Poprawiono błędy źródła: MSCISŁAW -> MŚCISŁAW, stoje -> stoją, łpsouszny -> posłuszny, rozpromieniowego -> rozpromienionego; Szeluta -> Szaluta, kamieny -> kamienny, ą -> ją, wiedziałam -> wiedziałem (w kwestii Damiana).
MiastoLegenda w 4-ch aktach
OSOBY:
- KSIĄŻĘ LESZEK, prawowity władca miasta.
- MŚCISŁAW, naturalny syn ojca Leszka, uzurpator miasta.
- RENATA, babka Leszka, matka ojca jego.
- KINGA, stryjeczna siostra Leszka.
- ZYGWART, najmożniejszy pan na dworze Mścisława.
- HALSZKA, siostra Zygwarta.
- WYSZOMIR, wojewoda, rycerz.
- DAMIAN, syn jego, rycerz.
- GNIEWOSZ, rycerz.
- BOLKO z Mysłowic, rycerz.
- SZALUTA, rycerz.
- WITA, powiernica Kingi.
- Rycerze, damy dworskie, paziowie, giermki, heroldzi, służebne i żołnierze.
AKT I
SCENA I
ZYGWART
Wasza mość książęca miała już dosyć dowodów mej wierności, a i tym razem zrobiłem wszystko, co w mej mocy było. Nie jest to wątpliwem, gdy powiem, że samego djabła umiałbym w pole wywieść, ale dusza tego młodzieniaszka dla mnie zamknięta na tysiąc spustów i zgoła niezrozumiała.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Wasza książęca mość wie aż nadto dobrze, że we wszelakiej sztuce chytrego podstępu, najkunsztowniejszych przebiegów, jestem niezrównanym mistrzem… poufale wszak tysiąc razy chwiała się głowa na moim karku, zaczem mogłeś się panie tak szeroko rozeprzeć na tym stolcu książęcym.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Nie wypominam tego, panie, boć na nic nie zdałyby się najwięcej kręte drogi, które ryłem do serc twoich poddanych, na nic nie zdałyby się pułapki i wilcze doły, które kopałem dla niechętnych i opornych, gdyby nie twa mężna, iście książęca moc — a jeżeli z mych ust coś się wyrwało, co twoją niechęć wzbudziło, to jedynie to, żem…
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
A wierność moja, tak wielka, że nie wahałbym się mojej duszy djabłu zaprzedać chytrym służalstwem i chęcią zysku…
MŚCISŁAW
ZYGWART
Obsypałeś mnie panie łaskami bez miary i liku, ale jałową rzeczą mi się wydaje, wyliczać ci, panie, moje zaiste łotrowskie usługi, którem w twej służbie poczynił.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Panie! Gdyby ktoś lata całe miał smażyć swój mózg, aby wynaleźć sposób, by doświadczyć mej miłości i wierności dla Ciebie, zaiste nie znalazłby takiego, któregobym chętnie na sobie wypróbować nie pozwolił.
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
Próbowałem wszystkich dróg, by się do skrytnych komnat jego duszy dostać. Okazywałem mu przyjaźń tak gorącą i oddaną, jakiejby mu żaden śmiertelnik okazać nie mógł: na włosku wisiało moje życie, gdy go z ciężkim trudem dostałem w zasadzkę, która mu niechybną śmiercią groziła, a ja z cięższym jeszcze trudem z niej go wyratowałem, bo aby dać dowód mego wiernego oddania, nasadziłem skrytobójcę, którego potem sam na miejscu ubiłem, by królewicza ratować… Czyż to nie dosyć mości książe? Na nic się nie zdało, uśmiechał się wdzięcznie, dziękował wylanie, nagrodził hojnie, ale do skrytek swej duszy nie przypuścił.
MŚCISŁAW
ZYGWART
O nie, panie… Zastawiałem dla niego uczty, o których się nawet Lukulusowi nie śniło — chętnie przyjmował moje zaproszenia — pił przez noc całą najcięższe wina, a gdy się już wszyscy pijani pod stół zwalali, on trzeźwy wychodził, pilnował wart po murach i, nie mówiąc słowa i nikomu nie schlebiając, jednał sobie serca żołnierzy.
MŚCISŁAW
ZYGWART
O nie, panie, żaden choćby najwięcej przeżyty rozpustnik nie oparłby się takim pokusom, na jakie ja go wystawiałem. Ale rzecz dziwna: z cichym, obojętnym i prawie szyderczym uśmiechem patrzył na najwięcej ponętne kobiety, głaskał, gdy mu się łasiły i uśmiechał się dobrotliwie, gdy już — już — jakby się zdało — miała go która usidlić, a potem pokłonił się raz, drugi i trzeci — podszedł do jednej, poradził, by się lepiej odziała, inaczej naraża się na zaziębienie — tamtej znów powiedział, że przejrzyste tiule i lekkie tkaniny nie układają się tak dobrze na jej wspaniałych biodrach, jak ciężkie brokaty: jednem słowem kpił sobie z wszystkiego: jak najwyraźniej kpił.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Pokłonił się i powiedział, że uważa sobie zaproszenie Twoje za nadmiar zaszczytu i z chęcią Twój rozkaz spełni.
MŚCISŁAW
ZYGWART
To też zaraz się poprawił, miłościwy panie, powiedział, że pragnie również poznać swego brata, aczkolwiek nie rodzonego.
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
Raz tylko udało mi się pochwycić na błysk momentu coś, czem zdradził, co w głębi jego duszy się dokonuje, albo się już dokonało.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Może się mylę, może dlatego to dojrzałem, żem tak gorąco czegoś się w nim dopatrzeć pragnął i tajemnice jego duszy poznać, ale gdy mu napomknąłem, że spotka na waszym dworze księżniczkę Kingę, córkę jego stryja, a którą sławetny władyka, stary książę na swym dworze razem z młodym królewiczem wychowywał — to przeleciało coś gorącym ogniem po jego twarzy, a potem zastygło… Powiedział, że cieszy się, ujrzeć najbliższą krewną — jak po długim namyśle dodał — a nierównie droższą mu towarzyszkę lat dziecinnych.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Nic więcej ponad to, ale w oczach jego rozkwieciły się dziwne płomyki, których przedtem nigdy tam nie widziałem skłania się, może dlatego, przyznaję szczerze, że w nich czytać nie umiem.
MŚCISŁAW
Ty, ty, mówiłeś mi, że jesteś łotrem, a ja widzę, że nim nie jesteś. Powiedziałeś, że umiesz kłamać, a widzę, że kłamstwem się dławisz, że za tysiącem masek się kryjesz, ale w tej chwili musisz być szczerym!
ZYGWART
MSCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
A więc ci powiem szczerze, żeś księżniczkę Kingę sprowadził na twój dwór na zgubę swoją, zaślepiony miłością ku niej.
MŚCISŁAW
ZYGWART
Nie wiem, panie, ale com zdołał wymiarkować, to jedynie to, że w oczach jego na wspomnienie Kingi rozpaliły się dziwne płomyki i wydało mi się, jakoby chętnie na wasz dwór z tej przyczyny przyjeżdżał.
MŚCISŁAW
Tak, tak, tego, właśnie tego chciałem po chwili niepewnie i chytrze trze czoło dłonią. Cóż ja to chciałem ci powiedzieć? Aha! Aha! prawie szeptem Słuchaj, ty masz bardzo piękną siostrę — widziałem ją niedawno, bardzo piękna i jak mi się wydaje… rozumiesz?
ZYGWART
MŚCISŁAW
O co ci chodzi? To, że masz piękną siostrę, a znowu wiesz dobrze, że wszystkie serca niewieście lgną do tego pięknego młodzieniaszka, a, o ile mnie pamięć nie myli, toś przed chwilą powiedział, że niema ani zbrodni ani łotrostwa, któregobyś dla mnie popełnić nie mógł…
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
Jakto? nagle nic nie rozumiesz? A niedawno chełpiłeś się, że ci żaden łotr nie dorówna?! sycząco Więc raz ci jeszcze powtarzam: twoja siostra piękna, twoja siostra bardzo piękna, rozumiesz teraz?
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
Ja? nic! jeżeli miłościwa wasza łaskawość zapragnęła w nieskończonej swej dobroci, aby moja siostra zasiadła obok królewicza Leszka na waszym stolcu królewskim, to przystoi mi wyrazić wam moją wdzięczność.
MŚCISŁAW
Dowcipny jesteś Zygwarcie i jaki nieporównanie sprytny z głuchem postanowieniem Bacz tylko o rycerzyku, czy twoja głowa dość silnie na twym karku siedzi.
ZYGWART
MŚCISŁAW
A i to dobrze powiedziane… przechadza się zamyślony i znowu podchodzi do Zygwarta, surowo i nakazująco. Nie zapominaj, że masz piękną siostrę! Pauza Teraz wiesz, co masz robić. Zdaje mi się, że grzywę jeżysz, ale cokolwiek mówisz, lub czynisz, radzę ci bacz końca i nie waż się o tem zapomnieć, że piękną masz siostrę.
ZYGWART
MŚCISŁAW
SCENA II
KINGA
MŚCISŁAW
Jakiż wielki zaszczyt mnie spotyka, iż księżniczka raczyła po raz pierwszy, przekroczyć podwoje mojej komnaty…? Zaiste, ważna okoliczność musiała was, księżniczko, do tego zmusić.
KINGA
Dowiedziałam się, że bliski mój krewny, książę Leszek, z którym się na dworze jego ojca chowałam, przebywa na dworze waszej książęcej mości, chciałabym go widzieć i z nim pomówić.
MŚCISŁAW
I ja już sam o tem pomyślałem — stanie się według twej woli, księżniczko — uprzedziliście tylko mój zamiar, bo już kazałem księcia Leszka prosić, by zechciał właśnie w tej godzinie swego z naciskiem brata odwiedzić.
KINGA
MŚCISŁAW
Oczywiście! Jeden ojciec ale inne matki — i cóż to ma z całą sprawą wspólnego? Ale to są rzeczy jedynie nasz ród obchodzące… Pozwólcie, księżniczko, przedstawić sobie mego znakomitego rycerza i, o ile wymiarkować zdołałem, mego najwierniejszego sługę Zygwarta… ponoć jedyny w całem mojem państwie, który się mnie nie lęka, ani też za srogiego tyrana nie uważa, a nawet twierdzi, że mnie miłuje.
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
Gorzką jest, królu twoja mowa, ale bywa i tak, że widzi się próżnię tam, gdzie przez brzegi się przelewa.
MŚCISŁAW
Pewno — pewno, gdy się w sobie czuje taką pustkę, i próżnię, której nic wypełnić nie może… Masz słuszność Zygwarcie — idź w spokoju… roztargniony i wybacz jeśli jakieś gorzkie słowo powiedziałem: nie o tobie myślałem.
SCENA III
MŚCISŁAW
Zechcijcie księżniczko odprawić swą służebną, nietylko służebną, ale, jak do uszu mych doszło, najbliższą powiernicę, bo nie chciałbym, by rzeczy, tyczące z naciskiem naszego rodu — obce, przynajmniej dla mnie — obce uszy wysłuchały.
KINGA
SCENA IV
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Czy Wasza Książęca mość czeka jakiego słowa odemnie, ma mi coś do rozkazania, lub chce mnie ukarać za jakieś niewczesne słowo? Słowo, które może bezwiednie wyrzekłam?
MŚCISŁAW
Ha, ha, ha… Co też wy, księżniczko, sobie wyobrażacie?! Wprawdzie tam coś niecoś w nieporządku z moim rodowodem… cynicznie ale Zygwart, jedyny mój przyjaciel w całem państwie — a wierzyć mu muszę, że mnie miłuje — twierdzi, że krew królewska nie plami, i ja miałem sam na tyle mocy i siły, że objąłem tron mego ojca, mimo, że mnie bastardem zowią… nieznacznie uśmiechnięty i wy, księżniczko, też musicie się z tem liczyć, że mojej władzy podlegacie…
KINGA
MŚCISŁAW
Tylko nie tak gwałtownie — książę Leszek tu zaraz nadejdzie… Ja wiem, aż nadto dobrze, żeście tylko dlatego tu przyszli, boście zapragnęli ujrzeć mego brata Leszka.
KINGA
MŚCISŁAW
O bracie Leszku, jak najoczywistszym moim bracie. Wprawdzie przypadek zdarzył, że nasze matki inaczej się mienią — ale to niema nic do rzeczy. Może to tylko dziwny zbieg okoliczności — ha, ha, ha — a może i konieczność — bo ja wiem — ja tego wiedzieć nie mogę — w każdym razie do waszego rodu przynależę i jestem waszym opiekunem poniekąd, jako pierworodny…
KINGA
MŚCISŁAW
Wybaczcie! księżniczka — uniosła się niepotrzebnie — ja całkiem o czem innem myślałem — jestem rozdrażniony przykremi wieściami — nie lękajcie się mnie — wyście wystraszona — wybaczcie. Zygwart powiedział, że bywam czasami gorzki — tak — to mi się raz po raz zdarza — nie wiem dlaczego i czemu bierze ją za rękę. Wierzcie mi, że przemawiało przezemnie li tylko jakieś przesadne pragnienie, by wszystkim było dobrze ze mną, żeby na mnie ludzie nie patrzyli z przestrachem — ale… no, o miłowaniu nie mówię, ale z pewną przychylnością i z tem przeświadczeniem, że djabeł nie taki zły, jak go malują — Ja nic więcej ponadto…
KINGA
MŚCISŁAW
To już mi Zygwart powiedział poważnieje nagle i zachmurza się, a nagle z ironią. Księżniczka wybaczy, że zapomniałem o tem, iż oczekujecie niecierpliwie księcia Leszka, więc nie dziw, że gdy mnie spotkał ten głęboki zaszczyt, bym mógł ujrzeć Jej piękne oblicze, posłyszeć Jej wyniosłe słowa, musiałem wprzódy przypomnieć sobie że ja, sierota, prawem mego pierworodztwa muszę być opiekunem sierot…
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
Wybaczcie, raz jeszcze, wybaczcie — wyraziłem się nieoględnie — mówiłem o sierotach, a wyście możniejsi od najmożniejszych możnowładców… Przecież ja wiem, wiem, żeście pragnęli Leszka ujrzeć, jego widokiem się nacieszyć, przypomnieć sobie lata dzieciństwa z nim razem na dworze jego i mego ojca spędzonych — i dlatego sprowadziłem go na mój dwór.
