- Artysta: 1
- Duch: 1 2 3
- Jabłko: 1
- Kondycja ludzka: 1
- Kwiaty: 1
- Lustro: 1
- Łzy: 1
- Małżeństwo: 1
- Modlitwa: 1
- Obyczaje: 1
- Owoc: 1
- Podróż: 1
- Poród: 1
- Skromność: 1
- Sława: 1
- Śmierć: 1 2
- Tęsknota: 1 2
- Zwierzęta: 1
- Żałoba: 1 2
- Życie jako wędrówka: 1
pisownia łączna i rozdzielna: zwolna > z wolna; spowrotem > z powrotem; zdala > z dala; niema > nie ma; poczem > po czym; poprostu > po prostu
pisownia joty: opinji > opinii
pisownia s/z: spowrotem > z powrotem
fleksja: tem > tym; wszystkiem > wszystkim itp.; strzępa > strzępu
leksyka: wymyśleć > wymyślić
interpunkcja - usunięto przecinek przed pauzą: , —; dodano przecinek: wraca i pili, i wkracza
Wprowadzono poprawki zawarte w erracie.
Rainer Maria RilkeRequiem za przyjaciółkętłum. Stefan Napierski
1
DuchO, mam umarłych moich, i zwracałem
im własną wolność, i zdumiony byłem,
jak utuleni są, jak w tym umarciu
zadomowieni szybko, sprawiedliwi,
5jak od opinii swej różni. Ty jeno,
ty wracasz; muskasz mnie, okrążasz, pragniesz
potrącić o coś, by zabrzmiało tobą,
by cię zdradziło. Och, ty nie wydzieraj,
czego się uczę z wolna. Ja mam słuszność;
10mylisz się, kiedy, wzruszona, zatęsknisz
za jaką rzeczą. My ją przemieniamy;
tutaj jej nie ma; rzutujemy z głębi
bytu naszego ją, odzwierciadlamy
ją tutaj, gdy ją tylko rozpoznamy.
15Znacznie cię dalej sądziłem. Przelęka
[1]
mnie, że to właśnie ty błądzisz i krążysz,
któraś przeobraziła więcej, niźli
jaka kobieta inna. Nie to, żeśmy
strwożyli się, kiedyś umarła; nie,
20że mocna śmierć twa ciemno nas przecięła,
to, co aż było dotąd, odrywając
raptem od tego, co nadeszło potem:
to nas obchodzi: to włączyć w ordynek
[2]
jest pracą naszą, którą czynim
[3] z wszystkim.
25Lecz, żeś się sama stworzyła i teraz
drgasz trwogą tam, gdzie lęku już nie zaznać,
że z twej wieczności tracisz okruszynę
i wkraczasz tutaj, przyjaciółko, tutaj,
gdzie wszystko jeszcze nie jest; że w wszechświecie
30raz pierwszy rozdrobniona, połowiczna,
drabiny nieskończonych natur tak
nie uchwyciłaś, jak rzecz wszelką tutaj;
to, że z koliska, co cię już przyjęło,
ciążenia siła głucha niepokoju
35jakiegoś ściąga cię w dół w czas znaczony —
nocą mnie często budzi, jak włamywacz.
Ach, gdybym wyrzec mógł, że jeno raczysz,
że z łaskawości przybywasz, z nadmiaru,
gdyż takaś
[4] sama w sobie upewniona,
40że stąpasz wokół, jak dziecko bez drżenia
przed miejscem, w którym ukrzywdzić je mogą —
lecz nie: ty prosisz. To mnie tak przerzyna
po same kości i szarpie, jak piła.
Ten wyrzut, który skrywałabyś, widmo,
45zapamiętała mi, kiedy się nocą
w płuca me cofam, w trzewia, w tę ostatnią
nędzną komorę tego serca mego,
ten wyrzut nie byłby aż tak okrutny,
jak to chodzenie po prośbie. Cóż prosisz?
50
pozostawiłaś przedmiot, co się dręczy,
i pragnie iść za tobą? Czyliż mam się
w kraj udać, niezaznany, choć był tobie
tak krewny, jak połowa druga zmysłów?
