Spis treści
pisownia łączna / rozdzielna: bądź-że > bądżże; pozwól-że > pozwólże co raz > coraz; cobyś > co byś; gdziebym > gdzie bym; niema > nie ma; z za > zza; nietylko > nie tylko; przedewszystkim > przede wszystkim; tobym > to bym; czemużby > czemuż by; jakto > jak to; zapóźno > za późno; zwolna > z wolna; na prawdę > naprawdę; codzień > co dzień; mimowoli > mimo woli; niebardzo > nie bardzo; po za > poza; dlaczegobym > dlaczego bym; nie zdolny > niezdolny; napowrót > na powrót; jaknaprzyładniej > jak najprzykładniej; naoścież > na oścież; itp.
pisownia wielką / małą literą: żyd > Żyd; murzyn > Murzyn; wielki piątek > Wielki Piątek; wielka sobota > Wielka Sobota; itp.
pisownia joty: galerje > galerie, oranżerja > oranżeria; anomalja > anomalia żonglerją > żonglerią; teorji > teorii; serjo > serio; melancholja > melancholia; portjery > portiery; Epipsychidjonami > Epipsychidionami; kopją > kopią; itp
leksyka i pisownia poszczególnych wyrazów: przypruszył > przyprószył; dwuch > dwóch; giestami > gestami; Conquistadorów > konkwistadorów, ślep' > ślep, szezląg > szezlong.
interpunkcja, np.: kapryśną, jak tyran > kapryśną jak tyran; przez cały wieczór, jak półtora nieszczęścia > przez cały wieczór jak półtora nieszczęścia; A twoje oczy, jak węgle, płoną > A twoje oczy jak węgle płoną; ja bym chciała latać, latać wysoko, jak ptak > ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak (…); itp. [usunięcie przecinka przed ”jak”]; Prostuje się, mocny i silny i nagle z wesołym śmiechem głośno klaszcze w ręce > Prostuje się, mocny i silny, i nagle z wesołym śmiechem głośno klaszcze w ręce; A pamiętasz, gdym cię tak schwycił i na piersi podrzucił i obnosił dokoła pokoju? > A pamiętasz, gdym cię tak schwycił i na piersi podrzucił, i obnosił dokoła pokoju?; Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko, jak ptak, a tylko tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię i tak pragnę, pragnę się wzbić, a skrzydła, jak ołów… > Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak, a tylko tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię, i tak pragnę, pragnę się wzbić, a skrzydła jak ołów…; itp. [dodanie przecinka przed drugim ”i”]; (…) jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to, pomimo wstrętu, wypija raz po raz (…) > (…) jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to pomimo wstrętu wypija raz po raz (…); I na to też powiesiłeś w pracowni obraz, przeze mnie malowany, który ci darowałam? > I na to też powiesiłeś w pracowni obraz przeze mnie malowany, który ci darowałam? [usunięcie zbędnych przecinków]; A czymże jest życie? snem we śnie… > A czymże jest życie? Snem we śnie…; Ewciu! Ewciu! zdawało mi się, że coś mnie ściga > Ewciu! Ewciu! Zdawało mi się, że coś mnie ściga; Och, Jak Tadeusz się ucieszy > Och, jak Tadeusz się ucieszy! [wstawienie dużych liter po kropce, mała litera po przecinku]; Zmiany w zapisie didaskaliów > likwidacja nawiasów, didaskalia wewnątrztekstowe od nowego akapitu, aby odróżnić je od dialogów.
Śnieg
OSOBY
- TADEUSZ
- BRONKA — jego żona.
- EWA — jej przyjaciółka.
- KAZIMIERZ — brat Tadeusza.
- MAKRYNA
- LOKAJ
AKT PIERWSZY
SCENA I
KAZIMIERZ
BRONKA
Ale, bój się Boga, Kaziu, czy nie widzisz, jaka śnieżyca? Prawie cały dzień sypie i sypie. Zaspy się potworzyły. Tam za miastem droga bez drzew na jaki kilometr. Niechże stangret pobłądzi. Sanki się w rów przewrócą…
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
No, nie gniewaj się. Ale patrzę rzeczywiście na was, jak na dwoje dzieciaków. Wasz stosunek — to rzadka anomalia. Rok już jesteście pobrani, a bawicie się w takie czułostki, jakbyście się dopiero wczoraj poznali.
BRONKA
KAZIMIERZ
Oczywiście, oczywiście. Ale powiedz mi, kochana Bronko, ile miłosnych listów otrzymałaś od twego Tadzia przez ten jeden tydzień, odkąd go w domu nie ma?
BRONKA
Ach, gdybyś wiedział, jaki on piękny list mi napisał! Gdybyś wiedział, jak ja te listy kocham. Tak pięknych słów nikt nie umie powiedzieć.
KAZIMIERZ
NudaCałkiem się tu przy was rozmazgaję. Coraz częściej śnią mi się sentymentalne idylle o jakimś zakątku, gdzie bym przy ukochanej, pieszczonej i pieszczącej kobiecie mógł swobodnie pracować. Znużyła, znudziła mnie ta wieczna włóczęga po całym świecie. Zresztą to wszystko blaga. Wrażenie artystyczne, muzea, teatr, cyrk, Włochy, Paryż — to blaga, blaga, blaga. Tylko coraz większa nuda. Wszędzie jedno i to samo, i tak człowiek wlecze się z kąta w kąt z tą samą ustawiczną nudą…
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Ej, ty głuptasie, co byś ty robił z taką prostą dziewczyną, jak ja. Takie proste, szlacheckie dziewczę to nie dla ciebie.
KAZIMIERZ
Kobieta, MizoginiaOtóż właśnie dla mnie. Mam dosyć tych głupich, próżnych samiczek pawich, które grają rolę demonów i pieprzą ją mozolną i niesmaczną żonglerią temperamentu i namiętności, dosyć tych maślankowatych i ckliwych aniołów natchnienia. Dosyć tych zgarbionych wiedźm, co się rozbijają na łysej górze nauki, wiedzy i pracy społecznej. Och, wierz mi szczerze, strasznie zmęczony jestem tymi Epipsychidionami[1], połowami i połowiczkami dusz męskich.
Oto właśnie, czego mi potrzeba, takiej prostej dziewczyny, takiej białej, szlacheckiej dziewczyny, tak… wieczory całe spędzać z nią razem przy kominie, z taką niepokalaną, nieświadomą ni grzechu, ni cnoty. Czuć kobietę przy sobie, która nie zna ani zasad, ani teorii, ani kierunków, ani żadnych izmów, tylko jest sercem, gorącym, czystym sercem. Ha! zapomniałoby się wtedy o bladze i nudzie.
BRONKA
Och, jak ty się okłamujesz. Dwa dni bawiłaby cię taka szlachecka dziewczyna, a potem… No, a co potem, to już sobie w duszy dośpiewaj…
KAZIMIERZ
Tak sądzisz?… Ale to dziwna, że ja z taką prostą dziewczyną, jak się nazwałaś, przez cały dzień rozmawiam, ze wszystkiego się jej spowiadam, każdą myśl z nią dzielę i nie tylko że ani na sekundę nie uczułem nudy, ale przeciwnie, nigdy nie zaznałem tak dobrych, kochanych dni, jak tu u brata i razem z tobą…
BRONKA
Gdybyś nie mówił tego wszystkiego tak znudzony, troszkę smutny, a przede wszystkim zamyślony o całkiem innych sprawach, to bym cię gotowa posądzić o jakiś flircik, który ze mną chciałbyś rozpocząć.
KAZIMIERZ
FlirtA czemuż by nie moja piękna bratowo? Sztuka takiego niewinnego podniecania siebie i drugich może być bardzo piękną i wytworną… to tak, jakby się człowiek napił kieliszek ognistego Amontilado[2].
BRONKA
Ale co to ma znaczyć, że Tadeusz nie przyjeżdża? Powiadam ci, Kaziu, że stangret rzeczywiście sanki w rów przewrócił.
KAZIMIERZ
Ale nie bądź tak niecierpliwa, sanna jest utrudniona, śnieg głęboki, no, a przecież koni nie można na śmierć zajeździć.
BRONKA
No tak, masz słuszność. Swoją drogą, Kaziu, ty twoim znudzeniem i twoją zimną melancholią tak człowieka rozdrażniasz, tak przygnębiasz, że…
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Brzydki jesteś. To była zawsze moja najbliższa, najserdeczniejsza przyjaciółka. Nie masz wyobrażenia, jak jestem szczęśliwa, że wreszcie przyjechała, dwa lata jej nie widziałam. Ale wiesz, Kaziu, doszczętnie się zmieniła. Nie wiedziałam, że w tak krótkim czasie natura ludzka może się tak całkiem na ręby[3] przewrócić.
KAZIMIERZ
BRONKA
Widzisz… ja właściwie mam taki… wstyd pensjonarki… o tym wszystkim mówić. No, ale tobie wszystko powiedzieć można, bo ty jakbyś nie był mężczyzną.
KAZIMIERZ
BRONKA
PrzyjaźńWidzisz, ona sierota i bardzo bogata. I to całe jej nieszczęście, że każdy swój kaprys zadowolnić[4] mogła… Ale nie o tym chciałam mówić. Byłyśmy razem na pensji i łączyła nas dziwna jakaś miłość. Ona kochała mnie do szaleństwa, tak, że miłość jej czasami była dla mnie udręczeniem i męką. To znowu była tak nieskończenie dobrą, była jagnięciem, z którym się bawić mogłam: niewolnicą, która myśli na mym czole czytała, to znowu kapryśną jak tyran, zazdrosną o każdą myśl moją, o każde drgnienie serca.
KAZIMIERZ
BRONKA
Opiekun odebrał ją po śmierci swojej żony z pensjonatu i odtąd stała się panią swej woli, swego majątku, swej melancholii, a może i nudy… Ot, widzisz, Kaziu, to byłaby żona dla ciebie.
