to znaczy, Robespierre, bezpośrednio po dzikim szturmie na Kompanię. Gdy już była wygotowana na miękko. Bezradna. Gdy się aż prosiła o tłusty szantaż.

467

Protokołami zeznań służę ci w każdej chwili.

Długa cisza. Robespierre podparł szczękę na pięści; nie rusza się.

BILLAUD

cichy, zmęczony, smutny — to u niego objawy tryumfu
468

Och, Robespierre! Twoja nieomylna niegdyś intuicja!…

Zawieszenie. Patrzą na Robespierre'a.

BARÈRE

469

Cóż to panu? Modli się pan?

ROBESPIERRE

prostuje się i przechyla ku poręczy. Opuszczona na stół ręka chwyta jakąś kartkę i zaczyna ją torturować. Odzywa się do sekretarza, głową delikatnie wskazując drzwi
470

To, co teraz powiem, nie należy do protokołu.

sekretarz znika momentalnie. Coś w jego twarzy i ruchach zwraca uwagę Robespierre'a nawet w tej chwili. — Gdy się drzwi zamknęły
471

Kładę karty na stół, koledzy: w rzetelność Dantona — nie wierzę sam.

szmer agresywnego zdziwienia

GŁOSY

472

No więc?… O cóż ci zatem chodzi?! — Więc jak mogłeś…

ROBESPIERRE

473

Lecz choćby nawet był fałszerzem i zdrajcą… nie godzę się na jego stracenie.

wstaje. Odzywa się po raz pierwszy tonem i głosem mówcy
474

Masz słuszność, Collot: polityka to nie poemat rycerski. Sprawiedliwość, panowie — jest cnotą wszechmocnego Boga. Nam niedostępna; my musimy walczyć.

475

Trybunał Rewolucyjny nie jest sprawiedliwy dźwięki protestu i zdumienia z strony Collota, Carnota i Barère'a. To nie sąd: to broń. Ma tępić wrogów, a nie karać winnych. Trzeba znieść świadomość tego faktu, panowie — i poświęcić sumienie, jak poświęcamy życie. Fabre, Danton i Chabot popełnili zbrodnię. Za tę zbrodnię zgładzimy Fabre'a i spólników; Dantona, który najciężej zawinił — nie tkniemy.

pomruk
476

Stracenie Dantona pchnęłoby zamożnych w szeregi kontrrewolucji. A póki Europie praw nie dyktujemy — póty neutralność pieniądza jest nam kwestią życia.

477

Tracąc Dantona, jednoczymy przeciw sobie większość Konwencji. Wstrząsamy do podstaw niezachwianą dotąd wiarę ludu. A przede wszystkim wzniecamy pożar strachu — i skazujemy się na rządzenie terrorem.

478

Panowie: terrorem rządzi tylko rozpacz.

479

Wiecie, co to znaczy.

krótka pauza. Cisza doskonała
480

Tak jest, Billaud: boję się. Boję się terroru. Tak dalece, że jestem gotów na kompromisy, upokorzenia, bezprawia — byle go Francji oszczędzić.

481

Dobro kraju wymaga od nas — nikczemności. Łotr i zdrajca Danton musi korzystać z przywileju wyjątkowej amnestii. Nie wolno nam być sprawiedliwymi.

siada

BARÈRE

po długiej, pustej chwili
482

Co… Robespierre wyznawcą Machiavella? Chyba cię nie zrozumiałem…

słaby szmer zdziwionego ocknienia

ROBESPIERRE

szczerzy zęby
483

Machiavelli czeka was wszystkich, fanatycy wolności, towarzysze — jeden po drugim pójdzie tą drogą.

znów długa cisza

CARNOT

zrazu chwiejnie
484

Tak, ale, Robespierre… przecie otwieramy kampanię na trzech frontach! Tej wiosny musimy rozbić koalicję. Pomyśl, jakiej zwartości wysiłku nam trzeba! — A defetysta Danton poruszy niebo i ziemię, żeby sprowadzić pospieszny pokój za wszelką cenę!

SAINT-JUST

485

Maxime: rozstrzygająca ofensywa — rządy wewnętrzne — tworzenie nowych instytucji w każdym dziale społecznego życia. I mielibyśmy przy tym tolerować tego wściekłego buldoga u łydek? Skąd czas, skąd siły na odpieranie codziennych napadów?

ROBESPIERRE

486

Koledzy: jeśli Danton jest przy zdrowych zmysłach, to musiał pojąć, że Komitet obalić się nie da. Kapitulacja Dantona jest kwestią kilku dni.

BILLAUD

z wolna
487

A jeśli… nie, Robespierre?

ROBESPIERRE

po krótkiej przerwie bez tchu
488

To pójdzie pod topór. Ale wtedy… głosem trochę zmienionym Koledzy, tej ostateczności musimy zapobiec.

WOŹNY

pospiesznie
489

Obywatel Vadier w bardzo pilnej…

COLLOT

490

Prosić!

Nie czekając na odpowiedź, Vadier odtrąca Woźnego i wbiega. Czerwony z irytacji przystaje u stołu.

VADIER

491

Znów zaczynają! Tego już doprawdy za wiele! — Godzinę temu był nowy atak na Comsur…

BILLAUD

492

Gdzie?!

VADIER

493

No w Konwencji przecie! Moi drodzy, ale to już pachnie zamachem stanu! Dziś postawili na swoim: aresztowano nam Hérona!

Robespierre zastygł, blednąc śmiertelnie. Okrzyki oburzenia i zaskoczenia.

LINDET

494

Kto to taki?

AMAR

495

Héron?! Ależ kierownik policji politycznej, jedyny pewny agent, jakiego mamy. Bez niego jesteśmy bezsilni. Tracimy kontrolę nad Paryżem.

VADIER

496

To tak, jakby Konwencja rozwiązała nasz Komitet.

SAINT-JUST

497

Kto zaczął?

VADIER

498

A któż by, jeśli nie Bourdon de l'Oise?

Cisza. Patrzą na siebie.

COLLOT

499

Twój bezbronny Danton, Robespierre.

BILLAUD

500

Oto jego kapitulacja.

ROBESPIERRE

zerwał się. Wypieki pod oczami. Cicho
501

Chodź, Saint-Just.

COLLOT

502

A wy dokąd?

ROBESPIERRE

w pasji
503

Pogadać z Konwencją! Każę im odszczekać każde słowo tego idiotycznego dekretu. Odstawię ci twojego Hérona, Vadier, never fear [56].

wybiegają

VADIER

504

Co? On broni Dantona?

BARÈRE

505

H-hoj, ale to jak! — Jeszcze mi gorąco.

AMAR

506

Jeśli nie oszalał — to chyba płonie grzeszną miłością do tej nieprzystojnej mordy.

COLLOT

zamyślony, z opuszczonymi oczami
507

Hm… Moi drodzy: w gruncie rzeczy nikt z nas nie zna Robespierre'a. Bóg jeden wie, co się kryje za tymi zawsze agresywnymi oczami…

BARÈRE

508

Nie, panowie. Zapomnieliście, że zguba Dantona — jest zgubą Camille'a Desmoulinsa. Zapomnieliście, z jakim uporem Nieskazitelny[57] kompromitował u jakobinów swą popularność w obronie tego małego wariata. — Dla mnie — zagadki nie ma.

BILLAUD

509

Podobne brednie mógłbyś pozostawić historykom. — A Robespierre ma rację, panowie; to fatalna sprawa. Jeśli strącimy Dantona — trzeba się będzie potem trzymać terrorem, to fakt.

COLLOT

510

Trzeba być histerykiem, żeby się terroru obawiać.

BILLAUD

znużony
511

Trzeba być durniem, żeby go lekkomyślnie sprowadzać. Stworzymy sobie ponadto straszliwy precedens. — Ale… nie mamy wyboru.

BARÈRE

512

Swoją drogą… ten, co wymusi na Konwencji dekret oskarżenia — weźmie na siebie odpowiedzialność potworną…

LINDET

513

Ponad ludzkie siły.

BILLAUD

514

Od tego nas właśnie wybrano.

COLLOT

515

No — kontynuujmy obrady, panowie. Korespondencja Barthélémy'ego z Genewy na porządku dziennym. — Za pół godziny dwu z was zechce przejść do hali. Może delegatom trzeba będzie pomocy.

dzwoni. Ukazuje się Woźny
516

Zawołaj pan którego z sekretarzy.

ODSŁONA 2

Westybul Konwencji. Trzy wejścia: na lewo na salę, w głębi do parku, na prawo w krużganek. Po lewej na przodzie ławka, w głębi grupa fotelów dokoła stołu. Wielkie okna na park. — Danton chodzi naelektryzowany; Camille wbiega z sali.

DANTON

517

No i cóż, mały? Przepadł Danton, co? Pogrzebali go?

CAMILLE

żarliwie
518

Jakże ja mogłem na jedną chwilę o tobie zwątpić! Georges: przebacz mi tę minutę niepojętego zaślepienia.

DANTON

chwyta go za ramiona
519

Strachu, przyjacielu. Najzwyklejszego strachu. Ale dziś nabrałeś nowej otuchy, co? Odważysz się znów chwycić za pióro?

CAMILLE

520

Danton: na takie żarty nie pozwalam nawet tobie.

DANTON

chwyta go wpół i ściska
521

Co, nie pozwalasz?! ściska mocniej Jeszcze nie pozwalasz?

CAMILLE

umiera
522

Mm-n-mm… oj!

Danton uwalnia go, lecz przytrzymuje za ramiona.

DANTON

tryumfalnym półgłosem
523

Chłopcze: czy ty rozumiesz, żeśmy zmietli Komitet Bezpieczeństwa?! Od dziś szpicle nie mogą nam szkodzić. — Od dziś ludzie uczciwi mogą oddychać… i działać. ciszej, goręcej Za tydzień Wielki Komitet przestanie istnieć. Za osiem dni Paryż będzie miał wybór między Sądem Ostatecznym na ziemi — a mną.

CAMILLE

zafascynowany
524

Georges: kraj skatowany woła cię na pomoc! Ty jeden słyszysz ten krzyk. Sam jeden przeciw tysiącom furiatów, wyrwiesz Ojczyznę z rąk jej oprawców. — Danton… jesteś wielki.

DANTON

klepie go wesoło w ramię
525

Marny pochlebco!

CAMILLE

ciszej. Splata nerwowo ręce
526

Georges: wyślij mnie na śmierć. Chcę dla ciebie zginąć.

DANTON

wybucha przyjaznym śmiechem
527

Pisz lepiej, zamiast ginąć… cóż mi po twoim trupie?

Z wnętrza wchodzą Delacroix, Bourdon i Philippeaux.

CAMILLE

podbiega i ściska Bourdona
528

Brawo, Bourdon! Bravissimo, bracie! Toś im dał nauczkę!!!

DELACROIX

z drugiej strony Bourdona
529

Wiwat Bourdon! Niech żyje pogromca Comsuru! — Hej, Camille…

Porozumiewają się i znienacka podnoszą zwycięzcę. Bourdon, nie przygotowany, chwieje się i protestuje. Camille słabnie ze śmiechu.

CAMILLE

ugina się
530

Oj!… — Hop, Bourdon — nie mogę. — Uff!

rzuca się na fotel i wachluje chusteczką

DANTON

pomógł pogromcy zleźć; ściska mu obie ręce
531

Kolego: przez moje usta dziękuje ci Francja. Tobie zawdzięczamy pierwsze wielkie zwycięstwo: tyranii Komitetów zadałeś ranę, która się nie zagoi.

532

głośniej To zwycięstwo, towarzysze, utwierdzi przy nas lękliwą większość. Za parę dni chwycimy za ster rządu i Francja przebudzi się do życia po ohydnym koszmarze Terroru.

533

Za tydzień sto trzydzieści tysięcy młodych obywateli wróci do spokojnej pracy. Krew nasza przestanie żyźnić glebę naszych granic.

534

Za tydzień uściskacie tych, co jęczą dziś po lochach nowych Bastylii za to, że śmieli żądać powszechnej wolności. Fabre padnie wam w ramio…

PHILIPPEAUX

niespodziewanie jak wystrzał
535

Co… ten fałszerz?!

konsternacja

CAMILLE

536

Więc pan wierzy w tę potwarz bezwstydną, w to szatańskie kłamstwo Komitetów?! Fabre! Ten poeta o sercu gołębim!…

Delacroix i Bourdon zamieniają prywatny uśmiech

PHILIPPEAUX

wkracza między nich i obniża za każdym słowem magnetyczną temperaturę otoczenia
537

Panowie: im dłużej patrzę na waszą taktykę… tym mniej was rozumiem. Ja też żądam zwolnienia — dla niewinnych — ale nie dla takiego Fabre'a! Ja też pragnę całą duszą powrotu do warunków normalnych — ale nie za cenę katastrofy państwowej!

538

Podminowaliście Komitety, na których leży dzisiaj cały ciężar rządu — a nie stworzyliście dotąd organu, co by był gotów władzę po nich przejąć! Ależ w takim razie, jeśli Komitety nagle runą — to państwo musi się zawalić jak wysadzona forteca! Każde dziecko to zrozumie! Czy wy ze mnie kpicie?

CAMILLE

539

A skądże ty wiesz, Philippeaux, czyśmy nie znaleźli or…

urywa pod wymownym spojrzeniem Delacroix

DANTON

radykalnie odwodzi uwagę
540

Mój drogi: skoro ci się nasza akcja nie podoba, to po coś się między nas pchał?

PHILIPPEAUX

zdumiony
541

Ja!… Ależ to wyście mnie wciągnęli!…

Jakaś tragiczna głowa wysuwa się lękliwie z wejścia na prawo i krzyczy przejmującym szeptem.

GŁOS

542

Danton!… Dan-ton!!…

DANTON

odwraca się gwałtownie — daje znak Delacroix i podchodzi
543

No?…

Delacroix odwodzi uwagę reszty. Pod jego naporem Philippeaux zaczyna się obrażać.
Sekretarz Comsalu wyłazi z mroku, lecz przylepia się do ściany i bezustannie śledzi wszystkie dojścia.

SEKRETARZ

544

Billaud oskarżył pana o zdradę stanu. Wszyscy prócz Robespierre'a chcą pana zgładzić.

dwie sekundy wyraźnej ciszy

DANTON

wyprostował się tylko. Ręce lekko wzniesione w odruchu opadają spokojnie
545

Tylko mnie?

SEKRETARZ

trzęsie się
546

Nie — tamtych panów też — znają wszystkich…

chce uciekać

DANTON

chwyta go za ramię
547

Stój!

SEKRETARZ

frenetycznie
548

Jak mnie kto pozna, pójdę pod nóż!

DANTON

549

Opór Robespierre'a szczery czy udany?

SEKRETARZ

wije się
550

Czy ja wiem?! — Idzie ktoś! Idzie!!

szamoce się

DANTON

551

Co Saint-Just?

SEKRETARZ

dostaje konwulsji
552

Popiera wnio… z głową wykręconą ku oknu Chryste Panie, to on!!!

Danton uwalnia go i odwraca się momentalnie. Sekretarz mierzy salę błyskawicą okrężnego spojrzenia, po czym rzuca się w korytarz, skąd przyszedł.

DANTON

donośnym szeptem przez salę
553

Hej — wy tam! słyszą Znikajcie! z gestem Znikajcie! Idą!!

Delacroix rozumie pierwszy i wciąga wszystkich w przejście do sali. Danton przechadza się, pogodnie zamyślony.

ROBESPIERRE

bez kapelusza — wchodzi pierwszy, za nim Saint-Just
554

…tędy wczoraj, a były dopiero pąki. Zresztą to i tak spostrzega Dantona. Nie reaguje ani wibracją głosu bardzo wcześnie. Tego roku wiosna ma temperament.

DANTON

podnosi z odległości rękę na powitanie. Tylko do Robespierre'a
555

Witajcie, kolego!

ROBESPIERRE

z neutralnością doskonałą
556

Dzień dobry.

Z Saint-Justem Danton zamienia wrogie spojrzenie. Przechodzą. Słychać, jak w pięć sekund później sam czas w Konwencji przystaje razem z sercami. Danton odwraca się ku lewej i patrzy za kolegami z takim natężeniem nienawiści, że ohydny profil, zbudowany na szczęce jak wał kamienny, przybiera pewną absurdalną piękność.

BOURDON

wbiega przerażony
557

Danton… oni na mój dekret!!!

DANTON

558

Więc leć i broń go, safanduło! Dalej!

BOURDON

opiera się o ścianę
559

T… to ja go mam bronić?!… Philippeaux jeszcze suchszy niż zwykle wsuwa się nieznacznie; z założonymi rękami opiera się biodrem o stół i słucha Robespierre wściekły. Konwencja odwoła na kolanach. Comsur dostanie Hérona z powrotem… ale nie zapomni! — Wyleją mnie od jakobinów jeszcze dziś! — Chodźże i rycz co sił, inaczej diabli nas wezmą!

DANTON

560

Nie trać czasu. W lewo zwrot!…

BOURDON

przeobraża się. Podany naprzód, posuwa się o krok ku Dantonowi
561

Dan-ton: mnie śledztwo w sprawach Fabre'a i Vincenta dreszczem nie przejmuje. Danton: nie dla własnej uciechy napadam Komitety dzień w dzień.

ramiona Philippeaux opadają
562

Mnie, Danton, nie ogłoszą dyk… Danton rzuca się na niego. Wśród szamotania, coraz głośniej …tatorem na czerepach… Danton przywarł do niego, zgniata mu dłonią usta. Bourdon wywija się dołem, krzycząc. …Komitetu Ocalenia. za późno już. Danton dyszy, trzęsąc się z gniewu. Twarz Philippeaux przybrała odcień gliny rzeźbiarskiej. — Widząc, że się zamach na wolność słowa nie powtórzy, Bourdon spokojnie zmierza ku ławce Więc ja się za ciebie nie poświęcę. zasiada Idź i broń swojego dekretu.

Camille wraca i staje przy drzwiach.

DANTON

nachyla się ku Bourdonowi z szatańskim uśmiechem
563

Idź i broń swojej skóry, Bourdon. Gdybym ja cię poparł, bracie — siedziałbyś jutro w La Force[58].

BOURDON

podrywa się
564

Co… uspokojony Strasz swoją ciotkę takimi bzdurami.

Delacroix wsuwa się cicho. Wkłada papiery do teki obok Philippeaux.

DANTON

565

Widziałeś tego młodzieńca? To sekretarz Comsalu. Przyniósł mi nowinę, że chcą mnie stawić pod sąd. Bourdon zgalwanizowany podnosi się z wolna Uspokój się: tylko mnie jednego. O was nic nie wiedzą… na razie. Ale spróbuj… spróbuj no mnie opuścić! pauza Radzę ci teraz: napraw coś popsuł! Radzę ci!! — A prędzej: niezdrowo ze miną rozmawiać.

BOURDON

z dłońmi u skroni, prawie błędnie
566

Jezu… miłosierny… Jezu… cicho, eksplozywnie A wiedziałem, że na tym się skończy! Wiedziałem! — Wiedziałem!…

Ręce mu opadają. Rozejrzał się tępo. Zmierza ku wyjściu.

DANTON

wskazuje ku podłodze w stronę sali; cicho
567

Hej, Bourdon!

Bourdon zawraca. Powoli, prawie chwiejnie, znika w przejściu. Danton odprowadza go uśmiechem; na widok przerażonego Camille'a przeczuwa obecność jeszcze innych świadków — obraca się błyskawicznie i staje oko w oko z Philippeaux.

PHILIPPEAUX

dygoce od stóp do głów. Ledwo dobywa głosu
568

A… łotrze… plugawy… łotrze…

Danton razi go wzgardliwym spojrzeniem.

CAMILLE

569

Philippeaux!… Oszalałeś?!…

PHILIPPEAUX

płonie jak smolny wiór. Siły cielesne nie dorównują natężeniu pasji
570

Więc państwo ma się rozlecieć w kawałki… żeby Danton bezkarnie mógł ukraść koronę? — Więc po to zwalczamy stan wyjątkowy, po to szturmujemy Komitety — żeby Danton nie stanął przed sądem między podżegaczem Vincentem a fałszerzem Fabre'em?!!… chwyta się za głowę O, cóż ze mnie za kretyn, Chryste Panie… znów do Dantona ciebie, bydlę, nie przejrzeć od razu! spluwa przed nim Tfu.

odchodzi

DANTON

z gorzkim śmiechem
571

Tonący okręt, co, szczurze wandejski?

PHILIPPEAUX

przystaje; przez ramię, żarliwie
572

Daj Boże, aby czym prędzej zatonął!

DANTON

573

Lećże do Komitetów i donoś! Wynagrodzą cię suto — jak Chabota, co trzeci miesiąc siedzi…

PHILIPPEAUX

574

Oni cię znają, po co im donosić? — Zresztą czy oni lepsi? załamuje się. Coraz ciszej O nieszczęsny… nieszczęsny mój kraju…

Wychodzi. Danton pada zmęczony na ławkę.

DELACROIX

przechodzi do niego
575

Kiepsko, Danton. Nie może być gorzej.

DANTON

uprzejmie podnosi oczy
576

Uciekasz?

DELACROIX

577

Spodziewam się! — Oj, Danton: aleś nam bigosu nawarzył tym dekretem, nno! — Ile razy ja cię przestrzegałem, że nie można przesadzać?! Pókiśmy mieli Centrum w garści, póty można się było utrzymać. — Masz teraz: sprowokowałeś Robespierre'a, no i wydarł ci władzę nad „Niziną” jednym szarpnięciem! Parlamentarnie — jesteśmy pogrzebani.

DANTON

sennie
578

E-ech. Bourdon może wszystko naprawić.

DELACROIX

579

Naprawić! — Wykluczone. Robespierre jest naprawdę zły. Wysłałeś biednego Bourdona na pewne stracenie.

CAMILLE

z goryczą odwraca się od okna
580

A ty — uciekasz!

DELACROIX

przez ramię
581

Cóż mu to pomoże, jeśli się dam pogrzebać razem z nim? zamyśla się Prawdę mówiąc, Danton — ja nie wiem, jak ty się teraz zechcesz wygramolić. Dałeś sobie odebrać wpływ na szerszy ogół — „Cordeliera” — a dziś przegrałeś bezpowrotnie wpływ na Konwencję. Słowem — jesteś bez broni. — Cóż poczniesz, jak cię naprawdę oskarżą w Komitecie?

DANTON

582

Już mnie oskarżyli, bracie, słyszałeś przecie.

DELACROIX

prawie ubawiony
583

Więc to prawda?!

DANTON

sennie
584

Niestety.

DELACROIX

zamyślony chwyta się za brodę
585

Ou, pssssiaa kreew… żywo W takim razie, Danton — trzeba znikać. Prestissimo[59] upewniwszy się, że Camille nie słucha — przysiada się do rozwalonego Dantona i zaczyna, bardzo prywatnie Pod tym względem jesteś w położeniu szczególnie korzystnym: zwróć się do Ministra w sprawie przebycia kanału. Przepustki do wybrzeża dostanę z łatwością. Drapniemy jeszcze dziś w nocy.

DANTON

z szyderczą melancholią
586

A ojczyznę na podeszwach zabierzemy, co?

DELACROIX

zdezorientowany
587

Nie stoisz na trybunie, Danton — cóż to znów za pomysł? po krótkiej pauzie, ciszej Przyjacielu, radzę ci, wykop nas obu — póki droga otwarta.

DANTON

588

Droga zamknięta, braciszku. Zerwałem z Pittem.

DELACROIX

gdy odzyskał głos
589

Na rany Zbawiciela… po co?!!

DANTON

590

Tak chciało dobro państwa. Wróg Francji jest wrogiem moim.

DELACROIX

skombinował
591

Czyli że Twelve dał ci odprawę. — Wiesz, Danton: to szkoda. Danton sennie wzrusza ramionami. Partner postanawia go rozbudzić Słuchaj no, mój miły: zarżnąć ja się za ciebie nie dam. Zachoruję teraz na dwa dni; jeśli mnie w tym czasie nie wydobędziesz — przysłużę się Komitetom informacjami, a zrobię to zręczniej niż Chabot. — Pamiętasz naszą misję w Belgii, co?… À bon entendeur, salut[60].

chce odejść

DANTON

rzeczywiście rozruszany, unosi się i ryczy pod tłumikiem
592

Tchórzu bezwstydny! Czy myślisz, że bym tu siedział i ziewał, gdyby mi coś naprawdę groziło?! Pędrak ze mnie, czy co, żeby mnie taki Robespierre mógł jednym palcem przewrócić? Co innego spotwarzać Dantona za plecami, a co innego — tknąć go!

DELACROIX

593

Dwa dni, Danton. — Do widzenia.

DANTON

594

Hej, Lacroix! Po ile teraz cenne koronki flamandzkie?… Delacroix drgnął; zawraca trochę niepewnie, blady z gniewu. Danton podchodzi do niego; twarzą w twarz One cię ze mną związały… oplątałeś się w nie… zaznacza stryczek Nie próbuj lepiej zrywać tych miłosnych więzów… nie próbuj! Mam rezerwy, o których wam się nie śniło. Delacroix niecierpliwie wzrusza ramionami ale powiem ci tyle: teraz ja sam wkraczam w szranki. Rozmówię się z tym Robespierre'em, co udaje, że chciałby mnie wyzwać; a jeśli go sobie za pół godziny nie owinę na palcu — to możesz iść mnie denuncjować.

DELACROIX

sucho
595

Zobaczymy. odwraca się i wychodzi

Danton zwraca się ku ławce. Przez drzwi słyszy głos mówcy; zaciekawiony otwiera je szeroko i słucha, oparty o futrynę ze smutnym uśmiechem.

GŁOS ROBESPIERRE'A

natężony do maksimum siły influencyjnej
596

…przemocą do sali tajnych obrad i zażądał trzech głów. Upatrzył sobie trzy filary naszej administracji finansów. Znacie go. Znacie jego trzy ofiary. Wszystkich czterech zresztą widzę stąd.

597

Nazwaliście ich „pobłażliwymi”? Oto ich pobłażliwość. Panowie! Rozbiliście fakcję, co chciała udusić Republikę w krwi, panice i głodzie. A teraz — ulegacie bezmyślnie drugiej, daleko groźniejszej, której ukryci wodzowie mają zysk osobisty za jedyny cel — a nie znają przesądów moralnych. Spełniacie potulnie wolę ludzi, którzy z pełną świadomością prowadzą państwo w przepaść. — Przebudźcie się, panowie — i czuwajcie.

Namiętne oklaski. Danton mruży oczy i wybucha krótkim gorzkim śmiechem. Nagle:

DANTON

598

Camille!… Chodź no, posłuchaj.

Camille podchodzi.

GŁOS ROBEPIERRE'A

przezwycięża długi aplauz
599

Poznaliście swą omyłkę, panowie. Nie sądzę, aby podstępnie wyłudzony dekret aresztowania wart był dalszej straty czasu. Skreślcie go i przejdźcie do ważniejszych spraw.

Huczne oklaski. Danton zamyka drzwi. Patrzą na siebie.

CAMILLE

po dłuższym milczeniu
600

Ja ci zostaję, Danton.

DANTON

601

Zapewne. Aż do chwili, gdy Robespierre palcem na ciebie kiwnąć raczy.

siada ciężko

CAMILLE

łagodnie
602

Nie znasz mnie jeszcze, Danton. — Powiedziałem ci, że chciałbym dla ciebie zginąć. Okazuje się, że znajdę wkrótce sposobność dowieść ci, czy to był frazes.

DANTON

posępnie
603

Dużo mi tym pomożesz… podrywa się nagle, odzyskując żywotność Ale któż widział od razu o śmierci majaczyć! Przecie ani mnie pod nóż nie spieszno, ani Komitetom do rozprawy ze mną! Podnieść rękę na Człowieka Dziesiątego Sierpnia — to obłęd, na który nie stać nawet sfiksowanego studenciny Saint-Justa! Francja zerwałaby się jak jeden mąż!

CAMILLE

potrząsa głową
604

Wiesz… ja zaczynam tracić wiarę w lud.

DANTON

znacząco a tajemniczo
605

Lud zna swego pana, chłopczyku…

606

Hehe! Zacny Robespierre śni urocze sny o potędze… jemu nie wystarcza kierować wolą mas: on chce opanować człowieka aż do kości, przerobić każdą jednostkę przemocą na swój papierowy ideał — I takich krwawych Chrystusowych maniaków pełno zresztą w każdym kraju.

607

Ja, moje dziecko — znam ludzką naturę. Zamiast ją bezmyślnie atakować, dogadzam jej. W tym tajemnica mojej potęgi. Wystarczy mi powiedzieć trzy mądrze dobrane słowa, a całe tłumy lgną do mnie i słuchają, i ubóstwiają mnie. — On tymczasem — za cenę okrutnego wysiłku zmusi czasem lud do uległości… na krótką chwilę, po której następuje reakcja: coraz dzikszy strach i śmiertelna skryta nienawiść.

CAMILLE

potrząsa głową
608

Daj pokój. On ma niepojętą władzę nad masą.

DANTON

609

Haha! Właśnie: póki na nią patrzy. Oparcia on w ogóle nie ma. Cała jego potęga to magnetyczne kuglarskie sztuczki, znane każdemu oszustowi na jarmarku… dlatego mi tak gładko odbił Konwencję; i dlatego Konwencja wróci do mnie, gdy on tylko zejdzie z trybuny. A jest tak zaślepiony, że sobie właśnie masę obrał za fundament dla swych ambitnych zamysłów… nie przeczuwa, że ma w niej zaciekłego wroga! — Ja się do ludu nie łaszę jak on; brzydzę się pospólstwem, wolę dobre towarzystwo. Ale gdyby naprawdę doszło do starcia — gdybyśmy się obaj odwołali do ogółu — cała Francja rzuciłaby mi się na pomoc… przeciw niemu.

CAMILLE

poniesiony
610

To wyzwij go! Niechże się z tobą zmierzy!

DANTON

611

Nie, po co? Nie chce mi się wytężać. — Przeciwnie: pojednam się z nim. Otworzę mu oczy na jego fatalną pomyłkę; ukażę mu jej straszne dla niego, a już bardzo bliskie skutki; przekonam go o swej przewadze — i podam mu rękę. Jeśli jest przy zdrowych zmysłach, ulegnie mi. Naprowadzę go na właściwą drogę do… do celu. Razem położymy koniec tej krwawej szopce.

CAMILLE

612

Georges: jeśli ratunek leży w kompromisie z Robespierre'em, to tysiąc razy wolę zginąć.

DANTON

klepie go w ramię
613

Wyrośniesz z tego, mały.

CAMILLE

z uderzającą intensywnością
614

Nigdy — póki pamiętam.

DANTON

z lekka zdziwiony
615

O, aż tak?… Ale pociesz się: to nie my, to on musi się zgodzić na kompromis. — A gdyby się nawet miało okazać, że Robespierre nie jest zupełnie normalny — no, to mam środki obrony w pogotowiu. A on nie.

CAMILLE

zaciekawiony
616

Jakie środki?

DANTON

nasłuchuje
617

Dowiesz się… No, już odśpiewali requiem nad naszym dekretem. Wiesz co, mały — chodźmy. Przeczuwam, że wnet ktoś tędy przejdzie. A taki mnie zdjął wstręt do rodzaju ludzkiego, że gotów bym dostać torsji na widok koleżeńskiego pyska. wyjrzał przez okno A co, nie mówiłem? Prędzej, chodźmy.

W drzwiach mijają się z Billaudem i Vadierem. Wymiana spojrzeń, bez pozdrowienia. Wychodzą.

VADIER

półgłosem
618

Tego turbota faszerowanego trzeba będzie wkrótce wypatroszyć.

BILLAUD

z naciskiem nie odpowiada i czeka chwilę, by to uwydatnić
619

Hałasu nie ma. Usłuchano zatem. Możemy tu poczekać.

VADIER

na punkcie miłości własnej istna mimoza
620

Coś tobie też już Dantona żal, jak widzę?

BILLAUD

621

Francji mi żal. Stroić żarty na temat tak groźnego dylematu, to — nikczemność.

Vadier czerwieni się jak indyk, lecz powrót samozwańczych delegatów przecina ledwo nawiązaną sprzeczkę.

ROBESPIERRE

znużony siada z satysfakcją
622

Uff! — No, to by było załatwione. — Ach, przyszliście też?

VADIER

623

Jako rezerwa.

BILLAUD

624

Cóż, opierali się?

ROBESPIERRE

625

Ani śladu. Starali się nie zemdleć. Bourdon wykazał, że dekretując aresztowanie głównego ich agenta, Konwencja złożyła Komitetom najgłębszy hołd. Uch! — No, panowie — wracajmy.

wstaje

SAINT-JUST

626

Zaraz. — Robespierre, nie traćmy czasu w Komitecie: przekonałeś się teraz, że Danton nie myśli składać broni…

BILLAUD

627

A więc?…

ROBESPIERRE

patrzy na czubek prawego trzewika
628

Panowie: zgodzę się na fatalną konieczność, jeśli ją uznam. Naprzód spróbuję pozyskać Dantona i Desmoulinsa dla rządu; mam powody przypuszczać, że mi się uda — gdy Danton zrozumie swą sytuację. Gdy wykonam ten zamiar, odpowiem wam tak lub nie.

VADIER

629

Chcesz konferować z tym zdrajcą?!

ROBESPIERRE

630

Barère, ten urodzony pośrednik, zaaranżuje mi spotkanie.

BILLAUD

631

Ty, Robespierre, miałbyś się ubiegać o audiencję u Dantona — ?!

SAINT-JUST

632

Błagać go o podanie ręki!…

ROBESPIERRE

rusza ku drzwiom; swobodnie
633

Och, moi drodzy, a cóż znaczą upokorzenia, gdy chodzi o państwo? z wesołym śmiechem Padłbym mu do nóg w razie potrzeby!

ODSŁONA 3

Café de Foy, chambre séparée. Stół nakryty. Danton w stroju wieczorowym. Camille Desmoulins, Bourdon, Delacroix.

CAMILLE

634

George, co tobie? Uspokójże się!

DANTON

ignoruje go, ale przystaje, wyniosły
635

Czy będziemy bezpieczni, Lacroix?

DELACROIX

objawia jedną stroną ust swój niemiły uśmiech
636

Tam waruje gospodarz… drzwi główne Tu ja sam. tylne, w tapecie Przez ściany nie słychać.

DANTON

637

To dobrze. patrzy na zegarek Za trzy ósma… znów zaczyna chodzić

CAMILLE

638

Wiesz, George… mam do ciebie żal. Pomyśl: Nieskazitelny prosił — pokornie prosił Dantona o posłuchanie! — Trzeba było przyjść o pół do dziewiątej, możliwie w szlafroku, zamiast się wystroić i czekać — niechby poczuł przynajmniej, że mu wyświadczasz łaskę!

DELACROIX

wciąż uśmiechnięty, z głową rozkosznie przechyloną wstecz
639

Swoją drogą… czas był najwyższy okazać się łaskawym, co, Danton?

DANTON

znów patrzy na zegarek; gwałtownie
640

Wynoście się! Już ósma! — Camille: ty — prosto do domu!

CAMILLE

641

George, zlituj się; nie psuj mi przyjemności! George, ja muszę być świadkiem jego upokorzenia! A wiesz, użyj sobie, Danton! Pamiętaj: buty sobie o nas chciał ocierać! Danton, odpłać mu się! Zegnij go, wiesz, tak!

DANTON

642

Idioto. — Ty, Bourdon, też do domu.

BOURDON

najspokojniej
643

Nie. Muszę się przekonać na własne uszy, jak sprawy stoją — żebym wiedział, jak postępować w Konwencji.

DANTON

644

Będziesz tak postępował, jak ci każę, a podsłuchiwać nie śmiesz!

BOURDON

wstaje
645

Minęły te czasy.

Znikają wszyscy przez drzwi tylne.

ROBESPIERRE

wchodzi tiré à quatre épingles[61], aż odmłodzony. Podaje wrogowi rękę z doskonałą, sztuczną serdecznością światowca
646

Dobry wieczór — czekał pan? Bardzo mi przykro.

siada

DANTON

siada po nim, nieufny, świadom braku kultury towarzyskiej u siebie
647

Czemu się pan nie dał zaprosić na kolację? Zapewne przestrzega pan diety?

ROBESPIERRE

z serdecznym, jakby młodzieńczym, śmiechem
648

Na miłość Boską! Mam chyba czas jeszcze na cukrzycę lub katar żołądka?

DANTON

zdezorientowany, coraz bardziej ponury
649

Czyli że obawia się pan trucizny.

ROBESPIERRE

zachwycony
650

Więc albo diabetyk, albo maniak? na wpół poważnie; troszkę ciszej Swoją drogą — to dość zrozumiałe, że w pańskich oczach… jestem człowiekiem chorym.

DANTON

czuje banderillę[62], ale jej nie widzi. W każdym razie ma tego dość. Po krótkiej pauzie
651

Robespierre: po co mnie pan wzywał?

ROBESPIERRE

652

O, widzi pan: tak to lubię, opiera się wstecz, zarzuca nogę na nogę, zmienia doszczętnie ton, nawet głos Danton: manewry pańskie paraliżują rząd. Przegrał pan dawno, lecz nie śmie się pan poddać. — Otóż z pewnych względów, Danton, wolimy zachować niż… usunąć pana. Jeżeli się pan wyprze swej kontrrewolucyjnej opozycji, wystąpi energicznie przeciw niej i nastawi swą katarynkę Desmoulinsa na nową melodię — gwarantujemy panu bezpieczeństwo, a nawet — przychylność opinii. Sądzę, że pan skorzysta z tej nadspodziewanie przychylnej koniunktury.

DANTON

żadną miarą nie może się połapać
653

Robespierre — zapomina się pan. Stawiałem i będę stawiać opór Komitetom do ostatniej kropli krwi. Dobro narodu jest mi jedynym prawem. Oto moja odpowiedź na pańskie obelgi.

ROBESPIERRE

dłonie oplótł o kolano, głowa lekko pochylona. Podnosi oczy spod kości czołowej; głosem nieco matowym
654

Danton: proszę bez frazesów. Ja pana znam.

DANTON

poderwany, wybuchem maskuje niepokój
655

Co to ma znaczyć?!

ROBESPIERRE

patrzy na swoje splecione ręce
656

To znaczy, żem pana… zrozumiał. Późno wprawdzie, bo dopiero tej jesieni. Lecz teraz znam pochodzenie pańskiego majątku. Pańską dyplomację z wrogiem — o życie króla, o koronę, o pokój. — Tego bilansu nic już pogorszyć nie może.

DANTON

trzyma się mocno. Pochylony nad stołem, łagodnie
657

Maxime: kto panu wmówił te brednie?

ROBESPIERRE

jakby nie dosłyszał
658

Widzi pan zatem, że „dobro narodu” brzmi w pańskich ustach trochę… niegustownie. Ale — dla pewnych powodów — ukrywałem po dziś dzień swą smutną wiedzę. I gotów jestem okłamywać opinię nadal; z oczu Dantona tryska snop iskier; zrozumiał gotów jestem zapewnić panu bezkarność, jeżeli pan przejdzie na stronę rządu. twarz Dantona straciła swój posępny wyraz, stała się napięta, ironiczna, przybrała bystre wejrzenie Tylko — to już nie będzie intryga o dwu lub trzech obliczach, przyjacielu!

DANTON

po chwili skupienia nagle podnosi głowę
659

Mówmy po ludzku, Robespierre. Tak jest: ma pan nade mną przewagę. Ale ostrzegam: rządowi — sławetnym Komitetom i Konwencji — nie poddałbym się, nawet gdybym był pokonany. Przed niższymi od siebie nie uchylę czoła.

ROBESPIERRE

prawie z politowaniem
660

Rząd — niższy od pana?!

DANTON

661

Jak każdy tłum — od wybitnej jednostki. Robespierre gwałtownie podnosi głowę. Przybiera naraz wyraz baczny i twardy Nie upokorzę się przed tym mobem[63]. Oskarży mnie pan? Bardzo proszę. Bez trudu zmiażdżę te puste oszczerstwa… spręża siły, by sugestią wymusić odpowiedź a dowodów — nie może — pan mieć… wszystko na nic. Natężona pauza. — Danton zmienia taktykę. Otwiera flaszkę, nalewa oba kieliszki Dobrze, Robespierre — pogadamy bez frazesów. — Proszę — skoro się pan trucizny nie boi? trącają się i piją, Robespierre z doskonałą obojętnością. Po pełnym hauście Danton odstawia kieliszek. Pochyla się naprzód, ze skupionym uśmiechem Gardzę waszym rządem, Maxime; gardzę nim, jak — pan — nim gardzi.

662

Szeroki krąg naszej pogardy, przyjacielu, obejmuje całą Konwencję, oba Komitety. Ale obaj robimy wyjątek — i to dla tego samego człowieka. pauza. Ze ściągłym uśmiechem Wie pan przecież… dla kogo?…

663

męcząca przerwa. Robespierre wytęża się, by ukryć za martwą maską fakt, iż jest kompletnie zmistyfikowany. Danton podejmuje, ciszej i z dziwacznym ciepłem

664

Publicznie tego nie powtórzę — ani tak zwanym przyjaciołom się nie przyznam. Stąd też to pierwsze wyznanie sprawia mi istną rozkosz: podziwiam — wielbię… pana.

665

666

Bo pan jest większy ode mnie. Kto sobie umiał zbudować z rządu posłuszny instrument — kto…

ROBESPIERRE

cierpko
667

Dość tego. — Dokąd pan zmierza?

DANTON

pochyla się ku niemu z poważną, na wpół prawdziwą szczerością
668

Do zgody, Maxime! — widzisz…

ROBESPIERRE

wściekły
669

Przepraszam. Jesteśmy sobie obcy.

DANTON

z odcieniem szlachetnej goryczy
670

A więc: widzi pan; ponad głowami pospólstwa wewnątrz i zewnątrz Tuileries — gotów jestem złożyć hołd lennika panu, jako jedynemu człowiekowi wyższemu od siebie na świecie. Jeżeli się pan na to zgodzi — sądzę, że się porozumiemy.

ROBESPIERRE

po krótkim namyśle
671

Niech będzie. To kwestia formy. — Warunki już wymieniłem.

DANTON

łagodnie, teraz ostrożnie
672

Popierając pańską akcję w obecnym jej kierunku przyspieszyłbym pańską zgubę. Gdyż polityka pańska jest polityką — wspaniałego — obłędu.

ROBESPIERRE

673

Przecie zarzuty, jakie nam pan stawia, są dziecinne, Danton.

DANTON

674

Oczywiście. To efekty dla galerii. Pański błąd leży znacznie głębiej. pochyla się naprzód Izoluje pan rewolucję, Robespierre! Te nieludzkie wymagania odstraszają stopniowo najzapalczywszych! Na pańskich szczytach nie można oddychać!

675

Albo terror. — Nie o te głowy baranie mi chodzi, głowy to głupstwo; ale pan tępi złodziejstwo i korupcję, a to naturalne potrzeby, bez których państwo ginie! Jakby pan zabronił ludziom trawić! — Wie pan, co pan tym terrorem zmiażdży? Handel i przemysł. Sprowadzi pan bankructwo, które kraj popamięta z pięćset lat.

ROBESPIERRE

676

Cóż mi pan zatem radzi?

DANTON

677

Trzeba osunąć poziom rewolucji do poziomu natury ludzkiej. Złagodzić żądania — do możliwości. Uspokoić sfery finansowe. Słowem — udostępnić rewolucję. A przede wszystkim zdjąć z Francji przekleństwo wojny.

ROBESPIERRE

na wpół do siebie
678

Otóż to — w sam przeddzień zwycięstwa! — Danton: pan reprezentuje pięć procent społeczeństwa; ja — siedemdziesiąt procent. Pan mówi: udostępnić rewolucję. Ja to nazywam: zdradzić ją. — Od tajnego rozkładu wolę katastrofę.

DANTON

mruży oczy
679

A jednak tędy tylko dojdzie pan do celu.

ROBESPIERRE

680

Przyznam się, że nie rozumiem ani słowa.

DANTON

przeciąga swój uśmiech
681

Doprawdy?…

ROBESPIERRE

zirytowany
682

Mój cel, Danton — to udostępnić ludzkie warunki egzystencji siedemdziesięciu procentom narodu. Więc…

DANTON

683

Robespierre, proszę bez frazesów: ja pana znam.

ROBESPIERRE

zrazu zdumiony, nagle odwraca oczy, na wpół uśmiechnięty w przestrzeń
684

I wonder[64]

DANTON

685

I jeszcze nie opuści pan maski, choć widzę przez nią każdy rys?! — Oj, angielska krew… Robespierre reaguje spojrzeniem Iryjczyka[65], który wie, że takich uwag prostować nie warto Robespierre: oprzeć się na pospólstwie — to ryzyko straszne. Jak pan mógł obrać ten muł za fundament?! — Buty panu liżą… póki pan stoi jak głaz. Ale niech no się pan zachwieje! Za pierwszym błyskiem niebezpieczeństwa znajdzie się pan sam; za to, gdy pan raz padnie, trzoda wróci pędem. Rozszarpie — rozniesie pana. Ubabrze się po oczy w pańskiej krwi. — To natura trzody.

686

Pospólstwo można zużytkować — ale nie jako podstawę! Ponadto: ujarzmia się je batem i przepychem, nie kazaniami!

ROBESPIERRE

zamyślony
687

Słowem — nasz program, to absurd?

DANTON

zdumiony
688

Spodziewam się! — Nie, Robespierre: nie bawię się w wodewile. Wiem, czemu się przed panem mogę nie żenować… Nieskazitelny!

689

Lud! Dusza ludu! — Pan, który na niej gra jak na organach, pan ją zna lepiej ode mnie, tę próżnię huczącą…

690

Ilu jest ludzi? — Dwu — trzech na tysiąc. Mniej. Reszta to materiał. — A tani! A tandetny! Aż mdło…

691

Miliony — miliardy tego. Spłodzone po to tylko, by ci nieliczni mieli czym tworzyć swój świat. Tego materiału nie warto oszczędzać. Na każdy czyn idą setki tysięcy, ale źródło jest niewyczerpane.

692

Krzywdy ludu! — Panie: gdyby wieczna harówka w najplugawszej nędzy nie była dla pospólstwa właściwym żywiołem — toż by dawno wyzdychało zamiast się mnożyć gorzej od robactwa! — Spróbuj im pan dać wolność i dobrobyt, a uduszą się, jak ryby na piasku.

693

intensywnie, prawie groźnie No, Robespierre: teraz mnie pan zna.

ROBESPIERRE

zamyślony
694

Tak… teraz…

DANTON

wstaje; wspiera się na pięściach
695

Dokończę zatem; i wydam się panu doszczętnie.

696

O tak: ja też marzyłem o władzy naczelnej. — Bo cóż innego nas, ludzi genialnych, na tej nędznej ziemi znęcić może? — Lecz ja się załamałem. Wstręt i śmiertelny smutek samotności podcięły mi rozpęd.

697

Panować — nad tym bydłem? — Pomiatać nim — bawić się nim — i milczeć wiekuiście? Szkoda życia. Stokroć już lepiej samemu służyć… człowiekowi, wobec którego przynajmniej można być sobą.

698

Pan wie, co to samotność. Był czas, gdy i pan gryzł własne ciało pod piekielnym przymusem milczenia. Lecz pan umiał zdławić w sobie ten krzyk żywej duszy; ja nie. Moje ludzkie, drgające nerwy nie są z metalu. Ja jeszcze umiem… płakać.

699

Szukałem człowieka. Szukałem jak głodne zwierzę. Jak maniak. Widzę dotąd — jak wspomnienie koszmaru — te tysiące martwych lusterek z emalii, w których odbiłem spragnioną mordę… nim mi nareszcie twoje wrogie oczy zabłysły żywą myślą w odpowiedzi.

700

Tyś silniejszy jest ode mnie. Jesteś jak cienka szpada z jednolitej stali. Za spokojną maską otchłań milczącej pogardy… i wola, której pędu nic prócz śmierci nie przełamie.

701

Wielbię cię. Przeklinam cię za to, chciałbym cię opluć i zdeptać. — Wielbię cię. Na tym olbrzymim zawszawionym świecie ty jeden, ty… herosie. — O, nie puszczę cię już. Narzuciłem ci wiedzę o sobie; przykuję cię jeszcze ciaśniej. Ściągnę cię przemocą na właściwą drogę. I będę ci służyć…

702

Jak nagi przed tobą stoję, ja, co kłamałem królom i ministrom… tobie, i tylko tobie dotrzymam wierności. Słyszysz? nachyla się intensywnie ku niemu Spójrzże mi w oczy, Nieskazitelny. Zgwałciłem twoją tajemnicę. Przede mną — nie masz już co kryć.

ROBESPIERRE

podnosi oczy
703

Danton: teraz mnie mdłości biorą.

DANTON

blednie i mruga, celnie trafiony. Nagle, z cichą pasją
704

Kłujesz, żmijo? Zamiast cię omotać siecią podstępu, jak zamierzałem… ja ci tu dosłownie daruję samego siebie… a ty byś może chciał mnie odtrącić… co?

705

Owszem: spróbuj. Spróbuj tylko. Życie moje masz w garści; skorzystaj z chwili szału. Spróbuj, a rzeczywiście osiągniesz koronę. O, bardzo prędko nawet, i bez trudu. Koronę, co ci mózg przepali… nim pod nią padniesz. ciszej Maxime… czy wiesz, co znaczy — wewnątrz — śmiertelne słowo dyktatura?…

706

Tyś mimo wszystko człowiekiem. Tego — nie uniesiesz.

ROBESPIERRE

707

Czy to pan ma gorączkę — czy też ja majaczę?…

DANTON

pochyla się niżej
708

Słuchaj, Maxime. Nie do ludzkich uczuć w tobie mówię — bo ich nie znasz, lecz do twej granitowej woli: oprzyj się na mnie — na nas, elicie — na betonowym murze, nie na kupie gnoju! obejrzał się mimo woli — ciszej Camille'a ci nastawię, to głupstwo; jeszcze ciszej Fakcję całą rzucę ci do nóg. Powiedz tylko: dobrze. To jedno neutralne słowo. — Zrobię cię cesarzem, Maxime… groźnie Mów!

ROBESPIERRE

wstaje cicho
709

Wybaczy pan. Pomyliliśmy się obaj. Czas przerwać tę tragifarsę.

DANTON

dopada go skokiem
710

Ty… cherlaku! — Waż no mi się…

ROBESPIERRE

chwycony za ramię, mniejszy od niego, na łasce brutalnego szarpnięcia
711

Rozumiem teraz. Jest pan po prostu pijany.

DANTON

tym razem trafiony w sam rdzeń — z nagłym spokojem nienawiści
712

A czy pan wie, że ja mam czterech świadków na wszystko, co pan wyznał?

