Spis treści
Informacja o dokonanych zmianach
I. Poprawiono błędy źródła: I Wynoście -> I wynoście; appel > apel; najstraszniejsze -> najstraszniejsza; BARERE -> BARÈRE; Barère'em -> Barèrem.
II. Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:
Zmiany leksykalne, w tym ortograficzne: z-> ze, np. z stu-> ze stu, z zdolniejszymi -> ze zdolniejszymi itp.; w -> we, np. w dwoje -> we dwoje, w wzburzenie -> we wzburzenie itp.; sfascynowany -> zafascynowany; tualetę -> toaletę; Przecie -> Przecież.
Pisownia łączna/rozdzielna, np: skądżeby > skądże by, cóżby > cóż by.
Pisownia małą/wielką literą, np.: na miłość Boską -> na miłość boską; Wszyscy Święci -> Wszyscy święci
Fleksja, np.: gotowem > gotowym; grupa fotelów -> grupa foteli; sztywnie -> sztywno.
Składnia: służę ci każdej chwili -> służę ci w każdej chwili; zagraża Konwencję -> zagraża Konwencji; na poprzek -> w poprzek; drżąc z zmęczenia > drżąc ze zmęczenia.
Inne zmiany: Ouf -> Uff; Oh -> Och; Ah -> Ach; Hoho -> Ho, ho; Hohoho -> Ho, ho, ho; Hejho -> Hej, ho; Haha -> Ha, ha; régime'u -> reżimu.
Zachowano oryginalną interpunkcję, jako mającą, zgodnie z uwagami autorki, wyrażać emocje i być wskazówką interpretacyjną dla reżyserów.
Sprawa DantonaKronika sceniczna
AKT I
ODSŁONA I
Na ulicy przed sklepem piekarza. Na narożniku jaskrawy afisz. Zmrok poranny. Mularz, człowiek powyżej czterdziestki, tuż u drzwi; Szpicel, wiek nieokreślony, spaceruje bez celu na przestrzeni przed drzwiami.
SZPICEL
MULARZ
SZPICEL
MULARZ
SZPICEL
MULARZ
SZPICEL
No a tam macie go znowu! — Ej, obywatelu: Wielki Sędzia to nie byle kto! jeszcze ciszej Wam plotą, że to niby ma być Pache[3]… Poczciwiec Pache! Noworodek Pache! — A ja wam powiadam, oby…
MULARZ
A stulisz ty nareszcie pysk z tym twoim Wielkim Sędzią? — Co mnie to obchodzi, czy to Pache, czy nie Pache robi z siebie zatraconego durnia?
SZPICEL
MULARZ
SUZON
MADELEINE
SUZON
Gdzie tam zwykły! Dokładnie to samo, co dawniej… zachwycona Słuchaj: „Obywatele! Znosicie od dwu lat rządy Konwencji[5], a z każdym miesiącem trudniej wam o chleb. Obywatele! Nie dajcie sobie zamydlić oczu! Wiedzcie, że w łonie Konwencji — na samym stoku niezachwianej „Góry”[6] — czają się zdrajcy: tygrysy, co poże…”
MADELEINE
SZPICEL
DRUKARZ
MULARZ
BLONDYN
To wszystko ten wariat Vincent[10]: ma ci smarkacz armię po to, żeby Paryż żywić; tymczasem jemu się zachciewa Konwencję tą armią burzyć! — Bodaj czy mu się nawet korona nie marzy…
INTELIGENT
Więc wam się zdaje, że to Vincent tak minuje Paryż od trzech miesięcy? Że to Vincent zamierza się na rząd, ba — na sam Wielki Komitet[11]? Vincent?…
ELEGANT
BLONDYN
INTELIGENT
Hébert i Pache to pionki, a Vincent — to młodziutki generalik[12] o ptasim mózgu. Inwalida marszczy się groźnie Nie takiej to musi być miary, kto śmie podnieść rękę na Komitet Ocalenia Publicznego — dziś, gdy ten Komitet literalnie kraj na plecach niesie i kieruje polityką Europy…
28Moi drodzy: w Paryżu, a może na całym świecie, jest jeden tylko człowiek, co by się na to ważył — Ale to nie Vincent.
SZPICEL
SUZON
DRUKARZ
Wszystko jedno: tę Konwencję warto by raz gruntownie wyczyścić — nawet za cenę rozruchów. O, jakżeśmy odbiegli od dziewięćdziesiątego drugiego! Dzisiejszy rząd to istne bagno korupcji i fałszer…
BLONDYN
Ale co to się znów z tym chlebem stało? Już od trzech tygodni było zupełnie dobrze, a tu raptem masz — stój znów w ogonkach przez dzień i noc!
DRUKARZ
To nie wojna, to te cholery skupywacze! Na nic policja; na nic gilotyna; bezczelne to jak szczury.
STUDENT
Wiecie, co mnie się zdaje? Ten nagły głód nie jest naturalny. Wywołują go umyślnie ci, co chcą rząd wywrócić: głodzą nas w tym celu jak zwierzęta na arenę!
MULARZ
INTELIGENT
SZPICEL
DRUKARZ
SZPICEL
DRUKARZ
ELEGANT
INTELIGENT
DRUKARZ
BLONDYN
INTELIGENT
MADELEINE
BLONDYN
KOBIETA A
KRZYK
Prędzej! — Do domów! — Wracajmy! — Okiennice i bramy! — Uciekać!! Rzeź!!! — A chleb?! — Stratują nas! — Muszę mieć chleb! — Nie ruszę się! — A niechże rżną: muszę — mieć — chleb!!!
MULARZ
SUZON
INWALIDA
DAMA
Rekwizycje — pobory — zimno — głód — i nasi synowie, co giną setkami dzień w dzień. — Czyż się ta wojna nigdy nie skończy?
BLONDYN
INTELIGENT
STUDENT
Myślicie, że Komitet dla sportu wojnę prowadzi, czy co? Albo o jakiś kawałeczek gruntu, jak królowie?!
ELEGANT
INWALIDA
O, to prawda! O ileż było weselej w dziewięćdziesiątym drugim! Dziesiątego sierpnia[16]… RewolucjaWiecie, tej jednej godziny na placu Karuzeli, gdy mi łapę przetrącili — nie oddałbym za sto zdrowych ramion. Wojna na ulicy, to… to sam raj.
INTELIGENT
INWALIDA
Pewno, że obchodzi! Wojna, Rewolucja, Prawa człowiekaMyślicie, że wesoło bić się pod szpicrutą oficera o jakieś osobiste rodzinne nieporozumienia między królami — dla których jesteśmy towarem tańszym od koni? O, nie, mój panie! To jednak nie to samo, co z własnej woli stawiać i wywracać barykady o Prawa Człowieka[17]!
ZEGARMISTRZ
Prawa człowiekaPrawa Człowieka! — To była cztery lata temu wiara, dla której każdy, bez wahania, oddawał życie, a nawet mienie. Tymczasem cztery lata minęły; cierpimy i walczymy bez wytchnienia; a co zdobędziemy, to zagrabią albo zmarnują nasi przedstawiciele. — Rząd wolnościowy! Wodzowie wolnego ludu! Człowiek, co zyskał władzę, z miejsca staje się świnią, wszędzie i zawsze; wszystko jedno, czy siedzi na tronie, czy w Konw…
GŁOSY
Czy on oszalał?! — Zmiłujcie się! — Wstydziłbyś się! Człowieku, miejże rozum! Głową to przypłacisz!
ZEGARMISTRZ
INTELIGENT
Pocieszcie się, obywatelu: rewolucja nie zboczyła z drogi. Lecz Prawa człowiekaPraw Człowieka nie można wywalczyć w sześć tygodni — po tysiącleciach niewoli.
STUDENT
RewolucjaPańska rozpacz to dezercja — rozumie pan? Walczymy dopiero cztery lata; i będziemy walczyć do samej śmierci. Nie o nas chodzi, o nie! Chodzi o swobodę ludzkiego rozwoju — może dopiero dla naszych prawnuków!
Cenzura, InwigilacjaGOSPODYNI
Łatwo wam gadać, paniczu. Gdybyście mieli rodzinę do wyżywienia — myślelibyście inaczej po takich czterech latach.
STUDENT
INTELIGENT
A Konwencję należy podziwiać, zamiast mieć do niej małostkowe pretensje. Cóż stąd, że wśród siedmiuset deputowanych jest parę głupców i łotrów? Cóż oni znaczą — wobec jednego Robespierre'a[18] na przykład?
DRUKARZ
STUDENT
To człowiek wyjątkowy. Jedyny umysł zdolny objąć całokształt sytuacji i to pod każdym kątem widzenia; a przy tym czysty.
MULARZ
DRUKARZ
MULARZ
STUDENT
BLONDYN
STUDENT
INWALIDA
BLONDYN
Rewolucja dawno ukończona; teraz potrzeba Republice pokoju i swobody; tymczasem on przeciąga wojnę, przeciąga terror, wyczerpuje i zniechęca naród…
DRUKARZ
INWALIDA
Idioto! Jest wręcz przeciwnie; RewolucjaRobespierre był dobry, póki starczyły środki łagodne. Za to dziś trzeba energii! Dziś trzeba środków radykalnych, których on się boi — inaczej kontrrewolucja zarazi cały kraj, jak już zaraziła Konwencję…
BLONDYN
Wolę ja szkołę Dantona od szkoły Héberta! To wy, zdrajcy, nas głodzicie! Takie to te wasze radykalne środki!
BLONDYN
O — albo patrzcie na to. Czy to ma sens? Dzień w dzień kogoś prowadzą. Przecie już się mdło robi na samą myśl o tej wiecznej jatce publicznej! I czemu ten wasz Komitet nie przestanie?
ELEGANT
INWALIDA
ŻOŁNIERZ
SZPICEL
INTELIGENT
ŻOŁNIERZ
SZPICEL
Pewno — w jedną stronę może iść. — Ale z powrotem będzie trudniej… co, panie hrabio? Na piechotkę — z powrotem?…
MĘŻCZYZNA B
SUZON
DAMA
STUDENT
Raczej dziękujcie Bogu za energię i czujność Komitetów! Więc wolelibyście, żeby asygnaty spadły do wartości starego papieru? Żeby każdy mógł żądać tysiąc funtów za wiązkę drzewa i okradać was z tej odrobiny jadła, jaką przynajmniej teraz dostajecie?!
GŁOSY
SUZON
MADELEINE
SUZON
BLONDYN
GŁOSY
Ile tam jeszcze sztuk? — Ile bochenków? — Ile on tam ma? — Czy starczy dla wszystkich? — Czy jest dość?
MULARZ
KOBIETA A
MADELEINE
GŁOSY
GłódSiedem sztuk — siedem bochenków — co, znowu! — Prędzej, do środka! Mnie się należy!! — Ja muszę dziś dostać!!!
DRUKARZ
GŁOSY
No, ruszcie się, ruszcie — dalej! — A radźcież nam teraz, od czego wy jesteście? — Armia Rewolucyjna! — Im tylko przewroty w głowie! — Wypchać by was, jednego z drugim, a waszych Vincentów też! — Żeby który bodaj palcem kiwnął… — Gadajcie przynajmniej: co mamy robić?!
ŻOŁNIERZ
KRZYK
KRZYK
Z bagnetem na lud!… Pitt ich opłacił! — Bydlęta! — Świnie! — Banda!— Do stu piorunów, ja chcę chleba! kobieta: A wyrwijże im który te rożna!
INWALIDA
KRZYK
Wywalić! — Tam mnóstwo chleba! — To skupywacz! — Wywalić! — Dalej, wywalić!!
KOBIETY
O, nie! My też chcemy chleba! — Niedoczekanie wasze! Albo wszyscy, albo nikt! — Precz stąd! — Nam się pierwej należy! — Złodzieje! — Bandyci!!
MĘŻCZYŹNI
KOMISARZ I
CHÓR
Chleba… brak chleba… bezprawie… od trzech dni… skupywacz… i znowu… naumyślnie… zdrajcy!… nieprawda… siedem sztuk… zataraso…
KOMISARZ I
GŁOSY
Znów tylko siedem bochenków! Dzień w dzień za mało! — On musi nas wpuścić! — Nie ma prawa! — Tymczasem, o, zatrzasnął, bestia! — On ma pełny magazyn: to skupywacz! coraz gwałtowniej Tak jest, skupywacz! — Pitt go opłaca, a tych tu też! — Trzeba wyłamać drzwi! — Zobaczymy, ile on tam schował! poklask Wyłamać! — Trzeba wyłamać!!
KOMISARZ I
Kto jeszcze raz powie „wyłamać”, zostanie aresztowany. Cisza. Nikły, żałosny protest Skoro jest siedem bochenków — dostanie je tych siedmioro, na których kolej. u końca pierwotnego rzędu znów nieśmiały protest. Kto miał teraz wejść?
KOMISARZ II
ŻOŁNIERZ II
DRUKARZ
GŁOSY
Co… podzielić? — Podzielić, mówi… — A dobrze! — Świetny pomysł! — Ilu nas jest? — Liczyć! — Podzielić! Podzielić! — Osiemnastu. — Ilu tam? Dwudziestu trzech — siedemnastu — nie ruszać się! — Dwudziestu jeden. — Tak, dwudziestu jeden! — Równy rachunek! protest E, co mi tam po kromeczce… — Ja muszę przynieść bochenek! — Czekam od świtu! — Mam prawo do całego chleba! — Żadnych podziałów! Było przyjść wcześniej! — Myślą, że wszystko dla nich!
INTELIGENT
KOMISARZ I
Dalej, obywatele: ustawić się trójkami, prędzej! Każdy dostanie po jednej trzeciej, a my zrewidujemy sklep.
KOMISARZ III
KOMISARZ II
DRUKARZ
KOMISARZ II
GŁOSY
Nie… — Ależ skąd! — No tak, właściwie powiedział… — Nie: nie „usunąć”! — Przekręcili! — Ale to tylko tak — i nie że trzeba — że warto by — ale to tylko tak ot, nic nie myślał — z naciskiem nie powiedział przecie „usunąć”!
KOMISARZ II
ELEGANT
KOMISARZ II
SZMER
To ten szpicel… kręcił się od świtu… Wszędzie tego pełno, jak wszy… A widzicie, nie mówiłem? Widzicie, jak to dziś trzeba uważać?!
KOMISARZ I
SUZON
Ależ ja nic nie… za co wy mnie… krzyk, który sprowadza nagłą a zupełną ciszę Jezus Maria, oni mnie zetną!!!
KOMISARZ I
SUZON
KOMISARZ I
INTELIGENT
KOMISARZ I
Podobno zdradziła takie wzruszenie na widok skazanego emigranta, że należy przypuszczać, iż to jej kochanek…
SUZON
KOMISARZ I
GŁOSY
Powiedziała, że ładny, to wszystko! — Żal jej było przystojnego chłopca, przecie to jeszcze głupiutkie! — Dla niej chłopiec to chłopiec!
SUZON
KOMISARZ I
GOSPODYNI
GŁOSY
KOMISARZ I
Tak… do III Jak sądzisz: co począć z tym ptaszkiem? Wziąć do sekcji i przepytać, czy od razu puścić?
KOMISARZ III
Puść ją. Nie mamy czasu na nonsensy. — A trzeba być idiotą, żeby myśleć, że arystokratka zacznie w głos żałować swego wspólnika, na ulicy.
KOMISARZ I
SUZON
KOMISARZ I
Hej! Wasz chleb! Macie tu wasz chleb! śmiech powszechny. Suzon wraca i bierze chleb; po drodze zaczepiają ją przyjaźnie. Do kolegi Więc cóż? Znalazłeś co?
KOMISARZ III
KOMISARZ I
Hej, kolego! Strzeż no ty się przed zbytnią ufnością do ludzi! Teraz musimy podejrzewać wszystkich!…
ODSŁONA 2
Skromny pokój Robespierre'a. Trybun siedzi cierpliwie, czekając, aż fryzjer skończy pracę z jego włosami, i cieszy się życiem w przedwiosenny dzień. Fryzjer posypuje gotową fryzurę pudrem; pacjent podnosi lustro ręczne — trochę nieufnie — a ujrzawszy się, szczerzy w uśmiechu kredowe zęby.
ROBESPIERRE
FRYZJER
ROBESPIERRE
FRYZJER
Dziś już za późno. Jutro znów przytnę panu włosy. — Swoją drogą nikt wśród moich klientów nie ma tak gęstych. Grzebień w nich tonie.
ROBESPIERRE
À propos klientów — macie mnóstwo źródeł informacji. Podobno Wielki Sędzia znów kusi po nocach? Czyście co słyszeli?
FRYZJER
ROBESPIERRE
FRYZJER
ROBESPIERRE
FRYZJER
ROBESPIERRE
FRYZJER
ROBESPIERRE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Troszkę — lecz to jej dodaje uroku. — Nie mogę się nasycić rozkoszą swobodnego ruchu. Mięśnie zmartwychwstają… Życie jest rzeczą nad wyraz przyjemną, proszę pani.
FRYZJER
ROBESPIERRE
Nie… wolę się nie widzieć. Dziękuję wam. — Jutro proszę już przyjść o zwykłej porze! Fryzjer kłania się i wychodzi. Robespierre obraca się w krześle, ręce do łokci opiera o poręcz i patrzy z nieokreślonym uśmiechem w oczy równie nieruchomej kochanki. Nagle wstaje i podaje jej dłonie Przywitajmy się, lwico. Eléonore wstaje spokojnie; obejmują się i całują. Lecz to jej nie wystarcza; opuszcza się z wolna na kolana, łasząc się twarzą i torsem o ramię, pierś, bok, biodro i udo przyjaciela. On stoi oparty o dość odległy stół — by nie stracić równowagi, gdy mu ramionami otoczyła kolana — i przegięty wstecz w postawie rozkosznie niewygodnej. Broni się — bez przekonania — lewą ręką. Dopiero gdy mu się uścisk osuwa poniżej biódr, chwyta powietrze trochę gwałtownie i prosi poważniej — Och, Léo… przestań. ona udaje oczywiście, że nie słyszy. Ciszej a intensywniej Przestań… przestań.
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Jedną z nich w każdym razie umiejętnie wbiłeś mi w pamięć: „Wszelki objaw miłości przy świetle dziennym jest nietaktem w najgorszym guście”.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Chwała Bogu. Już sobie i pazury ostrzyć zaczynamy… dla próby na sobie samym, przypatruje mu się Tak: jesteś zdrów. — Szkoda.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Trudno, najdroższy: byłam szczęśliwa dzięki twemu cierpieniu. Tyś się skręcał w szponach malarii — za to ja miałam cię przez całe godziny, ba — przez dni i noce. Choroba nie szpeci cię nawet: z tym wyrazem tragicznej bierności było ci niezmiernie do twarzy. Siedziałam i uczyłam się twych rysów na pamięć. Nie pielęgnowałam cię: nie jestem żoną. Ładnie byś zresztą na tym wyszedł! W rękach mojej matki byłeś bezpieczny.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
MacierzyństwoROBESPIERRE
ELÉONORE
Dzieci? z podgiętymi kątami ust Człowieku: a na cóż mi nędzna karykatura, gdy mam oryginał? — Niech sobie natura zakłada wylęgarnie w innych ciałach — niezdolnych do szczęścia.
ROBESPIERRE
Szczęścia?… — Ach, dwa lata temu chyba! z niesymetrycznie przeciągniętymi ustami Zapewne… nasze ówczesne wieczory… i noce… Nasze idylliczne plany — Great God! [26] — Gdym myślał, że się spełnia swoją porcję rewolucyjnej roboty za rok lub dwa, a potem wraca do domu! — Léo: te czasy minęły!
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Dziecko, ty kłamiesz! Tym gorzej, jeśli też i wobec siebie samej! Natura w tobie uczepiła się płonnej nadziei — i dla tego kłamstwa marnujesz swe cenne życie w sposób wręcz ohydny!
205Léo: rewolucja potrwa z dwa stulecia. Nigdy nie będę wolny, rozumiesz? Nigdy. Rząd dwudziestogodzinnych dni coraz cięższej pracy aż do samej śmierci. Dziś mam trzydzieści pięć lat… nim dobrnę do czterdziestki będę ruiną — niczym najrozrzutniejszy pięćdziesięcioletni rozpustnik!
ELÉONORE
I cóż stąd, jedyny? Póki mogę cię widzieć choćby w przelocie — póty przesycasz mi życie niewypowiedzianą radością. Gdy mnie rzucisz — będę cię przecież widzieć co dzień z galerii Konwencji i klubu.
ROBESPIERRE
Kobieto: czy ty nie czujesz, jak cię taka niewola poniża?! RewolucjaPosłuchaj: rewolucja wchłania nie tylko mój czas — lecz całą moją istotę. Dziś już nie posiadam osobistego życia. Przestaję być człowiekiem: ludzka wrażliwość, ludzkie uczucia, pragnienia — wszystko to zsycha stopniowo i odpada w tej piekielnej temperaturze ześrodkowanego wysiłku. Staję się bezosobowym, potwornie rozszerzonym, rozognionym mózgiem. Dziś widzę, co się ze mną dzieje, bo mam czas… i aż mi nieswojo. — Dziecko: ja cię już nie kocham. Jesteś mi dosłownie obojętna! — SeksZważ: jedyna obecnie sposobność, by spędzić parę minut razem — to gorączkowe spazmy żądzy u mnie; spazmy, które są podłą męczarnią, a wynikają z bestialnego wyczerpania. Czy ty wiesz, Léo, że mi jest absolutnie wszystko jedno, kto mnie od tej udręki uwolni? — Czy wiesz, że cię nieraz pierwsza lepsza dziewka zastępuje… i że mi to nie sprawia różnicy? Że jeśli się do ciebie zbliżam — to tylko dlatego, że brak mi sił, by przejść kilka ulic i oszczędzić ci przynajmniej tego poniżenia?…
208Léo — człowieku — przecież to hańba! Szarpnij się, chociaż ci trudno — i uwolńże się nareszcie!
ELÉONORE
Nie wysilaj się, carino[27]. Czyż twoja w tym wina, że los przeznaczył mnie do twego użytku? Robespierre marszczy brwi. Ona uśmiecha się wąsko O co ty się trapisz? SeksPrzecie po to tu właśnie jestem, by ci oszczędzić wędrówek po mieście, gdyś zmęczony, i uchronić cię od zakażenia. — Gorszę cię? Nie, nie, chéri[28]: choćbyś dobierał słów jeszcze zjadliwszych — nie zmienisz naturalnego faktu, że jestem twoją własnością. Cokolwiek od ciebie pochodzi — jest mi sensem istnienia, nie hańbą.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Tak, przyjacielu — wstyd mi za ciebie: to fakt. — Ale równocześnie mogę odczuć twą wspaniałość… dziś, gdy po pięciu tygodniach wypoczynku — człowiek we mnie nieśmiało próbuje się ocknąć. — Za dwa tygodnie… będziesz mi znów już tylko ciałem kobiecym… pod ręką. — Och, jacyście wy szczęśliwi — ludzie prywatni!… I jakże ciebie straszliwie szkoda, Léo!
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Przecie już mi nic nie jest. Za to — jestem maniakalnie spragniony waszego życia. Chorobliwie: jak pijak, gdy mu odmówią alkoholu…
GŁOS
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ROBESPIERRE
Za pół godziny… muszę… być w Ko-mitecie… odrywa na chwilę oczy Więc proszę cię o filiżankę kawy. Jeśli chleba nie ma, to nic nie szkodzi.
ELÉONORE
SAINT-JUST
Jesteś przytomny — wstałeś nawet. To całe szczęście. zasiada, nie czekając na zaproszenie. Robespierre podejmuje pilnik na nowo Czy dostałeś zeznanie Haindla[31]?
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Widzisz, że miałem rację? — Gdybyś mi był dał wolną rękę tydzień temu, mielibyśmy dziś spokój. A Bóg wie, co z tego teraz będzie.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Tylko. Puste pałki są nieszkodliwe, nawet gdy chcą wysadzać Paryż w powietrze. Rozwiążemy Armię Rewolucyjną, a Vincenta osadzimy w więzieniu. Voilà tout [32].
SAINT-JUST
Maxime — wstrzymywałem się dotąd od indagacji — ale zaczynasz mnie niepokoić. Skąd ta podejrzana skłonność do pół- i ćwierćśrodków — u ciebie?!
ROBESPIERRE
Moja niechęć do przelewu krwi, chciałeś powiedzieć? — Synu, bo Rewolucja, Terrorstoimy na samej granicy terroru. Jesteśmy zmuszeni tępić fałszerzy, skupywaczy, zdrajców. A jeśli się tego straszliwego środka nie opanuje — nie zdoła pohamować jego tendencji do potęgowania się — to każdy nowy krok jest krokiem ku katastrofie.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Gdy nie ma — to trudno. Ale uczniak Vincent, raz, nie jest niebezpieczny — po wtóre, jest, lub był, działaczem rewolucyjnym. To znaczy, że dla pewnego procentu ludności — jest wodzem. A Rewolucjapiętnować i tracić wodzów, przyjacielu — to niszczyć rewolucję w samym rdzeniu jej życia: w duszach ludzkich. Bo wtedy ludzie tracą wiarę.
233SAINT-JUST
Gdyby szło o Collota, powiedzmy… ale Vincent! Za nim idzie kilkudziesięciu zatraceńców w najgorszym razie.
ROBESPIERRE
Wystarczy, gdy zwątpienie zgasi kilkadziesiąt dusz. Bo zwątpienie szerzy się jak dżuma.Wiara Wiara — przebudzenie się ludzkiej duszy w zwierzęciu roboczym — to słaby płomyk. Jeśli jej nie będziemy strzec jak Ciała Pańskiego — możemy dożyć dnia, gdy zniechęcona Francja jednogłośnie zażąda powrotu do chlebodajnej niewoli. A co wtedy, Saint-Just? odkłada pilnik i wpatruje się w przyjaciela z skośnym, asymetrycznym uśmiechem Wyobrażasz sobie naród francuski zmuszony być wolnym pod presją armat rewolucyjnego rządu?…
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Komunały są czasem… oślepiające. Eléonore wchodzi, przynosząc śniadanie. Witają się przyjaźnie z Saint-Justem. Robespierre wstaje i pomaga jej nakryć Dziękuję ci serdecznie… co, prawdziwy chleb?! Ulubienico bogów, bądź błogosławiona! Antoine, cukru oczywiście nie ma — czy mam cię gościć tą smołą?
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Wszystko jedno, Saint-Just. W tym wypadku — dobro Republiki nie wymaga ofiar ludzkich. Nie traćmy proporcji z oczu.
SAINT-JUST
Pozwól zatem, że uzupełnię informacje Haindla dwoma drobnymi faktami:
241Po pierwsze: chodzą wiarygodne pogłoski, że Desmoulins[33] napisał nowy numer — to by był siódmy — w którym otwarcie wzywa ogół do buntu przeciw Komitetom; po drugie: od trzech dni Paryż szepce o bliskim przewrocie i o dyktaturze Wielkiego Sędziego jako o rzeczy… prawdopodobnej.
242A pamiętasz, prawda, że pierwotny Wielki Sędzia — którym miał być Pache — został uroczyście wyśmiany przez całe miasto.
243Sapienti sat[34].
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Nikt nie wymawia nazwiska. Czyli że…
ROBESPIERRE
Przeklęta banda!! wraca z wolna Tak. To samo mówił mi fryzjer — wykrztusił nawet nazwisko, zatrzymuje się Nie uwierzyłem… półgłosem, w którym tętni krzyk Czy ten cham oszalał?! Ratować własną skórę za cenę katastrofy państwowej… pada na krzesło. Szeptem Wielki Boże!…
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Skoro hebertyści są na żołdzie Dantona — to rzeczywiście nie ma rady. Trzeba będzie poświęcić czterech wodzów, żeby go rozbroić. Zabiera się do śniadania z determinacją, bo bez apetytu.
SAINT-JUST
Maxime — mówię do dawnego, nieugiętego Robespierre'a: oszczędzimy społeczeństwu wiele, jeśli poślemy Dantona razem z Vincentem. Od razu.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Człowiek, co sprowadził na Paryż te trzy tygodnie głodu — musi zginąć na szafocie już za to jedno, jeśli sprawiedliwość rewolucyjna istnieje.
ROBESPIERRE
Sprawiedliwość rewolucyjna!!… patrzy wprost przed siebie, pochylony jakby pod uciskiem na karku. Naraz uprzytomnił sobie, że daje zgorszenie i opanowuje się Danton jest nietykalny, bo Danton — to Człowiek Dziesiątego Sierpnia. Idiotyczny jak zawsze przypadek jego właśnie — obrał za symbol. Nie dla jakiegoś procentu ludności: dla całej Francji. Stracić go, to wyprzeć się samych podstaw Rewolucji. zrywa się w niepokoju graniczącym z popłochem. Krąży nerwowo Ale na tym nawet nie koniec… stracenie Dantona sprowadziłoby sytuację bez wyjścia… szereg logicznie koniecznych klęsk… dosłownie samobójstwo Republiki!… przystaje nagle. Ściska dłonie; powieki mu drgają Całe szczęście, że Danton nie jest — w gruncie rzeczy — niebezpieczny.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Danton nie jest niebezpieczny, bo jako umysł — jest zerem. Sam czyn, choćby nie wiem jak krwiożerczy, a nie ożywiony ideą — jest tak groźny jak pięść rozsierdzonego dziecka, co bije w stalową ścianę. Ani pucze Vincenta, ani tchórzliwe okropności Dantona nie zachwieją Republiki. PolitykaNiebezpieczna jest dopiero przewrotna myśl w ponętnych słowach.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Tak… Desmoulins. pauza Ten ci umiał dorobić Dantonowi ideę, aż miło… akurat taki sentymentalny a sensacyjny absurd, jakiego potrzeba, żeby masy całe zaślepić… Ten osioł, Chryste Panie! — Utalentowane niemowlę[35]!…
SAINT-JUST
Regaliści nie kryją się już ze swym uwielbieniem dla tego renegata Rewolucji. Urządzają mu publiczne owacje… naraz groźnie Desmoulins pójdzie pod nóż, za twoją zgodą… lub bez.
ROBESPIERRE
— Nie. znów zaciekła przerwa TerrorNie urządzimy bezmyślnej jatki, póki istnieje prostszy sposób.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Chodzi tylko o to, prawda, żeby zamknąć Camille'owi buzię. — Każemy zatem aresztować jego wydawcę, Desenne'a. Numer siódmy nie wyjdzie, a fakt aresztowania napędzi gorliwym czytelnikom „Vieux Cordeliera”[37] nieco zbawiennego strachu. Równocześnie hebertyści pójdą przed sąd; więc jeśli się Danton teraz nie opamięta — to znaczy, że jest niepoczytalny. ścina zęby, trzęsąc się Zachowajmy my przynajmniej głowę na karku, Antoine, gdy histeria strachu ogarnia jednego po drugim. I na miłość boską, nie dajmy zamienić placu Rewolucji [38] — w szlachtuz[39]. Bo to symptom paniki rządu, przyjacielu!
SAINT-JUST
Wiesz, Maxime… ja znowu radzę ci pomedytować nad dwoma wierszami, które Camille w tym nowym numerze podobno tobie poświęca: „Jeśli nie wiesz, czego czasy żądają, i nie słyszysz głosu wołających faktów… ineptus esse diceris[40]”.
ROBESPIERRE
To on — do mnie powiedział? Właśnie on! Bezczelność tego cudownego dziecka nie zna granic. — Wwww! Czy się naprawdę tak zimno nagle zrobiło? Podaj mi surdut z łaski swojej!
SAINT-JUST
Co, zimno?! stoi tak blisko, że czuje anormalnie gorącą atmosferą ciała To znaczy, że znów masz gorączkę. Niech cię anieli…
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ODSŁONA 3
U Dantona. Śpi na szezlongu przy świetle lampki. Nieznajomy — ubranie podróżne, cylinder nasunięty na oczy, twarz po nos ukryta w kołnierzu — wchodzi bez szmeru i przystaje u stóp śpiącego.
DANTON
To ty, Westermann[41]? — Więc cóż?… Nieznajomy trwa bez ruchu. Danton unosi się na łokciu, zaniepokojony Kto to?!… znów mija parę sekund. Głośno Kto tu jest?!!
NIEZNAJOMY
Ciszej, C Three[42]. Danton skoczył na równe nogi. Podnosi lampkę ku zasłoniętej twarzy gościa, lecz ten wstrzymuje mu rękę Wybaczy pan: nie przedstawię się.
DANTON
NIEZNAJOMY
DANTON
NIEZNAJOMY
DANTON
I kwit w dodatku! Po drodze mogą pana sto razy aresztować. Moje pismo zna cała Francja. — Kwitu nie dam.
NIEZNAJOMY
Jak pan woli. — W takim razie muszę oddać dziesięć tysięcy funtów temu, kto mi je powierzył. — Bo ja, wie pan — jestem nieco wrażliwy na punkcie buchalterii.
DANTON
NIEZNAJOMY
To nie wszystko. — C Three: Minister zna obecną pańską sytuację. Nie chcąc jej pogorszyć, zwalnia pana od zobowiązań. Central Office[45] nie będzie nadal przyjmować raportów ani projektów od pana.
DANTON
NIEZNAJOMY
DANTON
Bo Pitt gdzieś coś posłyszał, że moje akcje spadają; więc drży, że Danton mógłby go teraz poprosić o jakąś wzajemną przysługę… oddawszy mu ich tyle!
283Uspokój pan Pitta: Danton nie zamierza jeszcze żebrać cudzej pomocy. Zapamiętaj pan sobie te słowa: Pitt przeleje łzy gorzkiego żalu za swą łatwowierność, nim trzy dni upłyną. odchodzi; przerwa
284Nie tak to bezpiecznie wypowiedzieć Dantonowi służbę. Pitt nauczy się odróżniać Dantona od swoich lokajów i szpicli. Pitt dowie się, że umowy zawarte z Dantonem obowiązują dwie strony.
NIEZNAJOMY
O to właśnie chodzi, C Three, że umowa obowiązuje dwie strony. Więc gdy jedna strona pieniądze bierze, a warunków nie spełnia…
DANTON
Ja… ja nie spełniam!!! Ja nie wiodę od pół roku Komitetu Ocalenia za nos, że walczy z wiatrakami, kroku naprzód zrobić nie może, a waszych manewrów nie widzi?! Ja nie stworzyłem, nie podszeptuję, nie rozsiewam „Vieux Cordeliera”?!
NIEZNAJOMY
Wszystko to poza umową; a pozostaje pytanie, dla kogo? Czy na pewno dla nas? — Czy też dla domu d'Orléans[46], naszego wroga — któremu Danton obiecał koronę?…
DANTON
NIEZNAJOMY
DANTON
NIEZNAJOMY
Aha!… znów półgłosem …dla tajemniczego sprzymierzeńca na Wschodzie, z którym się pertraktuje przez Szwajcarię o wydanie dzieci Ludwika?
Czy też po prostu dla siebie… bo Republika jakoś przestaje wam służyć? odchodzi; zatrzymuje się o krok dalej Ci właśnie, Danton, muszą najściślej przestrzegać zasad lojalności — co sobie za zawód — obierają — zdradę. Danton odpowiada piorunującym policzkiem. Nieznajomy pada bokiem o stół; szalonym wysiłkiem zapobiega runięciu na podłogę. Kapelusz mu spadł; Danton świeci mu chciwie w twarz. Nieznajomy prostuje się spokojnie Niezgrabne bydlę, jak zawsze — gdyby nie moja zręczność, huk by się rozległ na cały dom — sąsiedzi by się zbiegli… odchodzi; od drzwi Słowem, C Three: nie liczcie na pomoc Ministra, gdy wam przyjdzie nocą uciekać za granicę sztuczny nieco śmiech Dantona — dla Central Office przestaliście dziś istnieć.
DANTON
LOUISE
DANTON
Czemuś mi znowu świecznik zabrała? Potrzeba mi światła. Louise idzie po światło; stawia je na stole i chce odejść. Danton chwyta ją niespodziewanie za obie ręce i przyciąga ku sobie Louison… przepraszam cię. obejmuje ją ramieniem Widzisz, jedyna… mam tyle zgryzot w ostatnich dniach, tyle niepokoju — że czasem wybuchnę; a potem mi żal. Nie gniewaj się na mnie.
LOUISE
DANTON
A to co znowu? Przepraszam cię za bagatelę niby za Bóg wie jaką krzywdę, a ty mnie odpychasz jak zarażonego?! Dość już raz tej wiecznej komedii!
LOUISE
DANTON
Należałoby ci się, Bogiem a prawdą… przyciska ją do siebie mniej ostro a czulej Cudu mój kolczasty: wiem, że jestem paskudny jak sam diabeł… z pewnym trudem, nienaturalnie pobieżnie i wiem, że mnie nie kochasz… ale wstydu ci nie przynoszę, jedyna. Być żoną Dantona, dziecko, to nie byle co — poczekaj trzy dni jeszcze, a przekonasz się… ile wart ten twój poczwarny mąż… ujmuje twarz jej w obie ręce; cicho, intensywnie Louise… chcę cię widzieć panią całej Francji.
