William ShakespeareRomeo i Juliatłum. Józef Paszkowski
OSOBY:
-
ESKALUS — książę panujący w Weronie
-
PARYS — młody Weroneńczyk szlachetnego rodu, krewny księcia
-
MONTEKI, KAPULET — naczelnicy dwóch domów nieprzyjaznych sobie
-
STARZEC — stryjeczny brat Kapuleta
-
ROMEO — syn Montekiego
-
MERKUCJO — krewny księcia
-
BENWOLIO — synowiec Montekiego
-
TYBALT — krewny Pani Kapulet
-
LAURENTY — ojciec franciszkanin
-
JAN — brat z tegoż zgromadzenia
-
BALTAZAR — służący Romea
-
SAMSON, GRZEGORZ — słudzy Kapuleta
-
ABRAHAM — służący Montekiego
- APTEKARZ
- TRZECH MUZYKANTÓW
- PAŹ PARYSA
- PIOTR
- DOWÓDCA WARTY
-
PANI MONTEKI — małżonka Montekiego
-
PANI KAPULET — małżonka Kapuleta
-
JULIA — córka Kapuletów
-
MARTA — mamka Julii
- Obywatele weroneńscy, różne osoby płci obojej, liczący się do przyjaciół obu domów, maski, straż wojskowa i inne osoby.
Rzecz odbywa się przez większą część sztuki w Weronie, przez część piątego aktu w Mantui.
PROLOG
1
KonfliktDwa rody, zacne jednako i sławne —
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie
5Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.
Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
10I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treścią przedstawienia,
Które otoczcie cierpliwymi względy,
Jest w nim co złego, my usuniem błędy…
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Plac publiczny. Wchodzą Samson i Grzegorz uzbrojeni w tarcze i miecze.
SAMSON
15SługaDalipan, Grzegorzu, nie będziem darli pierza.
GRZEGORZ
16Ma się rozumieć, bobyśmy byli zdziercami.
SAMSON
17Ale będziemy darli koty, jak z nami zadrą.
GRZEGORZ
18Kto zechce zadrzeć z nami, będzie musiał zadrżeć.
SAMSON
19Mam zwyczaj drapać zaraz, jak mię kto rozrucha[1].
GRZEGORZ
20Tak, ale nie zaraz zwykłeś się dać rozruchać.
SAMSON
21Te psy z domu Montekich rozruchać mię mogą bardzo łatwo.
GRZEGORZ
22Rozruchać się tyle znaczy co ruszyć się z miejsca; być walecznym jest to stać nieporuszenie: pojmuję więc, że skutkiem rozruchania się twego będzie — drapnięcie[2].
SAMSON
23Te psy z domu Montekich rozruchać mię mogą tylko do stania na miejscu. Będę jak mur dla każdego mężczyzny i każdej kobiety z tego domu.
GRZEGORZ
24To właśnie pokazuje twoją słabą stronę; mur dla nikogo niestraszny i tylko słabi go się trzymają.
SAMSON
25Prawda, dlatego to kobiety, jako najsłabsze, tulą się zawsze do muru. Ja też odtrącę od muru ludzi Montekich, a kobiety Montekich przyprę do muru.
GRZEGORZ
26Spór jest tylko między naszymi panami i między nami, ich ludźmi.
SAMSON
27Mniejsza mi o to, będę nieubłagany. Pobiwszy ludzi, wywrę wściekłość na kobietach: rzeź między nimi sprawię.
GRZEGORZ
28Rzeź kobiet chcesz przedsiębrać?
SAMSON
29Nie inaczej: wtłoczę miecz w każdą po kolei. Wiadomo, że się do lwów liczę.
GRZEGORZ
30Tym lepiej, że się liczysz do zwierząt; bo gdybyś się liczył do ryb, to byłbyś pewnie sztokfiszem[3]. SługaWeź no się za instrument[4], bo oto nadchodzi dwóch domowników Montekiego.
Wchodzą Abraham i Baltazar.
SAMSON
31Mój giwer[5] już dobyty: zaczep ich, ja stanę z tyłu.
GRZEGORZ
SAMSON
GRZEGORZ
34Ja bym się miał bać z twojej przyczyny!
SAMSON
35Miejmy prawo za sobą, niech oni zaczną.
GRZEGORZ
36Marsa im nastawię[7] przechodząc; niech go sobie, jak chcą, tłumaczą.
SAMSON
37Nie jak chcą, ale jak śmią. Ja im gębę wykrzywię; hańba im, jeśli to ścierpią.
ABRAHAM
38Skrzywiłeś się na nas, mości panie?
SAMSON
39Nie inaczej, skrzywiłem się.
ABRAHAM
40Czy na nas się skrzywiłeś, mości panie?
SAMSON
do Grzegorza
41Będziemyż[8] mieli prawo za sobą, jak powiem: tak jest?
GRZEGORZ
SAMSON
43Nie, mości panie; nie skrzywiłem się na was, tylko skrzywiłem się tak sobie.
GRZEGORZ
do Abrahama
44Zaczepki waść szukasz?
ABRAHAM
SAMSON
46Jeżeli jej szukasz, to jestem na waścine usługi. Mój pan tak dobry, jak i wasz.
ABRAHAM
SAMSON
Benwolio ukazuje się w głębi.
GRZEGORZ
na stronie do Samsona
49Powiedz: lepszy. Oto nadchodzi jeden z krewnych mego pana.
SAMSON
ABRAHAM
SAMSON
52Dobądźcie mieczów, jeśli macie serca. Grzegorzu, pamiętaj o swoim pchnięciu.
BENWOLIO
53Odstąpcie, głupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie.
Rozdziela ich swoim mieczem.
Wchodzi Tybalt.
TYBALT
Cóż to? Krzyżujesz oręż z parobkami?
55Do mnie, Benwolio! Pilnuj swego życia.
BENWOLIO
Przywracam tylko pokój. Włóż miecz nazad
Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi.
TYBALT
WrógZ gołym orężem pokój? Nienawidzę
Tego wyrazu, tak jak nienawidzę
60Szatana, wszystkich Montekich i ciebie.
Broń się, nikczemny tchórzu.
Walczą. Nadchodzi kilku przyjaciół obu partii i mieszają się do zwady; wkrótce potem wchodzą mieszczanie z pałkami.
PIERWSZY OBYWATEL
Hola! Berdyszów
[9]! Pałek! Dalej po nich!
Precz z Montekimi, precz z Kapuletami!
Wchodzą
Kapulet i
Pani Kapulet[10]
KAPULET
Co za hałas? Podajcie mi długi
65Mój miecz! Hej!
PANI KAPULET
Raczej kulę; co ci z miecza?
KAPULET
WrógMiecz, mówię! Stary Monteki nadchodzi.
I szydnie
[11] swoją klingą mi urąga.
Wchodzą Monteki i Pani Monteki.
MONTEKI
PANI MONTEKI
Nie puszczę cię na krok, gdy wróg przed tobą.
Wchodzi Książę z orszakiem.
KSIĄŻĘ
Zapamiętali, niesforni poddani,
Bezcześciciele bratniej stali! Cóż to,
Czy nie słyszycie? Ludzie czy zwierzęta,
75Co wściekłych swoich gniewów żar gasicie
W własnych żył swoich źródle purpurowym;
Pod karą tortur wypuśćcie natychmiast
Z dłoni skrwawionych tę broń buntowniczą
I posłuchajcie tego, co niniejszym
80Wasz rozjątrzony
[12] książę postanawia.
Domowe starcia, z marnych słów zrodzone
Przez was, Monteki oraz Kapulecie,
Trzykroć już spokój miasta zakłóciły,
Tak że poważni wiekiem i zasługą
85Obywatele werońscy musieli
Porzucić swoje wygodne przybory
I w stare dłonie stare ująć miecze,
By zardzewiałym ostrzem zardzewiałe
Niechęci wasze przecinać.
KaraJeżeli
90Wzniecicie kiedyś waśń podobną,
Zamęt pokoju opłacicie życiem.
A teraz wszyscy ustąpcie niezwłocznie.
Ty, Kapulecie, pójdziesz ze mną razem;
Ty zaś, Monteki, przyjdziesz po południu
95Na ratusz, gdzie ci dokładnie w tym względzie
Dalsza ma wola oznajmiona będzie.
Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych
Pod karą śmierci, aby się rozeszli.
Książę z orszakiem wychodzi. Podobnież Kapulet, Pani Kapulet, Tybalt, obywatele i słudzy.
MONTEKI
Kto wszczął tę nową zwadę? Mów, synowcze,
100Byłżeś
[13] tu wtedy, gdy się to zaczęło?
BENWOLIO
I wasi już się bili, kiedym nadszedł;
Dobyłem broni, aby ich rozdzielić:
Wtem wpadł szalony Tybalt z gołym mieczem,
105I harde zionąc mi w uszy wyzwanie,
Jął się wywijać nim i siec powietrze,
Które świszczało tylko szydząc z marnych
Jego zamachów. Gdyśmy tak ze sobą
Cięcia i pchnięcia zamieniali, zbiegł się
110Większy tłum ludzi; z obu stron walczono,
Aż książę nadszedł i rozdzielił wszystkich.
PANI MONTEKI
Jakże się cieszę, że nie był w tym starciu.
BENWOLIO
Godziną pierwej, nim wspaniałe słońce
115W złotych się oknach wschodu ukazało,
Troski wygnały mię z dala od domu
W sykomorowy
[15] ów gaj
[16], co się ciągnie
Ku południowi od naszego miasta.
Tam, już tak rano, syn wasz się przechadzał.
120Ledwiem go ujrzał, pobiegłem ku niemu;
Lecz on, spostrzegłszy mię, skrył się natychmiast
I w najciemniejszej ukrył się gęstwinie.
Pociąg ten jego do odosobnienia
Mierząc mym własnym (serce nasze bowiem
125Jest najczynniejsze, kiedyśmy samotni),
Nie przeszkadzałem mu w jego dumaniach
I w inną stronę się udałem, chętnie
Stroniąc od tego, co rad mnie unikał.
Nieraz o świcie już go tam widziano
130Łzami poranną mnożącego rosę,
A chmury — swego oblicza chmurami,
Aliści ledwo na najdalszym wschodzie
Wesołe słońce sprzed łoża Aurory
[17]
Zaczęło ściągać cienistą kotarę,
135On, uciekając od widoku światła,
Co tchu zamykał się w swoim pokoju;
Zasłaniał okna przed jasnym dnia blaskiem
I sztuczną sobie ciemnicę utwarzał.
W czarne bezdroża dusza jego zajdzie,
140Jeśli się na to lekarstwo nie znajdzie.
BENWOLIO
Szanowny stryju, znaszże
[18] powód tego?
MONTEKI
Nie znam i z niego wydobyć nie mogę.
BENWOLIO
Wybadywałżeś
[19] go jakim sposobem?
MONTEKI
Wybadywałem i sam, i przez drugich,
145Lecz on jedyny powiernik swych smutków.
Tak im jest wierny, tak zamknięty w sobie,
Od otwartości wszelkiej tak daleki
Jak pączek kwiatu, co go robak gryzie,
Nim światu wonny swój kielich roztoczył
150I pełność swoją rozwinął przed słońcem.
Gdybyśmy mogli dojść tych trosk zarodka,
Nie zbrakłoby nam zaradczego środka.
Romeo ukazuje się w głębi.
BENWOLIO
Oto nadchodzi. Odstąpcie na stronę;
Wyrwę mu z piersi cierpienia tajone.
MONTEKI
155Obyś w tej sprawie, co nam serce rani,
Mógł być szczęśliwszym od nas! Pójdźmy, pani.
Wychodzą Monteki i Pani Monteki.
BENWOLIO
ROMEO
Jeszczeż
[20] nie południe?
BENWOLIO
ROMEO
160Jak nudnie
Wloką się chwile. Moiż
[21] to rodzice
Tak spiesznie w tamtą zboczyli ulicę?
BENWOLIO
Tak jest. Lecz cóż tak chwile twoje dłuży?
ROMEO
Nieposiadanie tego, co je skraca.
BENWOLIO
ROMEO
BENWOLIO
ROMEO
Brak jej tam, skądbym pragnął wzajemności.
BENWOLIO
MiłośćNiestety! Czemuż, zdając się niebianką,
170Miłość jest w gruncie tak srogą tyranką?
ROMEO
Niestety! Czemuż, z zasłoną na skroni,
Miłość na oślep zawsze cel swój goni!
Gdzież dziś jeść będziem? Ach! Był tu podobno
Jakiś spór? Nie mów mi o nim, wiem wszystko.
175W grze tu nienawiść wielka, lecz i miłość.
O! Wy sprzeczności niepojęte dziwa!
Szorstka miłości! Nienawiści tkliwa!
Coś narodzone z niczego! Pieszczoto
Odpychająca! Poważna pustoto!
180Szpetny chaosie wdzięków! Ciężki puchu!
Jasna mgło! Zimny żarze! Martwy ruchu!
Śnie bez snu! Taką to w sobie zawiłość,
Taką niełączność łączy moja miłość.
Czy się nie śmiejesz?
BENWOLIO
185Nie, płakałbym raczej.
ROMEO
Nad czym, poczciwa duszo?
BENWOLIO
Nad uciskiem,
Poczciwej duszy twojej.
ROMEO
190Miłości nawet przez odbitkę działa?
Dość mi już ciężył mój smutek, ty jego
Brzemię powiększasz przewyżką twojego;
Współczucie twoje nad moim cierpieniem
Nie ulgą, ale nowym jest kamieniem
195Dla mego serca. Miłość, przyjacielu,
To dym, co z parą westchnień się unosi;
To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
Czymże jest więcej? Istnym amalgamem
[22],
200Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem.
Bądź zdrów.
chce odejść
BENWOLIO
PrzyjaźńZaczekaj! Krzywdę byś mi sprawił,
Gdybyś mą przyjaźń z kwitkiem tak zostawił.
ROMEO
Ach! Ja nie jestem tu, nie jestem sobą;
205To nie Romeo, co rozmawia z tobą.
BENWOLIO
ROMEO
BENWOLIO
Nie jęczyć,
210Tylko mi klucz dać do tego problemu,
Kogóż to kochasz? Powiedz.
ROMEO
Każ choremu
Pisać testament: będzież
[25] to wezwanie
Dobre dla tego, kto jest w tak złym stanie?
215A więc, kobietę kocham.
BENWOLIO
Celniem mierzył,
Gdym to pomyślał, nimeś mi powierzył.
ROMEO
Biegle celujesz. I ta, którą kocham,
Jest piękna.
BENWOLIO
220W piękny cel trafić najłatwiej.
ROMEO
Pod twardą zbroją wstydliwości swojej
Grotów miłości wcale się nie boi;
225Szydzi z nawału zaklęć oblężniczych;
Odpiera szturmy spojrzeń napastniczych;
Nawet jej złota wszechwładztwo nie zjedna.
Bogata w wdzięki, w tym jedynie biedna,
Że kiedy umrze, do grobu z nią zstąpi
230Całe bogactwo, którego tak skąpi.
BENWOLIO
Wiecznież
[28] chce sama zostać z swym bogactwem?
ROMEO
Bo piękność, którą własna srogość strawia,
Całą potomność piękności pozbawia.
235
KobietaZbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem;
Zbyt mądrze piękna: stąd istnym jest głazem.
Przysięgła nigdy nie kochać i dzięki
Temu skazanym — wieczne cierpieć męki.
BENWOLIO
Jest na to rada: przestań myśleć o niej.
ROMEO
240Doradźże także, jakim bym sposobem
Mógł przestać myśleć.
BENWOLIO
Dając oczom wolność
Rozpatrywania się w innych pięknościach.
ROMEO
To byłby tylko sposób przywołania
245Jej cudnych wdzięków tym żywiej na pamięć.
Choć czarna, nęci nas, bo przeczuwamy
Pod nią zbiór ponęt; ten, co wzrok postradał,
Zapomniż
[29] kiedy, jaki skarb posiadał?
250Pokaż mi jaki ideał dziewczęcy,
Będzież
[30] on dla mnie w istocie czym więcej
Jak przypomnieniem, że jest piękność inna,
Przed którą ta by uklęknąć powinna?
Bądź zdrów, niewczesną
[31] podajesz mi radę.
BENWOLIO
255Najpraktyczniejszą — życie w zastaw kładę.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Ulica. Wchodzą Kapulet i Parys, za nimi Służący.
KAPULET
Podobną jak mnie karą zagrożono
I Montekiemu; ależ w wieku naszym
Spokojnie siedzieć rzecz nietrudna.
PARYS
Oba
260Szanownych szczepów jesteście odrośle;
Tym ci żałośniej, że od tyla czasu
Żyjecie w takim rozdwojeniu z sobą.
Cóż mówisz, panie, na moje zabiegi?
KAPULET
265Mojemu dziecku świat jest jeszcze obcy,
Ledwie czternastu lat wysnuła przędzę;
Parę jej wiosen jeszcze przeżyć trzeba,
Nim małżeńskiego zakosztuje chleba.
PARYS
Z młodszych bywały nieraz szczęsne matki.
KAPULET
270Lecz prędko więdną przedwczesne mężatki.
Ziemia schłonęła wszystkie me nadzieje:
Przyszłą, jedyną moich ziem dziedziczką.
Staraj się jednak, skarb sobie jej serce,
275Chęć ma z jej chęcią nie będzie w rozterce
[32];
Jeśli cię przyjmie, głos ojca w tym względzie
Jej pozwolenia echem tylko będzie.
Gości sprosiłem; gdyby ci się dało
280Być jednym więcej, w nader miły sposób
Zwiększyłbyś przez to zbiór miłych mi osób.
W biednym mym domu, jednocześnie z nocą,
Takie dziś gwiazdy ziemskie zamigocą,
Że od ich blasku blask niebieski zblednie.
285Uciechy, młodym ludziom odpowiednie,
Podobne do tych, jakie kwiecień sprawia,
Gdy w starym progu zimy się pojawia;
Takie uciechy, w całej swojej mocy,
Wśród hożych dziewic staną się tej nocy
290Udziałem twoim w domu Kapuletów.
Przyjdź, przejrz
[33] i wybierz sobie z tych bukietów
Kwiat najpiękniejszy. I mój kwiat tam luby
Wejdzie do liczby, choć nie do rachuby.
Idźmy.
295A wasze
[34] obejdź w krąg Weronę,
Wynajdź osoby tu wyszczególnione
oddaje mu papier
I powiedz każdej: że mój dom otworem
Na ich usługi stanie dziś wieczorem.
Wychodzą Kapulet i Parys.
SŁUŻĄCY
299Mam wynaleźć osoby tu wyszczególnione: to się znaczy według tego, co tu napisano… A cóż tu napisano? Oto: że szewc ma pilnować łokcia, a krawiec kopyta; rybak pędzla, a malarz więcierza[35]. Jakże wynajdę osoby tu wyszczególnione, kiedy nie mogę wynaleźć środka na wyczytanie tego, co osoba pisząca tu wyszczególniła? Kazano mi jednak; muszę się udać do uczonych. Oto jacyś ichmoście. W samą porę nadchodzą.
Wchodzi Romeo i Benwolio.
BENWOLIO
300Tak, bracie, płomień spędza się płomieniem,
Ból dawny nowym leczy się cierpieniem;
Kręć się na odwrót, gdy masz zawrót głowy;
Klin wyrugujesz, klin wbijając nowy;
Zaczerpnij nowej zarazy do łona,
305A jad dawniejszej niewątpliwie skona.
ROMEO
Liść pokrzywiany wyborny jest na to.
BENWOLIO
ROMEO
Na oparzeliznę;
Spróbuj no tylko.
BENWOLIO
310Powiedz mi, Romeo,
Czyś ty oszalał?
ROMEO
Lecz wpadłem w gorszy stan niż szalonego;
W loch się dostałem, jestem pastwą głodu,
315Chłost i mąk…
SługaDobry wieczór, przyjacielu.
SŁUŻĄCY
Nawzajem, panie. Czy umiesz pan czytać?
ROMEO
Niestety! Umiem w moim przeznaczeniu
Czytać niedolę.
SŁUŻĄCY
Tego się bez książki
320Można nauczyć; ale ja się pytam,
Czy pan pisane rzeczy umie czytać?
ROMEO
Małej mi rzeczy do tego potrzeba,
To jest znać tylko język i litery.
SŁUŻĄCY
Słusznie pan mówisz, bądźże
[36] zdrów i wesół.
chce odejść
ROMEO
325Czekaj no, wasze, umiem czytać.
czyta
326„Sinior[37] Martino, jego małżonka i córki. Hrabia Anzelm ze swymi pięknymi siostrami. Siniora[38] wdowa po Witruwiuszu. Sinior Placentio i jego miłe siostrzenice. Merkucjusz i jego brat Walenty. Mój stryj Kapulet z małżonką i córkami. Moja śliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia, Sinior Valentio i nasz kuzyn Tybalt. Lucjusz i nadobna Helena.” Wspaniałe grono! oddaje kartę Gdzież oni przyjść mają?
SŁUŻĄCY
ROMEO
SŁUŻĄCY
329Do naszego pałacu, na wieczerzę.
ROMEO
SŁUŻĄCY
ROMEO
332W istocie powinienem się był przede wszystkim spytać, kto nim jest.
SŁUŻĄCY
333Oznajmię to panu bez pytania: moim panem jest możny, bogaty Kapulet; jeżeli panowie nie jesteście z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina. Bądźcie weseli.
wychodzi
BENWOLIO
Na tym wieczorze Kapuleta będzie
335Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,
Obok najpierwszych piękności werońskich.
Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj
Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:
Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże.
ROMEO
340
Miał dać świadectwo, łzy, stańcie się żarem!
Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe
Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!
Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące
345Równej piękności nie widziało słońce.
BENWOLIO
Wielbisz ją, boś ją jedną na oboich
Ważył dotychczas szalach oczu swoich,
Lecz umieść na tej wadze kryształowej
Obok niej inną, którą ci gotowy
350Będę dziś wskazać; a ręczę, że owa
Nieporównana w kąt się przed tą schowa.
ROMEO
Pójdę tam, ale z obojętnym okiem,
Jednej wyłącznie poić się widokiem.
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Pokój w domu Kapuletów. Wchodzi Pani Kapulet i Marta
PANI KAPULET
355Na moją cnotę do dwunastu wiosen —
Już ją wołałam. Pieszczotko, biedronko!
Julciu! Pieszczotko moja! Moje złotko!
Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu!
Wchodzi Julia.
JULIA
MARTA
JULIA
Jestem, pani;
Co mi rozkażesz?
