- Cmentarz: 1
- Cud: 1
- Czary: 1 2
- Gwiazda: 1
- Kwiaty: 1 2
- Miłość: 1
- Okręt: 1 2
- Pogrzeb: 1
- Polowanie: 1 2
- Pożar: 1 2 3
- Ptak: 1 2
- Rzeka: 1 2
- Strój: 1
- Śmierć: 1 2
- Śpiew: 1 2 3
- Walka: 1 2
- Zamek: 1 2
Juliusz SłowackiŻmijaRomans poetyczny z podań ukraińskich w sześciu pieśniach[1]
For thee, who thus in too protracted song/
Hast soothed thine idlesse with inglorious lays,/
Soon shall thy voice be lost amid the throng/
Of louder minstrels in thèse later days:/
To such resign the strife for fading bays —/
III may such contest now the spirit move/
Which heeds nor keen reproach nor partial praise;/
Since cold each kinder heart that might approve,/
And none are left to please when none are left to love.[2]
Byron
(Motto do I tomu Poezyj, Paryż 1832)
Pieśń I
1Piękny to widok Czertomeliku!
RzekaSto wysp przerżnęły Dniepru strumienie,
Brzoza się kąpie w każdym strumyku,
Słychać szum trzciny, słowika pienie.
5A kiedy wiosną wezbrane wody
Zaleją wszystkie wyspy dokoła,
Jeszcze nad wodą widać drzew czoła —
Jakby rusałek cudne ogrody,
Gałązką mącą wodne błękity.
10I jeszcze słowik w gałązkach śpiewa,
I szumią brzozy, lecz nad ich szczyty
Wznosi się fala i nikną drzewa.
Dziko Dniepr szumi, gdy w jego łonie
Sto wysp zielonych wiosną zatonie.
15Piękny to widok stu wysep pana —
Woda mu ziemię spod stóp wykradła:
ZamekZamek się patrzy w fali zwierciadła,
Co mu przy stopach szumi wezbrana.
A gdy nań patrzysz, dziwnym pozorem
20Rzekłbyś że zamek wstecz rzeki płynie
Cegła koralów świeci kolorem,
Lekkie filary podobne trzcinie.
Kilka ogromnych paszcz samostrzału
[4],
Patrzy strzelnicą na czarne morze:
25A górą zamku okna z kryształu,
Świecą się, palą, jak ranne zorze;
I tysiąc barwy w każdym promyku,
Co się z tych okien nazad odkradnie.
W zamku pan mieszka Czertomeliku,
30Dumny ataman
[5] co Siczą
[6] władnie;
Lecz czy sam mieszka? — Któż to odgadnie?
Nikt nie był w zamku: mówią że czary
Mieszkają w gmachu, że dłoń zaklęta
Nadludzką sztuką wzniosła filary —
35Lecz kiedy wzniosła? Nikt nie pamięta.
Niejeden rybak wieczorną dobą,
W Czertomeliku płynąc ostrowy
[7];
ŚpiewSłyszał przed sobą, słyszał za sobą
Śpiew słodszy, milszy niż szum dnieprowy.
40A rybak milczał, płynął pomału —
Kiedy wieczorne zorze zapadły,
Widział jak w zamku okna z kryształu,
To się paliły, to znowu bladły;
A z okien blaskiem konały pieśni.
45Znów cicho — głucho — a rybak stary
Żegnał się drżący — to czary — czary!
Wszak rybak czuwa? wszak rybak nie śni?!
Już to noc trzecia gdy gasną zorze,
Błyska na zamku ogień jaskrawy…
50Ho! to kaganiec, to znak wyprawy,
Popłyną czajki
[8] na czarne morze!
Kozaków obóz zalega brzegi,
Pośród czaharów
[9] spisa
[10] połyska;
A ponad Dnieprem w długie szeregi,
55Gęsto strażnicze płoną ogniska.
Tam na mogiłę wstąpił wysoką
Gęślarz i śpiewa pieśni z mogiły…
Jeśli w tych grobach nie śpią głęboko,
Może ich dzikie pieśni zbudziły?
60O śpijcie! śpijcie! przeszła wam pora,
I wyście żyli — tu, w Ukrainie,
I wyście żyli — to było wczora
[11]!
My dziś żyjemy, czas szybko płynie.
Po cóż tu wracać z licem upiora,
65Gdzie nikt nie chodzi po nas w żałobie?
Jutro na naszym powiedzą grobie:
I wyście żyli! — To było wczora.
Płyńmy więc! płyńmy w Natolskie grody,
Burzyć pałace, rąbać fontanny —
70Żelazem niszczyć Turków narody
I porwać obraz Najświętszej Panny:
Obraz, co płacze rzewnymi łzami,
A gdy go człowiek w fali zanurzy,
Morze gniewliwe bije falami.
75Pieni się, huczy, pryska i burzy,
I póty gniewne podnosi tonie,
Aż wrogów statki w falach pochłonie…
Lecz gdzież jest Hetman? W rannej godzinie
Wyszedł i w stepach błądzi od rana.
80Oto przy brzegu czajka hetmana,
Powiewnym żaglem bieli się w trzcinie.
I wkoło gwarzy zgraja zebrana:
Wszak nam na drogę brak na zwierzynie —
Idźmy na łowy! idźmy na łowy!
85Lecz gdzież nasz Żmija, Hetman niżowy?
*
Ty śpisz sumaku! ty śpisz sumaku!
Między błyszczące rosą czahary;
A tutaj strzelce w stepach Budziaku,
Otoczą wkrótce knieje i jary.
90Sumak nie słyszy! sumak nie słyszy!
Bo milcząc strzelce idą na łowy,
I coraz ciszej,
Między parowy,
Pomiędzy trawy,
95Toną i toną;
A zorza płoną
I świt jaskrawy
Pozłaca niebo na wschodzie.
O! jakże miło przy rannym chłodzie
100Tak się zapuszczać w stepowe knieje.
Jak tajemnicza ta chwila nocy,
Kiedy noc kona, księżyc blednieje —
Już dzień na wschodzie, a na północy
Jeszcze lśnią gwiazdy, jeszcze lśnią jasno
105I wschód się złoci, blednie, czerwieni,
Niebo się mieni;
Gwiazdy w lazurze,
Już gasną, gasną;
I polne róże,
110Powstają z rosy perłami. —
Trzymaj myśliwcze ptaka na dłoni,
Zakryj mu oczy złotym kapturem;
Niech nastrzępionym nie szumi piórem,
115Niech się nie trzepie, w dzwonki nie dzwoni;
Zdejmiesz mu kaptur, gdy w nasze sidła
Zwierz się dostanie — wtenczas posłuży.
Sokół się chmurzy,
I ociemniony
120Nastrzępił skrzydła,
Wyciągnął szpony.
Ponury, piersi napuszył.
Tam szelest jakiś! Czy to zwierz ruszył?
To nadto wcześnie! to nadto skoro!
125O! nie, to lekki chart tam na smyczy,
Niechętny więzom piszczy, skowyczy —
Skarć łowcze charta ręką i sforą.
Pierwej wyśledzić sumaka tropy;
Potem go gończe podniosą głosem,
130A potem charty. — I chart karcony
Przypadł do stopy;
Okryty wrzosem,
Kwiatem zroszony,
Ciągnie się smutny na sforze.
135Wysłać strzelców na rozdroże,
Gdzie się kończy ta dolina;
Tam Kozacy wielkim kołem
Stójcie cicho — a drużyna
Niech tam idzie drogą, dołem,
140Niechaj tonie w trawy, zioła — —
W tej dolinie sumak leży.
Gdy starszy strzelec zawoła,
Niech służba w trąby uderzy.
Dane rozkazy, i dzikie jary
145Otoczył Kozak, tonie w czahary.
W krzakach się kryją ponure czoła,
I cicho, jakby ludzi nie było!
Jakby się tylko o łowach śniło!
Wiatr wieje w kniei i szumią zioła,
150Zniknęły zbroje, łuki, oszczepy
Świt płonie ogniem umalowany,
I słońce wstaje nad martwe stepy.
Oblane złotem świtu burzany,
Ognistej barwy kwiatem się palą,
155I gną się z wiatrem; fala za falą
Przebiega stepy milczące. —
Cicho — — Wtem trąby zagrały grzmiące,
I zagrzmiał razem pod niebo wzbity
Z brzękiem surm, kotłów, okrzyk wesoły,
160I uwolnione z więzów sokoły
Szybko w powietrza lecą błękity,
Krążą i kraczą, dzwonkami dzwonią,
I psy spuszczone jęczą i gonią.
Czekają łowce: wśród strasznej wrzawy
165Patrzą na niwy złocone świtem,
I oto śmiga
Sumak zbudzony;
Ledwo kopytem
Dotyka trawy,
170Charty wyściga,
I przez zagony,
Przed szybką smyczą,
Sadzi przez doły —
Gończe skowyczą,
175Kraczą sokoły.
I jeden sokół już zleciał nisko,
Siadł mu na grzbiecie, szpony zatopił.
Chart wiatronogi za zwierzem tropił,
Już go dościgał — już blisko — blisko —
180A sumak leci bojaźnią ślepy,
Leci w zasadzkę — wpadł na oszczepy,
Drgnął tylko — upadł — a tłum wesoły
Znów w trąby dzwoni, znów w kotły bije,
Żeby wystraszyć co tylko żyje
185Pomiędzy trawy. — Lecą sokoły,
Krążą i kraczą, dzwonkami dzwonią,
Ogary znowu jęczą i gonią.
Czekają łowce. — Wśród kwiatów fali
Znów coś mignęło? — to sumak nowy? —
190O nie! to Tatar miga od stali,
Jak wiatr stepowy,
Jak wąż, piersiami
Trawy rozcina,
Między kwiatami
195Złotem połyska.
I łuk napina,
I strzały ciska,
I rohatyny
[12] kolczate miota.
Dziwi Kozaków ta zbroja złota,
200Musi to jakiś być wódz Tatarów? —
Puścić ogary: — jeden z ogarów
Już go dościga — ha! zobaczycie!
Ogar to stary, dobrze się sprawi,
Wskoczy na piersi — i w strasznej męce
205Wydrze mu życie,
Zgniecie, zadławi. —
Już go doścignął — rzecz niespodziana!
Skacze na piersi, liże mu ręce,
U stóp się kładzie — wyje, skowyczy:
210Wszak to jest ogar! — ogar hetmana!
