ZBIÓRKA KRYZYSOWA
Potrzebujemy 125 tys. zł do końca 2024 roku, żeby móc dalej funkcjonować. Dlaczego?

Szacowany czas do końca: -
William Shakespeare (Szekspir), Tymon Ateńczyk
  1. Bieda: 1
  2. Bogactwo: 1 2
  3. Choroba: 1
  4. Cierpienie: 1
  5. Czyn: 1
  6. Grób: 1
  7. Kara: 1 2
  8. Kobieta "upadła": 1
  9. Kondycja ludzka: 1
  10. Korzyść: 1
  11. Krzywda: 1
  12. Los: 1
  13. Obraz świata: 1 2 3 4
  14. Państwo: 1
  15. Pieniądz: 1 2 3 4
  16. Pochlebstwo: 1 2
  17. Poezja: 1
  18. Pozory: 1
  19. Prawo: 1
  20. Przekleństwo: 1
  21. Przemiana: 1
  22. Przyjaźń: 1 2 3
  23. Rozpacz: 1
  24. Samotnik: 1
  25. Samotność: 1
  26. Sąd: 1
  27. Słowo: 1
  28. Sługa: 1
  29. Szaleństwo: 1
  30. Szczęście: 1
  31. Śmierć: 1
  32. Wina: 1
  33. Zdrada: 1
  34. Złodziej: 1
  35. Żołnierz: 1

Zmiany: 1.) A co mi powiesz o tym tu pociągu? -> A co mi powiesz o tym pociągnięciu?; 2.) I malowanych jak on przyjacieli? -> I malowanych tak jak on przyjaciół?; 3.) osieł -> osioł; 4.) Więc osieł mur przeskoczył, gdy się z miasta wymknąłeś -> Więc osioł mur przeskoczył, że (…); 5.) ludzie potrzebni -> ludzie w potrzebie; 6.) Jeszcze wam drzewa i ludzi pożerać? -> Jeszcze wam trzeba i ludzi pożerać? (bł. drukarski).

Wiliam ShakespeareTymon Ateńczyktłum. Leon Ulrich

OSOBY

  1. Tymon — Ateńczyk szlachetnego rodu
  2. Lucjusz — pan, pochlebca Tymona
  3. Lukullus — pan, pochlebca Tymona
  4. Semproniusz — pan, pochlebca Tymona
  5. Wentydiusz — jeden z fałszywych przyjaciół Tymona
  6. Apemantus — opryskliwy filozof
  7. Alcybiades — wódz ateński
  8. Flawiusz — intendent Tymona
  9. Flaminiusz — sługa Tymona
  10. Lucyliusz — sługa Tymona
  11. Serwiliusz — sługa Tymona
  12. Kafis — jeden ze sług wierzycieli Tymona
  13. Filotus — jeden ze sług wierzycieli Tymona
  14. Tytus — jeden ze sług wierzycieli Tymona
  15. Lucjusz — jeden ze sług wierzycieli Tymona
  16. Hortensjusz — jeden ze sług wierzycieli Tymona
  17. Dwaj słudzy Warrona
  18. Sługa Izydora
  19. Dwaj wierzyciele Tymona
  20. Kupido i maski
  21. Trzech cudzoziemnców
  22. Poeta
  23. Malarz
  24. Jublier
  25. Kupiec
  26. Stary Ateńczyk
  27. Paź
  28. Błazen
  29. Frynia — kochanka Alcybiadesa
  30. Tymandra — kochanka Alcybiadesa
  31. Panowie, senatorowie, oficerowie-żołnierze, rozbójnicy, służba.

Scena w Atenach lub w lesie niedaleko miasta.

AKT PIERWSZY

SCENA PIERWSZA

Ateny. Sala w domu Tymona.
Wchodzą Poeta, Malarz, Jubiler, Kupiec i inni z różnych stron.

POETA

1
Dzień dobry panu.

MALARZ

Rad widzę cię zdrowym.

POETA

Dawno widziany. Jakże tam świat idzie?

MALARZ

Rośnie, lecz rosnąc zużywa się trochę.

POETA

5
Stara nowina. Lecz co tam nowego?
Jakie zdarzenie jeszcze bezprzykładne?
Patrz na te czary wspaniałomyślności!
Jej moc te wszystkie wywołała duchy.
Znam tego kupca.

MALARZ

10
A ja znam ich obu;
To jest jubiler.

KUPIEC

O, pan to dostojny!

JUBILER

Rzecz dowiedziona.

KUPIEC

Nie ma mu równego;
15
Oddycha tylko, żeby dobrze robić;
Wyższy nad wszystkich.

JUBILER

Przyniosłem tu brylant.

KUPIEC

O, pokaż, proszę. Czy to dla Tymona?

JUBILER

Jeśli zapłaci, co wart. Co do tego…

POETA

20
PoezjaKto śpiewa podłość za nagrodę marną,
Ten muzę plamą napiętnował czarną,
Bo śpiewać cnotę muzy przeznaczeniem.

KUPIEC

patrząc na brylant
Prześliczna forma!

JUBILER

A przy tym bogata,
25
A co za woda!

MALARZ

Z twego zadumania
Wnoszę, że jakąś składasz dedykację
Na cześć patrona.

POETA

Rzecz tylko natchnienia;
30
Nasza poezja to guma, co cieknie
Z pnia rodzinnego. Iskra nie wyskoczy
Z kamienia, póki stal go nie uderzy;
Ale szlachetny płomień nasz sam z siebie
Bucha i jakby niewstrzymany potok
35
Wszystkie zapory, pieniąc się, rozrywa.
A ty coś przyniósł?

MALARZ

Obraz. Powiedz, proszę,
Kiedy na widok wyjdzie twoje dzieło?

POETA

Skoro je złożę w hołdzie. Pokaż obraz.

MALARZ

40
Rzecz nie najgorsza.

POETA

Czyste arcydzieło!

MALARZ

Tak, tak.

POETA

Cudowne! Jaki w tej postawie
Oddycha urok! Jaka z tej źrenicy
45
Wytryska siła rozumu i ducha!
Jak wyobraźnia na ustach tych igra!
A ten gest niemy każdy wytłumaczy.

MALARZ

Naśladowanie to życia niezgorsze.
A co mi powiesz o tym pociągnięciu[1]?

POETA

50
Powiem: naturze naukę dać może,
Bo sztuka rysom tym nadała życie.
Od życia żywsze.
Kilku senatorów przechodzi scenę.

MALARZ

Jakie tłumy gości!

POETA

Senatorowie ateńscy. Szczęśliwi!

MALARZ

55
Patrz, coraz więcej.

POETA

Jakby gości potop.
W moim więc szkicu przedstawiłem męża,
Którego cały ten świat podsłoneczny
Ciśnie do serca w uczuć gorącości.
60
Mego polotu żaden drobny szczegół
Nie zatrzymuje; płynę jak po morzu;
Żadne zjadliwe, uszczypliwe słówko
Mej jednej komy[2] nie zatruwa żółcią;
Lecę jak orzeł, śmiało, coraz wyżej,
65
Nie zostawiając śladu poza sobą.

MALARZ

Jak to rozumiesz?

POETA

Słuchaj, wytłumaczę:
Widzisz, jak wszystkie stany i rozumy,
Chwiejne stworzenia i poważne głowy
70
Świadczą gotowość na Tymona służbę.
Jego fortuna, swoim blaskiem strojąc
Jego szlachetną, uprzejmą naturę,
Wszystkie mu serca oddaje na własność,
Od zwierciadlanych pasożytów twarzy
75
Do Apemanta, którego największą
Rozkoszą samym brzydzić się jest sobą;
Ten nawet ugiął swe przed nim kolano,
W pokoju wraca do swojego domu
Skinieniem głowy Tymona bogaty.

MALARZ

80
Widziałem, jak z nim na stronie rozmawiał.

POETA

Na wzniosłej górze, zielonej, kwiecistej,
W mym poemacie stawiam tron Fortuny,
U stóp jej wszystkie zebrane zawody
Urosnąć chętne pracą i zasługą;
85
Śród tłumów, z okiem na panią wlepionym
Postrzegasz pańskie Tymona oblicze.
Fortuna ręki liliowej skinieniem
Do swego tronu każe mu przystąpić
I tym skinieniem jego wprzód rywali
90
Na niewolników i sługi mu zmienia.

MALARZ

Olbrzymi[3] pomysł! Ten tron, ta Fortuna,
To wzgórze, człowiek ten z tłumu jedyny,
Na jej skinienie drapiący się w górę
Do swego szczęścia, wszystko to, mym zdaniem,
95
Dla sztuki naszej pyszny byłby przedmiot.

POETA

Lecz to nie koniec. Słuchaj tylko, proszę:
Wszyscy przed chwilą jego towarzysze,
Niejeden nawet znaczeniem wznioślejszy,
Są mu orszakiem, w sieniach jego stoją.
100
Szepcą mu w ucho słowa uwielbienia;
Świętym jest dla nich jego nawet strzemię;
Jego powietrzem tylko oddychają.

MALARZ

Dobrze, cóż potem?

POETA

A kiedy Fortuna,
105
Zmieniając humor, swego faworyta
Z wzgardą odepchnie, tłum cały sług jego,
Do szczytu góry drapiących się za nim
Na klęczkach nawet, obojętnym okiem
Na toczącego się w przepaść pogląda,
110
Lecz mu w upadku nikt nie towarzyszy.

MALARZ

Rzecz to powszednia. Mógłbym ci pokazać
Alegorycznych obrazów tysiące,
Które dobitniej od słów pokazują
Te nagłe ciosy zwodniczej Fortuny.
115
Chwalę cię jednak, żeś śmiał Tymonowi
Powiedzieć jasno, że ubogie oczy
Widziały nieraz magnatów koziołki.
Przy odgłosie trąb wchodzi Tymon z licznym orszakiem, rozmawiając ze Sługą Wentydiusza.

TYMON

W więzieniu, mówisz?

SŁUGA WENTYDIUSZA

Tak jest, dobry panie,
120
Za pięć talentów długu; wierzyciele
Są bez litości; środki jego małe.
Błaga cię, panie, byś słówko napisał
Do twardych ludzi, którzy go zamknęli;
Inaczej, panie, zginął bez nadziei.

TYMON

125
Biedny Wentydiusz! Nie tego ja pierza
Bym się przyjaciół w kłopotach wypierał.
Wiem, że pomocy ze wszech miar jest godny,
A więc dług płacę i wolność mu wracam.

SŁUGA WENTYDIUSZA

Zobowiązałeś go na wieczne czasy,
130
Dostojny panie.

TYMON

Pozdrów go ode mnie.
Dziś poślę okup. Gdy odzyska wolność,
Powiedz, że rad go w domu mym zobaczę,
Nie dość biednego postawić na nogi,
135
Trzeba go jeszcze podeprzeć. Idź z Bogiem!

SŁUGA WENTYDIUSZA

Niech ci we wszystkim Pan Bóg błogosławi!
Wychodzi. Wchodzi Stary Ateńczyk.

STARY ATEŃCZYK

Racz mnie wysłuchać, panie.

TYMON

Mów, mój ojcze.

STARY ATEŃCZYK

Jest w twojej służbie niejaki Lucyliusz.

TYMON

140
I cóż stąd?

STARY ATEŃCZYK

Rozkaż przywołać go, panie.

TYMON

Gdzie jest Lucyliusz? Niechaj się tu stawi.
Wchodzi Lucyliusz.

LUCYLIUSZ

Jestem na rozkaz.

STARY ATEŃCZYK

Dostojny Tymonie,
145
Ten tu jegomość, twoja kreatura,
Do mego domu zagląda po nocach.
Od mych lat młodych grosz do groszam ciułał;
Dziś moje mienie zasłużyło, myślę,
Na spadkobierców wyższych trochę stopniem
150
Od twoich krajczych.

TYMON

Dobrze więc, cóż dalej?

STARY ATEŃCZYK

Mam jedynaczkę córkę, żadnych krewnych,
Którym przekazać mógłbym mój majątek.
Dziewczę jest piękne, młode, wychowane
155
Jak jaka pani wielkim moim kosztem.
Sługa twój, panie, chce miłość jej zyskać;
Racz mi przyjść w pomoc; daj mu, panie, zakaz
Dom mój nawiedzać, bo próżne me słowa.

TYMON

To człek uczciwy.

STARY ATEŃCZYK

160
Niechże nim zostanie;
Jego uczciwość będzie mu nagrodą,
Mojej mu córki nie trzeba w dodatku.

TYMON

A czy go kocha?

STARY ATEŃCZYK

Młoda jest i tkliwa;
165
Uczy nas własnych namiętności pamięć,
Jak wiotka młodość.

TYMON

do Lucyliusza
A ty, czy ją kochasz?

LUCYLIUSZ

Kocham ją, panie, i jestem kochany.

STARY ATEŃCZYK

Gdy męża weźmie mimo woli mojej,
170
Bóg mi jest świadkiem, moim spadkobiercą
Pierwszy włóczęga będzie albo żebrak,
Lecz nigdy ona.

TYMON

Jaki dajesz posag,
Jeśli równego weźmie sobie męża?

STARY ATEŃCZYK

175
Dziś, trzy talenty, po mej śmierci, wszystko.

TYMON

Szlachcic ten długo i wiernie mi służył:
Dla jego szczęścia, jak powinność każe,
Małą ofiarę gotów jestem zrobić.
Daj mu twą córkę; co jej ty zapiszesz,
180
Ja z mojej strony wypłacę mężowi,
By jej był równym.

STARY ATEŃCZYK

Dam mu moją córkę,
Byleś ty raczył twoje dać mi słowo.

TYMON

Oto ma ręka, słów moich rękojmia.

LUCYLIUSZ

185
Dzięki ci, panie! Przyszła ma fortuna
Twoim jest dziełem, tobie się należy.
Wychodzą Lucyliusz i Stary Ateńczyk.

POETA

Przyjm moją pracę, a żyj długo, panie!

TYMON

Dzięki na teraz; wkrótce coś usłyszysz,
Nie odchodź tylko. Co to, przyjacielu?

MALARZ

190
To obraz, panie, racz przyjąć go w hołdzie.

TYMON

Chętnie, bo obraz to prawie sam człowiek;
Gdy podłość ludzką frymarczy naturą,
Nieraz człek tylko jest powierzchownością.
Gdy utwór pędzla jest tym, co przedstawia.
195
Podoba mi się twe dzieło; zobaczysz,
Że się podoba; czekaj, proszę, chwilę,
Mam z tobą mówić.

MALARZ

Niech cię Bóg zachowa!

TYMON

Witam, panowie! Daj mi twoją rękę,
200
Musimy dzisiaj razem obiadować.
Twój klejnot, panie, nasłuchał się dosyć…

JUBILER

Krytyki, panie?

TYMON

Pochwał nieskończonych;
Gdybym zapłacił za niego w stosunku
205
Do tych uwielbień, poszedłbym z torbami.

JUBILER

Cenię go, panie, wedle kursu giełdy,
Choć wiesz, że przedmiot tejże samej ceny
Wartość swą zmienia wedle właściciela.
Wierzaj mi, panie, klejnot na twym palcu
210
Stokroć jest droższy.

TYMON

Prześliczne szyderstwo!

KUPIEC

Nie, dobry panie, on tylko tłumaczem
Uczuć jest naszych.

TYMON

Patrzcie, kto się zbliża?
215
Czy chcecie, żeby zburczał was porządnie?
Wchodzi Apemantus.

JUBILER

Zniesiemy wszystko za pańskim przykładem.

KUPIEC

Każdy dostanie swoje, ani wątpię.

TYMON

Witaj! Dzień dobry, słodki Apemancie!

APEMANTUS

„Dzień dobry” oddam, gdy słodkim się stanę,
220
Ty psem Tymona, uczciwymi ludźmi
Ta łotrów banda.

TYMON

Czemuż łotrów bandą
Nazywasz ludzi, których nie znasz nawet?

APEMANTUS

224

Alboż nie są Ateńczykami?

TYMON

225

Tak jest.

APEMANTUS

226

Więc nie odwołuję tego, co powiedziałem.

JUBILER

227

Poznajesz mnie, Apemancie?

APEMANTUS

228

Widzisz, że cię poznałem, gdym cię nazwał po imieniu.

TYMON

229

Dumny jesteś, Apemancie.

APEMANTUS

230

A z niczego dumniejszym, jak z tego, żem niepodobny do Tymona.

TYMON

231

Gdzie idziesz?

APEMANTUS

232

Zamordować uczciwego Ateńczyka.

TYMON

233

Śmierć za to cię czeka.

APEMANTUS

234

To chyba zrobienie niczego prawo karze śmiercią.

TYMON

235

Jak ci się obraz ten podoba, Apemancie?

APEMANTUS

236

Bardzo, zwłaszcza dla swojej niewinności.

TYMON

237

Czy niedobrze pracował jego malarz?

APEMANTUS

238

Lepiej ten pracował, który zrobił malarza, a zrobił przecie plugawe tylko dzieło.

MALARZ

239

Pies z ciebie!

APEMANTUS

240

Twoja matka z mojego jest rodu: jeśli ja psem, czym ona?

TYMON

241

Czy chcesz obiadować ze mną, Apemancie?

APEMANTUS

242

Nie, nie jadam panów.

TYMON

243

Gdybyś jadł panów, gniewałbyś panie.

APEMANTUS

244

O, one same jedzą panów, mają też wielkie brzuchy.

TYMON

245

Wszeteczna uwaga.

APEMANTUS

246

Czy tak ją rozumiesz? Weźże ją sobie za fatygę.

TYMON

247

Jak ci się podoba ten klejnot, Apemancie?

APEMANTUS

248

Mniej niż szczerość, za którą człowiek szeląga nie płaci.

TYMON

249

Ile on wart, twoim zdaniem?

APEMANTUS

250

Niewart mojej myśli. A co tam nowego, poeto?

POETA

251

A co tam nowego, filozofie?

APEMANTUS

252

Kłamiesz.

POETA

253

Albożeś nie filozof?

APEMANTUS

254

Tak jest.

POETA

255

Więc nie kłamię.

APEMANTUS

256

Albożeś nie poeta?

POETA

257

Tak jest.

APEMANTUS

258

Więc kłamiesz. Zajrzyj do twojego ostatniego poematu, w którym przez fikcję zrobiłeś go godnym człowiekiem.

POETA

259

To nie fikcja, to szczera prawda.

APEMANTUS

260

Masz rację; godny jest ciebie i godny płacić ci za twoją pracę. Kto lubi pochlebstwo, godny jest pochlebcy. Ach, gdybym był panem!

TYMON

261

Co byś zrobił, Apemancie?

APEMANTUS

262

To samo, co teraz robi Apemantus: nienawidziłbym panów z całego serca.

TYMON

263

Co, nienawidziłbyś samego siebie?

APEMANTUS

264

Tak jest.

TYMON

265

A to dlaczego?

APEMANTUS

266

Dlatego że byłem dość głupi, abym pragnął zostać panem. Czy ty nie kupiec?

KUPIEC

267

Tak jest, Apemancie.

APEMANTUS

268

Niechże cię twój własny handel zrujnuje, jeśli nie zechcą bogi.

KUPIEC

269

Co robi mój handel, robią bogi.

APEMANTUS

270

Handel twoim bogiem, niechże cię twój bóg zrujnuje!

Słychać trąby za sceną. Wchodzi Sługa.

TYMON

Co się to znaczy?

SŁUGA

Przybył Alcybiades,
A z nim dwudziestu przyjaciół na koniach.

TYMON

Idźcie ich przyjąć i wprowadzić do nas.
Wychodzi kilku dworzan.
275
Musicie dzisiaj obiadować ze mną;
Zostańcie, póki nie złożę wam dzięków.
Pokażesz dzieło mi twe po obiedzie.
Szczęśliwy jestem, gdy was tutaj widzę.
Wchodzi Alcybiades z przyjaciółmi.
Witaj nam, witaj!

APEMANTUS

280
O tak! bardzo pięknie!
Bodaj skostniały wasze gibkie członki!
W sercu tych łotrów tak mało przyjaźni,
Uścisków jednak i pokłonów tyle!
Człowiek się, widzę, w koczkodana zmienił.

ALCYBIADES

285
Zgłodniały byłem twojego oblicza,
Pozwól, choć teraz niech się nim nasycę.

TYMON

Witaj nam, panie; nim się pożegnamy,
Spędzimy razem kilka chwil wesołych.
Raczcie wejść ze mną.
Wychodzą wszyscy prócz Apemanta. Wchodzą dwaj panowie.

PIERWSZY PAN

290

Która godzina, Apemancie?

APEMANTUS

291

Godzina uczciwości.

PIERWSZY PAN

292

Godzinę tę zawsze zegar pokazuje.

APEMANTUS

293

Tym też gorzej, że nie spostrzegłeś jej dotąd.

DRUGI PAN

294

Idziesz na ucztę Tymona?

APEMANTUS

295

Idę, bo chcę widzieć, jak mięso napycha łotrów, a jak wino rozgrzewa głupców.

DRUGI PAN

296

Bądź zdrów! Bądź zdrów!