KINGA
Nie dlatego go szukam, by cieszyć moje oczy jego widokiem i przypominać dzieciństwo, na dworze stryja mego spędzone, ale dlatego, by go prosić o wstawienie się za mną do waszej książęcej mości…
MŚCISŁAW
KINGA
Obmierzł mi ten przepych, którym mnie otaczacie, duszą mnie kwiaty i wonności któremi moja komnata zatruta, nogi moje się plączą w zbyt kosztownych i miękkich kobiercach, nudzą mnie niepotrzebne służebnice — krzyk pawiów i rajskich ptaków sen mi zakłóca, a tu jest klucz od szkatuły, której jeszcze nie otworzyłam, a kosztowności, w niej zawartych, oglądać nie pragnę.
MŚCISŁAW
Wybaczcie, księżniczko — jestem głęboko zasmucony moją niedołężną gorliwością. Pragnąłbym, by wam tu na moim dworze było jak najlepiej — ja nie znam się na sprawach niewieścich — mówiono mi, że to wszystko jest dla oczu i reszty zmysłów wysoce urodzonych księżniczek miłem, i ich dostojnego pochodzenia godnem. Nie moją to winą, że mnie w błąd wprowadzono. Pośrednictwa księcia Leszka, z którym razem wychowaną byłaś, nie było na to potrzeba. By pawiom i rajskim ptakom kazać mojemu kucharzowi karki poukręcać — zdadzą się na pieczyste na stół królewski — by kwiaty podeptać i powyrzucać — gdy pogniją będą doskonałą mierzwą, miękkie kobierce przydadzą się pod czułe i powabne kolana służebnic, gdy zechcą na klęczkach wyrażać panu swemu czołobitność swoją: by to wszystko spełnić nie potrzeba zaiste niczyjego pośrednictwa.
KINGA
MŚCISŁAW
Mylicie się, księżniczko — ja nie szydzę — ja jestem na wasze rozkazy — nie potrzebujecie prosić: rozkazujcie, księżniczko, a w mig jej rozkazy spełnione zostaną.
KINGA
MŚCISŁAW
Dosyć! Nie myślę się pastwić — nagle nie wiem tylko, czem dogodzić? twardo. Nijakiej krzywdy księżniczce nie czynię. Wam się zdaje, żem was, ciebie i Leszka, sprowadził tu w niewolę — mylicie się — chciałem was mieć przy sobie — by… urywa, uśmiecha się. Nie lękajcie się, żadna krzywda wam się nie stanie — dopóki nie zapomnicie, że ja — ja pierworodny — tu w tem państwie jestem panem i władcą.
KINGA
MŚCISŁAW
Nie, nie grożę, ale przypominam, chodzi wzburzony, po chwili opanowany — zimno. Jestem powolny rozkazom księżniczki. Jakiej zmiany żądasz?
KINGA
MŚCISŁAW
Nie jestem ani dobrotliwym, ani dobrym, ani nawet wspaniałomyślnym — najlepszym dowodem, że nie mam ochoty pozbywać się władzy, która, jako pierworodnemu, nie z łaski Boga, ale po ojcu moim naturalnym prawem odziedziczyłem — chcę tylko młodszego mego brata zarówno jak ciebie, już nie jako krewnych, bo tego krewieństwa uznać nie chcecie, ale jako miłych moich gości jak najlepiej wedle sił moich podjąć.
KINGA
Więc daj mi celę — prostą celę — by wreszcie moja niewola się skończyła: prosty, taki zupełnie prosty klęcznik — i sznur i włosiennicę, bym mogła Boga przebłagać za grzechy brata mego ojca.
MŚCISŁAW
Ha, ha, ha! jak doskonale to powiedziałaś — i jak głęboko tkwi niewidzialny korzeń, który syci niebotyczną koronę palmy twej nienawiści ku mnie — ha, ha, ha… chciałaś powiedzieć: stryja twego, który i mnie spłodził… Nie zrywaj się, księżniczko Kingo — gdybyś wiedziała, jak jesteś piękną w tej chwili — jak królewską dumą pała twe oblicze… I o jakiej to niewoli mówisz? Niewola to, że cię otoczyłem zbytkiem i bogactwem, którem gardzisz bo nie Leszek, ale ja, ja je posiadłem? — niewola że pozwoliłem zatrzymać służebną twoją Witę, o której aż nadto dobrze wiem, że mnie z wszystkich sił nienawidzi — a może niewola, żem sprowadził towarzysza twych lat dziecinnych, księcia Leszka, który w tej chwili tu się zjawi, aby ci swym widokiem rozjaśnił twą niewolę? Ha, ha, ha!
MŚCISŁAW
MŚCISŁAW
Och, jak jesteś teraz podziwu godną! jak błyszczą twoje oczy, jak płoną lica, jak nozdrza twoje się rozdęły, jak gdyby wietrzyły woń świeżej krwi mojej — gdybyś to widziała, samabyś siebie, księżniczko, podziwiać musiała! Ha, ha, ha!
SCENA V
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
Niezgorzej, królu — wcale nienajgorzej. — Wybaczcie powściągliwe słowa moje, ale zaledwie tydzień upłynął, jak raczyliście mnie do siebie powołać.
MSCISŁAW
Witam was serdecznie. Zbyt poważne i nie cierpiące zwłoki sprawy nie pozwoliły mi dotychczas was powitać, ale wieści, które mnie o was doszły, pozwalają mi żywić nadzieję, że staniecie się silną i pewną podporą mego — rozumiecie? — mego tronu. Cóż tak zdziwieni na mnie patrzycie?
LESZEK
MŚCISŁAW
Nie wymagam, ani chcę, byście… trzeba być w tych ważnych sprawach otwartym, bo… aha! cóż ja to chciałem wam rzec? przeciera czoło i siada. Wiesz — pewno, i wiedzieć musisz… no tak! Mamy wspólnego ojca… Wyczekująco patrzy, jakie wrażenie jego słowa na Leszka wywarły. — Z naciskiem wspólnego ojca!
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
Ha, ha, ha… To ci może nie na rękę? Co? hamuje się O prawa pokrewieństwa ani z księżniczką Kingą ubiegać się nie mam chęci, ani czasu — prawo mnie nic nie obchodzi, bo ja — ja sam stanowię prawo i jestem prawem.
LESZEK
MŚCISŁAW
Tu ja panuję prawem mego pierworodztwa, jam tu królem. Cokolwiek odemnie, swego króla zażądacie, nie zaznacie hojniejszej ręki…
KINGA
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
Aczkolwiek mi przykro już na progu powitać cię słowem, które nie licuje z otwartem i szczerem obliczem mej gościnności, to jednakowo powiedzieć ci muszę, że będę ci najmiłościwszym panem…
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
Nic — zupełnie nic (mruczy). No tak — tak… patrzy na Kingę każę przygotować celę, Kingo — i klęcznik twardy i włosiennicę… patrzy przed się zamyślony, nagle, jakby ochłonął z ciężkiego snu: Teraz pozostawiam was samych — Dawnoście się nie widzieli… podchodzi do Leszka: Wybacz, jeśli z ust moich padło jakieś twarde słowo — wszak nie miałeś dotychczas powodu skarżyć się na mnie — przyznaj…
LESZEK
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Milczenie moje najdoskonalszem świadectwem, że nie mam innego życzenia, prócz tego, by zostać razem z towarzyszem moich najrychlejszych lat, którego tak dawno nie widziałam.
MŚCISŁAW
Stanie się według waszego życzenia do Leszka: Za chwil parę zawoła cię mój herold do sali tronowej, zwołałem tam możnych i panów mego grodu, by cię godnie uczcić i w poczet moich rycerzów zaliczyć.
SCENA VI
KINGA
Leszku — bracie mój — podchodzi ku niemu: Coś ty taki nieśmiały, to przecież ja, Kinga, towarzyszka twoich lat najmłodszych…
LESZEK
Twoja piękność onieśmiela mnie — pozwól przeciera czoło, niech sobie uprzytomnię, że najnieuchwytniejszy sen staje się zjawą… Małą dziewczynką byłaś, gdy nas wola tego — tego naszego pana i władcy rozłączyła — pamiętam cię małem drobnem dzieckiem — dziś widzę cię… zmieszany Jestem tak olśniony… nie, nie to… ja cię taką zawsze w snach widziałem i znowu nie taką…
KINGA
Leszku — gdybyś wiedział, jak moje serce za tobą wołało — tyś — patrzy na niego jabym ci chciała wszystko powiedzieć, a język mój się plącze, ja nie wiem — nic już nie wiem — ja tylko miałam jedną myśl, jedno pragnienie: Leszek — Leszek! śmieje się i płacze i rzuca mu się na szyję — nagle: Coś taki wylękniony? Nie jesteś szczęśliw, żeś razem ze mną?
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
Szczęśliwa jestem tem, co mi mówisz. Gdyby mi to kto inny mówił… ten — nasz król — zapragnęłabym być brzydką, jak noc, ale dla ciebie, Leszku…
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
Leszku jedyny! Gdybym ja była w stanie pojąć to szczęście, że cię widzę — ciebie — och jaki ty — urywa jakiś ty mi nieskończenie bliski i… i… obcy — Czemu patrzysz na mnie tak obco? Czemuś taki strwożony…?
LESZEK
Nie — nie — jeszcze nie mogę uwierzyć, że to, za czem tak gorąco tęskniłem… że ten sen stał się ciałem odwraca się od niej i patrzy poprzez arkady krużganka na w dali zarysowany widok miasta Widzisz?
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
To miasto nasze! Moje! Wypuściłem je w dzierżawę, to moje miasto! Ty go nie pamiętasz, boś jeszcze dzieckiem była, ale ja pomnę każdy zakątek, każdą bramę, każdą basztę otaczających go murów. Tam, gdzie sterczy ta wyniosła wieża — widzisz? Tam ojciec mój przyjmował obce poselstwa — tam mu składano kosztowne podarki, by sobie przyjaźń jego zaskarbić — tam na rynku, pod tą wieżą, rozbrzmiewały okrzyki i wiwaty na cześć ukochanego króla, tam się odbywały turnieje i zabawy rycerskie — tam, widzisz tę basztę? Było oblężenie — ojciec drwił sobie z wroga — wziął mnie na ręce, pokazał mi cały ogromny obóz pod murami miasta i powiedział: jutro tu ich nie będzie — dobrze się przypatrz — i jutro ich już śladu nie było — a tam — tam za tą bramą te łąki i lasy, widzisz? Ośmiu lat nie miałem, a już dosiadałem najdzikszego rumaka ze stajen królewskich — miałem ich dziesięć i na klęczkach ojca prosiłem, by mi wraz z sobą w pole przeciwko wrogom naszego miasta pozwolił wyruszyć i ty — ty…
KINGA
LESZEK
Jakie ono piękne, dumne! Takiem go już dawno nie widziałem: wyblakło mi w pamięci, a teraz w gorętszych jeszcze barwach odżyło — widzę je przed sobą, a nigdy tak za niem nie tęskniłem patrzy w uniesieniu. Och tu — tu razem z nią — tak! razem z nią chłonąć ten wielki cud — patrzeć na te mury, co z taką macierzyńską pieczołowitością przywarły do miasta, patrzeć w głąb na wijącą się dolinę, na ciemne wody fos, na wysokie leszczyną i dzikim bzem porosłe wały, tę przednią, wierną straż, co mego świętego miasta, miasta mych ojców strzeże — och, nocami całemi siedzieć tu z nią razem i patrzeć… z nią razem…
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
A w czasach pokoju i beztroski chadzać z nią w cienistym parku zamkowym, w miesięcznych nocach szeptać jej słowa tak ciche i słodkie, jak poszum blasków gwiezdnych…
KINGA
Nudzi mnie to miasto — obmierzło mi i zbyt się opatrzyło — chodźmy stąd — poproszę jutro króla, by mi pozwolił wrócić do klasztoru, z którego nie wiem dlaczego tu mnie przywleczono.
LESZEK
Tu z nią razem — z nią tu usiąść syt bojów i chwały i tulić ją do siebie i szeptać jej tylko: patrz: to nasze miasto…
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
Leszku! panie jedyny — władco… Może my śnimy? przeciera czoło jakiś ciężki, bolesny, a tak nieskończenie rozkoszny sen… Och, jak tu parno! — chodź — wyjdźmy stąd.
LESZEK
KINGA
LESZEK
SCENA VII
KSIĘŻNA RENATA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
Nie dziwię się, iż mnie nie poznajesz — dzieckiem byłeś wówczas… spostrzega Kingę A — a… i ty tu jesteś — patrzy długo na Kingę. Wszystko przedemną ukrywali, ale wojewoda Wyszomir tajemnicę mi wyjawił. Do Leszka zwrócona że tu jesteś… zamyślona do Kingi. A po co ciebie, dziecko, tu więżą? śmieje się cicho pewnoś im na coś potrzebna… No — chodźże, Leszku, stare moje oczy tęskniły, by cię ujrzeć.
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
Oddal się stąd, dziecko, tyle — tyle lat nie widziałam mojego jedynego wnuka na — dworze Mścisława — mówiono mi, że on daleko, ale ja od kilku dni już czułam, że on tu jest.
KINGA
KSIĘŻNA RENATA
Są rzeczy, które tylko z ust do ust iść mogą, które tylko jednemu z rodu powierzyć można — ja sama związana jestem tajemnicą, którą tylko jedynemu z rodu powierzyć mogę.
