1Kto słyszy wołanie pątników po nocy?
Chwieją się w płaszczach rozwianych ponad czeluścią boleści,
w bramy ciemności nurkują szarzy, znaczeni wysłańcy,
Długi orszak olbrzymów ryje morze dygocące strapienia.
5
Ścianę twoją mi w poprzek wypiętrz przed oblicze!
Podźwignę się oparty o stromość wierzchołka.
Wydźwignę się nad szczyt Araratu
[3].
Zdejmuję księżyce z kopuły niebios.
10Na dachach nocy spłaszczone dłonie
mocno wyprężę. Ponad świat wszystek
niedolę moją wykrzyczę, iż się echo załamie.
Och, piersi moje są jak brzuch rodzący!
Z warg moich rzęzi trombita
[4] Sądu: gdzie spokój? spokój?
15Długo huczące skargi falującego żalu toczą jęczące góry.
Wrzask przeraźliwy rygle piekieł rozwala.
DeszczBoleść rozpryskana kona z westchnieniem na głuchym przetaczaniu się nurtu,
co szepce kopule: gdzie spokój? spokój?
CierpienieBiada! o, biada! Dudnienia młota o dachy świata,
20gdy ramię moje odskoczy — są pukaniem w sypialni,
stukotem kropli deszczowych o szybę.
Tedy
[5] stopni tysiącem popełznę,
by między murami piwnicy przebudować mą skargę,
na słomie lecz, żebrak
[6], między szczurami i zielskiem.
25Strapienie moje martwe, gdzie zbutwiał mój ból, gdzie mój gniew zadławił się o wapno mokre.
Trwoga moja płonie krwawo w szczurzych źrenicach.
Skargo, moja skargo, pełznij, pochylona!
Pytaj niskich pułapów; padnie zapytanie głucho na tę słomę: gdzie spokój? ukojenie ciszy?
z lękiem ciężarna kobieta: to ty! ty! zadyszy.