ROBESPIERRE

713

Domyślałem się. Toteż sprawiłem im zawód. Dobranoc.

odchodzi

DANTON

rzuca się za nim; stłumiony, nieopisany krzyk
714

Maxime!!… Robespierre rzuca mu od drzwi spojrzenie jak policzek i znika. Zataczając się, Danton wspiera się o stół. Ma oczy błędne w twarzy szarej; zmartwiałe mięśnie obwisły pod tłuszczem, szczęka drży. Dyszy. — Delacroix wchodzi cicho z uśmiechem zabójczym. — Danton — opanowany momentalnie, raźno No cóż, słyszeliście?

DELACROIX

swoim zwyczajem zastępuje u drzwi kariatydę
715

A — jakże, przyjacielu!

DANTON

716

Ostrożny bestia, co? — No, teraz będzie się przynajmniej ze mną liczyć. Trzymam go. — Gdzie Camille?

DELACROIX

717

Uciekł właśnie — klnąc i złorzecząc.

DANTON

718

Tym lepiej potrząsa głową Boże, ten pędrak!…

DELACROIX

719

Danton, żyrondyni ukrywają się dotąd po lasach. Chodźmy na południe. Przemycimy się przez Pireneje. Mamy jeszcze tę szansę… o-stat-nią.

DANTON

gwałtownie
720

Przeklęty durniu! Dopiero co słyszałeś przecie, że mnie nie tkną! krótka pauza À propos… przypomniałeś mi. Przed kilku dniami mówił mi Westermann, że dwie trzecie byłej Armii Rewolucyjnej są nam zapewnione… w razie czego. Wstąp no do niego po drodze i dowiedz się szczegółów co do zaopatrzenia, broni, organizacji i tak dalej. Nie zdążyłem go wtedy wypytać — a gotowym zapomnieć.

DELACROIX

721

Dobrze. ze szczególnym połyskiem oczu Więc powtórzę ci jutro informacje, jakie dostanę?

DANTON

722

Jutro… Wiesz, wolałbym już dziś. Jutro będę zbyt zajęty. — Przyjdź za godzinę do lokalu Enfants-Rouges. Teraz nie mam co robić, więc dla rozrywki obejdę parę sekcji. Pokażę się, pogadam… zawsze warto przypomnieć ludowi o sobie. Nie należy tracić kontaktu…

DELACROIX

w drzwiach, z lekkim akcentem
723

Więc za godzinę… pogadamy znowu.

ODSŁONA 4

Szerokie przejście między chambre séparée a salą. Światło z boku. Saint-Just siedzi przy jednym z trzech okrągłych stolików. Robespierre wychodzi z lewej strony. Nie widzi przyjaciela w półcieniu.

SAINT-JUST

półgłosem
724

Maxime! Robespierre zatrząsł się. Saint-Just wstaje, bierze go za łokieć i prowadzi na kozetę pod ścianą Siądź. Pomówmy. Robespierre umieszcza się wygodnie, na wskos, oparty o wnękę poręczy. Krzyżuje stopy u nóg wyprostowanych. Zakłada ręce na piersi; przechyla głowę wstecz, żeby ją oprzeć. Znając go, Saint-Just domyśla się wyniku konferencji Więc cóż — przepadło?

ROBESPIERRE

obojętne echo
725

Przepadło.

SAINT-JUST

726

Przekonałeś się nareszcie…

ROBESPIERRE

sennie
727

Mhm…

pauza

SAINT-JUST

jeszcze ciszej
728

Maxime: jakeś ty mógł zlekceważyć tego wroga?!

ROBESPIERRE

729

Nie znałem go…

SAINT-JUST

730

No wiesz!…

ROBESPIERRE

731

…jak wy go dotąd nie znacie. przechyla się nagle naprzód Niestety, Antoine: to nie zwykłe, nieszkodliwe prosię Epikura. — To mocny, płodny, a zatruty mózg.

732

Taki sam umysł, wyposażony w najświetniejsze narzędzia twórcze — w nieskażoną logikę — w olśniewającą wyobraźnię — a wsparty na absurdzie i rodzący kłamstwo — musi mieć sam Szatan.

733

O, tak: pomyliłem się fatalnie. Danton to źródło zarazy.

SAINT-JUST

734

Ech — przeceniasz słowa.

ROBESPIERRE

735

Dreszcz mnie zbiega, gdy tak czasem młodzieńcza głupota przez ciebie przemówi, Antoine. — Słowa! A cóż, jeśli nie słowa, poruszyło Francję z posad w osiemdziesiątym dziewiątym? Co podtrzymuje dziś wiarę w ludziach, co nadaje rewolucji sens i kierunek? W czymże innym wyraża się życie duchowe człowieka? Słowa!

SAINT-JUST

736

Chociażby. Cóż znaczy wpływ myśli Dantona i jego słowa — wobec potęgi twoich?

ROBESPIERRE

737

Sądzisz! — Mój drogi: prawda jest zawsze niepozorna i bardzo trudno dostępna, podczas gdy kłamstwo skrzy się z daleka. Nie potrzeba go zdobywać: narzuca się samo. Wnika w umysł jak tlen w krew. Myśl moja jest bezsilna wobec poetyckich majaczeń Dantona, bo tanie jego kłamstwa przyjmują się bez porównania łatwiej.

738

Och, gdybyś go słyszał! Ten wspaniały rozmach wnioskowania — ten olbrzymi gest syntezy — monumentalne perspektywy fikcyjnego świata… wszystko uproszczone do wygodnego absolutu! — Zapewne, człowiek o wyszkolonym mózgu, uśmiechnie się smutnie — lecz mózg masy nie jest wyszkolony.

739

I jak on umie przekonać! Jak te jaskrawe efekty działają! Te ogólniki… dziecinne a piekielne!

740

Naturalnie, że Camille był stracony na sam widok takiego przepychu. A myśmy sądzili, że to on Dantonowi ideę dorabiał! Antoine: gdyby Danton miał więcej odwagi, mógłby przywrócić monarchię za miesiąc. Jeśli mu damy czas… gotów to zrobić. krótka pauza Trudno. Trzeba go zabić i to czym prędzej. wstaje Do widzenia. Plenarne posiedzenie Komitetów zwołam jutro… po południu.

SAINT-JUST

wstał również
741

Dokąd, Maxime?

ROBESPIERRE

obojętnie — ale odwraca oczy
742

Do Camille'a.

SAINT-JUST

zagradza mu drogę
743

Maxime… nie idź do niego.

ROBESPIERRE

744

Cóż to?!…

SAINT-JUST

745

Maxime — nie idź do niego! Broniłeś go — z pobudek nie tylko politycznych — do skandalu. Nie uratujesz go, a…

ROBESPIERRE

746

Saint-Just, co tobie do tego?…

SAINT-JUST

747

Powiedzieć ci? — Boję się o naszą sprawę. Maxime: twoje męskie zaślepienie gorsze od mojej młodzieńczej głupoty. Czyż ty go nie znasz?! To kokota, nie chłopak, ten Desmoulins! Myślisz, że będzie słuchać, co do niego mówisz? Zacznie się tobą bawić, sypać frazesami, stroić wzniosłe miny. Ty zaś będziesz patrzyć bezsilny, jak się to szczenię z niepowstrzymaną konsekwencją głupoty pcha pod koła. Na tej torturze, miły mój, wyśpiewasz wszystko! Byle go nareszcie przebudzić… wydasz swój plan i uprzedzisz całą szajkę. Robespierre wzrusza ramionami

748

Maxime — Maxime — niech ci wystarczy ten już półroczny flirt ze… zdradą… stanu!…

ROBESPIERRE

łagodnie
749

Za kogo ty mnie uważasz, Saint-Just… za kobietę? Ja bym miał zdradzić tajemnicę rządową… z wzruszenia?! Wiesz: chciałbym się oburzyć na twoją niedyskrecję, lecz za taki absurd doprawdy trudno się gniewać. — Bądź zdrów, przyjacielu.

SAINT-JUST

750

Psst! Więc jutro po południu chcesz nas zwołać? Czemu nie rano? Czemu nie dziś w nocy?

ROBESPIERRE

obejrzał go sobie powoli, systematycznie, od fryzury po trzewiki. Następnie
751

Car tel est mon bon plaisir.[66]

Wychodzi ścigany smutnym uśmiechem przyjaciela.

ODSŁONA 5

U Desmoulinsa. Lucile, 22 lata, siedzi przy lampie i szyje; Camille wbiega zły, zrzuca płaszcz i kapelusz, pada na sofę i przybiera zdeprymowaną pozę.

LUCILE

752

No? wobec mimicznej manifestacji męża O, mój małżonku! Więc znowuśmy głupstwo strzelili?!

CAMILLE

przybiera swą typową pozycję: łokcie wsparte o kolana, szczęki o pięści
753

Ech, wiesz, Lucile… ona wstaje i odgrywa błagalną pantomimę Mogłabyś doprawdy przestać błaznować, gdy mnie… prostuje się A przecież, do kata, powinienem się cieszyć!… spojrzał na nią Słyszałem pogawędkę obu tygrysów.

LUCILE

poważnieje i siada obok, zainteresowana
754

Ach?… No więc?

CAMILLE

wstaje
755

Wypowiedzenie wojny! zaczyna krążyć, trochę nerwowo

LUCILE

poderwana wstrząsem przerażenia
756

Co?!…

CAMILLE

wzburzony, nie zważa
757

Tak jest, świetnie się stało! Robespierre'owi należy się gorzka nauczka: dostanie ją nareszcie! Tak: cieszę się. Cieszę się!

LUCILE

stoi przy stole en detresse[67]
758

I jakże się to?!…

CAMILLE

759

On sam wie doskonale, że Dantonowi nie sprosta. Inaczej nie byłby go przecież prosił — a jakże, Robespierre… pro-sił — o posłuchanie! Inna rzecz, że go Danton nie umiał należycie upokorzyć. To mnie zirytowało. — Słodki Jezu, gdyby tak mnie był… poprosił!!…

LUCILE

pochyla się nad stołem, rozpaczliwie
760

Ależ słuchaj, Ca…

CAMILLE

obraca się i przystaje
761

Lucile: pamiętasz, jak on mnie na pośmiewisko wystawiał w klubie? Pamiętasz, co? — Drżeli przede mną, a on błazna ze mnie robił! Ale o upokorzeniach, jakie mi prywatnie na każdym kroku zadawał, o tych nie masz ani wyobrażenia, ani przeczucia. Przechodzą ludzkie pojęcie. — No, ale też powetuję sobie teraz.

LUCILE

prawie krzyczy
762

Camille! Jakże to się stało? Przecie mówiłeś wyraźnie, że Danton sam pragnie zgody?!

CAMILLE

otrzeźwiał nagle — siada
763

Ech, bo Robespierre jest obłąkany. Zdaje mu się…

LUCILE

764

Dziecko, a powtórzże mi nareszcie treść rozmowy!!

CAMILLE

po krótkiej pauzie
765

Widzisz, tego ja właściwie… nie zrozumiałem. Nie było wyraźnie słychać. Jednym słowem: ja się w tej gmatwaninie już wyznać nie mogę. — Nie, ja nie jetem dobrym politykiem. — Ale co tam! Jestem wielkim poetą; a to chyba więcej znaczy… prawda Loulou?

LUCILE

blada z niepokoju
766

Oczywiście, ale…

CAMILLE

prostuje się nagle
767

Ach, przecież pochlebstwa Dantona mogły być formą sarkazmu!… Naturalnie! — O cóż ze mnie za osioł! No, teraz wszystko rozumiem: Danton dał mu tak dotkliwie odczuć jego niższość, że rozsierdzony fanfaron odepchnął zgodę — mimo iż w niej odtrącał ostatnią deskę ratunku!

zrywa się i znów krąży, zacierając ręce

LUCILE

768

Jesteś tego pewien? — Więc jednak słyszałeś?…

CAMILLE

769

Nie wszystko, ale to przecie zupełnie jasne. — No, tym lepiej. Zwrócimy mu dług poniżenia… z lichwiarskim czynszem! Od trzech miesięcy wzdycham do tej chwili!

LUCILE

wspiera się osłupiała o stół
770

A ja od trzech miesięcy przed nią drżałam. Spełniło się moje najstraszniejsze przeczucie.

CAMILLE

przystaje
771

Lucile, nie mów takich rzeczy, bo i ciebie znienawidzę! Idę się przebrać; czy Horace śpi?

LUCILE

ocknęła się
772

Tak… nie zbudź mi go!

dzwonek

CAMILLE

ucieka
773

Wielki Boże! Któż to — może być?! Loulou: nie ma mnie w domu.

Znika. Pukanie; Lucile odpowiada.

ROBESPIERRE

wchodzi z ukłonem
774

Czy zastanę męża pani?

775

Lucile zdrętwiała z radosnego zaskoczenia.

LUCILE

bez ruchu, za późno
776

…Owszem. Przyjdzie za chwilę. Czy zechce pan poczekać?

ROBESPIERRE

zdejmuje i odkłada kapelusz, laskę, rękawiczki
777

Z przyjemnością.

LUCILE

zbliżyła się do niego bez szmeru, od tyłu. Gdy on się prostuje i odwraca — chwyta go za obie ręce. Stoi tuż przed nim, na środku pokoju
778

Maxime… cóż to za szczęście, że pan dzisiaj przyszedł!…

ROBESPIERRE

zdumiony, zakłopotany
779

Czemuż mam przyp…

LUCILE

wpatrzona w niego całą siłą duszy
780

Sam Bóg musiał pana przysłać… Chyba nie po to, żeby ze mnie zakpić?!… O jakże się pan straszliwie zmienił. Ledwo śmiem mówić po imieniu…

ROBESPIERRE

781

Tak. Postarzałem się bardzo.

Nie ruszają się z miejsca.

LUCILE

782

O nie! Tylko… znalazłszy określenie, wybucha nerwowym śmiechem Robespierre wyrósł het poza wieże Notre-Dame; za to Maxime — przestał istnieć.

ROBESPIERRE

zamyślony, przed siebie
783

Jeszcze — nie.

LUCILE

784

Maxime… czy to prawda, ż-że grozi… zaostrzenie stosunków? szybko tłumiąc zaskoczenie, Robespierre potwierdza z naciskiem Więc w panu jedyna nadzieja. nie puszczając mu rąk, pociąga go na sofę Jestem bezradna, Maxime. Jestem w rozpaczy. Camille to nieodpowiedzialny dzieciak, którego trzeba pilnować i prowadzić za rękę. Tymczasem ja się sama w świecie nie wyznaję! — Podjęłam się zadania, do którego nie dorosłam. Za słaba jestem i za głupia. — Czemu się pan od niego odsunął, Maxime? Czemu go pan… opuścił?…

ROBESPIERRE

785

Bóg mi świadkiem, że było na odwrót. I że go trzymałem z wszystkich sił.

LUCILE

nieufnie
786

Tak?… Myliłam się widocznie… znów patrzy mu w oczy Bądź pan raz jeszcze człowiekiem, Maxime! Pan jest szlachetny. Znam pana. O, przebacz mu pan… jeszcze ten raz! — I weź go pan pod swoją opiekę!

ROBESPIERRE

787

Po to przyszedłem. Ponadto: ja osobiście nie mam mu co przebaczać.

LUCILE

788

To znaczy, że… O, Maxime! — Więc mogę być naprawdę spokojna?! Mogę go panu powierzyć?!…

ROBESPIERRE

zamyślony
789

Nie wiadomo, pani Lucile, komu z nas dwojga… bardziej na nim zależy. krótka pauza Ale nie wiadomo również, czy on mi zaufa. z nagłą, tłumioną namiętnością Lucile: wpływ pani ważniejszy od mojego. Niechże pani mnie pomoże!

LUCILE

pod sugestią, ale tonem wątpienia
790

Sądzi pan? — Więc cóż mam zrobić?

ROBESPIERRE

791

Musi pani zerwać za wszelką cenę związek Camille'a z Dantonem i jego grupą.

LUCILE

przerażona
792

Ja!… Ależ Maxime: ja, kobieta, nie mogę się w te rzeczy przecie wtrącać! — Byłaby to niedelikatność tak… odstręczająca, że bym zmąciła nasz stosunek raz na zawsze!

ROBESPIERRE

793

Nie. Raczej przeciwnie. — Ale gdyby nawet: może jednak lepiej poświęcić własną godność i miłość niż… jego życie?

LUCILE

cofa się torsem. Ręce jej opadają
794

…Je — jego…

ROBESPIERRE

795

Przy Dantonie Camille pójdzie na dno, Lucile! — Czy pani wie, co znaczy dno? To stan duszy, w którym się człowiek staje zdolny do szantażu, fałszerstw i szachrowania tajemnicami rządu! Niechże pani złoży ofiarę ze swej wytwornej delikatności, Lucile! I niech mnie pani wspiera wszelkimi środkami!

Camille wbiega i przystaje, zdrętwiały — z grozą czując drgnienie własnej radości.

CAMILLE

tłumi ją wybuchem pasji
796

Powiedziałem wyraźnie, że nie ma mnie w domu!

Robespierre uważa, by go niczym nie drażnić. Nie uśmiecha się więc.

LUCILE

wstaje
797

Wstydź się, Camille. — Nie będę wam przeszkadzać; zobaczymy się jeszcze, Maxime!

Robespierre wstaje i kłania się. Lucile odchodzi.

CAMILLE

przystaje przed nim z założonymi rękami
798

Jakeś ty śmiał wejść tutaj?

ROBESPIERRE

799

Muszę pomówić z tobą o rzeczach ważnych, Camille. Ale naprzód siądź albo stań z boku: niewygodnie mi mówić z zadartą głową.

Camille siada rzeczywiście, nachylony w swej typowej pozycji.

CAMILLE

800

Pomówić — znamy się. Przyszedłeś się nade mną znęcać. prostuje się Wiesz co: nasza rozmowa nie przedstawia widoków. Lepiej nie zaczynać.

ROBESPIERRE

801

Jesteś w niebezpieczeństwie. Chcę cię ostrzec.

CAMILLE

na sekundę zachwiany
802

Ja, w nie…

ROBESPIERRE

korzysta czym prędzej
803

Od jutra, Camille, zacznie się między Dantonem a nami stan wojenny. Tego ty jeszcze nie znasz. Przyszedłem cię… poprosić: nie wybieraj stanowiska lekkomyślnie. Nie przeczuwasz, co ci teraz grozi. Przyjaźń Dantona nie jest bezinteresowna…

CAMILLE

804

Przyjaźń Dantona, Robespierre, przede wszystkim nic cię nie obchodzi. Następnie: jestem dorosły i potrafię ustrzec się sam. — A śmierć mnie, bojownika wolności, nie przeraża.

ROBESPIERRE

805

Śmierć to głupstwo. Ale istnieje także… deportacja do Cayenne[68]. Lub ucieczka w przebraniu, o głodzie, do kraju wroga. — To już są rzeczy… godne zastanowienia.

CAMILLE

806

Tchórzostwa we mnie nie przebudzisz; a przyjaźń nasza silniejsza od twojej zawiści. Nie zerwiesz jej.

ROBESPIERRE

807

Barykady martwej retoryki. — Czemu ty nie śmiesz być sobą, Camille? Czy sądzisz, żeś gorszy od innych?

808

809

Męska przyjaźń to może najszlachetniejsza odmiana stosunków ludzkich. Ale twój związek z Dantonem nią nie jest, chłopcze. Pierwszy warunek przyjaźni — to wzajemna niezależność. Tymczasem tyś się zaprzedał w poniżającą, sentymentalną niewolę, a Danton bez skrupułów eksploatuje twój talent dla własnych mrocznych celów. — To dwuznaczna spółka, nie przyjaźń.

CAMILLE

mocno wstrząśnięty
810

Nie zrozumiesz mnie nigdy, Robespierre.

ROBESPIERRE

811

Camille: wiesz o tym, prawda, że jako polityk jesteś skończone zero?

CAMILLE

812

Może być.

ROBESPIERRE

813

Nie może być, tylko raz jest, mój drogi. — A co do mnie, wiesz: po pierwsze, że jestem bezwzględnie uczciwy; po drugie, że popełniam stosunkowo najmniej pomyłek wśród nas wszystkich, milczenie Camille: wiesz o tym, czy nie?

CAMILLE

przytłoczony
814

No tak, wiem. I owszem.

ROBESPIERRE

815

Więc oskarżając mnie w „Vieux Cordelier” o ukryte ambicje i błędy — postępowałeś wbrew własnemu przekonaniu. Camille podnosi czoło z krótkim, przestraszonym spojrzeniem Oto do czego cię doprowadzono. Danton nie lubi się narażać… a prowadzi trzy podziemne intrygi de front[69]. Wybiera sobie zatem młodzieńca, którego dziewicza niewinność zna oficjalną tylko postać polityki — a i w tej nie umie się połapać; następnie wszczepia mu idee — o, bardzo wzniosłe w formie ogólnych maksym, lecz w zastosowaniu działające… inaczej, niż sobie naiwny mówca wyobrażał.

816

Nawołując do miłosierdzia i tolerancji sądziłeś, że ratujesz Ojczyznę. Tymczasem uratowałeś kontrrewolucję od bankructwa. W tym był cel Dantona.

817

Camille: zrzuć czym prędzej zakażony łachman tej „przyjaźni”.

818

CAMILLE

819

Choćby te potworności były prawdą — a nie mam powodu ci wierzyć — ja Dantonowi dotrzymam wierności. Jeżeli on mnie zdradza — to jego rzecz. Po cóż bym ja miał wyrzekać się honoru?

ROBESPIERRE

820

Świetny sposób dbania o swój honor… przez zdradę stanu. — Bo tym są twoje napaści na rząd — wspierane przez wszystkie obozy reakcji!

CAMILLE

definitywnie traci grunt. Wstaje
821

Więc rzucę pióro — i z odkrytą piersią przed ciosami Dantona zasłonię. Straciwszy we mnie miecz — odnajdzie tarczę.

ROBESPIERRE

822

Do twarzy ci w tym heroizmie, co? I przyjemnie? — A czy wiesz, że wzbudzasz we mnie litość?

CAMILLE

spręża się
823

Czy chcesz dostać w twarz?

ROBESPIERRE

824

No, nareszcie! By z ciebie jedno drgnienie prawdziwego życia wymęczyć — trzeba rozdrapać do krwi twoją próżność. Na tym jednym punkcie jeszcze reagujesz… biedny głupcze!

CAMILLE

zwija się w fotelu, nakrywa czoło pięściami
825

Och, ty… ty… bydlę!!!

ROBESPIERRE

826

Widzisz, jakiś ty bezbronny, Camille? Wobec zarzutów jak wobec pochlebstwa. Pchnięciem palca można cię przewrócić!

827

Dotąd groziło ci najwyżej więzienie; za to podczas kryzysu odpowiada się za każde słowo — życiem. Dla Dantona jesteś pionkiem w grze. Na samym wstępie każe ci się skompromitować bezpowrotnie, bo zna twoją… chwiejność; potem tobie poruczy każde niebezpieczne posunięcie. Ty się nie poznasz na zbrodniczym sensie własnych tyrad; i ani się nie obejrzysz, jak wieko nad tobą zapadnie.

828

829

Warto iść na śmierć, ba, nawet do Cayenne, za sprawę, dla której się działa i żyje. — Ale za chwilę upojenia rytmem niezrozumiałych słów?…

CAMILLE

po dłuższym milczeniu
830

No, Robespierre: dopiąłeś celu.

831

Strzaskałeś moje iluzje na wieki. Zdemolowałeś wszystko, co w mojej duszy było do zburzenia. Ciesz się.

ROBESPIERRE

832

Cieszę się serdecznie — bo to „wszystko” było gąszczem kłamstw. — Byle tylko nie odrosły, Camille!

CAMILLE

833

Max… Robespierre: twoja obecność sprawia mi ból fizyczny. Odejdź.

ROBESPIERRE

834

Muszę mieć naprzód gwarancję, że zerwiesz z Dantonem i zachowasz ścisłą neutralność.

CAMILLE

odżył
835

Teraz to już za nic, najdroższy! Za — nic! Taki wstyd krwią tylko zmyć można. Teraz będę się po prostu pchał na gilotynę.

ROBESPIERRE

836

No — spróbuj. Spróbuj wynagrodzić stratę dwu lat życia — doskonałym nonsensem śmierci. Życzę ci tylko, abyś na katowskim wózku nie przejrzał monstrualnego komizmu w takim załatwieniu sprawy. To by już był zaprawdę… szczyt.

837

838

Szach-mat, Desmoulins.

CAMILLE

naraz podnosi się ciężko i staje przed nim
839

Wynoś się. Robespierre potrząsa głową wolno, poważnie. Camille zaczyna drżeć Wynoś się… wynoś się… b-bo cię uderzę!… Robespierre wstaje nagle i kładzie mu ręce na barki. Camille skręca się zrazu Www!… Nie!! Nie rusz!!! Uspokaja się i rozpręża. Twarz niespodziewanie przybiera wyraz adoracji. Podnosi ręce ku piersi Robespierre'a i opuszcza. Robespierre wciska go powoli w fotel.

ROBESPIERRE

840

… czyli że można zacząć nową partię.

Siada sam. Camille trwa zamyślony w typowej pozycji.

CAMILLE

po chwili opuszcza splecione ręce między kolana. Ku podłodze
841

Więc ty byś mnie przyjął z powrotem, Maxime?…

ROBESPIERRE

842

Przyjacielu: ja nie zwykłem witać gości słowami: „jakeś ty śmiał”.

CAMILLE

843

Po tym wszystkim, com przeciw tobie naszczekał… Robespierre wzrusza ramionami Boże mój, wielki Boże… jakże ty mną gardzisz!

ROBESPIERRE

844

Kiedy on musi mieć swój melodramat!

CAMILLE

dziwnie zmieniony — podnosi czoło
845

Wielki jesteś, o, Robespierre — lecz zamiast serca nosisz w piersi wypaloną cegłę. wstaje nagle i opiera się o poręcz jego krzesła A czy ty wiesz, że wzbudzasz we mnie litość?

ROBESPIERRE

podnosi wysoko głowę, lecz nie widzi rozmówcy
846

Tym defektem anatomicznym?

CAMILLE

847

Tak. — Ja jestem o całe niebo szczęśliwszy… z wzrastającą czułością zaciska zęby …już chociażby w tym nawet, że mogę cierpieć… jak potępiony… coraz ciszej; głos mu się żarzy zielonooki potworze… przez ciebie.

ROBESPIERRE

klasnął palcami, lecz zresztą ukrywa swe zażenowanie
848

Camille, nie nudź.

CAMILLE

coraz żarliwiej
849

Ja cię nie nudzę. Wprawiam cię w zakłopotanie diabelne. Wyprowadzam cię z równowagi. — Czyżbyś mi śmiał odmówić tej niewinnej satysfakcji — za pewne słowa… za pewne spojrzenia… po których dotąd noszę szkarłatne pręgi na twarzy?…

ROBESPIERRE

850

Mnie trzeba być towarzyszem, chłopcze. Z przyjaciółmi wedle sonetów Shakespeare'a nie mam co począć; a niewolników — traktuję jako takich.

CAMILLE

851

Będę ci towarzyszem. Będę ci wszystkim, czym zechcesz. Przefasonuję własną naturę od stóp do głów wedle twego życzenia… na dowód „wzajemnej niezależności”, której żądasz. wraca na swoje miejsce Cóż mam teraz zrobić?

ROBESPIERRE

852

Uwolnić się natychmiast od Dantona. Potem staniesz po stronie rządu albo zachowasz neutralność; to już twoja rzecz.

CAMILLE

853

Rzekłeś. Z miejsca piszę do Dantona. ze śmiechem On się tam już postara, żeby i reszta wiedziała… słyszę go stąd.

ROBESPIERRE

ostrożnie
854

To… nie wystarczy, Camille. — Bo wasz związek nie był sprawą czysto prywatną…

CAMILLE

lekko zaniepokojny
855

A więc?…

ROBESPIERRE

po kilku sekundach namysłu
856

Voici: jutro rano wystąpisz w Konwencji, odwołując — ale bez tych twoich typowych zastrzeżeń! — swe napaści na Komitety. Potem napiszesz, jako numer ósmy „Cordeliera”, podobną rewokację dotyczącą treści numerów poprzednich. Camille drętwieje. Oczy mu się rozszerzają Wreszcie musisz zarządzić publicznie, by zniszczono cały nakład numeru siódmego wraz z rękopisem. — To wszystko.

857

długa, straszna cisza

CAMILLE

przechyla się nareszcie wstecz z długim, przerywanym westchnieniem
858

A — ach… Tak!!! wybucha histerycznym śmiechem, zapada się Ooo, Maxime, Maxime, Maxime!…

Pada głową na stół wstrząsany łkaniem.

ROBESPIERRE

wstaje bez szmeru — podrywa go za ramiona z cichą brutalnością
859

Histeryczny maniaku, co tobie znów jest?!!

CAMILLE

uwalnia się dzikim szarpnięciem; patrzy mu w oczy od dołu, zaciekle
860

Zrozumiałem cię nareszcie… najdroższy. wstaje, przybiera arogancką, wygiętą pozę efeba — wsuwa rękę do kieszeni, wyciąga z niej jakiś łańcuszek i zaczyna go podrzucać, mówiąc z głową nieco przechyloną Okazuje się zatem, że jednak… jednak mam pewną wartość, ja fagas, dureń, ja skończone zero? Więc jednak wart jestem aż tak wiele, że Nieskazitelny, by mnie zdobyć, poświęca… swoją ludzką godność?… nieporozumienie: Robespierre'owi zdaje się, że Camille przejrzał jego najprywatniejsze uczucia. Blednie do szarości, z gniewu i lęku równocześnie. Camille widzi ten objaw — i przypisuje mu zgoła inne przyczyny

861

Boisz się nas… boisz, Nieugięty, Niezwyciężony! Bo-isz się!! Dlatego poniżyłeś się dwa razy, jakby się nie poniżyła ostatnia kurwa! — Daremnie łasiłeś się u stóp Dantona: przepędził cię! Więc mnie przynajmniej chciałeś zbałamucić. Jam przecie taki głupi! Prawda? — Tylko że jednak słowa moje w druku niecą pożary ducha od Kanału aż po Pireneje; więc trudno gardzić taką bronią… gdy się dygoce w śmiertelnym strachu o swą skórę? — Myślałeś, że wystarczy palcem kiwnąć — co?… Myślałeś! Któż by się twoim oczom oprzeć zdołał? — Piękne są, owszem; ale zdrady dla nich nie popełnię.

Odwraca się i odchodzi ku oknu.

ROBESPIERRE

idzie za nim, drżąc ze zmęczenia
862

Chłopcze, co tobie jest? Jak możesz mi podsuwać podobne motywy? Przecie ty mnie znasz…

CAMILLE

odsuwa się lękliwie
863

Nie znam cię. Nigdy cię nie znałem. Nie rozumiem waszej przeklętej polityki. — Widziałem w tobie olbrzyma… Ty łotrze nędzny… ubóstwiałem cię…

Opiera ramię o szybę, opuszcza na nie głowę.

ROBESPIERRE

ujmuje go za ramiona, wspiera się prawie na nim
864

Camille… Camille, dziecko moje… Camille — miej litość… nade mną…

Camille otrząsa się brutalnie. Robespierre opiera się o futrynę.

CAMILLE

głosem tak twardym i suchym, że aż kruchym
865

Dość tego, Robespierre. Nie poniżaj się bezcelowo. Przegrałeś. odwraca głowę, patrzy na niego Tchórzu… podły — kłamliwy — tchó-rzu… krzyk, który tłumi, wciskając twarz w zagięcie łokcia Aaaaoou!!!

Wybucha ponownie łkaniem. Pauza.

ROBESPIERRE

nieswoim głosem, jak w transie
866

Przyszedłem — w ostatniej — chwili. — Jeśli… nie usłuchasz, jesteś stracony. serce zaczyna mu bić tak gwałtownie, że się lekko chwieje i tchu złapać nie może. Wobec niesamowitej zmiany głosu Camille obrócił się zdumiony. Zaczyna przeczuwać prawdę; nareszcie cichnie zupełnie. Robespierre kontynuuje jak pod hipnozą Nie powiedziałem… budzi go przeszywające spojrzenie Camille'a. Cofa się szalonym wysiłkiem, który mu łamie głos ani słowa za wiele.

Opiera się ciężko o futrynę. Mruga jak oślepiony.

CAMILLE

uspokojony odwraca się z powrotem. Pogardliwie
867

Ach, no tak.

ROBESPIERRE

dźwiga się, cicho
868

Camille, przysięgam, że mówiłem prawdę.

CAMILLE

tłumi bez trudu ostatnie drgnienie przeczucia
869

Nie wstrzymuję pana, Robespierre. Robespierre odrywa się od futryny. Idzie ku przodowi po swoje rzeczy Brama może być zamknięta; zaraz przyślę panu klucz. kłania się oschle Żegnam.

ROBESPIERRE

pełnym głosem
870

Bądź zdrów. Camille wychodzi; Robespierre opada na kanapę i odpoczywa, patrząc tępo w przestrzeń. Wstaje na wejście Lucile Może mi pani zechce dać klucz. Zostawię u stróża.

LUCILE

871

Maxime… Robespierre… na Boga, co się stało?!… A ja panu tak bezwzględnie zaufałam!…

ROBESPIERRE

872

Nie ręczyłem za powodzenie.

LUCILE

873

Po co pan do nas przyszedł… właśnie dziś?… Tego mi pan przecie nie powie. Głupia jestem, że pytam. — Na Boga, zlituj się pan i powiedz mi prawdę!! — Błagam pana: powiedz mi prawdę!!!

ROBESPIERRE

874

Powiedziałem pani prawdę. — A skoro mi pani już nie wierzy… cóż pomoże więcej słów? — Proszę o klucz.

LUCILE

875

No, teraz to już absolutnie nic nie wiem…. O, jak pan mógł!! — Nie. Przepraszam pana. podaje mu klucz. Robespierre całuje ją w rękę Proszę, niech się pan na mnie nie gniewa!…

ROBESPIERRE

876

Nie miałbym przecie za co — ale cóż na tym obecnie zależy? exit

AKT III

ODSŁONA 1

Comité de Salut Public. Lindet[70] — prezyduje; Billaud[71], Collot, Carnot.

BILLAUD

bębni niecierpliwie palcami po płycie; patrzy na zegarek
877

Na którąż to nas zwołał? Na drugą, jeśli się nie mylę?

LINDET

wyciąga swój
878

Za dziesięć druga, więc o co ci chodzi?

COLLOT

879

Coś ty taki kwaśny, Lindet? Jeszcześ się nie dobudził?

CARNOT

880

Inna rzecz, że Robespierre mógł był poczekać do jutra. Ta bezwzględność!…

COLLOT

881

Co ty mówisz? — Podziwiam was: od kilku dni Robespierre rządzi się, jak król; a wy…

LINDET

882

Znowuście sobie coś znaleźli?!

CARNOT

883

Istotnie. Sam decyduje o wszystkim, rozporządza naszym czasem…

COLLOT

884

Słowa nie mówiąc, zniósł zwyczaj protokołowania…

BILLAUD

885

Słusznie! Sekretarz to potencjalny szpieg. — Ale pora doprawdy zawracać sobie głowę etykietą! Moi drodzy, dziś Robespierre widział się z Dantonem: jeśli nas nocą zwołuje, to znaczy, że ma jakiś ważny argument na swą korzyść.

CARNOT

886

Więc sądzisz, że trwa przy swoim uporze?

BILLAUD

887

Robespierre to nie chorągiewka. — Tymczasem my musimy usunąć Dantona, panowie: Robespierre musi się zgodzić. — Wy dwaj, zamiast się puszczać w zapasy, stójcie za mną: twórzmy blok. I nie wolno nam się stąd ruszyć, nim nie ulegnie.

CARNOT

888

Słusznie. Trzeba się spieszyć. Przez Dantona kroku naprzód zrobić nie można.

BILLAUD

889

O ile się da, ułożymy plan kampanii już dziś. — A to niełatwe zadanie, moi drodzy. Przede wszystkim trzeba izolować Dantona w Konwencji i pozbawić go poparcia opinii.

CARNOT

890

Obawiam się, że nam ta wstępna akcja zajmie dobry miesiąc, panowie. objaw protestu ze strony Billauda Trudno, Billaud: musimy sobie zapewnić zgodę społeczeństwa. Przedwczesny krok równałby się katastrofie.

COLLOT

891

Naturalnie. Burżuazja poszczułaby na nas kraj cały. Ściągnęlibyśmy na siebie nowe rozruchy, powstania, wojny wewnętrzne — a przede wszystkim pewne rozbicie rządu. Lepiej już doprawdy poświęcić trochę czasu…

BILLAUD

zamyślony
892

Bez kwestii, wiem o tym przecie sam… ale miesiąc!…

COLLOT

893

Inna rzecz, że bezwzględny opór Robespierre'a jest… podejrzany.

BILLAUD

894

Zapewne, gdy się najprostszych skutków czynu obliczyć nie umie… politycy!

COLLOT

895

Być może, Billaud — być może; ale ta drżąca troskliwość o Dantona, to coś więcej niż bystrość męża stanu. Terror, Rewolucja, PolitykaWierzcie mu, jeśli chcecie, że się boi terroru jak zarazy; ja terror znam i wiem, że gdy się go używa w miarę…

LINDET

mruży oczy
896

W miarę… dwieście siedemdziesiąt trzy ofiary dziennie, niezapomniane fusilliady lyońskie[72]. — W miarę bezmyślne burzenie fabryk, magazynów, całych dzielnic. Gruntowniej niż rozbestwiony wróg. — W miarę!!!

COLLOT

zrywa się
897

A ty do czego mi się wtrącasz… kuchto?!

LINDET

898

Dziękuję ci za ten zaszczytny tytuł, hyclu[73].

Collot rzuca się ku niemu; sąsiedzi wstrzymują go.

BILLAUD

899

Tu nie urządza się bójek.

CARNOT

900

Nie zważaj — mów, coś zaczął. — Więc?…

COLLOT

piorunuje Lindeta spojrzeniem
901

A więc, do stu tysięcy diabłów, Robesipierre kłamie! głęboka ciszaGeniusz, Polityka Moi drodzy, wszak to doprawdy genialny wódz; czyż nie tak?…

BILLAUD

902

Wiadomo. Cóż stąd?

COLLOT

903

Co stąd?! — Przypomnijcie no sobie… czym został każdy bez wyjątku genialny wódz w historii, jakby na mocy jakiegoś prawa natury?…

CARNOT

cicho
904

Dyktatorem…

znów cisza

BILLAUD

bez tchu
905

To nie byli rewolucjoniści!…

COLLOT

z uśmiechem politowania
906

Mój drogi! PolitykaTo pewien typ ludzki: zaczyna się jako szczery demokrata — a kończy się na absolutyzmie, w uczciwym przekonaniu, że to zbawienie dla kraju.

CARNOT

zamyślony
907

Słuchaj, Collot… no a gdyby nawet, to cóż za związek?…

COLLOT

908

Związek?! Przyjaciele! Robespierre ma talent i wolę, a nie wie, jak się zabrać do zdobycia tronu; za to Danton ma na tym polu bardzo rozległe doświadczenie. — Robespierre wie niejedno o Dantonie. Cóż leży bliżej, jak — skorzystać z tej wiedzy i zapewnić sobie usługi Dantona?…

LINDET

909

Wielki Boże!…

COLLOT

910

Po co ta rozmowa w cztery oczy? — Panowie: jeśli się ci dwaj nie umówili dawno — to znaczy, że się umówili dziś.

BILLAUD

powoli
911

Robespierre… szantażystą!… Nie, Collot. O tym mowy nie ma… choćby nawet zszedł na drogę zdrady stanu.

COLLOT

912

Więc możliwość uznajesz?…

ponure milczenie Billauda

BARERE

wbiega
913

Witajcie!… Bhuuu — spóźniłem się. Ale też ten Robespierre zaczyna przekraczać miarę… siada Coście wy tacy uroczyści?

COLLOT

914

To ty zdaje się nie wiesz nawet, po co ci o północy wstawać kazali?

BARERE

915

Bogiem a prawdą — nie.

BILLAUD

916

Więc to nie ty pośredniczyłeś — jak lokaj — między naszym kolegą a Dantonem? Nie dzięki tobie te dwa szczyty zsunęły się na pogawędkę?

BARERE

917

A tobie co?… Pewno, że dzięki mnie — ale… Aha, rozumiem. — A to się pospieszył!

SAINT-JUST

wbiega również
918

Dobry wieczór… nie ma go jeszcze? Bogu dzięki.

CARNOT

znad zegarka
919

Jego nie ma, ale pan spóźnił się o dziesięć minut, Saint-Just.

SAINT-JUST

czarująco
920

Och, jak mile mi pan szkolne czasy przypomniał! — Inna rzecz, że jestem zaskoczony tym wezwaniem. Bo parę godzin temu powiedział wyraźnie, że zwoła nas dopiero jutro…

zamiana niespokojnych spojrzeń

ROBESPIERRE

wchodzi spiesznie, nie zmieniwszy stroju. Jest blady i jakby trochę oszołomiony. Cisza kościelna
921

Dobry wieczór, panowie. Wybaczcie, żem wam dał czekać.

nieżyczliwy, lecz cichy pomruk

COLLOT

mruży oczy
922

Odezwałeś się zupełnie jak król do zebranego gabinetu.

ROBESPIERRE

siada roztargniony
923

A jakże się miałem odezwać?

Oburzenie Carnota i Collota; Barere i Saint-Just wybuchają śmiechem. Robespierre zdaje się nie słyszeć.

BILLAUD

924

Robespierre: prosimy o definitywną odpowiedź w sprawie Dantona.

ROBESPIERRE

925

Żądam, aby Danton stanął przed Trybunałem Rewolucyjnym w ciągu tej dekady[74].

śmiertelna cisza

BILLAUD

z westchnieniem, po długim zawieszeniu
926

No — chwała Bogu, żeśmy tak gładko doszli do zgody.

Szmer budzi się i wzmaga:

BARERE

927

Co?… W ciągu dekady?…

COLLOT

928

A to mu raptem spieszno!…

CARNOT

929

To przecie niepodobieństwo.

BARERE

930

Proszę o głos! — Robespierre: twój wniosek przeraża mnie. Mowy nie ma, abyśmy się uporali z Dantonem w ciągu dekady. Naprzód trzeba przygotować opinię, zyskać poparcie, otoczyć go — prędzej jak za miesiąc nie możemy przystąpić do ataku.

śmiech Saint-Justa

BILLAUD

931

Skończyłeś? — Daj mi mówić, Lindet! Miesiąc jest absurdem. Intensywną propagandą stworzymy sobie podstawę za dekadę. Wtedy można będzie działać.

szmer dezorientacji. Poklask Collota. Wątpliwości u Barere'a i Carnota

SAINT-JUST

932

Tak… tylko dekada dla nas, to dekada i dla Dantona…

ROBESPIERRE

933

Prezydencie!… Saint-Just ma rację. Rozmowa nasza była dość… definitywna. Jeżeli zatem Danton nie płonie żądzą męczeństwa — to nie za dekadę, ale tej nocy albo umknie…

LINDET

934

Ciekaw jestem, dokąd? Kto przyjmie pogromcę monarchii?

ROBESPIERRE

935

Kto przyjmie jej tajnego agenta? …albo zorganizuje rozpaczliwy zamach. Nie wolno nam dłużej narażać bezpieczeństwa ogółu.

BARERE i BILLAUD

936

No więc co??

ROBESPIERRE

wyciąga zegarek, co powoduje chwilkę zawieszenia
937

Za godzinę — o pół do czwartej — Danton musi być pod strażą.

pandemonium

BARERE

938

Jak to… dziś?!!

CARNOT

939

Czyś ty oszalał?!

dzwonek Lindeta

BILLAUD

940

Wy-klu-czone, kolego.

SAINT-JUST

941

No! Poznaję cię nareszcie!

COLLOT

942

Co za wariacki pomysł!

po wybuchu chwilka wytchnienia

SAINT-JUST

korzysta z niej; patrzy mu w oczy
943

Danton… i spólnicy.

COLLOT

944

Proponujesz Komitetowi samobójstwo, Robespierre.

CARNOT

945

Nie możemy wystawiać się na pewną klęskę.

BILLAUD

946

Dajcie mi mówić! — Robespierre: Danton ma kapitalistów za sobą. Sam to podkreślałeś. Przedwczesnym krokiem ściągniemy na siebie suto opłacone powstanie przedmieść i paniczny bunt Konwencji. Osiągniemy rozbicie rządu i apoteozę Dantona.

wzburzony poklask

COLLOT

947

Słusznie! Zupełnie słusznie!

CARNOT

948

Nie ma nad czym dyskutować.

lekki dzwonek Lindeta

BARERE

949

Nikt się nie zgodzi, Maxime.

ROBESPIERRE

krzyczy
950

Proszę o głos!

zdwojona wrzawa, silniejszy dzwonek

CI SAMI

951

Dyskusja zamknięta! — Odrzucamy bezwzględnie! — Co innego!

LINDET

dzwoniąc
952

Ci-szej, do pioruna!

BILLAUD

953

Spokój tam nareszcie!

wrzawa gaśnie opornie

ROBESPIERRE

wytęża głos
954

Ależ właśnie dlatego, że Danton ma potężne oparcie, musimy działać jak piorun! — Dajcie mu nie dekadę, a trzy dni czasu: złoto finansjery stworzy mu całą armię, setki ulotek zasypią Paryż, francuska krew zakipi na dźwięk pobudki — w Konwencji martwy, lecz ogromny ciężar Niziny przesypie się na prawo[75] przez jedną noc, a na obsadzenie galerii — gdy się ma środki — wystarczy parę godzin.

955

Panowie: Danton dziś, to zwierz osaczony. Look out[76]!

stłumiony szmer

CARNOT

956

Swoją drogą…

COLLOT

957

Przeklęta historia…

BARERE

958

Trzeba znaleźć jakiś sposób, na Boga…

BILLAUD

głośno
959

Skoro tak, to trzeba zaryzykować. Ktoś z nas musi jutro rano zaatakować Dantona w Konwencji. Jeśli będzie obecny, to niech się broni; jeśli nie…

SAINT-JUST

przerywa
960

…to znaczy, że drapnął. Że koalicja zyskała źródło cennych informacji.

ROBESPIERRE

961

A jeśli będzie, to odniesie tryumf. — Danton to nie Hébert, panowie. Tego się właśnie spodziewa; teraz przygotowuje na gwałt Konwencję — a jutro rzuci się na trybunę i ryknie. Kogo w nocy nie przekonał złotem — tego za dnia podbije siłą swego głosu. — A co my wtedy poczniemy, panowie? Gdy się Konwencja wraz z galeriami rozwyje w spazmach zachwytu? Kto z nas pójdzie zagłuszyć ten cudotwórczy gromowy bas? Mój salonowy kontralt może? Albo ciemny tenor Saint-Justa? — Trzeba działać natychmiast, koledzy.

GŁOSY

stłumione
962

On przesadza — nie damy rady — hm, kto wie?… — Tak, czy tak — klęska pewna.

BILLAUD

głośno
963

Niestety, Robespierre — masz słuszność.

okrzyk protestu Barere'a

ROBESPIERRE

964

Komitet Bezpieczeństwa ma prawo aresztować deputowanych prewencyjnie. Trzeba go zwołać, żeby usankcjonował mandat aresztowania.

ostatni, ostry wybuch protestu — o tonie, jaki cechuje świadomość przegranej

COLLOT

965

Konwencja nas rozniesie, Robespierre!

gwałtowny dzwonek Lindeta

BARERE

966

I po coś ty go zaniepokoił, Maxime! Wszystko z twojej winy!

ROBESPIERRE

967

Postąpimy z Dantonem tak samo jak z każdym dotąd przestępcą z Konwencji. Mimo to aresztowanie będzie niespodzianką, bo ogół liczy bezwiednie na specjalne względy dla Dantona. Miasto dowie się o fakcie około ósmej trzydzieści. O tej porze zaczyna się w Konwencji posiedzenie. Otóż ja sam ją zawiadomię. Jeśli panika wybuchnie — dam sobie z nią radę, bo to będzie panika naturalna. — Cóż, czy ufacie mi, że temu podołam? odpowiedź twierdząca: stanowcza u Billauda, Saint-Justa i Barère'a — z zastrzeżeniem w tonie u reszty A więc: naprostuję moralną postawę Prawodawców, a po mnie ktoś z was złoży raport w sprawie Dantona z wnioskiem o dekret aresztowania i oskarżenia.

BARERE

wśród lekkiego szmeru
968

Tylko kto czuje się na siłach ułożyć do dziewiątej ten raport? Bo ja…

SAINT-JUST

prawie z pogardą
969

Uspokój się, Barère: nie na twoje barki złożymy ten ciężar. Raport przedłożę ja. Już go mam.

wyciąga skrypt

BILLAUD

970

Przeczytaj!

ROBESPIERRE

971

Pozwólcie, że pierwszy przejrzę te notatki. Oszczędzicie sobie czasu.

Collot i Carnot mruczą.

BILLAUD

972

Dobrze. Saint-Just wręcza rękopis koledze, który zaczyna go czytać Więc godzimy się na projekt Robespierre'a, czyż nie tak?

CARNOT

973

Z dwojga złego…

COLLOT

974

Trudno, trzeba stawić wszystko na kartę…

BARERE

975

Cóż począć? Nie ma rady…

ROBESPIERRE

podnosi oczy znad skryptu
976

A zatem, panowie — na cóż czekamy? Niech prezydent wezwie Komitet Bezpieczeństwa…

LINDET

dzwoni; do woźnego
977

Proszę wysłać gońców po najmniej sześciu członków Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego. Pilne.

WOŹNY

978

Ci panowie kończą właśnie obradować…

BILLAUD

979

Tym lepiej. Niechże przyjdą. woźny odchodzi Teraz kwestia spólników, których trzeba aresztować z Dantonem. powszechna uwaga; Robespierre podnosi głowę Oto moje zestawienie: Delacroix, cisza Philippeaux…

LINDET

980

SprawiedliwośćKompletnie niewinny.

SAINT-JUST

981

W intencjach — może; niestety my sądzimy skutki.

COLLOT

982

Razem z Dantonem szturmował Komitety. — Dalej?

BILLAUD

983

Legendre i Bourdon de l'Oise…

ROBESPIERRE

984

Nie! To nieszkodliwe narzędzia. TerrorNie róbmy jatki, panowie! Ostrożnie z terrorem!!

LINDET

985

Pierwsze ludzkie słowo tej nocy…

BILLAUD

986

Dobrze. Niech sobie żyją. — Desmoulins.

cisza bez tchu

ROBESPIERRE

przygryzł wargą, trochę blady
987

Jako przyjaciel Desmoulinsa poddam się waszej decyzji… Czy nie sądzicie jednak, że można by mu d-darować dzień… jeden dzień czasu do opamiętania?…

BILLAUD

stanowczy ruch głowy
988

Nie.