LOUISE
DANTON
Co, boisz się? Boisz się przy mnie?! Miej odwagę oszaleć i ty też! całuje ją avec fougue[48] Cóż — przebaczyłaś mi? ona wzrusza ramionami z rezygnacją. Danton wyciąga lewą rękę po lichtarz No to chodź… zgasimy światło, żebyś mnie nie widziała…
LOUISE
Georges… jestem tak zmęczona… czuję się coraz gorzej od kilku dni… Georges, proszę cię, z… przerywa jej spazm gardła. Kończy, odwracając głowę zlituj się nade mną!…
DANTON
Dziecko jedyne, czemużeś mi nie powiedziała wcześniej? — A rzeczywiście wyglądasz gorzej… Louison, najdroższa moja, co tobie jest? Louise wzrusza ramionami na znak, że nie wie. Twarz Dantona rozjaśnia się naglą radością Ach… więc to może?!!… namiętnie, trzęsie nią Louison! Mów!!
LOUISE
DANTON
WESTERMANN
DANTON
WESTERMANN
DANTON
WESTERMANN
DANTON
WESTERMANN
Co ma znaczyć? Komitet wywęszył, bestia. — Już trzy sekcje były rozruszane; szkoda. — Ale co zrobić,
DANTON
Hm… choć teraz to by się i tak na nic już nie zdało… zaczyna spacerować Kto wie… może tak nawet lepiej, zwraca się do gościa Co się właściwie stało? Mówże nareszcie!
WESTERMANN
Godzinę temu aresztowano ich tam coś piętnastu — Vincent, Danton przystaje i opiera się o stół Ronsin, Hébert — czy ja wiem? Całe towarzystwo[49]. Danton siada i podpiera głowę Słuchaj, Wielki Sędzio: nie masz ty czego lepszego? Danton wyjmuje mu bez słowa inną flaszkę z szafki, stawia na stole, siada z powrotem i bębni palcami po płycie. — Westermann skosztowawszy O wiesz — to rozumiem, pije z uznaniem. Ocierając usta Robespierre wrócił dziś. Danton przestaje bębnić Widziałem go w parku zamkowym chwilę temu — bo Konwencja ma teraz posiedzenie.
DANTON
Spodziewam się, że ma… przechadza się przez chwilę. Naraz stwierdza To znaczy, że rozwiążą Armię Rewolucyjną.
WESTERMANN
Skądże ty wiesz? opryskliwy śmiech Dantona Bo rzeczywiście tak powiadają… ja się tam na tym nie znam.
DANTON
Wiesz, West… to cud, żeś ty jeszcze wolny. pauza; na wpół do siebie Podejrzany cud. zamyśla się, patrząc w podłogę. Nagle wybucha jasnym śmiechem Pah! Przecież to jasne! — Skądże by mieli się ważyć!
WESTERMANN
A może po prostu… nie wiedzą?! Danton wzrusza obojętnie ramionami. Znów mija chwila Konwencja właśnie zebrana w komplecie… naprężona przerwa. Zrywa się sprężyście; opiera się, stojąc, łokciami o płytę i zaczyna przemawiać poprzez stół cicho a szybko Człowieku… czyż ty nie widzisz, że fiasko Vincenta, to dla nas istna Opatrzność?! Zważ tylko: cały Paryż, przygotowany do puczu, jak beczka prochu; Konwencja aresztowała Vincenta i już się cieszy, że wszystko w porządku — tymczasem ja zostałem, a ja też umiem podpalić lont!…
319Wiesz, co trzeba zrobić? Zadzwonić na trwogę teraz, o, w środku nocy. Insurekcja jak piorun z jasnego nieba — nie będzie nawet próby oporu. Nie dam im czasu. Spędzę na gwałt zaspane sekcje — bractwo z sociétés wypuści kontrrewolucję z więzień na ulice — zrobi się galimatias, jakiego świat nie widział. Rozjuszony motłoch przypadkowo zaleje Konwencję i uśpi na wieki wszystkie grubsze ryby z Komitetami na czele.
320Nazajutrz, Danton — Paryż przyjdzie cię błagać, byś raczył objąć władzę. Wiesz, jak to jest… w tobie ujrzą jedyny ratunek. Dasz się uprosić; ale prędzej niż za pięć dni nie uporasz się przecie z chaosem — a przez pięć dni York zdąży otoczyć Paryż, aż miło. wyczekująca pauza; Danton milczy Wiemy przecież, że Jourdan na północy chętnie przepuści Anglika. — My, generałowe Republiki, mamy też już serdecznie dość tego rządu adwokatów[50], co nami pomiata jak szeregowcami… Danton, ja ci ręczę, że mi się uda! A taka sposobność zdarza się tylko raz!
DANTON
Wzywać Anglika!… Odwiecznego wroga wpuszczać w samo serce Francji! — Płatnym satelitom takiego Pitta na łup wydawać Miasto Dziesiątego Sierpnia! — Ty Judaszu!!
WESTERMANN
DANTON
Głupcze! Tydzień temu zbawienie ojczyzny zależało od natychmiastowego porozumienia z najpotężniejszym jej wrogiem! — Dziś… sytuacja doszczętnie zmieniona. Teraz Francja może i musi dążyć nieubłaganie do całkowitego unicestwienia tego narodu żmij. — Ani słowa więcej! Powiedziałem.
WESTERMANN
Widzisz, Danton… ja wiem dobrze, żem dureń skończony, gdy chodzi o politykę… i żeś ty bez porównania mądrzejszy. O, wiem… Ale… gdy się ma na sumieniu tyle, co ty, a już zaczy…
DANTON
WESTERMANN
Ależ… oczywiście, że nic złego… nic we właściwym sensie… tylko przy tych zwariowanych rewolucyjnych prawach… gwałtownie a cicho No niechże się chociażby dowiedzą, żeś to ty nawiązał u Batza całą tę hecę z Kompanią Indyjską! — Ale to jeszcze nic… pomyśl za to, jak łatwo może się teraz wydać, żeś właśnie ty miał zostać Wielkim Sędzią!! — Przecie dążenie do dyktatury to dla nich najstraszniejsza z wszystkich zbrodni — zdrada stanu to żart w porównaniu! — Jeśli to wyjdzie na jaw… to po tobie.
DANTON
WESTERMANN
DANTON
Ten ich śmieszny Komitet mnie by miał tknąć?! Albo Robespierre! A niechże sobie wraca, niech przesiaduje w Komitecie dniem i nocą, niech się sam stanie Komitetem! To anemiczne chuchro nie przedstawia dla mnie najdrobniejszej przeszkody.
WESTERMANN
DANTON
West, miejże rozum: za mną stoi przecie kapitał; za mną, Człowiekiem Dziesiątego Sierpnia, stoi ludność stolicy! — A Robespierre? Cóż on ma za poparcie? Swoich jakobinów. Kropka. W Konwencji musi uważać, żeby ze mną nie zadzierać, bo wie, że Centrum — olbrzymia większość — zawsze i wszędzie stanie po mojej stronie! — Wiesz, czemuś ty jeszcze wolny? — Bo Komitet nie śmie aresztować mojego przyjaciela!
WESTERMANN
Tylko… Ale proszę, nie gniewaj się, Danton… widzisz, Robespierre umie zastraszyć jak nikt inny. Jeśli zastraszy Konwencję… to cię nikt nie poprze. Nikt. — Ponadto — jeśli ty masz Paryż, to on ma prowincję, a…
DANTON
Ha ha! Niechby spróbował! — Niechżeby spróbował zmobilizować społeczeństwo przeciwko mnie!
334Westermann: Mediaja stworzyłem sobie talizman, wobec którego mesmeryczna technika Robespierre'a traci wszelkie znaczenie: to „Vieux Cordelier”. Dzięki niemu ja zapanowałem nad mózgiem Francji. Przez niego wywieram wpływ sto razy silniejszy niż ten szarlatan. Dziś już kilka milionów ludzi myśli, jak ja myślę, i chce, czego ja chcę: bo kilka milionów ludzi czyta „Vieux Cordeliera”. West: gdyby Robespierre dziś ważył się mnie wyzwać — to znaczy, że jest niepoczytalny.
DESMOULINS
WESTERMANN
DANTON
CAMILLE
DANTON
WESTERMANN
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
Pomyśl: ten przeklęty siódmy numer leży u Desenne'a! — No, jak go Komitet przeczyta — to po mnie. pada na krzesło, kryje twarz w rękach O Georges, Georges! I po coś ty mi kazał pisać takie okropne rzeczy!…
DANTON
Bom nie wiedział, że mam do czynienia z rozlazłym tchórzem! — Proszę bardzo: idź do Robespierre'a, rzuć mu się do nóg, przysięgaj, żem cię batem zmuszał do…
CAMILLE
Georges! Jakże możesz obrażać mnie w ten sposób!… ochłonął Wiesz doskonale, że ci jestem bezwzględnie oddany — a że Robespierre'owi ręki nie podam, póki żyję. — Ale poradźże mi!…
WESTERMANN
Danton: osioł ze mnie, zgoda — ale teraz to już i ostatni kretyn zrozumie, że trzeba skończyć z Komitetem. Widzisz… nie znałeś jednak Robespierre'a. — Idę prosto do sekcji; dobrze?…
CAMILLE
DANTON
Nie. Twój plan jest dziecinny. Ani jednej szansy powodzenia. Sekcje drapnęłyby ci spod palców, a my byśmy osiągnęli tyle, że by nas wyjęto spod prawa jako buntowników i stracono bez sądu. — Nie. Dziękuję.
WESTERMANN
DANTON
Stul pysk nareszcie! — Więc taka to wasza karność?! I cóż się takiego stało właściwie? Desenne aresztowany! — Czyż wy, idioci, nie widzicie, że Robespierre próbuje ocalić sobie w ten sposób jakąś resztkę powagi?! Pojutrze wypuszczą Desenne'a i na tym się skończy. A ty, Camille, wydasz nowe pismo u kogo innego.
DELACROIX
Nic z twojej dyktatury, przyjacielu… pogardliwy znak Dantona Już wiesz — tym lepiej. A teraz, na Boga, bądźcie ostrożni! — Szczególnie ty, poeto! — Przyprowadziłem ci czystego głupca, Danton. Jeśli go sobie złowić potrafisz — zyskasz nieocenioną broń przeciw Konwencji. Bo zapamiętały jest jak furiat; a czułego punktu nie ma na nim w ogóle. Najmniejszej defraudacji, nadużycia, spekulacji — dosłownie nic! — Zaraz go Bourdon przyprowadzi.
CAMILLE
PHILIPPEAUX
PolitykaDELACROIX
DANTON
A w polityce to wielkie ryzyko i jeszcze większy błąd. — Czemuż by się pan nie miał do nas przyłączyć?
PHILIPPEAUX
DANTON
CAMILLE
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
Unieszkodliwić Komitet Ocalenia. Aresztując Desenne'a — naruszając wolność prasy — dopełnił zaiste miary swych nadużyć.
CAMILLE
WESTERMANN
PHILIPPEAUX
To kwestia wymagająca wielkiego taktu i przezorności. Komitet stał się sercem państwa: nie można go zatem tknąć. Trzeba mu odjąć — bez najmniejszego wstrząsu — zasób władzy przerastający jego kompetencje; rozdzielić tę władzę z powrotem między właściwe organy — i zostawić go przy pierwotnym, legalnym zakresie funkcji.
WESTERMANN
PHILIPPEAUX
W razie ostateczności… nawet przy pomocy sekcji zbrojnych. Bo wobec woli ogółu wyrażonej bezpośrednio — Komitet nie może stawiać oporu. — Ale w tym celu sekcje musiałyby przejść gruntowne przygotowanie moralne i dać gwarancję, że powaga rządu nie dozna ujmy.
WESTERMANN
Akurat ten sam plan przedłożyłem Dantonowi. Słowo w słowo ten sam. A właśnie mam środki pod ręką: Vincent przygotował kilka sekcji dla swoich celów — wystarczy schylić się i podnieść!
CAMILLE
PHILIPPEAUX
Ależ generale! Przecie w takim razie brak wszelkiego moralnego przygotowania! Wbrew woli przeprowadziłby pan… zamach stanu.
DELACROIX
PHILIPPEAUX
PHILIPPEAUX
WESTERMANN
DANTON
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
DANTON
Podobna insynuacja nie może mnie dotknąć: jest zbyt zabawna. — TłumPhilippeaux jest zacnym uczonym, ale z masą nie stykał się nigdy. Nie wie zatem, że insurekcji nikt opanować nie może. Sekcje, raz wysłane na Tuileries — mogłyby znienacka zalać Konwencję, roznieść Komitety — a wódz patrzyłby na to bezsilny.
PHILIPPEAUX
DANTON
Nie: znam masę. — Słowem, towarzysze: nie godzę się na zamach stanu, jak to słusznie określił Philippeaux. Musimy natomiast skoncentrować siły w ofensywę czysto parlamentarną. Musimy otworzyć oczy ogółu i Konwencji na wykroczenia Komitetów. Musimy powracać do ataku dzień w dzień — aż osiągniemy jeden krzyk oburzenia ze stu tysięcy piersi, aż przebudzony przez nas naród powali nowego tyrana.
DELACROIX
Oj, Danton… ostrożnie! Jeden fałszywy krok wystarczy, żeby przegrać przewagę nad Centrum! Przecież to nasz główny atut! Jak go stracimy… co wtedy?
WESTERMANN
DANTON
Tak jest! Philippeaux ma rację: Comsalu[52] naruszać nie można… na razie. Dlatego, przyjaciele, nie będziemy go atakować wprost — lecz pośrednio poprzez Komitet Bezpieczeństwa. Plan kampanii mam gotowy. Bourdon: jutro otworzysz ogień. Żądaj ścisłej rewizji personelu w Comsurze[53]. Musisz osiągnąć aresztowanie ich głównego agenta, Hérona.
390O, przyjaciele — nie tak łatwo despotyzm zdławi nasz głos. Lud nas popiera — bo wie, że w nas Wolność znalazła ostatnich obrońców. — Odwagi, towarzysze!
BOURDON
Tak, odwagi… my mamy się narażać, atakować Komitety w oczy… a on sam, jak się raz kiedyś odezwie w Konwencji… to stale w myśl tychże Komitetów.
DANTON
BOURDON
DANTON
Chciałbyś, żeby każde dziecko przejrzało naszą akcję? zmienia ton; do wszystkich Gdy tylko Konwencja się ocknie i zrzuci sromotne jarzmo kilku samozwańców — Republika będzie ocalona. Wówczas wolno nam będzie powrócić w cień bezimiennej, skromnej egzystencji. Cisza i spokój wśród powszechnego szczęścia będą nam jedyną, lecz słodką, nagrodą.
PHILIPPEAUX
DANTON
DELACROIX
BOURDON
DELACROIX
WESTERMANN
DANTON
Nie. — Słuchaj za to: zapoznaj się bliżej ze zdolniejszymi oficerami Armii Rewolucyjnej, choć ją rozwiążą. Z byłych żołnierzy tej Armii zorganizujecie powolutku garstkę ludzi pewnych — posiadających pewien trening wojskowy. Mogę opłacać kilku agentów… I nie trać kontaktu ze stowarzyszeniami ludowymi, choć je też pewno skreślą…
WESTERMANN
DANTON
Z dyktatury? Owszem. Tego mam dość. Znudziło mi się. pauza Ale dobrze jest mieć garstkę zbrojną pod ręką… na wszelki wypadek.
WESTERMANN
AKT II
ODSŁONA 1
COLLOT
BILLAUD
Koledzy: od trzech miesięcy pewne stronnictwo systematycznie dąży do obalenia rządu. Coraz częstsze, coraz zuchwalsze napaści podkopują nasz autorytet. Wiecie, że u Desenne'a znaleziono numer pewnego pisma, w którym autor wręcz wzywa do broni przeciw nam, Komitetowi Ocalenia. — A wczoraj posunięto bezczelność do tego stopnia, że usiłowano wyłudzić dekret paraliżujący Komitet Bezpieczeństwa.
407Koledzy: oskarżam Dantona i jego fakcję[54] jako punkt zborny kontrrewolucyjnego żywiołu we Francji. Musimy ich unieszkodliwić.
ROBESPIERRE
BILLAUD
414Koledzy!!! czeka aż się fale ułożą Robespierre, zdumiewasz mnie. Danton — działaczem rewolucyjnym! — Majaczysz chyba?
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
ROBESPIERRE
Koledzy: Danton stworzył ognisko rewolucyjne z klubu kordelierów w dziewięćdziesiątym i dziewięćdziesiątym pierwszym, gdy rewolucja ust otworzyć nie śmiała pod presją monarchicznej przemocy. Pamiętacie, jak tośmy, jakobini, dali się wtedy prześcignąć?
COLLOT
Ho-ho!! Pamiętamy, pamiętamy rzeź na Polu Marsowym, na którą Danton spędził Paryż niby trzodę — za czym drapnął na wieś!
BILLAUD
I pamiętamy list z szafy żelaznej, w którym Mirabeau żali się na sumy, jakie pochłania prowokator Danton… sensacja, niedowierzanie, ciche oburzenie że można by doprowadzić rewolucję do absurdu o połowę taniej. — Lepiej nam nie przypominaj, Robespierre.
LINDET
ROBESPIERRE
Cóż znaczy świadectwo zdrajcy Mirabeau? — Koledzy! nie myśmy powstrzymali paniczną ucieczkę rządu ze stolicy na wieść o zdobyciu Longwy…
BILLAUD
COLLOT
CARNOT
Nie myśmy prowadzili zbrodnicze konszachty z wrogiem. Nie myśmy stracili rozmyślnie korzyść dwu zwycięstw…
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
BARÈRE
BILLAUD
Nie myśmy doprowadzili Republikę do brzegu bankructwa nieudolną taktyką pierwszego Komitetu Ocalenia…
SAINT-JUST
I nie my wreszcie, Robespierre, staramy się teraz strzaskać Rewolucję — żeby ujść bezkarnie po tym wszystkim.
BILLAUD
ROBESPIERRE
BILLAUD
CARNOT
COLLOT
Ach!… À propos dowodów. dzwoni miarowo. Wchodzi woźny Proszę zawezwać do nas obywatela Amar z Komitetu Bezpieczeństwa. zwraca się do kolegi Sądzę jednak, że już przestałeś się upierać przy swej… fantazji, Robespierre? Robespierre siedzi zamyślony; może faktycznie nie słyszy pytania Z drugiej strony, Billaud… unieszkodliwić Dantona to nie tak prosta rzecz. Nie możemy go aresztować z dnia na dzień.
BILLAUD
Rozumie się, że nie. Zorganizujemy kampanię. Trzeba go naprzód szczelnie otoczyć i zniechęcić mu opinię…
ROBESPIERRE
BILLAUD
ROBESPIERRE
Koledzy: Danton — to jednostka. My — to Rewolucja. Zamiast pożerać się wzajemnie ku radości wrogów, chwyćmy go za łapy i zmuśmy, aby nam służył.
COLLOT
ROBESPIERRE
Przyznaję, że ściąć — łatwiej.
446Słuchajcie: jestem przekonany, że Danton działał zawsze w dobrej wierze. wybuch śmiechu; oburzenie; poklask Fatalne jego pomysły dowodzą tylko braku zdolności taktycznych — nie zbrodniczej woli. — A teraz widzi z przerażeniem, że każdej z tych pomyłek można podsunąć sens potworny. Danton to natura pierwotna, moralnie słabo rozwinięta. Zagrożony — traci głowę i gotów życie okupić nawet zbrodnią. Dziś szaleje z strachu: stąd wszystkie jego wybryki. Koledzy: czymże on jest wobec nas? Przecież on tonie! — Ścinać go — teraz, gdy jest prawie bezbronny — to barbarzyński nonsens.
BILLAUD
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Tak jest! Jedyną poważną jego bronią był „Vieux Cordelier”. Tym podbijał sobie umysł mas. — Skasowaliśmy pismo ruchem pióra. Danton jest bezbronny.
COLLOT
ROBESPIERRE
COLLOT
ROBESPIERRE
…zdobyć Camille'a, Collot. — To niemowlę chwyta za każdy połyskliwy strzępek myśli. Stanie się fanatykiem naszych idei, jeśli mu je tylko potrafimy efektownie udramatyzować. A Camille jest bezcenny jako propagator! — Ale nie o tym cielęciu mowa.
COLLOT
ROBESPIERRE
Aresztować pod błahym pozorem — jak niedawno Héraulta — wszystkich naczelników dantonistycznej opozycji w Konwencji: Delacroix, Bourdon, Merlin de Thionville etc. Camille sterroryzowany skutkiem swej swawoli nie odezwie się tak prędko; wobec czego Danton znajdzie się znienacka dosłownie sam. Uciec nie może, więc z konieczności przyjdzie do nas. Przyjmiemy go; a wiedząc, że całość jego bezcennej osoby zależy od dobrego sprawowania — będzie się wytężać na usługach rządu, aż schudnie.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
LINDET
Stawiając Człowieka Dziesiątego Sierpnia na poziomie szpiclów i fałszerzy asygnatów, poniżacie samą rewolucję!
ROBESPIERRE
WOŹNY
COLLOT
Witaj, Amar. — Toczymy zaciekły spór o Dantona; Robespierre uparł się go bronić. Proszę, powtórz mu to, coś mi wczoraj wieczorem powierzył.
AMAR
A zatem, koledzy — jako kierownik śledztwa w sprawie szantażu Kompanii Indyjskiej komunikuję wam, że to właśnie Danton pośredniczył między deputowanymi a bankierami, co się podjęli szerzyć korupcję w Konwencji. Nie ulega już wątpliwości, że jeśli Fabre sfałszował dekret likwidacyjny na korzyść szantażowanej Kompanii — to nie kto inny jak Danton nawiązał apetyczną kabałę. Mamy dziś dowody.
ROBESPIERRE
AMAR
Otóż te trzy zdania, Robespierre, znalazły nadspodziewane potwierdzenie. — Mowa była, prawda, o podejrzeniu wśród bandy, że się Danton osobno z finansjerą umówił? uprzejmym spojrzeniem prosi o skorygowanie Dzięki przesłuchom służby okazało się, że Danton zaczął bywać u Batza z końcem sierpnia. Potem sprowadził Fabre'a — wreszcie przysłano drobne rybki, między które rozdzielono grubszą a ryzykowną robotę: Chabot, Basire, Delaunay etc.
BILLAUD
AMAR
Tak jest; to znaczy, Robespierre, bezpośrednio po dzikim szturmie na Kompanię. Gdy już była wygotowana na miękko. Bezradna. Gdy się aż prosiła o tłusty szantaż.
467BILLAUD
BARÈRE
ROBESPIERRE
To, co teraz powiem, nie należy do protokołu.
Kładę karty na stół, koledzy: w rzetelność Dantona — nie wierzę sam.
GŁOSY
ROBESPIERRE
Lecz choćby nawet był fałszerzem i zdrajcą… nie godzę się na jego stracenie.
Masz słuszność, Collot: polityka to nie poemat rycerski. Sprawiedliwość, panowie — jest cnotą wszechmocnego Boga. Nam niedostępna; my musimy walczyć.
475Trybunał Rewolucyjny nie jest sprawiedliwy dźwięki protestu i zdumienia z strony Collota, Carnota i Barère'a. To nie sąd: to broń. Ma tępić wrogów, a nie karać winnych. Trzeba znieść świadomość tego faktu, panowie — i poświęcić sumienie, jak poświęcamy życie. Fabre, Danton i Chabot popełnili zbrodnię. Za tę zbrodnię zgładzimy Fabre'a i spólników; Dantona, który najciężej zawinił — nie tkniemy.
Stracenie Dantona pchnęłoby zamożnych w szeregi kontrrewolucji. A póki Europie praw nie dyktujemy — póty neutralność pieniądza jest nam kwestią życia.
477Tracąc Dantona, jednoczymy przeciw sobie większość Konwencji. Wstrząsamy do podstaw niezachwianą dotąd wiarę ludu. A przede wszystkim wzniecamy pożar strachu — i skazujemy się na rządzenie terrorem.
478Panowie: terrorem rządzi tylko rozpacz.
479Tak jest, Billaud: boję się. Boję się terroru. Tak dalece, że jestem gotów na kompromisy, upokorzenia, bezprawia — byle go Francji oszczędzić.
481Dobro kraju wymaga od nas — nikczemności. Łotr i zdrajca Danton musi korzystać z przywileju wyjątkowej amnestii. Nie wolno nam być sprawiedliwymi.
BARÈRE
ROBESPIERRE
Machiavelli czeka was wszystkich, fanatycy wolności, towarzysze — jeden po drugim pójdzie tą drogą.
CARNOT
Tak, ale, Robespierre… przecie otwieramy kampanię na trzech frontach! Tej wiosny musimy rozbić koalicję. Pomyśl, jakiej zwartości wysiłku nam trzeba! — A defetysta Danton poruszy niebo i ziemię, żeby sprowadzić pospieszny pokój za wszelką cenę!
SAINT-JUST
Maxime: rozstrzygająca ofensywa — rządy wewnętrzne — tworzenie nowych instytucji w każdym dziale społecznego życia. I mielibyśmy przy tym tolerować tego wściekłego buldoga u łydek? Skąd czas, skąd siły na odpieranie codziennych napadów?
ROBESPIERRE
486Koledzy: jeśli Danton jest przy zdrowych zmysłach, to musiał pojąć, że Komitet obalić się nie da. Kapitulacja Dantona jest kwestią kilku dni.
BILLAUD
ROBESPIERRE
To pójdzie pod topór. Ale wtedy… głosem trochę zmienionym Koledzy, tej ostateczności musimy zapobiec.
WOŹNY
COLLOT
VADIER
BILLAUD
VADIER
No w Konwencji przecie! Moi drodzy, ale to już pachnie zamachem stanu! Dziś postawili na swoim: aresztowano nam Hérona!
LINDET
AMAR
Héron?! Ależ kierownik policji politycznej, jedyny pewny agent, jakiego mamy. Bez niego jesteśmy bezsilni. Tracimy kontrolę nad Paryżem.
VADIER
SAINT-JUST
VADIER
COLLOT
BILLAUD
ROBESPIERRE
COLLOT
ROBESPIERRE
Pogadać z Konwencją! Każę im odszczekać każde słowo tego idiotycznego dekretu. Odstawię ci twojego Hérona, Vadier, never fear [56].
VADIER
BARÈRE
AMAR
COLLOT
Hm… Moi drodzy: w gruncie rzeczy nikt z nas nie zna Robespierre'a. Bóg jeden wie, co się kryje za tymi zawsze agresywnymi oczami…
BARÈRE
Nie, panowie. Zapomnieliście, że zguba Dantona — jest zgubą Camille'a Desmoulinsa. Zapomnieliście, z jakim uporem Nieskazitelny[57] kompromitował u jakobinów swą popularność w obronie tego małego wariata. — Dla mnie — zagadki nie ma.
BILLAUD
Podobne brednie mógłbyś pozostawić historykom. — A Robespierre ma rację, panowie; to fatalna sprawa. Jeśli strącimy Dantona — trzeba się będzie potem trzymać terrorem, to fakt.
COLLOT
BILLAUD
Trzeba być durniem, żeby go lekkomyślnie sprowadzać. Stworzymy sobie ponadto straszliwy precedens. — Ale… nie mamy wyboru.
BARÈRE
Swoją drogą… ten, co wymusi na Konwencji dekret oskarżenia — weźmie na siebie odpowiedzialność potworną…
LINDET
BILLAUD
COLLOT
No — kontynuujmy obrady, panowie. Korespondencja Barthélémy'ego z Genewy na porządku dziennym. — Za pół godziny dwu z was zechce przejść do hali. Może delegatom trzeba będzie pomocy.
ODSŁONA 2
Westybul Konwencji. Trzy wejścia: na lewo na salę, w głębi do parku, na prawo w krużganek. Po lewej na przodzie ławka, w głębi grupa fotelów dokoła stołu. Wielkie okna na park. — Danton chodzi naelektryzowany; Camille wbiega z sali.
DANTON
CAMILLE
Jakże ja mogłem na jedną chwilę o tobie zwątpić! Georges: przebacz mi tę minutę niepojętego zaślepienia.
DANTON
Strachu, przyjacielu. Najzwyklejszego strachu. Ale dziś nabrałeś nowej otuchy, co? Odważysz się znów chwycić za pióro?
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
Chłopcze: czy ty rozumiesz, żeśmy zmietli Komitet Bezpieczeństwa?! Od dziś szpicle nie mogą nam szkodzić. — Od dziś ludzie uczciwi mogą oddychać… i działać. ciszej, goręcej Za tydzień Wielki Komitet przestanie istnieć. Za osiem dni Paryż będzie miał wybór między Sądem Ostatecznym na ziemi — a mną.
CAMILLE
Georges: kraj skatowany woła cię na pomoc! Ty jeden słyszysz ten krzyk. Sam jeden przeciw tysiącom furiatów, wyrwiesz Ojczyznę z rąk jej oprawców. — Danton… jesteś wielki.
DANTON
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DELACROIX
Wiwat Bourdon! Niech żyje pogromca Comsuru! — Hej, Camille…
CAMILLE
DANTON
Kolego: przez moje usta dziękuje ci Francja. Tobie zawdzięczamy pierwsze wielkie zwycięstwo: tyranii Komitetów zadałeś ranę, która się nie zagoi.
532głośniej To zwycięstwo, towarzysze, utwierdzi przy nas lękliwą większość. Za parę dni chwycimy za ster rządu i Francja przebudzi się do życia po ohydnym koszmarze Terroru.
533Za tydzień sto trzydzieści tysięcy młodych obywateli wróci do spokojnej pracy. Krew nasza przestanie żyźnić glebę naszych granic.
534Za tydzień uściskacie tych, co jęczą dziś po lochach nowych Bastylii za to, że śmieli żądać powszechnej wolności. Fabre padnie wam w ramio…
PHILIPPEAUX
CAMILLE
Więc pan wierzy w tę potwarz bezwstydną, w to szatańskie kłamstwo Komitetów?! Fabre! Ten poeta o sercu gołębim!…
PHILIPPEAUX
Panowie: im dłużej patrzę na waszą taktykę… tym mniej was rozumiem. Ja też żądam zwolnienia — dla niewinnych — ale nie dla takiego Fabre'a! Ja też pragnę całą duszą powrotu do warunków normalnych — ale nie za cenę katastrofy państwowej!
538Podminowaliście Komitety, na których leży dzisiaj cały ciężar rządu — a nie stworzyliście dotąd organu, co by był gotów władzę po nich przejąć! Ależ w takim razie, jeśli Komitety nagle runą — to państwo musi się zawalić jak wysadzona forteca! Każde dziecko to zrozumie! Czy wy ze mnie kpicie?
CAMILLE
DANTON
PHILIPPEAUX
GŁOS
DANTON
SEKRETARZ
DANTON
SEKRETARZ
DANTON
SEKRETARZ
DANTON
SEKRETARZ
DANTON
SEKRETARZ
DANTON
ROBESPIERRE
…tędy wczoraj, a były dopiero pąki. Zresztą to i tak spostrzega Dantona. Nie reaguje ani wibracją głosu bardzo wcześnie. Tego roku wiosna ma temperament.
DANTON
ROBESPIERRE
BOURDON
DANTON
BOURDON
T… to ja go mam bronić?!… Philippeaux jeszcze suchszy niż zwykle wsuwa się nieznacznie; z założonymi rękami opiera się biodrem o stół i słucha Robespierre wściekły. Konwencja odwoła na kolanach. Comsur dostanie Hérona z powrotem… ale nie zapomni! — Wyleją mnie od jakobinów jeszcze dziś! — Chodźże i rycz co sił, inaczej diabli nas wezmą!
DANTON
BOURDON
Dan-ton: mnie śledztwo w sprawach Fabre'a i Vincenta dreszczem nie przejmuje. Danton: nie dla własnej uciechy napadam Komitety dzień w dzień.
Mnie, Danton, nie ogłoszą dyk… Danton rzuca się na niego. Wśród szamotania, coraz głośniej …tatorem na czerepach… Danton przywarł do niego, zgniata mu dłonią usta. Bourdon wywija się dołem, krzycząc. …Komitetu Ocalenia. za późno już. Danton dyszy, trzęsąc się z gniewu. Twarz Philippeaux przybrała odcień gliny rzeźbiarskiej. — Widząc, że się zamach na wolność słowa nie powtórzy, Bourdon spokojnie zmierza ku ławce Więc ja się za ciebie nie poświęcę. zasiada Idź i broń swojego dekretu.
DANTON
Idź i broń swojej skóry, Bourdon. Gdybym ja cię poparł, bracie — siedziałbyś jutro w La Force[58].
BOURDON
DANTON
Widziałeś tego młodzieńca? To sekretarz Comsalu. Przyniósł mi nowinę, że chcą mnie stawić pod sąd. Bourdon zgalwanizowany podnosi się z wolna Uspokój się: tylko mnie jednego. O was nic nie wiedzą… na razie. Ale spróbuj… spróbuj no mnie opuścić! pauza Radzę ci teraz: napraw coś popsuł! Radzę ci!! — A prędzej: niezdrowo ze miną rozmawiać.
BOURDON
Jezu… miłosierny… Jezu… cicho, eksplozywnie A wiedziałem, że na tym się skończy! Wiedziałem! — Wiedziałem!…
DANTON
PHILIPPEAUX
CAMILLE
PHILIPPEAUX
Więc państwo ma się rozlecieć w kawałki… żeby Danton bezkarnie mógł ukraść koronę? — Więc po to zwalczamy stan wyjątkowy, po to szturmujemy Komitety — żeby Danton nie stanął przed sądem między podżegaczem Vincentem a fałszerzem Fabre'em?!!… chwyta się za głowę O, cóż ze mnie za kretyn, Chryste Panie… znów do Dantona ciebie, bydlę, nie przejrzeć od razu! spluwa przed nim Tfu.
DANTON
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
Oni cię znają, po co im donosić? — Zresztą czy oni lepsi? załamuje się. Coraz ciszej O nieszczęsny… nieszczęsny mój kraju…
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
Spodziewam się! — Oj, Danton: aleś nam bigosu nawarzył tym dekretem, nno! — Ile razy ja cię przestrzegałem, że nie można przesadzać?! Pókiśmy mieli Centrum w garści, póty można się było utrzymać. — Masz teraz: sprowokowałeś Robespierre'a, no i wydarł ci władzę nad „Niziną” jednym szarpnięciem! Parlamentarnie — jesteśmy pogrzebani.
DANTON
DELACROIX
Naprawić! — Wykluczone. Robespierre jest naprawdę zły. Wysłałeś biednego Bourdona na pewne stracenie.
CAMILLE
DELACROIX
Cóż mu to pomoże, jeśli się dam pogrzebać razem z nim? zamyśla się Prawdę mówiąc, Danton — ja nie wiem, jak ty się teraz zechcesz wygramolić. Dałeś sobie odebrać wpływ na szerszy ogół — „Cordeliera” — a dziś przegrałeś bezpowrotnie wpływ na Konwencję. Słowem — jesteś bez broni. — Cóż poczniesz, jak cię naprawdę oskarżą w Komitecie?
DANTON
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
Ou, pssssiaa kreew… żywo W takim razie, Danton — trzeba znikać. Prestissimo[59] upewniwszy się, że Camille nie słucha — przysiada się do rozwalonego Dantona i zaczyna, bardzo prywatnie Pod tym względem jesteś w położeniu szczególnie korzystnym: zwróć się do Ministra w sprawie przebycia kanału. Przepustki do wybrzeża dostanę z łatwością. Drapniemy jeszcze dziś w nocy.
DANTON
DELACROIX
Nie stoisz na trybunie, Danton — cóż to znów za pomysł? po krótkiej pauzie, ciszej Przyjacielu, radzę ci, wykop nas obu — póki droga otwarta.
DANTON
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
Czyli że Twelve dał ci odprawę. — Wiesz, Danton: to szkoda. Danton sennie wzrusza ramionami. Partner postanawia go rozbudzić Słuchaj no, mój miły: zarżnąć ja się za ciebie nie dam. Zachoruję teraz na dwa dni; jeśli mnie w tym czasie nie wydobędziesz — przysłużę się Komitetom informacjami, a zrobię to zręczniej niż Chabot. — Pamiętasz naszą misję w Belgii, co?… À bon entendeur, salut[60].
DANTON
Tchórzu bezwstydny! Czy myślisz, że bym tu siedział i ziewał, gdyby mi coś naprawdę groziło?! Pędrak ze mnie, czy co, żeby mnie taki Robespierre mógł jednym palcem przewrócić? Co innego spotwarzać Dantona za plecami, a co innego — tknąć go!
