- Bunt: 1 2
- Duma: 1
- Dzieciństwo: 1
- Dziecko: 1 2 3
- Marzenie: 1
- Matka: 1
- Milczenie: 1
- Nauczyciel: 1
- Nienawiść: 1
- Niewola: 1 2
- Ojciec: 1
- Przemoc: 1
- Rodzina: 1 2
- Smutek: 1
- Szkoła: 1 2 3 4
- Więzienie: 1
Popr. błędy źródła: (1) Zdały się z oczów dozorców dźwigniętę -> Zdały się z oczów dozorców dźwignięte; (2) A jeśli chłopiec jedno pisnął słowo./ O powód pytał -> A jeśli chłopiec jedno pisnął słowo,/ O powód pytał (3) Lecz jam w marzeniach tak był zakochany./ Żem nie czuł mieczów rzucanych w milczenie -> Lecz jam w marzeniach tak był zakochany,/ Żem nie czuł mieczów rzucanych w milczenie.
Uwspółcześnienie pisowni łącznej/rozdzielnej: zwolna -> z wolna.
Uwspółcześniono interpunkcję w następujących wypadkach (usunięto podział na wersy, aby uwydatnić budowę zdania): (1) kędy wchodziły dzieci, przez ojców gromadnie zsyłane -> kędy wchodziły dzieci przez ojców gromadnie zsyłane (2) A ściany były w czerwony marmurek pisane, niby krwią więźniów, nocą potraconych -> A ściany były w czerwony marmurek pisane niby krwią więźniów nocą potraconych (3) Ojciec i matka i gość przypadkowy -> Ojciec i matka, i gość przypadkowy (4) bez sumienia i serca i woli -> bez sumienia i serca, i woli.
Wacław Rolicz-LiederSzkoła
1
Albo mrą wcześnie, lub żyją zbyt długo.
Na moim czole siedziało marzenie
Ciche, a w sercu coś grało harficznie,
5Coś wiecznie grało, a oczy nieśmiało
Patrzyły w przestrzeń daleką — w obłoki,
Malując z ruchów niebieskich obrazy
Dziwne, ruchliwo-kalejdoskopowe
[1].
Od lat najmłodszych czerpiąc wdzięczne życie
10Ze źródeł baśni, sam się baśnią stałem;
Baśnią, pachnącą ambrą
[2] i arabskim
Pismem, jak wschodni druk niezrozumiałą.
Ktokolwiek wzrok mi na twarzy zawiesił,
Mawiał: o rzeczach złych chłopiec ten myśli.
15Ja byłem dzieckiem smutnym: takie dzieci
Albo mrą wcześnie, lub żyją zbyt długo.
Więc wcześnie dziecko do szkoły oddali.
Pamiętam dzień ten, gdy czarny tornister
20Przygiął mi plecy do jarzma niezdatne…
Pamiętam dzień ten — zaczęto od Boga,
U Wszystkich Świętych chłopcy się modlili.
A potem padał deszcz, a mój mundurek
Zapachniał wonią zmoczonego sukna;
25A potem w domu w szkołę się bawiłem
Z dziećmi, a potem zaczęło się życie
Nowe, smutniejsze niż oczy me smutne,
Jak rozbaśnione moje serce — ciche.
Odtąd mi zwiędły kwiatczyny marzenia,
30Odtąd zagasły dzieciństwa świeczniki.
Rodzice chcieli mieć ze mnie człowieka,
Więc wcześnie dziecko do szkoły oddali.
Wewnątrz niewoli uczono nieletnich.
35Gdym próg przekraczał — powietrze więzienne
Wnet bicie serca zwiększało, a mury
Zdały się z oczów dozorców dźwignięte,
Wszystko widzące, a pośród dziedzińca
Słońce sybirskie świeciło. A ściany
40Były w czerwony marmurek pisane
Niby krwią więźniów nocą potraconych.
Długi korytarz wzdłuż piętra każdego
Do sal więziennych wiódł, kędy wchodziły
Dzieci przez ojców gromadnie zsyłane,
45W rańcu
[3] żołnierskim, zapiętym mundurze,
Z śmiechem na ustach i — inkwizytorzy
[4].
Był to budynek o twarzy więziennej.
Wewnątrz niewoli uczono nieletnich.
Gdy szkolny dzwonek rozjęczał budynek,
50Chłopcy gromadnie z klasy wybiegali —
PrzemocPo korytarzach chodzili panowie
W niebieskich frakach
[5], z wyciągniętą szyją,
Słuchając, o czym chłopcy i jak mówią.
A jeśli który mową się odezwał,
55Którą mu matka dała w dniu urodzin —
Złych obyczajów był winien i zbrodni
I do wieczora szedł pod klucz więzienny.
A jeśli chłopiec jedno pisnął słowo,
O powód pytał — biada była dziecku!
60Bowiem majestat obrażał cesarski.
Panowie owi mieli słuch ślepego,
Panowie owi mieli wzrok niemego.
Gdy szkolny dzwonek rozjęczał budynek,
Chłopcy gromadnie z klasy wybiegali.