Pierwszy z ogarów! tak sławny w siczy!
Nieraz Tatara wytropił w jarze,
A dzisiaj znalazł pana w Tatarze?
Wróciła nazad psiarnia zagnana,
215A Tatar leci i trawy łamie.
Patrzcie! — i sokół siadł mu na ramię
O dziwy! dziwy! sokół hetmana!
Siadł na ramieniu, nastrzępia pióra,
Zda się że skrzydłem nagli go w biegu.
220W łowców szeregu,
Okrzyk dokoła;
Strzał lekkich chmura,
Ściga Tatara;
I jedna w piersi trafia ogara,
225Druga pod skrzydło trafia sokoła,
Trzecia Tatara w czoło drasnęła. —
Czy krew płynęła? — czy łza płynęła?
Nie można wiedzieć — stanął — zakrywa —
Oczy zalane czy krwią, czy łzami.
230Z piersi ogara obrożę zrywa,
Z szyi sokoła pierścień z dzwonkami;
I znów przez stepy,
Wprost na oszczepy.
Leci w zasiane wrogiem parowy. —
235Tam go wstrzymają? — Nie, nie wstrzymali —
Daleko zdradne prześcignął łowy,
I zniknął w burzanów fali. —
Nie — to nie było senne widziadło;
Bo tam gdzie przebiegł, pośród wądołów,
240Bez życia sześciu Kozaków padło,
I sześć ogarów — i sześć sokołów.
Pieśń II
Płaczka
Z tętentem konia leci przez wrzosy.
To pan nasz, Żmija, Hetman na Niżu.
Bielą się wzbite tumany rosy,
245Spod kopyt konia spłoszone wrony
Stadem się zbiły, siadły na krzyżu.
W burzanie
[13] miga kołpak
[14] czerwony,
Stalowa zbroja miga w burzanie:
— „Witaj, Hetmanie! witaj, Hetmanie!” —
250— „Zdrowia, drużyno — co słychać w Siczy?
Czy szumią żagle? — czajka gotowa?
Czy nam złą wróżbą wrona nie krzyczy?
Czy zawsze nasza fala dnieprowa
Tak jak płynęła, płynie do morza?…
255Ha! tak? — to dobrze. — Nim błyśnie zorza
Być w pogotowiu. — Teraz niech czara
Zaszumi miodem — pieśń grzmi wesoła. —
Lecz gdzie mój ogar? — puścić ogara!
Gdzie jest mój sokół? — puścić sokoła.”
260Stróż psów hetmańskich, ptasznik Hetmana,
Dzieci nieletnie, wyszli z drużyny;
Pobladli oba uczuciem winy,
I wyczytali gniew w oczach pana.
265Na nasze łowy ktoś rzucił czary.
Gdzie niegdyś leżał sumak stepowy,
Dzisiaj, okryte zbroją Tatary,
Trudzili charty i skrzydła ptaków.
Od strzał tatarskich sześciu Kozaków
270Pośród stepowych padło wądołów.
I sześć ogarów — i sześć sokołów.
Tatar ci zabił psa i sokoła”.
— „Kłamstwo! to kłamstwo!” — Hetman zawoła —
„Gdy w polach jęczą wasze cięciwy,
275Smycz moja pada, a Tatar żywy? —
Umiem wybadać prawdę za mgłami
Uwitą w słowa krzywoprzysiężne.
Znacie tę obróż? pierścień z dzwonkami?…
Śmiercią wam biją dzwonki mosiężne”.
280Snadź
[15] że obrożę charta poznali,
Pieśń śmierci w głosie dzwonków odgadli;
Oba zadrżeli, oba pobladli,
Łza im błękitne oczy krysztali.
— „Parę kłamliwą, co razem wzrosła”
285Rzekł srogo Żmija „polecić Bogu,
Wsadzić do czajki, w czajce bez wiosła,
Niech z dnieprowego spływają progu”. —
Już odszedł Hetman. — Powstały gwary,
Skądże wie Żmija o naszych łowach?
290Czy mu przynieśli pierścień Tatary?
Czy gdzie ukryty sam był w parowach? —
ŚpiewW różnych domysłach zabrzmiały struny.
Jako żurawi nuta wędrowna,
Pieśń przez srebrzyste płynie piołuny,
295Miesza się z echem — dzika, czarowna,
Bo kiedyż Kozak o czarach nie śni?
Może domysły rozkwitną z pieśni? —
Powieść kozacka
Rusałka
1
Nad mogiłą w mgłach wysoko:
Krąży sokół, siadł na krzyżu.
300Pod tym grobem śpi głęboko,
Niegdyś Hetman, pan na Niżu.
*
Jeszcze sława Zaporoża,
Jako miesiąc blady, nowy,
Nie przebyła w czajkach morza,
305Nie wzleciała nad ostrowy.
*
Na ostrowach rosły głogi,
I samotna róża bladła.
Zapienione skalne progi,
Mgliły błękit wód zwierciadła.
*
310Przy Rusałce, wysp Hetmana
Widać było w blask miesiąca.
Jego luba z mgły uwiana,
Z mgły dnieprowej, zimna, drżąca.
*
Choć mroziła mglistą dłonią,
315Zapalała czarnym okiem —
Kwiaty„Luby” — rzekła — „tam się płonią
Polne róże nad potokiem.
*
„Dzwonki barwą lśnią błękitną:
Uschną dzwonki na pokosach,
320Lecz z różami, gdy przekwitną,
Rozkwitają w moich włosach.
*
„Duchem zmarłych na tym świecie
Żyję, kwitnę jak mogiła.
Cóż po łąkach? cóż po kwiecie?
325Niechaj uschną — bym ja żyła —”
*
— „Czarna duszo! precz ode mnie,
Już miłości nie ocucę”. —
— „Wyrzekasz się? — lecz daremnie!
Znów zawołasz — znów powrócę”.
*
2
330Rusałka się w mgłę rozpływa.
Nocą blady miesiąc świeci,
I po łodziach lśnią łuczywa,
I do Dniepru toną sieci —
*
Hetman smutny i ponury.
335Płynie z wolna łódź Hetmana!
Przed nią postać z mglistej chmury,
Płomieniami malowana:
*
Taka piękna, ponad falą,
Gdy się o nią blask roztrąca.
340Wpół się ogniem lica palą,
Wpół się srebrzą w blask miesiąca.
*
W zachwyceniu, nieprzytomnie,
Choć to może duszy zguba,
Hetman wołał: „Chodź tu do mnie!
345Chodź tu do mnie, moja luba!” —
*
3
Odtąd zawsze, zawsze razem.
Hetman w więzy lgnął widziadła,
Choć jej dusza zimnym głazem —
Na twarz różne barwy kładła.
*
350Zawsze piękna — z polnych głogów
Róże, złote włosy wieńczą —
I kradzioną znad porogów,
Mgliste szaty złoci tęczą.
*
ZamekGdzie zarastał gaj odludny,
355Jednym słowem — jednym rankiem,
Wzniosła z wyspy zamek cudny,
I obwiodła złotym gankiem —
*
Z koralowej zamek cegły.
Wieża druga, trzecia, czwarta,
360Na skinienie w niebo biegły:
Lud go nazwał zamkiem
czarta[16].
*
W zamku, jak kładzione kosą
Powiązała róż szkarłaty;
Brylantami jakby rosą,
365Poiskrzyła jasne kwiaty.
*
Hetman patrzał na kobierce,
Okiem blask brylantów ścigał:
Ciągle patrzał — stygło serce;
Dla Rusałki już ostygał —
*
370Ta choć zimna pod obłokiem,
Zimne serce wnet odgadła;
Szybko, szybko czarnym okiem,
Brylantowe blaski kradła.
*
Kwiaty brała do warkoczy.
375Hetman spojrzał, wzrokiem tonął —
Nad brylanty skrzą jej oczy!
I znów kochał — i znów płonął. —
*
— „Luba! ty masz blask anioła —”
— „Więc mi nagródź, jeślim warta?
380Daj sokoła — daj mi charta,
Zabij charta i sokoła”. —
*
— „Czarna duszo — precz ode mnie!
Sercem się z szatanem kłócę”. —
— „Znów zawołasz, lecz daremnie!
385Przyjdziesz do mnie — ja nie wrócę —”
*
4
Odpłynęła — Hetman kroczy
Zamyślony po komnatach —
„Co! — nie wróci? — a jej oczy
Takie cudne, włosy w kwiatach —”
*
390Myślał — Z oczu łzy ogromne,
Po niemęskiej płyną twarzy.
Rzekł do siebie: „Już nie wspomnę!” —
Nie wspomina, ale marzy —
*
„Nad zamglone chmur błękity,
395Oto miesiąc już się płoni;
Już mój sokół, chart, zabity,
A jej nie ma? — Pójdę do niéj
[17] —”
*
Jakże miłe tchnienie wiosny!
I woń fali świeża, chłodna!
400Nad porogiem czarne sosny
Szronem bieli mgła nadwodna.
*
Pod skałami ciągłe burze,
Łamią w falach blask księżyca;
Nad falami w mglistej chmurze,
405W blasku srebrnych tęcz dziewica.
*
Przy jej stopach chart bladawy,
Niespokojny i ponury:
Na ramieniu sokół mgławy,
Nastrzępiony patrzy w chmury.
*
410„Jakżeś piękna!” — hetman woła,
„Któż ci może ujść bezkarny?
Chodź tu, luba — spłosz sokoła,
Chart niech leci gonić sarny.
*
„Tu pod moich ust płomieniem,
415Twe się blade mgły rozpłonią.
Jak tu miło pod sosn
[18] cieniem!”
Prosi — błaga — okiem, dłonią.
*
Lecz dłoń jego — ciężka wina!
Czy przypadkiem, czy po myśli,
420Na krzyż srebrną mgłę rozcina.
Znak zbawienia święty kreśli:
*
Przed krzyżem się mgły rozpierzchły
Jak złamane wód błękity;
I Rusałki rysy zmierżchły,
425Obraz zniknął w mgłach rozbity — —
*
5
Znikła — słychać tylko burze
W głębi Dniepru — i szum piasków;
Lecz mgła spływa — spływa w chmurze
Zabłąkanych kilka blasków
*
430I rozbite mgły zwierciadła,
Wiatr przybliża, zmniejsza, zmniejsza —
Lśni Rusałka, lecz pobladła,
I pobladła — i smutniejsza —
*
Potem rzekła: „O mój miły,
435Żegnam ciebie, ginę — ginę,
Jak mnie z wiatrem mgły rozbiły,
Tak w uściskach się rozpłynę.