DELACROIX
DANTON
Hej, Lacroix! Po ile teraz cenne koronki flamandzkie?… Delacroix drgnął; zawraca trochę niepewnie, blady z gniewu. Danton podchodzi do niego; twarzą w twarz One cię ze mną związały… oplątałeś się w nie… zaznacza stryczek Nie próbuj lepiej zrywać tych miłosnych więzów… nie próbuj! Mam rezerwy, o których wam się nie śniło. Delacroix niecierpliwie wzrusza ramionami ale powiem ci tyle: teraz ja sam wkraczam w szranki. Rozmówię się z tym Robespierre'em, co udaje, że chciałby mnie wyzwać; a jeśli go sobie za pół godziny nie owinę na palcu — to możesz iść mnie denuncjować.
DELACROIX
Zobaczymy. odwraca się i wychodzi
GŁOS ROBESPIERRE'A
…przemocą do sali tajnych obrad i zażądał trzech głów. Upatrzył sobie trzy filary naszej administracji finansów. Znacie go. Znacie jego trzy ofiary. Wszystkich czterech zresztą widzę stąd.
597Nazwaliście ich „pobłażliwymi”? Oto ich pobłażliwość. Panowie! Rozbiliście fakcję, co chciała udusić Republikę w krwi, panice i głodzie. A teraz — ulegacie bezmyślnie drugiej, daleko groźniejszej, której ukryci wodzowie mają zysk osobisty za jedyny cel — a nie znają przesądów moralnych. Spełniacie potulnie wolę ludzi, którzy z pełną świadomością prowadzą państwo w przepaść. — Przebudźcie się, panowie — i czuwajcie.
DANTON
GŁOS ROBEPIERRE'A
Poznaliście swą omyłkę, panowie. Nie sądzę, aby podstępnie wyłudzony dekret aresztowania wart był dalszej straty czasu. Skreślcie go i przejdźcie do ważniejszych spraw.
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
Nie znasz mnie jeszcze, Danton. — Powiedziałem ci, że chciałbym dla ciebie zginąć. Okazuje się, że znajdę wkrótce sposobność dowieść ci, czy to był frazes.
DANTON
Dużo mi tym pomożesz… podrywa się nagle, odzyskując żywotność Ale któż widział od razu o śmierci majaczyć! Przecie ani mnie pod nóż nie spieszno, ani Komitetom do rozprawy ze mną! Podnieść rękę na Człowieka Dziesiątego Sierpnia — to obłęd, na który nie stać nawet sfiksowanego studenciny Saint-Justa! Francja zerwałaby się jak jeden mąż!
CAMILLE
DANTON
Lud zna swego pana, chłopczyku…
606Hehe! Zacny Robespierre śni urocze sny o potędze… jemu nie wystarcza kierować wolą mas: on chce opanować człowieka aż do kości, przerobić każdą jednostkę przemocą na swój papierowy ideał — I takich krwawych Chrystusowych maniaków pełno zresztą w każdym kraju.
607Ja, moje dziecko — znam ludzką naturę. Zamiast ją bezmyślnie atakować, dogadzam jej. W tym tajemnica mojej potęgi. Wystarczy mi powiedzieć trzy mądrze dobrane słowa, a całe tłumy lgną do mnie i słuchają, i ubóstwiają mnie. — On tymczasem — za cenę okrutnego wysiłku zmusi czasem lud do uległości… na krótką chwilę, po której następuje reakcja: coraz dzikszy strach i śmiertelna skryta nienawiść.
CAMILLE
DANTON
Haha! Właśnie: póki na nią patrzy. Oparcia on w ogóle nie ma. Cała jego potęga to magnetyczne kuglarskie sztuczki, znane każdemu oszustowi na jarmarku… dlatego mi tak gładko odbił Konwencję; i dlatego Konwencja wróci do mnie, gdy on tylko zejdzie z trybuny. A jest tak zaślepiony, że sobie właśnie masę obrał za fundament dla swych ambitnych zamysłów… nie przeczuwa, że ma w niej zaciekłego wroga! — Ja się do ludu nie łaszę jak on; brzydzę się pospólstwem, wolę dobre towarzystwo. Ale gdyby naprawdę doszło do starcia — gdybyśmy się obaj odwołali do ogółu — cała Francja rzuciłaby mi się na pomoc… przeciw niemu.
CAMILLE
DANTON
Nie, po co? Nie chce mi się wytężać. — Przeciwnie: pojednam się z nim. Otworzę mu oczy na jego fatalną pomyłkę; ukażę mu jej straszne dla niego, a już bardzo bliskie skutki; przekonam go o swej przewadze — i podam mu rękę. Jeśli jest przy zdrowych zmysłach, ulegnie mi. Naprowadzę go na właściwą drogę do… do celu. Razem położymy koniec tej krwawej szopce.
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
O, aż tak?… Ale pociesz się: to nie my, to on musi się zgodzić na kompromis. — A gdyby się nawet miało okazać, że Robespierre nie jest zupełnie normalny — no, to mam środki obrony w pogotowiu. A on nie.
CAMILLE
DANTON
Dowiesz się… No, już odśpiewali requiem nad naszym dekretem. Wiesz co, mały — chodźmy. Przeczuwam, że wnet ktoś tędy przejdzie. A taki mnie zdjął wstręt do rodzaju ludzkiego, że gotów bym dostać torsji na widok koleżeńskiego pyska. wyjrzał przez okno A co, nie mówiłem? Prędzej, chodźmy.
VADIER
BILLAUD
VADIER
BILLAUD
ROBESPIERRE
VADIER
BILLAUD
ROBESPIERRE
Ani śladu. Starali się nie zemdleć. Bourdon wykazał, że dekretując aresztowanie głównego ich agenta, Konwencja złożyła Komitetom najgłębszy hołd. Uch! — No, panowie — wracajmy.
SAINT-JUST
Zaraz. — Robespierre, nie traćmy czasu w Komitecie: przekonałeś się teraz, że Danton nie myśli składać broni…
BILLAUD
ROBESPIERRE
Panowie: zgodzę się na fatalną konieczność, jeśli ją uznam. Naprzód spróbuję pozyskać Dantona i Desmoulinsa dla rządu; mam powody przypuszczać, że mi się uda — gdy Danton zrozumie swą sytuację. Gdy wykonam ten zamiar, odpowiem wam tak lub nie.
VADIER
ROBESPIERRE
BILLAUD
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Och, moi drodzy, a cóż znaczą upokorzenia, gdy chodzi o państwo? z wesołym śmiechem Padłbym mu do nóg w razie potrzeby!
ODSŁONA 3
CAMILLE
DANTON
DELACROIX
DANTON
CAMILLE
Wiesz, George… mam do ciebie żal. Pomyśl: Nieskazitelny prosił — pokornie prosił Dantona o posłuchanie! — Trzeba było przyjść o pół do dziewiątej, możliwie w szlafroku, zamiast się wystroić i czekać — niechby poczuł przynajmniej, że mu wyświadczasz łaskę!
DELACROIX
DANTON
CAMILLE
George, zlituj się; nie psuj mi przyjemności! George, ja muszę być świadkiem jego upokorzenia! A wiesz, użyj sobie, Danton! Pamiętaj: buty sobie o nas chciał ocierać! Danton, odpłać mu się! Zegnij go, wiesz, tak!
DANTON
BOURDON
Nie. Muszę się przekonać na własne uszy, jak sprawy stoją — żebym wiedział, jak postępować w Konwencji.
DANTON
BOURDON
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
Więc albo diabetyk, albo maniak? na wpół poważnie; troszkę ciszej Swoją drogą — to dość zrozumiałe, że w pańskich oczach… jestem człowiekiem chorym.
DANTON
ROBESPIERRE
O, widzi pan: tak to lubię, opiera się wstecz, zarzuca nogę na nogę, zmienia doszczętnie ton, nawet głos Danton: manewry pańskie paraliżują rząd. Przegrał pan dawno, lecz nie śmie się pan poddać. — Otóż z pewnych względów, Danton, wolimy zachować niż… usunąć pana. Jeżeli się pan wyprze swej kontrrewolucyjnej opozycji, wystąpi energicznie przeciw niej i nastawi swą katarynkę Desmoulinsa na nową melodię — gwarantujemy panu bezpieczeństwo, a nawet — przychylność opinii. Sądzę, że pan skorzysta z tej nadspodziewanie przychylnej koniunktury.
DANTON
Robespierre — zapomina się pan. Stawiałem i będę stawiać opór Komitetom do ostatniej kropli krwi. Dobro narodu jest mi jedynym prawem. Oto moja odpowiedź na pańskie obelgi.
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
To znaczy, żem pana… zrozumiał. Późno wprawdzie, bo dopiero tej jesieni. Lecz teraz znam pochodzenie pańskiego majątku. Pańską dyplomację z wrogiem — o życie króla, o koronę, o pokój. — Tego bilansu nic już pogorszyć nie może.
DANTON
ROBESPIERRE
Widzi pan zatem, że „dobro narodu” brzmi w pańskich ustach trochę… niegustownie. Ale — dla pewnych powodów — ukrywałem po dziś dzień swą smutną wiedzę. I gotów jestem okłamywać opinię nadal; z oczu Dantona tryska snop iskier; zrozumiał gotów jestem zapewnić panu bezkarność, jeżeli pan przejdzie na stronę rządu. twarz Dantona straciła swój posępny wyraz, stała się napięta, ironiczna, przybrała bystre wejrzenie Tylko — to już nie będzie intryga o dwu lub trzech obliczach, przyjacielu!
DANTON
Mówmy po ludzku, Robespierre. Tak jest: ma pan nade mną przewagę. Ale ostrzegam: rządowi — sławetnym Komitetom i Konwencji — nie poddałbym się, nawet gdybym był pokonany. Przed niższymi od siebie nie uchylę czoła.
ROBESPIERRE
DANTON
Jak każdy tłum — od wybitnej jednostki. Robespierre gwałtownie podnosi głowę. Przybiera naraz wyraz baczny i twardy Nie upokorzę się przed tym mobem[63]. Oskarży mnie pan? Bardzo proszę. Bez trudu zmiażdżę te puste oszczerstwa… spręża siły, by sugestią wymusić odpowiedź a dowodów — nie może — pan mieć… wszystko na nic. Natężona pauza. — Danton zmienia taktykę. Otwiera flaszkę, nalewa oba kieliszki Dobrze, Robespierre — pogadamy bez frazesów. — Proszę — skoro się pan trucizny nie boi? trącają się i piją, Robespierre z doskonałą obojętnością. Po pełnym hauście Danton odstawia kieliszek. Pochyla się naprzód, ze skupionym uśmiechem Gardzę waszym rządem, Maxime; gardzę nim, jak — pan — nim gardzi.
662Szeroki krąg naszej pogardy, przyjacielu, obejmuje całą Konwencję, oba Komitety. Ale obaj robimy wyjątek — i to dla tego samego człowieka. pauza. Ze ściągłym uśmiechem Wie pan przecież… dla kogo?…
663męcząca przerwa. Robespierre wytęża się, by ukryć za martwą maską fakt, iż jest kompletnie zmistyfikowany. Danton podejmuje, ciszej i z dziwacznym ciepłem
664Publicznie tego nie powtórzę — ani tak zwanym przyjaciołom się nie przyznam. Stąd też to pierwsze wyznanie sprawia mi istną rozkosz: podziwiam — wielbię… pana.
665 666Bo pan jest większy ode mnie. Kto sobie umiał zbudować z rządu posłuszny instrument — kto…
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
A więc: widzi pan; ponad głowami pospólstwa wewnątrz i zewnątrz Tuileries — gotów jestem złożyć hołd lennika panu, jako jedynemu człowiekowi wyższemu od siebie na świecie. Jeżeli się pan na to zgodzi — sądzę, że się porozumiemy.
ROBESPIERRE
DANTON
Popierając pańską akcję w obecnym jej kierunku przyspieszyłbym pańską zgubę. Gdyż polityka pańska jest polityką — wspaniałego — obłędu.
ROBESPIERRE
DANTON
Oczywiście. To efekty dla galerii. Pański błąd leży znacznie głębiej. pochyla się naprzód Izoluje pan rewolucję, Robespierre! Te nieludzkie wymagania odstraszają stopniowo najzapalczywszych! Na pańskich szczytach nie można oddychać!
675Albo terror. — Nie o te głowy baranie mi chodzi, głowy to głupstwo; ale pan tępi złodziejstwo i korupcję, a to naturalne potrzeby, bez których państwo ginie! Jakby pan zabronił ludziom trawić! — Wie pan, co pan tym terrorem zmiażdży? Handel i przemysł. Sprowadzi pan bankructwo, które kraj popamięta z pięćset lat.
ROBESPIERRE
DANTON
Trzeba osunąć poziom rewolucji do poziomu natury ludzkiej. Złagodzić żądania — do możliwości. Uspokoić sfery finansowe. Słowem — udostępnić rewolucję. A przede wszystkim zdjąć z Francji przekleństwo wojny.
ROBESPIERRE
Otóż to — w sam przeddzień zwycięstwa! — Danton: pan reprezentuje pięć procent społeczeństwa; ja — siedemdziesiąt procent. Pan mówi: udostępnić rewolucję. Ja to nazywam: zdradzić ją. — Od tajnego rozkładu wolę katastrofę.
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
Mój cel, Danton — to udostępnić ludzkie warunki egzystencji siedemdziesięciu procentom narodu. Więc…
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
I jeszcze nie opuści pan maski, choć widzę przez nią każdy rys?! — Oj, angielska krew… Robespierre reaguje spojrzeniem Iryjczyka[65], który wie, że takich uwag prostować nie warto Robespierre: oprzeć się na pospólstwie — to ryzyko straszne. Jak pan mógł obrać ten muł za fundament?! — Buty panu liżą… póki pan stoi jak głaz. Ale niech no się pan zachwieje! Za pierwszym błyskiem niebezpieczeństwa znajdzie się pan sam; za to, gdy pan raz padnie, trzoda wróci pędem. Rozszarpie — rozniesie pana. Ubabrze się po oczy w pańskiej krwi. — To natura trzody.
686Pospólstwo można zużytkować — ale nie jako podstawę! Ponadto: ujarzmia się je batem i przepychem, nie kazaniami!
ROBESPIERRE
DANTON
Spodziewam się! — Nie, Robespierre: nie bawię się w wodewile. Wiem, czemu się przed panem mogę nie żenować… Nieskazitelny!
689Lud! Dusza ludu! — Pan, który na niej gra jak na organach, pan ją zna lepiej ode mnie, tę próżnię huczącą…
690Ilu jest ludzi? — Dwu — trzech na tysiąc. Mniej. Reszta to materiał. — A tani! A tandetny! Aż mdło…
691Miliony — miliardy tego. Spłodzone po to tylko, by ci nieliczni mieli czym tworzyć swój świat. Tego materiału nie warto oszczędzać. Na każdy czyn idą setki tysięcy, ale źródło jest niewyczerpane.
692Krzywdy ludu! — Panie: gdyby wieczna harówka w najplugawszej nędzy nie była dla pospólstwa właściwym żywiołem — toż by dawno wyzdychało zamiast się mnożyć gorzej od robactwa! — Spróbuj im pan dać wolność i dobrobyt, a uduszą się, jak ryby na piasku.
693intensywnie, prawie groźnie No, Robespierre: teraz mnie pan zna.
ROBESPIERRE
DANTON
Dokończę zatem; i wydam się panu doszczętnie.
696O tak: ja też marzyłem o władzy naczelnej. — Bo cóż innego nas, ludzi genialnych, na tej nędznej ziemi znęcić może? — Lecz ja się załamałem. Wstręt i śmiertelny smutek samotności podcięły mi rozpęd.
697Panować — nad tym bydłem? — Pomiatać nim — bawić się nim — i milczeć wiekuiście? Szkoda życia. Stokroć już lepiej samemu służyć… człowiekowi, wobec którego przynajmniej można być sobą.
698Pan wie, co to samotność. Był czas, gdy i pan gryzł własne ciało pod piekielnym przymusem milczenia. Lecz pan umiał zdławić w sobie ten krzyk żywej duszy; ja nie. Moje ludzkie, drgające nerwy nie są z metalu. Ja jeszcze umiem… płakać.
699Szukałem człowieka. Szukałem jak głodne zwierzę. Jak maniak. Widzę dotąd — jak wspomnienie koszmaru — te tysiące martwych lusterek z emalii, w których odbiłem spragnioną mordę… nim mi nareszcie twoje wrogie oczy zabłysły żywą myślą w odpowiedzi.
700Tyś silniejszy jest ode mnie. Jesteś jak cienka szpada z jednolitej stali. Za spokojną maską otchłań milczącej pogardy… i wola, której pędu nic prócz śmierci nie przełamie.
701Wielbię cię. Przeklinam cię za to, chciałbym cię opluć i zdeptać. — Wielbię cię. Na tym olbrzymim zawszawionym świecie ty jeden, ty… herosie. — O, nie puszczę cię już. Narzuciłem ci wiedzę o sobie; przykuję cię jeszcze ciaśniej. Ściągnę cię przemocą na właściwą drogę. I będę ci służyć…
702Jak nagi przed tobą stoję, ja, co kłamałem królom i ministrom… tobie, i tylko tobie dotrzymam wierności. Słyszysz? nachyla się intensywnie ku niemu Spójrzże mi w oczy, Nieskazitelny. Zgwałciłem twoją tajemnicę. Przede mną — nie masz już co kryć.
ROBESPIERRE
DANTON
Kłujesz, żmijo? Zamiast cię omotać siecią podstępu, jak zamierzałem… ja ci tu dosłownie daruję samego siebie… a ty byś może chciał mnie odtrącić… co?
705Owszem: spróbuj. Spróbuj tylko. Życie moje masz w garści; skorzystaj z chwili szału. Spróbuj, a rzeczywiście osiągniesz koronę. O, bardzo prędko nawet, i bez trudu. Koronę, co ci mózg przepali… nim pod nią padniesz. ciszej Maxime… czy wiesz, co znaczy — wewnątrz — śmiertelne słowo dyktatura?…
706ROBESPIERRE
DANTON
Słuchaj, Maxime. Nie do ludzkich uczuć w tobie mówię — bo ich nie znasz, lecz do twej granitowej woli: oprzyj się na mnie — na nas, elicie — na betonowym murze, nie na kupie gnoju! obejrzał się mimo woli — ciszej Camille'a ci nastawię, to głupstwo; jeszcze ciszej Fakcję całą rzucę ci do nóg. Powiedz tylko: dobrze. To jedno neutralne słowo. — Zrobię cię cesarzem, Maxime… groźnie Mów!
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
ROBESPIERRE
DANTON
Maxime!!… Robespierre rzuca mu od drzwi spojrzenie jak policzek i znika. Zataczając się, Danton wspiera się o stół. Ma oczy błędne w twarzy szarej; zmartwiałe mięśnie obwisły pod tłuszczem, szczęka drży. Dyszy. — Delacroix wchodzi cicho z uśmiechem zabójczym. — Danton — opanowany momentalnie, raźno No cóż, słyszeliście?
DELACROIX
DANTON
Ostrożny bestia, co? — No, teraz będzie się przynajmniej ze mną liczyć. Trzymam go. — Gdzie Camille?
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
Danton, żyrondyni ukrywają się dotąd po lasach. Chodźmy na południe. Przemycimy się przez Pireneje. Mamy jeszcze tę szansę… o-stat-nią.
DANTON
Przeklęty durniu! Dopiero co słyszałeś przecie, że mnie nie tkną! krótka pauza À propos… przypomniałeś mi. Przed kilku dniami mówił mi Westermann, że dwie trzecie byłej Armii Rewolucyjnej są nam zapewnione… w razie czego. Wstąp no do niego po drodze i dowiedz się szczegółów co do zaopatrzenia, broni, organizacji i tak dalej. Nie zdążyłem go wtedy wypytać — a gotowym zapomnieć.
DELACROIX
DANTON
Jutro… Wiesz, wolałbym już dziś. Jutro będę zbyt zajęty. — Przyjdź za godzinę do lokalu Enfants-Rouges. Teraz nie mam co robić, więc dla rozrywki obejdę parę sekcji. Pokażę się, pogadam… zawsze warto przypomnieć ludowi o sobie. Nie należy tracić kontaktu…
DELACROIX
ODSŁONA 4
SAINT-JUST
Maxime! Robespierre zatrząsł się. Saint-Just wstaje, bierze go za łokieć i prowadzi na kozetę pod ścianą Siądź. Pomówmy. Robespierre umieszcza się wygodnie, na wskos, oparty o wnękę poręczy. Krzyżuje stopy u nóg wyprostowanych. Zakłada ręce na piersi; przechyla głowę wstecz, żeby ją oprzeć. Znając go, Saint-Just domyśla się wyniku konferencji Więc cóż — przepadło?
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
…jak wy go dotąd nie znacie. przechyla się nagle naprzód Niestety, Antoine: to nie zwykłe, nieszkodliwe prosię Epikura. — To mocny, płodny, a zatruty mózg.
732Taki sam umysł, wyposażony w najświetniejsze narzędzia twórcze — w nieskażoną logikę — w olśniewającą wyobraźnię — a wsparty na absurdzie i rodzący kłamstwo — musi mieć sam Szatan.
733SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Dreszcz mnie zbiega, gdy tak czasem młodzieńcza głupota przez ciebie przemówi, Antoine. — Słowa! A cóż, jeśli nie słowa, poruszyło Francję z posad w osiemdziesiątym dziewiątym? Co podtrzymuje dziś wiarę w ludziach, co nadaje rewolucji sens i kierunek? W czymże innym wyraża się życie duchowe człowieka? Słowa!
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Sądzisz! — Mój drogi: prawda jest zawsze niepozorna i bardzo trudno dostępna, podczas gdy kłamstwo skrzy się z daleka. Nie potrzeba go zdobywać: narzuca się samo. Wnika w umysł jak tlen w krew. Myśl moja jest bezsilna wobec poetyckich majaczeń Dantona, bo tanie jego kłamstwa przyjmują się bez porównania łatwiej.
738Och, gdybyś go słyszał! Ten wspaniały rozmach wnioskowania — ten olbrzymi gest syntezy — monumentalne perspektywy fikcyjnego świata… wszystko uproszczone do wygodnego absolutu! — Zapewne, człowiek o wyszkolonym mózgu, uśmiechnie się smutnie — lecz mózg masy nie jest wyszkolony.
739I jak on umie przekonać! Jak te jaskrawe efekty działają! Te ogólniki… dziecinne a piekielne!
740Naturalnie, że Camille był stracony na sam widok takiego przepychu. A myśmy sądzili, że to on Dantonowi ideę dorabiał! Antoine: gdyby Danton miał więcej odwagi, mógłby przywrócić monarchię za miesiąc. Jeśli mu damy czas… gotów to zrobić. krótka pauza Trudno. Trzeba go zabić i to czym prędzej. wstaje Do widzenia. Plenarne posiedzenie Komitetów zwołam jutro… po południu.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Maxime — nie idź do niego! Broniłeś go — z pobudek nie tylko politycznych — do skandalu. Nie uratujesz go, a…
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Powiedzieć ci? — Boję się o naszą sprawę. Maxime: twoje męskie zaślepienie gorsze od mojej młodzieńczej głupoty. Czyż ty go nie znasz?! To kokota, nie chłopak, ten Desmoulins! Myślisz, że będzie słuchać, co do niego mówisz? Zacznie się tobą bawić, sypać frazesami, stroić wzniosłe miny. Ty zaś będziesz patrzyć bezsilny, jak się to szczenię z niepowstrzymaną konsekwencją głupoty pcha pod koła. Na tej torturze, miły mój, wyśpiewasz wszystko! Byle go nareszcie przebudzić… wydasz swój plan i uprzedzisz całą szajkę. Robespierre wzrusza ramionami
748Maxime — Maxime — niech ci wystarczy ten już półroczny flirt ze… zdradą… stanu!…
ROBESPIERRE
Za kogo ty mnie uważasz, Saint-Just… za kobietę? Ja bym miał zdradzić tajemnicę rządową… z wzruszenia?! Wiesz: chciałbym się oburzyć na twoją niedyskrecję, lecz za taki absurd doprawdy trudno się gniewać. — Bądź zdrów, przyjacielu.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
ODSŁONA 5
LUCILE
CAMILLE
Ech, wiesz, Lucile… ona wstaje i odgrywa błagalną pantomimę Mogłabyś doprawdy przestać błaznować, gdy mnie… prostuje się A przecież, do kata, powinienem się cieszyć!… spojrzał na nią Słyszałem pogawędkę obu tygrysów.
LUCILE
CAMILLE
LUCILE
CAMILLE
Tak jest, świetnie się stało! Robespierre'owi należy się gorzka nauczka: dostanie ją nareszcie! Tak: cieszę się. Cieszę się!
LUCILE
CAMILLE
On sam wie doskonale, że Dantonowi nie sprosta. Inaczej nie byłby go przecież prosił — a jakże, Robespierre… pro-sił — o posłuchanie! Inna rzecz, że go Danton nie umiał należycie upokorzyć. To mnie zirytowało. — Słodki Jezu, gdyby tak mnie był… poprosił!!…
LUCILE
CAMILLE
Lucile: pamiętasz, jak on mnie na pośmiewisko wystawiał w klubie? Pamiętasz, co? — Drżeli przede mną, a on błazna ze mnie robił! Ale o upokorzeniach, jakie mi prywatnie na każdym kroku zadawał, o tych nie masz ani wyobrażenia, ani przeczucia. Przechodzą ludzkie pojęcie. — No, ale też powetuję sobie teraz.
LUCILE
CAMILLE
LUCILE
CAMILLE
Widzisz, tego ja właściwie… nie zrozumiałem. Nie było wyraźnie słychać. Jednym słowem: ja się w tej gmatwaninie już wyznać nie mogę. — Nie, ja nie jetem dobrym politykiem. — Ale co tam! Jestem wielkim poetą; a to chyba więcej znaczy… prawda Loulou?
LUCILE
CAMILLE
Ach, przecież pochlebstwa Dantona mogły być formą sarkazmu!… Naturalnie! — O cóż ze mnie za osioł! No, teraz wszystko rozumiem: Danton dał mu tak dotkliwie odczuć jego niższość, że rozsierdzony fanfaron odepchnął zgodę — mimo iż w niej odtrącał ostatnią deskę ratunku!
LUCILE
CAMILLE
Nie wszystko, ale to przecie zupełnie jasne. — No, tym lepiej. Zwrócimy mu dług poniżenia… z lichwiarskim czynszem! Od trzech miesięcy wzdycham do tej chwili!
LUCILE
CAMILLE
LUCILE
CAMILLE
ROBESPIERRE
LUCILE
ROBESPIERRE
LUCILE
ROBESPIERRE
LUCILE
Sam Bóg musiał pana przysłać… Chyba nie po to, żeby ze mnie zakpić?!… O jakże się pan straszliwie zmienił. Ledwo śmiem mówić po imieniu…
ROBESPIERRE
LUCILE
O nie! Tylko… znalazłszy określenie, wybucha nerwowym śmiechem Robespierre wyrósł het poza wieże Notre-Dame; za to Maxime — przestał istnieć.
ROBESPIERRE
LUCILE
Maxime… czy to prawda, ż-że grozi… zaostrzenie stosunków? szybko tłumiąc zaskoczenie, Robespierre potwierdza z naciskiem Więc w panu jedyna nadzieja. nie puszczając mu rąk, pociąga go na sofę Jestem bezradna, Maxime. Jestem w rozpaczy. Camille to nieodpowiedzialny dzieciak, którego trzeba pilnować i prowadzić za rękę. Tymczasem ja się sama w świecie nie wyznaję! — Podjęłam się zadania, do którego nie dorosłam. Za słaba jestem i za głupia. — Czemu się pan od niego odsunął, Maxime? Czemu go pan… opuścił?…
ROBESPIERRE
LUCILE
Tak?… Myliłam się widocznie… znów patrzy mu w oczy Bądź pan raz jeszcze człowiekiem, Maxime! Pan jest szlachetny. Znam pana. O, przebacz mu pan… jeszcze ten raz! — I weź go pan pod swoją opiekę!
ROBESPIERRE
LUCILE
ROBESPIERRE
Nie wiadomo, pani Lucile, komu z nas dwojga… bardziej na nim zależy. krótka pauza Ale nie wiadomo również, czy on mi zaufa. z nagłą, tłumioną namiętnością Lucile: wpływ pani ważniejszy od mojego. Niechże pani mnie pomoże!
LUCILE
ROBESPIERRE
LUCILE
Ja!… Ależ Maxime: ja, kobieta, nie mogę się w te rzeczy przecie wtrącać! — Byłaby to niedelikatność tak… odstręczająca, że bym zmąciła nasz stosunek raz na zawsze!
ROBESPIERRE
Nie. Raczej przeciwnie. — Ale gdyby nawet: może jednak lepiej poświęcić własną godność i miłość niż… jego życie?
LUCILE
ROBESPIERRE
Przy Dantonie Camille pójdzie na dno, Lucile! — Czy pani wie, co znaczy dno? To stan duszy, w którym się człowiek staje zdolny do szantażu, fałszerstw i szachrowania tajemnicami rządu! Niechże pani złoży ofiarę ze swej wytwornej delikatności, Lucile! I niech mnie pani wspiera wszelkimi środkami!
CAMILLE
LUCILE
CAMILLE
ROBESPIERRE
Muszę pomówić z tobą o rzeczach ważnych, Camille. Ale naprzód siądź albo stań z boku: niewygodnie mi mówić z zadartą głową.
CAMILLE
Pomówić — znamy się. Przyszedłeś się nade mną znęcać. prostuje się Wiesz co: nasza rozmowa nie przedstawia widoków. Lepiej nie zaczynać.
ROBESPIERRE
CAMILLE
ROBESPIERRE
Od jutra, Camille, zacznie się między Dantonem a nami stan wojenny. Tego ty jeszcze nie znasz. Przyszedłem cię… poprosić: nie wybieraj stanowiska lekkomyślnie. Nie przeczuwasz, co ci teraz grozi. Przyjaźń Dantona nie jest bezinteresowna…
CAMILLE
Przyjaźń Dantona, Robespierre, przede wszystkim nic cię nie obchodzi. Następnie: jestem dorosły i potrafię ustrzec się sam. — A śmierć mnie, bojownika wolności, nie przeraża.
ROBESPIERRE
Śmierć to głupstwo. Ale istnieje także… deportacja do Cayenne[68]. Lub ucieczka w przebraniu, o głodzie, do kraju wroga. — To już są rzeczy… godne zastanowienia.
CAMILLE
Tchórzostwa we mnie nie przebudzisz; a przyjaźń nasza silniejsza od twojej zawiści. Nie zerwiesz jej.
ROBESPIERRE
Barykady martwej retoryki. — Czemu ty nie śmiesz być sobą, Camille? Czy sądzisz, żeś gorszy od innych?
808 809Męska przyjaźń to może najszlachetniejsza odmiana stosunków ludzkich. Ale twój związek z Dantonem nią nie jest, chłopcze. Pierwszy warunek przyjaźni — to wzajemna niezależność. Tymczasem tyś się zaprzedał w poniżającą, sentymentalną niewolę, a Danton bez skrupułów eksploatuje twój talent dla własnych mrocznych celów. — To dwuznaczna spółka, nie przyjaźń.
CAMILLE
ROBESPIERRE
CAMILLE
ROBESPIERRE
Nie może być, tylko raz jest, mój drogi. — A co do mnie, wiesz: po pierwsze, że jestem bezwzględnie uczciwy; po drugie, że popełniam stosunkowo najmniej pomyłek wśród nas wszystkich, milczenie Camille: wiesz o tym, czy nie?
CAMILLE
ROBESPIERRE
Więc oskarżając mnie w „Vieux Cordelier” o ukryte ambicje i błędy — postępowałeś wbrew własnemu przekonaniu. Camille podnosi czoło z krótkim, przestraszonym spojrzeniem Oto do czego cię doprowadzono. Danton nie lubi się narażać… a prowadzi trzy podziemne intrygi de front[69]. Wybiera sobie zatem młodzieńca, którego dziewicza niewinność zna oficjalną tylko postać polityki — a i w tej nie umie się połapać; następnie wszczepia mu idee — o, bardzo wzniosłe w formie ogólnych maksym, lecz w zastosowaniu działające… inaczej, niż sobie naiwny mówca wyobrażał.
816Nawołując do miłosierdzia i tolerancji sądziłeś, że ratujesz Ojczyznę. Tymczasem uratowałeś kontrrewolucję od bankructwa. W tym był cel Dantona.
817Camille: zrzuć czym prędzej zakażony łachman tej „przyjaźni”.
818CAMILLE
Choćby te potworności były prawdą — a nie mam powodu ci wierzyć — ja Dantonowi dotrzymam wierności. Jeżeli on mnie zdradza — to jego rzecz. Po cóż bym ja miał wyrzekać się honoru?
ROBESPIERRE
Świetny sposób dbania o swój honor… przez zdradę stanu. — Bo tym są twoje napaści na rząd — wspierane przez wszystkie obozy reakcji!
CAMILLE
Więc rzucę pióro — i z odkrytą piersią przed ciosami Dantona zasłonię. Straciwszy we mnie miecz — odnajdzie tarczę.
ROBESPIERRE
CAMILLE
ROBESPIERRE
No, nareszcie! By z ciebie jedno drgnienie prawdziwego życia wymęczyć — trzeba rozdrapać do krwi twoją próżność. Na tym jednym punkcie jeszcze reagujesz… biedny głupcze!
CAMILLE
ROBESPIERRE
Widzisz, jakiś ty bezbronny, Camille? Wobec zarzutów jak wobec pochlebstwa. Pchnięciem palca można cię przewrócić!
827Dotąd groziło ci najwyżej więzienie; za to podczas kryzysu odpowiada się za każde słowo — życiem. Dla Dantona jesteś pionkiem w grze. Na samym wstępie każe ci się skompromitować bezpowrotnie, bo zna twoją… chwiejność; potem tobie poruczy każde niebezpieczne posunięcie. Ty się nie poznasz na zbrodniczym sensie własnych tyrad; i ani się nie obejrzysz, jak wieko nad tobą zapadnie.
828 829Warto iść na śmierć, ba, nawet do Cayenne, za sprawę, dla której się działa i żyje. — Ale za chwilę upojenia rytmem niezrozumiałych słów?…
CAMILLE
No, Robespierre: dopiąłeś celu.
831Strzaskałeś moje iluzje na wieki. Zdemolowałeś wszystko, co w mojej duszy było do zburzenia. Ciesz się.
ROBESPIERRE
Cieszę się serdecznie — bo to „wszystko” było gąszczem kłamstw. — Byle tylko nie odrosły, Camille!
CAMILLE
ROBESPIERRE
CAMILLE
Teraz to już za nic, najdroższy! Za — nic! Taki wstyd krwią tylko zmyć można. Teraz będę się po prostu pchał na gilotynę.
ROBESPIERRE
No — spróbuj. Spróbuj wynagrodzić stratę dwu lat życia — doskonałym nonsensem śmierci. Życzę ci tylko, abyś na katowskim wózku nie przejrzał monstrualnego komizmu w takim załatwieniu sprawy. To by już był zaprawdę… szczyt.
837 838CAMILLE
Wynoś się. Robespierre potrząsa głową wolno, poważnie. Camille zaczyna drżeć Wynoś się… wynoś się… b-bo cię uderzę!… Robespierre wstaje nagle i kładzie mu ręce na barki. Camille skręca się zrazu Www!… Nie!! Nie rusz!!! Uspokaja się i rozpręża. Twarz niespodziewanie przybiera wyraz adoracji. Podnosi ręce ku piersi Robespierre'a i opuszcza. Robespierre wciska go powoli w fotel.
ROBESPIERRE
CAMILLE
ROBESPIERRE
CAMILLE
Po tym wszystkim, com przeciw tobie naszczekał… Robespierre wzrusza ramionami Boże mój, wielki Boże… jakże ty mną gardzisz!
ROBESPIERRE
CAMILLE
Wielki jesteś, o, Robespierre — lecz zamiast serca nosisz w piersi wypaloną cegłę. wstaje nagle i opiera się o poręcz jego krzesła A czy ty wiesz, że wzbudzasz we mnie litość?
ROBESPIERRE
CAMILLE
Tak. — Ja jestem o całe niebo szczęśliwszy… z wzrastającą czułością zaciska zęby …już chociażby w tym nawet, że mogę cierpieć… jak potępiony… coraz ciszej; głos mu się żarzy zielonooki potworze… przez ciebie.
