- Artysta: 1
- Błądzenie: 1 2
- Bogactwo: 1
- Ciało: 1
- Cisza: 1
- Czas: 1
- Czyn: 1
- Dobro: 1
- Dom: 1
- Dziecko: 1
- Dziedzictwo: 1
- Dźwięk: 1
- Fałsz: 1
- Forma: 1
- Gniew: 1
- Grzech: 1
- Historia: 1 2 3 4
- Język: 1 2 3
- Kłamstwo: 1
- Kondycja ludzka: 1 2 3
- Książka: 1
- Lenistwo: 1
- Literat: 1
- Mędrzec: 1
- Muzyka: 1
- Naród: 1 2
- Nauka: 1 2 3 4
- Niewola: 1 2
- Obrzędy: 1
- Odrodzenie przez grób: 1
- Ogród: 1
- Ojciec: 1
- Pamięć: 1
- Państwo: 1
- Pieniądz: 1
- Poezja: 1 2 3
- Polska: 1
- Potwór: 1
- Praca: 1 2 3 4 5 6
- Prawda: 1 2 3 4 5
- Raj: 1
- Rozum: 1
- Ruiny: 1
- Sen: 1
- Serce: 1
- Sława: 1
- Słowo: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23
- Szkoła: 1
- Sztuka: 1 2 3 4 5
- Śmierć: 1
- Tajemnica: 1
- Tłum: 1
- Twórczość: 1
- Upadek: 1
- Wiara: 1
- Wiedza: 1
- Wierzenia: 1 2 3
- Woda: 1
- Wolność: 1 2 3
- Zabawa: 1 2
- Zło: 1 2
- Zmartwychwstanie: 1
Cyprian Kamil NorwidRzecz o wolności słowaWygłoszona przez autora na jednym z odczytów publicznych, urządzonych przez Komitet Stowarzyszenia Pomocy Naukowej w Paryżu dnia 13 maja
1869 roku.
Są, którzy uczą, iż dla poezji trzeba przedmiotów, które nie byłyby suche i niewdzięczne… Poezja ta, co, ażeby była poezją, potrzebuje przedmiotów nie suchych i czeka na wdzięczne — nie należy do mojej kompetencji.
Wstęp
I
1Panie i panowie! Dotąd wolność słowa jest tylko zdobywaniem wolności objawiania słowa. Jest przeto atrybutem wolności osobistej.
2Ale o samejże wolności słowa nikt nie mówił. Tak, na przykład, jak wolno jest każdemu puszczać się balonem, albowiem to należy do jego wolności osobistej, ale żegluga powietrzna nie jest wcale uzasadnioną.
3To, co nazywają wolnością słowa, jest dotąd wolnością mówienia, la liberté de dire…
4Zmieszanie tych dwóch pojęć pochodzi z małej znajomości słowa.
II
5SłowoSłowa człowiek nie wywiódł z siebie sam, ale słowo było z człowieka wywołane i dlatego dwie przyczyny tam uczestniczyły: jedna w sumieniu człowieka, druga w harmonii praw stworzenia.
6A skoro tak wybrzmiewać poczęło, słowo napotkało jeszcze harmonię form, otaczających wyobraźnię mówiącego, czyli literę. Miało przeto od razu swój wnętrzny stan bytu i swoje zewnętrzne odbudowanie literą.
III
7Pierwszą słowa formą zdaje się być wewnętrzna pieśń i monolog, którego ślady do dziś w pustelnictwie indyjskiem spotykają się.
8Drugą — zarazem dialog i apolog[1], czyli rozmawianie podobieństwami.
9Trzecią — chór obrzędowy i tak dalej… Ale, że człowiek sam słowa nie wywiódł z siebie i że tam dwie przyczyny uczestniczyły, przeto historia słowa nie może być osobistemi notatkami jego osobistych w mówieniu postępów.
IV
10Uzurpacja[2] woli osobistej nad prawami, które ją warują[3] a nie obchodzą, jest tak odwieczna, jak historia ludzi i ludów. Słowo temuż ulegało i ulega…
11Stąd dwa kierunki i charaktery dwóch głównych kart historii dopatrzyć godzi się.
12Do epoki chrześcijańskiej siła stawa się[4] słowem… (i nawet w arcydziełach starożytnych moc głównym jest wdziękiem).
13Od epoki chrześcijańskiej — słowo stawa się siłą i jeżeli tamta dochodziła do arcydzieł potężnie plastycznych, tedy ta właśnie że przeciwnie dojść ma do pewnej bezsilności, bezpersonalizmu, do bezstronności, do arcydzieła prawdy. Oto początek, dzieje i cel!…
V
14PoezjaPrawdziwa poezja była, jest i będzie poniekąd inicjacją[5] dlatego, że może we dwóch wierszach skreślić całą epokę, a obraz i pomnik zbliżyć jednem wyrażeniem. Starożytni tę po szczególe wiersza formę zwali «wierszami złotymi»…
15Miałem za zadanie, aby w przeciągu godziny uprzytomnić kilka tysięcy lat dziejów i walk, i prób słowa: całą jego epopeję dać, pewniki wyciągnąć, wątpienia wskazać, ognie zapalić…
16Temu gwoli[6], skoro się obejrzałem, znalazłem się w koniecznem posiadaniu poematu.
17Takowy paniom i panom czytać będę miał zaszczyt.
VI
18Lektury publiczne nie są żadnym nowym wynalazkiem. Starożytny cesarski Rzym je znał i sami imperatorowie rzymscy udział w nich bierali[7] (nie zawsze najszczęśliwszy wprawdzie).
19Te wszelako nie były tak zwaną prozą, były wierszem i nie tylko, że były wierszem, ale nawet w ojczyźnie prozy, bo w Rzymie, który swoich rodzimych poetów wcale nie miał, i tam były wierszem.
VII
20SłowoGłos żywy ma do siebie, że nikt nigdy po dwa razy nie wypowiedział tychże samych rzeczy tymże samym wydźwiękiem i gestem. Słowo więc, raz rzeczone, ma niepowrotność swą. Czytanie więc ma stronę monumentalną, czytanie więc sztuką jest.
21Dokończyłem zadania autorskiego i obowiązek czytelnika rozpoczynam.
*
I
Jak ona jest i w taką, jak jest ona, wierzył?
Co ona by znaczyła, widziana tak szczerze,
25Jak ją znam i oglądam, nie zaś, jak w nią wierzę?
Co by ona znaczyła?
Dziewięćset milionów
Skazanych na śmierć istot — parę zaludnionych
Półwyspów… Oto wszystko — i trup w każdej chwili
30Zowąd — a zowąd słabe niemowlę zakwili —
Oto i wszystko…
Ludzkość z takowem obliczem,
Lubo
[8] to jej oblicze, nie byłaby niczem,
Jakby, do samej siebie twarzą poniżona,
35Przestawała być sobą — wszelako to ona
I to własny jej obraz — i ten ją zagładza;
Tak ludzkość bez boskości sama siebie zdradza,
Aż dopiero, gdy w eter opłynie niebieski,
Powraca jej majestat i szkarłat królewski,
40Aż dopiero widziana, jaką była, bywa
I będzie, to, zaiste, jest ludzkość prawdziwa.
Nie inaczej z człowiekiem. Gdy nań kto poziera,
Jak on jest i purpurę mu królewską zdziera,
Oglądając go lichym od stopy do powiek,
45Jak pyłu garść rwanego wiatrem… — Cóż tam człowiek!
Ale pył ów, odniesion harmonii stworzenia,
Kiedy atomem swoim w gwiazdę się zamienia,
I wielka rzecz stąd rośnie co godzina, co wiek,
Co era — to mówimy wtedy: oto człowiek!
50
SłowoA jak z ludzkością całą, a jak z oderwanie
Uważanym
[9] człowiekiem, zarówno się stanie
I ze słowem; to, wzięte odrębnie, cóż znaczy?
Niewierny dźwięk, i przywieść mocen do rozpaczy,
Tak niewierny, tak kłamny wnętrznemu znaczeniu,
55Jak zmarłego by poznać chciał kto po dzwonieniu.
Lecz tenże dźwięk niewierny dostrojon otwarcie
W Grecji do roześpiewu, do milczenia w Sparcie,
Do mlecznej drogi proroctw gwiazdami w Judei,
Do litery u Rzymian, Słowian — do nadziei…
60Nareszcie do słów wielkich, co na zawsze nowe,
Niczyje, wszędy własne, nigdzie nie miejscowe,
Skądsiś natchnione duchem… Dopiero takową
Zmierzone próbą, wybrzmi ta rzecz wielka — słowo!
SłowoNajmniej-bo znaną rzeczą, lub znaną najbłędniej,
65Bywa słowo. Nałóg je codzienny podrzędni
[10]
I rozlewa jak wodę tak, że nie ma chwili
Na globie, w której nic by ludzie nie mówili,
A jako w gospodarskich zaprzętach bez końca,
Nieustanniej się wody używa niż słońca,
70Tak i słowo brzmi ciągle i ciągle jest w ruchu,
Bardziej niż światłość jego promieniąca w duchu,
I, gdy wciąż wszyscy mówią, mało kto się spyta,
Jaki też jest cel słowa? Jak słowo się czyta
W sobie samem?… I dziejów jego promień cały
75Rozejrzeć mało kto jest ciekawy, zuchwały.
A jednak — niech no wolność mowy kto znieważy,
Ten sam, co nią pomiatał, głośno się uskarży,
I będzie mówił: «Jako? Wszak słowo jest wolne,
To, co pierwej jak kwiaty sam deptałem polne,
80I nad którem śród licznych zatrudnień hałasu
Nieco się zastanowić zbywało mi czasu!…»
Tu cóż powiem?… I czyliż, od tych mniemań oto
Spółczesnych rozpocząwszy, snować mam nić złotą
Aż do świtu, gdzie pierwsze są mowy zaczęcia,
85Lub odwrotnie? Sam nie wiem.
PoezjaSzkodzą mi pojęcia
O człowieku od strony, gdzie blask rajskich progów,
Zaś od spółczesnej strony huragan nałogów.
Z obu krańców dwie chmury; kierunkiem więc trzecim,
Orfejskim
[11], pójdę, którym, choć wątpimy, lecim,
90A który nieraz w tęczę mieni chmurny temat,
By ludzie o nim rzekli: «To nic, to poemat!”
Przypomnę, jak bywało za czasów prawdziwie
Wieszczych; co zmarłe uczczę, co kona ożywię.
Lat sto tam, ówdzie rzucę, drugie zaś sto minę,
95Idąc za gwiazdą, która nie świeci godzinę…
Rzeczy nudne wytoczę… Albowiem szanowni
Poprzednicy, poeci, pisarze wymowni,
Ośpiewali już wszelki dźwięk ojczystej ziemi,
Źródło każde i brzozę z włosy zielonemi,
100Wszelaką stokroć polną, każdy liść stokroci,
Tęczę — rosę — i promień zorzy, co je złoci; —
Tak, że mnie nie zostało, jedno mieć na pieczy
[12]
Prosty, spólny interes pospolitej rzeczy
[13].
II
Mędrcy dzisiejsi głoszą, kto powolny
[14] słucha,
105Że człowiek jest następnem ogniwem łańcucha
Stworzeń ciągu, że łańcuch ten wyjrzał człowiekiem
Ponad kryształ i koral, i pierś zdętą mlekiem,
I że tak się stał człowiek, istnienie, spotkane
W logicznym ciągu rzeczy —
d'une manière spontanée[15]
110Żart wywinąć z doktryny tak wielce misternej
I tyle kosztującej prac, byłby żart mierny.