PANI KAPULET
Słuchaj. Odejdź, Marto;
Mam z nią sam na sam coś do pomówienia.
365Marto, pozostań; przychodzi mi na myśl,
Że twa obecność może być potrzebna.
Julka ma piękny już wiek, wszakże prawda?
MARTA
Ba, mogę wiek jej policzyć na palcach.
PANI KAPULET
Czternaście ma już lat, jak mi się zdaje.
MARTA
370Czternaście moich zębów w zakład stawię
(Chociaż właściwie mam ich tylko cztery),
Że jeszcze nie ma. Rychłoż
[40] będzie święto
Piotra i Pawła?
PANI KAPULET
Za parę tygodni
375Mniej więcej.
MARTA
Mniej czy więcej, czy okrągło,
Ale dopiero w wieczór na świętego
Piotra i Pawła
[41] skończy lat czternaście.
Ona z Zuzanką, Boże, zbaw nas grzesznych!
380Były rówieśne. Zuzanka u Boga —
Byłże to anioł! Ale jak mówiłam,
Julcia dopiero na świętego Piotra
i Pawła skończy spełna lat czternaście.
Tak, tak; pamiętam dobrze. Mija teraz
385Rok jedenasty od trzęsienia ziemi
[42];
Właśnie od piersi była odsadzona,
Spomiędzy wszystkich dni bożego roku
Tego jednego nigdy nie zapomnę.
Piołunem
[43] sobie wtedy pierś potarłam,
390Siedząc na słońcu tuż pod gołębnikiem.
Państwo byliście tego dnia w Mantui.
A co? Mam pamięć? Ale jak mówiłam,
Skoro pieszczotka moja na brodawce
Poczuła gorycz, trzeba było widzieć,
395Jak się skrzywiła, szarpnęła od piersi;
Gołębnik za mną: skrzyp! A ja co żywo
Na równe nogi: hyc! Nie myśląc czekać,
Aż mi kto każe. Upłynęło odtąd
Lat jedenaście. Umiała już wtedy
400O własnej sile stać, co mówię, biegać,
Dyrdać. Dniem pierwej
[44] zbiła sobie czoło.
Mój mąż, świeć Panie jego duszy! podniósł
Z ziemi niebogę; był to wielki figlarz.
«Plackiem — rzekł — padasz teraz, a jak przyjdzie
405Większy rozumek, to na wznak upadniesz,
Nieprawdaż, Julciu?» A ten mały łotrzyk
Jak mi Bóg miły! przestał zaraz krzyczeć
I odpowiedział: «tak». Chociażbym żyła
Tysiąc lat, nigdy tego nie zapomnę.
410«Nieprawdaż, Julciu — rzekł — że padniesz wznak?»
A mały urwis odpowiedział: «tak».
PANI KAPULET
Dość tego, Marto, skończ już tę historię.
Proszę cię.
MARTA
Dobrze, miłościwa pani.
415Ale nie mogę wstrzymać się od śmiechu,
Kiedy przypomnę sobie, jak to ona
Przestała krzyczeć i odpowiedziała:
«Tak». Miała jednak guz jak kurze jaje,
Siniec porządny i płakała gorzko;
420Ale gdy mąż mój rzekł: «Plackiem dziś padasz,
A jak dorośniesz, to na wznak upadniesz,
Nieprawdaż Julciu?», tak i niebożątko
Zaraz ucichło i odrzekło: «tak».
JULIA
Ucichnij też i ty, proszę cię, nianiu.
MARTA
425Jużem
[45] ucichła przecie. Pan Bóg z tobą!
Ty jesteś perłą ze wszystkich niemowląt,
Jakie karmiłam. Gdybym jeszcze mogła
Patrzeć na twoje zamęście!…
430To jest punkt właśnie, o którym chcę mówić.
Powiedz mi, Julio, co myślisz i jakie
Są chęci twoje we względzie małżeństwa?
JULIA
O tym zaszczycie jeszcze nie myślałam.
MARTA
O tym zaszczycie! Gdybym nie ja była
435Twą karmicielką, rzekłabym, żeś mądrość
Wyssała z mlekiem.
PANI KAPULET
Młodsze od ciebie dziewczęta z szlachetnych
Domów w Weronie wcześnie stan zmieniają;
440Ja sama byłam już matką w tym wieku,
W którym tyś jeszcze panną. Krótko mówiąc,
Waleczny Parys stara się o ciebie.
MARTA
To mi kawaler! Panniuniu, to brylant
Taki kawaler: chłopiec gdyby z wosku
[47]!
PANI KAPULET
445Nie ma w Weronie równego mu kwiatu.
MARTA
Co to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.
PANI KAPULET
Cóż, Julio? Będziesz mogła go kochać?
Dziś w wieczór ujrzysz go wśród naszych gości.
Wczytaj się w księgę jego lic, na których
450Pióro piękności wypisało miłość;
Przypatrz się jego rysom, jak uroczo,
Zgodnie się schodzą z sobą i jednoczą;
A co w tej księdze wyda ci się mrocznym,
To w jego oczach stanieć
[48] się widocznym.
455Do upięknienia tej, zaprawdę rzadkiej,
Edycji męża brak tylko okładki.
Roślina w ziemi, ryba w wodzie żyje;
Miło, gdy piękną treść piękny wierzch kryje;
I tym wspanialsza, tym więcej jest warta
460Złota myśl w złotej oprawie zawarta.
Tak więc z nim wszystką jego właść
[49] posiędziesz
I w niczym sama ujmy mieć nie będziesz.
MARTA
Ujmy? Ba, owszem przyrost, boć to przecie
Zawżdy z mężczyzną przybywa kobiecie.
PANI KAPULET
465Chceszże
[50] go? Powiedz krótko, węzłowato.
JULIA
Zobaczę, jeśli patrzenia dość na to;
Nie głębiej jednak myślę w tę rzecz wglądać,
Jak tobie, pani, podoba się żądać.
SŁUŻĄCY
469Pani, goście już przybyli; wieczerza zastawiona, czekają na panie, pytają o pannę Julię, przeklinają w kuchni panią Martę; słowem, niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć.
wychodzi
PANI KAPULET
470Pójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.
MARTA
471Idź i po błogich dniach błogie znajdź noce.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Ulica. Wchodzą Romeo, Merkucjo i Benwolio w towarzystwie pięciu czy sześciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby.
ROMEO
ObyczajeMamyż przy wejściu z przemową wystąpić
Czy też po prostu wejść?
BENWOLIO
Wyszły już z mody
475Te ceremonie; nie będziemy z sobą
Wiedli Kupida z opaską na skroni,
Łuk malowany z gontu niosącego
I straszącego dziewczęta jak ptaki,
Ani też owych prawili oracji,
480Mdło za suflerem cedzonych na wstępie.
Niech sobie o nas pomyślą, co zechcą;
Wejdziem, pokręcim się i znikniem potem.
ROMEO
Kręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego
Dziś niesposobny.
MERKUCJO
485Kochany Romeo,
Musisz potańczyć także.
ROMEO
Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie;
Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę
490Ruszyć się z miejsca.
MERKUCJO
Zakochany jesteś;
Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł
I wznieś się nimi nad poziomą sferę.
ROMEO
Nie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą,
495Strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach;
Nie mnie się wznosić nad poziom, co nosząc
Brzemię miłości, na poziom upadam.
MERKUCJO
A gdybyś upadł z nią, ją byś obrzemił
[51].
Tak delikatną rzecz przygniótłbyś srodze.
ROMEO
500Nazywasz miłość rzeczą delikatną?
Zbyt, owszem, twarda, szorstka i koląca.
MERKUCJO
Twardali
[52] dla cię, bądź i dla niej twardy;
Kol ją, gdy kole, a zwalisz ją łatwo.
MaskaHola! Podajcie mi na twarz pokrowiec!
505Maskę na maskę!
wkłada maskę
Niechaj sobie teraz
Ciekawe oko nicuje mą szpetność!
Ta larwa
[53] za mnie będzie się rumienić.
BENWOLIO
Idźmy, panowie; zadzwońmy, a potem
510Ostro już tylko polećmy się nogom.
ROMEO
Niech trzpioty łechcą nieczułą posadzkę!
Pochodni dla mnie! Bom ja dziś skazany,
Jak ów pachołek, co świeci swej pani,
Stać nieruchomie i martwym być widzem.
MERKUCJO
515Stój, jak chcesz, byleś tylko nie stał o to
[54],
Co cię tak martwi, a w czym (z całym winnym
Uszanowaniem dla twojej miłości),
Jak w błocie, widzę, po uszy zagrzązłeś.
Nuże
[55], nie palmy świec w dzień.
ROMEO
MERKUCJO
Mniemam, panie, że czas tracąc
Zarówno psujem świece bez potrzeby,
Jak w dzień je paląc. Przyjmij tę uwagę;
525Bo w niej pięć razy więcej jest logiki
Niż w naszych pięciu zmysłach.
ROMEO
Uważamy
Za rzecz stosowną pójść tam na ten festyn,
Chociaż logiki w tym nie ma.
MERKUCJO
ROMEO
SenMiałem tej nocy marzenie.
MERKUCJO
ROMEO
MERKUCJO
To, że marzyciele
535Najczęściej zwykli kłamać.
ROMEO
Przez sen w łóżku,
Gdy w gruncie marzą o rzeczach prawdziwych.
MERKUCJO
Snadź
[57] się królowa Mab
[58] widziała z tobą;
Ta, co to babi wieszczkom i w postaci
540Kobietki mało co większej niż agat
Na wskazującym palcu aldermana
[59],
Ciągniona cugiem drobniuchnych atomów,
Tuż, tuż śpiącemu przeciąga pod nosem.
Szprychy jej wozu z długich nóg pajęczych,
545Osłona z lśniących skrzydełek szarańczy;
Sprzężaj
[60] z plecionych nitek pajęczyny;
Lejce z wilgotnych księżyca promyków;
Bicz z cienkiej żyłki na świerszcza szkielecie;
A jej forszpanem
[61] mała, szara muszka
550Przez pół tak wielka
[62] jak ów krągły owad,
Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny;
Wozem zaś próżny laskowy orzeszek;
Dzieło wiewiórki lub majstra robaka,
Tych z dawien dawna akredytowanych
555Stelmachów
[63] wieszczek. W takich to przyborach
Co noc harcują po głowach kochanków,
Którzy natenczas marzą o miłości;
Albo po giętkich kolanach dworaków,
Którzy natenczas o ukłonach marzą;
560Albo po chudych palcach adwokatów,
Którym się wtedy roją honoraria;
Albo po ustach romansowych damul,
Którym się wtedy marzą pocałunki;
Często atoli Mab na te ostatnie
565Zsyła przedwczesne zmarszczki, gdy ich oddech
Za bardzo znajdzie cukrem przesycony.
Czasem też wjeżdża na nos dworakowi:
Wtedy śnią mu się nowe łaski pańskie;
KsiądzCzasem i księdza plebana odwiedzi,
570Gdy ten spokojnie drzemie, i ogonem
Dziesięcinnego
[64] wieprza w nos go łechce:
Wtedy mu nowe śnią się beneficja
[65]
ŻołnierzCzasem wkłusuje na kark żołnierzowi:
Ten wtedy marzy o cięciach i pchnięciach,
575O szturmach, breszach
[66], o hiszpańskich klingach
Czy o pucharach, co mają pięć sążni
[67];
Wtem mu zatrąbi w ucho: nasz bohater
Truchleje, zrywa się, klnąc zmawia pacierz
I znów zasypia.
KobietaTaka jest Mab: ona,
580Ona to w nocy zlepia grzywy koniom
I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,
Które rozczesać niebezpiecznie; ona
Jest ową zmorą, co na wznak leżące
Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy
585Dźwigać ciężary, by się z czasem mogły
Zawołanymi stać gospodyniami.
Ona to, ona…
ROMEO
Skończ już, skończ, Merkucjo,
MERKUCJO
590Prawię o marzeniach,
Które w istocie niczym innym nie są
Jak wylęgłymi w chorobliwym mózgu
Dziećmi fantazji; ta zaś jest pierwiastku
Tak subtelnego właśnie jak powietrze;
595Bardziej niestała niż wiatr, który już to
Mroźną całuje północ, już to z wstrętem
Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.
BENWOLIO
Coś ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas,
Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią.
600Boję się, czyli
[68] nie przyjdziem za wcześnie;
Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś
Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,
Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty
Uciech tej nocy i kres zamkniętego
605W mej piersi, zbyt już nieznośnego, życia
Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.
Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym ręku,
Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy!
BENWOLIO
Wychodzą.
SCENA PIĄTA
Sala w domu Kapuletów. Wchodzą muzykanci i słudzy.
SługaPIERWSZY SŁUGA
610SługaGdzie Potpan[69]? Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć.
DRUGI SŁUGA
611Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na diabła się to zdało.
PIERWSZY SŁUGA
612Powynoście stołki! Usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie, braciszku, kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzannę Grindstone i Nelly; jak mię kochasz! Antoni! Potpan!
DRUGI SŁUGA
613Dobrze, chłopcze, gotowe.
PIERWSZY SŁUGA
614Wołają was, czekają na was i niecierpliwią się w wielkiej sali.
TRZECI SŁUGA
615Nie możemy być tu i tam razem[70]. Dalej, chłopcy! pohulajmyż[71] dzisiaj! Kto umie czekać, wszystkiego się doczeka.
Oddalają się. Kapulet i inni wchodzą z gośćmi i maskami.
KAPULET
Damy rachują
[73] na waszą ruchawość,
Śliczne panienki, któraż z was odmówi
Stanąć do tańca? O takiej wręcz powiem,
620Że ma nagniotki. A co? Tom was zażył!
Dalej, panowie! I ja kiedyś także
Maskę nosiłem i umiałem szeptać
W ucho pięknościom jedwabne powieści,
Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.
625Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!
Miejsca! Rozstąpmy się! Dalej, dziewczęta!
Muzyka gra. Młodzież tańczy.
Hej! Więcej światła! Wynieście te stoły!
I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.
630Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.
Jakże to dawno byliśmy obydwaj
Po raz ostatni w maskach?
DRUGI KAPULET
Będzie temu
Lat ze trzydzieści.
KAPULET
635Co? Co! Nie tak dawno
Było to, pomnę, na godach Lucencja;
Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,
Będzie dwadzieścia pięć lat.
DRUGI KAPULET
Dawniej, dawniej,
640Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.
KAPULET
Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty
Syn jego nie był jeszcze pełnoletni.
ROMEO
SŁUGA
645Nie wiem, jaśnie panie.
ROMEO
Piękność jej wisi u nocnej opaski
Jak drogi klejnot u uszu Etiopa.
Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.
650Jak śnieżny gołąb wśród kawek, tak ona
Świeci wśród swoich towarzyszek grona.
Zaraz po tańcu przybliżę się do niej
I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.
Kochałżem
[75] dotąd? O! Zaprzecz, mój wzroku!
655Boś jeszcze nie znał równego uroku.
Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.
Daj no mi rapir
[76], chłopcze.
HonorJak się waży
Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą
[77]
Szyderczo naszej urągać zabawie?
660
KrewNa krew szlachetną, co mi wzdyma serce,
Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.
KAPULET
Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz
[78]?
TYBALT
Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów,
665Śmie tu znieważać gościnność twych progów.
KAPULET
TYBALT
KAPULET
Z granic wytkniętych dobrym wychowaniem
670I prawdę mówiąc, cała go Werona
Ma za młodzieńca pełnego przymiotów;
Nie chciałbym za nic w świecie w moim domu
Czynić mu krzywdy. Uspokój się zatem,
Miły synowcze
[79], nie zważaj na niego,
675Taka ma wola; jeśli ją szanujesz,
Okaż uprzejmość i spędź precz z oblicza
Ten mars
[80] niezgodny z weselem tej doby.
Taki gość w domu nabawia choroby;
Nie ścierpię go tu.
KAPULET
680Chcę go mieć cierpianym
[81].
Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to?
Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem?
Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść!
Waść mi chcesz gości porozpędzać? Kołki
685Na łbie mi strugać? Przewodzić w mym domu?
TYBALT
KAPULET
Z tą porywczością doigrasz się waszmość.
Zawsze mi musisz się sprzeciwiać! — Brawo,
690Kochana młodzi! — Urwipołeć z waści!
Siedź cicho albo… Hola! Więcej światła! —
Ja cię uciszę. Patrz go! — Żwawo, chłopcy!
TYBALT
Gniew dobrowolny z flegmą przymuszoną
Na krzyż się schodząc wstrząsają mi łono.
695Muszę ustąpić; wkrótce się atoli
W gorzką żółć zmieni ta słodycz wbrew woli.
oddala się
ROMEO
MiłośćJeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma,
Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe
Odpokutować usta me gotowe
700Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma.
JULIA
do Romea
Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,
Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;
Jestli
[84] ujęcie rąk pocałowaniem,
Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni.
ROMEO
jak pierwej
705Nie mająż
[85] święci ust tak jak pielgrzymi?
JULIA
jak pierwej
Mają ku modłom lub kornej podzięce.
ROMEO
Niechże ich usta czynią to co ręce;
Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij.
Niewzruszonymi pozostają święci,
710Choć gwoli
[86] modłów niewzbronne ich chęci.
ROMEO
Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie.
I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.
całuje ją
JULIA
Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty.
ROMEO
Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!
715Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!
Pozwól.
całuje ją znowu
JULIA
Jak z książki całujesz pielgrzymie.
MARTA
Panienko, jejmość pani matka prosi.
ROMEO
MARTA
720
Nikt inny, jeno pani tego domu;
I dobra pani, mądra a cnotliwa.
Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił.
Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił.
ROMEO
725
Życie me jest więc w ręku mego wroga.
BENWOLIO
Wychodźmy, wieczór dobiega już końca.
ROMEO
Niestety! Z wschodem dla mnie zachód słońca.
KAPULET
do rozchodzących się gości
Ejże, panowie, pozostańcie jeszcze;
730Mają nam wkrótce dać małą przekąskę.
Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić.
Dzięki wam, mili panowie i panie.
Dobranoc. Światła! Idźmyż spać.
do Drugiego Kapuleta
Braciszku,
735Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.
Wychodzą wszyscy prócz Julii i Marty.
JULIA
Czy nie wiesz, nianiu, kto to jest ten pan?
MARTA
Ten,tu?
To syn starego Tyberia.
JULIA
A tamten,
740Co właśnie ku drzwiom zmierza?
MARTA
To podobno
Młody Petrycy.
JULIA
A ów, tam na prawo,
Co nie chciał tańczyć?
MARTA
JULIA
Spytaj, proszę,
Jak się nazywa. Jeżeli żonaty,
Całun mnie czeka zamiast ślubnej szaty.
MARTA
Zwie się Romeo, jest z rodu Montekich,
750Synem waszego największego wroga.
JULIA
Jako lubego za późno poznałam!
Dziwny miłości traf się na mnie iści,
Że muszę kochać przedmiot nienawiści.
MARTA
755Co to jest? Co to takiego?
JULIA
To wiersze,
Których mię jeden tancerz dziś nauczył.
MARTA
Głos za sceną: „Julio!”
Dalej! dalej!
760Wołają pannę i pusto już w sali.
Wychodzą.
AKT DRUGI
PROLOG
CHÓR
W jej miejscu władnie
[88] siła żądzy nowej;
Piękną przestała być przy Julii świeżej
Piękność, dla której umrzeć był gotowy.
765Dziś jest Romeo kochany i kocha,
W oczach obojga żar jednaki płonie;
Lecz on, w niej wroga przypuszczając, szlocha,
A ona miłość z wędki grozy chłonie.
On się nie zbliży i przed nią nie złoży
770 Przysiąg serdecznych, uważan za wroga;
I jej, choć w łonie namiętność się sroży,
Zejścia się z lubym zamkniętą jest droga.
Lecz w żądzy siła: po wielkich katuszach
Wielką im radość czas zgotuje w duszach.
SCENA PIERWSZA
Pusty plac przytykający do ogrodu Kapuletów. Wchodzi Romeo.
ROMEO
775Mamże
[89] iść dalej, gdy tu moje serce?
Cofnij się, ziemio, wynajdź sobie centrum!
wchodzi na mur i spuszcza się do ogrodu
Wchodzą Merkucjo i Benwolio.
BENWOLIO
MERKUCJO
Ma rozum;
Powietrze chłodne, więc dyrnął do łóżka.
BENWOLIO
780Pobiegł tą drogą i przelazł przez parkan.
Wołaj, Merkucjo!
Użyję nań zaklęć;
Romeo! Gachu
[90]! Cietrzewiu! Wariacie!
Ukaż się w lotnej postaci westchnienia,
785 Powiedz choć jeden wiersz, a dość mi będzie;
Jęknij: ach! Połącz w rym: kochać i szlochać;
Szepnij Wenerze
[91] jakie piękne słówko;
Daj jaki nowy epitet ślepemu
Jej synalkowi
[92], co tak celnie strzelał
790 Za owych czasów, gdy król Kofetua
W zaloty chodził do córki żebraczej.
Nie słucha; ani piśnie, ani trunie
[93]
Zdechł robak, muszę zakląć go inaczej.
Klnę cię na żywe oczy Rozaliny,
795 Na jej wysokie czoło, krasne usta,
Wysmukłe nóżki i toczone biodra
Z przyległościami, abyś się przed nami
W właściwej sobie postaci ukazał.
BENWOLIO
Gniewać się będzie, jeśli cię usłyszy.
MERKUCJO
800Co się ma gniewać? Mógłby się rozgniewać,
Gdyby za sprawą mojego zaklęcia
W zaczarowane koło jego pani
Inny duch wkroczył i stał tam dopóty,
Dopóki by go nie zmogła: to byłby
805 Powód do uraz; moja inwokacja
Jest przyjacielska i godziwa razem,
Bo wywołuje w imię jego pani
Jego jedynie naturalną postać.
BENWOLIO
MiłośćPójdź! Skrył się ówdzie pomiędzy drzewami,
810 By się tam zbratał z tajemniczą nocą —
Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza.
MERKUCJO
Teraz usiądzie sobie pod jabłonką
I będzie wzdychał, by jego kochanka
815 Była owocem, który młode panny,
Kiedy są same — nazywają figą.
Oby, Romeo, była, oby była
Taką otwartą figą, a ty chłopcze,
Obyś był gruszką! Dobranoc, Romeo!
820 Idę lec w moim łóżku za kotarą,
Bo to polowe tu dla mnie za chłodne.
Czy idziesz także?
BENWOLIO
Idę; próżno szukać
Takiego, co być nie chce znaleziony.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Ogród Kapuletów. Wchodzi Romeo.