65Jeszcze z rzęs moich nie spadły marzenia,
Jeszcze mi w sercu coś grało cudownie.
Więc byłem niemy, wiecznie zadumany,
Wiecznie płoszony w myśleniach lirycznych.
Nikt mię z początku nie gabał
[6] — bom milczał.
70
MilczenieAle milczenie jest zbrodnią, bo milcząc
Knują się bunty krnąbrne i powstania.
Więc mię słowami kłuto, bym przemówił,
Przez przemówienie tajemnice zdradził.
Lecz jam w marzeniach tak był zakochany,
75Żem nie czuł mieczów rzucanych w milczenie,
Żem nie zapytał: czego chcą ode mnie?
Koledzy także szemrali dokoła:
On nic nie mówi, więc lizus pewnikiem.
Jeszcze z rzęs moich nie spadły marzenia,
80Jeszcze mi w sercu coś grało cudownie.
BuntByłbym był
[7] nędznym, gdybym w tej wyrobni
Niewoli, lękom ulegał jakowym!
I choć na chwilę zapomniał, że w piersi
Serce Kościuszków mam i Kochanowskich.
85Jam się nie lękał gróźb gburów uczących
I nieraz w kozie siedziałem zamknięty,
Popołudniami, spłakany serdecznie,
Żem bez obrońców na ziemi! I często
Deszcz, trzepiąc w dachy blaszane, deszcz przykry,
90Łkaniom chłopczyka wtórował żałobnie,
A rynny rytmem rozpaczy bębniły.
W domu rodzina siadała do stołu:
Ojciec i matka, i gość przypadkowy,
A jam się w rynien wsłuchiwał bębnienie…
95Byłbym był nędznym, gdybym w tej wyrobni
Niewoli, lękom ulegał jakowym!
Jak hiacynty w wiosennym ogrodzie,
Z wolna zakwitła na czole mym duma,
Pieśń przemówiła przez usta nieśmiało…
100Odtąd w tornistrze nosiłem wierszyki,
Upity większą godnością — lecz za nią
Pogłówne
[8] płacić musiałem gotówką:
Upokorzeniem! o hańbo nad hańby!
105Nienawiść — życiem, nienawiść — pokarmem,
Nienawiść — trunkiem, nienawiść — oddechem,
Nienawiść — ziemią, całą atmosferą! —
Każdy mi w serce nienawiść celował;
Krewni, koledzy moi i znajomi,
110Zaś ustawiczni szkolni dręczyciele.
Jak hiacynty w wiosennym ogrodzie,
Z wolna zakwitła na czole mym duma.
Odkąd się chłopiec do twierdzy dostanie,
Nie mają prawa do dziecka rodzice…,
115
Uczyciel
[9] strasznie chłopców indagował
[10];
Płacz… narzekanie… krzyk i… znowu cisza.
Słońce przez szyby paliło piekielnie,
W uczelni zaduch panował koszarny
[11],
120Gorąco mózgi nieletnich smażyło —
Mdlałem… lecz oto nade mną głos zabrzmiał:
Łotrze! śmiesz ręce rozkładać? poczekaj,
Synu ze suki ulęgły! Jam odrzekł:
Chamie, zastanów się! Krzyk powstał straszny,
125A możnowładczy profesor zazgrzytał:
Aresztu godzin dwadzieścia i cztery.
Odkąd się chłopiec do twierdzy dostanie,
Nie mają prawa do dziecka rodzice…
130Rodzice! serce gdzież macie? gdzie dumę?
Czemu wy krew swą, swe ciało dajecie,
Owoc drzew waszych na pokarm niewoli?
Czemu milczycie, gdy szkolni tyrani
Plują zniewagę w twarz dzieci, i czemu
135Łotrów o dalsze urągi
[12] prosicie,
Kiedy wam dziecko ze szkół chcą wydalić?
I wyście śmieli ślubami się łączyć?
I wyście śmieli pokolenie tworzyć?
Wy bez sumienia i serca, i woli?
140Wy nieświadomi rodzicielskich ustaw?
Wy nieletniego jarzma całkownicy
[13]?
Niewolniczego dostawcy towaru?
O najszczytniejszym tytule na ziemi,
Rodzice! serce gdzież macie? gdzie dumę?
145
W której sumienie me buntem zagrzmiało.
Pękła cierpliwość w żelazo kowana
[14]
I dom niewoli za plecyma
[15] został;
A w sercu straszna nienawiść do rasy
150Dręczącej dzieci Polaków i wzgarda
Dla wszystkich ojców i matek, co dzieci
Do helockiego
[16] oddają rzemiosła,
Praw rodzicielskich zrzekając się trwożnie.
I żal mi został za moim chłopięctwem,
155Co wypachniało pod okiem tyranów,
I jedna prośba do mojej królowej,
Tej pańskiej dumy mej, ażeby dała
Odpust hańbiącym myślenie wspomnieniom…
Błogosławioną niech będzie godzina,
160W której sumienie me buntem zagrzmiało.