SAINT-JUST

989

Co za broń w ręku dantonistów, chociażby przez jeden dzień! — Niemożliwe, Maxime.

ROBESPIERRE

990

Więc nie?… jednogłośna odpowiedź Dobrze. Tych trzech zatem pójdzie z Dantonem.

Czyta dalej, lecz z pewnym roztargnieniem.

BILLAUD

bębni po stole
991

Lindet, zadzwoń no jeszcze raz… aha, idą.

WOŹNY

992

Panowie z Komitetu Bezpieczeństwa.

Przystawia krzesła spod ściany. Comsal wstaje. Wchodzą: Vadier, Amar, Senar, Voulland, Lebas i David — ostatni dwaj są stronnikami Robespierre'a.

AMAR

993

Przede wszystkim lepiej was uprzedzić. Dziwicie się pewno, po cośmy się też po nocy zeszli — otóż zarządziliśmy chwilę temu aresztowanie generała Westermanna.

Comsal zamienia spojrzenia.

COLLOT

994

To się nieźle składa. Dlaczego?

AMAR

995

Za pretekst posłużył nam dawno dowiedziony współudział Westermanna w puczu hebertystów…

VADIER

po chwili zawieszenia
996

Właściwie natomiast, moi panowie z Ocalenia, dlatego, że Westermann dążył najwyraźniej do ulepienia sobie garstki partyzantów wśród rozwiązanej Armii Rewolucyjnej. A gdy się o Westermannie mówi, że on sobie coś lepił…

BILLAUD

997

Skoro tak, to się ucieszycie: postanowiliśmy aresztować Dantona z trzema spólnikami.

sensacja

DAVID

chciwie
998

Kiedy?!…

COLLOT

tryumfalnie
999

Teraz, panowie!!

okrzyki zdumienia, przestrachu, uznania

VOULLAND

1000

Hal-looo!!

VADIER

z przeciągłym świstem
1001

No, n-no… odwagi to nam nie brak, jak widzę!…

AMAR

1002

Ależ to szaleńczy pomysł, panowie… któż widział…

SÉNAR

1003

Salto mortale z przesady w przesadę..

JAGOT

1004

Z absurdu w absurd.

SAINT-JUST

1005

Jeśli odmówicie udziału, to przywłaszczymy sobie wasze prawo prewencyjnego aresztowania deputowanych…

ROBESPIERRE

1006

A wiecie, że Konwencja sankcjonuje na stałe podobne uzurpacje, jeśli osiągnęły sukces…

wrzawa Comsuru; oburzenie

VADIER

czerwony, najgłośniej
1007

Bezczelność!! Na taki cynizm…

AMAR

1008

Psst, Vadier. Mają rację. Jak już — to już. — Zgoda, panowie.

VOULLAND

1009

Ale odpowiedzialność!! Nie uniesiemy jej.

BILLAUD

1010

Odpowiedzialność cięży na nas. Wojna toczy się między Dantonem a Komitetem Ocalenia Publicznego. Jeśli się nie uda — my padniemy. Was nie ruszą; wy jesteście przecie policją polityczną…

SAINT-JUST

1011

…nie uzurpatorami władzy monarchicznej.

COMSUR

1012

No, to zgoda. — Lepiej zaraz skończyć. — Dobrze, wystawimy mandat. Wasza rzecz wybrnąć potem.

VADIER

1013

Dobrze, pchajcie się pod koła. Nie wstrzymuję was.

BILLAUD

1014

Dalej, trzeba wystawić ten mandat.

SAINT-JUST

rozgląda się
1015

A gdzież tu formularze?

COLLOT

1016

Głupstwo formularz, byle arkusz papieru!

Wstali, szukają.

SAINT-JUST

1017

Bez sekretarza ruszyć się nie można… atakuje szafę, łamie paznokcie Naturalnie — zamknięta.

ROBESPIERRE

oddarł pół arkusza z notatek Saint-Justa, podaje im
1018

O — macie tu kartkę.

BILLAUD

bierze ją i siada. Saint-Just przynosi mu atrament i pióro z biurka sekretarza
1019

Dyktujcie mi, wy z Bezpieczeństwa.

AMAR

1020

Komitety Bezpieczeństwa Powszechnego i Ocalenia Publicznego rozporządzają, że Danton — kto jeszcze?

BILLAUD

pisząc
1021

Delacroix — z departamentu Eure-et-Loire[77], Camille Desmoulins i Philippeaux — słucham dalej…

AMAR

1022

…wszyscy czterej członkowie Konwencji Narodowej zostaną aresztowani i przeprowadzeni do więzienia w pałacu Luxembourg, gdzie mają zostać pomieszczeni oddzielnie i w odosobnieniu. Porucza się burmistrzowi miasta Paryża natychmiastowe wykonanie tego rozporządzenia. — Przedstawiciele ludu… i podpisy.

Mandat okrąża stół.

ROBESPIERRE

prywatnie
1023

Antoine: trzy fakty tendencyjnie wykręcone. Przecie akt oskarżenia musi być bez zarzutu! Każda nieścisłość to wyłom dla obrony. A naga prawda o Dantonie wystarcza aż nadto.

SAINT-JUST

1024

Koledzy! Muszę przerobić raport. Przeczytam go wam przed sesją, o siódmej trzydzieści.

BARERE

krzywi się
1025

Dwa posiedzenia w ciągu jednej nocy! No, dziękuję…

BILLAUD

1026

Sądzę, że nie warto wracać do domów. Kto ma czas, niech się prześpi tu. Senar podpisuje po Robespierze i podaje mandat Lindetowi. Ten pieczętuje go, składa i dzwoni Hallo, Lindet! Nie podpisałeś!

LINDET

1027

Wybrano mnie, żebym rewolucjonistów żywił, nie żebym ich mordował. do woźnego Do ratusza. Najwyższy pośpiech! wstaje Posiedzenie zamknięte.

Wychodzą grupami.

AMAR

do Vadiera
1028

No, jeśli Komitet Ocalenia jutro o tej porze jeszcze będzie istnieć…

BARERE

do Carnota
1029

Na Boga, co to będzie jutro w Konwencji! Dreszcz mnie zbiega na samą myśl…

ODSŁONA 2

U Dantona wieczorem. Świecznik na stole, okna szeroko otwarte: ciepła noc wiosenna. Danton i Delacroix wchodzą w przemokłych płaszczach. Nie zdejmują kapeluszy. Danton przystaje na środku; rozgląda się roztargniony. U Delacroix znany już szatański wyraz spółwiedzy. Stoją jakby w cudzej sieni; długie milczenie.

DELACROIX

ledwo zaznaczając parodię
1030

Jak ten nagły, wonny deszcz orzeźwia! Dziś pierwsza prawdziwie wiosenna noc: cicha a wezbrana. Czuję taki napływ soków żywotnych, że chciałbym uścisnąć świat cały.

pauza

DANTON

obejrzał się na niego jakby przebudzony. Po chwili
1031

Po coś ty tu wszedł?

DELACROIX

1032

Miło mi w twoim towarzystwie… cisza nieco złowroga Cóż: zdecydowałeś się nareszcie?

DANTON

1033

Na co?

DELACROIX

1034

No, uciekać, do diabła?! Danton odwraca się, wzruszając ramionami. Po chwili Czyś ty nieprzytomny, Danton? obchodzi go. Staje twarzą w twarz Poznałeś chyba obecny stan swoich akcji… co?

DANTON

z ponuro opuszczonymi oczami
1035

Co do charakteru tłuszczy nigdy nie miałem złudzeń.

DELACROIX

1036

Istotnie. Przypominam sobie. mruży oczy A że Westermann aresztowany, o tym zapewne także wiesz?

DANTON

leniwie spogląda na niego. Siada ciężko
1037

Kiedy?

DELACROIX

1038

Godzinę temu. znów przerwa. Silnie zniecierpliwiony No więc?!

DANTON

bezwładnie potrząsa opadłą głową
1039

Nie.

Wstaje. Z rękami w kieszeniach płaszcza staje u okna.

DELACROIX

1040

No, to bądź zdrów, braciszku. — Straciłem przez ciebie całą noc… a to może już wiele znaczyć. Teraz muszę czekać do piątej rano: zauważono by mnie u rogatek, od drzwi Niechaj ci ziemia lekką będzie, Georges.

Wychodzi. Danton zdaje się go nie słyszeć. Po chwili zapada się znów na krzesło. Rozsypuje, rozpływa się na wszystkie strony. Kapelusz mu ciąży: ściąga go bezwładnie i rzuca na podłogę. Aż spostrzega swój stan i dźwiga się ciężko.

DANTON

1041

Danton: nie rozklej mi się, przyjacielu! ściąga płaszcz i rzuca na poręcz krzesła. Zmęczony tym wysiłkiem siada na brzegu szezlonga. Przeciera czoło; podchodzi do szafki, otwiera ją, nalewa sobie duży kieliszek i pije chciwie, jak gorączkujący. — Wpada bez pukania oszalały Desmoulins, w rozpiętym płaszczu, bez kapelusza. Danton obejrzał się z kieliszkiem w ręku No? A ty czego chcesz?

CAMILLE

1042

Rozmówić się z tobą, bestio przeklęta ty!

DANTON

dopija resztę i odstawia
1043

Hej, ho! Z temperamentem zaczynamy. Będę ci wdzięczny, jeśli mnie trochę rozerwiesz. siada Proszę: produkuj się. Camille oparł się o stół i wpatruje się w niego bez słowa No?… Zapomniałeś, co dalej?

CAMILLE

powoli
1044

I ja w ciebie… w ciebie wierzyłem?!… Ależ ty jesteś wprost ohydny, Danton…

DANTON

z śmiechem nieco gorzkim
1045

Co za zmysł spostrzegawczy! — Więc toś mi miał zakomunikować?

chwila nieruchomego patrzenia na siebie

CAMILLE

nagle
1046

Danton: mówiłem ci, żeś wielki i że chciałbym dla ciebie zginąć. Teraz odwołuję najdobitniej każde słowo.

DANTON

1047

Twoje słowa! Czyż ja cię kiedykolwiek brałem na serio, osesku[78]?

CAMILLE

1048

Zdjęto mi łuski z oczu. Trochę nagle… ale jakoś to przeżyłem. — Byłem ślepy — ślepy jak kret… w was, nędznych łotrach, widziałem herosów! Za to teraz… O, teraz przejrzałem.

1049

Zniszczyłeś mnie, zwierzę bezduszne. Zatrułeś mi umysł. Roztrwoniłeś moje siły. Dla ciebie talent mój zszargał się w żurnalistycznym rynsztoku. — Wiedz przynajmniej, że wyzyskany, zniszczony, zszargany, jeszcze — spluwam ci w twarz.

prostuje się, gotów iść

DANTON

zainteresowany
1050

A, więc Robespierre jednak raczył palcem kiwnąć?

CAMILLE

zatrząsł się
1051

Nie waż się o nim wspominać!

pochyla się ku niemu poprzez stół
1052

WolnośćCałe życie spędziłem na klęczkach przed wami. Wyczerpałem się na waszej służbie. A umieliście chytrze wykorzystać moje zaślepienie… Od dziś jestem człowiekiem wolnym. Co się ze mną teraz stanie, to obojętne: z wami, zgniłe bałwany, zerwałem na wieki.

odwraca się

DANTON

siedzi spokojnie
1053

Camille!

CAMILLE

przez ramię
1054

Czego chcesz?

DANTON

1055

Wróć się. Camille zatrzymał się Co ty właściwie pleciesz? Co znaczy ten nawał metafor?

CAMILLE

1056

Co tobie do tego?

DANTON

1057

I co znaczy to „wy”? — Czyżbyś znów Robespierre'a obraził?!…

CAMILLE

1058

Obraził! — Przejrzałem tego gada. — A byłby mnie o włos na nowo omotał!

DANTON

1059

Jak to… Byłeś u niego?

CAMILLE

1060

Ja!? — To on miał czelność przekroczyć mój próg — i łasił się do mnie najbezwstydniej przez cały wieczór! — Ale też dałem mu odprawę. Tak dobitną, że już się chyba nie waży do mnie zbliżać.

DANTON

1061

Czy… czyś ty zmysły postradał, głupcze nieszczęsny!!! — Jak to?! — Więc dowiadujesz się wyraźnie, żeśmy straceni… a w kwadrans potem odpychasz jedyny, nieprawdopodobny, cudowny ratunek?!…

CAMILLE

mruży oczy, stara się ukryć przestrach
1062

Co, my, straceni?…

DANTON

1063

Więc nie słyszałeś przez drzwi naszej rozmowy?

CAMILLE

1064

Ależ tyś go przecie pokonał…

DANTON

przechyla się wstecz
1065

Ja go… Camille, twoja głupota przyprawi mnie o spazmy. — Zrozum: ja tego maniaka, tego piekielnie chytrego wariata pojąłem po ludzku — i jak ostatni dureń wyśpiewałem wszystkie swoje herezje, zasypałem go dowodami przeciw sobie, w najściślejszym znaczeniu wydałem na siebie wyrok śmierci!

dysząca przerwa

CAMILLE

otrząsa się
1066

No to się obronisz! Masz przecie lud za sobą! — On wie, że ci nie sprosta: po cóż by nam schlebiał?

DANTON

zanosi się
1067

Obronię się! — Lud! — Wracam właśnie z kilku lokali sekcyjnych. — Camille: motłoch już zdążył zapomnieć o moim istnieniu — a teraz patrzy na mnie tak miłośnie, żem z miejsca stracił ochotę przemawiać.

1068

Jesteśmy izolowani jak trędowaci. Jutro lub pojutrze cała Konwencja runie na nas i rozszarpie nas na kawałki.

CAMILLE

znieruchomiały
1069

Więc on mówił… prawdę… pauza. Naraz Ale po co, w takim razie?… Po co on…

DANTON

wpada w swą demoniczną wenę
1070

…ciebie chciał ratować? fascynuje go To niepojęte… na pozór. — Dla mnie zupełnie jasne: jesteś jedynym człowiekiem na świecie, chłopczyku, którego ten potwór kochał… chrapliwe westchnienie Camille'a zaciekłą, boleśnie prawdziwą miłością.

długa cisza

CAMILLE

trzęsąc się, wybucha nagle łkaniem nerwowej radości
1071

O Chryste!!! powściągnął się trochę Za… t-tę wiadomość, Danton… przebaczam ci wszystko.

zwraca się, by biec

DANTON

unosi się lekko w fotelu
1072

Camille — dokąd ty?

CAMILLE

z śmiechem prawie histerycznym, w drzwiach
1073

Do-kąd!!!

DANTON

wskazuje krzesło
1074

Pozwól — jeszcze słowo. — Usiądź. Camille wraca niechętnie, ale stoi, oparty rękami o poręcz krzesła Widzisz… ja znam Robespierre'a lepiej od ciebie…

CAMILLE

1075

Niestety — to prawda. — Boże mój, jakżem ja mógł w niego zwątpić!…

DANTON

1076

…i dlatego obawiam się pewnego… nieporozumienia. Camille podnosi głowę z lekkim przestrachem Bo tyś coś mówił, żeś go obraził… ale nie zwymyślałeś go chyba od łotrów, Camille?…

CAMILLE

zdrętwiały
1077

Zdaje mi się… że tak…

DANTON

zmartwiony
1078

Hm… to fatalne, moje dziecko… to fa-talne… Widzisz: u tych ludzi z drzewa czy z kamienia taki wyjątkowy sentyment, raz zadraśnięty — zamienia się w nienawiść nieprzebłaganą. — Robespierre nie przebaczy ci nigdy. Jeśli spróbujesz się z nim widzieć — narazisz się tylko na dotkliwe przykrości.

CAMILLE

zaczerpnął oddechu
1079

To nic. Niech się mści: ma rację. Zasłużyłem na najcięższą karę, — Ale muszę przed nim uklęknąć, cokolwiek ma mnie spotkać.

DANTON

łagodnie
1080

Tobie to już nic nie pomoże, Camille…

CAMILLE

1081

Mniejsza o mnie. Byleby on wiedział, że teraz rozumiem… i że… dławi się że mi… straszliwie… żal…

ociera oczy i nos

DANTON

z cichym uśmiechem
1082

Więc ty myślisz, że on ci uwierzy? Gdybyś się nawet — cudem — zdołał do niego zbliżyć, cóż by on musiał sądzić o tej nagłej skrusze? Żeś nareszcie pojął swoje niebezpieczeństwo — i że przed nim tchórzysz.

1083

A jak on umie dobić pokonanych — toś już miał nieraz okazję podziwiać. To człowiek mściwy jak sam diabeł. — Pamiętasz przecie, jak cię już raz ośmieszył, wykpił u jakobinów?

CAMILLE

opiera się ciężko o stół
1084

Pamiętam… uratował mnie tym od wydalenia. ciszej, pochylając się ku płycie A ja — dureń — pojmuję to… dopiero dziś…

DANTON

1085

Ho, ho! Uratować mógł cię tańszym kosztem. Zahaczyłeś o jego chorobliwą drażliwość — ale to był żart zaledwie, Camille!…

1086

Zobaczysz: doprowadzi cię do samobójstwa ze wstydu.

CAMILLE

prostuje się bezradnie
1087

Miałbym całe życie zatrute… muszę przynajmniej napisać do niego!…

DANTON

1088

Opublikuje twój list… z komentarzami. Camille pada na krzesło. Długa cisza. Danton, z troskliwością Cóż… zaryzykujesz?…

CAMILLE

podnosi się, chwiejąc bezwładnie głową. Z trudem dobywa głosu
1089

Nie.

Odchodzi jakby lekko pijany. Danton patrzy za nim. Nagle wybucha niespokojnym, bezgłośnym śmiechem. Szczerzy zęby w grymasie, ale oczy pozostają przygasłe i smutne. Wstaje, by się znów napić. Ale flaszka pusta; rzuca ją więc, lecz bez rozmachu. Stoi bezmyślnie. Naraz ożywia się; kopnięciem usuwa flaszkę pod łóżko, zamyka szafkę i puka do drzwi na prawo.

LOUISE

z wnętrza, niespokojnie
1090

To ty, Georges?… Zaraz…

DANTON

1091

Nie bój się, kochanie. Muszę z tobą pomówić. Otwórz.

LOUISE

1092

Nie… nie wchodź. Zaraz przyjdę do ciebie. Danton czeka z opuszczoną głową. Louise wchodzi w białym peniuarze. Danton całuje namiętnie jej ręce i pociąga ją do stołu Daj spokój — o cóż ci chodzi?

DANTON

siedzi bez ruchu, zapatrzony w nią
1093

Musiałem cię… zobaczyć. — Ty mały, gorzki cudu — ty.

LOUISE

1094

I po toś mnie ze snu wyrwał?!

DANTON

1095

Znasz mój egoizm…

LOUISE

1096

Istotnie. wstaje Dobranoc.

DANTON

wstrzymuje ją
1097

Musisz mnie wysłuchać, Louison. Usiądź, proszę. Louise siada niecierpliwie Twoi rodzice mieszkają nadal w Fontenay, czyż nie tak? zdziwione potwierdzenie Jakże im się dziś powodzi?

LOUISE

1098

Wcale dobrze. Ojciec powinien mi być wdzięczny: za cenę kupna mojej osoby podreperował swój sklep[79]. Jest nawet jakąś grubszą rybą w swej komunie. — Ach, z pewnością znowu żebrał — co?

DANTON

1099

Nie. — Ale będziesz musiała wrócić do domu, cudu.

LOUISE

poderwana błyskiem szalonej nadziei
1100

Co… wyjeżdżasz?!!…

DANTON

przesuwa rękę po głowie, posępnie wpatrzony w stół
1101

Tak jest — wyjeżdżam. — Na długo.

LOUISE

trzęsie się z radości — prawie szeptem
1102

Fak-tycz-nie?!!… Danton spojrzał na nią — raptem przeszywa go piorun straszliwego bólu, od którego mu się twarz wykrzywia i ciemnieje, aż przypomina w swej bezradności wstrętną maskę noworodka. Zrywa się i staje twarzą do kominka, wstrząsany drgawkami w barkach i plecach. Louise podchodzi, obserwując go z odległości dwu kroków. Z odrazą, strachem i oburzeniem Georges! Co ty wyprawiasz? — Oszalałeś?!

DANTON

odwraca od niej głowę i bełkoce
1103

Mhm… odejdź… to nic… odejdź stąd! ona przestraszona cofa się za szezlong. On wraca do stołu opanowany A-ach… zachłysnąłem się. Już dobrze. — Wróć i usiądź, Louison.

LOUISE

nieufnie stoi u stołu i obserwuje go bezlitośnie
1104

Upiłeś się?

DANTON

1105

Niestety nie… Więc chętnie wrócisz do domu… głos mu pęka co, Louison?…

LOUISE

niewzruszona
1106

Bardzo chętnie.

DANTON

przełknął z trudem. Po dwu sekundach
1107

Następnie: w moim biurku znajdziesz znaczną sumę. Nie w asygnatach, rozumie się. Nie powierzam jej panu Gély'emu[80] dla ciebie; znając go — wiem, że sama lepiej upilnujesz swej własności. Tylko, dziecino, musisz być bardzo ostrożna i nie zdradzić się, że posiadasz większe wartości. Sławetna Republika skonfiskowałaby ci wszystko. Musisz poczekać, aż… aż wrócą warunki normalne. — Rozumiesz przecie?…

LOUISE

z wolna
1108

To znaczy, że ty uciekasz… prawdopodobnie na zawsze?

DANTON

wybucha śmiechem bez powodu
1109

Tak jest — prawdopodobnie! przechyla się ku niej w bok, zsuwa się na kolana i obejmuje jej uda Oooo, jedyna — jedyna — jedyna moja!

LOUISE

odczuwa pierwsze drgnienie litości. Zbiega mu dłonią po głowie
1110

Georges: co tobie dziś jest?…

DANTON

z oczami zamkniętymi w ekstazie, ale rozsądnie
1111

No, kocham cię, bardzo po prostu — kocham cię, maleńka… szeptem pożerającej namiętności kobieto…

LOUISE

zaniepokojona, nerwowo usiłuje się wymknąć
1112

Puść mnie… proszę cię, puść mnie, Georges…

DANTON

zrywa się nagle. Chwyta ją powyżej łokci
1113

Tę noc ostatnią darujesz mi… słyszysz? — Dziś mi się migreną nie wykpisz!

LOUISE

zastyga mu w rękach na posąg
1114

Georges: jestem w ciąży.

DANTON

puszcza ją i opiera się biodrem o stół. Bez tchu, groźnie
1115

…nie kłam!

LOUISE

wyniośle wzrusza ramionami
1116

Wiem, że ci na dziecku zależy: więc musisz mnie oszczędzać. Pamiętaj, że nie jestem dorosła! Bóg wie, jak się to skończy…

DANTON

(oszołomiony przeciera czoło)
1117

W ciąży… teraz… pada na krzesło O, do stu milionów siarczystych szatanów!!!

LOUISE

szorstko
1118

Jeśli chcesz ze mną mówić — to zachowuj się po ludzku.

DANTON

spojrzał na nią, jakby był zapomniał o jej obecności. Bez żalu całuje ją w palce
1119

Nie gniewaj się, najdroższa. Louise siada Odzyskasz teraz wolność, dziecko — pomyśl o tym i powiedz: czy ty mnie rzeczywiście… nienawidzisz?

LOUISE

1120

Czy ja wiem — dotychczas owszem. intensywnie Dziś wieczór, Georges, po raz pierwszy w życiu spojrzałam na ciebie jak na człowieka… z nieskończenie ostrym uśmiechem Pomyśl!!

DANTON

przestraszony
1121

Na Boga, Louison… i czemuż to? z łagodnością świadomej ofiary Przecie jam ci nigdy nic złego…

LOUISE

ze śmiechem megery[81]
1122

Nic złego!! GwałtKupiłeś mnie, jak psa; i zgwałciłeś mnie, nieświadomą a wystraszoną do utraty zmysłów! To moje przerażenie — istne męczarnie, jakie przechodziłam — sprawiały ci najwidoczniej specjalną przyjemność!

DANTON

aghast[82]
1123

Dziecko jedyne… przysięgam ci, że nie przeczuwałem… byłem pewien, że gdy raz zakosztujesz rozkoszy…

LOUISE

z morderczym uśmiechem
1124

Toś ty się nigdy w lustrze nie przejrzał, człowieku?… Danton czerwieni się jak chłopak, brutalnie zawstydzony przez dorosłego — aż Louise nieco mięknie Wiesz, Georges… gdybyś miał trochę delikatności, trochę zrozumienia… to kto wie nawet, czy… Ale nie ma o czym teraz gadać. Proszę cię, zapomnij o mnie — i nie szukaj mnie, gdy wrócisz. wstaje Niech ci się tam lepiej powodzi, Georges.

DANTON

wstaje trochę uroczyście; ujmuje jej dłonie
1125

Louison… całuje prawą ja idę na śmierć. całuje lewą

LOUISE

nieruchomieje, mrugając
1126

Jak to…

DANTON

wzrusza ramionami
1127

Cóż — nienasycona zawiść Robespierre'a dopięła swego. Byłem znudzony do obrzydzenia tym wiecznym paskudzeniem się sprawami motłochu; polegałem na swych olbrzymich zasługach — no i stało się. Wykradł mi popularność. — A wobec bezbronnych nawet Robespierre bywa odważny; w najbliższych dniach da znak — i Konwencja, starannie wytresowana, rzuci mnie Trybunałowi na pożarcie.

LOUISE

1128

Wiesz o tym… i leziesz prosto w ogień!… Ależ uciekaj, człowieku!…

DANTON

1129

Nie, kochanie. Życie na takim świecie, jak ten — niewarte kiwnięcia palcem. Niechże ten adwokacina ma raz prawdziwą satysfakcję: niechże mu się zdaje, że potrafił Dantona powalić! — Wnet gorzko, oj gorzko, odpokutuje swoje ambicyjki…

szczerzy zęby, zapatrzony v przyszłość

LOUISE

zamyślona
1130

Ciekawe… od samego początku przypuszczałam, że cię Robespierre prędzej czy później pokona.

DANTON

przeobraża się doszczętnie
1131

O, przypuszczałaś?… A czy można zapytać…

LOUISE

zrazu zaskoczona, orientuje się i wyzyskuje złośliwie sytuację
1132

Dlaczego?… Boś się zachowywał akurat tak jak ojciec… Danton blednie złowrogo gdy mu konkurencja Duvala groziła bankructwem. Danton przybiera postawę groźną; Louise siada i kontynuuje konwersacyjnie Wtedy od rana do nocy była mowa o Duvalu — o niedołężnym, głupim, zazdrosnym i podłym Duvalu; a im gorszy obrót sprawy przybierały, tym wyżej ojciec sławił własne talenta, tym wynioślejszy wyraz dawał swej pogardzie. — Więc gdy słuchałam, coś mówił o Robespierze i o sobie, musiałam dojść do prze…

DANTON

trzyma się, ale tchu mu brak
1133

Wybacz: już mi je raz raczyłaś zakomunikować. odchodzi, wędruje. Za każdym nawrotem na pokój podejmuje wątek przerywanego monologu. Cicho Ha, ha!… Ona wiedziała… ona wiedziała od dawna, smarkula! twarz mu ciemnieje. Zbliża się do niej. Louise ukrywa z trudem przyspieszone bicie serca — ale wyzywa go nieruchomym uśmiechem Pha! Oczywiście: mój wróg, więc przedmiot najgorętszej sympatii… poprzez stół Najchętniej poleciałabyś mu się oddać, co? Louise zrywa się z gniewu, robi krok — on zwarty w sobie, z naelektryzowanymi dłońmi, onieśmiela ją nagłym rykiem Stój, gdzie jesteś, bo ci co zrobię!! Louise cofa się lekko, opiera się wstecz o stół. On obchodzi ją z daleka, drapieżnie O… jak się teraz cieszy… jak jej się oczy śmieją do mojej śmierci… wskazując To… to jest żona, psiakrew!!! dygoce chwilę, dysząc; odwraca się o dziewięćdziesiąt stopni; pochylony, ku podłodze, cicho Ja jestem rzeczywiście sam. idzie szybko ku oknu. Stoi tam chwilę — plecami do niej — aż ochłonął. Potem wraca i przystaje u stołu naprzeciw niej. Louise cofnęła się za krzesło, ale stawia się mężnie Samaś sobie winna. Byłbym się dał zarżnąć bez słowa; ale twoja niewiarygodna babska głupota wytrąciła mnie z równowagi. podgrzewa się znowu Mnie… mnie zestawiać z tym tłustym bydlęciem, starym Gélym! Mnie!! — Moją bezdenną pogardę dla tchórzliwych szykan tamtego cherlaka z Komitetu… coraz goręcej moją pogardę tak bezgraniczną, że nie raczyłbym mu nawet kości pogruchotać… porównać z miotaniem się kramarza! zaciska pięści w ekstazie pasji A gdy pomyślę, że motłoch też głupi jak baba… że cały motłoch gotów jeszcze lizać tej małpie buty za to, żem się jej dał zamordować!…

pauza. Dyszy ciężko
1134

Och, skoro tak… to jednak wolę zadać sobie odrobinę trudu… i przydeptać nareszcie tę obmierzłą gadzinę, której uprzykrzone krętactwa zbyt długo lekceważyłem… prostuje się w przypływie energii Poczekaj tylko. Pokażę ja ci, co wart ten twój Robespierre… odrodzony, zastanawia się przez kilka sekund na środku pokoju Hej, przygotuję ja mu nagonkę!… On szczuł Konwencję na mnie miesiącami; ja odwrócę jego dzieło przeciw niemu przez jedną noc! Ja, bezbronny?! Ho, ho! przeszukuje kieszenie, pospiesznie zmienia ich zawartość, chwyta kapelusz Zorganizować bandę… natychmiast zacząć obrabiać Centrum. Obsadzić galerie… d'Espagnac[83] wytrzaśnie dosyć forsy, żeby kupić całą kanalię paryską. — Ten pies wpadnie we własną matnię, aż… tężeje, już zwrócony ku drzwiom: słyszy hałas u bramy. Louise, rozpalona w napięciu drapieżnej mściwości, kocimi krokami podchodzi do stołu Już?! — To wyklu… kroki wspinają się na ich — ostatnie — piętro. Danton ma przez chwilę oczy obłąkane. Nagle uderza się w czoło ze śmiechem, niezupełnie udanym Naturalnie! — Gdzieżby on się ważył atakować mnie wolnego! Przecie musi mi naprzód związać ręce i nogi! kroki na korytarzu. Podniesionym głosem Ale póki mam pysk i płuca Dantona — póty na nic wasze podstępy!

LOUISE

z bladym uśmiechem, bez nacisku
1135

Biedny pyszałku!

DANTON

rzuca się ku niej tak szybko, że nie zdążyła się wymknąć. Podczas gdy pukanie policji wstrząsa ścianami, chwyta ją i przyciska do siebie — sam nie wie, z miłości czy z pasji
1136

Ty… och, ty!!! całuje ją przemocą, a pospiesznie Ciebie teraz śmierć tylko ode mnie uwolni. A za parę dni wrócę zwycięzcą!

biegnie wpuścić oficera municypalnego z czterema milicjantami

OFICER

1137

Aresztuję was w imieniu Prawa, obywatelu Danton. wyciąga kartkę Oto mandat.

DANTON

1138

Bardzo słusznie. na widok mandatu Wiem już, wiem — kapelusz mam; a płaszcz niepotrzebny w tak cudną noc… nie pada już chyba?

OFICER

zażenowany niesłużbowym pytaniem
1139

Nie…

LOUISE

1140

Dokąd mam przesłać mężowi rzeczy?

Danton odwrócił się od niej.

OFICER

uprzejmie, lecz zdziwiony jej spokojem
1141

Do pałacu Luxembourg, obywatelko.

DANTON

1142

Dalej! Marchons![84]

Wychodzą. Louise zamyka drzwi; wciąga powietrze nienasyconym westchnieniem wyzwolenia; łokciem odsuwa włosy z twarzy — po czym najspokojniej zabiera świecznik i znika u siebie.

ODSŁONA 3

Hala Konwencji. Głąb: estrada z trybuną, fotelem prezydenta, stołem sekretarzy i dwoma rzędami miejsc u stóp trybuny. Po bokach oba końce podkowy, jaką stanowią amfiteatralnie spiętrzone ławy. Grupa na lewo znaczona: 1, 2… Druga w środku, u stóp trybuny: I, II…

2

zagadnięty przez 1, 5 przysuwa się do nich
1143

Tak — ja też coś zauważyłem, już po drodze…

5

cicho do nich
1144

Panowie, czemu… reszty nie słychać, bo mówi

I (MERLIN DE THIONVILLE)

do III i IV
1145

Tak jest, na pewno! Dziś o pół do czwartej rano!

3

zbiega ku środkowi. Krzyczy
1146

Hej, wy coś wiecie?

2

przesuwa się z 1 i 5 na koniec ławki; 4 odsuwa się; 6 zostaje sam
1147

Co to się stało?

III

zirytowany
1148

Roznosisz babskie plotki!

1 (PANIS[85])

1149

Ba, kiedy wszyscy coś słyszeli…

5

1150

Na ulicy, wszędzie…

II (LECOINTRE)

wstaje z boku, podchodzi
1151

Mój stróż twierdzi, że widział…

I

1152

Właśnie! Widział, jak go prowadzili…

Grupa zacieśnia się silnie.

1, 2, 3 i 5

1153

Kogo? — Kogo? — Kogo prowadzili? — O co w ogóle chodzi?!…

III

1154

Nie uwierzę nigdy.

VI

1155

Ani ja. Nie!

VII

1156

Nie śmieliby, do diabła.

Grupa pierwsza przesuwa się ku nim.

1 i 5

1157

Ale co, co takiego? — Powiedzcież nareszcie!…

A (COURTOIS)

wpada; na cały głos
1158

Koledzy: Desmoulins aresztowany!!!

I i II

1159

O! widzicie?! — A nie mówiłem?!

4 i IV

1160

Desmoulins?… Ależ nie! — Nie ten! Philippeaux!!

3, 5, VI i VII

1161

Areszto… — Co, Camille?! — Kiedy?! — Skąd wiesz?…

B

wbiega
1162

Panowie — co to się dzieje na mieście?…

IV

1163

Ależ Philippeaux aresztowany, nie Camille!!

ZDUMIENI

1164

A to co znowu? — Więc kto właściwie?…

SCEPTYCY

1165

Nieprawda! — Niezgodne pogłoski! — Chcą rzucić popłoch, nic więcej!

A

1166

Koledzy! Ależ widziałem go sam!

2 i IV

1167

Kogo? — Camille'a?!

A

1168

Tak, Camille'a! Pod eskortą, o pół do czwartej!

SZMER NIEPOKOJU

1169

Camille'a… Pół do czwartej… to się zgadza! …Więc jednak?…

I

1170

To znaczy, że aresztowano kilku z nas!

1

1171

Coraz lepiej! Gratulacje!

OKRZYKI NIEPOKOJU

1172

Jak to… kilku?! — Bez słowa?… Nie wiadomo kogo — Nie wiadomo za co — Co to znaczy?… Cóż to się dzieje?! — To niemożliwe!

C

wpada zdyszany na czele większej garstki; na stopniach trybuny
1173

Przyjaciele! Tej nocy, o pół do czwartej, aresztowano Delacroix, Philippeaux, Camille'a Desmoulinsa… i…

D (FRÉRON)

1174

śpiewnym basem kradnie mu sensację I Dan-to-na!!!

Zrywają się

SZMER GROZY

1175

Co?! — Kogo?! — Danton!… Ależ to być nie może! — Co, naprawdę?! — Dantona… — Danton — areszto… — Kiedy?! — Też dziś w nocy? — Sam Danton!… A cóż on zawinił?! Kto śmiał?!

I

1176

To dzieło Komitetu Ocalenia!

KRZYKI

1177

To wykluczone! — Byłoby bezprawie! — Nie, Komitet nigdy by… — Gdzie jego paczka? — Legendre! — Le-gendre!! — Delacroix — Bourdon! — Lacroix — Nie ma! — Wszystkich wzięli! — Całą partię naraz!!

1

1178

O, panowie! To dopiero początek! Komitet rośnie!

SZMER OBURZENIA

1179

Niewinnych… — Za naszymi plecami — Komitet nie miał prawa! — Tego doprawdy za wiele!

Wpadają Legendre i Bourdon.

OKRZYKI RADOŚCI

1180

O, to oni! — Więc przecież przyszli! — Bogu dzięki! — Patrzcie tylko: są! — Naturalnie, że to bujda! — Zawracanie głowy! — Słuchajcie! Czy to prawda?! — że Danton… — Ależ skąd! — Czy Danton?… No a reszta gdzie?… Bourdon! Gdzie inni?…

BOURDON

oszalały
1181

Każdej chwili mogą mnie aresztować!…

LEGENDRE

1182

Koledzy, jesteśmy straceni!

A

na stopniach trybuny
1183

Panowie! Nad rządem Francji zawieszono terror!!

KRZYKI

1184

Złamanie prawa! — Bezprawie! — Komitet zagraża Konwencji! — Terror!! — Terror!!!

6 i VIII

1185

Brawo, Komitet! — Niech żyje Komitet, precz ze zdrajcą Dantonem!

okrzyki wzmagającej się pasji, wrzawa dokoła tych dwu

PRZECIWNICY

1186

Niech żyje Danton! — Człowiek Dziesiątego Sierpnia! — Obrońca Wolności!

I

1187

Koledzy! Trzeba się bronić. Chodzi o nasze życie i o honor rządu!

3 i 5

1188

Kres posłuszeństwa! — Precz z tyranią!

I

1189

Słuchajcie!… Żądamy, żeby wysłuchano Dantona u poręczy[86]

6 i VIII

1190

Co?!!! Tego nigdy… Jakim prawem?!

POKLASK

1191

Doskonale! — Tak, u poręczy! Dantona muszą… Muszą się zgodzić! podają sobie dalej Pamiętajcie: u poręczy! — Muszą go wysłuchać! — Żądamy wszyscy! — Jednogłośnie!!

I

1192

Danton, jak się odezwie — to wygrał!

II

1193

Cóż by mu mieli zarzucić?!

I

1194

Wtedy Komitet musi odwołać to nikczemne nadużycie…

ZACHWYT

1195

Dziś rano jeszcze! — Od razu! — Niech złoży władzę! — Odebrać mu!

KRZYKI FRENETYCZNE

1196

Komitet zdradza! — To zdrajcy! — Chcą nas wyrżnąć, by zagarnąć rząd! — Tyrania! — Precz z tajną dyktaturą! — Precz z terrorem Komitetu! — Precz z Komitetem zdrajców! — Odebrać mu władzę!!

A

wskakuje o stopień wyżej niż Merlin
1197

A gdy odwoła, rozwiążemy go natychmiast!

burza oklasków

6 i VIII

1198

Zdrajcy!! — To zamach na rząd!!

Burza się wzmaga.

WRZASK

1199

Rozwiązać! — Rozwią-za-ać!!! — Precz z tyranami! — Precz! Precz!!

D

1200

Komitet stanie przed sądem!!

POKLASK

namiętny
1201

Brawo! — Oskarżyć! — Wszystkich dziewięciu! — Komitet przed sąd — przed — sąd!! — Na gilotynę!!!

Wchodzą woźni. Stuk halabard. Deputowani spiesznie zajmują miejsca.

D

na górze po lewej
1202

Dziś się rozstrzygnie, bracia: Wolność — albo grób!

II

1203

Allons, enfants de la[87]

Większość zaczyna nucić. — Z przodu po lewej:

A

1204

Bourdon, musisz natychmiast wystąpić…

SZMER

1205

Tak! — Tak! — Bourdon, na trybunę! — Odwagi, Bourdon! — My wszyscy z tobą! — Dalej! — Niech żyje Danton!

BOURDON

drży
1206

Panowie — ja… ja — nie mogę… nie potrafię… ja nie…

SZYDERSTWO

1207

Tfu, tchórz! — Trzęsie się cały! — Patrzcie go, jaki zielony!

II

1208

Legendre: więc ty.

GŁOSY

rozkazujące
1209

Legendre! — Na trybunę! — Musisz mówić! — Dalej!

Wchodzi prezydent — dantonista Tallien[88].

LEGENDRE

1210

Dobrze. Mówię w imieniu was wszystkich! udaje się do sekretarzy

I, A i D

1211

Tak jest, wszystkich! — Cały kraj za tobą! — Cała Francja za nami!

Po tym okrzyku śmiertelna, przyczajona cisza. Tallien zajmuje fotel, nie siadając od razu. Sekretarze rozmieszczają się u swego stołu; główny wpisuje Legendre'a. Za prezydentem jeszcze kilku deputowanych, między nimi Robespierre i Saint-Just, którzy siadają w głębi po prawej, najbliżej trybuny.

TALLIEN

uroczyście zdejmuje kapelusz i siada
1212

Przedstawiciele: posiedzenie otwarte.

LEGENDRE

zapisany; do prezydenta
1213

Proszę o głos.

TALLIEN

1214

Mów.

LEGENDRE

zebrał siły
1215

Przedstawiciele narodu! — Dowiaduję się właśnie — ze zdziwieniem — że dzisiejszej nocy aresztowano czterech członków Konwencji, obserwując się drapieżnie jeden drugiego, Robespierre, Merlin [I], Lecointre [II], Courtois [A] i Panis [1] wstają i podchodzą równocześnie do sekretarzy. Ubiegają się bez szmeru o pierwszeństwo; uzyskawszy następstwo głosu — nie wiadomo jednak w jakiej kolei — zbliżają się do trybuny, obierając strategiczne pozycje. Saint-Just czuwa Słyszałem, że jednym z tych czterech ma być Danton. Kim są pozostali — nie wiem. A zresztą: cóż nas nazwiska obchodzą? — Co do Dantona, koledzy — gotów jestem ręczyć życiem za jego rzetelność… bardzo stłumiony szmer poklasku; szeptane okrzyki zachęty, błyski spojrzeń, tajne znaki i stawiam wniosek, abyśmy — kimkolwiek są ci inni — wysłuchali wszystkich u poręczy. Skoro się ich oskarża — trzeba dać im się wytłumaczyć… wyraźniejszy, nerwowy szmer roznamiętnienia; cisza na znak mówcy. Ośmielonypotem osądzicie, czy przypadkiem osobiste zatargi — że nie powiem zawiść — nie wpłynęły na rozporządzenie, które nas zdumiewa.

Schodzi wśród, nietłumionych już, namiętnych oklasków. Pięciu kandydatów do głosu rzuca się ku schodkom; zręczność Robespierre'a zapewnia mu zwycięstwo. Reszta przytrzymuje go, lecz zastawił sobą wejście i nie daje się ściągnąć. Saint-Just stara się wcisnąć między niego a napastników. Robespierre przerywa salwę oklasków ostrym krzykiem; napięta, nienaturalna cisza powraca.

ROBESPIERRE

1216

Proszę — o — głos!

Mimo znaku zezwolenia ze strony prezydenta, tamci czterej nie myślą rezygnować. Panis stara się wdrapać z zewnątrz do trybuny.

MERLIN, COURTOIS, LECOINTRE

1217

Ja pierwszy! nie twoja kolej! — Naprzód my! — Usuń się stąd! — Nie masz głosu!

TALLIEN

dzwoni delikatnie
1218

Panowie!…

ROBESPIERRE

wykręca się wstecz
1219

Citoyen[89] Legrand: czyja teraz kolej?

SEKRETARZ

1220

Wasza, Robespierre.

CZTEREJ DANTONIŚCI

puszczają go i biegną sprawdzić
1221

Nieprawda! — Oszustwo! — To być nie może!

Konwencja czeka bez tchu. Robespierre czeka również, aż się przekonają. Czterej pochylają się nad listą, mruczą, odchodzą, wzruszając ramionami, by zająć miejsca u stóp trybuny. Teraz dopiero Robespierre wbiega na górę, a Saint-Just odchodzi.

ROBESPIERRE

głosem pełnym, lecz pod tłumikiem ze względu na dziwną ciszę
1222

Obywatele…

Huragan wybucha.

CHÓR

1223

Naprzód Danton! — Naprzód niech mówi Danton! — Danton do poręczy! — Nie! Na trybunę Danton! — Danton ma głos! — Danton!! — Chcemy Dan-to-o-na!!! — Nie twoja kolej! — Nie będziesz mówił! — Zejdź! — Precz z trybuny! — Precz! — Precz z Komitetem — Precz z tyranami! — Precz z dyktaturą!

COURTOIS

wstał; obraca się; ramieniem i palcem wskazuje od dołu na Robespierre'a. Głosem jak bizon
1224

Precz — z dyk-ta-to-o-rem!!!

Tymczasem Tallien dzwoni pracowicie, nieco znużony, jak zblazowany ministrant. Lecz okrzyk Courtois przestraszył Konwencję. Nastaje zdziwiona pauza, a ponieważ Robespierre czeka cierpliwie i widać, że gotów czekać dłużej, aż się pomęczą — więc po przerwie wznosi się już tylko pomruk pełen ressentiment[90], który wnet ustaje. Następująca po nim cisza ma nieco osowiały charakter.

ROBESPIERRE

westchnął
1225

Dawno już, panowie, nie zaczęliśmy posiedzenia od takich wybuchów temperamentu. Niezwykłe nawet tutaj wzburzenie zebranych dowodzi, że ma się rozstrzygnąć rzecz ważna.

1226

Dziś się okaże, co cenimy wyżej: Republikę — czy kilka jednostek.

1227

Dziś się okaże, panowie — czyśmy godni rządzić.

FRÉRON

1228

Dziś się okaże, czego wy jesteście godni, tyrani!

ROBESPIERRE

ogniskuje mu na czole promienie swego wzroku
1229

Poruszę i ten punkt… za chwilę.

1230

Legendre żąda, aby Konwencja wysłuchała aresztowanych u poręczy.

OKRZYKI

1231

Żądamy tego wszyscy! — Wszyscy!! — Cały kraj!!!

ROBESPIERRE

poczekał, aż wróciła zupełna cisza
1232

Lecz gdy aresztowano przedstawicieli Chabota, Basire'a, Delaunaya, Fabre'a, Klotza, Heraulta — nikomu na myśl nie przyszło żądać dla nich podobnych względów. Więc chcielibyście nagle przyznać tym czterem, czegoście odmówili tylu innym? — Na jakiej podstawie?

opozycja, przyparta do ściany, reaguje bezradnym szmerem
1233

Legendre twierdzi, że posłyszał nazwisko samego tylko Dantona. Cała Konwencja zna pozostałe trzy. Czemuż się Legendre tej wiedzy wypiera? — Bo wie, że wśród tych trzech jest taki Delacroix na przykład; i że, chcąc bronić Delacroix — trzeba być bezwstydnym.

znów bezradny, silniej zirytowany szmer
1234

Za to — wymienił Dantona. Bo Legendre sądzi, że to nazwisko uprzywilejowanej osobistości. Tak sądzi wielu. — Wyprowadźmy ich z omyłki, panowie: przywilejów nie przyznajemy nikomu.

6 i VIII

porwani radością
1235

Brawo! — Właśnie!

zajadły syk opozycji

FRÉRON

1236

Człowiek Dziesiątego Sierpnia zasłużył chyba na pewne względy!

głośny szmer namiętnej aprobacji

ROBESPIERRE

głośniej
1237

Otóż to — Dziesiątego Sierpnia. Panowie: przede wszystkim dziesiątego sierpnia, olbrzymi przewrót z jednego ustroju w przeciwny — to dzieło dwudziestu pięciu milionów ludzi w maksymalnym wytężeniu sił; dzieło zjednoczonej woli całego narodu, dokonane nakładem geniuszu, wysiłków i ofiar, których myślą objąć niepodobna. tym razem już pięć — sześć par rąk wyraża uznanie. Opozycja milczy oczywiście Któż by śmiał przyjąć, sam jeden, tytuł Człowieka Dziesiątego Sierpnia? — Któż by się odważył skupić na swą jedną lichą osobę — chwałę za milion ofiar, milion czynów, milion twórczych myśli?!

1238

Ponadto: udział Dantona w procesie przewrotu nie był nawet szczególnie wybitny.

OKRZYKI

przestrachu, zgorszenia, oburzenia
1239

Co?! — Udział Dantona… nie był wybit… dziesiątego sierpnia! — Co on jeszcze powie?! — Co za oszczerstwo! — Jak śmiesz! — Podła zawiść!

ROBESPIERRE

nie czeka. Wytęża głos
1240

Za to, po zwycięstwie, on jeden zbierał laury za wszystkich. — Tak powstają legendy dokoła niegodnych. — Przyznaję chętnie, że Danton nie jest bez zasług — ale cóż stąd?

1241

Koledzy: każdy z was dokonał rzeczy wybitnych. Ale każdy z was wie, że najświetniejsza „zasługa” jest tylko punktem zadania, dla którego żyjemy i giniemy: więc prostym obowiązkiem. Spełnienie obowiązku, panowie, rozumie się samo przez się, nie stanowi tytułu ani do wdzięczności, ani do wyróżnienia, cóż dopiero do jakiejś nagrody! — Wiemy wszyscy, że nikt z nas, i za nic, przywileju pozyskać nie może.

1242

Żądanie przywileju dla Dantona byłoby ostatecznie tylko… naiwnością, gdyby ten człowiek był bohaterem bez skazy.

1243

A ponieważ wiemy wszyscy — z wyjątkiem kilku zwiedzionych — że kariera Dantona jest łańcuchem przestępstw społecznych…

SZMER

grozy
1244

Aaach!… Dantona… — Danton!… — Jak to?! — Przestępstw!… Łańcuchem prze… — co to znaczy?!…

ROBESPIERRE

w pełni natężenia
1245

…więc żądanie to staje się również — dowodem bezwstydu. martwa cisza

1246

To wylakierowane bożyszcze, błyszczące z zewnątrz, a zgniłe od dawna, wprowadza społeczeństwo w błąd; szerzy moralną zarazę. Zobaczymy, czy Konwencji starczy sił, by je strącić, a bałwochwalców ocucić z transu adoracji — czy też dopuści, że ją ten kolos z gliny ze sobą pociągnie — i padając, pozbawi Francję rządu. — Zobaczymy.

POKLASK

znacznie liczniejszy
1247

Dobrze mówi! — Precz z bałwanem! — Strącimy go! — Starczy nam sił, Robespierre!

OPOZYCJA

przebudzona i powołana do akcji
1248

Nie dajcie się zwieść! — To kłamstwo! — To bezecna potwarz! — Danton to nasz wódz!

LECOINTRE

1249

Robespierre! Wysłuchać oskarżonego u poręczy to nie przywilej, to prosta sprawiedliwość!

Poklask gwałtowny, ale liczbowo topnieje.