55Na rzekach jego chcę żeglować, pragnę
przybić do brzegu, o dawny obyczaj
pytać, gawędzić z kobietami we drzwiach
i patrzeć, jak swe dzieci przywołują.
I zapamiętać chcę, jak krajobrazem
60przy dawnej się robocie otulają
na łąkach i na polach; chcę zażądać,
by przed oblicze stawiono mnie króla,
i chcę kapłanów podżegać przekupstwem,
by mnie rzucili przed najsroższe bóstwo,
65po czym odeszli, drzwi świątyń zawarli.
ZwierzętaZapragnę jeszcze, gdy dowiem się wiele,
po prostu przypatrywać się zwierzętom,
aby cokolwiek z ich ruchów w me stawy
spłynęło; krótkie zechcę mieć istnienie
70w ich oczach, co mnie chwilę zatrzymają
i z wolna cicho uwolnią, bez sądu.
Chcę, aby ogrodnicy po imieniu
wiele mi kwiatów nazwali, bym w szczątkach
tych pięknych nazwań jakby drobną resztkę
75ich wielolitych
[5] zachować mógł woni.
gdzie jest raz jeszcze ziemia — aż po niebo.
Gdyż pojmowałaś to: prężne owoce.
Na czary układałaś je przed siebie
80i barw ciężarem je równoważyłaś.
I, jak owoce, widziałaś podobnie
kobiety, oraz dzieci, równie z wnętrza
pędzone w kształty, w kształty ich istnienia.
85wyjęłaś siebie z sukien, przed zwierciadło
siebie zaniosłaś, w nie się zapuściłaś
z wyjątkiem twego patrzenia; zostało
ono tam, przed nim, wielkie, i nie rzekło:
otom jest ja
[6]; przeciwnie: oto jest.
90Tak ciekawości wyzbyte przy końcu
było patrzenie twe, ubóstwa pełne,
że nie pragnęło nawet ciebie: święte.
Tak cię zachować pragnę, jakeś sama
w lustrze się ustawiła
[7], w wnętrzu głębi
95i od wszystkiego z dala. Czemuż schodzisz inna?
Dlaczegóż odwołujesz siebie? Czemu
wmówić mi pragniesz, że w kulach bursztynu
wokół twej szyi coś niecoś ciężaru
było: ciężkości, której nigdy nie ma
100w obrazach, które zaświat już ukoił;
przecz
[8] mi postawą zwiastujesz złą wróżbę;
cóż nakazuje ci kontury ciała
wykładać, jakby linie jakiej dłoni,
iż widzieć muszę je pełne przeznaczeń?
105
DuchO, podejdź w światło świecy. Wpatrywania
w zmarłych nie strwożę się. Kiedy nadchodzą,
w naszym spojrzeniu zatrzymać się mają
prawo, podobnie, jak inne przedmioty.
KwiatyChodź tutaj; pozwól, chwilę się uciszmy.
110Spójrzże na różę tę na moim biurku;
czyż nie jest światło wokół niej tak samo
onieśmielone, jak wokoło ciebie:
i jej tak samo trwać by tu nie wolno.
Powinna zostać była tam w ogrodzie,
115nieprzemieszana ze mną, lub zawiędnąć
[9] —
i oto trwa tak: czym jej ma świadomość
[10]?
Nie przeraź się, gdy pojmę teraz, ach,
oto się dźwiga we mnie: zrozumienie,
muszę je przyjąć, chociażbym miał umrzeć.
120Pojąć, że jesteś tutaj. Już pojmuję.
Jak ślepiec po omacku rzecz pojmuje,
czuję twój los i nie znam dlań
[11] imienia.
ŁzyPozwól, iż razem będziemy się żalić,
że ktoś cię wyjął z lustra. Zdołasz płakać?
125Nie umiesz. Napływ, moc łez przemieniłaś
w dojrzałe, trwałe zapatrzenie twoje,
i z trudem każdy twój sok przesączyłaś
w istnienie silne, co wznosi się, krąży,
i równowagę utrzyma, na oślep.