ROMEO
Julia ukazuje się w oknie.
Lecz cicho!
ŚwiatłoCo za blask strzelił tam z okna!
Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem!
Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę
[95],
Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś
830 Od niej piękniejsza; o, jeśli zazdrosna,
Nie bądź jej służką! Jej szatkę zieloną
I bladą noszą jeno głupcy. Zrzuć ją!
To moja pani, to moja kochanka!
O! Gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie!
835 Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd?
Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem.
Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie.
Z całego nieba, gdzie indziej zajęte,
840 Prosiły oczu jej, aby zastępczo
Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą.
Lecz choćby oczy jej były na niebie,
A owe gwiazdy w oprawie jej oczu:
Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy
845 Jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy
Wśród eterycznej zabłysły przezroczy,
Ptaki ocknęłyby się i śpiewały,
Myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały.
Patrz, jak na dłoni smutnie wsparła liczko!
850 O! Gdybym mógł być tylko rękawiczką,
Co tę dłoń kryje!
JULIA
ROMEO
Cicho! Coś mówi.
AniołO! Mów, mów dalej, uroczy aniele;
855 Bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz
Jak lotny goniec niebios rozwartemu
Od podziwienia oku śmiertelników,
Które się wlepia w niego, aby patrzeć,
Jak on po ciężkich chmurach się przesuwa
860 I po powietrznej żegluje przestrzeni.
JULIA
Wyrzecz
[96] się swego rodu, rzuć tę nazwę!
Lub jeśli tego nie możesz uczynić,
To przysiąż
[97] wiernym być mojej miłości,
865 A ja przestanę być z krwi Kapuletów.
ROMEO
Mamże
[98] przemówić czy też słuchać dalej?
JULIA
Boś ty w istocie nie Montekim dla mnie.
Jestże
[99] Monteki choćby tylko ręką,
870 Ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek
Częścią człowieka? O! Weź inną nazwę!
Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,
Pod inną nazwą równie by pachniało;
Tak i Romeo bez nazwy Romea
875 Przecież by całą swą wartość zatrzymał.
KochanekRomeo! Porzuć tę nazwę, a w zamian
Za to, co nawet cząstką ciebie nie jest,
Weź mię, ach! całą!
ROMEO
Biorę cię za słowo:
880 Zwij mię kochankiem, a krzyżmo
[100] chrztu tego
Sprawi, że odtąd nie będę Romeem.
JULIA
Ktoś ty jest, co się nocą osłaniając,
Podchodzisz moją samotność?
ROMEO
Z nazwiska
885 Nie mógłbym tobie powiedzieć, kto jestem;
Nazwisko moje jest mi nienawistne,
Bo jest, o! święta, nieprzyjazne tobie;
Zdarłbym je, gdybym miał je napisane.
JULIA
Jeszcze me ucho stu słów nie wypiło
890 Z tych ust, a przecież dźwięk już ich mi znany.
Jest żeś Romeo, mów? Jest żeś Monteki?
ROMEO
Nie jestem ani jednym, ani drugim,
Jednoli
[101] z dwojga jest niemiłe tobie.
JULIA
Jak żeś tu przyszedł, powiedz, i dlaczego?
895 Mur jest wysoki i trudny do przejścia,
A miejsce zgubne; gdyby cię kto z moich
Krewnych tu zastał…
ROMEO
Lekko, bezpiecznie mur ten przesadziłem,
900 OdwagaBo miłość nie ma żadnych tam i granic;
A co potrafi, na to się i waży;
Krewni więc twoi nie trwożą mię wcale.
JULIA
Zabiliby cię, gdyby cię ujrzeli.
ROMEO
Ach! Więcej groźby leży w oczach twoich
905 Niż w ich dwudziestu mieczach; patrz łaskawie,
A będę silny przeciw ich gniewowi.
JULIA
Na Boga! Niech cię oni tu nie ujrzą!
ROMEO
Ciemny płaszcz nocy skryje mię przed nimi.
Lecz niech mię znajdą, jeśli ty mię kochasz.
910 Lepszy kres życia skutkiem ich niechęci
Niż przedłużony zgon w braku twych uczuć.
JULIA
MiłośćKto ci dopomógł znaleźć to ustronie?
ROMEO
Miłość, co mi go doradziła szukać;
Ona mi instynkt, ja jej oczy dałem.
915 Nie jestem sternik, gdybyś jednak była
Równie daleko jak ów brzeg, którego
Morze najdalsze podmywa krawędzie,
Śmiało po taki klejnot bym popłynął.
JULIA
Gdyby nie ciemność, co mi twarz maskuje,
920 Widziałbyś na niej rozlany rumieniec
Po tym, co z ust mych słyszałeś tej nocy.
Rada bym form się trzymać, rada cofnąć
To, co wyrzekłam; ale precz, udanie!
MiłośćCzy ty mię kochasz? Wiem, że powiesz: tak jest;
925
Możesz mię zawieść. Z wiarołomstwa mężczyzn
Śmieje się, mówią, Jowisz. O! Romeo!
Jeśli mię kochasz, wyrzecz to rzetelnie;
Lecz jeśli masz mię za podbój zbyt łatwy,
930 To zmarszczę czoło i przewrotną będę,
I na miłosne twoje oświadczenia
Powiem: nie, w innym razie za nic w świecie.
Za czuła może jestem, o! Monteki,
Stąd możesz sądzić me obejście płochym
[103];
935 Ufaj mi jednak, będę ja wierniejsza
Od tych, co bieglej umieją się drożyć
[104].
Byłabym ja się była, prawdę mówiąc,
Także drożyła, gdybyś był tajnego
Głosu miłości mojej nie podchwycił.
940 Nie wiń mię przeto ani też przypisuj
Płochości tego wylania mych uczuć,
Które zdradziła noc ciemna.
ROMEO
Przysięgam na ten księżyc, co wspaniale
945 Powleka srebrem tamtych drzew wierzchołki…
JULIA
MiłośćO! Nie przysięgaj na księżyc, bo księżyc
Co tydzień zmienia kształt swej pięknej tarczy;
I miłość twoja po takiej przysiędze
Mogłaby również zmienną się okazać.
ROMEO
JULIA
Nie przysięgaj wcale;
Lub wreszcie przysiąż na samego siebie:
Na ten uroczy przedmiot mych uwielbień,
To ci uwierzę.
ROMEO
955Jeśli szczera miłość
Mojego serca…
JULIA
Daj pokój
[105] przysięgom.
Lubo
[106] się cieszę z twojej obecności,
Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś,
960 Za nagłe one są, za nierozważne,
Podobne niby do blasku, co znika,
Nim człowiek zdąży powiedzieć: «Błysnęło».
Dobranoc, luby
[107]! Oby nam ten wonny
Miłości pączek przyniósł kwiat niepłonny!
965 Bądź zdrów! I zaśnij z tak błogim spokojem,
Jaki, z twej łaski, czuję w sercu mojem.
ROMEO
Także mam odejść niezaspokojony?
JULIA
Jakiegoż więcej chcesz zaspokojenia?
ROMEO
Zamiany twoich zapewnień za moje.
JULIA
970
Rada bym jednak one mieć na powrót.
ROMEO
Chciałaż
[110] byś cofnąć je? Dlaczego? Luba!
JULIA
Ażebym mogła oddać ci je znowu.
A przecież jest to żądanie zbyteczne;
975
Jak morze, równie jak ono bez końca;
Im więcej ci jej udzielam, tym więcej
Czuję jej w sercu.
Słychać w pokojach głos Marty.
Wołają mię. — Zaraz.
980 Bądź zdrów, kochanku drogi! — Zaraz, zaraz.
— Najmilszy, pomnij być stałym! — Zaczekaj,
Zaczekaj trochę, powrócę za chwilę.
wychodzi
ROMEO
Błogosławiona, o! błogosławiona
Po dwakroć nocy! Ale czy to wszystko,
985 Dziejąc się w nocy nie jest marą tylko?
Co tak lubego możeż
[111] być istotnym?
JULIA
ukazując się znowu
Jeszcze słów parę, a potem dobranoc,
Drogi Romeo! Jeśli twoja skłonność
Jest prawą, twoim zamiarem małżeństwo:
990 To mię uwiadom jutro przez osobę,
Którą do ciebie przyślę, gdzie i kiedy
Zechcesz dopełnić obrzędu; a wtedy
Całą mą przyszłość u nóg twoich złożę
I w świat za tobą pójdę w imię boże.
MARTA
JULIA
Idę. — Lecz jeśli mię zwodzisz,
To cię zaklinam…
MARTA
JULIA
Zaraz idę.
1000 — Jeśli mię zwodzisz, o! to cię zaklinam,
Skończ te zabiegi i zostaw mię żalom.
— Jutro więc przyślę.
ROMEO
ROMEO
1005Po tysiąc
Razy niedobra tam, gdzie ty nie świecisz.
Jak żak, gdy rzuca książkę, tak kochanek
Do celu swego pospiesza wesoły;
A gdy nadejdzie z kochanką rozstanek
[112],
1010 Wlecze się smutnie, jak ów żak do szkoły.
odchodzi
JULIA
ukazuje się znowu
Pst, pst! Romeo! O, gdybym mieć mogła
Głos sokolnika, by tego maiża
[113]
Nazad
[114] przywołać! Przymus jest ochrypły,
Nie może głośno mówić, gdyby nie to,
1015 Wstrząsłabym
[115] góry, gdzie się echo kryje,
I głos bym jego zrobiła chrapliwszy
Niż mój od rozbrzmień imienia Romeo!
Jak srebrny dźwięk ma nocą głos kochanki!
1020 I jestże
[116] słodsza muzyka na świecie?
JULIA
ROMEO
JULIA
O której godzinie
Jutro mam przysłać?
ROMEO
JULIA
Dobrze.
Dwudziestoletni to termin. Nie pomnę,
Po com tu ciebie znowu przywołała.
ROMEO
Pozwól mi czekać, aż sobie przypomnisz.
JULIA
1030Zapomnę znowu, po co czekasz, pomnąc
[117]
O twojej tylko lubej obecności.
ROMEO
A ja wciąż czekać będę, abyś ciągle
Zapominała, sam zapominając,
Że mam gdzie inny dom jak tutaj.
JULIA
1035
Dnieć będzie: rada bym, żebyś już odszedł;
Nie dalej jednak jak ów biedny ptaszek,
Co go swawolna dziewka z rąk wypuszcza
I wnet, zazdroszcząc mu krótkiej wolności,
1040 Jak niewolnika trzymanego w więzach
Jedwabnym sznurkiem przyciąga na powrót.
ROMEO
Chciałbym być biednym ptaszkiem w twoim ręku.
JULIA
O! Ja bym zbytkiem pieszczot cię zabiła.
Dobranoc, luby! Jeszcze raz dobranoc!
1045 Smutek rozstania tak bardzo jest miły,
Że by dobranoc wciąż usta mówiły.
odchodzi
Sen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie;
Obym był nimi w tej błogiej godzinie!
Spieszę do ojca Laurentego celi,
1050 On mi pomocy i rady udzieli.
wychodzi
SCENA TRZECIA
Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w ręku.
OJCIEC LAURENTY
Szary poranek spędza mrok ponury,
Pasami światła znacząc wschodnie mury
I noc się na bok chyli jak pijana
Z dróg dnia ubitych kołami Tytana
[118].
1055 Nim oko słońca pełnym blaskiem strzeli,
Rosę wypije i świat rozweseli,
Roślin tak zbawczych, jak zgubnych dla zdrowia,
Ziemia jest matką natury i grobem,
1060 Grzebie i życia obdziela zasobem.
I mnóstwo dzieci jej łona widzimy
Ciągnących pokarm z jej piersi rodzimej;
Niejedno w skutkach swoich wyśmienite,
Każde do czegoś, wszystko rozmaite.
1065 O! moc to pełna cudów, co się mieści
W sokach ziół, krzewów, w martwej kruszców treści!
Aby nie mogły stać się przydatnemi;
Ni tak przydatnych, aby zamiast służyć
1070 Nie zaszkodziły pod wpływem nadużyć.
Wszakże i cnota może zajść w bezdroże,
A błąd się czynem uszlachetnić może.
Ma nieraz miejsce jad wespół z balsamem,
1075 Co zmysły razi i to, co im sprzyja,
Bo jego zapach rzeźwi; smak zabija.
Podobnie sprzeczna i w człowieku gości
Dwójca pierwiastków: dobroci i złości;
A kędy górę gorsza weźmie strona,
1080 Tam śmierć przychodzi i roślina kona.
Wchodzi Romeo.
ROMEO
OJCIEC LAURENTY
Cóż to za ranny głos tak mnie pozdrawia!
1085 Próżne zostawia o tak wczesnej porze.
Troska odbywa straż w oczach starego,
A sen tych mija, których troski strzegą;
Ale gdzie czerstwa, wolna od kłopotów
Młódź głowę złoży, sen zawżdy przyjść gotów.
1090 To więc tak ranne tu przybycie zdradza
Jakiś niepokój, któremu snu władza
Ulec musiała. Czy tylko się kładłeś?
Możeś do łóżka i nie zajrzał
[120]?
ROMEO
Zgadłeś;
1095 Milej niż w łóżku przeszły mi godziny.
OJCIEC LAURENTY
Grzeszniku, pewnieś był u Rozaliny.
ROMEO
U Rozaliny? Nie, ojcze; to imię
W pamięci mojej wiecznym snem już drzemie.
OJCIEC LAURENTY
Brawo, mój synu! Lecz gdzieżeś to bywał?
ROMEO
1100Zaraz ci powiem: próżno byś zgadywał;
Gdziem został ranny, lecz zbójczyni sroga
Czuje cios wzajem przeze mnie zadany,
Tak że na nasze obopólne rany
1105 Święty wpływ tylko twej, ojcze, opieki
Poradzić zdoła i dać zbawcze leki.
Po chrześcijańsku, jak widzisz, przemawiam,
Skoro się nawet za mym wrogiem wstawiam.
OJCIEC LAURENTY
Mów jaśniej, synu; zagadkowa spowiedź,
1110 Dwuznaczną także znajduje odpowiedź.
ROMEO
Którąm ukochał, jest z krwi Kapuleta.
Jego to dziecko i nadzieja cała;
Jak ja ją, tak mnie ona ukochała.
1115 I do jedności, która nas już splata,
Brakuje tylko, byś nas ty dla świata
Stułą zjednoczył. Gdzie, o jakiej dobie
Dozgonną miłość przysięgliśmy sobie,
Powiem ci idąc, czcigodny kapłanie;
1120 Błagam cię tylko, niech się to dziś stanie.
OJCIEC LAURENTY
Toż Rozalina, owa ukochana,
Niczym już dla cię? Miłość więc młodzieży
W oczach jedynie, a nie w sercu leży?
1125 Jezus! Maryja! Ileż to solanki
Ściekło z twych oczu dla owej kochanki!
I nadaremnie, bowiem twe zapały
Wciąż zalewane, wciąż się powiększały.
Jeszcze twych westchnień nie rozwiał Fawoni
[121];
1130 Jeszcze twój dawny jęk w uszach mi dzwoni,
I na twych licach, bladością pokrytych,
Widoczny jeszcze ślad łez nie obmytych,
Wszystko, coś cierpiał z miłosnej przyczyny,
Cierpiałeś tylko gwoli Rozaliny.
1135 A teraz! nie dziw, gdy mdła płeć upadnie,
ROMEO
Gdym kochał tamtą, takżeś nie pochwalał.
OJCIEC LAURENTY
Nie, żeś ją kochał, lecz żeś za nią szalał.
ROMEO
Pogrześć tą miłość kazałeś.
OJCIEC LAURENTY
1140Nie w grobie
By tę pochować, a inną wziąć sobie.
ROMEO
Nie łaj mnie, proszę; ta, co mi dziś luba,
Miłość mą płaci miłością cheruba;
Z tamtą inaczej było.
OJCIEC LAURENTY
1145Bo odgadła,
Że w rzeczach serca nie znasz abecadła,
Do sankcji
[124] tego nowego wybryku
Jeden i jeden tylko wzgląd mię skłania:
1150 To jest, że może z tego zawiązania
Wyniknie węzeł, który wasze rody
Zawistne złączy w piękny łańcuch zgody.
ROMEO
OJCIEC LAURENTY
1155 Zdradne są kroki za śpiesznie podjęte.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Ulica. Wchodzą Merkucjo i Benwolio.
MERKUCJO
1156Gdzież, u diabła, ugrzązł Romeo! Czy był tej nocy w domu?
BENWOLIO
1157Nie w domu swego ojca przynajmniej; mówiłem z jego służącym.
MERKUCJO
Ta blada sekutnica Rozalina
[126]
Na wariata go wnet wykieruje.
BENWOLIO
1160Tybalt, starego Kapuleta krewny,
Pisał do niego list.
MERKUCJO
BENWOLIO
MERKUCJO
Każdy człowiek
1165 Piśmienny może na list odpowiedzieć.
BENWOLIO
1166On mu odpowie odpowiednio, jak człowiek wyzwany.
MERKUCJO
1167Cierpienie, Kochanek, MiłośćBiedny Romeo! Już trup z niego! Zakłuty czarnymi oczyma białogłowy; przestrzelony na wskroś uszu romansową piosnką; ugodzony w sam rdzeń serca postrzałem ślepego malca łucznika; potrafiż[127] on Tybaltowi stawić czoło?
BENWOLIO
1168A cóż to takiego Tybalt?
MERKUCJO
1169Coś więcej niż książę kotów[128]; możesz mi wierzyć! PojedynekNieustraszony rębacz, bije się jak z nut, zna czas, odległość i miarę; pauzuje w sam raz jak potrzeba: raz, dwa, a trzy to już w pierś. Żaden jedwabny guzik nie wykręci mu się od śmierci. Duelista[129] to, duelista pierwszej klasy. Owe nieśmiertelne passado! Owe punto reverso! owe hai![130]
BENWOLIO
MERKUCJO
1171Niech kaci porwą to plemię śmiesznych, sepleniących, przesadnych fantastyków, z ich nowo kutymi terminami! Na Boga, doskonała klinga! Dzielny mąż! Wspaniała dziewka! Nie jest–że to rzecz opłakana, że nas obsiadły te zagraniczne muchy, te modne sroki, te pardonnez moi[131], którym tak bardzo idzie o nową formę, że nawet na starej ławce wygodnie siedzieć nie mogą[132]; te bąki, co bąkają: bon! bon![133]
Wchodzi Romeo.
BENWOLIO
1172Oto Romeo, nasz Romeo idzie.
1173Bez mlecza, jak śledź suszony. O! człowieku! jakżeś się w rybę przedzierzgnął! Teraz go rymy Petrarki rozczulają. Laura naprzeciw jego bóstwa jest prostą pomywaczką, lubo tamta miała kochanka, co ją opiewał; Dydona flądrą; Kleopatra Cyganką; Helena i Hero szurgotami i otłukami; Tyzbe[134] kopciuchem lub czymś podobnym, ale zawsze niedystyngowanym. Bonjour[135], sinior Romeo! Oto masz francuskie pozdrowienie na cześć twoich francuskich pantalonów. Pięknie nas zażyłeś tej nocy.
ROMEO
1174Dzień dobry wam, moi drodzy. Jakże to was zażyłem?
MERKUCJO
1175Pokazałeś nam odwrotną stronę medalu, odwrotną stronę swego medalu.
ROMEO
1176To się znaczy, żem wam zdezerterował. Wybacz, kochany Merkucjo; miałem pilny interes, a w takim przypadku człowiek może zgrzeszyć na polu uprzejmości.
MERKUCJO
1177To się znaczy, że w takim przypadku człowiek może być zniewolony zgiąć kolana.
ROMEO
1178Ma się rozumieć — z uprzejmości.
MERKUCJO
1179Bardzoś zgrabnie trafił w sedno.
ROMEO
1180A ty bardzoś zgrabnie to wyłożył.
MERKUCJO
1181Ja bo jestem kwiatem uprzejmości.
ROMEO
MERKUCJO
ROMEO
1184Jeżeliś ty kwiatem, to moje trzewiki są w kwitnącym stanie[136].
MERKUCJO
1185Brawo! pielęgnuj mi ten dowcip; ażeby, skoro ci się do reszty zedrze podeszwa u trzewików, twój dowcip mógł po prostu figurować.
ROMEO
1186O! godny zdartej podeszwy dowcipie! O! figuro pełna prostoty[137] z powodu swego prostactwa!
MERKUCJO
1187Na pomoc, Benwolio! moje koncepta dech tracą.
ROMEO
1188Pejczą je i pejczą[138]! Biczem i ostrogą, inaczej nazwę je hetkami[139].
MERKUCJO
1189Jeżeli twój dowcip poluje na dzikie gęsi[140], to kapituluję; bo on ma więcej kwalifikacji ku temu niż wszystkie moje umysłowe władze. Czy ja ci się zdaję na to[141], żebym miał z gęsiami do czynienia?
ROMEO
1190Tyś mi się nigdy na nic nie zdał, wyjąwszy, kiedy miałem do czynienia z gęsiami.
MERKUCJO
1191Za ten koncept ugryzę cię w ucho.
ROMEO
MERKUCJO
1193Twój dowcip jest gorzką konfiturą, diabelnie ostrym sosem.
ROMEO
MERKUCJO
1195To koncept z koźlej skórki, której cal da się rozciągnąć tak, że nim opaszesz całą głowę.
ROMEO
1196Rozciągnę go do wyrazu „głowę”, który połączywszy z gęsią, będziesz miał gęsią głowę.
MERKUCJO
1197Nie jest–że to lepiej niż jęczeć z miłości? Teraz to co innego; teraz mi jesteś towarzyski, jesteś Romeem, jesteś tym, czym jesteś; Miłośćmiłość zaś jest podobna do owego gapia, co się szwenda wywiesiwszy język, szukając dziury, gdzie by mógł palec wścibić.
ROMEO
MERKUCJO
1199Chcesz, aby się mój dowcip zastanowił w samym środku weny[142]?
ROMEO
1200Z obawy, abyś tej weny zbyt nie rozszerzył.
MERKUCJO
1201Mylisz się, właśnie byłem bliski ją ścieśnić, bo jużem był doszedł do jej dna i nie miałem zamiaru dłużej wyczerpywać materii.
ROMEO
1202Patrzcie, co za dziwadła!
Wchodzi Marta z Piotrem.
MERKUCJO
BENWOLIO
MARTA
PIOTR
MERKUCJO
1208Proszę cię, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmości; bo z dwojga tego, jej wachlarz jest piękniejszy.