Sprawdzić ją? Nie dopełnia się tego w godzinę,
Pominąć? — Niepodobna — przeto nie pominę,
I wypowiem, że stoję na polu przeciwnym.
115
WiaraBędąc wiernym podaniom ludzkości naiwnym;
Zaś, czemu wiernym jestem, nad tem się rozszerzyć
Zechcę, by nie myślano, że śmiem lekcewierzyć.
(Lekcewierność ze wszech miar wiary jest daleka,
Obrażająca godność prawdy i człowieka).
120
W raju jest — tam pomniki… kędyż archeolog,
Który by te dalekie, te wysokie karty
Podjął i jako napis przeczytał zatarty?
Gdzie słuchacz, czytelnik gdzie?
… Do tyla jest względny
[17],
125By się nie dał uwikłać w tok wiedzy podrzędnej,
I pomnił, że na puszczy wiatr dziś równie szuka,
Jak badacz, a z ruiny czerpie całość sztuka.
Przejęły haft ubrania i szyły z abrysów
[18]
130Nieczytelnych barwienia na gorset jedwabne,
Z niezgrabnych grobów biorąc uwdzięczenia zgrabne.
Ruchów wiele i wszystkie tańce narodowe
Są to zmienione rytmem gesta obrzędowe;
I jest pomników w życiu więcej, niźli który
135Archeolog je marzył, chciwy na marmury.
Bynajmniej śmieszną rzeczą znaleźć kształt mamuta,
Kopiowany z natury przez spółczesne dłuta
[19]…
A cóż dopiero, gdyby kto nie szukał w ziemi,
Lecz w kronice głoskami pisanej żywemi.
140
Gdy natchnienie «wiem» mówi, wiedza mówi «wierzę»
I, kiedy archeolog, nie idąc za trafem,
Poczyna być sztukmistrzem, a nie fotografem.
Ludom zwłaszcza północnym wielka stąd nauka:
145Cóż Grek w Tartarii
[20] znajdzie, jeśli jak Grek szuka.
Swoja własna metoda jest aktem własności,
Bez niej nic mieć nie można, nawet dziadów kości,
Nic!… Tu przerwę uczynię…
Lecz własna metoda
150Bez ogólnej, człowieczej, chciałbym wiedzieć, co da,
Gdy do wrażeń tych samych nałożone oko
Ześlizga się po swojskiem, w nowe tkwi głęboko;
I, kiedy tak jest człowiek uwłaszczon sam w sobie,
Że mówi: «Nie znam ręki, pokąd ręką robię,
155Ani oka, gdy silnie w przedmiot się zapatrzę».
Oderwać się od siebie i wejść w siebie, słowém,
Aby być narodowym, być nadnarodowym!
I aby być człowieczym, właśnie że ku temu
160Być nadludzkim, dwoistym być, a jednym — czemu?
Czemu na wstępie w życie nie jest przyrodzona
Dwoistość ta, tak trudna, tak nieunikniona?
Lecz otrzymana sztuką życia i rozwagi,
Potrzebna wpierw, nim człowiek dostrzegł, że jest nagi,
165Lecz napotkana później i później o wiele,
Jakby, niżeli środki, wprzód istniały cele!
Czemu tak mało ziemi co krok dookoła
Widzim, a niebo całe jednym ruchem czoła,
I czemu człowiek, na świat wchodząc, z sobą niesie
170Pokarm matki, coś włosa, którym okryje się,
Rąk dwie, jako narzędzia, dwie nóg do biegania,
Zadatek wszystkich potrzeb, wszystkich — prócz mieszkania?
Sztuka
Powiadają, że on się kształtuje stopniowo,
Że stopą jest dzisiejszych, co wczorajszych głową,
175
GrzechI że raczej upadku logiki jest echem,
Niż upadku człowieka, to, co zwiemy grzechem.
Jeżeli tak jest, czemu kamienne siekiery,
Naczynia i co tylko z pierwszej mamy ery
Zebrawszy — nie przedstawia postępu kształcenia,
180Ani się potęguje, ni w łańcuch spierścienia?
Od pierwszej bryły myśli, która (uczą) była
W człowieku tak, jak matka człowieczeństwa, bryła!
Owszem — uważę jeszcz, że taki kamienny
Topór w zrobieniu swojem jest raczej odmienny,
185Niż mniej kształtny; artysta dzisiejszy go zdoła
Wziąć na wzór rzeczy wielkiej, nie beztwórczej — zgoła.
Tam jest skąpstwo
[21] rzemiosła, nie jego dzieciństwo.
Tam jest prędzej styl wielki, niźli barbarzyństwo.
Przy takowym toporze i tak urobionym,
190Jak wielka myśl bez ozdób — byłem zadziwionym,
Widząc kolię niewiasty z paciorków pierwotną!
Szukał jakiegoś piękna ponad piękno skóry
Zmysłowe i nie zaczął od potrzeb bez wdzięku?
195A mówią, że i słowo poczęło się z jęku.
Jeśli tak, radbym wiedział, skąd ludzkość wie o tej
Jakiejś wolności słowa, którą krwie i poty
Przez wszystkie lat tysiące okupują próżno,
A która jest niewolą, wedle epok różną,
200I której nikt nie widział królującej święcie,
Lecz kto śmiał kiedy wyrwać z duszy jej pojęcie?
III
Od nijakości jakiejś, nicości i czczości,
Od najniższej tu rzeczy — bo, gdyby tak było,
205Toć są globy daleko, mniej wytworne bryłą,
I od naszego niższe… gdzież nareszcie atom?
Najdoskonalej marny, wyrwałbym tym światom.
Nie! Człowiek całym powstał, zupełnie wytwornym,
I nie było mu łatwo być równie pokornym,
210Bo cały był i piękny… i upadł… Dziś praca
Coś w nim trawi, kształtuje i coś mu powraca,
Dziś znamy wstyd, co każe stosować się ciału
Do czegoś nieznanego… (to do ideału!)
LenistwoDziś czujemy lenistwo… (to z raju roślina,
215Co, bez prac radząc tryumf, tryumf przypomina).
Nic z pierwotnych tych epok wcale nie zginęło.
Wierzenia
Żyją stare religie, pierwsze ducha dzieło.
Do dziś są sabeiści
[22] i do dziś szamany
[23],
I fetyszyzm
[24]; gdzie pomnik lepiej dochowany?
220Cóż sabeizm, szamanizm, fetyszyzm nam głoszą?
Że religie nie z pyłu się w górę podnoszą,
Lecz z gwiazd dżdża u Sabeów — z wnętrza monologu
U Szamanów — z konpunkcji
[25] w amulecie-bogu
U fetyszystów —
Błądzeniesłowem, że człek tu przychodniem,
225Nie znał gdzie jest, poglądał co nad nim, co pod nim,
A potem rdzenia własnej samotności szukał.
A potem w wyobraźnię, potem w granit stukał,
Aż mu wyjrzał bóg-fetysz z głuchego granitu.
Ten sam, co był w sumieniu i gwiazdach u szczytu,
230Ten sam, co jest.
Nieco poglądając dalej,
SłowoCzas rozwionie, prawda się w źrenicach zapali,
Otworzy się sklepienia i wzroku budowa.
I oto nagle widzim pierwszą kartę słowa,
235Pierwszą widzim literę z harmonii stworzenia,
Ogromne A! podziwu świata i sumienia!
Litera wcale nie jest, jak tuszy
[26] niektóry,
Czemś dowolnem, co nie ma swej architektury,
Ani uzasadnionem na pierwiastku wiecznym;
240Stara, jak słowo, ona czyni je stateczném.
Spomnieć, że: istnie
[27] nie ma strun, raczej strun drżenie
Nieustanne istnieje pewniej, niźli struny,
Które się akordami wciąż niosą w bieguny.
245
Nieustannie człek mówi — jak milczy, to komu?
Nie duchowi, ni sobie, ni wewnętrznej pieśni.
Słowo, niźli narzędziem, celem było wcześniej.
I tak jest dziś. Tu słowa uzasadniam wolność:
250Nie przez pisarską jaką replikę
[28] i zdolność.
Cisza
Dlatego to jest wolne słowo, jak stworzenie,
Dlatego to wymownem być może milczenie,
Dlatego nad wykrzyknik jedno mgnienie oka
Donioślejsze. Jest cisza płytka, jest głęboka…
255Dlatego z wielu figur wymowy, na scenie
Najsilniejszą przestanek — głosu zawieszenie,
I cisza stąd daleko jest szerszą w swej gamie
Od gromu, który cały horyzont połamie.
Dlatego to nareszcie wiemy doskonale,
260Że, choć mówi się: «Proza» — prozy nie ma wcale.
I jakżeby być mogła, skoro są periody
[29],
Dwukropki, komy
[30], pauzy? To jest brulion Ody,
Nienapisanej wierszem. Proza jest nazwiskiem,
Które, jak zechcę, głosu odmienię przyciskiem.
265
Słowo
Dziwnie wielki Mojżesza
stilus[31] w jednem słowie
Kreśli początek, ludzkiej założony mowie.
Oto — mówi — Przedwieczny
[32] przywiódł przed człowieka
Bydło, zwierzę i ptactwo powietrzne — i czeka,
Aby je wszystkie przezwał ich imieniem własnem…
270Nie można być, doprawdy, kolosalniej jasnym!
Dwie albowiem przyczyny tu w działanie wchodzą,
Słowa się po sprawdzenie odnoszą, gdy rodzą,
Swoją zaś ścisłość mierzą natury obrazem —
Są prawdy z ducha i są z litery zarazem.
275Wszechmądrość i sumienie, jak słońce z zwierciadłem,
Rozejrzawszy się, ciska promień abecadłem…
Garbate G w pisaniu starych Samarytan
Jest «Ghimel» wielbłąd, «nun» jest jako ryba czytan.
Wszystkich języków jeden początek źródłowy
280Do dziś widny
[33] — bo wszędzie jedne części mowy!
Długo stąd inwokacje
[34] na pierwszej stronicy
Książek: do muz na górze i do prawd rodzicy.
(Co zmieniło się potem przez praktyczność czasów,
Nie muzy inwokując, ale mecenasów…
285Dalej nareszcie pieczęć tam siadła cenzora,
A dziś miejsce to zajął portret autora).
Ślad wszystkich słowa epok i wielu tajników
Pozostawa
[35] i snowa się
[36]… I tych pomników
Nieczytelnych… lub, jaśniej powiem, nieczytanych,
290Lub jeszcze jaśniej rzeknę: tych niedomniemanych,
Sporo jest dotąd, lubo i te coraz bledną…
IV
Mędrzec
Naprzód mędrzec-pustelnik wszędzie znaczy jedno!…
Ten dziś w Indiach za główną tradycję uważa,
Że sam sylabę świętą ustawnie powtarza,
295Świadcząc, iż słowo rytmi nieustannie w duchu
Mową — raz bliżej oku dostępną, znów uchu.
Z takim to Macedoński Aleksander mówi:
Ale on pojrzał w czoło Jowisza synowi,
W złoty oprawne kirys
[37] i nic nie powiedział,
300A potem wstał, na miejsce pojrzał, gdzie był siedział,
I bosą nogą w prochu poziomym zaorał
I zamilkł
[38]; Grecy powieść pojęli i morał.
Ten jest pomnik pierwszego słowa monologu.
Gdy mniej znało jak z ludźmi być? więcej jak Bogu,
305
Ciemną zagadki formę jak hamulec na zło,
Przed którym zastanowić się musiał koniecznie,
Próżny człowiek nie nawykł rozmyślać statecznie.