APEMANTUS

297

Wielkie robisz głupstwo, dając mi dwa pozdrowienia.

DRUGI PAN

298

Dlaczego, Apemancie?

APEMANTUS

299

Należało ci jedno zachować dla siebie, bo ja ci go dać nie myślę.

PIERWSZY PAN

300

Idź się powiesić.

APEMANTUS

301

Nie mam zamiaru słuchać twojej rady; daj ją twojemu przyjacielowi.

DRUGI PAN

302

Precz stąd, psie wściekły! Albo sam cię wygonię.

APEMANTUS

303

Umykam jak pies przed wierzgnięciem osła.

Wychodzi.

PIERWSZY PAN

Co za mizantrop! Lecz idźmy z bogactwa
305
I gościnności Tymona korzystać.
On dobrotliwszy od dobroczynności.

DRUGI PAN

Rozlewa łaski, a Plutus, bóg skarbów,
Tylko podskarbim na jego jest służbie.
Każdą usługę siedmiokrotnie spłaca;
310
Dar każdy taką wetuje nagrodą,
Że wszelką miarę wdzięczności prześciga.

PIERWSZY PAN

Świat nie posiada szlachetniejszej duszy.

DRUGI PAN

Przy tej fortunie niech Bóg go zachowa!
Lecz wejdźmy.

PIERWSZY PAN

315
Pójdę za twoim przykładem.
Wychodzą.

SCENA DRUGA

Sala w domu Tymona.
Muzyka. Wielki bankiet zastawiony. Flawiusz i reszta służby. Wchodzą Tymon, Alcybiades, Lucjusz, Lukullus, Semproniusz i inni senatorowie ateńscy. Wentydiusz i służba. Za wszystkimi wchodzi Apemantus w złym humorze.

WENTYDIUSZ

Zacny Tymonie, było wolą bogów
Przypomnieć sobie wiek mojego ojca
I do wiecznego zabrać go pokoju.
Umarł szczęśliwy; ja dzisiaj bogaty,
320
Pamiętny łaski, którąś mi wyświadczył,
Wracam talenty, przy których pomocy
Wolność zyskałem, dodaję w procencie
Moją ci wdzięczność i wierne me służby.

TYMON

Uchowaj Boże! Dobry Wentydiuszu,
325
Przyjaźń mą krzywdzisz; wedle mojej myśli,
Co ci raz dałem, dałem ci na zawsze;
Bo kto odbiera, nie może powiedzieć,
Że dał prawdziwie. Jeśli lepsi od nas
Grać w grę tę mogą, ja nie mam odwagi
330
Iść za ich wzorem, bo wiesz, co się zdarza:
Bogatych błędom świat chętnie pobłaża.

WENTYDIUSZ

Szlachetna dusza!
Wszyscy wstają ceremonialnie i poglądają na Tymona.

TYMON

Pozory, PrzyjaźńNie, moi panowie,
Boć ceremonię wymyślili ludzie,
335
By nią osłonić powierzchowne dzieła,
Zwodną gościnność i dobroć fałszywą,
Przed czynem jeszcze żałującą czynu.
Gdzie przyjaźń szczera, po co ceremonie?
Usiądźcie, proszę; przytomność tu wasza
340
Droższa fortunie mej niż mnie fortuna.
Siadają.

PIERWSZY PAN

To zawsze, panie, naszą było myślą.

APEMANTUS

Ha! Takie dzisiaj twe wyznanie wiary?

TYMON

O, Apemantus; witaj, przyjacielu!

APEMANTUS

Nie witaj tylko, bo ja tu przychodzę
345
Dlatego, żebyś sam wypchnął mnie za drzwi.

TYMON

Fe! To rzecz brzydka, grubijanin z ciebie,
Podobny humor męża nie jest godny.
Przysłowie mówi: „Ira brevis furor[4]”,
Ale ten człowiek ciągle zagniewany,
350
Więc mu na boku dajcie stół osobny,
Bo jeśli czuje wstręt do towarzystwa,
Dla towarzystwa nie jest on stworzony.

APEMANTUS

Skoro nalegasz, zostanę, lecz pomnij,
Żem przyszedł tylko wzorki z was wybierać[5].

TYMON

355

Nie zważam na to, co mówisz. Jesteś Ateńczykiem, to dosyć, żebyś dobre znalazł u mnie przyjęcie. Sam nie chcę żadnej nadawać tu sobie powagi[6]; więc cię proszę, niech moja uczta zamknie ci usta.

APEMANTUS

Gardzę twą ucztą, twój obiad mnie dławi,
Bo ci pochlebiać nie jest moją myślą.
Boże! Tłum jaki pożera Tymona!
On tylko jeden tego nie spostrzega!
360
Z boleścią patrzę, kiedy w krwi jednego
Tylu chleb macza, a on jak szalony
Sam ich do tego krzykiem swym podszczuwa.
Dziwna, że ludzie śmią ludziom zawierzać,
Gdy ich powinni zapraszać bez nożów;
365
Ich uczta równie na tym by zyskała
I bezpieczniejsze byłoby ich życie.
Nie brak przykładów; ten chytry pasożyt,
Który przy boku teraz jego siedzi
I chleb z nim łamie, i z jednej z nim szklanki
370
Wychyla zdrowie jego, będzie pierwszy,
Żeby go zabić: widziano to nieraz.
Gdybym był panem, nie piłbym przy stole,
By gościom moim nie odsłonić krtani:
Magnatom tylko z pancerzem na gardle
375
Pić się należy.

TYMON

do gościa, który wznosi zdrowie
Chętnie, dobry panie,
A niechaj potem puchar idzie kołem.

DRUGI PAN

Zacny Tymonie, niech płynie tą stroną.

APEMANTUS

Płynie tą stroną! To mi zuch, to pływak!
380
Zdrowie to zdrowiu twemu i fortunie
Grozi chorobą. Pij uczciwą wodę,
Która nikogo w błoto nie rzuciła.
Pokarm mój skromny, jak skromny napitek:
Kto kiedy bogom dziękował za zbytek?
Modlitwa Apemanta przed jedzeniem.
385
Boże, o skarby żadne cię nie proszę;
Za siebie modły, nie za innych wznoszę
Niech mnie od tego łaska twa zachowa,
Bym wierzył w ludzkie przysięgi i słowa,
Bym zapłakanej ufał kurtyzanie
390
Lub psu, co drzemać zdaje się przy ścianie,
Wolność mą w izbie więziennego chował,
A na przyjaciół w potrzebie rachował.
Amen. Niech twoją stanie się to sprawą[7]!
Bogacze grzeszą, korzonki mą strawą.
je i pije
395
Niech ci to służy na zdrowie, Apemancie!

TYMON

Wodzu Alcybiadesie, twoje serce jest teraz na placu bitwy.

ALCYBIADES

Moje serce zawsze jest na twoje usługi, Tymonie.

TYMON

398

Wolałbyś jednak śniadanie z nieprzyjaciół złożone niż obiad z przyjaciół.

ALCYBIADES

399

To prawda, panie; nie ma potrawy nad nieprzyjacielską surowiznę; najlepszemu przyjacielowi takiego bym życzył bankietu.

APEMANTUS

400

Chciałbym też, żeby ci wszyscy pochlebcy twoimi byli nieprzyjaciółmi, abyś mógł ich zabić, a mnie potem na ucztę zaprosić!

PIERWSZY PAN

401

Gdybyś mógł, panie, jakim szczęśliwym zdarzeniem nasze serca choć raz na próbę postawić! Gdybyśmy mieli sposobność pokazać ci choć cząstkę naszego dla ciebie poświęcenia! Nic by już nam wtedy do życzenia nie zostało.

TYMON

402

Nie wątpię o tym, dobrzy moi przyjaciele, że same bogi dadzą wam kiedyś sposobność pośpieszenia mi na pomoc; bo inaczej dlaczegóż bylibyście moimi przyjaciółmi? Czyż dałbym wam, przed tysiącem innych, tytuł ten kosztowny, gdybym was w sercu nie nosił? Sam sobie powiedziałem o was więcej niż wy przy waszej skromności moglibyście na waszą pochwałę powiedzieć, bo nieskończona jest moja w was ufność. O bogi, myślałem sobie nieraz: „Na co by się nam zdali przyjaciele, gdybyśmy nie potrzebowali ich nigdy? Byliby najnieużyteczniejszymi stworzeniami, gdyby nam nigdy żadnej nie oddali przysługi; byłyby to tylko dźwięczne instrumenty w futerałach swoich zamknięte, tylko dla siebie swoją harmonię chowające”. Wyznaję wam, że nieraz pragnąłem zostać ubogim, żeby się do serc waszych przybliżyć. Rodzimy się, żeby sobie świadczyć dobrodziejstwa; a co lepiej, co właściwiej możemy nazwać naszym od bogactw naszych przyjaciół? Co za nieskończona radość; tylu mieć braci, rozrządzających nawzajem jedni drugich majątkami! płacze O radości, przed urodzeniem we łzach tonąca! Oczy moje łez wstrzymać nie mogą; żeby o ich słabości zapomnieć, piję wasze zdrowie!

APEMANTUS

Płaczesz, Tymonie, żeby oni pili.

DRUGI PAN

Tak samo w naszych poczęta źrenicach
405
Radość, jak dziecię, w łzach się naszych rodzi.

APEMANTUS

Śmieję się, myśląc, że to dziecię bękart.

TRZECI PAN

Wierzaj mi; panie, bardzoś mnie rozczulił.

APEMANTUS

Bardzo!
Słychać za sceną odgłos trąb i rogów.

TYMON

Co znaczą te trąby i rogi?
Wchodzi Sługa.

SŁUGA

410

Kilka dam czeka u drzwi i nalega o posłuchanie.

TYMON

411

Dam? Czego pragną?

SŁUGA

412

Wyprzedził je posłaniec z poleceniem objawienia ich życzeń.

TYMON

413

Proszę cię, wprowadź je natychmiast.

Wchodzi Kupido.

KUPIDO

Witaj, Tymonie! witajcie, panowie,
415
Do gościnnego przypuszczeni stołu!
Pięć zmysłów, których ty jesteś patronem,
Hołd ci swój teraz przybiegają złożyć;
Słuch, powonienie, smak i dotykanie
Uradowane wstały już; me panie
420
Przychodzą teraz widzenie nasycić.

TYMON

Witam je chętnie, niech wejdą co prędzej.
A niech kapela da im powitanie.
Wychodzi Kupido.

PIERWSZY PAN

Dowód masz nowy, jak jesteś kochany.
Muzyka. Wchodzi Kupido w towarzystwie dam zamaskowanych, w ubiorze Amazonek z lutniami w ręku; grają i tańczą.

APEMANTUS

Ha! Co za banda pustoty nadbiegła!
425
Tańczą! To, widzę, szalone kobiety.
Szaleństwem tylko jest chwała żywota,
Jak jest szaleństwem pompa ta, równana
Z kroplą oliwy i szczyptą korzonków.
Żeby się bawić, zmieniamy się w błaznów;
430
Płacim pochlebstwem, by nam pić dał człowiek,
Któremu damy na starość za wino
Tylko zatrutą pogardę i zazdrość.
Kto żył nie psując albo nie popsuty?
Kto zmarł, do grobu nie biorąc w podarku
435
Słowa pogardy z ust swoich przyjaciół?
Boję się, żeby kiedyś ci, co teraz
Tańczą przede mną, nie deptali po mnie.
Zwyczaj to ludzi drzwi swoje, z dnia końcem,
Przed zachodzącym już zamykać słońcem.
Panowie wstają od stołu z wielkimi oznakami uwielbienia dla Tymona, a na dowód miłości każdy bierze Amazonkę i wszyscy tańczą parami przy odgłosie obojów; po chwili zatrzymują się.

TYMON

440
Ileż mej uczcie dodałyście krasy,
Piękne me panie, przytomnością waszą!
Bez was połowę straciłaby wdzięku,
Wam swoją godność, swój blask winna cały,
Pierwszy mój pomysł swoje dopełnienie.
445
Dzięki wam za to!

PIERWSZA PANI

Zbyt jesteś łaskawy
I bierzesz, panie, z najlepszej nas strony.

APEMANTUS

448

Bo najgorsza tak jest plugawa, iż, jak myślę, wziąć byłoby za trudno.

TYMON

A teraz, panie, przyjmijcie łaskawie
450
Wieczerzę skromną i bez ceremonii.

WSZYSTKIE

Dziękujem, panie.
Wychodzą Kupido i panie.

TYMON

Flawiusz!

FLAWIUSZ

Na rozkazy.

TYMON

Przynieść mi, proszę, moją tu szkatułkę.

FLAWIUSZ

455
Spieszę.
na stronie
Rozdzielać chce znowu klejnoty;
Sprzeciwić mu się niepodobna teraz.
Mógłbym powiedzieć — może bym powinien —
Gdy wyda wszystko, markotno mu będzie,
460
Że mu się na czas nikt nie śmiał sprzeciwiać.
Szkoda, że dobroć z tyłu oczu nie ma!
Serce nikogo by nie zubożyło.
Wychodzi i wraca ze szkatułką.

PIERWSZY PAN

Gdzie nasza służba?

SŁUGA

Na rozkazy, panie.

DRUGI PAN

465
Przyprowadź konie.

TYMON

Moi przyjaciele,
Jedno wprzód słowo. Patrz, dobry mój panie,
Zrób mi tę łaskę, racz ten klejnot przyjąć
I na pamiątkę noś go na tym palcu.

PIERWSZY PAN

470
Tak mnie już łaską twoją obsypałeś…

WSZYSCY

Jak i nas wszystkich.
Wchodzi Sługa.

SŁUGA

Dostojny mój panie,
Przybyło właśnie kilku senatorów
Z odwiedzinami.

TYMON

475
Witam ich z radością.

FLAWIUSZ

Chciałbym ci, panie, jedno szepnąć słowo
W sprawie dla ciebie nieskończenie ważnej.

TYMON

Ważnej? Więc dobrze, powiesz mi je później;
Zajmij się teraz przyjęciem mych gości.

FLAWIUSZ

na stronie
480
Tylko jak? Nie wiem.
Wchodzi inny Sługa.

SŁUGA

Na dowód przyjaźni
Lucjusz, a pan mój, przysyła ci w darze
W srebrnych przyborach cztery mleczne konie.

TYMON

Przyjmuję chętnie. Nie zapomnij tylko
485
Pięknym prezentem piękny spłacić prezent.
Wchodzi Trzeci sługa.

TYMON

Co za nowiny?

TRZECI SŁUGA

487

Pan mój, dostojny i szlachetny Lukullus, zaprasza cię z sobą jutro na polowanie, a zarazem przysyła ci dwie smycze chartów.

TYMON

I zaproszenie, i charty przyjmuję,
Nie bez odpłaty.

FLAWIUSZ

na stronie
490
Lecz jak się to skończy?
Każe mi świetne rozsyłać prezenty,
Wydawać uczty, a szkatuła pusta.
Ani chce wiedzieć, co w jego sakiewce,
Ani mnie słucha, gdy pragnę powiedzieć,
495
Że dobre serce jego dziś żebrakiem
Niezdolnym zadośćuczynić życzeniom;
Tak są nad środki jego obietnice,
Że długiem wszystko, co mówi, że winien
Za każde słowo; tak zawsze był dobry,
500
Że dziś dobroci swej płaci procenty;
Na wszystkich dobrach ciąży hipoteka.
Jak bym chciał z jego wyśliznąć się służby,
Zanim konieczność gwałtem mnie wypędzi!
O, jak szczęśliwsza samotność uboga
505
Nad tłum przyjaciół groźniejszych od wroga!
Myśl o mym panu serce mi zakrwawia.
Wychodzi.

TYMON

Sam siebie krzywdzisz, wartość twą poniżasz.
Przyjmij ten drobny przyjaźni zadatek.

DRUGI PAN

Przyjmuję, panie, z wdzięcznością bez granic.

TRZECI PAN

510
To czysta dusza wspaniałomyślności!

TYMON

A teraz sobie przypominam, panie,
Żeś wczora chwalił mojego gniadosza;
Racz więc go przyjąć, gdy ci tak do serca.

DRUGI PAN

O, co do tego, panie, racz przebaczyć…

TYMON

515
Możesz za słowo wziąć mnie bez skrupułu;
Wiem, co kto chwali, pragnąłby posiadać;
Moich przyjaciół życzenia są moje;
Wierz memu słowu. Odwiedzę was wkrótce.

WSZYSCY

Nigdy milszego nie ujrzymy gościa.

TYMON

520
Tak mi każdego z was drogi jest widok,
Że nigdy dosyć dać nie jestem w stanie;
Gdybym królestwa miał na me rozkazy,
Mym przyjaciołom rozdałbym je chętnie,
Jesteś żołnierzem, mój Alcybiadesie,
525
A więc bez grosza; to ci się należy
Prawem jałmużny, bo twoja dziedzina
Pośród umarłych; wszystkie twoje ziemie
Są placem boju.

ALCYBIADES

Leżą też odłogiem.

PIERWSZY PAN

530
Tak ci jesteśmy wdzięczni…

TYMON

Ja wam równie.

DRUGI PAN

A miłość nasza…

TYMON

Równa mojej dla was.
Hej! Więcej światła!

PIERWSZY PAN

535
Niech szczęście bez granic,
Honor, Fortuna strzegą cię, Tymonie!

TYMON

Zawsze gotowy służyć przyjaciołom.
Wychodzą Alcybiades, panowie i inni.

APEMANTUS

Co za harmider! Jakie nóg wierzganie!
Lecz mi się zdaje, że te wszystkie nogi
540
Niewarte ceny, którą za nie płacisz.
Mętna to przyjaźń. Gdzie serce fałszywe
I nogi także powinny być krzywe.
Tak to niejeden uczciwiec, lecz głupi,
Za całe mienie pokłonów nakupi.

TYMON

545
Mój Apemancie, gdybyś mniej był cierpki,
Dla ciebie także równie byłbym szczodry.

APEMANTUS

547

Nie, niczego nie żądam, bo gdybym i ja dał się przekupić, nikt by nie został, żeby śmiać się z ciebie, grzeszyłbyś więc tym łatwiej. Od tak dawna rozdajesz, Tymonie, że lękam się bardzo, abyś w końcu i sam się nie oddał za kwitem. Na co te uczty, ta pompa, ta próżna wystawność?

TYMON

548

Skoro zaczynasz wygadywać na towarzystwo, przysiągłem cię nie słuchać. Bądź zdrów! Przyjdź innym razem z lepszą muzyką.

Wychodzi.

APEMANTUS

Dobrze! Nie chcesz mnie słuchać teraz, nie usłyszysz mnie później.
550
Zamknę przed tobą twoje niebo.
PochlebstwoAch, czemu człowiek, dla swojej niedoli,
Na radę głuchy, pochlebstw słuchać woli!
Wychodzi.

AKT DRUGI

SCENA PIERWSZA

Ateny. Pokój jednego z senatorów.
Wchodzi Senator z papierami w ręku.

SENATOR

Ostatnim razem pięć tysięcy; przy tym
Izydorowi wraz z Warronem winien
555
Dziewięć tysięcy, co razem z mym długiem
Dochodzi sumy dwudziestu i pięciu;
Zawsze go jednak febra marnotrawstwa
Toczy wewnętrznie; trudno, by stan taki
Długo się ostał — ostać się nie może.
560
Jeśli chcę złota, dość mi będzie ukraść
Psa sąsiadowi, dać go Tymonowi,
A pies mi będzie złotą bił monetę;
Gdybym chciał przedać konia, żeby kupić
Dwadzieścia lepszych, dam go Tymonowi,
565
Dam jako prezent, a koń mi się źrebi
I rumakami napełnia mi stajnię;
Przy jego wrotach nie ma odźwiernego,
By przechodzących z uśmiechem nie wpraszał.
To trwać nie może, dość chwili rozwagi,
570
By zgłębić stanu podobnego chwiejność.
Hej! Hola! Kafis.
Wchodzi Kafis.

KAFIS

Co pan rozkazuje?

SENATOR

Weź płaszcz, co żywo biegnij do Tymona,
O me pieniądze domagaj się głośno;
575
Pierwszą odmową nie daj się odgonić;
Nie trać języka; jeżeli ci powie,
Grzecznie kiwając czapką w prawej ręce:
„Poleć mnie pana twojego przyjaźni!”
Powiedz dobitnie, że jestem w kłopocie,
580
Że mych pieniędzy własne me potrzeby
Na gwałt żądają; termin jego minął,
A ja, na jego licząc wierzytelność,
Własny mój kredyt zrujnowałem prawie.
Kocham go, ale nie chcę krzyżów złamać,
585
Żeby uleczyć chory jego palec.
Żadnej nie cierpią zwłoki me potrzeby;
Nie słów mi trzeba, ale gotowizny.
Idź, przybierz minę śmiałą, rezolutną,
Bo mi się zdaje, że gdy każde pióro
590
Wróci do skrzydła swego właściciela,
Tymon, co teraz wygląda jak feniks,
Będzie wyglądał jak gęś oskubana.
Idź!

KAFIS

Idę, panie.

SENATOR

595
Weź z sobą obligi.
A patrz na daty.

KAFIS

Nie zapomnę, panie.