*
„Prosisz, błagasz nadaremno,
Próżno czekasz na tej skale:
440Lecz chodź ze mną! lecz chodź ze mną!
Droga do mnie przez te fale.
*
„Mgły tu zimne ale jasne;
Gdy i ciebie mgła okryje,
Patrz, mój luby — teraz gasnę,
445W twych uściskach znów ożyję.
*
„Sokół żywy, chart twój żywy.
Z tobą razem jak z sokołem,
Pójdę błądzić nad te niwy,
Nad dymiących chat padołem:
*
450„Pójdę z tobą — tak w mgłę ciemną
Osłoniona, jak w krysztale.
O chodź ze mną! o chodź ze mną!
Droga do mnie przez te fale”.
*
455Hetman kochał — ogniem płonął;
Z progu spojrzał w Dniepru piany,
Padł do fali — i zatonął.
*
Gdy go skryły burz odmęty,
Potrzaskały w proch granity;
460Duszę zbawił obraz święty:
Krzyż na piersiach miał wyryty.
*
Od grzechowej zmazy czysty,
Już ulata w nieba stropy;
Za nim wzleciał sokół mglisty —
465Chart Rusałki rzucił stopy.
*
A Rusałka, nad ostrowy
Sama jedna — we łzach woła:
„Kiedyż! kiedyż Hetman nowy
Da mi serce, psa, sokoła!” —
*
470Pieśń kona z echem — i wnet jałowe,
Dzikie domysły urosły w gminie:
Więc Hetman kocha fali królowę?
Na oślep leci w przepaść i ginie?
Zawsze samotny — zawsze nie z nami;
475Gdzieś na cmentarzach, nad mogiłami.
Ciszej! — tam zachód krwawy, ponury,
Ozłocił stepy, jary i chmury:
Zagasa słońce — słychać jak z dala,
O brzegi bije spieniona fala.
480Ciszej! — tu smutne mogił wybrzeże.
Oto ostatnie zachodu blaski,
Złocą wichrami burzone piaski;
Złocą trzy cerkwi posępne wieże,
Co nad brzeg Dniepru wybiegły stromy,
485
CmentarzI tysiąc grobów, gdzie przez wyłomy
Posępne trumien wieka świeciły.
O! dzika Siczy! twoje mogiły
Z piasku uwiane, a grób tak kruchy
Gdy pod przechodnia zapadnie nogą:
490Potem w mgłach srebrnych płynące duchy,
Wczorajszych mogił znaleźć nie mogą.
Tam białą postać słońce oświeca.
Łatwo z wybladłej odgadnąć twarzy,
Że to posępna mogił dziewica,
495Że to siczowych płaczka wyspiarzy.
Stała na wieku spróchniałej truny
[19],
A wiatr jej czarne unosił włosy
I wzruszał wianku srebrne piołuny,
I róże wianku lśniące od rosy.
500Mówią, że niegdyś płaczka ta miała
Czoło wesołe, lica różane;
Lecz przymuszona płakać, płakała —
I dzisiaj zmysły ma obłąkane
Zmyślonym płaczem i we łzach oczy.
505To Hetman Żmija na cmentarz kroczy.
Stanął na grobie, rzekł: „Witaj, Xeni!
Witaj, o sławna płaczko pogrzebu!
Ty nas modlitwą polecasz niebu!
Przez ciebie pieśnią w grobie uśpieni,
510Sen mamy cichy, gdy zbroja rdzawa,
Zimną się rosą ziemi napawa.
Straciłem dzisiaj ptaka i charta,
Wierni mi byli — i tym boleśniej:
Jeżeli zgraja twych pieśni warta.
515Chart mój i sokół wart także pieśni:
Śpiewaj nad nimi”. — „Bluźnisz, mój miły!
A ja do takich próśb się nie zniżę.
Czujesz to zimne tchnienie mogiły,
Słyszysz! jak skrzypią spróchniałe krzyże?
520Jak z dzikim wrzaskiem rybitwa biała
Ponad błękitną falą się wiesza?
Pieśń moja smutna — gdybym śpiewała,
Wszystkie te dzikie głosy pomiesza.
Ciszej!” — Lecz Hetman nie słuchał mowy,
525Wzrok miał ponury. —
RzekaPomiędzy trzciny
Lśni Dniepru fala i próg dnieprowy.
Wśród skał posępnych fale się zwarły —
Na skałach dzikie rosły kaliny,
I mech czerwony, i sosny karły.
530Na progi czajka z falami leci
I już zawisła ponad urwiska,
A w czajce dwoje płynęło dzieci.
Łódka z pianami w głazy się wciska,
A pod nią otchłań pieni się, burzy —
535Te dzieci połkną dnieprowe fale!
Młodsze chwyciło za kwiecie róży,
Co się po nagiej zwieszała skale;
I padło w przepaść z gałązką kwiatu.
Starsze po sosnach pnie się na głazy,
540Na próżno ręce podaje bratu —
Słyszy huk fali i obłąkane,
Mając na ustach modlitw wyrazy,
Rzuca się z krzykiem w przepaść i pianę. —
I nic nie wyszło z fal tajemnicy,
545Nic, z głębokiego serca Hetmana.
Dłoń swoją oddał w ręce dziewicy:
Ta zachmurzona i pomieszana,
Wiodła go w cerkiew. — W cerkwi tak ciemno!
Posrebrza szyby księżyc na nowiu;
550Serce przenika trwogą tajemną
Szyba brzęcząca w ramach z ołowiu;
I przez otwarte dachu szczeliny,
Wglądały z kwiatem drżące kaliny.
„Xeni” rzekł hetman „co to się znaczy?
555Słyszę jęk smutny i płacze rzewne:
Czy to jest nocne pienie puchaczy?
Czy to chorągwie wzruszasz cerkiewne,
Że się bez wiatru smutnie kołyszą?”
— „Luby! chorągwie spokojnie wiszą,
560Może je wzrusza tchnienie mogiły.
Czego się lękasz — czego? mój miły!
Chodź za mną”. Zdjęła lampę z ołtarza,
Weszli w podziemnych lochów zakręty.
O! jak tu głucha cisza przeraża,
565Tu połamane Turków okręty;
W spróchniałych deskach, w zbroje przybrani
Leżą dokoła śpiący hetmani.
A jako kazał obyczaj grecki,
Każdy miał w ręku święte obrazy:
570Na nich tajemne modlitw wyrazy,
Usta przymknięte, w nich piastr turecki.
Xeni do małej zbliża się truny;
I strasznie drżała ręka dziewicy,
Gdy podnosiła czarne całuny,
575Splamione gęsto łzami gromnicy.
O nieba! dziecię pod całunami,
Piękne i żywe. — Xeni pobladła,
I przed hetmanem, zalana łzami,
Klasnęła w dłonie — do nóg upadła.
580„Mój luby”, rzekła, „to dziecię — dziecię!
Teraz się w ciemnych grobach ukrywa.
Luby, niech pop nas połączy skrycie,
Pop moim ojcem. — Ja nieszczęśliwa!
Łzy moje płyną na wzgardę światu.
585Gdy plotę z polnej róży zawoje,
Wnet drżące liście padają z kwiatu.
Wszystko usycha, wszystko — co moje!
Świat mi szyderczym śmiechem przygania.
Zlituj się, luby —” Lecz próżne słowa,
590Już wyszedł Hetman — śmiech obłąkania
Połknęła w ziemi cisza grobowa.
Pieśń III
Pożary
Pieśń odpływających
1
Ho! daleko Czarne Morze,
Gdzie się czajki kąpią w pianach;
Palmy zamki na Bosforze,
595Jako trzciny na limanach
[20].
Piękny to pożar łąk, oczeretów
[21],
Lecz jakże płonie wspaniale
Wielki las masztów, las minaretów.
Szumcie czajki! szumcie fale!
600Ho! Kozak panem
Błękitnej fali.
Urra ho! dalej! — urra ho! dalej!
Z naszym hetmanem
Urra ho! dalej! —
2
605Nasza czajka szybka, zwrotna,
Choć nie błyszczy w malowidłach;
Jak jaskółka czarna, lotna,
Na sitowia leci skrzydłach:
Piędziesiąt wioseł w biegu ją nagli,
610Dla Turków niesie podarek,
Dwa dział ze spiżu i sto janczarek;
Z szumem wioseł — z szumem żagli.
Ho! Kozak panem
itd.
3
615Lećcie z nami morskie wrony,
Gdzie południa świeci gwiazda:
Lećcie z nami — wam na gniazda
Damy turban zakrwawiony.
Za nami wrony! za czajek śladem!
620Dla was co pożar ocali,
Łachmany żaglów — zaszumcie stadem,
Z szumem wioseł — z szumem fali.
Ho! Kozak panem
itd.
4
625Jak wesoło czajki płyną:
Piękny widok przy pogodzie,
Gdy chorągwie się rozwiną,
Gdy obwieją nasze łodzie —
Mijamy cmentarz, nasze mogiły,
630A tam nas żaden nie słyszy?
Sen ich szanujmy — sen słodki, miły,
Żagle ciszéj! wiosła ciszéj!
Ho! Kozak panem
itd.
5
635Zmarłych uśpi blask miesiąca,
I szum brzozy, pieśń ołtarzy;
Równie smutna, dzika, drżąca,
Jak zbłąkanych pieśń wioślarzy —
Chaty, mogiły znikają nagle.
640Zaszumcie! zaszumcie wiosła!
Bogdaj nas do nich fala odniosła.
Szumcie, czajki! szumcie, żagle!
Ho! Kozak panem
itd.
6
645Pieśń dziś smutna, czajka pusta
Lecz powrócą pełne łodzie.
Tym, co zginą, włożym w usta
Piastr wybity w Carogrodzie.
Pacierze za nich, a potem wina,
650Wina w weneckim krysztale:
Za pamięć druhów pije drużyna.
Szumcie czajki, szumcie fale.
Ho! Kozak panem
Błękitnej fali —
655Urra ho! dalej! urra ho! dalej!