ROBESPIERRE

rzuca się w tę stronę
1250

Co?! Sprawiedliwość?! Więc odmawiacie zaufania Trybunałowi Rewolucyjnemu?

cisza jak po gromie

PROTEST

onieśmielony
1251

Nie… nie… tego nigdy… tego nikt nie… Trybunał jest nienaganny — sąd ma nasze pełne zaufanie…

ROBESPIERRE

1252

Więc nie wkraczajcie w obręb jego funkcji, bo to obelga!

POKLASK

namiętny
1253

Doskonale! A to im dociął! Brawo, Maxime! — Mów, mów, Robespierre! Otwórz im oczy nareszcie!

OPOZYCJA

już bliska spazmów
1254

Sofistyka! — Frazesami chce nas odurzyć! Nie dajcie sobie głowy zawrócić! — My jesteśmy rządem!

MERLIN

przeraźliwie
1255

Brońmy się, do stu diabłów!!

zwykły dzwonek prezydenta

ROBESPIERRE

odetchnął tymczasem
1256

Ale to nie wszystko. — Widzę, że niektórzy wśród panów kwestionują nawet rozporządzenie aresztowania. Jeśli tak…

Cała Konwencja się zrywa.

POKLASK

choć znacznie przeważa, tonie wśród wrzasków protestu
1257

Nie! — Nigdy! — Dobrzeście zrobili! — Zatwierdzamy! — Brawooo!!!

OPOZYCJA

w paroksyzmie
1258

Tak jest! — Nie pozwalamy! — Cała Francja podnosi protest! śmiech i świst stronników mówcy. Groźby To cynizm przemocy! — Nadużycie władzy! — Tyrania! — Bezwstyd! — Pójdziecie pod sąd!!

Coraz dzikszy świst i tupanie. Już ktoś dostał w głowę notesem, ktoś inny kulą papierową — za co, przeskakując rząd, idzie się mścić. Zamieniono już kilka ciosów pięścią. Woźni rozdzielają walczących. Prezydent wstaje i wkłada kapelusz; wobec tego wrzawa ustaje, lecz stopniowo.

ROBESPIERRE

odczekał
1259

…jeśli tak — jeśli uważacie, że Dantona trzeba sądzić według innego kodeksu niż nieznanego Basire'a — to rzućcie na Komitet votum nieufności, rozwiążcie go, a nas, członków, stawcie pod sąd.

szmer oburzenia u stronników; opozycja mruczy ponuro, bezradna wobec tego posunięcia
1260

Inna rzecz, jak to później uzasadnicie wobec opinii narodu, którego wola jest wam prawem.

milczenie — znużone i nieco sheepish[91]

GŁOSY POWAŻNE

1261

Nie mamy Komitetom nic do zarzucenia. — Wyrażamy wam bezwzględne zaufanie. rozgrzewają się Górą Komitety! — Niech żyją Komitety! — Brawo! — Bra-wooo!?

posępny pomruk rezygnacji

ROBESPIERRE

1262

A zatem, koledzy: przekonaliście się, że dekret w myśl wniosku Legendre'a przyniósłby wam ujmę: byłby dowodem tchórzostwa. Rząd społeczeństwa tak zagrożonego jak nasze — nie może narażać swej powagi. Co czeka Francję, gdy straci do nas zaufanie?

POKLASK

1263

Słusznie! — Dobrze mówisz! — Nie poniżać Konwencji! — Dbajmy o honor rządu! — Zatwierdzamy! liczne glosy naraz Zatwierdza-my! Wniosek Legendre'a padł! — Odrzucony!

oklaski

COURTOIS

1264

Czyście oszaleli?! Jak Danton padnie, to po nas!!

syk, świst, krzyki

MERLIN

w rozpaczy
1265

Durnie, wydajecie się sami na rzeź!!!

hałas milknie, ucięty przestrachem wobec tak silnego wyrażenia

ROBESPIERRE

wśród tej ciszy
1266

Ci dwaj panowie złożyli wyznanie współwiny.

MERLIN

zrywa się
1267

Coś ty powiedział?…

ROBESPIERRE

1268

Zgromadzenie przyznało Komitetom i Trybunałowi pełne zaufanie. okrzyki aprobacji A przed ochroną społeczną drżą tylko przestępcy.

Silny poklask. Courtois i Merlin wstają uroczyście, przechodzą halę.

COURTOIS

od drzwi po przeciwnej stronie
1269

Dokonasz dzieła zawiści, Robespierre. — Ale biada ci, gdy Danton padnie! Ciężar tej zbrodni zmiażdży cię na proch!

Wychodzą.

ROBESPIERRE

1270

Oto najpowszedniejszy argument.

1271

No dobrze; a gdyby nawet, na mocy mistycznego prawa, zniszczenie przestępcy miało się stać moją zgubą — czyżby to było klęską społeczną? — Co kogo z nas obchodzi niebezpieczeństwo prywatne?

1272

Jest wśród was wielu ludzi o wysokim poziomie moralnym — świadczą o tym dzieła i czyny Konwencji. — Jestem pewien, że ci ludzie przyznają mi słuszność.

GŁOSY

żarliwe
1273

Wszyscy! — Wszyscy, Robespierre! — Cały kraj!

gwałtowny wybuch śmiechu, szybko stłumiony

ROBESPIERRE

1274

Stawiam wniosek, aby zatwierdzono nasze rozporządzenie pierwsze oklaski. Podnosi rękę i aby odrzucono wniosek Legendre'a.

Burza oklasków. Robespierre schodzi.

LECOINTRE i FRÉRON

wśród oklasków
1275

Nigdy! — Lepiej zginąć!

TALLIEN

znużony
1276

Panowie, kto głosuje za wnioskami mówcy? wstają prawie wszyscy Kto przeciw? Lecointre i Fréron Oba wnioski zadekretowane większością głosów.

Saint-Just załatwia formalności dostępu.

LEGENDRE

wstaje wybladły
1277

Robespierre! Nie zamierzałem stawiać Dantona ponad dobro powszechne!

ROBESPIERRE

siada zmęczony
1278

Wcale pana o to nie posądzam.

SAINT-JUST

wśród uroczystej ciszy
1279

Przychodzę oskarżyć ostatnich partyzantów monarchii. — Przed złożeniem ścisłego raportu streszczę wam sprawę w kilku słowach. Rewolucja — to niesłychany czyn narodu, który dowiódł, że duch ludzki zdoła przełamać wszechmoc natury — na mocy wyższego prawa. Znacie historię rewolucji. — Istnieje wszakże inna, która nie jest dziełem całego narodu. Ta druga przedstawia się jako długi splot zdrad, szachrajstw, płatnych intryg, spisków o brudnych podstawach i prowokatorskich zamachów.

1280

Komitety zarządziły aresztowanie głównego bohatera tej drugiej epopei.

1281

Celem Dantona nie była nawet władza: tej pokusie ulegają czystsze natury. Jego — pociąga pieniądz.

1282

Danton trzymał się konsekwentnie królów i magnatów, bo to najobfitsze źródła złota. Za pośrednictwem swego szefa, Mirabeau, służył dworowi jako prowokator… okrzyki zaskoczenia Czyście zapomnieli rzeź na Polu Marsowym? Danton sprowokował petycję dwudziestu tysięcy, bo dwór szukał sposobności do represalii! — Pamiętacie, jak Robespierre ostrzegał klub? szmer potwierdzający Dwór się chwiał, więc Danton służył równocześnie domowi d'Orléans, zaciekłemu wrogowi króla. Danton narzucił nam Filipa Égalité[92] i jego syna: usłał tym członkom najwyższej arystokracji bezpieczne gniazdko w samym centrum rewolucji!

1283

Od dziesiątego sierpnia Danton dąży do zagarnięcia władzy nad państwem — by ją sprzedać temu wśród wrogów, kto ofiaruje najwięcej. Od księcia von Braunschweig do księcia York, reflektantów nigdy nie brakło! — A dążył do tego celu wszelkimi środkami. — Istnieją takie środki, panowie, jak na przykład sztucznie wywołany głód. Tak hebertyści przygotowywali swój pucz. — A gdy się zważy, że ich Wielkim Sędzią miał być — Danton!…

silne, choć ciche, wzburzenie
1284

Wreszcie coś, co by się wolało przemilczeć z prymitywnego wstydu: Danton, on, Człowiek Dziesiątego Sierpnia — był tym, kto wprawił w ruch szantaż Kompanii Indyjskiej. W wynikłym stąd fałszerstwie dekretu nawet brał pośrednio udział.

zdumienie przechodzi w gniew
1285

Każde z tych oskarżeń jest poparte dowodami. Wysłuchajcie raportu; potem osądzicie.

Wzbierający dotąd szmer wybucha w krzykach.

OKRZYKI

1286

Nie potrzeba! — Górą Komitety! szalony poklask Teraz znamy Dantona! — Precz ze zdrajcą! — Spiskowiec! — Szantażysta! — Prowokator! — Wystawić dekret! ogólnie: Dekret oskarżenia!!

BOURDON

troszkę nieswój wchodzi na estradę i podnosi rękę
1287

Panowie! Sam byłem przez czas dłuższy ofiarą przewrotności Dantona. Zrozumiałem swą fatalną pomyłkę. — Sądzę, koledzy, że powinniśmy dać Komitetom nieodparty dowód zaufania; w tym celu proponuję wydanie dekretu oskarżenia zaczyna się poklask przeciw tym czterem łotrom — nie czekając na raport Saint-Justa.

powszechny poklask. Znów wybuch śmiechu, tym razem nieukojonego

TALLIEN

groźny szmer wśród oklasków
1288

Z czego się pan śmieje?

PANIS

wstaje czerwony; oczy mu tańczą
1289

Przepraszam Zgromadzenie… to u mnie objaw nerwowy… gryzie wargi W szcze-gólnie… dławi się ur-uro-czystych… chwi-iii-lach…

Chustką knebluje nowe parsknięcie i chowa się wśród nieżyczliwego mruczenia.

TALLIEN

przygnębiony
1290

Kto głosuje przeciw wnioskowi Bourdona? nikt się nie rusza. Ponurym głosem Dekret oskarżenia uchwalony przez aklamację.

Z przyjacielem, który pozostaje na trybunie, by rozpocząć raport, Robespierre zamienia przelotne spojrzenie, pozbawione widzialnego wyrazu.

AKT IV

ODSŁONA 1

Luxembourg. Pokój pałacowy przerobiony na celę więzienną — bez rezultatów tendencji maksymalnego dokuczenia i poniżenia, cechujących więzienia nowoczesne. Krata u wielkiego okna nie przeszkadza go otworzyć. Na prawo, przy stole Philippeaux czyta, lecz odrywa czasem oczy, by spojrzeć na dwór; na lewo Camille, stoi przy oknie i płacze.

PHILIPPEAUX

zniecierpliwiony
1291

Desmoulins, uspokój się pan z łaski swojej. Nie wstyd panu rozmazywać się wobec obcych?

CAMILLE

1292

Czy pan wie, że dziś jedenastego germinala[93]?! — Czy pan wie, jak to jest, gdy się na taki dzień… patrzy przez kratę?!

PHILIPPEAUX

1293

Wiem, bo sam patrzę co chwila. — Jeśli się taka scena powtórzy, to zażądam osobnej celi.

CAMILLE

oszalały
1294

Nie!!… Błagam was, Philippeaux… nie opuszczajcie mnie! Ja bym chyba oszalał w samotności… nie odwracajcie się ode mnie… przynajmniej wy jeden! nowy wybuch płaczu Odepchnął mnie… i przeszedł. Skreślił mnie. — I nie dowie się nawet, że we mnie każdy nerw ku niemu woła! Jezu!! Philippeaux wyciąga rękę po dzwonek. Camille chwyta za nią O niech mi pan daruje… nie wiem już, co się ze mną dzieje… dławi się Straciłem go… teraz już — na wieki. — Zlituj się pan… i pomóż mi, bo zginę!!!

rzuca się na łóżko

PHILIPPEAUX

1295

Umrze pan za pięć dni, Desmoulins. Camille drętwieje. Płacz ustaje jak wyłączone radio Radzę panu wiedzieć o tym i nie dawać nadziei dostępu. Gdy śmierć jest rzeczą absolutnie pewną — wtedy przestaje się cierpieć.

CAMILLE

zrywa się
1296

Kłamstwo! Możemy wygrać proces!

PHILIPPEAUX

1297

Fatalne złudzenie. To proces polityczny, a polityką kierują nienaruszalne prawa mechaniki, nie pańskie sentymenty etyczne.

1298

Zderzyliśmy się z Komitetem. Komitet silniejszy, więc my zginiemy.

CAMILLE

refleks instynktu, by zagłuszyć myśl
1299

Ale ja nie chcę ginąć! Mam prawo żyć, do stu diabłów!…

PHILIPPEAUX

1300

Istota żywa póty ma prawa, póki ich ustrzec potrafi.

1301

A zresztą — czyżby pan doprawdy wolał żyć i patrzyć, jak się dokonuje dzieło wyzwolenia ludzkości — w rękach wariatów i złodziei?…

Wchodzą: Hérault, Chaumette, Mercier, żyrondyn I i II, Riouffe, dwaj regaliści.

HÉRAULT

1302

Witamy was, bracia bankruci…

MERCIER

1303

W imię wspólnej wszystkim św. Wdowy[94]!

śmiech, nerwowe podniecenie

HÉRAULT

1304

O, Camille! Chłopcze drogi, jak się masz!

PHILIPPEAUX

wysuwa się naprzód
1305

Panowie, to pomyłka: jesteśmy uwięzieni w odosobnieniu.

sensacja. Szalony śmiech

GŁOSY

1306

Ten ci niezły! — Co to za dziwak? — Kto to taki? — Pss, to Philippeaux! — Który?… Ach, to ten?…

CHAUMETTE

1307

Oto cały Philippeaux: sam pilnuje, aby przypadkiem nie przekroczono rozporządzeń przeciwko niemu wydanych.

Witają się.

RIOUFFE

porozumiał się z grupą regalistów i żyrondynów
1308

Słuchajcie… oni powinni wiedzieć!…

okrzyki. Powszechne napięcie

HÉRAULT

wśród podnieconego szmeru
1309

Bo u nas krąży uporczywa pogłoska, że podobno… aresztowano Dantona.

potwierdzenie, wyczekiwanie

PHILIPPEAUX

1310

Chyba dziś w nocy; zresztą — nie wiem o niczym.

CAMILLE

przerażony
1311

Co, jego też?! Ależ to niemożliwe!

MERCIER

1312

Wiedziałem z góry, że to bajka.

potwierdzenie

RIOUFFE

zbliża się z swą grupą żyrondynów do Camille'a, którego otaczają w trzech
1313

Za to mamy zaszczyt gościć samego Prokuratora Latarni[95].

ŻYRONDYN I

1314

W tym pokoju siedział Brissot!

ŻYRONDYN II

1315

Ale on nie płakał — nawet nad twoim bezecnym pamfletem!

RIOUFFE

1316

Dwadzieścia dwa trupy… to nie lada ciężar — na takie ramiona!

REGALISTA I

zbliżają się obaj
1317

Dajcież mu spokój! „Vieux Cordelier'' sowicie okupił błędy Prokuratora!

Ściska go.

REGALISTA II

wyciąga rękę
1318

Camille, bez ironii: dziękujemy ci w imieniu Francji.

Camille, pocieszony, oddaje uścisk i uśmiecha się.

PHILIPPEAUX

1319

Camille — to hrabia i vicomte d'Estaing.

Camille cofa się jak oparzony.

CAMILLE

szybko odzyskuje równowagę
1320

Ale przede wszystkim — towarzysze niedoli. — Bracia: dziękuję wam za słowa pociechy.

uścisk dłoni
Wchodzą: Danton, Delacroix, Westermann, Fabre d'Eglantine (ciężko chory), Chabot, Dillon, Laflotte. Wszyscy się zrywają. Wstrząs zdumienia.

ŻYRONDYN

1321

Co… faktycznie Danton!…

MERCIER

1322

Więc to jednak prawda!

CHAUMETTE

1323

Jakże się to stać mogło?!

Rzucają się ku niemu z wyjątkiem regalistów; równocześnie:

HÉRAULT

1324

Nigdy bym nie był uwierzył, Georges… ściska mu ręce Nie powinienem się cieszyć, że cię tu spotykam…

RIOUFFE

1325

Jeśli im się uda was zamordować — to Republika zginie wraz z wami.

FABRE

1326

Jeśli można było Dantona uwięzić — to znaczy, że już zginęła.

DILLON

1327

Dzieło dziesiątego sierpnia — zabawką w łapach dziewięciu chciwych prostaków!

CAMILLE

ignoruje Dantona
1328

O, Dillon! — Witajże, kochany!

Ściskają się.

REGALISTA I

1329

Słuchaj, bądźmy uprzejmi… bądź co bądź robił, co mógł…

REGALISTA II

1330

Dla siebie… a kto wie, czy nie dla buntowników. — Zresztą: czy podajesz rękę swoim najemnikom?

DANTON

uwalnia się i zbliża się do czytającego Philippeaux, przed którym składa ukłon
1331

Czy nie przeszkadzamy przypadkiem szanownemu panu?

PHILIPPEAUX

podnosi oczy
1332

Ani trochę. Pan i pańska banda nie istnieją dla mnie.

RIOUFFE

1333

Śledziliśmy wasze boje, panowie — lecz na wielki krach nie liczyliśmy przed końcem maja.

WESTERMANN

1334

Koniec… maja? — Kiedyż to jest?

FABRE

1335

Prawda! Wyście z jednej epoki geologicznej…

CHABOT

1336

No a ty?

FABRE

1337

Ja — siedzę już od trzynastego stycznia. Od czasów prehistorycznych, gdy liczono jeszcze na stycznie i maje…

REGALISTA II

do podłogi
1338

Gdy afera Kompanii Indyjskiej była najświeższą sensacją…

CHAUMETTE

obliczył tymczasem
1339

Koniec maja, Westermann, to początek prairiala[96].

DELACROIX

podpiera drzwi — wybucha śmiechem
1340

Ho, ho — ho! O tym czasie wapno strawi już i nasze szkielety!

nagła, zażenowana cisza — jak po nietakcie

FABRE

wzdycha
1341

Może kto ma kawałek krzesła, panowie —?

równocześnie:

CAMILLE

zrywa się
1342

Fabre!… A chodźże tu do nas, siądź na łóżku…

Umieszcza go po prawej, po lewej ma Dillona. Stygnie w połowie serdecznego powitania.

FABRE

1343

O, dziękuję ci… zdziwiony Cóż… czy aż tak się zmieniłem?…

CAMILLE

1344

Nie… to ja się zmieniłem. Otworzono mi oczy… przemocą.

Odtąd chłód wzajemny, który daremnie starają się rozgrzać z powrotem.

DANTON

rozgościł się z Héraultem na łóżku Philippeaux.
1345

Hej! Postarajcie no się o parę krzeseł!

DELACROIX

1346

Do usług wielmożnego pana. Kto mi pomoże?

Wychodzi z Chaumettem i Dillonem.

WESTERMANN

1347

Danton jest niezrównany. Już go cały personel więzienny słucha.

FABRE

1348

Mieliście przecie być izolowani. Ale on rozmówił się z nadzorcą, i… wskazuje pokój oto wasza izolacja.

DANTON

znacząco
1349

Tak, przyjaciele: ja umiem trafić do duszy ludu.

HÉRAULT

1350

O, gdybyś ty wiedział, co się tu działo dziś rano! Skąd wieść przyszła — nie wiadomo, lecz nagle cały pałac zaczął dudnieć. Nikt nie chciał wierzyć; nikt nie mógł dowieść; niektórzy znowu myślą za każdym hałasem, że to sygnał na nową rzeź — słowem wrzask, tłok i popłoch — wyglądaliśmy prawie jak Konwencja.

Trzej wysłańcy przynoszą krzesła. Wszyscy siadają półkolem dokoła Dantona.

DANTON

1351

A teraz, panowie — pomówmy poważnie.

protest

DELACROIX

1352

Hola! Wszystko w swoją porę, Danton. — Teraz możemy już dać sobie spokój.

WESTERMANN

1353

Trzeba się było potrudzić dwa tygodnie temu!

HÉRAULT

1354

Ech, śmierć przecie pewna… po co się tu głowić?

DANTON

1355

Powoli, panowie. — Komitety — to też tylko ludzie.

FABRE

1356

Ale oni mają władzę, nie my!

DELACROIX

1357

Za późnoś to odkrył!

MERCIER

1358

Nonsens. Opowiedz lepiej parę świeżych plotek…

REGALISTA II

widzi, że Philippeaux otwiera okno
1359

Przejdźmy na salę. Dusimy się tu.

FABRE

1360

Na sali roi się od baranków[97].

DANTON

1361

To jedyna obszerna cela. Musimy tu zostać.

DILLON

1362

No, może przystąpimy nareszcie do rzeczy?

znów protest zniechęcony

DANTON

tłumi go
1363

Otóż, moi drodzy, dostałem właśnie bilecik od Merlina. natychmiast napięcie Czy uwierzycie, że Robespierre i Saint-Just już o ósmej rano wymusili dekret oskarżenia przeciwko nam… przez aklamację?!

oburzenie i tłumiony przestrach

WESTERMANN

1364

Ja bym tę Konwencję! Banda śmierdzących tchórzów!

FABRE

1365

To już nie tchórzostwo: to jawna mania samobójcza.

DANTON

1366

Czyli że nas jutro przewiozą do Conciergerie[98]

nagła, straszna cisza

CAMILLE

krzyk w próżni
1367

Chryste…

DANTON

1368

…bo za jakie trzy dni rozpoczną nasz proces. zawieszenie bez tchu. Nagle eksploduje Bracia, obudźcie się! Cóż stąd, że ręce związane? Macie jeszcze zęby i głos do obrony! Nasze życie nie łachman, za darmo go nie damy! — Jeśli mamy zginąć — to zostawmy przynajmniej swym mordercom pamiątkę, której nie strawią!

WESTERMANN i DILLON

poruszeni
1369

O, toś dobrze powiedział! — Ale jakże to zrobić, Danton?!…

DANTON

1370

Po drugie: to nieprawda, że musimy zginąć! Kimże jest ten rząd, ci sędziowie? — Szumowiny wczorajsze, dziś przybrane w togi!

Zebrani zaczynają się ożywiać i dzielić na sceptyków i stronników.

DELACROIX

1371

Tylko bez blag, Danton! Dali ci bądź co bądź radę!

ŻYRONDYN I

1372

Choć swoją drogą… teraz, gdy mamy Dantona?…

DILLON

1373

O, Danton to nie lada wróg dla Komitetów!

DANTON

1374

Otrząśnijcie się tylko z apatii — a wszyscy wyjdziemy cało!

CAMILLE

podniecony
1375

Łotr z ciebie, Georges… ale masz rozmach!

PHILIPPEAUX

poza półkolem — spokojnie, znad książki
1376

Desmoulins, nie daj się pan zwieść! My nie mamy ani jednej szansy!

oburzenie powszechne

GŁOSY

1377

A to co za kruk?! — Prorok nieszczęścia! — Znamy takich wiecznych krakaczy! — Ostrożnie… może to baran! od szeptu do krzyku: Wyrzućcie go! — Wynoś się pan! — Precz stąd! — Precz!

CAMILLE

słabo
1378

Ależ nie…

LAFLOTTE

podchodzi
1379

Nie potrzeba nam szpiclów. Precz stąd!

Philippeaux zamyka książkę na palcu, wstaje i odchodzi.
Od drzwi:

PHILIPPEAUX

1380

Nie mogę iść na salę, to by was zdradziło — czy cele obok wolne?

GŁOSY

1381

Idź pan do diabła! — Patrzcie go, jaki troskliwy! — Prędzej, wynosić się!

Philippeaux wychodzi spokojnie.

REGALISTA

wskazuje nieznacznie na Laflotte'a, cicho
1382

Tak… ale kto to jest?

GŁOSY

stłumione
1383

Czy go kto zna?… — Nie znam go… — Kto wie, co to za jeden? — Baranów tyle… lepiej wyrzucić? — To pójdzie donosić…

DILLON

wstaje i kładzie mu rękę na ramię
1384

Nie obrażajcie mego towarzysza. Ręczę za niego.

LAFLOTTE

kłania się
1385

Laflotte, były przedstawiciel rządu w Wenecji[99].

CAMILLE

1386

Przestańcież nareszcie przeszkadzać!

FABRE

1387

Twoja pewność siebie, Danton, nasuwa mi pytanie, jak też mogą nas zestawić. — Że Delaunaya, jego (Chabota) i mnie do was przyłączą, to w każdym razie rzecz pewna…

szmer zażenowania, kpin, zdziwienia; „hm” od Delacroix

CAMILLE

1388

Jak to? Dlaczego?

Regaliści pochrząkują i zamieniają uśmiech.

HÉRAULT

1389

No a mnie? Albo Westermanna?

CHAUMETTE

1390

Jakim cudem? Przecie wy dwaj jesteście pokłosiem hebertystów…

DELACROIX

demonicznie
1391

Właś-nie!…

Znów prąd porozumienia. Danton życzy mu nagłej a niespodziewanej śmierci.

DANTON

1392

Tak, moi drodzy: to nawet bardzo możliwe. Radzę wam: gotujcie się wszyscy! szmer niedowierzania i protestu Och, przyjaciele, dyplomaci poczciwego starego reżimu! Czym jest prawdziwa perfidia — pokaże wam dopiero Komitet Robespierre'a! — Zwali na mnie wszystkie zbrodnie świata. — Lecz ja mam mocne bary.

FABRE

1393

Tak… ale pozwól. Co innego zbrodnie ideowe, a co innego… hm… polityczno-finansowe. Jeśli się dacie wplątać w aferę… dekretu likwidacyjnego — to was opinia bardzo chłodno przyjmie…

CAMILLE

1394

Na taką potwarz nie możesz zezwolić, Danton!

Uśmiechy, delikatne potrącenia. Chabot kraśnieje stopniowo i zaciska pięści.

DANTON

zamyślony
1395

Tak jest. widzi uśmiech Fabre'a Ty, Fabre, należysz oczywiście do nas — wiadomo przecie, że nie otarłeś się nawet o to fał… tę sprawę. — Za to zwraca się do Chabota bardzo mi przykro, ale pan, ci dwaj Żydzi etc. jesteście nam przecież najzupełniej obcy…

napięcie

CHABOT

podnosi się z wolna, trzęsąc się z pasji
1396

Ob-cy!!! A kto nas do Batza sprowadził? — Kto pomyślał pierwszy o szantażu?! — Kto nas namówił do udziału w fałszerstwie?!! Kto?!! — A teraz chcą się nas wyprzeć jeden z drugim!!!

Towarzystwo śledzi uważnie przebieg starcia. Intensywna uciecha.

DANTON

wyniośle
1397

Pan chyba zmysły postradał?

Chabot bliski apopleksji

GŁOSY

zniecierpliwione
1398

Tylko bez kłótni! — Mniejsza o to! — Do rzeczy!

DANTON

1399

Ja jeden — słyszy pan? — Ja jeden mogę wszystkich ocalić. Więc nie przeszkadzajcie mi lepiej, bo utoniecie ze mną!

zmienia ton
1400

Przyjaciele, proces polityczny to nie proces, lecz pojedynek. I tak trzeba sprawę od razu postawić. Rząd nas oskarża? Dobrze; więc my jego też. Jedna tylko potęga ma prawo sądzić obie strony: tą jest lud.

1401

Wobec tego będziemy parować każde oskarżenie — kontroskarżeniem w formie aluzji. — Ale tymi półrewelacjami musimy sterroryzować Komitet do tego stopnia, by był zmuszony przerwać proces za wszelką cenę…

DELACROIX

1402

…wykluczyć nas od rozpraw i stracić bez sądu. Bajeczny plan!

FABRE

wzburzenie powszechne
1403

Istotnie, Danton. To najkrótsza droga pod topór.

CHAUMETTE

1404

Wykluczyć?! Niemożliwe. Za coś podobnego zlinczowano by Trybunał i Komitety.

DILLON

1405

Właśnie! Zapominacie, jak głos Dantona działa na masy!

DANTON

1406

Tak jest. Mój głos, to nasz niezawodny talizman. On w mgnieniu oka zelektryzuje posp… publiczność na galerii, a wtedy rząd nie będzie już mógł zaryzykować bezprawia.

HÉRAULT

1407

Danton miewa gigantyczne pomysły. — Ale to dziś właściwa miara.

DELACROIX

1408

Ależ moi mili, deklamować nie wystarczy. Zhisteryzujesz od razu część galerii swoim rykiem, Danton — lecz nie całą! — A od czasu do czasu jednak trzeba będzie odpowiedzieć na zarzut… uzasadniony?…

WESTERMANN

1409

To trzeba odmówić odpowiedzi!!

śmiech

FABRE

1410

Dajcie spokój — to nawet niezły pomysł. Czy wiecie jak? Odpowiadacie tylko w obecności oskarżycieli, czyli Komitetów. To sposób pewny; bo gdy Danton nastroi masę odpowiednio — to Komitety nie pójdą zmierzyć się z nim publicznie, zapewniam was.

szmer zajęcia

MERCIER

1411

Tak — ale to ryzykowne. Masa jest tak nieobliczalna…

DANTON

1412

Już wiem. Dla pewności dodamy drugi warunek: muszą nam naprzód sprowadzić świadków dla obrony. aprobacja Wybierzemy ich wśród deputowanych: Courtois, Legendre, obu Merlinów i tak dalej. — I tego trzeba się będzie trzymać pazurami, bo: albo Konwencja nie zechce ich stawić, a wtedy zwalnia nas od odpowiedzi — albo ich stawi, i da nam w ten sposób straszną broń przeciwko sobie. Ponadto ustępstwo tak znaczne równa się kapitulacji; a pierwszy symptom przewagi wywiera na tłum wpływ cudotwórczy.

poklask

RIOUFFE

1413

Tak… to wam się rzeczywiście może udać.

CAMILLE

1414

Musi się udać!

FABRE

1415

No, no, moi drodzy — jesteśmy bądź co bądź w fatalnych opałach!…

DANTON

1416

W każdym razie — albo zginę, albo uwolnię was wszystkich!

podniecenie wzrasta

REGALISTA I

1417

Danton! Czy wiesz, żeś nawet w nas wskrzesił nadzieję… po dwu latach zupełnej rozpaczy? Podniecenie przechodzi we wzburzenie.

MERCIER

1418

Twój proces, Danton — to wybuch świętej wojny z tyranami!

accelerando[100]

CHAUMETTE

zrywa się
1419

W której wszyscy musimy brać udział!

ŻYRONDYN I

1420

Więźniów politycznych jest dziś tyle, że zjednoczeni mogą potężnie zaważyć…

Prócz Dantona i Fabre'a nikt już nie siedzi.

DILLON

robi odkrycie
1421

Otóż to… zjednoczeni!…

MERCIER

1422

Zorganizować więźniów wszystkich partii…

REGALIŚCI

1423

Rozumie się! — Mamy wspólną sprawę!

RIOUFFE

1424

I z wszystkich więzień!…

REGALISTA II

1425

Połączyć się potem z tłumem podejrzanych, zagrożonych, malkontentów na wolności…

MERCIER

1426

Wystarczy organizacja, byśmy się stali potęgą równą rządowi!

DANTON

wstaje
1427

Słuchajcie! cisza Nasi krewni muszą założyć ligę zewnętrzną. Trzeba wymyśleć system korespondencji. Niech Dillon natychmiast napisze do żony Camille'a…

CAMILLE

1428

Na miłość boską! Nie wciągajcie mi Lucile!!

DANTON

1429

Nie bądź egoistą, chłopcze! Ona może poruszyć cały Paryż! — …aby rozpoczęła propagandę ligi. Wystawię listę ewentualnych członków…

LAFLOTTE

1430

A ja przedostanę wam listy. Mam oddanego sobie dozorcę, ten to załatwi!

HÉRAULT

1431

Na zwycięstwo nie ma co liczyć… ale gdyby…

WESTERMANN

1432

Gdyby — no to koniec Konwencji, Komitetów, całej tej sromotnej adwokackiej tyranii!

CHAUMETTE

1433

To nowy Dziesiąty Sierpnia!…

ŻYRONDYN I

1434

Nareszcie jutrznia Wolności!…

DELACROIX

1435

Panowie — panowie. Nie egzaltujmy się.

Wchodzi po cichu niespokojny dozorca.

DOZORCA

drżącym szeptem do Camille'a
1436

Obywatelu… gość na was czeka…

CAMILLE

chce biec
1437

Kto?… Moja żona?! Gdzie?…

DOZORCA

wstrzymuje go
1438

Nie… nie… o, proszę posłuchać!… Tylko niech pan, proszę, nie mówi… powiedziałem, że pan przez pomyłkę do innej celi…

CAMILLE

1439

O czym nie mam mówić? O co chodzi?

Obstępują ich ciasno.

GŁOSY

1440

O co mu idzie? — Któż to taki? — Co się stało? — Co on tak kręci?…

DOZORCA

1441

Panowie… ciszej, na Boga!…

Zniecierpliwienie przechodzi w niepokój.

PHILIPPEAUX

wchodzi
1442

Desmoulins, Robespierre czeka na pana w celi trzydziestej piątej. obecni rozskoczyli się i drętwieją To korytarz na prawo. Camille śmiertelnie blady utkwił w Dantonie długie spojrzenie — wyrażające rzeczy, na które nie ma słów. Philippeaux wraca na swe miejsce Idź pan czym prędzej.

CAMILLE

wśród martwej ciszy — na wpół wyje, na wpół rzęży
1443

O-ooo… Dan-ton.

DANTON

1444

Na cóż czekasz, Camille? Idźże się ratować!

FABRE

1445

Nikt cię nie wstrzymuje, Camille…

CAMILLE

wyłamuje ręce. Szeptem
1446

Co ja mam począć?!…

PHILIPPEAUX

1447

Idź pan czym prędzej, Desmoulins!

DANTON

1448

Jeszcze tej nocy chciałeś go błagać o łaskę, a nie zdążyłeś — idźże teraz!

Camille obraca się ku niemu, osłupiały.

WESTERMANN

1449

My wszyscy zginiemy — po cóż byś miał ginąć z nami?

DELACROIX

1450

Wolisz chyba zajechać za tydzień do domu… niż na Plac Rewolucji?

DANTON

usuwa się uprzejmie
1451

Proszę, przejdź, Camille…

CAMILLE

prostuje się
1452

Proszę powiedzieć temu panu, że nie życzę sobie jego wizyt.

DOZORCA

1453

Ależ panie… ja tego nie mogę…

PHILIPPEAUX

1454

Desmoulins: to szantaż moralny, a pan przed nim tchórzysz!

CAMILLE

bliski szału
1455

Powiedz mu, co chcesz! Nie wyjdę do niego i koniec!

FABRE

1456

Powiedz mu, że Camille'a nie ma w domu!

Śmiech. Wypędzają Dozorcę.

DOZORCA

rozpaczliwie
1457

Panowie!!…

WSZYSCY

bez Philippeaux
1458

Dalej, dalej! — Wykręć się, to twoja rzecz!

Wypychają go.

DANTON

1459

No, Camille — raz jeden przecież umiałeś postąpić po męsku. — Chodźmy!

Wychodzą wszyscy prócz Desmoulinsa i Philippeaux.

CAMILLE

stoi osowiały
1460

Ostatecznie… honor stanowczo wymagał…

PHILIPPEAUX

podnosi oczy
1461

Panu nie tylko na miłość — lecz i na prostą chciwość życia sił nie starczy.

Zapada ponury zmrok.

CAMILLE

rzuca się na łóżko
1462

Ech, chciałbym już raz być pod ziemią…

ODSŁONA 2

U Dantona. Louise otworzyła drzwi na dzwonek Lucile, która stoi w drzwiach — rozpalona, wychudła, ochrypła.

LUCILE

1463

Czy zastanę panią Danton?

LOUISE

obojętnie
1464

Proszę. To ja.

LUCILE

przypatruje się jej z wyrazem przestrachu
1465

Pani jest Louise Danton?… Żoną posła?!…

LOUISE

jak wyżej
1466

I owszem. — Z kim mam przyjemność?

LUCILE

rozpaczliwie
1467

Ileż pani ma lat?!

LOUISE

1468

Szesnaście. — Kim pani jest?

LUCILE

bezdźwięcznie
1469

Lucile Desmoulins… A cóż mi po tym podlotku! zawraca Przepraszam. zatrzymuje się i wraca Wszystko jedno. Pani musi mi pomóc.

LOUISE

wprowadza ją
1470

Proszę usiąść.

LUCILE

siada
1471

W jaki sposób chce pani ratować męża?

LOUISE

1472

Wszelkie kroki z mojej strony byłyby bez celu.

LUCILE

po chwili oniemiałego milczenia
1473

Czy pani zdaje sobie sprawę z sytuacji?!

LOUISE

1474

Naturalnie.

LUCILE

1475

Trzeba działać natychmiast. Jestem wolna. Mogę zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy… a nie wiem, co!! — I nikt mi nie powie, nikt, absolutnie nikt!!! — O, jacyż ludzie są nędzni…

1476

Straciłam już cały dzień. A Camille pisze… z więzienia… Przeczytałam pierwszy list. Dalszych nie otwieram. Bo mi nie wolno — bo mi nie wolno oszaleć!!!

LOUISE

1477

Czy pani próbowała już coś przedsięwziąć?

LUCILE

1478

Pytanie!… Naturalnie, że przede wszystkim chciałam przekupić ważniejszych przysięgłych. Kilku z tych w każdym razie wypadnie na ten proces… Co to jest?! Czemu oni nie chcą brać pieniędzy?! — Wyrzucono mnie za drzwi, jak psa, osiemnaście razy!

LOUISE

1479

Oczywiście. To nie miało sensu.

LUCILE

1480

Tłukłam się do drzwi wszystkich sędziów, oskarżyciela, prezydenta. Nie przyjęto mnie nigdzie. Na nic pieniądze, prośby, upór: gładka ściana i koniec!

LOUISE

1481

Właśnie.

LUCILE

1482

Ostatnia moja nadzieja, to Robespierre. Dlatego tutaj przyszłam. Panią wpuszczą do niego, bo nikt pani nie zna; ja wśliznę się za panią. — Staniemy przed drzwiami i nie ruszymy się z miejsca, nim nam nie ulegnie. Jeśli spróbuje nas wyrzucić albo odejść — przebiję się sztyletem w jego oczach. — Camille kochał go bardziej niż mnie… Prędzej: proszę się zebrać. — Niech pani nie bierze pudru!

LOUISE

spokojnie
1483

Przed wrogiem Dantona nie upokorzę się za żadną cenę.

LUCILE

1484

Dziecko! — A cóż znaczą upokorzenia, gdy chodzi o życie najdroższego człowieka?!

LOUISE

1485

To absolutnie bezcelowe zresztą, pani Lucile. gniewny i rozpaczny okrzyk Lucile Ale proszę posłuchać, może mam sposób dla pani. Lucile zmusza się do uwagi Napisze pani do Robespierre'a, że mąż właśnie zamierzał wrócić na stronę rządu; a ponieważ teraz za późno, więc chciałby przynajmniej, żeby go Robespierre nie wspominał jako wroga. — Niech pani broń Boże nie prosi o łaskę! — Ten list musi mu zostać doręczony bezpośrednio, więc na ulicy. wstaje i zbiera przybory stojące na szafce Proszę pisać tu.

LUCILE

siada zgnębiona
1486

No, spróbuję… O, ale to taki nędzny półśrodek…

LOUISE

1487

Podaję pani jedyny sposób.

Lucile zwilżyła pióro; waha się.

LUCILE

1488

Dziękuję pani… pisze parę słów; przerywa; opada o, mój Boże, jakżeśmy bezsilne!…

silny dzwonek

LOUISE

wstaje
1489

Przepraszam. wychodzi otworzyć, Lucile próbuje pisać. Louise wraca, prowadząc Legendre'a …Owszem. Właśnie przyszła.

Obejrzawszy się, Lucile się zrywa.

LEGENDRE

do niej
1490

Obywatelko…

LUCILE

1491

Nareszcie mężczyzna! — Słuchaj pan: jeśli Danton padnie, to Konwencja będzie zdana na łaskę Komitetu — a Komitet na łaskę Robespierre'a, który przecież wymusił ten proces. Czyż nie tak?

LEGENDRE

1492

Tak, i właśnie…

LUCILE

1493

Więc trzeba temu przeszkodzić!

LEGENDRE

1494

Otóż to. Słu…

LUCILE

1495

Posłuchaj mnie pan naprzód! — Legendre, pan umie zabijać… Legendre aż poskoczył naturalnie, jako rzeźnik — niechże się pan dziś w nocy zaczai na Robespierre'a i zabije go! Legendre cofa się oniemiały — potem uśmiecha. Louise wstrząsa powoli głową wpatrzona w stół On wraca nad ranem — ulice puste — nikt się nie dowie, że to pan — a Francja cała odetchnie! — Byle nie zwlekać: dziś w nocy! — Legendre, uratuje pan ojczyznę!!

LEGENDRE

klepie ją w ramię
1496

Oszaleliśmy cokolwiek… no, nic dziwnego. gestem wstrzymuje jej wybuch A teraz proszę posłuchać.

siada. Louise uspokaja Lucile dotknięciem w dłoń; skłania ją, by też usiadła
1497

Moje panie, mówiąc między nami, Konwencja się zbłaźniła. Robespierre zawrócił nam głowę dziś rano, daliśmy się porwać jak zwykle — no, a teraz zaczynamy rozumieć, cośmy sobie zadekretowali, i gorzko żałować. — Ot, wiecznie ta sama historia.

1498

Za to więźniowie mądrzejsi. Wymyślili arcyciekawy plan… Obywatelko, czy pamiętacie generała Dillona? skinienie Lucile Otóż on pokłada w was nadzieje. Macie tu list od niego.

Lucile bez słowa chwyta list i odchodzi do okna. Po ruchach widać, że już odżyła.

LOUISE

1499

Cóż to za plan?

LEGENDRE

1500

Danton zamierza poruszyć opinię na swą korzyść z ławy oskarżonych. Jeśli mu się to uda — Trybunał nie waży się ich tknąć. A Komitet będzie bezsilny, bo mu już Konwencja na rękę nie pójdzie…

1501

Chodzi teraz o to, żeby wesprzeć Dantona z wszystkich stron: więźniowie polityczni organizują się wszędzie, a wszyscy wolni malkontenci powinni się zjednoczyć w ligę zewnętrzną z komitetem naczelnym.

LOUISE

1502

Jeśli chodzi tylko o zwolnienie — to na cóż organizacja więźniów? Albo ta liga… oj, Legendre: to mi jakoś pachnie zbankrutowanym planem hebertystów.

LEGENDRE

przestraszony
1503

Obywatelko, miejcie rozum! Któż widział myśleć o takich rzeczach! ciszej No, a gdyby nawet: porównajcież okoliczności. Wtedy Paryż był zaspany; dziś trzęsie się z podniecenia. — Wtedy nikt nie miał poważniejszych pretensji do Komitetu; dziś, pani szanowna, despotyzm Komitetu zraził mu już połowę ludności — a przede wszystkim samą Konwencję! jeszcze ciszej Wierzcie mi: gdyby się dziś ktoś zdobył na odwagę… ale psst! Nie ma o czym gadać.

LUCILE

składa list i podchodzi
1504

Nie zawiodą się na mnie. Dziś wieczór liga będzie istnieć i działać. — Czy ma pan listę adresów?

LEGENDRE

podaje
1505

Proszę. Na pierwszej stronie przyjaciele Dantona.

LUCILE

przegląda uważnie
1506

…czyli sami kapitaliści. To bardzo ważne: trzeba będzie przecie zebrać sporą garść ludzi na przedmieściach. — Trzeba opłacić agitatorów, obsadzić galerie — także w Klubie i Konwencji — a nawet otoczyć Trybunał.

LEGENDRE

1507

Na miłość boską! Nie tak głośno!

LUCILE

1508

Bogaci krewni oskarżonych muszą poświęcić połowę ruchomego majątku…

LEGENDRE

przychyla się wstecz
1509

Ho, ho, ho! Spróbujcie no im to powiedzieć!

LUCILE

składa i chowa listę
1510

Już ja im powiem, Legendre. A skąpcom wytłumaczę, że upadek Dantona to dyktatura nieubłaganego terroru i olbrzymie ciężary fiskalne. Żeby temu zapobiec — wszyscy otworzą kiesy. odchodzi; przez ramię Legendre, do samej śmierci będę panu wdzięczna.

LEGENDRE

1511

Psst, obywatelko! Lucile zatrzymuje się u drzwi Znają was; jeśli zaczniecie uganiać się po całym mieście — szpicle się do was przylepią. Niechże pani Danton obejmie połowę adresów. Louise spokojnie wstrząsa głową Cóż to?!…

LUCILE

1512

To strata czasu. Ta kobieta nie ma serca.

LEGENDRE

1513

Zaraz, zaraz. — I czemuż to nie chcecie pomóc? Przecie chodzi o waszego męża!

LOUISE

1514

Wiem. — Ale po pierwsze, plan wasz jest absurdem…

LEGENDRE

rozgniewany
1515

A to czemu, proszę pani?

LOUISE

1516

Czemu? — Bo Komitet jest zbyt mądry, by się dał podejść w tak dziecinny sposób, i zbyt potężny, by mu bandy przekupionych obdartusów mogły zaszkodzić. — Po drugie, spisek gniewne haut-le-corps[101] Legendre'a musi się wydać bardzo rychło i przyspieszy zgubę wszystkich oskar…

LUCILE

1517

Chryste Panie! Jak można coś podobnego powiedzieć!!

LOUISE

1518

Lucile, niech pani pójdzie za moją radą. Niech się pani nie da wciągnąć w to szaleństwo.

LUCILE

zachwiana na chwilę
1519

Nie. Tu nie czas na półśrodki. — A jeśli przegramy, no — to przynajmniej zginiemy wszyscy razem.

LOUISE

1520

Skoro tak, to co innego. — Mnie natomiast życie teraz właśnie znów się uśmiecha, więc nie wyrzucę go przez okno ze strachu przed sądem bliźnich. Nie wezmę udziału w waszych spiskach i nie poświęcę ani franka.

LUCILE

łagodnie, z ręką na klamce
1521

To się nazywa nikczemność, szanowna pani.

LOUISE

1522

I owszem.

Lucile wychodzi.

LEGENDRE

przysuwa się poufale
1523

Oj, mądra, mądra główka! — Więc jużeśmy znaleźli pocieszyciela po mężuniu? — To wcześnie… ale nic dziwnego przy takiej buzi…

Chce ją objąć. Louise wstaje spokojnie i odkłada przybory do pisania. Niszczy rozpoczęty list.

LOUISE

1524

Zdaje mi się, że pan też nie płonie głodem poświęcenia.

LEGENDRE

spokojnie siedzi dalej, z uśmiechem
1525

Hm… no nie. — Dzielnej pani Lucile z całej duszy życzę powodzenia — i będę diabelnie rad, a ze mną cała Konwencja, jeśli im się uda. — Na razie jednak wolę nie włazić Komitetom w paszczę.

LOUISE

zamyka szafkę
1526

Właśnie. — A teraz proszę mnie opuścić.

LEGENDRE

podnosi się w nagłym przestrachu
1527

Żebyś mogła lecieć prosto do Comsuru i donosić, co? — Waż no mi się, ty ma…

LOUISE

1528

Donosiciele kiepsko wychodzą na swym rzemiośle, Legendre! Los Chabota nie zachęca do naśladownictwa!

LEGENDRE

1529

Toteż radzę siedzieć cicho! — Słuchaj no, mała: jeśli piśniesz jedno słowo — poświadczę, żeś to ty ten plan wymyśliła. — A wówczas dobranoc, piękne oczęta!…

LOUISE

1530

Ach, więc to pan chce ich zdradzić? — Nie przeszkadzam. Tam są drzwi.

Legendre wychodzi, wściekły i nieufny.

ODSŁONA 3

Przedsionek Trybunału Rewolucyjnego. Bariera przez środek odgradza wejście dla sądu — po lewej, od wejścia na galerię. Woźny I na lewo w głębi, II na prawo z przodu. W lewej ścianie trzecie drzwi do pokoju przysięgłych. Orientacja tłumu: wesołe podniecenie masowej rozrywki. Fouquier-Tinville[102] czyta za zamkniętymi drzwiami akt oskarżenia. Cisza.

ŻURNALISTA I

wchodzi żywo po lewej, pokazuje dwa papiery
1531

Redaktor „Latarni Wolności'' z Versailles. Oto licencja.

WOŹNY I

1532

Co, jeszcze jeden! kontroluje A toście się chyba z całej Francji zlecieli?!

ŻURNALISTA I

1533

Spodziewam się! Prędzej!

WOŹNY I

oddaje papiery
1534

Ale będziecie stać. Od północy wszystko zajęte.

z głębi:

GŁOS FOUQUIERA

gdy Żurnalista wchodzi
1535

…na to, że w porozumieniu z wrogiem…

Nieuchwytny poszum zgorszenia. Stłumiony okrzyk Dantona. Na prawo: wbiega Partia 1, dwie osoby.

OBYWATEL I

do Woźnego II podczas kontroli kart
1536

Akt oskarżenia skończony?

WOŹNY II

1537

Prokurator właśnie kończy.

W głębi: głos Dantona zrywa się wśród spokoju.

OBYWATEL II

1538

O! — Słyszysz go?!…

OBYWATEL I

wyrywa Woźnemu karty
1539

Byleśmy się tylko zmieścili!…

Wtłaczają się z trudem. Przez otwarte drzwi, z głębi:

GŁOS DANTONA

1540

…podły Saint-Just, odpowiesz przed potomnością za to bluźnierstwo!…

Następnie, przy zamkniętych drzwiach, spokojne napomnienie prezydenta Hermana[103], który się potem zwraca do Fabre'a. Po słowach Dantona pierwszy, bardzo lekki szmer zajęcia; ustaje podczas przesłuchu Fabre'a. Spokój.
Na lewo:

ŻURNALISTA II

w ubraniu podróżnym, wbiega pospiesznie. Zatrzymany przez Woźnego I podaje mu kartę
1541

Redaktor „Chorągwi'' z Reims! Puśćcież!!

WOŹNY I

1542

A licencja?

ŻURNALISTA II

1543

Co takiego znowu?!…

WOŹNY I

1544

Dekret Zgromadzenia: nie wolno notować przebiegu tych rozpraw bez licencji od Komitetu Bezpieczeństwa. Żurnalista bez słowa zawraca na prawo Na galerii aresztują piszących! Zresztą w całym gmachu szpilki by nie wetknął.

ŻURNALISTA II

na środku
1545

Czy ten Komitet osz…

Wchodzą Billaud i Vadier. Żurnalista ulatnia się spiesznie pod ich niezbyt życzliwym spojrzeniem.

VADIER

do Woźnego I
1546

Stańcie u wejścia: przyjdzie ich jeszcze mnóstwo. Gotowi by wywalać drzwi.

Woźny odchodzi w lewy korytarz.