SENATOR

Idź.
Wychodzą.

SCENA DRUGA

Pokój w domu Tymona.
Wchodzi Flawiusz z plikiem rachunków w ręku.

FLAWIUSZ

Ni jednej chwili rozwagi w tym szale!
600
Daje i daje, i ani się pyta,
Skąd brać, by dawać; nie uważa na to,
Jak mu się w rękach topi jego mienie
I jak zastąpić to, co uleciało.
Człowieka z pustszą głową, lepszym sercem
605
Ziemia nie nosi. Co ja tu mam począć?
Nie będzie słuchał, póki nie uczuje.
Muszę mu jednak wręcz powiedzieć prawdę,
Jak tylko wróci z polowania. Szkoda!
Wchodzą Kafis i sługi Izydora i Warrona.

KAFIS

Dobry ci wieczór, Warronie, czyś przyszedł
610
Pieniędzy żądać?

SŁUGA WARRONA

Czy i ty w tym celu?

KAFIS

Zgadłeś, kolego. A ty, Izydorze?

SŁUGA IZYDORA

W tej samej myśli.

KAFIS

Moi przyjaciele,
615
Bodaj nas tylko z kwitkiem nie odprawił!

SŁUGA WARRONA

Bardzo się boję.

KAFIS

Otóż pan nadchodzi.
Wchodzą Tymon, Alcybiades, panowie i inni.

TYMON

A po obiedzie, mój Alcybiadesie,
Ruszamy znowu. Czego chcesz ode mnie?

KAFIS

620
To nota, panie, pewnych zaległości…

TYMON

Co? Zaległości? A skąd tu przychodzisz?

KAFIS

Tu, z Aten, panie.

TYMON

W takim interesie
Do intendenta mego chciej się udać.

KAFIS

625
Intendent, panie, przez miesiąc mnie cały
Z dnia na dzień, z dzisiaj na jutro odsyłał;
Tymczasem pan mój w wielkiej jest potrzebie
Swoich pieniędzy, pokornie też prosi,
Abyś ze zwykłą sobie szlachetnością
630
Oddać mu raczył, co mu się należy.

TYMON

Przyjdź jutro rano, dobry przyjacielu.

KAFIS

Lecz…?

TYMON

Tylko miarkuj się, mój przyjacielu.

SŁUGA WARRONA

Sługa Warrona…

SŁUGA IZYDORA

635
Sługa Izydora
Prosi pokornie o śpieszną wypłatę.

KAFIS

Gdybyś mojego pana znał potrzeby…

SŁUGA WARRONA

Termin upłynął od sześciu tygodni.
Areszt…

SŁUGA IZYDORA

640
Intendent z niczym mnie odprawił;
Więc wprost do pana udać się mam rozkaz.

TYMON

Dajcie mi, proszę, odetchnąć. Panowie,
Raczcie mieć krótką chwilę cierpliwości,
Przyjdę niebawem.
Wychodzą Alcybiades i panowie. Tymon do Flawiusza:
645
Zbliż się i wytłumacz,
Co się to znaczy, że jestem zmuszony
Krzyków tych słuchać o zaległe długi,
O niespłacone na termin obligi,
Z krzywdą mojego honoru.

FLAWIUSZ

650
Panowie,
Nie teraz pora do spraw takiej treści.
Do poobiedzia zechciejcie poczekać,
A ja tymczasem wytłumaczę panu,
Dlaczego dotąd długi nie spłacone.

TYMON

655
Zróbcie tak, proszę, moi przyjaciele.
Tymczasem daj im uczciwe przyjęcie.
Wychodzi.

FLAWIUSZ

Proszę za sobą.
Wychodzi.

KAFIS

658

Czekajcie! Czekajcie! Apemantus zbliża się z błaznem, pobawmy się z nimi trochę.

Wchodzą Apemantus i Błazen.

SŁUGA WARRONA

659

Na szubienicę z tym hultajem! Nawymyśla nam tylko.

SŁUGA IZYDORA

660

Zaraza na tego psa!

SŁUGA WARRONA

661

Jak się masz, błaźnie?

APEMANTUS

662

Czy rozmawiasz z własnym cieniem?

SŁUGA WARRONA

663

Nie do ciebie mówię.

APEMANTUS

664

Nie, ale do siebie samego. do Błazna Idźmy!

SŁUGA IZYDORA

do Sługi Warrona
665

Już ci na grzbiet wsadził błazna.

APEMANTUS

666

Nie jeszcze, bo widzę, że cię jeszcze nie wziął na barana.

KAFIS

667

A kto teraz błazen?

APEMANTUS

668

Ten, co się o to pyta. Biedni hultaje, fagasy lichwiarzy! Rajfury między złotem a potrzebą!

WSZYSCY SŁUDZY

669

Czym jesteśmy, Apemancie?

APEMANTUS

670

Osłami.

WSZYSCY

671

Dlaczego?

APEMANTUS

672

Bo się pytacie, czym jesteście, i nie znacie samych siebie. Mów do nich, błaźnie.

BŁAZEN

673

Jak się macie, panowie?

WSZYSCY

674

Dziękujemy, dobry błaźnie; a jak się ma twoja kochanka?

BŁAZEN

675

Właśnie grzeje wodę, aby oparzyć takie, jak wy, kurczęta. Ach, gdybyśmy mogli widzieć was w Koryncie.

APEMANTUS

676

Dobrze, dziękuję.

Wchodzi Paź.

BŁAZEN

677

Patrz, zbliża się paź mojej pani.

PAŹ

do Błazna
678

Jakże tam, kapitanie? Co robisz w tej mądrej kompanii? Jak się masz, Apemancie?

APEMANTUS

679

Chciałbym mieć kij w gębie, żebym ci użytecznie mógł odpowiedzieć.

PAŹ

680

Proszę cię, Apemancie, czytaj mi adresy tych listów, bo nie wiem, który któremu oddać.

APEMANTUS

681

Nie umiesz czytać?

PAŹ

682

Nie.

APEMANTUS

683

To niewiele umrze mądrości w dniu, w którym cię powieszą. Ten do Tymona, ten do Alcybiadesa. Widzę, że się urodziłeś bękartem, a umrzesz rajfurem.

PAŹ

684

A ty się ulągłeś szczenięciem, a umrzesz psią śmiercią — z głodu. Nie odpowiadaj, odchodzę.

Wychodzi.

APEMANTUS

685

Tak zawsze przed łaską uciekasz. Błaźnie, pójdę z tobą do Tymona.

BŁAZEN

686

Czy mnie tam zostawisz?

APEMANTUS

687

Jeżeli go zastaniemy w domu. Wy trzej służycie trzem lichwiarzom?

WSZYSCY

688

Tak jest, a wolelibyśmy, żeby oni nam służyli.

APEMANTUS

689

I ja też bym wolał, byłby to figiel, jakiego nigdy jeszcze kat złodziejowi nie wypłatał.

BŁAZEN

690

Jesteście sługami trzech lichwiarzy?

WSZYSCY

691

Tak jest, błazenku.

BŁAZEN

692

Zdaje mi się, że każdy lichwiarz musi mieć błazna na służbie. Pani moja jest także lichwiarką, ja też jestem jej błaznem, gdy ludzie przychodzą pożyczać u waszych panów, wchodzą ze smutkiem, a odchodzą z weselem; w domu mojej pani dzieje się przeciwnie, wchodzą z weselem, a odchodzą ze smutkiem. Dlaczego?

SŁUGA WARRONA

693

Mógłbym powiedzieć jedną tego przyczynę.

APEMANTUS

694

Powiedz więc, ażebyśmy cię uznali za tatusia[8] i hultaja, co wcale nie umniejszy twojego poważania.

SŁUGA WARRONA

695

Co to jest tatuś[9], błazenku?

BŁAZEN

696

Błazen w pięknym odzieniu, coś na twoje podobieństwo. Jest to duch: czasami pokazuje się w postaci pana, czasami w postaci prawnika, czasami wygląda jak filozof, tylko że nie filozoficznego szuka kamienia; bardzo często ma minę kawalera, a w ogólności wszystkie formy, pod którymi człowiek rośnie i próchnieje od trzynastego do osiemdziesiątego roku.

SŁUGA WARRONA

697

Nie całkiem ty błazen.

BŁAZEN

698

Jak ty nie całkiem mądry. Ile u mnie błazeństwa, tyle u ciebie braku mądrości.

APEMANTUS

699

Tej odpowiedzi nie powstydziłby się Apemantus.

WSZYSCY SŁUDZY

700

Z drogi! Z drogi! Zbliża się Tymon.

Wchodzą Tymon i Flawiusz.

BŁAZEN

701

Nie zawsze ja chodzę za kochankiem, starszym bratem lub kobietą; zdarza mi się chodzić i za filozofem.

Wychodzą Apemantus i Błazen.

FLAWIUSZ

702

Oddalcie się, proszę, za chwilę przyjdę rozmówić się z wami

Wychodzą Słudzy.

TYMON

Dziwię się bardzo. Dlaczego aż dotąd
Jasnoś mi stanu mego nie wykazał,
705
Abym wydawał wedle mych dochodów?

FLAWIUSZ

Nigdy mnie, panie, słuchać nie raczyłeś.

TYMON

Żartujesz; może wybierałeś porę,
W której mi słuchać było niepodobna;
Trudność tę wziąłeś sobie za wymówkę
710
Twego niedbalstwa.

FLAWIUSZ

O dobry mój panie,
Moje rachunki przynosiłem nieraz;
Gdym je przedstawiał, odpychałeś księgi.
Mówiąc, że moja sprawdza je uczciwość;
715
Kiedyś za lada datek nakazywał
Skarby przesyłać, płakałem jak dziecko,
A nawet często, bez względu na respekt,
Błagałem, żebyś rękę mniej otwierał;
Musiałem nieraz fukania twe znosić,
720
Kiedy mówiłem o skarbów odpływie,
O długów coraz groźniejszym przystępie,
Drogi mój panie, choć to już za późno,
Czas wielki, żebyś usłyszał na koniec,
Że cała masa twoich posiadłości
725
Połowy twoich długów nie pokryje.

TYMON

Sprzedaj me ziemie.

FLAWIUSZ

Wszystkie zastawione,
Niejedna poszła w ręce wierzycieli.
Co pozostało, ledwo zamknie usta
730
Dzisiejszym długom, jutro przyjdą nowe;
Jak je zapłacić? Jaka przyszłość nasza?

TYMON

Do Sparty me się rozciągały klucze.

FLAWIUSZ

Drogi mój panie, świat to wyraz tylko;
Gdyby był twoim, gdybyś nim rozrządzał,
735
Jakby się prędko z twoich rąk wyśliznął!

TYMON

To prawda.

FLAWIUSZ

Panie, jeśli podejrzewasz,
Jeżeli wątpisz o mej uczciwości,
Błagam cię, wybierz sędziów najsurowszych,
740
Niechaj się w moich rozpatrzą rachunkach.
Bóg mi jest świadkiem, że gdy twoje sale
Od pasożytów twych się trzęsły krzyku,
Gdy się w piwnicach lało twoje wino,
Kiedy twój pałac od pochodni gorzał,
745
A grzmot kapeli echo odbijało,
Me oczy w kącie łzami zachodziły.

TYMON

Dość tego!

FLAWIUSZ

Boże, mówiłem do siebie:
Pan mój jak wielki, jak wspaniałomyślny!
750
Tłum niewolników i chłopów tej nocy
Ile zbytkownych połknął tu łakoci!
Kto się Tymona poddanym nie pisze?
Na jego służbę nie oddaje serca,
Głowy i szabli, i sił, i majątku?
755
O wielki Tymon! Szlachetny, królewski!
Lecz gdy skarb zniknie, co tę chwałę płaci,
I duch uleci, który ją dziś trąbi:
Głód zamorduje, co spłodziła uczta;
Niech przyjdzie jeden chłodny dzień zimowy,
760
A tych komarów cała zniknie chmara.

TYMON

Dosyć, powtarzam; skończ twoje kazanie!
Ma dobroć nigdy nie była nikczemną;
Nie podle, alem nierozważnie dawał.
Dlaczego płaczesz? Możeszli[10] przypuszczać,
765
Że w mej potrzebie nie znajdę przyjaciół?
O, bądź spokojny! Bo gdybym chciał czerpać
Z mnogich miłości mojej magazynów,
Gdybym pożyczką na próbę chciał stawić
Przyjaciół serca, tak mi łatwo będzie
770
Rozrządzać ludźmi i ludzi fortuną,
Jak mi rozkazać łatwo, żebyś mówił.

FLAWIUSZ

Bodaj się twoje sprawdziły nadzieje!

TYMON

I gdy rozważam dzisiejsze kłopoty,
Błogosławieństwem zdają mi się nowym,
775
By przez nie moich doświadczyć przyjaciół.
Zobaczysz wkrótce, jak mylne twe sądy:
Jestem bogaty przyjaciół skarbami,
Hej, Flaminiuszu! Serwiliuszu, hola!
Wchodzą Flaminiusz, Serwiliusz i kilka sług innych.

SERWILIUSZ

Panie! Panie!

TYMON

780

Mam dla każdego z was zlecenie. Ty pójdziesz do Lucjusza, ty do Lukullusa; polowałem dziś z jego dostojnością; ty do Semproniusza. Polećcie mnie ich przyjaźni i dodajcie, iż jestem dumny, że moje interesa[11] dają mi sposobność żądania od nich pieniężnych zasiłków. Żądajcie pięćdziesiąt talentów.

FLAMINIUSZ

781

Jak rozkazałeś, panie.

FLAWIUSZ

na stronie
782

Lucjusz? Lukullus? Hm!

TYMON

A ty, mopanku, idź do senatorów —
Sprawie publicznej oddane usługi
785
Prośbie mej, sądzę, dadzą posłuchanie —
Powiedz, niech raczą bez zwłoki mi przysłać
Tysiąc talentów.

FLAWIUSZ

Przekonany, panie,
Że to najkrótsza będzie dla mnie droga,
790
Dość byłem śmiały, że im na rękojmię
Twój podpis dałem, lecz kiwali głową
I nie bogatszy wróciłem do domu.

TYMON

Byćże to może[12]? Czy mi prawdę mówisz?

FLAWIUSZ

Odpowiedzieli wszyscy jednomyślnie,
795
Że są bez grosza — że w tej właśnie porze
Nie mogą zrobić, co by zrobić chcieli —
Że ich to boli — żeś jest mąż dostojny —
Żeby jednakże pragnęli — że sądzą —
Że wszystko jakoś nie było, jak trzeba —
800
Że najzacniejsi swe mają dziwactwa —
Pragną, by wszystko dobrze się skończyło —
Że szkoda — w końcu dla różnych pozorów,
Patrząc z ukosa, szeptając półsłówka,
Półukłonami, zimnym głów kiwaniem
805
Na moich ustach zmrozili mi słowa.

TYMON

Niech Bóg ich skarze! Ale nie rozpaczaj;
W starcach niewdzięczność jest jakby dziedziczna.
Ich krew zamarzła, zimna, ledwo płynie;
Dla braku ciepła dobroć ich ostygła;
810
Ludzka natura, chyląc się ku ziemi,
Do swej podróży gotuje się z wolna,
Ziębnie, ciężeje.
do sługi
Idź do Wentydiusza.
do Flawiusza
Nie smuć się, proszę, wiem, żeś jest uczciwy,
815
I szczerze mówię, w sprawie tej niewinny.
do sługi
Wentydiusz ojca niedawno pogrzebał
I odziedziczył ogromny majątek;
Gdy był ubogi, w więzieniu za długi
I bez przyjaciół, dałem pięć talentów,
820
By mu dać wolność. Pozdrów go ode mnie,
Powiedz, że smutna zmusza mnie konieczność
O zwrot tych pięciu talentów upraszać.
do Flawiusza
Gdy je odbierzesz, bez najmniejszej zwłoki
Spłacisz tym ludziom, co się im należy:
825
Tylko ci myślą bluźnić nie pozwolę,
Żem mógł utonąć w przyjaciół mych kole.

FLAWIUSZ

Bodajem błądził! Dobry w złe nie wierzy,
Bo własną miarą innych ludzi mierzy!
Wychodzą.

AKT TRZECI

SCENA PIERWSZA

Ateny. Pokój w domu Lukullusa.
Flaminiusz czeka. Wchodzi Sługa.

SŁUGA

Zameldowałem cię panu, przyjdzie niebawem.

FLAMINIUSZ

830
Dziękuję.
Wchodzi Lukullus.

SŁUGA

Otóż i pan mój.

LUKULLUS

na stronie
832

Jeden z dworzan Tymona? O zakład, przynosi mi jakiś prezent. Na uczciwość, w sam czas; śniło mi się tej nocy o srebrnej miednicy i dzbanku. Flaminiuszu, uczciwy Flaminiuszu, witam z poszanowaniem. Daj nam wina.

Wychodzi Sługa.
833

A teraz powiedz mi, jak się ma ten zacny, doskonały, wspaniałomyślny szlachcic ateński, twój pan dobry a szczodrobliwy?

FLAMINIUSZ

834

Zdrowie jego nic do życzenia nie zostawia.

LUKULLUS

835

Cieszę się, że zdrów jest. A co tam trzymasz pod płaszczem, mój piękniuchny Flaminiuszku?

FLAMINIUSZ

836

Na uczciwość, panie, tylko pustą szkatułkę, z którą przychodzę, w imieniu pana, z prośbą, żeby ją wasza dostojność raczyła napełnić. Pan mój, mając wielką a nagłą potrzebę pięćdziesięciu talentów, wyprawił mnie do wielmożnego pana, a nie wątpi, że mu je dasz bez zwłoki.

LUKULLUS

837

La, la, la, la! Nie wątpi, powiada? Niestety! Dobry to pan, wielkoduszny szlachcic, gdyby tylko tak wielkiego dworu nie prowadził! Nieraz, a nawet często obiadowałem u niego i napomykałem mu o tym. Ostatnim nawet razem przyjąłem zaproszenie na wieczerzę dlatego jedynie, żeby mu powiedzieć, aby mniej wydawał, ale ani chciał słuchać mojej rady i z odwiedzin moich korzystać. Każdy człowiek ma swoją wadę, a jego wadą była hojność. Mówiłem mu to, ale nie udało mi się go poprawić.

Wchodzi Sługa z winem.

SŁUGA

838

Przynoszę wino, panie.

LUKULLUS

839

Flaminiuszu, od dawna zmiarkowałem, że byłeś roztropnym człowiekiem. Twoje zdrowie!

FLAMINIUSZ

840

Wielmożny pan zbyt łaskawy.

LUKULLUS

841

Uważałem w tobie umysł zawsze giętki a bystry — oddaję ci tylko sprawiedliwość — zdolny poznać, co rozsądne, i korzystać z okoliczności, jeśli się okoliczność nadarzy: dobre to są przymioty.

do Sługi
842

Oddal się, mopanku.

Sługa wychodzi.
843

Zbliż się, uczciwy Flaminiuszu. Pan twój jest wspaniałomyślnym szlachcicem, ale ty masz rozum i wiesz doskonale, choć do mnie przychodzisz, że to nie pora pożyczania pieniędzy, zwłaszcza dla nagiej przyjaźni, bez żadnych rękojmi. Weź te trzy dukaty dla siebie, uczciwy chłopaku, przymruż trochę oczu i powiedz, że mnie w domu nie znalazłeś. Bądź zdrów!

FLAMINIUSZ

Byćże to może, by świat tak się zmienił,
845
My jednak żyli, jak żyliśmy wprzódy?
Niech się to złoto przyrzuci do masy,
Ha, ty przeklęty i podły metalu,
Leć do tych, którzy za boga cię mają!
Rzuca pieniądze.

LUKULLUS

Ha! Widzę, żeś dureń i godny swojego pana.
Wychodzi.

FLAMINIUSZ

850
W której, piekielnym roztopionej ogniem,
Będziesz się smażył, chorobo przyjaźni,
Nie przyjacielu, bo przyjaźni serce
Jestże tak słabe, tak łatwo topliwe,
By się w niecałych dwóch zmieniło dobach?
855
O, czuję pana mego oburzenie!
Nędznik ten jeszcze potrawy Tymona
W swym ma żołądku; czemu te potrawy
Mają się zmienić na pokarm dla niego,
Gdy on sam w czarną zmienił się truciznę?
860
Bodaj mu tylko przyniosły chorobę!
A kiedy śmierci nadejdzie godzina,
Bodaj żywotnych sił jego ta cząstka,
Za którą pan mój złotem swoim płacił,
Nie dała zdrowia, cierpień nie zmniejszyła,
865
Konania tylko męki przedłużyła!
Wychodzi.

SCENA DRUGA

Plac publiczny.
Wchodzi Lucjusz z trzema cudzoziemcami.

LUCJUSZ

866

Kto? Tymon? To mój najlepszy przyjaciel i szlachcic najzacniejszy.

PIERWSZY CUDZOZIEMIEC

867

Wiemy o tym bardzo dobrze, choć go nie znamy osobiście. Mogę ci jednak jedną rzecz powiedzieć, mój panie, o której dowiedziałem się ze słuchu; szczęśliwe godziny Tymona już się skończyły i przeminęły; majątek z rąk mu się wyślizga.