KINGA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
KINGA
LESZEK
SCENA VIII
KSIĘŻNA RENATA
Leszku — bliżej — bliżej tu ku mnie — patrz! tymi palcami wystukiwałam minuty i sekundy, kiedy cię stęsknione oczy moje znowu ujrzą… A moje oczy słabły i ślepły, ale rozkazałam im jeszcze tyle mocy zatrzymać, by obraz twój pochwycić i już po całą wieczność wkuć w siebie mogły — słyszysz mnie?
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
Mścisław — ten bastard przeklęty, miłuje Kingę — ty zjednaj sobie Zygwarta, a Zygwart ma piękną siostrę, i pragnie, by jego piękna, dumna siostra zasiadła na stolcu książęcym.
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
LESZEK
KSIĘŻNA RENATA
Będziesz niepodzielnie panował nad tem miastem — a ten bastard… zrywa się z płonącemi oczyma podstępem, fałszem, zdradą i zbrodnią przywłaszczył sobie po śmierci twego ojca, który zginął, broniąc wolności tego miasta, władzę i dziedzictwo i odebrał, na twoje życie czyhał, ale ja czuwałam — w tem świętem mieście zaklęta jest dusza twoich ojców i praojców przez wieki wieków — do odwiecznego łańcucha przyczepiło się niegodne z innego nieszlachetnego metalu ogniwo — skrusz je! skrusz na proch!
LESZEK
KSIĘŻNA
Nadszedł — tylko ofiary potrzeba! Ja wiem, że Kingę miłujesz — ale musisz się poświęcić — musisz ją ofiarować dla tego — co wieczne i nieprzemijające… Kinga tu jest zawadą — a on umyślnie tu ją sprowadził, wiedząc, że się od dziecka kochacie — i tem chciał odwrócić twoje oczy i serce od tego — co świętszem ci ponad wszystko być powinno — by miasto twoich ojców wziąść pod swoje panowanie — on chciał wam być swatem, by z swej drogi wszystkie usunąć przeszkody, a sam się nieopatrznie zaplątał w sieci, które na ciebie nastawił. Ogień żądzy go trawi, już mózg jego się mąci, a gdy Kinga ten dwór opuści… Coś się tak zatrząsł?
LESZEK
KSIĘŻNA
LESZEK
KSIĘŻNA
Tak być musi! Bez Zygwarta nic zdzierżyć nie zdołasz. Zygwart nie jedną, ale tysiąc rąk ci poda, jeśli siostrę jego poślubisz.
LESZEK
KSIĘŻNA
Wiem, że to wielka ofiara, którą ponosisz, ale byłbyś niegodnym twych ojców, gdybyś dla jednej dziewki miał poświęcić skarb najdroższy — miasto nasze! Tyle razy czułam się już tak chorą, że zdało mi się, iż nie dożyję tej chwili, w której mściciela krzywd rodu naszego ujrzę, ale zawszem zdołała ubiegające siły w sobie zakuć, by — wstaje — by prawdziwego władcę tego świętego miasta powitać…
LESZEK
KSIĘŻNA
Czemu milczysz? Serce twoje za słabe i za tchórzliwe, by ponieść tę ofiarę? Och, jak maleńką mi się ona zdaje wobec tego, co masz do spełnienia — co ci spełnić jest przykazanem.
SCENA IX
HEROLD
LESZEK
SCENA X
KSIĘŻNA
Bacz, co ci powiedziałam: — ofiary trzeba — ofiary! Nie ja ci to mówię — ale całe wieki przezemnie mówią! Jeżeli chcesz być pachołkiem na dworze bękarta, to nim bądź — ale wiedz, że wtedy pamięć twoja dla mnie i przodków twoich jest przeklęta!
SCENA XI
LESZEK
SCENA XII
KINGA
Co ci księżna mówiła? Czemuście kazali mi odejść podczas waszej rozmowy? coraz niespokojniej i szybciej: Coś się tak zmienił — czemu twoje czoło takie poorane? Jaką tajemnicę chowasz przedemną na dnie twojej duszy?
LESZEK
KINGA
Nie — nie — Leszku! Tyś o czem innem myślał — moje oczy stały się w długiej samotni jasnowidzące — nagle znowu porywczo: Co ci księżna mówiła? powiedz mi!
LESZEK
KINGA
LESZEK
To samo, coś i ty posłyszała twardo. Są rzeczy, które tylko z ust do ust iść mogą — które jednemu tylko z rodu powierzyć i zdradzić można, — jednemu tylko… a wola mej babki jest świętą.
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
SCENA XIII
HEROLD
LESZEK
SCENA XIV
KINGA
AKT II
SCENA I
ZYGWART
Książę Mścisław nic nie podejrzewa, umiałem doszczętnie uśpić jego czujność — przytem tak opętany nieszczęsną miłością do księżniczki Kingi, żeby posiąść jej względy, czyni wszystko, co mu tylko podszepną. Silny to władca, ale duszę jego toczy czerw namiętności: to, co starzy Grecy koszulą Nesussa zwali — a co nawet wielkiego Herkulesa siły do cna spaliło.
WYSZOMIR
ZYGWART
Pewno, że dobrze stać musi, jeżeli książę, który dosyć miał dowodów, jak mu jesteś niechętny, uroczyście cię na dzisiejszą ucztę zaprosił.
WYSZOMIR
ZYGWART
WYSZOMIR
ZYGWART
Tego jej mówić nie potrzebowałem — za dobrze cię zna, wie aż nadto dobrze, że z wojewodą Wyszomirem nie przelewki.
WYSZOMIR
ZYGWART
A jakżeżbym inaczej chciał zdradzać mego miłościwego pana — przecież nie dla pięknych oczu Leszka.
WYSZOMIR
ZYGWART
Nietylko wie, ale sama go Leszkowi podsunęła. Mścisława się już nie lękam, jego dusza zatruta, a oczy mu coraz więcej bielmem miłości zachodzą, ale jednego strzedz się musimy.
WYSZOMIR
ZYGWART
Właśnie Leszka… jego dusza, jak dno morza, nic na nim dojrzeć nie można — niezgłębiona — ależ właśnie nadchodzi…
SCENA II
LESZEK
WYSZOMIR
Ja wierny sługa ojca waszego, i szczęśllw, że wolno mi było ujrzeć syna jego, prawowitego dziedzica tego grodu.
LESZEK
Och, jakbym pragnął was drogi kniaziu godnie ugościć, drogę, którąście tu dotąd jechali kosztownem suknem wysłać z przesadną pokorą, ale ja biedny, ubożuchny — żyję tu z łaski mego miłościwego pana brata, który mnie raczył na swój dwór powołać…
ZYGWART
Dobrze, żebyście się i wy serdecznie śmiali podczas ich śmiechu szepcze czasem ściany, chociażby najgrubsze, mają uszy, a dobrze, gdy w rubasznym śmiechu skryje się tajemnica słów…
LESZEK
WYSZOMIR
I ja, miły książę, jestem ubożuchny, całkiem podupadłem, przyjechałem na zaszczytne wezwanie naszego miłościwego pana zaledwie w dwadzieścia koni.
ZYGWART
LESZEK
Czem-że ja się wam, dostojny panie, zdołam odwdzięczyć za tak wielki dowód przywiązania, i za to, żeście raczyli przybyć na tę wielką uroczystość, jaką dla mnie mój pan i brat łaskawie wyprawić raczył —
Och, i wy zacny wojewodo — pomnę, pomnę, jeszczeście mnie, za czasów ojca mego, uczyli wojennego rzemiosła.
SZALUTA
LESZEK
SZALUTA
SZALUTA
LESZEK
LESZEK
Ależ na Boga, nie spodziewałam się tak wielkiego zaszczytu — witajcie mi, witajcie — jakżem szczęśliw, żeście i Wy przybyli na tę uroczystość…
BOLKO
Ośmieliłem się podejść bliżej, zwabiony waszym śmiechem — o czem to dostojni rycerze tak wesołą rozmowę prowadzicie?
ZYGWART
Szaluta twierdzi, że teraz są miecze tak ostrzone, że się na żadnych bramach nie wyszczerbią, ciszej nawet najwięcej strzeżonych…
BOLKO
Ha, ha, ha! To nic jeszcze; słyszałem nieraz o jakimś zawadjackim rycerzyku niemieckim, który, by umknąć, wraz z koniem skoczył z wysokiego muru i przesadził głęboką fosę, my zaś mamy konie, które potrafią przesadzić fosę i wskoczyć na mury zamku.
ZYGWART
Co tam o koniach i mieczach mówicie, u mnie teraz uczta na myśli, i twierdzę, że najlepiej piec swą pieczeń pod czujnem okiem pana.
BOLKO
LESZEK
Nic dziwnego, że na wasz widok, dostojni panowie, raduje się moje serce, gdyż oto proszę was na ojców chrzestnych mego chrztu rycerskiego. Już widzę heroldów, poprzedzających orszak mego miłościwego pana i brata — raczcie stanąć po dwóch z każdej strony tronu, a ja w pokorze odczekam chwili, w której mnie pan mój łaskawie powoła…
SCENA III
ZYGWART
MŚCISŁAW
Szczęśliw jestem, że mogę wam przedstawić mego brata młodszego, miłego mi księcia Leszka, który posłuszny memu wezwaniu, na dwór mój przybył. Gorącym sercem go przyjąłem i pytam was dostojni rycerze mego księstwa, ażali uznajecie go godnym by wstąpił w wasze szeregi?…
ZYGWART
MŚCISŁAW
Pytam się was, czy uznajecie, ażali jest na tyle mężnym, odwagi i rozumu pełen, by u mego boku wspólnego wroga mógł zwalczać?
SZALUTA
Rozum jego nad wiek jego młodzieńczy dojrzały, bystry, a ramię jego silne i chrobre, a moc jego mogąca mierzyć się z każdym z nas.
MŚCISŁAW
WYSZOMIR
Gdyby w sercu księcia Leszka nie było szczerości, miłości i wierności, gdyby je skaziła chociaż jedna myśl podstępu lub fałszu, nie byłby się udał pod waszą miłościwą opiekę braterską.
MŚCISŁAW
MŚCISŁAW
Czy w razie niebezpieczeństwa mego życia zdolen jest za pana i brata swego przelać krew swoją do ostatniej kropli?
BOLKO
Gdyby ktoś z nas śmiał o tem wątpić, wyrządziłby księciu Leszkowi tak ciężką zniewagę, że książę mógłby go pozwać w szaranki.
KSIĄŻĘ MŚCISŁAW
MŚCISŁAW
Teraz mógłbym zażądać od ciebie przysięgi na wierność, ale nie chcę cię uważać za mego wasala tylko za brata — żądaniem przysięgi znieważyłbym nie tylko ciebie, ale i siebie.
MŚCISŁAW
LESZEK
Przysięgam dla miasta tego przodków moich oddać wolność, szczęście, cześć rycerską i życie do ostatniej kropli krwi. Tak mi Boże dopomóż!
MŚCISŁAW
Zdaje się, że miłego sercu naszemu brata, godniej na moim dworze i w tem mojem mieście powitać nie mogłem. Leszek kłania się głęboko. A teraz szlachetne panie, oraz dostojników i rycerzy mego księstwa proszę na biesiadę, zbyt ubogą, niestety, przy tak wielkiej uroczystości.
SCENA IV
SZALUTA
BOLKO
SZALUTA
A kto ci powiedział, że on śpi? Nie widziałeś, jak jego oczy przenikały, gdyby świdrem nasze serca i wątroby — nie widziałeś, jak się złowrogo prężył, jak się tajemniczo uśmiechał?
BOLKO
Moje serce twarde, jak spiż, nie litości, ani trwogi, nie znam żadnego zmiłowania w otwartem polu, twarz w twarz z wrogiem, ale za plecami knuć — zacz to rycerska rzecz? Jak on tak stał w łunie tego — ot zachodzącego słońca — wyniosły i chmurny i tak przez wszystkich nas opuszczony…
SZALUTA
Nie bredź! Ja co innego uczułem, gdym go ujrzał takim wspaniałym i groźnym i z tymi złowrogimi błyskami w oczach — mrowię mnie przeszło: tak jak przemocą i gwałtem swej mocnej dłoni przywłaszczył sobie to miasto — tak jednem jej skinieniem mógłby nas wrzucić do najgłębszych lochów tego zamku.
BOLKO
Leszek go uprzedzi… Przeraża mnie skrytość i chytrość tego młodzieniaszka. Nie przysięgał Mścisławowi, ale przez jednego z zaufanych kazał się domagać przysięgi na miasto, którą też skwapliwie złożył — teraz ma ręce wobec Mścisława rozwiązane…
SZALUTA
Chodźmy — kamień puszczony w ruch, teraz już go nic nie powstrzyma — ale patrz tylko, jak słońce dzisiaj dziwnie krwawo zachodzi…
BOLKO
SCENA V
SCENA VI
ZYGWART
WYSZOMIR
ZYGWART
WYSZOMIR
ZYGWART
WYSZOMIR
ZYGWART
WYSZOMIR
ZYGWART
Zanadto kochaniem oślepiony: w Biblii świętej jest mowa o Samsonie, olbrzymie i mocarzu, któremu kobieta tylko jeden włos wyrwała, a całą moc utracił…
WYSZOMIR
SCENA VII
KINGA
WITA
Księżniczko droga, rozchmurzcie na Boga wasze czoło. Serce mi się krwawi, gdy na was patrzę. Słyszę, jak płaczecie po nocach, i ja z wami porówno płaczę; gorliwie modły zanosicie do Boga, a i moje niemniej są żarliwe, by u Boga wyżebrać odmienienie waszego smutku…
KINGA
WITA
KINGA
WITA
Ja niczego nie pragnę, jak tylko ci służyć, księżniczko; nie znam większej rozkoszy, jak rozczesywać twoje cudne włosy, splatać ich przepych w długie warkocze, przebierać twą smukłą postać w kosztowne szaty — poić moje oczy twą pięknością, którejby nawet najwytworniejszy truwer opisać nie był w stanie.
KINGA
WITA
Serce mi się kraje, gdy widzę, jak z waszych kwitnących jagód wszystka krew spełzła, jak gwiazdy waszych oczu blask tracą, i jakby mgłą zachodzą…
KINGA
Dla kogoż mam być piękną? Raz już miesiąc się obrócił, a przez cały ten czas, który wiecznością bólu i rozpaczy mi się wydaje, ani razu do mnie nie podszedł — unika mnie, usuwa się z mojej drogi; gdym raz w obłąkanym bólu wybiegła mu naprzeciw, by go zapytać, co jego serce odemnie odwróciło, udał, że mnie nie widzi i szybko znikł w zamku… Wito! Wito! Jak to boli!
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
SCENA VIII
LESZEK
Widziałem setki pięknych dziewic w tem państwie: Jedną urodziwszą od drugiej, ale równie pięknej, jak wy, cudna Halszko, nie widziałem…
HALSZKA
LESZEK
Skromność przystoi mowie niewieściej, jest nawet cennym klejnotem jej duszy, ale cóż winno słońce, że blask swój na cały świat rozpościera?
HALSZKA
Jakże odurza mnie woń tych kwiatów w tej parnej nocy, ale więcej jeszcze odurzają mnie wasze słowa, książę…
LESZEK
HALSZKA
LESZEK
O jakiej? patrzy jej głęboko i miłośnie w oczy i całuje jej rękę. Raczcie pójść ze mną, cudna Halszko, do tego cienistego ogrodu, tam wśród woni różanych krzaków, w mroku pachnących lip będę mam mówił o tej miłości, której jesteście ciekawą…
SCENA IX
SCENA X
WITA
SCENA XI
WITA
KINGA
KINGA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
KINGA
Cicho — cicho — nie chcę ich słyszeć, chociaż aż nazbyt głośno się rozgadały, nagle porywczo Podejdź do ogrodu — zobacz, czy tam jeszcze są — Wita wychyla się z krużganka ku ogrodom Nie! nie! nie patrz! przysiada na kamiennej ławce Skradła — skradła mi jego serce…
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
KINGA
Nie chcę! walczy z myślami, nagle parno tu i ciężko — chwyta się za piersi pewno burza nadchodzi… całe niebo jakby rozżarzone — spojrzyj raz jeszcze w ogród — Wita wychyla się z krużganku w ogród Widzisz ich?!
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
KINGA
WITA
Tak — tak! bo was miłuję, pani, i na waszą mękę patrzeć nie mogę… ponuro dzisiejszej nocy jeszcze…
SCENA XII
KSIĘŻNA RENATA
KINGA
KSIĘŻNA RENATA
A wiedz, jakie szczęście, żem zabrała z sobą pachołka z pochodnią — inaczej bym tu w cieniu twego oblicza poznać nie zdołała… przygląda się bacznie Kindze A — a… istotnie księżniczka Kinga…
KSIĘŻNA RENATA
KINGA
KSIĘŻNA RENATA
WITA
SCENA XIII
RENATA
Hardą i tajemniczą masz powierniczkę — i cóż miała znaczyć jej mowa — że dawno przyszedł na nią czas — by stąd odejść?
KINGA
Nie wiem, księżno, musiała się czuć urażoną, żeś jej stąd odejść kazała — ja zaś waszym rozkazom powolną być muszę.
KSIĘŻNA RENATA
I wasza mowa jest dziwna — przyszłam po to, by cię zapytać, księżniczko Kingo, czemu zniknęliście tak nagle z sali biesiadnej — a niczyjej uwagi nie uszło, że książę Mścisław coraz pilniej was szuka i coraz chmurniej patrzy, że was tam niema…
KINGA
Tak?! Miejsca tam dla mnie niema… wyniośle miejsce moje przy stole biesiadnym zajęte przez kogo innego… a tam, gdzie Halszka, siostra Zygwarta dworuje, nie godzi się mnie, księżniczce Kindze, zasiadać.
RENATA
KINGA
RENATA
KINGA
A więc wam wszystko powiem: mówiliście raz, księżno, że waszymi starymi palcami wystukiwaliście minuty i sekundy, do tej chwili, w której Leszka wasze stare oczy ujrzą — i ja to samo czyniłam moimi młodymi palcami i liczyłam godziny, zaczem moje młode, miłości spragnione oczy go ujrzą, jego, któremu od dziecka byłam przyrzeczoną.
RENATA
KINGA
Co dalej? Leszek przybył i Leszek powtarzał mi słowa miłości — Leszek z zachwytem wskazywał to miasto, w którym on i ja przy jego boku zapanować mieliśmy — aż oto od chwili tej tajemnej rozmowy waszej z nim, księżno, od której mnie usunęliście — serce swoje odemnie odwrócił — doszczętnie się zmienił.
RENATA
Nie był jeszcze ujrzał podówczas Halszki — młode serce płoche… Zresztą, cóż ja wiedzieć mogę?… zamyślona nagle tajemniczo. Widzisz to miasto w białym blasku księżyca, w rozżarzonej parności dni upalnych?
KINGA
Widziałam je wtedy, gdy mi je Leszek w miłości wskazywał, z obietnicą, że z nim razem nad niem zawładnę — teraz go nie widzę.
RENATA
Nie widzisz go? zrywa się. Nie bluźnij! nie bluźnij: tajemniczo i uroczyście — Wiesz, czem jest to miasto? To ciągłość naszego rodu, to nierozerwalny łańcuch mijających i tych, które przyjść mają, pokoleń, to wola wieków całych, która się w olbrzymi dąb rozrosła, a której korzenie Mścisław podcina, rozumiesz?
KINGA
RENATA
KINGA
RENATA
Leszek ukochał nadewszystko to miasto — może, aby uśpić czujność Mścisława i jego najwierniejszego sługi, udaje miłość do siostry jego. — Nie wiem, nie znam dróg jego zamysłów, ale zdaje mi się, że pozatem wszystkiem coś innego się kryje…
Twoja obecność może pokrzyżować jego zamysły — Mścisław podejrzliwy — dopóki my tu przebywamy, podwoi swą chytrą czujność — przytem Mścisław cię kocha i wiem, jak szalał z zazdrości o Leszka — nie będzie ciebie, to się uspokoi — będzie przytem widział dalsze zaloty Leszka do siostry swego zausznika, czujność jego tem bardziej uśpiona będzie, i — i… może Leszek stanie się jego doradzcą i…
KINGA
RENATA
Pytasz, co potem? szeptem tajemniczym. Co potem? miasto będzie nasze, a Halszka będzie słała łoże ślubne dla ciebie i Leszka…
KINGA
RENATA
Opuścić teraz to miasto — razem ze mną je opuścić, aż do chwili, w której ten wielki czyn się dokona — ja mam zamek na wysokiej skale nad bystrą rzeką — niczem przepych tych komnat wobec tych, w których tam królować będziesz…
KINGA
RENATA
Mam tam rozległe ogrody, gęste, ciemne lasy całe mile się ciągnące — będziesz miała tam wszystko, czego zapragniesz…
KINGA
RENATA
KINGA
RENATA
Tu czujesz się upokorzoną zalotami Leszka do Halszki, kłamliwemi wprawdzie — przysięgam ci — bo tylko tą drogą dojdzie do świętego celu — ale to cię rani, a tam będziesz miała spokój i wolność i błogie wyczekiwanie tej wielkiej chwili, w której na tronie twoich też praojców zasiądziesz wraz z Leszkiem —
KINGA
RENATA
KINGA
RENATA
Tu pozostaniesz? Czyż nie ranią cię zaloty Leszka, którego kochasz, do innej? Czyż nie obrzydł ci widok tego obmierzłego bękarta?
KINGA
Skąd wiecie, księżno, czy Leszka jeszcze kocham? Skąd możecie wiedzieć, że widok Mścisława jest mi obmierzły?
RENATA
KINGA
RENATA
KINGA
RENATA
KINGA
Milsze mi moje panowanie przy boku Mścisława, aniżeli Halszki przy boku Leszka — szydząc Nie zmylą mnie wasze gładkie słowa, księżno, ja tu pozostanę!
RENATA
KINGA
RENATA
SCENA XIV
O miasto! przeklęte miasto! zażarty, mściwy, nieubłagany Molochu, który mnie za życia chcesz pochłonąć! z dziką rozpaczliwą energią Nie! nie! nie!
SCENA XV
KINGA
A! a! książę Leszek… spojrzała na Halszkę tak, że ta mimowoli się cofa. Co za niespodziane spotkanie… I w samą porę — chciałam się właśnie z tobą pożegnać…
HALSZKA
KINGA
Żegnanie cię, najpiękniejsza z dziewic, nie koniecznie musi mieć coś wspólnego z wyjazdem — ale raczcie mnie pozostawić chwilę z księciem Leszkiem, sam na sam.
HALSZKA
Jeżeli taką jest wola księcia… nie miłoć to wprawdzie rozłączać się z tym, który niedługo według swej woli ma zostać mi miłościwym mężem i panem…
KINGA
LESZEK
KINGA
HALSZKA
SCENA XVI
LESZEK
KINGA
LESZEK
Z tym, za którego władzą i panowaniem to święte miasto woła i krzyczy, z tym, od którego żąda ono, by się nie nachylił przed najcięższą ofiarą, by tylko miasto dla rodu naszego z powrotem zdobyć… a wola duszy tego miasta jest tysiąckrotnie silniejsza od naszych pragnień… losy zapadły — żegnam was.
KINGA
LESZEK
KINGA
Tyś mi mówił, że to miasto wskrzesisz do naszej potęgi, a na tronie jego zasiądziesz wraz ze mną?
LESZEK
KINGA
LESZEK
Jeżeli nie jesteś w stanie pojąć tej ofiary, którą, z mego serca czynię, by według mego przeznaczenia to miasto odzyskać, nie jesteś godną naszego rodu.
KINGA
LESZEK
KINGA
Ha, ha, ha! Byś mógł na tronie obok siebie posadzić Halszkę? Nigdy! wtrąćcie mnie do najgłębszego lochu o chlebie i wodzie — ale ja tu pozostanę!
LESZEK
KINGA
LESZEK
SCENA XVII
KINGA
Kto to był? Czyżby Leszek? Ten Leszek, za którym tak tęskniłam, do którego tak rwało się moje serce, gdy tu przybył i miłość mi kłamał?
SCENA XVIII
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
Na co ten dworski ceremonjał? Po to może, by mi głębszą jeszcze odrazę okazać? Przywykłem do niej — nie potrzebujecie się na nią tak wysilać, księżniczko…
Pragnąłem uświetnić ucztę na cześć Leszka waszą obecnością, ale wyście zechcieli zniknąć — od starej księżnej dowiedziałem się dopiero, gdzieście się skryli — nie ważyłem się po was posłać moich giermków — sam przychodzę — sam wolałem stanąć przed wami, jako brat starszy Leszka, pierworodny syn waszego stryja…
MŚCISŁAW
Jakto? Co za cud? nie oburzacie się, żem się nazwał synem waszego stryja? Oczy wasze nie ciskają już na mnie błyskawic, że ważyłem się nazwać bratem Leszka?
KINGA
MŚCISŁAW
Czyżby zelżała wyniosła pogarda, którąście mnie zawsze darzyć raczyli? czeka z wzrastającą goryczą. A może wasze milczenie i obojętność cięższą jeszcze pogardę ma dla mnie wyrażać, aniżeli wasze harde i wyniosłe słowa? Może chcecie mi okazać waszem milczeniem, że mówię do zastygłego w marmury posągu, o który słowa moje obślizgują się, gdyby siekanina gradem nawałnicy o granitową skałę? Cóż tak na mnie patrzycie, jakbyście mnie po raz pierwszy widzieli?
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
O, jak ci wdzięczny jestem, Kingo, że wreszcie otworzyłaś uszy na moje słowa, że pozwoliłaś oczom swoim widzieć mnie. Słowa moje, których wysłuchać raczysz będą proste, jak prosta i pewna jest droga mej woli z trudem walczy z wzruszeniem. Jestem tu panem i pozostanę nim, mimo, że czuję, iż ciężkie chmury nademną się gromadzą, ale władztwa mego ni bogu ni djabłu wydrzeć sobie nie pozwolę; jestem panem i nie mam potrzeby taić się z tem, co mój mózg i serce porusza, zbyt możny jestem, bym musiał krętemi ścieżkami chodzić — szybciej i namiętnie a więc wam powiem, że jedno wasze dobre słowo, aż nadto by mi starczyło za pokłony i hołdy wszystkich ziem, nad którymi panuję i — hardo póki życia panować będę — najbogatszy haracz oddałbym za jeden promyk waszego przyjaznego uśmiechu.
KINGA
MŚCISŁAW
A wiedząc, że Leszka kochasz — tak wiem, wiem! To też, gdym widział, że lica wasze bledną i oczy wasze w tęsknicy gasną, wezwałem Leszka na mój dwór, chociaż wiem — chociaż wiedziałem… urywa i poprawia się nie! nie, nie wiem i nic nie widziałem — skłamałem, księżniczko — wydawało mi się tylko i przeciera czoło co mi się wydawało? Aha! że radość wam sprawię, gdy go jak najgodniej podejmę — wezwałem najdostojniejszych na tę dzisiejszą ucztę — i, aby go już ponad wszelką miarę uczcić, nie odbierałem od niego przysięgi na wierność, gdym go dziś pasował na rycerza…
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Czy o tym, którego niegdyś kochałam, czy o tym, co z siostrą Zygwarta chadza? Tamten umarł, a tego nie znam.
MŚCISŁAW
KINGA
Mylicie się, książę po chwili Mówiliście, że jeden uśmiech mój przyjazny, jedne dobre słowo starczyłoby wam za pokłony, hołdy ziem wszelakich?
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
Nie! Prędzejbym serce żywcem wraz z tobą pozwolił sobie z piersi wydrzeć, zaczembym to miasto oddał.
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Wiedziałam o tem — wiedziałam, że kto to miasto raz posiadł — nie oderwie odeń swej duszy — ale poczekaj: Zygwart twoim najwierniejszym poddanym najsilniejszym filarem twego państwa — prawda?
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
Dziś jeszcze z naciskiem zawisnąłbym na krawędzi przepaści, ale dość mej mocy, by się na to ważyć: nie zawahałbym się ani jednej chwili.
KINGA
Upokorzyłabym się nad wszelką miarę, gdybym od ciebie tego żądała, ale widzę, żeś prawdziwym synem książęcym.
MŚCISŁAW
KINGA
Mylisz się — z nagłem postanowieniem podaje mu rękę Prowadź mnie do sali biesiadnej — siądę przy twoim boku.
AKT III
DAMIAN
Jakbym jakiś szmer słyszał? przeciera oczy, podchodzi do okna i odsłania kotary u okien, znowu zasłania kotary. Dzień się budzi — słońce krwawiej jeszcze, jak wczoraj zachodziło — dziś nad miastem wstaje… nadsłuchuje. Nic! zdawało mi się tylko… siada znowu na stołku i zapada w niespokojny sen. Mówi przez sen Kazali mi — pauza och! słodki nakaz! miłuję ją — nie — nie! nie będę zdrajcą… Co oni mi kazali? Słodko o tem zapomnąć… budzi się znowu i przeciera oczy Słyszałem, jak przez sen mówiłem — czuwaj — czuwaj! Nic tak nie zdradza duszy człeczej, jak sen — patrzy na żołnierzy śpiących Jak im zazdroszczę — gdyby mnie było wolno tak spać! znużony jestem — głowa chwieje się na tym karku — ale sen zdrajca — mnie spać nie wolno… zapada w sen — ale zrywa się Zbudź się — zapomniałeś, co ci kazano? zapomniałeś, jaką przysięgą z twoim rodzicem, z burgrafem, Zygwartem i z Szalutą się związałeś!? prostuje się w krześle, palce rąk wplótł jedne w drugie. Nie mogę — nie mogę! rozbudza się Czuwaj! Coś poprzysiągł dokonać musisz… zrywa się i niespokojnie przechadza się po komnacie Mógłbym teraz wejść do jego komnaty… chwyta bezwiednie za miecz przy swym boku Nie — nie! Toby pierwszy lepszy opryszek uczynić zdołał — najmita, knecht niemiecki, ale nie ja… siada znowu w krześle Pochwycę w pas, porwę na konia — w zamyśleniu nie zdzierżę. Będzie krzyczeć o pomoc — będę musiał jej usta zakneblować — nie zdzierżę! Będzie mnie szarpać paznogciami, gryźć mnie — o słodka męczarnio! Ale pamiętaj, coś poprzysiągł! Znowu odsłania kotary w oknie To, jakby struga krwi lała się na posadzkę! zasłania kotary zatacza się Oczy moje łuniły się o świcie, o poranku, o zmierzchu bezbrzeżnym miłowaniem wokół niej, jakżeby teraz mogły hardym nakazem w nią uderzyć?! z większą tkliwością nie wyjęłyby ramiona matki dziecka ukochanego z kolebki, jakby moje ją na me piersi podjąć chciały — i jakże tu teraz niemi przytroczyć do siodła, skrępować, by się nie wyrwała tę, och! tę słodką gołębicę?! załamuje ręce aż w stawach trzeszczą Nie zdzierżę…
SCENA II
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
SCENA III
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
Rozkazuję! — co prawda wolałabym uprzejmie poprosić — nie łatwoć towarzyszowi zabaw dziecinnych rozkazywać — zwłaszcza takiemu, który mnie z głębokiej fosy wyciągnął.
DAMIAN
KINGA
Mylisz się! — Skądżeby mnie, która na tym dworze jestem tylko panną dworską, mogłoby stać na szyderstwo? Z czego szydzić? Zapomniałam się przez chwilę — wiem, że tu nic rozkazywać nie mogę, a zatem proszę was, byście zechcieli obudzić czemprędzej księcia Mścisława, i powiedzieć mu, że Kinga czeka nań w bardzo ważnej sprawie — i raczże mu przypomnieć, że księżniczka Kinga po raz pierwszy do niego z prośbą przychodzi.
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
SCENA IV
KINGA
Przeklęte miasto! stokroć razy przeklęte! A miasto one miało być rajem i rozkoszną przystanią, w którem dusza moja w dumnem panowaniu swe skrzydła od jednego krańca do drugiego rozciągnąćby mogła… A miasto ono miało być falą, na której miałam spocząć i płynąć, płynąć ku nieznanym, a wieczystą szczęśliwością rozkwieconym wybrzeżom, a miasto one miało być świętym chramem, w którem najtajniejsze cuda miłości się dokonują — Ha, ha, ha — z nienawiścią przeklęte miasto — stokroć razy przeklęte!
SCENA V
DAMIAN
DAMIAN
KINGA
DAMIAN
KINGA
Pomnę was teraz — mówiliście mi, chłopięciem jeszcze będąc — a — a… coście wy mi mówili? Aha! prawda! chcieliście mnie przed się na konia w poprzek na kulbakę położyć i pędzić — w szeroki świat…
DAMIAN
KINGA
Nie pomnisz tak pięknych rzeczy? Nie pomnisz, żeś powiedział, że to miasto może być dla mnie albo błogosławionem szczęściem, albo przekleństwem, przed którem wy mnie ratować chcecie…
DAMIAN
KINGA
A ja wczoraj wasz głos słyszałam — patrzy na niego przenikliwie ja wasz głos słyszałam w ciężkiej pomroce.
DAMIAN
SCENA VI
MŚCISŁAW
KINGA
Zaraz się dowiecie — A — a… wskazując na Damiana aczkolwiek ten młodzian wyratował mnie z głębokiej fosy, gdym dzieckiem jeszcze była — wolę sprawę moją wobec księcia samego wytoczyć.
DAMIAN
SCENA VII
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Wybacz, książę, że się ośmieliłam tak rychłą porą spokój wasz zakłócić, ale stawiam się dobrowolnie przed wasz sąd, ponieważ jestem winną skrytobójstwa, zamierzonego przezemnie na Halszkę, siostrę Zygwarta.
MŚCISŁAW
KINGA
Nie książę! To rzeczywistość. Zamach skrytobójczy się nie udał, ale niesłusznie została o nie posądzona moja wierna służebna i powiernica — Wita — przed godziną została schwytana, bo zamach, dzięki księciu Leszkowi, został udaremniony — a Wita wrzucona do głębokiego lochu. A ponieważ Wita, jak właśnie wam mówiłam, jest niewinną, a tylko ja jedynie za czyn jej odpowiadam, dobrowolnie stawiam się przed wasz sąd — i raz jeszcze wybaczcie, że o tak rychłej porze was z łoża zerwałam, ale niepokój o mą wierną Witę, zwlekać mi nie pozwalał.
KINGA
Nie przyszłam żebrać twej łaski — przeciwnie: w oczy ci splunę, jeżeli miast Wity, która jest niewinną nie każesz w tej chwili mnie uwięzić!
KINGA
Nie słyszysz, co ci mówię? Ja — ja — Wiecie sztylet wsunęłam do ręki, ja Witę zaklęłam na jej wierność ku mnie, by Halszkę dziś jeszcze zabiła, ja jej podszepnęłam, w którym zakręcie krużganka ma na nią czyhać — ja! ja!
KINGA
Nie słyszysz? A może słyszeć nie chcesz? Ha, ha, ha… więc ci powiem: za chwilę zbierze się tu rycerstwo — najprzedniejsi towarzysze Zygwarta — będą od ciebie żądali sądu nad Witą — wtedy ja wystąpię i powiem, że ja to uczyniłam, że Wita jest moim narzędziem tylko, jeżeli możny książę Mścisław skaże niewinną Witę na męki, to mu trzykrotnie splunę w oczy, i wszystkim tym, którzy jego sąd uznają.
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
Ani Wita jej nie potrzebuje — bo jest niewinną, jak mówisz — ani ty — bo Ciebie, jako przynależnej do mego rodu sądzić nie mogę.
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
Słyszałeś? Mówię ci „ty”, ale raz jeszcze ci powtarzam: w oczy ci splunę, jeżeli na chwilę pomyślisz, żem przyszła żebrać twej łaski…
MŚCISŁAW
Nie wiem, o czem mówisz? Ty? łaski mojej? A przecież to dusza moja zamierała w bezgłośnym krzyku za łaską twojego „ty”…
KINGA
MŚCISŁAW
Istotnie księżniczko, jakieście to powiedzieli? Moja dusza jest zbolała, rozraniona i podejrzliwa — nikomu nie wierzę, gdy się z pochlebnem słowem do mnie zwraca — ale waszej hardej duszy wierzę.
KINGA
MŚCISŁAW
KINGA
KINGA
Milczysz? Nie jesteś pewien? pauza Milczysz? Powiedz, że mnie więcej ukochałeś! pauza jeszcze milczysz?
MŚCISŁAW
O tem, ni tobie ni mnie, mówić nie wolno. Miasto z tobą najwyższe szczęście, ale i bez ciebie miasto musi być moje.
KINGA
Przeklęte miasto! A! a! nie myślałam, że to miasto może być droższem odemnie nawet dla tego, który mi przed chwilą powiedział, że dusza jego zamierała w bezgłośnym krzyku za wielką łaskę mego „Ty”.
MŚCISŁAW
KINGA
Teraz już wszystko wiem. Żegnam cię książę — ja tylko wiedzieć chciałam, czy jest ktoś, ktoby mnie więcej ukochał, jak to miasto… waha się o jedno cię proszę: zbyt usilnie mnie nagabywano, bym to miasto opuściła: nie czuję się tu bezpieczną.
MŚCISŁAW
SCENA VIII
DAMIAN
MŚCISŁAW
Czuwać masz nad bezpieczeństwem księżniczki Kingi — tobie jednemu ufam — a i księżniczka zdaje się dawno cię znać — mówiła, wszakże, przed chwilą, żeś ją z głębokiej fosy wyratował, gdy dzieckiem jeszcze była…
DAMIAN
KINGA
Wdzięcznie przyjmuję wasze usługi — może znowu przyjdzie wam uratować mnie z głębokiej fosy — przy wyjściu tajemniczo do Mścisława. To miasto ani twojem, ani jego nie będzie!
SCENA IX
MŚCISŁAW
To miasto… przeciera oczy miasto zdaje się szydzić ze mnie! nagle nieprzytomny, wściekły w krwawym trudzie cię zdobyłem i jesteś moje — moje! coraz baczniej wpatruje się w mury i dachy i wieże. Nie duś mnie tak strasznie — zmoro — zmoro! cofa się, i opada na krzesło Zwaliło się na moje piersi i gniecie i dusi — chwyta się za piersi i głowę Pocom ja tego miasta zapragnął — pocom broczył w krwi, pocom sumienie obarczał jedną zbrodnie za drugą, by je zdobyć… poco? poco? zrywa się jakby uciekać chciał w śmiertelnym przerażeniu Co to? co? ruszyło się z miejsca, z posad i fundamentów odwiecznych ruszyły się wieże bramy, mury i idą — idą opanowuje się i nagle z wyniosłą dumą Co? Jam ciebie nie godzien?! Ha — ha — ha! byłobyś potężniejsze odemnie? Miasto, którego tak pożądałem chciwie, czemuż zwalasz się na moje piersi? Czemuż stałoś mi się zmorą, czemu zmysły moje mącisz i sen mi odbierasz i drżącą trwogą me serce napełniasz? Niegodzien ciebie jestem — mówisz — któż godniejszy odemnie?! On? może on?! jemu przypadałoś w dziedzictwie — a jam cię zdobywać musiał w krwawych zapasach — i jam — jam niegodzien?! Po tom ciebie tak pragnął, byś mnie teraz w ziemię wtłaczało! krzyczy Moje jesteś! moje! ogląda się przerażony. Kto tu się śmieje? Kto się tak piekielnym skowytem roześmiał?
SCENA X
MŚCISŁAW
A, a! to ty Zygwarcie — tyś ponoć jedyny, który mnie w całem mem władztwie ukochał — już zdala cię poznałem po twoim śmiechu.
ZYGWART
MŚCISŁAW
Doskonale — doskonale… to pewnie miasto się śmiało — jak ci się zdaje? śmiejące miasto? Miasto, które się w krwawym znoju zdobyło, a które teraz szydzi i śmieje się z zdobywcy swego?
ZYGWART
Ciemną i zagadkową jest osnowa mowy waszej — wydaje mi się, że raczycie, książę, żarty stroić z najwierniejszego swego sługi.
MŚCISŁAW
Żarty? przypatrzże się: nie widzisz, jak te mury i baszty i wieże z posad ruszyły i idą i szyderczo do mnie w śmiechu zęby szczerzą? potokami i kaskadami światła śmieje się, a poza tym śmiechem skryło się złowrogo w czarnych kirach cienia, ruszyło z głębokich fundamentów i idzie — idzie… ale oczywiście ty tego widzieć nie możesz, boś ty mi oddany i umiłowałeś mnie — i… i… poufale wybacz mi — jestem istotnie zbyt dzisiaj wesoły, ale mam ku temu przyczyn, przyczyn nadto wiele…
ZYGWART
MŚCISŁAW
Wiem, już wiem — a raczej winszują ci z całego serca: serce siostry twojej Halszki skłoniło się ku Leszkowi…
ZYGWART
MŚCISŁAW
Aha! Wiem już o co chodzi — aha! co dopiero słyszałem: jakaś tam Wita, służebna księżniczki Kingi zrobiła skrytobójczy zamach na siostrę twą Halszkę… babskie historje…
ZYGWART
MŚCISŁAW
Żarty? Co ty dziś bezustannie upatrujesz w mej mowie żarty? Czyż to coś tak niesłychanego, że w urodziwym Leszku, miłościwym bracie moim, każda podwika się durzy, i jedna o drugą zazdrosna? Wita, ujrzawszy, że Leszek oddał swe serce pięknej Halszce, postanowiła pomścić się na niej. Klepie go poufnie po ramieniu. Daj spokój, to proste babskie historje, a winien temu wszystkiemu gładki i dworny Leszek, przecież, jak wiadomo dusi się śmiechem nawet księżniczka Kinga go miłuje.
ZYGWART
O tem wie cały dwór, jak również o tem, że Wita tylko za namową księżniczki Kingi w skrytobójczym zamiarze na moję siostrę się zaczaiła…
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
Tę samą właśnie, którą wam radziłem dać Leszkowi za… żonę — i jestem szczęśliw, że małżeństwo się skojarzy — mam wiernego w tobie sługę i będę miał przy boku wiernego brata…
ZYGWART
MŚCISŁAW
Sprawiedliwości? Jakiej sprawiedliwości? jeżeli Wita była przez księżniczkę namówioną, to jest niewinna, a z Kingą co ja mogę począć? zresztą to mnie nic nie obchodzi.
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
ZYGWART
MŚCISŁAW
Prawda — gdybyś miał fałsz w sercu, tobyś go tak jawnie nie okazywał — wybaczam ci twą hardą mowę — czego żądasz odemnie?
ZYGWART
MŚCISŁAW
Jakie śmieszne żądanie! prowadzi go ku oknu, patrz — patrz! Całe miasto rechocze z naszych głupich zatargów, żądań, pragnień, chciwości władzy i zemsty — ha, ha, ha!
SCENA XI
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
Tak kazaliście się nazywać miłościwy książę, i mocą tego tytułu zdawało mi się, że bez oznajmienia heroldów i giermków mogę stanąć przed wami.
MŚCISŁAW
Witaj mi, witaj — miły bracie — ponoć cię przykrość spotkała — jakaś służebna twej stryjecznej siostry popełniła zamach na życie twej oblubienicy, a siostry Zygwarta, pięknej Halszki… właśnie o tym zdarzeniu niemiłem mówiliśmy tu długo i szeroko z umiłowanym mym Zygwartem — ale racz usiąść, proszę! zapobiegliwie ot! tu obok mnie — Co cię tu sprowadza Leszku miły? Czyżbyś i ty jakiejś sprawiedliwości odemnie żądał?
LESZEK
Nie o sprawiedliwość i pomstę przyszedłem was prosić, ale o miłościwe zezwolenie na poślubienie Halszki, pięknej siostry Zygwarta. A spieszno mi wobec ostatniego zdarzenia, czujną pieczę nad przyszłą małżonką mą roztoczyć…
MŚCISŁAW
ZYGWART
Większy zaszczyt i honor rodu mego spotkać nie mógł, jak ten, który w tej chwili mnie i siostrę moją spotyka.
MŚCISŁAW
Jak się cieszę — jak się cieszę — zaciera gorączkowo ręce, ale wobec tak niesłychanego zaszczytu chyba już nie wymagasz, bym na Wicie dokonał zemsty — z naciskiem Szczęśliw jestem, że mogę Wicie wrócić wolność — a i książę Leszek, brat mój miły, w swojej wspaniałomyślności uzna i pochwali łaskę moją okazaną jakiejś dziewce, która w zapamiętałej zazdrości o piękną Halszkę na jej życie się targnęła — przecież znam, Leszku, twoje wielkie serce — bije pałką w tarcz wiem, żeś nie przyszedł tylko po to, by prosić o zezwolenie na poślubienie pięknej Halszki, ale w podarunku ślubnym pragniesz uwolnienia Wity…
LESZEK
MŚCISŁAW
Milczysz — nie chcesz zdradzić pięknych porywów twego serca — widzisz, jak cię przeniknąłem, i szczęśliw jestem, że się na tobie nie zawiodłem.
SCENA XII
MŚCISŁAW
Zejdź w tej chwili do nadzorcy więzień, i powiedz mu, że książę Leszek prosi o łaskę dla Wity, służebnej i powiernicy księżniczki Kingi — niech natychmiast zostanie na wolność wypuszczoną. Zrozumiałeś?!
HEROLD
SCENA XIII
MŚCISŁAW
A co? drogi bracie, wszak odgadłem tajniki twego serca? Leszek stoi skupiony i zamyślany i milczy. A i tobie, Zygwarcie, musiało zmięknąć serce w radosnem poczuciu splendoru, chwały i zaszczytu, który cię spotyka — przecież już nie obstajesz przy mojej sprawiedliwości, z której, patrz, całe miasto się śmieje — wszystkie wieże, baszty, blanki rozchmurz i ty swe czoło i śmiej się razem z murami, dachami, wieżami, na których słońce takim blaskiem spoczywa.
ZYGWART
Istotnie, miłościwy panie, wobec tej błogiej, śmiejącej się, nadziejnej szczęśliwości rodzicielki słońca, stopniała skorupa zatwardziałości mego serca, i pomsty na biednej Wicie nie poszukuję.
MŚCISŁAW
A widzisz — jak doskonale przenikam serca i nerwy ludzkie — wiedziałem, że widok, słońcem rozszczęśliwionego miasta cię wzruszy — patrz — widzisz? teraz miasto ma już zbożny wygląd — już nie szydzi, już się nie śmieje — a teraz idź w spokoju, wierny mój sługo i przyjacielu…
SCENA XIV
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
Ha, ha, ha — i ja chciał bym to wiedzieć, czego najprzebieglejszy sługa mój Zygwart, wymiarkować nie umiał — wybacz mi, bracie, moje śmiałe pytanie… zamyślony Mówiono, żeście miłowali księżniczkę Kingę — wybaczcie, że się o to pytam, aleście nazwali mnie bratem, a bratu wiedzieć wolno…
LESZEK
MŚCISŁAW
Mocną masz duszę i niedostępną — ale ja słyszę wyraźnie, jak się po jej krużgankach coś przechadza, coś, co mi jest wrogiem…
LESZEK
MŚCISŁAW
A może mi się tylko tak zdaje — ale ja czuję, że tam w krużgankach twej duszy tajemnicze i wrogie mi cienie się snują.
LESZEK
MŚCISŁAW
Była tu rychłym rankiem księżniczka Kinga — mówiła mi — a może kto inny mi mówił, że dusza moja zraniona i zbolała… wpatruje się bacznie w Leszka rozumiesz?
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
Kingi? po chwili Jeżeli ona dała księciu nitkę do labiryntu mej duszy — to nitka niepewna, nad wyraz cienka i rwąca się…
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
Nic więcej? Ha, ha, ha! Jakiś ty przebiegły, nad wszelką miarę przebiegły — przychodzisz prosić o piękną rączkę Halszki, a żądasz łaski dla Wity — a ponieważ cię miłuję, mówię ci, że Wita jest już wolną.
LESZEK
MŚCISŁAW
Jakto? Czyż istotnie mógłbym się tak doszczętnie zagubić w labiryncie twej duszy — przecież się nie mylę: tylko wielkoduszna myśl uwolnienia Wity, powiernicy, twej siostry stryjecznej, Kingi, tu cię sprowadziła?…
LESZEK
Myli się książę — sprowadził mnie zamiar poślubienia Halszki, która, gdy małżonką moją zostanie, od skrytobójczych zamachów wolną będzie.
MŚCISŁAW
Odnalazłem wreszcie ścieżkę do twej duszy ha! ha! śmieje się dziko Takeś Kingę ukochał, że z tej umiłowanej ofiarę ponieść pragniesz — dla dyszy ciężko a potem krzyczy dla… miasta!
LESZEK
Książę jest w błędzie, posądzając mnie o kręte ścieżki — moja droga jest prosta i ani na chwilę z niej nie zbaczam — z najprostszej mej drogi…
MŚCISŁAW
LESZEK
MŚCISŁAW
SCENA XV
MŚCISŁAW
A miasto jest i będzie mojem! W rozchylającej się kotarze ukazuje się księżna Renata — oczy ich spotykają się — Mścisław zatacza się przerażony. Ktoś ty?
RENATA
Zdobyłeś je, aleś go obronić nie umiał. Cztery bramy miałeś w tem mieście: ta na wschód, na oścież była otwarta złotu i purpurze zarania nowych, życiodajnych mocy — zamknąłeś ją pychą.
576Ta na południe — znojnym, ale bogatym plonom żniwianego, rozrodczego słońca: zamknąłeś ją chciwością władzy i panowania.
577Tą na zachód wkraczał cichy i święty zmrok spokoju, rozpływania się w boskich tajemnicach wszechświata — zamknąłeś ją nieczystą żądzą ślepą.
578A bramą na północ położoną stłaczała się cisza sennych marzeń, ukojenia bólu i cierpień wszelakich: zamknąłeś ją niecnym podstępem i chytrą zdradą. Źle broniłeś bram swego miasta w swej ślepej zapalczywości — źle! Mienisz się możnym, bogatym i władcą, żeś miasto to zdobył — a tyś nędzny i ślepy i niemocny — patrz, patrz, godzina słońca — a miasto tonie w krwawej pomroce, gaśnie — ginie…
MŚCISŁAW
SCENA XVI
MŚCISŁAW
SCENA XVII
MŚCISŁAW
HEROLD
MŚCISŁAW
Leszek-Leszek?! jakby się ze snu budził głębokiego nadsłuchuje — nagle. Co to za niezwykły gwar na podwórcach zamkowych — skąd ten gwar, nawoływania, tętent kopyt końskich i krzyki? czeka, Herold przestraszony milczy. Czemu milczysz?
HEROLD
MŚCISŁAW
HEROLD
MŚCISŁAW
HEROLD
MŚCISŁAW
HEROLD
MŚCISŁAW
AKT IV
SCENA I
HALSZKA
Leszek na białym koniu, krwią zbryzgany, na przedzie — chmurą, burzą, huraganem zwalił się na wojsko Mścisława.
RENATA
HALSZKA
Leszku! Leszku mój! powiewa chustką Niszczącym klinem werżnął się w zastępy wroga… z zapartym oddechem teraz się odnaleźli, rzucili się na siebie…
RENATA
HALSZKA
Trzykroć na siebie się rzucili w zaciekłych zapasach, kopie podruzgotali, trzykroć zwarły się ich konie i dębem stanęły, a potem schwycili za czekany — koń Mścisława padł łbem o ziemię, a Mścisław zwalił się z siodła z roztrzaskaną czaszką…
RENATA
HALSZKA
Zwycięstwo! zwycięstwo! Mścisław nie żyje — garść jego wojska goni, jak oszalała w popłochu przedsię, na oślep powiewa chustką. Leszku! jasny mój! ukochany! A on na przedzie gna ich, jak stado obłąkanych owiec — och! raz jeszcze żygnął krwią Mścisław — teraz leży rozciągnięty na ziemi — patrzeć nie mogę…
RENATA
Nie patrz! nie patrz, moja córko! Ślepota go nawiedziła, a miał ci on cztery bramy w zamku swej duszy i na wschód zarania słońca, i na jego moc zwycięską południa, i na zachód pokoju i na północ spoczynku…
HALSZKA
RENATA
SCENA II
HALSZKA
SCENA III
HALSZKA
A to wy, Gniewoszu — w pierwszej chwili miałam oczy, jak porażone światłem podniecona książę Leszek zwyciężył!
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
Nie wiem, czy mogę się ośmielić zamroczyć twą radosną duszę, dostojna pani, wyjawieniem przyczyny mych trosk i obaw.
HALSZKA
W laurowy wieniec zwycięstwa księcia Leszka, mego najukochańszego małżonka i miłościwego pana chcecie wpleść czarną wstęgę złowróżebnych przeczuć?
GNIEWOSZ
Nie to! jak najodleglejszym jest mi ten zamiar w tej radosnej chwili, w której porówni z wami, dostojna pani, uszczęśliwion jestem nowym władcą i miłościwym panem, prośbę raczej u stóp waszych złożyć pragnę…
HALSZKA
GNIEWOSZ
Doznałem ze strony księcia Leszka tej wielkiej łaski, że podczas swej wyprawy zwycięskiej przeciw księciu Mścisławowi, raczył poruczyć mojej właśnie pieczy bezpieczeństwo wasze, najdostojniejsza pani. A teraz, gdy książę Leszek wrócił z wycieczki, gdy książę Mścisław legł w pojedynku, czy wolno mi do ciebie, księżno, wnieść prośbę o łaskę?
HALSZKA
Nie jestem jeszcze księżną, więc nie mogę być szczodrą w rozdawaniu łask, ale słucham was, rycerzu, i pytam o co prosicie?
GNIEWOSZ
O nic innego, jak tylko o to jedno, byście wyjednali u swego dostojnego małżonka dla mnie tę łaskę, bym mógł i nadal nad bezpieczeństwem twem pani, czuwać.
HALSZKA
Jakto? nie rozumiem Was — czyż teraz, gdy książę Leszek objął w posiadanie miasto i zamek, gdy za dni kilka przyjmie mnie za żonę i obok niego na tronie książęcym zasiądę — jeszcze nie będę bezpieczną? Jakiejże obrony potrzebuję, prócz jego silnego ramienia, jakiejże straży prócz tarczy jego miłości?
GNIEWOSZ
Przyznaję, dostojna pani, że ramię księcia Leszka jest chrobre i potężne, potężniejsze niż kiedykolwiek, bo wzmocnione potęgą waszego brata Zygwarta i kniazia Wyszomira — nie wątpię, że teraz jego miłości dość silne, by odbić wszystkie pociski, a jednakże… przyklęka na jedno kolano i pochyla kornie głowę błagam was, miłościwa pani, byście zechcieli u przyszłego małżonka wyjednać mi tę łaskę, bym i nadal mógł czuwać nad bezpieczeństwem waszego życia.
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
Jakto? księżniczka Kinga tu — w tym zamku? Śnicie chyba, rycerzu — księżniczka Kinga została w odległym zamku księżnej Renaty osadzoną.
GNIEWOSZ
Nie śnię! księżniczka Kinga nie została z niego wywiezioną — syn Wyszomira, Damian, miał ten rozkaz pod przysięgą wykonać, ale go nie spełnił — wraz z garstką oddanych sobie towarzyszy wszczął w zamku popłoch i przestrach, wywabił tym fortelem księcia Mścisława za miasto — ale Kinga jest tu — na zamku…
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
Gdyby to było tajemnicą jedynie księcia Leszka pana mego miłościwego, toby ją chyba obcęgami z mego gardła wyrwać można — ale to wie całe miasto.
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
Skąd ja to wiedzieć mogę? Zwykle sam pan najgorzej jest obsługiwany, wszyscy wiedzą o wszystkiem, tylko pan nie wie nic!
HALSZKA
GNIEWOSZ
Pozwólcie mi pani czuwać nad bezpieczeństwem waszego życia, mimo silnego ramienia i obronnej tarczy miłości waszego przyszłego małżonka.
HALSZKA
GNIEWOSZ
Nie wiem — to jedno tylko wiem, że bez księcia Leszka woli rozkaz ten nie mógł by być spełnionym.
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
HALSZKA
GNIEWOSZ
Słyszałem, że książę Mścisław na prośbę księżniczki chciał ją uwolnić, ale niewiem, czy zdążył to uczynić w obłąkanym pościgu za porwaną Kingą — ale jej tu niema!
HALSZKA
GNIEWOSZ
Tegom nie powiedział, ale sądzę, że książę Leszek musiałby coś wiedzieć o losach swej najbliższej krewniaczki i o tej, która nasłała morderczynię na przyszłą jego małżonkę.
HALSZKA
GNIEWOSZ
Pozwólcie, pani, bym mógł czuwać nad wami! Może natarczywą wydaje się wam moja gorliwość, z jaką wam me usługi i ramię ofiaruję. Wiem, że książę Leszek zwycięski teraz i wszechwładny pan tego miasta, aż nadto przed wszelkim wrogiem was obronić może, ale nie przed ukrytym dla niego — a ponieważ książę o tem nie wie, że księżniczka Kinga się w tym zamku ukrywa — a wiedzieć nie może, bo by z miłości i pieczołowitości o was, pani, tego ścierpieć nie mógł, więc rozkłada ramiona więc…
HALSZKA
GNIEWOSZ
Nie śmiem, pani. Jestem wam najwięcej oddanym sługą, ale z chwilą, gdyście mi powiedzieli, że sączę jad w waszą duszę, słowa poprzez zęby nie wypuszczę.
HALSZKA
GNIEWOSZ
Ulegam waszej woli, u stóp waszych się ścielę, pani, lękam się waszej niełaski, więcej, jak potępienia wiecznego, ale cóż ja wam powiedzieć mogę… pokątne gadanie… jakieś posłuchy… ciche szmery od ucha do ucha po mrocznych świetlicach — przebąkiwania o tem, że książę Leszek, zaczem was porwał, miłował księżniczkę Kingę…
HALSZKA
GNIEWOSZ
Nie pojmuję was, pani. Zmusiliście mnie mówić, co wiem, a potem rzucacie na moją cześć rycerską największą zniewagę.
HALSZKA
Aha! teraz rozumiem! teraz wiem… opanowuje się całą siłą, A! a… cóż ja to powiedziałam? Przecież ja co innego powiedzieć wam chciałam — opanowana z udaną swobodą jak doskonale się składa — jakie szczęście będzie pokazać księciu Leszkowi tą, którą mniemał być porwaną i daleko uprowadzoną… czyż większą radość sprawić bym mu mogła przy tryumfalnym powitaniu… jak wybaczeniem swych krzywd… Ty wiesz, gdzie się Kinga ukrywa?
GNIEWOSZ
Wiem!… Wyczytałem w starych księgach, że pewien król powiedział, iż niema tak ciasnej bramy, przez którą by osioł, obładowany złotem się nie przedostał — i tą samą drogą przedostałem się do serca najwierniejszego giermka Damiana — ależ otóż i Damian sam.
SCENA IV
HALSZKA
DAMIAN
Przezemnie, miłościwa pani i przyszła władczyni nasza, przysyła ci książę Leszek, pan nasz, radośną wieść o swojem walnem zwycięstwie nad księciem Mścisławem. Legł Mścisław w pojedynku z naszym księciem, a garstka jego rycerzy w błędnym popłochu rozsypana na wszystkie wiatry.
HALSZKA
DAMIAN
Ale inną jeszcze wieść dostojna pani, wam przynoszę: po ukończonej bitwie książę Leszek w radosnym upojeniu zwycięstwa i tryumfu ogłosił wobec całego wojska, że jako jego przyszła wybrana małżonka, jesteście panią tego miasta i całego dostojnego rycerstwa.
HALSZKA
Jestem księciu Leszkowi całem sercem wdzięczna za jego gorliwą chęć okazania mi wobec całego rycerstwa swej miłości i pieczołowitości, oraz staraniu, by me serce rozradować — z duszą przyglądałam się z tych murów krwawym zapasom, które się pod murami tego miasta odbywały, a z których książę Leszek wyszedł zwycięsko i z chwałą, ale radość moją tryumfem mego przyszłego małżonka mąci troska o losy krewnej jego najbliższej i księżniczki Kingi.
DAMIAN
HALSZKA
Przecież wyraźnie rzekłam, że o księżniczce Kindze, której krzywdę mi uczynioną dawno wybaczyłam. Słyszałam, że waszej opiece poręczoną została z tym wyraźnym rozkazem, aby ją wywieźć daleko za miasto do odległego zamku księżnej Renaty, aby nie potrzebowała być świadkiem krwawej rozterki między jej braćmi, aby niczem serca jej nie zasmucić, nawet skrytobójczynią Witę, powiernicę jej, na wolność puszczono… wpatruje się bacznie i z mocą w Damiana, podchodzi do niego. Wdzięczną wam jestem za waszą radośną wieść, ale rozumiecie, że pragnęłabym się dowiedzieć, gdzież w istocie przebywa tak bliska krewna mego przyszłego małżonka — by się z nią radośną wieścią podzielić i powołać ją na zamek do powitalnego orszaku.
DAMIAN
HALSZKA
GNIEWOSZ
Mówiłem, że księżniczka Kinga jest tu na zamku — a jeżeli ktośkolwiek chciałby zadać kłam memu słowu, wyrządzi mi najcięższą obelgę.
HALSZKA
DAMIAN
HALSZKA
Ależ wojewodzicu — byłabym nieszczęśliwą, gdyby moje niebaczne pytanie miało być przyczyną waśni między dwoma tak zacnymi rycerzami…
GNIEWOSZ
HALSZKA
Ależ baczcie, godni rycerze, że tu niema powodu do jakiejś waśni — przeciwnie, tylko wdzięczną wam być muszę, żeście dobremi wieściami uspokoili moje serce, stroskane o losy księżniczki Kingi — jednego tylko nie rozumiem, dla czego was rycerz Gniewosz nazwał krzywoprzysiężcą?
DAMIAN
HALSZKA
A może podchodzi bliżej do Damiana może nie spełniliście zaprzysiężonego księciu Leszkowi rozkazu? Mówcie mi szczerze, bo serce moje istotnie stroskane o losy księżniczki Kingi.
HALSZKA
Wyrwało wam się słowo zelżywe, jak ślina splunięta w twarz godnemu rycerzowi Gniewoszowi: zdrajca! jakieżby on mógł tajemnice zdradzać, gdyby ich nie było? śmieje się głośno. Ach — ach! Jakich niezręcznych powierników wybrał sobie książę Leszek! Tu Damian, który na zamku ukrył księżniczkę Kingę, chociaż wie, że największą radością dla mnie byłoby ujrzeć ją, uczestniczkę tryumfu księcia — udaje zastanowienie. Aha! teraz rozumiem, to wojewodzic chciwy łask księcia pozazdrościł mi tego szczęścia, bym pierwsza mogła księciu Kingę ukazać — prawda wojewodzicu? chciałeś ją sam w tryumfalnym orszaku poprowadzić?
HALSZKA
A widzicie, że odgadłam wasze zamiary. Mieliście najlepsze chęci i za to was tamten wskazuje na Gniewosza nazwał krzywoprzysiężcą. Ha, ha, ha! Ale jakkolwiek wysoce cenię waszą miłość dla księcia, to przyznać musicie, że ja mam pierwszeństwo zgotowania mu tej niespodzianki żartobliwie. A żebyście mnie ubiedz nie mogli — pozostaniecie tu aż do nadejścia księcia Leszka.
DAMIAN
HALSZKA
Nie, nie! Lękam się, że zbytnią gorliwością moglibyście mi całą radość popsuć — a zresztą książę tu niebawem nadejdzie… patrzy wzgardliwie na Gniewosza. A ten, którego zdrajcą nazwałeś może nie wiedział o twoim zamiarze, a znając moją troskę o księżniczkę Kingę, mimowoli, nie w złej wierze, wszystko wygadał — a może chciał sobie moje łaski zaskarbić na przyszłość — no tego już mu za złe brać nie mogę — ale ja sądzę, że on się tylko chełpił, iż wie, gdzieście wy wojewodzicu Kingę ukryli… he, he, he! do Gniewosza Dajcie mi dowód gorliwy rycerzu, żeście zasłużyli na przyszłe względy księżnej: odszukajcie skrzętnie ukrytą Kingę, przywiedźcie ją do tej małej komnaty na wieży, przyległej do tego podwórca — ukażcie ją księciu na pierwsze moje skinienie — a szyderczo kto wie? może i kanclerzem zostaniecie?
GNIEWOSZ
Przykrą i nad wyraz bolesną dla mnie jest wasza mowa, pani, ale dam wam dowód, którego żądacie: niebawem wraz z księżniczką Kingą będę oczekiwał w tej małej komnacie na wasze dalsze rozkazy
HALSZKA
SCENA V
HALSZKA
Wybaczcie, rycerzu, że wam przykrość sprawiam, iż nie wy pierwsi ukażecie księżniczkę Kingę Leszkowi, w każdym razie nie omieszkam księciu powiedzieć o waszej ku niemu miłości i o waszych gorliwych staraniach, by mu w dniu jego chwały radośną niespodziankę zrobić… słychać zdala fanfary zbliżającego się zastępu księcia Leszka przez miasto, radośne, powitalne okrzyki w mieście. O! słyszycie? już się książę zbliża… patrzy z wytężeniem z murów, gdzie wbiegła już wije się migotliwy, błyszczący wąż rycerstwa witany radośnie przez mieszkańców miasta. Zwraca się do Damiana. Długo na księcia nie będziecie czekać — dość rychło jeszcze dowie się o mojem zdrowiu. Damian złamany i ponury stoi oparty na mieczu. Miejsca tu dosyć — spocznijcie — wydajecie mi się być chorym —
SCENA VI
HALSZKA
SCENA VII
RENATA
Słyszałam odgłos zwycięskich fanfar — chciałam go przyjąć w świetlicy, ale tu w blasku słońca lepiej go widzieć będę. — Oślepły moje oczy, ale jego syna prawowitego tego miasta, jego zwycięzcę, mściciela krzywd naszego rodu, rozpoznać jeszcze są w stanie.
HALSZKA
Istotnie dobrze zrobiliście, babko, w komnatach zmrok — a tu… nigdy jeszcze takim blaskiem nie rozsłoneczniło się niebo nad tem miastem, jak dziś w dniu Leszka tryumfu.
RENATA
HALSZKA
Mylicie się, księżno — to nie zgrzyt — to radośny łomot krwi mego serca w oczekiwaniu przyszłego mego małżonka i pana tego miasta, który mnie niegodną wybrał sobię za żonę.
RENATA
Godniejszej nie znalazłby w całem państwie… tylko coś pociemniało, noc zasnuwa oczy mej duszy — chwilę zdało mi się, że ujrzałam naokół słońca czarny krąg.
HALSZKA
RENATA
Jak dobrze, córko, żem zeszła ku tobie — tam w komnatach zamku radość moją i duszę mroczyły czarne plamy, które się po słońcu przesuwały — a tu z tobą słońce śmieje się wielką łaską i szczęściem.
RENATA
Jedzie, jedzie na białym koniu, odziany purpurą krwi i chwałą ukoronowany!
679Ciesz się bramo na wschód, bo wschodzi ponad tobą gwiazda zaranna czystej, rozrodczej mocy — Ciesz się ty na południe zwrócona, bo miasto twoje rozkwieci się teraz szczęściem, bogactwem i chwałą — i ty na zachód, bo w pył i w miecz skruszoną została zdrada i chciwość i podstęp i fałsz wszelaki — A ty na północ, bo pod chrobremi skrzydłami tego, co do ciebie wjeżdża, miasto spokojnie i zbożnie spoczynku po trudach zażyć może, a snu jego ukojnego nie będzie mącić mściwa zbrodnia, żądza ślepa i rozterka!
SCENA VIII
HALSZKA
LESZEK
RENATA
Błogosławię cię za twoją świętą miłość do tego miasta, dla którego najcięższą oporę złożyć byś był gotów.
682Błogosławię cię za siłę, męstwo i moc, z jaką wytrwałeś i miasto to z rąk niemocnego bękarta wydarłeś, a przy jego bramach postawiłeś straże, których moce piekielne nie przemogą… zrywa się, wyciąga w ekstatycznem natchnieniu ramiona swoje ku miastu i woła:
683Bądź błogosławione ty miasto moje w bólu i udręce świętej i błogosławione w szczęściu, bogactwie i chwale — i błogosławione ty ginące w mrokach ciemnych przeznaczeń, których nie widzę, bo na oczy mej duszy noc zapadła i widzieć już nic nie mogę. — opada słania się, podbiega Halszka, podtrzymuje ją, skinęła na służebną, stojącą opodal. Teraz prowadź mnie do komnaty — mruczy dzięki ci Wiekuisty i Wszechmocny, żeś mi tej chwili dożyć pozwolił.
SCENA IX
LESZEK
Współuczestnicy mojego zwycięstwa, dostojni towarzysze i rycerze radujcie się wraz ze mną. Ta oto wybrana pani mego serca, piękna Halszka, siostra dzielnego Zygwarta oddała mi swe serce i rękę. Zaczem dopełnią się śluby nasze przed ołtarzem, powitajcie ją dzielni rycerze, jako umiłowaną małżonkę moją i księżnę. Od tej chwili jest miłościwą panią waszą i tego miasta.