DUMAS[104]

wbiega i zderza się z nim
1547

Czy oskarżyciel jeszcze mówi?

WOŹNY I

1548

Już skończył, obywatelu wiceprezydencie.

Znika. Dumas wita deputowanych spiesznym skinieniem.

VADIER

1549

Niech Fouquier wyjdzie do nas, gdy tylko zdoła.

Dumas daje znak i wchodzi na salę.
z głębi:

GŁOS FABRE'A

1550

…i Delaunay są mi kompletnie obcy. Z Chabotem nigdy słowa nie…

po lewej:

VADIER

1551

Przecie wszystko w porządku? Też było o co się denerwować!

BILLAUD

złowróżbnie
1552

Cierpliwości, kolego.

z głębi:
Herman zwraca się do Dantona; poruszenie oczekiwania. Potem szmer zajęcia, wyraźniejszy, wzrasta z wolna. Danton zaczyna donośnie, lecz stosunkowo bardzo spokojnie. Rozgrzewa się stopniowo.
po prawej:
Wpada Partia 2, pięć osób. Woźny II musi ich energicznie przytrzymać.

WOŹNY II

1553

Hallo! A karty?…

równocześnie, po prawej:

OBYWATEL I

1554

Tylko prędko! Prędko!!

OBYWATEL II

1555

No, teraz zacznie się heca…

po lewej:

DUMAS

wbiega z głębi; trzyma naprzód drzwi nie domknięte
1556

Fouquier każe przeprosić: teraz ani na sekundę…

rozmawiają półgłosem
z głębi:

GŁOS DANTONA

coraz gwałtowniej
1557

…mam wspólnego z tą kanalią? — Kto śmiał posadzić takiego złodzieja Chabota — tuż obok mnie?! Czyście doszczętnie z wstydu wyzuci?! Nas, awangardę Rewolucji — najczystszych…

Dumas zamyka drzwi, zostając w przedsionku.
po prawej:

OBYWATEL I

1558

Ten ci ma tupet!

OBYWATEL III

1559

A słusznie! Kto widział mieszać go z tymi pluskwami?!

OBYWATEL IV

1560

No, no… Komitet już tam wie, co robi.

po lewej.
Dumas wraca na salę.

OBYWATEL V

1561

Danton nie anioł, Poireau!

z głębi:

GŁOS HERMANA

bardzo spokojny
1562

…wykażą, czy zestawienie oskarżonych jest uzasad…

Kontakt między Dantonem a tłumem nawiązany. Odtąd znać napięcie. Szmer rośnie. Stronniczy protest kiełkuje, lecz sąd panuje jeszcze nad masą.
po prawej:

OBYWATEL I

rewizja skończona
1563

Nareszcie!!

Chwytają karty i biegną.

OBYWATEL IV

1564

Oj… nie wtłoczymy się już!…

W otwartych drzwiach starcie wśród syków o ciszę. Obywatele II i IV wślizgują się, reszta pcha się daremnie.
z głębi:

GŁOS DANTONA

1565

…za plecami, niechże się odważą stanąć tu przede mną i powtórzyć swe sromotne oszczerstwa! szmer już napiętego przyjęcia — stłumiony jeszcze Niechże się ważą, a w oczach ludu zetrę ich na miazgę faktami z ich własnej kariery! szmer zaczyna wyrażać zachwyt — po większej części z świetnej zabawy, po mniejszej — już i moralnej natury. Billaud przesyła ku Vadierowi sarkastyczny uśmiech Odsłonię w ich życiu taką bezdeń hańby, że już się nie ośmielą spojrzeć światu w oczy! tłum zaintrygowany; mimowolne pytające okrzyki, skierowane do nikogo Z nicości wypełzli, żeby mnie błotem obrzucić — w nicość ich zepchnę jednym słowem prawdy!

Pierwsze nieartykułowane wykrzykniki. Ogólne poruszenie. Dzwonek po raz pierwszy; hałas opada natychmiast, lecz szmer podniecenia już nie ustaje. U wejścia zajadła, cicha kłótnia.

GŁOS DUMASA

1566

Poręcz pęknie! Zamknąć te drzwi na klucz!

Następnie: względnie spokojny dialog DantonFouquierHerman. Trzej wykluczeni nie stawiają oporu.
równocześnie, po prawej:

OBYWATEL I

1567

Chodźmy do okna!

OBYWATEL III

1568

U każdego cały tłum.

OBYWATEL IV

1569

Od rana siedzą sobie na plecach…

OBYWATEL I

u płyty drzwi
1570

Pssst!… Słychać wszystko…

Przylepiają głowy do drzwi.
po lewej:

BILLAUD

1571

Wszystko w porządku… co?

VADIER

1572

Niedorajda ten Fouquier…

BILLAUD

1573

Obaj za słabi. — A będzie gorzej; to dopiero wstęp.

VADIER

1574

Cóż, kiedy Robespierre zawsze musi postawić na swoim…

po prawej:

PARTIA 3

siedem osób, wpada i odsuwa Woźnego
1575

Będzie bitwa, zobaczycie! — Co za głos, psiakrew!

u drzwi konflikt z Partią 2

PARTIA 2 i WOŹNY II

1576

Nie ma już miejsca. — Zamknięte! Próbują. Nie śmieją się dobijać; naśladują trzech wykluczonych. Kłótnia, gdyż nie mogą się pomieścić.

PARTIA 3

1577

Rzeczywiście! — Na klucz! — O psiamać, do pioruna! — A posuńcież się, do stu katów!

Dwu się zmieściło; ci już się nie ruszają.

NOWO PRZYBYŁY

odkrył drzwi po lewej
1578

O… tędy!

Partia 3 biegnie za nim.

PARTIA 2 i WOŹNY II

1579

Hola! Psst! Tędy nie! — Nie wolno! — Wejście dla Sądu!

po lewej:

BILLAUD

cicho
1580

Obywatele, nie ma już miejsca: odejdźcie.

Śmiałkowie zatrzymują się natychmiast; jeden przelazł już barierę, więc wraca.
po prawej:

PARTIA 3

powstrzymana
1581

Dla sądu… — co, nie wolno? — A czemu? — Daj pokój. — Trudno. — Chodźmy. Odchodzą z wyjątkiem dwu u drzwi.

w głębi:
Głos Dantona, bardzo poważny, rozlega się z szczególnym naciskiem. Na sali szmer zamilkł, ustępując ciszy głębokiego skupienia uwagi.
po prawej:

OBYWATEL III

z satysfakcją
1582

Ten Fouquier posiwieje do wieczora, jak B…

OBYWATEL I

naraz intensywnie zajęty
1583

Cicho!! — Słu…

Skupienie i napięcie udziela się wszystkim. Wszędzie niezwykła, nieruchoma cisza. Słuchają.
po lewej:

VADIER

przysunął się do drzwi; podnieconym szeptem
1584

Hej, Billaud! Chodź no, posłuchaj…

Słuchają w skupieniu. Chwila zupełnego zawieszenia.
po prawej:

OBYWATEL IV

półgłosem
1585

Hallo!… Co to znaczy…

OBYWATEL I

szeptem, z pasją
1586

Stul pysk!…

znów doskonała cisza
w głębi;
Danton skończył. Szmer wybucha, pełniejszy i gwałtowniejszy: tłum nawiązał już i wewnętrzny kontakt. Nerwowe konferencje, domysły, pytania, twierdzenia i negacje. Podniecenie wzrasta: dzwonek coraz częstszy, coraz krócej działa. Oskarżeni ożywili się również i rozprawiają między sobą; nie można ich oczywiście wyróżnić. — Zakłopotana odpowiedź Hermana tonie w tym nerwowym — lecz wciąż stłumionym — poruszeniu. Tłum zaczyna się dzielić na strony: poparcie dla oskarżonych przeważa. Lecz wesoły ton zasadniczy nie ulega zmianie.
po lewej:

BILLAUD

gwałtownie
1587

Właśnie tego się spodziewałem! Wiedziałem, że na to wpadnie!

po prawej:

OBYWATEL IV

natarczywie
1588

O co mu chodzi? Jakich świadków?

NOWO PRZYBYŁY 2

1589

Dla obrony…

OBYWATEL III

1590

Swoich kolegów z Konwencji… wiecie, to byczy pomysł!

OBYWATEL I

1591

Będziesz ty cicho?!…

w głębi:
Pierwszy wyraźny głos z tłumu wyskakuje ponad szmer ostrym potwierdzeniem. Budzi wesoło-oburzony protest — pisk kobiecy — i znacznie silniejsze poparcie innych głosów, potwierdzających, żądających. Dzwonek już ledwo pomaga. Herman podnosi po raz pierwszy energicznie głos i wywołuje — lecz już tylko stopniowo — onieśmielenie i względną ciszę. — Herman i Fouquier zwracają się do Héraulta; dialog znów spokojny. Lecz Hérault rozśmiesza tłum, wpadłszy w dobry humor. Śmiech galerii, na razie silnie stłumiony, milknie zawsze na dzwonek.
zewnątrz, po prawej:
Na końcu długiego korytarza powstaje hałas.
na prawo:

OBYWATEL IV

zluźnienie uwagi, gdyż Danton skończył
1592

No… jeśli tak ma być dalej!…

OBYWATEL III

1593

Ależ! Jeszcze ani się nie zaczęło!

na lewo:
Fouquier wchodzi, czerwony, spocony, zły.
z głębi:

GŁOS DANTONA

przerwał cudzy przesłuch. Odtąd przerywa coraz częściej.
1594

…kategorycznie odmawiamy, dopóki tu nie staną nasi…

Następnie: poparcie tłumu — który, jak na igrzyskach, z ożywienia popada w histeryczną rozwiązłość — krótkimi, podniecającymi okrzykami, na przykład: „Otóż to! — Masz rację! — Dobrze mówi! — Dalej! Nie daj się! — Słusznie! — To ich prawo!''
Oczywiście przy zamkniętych drzwiach nie słychać słów, lecz mimo gwałtowności poparcie nie przybiera agresywnego charakteru: brak poważnej politycznej orientacji; brak namiętnego oburzenia, tej magicznej dźwigni wszelkich masowych poruszeń. Krótkie starcie między Dantonem — wspieranym przez Héraulta, Desmoulinsa i Westermanna — a dobitnym, lecz jeszcze spokojnym, głosem Hermana.
po lewej:

FOUQUIER

do wykluczonych
1595

Na korytarzach stać nie wolno. Proszę wyjść.

po prawej:

OBYWATEL I

jeszcze niepewnie
1596

Ale jak w środku nie ma miejsca…

OBYWATEL III

coraz zuchwałej
1597

To trudno! Musimy tu zostać!

NOWO PRZYBYŁY 2

1598

Mamy prawo stać choćby na dachu!

po lewej:

FOUQUIER

1599

Proszę — natychmiast — wyjść!

Woźny II podchodzi, niezbyt skwapliwie.
po prawej:

WYKLUCZENI

1600

Niby czemu? — Też nowy dekret, co? — A może Konwencja zniosła jawność rozpraw? — O, czemuż by nie!

po lewej:

FOUQUIER

1601

Precz, nim was każę wyrzucić!!

po prawej:

WYKLUCZENI

jednak znacznie ciszej — cofają się z wolna, popychani przez Woźnego. Mszczą się, kpiąc półgłosem
1602

Aha, odbija sobie na nas. — Tutaj, to pan. — Tutaj to nosa zadziera. — A tam schował się pod stół! — Właśnie wylazł, patrzcie tylko, jaki czerwony!

Wychodzą.
po lewej:

BILLAUD

1603

Obywatelu Fouquier…

FOUQUIER

w rozpaczy zatacza się na poręcz
1604

Za-raz!!! — Jezus Maryja, dajcie mi wytchnąć albo szlag mnie trafi!

Ociera twarz chustką.

VADIER

1605

To wcześnie.

zewnątrz, po prawej: silniejszy zgiełk
po lewej:

VADIER

1606

Cóż się tam znowu dzieje?!

Dwóch Woźnych z sali biegnie w stronę zgiełku.
w głębi:

GŁOS HERMANA

zirytowany, lecz wciąż opanowany
1607

…że nie wasza kolej, Danton?! — A was, obywatele, ponownie ostrzegam…

Następnie: odpowiedź Dantona, poufała i drwiąca, pod koniec zwraca się do tłumu wprost; część galerii wpada w ton kpiący; Danton zachęca ten nastrój — lecz jeszcze znać tłumik.
po lewej:

FOUQUIER

do Woźnych
1608

Wy dokąd?

WOŹNY III

1609

Prezydent kazał pilnować tego wejścia, bo zaczynają szturmować.

Przebiegają na prawo, przeskoczywszy barierę.
w głębi:
Wśród znów przytłumionego szumu — przesłuch Desmoulinsa. Ton Camille'a, zrazu wesoło wyzywający, przechodzi stopniowo w histeryczne zdenerwowanie, w kobiecy krzyk. Tłum coraz swobodniej okazuje — po części sympatię, po części (szczególnie pod koniec) lekceważenie. Kobiety litują się i wyśmiewają go piskliwie. Czyli że sąd stracił wprawdzie autorytet, ale Camille gotów ściągnąć zabójczy francuski śmiech i na swoje stronnictwo. Dlatego Danton przerywa coraz częściej, zwracając się wprost do tłumu. Za każdym razem budzi gwałtowniejszą reakcję. Hérault, Westermann i Delacroix naśladują go. Gwałtowny dzwonek Hermana działa teraz na maksimum trzydzieści sekund.
zewnątrz, po prawej:
Hałas cichnie na pewien czas.
na lewo:

FOUQUIER

podnosi się
1610

Panowie: donieście Komitetom, że Konwencja musi wysłać natychmiast, jako świadków na żądanie oskarżonych, deputowanych: Cour…

BILLAUD

1611

Wiemy. — A wam, oskarżycielu, Komitety donoszą, że czas najwyższy okazać nieco energii.

FOUQUIER

oburzony
1612

Nieco — energii!!… Więc niby co?! Mam robić z siebie widowisko, tak jak on?!

VADIER

1613

Właśnie! Daliście mu się rozwyć na całe miasto!

w głębi:
Teraz właśnie Desmoulins zaczyna krzyczeć. Dialog między nim a sędzią Dobsenem — wspieranym przez Hermanna — grozi przejściem w kłótnię. Słysząc śmiech tłumu, Danton — z poparciem kolegów — wtrąca sarkastyczne uwagi, coraz częściej wprost do galerii, by skierować śmiech ten z powrotem na głowy sądu. Galerie reagują aprobacyjnie, podejmują i podbijają żarty. Związek taki jest groźny dla sądu, który go jednak na razie ignoruje.
po lewej:

FOUQUIER

1614

A jakże ja mu pysk mam zamknąć?! Czyście oszaleli?! — W ogóle: do czego wy mi się wtrącacie? Nie jesteście obecni, a wydajecie sądy?! — Jakim prawem?!

BILLAUD

1615

Komitety mają was na oku, Fouquier. Wiemy o każdym słowie.

FOUQUIER

głosem stłumionym z gniewu
1616

Mnie, oskarżycielowi publicznemu, śmieliście nasłać szpiclów na kark?!!…

VADIER

1617

A jakże, Fouquier! Pańska chwiejność nie wzbudza zaufania!

zewnątrz, po prawej:
Hałas wznawia się silniejszy. Woźny II idzie pomóc.
po lewej:

BILLAUD

1618

Wiedz pan, żem żądał pańskiego aresztowania.

FOUQUIER

dławiony, zatacza się prawie
1619

Mo… mojego a… oniemiała przerwa

w głębi:
Pierwszy grzmiący wybuch śmiechu Dantona. Wtórując mu, galerie zrzucają nareszcie tłumik. Herman reaguje pierwszym wybuchem: zdradza zasób energii, który daje tłumowi do myślenia. U jednych wzbudza szacunek, drugich onieśmiela. Mimo sarkastycznej odpowiedzi Delacroix i prowokacyjnego śmiechu Camille'a, galerie trzeźwieją. Za to — budzi się pomruk wrogi.
po lewej:

BILLAUD

1620

Już by pan siedział, tylko Robespierre odradził…

VADIER

1621

Żeby nie odwlekać procesu… rzekomo.

zewnątrz, po prawej:
Hałas się wzmaga. Woźny I przebiega z przeciwległego korytarza.
w głębi:
Wśród tego nowego pomruku, który w następstwie cichnie, Herman rozpoczyna przesłuch Delacroix. Gdy widzi, że napięcie opadło, powierza Dumasowi zastępstwo i wychodzi.
po lewej:

FOUQUIER

wybucha. Głos, zrazu ściszony, podnosi się stopniowo
1622

Do stu tysięcy par milionów diabłów, a prowadźcież go sobie sami, ten wasz zatracony proces! A radźcież sobie sami z tym bydlęciem, co ryczy i ryczy jak słoń zarzynany! — Mówię wam: przyślijcie mu świadków i to na gwałt; inaczej diabli wiedzą, co się stanie!

Chce biec. Billaud wstrzymuje go.

BILLAUD

ruchem ręki powstrzymał Fouquiera
1623

Nasza odpowiedź: albo doprowadzicie proces do wiadomego wyniku, albo — następny wytoczą wam.

u wejścia krzyki
1624

Środki to wasza rzecz.

1625

Świadków odmówicie. Fouquier poskoczył Nie przesyła się wrogowi posiłków. — To wszystko.

Zamierza odejść.

FOUQUIER

dygoce z furii
1626

Świadków mu-si-cie…

zewnątrz, po prawej:
U wejścia walka wśród wrzasku.
po lewej:
Wpada Herman i zatrzymuje się. Za nim czterech Woźnych, którzy biegną kolegom na pomoc.
z głębi:

GŁOS DELACROIX

1627

…Miączyński[105] kłamał! Nie mówiłem o łupie wojennym! — Zresztą Danton był zawsze…

Napięcie znowu wzrasta — a brak energii i umiejętności Hermana. Następnie: Danton wtrąca się gwałtownie; Dumas, wpadając w pasję, traci resztę powagi i władzy nad tłumem. Między nim a Delacroix wybucha coraz gwałtowniejsza kłótnia. Biją pięściami w stół; Danton wtrąca czasem krótki okrzyk jak spięcie ostrogą, podejmowany przez towarzyszy i galerie. Tłum zachwycony zanosi się od śmiechu i krzyczy, lecz ciekawość powstrzymuje go od krzyku powszechnego lub wycia. Wrogi pomruk — groźny symptom poważnego przejmowania się — raz wzbudzony nie ustaje już. Wnet Delacroix i Dumas starają się wzajemnie przekrzyczeć.
po lewej:

HERMAN

bez tchu — podaje Billaudowi papier, którego ten nie bierze
1628

Panowie, oto lista świadków dla obrony. Proszę was, spieszcie się bardzo; słyszycie, co się dzieje.

VADIER

1629

Do tego nie wolno wam było dopuścić!

Fouquier zawrócił i podszedł między nich.
zewnątrz, po prawej: pertraktacje; zawieszenie, lecz nie spokój
na lewo:

HERMAN

zdumiony, wyniosły
1630

Nie wie pan, co pan mówi. — Nie chcą odpowiadać, dopóki nie wezwiemy…

BILLAUD

1631

Choćby mieli gmach rozsadzić — odmawiacie!

FOUQUIER

1632

Przecie nie mamy prawa!!!

HERMAN

cofa się o krok
1633

Co!! — Wykluczone. Mają przecie prawo za sobą. Tłum rozzuchwalony popiera ich już jednogłośnie. Odmówić nie możemy.

w głębi:
Dumas zwyciężył. Na nieopanowany jego krzyk podnosi się nagle namiętny, poważny protest innego pierwiastka w tłumie: tego, który nie dla samej tylko orgii, lecz — nieświadomie — dla zbawienia duszy brał udział w każdej z licznych grandes journées[106] ostatnich lat. To żywioł o najwyższym napięciu żywotnym; zgodnie zatem z prawem natury wszyscy podejmują nutę, jaką ci ludzie nadali. Protest jest tak głośny, że prawie słychać słowa: „Daj mu mówić! — Nie przerywać oskarżonym! — Wolność słowa w sądzie!'' — krótkie zawieszenie, podczas którego Delacroix kończy zdanie przerwane przez wiceprezydenta.
po lewej:

HERMAN

1634

Proszę, osądźcie sami.

Widać, że Billaud, wstrząśnięty, zachwiał się.

FOUQUIER

1635

A ciągle grożą rewelacjami przeciwko wam!

VADIER

1636

Billaud, tych świadków trzeba będzie przysłać.

BILLAUD

nie przeczy
1637

Trzeba będzie gmach wojskiem otoczyć.

przestrach

FOUQUIER

1638

To szaleństwo! Lud…

w głębi:
Danton wpada jak bomba w zawieszony chór, który momentalnie wybucha w nieosiągniętej dotąd pełni. Przebudzony pierwiastek fanatyczny nie występuje już jawnie po raz drugi, lecz towarzyszy wyczuwalnie, niepokojąco, pierwiastkowi uciechy. Powstaje orgia. Ryk Dantona płynie w tryumfie na spienionych bałwanach wrzasku, śmiechu, histerycznego pisku kobiet, świstu i podziemnego pomruku. Wszystko na tle oszalałego dzwonka.
zewnątrz, po prawej:
Tym podsycona na nowo walka wtacza się za chwilę w korytarz.
po lewej:

HERMAN

1639

Będę zmuszony przerwać rozprawy, panowie!

zewnątrz, po prawej:
Już są w korytarzu. Cały gmach dudni. Hałas strojony.
po lewej:

FOUQUIER

poskoczył na zbawczą myśl. Krzyczy jak przez tajfun
1640

Słuchajcie!! pociąga ich ku przodowi Niechże Konwencja sama rozstrzygnie kwestię świadków, skoro chodzi o jej członków!

ulga powszechna, ale Vadier niespokojny

BILLAUD

po sekundzie — z ulgą
1641

Dobrze. — Fouquier, idź i powiedz im pan. Vadier ciągnie go ku wyjściu na lewo List prześlecie jednak na ręce Komitetu Ocalenia!

Obaj zatrzymują się króciutko mimo pośpiechu i przesyłają mu ostre spojrzenie, które on ignoruje. Fouquier wchodzi w głąb.
z głębi:

GŁOS DANTONA

szyderczy wśród hałasu
1642

…ludu francuski? Jak sędziowie prawo wykręcają? sarkastyczna i oburzona aprobacja Świadków obro…

Pod wściekłym dzwonkiem i — zapewne — znakami Fouquiera hałas cichnie; na razie jako wyraźne zawieszenie, potem definitywnie.
zewnątrz, po prawej i lewej:
W korytarzu na prawo szturmujący zwyciężyli; lecz słychać, że i na lewo, u końca dłuższego korytarza, lud szturmem zdobywa wejście. Od prawej wpada zwycięska Partia 4, dziewięć osób. W odstępach po kilka sekund dochodzą cztery, dwie, pięć osób.
po lewej:
Billaud od przodu na lewo, Herman od drzwi w głąb, zawracają ku środkowi. Vadier chce uciec na lewo, lecz cofa się, słysząc i tam oblężenie. Stara się ukryć, nieco roztrzęsiony.
po prawej:

PARTIA 4

w świetnym humorze
1643

Słychać go aż za mostem… Ściany się trzęsą, patrzcie tylko! — On jeszcze gotów wygrać, słowo daję! — No, którędyż to?

po lewej:

HERMAN

1644

Hola! Czego wy chcecie?

Vadier trzyma się za kolegami.
po prawej:

PARTIA 4

rzuca się na drzwi na prawo
1645

Wejść! — Chcemy wejść i słuchać! dobijają się Hej, otwórzcie! — Otworzyć tam! — Wywalimy drzwi!!

po lewej:

HERMAN

1646

Nie ma — już — miejsca! Proszę wyjść!

Billaud spiesznie zastawia sobą drzwi po lewej. Vadier wtula się w kąt po jego prawej, gdyż…
po prawej:
Partia 4 odkryła te drzwi i rzuca się ku nim z krzykiem tryumfu.
po lewej:

HERMAN

1647

Wejście wzbronione! Poszanowania dla sądu!

Odsuwają go dobrodusznie.

PARTIA 4

1648

To nas nie obchodzi! — Wszędzie wolno! — Chcemy wejść! szyderstwo Poszanowania, hę? — Dajcie naprzód Dantonowi radę! — Niedołęgi! — Uciekli przed więźniami! — Tchórze! do Billauda Na bok!

BILLAUD

głosem niespodziewanie potężnym
1649

Jestem przedstawicielem narodu!

To działa. Rozmach się łamie, nie ważą się go tknąć. Masa zatrzymuje się, uspokaja — zrazu mruczy i kpi, lecz wnet słucha uważnie, w milczeniu.
w głębi:
Wśród coraz chłodniejszej — trzeźwiejszej — ciszy Fouquier ogłasza zamiar zwrócenia się do Konwencji. Następuje rzeczowa dyskusja i zgoda.
zewnątrz, po lewej:
Masa wyłamała zamek i rozsypała się z hałasem po korytarzu.
na lewo:

BILLAUD

1650

Obywatele! Kto zakłóca porządek publiczny, oddaje wrogom przysługę — dzisiaj ważniejszą niż zwykle! Partia 5, cały tłum, wpada od lewej. Lecz zatrzymuje się na widok kościelnego zachowania poprzedników i cichnie również. Tylko pierwsze z następnych słów są przygłuszone Cofnijcie się! Inaczej Konwencja otoczy Trybunał wojskiem i nikt nie dostanie się nawet do okien!

NAJEŹDŹCY

szmer oburzenia, lecz bez przekonania
1651

Wojskiem… On mówi wojskiem… Co, chcą otoczyć?! poszczególne głosy Jak to, przecie rozprawy są jawne! — Mamy prawo słuchać! — Jeszczeście gotowi strzelać! — Akurat jak za tyrana!…

BILLAUD

1652

Ale nie macie prawa ubliżać sądowi! — Ludzie, za tyrana byliście motłochem… lwi pomruk; coraz głębsza uwaga dziś jesteście wolnymi obywatelami. Wy jesteście dziś panami miasta parę zadowolonych potwierdzeń i dlatego wy odpowiadacie za jego spokój. Rząd wasz służy wam, nie wy rządowi; wspierajcież go, zamiast mu przeszkadzać! inteligentniejszy wyraz aprobacji u kilku osób Idźcie zatem i sami pilnujcie porządku.

w głębi:
Oskarżeni wyrażają zgodę. Ożywienie, lecz spokój zupełny.
na środku:

NAJEŹDŹCY

pomruk dziecinnego uporu
1653

Ech, gadanie! — Ładne mi panowanie, jak nam nic nie wolno! — Co mi tam! — Ja chcę słuchać i koniec! stanowcze poparcie Cicho bądź, dobrze mówi! — Tak, tak! Słusznie! — Mądrze powiedział! — Dalej, wychodźmy!

Cofają się, po części dobrowolnie, po części ciągnieni przez energiczniejszych.

GŁOS

podjęty przez wszystkie. Unoszą czapki
1654

Niech żyje Konwencja!

Dzielą się na prawo i lewo i wychodzą.
po lewej:

HERMAN

1655

Billaud — Trybunał składa wam podziękowanie.

Billaud przyjmuje uścisk ręki chłodno, z lekceważącym wzruszeniem ramion dla własnej zasługi.

FOUQUIER

wraca
1656

Uff! — Zgodzili się…

w głębi:
Stłumiony szmer ożywienia; oskarżeni rozmawiają, pełni otuchy.

GŁOS CAMILLE'A

szalenie podniecony, lecz prywatnie
1657

…wobec tego pewne, bo Konwencja wyśle ich nam zaraz. wybuch nerwowej radości O, przyja…!!

na lewo:

FOUQUIER

zamyka drzwi za sobą
1658

Zyskaliśmy może kwadrans spokoju. — Idę pisać; do Hermana podpiszesz na sali.

Otwiera drzwi w środku lewej ściany prowadzące nie tylko do pokoju przysięgłych, lecz i do rodzaju foyer.

BILLAUD

przez ramię
1659

Na ręce naszego Komitetu, pamiętajcie!

sekunda zawieszenia, przeszywających spojrzeń

VADIER

przystaje, tonem jak igła
1660

Dlaczego?

Billaud ignoruje go.

FOUQUIER

od swoich drzwi
1661

Tylko niech się na miłość boską pospieszą z odpowiedzią!

HERMAN

od drzwi na salę, z uśmiechem o charakterze bezwiednie heroicznym
1662

Bo to jak podróż na płonącym statku, panowie!

Exeunt omnes[107]

ODSŁONA 4

Rue St. Honoré 398[108]. Robespierre, bez kamizelki ani krawata, śpi na rękach złożonych u brzegu dressing-table[109]. Zbudzony pukaniem, podnosi głowę lekko skrzywiony, ale nie odpowiada.

ELÉONORE

wchodzi, przystaje — bardzo cicho
1663

O… przepraszam. Nie wiedziałam, żeś wrócił.

ROBESPIERRE

nie spojrzał na nią nawet
1664

Kwadrans temu.

ELÉONORE

1665

Czy wyjdziesz jeszcze?

ROBESPIERRE

1666

Za dziesięć minut. — Czego chcesz?

ELÉONORE

1667

Co ci mam przynieść?

ROBESPIERRE

1668

Nic. Dać mi spokój.

ELÉONORE

buntuje się
1669

Ależ!…

ROBESPIERRE

z groźnym spokojem
1670

Zlituj się; i przestań. przyciska palce do skroni z grymasem bólu i zniecierpliwienia. Wydaje cichy, warczący jęk, nie otwierając ust Mmmmmm-mmm…

Tymczasem Eléonore, nie urażona wcale, kompetentnie i cicho doprowadza do porządku chaos ubrań, ręczników, papierów i powyciąganych szuflad w pokoju — słowem usuwa niedwuznaczne ślady pobytu w nim człowieka, co wpadł do domu na dwadzieścia minut, wściekły, na wpół przytomny wskutek migreny i bezsenności — by się przebrać i przygotować na dalszych siedem godzin parlamentarnych zapasów.
Podczas tego zajęcia Eléonore musnęła go półuśmiechem ściągłym a kpiącym — przypadkowo musiał go dostrzec lub odczuć. Dość, że nareszcie zwraca głowę o mały kąt w jej kierunku. Nie widzi jej wyraźnie, bo zogniskowanie źrenic sprawia mu zbyt wiele trudu.

ROBESPIERRE

zwykłym głosem
1671

Léo.

ELÉONORE

zawraca swobodnie
1672

Słucham?

ROBESPIERRE

wyciąga do niej jedną rękę; drugą zostawia u skroni
1673

Przepraszam cię. Staję się niepoczytalny.

ELÉONORE

oddaje uścisk ręki z wesołym uśmiechem
1674

O, Maxime — ja na twoim miejscu byłabym istnym szatanem. — Ale słuchaj: czy ty się naumyślnie głodzisz?

stawia to pytanie rzeczowo, bez ironii

ROBESPIERRE

ściąga brwi w bolesnym wysiłku pamięci
1675

Ja — się głodzę?…

ELÉONORE

z półuśmiechem
1676

Od wczoraj w południe dopiero.

ROBESPIERRE

osłupiały opuszcza ręce
1677

Wszyscy święci!! podnosi się A zastanawiałem się, co mi jest!…

ELÉONORE

biegnie ku drzwiom
1678

Zaraz dostaniesz bulionu. za drzwiami woła coś na dół. Tymczasem Robespierre, stojąc oparty o dressing-table, bezradnie i powoli przeciera czoło wierzchem dłoni, potem przyciska do niego równie bezcelowo obie ręce — skrzywiony rozpaczliwie, bliski płaczu, jak człowiek zbyt długo męczony. Na wejście przyjaciółki opanowuje się bardzo niedostatecznie, co ona ignoruje z taktem nieco niemiłosiernym Nim wypijesz, przygotują ci coś więcej. — Czemu stoisz? Siądź.

ROBESPIERRE

bezwładnymi ruchami wciąga kamizelkę
1679

Dziękuję. Nie chcę nic więcej.

Musi odpocząć.

ELÉONORE

1680

Dobrze. — Powiem jej. stoi u brzegu środkowego stołu, podczas gdy Robespierre, rozwścieczony swym osłabieniem, zmywa sobie twarz wodą kolońską; po czym odwraca się i poprawia fryzurę przed lustrem. Eléonore zdecydowała się nareszcie: Maxime… czy sprawa Dantona przybiera zły obrót? on obraca się ku niej bardzo powoli, w nieruchomości zastraszającej. Eléonore patrzy w ziemię, by się nie dać onieśmielić. Prawie szeptem Powiedz mi, Maxime.

ROBESPIERRE

wpatrzony w nią bez wyrazu
1681

Skąd ci to na myśl przyszło? Przecie gazety…

ELÉONORE

wzrusza ciężko ramionami
1682

Gazety! Ufać gazetom! krótka pauza. On czeka jak posąg; ona podnosi nareszcie oczy Maxime, w żadnym niebezpieczeństwie — podczas najcięższych kryzysów — nigdy nie wyglądałeś tak jak teraz.

ROBESPIERRE

odwraca się znów do lustra ze złym, suchym śmiechem
1683

No, jeśli osądzasz sytuację polityczną według mojego wyglądu!

ELÉONORE

jakby do siebie
1684

To przecie najpewniejszy sposób.

ROBESPIERRE

obraca się nagle i szybko. Jest blady, twarz mu lekko drga. Stłumionym głosem
1685

Léo… nie jestem dziś cierpliwy. Nie drażń mnie, proszę.

ELÉONORE

podchodzi nagle do niego. Maskuje przejęcie jasnym, drwiącym uśmiechem
1686

A ty miej litość nade mną. Wiesz sam, co znaczy niepokój… chwyta go za barki Co tobie jest, człowieku?!

ROBESPIERRE

patrzy w ziemię
1687

Ten proces to ryzykowny pojedynek, ale jestem prawie pewien wygranej. Póki Konwencja nie traci głowy — póki mam władzę nad klubem — póty nie ma się o co niepokoić.

ELÉONORE

ręce jej opadają, patrzy w ścianę
1688

A toś mnie pocieszył… pukanie. Biegnie do drzwi, odbiera tacę, dodając To wystarczy. Nic więcej.

ROBESPIERRE

podchodzi do głównego stołu, lecz nie siada
1689

Dziękuję ci.

Mierzą się wzrokiem, oboje spokojni.

ELÉONORE

wybucha półszeptem
1690

W takim razie skąd ten wyraz… rozpaczy?

ROBESPIERRE

aż drgnął. Ściąga gwałtownie brwi; opanowuje się nagle
1691

Mam troski, dziecko drogie.

Bierze bol[110] w obie ręce, lecz nie podnosi, bo za gorący.

ELÉONORE

z gorzkim śmiechem dolnej tylko połowy twarzy
1692

Doprawdy?! — A czyś ty miał jedną godzinę wolną od trosk, odkąd cię znam?! coraz namiętniej i ciszej Rok temu byłeś przez cały długi tydzień o krok od gilotyny… a nie patrzyłeś na świat tak o… jeszcze ciszej jak… osaczony.

ROBESPIERRE

ze śmiechem prawie wesołym
1693

O Boże! — Gilotyna!

Podnosi bol i dmucha na powierzchnię płynu.

ELÉONORE

naraz łagodnie
1694

Maxime — bij mnie, jeśli chcesz. Ale nie ruszę się stąd, nim mi nie powiesz.

ROBESPIERRE

wzdycha z udaną cierpliwością; opiera się o stół na rozstawionych rękach
1695

Kobieto, mnie nic nie grozi. Nic. — Tylko… opuszcza głowę. W tym stanie osłabienia i depresji nie umie oprzeć się pokusie, by się podzielić z kimś drugim chińską torturą pewnej myśli. Monotonnie Sprawa Dantona to dylemat. Jeśli przegramy — cała Rewolucja na nic.

1696

A jeśli wygramy… prawdopodobnie też. chwila przerwy Pięć — lat — walk, cierpień, niezliczonych ofiar… na — nic… nachylony nad stołem z wyciągniętą szyją, patrzy przez chwilę w nieskończoność przed sobą. Oddycha powoli; spokojna twarz przybrała wyraz koncentracji, napięcia i sfascynowanego przerażenia — wyraz, jaki uderza na tym ostatnim portrecie z profilu. Wreszcie spokojnie zamyka oczy i prostuje się Nie wolno mi tego mówić. podnosi bol i pije. Odstawia go. Powieki i nozdrza mu drżą. Z wyrazem wprost nabożnym Powracam do życia.

ELÉONORE

przypatruje mu się uważnie
1697

Myśli tego rodzaju są typowym objawem wyczerpania, Maxime.

Odetchnąwszy głęboko, Robespierre pije dalej.

ROBESPIERRE

ociera usta. Głosem zmartwychwstałego
1698

Miejmy nadzieję, że masz rację… chociaż…

1699

W każdym razie póki mi ten czort w pracy nie przeszkadza, póty nieszczęście nie jest wielkie. patrzy na zegarek i gwiżdże Trzeba się pospieszyć. — Dziękuję ci serdecznie; czuję się znacznie lepiej.

Bierze przygotowany krawat, owija go zręcznie dokoła szyi.

ELÉONORE

kontroluje stan przygotowanych manszetów
1700

Do klubu?

ROBESPIERRE

spina krawat
1701

Tak jest. wciąga frak

ELÉONORE

zaciekawiona
1702

Słuchaj — czy to prawda, że właśnie teraz Legendre prezyduje?

ROBESPIERRE

przypina żabot przed lustrem
1703

Mhm… Skończywszy, przytwierdza manszety.

ELÉONORE

1704

Ale nie robią ci chyba trudności?

ROBESPIERRE

zajęty prawym manszetem
1705

Od trzech dni nikt mi nie robi trudności — póki na niego patrzę. pukanie. Nie podnosząc oczu Proszę.

ELÉONORE

1706

Więc do jutra, Maxime.

Żegnają się skinieniem. W drzwiach Eléonore mija się z Barèrem i Fouquierem.

BARÈRE i FOUQUIER

1707

Dzień dobry.

ROBESPIERRE

zapina ostatni guzik. Nie podnosi oczu
1708

Witajcie. Cóż tam? odrywa nareszcie oczy od rękawa i patrzy na gości. Podają sobie ręce O, pan, Fouquier? Jeśli się nie mylę, spotykamy się prywatnie po raz pierwszy. skinienie potwierdzające oskarżyciela Usiądźcie. siadają. On stoi przed nimi, badając swe pończochy i trzewiki. Odkrywa plamę tuż nad kolanem, bierze więc szczotkę i czyści, mówiąc Barère, dobrze że pana widzę. Proszę szepnąć Komitetowi Bezpieczeństwa, aby zwrócono szczególną uwagę na więzienia. Aresztowanie Dantona musiało podziałać na innych jak dzwon na trwogę. Z pewnością organizują się i spiskują. A nam już właśnie tylko brak powstania więźniów politycznych w stolicy.

BARÈRE

nieśmiało
1709

Sądzi pan?…

ROBESPIERRE

prostuje się
1710

Tak jest, sądzę, i to bardzo. Barère otwiera oczy szeroko, bardziej zaskoczony niż urażony tym tonem. Robespierre siada niecierpliwie, opierając na dłoni głowę utrzymaną prostopadle Z czym żeście przyszli?

FOUQUIER

1711

Robespierre: ten proces przybrał obrót groźny. Danton doprowadza galerie do obłędu. Zamiast odpowiadać na zarzuty — sypie frazesami i atakuje rząd. A to działa, Robespierre! Już jest tak pewien swej publiczności, że dziś śmiał pozwać swych oskarżycieli przed sąd opinii publicznej. Dzisiejsze posiedzenie miało przebieg tak… niepokojący, że jeśli to potrwa…

ROBESPIERRE

bez ruchu
1712

Jeśli to potrwa, przyjacielu — to pojutrze Francja, otoczona ze wszech stron wojskami, obudzi się bez rządu — ze stolicą zajętą przez wroga.

FOUQUIER

intensywnie
1713

A więc, Robespierre?!

ROBESPIERRE

oparł się o stół, zawisł nad płytą. Mówi łagodnie jakby o rzeczy oczywistej
1714

A więc, Fouquier: trzy dni minęły dziś; jutro Danton musi zginąć.

FOUQUIER

cofa się w krześle, ściąga gniewnie brwi
1715

Cóż to za odpowiedź?

ROBESPIERRE

jak wyżej
1716

Jutro musi zapaść wyrok śmierci, Fouquier. Wasza w tym rzecz, żeby go uzasadnić i wydać. O dalsze skutki troszczymy się my.

FOUQUIER

nie może się połapać
1717

Zrozum pan: wpływ Dantona na masę przeważa nasz. Nas krępuje prawo i sumienie; jego nic — a wszyscy są po jego stronie. Gdy tylko jutro znowu zacznie…

ROBESPIERRE

comfortably[111]
1718

Odbierzecie mu głos.

FOUQUIER

rzuca się naprzód
1719

Oskarżonemu?! — Lud by nas rozniósł — i słusznie!

ROBESPIERRE

1720

Lud by nabrał… nabierze dla was respektu. A czas doprawdy, prokuratorze! — Danton pozywa nas przed sąd opinii? Dobrze! Cóż nam jego rewelacje mogą zaszkodzić?

Odchodzi od lustra i bada swą toaletę ze wszystkich stron.

FOUQUIER

1721

Jeszcze jedno… ostrożnie, niepewnie Wczoraj przesłaliśmy Konwencji list, zawierający żądanie oskarżonych. Wysłaliśmy go na ręce Komitetu Ocalenia…

Spogląda na towarzysza.

BARÈRE

straszliwie zażenowany
1722

Czemu… kiedy więc… co się…

ROBESPIERRE

powoli wraca i siada na stole
1723

Co się z nim stało? Zdefraudowałem go. Mam go w kieszeni.

Uderza się w biodro.

BARÈRE

osłupiały, niewinnie
1724

Dla-czego??!

ROBESPIERRE

bardzo spokojnie, ale z nieco silniejszym naciskiem
1725

Bo nie życzę sobie, by Konwencja decydowała o tak ważnej kwestii bez mego nadzoru.

FOUQUIER

nieruchomy, szkarłatny, z żyłą na czole jak powróz
1726

Robespierre: to cynizm despoty.

ROBESPIERRE

wciąż łagodny
1727

Wziąłem na siebie odpowiedzialność za stawienie Dantona przed sąd. Kto nakłada odpowiedzialność, nadaje pełno-moc-nictwo.

1728

Konwencja odpowie na wasz list, gdy się dowie, co ja o tym sądzę. Przeczytam go — jeśli go przeczytam — gdy nadejdzie odpowiednia chwila.

BARÈRE

1729

Ależ teraz każda minuta!…

ROBESPIERRE

1730

Odpowiedź Konwencji, jeśli zostanie wydana, będzie odmowna.

FOUQUIER

1731

A to przekroczenie prawa tak sromotne, że musi oburzyć najchłodniejszych.

ROBESPIERRE

1732

Jeśli się cofniemy o jeden cal, przepadliśmy. nieco mniej ostro Rozumiem pana, Fouquier. Lecz prawo dobra powszechnego neutralizuje wszelkie paragrafy. Jeśli pan uważa zniszczenie Dantona w tych warunkach za bezprawie — musi pan to bezprawie popełnić.

FOUQUIER

wstaje z prawdziwą godnością
1733

Robespierre: jestem sędzią, nie katem na pańskich usługach.

ROBESPIERRE

siedzi dalej na stole, lecz tężeje
1734

Nie na moich — lecz na usługach społeczeństwa jest pan — właśnie katem. Fouquier cofa się lekko, oszołomiony Panu wydajemy wrogów Republiki, których trzeba usunąć — nie sądzić.

Fouquier siada zamyślony.

BARÈRE

drży ze zdenerwowania
1735

Na Boga, zastanów się pan! Od trzech dni Danton podnieca Paryż przeciw nam; jakże można rozwścieczoną masę jeszcze prowokować?!

FOUQUIER

wyrywa się z zamyślenia
1736

Właśnie. Powtarzam: nie widział pan, co się dzieje. Musimy zrobić jakieś ustępstwo, żeby się w ogóle utrzy…

ROBESPIERRE

zsunął się ze stołu jak wąż
1737

Ośmiel no się pan wyrazić zwątpienie jeszcze jednym słowem, a wyślę pana do więzienia prosto z sądu. Uprzedź pan kolegów: to dotyczy was wszystkich. Komitet Bezpieczeństwa pilnuje was. Vadier będzie miał na każdego mandat gotowy. ciszej Wystarczy gest lub spojrzenie.

Fouquier patrzy mu w oczy z zaciśniętymi szczękami.

BARÈRE

oburzony
1738

Ależ Robespierre, sąd nie może pełnić funkcji pod terrorem!

ROBESPIERRE

odrzuca głowę wstecz ze śmiechem błyszczących zębów
1739

Zobaczymy, czy nie może! Terror, moi panowie, to prawo powszechne! do Barère'a Zaczynacie teraz rozumieć mój długotrwały opór, co? patrzy na zegarek. Goście wstają Spóźnię się. O, bother[112]! chwyta kapelusz i rękawiczki Czy wyjaśniłem panu sytuację dostatecznie?

FOUQUIER

ironicznie
1740

O, najzupełniej. Zrozumiałem pana. poważniej Może pan liczyć na bezwzględną subordynację.

ROBESPIERRE

biegnąc ku drzwiom, podaje mu rękę
1741

That's the style[113].

Barère'a, który jest dalej, żegna skinieniem.

FOUQUIER

1742

Życzę panu, aby na razie niczyj sztylet nie dotarł do pańskiego serca… ale tylko ze względu na państwo.

Robespierre wybucha dźwięcznym, miłym śmiechem; znika.

BARÈRE

w drodze ku drzwiom, zamyślony, szeptem
1743

Ja natomiast — przestaję mu tego życzyć.

Fouquier przypatruje mu się ostro, bez zdziwienia.

AKT V

ODSŁONA 1

Conciergerie — więzienie o charakterze średniowiecznym. Cela połączona z sąsiednią przez kratę zastępującą drzwi. Cztery łóżka, dwa w głębi, po jednym przy każdej ścianie. Delacroix siedzi na łóżku; Desmoulins stoi na stole, przy którym Philippeaux czyta — i patrzy na zachód przez lukę.

GŁOS WESTERMANNA

z celi sąsiedniej
1744

Od trzech dni łamię sobie głowę… hej, śpicie tam już?

DELACROIX

poskoczył ku kracie
1745

Dzisiaj spać? Zazdroszczę tym, co mogą!

GŁOS WESTERMANNA

1746

…łamię sobie głowę, czy oni mogą mi udowodnić udź…

GŁOS HÉRAULTA

słychać, że zeskakuje z łóżka. Gwałtownie
1747

Nic nikomu nie mogą udowodnić! Absolutnie nic! Przecie muszą fałszować dowody!

DELACROIX

1748

Fouquier byłby dawno zamknął Dantonowi buzię, gdyby miał czym… chociaż…

Stoi zamyślony, drapiąc się w kark.

GŁOS HÉRAULTA

1749

Na Boga, nie rób pan tego!…

Camille zeskakuje i podchodzi.

DELACROIX

zdziwiony opuszcza rękę
1750

Czego?

GŁOS HÉRAULTA

1751

Nic… nic. Już dobrze. z nerwowym śmiechem Jestem tak roztrzęsiony, że gotówem dostać ataku!

CAMILLE

1752

Ja też. Zataczam się z przemęczenia — a nie mogę usiedzieć w miejscu.

GŁOS HÉRAULTA

1753

Trzy dni z rzędu, po bitych osiem godzin, w tym piekle ryku i wrzasku — któż by to wytrzymał!

GŁOS FABRE'A

1754

Bracia, zmęczenie to nic: nas torturuje nadzieja.

Gwałtowność protestu jest przesadna, kurczowa.

GŁOS WESTERMANNA

1755

Głupie gadanie!

CAMILLE

1756

Też pomysł!

Z powodu zmroku Philippeaux odkłada książkę i siada w poprzek swego łóżka — najbliżej drzwi — wsparty wstecz na łokciach.

DELACROIX

1757

Wiesz, Fabre, toś prawdę powiedział. Pókim sądził, że już po nas — spałem jak król. Odkąd jednak patrzę na sukces Dantona — oka zmrużyć nie mogę. Liczę i liczę szanse przez całą noc. Doprawdy zwariować można!

GŁOS HÉRAULTA

1758

Oj tak — ten Danton pokazał nareszcie, co umie. — Żeby z ławy oskarżonych, w ciągu jednej godziny, dosłownie zahipnotyzować publiczność i zrobić z niej sobie broń — na to, moi panowie, potrzeba… geniuszu.

CAMILLE

1759

Toteż Trybunał już kapituluje! Zgodził się przecie wezwać nam świadków; a wiadomo, co to…

GŁOS FABRE'A

1760

No — no; nie zgodził się, tylko poruczył decyzję Konwencji.

DELACROIX

1761

Dwa — dni — temu! A odpowiedzi dotąd nie ma!…

CAMILLE

1762

Niby co stąd?! Przecie Konwencja nie może odmówić; więc to na jedno wychodzi!

GŁOS WESTERMANNA

1763

Moi drodzy… czy Wy wiecie, że dziś minął trzeci dzień?…

wymowny brak odpowiedzi

DELACROIX

po czarnej pauzie
1764

I po co przypominasz?! — Ręczę ci, że od samego rana każdy z nas daremnie stara się o tym zapomnieć…

znów cisza

GŁOS HÉRAULTA

znacznie spóźniony
1765

Odwagi, przyjaciele! Opinia nas wspiera; Trybunał już ledwo się trzyma; nie mogą

GŁOS FABRE'A

1766

Wiecie, czego się obawiam? — Trybunał nie odważy się nas skazać ze względu na lud — a nie ośmieli się nas zwolnić ze względu na Komitet. Nim jedna szala przeważy — gotowiśmy wisieć w powietrzu przez kilka tygodni.

ciche okrzyki przestrachu i przerażonego protestu

PHILIPPEAUX

niespodziewanie — bez ruchu
1767

Nie ma obawy. — Trzy dni minęły: jutro zapadnie na nas wyrok śmierci. wszyscy obrócili się ku niemu — teraz oniemieli. Zmartwiała cisza Choćby Trybunał głosu dobyć nie mógł — wyrok wyda.

Reszta odzyskuje głos — lecz nieco drżący.

GŁOS WESTERMANNA

1768

A to co znowu? Niby czemu?!

CAMILLE

1769

Wstydź się pan! Nie dość nam jeszcze ciężko?!

GŁOS HÉRAULTA

1770

Może by nas pan łaskawie raz przestał przygnębiać!

PHILIPPEAUX

1771

Prowokacje Dantona dyskredytują rząd. — Robespierre nie byłby Robespierre'em, gdyby to ścierpiał.