ROBESPIERRE
CAMILLE
Ja cię nie nudzę. Wprawiam cię w zakłopotanie diabelne. Wyprowadzam cię z równowagi. — Czyżbyś mi śmiał odmówić tej niewinnej satysfakcji — za pewne słowa… za pewne spojrzenia… po których dotąd noszę szkarłatne pręgi na twarzy?…
ROBESPIERRE
Mnie trzeba być towarzyszem, chłopcze. Z przyjaciółmi wedle sonetów Shakespeare'a nie mam co począć; a niewolników — traktuję jako takich.
CAMILLE
Będę ci towarzyszem. Będę ci wszystkim, czym zechcesz. Przefasonuję własną naturę od stóp do głów wedle twego życzenia… na dowód „wzajemnej niezależności”, której żądasz. wraca na swoje miejsce Cóż mam teraz zrobić?
ROBESPIERRE
Uwolnić się natychmiast od Dantona. Potem staniesz po stronie rządu albo zachowasz neutralność; to już twoja rzecz.
CAMILLE
Rzekłeś. Z miejsca piszę do Dantona. ze śmiechem On się tam już postara, żeby i reszta wiedziała… słyszę go stąd.
ROBESPIERRE
CAMILLE
ROBESPIERRE
Voici: jutro rano wystąpisz w Konwencji, odwołując — ale bez tych twoich typowych zastrzeżeń! — swe napaści na Komitety. Potem napiszesz, jako numer ósmy „Cordeliera”, podobną rewokację dotyczącą treści numerów poprzednich. Camille drętwieje. Oczy mu się rozszerzają Wreszcie musisz zarządzić publicznie, by zniszczono cały nakład numeru siódmego wraz z rękopisem. — To wszystko.
857CAMILLE
ROBESPIERRE
CAMILLE
Zrozumiałem cię nareszcie… najdroższy. wstaje, przybiera arogancką, wygiętą pozę efeba — wsuwa rękę do kieszeni, wyciąga z niej jakiś łańcuszek i zaczyna go podrzucać, mówiąc z głową nieco przechyloną Okazuje się zatem, że jednak… jednak mam pewną wartość, ja fagas, dureń, ja skończone zero? Więc jednak wart jestem aż tak wiele, że Nieskazitelny, by mnie zdobyć, poświęca… swoją ludzką godność?… nieporozumienie: Robespierre'owi zdaje się, że Camille przejrzał jego najprywatniejsze uczucia. Blednie do szarości, z gniewu i lęku równocześnie. Camille widzi ten objaw — i przypisuje mu zgoła inne przyczyny
861Boisz się nas… boisz, Nieugięty, Niezwyciężony! Bo-isz się!! Dlatego poniżyłeś się dwa razy, jakby się nie poniżyła ostatnia kurwa! — Daremnie łasiłeś się u stóp Dantona: przepędził cię! Więc mnie przynajmniej chciałeś zbałamucić. Jam przecie taki głupi! Prawda? — Tylko że jednak słowa moje w druku niecą pożary ducha od Kanału aż po Pireneje; więc trudno gardzić taką bronią… gdy się dygoce w śmiertelnym strachu o swą skórę? — Myślałeś, że wystarczy palcem kiwnąć — co?… Myślałeś! Któż by się twoim oczom oprzeć zdołał? — Piękne są, owszem; ale zdrady dla nich nie popełnię.
ROBESPIERRE
CAMILLE
Nie znam cię. Nigdy cię nie znałem. Nie rozumiem waszej przeklętej polityki. — Widziałem w tobie olbrzyma… Ty łotrze nędzny… ubóstwiałem cię…
ROBESPIERRE
CAMILLE
Dość tego, Robespierre. Nie poniżaj się bezcelowo. Przegrałeś. odwraca głowę, patrzy na niego Tchórzu… podły — kłamliwy — tchó-rzu… krzyk, który tłumi, wciskając twarz w zagięcie łokcia Aaaaoou!!!
ROBESPIERRE
Przyszedłem — w ostatniej — chwili. — Jeśli… nie usłuchasz, jesteś stracony. serce zaczyna mu bić tak gwałtownie, że się lekko chwieje i tchu złapać nie może. Wobec niesamowitej zmiany głosu Camille obrócił się zdumiony. Zaczyna przeczuwać prawdę; nareszcie cichnie zupełnie. Robespierre kontynuuje jak pod hipnozą Nie powiedziałem… budzi go przeszywające spojrzenie Camille'a. Cofa się szalonym wysiłkiem, który mu łamie głos ani słowa za wiele.
CAMILLE
ROBESPIERRE
CAMILLE
Nie wstrzymuję pana, Robespierre. Robespierre odrywa się od futryny. Idzie ku przodowi po swoje rzeczy Brama może być zamknięta; zaraz przyślę panu klucz. kłania się oschle Żegnam.
ROBESPIERRE
Bądź zdrów. Camille wychodzi; Robespierre opada na kanapę i odpoczywa, patrząc tępo w przestrzeń. Wstaje na wejście Lucile Może mi pani zechce dać klucz. Zostawię u stróża.
LUCILE
ROBESPIERRE
LUCILE
Po co pan do nas przyszedł… właśnie dziś?… Tego mi pan przecie nie powie. Głupia jestem, że pytam. — Na Boga, zlituj się pan i powiedz mi prawdę!! — Błagam pana: powiedz mi prawdę!!!
ROBESPIERRE
Powiedziałem pani prawdę. — A skoro mi pani już nie wierzy… cóż pomoże więcej słów? — Proszę o klucz.
LUCILE
No, teraz to już absolutnie nic nie wiem…. O, jak pan mógł!! — Nie. Przepraszam pana. podaje mu klucz. Robespierre całuje ją w rękę Proszę, niech się pan na mnie nie gniewa!…
ROBESPIERRE
AKT III
ODSŁONA 1
BILLAUD
LINDET
COLLOT
CARNOT
COLLOT
LINDET
CARNOT
COLLOT
BILLAUD
Słusznie! Sekretarz to potencjalny szpieg. — Ale pora doprawdy zawracać sobie głowę etykietą! Moi drodzy, dziś Robespierre widział się z Dantonem: jeśli nas nocą zwołuje, to znaczy, że ma jakiś ważny argument na swą korzyść.
CARNOT
BILLAUD
Robespierre to nie chorągiewka. — Tymczasem my musimy usunąć Dantona, panowie: Robespierre musi się zgodzić. — Wy dwaj, zamiast się puszczać w zapasy, stójcie za mną: twórzmy blok. I nie wolno nam się stąd ruszyć, nim nie ulegnie.
CARNOT
BILLAUD
O ile się da, ułożymy plan kampanii już dziś. — A to niełatwe zadanie, moi drodzy. Przede wszystkim trzeba izolować Dantona w Konwencji i pozbawić go poparcia opinii.
CARNOT
Obawiam się, że nam ta wstępna akcja zajmie dobry miesiąc, panowie. objaw protestu ze strony Billauda Trudno, Billaud: musimy sobie zapewnić zgodę społeczeństwa. Przedwczesny krok równałby się katastrofie.
COLLOT
Naturalnie. Burżuazja poszczułaby na nas kraj cały. Ściągnęlibyśmy na siebie nowe rozruchy, powstania, wojny wewnętrzne — a przede wszystkim pewne rozbicie rządu. Lepiej już doprawdy poświęcić trochę czasu…
BILLAUD
COLLOT
BILLAUD
COLLOT
Być może, Billaud — być może; ale ta drżąca troskliwość o Dantona, to coś więcej niż bystrość męża stanu. Terror, Rewolucja, PolitykaWierzcie mu, jeśli chcecie, że się boi terroru jak zarazy; ja terror znam i wiem, że gdy się go używa w miarę…
LINDET
W miarę… dwieście siedemdziesiąt trzy ofiary dziennie, niezapomniane fusilliady lyońskie[72]. — W miarę bezmyślne burzenie fabryk, magazynów, całych dzielnic. Gruntowniej niż rozbestwiony wróg. — W miarę!!!
COLLOT
LINDET
BILLAUD
CARNOT
COLLOT
A więc, do stu tysięcy diabłów, Robesipierre kłamie! głęboka ciszaGeniusz, Polityka Moi drodzy, wszak to doprawdy genialny wódz; czyż nie tak?…
BILLAUD
COLLOT
Co stąd?! — Przypomnijcie no sobie… czym został każdy bez wyjątku genialny wódz w historii, jakby na mocy jakiegoś prawa natury?…
CARNOT
BILLAUD
COLLOT
Mój drogi! PolitykaTo pewien typ ludzki: zaczyna się jako szczery demokrata — a kończy się na absolutyzmie, w uczciwym przekonaniu, że to zbawienie dla kraju.
CARNOT
COLLOT
Związek?! Przyjaciele! Robespierre ma talent i wolę, a nie wie, jak się zabrać do zdobycia tronu; za to Danton ma na tym polu bardzo rozległe doświadczenie. — Robespierre wie niejedno o Dantonie. Cóż leży bliżej, jak — skorzystać z tej wiedzy i zapewnić sobie usługi Dantona?…
LINDET
COLLOT
Po co ta rozmowa w cztery oczy? — Panowie: jeśli się ci dwaj nie umówili dawno — to znaczy, że się umówili dziś.
BILLAUD
Robespierre… szantażystą!… Nie, Collot. O tym mowy nie ma… choćby nawet zszedł na drogę zdrady stanu.
COLLOT
BARERE
Witajcie!… Bhuuu — spóźniłem się. Ale też ten Robespierre zaczyna przekraczać miarę… siada Coście wy tacy uroczyści?
COLLOT
BARERE
BILLAUD
Więc to nie ty pośredniczyłeś — jak lokaj — między naszym kolegą a Dantonem? Nie dzięki tobie te dwa szczyty zsunęły się na pogawędkę?
BARERE
SAINT-JUST
CARNOT
SAINT-JUST
Och, jak mile mi pan szkolne czasy przypomniał! — Inna rzecz, że jestem zaskoczony tym wezwaniem. Bo parę godzin temu powiedział wyraźnie, że zwoła nas dopiero jutro…
ROBESPIERRE
COLLOT
ROBESPIERRE
BILLAUD
ROBESPIERRE
BILLAUD
BARERE
Proszę o głos! — Robespierre: twój wniosek przeraża mnie. Mowy nie ma, abyśmy się uporali z Dantonem w ciągu dekady. Naprzód trzeba przygotować opinię, zyskać poparcie, otoczyć go — prędzej jak za miesiąc nie możemy przystąpić do ataku.
BILLAUD
Skończyłeś? — Daj mi mówić, Lindet! Miesiąc jest absurdem. Intensywną propagandą stworzymy sobie podstawę za dekadę. Wtedy można będzie działać.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Prezydencie!… Saint-Just ma rację. Rozmowa nasza była dość… definitywna. Jeżeli zatem Danton nie płonie żądzą męczeństwa — to nie za dekadę, ale tej nocy albo umknie…
LINDET
ROBESPIERRE
Kto przyjmie jej tajnego agenta? …albo zorganizuje rozpaczliwy zamach. Nie wolno nam dłużej narażać bezpieczeństwa ogółu.
BARERE i BILLAUD
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
BILLAUD
Dajcie mi mówić! — Robespierre: Danton ma kapitalistów za sobą. Sam to podkreślałeś. Przedwczesnym krokiem ściągniemy na siebie suto opłacone powstanie przedmieść i paniczny bunt Konwencji. Osiągniemy rozbicie rządu i apoteozę Dantona.
ROBESPIERRE
BILLAUD
ROBESPIERRE
Ależ właśnie dlatego, że Danton ma potężne oparcie, musimy działać jak piorun! — Dajcie mu nie dekadę, a trzy dni czasu: złoto finansjery stworzy mu całą armię, setki ulotek zasypią Paryż, francuska krew zakipi na dźwięk pobudki — w Konwencji martwy, lecz ogromny ciężar Niziny przesypie się na prawo[75] przez jedną noc, a na obsadzenie galerii — gdy się ma środki — wystarczy parę godzin.
955Panowie: Danton dziś, to zwierz osaczony. Look out[76]!
BILLAUD
Skoro tak, to trzeba zaryzykować. Ktoś z nas musi jutro rano zaatakować Dantona w Konwencji. Jeśli będzie obecny, to niech się broni; jeśli nie…
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
A jeśli będzie, to odniesie tryumf. — Danton to nie Hébert, panowie. Tego się właśnie spodziewa; teraz przygotowuje na gwałt Konwencję — a jutro rzuci się na trybunę i ryknie. Kogo w nocy nie przekonał złotem — tego za dnia podbije siłą swego głosu. — A co my wtedy poczniemy, panowie? Gdy się Konwencja wraz z galeriami rozwyje w spazmach zachwytu? Kto z nas pójdzie zagłuszyć ten cudotwórczy gromowy bas? Mój salonowy kontralt może? Albo ciemny tenor Saint-Justa? — Trzeba działać natychmiast, koledzy.
GŁOSY
BILLAUD
ROBESPIERRE
Komitet Bezpieczeństwa ma prawo aresztować deputowanych prewencyjnie. Trzeba go zwołać, żeby usankcjonował mandat aresztowania.
ROBESPIERRE
Postąpimy z Dantonem tak samo jak z każdym dotąd przestępcą z Konwencji. Mimo to aresztowanie będzie niespodzianką, bo ogół liczy bezwiednie na specjalne względy dla Dantona. Miasto dowie się o fakcie około ósmej trzydzieści. O tej porze zaczyna się w Konwencji posiedzenie. Otóż ja sam ją zawiadomię. Jeśli panika wybuchnie — dam sobie z nią radę, bo to będzie panika naturalna. — Cóż, czy ufacie mi, że temu podołam? odpowiedź twierdząca: stanowcza u Billauda, Saint-Justa i Barère'a — z zastrzeżeniem w tonie u reszty A więc: naprostuję moralną postawę Prawodawców, a po mnie ktoś z was złoży raport w sprawie Dantona z wnioskiem o dekret aresztowania i oskarżenia.
BARERE
SAINT-JUST
BILLAUD
ROBESPIERRE
BILLAUD
Dobrze. Saint-Just wręcza rękopis koledze, który zaczyna go czytać Więc godzimy się na projekt Robespierre'a, czyż nie tak?
ROBESPIERRE
LINDET
WOŹNY
BILLAUD
Tym lepiej. Niechże przyjdą. woźny odchodzi Teraz kwestia spólników, których trzeba aresztować z Dantonem. powszechna uwaga; Robespierre podnosi głowę Oto moje zestawienie: Delacroix, cisza Philippeaux…
LINDET
SAINT-JUST
COLLOT
BILLAUD
ROBESPIERRE
LINDET
BILLAUD
ROBESPIERRE
Jako przyjaciel Desmoulinsa poddam się waszej decyzji… Czy nie sądzicie jednak, że można by mu d-darować dzień… jeden dzień czasu do opamiętania?…
BILLAUD
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
BILLAUD
WOŹNY
AMAR
Przede wszystkim lepiej was uprzedzić. Dziwicie się pewno, po cośmy się też po nocy zeszli — otóż zarządziliśmy chwilę temu aresztowanie generała Westermanna.
COLLOT
AMAR
VADIER
Właściwie natomiast, moi panowie z Ocalenia, dlatego, że Westermann dążył najwyraźniej do ulepienia sobie garstki partyzantów wśród rozwiązanej Armii Rewolucyjnej. A gdy się o Westermannie mówi, że on sobie coś lepił…
BILLAUD
DAVID
COLLOT
SAINT-JUST
Jeśli odmówicie udziału, to przywłaszczymy sobie wasze prawo prewencyjnego aresztowania deputowanych…
ROBESPIERRE
VADIER
AMAR
VOULLAND
BILLAUD
Odpowiedzialność cięży na nas. Wojna toczy się między Dantonem a Komitetem Ocalenia Publicznego. Jeśli się nie uda — my padniemy. Was nie ruszą; wy jesteście przecie policją polityczną…
SAINT-JUST
BILLAUD
SAINT-JUST
COLLOT
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
BILLAUD
AMAR
Komitety Bezpieczeństwa Powszechnego i Ocalenia Publicznego rozporządzają, że Danton — kto jeszcze?
BILLAUD
AMAR
…wszyscy czterej członkowie Konwencji Narodowej zostaną aresztowani i przeprowadzeni do więzienia w pałacu Luxembourg, gdzie mają zostać pomieszczeni oddzielnie i w odosobnieniu. Porucza się burmistrzowi miasta Paryża natychmiastowe wykonanie tego rozporządzenia. — Przedstawiciele ludu… i podpisy.
ROBESPIERRE
Antoine: trzy fakty tendencyjnie wykręcone. Przecie akt oskarżenia musi być bez zarzutu! Każda nieścisłość to wyłom dla obrony. A naga prawda o Dantonie wystarcza aż nadto.
SAINT-JUST
BARERE
BILLAUD
Sądzę, że nie warto wracać do domów. Kto ma czas, niech się prześpi tu. Senar podpisuje po Robespierze i podaje mandat Lindetowi. Ten pieczętuje go, składa i dzwoni Hallo, Lindet! Nie podpisałeś!
LINDET
Wybrano mnie, żebym rewolucjonistów żywił, nie żebym ich mordował. do woźnego Do ratusza. Najwyższy pośpiech! wstaje Posiedzenie zamknięte.
AMAR
BARERE
ODSŁONA 2
DELACROIX
Jak ten nagły, wonny deszcz orzeźwia! Dziś pierwsza prawdziwie wiosenna noc: cicha a wezbrana. Czuję taki napływ soków żywotnych, że chciałbym uścisnąć świat cały.
DANTON
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
No, uciekać, do diabła?! Danton odwraca się, wzruszając ramionami. Po chwili Czyś ty nieprzytomny, Danton? obchodzi go. Staje twarzą w twarz Poznałeś chyba obecny stan swoich akcji… co?
DANTON
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
DANTON
DELACROIX
No, to bądź zdrów, braciszku. — Straciłem przez ciebie całą noc… a to może już wiele znaczyć. Teraz muszę czekać do piątej rano: zauważono by mnie u rogatek, od drzwi Niechaj ci ziemia lekką będzie, Georges.
DANTON
Danton: nie rozklej mi się, przyjacielu! ściąga płaszcz i rzuca na poręcz krzesła. Zmęczony tym wysiłkiem siada na brzegu szezlonga. Przeciera czoło; podchodzi do szafki, otwiera ją, nalewa sobie duży kieliszek i pije chciwie, jak gorączkujący. — Wpada bez pukania oszalały Desmoulins, w rozpiętym płaszczu, bez kapelusza. Danton obejrzał się z kieliszkiem w ręku No? A ty czego chcesz?
CAMILLE
DANTON
Hej, ho! Z temperamentem zaczynamy. Będę ci wdzięczny, jeśli mnie trochę rozerwiesz. siada Proszę: produkuj się. Camille oparł się o stół i wpatruje się w niego bez słowa No?… Zapomniałeś, co dalej?
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
Danton: mówiłem ci, żeś wielki i że chciałbym dla ciebie zginąć. Teraz odwołuję najdobitniej każde słowo.
DANTON
CAMILLE
Zdjęto mi łuski z oczu. Trochę nagle… ale jakoś to przeżyłem. — Byłem ślepy — ślepy jak kret… w was, nędznych łotrach, widziałem herosów! Za to teraz… O, teraz przejrzałem.
1049Zniszczyłeś mnie, zwierzę bezduszne. Zatrułeś mi umysł. Roztrwoniłeś moje siły. Dla ciebie talent mój zszargał się w żurnalistycznym rynsztoku. — Wiedz przynajmniej, że wyzyskany, zniszczony, zszargany, jeszcze — spluwam ci w twarz.
DANTON
CAMILLE
WolnośćCałe życie spędziłem na klęczkach przed wami. Wyczerpałem się na waszej służbie. A umieliście chytrze wykorzystać moje zaślepienie… Od dziś jestem człowiekiem wolnym. Co się ze mną teraz stanie, to obojętne: z wami, zgniłe bałwany, zerwałem na wieki.
DANTON
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
Ja!? — To on miał czelność przekroczyć mój próg — i łasił się do mnie najbezwstydniej przez cały wieczór! — Ale też dałem mu odprawę. Tak dobitną, że już się chyba nie waży do mnie zbliżać.
DANTON
Czy… czyś ty zmysły postradał, głupcze nieszczęsny!!! — Jak to?! — Więc dowiadujesz się wyraźnie, żeśmy straceni… a w kwadrans potem odpychasz jedyny, nieprawdopodobny, cudowny ratunek?!…
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
Ja go… Camille, twoja głupota przyprawi mnie o spazmy. — Zrozum: ja tego maniaka, tego piekielnie chytrego wariata pojąłem po ludzku — i jak ostatni dureń wyśpiewałem wszystkie swoje herezje, zasypałem go dowodami przeciw sobie, w najściślejszym znaczeniu wydałem na siebie wyrok śmierci!
CAMILLE
No to się obronisz! Masz przecie lud za sobą! — On wie, że ci nie sprosta: po cóż by nam schlebiał?
DANTON
Obronię się! — Lud! — Wracam właśnie z kilku lokali sekcyjnych. — Camille: motłoch już zdążył zapomnieć o moim istnieniu — a teraz patrzy na mnie tak miłośnie, żem z miejsca stracił ochotę przemawiać.
1068Jesteśmy izolowani jak trędowaci. Jutro lub pojutrze cała Konwencja runie na nas i rozszarpie nas na kawałki.
CAMILLE
DANTON
…ciebie chciał ratować? fascynuje go To niepojęte… na pozór. — Dla mnie zupełnie jasne: jesteś jedynym człowiekiem na świecie, chłopczyku, którego ten potwór kochał… chrapliwe westchnienie Camille'a zaciekłą, boleśnie prawdziwą miłością.
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
DANTON
Pozwól — jeszcze słowo. — Usiądź. Camille wraca niechętnie, ale stoi, oparty rękami o poręcz krzesła Widzisz… ja znam Robespierre'a lepiej od ciebie…
CAMILLE
DANTON
…i dlatego obawiam się pewnego… nieporozumienia. Camille podnosi głowę z lekkim przestrachem Bo tyś coś mówił, żeś go obraził… ale nie zwymyślałeś go chyba od łotrów, Camille?…
CAMILLE
DANTON
Hm… to fatalne, moje dziecko… to fa-talne… Widzisz: u tych ludzi z drzewa czy z kamienia taki wyjątkowy sentyment, raz zadraśnięty — zamienia się w nienawiść nieprzebłaganą. — Robespierre nie przebaczy ci nigdy. Jeśli spróbujesz się z nim widzieć — narazisz się tylko na dotkliwe przykrości.
CAMILLE
To nic. Niech się mści: ma rację. Zasłużyłem na najcięższą karę, — Ale muszę przed nim uklęknąć, cokolwiek ma mnie spotkać.
DANTON
CAMILLE
Mniejsza o mnie. Byleby on wiedział, że teraz rozumiem… i że… dławi się że mi… straszliwie… żal…
DANTON
Więc ty myślisz, że on ci uwierzy? Gdybyś się nawet — cudem — zdołał do niego zbliżyć, cóż by on musiał sądzić o tej nagłej skrusze? Żeś nareszcie pojął swoje niebezpieczeństwo — i że przed nim tchórzysz.
1083A jak on umie dobić pokonanych — toś już miał nieraz okazję podziwiać. To człowiek mściwy jak sam diabeł. — Pamiętasz przecie, jak cię już raz ośmieszył, wykpił u jakobinów?
CAMILLE
Pamiętam… uratował mnie tym od wydalenia. ciszej, pochylając się ku płycie A ja — dureń — pojmuję to… dopiero dziś…
DANTON
Ho, ho! Uratować mógł cię tańszym kosztem. Zahaczyłeś o jego chorobliwą drażliwość — ale to był żart zaledwie, Camille!…
1086CAMILLE
DANTON
Opublikuje twój list… z komentarzami. Camille pada na krzesło. Długa cisza. Danton, z troskliwością Cóż… zaryzykujesz?…
CAMILLE
LOUISE
DANTON
LOUISE
Nie… nie wchodź. Zaraz przyjdę do ciebie. Danton czeka z opuszczoną głową. Louise wchodzi w białym peniuarze. Danton całuje namiętnie jej ręce i pociąga ją do stołu Daj spokój — o cóż ci chodzi?
DANTON
LOUISE
DANTON
LOUISE
DANTON
Musisz mnie wysłuchać, Louison. Usiądź, proszę. Louise siada niecierpliwie Twoi rodzice mieszkają nadal w Fontenay, czyż nie tak? zdziwione potwierdzenie Jakże im się dziś powodzi?
LOUISE
Wcale dobrze. Ojciec powinien mi być wdzięczny: za cenę kupna mojej osoby podreperował swój sklep[79]. Jest nawet jakąś grubszą rybą w swej komunie. — Ach, z pewnością znowu żebrał — co?
DANTON
LOUISE
DANTON
LOUISE
Fak-tycz-nie?!!… Danton spojrzał na nią — raptem przeszywa go piorun straszliwego bólu, od którego mu się twarz wykrzywia i ciemnieje, aż przypomina w swej bezradności wstrętną maskę noworodka. Zrywa się i staje twarzą do kominka, wstrząsany drgawkami w barkach i plecach. Louise podchodzi, obserwując go z odległości dwu kroków. Z odrazą, strachem i oburzeniem Georges! Co ty wyprawiasz? — Oszalałeś?!
DANTON
Mhm… odejdź… to nic… odejdź stąd! ona przestraszona cofa się za szezlong. On wraca do stołu opanowany A-ach… zachłysnąłem się. Już dobrze. — Wróć i usiądź, Louison.
LOUISE
DANTON
LOUISE
DANTON
Następnie: w moim biurku znajdziesz znaczną sumę. Nie w asygnatach, rozumie się. Nie powierzam jej panu Gély'emu[80] dla ciebie; znając go — wiem, że sama lepiej upilnujesz swej własności. Tylko, dziecino, musisz być bardzo ostrożna i nie zdradzić się, że posiadasz większe wartości. Sławetna Republika skonfiskowałaby ci wszystko. Musisz poczekać, aż… aż wrócą warunki normalne. — Rozumiesz przecie?…
LOUISE
DANTON
Tak jest — prawdopodobnie! przechyla się ku niej w bok, zsuwa się na kolana i obejmuje jej uda Oooo, jedyna — jedyna — jedyna moja!
LOUISE
DANTON
No, kocham cię, bardzo po prostu — kocham cię, maleńka… szeptem pożerającej namiętności kobieto…
LOUISE
DANTON
LOUISE
DANTON
LOUISE
Wiem, że ci na dziecku zależy: więc musisz mnie oszczędzać. Pamiętaj, że nie jestem dorosła! Bóg wie, jak się to skończy…
DANTON
LOUISE
DANTON
Nie gniewaj się, najdroższa. Louise siada Odzyskasz teraz wolność, dziecko — pomyśl o tym i powiedz: czy ty mnie rzeczywiście… nienawidzisz?
LOUISE
Czy ja wiem — dotychczas owszem. intensywnie Dziś wieczór, Georges, po raz pierwszy w życiu spojrzałam na ciebie jak na człowieka… z nieskończenie ostrym uśmiechem Pomyśl!!
DANTON
LOUISE
Nic złego!! GwałtKupiłeś mnie, jak psa; i zgwałciłeś mnie, nieświadomą a wystraszoną do utraty zmysłów! To moje przerażenie — istne męczarnie, jakie przechodziłam — sprawiały ci najwidoczniej specjalną przyjemność!
DANTON
Dziecko jedyne… przysięgam ci, że nie przeczuwałem… byłem pewien, że gdy raz zakosztujesz rozkoszy…
LOUISE
Toś ty się nigdy w lustrze nie przejrzał, człowieku?… Danton czerwieni się jak chłopak, brutalnie zawstydzony przez dorosłego — aż Louise nieco mięknie Wiesz, Georges… gdybyś miał trochę delikatności, trochę zrozumienia… to kto wie nawet, czy… Ale nie ma o czym teraz gadać. Proszę cię, zapomnij o mnie — i nie szukaj mnie, gdy wrócisz. wstaje Niech ci się tam lepiej powodzi, Georges.
DANTON
LOUISE
DANTON
Cóż — nienasycona zawiść Robespierre'a dopięła swego. Byłem znudzony do obrzydzenia tym wiecznym paskudzeniem się sprawami motłochu; polegałem na swych olbrzymich zasługach — no i stało się. Wykradł mi popularność. — A wobec bezbronnych nawet Robespierre bywa odważny; w najbliższych dniach da znak — i Konwencja, starannie wytresowana, rzuci mnie Trybunałowi na pożarcie.
LOUISE
DANTON
Nie, kochanie. Życie na takim świecie, jak ten — niewarte kiwnięcia palcem. Niechże ten adwokacina ma raz prawdziwą satysfakcję: niechże mu się zdaje, że potrafił Dantona powalić! — Wnet gorzko, oj gorzko, odpokutuje swoje ambicyjki…
LOUISE
DANTON
LOUISE
Dlaczego?… Boś się zachowywał akurat tak jak ojciec… Danton blednie złowrogo gdy mu konkurencja Duvala groziła bankructwem. Danton przybiera postawę groźną; Louise siada i kontynuuje konwersacyjnie Wtedy od rana do nocy była mowa o Duvalu — o niedołężnym, głupim, zazdrosnym i podłym Duvalu; a im gorszy obrót sprawy przybierały, tym wyżej ojciec sławił własne talenta, tym wynioślejszy wyraz dawał swej pogardzie. — Więc gdy słuchałam, coś mówił o Robespierze i o sobie, musiałam dojść do prze…
DANTON
Wybacz: już mi je raz raczyłaś zakomunikować. odchodzi, wędruje. Za każdym nawrotem na pokój podejmuje wątek przerywanego monologu. Cicho Ha, ha!… Ona wiedziała… ona wiedziała od dawna, smarkula! twarz mu ciemnieje. Zbliża się do niej. Louise ukrywa z trudem przyspieszone bicie serca — ale wyzywa go nieruchomym uśmiechem Pha! Oczywiście: mój wróg, więc przedmiot najgorętszej sympatii… poprzez stół Najchętniej poleciałabyś mu się oddać, co? Louise zrywa się z gniewu, robi krok — on zwarty w sobie, z naelektryzowanymi dłońmi, onieśmiela ją nagłym rykiem Stój, gdzie jesteś, bo ci co zrobię!! Louise cofa się lekko, opiera się wstecz o stół. On obchodzi ją z daleka, drapieżnie O… jak się teraz cieszy… jak jej się oczy śmieją do mojej śmierci… wskazując To… to jest żona, psiakrew!!! dygoce chwilę, dysząc; odwraca się o dziewięćdziesiąt stopni; pochylony, ku podłodze, cicho Ja jestem rzeczywiście sam. idzie szybko ku oknu. Stoi tam chwilę — plecami do niej — aż ochłonął. Potem wraca i przystaje u stołu naprzeciw niej. Louise cofnęła się za krzesło, ale stawia się mężnie Samaś sobie winna. Byłbym się dał zarżnąć bez słowa; ale twoja niewiarygodna babska głupota wytrąciła mnie z równowagi. podgrzewa się znowu Mnie… mnie zestawiać z tym tłustym bydlęciem, starym Gélym! Mnie!! — Moją bezdenną pogardę dla tchórzliwych szykan tamtego cherlaka z Komitetu… coraz goręcej moją pogardę tak bezgraniczną, że nie raczyłbym mu nawet kości pogruchotać… porównać z miotaniem się kramarza! zaciska pięści w ekstazie pasji A gdy pomyślę, że motłoch też głupi jak baba… że cały motłoch gotów jeszcze lizać tej małpie buty za to, żem się jej dał zamordować!…
Och, skoro tak… to jednak wolę zadać sobie odrobinę trudu… i przydeptać nareszcie tę obmierzłą gadzinę, której uprzykrzone krętactwa zbyt długo lekceważyłem… prostuje się w przypływie energii Poczekaj tylko. Pokażę ja ci, co wart ten twój Robespierre… odrodzony, zastanawia się przez kilka sekund na środku pokoju Hej, przygotuję ja mu nagonkę!… On szczuł Konwencję na mnie miesiącami; ja odwrócę jego dzieło przeciw niemu przez jedną noc! Ja, bezbronny?! Ho, ho! przeszukuje kieszenie, pospiesznie zmienia ich zawartość, chwyta kapelusz Zorganizować bandę… natychmiast zacząć obrabiać Centrum. Obsadzić galerie… d'Espagnac[83] wytrzaśnie dosyć forsy, żeby kupić całą kanalię paryską. — Ten pies wpadnie we własną matnię, aż… tężeje, już zwrócony ku drzwiom: słyszy hałas u bramy. Louise, rozpalona w napięciu drapieżnej mściwości, kocimi krokami podchodzi do stołu Już?! — To wyklu… kroki wspinają się na ich — ostatnie — piętro. Danton ma przez chwilę oczy obłąkane. Nagle uderza się w czoło ze śmiechem, niezupełnie udanym Naturalnie! — Gdzieżby on się ważył atakować mnie wolnego! Przecie musi mi naprzód związać ręce i nogi! kroki na korytarzu. Podniesionym głosem Ale póki mam pysk i płuca Dantona — póty na nic wasze podstępy!
LOUISE
DANTON
Ty… och, ty!!! całuje ją przemocą, a pospiesznie Ciebie teraz śmierć tylko ode mnie uwolni. A za parę dni wrócę zwycięzcą!
OFICER
DANTON
Bardzo słusznie. na widok mandatu Wiem już, wiem — kapelusz mam; a płaszcz niepotrzebny w tak cudną noc… nie pada już chyba?
OFICER
LOUISE
OFICER
DANTON
ODSŁONA 3
2
5
I (MERLIN DE THIONVILLE)
III
I
1, 2, 3 i 5
III
VI
VII
1 i 5
A (COURTOIS)
B
IV
A
2 i IV
A
SZMER NIEPOKOJU
I
OKRZYKI NIEPOKOJU
Jak to… kilku?! — Bez słowa?… Nie wiadomo kogo — Nie wiadomo za co — Co to znaczy?… Cóż to się dzieje?! — To niemożliwe!
C
Przyjaciele! Tej nocy, o pół do czwartej, aresztowano Delacroix, Philippeaux, Camille'a Desmoulinsa… i…
D (FRÉRON)
SZMER GROZY
Co?! — Kogo?! — Danton!… Ależ to być nie może! — Co, naprawdę?! — Dantona… — Danton — areszto… — Kiedy?! — Też dziś w nocy? — Sam Danton!… A cóż on zawinił?! Kto śmiał?!
I
KRZYKI
To wykluczone! — Byłoby bezprawie! — Nie, Komitet nigdy by… — Gdzie jego paczka? — Legendre! — Le-gendre!! — Delacroix — Bourdon! — Lacroix — Nie ma! — Wszystkich wzięli! — Całą partię naraz!!
1
SZMER OBURZENIA
OKRZYKI RADOŚCI
O, to oni! — Więc przecież przyszli! — Bogu dzięki! — Patrzcie tylko: są! — Naturalnie, że to bujda! — Zawracanie głowy! — Słuchajcie! Czy to prawda?! — że Danton… — Ależ skąd! — Czy Danton?… No a reszta gdzie?… Bourdon! Gdzie inni?…
BOURDON
LEGENDRE
A
PRZECIWNICY
I
3 i 5
I
POKLASK
Doskonale! — Tak, u poręczy! Dantona muszą… Muszą się zgodzić! podają sobie dalej Pamiętajcie: u poręczy! — Muszą go wysłuchać! — Żądamy wszyscy! — Jednogłośnie!!
I
II
I
ZACHWYT
KRZYKI FRENETYCZNE
Komitet zdradza! — To zdrajcy! — Chcą nas wyrżnąć, by zagarnąć rząd! — Tyrania! — Precz z tajną dyktaturą! — Precz z terrorem Komitetu! — Precz z Komitetem zdrajców! — Odebrać mu władzę!!
A
D
POKLASK
Brawo! — Oskarżyć! — Wszystkich dziewięciu! — Komitet przed sąd — przed — sąd!! — Na gilotynę!!!
D
II
A
SZMER
Tak! — Tak! — Bourdon, na trybunę! — Odwagi, Bourdon! — My wszyscy z tobą! — Dalej! — Niech żyje Danton!