Nie było społeczeństwa — nie było rodziny. —
310
Słowo
W górę szło wnętrzne słowo, na poziom szły czyny:
Człowiek się nic bliźniego duchem nie zajmował,
Kain odparł był: «Nie wiem, gdziem brata pochował»,
ŚmierćA pierwsza śmierć wydała się, jak bóstwo nowe,
Nieodwołalnie silne, i zziębiła mowę,
315Aż do czasów Enosa, gdy duch z monologu
Wyszedł i rozpoczęto zbornie śpiewać Bogu,
I zabrzmiał chorał pierwszy
[39].
Tu wewnętrzne słowo,
Wdziawszy na się obrządek, zakwitnęło mową,
320I w tym je stopniu widzim wychodzące z arki,
I nie brzmiało inaczej między patryjarki
[40],
Aż do czasu, gdy coraz to szerzej zewnętrzne
Stawić sobie chce miasto Babelu napiętrzne,
I o ile wpierw było w monologu schnące,
325Jako zbujałe drzewo, wątpliwie kwitnące,
O tyle teraz całe się na zewnątrz niesie,
Już mu dość, gdy wie, jako podrzędna rzecz zwie się,
Aż właśnie (podług dziwnie pięknego podania)
Z wewnętrznych poszły przyczyn mowy pomięszania.
V
330Odtąd dwie są doktryny: jedna z ojca w syna
Testamentem tradycji wewnętrzna doktryna,
Druga zaś dla dalekich krewnych i czeladzi
Lub podróżnych, skoro je w namiot traf sprowadzi.
Ta zewnętrznie odbrzmiewa pierwszej, jak w orzechu
335Rdzeń ma się do łupiny, jak słowo brzmi w echu.
Podobieństwo zależne formą od ilości:
Im pokolenie większe, tem większe różności
Doktryn dwóch; aż nareszcie zgodzić się nie mogą
I dwie tradycje, każda swoją idzie drogą…
340
WierzeniaStąd Mojżesz, stąd Prometej, o dobie tej samej
Niebieski biorąc ogień dwojakiemi bramy,
Skoro jeden szemraniem ludu jest trapiony,
Drugiemu sęp wnętrznoście maca co dzień szpony
[41].
Stąd tam, ówdzie są mitów ciągłe podobieństwa,
345Walki też same, cudy, znaki i męczeństwa,
Które, nie wie geograf i chronolog nie wie,
Czemu jedne a różne, jak liście na drzewie.
Mąż, czoło pokolenia, nie tylko już samem
Słowem, przez spadkobierców obcuje z Adamem,
350Lecz ważne miejsce nieraz naznacza kamieniem,
Gwóźdź zabija, by świecił stałem przypomnieniem,
A szeregi tych gwoździ, nieraz rdzą wytarte,
Inicjowany czyta jak pisaną kartę —
Z tego to najwytworniej kształci się w Egipcie
355Ta kabała, co do dziś widna w hieroglipcie.
«Hiero-gliptos»
[42] tłumaczy się «dawne narycia»,
Ćwiekowate zaś pismo jest od gwoździ bicia
Prawda
I Eklezjastes ciemne dla nas porównanie
Głosi o prawdach, że są «jako gwoździe w ścianie»
[43].
360Tu doszedłszy, od ziarnka słowa i litery
Aż do mowy i pisma, i Mojżesza ery,
SłowoKiedy się z góry takiej obejrzę dokoła
Widzę, że świętość słowa pierwszą jest, co woła,
Celem będąc zarazem i środkiem — zaś dla niej
365Litera jako przestrzeń i czas wśród otchłani
I że, jak harfy nie ma, ani w harfie struny,
Co by nie grała ciągle swojemi bieguny,
Choć brzmień tych ucho ludzkie nie zna, lecz ocknienie
Ptaszyny, popłoch muszki, pyłu przerażenie —
370Tak w duszy człeka słowo i tak w dziejów toku
W biegunach globu tego, w świetle na obłoku
We wszechładzie, wszechtonie słowo nieustanne
Miarkuje się i rytmi, i śpiewa hosannę.
Dlatego, jeśli kiedy ciężarność zmysłowa
375Wątpi lub nie powiada: «Wierzę w wolność słowa»,
To apostolskie «
credo»
[44] podobnież nie ruszy,
Że nie mówi się: «Wierzę w nieśmiertelność duszy»,
Lecz, że mniej utwierdzony akt wzmacnia wyznanie,
I że się mówi: «Wierzę w ciała zmartwychwstanie».
380Doszedłszy tu, ten samy palec, co w Babelu
Uzewnętrzniałe słowo nawrócił do celu,
Widzę nie już w ruinie, lecz w budowy planach;
Mojżesz wywiera czynem wpływ na Egipcjanach,
I dlatego Aaron ma słowa potęgę
[45]:
385Na zewnątrz miecz, na wewnątrz podejma duch księgę.
Słowo jest odtąd pełne tem krąglej, że miało
Niezadługo już spsalmić go w epos doskonałą,
I na zewnątrz, gdzie drama lub codzienne czyny,
Parabolę
[46] w kształt zwierzchniej postawić doktryny,
390Wewnątrz pod lekkim cieniem przeźroczystej palmy
Złotą harfę Dawida rozgorzałą w psalmy.
VI
Myślałby kto, że wszystko bliskie dopełnienia,
A to zaledwo pierwsze wyzwolały brzmienia;
Lud, nawykły się karmić zewnętrzną kabałą,
395Chce egipskiego cielca — rzeszy grube ciało
Tłoczy wewnętrzne słowo i znów zamieszanie.
Cóż dopiero… gdy szerzej obejrzysz się na nie!
Tam, na krańcach obszaru błogosławionego
Prometej ogień poniósł — dla kogo? Dla czego?
400Co dnia bok mu rozdarli, a skoro mistrz słowa
Taki, jak Orfej… serce takie… taka głowa
I taka pieśń powstanie, to w jednej wieczerzy
Rozwarkoczonych kobiet, którym naród wierzy,
Zginie.
405
Solon, późniejszy, chóru nie zrozumie,
Teatru się ulęknie, mniej mądry, gdy w tłumie
[47],
A objawiciel Sparty uzna za stosowne
Czcić to, co energiczne, hańbić, co wymowne.
Fryg Ezop
[48] z obosieczną formą apologu
410Zdałoby się, że wytrwa, bo chytry i w progu,
Ale i tego widzę, że na skały kraniec
Pcha rzesza parazytów
[49], pcha delficki taniec,
Aż wygiął się nad otchłań i stopę usunął:
Wzleciał spłoszony orzeł… bajkopisarz runął!
VII
415Gdziekolwiek bądź wewnętrzne słowo ucierpiało,
Szedł potwór, który wietrzył, aż utyje ciało,
Szła hiena niewoli… Niedługo czas złoty
Kwitnął Dawida harfy, promiennej jak cnoty,
Gdy on w pieśń uszykował poetyckim jawem
420To, co zaciosał Mojżesz rutyną i prawem.
Dwadzieścia cztery chórów szło z nim jak do bitwy,
Cztery tysiące głosów śpiewało modlitwy.
Żaden lud nigdy, nigdzie i nie miał, i nie ma
Takiej pieśni jak Psalmy. Każda przy niej niema.
425Niezadługo myśliłbyś, że słowo na tronie
Zajaśnieje: już widny przebłysk w Salomonie,
Już są księgi, jak Hiob, są już przysłów zbiory,
W zamian sobie zagadki dają autory.
Zdałoby się, że druku potrzeba im nieco,
430Alić fenickie nawy rozwioślone lecą
I na cały świat niosą wiedzy błyskawice,
Zarzucając alfabet i srebrne kotwice.
Homer z dala, przez wieki cenion za dni onych
Żył, ale czy dotykał wawrzynów zielonych,
435Jeśli nie wiemy dotąd gdzie i w stanie jakim,
Ani czy rzeczywiście był ślepym żebrakiem?
Wszelako, że rycerskie ośpiewał herbarze,
Słynniejszy od Hezjoda, co sławi ołtarze.
VIII
Tu trzeba już wziąć ściślej znaczenie wyrazu.
440Parabola jest obraz, pieśń jest duch obrazu;
Słowo, brzmiąc nieustannie, z przestrzenią i czasem
Znosi się — obraz każdej myśli jest nawiasem;
Dlatego samorodnie nieraz parabole
Ludowe zakwitają jak ugoru pole,
445Całe bowiem stworzenie sklepi się obrazem.
Człowiek, myśląc, maluje i śpiewa zarazem.
Wyraz «jako»
[50] jest pędzlem lub dłutem tak samo
Jak głoska «O» jest nutą, a spółgłoski gamą.
Słowo więc całość swoją od początku niosło,
450Rozwinęło je tylko uczone rzemiosło.
I od początku była część zewnętrzna słowa
I wewnętrzna — jak wszelka świątyni budowa.
Duch miał czem się na zewnątrz wyrażać lub w górę
Monologiem podnosić — miał architekturę;
455Lecz budowa, gdy części w ciążeniu się miną,
Czołem zapada w ziemię i sterczy ruiną.
PotwórGdziekolwiek bądź wewnętrzne słowo ucierpiało
Szedł potwór, który wietrzył, czy utyło ciało,
Szła niewoli hiena… Już po Salomonie,
460A ledwo jutrznia prawdy błysnęła na tronie,
Zewnętrzne bałwochwalstwo znów uciska ducha,
W powietrzu dźwięk daleki jak kajdan łańcucha,
I świst bicza powózek assyrskiej szarańczy
[51].
Kto słyszy — drży, kto nie śmie słyszeć — gra i tańczy.
465Cóż stało się z świętemi wnętrznościami słowa?
Gdzie ład nastroju pierzchnął? — Gdzie słowa budowa?
Gdzie mąż, niewiasta, kapłan? — Gdzie chóry i czeladź?
Źródło — zdroje i puhar — i wiedza, jak przelać?
Sen i jaw, myśl i forma, wygłos i milczenie,
470Świętym targnione gwałtem, nurtują sumienie.
Dwunastoletnie dziecię powstawa prorokiem
I senatorów sądzi z zaiskrzonem okiem
Uchodzących… To Daniel!… Jeremias, pachole
Czternastoletnie, z wielką smętnością na czole
475Ogląda się — dno czasów widzi, mija pozór,
Grożąc, że niedaleki Nabuchodonozor!
[52]…
Brody jeszcze Ezechiel nie ma między jeńce
Spółświęte, umęczony przez spółpotępieńce,
Którzy go popychają w babilońskim tłumie,
480«Bądź przystępnym» — wołając — kto ciebie zrozumie?
Najjaśniejszy Izajas przez roku półczwarta
[53]
Nagi, postacią ciała jak pisana karta
Głosi, by wyczytano z niemej jego twarzy,
Jak ziemię i lud zniszczy tyran i obnaży.
485Gest — na literę, ciało swe — na parabolę,
Jęk oddają na wygłos, gdy duchowi — wolę;
A lud twardo im milczy lub nie w czas się kruszy,
Rzekłbyś, że duszy Stwórca chce zwątpić o duszy!
Stan taki Słowa jako swe ogłosi cudy?
490Co dokona u siebie, pocznie między ludy?
Tyran rozegna jeńce pod zakresy świata,
Pomiędzy barbarzyńcę pójdzie wieść skrzydlata
I księgi się na grecką upowszechnią mowę,
Zatwardziałości ulżą międzynarodowe.
495Postęp czekać nie będzie na ochotę człeka,
Przejdzie mimo, niech serce krwawi się i czeka!
Tymczasem wewnątrz chaos ducha tenże samy —
Łamią się wodze, partie, świątynie i bramy.
Patrz, gdzie zawisło Słowo! Dwa stronnictwa zbrojne,
500Dwoma obozy stając, znają jeden — wojnę!