LUCJUSZ

868

Nie, nie wierzę temu; nie zabraknie mu nigdy pieniędzy.

DRUGI CUDZOZIEMIEC

869

Wierzaj jednak temu, panie, że niedawno jeden z jego dworzan udał się do Lukullusa z prośbą o pożyczenie nie wiem ilu talentów. Ba! Natrętnie nawet nalegał i przedstawiał, w jak wielkiej pan jego był potrzebie; Lukullus mu jednak odmówił.

LUCJUSZ

870

Co?

DRUGI CUDZOZIEMIEC

871

Odmówił mu, powtarzam.

LUCJUSZ

872

Jak dziwne zdarzenie! Na Boga, rumienię się za niego. Odmówił temu honorowemu człowiekowi! To rzecz bardzo niehonorowa. Co do mnie, wyznaję, że odebrałem od niego drobne dowody uprzejmości, jak na przykład: pieniądze, stołowe srebra, klejnoty i tym podobne bagatele, nic nieznaczące w porównaniu z tym, co dostał Lukullus, a przecie, gdyby go był pominął, a do mnie się udał, nigdy bym nie odmówił potrzebnych mu talentów.

Wchodzi Serwiliusz.

SERWILIUSZ

873

Patrz, co za szczęście! To on! Zapociłem się, szukając jego dostojności.

do Lucjusza
874

Zacny mój panie…

LUCJUSZ

875

Serwiliusz! Cieszę się z tego spotkania. Bądź zdrów! Poleć mnie twojemu zacnemu a cnotliwemu panu, mojemu najlepszemu przyjacielowi.

SERWILIUSZ

876

Z przeproszeniem waszej dostojności, pan mój przysyła…

LUCJUSZ

877

Ha, co przysyła? Już mu tyle winienem, a on zawsze przysyła! Jak mu wdzięczność moją okazać? Powiedz. A teraz co przysyła? Przysyła mnie tylko z naglącą prośbą, panie, abyś mu natychmiast pożyczył, ile tu napisane talentów.

SERWILIUSZ

878

Przysyła mnie tylko z naglącą prośbą, panie, abyś mu natychmiast pożyczył, ile tu napisane talentów.

LUCJUSZ

Widzę, że pan twój chce sobie żartować:
880
Choćby talentów nawet pięć tysięcy
Było mu trzeba, nietrudno to znajdzie.

SERWILIUSZ

Tymczasem, panie, nie trzeba mu tyle.
Gdyby konieczność mniej była nagląca,
Nigdy bym z takim nie prosił natręctwem.

LUCJUSZ

885
Więc to na serio mówisz, Serwiliuszu?

SERWILIUSZ

Na duszę moją, szczerą tylko prawdę.

LUCJUSZ

887

Co za głupie ze mnie bydlę, żem się do grosza wyszeptał właśnie w porę, w której miałbym sposobność honorowo sobie postąpić! Co za nieszczęśliwe zdarzenie, że wczoraj kupiłem drobny majątek, aby dziś wielki stracić honor! Serwiliuszu, Bóg widzi, nie mogę mu usłużyć, i tym większe ze mnie bydlę, powtarzam. Właśnie miałem zamiar sam posłać do Tymona z tą samą prośbą, biorę tych panów na świadków; ale teraz za wszystkie bogactwa Aten zrobić bym tego nie chciał. Poleć mnie uprzejmie twojemu dobremu panu. Spodziewam się, że nie będzie miał złej o mnie opinii, jeśli nie jestem w możności oddania mu tej usługi; powiedz mu ode mnie, iż uważam to za największą dla siebie boleść, że nie mogę zadośćuczynić żądaniom tak honorowego szlachcica. Dobry Serwiliuszu, czy zechcesz oddać mi tę usługę i powtórzyć mu własne moje słowa?

SERWILIUSZ

Zrobię to, panie.

LUCJUSZ

Wdzięczny ci za to będę, Serwiliuszu.
Wychodzi Serwiliusz.
890
To prawda, widzę, z Tymonem jest krucho:
Źle tam, gdzie przyjaźń zaczyna być głuchą.
Wychodzi.

PIERWSZY CUDZOZIEMIEC

Czy uważałeś?

DRUGI CUDZOZIEMIEC

Ach, zbyt tylko dobrze!

PIERWSZY CUDZOZIEMIEC

To świata zwyczaj! Nie znajdziesz pochlebcy,
895
Który by z innej lepiony był gliny.
Kto by mógł swoim nazwać przyjacielem
Tego, co je z nim z jednego półmiska?
Toć, ilem słyszał, Tymon tego pana
Był jakby ojcem; ze swojej szkatuły
900
Popierał jego kredyt, płacił ludzi;
Lucjusz nie może wypić kropli wina,
By do ust sreber Tymona nie zbliżył,
A przecie — patrzcie, jak potworny człowiek,
Gdy w niewdzięcznika jawi się postaci,
905
Odmawia teraz na jego żądanie,
Co miłosierny dałby żebrakowi.

TRZECI CUDZOZIEMIEC

Religia na to jęczy widowisko.

PIERWSZY CUDZOZIEMIEC

Ja, chociem nigdy nie widział Tymona,
Nigdy szczodroty jego nie doświadczył,
910
Bym mógł się liczyć do jego przyjaciół,
Przysięgam jednak, że dla jego cnoty,
Jego honoru, wspaniałomyślności,
Gdyby w potrzebie do mnie się był udał,
W majątku moim dar bym jego widział
915
I lepszą jego zwrócił mu połowę;
W tak wielkiej cenie serce jego trzymam.
Litość nam w duszy dziś zgłuszyć wypada,
Bo dziś interes nad sumieniem włada.
Wychodzą.

SCENA TRZECIA

Pokój w domu Semproniusza.
Wchodzi Semproniusz i Sługa Tymona.

SEMPRONIUSZ

Trzebaż koniecznie, aby przed innymi
920
Mnie najpierwszego sprawą tą kłopotał?
Mógł był próbować Lukulla, Lucjusza;
Wentydiusz także dzisiaj jest bogaty;
Tymon go kiedyś z więzienia wykupił;
Wszyscy trzej swoją winni mu fortunę.

SŁUGA

925
Niestety pan mój wszystkich już próbował.
We wszystkich znalazł metal lichej próby:
Wszyscy odmowną dali mu odpowiedź.

SEMPRONIUSZ

Jak to, odmowną? Wentydiusz, Lukullus?
A teraz do mnie przysyła? Hm, wszyscy!
930
To brak miłości lub rozsądku zdradza.
Więc mam ostatnią być jego ucieczką?
Trzej przyjaciele, jakby trzej doktorzy,
Już opuścili chorego trzykrotnie,
Teraz się jego podjąć mam kuracji?
935
Twój pan mnie skrzywdził, ciężko mnie obraził;
Lepiej mógł wiedzieć, co mi się należy,
I nie pojmuję, dlaczego w potrzebie
Do mnie pierwszego udać się nie raczył.
Ja pierwszy jego otrzymałem dary,
940
A on tak licho jednak o mnie sądził,
Że mu ostatni wdzięczność mą pokażę?
Nie, nie chcę ludzi zostać pośmiewiskiem,
Między panami uchodzić za dudka.
Wolałbym raczej dać trzy razy tyle,
945
Byleby naprzód do mnie się był zgłosił;
Tak byłem chętny w pomoc mu pośpieszyć.
Idź, a do zimnej innych odpowiedzi
Dodaj i moją: kto honor mój plami,
Niechaj się żegna z mymi talentami.
Wychodzi.

SŁUGA

950

Doskonale! Honorowy łotr z waszmości. Nie wiedział diabeł, co robił, gdy lepił polityka; sam się zrujnował, bo jestem pewny, iż na tym się skończy, że swoim hultajstwem wybawi się człowiek z diabelskiej niewoli. Co sobie kłopotu pan ten zadaje, żeby się hultajem pokazać! Do uczciwych udaje się wzorów, aby zostać hajdamaką, podobny do tych ludzi, którzy przez gorącą gorliwość gotowi całe królestwo podpalić. Takiej natury jest jego polityczna miłość!

On twą ostatnią był nadzieją, panie,
Wszystko przepadło! Lecz Bóg ci zostanie,
Korzyść, Pieniądz, SamotnośćDrzwi, co przez długie pomyślności lata
Rygla nie znały, teraz po raz pierwszy
955
Wolności swego pana bronić muszą.
Taki to zwykle koniec rozrzutnika:
Nie zamknął kufra, drzwi teraz zamyka.
Wychodzi.

SCENA CZWARTA

Przysionek w domu Tymona.
Wchodzą dwaj słudzy Warrona, Sługa Lucjusza, Tytus, Hortensjusz i inni słudzy wierzycieli Tymona, czekając na jego wyjście.

SŁUGA WARRONA

Witaj, Tytusie, witaj, Hortensjuszu!

TYTUS

Dobry Warronie, witam cię uprzejmie.

HORTENSJUSZ

960
I Lucjusz? Co nas wszystkich tu sprowadza?

SŁUGA LUCJUSZA

Wszystkich, jak myślę, tenże sam interes.
Ja po pieniądze przychodzę.

TYTUS

My także.
Wchodzi Filotus.

SŁUGA LUCJUSZA

Patrz, i Filotus.

FILOTUS

965
Wszystkim wam dzień dobry!

SŁUGA LUCJUSZA

Dzień dobry, bracie. A która godzina?

FILOTUS

Blisko dziewiątej.

SŁUGA LUCJUSZA

Jak to, już tak późno?

FILOTUS

Czyli się Tymon jeszcze nie pokazał?

SŁUGA LUCJUSZA

970
Nie.

FILOTUS

To rzecz dziwna, bo wedle zwyczaju,
Już go o siódmej można było widzieć.

SŁUGA LUCJUSZA

Bo widzisz, krótsze są dni jego teraz.
Bieg marnotrawcy jest niby bieg słońca,
975
Tym tylko różny, że się nie odnawia;
Boję się, żeby w Tymona sakiewce
Głęboka zima dziś nie panowała,
To jest: że choćbyś dłoń wsunął głęboko,
Niewiele znajdziesz.

FILOTUS

980
Bojaźń twoją dzielę.

TYTUS

Na dziwną sprawę zwracam waszą baczność.
do Hortensjusza
Twój pan cię przysłał po pieniądze?

HORTENSJUSZ

Zgadłeś.

TYTUS

A na swym palcu dar nosi Tymona,
985
Za który żądać przychodzę zapłaty.

HORTENSJUSZ

Robię, co muszę.

SŁUGA LUCJUSZA

Każdy mi uwierzy,
Że Tymon płaci więcej, niż należy;
Boć to wygląda, jakby Tymonowi
990
Za te klejnoty twój pan płacić kazał,
Które sam nosi.

HORTENSJUSZ

Bóg mi też jest świadkiem,
Że rozkaz pana z wielkim pełnię wstrętem.
Tymon lat tyle był mu dobrodziejem!
995
Niewdzięczny, gorzej dziś jest niż złodziejem.

PIERWSZY SŁUGA WARRONA

Po trzy tysiące koron ja przychodzę;
A ty po ile?

SŁUGA LUCJUSZA

Ja po pięć tysięcy.

PIERWSZY SŁUGA WARRONA

Wielka to suma, a biorąc z niej miarę,
1000
Twój pan mu więcej niżeli mój ufał;
Inaczej kredyt z dwóch stron byłby równy.
Wchodzi Flaminiusz.

TYTUS

Jeden z dworzan Tymona.

SŁUGA LUCJUSZA

1003

Flaminiuszu, panie, jedno słowo. Powiedz, proszę, czy Tymon gotowy jest nas przyjąć?

FLAMINIUSZ

1004

Nie, wierzaj mi, niegotowy.

TYTUS

1005

Czekamy na jego dostojność; proszę cię, racz mu to powiedzieć.

FLAMINIUSZ

1006

Nie potrzebuję mu tego mówić; wie on dobrze, że zbyt tylko wielka wasza gorliwość.

Wychodzi Flaminiusz. Wchodzi Flawiusz zakapturzony.

SŁUGA LUCJUSZA

Czy to nie jego intendent w kapturze?
Idzie jak mglistą owinięty chmurą.
Wołaj go.

TYTUS

1010
Panie, czy słyszysz?

DRUGI SŁUGA WARRONA

Mój panie…

FLAWIUSZ

Czego żądacie, moi przyjaciele?

TYTUS

Czekamy, panie, na pewne pieniądze.

FLAWIUSZ

O, gdyby pewne tak były pieniądze,
1015
Jak jest czekanie, dobrze by to było.
Czemuście wtedy nie przyszli z rachunkiem,
Kiedy panowie wasi przeniewierni
U stołu pana mego zajadali?
Lecz oni wtedy z łaszącym uśmiechem
1020
Łykali chciwie długów swoich procent.
Marny wasz kłopot; puśćcie mnie spokojnie,
Bo nic już nie ma, wierzcie mej przysiędze,
Co by pan trwonił, a ja stawiał w księdze.

SŁUGA LUCJUSZA

Taka odpowiedź wcale nie posłuży.

PIERWSZY SŁUGA WARRONA

1025

Co tam pod nosem mruczy ten abszytowany mopanek?

FLAWIUSZ

Gdy nie posłuży, to mniej od was podła,
Bo wy hultajom służycie.
Wychodzi.

DRUGI SŁUGA WARRONA

1028

Mniejsza o to; on teraz biedny, to dostateczną dla nas zemstą. Kto może śmielej mówić niż ten, co nie ma domu, w którym by złożył swoją głowę? Takiemu wolno wygadywać na kamienice.

Wchodzi Serwiliusz.

TYTUS

1029

Otóż i Serwiliusz; teraz przynajmniej dostaniemy jaką odpowiedź.

SERWILIUSZ

1030

Gdybyście raczyli, panowie, wrócić innym razem, nieskończoną oddalibyście mi usługę, bo, na moją duszę, pan mój dziwnie teraz pochopny do złego humoru. Odbiegło go dawne umiarkowanie; chory jest prócz tego i nie wychodzi z komnaty.

SŁUGA LUCJUSZA

Nie każdy chory, co siedzi w komnacie;
A jeśli prawda, że tak z nim jest krucho,
To winien długi swe tym spieszniej spłacić,
By mu do bogów lżejsza była podróż.

SERWILIUSZ

1035
Boże!

TYTUS

Odpowiedź ta niedostateczna.

FLAMINIUSZ

poza sceną
1037

O panie, panie! Ratuj, Serwiliuszu!

Wbiega Tymon z wściekłością, za nim Flaminiusz.

TYMON

Co? Drzwi me własne przede mną zamknięte?
Ja, zawsze wolny, mam dziś w własnym domu
1040
Zamurowany jak w więzieniu siedzieć?
Czy nawet miejsce, w którym ucztowałem,
Jak ludzie, serce żelazne ma dla mnie?

SŁUGA LUCJUSZA

1043

Zagadnij do niego, Tytusie.

TYTUSPieniądz, Szaleństwo, Rozpacz

1044

Wielmożny panie, oto mój rachunek.

SŁUGA LUCJUSZA

1045

A to mój.

SŁUGA HORTENSJUSZA

1046

I mój, wielmożny panie.

OBAJ SŁUDZY WARRONA

1047

I nasz, wielmożny panie.

FILOTUS

Wszystkie nasze kwity.

TYMON

Lepiej od razu skwitujcie mnie z życia.

SŁUGA LUCJUSZA

1050

Niestety! Wielmożny panie.

TYMON

Pokrajcie serce moje na talarki.

TYTUS

1052

Pięćdziesiąt talentów, wielmożny panie.

TYMON

Zapłać sobie krwią moją.

SŁUGA LUCJUSZA

1054

Pięć tysięcy koron, wielmożny panie.

TYMON

1055
Weź pięć tysięcy kropli — będzie kwita.
A tobie ile? A ile znów tobie?

PIERWSZY SŁUGA WARRONA

1057

Jaśnie panie…

DRUGI SŁUGA WARRONA

1058

Jaśnie panie…

TYMON

Bierzcie mnie, drzyjcie, a niech Bóg was skarze!
Wychodzi.

HORTENSJUSZ

1060

Widzę, na uczciwość, że nasi panowie mogą się pożegnać z pieniędzmi. Długi te można nazwać śmiało desperackimi, bo je winien desperat.

Wychodzą. Wracają Tymon i Flawiusz.

TYMON

Nędzniki! Oddech mi zatamowali.
O wierzyciele! Diabły!

FLAWIUSZ

Drogi panie…

TYMON

A gdybym jednak tak zrobił?

FLAWIUSZ

1065
Mój panie…

TYMON

Zrobię tak. Hola! Gdzie jest mój intendent?

FLAWIUSZ

Jestem.

TYMON

Więc śpiesz się; sproś mi tu natychmiast
Wszystkich: Lukulla, Semproniusza, wszystkich.
1070
Raz jeszcze łotrów tych chcę uczęstować.

FLAWIUSZ

Panie mój, mówisz w duszy obłąkaniu;
Co mamy w domu, nie wystarczy nawet
Na zapłacenie skromnego obiadu.

TYMON

Nie troszcz się o to; masz moje rozkazy;
1075
Raz jeszcze całą bandę sproś tu żwawo;
Reszta jest moją i kucharza sprawą.
Wychodzą.

SCENA PIĄTA

Izba senatorska.
Senat zebrany. Wchodzi Alcybiades z orszakiem.

PIERWSZY SENATOR

Zdanie to dzielę; czyn godny jest śmierci;
Przestępca musi gardłem go zapłacić
Niewczesna litość grzechy tylko płodzi.

DRUGI SENATOR

1080
Prawda; niech prawo skruszy winowajcę.

ALCYBIADES

Cześć senatowi, zdrowie, miłosierdzie!

PIERWSZY SENATOR

Po co przychodzisz, dzielny naczelniku?

ALCYBIADESSąd, Prawo, Wina, Kara, Przyjaźń

Przychodzę z prośbą pokorną, senacie:
Wszak litość prawa najpierwszą jest cnotą,
1085
Tyran je tylko srogo wykonywa.
Zbieg niefortunnych wypadków przycisnął
Żelazną ręką mego przyjaciela,
Który, gorącej krwi podszeptem gnany,
Rzucił się w prawa przepaść, niezgłębioną
1090
Dla nieprzezornych; był to jednak człowiek,
Gdyby nie jeden fatalny uczynek,
Dotąd cnót wszystkich ozdobiony wieńcem.
W tym nawet czynie nie było podłości,
I to go względom senatu zaleca;
1095
Bo uniesiony szlachetnych dusz gniewem,
Widząc splamione swoje dobre imię,
Dopiero wtedy na wroga się rzucił,
Gdy zużył wszystkie skarby cierpliwości,
Długie godziny słuchając bez wstrętu
1100
Czarnych potwarzy jakby argumentu.

PIERWSZY SENATOR

Paradoksalnym chcesz rozumowaniem
Szpetny uczynek przemienić na piękny.
Wypracowanych słów twoich zadaniem
Na wysokościach mordercę postawić
1105
I kłótliwości dać męstwa znamiona,
Choć ona tylko męstwa jest bękartem,
A przyszła na świat z sekciarstwem i fakcją.
Tylko ten słusznie mężnym zwać się może,
Co cierpi ludzkich języków złość wszelką,
1110
Wszelką obrazę obojętnie nosi
Na zewnątrz, jakby zwyczajne odzienie,
Ale do głębi duszy jej nie wpuszcza,
By mu nie była występku podszeptem,
Gdy krzywda złem jest i każe mordować,
1115
Szaleństwem życie dla zła ryzykować.

ALCYBIADES

Panie…

PIERWSZY SENATOR

Daremno grzech zmienić chcesz w cnotę:
Nie mści się mężny, lecz znosi sromotę.

ALCYBIADES

Więc mi przebaczcie, dostojni panowie,
1120
Jeśli jak żołnierz mówić teraz będę:
Więc jest szalonym, kto na wojnę idzie,
A gróźb nie słucha z mądrą cierpliwością,
Nieprzyjaciołom, drzemiąc, nie pozwala
Poderżnąć sobie gardła bez oporu.
1125
Jeżeli znosić znamieniem jest męstwa,
Po co z orężem wybiegać za mury?
Gdy cierpliwości należy się palma,
Nasze kobiety od nas waleczniejsze,
A osioł lepszym od lwa wojownikiem.
1130
Jeżeli znosić jest mądrości znakiem,
Zbrodniarz w kajdanach mędrszy jest od sędzi.
Niech dobroć wasza dorówna wielkości:
Kto nie potępi gwałtu bez krewkości?
Zabić jest zbrodnią; czynność jednak krwawą
1135
W własnej obronie uniewinnia prawo.
Wszak gniew jest grzechem, kto jednak, panowie,
„Nie znałem grzechu” bez kłamstwa nam powie?

DRUGI SENATOR

Daremne słowa.

ALCYBIADES

Służba jego przecie
1140
W lacedemońskiej i bizanckiej wojnie
Na okup teraz winna mu posłużyć.