BOURDON
SZYDERSTWO
II
GŁOSY
LEGENDRE
I, A i D
TALLIEN
LEGENDRE
TALLIEN
LEGENDRE
Przedstawiciele narodu! — Dowiaduję się właśnie — ze zdziwieniem — że dzisiejszej nocy aresztowano czterech członków Konwencji, obserwując się drapieżnie jeden drugiego, Robespierre, Merlin [I], Lecointre [II], Courtois [A] i Panis [1] wstają i podchodzą równocześnie do sekretarzy. Ubiegają się bez szmeru o pierwszeństwo; uzyskawszy następstwo głosu — nie wiadomo jednak w jakiej kolei — zbliżają się do trybuny, obierając strategiczne pozycje. Saint-Just czuwa Słyszałem, że jednym z tych czterech ma być Danton. Kim są pozostali — nie wiem. A zresztą: cóż nas nazwiska obchodzą? — Co do Dantona, koledzy — gotów jestem ręczyć życiem za jego rzetelność… bardzo stłumiony szmer poklasku; szeptane okrzyki zachęty, błyski spojrzeń, tajne znaki i stawiam wniosek, abyśmy — kimkolwiek są ci inni — wysłuchali wszystkich u poręczy. Skoro się ich oskarża — trzeba dać im się wytłumaczyć… wyraźniejszy, nerwowy szmer roznamiętnienia; cisza na znak mówcy. Ośmielony …potem osądzicie, czy przypadkiem osobiste zatargi — że nie powiem zawiść — nie wpłynęły na rozporządzenie, które nas zdumiewa.
ROBESPIERRE
SEKRETARZ
CZTEREJ DANTONIŚCI
ROBESPIERRE
CHÓR
Naprzód Danton! — Naprzód niech mówi Danton! — Danton do poręczy! — Nie! Na trybunę Danton! — Danton ma głos! — Danton!! — Chcemy Dan-to-o-na!!! — Nie twoja kolej! — Nie będziesz mówił! — Zejdź! — Precz z trybuny! — Precz! — Precz z Komitetem — Precz z tyranami! — Precz z dyktaturą!
COURTOIS
ROBESPIERRE
Dawno już, panowie, nie zaczęliśmy posiedzenia od takich wybuchów temperamentu. Niezwykłe nawet tutaj wzburzenie zebranych dowodzi, że ma się rozstrzygnąć rzecz ważna.
1226Dziś się okaże, co cenimy wyżej: Republikę — czy kilka jednostek.
1227FRÉRON
ROBESPIERRE
Poruszę i ten punkt… za chwilę.
1230Legendre żąda, aby Konwencja wysłuchała aresztowanych u poręczy.
OKRZYKI
ROBESPIERRE
Lecz gdy aresztowano przedstawicieli Chabota, Basire'a, Delaunaya, Fabre'a, Klotza, Heraulta — nikomu na myśl nie przyszło żądać dla nich podobnych względów. Więc chcielibyście nagle przyznać tym czterem, czegoście odmówili tylu innym? — Na jakiej podstawie?
Legendre twierdzi, że posłyszał nazwisko samego tylko Dantona. Cała Konwencja zna pozostałe trzy. Czemuż się Legendre tej wiedzy wypiera? — Bo wie, że wśród tych trzech jest taki Delacroix na przykład; i że, chcąc bronić Delacroix — trzeba być bezwstydnym.
Za to — wymienił Dantona. Bo Legendre sądzi, że to nazwisko uprzywilejowanej osobistości. Tak sądzi wielu. — Wyprowadźmy ich z omyłki, panowie: przywilejów nie przyznajemy nikomu.
6 i VIII
FRÉRON
ROBESPIERRE
Otóż to — Dziesiątego Sierpnia. Panowie: przede wszystkim dziesiątego sierpnia, olbrzymi przewrót z jednego ustroju w przeciwny — to dzieło dwudziestu pięciu milionów ludzi w maksymalnym wytężeniu sił; dzieło zjednoczonej woli całego narodu, dokonane nakładem geniuszu, wysiłków i ofiar, których myślą objąć niepodobna. tym razem już pięć — sześć par rąk wyraża uznanie. Opozycja milczy oczywiście Któż by śmiał przyjąć, sam jeden, tytuł Człowieka Dziesiątego Sierpnia? — Któż by się odważył skupić na swą jedną lichą osobę — chwałę za milion ofiar, milion czynów, milion twórczych myśli?!
1238Ponadto: udział Dantona w procesie przewrotu nie był nawet szczególnie wybitny.
OKRZYKI
Co?! — Udział Dantona… nie był wybit… dziesiątego sierpnia! — Co on jeszcze powie?! — Co za oszczerstwo! — Jak śmiesz! — Podła zawiść!
ROBESPIERRE
Za to, po zwycięstwie, on jeden zbierał laury za wszystkich. — Tak powstają legendy dokoła niegodnych. — Przyznaję chętnie, że Danton nie jest bez zasług — ale cóż stąd?
1241Koledzy: każdy z was dokonał rzeczy wybitnych. Ale każdy z was wie, że najświetniejsza „zasługa” jest tylko punktem zadania, dla którego żyjemy i giniemy: więc prostym obowiązkiem. Spełnienie obowiązku, panowie, rozumie się samo przez się, nie stanowi tytułu ani do wdzięczności, ani do wyróżnienia, cóż dopiero do jakiejś nagrody! — Wiemy wszyscy, że nikt z nas, i za nic, przywileju pozyskać nie może.
1242Żądanie przywileju dla Dantona byłoby ostatecznie tylko… naiwnością, gdyby ten człowiek był bohaterem bez skazy.
1243A ponieważ wiemy wszyscy — z wyjątkiem kilku zwiedzionych — że kariera Dantona jest łańcuchem przestępstw społecznych…
SZMER
ROBESPIERRE
…więc żądanie to staje się również — dowodem bezwstydu. martwa cisza
1246To wylakierowane bożyszcze, błyszczące z zewnątrz, a zgniłe od dawna, wprowadza społeczeństwo w błąd; szerzy moralną zarazę. Zobaczymy, czy Konwencji starczy sił, by je strącić, a bałwochwalców ocucić z transu adoracji — czy też dopuści, że ją ten kolos z gliny ze sobą pociągnie — i padając, pozbawi Francję rządu. — Zobaczymy.
LECOINTRE
ROBESPIERRE
PROTEST
ROBESPIERRE
MERLIN
ROBESPIERRE
Ale to nie wszystko. — Widzę, że niektórzy wśród panów kwestionują nawet rozporządzenie aresztowania. Jeśli tak…
OPOZYCJA
Tak jest! — Nie pozwalamy! — Cała Francja podnosi protest! śmiech i świst stronników mówcy. Groźby To cynizm przemocy! — Nadużycie władzy! — Tyrania! — Bezwstyd! — Pójdziecie pod sąd!!
ROBESPIERRE
…jeśli tak — jeśli uważacie, że Dantona trzeba sądzić według innego kodeksu niż nieznanego Basire'a — to rzućcie na Komitet votum nieufności, rozwiążcie go, a nas, członków, stawcie pod sąd.
Inna rzecz, jak to później uzasadnicie wobec opinii narodu, którego wola jest wam prawem.
GŁOSY POWAŻNE
Nie mamy Komitetom nic do zarzucenia. — Wyrażamy wam bezwzględne zaufanie. rozgrzewają się Górą Komitety! — Niech żyją Komitety! — Brawo! — Bra-wooo!?
ROBESPIERRE
A zatem, koledzy: przekonaliście się, że dekret w myśl wniosku Legendre'a przyniósłby wam ujmę: byłby dowodem tchórzostwa. Rząd społeczeństwa tak zagrożonego jak nasze — nie może narażać swej powagi. Co czeka Francję, gdy straci do nas zaufanie?
POKLASK
Słusznie! — Dobrze mówisz! — Nie poniżać Konwencji! — Dbajmy o honor rządu! — Zatwierdzamy! liczne glosy naraz Zatwierdza-my! Wniosek Legendre'a padł! — Odrzucony!
COURTOIS
1264Czyście oszaleli?! Jak Danton padnie, to po nas!!
MERLIN
ROBESPIERRE
MERLIN
ROBESPIERRE
Zgromadzenie przyznało Komitetom i Trybunałowi pełne zaufanie. okrzyki aprobacji A przed ochroną społeczną drżą tylko przestępcy.
COURTOIS
Dokonasz dzieła zawiści, Robespierre. — Ale biada ci, gdy Danton padnie! Ciężar tej zbrodni zmiażdży cię na proch!
ROBESPIERRE
Oto najpowszedniejszy argument.
1271No dobrze; a gdyby nawet, na mocy mistycznego prawa, zniszczenie przestępcy miało się stać moją zgubą — czyżby to było klęską społeczną? — Co kogo z nas obchodzi niebezpieczeństwo prywatne?
1272Jest wśród was wielu ludzi o wysokim poziomie moralnym — świadczą o tym dzieła i czyny Konwencji. — Jestem pewien, że ci ludzie przyznają mi słuszność.
GŁOSY
ROBESPIERRE
Stawiam wniosek, aby zatwierdzono nasze rozporządzenie pierwsze oklaski. Podnosi rękę i aby odrzucono wniosek Legendre'a.
LECOINTRE i FRÉRON
TALLIEN
Panowie, kto głosuje za wnioskami mówcy? wstają prawie wszyscy Kto przeciw? Lecointre i Fréron Oba wnioski zadekretowane większością głosów.
LEGENDRE
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Przychodzę oskarżyć ostatnich partyzantów monarchii. — Przed złożeniem ścisłego raportu streszczę wam sprawę w kilku słowach. Rewolucja — to niesłychany czyn narodu, który dowiódł, że duch ludzki zdoła przełamać wszechmoc natury — na mocy wyższego prawa. Znacie tę historię rewolucji. — Istnieje wszakże inna, która nie jest dziełem całego narodu. Ta druga przedstawia się jako długi splot zdrad, szachrajstw, płatnych intryg, spisków o brudnych podstawach i prowokatorskich zamachów.
1280Komitety zarządziły aresztowanie głównego bohatera tej drugiej epopei.
1281Celem Dantona nie była nawet władza: tej pokusie ulegają czystsze natury. Jego — pociąga pieniądz.
1282Danton trzymał się konsekwentnie królów i magnatów, bo to najobfitsze źródła złota. Za pośrednictwem swego szefa, Mirabeau, służył dworowi jako prowokator… okrzyki zaskoczenia Czyście zapomnieli rzeź na Polu Marsowym? Danton sprowokował petycję dwudziestu tysięcy, bo dwór szukał sposobności do represalii! — Pamiętacie, jak Robespierre ostrzegał klub? szmer potwierdzający Dwór się chwiał, więc Danton służył równocześnie domowi d'Orléans, zaciekłemu wrogowi króla. Danton narzucił nam Filipa Égalité[92] i jego syna: usłał tym członkom najwyższej arystokracji bezpieczne gniazdko w samym centrum rewolucji!
1283Od dziesiątego sierpnia Danton dąży do zagarnięcia władzy nad państwem — by ją sprzedać temu wśród wrogów, kto ofiaruje najwięcej. Od księcia von Braunschweig do księcia York, reflektantów nigdy nie brakło! — A dążył do tego celu wszelkimi środkami. — Istnieją takie środki, panowie, jak na przykład sztucznie wywołany głód. Tak hebertyści przygotowywali swój pucz. — A gdy się zważy, że ich Wielkim Sędzią miał być — Danton!…
Wreszcie coś, co by się wolało przemilczeć z prymitywnego wstydu: Danton, on, Człowiek Dziesiątego Sierpnia — był tym, kto wprawił w ruch szantaż Kompanii Indyjskiej. W wynikłym stąd fałszerstwie dekretu nawet brał pośrednio udział.
Każde z tych oskarżeń jest poparte dowodami. Wysłuchajcie raportu; potem osądzicie.
OKRZYKI
Nie potrzeba! — Górą Komitety! szalony poklask Teraz znamy Dantona! — Precz ze zdrajcą! — Spiskowiec! — Szantażysta! — Prowokator! — Wystawić dekret! ogólnie: Dekret oskarżenia!!
BOURDON
Panowie! Sam byłem przez czas dłuższy ofiarą przewrotności Dantona. Zrozumiałem swą fatalną pomyłkę. — Sądzę, koledzy, że powinniśmy dać Komitetom nieodparty dowód zaufania; w tym celu proponuję wydanie dekretu oskarżenia zaczyna się poklask przeciw tym czterem łotrom — nie czekając na raport Saint-Justa.
TALLIEN
PANIS
Przepraszam Zgromadzenie… to u mnie objaw nerwowy… gryzie wargi W szcze-gólnie… dławi się ur-uro-czystych… chwi-iii-lach…
TALLIEN
Kto głosuje przeciw wnioskowi Bourdona? nikt się nie rusza. Ponurym głosem Dekret oskarżenia uchwalony przez aklamację.
AKT IV
ODSŁONA 1
PHILIPPEAUX
CAMILLE
Czy pan wie, że dziś jedenastego germinala[93]?! — Czy pan wie, jak to jest, gdy się na taki dzień… patrzy przez kratę?!
PHILIPPEAUX
CAMILLE
Nie!!… Błagam was, Philippeaux… nie opuszczajcie mnie! Ja bym chyba oszalał w samotności… nie odwracajcie się ode mnie… przynajmniej wy jeden! nowy wybuch płaczu Odepchnął mnie… i przeszedł. Skreślił mnie. — I nie dowie się nawet, że we mnie każdy nerw ku niemu woła! Jezu!! Philippeaux wyciąga rękę po dzwonek. Camille chwyta za nią O niech mi pan daruje… nie wiem już, co się ze mną dzieje… dławi się Straciłem go… teraz już — na wieki. — Zlituj się pan… i pomóż mi, bo zginę!!!
PHILIPPEAUX
Umrze pan za pięć dni, Desmoulins. Camille drętwieje. Płacz ustaje jak wyłączone radio Radzę panu wiedzieć o tym i nie dawać nadziei dostępu. Gdy śmierć jest rzeczą absolutnie pewną — wtedy przestaje się cierpieć.
CAMILLE
PHILIPPEAUX
Fatalne złudzenie. To proces polityczny, a polityką kierują nienaruszalne prawa mechaniki, nie pańskie sentymenty etyczne.
1298Zderzyliśmy się z Komitetem. Komitet silniejszy, więc my zginiemy.
CAMILLE
PHILIPPEAUX
Istota żywa póty ma prawa, póki ich ustrzec potrafi.
1301A zresztą — czyżby pan doprawdy wolał żyć i patrzyć, jak się dokonuje dzieło wyzwolenia ludzkości — w rękach wariatów i złodziei?…
HÉRAULT
MERCIER
HÉRAULT
PHILIPPEAUX
GŁOSY
CHAUMETTE
Oto cały Philippeaux: sam pilnuje, aby przypadkiem nie przekroczono rozporządzeń przeciwko niemu wydanych.
RIOUFFE
HÉRAULT
MERCIER
RIOUFFE
ŻYRONDYN I
REGALISTA I
REGALISTA II
PHILIPPEAUX
CAMILLE
HÉRAULT
Nigdy bym nie był uwierzył, Georges… ściska mu ręce Nie powinienem się cieszyć, że cię tu spotykam…
DANTON
PHILIPPEAUX
RIOUFFE
WESTERMANN
FABRE
CHABOT
FABRE
Ja — siedzę już od trzynastego stycznia. Od czasów prehistorycznych, gdy liczono jeszcze na stycznie i maje…
REGALISTA II
CHAUMETTE
DELACROIX
FABRE
CAMILLE
WESTERMANN
FABRE
Mieliście przecie być izolowani. Ale on rozmówił się z nadzorcą, i… wskazuje pokój oto wasza izolacja.
DANTON
HÉRAULT
O, gdybyś ty wiedział, co się tu działo dziś rano! Skąd wieść przyszła — nie wiadomo, lecz nagle cały pałac zaczął dudnieć. Nikt nie chciał wierzyć; nikt nie mógł dowieść; niektórzy znowu myślą za każdym hałasem, że to sygnał na nową rzeź — słowem wrzask, tłok i popłoch — wyglądaliśmy prawie jak Konwencja.
DANTON
DANTON
REGALISTA II
FABRE
DANTON
DILLON
DANTON
Otóż, moi drodzy, dostałem właśnie bilecik od Merlina. natychmiast napięcie Czy uwierzycie, że Robespierre i Saint-Just już o ósmej rano wymusili dekret oskarżenia przeciwko nam… przez aklamację?!
WESTERMANN
FABRE
DANTON
CAMILLE
DANTON
…bo za jakie trzy dni rozpoczną nasz proces. zawieszenie bez tchu. Nagle eksploduje Bracia, obudźcie się! Cóż stąd, że ręce związane? Macie jeszcze zęby i głos do obrony! Nasze życie nie łachman, za darmo go nie damy! — Jeśli mamy zginąć — to zostawmy przynajmniej swym mordercom pamiątkę, której nie strawią!
WESTERMANN i DILLON
DANTON
Po drugie: to nieprawda, że musimy zginąć! Kimże jest ten rząd, ci sędziowie? — Szumowiny wczorajsze, dziś przybrane w togi!
DANTON
CAMILLE
PHILIPPEAUX
GŁOSY
A to co za kruk?! — Prorok nieszczęścia! — Znamy takich wiecznych krakaczy! — Ostrożnie… może to baran! od szeptu do krzyku: Wyrzućcie go! — Wynoś się pan! — Precz stąd! — Precz!
CAMILLE
LAFLOTTE
PHILIPPEAUX
GŁOSY
REGALISTA
GŁOSY
Czy go kto zna?… — Nie znam go… — Kto wie, co to za jeden? — Baranów tyle… lepiej wyrzucić? — To pójdzie donosić…
DILLON
LAFLOTTE
CAMILLE
FABRE
Twoja pewność siebie, Danton, nasuwa mi pytanie, jak też mogą nas zestawić. — Że Delaunaya, jego (Chabota) i mnie do was przyłączą, to w każdym razie rzecz pewna…
CHAUMETTE
DELACROIX
DANTON
Tak, moi drodzy: to nawet bardzo możliwe. Radzę wam: gotujcie się wszyscy! szmer niedowierzania i protestu Och, przyjaciele, dyplomaci poczciwego starego reżimu! Czym jest prawdziwa perfidia — pokaże wam dopiero Komitet Robespierre'a! — Zwali na mnie wszystkie zbrodnie świata. — Lecz ja mam mocne bary.
FABRE
Tak… ale pozwól. Co innego zbrodnie ideowe, a co innego… hm… polityczno-finansowe. Jeśli się dacie wplątać w aferę… dekretu likwidacyjnego — to was opinia bardzo chłodno przyjmie…
CAMILLE
DANTON
Tak jest. widzi uśmiech Fabre'a Ty, Fabre, należysz oczywiście do nas — wiadomo przecie, że nie otarłeś się nawet o to fał… tę sprawę. — Za to zwraca się do Chabota bardzo mi przykro, ale pan, ci dwaj Żydzi etc. jesteście nam przecież najzupełniej obcy…
CHABOT
Ob-cy!!! A kto nas do Batza sprowadził? — Kto pomyślał pierwszy o szantażu?! — Kto nas namówił do udziału w fałszerstwie?!! Kto?!! — A teraz chcą się nas wyprzeć jeden z drugim!!!
DANTON
GŁOSY
DANTON
Ja jeden — słyszy pan? — Ja jeden mogę wszystkich ocalić. Więc nie przeszkadzajcie mi lepiej, bo utoniecie ze mną!
Przyjaciele, proces polityczny to nie proces, lecz pojedynek. I tak trzeba sprawę od razu postawić. Rząd nas oskarża? Dobrze; więc my jego też. Jedna tylko potęga ma prawo sądzić obie strony: tą jest lud.
1401Wobec tego będziemy parować każde oskarżenie — kontroskarżeniem w formie aluzji. — Ale tymi półrewelacjami musimy sterroryzować Komitet do tego stopnia, by był zmuszony przerwać proces za wszelką cenę…
DELACROIX
FABRE
CHAUMETTE
DILLON
DANTON
Tak jest. Mój głos, to nasz niezawodny talizman. On w mgnieniu oka zelektryzuje posp… publiczność na galerii, a wtedy rząd nie będzie już mógł zaryzykować bezprawia.
HÉRAULT
DELACROIX
Ależ moi mili, deklamować nie wystarczy. Zhisteryzujesz od razu część galerii swoim rykiem, Danton — lecz nie całą! — A od czasu do czasu jednak trzeba będzie odpowiedzieć na zarzut… uzasadniony?…
WESTERMANN
FABRE
Dajcie spokój — to nawet niezły pomysł. Czy wiecie jak? Odpowiadacie tylko w obecności oskarżycieli, czyli Komitetów. To sposób pewny; bo gdy Danton nastroi masę odpowiednio — to Komitety nie pójdą zmierzyć się z nim publicznie, zapewniam was.
MERCIER
DANTON
Już wiem. Dla pewności dodamy drugi warunek: muszą nam naprzód sprowadzić świadków dla obrony. aprobacja Wybierzemy ich wśród deputowanych: Courtois, Legendre, obu Merlinów i tak dalej. — I tego trzeba się będzie trzymać pazurami, bo: albo Konwencja nie zechce ich stawić, a wtedy zwalnia nas od odpowiedzi — albo ich stawi, i da nam w ten sposób straszną broń przeciwko sobie. Ponadto ustępstwo tak znaczne równa się kapitulacji; a pierwszy symptom przewagi wywiera na tłum wpływ cudotwórczy.
DANTON
REGALISTA I
Danton! Czy wiesz, żeś nawet w nas wskrzesił nadzieję… po dwu latach zupełnej rozpaczy? Podniecenie przechodzi we wzburzenie.
MERCIER
CHAUMETTE
ŻYRONDYN I
DILLON
MERCIER
REGALISTA II
MERCIER
DANTON
Słuchajcie! cisza Nasi krewni muszą założyć ligę zewnętrzną. Trzeba wymyśleć system korespondencji. Niech Dillon natychmiast napisze do żony Camille'a…
CAMILLE
DANTON
Nie bądź egoistą, chłopcze! Ona może poruszyć cały Paryż! — …aby rozpoczęła propagandę ligi. Wystawię listę ewentualnych członków…
LAFLOTTE
HÉRAULT
WESTERMANN
CHAUMETTE
ŻYRONDYN I
DELACROIX
DOZORCA
CAMILLE
DOZORCA
Nie… nie… o, proszę posłuchać!… Tylko niech pan, proszę, nie mówi… powiedziałem, że pan przez pomyłkę do innej celi…
DOZORCA
PHILIPPEAUX
Desmoulins, Robespierre czeka na pana w celi trzydziestej piątej. obecni rozskoczyli się i drętwieją To korytarz na prawo. Camille śmiertelnie blady utkwił w Dantonie długie spojrzenie — wyrażające rzeczy, na które nie ma słów. Philippeaux wraca na swe miejsce Idź pan czym prędzej.
CAMILLE
DANTON
FABRE
CAMILLE
PHILIPPEAUX
DANTON
WESTERMANN
DELACROIX
DANTON
CAMILLE
DOZORCA
PHILIPPEAUX
CAMILLE
FABRE
DOZORCA
WSZYSCY
DANTON
CAMILLE
PHILIPPEAUX
CAMILLE
ODSŁONA 2
LUCILE
LOUISE
LUCILE
LOUISE
LUCILE
LOUISE
LUCILE
Lucile Desmoulins… A cóż mi po tym podlotku! zawraca Przepraszam. zatrzymuje się i wraca Wszystko jedno. Pani musi mi pomóc.
LOUISE
LUCILE
LOUISE
LUCILE
LOUISE
LUCILE
Trzeba działać natychmiast. Jestem wolna. Mogę zrobić wszystko, co w ludzkiej mocy… a nie wiem, co!! — I nikt mi nie powie, nikt, absolutnie nikt!!! — O, jacyż ludzie są nędzni…
1476Straciłam już cały dzień. A Camille pisze… z więzienia… Przeczytałam pierwszy list. Dalszych nie otwieram. Bo mi nie wolno — bo mi nie wolno oszaleć!!!
LOUISE
LUCILE
Pytanie!… Naturalnie, że przede wszystkim chciałam przekupić ważniejszych przysięgłych. Kilku z tych w każdym razie wypadnie na ten proces… Co to jest?! Czemu oni nie chcą brać pieniędzy?! — Wyrzucono mnie za drzwi, jak psa, osiemnaście razy!
LOUISE
LUCILE
Tłukłam się do drzwi wszystkich sędziów, oskarżyciela, prezydenta. Nie przyjęto mnie nigdzie. Na nic pieniądze, prośby, upór: gładka ściana i koniec!
LOUISE
LUCILE
Ostatnia moja nadzieja, to Robespierre. Dlatego tutaj przyszłam. Panią wpuszczą do niego, bo nikt pani nie zna; ja wśliznę się za panią. — Staniemy przed drzwiami i nie ruszymy się z miejsca, nim nam nie ulegnie. Jeśli spróbuje nas wyrzucić albo odejść — przebiję się sztyletem w jego oczach. — Camille kochał go bardziej niż mnie… Prędzej: proszę się zebrać. — Niech pani nie bierze pudru!
LOUISE
LUCILE
LOUISE
To absolutnie bezcelowe zresztą, pani Lucile. gniewny i rozpaczny okrzyk Lucile Ale proszę posłuchać, może mam sposób dla pani. Lucile zmusza się do uwagi Napisze pani do Robespierre'a, że mąż właśnie zamierzał wrócić na stronę rządu; a ponieważ teraz za późno, więc chciałby przynajmniej, żeby go Robespierre nie wspominał jako wroga. — Niech pani broń Boże nie prosi o łaskę! — Ten list musi mu zostać doręczony bezpośrednio, więc na ulicy. wstaje i zbiera przybory stojące na szafce Proszę pisać tu.
LUCILE
LOUISE
LUCILE
LOUISE
Przepraszam. wychodzi otworzyć, Lucile próbuje pisać. Louise wraca, prowadząc Legendre'a …Owszem. Właśnie przyszła.
LEGENDRE
LUCILE
Nareszcie mężczyzna! — Słuchaj pan: jeśli Danton padnie, to Konwencja będzie zdana na łaskę Komitetu — a Komitet na łaskę Robespierre'a, który przecież wymusił ten proces. Czyż nie tak?
LEGENDRE
LUCILE
LEGENDRE
LUCILE
Posłuchaj mnie pan naprzód! — Legendre, pan umie zabijać… Legendre aż poskoczył naturalnie, jako rzeźnik — niechże się pan dziś w nocy zaczai na Robespierre'a i zabije go! Legendre cofa się oniemiały — potem uśmiecha. Louise wstrząsa powoli głową wpatrzona w stół On wraca nad ranem — ulice puste — nikt się nie dowie, że to pan — a Francja cała odetchnie! — Byle nie zwlekać: dziś w nocy! — Legendre, uratuje pan ojczyznę!!
LEGENDRE
Oszaleliśmy cokolwiek… no, nic dziwnego. gestem wstrzymuje jej wybuch A teraz proszę posłuchać.
Moje panie, mówiąc między nami, Konwencja się zbłaźniła. Robespierre zawrócił nam głowę dziś rano, daliśmy się porwać jak zwykle — no, a teraz zaczynamy rozumieć, cośmy sobie zadekretowali, i gorzko żałować. — Ot, wiecznie ta sama historia.
1498Za to więźniowie mądrzejsi. Wymyślili arcyciekawy plan… Obywatelko, czy pamiętacie generała Dillona? skinienie Lucile Otóż on pokłada w was nadzieje. Macie tu list od niego.
LOUISE
LEGENDRE
Danton zamierza poruszyć opinię na swą korzyść z ławy oskarżonych. Jeśli mu się to uda — Trybunał nie waży się ich tknąć. A Komitet będzie bezsilny, bo mu już Konwencja na rękę nie pójdzie…
1501Chodzi teraz o to, żeby wesprzeć Dantona z wszystkich stron: więźniowie polityczni organizują się wszędzie, a wszyscy wolni malkontenci powinni się zjednoczyć w ligę zewnętrzną z komitetem naczelnym.
LOUISE
Jeśli chodzi tylko o zwolnienie — to na cóż organizacja więźniów? Albo ta liga… oj, Legendre: to mi jakoś pachnie zbankrutowanym planem hebertystów.
LEGENDRE
Obywatelko, miejcie rozum! Któż widział myśleć o takich rzeczach! ciszej No, a gdyby nawet: porównajcież okoliczności. Wtedy Paryż był zaspany; dziś trzęsie się z podniecenia. — Wtedy nikt nie miał poważniejszych pretensji do Komitetu; dziś, pani szanowna, despotyzm Komitetu zraził mu już połowę ludności — a przede wszystkim samą Konwencję! jeszcze ciszej Wierzcie mi: gdyby się dziś ktoś zdobył na odwagę… ale psst! Nie ma o czym gadać.
LUCILE
Nie zawiodą się na mnie. Dziś wieczór liga będzie istnieć i działać. — Czy ma pan listę adresów?
LEGENDRE
LUCILE
…czyli sami kapitaliści. To bardzo ważne: trzeba będzie przecie zebrać sporą garść ludzi na przedmieściach. — Trzeba opłacić agitatorów, obsadzić galerie — także w Klubie i Konwencji — a nawet otoczyć Trybunał.
LEGENDRE
LUCILE
LEGENDRE
LUCILE
Już ja im powiem, Legendre. A skąpcom wytłumaczę, że upadek Dantona to dyktatura nieubłaganego terroru i olbrzymie ciężary fiskalne. Żeby temu zapobiec — wszyscy otworzą kiesy. odchodzi; przez ramię Legendre, do samej śmierci będę panu wdzięczna.
LEGENDRE
1511Psst, obywatelko! Lucile zatrzymuje się u drzwi Znają was; jeśli zaczniecie uganiać się po całym mieście — szpicle się do was przylepią. Niechże pani Danton obejmie połowę adresów. Louise spokojnie wstrząsa głową Cóż to?!…
LUCILE
LEGENDRE
LOUISE
LEGENDRE
LOUISE
Czemu? — Bo Komitet jest zbyt mądry, by się dał podejść w tak dziecinny sposób, i zbyt potężny, by mu bandy przekupionych obdartusów mogły zaszkodzić. — Po drugie, spisek gniewne haut-le-corps[101] Legendre'a musi się wydać bardzo rychło i przyspieszy zgubę wszystkich oskar…
LUCILE
LOUISE
LUCILE
Nie. Tu nie czas na półśrodki. — A jeśli przegramy, no — to przynajmniej zginiemy wszyscy razem.
LOUISE
Skoro tak, to co innego. — Mnie natomiast życie teraz właśnie znów się uśmiecha, więc nie wyrzucę go przez okno ze strachu przed sądem bliźnich. Nie wezmę udziału w waszych spiskach i nie poświęcę ani franka.
LUCILE
LOUISE
LEGENDRE
Oj, mądra, mądra główka! — Więc jużeśmy znaleźli pocieszyciela po mężuniu? — To wcześnie… ale nic dziwnego przy takiej buzi…
LOUISE
LEGENDRE
Hm… no nie. — Dzielnej pani Lucile z całej duszy życzę powodzenia — i będę diabelnie rad, a ze mną cała Konwencja, jeśli im się uda. — Na razie jednak wolę nie włazić Komitetom w paszczę.
LOUISE
LEGENDRE
LOUISE
Donosiciele kiepsko wychodzą na swym rzemiośle, Legendre! Los Chabota nie zachęca do naśladownictwa!
LEGENDRE
Toteż radzę siedzieć cicho! — Słuchaj no, mała: jeśli piśniesz jedno słowo — poświadczę, żeś to ty ten plan wymyśliła. — A wówczas dobranoc, piękne oczęta!…
LOUISE
ODSŁONA 3
ŻURNALISTA I
WOŹNY I
ŻURNALISTA I
WOŹNY I
GŁOS FOUQUIERA
OBYWATEL I
WOŹNY II
OBYWATEL II
OBYWATEL I
GŁOS DANTONA
ŻURNALISTA II
WOŹNY I
ŻURNALISTA II
WOŹNY I
Dekret Zgromadzenia: nie wolno notować przebiegu tych rozpraw bez licencji od Komitetu Bezpieczeństwa. Żurnalista bez słowa zawraca na prawo Na galerii aresztują piszących! Zresztą w całym gmachu szpilki by nie wetknął.
ŻURNALISTA II
VADIER
DUMAS[104]
WOŹNY I
VADIER
GŁOS FABRE'A
VADIER
BILLAUD
WOŹNY II
GŁOS DANTONA
…mam wspólnego z tą kanalią? — Kto śmiał posadzić takiego złodzieja Chabota — tuż obok mnie?! Czyście doszczętnie z wstydu wyzuci?! Nas, awangardę Rewolucji — najczystszych…
OBYWATEL I
OBYWATEL III
OBYWATEL IV
OBYWATEL I
OBYWATEL IV
GŁOS DANTONA
…za plecami, niechże się odważą stanąć tu przede mną i powtórzyć swe sromotne oszczerstwa! szmer już napiętego przyjęcia — stłumiony jeszcze Niechże się ważą, a w oczach ludu zetrę ich na miazgę faktami z ich własnej kariery! szmer zaczyna wyrażać zachwyt — po większej części z świetnej zabawy, po mniejszej — już i moralnej natury. Billaud przesyła ku Vadierowi sarkastyczny uśmiech Odsłonię w ich życiu taką bezdeń hańby, że już się nie ośmielą spojrzeć światu w oczy! tłum zaintrygowany; mimowolne pytające okrzyki, skierowane do nikogo Z nicości wypełzli, żeby mnie błotem obrzucić — w nicość ich zepchnę jednym słowem prawdy!
GŁOS DUMASA
PARTIA 3
PARTIA 2 i WOŹNY II
Nie ma już miejsca. — Zamknięte! Próbują. Nie śmieją się dobijać; naśladują trzech wykluczonych. Kłótnia, gdyż nie mogą się pomieścić.
PARTIA 3
NOWO PRZYBYŁY
PARTIA 3
Dla sądu… — co, nie wolno? — A czemu? — Daj pokój. — Trudno. — Chodźmy. Odchodzą z wyjątkiem dwu u drzwi.
OBYWATEL III
OBYWATEL I
OBYWATEL IV
OBYWATEL I
NOWO PRZYBYŁY 2
OBYWATEL III
OBYWATEL I
OBYWATEL IV
OBYWATEL III
GŁOS DANTONA
FOUQUIER
OBYWATEL I
FOUQUIER
WYKLUCZENI
Niby czemu? — Też nowy dekret, co? — A może Konwencja zniosła jawność rozpraw? — O, czemuż by nie!
FOUQUIER
WYKLUCZENI
Aha, odbija sobie na nas. — Tutaj, to pan. — Tutaj to nosa zadziera. — A tam schował się pod stół! — Właśnie wylazł, patrzcie tylko, jaki czerwony!
BILLAUD
FOUQUIER
VADIER
VADIER
GŁOS HERMANA
FOUQUIER
WOŹNY III
FOUQUIER
Panowie: donieście Komitetom, że Konwencja musi wysłać natychmiast, jako świadków na żądanie oskarżonych, deputowanych: Cour…
BILLAUD
FOUQUIER
VADIER
FOUQUIER
A jakże ja mu pysk mam zamknąć?! Czyście oszaleli?! — W ogóle: do czego wy mi się wtrącacie? Nie jesteście obecni, a wydajecie sądy?! — Jakim prawem?!
BILLAUD
FOUQUIER
VADIER
BILLAUD
FOUQUIER
BILLAUD
VADIER
FOUQUIER
Do stu tysięcy par milionów diabłów, a prowadźcież go sobie sami, ten wasz zatracony proces! A radźcież sobie sami z tym bydlęciem, co ryczy i ryczy jak słoń zarzynany! — Mówię wam: przyślijcie mu świadków i to na gwałt; inaczej diabli wiedzą, co się stanie!
BILLAUD
Nasza odpowiedź: albo doprowadzicie proces do wiadomego wyniku, albo — następny wytoczą wam.
Świadków odmówicie. Fouquier poskoczył Nie przesyła się wrogowi posiłków. — To wszystko.
FOUQUIER
GŁOS DELACROIX
HERMAN
Panowie, oto lista świadków dla obrony. Proszę was, spieszcie się bardzo; słyszycie, co się dzieje.
VADIER
HERMAN
BILLAUD
HERMAN
Co!! — Wykluczone. Mają przecie prawo za sobą. Tłum rozzuchwalony popiera ich już jednogłośnie. Odmówić nie możemy.
HERMAN
FOUQUIER
VADIER
BILLAUD
FOUQUIER
HERMAN
FOUQUIER
Słuchajcie!! pociąga ich ku przodowi Niechże Konwencja sama rozstrzygnie kwestię świadków, skoro chodzi o jej członków!
BILLAUD
Dobrze. — Fouquier, idź i powiedz im pan. Vadier ciągnie go ku wyjściu na lewo List prześlecie jednak na ręce Komitetu Ocalenia!
GŁOS DANTONA
…ludu francuski? Jak sędziowie prawo wykręcają? sarkastyczna i oburzona aprobacja Świadków obro…
PARTIA 4
Słychać go aż za mostem… Ściany się trzęsą, patrzcie tylko! — On jeszcze gotów wygrać, słowo daję! — No, którędyż to?
HERMAN
PARTIA 4
Wejść! — Chcemy wejść i słuchać! dobijają się Hej, otwórzcie! — Otworzyć tam! — Wywalimy drzwi!!
HERMAN
HERMAN
PARTIA 4
To nas nie obchodzi! — Wszędzie wolno! — Chcemy wejść! szyderstwo Poszanowania, hę? — Dajcie naprzód Dantonowi radę! — Niedołęgi! — Uciekli przed więźniami! — Tchórze! do Billauda Na bok!
BILLAUD
BILLAUD
Obywatele! Kto zakłóca porządek publiczny, oddaje wrogom przysługę — dzisiaj ważniejszą niż zwykle! Partia 5, cały tłum, wpada od lewej. Lecz zatrzymuje się na widok kościelnego zachowania poprzedników i cichnie również. Tylko pierwsze z następnych słów są przygłuszone Cofnijcie się! Inaczej Konwencja otoczy Trybunał wojskiem i nikt nie dostanie się nawet do okien!
NAJEŹDŹCY
Wojskiem… On mówi wojskiem… Co, chcą otoczyć?! poszczególne głosy Jak to, przecie rozprawy są jawne! — Mamy prawo słuchać! — Jeszczeście gotowi strzelać! — Akurat jak za tyrana!…
BILLAUD
Ale nie macie prawa ubliżać sądowi! — Ludzie, za tyrana byliście motłochem… lwi pomruk; coraz głębsza uwaga dziś jesteście wolnymi obywatelami. Wy jesteście dziś panami miasta parę zadowolonych potwierdzeń i dlatego wy odpowiadacie za jego spokój. Rząd wasz służy wam, nie wy rządowi; wspierajcież go, zamiast mu przeszkadzać! inteligentniejszy wyraz aprobacji u kilku osób Idźcie zatem i sami pilnujcie porządku.
NAJEŹDŹCY
Ech, gadanie! — Ładne mi panowanie, jak nam nic nie wolno! — Co mi tam! — Ja chcę słuchać i koniec! stanowcze poparcie Cicho bądź, dobrze mówi! — Tak, tak! Słusznie! — Mądrze powiedział! — Dalej, wychodźmy!
GŁOS
HERMAN
FOUQUIER
GŁOS CAMILLE'A
FOUQUIER
BILLAUD
HERMAN
ODSŁONA 4
Rue St. Honoré 398[108]. Robespierre, bez kamizelki ani krawata, śpi na rękach złożonych u brzegu dressing-table[109]. Zbudzony pukaniem, podnosi głowę lekko skrzywiony, ale nie odpowiada.
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Zlituj się; i przestań. przyciska palce do skroni z grymasem bólu i zniecierpliwienia. Wydaje cichy, warczący jęk, nie otwierając ust Mmmmmm-mmm…
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
O, Maxime — ja na twoim miejscu byłabym istnym szatanem. — Ale słuchaj: czy ty się naumyślnie głodzisz?
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Zaraz dostaniesz bulionu. za drzwiami woła coś na dół. Tymczasem Robespierre, stojąc oparty o dressing-table, bezradnie i powoli przeciera czoło wierzchem dłoni, potem przyciska do niego równie bezcelowo obie ręce — skrzywiony rozpaczliwie, bliski płaczu, jak człowiek zbyt długo męczony. Na wejście przyjaciółki opanowuje się bardzo niedostatecznie, co ona ignoruje z taktem nieco niemiłosiernym Nim wypijesz, przygotują ci coś więcej. — Czemu stoisz? Siądź.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Dobrze. — Powiem jej. stoi u brzegu środkowego stołu, podczas gdy Robespierre, rozwścieczony swym osłabieniem, zmywa sobie twarz wodą kolońską; po czym odwraca się i poprawia fryzurę przed lustrem. Eléonore zdecydowała się nareszcie: Maxime… czy sprawa Dantona przybiera zły obrót? on obraca się ku niej bardzo powoli, w nieruchomości zastraszającej. Eléonore patrzy w ziemię, by się nie dać onieśmielić. Prawie szeptem Powiedz mi, Maxime.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Gazety! Ufać gazetom! krótka pauza. On czeka jak posąg; ona podnosi nareszcie oczy Maxime, w żadnym niebezpieczeństwie — podczas najcięższych kryzysów — nigdy nie wyglądałeś tak jak teraz.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
A ty miej litość nade mną. Wiesz sam, co znaczy niepokój… chwyta go za barki Co tobie jest, człowieku?!
ROBESPIERRE
Ten proces to ryzykowny pojedynek, ale jestem prawie pewien wygranej. Póki Konwencja nie traci głowy — póki mam władzę nad klubem — póty nie ma się o co niepokoić.
ELÉONORE
A toś mnie pocieszył… pukanie. Biegnie do drzwi, odbiera tacę, dodając To wystarczy. Nic więcej.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
Doprawdy?! — A czyś ty miał jedną godzinę wolną od trosk, odkąd cię znam?! coraz namiętniej i ciszej Rok temu byłeś przez cały długi tydzień o krok od gilotyny… a nie patrzyłeś na świat tak o… jeszcze ciszej jak… osaczony.
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Kobieto, mnie nic nie grozi. Nic. — Tylko… opuszcza głowę. W tym stanie osłabienia i depresji nie umie oprzeć się pokusie, by się podzielić z kimś drugim chińską torturą pewnej myśli. Monotonnie Sprawa Dantona to dylemat. Jeśli przegramy — cała Rewolucja na nic.
1696A jeśli wygramy… prawdopodobnie też. chwila przerwy Pięć — lat — walk, cierpień, niezliczonych ofiar… na — nic… nachylony nad stołem z wyciągniętą szyją, patrzy przez chwilę w nieskończoność przed sobą. Oddycha powoli; spokojna twarz przybrała wyraz koncentracji, napięcia i sfascynowanego przerażenia — wyraz, jaki uderza na tym ostatnim portrecie z profilu. Wreszcie spokojnie zamyka oczy i prostuje się Nie wolno mi tego mówić. podnosi bol i pije. Odstawia go. Powieki i nozdrza mu drżą. Z wyrazem wprost nabożnym Powracam do życia.
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Miejmy nadzieję, że masz rację… chociaż…
1699W każdym razie póki mi ten czort w pracy nie przeszkadza, póty nieszczęście nie jest wielkie. patrzy na zegarek i gwiżdże Trzeba się pospieszyć. — Dziękuję ci serdecznie; czuję się znacznie lepiej.
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
Od trzech dni nikt mi nie robi trudności — póki na niego patrzę. pukanie. Nie podnosząc oczu Proszę.
ELÉONORE
BARÈRE i FOUQUIER
ROBESPIERRE
Witajcie. Cóż tam? odrywa nareszcie oczy od rękawa i patrzy na gości. Podają sobie ręce O, pan, Fouquier? Jeśli się nie mylę, spotykamy się prywatnie po raz pierwszy. skinienie potwierdzające oskarżyciela Usiądźcie. siadają. On stoi przed nimi, badając swe pończochy i trzewiki. Odkrywa plamę tuż nad kolanem, bierze więc szczotkę i czyści, mówiąc Barère, dobrze że pana widzę. Proszę szepnąć Komitetowi Bezpieczeństwa, aby zwrócono szczególną uwagę na więzienia. Aresztowanie Dantona musiało podziałać na innych jak dzwon na trwogę. Z pewnością organizują się i spiskują. A nam już właśnie tylko brak powstania więźniów politycznych w stolicy.
BARÈRE
ROBESPIERRE
Tak jest, sądzę, i to bardzo. Barère otwiera oczy szeroko, bardziej zaskoczony niż urażony tym tonem. Robespierre siada niecierpliwie, opierając na dłoni głowę utrzymaną prostopadle Z czym żeście przyszli?
FOUQUIER
Robespierre: ten proces przybrał obrót groźny. Danton doprowadza galerie do obłędu. Zamiast odpowiadać na zarzuty — sypie frazesami i atakuje rząd. A to działa, Robespierre! Już jest tak pewien swej publiczności, że dziś śmiał pozwać swych oskarżycieli przed sąd opinii publicznej. Dzisiejsze posiedzenie miało przebieg tak… niepokojący, że jeśli to potrwa…
ROBESPIERRE
Jeśli to potrwa, przyjacielu — to pojutrze Francja, otoczona ze wszech stron wojskami, obudzi się bez rządu — ze stolicą zajętą przez wroga.
FOUQUIER
ROBESPIERRE
FOUQUIER
ROBESPIERRE
Jutro musi zapaść wyrok śmierci, Fouquier. Wasza w tym rzecz, żeby go uzasadnić i wydać. O dalsze skutki troszczymy się my.
FOUQUIER
Zrozum pan: wpływ Dantona na masę przeważa nasz. Nas krępuje prawo i sumienie; jego nic — a wszyscy są po jego stronie. Gdy tylko jutro znowu zacznie…
ROBESPIERRE
FOUQUIER
ROBESPIERRE
Lud by nabrał… nabierze dla was respektu. A czas doprawdy, prokuratorze! — Danton pozywa nas przed sąd opinii? Dobrze! Cóż nam jego rewelacje mogą zaszkodzić?
FOUQUIER
Jeszcze jedno… ostrożnie, niepewnie Wczoraj przesłaliśmy Konwencji list, zawierający żądanie oskarżonych. Wysłaliśmy go na ręce Komitetu Ocalenia…
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
FOUQUIER
ROBESPIERRE
Wziąłem na siebie odpowiedzialność za stawienie Dantona przed sąd. Kto nakłada odpowiedzialność, nadaje pełno-moc-nictwo.
1728Konwencja odpowie na wasz list, gdy się dowie, co ja o tym sądzę. Przeczytam go — jeśli go przeczytam — gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
BARÈRE
ROBESPIERRE
FOUQUIER
ROBESPIERRE
Jeśli się cofniemy o jeden cal, przepadliśmy. nieco mniej ostro Rozumiem pana, Fouquier. Lecz prawo dobra powszechnego neutralizuje wszelkie paragrafy. Jeśli pan uważa zniszczenie Dantona w tych warunkach za bezprawie — musi pan to bezprawie popełnić.
FOUQUIER
ROBESPIERRE
Nie na moich — lecz na usługach społeczeństwa jest pan — właśnie katem. Fouquier cofa się lekko, oszołomiony Panu wydajemy wrogów Republiki, których trzeba usunąć — nie sądzić.
BARÈRE
Na Boga, zastanów się pan! Od trzech dni Danton podnieca Paryż przeciw nam; jakże można rozwścieczoną masę jeszcze prowokować?!
FOUQUIER
Właśnie. Powtarzam: nie widział pan, co się dzieje. Musimy zrobić jakieś ustępstwo, żeby się w ogóle utrzy…
ROBESPIERRE
Ośmiel no się pan wyrazić zwątpienie jeszcze jednym słowem, a wyślę pana do więzienia prosto z sądu. Uprzedź pan kolegów: to dotyczy was wszystkich. Komitet Bezpieczeństwa pilnuje was. Vadier będzie miał na każdego mandat gotowy. ciszej Wystarczy gest lub spojrzenie.
BARÈRE
ROBESPIERRE
Zobaczymy, czy nie może! Terror, moi panowie, to prawo powszechne! do Barère'a Zaczynacie teraz rozumieć mój długotrwały opór, co? patrzy na zegarek. Goście wstają Spóźnię się. O, bother[112]! chwyta kapelusz i rękawiczki Czy wyjaśniłem panu sytuację dostatecznie?
FOUQUIER
ROBESPIERRE
FOUQUIER
1742Życzę panu, aby na razie niczyj sztylet nie dotarł do pańskiego serca… ale tylko ze względu na państwo.
BARÈRE
AKT V
ODSŁONA 1
GŁOS WESTERMANNA
DELACROIX
GŁOS WESTERMANNA
GŁOS HÉRAULTA
DELACROIX
GŁOS HÉRAULTA
DELACROIX
GŁOS HÉRAULTA
CAMILLE
GŁOS HÉRAULTA
GŁOS FABRE'A
DELACROIX
Wiesz, Fabre, toś prawdę powiedział. Pókim sądził, że już po nas — spałem jak król. Odkąd jednak patrzę na sukces Dantona — oka zmrużyć nie mogę. Liczę i liczę szanse przez całą noc. Doprawdy zwariować można!
GŁOS HÉRAULTA
Oj tak — ten Danton pokazał nareszcie, co umie. — Żeby z ławy oskarżonych, w ciągu jednej godziny, dosłownie zahipnotyzować publiczność i zrobić z niej sobie broń — na to, moi panowie, potrzeba… geniuszu.
CAMILLE
GŁOS FABRE'A
DELACROIX
CAMILLE
GŁOS WESTERMANNA
DELACROIX
I po co przypominasz?! — Ręczę ci, że od samego rana każdy z nas daremnie stara się o tym zapomnieć…
GŁOS HÉRAULTA
GŁOS FABRE'A
Wiecie, czego się obawiam? — Trybunał nie odważy się nas skazać ze względu na lud — a nie ośmieli się nas zwolnić ze względu na Komitet. Nim jedna szala przeważy — gotowiśmy wisieć w powietrzu przez kilka tygodni.
PHILIPPEAUX
Nie ma obawy. — Trzy dni minęły: jutro zapadnie na nas wyrok śmierci. wszyscy obrócili się ku niemu — teraz oniemieli. Zmartwiała cisza Choćby Trybunał głosu dobyć nie mógł — wyrok wyda.
PHILIPPEAUX
Prowokacje Dantona dyskredytują rząd. — Robespierre nie byłby Robespierre'em, gdyby to ścierpiał.
GŁOS FABRE'A
DELACROIX
Pan ma rację, Philippeaux. Co za sens w tym upijaniu się złudzeniami? — Opinia, mówicie? — A cóż my, odcięci od świata w piwnicy Trybunału, wiemy o opinii poza tym gmachem?! — Co dzieje się na mieście? — Co zamierza Robespierre? — Jak…
GŁOS WESTERMANNA
Robespierre! Wszędzie i wiecznie Robespierre! — A cóż, do kata…
DANTON
GŁOS HÉRAULTA
DANTON
DANTON
GŁOS WESTERMANNA
DANTON
CAMILLE
DANTON
Już ona sobie radę da, mój mały. — Boyd[115] i kilku innych bankierów ofiaruje komitetowi naczelnemu dwanaście tysięcy. Chłopcy z przedmieść otoczą jutro Trybunał tajnym kordonem. Pâris pozyskał trzy sekcje — to znaczy dziewięć armat, bracia. — Więźniowie polityczni już wszędzie zorganizowani…
GŁOS FABRE'A
DANTON
PHILIPPEAUX
GŁOS HÉRAULTA
PHILIPPEAUX
GŁOS WESTERMANNA
DANTON
GŁOS HÉRAULTA
DANTON
DELACROIX
DANTON
Ośle: gdybyś miał ziarnko rozumu, byłbyś wiedział z góry, że tak się stać musi! — Ocalenie moj… naszych głów jest kwestią życia lub śmierci dla całego państwa! — A ty się dziwisz, że Francja nas broni?!
GŁOS FABRE'A
Przesada psuje najlepsze atuty, Danton. — Ponadto zapominasz, że od trzech dni Francja przestała być panią swej woli. Wydając dekret oskarżenia, Konwencja de facto złożyła władzę absolutną w ręce Robespierre'a. — Czy sądzisz, że go to skłania do ustępliwości?…
DANTON
Ależ o to mi właśnie chodzi! — He, he! Maxime oddał mi nie lada przysługę, od lat systematycznie koncentrując władzę: teraz pozostaje mi już tylko przejąć mu z rąk… gotową dyktaturę!
DANTON
Jutro, bracia, będzie wielki finał! W południe wyniosą nas z sądu na ramionach; wieczorem zaś Robespierre, Saint-Just i Billaud, wyjęci spod prawa, ułożą się do snu w niegaszonym wapnie.
1803CAMILLE
DANTON
Jego… należałoby powiesić. Gilotyna dla niego za dobra.
1806Nie. Masz rację, mały, owszem; daruję mu życie — oby jak najdłuższe — pod warunkiem tylko, że je spędzi… w Cayenne.
GŁOS FABRE'A
DANTON
GŁOS HÉRAULTA
CAMILLE
DANTON
Spodziewam się, że nie! Czy myślisz, żeby mnie atakował choćby od tyłu, gdyby mnie był znał? — Wszystko jedno, jestem mu wdzięczny. Łotrostwem swoim przebudził mnie z apatii.
CAMILLE
Ty jesteś wielki, Georges! — Jesteś potęgą; i jesteś geniuszem. Masz rację: w twoich rękach — dyktatura stanie się zbawieniem Francji.
DANTON
CAMILLE
DANTON
Na wszystkich pięciu kontynentach… moje nazwisko… przed imionami wielkich geniuszów w koronie! — Przepych… wskrzeszony boski przepych Ludwików… dokoła mojej małej, mądrej Louise… wybucha nagłym śmiechem; głośniej A ja myślałem, że świat mi obrzydł! Mnie się zdawało, żem syt walk, użycia i władzy! — Ja — Georges Danton — znudzony życiem! Wielki Boże!!
DELACROIX
DANTON
CAMILLE
DANTON
CAMILLE
Tu tak ohydnie… zostaw ją, błagam cię! Danton wzrusza ramionami i kładzie się do ściany. — Po chwili, nieśmiało Georges…
DANTON
CAMILLE
DANTON
DANTON
Powinien byś dostać po pysku, bracie Danton — póki ten pysk siedzi mocno. mimo woli głaszcze się po gardle, przejęty rodzajem zbożnej miłości do tej powierzchni gładkiej, zwartej, nieprzerwanej… spostrzega się i odrywa palce. Podpiera się na pięści, łokieć stawiając na kolanie Idioci. Zaczerwieniła się! — No chyba! Skóra musi się zaczerwienić od uderzenia… po cóż by je miała dopiero czuć, idioci! cichnie i mięknie na chwilę Skóra… kobiety… pauza. Nagle zaczyna łechtać się po karku. Przestaje; splata dłonie o kolano. Wrażenie miłego chłodu. Tak powiedział. Lekarz, psiakrew. obmacuje sobie głowę, ujmuje ją za szczęki, mruży oczy ekstatycznie Miłego… chłodu!!… wybucha śmiechem i łkaniem, załamuje ręce, wciska czoło w zgięcie łokci, przechylając się ciężko na poduszkę. Głosem ochrypłym od śmiechu i furii cierpienia A niechże go jasna cholera!!!
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
DANTON
Co panu jest, do stu katów?! Pewno, że przedtem trochę przesadzałem; ale my faktycznie mamy poważne szanse…
PHILIPPEAUX
Może być. — W każdym razie tutaj życie osobiste ustaje. Wszelkie uczucia stygną. Mnie już przenika wielka obojętność spoza czasu. — Zawrzyjmy zgodę, Danton.
DANTON
PHILIPPEAUX
To pojęcia doczesne. — Należy pan bez kwestii do przyczyn epokowej katastrofy, która się wkrótce zwali na kraj. Ale stąd… widzę w niej już tylko jedną z faz ujemnych, biologicznie koniecznych w życiu społeczeństw. Za to w panu… i w sobie… uśmiech jego podcina kolana pysze dantonowej Nie bądźmy śmieszni, kolego.
DANTON
Więc dobrze… z zastrzeżeniem oczywiście, że ewentualny nasz… powrót na świat żywych unieważnia ten traktat pokoju.
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
Nie. — Danton, czy pan wie, że gdyby pan nie prowokował sądu — najzupełniej bezcelowo zresztą — umożliwiłby pan ratunek dziewięciu ludziom? — Przeszło połowie towarzyszy?
DANTON
To mi się podoba! — Dziewięciu przeciętnych bałwanów! Jedna godzina mojego życia warta więcej niż suma ich dziewięciu pustych egzystencji! — I dla nich ja miałbym…
CAMILLE
DANTON
Dziewięciu ludzi… Panie: ja bym wywrócił Francję dnem do góry — ja bym poświęcił synów — nawet żonę — byle zatruć Robespierre'owi życie. Niech zginę: dobrze. — Ale on — on morderca — on musi mi za to zapłacić.
1841Bezcelowo — co?! — Panie, mój głos w Trybunale wyznacza przyszłość tej rudej małpy iryjskiej. W oczach motłochu, któremu myśli dyktuję, już widzę, jak wschodzi moja zemsta. wybucha cichym śmiechem A dorwał się, bestia, władzy nareszcie, oj, dorwał! — Ja się natomiast postaram, by mu pod nią słodko było i wesoło!
CAMILLE
DANTON
Ja… ja, Danton… ja bym się miał dać zamordować bezkarnie, jak pierwszy lepszy głupi rekrut ze wsi… ja miałbym pozwolić, by w spokoju korzystano z plonu tej zbrodni… wszystko tylko dla jakichś dziewięciu matołków?! — Gdybym tak postąpił, byłbym doprawdy wart tyle co oni.
PHILIPPEAUX
W czymże by panu jednak przeszkadzał ratunek tego chłopca — którego pan bez wszelkiego powodu do samobójstwa zmusił?…
DANTON
Miałem sprawić Robespierre'owi przyjemność, co? — Zresztą dla samego Desmoulinsa lepiej będzie, że zginie — niż żeby się miał znów prostytuować.
PHILIPPEAUX
DANTON
ODSŁONA 2
CARNOT
COLLOT
CARNOT
COLLOT
BARÈRE
CARNOT
COLLOT
ROBESPIERRE
Nie wydam tego listu, choćbyście użyli przemocy. Szczególnie dziś, gdy rząd zaczyna tracić głowę.
COLLOT
BILLAUD
ROBESPIERRE
BILLAUD
BILLAUD
Byłem w Konwencji. — Robespierre, nie pokazuj się: galerie cię zlinczują. Akcje Dantona wznoszą się w całym mieście z każdą minutą. Jest gorzej, niż przypuszczałem. Bądźmy przygotowani, że nas każdej chwili aresztują.
BARÈRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Poczekaj. — Więc Konwencja już po stronie Dantona? To nienaturalne! Pod tym kryje się czyjaś rozległa akcja.
BILLAUD
Tego nie wiem; w każdym razie galerie są jak opętane — a w Konwencji to dziś decyduje. Fouquier pisze, że nie wie, czy się w ogóle utrzyma. Publiczność żąda natychmiastowego zwolnienia. O wyroku śmierci mowy nie ma; w najlepszym razie proces i to niebezpieczne zawieszenie przeciągną się nie wiadomo dokąd.
BILLAUD
ROBESPIERRE
BILLAUD
ROBESPIERRE
Nie wiem, panowie. piekielny hałas Na razie sam wyjścia nie widzę. Musimy zapewnić sobie poparcie jakobinów, może nawet sekcji — i czekać. Wiem tylko, że nie możemy się cofnąć.
COLLOT
BARÈRE
COLLOT
CARNOT
BARÈRE
CARNOT
BARÈRE
COLLOT
ROBESPIERRE
Dość tego!! cisza niechętna. Drży. Stłumionym głosem Tchórze! Rewolucja wybrała was za wodzów!! Wycofać się? Z honorem, w sprawie Dantona! — A cóż wart zhańbiony rząd, choć mu zostawią życie? Co wart dla Francji lokajski Komitet?!
1887Gilotyna! Wielkie nieszczęście! — Ależ i owszem, moi drodzy, naturalnie, że pójdziemy pod topór w razie przegranej! Naturalnie, że poniesiemy konsekwencje! Jakby kogo obchodziło, co się z nami stanie, jeśli szajka Dantona dorwie się do władzy!
1888Saint-Just, pisz do jakobinów i sekcji. Ja idę uzyskać dekret. Za pół godziny dowiecie się, kogo tym razem gilotyna czeka.
BILLAUD
Człowieku, miej rozum! Ciebie właśnie przeklinają w głos! Słowa ci pisnąć nie dadzą. Pogorszysz sytuację.
ROBESPIERRE
CARNOT
1895COLLOT
VADIER
VADIER
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
VADIER
ROBESPIERRE
VADIER
BILLAUD
VADIER
Komisarz policji Wichterich przyprowadził nam dziś rano więźnia z Luxembourgu, Laflotte'a — był przedstawicielem Republiki w Wenecji. Laflotte uzupełnił raporty agentów.
1908Panowie, żywioł kontrrewolucji jest daleko potężniejszy, niżeśmy sądzili. Aresztowanie Dantona popchnęło ich do tego zamachu. Wszystkie więzienia są zorganizowane, a żona Desmoulinsa i krewni dantonistów rozszerzyli ligę na miasto. Trzech bankierów i wielu prywatnych daje fundusze. Przekupują i podburzają lud na ogromną skalę. Spisek obejmuje podobno setki, może tysiące ludzi…
BILLAUD
VADIER
Powtarzam, com słyszał — na galeriach Konwencji, w sądzie, u jakobinów — wszędzie wśród publiczności pełno płatnych podżegaczy. Trybunał jest otoczony podobno całym kordonem. Publiczność ma wymusić zwolnienie oskarżonych; jeśli się to nie uda, porwą ich. — Wśród zamieszania inni mają otworzyć więzienia, uzbroić politycznych i puścić ich na Tuileries.
BILLAUD
SAINT-JUST
COLLOT
CARNOT
BARÈRE
BILLAUD
ROBESPIERRE
COLLOT
Tyś przeforsował ten wariacki proces, ty! Tyś na nas nieszczęście sprowadził! Ratujże nas teraz, ty z twoją przeklętą ambicją!
VADIER
ROBESPIERRE
Co teraz? — Jesteście uratowani, durnie, cieszcie się! Gilotyna was ominęła! — Wygraliśmy sprawę Dantona, wielki, święty Boże!!
SAINT-JUST
Oczywiście, koledzy, teraz Konwencja jest zagrożona, więc musi nas słuchać. Wszelki opór ustanie, gdy tylko się dowiedzą, ręczę wam. A wspólny front Konwencji z jakobinami pod wodzą Komitetów zgniecie z łatwością ten bunt.
BILLAUD
Hm… Saint-Just, jeśli ci ludzie mają krztę rozumu, to zapewnili sobie przede wszystkim współudział większości w Konwencji.
ROBESPIERRE
Człowieku, to nie spisek, to dziecinny odruch popłochu! Słyszałeś: żona Camille'a! Starcy i kobiety!
BILLAUD
ROBESPIERRE
Camille'a! — Koledzy, czyż wy nie widzicie, co ten spisek znaczy? Cóż stąd, że nas na razie ratuje?
BILLAUD
BARÈRE
ROBESPIERRE
Jeszcześ pan nie pojął, Barère? Weszliśmy na drogę terroru. Nasz pierwszy krok! Sam wstęp dopiero, a co za skutki!…
1936Setki ludzi, mówicie… set-ki — ludzi…
Nie! — Tego nie wiedziałem… tego nie przewidziałem… Boże mój!!! — Nie… Nie!!…
VADIER
ROBESPIERRE
Death and damnation!!![119] Pięć lat krwawej pracy całego narodu czarci biorą, a ten szuka winy! Nikt nie jest winien, you blubbering idiot[120], musieliśmy zgładzić Dantona, a teraz musimy iść dalej, choć nas odtąd każdy krok będzie od-da-lać od celu!
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Wiedzcie i wy, co was czeka! — Teraz trzeba będzie zmasakrować kilkudziesięciu głupców, co nawiązali ten spisek z komedii. Tą rzezią wprawimy tysiące w szał. Zamachy się posypią. Trzeba będzie zabijać, zabijać, zabijać przez cały boży dzień. Staniemy się katami. Naród nas przeklnie. Rewolucja stanie się torturą… dla ludu!!
1942Świat cofnie się przez nas. Wszystkie plagi przeszłości powrócą. My je przywrócimy, właśnie my! Trzeba będzie skupiać i skupiać władzę, aż…
BILLAUD
COLLOT
BILLAUD
SAINT-JUST
BILLAUD
CARNOT
Jeśliś uległ rozpaczy, to strzel sobie w łeb, z łaski swojej, boś niebezpieczniejszy od wściekłego psa.
SAINT-JUST
Histrioni! Zrozumcie naprzód, co się do was mówi! Każde bydlę lubi się oburzać. Każda pusta pałka eksploduje, jak tylko przestanie pojmo…
ROBESPIERRE
Ccci-cho, Antoine! — Macie słuszność. To zbrodnia tak mówić. Zbrodnia tak myśleć…
Słuchajcie. Wyznaczcie komisję. Może jednak — może przecież ja jestem winien, a w takim razie dałoby się zawrócić! Sądźcie mnie! Przeszukajcie moją działalność — moje mowy — znajdźcie ten punkt, gdzie się zaczął mój błąd! — Billaud, Saint-Just, Carnot — jesteście równie zdolni jak ja. Sądźcie mnie! Naprawcie szkodę, jaką wyrządziłem! Da się na pewno, musicie tylko…
BILLAUD
Zbyt ci na gilotynę spieszno, mój drogi. Opamiętaj się. Jeśliś popełnił błąd kardynalny — w każdym razie teraz za późno. A jeszcześmy bitwy nie wygrali…
VADIER
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
VADIER
BILLAUD
VADIER
ROBESPIERRE
ODSŁONA 3
Część I
DOBSEN
PHILIPPEAUX
FOUQUIER
PHILIPPEAUX
Nie przeczę. — Wnet wszakże stwierdziłem znaczną różnicę w naszych poglądach i celach, więc zerwałem ten przelotny związek.
FOUQUIER
Tymczasem fakty wskazują na to, że wasze ataki w sprawie Wandei były jedną z ról w ich spisku — wyznaczoną i opłacaną przez zagranicę.
PHlLIPPEAUX
O, moi panowie. Życiem moim rozporządzacie, ale od mojego honoru wara wam!
DANTON
FOUQUIER
DANTON
Nie mam głosu! — A odbierzże mi go, dalej! — Miej odwagę wyznać publicznie, żeś dostał zaliczkę na nasze głowy!
DANTON
Nie daj no się oszukać, Fouquier: głowa Człowieka Dziesiątego Sierpnia warta w każdym razie ponad trzydzieści franków!
DANDYSI
FOUQUIER
Nazywacie się Człowiekiem Dziesiątego Sierpnia… przedrzeźnianie śmielsze i liczniejsze. Zirytowane syki o ciszę …ale gdy sąd was pytał, czemuście siedzieli na wsi przez cały okres przygotowań, a w domu przez całą prawie noc przewrotu — toście na swą obronę literalnie nic…
SZMER
DANTON
Ty, marny pisarczyku z Châtelet[123], mnie śmiesz wyzywać?! — Czy myślisz, żem tak jak ty pozbawiony ziarnka godności, bym sobie usta miał kazić odpowiadaniem na twoje smrodliwe oszczerstwa?!
FOUQUIER
DANTON
Aha, frazesy… co? — Słuchaj, Fouquier, dziękuj no ty na klęczkach Panu Bogu, żem nie raczył dotąd zmiażdżyć twych idiotycznych potwarzy… jednym z faktów, jakie znam! — Któż to wymyślił, żem siedział w domu? Robespierre! — Ten sam Robespierre, gwałtowny dzwonek Hermana aż do końca co całą dobę dziesiątego sierpnia przedygotał nie tylko w domu, lecz schowany w piwnicy, zagrzebany w węglach!
FOUQUIER
Danton! Straciliśmy trzy dni przez pańskie puste krzyki, pomruk aprobacji drugiego rzędu jeśli nie chcesz odpowiadać — milczże pan nareszcie!
OSKARŻENI
Co dodać?!… — Ależ ja ani nie zacząłem! — Mnie się w ogóle nie dali odezwać! — A to co ma znaczyć?… Już?! — przecie wrzask Dantona zajął cały czas! — Trzy pytania, i… Cóż to za sposób?!…
HERMAN
PHILIPPEAUX
FOUQUIER
DANTON
HERMAN
Przesłuchanie oskarżonych jest ukończone; termin przepisany upłynął wczoraj. Zapytuję was zatem, obywatele przysięgli: czy jesteście dostatecznie poinformowani?
SZMER
Aha, już… No, wnet się okaże… O, teraz uwaga!… drugi — zdziwiony Co, już?!… Jakże to być może? — Jak to, przecie ledwo zaczęli!…
OSKARŻENI RZĄD 1
No, chwila się zbliża… Trzęsiesz się, nie udawaj! To z napięcia. — Uda się. Jestem zupełnie spokojny. — N-nno…
RENAUDIN, naczelnik jury
DANTON
HERMAN
DANTON
Francjo! Dożyłaś dnia, gdy najpotężniejsze filary Wolności zmieszano z tą szwabsko-żydowską hołotą i rzucono na ławę hańby!
CHABOT
DANTON
Ludu! Całe me życie leży przed tobą otworem. Byłem ci towarzyszem i wodzem przez lat pięć. podniecenie wzrasta. Szmer przejęcia Nazwisko moje widnieje jak pieczęć na każdej świętej karcie twoich dziejów. We mnie, Człowieku Dziesiątego Sierpnia, Rewolucja stała się ludzkim duchem, na moim czole świeci znak Wolności! szmer, choć stłumiony, coraz gwałtowniejszy. Wyraźne przyspieszenie pulsu. Pierwszych kilka oklasków — lecz silnie stłumione, by nie zagłuszać
1995Wraz z tobą strąciłem z podstaw tron zmurszały… poklask — wciąż pod tłumikiem napiętej uwagi — wzbiera a z kupy gruzów po nim w jeden miesiąc stworzyłem młode mocarstwo!
DANTON
Oto poziom kłamstw, jakimi chcą zaćmić sławę moich zasług! — Obywatele, żądam od was odpowiedzi. wszelki szmer ustaje Czy nam prawo przyznaje świadków obrony?
KRZYKI
DANTON
A pokaż no mi paragraf! Zapominasz, że to ja ten sąd ustanowiłem! Chciałbyś mnie pouczać, co? ponad dzwonkiem Hermana Czy sąd przesłał Konwencji naszą listę świadków?
GALERIE
DANTON
Gdzież oni? Przecież na większość pytań odpowiemy dopiero, gdy przyjdą! — I jakim prawem Herman chce zamknąć rozprawy?
OKRZYKI
Słusznie! — Gdzie świadkowie? Nie wolno sędziom odmawiać! — To ich święte prawo! — Stawić tu świadków! — Swiad-kó-ów!!
FOUQUIER
HERMAN
DANTON
Ludu francuski! Od tej parodii sądu dzwonek ja, Danton, odwołuję się do ciebie! wstrząs. Nowe napięcie. Cisza skupienia Mnie, tytana Rewolucji — nikt prócz ciebie jednego nie ma prawa sądzić!
Skoro Konwencja zwleka z wysłaniem świadków — żądam, by tu, przed trybunał opinii publicznej, wezwano mych oskarżycieli: oba Komitety.
A wówczas z naciskiem — gdy się obie strony wypowiedzą — ty, ludu, rozstrzygniesz, kto z nas dwu: ja, czy też wszechmocny Komitet Ocalenia — kto z nas dwu jest winny.
STRONNICY
Wam gadać o prawie! — Żądamy obecności Komitetów! Niech tu staną Komitety! — Komitety niech przyjdą! — Wysłać natychmiast po Komitety! — Łatwo oskarżać za plecami! — Niech się Komitet zmierzy z Dantonem! — Komitety! — Komite-e-tyy!!!
NEUTRALNI
O co im chodzi?… — Kiedy oni mają rację. — To pachnie umówionym zamachem. Bądźmy ostrożni! — Ależ to już zakrawa na rozruchy! — Chodźmy stąd, póki czas! — Na Boga, co się tu dzieje?! — Czy oni powariowali?!…
PRZECIWNICY
Opamiętajcie się! — Ludzie! Poszanowania dla sądu! — Prowokacja do rozruchów!! — To akcja wroga!
2017Strzeżcie się od udziału! — Bronicie spiskowców i zdrajców!!
HERMAN
OSKARŻENI
Łotrostwo! — Bezeceństwo! — Słowa mi pisnąć nie dali! — Kneblują nas! — To nie proces, to jatka!
FOUQUIER
DANTON
STRONNICY
TŁUM
Stać! — Ani kroku dalej! — Nie ruszcie się! — Nie pozwalamy! — Nie wolno! — Rozpraw nie było! — Nie damy wam powtórzyć drugiego września[124]!!
GŁOSY
CHÓR
Zwolnić — zwolnić — zwolnić natychmiast! — Zwolnić Dantona! — Zwolnić wszystkich! — Tak! Zwolnić ich! — Niech żyje Danton!
HERMAN
WRZASK
Wojsko! A wzywaj! — Dalej, spróbuj tylko! — Waż no się nas tknąć! — Poczekaj, bando! — Prędzej, wzywaj! — Boją się więźniów pod strażą! — Tchórze! — Tchórze! — Mordercy!!!
OSKARŻENI
DANTON
Odwagi, bracia! Przemoc przeciwko przemocy!! Żandarmi gotowi do boju. Herman nie daje im wyciągać broni. Na jego znak woźny wybiega.
TŁUM
Niech żyje Danton! — Hurra Danton! Precz z trybunałem! — Precz z Komitetem! — Precz — precz — precz z Komitetem!! Na latarnię! Na latarnię Trybunał! — Komitet na gilotynę!! — Na gi-lo-ty-y-nę!!!
WESTERMANN
SZMER
Co… bagnety?! — Strzelać do nas chcecie! Do bezbronnego ludu!… Gorzej niż za tyrana! 2: energiczna aprobacja A widzicie? Teraz nas wyrzucą. — Słusznie, cóż mieli począć? — Jak się publiczność zachować nie umie… 3: trzeźwi Ludzie, miejcie rozum! — Danton to agent Pitta! — To zamach na rząd, a wy, durnie, pomagacie!
FOUQUIER
DANTON
HERMAN
SZMER GROZY
Co… oskarżonego?! — A tak! Sam sobie winien! — Ależ to bezprawie!… — Psst! Bądź no ty cicho! — Mnie już się w głowie kręcić zaczyna…
DANTON
Tym dopełniłeś miary, Herman! Milczałem do tej chwili; teraz — powiem — prawdę. nastaje cisza wyczekiwania. Sprzeczka między Hermanem, który odradza, Fouquierem, który nalega, i naczelnikiem oddziału, który się waha — o wykluczenie Dantona. Przy dwu ostatnich słowach następnego okresu krótka, oniemiała pauza Czy wiecie, czemu ich opłacono, żeby mnie zgładzili? — Bo ja jestem jedyną dziś przeszkodą — między Robespierre'em — a władzą królewską.
SZMER
Co… co… co on powiedział?!… — Słyszeliście?! — Robespierre!… — władzą królewską… — cicho, uwaga! — Ale Robespierre!!… 2:oburzenie — głośniej Co za bezwstydne oszczerstwo! — Przecież to on sam gramolił się na tron!
OKRZYKI
DANTON
Robespierre skrada się ku tronowi od lat pięciu! Jak chciwiec złoto, tak on bez wytchnienia zgarniał władzę! — Ja jeden stałem dotychczas na straży, ale mnie zdrajca podłym podstępem powalił!
SZMER
A wiecie, to może być prawda… Co znowu! Dziecinne bujanie! — Gdzież by Robespierre… Hm, a kto wie?…
DANTON
Ludu paryski! Zdobywco Bastylii! Wolność ginie, a ty śpisz?! — Rząd tchórzliwy poddał się już: dotąd mówiono jeszcze „tak chce Komitet”; od trzech dni mówi się jawnie „tak chce Robespierre”!
2055Wybieraj, ludu. Dziś ostatnia chwila! W twoich rękach byt Republiki! Pozwól nas zarżnąć, pójdź w ślady Konwencji, a zaprzedasz się w niewolę, jakiej Francja jeszcze nie zaznała, a okryjesz się hańbą, której wieki z ciebie nie zmyją!
OSKARŻENI, RZĄD 2
Patrzcie! Patrzcie! Poruszają się, fakt! — Uratują nas jeszcze, zobaczycie! — Tylko teraz ostrożnie! — Ani mrugnąć, aż…
SZMER PODNIECENIA
Wiecie, ja od dawna podejrzewałem… — Wiedziałem, że coś za tym tkwi! — Robespierre już w dziewięćdziesiątym drugim… Ty… daj no pokój. On wie, co gada. — Wiesz, że Robespierre zamierza porwać królewicza? Fakt!…
OKRZYKI
Robespierre morduje Wolność! — Sięga po koronę! — Musimy mu przeszkodzić, bracia! — Nie cofać się przed zbirami tyrana! — Ratujmy Wolność! — Ratujmy Dantona!
SZMER LEKCEWAŻENIA
Ośle, bądźże cicho! — Ostrożnie… to szpicel. — No, teraz to już pusty hałas… — Uspokój się, zaraz przestaną. — Wstydźcie się, wariaci! — Wiesz, takie bujdy!… Daj pokój; wierzą mu, idioci. — Miałeś rację, ma najętych ludzi tutaj. — No, teraz nie ma już obawy.
ODSŁONA 3
Część II
WOŹNY
VADIER
BILLAUD
Obywatele! Wykryliśmy szeroko rozgałęziony spisek, oskarżeni drętwieją. Parę — z całej siły tłumionych — westchnień przerażenia mający za cel uwolnienie oskarżonych i zamach na rząd Republiki.
Żona Desmoulinsa ostry krzyk Camille'a wydaje wielkie sumy na przekupienie ludności przedmiejskiej. — Strzeżcie się, obywatele! Od agentów wroga roi się wśród was!
OSKARŻENI, RZĄD 2
Milcz! — Teraz dość! — Cicho nareszcie, przeklęte bydlę! — Stul pysk! — Przez ciebie giniemy wszyscy!
HERMAN
Konwencja Narodowa dekretuje, że Trybunał Rewolucyjny doprowadzi rozprawy w kwestii spisku Chabota, Dantona, Delaunaya i innych do końca bez dalszych przerw. Że prezydent użyje wszelkich środków legalnych, by utwierdzić autorytet własny i Trybunału, w razie gdyby się zamach ze strony oskarżonych miał powtórzyć.
2071Dekretuje, że oskarżony, który by stawiał opór sprawiedliwości narodowej lub jej uwłaczał, zostanie bezzwłocznie wykluczony od udziału w rozprawach.
DANTON
Obywatele, biorę was za świadków: czyśmy stawiali opór sprawiedliwości narodowej? Czyśmy jej uwłaczali?…
GŁOS
GŁOS
DANTON
Podła, tchórzliwa zgrajo: ciebie nikt nie zmieni. Na bezbronnych rzucasz się jak lew, lecz widok kukły w mundurze przejmuje cię szałem popłochu. — Znam cię, tłuszczo. Wiem, ile wart twój zapał i twoje przysięgi. Wiedziałem, że będziesz stać i gapić się o tak — jak stado wołów — gdy mnie związanego powloką pod nóż.
2078Ale żeby w tej sromotnej chwili — zamiast konać z wstydu za własną nikczemność — rechotać śmiechem kretynów… to już coś więcej niż sama podłość. To twoja niezgłębiona, niechlujna, nieprzemożona jak wał betonowy głupota, bezmyślna trzodo.
POMRUK
Przestań no bredzić! — Stul już raz gębę! — Bezczelność! zdumiony Co?… — O czym on gada? — Czego on chce? — Do kogo to?… Co to znaczy?
DANTON
Pogarda moja przebacza ci nikczemność, motłochu — wieczny Judaszu. Kto umie grać na twych odruchach, ma cię w garści; może cię użyć, do czego tylko zechce. — Za to głupota twoja, motłochu — to żywioł. Rozsiadła się nadęta na ziemi całej, bo pełno cię na każdej piędzi lądu; trzęsie światem. Podmywa i zalewa wszystko, co nią nie jest. Ani Bóg, ani Szatan z miejsca jej nie ruszą. krótka pauza Więc za to jedno, żeś głupie jak but — za to przeklinam cię, pospólstwo, ty mierzwo ludzkości.
Zostawiam was zatem na pastwę tygrysa, który wam wskrzesze czasy Tyberiusza[128]. Wolny narodzie! Ukąpiesz się po oczy we własnej krwi, nim spełnisz wolę, którą ci wszczepiłem. Ale ją spełnisz! Tułów Robespierre'a przyjdzie wnet gnić obok mojego!
FOUQUIER
DANTON
A tobie, świetny Trybunale, tobie, zbiorniku złodziei, szantażystów i alfonsów, wam, hycle Robespierre'a — powiem już tylko to jedno: że splunąć na was — nie warto.
FOUQUIER
CAMILLE
Ty koszmarna małpo prokuratora, masz, a masz, a masz! Oficjalnie angażowani mordercy! Tfu! na znak Hermana chwytają go żandarmi. Wpada w szał Nie! Nie wolno wam mnie tknąć!
CAMILLE
CAMILLE
Macie mnie wysłuchać, sędziowie! Dajcie mi się bronić!! Jestem kompletnie niewinny!! Sędziowie!!!
CAMILLE
FABRE
HÉRAULT
DELACROIX
Nie, Hérault. Oskarżonego słuchać nie potrzeba, lecz wyliczając mu jego zbrodnie — wypada jednak na niego patrzeć.
WESTERMANN
OSKARŻENI, RZĄD 2
Koniec. — Wszyscy pójdziemy. Lepiej wiedzieć z góry. — A wszystko przez to bydlę ryczące! — Bodaj tego furiata!…
SZMER
No, gładko poszło… — Uff, ale uszy mi spuchły. — Warto czasem takie emocje… No, na chwilę potracili głowy…
Wiecie, to prawda, chcieli ich porwać. — Widziałem na pewno, miał pistolet!… A co, nie ostrzegałem was?! — Teraz się pochowali, szukaj ich! — Wczoraj gadał na rogu ulicy, z pewnością jeden z nich…
Co on bredził o Robespierze?… Ty, hm… kto wie?… Mnie też już od pewnego czasu… To fakt, że Robespierre z każdym dniem potężniejszy…
Nieprawda! Robespierre nigdy… Wiecie, jak żyje, jak robotnik! — A to ci łotr dopiero! — Hołota! — A chcieliście jeszcze pomagać, durnie!
Czekasz na jury? A po co? — Mowy nie ma, wszyscy pójdą. — Po takim skandalu! — Oni tam w karty grają, po co mieliby się naradzać? — Przedstawienie skończone, wracajmy. — Ja już nie czekam…
Trzeba teraz bardzo uważać… i milczeć. — Ten spisek, wiecie… to zły znak. — Zaczyna się fatalny okres. — Taka jatka sądowa, to znak, że rząd ledwo się już trzyma. — Oj tak, coś się psuje w naszym wolnym państwie. — C-ciszej, na Boga!…
HERMAN
Byle go tylko przysięgli nie chcieli… ech, nie. Zraził sobie wszystkich. Zresztą sprawa zbyt jasna.
FOUQUIER
Ale z Robespierre'em czeka nas przeprawa, nno! naśladuje go Odbierzecie mu głos! wybucha nerwowym śmiechem Ha, ha! Odbierz no głos piorunom, jak zaczną walić! — Odbierzże głos puszczonej sforze, jak się raz rozwyje! A odbierz!
ODSŁONA 4
GŁOS PISARZA
GŁOS DANTONA
GŁOS PISARZA
GŁOS DANTONA
GŁOS PISARZA
GŁOS DANTONA
Głupia hołoto! Mnie jedna tylko potomność śmie… wpada. Widzi otoczenie. Parę tercji wewnętrznego zawieszenia. Rozglądając się, kończy z roztargnieniem, trzeźwo — kontrast wstrząsający …sądzić. Fryzjer wskazuje mu krzesło Aha. siada, zrywa kołnierz, daje przez ramię znak Dalej.
DANTON
Odchodzę. I pozostawiam za sobą chaos straszliwy. O rządach nikt wśród nich pojęcia nie ma. Robespierre! Jego Komitet!… Bogowie!! — Beze mnie wszystko się rozpadnie za trzy dni. Wpakują się w terror po uszy, to jedyna metoda durniów. — Ho, ho! Teraz będą ścinać tuzinami, potem — seriami. Cała Konwencja pójdzie.
FRYZJER
DANTON
Napoczniesz robotę wskazuje przez ramię na Sansona, który opuszcza oczy tamtego pana, co? Ha, ha! Niezłe! — Niewdzięczny naród wnet się przekona, co we mnie stracił. Ale rozpacz i skrucha przyjdą za późno. — Rewolucja zhańbiła się dziś na wieki wieków. Mnie, mordowanemu, twarz wstydem płonie za morderców. — To się nazywa Trybunał!!
WESTERMANN
DANTON
Pomogłem?! — Czy ja pomagałem komu — lub raczej, czy mnie kto pomagał — nieść na tych dwu ramionach, po urwistym brzegu przepaści, Francję rozszalałą w spazmach przeistoczenia?! Wszystko, co Rewolucja zdobyła — wszystko, co stworzyła — to moje dzieło.
2118Lecz z ścieżki, którą ja przebiłem… korzystał złodziej zdradliwy. On to kradł moje dzieła jedno po drugim, by je zamieniać na plagę ludzkości. Przez niego…
PHILIPPEAUX
DANTON
PHILIPPEAUX
Tak, strachu. Już pan ledwo kracze, aż przykro słuchać. Ale milczeć nie śmie pan ani na chwilę. — O, jak się pan trzęsie… ręce zimne i mokre, hm? — a twarz jak z gliny…
DANTON
PHILIPPEAUX
O, pociesz się pan, ja także. Myślałem, żem już przemógł w sobie zwierzę, co za wszelką cenę chce żyć. — Gdzie tam. Wnętrzności mi się skręcają. — Trudno, spojrzenia śmierci nie można spokojnie wytrzymać. Lepiej nie udawać.
DANTON
Wyobrażam sobie, iż stan taki musi być przykry. Lecz mylnie pan przypuszcza, że ja go podzielam. — Drżę?… Owszem! Drżę z bólu, drżę z gniewu na myśl o losach Ojczyzny, wydanej na pastwę tej cudzoziemskiej bestii…
2125Nie znaliście go bliżej. Nie przeczuwacie, co to za charakter… ot, na przykład, czy wiecie, kiedy okazywał Camille'owi najczulszą, najtroskliwszą przyjaźń? — W godzinę, nim go kazał aresztować. To autentyczny, perwersyjny Neron.
Dopiął dureń swego — trzęsą się przed nim. Panuje. — I myśli, że się teraz beze mnie obejść potrafi!! — Oj, pozna on rozkosze władzy! — Daję mu trzy miesiące: tak naregulowałem opinię publiczną. Bo chcę, by przed sromotną śmiercią, jaką mu przeznaczam — zdążył oszaleć; lub sam się powiesił.
DELACROIX
PHILIPPEAUX
Czy pan faktycznie jeszcze nie widzi, że dzisiaj jest pan niczym, że pan jest ruiną?
Był pan jednym z odprysków masy społecznej w zeszłorocznej fazie jej życia. Osobiście jest pan miernym adwokatem prowincjonalnym. Znaczenie pańskie było funkcjonalnie zależne od sytuacji, jak znaczenie zera od jego położenia w układzie cyfr.
2130Faza pańska minęła dziesiątego lipca[131]. Od tego dnia był pan echem: dokuczliwie natrętnym, lecz — wbrew najgorliwszym staraniom — już nieszkodliwym.
FABRE
HÉRAULT
PHILIPPEAUX
O tak — Robespierre padnie. I to w sposób straszny. Bo w pewnym punkcie obecnej, krytycznej fazy — paść musi, na mocy mechanicznego prawa równowagi.
CAMILLE
PHILIPPEAUX
…a pańskie łgarstwa — pańska najzupełniej obojętna śmierć — nie zaważą tyle zdejmuje sobie z ramienia kosmyk odciętych włosów i zdmuchuje na jego losie.
DELACROIX
DANTON
WESTERMANN
FABRE
HÉRAULT
DELACROIX
DANTON
Huzia, lokajskie dusze! Huzia na pana, gdy leży na ziemi! Drwijcie, szydźcie, użyjcie sobie za wszystkie czasy kornej służby!
DELACROIX
Szacunku dla władcy! Czy wiecie, że jedna godzina jego życia warta więcej, niż suma naszych pustych egzystencji?
HÉRAULT
Słyszałem i ja! Łaskawego mamy pana, bracia matołki. Dziewięciu z nas byłoby zostało sierotami na tym niepoczciwym świecie — gdyby nie jego troskliwość o nas.
PHILIPPEAUX
Dajcie mu spokój. Każdy z nas broni się czym może przed świadomością, że jak miliony przed nim, jak miliony po nim — spartaczył swą robotę i został skreślony.
HÉRAULT
WESTERMANN
Tak, racja. Wiem — bo ja też spartaczyłem. Skrewiłem jeden raz tylko: przy puczu Vincenta. Dałem się zbałamucić cywilowi. — A to była właśnie wielka chwila w moim życiu. Przegrałem je.
HÉRAULT
Ech, Westermann. Ty nie wiesz, co to przegrać życie. Ale ja! Ja, co stworzony na ornament wykwintnych salonów — dałem się wepchnąć w rolę fanatyka! Ja, com stracił bez winy honor i życie — ośmieszając się bezcelowo dla sprawy, która mnie nic a nic nie obchodziła! — Uch, co za nonsens — nonsens — nonsens w takiej klęsce!
DELACROIX
Nie ciebie jednego prąd poniósł w absurd, Hérault. Ja jestem — delikatnie mówiąc — bandytą z natury, a nie śmiałem być ani wesołym żołdakiem-łupieżcą, jak Westermann, który nie umie docenić komplementu, jak widać po minie ani drapieżnikiem giełdowym, jak Batz i Boyd. Nie, z nabożeństwem trąbiłem o zbawieniu Ojczyzny, jak wszyscy. W wolnych chwilach tylko, przy okazji, zdarzało mi się czasem świsnąć coś niecoś — i jeszcze dałem się przyłapać!!
PHILIPPEAUX
FABRE
CAMILLE
A po mnie — po moim talencie, największym w dzisiejszej Francji — zostanie co? — Szmata brukowa! do Dantona, tuż nad nim, tonem prawdziwszym niż zwykle Ukradłeś mi talent, ukradłeś mi życie, aleś skradzionych skarbów nie umiał nawet użyć! — Przez ciebie straciłem honor; przez ciebie umieram tak młodo; przez ciebie ginie Lucile; przez ciebie, pusty bałwanie — przez ciebie odtrącił mnie Maxime! — A cóż za korzyść z tylu ruin, choćby dla ciebie jednego? Nic! Zero! Zniszczenie i kwita! — Tyś nawet swoje łotrostwo spartaczył!
DELACROIX
No — on się potrafił jednak pokaźnie obłowić. To już coś znaczy… chociaż teraz i jemu nie lepiej. nachyla się stopniowo nad nieruchomym Dantonem Ciężko leży na żołądku życie zmarnowane — życie zakłamane — życie zgniłe na pniu, co, Danton? — Oj, gdyby tak można było siebie zwymiotować!
DANTON
Zawodźcie, niedołęgi! Zalewajcie się łzami! Ja nie mam czego żałować! — Umiałem forsę zbijać tysiącami; umiałem nimi szastać — a to trudniej. Umiałem dzielnie obłapiać dziewczęta — i pić, jak mało kto. — Syt teraz jestem, ale dobre było. podaje ręce pomocnikom kata Bilans Robespierre'a będzie mniej wesoły — gdy tu stanie za parę tygodni!
HÉRAULT
Brawo, Danton! Trzymać się! Nie przyznać się, choć mdło, choć dusza wyje, jak pies za umrzykiem! Kłamać, kłamać i kłamać do ostatniego tchu!
FABRE
Tak jest, ostrożnie z prawdą, przyjaciele. — Czy wiecie, jak należy myśleć w naszej sytuacji? — Że najpiękniejsza jest ofiara złożona złudzeniu, ofiara bezużyteczna. Że dobrze jest nosić klejnot lub oddać na fundusz publiczny — lecz pięknie jest — rzucić go w morze.
2159Wszelka prawda da się znieść w tragicznej szacie; a tragizm — można dostać bardzo tanio.
DELACROIX
SANSON
DANTON
Naprzód, bracia! Staniemy bez trwogi przed sądem przyszłych pokoleń, przed który dziś pozywam zwycięskiego wroga! Już za lat parę nazwisko moje zajaśnieje ognistymi głoskami w Panteonie historii — a twoje, łotrze Robespierre — zostanie wyryte na wieki na jej niezniszczalnym pręgierzu!
DELACROIX
ODSŁONA 5
ROBESPIERRE
ELÉONORE
ROBESPIERRE
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Definitywne zwycięstwo. Ani śladu oporu, tłum zachowuje się nawet — obojętnie. Namiętne wezwania Camille'a wywołują tylko pomruk.
ROBESPIERRE
Tak. I śmiech. uniósł się, prostując ramię, i w zamyśleniu patrzy ponad przyczółek ku oknu Słyszałem go stąd… the poor little thing[134]… króciutka pauza; Saint-Just bębni paznokciami po płycie. Robespierre składa poduszkę we dwoje i kładzie się znów jak najwygodniej — Co do postawy tłumu nie miałem najlżejszej obawy.
SAINT-JUST
No — Trybunał i Komuna[135] obradowały przez godzinę nad formą transportu. Pache był tak niespokojny, jak przy straceniu króla.
ROBESPIERRE
Mój Boże! Więc jeszcze nie znacie paryskiego tłumu?! O, jakże wam zazdroszczę! — Ten tłum, co się bawił na procesie jak na walce kogutów, szczując i rycząc — on by stanął w obronie pokonanych?!
SAINT-JUST
Hola, Maxime. Paryż wydał także i ten tłum, co zdobył Bastylię. Ten tłum, co wtargnął trzy razy do Tuileries, podrapał trochę posadzki, a nie zabrał ani jednej łyżeczki na pamiątkę. Ten tłum, który patrzył na sromotny powrót przyłapanego króla-zbiega — w milczeniu.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Słuchaj, Robespierre: zbierz no ty się cokolwiek. Nie pytam, co ci jest, boś to niestety aż nazbyt wyraźnie powiedział, parę godzin temu. — Zdajesz sobie chyba sprawę, że teraz musisz objąć dyktaturę nad Francją?
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
I będę cię męczyć, póki cię z tej haniebnej prostracji[136] nie wyrwę!
2179Jesteś dyktatorem, człowieku! Jakeś ty śmiał krzyknąć w Komitecie, że rewolucja przepadła?! Przecie po to jesteś na ziemi, żeby osiągnąć jej cele mimo wszystko! — Teraz naród dał ci pełnomocnictwo…
ROBESPIERRE
Słuchaj, Saint-Just, czemu ty mi ulegasz? Czemu nie uważasz, że tobie, a nie mnie należy się władza dyktatorialna?
SAINT-JUST
To ostatnie pytanie jest niezłe. Mój drogi: dyktatury nie zazdrości się nikomu. To nie korona królewska, z przepychem, z wygodami, z wszystkim, do czego wzdycha nędzna ludzka próżność. To stanowisko straszne. Komu innemu nie brałbym za złe, że przed nim drży.
2182A czemu ci ulegam? Przecie to jasne, Maxime. Tyś genialny, ja nie — a cel mamy wspólny. Wobec tego rozumie się, że ci oddałem swój talent do rozporządzenia.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Nie. w ciągu następnych słów Robespierre odchodzi do okna, zatrzymuje się tam, wraca, wreszcie pada na krzesło, mętnymi oczami wpatrzony w ścianę Jeśliś do tego stopnia zmiękł, że szukasz, na kogo by zwalić swą godność — to dajże na miłość boską spokój. Wiesz przecie sam, że nikt poza tobą nie dorósł do sytuacji. Ponadto nikt nie dojrzał do władzy: najczystszy rewolucjonista zdziecinnieje natychmiast, upojony swą śmieszną osobistą wielkością. Ty jeden nie zapomnisz, nigdy, że jesteś tylko psem łańcuchowym narodu…
2185…ale tyś zdaje się chory — po prostu. Jeśli tak — to chwała Bogu.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Robespierre: odpowiadasz sam jeden za życie i przyszłość dwudziestu pięciu milionów ludzi. Rewolucja przepadnie, jeśli ty jej nie uratujesz. Pyta cię kto, czy ufasz sobie, czy nie? Albo czy chcesz przyjąć władzę? Co myślisz osobiście, jak się czujesz — to — w ogóle w grę nie wchodzi. Wątp w swoje siły, męcz się, drżyj — tym gorzej dla ciebie. W każdym razie zwyciężyć musisz.
ROBESPIERRE
Dziecko, gdybym tylko w siebie wątpił — a wiedział, czego dobro powszechne wymaga… to bym cię nie gorszył widokiem swej r… bezradności.
2191Tymczasem ja nie wiem już nic… wszystko, w co wierzę, czym żyję, rozpadło się nagle na kawałki… dotąd pojąć nie mogę, jak się to stało… jak się to stać mogło. — Wystarczyła jedna śmiertelna myśl.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Starałem się odzyskać równowagę po tym złowrogim przebłysku przyszłości. Powtarzałem sobie, że choć katastrofa wydaje się nieunikniona, muszę jej zapobiec. Że po to — jak ty mówisz — jestem na świecie. Naraz — jakby się kto za mną odezwał — jedno proste pytanie: czy to, co się nam, wodzom rewolucji, wydaje klęską, nie byłoby dla ludzi w rzeczywistości… wybawieniem?…
A to pytanie, na które odpowiedzi nie ma…
Od tego się zaczęło… potem cios za ciosem. Sądziłem chwilami, że to początek obłędu… czego się uczepiłem, każda myśl, każdy fakt rozsypywał mi się w palcach. Nic nie zostało… każdy punkt w programie rewolucji, każdy postulat Praw Człowieka — leży przede mną, przekreślony znakiem zapytania.
2196SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Umysł ludzki jest mało odporny. A twoja myśl zawsze ponosi moją. Milcz zatem, póki ten… ten atak nie minie.
ROBESPIERRE
Ten atak… wstaje naraz i zatrzymuje się, jedną ręką oparty o stół A może powinienem… może dla całej Europy lepiej będzie, jeśli się nagle… usunę… jeśli się rewolucja rozpad…
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Więc co? — Na ślepo dalej?! Choć może za zakrętem przepaść? nagle, z przyczajonym spokojem Sam uznajesz, prawda, że teraz dyktatura jest koniecznością?
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
A skoro tak, to znaczy, że naród nie może rządzić się sam — że demokracja, podstawa obywatelskiego ustroju, jest iluzją!
SAINT-JUST
Nie, przyjacielu. Co innego warunki normalne, co innego kryzys. Ale to już zwykły chorobliwy skrupuł. przesuwając się o krok, staje tuż za przyjacielem. Kładzie mu ręce na barki; w miarę jak mówi, nachyla się i przybliża coraz ciaśniej; wreszcie obejmuje go jednym ramieniem i prawie przyciska się do niego, bokiem Do kata, człowieku, dźwignijże się! Dla tych milionów ludzi bezradnych i bezbronnych — ty jeden!! Wobec tego zadania, Robespierre — abstrakcje, które cię o szał przyprawiają — są dziecinne!
2206Tak jest — na ślepo! Na ślepo, skoro nie można inaczej — byle naprzód, Robespierre! Byle nie zastój, bo zastój to rozkład!
2207Jeśli nasz program błędny — to go zmienimy. Do korzeni. — Demokracja czy jedynowładztwo? — Maxime, przecie to w gruncie rzeczy — drobnostka! Choćby się grunt doktryny pod tobą załamał, nędza ludu jest faktem! Ludowi wszystko jedno, na podstawie jakich teorii wywalczysz mu prawo do człowieczeństwa. Albo jaki będzie ustrój państwa, jeśli tylko wszyscy będą w nim nareszcie mogli żyć po ludzku! Nie ma się co przejmować atakami zwątpienia, pókiśmy nie zaspokoili niewątpliwych potrzeb ludu.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Cóż to znowu za pytanie? — Lud to osiemdziesiąt pięć procent ludzkości, ciemiężone i wyzyskiwane dla bezpłodnych celów egoizmu. To ci, którzy się wskutek nędzy i pracy zbyt ciężkiej na ludzi rozwinąć nie mogą.
ROBESPIERRE
Tak. — A teraz przypatrz się ludzkości w przekroju pionowym: to tysiącstopniowa drabina, od wielkich bankierów do Murzynów–niewolników na San Domingo.
2211Na każdym z tych szczebli, Antoine — stoi ciemiężyciel i wyzyskiwacz niższych, sam ciemiężony i wyzyskiwany przez wyższych.
2212Oddziel więc, proszę, jednych od drugich.
Czym jest człowiek? Jakie prawa natury kierują życiem społeczeństw? Czego ludziom potrzeba? Czy są naprawdę stworzeni do wolności? — Nuż okrutne warunki obecne… są najodpowiedniejsze?… z nagłym, bolesnym uśmiechem Danton zawyłby z radości w swej fosie, gdyby wiedział, jak dobrze się pomścił!…
SAINT-JUST
Człowieku! Ależ to absurd! Przecie pragnienie tej wolności i wiara w nią przebudziły naród po dziesięciu wiekach bierności! Przecie utrzymują go od przeszło czterech lat w nadludzkim napięciu bohaterstwa!
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Jeśli ma być tak… To trzeba iść dalej. Niech się stanie, co musi. Nawet wówczas warto zginąć dla tej wiary, warto ściągnąć na siebie ostatnią klęskę… bo wyższej wartości — nie ma na ziemi..
ROBESPIERRE
Warto zginąć… dla kłamstwa!… Kłamstwo najwyższą wartością na ziemi!!… nogi się pod nim uginają. Siada na brzegu łóżka O, wiesz — toś mnie dobił.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Przecie to niemożliwe… godzinę temu… prostuje się nagłym szarpnięciem, ujmuje twarz w wyciągnięte dłonie, silnie ściąga brwi Może to jednak obłęd.
SAINT-JUST
To nie obłęd, to rozpacz. obraca się. Niedbale, lecz wyraźnie Strzel sobie w łeb. Zatrzymuje się u okna, bezmyślnie patrząc na podwórze. Robespierre stopniowo opada na łóżko, wyciąga się.
ROBESPIERRE
Słusznie. Co komu po mnie teraz? wypowiada następstwo tej myśli, starając się je zrozumieć To znaczy, że jestem… wolny… pauza. Nagle, z westchnieniem tęsknoty Raz przynajmniej wyśpię się jak zwierzę… Antoine!
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
GŁOS BARÈRE'A
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
BARÈRE
U nas toczy się zaciekły spór. A w ostatnich czasach takeśmy się… przyzwyczaili do tego, że pan rozstrzyga wszelkie ważne kwestie — więc koledzy przysłali mnie po pana.
ROBESPIERRE
Bardzo mi to pochlebia, ale dziś stanowczo nie zdołam wam pomóc. Od czasów Konstytuanty[137] nie byłem tak zmęczony.
BARÈRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
À la bonne heure[138]. Mów pan. — Zresztą Saint Just mnie zastąpi, jeśli będzie koniecznie trzeba.
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
Cóż począć? Komitet Bezpieczeństwa rzucił się na to jak zgłodniały zwierz. Rzecz ważna, więc przyłączyliśmy się do dyskusji. Teraz jedni z nas — wśród tych Carnot i ja — są zdania, że należy sprawę potraktować jak najlżej, stosownie do pańskich słów, że to odruch rozpaczy. Więc Lucile Desmoulins, kilku dawniej już podejrzanych bankierów, kilku tak czy owak straconych więźniów odpokutuje — i koniec.
ROBESPIERRE
BARÈRE
Widzi pan. — Tymczasem Comsur uwziął się zaaranżować istny Sąd Ostateczny. Robespierre podnosi się Mówią, że trzeba zgnieść bunt w zarodku, Saint-Just uśmiecha się i potrząsa wolno głową. Robespierre, słuchając uważnie, poprawia przed lustrem swój strój że należy dać przykład odstraszający a sensacyjny — operują dziesiątkami nazwisk.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
BARÈRE
ROBESPIERRE
BARÈRE
Proszę się nie spieszyć — zarządzono godzinę przerwy. Schodzimy się ponownie o pół do dziewiątej, patrzy na zegarek czyli za dwadzieścia minut. wstaje
ROBESPIERRE
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Dziękuję… Wiesz co, Antoine, byłbym człowiekiem szczęśliwym, gdybym mógł uwierzyć, że to naprawdę głupota.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Miałem nadzieję, że się przynajmniej zdziwisz… zaczyna chodzić Nie ma co się łudzić. Tak głupi nie jest nawet stary Vadier, żeby w dobrej wierze chwytał za miech — chcąc ugasić pożar. — Oni chcą spotęgować terror…
Oni chcą sprowadzić katastrofę.
2259Tak, rewolucja przybiera obrót tragiczny. Przestała dogadzać tym panom. Więc chcą ją przerwać — za jaką bądź cenę. Cóż znaczy dobro państwa, gdy chodzi o komfort jego władców?!
2260Najpierwotniejszych podstaw Republice brak. Straciliśmy dwa lata przez te fakcje; teraz nie wiadomo literalnie, od czego zacząć — praca narasta w kwadratowej proporcji do liczby dni… a im już się znudziło! zmęczyli się!
2261Utulę ja was do snu, wierni towarzysze. Odstraszający, sensacyjny przykład wam się marzy? — Spełnię wam to życzenie. W sposób, który was gruntownie zaspokoi… Terror ma jednak swoje dobre strony, panowie koledzy! znów chodzi Teraz trzeba przede wszystkim zakończyć wojnę. Całą mocą narodu na Północ. Musimy rozbić koalicję w ciągu lata: dość już raz tego trwonienia wartości i sił! — Ale w tym celu trzeba kontrolować generałów z bliska. Oni lubią wojenkę… nagły zwrot Saint-Just, pojedziesz jutro na front północny.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Jednolita celowość poruszeń, Saint-Just! — Przeciw tym, co zamiast zwycięstwa narodu szukają własnej sławy — masz terror. Lecz od samego zwycięstwa ważniejsza moralna postawa naszej akcji. Od wojny o byt państwowy do wojny zaborczej jest jeden krok. Robiąc go przekreślamy rewolucję. Gdyby zwycięstwo miało doprowadzić Francję do tego — to lepiej będzie, jeśli wojnę przegra. Zapisz to sobie odchodzi; przez ramię. I pilnuj no pana Pichegru, niech mi ten młodzieniec nie zbiera indywidualnych laurów.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
A w dodatku nie śmie przeczuwać, że pomysł ode mnie pochodzi…
Sprawować władzę dyktatorialną, lecz tak — aby się nikt nie spostrzegł!…
SAINT-JUST
Widzisz, Maxime, dlatego tak niechętnie cię opuszczam. Przecie twoja obecna sytuacja nie da się utrzymać. Dłużej jak przez parę dni nie zdołasz ukrywać swych funkcji absolutnego monarchy. — Tymczasem kara śmierci za samą propozycję nadania władzy naczelnej — to nie żarty. Pomyśl tylko, jak tych twoich znużonych siedmiuset kolegów, których teraz przyciśniesz terrorem — będzie czyhać na lada pretekst, by cisnąć w ciebie bombą oskarżenia o uzuparcję władzy. A to broń niezawodnie śmiertelna.
ROBESPIERRE
I can't help smiling[141]. Śmiertelną tę broń wyszczerbili sobie na mnie w ciągu dwu lat tak gruntownie, że już się tylko do muzeum nadaje jako osobliwość.
SAINT-JUST
Potwarz była nieszkodliwa. — Od dziś to już nie potwarz; i pierwszy, kto się waży rzucić oskarżenie — zmiecie cię jednym ruchem ręki.
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Nie bądźże lekkomyślny, Maxime! Słuchaj: zostaw mnie tu. Zabiorę się do pracy nad opinią publiczną. Za trzy tygodnie, Maxime, będziesz mógł oficjalnie objąć dyktaturę na jednogłośne żądanie Paryża. — Zważ tylko, ile czasu w ten sposób oszczędzisz — nie mówiąc już o bezpieczeństwie!
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
To będziesz o mnie drżał. — Nie uwierzysz, jak słodko wiedzieć, że jest przecież ktoś, kto o mnie drży, a nie przede mną… Nie miałbyś jednak powodu. Nic mi się nie stanie. Nad tyranami czuwa osobna Opatrzność… Jakoś się utrzymam. Niechby mi dano tylko dwa lata…
2277Muszę przeistoczyć rząd od wnętrza, nie naruszając go nominalnie. Duch Dantona zdemoralizował Konwencję w straszliwy sposób. Trzeba ją zsubordynować — nawiązać z powrotem przerwany kontakt z narodem — i dać jej taki nawał pracy, by nie miała czasu na kłótnie osobiste. — Za to Komitet musi wytrwać na wyżynach, czy chce, czy nie chce; coś przecie musi pozostać, czemu by ogół mógł ufać bezwzględnie. — Komunę trzeba odnowić. Brak nam teraz czasu na znoszenie sabotażu.
Duchowe zjednoczenie Francji!… Nim ją bodaj myśl rewolucji na wskroś przeniknie — miną dziesiątki lat wytężonej pracy. Po wsiach ludność dotąd nie wie, o co nam chodzi. Większość rozruchów i buntów wynika jedynie z tej straszliwej ciemnoty moralnej. Wychowywać ludzi na ludzi — oto nasz pierwszy, najważniejszy cel. To specjalne zadanie jakobinów: tymczasem kluby filialne śpią lub zbijają bąki. Trzeba je zaprząc na serio…
2279Administrację trzeba odchwaścić. Strach, co się po prowincjach dzieje. Te stowarzyszenia ludowe, te komuny lokalne i komitety rewolucyjne bez kierunku, bez nadzoru…
2280Francję trzeba by zasypać tysiącami energicznych komisarzy, inteligentnych i moralnie dojrzałych. Tymczasem ludzi, którym by można powierzyć materialny i duchowy dobrobyt jednego choćby departamentu — jest kilku zaledwie. Głupota na stanowiskach odpowiedzialnych wyrządza wszędzie katastrofalne szkody: emisariusze samej Konwencji grasowali po zbuntowanych prowincjach jak dżuma; zamiast zaradzać złemu i zjednywać ludność — utwierdzali ją w zaciekłym oporze. Lyon, Bordeaux, Nantes są spustoszone…
2281Och, móc być sprawiedliwym… raz jeden pozwolić sobie na ten luksus, i wysłać Fouchégo z Collotem na szafot, za Lyon!![142] — Wiem, że nie mogę… lecz na myśl o tym skatowanym mieście — tracę chwilami kontrolę nad sobą. Złośliwe kretyny, jeden z drugim… a takich wszędzie najwięcej!