Ci i tamci wołają Oniasa proroka,
By, śród których stanąwszy, wziął klątwę z obłoka
I cisnął na przeciwnych… Zatrzymał się starzec,
Pojrzał, przykląkł — i naraz odgadnął, co ma rzec:
505«O! Wszechprzytomny! (mówiąc) Ponieważ z tej strony
Są męże Twoi, z tamtej Twój lud uzbrojony,
By krwawił rzecz w rozdarciach jałowych i długich,
Błagam Cię, nie wysłuchaj ni jednych, ni drugich!…»
Tu przemilkł. A pocisków grad z dwóch stron uderzył
510I oblicze mu strzaskał, iż go nie uśmierzył.
Koniec słowom!…
Na całym świecie pozostało
Jedno pragnienie wielkie, by Słowo się stało
I aby wiek zakwitnął pojęcia się wzajem.
515Czem sprawi się to?… Berłem? Prawem? Obyczajem?
Słowo już swoje wszystkie zyskało potęgi
Od psalmodii wewnętrznej — do mowy i księgi.
Ma pieśń i parabolę, zagadkę, przysłowie,
Dialog, dramę, epos, prawidła w wymowie.
520Ma harangę
[54] i powieść, wreszcie romans grecki,
Pamflet
[55] i panegiryk
[56] senatu, szlachecki…
Raz nawet już stanęło u kresu dojrzenia:
Poczuło, że jest także i wolność milczenia,
Nie tylko wolność Słowa… Tę zaś nową rację
525Lud uwiadomił rzymski przez manifestację
Na Monte-Sacro, idąc w porządku i grozie
Takiej, że epopeja zdziwiła się prozie…
A senat wysłał męża w todze, by ludowi
Bajkę rzekł i w tej bajce: co senat stanowi
[57].
530Gdy więc od wniebogłosów, gdy więc od natchnienia
Słowo objęło wszystkie tony do milczenia,
Cóż nie powie, nie skreśli? — Czegóż nie wyczyta?
Dwojga mu brakło tylko:
Spiritus et vita[58].
IX
Augusta wiek, tak zwany złotym, promienieje…
535Wszelki pracownik słowa iści swe nadzieje.
Jakkolwiek do dziś jeszcze nie znamy przyczyny
Dla której Owid smętne nawiedził równiny
[59]
Bez zielonego lauru, lecz w burce tułackiej,
Ani gdzie zmarł ów pierwszy poeta sarmacki.
540Wiek Augusta… to tryumf… to pokój… a przecie
Sam Horacy ze świątyń każe wynieść śmiecie
I głos jest, że najeźdźca zetrze Romy głowę
W popiół, na którym konia wyciśnie podkowę…
Tymczasem słowo w pełni swej jaśnieje światu,
545Nawet ma i naczynie złote mecenatu
[60].
Czegóż mu zbywa jeszcze, skoro wynalazło
Samą prozy potoczność i użyło na zło…
I wszystko ma od niebios szczytu do niziny,
Gdzie oliwa zielona, gdzie gęste wawrzyny.
550
Przyszła nareszcie chwila ciszy uroczystej,
Stało się — między ludzi wszedł Mistrz wiekuisty
[61]
I do historii, która wielkich zdarzeń czeka,
Dołączył biografię każdego człowieka,
Do epoki — dzień każdy, każdą dnia godzinę,
555A do słów umiejętnych — wnętrzną słów przyczynę,
To jest intencję serca… Więc zstąpił sam na dno,
Zawładnął, nie jak króle i uczeni władną.
A teraz co?… Czy tylko cierń jego korony,
Czy tylko wstydem słońca horyzont przyćmiony,
560Czy tylko szrama wielka na skale rozdartej,
Grób pusty — kamień ziemi trzęsieniem wyparty,
I rozetkniętych krzyżów tysiące tysięcy,
I wieków dziewiętnaście… I cóż? Czy nic więcej?
Nie! Odtąd jest rzecz, światu nieznana staremu:
565Punkt wyjścia, szlak, i siła, i wiadomość, czemu.
Wiemy odtąd, że stary świat nie postępował
Ani szedł… lecz pochłaniał się i grawitował.
Zmienione są niebiosa, ziemia odmieniona,
Nie sama boskość, ludzkość ludziom objawiona.
570Ogół stał się… a słowo co ma począć dalej?
Z wewnątrz na zewnątrz czy się języki zapali
Tak, że usłyszą wszystkich ludów pierwociny
Ojców mową zbliżenie tej spólnej godziny?
Słowo każdego już jest po części zbiorowe.
575Osoba jakaś wielka jest gdzieś w społeczeństwie:
Czoło ma w gwiazdach, stopę czerwoną w męczeństwie.
Grek mówi: «To i Grecja»… powiada Rzymianin:
«To i Roma»… «I Polska» wykrzyka Słowianin.
«Miecza tylko!…» Mahomet zawołałby we śnie,
580«Druku tylko!…» kto inny, zarówno niewcześnie,
«Miecza tylko i druku!» tam i sam przez wieki
Wołaliby młodzieńcy (wracali kaleki!)
A twarda dziejów bryła szłaby równem tętnem,
Wiecznością grożąc silnym, mądrością namiętnym.
585Słowo już umie człeka w jeden ogół zlewać.
Nauczyło go jeszcze razem się spodziewać,
Poczuć osobę trzecią, co z nim zamieszkała —
Lecz istnieje punkt wyjścia: nie sam człowiek działa.
A jako ów, co wolno po równinie chodzi,
590Ruchy swoje odmienia, gdy jest z wiosłem w łodzi,
I chociaż nie mniej woli, lecz inaczej woli,
To się oprze na sobie, to się usymboli
[62],
I fale gestów swoich podda żywiołowi,
Spłynie z nim, potem nad nim znów się zastanowi:
595Tak słowo, historyczną przyjąwszy potęgę,
Oprawiło się w ducha moc i w dziejów księgę.
Już w Grecji, umiejętnem pismem znamienitej,
Ścielono nogom Pawła pergamin rozwity,
I ołtarze mu w Listrze słuchacze namiętni
600Stawić chcieli — już słowa grom w powietrzu tętni,
Gdy mąż ów, cały prawie świat obiegłszy stary,
Spór znalazł w Antiochii o literę wiary
I, takowy rozstrzygnąć że sam nie był w stanie,
Szedł, gdzie Piotr, Jan i Jakób czynili zebranie,
605
SłowoI gdzie się wolność stalej niż kiedy wysłowi,
Mówiąc: «Zda się godziwem Świętemu Duchowi
I nam…»
Oto jest złota wolności korona!
Większej nad tę nie było i nie ma — to ona!
610Słowo wróciło w ducha i stało się całe
W człowieku i w zebraniu równie doskonałe.
Odtąd przez wieki żadna nie błysła nam nowość,
Tylko różne języki przez różną miejscowość
Spadkobierstwo przyjmują lub szerzą dobytek.
615Wolność w użycie wchodzi, w prawo jej użytek.
Tam, owdzie, jeśli rzuty zbrojnego ramienia
Mogą przyćmić tę światłość, słońce się nie zmienia,
Wszystkie potęgi słowa są wciąż działalnemi,
Jak wielu strun, od niebios napiętych do ziemi;
620Jeśli gdzie gwałt się chmurzy, to w przejściu takowem
Świętość słowa rycerskiem odzywa się słowem,
Wnętrzny monolog cisze uprawią klasztorów,
Drama chwilowo zmilknie przez doniosłość chorów,
Lecz gminny żywioł łyska pozornym zamętem,
625Parlament nazywał się pierw «parabolmentem»
[63]
Od wyrazu gminnego: i wyszedł powoli
Z postaciowej sprawy — ludźmi… z paraboli!…
Króle, zatargi sądząc pod dębem, śród gminu,
Zeszli do przypowieści… te — do praw i czynu,
630I oto dziś…
Cóż słowo to parlamentarne
Spełnić ma?… Wielkie słowo, społecznie ofiarne,
Trawiące, jak świątynia niewidzialna w tłumie,
Co brak jemu, gdy ludzkość się już łączyć umie
635I mogłaby nieledwie chórem zabrzmieć tkliwie?
Prawda, ależ czy umie różnić się godziwie?
Człowiek, aby się różnił, że ma zbroję całą,
Nie dosyć jest — rozdarcie w sercu pozostało.
Zbroją czystszą, gdy tenże razem jest znamieniem,
640Symbolem, z sercem całem i z całem sumieniem
Ponad siebie sam będąc, jak orzeł legionu
Srebrny, biały i zimny, choć ma krew u szponu,
Chociaż, gdzie skrzydłem skinie, tam wieńce lub włócznie,
A on nad sobą zawsze w obowiązku spocznie.
645Jakiż jest bowiem słowa cel i arcydzieło,
Jeśli nie to, by ludzkość wszelaką przyjęło,
A dotrzymało boskość i świeciło astrem
[64],
Złagodzonym wytwornej lampy alabastrem.
Ten tylko ma swe serce, który go używa,
650Ile ono jest sercem i tak się odzywa —
Ten podobnie z energią całą może działać,
Kto razem zdolny mieć ją i razem nią pałać.
Nieszczerość stąd pozorna, prawda, lecz szczerota,
Choć jest powietrzem cnoty, nie jest żadna cnota,
655Ona jedyną chwilą cnoty tryumfalną,
Gdy wykrzykuje: «Patrzcie, jam dzielną i walną!»
Kto i symbolem zdoła być parlamentarnie,
Tem szczerszy, że w całości zdanie wypowiada,
660Nawet gdy nic nie mówi, powstawa lub siada,
Będąc nie tylko ojcem swych słów, lecz i synem
I duchem — i dopiero uroczystym czynem!…
X
Jeśli więc tak być mogło, kiedy mówców usta
Znały już wszystkie formy, za czasów Augusta,
665Że stał się głos, co słowo zewnętrzne zasmucił,
Do wnętrznego zwróciwszy, i kartę przewrócił,
Gdy w głębi serca sami niedobrzy jesteście?»
670Mimo druk i dzienniki (dwa nasze sposoby),
Skoro ten druk — to pieniądz, a ten pieniądz — siła,
Jak chcecie, by się wolność słowa rozszerzyła?…
Jeśli i te wyrocznie, które prawdy głoszą,
Niewysłowione w sercach niewole ponoszą,
675Heroizm sam jeśli jest rolą bohaterów,
Nie powietrzem i szkołą ludzkich charakterów,
Czytelnik jeśli czyta własne w autorze,
Księgarz własne kartuje, każdy żnie, nikt orze,
Pokąd, co jest na czasie, zwie się dobrem wtedy,
680A książki się ścigają, jak welocypedy
[65]…
Łańcuch kryje, co wlecze mu się u podłogi.
Ów mówi «szczerość» głosem wcale nie skłamanym,
Lecz ani spytał, czy on w sobie oszukanym.
685Ciosy ciężkie, na które niech nikt nie narzeka,
Bo pozorne i znane, gdy widne z daleka;
Ale, który to pisarz, księgarz i czytelnik
Tą się zabawi rzeczą, kiedy to nie zielnik,
Złożony ze stokroci i tych roślin wonnych,
690Które kwitną u wieszczów w ich rytmach bezzgonnych;
Kiedy to nie jest żaden z tych złotych pejzaży,
Gdzie babilońska wierzba nad wodą się skarży,
Dłoń załamując białą na skronie — ni owy
[66]
Poetyczny dąb, ani jesion romansowy,
695Ani zieloność miękka, ni bluszcz grobów syty —
Tylko spólny interes rzeczypospolitej!
XI
Jako przez czasy wszystkie w sposób wieloraki
Cierpiało ucisk słowo, cierpi dziś: lecz w jaki?