PIERWSZY SENATOR

Cóż to za służba?

ALCYBIADES

Uczciwa i wielka.
Powalił szablą niejednego wroga,
1145
A sam niejedną w boju odniósł ranę.

DRUGI SENATOR

Przyniósł też za to i łupów dostatkiem.
Zawsze niesforny, często rozum topi,
I męstwo kufla robi niewolnikiem.
Gdyby nie było innych nieprzyjaciół,
1150
Ten jeden starczy, by go z nóg obalić;
Nieraz, bydlęcą rozgrzany wściekłością,
Szuka zaczepki, gotowy na wszystko[13].
Naszym więc zdaniem, hańbą jego życie,
A niebezpieczne miastu jego picie.

PIERWSZY SENATOR

1155
Umrze!

ALCYBIADES

Los twardy. Czemuż w boju nie legł!
Panowie, jeśli nie dla jego zasług —
Chociaż dłoń jego sama dość bogata,
Aby u innych długu nie zaciągnąć —
1160
Raczcie do usług jego moje przydać,
A skoro wiek wasz, wiem, lubi rękojmie,
W zakład wam daję me zwycięstwa, honor,
Za jego dobre na przyszłość postępki.
Jeśli na koniec jego śmierć konieczna,
1165
Niech w boju umrze, niech surowość prawa
Zastąpi wojna surowa i krwawa.

PIERWSZY SENATOR

Co prawo każe, spełnione być musi;
Jeśli więc nie chcesz obrazić senatu,
Przestań nalegać, skończ daremne prośby.
1170
Ni przyjaciela, ni prawo zna brata:
Krew krwi wylanej jedyna zapłata.

ALCYBIADES

Byćże to może? Nie, nie, tak nie będzie.
Senatorowie, nie wiecież, kto jestem?

DRUGI SENATOR

Co?

Żołnierz, Państwo, KrzywdaALCYBIADES

1175
Raczcie sobie przypomnieć, kto jestem.

TRZECI SENATOR

Co mówisz?

ALCYBIADES

Jestem zmuszony przypuścić,
Że wiek podeszły pamięć wam odebrał;
Inaczej trudno, bym tak mało ważył
1180
Bym was bez skutku błagał o drobnostkę.
Wy stare moje odświeżacie rany.

PIERWSZY SENATOR

Gniew nasz bez drżenia rozbudzasz, szalony?
Ma on słów mało, lecz ramię potężne:
Jesteś na wieczne skazany wygnanie.

ALCYBIADES

1185
Kto? Ja? Wygońcie wasze niedołęstwo.
Wasze lichwiarstwo, które szpeci senat.

PIERWSZY SENATOR

Jeśli powtórnie ujrzy cię tu słońce,
Surowszy wyrok zapadnie na ciebie.
Aby od razu skończyć z winowajcą.
1190
Niech go natychmiast na śmierć poprowadzą
Wychodzą senatorowie.

ALCYBIADES

Niech starość waszą tyle Bóg przeciągnie,
Że suche tylko zostaną wam kości,
Od których ludzie z wstrętem się odwrócą!
Wściekłość mną miota. Wroga odganiałem,
1195
Gdy oni swoje liczyli procenty
I kapitały na lichwę dawali.
Jam tylko w ciężkie zbogacił się rany.
Teraz w nagrodę dostałem wygnanie;
Takiż to balsam ten lichwiarzy senat
1200
Na swego wodza żywe rany leje?
Wygnany, dobrze, przyjmuję wygnanie,
Godny to powód, by mą wściekłość zbudzić,
Usprawiedliwić cios przeciw Atenom.
Serca niechętnych żołnierzy podpalę;
1205
Z silniejszym walczyć chwałą dla tułacza:
Żołnierz, jak bogi, krzywdy nie przebacza.
Wychodzi.

SCENA SZÓSTA

Wspaniała sala w domu Tymona.
Muzyka. Stoły zastawione. Służba. Przez różne drzwi wchodzą panowie.

PIERWSZY PAN

1207

Dzień dobry ci, panie.

DRUGI PAN

1208

Przyjmij ode mnie to samo życzenie. Jak się zdaje, pan ten dostojny wziął nas tylko na próbę ostatnim razem.

PIERWSZY PAN

1209

O tym właśnie rozmyślałem w chwili naszego spotkania. Nie sądzę, aby tak źle z nim było, jak to pozornie utrzymywał, aby doświadczyć kilku przyjaciół.

DRUGI PAN

1210

Że tak źle nie jest, najlepiej dowodzi nowa jego uczta.

PIERWSZY PAN

1211

Tak sądzę. Przysłał mi naglące zaproszenie; ważne interesa zmusiły mnie do dania mu odmownej odpowiedzi; lecz nowe jego zaklęcia przemogły nad moimi interesami i niepodobna było odmówić.

DRUGI PAN

1212

I ja także bez skutku broniłem się ważnością moich zatrudnień; ani chciał słuchać moich wymówek. Przykro mi, że właśnie gdy przysłał do mnie z prośbą o pożyczkę, wszystkie moje zapasy były wyczerpane.

PIERWSZY PAN

1213

I mnie ta sama myśl dręczy, zwłaszcza gdy widzę, jaki obrót wzięły rzeczy.

DRUGI PAN

1214

Wszyscy w takim samym znajdują się położeniu. Ile żądał od ciebie?

PIERWSZY PAN

1215

Tysiąc dukatów.

DRUGI PAN

1216

Tysiąc dukatów!

PIERWSZY PAN

1217

A od ciebie?

DRUGI PAN

1218

Do mnie przysłał po… ale otóż nadchodzi.

Wchodzi Tymon z orszakiem.

TYMON

1219

Witam was serdecznie, mości panowie, jak się macie?

PIERWSZY PAN

1220

Jak najlepiej, skorośmy dobre od ciebie otrzymali wiadomości.

DRUGI PAN

1221

Jaskółka nie leci chętniej za latem niż my za tobą, panie.

TYMON

na stronie
1222

Ani chętniej ucieka przed zimą; tak wędrownym ptakiem jest człowiek. głośno: Panowie, obiad nie zapłaci wam długiego czekania, tymczasem raczcie przynajmniej muzyką wasze uszy, byle odgłos trąby nie był za szorstką dla nich potrawą. Wkrótce wszystko będzie gotowe.

PIERWSZY PAN

1223

Spodziewam się, panie, iż się na mnie nie gniewasz, że odprawiłem twojego posłańca z próżnymi rękami.

TYMON

1224

O, niech cię głowa o to nie boli.

DRUGI PAN

1225

Szlachetny panie…

TYMON

1226

Ach, mój dobry przyjacielu, jakże zdrowie?

Wnoszą ucztę.

DRUGI PAN

1227

Rumienię się od wstydu, że kiedy ostatnim razem przysłać do mnie raczyłeś, byłem tak nieszczęśliwym żebrakiem.

TYMON

1228

Zapomnij o tym, panie.

DRUGI PAN

1229

Gdybyś był przysłał tylko dwie godziny wcześniej…

TYMON

1230

Niech cię myśl ta nie kłopocze. Dalej, wnieście wszystko razem!

DRUGI PAN

1231

Wszystkie półmiski przykryte.

PIERWSZY PAN

1232

Prawdziwy królewski bankiet.

TRZECI PAN

1233

Możesz rachować na wszystko, co w tej porze roku za pieniądze można dostać.

PIERWSZY PAN

1234

Jak się macie? Co za nowiny?

TRZECI PAN

1235

Alcybiades wygnany. Czy słyszałeś o tym?

PIERWSZY I DRUGI PAN

1236

Alcybiades wygnany?

TRZECI PAN

1237

Tak jest, możecie mi wierzyć.

PIERWSZY PAN

1238

Jak to? Jak to?

DRUGI PAN

1239

A za co, proszę?

TYMON

1240

Zacni moi panowie, raczcie się przybliżyć.

TRZECI PAN

1241

Wkrótce opowiem ci szczegóły; ale teraz wspaniała uczta nas woła.

DRUGI PAN

1242

Zawsze po staremu.

TRZECI PAN

1243

Tylko czy to długo potrwa? Czy to długo potrwa?

DRUGI PAN

1244

Trwa dotąd — ale z czasem — być może…

TRZECI PAN

1245

Rozumiem.

TYMON

1246

Zasiadajcie proszę, a każdy z takim ogniem, z jakim by się przysuwał do ust swojej kochanki. Wszędzie te same zastawione potrawy. Tylko nie róbcie z naszej uczty miejskiego bankietu, nie pozwólcie, żeby ostygły potrawy, nim się zgodzimy, kto pierwszy zajmie miejsce. Siadajcie! Siadajcie! Tylko zacznijmy od bogów. Wy, potężni dobrodzieje, ześlijcie rosę wdzięczności na nasze zebranie! Rozlewajcie wasze dary, aby dziękowali wam ludzie, ale zatrzymajcie zawsze cząstkę na później, jeśli nie chcecie, żeby pogardzano waszą boskością. Użyczcie każdemu, co trzeba, żeby nic musiał pożyczać u drugich; bo gdyby waszemu nawet bóstwu przyszło pożyczać u ludzi, ludzie wyparliby się bogów. Sprawcie, żeby uczta była ucztującym droższą od traktującego. Nie dozwólcie, aby tam, gdzie się zebrało piętnastu, nie było mendla hultajów; a jeżeli dwanaście kobiet zasiądzie do stołu, sprawcie, żeby ich tuzin był — czym już jest teraz. Niech gniew wasz dotknie, o bogi, senatorów ateńskich z całą kliką pospolitego ludu; niech własne ich wady posłużą do ich ruiny; a co do tu przytomnych moich przyjaciół, jak niczym są dla mnie, tak nie błogosławcie im w niczym, i ja też na nic ich zaprosiłem. Odkryjcie, kundle, i chłepczcie!

Odkryte półmiski są napełnione gorącą wodą.

KILKU

1247

Jaka myśl jego dostojności?

KILKU INNYCH

1248

Nie pojmuję.

TYMON

Bodaj z was żaden, gębni przyjaciele,
1250
Nigdy do lepszej nie zasiadł biesiady!
Naturą waszą dym i ciepła woda.
To pożegnanie Tymona ostatnie;
Umorusany pochlebstw waszych brudem,
Zmywa go teraz i na twarz wam pluska
1255
Podłością waszą dymiące pomyje.
pluska im wodą w twarze
Żyjcie w pogardzie długo, pasożyty,
Z wiecznym uśmiechem na nikczemnej twarzy,
Uprzejme wilki, dworne rozbójniki,
Wy letnie muchy, łagodne niedźwiedzie,
1260
Błazny fortuny, wierni przyjaciele
Pełnych półmisków, czapki niewolnicy,
Smrodne wyziewy i minut skazówki!
Wszystkie choroby bydląt i człowieka
Niech swą skorupą ciała wam powleką!
1265
Co? Już odchodzisz? Więc na pożegnanie
Weź to lekarstwo, i ty, i ty, panie!
rzuca na nich półmiski i wygania
Czekaj, chcę dać ci, a nie chcę pożyczać.
Wszyscy zmiatają! Odtąd zawsze, wszędzie
Łotr tylko niechaj gościem uczty będzie!
1270
Spal się, mój domu! A niechaj Ateny
W ziemię zapadną! Tymon dziś ślubuje
Wieczną nienawiść ludziom i ludzkości.
Wychodzi. Wracają panowie z senatorami.

PIERWSZY PAN

1273

Co o tym wszystkim myślicie, panowie?

DRUGI PAN

1274

Jak nazwać to szaleństwo Tymona?

TRZECI PAN

1275

Uch! Czy nie widziałeś mojej czapki?

CZWARTY PAN

1276

Płaszcz mój zgubiłem.

TRZECI PAN

1277

Pan ten oszalał i słucha tylko swoich przywidzeń. Dał mi niedawno klejnot, a teraz odtrącił go od mojego kapelusza. Czy nie widziałeś mojego klejnotu?

CZWARTY PAN

1278

A ty czy nie widziałeś mojej czapki?

DRUGI PAN

1279

Tam leży.

CZWARTY PAN

1280

A tu widzę płaszcz mój.

PIERWSZY PAN

1281

Nie traćmy czasu!

DRUGI PAN

1282

Tymon zwariował!

TRZECI PAN

1283

Wiedzą coś o tym biedne me golenie.

CZWARTY PAN

1284

Dawał brylanty, dziś daje kamienie.

Wychodzą.

AKT CZWARTY

SCENA PIERWSZA

Za murami Aten.
Wchodzi Tymon.

TYMON

1285
PrzekleństwoNiech raz cię jeszcze zobaczę. O murze,
Który twym pasem otoczyłeś wilki,
Zapadnij w ziemię! Nie broń dłużej Aten!
Na kurtyzany zmieńcie się, matrony!
Przeciw rodzicom podnieście bunt, dzieci!
1290
Szalona tłuszczo głupich niewolników,
Poważnych starców wygoń z ław senatu
I rządź na przyszłość rzecząpospolitą!
Młode dziewice, w kałużę rozpusty
Rzućcie się wszystkie pod matek oczyma!
1295
Zamiast dług spłacać weźcie nóż, bankruty,
I wierzycieli poderżnijcie gardła!
Okradaj pana, kupny niewolniku!
Twój pan złodziejem na wielką jest skalę,
Prawnie rabuje. Do pańskiego łoża
1300
Idź, służebnico: pani twa z zamtuza.
Szesnastoletni synu, wydrzyj z ręki
Starego ojca watowaną kulę,
Strzaskaj mu czaszkę! Pobożność, skrupuły,
Religia, pokój, sprawiedliwość, prawda,
1305
Domowe względy, sen w nocy spokojny,
Dobry obyczaj, nauka, rzemiosła,
Porządek stanów, prawa i zwyczaje,
Wszystko niech zginie! Chaos rządzi światem!
A wy, choroby, dziedzictwo ludzkości,
1310
Wyrzućcie wszystkie zaraźliwe febry
Na lud ateński, już dla was dojrzały!
Zimna scjatyko, ochrom senatorów,
Niech mają nogi koślawe jak dusze!
Wsuń się, rozpusto, w myśl i szpik młodzieży,
1315
Przeciw nurtowi cnoty niechaj płyną,
Utoną w zbytkach! Wy, świerzbo i krosty,
W krwi Ateńczyków ziarno siejcie wasze,
Niech żniwem wszystkich jedynym trąd będzie!
Tchu, dech zarażaj! Niech ich towarzystwo
1320
Tylko trucizną będzie jak ich przyjaźń!
Nic nie uniosę z ciebie prócz nagości,
Obrzydłe miasto! Daję ci w zapłatę
Moje przekleństwo! Tymon w las się chowa,
W najdzikszych zwierzach, do których ucieka,
1325
Więcej litości znajdzie niż u człeka.
Ciebie zaś błagam, Jowiszu, twe strzały
Niech na proch skruszą ateński lud cały!
W Tymona piersiach niechaj rośnie z wiekiem
Wstręt do wszystkiego, co się zwie człowiekiem.
1330
Amen.
Wychodzi.

SCENA DRUGA

Ateny. Pokój w domu Tymona.
Wchodzi Flawiusz z dwoma lub trzema sługami.

PIERWSZY SŁUGA

SługaGdzie pan? Jesteśmyż naprawdę zgubieni?
Wygnani z domu? Nic nam nie zostało?

FLAWIUSZ

Cóż wam powiedzieć mogę, przyjaciele?!
Bóg mi jest świadkiem, jak wy jestem biedny.

PIERWSZY SŁUGA

1335
Taki dom pusty! I pan tak szlachetny
Dziś zrujnowany! Czyliż się nie znalazł
Jeden przyjaciel, co by wziął za rękę
Fortunę jego i w świat się z nim puścił?

DRUGI SŁUGA

1340
W grób rzuconego, tak się odwracają
Od pogrzebanej jego dziś fortuny
Wprzód nieodstępni jego towarzysze,
Czcze mu życzenia jak pustą sakiewkę
Na pożegnanie tylko zostawiając;
1345
A on, ubogi, wszystkich burz igraszka,
Z nędzą, jedyną swoją towarzyszką,
Której jak dżumy świat cały unika,
Błąka się teraz wzgardzony, samotny.
Otóż i reszta.
Wchodzą inni słudzy.

FLAWIUSZ

1350
Strzaskane narzędzia
Zrujnowanego domu!

TRZECI SŁUGA

Serca nasze
Jeszcze Tymona wiernie noszą barwę
I to na twarzach czytać mogę waszych,
1355
Jesteśmy zawsze na służbie strapienia.
Lecz barka cieknie, a my, biedne majtki,
Już na tonącym stoimy pokładzie,
Szum wichrów słyszym, które nas rozgonią
Po nieskończonym oceanie życia.

FLAWIUSZ

1360
Moim ostatkiem rozdzielę się z wami;
A gdziebądźkolwiek spotkamy się znowu,
Tymona pamięć przyjaźń koleżeńską
Niech w nas zachowa; potrząsając głową,
Jakby na jego fortuny pogrzebie,
1365
Powiedzmy: lepsze widzieliśmy czasy.
Nadstawcie ręce, każdy coś dostanie.
rozdaje im pieniądze
Ni słowa więcej: żegnam was jak braci,
Idziem ubodzy, lecz w smutek bogaci.
Wychodzą sługi.
Ach, ileż cierpień chwała nam przynosi!
1370
I któż by nie chciał bogactwa się wyrzec,
Co go prowadzi do nędzy i wzgardy?
Kto by zwodniczej pragnął chwały
Życia, gdzie przyjaźń jest tylko marzeniem?
Kto by przepychu chciał malowanego
1375
I malowanych tak jak on przyjaciół?
Biedny mój panie, zgubą twoją było
Dobre twe serce. O, jak rzadki człowiek,
Którego głównym grzechem zbytnia dobroć!
Kto by śmiał teraz być na pół tak dobrym,
1380
Gdy właśnie dobroć, która tworzy bóstwo,
Pędzi człowieka w boleść i ubóstwo?
Błogosławiony byłeś, drogi panie,
Abyś przekleństwo uczuł tym boleśniej.
Bogaty, żebyś nędzę lepiej poznał:
1385
Twoja fortuna cierpień twych sprawczynią.
Biedny! Siedlisko potwornych przyjaciół
Z wściekłością rzucił, nic z sobą nie uniósł,
Czym by potrzeby życia zaspokoić.
Pośpieszę za nim, może go wynajdę.
1390
Jakem mu dotąd służył wiernie, długo,
Póki mam szeląg, będę jego sługą.
Wychodzi.

SCENA TRZECIA

Las.
Wchodzi Tymon.

TYMON

Obraz świata, Kondycja ludzka, SamotnikO święte słońce, wszystkiego rodzicu,
Pij zgniłą wilgoć z ziemi oparzelisk!
Zatruj powietrze pod siostry twej sferą!
1395
Z jednego łona zrodzonym bliźniętom,
Razem poczętym i razem powitym,
Daj tylko później odmienną fortunę:
Wyższy z pogardą niższego odepchnie,
Stworzenie, wszystkich niedołęstw siedlisko,
1400
Wielkiej fortuny posiadać nie może,
Żeby stworzeniem innym nie gardziło.
Wynieś żebraka, obal senatora,
Senator znajdzie dziedziczną pogardę,
A na żebraka czekają honory;
1405
Jeden wypycha boki dobrą paszą,
Boki drugiego chudną w niedostatku.
Kto się odważy z ręką na sumieniu
Wstać i powiedzieć: „Ten człek jest pochlebcą”?
Jeśli pochlebcą jeden jest, są wszyscy.
1410
Bo każdy szczebel w drabinie fortuny
Od wszystkich niższych pokłony odbiera;
Mędrzec czapkuje przed złoconym głupcem.
Wszystko to krzywe, nic nie stoi prosto
W naszej przeklętej człowieczej naturze,
1415
Nic prócz łotrostwa. Brzydzę się też wami,
Święta, zebrania, ludzkie zbiegowiska!
Tymon się brzydzi podobnymi sobie
I sobą samym! Niech zginie ród ludzki!
Ty, ziemio, daj mi trochę twych korzonków.
kopie
1420
Tych, co od ciebie zażądają więcej,
Pochleb językom zjadliwą trucizną!
Pieniądz, Bogactwo, Obraz świataCóż to jest? Złoto? Żółte i świecące,
Kosztowne złoto? Modłym me zanosił
Nie o to, Boże, ale o korzonki.
1425
Toć odrobina tego zmienić zdolna
Czarne na białe, szpetne na urodne,
A złe na dobre, podłe na szlachetne,
Starość na młodość, tchórza na rycerza.
Na co to, bogi? To zdolne odciągnąć
1430
Kapłanów waszych od waszych ołtarzy,
Wyrwać poduszkę spod głów zdrowych ludzi.
Złoty niewolnik ten wiąże i zrywa
Ludzkie przysięgi, przeklętych poświęca,
Każe ubóstwiać hydną trędowatość,
1435
Złodziejom daje godność i pokłony,
Na senatorskiej ławie ich osadza,
Płaczącą[14] wdowę w nowe stadło wiedzie;
Tej, którą nawet szpital trędowatych
Od drzwi by swoich odepchnął ze wstrętem,
1440
Wdzięk i woń daje wiosennego ranka.
Przeklęty prochu, świata wszetecznico,
Ziarno niezgody między narodami,
Znajdę ci miejsce natury twej godne.
Marsz w odległości.
Co słyszę? bęben? Potężny złodzieju,
1445
Choć jesteś żywy, tam ja cię pogrzebię,
Gdzie twoich stróżów podagryczne nogi
Zajść nie potrafią. Tylko na zadatek
Tę drobną cząstkę zatrzymam przy sobie.
Zatrzymuje część złota. Wchodzą Alcybiades w wojennym rynsztunku przy odgłosie bębnów i piszczałek, Frynia i Tymandra.