KAZIMIERZ
BRONKA
Otóż mimo wszystkich swych kaprysów i gwałtownych wybuchów była ogromnie wesoła, rej między nami wszystkimi wodziła. Wszystko i wszystkich umiała wykpić, w pole wyprowadzić A teraz… tak dokładnie sobie sprawy nie zdaję, tylko czuję, że… wiesz, Kaziu, wstydzę się przyznać; że mi jest jakaś obca… Nie jestem już z nią tak swobodna, jak byłam, i takie mam jakieś nieuchwytne uczucie lęku i… Ach, jaka ona piękna, widziałeś, jaka ona piękna? Widziałeś?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Przypuszczam, że masz słuszność, ale twój gość poczyna mnie interesować. No i czemu przypisujesz tę zmianę? Złamanemu sercu? Zawiedzionej miłości?
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Bo znam wszystkich młodych ludzi, którzy ją otaczali — wiem, że się tylko nimi bawiła, a jedyny człowiek, który ją zajmował, to był Tadeusz; ale przeciwnie coś ich od siebie odpychało.
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Więc ty sądzisz, że byłabym ją tak gorąco i tak serdecznie do nas w gościnę prosiła, gdyby nie ta absolutna pewność, że byli sobie zupełnie obcy?
KAZIMIERZ
BRONKA
Lękam się tylko, czy jakiej przykrości Tadeuszowi nie zrobiłam, że bez jego wiedzy tak ją nagle, gwałtownie do siebie zaprosiłam. Może chciałby przynajmniej przez parę dni po powrocie być tylko z nami razem… Dla mnie jest ona milszą od siostry, kocham ją nade wszystko, ale dla Tadeusza jest obcą.
BRONKA
SCENA II
KAZIMIERZ
Tak, tak — za późno — za późno.
SCENA III
BRONKA
TADEUSZ
KAZIMIERZ
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
Pięknie ci dziękuję za twój kominek, ale z rozkoszą po tym mrozie zjadłbym coś, bom bardzo głodny.
BRONKA
SCENA IV
TADEUSZ
Nuda, SzczęścieA co, Kaziu, znalazłem szczęście i spokój. Nigdym nie śmiał nawet zamarzyć o takim raju. A zanim Bronkę poznałem, zdawało mi się, żem już wszystkie siły do życia stracił. Serce było suchą jak wiór, dusza obolała i ta straszliwa, piekielna nasza nuda rodowa z wolna już się kładła na mnie, jak ciężka zmora.
KAZIMIERZ
NudaA wiem, wiem, w jakim strasznym, beznadziejnym stanie znajdowałeś się wówczas. Każdy twój list czytałem z niepokojem, bom lękał się wyczytać: „Bądź zdrów, kochany bracie, zanudzam się na śmierć, więc przenoszę się na łono wieczności…” Właściwie się nie lękałem, bo na nudę to jedyny środek. Ale zawsze to nieprzyjemnie podobny list od brata swego odebrać…
Ale powiedz mi, dlaczego ty, którego znałem takim dziarskim, kochanym chłopakiem, takim pełnym życia i siły, popadłeś w tę piekielną rozterkę? Mnie się nie dziwić; bo byłem mazgajem i niedołęgą od dziecka, ale ty, ty?
TADEUSZ
Długo musiałbym ci o tym mówić, znudziłbyś się opowiadaniem tych strasznych męczarni, które przeżyłem. Byłbym zmarniał, gdybym nie był Bronki poznał.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
KAZIMIERZ
TADEUSZ
Nie, przeciwnie. Ona tylko straciła zdolność do życia. Zamęcza siebie i innych. Opanowało ją jakieś obłędne pragnienie zniszczenia. Ach, jak ja się męczyłem!
KAZIMIERZ
TADEUSZ
Potem?… Hm… Chciała być niewolnicą, a musiała być panią. A ja za bardzo lękałem się utracić ją, a okiełzać jej nie umiałem. Pogardzałem sobą. Nienawidziłem jej i siebie. Na nic się nie zdało.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
KAZIMIERZ
TADEUSZ
Ostatni znak życia dostałem w dzień ślubu. Otrzymałem od niej tak serdeczny, gorący i wylany list, że o wszystkich krzywdach zapomniałem.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
O, nie. Była Bronki przyjaciółką, kochała ją namiętną miłością i była rzeczywiście szczęśliwą, że Bronka wychodzi za człowieka, którego ona, jak pisała, co najwyżej mogłaby unieszczęśliwić.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
KAZIMIERZ
TADEUSZ.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
Gdybym ją ujrzał? Nie… to by już na mnie żadnego wrażenia nie zrobiła. Miłość ku niej dawno się już spopieliła. A zresztą, czy ja wiem, czy to miłość była. Może to tylko junacza ambicja człowieka, który nigdy oporu nie doznał, i który się do szału tym rozdrażnił, że nie mógł zdobyć zupełnie kobiety, którą chciał posiąść. Dodaj do tego wstyd, jaki czułem przed samym sobą, uczucie niepewności i niezaspokojonych pragnień, a może będziesz miał dokładny obraz ówczesnego stanu mojej duszy.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
Gdybym Bronki nie miał przy sobie. Ale widzisz, ja z moją energiczną i silną naturą nie czułem się dobrze w tych średniowiecznych, zimnych i smutnych murach, w których tamta tylko żyć umiała. Tam straszyło po nocach. Tam zagościły widma i mary. Energia topiła się jak wosk w ogniu. A ta wściekła melancholia wyżerała mi tuk[5] z kości. A patrz: mój łeb stworzony na to, by się w słońcu kąpać, a moje pięści na to, by z większą jeszcze potęgą ode mnie iść w zapasy, jeżeliby tego zaszła potrzeba.
BRONKA
KAZIMIERZ
TADEUSZ
A u wuja mojego. W lesie, jechała konno, koń jej się spłoszył czymś przestraszony. Patrzę, dziwię się takiemu szalonemu pędowi, alem zrozumiał, że takiego galopu amazonka nie pragnęła, chociaż się bardzo dzielnie trzymała. W jaki sposób konia osadziłem na miejscu, tego już nie wiem. Odleżałem awanturę przez parę tygodni, alem zyskał Bronkę, spokój i szczęście.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
A tak, ciekawa. Tak ciekawa, że dopókim o tych przygodach czytał w romansach, bo z rozpacznej nudy czytywałem nieraz romanse, nie myślałem, że takie historie i w życiu zdarzyć się mogą.
SCENA V
BRONKA
Jakiś ty niecierpliwy. Przecież ja sama chciałam ci to wszystko przyrządzić.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
A też to śnieżyca, że świata przed oczami nie widać. Zaspy po pas.
BRONKA
KAZIMIERZ
A tak, najstraszniejsze obrazy twoich mąk i cierpień pod przewróconymi sankami majaczyły jej się przed oczami.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
SCENA VI
BRONKA
Pewno mi znowu zrobił jaką kosztowną niespodziankę. Muszę się na prawdę na niego pogniewać, bo już mam w bród aksamitów, jedwabi, tych kosztownych materii, którymi mnie zasypuje.
KAZIMIERZ
Kocha cię, a dla kochającego mężczyzny to wielka rozkosz takie niespodzianki robić. Ale słuchaj, Bronka, tyś mu też taką niespodziankę zrobiła. Myślałem teraz nad tym, czy mu będzie przyjemna. Tadeusz teraz taki szczęśliwy, a to szczęście we dwoje jest zazdrosne i egoistyczne. Lękam się czasami, że ja wam zawadzam, a cóż dopiero kobieta, która, jak mówiłaś, jest Tadeuszowi obcą…
BRONKA
Nie… nie… właśnie nie. W tym tkwi cała nasza przebiegłość kobieca. Jeżeli się chce zachować miłość mężczyzny, to trzeba go raz po raz od siebie odsuwać, raz po raz samopas go puścić. Dobrze zrobiłam, dobrze zrobiłam. Ja z Ewą będę się bawiła, grała, czytała, a on niech się włóczy po polowaniu, odwiedza sąsiadów, targuje się z Żydami o ceny zboża i wraca co dzień z większą jeszcze tęsknotą.
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Dobrze, dobrze, tylko się lękam, żeby coś Tadeuszowi dziś humoru nie popsuło. Kocham go, gdy widzę w nim tę siłę i ten rozmach życiowy, i tę spokojną równowagę człowieka pewnego siebie, którą posiadł przy tobie.
BRONKA
O Tadeusza się nie lękaj. Bylebyś ty tylko nie chodził przez cały wieczór jak półtora nieszczęścia, i bylebyś mnie samej humoru nie psuł. Przeproś, pocałuj w rękę.
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Nic, pozwalam sobie tylko na ten luksus, by potrzymać twoją dobrą, kochaną, ciepłą rączkę dziecka. To tak, jakby mi coś wokoło serca tajało.
BRONKA
KAZIMIERZ
Tak to bywa, jeżeli się człowiek nie narodzi pod tym czepkiem szczęścia, pod którym się Tadeusz urodził.
SCENA VII
Tym szalem powinienem był zasiać drogę od sanek aż do progu naszego domu, gdyś przed chwilą wybiegła na moje spotkanie. Tymczasem ja, ostatni z ostatnich, zapakowałem tę cudowną tkaninę pod siedzenie i całkiem o niej zapomniałem.
BRONKA
KAZIMIERZ
No zostawiam was waszemu szczęściu, ja tymczasem parę listów napiszę.
BRONKA
KAZIMIERZ
SCENA VIII
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Ach, wiesz przecie, jak mi dobrze. On tak działa, jak to łagodne, bezżarne słońce jesienne. Trochę z nim smutno, ale dobrze i cicho.
TADEUSZ
A tak, tak. Ród nasz ginie. On i ja, myśmy ostatnie, słabe, jesienne latorośle na starym, a kiedyś tak krzepkim pniu naszego rodu.