Tu pytanie, na które pełno gdy odpowiesz,
700Tyle więcej się wzmożesz
[67], ile więcej dowiesz.
Przeto z dala od żółci i wszelkiej przysady
Powiem treść i świadczące codzienne przykłady.
A naprzód, by obłędną myśl wprowadzić na tor,
705Siły dwie, dwa kierunki i dwa jak wiek wieki
Zamieniwszy na jeden, jest jeden kaleki!
Jeden głównie kierunek, żeby jak najskorzej
Oświecić masy — tanio, jak można, choć gorzej,
Choćby zrubasznić prawdę, lecz uczynić wziętą
[69],
710Zniżyć o sto, to będzie sto więcej pojętą!…
Zniżona tak, zaczerpnie namiętności kału,
Potem się wyprze ojca swego, ideału,
Lecz szeroką się zrobi, jak pożar, a ilu
Pojrzy na łunę, rzeknie: «Co za jasność stylu!»
715Aż śmiech bierze (podobny Annibala śmiechom
[70])
Przyznawaj autorstwo — komu? Pieśni echom.
I dowiedzieć się, ile wiadomość jest nowa,
Że nie są jednem słowem dwa odmienne słowa,
Że przepisarz, opisarz, spisywacz, stenograf,
720To nie autor, rzeźbiarzem że nie jest fotograf,
Ani mówcą lakońskim każdy abrewiator
[71]…
Dwie to ręce — autor i wulgaryzator!
Autor
[72], słowo greckie, ciemne i magiczne;
Wulgaryzator, rzymskie, jasne i uliczne.
725Nie idzie o to, które z kolebki lub trumny,
Lecz że to są dwie struny. I że muzyk umny
[73]
Nie naciąga dwóch w jedną, tylko człowiek dziki
Brzdąkający jak Marsjas
[74] lub pijane z Frygii
[75].
Powiadają, że boski Mistrz równie był jasny
730Dla mądrych i maluczkich (dopisek to własny
Do ewangelij czterech, nie wiem, z której wzięty).
Któż mniej od Zbawiciela bywa tu pojęty?
I czy On wszystkich uczył równo parabolą?…
Dziś w ewangeliach nawet czytają, co wolą,
735A czego wcale nie ma — lecz co tak się czuje,
Tak czyta, jak się puści i zwulgaryzuje.
Wulgaryzator w jasność, by rozlał ją na tło.
Dwa kierunki, pozornie różne i czasowo
740Sprzeczne, jako litera praw i duch jej: słowo,
(Dlatego jest dowcipną czyjaś tam nauka,
Że, gdy jedni jasności, ów ciemności szuka).
Ciało, SenSzczęśliwi, którzy z rąk dwóch jedno skrzydło robią;
Prac widać dokończywszy, zasnąć się sposobią;
745Lecz, kto tworzy, ten wielkim i samotnym losem
Niesiony jest, gdzie Twórczość, więc blisko z Chaosem
[77] …
Dwoma ramiony w cienie nieustannie godzi,
A ile rozdarł, łyska coś, grzmi, coś się rodzi!…
To autor… i tak byli wszyscy bez wyjątku,
750Do dzisiejszego twórstwa od twórstwa początku!
(Dlatego jest dowcipną czyjaś tam nauka,
Że, gdy jedni płytkości, ów ciemności szuka).
Wulgaryzacji celem jest tak wielce jasność,
że ono ginie w cieniu, całą tracąc własność,
755I znika tam, gdzie światła gotowego braknie,
Łaknąc wciąż; jej też słuszna
[78] dawać, gdy kto łaknie,
Ale ona nic sama przez się nie stworzyła:
Ona — to przemysł prawdy, nie skarb jej i siła!…
Ona, by dziś dogonić zapóźnione kroki
760Postępu mas, przysyła im ukłon głęboki,
Lecz, kłaniając się, patrzy na obuwie rzeszy,
Czy w nagleniu dotrzyma sandał i pośpieszy.
Cel jej, gesta i grzeczność, i jej popularność,
I konieczna jej prawda, i cała jej marność —
765Są skądinąd, gdzie indziej, i nie z tego świata,
Ku któremu niewdzięczne autorstwo wzlata.
Cóż powiem? Że te pierwsze, te elementarne
Prawdy są dziś nowością… Jakże zdania marne,
I niechaj to da obraz uciśnienia słowa,
770Gdy rzeczy tak widoczne, tak jawnie się chowa.
Nauczania, tworzone jako parochody
[79],
Ile możności szybkie, ponętne — dla ludzi
Praktycznie zatrudnionych, których książka nudzi,
775Lub zabawne metody dla szczęśliwych, którzy
Bawić się chcą, więc których praca głębsza nuży.
Oto obraz — i wierny!…
Pojęte jest technicznie, zamiennie, wekslowo,
780I tylko jako środek. I o żadnej dobie
Jako cel… i już nie ma gdzie zmodleć się w sobie.
A jako cel nie będąc dosyć poważane,
Bliskie jest stradać cechę jedną, cechę onę,
O której w umiejętnym
[80] świecie ani mowa,
785Powiedzieć chcę, że bliskie stradać świętość słowa!
«Świętość słowa?» — zapyta akademij członek,
Dziennikarz, opowieściarz lub nadzorca czcionek,
Słowem cała Minerwa
[81] — o tym przymiotniku
Słowa nie wyczytawszy w spółczesnym dzienniku.
790Autorstwa pojęcie i wulgaryzacji,
Bez różnicy zmieszane, to wagon na stacji,
Karmny
[82] wodą i ogniem, co wzajemnie pryszczą
[83];
Zżyma się, aż źrenice mu czerwono błyszczą.
«Gdzież nie pójdzie!» tłum woła.
795Ani na cal dalej,
Tylko pokąd mu drogę ręką wyrównali.
Poniekąd złudna szybkość w tem upowszechnieniu,
Które ogółu nie zna, gdy mniejszość jest w cieniu,
I choć się większość boskim uświęca tytułem:
800«Vox Dei»
[84] ona większą częścią, nie ogółem.
Gdyby zaś była onym, to w swojej całości,
Pytam się, co zastrzegła dla głosu mniejszości,
Który nie ustał nigdy, ni kiedy ustanie,
Z niego to bowiem, z niego jest początkowanie,
805I dnia, którego mniejszość straciłaby mowę,
Dosnułby się kłąb dziejów lub skłamał osnowę;
Nie z większości-bo promień inicjatyw świta,
Ani z wielmożnej dłoni, lecz z tej, co przebita!
Z trzech przeto stron dziś cierpi słowo — i trojako:
810Jako świętość, jak mniejszość i nareszcie jako
Ogół, który ogółem nie jest, lecz odłamem.
Tak dzisiaj słowo cierpi ujarzmione kłamem!
Dopiero ze swej strony rządowe rękojmie
Karcą wpierw te zdrożności, nim ogół je pojmie,
815Stanowiąc prawa tłoczni, co wchodzą w działanie
Względem płodu, którego tak wątpliwem drganie.
Oto jest bezprzysadnie
[85] skreślon obraz rzeczy;
Niech go pełniej wypowie kto, słusznie zaprzeczy!
Najmniej wszelako rządy, lub
[86] w ostatku, ganię;
820Wierząc świętości słowa, nie liczyłem na nie,
SłowoLecz chcę, by obywatel czuł u swojej wargi
Coś nad rządów rękojmie lub niewczesne skargi.
Chcę, by pióra dotknięcie, żeby ust otwarcie
Nie na wiotkiej się prawa osadzały karcie,
825Lecz same niosły z sobą umocnienie swoje
Od pierwszego w świat kroku, jak Minerwa zbroję
[87].
Widzę, że skoro wolność słowa jest w ucisku,
To, co jej wzięto, cynizm daje pośmiewisku
I ironia to bierze w opiekę macoszą,
830Mówiąc: «Nie znieśli prawdy, niech poświst jej znoszą!»
Zaś cynizm ma poważną przeszłość i ma szkołę
Starą: jak to, że dziecię w świat przychodzi gołe,
Ani zapomnieć słuszna, iż wykwintne owe
Myślenia, co korony nosiły laurowe,
835I stopę miały złotym promienną koturnem —
Musiały się gdzieś spotkać z czemś prostszem, mniej górnem,
I że cynizm w ateńskiej wiedzy Panteonie
[88]
Był Herkulem!…
Ci błądzą, co mają ironię
840Za zło ludzkiego serca… Ta lewica marzeń
Niekoniecznie stąd idzie… Jest ironia zdarzeń,
I jest ironia czasów. Obie się nie rodzą
Z woli serca jednego, ani w jedne godzą.
Prawda, że rząd nie może być palcem wytykan,
845Że nie znosi działanie ustawicznych szykan,
I że stworzeniu wstrętną jest języka żywość;
Lecz cóż lepsze? Czy głucha, niema podejrzliwość,
Zimna, jak pian powierzchnia, nim bałwany wstaną?
Podejrzliwość czemże jest? Milczącą szykaną.
850
Nad cynizm, nad ironię: znam serio fałszywe!
WodaI gdy byłem w Neptuno
[89], gdzie łaźnie Nerona
Wypłukuje z wiszarów
[90] fala zapieniona,
Bijąc w takt nieustannie i z wielkim spokojem
855Obłamuje mozaiki i ciska jak swojem
Różnobarwnemi głazy i ciągle je ślini
Pianą, i zaokrągla, i równemi czyni,
I jak kulami rzuca ten tyle potężny
Żywioł, jak malec jaki lub kto niedołężny.
860A pomyśliłem wtedy, że fałszywe serio
Buchem tych fal, że kolor morza jest liberią,
I że to społeczeństwo jakieś niewolnicze
Bawi się tu, więc czyni, co się jego tycze…
I odszedłem od brzegu morskiego…
865Nie chciałem
Ironii, ale ona szła, jak cień za ciałem,
I tarzała się w piasku, gdzie stąpiłem nogą,
Jak padalec, stała się obuwia ostrogą,
Choć ani mogłem myśleć o niej, ni myślałem
870Tam, gdzie się stokroć łatwiej spotkać z ideałem.
Inny przekląłby morze, jam wielbił te słowa
Psalmu: «Naśmieje się z nich kiedyś sam Jehowa!»
I poznałem, co to jest ironia zrządzenia
[91],
Które nie wyszło z serca ludzkiego ni chcenia.
875I spomniałem to serio fałszywe, okrutne!
Gdy ludzie, prawdę widząc, czczą kłamstwo wierutne,
Niewolniki tych, którzy dzierżą, i zgnębionych,
Nie śmiejący nic stworzyć, pyły form stworzonych,
Służebni zawsze, zawsze żadni. Czy ich słowo
880Przeczy lub twierdzi? Równie krągłe jednakowo,
Bo myśl ich jest tym piaskiem brzegu, który psuje
Formę swoją, tym kształtem, jakim morze pluje,
Pieniąc się i popycha stopą fali białą
Ten proch, jak księgę jaką pustą i zbutwiałą.
885Pogardziłbym — i zmilkłbym!
Czy serio takowe,
Gdy jak wąż najedzony oślini ci mowę,
A społeczeństwo jemu więcej niż przyklaśnie,
Bo przemilczy lub, w słońce poglądając, zaśnie,
890Jak Dulcinea
[92] silna, leniwa i czerstwa —
Lub ogół w asocjację
[93] zmieni przeniewierstwa,
I między wszystkich rozda po cząstce nałogu,
Żeby się wydać pełnem społeczeństwem Bogu
I okrągłem, i całem…
895Czy takowe serio,
Które by niebo swoją okryło liberią
I zapięło na guzik cynowy księżyca,
Lepsze jest od ironii i pewniej oświéca?
