- Drzewo: 1
- Grób: 1
- Ojczyzna: 1
- Ptak: 1
- Spotkanie: 1
- Śmierć: 1
- Zabawa: 1
Juliusz SłowackiW sztambuchu[1] Marii Wodzińskiej
1Byli tam, kędy śnieżnych gór błyszczą korony,
Gdzie w cieniu sosen, bożym strzeżone napisem,
Stoją białe szalety
[2] wiązane cyprysem;
Gdzie w łąkach smutnie biją trzód zbłąkanych dzwony;
5Gdzie się nad wodospadem jasna tęcza pali;
Gdzie na zwalonych sosnach czarne kraczą wrony:
Tam byli kiedyś razem i tam się rozstali.
Bławatkami gwiaździste kłaniały się żyta.
10Jechali błogosławiąc chat wieśniaczych dymom,
Wszyscy pod jeden ganek… Matka, siostra wita
Synów, braci, przyjaciół — są wszyscy! są wszyscy!
Przy jednym siedzą stole, przy czarach nalanych;
A wczoraj tak dalecy — a dzisiaj tak bliscy.
15I nikogo nie braknie, oprócz zapomnianych.
I usiadła — spoczywa… Nagle do sąsiada
Rzekła: «Ach, kogoś braknie!» — Tu podkówka utnie
W takt mazurka. — «On umarł!» — sąsiad odpowiada.
20— «Cichoż na jego grobie?» — «Słowików gromada
Spiewa na srebrnej brzozie cmentarza tak smutnie,
Że brzoza płacze».