Z naszym Hetmanem
Urra ho! dalej! —
Tak dziką pieśnią przy wioseł pracy,
Chaty żegnali — a przed chatami
660Na brzegu stali tłumem rybacy,
Starce siczowi, zalani łzami.
Jeszcze niekiedy nuta wędrowna,
Od zabłąkanych powraca czajek —
O! pieśni dzika, pieśni czarowna,
665Zmieszana z dźwiękiem wioseł i grajek,
Upływaj z echem, jak upłynęła
Młodość! — Tak rybak marzy — i wzdycha —
Wrócił ponury, milczał — sieć cicha
W błękitne fale Dniepru tonęła. —
670Niech wolniej pieśń płynie, na moim torbanie
[22]
Strun braknie. — Któż wyda
[23] kozackie pożogi?
Huk ognia, trzask domów co lecą w otchłanie! —
Rwę struny torbanu i ręka drży z trwogi.
Śpiewając, sam jestem jak Turek wybladły,
675Choć widzę ogniska płonące po chatach,
Zatrważa mię każdy liść z drzewa opadły
I szelest sumaka co śmiga po kwiatach —
Jak ciche, błękitne przystanie Synopy
[24]! —
Wokoło na palach podnosi się szaniec,
680A fala błękitna konała u stopy
Latarni portowej, gdzie w nocy kaganiec
[25]
Oświecał dalekie błękitu odmęty.
Dla kupca, dla majtka to widok jedyny,
Te mnogie przy groblach uśpione
Okrętokręty,
685Gdzie siatkom podobne krzyżują się liny,
I bielą się żagle — ze strzelnic galery
Wygląda blask spiżu, gdzie drzemie grom bitwy,
Na masztach różnego koloru bandery,
Tak lekkie, krajane jak skrzydła rybitwy.
690Gdy niebo i morze nie łączą się mgłami,
Ciekawe wejrzenie z wież puszcza się szczytu,
I ściga okręty z białymi żaglami,
Co zdają się płynąć do nieba błękitu.
Dziś tłumem się grobla napełnia portowa,
695I fala spieniona od huku zadrżała.
Poznali huk Turcy — to mnogie grzmią działa:
„Lecz w której to stronie? — Od stron Oczakowa.
To może znać dają galery Sułtana,
Ażeby strzec portów od hord Zaporoża?
700Ha! cóż nam te czajki? Nam trwoga nie znana —
Sam huk je dział naszych zatopi do morza”.
Tak Turcy mówili. —
PożarLecz kiedy po fali
Noc ciemna posępne rozciąga całuny;
Na czarnych niebiosach błysnęły dwie łuny,
705To płonie Białogród — Trebizont
[26] się pali.
Noc była ponura, a łuna szeroka
Pozłaca księżyce i szczyt minaretów.
Otwarto żelazne podwoje meczetów,
Przy lampach lud wzywa modlitwą Proroka;
710A potem, ufając w przeznaczeń wyroki,
Skończywszy modlitwy lud wrócił do domów.
I wszystkich w haremach sen ujął głęboki:
Obudzą się może wśród ognia i gromów. —
Gdy Ulem
[27] meczetu zamykał podwoje,
715Nie postrzegł zapewne, lampami olśniony,
Że Turek posępny, ubrany we zbroję,
Stał między filary jak gdyby uśpiony
I ani się ocknął — choć słyszał ponury
Jęk rdzawych zawiasów i ryglów łoskoty
720I widział po ścianach, jak łuny blask złoty
Oświecał żyłami krwawione marmury.
W haremie
[28] nie widać że niebo się pali,
Bo mury wysokie, krzew gęsty i drzewa.
Dziewice w złocistej zebrały się sali,
725Gdzie płoną pochodnie, róż tchnienie przewiewa.
Jak szczere tam śmiechy! jak miłe zabawy!
Bo Basza daleko — na czterech fregatach,
Na Czarne gdzieś Morze przedsięwziął wyprawy.
Eunuchy
[29] w odległych usnęli komnatach. —
730Dziewice obsiadły sadzawki, gdzie z głazu
Tryskają fontanny, lamp ogniem iskrzone;
Z westchnieniem widomym przez gazy zasłonę,
Słuchają miłosnych gazalów Szirazu
[30].
Ta żądzy tajemnej kraszona rumieńcem,
735Choć przyszłość zna swoją — a jednak ciekawa,
Dziecinnie się śmieje, gdy w dłoni jej trawa
Węzłami spojona rozwija się wieńcem.
KwiatyTa smutna, kwiat róży po listku obrywa —
Liść każdy opadły ma tajne znaczenie.
740Ostatni liść róży jej przyszłość odkrywa:
Zerwała ostatni, i słychać westchnienie!
I długo dumała nad kwiatem opadłym,
Ze łzami na twarzy i z czołem pobladłym.
Ta kwiaty obrywa, ta patrzy, jak kwitną:
745Ta chroniąc płeć dłoni od wiosny upału,
Podrzuca na dłoni dwie kule z kryształu,
Lub płoszy wachlarzem mgłę kadzidł błękitną.
Zulema szukając zaciszy i chłodu,
Usiadła samotna na złotym wezgłowiu;
750I okno otwarła na kwiaty ogrodu.
Noc była tak ciemna — bo księżyc na nowiu
Cieniami pokryte fontanny i drzewa;
I tylko przez okna barwione i kraty
Od sali się światło złociste wylewa,
755Na drżące pod oknem z kwiatami granaty.
Na niebo zamglone patrzała dziewica,
A myśl jej igrała z ciemnością i mgłami.
Czy sen to? — Przy blasku niepewnym księżyca,
Widziała minaret pomiędzy drzewami:
760Na szczycie z ołowiu, jak światło poranku,
Mignęły płomienie niepewne jak zorze.
Ukazał się rycerz na wieży krużganku,
W turbanie na głowie, w tureckim ubiorze.
Spojrzała dziewica, westchnęła boleśnie,
765I oczy odwraca, zapomnieć by chciała,
Bo tego rycerza widziała gdzieś we śnie.
Znów patrzy — o nieba! tatarska to strzała
Puszczona pod chmury ze skrzydłem płomiennym,
Wróciła na wieżę i zgasła na szczycie.
770To może w jej oku zroszonym i sennym,
Lśni gwiazda przelotna po niebios błękicie?
Lecz skądże się nagle szczyt nieba rumieni?
Wokoło płomienne rozlały się blaski,
I słychać z daleka trzask głuchy płomieni,
775I słychać jęk ludu, gwar dziki i wrzaski,
I straszny szczęk broni, i grzmienie janczarek.
Na wieży krużganku znów nowe zjawiska,
Od króla polskiego kosztowny podarek,
Złocona chorągiew hetmańska połyska.
780Gdy miasto w płomieni okryło się wianku,
Chorągiew dla Turków to całun grobowy;
A przy niej stał Kozak na wieży krużganku,
Żelazem błyszczący od stóp aż do głowy.
W światłości czerwonej haremu ogrody,
785Odkryły się kręte gaików zarysy,
I ciche kanałów złociły się wody:
Po wodach cień smutne rzucały cyprysy.
Fontanny jak ze snu zbudzone pożarem,
Tryskają pod niebo złotymi słupami.
790Wieść straszna, wieść śmierci przebiega przez harem.
Rzezańce, wzruszeni rozpaczą i łzami,
Prowadzą dziewice po jasnym ogrodzie,
Nad kanał wokoło drzewami zarosły;
Tam róże haremu usiadły na łodzie,
795A wiosła je szybko od brzegu odniosły.
Czy mamże powiadać, jak czajka w haremy
Przez kraty skruszone na kanał wybiegła?
I krzyki żon baszy — i radość Zulemy,
Gdy z wieży rycerza przed sobą spostrzegła.
800Ta postać, wpół żaglem na czajce owiana,
Znajoma Zulemie — — Nie zdradzę tu w pieniach,
Tajemnic ukrytych w nieśmiałych westchnieniach,
I w oczach Zulemy, i w oczach hetmana.
……………………………………………..
805„Skorzej
[31], żeglarze! skorzej! czas nagli, —
Księżyc jaśniejszy i dłuższa zorza.
Może nam wicher uciec spod żagli.
Może nas cisza przykuć do morza;
A ciężko będzie po martwej fali,
810Tłuc się wiosłami i bladnąć z głodu!”
Gwiazda„Cóż to za gwiazda we mgle się pali?
Ho! to latarnia z wież Carogrodu,
Dalej za światłem! daléj! i daléj!
Jak trzej magowie za gwiazdą wschodu,
815Jak trzej magowie za gwiazdy lotem,
Lećmy po złoto, choć nie ze złotem”. —
„Ho! ho! ostrożnie. — Czajka na czatach
Niech daje baczność z dala i z bliska —
Szczęśliwi oni w rodzinnych chatach,
820Wieczorne teraz palą ogniska;
Pełne ryb sieci i piwa dzbany,
I pies ich nawet w chacie spoczywa:
A tu na morzu Kozak zbłąkany,
Gdy się przez czajkę fala przelewa,
825Jak morska wrona ze srebrnej piany,
Otrząsa skrzydła, na wierzch wypływa —
Byleby w fali znalazł dolara
Lub piastr turecki. — Ho! baczność wiara!”
„Lecz my szczęśliwsi niż oni w chatach,
830Gdy nas obwieją dymem pożary.
Miło w tureckich błądzić komnatach,
I pić, i złote chować puchary:
Lub leżeć w siatce, gdy kołysana
Lekko się waha, buja na maszcie;
835I patrzeć w niebo, i drwić z sułtana”.
„A teraz bracia dobrze rozważcie,
Oto z daleka wieża drewniana,
Czy ją zapalić? czy zrównać z piaskiem?
Oto na wieży latarnia miga
840I brylantowym pali się blaskiem.
Niech moja czajka brzegu dościga,
Ja sam pod zręby ogień podłożę. —
Lecz jeszcze okiem rzucę na morze:
Jak cudny widok! — Tu czajek dwieście,
845Które noc kryje i groźna strzeże.
Z dala rząd świateł, Pera przedmieście,
Dalej sofijskie złocone wieże;
Ledwo ich blade widać zarysy
Na ciemnym niebie — — Tam krzew żałoby
850Tureckich grobów widać cyprysy.
I w nocy nawet czernią się groby. —
I gwar daleki i morza szumy,
I myśl o wschodnich roi straszydłach:
Zda się, że widzę, jak widmo Dżumy
855Płynie nad miastem na czarnych skrzydłach”.
Już zniknął hetman — czas szybko bieży —
Cicho i głucho — słychać jęk dziki —
To pewno strażnik skonał —
PożarNa wieży
Błękitne siarki widać płomyki.
860I nagłe światło na morze pada:
Krwawo się czarna fala rumieni,
I twarz miesiąca zagasa blada.
Słychać huk ognia i trzask płomieni,
I ożywione jak malowidłem
865Dalekie miasto z minaretami
Z cieniów wypływa — a tu chmurami,
W dymach pożaru zbudzone wrony,
Niekiedy białym migają skrzydłem.
Słychać pisk ptastwa — ogień szalony
870Wzmaga się, rośnie. Ogniem owiana,
Straszniejsza niżli widmo pomoru,
Niżli pochodnia w gmachach szatana,
Świeci Kozakom wieża Bosforu.
„A teraz druhy — hej! do zabawy! —
875Dalej, w przedmieścia, gdzie Grek zdradziecki,
Gdzie kryje złoto kupiec wenecki;
Lecz pamiętajcie — gdy świt jaskrawy
Pozłoci niebo, wrócić do łodzi,
I przynieść wiele złota z wyprawy:
880Będziemy piastry
[32] mierzyć na garnce.
Lecz jeśli kogo szatan uwodzi,
Jeśli się z łupu nie wyspowiada?
Niechaj pamięta, w Żmii janczarce
Pięć kul się kryje, biada mu! biada!” —
885Już świta — świta — Ognie pożarów
Gasły przed słońcem — a wschód był krwawy.
Patrzcie! pod miastem chmura kurzawy.
Czy to się zbliża rota janczarów
[33]?
Migają zbroje — Zasiąść na ławy,
890I szyję harmat zwrócić do wałów;
Jeśli się zbliżą? wnet stem wystrzałów
Przywitać spachów
[34] — Nie będzie boju —
Biała chorągiew błysnęła w tłumie,
Posłowie niosą słowa pokoju!
895Oto kadzidło hetmańskiej dumie —
Słyszę ich trąby i rozstrojony
Dźwięk surm tureckich, dziki i huczny;
A w tłumie miga kolor zielony:
To jakiś Emir, Basza buńczuczny
[35].
900Koń jego szybki jak błyskawica —
— „Cóż tam Emirze, od twego pana?” —
Emir pozdrowił nisko Hetmana,
I rzekł: — „Syn słońca, a brat księżyca” —
— „Ho!” — przerwał Hetman — „Wasz Sułtan stary
905Jak brat księżyca zbladł przed pożarem.
Jeśli cię z jakim przysyła darem,
Chętnie przyjmiemy Sułtana dary;
Lecz póki jestem w brzegach Bosforu,
Póki mam silne prawo zdobyczy,
910W darach mieć mogę prawo wyboru. —
„Pierwsza jest cerkiew — Dla cerkwi w Siczy
Żądam obrazu — Między ikony
Jest w Carogrodzie obraz święcony,
Obraz co płacze rzewnymi łzami;
915A gdy go człowiek w morzu zanurzy,
Morze gniewliwe bije falami.
Pieni się, huczy, pryska i burzy,
I póty gniewne podnosi tonie,
Aż pogan statki w falach pochłonie.
920Lecz to dla popa — słuchaj, Emirze!
Niech sobie mnichy walczą cudami;
Póki mam szablę i czajki chyże,
I zamek w Siczy, król nad zamkami —
Póki mam tysiąc raźnego chłopa,
925Co po obrazie? — Obraz dla popa.
„Słuchaj Emirze! dla mej drużyny,
Złota potrzeba cudnego blasku!
Nie rodzą kruszców nasze krainy,
Dniepr się nie toczy po złotym piasku:
930Gdyśmy go cały orali flotą,
Pytając: Dnieprze, ma twoje łoże
Złoto? — On czajki wyniósł na morze,
Aż pod Carogród — rzekł: tam jest złoto.
Tu pięć tysięcy jest młodzi z Siczy,
935A więc syn słońca, pan twój łaskawy,
Da pięć tysięcy piastrów odprawy.
Dla mnie — jednego niech nie doliczy. —
„Emirze! teraz dar dla hetmana,
Nie piastr turecki, nie malowidło —
940Widziałem pyszny pałac Sułtana,
Gdzie się on kryje blady ze strachu.
Każcie rozrzucić pałacu skrzydło,
A każdy Kozak gruz weźmie z gmachu —
Z kamieniem w pola Siczy powróci,
945Jak skarb przechowa na dnie skarbnicy,
Potem ten kamień na grób mi rzuci:
Wstanie mogiła, pod tą mogiłą
Głucho śpiącemu będzie się śniło,
Że w czajce grożę waszej stolicy”. —
Pieśń IV
Czajki
950Kozacy wygnani nad Donu brzegami,
Gdy Dniepr opuszczali, pieśń smutna i szczytna
Z rozpaczy wyrazem, zmieszana ze łzami,
Na głowę Carycy przekleństwa miotała.
O falo błękitna! o falo błękitna!
955Tyś czajki nosiła — tyś łzy te widziała. —
……………………………………………
„Zda się, że słońce piękniejsze świta,
Gdy do powrotu czajka zwrócona;
Miła tej fali barwa zielona,
960Czajkami w srebrną pianę rozbita.
Jak się te nurki spokojnie pławią,
Pod słońca blaskiem skrzydły trzepocą.
Lecz, kto wie druhy, może przed nocą
Srebrne się morza fale zakrwawią?” —
965„Ha! zgadłem bracia — tam na obłoku
Turecki żagiel z wiatrem ucieka.
Zaczęte łowy! mieć go na oku,
Lecz się nie zbliżać, zawsze z daleka.
Niech żadne wiosło czajki nie nagli,
970W dzień się nie zbliżać, nie stawić czoła:
Galery mają oczy sokoła,
Zaraz dostrzegą — Zwinąć pół żagli”. —
„A przed obrazem Bogarodzicy,
Co burzy morze i czajek strzeże;
975Zapalić świecę — a przy tej świecy,
Niech pop odmawia głośno pacierze.
Gdy wydam rozkaz — za mym rozkazem,
Wziąść pośród siebie czajkę z obrazem.
Lecz niech się teraz pop nie przysłuży,
980Niechaj obrazem morza nie burzy,
Niechaj się modli — innej usługi
Teraz nie żądam — Jakże dzień długi!”
„Ho! ho! szalony ten Sułtan stary,
Budować takie wielkie galary
[36];
985Co trzykroć tyle nabiorą wody,
Niż nasza czajka. Za to z czajkami
Tureckim statkom nie iść w zawody:
Gdy pełnym żaglem płyną za nami,
My na mielizny — często w pogoni
990Okręt ich pryśnie o piasków ławy,
I tak jak szklanny
[37] puchar zadzwoni”.
„Widzicie druhy jak zachód krwawy?
To wiatr nam wróży — korzystać trzeba.
Więc nieco białych żagli rozwinąć,
995I robić wiosłem — ku słońcu płynąć.
Postawić czajki w płomieniach nieba,
Tak aby słońce było za nami…
Ze zwiniętymi teraz żaglami
Utonąć w blasku — pod tą opieką
1000Nas nie wyśledzi ów upiór smoczy,
Co ma z kryształu stokrotne oczy,
Tymi oczyma sięga daleko”. —
„Dzięki ci Boże! oto do końca
Dzień nachylony, blado się pali,
1005Oto nad falą widać pół słońca,
A pół do ciemnej kryje się fali,
I na świat rzuca odbłysk ponury —
Już się nad słońce fala podniosła,
Po niebie krwawe snują się chmury.
1010Teraz do żagli! teraz do wiosła!” —
Okrzyk stokrotny
Bije o chmury;
I żagiel lotny,
Jak skrzydło ptaka,
1015Białymi pióry,
Czajkę Kozaka
Niesie — Ta drżąca
Wygina szyję,
Kąpie się w wodzie,
1020Fale roztrąca;
I Kozak żyje,
I czajka żywa.
Już lecą — blady, na wschodzie,
Zza chmury księżyc wypływa. —
1025„Ho! dobra wróżba, galera Baszy…
Lubię mieć sprawę z Baszy galerą.
Znam tę banderę — a nad banderą
Buńczuk, co płoche jaskółki straszy.
Widzę przy ogniach tureckie twarze,
1030Zdają się blade — Czekać w pobliżu,
Aż nam galera boki ukaże,
Aż na nas spojrzy okiem ze spiżu”.
Jak widmo posępne, jak pałac zaklęty,
1035Choć wiosło nie szumi, choć żagiel zwinięty:
Bez ludzkiej pomocy, czarami szatana,
Odwraca pierś złotym ozdobną straszydłem,
I boki jej księżyc bladawy oświeca.
Trzydzieście paszcz widać przy blasku księżyca,
1040Skąd wkrótce ognistym wyleci zgon skrzydłem…
„Druhy! do wioseł! już dają znaki
Ażeby iskrą podrażnić działa;
Lecz my pierzchniemy stadem jak szpaki,
Próżno nas będzie kula szukała,
1045Dalej! do wioseł” — I mnogie wiosła
Wnet zaszumiały,
Czajkę zbłąkaną,
Fala rozniosła —
I żagiel biały,
1050Z białawą pianą
Zmieszany, zniknął na morzu —
I rzekłbyś że fala ta czajki pożarła?
Że Kozak grób znalazł w błękitnych fal łożu?
I cichość posępna, i cichość umarła,
1055Okryła na chwilę błękity odmętu.
Lecz iskrą galery zbudzone już działo
Wzruszyło sen głuchy — błysk widać z okrętu,
I dział trzydzieście zagrzmiało.
Dym czarny chmurą na morzu drzymie,
1060I okręt zabrzmiał szatańskim śmiechem:
Lecz nim śmiech skonał z trzykrotnym echem,
Czajki stadami błysnęły w dymie.
Pobledli Turcy —
WalkaOto Kozaki
Na pierś okrętu rzucają haki,
1065Drą się na pokład. — Nad pogan karki
Widać wzniesiony miecz Atamana,
I nad turbany pióro Hetmana,
I atamańskiej odgłos janczarki.
Wśród damasceńskich krzywych pałaszy,
1070Miece się Żmija okropnym bojem;
Gdzie walczył basza — syn młody Baszy,
Na wpół makowym spity napojem. —
„Ojcze!” — do baszy rzekł Selim młody,
„Giniemy — pozbądź niewczesnej dumy —
1075Łódź okrętową spuścić do wody;
Gdy ja sam wrogów zatrzymam tłumy
Uciekaj ojcze!” — Na środek skoczył,
I pośród tłumu swój turban biały,
Błyskiem krzywego miecza otoczył.
1080Jęk na pokładzie, janczarki grzmiały.
Pośród pałaszy w błysku i dymie,
Hetman młodego spotkał Selima;
I dwa się miecze starły olbrzymie.
Żmija miecz wroga na mieczu trzyma,
1085A drugą dłonią z janczarki błysnął,
Strzelił pod maszty — i płomień nagle
Szybkim poskokiem wpłynął na żagle,
Aż na banderze złotej zawisnął:
I maszt sosnowy zajął się z trzaskiem —
1090„Byłaby walka w cieniach schowana,
Trzeba ją takim oświecić blaskiem —
Oto pochodnia błyszczy hetmana”. —
Z trzaskiem pożaru znów szczęk oręża
Słychać — i dźwięki hartownej zbroi;
1095Miecz straszny Żmii, jak żądło węża,
Krwi wroga szuka i krwią się poi.
Koszula Żmii utkana w druty,
Hartowna wprawdzie na próbę kuli;
ŚmierćLecz miecz Selima w Damaszku kuty,
1100Przedarł druciane węzły koszuli;
Krew popłynęła aż na kobierce
Co okrywały baszy okręty.
Żmija się zemścił — ugodził w serce:
Schylił się Selim jak kwiat podcięty,
1105Upadł na pokład ze chrzęstem stali,
Padając okiem rzucił po fali:
Przez fale płynie łódź okrętowa —
Tam jego ojciec. — Selima głowa
Spadła na piersi —
1110Czajka wesoła,
Znów śliską piersią roztrąca piany,
I na błękitne wpływa limany;
Nad limanami z ołowiu czoła
Wież Oczakowa widać wysoko;
1115A wież turecka załoga strzeże.
Dostrzegło czajek pogańskie oko,
I wiankiem ognia błysnęły wieże,
Dym widać srebrny, huk słychać głuchy;
Lecz czajki ciche — ciche — jak duchy,
1120Gdy wiatrem wzdęta żagli pierś biała —
Płyną wstecz Dniepru, dalej! i dalej!
Znów z wież tureckich zagrzmiały działa,
Lecz huk bezsilny skonał na fali.
Jak cudnie błyszczą czajek szeregi!
1125Słońce pozłaca barwy orszaku —
Jak cudnie błyszczą dnieprowe brzegi,
Kwiat oczeretów szkarłatem świeci.
Niekiedy w ciszy Tatar Budziaku,
Mignie na koniu, jak wiatr przeleci;
1130Lub w oczeretu kwiatach ukryty,
Patrzy na czajki, na fal błękity.
Pieśń powrotu
Czajki! czajki! Sicz przed nami!
Oto brzegi Zaporoża!
A daleko, za czajkami,
1135Już pożarów gaśnie zorza,
I wśród morza,
Między mgłami,
Płonie wielka masztów sosna
Siła żaglów spadła.
1140Gdy nam błyśnie nowa wiosna
Znowu zadrży dzicz wybladła,
Znowu zagrzmi śpiew janczarek;
Lecz w tym roku dość zachodu —
My do miodu!
1145Z brzękiem czarek
Pijmy w naszej Ukrainie,
Miód nasz przepalony.
PtakGdzieśmy byli, kto popłynie
Za trupami? Chyba wrony,
1150Wrony, czajek przyjaciółki,
Co śmierć kraczą Asawule,
Kiedy kule,
Jak jaskółki,
Nad czajkami, po przestworzu,
1155Lecą chmurą czarną.
My Kozacy siejem w morzu.
Gdy się z wiosną plony zgarną,
Pełnym workiem piastry świecą
Podłe jako liść zżółkniały;
1160Jak wleciały,
Tak wylecą.
Przez pół roka pan dostatni,
Kozak wojewodą. —
A gdy wyjdzie piastr ostatni,
1165Znów z Kijowa Dniepru wodą
Do chat naszych — Kozak śpiewa —
A gdy nędze zakłopocą:
W łodziach nocą
Lśnią łuczywa;
1170I do ciemnej Dniepru wody,
Cicho sieci toną.
Miło błądzić gdzie ogrody
Wschodnich Baszów, kędy płoną
Złota blaskiem jabłka duże:
1175Lecz się milej schylić z konia,
I wśród błonia,
Polną różę
Zerwać, zanieść z ranną rosą,
Lubej w upominku.
1180Pierwej fale wyspy zniosą,
Niźli Kozak dla spoczynku
Tknie się pługa… gdy raz złotem
Da zakupić ręce panu:
Wśród limanu,
1185Zlany potem,
Zlany łzami, będzie w stożec
Składał kryształ soli. —
O! nie pójdzie Zaporożec,
Zaprzedany do niewoli
1190Błądzić! ………………
O cicho! cicho drużyno!
Czy tam widzicie żagle za nami?
Żagle się galer bielą za trzciną,
Za kozackimi płyną czajkami.
1195W Czertomeliku płyńmy ostrowy,
Tam będą czajek bezpieczne floty:
Próżno nam buńczuk zagraża złoty,
I pierś galery i żagiel płowy.
Oto na brzegu nasze rodziny —
1200Czajka ma czucie, wierność brytana
I tak jak brytan o stopy pana,
Tak się o wodne otarła trzciny.
Pieśń V
Basza
Wrócił syn stepów wyprawą dumny.
Jakże mu piękne zdają się chaty!
1205Róża je polna ubiera w kwiaty;
Malw różnofarbnych drżące kolumny,
Aż ponad strzechy rosną i kwitną.
Owdzie spróchniałe skrzypiąc żurawie,
Sięgają w studni wodę błękitną:
1210Tam Zaporożec napawa konia,
Śpiewając dziką pieśń o wyprawie,
I gwarząc z echem wraca przez błonia,
Kiedy wieczorna zabłyśnie gwiazda —
Na śpiew szczekaniem pies się odwoła.
1215Chaty wiszące w parowach sioła,
Jako jaskółcze czernieją gniazda…
Ale dla Turków jakże zdradzieckie
Czertomeliku wysep zakręty!
Gdy w nie galery weszły tureckie,
1220Utkwił na miejscu żagiel rozpięty.
I tak za czajką płynące wrogi,
Co wprzód grozili, blade od strachu,
Nie mogli znaleźć powrotu drogi,
Jakby w egipskim zbłąkani gmachu.
1225Kozak spokojne porzucił chaty,
I biegł na brzegi — tam pop z gromnicą,
Przywdziewał lśniące złotem ornaty,
Trzykroć oświecił Dniepr kadzielnicą,
A gdy odmówił z księgi pacierze,
1230Rzekł do hetmana.
Cud— „Mój wierny synu,
Czy wierzysz w cuda?” — Hetman rzekł: „Wierzę”.
Lecz uśmiech jakby na wzgardę gminu
Oświecił blade lica Hetmana.
A pop rzekł dalej: „Więc w imię Pana
1235Jeśliś ochrzczony, weź obraz święty,
Gdzie malowana Bogarodzica,
Zanurz do fali — niechaj okręty
Zatoną — zgasną jak ta gromnica”.
Rzekł — i gromnicę rzucił do wody.
1240Tłum cały milczał, a Hetman młody
Jakby ze wzgardą słuchał rozkazu —
I malowidłem cudownym błysnął,
Lecz nim tknął fali ramą obrazu,
Obraz się w drobne sztuki rozprysnął.
1245A pop zbladł drżący — zbladła drużyna —
Hetman zawołał: „Czemuż bledniecie?
Jeśli pękł obraz, nie moja wina —
Spróchniał w tureckim wisząc meczecie!
Ale ten okręt zastrzągł do mułu. —
1250Turków wytracę przed wschodem słońca;
Jednego tylko zostawię gońca,
By o tym zaniósł wieść do Stambułu. —
Cóż ten szmer znaczy? Czyż szabla Żmii
Tak się na karkach tureckich starła,
1255Że już kozackiej nie tknie się szyi?!
Do chat Kozaki! — Niech myślą Turki
Że już drużyna nasza wymarła:
A gdy noc głucha padnie na wzgórki,
I na parowy — być w pogotowiu
1260Na odgłos trąbki. — Do chat Kozaki!” —
Już przy zachodzie dnieprowe ptaki,
Czaple się kładły do snu w sitowiu.
Galera piersią nie miała wody,
A spód jej ledwo w trzcinach widomy;
1265I nad zielone wysep ogrody,
Wyrastał wielki maszt nieruchomy.
Słońce złociste, nie ćmione mgłami,
Tonie w oczeret — Blaski niknące
Spały na żaglach, a nad żaglami
1270Zwieszały liście brzozy płaczące;
A jeszcze wyżej, na żaglów szczycie
Bandera Baszy połyska złotem,
I jeszcze wyżej, w nieba błękicie,
Jaskółki szybkim krążyły lotem.
1275Tak cichy widok — Niech Turki marzą
Że są panami stu wysp na Niżu;
Niech śpią głęboko — bo już na krzyżu
Usiadł jak do snu sokół stepowy.
Smutny wszedł miesiąc z płonącą twarzą,
1280I na zamglone patrzał ostrowy.
Cichość posępna i noc głęboka.
Na straży Turek zbrojny połyska,
I z chat kozackich nie spuszcza oka:
Ale po chatach gasły ogniska.
1285Turek odmawia modły Proroka,
I tak się rajską otoczył chwałą,
Że ani dostrzegł, jak pośród cienia
Mierzonym razem światło łyskało,
Jakby budzone ognie z krzemienia.
1290
PożarPodobnie kiedy Turków ogrody,
Bogatym w kwiaty błysną granatem:
Tak z dala trzciny nad Dniepru wody,
Nagle rozkwitły ognistym kwiatem.
I blask pozłaca ciche brzóz czoła:
1295Cztery płomieni błysnęły koła,
A gdy znalazły upływu łoże,
Pobiegły szybko, w jedno się zlały,
I wnet ogromne pożaru morze,
Pod okręt wzniosłe toczyło wały.
1300Na krzyk strażnika, ze snu zbudzeni
Zbiegli się Turcy. Rozpacz straszliwa!