GŁOS FABRE'A

po chwilce
1772

O, jakże ja panu tej pewności zazdroszczę!…

DELACROIX

zamyślony
1773

Pan ma rację, Philippeaux. Co za sens w tym upijaniu się złudzeniami? — Opinia, mówicie? — A cóż my, odcięci od świata w piwnicy Trybunału, wiemy o opinii poza tym gmachem?! — Co dzieje się na mieście? — Co zamierza Robespierre? — Jak…

GŁOS WESTERMANNA

1774

Robespierre! Wszędzie i wiecznie Robespierre! — A cóż, do kata…

Wpada Danton. Mimo woli garną się do niego.

CAMILLE

1775

Georges! Masz wiadomości?…

GŁOS HÉRAULTA

1776

Co się dzieje na mieście, Danton?

DANTON

1777

Wiadomości… i to jakie! — Nie macie tu gdzie świecy, do diaska? — Aha.

Znalazł i zapala.

GŁOS HÉRAULTA

widać go niewyraźnie u kraty
1778

Huu, co za nora! Jakże można spychać tu ludzi… jeszcze żywych!…

DANTON

1779

Pociesz się: jutro wracamy do domu.

DELACROIX

odwraca się
1780

Ech, wiesz, dałbyś już przecie raz spokój.

GŁOS HÉRAULTA

1781

Och, trzymaj nas, Danton! Toniemy bez ciebie!

DANTON

z śmiechem satysfakcji
1782

A co, dźwignął się Danton — hę?! ciszej Posłuchajcie więc: liga zagrożonych rośnie w oczach…

GŁOS WESTERMANNA

1783

A podejdźże bliżej, Danton!

Przesuwają się ku kracie. Philippeaux trwa bez ruchu aż do chwili, gdy wszyscy idą spać.

DANTON

intensywnym półgłosem
1784

Twoja żona, Camille, uprawia propagandę i zebrała już cztery tysiące dwieście livres[114]

CAMILLE

radośnie zaskoczony
1785

Lucile!… zdjęty nagłym lękiem Och, ale po coście mi ją…

DANTON

1786

Już ona sobie radę da, mój mały. — Boyd[115] i kilku innych bankierów ofiaruje komitetowi naczelnemu dwanaście tysięcy. Chłopcy z przedmieść otoczą jutro Trybunał tajnym kordonem. Pâris pozyskał trzy sekcje — to znaczy dziewięć armat, bracia. — Więźniowie polityczni już wszędzie zorganizowani…

GŁOS FABRE'A

1787

A baranki na czele organizacji. Znamy się.

DANTON

1788

A chociażby! — Baranki wiedzą zbyt dobrze, komu teraz trzeba służyć. — Ale to wszy…

PHILIPPEAUX

szeptem jak cios bicza
1789

Panowie!!…

Rozpraszają się błyskawicznie. Dozorca wnosi wodę i wychodzi.

GŁOS HÉRAULTA

wśród zalęknionego szmeru
1790

A może on stał pod drzwiami?!

PHILIPPEAUX

głośno
1791

Nie. Słyszałem kroki z daleka.

Uspokojeni zbierają się z powrotem.

GŁOS WESTERMANNA

1792

No więc? — Zacząłeś…

DANTON

1793

Otóż jutro w południe przybywa nam na pomoc generał Savigny z pięcioma tysiącami ludzi!

szeptane okrzyki zdumienia i radości

GŁOS HÉRAULTA

1794

Oj… takie same pogłoski, słowo w słowo, krążyły przed straceniem króla — a potem ani…

DANTON

gwałtownie
1795

To ty nie znasz różnicy między pogłoską a wia-do-mością?!

DELACROIX

nagle
1796

Danton: tak niestworzone bujdy przejrzy każde dziecko. — Po co ty nas zwodzisz, człowieku?…

DANTON

z trudem hamuje gniew
1797

Ośle: gdybyś miał ziarnko rozumu, byłbyś wiedział z góry, że tak się stać musi! — Ocalenie moj… naszych głów jest kwestią życia lub śmierci dla całego państwa! — A ty się dziwisz, że Francja nas broni?!

GŁOS FABRE'A

1798

Przesada psuje najlepsze atuty, Danton. — Ponadto zapominasz, że od trzech dni Francja przestała być panią swej woli. Wydając dekret oskarżenia, Konwencja de facto złożyła władzę absolutną w ręce Robespierre'a. — Czy sądzisz, że go to skłania do ustępliwości?…

DANTON

1799

Ależ o to mi właśnie chodzi! — He, he! Maxime oddał mi nie lada przysługę, od lat systematycznie koncentrując władzę: teraz pozostaje mi już tylko przejąć mu z rąk… gotową dyktaturę!

sensacja. Cisza

CAMILLE

horrified[116]
1800

Więc ty naprawdę!…

GŁOS FABRE'A

1801

Jakimże cudem?!

DANTON

rozpala się
1802

Jutro, bracia, będzie wielki finał! W południe wyniosą nas z sądu na ramionach; wieczorem zaś Robespierre, Saint-Just i Billaud, wyjęci spod prawa, ułożą się do snu w niegaszonym wapnie.

1803

A Francja uwieczni ten dzień jako drugie święto cywilne.

CAMILLE

1804

Nie, Georges. Robespierre'owi darujesz życie. Musisz dowieść, żeś większy od niego!

DANTON

w nagłym, zimnym skupieniu
1805

Jego… należałoby powiesić. Gilotyna dla niego za dobra.

1806

Nie. Masz rację, mały, owszem; daruję mu życie — oby jak najdłuższe — pod warunkiem tylko, że je spędzi… w Cayenne.

protest Camille'a

GŁOS FABRE'A

1807

Georges! Czyś ty przynajmniej pewien, że jutro będzie koniec?

DANTON

ściąga buty
1808

Tak pewien, jak tego, że wygram!

Kładą się spać.

GŁOS HÉRAULTA

1809

No… w każdym razie starajmy się spać. Na przyszłość tak czy owak nie wpłyniemy.

chwila ciszy

CAMILLE

po chwili zamyślenia, namiętnie
1810

Nie, Georges, jam się przecież w tobie nie pomylił. — Maxime cię nie zna…

DANTON

1811

Spodziewam się, że nie! Czy myślisz, żeby mnie atakował choćby od tyłu, gdyby mnie był znał? — Wszystko jedno, jestem mu wdzięczny. Łotrostwem swoim przebudził mnie z apatii.

CAMILLE

porwany marzeniem
1812

Ty jesteś wielki, Georges! — Jesteś potęgą; i jesteś geniuszem. Masz rację: w twoich rękach — dyktatura stanie się zbawieniem Francji.

DANTON

również rozmarzony
1813

Żelazną pięścią zmiażdżę rewolucję…

CAMILLE

1814

By republika mogła nareszcie zakwitnąć!

DANTON

cicho
1815

Na wszystkich pięciu kontynentach… moje nazwisko… przed imionami wielkich geniuszów w koronie! — Przepych… wskrzeszony boski przepych Ludwików… dokoła mojej małej, mądrej Louise… wybucha nagłym śmiechem; głośniej A ja myślałem, że świat mi obrzydł! Mnie się zdawało, żem syt walk, użycia i władzy! — Ja — Georges Danton — znudzony życiem! Wielki Boże!!

DELACROIX

sennie
1816

Jak ten hymn na dwa głosy bajecznie usypia…

DANTON

śmiechem maskuje urazę
1817

No — trzeba nabrać sił na jutro. Dobranoc!

Senne mruczone odpowiedzi. Danton wyciąga rękę po świecę.

CAMILLE

nerwowo
1818

Nie!!! Georges, proszę cię, nie gaś!…

DANTON

z wyciągniętą ręką
1819

A to czemu?

CAMILLE

1820

Tu tak ohydnie… zostaw ją, błagam cię! Danton wzrusza ramionami i kładzie się do ściany. — Po chwili, nieśmiało Georges…

DANTON

od ściany, głosem kompletnie zmienionym, szorstko
1821

Czego?

CAMILLE

1822

Georges, powiedz mi prawdę: czy ty faktycznie wierzysz, że… że wygramy?…

DANTON

już opanowany
1823

Głuptasie! Nie wierzę, tylko wiem! To nie wiara, to zdrowy rozsądek!

Cisza; miarowy oddech czterech ludzi, co się starają zasnąć. Po chwili Danton obraca się ostrożnie, jak najciszej, i podpiera na łokciu, wpatrzony w świecę. Potem zaczyna obserwować swą rękę; wykonuje nią i ramieniem szereg ruchów. Spostrzegłszy własne kolano, podciąga nogi gwałtownie i prostuje z powrotem. Nagle wyciąga się płasko, sztywnie na wznak — by się natychmiast panicznie poderwać i siąść na brzegu łóżka.. Rozgląda się bacznie po towarzyszach. Sądzi, że wszyscy śpią — nie zauważył bowiem, jak Delacroix cichutko uniósł głowę — przypatrzył mu się z właściwym sobie uśmiechem i odwrócił do ściany.

DANTON

bardzo powoli, szeptem
1824

Powinien byś dostać po pysku, bracie Danton — póki ten pysk siedzi mocno. mimo woli głaszcze się po gardle, przejęty rodzajem zbożnej miłości do tej powierzchni gładkiej, zwartej, nieprzerwanej… spostrzega się i odrywa palce. Podpiera się na pięści, łokieć stawiając na kolanie Idioci. Zaczerwieniła się! — No chyba! Skóra musi się zaczerwienić od uderzenia… po cóż by je miała dopiero czuć, idioci! cichnie i mięknie na chwilę Skóra… kobiety… pauza. Nagle zaczyna łechtać się po karku. Przestaje; splata dłonie o kolano. Wrażenie miłego chłodu. Tak powiedział. Lekarz, psiakrew. obmacuje sobie głowę, ujmuje ją za szczęki, mruży oczy ekstatycznie Miłego… chłodu!!… wybucha śmiechem i łkaniem, załamuje ręce, wciska czoło w zgięcie łokci, przechylając się ciężko na poduszkę. Głosem ochrypłym od śmiechu i furii cierpienia A niechże go jasna cholera!!!

PHILIPPEAUX

na wznak, z rękami pod głową — nagle półgłosem
1825

Danton.

DANTON

skostniał. Po sekundach bez tchu, nienawistnie
1826

Czego sobie pan życzy?

PHILIPPEAUX

1827

Podejdź pan. Nie chcę krzyczeć.

DANTON

dusza mu się rwie do towarzystwa — podchodzi
1828

Panie, mówiąc do mnie powala sobie pan usta.

ale już siada na brzegu łóżka Philippeaux

PHILIPPEAUX

1829

Jesteśmy w poczekalni grobu, kolego. Tutaj…

DANTON

1830

Co panu jest, do stu katów?! Pewno, że przedtem trochę przesadzałem; ale my faktycznie mamy poważne szanse…

PHILIPPEAUX

1831

Może być. — W każdym razie tutaj życie osobiste ustaje. Wszelkie uczucia stygną. Mnie już przenika wielka obojętność spoza czasu. — Zawrzyjmy zgodę, Danton.

DANTON

1832

Co, pan mnie, plugawemu łotrowi, rękę chce podać?!

PHILIPPEAUX

1833

To pojęcia doczesne. — Należy pan bez kwestii do przyczyn epokowej katastrofy, która się wkrótce zwali na kraj. Ale stąd… widzę w niej już tylko jedną z faz ujemnych, biologicznie koniecznych w życiu społeczeństw. Za to w panu… i w sobie… uśmiech jego podcina kolana pysze dantonowej Nie bądźmy śmieszni, kolego.

Wyciąga rękę.

DANTON

podaje swoją
1834

Więc dobrze… z zastrzeżeniem oczywiście, że ewentualny nasz… powrót na świat żywych unieważnia ten traktat pokoju.

PHILIPPEAUX

1835

Tym lepiej, skoro pan o tym wie.

DANTON

podnosi się, lecz wolałby zostać
1836

To wszystko?

PHILIPPEAUX

1837

Nie. — Danton, czy pan wie, że gdyby pan nie prowokował sądu — najzupełniej bezcelowo zresztą — umożliwiłby pan ratunek dziewięciu ludziom? — Przeszło połowie towarzyszy?

DANTON

1838

To mi się podoba! — Dziewięciu przeciętnych bałwanów! Jedna godzina mojego życia warta więcej niż suma ich dziewięciu pustych egzystencji! — I dla nich ja miałbym…

CAMILLE

krzyczy przez sen
1839

Poczekaj!… To nie ten klucz — poczekaj! Nie odchodź!! Ooo, poczekaj!!!

Świeca dogorywa i gaśnie.

DANTON

nachyla się ku Philippeaux. Tonem nagle wstrząsająco prawdziwym — cicho, namiętnie
1840

Dziewięciu ludzi… Panie: ja bym wywrócił Francję dnem do góry — ja bym poświęcił synów — nawet żonę — byle zatruć Robespierre'owi życie. Niech zginę: dobrze. — Ale on — on morderca — on musi mi za to zapłacić.

1841

Bezcelowo — co?! — Panie, mój głos w Trybunale wyznacza przyszłość tej rudej małpy iryjskiej. W oczach motłochu, któremu myśli dyktuję, już widzę, jak wschodzi moja zemsta. wybucha cichym śmiechem A dorwał się, bestia, władzy nareszcie, oj, dorwał! — Ja się natomiast postaram, by mu pod nią słodko było i wesoło!

CAMILLE

zawodzi
1842

Dobrze… na wszystko… na wszyst-ko, tylko mi przebacz!!

DANTON

zaciekle
1843

Ja… ja, Danton… ja bym się miał dać zamordować bezkarnie, jak pierwszy lepszy głupi rekrut ze wsi… ja miałbym pozwolić, by w spokoju korzystano z plonu tej zbrodni… wszystko tylko dla jakichś dziewięciu matołków?! — Gdybym tak postąpił, byłbym doprawdy wart tyle co oni.

PHILIPPEAUX

1844

W czymże by panu jednak przeszkadzał ratunek tego chłopca — którego pan bez wszelkiego powodu do samobójstwa zmusił?…

DANTON

obejrzał się pogardliwie na Camille'a
1845

Miałem sprawić Robespierre'owi przyjemność, co? — Zresztą dla samego Desmoulinsa lepiej będzie, że zginie — niż żeby się miał znów prostytuować.

PHILIPPEAUX

zrazu wprost nie rozumie; nagle wybucha smutnym śmiechem
1846

Och, Danton, Danton!!

DANTON

mocno urażony, wraca do siebie
1847

Dobranoc.

ODSŁONA 2

Comité de Salut Public, 16 germinala [117] rano. — Barère, Carnot, Collot, Robespierre, Saint-Just.

CARNOT

1848

Robespierre, to bezprawie.

COLLOT

1849

Sąd zwrócił się do Konwencji, nie do ciebie!

CARNOT

1850

Uzurpacja władzy zaczyna się stale w ten sposób!

COLLOT

1851

Żądamy, żebyś nam wydał ten list. Najwyższy czas go przesłać.

Poparty przez Carnota wyciąga rękę.

BARÈRE

1852

Robespierre, nie ma chwili do stracenia! Rozniosą Trybunał!

CARNOT

1853

Na jakiej podstawie mielibyśmy odmawiać im świadków?!

COLLOT

1854

Prędzej!

ROBESPIERRE

wstał, bardzo blady. Stłumionym głosem
1855

Nie wydam tego listu, choćbyście użyli przemocy. Szczególnie dziś, gdy rząd zaczyna tracić głowę.

COLLOT

traci resztę cierpliwości
1856

Człowieku!…

Przerywa mu Billaud.

BILLAUD

wchodzi szybko, rzuca płaszcz i siada
1857

Robespierre, czy to prawda…

ROBESPIERRE

1858

Żem przejął wasz list? Owszem.

BILLAUD

1859

To całe szczęście. Trzeba go zniszczyć.

Tamci zrywają się oburzeni.

CARNOT

1860

Cóż to znowu znaczy?!

COLLOT

1861

Dlaczego?! Co się stało?

BARÈRE

1862

No wiesz!!

BILLAUD

1863

Byłem w Konwencji. — Robespierre, nie pokazuj się: galerie cię zlinczują. Akcje Dantona wznoszą się w całym mieście z każdą minutą. Jest gorzej, niż przypuszczałem. Bądźmy przygotowani, że nas każdej chwili aresztują.

BARÈRE

przerażony
1864

Nas?! Za co?…

SAINT-JUST

podnosi się; do przyjaciela
1865

Czy mam iść zaraz?

ROBESPIERRE

1866

Poczekaj. — Więc Konwencja już po stronie Dantona? To nienaturalne! Pod tym kryje się czyjaś rozległa akcja.

BILLAUD

1867

Tego nie wiem; w każdym razie galerie są jak opętane — a w Konwencji to dziś decyduje. Fouquier pisze, że nie wie, czy się w ogóle utrzyma. Publiczność żąda natychmiastowego zwolnienia. O wyroku śmierci mowy nie ma; w najlepszym razie proces i to niebezpieczne zawieszenie przeciągną się nie wiadomo dokąd.

Wzburzenie ogólne. Robespierre odsuwa krzesło, zaczyna niespokojnie chodzić.

BARÈRE

1868

Słuchaj! Billaud! Czy oni nas faktycznie…

COLLOT

1869

Ależ nie mogą nas przecie aresztować!

CARNOT

1870

I znów mamy anarchię na karku!

BILLAUD

1871

Robespierre, mów prędko: co robić?

ROBESPIERRE

zatrzymuje się, patrzy w ziemię
1872

Trzeba by uzyskać dekret, na mocy którego prezydent mógłby wykluczyć Dantona od rozpraw.

Wzburzenie rośnie.

CARNOT

1873

Wykluczyć! Sąd okryłby się hańbą!

BARÈRE

1874

To dopiero znalazł radę! A on wszystkiemu winien!

COLLOT

z gestem
1875

Proszę — idź i wyrób ten dekret. Proszę bardzo.

BILLAUD

zirytowany
1876

Trzeba! O, mój drogi, wydać rozkaz to nie sztuka; ale powiedz no teraz, jak go wykonać?

ROBESPIERRE

podnosi głowę, bezradnie
1877

Nie wiem, panowie. piekielny hałas Na razie sam wyjścia nie widzę. Musimy zapewnić sobie poparcie jakobinów, może nawet sekcji — i czekać. Wiem tylko, że nie możemy się cofnąć.

COLLOT

ciska pióro, którym się bawił
1878

Nie! Tego już za wiele!

BARÈRE

frenetycznie
1879

Robespierre, zrozum nareszcie, że nam grozi gilotyna!!

COLLOT

groźnie
1880

A wyzywać jej nie mam zamiaru!

Pozbawione wyrazu, uporczywe spojrzenie Robespierre'a onieśmiela go trochę; szybkie następstwo, prawie kanon:

CARNOT

1881

Jesteśmy pobici, Robespierre. Musimy się poddać.

BARÈRE

1882

Czemuż by sąd nie miał zwolnić Dantona, jak tylu innych?

CARNOT

1883

Sam mówiłeś: co znaczą upokorzenia, gdy chodzi o rząd?

BARÈRE

1884

Wycofamy się w nienagannie honorowy sposób!

COLLOT

1885

Jeśli ulegniemy, Konwencja nie naruszy Komi…

ROBESPIERRE

podszedł i trzasnął pięścią w stół
1886

Dość tego!! cisza niechętna. Drży. Stłumionym głosem Tchórze! Rewolucja wybrała was za wodzów!! Wycofać się? Z honorem, w sprawie Dantona! — A cóż wart zhańbiony rząd, choć mu zostawią życie? Co wart dla Francji lokajski Komitet?!

1887

Gilotyna! Wielkie nieszczęście! — Ależ i owszem, moi drodzy, naturalnie, że pójdziemy pod topór w razie przegranej! Naturalnie, że poniesiemy konsekwencje! Jakby kogo obchodziło, co się z nami stanie, jeśli szajka Dantona dorwie się do władzy!

1888

Saint-Just, pisz do jakobinów i sekcji. Ja idę uzyskać dekret. Za pół godziny dowiecie się, kogo tym razem gilotyna czeka.

COLLOT

uderza dłonią w stół
1889

Nie. Na to się nie godzę.

BARÈRE

1890

Rozporządzaj swoim życiem, nie naszym!

CARNOT

1891

Teraz nie wiem już, co sądzić…

BILLAUD

wstał. Chwyta kolegą za ramię
1892

Człowieku, miej rozum! Ciebie właśnie przeklinają w głos! Słowa ci pisnąć nie dadzą. Pogorszysz sytuację.

ROBESPIERRE

1893

Ech, tak źle znowu nie może być.

CARNOT

1894

Albo też chodźmy wszyscy.

1895

Wstają; ostatni Barère.

COLLOT

1896

To nie ma sensu — ale jeśli już…

Vadier wpada, roztrzęsiony, starczy.

VADIER

1897

Czekajcie! Słuchajcie naprzód!

Zatrzymują się; wszyscy stoją.

COLLOT

1898

Jeszcze coś?!

BARÈRE

1899

Trybunał już się zawalił?

Wracają na miejsca z wyjątkiem Robespierre'a i Saint-Justa.

VADIER

złamany. Starczym głosem
1900

Jesteśmy otoczeni spiskiem, który obejmuje cały Paryż.

znieruchomiałe zawieszenie

ROBESPIERRE

półgłosem
1901

Przeczuwałem coś w tym guście…

SAINT-JUST

1902

Kaczka alarmistów! Strzeżcie się!

VADIER

oburzony
1903

Kaczka! Od trzech dni agenci z wszystkich więzień…

ROBESPIERRE

złowróżbnie
1904

Aha, więzienia!…

Okrąża spiesznie stół i siada.

VADIER

biada
1905

Ale nie połapaliśmy się, bo któż by śmiał przypu…

BILLAUD

ostro
1906

Do rzeczy!

VADIER

siada ciężko
1907

Komisarz policji Wichterich przyprowadził nam dziś rano więźnia z Luxembourgu, Laflotte'a — był przedstawicielem Republiki w Wenecji. Laflotte uzupełnił raporty agentów.

1908

Panowie, żywioł kontrrewolucji jest daleko potężniejszy, niżeśmy sądzili. Aresztowanie Dantona popchnęło ich do tego zamachu. Wszystkie więzienia są zorganizowane, a żona Desmoulinsa i krewni dantonistów rozszerzyli ligę na miasto. Trzech bankierów i wielu prywatnych daje fundusze. Przekupują i podburzają lud na ogromną skalę. Spisek obejmuje podobno setki, może tysiące ludzi…

BILLAUD

niskim głosem
1909

No, no, no!

VADIER

1910

Powtarzam, com słyszał — na galeriach Konwencji, w sądzie, u jakobinów — wszędzie wśród publiczności pełno płatnych podżegaczy. Trybunał jest otoczony podobno całym kordonem. Publiczność ma wymusić zwolnienie oskarżonych; jeśli się to nie uda, porwą ich. — Wśród zamieszania inni mają otworzyć więzienia, uzbroić politycznych i puścić ich na Tuileries.

BILLAUD

po chwili, wśród ciszy
1911

Vincent redivivus[118].

SAINT-JUST

1912

Podniesiony do kwadratu.

Znów osowiała cisza. Robespierre z wolna opiera łokcie o stół, a czoło o złączone ręce.

COLLOT

1913

No, Robespierre. Tym razem już się nie podniesiesz.

CARNOT

1914

A będziesz miał katastrofę państwa na sumieniu!

BARÈRE

1915

I nasze życie.

znów cisza

BILLAUD

1916

Więc co teraz, Robespierre? Co teraz??

ROBESPIERRE

z wolna odsłania twarz nieco błędną
1917

Co… o co wam chodzi?…

Collot, Vadier i Barère wybuchają śmiechem nienawistnie szyderczym.

BARÈRE

1918

O co nam chodzi!

COLLOT

chwyta go boleśnie za przegub
1919

Tyś przeforsował ten wariacki proces, ty! Tyś na nas nieszczęście sprowadził! Ratujże nas teraz, ty z twoją przeklętą ambicją!

VADIER

sarkazm fosforyzuje poprzez próchno
1920

No? — Cóż teraz, dyktatorze, co?…

ROBESPIERRE

w nagłej pasji przypomina zjeżonego kota. Palce mu się zakrzywiają
1921

Co teraz? — Jesteście uratowani, durnie, cieszcie się! Gilotyna was ominęła! — Wygraliśmy sprawę Dantona, wielki, święty Boże!!

zrywa się

SAINT-JUST

podczas gdy Robespierre, stojąc u okna, wyjmuje chustkę i szarpie zębami, walcząc z łkaniem — żeby odwieść od niego uwagę
1922

Oczywiście, koledzy, teraz Konwencja jest zagrożona, więc musi nas słuchać. Wszelki opór ustanie, gdy tylko się dowiedzą, ręczę wam. A wspólny front Konwencji z jakobinami pod wodzą Komitetów zgniecie z łatwością ten bunt.

przełomowa ulga

BARÈRE

zrywa sią z radości
1923

Ależ, naturalnie! O, błogosławiony spisek!

VADIER

prostuje się
1924

Nareszcie oddycham.

CARNOT

1925

Tak. Rząd uratowany. — Oh!…

COLLOT

wstaje
1926

Prędko, chodźmy im powiedzieć!

ruch ku drzwiom

BILLAUD

powstrzymuje ich rozpęd
1927

Hm… Saint-Just, jeśli ci ludzie mają krztę rozumu, to zapewnili sobie przede wszystkim współudział większości w Konwencji.

Zatrzymują się i spoglądają po sobie, niespokojni.

ROBESPIERRE

odwraca się
1928

Człowieku, to nie spisek, to dziecinny odruch popłochu! Słyszałeś: żona Camille'a! Starcy i kobiety!

Inni zbliżają się z powrotem.

BILLAUD

1929

Więc tym bardziej, Robespierre, o co ci chodzi?

BARÈRE

1930

Sam mówisz, że nas ten spisek ratuje, a tu…

VADIER

chytrze
1931

Aż tak bardzo ci Camille'a żal?

ROBESPIERRE

z politowaniem ku niemu
1932

Camille'a! — Koledzy, czyż wy nie widzicie, co ten spisek znaczy? Cóż stąd, że nas na razie ratuje?

BILLAUD

opuszcza oczy. Trochę ponuro
1933

Tak… rozumiem.

BARÈRE

obejrzał się na niego
1934

No, to ci zazdroszczę.

ROBESPIERRE

1935

Jeszcześ pan nie pojął, Barère? Weszliśmy na drogę terroru. Nasz pierwszy krok! Sam wstęp dopiero, a co za skutki!…

1936

Setki ludzi, mówicie… set-ki — ludzi…

wybucha stłumionym krzykiem
1937

Nie! — Tego nie wiedziałem… tego nie przewidziałem… Boże mój!!! — Nie… Nie!!…

VADIER

1938

No a któż to nas pchnął na tę drogę, co? — Czyja w tym wina?…

ROBESPIERRE

1939

Death and damnation!!![119] Pięć lat krwawej pracy całego narodu czarci biorą, a ten szuka winy! Nikt nie jest winien, you blubbering idiot[120], musieliśmy zgładzić Dantona, a teraz musimy iść dalej, choć nas odtąd każdy krok będzie od-da-lać od celu!

SAINT-JUST

niespokojnie
1940

Maxime… licz no się ze słowami!…

ROBESPIERRE

1941

Wiedzcie i wy, co was czeka! — Teraz trzeba będzie zmasakrować kilkudziesięciu głupców, co nawiązali ten spisek z komedii. Tą rzezią wprawimy tysiące w szał. Zamachy się posypią. Trzeba będzie zabijać, zabijać, zabijać przez cały boży dzień. Staniemy się katami. Naród nas przeklnie. Rewolucja stanie się torturą… dla ludu!!

1942

Świat cofnie się przez nas. Wszystkie plagi przeszłości powrócą. My je przywrócimy, właśnie my! Trzeba będzie skupiać i skupiać władzę, aż…

BILLAUD

słuchał w najwyższym napięciu. Przy ostatnich słowach zerwał się bez szmeru
1943

…aż dokąd?…

COLLOT

podstępnie
1944

Aż do dyktatury.

Robespierre milczy, wykręcając ręce.

BILLAUD

wśród martwej ciszy — jak wystrzał, poprzez stół do Robespierre'a
1945

Kłamiesz!!! Saint-Just wstaje, mierzy go groźnie Chcesz zabić w nas wiarę, przeklęty Judaszu…

SAINT-JUST

szpicrutą
1946

Milcz!

BILLAUD

1947

…byśmy ci nie przeszkadzali sięgać po koronę! Czym Danton wobec ciebie, podły trucicielu?!

CARNOT

spokojnie
1948

Jeśliś uległ rozpaczy, to strzel sobie w łeb, z łaski swojej, boś niebezpieczniejszy od wściekłego psa.

SAINT-JUST

trzęsie się
1949

Histrioni! Zrozumcie naprzód, co się do was mówi! Każde bydlę lubi się oburzać. Każda pusta pałka eksploduje, jak tylko przestanie pojmo…

ROBESPIERRE

ściąga boleśnie brwi
1950

Ccci-cho, Antoine! — Macie słuszność. To zbrodnia tak mówić. Zbrodnia tak myśleć…

nagle
1951

Słuchajcie. Wyznaczcie komisję. Może jednak — może przecież ja jestem winien, a w takim razie dałoby się zawrócić! Sądźcie mnie! Przeszukajcie moją działalność — moje mowy — znajdźcie ten punkt, gdzie się zaczął mój błąd! — Billaud, Saint-Just, Carnot — jesteście równie zdolni jak ja. Sądźcie mnie! Naprawcie szkodę, jaką wyrządziłem! Da się na pewno, musicie tylko…

BILLAUD

podnosi rękę, żeby mu przerwać
1952

Zbyt ci na gilotynę spieszno, mój drogi. Opamiętaj się. Jeśliś popełnił błąd kardynalny — w każdym razie teraz za późno. A jeszcześmy bitwy nie wygrali…

VADIER

podnosi się jak przebudzony
1953

Za to straciliśmy mnóstwo czasu. — Robespierre, idź pan do Konwencji powiedzieć o spisku.

ROBESPIERRE

pada na krzesło
1954

Nie mogę. Jestem nagle śmiertelnie zmęczony. Brak mi głosu.

SAINT-JUST

1955

To nic, zostań. Ja im doniosę — i zażądam odrazu tego dekretu.

VADIER

1956

Jakiego?

BILLAUD

1957

Że Trybunałowi wolno wykluczyć oskarżonego od rozpraw. wstał Chodźmy razem.

VADIER

podnosi się za nimi
1958

Mmm… ale genialny pomysł. — Idę z wami. Sam go zaniosę do sądu.

ROBESPIERRE

podnosi głowę, dotąd opartą na ręce
1959

A o tym, że dantoniści żądają świadków, nie warto w ogóle wspominać…

Reszta zamienia znaczące spojrzenia.

ODSŁONA 3

Część I

Trybunał Rewolucyjny. Na estradzie w głębi sąd, przed nim na przeciwległych sobie ławach oba rzędy oskarżonych. Rząd pierwszy: Danton, Desmoulins, Philippeaux, Delacroix, Fabre, Hérault, Westermann. Fabre w fotelu jako główny oskarżony, podkreślono bowiem fingowaną przez niego „conspiration de l'étranger[121], stojącą w zawiłym związku z szantażem Kompanii Indyjskiej, a łączącą wszystkich szesnastu inkryminowanych. W rzędzie drugim dziewięciu ludzi, między nimi Chabot. Jury na ławie wzdłuż ścian. U dołu na przestrzeni kilku metrów szerokości pod ścianami odcięte od reszty sali galerie, zapchane publicznością. Przestrzeń wolna między barierami zawiera kilkanaście krzeseł, lecz i tu publiczność przeważnie stoi.
Tłum składa się z publiczności prywatnej i agentów ligi. Ci są uzbrojeni — z czym się starannie kryją — rozproszeni wśród obecnych porozumiewają się znakami między sobą, potem nawet z Dantonem. Publiczność bardzo różnorodna. Kobiety dwu możliwych do odróżnienia klas, majątkowych oczywiście, w pełnej temperamentu mniejszości. Proletariat przeważa, dziś w usposobieniu złowrogim, zrazu wyczekującym. Ci ulegają hipnozie Dantona z entuzjazmem, gra bowiem na ludzkiej namiętności oburzania się, z wyjątkiem stronników Robespierre'a — w tym stronnictwie więcej kobiet niż w tamtym — których podczas kryzysu reszta wyszydza, maltretuje, więc onieśmiela zupełnie. Młodzież ulega roznamiętnieniu hałaśliwie i zgoła bezmyślnie: ona to przedrzeźnia prokuratora i pierwsza bombarduje sąd. Trochę mieszczan, którzy popierają oskarżonych z pewną godnością; parę dandysów obu płci — oni bawią się i za tym razem, szczują dla zabawy, podniecają się rozkosznie. Pewien procent poważnych — inteligentnych — ludzi z rozmaitych klas; opierają się sugestii najskuteczniej i ostrzegają resztę.
Nastrój zasadniczy: napięcie oczekiwania. Wszyscy wiedzą, że to czwarty dzień, czują zbliżanie się kryzysu. — Z początku przeważają aktywnie dandysi i młodzież: orientacja złośliwie wesoła na tle naprężonej ciszy.

DOBSEN

do Philippeaux
1960

Czy należeliście do osobistych przyjaciół Dantona?

PHILIPPEAUX

1961

Nie. W ciągu ostatnich tygodni przyłączyłem się na parę dni…

FOUQUIER

straszliwie zachrypnięty. Galerie: ledwo dosłyszalne — aż wątpliwe — echo przedrzeźnienia
1962

A to był właśnie decydujący okres!

PHILIPPEAUX

1963

Nie przeczę. — Wnet wszakże stwierdziłem znaczną różnicę w naszych poglądach i celach, więc zerwałem ten przelotny związek.

FOUQUIER

1964

Tymczasem fakty wskazują na to, że wasze ataki w sprawie Wandei były jedną z ról w ich spisku — wyznaczoną i opłacaną przez zagranicę.

PHlLIPPEAUX

1965

O, moi panowie. Życiem moim rozporządzacie, ale od mojego honoru wara wam!

Siada. Nieokreślony szmer uznania.

DANTON

1966

Grubo się mylisz, Phi…

Zachowując ciszę, masa drgnęła — spręża się.

FOUQUIER

1967

Nie macie głosu, Danton!

pierwsze, bardzo stłumione, lecz pewne, wydrzeźnianie i chichot. Cichy syk o spokój

DANTON

1968

Nie mam głosu! — A odbierzże mi go, dalej! — Miej odwagę wyznać publicznie, żeś dostał zaliczkę na nasze głowy!

Tłum się z wolna ożywia; szmer: „Nabiera rozpędu — cicho, słuchajcie!” — głosy podnoszą się zaledwie do szeptu. Za każdą saillie[122] coraz powszechniejszy, lecz wciąż silnie stłumiony, chichot i oznaki aprobacji.

DANTON

1969

Nie daj no się oszukać, Fouquier: głowa Człowieka Dziesiątego Sierpnia warta w każdym razie ponad trzydzieści franków!

DANDYSI

półgłosem — nastrój ogólny jak wyżej
1970

O, to, to — doskonale! — dalej, dalej!…

FOUQUIER

1971

Nazywacie się Człowiekiem Dziesiątego Sierpnia… przedrzeźnianie śmielsze i liczniejsze. Zirytowane syki o ciszę …ale gdy sąd was pytał, czemuście siedzieli na wsi przez cały okres przygotowań, a w domu przez całą prawie noc przewrotu — toście na swą obronę literalnie nic…

SZMER

troszkę głośniejszy — zachwycony, podniecony
1972

Oj, teraz coś będzie… Zaczyna się! Uwaga! — Ty… patrz no… patrz na niego!…

DANTON

1973

Ty, marny pisarczyku z Châtelet[123], mnie śmiesz wyzywać?! — Czy myślisz, żem tak jak ty pozbawiony ziarnka godności, bym sobie usta miał kazić odpowiadaniem na twoje smrodliwe oszczerstwa?!

Aprobacja objawiająca się pomrukiem; ubawienie dandysów i młodzieży, ale ponura cisza proletariatu. Dwa szeptane okrzyki; „Brawo Danton! — Dalej, pokaż no im”.

FOUQUIER

1974

Zamiast faktów — frazesy. Za każdym punktem to samo.

DANTON

1975

Aha, frazesy… co? — Słuchaj, Fouquier, dziękuj no ty na klęczkach Panu Bogu, żem nie raczył dotąd zmiażdżyć twych idiotycznych potwarzy… jednym z faktów, jakie znam! — Któż to wymyślił, żem siedział w domu? Robespierre! — Ten sam Robespierre, gwałtowny dzwonek Hermana aż do końca co całą dobę dziesiątego sierpnia przedygotał nie tylko w domu, lecz schowany w piwnicy, zagrzebany w węglach!

ŚMIECH I PROTEST

wciąż półgłosem
1976

A to się odciął! — Niezrównane! — Nieprawda! — Co za podły wymysł!

HÉRAULT

1977

Nic dziwnego, że zazdrości Dantonowi sławy — on, co Maratowi zazdrościł pogrzebu!

Śmiech i protest wybuchają ostrzejszą nutą.

FOUQUIER

uderza teką w stół, gdyż Danton znów usta otwiera
1978

Danton! Straciliśmy trzy dni przez pańskie puste krzyki, pomruk aprobacji drugiego rzędu jeśli nie chcesz odpowiadać — milczże pan nareszcie!

Agenci zamieniają spojrzenia; duszna cisza oczekiwania powraca.

DWA GŁOSY

1979

Hola! On ma prawo gadać! — Nie przerywać oskarżonym!

Niecierpliwy syk o ciszę onieśmiela protestujących.

FOUQUIER

1980

Kto z panów ma co dodać do swojej obrony?

Wśród oskarżonych nagłe poruszenie — przestrach — zamieszanie. Szmer, zrazu szept, wzrasta do stłumionego krzyku.

OSKARŻENI

1981

Co dodać?!… — Ależ ja ani nie zacząłem! — Mnie się w ogóle nie dali odezwać! — A to co ma znaczyć?… Już?! — przecie wrzask Dantona zajął cały czas! — Trzy pytania, i… Cóż to za sposób?!…

HERMAN

1982

Panu przerwano obronę, Philippeaux.

PHILIPPEAUX

ku oburzeniu reszty
1983

Powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia.

FOUQUIER

1984

Więc nikt?

gwałtowny — już nie tłumiony — rozpaczliwy, chaotyczny protest

DANTON

półgłosem do swoich
1985

Cicho… a niechże dopełnią miary!…

Uspokaja po części swój rząd; cichutko brzęcząca cisza.

HERMAN

wstaje
1986

Przesłuchanie oskarżonych jest ukończone; termin przepisany upłynął wczoraj. Zapytuję was zatem, obywatele przysięgli: czy jesteście dostatecznie poinformowani?

Jury spogląda z niepokojem na galerie; narada; wyraźne wątpliwości. U publiczności zmiana orientacji: odtąd przewaga aktywna proletariatu i agentów. Poważna zacięta agresywność, na razie w postaci sprężonej gotowości. Wśród dandysów etc. onieśmielenie i jakby niemiłe przeczucie.

SZMER

pierwszy — nerwowy, szeptem
1987

Aha, już… No, wnet się okaże… O, teraz uwaga!… drugi — zdziwiony Co, już?!… Jakże to być może? — Jak to, przecie ledwo zaczęli!…

OSKARŻENI RZĄD 1

szeptem
1988

No, chwila się zbliża… Trzęsiesz się, nie udawaj! To z napięcia. — Uda się. Jestem zupełnie spokojny. — N-nno…

RENAUDIN, naczelnik jury

mimo wyrazu wątpliwości u niektórych
1989

Tak.

podczas narady, i teraz, pierwsze nieuchwytne porozumienie między agentami a Dantonem

DANTON

jakby słowo Renaudina było hasłem — wyskakuje
1990

Rozprawy będą skończone, gdy ja skończę!

pomruk drugiego rzędu. — Nowy wstrząs tłumu, namiętny a poważny

HERMAN

obojętnym gestem przyznaje mu głos, równocześnie dając znak jury, które chętnie siada z powrotem
1991

Pytaliśmy właśnie; czemuż się pan zaraz nie upomniał?

DANTON

1992

Francjo! Dożyłaś dnia, gdy najpotężniejsze filary Wolności zmieszano z tą szwabsko-żydowską hołotą i rzucono na ławę hańby!

szept przejęcia, nawet podziwu. Rzadkie uśmiechy, potrząsania głową

CHABOT

wśród niechętnego pomruku swego rzędu, półgłosem
1993

Żeby ten już raz skończył! Wychwalał się przez trzy dni, a jeszcze mu mało!

DANTON

1994

Ludu! Całe me życie leży przed tobą otworem. Byłem ci towarzyszem i wodzem przez lat pięć. podniecenie wzrasta. Szmer przejęcia Nazwisko moje widnieje jak pieczęć na każdej świętej karcie twoich dziejów. We mnie, Człowieku Dziesiątego Sierpnia, Rewolucja stała się ludzkim duchem, na moim czole świeci znak Wolności! szmer, choć stłumiony, coraz gwałtowniejszy. Wyraźne przyspieszenie pulsu. Pierwszych kilka oklasków — lecz silnie stłumione, by nie zagłuszać

1995

Wraz z tobą strąciłem z podstaw tron zmurszały… poklask — wciąż pod tłumikiem napiętej uwagi — wzbiera a z kupy gruzów po nim w jeden miesiąc stworzyłem młode mocarstwo!

kilkanaście jawnych oklasków

OKRZYKI

jeszcze bardzo rzadkie
1996

Lud nie zapomniał, Danton! — My pamiętamy, towarzyszu!

GŁOS

nie wiadomo skąd
1997

…Za pomocą ośmiuset tysięcy, co się rozwiały bez jednego kwitka!

groźny szum oburzenia — rzadkie nieśmiałe chichoty

DANTON

ze śmiechem
1998

Oto poziom kłamstw, jakimi chcą zaćmić sławę moich zasług! — Obywatele, żądam od was odpowiedzi. wszelki szmer ustaje Czy nam prawo przyznaje świadków obrony?

GALERIE

1999

Tak! Tak jest! Tak! Tak!!

FUQUIER

2000

Danton! Nie wolno zwracać się do galerii!

Trzy do czterech już nieśmiałych przedrzeźniań. Milkną wobec groźnego milczenia poważnych stronników.

KRZYKI

krótkie, rozkazujące
2001

Cicho! — Nie przerywać! — Niech gada!

DANTON

przez ramię
2002

A pokaż no mi paragraf! Zapominasz, że to ja ten sąd ustanowiłem! Chciałbyś mnie pouczać, co? ponad dzwonkiem Hermana Czy sąd przesłał Konwencji naszą listę świadków?

GALERIE

2003

Tak! — Ta-ak.

DANTON

2004

Gdzież oni? Przecież na większość pytań odpowiemy dopiero, gdy przyjdą! — I jakim prawem Herman chce zamknąć rozprawy?

OKRZYKI

liczniejsze
2005

Słusznie! — Gdzie świadkowie? Nie wolno sędziom odmawiać! — To ich święte prawo! — Stawić tu świadków! — Swiad-kó-ów!!

FOUQUIER

2006

Konwencja odpowie, jak — i kiedy — uzna za właściwe.

Ściszenie lekkiej dezorientacji: Konwencja jest jeszcze świętością.

HERMAN

dyplomatyczniej
2007

Oskarżenie wyszło od Konwencji; jakżeby oskarżyciele mieli świadczyć ku obronie?

Galerie: coraz ciszej; uznają słuszność.

DANTON

2008

Słyszycie ten nędzny wykręt?!

rzadki, niepewny pomruk potwierdzenia
2009

Ludu francuski! Od tej parodii sądu dzwonek ja, Danton, odwołuję się do ciebie! wstrząs. Nowe napięcie. Cisza skupienia Mnie, tytana Rewolucji — nikt prócz ciebie jednego nie ma prawa sądzić!

stłumiona aprobacja
2010

Skoro Konwencja zwleka z wysłaniem świadków — żądam, by tu, przed trybunał opinii publicznej, wezwano mych oskarżycieli: oba Komitety.

napięcie bez tchu. Nieartykułowane wyrazy przejęcia, podziwu, aprobacji — wciąż jednak półgłosem
2011

A wówczas z naciskiem — gdy się obie strony wypowiedzą — ty, ludu, rozstrzygniesz, kto z nas dwu: ja, czy też wszechmocny Komitet Ocalenia — kto z nas dwu jest winny.

otwarty poklask. Namiętne przejęcie

CAMILLE

2012

A kto ostatnim obrońcą Wolności!

FOUQUIER

2013

Nie macie prawa prowokować audytorium!

głos mu się łamie i tonie
Dzwonek opętany. Poklask wzbiera w ciągu kilku sekund w burzę. Krzyk nie tłumiony — zatargi z przeciwnikami — u neutralnych zdumienie, niepokój, przestrach i dezorientacja.

STRONNICY

2014

Wam gadać o prawie! — Żądamy obecności Komitetów! Niech tu staną Komitety! — Komitety niech przyjdą! — Wysłać natychmiast po Komitety! — Łatwo oskarżać za plecami! — Niech się Komitet zmierzy z Dantonem! — Komitety! — Komite-e-tyy!!!

NEUTRALNI

2015

O co im chodzi?… — Kiedy oni mają rację. — To pachnie umówionym zamachem. Bądźmy ostrożni! — Ależ to już zakrawa na rozruchy! — Chodźmy stąd, póki czas! — Na Boga, co się tu dzieje?! — Czy oni powariowali?!…

PRZECIWNICY

nieliczni
2016

Opamiętajcie się! — Ludzie! Poszanowania dla sądu! — Prowokacja do rozruchów!! — To akcja wroga!

2017

Strzeżcie się od udziału! — Bronicie spiskowców i zdrajców!!

Rzucają się na nich, zamykają im usta, biją ich nawet. — Ciekawi — na przykład Pâris — włażą na krzesła.

HERMAN

dłonie u ust
2018

Roz-pra-wy zamknię-te!!

Poruszenie w zbitej masie. Agenci porozumiewają się i przebijają tuż za rząd pierwszy na właściwej galerii; ci ze środka pchają się stopniowo ku przodowi.

OSKARŻENI

2019

Łotrostwo! — Bezeceństwo! — Słowa mi pisnąć nie dali! — Kneblują nas! — To nie proces, to jatka!

DANTON

spostrzegł Pârisa
2020

Pâris! Leć do Konwencji! Krzyknij, że wzywamy Komitety! Że bezprawnie tłumią nasz głos!

Pâris przeciska się.

FOUQUIER

2021

Przysięgli odchodzą na naradę!

Połowa wstaje, reszta odmawia, bo nie śmie. Starcie gwałtowne. Renaudin zdecydowany, nieustraszony, daremnie stara się przekonać resztę.

DANTON

2022

Ludu! Ten proces, to jawny mord masowy w biały dzień!

STRONNICY

neutralni i przeciwnicy cichną, częściowo wchłonieni
2023

Słyszycie?! — To nie sąd, to rzeź! — To mord! — Hańba!!!

Czterej żandarmi ustawiają się na brzegu estrady. Pod groźną presją Hermana, Fouquiera i Renaudina jury podnosi się lękliwie i zdąża za przewodnikiem ku drzwiom na lewo. Tłum rzuca się w ich stronę. Prawie powszechny krzyk.

TŁUM

2024

Stać! — Ani kroku dalej! — Nie ruszcie się! — Nie pozwalamy! — Nie wolno! — Rozpraw nie było! — Nie damy wam powtórzyć drugiego września[124]!!

GŁOSY

wyraźne, wyskakują kolejno
2025

Żądamy natychmiastowego zwolnienia! — Żądamy zwolnienia bez narad!

CHÓR

2026

Zwolnić — zwolnić — zwolnić natychmiast! — Zwolnić Dantona! — Zwolnić wszystkich! — Tak! Zwolnić ich! — Niech żyje Danton!

HERMAN

2027

Wezwę — wojsko — na salę!!

Krzyk, ryki, pisk kobiet — teraz podnosi się wycie i świsty. Ligowcy wyciągają broń, jeszcze ją kryjąc.

WRZASK

2028

Wojsko! A wzywaj! — Dalej, spróbuj tylko! — Waż no się nas tknąć! — Poczekaj, bando! — Prędzej, wzywaj! — Boją się więźniów pod strażą! — Tchórze! — Tchórze! — Mordercy!!!

OSKARŻENI

2029

Bandyci! — Hycle! — Płatne zbiry rządu! — Zdrajcy! — Mordercy! Lokaje Pitta!

Zaczynają bombardować sąd kulkami z papieru. Lud naśladuje. Rzucają wnet wszystko co pod ręką. Liga przestaje się kryć; wśród szału większość tłumu przyłącza się do nich. Grupują się dokoła zbrojnych.

CAMILLE[125]

2030

Ludu! Mordują nas! Broń swych obrońców!

DANTON

2031

Odwagi, bracia! Przemoc przeciwko przemocy!! Żandarmi gotowi do boju. Herman nie daje im wyciągać broni. Na jego znak woźny wybiega.

TŁUM

szał
2032

Niech żyje Danton! — Hurra Danton! Precz z trybunałem! — Precz z Komitetem! — Precz — precz — precz z Komitetem!! Na latarnię! Na latarnię Trybunał! — Komitet na gilotynę!! — Na gi-lo-ty-y-nę!!!

WESTERMANN

wskakuje na ławę
2033

Razem szliśmy na Zamek w noc przewrotu — razem chodźmy dziś! Ça ira![126]

Na to hasło ligowcy popychają tłum naprzód. Wyłamują i przeskakują barierę, rzucają się ku estradzie. Oskarżeni czekali na tę chwilę, by skoczyć w tłum. Widzą jednak, że żandarmi nadstawiają na nich broń — i zatrzymują się na część sekundy, jeszcze na estradzie. Wtedy cicho, błyskawicznie wkracza wojsko i odgradza estradę od publiczności. Tłum cofa się falą i zastyga w zawieszeniu.
W próbie ucieczki jeden Philippeaux nie brał udziału. Został sam jeden na ławie, ze skrzyżowanymi nogami, jak w salonie.
Duchowa jedność masy rozbita. Odtąd nieufność wzajemna, a po części wytrzeźwienie definitywne, przeszkadza nowemu zespoleniu i wszelkiej akcji.
Oskarżeni, rząd pierwszy; odrzuceni z powrotem na ławę, pilnowani.

DELACROIX

2034

Trudno… przegraliśmy…

FABRE

2035

Miałem nawet chwilę nadziei…

HÉRAULT

śmieje się przez łzy
2036

Oj… zmęczyłem się.

CAMILLE

wibrującym półgłosem
2037

Nieprawda! Lud nas nie opuści!

WESTERMANN

głośno
2038

Nie dajcie się nastraszyć! My też mamy broń!

znaczące spojrzenia wśród sędziów

DANTON[127]

2039

Zdrajcy z Komitetu zerwali maskę! Salwami chcą was zmusić do milczenia!

