Kazimierz Przerwa-TetmajerSchnąca limba
1U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady
Świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii,
Co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli.
Cicho — grzmot słychać tylko huczącej kaskady
[1].
5Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady
Limba
[2]: zżółkłe konary smutno na dół chyli,
Czując, że dłużej walczyć na próżno się sili
I runie — wicher szumi jej hymny zagłady.
Nie ona jedna toczy tę walkę bolesną:
10
Śmierć skazane przez losów okrutne przekleństwo…
I czyż warto jest walczyć, nie wierząc w zwycięstwo?
I czyż warci są życia, którym brak doń siły?
I cóż z tych łez wylanych na słabych mogiły?…