Rozpacz bezsilna! — Morze płomieni
Suche okrętu deski podmywa.
Zawyli strasznie i odurzeni
1305Umilkli — cisza spadła straszliwa.
Potem w tej ciszy, galerom znana,
Dziko zabrzmiała trąbka Hetmana.
Na odgłos trąbki jak z ogniów piekła
Wstali Kozacy na czarnych skałach,
1310Rzekłbyś że zemstą dzicz ta zaciekła,
Gasi pragnienie w ognistych wałach.
Na nagich głazach, obwiani w dymie,
Jako posągi stali olbrzymie.
Rzekłbyś — że dusza ich marmurowa
1315Nie słyszy jęku — głosu rozpaczy.
I słychać grzmiące Hetmana słowa:
„Druhy! nim płomień Turków obsaczy,
Kto do okrętu dopłynie z wodą,
Jeśli jest basza? Baszy wyszuka,
1320Baszę wykradnie — takiego kruka
Bogatą piastrów uczczę nagrodą”. —
Kozacy milczą — Za skarby świata
Któż pójdzie w piekło? — Patrzcie! sam Żmija —
Jak istna żmija ogień przelata,
1325I padł do fali, wśród fal się wzbija;
I znów zatonął — Tam iskry padły.
Ho! ho! z tej wanny nie wyjdzie cały —
A teraz słychać Turków wystrzały.
Widzę go znowu — gdzie tłum wybladły
1330Wpadł — oto Turek w rękach Hetmana.
Już maszt się pali, już żagiel spłonął.
Hetman do fali z Turkiem zatonął,
A płomieniami fala zawiana —
Miło to płynąć w takie ukropy!
1335Patrzcie tam! patrzcie! Hetman na skale,
Na znak tureckie rozwija szale.
Wąż mu się, Turek, wije spod stopy.
Nad rankiem, kędy oczeret płonął,
Błękitne tylko krążyły dymy;
1340Galerę baszy pożar pochłonął —
Na skałach czarne znikły olbrzymy.
Tak na skinienie Hetmana ręki,
Wznoszą się ognie — gasną pożary —
Po wyspach słychać wesołe gwary,
1345I dzikie śpiewy, torbanów dźwięki.
Czemuż tak głośne wesele w Siczy?
Czemuż się tłoczy lud do tej lipy
Z tak głośnym śmiechem? Czy dział zdobyczy?
Czyli po zmarłych wyprawia stypy?
1350Czy mu chorągiew przysłał Król polski?
O! nie stąd radość… Pośród drużyny
Wznosi się wielka klatka ze trzciny,
A w klatce siedzi Basza Natolski.
Przed kilku dniami stu miast był panem
1355Zamykał tysiąc dziewic w haremie,
Był ojcem syna: a dziś bez ziemie —,
Syn jego poległ walcząc z Hetmanem.
Z Hetmanem dzikie żywioły w zmowie
Zniszczyły miasta — a zgraja dzika
1360Jak na tygrysa patrzy w sitowie,
Plwa mu na czoło, palcem wytyka.
Co musiał cierpieć — nikt nie wypowie,
Ale cierpienia w sercu zamyka;
Gdy go raniło goryczy słowo,
1365Na wzgardę chował twarz marmurową.
Lecz chociaż duma wiele wytrzyma,
Gdy z urąganiem wystąpił hardo
Kozak, ubrany w zbroje Selima —
Basza na niego spojrzał z pogardą —
1370Lecz gdy stanęły w oczach przytomne
Syna pamiątki: piersi nabrzmiały,
W oczach się długo dwie łzy zbierały,
I spadły na twarz dwie łzy ogromne.
Już ciemnym skrzydłem noc się nasuwa
1375I gmin się rozszedł, po chatach gwarzy.
Tam zbrojny Kozak stojąc na straży,
Liczy godziny — nad więźniem czuwa,
I okolica mgłami zawiana.
A teraz, słychać hasło strażnika:
1380— „Kto idzie?” — „Hetman!” — „Witam hetmana!”
Żmija milczący klatkę odmyka.
Potem odwraca twarz zamyśloną:
— „Precz stąd, Kozaku! Żmija na straży”. —
Wszedł zgięty — odkrył lampę tajoną,
1385Potem ją światłem podniósł do twarzy:
— „Żyć będziesz Baszo! wzgardę przeżyłeś.
Znasz mnie?” — „O znam cię! znam cię szatanie!
Syna zabójco!” — „Krew za krew stanie…
Baszo, mojego ojca zabiłeś.
1390Blask cię buńczuków zaślepił wabny,
Tyś go oczernił — ty od Sułtana
Przyniosłeś Baszy stryczek jedwabny,
I sam na baszę! i sam na pana! —
Ja, słabe mając do zemsty ramię,
1395Ja sam, syn Baszy, z miasta wygnany,
Gdym okiem żegnał rodzinne ściany,
Widziałem głowę Ojca na bramie;
I dotąd jeszcze, dotąd w noc ciemną,
Tę bladą głowę widzę przede mną,
1400Jak mnie krwawymi ściga oczyma.
Lecz teraz Żmii cienie nie straszą;
Sen mój kupiłem śmiercią Selima.
Jeszcze krwi twojej trzeba mi Baszo;
Krew swoją oddasz za łzy Zulemie —
1405Łzy, które lała w twoim haremie;
Lecz w równej walce, oddasz ją zbrojny.
Teraz idź za mną — nie bój się zdrady”. —
Szli oba we mgłach. Basza spokojny,
Oczy obracał na księżyc blady.
1410Szli krętą ścieżką, gdzie wśród wybrzeży
Wznosi się zamek nad Dniepru wały.
Koło ogromnej środkowej wieży,
Wież mniejszych lekkie wybiegły strzały:
W wieżach się smutny puszczyk odzywa —
1415Śpi blask księżyca i mgła przepływa.
Weszli do zamku, weszli do sali —
Po ścianach błyszczą zbroje; a z góry
Blask od kagańca padał ponury,
I słychać z dala szum Dniepru fali.
1420W dalszych komnatach — o dziw nad dziwy!
Jakie tam cuda w zamku dnieprowym?
Na ścian wysokich tle lazurowym
Płoną lamp gwiazdy; kobierców niwy
Kwiatem zabłysły, a kwiat tak świeży,
1425Jak gdyby z ranną rosą zerwany.
Gdzieniegdzie kryształ zastąpił ściany;
W zwierciadłach oko bieży i bieży,
Nową odkrywa salę za salą!
W każdej te same lampy się palą —
1430Czy to są czary? — Tak długim gankiem
Mógłby wędrowiec zajść aż do Boga!
Z marmuru sali cięta podłoga,
A delfin złoty obrzucał wiankiem
Kryształ, co daje miłe ochłody;
1435A światła płoną pod szkłami wody,
Patrząc na ognie, kryształ i kwiaty.
Oko zalśnione w ciągłym zachwycie,
Przez okna sali bieży z komnaty,
Bieży odpocząć w nieba błękicie;
1440I wpada nagle jak w otchłań ciemną,
Przez którą srebrny księżyc przepływa.
Hetman sprężynę ruszył tajemną,
Złota się nagle ściana odkrywa;
I nowa sala — sali połowa
1445Alabastrowym światłem zaćmiona,
W połowie ze mgły spada zasłona,
A za mgłą srebrną znów jasność dniowa.
Gdy na złocistym siedli dywanie,
Na znak Hetmana, z dala za mgłami
1450Zabrzmiały arfy — słychać śpiewanie,
Stłumione zrazu echem i łzami
Cichej fontanny — Potem ze śpiewem,
Dwanaście dziewic, kwiaty kobierca
Depce — i płynie z zasłon powiewem.
1455Basza dłoń prawą podniósł do serca,
Potem zbladł cały, oczy odwrócił.
I twarz rękami zakrył obiema,
I rzekł: — „Mój sztylet tak mię porzucił,
Sztylet niewierny — jak ta Zulema”. —
1460— „Baszo!” — rzekł Hetman — „Ona szczęśliwa,
Z waszych pałaców bierze podarki;
Dla niej po morzu czajka ma pływa,
Błyszczą pałasze i grzmią janczarki;
Dla niej to Żmija przez długie lata
1465Zdradzał i zaprzał swego proroka,
I twarz zmienioną nosił dla świata,
Choć w sercu była rana głęboka.
Hetman — i razem wróg mej drużyny,
Często przebrany z bracią Tatary,
1470Na własne sioła niosłem pożary:
Często przez długie, długie godziny,
Pamiętam, nawet przed dniem wyprawy,
Jak wąż ukryty pomiędzy trawy,
Patrząc na słońce, leżę dzień cały,
1475By choć dzień jeden ukraść obłudzie,
By świst kozackiej usłyszeć strzały:
Sokół mnie poznał prędzej niż ludzie —
Tak twarz wprawiłem, aby udaną
Nosiła barwę. W takiej niewoli,
1480Jak liść dwubarwny srebrnej topoli,
Cierpiałem mękę — niewypłakaną.
Gdym własne sioła palił i burzył,
Gdym na przekleństwa gminu zasłużył,
Błogosławili — Ale już blada,
1485Już gwiazda Żmii mroczy się, spada.
Gdy w mojej dłoni pękł obraz święty!
Odkryją zdradę, spadnie ta głowa —
Przeklną!” — Głos grzmiący przerwał mu słowa:
„Więc bądź przeklęty! więc bądź przeklęty!” —
1490I przed Hetmanem stanął w komnatach,
Ze srebrnym krzyżem, pop w czarnych szatach.
Pieśń VI
Walka
Szczęśliwe czasy dawnych rycerzy!
Szczęśliwe czasy! gdy cud po cudzie
Barwił powieści. Dziś kto uwierzy?
1495Jacy to byli żelazni ludzie,
Jakie to były zamki zaklęte,
W czarnych cyprysach dusze zamknięte.
Takie powieści śpią niewierzone,
Takie powieści kryją klasztory,
1500Gdzie mnich przez szyby patrząc barwione,
Światu nadawał tych szyb kolory.
Dziś kto uwierzy, że na skinienie
Ręki hetmana we mgnieniu oka,
Zagasły światła — arf kona brzmienie,
1505Z ciemnością spada cichość głęboka.
Popa okropna przejęła trwoga —
A hetman mówił z twarzą wesołą:
„Biada, kto tutaj w imieniu Boga,
Wstąpi w czarami skreślone koło.