BRONKA
W Kazimierzu ród wasz ginie, tak, ale nie w tobie. Ach, jakiś ty silny, mocny, jak ci szczęście i moc z twarzy bije.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Ach, jakie ty masz dziwnie miękkie włosy. Wiesz, mam wrażenie, że się włosów nie dotykam, tylko jakiejś nieskończenie miękkiej, puszystej roślinności… Wiesz, przed dworem mego ojca był kłąb takiej delikatnej, puszystej trawy, nie uwierzysz, z jaką rozkoszą tarzałam się w niej. Tak bym się w twoich włosach tarzać chciała.
TADEUSZ
BRONKA
Byłam w śmiertelnym lęku, straciłam przytomność, a równocześnie czułam dziwną rozkosz być niesioną przez to silne, nieokiełznane, harde, piękne zwierzę.
TADEUSZ
BRONKA
Mój ty — ty jedyny. Podobno jest jakiś zwyczaj, że młoda dziewczyna powinna przy ołtarzu płakać, rozpaczać, alem ja nie płakała — krzyczeć, krzyczeć pragnęłam ze szczęścia i uniesienia, krzyczeć z radości, że niezadługo popędzimy sankami w uprzęży twych dzikich ogierów do ciebie, do twego domu…
TADEUSZ
Pamiętasz tę noc styczniową, niebo się skrzyło, zmarzły śnieg się skrzył, a konie pędziły, że całe pianą były zlane.
BRONKA
Och, przytul mnie tak, przytul do siebie, tak jak wtedy, gdyś mnie całą pod twoje wilczury[6] schował.
Ale powiedz, dlaczegoś ty, gdyśmy już w domu stanęli, dostał nagle takiego zimnego, stalowego błysku w oczach?
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
Jaką przeszłość… Ho… bogatą i strasznie smutną przeszłość… Całą Golgotę męczarni i bólu, całą Gehennę wewnętrznych walk, szamotań się ze sobą, upadków, rozpaczy, pogardy dla siebie i całego świata…
BRONKA
TADEUSZ
Czy ja wiem, czy to była miłość? Może być, że mi się zdawało, że kocham. Nie chcę stawiać teorii, co jest miłością, a co nią nie jest, ale zdaje mi się, że w każdej miłości musi być duma, królewska pewność siebie i tej istoty, którą się kocha, a tę pewność uczułem jedynie przy tobie.
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
Nie, tylko mi się przypomniało, że już w pierwszych tygodniach po ślubie chciałaś się przed nią pochwalić naszym szczęściem, a ja niczego nie pragnę, tylko żyć z tobą, jedynie z tobą, bo szczęście w miłości jest niezmiernie delikatne i może być zakłócone lada drobnostką.
BRONKA
TADEUSZ
Najczęściej atmosferą obcego człowieka. A ty wiesz, że Ewa bardzo się zmieniła… Kazimierz cichy i smutny, słusznie powiedziałaś, działa dobrze i łagodnie jak słońce jesienne, ale ona jak krater wygasły na pozór, ogień z niego lada chwila wybuchnąć może.
BRONKA
TADEUSZ
Skąd? Przecież wiesz, że ją raz po raz widywałem. Zaciekawiła mnie, jak Kazimierza jeszcze do niedawna zaciekawiał jakiś nieznany obraz albo jakiś okaz egzotyczny, kwiat lub zwierzę.
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Widzisz, słyszałam, że miłość słabnie, gdy ludzie zawsze są ze sobą razem, że potrzeba im chwilowego rozłączenia, że trzeba im raz po raz iść samopas, by miłość w ustawicznej świeżości podtrzymać i by z większą jeszcze tęsknotą do siebie wracali… Nie wiem, co mi tę myśl podsunęło, ale ja chciałabym, byś teraz na polowanie jeździł, byś sąsiadów odwiedzał… a znowu nie mogłabym tak sama cały dzień siedzieć, na ciebie czekać…
SCENA IX
BRONKA
TADEUSZ
Ależ, dziecko drogie, skąd ci się takie myśli wzięły? Czyż może człowiek po całorocznym pożyciu więcej kobietę kochać, niż ja cię kocham, i więcej za nią tęsknić niż ja za tobą?
BRONKA
Tadziu, twoje listy, twoje najukochańsze, drogie listy… A ten ostatni — taki piękny, jeszcze go na piersiach noszę.
EWA
Słyszę głosy w pokoju. Dywany wasze za miękkie, byście mogli moje kroki posłyszeć.
TADEUSZ
EWA
BRONKA
AKT DRUGI
SCENA I
EWA
Och, jak mi zimno, jak mi zimno, a zdawało mi się, że się przy was rozgrzeję.
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
a trwało to przeszło trzy godziny, dosyć już chyba komplementów sobie nagadaliśmy, może zaczniemy o czym innym mówić.
EWA
Zacznij ty… ale naprzód każ światło zapalić… tu zmrok, melancholijny ogień na kominku… skrzący blask śniegu za oknami, te miękkie dywany, portiery… Ha — ha… to niebezpieczne — to budzi niepokój, wznieca tęsknotę…
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
I na to też powiesiłeś w pracowni obraz przeze mnie malowany, który ci darowałam?
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
Nie, nie, ja się nie pomyliłam. Twoja pracownia wygląda raczej na tę świątynię, w której godzinami całymi odrywasz się od twojego szczęścia, od twego ciepłego zakątka, od koralowych ust Bronki, aby tam szarpać sobie serce i tęsknić za tym, co ci dziwną rozkosz sprawia, wszystkimi siłami pragnąć tego, co ci krew w szał wpędza. Och! pragnąć, tęsknić, tęsknić…
TADEUSZ
EWA
Za tym, co ci ból i pragnienie niezaspokojone sprawia. Tyś do walki stworzony — tyś marzył kiedyś być wodzem, nowe światy tworzyć. Przystanąć na to tylko, by śród trupów i rumowisk zdjąć szyszak z głowy, by tylko uznojone czoło obetrzeć… Nie dla ciebie ciche zakątki, miękkie dywany, wesołe kominki. Dobre to dla twego brata, któremu dusza spopielała.
TADEUSZ
Przede wszystkim, powiedz mi, po coś tu przyjechała? Bo przecież chyba nie masz takich zbrodniczych instynktów, by przemocą burzyć szczęście dwojga ludzi, i to człowieka, któremu o mało co życia nie zniszczyłaś.
EWA
TADEUSZ
EWA
Tak, to prawda. Podziwiałam twoją siłę i wtedy dopiero cię pokochałam…
TADEUSZ
Wiem już, wiem. Ale pozwól tylko, bo mi ustawicznie przerywasz. Odpowiedz mi wreszcie na moje pytanie: po coś tu przyjechała?
EWA
To nie wiesz, że Bronka usilnie mnie prosiła? Że może nawet uciekła się do niewinnego kłamstwa, by mnie tu sprowadzić: pisała mi, że jest chora.
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
Tyś o mnie nie zapomniał. Cały twój dom jest mną przesiąknięty. Jak tylko przekroczyłam próg twego domu, czułam, że to mój dom, że tu niepodzielnie panuję, że sama jedna wypełniam wszystko naokół.
TADEUSZ
Ha… ha… myślisz o meblach. No, więc ci powiem, że umyślnie starałem się wzorować na twoich pokojach, bo, widzisz, jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to pomimo wstrętu wypija raz po raz jeden, dwa kieliszki. Jeżeli nie zapragnie całej flaszki, to znak, że się z pęt nałogu wyzwolił. Rozumiesz? Umyślnie tak się urządziłem, by wszystko mi ciebie przypominało…
EWA
TADEUSZ
EWA
Nacierpiałeś się, biedaku. W twojej duszy musiała być straszna kłótnia i swar, i rozterka. Mieć wszystkie warunki do szczęścia i być bogatym, mieć wszystko na skinienie, przy tym żonę, która kocha i którą się kocha… A kochasz ty ją rzeczywiście? Możeś ty tylko syt walki i bólu, i cierpień, a teraz przez chwilę śród trupów i rumowisk zdjąłeś bojowy szyszak i ocierasz potem uznojone czoło?
TADEUSZ
EWA
Tyś tylko dlatego szczęśliwy, by móc spocząć w najzieleńszej z dolin, by góry szturmować…
TADEUSZ
Słuchaj, Ewa, ty musisz opuścić mój dom. Przestańmy się bawić w domyślniki i niedopowiedziane słówka. Wiesz, jak cię kochałem. Śnieg, biały, miękki śnieg, przyprószył wszystkie wspomnienia, i ból, i walki, i cierpienia, a gdy śnieg zniknie…
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
Słuchaj, ale słuchaj dobrze i postaraj się zrozumieć to, co ci powiem. Masz zwyczaj udawać, że nie słyszysz, ale teraz bądź łaskawa poświęcić ten piękny zwyczaj, bo ta zabawka nie na miejscu.
EWA
TADEUSZ
Przyznam się szczerze, że jestem rzeczywiście rozdrażniony i zaniepokojony, więcej ci jeszcze powiem, często nawet myślałem o tobie, tęskniłem nawet za tym cierpieniem, któreś mi dawała, być może tęskniłem za tą męką, którą przy tobie przeżyłem, ale teraz zostaw mnie w spokoju. Bronkę kocham, przy Bronce zostanę.
EWA
Kobieta demonicznaZostaniesz, to ją zamęczysz. Rany w twoim sercu odnowiły się, lecisz w ogień jak ćma, od chwili, jak posłyszałeś mój głos za tą kotarą, runął od razu ten pałac z kart, który tak mozolnie i z takim trudem wybudowałeś, a nazwałeś swoim szczęściem.
He… he… mnie nie okłamiesz. Tobie ciasno tu w tym cichym, ciepłym zakątku. W tobie rwie się wszystko, zapory łamać, światy zdobywać! Tyś ostatni z tego wielkiego, pięknego rodu konkwistadorów, którym głupi zakątek, zwany Europą, nie wystarczał.
TADEUSZ
Pięknie dziękuję za te nowe światy, które mogę zdobyć tym, że wyrżnę jakieś niewinne, głupie stado baranów.
EWA
To nie to. Trzeba nasamprzód morze ujarzmić, góry rozkopać, trzeba przejść wszystkie męczarnie i wszystkie rozkosze, by się ten nowy świat przed oczyma odsłonił, a to, że przypadkowo taki konkwistador żelazną nogą nastąpi na jakiś kwiat, cóż to znaczy.
Cóż z tego, że wytnie się, choćby najpiękniejszy las, by oczy swoje nowym i nieznanym jeszcze cudem upoić…
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
Widzisz, Tadeuszu, tyś już oślepł na wszystko, co cię otacza. Czy nie widziałeś, jak cię śledziła niespokojnymi oczyma, jak jej oczy wylękłe jak spłoszone jaskółki spoczywały na mnie i na tobie… Och, ja ją bardzo kocham… Nie widziałeś, jak była podniecona tym nienaturalnym podrażnieniem, jak się ustawicznie zwracała do Kazimierza, jakby u niego pomocy szukać chciała…
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
A jeżeli to wszystko jest daremną szarpaniną, bezmyślnym niszczeniem siebie i wszystkiego naokół?
EWA
I to jest piękne. Człowiek, który się szarpie i targa, męczy i pragnie czegoś, chociaż nie osiągnie nigdy celu, jest piękny.
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
Kobieta demonicznaTADEUSZ
Dlaczego, dlaczego wtedy, gdym wszystko kładł u twych stóp, wtedy, gdym z tobą i przez ciebie mógł był zdobyć te nowe światy, o których mi teraz mówisz, dlaczegoś mnie wtedy odpychała i odrzucała?
EWA
TADEUSZ
EWA
Teraz cię kocham, kocham za to, żeś chciał o mnie zapomnieć, za to, żeś chciał się przełamać, bo tylko silni umieją się przełamać. Kocham cię całą tęsknotą i lękiem, że nie zechcesz być moim.
TADEUSZ
Trzeba lampę zapalić. Bronka lada chwila nadejdzie. Gotowa twoje literackie urojenia urzeczywistnić i mnie posadzić, że spędzani z tobą słodkie heures de confidence[7].
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
Byłem, ale tam wszystko, co było do odkrycia, to już Stanley[8] odkrył, a ja się zabawiałem polowaniem na tygrysy… Masz rację… ha… ha… ha… Ja jestem stworzony na konkwistadora. Kiedy w moich oczach tygrys dwóch Murzynów rozszarpał, tom doprawdy nie miał uczucia triumfu…
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
SCENA II
BRONKA
Ach, gdybyście wiedzieli, co za cudna jazda była. Och, te skry śniegu zmarzłego na lodzie, księżyc, księżyc… ach, jakie to cudowne. Co, Kaziu, sam mówiłeś, że to cudowne.
Jutro koniecznie musisz iść z nami, to wszystko jakby dla ciebie stworzone: śnieg, księżyc i Kazio, Kazio. Ha… ha… ha… patrz, Kazio taki znudzony, a nie widziałam człowieka, który by się tak pięknie ślizgał.
KAZIMIERZ
Bronka, jak zwykle, przesadza, wcale tak cudownie nie było. Staw nie był cały zamieciony, a kochana moja bratowa bawiła się tym, żeby brnąć w śniegu po kolana.
BRONKA
Tadziu, możeś niezadowolony, że tak długo pozwoliłam sobie wolności używać? Ale widzisz, kochanie, wiedziałam, że jesteś z moją drogą Ewą, chciałam umyślnie, byście razem zostali, chciałam, żebyś wreszcie po roku zrzucił ten kitel chreczkosieja i z Ewą pobujał tam, gdzie mnie biednej za wysoko.
Och, jakaś ty, Ewo, szczęśliwa, tyś całkiem inna niż my wszystkie. Ach, jak cię dobrze pamiętam, wtedy, gdy po moich zaręczynach przyjechałam do ciebie. Słyszysz, Tadziu? Pokój był taki sam, taki samiuteńki, jak ten, w którym teraz siedzimy…
EWA
TADEUSZ
BRONKA
Hm… oczywiście. Pamiętasz, Ewciu, jak siedziałyśmy przy kominku? Patrzyłaś w ogień, a ja ci opowiadałam bez końca, bez końca, nie wiem już nawet, co paplałam, tyś była taka dobra, taka cierpliwa…
TADEUSZ
BRONKA
Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak, a tylko tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię, i tak pragnę, pragnę się wzbić, a skrzydła jak ołów…
KAZIMIERZ
Widzisz, nie mówiłem ci, że taki forsowny sport jest niezdrowy? Tyle cię nabłagałem, naprosiłem, nie chciałaś mnie słuchać, a teraz będziesz musiała tę całą romantyczną ślizgawkę odpokutować.
BRONKA
Otóż nie, właśnie nie, ja mam dosyć tych nerwowych przypadłości, jestem głupie, rozkapryszone dziecko
TADEUSZ
SCENA III
KAZIMIERZ
EWA.
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
Ale ja za to: przyjechał wesoły, szczęśliwy, stęskniony za Bronką, dawno go już nie widziałem tak pewnego siły i wiary w siebie i swe szczęście.
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
Czy zauważyła pani, że Bronka dziś na śniadanie przyszła z zaczerwienionymi oczyma? Mógłbym przysiąc, że całą noc płakała.
EWA
KAZIMIERZ
PrzeczucieAle gdzież tam, ani mi przez głowę nie przeszło panią o coś posądzać… Otóż tu chodzi zupełnie o co innego… Nie chciałbym, aby pani choć na sekundę myślała, że ja mam zamiar panią badać, ale od wczoraj tak dziwnie i widocznie sytuacja się zmieniła… Czuję w powietrzu jakąś mglistą zagadkę, którą rad bym rozwiązać… Widzi pani, jestem człowiekiem nerwowym, a tacy ludzie nie znoszą parności przed burzą.
EWA
KAZIMIERZ
Tak, tak, wszystko jedno jak to nazwiemy, w każdym razie, jest coś w powietrzu, co taka wrażliwa dusza jak Bronka instynktem odczuwa… O, słyszy pani, jak płacze?
EWA
KAZIMIERZ
Bądźmy szczerzy, ja pani nie znam, ale to, co słyszałem od Bronki i od Tadeusza wystarczy mi, by sobie dość jasne pojęcie o duszy pani odtworzyć.
EWA
KAZIMIERZ
Nie, nie, pani tego nie wie… Ja nigdy się nie mieszałem do niczyich spraw, nawet do takich, które moich najbliższych, najukochańszych, a więc Bronki i Tadeusza dotyczą…
EWA
Więc mówmy otwarcie: pan wie od Tadeusza, że jego i mnie łączyły ścisłe stosunki, wiem, że często do pana listy pisywał, w których oczywiście odsłonił przed panem stan swojej duszy sprzed trzech, czterech lat. Pan wie o tym, że mnie kochał. Pan wie również, że taką miłość śnieg przyprószyć może, ale na to, by ją ogrzać, silniejszą i namiętniejszą jeszcze uczynić.
KAZIMIERZ
EWA
Bronka opowiadała panu, że ją szalenie kochałam, że byłyśmy nierozdzielne w pensjonacie. Wszak to wszystko panu powiedziała?
KAZIMIERZ
EWA
Szczery pan jesteś, więc i ja będę szczerą. W parę lat później przyjechała jeszcze do mnie jako narzeczona Tadeusza, rozkoszna, szczęśliwa, och, tak szczęśliwa, że chociaż moje serce darło się na strzępy, pogodziłam się z tą myślą, że zostanie żoną człowieka, którego ja tak namiętnie kochałam.
Kobieta demonicznaKAZIMIERZ
EWA
A teraz pan chce się zapytać, dlaczego przyjeżdżam burzyć szczęście mojej przyjaciółki, nieprawdaż?
KAZIMIERZ
Może być, że przez chwilę nasunęło mi się takie pytanie, ale to przecież zupełnie niedorzeczne… mówię otwarcie, że zbytniej sympatii do pani nie żywię. Nie, nie, nie to chciałem powiedzieć. Tylko, że mamy bardzo mało wspólnych cech, ale to mi nie przeszkadza być sprawiedliwym…
KAZIMIERZ
KAZIMIERZ
Całym pragnieniem życia pani — związać i wlec za sobą człowieka, który z nigdy nieugaszoną tęsknotą na oślep za panią pójdzie.
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
Wejdzie Bronka, rzuci mi się na szyję i będzie mnie tak gorąco, gorąco przepraszać, że scenę zrobiła… Panie… księżyc świeci — podaj mi pan moje futro… przejdźmy się trochę… znajdziemy może jeszcze szczersze akcenty w naszych zwierzeniach
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
EWA
KAZIMIERZ
SCENA IV
Przeczucie, Omen, ŚmierćBRONKA
Droga, kochana moja Ewciu. Tak dawno przecież już mnie znasz. Wyście wszyscy byli za dobrzy dla mnie. Tyś mnie psuła swoją dobrocią. Tadeusz doszczętnie mnie zepsuł. Ewuchna, ty wiesz, że ja jestem wariatka, mam takie chwile, w których jestem całkiem niepoczytalna.
EWA
BRONKA
Dzieciakowi można było wybaczyć, że nie może zapanować nad swoimi kaprysami, ale mnie — nie wolno.
Widzisz, czasem mnie takie ciężkie myśli opadają. Nie, to nie to, to nie to. To tak jest, jak wtedy… Nie, to nie jest właściwie przeczucie nieszczęścia… to tylko dalekie, dalekie wspomnienie tych strasznych godzin, jakie dzieckiem przeżyłam, kiedy nadaremnie po całym folwarku szukałam mej siostry. Wiedziałam, że się coś złego z nią stało. Czułam to, czułam. Las cały obszukałam, cały brzeg rzeki obleciałam, wróciłam przerażona i zdyszana do domu.
Ewciu! Ewciu! Zdawało mi się, że coś mnie ściga, że coś mnie targa za włosy… padłam przed werandą w trawę. Twarz całą wtuliłam w dłonie, aby nie spojrzeć za siebie, a oni szli… szli…
EWA
BRONKA
Chłopi, a przy nich niańka moja, i nieśli na noszach moją ukochaną siostrę… utopiła się w stawie…
EWA
BRONKA
TADEUSZ
Uspokój się Bronka, uspokój się, zrobię wszystko, czego zapragniesz. Chcesz, to wszystko tu naokół z ziemią zrównam.
EWA
A może pan i śnieg z ziemi zmieść każe? Och dzieci, dzieci… Teraz na pana Tadeusza przyszła kolej podrażnienia.
BRONKA
TADEUSZ
Ależ, Bronuś kochana, tyś mnie niczym nie podrażniła, wiesz tylko, żem zawsze smutny, gdy widzę, że o tych wszystkich bolesnych wrażeniach swego dzieciństwa przy mnie zapomnieć nie możesz.
EWA
Zapomnij, zapomnij. Pozostawcie mnie, panowie na chwilę z Bronką, uspokoi się przy mnie.
KAZIMIERZ
TADEUSZ
BRONKA
Patrz, już jestem spokojna, ale idźcie już, mnie tu z Ewą będzie dobrze, ona jedyna umiała mnie zawsze uspokoić.
KAZIMIERZ
EWA
BRONKA
EWA
Nie, nie, kochanie, ja chcę ci być miłym gościem, młodemu małżeństwu gość może bardzo przeszkadzać, gdy za dużo zmusza ich do tego, by go bawić.
SCENA V
BRONKA
EWA
BRONKA
EWA.
BRONKA
EWA
Bądź szczerą, ty masz jakiś nieokreślony lęk… może to nie lęk, ale nie widzę tego zaufania, które miałaś zawsze do mnie.
BRONKA
EWA
BRONKA
Tak mi trudno doszukać się w tobie mojej ukochanej Ewy sprzed paru lat. Mam chwile, że mi się zdaje, iż cała wieczność spłynęła od tego czasu, kiedyś mnie tak serdecznie do siebie tuliła i moją radość odczuwała, że Tadeusz bierze mnie za żonę.
EWA
BRONKA
Widzisz, ja patrzę tak bezradnie i z takim lękiem na dno tej wieczności. Widzisz, widzisz, dlatego mi się ten czarny ślep[9] stawu przypomniał.
Może się trochę zaziębiłam. Może nie jestem całkiem przytomna, ale dotknięcie twych rąk czuję inne, inne niż dawniej. Dawniej było to, jakbyś mnie miłości stygmatem przepalić chciała, bo wiesz, są dotknięcia, które parzą jak rozpalone żelazo, a teraz takie obce i dalekie… Wiesz, wiesz. O, czekaj tylko: to jakby tęsknota jesieni z kasztanowych alei żółte listowie zgarniała…
EWA
BRONKA
Tęsknota, StrachTak, tęsknota! Ach, jak mnie przeraża twoja tęsknota! Pamiętasz, gdyśmy były razem w pensjonacie, lękałam się twojej gwałtownej i zazdrosnej miłości, teraz się twojej tęsknoty obawiam. Powiedz mi tylko, Ewa, dlaczego ja się zawsze ciebie lękać musiałam?
EWA
Posłuchaj mnie, ty jesteś teraz rozdrażniona, ale ja wszystko w tobie rozumiem. Nie czuję świadomie najmniejszej zmiany wobec ciebie, ale może być, że rzeczywiście się zmieniłam… Nie jesteś moją, niepodzielnie moją, jak dawniej… ty kochasz męża, może nieświadomie lękasz się czegoś nieuchwytnego… A ja wiem.
BRONKA
EWA
BRONKA
EWA
BRONKA
Kobieta demonicznaCo to znaczy? Widzisz, mogłaby być kobieta piękną, o, najpiękniejszą ze wszystkich kobiet na świecie, a nigdy bym się nie lękała, bo wiem, że Tadeusz ani okiem na taką piękność nie rzuci. Aleś ty inaczej piękna… Przy tobie budzą się tęsknoty i pragnienia, których się nie znało. Ty możesz przykuć i ciągnąć za sobą człowieka, choć nie wiesz, że ktoś w twoje ślady idzie, a on znów nie wie, dokąd go twój urok zaprowadzi… a jednak idzie na ślepo… przed siebie… dalej… dalej…
EWA
EWA
Ja nie wiem, nie wiem. Widzisz, ja tego wszystkiego nie rozumiem, ja tylko umiem czuć. Coś mi całą duszę rozpiera, głowę mi rozsadza, a ja nie wiem, co to jest…
Kazio mówił mi dzisiaj, że jest jakiś punkt, w którym wszystkie sprzeczności z sobą się zlewają… nie pamiętam dobrze, jak on to powiedział, ale coś takiego, że sfera nieskończenie wielka staje się płaszczyzną, a ja myślałam o tym, że ten czarny lej stawu może się tak w nieskończoność pogłębić, że to, co było dołem, zlewa się z niebem…
EWA
BRONKA
Patrz, teraz, kiedy się coś jaśniejszego wyłoniło z moich przeczuć, lęków, kiedy poczynam odgadywać to, co w głębi mojej nurtowało, a na wierzch wydobyć się nie mogło, teraz tak ci jestem wdzięczną… znowu wydajesz mi się bliższą… Ale dziwne… i we mnie poczyna się jakaś tęsknota budzić… A może ja za słaba, by móc tęsknić? By móc znieść męczarnię tęsknoty?
EWA
BRONKA
EWA
BRONKA
SCENA VI
KAZIMIERZ
BRONKA
Idź sobie, chcesz mnie znowu podrażnić. Dosyć już mam twojej filozofii o tych sprzecznościach, które się w jakimś punkcie ze sobą zlać muszą.
KAZIMIERZ
Nie bardzo ściśle się wyraziłaś, ale swoją drogą sama na sobie możesz ten fakt zauważyć. Przed chwilą smutna, kapryśna, już jesteś teraz wesoła…
BRONKA
Tobie tego doprawdy nie mam do zawdzięczenia, bo ty swoją znudzoną miną możesz człowieka do rozpaczy doprowadzić?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
No, może się pani teraz ze mną przejdzie. Tadeusza zaprzągłem na chwilę do roboty w jakiejś majątkowej sprawie, o której żadnego nie mam wyobrażenia.
EWA
BRONKA
SCENA VII
BRONKA
AKT TRZECI
SCENA I
BRONKA
Nigdzie spokoju, nigdzie spokoju znaleźć nie mogę. Nigdzie, nigdzie. A tak się chciałam do ciebie przytulić i ukojenie przy tobie znaleźć… Tadziu — Tadziu… Co się z nami stało?
TADEUSZ
Ależ, dziecko drogie, kochane… Czy nie możesz zrozumieć, że jesteś podrażniona? Czyś zapomniała już, jak płakałaś, gdym na jeden tydzień odjeżdżał od ciebie?
BRONKA
O nie, nie. To było co innego… Wtedy to był tylko taki żal rozpieszczonej kobiety i obawa tej strasznej tęsknoty, gdy cię przez tydzień cały, pomyśl tylko, przez tydzień cały widzieć przy sobie nie będę.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TęsknotaTADEUSZ
Mówię ci szczerze, żem raz po raz dawniej już czuł taką wielką tęsknotę, która mi serce i mózg szarpała…
BRONKA
TADEUSZ
Uspokój się, Bronuś, wiesz nadto dobrze, jak cię kocham. Tęsknoty za nikim czuć nie mogłem, prócz…
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
Tęsknota, Nuda, IdealistaNie bądź tylko tak przerażona. Pozwólże z sobą spokojnie pomówić… Siądź, Broniu, moja ukochana, siądź, ja ci wszystko opowiem… tęsknota za tęsknotą… hm… hm. Ot, widzisz, jak byłem młody, tom szarpał ziemię z tęsknoty, nie wiedziałem, co począć, bom tęsknił, by spełnić coś tak wielkiego, mocnego i pięknego, czego dotychczas żaden człowiek nie spełnił…
BRONKA
TADEUSZ
Nie, nie, Bronka, nie. To dawno, dawno już temu… Czułem wtedy taki nadmiar sił, że zdawało mi się, że cały świat ze siebie wyłonię… Ha… ha… ha… Chłonąłem w siebie naukę, grzebałem w odwiecznych śmieciach wiedzy ludzkiej, świat cały zjechałem, by spełnić zakon w duszy mej wypisany, stworzyć jakiś wielki czyn…
BRONKA
TADEUSZ
Och nie, stokroć razy nie — to zupełnie co innego. Kazimierz i ja, myśmy ostatni z naszego rodu… Kazimierz tęsknoty nie znał, a może ją znał… Ja nic nie wiem o Kazimierzu…
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
uczułem nagle taką niemoc w sobie, byłem znużony, zrezygnowany — i czułem takie nieskończenie wielkie pragnienie spokoju, ukojenia…
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Ja się na ciebie nie rzucam, ale we mnie burzy się wszystko na myśl, żem była dotychczas tylko twoim pieścidełkiem, twoją towarzyszką, z którą tak miło było gawędzić w tym piekielnym, przeklętym kątku przy kominie…
TADEUSZ
Uspokój się, Bronka, uspokój. Dlaczego nie możesz słuchać spokojnie tego, co ci mówię. Przecież ja nic więcej nie chciałem powiedzieć nad to, że przy tobie znalazłem spokój i szczęście, że przy tobie zapomniałem tęsknić, boś ty wszelką moją tęsknotę zaspokoić zdołała.
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Pytałeś się mnie przed chwilą, dlaczego teraz jestem smutna i podrażniona, teraz, kiedy już wróciłeś taki mocny, taki szczęśliwy, taki piekielnie stęskniony… za twoją Ewą!
TADEUSZ
BRONKA
Ewą! Ewą! Tak, Ewą! Sądzisz, żem nie widziała, jak drgnąłeś, jak się przeraziłeś, gdy ona stanęła tam na progu naszego domu? Sądzisz, że ja tylko na to jestem, by być twoim pieścidełkiem, poduszką pod twą zmęczoną głowę, i nie czuć, nie czuć tej straszliwej tęsknoty, która ciebie ode mnie odrywa!?
Tadziu, przepraszam cię, zdaje mi się, żem robiła ci wyrzuty z twojej tęsknoty… wiesz, to niesprawiedliwe wyrzuty, bo i moja tęsknota wybiegła daleko poza ciebie.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
SCENA II
KAZIMIERZ
TADEUSZ
KAZIMIERZ
Hm, ja czytałem całą noc, potem chciałem się orzeźwić, poszedłem na przechadzkę. Wracając z parku, widzę ze zdumieniem światło w oknach salonu, wstąpiłem zobaczyć, co się tu stało niezwykłego, a teraz pójdę spać.
BRONKA
Nic, nic się nie stało. Co się miało stać? Tylko te wasze zagadnienia o celach życia, o wyjściu samego z siebie, szukanie czegoś, co się uchwycić nie da, a co może wcale nie istnieje, tak mnie ze snu wybiły i tak rozdrażniły, że całkiem Tadeuszowi spać nie pozwoliłam.
TADEUSZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Słyszysz, Tadeuszu? Teraz, jak ty tu jesteś, to Bronce dobrze ze mną, teraz jestem parawanikiem, to znowu wygodnym mebelkiem, który dyskretnie sam siebie usuwa, wie, kiedy wejść, kiedy wyjść…
BRONKA
KAZIMIERZ
A gdy ciebie nie było, to powiedziała, żem nieznośny, żem wniósł atmosferę nudy i zmęczenia w twój dom, co chwila biegła budzić pannę Ewę…
BRONKA
Wiesz, Tadeusz, jakie to niepojęte. Przez cały czas, jak ciebie tu nie było, to Ewa cierpiała na ustawiczną senność, cały dzień spala.
TADEUSZ
Więc słuchaj, Kaziu, ten twój interes majątkowy rzeczywiście bardzo zagmatwany. Myślę i myślę ustawicznie, albo brak jakichś papierów, albo też rachunki się nie zgadzają.
Słuchaj, Bronka, ubierz się, każ przygotować śniadanie, każ zaprząc do sanek, potem co koń wyskoczy poprzez pole, poprzez lasy…
BRONKA
Patrz tylko, jaki Kazimierz zdziwiony, on myślał, że ja całkiem nie umiem tęsknić za burzą wichru, za niebieską otchłanią…
KAZIMIERZ
Ależ, przeciwnie, ja nie patrzyłem zdumiony, ja tylko zazdroszczę ludziom, którzy za czymś jeszcze tęsknić umieją.
BRONKA
Słyszysz, Tadziu, ach jaki on naiwny, zazdrości ludziom, którzy tęsknią. No, ale idź, Tadziu, idź, załatw tę sprawę, to chyba długo nie potrwa.
TADEUSZ
BRONKA
TADEUSZ
SCENA III
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
BRONKA
KAZIMIERZ
Kondycja ludzka, Tęsknota, Kobieta demonicznaHa, taki los człowieczy, jak człowieka szarpnie taka straszna tęsknota, by wyjść poza siebie i wszystko, gdy żadne szczęście, żadna rozkosz nie wypełni duszy, nie jest w stanie ujarzmić tego wewnętrznego niepokoju, okiełzać tego wściekłego rozpędu, który gna, gna i gna człowieka na oślep, po trupach, po ofiarach swej zbrodni, przed siebie naprzód…
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Bo Ewa jest tą tęsknotą. On za nią nie tęskni, on może jej wcale nie widzi, nic o niej nie wie, ale widzisz to tak, jakby była w nim, jakby go szarpała, jakby go smagała w jakiś straszliwy pościg.
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Cóż ja pocznę nieszczęśliwa? Och i ja tęsknię, i ja tęsknię, ale za jego duszą. Boże najdroższy, jaka ja ślepa byłam, jak moja dusza oślepła od tego szału i teraz dopiero zrozumiała, że on nigdy do mnie nie należał.
KAZIMIERZ
Słuchaj, Bronka, ja na oczach twojej duszy tej operacji robić nie chciałem. Wiedziałem dobrze i widziałem, że on nigdy twoim nie był, dlatego byłem tak smutny. Głęboki smutek pokrywałem maską nudy i zobojętnienia, co mi się zresztą nie zawsze udawało, ale myślałem, że się te chmury rozproszą…
BRONKA
Czemuś mi tego nie powiedział, czemuś mi tego zaraz nie powiedział? Byłabym miała czas ochłonąć, a tak to spadło nagle jak grom. Dusza moja jak piorunem roztrzaskana wierzba, tysiąc szczap wokół korzeni, które się już też z ziemi wynurzają. Czemuś mi nie powiedział? Czemuś mi oczu nie roztworzył?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
KAZIMIERZ
Miłość niespełnionaNie lękaj się, Bronka, nic strasznego… Powiem ci prosto i szczerze. Z wolna w ciągu długich tygodni pokochałem cię moją pierwszą miłością, bom, Bronka, nigdy dotąd nie kochał. A dusza moja była zimna, biała i czysta jak ten śnieg, tam, na polu. Dlaczegom cię pokochał, dlaczego z godziny na godzinę miłość moja się pogłębiała i silniej, silniej się we mnie rozrasta, toś może zrozumiała z tego wszystkiego, com ci o sobie mówił. Zresztą, to zupełnie obojętne…
tylko nie bądź tak przerażona. Mogłabyś wtedy z przerażeniem się cofać i z pokoju uciekać, gdybym ja liczył na twoją wzajemność, ale ja na nią nie liczę ani też jej nie chcę. Chociażbym wiedział, żeś mi wzajemna, tobym ani na chwilę się nie wahał wzajemność twoją ze wstrętem odrzucić. Nie dlatego, żeś moją bratową, ale dlatego, że dusza twoja o inną się otarła, silniejszą może od mojej.
BRONKA
KAZIMIERZ
To nic nie szkodzi, umiem myśleć dzień i noc o tobie, kochać cię i pieścić, i umiem nie myśleć o tym, że jesteś żoną mego brata, i umiem ani na chwilę, choćby najodleglejszą myślą nie zbrukać ciebie w godności pani domu moich praojców i żony mego brata, którego tak samo kocham, jak ty.
BRONKA
KAZIMIERZ
Oczywiście, że ci już o mojej miłości mówić nie będę. Tylko rozumiesz tę tęsknotę człowieka, który przeważnie żył w mętach, w brudach życia, w całym tym błocie, co się światem i życiem nazywa? Zapragnąłem schwycić to błędne światło, co mknie nad tym bagnem i kałużą życia, chciałem odczuć tę rozkosz, gdy wypowiem to słowo „kocham”.
KAZIMIERZ
Jestem szczęśliwy, że zrobiłem taki piękny obrachunek z całym moim życiem… Jedna moja troska, jeden straszny ból: jak ty to ścierpisz?
BRONKA
KAZIMIERZ
Słuchaj, Bronka, z rozkoszą patrzałem, jak człowiek w tobie w ciągu ostatnich dni rósł i potężniał, jak walczyłaś z sobą, z jakim strasznym trudem jęłaś sobie uświadamiać wszystko to, co na dnie twej duszy drzemało. Cieszyłem się już, nie jak człowiek, który kocha, ale jak artysta, gdyś nowe słowa tworzyła dla wszystkiego tego, co dusza twoja w tych cierpieniach rodziła… Bronka, bądź silną i piękną, pochwyć w górze w sam czas ten obuch, który ci ma głowę zmiażdżyć.
BRONKA
KAZIMIERZ
Tadeusz twoim nie był i nie będzie. Dusza jego poleci, a chcesz trupa mieć przy sobie, to miej.
BRONKA
KAZIMIERZ
Gdybym nie gardził twoją wzajemnością, to może bym się do tak nędznych środków uciekał; gdybym ciebie nie kochał, gdybym nie miał tej krwi w sobie, która we mnie płynie, to może bym się cieszył, że ci mogę serce rozranić. Nie mówiłem ci tego wszystkiego, chociaż o wszystkim wiedziałem, a teraz, gdy już nic zmienić się nie da, pragnąłbym zahartować twoją duszę…
BRONKA
Więc dobrze! Będę teraz silną, będę piękną. A ty, ty mi pomożesz?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
I ty, ty powiedziałeś, że mnie kochasz? I ty, z którego słów wyczuwałam, że wszystko jesteś w stanie dla mnie zrobić i każdą ofiarę dla mnie z siebie ponieść, teraz się cofasz?
KAZIMIERZ
Ja się wcale nie cofam, nie pojmuję tylko, dlaczego bym miał przykładać rękę do takiej bezcelowej i bezmyślnej zbrodni, którą może co najwyżej obłęd samiczki podyktować, ale nigdy prawdziwa siła i piękność kobiety.
BRONKA
Człowieku, co ty mówisz; czy ty nie masz krwi i serca? Powiedz, jak ty kochasz, czym ty kochasz? Ta twoja miłość nie jest niczym więcej, jak tylko pieszczeniem się dźwiękiem pięknych słów i niczym więcej, jak tylko rozkoszą sennych rojeń i majaczeń.
KAZIMIERZ
Obłędny ból przemawia przez ciebie, a zresztą masz słuszność, niezdolny jestem, a może za silny do waszej krwiożerczej miłości, jej krwiożerczej cnoty i jej krwiożerczej zbrodni…
BRONKA
Nie odchodź, nie odchodź, mój bracie jedyny. Widzisz, już oprzytomniałam, tyś, tyś jeden przemówił do mojej duszy. Widzisz, ja też mam duszę, Kaziu, taką skołataną duszę, ale dosyć dużą na to, by ogarnąć całą piękność i dobroć twoich słów, by pomieścić chociaż cząstkę twojego smutku i twojej tęsknoty. Bo, powiedz szczerze, Kaziu, ty też tęsknisz?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
I mówiłeś, żeś za dumny, za czysty, by najlżejszą myślą pożądania skalać panią domu twych praojców i żonę brata twego?
KAZIMIERZ
BRONKA
Tak mi się dusza wyczerpała, takam senna, tak bym chciała, byś mnie kołysał, kołysał bez końca, do takiego cichego, wiecznego snu, boś taki nieskończenie, nieskończenie dobry…
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Białym, czystym śniegiem, który na zmarzłą grudę ziemi opadnie, ugrzeje, otuli tego trupa, dopóki nie odżyje, budzić się nie pocznie, i z ciepłego już łona, z ziarn, zda się zmarzłych ziarn, nowe, świeże kiełki puszczać pocznie…
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
BRONKA
SCENA IV
BRONKA
Lulu, lulu, mój maleńki. No, nie chcesz spać, to powiedz przynajmniej pannie Ewie: dzień dobry!
KAZIMIERZ
BRONKA
Pomyśl tylko, Ewciu, jak zerwaliśmy się dziś wszyscy wcześnie. Zdaje mi się, że to dzień Bożego Narodzenia… U nas był taki zwyczaj, że ten dzień dzieciom rózgami przypominano, dlatego tak rychło zrywaliśmy się z łóżek.
EWA
BRONKA
E, to wszystko jedno… Patrz tylko na tego mego wielkiego, łagodnego, dobrego niedźwiedzia. Ach, to poczciwe Kazimierzysko…
KAZIMIERZ
BRONKA
Masz słuszność… zdaje mi się, że jestem młodym dzieciakiem, gdym jeszcze pięła się na najwyższe szczyty topoli nad tym przeklętym czarnym stawem.
EWA
BRONKA
E — wszystko jedno. Staw, nie staw, brzytwa czy szubienica, pod kołami pociągu czy też jak najprzykładniej w świecie w swoim łóżeczku… Śmierć śmiercią. Wszystko jedno, jak i kiedy…
Patrz tylko, Ewciu, to poczciwe Kazimierzysko wygląda jak rosochata topola, ach nie, jak ten mój olbrzymi wuj, na którego plecach tak często otrząsałam sobie wnętrzności.
EWA
BRONKA
Widzisz, Ewciu, ja mam często takie jakieś głupie smutki, głupie tęsknoty, którymi sobie i innym życie zatruwam, ale to wszystko mija i wtedy jestem podwójnie wesoła…
Ale patrz tylko, ten Kazimierz do niczego. Ach, jaki ty, Kaziu nudny, jaki nudny… Ewo, wiesz co, gdybyśmy tak razem teraz wybiegły do ogrodu, śnieg po pas głęboki… Och, co za rozkosz brnąć w tym śniegu, rozrywać go piersią i nogami, by tylko, co prędzej zakiełkowała ta martwa, a teraz już odchuchana ozimina…
EWA
Bronka znowu szaleje. Teraz, w śnieg, w porannej sukni, w pantofelkach?
BRONKA
No i cóż z tego, jam zahartowana. A tyś przecie już ubrana… Chodź, kochana Ewciu, tyś taka zimna, tak marzniesz, a ja cię tak w śniegu rozgrzeję. Całymi garściami śniegu będę tarła twoją twarz, będę myła śniegiem twoje włosy, ach, gdybyś ty wiedziała, jak śnieg umie przytulić, odchuchać, rozgrzać zziębnięte ręce i wymarzłe serce…
EWA
ja nie potrzebuję śniegu, mnie dobrze z moimi zziębniętymi rękami i zmarzłym sercem. Mojej duszy jeszcze żaden śnieg nie potrzebował przyprószać, by ją ogrzać.
BRONKA
Nie? Rzeczywiście nie?… No, to chodź, Kaziu, to razem w śnieg polecimy, a pozwolisz się kulać w śniegu? Takiego cudnego bałwana z ciebie zrobię.
Tu ci dwa węgle włożę, będziesz miał oczy, tu ci kawałek błota przylepię, będziesz miał nos, a tu zrobię tak i będziesz miał usta, taką fajkę ci do ust włożę… Och Ewciu, Ewciu, że ty z nami iść nie chcesz. No, chodżże, Kaziu, chodź
SCENA V
SCENA VI
TADEUSZ
TADEUSZ
EWA
Bronka cię wołała. Pobiegła w rannej sukni i w pantofelkach bawić się z Kazimierzem w śniegu… Mówiła, że to pięknie brodzić w śniegu po pas, rozrywać swoją piersią fale śniegu… Nie lękasz się, że się zaziębi?
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
EWA
Dlaczego się tak wściekasz, że odtąd już raz na zawsze musisz zostać ze mną i wiecznie być przy mnie.
TADEUSZ
EWA
Kobieta demonicznaGdym weszła w twój dom — ach nie nie, nie o tym chciałam mówić. Tak, ta chwila… To była jedna tylko chwila… Wtedy, gdyś wrócił, a ja stałam w tym oto pokoju, nie słyszałam coście mówili z sobą, ale czułam, że jesteście szczęśliwi, zawahałam się chwilę, zanim przestąpiłam Romowe[10] waszego szczęścia i spokoju.
TADEUSZ
EWA
Bronka poszła sama i z dobrej woli rozorywać śnieg, by ozimina zasiana w grudzie zmarzłej twojej duszy prędzej kiełkować mogła.
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
Prędzej ci głowę skruszę, prędzej cię jak robaka zdepczę, sam sobie z tęsknoty za tobą, ty wściekły szatanie, łeb rozbiję, zanim bym pozwolił, żeby się to stać miało.
EWA
TADEUSZ
EWA.
TADEUSZ
Nie wypieram się mojej miłości, nie wypieram się mojej strasznej, strasznej tęsknoty za tobą, ale tej ofiary dla ciebie nie poniosę, i to, przysięgam ci, nigdy, nigdy się nie stanie.
EWA
TADEUSZ
EWA
TADEUSZ
SCENA VII
TADEUSZ
LOKAJ
TADEUSZ
LOKAJ
Powiedziałem jej, ale ona nie chce iść do kuchni; mówi, że ma takie same prawo do wielmożnej pani, jak rodzona jej matka.
TADEUSZ
SCENA VIII
MAKRYNA
Nie chciano mnie tędy wpuścić, kazano mi wejść do kuchni i czekać, ale ja mam prawo wchodzić tymi drzwiami, przez które do domu pana panowie i panie, a choćby najwięksi mocarze tego świata wchodzą.
TADEUSZ
TADEUSZ
MAKRYNA
Pan pozwoli, że ja tu sobie w kącie usiądę i poczekam, aż moja pani przyjdzie, żona pańska — to najdroższe dziecko moje, które wypieściłam i wychowałam.
SCENA IX
BRONKA
TADEUSZ
BRONKA
Ty, ty, moja jedyna, ty, matko moja kochana! Ach, jak dobrze, żeś przyszła! O, jak dobrze, że tu jesteś!
AKT CZWARTY
SCENA I
BRONKA
Makryna, piastunka — siostrę też wypiastowała, potem do trumienki włożyła… och, ten staw, ten czarny staw…
SCENA II
LOKAJ
BRONKA
BRONKA
LOKAJ
Wielmożna pani, była tak straszna zamieć przed paru godzinami, że śnieg leży na metr wysoki, robota parę godzin potrwa.
BRONKA
Co to ma znaczyć. Całą wieś zwołaj, staw musi być czysty jak szkło i każ przeręble wyrąbać, rybaka zawołaj, każ przygotować pochodnie, dziś będzie połów ryb.
LOKAJ
BRONKA
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
Poproś Makrynę, żeby do mnie przyszła, a pamiętaj, żeby jak najszybciej zmieciono śnieg ze stawu, wyrąbano przeręble i przygotowano pochodnie, a Makrynę poproś, niech zaraz przyjdzie.
SCENA III
BRONKA
Sama, sama, sama… On poszedł z Ewą… Kazio się zamknął… w całym domu Makryna i ja… ha… ha… ha…
SCENA IV
BRONKA
BRONKA
Powiedz mi tylko, skąd ci nagle ta myśl przyszła, iść tyle dni w taką zawieję, w taki mróz, aby mnie odwiedzić? Tyle lat nie myślałaś o tym, by zobaczyć to dziecko, dla którego od chwili sieroctwa byłaś najlepszą matką, skąd nagle?…
MAKRYNA
O, to nie było nagle. Wychuchałam cię, strzegłam jak źrenicy w oku, byłam dla ciebie taką, że lepszą nie mogłaby być rodzona matka dla dziecka.
BRONKA
Od kołyski mnie chowałaś… i gdy byłam taką małą, maleńką — swoim mlekiem mnie karmiłaś — wiesz, Makryna, nic a nic się nie postarzałaś i jesteś taka sama spokojna, dobra i cicha.
MAKRYNA
BRONKA
Makryna, czy pamiętasz, jak ostrożnie wyjmowałaś mnie z kołyski, gdym była niespokojna, i całymi nocami chodziłaś ze mną po pokoju i chuchałaś, i tuliłaś.
MAKRYNA
BRONKA
Śmierć, Strach, Kondycja ludzkaMAKRYNA
Znam cię, zanim na świat przyszłaś. Tuliłam cię, pieściłam, całowałam, by cię do życia ocknąć.
Teraz przychodzę, by te same powieki, które moim pocałunkiem do życia budziłam, zamknąć, zamknąć… ale już nie pocałunkiem, tylko tymi, tymi palcami…
BRONKA
MAKRYNA
Czy ty śnisz? A czymże jest życie? Snem we śnie… To samo światło gwiazdy jakiejś, które cię do życia budzi, wędruje, wędruje błędne i nieświadome swych przeznaczeń ani przeznaczeń ludzi, na których swą łaskę zlewało, gdy na świat przychodzili, a potem wraca po wielu, wielu latach, by zniszczyć życie, które wskrzesiło.
BRONKA
MAKRYNA
Czemu ty się mnie lękasz? Chcesz wołać swoich lokai. Może byś mnie stąd wypędzić chciała…? Chwyta Bronkę za rękę.
BRONKA
MAKRYNA
Bronka, jak mi teraz swego ojca przypominasz… Wtedy siedział w swojej pracowni, siedział, a nagle jakby piorun weń uderzył, zerwał się…
BRONKA
MAKRYNA
BRONKA
MAKRYNA
Twoja siostra się utopiła. Sama ją ze stawu wyłowiłam, z takiego samiuteńkiego, jak ten wasz przed oknami. Wzięłam na rękę biedne trupiątko: chuchałam, ogrzewałam, tuliłam, całowałam — nic nie pomogło… Obudziłam ją do życia pocałunkiem, a zgasłe powieki palcami moimi zamykałam… Twój ojciec stał we drzwiach werandy jak słup kamienny, tyś leżała twarzą w trawę wtulona, gdy z tym moim kosztownym ciężarem przeszłam obok ciebie.
BRONKA
Makryna, zdaje mi się, że jestem chora, nie rozumiem tego, co mówisz. Na to obudziłaś siostrę moją i mnie pocałunkiem swoim do życia, by potem nam zimnymi palcami powieki zamknąć? Wszak tak powiedziałaś? Nieprawda? A potem mówiłaś, że są takie gwiazdy, które ludzi budzą do życia, idą dalej błędną drogą ciemnych przeznaczeń i wracają znowu, by zniszczyć życie swym własnym światłem wskrzeszone? Tak powiedziałaś? Ach, jakie piękne bajki opowiadasz… O, opowiedz mi tę jedną; czekaj — czekaj… ja taka dziwnie senna… Prawda! Są takie gwiazdy, które rwą, ciągną, szarpią człowieka, trzeba iść za nimi wzwyż ku niebu, w dół ku otchłani; wszerz po wszystkich oceanach, ale trzeba iść za nimi, trzeba…
On poszedł za swoją gwiazdą, a ja, Makryno, ja… samiuteńka; wszak weźmiesz mnie na swoje ręce i poniesiesz mnie w swoich ramionach, by złożyć mnie u stóp mojego ojca. Siostrę zobaczę… matkę zobaczę… Makryno, tyś taka spokojna i dobra, i cicha… Och, jaka ja senna… Siedź przy mnie, Makryno…
SCENA V
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Moja głowa taka ciężka, a ja taka sama, samiuteńka. Tadeusz poszedł z Ewą do lasu, a ja taka sama. Kaziu, czemu ja taka sama?
KAZIMIERZ
BRONKA
Makryna? Co ty mi mówisz? Makryna? Śniła mi się Makryna, śnił mi się mój ojciec, śniła mi się moja matka… Kaziu, Kaziu, moja matka mi się śniła! Wiesz, jak to było: szłam, szłam, szłam jakimś pustym, stromym ugorem. Wokół w szarym mroku tylko krzyże majaczą, a naraz, na drodze, siedzi jakaś kobieta, nie widziałam, nie słyszałam nic, tylko czułam, że tam moja matka siedzi i tuli do łona jedno zmarłe dziecko. Ha — ha — ha! Kaziu, czemuś ty taki przerażony? Słuchaj — i patrzy, jak drugie dziecko błądzi bosymi nogami poprzez cierniste ścieżki i ścieżyny… z mozołem w górę, w górę. I tak idę i idę, jakby mnie ktoś wlókł przed siebie. A wtem matka moja opuszcza dziecko, które do siebie tuliła i wyciąga do mnie ramiona, a ja już śmiertelnie znużona rzucam się na pierś matki… naraz, naraz, jakby wiatr całun mgły z niej zwiał, i leżę w strasznym, żelaznym uścisku kości i piszczeli trupich… O…!
KAZIMIERZ
BRONKA
Kaziu, Kaziu, mówiłeś mi dziś rano, że mnie kochasz. Czy mi się śniło, czy to rzeczywiście prawda, żeś mi mówił, że mnie kochasz?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Ja byłam śniegiem, takim dobrym białym śniegiem, co tuli biedną ziemię, rozgrzewa ją, czy nie tak, Kaziu?
KAZIMIERZ
Tak… A może byłaś dobrą, kojącą ręką, co przytuliła jakiegoś zranionego ptaka… tak mu było dobrze przy tobie, dopóki był chory, a teraz mu skrzydła nowym pierzem porosły — mięśnie wzmocniały i gotuje się do lotu… gotować się nie potrzebuje, bo już strzepnął swoje skrzydła…
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Kto to jest, czym ona jest? Moim snem, twoją bolesną zmorą, a piekielnym pragnieniem Tadeusza. Tym, otóż tym jest Ewa.
Jeszcze nie rozumiesz? Więc słuchaj: Ewa jest moim snem, bo potrzebowałem jej na to, by cię ujrzeć w całej twej sile i piękności. Dla ciebie jest Ewa lękiem i przerażeniem, bo czujesz, że cię w czarną otchłań rozpaczy prowadzi, czujesz, że ci porywa Tadeusza, dla którego jest piekielnym pragnieniem jakiejś wielkiej mocy i potęgi, jest niepokojącą tęsknotą, która go zawsze rwała wzwyż — wzwyż ku niebu.
BRONKA
Patrz, jam silna, jam dosyć mocna i zimna, by ją i jego zniszczyć, stratować! Ja silniejsza od nich wszystkich. Ja rozszarpię i zabiję ją, bo ja jestem jedyną, jedyną jego tęsknotą!
KAZIMIERZ
BRONKA
Ale, Kaziu, patrz na mnie, patrz! Patrz, jam też młoda, piękna… wieczność całą powtarzał mi to słowo: jakaś ty piękna. Dlaczego jego tęsknota ma wybiec poza mnie?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Nie, Bronka, nie, już ci dziś rano powiedziałem, że gardziłbym tobą, gdybyś mi była wzajemną, ale ja cię kocham taką piękną, jaką jesteś w całej twojej niemocy i rozpaczy… Coś złego się dzieje w tym domu, a ja chcę ci być bratem, przyjacielem, czym chcesz…
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Znam cię, Kaziu, znam. Ja jedna, jedyna na świecie, i tyś jeden, jedyny… ciebie nie kocham, ale kocham twoją dobrą, piękną miłość. Powiedz mi, Kaziu, co to znaczy, żem taka senna, taka zmęczona?
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Nic, nic, nic. By! dobry, był słodki, był kochany, zrozumiałam tylko, że oszczep jego tęsknoty padł daleko, daleko poza mną.
KAZIMIERZ
BRONKA
Poprzez lasy, poprzez góry, poprzez morza… Ach, i poprzez Bronkę, poprzez tę jedyną, ukochaną Bronkę, a teraz taką osamotnioną Bronkę, dokąd? dokąd?!
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
Ha… może bratem Makryny, bo nikt ciebie tak nie kochał i nie kocha, jak Makryna i ja.
BRONKA
KAZIMIERZ
Prawda, z daleka przyszła Makryna do ciebie, z daleka przyszedłem ja do ciebie, by ci powiedzieć, że cię kocham…
BRONKA
SCENA VI
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
SCENA VII
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Coś tak się nagle zamyślił i tak wpatrzył w siną dal, dal śniegu i w te czarne ugory, na których zakiełkuje zielona ozimina, gdy śnieg zniknie…
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ.
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ.
BRONKA
KAZIMIERZ.
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
Prawda, prawda! Przecież to można wszystko tak zrobić, że nikt nie będzie wiedział. Ha, ha, ha, co za głupi pomysł! Gotowi jeszcze człowieka w ostatniej chwili wyratować — ha, ha, ha — och, co za głupią komedyjkę podyktowało mi moje rozżalone serce… Dzwoni.
SCENA VIII
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
LOKAJ
BRONKA
SCENA IX
KAZIMIERZ
BRONKA
Chodźmy! — Tobie przecież wszystko jedno, czy tu, czy tam będziesz się nudził? Śmieje się histerycznie.
KAZIMIERZ
Jak najzupełniej — no a zresztą moją osobą upozoruję jak najpiękniej dziwny, a raczej bardzo zwyczajny wypadek, że dwoje ludzi dostaje się pod przerębel. Śmieją się.
KAZIMIERZ
BRONKA
KAZIMIERZ
BRONKA
SCENA X
MAKRYNA
Tu jeszcze dziś rano siedziała Bronka… Bronka… Bronka… I już nie wróci, nie wróci… I ten piękny sokół nie wróci… Tak stać się musiało… Białe widmo jej matki chodzi po pałacu i woła… woła… Nie wrócą już, nie wrócą już nigdy… A teraz ja tu już pozostanę…
Przypisy
Epipsychidion — tytuł utworu Epipsychidion. Wiersze poświęcone szlachetnej, a nieszczęśliwej Emilii Viviani, zamkniętej obecnie w klasztorze św. Anny w Pizie autorstwa Percy'ego Shelleya (1792–1822) ang. poety i dramaturga, jednego z najważniejszych twórców angielskiego romantyzmu. [przypis edytorski]
Amontilado (właśc. Amontillado) — odmiana sherry, hiszpańskiego wzmocnionego wina. [przypis edytorski]
Stanley Henry Morton, właśc. John Rowlands (1841–1904) — pisarz, dziennikarz, badacz Afryki. Brał udział m.in. w krwawej kolonizacji Kongo. [przypis edytorski]