130
ŚmierćA wtedy traf cię, twój traf już ostatni,
wyrwał, zawrócił z twego najdalszego
postępu w świat ów, gdzie soki wciąż pragną.
Nie całkiem wydarł; naprzód kawalątko,
lecz wokół tego strzępu, gdy z dnia na dzień
135tak rzeczywistość obrastać poczęła,
że zaczął ciążyć, wówczas całą siebie
zużyć musiałaś; temu się poddałaś:
z mozołem wyłamałaś się w okruchach
z prawa, albowiem całej siebie było
140ci trzeba. Wtedy siebie przekopałaś
i wygrzebałaś z ciepłej ciemnej gleby
twojego serca zaledwie zielone
nasienie, z niego zakiełkować miała
śmierć; własna śmierć twa, śmierć dla twego życia.
145I jadłaś je, te ziarna twojej śmierci,
jak wszystkie inne, spożyłaś jej ziarna,
i miałaś w sobie posmak jej słodyczy,
tej nieczekanej, miałaś słodkie wargi,
ty: co już z wewnątrz, w zmysłach, byłaś słodka.
150O, pozwól nam się skarżyć. Wieszże, jako
z niezrównanego krążenia krew twoja
niechętnie, wzdragająca się, wracała,
gdyś odwołała ją? Jak, pomieszana,
niewielki obieg ciała znów podjęła;
155jako, nieufna wielce i zdumiona,
w łożysko płci przenikła
[12] i tam, nagle,
znużyła się powrotem swym olbrzymim?
Tyś przynaglała ją, naprzód ją gnała,
szarpałaś ją do miejsca grozy, jak
160stado się zwierząt ciągnie do ołtarza;
przy czym pragnęłaś, by radosna była.
I wymusiłaś to wreszcie: szczęśliwa
była, nadbiegła i wszerz się rozlała.
Tobie, przywykłej do innych miar, że to
165na chwilę tylko, zdało się: a przecie
w strumieniu czasu brnęłaś: czas jest długi.
I czas przypływa i wzbiera, i czas
jest jako nawrót przewlekłej choroby.
Jak krótkie było twe życie, jeżeli
170przyrównasz je godzinom, gdyś siedziała
i liczne moce rozlicznej przyszłości
zginałaś, milcząc, ku zarodzi dziecka,
co w los się przemieniło znów. Bolesny trudzie!
O, praco ponad siłę wszelką! Tyś
175dzień po dniu ją czyniła, tyś się wlokła
i z kołowrotka wyciągałaś piękny
wzór, wszystkie nici wiążąca odmiennie
twoje. A wreszcie, już przy samym końcu,
odwagi ci starczyło do zabawy!
180Albowiem, kiedy dokonane było,
nagrody zapragnęłaś, jako dzieci,
co słodko-gorzką wypiły herbatę,
która ozdrawia może. Tak się nagradzałaś:
od wszystkich ludzi bowiem zbyt daleko
185nawet i teraz byłaś; nikt by nie potrafił
miłej dla ciebie wymyślić nagrody.
Wiedziałaś o tym. Zasiadłaś na łożu,
przed tobą stało zwierciadło, to, które
wróciło tobie wszystko. Oto teraz
190to wszystko było tobą, a tam wewnątrz
tylko złudzenie, owa piękna złuda
kobiety wszelkiej, co chętnie w klejnoty
stroi się, włosy czesze i poprawia.
195marły, umarłaś w ciepłym swoim domu
położnic śmiercią, co pragną z powrotem
zamknąć się i już nie mogą, albowiem
ta ciemność, którą urodziły wespół,
raz jeszcze wraca i pili, i wkracza.
200
jednak odnaleźć było płaczek? Kobiet,
co za pieniądze wrzeszczą, które można
płacić, by całą noc szlochały w ciszy?
Obrządków! My nie mamy dość obrządków.
205Wszystko przemija, przegadane wszystko.
Tedy, umarła, nadejść musisz, ze mną
by powetować skargi. Słyszysz, jak się skarżę?