1510Lecz gdyś tu przyszedł, bądź pozdrowiony!
Zostaniesz moim gościem na wieki,
Słońca nie ujrzą twoje powieki,
Rdzą się okryje ten krzyż srebrzony;
Nikt nie usłyszy jęku — prócz Boga”.
1515Skinął — zapadła nagle podłoga —
Pop przeniesiony w lochy podziemne,
Zniknął — i słychać było westchnienie. —
Znów skinął Hetman, a na skinienie,
Dzień świateł wpłynął w komnaty ciemne.
1520Gdy się rozjaśnił, obaj rycerze
Znów przez te same wyszli podwoje,
I do narożnej wstąpili wieży,
By się do walki stroić we zbroje.
StrójBasza wziął turban stalą podszyty,
1525Piersi drucianą kryje koszulą,
I miecz Damaszku, z dwóch mieczów zbity,
I ciężki czekan z kolczatą kulą.
Tak uzbrojony lekki i rześki,
Za pasem sztylet zawiesił Fezki;
1530Wziął tarcz z sitowia, jakiej do wojny
Używa w stepach Tatar budziacki:
I już był gotów. — Hetman kozacki,
Bezpieczniej wprawdzie lecz ciężko zbrojny;
Zakuł pierś mężną w pancerz ze stali,
1535Niósł hełm z przyłbicą ściśle zakrytą;
A z piór i włosów na hełmie kitą,
Rośnie we dwoje, do sklepień sali;
Kopiją wstrząsa do rzutu celną. —
Przy boku błyszczy miecz obosieczny.
1540Tak z baszą sercem i zbroją sprzeczny,
Wychodził staczać walkę śmiertelną. —
Już się na biały dzień zabierało
Gdy wyszli z zamku. Jakby zbudzone
Chmury nadrannym wiatrem kręcone,
1545Już się z mgłą dolin mieszały białą.
I słychać oddech poranku świeży,
Co lekko wzrusza nadwodne trzciny.
PtakŚwiegocą wróble na zamku wieży,
Na pół uśpione między kaliny.
1550I księżyc blady, i gwiazdy bladły;
Szarzeją światłem nieba błękity,
A kawki krążąc stadem obsiadły
I ołowiane wież czernią szczyty.
Wsiedli do czajki obaj rycerze,
1555Płynęli z wodą. Hetman ponury,
Patrzał na wichrem kręcone chmury,
Na mgły tumany, na zamku wieże;
A jego serce, choć stalą zbrojne,
Tak mocno bije, tak niespokojne,
1560Jakby w przeczuciach — zadrżał — i nagle
Chwycił za wiosło, rozpuścił żagle,
I pędził czajkę: ta w szybkim biegu,
W chwilę na drugim stanęła brzegu.
Tam z serca trwogę odpędził płonną:
1565„Jak los osądził” — rzekł — „niech się stanie.
Baszo! czy walczysz pieszo? czy konno?”
— „Gdy Arabczyka dasz mi, Hetmanie,
Ujrzysz, jak lekko na siodło wskoczę,
Jak z konia biję i koniem toczę”.
1570Hetmana trąbki słychać odgłosy:
Wnet nauczone na trąbkę pana
Dwa szybkie konie lecą przez wrzosy:
„Biały twój Baszo! czarny Hetmana”. —
Oba rycerze siedli na konie,
1575Oba pędzili szybko przez błonie,
Póki kaganiec z wież Oczakowa
Nie błysnął gwiazdą ze mgły wywity.
Za wodzą Żmii, stanął koń wryty —
A Hetman rzecze: „Na próżne słowa
1580Nie traćmy czasu, poleć się Bogu.
Tam twój Oczaków, kędy się palą
Mnogie kagańce w masztowym lesie,
Tam twoje wieże — do wież tych progu,
Gdy mnie zwyciężysz, koń cię zaniesie,
1585Gdy padniesz, trup twój popłynie z falą”.
Rzekł — ściślej zamknął w przyłbicę czoło,
I czarnej tarczy okrył się skrzydłem.
WalkaBasza jak jastrząb krążył wokoło,
Na różne strony zwijał wędzidłem,
1590I rzucał czekan, i koniem toczył. —
Tarcza hetmana wydała dźwięki,
Trzykroć od tarczy czekan odskoczył
I na rzemieniu wrócił do ręki.
Trzykroć odskoczył — za czwartą razą
1595Zgruchotał twarde hełmu żelazo:
Lecz ugrzązł w hełmie. — Żmija zań chwyta:
Nie pośpiał basza odciąć rzemienia
Tak związanego — gdy zbył strzemienia,
Hetman pod końskie ciągnął kopyta.
1600Skrwawiony ostem i oczeretem,
Czołga się basza jako gadzina;
Żmija miecz wznosi — Basza sztyletem,
I lewą ręką rzemień przecina,
Wstając pod koniem, ów sztylet srogi
1605Aż po rękojeść wraził pod strzemię.
Rumak hetmana runął o ziemię,
Lecz hetman szybko powstał na nogi,
Odrzucił dzidę, miecza dobywa;
I znów grzmi walka, walka straszliwa!
1610Daleko słychać szczęki pałaszy,
I tarcza daje odgłos jak dzwony.
Już krew turecka, krew świeża Baszy,
Lśni po burzanach jak kwiat czerwony;
Ten widok siły Hetmana dwoi,
1615Więc w obie dłonie chwyta miecz silny,
Podniósł i spuścił — lecz raz był mylny,
Sam padł, zwalony ciężarem zbroi;
Nim powstał z ziemi: już wróg straszliwy
Tłoczył mu piersi, wzniósł sztylet mściwy,
1620I nad bezbronnym mszcząc się rycerzem,
Gdy mu się sztylet po zbroi zwinął,
Podniósł pancerza i pod pancerzem
Wbił po rękojeść, aż krwią zapłynął.
Basza siadł na koń, spiął go ostrogą,
1625Leciał jak z wiatrem chmura stepowa;
Lecz nie do Turków — do Oczakowa? —
Na północ wsteczną poleciał drogą.
Już zniknął. — Blado wschód się czerwieni,
Już się oddala tętent po wrzosie;
1630Tu koralową barwą jesieni,
Błyszczą burzany w srebrzystej rosie,
I szpaków stada po nieba sklepach
We mgle się kąpią — i lgną na łozy.
Gdzie dwie samotne płakały brzozy,
1635Hetman kozacki konał na stepach. —
Ciszej! —
Śpiewtam jakiś śpiew obłąkany,
Z echem przez suche płynie burzany;
Pieśń taka smutna, dzika i rzewna,
Oblana złotem słońca promieni,
1640Zbliża się postać jak cień niepewna,
Dziewica mogił — to młoda Xeni!
Pieśń jej jak lutni niesfornej głosy,
Nagle skonała, krzykiem ucięta,
Bo koło Kseni skrwawione wrzosy;
1645A choć przyłbica Żmii zamknięta,
Już go poznała — tak dziewic oczy
Wprawne w miłości, choć obłąkane.
Ale na próżno wyśledzą ranę,
Chce krew zatrzymać rąbkiem warkoczy.
1650Gdy mu przyłbicę wzniosła na czole,
Żmiję do życia wróciły bole
[38]!
Spojrzał — i poznał — lecz nie rzekł słowa,
Ani się zdradził nagłym poznaniem.
I była cisza — cisza stepowa,
1655Przerwana czasem łzami i łkaniem
Smutnej dziewicy. Xeni oczyma
Ściga wejrzenie zgasłe Hetmana!
A Żmija oczy wlepione trzyma
W stronę, gdzie mglistą chmurą owiana
1660Wznosi się zamków siczowych wieża.
Nagle blask ognia stamtąd uderza,
Potem się rozlał po Dniepru fali —
Między wieżami płomień się wije.
— „Zdrajca!” — rzekł Hetman — „Xeni! klnij Żmiję!
1665Oto mój zamek, zamek się pali!
W zamku twój ojciec! — A basza mściwy
I nad nią jeszcze zemsty dokonał.
Przekleństwo jemu!” — westchnął — i skonał.
Zaledwo skonał — przez kwiatów niwy,
1670Rzucając za się wzrok niespokojny,
Na koniu Turek przeleciał zbrojny,
I zniknął we mgle — Śmiech dziki Xeni
Smutnie po rosach zabrzmiał. — „Mam syna!
Ojciec mój skonał pośród płomieni.
1675Syn mój jak świeża rośnie kalina,
A Hetman — Syn miał ojca Hetmanem,
I żyć nie będzie pod innym panem.
Lecz wam Kozacy, wam nie pokażę
Syna mojego — w grób go zakopię;
1680Ale krew jego przyniosę w czarze,
I krwią mogiłę ojca pokropię”.
Jakie tam było po chatach łkanie,
Gdy wieść okropna biegła przez sioła!
Zgasłeś! — wołali — zgasłeś, Hetmanie!
1685Któż jak ty w czajce lotem sokoła,
Z nami na Czarne popłynie Morze?
Kiedyż takiego ujrzemy
[39] pana?
Kiedyż drugiemu słać będziem łoże,
Gruzami z wielkich gmachów sułtana? —
1690
PogrzebWieją tłumami kozackie kity,
Hetmańska trumna już nad mogiłą;
A w trumnie Hetman leży odkryty.
Coś mu się we śnie strasznego śniło,
Bo wyraz wzgardy w twarzy wyryty.
1695Z żaglów tureckich śmiertelna chusta
Spowiła ciało. Złotym obrazkiem
Pop go opatrzył, posypał piaskiem,
Kawałek chleba włożył mu w usta,
Zgraję tym samym obdzielił chlebem —
1700A gdy wymówił ostatnie słowo,
Płaczki zaczęły pieśń pogrzebową.
Lecz jedna z płaczek szła za pogrzebem,
Śmiechem zbłąkała pieśni odgłosy;
A choć wesela taić nie umie,
1705Na przekór śmiechom, jak srebrne rosy
Łzy jej do wielkiej płyną łzawicy
[40];
A gdy łzy cudze zbierała w tłumie,
Gdy w czarę padło światło gromnicy,
Kołem się wszystkie chmurzyły twarze,
1710Widzieli wszyscy, krew była w czarze!
I krew do grobu wylała cieśni. —
Padła — skonała — Konaj, o pieśni!