SZMER

1: osłupienie, oburzenie
2040

Co… bagnety?! — Strzelać do nas chcecie! Do bezbronnego ludu!… Gorzej niż za tyrana! 2: energiczna aprobacja A widzicie? Teraz nas wyrzucą. — Słusznie, cóż mieli począć? — Jak się publiczność zachować nie umie… 3: trzeźwi Ludzie, miejcie rozum! — Danton to agent Pitta! — To zamach na rząd, a wy, durnie, pomagacie!

Rozmach złamany. Masa rozsypuje się wewnętrznie w oczach.

HERMAN

2041

Obywatele, nie traćcie głowy! Z waszych uniesień korzysta wróg!

Nagle pustka nieufności dokoła ligowców, którzy daremnie starają się ukryć. Cisza dezorientacji.

FOUQUIER

wyraźnie wśród ciszy
2042

Obywatele przysięgli, proszę.

Jury exit.
Galerie:

PROTEST

nikły, chwiejny
2043

Ależ… nie wysłuchaliście… A świadkowie? — Jakże można…

Złowrogie milczenie; onieśmielony protest rozpływa się w nim.

OSKARŻENI, RZĄD 2

2044

Jesteśmy straceni! — Już po nas! — A wszystko przez Dantona! Danton wszystkiemu winien!

DANTON

2045

Ludu! Najwierniejszych przyjaciół despotyzm zarzyna ci w oczach — a ty byś stał i patrzył?!

Galerie: wstrząs konwulsywny — ale już bardzo słaby.

HERMAN

2046

Danton! Przestańcie podżegać, bo każę was wyprowadzić!

Na jego znak dwaj żandarmi przysuwają się do Dantona.

SZMER GROZY

2047

Co… oskarżonego?! — A tak! Sam sobie winien! — Ależ to bezprawie!… — Psst! Bądź no ty cicho! — Mnie już się w głowie kręcić zaczyna…

DANTON

2048

Tym dopełniłeś miary, Herman! Milczałem do tej chwili; teraz — powiem — prawdę. nastaje cisza wyczekiwania. Sprzeczka między Hermanem, który odradza, Fouquierem, który nalega, i naczelnikiem oddziału, który się waha — o wykluczenie Dantona. Przy dwu ostatnich słowach następnego okresu krótka, oniemiała pauza Czy wiecie, czemu ich opłacono, żeby mnie zgładzili? — Bo ja jestem jedyną dziś przeszkodą — między Robespierre'em — a władzą królewską.

Galerie:

SZMER

1: napięcie wobec sensacji
2049

Co… co… co on powiedział?!… — Słyszeliście?! — Robespierre!… — władzą królewską… — cicho, uwaga! — Ale Robespierre!!… 2:oburzenie — głośniej Co za bezwstydne oszczerstwo! — Przecież to on sam gramolił się na tron!

Spiskowcy, zapomniani, nabierają otuchy. Ostrożne znaki, spojrzenia.

FOUQUIER

2050

Sam się tym kłamstwem gubisz, Danton!

Wraca do rozmowy, kilkakrotnie przerywanej, by słuchać; potem coraz gwałtowniejszej.
Galerie:

OKRZYKI

pasjonowanej ciekawości
2051

Nie przerywać! — Niech mówi! — Chcemy wiedzieć! — Mów, Danton! Mów!

DANTON

2052

Robespierre skrada się ku tronowi od lat pięciu! Jak chciwiec złoto, tak on bez wytchnienia zgarniał władzę! — Ja jeden stałem dotychczas na straży, ale mnie zdrajca podłym podstępem powalił!

Zatrzymuje się na parę sekund, by obserwować efekt.
Galerie:

SZMER

coraz silniej roznamiętniony
2053

A wiecie, to może być prawda… Co znowu! Dziecinne bujanie! — Gdzież by Robespierre… Hm, a kto wie?…

DANTON

2054

Ludu paryski! Zdobywco Bastylii! Wolność ginie, a ty śpisz?! — Rząd tchórzliwy poddał się już: dotąd mówiono jeszcze „tak chce Komitet”; od trzech dni mówi się jawnie „tak chce Robespierre”!

2055

Wybieraj, ludu. Dziś ostatnia chwila! W twoich rękach byt Republiki! Pozwól nas zarżnąć, pójdź w ślady Konwencji, a zaprzedasz się w niewolę, jakiej Francja jeszcze nie zaznała, a okryjesz się hańbą, której wieki z ciebie nie zmyją!

OSKARŻENI, RZĄD 2

szeptem, w napięciu
2056

Patrzcie! Patrzcie! Poruszają się, fakt! — Uratują nas jeszcze, zobaczycie! — Tylko teraz ostrożnie! — Ani mrugnąć, aż…

oskarżeni, rząd pierwszy tak samo

HÉRAULT

2057

Odwagi! Jeszcze nie po nas!

CAMILLE

2058

A widzicie, nie mówiłem?! Lud nie da nas…

DELACROIX

2059

Nie dajcież się znów nabrać!

Galerie:

SZMER PODNIECENIA

2060

Wiecie, ja od dawna podejrzewałem… — Wiedziałem, że coś za tym tkwi! — Robespierre już w dziewięćdziesiątym drugim… Ty… daj no pokój. On wie, co gada. — Wiesz, że Robespierre zamierza porwać królewicza? Fakt!…

OKRZYKI

frenetyczne młodzieńcze głosy — toną w pustce
2061

Robespierre morduje Wolność! — Sięga po koronę! — Musimy mu przeszkodzić, bracia! — Nie cofać się przed zbirami tyrana! — Ratujmy Wolność! — Ratujmy Dantona!

Milkną wobec zabójczego braku rezonansu, trzeźwieją stopniowo.

SZMER LEKCEWAŻENIA

2062

Ośle, bądźże cicho! — Ostrożnie… to szpicel. — No, teraz to już pusty hałas… — Uspokój się, zaraz przestaną. — Wstydźcie się, wariaci! — Wiesz, takie bujdy!… Daj pokój; wierzą mu, idioci. — Miałeś rację, ma najętych ludzi tutaj. — No, teraz nie ma już obawy.

ODSŁONA 3

Część II

WOŹNY

uderza halabardą
2063

Przedstawiciele narodu!

Wchodzą Vadier i Billaud. Sąd wstaje. Wojsko salutuje. Tłum cichnie zupełnie.

VADIER

2064

Prezydencie, oto świeżo wydany dekret Konwencji.

gwałtowny wstrząs wśród oskarżonych — szalone napięcie — iskry nadziei. Stłumiony szmer

BILLAUD

2065

Obywatele! Wykryliśmy szeroko rozgałęziony spisek, oskarżeni drętwieją. Parę — z całej siły tłumionych — westchnień przerażenia mający za cel uwolnienie oskarżonych i zamach na rząd Republiki.

na całej sali elektryczny wstrząs
2066

Żona Desmoulinsa ostry krzyk Camille'a wydaje wielkie sumy na przekupienie ludności przedmiejskiej. — Strzeżcie się, obywatele! Od agentów wroga roi się wśród was!

CAMILLE

2067

Bandyci! Lucyllę chcą mi zamordować!

DANTON

2068

Nie dajcie się…

Spiskowcy w popłochu starają się ukryć. Uwidocznieni przez izolację; wszystkie oczy ku nim zwrócone.

OSKARŻENI, RZĄD 2

wściekły wybuch
2069

Milcz! — Teraz dość! — Cicho nareszcie, przeklęte bydlę! — Stul pysk! — Przez ciebie giniemy wszyscy!

HERMAN

czyta
2070

Konwencja Narodowa dekretuje, że Trybunał Rewolucyjny doprowadzi rozprawy w kwestii spisku Chabota, Dantona, Delaunaya i innych do końca bez dalszych przerw. Że prezydent użyje wszelkich środków legalnych, by utwierdzić autorytet własny i Trybunału, w razie gdyby się zamach ze strony oskarżonych miał powtórzyć.

2071

Dekretuje, że oskarżony, który by stawiał opór sprawiedliwości narodowej lub jej uwłaczał, zostanie bezzwłocznie wykluczony od udziału w rozprawach.

szmer respektu — grozy — zdumienia i podziwu

DANTON

zrywa się
2072

Obywatele, biorę was za świadków: czyśmy stawiali opór sprawiedliwości narodowej? Czyśmy jej uwłaczali?…

GŁOS

namiętny, młodzieńczy, wśród lodowej ciszy, z groźnym pomrukiem na dnie
2073

Nie! Nigdy!

szmer groźby; liczniejsze wyrazy ironii

GŁOS

ironiczny
2074

O, tylko od czasu do czasu!…

Wybucha śmiech, stłumiony przez szacunek dla deputowanych — lecz niepowstrzymany.

DELACROIX

półgłosem
2075

Powinszowanie, Danton.

FABRE

2076

Chwała Bogu, że koniec. Już ledwo żyję.

Osłupiałe przygnębienie przeważa wśród oskarżonych. Westermann ściska pięści i klnie cicho, siny z gniewu; Camille ma oczy obłąkane. Philippeaux patrzy nań w zamyśleniu.
Parę sekund zawieszenia. Danton, zrazu spieniony, rozejrzał się po twarzach. Na ich widok uspokaja się raptem zupełnie.

DANTON

tak spokojny, że aż łagodny
2077

Podła, tchórzliwa zgrajo: ciebie nikt nie zmieni. Na bezbronnych rzucasz się jak lew, lecz widok kukły w mundurze przejmuje cię szałem popłochu. — Znam cię, tłuszczo. Wiem, ile wart twój zapał i twoje przysięgi. Wiedziałem, że będziesz stać i gapić się o tak — jak stado wołów — gdy mnie związanego powloką pod nóż.

2078

Ale żeby w tej sromotnej chwili — zamiast konać z wstydu za własną nikczemność — rechotać śmiechem kretynów… to już coś więcej niż sama podłość. To twoja niezgłębiona, niechlujna, nieprzemożona jak wał betonowy głupota, bezmyślna trzodo.

POMRUK

gniewny
2079

Przestań no bredzić! — Stul już raz gębę! — Bezczelność! zdumiony Co?… — O czym on gada? — Czego on chce? — Do kogo to?… Co to znaczy?

DANTON

miękko
2080

Pogarda moja przebacza ci nikczemność, motłochu — wieczny Judaszu. Kto umie grać na twych odruchach, ma cię w garści; może cię użyć, do czego tylko zechce. — Za to głupota twoja, motłochu — to żywioł. Rozsiadła się nadęta na ziemi całej, bo pełno cię na każdej piędzi lądu; trzęsie światem. Podmywa i zalewa wszystko, co nią nie jest. Ani Bóg, ani Szatan z miejsca jej nie ruszą. krótka pauza Więc za to jedno, żeś głupie jak but — za to przeklinam cię, pospólstwo, ty mierzwo ludzkości.

zmistyfikowana publiczność stoi rzeczywiście bez ruchu, z otwartymi ustami
2081

Zostawiam was zatem na pastwę tygrysa, który wam wskrzesze czasy Tyberiusza[128]. Wolny narodzie! Ukąpiesz się po oczy we własnej krwi, nim spełnisz wolę, którą ci wszczepiłem. Ale ją spełnisz! Tułów Robespierre'a przyjdzie wnet gnić obok mojego!

nagły, krótki poszum oburzenia

FOUQUIER

2082

A skończże pan już raz!

DANTON

obraca się błyskawicznie
2083

A tobie, świetny Trybunale, tobie, zbiorniku złodziei, szantażystów i alfonsów, wam, hycle Robespierre'a — powiem już tylko to jedno: że splunąć na was — nie warto.

FOUQUIER

zamieniwszy znak z prezydentem
2084

Wykluczamy pana od rozpraw. Wyprowadzić go.

Danton wstaje z śmiechem i odchodzi, eskortowany przez żandarmów. Wśród oskarżonych szmer oburzenia i rozpaczy.

CAMILLE

zrywa się, drze zeszyt zawierający obronę, rzuca strzępy na prokuratora
2085

Ty koszmarna małpo prokuratora, masz, a masz, a masz! Oficjalnie angażowani mordercy! Tfu! na znak Hermana chwytają go żandarmi. Wpada w szał Nie! Nie wolno wam mnie tknąć!

Tłum odzyskuje swobodę i zaczyna objawiać lekceważenie. Drwiny, przedrzeźnianie.

CAMILLE

2086

Puść! Puść do diabła!! Nie dam się zarżnąć za plecami!!!

Galerie: wybuch szalonego śmiechu.

CAMILLE

2087

Macie mnie wysłuchać, sędziowie! Dajcie mi się bronić!! Jestem kompletnie niewinny!! Sędziowie!!!

Żandarmi odczepiają go i wloką.
Gaudium[129] tłumu.

HÉRAULT

szarpie go
2088

Głupcze! A bądźże cicho! Nie ośmieszaj się!!

CAMILLE

prawie niesiony w powietrzu
2089

Aeech… bydlęta, świnie, nie ludzie!!

FABRE

podnosi się i przeciąga, ziewając
2090

No, prześwietny sądzie — pozwól, że się wykluczę sam.

Tłum cichnie i uważa, ubawiony. Potem wyraża każdemu wesołe uznanie.

HÉRAULT

2091

I ja. Zresztą można było od tego zacząć, zamiast nas tu piłować po szesnaście godzin dziennie.

Phïlippeaux odchodzi bez słowa.

DELACROIX

idzie z nimi, ignorując sąd
2092

Nie, Hérault. Oskarżonego słuchać nie potrzeba, lecz wyliczając mu jego zbrodnie — wypada jednak na niego patrzeć.

WESTERMANN

do wszystkich
2093

Na pożegnanie, hołoto, pocałujcie mnie gdzieś wszyscy razem.

Zachwyt, nawet oklaski. Rząd pierwszy wychodzi gremialnie.
równocześnie:

OSKARŻENI, RZĄD 2

szmer tępej rozpaczy
2094

Koniec. — Wszyscy pójdziemy. Lepiej wiedzieć z góry. — A wszystko przez to bydlę ryczące! — Bodaj tego furiata!…

Galerie:

SZMER

1: ożywiony
2095

No, gładko poszło… — Uff, ale uszy mi spuchły. — Warto czasem takie emocje… No, na chwilę potracili głowy…

2: tajemniczo, przejęci
2096

Wiecie, to prawda, chcieli ich porwać. — Widziałem na pewno, miał pistolet!… A co, nie ostrzegałem was?! — Teraz się pochowali, szukaj ich! — Wczoraj gadał na rogu ulicy, z pewnością jeden z nich…

tłum przerzedza się szybko, gwarząc
3: niespokojni — szept
2097

Co on bredził o Robespierze?… Ty, hm… kto wie?… Mnie też już od pewnego czasu… To fakt, że Robespierre z każdym dniem potężniejszy…

4: oburzeni
2098

Nieprawda! Robespierre nigdy… Wiecie, jak żyje, jak robotnik! — A to ci łotr dopiero! — Hołota! — A chcieliście jeszcze pomagać, durnie!

5: swobodnie, beztrosko
2099

Czekasz na jury? A po co? — Mowy nie ma, wszyscy pójdą. — Po takim skandalu! — Oni tam w karty grają, po co mieliby się naradzać? — Przedstawienie skończone, wracajmy. — Ja już nie czekam…

6: zamyśleni, poważni
2100

Trzeba teraz bardzo uważać… i milczeć. — Ten spisek, wiecie… to zły znak. — Zaczyna się fatalny okres. — Taka jatka sądowa, to znak, że rząd ledwo się już trzyma. — Oj tak, coś się psuje w naszym wolnym państwie. — C-ciszej, na Boga!…

HERMAN

podaje wodę wyczerpanemu Fouquierowi
2101

No, chwała Bogu… ale diabli wiedzą, jakie będą skutki. Lud nie zapomni…

FOUQUIER

2102

Och… dziękuję. Mam zawrót głowy. — Ta świnia nie narobiła przez pięć lat tyle szkody, co dziś!

HERMAN

z nagłym przestrachem
2103

Byle go tylko przysięgli nie chcieli… ech, nie. Zraził sobie wszystkich. Zresztą sprawa zbyt jasna.

FOUQUIER

2104

Ale z Robespierre'em czeka nas przeprawa, nno! naśladuje go Odbierzecie mu głos! wybucha nerwowym śmiechem Ha, ha! Odbierz no głos piorunom, jak zaczną walić! — Odbierzże głos puszczonej sforze, jak się raz rozwyje! A odbierz!

HERMAN

ponuro i cicho
2105

To początek, Fouquier… wnet poznamy jeszcze gorsze rzeczy.

FOUQUIER

2106

Cholera, nie rzemiosło!…

ODSŁONA 4

Przedsionek kancelarii w Conciergerie; sklepiona sala poniżej poziomu ziemi, o charakterze bardzo ponurym. W głębi schodki prowadzące na dwór, pod górę. Wejście z kancelarii po lewej. Luki okienne pod sufitem. Całość wygląda tak mniej więcej, jak ją przedstawia Muller na słynnym „Appel des dernières victimes de la Terreur”[130], wiszącym w Luwrze. Pod ścianami żołnierze; kat Sanson, elegancki, skromny, poważny jegomość, z czterema pomocnikami; czterech fryzjerów. — Zawieszenie w połowie ruchów: wszyscy słuchają bez tchu ostatniego popisu Dantona za sceną.

GŁOS PISARZA

2107

…i współwinnych w obu spiskach prze…

GŁOS DANTONA

2108

A zjedzże go sobie, ten swój wyrok! — Banda! Nawet skazać nie śmieli mnie w oczy!…

GŁOS PISARZA

2109

…przeciw bezpieczeństwu Republiki…

GŁOS DANTONA

2110

Republiki! Paczki tchórzliwych łajdaków, co nie umieją bodaj ponieść ryzyka swych zbrodni!

GŁOS PISARZA

2111

…na śmierć przez ścięcie.

GŁOS DANTONA

2112

Głupia hołoto! Mnie jedna tylko potomność śmie… wpada. Widzi otoczenie. Parę tercji wewnętrznego zawieszenia. Rozglądając się, kończy z roztargnieniem, trzeźwo — kontrast wstrząsający …sądzić. Fryzjer wskazuje mu krzesło Aha. siada, zrywa kołnierz, daje przez ramię znak Dalej.

Wprowadzają za nim Westermanna, Delacroix, Philippeaux. Westermann ponury i wściekły, Delacroix straszliwie nieswój. Pauza. Strzygą kark wszystkim naraz.

DANTON

zaczyna cicho, wśród ciszy
2113

Odchodzę. I pozostawiam za sobą chaos straszliwy. O rządach nikt wśród nich pojęcia nie ma. Robespierre! Jego Komitet!… Bogowie!! — Beze mnie wszystko się rozpadnie za trzy dni. Wpakują się w terror po uszy, to jedyna metoda durniów. — Ho, ho! Teraz będą ścinać tuzinami, potem — seriami. Cała Konwencja pójdzie.

FRYZJER

nieswój
2114

Obywatelu… bo was skaleczę.

DANTON

2115

Napoczniesz robotę wskazuje przez ramię na Sansona, który opuszcza oczy tamtego pana, co? Ha, ha! Niezłe! — Niewdzięczny naród wnet się przekona, co we mnie stracił. Ale rozpacz i skrucha przyjdą za późno. — Rewolucja zhańbiła się dziś na wieki wieków. Mnie, mordowanemu, twarz wstydem płonie za morderców. — To się nazywa Trybunał!!

WESTERMANN

2116

Pomogłeś go ustanowić, Danton.

DANTON

traci wszelką miarę
2117

Pomogłem?! — Czy ja pomagałem komu — lub raczej, czy mnie kto pomagał — nieść na tych dwu ramionach, po urwistym brzegu przepaści, Francję rozszalałą w spazmach przeistoczenia?! Wszystko, co Rewolucja zdobyła — wszystko, co stworzyła — to moje dzieło.

2118

Lecz z ścieżki, którą ja przebiłem… korzystał złodziej zdradliwy. On to kradł moje dzieła jedno po drugim, by je zamieniać na plagę ludzkości. Przez niego…

PHILIPPEAUX

2119

To na nic, Danton. Strachu w sobie nie przekrzyczysz.

DANTON

zaskoczony aż do przerażenia
2120

Strachu?!…

PHILIPPEAUX

2121

Tak, strachu. Już pan ledwo kracze, aż przykro słuchać. Ale milczeć nie śmie pan ani na chwilę. — O, jak się pan trzęsie… ręce zimne i mokre, hm? — a twarz jak z gliny…

DANTON

bez tchu
2122

Pan mi śmie…

PHILIPPEAUX

2123

O, pociesz się pan, ja także. Myślałem, żem już przemógł w sobie zwierzę, co za wszelką cenę chce żyć. — Gdzie tam. Wnętrzności mi się skręcają. — Trudno, spojrzenia śmierci nie można spokojnie wytrzymać. Lepiej nie udawać.

DANTON

wyniośle
2124

Wyobrażam sobie, iż stan taki musi być przykry. Lecz mylnie pan przypuszcza, że ja go podzielam. — Drżę?… Owszem! Drżę z bólu, drżę z gniewu na myśl o losach Ojczyzny, wydanej na pastwę tej cudzoziemskiej bestii…

2125

Nie znaliście go bliżej. Nie przeczuwacie, co to za charakter… ot, na przykład, czy wiecie, kiedy okazywał Camille'owi najczulszą, najtroskliwszą przyjaźń? — W godzinę, nim go kazał aresztować. To autentyczny, perwersyjny Neron.

szczerzy zęby z intensywną satysfakcją
2126

Dopiął dureń swego — trzęsą się przed nim. Panuje. — I myśli, że się teraz beze mnie obejść potrafi!! — Oj, pozna on rozkosze władzy! — Daję mu trzy miesiące: tak naregulowałem opinię publiczną. Bo chcę, by przed sromotną śmiercią, jaką mu przeznaczam — zdążył oszaleć; lub sam się powiesił.

DELACROIX

z jezuickim westchnieniem
2127

Wiesz, żal mi cię, biedaku.

Danton oniemiał. Westermann, potem Delacroix, wstają; wiążą im ręce na plecach.

PHILIPPEAUX

łagodnie, po kilku sekundach ciszy
2128

Czy pan faktycznie jeszcze nie widzi, że dzisiaj jest pan niczym, że pan jest ruiną?

Danton rzuca nań przerażone spojrzenie i opuszcza głowę
2129

Był pan jednym z odprysków masy społecznej w zeszłorocznej fazie jej życia. Osobiście jest pan miernym adwokatem prowincjonalnym. Znaczenie pańskie było funkcjonalnie zależne od sytuacji, jak znaczenie zera od jego położenia w układzie cyfr.

2130

Faza pańska minęła dziesiątego lipca[131]. Od tego dnia był pan echem: dokuczliwie natrętnym, lecz — wbrew najgorliwszym staraniom — już nieszkodliwym.

Wstaje; pomocnik kata obcina mu kołnierz.
Wprowadzają Fabre'a, Héraulta, Desmoulinsa — ten jest osłupiały i chwieje się, lecz odzyskuje później pełną przytomność.

FABRE

rozejrzał się
2131

Cóż teraz? siadają Hu, jakim zmęczony… dobrze będzie się wyciągnąć…

HÉRAULT

szeptem
2132

Fabre… zmiłuj się nad moimi nerwami.

PHILIPPEAUX

kontynuuje bez litości
2133

O tak — Robespierre padnie. I to w sposób straszny. Bo w pewnym punkcie obecnej, krytycznej fazy — paść musi, na mocy mechanicznego prawa równowagi.

Danton, przytłoczony, podnosi się ciężko. Obcinają mu resztę kołnierza.

CAMILLE

poczuł nożyczki na karku i wyskakuje jak pstrąg, z przeszywającym krzykiem
2134

Aaaaa!!!

FABRE

2135

Cicho, Camille! To nie boli!

DANTON

poderwany, obraca się i grzmi
2136

Ośle, milcz natychmiast!!

Blednie; opiera się biodrem i dłonią o stół. Camille opada. Żelazna łagodność ze strony fryzjerów i pomocników kata.

PHILIPPEAUX

2137

…a pańskie łgarstwa — pańska najzupełniej obojętna śmierć — nie zaważą tyle zdejmuje sobie z ramienia kosmyk odciętych włosów i zdmuchuje na jego losie.

Podaje dłonie za siebie. Danton załamuje się. Opuszcza głowę, wspiera się na obu rękach.

DELACROIX

trze nasadą głowy o kark
2138

W…! Ja już mam „wrażenie przyjemnego chłodu”, jakie nam przyrzekł stary Guillotin[132]

Pomocnik zbliża się z pętlami do Dantona.

DANTON

obejrzał się mętnie; słabo
2139

N-nie mogę. — Za chwilę. pada na krzesło Niedobrze mi.

Z wolna opuszcza głowę na ramię, na brzegu stołu.

WESTERMANN

z okrucieństwem
2140

A-ha.

Wszyscy skupiają się dokoła Dantona.

FABRE

łagodzi
2141

Nic dziwnego — nieprzerwane natężenie głosu przez cztery dni…

HÉRAULT

2142

Przeszczekać cztery dni na jedną nutę! — Tego najzajadlejszy pies by nie dokazał.

DELACROIX

2143

Tą cyfrą, bracie, przejdziesz do historii!

DANTON

unosi czoło znad ręki
2144

Huzia, lokajskie dusze! Huzia na pana, gdy leży na ziemi! Drwijcie, szydźcie, użyjcie sobie za wszystkie czasy kornej służby!

DELACROIX

2145

Szacunku dla władcy! Czy wiecie, że jedna godzina jego życia warta więcej, niż suma naszych pustych egzystencji?

szydercze ożywienie, dopytywanie

HÉRAULT

2146

Słyszałem i ja! Łaskawego mamy pana, bracia matołki. Dziewięciu z nas byłoby zostało sierotami na tym niepoczciwym świecie — gdyby nie jego troskliwość o nas.

ostrzejsza nuta nienawiści

PHILIPPEAUX

oparty o ścianę w głębi
2147

Dajcie mu spokój. Każdy z nas broni się czym może przed świadomością, że jak miliony przed nim, jak miliony po nim — spartaczył swą robotę i został skreślony.

Powstaje skrzepła cisza.

HÉRAULT

nagle, z gorzkim wybuchem śmiechu
2148

Ale niedługo można się przed nią obronić!…

WESTERMANN

ponuro
2149

Tak, racja. Wiem — bo ja też spartaczyłem. Skrewiłem jeden raz tylko: przy puczu Vincenta. Dałem się zbałamucić cywilowi. — A to była właśnie wielka chwila w moim życiu. Przegrałem je.

HÉRAULT

2150

Ech, Westermann. Ty nie wiesz, co to przegrać życie. Ale ja! Ja, co stworzony na ornament wykwintnych salonów — dałem się wepchnąć w rolę fanatyka! Ja, com stracił bez winy honor i życie — ośmieszając się bezcelowo dla sprawy, która mnie nic a nic nie obchodziła! — Uch, co za nonsens — nonsens — nonsens w takiej klęsce!

Wstają wszyscy trzej.

DELACROIX

2151

Nie ciebie jednego prąd poniósł w absurd, Hérault. Ja jestem — delikatnie mówiąc — bandytą z natury, a nie śmiałem być ani wesołym żołdakiem-łupieżcą, jak Westermann, który nie umie docenić komplementu, jak widać po minie ani drapieżnikiem giełdowym, jak Batz i Boyd. Nie, z nabożeństwem trąbiłem o zbawieniu Ojczyzny, jak wszyscy. W wolnych chwilach tylko, przy okazji, zdarzało mi się czasem świsnąć coś niecoś — i jeszcze dałem się przyłapać!!

PHILIPPEAUX

z rodzajem podziwu do nieskończoności
2152

I pomyśleć jednak, że przez takich ludzi… dokonuje się rozwój państw.

FABRE

zamyślony
2153

Po mnie zostaną nazwy miesięcy — i parę komedii[133]. — To mało, ale przecież coś.

CAMILLE

podczas gdy mu ręce wiążą
2154

A po mnie — po moim talencie, największym w dzisiejszej Francji — zostanie co? — Szmata brukowa! do Dantona, tuż nad nim, tonem prawdziwszym niż zwykle Ukradłeś mi talent, ukradłeś mi życie, aleś skradzionych skarbów nie umiał nawet użyć! — Przez ciebie straciłem honor; przez ciebie umieram tak młodo; przez ciebie ginie Lucile; przez ciebie, pusty bałwanie — przez ciebie odtrącił mnie Maxime! — A cóż za korzyść z tylu ruin, choćby dla ciebie jednego? Nic! Zero! Zniszczenie i kwita! — Tyś nawet swoje łotrostwo spartaczył!

DELACROIX

2155

No — on się potrafił jednak pokaźnie obłowić. To już coś znaczy… chociaż teraz i jemu nie lepiej. nachyla się stopniowo nad nieruchomym Dantonem Ciężko leży na żołądku życie zmarnowane — życie zakłamane — życie zgniłe na pniu, co, Danton? — Oj, gdyby tak można było siebie zwymiotować!

DANTON

pod nadmiarem szyderstwa dźwiga się nagle
2156

Zawodźcie, niedołęgi! Zalewajcie się łzami! Ja nie mam czego żałować! — Umiałem forsę zbijać tysiącami; umiałem nimi szastać — a to trudniej. Umiałem dzielnie obłapiać dziewczęta — i pić, jak mało kto. — Syt teraz jestem, ale dobre było. podaje ręce pomocnikom kata Bilans Robespierre'a będzie mniej wesoły — gdy tu stanie za parę tygodni!

HÉRAULT

2157

Brawo, Danton! Trzymać się! Nie przyznać się, choć mdło, choć dusza wyje, jak pies za umrzykiem! Kłamać, kłamać i kłamać do ostatniego tchu!

FABRE

2158

Tak jest, ostrożnie z prawdą, przyjaciele. — Czy wiecie, jak należy myśleć w naszej sytuacji? — Że najpiękniejsza jest ofiara złożona złudzeniu, ofiara bezużyteczna. Że dobrze jest nosić klejnot lub oddać na fundusz publiczny — lecz pięknie jest — rzucić go w morze.

2159

Wszelka prawda da się znieść w tragicznej szacie; a tragizm — można dostać bardzo tanio.

DELACROIX

2160

Uchyliłbym przed tobą kapelusza, Fabre — gdybym jeszcze posiadał kapelusz — i ręce.

Wprowadzają, jak stado stępiałych baranów, skazanych pierwotnego rzędu drugiego. Następnie ustawiają wszystkich gęsiego wzdłuż ściany. Danton natychmiast przybiera postawę.

SANSON

2161

Wszystko gotowe. Ruszamy.

Kilku słabnie. Żołnierze podtrzymują ich.

DANTON

2162

Naprzód, bracia! Staniemy bez trwogi przed sądem przyszłych pokoleń, przed który dziś pozywam zwycięskiego wroga! Już za lat parę nazwisko moje zajaśnieje ognistymi głoskami w Panteonie historii — a twoje, łotrze Robespierre — zostanie wyryte na wieki na jej niezniszczalnym pręgierzu!

DELACROIX

żarliwie, podczas gdy wychodzą
2163

O, Danton! Cóż za wielki histrion w tobie ginie!

ODSŁONA 5

Saint-Honoré 398. Wieczorem szesnastego germinala. Robespierre sam, na wznak na łóżku. Hałas konwoju, głosy Camille'a i Dantona. Jeden krzyczy z rozpaczy, drugi ryczy przekleństwa. Robespierre nie reaguje ani na to, ani na pukanie chwilę później. Dopiero za drugim razem, lecz po interwalu, odpowiada.

ROBESPIERRE

zupełnie normalnym głosem
2164

Proszę.

ELÉONORE

wchodzi i wbrew woli zachowuje się jak wobec umierającego. Szeptem
2165

Poczta wieczorna, Maxime. Nic ważnego.

ROBESPIERRE

bez drgnienia, głośno
2166

Dziękuję.

Eléonore nie śmie podejść ani się odezwać; czeka na jakiś znak; obejrzała się nieśmiało — po czym wychodzi szybko, na palcach. Tymczasem przechodnie pobiegli za konwojem; ulice puste, stąd cisza nienaturalna aż do końca odsłony.
Znów pukanie — rytm Saint-Justa. Odpowiedź znowu zwleka.

ROBESPIERRE

2167

Wejdź.

Podnosi się niechętnie na łokciu, podaje gościowi rękę i kładzie się z powrotem.

SAINT-JUST

2168

W biały dzień siedzisz w domu i to bezczynnie?! Wszędzie cię szukałem. Jeszcześ nie odpoczął?

ROBESPIERRE

2169

Nie. — Więc cóż?

SAINT-JUST

2170

Definitywne zwycięstwo. Ani śladu oporu, tłum zachowuje się nawet — obojętnie. Namiętne wezwania Camille'a wywołują tylko pomruk.

ROBESPIERRE

2171

Tak. I śmiech. uniósł się, prostując ramię, i w zamyśleniu patrzy ponad przyczółek ku oknu Słyszałem go stąd… the poor little thing[134]króciutka pauza; Saint-Just bębni paznokciami po płycie. Robespierre składa poduszkę we dwoje i kładzie się znów jak najwygodniej — Co do postawy tłumu nie miałem najlżejszej obawy.

SAINT-JUST

2172

No — Trybunał i Komuna[135] obradowały przez godzinę nad formą transportu. Pache był tak niespokojny, jak przy straceniu króla.

ROBESPIERRE

2173

Mój Boże! Więc jeszcze nie znacie paryskiego tłumu?! O, jakże wam zazdroszczę! — Ten tłum, co się bawił na procesie jak na walce kogutów, szczując i rycząc — on by stanął w obronie pokonanych?!

SAINT-JUST

2174

Hola, Maxime. Paryż wydał także i ten tłum, co zdobył Bastylię. Ten tłum, co wtargnął trzy razy do Tuileries, podrapał trochę posadzki, a nie zabrał ani jednej łyżeczki na pamiątkę. Ten tłum, który patrzył na sromotny powrót przyłapanego króla-zbiega — w milczeniu.

Robespierre podniósł się z wolna i usiadł na brzegu.

ROBESPIERRE

głęboko zdziwiony
2175

Tak — naturalnie. Przecież to prawda. pauza I ja potrafiłem o tym zapomnieć!…

SAINT-JUST

nachyla się ku niemu
2176

Słuchaj, Robespierre: zbierz no ty się cokolwiek. Nie pytam, co ci jest, boś to niestety aż nazbyt wyraźnie powiedział, parę godzin temu. — Zdajesz sobie chyba sprawę, że teraz musisz objąć dyktaturę nad Francją?

ROBESPIERRE

wstaje i zaczyna się błąkać po pokoju
2177

Męczysz mnie.

SAINT-JUST

śledzi go
2178

I będę cię męczyć, póki cię z tej haniebnej prostracji[136] nie wyrwę!

2179

Jesteś dyktatorem, człowieku! Jakeś ty śmiał krzyknąć w Komitecie, że rewolucja przepadła?! Przecie po to jesteś na ziemi, żeby osiągnąć jej cele mimo wszystko! — Teraz naród dał ci pełnomocnictwo…

ROBESPIERRE

zatrzymuje się nad nim, oparty o stół na dłoniach
2180

Słuchaj, Saint-Just, czemu ty mi ulegasz? Czemu nie uważasz, że tobie, a nie mnie należy się władza dyktatorialna?

SAINT-JUST

2181

To ostatnie pytanie jest niezłe. Mój drogi: dyktatury nie zazdrości się nikomu. To nie korona królewska, z przepychem, z wygodami, z wszystkim, do czego wzdycha nędzna ludzka próżność. To stanowisko straszne. Komu innemu nie brałbym za złe, że przed nim drży.

2182

A czemu ci ulegam? Przecie to jasne, Maxime. Tyś genialny, ja nie — a cel mamy wspólny. Wobec tego rozumie się, że ci oddałem swój talent do rozporządzenia.

ROBESPIERRE

2183

Więc nie uważasz, abyś mi był równy?

SAINT-JUST

2184

Nie. w ciągu następnych słów Robespierre odchodzi do okna, zatrzymuje się tam, wraca, wreszcie pada na krzesło, mętnymi oczami wpatrzony w ścianę Jeśliś do tego stopnia zmiękł, że szukasz, na kogo by zwalić swą godność — to dajże na miłość boską spokój. Wiesz przecie sam, że nikt poza tobą nie dorósł do sytuacji. Ponadto nikt nie dojrzał do władzy: najczystszy rewolucjonista zdziecinnieje natychmiast, upojony swą śmieszną osobistą wielkością. Ty jeden nie zapomnisz, nigdy, że jesteś tylko psem łańcuchowym narodu…

2185

…ale tyś zdaje się chory — po prostu. Jeśli tak — to chwała Bogu.

ROBESPIERRE

bezwładnym ruchem przechyla się naprzód i opiera się na rękach
2186

Nie… nie jestem chory. ciszej Straciłem grunt.

SAINT-JUST

zdumiony
2187

Grunt?!! Masz przed sobą zadanie ponad miarę ludzką — wiesz najdokładniej, co masz robić — i…

ROBESPIERRE

krzyczy szeptem
2188

Chłopcze, ja nie wiem, co mam robić! — Nie wiem już nic… dosłownie nic

SAINT-JUST

po chwili
2189

Robespierre: odpowiadasz sam jeden za życie i przyszłość dwudziestu pięciu milionów ludzi. Rewolucja przepadnie, jeśli ty jej nie uratujesz. Pyta cię kto, czy ufasz sobie, czy nie? Albo czy chcesz przyjąć władzę? Co myślisz osobiście, jak się czujesz — to — w ogóle w grę nie wchodzi. Wątp w swoje siły, męcz się, drżyj — tym gorzej dla ciebie. W każdym razie zwyciężyć musisz.

ROBESPIERRE

opuszcza ręce, opiera się wstecz o poręcz
2190

Dziecko, gdybym tylko w siebie wątpił — a wiedział, czego dobro powszechne wymaga… to bym cię nie gorszył widokiem swej r… bezradności.

2191

Tymczasem ja nie wiem już nic… wszystko, w co wierzę, czym żyję, rozpadło się nagle na kawałki… dotąd pojąć nie mogę, jak się to stało… jak się to stać mogło. — Wystarczyła jedna śmiertelna myśl.

SAINT-JUST

2192

Nie rozumiem.

ROBESPIERRE

2193

Starałem się odzyskać równowagę po tym złowrogim przebłysku przyszłości. Powtarzałem sobie, że choć katastrofa wydaje się nieunikniona, muszę jej zapobiec. Że po to — jak ty mówisz — jestem na świecie. Naraz — jakby się kto za mną odezwał — jedno proste pytanie: czy to, co się nam, wodzom rewolucji, wydaje klęską, nie byłoby dla ludzi w rzeczywistości… wybawieniem?…

Saint-Just podnosi się z wolna
2194

A to pytanie, na które odpowiedzi nie ma

pauza. Zaczerpnął oddechu
2195

Od tego się zaczęło… potem cios za ciosem. Sądziłem chwilami, że to początek obłędu… czego się uczepiłem, każda myśl, każdy fakt rozsypywał mi się w palcach. Nic nie zostało… każdy punkt w programie rewolucji, każdy postulat Praw Człowieka — leży przede mną, przekreślony znakiem zapytania.

2196

Tonę.

SAINT-JUST

po długiej chwili, twardym tonem
2197

Jakim prawem mówisz o tym mnie? Czyś zapomniał, że przeze mnie możesz zarazić setki tysięcy?

ROBESPIERRE

podnosi głowę
2198

Więc twoja wiara, apostole Wolności, chwieje się za lada tchnieniem cudzego zwątpienia?

SAINT-JUST

2199

Umysł ludzki jest mało odporny. A twoja myśl zawsze ponosi moją. Milcz zatem, póki ten… ten atak nie minie.

ROBESPIERRE

2200

Ten atak… wstaje naraz i zatrzymuje się, jedną ręką oparty o stół A może powinienem… może dla całej Europy lepiej będzie, jeśli się nagle… usunę… jeśli się rewolucja rozpad…

SAINT-JUST

mimo woli
2201

Wara od tej myśli!

ROBESPIERRE

obraca się gwałtownie
2202

Więc co? — Na ślepo dalej?! Choć może za zakrętem przepaść? nagle, z przyczajonym spokojem Sam uznajesz, prawda, że teraz dyktatura jest koniecznością?

SAINT-JUST

bacznie
2203

Tak.

ROBESPIERRE

2204

A skoro tak, to znaczy, że naród nie może rządzić się sam — że demokracja, podstawa obywatelskiego ustroju, jest iluzją!

SAINT-JUST

spokojnie
2205

Nie, przyjacielu. Co innego warunki normalne, co innego kryzys. Ale to już zwykły chorobliwy skrupuł. przesuwając się o krok, staje tuż za przyjacielem. Kładzie mu ręce na barki; w miarę jak mówi, nachyla się i przybliża coraz ciaśniej; wreszcie obejmuje go jednym ramieniem i prawie przyciska się do niego, bokiem Do kata, człowieku, dźwignijże się! Dla tych milionów ludzi bezradnych i bezbronnych — ty jeden!! Wobec tego zadania, Robespierre — abstrakcje, które cię o szał przyprawiają — są dziecinne!

2206

Tak jest — na ślepo! Na ślepo, skoro nie można inaczej — byle naprzód, Robespierre! Byle nie zastój, bo zastój to rozkład!

2207

Jeśli nasz program błędny — to go zmienimy. Do korzeni. — Demokracja czy jedynowładztwo? — Maxime, przecie to w gruncie rzeczy — drobnostka! Choćby się grunt doktryny pod tobą załamał, nędza ludu jest faktem! Ludowi wszystko jedno, na podstawie jakich teorii wywalczysz mu prawo do człowieczeństwa. Albo jaki będzie ustrój państwa, jeśli tylko wszyscy będą w nim nareszcie mogli żyć po ludzku! Nie ma się co przejmować atakami zwątpienia, pókiśmy nie zaspokoili niewątpliwych potrzeb ludu.

ROBESPIERRE

w ciasnym uścisku, z wolna obraca głowę ku głowie przyjaciela
2208

Co to jest lud, Saint-Just?

SAINT-JUST

opuszcza go, prostuje się
2209

Cóż to znowu za pytanie? — Lud to osiemdziesiąt pięć procent ludzkości, ciemiężone i wyzyskiwane dla bezpłodnych celów egoizmu. To ci, którzy się wskutek nędzy i pracy zbyt ciężkiej na ludzi rozwinąć nie mogą.

ROBESPIERRE

2210

Tak. — A teraz przypatrz się ludzkości w przekroju pionowym: to tysiącstopniowa drabina, od wielkich bankierów do Murzynów–niewolników na San Domingo.

2211

Na każdym z tych szczebli, Antoine — stoi ciemiężyciel i wyzyskiwacz niższych, sam ciemiężony i wyzyskiwany przez wyższych.

2212

Oddziel więc, proszę, jednych od drugich.

długa przerwa
wpatrzony w płytę
2213

Czym jest człowiek? Jakie prawa natury kierują życiem społeczeństw? Czego ludziom potrzeba? Czy są naprawdę stworzeni do wolności? — Nuż okrutne warunki obecne… są najodpowiedniejsze?… z nagłym, bolesnym uśmiechem Danton zawyłby z radości w swej fosie, gdyby wiedział, jak dobrze się pomścił!…

SAINT-JUST

2214

Człowieku! Ależ to absurd! Przecie pragnienie tej wolności i wiara w nią przebudziły naród po dziesięciu wiekach bierności! Przecie utrzymują go od przeszło czterech lat w nadludzkim napięciu bohaterstwa!

ROBESPIERRE

ponury, oparty plecami o przyczółek łóżka
2215

Cóż stąd, moje dziecko? To pragnienie, ta wiara — mogą być złudzeniem. Mogą prowadzić w chaos.

SAINT-JUST

siada. Po długim milczeniu
2216

Jeśli ma być tak… To trzeba iść dalej. Niech się stanie, co musi. Nawet wówczas warto zginąć dla tej wiary, warto ściągnąć na siebie ostatnią klęskę… bo wyższej wartości — nie ma na ziemi..

ROBESPIERRE

patrzy na niego sfascynowany
2217

Warto zginąć… dla kłamstwa!… Kłamstwo najwyższą wartością na ziemi!!… nogi się pod nim uginają. Siada na brzegu łóżka O, wiesz — toś mnie dobił.

SAINT-JUST

odchodzi od stołu, błąka się
2218

A tyś mi złamał kręgosłup. Podziękujmy sobie. Rewolucja traci nas obu.

ROBESPIERRE

błędnie podnosi głowę
2219

Przecie to niemożliwe… godzinę temu… prostuje się nagłym szarpnięciem, ujmuje twarz w wyciągnięte dłonie, silnie ściąga brwi Może to jednak obłęd.

SAINT-JUST

przez ramię
2220

To nie obłęd, to rozpacz. obraca się. Niedbale, lecz wyraźnie Strzel sobie w łeb. Zatrzymuje się u okna, bezmyślnie patrząc na podwórze. Robespierre stopniowo opada na łóżko, wyciąga się.

ROBESPIERRE

nagle bardzo spokojny i rozsądny
2221

Słusznie. Co komu po mnie teraz? wypowiada następstwo tej myśli, starając się je zrozumieć To znaczy, że jestem… wolny… pauza. Nagle, z westchnieniem tęsknoty Raz przynajmniej wyśpię się jak zwierzę… Antoine!

SAINT-JUST

przy oknie, zachrypnięty
2222

Co?

ROBESPIERRE

2223

Nie budź mnie, gdy odejdziesz — zasypiam. Bądź zdrów.

SAINT-JUST

obraca się nagle, podejrzliwie — potem wraca do poprzedniej pozycji
2224

Dobrze.

Przez chwilę nikt się nie rusza. Nagle Saint-Just drgnął na widok czegoś na dworze. Cofa się cicho na pokój, patrzy na śpiącego przyjaciela, wybiega.

GŁOS BARÈRE'A

zbliża się, podniecony
2225

To mnie nic nie obchodzi, mówię ci przecie, że…

Wpada do pokoju. Przebudzony brutalnie Robespierre unosi się na ramieniu z lekkim syknięciem przestrachu. W następnej sekundzie mierzy intruza zabójczym spojrzeniem, pod którym Barère doszczętnie traci kontenans.

BARÈRE

2226

Och… przepraszam. Czy można?…

ROBESPIERRE

bez ruchu, siedzi na łóżku
2227

Stawia pan to pytanie trochę późno…

Saint-Just wchodzi z bezradnym wzruszeniem ramion.

BARÈRE

2228

Przepraszam najusilniej — ale muszę z panem mówić…

ROBESPIERRE

mroźnie
2229

Niech pan siądzie.

Siadają naprzeciw siebie. Saint-Just odchodzi do okna, opiera się o krzyż.

BARÈRE

2230

Otóż u nas… widzi z bliska twarz swego kolegi Och… czy pan chory?

ROBESPIERRE

z kredowym uśmiechem, tak wymuszonym, że działa kurczowo
2231

Ja? Cóż znowu!

bardzo roztargniony, co chwila ziewa kurczowo

SAINT-JUST

2232

On cztery doby nie spał, Barère. Tyś się nie zamęczał; spiesz się przynajmniej i daj mu spokój.

BARÈRE

2233

U nas toczy się zaciekły spór. A w ostatnich czasach takeśmy się… przyzwyczaili do tego, że pan rozstrzyga wszelkie ważne kwestie — więc koledzy przysłali mnie po pana.

ROBESPIERRE

przygryzł mocno wargę
2234

Bardzo mi to pochlebia, ale dziś stanowczo nie zdołam wam pomóc. Od czasów Konstytuanty[137] nie byłem tak zmęczony.

BARÈRE

2235

Hm… to fatalne. — Niechże mi pan przynajmniej powie swoje zdanie!

SAINT-JUST

2236

Nie bądźże natrętny, Barère!

ROBESPIERRE

2237

Czy by się to nie dało do jutra odłożyć?

BARÈRE

2238

Niestety — to nie ode mnie zależy…

ROBESPIERRE

z ciężkim westchnieniem
2239

À la bonne heure[138]. Mów pan. — Zresztą Saint Just mnie zastąpi, jeśli będzie koniecznie trzeba.

Saint-Just podchodzi i siada między nimi. Robespierre ziewa ponownie i ukrywa twarz w ręce, podpierając ją.

BARÈRE

2240

Chodzi o ten spisek więzień…

ROBESPIERRE

podnosi głowę, nagle ocucony
2241

Co… już?!

BARÈRE

2242

Tak…

ROBESPIERRE

2243

Ależ nic o nim jeszcze nie wiemy pewnego! Może to wszystko fantazja tego donosiciela…

BARÈRE

z gestem
2244

Cóż począć? Komitet Bezpieczeństwa rzucił się na to jak zgłodniały zwierz. Rzecz ważna, więc przyłączyliśmy się do dyskusji. Teraz jedni z nas — wśród tych Carnot i ja — są zdania, że należy sprawę potraktować jak najlżej, stosownie do pańskich słów, że to odruch rozpaczy. Więc Lucile Desmoulins, kilku dawniej już podejrzanych bankierów, kilku tak czy owak straconych więźniów odpokutuje — i koniec.

ROBESPIERRE

bardzo uważnie
2245

Słusznie — jeśli będzie w ogóle za co.

BARÈRE

2246

Widzi pan. — Tymczasem Comsur uwziął się zaaranżować istny Sąd Ostateczny. Robespierre podnosi się Mówią, że trzeba zgnieść bunt w zarodku, Saint-Just uśmiecha się i potrząsa wolno głową. Robespierre, słuchając uważnie, poprawia przed lustrem swój strój że należy dać przykład odstraszający a sensacyjny — operują dziesiątkami nazwisk.

SAINT-JUST

na wpół do siebie
2247

Słowem, zraziliśmy sobie połowę ludności — zraźmy więc czym prędzej i resztę też.

ROBESPIERRE

odświeża fryzurę
2248

O której pan wyszedł? Czy mnie pan długo szukał?

Saint-Just śledzi go płonącymi oczami.

BARÈRE

obraca się z krzesłem
2249

O, więc pan przyjdzie?!

ROBESPIERRE

2250

I should hope so[139]… Kiedy pan wyszedł stamtąd?

BARÈRE

2251

Proszę się nie spieszyć — zarządzono godzinę przerwy. Schodzimy się ponownie o pół do dziewiątej, patrzy na zegarek czyli za dwadzieścia minut. wstaje

Barère kłania się i wychodzi.

ROBESPIERRE

gotów
2252

Jestem panu bardzo wdzięczny. Przyjdę punktualnie.

Obaj gens de la haute main[140] patrzą na siebie, jakby wzajemnie zahipnotyzowani swym widokiem. Mija długa chwila doskonałej nieruchomości.

ROBESPIERRE

nareszcie
2253

My — God.