ALCYBIADES

Kto jesteś?

TYMON

1450
Bydlę podobne do ciebie.
Bodaj rak serce twe roztoczył za to,
Żeś mi raz znowu twarz ludzką pokazał!

ALCYBIADES

Jakie twe imię? Jak możesz do tyla,
Sam będąc człekiem, ludzi nienawidzić?

TYMON

1455
Jestem mizantrop; brzydzę się ludzkością,
A co do ciebie, pragnę, byś psem został,
Bym cię mógł kochać trochę.

ALCYBIADES

Znam cię dobrze,
Lecz nie znam przemian twojego żywota.

TYMON

1460
Ja znam cię także i dlatego więcej
Znać cię nie pragnę. Idź za twoim bębnem,
Krwią ludzką ziemię pomaluj czerwono!
Cywilne prawa i święte honory[15]
Już są okrutne, czymże wojna będzie?
1465
Ta przy twym boku sroga nierządnica
Mimo anielskiej twarzy swojej sieje
Więcej zniszczenia od twojego miecza.

FRYNIA

Bodaj twe usta zgniły!

TYMON

Nie mam chęci
1470
Ust twych całować; niechże więc zgnilizna
Do ust twych wróci.

ALCYBIADES

Jakich zdarzeń sprawą
Tak się mógł Tymon przemienić?

TYMON

Jak księżyc;
1475
Brakło mi światła, bym je mógł rozdawać;
Lecz się odnowić jak księżyc nie mogłem,
Bo słońc nie było pożyczyć mi zdolnych.

ALCYBIADES

1478

Szlachetny Tymonie, jaką mogę oddać ci usługę?

TYMON

1479

Żadnej; stwierdź tylko dobitniej moje przekonanie.

ALCYBIADES

1480

Jakie, Tymonie?

TYMON

1481

Przyrzecz mi przyjaźń, a nie dotrzymaj. Jeśli mi nie przyrzeczesz, niech cię skarzą bogi, bo jesteś człowiekiem! A jeśli dotrzymasz, niech cię skarżą, bo jesteś człowiekiem.

ALCYBIADES

Słyszałem trochę o twoich przygodach[16].

TYMON

Byłeś ich świadkiem, gdy żyłem w dostatkach.

ALCYBIADES

Widzę je teraz, wtedy był czas błogi.

TYMON

1485
Jak twój jest dzisiaj w objęciach nierządnic.

TYMANDRA

Toćże jest Tymon, Aten ulubieniec,
A świata dziwo?

TYMON

Toćże jest Tymandra?

TYMANDRA

Tak jest.

TYMON

1490
Więc prowadź dalej twe rzemiosło,
Z twoich kochanków żaden cię nie kocha;
Za daną rozkosz zapłać im chorobą,
Użyj lat młodych; twoich niewolników
Poślij gromadą do łaźni i wanny,
1495
Skaż na post młodzież o różanych licach.

TYMANDRA

Na szubienicę, potworo!

ALCYBIADES

Tymandro,
Przebacz mu, proszę, rozum bowiem jego
Przepadł, utonął w nieszczęść jego morzu.
1500
Dobry Tymonie, niewiele mam złota
I brak ten ciągłych buntów jest przyczyną
W mej głodnej armii. Słyszałem z boleścią,
Że te przeklęte Ateny, niepomne
Twych wielkich czynów, gdy sąsiednie państwa,
1505
Gdyby nie miecz twój, byłyby je zgniotły…

TYMON

Każ bić twym bębnom i ciągnij, gdzieś zmierzał.

ALCYBIADES

Jak przyjaciela, żal mi cię, Tymonie.

TYMON

Dziwny to żal jest przyjaciela dręczyć.
Pragnę sam zostać.

ALCYBIADES

1510
Więc na pożegnanie
Przyjmij to złoto.

TYMON

Zatrzymaj je, proszę;
Jeść go nie mogę.

ALCYBIADES

Gdy zburzę Ateny,
1515
Na stosach gruzów…

TYMON

Toczysz z nimi wojnę?

ALCYBIADES

A mam powody.

TYMON

Niech Bóg ich zagładzi
Twoim zwycięstwem! Ciebie po zwycięstwie!

ALCYBIADES

1520
Za co, Tymonie?

TYMON

Że się urodziłeś,
Mordując łotrów, ojczyznę twą podbić;
Schowaj twe złoto — idź, idź — weź to złoto —
Bądź jak zaraza z planety, gdy Jowisz
1525
Nad grzesznym miastem truciznę zawiesi
W zgniłym powietrzu. W pień wszystkich wycinaj!
Starca dla siwej nie oszczędzaj brody,
Bo to jest lichwiarz; ni fałszywych matron.
Szaty ich tylko uczciwe, a wewnątrz
1530
Są to rajfurki; niech lica dziewicy
Nie tępią ostrza twojego oręża;
Pierś jej łabędzia, przez sznurówki wstęgi
Swym blaskiem oczy ślepiąca łakome,
Nie zapisana do księgi litości;
1535
Jak obrzydliwą zdrajczynię ją zabij;
Nie szczędź niemowląt, których słodki uśmiech
Obudzą litość w głupich tylko duszach,
To są bękarty, przez ciemną wyrocznię
Skazane, żeby gardło ci poderżnąć;
1540
Bez miłosierdzia siecz je na kawałki,
Włóż na twe oczy i na uszy zbroję,
Której by hartu przeszyć nie zdołały
Krzyki niemowląt i dziewic, i matek
Ni ubiór świętych kapłanów w ornatach
1545
Od krwi czerwonych. Na żołd jurgieltników
Daję ci złoto. Siej śmierć i pożogę!
A gdy swą zemstę nasycisz — przepadnij!
Idź, nie mów do mnie.

ALCYBIADES

Czy masz więcej złota?
1550
Zabiorę wszystko, choć nie wszystkie rady.

TYMON

Zabierz lub odrzuć; niech niebo cię przeklnie!

FRYNIA I TYMANDRA

Czy masz go więcej?

TYMON

Więcej, niźli trzeba,
1555
By nierządnice wszystkie się wyrzekły
Swego rzemiosła, rajfurki przysięgły,
Że fabrykować nie będą wszetecznic.
Nie myślę od was wymagać przysięgi[17],
Choć do przysięgi, wiem, żeście gotowe,
1560
Przysięgi strasznej, na którą w niebiosach
Na tronach swoich bogi zdolne zadrżeć;
Lecz przysiąg sobie oszczędźcie na teraz,
Popędom waszym ufam dostatecznie:
Zostańcie wierne waszemu rzemiosłu,
1565
Jeśli pobożny zechce was nawracać,
Waszą go sztuką przywabcie i spalcie,
Niechaj wasz ogień dym jego przemoże;
Lecz zawsze bądźcie samym sobie wierne[18].
Dajcie na strzechę nagim waszym czaszkom
1570
Włosy umarłych, choćby i wisielców,
To mniejsza: niechaj pomogą wam zdradzać,
Frymarczyć ciałem; nie szczędźcie bielidła,
Żeby w tym błocie koń mógł nawet ugrząźć.
Do diabła marszczki!

FRYNIA I TYMANDRA

1575
Brawo! Więcej złota!
Co dalej! Wierzaj, Tymonie, za złoto
Zrobim, co zechcesz.

TYMON

Wysuszajcie kości,
Chudźcie golenie, trawcie mężów siły,
1580
Głos złamcie dźwięczny rzecznika, by przestał
Fałszywych aktów bronić przed kratkami,
A swych wykrętów rozwijać dyszkantem;
Toczcie kapłana, który piorunuje
Na grzeszne cielsko, sam nie wierząc sobie;
1585
A nos wyjedzcie do samej nasady
Tego statysty, co dla swej prywaty
Odbieżał tropu publicznego dobra:
Z hultajów czaszek odrzyjcie kędziory;
Junak, którego oszczędziła wojna,
1590
U was przynajmniej niech cierpieć się uczy;
Zaraźcie wszystkich! Niechaj waszą sprawą
Do dna samego źródło życia wyschnie!
Tu złota więcej, a gdy innych zgubi,
I waszej zguby niech będzie powodem!
1595
Niech wspólnym grobem jeden rów wam będzie!

FRYNIA I TYMANDRA

Więcej rad, więcej złota, mój Tymonku!

TYMON

Wprzód więcej praktyk waszego rzemiosła
I złego więcej; com dał, to zadatek.

ALCYBIADES

Uderzcie w bębny, dalej, na Ateny!
1600
Bądź zdrów, Tymonie! Jeżeli zwyciężę,
Znów cię odwiedzę.

TYMON

Jeśli mnie nadzieje
Me nie zawiodą, nie ujrzę cię więcej.

ALCYBIADES

Nigdy ci żadnej nie zrobiłem krzywdy.

TYMON

1605
Zrobiłeś wielką: dobrześ o mnie mówił.

ALCYBIADES

I ty to krzywdą nazywasz, Tymonie?

TYMON

Dowody tego co dzień widzą ludzie.
Idź! tylko zabierz z sobą swoje suki.

ALCYBIADES

Nasza obecność gniewa go. Hej, w bębny!
Biją w bębny. Wychodzą Alcybiades, Frynia i Tymandra.

TYMON

1610
Że też natura przez ludzką niewdzięczność
Tak schorowana czuć jeszcze głód może!
kopie
O matko wspólna, której wieczne łono
Wszystko wydaje, a pierś wszystko żywi,
Która z tej samej gliny, z której człowiek,
1615
Dziecko twe dumne, zlepiony, kształtujesz
Czarne ropuchy i niebieskie żmije,
Złotą jaszczurkę, jadowite płazy,
Wszystkie podniebne straszliwe potwory,
Które Hiperion swym ogrzewa ogniem,
1620
Daj temu, co się ludzkim brzydzi rodem,
Z bogatej piersi jeden choć korzonek!
Zjałów twe płodne, twoje żyzne łono,
Niech już niewdzięcznych nie wydaje ludzi!
Płódź węże, wilki, tygrysy, niedźwiedzie,
1625
Nowe potwory, których twa powierzchnia
Marmurowemu nigdy sklepieniowi
Nie pokazała! Korzonek! O, dzięki!
Wysusz winnice, poorane łany,
Z których niewdzięczny wyprowadza człowiek
1630
Wonny napitek i smaczne potrawy,
Którymi boski zwierzęci swój umysł,
W których rozwagę traci unurzany!
Wchodzi Apemantus.
Co? jeszcze człowiek? Zaraza! zaraza!

APEMANTUS

Przyszedłem tutaj, bo mi powiedziano,
1635
Że praktykujesz mego życia sposób.

TYMON

Dlatego tylko, że psa nie chowałeś,
Którego mógłbym naśladować zwyczaj.
Bodajeś usechł!

APEMANTUS

To tylko choroba
1640
Niegodna męża, licha melancholia,
Twojej fortuny spłodzona przemianą.
Co tutaj robisz? Na co ta motyka?
Stroskana postać, ubiór niewolnika?
Twoi pochlebcy zawsze wino piją,
1645
Chodzą w jedwabiach i śpią w miękkim łożu
Zabójczych perfum strugami oblani[19],
A zapomnieli, że był kiedyś Tymon.
Nie wstydź tych lasów twą cenzorską miną;
Zostań pochlebcą i staraj się uróść
1650
Tą samą sztuką, która cię zgubiła;
Przypraw zawiasy do kolan, niech tchnienie
Twego patrona zwiewa ci kapelusz;
Śpiewaj pochwały wad jego najgorszych,
Cnotą je mianuj; tak śpiewano tobie.
1655
Każdemu chętnie nadstawiałeś ucha,
Jak szynkarz, który dla wszystkich wisielców
Ma powitanie na ustach gotowe.
Rzecz sprawiedliwa, abyś łotrem został,
Bo gdybyś w pieniądz znów urósł, twe skarby
1660
Do łotrów pójdą. Przestań mnie małpować.

TYMON

Gdybym był tobą, sam bym się zrujnował.

APEMANTUS

Już to zrobiłeś, będąc sobą samym:
Szaleńcem długo, teraz głupcem. Jak to,
Myślisz, że wicher, głośny twój szambelan,
1665
Ciepłą koszulę na grzbiet ci przywieje?
Że mchem brodate drzewa, co przeżyły
Orła, na paziów przemienią się twoich
I na skinienie poskoczą, gdzie każesz?
Że zimny strumień, do dna ścięty lodem,
1670
Da ci rano gorącą polewkę,
Aby naprawić zbytków nocnych szkody?
Przyzwij stworzenia, które w swej nagości
Srogiego nieba wszystkie znoszą gniewy.
Wszystkie rozterki niezgodnych żywiołów,
1675
I każ im, niechaj prawią ci pochlebstwa,
A znajdziesz…

TYMON

Znajdę głupca w tobie. Precz stąd!

APEMANTUS

Nigdym cię więcej nie kochał jak teraz.

TYMON

A jam cię nigdy więcej nienawidził.

APEMANTUS

1680
A to dlaczego?

TYMON

Bo pochlebiasz nędzy.

APEMANTUS

Nie, nie pochlebiam i zwę cię hołyszem.

TYMON

Po cóżeś przyszedł?

APEMANTUS

Żeby ci dokuczać.

TYMON

1685
To albo błazna, albo rzecz jest łotra.
Czy ci przypada?

APEMANTUS

Bardzo.

TYMON

Więc łotr z ciebie?

APEMANTUS

Gdybyś na karę dumy twojej wybrał
1690
Twarde to życie, i ja bym cię chwalił;
Ale to robisz tylko przymuszony;
Gdyby nie nędza, byłbyś znów dworakiem.
Lepsze jest życie dobrowolnej biedy
Niż chwiejnej pompy; pewniejsze jej cele;
1695
Jedna ma zawsze pełnię swoich życzeń,
Druga je ciągle, a ciągle jest głodna.
Cierpienie, SzczęścieStan choć najlepszy, gdy sam sobie nierad,
Jest tylko ciągiem kłopotów i cierpień,
Od najgorszego stanu stokroć gorszym,
1700
Byle najgorszy na tym, co ma, przestał.
Śmierci byś pragnąć powinien w tej nędzy.

TYMON

Nie za poradą większego nędzarza,
Tyś jest niewolnik, którego fortuna
Nigdy ramieniem nie ścisnęła tkliwym;
1705
Psem się zrodziłeś i jak pies — wyrosłeś.
Gdybyś od pieluch, tak jak my, używał
Wszystkich słodyczy, które świat ten krótki
Trzyma w zapasie dla tych, co rozkazy
Tłumom posłusznych dają niewolników,
1710
Byłbyś utonął w swawoli kałużach,
Młodość twą stopił na rozpusty łożu,
Zimnej nauki obyczajów nie znał,
Goniąc za słodką rozkoszy zwierzyną.
Lecz ja, któremu świat był sutą ucztą,
1715
Który na służbie mojej miałem więcej
Ócz, serc, języków, niż ich mogłem użyć;
Ja, do którego przylgnęły tysiące,
Jak do gałęzi dębowych lgną liście —
Liście te spadły jednej zimy tchnieniem —
1720
Zostałem nagi, wszystkich burz igraszką.
Mnie, który dotąd szczęście tylko znałem,
Ciężko jest teraz taki cios wytrzymać.
Ty już w kolebce znalazłeś cierpienie,
A czas cię jeszcze lepiej zahartował;
1725
Dlaczegóż miałbyś ludzi nienawidzić?
Nikt ci nie schlebiał; coś dał kiedy komu?
Gdy kląć chcesz gwałtem, nie możesz przeklinać,
Krom twego ojca, nędznego chudziaka,
Co znalazł, światu na przekór, żebraczkę
1730
I dał ci życie, dziedziczny cherlaku.
Precz z moich oczu! Gdybyś się nie zrodził
Ostatnim z ludzi, byłbyś łotrem także,
Byłbyś pochlebcą.

APEMANTUS

Czyś jeszcze jest dumny?

TYMON

1735
Żem nie jest tobą.

APEMANTUS

Ja, że marnotrawcą
Nigdy nie byłem.

TYMON

Ja, żem jest nim teraz.
Gdyby jedynie w tobie skarb mój leżał,
1740
Powiesić ci się chętnie bym pozwolił,
Precz! Gdyby życie Aten było w tobie,
Tak bym cię pożarł.
Je korzonek.

APEMANTUS

ofiarując mu coś
Polepszę twą ucztę.

TYMON

Wprzód towarzystwo me polepsz i zmykaj.

APEMANTUS

1745
Polepszę moje, odchodząc od ciebie.

TYMON

Nie, nie polepszysz, ledwo że połatasz.
Gdybyś polepszył, smutno by mi było.

APEMANTUS

Jakie mi dajesz zlecenia do Aten?

TYMON

Niech cię tam wichry poniosą. Gdy zechcesz,
1750
Rozgłoś w Atenach, że mam złoto. Widzisz?

APEMANTUS

Tu ci się na nic nie przyda.

TYMON

Tu tylko
Jest czyste, wierne, bo tu śpi spokojnie,
Nie płaci grzechów.

APEMANTUS

1755
Gdzie sypiasz, Tymonie?

TYMON

Pod tym, co wisi nade mną. Gdzie jadasz?

APEMANTUS

1757

Gdzie mój żołądek znajdzie pokarm albo raczej tam, gdzie jem go.

TYMON

1758

Jakże bym pragnął, żeby trucizna była mi posłuszną i myśl moją odgadła!

APEMANTUS

1759

Gdzież byś ją posłał?

TYMON

1760

Na sos twoim potrawom.

APEMANTUS

1761

Nigdy nie znałeś środka ludzkości, ale tylko dwa jej ostateczne końce. Kiedy byłeś w twojej pozłocie i perfumach, śmiali się z ciebie ludzie dla twojej zbytniej wykwintności; dziś w twoich łachmanach, nie masz znowu żadnej i ludzie znów gardzą tobą dla przeciwnej ostateczności. Weź ten migdałek i zjedz go.

TYMON

1762

Nie karmię się tym, czego nienawidzę.

APEMANTUS

1763

Czy nienawidzisz migdałków?

TYMON

1764

Jeśli pochodzą od ciebie.

APEMANTUS

1765

Gdybyś zaczął wcześniej brzydzić się migdałkami, kochałbyś teraz lepiej samego siebie. Czy znałeś kiedy marnotrawcę, którego by kochano, gdy przeszastał majątek?

TYMON

1766

Czy znałeś kiedy człowieka, którego by kochano bez majątku?

APEMANTUS

1767

Mnie pierwszego.

TYMON

1768

Rozumiem; byłeś dość bogaty, aby psa wyżywić.

APEMANTUS

1769

Jakie stworzenie na świecie najpodobniejsze, twoim zdaniem, do twoich pochlebców?

TYMON

1770

Najpodobniejsze kobiety, ale mężczyźni to żyjące pochlebstwo. Co byś zrobił ze światem, Apemancie, gdyby w twojej był mocy?

APEMANTUS

1771

Dałbym go bestiom na pastwę, żeby się pozbyć ludzi.

TYMON

1772

Czy chciałbyś i sam zginąć w zagładzie ludzi i zostać bestią wśród bestii?

APEMANTUS

1773

Bez wątpienia, Tymonie.

TYMON

1774

Bestialska ambicja i daj Boże, żeby się spełniła. Gdybyś był lwem, lis by cię oszwabił; gdybyś był jagnięciem, lis by cię zdławił; gdybyś był lisem, lew by cię podejrzewał na lada osła oskarżenie; gdybyś był osłem, własne głupstwo byłoby ci męczarnią i żyłbyś tylko jako śniadanie dla wilka; gdybyś był wilkiem, dręczyłoby cię twoje obżarstwo i nieraz ryzykowałbyś życie dla obiadu; gdybyś był jednorożcem, duma i wściekłość byłaby twoją zgubą i gniew twój własny wydałby cię na pastwę; gdybyś był niedźwiedziem, koń by cię zabił kopytem; gdybyś był koniem, lampart by cię schwytał; gdybyś był lampartem, byłbyś lwa krewnym, a familijne cętki zapłaciłbyś życiem; jedynym dla ciebie ratunkiem byłaby ucieczka, jedyną obroną nieobecność. Jakąż mógłbyś zostać bestią, żebyś zaraz nie stał się łupem innej bestii? Jaka już i teraz z ciebie bestia, że nie widzisz swojej zguby w tej przemianie?

APEMANTUS

1775

Gdyby rozmowa z tobą mogła mi smakować, to byłoby teraz. Rzeczpospolita ateńska stała się puszczą bestii.