LESZEK
Bywały chwile, w których was widziałem tylko piękną, najpiękniejszą z dziewic tego państwa, ale dziś była chwila, w której rozlałaś się w mej duszy potężną smugą, mocodajnego światła, gdym już słabnąć poczynał w tej ciężkiej walce, a za tą świętą łaskę mało tego, co u stóp twych złożyć mogę.
HALSZKA
Była chwila, gdym patrząc z tych murów w dół na pole walki, ujrzała cię, jakeś burzą i huraganem spadł zwycięsko na wojsko Mścisława — była to chwila takiego szczęścia, iż zdawało mi się, że ogrom jego piersi mi rozsadza — i za to z naciskiem szczęście zbyt mało tego, co wam z siebie dać mogę…
LESZEK
Nie mów tak, Halszko, bo miałem chwilę, że zdało mi się, że całe miasto na mnie woła, bym je wraz z tobą wyrwał z rąk wroga — chwila, gdziem czuł, że nietylko ja sam ciebie Halszko moja, ale to miasto nas zaślubia i nierozerwalnie łączy, i to zdwajało moje siły, że nie jednego, ale dziesiątki wrogów mógłbym był pokonać — czem ja ci moją wdzięczność okażę? gdzież znajdę podarunek ślubny godny ciebie?
HALSZKA
Miałam chwilę tak niezmiernego szczęścia, gdyś Mścisława pokonał — że dusza moja rzuciła się ku temu miastu w twoje objęcia z jednym krzykiem wniebowzięcia: Leszku! mój Leszku! z ukrytym smutkiem i goryczą ale czułam w głębokiej pokorze, że to za mały dar, serce moje dla słonecznego bohatera, jakim ty jesteś, więc…
LESZEK
HALSZKA
Nic ponad podziw dla waszej waleczności i męstwa, nic ponad pragnienie, by dzień waszej chwały usłonecznić większym jeszcze blaskiem, jak ten, jaki się nad miastem teraz żarzy, i większem jeszcze szczęściem, jakieby mogło dać wam wasze zwycięstwo i serce moje, złożone wam w ofierze…
LESZEK
HALSZKA
Więc — więc odszukałam tu na zamku księżniczkę Kingę — wydobyłam ją z tego skromnego ukrycia i zaraz ją waszym oczom ukażę…
LESZEK
Co? co? Kinga na zamku? wszak miała być umieszczona w odległym zamku Renaty, na krańcach mego państwa? jakby nagłym przeczuciem tknięty, obraca się dookoła, szukając niespokojnie oczyma. Gdzie Damian, syn Wyszomira? Przechodząc widziałem jego postać — gromkim głosem Damianie, synu wojewody Wyszomira, zbliż się!
SCENA XI
LESZEK
DAMIAN
Wasza książęca mość dała mi rozkaz, bym księżniczkę Kingę porwał i do odległego zamku księżnej Renaty ją zawiódł.
LESZEK
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
Gdym przysięgę składał nie widziałem jeszcze, że dusza moja do tego czynu za słaba, jeszcze nie byłem ujrzał księżniczki Kingi — której tak dawno nie widziałem — nie wiedziałem, że piękność jej ubezwładni siłę mego ramienia — nie wiedziałem, że rzewna prośba jej stopi hart mego serca na wosk, ani wiedziałem, że władcze jej spojrzenia będzie dla mnie nakazem świętszym, jak przysięgi — i mnie rycerza przemieni na sługę.
LESZEK
Słabą masz duszę, jeśli ją krasa dziewki na ręku przewrócić zdołała — Czemuż te ramiona, których moc jedno spojrzenie podwiki skruszyć zdołało, nie chwyciły za lutnię, miast za miecz rycerski?
DAMIAN
LESZEK
Czy wiesz, że swoim czynem, mogłeś był zniweczyć wszystkie moje zamysły, cały trud — że Kinga mogła była wszystko zdradzić i w sam czas uprzedzić Mścisława?
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
LESZEK
Czy nie wiedziałeś, że księżniczka Kinga jest winną skrytobójczego zamachu na tę, która małżonką moją i panią tego miasta zostanie?
DAMIAN
LESZEK
Czy wiesz, że ulegając swej słabości i niemocy, ulegając nakazom księżniczki Kingi, i wpuszczając ją tu na zamek, popełniłeś zdradę?
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
LESZEK
SCENA XII
LESZEK
Widzę zdumienie na waszych twarzach, że w tym dniu zwycięstwa i chwały zwołuję was na sądy… ale, zaledwie, jako władca w tę bramy wstąpiłem, zdrada się tu zagnieść dziś chciała. A niedołężny to gospodarz który w sam czas nie wytrzebi kąkola z łanu pszenicy.
714A stokroć niedołężniejszy władca, który w czas nie zapobieże, by jadowite ziarno fałszu, zawiści i zdrady w bujny kwiat się nie rozrosło.
Cztery bramy ma to miasto, źle strzegł je Mścisław, więc ledz musiał — jeśli i mnie ten sam los spotkać niema, muszę bram swego miasta strzedz godniej — i gorliwiej, a najgorliwiej tej bramy, przez którą w zwycięskim pochodzie do tego świętego miasta wkroczyliśmy.
716Bo jest to brama nieustannej czujności, hartownej mocy, bacznej i zimnej rozwagi, nieustraszonej waleczności i męstwa po trzykroć razy, w ogniu niebezpieczeństw wszelakich, hartownego spiżu serca, którego żar stu słońc imać się nie zdoła.
Straż tej bramy poręczyłem synowi Wyszomira, wielkiego władyki, któremu tu na tym miejscu hołd składam za jego zasługi, i głęboką boleść, że syn jego jedyny Damian nie poszedł, jak tego po nim oczekiwałem, śladem ojca, że wielką popełnił winę, tak, że go przed sąd niezwłocznie powołać muszę.
WYSZOMIR
LESZEK
Damian, syn księcia Wyszomira złożył mi przysięgę wobec najprzedniejszych mych rycerzy, oraz ojca swego, że nakaz mój wiernie spełni, ale nakaz księżniczki Kingi, która, jak wiadomo, winna była skrytobójczego zamachu, wykonanego przez powiernicę jej Witę, na siostrę dzielnego Zygwarta, a moją przyszłą małżonkę, był mu świętszy nad wszelkie przysięgi.
Żali godzien jest rycerskiego miana ten, któremu straż nad najważniejszą bramą północną poruczoną była, a którego ramiona stają się bezwładne wobec urodziwych lic niewiasty, serce, które wierność i czujność przysięgało w mocy swej zachwiane, gdy nań padło zdradliwe spojrzenie jej oczu, a kroki stają się powolne zdradzie wobec jednego wyniosłego nakazu tej niegodnej, przed którą bramę miał strzedz?
LESZEK
Oskarżam zatem Damiana, syna wojewody Wyszomira o krzywoprzysięstwo i zdradę, bo księżniczkę Kingę, którą poprzysiągł wywieść do odległego zamku ukrył tu w tym mieście i grodzie, aby wkraczając przez południową bramę, która miała być bramą szczęścia, bogactwa i życiodajnego światła, a niosąc w swem sercu ślepą żądzę i obłędną zawiść, mogła podać ręce zdradzie i miastu przynieść zniszczenie i zagładę.
WYSZOMIR
Tym czynem mażę z czoła tego, który przed chwilą jeszcze synem moim się mienił, święty znak rycerstwa!
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
Rzuciłem rycerzowi Gniewoszowi za obelgę rękawicę, pozwólcie, bym się przed śmiercią, na ubitej ziemi mógł z nim potykać.
LESZEK
DAMIAN
LESZEK
DAMIAN
Pozbawiliście mnie ojcze sami znaku świętego rycerstwa, więc ja krwią swoją plamę tę z mego życia mażę!
WYSZOMIR
Wara od niego! Wara! zachwiał się, runął na kolana, czołgając się szuka za czemś, odnalazł wreszcie miecz rycerski, który przed chwilę był synowi wyrwał, całuje go i kładzie zmarłemu na piersi i szepce: Nie chciałem twej śmierci… łka ale sam ją wybrałeś i zmazałeś winę… zrywa się w groźnej mocy, jakby się lękał oporu. Sam mu znak rycerstwa odebrał i ja mu go powracam!
LESZEK
WYSZOMIR
Mówiliście o tym, któregoście postawili na straży przy bramie północnej, a on wpadł w sieci podstępu, fałszu i ślepej żądzy i popełnił krzywoprzysięstwo i zdradę, za które sam sobie sprawiedliwość wymierzył — pokażcie mi teraz tą, która przez południową bramę wtargnąć chciała, a niosąc w sercu obłędny szał ślepej żądzy, jad zawiści i zdrady, zatruła nią czyste, rycerskie serce mego syna i w kałużę najohydniejszej zbrodni go wepchnęła — pokażcie mi ją…
WYSZOMIR
Ja, wojewoda Wyszomir, powołuję księżniczkę Kingę przed sąd, jako, że jest winną hańby i śmierci mego syna.
LESZEK
Stanie się według waszej woli! Zwraca się do herolda, w twarzy wszystkich wyczekiwanie, Halszka w najwyższym naprężeniu nadsłuchuje przyprowadzić księżniczkę Kingę i stawić ją przed sąd!
HALSZKA
W małej komnacie, tu w tej baszcie, rycerz Gniewosz, któremu giermek Damiana zdradził tajemnicę, wraz z księżniczką Kingą czeka rozkazów.
SCENA XIII
WYSZOMIR
KINGA
WYSZOMIR
Syn mój przed śmiercią błagał księcia, by mu wolno było z wami się potykać — ja za niego podejmuję rękawicę.
GNIEWOSZ
WYSZOMIR
LESZEK
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
Oskarżam was zatem o zamiar skrytobójstwa, któremu uledz miała Halszka, przyszła małżonka moja, a który to zamiar z woli Boga — udaremniłem.
KINGA
Słusznie widzicie we mnie skrytobójczynię, bo Wita była tylko ślepem narzędziem w mym ręku, i cieszę się że ją książę Mścisław uwolnić kazał.
LESZEK
KINGA
HALSZKA
Miłościwy książę, czy mogę w tym dniu chwały i blasku — w dniu rozproszenia się mroków przed jasnym światłem prawdy — prosić cię o jednę łaskę.
LESZEK
HALSZKA
Jeśli więc chodzi o winę wobec mnie popełnioną, zechcijcie wybaczyć księżniczce Kindze ten niebaczny krok, wywołany chwilowym obłędem szału zazdrości, szarpiącą niemocą — puszczam w niepamięć krzywdę, jaką mi księżniczka wyrządzić chciała, a przed którą zasłoniliście mnie tarczą waszej miłości, która i nadal przed wszelkiem złem bronić mnie będzie i osłaniać. O łaskę proszę dla księżniczki Kingi!
KINGA
HALSZKA
KINGA
HALSZKA
LESZEK
Niema łaski dla tej, która żałuje, że swych zbrodniczych zamiarów spełnić nie zdołała, z której słów zieje taka nienawiść, że jednej chwili nie byłbym pewien waszego, drogiego mi życia. Halszko — nieubłaganie. Dalej oskarża was, księżniczko Kingo, wojewoda Wyszomir, żeście podstępnie i chytrze omotali prawe i rycerskie serce jego syna, tak, że złamał daną mi przysięgę, że was wywiezie do odległego zamku księżnej, byście nie mogli knuć dalszych, dla miasta zgubnych spisków.
KINGA
LESZEK
KINGA
LESZEK
Kazaliście się ukryć w tym zamku, by dalej czyhać na życie moje lub Halszki, ufni opiece Mścisława, pomyliliście się. Jak widzicie, ja tu jestem władcą — a Mścisław legł w pojedynku na polu bitwy z mej ręki.
KINGA
LESZEK
Był czas, kiedyście Mścisława za brata uznać nie chcieli, a jeżeliście go teraz za tegoż uznali, musiały być ku temu przyczyny, dla których najwyższy czas był położyć kres waszym wspólnym knowaniom przeciw mnie i memu miastu. W sam czas przejrzałem, że Mścisław nie był mi bratem, a wrogiem, a wy wraz z nim.
WYSZOMIR
LESZEK
Mógłbym spełnić prośbę tej, która wybraną małżonką moją zostanie, a która krzywdę ci wybaczyła, mógłbym jej dać ciebie w ślubnym podarunku, by łaskę i litość nad tobą spełniła — ale nie godna jesteś być tym podarunkiem.
KINGA
LESZEK
I ramię moje dość silne, miłość dość czujna, by miasto i tą, która mi na równi z nim droga od wszelkich zbrodniczych pocisków obronić, ale wkroczyłem na to zwycięsko w to miasto, by dać mu spokój i mir, a nie waśń i rozterkę.
WYSZOMIR
LESZEK
Dla tego niema dla was łaski, ni litości! Zasłużył by na nią raczej syn Wyszomira, Damian, który zaplątany w wasze sieci i żądzą i szałem zaślepiony nie wiedział, co czyni — a jednak ojciec własny uznał go niegodnym znaku rycerstwa — a on sam na śmierć się osądził. — Ale wyście niegodni wyzwolenia śmierci — was inna cięższa kara spotka: podniesionym głosem wygnaną jesteś księżniczko Kingo, z tego miasta po wsze czasy, i osadzoną będziesz w dalekim klasztorze, aż do skończenia swego życia, by ubezwładniona była twa pycha, by unicestwione były twe zbrodnicze zamiary, i by w pokucie rozpamiętywać mogła swe winy.
WYSZOMIR
KINGA
LESZEK
KINGA
Ty unicestwić moje zamiary! przyczajonym jednym skokiem rzuca się ku niemu, wydobywa sztylet z za stanika i jednym błyskawicznym ruchem wbija go w pierś Leszka. Masz zwycięstwo! Masz miasto!
HALSZKA
Zabity?? Nie, ty żyjesz! zwycięscą w twem świętem mieście — a do twych przysłoniętych źrenic zadziera się blask jego chwały!