Czy takie serio, które od wieka do wieka
900Zjedna sobie na zimno genialnego człeka,
A potem go utuczy mową pogrzebową,
I postawi mu grubą figurę brązową
[94],
Na której ptak wypocznie i bluszcz pójdzie do niej,
— Czy serio takie wiele czulsze od ironii?…
905Wszelako taki ogół, co tak się osklepi,
Nie ironia, nie cynizm wybudują lepiej.
Jedna i drugi, istną nie będąc przyczyną,
Trwają tyle, ile są społeczności winą,
Lecz któż niemi cokolwiek zacnego postawi?
910Nikt, choć niemało złego i gorzkiego strawi.
Gdzie przeto wolność słowa musi w poród stękać,
Tam, to jest u samego roboty poczęcia,
Pytam się: który przymiot swe zachował wzięcia?…
915Czyli wiedza? Czy talent? Czy wielka wymowa?
Nie! Tam charakter człeka, a więc świętość słowa!
XII
Że nie pierwej związuje na poddaszu cedry,
Ni obleka ich blachy tarczą, lecz odwrotnie
920Działa, w głębię się mając z taczkami samotnie
I, aby wzniosłe stawił, grzebie pierwej w ziemi
A potem mur utwierdza cegły czerwonemi,
Powtarzając zasadę budowli — pomału —
Nareszcie czaszkę sklepi z okiem bez kryształu,
925Acz w zaciosach ciąg trzyma jeden i ten samy,
Od posad do kolumny trzęsącej liściami,
W sklep
[95] idącej gałązek nerwy, aż co dalej
Stawiąc, gdy się już wszystko skostni i ustali,
Na jeden raz w ostatnią ująwszy wieżycę,
930Całego gmachu obraz w niej trzyma jak świécę,
I zapala u słońca blach rozmaitością
Strzałę wieży, jakoby duch błysnął nad kością —
Tak od świętości słowa rzecz snować poczęta,
Zestrzelona w charakter staje, jest dopięta.
935
Milczy i pisze naraz, gdy się zastanowił,
Naraz milczy i pisze, bo zastanowienie
Ogółu jest objęciem, więc jest określenie,
Więc to jest forma. Przeto: litera i słowo
940Z wewnątrz na zewnątrz całą zakwitnęły mową.
Alić, gdy słowo w ślepe zmieniono narzędzie,
Zginął plan, opuszczono rusztowań krawędzie,
Pomięszanie wewnętrzne, znaczeń słów przemiana
I ruina, nim Babel była zbudowana!
945Dwie się tradycje odtąd głównie rozpierają:
Poufna i zewnętrzna; kasty tu powstają,
Ale zarazem pismo i ruch dramatyczny,
Pełny, gdy równie święty, o ile praktyczny,
Przełamany, gdy praca wnętrzna zaniedbaną,
950Lub w kajdany okuty, gdy ta zapomnianą.
Odtąd znów świętość słowa przez prorocze usta
Odklina, co zaklęła nicość lub rozpusta,
I szeregami ludzi ukamienowanych
Pozywa świat do źródeł przed stopy rozlanych,
955Aż gdy ostatnią kroplę rozetrą pod piętą,
Woda się w krew zamieni, nie będąc pojętą!
Nareszcie słowa świętość w majestacie całym
Gore, lecz nie zewnętrznie głośnym ideałem
I, niźli spostrzegł, pierwej świat jest zwyciężony
960Od wewnętrznej zarówno, jak zewnętrznej strony.
Równowiednie się słowo stanowi i czyta,
Tworzy charakter, coś jak spiritus et vita,
I siłą jest — jak pierwej w świecie starożytnym
Siła się tylko słowem mieniła zaszczytném;
965A wielkie charaktery, słynne przez klasyków,
Winne wielkości pomiar
[96] ciszy niewolników.
Odtąd, mówię, charakter nie jest już wypadkiem
Cudzego upodlenia, jeno prawdy świadkiem.
Parabola
[97] wraz stręczy
[98] rękojmie zbiorowe
970Harmonijnej dyskusji i z błędu wymowę
Czyni, zaś z kłótni daje dialog bogaty,
Z uniesień deklamację… Tu rozejma światy,
Przez dany cel niskiemu światu niskie bierze
I podnosi, jak słusznie uprzężone zwierzę.
975Zawiść na bodziec mieni, zazdrość czyni biczem
Samej siebie, chełpliwość z krzykiem jej zwodniczym
Zamienia na te gzymsów wyskoki, co same
Są nic, lecz arcydzieło ubierają w ramę,
I, nie widząc go, służą mu, a sobie rade,
980Dmą w pełność własnych kształtów i w złota paradę.
Strawione jest i gniewu oścień jest połknięty.
Mąż, co na prawdzie stoi, jako heros nagi,
Ma już wszystko, gdy dość ma czasu i odwagi.
985
Stało się w dziejach miejsce, nie miejsca widzenie,
Wołające w etery proroczego ducha —
Miejsce pewne, garść ziemi dotkliwa i sucha.
Stąd graniczność, stąd ludów przestanki i mowy,
990Konieczny bezinteres międzynarodowy.
Ciała nowe, nie z bioder samych gór powstałe,
Lecz i ze słów, o ile jaśnieją dojrzałe.
A kto by mi zaprzeczył doniosłości słowa
I że nie wstaje przezeń istność narodowa,
995Ni stworzyć to parlament, co historia zdolny —
Ten wszystko może umieć i znać prócz, że wolny!
Nie rodzimość to bowiem języka zrobiła
W Ameryce parlament, ale słowo-siła,
Tworząc świat cały nowy, jak niebieskie ciała
1000Za dni pierwszych, gdy twórczość byty wymawiała.
Nie język przenajczystszy genezą
[99] korzeni
Waszyngtonowi orła dał i garść promieni
[100],
Lecz Ten, co ze wszech figur i ze wszech przymiotów,
Ze wszystkich tkań, ze wszystkich uciszeń i grzmotów
1005Czyni ogromną aurę wolności sumienia:
Wysokość sfery słowa, nie wartość korzenia
[101] !
Zarody i roślinne języków wartoście
Próżna jest, gdy wzajemnie ściągają zazdroście.
Żaden sam z siebie nie był i nie jest dostatni;
1010Dziś wziętszym ten, co szczegół kreśli akuratniej,
Skoro o pracę idzie i o krajów miedze;
Głębszy stanie się wziętszym, gdy pójdzie o wiedzę.
Proszę hebrajską mową pisać felietony
[102],
Po parysku dotykać dawidowej struny
[103],
1015Skandynawskie marzenia wyłożyć na mowę
Rzymskich legistów, kształtne fraszki lucjanowe
Na braminów
[104] dialekt. — Zewsząd będą straty,
Każdy język okaże się w czemś niebogaty.
1020Tam, gdzie o swe słabości człowiek się nie boi
I gdzie ze stron ujemnych urabia się nowa
Bezstronności potęga, dodatność zbiorowa,
Niechże narodu język strony swe mniej chwalne
Zna i prawdzie zeń łuki wiąże tryumfalne.
1025
Polskiemu językowi na czem z rodu zbywa?…
Na literze! To jego strona jest wątpliwa.
Nie na słowie, ni słowa duchowem bogactwie,
Ni jego włóknach srebrnych, raczej na ich tkactwie.
Litera u nas słusznie nie była pojęta,
1030(Może Achilles winien, lecz to jego pięta)
Litera za rzecz była uważana szkolną,
Kiełznającą umyślnie, nie bezwłasnowolną,
I ani jeden głos się nie podniósł z otwartą
Myślą, że ona częścią słowa równie wartą.
1035
Do dziś, zaiste, wyznać trzeba, choć boleśnie:
Późno wychodzi książka, czyn w zamian przedwcześnie,
Gdy na wyścigi takie prac, co nieład wadzi,
Patrzą smętnie i mówią: «Kto kogo przesadzi?…»
Do dziś ze wszech historyj tą, która utrafia
1040W serce sprawy, byłaby książki biografia.
Wszelako bez słusznego litery uznania
Ciągu nie ma i toku, lecz fazy i drgania.
Fazy, przez same następstw wywołane starcie
Chemiczne, nie zaś z ducha czerpane otwarcie;
1045Próżne myśli i woli odbrzmiewania czasów,
Które ledwo być winny kreskami nawiasów.
Namiętne dziś, dopokąd odpór jest ich siłą,
Jutro puste, pojutrze ani wiesz, co było.
Tchnąć możesz bez litery i bez jej uznania,
1050Ale dać nic nie zdołasz: ona rękę skłania.
Skoro literze wierne, zgłuszą cię swym cieniem
I przejdą mimo twoich uroszczeń, bo one
Dawać mogą, nie tylko wskazywać koronę.
1055One dzierżą ujętą własność i podzielną,
I mogącą się drobić, jak bułkę kościelną,
Gdy ty z głębiami słowa w niedosiężnej studnie,
Bez wiader ku czerpaniu, strawisz się odludnie
I jeszcze szemrać będziesz, zniechęcony nader:
1060«Ja mam źródła, on pije z suchego dna wiader!»
Moc miejmy obejrzenia się na braki, które,
Ujemne będąc, kreślą całości naturę,
I są jakoby twórczą narodów pokorą:
Pozornie krzywdząc, one dlań skarbią i biorą.
1065Z rodu, rzekłem, polskiemu językowi zbywa
Uznania, iż litera jest ciągiem ogniwa,
I że, jakkolwiek jasno każda perła świeci,
Przestawa być litanią różaniec bez nici.
HistoriaDość jest spojrzeć na szereg typów, co, gdy staną,
1070Więcej rzekną nad słowa lub księgę pisaną.
Benedyktyn milczący w jaworowym lesie,
Za nim posąg Jadwigi, który w ręku niesie
Model Jagiellońskiego Uniwersytetu…
Jezuita, ksiądz pijar, filozof francuski…
1075A potem: w stronę jednę sybirskie powózki,
W drugą pielgrzymi kostur
[105] … Oto są posągi
Tych epok, jak się one nastawiały ongi.
Dziejów sąd ma u siebie tę straszną potęgę,
Że może słowa nie rzec i utworzyć księgę,
1080Skoro, nie gwałcąc zdania ani rzeczy biegu,
Postawi tylko trumnę przy trumnie w szeregu,
A wiatr kątami onych zawiśnie w te słowa:
«Nie rzekłem nic!… Czytajcie, co zmówił Jehowa!»…
1085Porzucone z kartami, które wicher liże,
Jak pianę fal, są arcypotężnem zjawiskiem,
Że duch bywa materii marnotrawstwa bliskim,
Że, zaiste, jest wielkiem natchnienie wulkanu,
Ptak je wietrzy, drży jemu grzywą kark kurhanu,
1090Firmament się zanosi łkaniami Sodomy.
Coś dzieje się, wracają niedopękłe gromy
We chmur wnętrza, jak poród, co uląkł się siebie;
Coś się na ziemi dzieje, stało się na niebie.
Miasta, jako ich mury pobladły wapienne,
1095Bruki placów jak piersi podnoszą się senne,
Gmin szemrze… potem naraz czerwony słup łuny,
Przekreśliwszy firmament, rozdeszcza pioruny.