Pragnąłbym głos mój narzucić, jak chustę,
na druzgi
[13] twojej śmierci i ją szarpać,
210aż się rozleci w kawały, i wszystko,
co mówię teraz, niechajby w łachmanach
przed głos ten przeszło, trzęsące się z zimna;
gdybyż na skargach poprzestać. Lecz oto:
oskarżam. Nie jednego tego, który
215ciebie z twej własnej wydobył łupiny
(już nie odróżnię go, jest on jak wszyscy),
lecz wszystkich w nim oskarżam jednym: męża.
Jeśli gdziekolwiek we mnie bardzo dawne
dziecięctwo w głębi wznosi się, a nie znam
220go jeszcze, może najczystsze dziecięctwo
dzieciństwa mego: niechaj nie wiem o nim.
Nie patrząc, pragnę urobić Anioła
zeń, po czym rzucić w najpierwsze szeregi
Aniołów w krzyku, by przypomnieć Bogu.
225
i nikt nie zdoła mu sprostać; za ciężkie
jest dla nas zaplątane to cierpienie
zafałszowanej miłości, co, wsparte
na przedawnieniu i na nawyknieniu,
230prawem się zwie, a karmi się bezprawiem.
Gdzież jest mężczyzna, który miałby prawo
do posiadania? Któż posiadać zdoła,
co samo siebie nie ma, jeno czasem
pochwyci siebie błogo, by odrzucić,
235jak dziecko piłkę? Jako wódz podobnie
nie zdoła Niki
[14] na dziobie okrętu
wstrzymać, tajemna lekkość jej boskości
gdy nagle wznosi ją w jasny wichr
[15] morski:
podobnie nikt z nas nie może kobiety
240przywołać, która już nas nie postrzega,
i na wąziutkim pasemku istnienia
odchodzi cudem, niepokaleczona:
chyba, że zrodziłby się ów złoczyńcą.
Gdyż t o jest winą, jeśli co jest winą:
245wolności tego, co się ukochało,
O całą wolność własną nie pomnożyć,
na którą zdobyć się można. My przecie,
kiedy miłujem
[16], mamy jedno tylko:
wzajem opuścić siebie; że się dzierżym
[17],
250to jest nam łatwo, uczyć się nie trzeba.
Czyż tutaj jesteś jeszcze? W jakim kącie? —
Tyś o tym wszystkim tak wiele wiedziała
i tyleś mogła
[18], skoroś tak odeszła,
jak dzień wschodzący, otwarta wszystkiemu.
255Kobiety cierpią, kochać — to być samym,
artyści zaś niekiedy pośród pracy
to przeczuwają, że przetwarzać muszą,
kiedy kochają.
SławaA tyś rozpoczęła
jedno i drugie; to bowiem i tamto
260w tym się zawiera, co teraz twa sława
paczy, ta sława, która cię okrada.
Ach, tyś daleka była wszelkiej chwale.
Tyś niepozorna była; swą urodę
przyjęłaś lekko w siebie, jak chorągiew
265zwija się w szary ranek w dniu roboczym,
i tylko pracy długiej tyś pragnęła —
co nie jest dokonana, mimo wszystko.
Jeśliś
[19] jest jeszcze tu, jeśli w ciemności
tej jakie miejsce jest, kędy
[20] wrażliwie
270zjawa twa współdrga płaskim falom dźwięku,
które rozbudza głos samotny nocą
pomóż mi. Widzisz, my się tak zsuwamy,
nie wiedząc kiedy, z powrotem z postępu
275naszego w coś, czego nie zamierzamy;
zaplątujemy się w tym, jako we śnie,
i umieramy w tym, nieprzebudzeni.
Nikt nie wykroczył poza to. Każdemu,
kto krew swą dźwignął w dzieło, które przetrwa,
280zdarzyć się może, że go nie utrzyma
na wysokości już i że opadnie
własnym ciężarem, bez wszelkiej wartości.
Skrywa się bowiem gdzieś pradawna wrogość
pomiędzy życiem a olbrzymią pracą.
285Obym ją pojął, wspomóż — ty mnie — rzekła.
umarła pośród umarłych. Umarli
są zatrudnieni. Ale tak mi pomóż,
by nie rozproszyć się na cały wszechświat,
290najdalsze jak wspomaga czasem: we mnie.