TYMON

1776

Jak to? Więc osioł mur przeskoczył[20], że się z miasta wymknąłeś?

APEMANTUS

1777

Widzę zbliżających się poetę i malarza: niech dżuma ich towarzystwa spadnie na ciebie. Co do mnie, boję się zarazy i umykam. Jak nie będę miał nic lepszego do roboty, odwiedzę cię znowu.

TYMON

1778

Jak nie będzie innego prócz ciebie żyjącego stworzenia, dobre znajdziesz u mnie przyjęcie. Wolałbym zostać psem żebraka niż Apemantem.

APEMANTUS

Wszystkich żyjących głupców jesteś królem.

TYMON

1780
Za brudny jesteś, żebym pluł na ciebie.

APEMANTUS

A ty zbyt chudy, żebym cię przeklinał.

TYMON

Każdy łotr świętym przy tobie się wyda.

APEMANTUS

Nie ma na świecie trądu prócz słów twoich.

TYMON

Prawda, gdy twoje wymawiam nazwisko;
1785
Gdybym się nie bał rąk moich osmolić,
Biłbym cię.

APEMANTUS

Bodaj od słów moich zgniły!

TYMON

Precz z moich oczu, psów parszywych szczenię,
Gniew mnie zadusi, żeś jeszcze przy życiu;
1790
Widząc cię mdleję.

APEMANTUS

Bodajeś się rozpękł!

TYMON

Precz, nudny łotrze! Żal mi, że dla ciebie
Kamień ten tracę.
Rzuca w niego kamieniem.

APEMANTUS

Bydlę!

TYMON

1795
Niewolniku!

APEMANTUS

Ropucho!

TYMON

Łotrze! łotrze! łotrze! łotrze!
Apemantus, niby odchodząc, kryje się w głębi.
Obłudny świat ten obrzydł mi i tylko
Przyjmę od niego, co mi jest niezbędne.
1800
A więc, Tymonie, grób sobie przygotuj;
Śpij na wybrzeżu, aby lekka fala
Grobowy kamień co dzień obmywała,
A taki wyryj napis na kamieniu,
Że śmierć twa z innych życia szydzić będzie.
spoglądając na zioło
1805
O królobójco słodki, drogi sprawco
Rozwodu między synem a rodzicem!
Czystego łoża jasny hańbicielu!
Waleczny Marsie, tyś zawsze jest młody,
Świeży, kochany! Twój rumieniec topi
1810
Śnieg poświęcony na łonie Diany!
Widomy boże, wszystkie przeciwieństwa
Ty w jednym możesz połączyć uścisku!
W każdym języku każdą wygrasz sprawę!
O ty probierczy serc ludzkich kamieniu!
1815
Przypuść, że podniósł bunt człek, twój niewolnik,
Twoją potęgą zniszcz ród jego cały,
By mogły bestie tym światem zawładnąć!

APEMANTUS

Bodaj tak było! — ale po mej śmierci.
Rozgłoszę wszędzie, że znowu masz złoto,
1820
A ujrzysz tłumy twych starych pochlebców.

TYMON

Tłumy?

APEMANTUS

Tak, tłumy.

TYMON

Proszę cię, umykaj!

APEMANTUS

Żyj, a twą nędzę kochaj.

TYMON

1825
A ty z twoją
Żyj i umieraj.
Wychodzi Apemantus
Przeciem się go pozbył!
Znowu coś na kształt ludzi? Jedz, Tymonie.
A brzydź się nimi.
Wchodzą rozbójnicy.

PIERWSZY ROZBÓJNIK

1830

Gdzie on mógł schować to złoto? To pewno jaki biedny ułomek, jaka licha resztka dawnej jego fortuny. Tylko brak złota i odstępstwo przyjaciół przywiodły go do tej melancholii.

DRUGI ROZBÓJNIK

1831

Biega wieść, że ma skarby niewyczerpane.

TRZECI ROZBÓJNIK

1832

Spróbujmy. Jeśli o skarb ten nie dba, odstąpi go nam bez trudności; ale jeśli go pilnuje łakomo[21], jak się do niego dostać?

DRUGI ROZBÓJNIK

1833

To prawda, boć go nie nosi na sobie, musiał go gdzieś schować.

PIERWSZY ROZBÓJNIK

1834

Czy to nie on?

INNI

1835

Gdzie?

DRUGI ROZBÓJNIK

1836

Wygląda, jak nam powiadano.

TRZECI ROZBÓJNIK

1837

To on; poznałem go.

WSZYSCY

1838

Witaj nam, Tymonie!

TYMON

1839

Co tam nowego, złodzieje?

WSZYSCY

1840

Żołnierze, nie złodzieje.

TYMON

1841

Jedno i drugie, a w dodatku synowie niewiasty.

WSZYSCY

1842

Nie, nie złodzieje, lecz ludzie w potrzebie.

TYMON

Waszą potrzebą niepotrzebna strawa,
Bo czego, proszę, macie potrzebować?
1845
Patrzcie, ta ziemia dosyć ma korzonków,
Wokoło biją tysiączne krynice;
Dąb daje żołądź, jeżyna jagody;
Na każdym krzaku dobra gospodyni,
Natura, ucztę pełną wam zastawia:
1850
Potrzeba? Czemu i jaka potrzeba?

PIERWSZY ROZBÓJNIK

Trudno żyć trawą, jagodą i wodą
Jak ptaki, ryby albo jak bydlęta.

TYMON

Bydła i ptaków, i ryb wam nie dosyć;
Jeszcze wam trzeba i ludzi pożerać?
1855
Złodziej, Obraz świataMuszę wam jednak dzięki za to złożyć,
Że złodziejami jesteście otwarcie;
Prac waszych świętą nie słonicie formą,
Gdy w uświęconych prawami rzemiosłach
Osiadło dzisiaj złodziejstwo bez granic.
1860
Łotry, złodzieje, zabierzcie to złoto,
Idźcie, winnicy krew ssijcie subtelną,
Aż wam gorączka wszystką krew wypali
I uratuje was od szubienicy!
Tylko doktorom żadnym nie ufajcie,
1865
Ich lek trucizną; oni zabijają
Więcej i pewniej, niźli wy kradniecie.
Trzos odbierając, bierzcie razem życie,
Boć gdy łotrostwo jest waszym rzemiosłem,
Bądźcież w pełności słowa artystami.
1870
Wszędzie wam wskażę przykłady złodziejstwa:
Złodziejem słońce, bo okrada morze;
Księżyc pierwszego rzędu jest złodziejem,
Bo kradnie słońcu blade swe światełko;
Złodziejem morze, które w swoim łonie
1875
W łzy zmienia słone wyziewy księżyca;
Ziemia złodziejem, bo żywi się, płodzi,
Mieszając zewsząd kradzione odchody;
Wszystko złodziejem; prawo, co was karci,
Bezkarnie kradnie dzięki swej potędze.
1880
Precz! A nie miejcie przyjaźni dla siebie,
Jeden drugiego niech śmiało okrada.
Tu więcej złota — podrzynajcie gardła.
Kogo spotkacie, to złodziej. Do Aten!
Rabujcie sklepy, a co ukradniecie,
1885
Innych złodziei tylko będzie stratą.
Ale kradnijcie — dlatego wam daję:
A w końcu złoto niech karki wam skręci!
Amen.
Chroni się do swej jaskini.

TRZECI ROZBÓJNIK

1889

Prawie mnie odczarował od mojej profesji, namawiając mnie do niej.

PIERWSZY ROZBÓJNIK

1890

Tylko przez zawziętość na ród ludzki daje nam te rady, nie żeby nam się szczęściło w naszym cechu.

DRUGI ROZBÓJNIK

1891

Uwierzę mu jak nieprzyjacielowi i wyrzeknę się naszego rzemiosła.

PIERWSZY ROZBÓJNIK

1892

Czekajmy wprzódy na pokój w Atenach. Nie ma tak opłakanych czasów, w których by człowiek nie mógł zostać uczciwym.

Wychodzą rozbójnicy. Wchodzi Flawiusz.

FLAWIUSZ

O wielki Boże! Jak to? I to pan mój,
Ten zrujnowany, pogardzony człowiek?
1895
Dobrych uczynków, na złe obróconych[22]
Dziwny monument! Jak fatalne zmiany
Zrobiła na nim nędza rozpaczliwa!
Co podlejszego nad przyjaciół bandę
Szlachetną duszę tak upodlić zdolną?
1900
Na co dziś ludziom przez grzech czasów przyszło,
Że pragną swoich własnych kochać wrogów[23]!
Lecz czy nie lepiej kochać chcących szkodzić
Niż przynoszących szkodę przyjacieli[24]?
Spostrzegł mnie, widzę: czas mu już pokazać
1905
Uczciwą boleść i kosztem żywota
Służyć mu wiernie jak mojemu panu.
Wychodzi Tymon z jaskini.
Drogi mój panie…

TYMON

Precz! Co ty za jeden?

FLAWIUSZ

Czyś mnie zapomniał, panie?

TYMON

1910
Czemu pytasz?
Od dawna wszystkich zapomniałem ludzi;
Jeśli wyznajesz, że jesteś człowiekiem,
I ciebie także zapomniałem.

FLAWIUSZ

Panie,
1915
To biedny, stary, uczciwy twój sługa.

TYMON

A więc cię nie znam, bom nigdy, jak żyję,
Nie miał przy sobie uczciwego człeka;
Żywiłem tylko łotrów, by przy stole
Łotrom od siebie strojniejszym służyli.

FLAWIUSZ

1920
Bóg świadkiem, nigdy ubogi intendent
Nie płakał szczerzej nad ruiną pana.

TYMON

Jak to? Ty płaczesz? Zbliż się, ja cię kocham,
BoS jest kobietą, kamiennej ludzkości
Głośno się zrzekasz, której łzy wyciska
1925
Śmiech lub lubieżność, nigdy miłosierdzie.
Dziwne to czasy, co płaczą od śmiechu,
A nie od płaczu!

FLAWIUSZ

O dobry mój panie,
Racz sobie sługę starego przypomnieć.
1930
Boleść mą przyjąć i, póki to starczy,
ofiarowując mu sakiewkę
Jak intendenta przy tobie zatrzymać.

TYMON

Jak to? Więc miałem sługę tak wiernego,
Sprawiedliwego, pełnego litości?
To mi już resztę rozumu odbierze
1935
Pokaż oblicze. Zaprawdę, z niewiasty
Człek ten się rodził.
Przebaczcie, wiecznie sprawiedliwe bogi
Bezwyjątkowy mój gniew przeciw ludziom!
Wyznaję, jeden uczciwy jest człowiek.
1940
Jeden, nie więcej, zrozumcie mnie dobrze.
A ten jedyny uczciwiec — jest sługą.
Chciałbym ród cały ludzki nienawidzić,
Lecz tyś się jeden odkupił; prócz ciebie
Przeklinam wszystkich!
1945
Większa uczciwość w tobie niźli rozum.
Gdybyś mnie zdradził, gdybyś po mnie deptał,
Prędzej byś, sądzę, nową znalazł służbę:
Do nowych panów niejeden się drapie
Po karku dawnych. Lecz powiedz mi szczerze,
1950
Bo muszę wątpić mimo oczywistość,
Czy twej dobroci, subtelną rachubą,
Nie dajesz czasem na lichwiarski procent,
Wzorem bogacza, co rozsyła dary,
A czeka w zamian dwadzieścia za jeden?

FLAWIUSZ

1955
Niestety, panie, do twojego serca
Za późno teraz podejrzenie wbiega!
Przy ucztach była pora na wątpienie:
Gdy szczęście zniknie, wchodzi podejrzenie.
Bóg widzi, szczerą przynoszę ci miłość,
1960
Poszanowanie twej szlachetnej duszy,
Czułą troskliwość o twoje potrzeby,
A wierzaj, panie, że wszystkie korzyści,
Czy to obecne, czy tylko w nadziei,
Dam za spełnienie jednego życzenia:
1965
Abyś miał możność nagrodzić me służby,
Wracając znowu do dawnej fortuny.

TYMON

Patrz, tak się stało! Jedyny uczciwcze,
Patrz, bierz! Z mej nędzy Bóg skarby ci przysłał.
Bierz, żyj bogaty! Bierz i bądź szczęśliwy!
1970
Ale ten jeden kładę ci warunek:
Dom twój zbudujesz daleko od ludzi,
Będziesz klął wszystkich, wszystkich nienawidził,
A nie okażesz żadnemu litości;
Od twoich kości wprzód odpadnie ciało,
1975
Nim żebrakowi przyniesiesz jałmużnę[25];
Psom oddaj wszystko, co odmówisz ludziom;
Niechaj w więzieniach gniją i przepadną;
Niech jak las będą z swych liści odarty,
Krew ich fałszywą niech wyssie choroba!
1980
Bądź mi zdrów teraz! Bądź zdrów i szczęśliwy!

FLAWIUSZ

Pozwól mi zostać, służyć ci, mój panie.

TYMON

Oddal się, jeśli przekleństwa się lękasz.
Idź, pókiś cały. Unikaj człowieka
I mą jaskinię wymijaj z daleka.
Wychodzą.

AKT PIĄTY

SCENA PIERWSZA

Przed jaskinią Tymona.
Wchodzą Poeta i Malarz, w głębi Tymon niewidziany.

MALARZ

1985

Jeśli dobrze zauważyłem miejsce, gdzieś niedaleko stąd mieszka.

POETA

1986

Co myślisz? Czy można wierzyć, że tyle ma złota?

MALARZ

1987

Nie ma wątpliwości. Alcybiades tak twierdzi; Frynia i Tymandra wyniosły od niego kupy złota; wzbogacił także kilku biednych maruderów, a powiadają, że swojemu dawnemu intendentowi dał ogromną jakąś sumę.

POETA

1988

A więc to jego bankructwo było tylko próbą przyjaciół?

MALARZ

1989

Nic więcej. Zobaczysz go znowu w Atenach, kwitnącego jak palmowe drzewo między najwyższymi. Dobrze więc będzie, gdy mu ofiarujemy naszą miłość w tym mniemanym jego ubóstwie; będzie to dowodem naszej uczciwości, a wedle wszelkiego podobieństwa napełni nasze sakwy rzeczą, po którąśmy przyszli, byle to była prawda o jego fortunie.

POETA

1990

Co mu dasz teraz w podarunku?

MALARZ

1991

Na teraz nic prócz odwiedzin; ale przyrzeknę mu arcydzieło.

POETA

1992

I ja za twoim pójdę przykładem; będę mu prawił o poemacie, który zamierzam mu poświęcić.

MALARZ

Myśl przewyborna
Słowo, CzynZnamieniem czasów naszych obiecywać.
1995
Bo obietnica rozbudza ciekawość,
Gdy w wykonaniu zawsze coś ciężkiego;
Tylko w motłochu niemądrych prostaków
Jeszcze w zwyczaju dotrzymanie słowa.
Obiecać to rzecz modna i dworacka;
2000
Dotrzymać to jest niby jak testament,
Dowód choroby bardzo niebezpiecznej,
W głębiach rozumu wykonawcy tkwiącej.

TYMON

na stronie
2003

Pyszny z ciebie artysta! Nie potrafisz jednak odmalować brzydszego od siebie człowieka.

POETA

Rozmyślam teraz, co by mu powiedzieć.
2005
Że napisałem na jego intencję.
Coś o nim samym — to rzecz naturalna —
Satyrę przeciw miękkości dostatków,
I żywy obraz pochlebstw nieskończonych
Do bogactw tylko i młodości lgnących….

TYMON

na stronie
2010

Chcesz więc koniecznie być wzorem łotra w swoim własnym utworze. Chcesz więc chłostać twoje własne wady w innych ludziach. Zrób tak, a mam dla ciebie złoto.

POETA

Nie traćmy czasu, znaleźć go nam trzeba;
Przeciw nam samym grzechem by to było
Za późno przybyć, gdzie o zysk chodziło.

MALARZ

Nim w głębiach morza słońce się zanurzy,
2015
Znajdź, czego szukasz, boć na to dzień służy.

TYMON

na stronie
Wnet się spotkamy. Cóż to za bóg złoto,
Co cześć odbiera w podlejszej świątyni
Niż chlew, gdzie wieprze karmią się zamknięte!
Ty okręt stroisz, słone sieczesz fale,
2020
Hołd i powagę jednasz niewolnikom[26].
Cześć więc odbieraj, a twoim wyznawcom
Niech wszystkie plagi służą za koronę!
Czas się pokazać.
Wychodzi na scenę.

POETA

Witaj nam, Tymonie!

MALARZ

2025
Niegdyś nasz panie!

TYMON

Dożyłem więc chwili,
W której oglądam dwóch ludzi uczciwych.

POETA

Nieraz dobrocią twoją zaszczyceni,
Na wieść, żeś poszedł w jaskiniach się chować,
2030
Od twych najlepszych zdradzony przyjaciół,
Których niewdzięczność — dusze obrzydliwe,
Wszystkie niebieskie bicze nie dość dla was! —
Co? Ciebie zdradzić!
Ciebie, którego, gwiaździsta szlachetność
2035
Dawała wszystkim życie i znaczenie!
Niemy od zgrozy, na próżno słów szukam,
W które bym ubrał i światu pokazał
Potworny ogrom takiej niewdzięczności.

TYMON

Zostaw ją nagą, łatwiej ją zobaczą,
2040
Ale wy za to waszą uprzejmością
Tym lepiej szpetność ich pokazujecie.

MALARZ

Obaśmy życia odbyli pielgrzymkę
Pod darów twoich życiodajną rosą
I wdzięczność w naszych zapisali sercach.

TYMON

2045
O, wiem, wiem dobrze, uczciwi z was ludzie.

MALARZ

Przychodzim nasze służby ofiarować.

TYMON

Uczciwi ludzie! Jakże wam zapłacę?
Czy jeść możecie korzonki? Pić wodę?
Nie.

OBAJ

2050
Zrobim wszystko, co możemy zrobić,
Byle ci służyć.

TYMON

Wiem, żeście uczciwi:
Doszły was wieści, że znowu mam złoto,
O tym nie wątpię; jak uczciwi ludzie
2055
Wyznajcie prawdę.

MALARZ

Mówią o tym w mieście;
Lecz ni ja, panie, ani mój przyjaciel
Nie dla tych dzisiaj przychodzim powodów.

TYMON

Poczciwe dusze!
do Malarza
2060
Ty, jak portrecista,
Z dawna w Atenach pierwsze trzymasz miejsce;
Twoje portrety żyją.

MALARZ

Tak, tak, panie.

TYMON

Żyją, powtarzam.
do Poety
2065
A twoim utworem
Kształt taki daje wiersz twój potoczysty,
Że twoja sztuka zdaje się naturą.
A mimo tego, moi przyjaciele,
Wyznać wam muszę, macie jedną wadę;
2070
Lecz to w was żadną nie jest potwornością
I nie chcę, żeby was to kłopotało,
Jak ją naprawić.

OBAJ

Błagamy cię, panie.
Daj nam ją poznać.

TYMON

2075
Gniewać się będziecie.

OBAJ

Nie, panie, raczej będziemy ci wdzięczni.

TYMON

Chcecie koniecznie?

OBAJ

Chcemy, wierzaj, panie.

TYMON

Każdy z was w łotrze ufność swą położył,
2080
Który w paskudny tumani go sposób.

OBAJ

My?

TYMON

Wy. Słuchacie, kiedy was podchodzi,
A choć świadomi grubych jego figlów,
W głębi go serca chowacie, żywicie;
2085
Wierzcie mi jednak, łotr to jest wierutny.

MALARZ

Wcale go nie znam.

POETA

Ani ja, mój panie.

TYMON

Kocham was szczerze, dam chętnie wam złoto,
Tylko tych łotrów wygońcie od siebie,
2090
Powieście lub ich zakłujcie, utopcie,
A byle pozbyć wam się ich udało,
Wracajcie do mnie, czeka na was złoto.

OBAJ

Powiedz nam tylko, panie, ich nazwisko.

TYMON

Ty po tej stronie, a ty stań po tamtej;
2095
Zawsze dwóch razem: każdy z was samotny,
Ma jednak zawsze towarzyszem łotra.
do Malarza
Jeżeli nie chcesz, by tam, gdzie ty będziesz,
Dwóch łotrów było, uciekaj od niego…
do Poety
Jeśli chcesz bawić, gdzie tylko łotr jeden,
2100
Opuść go, radzę. Precz stąd! Umykajcie!
To dla was złoto, po któreście przyszli.
Za wasze dzieła, które dla mnie macie,
Oto zapłata! Precz, precz z moich oczu!
Zrób z tego złoto, jesteś alchemistą.
2105
Precz, psy! Precz, łotry!
Wybiega za nimi, bijąc ich.

SCENA DRUGA

Przed jaskinią Tymona.
Wchodzą Flawiusz i dwaj senatorowie.

FLAWIUSZ

Daremno chcecie z Tymonem rozmawiać,
On się albowiem tak zamknął sam w sobie,
Że mu obrzydło, co ludzką ma postać,
I sam chce zostać.