Rolnik pług załamuje w skibę rozżarzoną,
Jak krzyż w zachodu blaskach. Król chwiejną koroną
1100Maca po drżącej ziemi, gdzie państwa granice,
Zgładzone burzą w karty piasku bladolice,
A poświst wichru równa ludzkość cichym pyłem…
Mówią, że to jest wielkie! — Ufam!… Ja tam byłem!…
Wszelako, acz jest piękne wulkanu natchnienie
1105I, trzęsąc harfą nerwów, ma coś, jak sumienie
Doniosłego — być może, że i Nilu łono
Szerokiego, co z swoją palm rzadkich koroną
Na równem czole, w płaszczu safirowym wody
Wraca rocznie, pamiętny, by ukrócić głody
1110I rozwiniętą szaty lazurowej połą
Otula pierś narodu, jak matka pierś gołą
Niemowlęcia, by wstał jej syn zdrowy i syty
Pojrzeć na dobroć Boga, na zbóż aksamity:
Myślę, że i ten cichy co rok widok łanu
1115Majestatycznym bywa niemniej od wulkanu.
Klnie średniowieczną ciemność, z której wciąż korzysta;
Ta ciemnota musiała nieźle być użyta,
Gdy się, jak świeca, topi, a przy niej się czyta.
1120
Stworzyła arcydzieła, stworzyła języki!
Tych się nie tworzy sennym natchnienia polotem,
Zboże po burzy wstawa, lecz nie siane grzmotem,
I raczej praca długa a wierna literze
1125Całokształty takowe urabia i strzeże.
XIII
Piszące ortografią ustatkować dziecko,
Mowę zrównać, uczynić bogatą w nazwiska
Płodów ziemi i uczuć, dać jej grom, co błyska,
1130I dać jej ścisłość słowa statutów i głębie
Biblijne, i niewieście gruchania gołębie;
Słodycz i moc, i prawdy ciesielski sznur, potem
Tłumaczeniami stwierdzić — i jeszcze błyskotem
Bieżących wdzięków zwonić jak ślubny strój żeński,
1135By się po polsku uczył dwór andegaweński!
Trzeba było mieć tłocznię i drukarską czeladź
Wytrwale pracującą, by ducha w rzecz przelać
Nie na dzień, nie na jeden pamflet zaułkowy,
Lecz na wieki przed ludźmi i źródłem wymowy.
1140Praca, której nie pełni się między gawędką
A gawędką, ni ciska konwulsyjnie, prędko.
Trzeba było, jak Ojciec Niebieski, na długo
Ukochać, trzeba było być duchem i sługą!…
Zwycięstw takich, dlatego, że takich, i właśnie,
1145Żaden nie zniszczy mocar, on pierwej sam zgaśnie,
I żaden żandarm, ani cenzor, ni pachołek
Orderowy, bo to jest tron, nie lada stołek.
Trzeba było być duchem, pokorą, i pracą,
I siłą, i nicością — trudem, nie lada co,
1150Żeby ów polski język nie opłonął naraz,
Lecz, jak twierdza zupełna, jak obronny taras
Ruś, Litwę, Prusy objął. Zarówno w Siewierzu,
Jak w Królewcu wybrzmiewał, albo Sandomierzu,
Gminny, sielski, uczony, kmiecy
[107] i królewski,
1155Ten kasztelański Jana język czarnoleski,
Język, który na sądzie popiołów zawoła:
«Uwity jestem z nerwów skrwawionych anioła
I sądzę was od stopy do włosa, bo jestem
Wszystkich was razem duchem i moralnym chrzestem!»
1160
Lecz dlaczego, lecz przez co to słowiańskie ciało,
Duchem możne, w litery pracach opieszało
Tak dalece, że sama nazwa Słowianina,
Nie znane mu, co głosi ni skąd się poczyna?
Jakby owy, co nigdy nie był ścisłym w mowie,
1165Nie wiedział za to, czemu, ani jak się zowie.
Treści te, aby słusznie odczytać, godzi się
Wrócić w czas, gdy kowano litery w napisie,
I dopiero, epoki powietrzem owiane,
Wygłosić, jako były w pamięć zaciosane.
1170
Przeistaczają brzmienia, powielekroć razy.
Jak Bułgar jest od brzegów rzeki Wołgi — ale
I od vulgus
[109]; tamtemu to nie przeczy wcale).
Sclavus, sława i słowo — tak są zgodne mało,
1175Jak hańba i jak tryumf, jak wiszące ciało
Na szubienicy podłej i wieniec laurowy.
Tu jest klucz tajemnicy, tu dwuznaczność mowy!
Krzyż, tak samo, jak piętno niewoli, promienił
Sińcem ciała, a potem w błękit się przemienił
1180I rósł, i oto jego ostateczna stacja
Dziś nad tropikiem świeci: krzyża konstelacja
[110].
W ósmym wieku znak owy weszedł, jak narzędzie
Adoracji mistycznej, i jął zbawiać wszędzie.
Z czego przezwisko właśnie że dotąd haniebne,
1185
Sclavus, rzadsze się stało, mniej jawnie potrzebne,
Aż swej niesławy całkiem nareszcie pozbyło,
Kiedy się w dziejach świata słowo stało siłą.
I dlatego w przezwisku tem jest sens ciekawy,
Że sława ta oznacza zbycie się niesławy
1190Przez rozbrzmienie śród ludów tej dobrej nowiny,
że stawa się już słowo, nie ukaz i czyny —
I że Mówca, że jakiś Rzecznik świat wybawi,
Nie już mocar; to czuli Spartaki i sclavi,
Czuli to nie już mocni, lecz słabi — bo słowo
1195«Słabi» jest slavi, tylko zmienione wymową.
Słabi — Sklawy — i Sławni — i Słowo: to cała
Jest treść dziejów, jak dziejów oś się obracała!
Gdy do ludów tych cichych, rzewnych, do tych głucho
Pragnących doszło słowo, podjęło je ucho
1200Do zagonów schylone, co słyszy grzmot w dali —
Słabi — chrobrymi, silni — słabymi się stali —
«
Pauperes spiritu», «
mites», «
qui lugent»
[111] ci Sklawi
Usłyszeli, że dziwny Pan im błogosławi,
Że co haniebnem było, stało się bezgannem
[112],
1205I że samo pojęcie sławy zwariowanem!
Do dziś znać, że Słowianin wyglądał, czy w dali
Zorza się jakaś nagle światu nie zapali;
Mag narodów wyzierał gwiazdy nie na niebie,
Lecz w sercu i w goszczeniu i w łamanym chlebie;
1210Od rdzenia więc stanowczą poruszony erą,
Czuł on słowo, niewiele bawił się literą.
Słowianin też i pisma nie miał, ile wiemy;
Druk już mając, jeszcze go znał kształty gockiemi.
Tak litera mu zawsze była obojętną,
1215Jakby coś dowolnego, jakby zwierzchnie piętno.
Nigdy podobno onej poważyć nie umiał,
W literaturze mało, mniej w dziejach rozumiał,
Zaś w dogmacie była mu niby nałóg stary
Dziecku, co obudziło się w objęciach wiary.
1220Błądzą, którzy spółczesne odnoszą warunki
Do niepowrotnej z epok, do epok piastunki,
I nie pomną, że prawdy grom się rozniósł prędzej,
Niżeli dziś u Słowian kurs cudzych pieniędzy.
Przyczyny dwie tę lotną promienność zrządziły,
1225A każdej dziś niejasne są drogi i siły.
Pierwszą nazwę przyczyną, że wieść roznoszona
Najdoskonalej była w sobie dopełniona;
Drugą zaś, że nie tylko Izrael, świat cały
Pragnął i serca były wyschłe jako skały,
1230Chciwe dżdżu. Dzisiaj ledwo ucichła kobieta,
Która sakrament usty bezplamnemi wita,
Pojąć może pragnienia owe w całym świecie:
poganin je uczuwał i druid — mąż i dziecię,
Jak kto mógł… Przyrodzenie, nastrojone w jedno,
1235Symboliczniło nieraz lada myśl powszednią;
Sen pomagał godzinom jawu, jaw się zlewał
Ze snem przez wieszczą siłę; kamień się spodziewał
I nerw, cisza i echo… Pod taką to dobę
Sklawus, gdy słowo uczuł, uznał swą osobę,
1240I że od rdzenia swego opromieniał erą,
Czuł słowo, niekoniecznie się troszcząc literą.
W Chinach jest do dziś zakon, który ma uznane
Za cnotę, żeby świstki szanować pisane,
Podejmując je z pyłu, który wicher miecie,
1245By się litera marnie nie nurzyła w śmiecie.
Myśl niejedna, u Słowian w niedojrzałym czynie
Spełzła, byłaby książką dojrzałą w Pekinie!…
Dlategoż zawdy
[113] Chińczyk ten sam jako wieczność,
Dla owego — u Słowian luźna niestateczność.
1250U Chińczyków stąd idzie w rzeczy najdrobniejszej
Staranne dopełnienie, lubo zapał mniejszy;
Prace ich do flamandzkich podobne wyrobów,
Mimo różnicę pojęć i zapas sposobów.
1255Lecz jak twierdze obronne, nie jak wczesne siły;
Praca litery nigdy nie była jak funkcja,
Ortografia wątpliwa, mętna interpunkcja…
Do dziś terminologia obca lub uboga
(Owoc niedbalstwa głośno składamy na wroga!),
1260W polemice tak mało formy urobione,
Że trudno jest się różnić, łatwiej zejść na stronę,
I nie mogąc do głębi każdą kwestię zbadać,
Rwać się nie w czas lub nie w czas do snu się układać.
W społecznych formach wyleźć nie można z praktyki
1265Robronów
[114]: «Jaśnie», «imość», «pani dobrodziki»!
Że Liviusa manuskrypt o dobie tej samej
Wszedł do Polski, gdy ledwo co w ojczyste bramy,
Albo Makiedońskiego Aleksandra listy,
Lub nieznany dziś klasyk — mało rzeczywisty
1270Stąd tryumf. O tem wszystkiem i z dumą i chwałą
Wiemy, że to, gdzieś będąc, gdzieś się zapodziało.
Tak, wszystko jest… gdzieś… jakoś… — i się zapodziewa,
I że ginie, przeto się wszystkiego spodziewa,
A kto by winił chwiejny ludu temperament,
1275Nie zgadłby nic… Któż może wykonać testament
Choćby najczulszej z matek i sam bardzo szczery,
Skoro nie ma pojęcia ważności litery?
Jest więc punkt, gdzie nic serce nie pełni, gdzie zapał
Nic nie dawa, lub w ognie się omylne złapał,
1280Błędu nie wie, z najdroższych skarbów czyni zamęt
I nie może mieć ciągu, bo ciąg — to testament!
XIV
Oto moja messeńska, moja Tyrtejowa
[115]
Pieśń i boleść: skończyłem «O wolności słowa».
A teraz kędyś palma ze stepu mię wzywa
1285I Oazis, bogdajby choć ta niekłamliwa!
Spocząć pragnę, iż błędną rzeczą nie uwiodłem,
Pragnę spocząć — i pójdę spocząć — i poszedłem…
Gwiazdy przede mną, za mną gwiazdy dżdżą złotemi
Kresy, gdy lecę, niebu odrębny i ziemi,
1290Jakbym sam trzecią rzeczą był między obiema…
Piasek mówi: «Przeleciał!», wiatr: «Już go tu nie ma!»
Lecę — i ani zgadnąć mogę, setnie jakie
Lat — i mil — i atomów tykało kulbakę
[116],
Pianą dzierzganę białą — ni drogi jak wiele
1295Ubiec musiałem, prawe upatrując cele,
Porzuciwszy świat, na dwie partie rozłamany:
Między tytany szału i flegmy tytany
Sam przez pustynie lecąc, wybladły, że prawie
Litowały się mego pragnienia żurawie
1300I pluły mi dziobami wilgoć, a ja dalej
Pędziłem, by mnie bliźni sucho nie żegnali.
Bym nie zbył reszty serca pierwej, aż się cegły
Nad trumną zaczerwienią, iż miłość dostrzegły!…
RuinyZ dala, z dala, nim stopa ma dotknęła piasku,
1305Zawołałem sam: «Tadmur!»