2282Klęski gospodarczej uniknęliśmy dotąd — ale to nie dobrobyt. zatrzymuje się przy oknie. Zmienionym głosem — A czasu tak straszliwie mało…
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
No… w gruncie rzeczy masz rację. Istotnie mogę teraz ruszyć naprzód… inna rzecz, że od dziś — zamiast dotychczasowych barykad na poprzek gościńca — armie całe czają się niewidzialne po rowach i zza płotów — z tysiącami pocisków w pogotowiu…
Nie zabiliśmy Dantona. Rozmnożyliśmy — rozsialiśmy go. Krew jego już zaczęła wydawać swój plon. Jak krew mitycznego herosa — z każdej kropli rodzi mu się mściciel.
Jak my padniemy, Antoine — ty i ja — to nas wapno połknie i strawi, myśl nasza rozwieje się jak oddech — tylko nazwiska zostaną i pójdą na pastwę historyków. podnosi się Ale Dantona zabić nie można. Bo Danton, to kolos życia — to pierworodny syn Natury — to nieśmiertelna Bestia w człowieku.
Póki człowiek nie przerośnie tej bestii w sobie — póty będzie się raz po raz buntować i krwawić — daremnie. Rewolucja nie dotrwa do celu ani za tym, ani za drugim, ani za piątym razem. Dantonowa korupcja, Dantonowe kłamstwo zawsze przeważą z czasem siłę rozpędu ku górze…
2290SAINT-JUST
Na szczęście wiem już, że można nie brać na serio tych twoich proroczych ataków… ale ty się nerwowo rozklejasz, przyjacielu. A w twoim położeniu… chwila wyczerpania może mieć katastrofę za skutek… wstaje wzburzony; namiętnie Maxime: odpocznij przez jeden tydzień. Sześć dni tylko! — I zostaw mnie w Paryżu!
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Po przełomie. Ale natychmiast pojedziesz na prowincję. Jesteś potrzebny wszędzie…
2295Och, gdybym cię miał w choćby piętnastu egzemplarzach, Saint-Just! — Ciebie, coś uspokoił zbuntowaną Alzację i zjednał ją — bez przelewu krwi!
2296Ten brak talentów to podstawa wszystkich naszych nieszczęść.
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
Nie bądźże maniakiem, Maxime! Zamiast dziękować Bogu, że przynajmniej zewnątrz kraj ma zdolnych obrońców — ty…
ROBESPIERRE
…ja się ich boję. — I nienawidzę ich… Nienawidzę ich…
2301Nazywasz mnie maniakiem? — A czyż ty nie znasz ich sam? Dusza wojskowego z powołania nie jest dojrzałą duszą ludzką. To na wpół zwierzęca dusza złośliwego dziecka. To umysł skarłowaciały, przerażająco ciasny — a wybujały patologicznie w kierunku jednej jedynej, zwierzęcej funkcji zdobywania. — Jak każda niedorazwinięta duchowo istota uznaje na świecie tylko siebie samego. Niechże jego kraj poniesie klęskę epokową — byleby on w niej znalazł odwet za jakieś błahe pominięcie; niech się Europa zamieni w kupę gruzów — jeśli on przez to zyska potęgę i sławę.
2302Gdy Dumourieza na rękach noszono, drżałem o przyszłość… wiedząc, że jako geniusz wojskowy musi być łotrem bez czci i wiary. Tam, gdzie pragnę się mylić — mam zawsze co do joty słuszność. Toteż boję się teraz jak zarazy tych młodych… taki Hoche… Jourdan…
SAINT-JUST
Ech. Najwybujalsze temperamenty wśród tych panów noszą na szyi solidną obrożę. Kontrola rządu nie opuszcza ich na krok.
ROBESPIERRE
Póki jest rząd, przyjacielu… Ale niech no mi korupcja łeb ukręci; niech no zgniła kanalia dantonidów, ci spekulanci polityczni, paskarze i prowokatorzy, zagarną władzę…
2305Ożywczy wstrząs Rewolucji wytworzył w narodzie francuskim niebywały nadmiar energii aktywnej. Zasób jest tak znaczny, że dzięki niemu rozwój nowego państwa mógłby się dokonać w kilkanaście, zamiast kilkaset lat, i dopiąć nie osiągniętego dotąd stopnia społecznej doskonałości.
2306Ale — w tym celu następcą moim musiałby być geniusz. — Tymczasem mnie zluzują prawdopodobnie tacy Tallien, Barras i Fouché. A wówczas pierwszy lepszy przedsiębiorczy synek Marsa skupi dokoła siebie tę potęgę; bezcenne narzędzie życia zmarnuje się w rękach idioty na niszczycielskie orgie żołdackie; bydlęcy atleta roztrwoni dla swej tępej uciechy energie twórcze, jakich kraj nie zdoła już wyprodukować…
2307Francja jest tak naładowana żywotnością, że może się rozpuchnąć po Ural — na parę piekielnych lat — jeśli wpadnie w szpony takiego drapieżnika bez mózgu. — Ha, ha! Ładna realizacja Republiki Uniwersalnej: Europa, spustoszona jak po trzęsieniu ziemi, dygocąca z głodu i strachu u stóp boskiego Caesara…
2308Takiemu to nadadzą dyktaturę all right, jeszcze go będą prosić, żeby ich raczył poprowadzić na zatracenie…
Instynkt! — O tak, niezawodny instynkt u mas, ten sam, co pcha owady prosto w płomień…
Och, jakże mnie ta myśl zamęcza! Wszędzie nade mną wisi. We wszystkim słyszę jej groźbę. Jakby mi coś powoli czaszkę przepalało, ciągle i ciągle w ten jeden rozogniony punkt… — Wiesz, miewam chwile wręcz obłędnego pragnienia: wytępić, wyrżnąć w pień wszystkie talenta wojskowe w kraju. Zabić — utłuc — nawet dzieci w szkole kadetów. — Niechby naród miał spokój bodaj na lat parę… bodaj póki się Republika z zalążka nie rozwinie…
2311Któż będzie po mnie chronić bezbronnych głupich ludzi przed żarłocznością tych ludożerców?!! przechyla się wstecz z kurczowym przerywanym westchnieniem — Oooch… uspokójmy się. chwyta go krótki atak nerwowego kaszlu. Przemógłszy go szczerzy zęby w niemiłym śmiechu Jeszcze trochę, a byłbym dostał krwotoku… suchoty w dodatku! opuszcza głowę na ręce; szeptem, z przerażeniem Wielki Boże… jakżem ja bezsilny…
SAINT-JUST
Masz gorączkę; nie spałeś cztery doby, wskutek tego popadasz w histerię. — Za to wobec przyszłości, mój miły — wobec piekielnej wszechmocy przypadku — jesteś bezsilny, bo jesteś człowiekiem. Trwonisz zatem życie, gdy się tym zadręczasz. — Zamuruj się w chwili obecnej; nałóż sobie klapy na oczy, jak koniowi.
2313Co po tobie nastąpi — tego nie możesz zmienić; tymczasem nie wolno ci się płoszyć, bo wieziesz państwo.
ROBESPIERRE
Tego — nie mogę — zmienić… gorączkowym szeptem A przecież muszę, do stu katów! Muszę!!
2315Masz rację. Robię z siebie błazna. znienacka wybucha śmiechem, który przeraża Saint-Justa Już miałem wygłosić odkrycie, że nie można przezwyciężyć śmierci!
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
SAINT-JUST
ROBESPIERRE
Nie można przezwyciężyć śmierci! Mylisz się, Antoine. To tylko ja nie mogę. Ja tylko jestem wobec przyszłości bezsilny. Przyszłość jest pod znakiem dzisiaj zmarłego Dantona.
19 ventóse, An CXXXVII, 13 h.[145]
Przypisy
Wielki Sędzia — rzekomy przyszły dyktator; według oskarżeń wysuwanych przeciw grupie działaczy politycznych, których nazwano hebertystami (od nazwiska publicysty Jacquesa Bené Héberta), zamierzało ono wprowadzić we Francji dyktaturę. Pierwszym Wielkim Sędzią wg tych oskarżeń miał zostać mer Paryża, Jean-Nicolas Pache (1746–1823). [przypis edytorski]
Tydzień jak Wielki Sędzia poszedł z dymem — akcja dramatu rozgrywa się na przełomie marca i kwietnia 1794 r. — pomiędzy aresztowaniem hebertystów 14 marca, oskarżonych o spisek i zdradę i po trzech dniach skazanych na śmierć, a aresztowaniem Dantona 5 kwietnia. [przypis edytorski]
Pache, Jean-Nicolas (1746–1823) — w okresie rewolucji francuskiej mer Paryża. [przypis edytorski]
Konwencja (fr. Convention Nationale) — Konwent Narodowy, zgromadzenie prawodawcze z okresu rewolucji francuskiej, rządziło Francją od 21 września 1792 r. do 26 października 1795 r. Powołane zostało wkrótce po aresztowaniu króla Ludwika XVI w celu przygotowania konstytucji nowej republiki. W Konwencie zasiadało 784 przedstawicieli wybranych w wyborach bezpośrednich, w których po raz pierwszy mogli wziąć udział przedstawiciele wszystkich klas (mężczyźni w wieku od 21 lat). W Konwencie funkcjonowały dwie grupy politycznie zorientowane, jakobini (tzw. Górale) i żyrondyści, często zajmujące skrajnie odmienne stanowiska w dyskutowanych sprawach. Trzecią, i momentami największą, grupę stanowili niezdecydowani z tzw. Równiny (zwanej też Bagnem ), którzy w różnych kwestiach głosowali za propozycjami lewicy bądź prawicy. [przypis edytorski]
Góra — tu: radykalne stronnictwo polityczne w rewolucyjnym Konwencie Narodowym, złożone przede wszystkim z jakobinów, którzy zajmowali górne ławy na sali obrad (stąd nazwa stronnictwa, fr. Montagnards). Góralami byli przede wszystkim przedstawiciele inteligencji i burżuazji, w tym tej paryskiej. Ich poglądy i postulaty kształtowały się pod wpływem najbardziej radykalnie nastawionej części francuskiego społeczeństwa, tzw. sankiulotów, czyli miejskich robotników, rzemieślników i drobnej burżuazji. [przypis edytorski]
sankiulota (z fr. sans-culotte) — najbardziej radykalnie nastawiona grupa społeczna z okresu rewolucji francuskiej, składająca się z miejskich robotnic i robotników, drobnych rzemieślników, bezrobotnych i drobnej burżuazji. Sankiuloci domagali się najdalej idących zmian w systemie politycznym i społecznym Francji. Grupa ta była szczególnie dotknięta przerwami w dostawach żywności i innych artykułów, stąd też wielu sankiulotów było zwolennikami terroru jako metody zwalczania spekulacji, korupcji oraz kontrrewolucyjnych spisków rojalistów. Niejednokrotnie zmieniła przebieg rewolucji, stosując tzw. insurekcje, tj. wymuszając groźbą użycia przemocy na członkach Konwentu podejmowanie decyzji, na które ci nie byli gotowi. Nazwa grupy wywodzi się od pogardliwego określenia żołnierzy Armii Rewolucyjnej, którzy pochodzili z klas niższych noszących tzw. culottes, długie luźne spodnie, w przeciwieństwie do noszonych przez profesjonalne armie obcisłych, sięgających kolan bryczesów (sans-culotte oznaczało zatem „bez bryczesów”). [przypis edytorski]
hebertyści — grupa działaczy politycznych i urzędników skupionych woków Jacquesa Héberta. Hébert redagował pismo pt. Le Père Duchesne (fr. Ojczulek Duchesne), które w l. 1793–1794 reprezentowało radykalne poglądy wyrażane językiem ludowym, zyskując w ten sposób spore zainteresowanie sankiulotów. W pierwszym okresie skupione było na zwalczaniu będących wówczas u władzy żyrondystów, co poskutkowało aresztowaniem Héberta w maju 1793 r. W odpowiedzi sankiuloci zagrozili przemocą członkom Konwentu, otoczyli obrady, domagając się m.in. uwolnienia lidera i usunięcia żyrondystów z obrad. Do sankiulotów przyłączyła się gwardia narodowa, co zapewniło uwolnienie Héberta, usunięcie części posłów prawicy a w efekcie przyczyniło się do politycznego zmarginalizowania żyrondystów. Hebertyści domagali się zaostrzenia polityki dechrystianizacyjnej (co szczególnie nie podobało się Robespierre'owi), większej regulacji rynku, rekwizycji upraw. Byli też zwolennikami stosowania terroru jako narzędzie walki z nadużyciami i wrogami republiki. Po sukcesie w zwalczaniu żyrondystów, ostrze publicystyki Héberta skierowało się przeciw jakobinom, co doprowadziło do wysunięcia oskarżeń przeciw dziennikarzowi i jego współpracownikom o spisek przeciw republice. Rolę w zwalczaniu hebertystów odegrali m.in. Fabre d'Églantine i Camille Desmoulins, który na łamach swojej gazety „Le Vieux Cordelier” oskarżał ich o niszczenie reputacji młodej republiki. Mimo zabiegów Héberta nie udało się mu ponownie zmobilizować ludowej insurekcji przeciw mniej radykalnie nastawionej części Konwentu. W marcu 1794 r. czołowi przedstawiciele grupy zostali aresztowani i skazani na śmierć w trzydniowym procesie. [przypis edytorski]
Biura Wojenne (fr. Commissaire des guerres) — jednostki odpowiedzialne za organizację armii francuskiej, istniejące w czasach monarchii, a następnie republiki. Po obaleniu ancien régime organizacja armii była jednym z największych wyzwań twórców nowego państwa, m.in. ze względu na zagrożenie atakiem obcych armii oraz niepewność co do lojalności dawnych dowódców (z których znaczną część stanowiła niechętna demokracji arystokracja) i jednocześnie brak przeszkolonej i doświadczonej kadry wiernej ideom rewolucji. [przypis edytorski]
Vincent, François Nicolas (1767–1794) — przywódca sankiulotów, sekretarz generalny w ministerstwie wojny, jeden z liderów hebertystów, aresztowany i stracony w marcu 1794 r. [przypis edytorski]
Wielki Komitet — Wielkim Komitetem nazywano Komitet Ocalenia Publicznego (fr. Comité de salut public) w okresie władzy Robespierre'a. Komitet sprawował władzę wykonawczą, jego zadaniem było opanowanie kryzysu wywołanego wojną z Austrią i Prusami oraz zapaścią gospodarki. [przypis edytorski]
młodziutki generalik — Przybyszewska mylnie przypisała Vincentowi dowództwo złożonej z sankiulotów Armii Rewolucyjnej, w rzeczywistości rolę tę pełnił bliski współpracownik Vincenta, Charles-Philippe Ronsin (1751–1794). Vincent był faktycznie jednym z najmłodszych hebertystów. [przypis edytorski]
Pitt, William Młodszy (1759–1806) — premier Wielkiej Brytanii w latach 1783–1801 oraz Zjednoczonego Królestwa w latach 1801 i 1804–1806, przewodził antyrewolucyjnym koalicjom, w których brały udział także inne europejskie monarchie. [przypis edytorski]
crescendo accelerando molto — termin muzyczny, z wł. crescendo: coraz głośniej, accelerando: coraz szybciej i molto: bardzo. [przypis edytorski]
jak we wrześniu — w pierwszych dniach września 1792 r. wojska republiki ponosiła kolejne klęski a do Paryża zbliżała się armia pruska. Sankiuloci zaatakowali wówczas więzienia i wymordowali 1100–1400 osób, głównie więźniów politycznych, w obawie, że gdy sami opuszczą Paryż, by dołączyć do armii, monarchiści zorganizują kontrrewolucyjne powstanie. [przypis edytorski]
dziesiątego sierpnia — 10 sierpnia 1792 r. lud paryski zdobył pałac królewski Tuileries i osadził króla Ludwika XVI wraz z rodziną w więzieniu. [przypis edytorski]
Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela — uchwalona 26 sierpnia 1789 r. przez Konstytuantę jako wstęp do opracowywanej konstytucji. [przypis edytorski]
Robespierre, Maximilien (1758–1794) — prawnik, polityk okresu rewolucji francuskiej, członek Stanów Generalnych i Konstytuanty, przywódca klubu jakobinów. Z powodu swojej nieskazitelnej uczciwości zwany Nieprzekupnym (fr. l'Incorruptible); zgilotynowany 28 lipca 1794 r. [przypis edytorski]
Człowiek Dziesiątego Sierpnia — chodzi o Georges'a Dantona, który odegrał znaczącą rolę w obaleniu francuskiej monarchii 10 sierpnia 1792 r. [przypis edytorski]
Danton, Georges (1759–1794) — prawnik, mówca, jeden z przywódców rewolucji francuskiej, członek Konwentu, Komuny Paryskiej, jeden z liderów klubu kordelierów; od stycznia 1791 administrator departamentu paryskiego, od grudnia 1791 zastępca prokuratora Komuny Paryża. W 1792 został mianowany ministrem sprawiedliwości i de facto szefem rewolucyjnego rządu, następnie kierował Komitetem Ocalenia Publicznego. Zgilotynowany 5 kwietnia 1794 r. [przypis edytorski]
ex machina — od łac. deus ex machina: bóg z maszyny (o zakończeniu sztuki); tu w znaczeniu: nieoczekiwanie. [przypis edytorski]
Duplay, Eléonore (1768–1832) — malarka, córka stolarza Maurice'a Duplaya, w którego domu mieszkał Robespierre od połowy 1791 r. aż do śmierci, prawdopodobnie jego partnerka życiowa. Po przewrocie 9 Thermidora aresztowana. [przypis edytorski]
Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego — drugi obok Komitetu Ocalenia Publicznego organ wykonawczy w okresie rewolucji francuskiej. Od 2 października 1792 r. pełnił funkcję urzędu ds. policji, zajmując się walką z kontrrewolucją, rozwiązany w 1795 r. [przypis edytorski]
Saint-Just, Antoine (1767–1794) — jeden przywódców rewolucji francuskiej, bliski współpracownik Robespierre'a, członek Komitetu Ocalenia Publicznego. [przypis edytorski]
Haindel, Charles — oficer 11. regimentu huzarów armii rewolucyjnej, który złożył zeznania na temat przygotowywanego rzekomo przez hebertystów zamachu stanu, prawdopodobnie w nadziei, że pomoże mu to w odzyskaniu stanowiska, które utracił decyzją Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego, który w tym okresie przeprowadzał czystki w armii. [przypis edytorski]
Desmoulins, Camille (1760–1794) — polityk i publicysta rewolucyjny, szkolny kolega Robespierre'a, jego odezwy zmobilizowały lud Paryża do szturmu na Bastylię w 1789 r., przypisuje mu się też pomysł oznaczania rewolucjonistów rozetami, z których wyewoluowała z czasem dzisiejsza niebiesko-biało-czerwona flaga Francji; od grudnia 1793 r. wydawał pismo „Le Vieux Cordelier” (fr. Stary Kordelier), w którym występował przeciwko rządom terroru i samemu Robespierre'owi. [przypis edytorski]
sapienti sat (łac.) — sentencja łac. mądremu wystarczy, w znaczeniu: „mądrej głowie dość dwie słowie”. [przypis edytorski]
Utalentowane niemowlę — w rzeczywistości Desmoulins był młodszy od Robespierre'a tylko o dwa lata. [przypis edytorski]
„Vieux Cordelier” — pismo prowadzone przez Camille'a Desmoulinsa od 5 grudnia 1793 r. do 3 lutego 1794 r. Ukazało się sześć numerów pisma, w którym krytykowano rządy terroru. Po ukazaniu się ostatniego numeru Desmoulins został usunięty z klubu jakobinów. Numer siódmy został wstrzymany przez wydawcę w obawie przed dalszymi represjami. [przypis edytorski]
Plac Rewolucji — jeden z głównych placów Paryża, obecnie Place de la Concorde (plac Zgody), w okresie rewolucji były tam wykonywane publiczne egzekucje, m. in. 21 stycznia 1793 r. został tam zgilotynowany Ludwik XVI. [przypis edytorski]
Westermann, François Joseph (1751–1794) — generał francuski związany z Dantonem. [przypis edytorski]
Pi Two alias Twelve (ang.) — P Dwa alias Dwanaście; tu jako kryptonim Williama Pitta. [przypis edytorski]
dekret 18 nivôse'a — chodzi o dekret Konwentu przyjęty z inicjatywy dantonisty Bourdona de l'Oise, pozbawiający ministrów prawa do dysponowania funduszami bez każdorazowego upoważnienia przez jeden z Komitetów. Nivôse to według kalendarza republikańskiego miesiąc na przełomie grudnia i stycznia. [przypis edytorski]
Central Office (ang.) — centralne biuro, prawdopodobnie fikcyjna agencja wywiadowcza. [przypis edytorski]
dom d'Orleans — boczna, orleańska linia francuskiej dynastii Burbonów. Ludwik Filip, książę Orleanu i pretendent do tronu po śmierci Ludwika XVI (1747–1793), jako Philippe Égalité (fr. Równość) brał udział w rewolucji. [przypis edytorski]
Danton, Louise Sébastienne (1776–1856) — druga żona Dantona, wcześniej pracowała jako opiekunka jego dzieci z pierwszego małżeństwa; związek małżeński zawarli 4 miesiące po śmierci pierwszej żony Dantona. Louise miała wówczas 17 lat. Jej ojciec, Marc-Antoine Gély, był członkiem Klubu Kordelierów. Louise Danton owdowiała po 10 miesiącach małżeństwa. Wyszła ponownie za mąż za Claude-François-Étienne Dupina, z którym miała dwoje dzieci. [przypis edytorski]
całe towarzystwo… — przywódcy hebertystów, w tym Vincent, Ronsin i Hébert, zostali aresztowani 13 marca 1794 r. [przypis edytorski]
mamy też już serdecznie dość tego rządu adwokatów — adwokatami z zawodu byli i Robespierre, i Danton, i wielu innych przywódców rewolucji francuskiej. [przypis edytorski]
Comsal — stosowany przez Przybyszewską skrót od fr. Comité de Salut Public, Komitet Ocalenia Publicznego. [przypis edytorski]
Comsur — stosowany przez Przybyszewską skrót od fr. Comité de Sûreté Générale, Komitet Bezpieczeństwa Powszechnego. [przypis edytorski]
Camille zacznie wydawać „Młodego Jakobina” — gra słów z tytułem pisma wydawanego przez Camille'a Desmoulinsa pt. „Stary Kordelier”. [przypis edytorski]
Nieskazitelny — tak nazywano Robespierre'a ze względu na jego bezinteresowność i uczciwość. [przypis edytorski]
À bon entendeur, salut (fr.) — pozdrowienia dla uważnego słuchacza; w znaczeniu: mądrej głowie dość dwie słowie. [przypis edytorski]
Cayenne — stolica Gujany Francuskiej, zamorskiego terytorium Francji, leżąca w Ameryce Południowej; od czasów rewolucji miejsce zsyłania przeciwników politycznych. [przypis edytorski]
Lindet, Jean Baptiste Robert (1746–1825) — polityk fr., w czasie rewolucji francuskiej, w marcu 1793 r. współtworzył Trybunał Rewolucyjny, 11 czerwca wyjechał do Normandii, by walczyć z powstaniem wznieconym przez obalonych dziewięć dni wcześniej; jego charakterystyczną cechą było wyważone, umiarkowane stanowisko; w marcu 1794 r. jako jedyny nie podpisał dekretu o aresztowaniu dantonistów; działał w Komitecie Ocalenia Publicznego do 20 września 1794, ogłosiwszy oficjalnie nieinterwencję państwa w gospodarkę francuską, zmuszony do odejścia; w końcu maja 1795 aresztowany, pozostawał w więzieniu do lipca; w czasach Dyrektoriatu konsekwentnie odmawiał przyjmowania stanowisk państwowych; brał udział w Sprzysiężeniu Równych, po czym przez jakiś czas musiał się ukrywać; w lipcu 1799 r. na krótko wrócił do rządu jako minister finansów; wycofał się z życia politycznego po zamachu stanu Napoleona Bonapartego, który uznał za ostateczne przekreślenie osiągnięć rewolucji; w 1816 r. skazany na banicję jako „królobójca”, pozostał jednak w kraju aż do śmierci. [przypis edytorski]
Billaud-Varenne, Jacques Nicolas (1756–1819) — ultraradykalny polityk czasów rewolucji francuskiej, jakobin; deputowany Paryża do Konwentu Narodowego, jeden z najżarliwszych zwolenników osądzenia i stracenia Ludwika XVI, a następnie Marii Antoniny; atakował stanowisko żyrondystów, do 1794 r. popierał linię polityczną Robepierre'a. [przypis edytorski]
fusilliady lyońskie (z fr. la fusillade: rozstrzelanie) — w październiku 1793 r., po odbiciu Lyonu z rąk rojalistów, władze rewolucyjne przeprowadziły krwawą masakrę mieszkańców tego miasta. [przypis edytorski]
Collot, Jean-Marie (1749–1796) — aktor, dramaturg, eseista i rewolucjonista. Był członkiem Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego podczas rządów terroru, zarządzał egzekucją ponad 2000 osób w Lyonie. [przypis edytorski]
w ciągu tej dekady — w kalendarzu republikańskim każdy miesiąc podzielony był na trzy dekady trwające dziesięć dni. [przypis edytorski]
ogromny ciężar Niziny przesypie się na prawo — tu oznacza to, że tzw. Nizina, czyli niezdecydowane centrum Konwentu, poprze prawicę, czyli Dantona [przypis edytorski]
Eure-et-Loire — departament położony w środkowej części Francji, w Regionie Centralnym–Dolina Loary (fr. Centre-Val de Loire), utworzony 4 marca 1790 r. [przypis edytorski]
Czyż ja cię kiedykolwiek brałem na serio, osesku? — w rzeczywistości Desmoulins (ur. 2 marca 1760) był młodszy od Dantona (ur. 26 października 1759) tylko o kilka miesięcy; osesek: niemowlę karmione piersią. [przypis edytorski]
za cenę kupna mojej osoby podreperował swój sklep — Przybyszewska sugeruje, że małżeństwo Dantonów było wymuszone przez Georges'a i zaaranżowane wspólnie z ojcem Louise, który w zamian otrzymał wsparcie finansowe, jednak obecnie znane źródła historyczne nie wskazują na to. Louise Sébastienne Gély pracowała jako niania dzieci Dantonów w czasie trwania pierwszego małżeństwa Georges'a. Po śmierci pierwszej żony Dantona, Antoinette Gabrielle Danton z domu Charpentier, Louise wyszła za mąż za swojego pracodawcę. Historycy wskazują, że to ona prawdopodobnie nakłoniła go do wycofania się na jakiś czas z polityki. [przypis edytorski]
d'Espagnac, Marc René (1752–1794) — nieuczciwy dostawca wojskowy związany z Dantonem. [przypis edytorski]
Panis, Étienne-Jean (1757–1832) — członek Komitetu Bezpieczeństwa Powszechnego, głosował za śmiercią króla podczas procesu Ludwika XVI. Został oskarżony przez Hérona o nadużycie swoich funkcji i ostatecznie został wydalony z Komitetu. [przypis edytorski]
wysłuchanie u poręczy — wysłuchanie deputowanego postawionego w stan oskarżenia odbywało się przy poręczy otaczającej stół Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]
Allons, enfants de la [patrie] (fr.) — Naprzód, dzieci ojczyzny (początkowe słowa Marsylianki, pieśni rewolucyjnej, która z czasem stała się oficjalnym hymnem Francji). [przypis edytorski]
Tallien, Jean-Lambert (1767–1820) — polityk z okresu rewolucji francuskiej, jakobin, odegrał znaczącą rolę podczas Dziesiątego Sierpnia, następnie zasłynął z wprowadzania rządów terroru w regionie Bordeaux. Od 24 marca 1794 r. przewodniczący Konwentu Narodowego. [przypis edytorski]
Filip Égalité — Ludwik Filip II Orleański, książę Orleanu, polityk z czasów rewolucji francuskiej, ojciec przyszłego króla Ludwika Filipa. Wspierał idee rewolucji, po obaleniu monarchii zrezygnował z arystokratycznego tytułu i przyjął nazwisko Égalité, czyli Równość. [przypis edytorski]
kalendarz republikański — kalendarz stworzony i wprowadzony w życie podczas rewolucji francuskiej, używany przez okres 12 lat od końca 1793 do 1805 roku i przez 18 dni przez Komunę Paryską w 1871 roku. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne — w nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie a rozpoczynający się 20 lub 21 maja Prairial od fr. prairie, czyli łąka. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (tj. trzy części dziesięciodniowe) był częścią szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]
Święta Wdowa, Wielka Wdowa — tak w okresie rewolucji nazywano gilotynę, a wcześniej szubienicę. [przypis edytorski]
Prokurator Latarni — Camille Desmoulins; aluzja do tytułu jednego z jego pamfletów. [przypis edytorski]
kalendarz republikański — kalendarz stworzony i wprowadzony w życie podczas rewolucji francuskiej, używany przez okres 12 lat od końca 1793 do 1805 roku i przez 18 dni przez Komunę Paryską w 1871 roku. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne — w nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie a rozpoczynający się 20 lub 21 maja Prairial od fr. prairie, czyli łąka. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (tj. trzy części dziesięciodniowe) był częścią szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]
baranki — fr. słowo le mouton oznacza barana i (w języku potocznym) szpiega, prowokatora. [przypis edytorski]
Conciergerie — średniowieczna część paryskiego Pałacu Sprawiedliwości, w której mieściło się więzienie polityczne. [przypis edytorski]
Laflotte, były przedstawiciel rządu w Wenecji — w rzeczywistości Laflotte pełnił tę funkcję we Florencji. [przypis edytorski]
Fouquier-Tinville, Antoine Quentin (1746–1795) — prawnik, oskarżyciel publiczny Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]
Herman, Martial (1759–1795) — przewodniczący Trybunału Rewolucyjnego, prowadzący m.in. sprawy dot. Dantona i Marii Antoniny. [przypis edytorski]
Dumas, René-François (1753–1794) — prawnik, polityk, wiceprzewodniczący Trybunału Rewolucyjnego. [przypis edytorski]
Miączyński, Józef (1743–1793) — generał francuski związany z Charlesem François Dumouriezem, po jego zdradzie oskarżony o udział w próbie przywrócenia monarchii, został skazany na śmierć. [przypis edytorski]
Rue St. Honoré 398 — adres, pod którym mieszkał Maximilien Robespierre od 1791 r. do śmierci w 1794. [przypis edytorski]
bol (fr.) — naczynie w kształcie czarki, zwykle wykonane z porcelany, używane do picia np. herbaty. [przypis edytorski]
livres (fr.) — tu: liwrów; liwr to daw. francuska monetarna jednostka obrachunkowa lub moneta. [przypis edytorski]
Boyd, Walter (ok. 1754–1837) — angielski bankier zamieszkały w Paryżu, bliski współpracownik Pitta Młodszego. [przypis edytorski]
16 germinala — czyli 5 kwietnia; podczas rewolucji francuskiej został stworzony i wprowadzony w życie nowy kalendarz. Nazwy miesięcy zostały zmienione tak, by usunąć odniesienia religijne czy imperialne. W nowej wersji odnosiły się do cyklu wegetacyjnego i kalendarza rolniczego, np. zaczynający się 20 lub 21 marca Germinal wywodzi się od fr. germination, czyli kiełkowanie. Natomiast podział miesięcy na trzy dekady (dziesięciodniowe równe części) stanowił element szerszego planu mającego na celu konsekwentne wprowadzenie w republice systemu dziesiętnego. Dzień w kalendarzu republikańskim został podzielony na dziesięć godzin, każda godzina na 100 minut, a każda minuta na 100 sekund. [przypis edytorski]
death and damnation (ang.) — dosł. śmierć i potępienie; wyrażenie, które ma wyrażać złość i frustrację. [przypis edytorski]
marny pisarczyku z Châtelet… — Fouquier-Tinville przed rewolucją był prokuratorem sądu Paryż-Châtelet. [przypis edytorski]
Nie damy wam powtórzyć drugiego września… — w pierwszych dniach września 1792 r. wojska republiki ponosiły kolejne klęski, a do Paryża zbliżała się armia pruska. 2 września sankiuloci zaatakowali więzienia i wymordowali 1100–1400 osób, głównie więźniów politycznych, w obawie, że gdy sami opuszczą Paryż, by dołączyć do armii, rojaliści zorganizują kontrrewolucyjne powstanie. [przypis edytorski]
CAMILLE — W tym miejscu w wydaniu źródłowym rozpoczyna się kolejna czerwona klamra, w efekcie wypowiedzi Camille'a i Dantona znajdują się w dwóch klamrach jednocześnie. [przypis edytorski]
Ça ira (fr.) — tu: powiedzie się; tytuł i początkowe słowa popularnej pieśni rewolucyjnej powstałej w 1790 r., która do czasu Marsylianki pełniła funkcję nieoficjalnego hymnu republiki. Słowa te, jak się przyjmuje, zostały zainspirowane przez Benjamina Franklina, który zapytany o wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych podobno odpowiadał łamaną francuszczyzną „Ça ira, ça ira” („Będzie dobrze, będzie dobrze”). [przypis edytorski]
DANTON — w tym miejscu w wydaniu źródłowym rozpoczyna się kolejna czerwona klamra, w efekcie wypowiedź Dantona znajduje się w dwóch klamrach jednocześnie. [przypis edytorski]
Tyberiusz, właśc. Tiberius Claudius Nero (42 p.n.e.–37 n.e.) — cesarz rzymski od 14 r. n.e., następca Oktawiana Augusta, wybitny wódz; w historiografii rzym. zyskał opinię tyrana i rozpustnika; ostatnie lata życia spędził w posiadłości na wyspie Capri w Zatoce Neapolitańskiej. [przypis edytorski]
Appel des dernières victimes de la Terreur (fr.) — Apel ostatnich ofiar terroru; tytuł namalowanego w 1850 r. obrazu Charlesa Louisa Müllera (zw. Müller de Paris, tj. Müllerem z Paryża; 1815–1892). [przypis edytorski]
Faza pańska minęła dziesiątego lipca… — 10 lipca 1793 r. Danton został usunięty z Komitetu Ocalenia Publicznego, którego kierownictwo przeszło w ręce Robespierre'a. [przypis edytorski]
Guillotin, Joseph Ignace (1738–1814) — lekarz, wynalazca gilotyny używanej we Francji od 1792 r. [przypis edytorski]
Po mnie zostaną nazwy miesięcy — i parę komedii… — wypowiadający te słowa Fabre d'Eglantine był poetą i dramaturgiem oraz twórcą nazw miesięcy kalendarza rolniczego. [przypis edytorski]
Komuna, właśc. Komuna Paryża (fr. la commune de Paris) — nazwa miasta Paryża przyjęta przez rewolucyjny rząd powstały po zwycięskim ataku na Bastylię w dniu 14 lipca 1789; po 10 sierpnia 1792 Komuna uległa radykalizacji, stając się pośrednikiem między parlamentem a paryskim ruchem sankiulockim zorganizowanym w 48 sekcjach; 2 czerwca 1793 współorganizowała zbrojne obalenie żyrondystów; w czasie przewrotu 9 thermidora stanęła w obronie Robespierre'a i jego zwolenników. [przypis edytorski]
Konstytuanta — francuskie Zgromadzenie Narodowe, obradujące w latach 1789–1791, którego dziełem było uchwalenie „Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela” oraz konstytucji z 1791 r. [przypis edytorski]
na szafot, za Lyon… —- Joseph Fouché i Collot d'Herbois kierowali krwawymi represjami wobec mieszkańców Lyonu, odbitego w październiku 1793 r. z rąk rojalistów. [przypis edytorski]
19 ventóse, An CXXXVII, 13 h. — Przybyszewska podała datę ukończenia czwartej redakcji Sprawy Dantona według francuskiego kalendarza republikańskiego, obowiązującego we Francji w latach 1793–1806, a obliczającego czas od proklamowania republiki 22 września 1792 r.: 19 ventôse'a, 137 roku to 9 marca 1929 r. [przypis edytorski]