MARTA
1209Życzę panom dnia dobrego.
MERKUCJO
1210Życzymy ci dobrego południa, piękna sinioro.
MARTA
MERKUCJO
1212Nie inaczej; bo nieczysta ręka wskazówki na kompasie trzyma już południe za ogon.
MARTA
1213Chryste Panie! Cóż to za człowiek z waćpana?
ROMEO
1214Człowiek, którego Pan Bóg skazał na zepsucie.
MARTA
1215Dobrześ pan powiedział, na poczciwość! Nie wie też czasem który z panów, gdzie bym mogła znaleźć młodego Romea?
ROMEO
1216Ja wiem czasem, ale młodego Romea znajdziesz waćpani starszym, niż był, kiedyś go szukać zaczęła. Jestem najmłodszy z tych, co noszą to imię w braku gorszego.
MARTA
MERKUCJO
1218Możeż[146] być dobrym to, co jest gorszym?
MARTA
1219Jeżeli waćpan nim jesteś, to rada bym z nim pomówić sam na sam.
BENWOLIO
1220Zaprosi go na jakąś wieczorynkę.
MERKUCJO
ROMEO
MERKUCJO
1223Kotlinę, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.
Bodaj to kotlina,
Gdzie siedzi kocina,
Ta nie osmali…
Lecz zmykaj, chudzino,
Przed taką kotliną,
Gdzie diabeł pali!
1224Romeo, czy będziesz u ojca na obiedzie? My tam idziemy.
ROMEO
1226Do widzenia, starożytna damo; damo, damo, damo, damo[149]!
Wychodzą Merkucjo i Benwolio.
MARTA
1227Tak, tak, do widzenia! Grzeczność, SłowoCo to za infamis[150], proszę pana, co się tak poważył rozpuścić cugle swemu grubiaństwu?
ROMEO
1228Jest to panicz zakochany w swym języku, zdolny wypowiedzieć więcej w ciągu jednej minuty niż milczeć przez cały miesiąc.
MARTA
1229Honor, OpiekaJeżeli on na mnie co powiedział, dam ja mu, chociażby był zuchwalszy, niż jest, i miał ze sobą dwudziestu sobie podobnych drabów; a jeżeli mi ujdzie, to znajdę takich, co to potrafią. A hultaj! czy to ja jestem jego kochanką, jego poniewieradłem! (do Piotra) I ty tu stałeś także i mogłeś ścierpieć, żeby mnie lada gbur używał wedle upodobania za przedmiot swych bezwstydnych żartów?
PIOTR
1230Nie widziałem jeszcze, żeby kto używał jejmości wedle upodobania; gdybym był to widział, byłbym był pewnie zaraz giwer wydobył, ręczę za to. Umiem się najeżyć tak dobrze jak kto inny, kiedy mam sposobność po temu i prawo za sobą.
MARTA
1231Dlaboga! tak jestem rozdrażniona, że się wszystko we mnie trzęsie. A hultaj! Otóż, proszę pana, tak jak powiedziałam, młoda moja pani kazała mi się wywiedzieć o panu; co mi kazała powiedzieć, to sobie zachowuję; ale przede wszystkim oświadczam panu, że jeżelibyś ją osadził na koszu, jak to mówią, bo panienka, o której mówię, jest młoda, i dlatego, gdybyś ją pan wywiódł w pole, byłoby to tak ciężkim psikusem, jaki tylko młodej panience można wyrządzić.
ROMEO
1232Pozdrów ją, waćpani, ode mnie i powiedz, że jej daję rendez–vous[151]…
MARTA
1233Poczciwości! oświadczę jej to, oświadczę. Niebożę, nie posiądzie się z radości.
ROMEO
1234Co jej waćpani chcesz oświadczyć? Nie wiesz, co mówić miałem.
MARTA
1235Oświadczę jej, że pan dajesz randewu; co jest, jeżeli się nie mylę, ofiarą godną prawdziwego szlachcica.
ROMEO
1236Ślub, TajemnicaPowiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przyszła za parę godzin do celi ojca Laurentego, tam ślub weźmiemy. Pieniądz, SługaOto masz waćpani za swoje trudy.
MARTA
1237Nie, panie; ani grosika.
ROMEO
1238No, no, bez ceremonii.
MARTA
1239Za parę godzin więc; dobrze, nie zaniedba się stawić.
ROMEO
1240Waćpani staniesz za murem klasztornym,
Tam ci mój człowiek przyniesie drabinkę
[152]
Z sznurków skręconą, która mi w noc późną
Do szczytu mego szczęścia wstęp ułatwi.
Bądź zdrowa! Wierność twa znajdzie nagrodę,
1245 Poleć mię swojej młodej pani.
MARTA
Niech wam Bóg błogosławi! Ale, ale…
ROMEO
Cóż mi waćpani jeszcze powiesz?
MARTA
TajemnicaCzy człowiek pański dobry do sekretu?
Bo gdzie się skrycie prowadzą układy,
1250 Tam dwóch już, mówią, za wiele do rady.
ROMEO
Ręczę za niego: jest to wierność sama.
1252A więc wszystko dobrze. Co też za miłe stworzenie ta moja panienka! Co to nie wyprawiało, jak było małym! Chryste Panie! Ale, ale, jest tu na mieście jeden pan, niejaki Parys, ten ma na nią diabli apetyt; ale ona, poczciwina, wolałaby patrzeć na bazyliszka[153] niż na niego. Przekomarzam się z nią nieraz i mówię, że ten Parys to wcale przystojny mężczyzna; wtedy ona, powiadam panu, za każdym razem aż blednie, zupełnie tak jak pąsowa chusta na słońcu. Proszę też pana, czy rozmaryn[154] i Romeo nie zaczyna się od takiej samej litery?
ROMEO
1253Nie inaczej: jedno i drugie od R.
MARTA
1254Kpiarz z waszmości. To psie imię[155]. To litera dla… Nie, tamto zaczyna się od innej litery. Co też ona o tym prawi, to jest o rozmarynie i o panu: rada bym, żebyś pan to słyszał.
ROMEO
1255Poleć jej służby moje.
wychodzi
1256Uczynię to, uczynię po tysiąc razy. — Piotrze!
PIOTR
MARTA
1258Piotrze, naści[156] mój wachlarz i idź przodem.
Wychodzą.
SCENA PIĄTA
Ogród Kapuletów. Wchodzi Julia.
JULIA
Dziewiąta biła, kiedym ją posłała;
1260 MiłośćPrzyrzekła wrócić się za pół godziny.
Nie znalazła go może? nie, to nie to;
Słabe ma nogi. Heroldem miłości
Powinna by być myśl, która o dziesięć
Razy mknie prędzej niż promienie słońca,
1265 Kiedy z pochyłych wzgórków cień spędzają.
Nie darmo lotne gołębie są w cugach
Bóstwa miłości i nie darmo Kupid
Ma skrzydła z wiatrem idące w zawody.
Już teraz słońce jest w samej połowie
1270 Dzisiejszej drogi swojej; od dziewiątej
Aż do dwunastej trzy już upłynęły
Długie godziny, a jeszcze jej nie ma.
Gdyby krew miała młodą i uczucia,
Jak piłka byłaby chyżą i lekką,
1275 I słowa moje do mego kochanka,
A jego do mnie w lot by ją popchnęły;
StarośćLecz starzy wcześnie są jakby nieżywi;
Jak ołów ciężcy, zimni, więc leniwi.
Wchodzą Marta i Piotr.
Ha! otóż idzie. I cóż, złota nianiu?
1280 Czyś się widziała z nim? Każ odejść słudze.
MARTA
Idź, stań za progiem Piotrze.
Wychodzi Piotr.
JULIA
Mów, droga, luba nianiu! Ależ przebóg!
Czemu tak smutno wyglądasz? Chociażbyś
Złe wieści miała, powiedz je wesoło;
1285 Jeśli zaś dobre przynosisz, ta mina
Fałszywy miesza ton do ich muzyki.
MARTA
Tchu nie mam, pozwól mi trochę odpocząć;
Ach! moje kości! To był harc nie lada!
JULIA
Weź moje kości, a daj mi wieść swoją.
1290 Mów–że, mów prędzej, mów, nianiuniu droga.
MARTA
Co za gwałt! Folguj, dlaboga, choć chwilkę,
Czyliż nie widzisz, że ledwie oddycham?
JULIA
Ledwie oddychasz; kiedy masz dość tchnienia
Do powiedzenia, że ledwie oddychasz?
1295 To tłumaczenie się twoje jest dłuższe
Od wieści, której zwłokę nim tłumaczysz;
Masz–li wieść dobrą czy złą? niech przynajmniej
Tego się dowiem, poczekam na resztę;
Tylko mi powiedz: czy jest zła, czy dobra?
MARTA
1300Tak, tak, pięknyś panna wybór zrobiła! pannie właśnie męża wybierać. Romeo! żal się Boże! Co mi to za gagatek! Ma wprawdzie twarz gładszą niż niejeden, ale oczy, niech się wszystkie inne schowają; co się zaś tyczy rąk i nóg, i całej budowy, chociaż o tym nie ma co wspominać, przyznać trzeba, że nieporównane. Nie jest to wprawdzie galant całą gębą, ale słodziuchny jak baranek. No, no, dziewczyno! Bóg pomagaj! A czy jedliście już obiad?
JULIA
Nie. Ale o tym wszystkim już wiedziałam.
Cóż o małżeństwie naszym mówił? powiedz.
Ach! jak mnie głowa boli! tak w niej łupie,
Jakby się miała w kawałki rozlecieć.
1305 A krzyż! krzyż! biedny krzyż! niechaj waćpannie
Bóg nie pamięta, żeś mię posyłała.
Aby mi przez ten kurs śmierci przyśpieszyć.
JULIA
Doprawdy, przykro mi, że jesteś słaba.
Nianiu, nianiuniu, nianiunieczku droga.
1310 Powiedz mi, co ci mówił mój kochanek?
MARTA
Mówił, jak dobrze wychowany młodzian,
Grzeczny, stateczny, a przy tym, upewniam,
Pełen zacności. Gdzie waćpanny matka?
JULIA
Gdzie moja matka? Gdzież ma być? Jest w domu.
1315 Co też nie pleciesz, nianiu, mój kochanek
Mówił, jak dobrze wychowany młodzian,
Gdzie moja matka?
MARTA
O mój miły Jezu!
Takżeś mi aśćka w ukropie kąpana!
1320 I takąż to jest maść na moje kości?
Bądź–że na przyszłość sama sobie posłem.
JULIA
O męki! Co ci powiedział Romeo?
MARTA
Masz pozwolenie iść dziś do spowiedzi?
JULIA
MARTA
1325
Tam znajdziesz kogoś, co–ć pojmie za żonę.
Jak ci jagódki pokraśniały! Czekaj!
Zaraz je w szkarłat zmienię inną wieścią:
Idź do kościoła, ja tymczasem pójdę
1330 Przynieść drabinkę, po której twój ptaszek
Ma się do gniazdka wśliznąć, jak się ściemni.
Jak tragarz, muszę być ci ku pomocy;
Ty za to ciężar dźwigać będziesz w nocy.
Idź: trza mi zjeść co po takim zmachaniu.
JULIA
1335Idę raj posiąść. Adieu
[157], złota nianiu.
Wychodzą.
SCENA SZÓSTA
Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Romeo
OJCIEC LAURENTY
I przyszłość smutkiem nas nie ukarała.
ROMEO
Amen! lecz choćby przyszedł nawał smutku,
Nie sprzeciwważyłby on tej radości,
1340 Jaką mię darzy jedna przy niej chwila.
Złącz tylko nasze dłonie świętym węzłem;
Niech go śmierć potem przetnie, kiedy zechce,
Dość, że wprzód będę mógł ją nazwać moją.
Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny;
1345 Są one na kształt prochu zatlonego
[158],
Co wystrzeliwszy gaśnie. Miód jest słodki,
Lecz słodkość jego graniczy z ckliwością
I zbytkiem smaku zabija apetyt.
Miarkuj więc miłość twoją; zbyt skwapliwy
1350 Tak samo spóźnia się jak zbyt leniwy.
Wchodzi Julia.
Nie ugiąłby się pod tak lekką stopą.
Kochankom mogłyby do jazdy służyć
Owe słoneczne pyłki, co igrają
1355 Latem w powietrzu; tak lekką jest marność.
JULIA
Czcigodny spowiedniku, bądź pozdrowion.
OJCIEC LAURENTY
Romeo, córko, podziękuje tobie
Za nas obydwu.
JULIA
Pozdrawiam go również,
1360 By dzięki jego zbytnimi nie były.
ROMEO
O! Julio, jeśli miara twej radości
Równa się mojej, a dar jej skreślenia
Większy od mego: to osłódź twym tchnieniem
Powietrze i niech muzyka ust twoich
1365 Objawi obraz szczęścia, jakie spływa
Na nas oboje w tym błogim spotkaniu.
JULIA
Pyszni się z swojej wartości, nie z ozdób;
Żebracy tylko rachują swe mienie.
1370 Mojej miłości skarb jest tak niezmierny,
Że i pół sumy tej nie zdołam zliczyć.
Pójdźcie, załatwim rzecz w krótkich wyrazach,
Nie wprzód będziecie sobie zostawieni,
Aż was sakrament z dwojga w jedno zmieni.
Wychodzą.
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
Plac publiczny. Wchodzą Benwolio, Merkucjo, Paź i słudzy.
1375Oddalmy się stąd, proszę cię, Merkucjo,
KrewDzień dziś gorący, Kapuleci krążą;
Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajścia,
Bo w tak gorące dni krew nie jest lodem.
MERKUCJO
1379KłótniaPodobnyś do owego burdy, co wchodząc do winiarni rzuca szpadę i mówi: „Daj Boże, abym cię nie potrzebował!”, a po wypróżnieniu drugiego kubka dobywa jej na dobywacza korków bez najmniejszej w świecie potrzeby.
BENWOLIO
1380Masz mię za takiego burdę?
MERKUCJO
1381Mam cię za tak wielkiego zawadiakę, jakiemu chyba mało kto równy jest we Włoszech; bardziej zaiste skłonnego do breweryj[159] niż do brewiarza[160].
BENWOLIO
MERKUCJO
1383KonfliktGdybyśmy mieli dwóch takich, to byśmy wkrótce nie mieli żadnego, bo jeden by drugiego zagryzł. Tyś gotów człowieka napastować za to, że ma w brodzie jeden włos mniej lub więcej od ciebie. Tyś gotów napastować człowieka za to, że piwo pije, bo w tym upatrzysz przytyk do swoich piwnych oczu; chociaż żadne inne oko, jak piwne, nie upatrzyłoby w tym przytyku. W twojej głowie tak się lęgną swary jak bekasy w ługu[161], toś też nieraz za to beknął i głowę ci zmyto bez ługu. Pobiłeś raz człowieka za to, że kaszlnął na ulicy i przebudził przez to twego psa, który się wysypiał przed domem. Nie napastował żeś raz krawca za to, że wdział na siebie nowy kaftan w dzień powszedni? kogoś innego za to, że miał stare wstążki u nowych trzewików? I ty mię chcesz moralizować za kłótliwość?
BENWOLIO
1384Gdybym był tak skory do kłótni, jak ty jesteś, nikt by mi życia na pięć kwadransów nie zaręczył.
MERKUCJO
1385Życie twoje przeszłoby zatem bez zaręczyn.
Wchodzi Tybalt z poplecznikami swymi.
BENWOLIO
MERKUCJO
1387Zamknij oczy! Co mi do tego!
TYBALT
do swoich
1388Pójdźcie tu, bo chcę się z nimi rozmówić.
do tamtych
1389Mości panowie, słowo.
MERKUCJO
1390Słowo tylko?
I samo słowo? Połącz je z czymś drugim;
Z pchnięciem na przykład.
TYBALT
Znajdziesz mię ku temu
Gotowym, panie, jeśli dasz okazję.
MERKUCJO
1395Sam ją wziąć możesz bez mego dawania.
TYBALT
Pan jesteś w dobrej harmonii z Romeem?
MERKUCJO
W harmonii? Masz–li nas za muzykusów!
Jeśli tak, to się nie spodziewaj słyszeć
Czego innego, jeno dysonanse.
1400 Oto mój smyczek; zaraz ci on gotów
Zagrać do tańca. Patrzaj go! w harmonii!
BENWOLIO
Albo usuńcie się gdzie na ustronie,
Albo też zimną krwią połóżcie tamę
1405 Tej kłótni. Wszystkich oczy w nas wlepione.
MERKUCJO
Oczy są na to, ażeby patrzały;
Niech robią swoje, a my róbmy swoje.
Wchodzi Romeo.
TYBALT
Z panem nic nie mam do omówienia. Oto
Nadchodzi właśnie ten, którego szukam.
MERKUCJO
1410Jeżeli szukasz guza, mogę ręczyć,
Że się z nim spotkasz.
Romeo, nienawiść
Moja do ciebie nie może się zdobyć
Na lepszy wyraz jak ten: jesteś podły.
ROMEO
1415Tybalcie, powód do kochania ciebie,
Jaki mam, tłumi gniew słusznie wzbudzony
Taką przemową. Nie jestem ja podły;
Bądź więc zdrów. Widzę, że mię nie znasz.
TYBALT
Smyku.
1420 Nie zatrzesz takim tłumaczeniem obelg
Mi uczynionych: stań więc i wyjm szpadę.
ROMEO
Klnę się, żem nigdy obelg ci nie czynił;
Sprzyjam ci, owszem, bardziej, niżeś zdolny
Pomyśleć o tym, nie znając powodu.
1425 Uspokój się więc, zacny Kapulecie,
Którego imię milsze mi niż moje.
MERKUCJO
Spokojna, nędzna, niegodna submisjo
[162]!
Alla stoccata
[163] wnet jej kres położy.
dobywa szpady
Pójdź tu, Tybalcie, pójdź tu, dusiszczurze
[164]!
TYBALT
1430Czego ten człowiek chce ode mnie?
MERKUCJO
1431Niczego, mój ty kocikrólu, chcę ci wziąć tylko jedno życie spomiędzy dziewięciu, jakie masz[165], abym się nim trochę popieścił; a za nowym spotkaniem uskubnąć ci i tamte ośm, jedno po drugim. Dalej! wyciągnij za uszy szpadę z powijaka, inaczej moja gwiźnie[166] ci koło uszu, nim wyciągniesz swoją.
TYBALT
1432Służę waćpanu.
dobywa szpady
ROMEO
1433Merkucjo, schowaj szpadę, jak mnie kochasz.
MERKUCJO
1434Pokaż no swoje passado.
Biją się.
ROMEO
1435Benwolio,
Rozdziel ich! Wstydźcie się, moi panowie!
Wybaczcie sobie. Tybalcie! Merkucjo!
Książę wyraźnie zabronił podobnych
Starć na ulicach. Merkucjo! Tybalcie!
Tybalt odchodzi ze swoimi.
MERKUCJO
1440Zranił mię. Kaduk zabierz wasze domy!
Nie wybrnę z tego. Czy odszedł ten hultaj
I nie oberwał nic?
BENWOLIO
MERKUCJO
Tak, tak, draśniętym trochę, ale rdzennie.
1445 Gdzie mój paź? Chłopcze, biegnij po chirurga.
Wychodzi Paź.
ROMEO
Zbierz męstwo, rana nie musi być wielka.
MERKUCJO
Zepewne, nie tak głęboka jak studnia
Ani szeroka tak jak drzwi kościelne,
Ale wystarcza w sam raz, ręczę za to
1450 Znajdziesz mię jutro spokojnym jak trusia.
Już się dla tego świata na nic nie zdam.
Bierz licho wasze domy! Żeby taki
Pies, szczur, kot na śmierć zadrapał człowieka!
Taki cap, taki warchoł, taki ciura.
1455 Co się bić umie jak z arytmetyki
[167]!
Po kiego czorta ci się było mieszać
Między nas! Zranił mię pod bokiem twoim.
ROMEO
Chciałem, Bóg widzi, jak najlepiej.
MERKUCJO
Benwolio, pomóż mi wejść gdzie do domu.
1460 Słabnę. Bierz licho oba wasze domy!
One mię dały na strawę robakom;
Będę nią, i to wnet. Kaduk was zabierz!
Wychodzą Merkucjo i Benwolio.
ROMEO
I mój najlepszy przyjaciel, śmiertelny
1465 Poniósł cios za mnie; moją dobrą sławę
Tybalt znieważył; Tybalt, który nie ma
Godziny jeszcze, jak został mym krewnym.
O Julio! wdzięki twe mię zniewieściły
I z hartu zwykłej wyzuły mię siły.
Benwolio powraca.
BENWOLIO
1470
ŚmierćRomeo, Romeo, Merkucjo skonał!
Mężny duch jego uleciał wysoko
Gardząc przedwcześnie swą ziemską powłoką.
ROMEO
LosDzień ten fatalny więcej takich wróży;
Gdy się raz zacznie złe, zwykle trwa dłużej.
Tybalt powraca.
BENWOLIO
1475Oto szalony Tybalt wraca znowu.
On żyw! W tryumfie! A Merkucjo trupem!
Precz, pobłażliwa teraz łagodności!
Płomiennooka furio, ty mną kieruj!
Tybalcie, odbierz nazad swoje „podły”;
1480 Zwracam ci, co mi dałeś! Duch Merkucja
Wznosi się ponad naszymi głowami
Dopominając się za swoją twojej.
Ty lub ja albo oba musim legnąć.
TYBALT
Nikczemny chłystku, tyś mu tu był druhem,
1485 Bądź–że i owdzie.
ROMEO
Walczą. Tybalt pada.
Romeo, uchodź, oddal się, uciekaj!
Rozruch się wszczyna i Tybalt nie żyje.
Nie stój jak wryty; jeśli cię schwytają,
1490 Książę cię na śmierć skaże; chroń się zatem!
ROMEO
BENWOLIO
Romeo wychodzi. Wchodzą obywatele itd.
PIERWSZY OBYWATEL
Gdzie on? Gdzie uszedł zabójca Merkucja?
Zabójca Tybalt w którą uszedł stronę?
BENWOLIO
PIERWSZY OBYWATEL
Za mną, mości panie;
W imieniu księcia każęć
[168] być posłusznym.
Wchodzą Książę z orszakiem, Monteki i Kapulet z małżonkami swymi i inne osoby.
Gdzie są nikczemni sprawcy tej rozterki?