[117] przy księżyca blasku
Kolumn tysiąca więcej widząc, których chóry
Szły tam i owdzie kiedyś w myśl architektury,
Co gdzieś albo istnieje, lub stała się siłą
Myśli ludzkiej i widzi, w niczem jak coś było.
1310I było cicho pośród ruiny ogromnej,
Wkładającej na niebo profil wiekopomny,
Cały szczerby swojemi, jakby się o ramię
Boga oparło czołem miasto, gdy się złamie.
Patrzyłem i wydziwić się nie mogłem onej
1315Całości rzeczy, w całość ruiny zmienionej,
Pięknej ogółem, który powstał ze zniszczenia,
Z potrącenia, zdeptania i z lekceważenia.
Gdy rzędy kolumn, jakby skamieniała lira
Niewzruszenie a ciągle śpiewały «Palmyra!”
1320Księżyc stał za strun owych skamieniałą kratą,
Bluszcz dopełniał, gdzie linię czułeś zbyt szczerbatą,
I, jako dłutem ryty, szedł przez blade łomy,
Lekszy
[118] od ornamentów, równie nieruchomy,
Nakreślony harmonią tak, że niepodobna,
1325By zeń bez szwanku gałąź odprysnęła drobna;
Bluszczu nie tknie, lub całość mniej odeń rozumie!
«Całość» rzekłem we wnętrzu ducha — i struchlały
Dodałem: «Taka, że jej nie wypowiem całej»…
1330I nie wiem, czemu ręką chciałem kamień drobny
Podjąć, lecz nie jak fragment wydał się osobny
Palcom moim… Zadrżałem i ramię cofnąłem,
Czując, że za część jedną rzeczy pełnej wziąłem…
I natychmiast szepnęła do mnie myśl ostrożna:
1335«Patrz! Oto i ruinę nawet popsuć można».
A jam jej odpowiedział: «Zaprawdę — ruina
Jest całością!… I nową twórczość odpoczyna
[120]!»
A, patrząc dłużej, rzekłem: «Jest kres taki, który
Nie ruiny już tycze, lecz architektury!»
1340I począłem się w duchu tą myślą dziwować:
«Szczególniejsza, że można ruinę zepsować!…
Że więc dzieło zniszczenia i dzieło tworzenia
Harmonijnie się kędyś łączy i spierścienia»…
W tym momencie dotknąłem palcem zmartwychwstanie
1345I wymówiłem słowo: «Jestem!» niespodzianie,
I chciałem ręką wtóry kamień podjąć z ziemi,
Lecz zdał mi się ogółem łączny ze wszystkiemi…
Zadrżałem znów, gdy orzeł rzekł jak trąba grzmiąca:
«Kto tu trąca ruinę, ten
principium[121] trąca»…
1350
Odtąd już, w jakąkolwiek się przeniosłem sferę,
Zrozumiewałem całość słowa i literę.
Przyczynek do Rzeczy o wolności słowa
Mówią — że to jest wielkie; ja wiem:
ja tam byłem.
Rzecz o wolności słowa
I
1352Gdybym był Pliniusem (młodszym) i gdyby Tacyt do mnie pisał, zapytując o szczegóły malujące dzień, w którym Wezuwiusz otworzył w sobie krater niepamiętny i zarosły kolosalnemi dęby, co jakoby paździorze lekkie wybuch naprzód odepchnął, a potem wstał kolumną ognia — tedy zaiste, że byłbym podobnym do uwierzytelnionych korespondentów pism czasowych i odpowiedziałbym ich obowiązkom, albowiem zabawiałbym się fotografowaniem.
1353W inny atoli sposób piszę dla powodów, które nie będą niejasnemi dla tych wszystkich, co byli łaskawi kiedykolwiek uważnie mię czytać. «Jakże się prędko zapomina na świecie! Życie jest krótsze od pamięci i każdemu, ktokolwiek czuje, że ma posłannictwo do spełnienia, brak czasu na najpotrzebniejsze roboty. A jeszcze przy tem trzeba, byśmy na nowo imali się prac, co zdawały się dokonane!” Zawołał był we słowa te mówca znamienity, skoro przyszło mu wracać do dawnych mów swoich, jak mnie tu przychodzi na myśl powtarzać nieużytecznie głoszone pojęcia moje o obowiązkach dziennikarstwa, o dystrybucji[122] słowa i jawności. Że więc nie mam być podobnym do uwierzytelnionych felietonistów, przeto w inny rozpocznę sposób.
II
1354Bóg i parlamentarny system ocaliły Francję od upadku w przepaść tak wielkich rozmiarów, że, skoro ze spokojną myślą obliczyć je przyjdzie, okażą się one przenoszącemi o wiele sam wymiar plag i ruin. Dziś to wcale inaczej się przedstawia, dziś się tego wcale nie pomierza z powodu, iż wrażenia i boleści bliższemi są. Oto i zaraz przykład: wedle moich pojęć, korespondent dziennika ma większy obowiązek chronić od czasowych na razie wrażeń, niźli onym stawać się korytem. Dawno, jeszcze przed wystąpieniem Garibaldiego na scenę polityczną[123] uważałem, iż odwieczna tragedia, gnająca się pomiędzy wolą człowieka a historią, ściera się gdzieś w powietrzu i piorunnie się kędyś spotkają te potęgi. Cały ciąg różnorodnych pojawów konspiracyjnych nacechowany bywał jedynem znamieniem talizmanu, to jest energią! Za dni Komuny[124] były chwile, w których nie wybrzmiałoby dla niczyjego ucha niedorzecznie, gdyby kto ogłosił, że zamianowany został człowiek «energiczny» dyrektorem obserwatorium lub dyrektorem opery — niemniej, gdyby kto mówił, że «energiczne» mleko na targu rannym sprzedawano i nie zadziwionoby się, widząc konduktora machiny parowej w wielkich u pięt ostrogach… Wyraz «energia», jak «amulet», kabalistyczną przybrał wartość i pojęcia ludzi wydawały mi się temi ogromnemi odłamy niniwitańskich gmachów, na których widzisz ryte wielkie bestie, z muskulaturą potwornej plastyki od stóp do głów, skrzydła mające i oblicza, ale te i tamte giną i bledną przy uwydatnieniu każdego nerwu jak pletnia[125] rzemienna twardego. Widziałżeś te babilońskie i niniwitańskie rzeźby i odłamy w muzeach albo rysunkach? To widziałeś i pojęcia ludzi czasu Komuny. Pejzażu ruin Paryża i obrazu bitew nie maluję ci, ale raczej pojęć społecznych obraz.
1355OgródWszelako — wiesz zaiste, że dziś nad Eufratem złomy babilońskich gmachów piasek cichy zasuwa i blady owies kołysze się na łysinach potworów kamiennych — jedne drzewko zostało tam, gdzie ogrody Semiramid, a u gałęzi jego Arab, co konie twoje wiąże, zwraca ci uwagę, że i te drzewko nie rodzime jest i nie miejscowe, jedno[126] niedocieczonym cudem z nasienia jeszcze do ogrodów Semiramidy sprowadzonego powstałe! (Podobny przykład aklimatacji[127] i trwania ogrodnicy uczeni spotykali naokoło zwalisk Łobzowa, gdzie, że ogrody ongi były, przechowały się do dni obecnych krzewy z dalekiego kraju…) Jako więc ogromy ruin i narycia babilońskich potworów energii, zarównane dziś piaskiem, i jako owe jedne drzewko zielone — tak spotęgowana wola jednostki w Komunie spotykała się tu z potocznym rozwojem parlamentu. Owszem, jakoby dla tem jaśniejszego uwidomienia rzeczy widzisz, że ten parlament wersalski[128] nie posiada nawet w groncie swojem żadnej uderzającej i szczególnej znamienitości. Ani tam Demosten, ani Cicero — pyszna elokwencja Wiktora Hugo nawet nie tam… tam tylko sam parlamentarny system i nic więcej.
III
1356Czas, Historia, Szkoła, Nauka, Dziecko, OjciecKto ma uszy ku słuchaniu, niechże wysłucha, która godzina na zegarze Europy tej uderzyła — Europy tej (śmiem rzec) bez pryncypiów i generacyj tych obecnych niespokojnie i źle wychowanych, albo właściwiej powiem: niewychowanych wcale! Większość ojców nie miała czasu i środków na ojcostwo, a edukacja publiczna jest kaduczna. Za dni teroryzmu w kawiarni jednej wziąłem oficjalny dziennik i napotkałem instrukcję (energiczną) delegowanego ministerium oświecenia, ale czytając, śmiech mię porwał, aż spostrzegłem, że w kawiarni uśmiechać się, trzymając w ręku oficjalny Komuny dziennik, jest otworzeniem przystępu denuncjacji… Zakryłem przeto twarz arkuszem bibuły oficjalnej i czytałem: «Wizytator baczyć będzie energicznie, aby żadnego obrazu, krucyfiksu, madonny, słowem: żadnej postaciowej ruchomości, wrażenie robić mogącej na umyśle małoletnich, sala szkolna nie obejmowała… Rozszerzymy instrukcję do wymiarów jak najrozleglejszych, ale życzymy sobie, aby młodociany umysł obywatela był niwą nijaką — «terrain neutre» etc… Nie mogłem się od śmiechu wstrzymać i porwałem do rąk Charivari[129], jako odpowiedni grymasowi ust dzienniczek. I pomyśliłem: cóż ten człowiek wie o nijakości umysłu nowonarodzonego?… Gdzie i kiedy to miało przykład?… Co nazywa człowiek ten postacią i obrazem?… Azali abecadło i każda z liter nie jest postacią?
1357Jednakowoż, też same absurdum, lubo rozwolnione sporą miarą wody, rozbełtawszy we wielkiem naczyniu, służyło zaiste że za źródło napawające edukację pod sterem samegoż nawet uczonego i dobrzechętnego Konarskiego i wszystkiego tego, co jeszcze po dziś dzień naucza! Co więcej, że gdybyśmy kilkanaście lat bieżącego spokoju Europy wzięli pod uwagę, okazałby się taki nieustanny zamęt nawichrzeń i zdarzeń śród zbliżonych więcej niż kiedykolwiek czynności i sfer czynności ludzkich, a przeto udzielający się wszelako i wielorako, który zupełnie jest uniemożliwiającym wychowanie człowieka. Zdawałoby się, że ojcowie w interesach swych nieustannie kłócąc się i zabijając, nigdy na też interesa ze stanowiska snujących się niżej ichże własnych dzieci nie pojrzeli… lubo to są one interesów owych spadkobiercami.
1358Jakoż i tu jeszcze wyraziła Francja sprawę ogólną. Tylko Bóg i parlamentarny system Europę dzisiejszą ocalić potrafią od upadku w antycywilizacyjny kataklizm. Z tej to mniemam przyczyny na ogromnem tle łuny ogromnego miasta i w tak spotęgowanych zarysach spotykała się tu jak na cyrku jednostkowa energia z upoważnioną, ciągłą prozą parlamentarnego zgromadzenia: aby, mówię, tem okazalej napisane było wielkiemi litery i czytelnie zadanie czasu.PrawdaZdaje mi się albowiem, że na tym świecie wszystko, cokolwiek żyje, świadczyć musi prawdzie, i jeżeli co z godnością wolnego działania nie spowiada i nie wyznawa ani jej głosi, tedy i to objęte bywa w naturze zdarzeń przez prąd następstw i samąż naturalną osoby swej postacią uwidomia też prawdę, którą miało było na czas wyznać.
Pisałem w Paryżu 1871 maja.