- Bieda: 1 2 3 4
- Chłop: 1
- Emigrant: 1
- Karczma: 1
- Miasto: 1
- Nadzieja: 1
- Omen: 1 2
- Pobożność: 1
- Potwór: 1
- Ptak: 1
- Rozpacz: 1
- Strach: 1
- Wygnanie: 1 2
- Ziemia: 1
- Zwierzęta: 1
pisownia łączna / rozdzielna: nakształt > na kształt; z nad > znad; z pod > spod
pisownia joty: zodyak > zodiak
pisownia s/z: z pod > spod
leksyka - pisownia ó/u: żórawie > żurawie
interpunkcja - usunięto przecinek przed pauzą: , —; dodano przecinek: Szkapy stare, nędzne chude > Szkapy stare, nędzne, chude; A dwa koła, gdzie od lat;
błąd źródła: stzaskał > strzaskał
Émile VerhaerenWychodźcytłum. Bronisława Ostrowska
1
Z chęcią życia Bóg wie czem
[1],
Idą w mroku, brnąc po grudzie,
Nasi ludzie:
5
BiedaWiekuistych dróg tułacze,
Dżdżów pijaki, mgieł palacze.
Nic nie mają nasi ludzie:
Nic a nic —
Prócz gościńca w mroków chmurze.
10
W swojej chustce w wielkie kraty,
Mieniąc
[2] ramię po kolei,
Każdy niesie
Zabrukane
[3], stare szmaty
15Nadziei.
Idą ludzie, nasi ludzie,
W głuchym trudzie, brnąc po grudzie,
W nieskończoność mrocznych dróg.
KarczmaKarczma stoi w suchym lesie,
20W głuchej ciszy:
Stara karczma nieznanego.
Gruzów ciszy sowy strzegą,
Zgrają szczury w niej biegają,
Szczury, myszy.
25Stara karczma w zbiegu dróg
Ma stoczone czerwiem
[4] ściany,
Strzechę burą na kształt strupa,
Trzęsie w wietrze szyld blaszany
Z piszczelami kościotrupa.
30
Nasi ludzie, ludzie trwóg:
Kładą krzyż na klęskę swą
I drżą.
Nasi ludzie mają w duszy
Dwa bezżarne
[5] żużle czarne,
35Żużle czarne dwa — na krzyż!
PobożnośćW nieskończoność zmierzchniej głuszy
Polatuje głos podzwonny
Przez bezdroża zapomniane
Leśnych cisz:
40To madonny tak wołają
Z kaplic licznych okolicznych:
Jako ptaki w mgle zbłąkane
Madonny!
StrachNasi ludzie — ludzie trwóg:
45Drżą, że dziewki ich nie mają
Świec gromnicznych,
Że kadzidło nie ma woni,
Że w odludnej chyba niszy
Nad barwioną z gipsu głową
50Kilka jeno róż się kłoni
W sennej ciszy.
OmenBoją się, gdy legnie cień
Na ich pól stwardniałej grudzie —
Boją się miesięcznych lśnień
55Nad drętwotą swoich wód —
Trupa ptaka u swych wrót:
Nawet ludzi już się boją
Nasi ludzie.
Nasi ludzie są niezdolni,
60Niedołężni i bezwolni,
Choć zaciekli są w uporze
Nędzą swoją!
Jeśli liczą jeszcze kiedy,
65To plon chyba własnej biedy:
Na groszaki.
Przez różańce długich lat
Naszych ludzi płonne zboże
Śnieć toczyła, sporysz jadł!
70
Ich lemiesze z spiekłych ról
Odrzucały grudy skał,
Głazów zwał,
Szczęki się zażarły w gniew:
Wgryźć się w ziemię ornych pól
75Aż do serca! aż do trzew!
Z burym kotem, z wiernym psem,
Z klatką, w której drzemie ptak,
Z mocą życia chyba w tem
[6],
By bunt gnieść, a ból swój nieść,
80Opuszczają pól swych szlak
Nasi ludzie, ludzie trwóg,
W głuchym trudzie, brnąc po grudzie
W nieskończoność zmrocznych dróg.
85Dzieci drobnych stadko bieży:
Drżące stadko i beczące
W mroku chmury.
Starców wzrok znużony w mgle
Żegna jeszcze własny kąt
90Strupieszałej, szarej ziemi,
Kędy kąsa wiatr, jak trąd,
Gdzie, jak mróz — zaraza żre!
Idą ludzie znad wybrzeży
95O ramionach wyschłych w sznury…
W mroku chmury,
Bez pragnienia, bez wspomnienia,
Bez zawiści dawnych szczęść,
100Nawet już i bez tej woli,
By pięć palców ścisnąć w pięść
Przeciw doli —
Przeciw śmierci.
Nasi ludzie, ludzie pól
105W nieskończoność niosą ból.
Wózki liche i powózki
Już od świtu tłuką bruk
Kamienistych polnych dróg.
Jedne stare jak szkielety
110Pobrzękują w amulety,
Co z hołobli im zwieszono —
Inne skrzypią w mroki senne,
Jak żurawie gdzieś studzienne —
Inne jak okrętu łono,
115Który w burzy strzaskał ster —
A dwa koła, gdzie od lat
Wyrzeźbiono zodiak sfer,
Zdają się po drożnej grudzie
Wieść w płóciennej swojej budzie
120Cały świat!
Szkapy stare, nędzne, chude
Ledwie wloką się przez grudę,
Niby wiatrak szalejący
125Ciska w przestrzeń raz po raz
Gdzieś podjęty drogą z roli
Senny głaz —
Czarnym krukom — ptakom doli
Mijającej.
130
Nasi ludzie, ludzie pól
Już pokornie niosą ból.
Po gościńców twardej ziemi
Idą w świat.
135Głody gnają je z zagrody,
Klęsk i nędzy wieczny bat:
Owce, których umęczenie
Potyka się o kamienie,
Co krok nowy —
140Woły rykiem witające
Rychły zgon —
Opuchnięte, ciężkie krowy,
Wymionami zwisające —
I ciągnący z obu stron
145Mułów rząd, co niesie w mrokach
Śmierci krzyż na wpadłych bokach.
Trzody idą, idą ludzie
Przez gościńce w głuchym trudzie,
Drogą mroku, i bezmocy
150Drogą, co okrąża świat.
Z jakich, powiedz, dalekości,
Morza losów, morza lat?
Ze spoczynkiem jeno prawie
Na cmentarnych wzgórz murawie,
155Co im ściele swą zieloność —
Idąc, wstając, upadając,
Brnąc w bezdrożach głuchej nocy,
Jesień, lata, zimy, wiosny —
Tłum tułaczy, tłum żałosny,
160Dąży skroś
[8] — z nieskończoności
W nieskończoność.
Spod ciężarnej nieb opony
[9]
Czoło niby szczyt Taboru
[10],
165Czarne ssawki, dech czerwony,
Cały mroczny kształt potworu,
Który ciągnie wieczny połów
Polnych ludzi.
Miasto, co przygasa w dzień,
170W proch i ołów,
A rozżarza się i pali
W płomieniste skry ogniowe,
Gdy je budzi
Nocny cień.
175Miasto murów
i marmurów, z drzewa, cegły, złota, stali —