SAINT-JUST

by go wypróbować
2254

Zostań, wyśpij się — od tak głupiego pomysłu odwiodę ich z łatwością sam.

ROBESPIERRE

roztargniony
2255

Dziękuję… Wiesz co, Antoine, byłbym człowiekiem szczęśliwym, gdybym mógł uwierzyć, że to naprawdę głupota.

SAINT-JUST

podnosi oczy z anielskim wejrzeniem
2256

Ostatecznie… to nawet jest przecie możliwe…

ROBESPIERRE

z cierpkim śmiechem
2257

Miałem nadzieję, że się przynajmniej zdziwisz… zaczyna chodzić Nie ma co się łudzić. Tak głupi nie jest nawet stary Vadier, żeby w dobrej wierze chwytał za miech — chcąc ugasić pożar. — Oni chcą spotęgować terror…

zatrzymuje się
2258

Oni chcą sprowadzić katastrofę.

2259

Tak, rewolucja przybiera obrót tragiczny. Przestała dogadzać tym panom. Więc chcą ją przerwać — za jaką bądź cenę. Cóż znaczy dobro państwa, gdy chodzi o komfort jego władców?!

2260

Najpierwotniejszych podstaw Republice brak. Straciliśmy dwa lata przez te fakcje; teraz nie wiadomo literalnie, od czego zacząć — praca narasta w kwadratowej proporcji do liczby dni… a im już się znudziło! zmęczyli się!

2261

Utulę ja was do snu, wierni towarzysze. Odstraszający, sensacyjny przykład wam się marzy? — Spełnię wam to życzenie. W sposób, który was gruntownie zaspokoi… Terror ma jednak swoje dobre strony, panowie koledzy! znów chodzi Teraz trzeba przede wszystkim zakończyć wojnę. Całą mocą narodu na Północ. Musimy rozbić koalicję w ciągu lata: dość już raz tego trwonienia wartości i sił! — Ale w tym celu trzeba kontrolować generałów z bliska. Oni lubią wojenkę… nagły zwrot Saint-Just, pojedziesz jutro na front północny.

SAINT-JUST

2262

Hm… wiesz…

ROBESPIERRE

jak przymrożona brzytwa
2263

Co?…

SAINT-JUST

z podkreślającym uśmiechem
2264

Tyranie krwawy, oszczędź mnie: pojadę.

ROBESPIERRE

ustawia się przed nim; intensywnie
2265

Jednolita celowość poruszeń, Saint-Just! — Przeciw tym, co zamiast zwycięstwa narodu szukają własnej sławy — masz terror. Lecz od samego zwycięstwa ważniejsza moralna postawa naszej akcji. Od wojny o byt państwowy do wojny zaborczej jest jeden krok. Robiąc go przekreślamy rewolucję. Gdyby zwycięstwo miało doprowadzić Francję do tego — to lepiej będzie, jeśli wojnę przegra. Zapisz to sobie odchodzi; przez ramię. I pilnuj no pana Pichegru, niech mi ten młodzieniec nie zbiera indywidualnych laurów.

SAINT-JUST

2266

Musisz się zatem postarać, by mi Komitet już na jutro tę misję powierzył. No…

ROBESPIERRE

2267

A w dodatku nie śmie przeczuwać, że pomysł ode mnie pochodzi…

zamyśla się z wolna
2268

Sprawować władzę dyktatorialną, lecz tak — aby się nikt nie spostrzegł!…

Ulega komizmowi sytuacji i wybucha śmiechem, serdecznym i zrozpaczonym równocześnie.

SAINT-JUST

ożywiony
2269

Widzisz, Maxime, dlatego tak niechętnie cię opuszczam. Przecie twoja obecna sytuacja nie da się utrzymać. Dłużej jak przez parę dni nie zdołasz ukrywać swych funkcji absolutnego monarchy. — Tymczasem kara śmierci za samą propozycję nadania władzy naczelnej — to nie żarty. Pomyśl tylko, jak tych twoich znużonych siedmiuset kolegów, których teraz przyciśniesz terrorem — będzie czyhać na lada pretekst, by cisnąć w ciebie bombą oskarżenia o uzuparcję władzy. A to broń niezawodnie śmiertelna.

ROBESPIERRE

2270

I can't help smiling[141]. Śmiertelną tę broń wyszczerbili sobie na mnie w ciągu dwu lat tak gruntownie, że już się tylko do muzeum nadaje jako osobliwość.

SAINT-JUST

2271

Potwarz była nieszkodliwa. — Od dziś to już nie potwarz; i pierwszy, kto się waży rzucić oskarżenie — zmiecie cię jednym ruchem ręki.

ROBESPIERRE

2272

Musi się naprzód ważyć.

SAINT-JUST

zniecierpliwiony
2273

Nie bądźże lekkomyślny, Maxime! Słuchaj: zostaw mnie tu. Zabiorę się do pracy nad opinią publiczną. Za trzy tygodnie, Maxime, będziesz mógł oficjalnie objąć dyktaturę na jednogłośne żądanie Paryża. — Zważ tylko, ile czasu w ten sposób oszczędzisz — nie mówiąc już o bezpieczeństwie!

ROBESPIERRE

zamyślony
2274

Chłopcze, nie mogę: front ważniejszy.

SAINT-JUST

2275

Chwili spokoju nie znajdę. Przecie razem z tobą przepadnie wszystko!

ROBESPIERRE

2276

To będziesz o mnie drżał. — Nie uwierzysz, jak słodko wiedzieć, że jest przecież ktoś, kto o mnie drży, a nie przede mną… Nie miałbyś jednak powodu. Nic mi się nie stanie. Nad tyranami czuwa osobna Opatrzność… Jakoś się utrzymam. Niechby mi dano tylko dwa lata…

2277

Muszę przeistoczyć rząd od wnętrza, nie naruszając go nominalnie. Duch Dantona zdemoralizował Konwencję w straszliwy sposób. Trzeba ją zsubordynować — nawiązać z powrotem przerwany kontakt z narodem — i dać jej taki nawał pracy, by nie miała czasu na kłótnie osobiste. — Za to Komitet musi wytrwać na wyżynach, czy chce, czy nie chce; coś przecie musi pozostać, czemu by ogół mógł ufać bezwzględnie. — Komunę trzeba odnowić. Brak nam teraz czasu na znoszenie sabotażu.

krótka pauza; żartobliwie:
2278

Duchowe zjednoczenie Francji!… Nim ją bodaj myśl rewolucji na wskroś przeniknie — miną dziesiątki lat wytężonej pracy. Po wsiach ludność dotąd nie wie, o co nam chodzi. Większość rozruchów i buntów wynika jedynie z tej straszliwej ciemnoty moralnej. Wychowywać ludzi na ludzi — oto nasz pierwszy, najważniejszy cel. To specjalne zadanie jakobinów: tymczasem kluby filialne śpią lub zbijają bąki. Trzeba je zaprząc na serio…

2279

Administrację trzeba odchwaścić. Strach, co się po prowincjach dzieje. Te stowarzyszenia ludowe, te komuny lokalne i komitety rewolucyjne bez kierunku, bez nadzoru…

2280

Francję trzeba by zasypać tysiącami energicznych komisarzy, inteligentnych i moralnie dojrzałych. Tymczasem ludzi, którym by można powierzyć materialny i duchowy dobrobyt jednego choćby departamentu — jest kilku zaledwie. Głupota na stanowiskach odpowiedzialnych wyrządza wszędzie katastrofalne szkody: emisariusze samej Konwencji grasowali po zbuntowanych prowincjach jak dżuma; zamiast zaradzać złemu i zjednywać ludność — utwierdzali ją w zaciekłym oporze. Lyon, Bordeaux, Nantes są spustoszone…

2281

Och, móc być sprawiedliwym… raz jeden pozwolić sobie na ten luksus, i wysłać Fouchégo z Collotem na szafot, za Lyon!![142] — Wiem, że nie mogę… lecz na myśl o tym skatowanym mieście — tracę chwilami kontrolę nad sobą. Złośliwe kretyny, jeden z drugim… a takich wszędzie najwięcej!

2282

Klęski gospodarczej uniknęliśmy dotąd — ale to nie dobrobyt. zatrzymuje się przy oknie. Zmienionym głosem — A czasu tak straszliwie mało…

SAINT-JUST

uderzony, odwraca się nagle. Cicho, bez nacisku
2283

Czemu? — Jesteś przecie młody…

ROBESPIERRE

znów roztargniony i zmęczony
2284

Czemu? — Tego nie wiem. Ale wiem, że tak jest.

SAINT-JUST

2285

Za to możesz przybrać nareszcie właściwe tempo. Fakcje zgładzone; masz wolną drogę.

ROBESPIERRE

odwraca się ze znużonym uśmiechem
2286

No… w gruncie rzeczy masz rację. Istotnie mogę teraz ruszyć naprzód… inna rzecz, że od dziś — zamiast dotychczasowych barykad na poprzek gościńca — armie całe czają się niewidzialne po rowach i zza płotów — z tysiącami pocisków w pogotowiu…

wraca na pokój
2287

Nie zabiliśmy Dantona. Rozmnożyliśmy — rozsialiśmy go. Krew jego już zaczęła wydawać swój plon. Jak krew mitycznego herosa — z każdej kropli rodzi mu się mściciel.

opiera się o stół. Sarkazm retoryki ledwo zaznaczony:
2288

Jak my padniemy, Antoine — ty i ja — to nas wapno połknie i strawi, myśl nasza rozwieje się jak oddech — tylko nazwiska zostaną i pójdą na pastwę historyków. podnosi się Ale Dantona zabić nie można. Bo Danton, to kolos życia — to pierworodny syn Natury — to nieśmiertelna Bestia w człowieku.

podnieca się coraz bardziej
2289

Póki człowiek nie przerośnie tej bestii w sobie — póty będzie się raz po raz buntować i krwawić — daremnie. Rewolucja nie dotrwa do celu ani za tym, ani za drugim, ani za piątym razem. Dantonowa korupcja, Dantonowe kłamstwo zawsze przeważą z czasem siłę rozpędu ku górze…

2290

Chryste… co ja znowu mówię!…

SAINT-JUST

prawie z uśmiechem
2291

Na szczęście wiem już, że można nie brać na serio tych twoich proroczych ataków… ale ty się nerwowo rozklejasz, przyjacielu. A w twoim położeniu… chwila wyczerpania może mieć katastrofę za skutek… wstaje wzburzony; namiętnie Maxime: odpocznij przez jeden tydzień. Sześć dni tylko! — I zostaw mnie w Paryżu!

ROBESPIERRE

2292

Och, przestańże nareszcie. — Ileż razy mam ci powtarzać, że to wykluczone…

SAINT-JUST

2293

Kiedyż mi przynajmniej pozwolisz wrócić?

ROBESPIERRE

2294

Po przełomie. Ale natychmiast pojedziesz na prowincję. Jesteś potrzebny wszędzie…

2295

Och, gdybym cię miał w choćby piętnastu egzemplarzach, Saint-Just! — Ciebie, coś uspokoił zbuntowaną Alzację i zjednał ją — bez przelewu krwi!

2296

Ten brak talentów to podstawa wszystkich naszych nieszczęść.

SAINT-JUST

2297

No — generałów mamy dobrych. Tyle musisz przyznać.

ROBESPIERRE

2298

Tak jest, muszę. — Mam tylko nadzieję, że żaden z nich nie jest tak dobry jak Dumouriez.

SAINT-JUST

zirytowany
2299

Nie bądźże maniakiem, Maxime! Zamiast dziękować Bogu, że przynajmniej zewnątrz kraj ma zdolnych obrońców — ty…

ROBESPIERRE

2300

…ja się ich boję. — I nienawidzę ich… Nienawidzę ich…

2301

Nazywasz mnie maniakiem? — A czyż ty nie znasz ich sam? Dusza wojskowego z powołania nie jest dojrzałą duszą ludzką. To na wpół zwierzęca dusza złośliwego dziecka. To umysł skarłowaciały, przerażająco ciasny — a wybujały patologicznie w kierunku jednej jedynej, zwierzęcej funkcji zdobywania. — Jak każda niedorazwinięta duchowo istota uznaje na świecie tylko siebie samego. Niechże jego kraj poniesie klęskę epokową — byleby on w niej znalazł odwet za jakieś błahe pominięcie; niech się Europa zamieni w kupę gruzów — jeśli on przez to zyska potęgę i sławę.

2302

Gdy Dumourieza na rękach noszono, drżałem o przyszłość… wiedząc, że jako geniusz wojskowy musi być łotrem bez czci i wiary. Tam, gdzie pragnę się mylić — mam zawsze co do joty słuszność. Toteż boję się teraz jak zarazy tych młodych… taki Hoche… Jourdan…

SAINT-JUST

2303

Ech. Najwybujalsze temperamenty wśród tych panów noszą na szyi solidną obrożę. Kontrola rządu nie opuszcza ich na krok.

ROBESPIERRE

intensywnie
2304

Póki jest rząd, przyjacielu… Ale niech no mi korupcja łeb ukręci; niech no zgniła kanalia dantonidów, ci spekulanci polityczni, paskarze i prowokatorzy, zagarną władzę…

2305

Ożywczy wstrząs Rewolucji wytworzył w narodzie francuskim niebywały nadmiar energii aktywnej. Zasób jest tak znaczny, że dzięki niemu rozwój nowego państwa mógłby się dokonać w kilkanaście, zamiast kilkaset lat, i dopiąć nie osiągniętego dotąd stopnia społecznej doskonałości.

2306

Ale — w tym celu następcą moim musiałby być geniusz. — Tymczasem mnie zluzują prawdopodobnie tacy Tallien, Barras i Fouché. A wówczas pierwszy lepszy przedsiębiorczy synek Marsa skupi dokoła siebie tę potęgę; bezcenne narzędzie życia zmarnuje się w rękach idioty na niszczycielskie orgie żołdackie; bydlęcy atleta roztrwoni dla swej tępej uciechy energie twórcze, jakich kraj nie zdoła już wyprodukować…

2307

Francja jest tak naładowana żywotnością, że może się rozpuchnąć po Ural — na parę piekielnych lat — jeśli wpadnie w szpony takiego drapieżnika bez mózgu. — Ha, ha! Ładna realizacja Republiki Uniwersalnej: Europa, spustoszona jak po trzęsieniu ziemi, dygocąca z głodu i strachu u stóp boskiego Caesara…

2308

Takiemu to nadadzą dyktaturę all right, jeszcze go będą prosić, żeby ich raczył poprowadzić na zatracenie…

pada na krzesło
2309

Instynkt! — O tak, niezawodny instynkt u mas, ten sam, co pcha owady prosto w płomień…

po chwili — szybko, cicho, niemal histerycznie
2310

Och, jakże mnie ta myśl zamęcza! Wszędzie nade mną wisi. We wszystkim słyszę jej groźbę. Jakby mi coś powoli czaszkę przepalało, ciągle i ciągle w ten jeden rozogniony punkt… — Wiesz, miewam chwile wręcz obłędnego pragnienia: wytępić, wyrżnąć w pień wszystkie talenta wojskowe w kraju. Zabić — utłuc — nawet dzieci w szkole kadetów. — Niechby naród miał spokój bodaj na lat parę… bodaj póki się Republika z zalążka nie rozwinie…

2311

Któż będzie po mnie chronić bezbronnych głupich ludzi przed żarłocznością tych ludożerców?!! przechyla się wstecz z kurczowym przerywanym westchnieniem — Oooch… uspokójmy się. chwyta go krótki atak nerwowego kaszlu. Przemógłszy go szczerzy zęby w niemiłym śmiechu Jeszcze trochę, a byłbym dostał krwotoku… suchoty w dodatku! opuszcza głowę na ręce; szeptem, z przerażeniem Wielki Boże… jakżem ja bezsilny…

SAINT-JUST

spokojnie
2312

Masz gorączkę; nie spałeś cztery doby, wskutek tego popadasz w histerię. — Za to wobec przyszłości, mój miły — wobec piekielnej wszechmocy przypadku — jesteś bezsilny, bo jesteś człowiekiem. Trwonisz zatem życie, gdy się tym zadręczasz. — Zamuruj się w chwili obecnej; nałóż sobie klapy na oczy, jak koniowi.

2313

Co po tobie nastąpi — tego nie możesz zmienić; tymczasem nie wolno ci się płoszyć, bo wieziesz państwo.

ROBESPIERRE

prostuje się powoli
2314

Tego — nie mogę — zmienić… gorączkowym szeptem A przecież muszę, do stu katów! Muszę!!

2315

Masz rację. Robię z siebie błazna. znienacka wybucha śmiechem, który przeraża Saint-Justa Już miałem wygłosić odkrycie, że nie można przezwyciężyć śmierci!

SAINT-JUST

silnie ściąga brwi
2316

Www… wiesz, nie śmiej się lepiej.

ROBESPIERRE

tężeje nagle. Martwa cisza w pokoju
2317

Słyszysz?…

SAINT-JUST

ponury
2318

Co?

ROBESPIERRE

2319

Tłum wraca.

SAINT-JUST

2320

Requiescant in pace[143]. — Nie podnoś lewej ręki, manszet[144] się zaczepił.

ROBESPIERRE

starannie odczepia koronkę i znów obraca głowę ku oknu
2321

Nie można przezwyciężyć śmierci! Mylisz się, Antoine. To tylko ja nie mogę. Ja tylko jestem wobec przyszłości bezsilny. Przyszłość jest pod znakiem dzisiaj zmarłego Dantona.

patrzy na zegarek
2322

Czas na nas, Antoine. Chodźmy.

19 ventóse, An CXXXVII, 13 h.[145]

Przypisy

[1]

Wielki Sędzia — rzekomy przyszły dyktator; według oskarżeń wysuwanych przeciw grupie działaczy politycznych, których nazwano hebertystami (od nazwiska publicysty Jacquesa Bené Héberta), zamierzało ono wprowadzić we Francji dyktaturę. Pierwszym Wielkim Sędzią wg tych oskarżeń miał zostać mer Paryża, Jean-Nicolas Pache (1746–1823). [przypis edytorski]

[2]

Tydzień jak Wielki Sędzia poszedł z dymem — akcja dramatu rozgrywa się na przełomie marca i kwietnia 1794 r. — pomiędzy aresztowaniem hebertystów 14 marca, oskarżonych o spisek i zdradę i po trzech dniach skazanych na śmierć, a aresztowaniem Dantona 5 kwietnia. [przypis edytorski]

[3]

Pache, Jean-Nicolas (1746–1823) — w okresie rewolucji francuskiej mer Paryża. [przypis edytorski]

[4]

pudziesz (gw.) — właśc.: pójdziesz; w znaczeniu: odejdź. [przypis edytorski]

[5]

Konwencja (fr. Convention Nationale) — Konwent Narodowy, zgromadzenie prawodawcze z okresu rewolucji francuskiej, rządziło Francją od 21 września 1792 r. do 26 października 1795 r. Powołane zostało wkrótce po aresztowaniu króla Ludwika XVI w celu przygotowania konstytucji nowej republiki. W Konwencie zasiadało 784 przedstawicieli wybranych w wyborach bezpośrednich, w których po raz pierwszy mogli wziąć udział przedstawiciele wszystkich klas (mężczyźni w wieku od 21 lat). W Konwencie funkcjonowały dwie grupy politycznie zorientowane, jakobini (tzw. Górale) i żyrondyści, często zajmujące skrajnie odmienne stanowiska w dyskutowanych sprawach. Trzecią, i momentami największą, grupę stanowili niezdecydowani z tzw. Równiny (zwanej też Bagnem ), którzy w różnych kwestiach głosowali za propozycjami lewicy bądź prawicy. [przypis edytorski]

[6]

Góra — tu: radykalne stronnictwo polityczne w rewolucyjnym Konwencie Narodowym, złożone przede wszystkim z jakobinów, którzy zajmowali górne ławy na sali obrad (stąd nazwa stronnictwa, fr. Montagnards). Góralami byli przede wszystkim przedstawiciele inteligencji i burżuazji, w tym tej paryskiej. Ich poglądy i postulaty kształtowały się pod wpływem najbardziej radykalnie nastawionej części francuskiego społeczeństwa, tzw. sankiulotów, czyli miejskich robotników, rzemieślników i drobnej burżuazji. [przypis edytorski]

[7]

sankiulota (z fr. sans-culotte) — najbardziej radykalnie nastawiona grupa społeczna z okresu rewolucji francuskiej, składająca się z miejskich robotnic i robotników, drobnych rzemieślników, bezrobotnych i drobnej burżuazji. Sankiuloci domagali się najdalej idących zmian w systemie politycznym i społecznym Francji. Grupa ta była szczególnie dotknięta przerwami w dostawach żywności i innych artykułów, stąd też wielu sankiulotów było zwolennikami terroru jako metody zwalczania spekulacji, korupcji oraz kontrrewolucyjnych spisków rojalistów. Niejednokrotnie zmieniła przebieg rewolucji, stosując tzw. insurekcje, tj. wymuszając groźbą użycia przemocy na członkach Konwentu podejmowanie decyzji, na które ci nie byli gotowi. Nazwa grupy wywodzi się od pogardliwego określenia żołnierzy Armii Rewolucyjnej, którzy pochodzili z klas niższych noszących tzw. culottes, długie luźne spodnie, w przeciwieństwie do noszonych przez profesjonalne armie obcisłych, sięgających kolan bryczesów (sans-culotte oznaczało zatem „bez bryczesów”). [przypis edytorski]

[8]

hebertyści — grupa działaczy politycznych i urzędników skupionych woków Jacquesa Héberta. Hébert redagował pismo pt. Le Père Duchesne (fr. Ojczulek Duchesne), które w l. 1793–1794 reprezentowało radykalne poglądy wyrażane językiem ludowym, zyskując w ten sposób spore zainteresowanie sankiulotów. W pierwszym okresie skupione było na zwalczaniu będących wówczas u władzy żyrondystów, co poskutkowało aresztowaniem Héberta w maju 1793 r. W odpowiedzi sankiuloci zagrozili przemocą członkom Konwentu, otoczyli obrady, domagając się m.in. uwolnienia lidera i usunięcia żyrondystów z obrad. Do sankiulotów przyłączyła się gwardia narodowa, co zapewniło uwolnienie Héberta, usunięcie części posłów prawicy a w efekcie przyczyniło się do politycznego zmarginalizowania żyrondystów. Hebertyści domagali się zaostrzenia polityki dechrystianizacyjnej (co szczególnie nie podobało się Robespierre'owi), większej regulacji rynku, rekwizycji upraw. Byli też zwolennikami stosowania terroru jako narzędzie walki z nadużyciami i wrogami republiki. Po sukcesie w zwalczaniu żyrondystów, ostrze publicystyki Héberta skierowało się przeciw jakobinom, co doprowadziło do wysunięcia oskarżeń przeciw dziennikarzowi i jego współpracownikom o spisek przeciw republice. Rolę w zwalczaniu hebertystów odegrali m.in. Fabre d'Églantine i Camille Desmoulins, który na łamach swojej gazety „Le Vieux Cordelier” oskarżał ich o niszczenie reputacji młodej republiki. Mimo zabiegów Héberta nie udało się mu ponownie zmobilizować ludowej insurekcji przeciw mniej radykalnie nastawionej części Konwentu. W marcu 1794 r. czołowi przedstawiciele grupy zostali aresztowani i skazani na śmierć w trzydniowym procesie. [przypis edytorski]

[9]

Biura Wojenne (fr. Commissaire des guerres) — jednostki odpowiedzialne za organizację armii francuskiej, istniejące w czasach monarchii, a następnie republiki. Po obaleniu ancien régime organizacja armii była jednym z największych wyzwań twórców nowego państwa, m.in. ze względu na zagrożenie atakiem obcych armii oraz niepewność co do lojalności dawnych dowódców (z których znaczną część stanowiła niechętna demokracji arystokracja) i jednocześnie brak przeszkolonej i doświadczonej kadry wiernej ideom rewolucji. [przypis edytorski]

[10]

Vincent, François Nicolas (1767–1794) — przywódca sankiulotów, sekretarz generalny w ministerstwie wojny, jeden z liderów hebertystów, aresztowany i stracony w marcu 1794 r. [przypis edytorski]

[11]

Wielki Komitet — Wielkim Komitetem nazywano Komitet Ocalenia Publicznego (fr. Comité de salut public) w okresie władzy Robespierre'a. Komitet sprawował władzę wykonawczą, jego zadaniem było opanowanie kryzysu wywołanego wojną z Austrią i Prusami oraz zapaścią gospodarki. [przypis edytorski]

[12]

młodziutki generalik — Przybyszewska mylnie przypisała Vincentowi dowództwo złożonej z sankiulotów Armii Rewolucyjnej, w rzeczywistości rolę tę pełnił bliski współpracownik Vincenta, Charles-Philippe Ronsin (1751–1794). Vincent był faktycznie jednym z najmłodszych hebertystów. [przypis edytorski]

[13]

Pitt, William Młodszy (1759–1806) — premier Wielkiej Brytanii w latach 1783–1801 oraz Zjednoczonego Królestwa w latach 1801 i 1804–1806, przewodził antyrewolucyjnym koalicjom, w których brały udział także inne europejskie monarchie. [przypis edytorski]

[14]

crescendo accelerando molto — termin muzyczny, z wł. crescendo: coraz głośniej, accelerando: coraz szybciej i molto: bardzo. [przypis edytorski]

[15]

jak we wrześniu — w pierwszych dniach września 1792 r. wojska republiki ponosiła kolejne klęski a do Paryża zbliżała się armia pruska. Sankiuloci zaatakowali wówczas więzienia i wymordowali 1100–1400 osób, głównie więźniów politycznych, w obawie, że gdy sami opuszczą Paryż, by dołączyć do armii, monarchiści zorganizują kontrrewolucyjne powstanie. [przypis edytorski]

[16]

dziesiątego sierpnia — 10 sierpnia 1792 r. lud paryski zdobył pałac królewski Tuileries i osadził króla Ludwika XVI wraz z rodziną w więzieniu. [przypis edytorski]

[17]

Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela — uchwalona 26 sierpnia 1789 r. przez Konstytuantę jako wstęp do opracowywanej konstytucji. [przypis edytorski]

[18]

Robespierre, Maximilien (1758–1794) — prawnik, polityk okresu rewolucji francuskiej, członek Stanów Generalnych i Konstytuanty, przywódca klubu jakobinów. Z powodu swojej nieskazitelnej uczciwości zwany Nieprzekupnym (fr. l'Incorruptible); zgilotynowany 28 lipca 1794 r. [przypis edytorski]

[19]

odkąd on chory — Robespierre cierpiał na malarię. [przypis edytorski]

[20]

Człowiek Dziesiątego Sierpnia — chodzi o Georges'a Dantona, który odegrał znaczącą rolę w obaleniu francuskiej monarchii 10 sierpnia 1792 r. [przypis edytorski]

[21]

Danton, Georges (1759–1794) — prawnik, mówca, jeden z przywódców rewolucji francuskiej, członek Konwentu, Komuny Paryskiej, jeden z liderów klubu kordelierów; od stycznia 1791 administrator departamentu paryskiego, od grudnia 1791 zastępca prokuratora Komuny Paryża. W 1792 został mianowany ministrem sprawiedliwości i de facto szefem rewolucyjnego rządu, następnie kierował Komitetem Ocalenia Publicznego. Zgilotynowany 5 kwietnia 1794 r. [przypis edytorski]

[22]

exit (łac.) — wychodzi. [przypis edytorski]

[23]

ex machina — od łac. deus ex machina: bóg z maszyny (o zakończeniu sztuki); tu w znaczeniu: nieoczekiwanie. [przypis edytorski]

[24]

Duplay, Eléonore (1768–1832) — malarka, córka stolarza Maurice'a Duplaya, w którego domu mieszkał Robespierre od połowy 1791 r. aż do śmierci, prawdopodobnie jego partnerka życiowa. Po przewrocie 9 Thermidora aresztowana. [przypis edytorski]

[25]

dearest (ang.) — najdroższa. [przypis edytorski]

[26]

Great God (ang.) — Dobry Boże. [przypis edytorski]

[27]

carino (wł.) — drogi, kochany; uroczy. [przypis edytorski]

[28]

chéri (fr.) — najdroższy. [przypis edytorski]

[29]

Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego — drugi obok Komitetu Ocalenia Publicznego organ wykonawczy w okresie rewolucji francuskiej. Od 2 października 1792 r. pełnił funkcję urzędu ds. policji, zajmując się walką z kontrrewolucją, rozwiązany w 1795 r. [przypis edytorski]

[30]

Saint-Just, Antoine (1767–1794) — jeden przywódców rewolucji francuskiej, bliski współpracownik Robespierre'a, członek Komitetu Ocalenia Publicznego. [przypis edytorski]

[31]

Haindel, Charles — oficer 11. regimentu huzarów armii rewolucyjnej, który złożył zeznania na temat przygotowywanego rzekomo przez hebertystów zamachu stanu, prawdopodobnie w nadziei, że pomoże mu to w odzyskaniu stanowiska, które utracił decyzją Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego, który w tym okresie przeprowadzał czystki w armii. [przypis edytorski]

[32]

Voilà tout (fr.) — to wszystko. [przypis edytorski]

[33]

Desmoulins, Camille (1760–1794) — polityk i publicysta rewolucyjny, szkolny kolega Robespierre'a, jego odezwy zmobilizowały lud Paryża do szturmu na Bastylię w 1789 r., przypisuje mu się też pomysł oznaczania rewolucjonistów rozetami, z których wyewoluowała z czasem dzisiejsza niebiesko-biało-czerwona flaga Francji; od grudnia 1793 r. wydawał pismo „Le Vieux Cordelier” (fr. Stary Kordelier), w którym występował przeciwko rządom terroru i samemu Robespierre'owi. [przypis edytorski]

[34]

sapienti sat (łac.) — sentencja łac. mądremu wystarczy, w znaczeniu: „mądrej głowie dość dwie słowie”. [przypis edytorski]

[35]

Utalentowane niemowlę — w rzeczywistości Desmoulins był młodszy od Robespierre'a tylko o dwa lata. [przypis edytorski]

[36]

deltoidy — z fr. mięśnie naramienne. [przypis edytorski]

[37]

„Vieux Cordelier” — pismo prowadzone przez Camille'a Desmoulinsa od 5 grudnia 1793 r. do 3 lutego 1794 r. Ukazało się sześć numerów pisma, w którym krytykowano rządy terroru. Po ukazaniu się ostatniego numeru Desmoulins został usunięty z klubu jakobinów. Numer siódmy został wstrzymany przez wydawcę w obawie przed dalszymi represjami. [przypis edytorski]

[38]

Plac Rewolucji — jeden z głównych placów Paryża, obecnie Place de la Concorde (plac Zgody), w okresie rewolucji były tam wykonywane publiczne egzekucje, m. in. 21 stycznia 1793 r. został tam zgilotynowany Ludwik XVI. [przypis edytorski]

[39]

szlachtuz (daw.) — rzeźnia. [przypis edytorski]

[40]

ineptus esse diceris (łac.) — powiedzą o tobie, że się nie nadajesz. [przypis edytorski]

[41]

Westermann, François Joseph (1751–1794) — generał francuski związany z Dantonem. [przypis edytorski]

[42]

C Three (ang.) — C Trzy, tu jako kryptonim szpiegowski. [przypis edytorski]

[43]

Pi Two alias Twelve (ang.) — P Dwa alias Dwanaście; tu jako kryptonim Williama Pitta. [przypis edytorski]

[44]

dekret 18 nivôse'a — chodzi o dekret Konwentu przyjęty z inicjatywy dantonisty Bourdona de l'Oise, pozbawiający ministrów prawa do dysponowania funduszami bez każdorazowego upoważnienia przez jeden z Komitetów. Nivôse to według kalendarza republikańskiego miesiąc na przełomie grudnia i stycznia. [przypis edytorski]

[45]

Central Office (ang.) — centralne biuro, prawdopodobnie fikcyjna agencja wywiadowcza. [przypis edytorski]

[46]

dom d'Orleans — boczna, orleańska linia francuskiej dynastii Burbonów. Ludwik Filip, książę Orleanu i pretendent do tronu po śmierci Ludwika XVI (1747–1793), jako Philippe Égalité (fr. Równość) brał udział w rewolucji. [przypis edytorski]

[47]

Danton, Louise Sébastienne (1776–1856) — druga żona Dantona, wcześniej pracowała jako opiekunka jego dzieci z pierwszego małżeństwa; związek małżeński zawarli 4 miesiące po śmierci pierwszej żony Dantona. Louise miała wówczas 17 lat. Jej ojciec, Marc-Antoine Gély, był członkiem Klubu Kordelierów. Louise Danton owdowiała po 10 miesiącach małżeństwa. Wyszła ponownie za mąż za Claude-François-Étienne Dupina, z którym miała dwoje dzieci. [przypis edytorski]

[48]

avec fougue (fr.) — z pasją. [przypis edytorski]

[49]

całe towarzystwo… — przywódcy hebertystów, w tym Vincent, Ronsin i Hébert, zostali aresztowani 13 marca 1794 r. [przypis edytorski]

[50]

mamy też już serdecznie dość tego rządu adwokatów — adwokatami z zawodu byli i Robespierre, i Danton, i wielu innych przywódców rewolucji francuskiej. [przypis edytorski]

[51]

out of all patience (ang.) — straciwszy całkowicie cierpliwość. [przypis edytorski]

[52]

Comsal — stosowany przez Przybyszewską skrót od fr. Comité de Salut Public, Komitet Ocalenia Publicznego. [przypis edytorski]

[53]

Comsur — stosowany przez Przybyszewską skrót od fr. Comité de Sûreté Générale, Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego. [przypis edytorski]

[54]

fakcja — stronnictwo. [przypis edytorski]

[55]

Camille zacznie wydawać „Młodego Jakobina” — gra słów z tytułem pisma wydawanego przez Camille'a Desmoulinsa pt. „Stary Kordelier”. [przypis edytorski]

[56]

never fear (ang.) — nie bój się. [przypis edytorski]

[57]

Nieskazitelny — tak nazywano Robespierre'a ze względu na jego bezinteresowność i uczciwość. [przypis edytorski]

[58]

La Force — więzienie w Paryżu, w którym osadzano więźniów politycznych. [przypis edytorski]

[59]

prestissimo (wł.) — jak najszybciej. [przypis edytorski]

[60]

À bon entendeur, salut (fr.) — pozdrowienia dla uważnego słuchacza; w znaczeniu: mądrej głowie dość dwie słowie. [przypis edytorski]

[61]

tiré à quatre épingles (fr.) — wymuskany. [przypis edytorski]

[62]

banderilla — włócznia używana w walce z bykami. [przypis edytorski]

[63]

mob (ang.) — tłum, tłuszcza. [przypis edytorski]

[64]

I wonder (ang.) — zastanawiam się, tu: no ciekaw jestem. [przypis edytorski]

[65]

Iryjczyk (daw.) — Irlandczyk. [przypis edytorski]

[66]

Car tel est mon bon plaisir (fr.) — bo tak mi się podoba. [przypis edytorski]

[67]

en détresse (fr.) — zaniepokojona. [przypis edytorski]

[68]

Cayenne — stolica Gujany Francuskiej, zamorskiego terytorium Francji, leżąca w Ameryce Południowej; od czasów rewolucji miejsce zsyłania przeciwników politycznych. [przypis edytorski]

[69]

de front (fr.) — równocześnie. [przypis edytorski]

[70]

Lindet, Jean Baptiste Robert (1746–1825) — polityk fr., w czasie rewolucji francuskiej, w marcu 1793 r. współtworzył Trybunał Rewolucyjny, 11 czerwca wyjechał do Normandii, by walczyć z powstaniem wznieconym przez obalonych dziewięć dni wcześniej; jego charakterystyczną cechą było wyważone, umiarkowane stanowisko; w marcu 1794 r. jako jedyny nie podpisał dekretu o aresztowaniu dantonistów; działał w Komitecie Ocalenia Publicznego do 20 września 1794, ogłosiwszy oficjalnie nieinterwencję państwa w gospodarkę francuską, zmuszony do odejścia; w końcu maja 1795 aresztowany, pozostawał w więzieniu do lipca; w czasach Dyrektoriatu konsekwentnie odmawiał przyjmowania stanowisk państwowych; brał udział w Sprzysiężeniu Równych, po czym przez jakiś czas musiał się ukrywać; w lipcu 1799 r. na krótko wrócił do rządu jako minister finansów; wycofał się z życia politycznego po zamachu stanu Napoleona Bonapartego, który uznał za ostateczne przekreślenie osiągnięć rewolucji; w 1816 r. skazany na banicję jako „królobójca”, pozostał jednak w kraju aż do śmierci. [przypis edytorski]

[71]

Billaud-Varenne, Jacques Nicolas (1756–1819) — ultraradykalny polityk czasów rewolucji francuskiej, jakobin; deputowany Paryża do Konwentu Narodowego, jeden z najżarliwszych zwolenników osądzenia i stracenia Ludwika XVI, a następnie Marii Antoniny; atakował stanowisko żyrondystów, do 1794 r. popierał linię polityczną Robepierre'a. [przypis edytorski]

[72]

fusilliady lyońskie (z fr. la fusillade: rozstrzelanie) — w październiku 1793 r., po odbiciu Lyonu z rąk rojalistów, władze rewolucyjne przeprowadziły krwawą masakrę mieszkańców tego miasta. [przypis edytorski]

[73]

Collot, Jean-Marie (1749–1796) — aktor, dramaturg, eseista i rewolucjonista. Był członkiem Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego podczas rządów terroru, zarządzał egzekucją ponad 2000 osób w Lyonie. [przypis edytorski]

[74]

w ciągu tej dekady — w kalendarzu republikańskim każdy miesiąc podzielony był na trzy dekady trwające dziesięć dni. [przypis edytorski]

[75]

ogromny ciężar Niziny przesypie się na prawo — tu oznacza to, że tzw. Nizina, czyli niezdecydowane centrum Konwentu, poprze prawicę, czyli Dantona [przypis edytorski]

[76]

look out (ang.) — strzeżcie się. [przypis edytorski]

[77]

Eure-et-Loire — departament położony w środkowej części Francji, w Regionie Centralnym–Dolina Loary (fr. Centre-Val de Loire), utworzony 4 marca 1790 r. [przypis edytorski]

[78]

Czyż ja cię kiedykolwiek brałem na serio, osesku? — w rzeczywistości Desmoulins (ur. 2 marca 1760) był młodszy od Dantona (ur. 26 października 1759) tylko o kilka miesięcy; osesek: niemowlę karmione piersią. [przypis edytorski]

[79]

za cenę kupna mojej osoby podreperował swój sklep — Przybyszewska sugeruje, że małżeństwo Dantonów było wymuszone przez Georges'a i zaaranżowane wspólnie z ojcem Louise, który w zamian otrzymał wsparcie finansowe, jednak obecnie znane źródła historyczne nie wskazują na to. Louise Sébastienne Gély pracowała jako niania dzieci Dantonów w czasie trwania pierwszego małżeństwa Georges'a. Po śmierci pierwszej żony Dantona, Antoinette Gabrielle Danton z domu Charpentier, Louise wyszła za mąż za swojego pracodawcę. Historycy wskazują, że to ona prawdopodobnie nakłoniła go do wycofania się na jakiś czas z polityki. [przypis edytorski]

[80]

Gély, Marc-Antoine — ojciec Louise Danton, członek Klubu Kordelierów [przypis edytorski]

[81]

megera a. megiera — tu: złośliwa, swarliwa osoba płci żeńskiej. [przypis edytorski]

[82]

aghast (ang.) — przerażony. [przypis edytorski]

[83]

d'Espagnac, Marc René (1752–1794) — nieuczciwy dostawca wojskowy związany z Dantonem. [przypis edytorski]

[84]

marchons (fr.) — chodźmy. [przypis edytorski]

[85]

Panis, Étienne-Jean (1757–1832) — członek Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego, głosował za śmiercią króla podczas procesu Ludwika XVI. Został oskarżony przez Hérona o nadużycie swoich funkcji i ostatecznie został wydalony z Komitetu. [przypis edytorski]

[86]

wysłuchanie u poręczy — wysłuchanie deputowanego postawionego w stan oskarżenia odbywało się przy poręczy otaczającej stół Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]

[87]

Allons, enfants de la [patrie] (fr.) — Naprzód, dzieci ojczyzny (początkowe słowa Marsylianki, pieśni rewolucyjnej, która z czasem stała się oficjalnym hymnem Francji). [przypis edytorski]

[88]

Tallien, Jean-Lambert (1767–1820) — polityk z okresu rewolucji francuskiej, jakobin, odegrał znaczącą rolę podczas Dziesiątego Sierpnia, następnie zasłynął z wprowadzania rządów terroru w regionie Bordeaux. Od 24 marca 1794 r. przewodniczący Konwentu Narodowego. [przypis edytorski]

[89]

citoyen (fr.) — tu: obywatelu. [przypis edytorski]

[90]

ressentiment (fr.) — gniew, niechęć, pretensja. [przypis edytorski]

[91]

sheepish (fr.) — nieśmiałe, pełne zakłopotania. [przypis edytorski]

[92]

Filip Égalité — Ludwik Filip II Orleański, książę Orleanu, polityk z czasów rewolucji francuskiej, ojciec przyszłego króla Ludwika Filipa. Wspierał idee rewolucji, po obaleniu monarchii zrezygnował z arystokratycznego tytułu i przyjął nazwisko Égalité, czyli Równość. [przypis edytorski]

[93]

kalendarz republikański — kalendarz stworzony i wprowadzony w życie podczas rewolucji francuskiej, używany przez okres 12 lat od końca 1793 do 1805 roku i przez 18 dni przez Komunę Paryską w 1871 roku. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne — w nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie a rozpoczynający się 20 lub 21 maja Prairial od fr. prairie, czyli łąka. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (tj. trzy części dziesięciodniowe) był częścią szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]

[94]

Święta Wdowa, Wielka Wdowa — tak w okresie rewolucji nazywano gilotynę, a wcześniej szubienicę. [przypis edytorski]

[95]

Prokurator Latarni — Camille Desmoulins; aluzja do tytułu jednego z jego pamfletów. [przypis edytorski]

[96]

kalendarz republikański — kalendarz stworzony i wprowadzony w życie podczas rewolucji francuskiej, używany przez okres 12 lat od końca 1793 do 1805 roku i przez 18 dni przez Komunę Paryską w 1871 roku. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne — w nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie a rozpoczynający się 20 lub 21 maja Prairial od fr. prairie, czyli łąka. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (tj. trzy części dziesięciodniowe) był częścią szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]

[97]

baranki — fr. słowo le mouton oznacza barana i (w języku potocznym) szpiega, prowokatora. [przypis edytorski]

[98]

Conciergerie — średniowieczna część paryskiego Pałacu Sprawiedliwości, w której mieściło się więzienie polityczne. [przypis edytorski]

[99]

Laflotte, były przedstawiciel rządu w Wenecji — w rzeczywistości Laflotte pełnił tę funkcję we Florencji. [przypis edytorski]

[100]

accelerando (wł.) — termin muzyczny, oznaczający „przyspieszając”. [przypis edytorski]

[101]

haut-le-corps (fr.) — drgnięcie. [przypis edytorski]

[102]

Fouquier-Tinville, Antoine Quentin (1746–1795) — prawnik, oskarżyciel publiczny Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]

[103]

Herman, Martial (1759–1795) — przewodniczący Trybunału Rewolucyjnego, prowadzący m.in. sprawy dot. Dantona i Marii Antoniny. [przypis edytorski]

[104]

Dumas, René-François (1753–1794) — prawnik, polityk, wiceprzewodniczący Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]

[105]

Miączyński, Józef (1743–1793) — generał francuski związany z Charlesem François Dumouriezem, po jego zdradzie oskarżony o udział w próbie przywrócenia monarchii, został skazany na śmierć. [przypis edytorski]

[106]

grandes journées (fr.) — wielkie dni. [przypis edytorski]

[107]

exeunt omnes (łac.) — wszyscy wychodzą. [przypis edytorski]

[108]

Rue St. Honoré 398 — adres, pod którym mieszkał Maximilien Robespierre od 1791 r. do śmierci w 1794. [przypis edytorski]

[109]

dressing-table (ang.) — toaletka. [przypis edytorski]

[110]

bol (fr.) — naczynie w kształcie czarki, zwykle wykonane z porcelany, używane do picia np. herbaty. [przypis edytorski]

[111]

comfortably (ang.) — wygodnie, dogodnie. [przypis edytorski]

[112]

bother (ang.) — kłopot, udręka. [przypis edytorski]

[113]

That's the style (ang.) — tu: oto zachowanie w dobrym stylu. [przypis edytorski]

[114]

livres (fr.) — tu: liwrów; liwr to daw. francuska monetarna jednostka obrachunkowa lub moneta. [przypis edytorski]

[115]

Boyd, Walter (ok. 1754–1837) — angielski bankier zamieszkały w Paryżu, bliski współpracownik Pitta Młodszego. [przypis edytorski]

[116]

horrified (ang.) — przerażony. [przypis edytorski]

[117]

16 germinala — czyli 5 kwietnia; podczas rewolucji francuskiej został stworzony i wprowadzony w życie nowy kalendarz. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne. W nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (dziesięciodniowe równe części) stanowił element szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]

[118]

redivivus (łac.) — zmartwychwstały, odrodzony. [przypis edytorski]

[119]

death and damnation (ang.) — dosł. śmierć i potępienie; wyrażenie, które ma wyrażać złość i frustrację. [przypis edytorski]

[120]

you blubbering idiot (ang.) — ty beczący idioto. [przypis edytorski]

[121]

conspiration de l'étranger (fr.) — spisek cudzoziemców. [przypis edytorski]

[122]

saillie (fr.) — tu: dowcipny, błyskotliwy komentarz, żart. [przypis edytorski]

[123]

marny pisarczyku z Châtelet… — Fouquier-Tinville przed rewolucją był prokuratorem sądu Paryż-Châtelet. [przypis edytorski]

[124]

Nie damy wam powtórzyć drugiego września… — w pierwszych dniach września 1792 r. wojska republiki ponosiły kolejne klęski, a do Paryża zbliżała się armia pruska. 2 września sankiuloci zaatakowali więzienia i wymordowali 1100–1400 osób, głównie więźniów politycznych, w obawie, że gdy sami opuszczą Paryż, by dołączyć do armii, rojaliści zorganizują kontrrewolucyjne powstanie. [przypis edytorski]

[125]

CAMILLE — W tym miejscu w wydaniu źródłowym rozpoczyna się kolejna czerwona klamra, w efekcie wypowiedzi Camille'a i Dantona znajdują się w dwóch klamrach jednocześnie. [przypis edytorski]

[126]

Ça ira (fr.) — tu: powiedzie się; tytuł i początkowe słowa popularnej pieśni rewolucyjnej powstałej w 1790 r., która do czasu Marsylianki pełniła funkcję nieoficjalnego hymnu republiki. Słowa te, jak się przyjmuje, zostały zainspirowane przez Benjamina Franklina, który zapytany o wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych podobno odpowiadał łamaną francuszczyzną „Ça ira, ça ira” („Będzie dobrze, będzie dobrze”). [przypis edytorski]

[127]

DANTON — w tym miejscu w wydaniu źródłowym rozpoczyna się kolejna czerwona klamra, w efekcie wypowiedź Dantona znajduje się w dwóch klamrach jednocześnie. [przypis edytorski]

[128]

Tyberiusz, właśc. Tiberius Claudius Nero (42 p.n.e.–37 n.e.) — cesarz rzymski od 14 r. n.e., następca Oktawiana Augusta, wybitny wódz; w historiografii rzym. zyskał opinię tyrana i rozpustnika; ostatnie lata życia spędził w posiadłości na wyspie Capri w Zatoce Neapolitańskiej. [przypis edytorski]

[129]

gaudium (łac.) — radość, wesołość. [przypis edytorski]

[130]

Appel des dernières victimes de la Terreur (fr.) — Apel ostatnich ofiar terroru; tytuł namalowanego w 1850 r. obrazu Charlesa Louisa Müllera (zw. Müller de Paris, tj. Müllerem z Paryża; 1815–1892). [przypis edytorski]

[131]

Faza pańska minęła dziesiątego lipca… — 10 lipca 1793 r. Danton został usunięty z Komitetu Ocalenia Publicznego, którego kierownictwo przeszło w ręce Robespierre'a. [przypis edytorski]

[132]

Guillotin, Joseph Ignace (1738–1814) — lekarz, wynalazca gilotyny używanej we Francji od 1792 r. [przypis edytorski]

[133]

Po mnie zostaną nazwy miesięcy — i parę komedii… — wypowiadający te słowa Fabre d'Eglantine był poetą i dramaturgiem oraz twórcą nazw miesięcy kalendarza rolniczego. [przypis edytorski]

[134]

the poor little thing (ang.) — tu: biedactwo. [przypis edytorski]

[135]

Komuna, właśc. Komuna Paryża (fr. la commune de Paris) — nazwa miasta Paryża przyjęta przez rewolucyjny rząd powstały po zwycięskim ataku na Bastylię w dniu 14 lipca 1789; po 10 sierpnia 1792 Komuna uległa radykalizacji, stając się pośrednikiem między parlamentem a paryskim ruchem sankiulockim zorganizowanym w 48 sekcjach; 2 czerwca 1793 współorganizowała zbrojne obalenie żyrondystów; w czasie przewrotu 9 thermidora stanęła w obronie Robespierre'a i jego zwolenników. [przypis edytorski]

[136]

prostracja — wyczerpanie, słabość, upadek ducha. [przypis edytorski]

[137]

Konstytuanta — francuskie Zgromadzenie Narodowe, obradujące w latach 1789–1791, którego dziełem było uchwalenie „Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela” oraz konstytucji z 1791 r. [przypis edytorski]

[138]

À la bonne heure (fr.) — tu: w samą porę. [przypis edytorski]

[139]

I should hope so (ang.) — tu: mam nadzieję. [przypis edytorski]

[140]

gens de la haute main (fr.) — ludzie sprawujący władzę. [przypis edytorski]

[141]

I can't help smiling (ang.) — nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. [przypis edytorski]

[142]

na szafot, za Lyon… —- Joseph Fouché i Collot d'Herbois kierowali krwawymi represjami wobec mieszkańców Lyonu, odbitego w październiku 1793 r. z rąk rojalistów. [przypis edytorski]

[143]

requiescant in pace (łac.) — niech spoczywają w pokoju. [przypis edytorski]

[144]

manszet (daw.) — mankiet. [przypis edytorski]

[145]

19 ventóse, An CXXXVII, 13 h. — Przybyszewska podała datę ukończenia czwartej redakcji Sprawy Dantona według francuskiego kalendarza republikańskiego, obowiązującego we Francji w latach 1793–1806, a obliczającego czas od proklamowania republiki 22 września 1792 r.: 19 ventôse'a, 137 roku to 9 marca 1929 r. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca