- Arkadia: 1
- Artysta: 1
- Bóg: 1 2 3 4
- Bunt: 1 2 3
- Chrystus: 1
- Cud: 1
- Czarownica: 1
- Czas: 1
- Czyn: 1 2
- Dusza: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
- Erotyzm: 1
- Filozof: 1
- Głupota: 1
- Historia: 1
- Idealista: 1 2
- Klejnot: 1 2
- Klęska: 1
- Kochanek: 1 2
- Konflikt: 1
- Konflikt wewnętrzny: 1
- Koniec świata: 1 2 3
- Krew: 1
- Lud: 1 2 3 4
- Marzenie: 1
- Maszyna: 1 2
- Mądrość: 1
- Mędrzec: 1
- Miłość: 1 2 3 4 5
- Miłość niespełniona: 1
- Muzyka: 1
- Naród: 1
- Natura: 1
- Nieśmiertelność: 1
- Niewola: 1 2 3
- Noc: 1
- Obraz świata: 1 2 3 4 5 6 7
- Pieniądz: 1
- Pijaństwo: 1
- Pocałunek: 1
- Pokusa: 1
- Przemijanie: 1
- Przywódca: 1
- Rewolucja: 1 2 3
- Robotnik: 1
- Rodzina: 1
- Rośliny: 1
- Rozstanie: 1
- Siła: 1
- Słońce: 1 2
- Słowo: 1
- Sprawiedliwość: 1
- Starość: 1
- Strach: 1
- Stworzenie: 1 2
- Szlachcic: 1
- Śmierć: 1 2
- Tajemnica: 1
- Tęsknota: 1 2 3
- Trucizna: 1
- Upadek: 1
- Walka: 1 2
- Wieczór: 1
- Wiedza: 1
- Więzień: 1
- Wino: 1
- Władza: 1 2 3 4 5
- Wolność: 1 2 3
- Wzrok: 1 2
- Zabawa: 1 2
- Zbawienie: 1
- Zdrada: 1
- Zemsta: 1
- Żebrak: 1
- Życie jako wędrówka: 1 2 3
Uwspółcześniono interpunkcję, m.in. poprzez usunięcie zbiegu przecinka i pauzy oraz zastąpienie w didaskaliach przecinkami pauz występujących w roli przecinków.
Pozostałe uwspółcześnienia dotyczą fleksji (oprócz pozycji rymowych), np.: tym > tym; czem > czym; czemże > czymże; którem > którym; któremi > którymi; niem > nim; niemi > nimi; twojem > twoim; łagodnem > łagodnym; trawiastem > trawiastym itp.; pisowni łącznej/rozdzielnej, np. poczem > po czym; z za > zza; zdala > z dala; zwolna > zwolna; zdaleka > zdaleka; oddawna > od dawna; odemnie > ode mnie; przezemnie > przeze mnie; gdzieindziej > gdzie indziej; śnieżno biały > śnieżnobiały; jakież-to > jakież to;
prawda-li > prawdali itp.; pisowni joty, np. lilji > lilii; Aleksandrji > Aleksandrii; Charmjon > Charmion; warjatka > wariatka; wikarja > wikaria; furtjanka > furtianka; oraz ortografii, np. pomięszana > pomieszana; puhar > puchar; przewódca > przywódca; nieokreślny > nieokreślony; jest napisano > jest napisane.
Poprawiono błędy źródła: stare dzielnicy > starej dzielnicy; nieco brudnej > nieco brudne; wiatrz > wiatr; Co mówisz > Co mówisz?; masza > masz.
Jerzy ŻuławskiEros i PsychePowieść sceniczna w siedmiu rozdziałach
Heraklit
Tuum fac nec respicias finem[2]
I. W Arkadii
-
Psyche, arkadyjska królewna
- Arete
-
Hedone, Kallone, Melike, Hagne, służebne dziewki Psychy
-
Blaks, parobek
-
Eros, bóg
-
Hermes, poseł bogów
ArkadiaRzecz działa się w kraju szczęśliwym, w czasie, kiedy bogowie chodzili po ziemi.
Łąka przerznięta
[3] strumieniem, płynącym pośród traw i kwiatów. Za strumieniem drzewa, a za nimi w głębi skały ogromne, strome i czarne, wyglądające jak mur, który kwiecistą i cichą łąkę oddziela od świata. Po skałach tu i ówdzie pną się bujne bluszcze. Na lewo w dali, na łagodnym trawiastym wzgórzu widno
[4] zamek królewski, do greckiej świątyni podobny. — Nad strumieniem rozłożyste drzewo i wielki kamień pod nim. Widać też głazy, z rzadka po łące porozrzucane. W głębi wiedzie przez strumień kładka z obalonego pnia. Krajobraz pełen zachodniego słońca, ciszy i wesela.
SCENA I
Arete rozwiesza na głazach i gałęziach nad strumieniem świeżo wyprane białe szaty.
Blaks leży na wznak z rękoma pod głową i śpi.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
trzymając się za ręce, pląsają dokoła stojącej w pośrodku Psychy i śpiewają:
1Razem z wiatrem, co rozwiewa
nasze śnieżnobiałe szaty,
między strojne, wonne drzewa,
z których w słońcu kapią kwiaty,
5po równinie,
co tak płynie,
— od skał płynie
traw puszystych słodką falą:
dalej w pląsy! w pląsy! W pląsy!
10stopy się nam palą! — O hej!
BLAKS
budzi się i wstaje
11Zmierżone[5] dziewki! drą się, jakby sojki! ani się człowiek zdrzemnąć nie może!
Idzie w głąb i kładzie się znowu, zatykając uszy.
DZIEWKI SŁUŻEBNE
tańcząc, znów śpiewają:
Wiatr się z włosem naszym pieści
i tak śpiewa,
— jak ptak śpiewa;
15ptasząt śpiewu pełne drzewa —
a złocisty liść szeleści,
a do wtóru
dzwoni strumień, gęśl z lazuru — o hej!
Dalej w pląsy! W pląsy! W pląsy — o hej!
ARETE
od pracy:
20A sam, dziewczęta!
[6] W główkach wam pustoty,
a tu jest jeszcze tyle do roboty!
Dziewki służebne rozwiązują taneczne koło i biegną do Arety.
Psyche zbliża się z wolna ku strumieniowi.
KALLONE
do Arety tonem usprawiedliwienia:
Prałyśmy matko, od samego świtu
w strumyku pełnym srebra i błękitu
dziane odzieże i bieluchną wełnę…
HEDONE
25
WieczórCzyż nie czas teraz, gdy karoca chyża
słońca ku ziemi pod wieczór się zniża
a fale złota i purpury pełne,
potańczyć, ciesząc się słońcu i wiośnie,
i tak dzień pracy zakończyć radośnie?
ARETE
30Praca nie wszystka jeszcze ukończona,
choć słońce długą już przebyło drogę.
Zwińcie się, dziewki!
HAGNE
ARETE
Pomóżcie wszystkie!
SłońceZ szat wilgłego łona
35niech wszystkie pary wyssie i wypije
wiatr i słoneczny boski żar, co bije
z niebios, spragniony woni i wilgoci —
i wełnę bieli, a twarz dziewcząt złoci.
Służebne wraz z Aretą krzątają się, rozwieszając wyprane szaty na głazach i gałęziach.
Psyche siada na przodzie nad strumieniem i zapatrzona w nurt, igra palcami po wodzie.
SŁUŻEBNE
śpiewają przy pracy:
Suszcie się rychło, białośnieżne szaty,
40bo was przywdzieje pan nasz, król bogaty,
co mieszka w dworcu o smukłych kolumnach,
stad ma bez liku i moc
[7] zboża w gumnach,
zbroje i złoto, i drogą purpurę,
a przenajdroższą bogolicą córę,
45— a przenajdroższą bogolicą córę.
HAGNE
odłączywszy się od dziewcząt, podchodzi ku królewnie i z wolna osuwa się przed nią na kolana
Cóż bogolica, nie pląsałaś z nami
ani nie śpiewasz? Czy ci co dolega?
Czy tak twe oczy równe gwiazdom mami
lic twych odbitych obraz, co tak biega
50z fali na falę po szybie strumyka
w błyszczących kropel świetlistej koronie?
Na białej dłoni białe wsparłaś skronie
i zapatrzona w nurt, jak w dal pomyka,
nie spojrzysz nawet na twoje służebne,
55co wiodą pląsy i śpiewy gędziebne
dla ciebie — jeno na serca kądzieli
przędziesz zadumę…
Psyche z tęsknym uśmiechem kładzie dłoń na głowie Hagny i z wolna głaszcze jej włosy.
MELIKE
która się była odłączyła
[8] od pracujących w głębi dziewcząt i zbliżyła się do
Psychy podczas ostatnich słów
Hagny, mówi:
Otośmy radosne,
że bogi słońce dały, młodość, wiosnę;
60wszystko się w okrąg cieszy i weseli —
ty jedna — cicha — patrzysz na te skały,
na dworzec ojca twego okazały
i na wawrzynów gaj kwieciem różowy,
na ciemne, liściem szumiące dąbrowy,
65na łąki, strumyk i to białe płótno
— i łzy masz w oczach, pani?
PSYCHE
po chwili:
MELIKE
HAGNE
Wszakżeśmy
[9] przy tobie!
PSYCHE
70
Czyście wy nigdy o tym nie myślały,
aby się wyrwać za te czarne skały —
tam! I zobaczyć, co tam jest za niemi?
Czy, jako tutaj, szmat zielonej ziemi,
75czy też kraina jaka dziwna, złota, wyśniona…?
Nigdy o tym nie myślicie?
MELIKE
HAGNE
MELIKE
Tu — tak słodkie życie,
80cóż cię tam ciągnie, królewno?
PSYCHE
HAGNE
MELIKE
Królewno, cóż to jest? Nie wiemy…
PSYCHE
ARETE
w głębi:
85Schną już w słońcu szatki
na białe głazy rzucone i kwiatki;
teraz już pora przynieść kosze z łozy
[11]
i piękną, w wodzie wybieloną wełnę
znieść na wysokie, na koleśne
[12] wozy,
90aby do domu powróciły pełne,
jako tu pełne przyjechały z rana,
ciążąc leniwym mułom.
HEDONE
klaszcze w ręce
Hejże, dana!
Teraz już mogę oddać się zabawie,
95pląsać, ach, pląsać po puszystej trawie
i echu rzucać pieśni, jako pragnę!
Zawołam tamte, Melikę i Hagnę.
ARETE
Zawołaj wprzódy jeszcze na parobka,
by przyniósł żwawo kosze wyplecione…
HEDONE
spostrzega Blaksa i biegnie ku niemu
100Śpi tam! Dalibóg! Wstawajże, mazgaju,
rusz się nareszcie, szkaradny leniuchu!
BLAKS
przeciera oczy
ARETE
BLAKS
HEDONE
105I on się pyta! Biegaj jeno
[13] żwawo
i przynieś kosze, które tam za ławą
ponad strumykiem zostały od rana. —
Bielizna schnie już, od dawna wyprana!
Blaks podnosi się z wolna, przeciąga i ziewa.
KALLONE
wybucha śmiechem
Jeszcze po drodze drzemkę sobie utnie!
HEDONE
rzuca na Blaksa zerwane liście
BLAKS
A idźcież
[15], uprzykrzone dziewki,
bo pókim dobry, tom dobry okrutnie,
lecz jak się zgniewam — mówię — nie przelewki!
Odchodzi poza strumyk w stronę zarośli i szuka koszów wśród krzewin. Po chwili wraca, wlokąc kosze za ucha.
HEDONE
Teraz do tańca! Hejże! Pójdźcie do mnie!
KALLONE
115Albo — dziewczęta — naprzód do kąpieli,
potem oliwą namaścim się złotą
i tak w wspaniałej, nieskażonej bieli
ciał naszych młodych staniemy tu wieńcem,
aż pląsy łona ubarwią rumieńcem!
HEDONE
120Więc dalej, dziewy! Niechaj zabrzmią echa
zbudzone głosem pieśni i ochoty
naszej — niech złota zadzwoni uciecha —
dalej!…
ARETE
Hej, Blaksie, chodź tu do roboty!
BLAKS
idzie, mrucząc:
125Tamte sroki mogą sobie skakać do woli, ale ty Blaksie, chodź do roboty!
Zbiera wraz z Aretą bieliznę do koszów i wychodzi z nią razem.
MELIKE
Ja pieśń zawiodę
[16] — taneczną, rozlewną!
HEDONE
Królewna z nami! Królewno, królewno!
PSYCHE
HAGNE
PSYCHE
130Tańczcie… To słońce gasnące na niebie,
ta woń na ziemi dziwnie mnie rozmarza…
Z ziemi woń bije, jak gdyby z ołtarza,
na którym leży słońce, żertwa
[17] krwawa…
Cóż to? Siadłyście wszystkie wkoło, ciche?
135Tańczcie, dziewczęta, pozwala wam Psyche —
bawcie się, proszę!
KALLONE
Bez ciebie zabawa
jest dla nas niczym!
HEDONE
Słuchaj, bogolica,
140czymże rozchmurzyć twoje jasne czoło?
MELIKE
Chcesz pieśni może? — Zaśpiewam — wesołą!
Lub… o potędze twojego rodzica,
tajemniczego pana mnogich włości,
albo… o wiośnie lub o twej piękności? —
145Rozkazuj, pani!
PSYCHE
Czy słyszysz te drzewa?
Każdy liść na nich pieśń przedziwną śpiewa,
hymn uroczysty jakiś na przybycie
wieczornych, świętych, tajemniczych godzin…
MELIKE
nadsłuchuje
150Pono
[18] szum taki w dniu twoich narodzin
niósł się po świecie… Stara wieść tak prawi…
PSYCHE
MELIKE
Czy jej nie znasz? Może cię zabawi…
Ta pieśń odwieczna, dziwna, która baje,
155jak raz w wiosenne i słoneczne rano
dziki Człek, idąc przez rosiste gaje,
zobaczył zorzę na niebie świetlaną,
której nie widział do onejże pory,
po nocy jeno goniąc łup przez bory —
160i nagle tknięty jakąś wielką mocą,
ten pan potężny, co dotąd żył nocą,
padł na kolana i podniósł ramiona:
— O zorzo, zorzo! O zorzo złocona!…
I wtedy pono wystrzelił mu z łona
165kwiat tajemniczy, ukochanie świata,
motyl złocisty, co ku słońcu wzlata
i światłem żyje… W pieśni owej rymie
królewno, twoje powtarza się imię…
PSYCHE
MELIKE
170Mówi, że w tej porze
śpiewać poczęły drzewa i strumienie —
i hymn ogromny szedł przez wszechstworzenie:
śpiewały góry, śpiewał las i morze…
PSYCHE
MELIKE
175Prawi… o tęsknocie,
o jakimś wielkim, niebosiężnym locie,
któremu skrzydło motyle nie sprosta —
i o kimś, co ma przyjść po latach wielu…
PSYCHE
MELIKE
180…o bogu i poświęcicielu
jakimś, co zbawia i wznosi, choć chłosta…
Więcej nie pomnę…
PSYCHE
HAGNE
To pieśń o tobie, o tobie, królewno!
185Gdy wieczór słońcu twarz zakryje złotą,
na czole twoim widno jasność zwiewną,
a u twych ramion, jak dwie nikłe tęcze,
coś jakby barwne dwie błonki pajęcze
lub listki róży: skrzydełka motyle
190z świateł utkane, co błysną na chwilę
i nikną znowu… i znów widne, rosą
ranną się mienią…
ARETE
zbliża się do grupy dziewcząt
Wstawajcie! Dziewczęta!
Oto zachodu już godzina święta
195spływa na ziemię. Pokłon — po zwyczaju —
oddajmy bóstwom strumienia i gaju,
który nam w żarach dnia dał słodkie cienie —
i pójdźmy. Czas nam zejść z tej wonnej łąki,
gdzie pośród trawy skryte kwiatów pąki
200czekają w ciszy na ożywcze tchnienie
tajnego bóstwa, co okrąża światy
i błogosławi nocą drzewa, kwiaty
i wszystko żywe a łaknące płodu.
Nam się nie godzi przeszkadzać mu w dziele,
205które tu pocznie już za chwil niewiele;
do królewskiego zatem spieszmy grodu,
by do zamczystej poznosić komnaty
pracą dnia czysto wybielone szaty.
Dziewki służebne, powstawszy, odchodzą za idącą naprzód Aretą. Tuż za nią postępuje Hedone, potem Kallone, za nią Melike, a Hagne na końcu.
HEDONE
odwraca się
A ty czy z nami nie idziesz, królewno?
PSYCHE
210Idźcie! Za chwilę podążę za wami!
MELIKE
My biegniem szybko! Możesz nie dogonić…
HAGNE
przypada do stóp Psychy
Arete wychodzi wraz z trzema służebnymi.
PSYCHE
do Hagny:
HAGNE
Jak sama zechcesz, jestem twoją sługą…
PSYCHE
215Tamte już poszły… Arete czcigodna
tak je odwiodła ode mnie do domu
rodzica mego, potężnego króla…
Hedone, w której złota radość płonie,
i bogom równa pięknością Kallone
220poszła — i słodka Melike, ptak śpiewny…
Kiedyż je ujrzę? — Kiedy ujrzę znowu?
HAGNE
Możemy jeszcze podążyć za nimi…
PSYCHE
Nie, już za późno, już ich nie dognamy!
Patrz! Oto weszły na zielone wzgórze
225i — białe — kroczą po schodach w marmurze
kutych, co wiodą do złocistej bramy —
zamku mojego ojca… Patrz! Przez wrota
rozwarte jasność wybuchnęła złota —
już je zamknięto…
HAGNE
PSYCHE
Ta powieść stara tak mnie poruszyła,
żem to istotnie ja była, przed wiekiem,
zrodzona z człeczej ogromnej tęsknoty
235za słońcem, pięknem, niebem i zaświatem…
Zda się, pamiętam jakieś złote gaje
i zawieszone na głazach ruczaje,
morza ogromne, niebosiężne szczyty
i w zórz uśmiechach rozlśnione błękity,
240w które mię kiedyś szczęśliwą uniesie
On…
HAGNE
PSYCHE
Ja nie wiem… On! mój nienazwany,
którego łąki czekają i łany,
245uśpione ptaki po lasach i kwiaty
i ja — stęskniona, pragnąca, a pewna,
że przyjdzie w jakąś najsłodszą godzinę,
kiedy dokoła wszystko będzie ciche,
i po imieniu zawoła mnie: Psyche! —
250i zbudzi we mnie coś, co jest mną samą…
Wtedy te skały otworzą się bramą
i ja na skrzydłach jego — bo skrzydlaty
będzie! — polecę na te jasne światy,
na czarodziejskie te ziemie i niwy,
255na łąki, kędy lśni w brylantach rosa,
w kraj jakiś dziwny, szeroki, szczęśliwy,
w chmury — nad chmury — i w błękit, w niebiosa!
BLAKS
ukazuje się na ścieżce w głębi
258Cienie Hadesu na tę głupią zorzę czerwoną, rozmazaną po niebie, jak rumieniec na pyzatej gębie! W ślepia mnie razi, a gdy się od niej odwrócę — wszystko czarne dokoła!
HAGNE
259To Blaks się wlecze… Idzie w tę stronę…
BLAKS
HAGNE
BLAKS
do Psychy:
262A! jesteście, dostojna panno! I ta dzierlatka z wami…
HAGNE
BLAKS
264Nie z własnej ochoty, to pewna! Wysłała mnie Arete, zaniepokojona waszą nieobecnością. To jest — nieobecnością królewny. Mam was zaprowadzić do domu…
PSYCHE
265Możesz odejść, sługo. Nie jesteś mi potrzebny…
BLAKS
odchodzi w stronę zarośli, mrucząc:
266Możesz odejść!… A Arete wygarbuje mi skórę, żem nie przyprowadził królewny… Wolę tu w krzaku zaczekać, aż skończą swoje pogwarki. Prześpię się chociaż tymczasem.
Układa się w głębi na ziemi pod krzakiem, niespostrzeżony przez kobiety, które sądzą, że odszedł do domu.
HAGNE
A jednak może czas i nam, królewno,
iść już do domu?… Rosa już opada
i twarz miesiąca wypłynęła blada
270z niknącej zorzy… Czekają nas pewno
w złotym pałacu twojego rodzica…
PSYCHE
Więc pójdziem w blaskach srebrzystych księżyca…
Patrz, ten ostatni rąbek krwawej zorzy
lśni pośród drzewin, jakby uśmiech boży,
275przed nadchodzącym snem rzucony światu…
Tam, gdzie przed chwilą był namiot z szkarłatu,
teraz się błękit bezdenny rozpina
i mży gwiazdami… O, słodka godzina!
O, przenajświętsza godzina przemiany!
280Czy słyszysz, jak się szmer strumienia szklany
zmienia w głęboki, cichy szept zachwytu?
Wiatr wstrząsnął szczytem drzew i z drzew tych szczytu
strącił pieśń jakąś… Czy słyszysz, jak liście
dźwięczą i szemrzą, szeleszczą srebrzyście
285i wieszczą chwile przedziwne, jedyne?
HAGNE
PSYCHE
Widzisz, jak się krzewy
gną wawrzynowe? Rozkoszne powiewy
przeszły przez senną ciemnych krzów gęstwinę…
290Nie! To krok jakiś! Słyszysz, jak się skrada
cicho, cichutko…
HAGNE
PSYCHE
NocNoc bez szelestu płynie — czarna po dniu wdowa…
Czy słyszysz? — skrzydeł jakichś wielkich wianie —
295i ten szept kwiatów, taki niesłychanie
słodki, jak jakieś w sercu śnione słowa…
Czy czujesz dziwną powietrza omdlałość
i tę gwiazd białych nadzwyczajną białość…?
Dreszcz przeszedł wszystkie drzewa, wszystkie kwiaty…
HAGNE
300To Sen nad światem waży się skrzydlaty —
pójdźmy, królewno!
PSYCHE
O, Hagne! O, Hagne!
Wszak On jest tutaj! On jest tu gdzieś blisko,
On! Wszechpotężny, święty, nienazwany!
305Wszak to pod jego stopą drży to kwiecie
i z jego skrzydeł wiew ten idzie lasem,
co daje drzewom zachwycone głosy
i do rozkosznych łkań przymusza strumień…
O, przybądź! Przybądź! Czekam cię! Przybywaj!
HAGNE
310Królewno! Kogo ty wołasz? Mnie straszno!
PSYCHE
Jestem jak strumień, jak te drżące drzewa:
harfą jedynie, co pieśń wieczną śpiewa,
kiedy ją palcem tknie twa ręka święta!
Czekam posłuszna, pod twą dłoń ugięta:
315przybywaj, panie! I połóż swe dłonie
na strunach, które napięte w mym łonie
z dawien czekają, byś je zmienił w dźwięki
jednym dotknięciem czarodziejskiej ręki:
niczym bez ciebie jestem, cichym listkiem
320na drzewie świata — z tobą będę wszystkiem,
wichrze! Wioń!
HAGNE
Pani! Ja się ciebie boję!
Królewno moja!…
Wybiega.
PSYCHE
Oto jestem sama,
325oto tęsknota moja cię przyzywa:
przybądź na skrzydłach, jako wichr szerokich,
o, ty potężny, ty nieznany boże,
któryś jest — czuję! — jak otchłań, jak morze,
jak niezgłębione powietrzne przestworze! —
330Weź mię i pochłoń, jako morze sine:
niechaj utonę w tobie, niechaj zginę,
boże! Niech będę jeno ust twych tchnieniem,
echem twej piersi, twoich skrzydeł cieniem,
o, wielki! Święty! O, boże nieznany!
335Od wieków śniony i oczekiwany!
po chwili:
Przez tę tęsknotę zaklinam cię moją
i przez te kwiaty, których woń się wzmaga
i ciężkie, słodkie kadzidła rozlewa
między rozkosznym szeptem drżące drzewa —
340przez strumień, co mi twoją bliskość wieści,
od łkań serdecznych zanosząc się w ciszy —
przez rozmodlonych wiatrów szept namiętny —
i przez te gwiazdy, błogością pijane
co sennie patrzą z głębiny błękitu —
345przez serce moje, które drży i pęka
z nadmiaru szczęścia — Panie! Łaknę płodu,
jak kwiat! Chcę skrzydeł! — przybądź — niech się stanie!
PocałunekNa ciemnym tle drzew, poza plecyma
[19] Psychy ukazuje się w księżycowym obrzasku młodzieńcza, smukła, olbrzymimi opuszczonymi skrzydłami obarczona, boska i promienna postać
Erosa i zbliża się z wolna do królewny.
PSYCHE
która nie widzi zbliżającego się boga:
Głos mi zamiera i lękiem drży łono:
jakież to wonie niewymowne wioną?…
350Przedziwna jakaś rozkoszna muzyka
dźwięcznych mgieł srebrnych dreszczem mnie przenika…
wszystko mi w oczach ćmi się, drży, wiruje,
— jesteś tu blisko! Jesteś tutaj! Czuję… —
gwiazdy dokoła mnie krążą i dźwięczą
355i skrzą się w oczach przesłoniętych tęczą —
mdleję ze szczęścia, z rozkosznego bólu:
panie mój! Panie! Mój panie i królu!
Osuwa się w tył i pada w ramiona stojącego już za nią Erosa.
Eros nachyla się nad nią i całuje w usta. Biała, gęsta mgła wstaje z łąki, spowija Erosa i zwieszoną w jego ramionach Psychę i zasłania cały krajobraz.
SCENA II
Mgła opada, niebo szarzeje świtem. Pod drzewami ściele się jeszcze gęsty cień, rozświetlony tylko nieco jaśnieniem, które bije od boskiego ciała Erosa.
Blaks w krzakach ukryty śpi. — Psyche leży uśpiona na darniowym wzniesieniu. — Eros klęczy pochylony nad nią.
PSYCHE
przez sen:
Tonią błękitu niesiesz mnie, skrzydlaty!
Na jakieś we snach widywane światy —
360a wkoło gwiazdy — wonne, złote kwiaty…
o, nieś mnie! Nieś mnie…
EROS
Całuje śpiącą i powstaje, aby odejść.
PSYCHE
budząc się:
EROS
PSYCHE
365Czy to mi się śniło,
żeś chciał ode mnie odlecieć, kochany?
EROS
Dzień się już robi — moje skrzydła chyże
muszą doścignąć noc, która ucieka.
PSYCHE
Nie odchodź! — Pragnę widzieć twoje lica,
370które mi teraz kryje cień niedobry:
muszą być jasne, jako twarz księżyca;
twe oczy muszą być jak ta krynica,
w której się niebo zwierciedli
[20] bezbrzeżne;
czuję twych skrzydeł wiew — pewno są śnieżne
375jak te obłoki, co się kąpią z rana
w toni błękitu…
EROS
Cicho, ukochana!
czy czujesz uścisk ramion mych miłosny?
PSYCHE
Tak mi jest dobrze — i już pragnę tylko
380ujrzeć cię jeszcze, kochanku mój złoty!
Chociaż tak bliski, jesteś mi nieznany,
jakoś mi wczoraj był — oczekiwany.
Mam cię w ramionach, a mrę od tęsknoty…
Kto jesteś, panie?
385Nie pytaj! Ja schodzę,
jak złodziej nocny i jak sen ulatam,
aby znów wrócić… Moja twarz zakryta:
zna mnie ten tylko, kto mnie nie poznaje —
chociaż mnie zaznał. Tyś moja wybrana —
390o tobiem marzył, zanim świat ten jeszcze
dźwignąłem z głębin mętnego chaosu!
Dla ciebiem ziemię zbudował zieloną —
gdyś jeszcze spała, jam na twe przybycie
w kwiaty ją stroił i pobudził ptaki,
395aby ci o mnie śpiewały! I oto mojaś
jest, moja! Moja, moja — Psyche!
Na wieki moja!
który przed chwilą zbudził się był
[21], stoi teraz za krzakiem i pogląda
[22] ze zdumieniem na
Erosa, mrucząc:
398Czyżbym spał jeszcze? — Nie! Śniła mi się kasza ze słoniną, a tu widzę… Tfy! Jakiś chłystek gładki o cienkich łydkach i jak gęś skrzydlaty grucha sobie z królewną!
PSYCHE
EROS
400Więc nie otwieraj oczu na me lica!
PSYCHE
EROS
PSYCHE
I czyż ja nigdy poznać cię nie mogę?
EROS
Owszem, lecz długą wpierw przejść musisz drogę,
405zanim posiędziesz mnie już ostatecznie.
Będę przy tobie — niewidzialny — wiecznie!
Przeze mnie będziesz czuć radość i trwogę,
przeze mnie wzrastać w moc, przeze mnie wzlatać,
i błogosławić przeze mnie, i bratać
410w sobie żywioły w wielkim, świętym hymnie,
ty, niewidząca mnie, a żywa przy mnie:
aż dzień nadejdzie, kiedy w blaskach słońca
twarz swą odkryję na szczęście bez końca —
kochanko moja, zorzy jasne dziecię,
415gwiazdo zaranna, wonny świata kwiecie,
motylu złoty!
BLAKS
do siebie:
417Dowcipny śmiałek! Chciałby się — widno[23] — ożenić z królewną i wziąć bogate wiano!
PSYCHE
Oto świt się zbliża
i ptak się ze snu budzi na gałęzi…
420Włosami mymi cię zwiążę, w uwięzi
włosów zatrzymam, aż ta zorza chyża
lekkimi stopy wzejdzie i — rumiana —
ozłoci blaskiem twarz mojego pana,
bym ją ujrzała…
EROS
425Stój! — gdy w nią przedwcześnie
spojrzysz — to szczęście zemrze i nie wskrześnie
[24]!
Bądź zdrowa, słodka moja!
Pochyla się nad Psychą i całuje ją w usta, po czym zarzuca na twarz rąbek zawieszonej na ramieniu szaty.
BLAKS
mówi tymczasem do siebie:
428Hola! Ptaszek chce odlecieć! Zakrywa gębę, aby go nie poznano! Zdaje się, że Arete mnie pochwali, jeśli go schwycę za te gęsie skrzydła i przywiodę do pałacu, aby mu dano chłostę!
Skrada się ku Erosowi.
PSYCHE
Jeszcze chwilę!
430Dzień jest tak długi! I godzin w nim tyle,
które przepędzę w tęsknocie za tobą!
O, zostań! Zostań! Czekałam tak długo,
nim — król — stanąłeś przede mną, swą sługą!…
EROS
uchyla nieco zasłony z twarzy i jeszcze raz całuje Psychę
Gdy gwiazdy błysną, przyjdę znów, jak wczora…
435całować usta twoje… Czas mi w drogę —
żegnaj! — Świt bliski…
Niebo rozwidnia się zorzą.
BLAKS
chwyta pochylonego Erosa za skrzydła
437A tuś mi, urwiszu[25], nocny włóczęgo!
Eros odwraca się szybko. Zasłona opada mu z czoła. Widno twarz boską, promienną, straszną.
BLAKS
z krzykiem:
438Bóg! Jakiś bóg straszliwy!
Pada na twarz, kilka kroków w tył uskoczywszy, jakby go piorun powalił na ziemię.
PSYCHE
rzuca się przed Erosem na kolana i jedną ręką obejmuje jego nogi, zaś drugą czepia się zasłony, nie pozwalając mu zakryć twarzy na nowo
Widzę cię, mój królu!
440widzę, straszliwy, jasny, boski panie!
O! Jak płomienna włosów twoich grzywa!
Jakże twe oczy w błyskawicach płoną! —
Jak pożar usta twe! Jak burza wioną
twe skrzydła, panie!
EROS
445Cóżeś, nieszczęśliwa,
zrobiła! Nie patrz!
Usiłuje twarz zasłonić.
PSYCHE
powstrzymuje mu rękę
Nie zasłaniaj lica!
Niech zginę, patrząc w nie, straszliwy boże,
któryś wszedł dzisiaj w me dziewicze łoże,
450jak mąż — kochanku!
EROS
Nie zginiesz! — Lecz nigdy
już mię nie zoczysz! — Odchodzę — na wieki!
Ja jestem… Eros!
Uwalnia się z objęć Psychy i znika w leśnej gęstwinie.
PSYCHE
Zakrywa oczy.
BLAKS
powstaje z wolna z ziemi
455A to mnie powalił! Jakby mnie kto pięścią między oczy zajechał!… Bóg to był jakiś potężny, widocznie bóg! Gotów jestem ofiarować mu parę wróbli za to, że odszedł, ale niechże nie wraca!
Słońce wschodzi.
ŚPIEW SŁUŻEBNYCH
daleki:
O, witaj, witaj nam, zaranna jutrznio,
witajcie złote, promieniste zorze,
o, witaj słońce, niepojęty boże,
który przeszywasz noc płomienną włócznią!
460O, witaj w blaskach i tęczach poranku —
o, witaj, słońce!
PSYCHE
z krzykiem:
Blaks ogląda się szybko, jakby w obawie, czy Eros nie wraca.
ŚPIEW SŁUŻEBNYCH
Błogosławiony bądź nam, dniu promienny!
Radości oczu naszych, dawco łaski,
465co życie siejesz w krąg i złote blaski!
O, święty, święty, święty blasku dzienny,
napoju życia w nieb przeczystej czarze,
bądź błogosławion!
PSYCHE
Co to? Czy ja marzę?
470Wszakże on był tu? — Odszedł już — na wieki?
Już go nie ujrzą nigdy oczy moje,
już nie obejmą ramiona — już nigdy…?
O, dniu! O, złoty dniu! O, bądź przeklęty!
O, nocy! nocy! Powróć mi się, nocy!
BLAKS
postępuje naprzód
PSYCHE
O, patrzcie na mnie, nieszczęsną, bogowie!
Patrzcie, czy sroższy los padł komu w dziale!
Zaledwie wargi moje, jako ptaki
spragnione rosy, przyszły pić z krynicy
480żywej ust jego — już im zdrój zamknięto;
a są pragnące jeszcze wargi moje!
Ledwom w uścisku jego ramion drżąca
do boskiej piersi przytuliła głowę:
już go straciłam! Nim dość miałam czasu,
485aby ukoić nim tęsknotę żrącą
mojej miłości!… I znowu tęsknota,
gorsza niż wprzódy, serce mi rozdziera!…
Oto błagalną dłoń podnoszę do was,
o, dobrzy, święci, potężni bogowie:
490dajcie mi pomoc, nieszczęśliwej wdowie —
w szacie weselnej!
BLAKS
do siebie:
492Gotowa znowu jakiego boga wywołać, a ja mam już dosyć tego! — Królewno!
PSYCHE
Precz idź! Precz ode mnie!
BLAKS
494Nie masz się o co gniewać na mnie, królewno. Chciałem ci tylko powiedzieć, abyś nie płakała. Co ci tam po jakimś skrzydlatym bożku, którego nigdy nie można być pewnym… Wszak tylu bogatych młodzieńców ubiega się o twoją rękę…
PSYCHE
495Święci niebianie! Czyż i to szyderstwo
z waszej mnie woli, nieszczęsną, spotyka!
do Blaksa:
Bądź mi przeklęty! Bądź przeklęty! Obyś
nigdy się nie był znalazł na mej drodze!
Ty, coś me szczęście spłoszył! Nienawistny!
500Nie sługą moim jesteś, ale wrogiem!
BLAKS
501Niechże i tak będzie! Pamiętaj tylko, żeś mnie ty sama przeklęła!…
PSYCHE
Obym dnia raczej nie znała jasnego!
Oby mię czarna ziemia pochłonęła! …
Litości, bogi, litości! Litości!
505Oto tęsknota pożre mnie i strawi,
jako kierz suchy, rzucony w ognisko
tego strasznego słowa: już na wieki!
Na ciężkie próby skażcie mnie, najcięższe:
ja zniosę wszystko, sławiąc was, bogowie,
510ale nadzieję dajcie mi! Nadzieję,
że go odzyskam, albo — śmierć mi dajcie!
BLAKS
do siebie:
512Wywoła znów boga jakiego — ani chybi!
Słychać grzmot przeciągły.
513Otóż macie! — wolę się ukryć zawczasu!
Ustępuje między zarośla.
PSYCHE
Dzięki, niebiescy! — Oto znak dajecie,
515iżeście jęki moje usłyszeli!
O, dzięki! — Klęczę w szat swych ślubnych bieli,
zgięta przed wami jak to lilii kwiecie,
którym w burzliwy czas wicher pomiata:
o, dajcie pomoc! — Mówcie, władcy świata!
Ponowny grzmot i błyskawica; ukazuje się
Hermes w skrzydlatych sandałach i z posochem
[26] w ręku.
HERMES
520
o, słodka Psyche, i litosne serca
bogów poruszył. Powiedz, czego żądasz?
PSYCHE
Kochanka mego wróć mi — lub daj umrzeć!
HERMES
Umrzeć nie możesz! Kto w twarz boga spojrzał,
525jest nieśmiertelny! — Musi żyć na wieki!
BLAKS
do siebie, na uboczu:
526Patrzcie! To i ja będę nieśmiertelny! Dobrze wiedzieć!
PSYCHE
Lecz ty wiesz, panie! Że ja żyć nie mogę,
odkąd straciłam jego! Wiesz, że płaczem
każde me słowo będzie, że myśl każda,
530moja rozpaczą będzie i przekleństwem,
jeśli mi nie dasz nadziei, że winę
mogę odkupić i znów go odzyskać!
HERMES
Bogowie, którzy cię na to stworzyli,
ażebyś była jasną świata gwiazdą,
535nie chcą rozpaczy twojej — i dlatego
przez usta moje ślą ci pełen łaski
wyrok: On wróci i znów będzie twoim!
PSYCHE
On wróci, panie? Ty powiadasz: wróci?
HERMES
To wola niebian. Ale żeś spojrzała
540w twarz największego z bogów, który stworzył
wszystko i wszystkim bez wyjątku włada —
a tajemnicą jest niedocieczoną:
musisz za karę, zanim go odzyszczesz
[27],
jako wygnanka przejść ten świat szeroki,
545goniąc za szumem jego boskich skrzydeł;
musisz go szukać, wznosić się i padać,
i ręce łamać, i lać łzy, i biadać,
łudzić się, błądzić wśród burz i mamideł,
o ciernie stopy ranić i opoki —
550aż się dopełnią odwieczne wyroki:
aż cię przepali ta święta pożoga,
którą on w łono twoje tchnął ustami,
i wyżre winę, co cię dzisiaj plami!
Bo kto śmiał spojrzeć w twarz zakrytą boga,
555musi go poznać przez ból i męczarnie,
zanim go znajdzie — w szczęściu — i ogarnie!
PSYCHE
HERMES
wznosi rękę; grzmot — wśród skał otwiera się szeroki wąwóz, przez który widno
[28] dalekie kraje i morza.
Rozwarła się brama!
Powstań, wygnanko — oto twoja droga!
Stoi z wyciągniętą rozkazująco ręką, wskazując królewnie widny z daleka świat.
PSYCHE
cofa się strwożona
560O, panie! Lęk mię ogarnia i trwoga…
Ja mam przez świat ten wielki iść… i sama?
HERMES
Pójdziesz z nadzieją! I z tym człekiem razem,
co winę twoją dzieli i wygnanie
ma dzielić także!
Wskazuje posochem Blaksa, kryjącego się wśród zarośli.
PSYCHE
565O, litości, panie!
Byle nie z nim iść! Byle nie z tym płazem!
HERMES
To twój towarzysz! — Własną winą ciężką
tyś swoją rękę z jego dłonią skuła!
Nie wpierw się odeń uwolnisz, aż czynem
570własnym, już czysta, zbawisz razem siebie!
BLAKS
upada strwożony na kolana przed Hermesem
571Daruj, jasny boże, który nieustannie grzmisz bez potrzeby! Moja wina nie jest tak ciężka, jak ci się wydaje. Jeśliś jest wszechwiedny, to wiesz sam, że nie miałem zamiaru tamtemu czcigodnemu bogu skrzydeł połamać! Bardzo lekko je ująłem…
HERMES
do Psychy:
PSYCHE
HERMES
do Blaksa:
BLAKS
powstaje
575Ruszaj, to ruszaj! Ja i tak nie zginę!
PSYCHE
odwraca się jeszcze
Żegnajcie łąki arkadyjskie, ciche!
Żegnajcie kwiaty i przeczyste zdroje,
ty, ojcze, żegnaj! I wy, dziewy moje!
wygnanka — idę.
GŁOS ARETY
daleki:
580Psyche! Gdzieś ty, Psyche!
Chmurzy się, przeciągły świst wichru.
Psyche zatrzymuje się na chwilę i ogląda, ale przynaglona rozkazująco wyciągniętą ręką Hermesową, z cichym jękiem idzie w stronę rozwartego wąwozu.
Blaks postępuje za nią.
II. Zmierzch bogów
-
Blaks, prefekt rzymski w Aleksandrii
- Arystos
- Charmion
- Filozof
- Stary Grek
- Rycerz rzymski
- Jeden z biesiadników
- Laida
- Jedna z kobiet
-
Psyche, wędrowna śpiewaczka
- Stary niewolnik
-
Biesiadnicy, Kobiety, Niewolnicy, Harfiarze
Rzecz działa się w Aleksandrii, z początkiem naszej ery.
Portyk przed domem rzymskiego prefekta w Aleksandrii. W głąb kolumnada, za nią ściana z szerokim otworem drzwi, zasłoniętym do połowy sznurem podwiązaną, purpurową kotarą. Drzwi te wiodą do sali, z której dolatuje wybuchający co chwila gwar ucztujących biesiadników. — Po lewej stronie ciemna ściana drzew, z prawej kamienna balustrada i schody, wiodące do ogrodów nad brzegiem morza, widnego z dala. Portyk spada również ku przodowi trzema czy czterema szerokimi stopniami.
Pod kolumnami kilku nieruchomych Niewolników, przez uniesioną do połowy kotarę widno Biesiadujących.
Arystos stoi oparty o balustradę.
W sali pośród Biesiadników wybuch gwaru, słychać śmiechy i okrzyki:
CHARMION
wchodzi ze sali i spostrzega Arystosa
ARYSTOS
CHARMION
ARYSTOS
CHARMION
Wyszedłem odpocząć, dać piersiom
trochę świeżego powietrza, a duszy
chwilę spokoju. — Nad czym dumasz, starcze?
ARYSTOS
Ha! Myślę, jak was spodliła niewola,
590was, co przy stole rzymskiego prefekta
wznosicie okrzyk…
CHARMION
ARYSTOS
Znać, żeś pijany już, gdy bez rumieńca
śmiesz to powiedzieć! Ciężka ręka Romy
595na karkach greckich wsparła się i gniecie,
lecz srożej jeszcze ciśnie — upodlenie!
W dzisiejszych czasach ten wolnym jedynie
może być, komu jest to obojętne,
zapatrzonemu w głąb własnego ducha,
600że tam ktoś włada na świecie, ktoś słucha!
Trzeba być mędrcem, jak dawniej mawiano,
lub, jakby dzisiaj powiedzieć wypadło,
człekiem, co poznał marność tego życia
i marność wszystkich zabiegów jałowych
605około tego, co jest do cna marne!
Dziś jedna mądrość i moc już jedyna,
na którą wy się zdobyć nie zdołacie,
to w własnym duchu znaleźć wielki spokój:
wolność — ginących!
CHARMION
610Gorzka to jest mądrość!
ARYSTOS
Jeśli ci gorzka, idź do Lizychosa,
który ma słodką dla uczniów i — podłą!
Ja znam tę jedną! Schodzimy ze świata,
próżno się łudzić! Nasza dawna dusza
615błąka się kędyś — wygnana — a my już
jesteśmy trupem, co tylko niekiedy,
budząc się, tęskni jeszcze za swą duszą —
lecz gdyby dzisiaj pośród nas stanęła,
już byśmy duszy własnej nie poznali!
620Konamy długo, bośmy bujnie żyli,
lecz niemniej przeto śmierć jest nieuchronna…
Już tylko czasem, kiedy wiatr powieje
od morza, śnią się nam przepadłe dzieje —
śnią się nam jeszcze Maratonu błonia
625i głuchy tętent tesalskiego konia —
i Kserksesowe zapalone promy —
i ponad Azją wielka łuna — krwawa —
pieśń naszych wieszczów, mędrców naszych sława
i tłum posągów… zwleczonych do Romy!
630świątynie nasze, nasze bogi młode
i okrzyk jakiś: za piękno! swobodę!…
bawim się czasem, jak nieletnie dzieci,
i wrogom naszym — za oddechu prawo
635płacimy dawną grecką naszą sławą!
Na własność mamy już tylko — tęsknotę,
która nam porze pierś, ubraną w złote
łańcuchy albo w winogradu liście,
i która po nas zostanie — wieczyście,
640kiedy już, smutni, zstąpimy w mogiłę,
świat zostawiając tym, co mają siłę —
i żyć potrafią! — — Jestem gadatliwy
starzec… Ty śmiej się!
CHARMION
Co czynić? Przez żywy
645bóg!…
ARYSTOS
Czynić? Nam już żaden nie pozostał
czyn — wszystkie za nas spełnili — ojcowie!
Nam — patrzeć w wieńcu uwiędłym na głowie,
jak za nas inni zdobywają kraje,
650a dla rozrywki… liczyć owe zgłoski,
w których grzmiał chwałę naszą Homer boski.
CHARMION
ARYSTOS
Owszem — wino, usta,
śpiew, rozkosz, marna jak wszystko i pusta —
655i ta ostatnia jeszcze dzielność nasza:
z dobrą trucizną złota w ręku czasza…
Co do mnie — czas mi odejść.
CHARMION
ARYSTOS
W nicość,
660albo w to wielkie Coś, którego nie znam.
Zbyt długo żyłem…
CHARMION
ARYSTOS
Mówię:
zbyt długo żyłem — umrę bez powodu…
665Wielkiej przeszłości smutek na mnie woła,
co spał na białym księgi pergaminie,
ażem go zbudził, starzec — który zginie,
że zbudził smutek …
Nowy wybuch gwaru i śmiechu wśród biesiadników.
CHARMION
ARYSTOS
wskazując na salę:
670Więc idź tam — śmiać się!
CHARMION
Niepotrzebnie budzisz
tęsknoty dziwne i tę resztkę woli,
która się we mnie do życia wytęża,
łamiesz…
ARYSTOS
675Mówiłem już: odejdź ode mnie!
Wiesz, żem w niełasce… Słyszysz, jak tam gwarno?
Idź tam i ciesz się!
CHARMION
ARYSTOS
CHARMION
680Nie wiem… może wrócę…
pierś moją dławi, gdy patrzę, jak gruby
ten barbarzyńca, ten chłop o łbie byka,
przez Rzym nasłany tutaj z namiestnika
685władzą — pomiata ludźmi; co są lepsi
od niego…
ARYSTOS
CHARMION
ARYSTOS
Ciszej! Powiadam. Tu są niewolnicy,
690którzy prefekta powiadomić mogą
o twoich słowach!
CHARMION
z lękiem:
ARYSTOS
szyderczo:
Oto jest nasza sławna dzielność grecka!
CHARMION
po chwili:
Tak, miałeś słuszność! Jesteśmy zdeptani,
695— gorzej: bezsilni — gorzej jeszcze: podli!
ARYSTOS
CzynZnam was, dziedzice zwiędłego wawrzynu!
Kajać się radzi, niezdolni do czynu!
— O miecz się dłoniom serce we mnie modli!
BLAKS
który podczas ostatnich słów Arystosa stanął był we drzwiach pod kotarą:
A cóż to, mili przyjaciele moi?
700czyż wina nasze nie są dość wybredne,
żeście wzgardzili pucharem? Z achajskich
winnic są, wierzcie! z Cypru, gdzie rodacy
wasi winograd dla nas sadzą złoty!
CHARMION
z głębokim ukłonem:
Racz nam wybaczyć, panie, lecz gościnność
705twoja przeciąga ucztę tak nad miarę,
że już znużenie owłada twych gości.
Wyszedłem tutaj odpocząć, by znowu
móc na cześć twoją wychylać puchary…
BLAKS
Wy Grecy słabe macie głowy! — Szkoda,
710że wam bogowie takie wina dali…
CHARMION
BLAKS
Wam przy ucztach naszych
być za śpiewaków, grajków i tancerzy,
ale czasz w rękę nie brać, ni puklerzy,
715te naszym dłoniom przystają!
ARYSTOS
głucho:
A jednak
z Grekami, panie, ucztujesz i walczysz!
BLAKS
do niewolników:
Hej! Przygotować mi statek w przystani!
Dziś z gośćmi mymi chcę zakończyć ucztę
720na modrych falach morza! Niech purpurą
pokład okryją i ustawią stoły
w cieniu śnieżystych żagli!
zwraca się w głąb:
A tymczasem
przejdźcie, dostojni przyjaciele moi,
725tu pod kolumny! Ustał żar południa
i wiatr od morza zawiewa łagodny…
Mężczyźni i Kobiety cisną się na taras, Niewolnicy wnoszą za nimi stoły i łoża.
BLAKS
Nalać puchary! Niech uczta, przerwana
na chwilę, znowu radosnym wybucha
gwarem! Zajmijcie miejsca, moi mili!
JEDEN Z BIESIADNIKÓW
STARY GREK
Zdrowie Rzymianina!
Niech żyje Roma, światowładna pani,
helleńskiej stawy przesławna dziedziczka!
BLAKS
Miecz nasz wyrąbał nam już sławę — własną!
FILOZOF
735Marsową sławę, która stokroć lepsza
od naszej kruchej sławy filozofów.
RYCERZ RZYMSKI
Na cześć Marsowi strząsam krople złote!
LAIDA
Nie Marsa wielbim dzisiaj, lecz Erosa!
czyż nie wiesz o tym, żelazny bałwanie?
740I ty uczony człowiecze, co pijesz
bardzo uczenie? Wielbim dziś Erosa!
JEDNA Z KOBIET
Tak, tak! Niech żyje nam Eros! figlarne
bóstwo rozkoszy!
STARY GREK
Rzymski pokój włada
745okręgiem świata! Pod skrzydłami Romy
dobrze pić wino i rwać wonne róże!
Pochyla głowę na piersi Laidy.
LAIDA
Precz mi od łona! Cuchniesz winem, starcze!
STARY GREK
LAIDA
Więc czekaj do jutra,
750aż potrzebować będę twego złota,
dziś — Eros włada!
Zwraca się do Charmiona.
BLAKS
Muzyka.
KOBIETA
do Starego Greka:
Ja od Laidy nie mniej jestem piękna…
Siada obok niego na łożu.
LAIDA
do Charmiona, siedzącego pośród biesiadników:
Czemuś ty smutny, mów? Podobasz mi się…
CHARMION
755Chciałbym zapomnieć o własnym istnieniu…
LAIDA
Więc skroń tu oprzyj… Czy czujesz, jak serce
bije mi w piersi? Daj mi jeszcze wina,
a potem…
CHARMION
Potem tobą się upiję,
760o ty przepiękna, słodka, czarnooka…
BIESIADNIK
Wieńców, róż dajcie! Kędy
[29] są śpiewacy?
BLAKS
I wina jeszcze! Wina! — Niewolnicy!
FILOZOF
Wina! Filozof woła: wina! — Lejcie
tę mądrość życia w czary nasze złote!
CHARMION
do Laidy:
RYCERZ
Ci Grecy jednak dobrzy ludzie!
Pije się z nimi przyjemnie i gładko!
FILOZOF
Masz słuszność, panie! Grecy dobrzy ludzie,
umieją cenić waszą łaskę…
ARYSTOS
KOBIETA
do Arystosa, stojącego wciąż na uboczu:
A cóż ty, starcze? Stoisz na uboczu
i nie chcesz z nami dzielić wesołości,
jeno mlesz w zębach jakieś gorzkie słowa?
BIESIADNIK
Dajże mu pokój — wszak to jest filozof!
FILOZOF
775Nie nadużywać proszę tego miana!
KOBIETA
FILOZOF
Owszem, prawdziwa — nawet ją zaleca!
Dlatego właśnie godność filozofa
mnie nie pozwala zgodzić się, by człeka
780tak mianowano, co uciechą gardzi!
Stary Sokrates tęgo pijał, wiecie.
BLAKS
Hejże, Arystos! Pójdź tu do nas, proszę!
Pójdź spełnić puchar za me zdrowie… Dalej!
niech się Lizychos przekona, że łeb twój
785jest równie mocny, jak łeb Sokratesa —
co jest zaletą w moich oczach!
ARYSTOS
Daruj
prefekcie, ale mnie już odejść pora…
Życzę wam dobrej zabawy!
BLAKS
790Więc… każę,
abyś pozostał! Patrz! — Są tu poeci,
tancerki, błazny — brak nam filozofa,
aby nas bawił!
Śmiech.
LAIDA
BLAKS
795On? — Tylko błaznem był, jest i zostanie!
Baw nas, Arystos! Błaznów mamy dosyć;
ciebie nam trzeba!
ARYSTOS
STARY GREK
Włóż na nie wieniec! — I łysi szaleją!
ARYSTOS
800Widzę. Wszak twoja czaszka jak kolano…
BLAKS
śmieje się:
Dzielnyś jest w pysku! Pójdź tu, zasiądź z nami.
ARYSTOS
Odchodzę, rzekłem. Lizychos zostanie —
dość go dla ciebie!
FILOZOF
do prefekta:
Czy ty słyszysz, panie?
805On mną pomiata!
BLAKS
Wszak to jest obraza!
obraza Romy, która w mej osobie
włada nad wami!
CHARMION
do Arystosa:
Zamilcz! Prefekt gniewny!
ARYSTOS
810Nie! Ty, prefekcie, nie władasz nade mną!
Rządź ty żelazną pięścią swą nad ciemną
tłuszczą, przestraszaj te spodlone Greki
i barbarzyńców, co na imię Romy
bledną: dla sług swych zachowaj swe gromy!
815Wolnym był, wolny odejdę — na wieki!
Wychodzi.
CHARMION
półszeptem:
LAIDA
FILOZOF
Masz słuszność, piękna! Żywych nie powinni
obchodzić tacy, którzy już odchodzą.
820Ich wina, jeśli zostać nie umieli…
RYCERZ
półgłosem do prefekta:
Pono Arystos ma znaczny majątek —
Mógłbyś go, panie, skazać na banicję…
BIESIADNIK
do Filozofa:
Patrz na prefekta… Zmarszczył brwi, lecz usta
ma do uśmiechu złożone…
BLAKS
825A cóż to?
Dlaczegóż nagle takeście zamilkli?
Czy win już brakło w złotych stągwiach? Czyli
humor wam popsuł ten stary szaleniec?
Na skroń mi świeży z róż podajcie wieniec! —
830Jestem dziś łaskaw! Pijcie, moi mili!
Kto zelżył Romę, jeszcze dzisiaj zginie!
Pijcie! Czas o nim zapomnieć przy winie!
GŁOSY
Niech żyje Roma! Niech żyje i włada!
W tej chwili grający harfiści nagle urywają.
BLAKS
LAIDA
BLAKS
NIEWOLNIK
O biada,
panie, ty wybacz… lecz harfiarzom w ręku
prysnęły struny…
BLAKS
W tej chwili na szerokich stopniach tarasu pojawia się Psyche, wędrowna śpiewaczka, i wstępuje z wolna ku górze, trzymając małą lutnię w ręku.
Za nią postępuje nieśmiało Stary niewolnik.
BIESIADNIK
spostrzegłszy Psychę:
BLAKS
STARY GREK
CHARMION
Cóż to za postać jasna! Złotowłosa!
STARY GREK
LAIDA
STARY NIEWOLNIK
Była w ogrodzie… wędrowna śpiewaczka…
Wpuściłem, myśląc, że gości zabawi…
do Psychy:
No, idź już! Widzisz, państwo niełaskawi…
BLAKS
850Po coś tu przyszła! Tu ciebie nie trzeba!
tutaj ja władam!
PSYCHE
Nie drżyj, zbiegły sługo…
Ja ci nie zajrzę
[30] władzy ani chleba. —
Wędrówką jestem umęczona długą,
855spocznę i znowu pójdę dalej, dalej…
KOBIETA
CHARMION
STARY GREK
RYCERZ
860— Sługo! — powiada do naszego pana!
Precz stąd! Do licha…
KOBIETA
Czekaj! Widzisz przecie,
że to szalona… No, nie bój się, dziecię —
skąd idziesz, powiedz?
PSYCHE
865Z dala idę, z dala!
Wiodą mnie lądy, morska niesie fala,
idę…
LAIDA
jesteś śpiewaczką? Zaśpiewaj piosenkę!
BIESIADNIK
870Dobra myśl! Śpiewaj, śpiewaj, dziewczę hoże!
Grosz ci rzucimy, nawet złoty może!
zaczyna mówić, przechodząc z wolna w śpiewny ton:
Mnie nie potrzeba srebra ani złota, —
sławna ja byłam z bogactw i piękności,
miałam ja kwietne i rozległe włości,
875a dziś mnie nędzną gna przez świat tęsknota,
i oto idę ja, wygnanka bosa:
nieukojona gna mnie w świat tęsknota —
szukam Erosa!
Idę przez góry, przez ziemie i rzeki,
880przez miasta złote, przez szumiące morza,
gdzie słońce gaśnie i skąd wstaje zorza;
przez ludy idę, wypadki i wieki,
królewna niegdyś, dziś wygnanka bosa —
przez wieki idę i przez długie wieki
885szukam Erosa!
Walą się w oczach moich złote trony
i złote w proch się rozsypują kruże
[32],
więdną wawrzyny i czerwone róże
i ludy giną, jako sen prześniony —
890lecz ja wciąż idę, ja, wygnanka bosa,
gdzieżeś, gdzieżeś, gdzie! Mój śnie! Prześniony!
Szukam Erosa!
Zginął mi niegdyś w błękitów topieli —
na żadnej odtąd nie mogę go drodze
895spotkać — i darmo w okrąg świata chodzę:
O! Czyście wy go kędy nie widzieli,
powiedzcie, proszę! — Ja, wygnanka bosa,
błagam was! — Czyście wy go nie widzieli?…
Szukam Erosa!
KOBIETA
ze śmiechem:
900Znamy go! Dobrześ trafiła, dziewczyno!
My wszyscy tutaj u niego na służbie!
STARY GREK
Niektórzy nawet u niego na… żołdzie!
BIESIADNIK
Daj pokój zatem nierozsądnej tużbie
[33]
i pij wraz z nami na cześć jego wino;
905wieczór — o lepszym pomyślimy hołdzie!
Śmiech.
LAIDA
obejmując Charmiona, mówi do Psychy:
Widzisz! Nie trzeba błąkać się po świecie!
tu Eros włada, to figlarne dziecię,
co na przymknięte oczy sypie kwiecie!
PSYCHE
On nie jest dzieckiem! On jest bóg straszliwy,
910najstarszy z wszystkich bogów, wiecznie żywy,
z promienną twarzą śród płomiennej grzywy!
On jest jak burza, jak wichr i pożoga,
wichrowe skrzydła w świat go niosą — boga;
za nim tęsknota leci, przed nim trwoga!
915On pod swą władzę cały wszechświat garnie,
on uszczęśliwia i zsyła męczarnie —
a w twarz mu spojrzeć nie wolno bezkarnie!
LAIDA
FILOZOF
W orfickim sposobie
920jest to pojęcie Erosa! — W tej dobie
już przestarzałe!
STARY GREK
PSYCHE
jakby tych uwag nie słyszała:
On — jeśli zechce — przepali i strawi,
lecz — jeśli zechce — ciszą się objawi,
925i — jeśli zechce — podniesie i zbawi!
W nim ja — wygnanka — jestem zakochana,
przez niego w sercu mym się krwawi rana,
jego ja szukam, wszechwładnego pana!
Wierzę, iż przyjdzie… Chwytam głuche wieści,
930słucham, czy skrzydło jego nie szeleści,
czy już nie zstąpił, by z mojej boleści
rozpalić słońce ogromnej miłości,
która przeniknie nawet zmarłych kości!
Przyjdzie on mocny — święty…
BIESIADNIK
935Hej, wariatko,
gdy tak rozprawiasz o Erosie gładko,
powiedz, skąd znasz go tak dobrze?
PSYCHE
Jam w lice
jego spojrzała, gdy mię brał, dziewicę;
940dziś noszę w sobie jego tajemnicę…
Szukam go…
STARY GREK
Patrzcie! Odżył znów świat bajek!
Oto dziewczyna, co z boga brzemienna
ojca dziecięciu szuka wciąż….
LAIDA
945Promienna!
A nie był bogiem tym… wędrowny grajek?
Śmiech.
FILOZOF
Dajcie jej pokój! — To nie jest tak głupie,
co ona mówi… To jest odkupienia
nauka, szkoda tylko, że fałszywa
950jak wszystkie inne…
BIESIADNIK
FILOZOF
A naturalnie! Prawdy z dawien nie ma!
Dla mnie do prawdy zbliżone najwięcej
to, co pozwala żyć w weselu złotym!
STARY GREK
955Weź na naukę tę dziewkę szaloną!
LAIDA
do Psychy:
Pomysł cudowny! Chcesz do Lizychosa
iść na naukę? On w sprawach Erosa
jest mistrz nie lada! On cię wnet objaśni,
jakiej miłości trzeba, niebożątko,
960by żyć rozkosznie! — Wtenczas może zdołasz
zająć nas pieśnią trochę mniej płaczliwą!
PSYCHE
Jedną pieśń tylko śpiewam wiecznie: żywą!
LAIDA
I dodaj: nudną! Kury tak śpiewają,
gdy bez koguta jaja znosić mają!
CHARMION
do Laidy:
965Nie szydź z niej! Widzisz, jak jej czoło płonie!
LAIDA
Wolisz ją może niźli mnie, Charmionie?
skacze i odtrąca Psychę
Precz stąd! Ja śpiewam piosnkę o Erosie!
zrzuca z ramion zasłonę i do połowy ciała naga, wykonując lekkie ruchy taneczne, poczyna śpiewać:
Bóg skrzydlaty, Eros-dziecko,
luby łotrzyk złoty,
970naciągnąwszy łuk — z pustoty
puścił mi w łono strzałę zdradziecką:
rannam w serce, mrę z tęsknoty —
o luby!…
Ach! Mdlejąca padam w łoże,
975ranna z boskiej procy —
we dnie tęsknię, wzdycham w nocy;
i cóżeś zrobił, ty psotny boże?
Któż uleczy mnie z niemocy? —
O luby!…
980Pójdź! I wargi złóż gorące
tu, gdzie w piersi rana,
przez Erosa mi zadana,
kiedym samotna rwała na łące
kwiat dla ciebie, mego pana —
985o luby!…
O, dziecino boska, pusta!
przyjm za grot swój dzięki!
Słodki lek był na me męki.
O! Jakże słodkie są twoje usta
990jak rozkoszny dreszcz twej ręki,
o luby! …
Zrywa się burza oklasków wśród biesiadników.
STARY GREK
Bosko! Cudownie! Pieśń warta nagrody!
Zdejmuje złotą przepaskę z ramienia i rzuca ją Laidzie. Za jego przykładem inni dają jej podarunki.
LAIDA
rzuca się rozpromieniona na łoże
Dajcie mi puchar wina dla ochłody!
STARY GREK
podaje jej wino, a odebrawszy puchar, pryska niedopitą resztą na Psychę.
A ty — za nudne piosnki masz zapłatę!
BIESIADNIK
995Gdy niepotrzebne ci dary bogate,
weź, co dać możem!
Rzuca na nią ogryzkami.
KOBIETA
PSYCHE
Odejdę od was już na wieki! — Wierzcie!
Przyklęka u stóp kolumny, zasłaniając się rękoma przed pociskami.
LAIDA
z szyderczym śmiechem:
NIEWOLNIK
wszedłszy od strony ogrodu, mówi do Blaksa:
1000Panie! Statek jest już gotowy, jakoś rozkazał, i czeka, kołysząc się lekko na modrych falach przystani. Purpurą okryto pokład i w cieniu śnieżystych żagli ustawiono stoły i łoża, na które z góry kapią róże, zwieszające się wieńcami z masztów i rejów…
LAIDA
STARY GREK
BIESIADNIK
Patrzcie na prefekta!
Co mu się stało? Siedzi niemy, blady,
1005z błędną źrenicą…
RYCERZ
Hej! Przez wszystkie piekła!
Co to ma znaczyć? Czyżby go urzekła
ta czarownica?!
STARY GREK
Precz z nią! Niewolnicy!
1010Wziąć ją pod rózgi!
RYCERZ
do Blaksa:
BLAKS
obłędnie:
Nie wierzcie!
Jam nie był nigdy jej parobkiem! Kłamstwo!
KOBIETA
BLAKS
1015Ja nie znam jej boga —
i jej też nie znam! Idź stąd, idź — królewno!…
CHARMION
Ależ dostojny panie! Zbierz swe myśli!
To jest wędrowna śpiewaczka!…
LAIDA
RYCERZ
1020Jeśli rzuciła na cię urok — zginie!
FILOZOF
powstrzymuje go
Dajcie jej pokój! Mogą w niej być moce,
których zaczepiać nie warto! My raczej
stąd się oddalmy… Tak mi mądrość radzi…
BIESIADNIK
do prefekta:
Na morze, panie! Statek już gotowy!
1025Tam cię orzeźwi wnet słone powietrze
i te uroki z twoich oczu zetrze!
BLAKS
przychodząc do siebie:
Tak, tak… na morze… Jakiś dur niezdrowy
myśl nam opętał… Nazbyt mocne wino…
Tak, tak… dur jakiś… Odejdź stąd, dziewczyno
1030jeżeli nie chcesz dać pod topór głowy! —
Darujcie, mili, tę chwilę słabości,
ale przysięgam na me twarde kości,
że się już nigdy więcej nie powtórzy!
Nigdy — za życia! A teraz na morze!
1035Dokończyć uczty!
OKRZYKI
Biesiadnicy i Kobiety cisną się ku schodom, wiodącym do ogrodów.
CHARMION
zbliża się szybko w przechodzie do Psychy
LAIDA
Pójdź ze mną, Charmionie!
Wychodzą.
STARY NIEWOLNIK
zbliża się do Psychy, która klęczy wciąż z twarzą ukrytą w dłoniach
1039Dziewczyno, słuchaj… Nie bój się, tamci już odeszli. Przebacz mi, że cię tu przywiodłem… Chciałbym ci wynagrodzić tę mimowolną krzywdę…
po chwili:
1040Niewiele rozumiałem z tego, coś śpiewała, ale jedno utkwiło mi w pamięci… Ty szukasz jakiejś wielkiej, ogromnej miłości, która cały świat ogarnie, jak pożar… Czy dobrze słyszałem?
Psyche wznosi głowę.
STARY NIEWOLNIK
1041Mam dobrą wieść dla ciebie. Przynieśli ją tutaj feniccy żeglarze, którzy zawijali do portów Judei…
PSYCHE
STARY NIEWOLNIK
1043Ja — mający nadzieję… Lecz słuchaj teraz, co ci powiem… W Judei objawił się podobno nowy bóg czy prorok. Tak mi opowiadano…
PSYCHE
STARY NIEWOLNIK
1045Zjawił się prorok tej wielkiej miłości,
której ty szukasz. Idzie przez doliny,
idzie przez góry — tam — nad Jordan siny,
i błogosławiąc światu i ludzkości,
odpuszcza wszystkie grzechy, gładzi winy —
1050a idą za nim maluczcy i prości…
Pono mu boża jasność bije z czoła,
pono lilie, kędy
[34] stąpi, rosną,
pono on smutnym niesie wieść radosną,
pono umarli wstają, gdy zawoła,
1055i wszystko nową w krąg zakwita wiosną:
on — błogosławi wszystkiemu dokoła!
Kobiety idą za nim, idą dzieci —
i stada za nim biegną białorune,
a on je wiedzie z sobą w złotą łunę,
1060co tam jak uśmiech na błękitach świeci —
i tak ma serca w ręku, jakby strunę,
z której, gdy zechce, budzi pieśń, co leci…
PSYCHE
powstaje
1063Chrystus, MiłośćZjawił się! Zjawił się nareszcie! I w takiej postaci? I miłość niesie, powiadasz? Koi ból?…
STARY NIEWOLNIK
Nie ma już bólu, ani zła, ni pychy!
1065Dzieją się pono niepojęte dziwy:
nikt nie jest smutny ani nieszczęśliwy,
nikt nie jest mały i nikt nie jest lichy,
odkąd na łąki, na wzgórza i niwy
z dobrą nowiną zszedł on! Jasny, cichy…
1070Młodość on niesie na światy, jak zorzę;
w imię miłości przebacza, pociesza —
a kiedy mówi, to słucha go rzesza,
i wiatr go słucha, i szumiące morze,
pasterz od stada, rolnik od lemiesza —
1075a kędy
[35] wnijdzie
[36], witają go: boże!
Bo on tam pono niebiosa otwiera,
pokój i życie daje wiekuiste;
a które serce przeżegna — jest czyste,
a którą duszę wezwie — nie umiera!…
1080Chrystus — go zowią…
PSYCHE
wyciąga ręce i rzuca się naprzód z okrzykiem:
III. Pod krzyżem
- Ksieni
- Siostra wikaria
- Siostra furtianka
-
Psyche, zakonnica
-
Hanna, wiejska dziewczyna
- Kapelan klasztorny
-
O. Blaks, opat
- Błędny Rycerz Słońca
-
Mniszki i dworzanie opata
Rzecz działa się na Południu w średnich wiekach.
Wirydarz
[37] w średniowiecznym klasztorze mniszek. W głębi krużganek
[38] pod arkadami, przerwany wielką bramą okutą, z małym, zakratowanym okienkiem u góry. Na prawo mury kościoła, na lewo zabudowania klasztorne, ciężkie i ponure. W pośrodku nieco zieleni, ku przodowi z lewej stoi kamienny krzyż z postacią Chrystusa, zwróconą w głąb ku wielkiej bramie. Pod krzyżem kamienny stopień, jakby ławka.
Jest noc, tylko z okien kościoła blask bije. Sygnaturka dźwięczy, zwołując mniszki na jutrznię.
Na odgłos dzwonka pojawiają się Mniszki w białych habitach i przechodzą długim szeregiem przez krużganek, spiesząc do kościoła. Każda z nich niesie w ręku kaganek. Przechodząc koło wielkiej bramy, przyspieszają kroku, niektóre z nich żegnają się. Furtianka, mała, zwiędła staruszka w zakonnym habicie, stoi pod krzyżem z pękiem kluczy w ręku i przypatruje się przechodzącym mniszkom. Tymczasem otwierają się bez szelestu drzwi w klasztornych zabudowaniach i pojawia się w nich Ksieni, wsparta na ramieniu Wikarii, wysoka, do widma podobna, w powłóczystych szatach, w wysokim sobolim kołpaku na głowie i w fioletowych rękawiczkach. W ręku trzyma pastorał, na piersiach ma złoty krzyż biskupi. Postępuje parę kroków i staje niepostrzeżenie za Furtianką.
Po przejściu mniszek sygnaturka milknie; z kościoła zalatuje przytłumiony dźwięk organów.
Ksieni dotyka dłonią ramienia Furtianki.
FURTIANKA
ogląda się z lękiem, a spostrzegłszy Ksienią, klęka pospiesznie i całuje rąbek jej habitu, po czym wstając, mówi:
1082Wasza Przewielebność… o tak wczesnej porze… już na nogach… i sama…
KSIENI
1083Pilnuj bramy, siostro! Pilnuj wielkiej bramy!
FURTIANKA
1084Ależ… Wasza Przewielebność… ja dniem i nocą…
KSIENI
do Wikarii:
1085Czy uważałaś, z jakim niepokojem przechodziły około tych drzwi siostry nasze? Ten krużganek w naszym klasztorze nie jest dobrze urządzony…
WIKARIA
1086Tędy najbliższe przejście do kościoła…
KSIENI
1087Tak… i codziennie te młode, Bogu poślubione dusze idą się modlić, mijając wielką bramę, która nas łączy ze światem. A szatan nie śpi, a pokusa czyha…
FURTIANKA
1088Brama jest mocna, dębowa i okuta żelaznymi sztabami. Jedyne zakratowane okienko zbyt jest wysoko, aby można przez nie wyjrzeć… Zresztą ja klucze zawsze mam przy sobie — i czuwam…
KSIENI
1089Są rzeczy, którym ty, siostro, wejścia wzbronić nie zdołasz, których nie powstrzymają żelazne sztaby, ani zamczyste okucia. Wschodzące słońce wpada tutaj przez zakratowane okienko, wiosną zalatuje woń kwiatów i wiatr… i wiatr, który wieje tam, na świecie.
FURTIANKA
1090Można by zamknąć okno szkłem, oprawnym w ołów albo zabić deskami…
KSIENI
1091I to nie wystarczy, siostro. Tuż za wielką bramą ciągnie się droga. Tędy przechodzą żeńcy z pól i śpiewają… Głos przez szkło i przez deski przeniknie. Wozy jadą tędy i przeciągają rycerze na parskających koniach, z szumiącymi proporcami w ręku. Hałas tutaj wpada i gwar świata przez tę wielką bramę, a to źle… U nas powinno być cicho, bardzo, bardzo cicho…
WIKARIA
1092Więc czemu Wasza Przewielebność nie rozkaże zamurować bramy? Zrobiliby to robotnicy z dóbr klasztornych w ciągu jednej doby… Jest przecież drugie, boczne wejście w murze od strony ogrodów.
KSIENI
1093Niestety, niepodobna zamurować wielkiej bramy. Tędy wchodzą uroczyście do klasztoru dziewice, chcące się poświęcić Chrystusowi, a nade wszystko tędy zajeżdża do nas opat, prawowity władca tych ziem dokoła. Dla niego wielka brama musi stać otworem.
WIKARIA
1094A prawda, prawda… I dzisiaj właśnie ma przybyć.
FURTIANKA
KSIENI
WIKARIA
1097Jego Przewielebność opat nasz i pan dał znać przez posły, że objeżdżając swe dziedziny, wstąpi dziś tutaj, aby siostry pobłogosławić…
FURTIANKA
prawie szeptem:
1098Ostatni raz był tutaj, gdy siostrę Placydę na stosie palono…
Żegna się.
KSIENI
jakby słów tych nie słyszała:
1099Rozwidnia się już. Trzeba będzie przyrządzić wszystko na przyjęcie godne dostojnego gościa.
do Furtianki:
1100Ty, siostro, każ zamieść ścieżkę przed bramą. W szarym obrzasku świtania widzę na zawiasach rdzę i zwieszające się pajęczyny… Trzeba oczyścić wielką bramę.
do Wikarii:
1101A ty daj znać, niech ojciec kapelan przyjdzie do mnie po nabożeństwie. Będę go oczekiwała… Jedna ze sióstr służebnych pójdzie na dzwonnicę i uderzy w wielki dzwon, gdy zobaczy z dala zbliżający się orszak opata.
WIKARIA
1102Stanie się wszystko, jak Wasza Przewielebność każe. A na wieżę — czy mogę posłać siostrę Psychę? Miała przez ten tydzień spełniać prace służebne…
KSIENI
1103Nie, nie! Poślij którąkolwiek inną. Siostra Psyche jest zbyt młoda… Wyszedłszy na wieżę, patrzyłaby stamtąd na świat, co się rozciąga dokoła klasztoru, na bory, które przerąbali pracowici rolnicy, i na zamek, wznoszący się na sąsiednim wzgórzu.
WIKARIA
1104Jak każe Wasza Przewielebność…
KSIENI
1105Dobrze jednak, żeś mi o niej przypomniała.
do Furtianki:
1106Siostra Psyche przebywa często samotnie w tym wirydarzu?
FURTIANKA
1107Tak, przewielebna matko…
KSIENI
1108I nie spostrzegłaś u niej jakiego… niepokoju?
FURTIANKA
1109Nie, matko. Cicha jest zawsze. Opiera tylko czoło o podnóże krzyża i duma…
KSIENI
FURTIANKA
1111Nie wiem. Duma. Raz tylko widziałam, że płakała. Było to w ten dzień, kiedy opat, odbywając sądy, skazał byłą siostrę naszą Placydę na stos za czarnoksięskie praktyki.
KSIENI
1112Zakazałam o tym wspominać. A co do siostry Psychy: trzeba nad nią czuwać, trzeba czuwać! Zbyt młoda jest i serce w niej jeszcze nieuspokojone… A teraz odejdź, siostro, i czyń, co ci nakazałam. Słońce wnet wzejdzie —
Śpiew i przytłumiony dźwięk organów, który słychać było dotąd, urywa się.
Furtianka przyklęka i całuje znowu rąbek szaty Ksieni, po czym odchodzi.
Ksieni stoi jeszcze chwilę, patrząc na wielką bramę, a wreszcie odchodzi drzwiami, którymi była weszła, stukając pastorałem po schodach, oparta wciąż na ramieniu postępującej obok niej Wikarii.
Świtanie. Mniszki przechodzą, powracając tą samą drogą z kościoła.
PSYCHE
idąca na ostatku, ociąga się i pozostaje sama w wirydarzu. Staje przed wielką bramą i dotyka jej palcami wyciągniętej ręki, potem odwraca się szybko i idzie pod krzyż. Tutaj siada na kamiennym stopniu i opiera czoło o podnóże… Tymczasem na świecie robi się ranek. Słońce wschodzi i snopem promieni pada przez okienko w wielkiej bramie wprost na Chrystusowe stopy. Psyche podnosi głowę, jakby ze snu zbudzona, i patrzy w zdumieniu na płat jasnego światła.
Szybkim, prawie mimowolnym ruchem przypada ustami do kamiennych stóp, słońcem oświetlonych. Trwa to tylko chwilę, gdyż natychmiast odrywa usta i chyląc się z cichym jękiem, ukrywa twarz w dłoniach.
KAPELAN
siwy staruszek w zakonnym ubraniu, wchodzi, powracając z kościoła, a spostrzegłszy Psychę, zatrzymuje się i pyta:
1114Co tutaj robisz, moja córko? Codziennie, wracając z kościoła, spotykam cię… Czy masz może osobliwe nabożeństwo do tego wizerunku Chrystusa, pod którym cię zastaję?
PSYCHE
KAPELAN
1116Czyś łask znacznych od niego tu dostąpiła?
PSYCHE
1117Nie, ojcze, ale tu rośnie koło krzyża nieco zieleni, której gdzie indziej nie widuję nigdy. Nawet okno mej celi wychodzi na brukowany dziedziniec klasztorny…
KAPELAN
1118To grzech. Powinnaś być w celi i modlić się tam!
PSYCHE
1119Byłam w celi przez cały dzień i całą noc. Biczowałam się i leżałam krzyżem na kamiennej posadzce, własną krwią zbroczona, i prosiłam Chrystusa, aby mi pozwolił nie grzeszyć, a jednak… Mój ojcze, ja nowy, ciężki grzech mam na sumieniu…
KAPELAN
PSYCHE
Padłam tu twarzą przed stopy Chrystusa —
i tu mnie naszła, pod krzyżem, pokusa…
Słońce tam jasne gdzieś na świecie wstało
i weszło tutaj przez żelazne kraty,
1125to samo słońce, co tam pieści kwiaty! —
i ozłociło stopę Chrysta białą,
i jam grzesznymi ustami przypadła
do złocistego na krzyżu widziadła!
KAPELAN
1129Pocałowałaś nogi Chrystusowe, córko…
PSYCHE
1130Nie, ojcze! Słońce na nich całowałam!
KAPELAN
1131Ale gdyś przylgnęła ustami do krzyża, uczułaś snadnie, że słońce jest ułudą, marą tylko złocistą i nieistotną: dotknęłaś usty stóp Chrystusowych, córko… mistycznych Lilij Łaski…
PSYCHE
1132Wargi me, ojcze, dotknęły… kamienia!
KAPELAN
1133Ty mi się z wielkiego grzechu spowiadasz, moje dziecię! — Powinnaś się starać o rozpalenie w sobie miłości ogromnej, która sprawia, że rzeczy nie wydają nam się tym, czym są zwyczajnie dla oka i palców, ale tym raczej, czym dla ducha być powinny… Kamień ten nie jest kamieniem, bo mistrz nadał mu wdzięczne kształty boskiego Ciała Chrystusa, we śnie mu snadź[40] ukazane — nie jest kamieniem, bo przez modlitwę i wodę święconą posiadł wartość wyższą, duchową… Zrozumiesz to i odczujesz, jeśli będziesz doskonale kochać Chrystusa, moja córko.
PSYCHE
Kocham Go, ojcze — lecz Go widzę we śnie
1135innym niż tutaj… Tu ma twarz boleśnie
skrzywioną kurczem, pełną grozy, męki —
a ja Go jasnym widzę, pośród dzieci,
jak błogosławi pasterzy i kmieci
i smutnych cieszy, i skinieniem ręki
1140odpuszcza winnym… Widzę Go na łące,
w słońcu! — U nóg ma morze głów szumiące…
KAPELAN
1142Pamiętaj córko, że Syn Boży zbawił świat nie błogosławieństwem cichym, ale straszną i krwawą męką swoją. Krzyż zatknął w pośrodku tarczy ziemskiej, jak sztandar zwycięski — i w cieniu krzyża jest tylko zbawienie!
PSYCHE
1143Ojcze! Dlaczego nie w promieniach krzyża?
KAPELAN
1144Za wiele rozumujesz, córko, za wiele! Pamiętaj, że szatan pozbawił człowieka raju, podszepnąwszy mu pierwsze: dlaczego… Bądź pokorna i cicha i módl się, módl się! Módl się!
PSYCHE
1145Ojcze! Ja grzeszna — modlić się nie mogę!
Dla Chrysta przeszłam te okute wrota —
dlaczego, ojcze, w sercu mym tęsknota?
czemu odczuwam, miast
[41] pokoju, trwogę?
KAPELAN
1149Nie jesteś jeszcze doskonała. Pracuj nad sobą: to jedno rzec ci mogę…
PSYCHE
KAPELAN
1151Zamilcz! Zbyt już długo rozmawiam z tobą! Nie powinnaś pytać, bo każde pytanie jest grzechem. Ja, odpowiadając, pomagam ci tylko do grzechu. Współwinnym twoim jestem — módl się za mnie i za siebie!
Wychodzi.
Wkrótce po odejściu Kapelana wbiega Hanna, młoda wiejska dziewczyna, prawie dziecię jeszcze. Wnosi wiadro wody, zydel i szmat grubego płótna i zabiera się do oczyszczenia wielkiej bramy. W ciągu roboty staje na zydlu i wygląda na świat przez zakratowane okienko.
PSYCHE
która, schylona pod krzyżem, nie zauważyła jej wejścia:
HANNA
ogląda się z lękiem
1153A! To wy, siostro Psyche! Przestraszyliście mnie…
PSYCHE
podnosi głowę; dopiero teraz spostrzegła Hannę
1154Co tu robisz, dziecko?
HANNA
1155Kazano mi oczyścić i umyć wielką bramę. Jego Przewielebność opat dzisiaj przyjeżdża!
Powraca do roboty.
PSYCHE
jakby do siebie:
1156Opat… który skazał na śmierć siostrę Placydę za to, że tęskniła, że szukała…
Wstrząsa się.
1157Grzech! Grzech!
HANNA
wyglądając znów okienkiem:
1158Siostro… a jak tam pięknie na świecie!
PSYCHE
drgnęła, powtarza jak echo:
HANNA
1160Tak. Stąd nie widuje się świata prawie nigdy. Wszystkie okna wychodzą na podwórze, zamknięte ze wszech stron wysokimi murami… O! Tu nie jest wcale pięknie! — Ale przez to okienko w wielkiej bramie widno[42] łąki, takie szerokie, wielkie łąki pełne kwiatów! Jeszcze niedawno temu biegałam po nich. Siostro Psyche, czy wyście kiedy widzieli te szerokie łąki?
PSYCHE
1161Nam nie wolno patrzeć na świat, dziecię.
HANNA
PSYCHE
po chwili, patrząc na Hannę:
1163Skąd się ty wzięła tutaj, ptaszyno? — Wśród czarnych murów klasztoru?…
HANNA
1164Ach! Ja… Mnie tu matka oddała do posług; za wiele nas było w domu… Ale wy!… Patrzę na was i zdaje mi się, że wy powinniście byli zamieszkać, jak ta złotowłosa kasztelanka — w tym zamku naprzeciw, który widać przez to okienko!.. O! Stąd dużo, dużo pięknych rzeczy widno[43]!
Zagląda.
1165Teraz jacyś ludzie przejeżdżają drogą, pewno kupcy, bo ciągną za nimi ładowne wozy… Skąd oni też mogą jechać, siostro Psyche, i dokąd?
PSYCHE
1166W świat! — I ze świata…
HANNA
1167Świat jest bardzo, bardzo wielki! — Aż straszno pomyśleć! I tylu na nim ludzi… Widziałam już pasterzy i rolników, i księży, i panów w złocistych szatach, którzy przejeżdżali tą drogą w towarzystwie pięknych pań, w pozłacanych kolasach… Ojciec kapelan mówi, że świat jest potępiony; czy ci wszyscy ludzie będą potępieni, siostro Psyche?
PSYCHE
HANNA
1169To któż mi to powie?… Ale raz… Nie, nie! Już parę razy! — W ostatnich dniach — widziałam tu jakiegoś rycerza na wielkim koniu, okrytego pyłem, jak gdyby jechał z daleka… Złote promienie miał na hełmie i złote słońce wymalowane na paiży[44] i wielkie, szumiące skrzydła u ramion. Myślałam, że jedzie na turniej do zamku, ale on, wjechawszy w dolinę rozdzielającą oba wzgórza, skręcił tutaj pod klasztorną bramę i stał, na białym koniu, złoty cały od słońca, taki podobny do świętego Jerzego w ołtarzu — i patrzył tu długo, długo…
PSYCHE
HANNA
1171Zamilczę, jeśli każecie, ale ciekawa jestem bardzo, co to za rycerz i czego szuka tutaj…
Wygląda okienkiem.
1172O, o! — Właśnie widzę go znowu! Tam w dole na drodze wiodącej do klasztoru…
PSYCHE
do siebie:
1173Więc naprawdę?… O Boże! zlituj się… — W snach go widziałam…
HANNA
1174Podobny jest z dala do orła z rozwiniętymi skrzydłami, który upatruje zdobyczy… Błyskają w słońcu jego blachy złote i świeci grot na długim drzewcu. O, siostro Psyche! — Ten rycerz może tutaj zajedzie?
PSYCHE
1175Nie! — Tutaj nikt nie zajedzie. Są mury grube i bramy okute, i jest ten krzyż przed bramą, wielki krzyż, broniący wstępu rozłożonymi ramionami. Widziałam go raz, przed laty, gdym tutaj wchodziła, i dotąd pamiętam. Wielki, wielki krzyż!…
HANNA
1176I ja go widzę, ten krzyż. Stoi tuż przed bramą i słońce mi zasłania grubym, drewnianym ramieniem…
GŁOS FURTIANKI
HANNA
1178Matka furtianka mnie woła!
zabiera sprzęty i wybiega, mówiąc jeszcze:
1179A nie mówcie, żem wyglądała przez okienko!
Znika wśród klasztornych zabudowań.
PSYCHE
1180O! Gdybym ja to — jak ty — wyjrzeć mogła, zobaczyć łąki i zobaczyć niwy…
rzuca się przed krzyżem na kolana
O Panie! Ukój tę wielką tęsknotę,
która mi piersi rozrywa, na złote
słońce wołając, na rosą
perliste łąki, na szumiące gaje,
1185gdzie się ptaszęta po zaroślach niosą
i srebrne płaczą ruczaje —
o Panie! Ukój tęsknotę…
Otom Ci miłość przyniosła moją,
młodość i sny me białe —
1190otom Ci życie oddała całe,
wierząc, że w burzy będzie mi ostoją
Twój krzyż —
a oto serce me niepokój troska:
o gdzież jest, gdzie Twa miłość boska?
1195Oczy ku Tobie podnoszę wzwyż —
o Chryste! Słysz!
We snach dziecięcych widziałam Cię, Panie,
jak błogosławisz na kwiecistym łanie
pośród pasterzy i dzieci, i owiec
1200rozkołysaną falę mórz — i zbóż…
Ach! Za takim, zda się,
ja szłam w zamierzchłym jakimś dawnym czasie
w słońca blask i w nieb lazury…
O Chryste! Odpowiedz,
1205czemu dokoła mnie dziś cień ponury?…
Błogosławieni pokorni i cisi,
błogosławieni…
O Panie! Panie! Broń mnie Ty przede mną,
bo mi tak trupio i ciemno…
1210W otęczy złocistych promieni
w celi mojej krzyż Twój wisi:
— pójdźcie pragnący! Ja was napoję… —
wisi czarny krzyż…
O serce, serce, o serce moje!
1215O Chryste! Słysz!
Grzesznam jest, Panie, kajam się przed Tobą,
— Ty słońce stworzyłeś na niebie —
grzesznam jest! — Łąki stworzyłeś kwieciste… —
grzesznam! — I morze rozlewne a sine…
1220O Chryste!
Gdy nie otrzymam pomocy od Ciebie,
któż mi dopomoże?…
Z weselem na świat szedłeś, nie z żałobą…
— grzesznam jest! Ginę! —
1225śnią mi się łąki i słońce, i morze,
— kajam się, grzeszna —
o Boże! O Boże, o Boże!
Grzechem jest wszystko! Grzechem radość, śmiech,
grzechem jest życie —
1230grzeszę, gdy słucham tych dalekich ech,
co tu wpadają z Twych wiatrów szelestem,
grzeszę, gdy patrzę na słońce w błękicie:
grzech! Grzech! I wszystko grzech!? — —
Zgubiona jestem…
Pada twarzą na ziemię. — Naraz wśród ciszy rozlega się za bramą
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
1235Przez dziewięć gór i rzek, przez dziewięć lat
do ciebie dążę, jasna!
Z dalekich krajów tam! Znad sinych mórz: —
— o pójdź! Pójdź ze mną w świat!
Już nadto długi czas cię cela ciasna
1240więzi — zza krat
pójdź w słońca blask i w uśmiech zórz,
na łąki, lasy, na zielone smugi,
gdzie wiosną okrył kwiat
przewonny sad i kędy dzwonią pługi,
1245gdzie jasna
toń błękitu szumne srebrzy strugi —
na świat!
PSYCHE
zrywa się, pomieszana
1248Co to za głos? — Wyśniony… O Boże! Boże,
ratuj mnie! Chryste!
Obejmuje krzyż rękoma.
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
Od czarodziejów mam o tobie wieść,
1250ja Błędny Rycerz Słońca,
żeś jest więziona ty! Mój śniony cud:
więc wolność idę nieść —
orzeł skrzydlaty lecę, twój obrońca,
za twoją cześć
1255rycerski krwawy ponieść trud —
rozkruszyć mury i rozłamać kraty
i wieniec z róż ci spleść
na skroń i mieść
[45] pod stopy twoje kwiaty!
Do słońca
1260wołam ciebie! Do życia! — na światy
chcę nieść!
PSYCHE
prawie nieprzytomna:
1262Miłosierdzia, litości — Boże! Ukryj mnie, ochroń! — O, jak strasznie patrzysz na mnie, Chryste! — Potępiona jestem, przeklęta! Przeklęta!
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
O pójdź ze słodkich czar zdrój życia pić,
coś jest jak dzień, jak zorze! —
1265Korona czeka tam na twoją skroń:
pójdź władać, jaśnieć, żyć!
Ja tobie wrota więzienia otworzę —
już płonie wić
i rży, i rży mój rączy koń:
1270tam rozkosz, życie, pieśń, tam radość złota,
tam snów się przędzie nić,
by srebrem lśnić wśród barwnych tęcz żywota!
Pójdź w zorze!
Tutaj cienie, głusza, tu martwota —
1275pójdź żyć!
Furtianka pojawia się z wielkim pękiem kluczy podczas ostatnich słów pieśni Błędnego Rycerza.
PSYCHE
rzuca się ku bramie
O, żyć! O, żyć! — Na świat!
Weź mię, rycerzu, weź!
I nieś
zza krat —
1280gdzie jasne słońce w błękicie! —
Tu śmierć! — Ja kocham życie!
FURTIANKA
wydaje okropny krzyk zgrozy:
PSYCHE
ogląda się i spostrzega przybyłą
1283Dawaj klucze! Klucze!
FURTIANKA
PSYCHE
1285Daj klucze! Prędko! Klucze!
FURTIANKA
uderza ją pękiem kluczy
1286Masz! Masz! Ty nikczemna! Wiarołomna! Niegodna świętej sukienki! Masz! Ty zakało! Ohydo szatańska, masz klucze, masz! Masz!
Bije ją.
Na dzwonnicy odzywa się dzwon, zwiastujący przybycie Opata. Wirydarz zapełnia się naraz, wchodzi Ksieni w uroczystym stroju w otoczeniu Mniszek z Kapelanem.
KSIENI
1287Siostro furtianko! Otwieraj wielką bramę!
KAPELAN
1288Jego Przewielebność książę opat nasz przybywa!
FURTIANKA
pada do nóg Ksieni
KSIENI
FURTIANKA
wskazuje Psychę
1291Ta nędzna! — Złapałam — przy wielkiej bramie — słuchała bezbożnego śpiewu, porozumiewała się! Wyjść stąd chciała, uciekać! Moja wina! — Odeszłam na chwilę…
WIKARIA
1292O zgrozo! Nieszczęsna!
KAPELAN
do Psychy:
PSYCHE
FURTIANKA
1295„Na świat, na świat!” — wołała… Do słońca!
Szmer grozy pośród Mniszek, cofają się wszystkie, pozostawiając Psychę samą na uboczu.
KSIENI
powtarza głucho:
Słychać trzykrotne uderzenie w bramę.
KSIENI
do Furtianki:
1297Otwórz, siostro, wielką bramę!
Furtianka spełnia rozkaz. Przez otwarte wrota wchodzi O. Blaks, opat, w fioletowym płaszczu, przepasany mieczem. Za nim liczny orszak Dworzan, Księży i Pachołków.
KSIENI
1298Witam cię w progu, ojcze nasz łaskawy!
O. BLAKS
1299Bądź pozdrowiona, matko, w imię Boga. Znużony jestem daleką podróżą. Rozkaż, aby mi wskazano izbę, gdzie bym mógł odpocząć.
KSIENI
1300W żałobie, ojcze mój, przed tobą stoję —
i nie wpierw ci klasztorne otworzę podwoje,
aż sąd tu sprawisz.
O. BLAKS
1303A cóż tam nowego? Kto jest winny?
KSIENI
Szatan! Oskarżam przed tobą szatana,
1305iże się zakradł do stada
i białe owce moje bierze, panie!
O. BLAKS
1307Szatana mogę przekląć, ale na stos go nie poślę! Matko, mów, kogo oskarżasz?
KSIENI
Na wiatr się skarżę, który tu zawiewa
i dusze kusi,
1310na słońce jasne, które promieniami
grzeszne rozbudza tęsknoty,
na krew tę młodą, która tętni w żyłach
dzieci oddanych Bogu,
i na tę bramę okutą, co kłamie,
1315że za nią życie jest nie u stóp krzyża!
Skarżę się, panie, ja — matka tych dzieci!
— sądź ty!
O. BLAKS
1318Chcę znać przestępstwo i wiedzieć, kto jest winny! Wiatru, słońca ani bramy sądzić nie mogę!
KSIENI
Więc sądź me dziecię, które za pokusą
1320wiatru i słońca, i tej wielkiej bramy
wniosło zgorszenie
w ten Chrystusowy dom!
zwraca się do mniszek:
FURTIANKA
wlecze przed opata Psychę
1324Oto tu jest! Tu jest ta niegodna!
O. BLAKS
FURTIANKA
1326Uciekać chciała! Opuścić święte klasztorne mury! Na świat uchodzić — z gachem!
MNISZKI
1327Ukarz ją, ojcze, ukarz ją! O zgrozo!
KAPELAN
1328Ojcze! Bądź dla niej miłościw! Młoda jest jeszcze…
O. BLAKS
1329Prawo nie zna miłosierdzia, a jam tu jest prawem!
zbliża się do Psychy; patrzy:
1330Tyżeś to jest… ty! Znam cię… Uciekać chciałaś?
FURTIANKA
1331Nie może zaprzeczyć! Nie może! Sama widziałam!
O. BLAKS
do Psychy:
1332Dlaczego? — Pytam się: dlaczego!
PSYCHE
podnosi głowę
Ty wiesz!
Do słońca chciałam iść! Do życia!
1335Tu cień! Tu śmierć! Tu grób!
Ja pragnę żyć!
KAPELAN
KSIENI
głucho:
1338Dziecię, biedne dziecię moje…
O. BLAKS
1339A tak… żyć pragniesz! Musimy cię na przyszłość uchronić od podobnych pokus szatańskich! Czas już najwyższy… Resztę dni, które ci jeszcze pozostają, przepędzisz w najgłębszym lochu klasztornym, nie widząc światła ani ludzkiej twarzy, nie słysząc innego głosu, prócz zastygającego tętna twej krwi i szelestu kropel wilgoci, spadających ze sklepienia. — Będziemy się modlić za ciebie.
KSIENI
do mniszek:
1340Wiedźcie skazaną! Dzisiaj dzień żałoby…
Mniszki wyprowadzają słaniającą się Psychę. Tymczasem wśród ponurej głuszy rozlega się jeszcze zza bramy
PIEŚŃ BŁĘDNEGO RYCERZA
Na świat, na słońce pójdź! W ogrody tam,
gdzie lśnią czerwone róże,
czekając twoich rąk, gdzie dla twych stóp
pod tęczą złotych bram
1345wykuto schody w różowym marmurze,
Życia i Światła…
IV. Na przełomie
-
Psyche, udzielna księżna włoska
-
Blaks, dowódca jej zaciężnych wojsk niemieckich
-
Pietro, zaufany księżnej, historyk
-
Lorenzo, dworzanin
-
Giani, kapitan straży pałacowej
-
Arminio, rzeźbiarz i architekt
-
Girolamo, poeta i malarz
-
Leta, Bella, Carmen, damy dworskie
- Poseł
-
Żołnierze, Służba
Rzecz działa się we Włoszech z początkiem XVI wieku.
Sala renesansowa, przedzielona kolumnadą na dwie połowy. Druga połowa, w głębi, wzniesiona jest ponad przednią o parę stopni. Drzwi w głębi, z lewej strony dwoje drzwi: w górnej i dolnej połowie; z prawej w górnej połowie okno, w dolnej drzwi.
ARMINIO
biegnie za odchodzącą w głąb Psychą
PSYCHE
która wstępowała po schodach, zatrzymuje się i odwraca
Nie! Nie jestem sroga…
1350Pięknam jest tylko…
Podaje mu rękę.
ARMINIO
całując jej dłoń:
Bądź mi więc łaskawa!
Kocham cię, księżno!
PSYCHE
Kocham twoją sztukę,
mistrzu Arminio…
ARMINIO
1355Co mi sztuka znaczy!
Co marmurowy tłum posągów biały,
co sławę moją poszedł nieść na światy,
gdy moja miłość…
PSYCHE
Czy gotowy, mistrzu,
1360
ARMINIO
Dzieckiem jesteś, dzieckiem
okrutnym, które igra z ludzkim sercem
i zmiany pragnie wciąż! Ty nic nie kochasz!
PSYCHE
Owszem, ja kocham sztukę, piękno — życie,
1365które jak ogni fontanna wytryska
i gdzieś pod niebem wysoko się spala
i — deszczem żużli opada na ziemię…
ARMINIO
PSYCHE
Cóż ja temu winna,
1370że nie jest takie to życie, jak pragnę?
że tej drapieżnej pustki w moim sercu,
tej głodnej pustki zapełnić nie mogą
krwawe triumfy mego kondotiera,
przepych, ni sztuka…
ARMINIO
PSYCHE
Tak… pragnę
miłości, jednak ta, którą mi dajesz,
nie zdoła mojej tęsknoty ukoić…
ARMINIO
Życiem dać gotów
[49]! Możnaż
[50] kochać więcej?
PSYCHE
1380Choćby to prawdą było — mnie nie starczy!…
Chciałabym kochać jakąś rzecz ogromną,
straszliwą, wieczną! W oczach mi czerwono,
i wśród posągów, i przy lutni dźwięku
jakaś się czasem krew mym rękom marzy
1385i nowe życie — przez płomień i burzę…
Cóż to? Zadrżałeś? Kuj marmur, Arminio! —
jeśli wykujesz posąg burzy, wtedy…
ARMINIO
PSYCHE
Odwraca się i wstępuje w głąb sali.
PIETRO
wchodzi drzwiami z lewej strony, w głębi
PSYCHE
PIETRO
PSYCHE
Jeszcze? — Niech wejdzie.
ARMINIO
Skłania się i wychodzi na lewo.
Pietro wpuszcza posła. — Poseł, w stroju oficera najemnych wojsk niemieckich, wchodzi.
PSYCHE
POSEŁ
PSYCHE
POSEŁ
Księżna zapomniała?
Powtórzę zatem, chociaż wódz mój kazał
1400słowa poselstwa — raz tylko wygłosić!
PSYCHE
O cóż więc… prosi wódz moich żołnierzy?
POSEŁ
Wódz tych żołnierzy, którzy zza Alp przyszli
tutaj z nim razem i w stu krwawych bitwach,
miecz jego mając za drogowskaz chwały,
1405bogate łupy wzięli z jego łaski:
Niemiec Blaks, wódz mój, powrócił z wyprawy —
trzy miasta zdobył i — żąda nagrody!
PSYCHE
POSEŁ
Żąda twojej ręki,
1410a z nią wraz — tronu książęcego, pani!
PSYCHE
zwraca się do Pietra:
Słuchaj, szlachetny Pietro, jeśli kiedy
będziesz doradcą jakiego książęcia,
daj mu tę radę moją: niechaj wodzów
swych wojsk najemnych trzyma jak ogary:
1415puścić na zwierza ze smyczy, a potem
rychło na łańcuch wziąć i skuć paszczękę,
by rozjuszone nie pożarły pana!
PIETRO
POSEŁ
Czy to, jak odpowiedź,
1420mam nieść wodzowi?
PSYCHE
POSEŁ
Wychodzi.
Psyche zbliża się ku oknu.
PIETRO
postępuje za nią
Nierozważne słowa
z ust twoich, księżno, padły — nierozważne!
PSYCHE
1425Czyż zuchwalcowi mogłam dać odpowiedź
inną?
PIETRO
Zapewne — ale mądrość książąt
na tym polega, aby tylko wtedy
obrażać, kiedy można ubiec zemstę
1430obrażonego, to jest… zabić! Zatem…
jeśli masz kogo wiernego…
PSYCHE
Ach! Zabić,
zabić… Czyż mało zabijam? — Mój Pietro,
piszesz historię tych obecnych czasów,
1435napisz więc o mnie… Nie! Raczej nic nie pisz!
Albo… żem igrać lubiła z tym życiem,
niebezpieczeństwo wyzywać i patrzeć
z uśmiechem bogów na dnie i wypadki…
PIETRO
PSYCHE
1440…żem z wodzów najdzikszych
co najdzikszego miała, by mnie słuchał —
że z wstrętem patrząc na jego zwycięstwa
i na łeb jego straszny… skądś mi znany…
z dawna — niepewna życia wobec niego,
1445drżałam z rozkoszy, że mnie słuchać musi
ten nienawistny! Żem się otoczyła
artystów kołem w całej ziemi włoskiej
co najprzedniejszych, żem pobudowała
pałace złote — a jedną uciechą
1450w tym to mi było, żem widziała marność
wszystkiego wokół… I jeszcze… to jedno:
że tęsknię, Pietro.
PIETRO
Tak, i to napiszę,
że tęsknisz, pani, wśród przepychu życia,
1455pełna młodości, świetności i krasy,
pośród artystów, co głoszą twą sławę,
w pośrodku ludzi, którzy cię kochają —
i nie wiesz, czemu tęsknisz…
PSYCHE
Nie wiem, Pietro,
1460dlaczego tęsknię… Odzyskać bym chciała
coś, com straciła — jeno co? Nie pomnę…
Może sen jakiś? A może… ogromne
szczęście… przepadłe? Zresztą — to jest nuda;
nudzę się, Pietro. To wszystko!
Wychodzi drzwiami w głębi.
PIETRO
pogląda za nią
Zstępuje po schodach ku przodowi.
GIROLAMO
wchodzi z lewej od przodu
PIETRO
GIROLAMO
PIETRO
GIROLAMO
1470Nie wiesz, czy będzie dzisiaj przy obiedzie
słuchała…
PIETRO
GIROLAMO
Mego poematu,
Pieśń trzecią wzięła do przejrzenia; dzisiaj
1475przynoszę czwartą…
PIETRO
GIROLAMO
Dłuższa jest jeszcze! Dłuższa — o dwadzieścia
oktaw! Dziś w nocy dopisałem. — Pietro!
Jeśli ją pieśń ta nie poruszy…
PIETRO
1480Może,
może ją wzruszy…
GIROLAMO
Słuchaj, czy to prawda,
com słyszał w mieście, że pono kondotier
w nagrodę zwycięstw żąda ręki księżnej?
PIETRO
GIROLAMO
Więc to stać się może? Piekła!
Co będzie wtedy?
PIETRO
Nic! — Nowego pana
tu dostaniemy, który będzie brudny
1490jak każdy Niemiec i jako kondotier
głupi…
GIROLAMO
Lecz ja ją kocham, kocham! Słyszysz?
Umrę u nóg jej!
PIETRO
Czy nie lepiej, mistrzu,
1495ażebyś o tym napisał poemat
lub wymalował tylko taki obraz?
Śmierć jest piękniejsza w sztuce niźli w życiu,
które nie znosi śmierci…
GIROLAMO
Obraz, mówisz?
1500Tak, to myśl dobra — obraz… lub poemat…
Zamyśla się.
Wpadają Giani i Lorenzo.
GIANI
PIETRO
Szlachetni panowie!
Cóż to za sprawa tak nagła?
LORENZO
Gdzie księżna?
1505Chcę mówić z księżną — i to zaraz, zaraz!
Biegnie ku drzwiom w głębi i uderza w nie rękojeścią szpady.
GIROLAMO
BELLA
staje na progu
LORENZO
Pani! Gdzie księżna? Muszę z nią natychmiast mówić…
BELLA
Zajęta miłościwa pani.
1510Czyta poemat.
GIROLAMO
GIANI
Więc raczcie pani oznajmić, że sprawy
nadzwyczaj ważne tutaj nas przywodzą…
GIROLAMO
BELLA
1515Nie można przeszkadzać!
LORENZO
Per Baccho[52]! Muszę ją natychmiast widzieć!
Usuwa Bellę i chce wejść. — W tej chwili na progu pojawia się Psyche z manuskryptem w ręku.
PSYCHE
LORENZO
PSYCHE
A! Girolamo! Witaj mi, poeto!
1520Od wczoraj ciebie nie widziałam jeszcze,
a jednak dzwonią mi twe słowa, mistrzu!
Wskazuje na trzymany w ręku papier. — Girolamo skłania się głęboko.
GIANI
PSYCHE
Witaj, kapitanie —
zechcesz dziś z nami zasiąść do obiadu?
LORENZO
PSYCHE
Mówcie, mówcie — słucham…
zwraca się do Girolama:
Płyną twe strofy, jak strumień rozbity
w perły i tęcze na głazach z kryształu…
Poeto! Wieniec twym skroniom przystoi!
GIANI
PSYCHE
z roztargnieniem:
LORENZO
Ogląda się na obecnych.
PSYCHE
PIETRO
PSYCHE
LORENZO
Na Boga! — Tak! I prędko! Prędko!
Pietro i Girolamo wychodzą drzwiami na prawo. Bella cofa się w głąb.
PSYCHE
Pogląda w rękopis.
GIANI
PSYCHE
Ach, słuchaj, Giani, słuchaj, co za strofa!
czyta:
1540„Jeśli chcesz życia — oddam! — Jeśli sławy,
pod stopy twoje rzucę ją, jak złoty
wieniec — a ty ją zdeptaj dla zabawy,
a jeśli…”
LORENZO
z wybuchem:
Pani! O twe życie idzie!
1545Rzuć te papiery i słuchaj!
PSYCHE
GIANI
Tak jest! Niestety! — Wódz twoich żołnierzy…
PSYCHE
Ach! Blaks… Przysłał dzisiaj posły do mnie;
chciał mojej ręki!
LORENZO
PSYCHE
wyniośle:
Czyście w poselstwie od niego przybyli?
GIANI
gwałtownym ruchem odsłania zranioną pierś
Patrz! Oto pismo, które ci przynoszę,
jego sztyletem ryte!
PSYCHE
LORENZO
1555Blaks obiegł miasto i głośno ci grozi,
że nie dożyjesz do wieczora, księżno!
PSYCHE
GIANI
Wszyscy za nim poszli
i ryczą: „Książę! Książę Blaks niech żyje!” —
1560Wszyscy! Z wyjątkiem tej garstki jedynie,
którą ja sprawiam… My na śmierć gotowi.
PSYCHE
Na śmierć? A lud mój? A moi poddani?
LORENZO
Księżno! I czymże ty swój lud kupiłaś,
by cię miał bronić? Daruj, że to mówię…
1565Poddani twoi płacili daniny,
patrząc z daleka na cudne pałace,
które twój kaprys wznosił — i jedynie
gadki wśród ludu twojego chodziły,
że jest tam przepych, że są tam obrazy
1570i marmurowy biały tłum wśród gajów
oliwnych, bogom pogańskim podobny —
a lud był głodny! — Tyś wojny toczyła
zwycięskie: lud twój oddał grosz ostatni,
by twoje włości rosły, twoja sława!
1575Teraz Blaks, srogi pies na twym łańcuchu,
którym świat szczułaś, urwał się i szczerzy
zęby przeciwko tobie, zaś ludowi
pieniądz przyrzeka! — I owe hołysze
[54]…
PSYCHE
Więc lud z nim razem? On lud wezwał, mówisz?
GIANI
1580Tak jest — i lud z nim idzie…
PSYCHE
Lud… Doprawdy,
teraz dopiero przypomniałam sobie,
że jest pode mną lud…
LORENZO
Czemuż nie wcześniej!
1585
PSYCHE
A dziś wstał, jak fala?
I jest potężny? Burzy i obala?
I ze mną walczy? Przejdzie po mym tronie,
po księstwie moim przejdzie i koronie
1590i pójdzie… dokąd? Ja tam już nie zdążę…
chociażbym może chciała…
LORENZO
Nowy książę
lud twój powiedzie!
PSYCHE
zrywa się
Nie! Wspaniałość moja
1595oprze się jeszcze!
LORENZO
Nie łudź się, dostojna!
Lud chce swobody! Ty mu jej już nie dasz —
da ją… kto inny!…
PSYCHE
po chwili:
LORENZO
1600Owszem — jeżeli to nazwać ratunkiem…
PSYCHE
LORENZO
Głos mi uwiązgł
[56] w gardle…
PSYCHE
LORENZO
Zdać się na łaskę i niełaskę Blaksa,
1605albo… uciekać.
PSYCHE
odwraca się z niechęcią
GIANI
Mój obowiązek — z setką moich dzielnych
umrzeć przed bramą twojego pałacu.
Spełnię go, księżno.
PSYCHE
1610Więc — zostanę tutaj.
LORENZO
Na śmierć twą patrzeć nie będę, bo póki…
PSYCHE
przerywa:
Dobrze, już dobrze, przyjaciele moi,
nie mówmy o tym! Jak wiele, myślicie,
upłynie czasu, zanim Blaks tu stanie?
LORENZO
GIANI
Dwie! Ja za dwie ręczę!
Żyć mam ochotę jeszcze dwie godziny…
PSYCHE
Więc wy jedynie — wy dwaj jeszcze tylko…
Czemuście przy mnie zostali
[57]? Powiedzcie!
Lorenzo i Giani skłaniają głowy w milczeniu.
PSYCHE
LORENZO i GIANI
PSYCHE
Dajcie ręce —
pogańska byłam nad wami władczyni,
tak zakochana w pięknie, blasku, życiu —
1625ale to przeszło. Pustka w moim sercu —
i do miłości innych już tęsknota
nowe przed stopą mą otwiera wrota,
i jeno uśmiech ten i liść ten z czoła…
Bez łez go rzucam. Przyszłość mnie już woła…
1630Tak rada jestem!
LORENZO
Co ty mówisz, księżno?
Twe słowa dziwne…
PSYCHE
Nic. Chcę być wesoła
przez dwie godziny. — Na ucztę was proszę,
1635mili…
LORENZO
Tam wróg twój już wywala bramy!
PSYCHE
Tutaj nie słychać! Odgłos walk w oliwnych
gałęziach moich ogrodów uwięzgnie
[58]:
zdawać się będzie, że cyprysy szumią…
1640Gdy krzyk straszniejszy zabrzmi — to go stłumią
bluszcze na ścianach mojego pałacu
i te makaty… A więc — póki można —
nie chcę nic słyszeć. Wezwę swych przyjaciół —
wy im nie mówcie, że się księstwo moje
1645liczy na chwile… Chcę, aby tak zaszło,
jak dzień pogodny…
GIANI
Ucztuj! Zaręczyłem
za dwie godziny — oznacz na zegarze!
Czas trzymam w garści!
Zwraca się ku wyjściu.
PSYCHE
GIANI
Idzie ku drzwiom, jednak przed progiem zatrzymuje się.
Psyche podaje mu dłoń. — Giani przyklęka i w długim pocałunku ciśnie rękę Psychy do ust, po czym wstaje szybko i nie oglądając się za siebie, wychodzi.
PSYCHE
do Lorenza:
LORENZO
Ja? — Zostanę przy tobie,
1655dopóki…
PSYCHE
Arminio wchodzi.
PSYCHE
W poręś przyszedł, mistrzu!
Właśnie posyłać chciałam moje sługi,
aby cię prosić…
ARMINIO
1660Księżno, ja przychodzę,
by cię pożegnać!
podaje jej papier
Tu jest plan lodżetty,
którą wystawić chciałaś w swym ogrodzie.
Plan jest dokładny, wykonać go zdoła
1665każdy architekt.
PSYCHE
Cóż to? Więc mnie, panie,
chcecie opuścić?
ARMINIO
PSYCHE
Lodżettę
1670nie wiem, czy będę stawiać, lecz was, mistrzu,
zatrzymam…
ARMINIO
Pani! Ja stąd odejść muszę! —
nazbyt cię… kocham.
PSYCHE
Przeto odejść chcecie?
1675Więc na dzień tylko, tylko do wieczora —
nie! — Dwie godziny pozostańcie jeszcze,
a potem idźcie, panie, za swą sławą,
gdzie los was woła…
ARMINIO
po chwili wahania:
PSYCHE
1680O tak! Dziękuję! — Dzisiaj was dotknęłam;
darujcie! Nigdy to się nie powtórzy…
do Lorenza:
Bądź gospodarzem, Lorenzo, tymczasem
i sproś przyjaciół moich. Ja na chwilę
odejdę, wydać rozkazy i szaty
1685przywdziać godowe.
Wychodzi.
ARMINIO
LORENZO
ARMINIO
LORENZO
Już czas ostatni, wierzaj, sławny mistrzu!
Wyciąga miecz i ogląda klingę.
ARMINIO
1690Cóż to, szlachetny panie, miecz w twych ręku?
LORENZO
Wsuwa miecz do pochwy.
Służba wnosi stół i zastawę.
LORENZO
idzie ku drzwiom z prawej i otwiera je na oścież
Proszę was, panowie —
księżna kazała was bawić, dopóki
nie zejdzie sama.
Wchodzą Pietro i Girolamo.
PIETRO
LORENZO
GIROLAMO
Ho! Arminio!
O łaski księżnej ubiegasz się ciągle?
ARMINIO
GIROLAMO
LORENZO
Wyszedł, przygotować…
popis rycerski, którym księżna pani
chce swych przyjaciół po uczcie zabawić.
GIROLAMO
Cóż to za święto dzisiaj?
LORENZO
ARMINIO
Zapewne ku czci zwycięskiego wodza,
który dziś wrócił. Widziałem na mieście
ruch nadzwyczajny. Do bram wszyscy biegą
[59]…
LORENZO
PIETRO
do Lorenza:
1710Jestem niespokojny;
byłem obecny, gdy księżna mówiła
z posłem…
LORENZO
Ach! Głupstwo — rzecz już załatwiona!
PIETRO
LORENZO
1715Najpomyślniej w świecie!
PIETRO
do siebie:
A więc wesele pono
[60] będziem
[61] mieli!
Wchodzi Psyche; na sukni, w którą była poprzednio ubrana, ma narzucony bogaty płaszcz, na głowie jej błyszczy diadem książęcy. Obok niej postępują jej damy: Leta, Bella i Carmen. Służba wnosi potrawy, owoce i wina.
PSYCHE
Zasiądźcie, mili przyjaciele moi;
chcę być wesoła dzisiaj w waszym gronie!
GIROLAMO
Wyglądasz pani dziś jak dzień, jak słońce!
PSYCHE
1720Jeślim jest słońce — weselcież się słońcu!
Cóż to, Arminio! Ty jeszcze posępny?
Czyś nie zapomniał dotąd swej urazy?
ARMINIO
Już zapomniałem, gdyś mi błysła twarzą!
PSYCHE
zasiada
Ach! Tak to pięknie! — Lorenzo! Chcę śpiewu;
1725nad czymże dumasz? Chcę śpiewu! — Tam wisi,
patrz, mandolina — weź i graj… Lub raczej —
nie! Teraz będziem słuchać Girolama.
Poeto! Miałeś nam pieśń czwartą czytać…
GIROLAMO
Mam ją przy sobie, księżno.
PSYCHE
1730A więc proszę…
O czymże pieśń ta?
GIROLAMO
O czym? — O miłości!
Ta jedna, pani, struna teraz we mnie
drży…
PSYCHE
1735O miłości!… Wszak wy mnie kochacie?
Powiedzcie — bardzo? Kochacie mnie wszyscy?
PIETRO
Ja stary, księżno, a jeszcze cię kocham!
PSYCHE
Wierzę, mój Pietro. No a wy, artyści?
ARMINIO
Pani! Czyż słów mych dopiero ci trzeba?
1740Chciałem stąd uciec, lecz przyznam, że lżejsza
śmierć by mi była. Może ty byś wtedy
wierzyła wreszcie…
PSYCHE
GIROLAMO
I cóż ci powiem, ja — poeta, który
1745żyję, by głosić twą sławę! Ja — malarz,
co twoją piękność uwieczniam jedynie!
Chciałbym, ażebym mógł kiedy okazać,
jak ja cię kocham! Aby los nadarzył
jaką sposobność…
LORENZO
PSYCHE
Ach! Jak to dobrze, że wy mnie kochacie!
A więc beze mnie pusto by wam było?
GIROLAMO
ARMINIO
PSYCHE
zwraca się do Lorenza, z lekką ironią:
1755I cóż, Lorenzo? — Słyszysz, jak kochają
ci przyjaciele? I czy się nie wstydzisz
swego milczenia wobec onych przysiąg?
Ty mnie nie kochasz! Ty byś nie dał za mnie
życia! — Gdzież Giani? — On mnie też nie kocha,
1760kiedy nie przyszedł na ucztę…
GIROLAMO
lekceważąco:
LORENZO
PSYCHE
I słusznie! — Czymże byłam dla was? —
Władczyni tylko! — Podczas gdy artystom
1765dawałam złoto, łaski i natchnienie,
uśmiechy jasne, słoneczną pogodę! —
Lecz cóż to, mili? Czary jeszcze pełne?
Pijcie! Ja proszę, pijcie za me zdrowie!
PIETRO
wznosi kielich
Żyj nam i władaj, księżno, długie lata!
ARMINIO i GIROLAMO
Trącają się z Psychą, której kielich pęka.
LETA
BELLA
PSYCHE
Marne szkło! — Złoty mi dajcie! — Panowie,
złotym pucharem za toast dziękuję!…
Pije.
1775Lecz patrzcie! — nudzą się tu moje damy:
bawcież je, proszę! Wszak jam tu nie jedna.
Śmiejże się, Leto! — Lubię śmiech twój srebrny,
co brzmi jak jasna gdzieś w górach kaskada
Bello! Wznieś czoło! Niech twe oczy błyszczą!
1780Kocham urodę twoją, najpiękniejsza! —
Carmen! Zaśpiewaj! Lorenzo ci zagra…
CARMEN
LETA
Przynosi mandolinę i daje Lorenzowi.
CARMEN
PSYCHE
1785O szczęściu! O szczęściu!
CARMEN
śpiewa przy wtórze gry Lorenza:
Szukałam szczęścia, o siostry moje!
goniąc przez lądy i morze —
a szczęście pono, o siostry moje!
kryło się w cichym klasztorze!…
1790Szukałam szczęścia, o siostry moje!
w cichym wśród borów klasztorze —
a szczęście pono, o siostry moje!
było u księcia na dworze!
Szukałam szczęścia, o siostry moje!
1795Na świetnym książęcym dworze —
a szczęście pono…
PSYCHE
przerywa:
Dosyć tej pieśni! — to jest pieśń tęsknoty,
a tu dokoła nas jest radość, życie…
Życie! — Wszak prawda?
GIROLAMO
1800Życie jest i — miłość!
ARMINIO
PSYCHE
Wierzę, mili!
Możnaż
[62] nie wierzyć, gdy się zaklinacie,
mistrzowie sławni po wszej ziemi włoskiej?
1805Ale dość tego! — Teraz posłuchamy
poety. Mistrzu Girolamo, proszę,
czytajcie pieśń swą! Służba! Nalać czary!
Pietro! Uważaj! — Będziesz sędzią, jeśli
nazbyt wzruszona sądzić nie potrafię!
1810Arminio! Usiądź tu przy mnie, tak… blisko…
Słuchamy, mistrzu!
PIETRO
GIROLAMO
występuje i wsparty o kolumnę, rozpoczyna czytać:
„Dziś los Arnolda zajmuje mnie, przeto
rzucam Rodryga w jamie czarownika
1815i dążę za nim. Wielką to zaletą
rycerza mego było, że nie tyka
świętości; gdy więc spostrzegł, że z kobietą
walczyć mu padło: wnet zajadłość dzika
zgasła mu w sercu — rzuca miecz, przyklęka…
1820cios nad niezbrojnym żeńska wzniosła ręka.
On poznał Dorę… O święta miłości,
przez pancerz w serce…”
Na dworze przed domem wybucha zmieszany gwar: coś jakby krzyki, jakby odgłosy bitwy… — Lorenzo biegnie ku oknu.
ARMINIO
zrywa się
PSYCHE
1825Nic — moi poddani się cieszą!
Przyszli pod okna me wznosić okrzyki.
Czyście się zlękli?
PIETRO
To nie głos wiwatów!
Strzały!
PSH C
1830Z moździerzy biją na cześć wodza,
który dziś wrócił. Lorenzo, wszak prawda?
LORENZO
wraca do stołu
PSYCHE
GIROLAMO
czyta:
„…przez pancerz w serce ugadzasz i kości
1835przenikasz — gwiazdo na niebios szafirze!
Twój promień duszom mleczną drogę mości,
jeśli wzwyż zechcą iść, a ziemskie niże
rzucić: szczęśliwy, kto cię w życiu spotka,
miłości! — Nawet śmierć dla ciebie słodka!
Wołania i szczęk na schodach.
PIETRO
powstaje
Tu się coś dzieje! Szczęk u bram pałacu!
Księżno!
PSYCHE
Siadajcie. Mustrują się straże.
Giani je sprawia… O, mój wierny Giani!…
ARMINIO
1845Co to ma znaczyć? Tyś pobladła, pani!
PSYCHE
Pieśń Girolama tak mię wzrusza. Czytaj,
czytaj, mój mistrzu…
Ukrywa twarz w dłoniach.
GIROLAMO
czyta głosem cokolwiek niepewnym:
„Niechaj pieśń moja, która sławi ciebie,
trafi do serca mojej jasnej pani,
1850niech ją do marzeń złotych ukolebie…”
Urywa. — Lorenzo wstaje i zbliża się do drzwi.
PSYCHE
LORENZO
wyciąga niepostrzeżenie szpadę
Słucham! Ja słucham — cały w słuch się zmieniam!
Nadsłuchując odgłosów z zewnątrz, opiera się lewym ramieniem o uszak
[66] drzwi, szpadę trzyma na pogotowiu w prawej ręce.
PSYCHE
do Girolama:
GIROLAMO
czyta z rosnącym niepokojem:
„… niech ją do marzeń złotych ukolebie
1855i niech jej powie, tej — która mię rani,
że bez niej nie chcę być zbawionym w niebie,
a z nią radosny pójdę do otchłani,
z nią, co jest wróżką dobrą moich wzlotów;
niechaj jej powie pieśń, żem umrzeć gotów
Od jednego gwałtownego ciosu z zewnątrz rozlatują się drzwi: wpada Blaks, w zbroi. Wszyscy obecni Mężczyźni zrywają się z przerażeniem — Kobiety cisną się z krzykiem około Psychy, która stoi — dumna, nieruchoma, spokojna.
Lorenzo w chwili, gdy drzwi się rozwarły, rzuca się na Blaksa z dobytą szpadą.
BLAKS
Powala go jednym ciosem ciężkiego dwuręcznego miecza i przeskoczywszy przez trupa, wpada na środek sali.
PSYCHE
KOBIETY
ARMINIO
PIETRO
BLAKS
Niech się nikt nie rusza!
Kto miecz wyciągnął — zginie!
GIROLAMO
PSYCHE
A cóż to, przyjaciele moi?
Ha, ha! Wszakżeście chcieli dla mnie — ginąć!
Arminio! Pietro! Mistrzu Girolamo!
— Wszak mię kochacie!
PIETRO
1875Tak… lecz życie więcej…
I przeto radzę…
PSYCHE
A! Kochacie życie!
Więc jeden tylko był — i tutaj leży
martwy — i drugi — tam, przed bramą, świeży,
1880piękny, młodzieńczy trup! — A ja, widzicie,
suche mam oczy…
do Blaksa:
BLAKS
Książęcej
władzy — z twą ręką, albo twego życia!
1885Do mnie, żołnierze!
ŻOŁNIERZE
wpadają tłumnie z gromkim okrzykiem:
TŁUM LUDU
za oknem powtarza:
BLAKS
do obecnych:
A wy? Kto nie wzniesie
okrzyku: wróg mój!
PIETRO
po chwili wahania:
ARMINIO i GIROLAMO
powtarzają niepewnie:
BLAKS
do Psychy:
Ha! Poddać się muszę.
Dajcie mi puchar, niech i ja wypiję
1895zdrowie nowego księcia!
Z pierścienia, który ma na palcu, wsypuje do złotej czary truciznę.
Niechaj żyje
książę Blaks, Psychy następca! — I włada!…
Pije.
PIETRO
do służącego:
Księciu czarę nalej,
1900niechaj wraz z nami…
Psyche zachwiała się, blednie…
KOBIETY
z krzykiem:
Otruła się! Biada!
Księżno! — Umiera!
PSYCHE
walcząc z ogarniającą ją śmiercią, zrywa się jeszcze raz i mówi, patrząc Blaksowi w oczy:
Słania się i opada na ręce podtrzymujących ją dam.
V. Przez krew
- Gospodarz
-
Psyche, dziewczyna usługująca w kawiarni
-
De La Roche, żołnierz Gwardii Narodowej
-
I Gość, II Gość w kawiarni
- Młody
-
Dowódca patrolu, Danton, za sceną
-
Blaks, rzeźnik, przywódca tłumu
- Goniec
- Głosy z Ludu
- Tłum: mężczyźni i kobiety
Rzecz działa się w Paryżu, o świcie dnia 2 września 1792.
Kawiarnia, otwierająca się w głębi szeroką werandą na plac w starej dzielnicy Paryża. Wnętrze, urządzone po prostu i nieco brudne, oświetlają dwie lampy oliwne, zwieszające się na drutach z pułapu. Po lewej stronie szafa z napitkami i długi stół bufetowy; na prawo drzwi. Kilka stolików drewnianych, w części tylko przykrytych kolorowymi serwetami, obok nich ławy i stołki, słomą wyplatane. Późna noc. Plac przed kawiarnią jest zupełnie ciemny, kładą się po nim tylko żółte smugi słabego światła lamp kawiarnianych.
Niespokojna, pełna oczekiwania cisza.
Gospodarz stoi oparty plecami o bufet, za każdym szelestem pogląda ku placowi.
Jeden z gości siedzi z łokciami opartymi na stole i brodą na złożonych pięściach, mając przed sobą próżną szklankę, i patrzy tępo a uporczywie przed siebie.
Drugi gość zaklął z cicha, wstaje, przechodzi przez kawiarnię i siada na innym miejscu.
Młody, wtulony w kąt, szarpie nerwowymi ruchami porzuconą na stole gazetę, ogląda się, jakby chciał rozpocząć rozmowę, ale gdy wszyscy milczą, mruczy tylko coś niewyraźnego, po czym chwyta szklankę i wypija z niej resztę absyntu.
Psyche stoi oparta o słup werandy, zapatrzona w głąb.
Zegar wydzwania godzinę trzecią.
GOSPODARZ
I GOŚĆ
II GOŚĆ
MŁODY
po chwili, nerwowo, podniesionym głosem:
Psyche zwraca się, idzie ku bufetowi, bierze flaszkę i nalewa mu kieliszek, po czym w milczeniu siada w kącie na prawo. Jedna z lamp zawieszonych u sufitu poczyna ćmić się i gasnąć.
II GOŚĆ
GOSPODARZ
zdejmuje lampę i gasi zupełnie
1909Brakło już oliwy… Świeci się całą noc…
MŁODY
zrywa się gwałtownie, uderza pięścią o stół i mówi, chodząc niespokojnie po izbie:
1910To już można doprawdy oszaleć! Całą noc… i nic… i nic… i nic!…
Wchodzi De La Roche, w mundurze gwardzisty narodowego do pośrodka.
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
MŁODY
odwraca się żywo:
A! To tyś jest, bracie!
Co słychać?
DE LA ROCHE
1915Głucho. Od przedmieścia idę;
lud nie śpi, czeka…
do Gospodarza:
Hej, obywatelu,
szklaneczkę grogu… Zimno jest diabelnie…
Spostrzega Psychę, która idzie mu grog przyrządzić.
PSYCHE
1920Czuwam. Czyż spać można
w taką noc?
I GOŚĆ
II GOŚĆ
DE LA ROCHE
patrząc na Psychę, mówi z roztargnieniem:
Jeszcze nie… Winny jednak przyjść nad ranem…
GOSPODARZ
I GOŚĆ
Oby jeno przyniósł
dobrą nowinę…
II GOŚĆ
MŁODY
porywczo:
I GOŚĆ
1930W głuchych cieniach nocy
myśli się ważą… Sześćdziesiąt tysięcy
Prusaków, z nimi pono drugie tyle
cesarskich ludzi…
GOSPODARZ
A dodaj: szesnaście
1935tysięcy szlachty naszej, królewszczyków,
co się z wrogami przeciw nam sprzysięgli…
PSYCHE
A nasze armie? Wolne armie ludu!
DE LA ROCHE
Sedańska armia bez wodza; północna
nie obroniła Longwy, które wzięto…
PSYCHE
1940Więc jeśli armie nie starczą, to pójdą
ludzie z tych ulic, z zaułków, z przedmieścia,
bosi, z kijami, z nagą piersią — ruszą
kamienie z bruku na bój…
DE LA ROCHE
MŁODY
1945Milcz! To jest zdrada! Tu wątpić nie wolno!
Na sąd zasłużył, kto nie wierzy silnie
w potęgę ludu…
PSYCHE
— i w tę wielką prawdę,
że wolni muszą zwyciężyć!
I GOŚĆ
GOSPODARZ
Bóg nam nic nie da, jeśli nie weźmiemy
sami! Ja mówię: dopóki tu żyje
król i dopóki te mydłki tam w Radzie…
II GOŚĆ
przerywa:
Obywatelu! Ty ich nie obrażaj!
1955W Radzie są ludzie, przed którymi głowę
schylić należy!
MŁODY
Przed nikim nie schyla
głowy człek wolny!
GOSPODARZ
A ja wam powtarzam,
1960że to są mydłki, którzy ciepłą wodę
mają w swych żyłach. Do dziś dnia w Paryżu
wszystko już winno było być zmienione:
król — na szafocie! Szlachta bez głów! Wszystka!
Lud — i nikt więcej! — Lud powinien władać!
1965Dość my cierpieli! Dość we krwi i trudzie
czekali wielkiej chwili wyzwolenia!
Równość prawdziwa…
Na placu przed werandą słychać głosy i ciężkie kroki.
II GOŚĆ
MŁODY
wygląda
Biegną wszyscy do drzwi werandy.
GOSPODARZ
woła:
1970Obywatelu! A co tam się dzieje?
GŁOS DOWÓDCY PATROLU
z zewnątrz:
Łapiemy ptaszków, ojcze Vaubas — w nocy
łapiemy!
DE LA ROCHE
GŁOS DOWÓDCY
Szlachtę! Są rozkazy,
1975aby uwięzić wszystkich podejrzanych…
GOSPODARZ
MŁODY
GOSPODARZ
Psyche! Ty tu zostań
i pilnuj…
PSYCHE
Wychodzą wszyscy oprócz De La Roche'a i Psychy. — Zegar wydzwania godzinę czwartą.
De La Roche siedzi zamyślony ze schyloną głową.
PSYCHE
postępuje ku werandzie i oparłszy się o słup, patrzy w ciemną głąb. Po chwili mówić zaczyna dziwnie zmienionym głosem:
Tętni krew… Noc ciemna,
a tam pod brukiem żyła krwie
podziemna
tętni i rwie…
1985O, krwi! O, krwi! Wybłyśnij zorzą!
O! Wzejdź nam, słońce!…
DE LA ROCHE
żywo:
PSYCHE
drgnęła, jakby nagle zbudzona
DE LA ROCHE
Głucho dookoła…
1990a tak się zdało, że krzyczy coś, woła…
PSYCHE
półgłosem do siebie:
Powiał wiatr wschodni…
Brzask się zatrzepał szarymi skrzydłami
pomiędzy rzędem kamienic
nad twardym brukiem ulicy…
1995O, słońce, wzejdź nam! Słońce!
DE LA ROCHE
PSYCHE
zmienionym tonem:
1997Nic. Matkę moją zasiekli batami; ojca zabito, kiedy krzyczał na ulicy: „Niech żyje wolność!”… Upadł twarzą na bruk i ciężkie buty żołdackie przeszły po jego ciele. Ale ja nic nie mówię. Wołam tylko słońca, ażeby wzeszło…
Patrzy znów w głąb.
DE LA ROCHE
po chwili:
PSYCHE
1999Słucham. Czy potrzebujesz czego?
DE LA ROCHE
2000Nie! Ty mnie nie słuchasz, nie widzisz mnie nawet! Spojrzałaś na mnie, ale myśl twoja jest gdzie indziej! Widziałem, jak dusza twoich oczu poszła tam — w ciemną głąb tej ulicy… ku gmachowi Komuny!
PSYCHE
2001Owszem. Widzę cię i słucham, obywatelu.
DE LA ROCHE
2002Obywatelu! — Nie maszże[67] dla mnie innego miana?
PSYCHE
2003Tym imieniem pozdrawiają się wszyscy wolni. Ale jeśli chcesz, mogę także nazywać cię inaczej…
DE LA ROCHE
PSYCHE
2005Mogę ci mówić: paniczu! Ładny jesteś — masz rumiane policzki i białe, wypieszczone dłonie — paniczu.
DE LA ROCHE
2006Dlaczego szydzisz ze mnie?
PSYCHE
2007Nie szydzę. To jest prawda.
DE LA ROCHE
2008Unikasz mnie, odpychasz… A wszakże ja dla ciebie, dla ciebie jedynie…
PSYCHE
DE LA ROCHE
2010Tak jest. Ty wiesz, że jestem potomkiem starej, szlacheckiej rodziny, wiesz, że wszyscy krewni moi są w więzieniach albo na wygnaniu…
PSYCHE
2011Albo w szeregach nieprzyjacielskiej armii, która idzie walczyć z nami…
DE LA ROCHE
porywczo:
2012A więc — tak jest! Nie przeczę! A ja — patrz! — Tutaj, z trójkolorową szarfą, w mundurze Gwardii Narodowej, na służbie… wolności! Na służbie ludu, tego ludu, który…
PSYCHE
2013Milcz! Jam z tego ludu wyszła! I kocham ten lud!
DE LA ROCHE
2014A ja ciebie kocham! — Słyszysz! — Ciebie jedną na świecie! Kocham ten błysk twoich oczu i głos twój płomienny, kocham cię całą! O! Czemu z rąk mi się wyrywasz? Powiedz, co mam jeszcze uczynić, co zrobić, ażebyś ty była moja?
PSYCHE
DE LA ROCHE
2016Przeklęta! — Ona mi ciebie zabiera!
PSYCHE
2017Nie tak! — Wolność ukochaj, a zbliżysz się do mnie!
DE LA ROCHE
2018Ha! Wolność!… Rzuciłem się w ten wir — dla ciebie! Porywa mnie czasem i unosi, jak pożar snop słomy wydarty ze strzechy płonącego domu… Ale czyż można kochać ogień, który pożera?
PSYCHE
2019Tylko taki ogień wart ukochania! — Bo taki tylko oczyszcza i zbawia! — Czy to rozumiesz?
DE LA ROCHE
po chwili:
2020Dziwne są czasem twoje słowa… Niepodobna mi uwierzyć, abyś ty na tych ulicach i wśród tego ludu całe życie spędziła…
PSYCHE
zamyśla się:
2021Życie? — I kto wie, jakie ono długie naprawdę? Gdzie się zaczyna i gdzie kończy…
DE LA ROCHE
2022Coś niepojętego dla mnie jest w tobie…
po chwili, żywo:
2023Słuchaj! — Idę na oślep za tobą, służę twej sprawie, słucham twych rozkazów, opuszczam wszystko, wszystko poświęcam dla ciebie — a nie wiem nawet, kto ty jesteś?
PSYCHE
wzrusza ramionami:
2024Jak widzisz: prosta dziewczyna!
DE LA ROCHE
2025Nie! Ty jesteś czymś więcej!
PSYCHE
2026A więc tak! — Jestem obywatelką wolnego narodu!
DE LA ROCHE
Czymś więcej jeszcze! — Po raz pierwszy, pomnę,
jam cię zobaczył, kiedy lud Bastylię brał.
Tyś na czele ludu szła, płynęła —
2030nie! Tyś leciała wzniesiona rękami
tłumu, płomiennym zdając się aniołem:
z płomieniem krwawej chorągwi nad czołem,
z płomieniem w oku, w ustach, w wyciągniętej
ręce… — ze światła, z piorunu, czy z ciała,
2035nie wiem…
PSYCHE
To Wolność ci się ukazała!
DE LA ROCHE
PSYCHE
DE LA ROCHE
PSYCHE
2040Nieprawda! Łudzisz się tylko. W istocie tobie obce jest to wszystko, czym ja oddycham… Odejdź!
DE LA ROCHE
2041Nie, nie! Tak mi się zdaje, że już raz minąłem cię kiedyś, może we śnie… tym razem…
PSYCHE
DE LA ROCHE
2043Ja nie chcę! — Psyche… Ja cię wezmę z sobą! Porwę, uniosę!
Gdzieś w głębi zrywa się nagle zmieszany gwar dalekiego tłumu, który milknie za chwilę.
PSYCHE
żywo:
DE LA ROCHE
drgnął
PSYCHE
DE LA ROCHE
nadsłuchuje
Przeszło, jak fala. Cicho znów i głucho…
PSYCHE
do siebie:
Sił! Sił! — Dziś tylko, tylko dziś zwyciężyć…
DE LA ROCHE
po chwili:
2049Twarz ci się mieni… Coś jak ból przemknęło po niej… Psyche!
Psyche zwraca się w milczeniu ku niemu.
DE LA ROCHE
2050Oczy ci błysnęły twardo połyskiem stali — usta masz zacięte… Jaka ty piękna jesteś! — O! Gdybyś ty wiedziała, jak ja cię kocham! Moja bądź!
PSYCHE
wybucha śmiechem
DE LA ROCHE
2052Śmiejesz się? — Ty się śmiejesz!
PSYCHE
poważnie:
2053Czy ty nie czujesz, obywatelu, jak fałszywie zazgrzytały twoje słowa o miłości w tej nocy oczekiwania, w tej dziwnej chwili, kiedy może tam się ważą losy wolnego narodu? Kiedy się z serca żywa leje krew? Gdy ma uderzyć wyzwolenia dzwon?
DE LA ROCHE
2054Dzwon uderzy, ale nie wiadomo jeszcze, na co wezwie lud! — Lęk mnie dziwny ogarnia. A i ty sama — widzę — że się boisz…
PSYCHE
DE LA ROCHE
PSYCHE
Nie chcę pokoju! — Na mnie jest klątwa łez,
wieków ból — i pot — i krew,
2060we mnie się pali straszny ludu gniew —
a wyzwolenie — to jest mój kres!
DE LA ROCHE
2062Miłość jedna wyzwolenie daje! — Ona odkupia i zbawia! — Posłuchaj, posłuchaj mnie tylko! — Ramiona stęsknione wyciągam ku tobie! Kocham cię, żyję tobą! — Psyche! Czyż nie drga nic w twoim sercu?
PSYCHE
po chwili:
A choćby drgało… choćby tam gdzieś na dnie
jaka tęsknota spała za… kochaniem,
2065za głupim cichym szczęściem — to cóż z tego?
Czy się ty łudzisz, że moje ramiona,
co krwawy sztandar wznieść chcą ponad ludem,
mogłyby pieścić? Że te usta moje,
drżące od krzyku płomiennej Wolności,
2070mogłyby kiedy — pokorne — całować!?
DE LA ROCHE
2071Ja cię nauczę! — Kochasz mnie! Pójdź ze mną!
PSYCHE
DE LA ROCHE
PSYCHE
2074Nigdy! — Pierwej bym musiała przekląć ten cud, to ukochanie moje, moje życie, co się tu rodzi z krwi: Wolność i Lud! —
DE LA ROCHE
PSYCHE
DE LA ROCHE
2077To przecież jest nieuniknione, to przecież stać się musi! — Patrz tylko na ten tłum dokoła ciebie! Tobie się zdaje, że masz nad nim władzę, ale poczekaj, lada dzień obudzi się w nim podłe, złe, drapieżne zwierzę, a wtenczas… Słuchaj mnie, Psyche, tam na południu, pod Pirenejami, jest zamek mój rodzinny, wzniesiony ongi przez jednego z mych przodków, który pod imieniem Błędnego Rycerza Słońca objeżdżał ziemie z pieśnią na ustach a krzepkim mieczem w dłoni, za słuszność walcząc, nim upadł. Ale zamek stoi do dziś dnia. Słuchaj mnie, tam się można ukryć przed światem.
PSYCHE
DE LA ROCHE
2079Tam można — w zielonych wąwozach nad szumiącymi ruczajami — być wolnym naprawdę i szczęśliwym, z dala od tej zgiełkliwej a gorzkiej i krwawej komedii, która się tutaj rozgrywa! Co cię to wszystko obchodzi! O! Wysłuchaj mnie! Pójdź ze mną! — Zbytkiem cię otoczę, miłością, rozkoszą, przepychem!…
PSYCHE
mówi z wolna, patrząc mu w oczy:
2080Mnie się zdaje, że ty naprawdę nie wiesz, kto ja jestem!
DE LA ROCHE
2081Jesteś kobieta, którą ja kocham!
PSYCHE
Nie…
Ja jestem krzywda — i trud,
i żar — i moc — i ruch,
2085wstający z więzów duch!
Ja jestem — lud! —
Słychać nagle bicie dzwonów.
DE LA ROCHE
PSYCHE
DE LA ROCHE
PSYCHE
Kawiarnia wypełnia się zbiegającym zewsząd Ludem. — Niebo szarzeje świtaniem.
GŁOSY z LUDU
Co to?
Dzwonią!
Rada
kazała w dzwony uderzyć! —
2095Na alarm!
GONIEC
wpada
Wieść z pola bitwy! Ludu!
GŁOSY
Wieści! Wieści!
Co? Mów, co słychać!
Mów! Obywatelu!…
GONIEC
2100Niechaj tchu złapię… pędzę…
GŁOSY
GONIEC
DE LA ROCHE
GONIEC
Verdun się poddało!
2105Prusak wziął miasto!
Wśród obecnych zalega nagle straszne, grobowe, pełne bezbrzeżnego zdumienia milczenie. Zaledwie ten i ów poruszy się, zagada z cicha do towarzysza. Wreszcie niepokój wzrasta — brak już tylko jakiegoś słowa, hasła…
PSYCHE
występuje na środek
GŁOSY
wybuchają nagle, jak zrywająca się burza:
Na wroga! Na wroga!
Do broni, ludu!
PSYCHE
Tam! Przed gmach Komuny!
2110Wolności płomień przekuć na pioruny!
Wybiega na czele tłumu w głąb. W opustoszałej izbie pozostaje tylko De La Roche i rozgląda się wokoło zdumiony, jakby nie pojmował jeszcze, co się stało. Po chwili wbiega od ulicy Gospodarz.
GOSPODARZ
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
Obłęd porwał ludzi!
Wszystko się wali…
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
To nie dziewek sprawa,
tu trzeba męża…
Głosy zbierającego się na ulicy Ludu:
2120Rada temu winna!
To niedołęstwo!
Niech złożą urzędy!
Zmusić ich! — Łotry!
GOSPODARZ
BLAKS
wbiega na czele tłumu
2125Hej, obywatele! — A wiecie już, co mówią po całym mieście, że wojska nasze w sposób łotrowski i zgoła niepatriotyczny dały się pokonać tym najemnikom królów?
GOSPODARZ
2126Tak jest, uległy podobno przewadze…
BLAKS
2127Ach, co to znaczy: uległy przewadze! To jest zdrada, kiedy pozwolili się pobić, podczas gdyśmy ich wysłali po to, aby zwyciężyli! Zdrada!
GŁOSY
zrazu nieliczne:
2128Tak jest! Zdrada, zdrada!
BLAKS
2129Kto tam dowodził? Rochambeau! — Powinien być oddany pod sąd ludu, za zdradę! Wszyscy powinni być sądzeni! — Od generała aż do szeregowca!
GŁOSY
coraz liczniejsze:
2130Dobrze mówi! Pod sąd! Za zdradę!
Niech żyje obywatel Blaks!
BLAKS
2132Dziękuję, obywatele. — Ale… cóż my teraz poczniemy? Ojcze Vaubas, co poczniemy? Nieprzyjaciel ma drogę otwartą, oblegnie Paryż… Zguba nam grozi!
GOSPODARZ
2133Między Verdun a Paryżem leży jeszcze ziemia Francuzów i wolni Francuzi mieszkają na niej, obywatelu!
GŁOSY
Wojska zawiodły!
2135Królom nas wydano!
To Rada winna! — —
Wywieszać ich wszystkich!
Poruszenie.
OKRZYK LUDU
wybucha nagle przed kawiarnią:
Wszyscy cisną się naraz w głąb przez werandę; De La Roche i Gospodarz pozostają tylko wewnątrz przy drzwiach.
GOSPODARZ
pogląda w głąb
2139Danton… w sam czas się jawi! Czy widzisz?
DE LA ROCHE
patrzy również
2140Ciemno jest jeszcze — zaledwie mogę go dojrzeć… Zapalili teraz pochodnie… Tłum go obstąpił, ciśnie się dokoła niego, wznosi go…
GOSPODARZ
DE LA ROCHE
2142Daje znak dłonią, będzie przemawiał…
GOSPODARZ
2143Czy słyszysz, co mówi?
DE LA ROCHE
2144Tłum burzy się i faluje; nie mogę słów pochwycić…
GOSPODARZ
przemawiającego nieopodal na placu, dochodzi wśród chwilowego uciszenia się w pełnych, do uderzeń młota podobnych dźwiękach:
Króle na nas idą?
Tym lepiej, bracia! Nie trzeba ich szukać;
przychodzą sami! — Niechajże ta ziemia,
na którą stąpić śmieli i zbezcześcić
2150zbrojnych poddańców zgrają, ta kraina
wolności — niech się grobem dla nich stanie…
Dalsze słowa zagłuszają okrzyki tłumu.
DE LA ROCHE
2152Jak gdyby wicher przyniósł nad morze odgłosy dalekiej burzy — i utopił je znowu w łoskocie zwichrzonych bałwanów…
GOSPODARZ
GŁOS DANTONA
brzmi znowu wśród chwilowej ciszy:
…dłonie wasze utrudzone,
2155te same dłonie, co Bastylii mury
w piarg miałki rwały — na ulicach miasta
tłukły spiżowe wizerunki królów,
które pod ludu oskardem jęczały,
jak dzwon! — Dziś, bracia, nie martwe posągi
2160macie obalać, ale kruszyć żywych
tyranów, którzy…
GŁOSY
2162Śmierć tyranom! Śmierć i zagłada!…
GŁOS DANTONA
Słychać wystrzał armatni, zwołujący pospolite ruszenie.
Słyszycie grom działa,
2165które was woła do broni? Hej, bracia!
To nie na trwogę strzał! — To grzmot pierwszego
kroku Wolności na drodze Zwycięstwa:
my zwyciężamy już!… bo myśmy wolni!…
Powstańcie wszyscy…
GŁOSY
zrywające się nagle ze wszech stron, jak burza:
2170Do broni, ludu! Za wolność! Na wroga!
GŁOS DANTONA
wybija się jeszcze raz z siłą grzmotu:
Niech drżą tyrany! Niechaj zadrżą króle!
I czekający ich przybycia zdrajcy!
Niech królewszczyki drżą! Niech drżą! — Słyszycie?!
Bo lud powstaje…
GŁOSY
2175W bój na śmierć i życie!
Niech żyje Danton!
Wolność niech nam żyje!
Tłum na placu rozprasza się wśród okrzyków; wielu ciśnie się do kawiarni, między innymi Blaks. — Rozwidnia się coraz więcej; słońce ma wzejść niebawem. — Fioletowy obrzask świtu, wpadając przez otwartą werandę, kłóci się z żółtym blaskiem lampy oliwnej.
BLAKS
wchodząc, mówi do cisnących się wokoło:
Czyście słyszeli? „Niech drżą królewszczyki!” mówił…
GOSPODARZ
BLAKS
2180Do broni —
tak… Lecz kto na nas przywiódł wroga? Mówcie!
GOSPODARZ
BLAKS
Dość ich między nami
jeszcze się plącze.
GŁOSY
2185
Śmierć zdrajcom! Wieszać!
BLAKS
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
DE LA ROCHE
GOSPODARZ
Nie ma rodziny, kto ludowi służy!
Zdrajcom śmierć!
Poskakuje naprzód.
BLAKS
Dalej! Szlachtę rznąć
[68] jak byki!
DE LA ROCHE
wysuwa się naprzód
Obywatele! Myślcie o obronie
2195przed owym wrogiem, co od granic idzie!
Szlachtę zostawcie! Oni są pod strażą…
Dziś w nocy wszystkich podejrzanych księży,
arystokratów i przyjaciół króla
zamknięto — wszystkich! Więzienia są pełne!
BLAKS
2200Tym lepiej, bratku! Nie trzeba ich łapać!
Są ptaszki w klatce, jeno łby ukręcać!
Naprzód! Ja was powiodę! —
GŁOSY
Tłum, z Blaksem na czele, rusza się ku otwartym drzwiom, gdy naraz odzywają się na ulicy dźwięki Marsylianki; wśród okrzyków pojawia się na progu Psyche z trójbarwnym sztandarem w dłoni, wiodąc za sobą oddział Zbrojnych ochotników.
OKRZYKI
2204Niech żyje Wolność! Niech żyje Ojczyzna!
BLAKS
2205Patrzcie! To nowe ofiary! To młodzież nasza, które Rada pcha znowu w ogień, na łup wrogowi, by marnie ginęli! — Czyż pozwolicie na to, obywatele?
PSYCHE
Precz stąd, ty tchórzu! Ja ich w ogień wiodę,
ze mną — zwyciężą!
GŁOSY
Zwyciężą! Niech żyje
Psyche!
BLAKS.
2210A zdrajcy tymczasem nam ujdą!
Hej! Za mną!
PSYCHE
zagradza drogę tłumowi
BLAKS
Lać krew zdrajców idziem!
PSYCHE
Nie tak! Wy nieście własną krew w ofierze
2215za wolność ludu! Własne nieście głowy
— na pole bitwy! —
BLAKS
Co za obłęd nowy?
My mamy ginąć? — A kto plony zbierze?
PSYCHE
I cóż wam o to, czyje będzie żniwo,
2220jeśli wam — szczęsnym — dano czynić siew?
Dla przyszłych wieków lać czerwoną krew,
serdeczną, płodną krew i żywą?
Za wolność, równość, za braterstwa cud,
za kraj, za lud!
2225Na krwawy oraczów znój,
kapłański siewców trud
ja wzywam was!
— Na bój!!
Niech bagnetów las
2230zieleniejący łan wolności osłoni —
o ludu mój!
— Do broni, do broni, do broni!
GŁOSY
Cisną się w głąb.
BLAKS
Obywatele! Wróg jeszcze daleko!
2235Wpierw trza porządek zrobić w własnym domu…
Jest król i u nas, są jego wspólnicy,
zdrajcy, co na nas sprowadzili wroga!
GŁOSY
2238Śmierć królewszczykom!
DE LA ROCHE
błagalnie:
Bracia! Nie plamcie rąk swych krwią bezbronnych!
BLAKS
odtrąca go
2240Precz stąd! Ty, widno
[69], sam zdrajca! Precz! Mówię…
Wieszać! Łby ścinać! Wymordować wszystkich!
Niech ci królowie, którzy do nas idą,
usłyszą, jakie gotujem przyjęcie
dla królów oraz królewskich przyjaciół!
GŁOSY
PSYCHE
BLAKS
Kto nam każe,
gdy idziem spełniać krwawą zemstę ludu!
PSYCHE
Ja wam rozkażę! Ja — w imię Wolności
2250stojąca tutaj jak płomień nad wami!
DE LA ROCHE
do Psychy:
PSYCHE
Ja nie wstrzymuję! — Ja jeno podżegam! —
Ale chcę święte płomienie rozpalić!
Nie wolno brukać wam dłoni!
2255Rozlana przez was krew
niech zżera wieków zaśniedziałą rdzę,
której już dzisiaj nie zmyją łzy,
— ale niech rąk wam nie plami!
BLAKS
Co się tu wtrącasz! — Wiemy dobrze sami,
2260co mamy czynić!…
PSYCHE
Ojczyzna was woła!
Więc idźcie służyć Ojczyźnie!
W wawrzyn przystroić słoneczne czoła,
— a jeśli cierń się między wawrzyn wśliźnie,
2265to w cierń!
Zorza jest, zorza nad wami,
chce wzejść —
lecz ciężką pracą trza jej drzwi otwierać!…
Idźcie za miasto, umacniać okopy,
2270idźcie formować szeregi!
Za Wolność umierać!
Na wroga idźcie! Na wroga!
Wiekom służycie!
BLAKS
2274Wszystko po kolei! Pierwej musimy się uporać ze zdrajcami! Ja na pięknych słowach się nie znam, lecz jedno wiem: rzezać!
GŁOSY
Poruszenie wśród tłumu.
PSYCHE
BLAKS
zagłusza jej słowa krzykiem:
2277Hej! Obywatele! Będziecież słuchać głosu szalonej dziewki, która chce wam zaprzeczyć wielkiego prawa ludu: prawa zemsty i wyroku? Dalej za mną! Na sąd!
PSYCHE
Stójcie! Bo ta krew zohydzi
niepokalany wieków płód!
2280Zohydzi lud!
Oni… są może… niewinni!
BLAKS
2282Słyszycie! Ona śmie urągać ludowi! Ohydę rzuca na was, którzyście cierpieli[70], padali od pracy, znoju i niewoli, a niewinnymi nazywa tych panków przeklętych, co się z naszymi wrogami sprzysięgli! Precz z nią!
GŁOSY
BLAKS
do Psychy:
Widzisz! Tyś tu niepotrzebna! Ja powiodę lud!
PSYCHE
zastępuje mu drogę
BLAKS
Z drogi! Ten lud jest mój!
Powala Psychę uderzeniem pięści.
Hej! Za mną, ludu! Do więzień! Na sąd!
GŁOSY
Wyjąc i rycząc, przewalają się wszyscy za Blaksem, idącym na przedzie.
W opustoszałej izbie pozostaje tylko Psyche zemdlona na zdeptanym sztandarze i De La Roche. — Wschodzące słońce ozłaca ich pełnym blaskiem.
De La Roche postępuje kilka kroków w głąb, patrzy — następnie z rozpaczliwym ruchem wraca. — Spostrzegłszy Psychę leżącą na ziemi, bierze wody i cuci ją.
PSYCHE
budząc się z omdlenia:
Co to? Ranek — i słońce, i sen jakiś… straszny…
milknie, potem zrywając się nagle:
DE LA ROCHE
2291Poszli w imię wolności… bez ciebie!
W głębi wybucha zmieszany, wściekły ryk motłochu.
PSYCHE
nadsłuchuje, jakby jeszcze nie rozumiała — i nagle z jękiem kryje twarz w dłoniach
DE LA ROCHE
szarpie ją za rękę
Nie zakrywaj oczu! Patrz! Oto jest wolność!
2295Oto jest ten wieków siew!
Oto zbawienie przez krew!
2297Widzisz, wywlekli — kilku mężczyzn — i dwie kobiety — i starca… Słyszysz ten ryk? Ha, ha, ha! Sąd się odbywa! Sąd! Widzisz wzniesione kije, pałki, noże? Ha, ha, ha! Ha, ha, ha! Szybka sprawiedliwość — nawet kata nie potrzeba! Ha, ha, ha, patrz! Patrz! Wolność!…
Zrywa kokardę i czapkę i rzuca na ziemię.
2298Precz znaki służalstwa nowemu tyraństwu!
PSYCHE
z odrazą:
DE LA ROCHE
2300Wzdrygasz się przed nią? Wszak to twoje żniwo! Twój bujny plon!
PSYCHE
błędnie:
Co mnie się śniło?… Gdzież ten dzień? Zbawienie?
Gdzie miłość moja? Wszystko mi się w oczach
zaćmiło… Krew! Ohyda! Brud!
Przeklęty dzień! Przeklęty lud!
2305I ja przeklęta…
DE LA ROCHE
Klniesz? — A więc teraz już jesteśmy równi!
Oboje zdradą skalani jednako: —
Słyszysz! Tam giną moi przyjaciele
i towarzysze, których opuściłem
2310— dla ciebie!
I tyś przeklęła to, coć było życiem
[71]!
Teraz ty — moja!
Pójdź ze mną!
PSYCHE
zrywa się
2314Nie, nie! — to jeszcze nie koniec! Ja znów ich porwę! Na słońce zwrócę ich na nowo! Zwyciężę jeszcze… Precz! — Idę…
Chwyta porzucony sztandar.
GŁOSY
rozżarte brzmią z dala:
2315Na śmierć! — Na śmierć!
DE LA ROCHE
Psyche stanęła, waha się — trójbarwna chorągiew Wolności wypada jej z dłoni.
DE LA ROCHE
Ha, ha, ha! Złudzenia!
Czyż ty nie widzisz, że to już — za późno?
Że się już dziki zwierz rozżarł w tym tłumie
2320i ty już mocy nie masz? — Krew na tobie!
PSYCHE
2321I na mnie?…
Patrzy błędnie wokół, a wreszcie osuwa się na ziemię.
2322Krew!
DE LA ROCHE
po chwili milczenia kładzie jej dłoń na ramieniu
PSYCHE
nieporuszona — z cichym jękiem:
2324Zapomnieć! Nie widzieć!
DE LA ROCHE
schyla się nad nią
2325Tam na południu pod Pirenejami jest zamek mój rodzinny…
Psyche wznosi głowę.
DE LA ROCHE
2326Pójdź ze mną. Niechaj się stanie. Tyś moja.
PSYCHE
DE LA ROCHE
Psyche wstaje.
DE LA ROCHE
2329Kwiaty nam wszystko zasnują… Modre i białe kwiaty kwitnąć nam będą… Chcesz?
PSYCHE
DE LA ROCHE
2331A usta twoje będą całować?
PSYCHE
DE LA ROCHE
2333Twoje ręce pieścić mnie będą?
PSYCHE
DE LA ROCHE
obejmuje ją ramieniem
GŁOSY TŁUMU
w oddali:
2336Na śmierć! Na śmierć! —
VI. Dzień dzisiejszy
-
Von Blaks, radca dworu, bankier
-
Paweł, członek parlamentu
-
Hr. Alfred, młody światowiec
-
Hugo, porucznik
-
Tolo, chłopak dwudziestoletni
- Stefan
-
Psyche, kochanka Von Blaksa
- Lokaj
Rzecz dzieje się w jednej ze stolic europejskich, zawsze w chwili obecnej.
Salonik zbytkownie, nieco buduarowo urządzony. Na środku okrągły stolik, w kącie na prawo pianino, na którym pełno fotografii, album itp. Na lewo ku przodowi znowu stolik, obok fotele. W głębi drzwi z podniesionymi portierami, nieco uchylone. Meble, kwiaty, posążki, obrazy, dywany…
Pokój jest pusty; z drugiego pokoju, w głębi, dolatuje głośny śmiech kobiecy, jakieś głosy męskie i brzęk szkła. Nagle drzwi się otwierają: wpada Psyche w czarnej, jedwabnej, mocno wyciętej sukni, za nią Czterech mężczyzn z kieliszkami w ręku; Tolo ma oprócz tego dwie butelki szampana, jedną otwartą w ręku, drugą pod pachą.
PSYCHE
zaciskając rękoma około kolan suknię, ucieka przed goniącymi ją mężczyznami i śmiejąc się, woła:
2337Nie można, panowie! Nie można! Nie można!
HUGO
Mężczyźni dopadają uciekającą przed nimi Psychę, chwytają i wśród śmiechów unoszą na rękach w górę. Teraz Paweł, Hugo i Hr. Alfred, trzymając Psychę na ramionach, maszerują dokoła stołu; Tolo, który podał jej był kieliszek szampana, idzie na przodzie, dzwoniąc z powagą w butelkę.
MĘŻCZYŹNI
idąc, śpiewają:
Hura bracia, na tarczy
2340w górę nasza królowa!
Póki… wina nam starczy,
kielich zdzierży dłoń zdrowa,
ona nami władnie!
PSYCHE
śmiejąc się:
2344Ależ wariaci! Fałszujecie starą i piękną piosenkę! „Póki życia nam starczy” — śpiewa się — „oręż zdzierży dłoń zdrowa…”
HR. ALFRED
2345Tak się niegdyś śpiewało, ale to już bardzo dawno temu! Dzisiaj inaczej…
Na progu pojawia się Stefan w zarzutce i z kapeluszem w ręku.
STEFAN
2346A cóż to za nowe błazeństwo?
HUGO
2347Nie błazeństwo, jeno uczczenie nowo obranej pijackiej królowej naszej! Wiwat!
PSYCHE
na ramionach mężczyzn:
2348Spóźniłeś się, Stefku, a my tu… ha, ha, ha! Pijemy tymczasem…
PAWEŁ
2349Niech ucałuje za karę pantofelek królowej!
WSZYSCY
STEFAN
Całuje stopę Psychy, którą ona wysuwa spod sukni ku niemu.
PSYCHE
broniąc się od przydługiego pocałunku:
2352No, już dosyć! Dosyć!
HUGO
Psyche zsuwa się z ramion mężczyzn i rozbawiona rzuca się na fotel.
HR. ALFRED
2354Ale patrzcie! Ten młodzieniec wszedł sobie tutaj z kapeluszem i w płaszczu…
STEFAN
2355Przepraszam, ale posłyszawszy w przedpokoju…
PSYCHE
2356Tu nie ma usprawiedliwienia! Niech pije za karę!
PAWEŁ
2357Niech pije! Tolo! Kieliszek szampana!
TOLO
podaje Stefanowi nalany kieliszek
Stefan pije.
PSYCHE
2359A teraz za to, że się spóźnił — duszkiem!
HUGO
2360Tak! Jeszcze jeden kieliszek!
TOLO
spostrzegłszy, że butelka, którą trzymał, jest już próżna, rzuca ją w kąt i utrąciwszy drugiej szyjkę o poręcz krzesła, nalewa kieliszek.
STEFAN
pije
2362To już dość będzie chyba…
PAWEŁ
2363Nigdy dość! My tu od południa pijemy!
PSYCHE
śmieje się
TOLO
2365Tak swych poddanych obrażasz, królowo?
PSYCHE
2366Ech, co tam! Pijmy, przyjaciele drodzy!
WSZYSCY
Stuk kieliszków, śmiechy — piją.
PSYCHE
2368Tak mi wśród was dobrze, ha, ha, ha! — Tak mi wesoło…
PAWEŁ
2369Ależ to cudownie! — Niczego więcej nie pragniemy!
PSYCHE
2370Skromne macie wymagania, ha, ha, ha!
HUGO
2371Przepraszam. — Paweł mówił tylko za siebie…
TOLO
2372Naturalnie! — Bo co do nas…
PSYCHE
2373Idź, malcze! — A wiecie wy, że ja w tym cudownym człowieku, co dziś tak mało wymaga, kochałam się niegdyś na zabój?
HR. ALFRED
2374Królowo! Jak możesz zakrwawiać nam serca takim wyznaniem!
PSYCHE
2375Ale to już dawno… Ty, Pawełku, nawet o tym nie wiedziałeś…
PAWEŁ
2376Żałuję mocno, zwłaszcza, że musiałem być wówczas nieco młodszy — bo dzisiaj…
PSYCHE
2377Ha, ha! I ja byłam młodsza! — Ale to przeszło, przeszło, przeszło! — Jak tyle innych rzeczy…
zwraca się do Stefana:
2378IdealistaA czemuż ty, Stefku, milczysz tak uporczywie? Czemu nie pijesz wraz z nami? Czemu się nie śmiejesz?
HR. ALFRED
2379Daj mu pokój, królowo! Wszak wiesz, że on jest idealista! Zasępia go twoja wesołość!
PSYCHE
2380Ach! Zapomniałam! — Więc w imię ideałów patrzysz na nas z pogardą? Ha, ha, ha! Śmiej się z tego! I ja niegdyś miałam ideały — uwierzycie?
TOLO
2381Ideały? — To doskonałe! Pijmy!
PAWEŁ
2382Nieszkodliwa odra dziecięca — szybko przechodzi i bez śladu!
PSYCHE
2383Tak! — Szaleństwa! Szaleństwa! — Dajcie mi wina jeszcze! Stefku! Pij i kpij razem z nami z wszystkich ideałów! To gorycz jeno a zawód.
STEFAN
z ironią:
2384Ma pani słuszność: gorycz i zawód!
HUGO
wstępuje na krzesło
2385Panowie! Kiedy mowa o ideałach…
HR. ALFRED
2386Cicho! Hugo mówkę palnie!
HUGO
2387Tak jest. Otóż, panowie, to mi przypomniało, że piliśmy różne zdrowia, a zapomnieliśmy jeszcze o jednym, iż tak rzekę[72] — najważniejszym!
TOLO
2388Masz słuszność! — Nie wiem wprawdzie o jakim, ale z pewnością zapomnieliśmy!
Biegnie do drugiego pokoju i przynosi butelki.
HUGO
2389Proszę o uwagę! — Wznoszę zdrowie naszego nieocenionego, a tu nieobecnego radcy, właściciela tych win cudownych, które spijamy, kochanego i złotego — dosłownie! — złotego bankiera von Blaksa, barona! Zdrowie pochwalne i dziękczynne…
WSZYSCY
HUGO
ciągnie dalej:
2391…jako że miał ten nadzwyczajny rozum i za przyjaciółkę wziął sobie — a raczej: nam — tę oto miłościwie nam panującą pijacką królowę naszą, uroczą Psychę!
WSZYSCY
Piją.
PSYCHE
zrywa się i rzuca kieliszek na ziemię
2393Nie macie mnie prawa obrażać!
HUGO
zmieszany:
TOLO
PAWEŁ
po chwili milczenia:
2396Obawiam się, czyśmy nie wypili dzisiaj za wiele szampana — wszyscy! Stajesz się, pani, niewytłumaczenie drażliwą…
PSYCHE
HR. ALFRED
2398Voilà, ma chérie! Ce ne sont pas de bonnes manières[73], rzucać kieliszkami. Nikt cię nie miał zamiaru obrażać.
HUGO
STEFAN
2400A jednak obraziłeś ją — ty!
HUGO
2401Hola! — Kto ci dał prawo?…
PSYCHE
2402Proszę się nie ujmować za mną! —
po chwili:
2403Ci panowie mieli słuszność, pijąc to zdrowie, bo przecież w rzeczywistości… ha, ha, ha! — Tak jest, to był najwłaściwszy toast ze względu na mnie — i na was, na was! Moi panowie…
HR. ALFRED
PSYCHE
2405A jednak — to takie proste, hrabio! Czyż nie znajdujesz się wraz ze mną w domu Blaksa? Nie jestżeś[74] jego… przyjacielem w tym — dzisiejszym tego słowa znaczeniu? Ha, ha! Zależysz od niego w sprawach majątkowych, niemalże i rodzinnych! Twoje hrabstwo wiekowe korzy się przed jego wczorajszym, ale złotym baroństwem! — Hrabio!
HR. ALFRED
dotknięty i zmieszany:
PSYCHE
2407Albo ty, Pawle! Jesteś członkiem parlamentu, człowiekiem zasad, posłem i rzecznikiem ludu! A przecież za Blaksa pieniądze i z jego woli tam się dostałeś! Czynisz, co on ci każe, jego spraw bronisz, ty nieskazitelny człowiecze, któryś mi się niegdyś wydawał… ha, ha! I cóż wy lepszego jesteście ode mnie, któram jest[75] jego…
STEFAN
przerywa jej:
PSYCHE
2409Tak jest, moi panowie! — I dlatego… przepraszam was, żem się mimo woli uniosła. Teraz ja sama z kolei wzniosę toast — pijcie go wraz ze mną! Niech żyje Blaks, wasz pan i…
Podnosi kielich, w tej chwili na progu pojawia się Von Blaks.
Psyche, zobaczywszy go, opuszcza wzniesioną rękę z kieliszkiem i opiera się tyłem o stół, schylając głowę.
VON BLAKS
po chwili, z uśmiechem:
2410Słyszałem moje nazwisko w twych ustach, najpiękniejsza… Nie dokończyłaś jeno…
HUGO
2411Rzeczywiście, piliśmy twoje zdrowie, baronie…
VON BLAKS
wita się z obecnymi
2412Wdzięczny jestem niesłychanie. Jak widzę, dobrze się panowie bawicie? Witam, panie Pawle! Rad jestem, że pana tu spotykam. Właśnie idę z parlamentu i chciałem parę słów… Czy mogę pana prosić, hrabio? I pan mi może być w tej sprawie pomocnym… Przepraszam cię, moja piękna.
HR. ALFRED
HUGO
2414A ja — czy nie mógłbym być panu również użytecznym?
VON BLAKS
nieco lekceważąco:
2415Dziękuję ci, poruczniku. Chyba innym razem.
Odchodzi z Pawłem i Hr. Alfredem w głąb.
PSYCHE
pogląda po obecnych — krótki, półgłośny, pogardliwy śmiech
VON BLAKS
rozmawia w głębi żywo przyciszonym głosem z Pawłem i hr. Alfredem. — Hugo i Tolo, podszedłszy ku pianinu, przeglądają leżące tam fotografie. Na przodzie pozostaje tylko Psyche i stojący obok niej Stefan.
STEFAN
po chwili wahania, szybko:
PSYCHE
niskim i przyciszonym głosem:
STEFAN
pochyla się nad nią
2419Psyche! Dlaczego ty… dlaczego?
PSYCHE
2420Nie wiem. Może dla przekory… Tak mi strasznie… Ty jeden…
STEFAN
HR. ALFRED
do Blaksa:
2422Zadziwiające! To trzeba zaraz…
VON BLAKS
Dalej po cichu.
STEFAN
stłumionym głosem do Psychy:
PSYCHE
STEFAN
PSYCHE
po krótkim wahaniu:
2427Dziś. Gdy odejdzie. — Cicho!
PAWEŁ
do Blaksa, który skończył był swą rzecz:
2428No, nigdy bym nie był przypuścił…
VON BLAKS
2429A jednak tak jest, moi panowie! I to się nazywa rozum polityczny! Gdybym ja tak nieoględnie postępował, nie miałbym tych milionów, które mam.
HR. ALFRED
2430Tak, ale też właśnie dlatego jesteś pan potężniejszy dzisiaj niż prezydent ministrów…
VON BLAKS
2431Tak… gabinet cały jest poniekąd ode mnie zawisły — myślę więc, że ta sprawa da się ostatecznie załatwić…
PAWEŁ
2432Niewątpliwie, panie baronie. Moją to już rzeczą będzie.
STEFAN
podchodzi do Blaksa
2433Żegnam pana, panie radco…
VON BLAKS
2434Cóż to, odchodzi pan?
zwraca się do obecnych z nieco złośliwym uśmiechem
2435Teraz dopiero spostrzegam, że popsułem państwu zabawę… Przepraszam, jeślim przeszkodził…
HUGO
2436Ależ, panie baronie, to myśmy raczej winni…
HR. ALFRED
2437I tak mieliśmy właśnie odchodzić…
VON BLAKS
2438Nie mam prawa zatrzymywać panów, chociaż doprawdy przykro mi… A raczcie, panowie, pamiętać, o co prosiłem…
Żegna się z Mężczyznami, którzy wychodzą. — Von Blaks bierze krzesło, stawia i siada na nim naprzeciw Psychy, wpatrując się w nią w milczeniu. Upływa długa chwila.
PSYCHE
zdenerwowana uporczywym wzrokiem Blaksa, porusza się niespokojnie, a wreszcie powstaje i pyta:
2439Masz mi co do powiedzenia?
VON BLAKS
PSYCHE
po chwili:
2441Chcesz mi robić wyrzuty?
VON BLAKS
PSYCHE
2443A więc czego chcesz ode mnie?
VON BLAKS
2444Nie chcę niczego. Póki ich wszystkich razem spotykam u ciebie… możesz się bawić.
PSYCHE
2445A gdybyś spotkał… jednego? To co?
VON BLAKS
PSYCHE
VON BLAKS
uśmiecha się
PSYCHE
2449Owszem! Mówmy — ja chcę…
VON BLAKS
2450A więc — podarowałbym cię temu, kogo bym tu zastał…
PSYCHE
2451Ty śmiesz… do mnie? Ha, ha, ha! Straszysz mnie! Mam się tego lękać? — Czyż nie wiesz o tym, że ja ciebie nienawidzę, że nie ma we mnie jednego nerwu, który by nie drgał na myśl o tobie wstrętem, obrzydzeniem, odrazą? — Że niczego nie pragnę więcej jak — wyzwolenia się od ciebie?
VON BLAKS
po chwili, spokojnie:
2452Wiem o tym, ale… cóż mi to szkodzi? Wszakże i ja nie z miłości trzymam cię tutaj. Nie! — Lubię tylko moją potęgę, nieodpartą potęgę złota, i dlatego… Byłaś najniedostępniejsza, więc cię zdobyłem; jesteś najkosztowniejsza, więc cię posiadam. Stać mnie na to. A co do wyzwolenia…
urywa, zapala cygaro i nalewa sobie kieliszek wina, po czym ciągnie z cynicznym spokojem dalej:
2453Nie wyzwolisz się, póki ja cię sam nie puszczę. Kupiłem cię — gruntownie!
PSYCHE
zrywa się
VON BLAKS
2455Czekaj. Mówmy spokojnie. I jakież mogłoby dzisiaj być wyzwolenie dla ciebie? Chcesz powrócić do dawnego życia? — Ależ ty wiesz dobrze, że to, co się stało, jest nieodwołalne… A zresztą — to dawne życie twoje! Znam je aż nadto dobrze! I czegóż sobie życzysz? Czy sielanki swego dzieciństwa? Nieokreślonych tęsknot i poszukiwań wieku dziewczęcego? Czy może późniejszych mistycznych uniesień albo nieopatrznego, ślepego zakochania się w tak zwanym pięknie, które zrujnowało twój majątek — boś ty przecie była bogata! — Lub też nierozumnego zapału dla ideałów ludzkości, które są — he, he — pustymi frazesami jeno? Czego chcesz? — Wszakże to wszystko — już było! I przywiodło cię tutaj, gdzie jesteś: do mojego domu i mojego złota. I przyznać musisz, że to najpewniejsza ostoja. Nie, nie! Moja kochana! Nie wyzwolisz się ode mnie — sama nie zechcesz! I cóż byś ty robiła? — Zbankrutowałaś na ideałach, zbankrutowałaś na miłości — ha, ha! Bo i tym pono chciałaś się bawić! A pozostało w tobie tylko to oszalałe pragnienie, głód, nie wiadomo ku czemu skierowany, z którego płyną wszystkie twoje nieobliczalne kaprysy. I przeto jesteś zbytkiem, na który ja jeden mogę sobie pozwolić. Tego, co ja ci daję — a wiesz, że potrzebujesz wiele, bardzo wiele! — nikt ci dać nie zdoła. Odszedłszy ode mnie, żyć byś musiała, jeśli nie w nędzy, to przynajmniej w ograniczeniu. Ha, ha! Nie obawiam się, abyś zapragnęła tego! Zanadto przywykłaś do wygodnego życia, do zbytku, rozrzutności i przepychu…
zatrzymuje się
2456A może ty się w kim… kochasz? Uczuciowo?
PSYCHE
VON BLAKS
2458Ha, ha! To by już było naprawdę zabawne! Trudno mi nawet przypuścić podobne… zaślepienie z twej strony. Zbyt mądra jesteś. Ha, ha! Ów szczęśliwy kochanek, otrzymujący za miłość te same pocałunki, które ja złotem płacę! I to by się może nazywało twoim wyzwoleniem się ode mnie? Mrzonki, moja pani, mrzonki! Kupiłem cię — gruntownie!
PSYCHE
2459Tak… kupiłeś mnie nieodwołalnie, ale nie złotem swoim, tylko tą hańbą moją, tym pokalaniem się…
VON BLAKS
wstaje
2460Nazwij sobie to, jak chcesz. Mnie dość, gdy widzę, że cię przekonałem.
PSYCHE
2461O, gdyby zginąć! Zapaść się w jaką otchłań razem z tym domem twoim przeklętym! Zapaść się lub… spłonąć?…
VON BLAKS
2462Tylko bez romantyzmów! Dom mój przetrwa wieki. Silny jest i na dobrych postawiony fundamentach. — A póki on stoi, i ty w nim żyć będziesz! No tak! — Mogę zatem odejść spokojnie. Darujesz, że cię nie bawię dłużej, ależ mnóstwo mam zajęć… A pamiętaj, że dzisiaj masz być ze mną w teatrze…
PSYCHE
VON BLAKS
2464Tak jest. Nie jestem przecież zazdrosnym kochankiem, który by cię przed światem zamykał. Owszem chcę, aby cię ze mną widziano i wiedziano, że Blaksa stać na to, aby miał Psychę u siebie. Przebierz się tedy; wieczorem przyślę powóz po ciebie. Do widzenia!
Wychodzi.
PSYCHE
po odejściu Blaksa siedzi jakiś czas na fotelu niema i bez ruchu. Oczy zapatrzone w jakiś punkt nieokreślony, usta ściągnięte boleśnie; znać, że gnębią ją myśli gorzkie i przypomnienia, czy wyrzuty… Nareszcie zrywa się; ogarnia ją nerwowy niepokój, poczyna chodzić szybko po pokoju, powtarzając z uporem:
2465Nie, nie, tak dłużej być nie może! — —
Nagle staje — krótki, nerwowy śmiech:
2466Ha, ha! — Nie może!…
Zwiesza głowę, opiera się dłonią o stół, a po chwili, prawie nieświadomie, osuwa się znów we fotel. Milczenie. Potem westchnienie, głębokie, spazmatyczne, jakby przemocą z piersi się wydzierające — i nagle wybuch płaczu. Płacze zrazu głośno, namiętnie, potem coraz ciszej — ostatnie łkania, do westchnień podobne, wstrząsają nią już bez głosu. — Długa chwila milczenia. — Stefan pojawia się na progu prawie bez szelestu.
Zmrok wieczorny poczyna padać.
STEFAN
stoi przez chwilę we drzwiach, potem postępuje parę kroków i pochyla się nad Psychą
PSYCHE
podnosi z wolna głowę i patrzy przez chwilę na Stefana, jakby go nie poznawała.
STEFAN
osuwa się przed nią na kolana
PSYCHE
powstaje
2469Wiem, wiem — to ty. Sama przyjść ci kazałam…
Odchodzi nieco w głąb.
STEFAN
podnosi się zmieszany
PSYCHE
2471Nic, nic… Zamyśliłam się…
zmieniając ton, z uśmiechem, nieco drwiącym:
2472Ale ty masz minę zupełnie zdziwioną — i zakłopotaną? Uważam, że popsułam ci nastrój. Ukląkłeś przede mną i chciałeś mi powiedzieć zapewne, że mię kochasz? Przerwałam ci — powiedz to więc teraz…
STEFAN
gorąco:
2473Tak jest, to chciałem powiedzieć, i mimo wszystko — powiem! Kocham cię, kocham do szaleństwa…
PSYCHE
z nienaturalnym śmiechem:
2474Ależ to cudownie! Lubię nadzwyczajnie takie wyznania! Pójdź, siadaj. Będziemy mówić o miłości. Może chcesz jeszcze wina? Piłeś dzisiaj tak niewiele…
STEFAN
zbity z tropu tonem słów Psychy
PSYCHE
2476No, zaczynaj — słucham! Opowiedz co wesołego. Albo chcesz może, abym ja opowiedziała? Właśnie słyszałam dzisiaj pyszną powiastkę od hrabiego — powiastkę, co prawda, nie dla małych dzieci… O szlachcicu i córce jego karczmarza… Nie wiem tylko, jakby ci to powtórzyć, bo rzecz jest trochę…
STEFAN
żywo:
PSYCHE
drwiąco:
2478O! Cóż to? Syknąłeś, jakby ci kto…
STEFAN
przerywa:
2479Słuchaj, Psyche, ja może nie rozróżniam rzeczy złych i dobrych, ale znam piękne i… Psyche! Po co ty mówisz… takie rzeczy?
PSYCHE
2480Ach! Więc to ci przykrość sprawiło? I za cóż mnie ty masz, mój kochany?
STEFAN
PSYCHE
2482Ha, chcę wywołać między nami właściwy nastrój. Nie jestem przecież panienką na wydaniu — jestem tylko… płatną przyjaciółką starego i bogatego bankiera, który… Och!
STEFAN
2483Ależ to jest ohydne, co mówisz!
PSYCHE
2484Ale prawdziwe — trudno! Nie chcę uchodzić za lepszą niż jestem!
STEFAN
2485Pozwól mi zapomnieć na godzinę bodaj, na chwilę, czym jesteś, a raczej — czym ciebie życie zrobiło… Nie wiem już sam, jak mam mówić… Słuchaj mnie,
w tobie jest jakieś piękno niepojęte
i dostojeństwo niesłychane, święte,
zadziwiające, które — dobrowolnie —
poniżasz w sobie i z takim bolesnym
2490uporem depcesz! Włosy twoje pachną,
jakby łąk jakichś arkadyjskich kwiecie —
twe stopy, zda się, chodziły po świecie
śladami boga jakiegoś — twe oczy
szukały w barwnych witrażów przeźroczy
2495zjawisk anielskich — lub diadem twe skronie
snadź wieńczył kiedyś… Coś się śni, żem pono
wtedy za ciebie miecz wziął w krwawe łono
i padł u stóp twych…
PSYCHE
jakby do siebie:
Myśl w przeszłości tonie —
2500jakiś sen… błyski — krew i wyzwolenie —
bóstwa jaw… Kwiaty miały kwitnąć… — Cienie!
STEFAN
KlejnotBóstwo najświętsze jest schowane w tobie,
jak czarnoksięski pierścień w wschodnim grobie…
2504I dlatego to, dlatego właśnie taki ból niezgłębiony mnie targa, gdy patrzę na ciebie pośród twych przyjaciół, gdy słyszę w twych ustach słowa… ach! —
2505Bo za to piękno, co przebłyska z ciebie
pomimo woli przez ohydę życia,
za tę królewskość twą sponiewieraną,
za zbezczeszczoną boską świętość twoją,
za to Coś, czego nazwać nawet nie umiem, a co ja
2510jeden może w twojej obecności odczuwam,
jak nutę hymnu, która się zbłąkała
w powszednim gwarze ulicy — jak lśnienie
monstrancji, którą świętokradzka ręka
gdzieś na śmietnisko porzuciła — Psyche!
2515ja ciebie kocham za to, kocham! Kocham…
PSYCHE
powtarza w zamyśleniu:
STEFAN
2517Tak! I w imię tej miłości mojej zanoszę do ciebie prośbę za tobą samą; bądź dla mnie, chociaż dla mnie jednego, tym, czym jesteś w istocie, w głębi swej duszy — odrzuć ten pozór dręczący!…
W zapadającym tym wieczornym mroku,
tak mi się świętą wydajesz, tak czystą —
2520o! Bądź mi taką, bądź mi taką, Duszo!
— A jeśli się łudzę, to pozwól mi bodaj łudzić się dalej!…
PSYCHE
z wolna, prawie nieświadomie, chyli się ku niemu
2522Łudź się…
nagle drgnęła, prostuje się znowu
2523Tak! — Łudzić się… tylko się łudzić!
Wstaje, podchodzi sennie ku pianinu i w zamyśleniu poczyna grać melodię piosnki „Szukałam szczęścia, o siostry moje”. Naraz urywa i wybuchając gorzkim śmiechem, pada rękoma i czołem na klawisze.
STEFAN
2524Psyche! Co się z tobą dzieje!
PSYCHE
wznosi głowę, znowu spokojna
STEFAN
po chwili milczenia:
2526Nie pojmuję już tego… Przyszedłem tu do ciebie z taką niewypowiedzianą miłosną tęsknotą, z takim bezmiernym pragnieniem… Wszak sama mnie przyzwałaś! Słuchaj! Przyniosłem usta pełne pocałunków… gorących, namiętnych.
PSYCHE
gorzko:
2527Ach, tak! — Więc pójdź i całuj. Masz ramiona moje odkryte, włosy i szyję… Masz usta i pierś — całuj! Czegóż chcesz więcej? Inni płacą za to, a ty… za miłość… ha, ha!
STEFAN
cofa się
2528Straszna, mrozem przejmująca gorycz drży w twoich słowach. Nigdy taka nie byłaś… Jeszcze wczoraj, jeszcze przed godziną… przed chwilą…
PSYCHE
2529Czas, PrzemijanieAch! Gdzież jest ta chwila, która była przed chwilą! Cóż chcesz… wszystko się z czasem musi przełamać…
STEFAN
klęka przed nią
2530Ty chora jesteś — o! Jakie ręce twoje gorące! Uspokój się, zapomnij o wszystkim, Psyche! Bądź moja, moja… niepodzielnie moja.
PSYCHE
2531Owszem — i czemużby nie? Wszakże należałam już do tylu… jeden mniej lub więcej — i cóż to znaczy? Dziś twoja, jutro znowu kogo innego, Freda lub Pawła — który przyjdzie…
STEFAN
zrywa się
2532Ach!
po chwili, głęboko:
2533Biednaś ty…
PSYCHE
2534O nie! Tylko nie żałuj! Nie proszę o to ciebie ani nikogo… Zresztą — dobrze mi z tym, co jest — lepiej niż wtedy, gdym się rwała… ku różnym… nieuchwytnym… Ha, ha, ha! Dobrze mi! Wesoło!…
STEFAN
znowu po chwili milczenia:
2535Nie dręcz mnie i siebie — i nie kłam! Źle ci jest, tak źle!… Ale ja cię kocham — i wyrwę cię, odkupię, wybawię…
PSYCHE
2536To znaczy, zrobisz mię — dla odmiany — swoją kochanką! Ha, ha, ha! Dość mam tych wybawień! Dość!
śmieje się gorzko, obłędnie i długo, aż nagle urywa
2537Tak. — Czas już światło zapalić.
Przyciska guzik na ścianie, gęsty mrok zapadającego wieczoru rozświetla się naraz jarkim
[76] światłem lamp elektrycznych.
STEFAN
stoi przez długi czas w milczeniu, jakby ze snu wyrwany i jeszcze oszołomiony nagłym rozbłyśnięciem światła. Wreszcie podnosi głowę i oczy na Psychę; gorzki uśmiech.
2538Zdaje się jednak, że się istotnie… omyliłem. Zapomniałem na chwilę, gdzie jestem. Byłem śmieszny. — Żegnam panią — i… przepraszam.
Głęboki ukłon, wychodzi szybko.
PSYCHE
stoi przez pewien czas w milczeniu, aż nagle wydaje straszny, ostatecznej rozpaczy pełen jęk:
2539O, wyzwolenia! Wyzwolenia!!
Rzuca się na fotel, padając twarzą na oparcie. — Długie milczenie.
LOKAJ
w liberii, wchodzi z trójramiennym, zapalonym świecznikiem w ręku, którym sobie rozświetlał drogę, idąc przez ciemne pokoje
2540Wielmożna pani, powóz jaśnie pana barona czeka przed bramą.
PSYCHE
wznosi głowę, wstaje
2541Powiedz, że zejdę za chwilę…
Zwraca się na lewo.
LOKAJ
2542Słucham wielmożnej pani.
Idzie ku drzwiom.
PSYCHE
staje, odwraca się
2543Czekaj! —
Zbliża się do lokaja, znać, że waży jakąś myśl, wyciąga z wolna rękę i odbiera świecznik od niego.
2544Możesz już odejść.
Lokaj pogląda na nią ze zdziwieniem, rusza nieznacznie ramionami i wychodzi.
Psyche stoi znowu jakiś czas w milczeniu, ze świecznikiem w ręku, ze spuszczoną głową, jakby się namyślała. Nagle żywy ruch: powzięła ostatecznie postanowienie. Biegnie do drugiego pokoju, w głąb, za chwilę wraca, już bez świecznika. Stoi teraz na środku, ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i patrzy. Z drugiego pokoju dolatuje jakiś syk, trzask — nagle przez otwarte drzwi bucha łuna pożaru. Psyche niewzruszona — patrzy w ogień, śmiejąc się tylko z cicha. Pożar tymczasem wzrasta szybko, przeżarł już snadź przewodniki elektryczne, gdyż światła naraz gasną. Łuna jeno, coraz krwawsza, bijąc przez drzwi, oświetla nieruchomą wciąż Psychę.
GŁOSY
odzywają się za oknami:
VII. WYZWOLENIE
-
Blaks, król świata
- Przemówiciel
- Mądry człowiek miejscowy
- Dwóch mądrych ludzi zagranicznych
- Dozorca więzienia
-
Psyche, więziona buntownica — królewna
-
Eros, bóg
-
Hedone, Kallone, Melike, Hagne, dziewki służebne arkadyjskiej królewny
-
Orszak króla Blaksa
- Lud
Rzecz dziać się będzie w czasie, który przyjdzie — gdziekolwiek.
Ponury, ciemny korytarz więzienny, bez okien, biegnący na poprzek sceny. Na lewo w końcu korytarza duża okuta brama. W głębi, w pośrodku muru szarego bez drzwi i okien, przykuta łańcuchami Psyche. Szata na niej ciemna, więzienna, na zsuniętym w tył kapturze lśnią włosy złote.
SCENA I
Mądrzy ludzie, jeden miejscowy i dwóch zagranicznych, w czarnych togach i w beretach na głowie, wchodzą z lewej strony. Prowadzi ich Dozorca z pękiem kluczy i małą latarką w ręku.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
DOZORCA
stawia latarkę na ziemi
2547To tutaj. Jest to najgłębszy loch w całym gmachu.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2548Dziękuję ci, dobry człowiecze. A czy można mówić z uwięzioną?
DOZORCA
wyjmuje z kieszeni jakieś kartki i przegląda
2549Macie panowie formalne pozwolenie zwiedzenia tych kazamat — ale o tym, byście mogli rozmawiać z więzioną, ani słowa! — Nie wolno mi dopuścić niczego więcej nad to, co tu jest napisane.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2550Powinieneś mieć dla nas osobne względy; wiesz, że jesteśmy Mądrymi Ludźmi…
DOZORCA
2551Poznaję to po waszym stroju, ale ja znów jestem człowiekiem, co słucha tych, których jedynie słuchać powinien.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
2552Przyjacielu! Wszakże w twoich papierach nie ma wyrażonego zakazu, że mówić nam z uwięzioną nie wolno?
DOZORCA
patrzy znów w papiery
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2554A co nie jest zakazane, to wolno.
DOZORCA
2555Mnie się zdaje, owszem, że co nie jest dozwolone wyraźnie, tego nie wolno. Ale jeśli wy, Mądrzy Ludzie, tak mówicie…
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2556Niewątpliwie. Przynajmniej w odniesieniu do patentowanych królewskim dekretem Mądrych Ludzi. Wobec innych — twoje zdanie jest słuszne.
DOZORCA
2557Ha, próbujcie z nią rozmawiać tedy, jeśli wam odpowie. Bo odpowiadać nie chce nikomu. Patrzcie, ma wyraz dumy, zgoła niewłaściwej w jej położeniu. Przykuta jest, a nie chce się ukorzyć. Gdyby to nie było obrazą dla królewskości, powiedziałbym wprost, że jest w niej coś królewskiego. Ale ja tego nie mówię — powiadam raczej, że oszalała w samotności…
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2558Być może. Zwłaszcza, że szalona była zawsze.
DOZORCA
2559Tak. Kto jest szalony, temu bardzo łatwo oszaleć. Mówcie z nią. Ja jednak muszę odejść na swoje stanowisko. Pamiętajcie jeno[77], panowie, abyście nie przedsiębrali niczego, co by nie było zgodne z porządkiem, którego ja tu jestem przedstawicielem i stróżem. Będę stał zewnątrz tej bramy, na załomie schodów wiodących do górnych korytarzy, obok najbliższego posterunku żandarmów. Innego wyjścia stąd nie masz… ostrzegam!
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Dozorca wychodzi na lewo.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
zwracając się do Psychy:
Dwóch Mądrych Ludzi przyszło z zagranicy,
2565ażeby widzieć lichą twą osobę —
i za łaskawym króla pozwoleniem
ciekawi ciebie…
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
przerywa:
Nie tak, nie tak, panie!
Wszak Mądrzy Ludzie nigdy nie ciekawi,
2570to wada tłumu! Myśmy przyszli oto,
aby się wielkiej głupocie podziwić…
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
przerywa:
Źle mówisz, panie… My się nie dziwimy!
Ludzi niemądrych cechą jest zdziwienie.
To rzecz nie nasza.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2575W każdym razie chcemy
zobaczyć ciebie i jasno ci dowieść,
że choć wzburzony tłum w szaleństwie dzikim
chce cię uwolnić, sądząc, żeś jest zdolna
świat obumarły ożywić na nowo:
2580my — mądrzy — króla Blaksa wierne sługi,
twierdzim stanowczo, żeś jest niepotrzebna
i że bez ciebie wszystko da się zrobić…
Czy zechcesz, ceniąc zaszczyt nader wielki,
wdać się w dysputę z nami?
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
2585Tym się nie martw,
iż pokonaną musisz być. Jesteśmy
Mądrymi Ludźmi, a ty tylko — Duszą,
wyrazem, który z dawna nic nie znaczy.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Mógłbym ci nawet udowodnić łatwo,
2590iż nie istniejesz wcale…
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
po chwili:
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ozwij się przecie! Jesteśmy łaskawi
i niekoniecznie z słów twych śmiać się będziem!
Psyche, wciąż milcząca i nieporuszona, jakby obecności ich zgoła nie spostrzegała.
Z zewnątrz dochodzi odgłos jakby wzburzonego morza.
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Próżnośmy tutaj przyszli
[78]…
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2595Owszem; zawszeć
rzecz to ciekawa, widzieć kazamaty,
gdzie jest więziona ta, co pono światy
ma od zagłady zratować. A zresztą
wkrótce tu zejdzie król. W jego orszaku
2600może by dla nas miejsca już nie było —
a więc przyszedłszy wcześniej, to zyskamy,
że obaczymy ową rzecz niezwykłą…
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ja nie rozumiem onej całej sprawy,
mimo że jestem mądry.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Któż jest właściwie ta cudotwórczyni
i za co tutaj zamknięta?
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Nie wiem i pono nie wie nikt z tych czasów.
2610Z jakichś się dawnych przybłąkała wieków,
rzec by się chciało, z zapomnianych światów,
ażeby w państwa wszechwładnego króla
wnosić niepokój! To jej główna zbrodnia!
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Dlaczegóż król więc ściąć jej nie rozkaże?
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2615To nie pomaga. Stracona — na nowo
kędyś się rodzi, wieczna wichrzycielka,
i znowu mąci ład, przez króla Blaksa
tu ustanowion. Stąd też jest podanie
pomiędzy ludem, głupim jako zwykle,
2620że nieśmiertelna jest i moc ma przeto
odrodzić światy już zamierające,
póki pokłonu nie odda królowi
dobrowolnego i tym moc swą zniszczy.
Słyszycie, panie? Jako fale morza
2625tłum o więzienne grube ściany bije,
jej uwolnienia wołając!
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Zaiste!
Tłum należało od dawna wytracić.
Jużem to w książce mojej był napisał.
Słychać coraz silniej głosy szturmującego ludu.
Psyche wciąż nieporuszona.
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
2630Zgoda. Robotnik nie jest nam już dzisiaj
potrzebny — wszystko zań sztuczne maszyny
robią. A jednak łatwiejszym się zdało
(nie wiem, czy słusznie?) zmusić oną wiedźmę,
by dobrowolnie pokłon dać zechciała
2635królowi. Wtedy byłby spokój. Ale
dotąd daremnie król tu co dnia schodzi
i przez sług swoich usta ją namawia
do uległości… Dziś jest źle — prawdziwie!
Więzienne mury, lubo
[80] nader grube,
2640mogą naporu ludu nie wstrzymywać…
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Ja nie rozumiem, czemu tłum się burzy?
Czego mu trzeba? Wszakże jest dobrobyt
i jest porządek…
DOZORCA
wbiega
Pada na środku korytarza na kolana i twarzą zwrócony ku wejściu zaczyna czołem wybijać na ziemi pokłony, mimo że nie widno
[81] jeszcze nikogo.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
2645Majestat króla schodzi w te piwnice!
II MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
Cofają się, tymczasem przez roztwarte drzwi wchodzi Orszak królewski. Na przodzie postępuje Dwóch ludzi niosących pochodnie, za nimi niesiony jest na tronie Król Blaks, ubrany w ciemnopurpurową szatę, od której odcina się długa, czarna broda. Na ramionach ma narzucony czarny płaszcz. Na głowie wysoka złota tiara asyryjskiej formy, na piersiach złote łańcuchy, u pasa głownia sztyletu. Siedzi bez ruchu, jak posąg, z głową nieco ku przodowi pochyloną, jakby pod ciężarem ogromnej tiary; ręce z mnóstwem pierścieni na palcach wsparł o poręcze tronu. — Niosący stawiają tron tuż przy wejściu, zwracając króla twarzą ku miejscu, gdzie Psyche jest przykuta. Po lewej ręce króla obok tronu staje Przemówiciel, w tyle gromadzi się reszta Orszaku, wszyscy ciemno ubrani.
Blaks, po chwili grobowego milczenia, daje ręką znak Przemówicielowi, po czym wraca do poprzedniej nieruchomości.
PRZEMÓWICIEL
skłoniwszy się nisko przed królem, zwraca się do klęczącego wciąż z czołem przy ziemi dozorcy:
Jego Wszechmożność, ziemi król i władca,
Pan samowładny, Mocarz ostateczny —
2650raczy rozkazać, aby sprowadzono
tutaj więzioną przed jego oblicze.
Dozorca, wybiwszy jeszcze jeden pokłon, zrywa się, biegnie w głąb — i odpiąwszy żelaza, którymi Psyche jest do ściany przykuta, prowadzi ją przed króla, ciągnąc jak zwierza za koniec łańcucha. Na dany znak Przemówiciela usuwa się, rzucając z brzękiem na kamienną posadzkę łańcuch, od kajdan na rękach Psychy zwisający.
PRZEMÓWICIEL
do Psychy:
Psyche stoi bez ruchu.
PRZEMÓWICIEL
Psyche wciąż nieporuszona, wśród obecnych przytłumiony szmer zgrozy.
Blaks porusza z lekka głową i daje znów ręką krótki znak Przemówicielowi.
PRZEMÓWICIEL
Łaska królewska, iście niepojęta,
2655raczy cię wezwać jeszcze po raz trzeci,
byś dobrowolnie pokłon jej oddała…
po chwili:
Wiesz, że więziona jesteś gwoli
[82] temu,
iżeś
[83] rozruchów wiecznych była żagwią
i ustawiczne niepokoje siała!
2660Uwodzicielką jesteś i kłamczynią,
praw gwałcicielką, buntowniczką zgoła
i morderczynią, podżegaczką ludu
i gorszycielką oraz podpalaczką!
To są twe winy — ale król łaskawy
2665gotów ci wszystko przebaczyć… gdy padniesz
na twarz przed jego świętym majestatem.
po chwili ciągnie dalej:
Czarownica, Bunt, Dusza, Obraz świata, Koniec świata, Rośliny, Słońce, Maszyna, Cud, WładzaWieść doszła króla, że przez jakieś czary,
które w zasadzie są zgubne lub śmieszne,
jednak w ostatniej potrzebie godziwe
2670być gwoli dobru swego celu mogą:
zdolnaś ginący świat ożywić z nowa…
Król w to nie wierzy (wszakże to jest śmieszne)
i nie uznaje, by było potrzeba
wskrzeszać znów słońce gasnące na niebie
2675lub zieleń z ziemi wywodzić na powrót
gusłami dziewki jakiejś, kiedy mamy
ciepło i światło sztucznie wytworzone
przez elektryczne maszyny i dosyć
środków żywności, chemicznie dobytych.
2680Lecz król jest łaskaw, łaskaw jest nad miarę
i jeśli pokłon dasz mu dobrowolny,
on ci pozwoli dla uciechy tłumu
tak się zabawić próbowaniem cudu…
Psyche milczy.
PRZEMÓWICIEL
odzywa się znowu:
Na twarz upadnij! — Masz królewskie słowo,
2685że będziesz wolna i we czci na nowo!
Znowu zmieszane, głuche odgłosy szturmujących. Psyche wzniosła głowę, nadsłuchuje.
PRZEMÓWICIEL
Próżno tam słuchasz! Mocne są więzienia
twojego mury i bez woli króla
nikt tu nie wejdzie, ani ty wyjść możesz…
Raczej weź łaskę króla, na oblicze
2690padłszy…
po chwili milczenia:
Co znaczy twoja niewzruszoność?
PSYCHE
Niech sam król mówi, jeżeli chce czego…
Jemu odpowiem.
GŁOSY
Król?! — Co ona rzekła?
2695Szalona!
Crimen laesae maiestatis[84]!…
PRZEMÓWICIEL
do Króla:
Iście szalona! — Lecz… o świat tu idzie…
BLAKS
odzywa się po długim milczeniu:
PSYCHE
Szmer grozy i przerażenia wśród obecnych.
po chwili:
Pokłon mi oddaj… przynależny panu.
PSYCHE
2700Ha, ha! Więc tyle jeno żądasz, królu,
od tej nędzarki w więzach, która stoi
przed tobą, z twardych wywleczona żelaz!
Ty, król potężny, świata pan wszechwładny,
jedyny dziedzic starej ziemskiej kuli —
2705a ja? Wszak nie ma w świecie takiej krzywdy,
której od ciebie znieść bym nie musiała!
Tyś sen mój spłoszył dziecinny, wyszydził
tęsknoty moje, zdławił lot ku niebu,
tyś moją świetność zdeptał, moc mą złamał,
2710tyś mnie pohańbił i do zbrodni pchnąwszy,
zamknął, jak zwierza, a teraz przychodzisz,
abym ci pokłon oddała, mocarzu
ginący świata, który trupieszeje
pod twoją władzą! — Jakże ja ci pokłon
2715dam dobrowolny, kiedym jest zakuta?
Gdym jest w łańcuchach?
Potrząsa kajdanami. — Na znak Blaksa kilku ludzi, między nimi Dozorca więzienny, przystępują do Psychy i usiłują zdjąć krępujące jej ręce żelaza.
DOZORCA
Darmo się silimy!
stal wrosła w ciało; zamki zardzewiałe
nie chcą się poddać…
PSYCHE
2720Precz mi więc od dłoni!
Zwolnić się mogę snadź
[85] ja sama tylko!
Jednym szarpnięciem rąk rozrywa żelaza i rzuca z brzękiem na obie strony.
I MĄDRY CZŁOWIEK ZAGRANICZNY
Jak nić zerwała stalowe ogniwa!
MĄDRY CZŁOWIEK MIEJSCOWY
To czarodziejstwo! — Ona będzie zdolna
świat z martwych wskrzesić!
GŁOSY
2725Zbaw nas! Zbaw nas! Pani!
Błagamy ciebie!
PSYCHE
wznosi rękę
Lecz tamtych, tamtych, którzy tam — wołają…!
BLAKS
Bacz, bym cię w grubsze nie dał zakuć pęta!
2730Na twarz!
Moc twoja już się przesiliła,
cesarzu trupów! Zakuj mnie — i czekaj
swojej godziny! Słuchaj wycia głodnych,
których już złoto twoje nie nasyci!
2735Ciesz się mądrością, która nie jest zdolna
jednego listka wywieść z chłodnej ziemi!
Ciesz się spokojem, który wnet się stanie
już ostateczną i śmiertelną głuszą!
Ciesz się przewagą swoją, lecz pamiętaj,
2740że we mnie jednej jest pierwiastek życia,
iże mnie można zgnieść, lecz nigdy — zabić!
Każ mi na nowo okuć ręce, królu —
lecz to ci mówię: słabe twe żelaza
w wyrocznej chwili rąk mych nie wstrzymają!
GLOSY
po chwili głuchego milczenia, wybuchają nagle:
2745
Niech nas ratuje! Dobrze pod twą władzą,
lecz chcemy słońca, chcemy życia, kwiatów!
zmiłuj się, panie!
Słychać coraz gwałtowniejszą walkę za murami.
PRZEMÓWICIEL
nachyla się do królewskiego ucha:
Boję się rozruchów…
2750Gdyby ci jeszcze w tym okropnym czasie
wierności stałej nie chcieli dochować,
wtedy…
PSYCHE
Grzmi fala! Słyszycie? Grzmi fala!
Pójdźcie wy, którzy wołacie mnie, Duszy!
2755Sercem w te mury biję i toruję
drogę przez kamień dla was! Pójdźcie do mnie!
Oto nadeszła godzina dosytu!
Otom ostatnią kaźnią odkupiona
zebrała moce: wołacie mnie wszyscy,
2760wszyscy mnie znacie, kiedy mnie zabrakło
wśród was! — O, pójdźcie! Dam wam wyzwolenie!
I wam, i sobie! Pójdźcie! Pójdźcie! Pójdźcie!
Nagle jakoby morze wdarło się do kazamat. Słychać łoskot na schodach i grzmot wyłamywanych żelaznych drzwi — jeszcze chwila i wpada do kaźni Lud. — Wpadli z okrzykiem gromkim, z młotami i oskardami w dłoniach, walką utrudzeni. Zoczyli króla — mimo woli głucha i nagła wśród nich zalega cisza; stoją i patrzą.
BLAKS
po chwili milczenia daje znak: dwóch ludzi z orszaku biorą go pod ręce i podnoszą. Powstawszy, postępuje kilka kroków, wlokąc długi płaszcz czarny za sobą, i staje przed Psychą. Naraz grzmiącym głosem woła:
PSYCHE
groźnie:
GŁOSY Z ORSZAKU
pełne przestrachu i zgrozy:
2765Co to? Nieszczęsna! —
GŁOSY Z LUDU
PSYCHE
rzuca się ku Blaksowi
Szybkim ruchem wyrywa mu sztylet zza pasa i wzniósłszy, zatrzymuje na mgnienie oka nad głową.
GŁOSY
PSYCHE
uderza
Blaks, rażony w serce, wali się w tył, martwy.
Lud wybucha szerokim, radosnym okrzykiem i naraz milknie…
SCENA II
W tejże chwili dzieje się rzecz dziwna: Mur korytarza w głębi rozsuwa się i opada, jak szara mgła, otwierając widok na krajobraz tenże sam, który był na początku, w Arkadii. W pośrodku na opuszczającym się obłoku zstępuje Eros, bóg, tak jako był widny na początku, jeno że teraz ma wieniec z jodłowych gałązek na płomiennych kędziorach i skrzydła szeroko rozpostarte z obojego boku. Otaczają go, stojąc na łące, służebne dziewy arkadyjskiej królewny, po dwie z każdej strony: Hedone, Kallone, Melike i Hagne.
Lud patrzy w osłupieniu, cichy, zachwycony…
Psyche stoi w pośrodku, ze złotą falą swych włosów na więziennej szacie, twarzą do zjawiska, przedzielona od zstępującego ku niej boga leżącym na poprzek trupem Blaksa. Cały dawny Orszak królewski, w ciemnych swych płaszczach, stoi w milczeniu, cisnąc się do dwóch pozostałych bocznych ścian więziennego korytarza, jak skamieniały, zapatrzony w cudowną zjawę. — Krajobraz zalany jest jasnym światłem słonecznym, mrok jeno spowija ludzi tulących się pod resztkami murów więziennych i na przodzie sceny w milczeniu klęczących.
EROS
PSYCHE
Idzie ku Erosowi, zapatrzona w boskie jego zjawienie. — W chwili, gdy przestępuje przez trupa, który ją od niego dzielił, z ramion jej zsuwa się szara szata więzienna — i jasna już, w białym odzieniu, jako była na początku, klęka u nóg boga, obejmując rękoma jego kolana.
CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCH
Eros pochyla się nad klęczącą i kładzie dłonie na jej włosach.
PSYCHE
Otoś znów przy mnie, pan, kochanek, król!
HEDONE
Otarte łzy twe, zapomniany ból!
PSYCHE
2775O! Niech mię sprzęgnie z tobą wieczny ślub!
KALLONE
Już zakończony czas twych gorzkich prób!
PSYCHE
Daruj mi pokój! Daj zmazanie win!
MELIKE
Zbawiona jesteś przez spełniony Czyn!
PSYCHE
Twoją chcę stać się już na wieków wiek!
HAGNE
2780Morze za tobą — tu szczęśliwy brzeg!
PSYCHE
Ciebie szukałam wiecznie i jedynie
przez życia piargi dążąc i bagniska:
jeśli to we śnie twe lico mi błyska —
niechajże nigdy sen mój nie przeminie!
CHÓR DZIEWEK SŁUŻEBNYCH
2785Szczęsną i piękną, niewinną i śpiewną
ze snu się budzisz ciężkiego, królewno!
HEDONE
Witaj przez słońce, na niebie płonące!
KALLONE
Witaj przez kwiaty wonne na tej łące!
MELIKE
Witaj przez chóry ptasząt w złotym gaju!
HAGNE
2790Witaj przez nurty srebrzyste ruczaju!
Czy słyszysz głosy one modlitewne,
które cię znowu witają, królewnę,
na złotych błoniach twej wiecznej ojczyzny?
Zamknięte rany twe, zgojone blizny,
2795które w twych białych stopach ryły ciernie,
kiedyś, za cieniem mym zdążając wiernie,
wygnanka bosa, przez życia bezdroże
szła w uciśnieniu, przez kał ziemi — w zorzę!
A iżeś
[86] wszystek zniosła ból i trud,
2800a iż cię ziemi nie pokalał brud,
chociaż się czepiał twych pielgrzymich szat,
z których wykwitłaś oto — lilii kwiat,
biały, jak ongi
[87], i jeno schylony
rosą łez, którą w przelocie Eony
2805płaczą nad nędzą bezdenną żywota:
prawdą się iści
[88] twa wieczna tęsknota,
i coć snem było
[89] jeno
[90] w pierwszej dobie,
za czym łamałaś ręce swe w żałobie
— kiedy sen pierzchnął — błądząca śród cienia,
2810dziś ci się jawą złotą rozpromienia:
oto ja schodzę w jasnych blaskach słońca
na szczęście wielkie, ostatnie, bez końca!
PSYCHE
O Eros! Eros! Królu mój i panie!
EROS
Tak! — Jam jest EROS, iżem
[91] nad otchłanie
2815Chaosu rękę ściągnąwszy, z bezruchu
wywołał Drgnienie i zakląwszy w duchu,
wywiódł zeń wszechświat stubarwny i złoty,
iżem
[92] jest rodzic żądzy i tęsknoty,
która w głąb bije lub w strop niebios modry,
2820ofiarnik życia, bólu dawca szczodry — —
lecz iż jest we mnie, jako był początek,
i koniec wszystkim rzeczom, których wątek
w pierścień się splata, zapomnienie wieczne
i ukojenie tęsknot ostateczne,
2825i szczęście wielkie, nieprześnione, ciche:
zowią mnie także THANATOS, o, Psyche!
Pochyla się i składa pocałunek na ustach Oblubienicy.
Wszyscy obecni przyklękają, niektórzy padają na twarz.
Jest cisza ostateczna.
Pisałem w Podchybiu, w jesieni, 1903.