BENWOLIO
Dostojny książę, ja mogę objaśnić
1500 Cały bieg tego nieszczęsnego starcia.
Oto tu leży, przez Romea zgładzon,
Zabójca twego krewnego, Merkucja.
Tybalt! Mój krewny! Syn mojego brata!
Boże! Tak marnie zgładzony ze świata!
1505 O mości książę, błagam twej opieki,
Niech za krew naszą odda krew Monteki.
KSIĄŻĘ
Benwolio, powiedz, kto ten spór zapalił?
BENWOLIO
Tybalt, którego Romeo powalił.
Romeo darmo przekładał, jak próżną
1510 Była ta kłótnia, przypominał zakaz
Waszej książęcej mości, ale wszystkie
Te przedstawienia
[169], uczynione grzecznie,
Spokojnym głosem, nawet w korny sposób,
Nie mogły wpłynąć na zawzięty umysł
1515 Tybalta. Zamiast skłonić się do zgody
Zwraca morderczą stal w Merkucja piersi,
Który, podobnież uniesiony, ostrze
Odpiera ostrzem i uszedłszy śmierci,
Śle ją nawzajem Tybaltowi: ale
1520 Bez skutku, dzięki zręczności tamtego.
Romeo woła: „Hola! przyjaciele!
Stójcie! odstąpcie!”, i ramieniem szybszym
Od słów rozdziela skrzyżowane klingi,
Wpadając między nich; lecz w tejże chwili
1525 Cios wymierzony z boku przez Tybalta
Przeciął Merkucja życie. Tybalt zniknął:
Wkrótce atoli ukazał się znowu,
Kiedy Romeo już był zemstą zawrzał.
Starli się w okamgnieniu i nim szpadę
1530 Wyjąć zdołałem, by wstrzymać tę zwadę,
Już mężny Tybalt wskroś poległ przeszyty
Z ręki Romea, a Romeo uszedł.
Tak się rzecz miała: jeżelim się minął
[170]
Z prawdą, bodajem
[171] ciężką śmiercią zginął.
PANI KAPULET
1535
RodzinaOn jest Montekich krewnym, przywiązanie
Czyni go kłamcą, nie wierz mu, o panie!
Ich tu przynajmniej ze dwudziestu było;
Dwudziestu przeciw jednemu walczyło.
Sprawiedliwości, panie! Kto śmierć zadał,
1540 Słuszna, by śmiercią za to odpowiadał.
KSIĄŻĘ
Tybalt ją zadał wprzód Merkucjuszowi,
Romeo jemu; któż słusznie odpowie?
MONTEKI
Nie mój syn, panie; o, nie wyrzecz tego!
On był Merkucja najlepszym kolegą
1545 I przyjacielem; w tym jedynie zgrzeszył,
Że Tybaltowi nieprawnie przyspieszył
Rygoru prawa.
KSIĄŻĘ
Banitujemy
[172] go na zawsze stąd.
1550 Z bliska mię wasze dotknęły niesnaski,
Skoro mój własny dom cierpi z ich łaski;
Ale ja takie znajdę środki na nie,
Że wam spór każdy obmierzłym się stanie,
Wszelkie wykręty na nic się nie zdadzą:
1555 Ni łzy, ni prośby winnym nie poradzą,
Uprzedzam! Niechaj Romeo ucieka,
Bo gdy schwytany będzie, śmierć go czeka.
Zbrodnią jest, kiedy oszczędza nieprawość.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Pokój w domu Kapuletów. Julia sama.
1560Pędźcie, ognistokopyte rumaki
[173],
Ku państwom Feba; oby nowy jaki
Faeton
[174] dodał wam bodźca i rączej
Pognał was owdzie, gdzie się szlak dnia kończy!
Wierna kochankom nocy, spuść zasłonę,
1565 By się wznieść mogły oczy w dzień spuszczone
I w te objęcia niedostrzeżonego
Sprowadź, ach! sprowadź mi Romea mego!
Miłości świeci pod twą czarną krepą
Jej własna piękność, a jeśli jest ślepą,
1570 Tym stosowniejszy mrok dla niej. O nocy!
Cicha matrono, w ciemnej twej karocy
Przybądź i naucz mię niemym wyrazem,
Jak się to traci i wygrywa razem
Wśród gry niewinnej dwojga serc dziewiczych;
1575 Skryj w płaszcza twego zwojach tajemniczych
[175]
Krew, co mi do lic bije z głębi łona;
Aż nieświadoma miłość, ośmielona,
Za skromność weźmie czyn swej świadomości.
Przyjdź, ciemna nocy! Przyjdź, mój dniu w ciemności!
1580 To twój blask, o mój luby, jaśnieć będzie
Na skrzydłach nocy, jak pióro łabędzie
Na grzbiecie kruka. Wstąp, o, wstąp w te progi!
Daj mi Romea, a po jego zgonie
Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie
1585 Tak, że się cały świat w tobie zakocha
I czci odmówi słońcu. Ach, jam sobie
Kupiła piękny przybytek miłości,
A w posiadanie jego wejść nie mogę;
Nabytą jestem także, a nabywca
1590 Jeszcze mię nie ma! Dzień ten mi nieznośny
Jak noc, co święto jakowe poprzedza,
Niecierpliwemu dziecku, które nowe
Dostało szaty, a nie może zaraz
W nie się przystroić. A! niania kochana.
Wchodzi Marta z drabinką sznurową w ręku.
1595
Wymienia imię Romea, ten boski
Ma dar wymowy. Cóż tam, moja nianiu?
Co to masz? Czy to ta drabinka, którą
Romeo przynieść kazał?
MARTA
JULIA
Dlaboga! czego załamujesz ręce?
MARTA
Ach! on nie żyje, nie żyje! nie żyje!
Biada nam! biada nam! wszystko stracone!
On zginął! on nie żyje! on zabity!
JULIA
1605Możeż być niebo tak okrutne?
Niebo
Nie jest okrutne, lecz Romeo; on to,
On jest okrutny. O Romeo! któż by
Się był spodziewał! Romeo! Romeo!
JULIA
1610Cóżeś za szatan, że tak mię udręczasz?
Taki głos w piekle by tylko brzmieć winien.
Czyliż Romeo odjął sobie życie?
Powiedz: tak! a te trzy litery gorszy
Jad będą miały niż wzrok bazyliszka.
1615 Jeżeli takie „tak” istnieje, Julia
Istnieć nie będzie; zawrą się na zawsze
Te usta, które to „tak”
[176] wywołały.
Zginął–li, powiedz: tak, jeżeli nie — nie;
W krótkich wyrazach zbaw albo mnie zabij.
1620Widziałam ranę na me własne oczy,
Boże, zmiłuj się nad nim, tu, tu oto,
Tu w samym środku mężnej jego piersi.
Straszny trup! straszny trup! blady jak popiół;
Cały zbroczony, cały krwią zbryzgany,
1625 Zgęstłą krwią: ażem wzdrygnęła się patrząc.
O pęknij, serce! pęknij w tym przeskoku
Z bogactw do nędzy! Do więzienia, wzroku!
Już ty nie zaznasz swobody uroku.
Jak nas na ziemi złączył jeden ślub,
1630 Tak niech nas w ziemi złączy jeden grób.
MARTA
Tybalcie! mój najlepszy przyjacielu!
Luby Tybalcie! dziarski, walny chłopcze!
Czemuż mi, czemuż przyszło przeżyć ciebie?
JULIA
Cóż to za wicher dmie z dwóch stron przeciwnych?
1635 Romeo zginął? i Tybalt zabity?
Ogłoś więc, straszna trąbo, koniec świata!
Bo gdzież są żywi, gdy ci dwaj nie żyją?
MARTA
Tybalt nie żyje, Romeo wygnany,
Romeo zabił go, jest więc wygnany.
1640Boże! Romeo przelał krew Tybalta?
MARTA
On to, niestety, on, on to uczynił.
JULIA
Krył–że się kiedy smok w tak pięknym lochu?
Luby tyranie, anielski szatanie!
1645 Kruku w gołębich pierzach! Wilku w runie!
Nikczemny wątku w niebiańskiej postaci!
We wszystkim sprzeczny z tym, czym się wydajesz.
Szlachetny zbrodniu! Potępieńcze święty!
O, cóżeś miała do czynienia w piekle,
1650 Naturo, kiedyś taki duch szatański
W raj tak pięknego ciała wprowadziła?
Byłaż gdzie książka tak ohydnej treści
W oprawie tak ozdobnej? Trzebaż, aby
Fałsz zamieszkiwał tak przepyszny pałac?!
1655Nie ma czci, nie ma wiary, nie ma prawdy,
Nie ma sumienia w ludziach; sama zmienność,
Sama przewrotność, chytrość i obłuda.
Pietrze! daj no mi trochę akwawity
[178].
Te smutki, te zgryzoty, te cierpienia
1660
Hańba mu!
JULIA
Bodaj ci język oniemiał
Za to przekleństwo! Romeo nie zrodzon
Do hańby; hańba by wstydem spłonęła
1665 Na jego czole! bo ono jest tronem,
Na którym honor śmiało by mógł zostać
Koronowany na monarchę świata.
O, jakże mogłam mu złorzeczyć!
MARTA
Chcesz–że
1670 Zbójcę krewnego twego uniewinniać?
JULIA
ŻonaMam–że potępiać mojego małżonka?
O biedny! któż by popieścił twe imię,
Gdybym ja, od trzech godzin twoja żona,
Miała je szarpać? Ależ, niegodziwy,
1675 Za co ty mego zabiłeś krewnego!
Za to, że krewny niegodziwy zabić
Chciał mego męża.
ŁzyPrecz, precz, łzy niewczesne!
Spłyńcie do źródła, które was wydało;
Dań waszych kropel przypada żalowi,
1680 A nie radości, której ją płacicie.
Mój mąż, co Tybalt go chciał zabić, żyje,
A Tybalt, co chciał zabić mego męża,
Śmierć poniósł; w tym pociecha. Czegóż płaczę?
Ha! doszło moich uszu coś gorszego
1685 Niż śmierć Tybalta; co mię wskroś przeszyło.
Chętnie bym o tym zapomniała, ale
To coś wcisnęło się tak w moją pamięć
Jak karygodny czyn w umysł grzesznika.
Tybalt nie żyje — Romeo wygnany!
1690 To jedno słowo: wygnany, zabiło
Tysiąc Tybaltów. Śmierć Tybalta była
Sama już przez się dostatecznym ciosem;
Jeśli zaś ciosy lubią towarzystwo
I gwałtem muszą mieć za sobą świtę,
1695 Dlaczegóż w ślad tych słów: Tybalt nie żyje!
Nie nastąpiło: twój ojciec nie żyje
Lub matka, albo i ojciec, i matka?
Żal byłby wtenczas całkiem naturalny,
Lecz gdy Tybalta śmierć ma za następstwo
1700
O, jednocześnie z tym wykrzykiem Tybalt,
Matka i ojciec, Romeo i Julia,
Wszyscy nie żyją. Romeo wygnany!
Z zbójczego tego wyrazu płynąca
1705 Śmierć nie ma granic ni miary, ni końca
I żaden język nie odda boleści,
Jaką to straszne słowo w sobie mieści.
Gdzie moja matka i ojciec?
MARTA
Przy zwłokach
1710 Tybalta jęczą i łzy wylewają.
Chcesz tam panienka iść, to zaprowadzę.
JULIA
Nie mnie oblewać łzami jego rany:
Moich przedmiotem Romeo wygnany.
Weź tę drabinkę. Biedna ty plecionko!
1715 Ty zawód dzielisz z Romea małżonką:
Obie nas chybił los oczekiwany,
Bo on wygnany, Romeo wygnany!
Ty pozostajesz spuścizną jałową,
A ja w panieńskim stanie jestem wdową.
1720 Pójdź, nianiu, prowadź mię w małżeńskie łoże,
Nie mąż, już tylko śmierć w nie wstąpić może.
MARTA
Czekaj no, pójdę sprowadzić Romea,
By cię pocieszył. Wiem, gdzie on jest teraz.
Nie płacz; użyjem jeszcze tych plecionek
1725 I twój Romeo wnet przed tobą stanie.
JULIA
O, znajdź go! daj mu w zakład ten pierścionek
I na ostatnie proś go pożegnanie.
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty i Romeo.
OJCIEC LAURENTY
wchodząc
Romeo! Pójdź tu, pognębiony człeku!
Smutek zakochał się w umyśle twoim
1730 I poślubiony jesteś niefortunnie.
ROMEO
Cóż tam, cny ojcze? Jakiż wyrok księcia?
I jakaż dola nieznana ma zostać
Mą towarzyszką?
OJCIEC LAURENTY
Zbyt już oswojony
1735 Jest mój syn drogi z takim towarzystwem,
Przynoszęć
[179] wieści o wyroku księcia.
Jakiż by mógł być łaskawszy prócz śmierci?
OJCIEC LAURENTY
Z ust jego padło łagodniejsze słowo:
Wygnanie ciała, nie śmierć ciała, wyrzekł.
ROMEO
1740Wygnanie? Zmiłuj się, jeszcze śmierć dodaj!
Wygnanie bowiem wygląda okropniej
Niż śmierć. Zaklinam cię, nie mów: wygnanie.
OJCIEC LAURENTY
Wygnany jesteś z obrębu Werony.
Zbierz męstwo, świat jest długi i szeroki.
ROMEO
1745Zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata,
Tylko tortury, czyściec, piekło samo!
Stąd być wygnanym jest to być wygnanym
Ze świata; być zaś wygnanym ze świata
Jest to śmierć ponieść; wygnanie jest zatem
1750 Śmiercią barwioną. Mieniąc śmierć wygnaniem,
Złotym toporem ucinasz mi głowę,
Z uśmiechem patrząc na ten cios śmiertelny.
OJCIEC LAURENTY
O ciężki grzechu! O niewdzięczne serce!
Błąd twój pociąga z prawa śmierć za sobą:
1755 Książę, ujmując się jednak za tobą,
Prawo życzliwie usuwa na stronę
I groźny wyraz: śmierć — w wygnanie zmienia,
Łaska to, i ty tego nie uznajesz?
Katusza to, nie łaska. Tu jest niebo,
1760 Gdzie Julia żyje; lada pies, kot, lada
Mysz marna, lada nikczemne stworzenie
Żyje tu w niebie, może na nią patrzeć,
Tylko Romeo nie może.
MuchaMdła mucha
Więcej ma mocy, więcej czci i szczęścia
1765 Niźli Romeo; jej wolno dotykać
Białego cudu, drogiej ręki Julii
I nieśmiertelne z ust jej kraść zbawienie;
Z tych ust, co pełne westalczej skromności
Bez przerwy płoną i pocałowanie
1770
Grzechem być sądzą; mucha ma tę wolność,
Ale Romeo nie ma; on wygnany.
Nie masz–li żadnej trucizny, żadnego
Ostrza, żadnego środka nagłej śmierci,
1775 Aby mię zabić, tylko ten fatalny
Wyraz — wygnanie? O księże, złe duchy
Wyją, gdy w piekle usłyszą ten wyraz:
I ty masz serce, ty, święty spowiednik,
Rozgrześca
[180] grzechów i szczery przyjaciel,
1780 Pasy drzeć ze mnie tym słowem: wygnanie?
OJCIEC LAURENTY
Stój, nierozumny szaleńcze, posłuchaj!
ROMEO
Znowu mi będziesz prawił o wygnaniu.
OJCIEC LAURENTY
Dam ci broń przeciw temu wyrazowi;
Balsamem w przeciwnościach — filozofia
[181];
1785 W tej więc otuchę czerp będąc wygnanym.
ROMEO
Wygnanym jednak! O, precz z filozofią!
Czyż filozofia zdoła stworzyć Julię?
Przestawić miasto? Zmienić wyrok księcia?
Nic z niej; bezsilna ona, nie mów o niej.
OJCIEC LAURENTY
ROMEO
Jak mają nie być, gdy mądrzy nie widzą.
OJCIEC LAURENTY
Daj–że mi mówić; przyjm słowa rozsądku.
ROMEO
Nie możesz mówić tam, gdzie nic nie czujesz.
Bądź jak ja młodym, posiądź miłość Julii,
1795 Zaślub ją tylko co, zabij Tybalta,
Bądź zakochanym jak ja i wygnanym,
A wtedy będziesz mógł mówić; o, wtedy
Będziesz mógł sobie z rozpaczy rwać włosy
I rzuć się na ziemię, jak ja teraz,
1800 Na grób zawczasu biorąc sobie miarę.
rzuca się na ziemię
Słychać kołatanie.
OJCIEC LAURENTY
Cicho, ktoś puka; ukryj się, Romeo.
ROMEO
Nie; chyba para powstała z mych jęków,
Jak mgła, ukryje mię przed ludzkim wzrokiem.
Kołatanie.
OJCIEC LAURENTY
Słyszysz? pukają znowu. Kto tam? Powstań,
1805 Powstań, Romeo! Chcesz być wziętym? Powstań;
Kołatanie.
Wnijdź do pracowni mojej. Zaraz, zaraz.
Cóż to za upór!
Kołatanie.
Idę, idę, któż to
Tak na gwałt puka? Skąd wy? Czego chcecie?
MARTA
zewnątrz
1810Wpuśćcie mię, wnet się o wszystkim dowiecie.
Julia przysyła mię.
OJCIEC LAURENTY
Wchodzi Marta.
MARTA
O! świątobliwy ojcze, powiedz, proszę,
ŁzyGdzie jest mąż mojej pani, gdzie Romeo?
OJCIEC LAURENTY
1815Tu, na podłodze, łzami upojony.
MARTA
Ach, on jest właśnie w stanie mojej pani,
Właśnie w jej stanie. Nieszczęsna sympatio!
Smutne zbliżenie! I ona tak leży
Płacząc i łkając, szlochając i płacząc.
1820 Powstań pan, powstań, jeśli jesteś mężem!
O, powstań, podnieś się przez wzgląd na Julię!
Dlaczego dać się przygnębiać tak srodze?
ROMEO
MARTA
ŚmierćAch, panie! Wszystko na tym świecie
1825 Kończy się śmiercią.
Mówiłaś o Julii?
Cóż się z nią dzieje? O, pewnie mię ona
Ma za mordercę zakamieniałego,
Kiedym mógł naszych rozkoszy dzieciństwo
[182]
1830 Splamić krwią, jeszcze tak bliską jej własnej.
Gdzie ona? Jak się miewa i co mówi
Na zawód w świeżo błysłym nam zawodzie?
MARTA
Nic, tylko szlocha i szlocha, i szlocha;
To się na łóżko rzuca, to powstaje,
1835 To woła: „Tybalt!”, to krzyczy: „Romeo!”
I znowu pada.
ROMEO
Jak gdyby to imię
Z śmiertelnej paszczy działa wystrzelone
Miało ją zabić, tak jak jej krewnego
1840 Zabiła ręka tego, co je nosi.
O! powiedz, powiedz mi, ojcze, przez litość,
W którym zakątku tej nędznej budowy
Mieszka me imię; powiedz, abym zburzył
To nienawistne siedlisko. Dobywa miecza.
OJCIEC LAURENTY
1845
Dłoń rozpaczliwą! czy jesteś ty mężem?
Postać wskazuje twoja, że nim jesteś;
Łzy twe niewieście; dzikie twoje czyny
Cechują wściekłość bezrozumną zwierza.
1850 W pozornym mężu ukryta niewiasto!
Zwierzu, przybrany w pozór tego dwojga!
SkąpiecTy mnie w zdumienie wprawiasz. Jakem kapłan!
Myślałem, że masz więcej hartu w sobie.
Tybaltaś zabił, chcesz zabić sam siebie
1855 I przez haniebny ten na siebie zamach
Zabić chcesz także tę, co żyje tobą?
Przecz tak uwłaczasz swemu urodzeniu,
Niebu i ziemi, skoro urodzenie,
Niebo i ziemia ci się śmieją? Wstydź się!
1860 Krzywdzisz swą postać, swą miłość, swój rozum,
Boś ty jak lichwiarz bogaty w to wszystko,
Ale niczego tego nie używasz
W sposób mogący te dary ozdobić.
Kształtna twa postać jest figurą z wosku,
1865 Skoro nie z męską cnotą idzie w parze;
Miłość twa w gruncie czczym krzywoprzysięstwem,
Skoro chcesz zabić tę, którejś ją ślubił.
Twój rozum, chluba kształtów i miłości,
Niezręczny w korzystaniu z tego dwojga,
1870 Jest jak proch w rożku płochego żołnierza,
Co się zapala z własnej jego winy
I razi tego, którego miał bronić.
Julia, dla której umrzeć byłeś gotów;
1875 W tymeś szczęśliwy. Tybalt chciał cię zabić,
Tyś jego zabił: w tym szczęśliwyś także.
Prawo, grożące ci śmiercią, zamienia
Śmierć na wygnanie, i w tymeś szczęśliwy.
Stosy na głowie błogosławieństw dźwigasz,
1880 Szczęście najwabniej wdzięczy się do ciebie,
A ty, jak dziewka zepsuta, kapryśna,
Dąsasz się na tę szczodrotę fortuny.
Strzeż się, bo tacy marnie umierają.
Teraz–że idź do żony, jak to było
1885 Wprzód umówione, i pociesz niebogę.
Pomnij wyjść jednak przed wart rozstawieniem;
Bo później przejść byś nie mógł do Mantui,
Gdzie masz przebywać tak długo, aż znajdziem
Czas do odkrycia waszego małżeństwa,
1890 Do pojednania waszych nieprzyjaciół,
Do przebłagania księcia, na ostatek
Do sprowadzenia cię nazad, z radością
Dziesięciokroć sto tysięcy razy większą
Niż teraźniejszy twój smutek. Waćpani,
1895 Idź naprzód; pozdrów ode mnie swą panią
I każ jej naglić wszystkich do spoczynku,
Ku czemu żal ich ułatwi namowę.
Romeo przyjdzie niebawem.
MARTA
O panie!
1900 Mogłabym całą noc stać tu i słuchać,
Co też to może nauczoność! Biegnę
Uprzedzić moją panią, że pan przyjdziesz.
ROMEO
Idź, proś ją, niech się gotuje mię zgromić.
MARTA
Oto pierścionek, który mi kazała
1905 Doręczyć panu. Śpiesz się pan, już późno.
Wychodzi Marta.
ROMEO
O, jakże mi ten dar dodał otuchy!
OJCIEC LAURENTY
Idź już, dobranoc! a pamiętaj, synu,
Wyjść jeszcze dzisiaj, nim zaciągną warty,
Albo w przebraniu wyjść jutro o świcie.
1910 Osiądź w Mantui. Jeden z naszych braci
Nosić ci będzie od czasu do czasu
Zawiadomienie o każdym wypadku,
Jaki na twoją korzyść tu się zdarzy.
Daj rękę, późno już, bądź zdrów, dobranoc.
ROMEO
1915Gdyby nie radość, co mię czeka, wczesny
Ten rozdział z tobą byłby zbyt bolesny.
Żegnam cię, ojcze.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Pokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet i Parys.
KAPULET
Tak smutny dotknął nas, panie, wypadek.
Żeśmy nie mieli czasu mówić z Julią.
1920 Krewny nasz, Tybalt, był jej nader drogim,
Nam także, ale rodzim się, by umrzeć.
Dziś ona już nie zejdzie, bo już późno.
Gdyby nie twoje, hrabio, odwiedziny,
Ja sam bym w łóżku był już od godziny.
PARYS
1925Pora żałoby nie sprzyja zalotom;
Dobranoc, pani, poleć mnie swej córce.
PANI KAPULET
Najchętniej, zaraz jutro ją wybadam;
Na dziś zamknęła się, by żal swój spłakać.
KAPULET
1930 Mogę ci ręczyć; mniemam, że się skłoni
Do mych przełożeń, co więcej, nie wątpię.
Pójdź do niej, żono, nim się spać położysz;
I powiedz–że jej, uważasz, iż w środę…
1935 Zaczekaj, cóż to dzisiaj?
PARYS
KAPULET
A! poniedziałek! Za wcześnie we środę;
Odłóżmy to na czwartek; w ten więc czwartek
Zostanie żoną szlachetnego hrabi.
1940 Będziesz–li gotów? Czy ci to dogadza?
Cicho się sprawim: jeden, dwóch przyjaciół…
Gdybyśmy bowiem po tak świeżej stracie
Bardzo hulali, ludzie, widzisz, hrabio,
Mogliby myśleć, że za lekko bierzem
1945 Zgon tak bliskiego krewnego; dlatego
Wezwiem przyjaciół z jakie pół tuzina
I na tym koniec. Cóż mówisz na czwartek?
PARYS
Rad bym, o panie, żeby już był jutro.
KAPULET
To dobrze. Bądź nam zdrów. A więc we czwartek.
1950 Wstąp–że do Julii, żono, nim spać pójdziesz,
Przygotuj ją do ślubu. Bądź zdrów, hrabio.
Światła! hej! światła do mego pokoju!
Tak już jest późno, żebyśmy nieledwie
Mogli powiedzieć: tak rano. Dobranoc.
Wychodzą.
SCENA PIĄTA
Pokój Julii. Wchodzą Romeo i Julia.
JULIA
1955
PtakChcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
Słowik to, a nie skowronek się zrywa
I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.
Co noc on śpiewa owdzie na gałązce
Granatu, wierzaj mi, że to był słowik.
ROMEO
1960Skowronek to, ów czujny herold ranku,
Nie słowik; widzisz te zazdrosne smugi,
Co tam na wschodzie złocą chmur krawędzie?
Pochodnie nocy już się wypaliły
I dzień się wspina raźnie na gór szczyty.
1965 Chcąc żyć, iść muszę lub zostając — umrzeć.
JULIA
Owo światełko nie jest świtem; jest to
Jakiś meteor od słońca wysłany,
Aby ci służył w noc na przewodnika
I do Mantui rozjaśnił ci drogę,
1970 Zostań więc, nie masz potrzeby się śpieszyć.
ROMEO
Niech mię schwytają, na śmierć zaprowadzą,
Rad temu będę, bo Julia chce tego.
Nie, ten brzask nie jest zapowiedzią ranka,
To tylko blady odblask lica luny;
1975 To nie skowronek, co owdzie piosenką
Bijąc w niebiosa wznosi się nad nami.
Więcej mię względów skłania tu pozostać
Niż nagle odejść. O śmierci, przybywaj!
Chętnie cię przyjmę, bo Julia chce tego.
1980 Cóż, luba? prawda, że jeszcze nie dnieje?
JULIA
O, dnieje, dnieje! Idź, spiesz się, uciekaj!
Głos to skowronka grzmi tak przeraźliwie
I niestrojnymi, ostrymi dźwiękami
Razi me ucho. Mówią, że skowronek
1985 Miło wywodzi; z tym się ma przeciwnie,
Bo on wywodzi nas z objęć wzajemnych.
Skowronek, mówią, z obrzydłą ropuchą
Zamienił oczy
[184]; o, rada bym teraz,
Żeby był także i głos z nią zamienił,
1990 Bo ten głos, w smutnej rozstania potrzebie,
Dzień przywołując, odwołuje ciebie.
CiemnośćIdź już, idź: ciemność coraz to się zmniejsza.
ROMEO
A dola nasza coraz to ciemniejsza!
Wchodzi Marta.
MARTA
JULIA
MARTA
Starsza pani tu nadchodzi,
Dzień świta: baczność, bo się narazicie.
wychodzi
O okno, wpuść–że dzień, a wypuść życie!
ROMEO
wychodząc przez okno
Bądź zdrowa! Jeszcze jeden uścisk krótki.
JULIA
2000
Muszę mieć co dzień wiadomość o tobie;
A każda chwila równą będzie dobie.
Zgrzybieję licząc podług tej rachuby,
Nim cię zobaczę znowu, o mój luby.
ROMEO
2005Ilekroć będę mógł, tylekroć twoję
Drogą troskliwość pewnie zaspokoję.
znika za oknem
Jak myślisz, czy się znów ujrzymy kiedy?
ROMEO
Nie wątpię o tym, najmilsza, a wtedy
Wszystkie cierpienia nasze kwiatem tkaną
2010 Kanwą do słodkich rozmów nam się staną.
Boże! przeczuwam jakąś ciężką dolę;
Wydajesz mi się teraz tam na dole
Jak trup, z którego znikły życia ślady.
Czy mię wzrok myli? Jakiżeś ty blady!
ROMEO
2015I twoja także twarz jak pogrobowa.
Smutek nas trawi. Bądź zdrowa! bądź zdrowa!
odstępując od okna
O losie! ludzie mienią cię niestałym;
Toż więc przez zawiść tylko prześladujesz
Tych, co kochają stale? Bądź niestały,
2020 Bo wtedy będę mogła mieć nadzieję,
Że go niedługo będziesz zatrzymywał
I wrócisz nazad.
PANI KAPULET
JULIA
Któż to mię woła! Głos–że to mej matki?
2025 Nie spałaż
[185] ona czy wstała tak rano?
Jakiż niezwykły powód ją sprowadza?
Wchodzi Pani Kapulet.
PANI KAPULET
JULIA
ZemstaWciąż jeszcze płaczesz nad stratą Tybalta?
2030 Chcesz–że go łzami dobyć z grobu? Choćbyś
Dopięła tego, wskrzesić go nie zdołasz.
Przestań więc; pewien żal może dowodzić
Wielkiej miłości, ale wielkość żalu
Dowodzi pewnej płytkości pojęcia.
JULIA
2035Trudno na taką stratę nie być czułą.
PANI KAPULET
Tak, ale płacząc czujesz tylko stratę,
Nie tego, po kim płaczesz, moje dziecko.
JULIA
Tak czując stratę, mogę tylko płakać.
PANI KAPULET
Przyznaj się jednak, że nie tyle płaczesz
2040 Nad jego śmiercią, jako raczej nad tym,
Że jeszcze żyje ten łotr, co go zabił.
JULIA
PANI KAPULET
JULIA
na stronie
On i łotr żyją daleko od siebie.
głośno
2045Przebacz mu, Boże, tak jak ja przebaczam,
A przecież nie ma na świecie człowieka,
Który by bardziej ciężył mi na sercu.
PANI KAPULET
Że mimo swoich niecnot jeszcze żyje.
JULIA
Że go nie mogę dosiąc tym ramieniem,
2050 Rada bym sama móc się na nim zemścić.
PANI KAPULET
Dozna on zemsty; nie troszcz się i nie płacz,
Zlecę ja pewnej osobie w Mantui,
Gdzie ten wygnany renegat się schronił,
Dać mu traktament
[186] tak zniewalający,
2055 Że wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy
Będziesz, spodziewam się, zaspokojona.
JULIA
Nie zaspokoi mnie Romeo nigdy,
Dopóki tylko żyć będzie; tak silnie
Boleść po krewnym rozjątrza mi serce.
2060 O pani, jeśli tylko znajdziesz kogo,
Co się podejmie podać mu truciznę,
Ja ją przyrządzę, by po jej wypiciu
Romeo zasnąć mógł jak najspokojniej.
Jakże mię korci słyszeć jego imię
2065 I nie móc zaraz dostać się do niego,
By przywiązaniu memu do Tybalta
Dać odwet na tym, co go zamordował.
PANI KAPULET
Znajdź ty sposoby, ja znajdę człowieka,
2070 Wesołych nowin.
JULIA
Wesołe nowiny
Pożądanymi są w tak smutnych czasach.
Jakaż tych nowin treść, kochana matko?
PANI KAPULET
Masz troskliwego ojca, moje dziecię;
2075 On to, ażeby smutek twój rozproszyć,
Umyślił i wyznaczył dzień na radość
Tak dla cię, jak i dla mnie niespodzianą.
JULIA
Cóż to za radość, matko? mogęż
[187] wiedzieć?
PANI KAPULET
Ta, a nie inna, że w ten czwartek z rana
2080 Piękny, szlachetny, młody hrabia Parys
Ma cię uczynić szczęśliwą małżonką
W Świętego Piotra kościele.
JULIA
Świętego Piotra i Piotra samego!
2085 Nigdy on, nigdy tego nie uczyni!
Zdumiewa mię ten pośpiech. Mam iść za mąż,
Nim ten, co moim ma być mężem, zaczął
Starać się o mnie, nim mi się dał poznać?
Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu,
2090 Że jeszcze nie chcę iść za mąż, a gdybym
Koniecznie miała iść, to bym wolała
Pójść za Romea, który, jak wiesz dobrze,
Jest mi z całego serca nienawistny,
Niż za Parysa. Ha! to mi nowina!
Wchodzi Kapulet i Marta.
PANI KAPULET
2095Oto twój ojciec, powiedz mu to sama;
Zobaczym, jak on przyjmie twą odpowiedź.
Kiedy dzień kona, niebo spuszcza rosę;
Ale po skonie naszego krewnego
Pada ulewny deszcz. Cóż to, dziewczyno?
2100 Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach?
Ciągłe wezbranie? W małej swej istocie
Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru:
Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle
Falują łzami: biedne twoje ciało
2105 Jak łódź żegluje po tych słonych falach.
Wiatrem na koniec są westchnienia twoje,
Które ze łzami walcząc, a łzy z nimi,
Jeżeli nagła nie nastąpi cisza,
Strzaskają twoją łódkę. I cóż, żono?
2110 Czyś jej zamiary nasze objawiła?
PANI KAPULET
Tak, ale nie chce i dziękuje za nie,
Bodajby była z grobem zaślubiona!
KAPULET
Nie jest nam wdzięczna? Nie pyszni się z tego?
2115 Nie poczytuje sobie za szczyt szczęścia,
Niegodna, żeśmy jej najgodniejszego
Z werońskich chłopców wybrali na męża?
JULIA
Nie pysznam z tego, alem wdzięczna za to
Pyszna, zaiste, nie mogę być z tego,
2120 Co nienawidzę; lecz wdzięczna być winnam
I za nienawiść w postaci miłości.
Cóż to znów? cóż to? Logika w spódnicy!
Pysznam i wdzięcznam, i zasię nie wdzięcznam,
Jednak nie pysznam! Słuchaj, świdrzygłówko
[188],
2125 Nie dziękuj wdzięcznie ni się pyszń z niepyszna,
Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek,
By pójść z Parysem do Świętego Piotra,
Albo cię każę zawlec tam na smyczy.
Rozumiesz? ty blednico
[189], ty tłumoku;
2130
PANI KAPULET
Wstydź się! czyś oszalał?
JULIA
Błagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam,
Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo.
KAPULET
Precz, wszetecznico! dziewko nieposłuszna!
2135 Ja ci powiadam: gotuj się w ten czwartek
Iść do kościoła lub nigdy, przenigdy
Na oczy mi się więcej nie pokazuj.
Nic nie mów ani piśnij, ani trunij:
Palce mię świerzbią. Myśleliśmy, żono,
2140 Że nas za skąpo Bóg pobłogosławił
Dając nam jedno dziecko; teraz widzę,
Że i to jedno jest jednym za wiele
I że w niej mamy bicz boży. Precz, plucho
[191]!
MARTA
2145Błogosław jej Boże!
Jegomość grzeszy, tak fukając na nią.
KAPULET
Doprawdy! Czy tak sądzi wasza mądrość?
Idź–że pytlować gębą z kumoszkami.
MARTA
KAPULET
MARTA
KAPULET
Milcz, stara trajkotko!
Schowaj swój rozum na babskie sejmiki.
Tu niepotrzebny.
PANI KAPULET
KAPULET
Na miłość boską, to trzeba oszaleć!
W dzień, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieście,
Sam, w towarzystwie, we śnie i na jawie
Ciągle i ciągle ot, rozmyślam tylko
2160 O jej zamęściu; i teraz, gdym znalazł
Dlań oblubieńca książęcego rodu,
Pana rozległych majątków, młodego,
Ukształconego, uposażonego
Dokolusieńka, jak mówią, w przymioty,
2165 Jakich się może od mężczyzny żądać;
Trzeba, ażeby mi jedna smarkata,
Mazgajowata gęś odpowiedziała:
Nie chcę iść za mąż, nie mogę pokochać,
Jestem za młoda, wybaczcie mi, proszę.
2170 Nie chcesz iść za mąż? a to nie idź, zgoda,
Ale mi nie właź w oczy; żeruj sobie,
Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu.
Zważ to, pamiętaj, nie zwykłym żartować.
Czwartek za pasem; przyłóż dłoń do serca;
2175
Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela,
A nie, to marniej, żebrz, jęcz, mrzej pod płotem;
Bo jak Bóg w niebie, nigdy cię nie uznam
Za moje dziecko i z mojego mienia
2180 Nawet źdźbło nigdy ci się nie oberwie.
Możesz się na to spuścić, jestem słowny.
wychodzi
JULIA
Nie masz litości w niebie, która widzi
Całą głębokość mojego cierpienia?
Ty mię przynajmniej nie odpychaj, matko!
2185 Zwlecz to małżeństwo na miesiąc, na tydzień
Albo mi pościel oblubieńcze łoże
W tymże grobowcu, w którym Tybalt leży.
PANI KAPULET
Nie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem;
Rób, co chcesz, wszystko mi to obojętne.
wychodzi
JULIA
2190O Boże! O ty, moja karmicielko!
Poradź mi, powiedz, jak temu zaradzić?
Mój mąż na ziemi, moja wiara w niebie;
Jakżeż ta wiara ma na ziemię wrócić,
Nim mój mąż sam mi ją powróci z nieba
2195 Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radę.
Niestety! Że też nieba mogą nękać
Tak mdłą istotę jak ja! Nic nie mówisz?
Na to lekarstwa?
MARTA
2200Mam–ci, a to takie:
Romeo na wygnaniu i o wszystko
Można iść w zakład, że cię już nie przyjdzie
Nagabać więcej, chybaby ukradkiem.
Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę,
2205 Że nic lepszego nie masz do zrobienia
Jak pójść za hrabię. Dalipan, to wcale,
Co się nazywa, przystojny mężczyzna.
Romeo kołek przy nim; orzeł, pani,
Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczu
2210 Jak Parys. Nazwij mię hetką-pętelką,
Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwa
W tym nowym stadle, bo ono jest stokroć
Lepsze niż pierwsze; a choćby nie było,
To i tak tamten pierwszy już nie żyje;
2215 Tak jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie,
Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku.
JULIA
MARTA
Ba, i z duszy całej!
Jeśli nie z serca i nie z duszy, to je
2220 Przeklnij oboje.
JULIA
MARTA
JULIA
Bardzoś mi przez to dodała otuchy,
Idź–że i powiedz teraz mojej matce,
2225 Że, naraziwszy się na gniew rodzica,
Poszłam do celi ojca Laurentego
Odprawić spowiedź i wziąć rozgrzeszenie.
MARTA
O, idę! to mi pięknie i roztropnie.
wychodzi
JULIA
Stara niecnoto! Zdradziecki szatanie!
2230 Cóż jest niegodniej, cóż jest większym grzechem:
Czy tak mię kusić do krzywoprzysięstwa?
Czy lżyć małżonka mego tymiż usty,
Którymi tyle razy go pod niebo
Wznosiłaś chwaląc? Precz, uwodzicielko!
2235 Serce me odtąd zamknięte dla ciebie.
Pójdę poprosić ojca Laurentego,
By mi dał radę, a jeśli żadnego
Na tę przeciwność nie będzie sposobu,
Znajdę moc w sobie wstąpienia do grobu.
wychodzi
AKT CZWARTY
Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys.
OJCIEC LAURENTY
2240W ten czwartek zatem? To bardzo pośpiesznie.
PARYS
Mój teść, Kapulet, życzy sobie tego;
A ja powodu nie mam, by odwlekać.
OJCIEC LAURENTY
Krzywa to droga, ja takich nie lubię.
PARYS
2245Bez miary płacze nad śmiercią Tybalta,
Małom jej przeto mówił
[194] o miłości,
Bo Wenus w domu łez się nie uśmiecha.
Ojciec jej, mając to za niebezpieczne,
Że się tak bardzo poddaje żalowi,
2250 W mądrości swojej przyśpiesza nasz związek,
By zatamować źródło tych łez, które
W odosobnieniu cieką za obficie.
A w towarzystwie prędzej mogą ustać.
Znasz teraz, ojcze, powód tej nagłości.
OJCIEC LAURENTY
na stronie
2255Obym mógł nie znać powodów do zwłoki!
głośno
Patrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi.
Wchodzi Julia.
PARYS
Szczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono!
JULIA
Być może, przyszłość jest nieodgadniona.
PARYS
To „może” ma być już w ten czwartek z rana.
JULIA
OJCIEC LAURENTY
Przyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem?
JULIA
Mówiąc to, panu bym się spowiadała.
PARYS
Nie zaprzecz przed nim, pani, że mię kochasz.
JULIA
2265Że jego kocham, to wyznam i panu.
PARYS
Wyznasz mi także, tuszę, że mnie kochasz.
JULIA
Gdyby tak było, większą by to miało
Wartość wyznane z daleka niż w oczy.
PARYS
Biedna! łzy bardzo twarz twą oszpeciły.
JULIA
2270Niewielkie przez to odniosły zwycięstwo;
Dosyć już była uboga przed nimi.
PARYS
Tym słowem bardziej ją krzywdzisz niż łzami.
JULIA
Nie jest to krzywda, panie, ale prawda,
I w oczy sobie ją mówię.
PARYS
2275Twarz twoja
Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz.
JULIA
Nie przeczę; moja bowiem była inna.
Masz–li czas teraz, mój ojcze duchowny,
Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach?
OJCIEC LAURENTY
2280Nie brak mi teraz czasu, smętne dziecię.
Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.
PARYS
Niech mię Bóg broni świętym obowiązkom
Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana
Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem
2285 I przyjm pobożne to pocałowanie.
wychodzi
JULIA
O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,
Przyjdź płakać ze mną. Nie ma już nadziei!
Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!
Ach, Julio! Znam twą boleść; mnie samego
2290 Nabawia ona prawie odurzenia,
Słyszałem, i nic tego nie odwlecze,
Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią
JULIA
Nie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś;
Chyba, że powiesz, jak tego uniknąć,
2295 Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz
Żadnego na to środka, to przynajmniej
Postanowienie moje nazwij mądrym,
A w tym sztylecie zaraz znajdę środek.
Bóg złączył moje i Romea ręce,
2300 Ty nasze dłonie; i nim ta dłoń, świętą
Pieczęcią twoją z Romeem spojona,
Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce
W zdradzieckim buncie odda się innemu,
To ostrze zada śmierć sercu i dłoni.
2305 Daj mi więc jaką radę, zaczerpniętą
Z długoletniego doświadczenia twego,
Albo bądź świadkiem, jak ten nóż rozstrzygnie
Sprawę pomiędzy mną a moim losem,
Wnet zaradzając temu, czego ani
2310 Wiek, ani rozum nie mógł doprowadzić
Do rozwiązania zgodnego z honorem.
Mów prędko; pilno mi wstąpić do grobu,
Jeśli mi powiesz, że nie ma sposobu.
OJCIEC LAURENTY
Stój, córko! Mam ja w myśli pewien środek,
2315 Wymagający równie rozpaczliwej
Determinacji, jak jest rozpaczliwe
To, czemu chcemy zapobiec. Jeżeli,
Dla uniknięcia małżeństwa z Parysem,
Masz siłę woli odjąć sobie życie,
2320 To się odważysz snadź na coś takiego,
Co będąc tylko podobnym do śmierci
Uwolni cię od hańby, jakiej chciałaś
Ujść przez zadanie jej sobie naprawdę.
Masz–li odwagę, toć wskażę ten środek.
JULIA
2325
Skoczyć ze szczytu wieży; w rozbójniczych
Gościć jaskiniach, w legowiskach wężów,
Zamknij mię w jedną klatkę z niedźwiedziami
Albo mię wepchnij nocą do kostnicy,
2330 Zewsząd pokrytej szczątkami szkieletów,
Poczerniałymi kośćmi i czaszkami,
Każ mi wejść żywcem w grób świeżo kopany
I w jeden całun z trupem się obwinąć;
Wszystko to dawniej dreszcz budziło we mnie,
2335 Ale bez trwogi uczynię to zaraz,
Bylebym tylko pozostała czystą
Małżonką mego lubego kochanka.
OJCIEC LAURENTY
Słuchaj więc; idź do domu, bądź wesoła,
Przystań na związek z hrabią. Jutro środa;
2340 Staraj się jutro na noc zostać sama,
Niech Marta nie śpi ten raz w twym pokoju.
I filtrowany likwor ten wypijesz;
A wnet po wszystkich żyłach cię przebiegnie
2345 Usypiający dreszcz, który owładnie
Wszelką żywotną funkcją; wszystkie pulsa
Wstrzymają w tobie swe zwyczajne bicie;
Ni dech, ni ciepło nie wskaże, że żyjesz.
Róże ust twoich i policzków zbledną
2350 Jak popiół; oczu zasłony zapadną,
Jak gdy dłoń śmierci zakrywa dzień życia;
Każdy twój członek pozbawiony władzy
Zdrętwieje, stęgnie
[195], zziębnie jak u trupa.
I w tym pozornym stanie nagłej śmierci
2355 Zostawać będziesz czterdzieści dwie godzin,
Wtedy się ockniesz jak ze snu błogiego.
Gdy więc nazajutrz z rana narzeczony
Przyjdzie cię zbudzić, znajdzie cię umarłą;
Po czym, jak każe zwyczaj, przystrojona
2360 W godowe szaty, w odsłoniętej trumnie,
Złożoną będziesz pod owym sklepieniem,
Gdzie leżą wszyscy ze krwi Kapuletów.
Uwiadomiony tymczasem przeze mnie
O naszym planie, Romeo przybędzie;
2365 Wraz ze mną czekać będzie w owym lochu
Na twe ocknienie i tej samej nocy
Uprowadzi cię skrycie do Mantui.
KobietaTo cię uchroni od hańby grożącej;
Jeśli brak woli lub niewieścia bojaźń
2370 Od wykonania tego cię nie wstrzyma.
JULIA
O, daj mi, daj mi! nie mów o bojaźni!
OJCIEC LAURENTY
Masz, idź, bądź niewzruszona i szczęśliwa
W tym przedsięwzięciu! Wyprawię natychmiast
Jednego z naszych braci do Mantui
2375 Z listem do twego męża.
JULIA
O nadziejo!
Ty mi bądź bodźcem, a hasłem Romeo!
Bądź zdrów, mój ojcze!
odchodzi
SCENA DRUGA
Pokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet, Marta i słudzy.
do Służącego
2379Proś te osoby, co tu są spisane.
Służący wychodzi.
2380A waść dwudziestu biegłych zbierz kucharzy.
DRUGI SŁUŻĄCY
2381Nie będzie zły ani jeden, jaśnie panie, bo się przekonam wprzód o każdym, czy umie sobie oblizywać palce.
KAPULET
DRUGI SŁUŻĄCY
2383Zły to kucharz, jaśnie panie, co nie oblizuje sobie palców[196], o którym się więc przekonam, że tego nie umie, tego nie sprowadzę.
KAPULET
Wychodzi Służący.
2385Wątpię, czy wszystko na czas wygotujem.
Do ojca Laurentego?
MARTA
KAPULET
To dobrze; może on co dla niej wskóra.
2390 Cięta, uparta to skóra na buty.
Wchodzi Julia.
MARTA
Patrz pan, jak raźnie wraca od spowiedzi.
KAPULET
No, sekutnico, gdzie żeś to bywała?
JULIA
Gdzie mię żałować nauczono, panie,
Za grzech uporu i nieposłuszeństwa
2395 Naprzeciw woli twojej. Świątobliwy
Kapłan Laurenty kazał mi się rzucić
Do twych nóg i o przebaczenie prosić.
Przebacz mi, ojcze! będę już uległa.
KAPULET
Niech tam kto pójdzie prosić pana hrabię:
2400 Jutro mieć muszę spleciony ten węzeł.
JULIA
Spotkałam hrabię w celi Laurentego
I okazałam mu miłość, jak mogłam,
Nie przekraczając granicy skromności.
KAPULET
To co innego; tak, to dobrze, powstań;
2405 Tak być powinno, tak córce przystoi.
Prosić tu hrabię, żeby przyszedł zaraz.
Dalipan, święty to człek z tego mnicha;
Słusznie mu całe miasto cześć oddaje.
JULIA
Marto, pójdź ze mną do mego pokoju.
2410 Wszak mi pomożesz przymierzyć przyborów,
Jakie na jutro uznasz za stosowne?
PANI KAPULET
Po co dziś? jutro będzie dosyć czasu.
KAPULET
Idź z nią, idź, jutro pójdziem do kościoła.
Julia z Martą wychodzi.
PANI KAPULET
Nie wiem, czy zdążym z przygotowaniami;
2415 Już wieczór.
KAPULET
Nie troszcz się; dojrzę wszystkiego
I wszystko będzie dobrze, za to ręczę.
Idź do Juleczki, pomóż jej się przebrać.
Ja się tej nocy nie położę; będę
2420 Na ten raz pełnił urząd gospodyni.
SługaHej, służba! Cóż to? wszyscy się rozeszli?
Mniejsza z tym, pójdę sam hrabię uprzedzić
Że się ten kozioł przecie opamiętał.
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Pokój Julii. Wchodzi Julia i Marta.
JULIA
2425
Proszę cię, zostaw mię na tę noc samą,
Bo dużo muszę pacierzy odmówić
Dla uproszenia sobie względów niebios
Nad moim stanem, jak wiesz, pełnym grzechu.
Wchodzi Pani Kapulet.
PANI KAPULET
2430Takeś zajęta? Mam–że ci dopomóc?
JULIA
Nie, pani; jużeśmy we dwie wybrały,
Co mi na jutro może być potrzebne.
Pozwól, bym teraz sama pozostała,
I niechaj Marta spędzi tę noc z tobą.
2435 Pewnam, że wszyscy macie dość roboty
Przy tym tak nagłym obchodzie.
PANI KAPULET
Dobranoc!
Połóż się, spocznij; potrzebujesz tego.
Wychodzą Pani Kapulet i Marta.
JULIA
Dobranoc! Bóg wie, kiedy się zobaczym.
2440 Zimny dreszcz trwogi na wskroś mię przejmuje
I jakby mrozi we mnie ciepło życia.
Zawołam na nie, by mnie pokrzepiły;
Ten czyn wymaga właśnie samotności.
2445 Ha! pójdź, flakonie!
Gdyby jednakże ten płyn nie skutkował?
Miałażbym gwałtem z hrabią być złączona?
Nie, nie, ucieczka w tym: leż tu w odwodzie.
kładzie na stole sztylet
[197]
KsiądzA gdyby też to miała być trucizna,
2450 Którą mi ksiądz ten zręcznie śmierć chce zadać,
By ujść zarzutu, że dał ślub kobiecie,
Którą już pierwej zaślubił z kim innym?
To by być mogło; ale nie, tak nie jest,
Bo jego świętość jest wypróbowana,
2455 I nawet myśli tej nie chcę przypuszczać.
GotycyzmLecz gdybym w grobie się ocknęła pierwej,
Nim mię Romeo przyjdzie oswobodzić?
To byłoby okropnie!
Nie udusiłażbym się wśród tych sklepień,
2460 Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze,
I nie umarłażbym wprzód, nim Romeo
Przyjdzie na pomoc? A choćbym i żyła,
Czyliżby straszny wpływ nocy i śmierci,
Którą dokoła będę otoczona,
2465 Obok wrażenia, jakie sprawić musi
Samaż miejscowość tego sklepionego
Starożytnego lochu, w którym kości
Zmarłych mych przodków od lat niepamiętnych
Nagromadzone leżą, kędy świeżo
2470 Złożony Tybalt gnije pod całunem;
I kędy nocą, o pewnych godzinach,
Duchy, jak mówią odbywają schadzki;
To wszystko, gdybym wcześniej się ocknęła,
2475 A potem zapach trupi,
Roślinykrzyk podobny
Do tego, jaki wydaje ów korzeń
Ziela pokrzyku
[198], gdy się go wyrywa,
Krzyk wprawiający ludzi w obłąkanie
[199],
Czyliżby wszystko to, w razie ocknienia
2480 Nie pomieszało mi zmysłów? Czyliżbym
Po szalonemu nie igrała wtedy
Z kośćmi mych przodków? nie poszła się pieścić
Z trupem Tybalta? i w tym rozstrojeniu
Nie rozbiłażbym sobie rozpaczliwie
2485 Głowy piszczelą którego z pradziadów
Jak pałką? Patrzcie! patrzcie! zdaje mi się,
Że duch Tybalta widzę ścigający
Romea za to, że go wygnał z ciała.
Stój! stój, Tybalcie!
przytyka flakon do ust
2490Do ciebie, mój luby,
Spełniam ten toast zbawienia lub zguby.
Wypija napój i rzuca się na łóżko.
SCENA CZWARTA
Sala w domu Kapuletów. Wchodzą Pani Kapulet i Marta.
PANI KAPULET
Weź te półmiski i wydaj korzenie.
MARTA
Piekarz o pigwy woła i daktyle.
Wchodzi Kapulet.
Śpieszcie się, śpieszcie! Już drugi kur zapiał;
2495 Poranny dzwonek ozwał się: to trzecia
[200],
Dojrzyj ciast, moja Marto, nie szczędź przypraw.
MARTA
Co to za wścibstwo
[201]? Idź–że się pan przespać.
Dalipan, jutro się nam rozchorujesz
Z tego niewczasu.
KAPULET
2500Ani krzty! Do licha!
Nie wysypiałem się dla spraw mniej ważnych,
A przecież nigdy nie zachorowałem.
PANI KAPULET
Wiem ci ja dobrze, wiem, umiał jegomość
Swojego czasu myszkować; lecz teraz
2505 Ja czuwam nad tym, abyś pan nie czuwał.
Wychodzą Pani Kapulet i Marta.
KAPULET
SługaWchodzą słudzy z rożnami, koszami i drzewem.
PIERWSZY SŁUGA
Rzeczy do kuchni, ale nie wiem jakie.
KAPULET
Wychodzi Służący.
2510Idź, wasze, suchszych szczap narąbać;
Piotr ci kloc wskaże po temu.
DRUGI SŁUGA
Jeżeli
O kloca idzie, to dość mnie samego;
Nie potrzebuję się zwracać do Piotra.
wychodzi
KAPULET
2515Masz słuszność; żywo! Wesołe ladaco!
Sam będziesz klocem. Dalipan, już dnieje
I hrabia będzie tu zaraz z muzyką.
Tak przyrzekł.
Słychać muzykę.
Otóż idzie; już go słychać.
2520 Hej! Żono! Marto! Chodźcie tu! Hej! Marto!
Wchodzi Marta.
Idź, obudź Julkę, ubierz ją co żywo.
Ja pogawędzę tymczasem z Parysem.
Śpiesz się, nie marudź; pan młody już przyszedł.
Co tchu się zwijaj.
wychodzi
SCENA PIĄTA
Pokój Julii. Julia w łóżku. Wchodzi Marta.
2525
Wstawaj gołąbku! Wstawaj! Wstydź się, śpiochu!
Panienko! duszko! rybko! Ani mrumru!
Chcesz, widzę, wyspać się za cały tydzień.
Jakbyś wiedziała, że ci hrabia Parys
2530 Następnej nocy nie da oka zmrużyć.
Odpuść mi, Panie, amen! Jak śpi smacznie!
Muszę ją jednak zbudzić. Julciu! Julciu!
Niech no cię hrabia Parys tak zastanie,
To się dopiero zerwiesz. Cóż to? w sukni?
2535 Jużeś ubrana i znów się pokładłaś?
Dosyć już tego! Julciu! Panno Julio! -
AlkoholHa! przez Bóg żywy! Na pomoc! na pomoc!
Ona nie żyje! O, ja nieszczęśliwa!
Po co mi było się rodzić? Na pomoc!
2540 Choć trochę akwawity! Panie! Pani!
Wchodzi Pani Kapulet.
PANI KAPULET
MARTA
PANI KAPULET
MARTA
PANI KAPULET
2545O nieba!
O moje dziecię! o moja pociecho!
Wstań! odżyj albo umrę razem z tobą!
Na pomoc! wołaj pomocy!
Wchodzi Kapulet.
KAPULET
Co za guzdralstwo! Pan młody już czeka.
MARTA
2550Ona nie żyje; rozstała się z życiem!
O dniu żałosny!
PANI KAPULET
O dniu opłakany!
Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje!
KAPULET
2555 Krew w niej zastygła; członki jej zdrętwiały…
Dawno już życie z tych ust uleciało.
Śmierć ją zwarzyła, jak mróz najpiękniejszy
Pierwiosnek w maju. Nieszczęsny ja starzec!
MARTA
PANI KAPULET
Śmierć ta, niszcząca wszystkie me nadzieje,
Głos mi tamuje i zamyka usta.
Wchodzi Ojciec Laurenty i Parys z muzykantami.
OJCIEC LAURENTY
Czy panna młoda już jest w pogotowiu
Iść do kościoła?
KAPULET
2565Iść, ale nie wrócić;
O synu, w wilię dnia twojego ślubu
Śmierć zaślubiła twą oblubienicę.
Patrz, oto leży ten kwiat w jej uścisku.
Śmierć jest mym zięciem, śmierć jest mym dziedzicem.
2570 Umrę i wszystko jej oddam, bo wszystko
Oddaje śmierci, kto oddaje ducha.
PARYS
Tak dawnom wzdychał do tego poranku
I takiż widok czekał mię u mety!
MatkaPANI KAPULET
Dniu nienawistny, przeklęty! ohydny,
2575 Stokroć obmierzły, jakiemu równego
W obiegu swoim czas jeszcze nie widział!
Jedno mieć tylko, jedno biedne dziecko,
Jedną uciechę i jedną pociechę.
I tę zabiera śmierć nielitościwa!
MARTA
2580O smutny, smutny dniu! o dniu żałosny!
Najopłakańszy, najniefortunniejszy,
Jaki widziałam w życiu kiedykolwiek!
O dniu! o smutny dniu! O dniu żałosny!
Nie było nigdy jeszcze dnia takiego.
2585 O! stokroć smutny dniu, stokroć żałosny!
PARYS
Okrutna, sroga świętokradzka śmierci!
Tyś mię podeszła, obdarła, zgnębiła.
Przez ciebiem niebo stracił, okrutnico!
O Julio! luba! życie! już nie życie.
2590 Nie mniej jednakże luba i po śmierci!
KAPULET
Po cóż ci, po co było tak tyrańsko
Wniwecz obracać naszą uroczystość!
O moje dziecko! raczej duszo moja,
2595 Nie moje dziecko, bo dziecko jest trupem;
I wraz z nim cała pociech mych ostoja,
Cały wdzięk życia stał się śmierci łupem!
OJCIEC LAURENTY
Przestańcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy.
Nadobne dziecię to było własnością
2600 Zarówno nieba, jak i waszą, niebo
Zabrało swoją część; tym lepiej dla niej,
Wyście nie mogli waszej części ziemskiej
Ustrzec od śmierci, ale część jej lepszą
Niebo zachowa w wiekuistym życiu.
2605 Jej wywyższenie było szczytem waszych
Życzeń i dążeń. W nim zakładaliście
Swój raj na ziemi i płaczecie teraz,
I rozpaczacie, widząc ją wzniesioną
Ponad obłoki do istnego raju?
2610 O, zła to miłość jęczeć z żalu wtedy,
Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze.
Co długie lata przeżyła w zamęściu,
Lecz ta, co młodo zamężną umiera.
2615 Połóżcie tamę łzom i umaiwszy
To piękne ciało liśćmi rozmarynu,
Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem
W świątecznych szatach zanieść do kościoła.
2620 Przecież rozsądek z łez się naigrawa.
KAPULET
To musi teraz posłużyć na pogrzeb;
Weselna uczta zamieni się w stypę,
Dźwięk strun w jęk dzwonów, pieśni w smętne treny,
2625 Mirtowy wieniec martwą skroń otoczy,
Słowem, wszystko się w opak przeistoczy.
OJCIEC LAURENTY
Wyjdźcie stąd, państwo, i ty, hrabio, także.
Niech się gotuje każdy odprowadzić
Te piękne zwłoki na wieczny spoczynek.
2630 Snadź niebo na was o coś zagniewane;
Nie jątrzcież jego gniewu jeszcze gorzej
Oporem przeciw świętej woli bożej.
Wychodzą Kapulet, Pani Kapulet, Parys i Ojciec Laurenty.
2633Trzeba nam podobno schować dudy w miech i wynieść się za drzwi.
MARTA
Tak, tak, schowajcie swoje instrumenta
[202],
2635 Poczciwi ludzie, nie ma tu co robić.
DRUGI MUZYKANT
Możeć się jeszcze co znajdzie.
Wchodzi Piotr.
PIOTR
2637Zagrajcie mi na basetli, panowie muzykanci, zagrajcie mi na basetli, jeżeli mi dobrze życzycie.
PIERWSZY MUZYKANT
PIOTR
2639Bo moja dusza gra teraz na drumli[203]. Zagrajcie mi co smętnie skocznego dla rozweselenia.
PIERWSZY MUZYKANT
2640Daj nam waść pokój; nie pora teraz do gędźby[204].
PIOTR
PIERWSZY MUZYKANT
PIOTR
2643Czekajcie, zapłacę wam za to.
PIERWSZY MUZYKANT
PIOTR
2645Nie brzęczącą monetą, jak mi Bóg miły! ale bitą monetą; monetą godną rzępołów.
PIERWSZY MUZYKANT
2646To my się waćpanu równą monetą odpłacimy; monetą godną lokajów.
PIOTR
2647Wprzód ja wam lokajską klingą zagram po brzuchu.
DRUGI MUZYKANT
2648Schowaj, waćpan, swój rożen, a wydobądź lepiej swój dowcip.
PIOTR
2649Strzeżcie się ostrza mego dowcipu, bo was przeszyje na wylot. Baczność!
śpiewa
Gdy z piersi płynie jęk,
A serce żal zakrwawia,
Muzyki srebrny dźwięk…
2650Dlaczego srebrny dźwięk? Dlaczego muzyki srebrny dźwięk? Cóż waść na to, mości Barania Kiszko?
PIERWSZY MUZYKANT
2651Już–ci dlatego, że srebro ma dźwięk miły.
PIOTR
2652Pleciesz! a waść co na to, mości Klawicymbale?
DRUGI MUZYKANT
2653Dlatego sądzę, że muzykanci grają za srebro.
PIOTR
2654Pleciesz także! A waść co o tym sądzisz, mości Kaleczyuchu?
TRZECI MUZYKANT
2655Nie wiem doprawdy, co o tym sądzić.
PIOTR
2656O, przepraszam, zapomniałem, że jesteś śpiewakiem. No, to ja powiem za ciebie: „Muzyki srebrny dźwięk” mówi się dlatego, że muzykanci rzadko kiedy złoto za muzykę dostają.
wychodzi śpiewając
Muzyki srebrny dźwięk
Natychmiast ulgę sprawia.
PIERWSZY MUZYKANT
2659Cóż to za bezczelny łotr z tego hultaja!
DRUGI MUZYKANT
2660Pal go kaci! JedzenieZejdźmy tam na dół wmieszać się między orszak żałobny i czekać, rychło co spadnie z półmiska.
Wychodzą.
AKT PIĄTY
SCENA PIERWSZA
Mantua. Ulica. Wchodzi Romeo.
Wkrótce mię czeka jakaś wieść radosna.
I duch mój przez dzień cały niezwyczajnie
2665 Lekkim nad ziemię wznosi się polotem:
Śniłem, że moja ukochana przyszła
I że znalazła mię nieżywym (dziwny
Sen, co pozwala myśleć umarłemu!),
Lecz ona swymi pocałowaniami
2670 Tyle tchu wlała w martwe moje usta,
Żem nagle odżył i został cesarzem.
Ach, jakże słodką jest miłość naprawdę,
Kiedy jej mara taką rozkosz sprawia!
Wchodzi Baltazar.
Wieści z Werony! - Cóż tam, Baltazarze?
2675 Czy mi przynosisz list od Laurentego?
Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec?
Jak się ma Julia? Po raz drugi pytam.
Bo nie ma złego, jeśli jej jest dobrze.
BALTAZAR
ŚmierćWszystko więc dobrze, bo jej już źle nie jest;
2680 Ciało jej leży w lochach Kapuletów,
A duch jej gości między aniołami.
Widziałem, jak ją złożono do sklepień,
I wziąłem pocztę, aby o tym panu
Donieść czym prędzej. Przebacz pan, że taką
2685 Złą wieść przynoszę; wszakże uwiadomić
Pana o wszystkim byłem w obowiązku.
ROMEO
Wszak wiesz, gdzie mieszkam? Przynieś mi papieru
I atramentu, idź potem na pocztę
2690 Zamienić konie. Wyjeżdżam tej nocy.
BALTAZAR
Błagam cię, panie, zachowaj cierpliwość;
Wyglądasz blado, ponuro i wzrok twój
Coś niedobrego zapowiada.
ROMEO
Cicho.
2695 Mylisz się; zostaw mię, zrób, com rozkazał.
Czy nie masz listu od księdza?
BALTAZAR
ROMEO
Mniejsza więc o to. Idź zamówić konie;
Wkrótce pospieszę za tobą.
Wychodzi Baltazar.
2700Tak Julio!
TruciznaTej jeszcze nocy spocznę przy twym boku:
O środek tylko idzie. O, jak prędko
Zły zamiar wnika w myśl zrozpaczonego!
Gdzieś niedaleko stąd mieszka aptekarz:
2705 Przed paru dniami widziałem go, pomnę,
Jak zasępiony, w podartym odzieniu,
Przebierał zioła; zapadłe miał oczy.
Ciało od wielkiej nędzy jak wiór wyschłe.
W nikczemnym jego sklepiku żółw wisiał;
2710 Wypchany aligator
[207] obok szczątków
Dziwnego kształtu ryb; na jego półkach
Leżała tu i ówdzie zbieranina
Próżnych flasz, słojów, zielonych czerepów,
Pęcherzów, stęchłych nasion; resztki sznurków
2715 I zapleśniałe kawałki lukrecji.
Na widok tego pomyślałem sobie:
ObyczajeKomu by była potrzebna trucizna,
Której w Mantui sprzedaż gardłem karzą,
Niechajby przyszedł do tego hołysza,
2720 On by dostarczył mu jej. Myśl ta była,
Niestety! wróżbą mej potrzeby własnej;
Sam w niej dziś jestem i tenże sam człowiek
Z potrzeby będzie musiał jej zaradzić.
Jeżeli się nie mylę, tu on mieszka;
2725 Z powodu święta kram jego zamknięty —
Hej! aptekarzu!
Wchodzi Aptekarz.
APTEKARZ
Któż to woła takim
Donośnym głosem?
Zbliż się tu, człowieku,
2730 Widzę, że jesteś w niezamożnym stanie;
Weź te czterdzieści dukatów, a daj mi
Drachmę trucizny takiej, co by mogła
Po wszystkich żyłach rozejść się od razu
I nienawistne życie odjąć temu,
2735 Co jej zażyje; co by tak gwałtownie
Wygnała oddech z piersi, jak gwałtownie
Lontem dotknięty proch wypędza pocisk
Z czeluści działa.
APTEKARZ
Mam ja taki środek;
2740 Ale w Mantui prawo śmiercią karze
Każdego, co się waży go udzielić.
ROMEO
PieniądzTak bardzo jesteś biedny, tak cię srodze
Los upośledza i boisz się umrzeć?
Głód z twych lic, z oczu patrzy niedostatek;
2745 Łatana nędza wisi na twym grzbiecie;
Świat ci nie sprzyja ani prawo świata,
Bo świat nie dajeć
[208] prawa być bogatym;
Drwij więc z praw, przyjm to i przestań być biednym.
APTEKARZ
Ubóstwo, a nie chęć skłania mnie ulec.
ROMEO
2750Ubóstwo twoje też, nie chęć opłacam.
APTEKARZ
Weź pan to, rozczyń w jakimkolwiek płynie
I płyn ten wypij, a choćbyś miał siłę
Dwudziestu ludzi, wnet wyzioniesz ducha!
ROMEO
Oto masz złoto, tę truciznę zgubną
2755 Dla duszy ludzkiej, która więcej zabójstw
Na tym obmierzłym świecie dokonywa
Niż owe marne preparata
[209], których
Pod karą śmierci sprzedać ci nie wolno.
Nie ty mnie, ja ci sprzedałem truciznę.
2760 Bądź zdrów: kup strawy i odziej się w mięso.
Kordiale, nie trucizno, pójdź mi służyć
U grobu Julii, bo tam cię mam użyć.
Rozchodzą się.
SCENA DRUGA
Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty sam.
BRAT JAN
za sceną
Otwórz, wielebny ojcze franciszkanie.
OJCIEC LAURENTY
Toć nie czyj inny głos, jak brata Jana.
otwiera drzwi
2765Witaj z Mantui!
ListCóż Romeo? Masz–li
Ustną odpowiedź jego czy na piśmie?
Wchodzi Brat Jan.
BRAT JAN
Kiedy za jednym bosym zakonnikiem
Naszej reguły, który miał iść ze mną
I był przy chorym, poszedłem na miasto
2770 I jużem znalazł go, miejscy pachołcy
Podejrzewając, żeśmy byli w domu
Tkniętym zarazą, opieczętowali
Drzwi i nie chcieli nas puścić na zewnątrz
[210].
Nie mogłem się więc udać do Mantui.
OJCIEC LAURENTY
2775Któż tedy zaniósł mój list do Romea?
BRAT JAN
Nikt go nie zaniósł — oto jest; nie mogłem
Ani go posłać do Mantui, ani
Wam go odesłać, tak nas pilnowano.
OJCIEC LAURENTY
Nieszczęsny trafie! ten list był tak ważny!
2780 Niedoręczenie go może fatalne
Skutki sprowadzić. Biegnij, bracie Janie;
Postaraj no się gdzie o drąg żelazny
I tu go przynieś.
BRAT JAN
OJCIEC LAURENTY
2785Muszę czym prędzej spieszyć do grobowca.
W ciągu trzech godzin Julia się przebudzi.
Gniewać się na mnie będzie, żem Romea
Nie uwiadomił o tym, co się stało;
Ale napiszę do niego raz jeszcze
2790 I tu ją skryję do jego przybycia.
Biedny ty prochu: w grobie już za życia!
wychodzi
SCENA TRZECIA
Cmentarz, na nim grobowiec rodziny Kapuletów. Wchodzi Parys z Paziem, niosącym kwiaty i pochodnię.
PARYS
SługaDaj mi pochodnię, chłopcze, i idź z Bogiem,
Lub zgaś ją, nie chcę, żeby mię widziano.
Idź się położyć owdzie pod cisami
2795 I ucho przyłóż do ziemi, a skoro
Usłyszysz czyje kroki na cmentarzu,
Którego ryty grunt łatwo je zdradzi,
Wtedy zagwizdnij na znak, że ktoś idzie.
PAŹ
2800Straszno mi będzie pozostać samemu
Wpośród cmentarza; jednakże spróbuję.
oddala się
PARYS
Drogi mój kwiecie, kwieciem posypuję
Twe oblubieńcze łoże. Baldachimem
Twym są, niestety, głazy i proch marny,
2805 Które ożywczą wodą co noc zroszę
Lub, gdy jej braknie, łzami mej rozpaczy
I tak co nocy na twoją mogiłę
Kwiat będę sypał i gorzkie łzy ronił.
Paź gwiżdże.
Chłopiec mój daje hasło; ktoś się zbliża.
2810 Czyjaż to stopa śmie nocą tu zmierzać
I ten żałobny mój przerywać obrzęd?
Z pochodnią nawet! Odstąpmy na chwilę.
Oddala się. Wchodzi Romeo i Baltazar z pochodnią, oskardem itp.
Podaj mi oskard i drąg. Weź to pismo;
Oddasz je memu ojcu jak najraniej.
2815 Daj no pochodnię. Co bądź tu usłyszysz
Albo zobaczysz, pamiętaj, jeżeli
Miłe ci życie, pozostać z daleka
I nie przerywać biegu mej czynności.
W to łoże śmierci wejść chcę częścią po to,
2820 Aby zobaczyć tę, co w nim spoczywa,
Lecz głównie po to, aby zdjąć z jej palca
Szacowny pierścień, który mi do czegoś
Ważnego nieodbicie jest potrzebny.
Idź więc, zastosuj się do moich życzeń.
2825 Gdybyś zaś, płochą zdjęty ciekawością,
Wrócił podglądać dalsze moje kroki,
Na Boga, wszystkie kości bym ci roztrząsł
I posiał nimi ten niesyty cmentarz.
Umysł mój dziko jest usposobiony,
2830 Niepowstrzymaniej i nieubłaganiej
Niż głodny tygrys lub wzburzone morze.
BALTAZAR
Odejdę, panie, i będęć posłuszny.
ROMEO
Okażesz mi tym przyjaźń. Weź ten worek,
Poczciwy chłopcze, bądź zdrów i szczęśliwy.
BALTAZAR
na stronie
2835Bądź jak bądź, stanę tu gdzie na uboczu,
Bo mu zły jakiś zamiar patrzy z oczu.
oddala się
Czarna pieczaro, o! ty wnętrze śmierci,
Tuczne najdroższym na tej ziemi szczątkiem,
Otwórz mi swoją zardzewiałą paszczę,
2840 A ja ci nową żertwę rzucę za to.
odbija drzwi grobowca
PARYS
Co zamordował Tybalta, po którym
Żal, jak mniemają, sprowadził śmierć Julii;
I on tu przyszedł knuć jeszcze zamachy
2845 Przeciw umarłym; muszę go powstrzymać,
postępuje naprzód
Spuść świętokradzką dłoń, niecny Monteki!
Możeż
[211] się zemsta aż za grób rozciągać?
Bądź mi posłuszny i pójdź; musisz umrzeć.
ROMEO
2850Muszę, zaprawdę, i po tom tu przyszedł.
Zostaw mię, odejdź; pomyśl o tych zmarłych
I zadrżyj. Błagam cię na wszystkie względy,
Nie wal nowego grzechu na mą głowę,
2855 Przyprowadzając mię do pasji; odejdź!
Na Boga, życzę ci lepiej niż sobie;
Bom ja tu przyszedł przeciw sobie zbrojny.
O! odejdź, odejdź! żyj i powiedz potem:
„Z łaski szaleńca cieszę się żywotem.”
2860Za nic mam wszelkie twoje przełożenia
I aresztuję cię jako złoczyńcę.
ROMEO
Wyzywasz moją wściekłość, broń się zatem.
PAŹ
O nieba! biją się, biegnę po wartę.
wychodzi
padając
Zabity jestem. O, jeśli masz litość,
2865 Otwórz grobowiec i złóż mnie przy Julii.
umiera
ROMEO
Stanieć się zadość. Lecz któż to jest taki?
To hrabia Parys, Merkucja plemiennik!
Cóż to mi w drodze prawił mój służący?
Lecz wtedy moja nieprzytomna dusza
2870 Uwagi na to nie zwróciła; Parys,
Mówił, podobno miał zaślubić Julię.
Czy on to mówił? czy mi się to śniło?
Czyli też jestem w obłąkaniu myśląc,
Że jego wzmianka o Julii tak brzmiała?
2875 Daj mi uścisnąć twą dłoń, o ty, w jedną
Księgę niedoli ze mną zapisany!
Złożę twe zwłoki w tryumfalnym grobie.
W grobie? nie, młoda ofiaro, nie w grobie,
W latarni raczej
[213], bo tu Julia leży;
2880 A blask jej wdzięków zmienia to sklepienie
W przybytek światła. Spoczywaj w spokoju,
Trupie, rękami trupa pogrzebany!
składa ciało Parysa w grobowcu
Mówią, że nieraz ludzie bliscy śmierci
Miewali chwile wesołe; ich stróże
2885 Zwą to ostatnim przedśmiertnym wybłyskiem;
Coś podobnego i u mnie się zdarza?
Śmierć, co wyssała miód twojego tchnienia,
Wdzięków twych zatrzeć nie zdołała jeszcze.
2890 Nie jesteś jeszcze zwyciężoną: karmin,
Ten sztandar wdzięków, nie przestał powiewać
Na twoich licach i bladej swej flagi
Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknęło.
2895 Mogęż czym lepszym zadość ci uczynić,
Jak że tą ręką, co zabiła ciebie,
Przetnę dni tego, co był twoim wrogiem?
Jakżeś ty jeszcze piękna! Mam–że myśleć,
2900 Że bezcielesna nawet śmierć ulega
Wpływom miłości? że chudy ten potwór
W ciemnicy tej cię trzyma jak kochankę?
Bojąc się tego, zostanę przy tobie
I nigdy, nigdy już nie wyjdę z tego
2905 Pałacu nocy; tu, tu mieszkać będę
Pośród twojego orszaku - robactwa.
Tu sobie stałą założę siedzibę,
LosGdy z tego ciała znużonego światem
Otrząsnę jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,
2910 Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,
Po raz ostatni zegnijcie się w uścisk!
A wy, podwoje tchu, zapieczętujcie
Pocałowaniem akt sojuszu z śmiercią
Na wieczne czasy mający się zawrzeć!
2915 Pójdź, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!
Blady sterniku, pójdź rzucić o skały
Falami życia skołataną łódkę!
Do ciebie, Julio!
pije
2920 Płyn twój skutkuje: całując — umieram.
umiera
Wchodzi Ojciec Laurenty z przeciwnej strony cmentarza, z latarnią, drągiem żelaznym i rydlem.
OJCIEC LAURENTY
Święty Franciszku, wspieraj mię! Jak często
O takiej porze stare moje stopy
O głazy grobów potrącały! Kto tu?
BALTAZAR
Przyjaciel, który was dobrze zna, ojcze.
OJCIEC LAURENTY
2925Bóg z tobą! Powiedz mi, mój przyjacielu,
Chyba robakom i bezoczym czaszkom?
Nie tlejeż ona w grobach Kapuletów?
Tam właśnie; jest tam i mój pan, któremu
2930 Sprzyjacie, ojcze.
OJCIEC LAURENTY
BALTAZAR
OJCIEC LAURENTY
BALTAZAR
OJCIEC LAURENTY
2935Pójdź ze mną, bracie, do tych sklepień.
BALTAZAR
Nie śmiem;
Bo mi pan kazał odejść i straszliwie
Zagroził śmiercią, jeśli tu zostanę
I kroki jego ważę się podglądać.
OJCIEC LAURENTY
2940Zostań więc, ja sam pójdę. Drżę z obawy,
Czy się nie stało co nieszczęśliwego.
BALTAZAR
Gdym drzymał, leżąc owdzie pod cisami,
Marzyło mi się, że mój pan z kimś walczył
I że pokonał tamtego.
OJCIEC LAURENTY
postępując naprzód
2945Romeo!
Na miłość boską, czyjaż to krew broczy
Kamienne wnijście do tego grobowca?
Czyjeż to miecze samopas rzucone
Leżą u tego siedliska pokoju?
wchodzi do grobowca
2950
LosRomeo! blady! — Parys! i on także!
I krwią zalany? Ach! cóż za fatalność
Tak opłakany zrządziła wypadek! —
JULIA
budząc się i podnosząc
O pocieszycielu!
2955 Gdzie mój kochanek? Wiem, gdzie być powinnam
I tam też jestem; lecz gdzie mój Romeo?
Hałas za sceną.
OJCIEC LAURENTY
Cóż to za hałas?
LosJulio, wyjdźmy z tego
Mieszkania śmierci, zgrozy i zniszczenia.
Potęga, której nikt z nas się nie oprze,
2960 Wniwecz zamiary nasze obróciła.
Pójdź; twój mąż leży martwy obok ciebie.
I Parys także. Pójdź; pójdź; zaprowadzęć
Do monasteru świętych sióstr zakonnych.
Nie zwłócz
[214], nie pytaj, bo warta nadchodzi.
2965 Pójdź, biedna Julio!
Znowu hałas.
JULIA
Idź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanę.
Mego kochanka?
SkąpiecTruciznę więc zażył!
2970 O skąpiec! Wypił wszystko; ani kropli
Nie pozostawił dla mnie! Przytknę usta
Do twych kochanych ust, może tam jeszcze
Znajdzie się jaka odrobina jadu,
Co mię zabije w upojeniu błogim.
całuje go
DOWÓDCA WARTY
za sceną
Gdzie to? pokaż, chłopcze.
chwytając sztylet Romea
Zbawczy puginale!
Tu twoje miejsce.
przebija się
2980Tkwij w tym futerale.
Pada na ciało Romea i umiera. Wchodzi warta z Paziem Parysa.
PAŹ
Tu, tu w tym miejscu, gdzie płonie pochodnia.
DOWÓDCA WARTY
Ziemia zbroczona; obejdźcie w krąg cmentarz
I przytrzymajcie, kogo napotkacie.
Wychodzi kilku ludzi z warty.
Smutny widoku! tu hrabia zabity,
2985 Tu Julia we krwi pływa, jeszcze ciepła,
Tylko co zmarła; ona, co przed dwoma
Dniami w tym grobie była pochowana.
Idźcie powiedzieć o tym księciu; śpieszcie,
Wy do Montekich, wy do Kapuletów,
2990 A wy odbądźcie przegląd w innej stronie.
Wychodzi kilku innych wartowników.
Widzimy miejsce, gdzie zaszła ta zgroza,
Lecz w jaki sposób ona miała miejsce,
Tego nie możem pojąć bez objaśnień.
Wchodzi kilku innych wartowników z Baltazarem.
PIERWSZY WARTOWNIK
Oto Romea sługa, znaleźliśmy
2995 Go na cmentarzu.
DOWÓDCA
Niech będzie pod strażą,
Dopóki książę nie nadejdzie.
Wchodzi kilku innych wartowników, prowadząc Ojca Laurentego.
DRUGI WARTOWNIK
Oto mnich jakiś drżący i płaczący;
Odebraliśmy mu ten drąg i rydel,
3000 Kiedy się bokiem cmentarza wykradał.
DOWÓDCA
To jakiś ptaszek; trzymajcie go także.
Wchodzi Książę ze swym orszakiem.
Co za nieszczęście o tak rannej porze
Sen nasz przerwało i aż tu nas wzywa?
Wchodzi Kapulet, Pani Kapulet i inne osoby.
KAPULET
Jakiż być może powód tego zgiełku?
PANI KAPULET
3005Lud po ulicach wykrzykuje: „Julia!
Parys! Romeo!” i jedni przez drugich
Tłumnie tu dążą do naszego grobu.
KSIĄŻĘ
Cóż to za postrach rozruch ten sprowadza?!
Odpowiadajcie!
DOWÓDCA
3010Miłościwy Panie!
Oto zabity leży hrabia Parys!
Romeo martwy i Julia, wprzód zmarła,
A teraz ciepła z puginałem w piersi.
KSIĄŻĘ
Szukajcie, śledźcie sprawców tego mordu.
DOWÓDCA
3015Oto mnich jakiś i Romea sługa,
Których tu moi ludzie przytrzymali
I którzy mieli przy sobie narzędzia
Do odbijania grobów.
KAPULET
O nieba! żono, patrz, jak ją krew broczy!
3020 Puginał zbłądził z drogi; oto bowiem
Pochwa od niego wisi przy Montekim;
Zamiast w nią trafić, trafił w pierś mej córki.
Niestety! widok ten, jak odgłos dzwonu,
Ostrzega starość mą o chwili zgonu.
Wchodzi Monteki i inne osoby.
KSIĄŻĘ
3025Monteki, wcześnie wstałeś, aby ujrzeć
Nadziei swoich wcześniejszy upadek!
Ach! miłościwy książę, żona moja
Zmarła tej nocy z tęsknoty za synem;
Jakiż cios jeszcze niebo mi przeznacza?
KSIĄŻĘ
O niedobry synu!
Jak się ważyłeś w grób uprzedzić ojca?
KSIĄŻĘ
Zamknijcie usta żalowi na chwilę,
Póki zagadki tej nie rozwiążemy
3035 I nie zbadamy jej źródła i wątku:
Wtedy sam stanę na skarg waszych czele
I będę waszej boleści heroldem.
Do samej śmierci. Proszę was o spokój
I niech ulegnie zły los cierpliwości.
3040 Stawcie, na kogo pada podejrzenie.
OJCIEC LAURENTY
Ja to, o panie! lubo najmniej zdolny
Do popełnienia czegoś podobnego,
Jestem, ze względu na okoliczności,
Poszlakowany najprawdopodobniej
3045 O dzieło tego okropnego mordu.
Staję więc jako własny oskarżyciel
I jako własny obrońca w tej sprawie,
By się potępić i usprawiedliwić.
KSIĄŻĘ
3050Zwięźle rzecz opowiem.
Bo tchnień mych pasmo krótsze jest zaiste
Niż długa powieść. Romeo, którego
Zwłoki tu leżą, był małżonkiem Julii,
A Julia była prawą jego żoną;
3055 Jam ich zaślubił, a dniem tajemnego
Ich połączenia był ów dzień nieszczęsnej
Tybalta śmierci, która nowożeńca
Wygnała z miasta; i ten to był powód
Cierpienia Julii, nie żal po Tybalcie.
do Kapuletów
3060Wy, chcąc oddalić od niej chmury smutku,
Zaręczyliście ją i do małżeństwa
Z hrabią Parysem chcieliście ją zmusić.
W tej alternacie
[215] przyszła ona do mnie
I nalegała usilnymi prośby
3065 O doradzenie jej jakiego środka,
Co by od tego powtórnego związku
Mógł ją uwolnić; w przeciwnym zaś razie
Chciała w mej celi życie sobie odjąć.
Dałem jej tedy, ufny w mojej sztuce,
3070 Usypiające krople, których skutek
Bynajmniej mię nie zawiódł, bo jej nadał
List do Romea, wzywając go, aby
Dzisiejszej nocy, o tej porze, w której
3075 Działanie owych kropel miało ustać,
Zszedł się tu ze mną dla wyswobodzenia
Tej, co mu dała taki dowód wiary,
Z tymczasowego jej grobu. Traf zrządził,
Że brat Jan, który z listem był wysłany,
3080 Nie mógł się z miasta wydostać i wczoraj
List ten mi zwrócił. O godzinie zatem
Na jej ocknienie ściśle naznaczonej
Sam pospieszyłem wyrwać ją z tych sklepień,
Chcąc ją następnie umieścić w mej celi,
3085 Póki Romeo nie przybędzie; ale
RozpaczKiedym tu przyszedł (na niewiele minut
Przed jej zbudzeniem), już szlachetny Parys
Leżał bez duszy i Romeo także.
Ona się budzi, jam się jął przekładać,
3090 By poszła ze mną i to dopuszczenie
Nieba przyjęła z korną uległością,
Gdy wtem zgiełk nagły spłoszył mię od grobu,
A ona, głucha na moje namowy,
Rozpaczą zdjęta, pozostała w miejscu
3095 I, jak się zdaje, cios zadała sobie.
Oto jest wszystko, co wiem; o małżeństwie
Marta zaświadczy. Jeśli to nieszczęście
Choć najmniej z mojej nastąpiło winy,
Niech mój sędziwy wiek odpowie za to,
3100 Na kilka godzin przed bliskim już kresem,
Wedle rygoru praw jak najsurowszych.
KSIĄŻĘ
Jako mąż święty zawsześ nam był znany.
Gdzie jest Romea sługa? Cóż on powie?
BALTAZAR
Zaniosłem panu wieść o śmierci Julii;
3105 Wraz on wziął pocztę i z Mantui przybył
Prosto w to miejsce, do tego grobowca.
ListTen list mi kazał rano oddać ojcu;
I w grób wstępując zagroził mi śmiercią,
Jeśli nie pójdę precz lub nazad wrócę.
KSIĄŻĘ
3110Daj mi to pismo, przejrzę je — a teraz,
Gdzie paź hrabiego, co wartę sprowadził?
Co twój pan, chłopcze, porabiał w tym miejscu?
PAŹ
Przyszedł kwiatami ubrać grób swej przyszłej;
Kazał mi stanąć z dala, com też zrobił;
3115 Wtem ktoś ze światłem przyszedł grób otwierać
I mój pan dobył szpady przeciw niemu;
Co zobaczywszy, pobiegłem po wartę.
KSIĄŻĘ
List ten potwierdza słowa zakonnika,
Bieg ich miłości i Romea rozpacz.
3120 Biedny młodzieniec pisze oprócz tego,
Że sobie kupił gdzieś u aptekarza
Trucizny, którą postanowił zażyć
W tym tu grobowcu, by umrzeć przy Julii.
3125 Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka
Chłosta spotyka wasze nienawiści,
Niebo obrało miłość za narzędzie
Zabicia pociech waszego żywota;
I ja za moje zbytnie pobłażanie
3130 Waszym niesnaskom straciłem dwóch krewnych.
Wszyscy jesteśmy ukarani.
Monteki, bracie mój, podaj mi rękę;
Niech to oprawą
[216] będzie dla mej córki;
Więcej nie mogę żądać.
MONTEKI
3135Lecz ja mogę
Więcej dać tobie nad to: każę bowiem
Posąg jej ulać ze szczerego złota,
By się nie znalazł szacowniejszy pomnik
Po wszystkie czasy istnienia Werony
3140 Jak ten, pamięci Julii poświęcony.
KAPULET
Tak i Romeo stanie przy swej żonie;
Dzieląc za życia, złączmy ich po zgonie.
KSIĄŻĘ
SłońcePonurą zgodę ranek ten skojarzył;
Słońce się z żalu w chmur zasłonę tuli;
3145 Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzył,
Jak ta historia Romea i Julii
Wychodzą.