PIERWSZY SENATOR

2110
Pokaż nam jaskinię:
Mamy rozkazy, chcemy ich dopełnić.
Musim z nim mówić.

DRUGI SENATOR

Zmieniają się ludzie.
Był czas, gdy smutek odludkiem go zrobił.
2115
Ten sam czas dzisiaj, przyjaźniejszą ręką
Starą mu jego wracając pomyślność,
Może mu stary powrócić charakter.
Co bądź wypadnie, prowadź nas do niego.

FLAWIUSZ

To jest dom jego. Pokój mu i radość!
2120
Panie mój, wystąp! Przemów do przyjaciół!
Lud ci ateński przez dwóch senatorów
Najdostojniejszych pozdrowienie przysłał;
Przemów więc do nich, szlachetny Tymonie!
Wchodzi Tymon.

TYMON

Ożywicielu, słońce, pal! — wisielce,
2125
Czego żądacie? Za każdą wam prawdę
Niech pryszcz wystąpi; każde wasze kłamstwo
Niech wam w korzeniu samym język pali!

PIERWSZY SENATOR

Tymonie godny…

TYMON

Was tylko, wy jego.

DRUGI SENATOR

2130
Senat ateński śle ci pozdrowienie.

TYMON

Dziękuję, chciałbym posłać im w odwecie
Zarazę, gdybym mógł ją dla nich złowić.

PIERWSZY SENATOR

Zapomnij krzywdy, którą opłakujem.
Dziś, jednomyślnie, na miłości dowód,
2135
Senat cię błaga, byś do Aten wrócił;
Rzeczpospolita najpierwsze godności
W wakansie trzyma do twego powrotu.

DRUGI SENATOR

Sam przeciw tobie swe grzechy wyznaje;
Lud, który rzadko wyroki swe cofa,
2140
Czuje potrzebę pomocy Tymona
I swój upadek widzi niewątpliwy,
Gdy Tymonowi odmówi pomocy.
W jego imieniu przychodzim do ciebie
I żal wyrazić, i przyrzec nagrodę
2145
Zdolną przeważyć wszystkie dawne krzywdy;
Taki dostatek miłości i skarbów,
Że całą przeszłość zatrze ci w pamięci,
A w zamian naszej miłości obrazy
Na wieczne czasy w sercu twym zapisze.

TYMON

2150
Czarami, widzę pociągnąć mnie chcecie:
Niewiele trzeba, żebym się rozpłakał,
Dajcie mi tylko, dostojni mężowie,
Głupiego serce, a kobiety oczy,
A łzami wasze pociechy obleję.

PIERWSZY SENATOR

2155
Racz więc do naszych wrócić z nami Aten —
Naszych i twoich — objąć naczelnictwo,
A czeka na cię wdzięczność narodowa,
Władza bez granic, chwała i powaga.
Przy twej pomocy bez trudu odpędzim
2160
Alcybiadesa zuchwałe napady,
Co podkopuje ojczyzny swej pokój
Niby dzik wściekły.

DRUGI SENATOR

I ateńskim murom
Swym mieczem grozi.

PIERWSZY SENATOR

2165
Dlatego, Tymonie…

TYMON

Dobrze, panowie, zgoda; więc słuchajcie:
Gdy Alcybiades ziomków mych morduje,
Niech mu powiedzą w Tymona imieniu,
Że Tymon — o to nie troszczy się wcale.
2170
Lecz jeśli piękne zrabuje Ateny,
Za brody świętych ciągnąć będzie starców,
Czyste dziewice jeśli na łup wyda
Swych krwawych bestii chuciom rozpasanym,
Niechaj wie o tym — idźcie mu powtórzyć,
2175
Co Tymon mówi: przez litość dla starców,
Dziewic, niemowląt, musi mu powiedzieć —
Że Tymon o to nie troszczy się wcale.
Niech, co chce, robi. O jego też noże
Bądźcie bez troski, póki macie gardła.
2180
Co do mnie, nie ma jednego kozika
W całym obozie zbuntowanej tłuszczy,
Który by nie był sercu memu droższy
Niż gardło u was najprzewielebniejsze.
Teraz opiece bogów was polecam,
2185
Jak zbójców stróżom.

FLAWIUSZ

Darmo czas tracicie.

TYMON

Właśnie nagrobek mój komponowałem;
Jutro go będzie świat oglądać; długa
Mojego ciała i duszy choroba,
2190
Widzę, zaczyna teraz się polepszać
I nicość da mi wszystkiego dostatek.
Wy, żyjcie; męką waszą Alcybiades,
Wy bądźcie jego, jak można najdłużej!

PIERWSZY SENATOR

Próżno błagamy.

TYMON

2195
Jednak kraj mój kocham,
I wieść ta kłamstwem, że się kiedykolwiek
Z rozbicia nawy ojczystej cieszyłem.

DRUGI SENATOR

Szlachetne słowa!

TYMON

Moim mnie współziomkom
2200
Polećcie, proszę.

PIERWSZY SENATOR

Wyrazy ust godne,
Z których wychodzą.

DRUGI SENATOR

Do naszego ucha
Wbiegają niby triumfalną bramą
2205
Wielki zwycięzca.

TYMON

Więc mnie im polećcie.
Dodajcie razem, żeby ich żal zmniejszyć,
Odgonić trwogę, cierpienia i straty,
Troski miłości i strapienia wszystkie,
2210
Którym w żywota niepewnej pielgrzymce
Kruche natury podlega naczynie.
Wielką usługę chętnie im wyświadczę
Od Alcybiada wyzwolę wściekłości.

DRUGI SENATOR

Miłe to słowa. Widzę, wróci z nami.

TYMON

2215
Wyrosło drzewo w mojej tu zagrodzie,
Które ściąć muszę dla mej dogodności;
Zwlekać nie mogę, więc powiedzcie, proszę,
Mym przyjaciołom, wszystkim Ateńczykom,
Małym i wielkim, potężnym i słabym,
2220
Że kto chce koniec położyć strapieniom,
Niechaj się śpieszy, niech do mnie przybywa
I nim pień drzewa siekierę poczuje,
Niech się powiesi. Pozdrówcie ich wszystkich.

FLAWIUSZ

Próżne błagania, będzie nieugięty.

TYMON

2225
Idźcie, a więcej nie wracajcie do mnie.
Powiedzcie miastu, że Tymon zbudował
Na brzegach morza swój dom wiekuisty,
Który codziennie rozdąsane fale
Pianą odzieją. Odwiedźcie go czasem,
2230
Niech mój nagrobek wyrocznią wam będzie.
Przestańcie, usta, groźne cedzić słowa,
Co złe, niech leczy zaraza morowa!
Niech groby kopać będzie ludzką pracą,
A ich mozołu niech śmierć będzie płacą;
2235
Zagaśnij, słońce! Niech noc wieczna wstanie,
Bo się Tymona kończy panowanie.
Wychodzi.

PIERWSZY SENATOR

Próżne zachody, bo w jego naturę
Gniew się wplótł wieczny.

DRUGI SENATOR

Wracajmy do Aten,
2240
Pomocy jego skonała nadzieja;
Szukajmy innych zbawienia sposobów
Wśród niebezpieczeństw.

PIERWSZY SENATOR

Idźmy, bo czas drogi.
Wychodzą.

SCENA TRZECIA

Mury ateńskie.
Wchodzi dwóch senatorów i Posłaniec.

PIERWSZY SENATOR

Niemiłe wieści, ale jego armia
2245
Czy niewątpliwie, jak mówisz, potężna?

POSŁANIEC

Lub potężniejsza. Zresztą lada chwila
Stanie pod miastem.

DRUGI SENATOR

Nasz stan rozpaczliwy,
Jeśli Tymona z sobą nie przywiodą.

POSŁANIEC

2250
Właśnie spotkałem na drodze posłańca,
Który, choć z innym złączony stronnictwem,
Moim był niegdyś dobrym przyjacielem;
Przez czułą pamięć dawnej zażyłości
Wyznał, że śpieszy do Tymona groty
2255
Z Alcybiadesa listami i prośbą,
By się z nim złączył w wojnie, którą w części
Rozpoczął, aby pomścić jego krzywdy.
Wchodzą senatorowie od Tymona.

PIERWSZY SENATOR

To bracia nasi.

TRZECI SENATOR

Nie łudźcie się wcale
2260
I nie rachujcie na Tymona pomoc.
Bębny już słychać, niezliczone wojsko
Duszącym pyłem zaciemnia powietrze,
Już czas, do broni! Za chwilę wróg srogi
Przyniesie miastu mordy i pożogi.
Wychodzą.

SCENA CZWARTA

Las. Jaskinia Tymona. Nad brzegiem morza grobowiec.
Wchodzi Żołnierz szukający Tymona.

ŻOŁNIERZ

2265
Wedle opisu tu być musi miejsce.
Hola! Odpowiedz! Głucho — co to znaczy?
Tymon nie żyje, a nad morską falą
Zwierz jakiś dziki pomnik mu zbudował,
Bo ludzi nie ma. Umarł. To grób jego.
2270
Nie mogę czytać[27], co napis ten niesie,
Ale na wosku odcisk z sobą wezmę:
Wódz nasz ćwiczony w pisma charakterach,
Stary ma rozum, chociaż młode lata;
W tej chwili pewno Aten waży losy
2275
I chce je zmienić na popiołów stosy.
Wychodzi.

SCENA PIĄTA

Pod murami Aten.
Przy odgłosie trąb wchodzi Alcybiades z armią.

ALCYBIADES

Daj znak o groźnym wojsk naszych przybyciu
Temu tchórzostwa i rozpusty gniazdu.
Trębacz daje znak parlamentarski; na murach pokazuje się dwóch senatorów.
Żywot wasz dotąd wśród rozpusty płynął,
Sprawiedliwości miarą była wola,
2280
Dotąd ja równie jak i wszyscy inni,
Cośmy w potęgi waszej spali cieniu,
Próżnośmy skargi nasze wyziewali,
Zmuszeni pośród obcych się wałęsać[28],
Lecz czas już dojrzał, w którym szpik pokorny
2285
W cierpiących kościach zawołał: „Dość tego!”,
W którym milczący długo pokrzywdzony
Na krzesłach waszych zasiądzie i wytchnie,
Kiedy otyła i nadęta pycha
Zdychawicieje od trwogi.

PIERWSZY SENATOR

2290
Młodzieńcze,
Gdy gniew twój jeszcze w myślach twoich istniał,
Nim miałeś siłę, a my trwogi powód,
Przez naszych posłów balsam odebrałeś,
Zdolny zagoić gniewu twego rany,
2295
A zatrzeć ślady naszej niewdzięczności
Nadmiarem szczerej miłości dowodów.

DRUGI SENATOR

Pokorną prośbą i obietnicami
Tymona także przeobrażonego
Z naszym pogodzić pragnęliśmy miastem.
2300
Niewdzięcznikami nie byliśmy wszyscy,
Nie zasługujem wszyscy na zagładę.

PIERWSZY SENATOR

Nie tych ramiona mur ten zbudowały,
Którzy niebacznie gniew twój podpalili,
Ni twoje krzywdy takiej są natury,
2305
Aby te wieże, szkoły i trofea
Dla winy kilku w popiół się zmieniły.

DRUGI SENATOR

Już ci nie żyją, za których podnietą
Lud cię ateński na wygnanie skazał;
Myśl ich zabiła, że w sprawie tak ważnej
2310
Przenikliwości tak mało dowiedli.
Wkrocz, dzielny wodzu, w bramy tego miasta
Z rozwiniętymi pułków sztandarami.
Jeśli twa zemsta krwi ludzkiej jest głodna,
Zrób, na co ludzka wzdryga się natura,
2315
I weź mieszkańców krwawą dziesięcinę:
Niech hazard kostek wskaże tych, co muszą
Za resztę kości swoje hazardować.

PIERWSZY SENATOR

Nie wszyscy grzeszni ani sprawiedliwie
Grzechy umarłych na żyjących karać,
2320
Bo grzech nie spada dziedzictwem jak ziemia.
Więc, ziomku drogi, wprowadź twe zastępy,
Lecz wściekłość twoją za murami zostaw;
Twoją ateńską oszczędź dziś kolebkę,
Oszczędź rodzinę, która w szale gniewu
2325
Z winowajcami padłaby niewinna.
Jak dobry owczarz zbliż się do owczarni,
Brakuj parszywe, ale zdrowe oszczędź.

DRUGI SENATOR

Prędzej uśmiechem celu swego dopniesz,
Niż się do niego szablami dorąbiesz.

PIERWSZY SENATOR

2330
Trąć tylko nogą murów naszych bramy,
Staną otworem, byle twoje serce
Wprzód wyprawiło nadziei poselstwo,
Że jak przyjaciel bramy te przekroczysz.

DRUGI SENATOR

Rzuć rękawicę twoją albo inny
2335
Jaki zadatek twojego honoru,
Że w wojnie szukasz twoich krzywd naprawy,
Ale nie naszej zagłady, a miasto
Bezpiecznym portem armii twojej będzie,
Póki twych wszystkich nie spełnimy życzeń.

ALCYBIADES

2340
Więc dobrze, oto moja rękawica.
Bramy mi wasze otwórzcie bez trwogi,
Nieprzyjaciele Tymona i moi,
Których mi sami jak winnych oddacie,
Będą jedyną gniewu mego pastwą.
2345
Na dowód mojej wspaniałomyślności,
By wszelką trwogę z waszych serc wygonić,
Ni jeden żołnierz waszych trybunałów
Sprawiedliwości biegu nie zamąci
Albo natychmiast za wszystko odpowie
2350
Wedle praw waszych całej surowości.

OBAJ

Szlachetny mówca!

ALCYBIADES

Dotrzymajcie słowa.
Senatorowie schodzą i otwierają bramy.
Wchodzi Żołnierz.

ŻOŁNIERZ

Szlachetny wodzu mój, Tymon nie żyje.
Nad brzegiem morza śpi złożony w grobie.
2355
Napis wyryty na jego kamieniu
Przynoszę, wodzu, w woskowym odcisku,
Jakby w zastępstwie mojego nieuctwa.

ALCYBIADES

czyta
Grób„Bez biednej duszy biedne spoczywa tu ciało,
Niech mór dobije wszystkich, co po nim zostali!
2360
Tu śpi Tymon, przeklinał, żyjąc, ludzkość całą,
I ty ją klnij, przechodniu, tylko klnąc idź dalej!”
To jest wyrazem twych ostatnich myśli.
Choć naszą ludzką gardziłeś boleścią
I kropelkami, które mózg nasz cedzi,
2365
Które natura sączy niedołężna[29],
To przecie, duszy natchniony wielkością,
Chciałeś, by wiecznie nad twym cichym grobem,
Nad przebaczonym grzechem Neptun płakał.
Szlachetny Tymon umarł; jego pamięć
2370
W stosownej porze należnie uczcimy.
Ale do miasta prowadźcie mnie teraz;
Miecz mój owinę gałązką oliwy;
Odgonił wojnę pokój pożądany
I leje balsam na przeszłości rany.
2375
Uderzcie w bębny!
Wychodzą.

Przypisy

[1]

pociągnięcie — tu: pociągnięcie pędzla; rys odzwierciedlony na obrazie. [przypis edytorski]

[2]

koma (daw.) — tu: przecinek. [przypis edytorski]

[3]

olbrzymi pomysł — tu właśc.: wspaniały (świetny, trafny) pomysł. [przypis edytorski]

[4]

ira brevis furor (łac.) — właśc. Ira furor brevis est: animum rege, qui nisi paret, imperat: gniew to krótkotrwały szał: panuj nad umysłem, który jeśli nie jest ci uległy, rządzi tobą (z Listów Horacego, I, 2, 62). [przypis edytorski]

[5]

wzorki z was wybierać — tj. patrząc na was, kolekcjonować przykłady typowych zachowań. [przypis edytorski]

[6]

nie chcę żadnej nadawać tu sobie powagi (…) niech moja uczta zamknie ci usta — tj. nie chcę uzurpować sobie prawa, aby cię uciszać. [przypis edytorski]

[7]

niech twoją stanie się to sprawą — niech to się stanie za twoją sprawą (dzięki tobie). [przypis edytorski]

[8]

abyśmy cię uznali za tatusia — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie na dosadniejsze: „(…) za rajfura”. [przypis edytorski]

[9]

tatuś — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie na dosadniejsze: rajfur. [przypis edytorski]

[10]

możeszli — konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy możesz. [przypis edytorski]

[11]

interesa — dziś M.lm: interesy. [przypis edytorski]

[12]

byćże to może — konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: czy być to może. [przypis edytorski]

[13]

gotowy na wszystko — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie w tym miejscu, zastępując ten fragment zdaniem: „udział bierze w spiskach”. [przypis edytorski]

[14]

płaczącą wdowę — w późn. wyd. poprawiono tłumaczenie, zmieniając w tym miejscu wyrażenie na: „zwiędłą już wdowę”. [przypis edytorski]

[15]

święte honory — w późn. wyd. poprawiono tłumaczenie w tym miejscu zmieniając to wyrażenie na: „nakazy religii”. [przypis edytorski]

[16]

przygody (daw.) — to, co się komuś przytrafia; przejścia, przeżycia. [przypis edytorski]

[17]

Nie myślę od was wymagać przysięgi — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, wstawiając przed tym wersem następujący: „A teraz, flądry, nadstawcie zapaski”. [przypis edytorski]

[18]

Lecz zawsze bądźcie samym sobie wierne — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, wstawiając przed tym wersem jako wtrącenie w nawiasie następujący: „Wasz trud pół roku niech będzie daremny”. [przypis edytorski]

[19]

Chodzą w jedwabiach (…) zabójczych perfum strugami oblani — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zastępując w tym miejscu dwa wersy następującymi: „Chodzą w jedwabiach, leżą w miękkim łożu/ Ściskając swoje wonne nałożnice”. [przypis edytorski]

[20]

przeskoczył — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zmieniając na: „rozwalił”. [przypis edytorski]

[21]

łakomo — dziś popr.: łakomie. [przypis edytorski]

[22]

dobrych uczynków, na złe obróconych — tzn. dobrych uczynków, które przyniosły zły skutek; w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zmieniając ten wers na: „Dobrych uczynków źle adresowanych”. [przypis edytorski]

[23]

Na co dziś ludziom przez grzech czasów przyszło, że pragną swoich własnych kochać wrogów — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie tych dwóch wersów, zmieniając je na następujące: „Jak się wspaniale z naszym czasem zgadza/ Nakaz, by kochać własnych nieprzyjaciół”. [przypis edytorski]

[24]

przyjacieli — dziś popr. forma M.lm: przyjaciół. [przypis edytorski]

[25]

Od twoich kości wprzód odpadnie ciało, nim żebrakowi przyniesiesz jałmużnę — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zmieniając ten fragment następująco: „Niech żebrakowi zagłodzone ciało,/ Nim go wspomożesz, od kości odpadnie”. [przypis edytorski]

[26]

Hołd i powagę jednasz niewolnikom — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, znajdując inny sens w tym fragmencie: „Zaś w niewolniku wzmagasz cześć dla pana”. [przypis edytorski]

[27]

nie mogę czytać — w sensie: nie umiem czytać (i nie wiem, co znaczy ten napis). [przypis edytorski]

[28]

Zmuszeni pośród obcych się wałęsać — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zmieniając ten wers na następujący: „Wędrując smętnie ze złożoną bronią”. [przypis edytorski]

[29]

Które natura sączy niedołężna — w późn. wyd. zweryfikowano tłumaczenie, zastępując ten wers wtrąceniem w nawiasie: „Skąpa natura sączy je powoli”. [przypis edytorski]

15 zł

tyle kosztują 2 minuty nagrania audiobooka

35 zł

tyle kosztuje redakcja jednego krótkiego wiersza

55 zł

tyle kosztuje przetłumaczenie 1 strony z jęz. angielskiego na jęz. polski

200 zł

tyle kosztuje redakcja 20 stron książki

500 zł

Dziękujemy za Twoje wsparcie! Uzyskujesz roczny dostęp do przedpremierowych publikacji.

20 zł /mies.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

35 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na opłacenie jednego miesiąca utrzymania serwera, na którym udostępniamy lektury szkolne.

55 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na nagranie audiobooka, np. z baśnią Andersena lub innego o podobnej długości.

100 zł /mies.

W ciągu roku twoje wsparcie pozwoli na zredagowanie i publikację książki o długości 150 stron.

Bezpieczne płatności zapewniają: PayU Visa MasterCard PayPal

Dane do przelewu tradycyjnego:

nazwa odbiorcy

Fundacja Wolne Lektury

adres odbiorcy

ul. Marszałkowska 84/92 lok. 125, 00-514 Warszawa

numer konta

75 1090 2851 0000 0001 4324 3317

tytuł przelewu

Darowizna na Wolne Lektury + twoja nazwa użytkownika lub e-mail

wpłaty w EUR

PL88 1090 2851 0000 0001 4324 3374

Wpłaty w USD

PL82 1090 2851 0000 0001 4324 3385

SWIFT

WBKPPLPP

x
Skopiuj link Skopiuj cytat
Zakładka Istniejąca zakładka Notka
Słuchaj od tego miejsca