1Zatroskany o kunszty, znalazłem się w matni.
Z rymopisów bezliku dziś jestem ostatni.
Długo rojeniem górnym durzyła się głowa,
Jak sprząc siłę idei z wspaniałością słowa:
5Lecz doświadczam, że próba, którą wciąż się czyni,
Jest daremna w stosunku do boskiej przyczyny.
Przysięgam, że przenigdy podmuch próżnej chwały
Nie musnął mnie: igraszki czczość niedoskonałej;
Szczerość niesforna, oto jedyna ma duma:
10Nieznany, jaki byłem, o ustroniu dumam;
Opuściłem je z żalem, żołnierz bezimienny,
Pod nazwaniem przybranym drukując ten senny
Poemat życia, tęskniąc za słodyczą mroku
(Harpokrates
[2] jest mitem tak pełnym uroku!).
15Gościńcem wędrowałem przez pory najkrótsze,
I to niemal wbrew sobie: jutro, lub pojutrze
Zamieszkam, tak jak wprzódy, celę pustelnika,
Gdzie ledwo echo bogów z daleka przenika,
Jeśli rzec wolno, poza ziemią, z umarłymi;
20
PoetaNa razie, Boże, gadam, co o sobie wiemy,
Wkroczywszy ongi, sługa tej Literatury,
Jak w klasztor, by podsłuchać Twych aniołów chóry.
Ot, śluby wypełnione wiernie: monomana
[3],
Któremu łaska wierszy niekiedy jest dana.
25To wystarczy. Lecz przyjrzyj się blaskowi wierszy,
Mój gościu: ten jest godny pychy najszczytniejszej.